PROMETEUSZ
Transkrypt
PROMETEUSZ
Łazar Łagin PROMETEUSZ (z cyklu "Obidnyje skazki") Prometeusz, jak wiadomo, byt tytanem. Z demograficznego punktu widzenia tytan jest synem boga i śmiertelnej kobiety. Mieszańcem. A mieszańcy, z biologicznego punktu widzenia, są osobnikami utalentowanymi i zdolnymi do róŜnych uczynków, bardzo często szlachetnych. Prometeusz w swoim czasie nieźle narozrabiał: ukradł ogień z Olimpu i oddał go ludziom. To znaczy, rzecz jasna, nie cały ogień. Zostało go na Olimpie całe mnóstwo, wszystkim bogom potąd było! Ale na Olimpie byli przeciwni temu, Ŝeby ludzie choć pojęcie o ogniu mieli. CzemuŜ to tak? A tak jakoś. Zaczęli odtąd ludzie uŜywać ognia na całego: rozpalali ogniska, oświetlali i ogrzewali mieszkania, gotowali, piekli i smaŜyli jadło, wytapiali metale, palili heretyków, itepe, itede. A co miał ze swego szlachetnego uczynku dzielny tytan Prometeusz? Guzik, i tyle. Pieniędzy, oczywiście, od ludzi za ogień nie wziął. Pieniądze mu, tytanowi, były na nic. Zresztą chyba w ogóle ich w tych czasach na Ziemi nie było. Dla pieniędzy byłby ryzykował skórą? Nie, po prostu chciał wyświadczyć ludzkości cenną przysługę, polepszyć warunki bytowania, postęp przyspieszyć. Słowem, zdecydował się na swój zuchwały wyczyn wyłącznie dla szczęścia ludzkości. Ale mu to, jak wiadomo, na sucho nie uszło. Zeus kazał przenieść buntowniczego tytana na Kaukaz, na wysoką górę, przykuć go cięŜkim łańcuchem do skały, z tym Ŝeby w określonym czasie przylatywał orzeł i szarpał prometeuszową wątrobę. I to wszystko w celach czysto wychowawczych: Ŝeby wszystkim raz na zawsze odechciało się rozkradania boskiej własności. I Ŝeby w ogóle był porządeczek. śeby nikt się nie ośmielał nie usłuchać bogów. Ciekawym jest to, Ŝe przykuł Prometeusza do skały na mur-beton jego dobry znajomy - kulawy bóg, niejaki Hefajstos. Oczywiście było mu wstyd przed Prometeuszem, więc wciąŜ przykuwał i przepraszał, przykuwał i przepraszał. I zwalał wszystko na Zeusa, na jego rozkazy. śe niby Zeus kazał, to on przykuwa. śe osobiście jemu, Hefajstosowi, akurat niezręcznie jest nie posłuchać Zeusa. Okazuje się, osobiście nie lubił, by go przykuwano do skały. TakŜe później, z początku dosyć często, odwiedzał po przyjacielsku Prometeusza, aby sprawdzić, czy nie czas juŜ na bieŜący remont łańcuchów. I za kaŜdym razem przepraszał ze łzami w oczach. Minęło wiele, wiele lat. StaroŜytni Grecy w przeszłość odeszli. Inni Grecy się pojawili, juŜ nie staroŜytni. Dawno przestały przylatywać orły, by poszarpać Prometeuszowi wątrobę. Zaczęły zamiast siebie wrony posyłać. Poszarpią wrony na łapu-capu wątrobę i hajda na stare śmiecie. A Prometeusz, biedaczysko, stoi sobie na swojej skale jak rekrut na warcie. Tylko czasami łańcuchami zadzwoni. Patrzy na dół, w dolinę. A dolina (kiedyś pusta była, ludzie po jaskiniach się chowali) cała teraz ogniami prometeuszowymi świeci - pochodnie, ogniska, domowe okienka, ogień w dymarkach i piecach chlebowych. Na radość Prometeuszowi. Smakowite zapachy, z ognia zrodzone, z doliny dochodzą - gotowanego, smaŜonego mięsa, świeŜo pieczonego chleba - i znów Prometeusz się raduje: nie na darmo wszak wystąpił przeciw całemu Olimpowi. Miło, Ŝe ludzie bez ustanku jego ognia uŜywają. Pal się, pal się jasno, Ŝeby nie zagasło! Szkoda tylko, Ŝe z tej odległości głosy kiepsko słychać. Coś jakby o Prometeuszu gadają, ale co konkretnie - zrozumieć nie moŜna. I dobrze, Ŝe nie moŜna zrozumieć. Baby się zebrały, na Prometeuszu języki strzępią. Jedna baba mówi: "Istna bieda z prometeuszowym ogniem! Ciągle uwaŜaj, Ŝeby kotlety się nie przypaliły. Jak dobrze było w dawnych czasach, przed tym całym Prometeuszem! Oderwiesz, bywało, ile trzeba surowego mięsa i Ŝuj sobie na zdrowie... I witamin więcej w surowym, i gotować nie trzeba... Posolisz, bywało, łezkami, i wcinaj na zdrowie... A tak tłucz je, przeklęte, w bułce obtaczaj, i jeszcze przewracaj z boku na bok... I jeszcze gdy się przyrumieni..." Druga sąsiadka się oburza: "A poŜary? Zagapisz się i wszystko płonie sinym ogniem - i meble, i koŜuchy... Wprost lepiej nie rozpalać tego diabelskiego ognia! Przed Prometeuszem przecieŜ o poŜarach nikt nie słyszał... A ile pieniędzy się traci na ubezpieczenie od ognia!... Dzieciaka samego w domu nie zostawisz... Prababka mi opowiadała: pójdą, bywało, z pradziadkiem w gości, a dzieciaki zostają same w jaskini. I Ŝadnego zagroŜenia poŜarowego nie było... Tylko czasem zaplątał się do jaskini szablozęby tygrys..." A trzecia sąsiadka na prawną stronę problemu napiera: "A ja tak wam powiem. Podoba się czy nie, z punktu widzenia prawa karnego kradzieŜ ognia to pospolity zabór cudzego mienia. Porządny tytan nigdy przecieŜ na kradzieŜ sobie nie pozwoli - czy to ognia, czy czegoś innego. Kraść ogień! Fe!... Dziś ogień ukradnie, jutro ambrozję ze stołu boskiego, a pojutrze cały Olimp bez chitonów zostawi, jak ich mama rodziła!..." Wszystkie te rozmowy do Prometeusza, chwała Zeusowi, nie dochodzą. Widzi za to, Ŝe jego ogień ludziom słuŜy, i Prometeusz jest szczęśliwy. Gdy przejeŜdŜa obok tamtej skały na wiernym osiołku jakowyś podróŜny, wita obojętnie Prometeusza: - Jak zdrówko, tytanie ? Jak tam wątroba? A Prometeusz odpowiada: - W porządeczku! Z rosyjskiego tłumaczył Andrzej Prószyński