Gazetka Literacka e

Transkrypt

Gazetka Literacka e
 „Marzyć każdy może” Marzyć każdy może Jeśli tylko wyobraźni pomoże Przecież każdy ma wyobraźnię Mniejszą czy większą to nieważne Pierwsze marzenie jest Tomka Chciałby być jak złota rączka Drugie marzenie jest Zosi Chciałaby mieć lalkę Dosi A Krzysiek marzy by zostać piłkarzem Julka chciałaby mieć suknię marzeń Tak właśnie świat dziecięcy płynie‐ marzeniami Czy to dobrze czy źle? Oceńcie sami. W tym numerze :  utwory napisane na KONKURS Warto marzyć  pierwszy rozdział powieści Emilki Juźwiak  Opowiadanie Oli o niezwykłym spotkaniu  zimowe przysłowia  horoskop dla strzelców  Dla najmłodszych uczniów świąteczny obrazek do kolorowania Zapraszamy do lektury  Maria Muszyńska, 6A Przyjazd Było około szóstej. Dziewczyna siedziała w prawie pełnym przedziale. Kobieta, która od początku siedziała koło niej, wstała i szepnęła ledwo słyszalnie: ‐ Za chwilę wrócę. Nastolatka ciągle słyszała jakieś szmery, naprzeciw niej siedział młody mężczyzna. Trzymał w ręku gazetę. Od czasu do czasu przewracał stronę za stroną. Po chwili przeczytał całą i odłożył ją do torby. Dziewczyna przypatrywała się nieznajomemu. Był ubrany w ciemny garnitur, dodatkową ochronę przed zimnem zapewniał mu brązowy płaszcz z niezwykłą srebrną przypinką w kształcie litery D. Miał dosyć krótkie włosy elegancko ułożone. Wyglądał na pogodnego, przez jakiś czas przyglądał się widokom za oknem. Spojrzał na dziewczynkę, jego uśmiech zamienił się w zamyśloną minę, lekko zmrużył oczy. Po chwili jednak znów się uśmiechnął i spytał: ‐ Co tu robisz o tej godzinie?‐ dziewczyna lekko przestraszona odwróciła się, aby upewnić się, że koło siedzą inni ludzie. ciąg dalszy na stronie3. Redakcja: kółko dziennikarskie oraz kółko języka polskiego „Język giętki” HOROSKOP Strzelec ‐22.11‐21.12 Adam Szczot Wielkie marzenia W szkole przydarzy ci się wiele dobrych rzeczy. W dzienniku pojawi się parę szóstek, a nawet wygrasz jakiś konkurs! Możesz się trochę posprzeczać z kumplami, ale dwa dni miną i wszystko będzie tak jak dawniej. Otrzymasz sporo ciekawych prezentów na święta i czeka cię niezła impreza sylwestrowa. Tegoroczna zima będzie ci sprzyjać! Marzenia to coś wspaniałego Zawsze możesz Dokonać tego Ciężką pracą Agata Bracławiec Wiara Wiara ponoć czyni cuda. To klucz do szczęścia Uda ci się Wierzyć zawsze warto. Dojdziesz do zwycięstwa Wiara spełnia marzenia. Zobacz Idź przez życie i wierz, Dotarłeś A marzenia Dzięki pracy Spełnią się. każdy chciałby mieć Czym są marzenia? Dużo kasy Czym są marzenia, Ale to nie jest najważniejsze Które dla niektórych po cierpieniu Pamiętaj Nareszcie stają się prawdą? Ważne jest aby Trzeba tylko czekać. Z marzeń mieć radość Długo czekać. Albo ktoś będzie miał coś Przecież kiedyś musi nadejść czas A ty nic na realność naszych słów. I wtedy w twoim sercu Może nie będzie to Pojawi się tak idealne, Zazdrość ale doda nam skrzydeł. Pomoże nareszcie Docenić życie. ciąg dalszy ze str.1 ‐ Jadę do mojej rodziny ‐ cichutko odpowiedziała. Mężczyzna otworzył szerzej oczy i wyprostował się. Jego mina zrobiła się bardziej poważna. ‐ Twoi rodzice o tym wiedzą? ‐ Nie, nie mam rodziców. Jestem sierotą. Moi rodzice zginęli, gdy byłam mała, mieszkałam w domu dziecka aż do teraz. Okazało się, że mam rodzinę, tylko że muszę do niej dojechać– odpowiedziała, przyzwyczajona już do tego faktu. ‐ Sama? Ile ty masz lat? Ty wiesz w ogóle gdzie masz jechać? ‐ spytał, a jego oczy otworzyły się jeszcze szerzej. ‐ Mam 15 lat, ale… ‐ nie dokończyła, tylko spojrzała na kobietę, która właśnie wróciła. Miała około 40 lat. Jej stanowczą ale zarazem troskliwą twarz podkreślał, ciemnoczerwony kolor włosów. Ubrana była, w jaskrawą, czerwoną marynarkę, białą koszulkę i ciemne spodnie. Brązowymi oczyma spojrzała się na nastolatkę, na młodego mężczyznę, a potem znów na nastolatkę. ‐ Jakiś problem? ‐ spytała, sama nie wiedząc kogo pytać, lecz jej wzrok był skierowany na dorosłego. Dziewczyna lekko pochyliła głowę. ‐ Nie, po prostu zdziwił mnie widok nastoletniej dziewczyn siedzącej we wczesnych godzinach samej w pociągu. Podobno czasami młodzież ucieka z domu, stąd też moja interwencja. Pani jest jej opiekunką? – spytał. ‐ Tak, nazywam się Małgorzata Kreska, jestem jej psychologiem i chwilowym opiekunem prawnym, więc proszę być spokojnym dziewczynie nic się nie stanie‐ skończyła ostro. Dorosły kiwnął głową i znów jego wzrok był skierowany na krajobrazy za oknem pociągu, lecz minę miał zamyśloną. Kobieta spojrzała na dziewczynkę i usiadła koło niej. * * * Siedziałam ma środku różowego pokoju. W kącie stało małe łóżko, a obok szafa z kolorowymi naklejkami. Dookoła mnie na fioletowym dywanie leżały porozrzucane kucyki, lalki i inne zabawki, jakimi mogłyby się bawić sześcioletnie dziewczynki. Niespodziewanie usłyszałam krzyk. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie ruszałam się. Nie słyszałam już więcej krzyków, nie słyszałam nic. Po chwili wpatrywania się w drzwi, chwyciłam jedną lalkę. Największą ze wszystkich, które leżały na dywanie. Była szmaciana, miała na sobie niebieską sukienkę i wełniane żółte włosy. Wstałam i powoli zaczęłam iść w stronę drzwi. Byłam już metr od nich. Sięgnęłam ręką do klamki. Chwyciłam i nacisnęłam. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Wszędzie był dym, wszystko płonęło. Oczy piekły mnie już od tych gryzących oparów. Próbowałam się cofnąć do bezpiecznego pokoju, ale nie wiedziałam, gdzie on jest. Robiło się coraz bardziej gorąco i duszno. Stałam twarzą w twarz z ogniem, wielkim i przerażającym. Wszędzie było go pełno, nie wiedziałam, co robić, gdzie iść. Szłam więc mu naprzeciw, ale nie trwało to długo, ponieważ musiałam się cofnąć przed duszącym dymem. Nagle z czerwono‐szarej chmury wyłoniła się jakaś postać, chwyciła mnie za rękę i przyciągnęła do siebie, trzymała mnie na rękach. Zamknęłam oczy. Bałam się. Postać wyciągnęła mnie z płonącego domu. Mimo iż miałam zamknięte oczy, zobaczyłam światło. Lekko rozchyliłam powieki. Oczy ciągle mnie piekły. Postać w dalszym ciągu niosła mnie na rękach. Po chwili położyła mnie na czymś miękkim. Jacyś ludzie stali nade mną i coś mówili między sobą, chodzili dookoła tego, na czym leżałam. I dotykali moich rąk i nóg, strasznie mnie to piekło. ‐ Poparzenia nie są poważne, ale trzeba szybko schłodzić ‐ powiedział jakiś męski głos. – Podaj mi zimne okłady. ‐ Trzymaj – odpowiedział równie szybko bardziej delikatny kobiecy głos. Po woli otwierałam oczy, ale nadal mnie piekły tak jak całe ciało. Otwierałam oczy coraz szerzej, jakby przez mgłę widziałam kobietę ze związanymi brązowymi włosami ubraną w czerwony kombinezon ciągle biegającą wokół mnie. Leżałam w środku jakiegoś bardzo małego pomieszczenia, to chyba była karetka, bo słyszałam nieustanne wycie syren. Chciałam wstać, żeby przypatrzeć się temu, gdzie jestem, ale jakiś mężczyzna przytrzymał mnie ręką i powiedział: ‐ Spokojnie, za chwilę już nic ci nie będzie, połóż się i najlepiej nie ruszaj. Położyłam się, tak jak mi kazał, ale lekko odwróciłam głowę, aby zobaczyć postać, która do mnie mówiła. Był to mężczyzna, brał jakiś wacik lub bandaż i przykładał mi to do nogi. Czułam chłód tam, gdzie mi go przykładał. Jechaliśmy przez kilka minut. Po chwili samochód zatrzymał się, syreny przestały wyć. Otworzyli drzwi i pchali łóżko, na którym leżałam, do jakiegoś budynku, a potem jechałam korytarzem. Jakiś lekarz przychodził do mnie co chwilę, a pielęgniarki biegały wokół mnie ciągle zmieniając okłady. Dopóki nie przyszedł do mnie ktoś, kto nie był pielęgniarką ani lekarzem, minęły jakieś 2 dni. Po południu koło mnie usiadła nieznajoma pani o ciemnoczerwonych włosach. ‐ Nazywam się Małgorzata, jestem psychologiem… ‐ powiedziała kobieta, ale nie chciałam, żeby mówiła dalej, więc przerwałam: ‐ Gdzie są rodzice? Nikt nie pozwala mi się z nimi spotkać! Gdzie oni są? – spytałam. ‐ Twoi rodzice…. ‐ wahała się – W waszym domu wybuchł pożar – tłumaczyła spokojnie, a na jej twarzy malowało się współczucie i smutek. – Strażacy próbowali ich uratować, ale... ‐na chwilę przerwała i delikatnie chwyciła mnie za rękę – bardzo trudno jest kogoś uratować z płonącego domu, niestety nie udało się ich uratować. Ktoś mną potrząsał . ‐ Wstawaj! Wysiadamy za chwilę! ‐ to był głos pani Małgorzaty. Otworzyła oczy znów była w pociągu, ale przed nią już nikt nie siedział. Przetarła oczy. To był tylko sen, niestety oparty na prawdziwych zdarzeniach. Śnił się jej, odkąd jej rodzice zginęli, zawsze wtedy, kiedy się stresowała on sprawiał, że stresowała się jeszcze bardziej. Pani Małgorzata wyciągała bagaże z górnej półki i podała dziewczynie niedużą walizkę, a sama sięgnęła po swoją torebkę. ‐ Chodź – powiedziała i poszła w kierunku wyjścia. Za chwilę były już na peronie, pociąg odjechał. Cały peron był zatłoczony. Ciągle w pośpiechu ktoś zahaczał o dziewczynkę. Pani Małgorzata nie spuszczała jej z oka. “Gdybym się zgubiła, to nie byłby żart, sama, w obcym mieście, na samą myśl przechodzą mnie ciarki” ‐ pomyślała nastolatka. Przejście przez zatłoczony dworzec minęło bardzo szybko, ponieważ przez cały czas myślała o tym, co by zrobiła. Kiedy wyszły z dworca, zrobiło się trochę ciszej, nie było już słychać gwizdów, krzyków, szeptów, ale zamiast tego słyszały odgłosy samochodów jeżdżących raz tam, a raz tam. Poszły na postój taksówek. Czekały w ciszy, żadna z nich się nie odzywała. Obie były pogrążone w myślach. Dziewczyna im bliżej była spotkania ze swoją rodziną, tym bardziej miała mieszane uczucia. “Z jednej strony właśnie zapewniają mi dom, w którym będę mogła się dobrze czuć, ale z drugiej strony po jakim czasie! Po dziewięciu latach. Dlaczego tak późno? “ ‐pomyślała. Kiedy wreszcie podjechała taksówka, wsiadły, pani Małgorzata wyciągnęła swój notesik, w którym od czasu do czasu coś notowała. Powiedziała głośno i wyraźnie: ‐ Poprosimy na ul. Jesionową. W czasie jazdy taksówkarz pytał je o to, skąd są i co tu robią. Opiekunka bardzo oszczędnie dawkowała informacje tym ludziom, którzy nie powinni byli wiedzieć zbyt dużo, w tym przypadku było tak samo. Przejeżdżali przez samo centrum wielkiego miasta. Kiedy samochód zatrzymał się przed białą willą wyglądającą na rezydencję zamożnych ludzi, którzy odziedziczyli posiadłość po przodkach sprzed 3 wieków, zapłaciły za przejazd i wysiadły. Stały przed wielkimi, solidnymi drewnianymi drzwiami, nad którymi była mała tabliczka z numerkiem i nazwą ulicy. Po bokach znajdowały się dwie małe lampki, a po prawej skrzynka pocztowa. Pani Małgorzata poprawiła marynarkę. ‐ Jesteś gotowa? – spytała, jakby nie do końca pewna, czy pyta siebie czy nastolatkę. ‐ Mam inny wybór? ‐odpowiedziała i spojrzała swojej opiekunce w oczy i odwzajemniła uśmiech. Ding‐ dong zabrzmiał dzwonek do drzwi. Z za drzwi słychać było krzątanie się, ktoś podchodził do drzwi. Klamka została wciśnięta, a drzwi rozwarły się ze skrzypem. Cdn. Emilka Juźwiak, 6a Przysłowia są mądrością narodów. Poznajmy polskie przysłowia związane z zimą:  Im więcej zimą wody, tym więcej wiosną pogody.  Gdy trawa w styczniu nie zmarznie, to się w sierpniu spali.  Styczeń mrozi, lipiec skwarem grozi.  Bój się w styczniu wiosny, bo marzec zazdrosny.  Późna zima, długo trzyma.  Gdy wiatr ostry w lutym wieje, to gbur (gospodarz) dobrą ma nadzieję.  Gdy styczeń burzliwy z śniegami, lato burzliwe z deszczami.  Po styczniu jasnym i białym w lecie będą upały.  Gdy nie wymrozi zima, sierpień zbierać co nie ma. Przysłowia wyszukała Martyna Marynowska z klasy 6b Skopiuj obrazek i pokoloruj  rys. Julia Żyromska, 5 a Jakzostałamasystentkąśw.Mikołaja
ŚwiętaBożegoNarodzeniasądlamnieczasemmagicznym,pełnymniespodzianek
inadziei.
Kiedy byłam małym dzieckiem, to marzyłam, żeby zostać pomocnikiem świętego
Mikołaja. I w końcu to się spełniło. Odwiedził mnie starszy pan z siwą brodą, okrągłymi
okularami, w czerwonym płaszczu z białymi wykończeniami. Zapytał, czy chciałabym mu
pomóc w pakowaniu i rozdawaniu prezentów. Powiedział, że jest już stary i zmęczony i
potrzebamuwielurąkdopomocy.
Bezzastanowieniazgodziłamsię.Mikołajstwierdził,żenaszapodróżmożezająć
kilkadni,ponieważwróżnychkrajachsąinnestrefyczasoweikiedyunasjeszczeniktnie
czekanaprezenty,dziecinawschodzieśpiąjużpokolacjiwigilijnej.Powiedziałmi,gdzieio
której godzinie mam na niego czekać. Przyszłam punktualnie. Mikołaj i jego renifery,
podpięte do przeogromnych sań wyładowanych tysiącami prezentów, czekali na mnie.
Wsiadłamdopojazduiodlecieliśmy.
Pierwszymkrajem,doktóregosięudaliśmy,byłaJaponia.Wdrodzedoniejświęty
Mikołajcałyczascośjadł.Porozdaniuprezentówwewszystkichkrajachpolecieliśmynad
mój dom. Kiedy wychodziłam z sań, Mikołaj uścisnął moją rękę i dał mi prezent. Kiedy
żegnaliśmy się, powiedział, że za rok też będę jego asystentką. Wróciłam do rodziny w
momencie, kiedy mama wołała na wieczerzę wigilijną. Pod choinką znalazłam jeszcze
więcej prezentów. Chciałam opowiedzieć wszystkim o tym, co mi się przydarzyło, ale
rozpakowując kolejne paczki, zapomniałam pochwalić się podróżą z Mikołajem.
Następnegodniateżniebyłookazji,zresztączyuwierzylibywmojąprzygodę?
OlaAndruszkiewicz,kl.VIB
rys. Patrycja Nowak, 6 a 

Podobne dokumenty