Szkoła Podstawowa nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku
Transkrypt
Szkoła Podstawowa nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku
J E S TE ŚM Y LA UR E A T AM I I I M I EJ SC A W K O NK U R SI E G A ZE T S ZK O L NY CH O „ L AU R G Ę S IE G O P I Ó RA” DODATEK DO DWUMIESIĘCZNIKA SZKOLNEGO „NASZA DWÓJKA” NR 1 (5) / rok szkolny 2012/2013 marzec 2013 Szkoła Podstawowa nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku 1 FORUM MISTRZÓW PIÓRA dodatek specjalny „Naszej Dwójki” Redakcja: Joanna Twardak Współpraca: Lucyna Mazur Opracowanie komputerowe Alicja Staruchowicz-Pastuszczak Sanok, marzec 2013 r. 2 Drodzy Czytelnicy! Z ogromną przyjemnością, już po raz szósty, oddajemy w Wasze ręce FORUM MISTRZÓW PIÓRA- dodatek specjalny „Naszej Dwójki” Gratulujemy Autorom wyróżnionych prac i zachęcamy do dalszej aktywności pisarskiej. Redakcja „Naszej Dwójki” 3 Spis treści: W ŚWIECIE BOHATERÓW LEKTUR .............................................................. 7 „Przyjaciele” .................................................................................................... 7 Anna Milczanowska, kl. 4b ............................................................................. 7 Kinga Frankiewicz, kl.4b.................................................................................. 8 Daria Milczanowska, kl. 4b ............................................................................. 9 „Przepraszam, smoku” .................................................................................... 9 Anna Milczanowska, kl. 4b ............................................................................. 9 Daria Milczanowska, kl.4b ............................................................................ 10 „Kot w butach”.............................................................................................. 11 Miłosz Szmyd, kl. 4d ...................................................................................... 11 Liwia Setnik, kl. 4d ........................................................................................ 12 Zuzanna Morawska, kl. 4c ............................................................................. 14 „Pinokio” ....................................................................................................... 16 Weronika Ożóg, kl. 4d ................................................................................... 16 Izabela Brejta, kl. 4 b ..................................................................................... 18 „Akademia pana Kleksa” ............................................................................... 18 Wiktoria Radwańska, kl.4 d .......................................................................... 18 Karolina Kudła, kl. 4d .................................................................................... 20 Anna Milczanowska, kl. 4b............................................................................ 21 Daria Milczanowska, kl. 4b ........................................................................... 24 „Ten obcy” .................................................................................................... 25 Angela Klepacz, kl. 6a.................................................................................... 25 Paulina Florczak, kl. 6a .................................................................................. 26 xxxxxxxxx ....................................................................................................... 27 xxxxxxxxxx ..................................................................................................... 28 Wiktoria Maślanka, kl. 6a ............................................................................. 29 „Świteź” ........................................................................................................ 30 Barbara Mazur, kl 6a ..................................................................................... 30 LISTY NIE TYLKO POLECONE ...................................................................... 31 Mój ulubiony nauczyciel ............................................................................... 31 Anna Milczanowska, kl. 4b............................................................................ 31 Izabela Brejta, kl. 4b...................................................................................... 32 4 To nas dotyczy .............................................................................................. 33 Mateusz Zapotoczny, kl. 5 c .......................................................................... 33 Michał Kukurka, kl. 5 c .................................................................................. 34 Kacper Kopczak, kl. 5 c .................................................................................. 35 Zuzanna Zarzyka, kl. 5 a ................................................................................ 36 Milena Wojtoń, kl. 6 c ................................................................................... 37 Karolina Daniła, kl. 6 c ................................................................................... 38 Szymon Zdziebko, klasa 6 b .......................................................................... 39 Gabriela Zając, kl. 6 b .................................................................................... 41 SPRÓBUJMY TO OPISAĆ ............................................................................... 42 Postać............................................................................................................ 42 Wiktoria Radwańska, kl. 4d .......................................................................... 42 Liwia Setnik, kl. 4d......................................................................................... 43 Amelia Krzysztyńska, kl. 4d ........................................................................... 43 Liwia Setnik, kl. 4d ........................................................................................ 44 Zuzanna Morawska, kl. 4c ............................................................................ 44 Weronika Ożóg, kl. 4d ................................................................................... 45 Przedmiot...................................................................................................... 46 Kinga Frankiewicz, kl. 4b ............................................................................... 46 Aleksandra Słoniewska, kl. 4b ....................................................................... 46 Anna Milczanowska, kl. 4b ........................................................................... 47 Paulina Nanio, klasa 4b ................................................................................ 47 Wieczór ......................................................................................................... 48 Agnieszka Jasłowska, kl. 6b .......................................................................... 48 Maria Mocur, kl. 6a ...................................................................................... 48 Kacper Feculak, kl. 6c .................................................................................... 49 Gabriela Zając, kl. 6b .................................................................................... 50 Burza ............................................................................................................. 50 Aleksandra Jaklik, kl. 5a ................................................................................ 50 Mateusz Zapotoczny, kl. 5c ........................................................................... 51 Szkoła ............................................................................................................ 52 Karolina Kudła, kl. 4d .................................................................................... 52 Anna Milczanowska, kl. 4b............................................................................ 53 Kinga Frankiewicz, kl.4b ................................................................................ 55 5 Karolina Zdziebko, kl.4b ................................................................................ 56 Daria Milczanowska, kl. 4b ........................................................................... 57 W KRAINIE OPOWIEŚCI ................................................................................. 58 Na wsi............................................................................................................ 58 Gabriela Zając, kl. 6b ..................................................................................... 58 Klaudia Jagielska, kl. 6b................................................................................. 59 Aleksandra Dubis, kl. 6b................................................................................ 60 Niezwykłe zdarzenie ..................................................................................... 61 Klaudia Jagielska, kl. 6 b ............................................................................... 61 Aleksandra Mazgaj, kl. 6 b ............................................................................ 62 Zapisane w pamiętniku ................................................................................. 63 Aleksandra Jaklik, kl. 5 a ............................................................................... 63 Łukasz Data, kl. 5 c........................................................................................ 64 Zuzanna Zarzyka, kl. 5 a ................................................................................ 64 Zuzanna Zarzyka, kl. 5a ................................................................................. 65 Zuzanna Zarzyka, kl. 5a ................................................................................. 67 6 W ŚWIECIE BOHATERÓW LEKTUR „Przyjaciele” Anna Milczanowska, kl. 4b Mam na imię Leszek. Mieszkam w oszmiańskim powiecie. Mam najlepszego przyjaciela Mieszka. Jesteśmy nierozłączni. Potrafimy podzielić się nawet orzeszkiem. Mówiono o nas „dwój duch w jednym ciele”. Pewnego razu wybraliśmy się razem do lasu. Spacerowaliśmy, a gdy się zmęczyliśmy, usiedliśmy pod rozłożystym dębem. Rozmawialiśmy o naszej przyjaźni. W dali było słychać kukanie kukułek i krakanie gawronów. Wiał leciutki wietrzyk i poruszał liście dębów. Spokój ten nie trwał długo, ponieważ w pewnym momencie rozległ się głośny ryk, dochodzący spomiędzy dwóch krzewów. Ogarnęło nas przerażenie. Wskoczyłem szybko na drzewo i wdrapałem się po jego pniu na odpowiednią wysokość, by potwór mnie nie dosięgnął. Mieszek, niestety, nie umie wspinać się po drzewach, więc wołał z dołu o pomoc. Prosił, wyciągał ręce, ale ja się nie ulitowałem, bojąc się, że potwór może mnie zaatakować. Po chwili zza krzaków wyłonił się groźny niedźwiedź. Mieszek padł na twarz. Drapieżnik był coraz bliżej. Zamknąłem oczy oczekując, że mnie nie zobaczy. Niedźwiedź podszedł do Mieszka, po czym, obwąchawszy go, ze skrzywioną miną odszedł. Okazało się, że Mieszka otoczył nieprzyjemny zapach, a zwierzę pomyślało, że jest nieboszczykiem i dlatego go nie zaatakowało. Zszedłem szybko na dół i z troską pomogłem mu wstać. Byłoby z nim naprawdę krucho, gdyby nie nieprzyjemny zapach, mógłby nie przeżyć. Zapytałem w końcu żartobliwie: - A co on tak cię obwąchiwał? Może ci coś powiedział na ucho? Mój przyjaciel odrzekł, że powiedział mu przysłowie niedźwiedzie: „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Potem odszedł w stronę swojego domu. Zostałem sam. Byłem bardzo zdziwiony, ponieważ nie 7 spodziewałem się takiej reakcji. Dopiero kilka minut później otrzeźwiałem i ruszyłem w stronę miasta. Po drodze jeszcze długo zastanawiałem się, o co chodziło Mieszkowi. Czy to może była moja wina, że mu nie pomogłem? Kinga Frankiewicz, kl.4b Jestem Mieszek. Mam kolegę Leszka. Razem mieszkamy w oszmiańskim powiecie. Ludzie mówią o nas, że potrafimy podzielić się między sobą nawet orzeszkiem. Uważam, że takich przyjaciół jak my, spotyka się bardzo rzadko. Pewnego razu byliśmy w gęstym lesie i rozmawialiśmy o przyjaźni. Nagle coś koło nas ryknęło. Mój przyjaciel Leszek natychmiast uciekł na drzewo. Umiał się dobrze wspinać i bardzo szybko znalazł się na samym wierzchołku dębu. Ja niestety tej sztuki nie umiałem. Wyciągnąłem ręce do przyjaciela z błaganiem o ratunek. Krzyknąłem „Kumie!”. Niestety, mój Leszek był już daleko. Wtedy postanowiłem udawać nieżywego, bo poczułem, że niedźwiedź jest tuż obok. Upadłem na twarz i nie ruszałem się. Niedźwiedź powąchał, pomacał, posapał i stwierdził, że już nie żyję. Na moje szczęście odwrócił się i zostawił mnie w spokoju. Wtedy usłyszałem głos mojego przyjaciela, który nagle odżył. Zawołał: „Było z tobą krucho – szczęście, Mieszku, że cię nie zadrapał! Ale co on tak długo tam nad tobą sapał, jak gdyby coś miał powiadać na ucho?”. Wtedy ja odpowiedziałem przyjacielowi takie słowa: „Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”. Pomyślałem sobie, że z tego Leszka wcale nie jest taki dobry przyjaciel. Przekonałem się na własnej skórze, że w potrzebie kolega zostawił mnie i uciekł. Mój przyjaciel stchórzył, zatroszczył się tylko o siebie, a mnie zostawił w niebezpieczeństwie. Mogłem zginąć, uratował mnie tylko szczęśliwy przypadek. Myślę, że ja postąpiłbym inaczej. Przecież wystarczyło wyciągnąć rękę i pomóc przyjacielowi wejść na drzewo. 8 Daria Milczanowska, kl. 4b Mam na imię Leszek. Moim najlepszym przyjacielem jest Mieszek. Jesteśmy nierozłączni, spędzamy ze sobą każdą chwilę. Dzielimy się wszystkim, co mamy, nawet orzeszkiem. Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do lasu. Po drodze dużo rozmawialiśmy o naszej przyjaźni i słuchaliśmy śpiewu leśnych ptaków. Po dłuższej chwili spostrzegliśmy, że nie wiemy, gdzie jesteśmy. Okazało się, że zgubiliśmy się. Zmęczeni usiedliśmy pod dębem. Nagle usłyszeliśmy szum liści i głośny, przeraźliwy ryk. Szybko zerwałem się i wdrapałem się na sam czubek drzewa. Zobaczyłem, że Mieszek został na ziemi. Próbował wspiąć się, ale nie udało mu się, ponieważ nie był tak zwinny jak ja. Nie mogłem mu pomóc, bo już niedźwiedź kroczył w naszą stronę. Przyjaciel zbladł, zamknął oczy i padł na ziemię. Pomyślałem, że nie żyje. Zwierz chyba stwierdził to samo, bo obwąchał go, mruknął ze wzgardą, odwrócił się i poszedł w ciemny las. Zszedłem szybko na dół. Okazało się, że Mieszek żyje. Ogromnie ucieszyłem się, że nic mu się nie stało. Byłem ciekawy, dlaczego niedźwiedź nic nie zrobił mojemu koledze, tylko długo mu sapał nad uchem. Mieszek ze złością odpowiedział mi, że zwierzę rzekło mu przysłowie: „Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”. Potem odwrócił się i odszedł obrażony. „Przepraszam, smoku” Anna Milczanowska, kl. 4b Dawno, dawno temu, za siedmioma rzekami, za siedmioma górami, było królestwo. Żył tam niezwykły rycerz, który słynął ze swojej uprzejmości i kulturalnego zachowania. Był miły wobec każdego. Król zawsze chętnie widywał go na zamku. Nieopodal zamku, w jamie, mieszkał straszny smok. W nocy bestia wyłaziła z jamy i zatruwała życie mieszkańcom królestwa. Pewnego dnia władca ogłosił: 9 - Kto zabije smoka, temu córkę swą oddam za żonę! Wielu rycerzu odważyło się stawić czoło poczwarze, jednakże żadnemu nie udało się go zabić. Smok ział ogniem i odstraszał w ten sposób przeciwników. Aż pewnego razu zdenerwowany grzeczny rycerz rzekł do króla: - Najjaśniejszy panie, ja spróbuję zgładzić bestię! To mówiąc, udał się do pieczary. Gdy znalazł się na miejscu, grzecznie zapukał w skałę i powiedział: - Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam do załatwienia z panem sprawę. Słysząc te słowa, smok zdębiał i nic na to nie odpowiedział, więc rycerz mówił dalej: - Pańskie zachowanie jest bardzo niekulturalne. Zionie pan ogniem i dusi owce. Proszę dobrowolnie opuścić królestwo, bo w przeciwnym razie będę musiał wymierzyć karę. Zdumiony smok zastanowił się chwilę i powiedział: - Jest tutaj spora gromadka smacznych owiec. Ale skoro mnie tak ładnie prosisz, to nie mogę odmówić. Żegnaj – i odfrunął. Uradowany król już czekał na zwycięzcę. Na następny dzień odbyło się huczne wesele. Grzeczny rycerz i królewna żyli długo i szczęśliwie. Daria Milczanowska, kl.4b Dawno temu, w czasach średniowiecznych, żył pewien kulturalny rycerz, który słynął ze swej grzeczności. Dla każdego był bardzo miły i uprzejmy. Nigdy nie używał brzydkich słów. Mieszkał on w królestwie, w którym żył podstępny i groźny smok. W nocy poczwara wyłaziła ze swej pieczary i straszyła ludzi. Król z tego powodu był bardzo zły i obiecał, że kto zgładzi bestię, ożeni się z jego córką. Wielu śmiałków odważyło się podjąć tego zadania, ale każdego smok przeganiał. Wreszcie przyszła kolej na grzecznego rycerza, który nikogo nie obrażał. Pewnego dnia stanął przed królem i rzekł: - Miłościwy panie! Słyszałem o kłopotach z tym stworem. Da się temu zaradzić. - Jesteś naszą ostatnią nadzieją! – odrzekł król. 10 Następnego dnia rycerz poszedł do smoka. Stanął przed pieczarą, grzecznie zapukał i powiedział: - Przepraszam, że przeszkadzam. Czy może pan ze mną porozmawiać? Smok zdziwił się, ponieważ jeszcze nikt nie zwrócił się do niego w tak kulturalny sposób, i wysłuchał śmiałka. Rycerz spokojnie wytłumaczył mu, że nie pasuje do tej krainy, bo zieje ogniem i zjada owce. Powiedział mu również, że w tej sytuacji będzie musiał użyć swego miecza. Uprzejmie zapytał go: - Czy może się pan stąd wyprowadzić? -Dlaczego nie, skoro mnie tak mile prosisz… Jednak będę tęsknił za tłuściutkimi owieczkami. Pa! Żegnaj. – powiedział ciągle zaskoczony smok. Szczęśliwy król szybko wyprawił huczne wesele. Grzeczny rycerz z królewną żyli długo i szczęśliwie. „Kot w butach” Miłosz Szmyd, kl. 4d Dawno temu żył sobie młynarz ze swoimi trzema synami, którzy wiedli dostatnie życie, żyli beztrosko i byli szczęśliwi. Jednak pewnego dnia młynarz umarł, a synowie postanowili podzielić się majątkiem. - Ja wezmę dom, młyn i resztę pola - rzekł najstarszy. - Ja wezmę złoto i futra - odparł średni. Najmłodszemu został stary kot. Jednak Jaś nie obraził się, że źli bracia dali mu kota i powiedział, że woli mieć przyjaciela niż bogactwo. Gdy Jaś z kotem zostali sami, ten przemówił ludzkim głosem: - Jasiu, jeżeli mnie wysłuchasz, będziemy bogaci. Idź na targ i kup mi torbę myśliwską i buty-poprosił. - Dobrze mój przyjacielu - zgodził się chłopiec. Ruszyli razem na targ, gdzie chłopiec zakupił wszystkie rzeczy, o które poprosił go kot. W drodze powrotnej kot zaproponował Jaśkowi kąpiel w jeziorze, a sam zapolował na przepiórki. 11 Gdy Jaś się kąpał, kot sprytnie zatrzymał przejeżdżającą królewska karocę. Miał podstępny plan: powiedział królowi, że ich napadnięto i ukradziono jego panu ubranie, że Jaś to bogaty królewicz, który mieszka w zamku. Król dał ubiór Jankowi i zaprosił go do powozu, w którym siedziała piękna królewna Zosia. Tymczasem kot w butach szybkim susem minął karocę. Po drodze spotkał wieśniaków i powiedział im, że jeśli będzie jechać tędy królewska karoca, mają mówić królowi, że to pola księcia Jana. Gdy kot dotarł do zamku, w którym mieszkał czarodziej, znów wymyślił podstęp. - Czarodzieju, na pewno nie potrafisz zmienić się w mysz - powiedział kot. - Wszystko umiem. Mogę wszystko!- zdenerwował się czarownik. - Udowodnij!- wykrzyknął kot. Czarownik zmienił się w małą myszkę. Kot tylko na to czekał i od razu pożarł mysz. Tymczasem Jaś dotarł z rodziną królewską do zamku. Zobaczył, co zrobił kot i wtedy postanowił przyznać się do kłamstwa, bo bardzo polubił króla. Zaprzyjaźnił się też z królewną Zosią i nie chciał jej oszukiwać. Król docenił uczciwość Jaśka i zgodził się oddać mu za żonę Zosię. Wyprawił im wesele i żyli długo i szczęśliwie, a kot razem z nimi. Liwia Setnik, kl. 4d Dawno temu stał sobie młyn, a w tym młynie żył młynarz, który miał trzech synów: najstarszego, średniego oraz najmłodszego. Żyło im się dobrze. Pewnego razu młynarz umarł. Trzej bracia podzielili się więc majątkiem. - Ja wezmę młyn, łąki i pola - rzekł najstarszy. - A ja złoto i futra - wykrzyknął średni. Dla młodszego nic nie zostało, oprócz starego kota. - Widzisz Jasiu, nic już nie ma, weź sobie kota. Jest stary i niepotrzebny powiedział najstarszy. - Wolę mieć przyjaciela, niż bogactwo - odrzekł najmłodszy z braci. 12 Jan zabrał kota ze sobą. Nagle ten odezwał się do Jasia, ponieważ był kotem z bajki: - Słuchaj mnie Jasiu - teraz idź na targ, kup mi torbę myśliwską i buty z podkówkami - rzekł kot. - Dobrze, kocie - odparł młodzieniec. Niedługo potem udał się na targ i kupił wszystko, czego kot chciał. Ten założył buty i chwycił torbę myśliwską, a potem powędrowali drogą przed siebie. Po pewnym czasie przystanęli. - Idę na polowanie, a ty wykąp się w rzece - powiedział kot. Gdy skończył polować, drogą nadjechała karoca króla. Kot zatrzymał ją. - Proszę, królu, oto przepiórki, które złapałem dla ciebie, ale proszę o pomoc - mojego pana napadli zbóje i zostawili bez ubrania w rzece. Król dał Jasiowi szatę i poprosił, żeby usiadł w karocy koło królewskiej córki, Zosi. Zapytał też, gdzie mieszkają. Kot odpowiedział, że w tym zamku, który widać na górze. Następnie pobiegł przodem i rzekł wieśniakom, pracującym w polu: - Gdy będzie nadjeżdżać karoca, powiedzcie, że te łany należą do księcia Jana. Potem pośpieszył do zamku czarnoksiężnika. Gdy już był przy wrotach, zapukał. Kiedy pojawił się zły władca, kot powiedział podstępnie: - Podobno nie umiesz już czarować, mój panie! Czarownik natychmiast zamienił się w lwa. Kot wskoczył na drzewo, jednak po chwili kontynuował rozmowę: - Lwem nie sztuka zostać, małej myszki spróbuj przybrać postać. Ale tego nie potrafisz! Rozzłoszczony czarnoksiężnik zamienił się w myszkę. Kot tylko na to czekał i zaraz go zjadł. W tym czasie nadjechała karoca z Jasiem i królewną Zosią. - Czyj jest ten zamek? - spytał król. - Nasz i kwita! - wykrzyknął kot. Wtedy Jaś podszedł do kota i szepnął: - Hola, hola, kocie! Nie moje to łany i zamek. - Zjadłem czarnoksiężnika i zamek jest nasz - odparł kot. Na to zdenerwował się Jaś: - Tym, którzy pracowali u czarnoksiężnika, damy wszystko, a my zapracujemy na siebie. Kot zgodził się. 13 Królewna Zosia poprosiła Jasia o chwilę rozmowy. Król i kot domyślili się, że Zosia i Jaś są zakochani w sobie. Wkrótce więc odbyło się huczne wesele. Kot pozostał na zamku i zbawiał królewskie wnuczęta różnymi opowieściami. Zuzanna Morawska, kl. 4c Dawno temu żył sobie młynarz, który miał trzech synów. Niestety, młynarz zmarł, a synowie podzielili się majątkiem. - Ja wezmę młyn, łąkę i pole - rzekł starszy. - A ja, złoto i futra - odparł średni. - Drogi bracie, dla ciebie już nic nie zostało, weź więc sobie kota ojcowego, nam go nie trzeba - wytłumaczyli Jankowi starsi bracia. Młody chłopak wziął kota i rzekł: - Od pieniędzy lepszy przyjaciel, chociażby kot. Lecz ten kot nie był zwyczajny - był to kot z bajki i mówił ludzką mową. - Nie zazdrościsz braciom nowych dostatków, mnie starego kota wziąłeś. Chcę się tobą opiekować, bo masz dobre serce, ja też dla ciebie będę dobry. Słuchaj mnie zawsze, nie dziw się niczemu, a będziemy szczęśliwi rzekł kot do Jasia. Pewnego dnia kot rzekł do chłopca: - Idź na targ, kup mi torbę myśliwską i buty podkute. - Dobrze, mój przyjacielu - powiedział Jaś i spełnił prośbę kota. Przyjaciele wyruszyli więc w świat. Idąc tak ,doszli do rozstaju dróg. Zatrzymali się, a kot powiedział : - Zapoluję na przepiórki, a ty idź, wykąp się w jeziorze. Kiedy Jaś się kąpał, kot, z torbą pełną przepiórek, wyskoczył przed nadjeżdżającą królewską karocę. - Królu, stój, stój proszę! – zawołał. Woźnica zatrzymał konie. 14 - Oto niosłem ci pyszne przepiórki, królu, od mojego pana, ale straszna rzecz się stała - zbójcy okradli mojego pana i wrzucili go do jeziora. - Masz tu szaty, - rzekł król- siadajcie do mej karety i mówcie, gdzie was podwieźć. Nim Jaś zdążył cokolwiek powiedzieć, kot już opowiadał królowi świeżo zmyśloną historię. - Pan mój w tym zamku mieszka, co na górze stoi, stąd, o , widać złote wieże opowiadał. "W głowie mi się troi" - myśli Jasiek - ale wsiada, bo król grzecznie prosił. - Siądź, młodzieńcze, przy mej córce, Zosi - powiedział król. Kot biegł pieszo, wyprzedził karocę i spotkał na polach żniwiarzy. - Kot! Kot w butach, co za dziwo?! - krzyczeli żniwiarze. - Będzie tędy jechał król - zakrzyknął kot. -Gdy zapyta, czyje to łany, to wy odpowiedzcie, że należą do księcia Jana. Potem pobiegł dalej i dotarł wreszcie do bram zamku czarownika. - Rzecz ci powiem niezbyt miłą, źle z czarownikami na świecie. Nie umiesz czarować, nawet małe dzieci kpią z ciebie. Mnie też śmieszne się zdaje, że ty jeszcze mieszkasz w zamku i rządzisz tym krajem - opowiadał kot. - Co?! - wrzasnął gniewnie czarownik. - Roznosisz plotki o mnie! To jest kocie niebezpieczna gra, ja ci pokażę! krzyczał zagniewany. Zaraz potem zmienił się w lwa. Widok był tak straszny, że kot skoczył na drzewo, choć miał nogi w butach. - Lwem nie sztuka zostać, lew jest duży, małej myszki spróbuj przybrać postać. Ale ty tego nie potrafisz - kpił kot. - Wszystko umiem, mogę wszystko! - krzyczał głośno czarownik. Z lwa zmienił się w myszkę. Na to tylko czekał podstępny kot, skoczył i połknął mysz. W tej samej chwili do zamku przyjechał król z córką i Jankiem. - No, zaskoczę ich wszystkich - cieszy się kot. Stanął w progu, a król go zapytał: - Czyj ten zamek? - Nasz on jest - skłamał kot. - Książę Janie, ugość króla i królewnę, masz tu jedzenia w bród - rozkazał. - Hola, hola, bury kocie, ja nie jestem księciem, który jest bogaty, żadni 15 zbójcy mnie nie napadli, nie moje to zboża, ani nie mój zamek - szepnął Jan. - Ja daruję ci go chętnie - zamruczał kot - Już schrupałem czarownika, nie wróci w te strony, teraz możesz ty, Jasieńku, wziąć sobie ten zamek tłumaczył szeptem. Na to Jasiek rzekł : - Złą przysługę chcesz mi oddać, przyjacielu kocie, są ty ludzie co stracili siły w służbie tego czarownika, który żył z ich pracy i to oni wezmą sobie wszystko - wytłumaczył. - A co my, biedacy weźmiemy? - spytał kot. - Jestem zwykłym młynarczykiem i biednym sierotą, w błąd wprowadzać ludzi choćby i za złoto nie zamierzam, dość już cię słuchałem. Zapracuję na nas obu - rzekł Jan. - Dobrze, Jaśku, zrobię, jak chcesz - zgodził się kot. Wtedy po raz pierwszy odezwała się królewna. Kiedy Zosia rozmawiała z Jankiem, kot powiedział do króla, iż młodzi są na pewno w sobie zakochani. Król na to odpowiedział: - Widzę kocie, że będzie wesele. I tak też się stało: król wyprawił huczne wesele, młodzi żyli długo i szczęśliwie, a stary, poczciwy kot bawił królewskie wnuki. „Pinokio” Weronika Ożóg, kl. 4d Pewnego pogodnego wieczoru majster Wisienka postanowił zrobić stół. Wziął orzechowe drewno i przygotował narzędzia. Już, już miał przeciąć siekierą to drewienko na pół, ale usłyszał jakiś cieniutki głosik : - Nie bij mnie zbyt mocno, proszę ! – powiedział głosik. - Kto to mówi? Odpowiedz, kimkolwiek jesteś?! – wykrzyknął majster Wisienka. Wziął dłuto i zaczął to drewienko szlifować. - Hi, hi, hi, łaskocze !!! – odezwał się ten sam głosik. 16 - Kto to mówi?! – wykrzyknął wystraszony majster Wisienka, a potem przewrócił się i stracił przytomność. Kiedy już odzyskał świadomość, pamiętał tylko tyle, że spadł na ziemię, bardzo wystraszony przez cieniuteńki głosik, dobiegający ze środka drewienka, które miał przerobić na stół. Wtedy wpadł mu do głowy pomysł, że ktoś w nim się ukrywa. Majster Wisienka zaczął tłuc drewnem o ścianę. Potem zaczął nasłuchiwać, czy odzywa się cieniusieńki głosik, ale wokół panowała cisza. Powtórzył tę czynność jeszcze kilkanaście razy, ale za każdym razem odzywała się tylko cisza. Ta cisza była tak głęboka, że było słychać nawet muchę, która przyglądała się temu wszystkiemu z góry. Chwilę później ktoś zapukał do drzwi. - Otwarte ! – zawołał majster Wisienka. - Chciałbym pożyczyć jakieś drewno, bo chcę wystrugać pajaca, który robiłby różne sztuczki! – powiedział Dżepetto, wchodząc nieśmiało. - Weźcie ten kawałek – powiedział Wisienka i dał mu klocek, który go tak wystraszył. W tej chwili odezwał się ten cieniutki głosik: - Mamałyga, mamałyga! – to było drewienko, to samo, które wystraszyło majstra Wisienkę. Słysząc to, Dżepetto rzucił się na Wisienkę. - A masz ! - A masz ! - Bum ! - Bum ! - A masz ! - A masz ! Po tej bójce majster Wisienka miał o dwa więcej zadrapania na nosie, a Dżepetto o dwa guziki mniej na kaftanie. W końcu obaj uznali, że mają wyrównane rachunki i podali sobie ręce! Dżepetto poszedł do domu wystrugać drewnianego pajaca. 17 Izabela Brejta, kl. 4 b Sanok, 24.10.2012 r. Drogi Tato! Na początku mojego listu pozdrawiam Cię serdecznie. Ojcze, bardzo Cię przepraszam za to, co Ci zrobiłem. Przepraszam, że sprzedałem elementarz i nie chodziłem do szkoły. Wiem, że bardzo Ci zależy na mojej edukacji, a ja Cię zawiodłem. Teraz dopiero zrozumiałem, że źle postępowałem. Nie powinienem też źle odnosić się do Ciebie. Jesteś moim ojcem i powinienem Cię słuchać. Przepraszam, że byłem nieposłuszny, obiecuję, że to już się więcej nie powtórzy. Bardzo pragnę Cię odszukać. Jeśli przeczytasz ten list, to bardzo Cię proszę, abyś powiedział mi, gdzie jesteś. Teraz mieszkam u wróżki i pomagam jej w codziennych pracach. Naprawdę obiecuje poprawę. Gdy Cię odnajdę, będę Ci pomagać. Zarobię trochę pieniędzy, abyś już nigdy nie był biedny. Zrobię dla Ciebie wszystko, chcę, abyś zawsze był szczęśliwy, z tego powodu, że mnie masz. Jeśli mnie posłuchasz, kupię Ci kaftan wyszywany diamentami. Wiem, że bardzo Ci się podobał, więc chcę Ci go podarować. Mam nadzieję, że będziesz z niego zadowolony. Ufam, że szybko Cię odnajdę, a Ty mi przebaczysz wszystkie moje winy. Mocno Cię ściskam. Tęsknię za Tobą. Twój Pinokio „Akademia pana Kleksa” Wiktoria Radwańska, kl.4d Jednym z głównych bohaterów książki Jana Brzechwy pt. „Akademia pana Kleksa” jest Ambroży Kleks. Jest założycielem i dyrektorem Akademii, a także wychowawcą chłopców. Uczy ich przedmiotów, których nie ma w normalnej szkole. Jest też lekarzem 18 chorych sprzętów w znajdującym się na piętrze szpitalu, a także znakomitym kucharzem. Jest też uczniem doktora Paj-Chi-Wo i przyjacielem Szpaka Mateusza , którego kupił na rynku w Salamance. Dba o to, by wszyscy w Akademii byli szczęśliwi. Jest człowiekiem średniego wzrostu, ale nie wiadomo, czy jest gruby czy chudy, gdyż nosi bardzo obszerne ubranie. Ubiera sie bardzo kolorowo. Nosi długi surdut, czyli długą marynarkę w kolorze bordo lub brąz, bardzo szerokie, czerwone spodnie, w których jest mnóstwo kieszeni. Ma też najczęściej na sobie żółtą, aksamitną kamizelkę, zapinaną na duże szklane guziki. Wokół szyi widoczny jest sztywny kołnierz, a zamiast krawata nosi olbrzymią kokardę. Głowę pana Kleksa porastają włosy, które mienią się we wszystkich barwach tęczy. Ma oczy przenikliwe jak świderki. Jego nos jest ogromny i przechyla się w zależności od pory roku. Nosi na nim binokle w kształcie małego roweru. Na twarzy ma żółte i czerwone piegi, a pod nosem widnieją sztywne wąsy w kolorze pomarańczowym. Twarz okala broda, gęsta i czarna jak smoła. Po prostu wygląda zabawnie. Ambroży Kleks to postać niezwykła, potrafi niemal wszystko. Umie usiąść na niewidzialnym krześle i unosić się w powietrzu. Kiedy coś zaginie, wysyła soje trzecie oko na oględziny i zguba zaraz sie odnajduje. Zawsze o północy zmniejsza się, a rano powiększa za pomocą powiększającej pompki. Umie zjeżdżać i wyjeżdżać po poręczy. Potrafi gotować dania z farb i kolorowych szkiełek. Może także przechować płomyki świec w kieszeni i leczyć chore sprzęty. Pan Kleks ma doskonałą pamięć i zawsze można liczyć na jego pomoc. Profesor zajmuje się edukacją przebywających w Akademii chłopców. Prowadzi lekcje kleksografii, przędzenia liter, a także lekcje na świeżym powietrzu. Zajęcia rozpoczynają się o siódmej rano. Chłopcy uczą się bardzo chętnie, ponieważ pan Kleks zawsze potrafi urozmaicić naukę. Przyrządza chłopcom pyszne obiady, które powiększa swoją pompką, lecz sam ich nie zjada, gdyż żywi się pigułkami na porost włosów i motylami. W czasie snu pan Kleks wszystko zapomina i rano, aby odzyskać pamięć, pije zielony płyn. W kieszeniach swoich wielkich spodni przechowuje różne rzeczy, np.: pigułki, płomyk świec, pompkę, zielony płyn i wiele innych. Kleks zajmuje się także obserwacją snów, które pojawiają się w lusterkach, ustawionych przy łóżkach chłopców. Najbardziej niezwykłe sny zapisuje w specjalnym „Senniku Akademii". 19 W jego zwyczaju jest także przyjmowanie do Akademii chłopców, których imiona rozpoczynają się na A. Pan Kleks jest miły, uprzejmy i zawsze chętnie służy pomocą. Jest wszechwiedzący, bardzo mądry i nigdy nie daje się okłamywać. Czasami bywa bardzo tajemniczy. Chłopcy z Akademii uwielbiają spędzać z nim czas, gdyż pan Kleks jest bardzo zabawny i pomysłowy. Czasami zachowuje sie jak dziecko. Pan Ambroży nie lubi się kłócić i stara się uczyć chłopców, by żyli bezkonfliktowo. Kiedy ktoś zawini, potrafi wydać sprawiedliwą opinię. Ma bardzo wielkie serce i traktuje chłopców z Akademii jak własne dzieci. Moim zdaniem pan Kleks jest bardzo barwną postacią. To bardzo dobry człowiek o wielkim sercu, a także wspaniały nauczyciel, jakiego w realnym świecie nie ma. Uważam, że pan Kleks jest osobą niezwykłą, wystarczy popatrzeć na jego wygląd. Gdyby wszyscy nauczyciele byli tacy jak on , świat byłby inny, a dzieci z chęcią chodziłyby do szkoły i lepiej się uczyły. Karolina Kudła, kl. 4d Osoba, którą opiszę, nazywa się Ambroży Kleks. Jest on dyrektorem Akademii oraz nauczycielem wszystkich przedmiotów w swojej szkole. Pan Kleks mieszka na drugim piętrze Akademii i jest właścicielem sekretów. Jest przyjacielem księcia Mateusza, który został zamieniony w szpaka. Ambroży Kleks jest również lekarzem chorych sprzętów, naukowcem oraz czarodziejem. Pan Kleks jest mężczyzną średniego wzrostu, ale trudno określić, czy jest gruby czy chudy, ponieważ nosi duże ubranie. Głowa Ambrożego nie przypomina żadnej z głów, które się kiedykolwiek widziało. Oczy ma jak dwa świderki, nos jest ruchliwy, przekrzywiony w prawo lub w lewo, w zależności od pory roku. Na nosie tkwią srebrne binokle, przypominające mały rower. Jego bujna czupryna we wszystkich kolorach tęczy jest bardzo zabawna. Ma on też długie sztywne wąsy koloru pomarańczy, oraz czarną jak smoła brodę. Cała twarz pana Kleksa jest usiana kolorowymi piegami. 20 Jego spodnie są bardzo szerokie, przypominają balon, a w nich mieści się niezliczona liczba kieszeni. Na koszulę założony jest niezwykle długi surdut koloru czekoladowego lub bordowego. Spod surdutu wystaje aksamitna, cytrynowa kamizelka z wielkimi szklanymi guzikami. Aksamitna kokarda i kołnierzyk jest obowiązkowym dodatkiem do ubioru pana Kleksa. Ambroży Kleks jest nazywany czarodziejem. Potrafi usiąść na nieistniejącym krześle. Gotuje, używając kolorowych szkiełek i farb. Niezwykłe jest to, że wysyła swoje trzecie oko w kosmos, a ono samo wraca. Pan Kleks potrafi latać i czytać w myślach. Umie on wyleczyć chore sprzęty i potrafi zmniejszyć się za pomocą pompki. Przechowuje w kieszeni płomyki świec i potrafi wjeżdżać po poręczy w górę. Prawdę mówiąc, potrafi wszystko. Pan Kleks prowadzi lekcje w Akademii i codziennie żywi się motylami, pastylkami na porost włosów i zielonym płynem. Najczęściej przebywa w sali chorych sprzętów, stara się je wyleczyć. Codziennie przegląda senne lusterka i zapisuje najpiękniejsze sny. Pan Kleks jest zawsze sprawiedliwy i życzliwy. Jest bardzo mądry i dla wszystkich miły. Bardzo troszczy się o Akademię, chętnie pomaga potrzebującym, więc możemy powiedzieć, że jest uczynny. Jest on również tajemniczy i niezwykły, bo ma swoje sekrety i posiada niezwykłe umiejętności. Dla mnie Ambroży Kleks wydaje się bardzo sympatyczną i przyjazną osobą. Dlatego też chciałabym się z nim spotkać i zaprzyjaźnić. Anna Milczanowska, kl. 4b Pewnego dnia, na lekcji języka polskiego, do naszej klasy zawitał tajemniczy gość. Drzwi otworzyły się na całą szerokość i do sali wleciał niejaki pan Kleks. - Dzień dobry, dzieci – powiedział. – Na pewno mnie znacie. Jestem jednym z bohaterów waszej lektury. Od czego zaczynamy lekcję? W tym samym momencie zadzwonił dzwonek na przerwę. Pan Kleks oznajmił, że to doskonały moment, aby przygotować potrzebne rekwizyty. 21 Wyszliśmy na korytarz. W sali został tylko profesor ze swoją ogromną, mieniącą się wszystkimi kolorami tęczy, walizką. Gdy przerwa dobiegła końca, naszym oczom ukazały się najrozmaitsze przedmioty: kolorowe szkiełka, masa książek, szpulki do nici, powiększająca pompka, wielki globus, farby, pędzle, plasterki angielskie i wiele, wiele innych. Na każdej z ławek stało po pięć butelek atramentu najlepszej jakości i po dwie rurki. Staliśmy na końcu klasy z oczami wielkimi jak u dinozaura. - Usiądźcie w ławkach – powiedziała pani. Gdy wszyscy zajęli miejsca, rozpoczęła się lekcja. - Na początku przedstawię się wam. Jestem Ambroży Kleks – powiedział z uśmiechem. – A to jest mój Mateusz – po czym z wielkiej torby wyleciał radosny szpak. – Oto zasady naszej lekcji. Będziecie otrzymywać piegi, za poprawną odpowiedź lub za wykazanie się czymś. Za złe zachowanie ukarani będziecie żółtym krawatem w zielone grochy. Czy ktoś ma jakieś pytania? Po tych słowach ukazał się las rąk w górze. Każdy wykrzykiwał swoje pytanie, oczekując odpowiedzi: - Czy zaprowadzi nas pan do swojej Akademii? - Dlaczego Mateusz mówi tylko końcówki wyrazów? - Gdzie są pana uczniowie? - Czy zajęcia będą ciekawe? - Po co jest tyle rekwizytów? - Jaka będzie pierwsza lekcja? – przy tym pytaniu gwar w klasie ucichł, a Pan Kleks odpowiedział: - Na początek nauczę was gotować z kolorowych szkiełek, farb, kwiatów, z użyciem pędzli. Poznacie tajniki moich różnobarwnych sosów. Na początek załóżcie fartuszki. – po czym pstryknął palcem i na naszych ławkach pojawił się stos fartuchów. Co dziwne, na każdym było napisane imię ucznia, a do tego fartuszek był w jego ulubionym kolorze. - Aby urozmaicić lekcję, wyłączę grawitację. Chwilę później zaczęliśmy fruwać w powietrzu. Rozpoczęliśmy od teorii. Pan Kleks wytłumaczył nam, jak powstają wszystkie smaki i pokazał kilka połączeń farb. Przyglądaliśmy się temu z zaciekawieniem, ponieważ objaśniając, ciągle mieszał jakieś kolory. W pewnej chwili zatrzymał się, założył specjalne okulary, gumowe rękawice i powiedział: 22 - Nie zbliżajcie się teraz! Niech osoby z pierwszej ławki odsuną się, bowiem do waniliowej farby dodałem ciekłego azotu. W klasie zapadła cisza. Przyglądaliśmy się, co robi pan Kleks. Nachylił pojemnik z płynem nad miską z żółtą farbą i wlał trochę cieczy do środka. Rozległ się wielki huk, a znad naczynia uniósł się zielony dym. - Kto ma ochotę na lody waniliowe? – zapytał nasz gość. - My! – odpowiedzieliśmy chórem. Poczęstował nas lodami i powiedział: - Teraz wasza kolej. Zmieszajcie kolory, otrzymajcie wspaniałe potrawy, a wtedy dostaniecie nagrody. Waszym zadaniem jest przygotować pyszne desery. Zaczynamy konkurs. Czas start! Macie piętnaście minut! Pobiegliśmy wszyscy na koniec klasy, gdzie stał stół ze szkiełkami, farbami, różnymi proszkami i kwiatami. Wzięliśmy potrzebne materiały i wróciliśmy do swoich stolików. Zmieszałam żółtą farbę z różową, brązową, pomarańczową i niebieską. Dodałam żonkila, biały proszek i … moim oczom ukazał się sernik. Paulina, moja koleżanka z ławki, zrobiła krem truskawkowy i lody o takim samym smaku. Zaproponowałam jej współpracę i zmieszanie naszych deserów. Zgodziła się, wzięła pędzel, a ja wielki garnek. Z naszych potraw powstało jedno wspaniałe ciasto z różową galaretką, pysznym kremem, bitą śmietaną i lodami. - Czegoś tu brakuje – powiedziała Paulina. - Co byś powiedziała na truskawki i czekoladę? – zapytałam. - Dobry pomysł! Pójdę po składniki – odpowiedziała i pobiegła na koniec klasy. Ja natomiast skierowałam się do pana Kleksa z prośbą o angielski plasterek, ponieważ skaleczyłam się ostrym pędzlem. Po niecałych dwóch minutach nasze ciasto było gotowe, a czas dobiegł końca. Rozglądnęłam się po klasie i zobaczyłam: przeróżne lody, kremy, muffinki, dropsy, żelki i dużo innych potraw. Po kolei zanosiliśmy nasze desery do komisji, w której byli: pan Kleks, szpak Mateusz i nasza nauczycielka języka polskiego. Degustowali i przyznawali punkty. Po kilku minutach jury ogłosiło werdykt. - Wszystkie desery były naprawdę pyszne, ale zwycięży tylko jeden powiedział pan Kleks. Ogłaszanie werdyktu rozpoczęto od wyróżnień. Wreszcie nadeszła długo oczekiwana chwila. 23 - A zwycięzcą zostaje – powiedział sędzia główny jury –zespół Ani i Pauliny! Cieszyłyśmy się ogromnie odbierając nagrodę i słuchając pochwał. Każdy z uczniów dostał po celującej ocenie do dziennika. Ani się spostrzegłyśmy, jak minęła lekcja. Pan Kleks musiał nas opuścić, ponieważ miał pilne spotkanie. Ten dzień na pewno pozostanie nam długo w pamięci. Daria Milczanowska, kl. 4b Pewnego razu nadszedł dzień najbardziej oczekiwany przeze mnie i moją klasę. Miał zawitać do nas pan Kleks. Wszedł do sali z dwoma uczniami swojej Akademii, Arturem i Anastazym, oraz szpakiem Mateuszem. Gdy zobaczyliśmy go, zerwaliśmy się z miejsc. - Dzień dobry, dzieci – powiedział pan Kleks. Chórem odpowiedzieliśmy: - Dzień dobry, panie profesorze! Gdy usiedliśmy, zauważyłam, że nasz gość ma całą twarz pokrytą kolorowymi piegami, posiada bardzo długą, ciemną brodę i wąsy, a na jego głowie puszy się bujna czupryna. Nosi też srebrne binokle. Jego ubranie wyglądało jak płaszcz przeciwdeszczowy, na którym widniały bardzo głębokie kieszenie. Nasza pani rzekła : - Oddaję was w ręce pana Kleksa. Będzie on uczył bardzo ciekawych rzeczy. Po tych słowach wyszła. - No dobrze, dzieciaczki. Zaczniemy od kleksografii. Przygotujcie kartki i trochę atramentu. Gdy będziecie gotowi, zróbcie dużą kropkę, po czym złóżcie kartkę na pół – rzekł pan Kleks. Kiedy już zrobiliśmy to, o co prosił, nasz gość kazał nam układać wierszyki, pasujące do tego, co powstało. Z kleksów wychodziły przeróżne obrazki: to słoń, to lew i inne zwierzęta. Po lekcji kleksografii zabraliśmy się do przędzenia liter. Polegało to na tym, że wyciągało się litery z książki i nawlekało się je na nitkę. Gdy już skończyliśmy przędzenie, jedna z moich koleżanek zapytała naszego nauczyciela, dlaczego to robimy. Odpowiedział jej: 24 - Drogie dziecko, mam problem z widzeniem i dlatego muszę przepuszczać nitki przez palce, żeby przeczytać jakąkolwiek książkę. Po tej ciekawej lekcji profesor Kleks kazał nam iść na boisko z Mateuszem i jego uczniami na lekcję geografii, a sam został, żeby poznać nauczycieli z naszej szkoły. Gdy znaleźliśmy się na boisku, uczony szpak naszego gościa wyciągnął piłkę i powiedział: - Raz czynamy ekcje grafii. Niowie z demii na ksa każą m ak ię w o ra. Miało to znaczyć : „Teraz zaczynamy lekcję geografii. Uczniowie z Akademii Pana Kleksa pokażą wam, jak w to się gra”. Gdy usłyszeliśmy gwizdek, popatrzyliśmy na uczniów profesora. Po każdym kopnięciu trzeba było wymieniać nazwy miast, krajów i mórz. Mateusz zapytał nas, czy rozumiemy. Odpowiedzieliśmy chórem : - Tak! Wtedy uczony szpak rozpoczął grę. Gdy mecz się skończył, pan Kleks zaprosił nas na podwieczorek do kawiarenki. Osobiście przygotował deser z kolorowych szkiełek i pachnących kwiatów. Wyglądał on pięknie i był pyszny. Szybko minął czas. Ściemniło się i wróciliśmy do domu. Ta przygoda bardzo mi się podobała, ponieważ zdobyłam nowe umiejętności i poznałam pana Kleksa. Długo będę wspominała ten szkolny dzień z nietypowym profesorem. Chciałabym, żeby często przybywał do naszej szkoły. „Ten obcy” Angela Klepacz, kl. 6a Był piękny, słoneczny dzień. Ula, Pestka, Marian, Zenek i Julek siedzieli na ławeczce przed sklepem i pili oranżadę. Robili to powoli, leniwie. Nigdzie im się nie spieszyło. Oglądali przejeżdżające samochody, obserwowali zwierzęta: konia, kury, kurczęta i wróble. Śmiali się. Nagle zaczyna się dziać coś niezwykłego. Słychać krzyki. Dziewczyny są przerażone! Zenek, Julek i Marian gwałtownie się odwracają. Przed nimi pędzi, jak oszalały, koń. Ciągnie wózek, na którym 25 znajduje się dziecko! Wózek toczy się w dół, podskakuje, chwieje się. W każdej chwili może rozbić się o przydrożne drzewo. Zenek roztrąca gwałtownie chłopców. Julek przewraca się. Wójcik puszcza się w pogoń za wózkiem. Ze sklepu wybiegają ludzie. Matka zaczyna głośno krzyczeć. Zenek biegnie coraz szybciej. Nagle nadjeżdża auto. Słychać dźwięk klaksonu. Patrzący wstrzymują oddech. Zenek dobiega do wózka. Łapie lejce, całym ciałem skręca w prawo. Koń zmienia kierunek, biegnie w stronę łąki. Po chwili staje. Do wozu dobiega matka. Chwyta dziecko w ramiona. Maluch jest uratowany! Pojawiają się kolejno: Julek, Pestka, Marian, Ula, drogowcy. Patrzą z zachwytem na bohatera – Zenka. Matka podziękowała chłopcu za uratowanie życia jej dziecka. Wójcik był trochę zmęczony, skrępowany, ale szczęśliwy. Spokojnie wprowadził wóz na szosę. Następnie, wraz z przyjaciółmi, wrócił w stronę sklepiku. Paulina Florczak, kl. 6a Był ciepły, słoneczny dzień. Ula, Pestka, Marian, Julek i Zenek szli szosą do przydrożnego sklepu. Dzieci usiadły przed sklepem na ławce i piły kupioną oranżadę. Po chwili na zakupy przyjechała też kobieta z dzieckiem. Julek wymieniał marki samochodów, przejeżdżających drogą, a reszta dzieci obserwowała zabudowania. Wreszcie zapadła dokuczliwa cisza. W tle słychać było gdakanie kur, jeżdżące drogą samochody. Ciszę przerwał warkot silnika ciągnika, który zagłuszył inne dźwięki. Nagle zaczyna dziać się coś niezwykłego. Chłopcy odwracają się gwałtownie. Pestka krzyczy ,,Koń! Koń!’’. Ula robi się blada. Wózek toczy się za oszalałym ze strachu koniem. Dziecko, obudzone i wystraszone, trzyma się obiema rękami desek. Wszyscy świadkowie tego zdarzenia stoją bez ruchu. Zenek jednak najszybciej przytomnieje. Roztrąca stojących przed nim Julka i Mariana, i rusza w pogoń za koniem. Matka chłopca wybiega ze sklepu i woła bezradnie: ,,O Jezu! O mój Jezu!”. Biegnąc w dół krzyczy: ,,Ludzie, ratujcie!”. Niespodziewanie pojawiają się dwie ciężarówki, za nimi auto. W pewnej chwili samochód 26 mija je z ostrożną szybkością, ale prosto na przestraszonego konia. Ludzie przed sklepem bladzi szepczą ,,O Boże!”. Załoga wpatruje się w pędzący wóz, bez słowa i bez ruchu. Sprzedawca zauważa wyprzedzające auto. Tymczasem Zenek próbuje dogonić wóz. Odległość jest już niewielka. Chłopiec rzuca się naprzód, gwałtownym ruchem odbija się od ziemi. Wskakuje na wóz. Chwyta dziecko. Przerzuca je naprzód i schyla się po lejce. Już je trzyma. Skręca i mocno ciągnie ku sobie, hamując konia. Jednocześnie z hamowaniem trzyma chłopca nogami. Więzi go między deskami a siedzeniem. Koń nie chce się poddać. Biegnie dalej. Wbiegł na najwęższą część szosy. Przed nimi na szosie rozpędzone auto jedzie z góry z głośnym hałasem klaksonu. Zenek, zauważając samochód, jeszcze mocniej ciągnie lejce. Wychyla się do tyłu i skręca. Tylko one trzymają go w równowadze. Koń ulega. Skręca na łąkę. Idzie jeszcze kilka kroków i staje. Matka dobiegła do dziecka, tuliła je długo. Potem, zwracając się ku Zenkowi, nakazała synkowi, by podziękował, ale on skrzywił się i odwrócił w stronę matki. Zenek, zakłopotany, wycofał się do przyjaciół. xxxxxxxxx Zenek, Marian, Julek, Ula i Pestka doszli do sklepu, mieszczącego się w drewnianym budynku. Julek poszedł po oranżadę. Kiedy zaczęli pić, nadal panowała cisza, a nieopodal zatrzymał się szeroki wózek z zaprzężonym do niego koniem. Wysiadła z niego kobieta, zostawiła w wozie śpiące dziecko, a sama poszła na zakupy. Wtedy rozległy się trzaski zapalanego silnika i z wielkim hurgotem na szosę wjechał ogromny traktor. Chłopcy chcieli przyjrzeć się maszynie. Nagle dzieje się coś przerażającego. Wózek z dzieckiem, ciągnięty przez przestraszonego konia, zjeżdża szosą w dół. W każdej chwili może się rozbić o drzewo! Nikt z patrzących na to wydarzenie nie wie, co robić. Już po chwili Zenek odpycha Julka i Mariana. Biegnie niczym gepard za wózkiem. Ze sklepu wybiegają przerażona matka dziecka i sprzedawca. Zenek jest coraz bliżej pędzącego z góry konia. Wtedy z naprzeciwka nadjeżdżają dwie ciężarówki, ograniczające widoczność samochodowi 27 osobowemu. Zenek wskakuje na wóz. Energicznym ruchami bierze dziecko na ręce. Umieszcza je na podłodze i przytrzymuje nogami. Ściąga lejce. W ostatniej chwili zjeżdża z szosy na łąkę, ratując dziecko. Nikomu na szczęście nic się nie stało. Do wozu dobiegła przerażona matka i wzięła dziecko na ręce. Za nią pojawiła się załoga i wszyscy świadkowie. Matka małego przysunęła chłopca do Zenka, mówiąc synkowi, aby podziękował swojemu wybawcy. Zenka to podziękowanie bardzo skrępowało. Nikt z załogi nie znalazł odpowiednich słów, by wyrazić to, co czuli, ale kradzież sprzed pół godziny była już dla nich nieistotna. xxxxxxxxxx Był piękny, słoneczny dzień. Piątka przyjaciół siedziała na ławce przed sklepem. Julek poszedł po oranżadę. Na drodze zatrzymał się wózek, ciągnięty przez konia, w którym spało dziecko. Jego matka poszła do spółdzielni. Julek wymieniał marki przejeżdżających samochodów. Wszyscy usłyszeli trzask zapalonego motoru i zza stodoły wyjechał potężny ciągnik. Hałas ten głuszył wszystkie inne dźwięki . W tym momencie rozlega się krzyk dziewcząt: „KOŃ!!! KOŃ!!!” Ludzie widzą, jak wóz pędzi za wystraszonym zwierzęciem. Przebudzone dziecko leży na siedzeniu, trzymając się rękami krawędzi desek. Wszyscy stoją, patrzą z przerażeniem w oczach. W tej chwili Zenek rusza w pogoń za pędzącym wozem. Ze sklepiku wybiega matka chłopca. Krzyczy: ,,O JEZU!!!” Dziecko zsuwa się z siedzenia w tył wozu. ,,SPADNIE!!!’’krzyczą kobiety. Zenek dogania wózek. Łapie za kłonicę. Szybkim ruchem wskakuje na wóz. Chwyta dziecko. Przeskakuje siedzenie, i chwyta lejce. Ciągnie je ku sobie i hamuje konia. Koń wbiega w najwęższą część szosy. Nagle z drugiej strony nadjeżdża samochód. Matka dziecka biegnie brzegiem drogi, krzyczy. Zenek przechyla się do tyłu i równocześnie całym ciałem skręca w prawo. Wóz stacza się z nasypu na łąkę i staje. Pierwsza do wozu dobiegła matka. Chwyciła dziecko w ramiona. Następnie dobiegli przyjaciele. Patrzyli na Zenka z zachwytem. Kobiety rozmawiały o tym wydarzeniu i chwaliły chłopca za to, jaki był dzielny. 28 Do Wójcika podeszła matka z dzieckiem, aby mu podziękować. Następnie kobieta z synkiem odjechała, a piątka przyjaciół zawróciła w stronę sklepu. Wiktoria Maślanka, kl. 6a Pewnego słonecznego dnia Ula, Pestka, Marian i Julek siedzieli przed sklepem. Popijając oranżadę, spoglądali na przejeżdżające szosą samochody różnych marek. W pewnej chwili spostrzegli, że przed sklep podjechał wóz z koniem. Wysiadła z niego kobieta, która zostawiła tam śpiące dziecko i poszła na zakupy Nagle rozlega się warkot motoru i zza rogu wyjeżdża ogromny ciągnik. Marian i Julek wstają, aby się przyjrzeć maszynie z bliska. W tym samym momencie koń się płoszy i zaczyna pędzić jak oszalały przed siebie. Toczący się za nim wóz chwieje się i podskakuje. Mały chłopczyk obudził się. Jest bardzo przestraszony. Mocno trzyma się wózka. Wszyscy obserwują to zdarzenie jak skamieniali, oprócz Zenka. On rusza w pogoń za powozem. Matka wybiega ze sklepu. Zaczyna krzyczeć. W oddali ukazują się dwie ciężarówki oraz wyprzedzające je, jadące z ogromną prędkością, auto osobowe. Zgromadzeni są przerażeni. Myślą że za krótką chwilę zdarzy się straszny wypadek. Dzielny Zenek szybkim ruchem skacze na wóz. Przerzuca dziecko do przodu. Próbuje zatrzymać konia. Jednak zwierzę pędzi dalej ku nadjeżdżającym pojazdom. Zenkowi udaje się skierować konia w bok. Zjeżdża wózkiem na polanę. Jeszcze przez krótki moment biegnie, ale po chwili się zatrzymuje. Pierwsza do wozu dobiegła matka małego chłopca. Chwyciła dziecko. Następnie pojawili się Marian, Julek, Ula i Pestka. Matka ze łzami w oczach dziękowała Zenkowi. Przed sklepem zdążyła się zebrać mała grupa zaciekawionych osób. Zadawali wiele pytań, ale Zenek zbywał wszystkich krótkimi odpowiedziami. Widocznie nie chciał, żeby pisali o nim w gazetach, skoro podał nieprawdziwe nazwisko. Wracając do domu, cała piątka rozmawiała o tym niezwykłym zdarzeniu 29 „Świteź” Barbara Mazur, kl 6a Kiedy przeczytałam balladę Adama Mickiewicza pod tytułem ,,Świteź’’, bardzo chciałam się dowiedzieć ,czy nad tym tajemniczym jeziorem rzeczywiście straszy. W okolicach Płużyn znalazłam kobietę, która była na tyle odważna, że odwiedziła jezioro nocą. Mówiła, że kiedy przyszła na miejsce, czuła się jak wyrwana z rzeczywistości: ,,Gdy stanęłam nad wodą, wydawało się, jakby nade mną i pode mną było niebo” – powiedziała moja rozmówczyni. Kiedy zachwycała się pięknem okolicy, nagle, usłyszała jakieś odgłosy z dna jeziora: coś jakby gwar miasta, odgłosy walki, płacz dzieci i krzyk kobiet. Nad wodą podniósł się dym, jakby znikąd, z dna jeziora buchał ogień, słychać było szczęk broni. Moja rozmówczyni twierdziła również, że słyszała dzwony bijące na alarm. Nagle wszystko ustało, dym opadł, hałas się uciszył, słychać było tylko ciche odmawianie pacierza i kobiecy płacz. Kobieta była przerażona, zaczęła uciekać, byle jak najdalej od upiornego jeziora. „ To było tak nierzeczywiste! Przez miesiąc nie mogłam się otrząsnąć po tych niesamowitych przeżyciach”. Była to fascynująca historia. Nie mam pewności, czy kobieta mówiła prawdę, ale wiem, że aby jej uwierzyć, musiałabym to wszystko zobaczyć na własne oczy. 30 LISTY NIE TYLKO POLECONE Mój ulubiony nauczyciel Anna Milczanowska, kl. 4b Sanok, 28 stycznia 2013 r. Cześć Paulina! Co u Ciebie słychać? Już wyzdrowiałaś? Długo Cię nie widziałam, więc postanowiłam napisać list. Chcę Ci w nim opisać mojego ulubionego nauczyciela. Jest nim Pani Lucyna Mazur. Uczy nas języka polskiego. Jest osobą średniego wzrostu. Ma okrągłą, wiecznie uśmiechniętą twarz, przylegające do niej małe uszy i niskie czoło. Nad niebiesko-szarymi, pogodnymi oczami znajdują się rudo-brązowe, proste brwi. Pani Mazur ma średni nos i małe, czerwone usta. Zawsze jest ładnie umalowana. Jej włosy są brązowo-rude, farbowane, proste i krótko ścięte. Na co dzień chodzi ubrana w bordowe lub niebieskie spódnice, które sięgają do kolan. Lubi małe, niebieskie lub czerwone bluzki z mankietami i długim rękawem, a także ażurowe chusty i swetry. Nosi buty powyżej kostki. Jej szyję zdobią różnorodne, srebrne naszyjniki, a ręce ładne bransolety i pierścionki. Bardzo lubię Panią Mazur, ponieważ jest bardzo miła i w ciekawy sposób prowadzi zajęcia. A kto jest Twoim ulubionym nauczycielem? Napisz do mnie o nim. Pozdrawiam Cię serdecznie. Wracaj szybko do zdrowia! Twoja przyjaciółka Ania 31 Izabela Brejta, kl. 4b Sanok, 28.01.2013 r. Cześć, Kornelia! Co u Ciebie słychać? Mam nadzieję ,że wszystko dobrze. Bardzo mi się spodobał pomysł napisania do Ciebie tradycyjnego listu. W tym liście chciałabym opisać Ci ulubionego nauczyciela z mojej szkoły. Jest nim Pani Sabina Wdowiak. Uczy mnie muzyki od 5 miesięcy. Chodzę także do niej na kółko od 4 lat. Pani Sabina ma piwne oczy. Jej włosy są krótkie i czarne. Ma bardzo sympatyczny wyraz twarzy. Jej czoło jest przykryte grzywką. Brwi ma cienkie, a nos spiczasty, jej usta zaś są malinowe. Pani Sabina jest wysoka i szczupła. Wyróżnia ją to, że zawsze chodzi modnie ubrana. Zakłada najczęściej buty na obcasie Odznacza się też tym, że zawsze nosi naszyjnik i kolczyki. Zawsze mogę się do niej zwrócić o pomoc. Jest bardzo miła i przyjazna. Chętnie tłumaczy, jeśli czegoś nie rozumiem. Musisz ją koniecznie poznać! Mam nadzieję ,że już niedługo odpiszesz na mój list. Gorąco Cię pozdrawiam, a także Twoich rodziców. Myślę, że już wkrótce się spotkamy i spędzimy miło czas. Pozdrawiam serdecznie. Twoja przyjaciółka Iza PS Zapomniałam dodać, że cenię i szanuję każdego z moich nauczycieli. A jaki jest ulubiony nauczyciel z Twojej szkoły? 32 To nas dotyczy Mateusz Zapotoczny, kl. 5c Mateusz Zapotoczny ul. Piękna 23 38-500 Sanok Sanok, 22.11.2012r Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku Szanowna Pani Dyrektor! Jestem uczniem klasy 5 c. Zwracam się do Pani Dyrektor w sprawie dotyczącej wszystkich uczniów naszej szkoły. Chciałbym zwrócić uwagę na to, jak uczniowie spędzają przerwy. Większość siedzi na schodach, na parapetach, a najczęściej na zimnej posadzce, jedząc przy tym drugie śniadanie. Myślę, że można tę sytuację rozwiązać w prosty sposób, a mianowicie postawić na wszystkich korytarzach ławki. Dzięki nim uczniowie w miłej atmosferze będą spożywać posiłki i nie będą blokować przejścia. Nauczą się też kulturalnie zachowywać na przerwach. Mam nadzieję, że wzrośnie też bezpieczeństwo na korytarzach. Będę wdzięczny za pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Z poważaniem Mateusz Zapotoczny 33 Michał Kukurka, kl. 5c Michał Kukurka Janów 363 38-500 Sanok Sanok, 22.11.2012 r. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku Szanowna Pani Dyrektor! Jestem uczniem Szkoły Podstawowej nr 2 w Sanoku. Zwracam się z prośbą o zmianę ustawienia sygnalizacji świetlnej przy skrzyżowaniu nieopodal naszej szkoły. Obecnie przy zielonym świetle dla przechodniów na ul. Słowackiego, dla wjeżdżających do miasta świeci się zielona strzałka, która daje możliwość warunkowego wjazdu. Niestety, przechodząc przez przejście, nieraz musimy uciekać, ponieważ widok nadjeżdżającego, nierzadko z dużą prędkością, samochodu, wymusza na nas ustąpienie pierwszeństwa. W najgorszej sytuacji są małe dzieci, które uczą się samodzielności. Tracą orientację widząc auta, przejeżdżające na zielonym świetle dla przechodniów. Przechodzenie między pojazdami może skończyć się tragedią. Czy musimy czekać na ten moment? Mam nadzieję, że Pani. Dyrektor zrozumie nasze obawy o największy dar, jakim jest życie i zdrowie młodego pokolenia mieszkańców Sanoka. Z poważaniem Michał Kukurka 34 Kacper Kopczak, kl. 5c Kacper Kopczak ul. Ciepła 12/5 38-500 Sanok Sanok, 22.11.2012 r. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku Szanowna Pani Dyrektor! Jestem uczniem klasy V c Szkoły Podstawowej nr 2 w Sanoku. Oprócz tego, że na co dzień uczę się , to także trzy razy w tygodniu trenuję piłkę nożną w drużynie „Ekoball Sanok”, w najmłodszej drużynie młodzików młodszych, godząc jednocześnie naukę ze sportem. Chciałbym zauważyć, że w naszej szkole nie organizuje się zawodów piłkarskich. Dlatego też zwracam się z prośbą do Pani Dyrektor o zorganizowanie jakiegoś turnieju piłkarskiego. W SP 2 jest wielu dobrych piłkarzy i moglibyśmy pokazać się z jak najlepszej strony, reprezentując szkołę, do której uczęszczamy. List piszę nie tylko w swoim imieniu, ale też w imieniu kolegów, którzy grają w piłkę nożną. Proszę o pozytywne rozpatrzenie naszej prośby. Z poważaniem Kacper Kopczak 35 Zuzanna Zarzyka, kl. 5a Zuzanna Zarzyka ul. Daleka 45 38-500 Sanok Trepcza, 22.11.2012 r. Burmistrz Miasta Sanoka Wojciech Blecharczyk Szanowny Panie Burmistrzu! Jestem uczennicą Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku. Piszę do Pana, żeby poprosić o budowę „Orlika ”przy naszej szkole. Na lekcji wychowania fizycznego często gramy w piłkę. Niestety, nasze boisko jest nierówne i zdarza się, że biegnąc, potykamy się. Budowa „Orlika” umożliwi nam lepszą i skuteczniejszą grę oraz doskonalenie się w niej. Ponadto wzrośnie nasze bezpieczeństwo, ponieważ upadek na trawę nie będzie tak dotkliwy, jak na asfalt, a taką właśnie nawierzchnię ma nasze boisko, na którym ćwiczymy. Pragnę poruszyć także inny problem, a mianowicie sygnalizacji świetlnej obok restauracji McDonald‘s. Chodzi o to, że kiedy zapala się zielone światło, kierowca może wykonać warunkowy skręt, wskutek czego może dojść do wypadku. Przejście znajduje się blisko szkoły, więc dzieci często z niego korzystają. Wystarczy chwila nieuwagi i może dojść do tragedii. Proszę o rozważenie moich propozycji i, jeśli to możliwe, zrealizowanie ich, ponieważ bezpieczeństwo każdego z nas jest sprawą najważniejszą. Z poważaniem Zuzanna Zarzyka 36 Milena Wojtoń, kl. 6c Sanok,16.10.2012 r. Mieszkańcy Sanoka, Koleżanki i Koledzy! Zwracam się do Was z apelem, abyście nie wyrzucali chleba. Jest on naszym codziennym pożywieniem. Nad jego produkcją codziennie pracuje wielu ludzi. Szanujmy ich pracę! Zastanówcie się, nim kupicie za dużo chleba. Marnujecie tym samym swoje pieniądze. Lepiej kupować częściej, a w mniejszej ilości. Dzięki temu zawsze mamy świeże pieczywo. Pomyślmy też nad tym, że wielu ludzi nie stać na kupno chleba, a my go marnujemy! Dlatego proponuję, aby w ostatni piątek każdego miesiąca w szkołach podstawowych naszego miasta organizować zbiórkę świeżego chleba i bułek, które potem zostaną dostarczone do Domu Bezdomnego Inwalidy. Proszę o okazanie dobrego serca i wsparcie. Myślę, że dobrym pomysłem będzie też, abyśmy suchy i zbędny chleb, zamiast wyrzucać z innymi śmieciami, pozostawiali w czystych workach koło śmietników, a wolontariusze z naszej szkoły będą je zbierać i odwozić do Społecznego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Będzie on wykorzystywany do dokarmiania bezdomnych kotów. Każdy z nas w swoim domu powinien zadbać o dobre gospodarowanie chlebem. Z czerstwego możemy robić grzanki, a suche bułki przerabiać na bułkę tartą. Resztkami dokarmiajmy ptaki. One też potrzebują naszej pomocy! Nie bądźcie obojętni i bezmyślni. Liczę na waszą rozwagę i pomoc. Milena Wojtoń, uczennica Szkoły Podstawowej nr 2 w Sanoku 37 Karolina Daniła, kl. 6c Karolina Daniła ul. Dobra 3 38-500 Sanok Sanok, 17.10.2012 r. Drodzy Mieszkańcy Sanoka, Koleżanki i Koledzy!!! Jestem uczennicą Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku. Apeluję o niewyrzucanie chleba do śmieci. Do marnotrawienia żywności przyznaje się bardzo wielu ludzi. Coraz częściej, przechodząc ulicą, zauważamy wyrzucone jedzenie, najczęściej jest to chleb. Zepsutą żywność zazwyczaj wyrzucamy do śmietnika. Nie pochwalam tego. Można powiedzieć, że to jest grzech - przecież chleb jest darem od Boga, dlatego powinniśmy go szanować. Niestety, okazuje się, że mamy chyba za dużo pieniędzy i zbyt mało czasu oraz chęci na to, by szanować jedzenie. Na temat tego, co wyrzucamy, mogą najwięcej powiedzieć bezdomni, którzy zaglądają często do śmietników. Właśnie tacy ludzie szanują to, co mają. W dwudziestym pierwszym wieku, kiedy w Polsce jest wszystkiego sporo, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że są na świecie miejsca, w których brakuje jedzenia. Wiele dzieci w krajach afrykańskich i nie tylko, oddałoby wszystko za skórkę chleba, podczas kiedy my bezmyślnie wyrzucamy ten dar, gdzie popadnie. A przecież można oddać go bezdomnym, ludziom, którzy głodują, a nawet psu czy kotu. Wyrzucamy go także z powodu naszej głupoty, braku rozsądku i właściwego myślenia. 38 Starsi ludzie zazwyczaj szanują żywność, lecz młodzież i dzieci mają z tym problem. Ale dlaczego starsi żywność szanują, a młodzież tego nie potrafi? Szacunek do chleba wynosi się z domu. Moi rodzice od lat mi powtarzają, że jeśli chleb upadnie, to nie można go zostawić, trzeba podnieść i ucałować . Jeśli chodzi o odzyskanie szacunku do pożywienia, wielką rolę do spełnienia mają tu rodziny. To w domu trzeba wpajać dzieciom od małego, że nigdy, ale to nigdy, nie wolno wyrzucać chleba. Należy to przekonanie przekazywać z pokolenia na pokolenie. Nasi pradziadkowie uczyli tego naszych dziadków, dziadkowie naszych rodziców, a rodzice nas. Trzeba mieć też szacunek do innych ludzi. Starsi wiedzą, co to bieda. Aby zapobiec marnotrawieniu żywności, można też wystawić przed budynkami mieszkalnymi specjalne kosze na żywność. Pamiętajmy, że dzięki poszanowaniu żywności, ludziom lepiej by się żyło. Proszę o rozważenie mojego apelu. Pozdrawiam wszystkich Czytelników! Z poważaniem Karolina Daniła Szymon Zdziebko, klasa 6 b Sanok,13.09.2012 r. Koleżanki i Koledzy! Na wstępie mojego listu chciałem Was, moi mili, serdecznie pozdrowić. Postanowiłem zaapelować do Was o to, abyście chętniej niż dotychczas poznawali historię naszego pięknego kraju. Należałoby również poznać dzieje własnego miasta i regionu. Lokalna historia może być równie fascynująca jak dzieje naszej ojczyzny. Jak wiemy, historia Polski bywała tragiczna. Naszego kraju nie było na mapie Europy, przechodziliśmy przez rozbiory, wojny, powstania. Gdyby nie nasi 39 przodkowie, którzy walczyli o naszą niepodległość, bardzo możliwe, że teraz mówilibyśmy po niemiecku lub rosyjsku .Chciałbym Was poprosić o chwilę refleksji. W dzisiejszych czasach nikt z nas nie musi przelewać krwi i poświęcać swojego życia, jak robili to nasi przodkowie, aby kolejne pokolenia mogły żyć w wolnym kraju. To, jak żyjemy, teraz jest ich zasługą. Zatem uważam, że powinniśmy być im wdzięczni i oddać im hołd. Możemy to zrobić poprzez poznanie ich dziejów, poprzez naukę historii. Myślę, że jest to nasz patriotyczny obowiązek. Znajomość historii jest wyrazem patriotyzmu, a czym jest patriotyzm? Patriotyzm (gr. patris, łac. Patrica – ojczyzna) najogólniej mówiąc, jest miłością do ojczyzny, jest miłością tego wszystkiego, co ją tworzy, czyli; narodu, jego historii ,dziedzictwa, kultury, języka i terytorium. Nasi pisarze i poeci często w swych utworach odwoływali się do patriotyzmu, aby wzbudzić w czytelnikach miłość do ojczyzny. Dam Wam za przykład pieśń patriotyczną ,,Mazurek Dąbrowskiego”, która jest naszym hymnem. Jego autor, Józef Wybicki, słowami hymnu apeluje do nas, abyśmy dbali o nasz kraj, nie pozwolili, aby go ,,obca przemoc wzięła”. Drugą taką pieśnią jest ,,Rota” Marii Konopnickiej, jedna z najważniejszych polskich pieśni patriotycznych i najsłynniejszy z wierszy w dorobku pisarki. Ojczyzna jest dobrem wspólnym i zarazem dobrem osobistym każdego człowieka i dlatego musimy znać jej historię. Poznawanie historii nie jest trudne, wystarczy wyszukać w internecie interesujący nas temat lub obejrzeć film, przeczytać książki albo posłuchać opowiadań naszych dziadków i pradziadków. Na koniec chciałbym podzielić się z Wami taką myślą: zauważyłem, że w dzisiejszych czasach, gdy ludzie tak często wyjeżdżają do innych krajów w poszukiwaniu pracy, ich poczucie patriotyzmu często się osłabia. Stają się obywatelami innych państw i chyba często zapominają o naszej ojczyźnie. Nasz rząd powinien w jakiś sposób temu zapobiegać, tworząc w Polsce nowe miejsca pracy. Pozostaję z wyrazami szacunku, Szymon Zdziebko 40 Gabriela Zając, kl. 6b Sanok, 12.09.2012 r . Drodzy Koledzy i Koleżanki! Chcę poruszyć bardzo ważną sprawę naszego ,,szkolnego patriotyzmu”. Z przykrością muszę stwierdzić, że media coraz rzadziej wspominają o bohaterstwie Polaków podczas drugiej wojny światowej. W dwudziestym pierwszym wieku, przez zabieganie, zapominamy o tym, co działo się nie tak dawno temu. Nie pamiętamy o tym, że dzieci w naszym wieku w czasie wojny nie mogły spokojnie się uczyć, że niektóre musiały walczyć o niepodległość. Musiały modlić się po niemiecku, a my teraz, przychodzący ze szkoły, rzucamy plecak w kąt i nie chce się nam odrabiać zadania domowego. Dzieci jakieś 65 lat temu dałyby wszystko, by przyjść do domu i spokojnie odrobić zadanie, bez krążących cały czas po głowie myśli, że uczenie się języka polskiego grozi surową karą. Na apelach w szkołach organizowane są dla nas – młodzieży – występy, przypominające o trudnych dla Polski czasach. My jako młodzież powinniśmy się stać ludźmi szanującymi nasz kraj. Obowiązkiem patrioty jest wiedza o ojczyźnie, odpowiednia postawa podczas śpiewaniu hymnu. Niestety, wśród młodzieży szkolnej coraz rzadziej dostrzec można postawy patriotyczne. Większość ludzi w naszych czasach już nie pamięta lub nie zna pieśni, wierszy takich jak ,,Rota”. My, polskie dzieci, powinniśmy z szacunkiem podchodzić do symboli narodowych i spraw naszej ojczyzny, a nie zniekształcać nasz język, za który zginęło tylu Polaków. Sami niszczymy to, co wywalczyli nasi przodkowie. Pamiętajcie - to od nas, młodzieży, za kilka lat będzie zależał los Polski. Powinniśmy ,,walczyć” o nasz kraj, żeby pozostał taki piękny, jak dziś. Gabriela Zając, kl. 6 b 41 SPRÓBUJMY TO OPISAĆ Postać Wiktoria Radwańska, kl. 4d Bardzo długo zastanawiałam się nad tym, jaką osobę wybrać do opisania. W końcu wybrałam mojego młodszego brata, Tomka. Jest małym chłopcem, który niedawno skończył dwa latka. Jest szczupły, waży 13 kg i ma 90 cm wzrostu. Wygląda trochę śmiesznie, ponieważ ma dłuższe włosy i podobny jest do mnie, kiedy byłam w jego wieku. Te dłuższe włosy to pomysł mojej mamy. Ma duże, brązowe oczy i piękny, szeroki uśmiech. Ma nogi długie jak żyrafa i biega tak szybko jak jeleń, tak że trudno go dogonić. Gdy bawimy się razem, to chodzi na czterech łapach jak kot lub skacze jak małpa, zwłaszcza z łóżka na podłogę. Gdy kłoci sie ze mną, to krzyczy jak wrona. Kiedy proszę, żeby sie ze mną czymś podzielił, to staje się chytry i przebiegły jak lis. Ma już swoje racje i jest uparty jak osioł. Gdy jest bardzo niegrzeczny, moja mama na niego krzyczy, a on potem siedzi cicho jak mysz pod miotłą. Tomek często pomaga mojej mamie i jest pracowity jak mrówka. Wszędzie go pełno, jest zwinny jak pantera. Choć mój brat psoci i psuje wszystkie moje rzeczy, to kocham go bardzo. Wiele razy popisał mi po książkach albo po zeszytach, ale wybaczam mu to, ponieważ jest jeszcze malutki. Wiem, że kiedyś dorośnie i będzie taki jak ja. Nauczę go nowych rzeczy i pomogę w nauce. Nie wyobrażam sobie innego brata. 42 Liwia Setnik, kl. 4d Do opisu wybrałam mojego brata. Ma na imię Mateusz i ma 22lata. Jest bardzo wysoki, ma niebieskie oczy, włosy koloru ciemnego i szczupłą sylwetkę. Kiedy ma dobry humor, bawi się ze mną. Sądzę, że jest mądry jak sowa, dlatego iż potrafi pomóc mi w różnych rzeczach. Jest szybki jak lampart, ponieważ, gdy porwę mu słodycze, szybko mnie dogoni. Mateusz jest zdrowy jak ryba, gdyż bardzo rzadko choruje. Mogę go porównać również do antylopy, bo dużo biega. Jest także groźny jak lew gdy mu coś zepsuję, trochę złości się na mnie. Czasami, gdy nie chce mu się nic robić, jest powolny jak żółw. Bardzo kocham swojego brata, mimo iż zdarzają się niekiedy między nami drobne kłótnie. Uważam, że jest fajny, zawsze mogę na niego liczyć. Amelia Krzysztyńska, kl. 4d Na przyniesionym przeze mnie zdjęciu widać mnie z koszyczkiem wielkanocnym. Miałam wtedy około dwa - trzy lata. Mam pulchną sylwetkę, ale się nie garbię. Moja twarz jest okrągła i opalona, a moje czoło płaskie. Wyróżniają mnie jasne i cienkie brwi. Uwagę zwracają moje ciemne oczy koloru brązowego. Posiadam mały, prosty i wąski nosek. Wzrok przyciągają moje pełne i zaciśnięte usta. Moje włosy są koloru kasztanowego. Nie są długie ani krótkie, tylko w sam raz. Są upięte koczek. Mam na sobie czerwoną sukienkę, a na niej różowy kożuch polarowy. Na nogach widać białe rajstopy i białe, skórzane półbuty, a na głowie czerwoną czapeczkę z kokardą w kratkę. W lewej ręce trzymam koszyczek wielkanocny z kurką w środku. Wyglądam na osobę pogodną, spokojną, uśmiechniętą, zdyscyplinowaną, radosną jak skowronek i pracowitą jak mrówka i pszczółka. 43 Sądzę, że wtedy byłam grzeczniejsza i spokojniejsza. Chciałabym wrócić do tamtych lat. Liwia Setnik, kl. 4d Fotografia przedstawia moją siostrę Justynę. Jest osobą w wieku 12lat. Jest dziewczynką średniego wzrostu. Ma sylwetkę zgrabną i szczupłą . Jej twarz jest okrągła, z dołkami na policzkach. Czoło ma wysokie i odkryte. Ma też ciemne i cienkie brwi. Uwagę zwracają jej błękitne oczy. Posiada też wąski oraz zgrabny nosek. Jest blondynką o prostych, upiętych w kok włosach. Ma na sobie spódnicę w kwiaty koloru: różowego i pomarańczowego, białe rajstopy i pantofelki, a także bluzkę z długimi rękawami i gorset z cekinami, do którego przyczepione są wstążki koloru: czerwonego, niebieskiego , fioletowego i różowego. Jest osobą pogodną i zawsze ma dobry humor. Uważam, że moja mądra jak sowa siostra na tej fotografii wygląda jak kolorowy motyl. Zuzanna Morawska, kl. 4c Na przyniesionym przeze mnie zdjęciu widać Selenę Gomez. Jest osobą w wieku 20 lat. Ma 163 cm wzrostu. Jej sylwetka jest zgrabna, szczupła. Jest kobietą o okrągłej jak księżyc w pełni twarzy, z dołkami w policzkach. Jej czoło jest wysokie. Ma ciemne brwi. Jej oczy są brązowe. Posiada zgrabny nos. Uwagę zwracają jej słodkie jak cukierek, wydatne i uśmiechnięte usta. Jej długie włosy są ciemne jak kasztany. Ma na sobie 44 eleganckie ubranie, które składa się z tęczowej bluzki i białych szortów. W ręce trzyma złotą torebkę, a na nogach ma niebieskie sandały. Jest młodą, popularną wśród młodzieży osobą, której sława nie uderzyła do głowy. Nie interesują jej tylko rozrywki, lecz także problemy innych ludzi, co bardzo mi się w niej podoba. Według mnie jest bardzo dobrą aktorką i piosenkarką. Podoba mi się styl jej styl ubierania się. Weronika Ożóg, kl. 4d Na przyniesionym przeze mnie zdjęciu widać modelkę. Jest ona osobą w wieku około 20 lat. Ma sylwetkę smukłą jak brzoza i jest wysokiego wzrostu. Jej twarz jest owalna, z dołkami na policzkach. Ma wysokie czoło. Wyróżniają ją czarne, gęste brwi. Są one wygięte w łagodny łuk. Uwagę zwracają jej ciemne oczy i mały, zgrabny nos. Jej uśmiechnięte usta niczym się nie wyróżniają. Ma ona rozpuszczone, proste i krótkie włosy. Są czarne jak skrzydło kruka. Jest ubrana w błękitny jak niebo płaszcz z zapięciem dwurzędowym. Pod płaszczem widać pomarańczowy golf i brązową spódnicę, która sięga do kolan. Na nogach ma cienkie rajstopy, które są tego samego koloru co płaszcz. Jej botki są w kolorze golfu. W ręce trzyma czarną torebkę z ozdobnym zielonym motywem. Jest radosna jak skowronek. Pięknie się uśmiecha. Zachowuje się swobodnie, ale też profesjonalnie. Sądzę, że jest to bardzo ładna kobieta. Wygląda na zadowoloną z tego, co robi. 45 Przedmiot Kinga Frankiewicz, kl. 4b W czasie wakacyjnego wyjazdu nad Morze Czarne zostałam posiadaczką kamienia. Okaz ten znalazłam w czasie spaceru brzegiem morza w miejscowości Warna. Kamień jest całkiem płaski i ma kształt serca. Minerał jest wielkości kilku centymetrów i mieści się bez trudu w mojej kieszeni. Jest koloru szaro-zielonego. Cechą szczególną mojego okazu są podłużne paski, które układają się w kształt tęczy. Zauważyłam, że w promieniach słońca kamień pięknie błyszczy. Jestem przekonana, że od chwili, kiedy zobaczyłam ten minerał, szczęście mnie nie opuszcza. Staram się cały czas nosić go przy sobie. Traktuję kamień jak mój drogocenny talizman. Po powrocie do domu pochwaliłam się moim znaleziskiem przed całą rodziną. Aleksandra Słoniewska, kl. 4b Moją pamiątką z tegorocznych wakacji jest pluszowy miś, którego nazwałam Lola. Kupiła mi go mama podczas naszego pobytu w Warszawie. Lola jest średniej wielkości, ma białe futerko, różowy nosek, duże, błyszczące, brązowe oczy i śliczny uśmiech. Ubrana jest w różową sukienkę w srebrne, małe kółeczka i białe, sznurowane łyżwy. Na głowie ma białą czapkę z pomponem, a wokół szyi szaliczek. Lola jest mięciutka i miła w dotyku, więc bardzo lubię się do niej przytulać. Kiedy patrzę na mojego misia, przypominam sobie nasz pobyt w Warszawie, zwiedzanie miasta, zabawy z kuzynką oraz beztroskie wakacyjne chwile. 46 Anna Milczanowska, kl. 4b W czasie wakacji byłam na Węgrzech w Hajduszoboszló – największym kompleksie kąpielowym w Europie. Moją pamiątką przywiezioną stamtąd jest wylosowana przeze mnie maskotka – świnka. Jest ona dość duża. Ma owalną głowę z małymi czarno-brązowymi oczami. Na jej czubku sterczy dwoje uszu. Długi tułów zakończony jest małym, kręconym ogonkiem. Świnka ma cztery krótkie nóżki zakończone racicami. Wykonana jest z błyszczącego, pluszowego, miłego w dotyku materiału. Ma kolor jasnokremowy, a w niektórych miejscach posiada brązowe plamki. Cechą szczególną mojej wakacyjnej pamiątki jest wszyty na grzbiecie zamek. Dzięki niemu maskotka może służyć jako portmonetka lub piórnik. Świnka jest bardzo ładna i przypomina mi o wakacjach 2012. Paulina Nanio, klasa 4b W tym roku spędziłam wakacje nad morzem, w miejscowości Ustronie Morskie. Z wakacji wróciłam bardzo zadowolona i oprócz opalenizny przywiozłam wiele ciekawych pamiątek. Wśród nich były bursztyny, muszelki i pocztówki. Jedną z najpiękniejszych pamiątek, jakie przywiozłam, była makieta pirackiego statku. Jest to drewniany statek z trzema masztami, na których są rozciągnięte piękne białe żagle. Kadłub o długości 20 cm ma brązowy kolor, a na jego boku widnieje napis "NEPTUN". W kadłubie jest sześć otworów na armaty i piękna kotwica na łańcuchu. Na pokładzie są figurki marynarzy, trzymających liny do podnoszenia żagli, oraz kapitan, który trzyma ster. Na środkowym maszcie o wysokości 30 cm znajduje się bocianie gniazdo, a w nim figura marynarza z lunetą. Statek ma sześć żagli 47 z białego płótna oraz wiele sznurków, które wyglądają jak prawdziwe liny. Całość jest polakierowana i pięknie wygląda na mojej półce. Statek, który przywiozłam z wakacji, ciągle mi przypomina o pięknych chwilach, spędzonych nad morzem. Bardzo bym tam chciała wrócić tam za rok. Wieczór Agnieszka Jasłowska, kl. 6b Gdy zachodzi słońce, nastaje wieczór. Najlepiej widać go z łąki, słońce kryje się wtedy za wzniesieniami. Złociste promienie odbijają się w wodach. Wszystko dzięki temu jest bardzo złociste. Powoli, z minuty na minutę, robi się coraz ciemniej, nie jest to jednak czysta czerń. Szarość spowija niebo, przeradzając się w ciemność. Ten czas jest przyjemny i spokojny. Przygotowuje nas do nadchodzącej nocy. Sprawia, że odpoczywamy, patrząc na obraz zachodu słońca. Piękny stan, po którym jakby nastaje nicość. Dzieje się to codziennie, bez względu na porę roku, zaczyna się w różnym czasie. Takie małe zjawisko, trwające kilka chwil, a rozświetla cały świat, przechodząc w noc. Uważam, że wieczór jest czasem odpoczynku i podziwiania zachodu słońca. W lecie warto wyjść na zewnątrz i pooglądać go przynajmniej przez moment. Ten błogi seans na niebie zachwyca każdego. Maria Mocur, kl. 6a Wieczór był spokojny i cichy. Na drzewach ptaki już zasypiały, tuląc się do gołych drzew. Słychać jeszcze ostatni świergot kwiczołów i krzyki przelatujących nad wioską bażantów. Wiatr przynosi zapach krów, wracających z zielonych pastwisk, okrytych rosą. 48 Purpurowe słońce schowało się za szumiący las. Na niebie połyskiwały maleńkie jak kropeczki gwiazdy, które gdzieniegdzie zasłaniał szklany, ciemnoszary puch. Księżyc rozbłysnął niesamowitym blaskiem. Latarnie się zapaliły i oświetliły ciemne i długie jak wstęga dróżki. Wszędzie czuć zapach kiełbasek i chleba podpiekanych na rozpalonym ognisku. Od czasu do czasu rozlegał się zgrzytliwy trzask, a deszcz iskier spadał na siedzących przy nim ludzi. Nieopodal wznosiły się niewielkie wzgórza i lasy, z jaśniejącymi na nich, białymi jak śnieg, pniami brzóz. Sowy pohukiwały, siedząc na samotnej i słupiastej topoli. Za drzewami ukrywały się wilki, które razem z domowymi psami wyły do księżyca. O zachodzie słońca wieś jest piękna i można zobaczyć i usłyszeć ciekawe zjawiska, których, niestety, w mieście nie zobaczymy. Kacper Feculak, kl. 6c Wieczór na wsi jest cichy i spokojny. Słońce zachodzi i odbija się w kolorowych liściach. Samo słońce jest bladozłociste i świeci bardziej na brązowo. Nagie drzewa, rosnące na obrzeżach starej wsi, czekają na pierwszy śnieg, jak żona czeka na męża wracającego z podróży. Wieś jest cicha, tylko kury gdaczą i dziobią resztki ziarna z kolacji. Młode, harde koguty patrzą tylko, jak by tu przeskoczyć płot. A płot patrzy tęsknie w stronę lasów. Dalej obora opiera się o stary dąb i narzeka na nasze czasy. W oborze wszystkie krowy mrużą już wielkie oczy, czasem jedna coś cicho mruknie, ale zaraz milknie. Konie w stajniach też obserwują zachód pomarańczowego już słońca, które jak stado odlatujących ptaków żegna się z wsią. W małych domkach, pokrytych jasną strzechą, światła z wieczorową pomroką zaczynają się świecić po to, żeby po godzinie zgasnąć. Jest ciemno jak przed sądem ostatecznym. Ale nie ma się czego bać, bo na wsi zawsze jest cicho i spokojnie. 49 Gabriela Zając, kl. 6b Chcę wam opisać, jak wygląda letni wieczór w mieście. Wszystkie samochody ucichły, sklepy zostały dawno zamknięte, fabryki przerwały swoją pracę. Większość ludzi wyjechała na wakacje, odwiedzić rodzinę, odpocząć od codziennego życia. W oddali słychać śmiech bawiących się na podwórku dzieci, bo dziś jest wyjątkowo ciepło; co jakiś czas zaszczeka pies lub zamruczy kot. Przede wszystkim uwagę zwraca jednak księżyc. Tej nocy przybrał kształt rogala. Czasami zdaje się, że ma oczy, nos i uśmiech. Gdyby nie on, zapadłyby egipskie ciemności. Wzrok przyciągają również setki, miliony gwiazd. Niektóre migocą mocniej, a niektóre słabiej. Można dopatrzeć się wielu gwiazdozbiorów, ale również stworzyć swoje własne kształty z wielu gwiazd. Gdybyśmy próbowali je policzyć, zgubilibyśmy się przy liczbie 50, ponieważ gwiazdy są do siebie podobne jak dwie krople wody. Miasto to kolorowy gwiazdozbiór świecących się w blokach okien. To całe rodziny odpoczywające w swych domach i szykujące się do kolacji. Za chwilę i tu zgasną wszystkie światła i ucichnie zgiełk codziennego życia. Ten wieczór uważam za najpiękniejszy ze wszystkich, które widziałam. Nigdy go nie zapomnę. Burza Aleksandra Jaklik, kl. 5a Zostałam w domu sama z kotem. Rodzice pojechali po zakupy, ale ja nie lubię zakupów. I wtedy się zaczęło…„Deszcz wciąż pluszczy”. Woda z nieba leje się jak z wiadra. Ja sobie rozmyślałam, a tam niebo rozświetliło się, „rykły pioruny” i zapadła „ciemność gruba, gęsta, prawie dotykalna”. 50 Usłyszałam ciche miauknięcie, dochodzące z sypialni rodziców. To kot! Zapaliłam świeczkę i poszłam go szukać. - Budrysku, kici, kici! Budrysku! Gdzie jesteś? – zawołałam. Zaglądnęłam pod łóżko i dostrzegłam coś biało-czarnego. Wtem znów„ rykły pioruny”, niebo przeszyła biała błyskawica i kot znikł przerażony. Następnie lunęło jak z cebra. W tej chwili „widnokrąg pęka od końca do końca i anioł burzy na kształt niezmiernego słońca rozświeci twarz”. Piorun z ogromnym hukiem uderzył w ziemię. „Krople zlały się razem: to jak proste struny długim warkoczem wiążą niebiosa do ziemi”. Jeszcze raz niebo prześwietliła błyskawica i odgłos potężnego grzmotu rozległ się nad moim domem. I znowu, i znowu, i znowu… Aż piorun jeszcze raz rozświetlił niebo i wtedy usłyszałam… jak rodzice otwierają kluczem drzwi. Kot zamiauczał i wybiegł z ukrycia. Burza się skończyła, przestało padać. Mateusz Zapotoczny, kl. 5c To było w czasie wakacji. Tego dnia rodzice postanowili wybrać się na przedstawienie. Ponieważ dla nas zabrakło biletów, więc wymyśliliśmy, że urządzimy z bratem kino domowe. Dzień zapowiadał się słonecznie. Rodzice zostawili nam poczęstunek i powiedzieli, że wrócą ok. godz. 20:00. Ledwo za nimi zamknęły się drzwi, my rozsiedliśmy się przed telewizorem. Każdy z nas miał swoje ulubione chrupki, które popijaliśmy coca-colą. Nagle w pokoju zrobiło się ciemno. Początkowo nie zwracałem na to uwagi, lecz po chwili wyjrzałem przez okno i ujrzałem wielką, ciemną burzową chmurę. Pomyślałem sobie, że może przejdzie obok i nie wyłączałem telewizora. Po chwili usłyszałem grzmot. Był on bardzo głośny, więc w mgnieniu oka wyłączyłem telewizor i inne urządzenia elektryczne. Z niepokojem spojrzałem przez okno i zobaczyłem, że całe niebo jest zasnute czarnymi chmurami. W tym momencie zerwał się porywisty wiatr. Unosił gałęzie i liście. Wydawało się, jakby niewidzialna siła je unosiła. Pod wpływem tego wiatru drzewa wyginały się, jakby tańczyły dziwny taniec. Nagle zrobiło się jasno. To na niebie pojawiła się błyskawica. Jej blask był tak jasny jak światło słońca. Kształtem 51 przypominała mi poszarpane i powyginane gałęzie. Po niej nastąpił grzmot. Ten odgłos był podobny do dźwięku bębnów. Przypomniała mi się wtedy pewna książka, którą czytała mi mama w dzieciństwie. Opowiada ona o trollach grających na bębnach, które wywoływały grzmoty i pioruny. To wspomnienie mnie uspokoiło i dlatego wróciłem do dużego pokoju. Czekał tam na mnie wystraszony brat. Jemu też opowiedziałem historię o trollach, aby się uspokoił. Stanęliśmy przy oknie i obserwowaliśmy, co dalej będzie się działo. Nagle zaczął padać deszcz. Był bardzo intensywny. Wydawało się, jakby strażacy polewali nasze okna wodą z sikawek. Teraz błyskawice pojawiały się na zmianę z grzmotami. Myśleliśmy, że burza się nigdy nie skończy. Jednak po chwili chmury zaczęły się przesuwać, a deszcz coraz mniej padał. Już nie było słychać grzmotów. Błyskawice pojawiały się coraz rzadziej, aż w końcu zniknęły. W tym momencie usłyszeliśmy, że drzwi wejściowe się otwierają. To byli nasi rodzice. Bardzo się o nas martwili i nie zostali do końca spektaklu. Pochwalili nas za nasze zachowanie w czasie burzy. Szkoła Karolina Kudła, klasa 4d Uczęszczam do Szkoły Podstawowej nr.2 im. św. Kingi w Sanoku. Szkoła, do której chodzę ma około pięćdziesięciu lat. Budynek jest duży, ma trzy piętra, parter oraz sutereny, w których znajdują się szatnie. Elewacja obiektu jest żółta, z brązowymi wykończeniami. Szkoła ma płaski dach pokryty srebrną blachą. Trzy czwarte głównej ściany budynku zajmują okna. Są one duże, a ich ramy są białe. Budynek posiada wejście główne i dwa wejścia boczne. Nasze szkolne boisko jest asfaltowe. Odbywają się na nim uroczyste apele, a w okresie wiosennym i letnim prowadzone są tam lekcje wychowania fizycznego. Drugie boisko znajduje się powyżej. Jest ono nieutwardzone, w lecie chłopcy grają tam w piłkę nożną. Sala gimnastyczna jest duża. Przylega do budynku szkoły i tworzy kształt litery '' L ''. Bieżnia znajduje się naprzeciwko boiska. Posypana jest żwirkiem. Jest przeznaczona do 52 skoków w dal i zakończona piaskownicą. Szkolny plac zabaw, jest nowy i nieduży, wyłożony miękką wykładziną. W lecie dzieci lubią tam biegać i gdy się przewrócą, to nie podrapią sobie kolan. Uwagę zwracają wąskie alejki, przecinające teren szkoły. Są one wyłożone kostką brukową. Do naszej szkoły należy również tak zwany budynek ''B''. Nie jest on połączony z naszą szkołą, ale znajduje się powyżej opisanego przeze mnie gmachu. Teren szkoły jest ogrodzony metalową siatką, a w ogrodzeniu są trzy bramy. Według mnie przyjemnie jest chodzić do tak wyjątkowej szkoły, do której chodzę ja i moje koleżanki. Anna Milczanowska, kl. 4b Moja szkoła marzeń mieści się na wielkim placu, który otacza duża fosa. Przez rzekę prowadzi jeden ogromny most, doprowadzający do drzwi gmachu. Szkoła mieści się w zamczysku. Szatnie uczniów umieszczone są w lochach. Na każdą klasę przeznaczone jest jedno byłe więzienie, przestrzenne, aby nie było tłoku. Ściany w piwnicach nie są pomalowane, dlatego widać cegły w rudych odcieniach. Do szatni nie dociera światło dzienne, co wprowadza tajemniczy nastrój. Na suficie umieszczone są małe lampy, które przy każdym przeciągu ruszają się i dygoczą na wszystkie strony. Czasami widać, jak przez lochy przelatują dziwne stwory. Na pierwsze piętro prowadzą kręcone, szare, marmurowe schody. Mieści się tam bardzo długi korytarz, wzdłuż którego są rozlokowane sale lekcyjne. Znajduje się tu (w przeciwieństwie do szatni) dużo małych, kwadratowych okien. Ściany na pierwszym piętrze również nie są pomalowane i widać w nich nie rude, lecz czarno-szare cegły, od których gdzieniegdzie odpada tynk. Drzwi do klas są zrobione z grubego, ciemnobrązowego, błyszczącego drewna, a na nich przymocowane są numerki i wygrawerowane nazwy przedmiotów. W każdej sali prowadzone są wyznaczone lekcje. Na przykład w 78, 24, 30 i 35 prowadzony jest język polski, a w 28, 31, 25, historia. Na drugim piętrze mieszczą się (tak samo, jak na pierwszym) sale lekcyjne, a oprócz nich czytelnia, biblioteka, pokój nauczycielski, pokój 53 pana kierownika, nauczycieli wychowania fizycznego, sekretariat i jeszcze kilka innych. Ściany na korytarzu są pokryte białymi cegłami, a podłoga drewnem. Na drugim piętrze trzeba być bardzo ostrożnym idąc korytarzem, ponieważ zdarza się, że linoleum zapada się pod idącym i wtedy trzeba wzywać służby specjalne. Wreszcie ostatnie piętro przeznaczone jest na lekcje wychowania fizycznego. Znajdują się tam: mała, duża i średnia sala gimnastyczna, pomieszczenie z lustrami i dwie sale zabaw. Podłoga na korytarzu ułożona jest z brązowych cegieł , a ściany zbudowane z zimnego betonu. Choć w zamczysku wydaje się strasznie, w salach lekcyjnych jest bardzo miło i przytulnie. Ściany w tych pomieszczeniach pomalowane są różnymi kolorami, w ciekawe wzory. Ławki są brązowe z różnobarwnymi paskami. Na ścianach jest wiele plakatów, tablic, a najlepsze z nich wszystkich są śmieszne zegary. Tylko sale do lekcji historii są inne. Rozmieszczone są tam miecze, zbroje, stare monety i różne cenne przedmioty. Każdy uczeń jest wyposażony w notebooka, który w czasie zajęć jest bardzo potrzebny. Czasami, gdy wykonuje się na nim ćwiczenia, można zagrać w różne ciekawe gry. W szkole prowadzone są także lekcje oswajania nietoperzy. Każdy uczeń po pasowaniu otrzymuje go na własność, nadaje imię i opiekuje się nim. Zwierząt tych jest pod dostatkiem, ponieważ zamieszkują całe poddasze. Zadaniem uczniów jest codzienne przynoszenie swoich nietoperzy, ponieważ one też biorą udział w lekcji, a nawet (jeśli nauczy się je liczyć) pomagają na kartkówkach z matematyki. Każdy uczeń otrzymuje magiczne okulary, które służą do komunikowania się z tymi zwierzętami za pomocą ultradźwięków. W mojej wymarzonej szkole nie ma ocen. Za wyniki w nauce otrzymuje się droższe lub tańsze, uniwersalne ubranka dla nietoperza. Z tego powodu do budynku wchodzi się tylko jednym wejściem, a jego nazwa to „Nietoperson’s Wielki” im. św. Kacpra. Obok szkoły znajdują się: boisko do piłki nożnej, koszykówki, tenisa i tor wrotkarski, a w zimie lodowy. Szkoła wyposażona jest w roboty, które podają piłki, a nawet grają w dwa ognie, gdy uczniów jest za mało. Kieruje nią jeden wielki mózg, który układa plany zajęć, zatrudnia nauczycieli, wymyśla zadania. Marzę o takiej szkole, ponieważ jest bardzo tajemnicza i dostaje się tam małe laptopy. Bardzo chciałabym do niej chodzić. 54 Kinga Frankiewicz, kl.4b Szkoła moich marzeń mieści się nad samym morzem. Dookoła budynku rozciąga się piękna piaszczysta plaża. Teren wokół gmachu otacza niewysoki, ażurowy płotek, porośnięty bluszczem. Szkoła jest jakby utopiona w zieleni. Przez drewnianą bramę wchodzi się do otaczającego budynek ogrodu. Wszędzie na piasku znajdują się urządzenia, służące do zabawy. Obok placu zabaw mieści się duży basen ze zjeżdżalnią, trampoliną i fontannami. Niedaleko stoi sklepik z lodami i watą cukrową. Moja szkoła marzeń składa się z siedmiu pięter. Każda klasa zajmuje osobne piętro. W budynku znajduje się winda i przebieralnie. Na samej górze budowli, czyli na siódmym piętrze, są pokoje uczniów, gdzie odpoczywają po skończonych lekcjach. Każdy pokój wyposażony jest w telewizor, komputer, wygodne sofy i jacuzzi. Niżej są piętra z salami lekcyjnymi. Klasy są kolorowe, z widokiem na morze. Lekcje trwają tylko 15 minut i nie zadaje się zadań domowych. Uczniowie nie noszą książek, lecz tablety. Na parterze budynku znajduje się duża sala gimnastyczna i ogromna jadalnia, w której każdy może zjeść to, na co ma ochotę. W zimie połowę parteru zajmuje duże lodowisko, na którym uczymy się robić piruety na lodzie Za budowlą znajduje się, już opisany, basen, plac zabaw oraz boisko do gry w piłkę. Wszystko jest zadaszone, aby z urządzeń można było korzystać w czasie deszczu. Szkoła otoczona jest płotem z trzech stron. Z czwartej strony gmach graniczy z otwartym morzem. Często przy szkole cumują statki, które zabierają uczniów w różne ciekawe miejsca na świecie. Wycieczki odbywają się, co tydzień. Opisałam szkołę moich marzeń. Chciałabym do takiej uczęszczać i myślę, że na pewno gdzieś na świecie taka szkoła się znajduje. 55 Karolina Zdziebko, kl.4b Moja wymarzona szkoła byłaby bardzo ładna, duża, wesoła i kolorowa. Każda ściana byłaby pomalowana w innym kolorze. Wyglądałaby prawie tak jak szkoła, do której uczęszczam. Powinna ona znajdować się w jakimś spokojnym miejscu, w pobliżu lasu, albo dużej łąki i wtedy lekcje przyrody odbywałyby się gdzieś na leśnej polanie, na specjalnie przygotowanych ławeczkach. Byłoby wtedy pewne zagrożenie, że nauka ’’pójdzie w las”, ale może by do tego nie dochodziło, bo wszyscy uczyliby się chętnie w tak pięknym miejscu. Jeżeli chodzi o budynek szkoły, miałaby on cztery piętra i oczywiście windę, żeby nie trzeba było stale dreptać po schodach. Na parterze znajdowałyby się: szkolna stołówka, gdzie uczniowie jedliby śniadania, popijając ciepłą herbatą, mlekiem lub kakao. Obok stołówki znajdowałyby się sklepik z drożdżówkami, lodami i colą. Za szkołą byłyby bieżnia i cztery boiska: do siatkówki, koszykówki, piłki nożnej i piłki ręcznej. W szkole znajdowałby się oczywiście basen, a dwie lekcje wychowania fizycznego odbywałyby się na ostatnie godzinach lekcyjnych. Do mojej wymarzonej szkoły chodziliby tylko ci uczniowie, którzy chcą się uczyć i nie wagarują. Za brak zadania domowego nie dostawałoby się jedynek, ale zostawałoby się po lekcjach, by sto razy napisać: „Już nigdy nie zapomnę zadania domowego”. Lekcje w szkole powinny rozpoczynać się o godzinie dziewiątej, aby rano można było dłużej spać Wszystkie przerwy trwałyby co najmniej po dziesięć minut. W mojej wymarzonej szkole musi być wesoło, nikt nie może być smutny i ponury. Nauczyciele powinni być mili dla uczniów, a uczniowie dla nauczycieli. Nie zadawaliby nam zbyt dużo prac domowych, abyśmy mieli więcej czasu dla siebie. Podręczniki mogłyby zostawać w klasach, w szafkach, które miałby każdy uczeń. Plecaki byłyby wtedy znacznie lżejsze. W mojej wymarzonej szkole uczniowie byliby ubrani w jednakowe mundurki, oczywiście chłopcy w spodnie, a dziewczynki w spódniczki. Wtedy nie byłoby rewii mody i mówienia, że ktoś jest lepiej ubrany, a ktoś gorzej i ktoś ma firmowe ciuch, a drugiego 56 na to nie stać. Zamiast terkoczącego dzwonka rozlegałaby się muzyka, na przykład Lady Gagi. Skoro jestem przy muzyce, to chciałabym również, aby w sali gimnastycznej mojej wymarzonej szkoły, co najmniej raz w tygodniu, odbywały się dyskoteki, i aby wszyscy na nich dobrze się bawili. Ale to wszystko są moje mało realne marzenia. Jestem zadowolona ze szkoły, do której chodzę, z warunków jakie tam mamy i z nauczycieli którzy nas uczą. Lubię naszą szkołę. Daria Milczanowska, kl. 4b Marzę o szkole, która wyglądałaby jak wielka litera „G”. Miałaby fioletowy kolor, okna byłyby duże i pomalowane na niebiesko. Jej drzwi wyglądałyby jak ogromne, średniowieczne, drewniane wrota zamku. Dach zbudowany byłby z marmuru. Miałaby cztery piętra. W piw nicy mieściłyby się szatnie (zresztą tak samo, jak w mojej szkole). Do każdej z szatni przydzielony byłby jeden mechaniczny skrzat, który miałby za zadanie odwieszać uczniom kurtki, wkładać buty do kolorowych szafek, polerować je, a także zamykać drzwi. W tym pomieszczeniu znajdowałby się jeszcze teleporter, który przenosiłby uczniów na jedno z czterech pięter. Na pierwszym piętrze znajdowałby się podświetlany basen, przy którym stałoby dziesięć zjeżdżalni, pięć rurowych i pięć normalnych. Tam odbywałyby się lekcje nauki pływania. Na drugim piętrze byłaby wielka sala gimnastyczna, przy której mieściłyby się szatnie z prysznicami. W nich stałby materiałowy chomik, który wytwarzałby kolorowe i pachnące mydło (codziennie o innym kolorze i zapachu). Byłby też „Generator 7000”, który pełniłby rolę sprzątaczki. Myłby podłogi, czyściłby prysznice spryskiwałby płynem dezynfekującym brudne okna. Na trzecim piętrze znajdowałoby się dwadzieścia sal do prowadzenia zajęć. W nich nie uczyliby nauczyciele, lecz roboty. Lekcje wyglądałyby dziwnie, ponieważ musielibyśmy pisać pismem robotów, mówić ich językiem i chodzić tak, jak one. Z początku wydawałoby się to trochę trudne, ale „nauczyciel” podarowałby nam miniaturowe stworki, które pomagałyby w tym, czego jeszcze nie potrafilibyśmy. Do szkoły nie nosilibyśmy książek, 57 tylko iPada. Na czwartym piętrze mieściłoby się wielkie laboratorium. W tym pomieszczeniu najciekawszym przedmiotem byłby teleskop. Na lekcjach oglądalibyśmy gwiazdy, a także planety. Drugim z nich byłby symulator Gwiezdnych Wojen. Potrzebny byłby do niego miecz świetlny mistrza Jedi i duża kierownica. Należałoby podłączyć je do wielkiego monitora i zacząć grać. Przed szkołą znajdowałby się parking, a obok niego gigantyczne boisko sportowe. Na jego środku byłoby małe jeziorko, do którego przylatywałyby kaczuszki. Zawsze na lekcjach wychowania fizycznego mielibyśmy trochę chleba i rzucalibyśmy go ptakom. Za szkołą znajdowałby się plac zabaw, na którym bawiłyby się dzieci podczas przerwy. W takiej szkole nie byłoby testów, sprawdzianów, kartkówek, ani ocen. Umiejętności uczniów mierzono by wykrywaczem wiedzy. Polegałoby to na tym, że dzieci przechodziłyby przez specjalną bramkę, służącą do tego celu. Chciałabym, aby kiedyś wybudowano moją wymarzoną szkołę. Wtedy zajęcia stałyby się jeszcze ciekawsze dla przyszłych uczniów. W KRAINIE OPOWIEŚCI Na wsi Gabriela Zając, kl. 6b Pewnego razu, w lecie podczas wakacji, wpadłam na wspaniały pomysł. Otóż chciałam wejść na pobliski orzech. Był on wysoki na sześć metrów, a jego gałęzie pukały do okien niektórych domów. Wyszłam na jedną gałąź, potem na następną, byłam coraz wyżej i coraz bardziej mi się to podobało. Po głowie zaczęły krążyć mi myśli, co zobaczę na samej górze. Gdy byłam w połowie drogi, spostrzegłam gniazdo ptaków. Patrzę i co widzę? Trzy białe jajka, lśniące w lipcowym słońcu! Postanowiłam chwilę odpocząć i poobserwować małe gniazdo. Zauważyłam, że nic się nie dzieje, wiec podniosłam się, by wspiąć się wyżej. Nagle jedno z jajek się poruszyło, pękła skorupka i pojawił się mały 58 ptaszek. Po chwili w gnieździe były już trzy pisklaki. Małe tak ,,piszczały”, że nie słyszałam własnych myśli. Po krótkim oczekiwaniu do gniazda wleciała mama nowo narodzonych ptaków i zaczęła karmić je robaczkami. Był to cudowny widok, ale nie chciałam marnować czasu i wspinałam się dalej. Nawet nie dostrzegłam, kiedy znalazłam się na samym szczycie drzewa. Przede mną rozciągał się piękny krajobraz. Po prawej stronie dostrzegłam zarys miasta, a po lewej - ciemny las. Zamyśliłam się chwilę i wtedy przypomniałam sobie, że muszę posprzątać mój pokój. Zeszłam na dół, jak najszybciej umiałam. Jeszcze przez moment zatrzymałam się przy gnieździe ptaków i szybko pobiegłam do domu. Tej wspaniałej przygody długo nie zapomnę. Klaudia Jagielska, kl. 6b Podczas tegorocznych wakacji wybrałam się do babci i dziadka na wieś. Codziennie rano budziły mnie promienie słoneczne. Kiedy wstawałam, czułam cudowny zapach rześkiego powietrza, jaki dochodził z pól i słyszałam poranne pianie koguta. U dziadków było zawsze jakieś zajęcie, ale przynajmniej nie było hałasu, jaki zwykle dobiega z każdej strony mojego bloku. Będąc tam, chętnie pomagałam przy zwierzętach, np. karmiłam je, wypuszczałam kury, aby sobie podreptały po świeżym powietrzu. Czasem, kiedy babcia miała czas i nie musiała wykonywać obowiązków domowych, chodziła ze mną na spacery, np. do sadu, aby pozbierać jabłka lub gruszki na kompot. Raz poszłam z nią nad rzekę, by sobie posiedzieć i odpocząć. To właśnie wtedy poznałam nową koleżankę Paulę, z którą codziennie jeździłam rowerem do sklepu. Był on oddalony od domu o około trzy kilometry, a to trochę za daleko, by iść pieszo. Bardzo polubiłam Paulę, dlatego poprosiłam dziadka, aby mogła iść z nami do lasu na grzyby. Tego dnia przyjemnie minęło nam popołudnie, 59 ponieważ po powrocie z grzybobrania poszliśmy do mojej nowej koleżanki na ognisko. Nasi dziadkowie przygotowywali kiełbasę, a my i babcie piekłyśmy chleb, oraz parzyłyśmy ciepłą herbatę. Fajnie jest przebywać na wsi, ale w ostatni dzień było najlepiej, ze względu na kopanie ziemniaków, na które zjechało się całe moje kuzynostwo, wraz ze swoimi rodzicami. Wyjechaliśmy w pole bardzo wcześnie rano, ok. godziny 630, a skończyliśmy w samo południe. Wróciliśmy na obiad do domu, by zjeść pyszne pierogi, które przygotowałyśmy z babcią dzień wcześniej. Po obiedzie wszyscy rozjechali się do swoich domów, a po mnie wieczorem przyjechali rodzice wraz z moimi siostrami, Zuzią i Gabrysią. Bardzo mi się podobał pobyt u dziadków i chciałam zostać chociaż jeden dzień dłużej, lecz nie było to możliwe, bo był to ostatni dzień wakacji i musiałam iść do szkoły. Wiem już na pewno, gdzie w przyszłym roku spędzę wakacje, a z Paulą mam częsty kontakt poprzez pocztę internetową. Aleksandra Dubis, kl. 6b W ten weekend wraz moją rodziną wybrałam się na wieś, do mojej babci i dziadka. Krajobraz był przepiękny. Gołe drzewa kołysały swoimi ramionami, a liście leżące pod nimi, tworzyły kolorowy dywan. Razem z moim batem nie mogliśmy się powstrzymać i wskoczyliśmy na jedną z gór. Tarzaliśmy się po nich, rzucaliśmy w siebie, dopóki nie zawołała nas mama. Powiedziała, że babcia z dziadkiem jadą w pole traktorem, kopać ziemniaki i babcia pyta, czy chcemy z nimi jechać. Bez wahania popędziliśmy w kierunku traktora, by zdobyć jak najlepsze miejsca. Przejażdżka była wspaniała. Cudowne przeżycie! Gdy już dojechaliśmy, zeskoczyliśmy z przyczepy, wyciągnęliśmy motyki i zaczęliśmy kopać. Pracowaliśmy zawzięcie. Następnie pozbieraliśmy wykopane ziemniaki. Kiedy już leżały w workach na wozie, wskoczyliśmy na nie i pojechaliśmy w drogę powrotną. Podróż była równie ekscytująca jak poprzednio. Wysiedliśmy z przyczepy i chcieliśmy pomóc dziadkowi nosić worki z ziemniakami, ale powiedział, że jest to dla nas za ciężka praca. Babcia 60 zawołała, że ma dla nas równie ciekawe zajęcie, zbieranie kapusty. Wzięliśmy więc worki i rękawiczki, i z zapałem pogoniliśmy do pracy. Kiedy skończyliśmy, babcia powiedziała, że musimy odpocząć i napić się ciepłego mleka, prosto od krowy. Krowiemu mleku nikt się nie oprze. Potem babcia zabrała nas na tak zwane międlenie lnu. Międlenie, jak wytłumaczyła nam babcia, polega na obróbce słomy lnu w celu pozyskania włókna i oddzieleniu łyka od zdrewniałych części łodygi. Była to ciekawa praca, choć trochę męcząca. Gdy skończyliśmy, byliśmy po prostu wykończeni, więc wbiegliśmy do domu, rzuciliśmy się na kanapę i w mgnieniu oka zasnęliśmy. Spaliśmy tak dwie godziny. Kiedy się obudziliśmy, byliśmy już w domu. Nie wiedziałam, jak to się stało. Mama wytłumaczyła nam, że dziadek wniósł nas do samochodu, kiedy spaliśmy. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Na pewno teraz będę o wiele częściej przyjeżdżać do babci na wieś. Niezwykłe zdarzenie Klaudia Jagielska, kl. 6 b Pewnego dnia, gdy wracałam wieczorem od koleżanki do domu, przydarzyło mi się coś niezwykłego. Było już ciemno, ulice były puste i padał deszcz. Wracałam przez park, ponieważ to jedyna droga powrotna do mojego domu. Szłam szybkim krokiem, gdyż bardzo się bałam, co chwilę oblewał mnie zimny pot, a serce biło jak młot. W duszy wciąż sobie powtarzałam :,,Będę odważna! Dam radę!’’, ale to na nic się nie zdawało, bo krew ciągle pulsowała mi w żyłach. Nagle usłyszałam szelest, przeniknął mnie dreszcz, myślałam, że zemdleję. Przeszłam zaledwie kilka kroków, gdy w jednej chwili kobieta biegnąca z przeciwka szarpnęła za telefon, który miałam w pokrowcu powieszonym na szyi. Bardzo się przestraszyłam i zaczęłam krzyczeć, na szczęście usłyszała mnie jakaś młoda, nieznajoma dziewczyna i szybko pobiegła za tamtą kobietą (napastniczką). Zostałam sama. Po chwili nieznajoma dziewczyna wróciła do mnie z moim telefonem. Byłam jej bardzo wdzięczna. 61 Kiedy się otrząsnęłam, postanowiłam, że pójdę dalej. Ciągle się bałam, że ta nieobliczalna kobieta wróci i coś mi zrobi, ale szłam dalej. Po piętnastu minutach dotarłam do domu i byłam już bezpieczna. Następnym razem, kiedy będę miała ochotę odwiedzić Magdę, poproszę rodziców, by mnie odprowadzili, a telefon schowam do torebki, aby nikogo nie kusił. Aleksandra Mazgaj, kl. 6 b Jechałam pociągiem. Podróż była bardzo długa, ponieważ miałam do przejechania pięćset kilometrów. Chciałam odwiedzić moją ciocię. Był słoneczny dzień i słońce mocno grzało przez szybę Nudząc się, słuchałam muzyki, bo nic innego nie miałam do roboty. Nagle zauważyłam kobietę wsiadającą do pociągu. Była obładowana różnymi reklamówkami. Zajęła miejsce w moim przedziale. Z jej rozmowy telefonicznej wynikało, że jedzie do córki i wiezie jej jajka, mąkę i mięso z wioski. Było tłoczno, więc usiadła koło pana, ubranego w drogi garnitur. Niespodziewanie rozlega się krzyk. Zaciekawiona odwracam się w stronę kobiety i mężczyzny. Dostrzegam, że rozsypała się mąka z bagażu leżącego na półce pod sufitem. Przerażona kobieta próbuje uspokoić tego pana. Proponuje wytrzepanie jego spodni przez okno. Ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna zgadza się. Kobieta podchodzi do okna. Nagle ucieka, zabierając wszystkie swoje rzeczy. Zajmuje miejsce w drugim przedziale. Po chwili zrozumiałam, że pęd powietrza wyrwał kobiecie spodnie z rąk. Byłam pewna, że mężczyzna jest wściekły. Niestety, w tym momencie zatrzymał się pociąg. To był mój przystanek. Uśmiechając się do siebie w duchu, wyszłam przywitać się z ciocią. Widziałam tylko, jak nowi pasażerowie wchodzą do pociągu, patrząc ze zdziwieniem na mężczyznę, który zrobił się czerwony jak burak. Mam nadzieję, że ten pan miał zapasowe spodnie. 62 Zapisane w pamiętniku Aleksandra Jaklik, kl. 5 a Wtorek, 15.01.2013 r. Drogi Pamiętniku! Właśnie dzisiaj sprawdził się najczarniejszy scenariusz, jaki mógł zrealizować się w szkole. Dostałam jedynkę z matematyki! Pani powiedziała, że zrobiłam mnóstwo błędów. Jak mam pokazać zeszyt mamie? Nogi mi się ugięły. Tak się bałam! Jak mama zobaczy tę ocenę, to… wolę nie myśleć, co się dalej stanie. Zaraz…Może by ją wymazać? Aha, nie mam gumki do długopisów. Zakorektoruję ją. Otwieram zeszyt i patrzę na nią. O, nie! Aż mi się niedobrze zrobiło. Jaka ona była wielka! I taka… chuda! Piątki były o wiele grubsze od jedynek. Już otwierałam korektor, aż tu nagle do głowy wpadła mi myśl tak straszna, że nie usłyszałam, co mówi do mnie koleżanka. Przecież jedynka zostanie w dzienniku! Matematyka była czwartą lekcją. Jeszcze plastyka i przyroda. Na plastyce rysowaliśmy kolumny greckie. Było bardzo ciekawie, ale na przyrodzie były znowu drzewa iglaste. Lubię je, ale nie lubię lekcji o tym samym trzy razy z rzędu. Nadszedł czas, aby wrócić do domu. Im bliżej było, tym bardziej narastał we mnie strach. Aż wreszcie dotarłam do domu. Mama zapytała, co mi jest, bo wyglądam jakoś niewyraźnie. No to powiedziałam prawdę. Nakrzyczała trochę i powiedziała, że tym razem mi daruje, ale następnym nie będzie się do mnie odzywała i obrazi się na cały dzień. Na szczęście skończyło się dobrze – mama nie gniewała się aż tak bardzo. 63 Łukasz Data, kl. 5 c Wtorek, 24.11.2011r. Co za dzień! Dobrze, że już się skończył. Dzisiaj dostałem pierwszą ocenę niedostateczną. Byłem załamany, czułem wielki smutek. Ciągle o tym myślałem i byłem przygnębony, bo akurat dzisiaj miałem iść z mamą kupić nowy rower - mój wymarzony. Trudno mi było się przyznać również mamie, bo wiedziałem, że będzie jej przykro. Postanowiłem zaczekać z tym do wieczora, bo myślałem, że mama będzie zła, ale mama jak to mama, zaraz zauważyła, że coś jest nie tak... Z wielkim żalem postanowiłem przyznać się od razu, ale nie spodziewałem się, że mama to przyjmie ze zrozumieniem, chyba miała dobry dzień. Powiedziała mi, żebym się tak nie martwił i poprawił tę ocenę. No i oczywiście dostałem to moje cudeńko! Gdy poprawiłem ocenę, ulżyło mi i kamień spadł mi z serca. Byłem szczęśliwy i ogarnęła mnie radość. Zuzanna Zarzyka, kl. 5 a Trepcza,15.01.2013 r. Drogi Pamiętniku! Dzisiaj pani z matematyki rozdawała nasze kartkówki. Przez cały czas siedziałam jak na szpilkach, zwłaszcza, że nie poszło mi zbyt dobrze. Bałam się, jaką ocenę otrzymam. Miałam nadzieję, że może jakoś wybrnę z tej sytuacji. Niestety, mam ostatni numer w dzienniku, więc zawsze moja praca jest oddawana na końcu. Musiałam uzbroić się w cierpliwość i trzymać nerwy na wodzy, co wcale nie było łatwe. 64 Kiedy wreszcie dostałam swoją kartkę, moim oczom ukazała się ocena NIEDOSTATECZNA. Katastrofa! Było mi tak strasznie wstyd! Jeszcze nigdy tak się nie czułam! Ta jedynka psuje moją średnią! Rodzice będą zaskoczeni. Jak im to wytłumaczę? Nawet, jeśli poprawię ocenę na 6, średnia wyniesie 3+. Chciało mi się płakać. Z trudem się powstrzymałam, bo gdybym zalała się łzami przed całą klasą, mieliby niezły ubaw. Wzięłam się w garść i zrobiłam dobrą minę do złej gry. Udawałam, że nic mnie to nie obchodzi. Teraz siedzę i próbuję wymyślić jakiś sposób, żeby tę nieszczęsną kartkówkę poprawić. Nie wiem tylko, czy pani się na to zgodzi, ale może ją jakoś ubłagam. Będę się uczyć cały dzień i może mi się uda. Mam taką cichą nadzieję. Na razie nic nie powiem w domu, lepiej niech rodzice żyją w niewiedzy. Do wywiadówki jeszcze daleko, więc mam trochę czasu. Na przyszłość muszę uczyć się systematycznie, wtedy żadna kartkówka mnie nie zaskoczy. Już nigdy więcej nie chcę tego przeżywać. Moja babcia mówi, że : „Uczeń bez jedynki, to jak żołnierz bez karabinu”, więc można powiedzieć, że dzisiaj przeszłam chrzest bojowy i na tym poprzestanę. Zuzanna Zarzyka, kl. 5a Trepcza, 23. 08. 2012 r. godz. 19. 30 Drogi wakacyjny pamiętniku! Znowu siedzę i piszę, ponieważ to, co wydarzyło się dzisiejszego dnia, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jednak życie potrafi zaskakiwać, a moi rodzice są w tym mistrzami. 65 Po powrocie z Chorwacji myślałam, że reszta wakacyjnych dni będzie monotonna. Jak bardzo się myliłam! Obudziłam się rano i myśląc, jak spędzę ten dzień, powlokłam się do łazienki. Mama zastała mnie przy stole w kuchni, podczas krojenia bułki. -Zuziu, zrób sobie śniadanie i szybko się ubieraj. - Czemu się tak śpieszysz mamo? - Nie pytaj! Ubierz się, to się dowiesz. Z ciekawości wciągnęłam śniadanie jak odkurzacz i wskoczyłam w mój ulubiony, niebieski podkoszulek i spodenki w tym samym kolorze. - Mamo, gdzie jedziemy?- krzyknęłam. -Skąd wiesz, że gdzieś jedziemy?- z chytrą miną zapytała mama. - Takie rzeczy się wie. No, to gdzie się wybieramy?- zapytałam. -Do parku linowego w Dołżycy- wyjaśniła mama. - Hurra!!!- wrzasnęłam- Zaraz się spakuję. Wrzuciłam do torebki telefon, MP4, chusteczki i już byłam gotowa. Rodzice z siostrą już na mnie czekali, więc szybko zapakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy do samochodu i wyruszyliśmy na wycieczkę. Po około dwugodzinnej jeździe zobaczyliśmy plakat z napisem: „Park linowy w Dołżycy- 300m”. Pojechaliśmy w kierunku, który wskazywała strzałka. Moim oczom ukazały się niesamowite przeszkody: drewniane belki, liny, skałki i masa innych rzeczy, jednak okazało się, że znajdują się one po drugiej stronie rzeki. Był tylko jeden problem. Jak się tam dostać? Po chwili zorientowaliśmy się, że trzeba przejechać samochodem przez rzekę, która wydawała się głęboka. Mama zastanawiała się, czy pokonywać bród, ale tata ją przekonał i po chwili mogłam obserwować, jak nasze auto sunie po wodzie. Bałam się, że zaleje nam silnik, jednak nie było tak źle i już po paru minutach byliśmy na terenie ośrodka wypoczynkowego, w którym mieścił się park linowy. Rodzice wykupili nam bilety na tor dziecięcy. Instruktor ubrał mnie i siostrę w specjalne uprzęże i kaski. Nie mogłam się doczekać, kiedy wyruszymy na tor przeszkód. Jednak okazało się, że instruktor idzie z nami i to on przepina wszystkie klamry. Byłam niezadowolona, ponieważ na poprzednich wakacjach w Jastrzębiej Górze sama pokonywałam trasy. Poprosiłam rodziców o wykupienie biletu dla dorosłych. Zgodzili się i po chwili mogłam wyruszyć. 66 Pierwsza przeszkoda na torze to stalowa linka, po której należało przejść. Potem było już tylko trudniej: ruchome belki, liny, zjazdy, wspinaczka. Adrenalina tak mi wzrosła, że niemal skakałam przez przeszkody, które umieszczono na trasie. Trochę bolały mnie ręce, ale chęć przeżycia przygody była silniejsza, więc parłam naprzód. To było niesamowite! Odczuwać jednocześnie strach i radość. Po prostu szok! Po zejściu na dół odpoczywałam chwilę, rodzice wypili lavazzę i poszliśmy nad rzekę, gdzie ochłodziliśmy tylko nogi, ponieważ nie zabraliśmy strojów kąpielowych. Razem z siostrą szukałyśmy kamieni do naszej kolekcji i udało nam się znaleźć kilka ciekawych okazów. Zrobiło się już późno, więc wróciliśmy do auta i pojechaliśmy do domu, a ja nie mogłam się doczekać, żeby opowiedzieć wszystko babci. Zuzanna Zarzyka, kl. 5a 12.09.2012 roku nasza klasa pod opieką pań Lucyny Mazur i Teresy. Fuksy wybrała się na wycieczkę do skansenu. Po wyjściu ze szkoły i pieszej wędrówce dotarliśmy do miasteczka galicyjskiego. Na początku udaliśmy się do domu zegarmistrza. Czekał tam na nas dziadek Kuby, który opowiedział o swojej pracy, a potem pokazał nam stare zegary. Najbardziej zainteresowały mnie kukułki. Dotychczas nie wiedziałam, że każda kuka inaczej, jedna głośniej, druga ciszej. Myślałam, że wszystkie są takie same. Zegarmistrz pokazał nam stary, amerykański zegar, który jest jednym z najcenniejszych eksponatów, ponieważ rzadko występuje w Polsce. Wyjaśnił, że aby wymienić jedną sprężynkę, trzeba rozebrać cały mechanizm, żeby do niej dotrzeć. Opowiedział też, że stare zegary naprawia się trudniej, bo niektórych części już się nie produkuje. Po wyjściu z domu zegarmistrza udaliśmy się na spotkanie z panią etnograf. Zaprowadziła nas do domu żydowskiego, w którym mieliśmy okazję poznać zwyczaje tych ludzi. Dowiedzieliśmy się, że Żydzi gotowali potrawy mięsne w innej kuchni niż mleczne, ponieważ stare porzekadło żydowskie mówi: „Nie będziesz spożywał koźlęcia w mleku matki jego”. Z tego względu często używano nawet innych 67 zestawów sztućców do przyrządzania i spożywania tych potraw. Widzieliśmy też ganek tego domu, który miał otwierany dach, ponieważ tradycja mówi, że przynajmniej jeden posiłek należy spożyć pod gołym niebem. Dom, który odwiedziliśmy, został udekorowany na obchody żydowskiego święta, podczas którego przez siedem dni chodzono do świątyni, machając gałązkami oliwnymi, a potem wyprawiano wielką ucztę, podczas której spożywano wyłącznie słodkie potrawy. Później udaliśmy się na pocztę, gdzie podziwialiśmy szafę pancerną i dzięki opowieści pani przewodnik, poznaliśmy tajniki pracy poczmistrza. Następnie zobaczyliśmy część mieszkalną budynku, obejmującą kuchnię, która również pełniła funkcję łazienki. Z kolei odwiedziliśmy aptekę. Widzieliśmy tam półki sięgające sufitu, które zastawione były butelkami z tajemniczymi płynami. Obok stał przyrząd do lania świec. W korytarzu suszyły się zioła, które potem przerabiano na lekarstwa. Później wyruszyliśmy do sklepu kolonialnego, w którym zachowały się stare reklamy m. in.: baterii, zapałek, pasty do zębów. Zobaczyliśmy też wielką amerykańską kasę, która miała bardzo dużo przycisków. Na ladzie stały słoje z cukierkami, a na półkach z tyłu dużo innych produktów, np. kakao, mąka, chleb, herbata, pasta do butów, mleko. W skrzynkach po lewej stronie stała woda. Po wyjściu ze sklepu zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek przed piekarnią. Niektórzy weszli do środka, żeby kupić bułeczki i wodę. Inni zrobili śmieszne zdjęcia w makiecie samolotu. Było bardzo wesoło. Na koniec usiedliśmy w cieniu, zjedliśmy prowiant, po czym wróciliśmy do szkoły. Moim zdaniem ta wycieczka pozwoliła nam poznać wiele ciekawych eksponatów. Miałam wrażenie, że przenieśliśmy się w inne miejsce i inne czasy. Dzięki interesującym opowieściom poznaliśmy tradycje i zwyczaje ludzi z tamtych lat. Byłam zadowolona, że udało nam się zdobyć wiele cennych informacji. Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej podobnych wycieczek, bo jestem przekonana, że taka forma wzbogacania wiedzy podobała się nie tylko mnie, ale i innym uczniom. 68