Patriotyzm dziadka w moich oczach

Transkrypt

Patriotyzm dziadka w moich oczach
,,Patriotyzm dziadka
w moich oczach”
Antonina Skawska
Szkoła Podstawowa imienia H.Sienkiwcza
Klasa 6b
Opiekun: Iwona Birecka
Źródła: opowiadania rodziny
Na kresach Polski, w miejscowości Rasztowce 17 marca 1894
roku, przyszła na świat dziewczynka. Była to moja praprababcia
Marcela, która zawsze była pogodna, uczciwa, uparta i rezolutna.
Kierował nią patriotyzm. W wieku osiemnastu lat wyszła za mąż za
Józefa. Był on równie uczciwy i uparty jak babcia Marcela. Rodzina
była dla niego najważniejsza. Dwa lata po ślubie, w 1914 roku
przyszedł na świat Stanisław – dziadek mojej mamy.
Praprababcia Marcelka była wielką patriotką. Razem z mężem
kultywowała rodzinne tradycje oraz wpajała miłość do ojczyzny
synowi. Wszyscy pracowali na dziesięcio- hektarowym gospodarstwie.
Hodowali bydło, pracowali w polu, robili przetwory. Po latach ciężkiej
pracy, dorobili się pokaźnego majątku. Mieszkali w miejscowości,
którą zamieszkiwali również Ukraińcy. Różne religie i tradycje nie
zdołały poróżnić mieszkańców. Każdy obchodził własne święta,
wyznawał swoją wiarę i traktował z szacunkiem drugiego człowieka.
Ludzie żyli w zgodzie, chodzili do własnych kościołów, mieli prawo do
rozmów w ojczystym języku oraz do równego traktowania, jednak
spokój nie trwał wiecznie.
W 1939 na świecie rozgorzała druga wojna światowa. Była ona
największym konfliktem zbrojnym na świecie. Swój początek miała na
Westerplatte, gdzie polscy żołnierze zamierzali się bronić kilkanaście
godzin, a wytrwali siedem dni. Nagle Polska znalazła się w bardzo
trudnej sytuacji. Liczyła na pomoc innych. W 1942 roku utworzono
Armię Polską na wschodzie do której prapradziadek Józef i
pradziadek Stanisław przyłączyli się, by bronić ojczyzny.
W
1942
roku
Powstańcza Armia).
uformowano
Ich
organizację
UPA
(Ukraińska
celem było stworzenie niepodległego,
jednonarodowego państwa ukraińskiego. Zaczęły się prześladowania.
Ludzie innej narodowości wzbudzali agresję w Ukraińcach. Banda UPA
dotarła również do Rasztowców.
Podczas, gdy na świecie szalała wojna, a mężczyźni przelewali
krew za swoją ojczyznę, żołnierze UPA zachowywali się jak bandyci.
Zagrabiali sobie majątki innych ludzi, a że praprababcia Marcela jako
samotna kobieta, uparcie mówiąca po polsku i obnosząca się swoją
wiarą była łatwym celem, podobnie postąpili i z nią. W środku nocy
zaczęli wypędzać bydło z gospodarstwa, zabrali wszystkie cenniejsze
przedmioty, a Marcelę skatowali. Jeden z bandytów, mieszkający w
pobliskiej wsi, na odchodne zerwał jej ulubioną, kolorową chustę z
głowy. Praprababcia długo nie mogła pozbierać się po tym zdarzeniu.
Co noc prześladowała ją myśl, że banderowcy mogą wrócić, dlatego
postanowiła
opuścić
opustoszały
majątek.
Spakowała
najpotrzebniejsze rzeczy, ściągnęła krzyż ze ściany, zawinęła
wszystko w szmaciany tobołek i ruszyła w drogę.
Pomocną dłoń otrzymała od swojej przyjaciółki Ukrainki. Ludmiła
zaproponowała, aby Marcela zamieszkała razem z nią. Ta, jednak
musiała odmówić, ponieważ dobrze wiedziała, że za zaoferowaną
pomoc
Polakowi
Ludmiła
mogła
zapłacić
życiem.
Ostatecznie
praprababcia skryła się w lesie, jednak często odwiedzała znajomą.
Podczas jednego ze spotkań Marcela dowiedziała się, że pewna
kobieta chodzi do cerkwi w jej chuście. Prababcia była osobą upartą z
nieugiętym charakterem, więc sama postanowiła jej tę chustę
odebrać. Pobiegła do cerkwi i własnoręcznie zerwała chustkę z głowy
Ukrainki. Wiedziała, że ten czyn nie był zbyt rozważnym postępkiem i
zapłaciłaby za niego życiem. Dlatego też postanowiła ruszyć na
zachód, gdzie większość Polaków została już przesiedlona.
Podróż była długa i trudna. W kraju panowała bieda. Nie było co
jeść, każdy walczył o kromkę suchego chleba. Babcia przemierzyła
piechotą całą Polskę. Dnie poświęcała na przejście kolejnego odcinka
trasy, a noce spędzała najczęściej w dawno opuszczonych domach lub
w ruinach budowli. Nie straszne były jej mrozy i słoneczna spiekota.
Dzielnie dążyła do celu. Nigdy nie straciła wiary w nadejście lepszych
dni dla naszej ojczyzny. Jej oczekiwania wkrótce się spełniły.
Po wielu nieprzespanych nocach, po przemierzeniu pieszo całej
Polski w końcu dotarła na miejsce. Celem podróży mojej praprababci
była niewielka miejscowość, a mianowicie Wronów. Marcela mogła w
końcu odetchnąć z ulgą. Tu była bezpieczna, lecz nie odczuwała takiej
satysfakcji jaką powinna. Znalazła nowy, bezpieczny dom, jednak była
w nim całkiem sama.
Jej mąż Józef i syn Stanisław, zgłosili się na ochotników do Armii
Polskiej, by razem do ostatniej kropli krwi bronić swojej ojczyzny.
Wojna dobiegła już końca, lecz oni jeszcze nie wrócili. Marcela chcąc
odnaleźć swoją rodzinę zostawiała wszędzie ogłoszenia dotyczące
poszukiwań, których w powojennym czasie było mnóstwo. Kartki
przechodziły z rąk do rąk i tak trafiły do prapradziadka i jego syna.
Razem wrócili do matki i żony z myślą o bezpiecznej, radosnej
przyszłości.
W końcu byli razem. Byli szczęśliwi. Mimo iż, w kraju panowała
ogromna bieda, oni postanowili cieszyć się każdą chwilą życia,
ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy może ono zostać nam odebrane. W
ich domu jak i praktycznie we wszystkich, doceniano każą kromkę
suchego chleba, gdyż w czasach wojny nawet i jej nie było. Wtedy
ludzie głodowali, dlatego też za każdym razem kiedy babcia
rozkrajała nowy bochenek chleba, zakreślała nad nim znak krzyża, by
podziękować
Bogu.
Oczywiście
praprababcia
Marcela
nadal
kultywowała rodzime tradycje, jednak z tej historii wynika, że nie
sztuką jest być patriotą kiedy w kraju panuje już spokój. Ta, jakże
rzadka w dzisiejszych czasach cecha ujawnia się dopiero w chwilach,
gdy patriotyzm jest zakazany. To właśnie wtedy, gdy zabronione jest
powiedzieć słowa w naszym pięknym, ojczystym języku, to właśnie
wtedy, gdy musimy wypierać się swojego polskiego pochodzenia, to
właśnie wtedy, gdy nie możemy być wierni swoim ideom, to właśnie
wtedy sztuką jest być prawdziwym patriotą.
Jestem dumna ze swojej praprababci Marceli, że mimo tylu
przeciwności losu nie poddawała się. Nigdy nie traciła wiary, była
wierna swoim ideom. Była wierna Polsce.
Niestety nigdy nie poznam swojej praprababci. Każdego na stare lata
odwiedza śmierć i zabiera go na drugą stronę. Jednak mam po niej
wyjątkową pamiątkę. Krzyż, który z przed tylu laty babcia zabrała ze
swojej posiadłości do dziś przekazywany jest u nas z pokolenia na
pokolenie.