Przyczynek do krytyki lewicowego idealizowania
Transkrypt
Przyczynek do krytyki lewicowego idealizowania
Michał Siermiński Uniwersytet Warszawski Przyczynek do krytyki lewicowego idealizowania „Solidarności” W niektórych nurtach radykalnie lewicowej literatury data 13 grudnia 1981 roku uznawana jest za swoiste „zerwanie” w historii NSZZ „Solidarność”. Wyraźne wyodrębnienie pierwszych szesnastu miesięcy „Solidarności” idzie przy tym często w parze z ich swoistą idealizacją. Podkreśla się, iż Związek w latach 1980-1981 – w odróżnieniu od tego, co nastąpiło po stanie wojennym – miał nie tylko robotniczy, ale także radykalnie lewicowy (niekiedy wręcz „komunistyczny” lub „marksowski”) i jednoznacznie postępowy charakter. Jako argument służy fakt, że w początkowym okresie swego istnienia „Solidarność” – mimo że powstała jako związek zawodowy – nie ograniczała się do działalności jedynie rewindykacyjnej, lecz występowała także z „ofensywnym” programem objęcia przedsiębiorstw robotniczym zarządem. Niekiedy to twierdzenie przybiera bardziej radykalną postać – wtedy walka o autentyczny samorząd robotniczy nie tylko uznawana jest za jeden z elementów solidarnościowej rewolucji, lecz określa istotę Związku przez pierwsze szesnaście miesięcy jego istnienia. Omawiany paradygmat interpretacyjny kładzie też szczególny nacisk na apologię związkowej demokracji. „Solidarność” nie tylko domagała się radykalnej demokratyzacji społeczeństwa – obejmującej również zakłady pracy – ale sama była zorganizowana w sposób radykalnie demokratyczny. Innymi słowy, w tej optyce dynamika wydarzeń, do której zgniecenia doprowadził stan wojenny, nosiła wyraźne znamiona „prawdziwej” rewolucji proletariackiej, co nigdy już nie powtórzyło się w późniejszej historii Związku. Radykalnie lewicowy sposób odczytania wydarzeń z początku lat 80. wymaga odsunięcia na dalszy plan (lub niemal całkowitego wymazania) wątków, które stanowią najistotniejsze punkty odniesienia dla prawicowej historiografii „Solidarności”. W pierwszej kolejności tyczy się to religijnego wymiaru Związku, którego marginalizacja przebiega równolegle dwoma torami. Z jednej strony podkreśla się fakt, że Kościół katolicki miał niekiedy wrogi stosunek do robotniczej rewolucji, podając – w charakterze koronnego argumentu – kazanie Stefana Wyszyńskiego z Sierpnia 1980 roku, w którym prymas wezwał strajkujących robotników do powrotu do pracy. Z drugiej strony umniejsza się znaczenie symboli religijnych dla codziennego funkcjonowania Związku; twierdzi się także, iż ich obecność miała przygodny charakter, zaś sami robotnicy wykorzystywali je w sposób czysto instrumentalny. To przekonanie można wyrazić w jeszcze inny sposób – rewolucja „Solidarności” nie straciłaby nic ze swej istoty, gdyby pozbawić ją symboliki religijnej lub wyeliminować wpływy polskiego episkopatu czy polskiego papieża. W podobny sposób apologetycznie lewicowa historia Związku wymaga marginalizacji „narodowych” znamion „Solidarności”. Zakłada się, że dla przygniatającej części uczestników solidarnościowej rewolucji Związek nie walczył o „kwestię Polską”, 1 lecz o wyzwolenie ludzi pracy, bez względu na ich tożsamość narodową. „Solidarność” miałaby być przy tym rozumieniu skrajnie inkluzywnym ruchem społecznym, wolnym od wszelkich przejawów nacjonalizmu czy ksenofobii1. W dalszej części tekstu pokażę, że każde z powyższych twierdzeń – choć nie każde z nich w tym samym stopniu – wydaje się problematyczne i nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistymi wydarzeniami w Polsce początku lat 80. Idealizacja pierwszego okresu istnienia „Solidarności” jest dla lewicy – która od lat przegrywa z prawicą ideologiczną bitwę o dziedzictwo Związku – zjawiskiem niebezpiecznym. Jednostronny, tendencyjny i zwyczajnie nieprzystający do rzeczywistości obraz „Solidarności” sprzyja tworzeniu mitologii, która „wypycha” lub „eliminuje” wszystkie niepasujące do lewicowej ideologii fakty. „Solidarności” w ciągu prawie szesnastu miesięcy przed grudniem 1981 roku nie udało się uniknąć wielu „niejednoznaczności”, pułapek i niebezpieczeństw. Warto uczyć się na błędach robotniczego Związku, a nie – nawet jeśli ma to miejsce „w dobrej wierze” – dokonywać gwałtu na jego historii. Przyjrzyjmy się na początku twierdzeniu, zgodnie z którym do istoty „Solidarności” należała walka na rzecz samorządów pracowniczych, już na pierwszy rzut oka wydaje się ono bowiem problematyczne. Wielu działaczy dopiero w drugiej połowie 1981 roku dostrzegło konieczność wykroczenia poza typową dla związków zawodowych działalność rewindykacyjną i opowiedziało się za poparciem ruchu na rzecz samorządów. Do tego czasu w łonie „Solidarności” – szczególnie u przedstawicieli starszego pokolenia robotników – dominował sceptycyzm wobec rad pracowniczych, które powszechnie kojarzyły się z partyjną instytucją Konferencji Samorządu Robotniczego, a nawet wobec samej idei samorządu2. Mylący jest punkt szósty „porozumień gdańskich”, w którym znajduje się wzmianka o „samorządzie robotniczym”. W rzeczywistości było to bowiem ustępstwo na rzecz władzy, a robotnicy przytomnie zdawali sobie sprawę, że branie odpowiedzialności za kondycję przedsiębiorstw w warunkach kryzysu może być bardzo niebezpieczne3. Początkowo zdecydowanie sceptyczny wobec samorządów pracowniczych był także lider Związku Lech Wałęsa, który pod koniec 1980 roku w wywiadzie udzielonym Polityce mówił: „Nie pchamy się do zarządzania. W tym kierunku mamy najmniej do powiedzenia. Od tego są fachowcy, prawnicy, a my nawet robimy błędy ortograficzne, jesteśmy przecież robotnikami”4. Zdystansowanie w stosunku do ruchu samorządowego cechowało niekiedy całe regiony – i tak wrocławski zarząd „Solidarności” zalecał daleko posuniętą ostrożność, a zarząd regionu bydgoskiego, z Janem Rulewskim na czele, odnosił się do walki o rady robotnicze jednoznacznie negatywnie. Zorganizowany ruch samorządowy odrodził się w Polsce dopiero w marcu 1981 roku, kiedy powstały struktury organizacyjne tak zwanej Sieci5. Co ważne, Sieć nie była częścią „Solidarności”, nie 1 Omawiany paradygmat odnajdujemy w czystej postaci np. w najnowszej książce Jana Sowy. Patrz w: J. Sowa, „Inna Rzeczpospolita jest możliwa”, WAB, Warszawa 2015. Moja polemika z Sową w: M. Siermiński, „Nie ma <<Solidarności>> bez polskości” w: „Bez dogmatu” numer 104. 2 Patrz np.: S. Jakubowicz, Bitwa o samorząd 1980–1981, ANEKS, Londyn 1988, str. 46. 3 Patrz np.: T. Kowalik, Problematyka ekonomiczna w porozumieniach z lata 1980, Maszynopis, 1984, informacja za: S. Jakubowicz, Bitwa… 4 Polityka, nr 44 (01.11.1980), cytat za: S. Jakubowicz, Bitwa… 5 Pełna nazwa tej organizacji to Sieć Organizacji Zakładowych NSZZ „Solidarność” Wiodących Zakładów Pracy. Założoną przez Milewskiego i Merkela Sieć cechowało podejście legalistyczne: dążyła ona do włączenia się w proces reformy gospodarczo-społecznej kraju przy wykorzystaniu obowiązujących norm prawnych, włącznie z konstytucją. Sieć nie interesowała się odebraniem partii ani władzy gospodarczej ani politycznej. Program tej organizacji respektował centralne planowanie (w wersji uspołecznionej, w której to społeczeństwo dokonuje 2 została powołana przez jej przywódców i – jak zakładano – nie miała pełnić funkcji pomocniczych wobec Związku. Krajowa Komisja Porozumiewawcza została poinformowana o istnieniu i działalności zorganizowanego ruchu samorządowego dopiero pod koniec maja. Kierownictwo „Solidarności” przyjęło tę informację dosyć chłodno, gdyż Związek dalej nie miał wypracowanego jednoznacznego stanowiska wobec rad pracowniczych. Na zebraniu Sieci w maju 1981 roku w Stoczni Gdańskiej przedstawiciele „Solidarności” z zakładów „Stomil” w Olsztynie i „Iskra” w Kielcach, opierając się na opinii swoich załóg, sprzeciwiali się powoływaniu samorządów pracowniczych. Wielu innych delegatów zauważało, że rady zakładowe nabiorą sensu dopiero po gruntownej reformie gospodarczej kraju. Niecały miesiąc później, 3 czerwca, w trakcie posiedzenia KKP Bogdan Lis oraz Andrzej Gwiazda przekonywali do daleko posuniętej ostrożności w kwestii samorządów. Ostrzegali, że rady pracownicze mogą zostać wykorzystane w walce ze Związkiem. Na początku lipca, w trakcie spotkania Sieci w Gdańsku, w którym uczestniczyli niektórzy przedstawiciele KKP, także Lech Wałęsa w swoim wystąpieniu nie wyraził żadnego entuzjazmu dla instytucji samorządu i położył akcent na rolę dyrektorów w zarządzaniu przedsiębiorstwami. Co więcej, wezwał załogi do współpracy z dyrekcją przy realizacji przedstawionych przez nią programów rozwoju przedsiębiorstw. W kolejnym wystąpieniu posunął się jeszcze dalej – sprzeciwiał się podważaniu autorytetu władzy, która – jak przekonywał – powinna być stabilna dla dobra wszystkich. Postawa przywódcy „Solidarności” została bardzo źle odebrana6, zaś wzajemna nieufność między działaczami ruchu samorządowego i kierownictwem „Solidarności” znacznie się pogłębiła. Było to na rękę partii, która do połowy 1981 roku chciała wygrywać rodzący się ruch samorządowy przeciwko „Solidarności”7. Dopiero w końcu lipca na posiedzeniu Krajowej Komisji Porozumiewawczej, kiedy większość prezydium opowiedziała się za poparciem dla ruchu samorządowego, doszło do ujednolicenia strategii „Solidarności”. Jednak nawet po tym wydarzeniu Związek i ruch samorządowy nie stanowiły jedności. Choć samorządowe organizmy miały tę samą strukturę, co zarządy „Solidarności”, w wielu regionach (np. w gdańskim) niezwykle skrupulatnie przestrzegano autonomii samorządowców: np. organizowano spotkania informacyjno-szkoleniowe poza lokalami Związku8. Wciąż również padały głosy przeciwko radom robotniczym, często z samej „góry”. Jan Rulewski niezmiennie przekonywał, że najważniejsze dla „Solidarności” jest odzyskanie suwerenności kraju, czego nie można uzyskać przy pomocy samorządów pracowniczych. Oskarżył zwolenników samorządu o godzenie w interesy Związku. Samorząd pracowniczy „uznał za wymysł <<bolszewicki>> z domieszką zachodniej demokracji, który został Związkowi podrzucony przez partyjną <<Trybunę Ludu>>. Stwierdził przy tym, że robotnicy wcale się do samorządu nie palą”9. Zresztą niekiedy sama Sieć i reszta ruchu wyborów planistycznych) i szerokie zastosowanie mechanizmów rynkowych. W ramach ciekawostki dodajmy, że z nowopowstałym ruchem na rzecz samorządów współpracował zespół młodych ekonomistów kierowany przez Leszka Balcerowicza. 6 10 lipca Wałęsa odpowiedział na krytykę w publicznym liście, w którym – wbrew wcześniejszym przekonaniom – wyraził pozytywny stosunek Związku do „radykalnej reformy gospodarczej” i samorządu pracowniczego. Zapowiadało to zmianę postawy kierownictwa Związku, która miała wkrótce nastąpić. 7 Patrz np.: Sz. Jakubowicz, „Bitwa…”, str. 88. Gwałtowna kampania propagandowa atakująca Sieć za „odchylenia anarchosyndykalistyczne” została przepuszczona dopiero latem, gdy ruch samorządowy okazał się równie „groźny”, co „Solidarność”. 8 Patrz np.: Sz. Jakubowicz, „Bitwa…”, str. 174. 9 Tamże, str. 113. 3 samorządowego podchodziła do „Solidarności” sceptycznie, co zamanifestowało się w zignorowaniu jej sierpniowego apelu o zaprzestanie tzw. „marszów głodowych” i pracowanie w wolne soboty10. Dalsza strategia Związku wobec samorządu stała się przedmiotem ożywionych dyskusji i kłótni w trakcie dwóch tur Krajowego Zjazdu Delegatów, który rozpoczął się 5 września. W wyniku antydemokratycznej postawy kierownictwa „Solidarności” – które zignorowało fakt, że w trakcie pierwszej części Zjazdu wezwano wszystkich członków Związku do walki na rzecz autentycznego samorządu – pomiędzy turami KZD doszło do zawarcia kompromisu z władzą, który zakładał wiele ustępstw na rzecz rządowego projektu „o przedsiębiorstwie państwowym”. W atmosferze skandalu i po prawdziwej awanturze w trakcie drugiej tury Zjazdu przyjęto Uchwałę Programową, w której znalazły się zapisy deklarujące chęć walki o autentyczny samorząd pracowniczy. Zapisy z Uchwały Programowej nie pociągnęły wielu realnych skutków. Jak zauważa Szymon Jakubowicz, obraz ruchu samorządowego w Polsce nie przedstawiał się pod koniec roku 1981 zbyt korzystnie. Obserwowano wyraźny spadek zainteresowania załóg realizacją samorządowego projektu, nawet tam gdzie rady pracownicze już zostały powołane. W samej „Solidarności” ponownie odzywały się głosy domagające się wycofania Związku z działalności samorządowej. Przekonywano, że to nie samorząd, ale komisje zakładowe Związku są prawdziwymi reprezentantami interesów załóg. W październiku, z inicjatywy tzw. Grupy Lubelskiej, która skupiała jednoznacznie prosamorządowych działaczy, powstała Krajowa Federacja Samorządów11, mająca stanowić rodzaj ogólnokrajowych organizacyjnych ram, które ułatwiałyby radom pracowniczym autentyczne zarządzanie przedsiębiorstwami. Jednak kierownictwo Związku wobec Federacji było bardzo nieufne. Komisja Krajowa odmówiła uznania jej za jedyne ogólnokrajowe przedstawicielstwo samorządów i odrzuciła możliwość nawiązania z nią współpracy. Nawet jeśli pominiemy wszystkie omówione „niejednoznaczności” i zrównamy „Solidarność” z ruchem na rzecz samorządów, wciąż wątpliwą kwestią pozostaje jej „komunistyczny” charakter. Wydaje się jasne, że bezwzględny egalitaryzm jest dla treści idei komunistycznej równie ważny, co walka o demokrację w miejscu pracy. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na fakt, że „Solidarność” – mimo krytycznego stosunku do przywilejów partyjnej nomenklatury i ogólnie egalitarnego przesłania12 – nie opowiedziała się za walką z przywilejami i nierównościami 10 W Sierpniu „Solidarność” wystosowało apel do całego społeczeństwa, w którym nakłaniano do zaprzestania tzw. „marszów głodowych” i podjęcia pracy w osiem wolnych sobót (do końca roku). Władze związku przekonywały, że dzięki wprowadzonej od zaraz zasadzie samorządności owoce tej ponadwymiarowej pracy nie zostaną zmarnowane. 11 Przedstawiciele Grupy Lubelskiej od początku byli bardziej radykalni niż Sieć. Zakładali, że samorząd powinien ukonstytuować się w strukturę ogólnokrajową, która miałaby przejąć w swoje ręce pełną władzę gospodarczą w Polsce. Wiązało się to z utrzymaniem imperatywnego planowania i zarządzania gospodarką, tyle tylko, że sprawowanego przez demokratycznie wybrane ponadzakładowe struktury samorządowe. Negowano także jakiekolwiek rozwiązania rynkowe. Presja na władzy miała być wywierana poprzez strategię tzw. strajku okupacyjnego czynnego. Zgodnie z tym programem „Solidarność” powinna całą swoją siła poprzeć rozwiązania proponowane przez Grupę Lubelską. Krajowa Federacja Samorządów, formalnie rzecz biorąc, była inicjatywą zgłoszoną przez Radę Współpracy Samorządów Pracowniczych Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Faktycznym inicjatorem była jednak od początku Grupa Lubelska. 12 Z tym egalitarnym przesłaniem „Solidarności” wiąże się pewien paradoks, na który zwraca uwagę Małgorzata Mazurek w tekście „Moralność konsumpcyjna w Polsce (1918-1989)”. Z jednej strony „Solidarność”, oprócz wolności politycznej i suwerenności narodowej, interesowała się także kwestią rosnących nierówności społecznych i dążyła do sprawiedliwszego podziału zasobów społeczno-ekonomicznych. Z drugiej jednak strony, 4 majątkowymi wewnątrz Związku. Etatowi działacze otrzymywali stosunkowo duże pensje, których wysokość była funkcją stanowiska pełnionego w strukturze „Solidarności”. Jacek Kurczewski, jeden z badających Związek socjologów, pisał: „mogłem przekonać się, że zdecydowana większość, bo około 80% związkowców jest przeciwna postulatom egalitarnym, a wypowiada się natomiast za zróżnicowaniem dochodów i – ogólniej – warunków życia stosownie do wkładu pracy, kwalifikacji i jakości pracy. (…) Postulat egalitaryzmu jest więc wprost formułowany tylko na zewnątrz w stosunku do władzy, która utraciwszy swą prawomocność w oczach rządzonych utraciła również prawomocność przywilejów związanych z zajmowanymi stanowiskami. Wewnątrz ruchu uznaje się jednocześnie np. prawomocność pewnych przywilejów własnej elity związkowej”13. Równie problematyczne wydaje się twierdzenie o zasadniczo lewicowym charakterze ruchu. W związkowej prasie czy w trakcie rozmaitych debat działacze bardzo często oskarżali się wzajemnie o „lewicowość” i trudno nie odnieść wrażenia, że w niektórych środowiskach słowo to funkcjonowało jak najcięższa oblega. Szczególny pod tym względem był Region Mazowsze, który stał się areną morderczego starcia w łonie związkowego zarządu, zaś walczące strony obrzucały się nawzajem epitetami „prawdziwych polaków” i „lewicy”. W „Wiadomościach dnia” zachowała się relacja jednego z działaczy tego regionu: „Jest w Zarządzie rozbicie na 2 grupy, żadna z nich nie ma programu. Są walki personalne. (…) Są: grupa socjaldemokratyczna i grupa narodowo katolicka. Raz jedna, raz druga strona powodują konflikt.”14 Słowa „lewicowość” i „komunizm” często pełniły też rolę swoistego „straszaka” i wykorzystywano je w kampaniach ideologicznych przeciwko Partii a zwłaszcza przeciwko niepopularnemu Komitetowi Obrony Robotników. O Komitecie – w charakterze przestrogi – pisano w związkowej prasie: „[KOR – M.S.] ma szersze aspiracje rewolucyjne, co najmniej eurokomunistyczne. Odróżnia go to od ugrupowań patrzących z perspektywy narodowych, polskich interesów”15. W innych miejscach nawoływano do ostrożności w stosunku do Komitetu, sugerując jego związki z czwartą międzynarodówką16 lub – jak w przypadku oskarżeń wysuwanych przez Stefana Niesiołowskiego, również członka „Solidarności” – jego ogólno komunistyczny charakter. Wymowny jest również fakt, że Andrzej Gwiazda, gdy atakował Lecha Wałęsę, chcąc osłabić jego pozycję, wypominał przewodniczącemu dawne związki z KOR-em. Wrogość wobec intelektualistów połączoną z oskarżeniami o „lewicowość” czy „komunizm” widać było bardzo wyraźnie także podczas Krajowego zdaniem Mazurek, rzeczywiste praktyki polskiego społeczeństwa komplikowały sytuację. Autorka zauważa np., że „w latach 1980-1981 codzienne konflikty żywnościowe raczej nasilały się zamiast słabnąć”. Zdaniem Mazurek, na początku lat 80. w Polsce „solidarność społeczna” w życiu codziennym Polaków zwyczajnie nie działała. Podajmy interesujący przykład wspomnianych problemów ze społeczną solidarnością: w listopadzie 1981 roku należące do „Solidarności” ekspedientki zorganizowały protest przeciwko powszechnemu oskarżaniu ich o braki żywnościowe. Ich protest nie spotkał jednak żadnego społecznego poparcia, mimo że sam Związek wzywał, by „lada sklepowa nie dzieliła społeczeństwa”. Hasła wypisane na wszystkich sztandarach Związku i rzeczywiste praktyki niekiedy się rozmijały. Więcej na ten temat w: M. Mazurek, « Morales de la consommation e en Pologne (1918-1989) », Annales. Histoire, Sciences Sociales, 2013/2 68 année, p. 499-527. Obszerne fragmenty testu Mazurek w tłumaczeniu Michała Kozłowskiego ukazały się w 98. numerze „Bez dogmatu”. 13 „Biuletyn informacyjny w Instytucie Badań Jądrowych”, Warszawa, wyd.: Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” IBJ, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka solidarnościowego rozumu”, Wydawnictwo akademickie i profesjonalne, Warszawa 2009, str. 56. 14 „Wiadomości dnia”, Warszawa, wyd.: Ośrodek Badań Społecznych i Biuro Informacyjne NSZZ „Solidarność” regionu Mazowsze. Cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 139. 15 „Solidarność Ziemi Łódzkiej”, Łódź, wyd.: Zarząd Regionalny NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 91 16 Patrz np.: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 91. 5 Zjazdu Delegatów, na którym odbyła się niezwykle burzliwa dyskusja wokół podziękowań dla KOR-u. Szczególnie negatywna aura skojarzeniowa związana ze słowem „komunizm” czyni wątpliwym także „marksistowski” charakter „Solidarności”. Na początku lat osiemdziesiątych w Związku niemal nie było marksistów, zaś nieliczni z nich – jak przekonuje Baczko – w powszechnym odczuciu trącili anachronizmem17. Wspomnieliśmy mimochodem, że samorządowy kompromis między turami Zjazdu został podjęty w tajemniczy sposób i bez wymaganej legitymizacji delegatów18. Co ważne, nie był to pierwszy poważny „wyskok”, na który pozwolił sobie Wałęsa i jego najbliższe otoczenie (złożone głównie z różnego rodzaju „doradców” i „ekspertów”). Przewodniczący, zdając sobie sprawę ze swojej niepodważalnej pozycji, często zdradzał autorytarne lub wręcz dyktatorskie zapędy. W sytuacjach, gdy nie mógł pozwolić sobie na samowolne działanie, wymuszał korzystne dla siebie decyzje, uciekając się do różnego rodzaju szantaży i manipulacji19. Już te całkiem dobrze znane fakty 17 M. Baczko, „Wyobrażenia społeczne, tłum. M. Kowalska, PWN, Warszawa 1994, str. 242. Opiszmy krótko tamte wydarzenia. Pierwsza tura Zjazdu „Solidarności” rozpoczęła się 5 września 1981 roku. Jedną z ważnych kwestii dyskutowanych przez delegatów była dalsza strategia Związku wobec ruchu samorządowego i toczącej się w Sejmie batalii („Solidarność” broniła w Sejmie projektu „o samorządzie załogi przedsiębiorstwa państwowego” przeciwko partyjnemu projektowi „o przedsiębiorstwach państwowych”). W czwartym dniu I tury Zjazdu (8 września) podjęta została uchwała, w której wezwano wszystkich członków Związku do obrony samorządu pracowniczego przeciwko partyjnemu projektowi. Związek wyraźnie sprzeciwiał się zatem jakimkolwiek ustępstwom. Uchwała ta dość powszechnie uznana została za najważniejszy dokument I części Zjazdu. Mimo takiego przebiegu obrad prezydium Krajowej Komisji Porozumiewawczej, z Wałęsą na czele, w wąskim gronie związkowców i „ekspertów” zawarło (stosunkiem głosów 3:1) kompromis z rządem. 26 września w gdańskiej hali Olivi, gdzie rozpoczęła się druga tura Zjazdu „Solidarności”, rozpętała się prawdziwa burza. „Dyskutanci jeden po drugim miażdżyli negocjatorów i decydentów za to, że samowolnie okroili program maksimum zawarty w uchwale [z I tury – M.S.], którą Zjazd przyjął niemal jednomyślnie.” (K. Modzelewski, „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”, Iskry, Warszawa 2013, str. 317. Relacja ta jest tym bardziej wiarygodna, że sam Modzelewski deklaruje się jako zwolennik kompromisu.) Podważano demokratyczność Związku i pytano, czy nie rządzą nim „eksperci”, którzy podejmują decyzje w sposób niejawny w ramach zakulisowych rozgrywek. Andrzej Gwiazda twierdził: „To oświadczenie prezydium KKP był to jeszcze jeden głos ludzi, którzy zamiast być reprezentantami, dyskutują ponad głowami swoich członków, myśląc, że mają zaufanie i mogę te doły traktować instrumentalnie”. (Sz. Jakubowicz, „Bitwa…”, str. 154.) Jan Rulewski nazywał kompromis klęską Związku, zaś sposób, w jaki został zawarty określał jako „dyktatorski” i „feudalny”. Ostatecznie 3 października Zjazd przyjął uchwałę, w której domagano się natychmiastowej nowelizacji kompromisowej ustawy. Wzywano też wszystkie załogi do tworzenia autentycznych samorządów pracowniczych na zasadach zgodnych ze stanowiskiem Związku. 19 Warto wspomnieć o jeszcze dwóch bardzo charakterystycznych przykładach. Pierwsza z nich miała miejsce po tzw. „prowokacji bydgoskiej”, czyli brutalnym pobiciu działaczy „Solidarności” przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej 19 marca 1981 roku. W trakcie obrad KKP (24-25 marca) w atmosferze powszechnego wzburzenia większość zebranych związkowców – wbrew Wałęsie – opowiedziała się za niezwłocznym proklamowaniem strajku generalnego. Przewodniczący złamał jednak opór zburzonych związkowców, opuszczając salę obrad ze słowami „skoro tak, to bawcie się beze mnie.”( K. Modzelewski, „Zajeździmy…”, str. 292.) Sala ugięła się pod szantażem przewodniczącego i cofnięto zatwierdzoną większością głosów uchwałę. Podjęto także decyzję, iż tylko KKP może ocenić wyniki rozmów z rządem i podjąć decyzję w sprawie strajku generalnego. Tymczasem Wałęsa, łamiąc wszelkie demokratyczne standardy, zawarł kompromis z rządem i odwołał decyzję o strajku samodzielnie. Związkowcy dowiedzieli się o tym z… Dziennika Telewizyjnego. Gdy tylko ponownie zebrała się Krajowa Komisja, wybuchła prawdziwa burza. Mówiono o podejmowaniu decyzji „drogą gabinetowych negocjacji w małych grupach”. Wałęsa, który mimo wszystko potrzebował zatwierdzenia swojej niedemokratycznej decyzji, w swoim przemówieniu podkreślił, że jako „symbol związku” i jego „jedności” dysponuje poparciem mas niezależnie od okoliczności. W odpowiedzi KKP przegłosowała zawarty już kompromis z rządem. Druga warta wspomnienia sytuacja wiąże się z głosowaniem na Krajowym Zjeździe Delegatów w sprawie uchwały „o niełączeniu funkcji”. (Chodziło o to, by członkami Prezydium Komisji Krajowej nie mogli być przewodniczący Zarządów Regionalnych.) Po niezwykle burzliwej dyskusji stosowna uchwała 18 6 dają pewną podstawę do ostrożności przy ocenie „solidarnościowej” demokracji. Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Przewodniczący – mimo mało demokratycznej mentalności i powtarzających się autorytarnych „wyskoków” – nieustannie cieszył się niepodważalnym poparciem związkowców, zaś „Solidarność” nie wykształciła żadnych mechanizmów, które mogłyby zabezpieczyć związkową demokrację przed niewydarzonym liderem. Mechanizmy takie nie mogły powstać – w związkowej wyobraźni nie mieściły się bowiem alternatywy dla przywództwa Wałęsy, który – jak to wielokrotnie sam podkreślał – był symbolem jedności Związku. Jeden z solidarnościowych dziennikarzy ujął to całkiem niedwuznacznie: „podgryzanie Wałęsy jest podgryzaniem sprawy”20 i o ile „Solidarność” ma rosnąć w siłę, „władza musi być (…) w rękach jednego człowieka”21. Tego rodzaju przekonania udzielały się również niektórym przedstawicielom związkowej „góry”, która – przynajmniej w teorii – powinna być szczególnie zainteresowana osłabieniem hegemonii przewodniczącego. Jeden z kontrkandydatów Wałęsy do fotela lidera, Marian Jurczyk, twierdził otwarcie, że bierze udział w wyborach tylko po to, by „sprowadzić Lecha na ziemię”. Zupełnie inna była postawa Andrzeja Gwiazdy, najbardziej zajadłego przeciwnika Wałęsy. Gwiazda głośno przedstawiał się jako alternatywa dla dyktatury przewodniczącego, mówił o konieczności wyeliminowania „kultu jednostki” czy „gabinetowych rozgrywek”22. Po dotkliwej porażce w wyborczej batalii w jednym z wywiadów oświadczył: „Wałęsa jest przewodniczącym. Powiedział przed wyborami, że nie będzie słuchał większości, nie będzie realizował programu uchwalonego przez Zjazd, bo ma swój własny program. 55%, czyli większość, głosowała na niego, a zatem za tymi stwierdzeniami. W tej chwili związek musi się podporządkować jednoosobowemu kierownictwu.”23 Pewne wątpliwości budzi też „oficjalne” stanowisko „Solidarności” w sprawie demokracji zawarte w Uchwale Programowej: „Fundamentem życia Związku jest demokracja oparta na podporządkowaniu się woli większości przy zachowaniu szacunku dla poglądów mniejszościowych.” Ta sama myśl w innych miejscach bywała formułowana bardziej dobitnie: „zasadą demokracji jest bezwzględne podporządkowanie się mniejszości decyzjom większości, (…) wola większości jest święta, nie wolno jej naruszać”24. Zauważmy, że nie chodzi tu o większość złożoną z szeregowych członków 10 milionowego Związku, ale o „większość”, która wyłania się w małych gremiach, opartych na złożonym systemie reprezentacji. Dla przykładu, na Krajowym Zjeździe Delegatów znalazł się tylko została przyjęta (za głosowało 594 delegatów, przeciw było 100). Wałęsa, niezadowolony z przebiegu spraw, natychmiast po głosowaniu opuścił salę. Następnego dnia z niejasnych powodów przewodniczący obrad ponownie poddał pod głosowanie przyjętą dnia poprzedniego uchwałę. Głosowanie poprzedziło przemówienie Wałęsy: „chciałbym (…) żebyśmy znowu zaczęli pracować, (…) panowie, my nie mamy prawa podjąć niektórych rzeczy aż pójdziemy i spytamy się naszych członków, (…) [ale – M.S.] dziś musimy być i szybcy i operatywni i trochę dyktatorscy.”( „AS”, Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych, Agencja „Solidarność”, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 134.) Po przemówieniu Wałęsy zdecydowaną większością głosów zebrani odrzucili rozwiązanie uchwalone dnia poprzedniego. 20 „AS”, Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych, Agencja „Solidarność”, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str.182. 21 Tamże, str. 183. 22 W odpowiedzi na autorytarną decyzję Wałęsy o odwołaniu strajku generalnego po tzw. „prowokacji bydgoskiej” Gwiazda napisał do przewodniczącego publiczny list, w którym krytykował jego postawę. Wałęsa odpowiedział, proponując odłożenie działalności epistolarnej do czasów emerytury. 23 „Tygodnik Katowicki NSZZ <<Solidarność>> Regionu Śląsko-Dąbrowskiego”, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 178. 24 „Tygodni Solidarność”, Warszawa, wyd.: Krajowa Komisja porozumiewawcza NSZZ „Solidarność”, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 129. 7 jeden na dziesięć tysięcy członków „Solidarności” (do tego, że niemal nie znalazły się na nim członkinie, wrócimy później). Nie powinno nas dziwić, że sytuacja sprzyjała bierności „dołów” i dążeniom „góry” do uzyskania większej autonomii. Niekiedy można było odnieść wrażenie, że Kierownictwo „Solidarności” przekształca się stopniowo w rodzaj elity. Owa elita miała niekiedy osobliwy stosunek do wypisanej na wszystkich związkowych sztandarach demokracji. Dla przykładu, na jednej z debat, zorganizowanej przez „Tygodnik Solidarność”, największą gazetę związkową prowadzoną przez Tadeusza Mazowieckiego i jednoznacznie sympatyzującą z Wałęsą, można było usłyszeć, że: „działacz nie jest workiem do biernego zbierania poglądów”25 oraz, że: „na luksus swobodnej demokracji w warunkach politycznych i społecznych, w jakich się znajdujemy, nie możemy sobie pozwolić [bo przyszło nam działać wśród ludzi, którzy – M.S.] zatruci przez dziesiątki lat propagandą (…) błąkali się od nieprawdy do nieprawdy.”26 Coraz większa „samowiedza” elit nie wróżyła nic dobrego, z czego mało kto zdawał sobie wówczas sprawę27. Bardzo wątpliwe wydaje się również twierdzenie o marginalnej roli Kościoła i symboli religijnych w codziennym życiu Związku a także o zasadniczo wrogiej wobec „Solidarności” postawie episkopatu. Zacznijmy od tego drugiego aspektu. Wbrew rozpowszechnionym opiniom, sytuacja Kościoła katolickiego w okresie PRL-u wydawała się komfortowa – po 1956 roku była to jedyna instytucja faktycznie niezależna od partii, co umożliwiło episkopatowi prowadzenie bardzo ofensywnej polityki ideologicznej. Kościół odważnie grał na nastrojach „narodowych” społeczeństwa i budował własną więź z „narodem”, kreując się na przyjaciela i obrońcę „ludu”, jego tradycji i języka, a także wstępując w rolę moralnej opozycji wobec „sowieckiej” władzy28. Odwołania do „elementów obcych” (rosyjskich i prawosławnych), które oskarżano o wrogość w stosunku do katolicyzmu, były niezastąpionym sposobem kanalizowania wszelkiej krytyki pod własnym adresem. W tych okolicznościach katolicyzm w coraz większym stopniu robił się tożsamy z kryterium „polskości”, zaś stare sformułowanie „polak-katolik” stawało się niemal pleonastyczne. Jednym słowem, odwieczny sen Kościoła o własnej potędze spełniał się we wszystkich trzech wymiarach: organizacyjnym, 25 Tamże, str. 178. Tamże. 27 Niektórzy jednak sobie zdawali. W jednym z solidarnościowych miesięczników diagnozowano, że „zastąpienie koordynowania działań grup związkowych zarządzaniem nimi zniechęciło masy członkowskie do osobistej aktywności, a postępująca etatyzacja zniechęciła społecznych w pełni działaczy.” („Z dołu”, Miesięcznik publicystyczny „Solidarności” Rzeszowszczyzny, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 171.) Inny solidarnościowy publicysta pytał retorycznie: „Skoro (…) wszyscy opowiadamy się za demokracją, to można spytać, dlaczego jest tak wiele głosów w obronie demokracji i ciągłych oskarżeń o manipulacje. Dlaczego na zjeździe [KZD] zwyciężył niedemokratyczny partyjny model władzy związku?” (Tamże, str. 172.) 28 Wyraźne przejawy taj ideologicznej polityki widać również wyraźnie w przededniu powstania „Solidarności” w kazaniach Jana Pawła II. W trakcie swojej pierwszej pielgrzymi do polski Wojtyła wielokrotnie podkreślał więzi pomiędzy katolicyzmem i „polskością”. Jak zauważa Tomasz Żukowski, „wystąpienia Wojtyły [były wtedy – M.S.] niezwykle konsekwentne. Właściwie wszystkie najważniejsze figury papieskiego nauczania z czerwca 1979 roku skupiają się wokół idei katolickiego narodu, jego jedności oraz roli hierarchii katolickiej i kościoła w dziejach Polski aż do chwili obecnej.”(T. Żukowski, „Katolicki mit narodu”, kwartalnik polityczno-kulturalny „Bez dogmatu”, nr 67.) Dla przykładu w jednym z kazań papież mówił: „Kościół utwierdza człowieka w jego naturalnych więziach społecznych. Historia Polski potwierdza to w wybitnym stopniu, że Kościół w naszej Ojczyźnie starał się na różnych drogach o wychowanie wartościowych synów i córek narodu” („Pielgrzymka do Ojczyzny. Przemówienia i homilie Ojca Świętego Jana Pawła II.”, Warszawa 1979, str. 49, cytat za: T. Żukowski, „Katolicki…”. ) Jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało, Jan Paweł II, przywódca kosmopolitycznego w założeniu Watykanu, mógł w ramach swojego pontyfikatu prowadzić skrajnie nacjonalistyczną kampanię ideologiczną. 26 8 materialnym a przede wszystkim duchowym29. Pragnienie utrzymania tego stanu rzeczy w burzliwych początkach lat osiemdziesiątych stanowi jedyny klucz interpretacyjny, który pozwala zrozumieć wiele pozornych sprzeczności w działaniach polskiego episkopatu. Z jednej strony, Kościół chciał kontynuować swoją nacjonalistyczną politykę, widząc w „Solidarności” przede wszystkim ruch na rzecz wyzwolenia narodowego. To dlatego hierarchowie aktywnie uczestniczyli w życiu Związku – zajmując właściwe sobie pozycje „obrońców polskości” czy „stróżów moralności” a nawet „doradzając” w kwestiach reformy gospodarczej. Episkopat nieustannie zabierał głos w sprawach bieżących wydarzeń związkowych, zaś głowa polskiego Kościoła, prymas Glemp, nie tylko celebrował mszę otwierającą Krajowy Zjazd Delegatów, lecz również wysłał na niego wielu „specjalnych wysłanników”, którzy aktywnie uczestniczyli w obradach. To jedna strona medalu. Z drugiej strony, „Solidarność” budziła obawy polskiego episkopatu, zaś gwałtownie postępująca demokratyzacja polskiego społeczeństwa zmuszała do stawiania pytań o przyszły „rząd dusz”. Kościół bał się wszelkich radykalnych zmian – niezależnie od tego, czy myślimy tu o rewolucji politycznej i położeniu kresu hegemonii partii czy o interwencji ZSRR połączonej z zaognieniem relacji episkopatu z polską władzą. Wydaje się zatem zrozumiałe, że Kościół – gdy tylko wyczuł zagrożenie – z premedytacją starał się tłumić rewolucyjny potencjał robotników, wzywając do przerywania strajków czy różnych ustępstw na rzecz władzy. To nie postawa episkopatu jest tu jednak najbardziej interesująca. Jak zauważa Timothy Garton Ash w książce o „Solidarności”, niezależnie czy polski Kościół stał akurat po stronie robotników, czy też dział przeciwko nim, większość związkowców posiadała „zdumiewającą zdolność słyszenia od zwierzchników swego kościoła, tego co właśnie chcą usłyszeć i niezwracania uwagi na cokolwiek więcej”30. Co więcej, nie tylko przymykano oczy na niekiedy wrogą postawę episkopatu, ale wręcz usprawiedliwiano Kościół, niejako okazując mu wdzięczność w zamian za upokorzenie. Ciekawy okazuje się tu odbiór słynnych słów prymasa Wyszyńskiego, który 26 sierpnia 1980 roku wezwał strajkujących robotników do powrotu do pracy. Antyrobotnicza treść kazania prymasa, nie przeszkadzała tak charakteryzować Wyszyńskiego w solidarnościowej prasie: „Uczył nas niepodległości w czasach, gdy nie chciano o niej wspominać, i nikt lepiej nie rozumiał niebezpieczeństw i nadziei, stojących przed Polską. Był nieustępliwy w walce, gdy pozbawiono nas wiary, praw ludzkich, tradycji – i uczył jak wielką wartością jest całość narodu, którego byt jest stale zagrożony. Przez dziesięciolecia przygotował odrodzenie, które teraz przeżywamy.”31 W innym solidarnościowym tekście przekonywano, że nie należy mieć pretensji do prymasa, bowiem jego droga zawsze wiedzie z narodem. „Kto patrzy na tę drogę jedynie w kategoriach politycznych, ten się 29 Polskie społeczeństwo początku lat osiemdziesiątych było bardzo religijne. Na przełomie lat 70 i 80 prawie 90% mieszkańców miast i blisko 98% mieszkańców wsi deklarowało się jako wierzący. (Z. Zieliński, „Kościół katolicki w Polsce 1944-2002, Radom, 2003, str. 245-246, wyniki sondy za: H. Słabek, „O społecznej historii Polski 1945-1989”, Książka i Wiedza, Warszawa 2009, str. 602.) Rosła nie tylko duchowa, ale również materialna i organizacyjna potęga Kościoła. W ciągu trzydziestu lat piątej, szóstej i siódmej dekady XX wieku liczba księży w Polsce powiększyła się o ponad 100%! W latach osiemdziesiątych blisko co dziesiąty ksiądz europejski pracował w Polsce. (H. Słabek, „O społecznej…”, str. 606.) W latach 1945-1952, a więc najtrudniejszym okresie dla polskiego Kościoła, odbudowano 252 świątynie, a 98 zbudowano od podstaw. W okresie PRL-u liczba świątyń (kościołów i kaplic) powiększyła się ogólnie w Polsce dwukrotnie. W niektórych miastach, jak np. w Lublinie, po 1945 roku zbudowano więcej świątyń niż w okresie 966-1945! (H. Słabek, „O społecznej…”, str. 608.) 30 T.G. Ash, „Polska rewolucja. Solidarność 1980-1981”, tłum. M. Dziewulska, M. Król, Res Publica, Warszawa 1990, str. 34. 31 „Wiadomości dnia”, Warszawa, wyd.: Ośrodek Badań Społecznych i Biuro Informacyjne NSZZ „Solidarność” regionu Mazowsze. Cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 91. 9 myli i nie rozumie dlaczego tenże Kościół milczy, kiedy wydawałoby się, że powinien mówić, a przemawia, gdy zatrwożeni milkną inni”32. Bezkrytyczny stosunek do Kościoła potwierdzają również badania ankietowe przeprowadzone przez pracowników Polskiej Akademii Nauk w grudniu 1980 roku, w których 79,3% ankietowanych Polaków opowiedziało się za „zwiększeniem udziału Kościoła w życiu publicznym narodu”33. Nie mogło być inaczej, skoro w oczach wielu związkowców Kościół odgrywał bardzo ważną rolę polityczną w walce z władzą, zaś „Solidarność” powstała głównie dzięki niezłomności polskiego episkopatu. W jednym ze związkowych biuletynów pisano: „Komu zawdzięczamy te 21 postulatów, dojrzałych, odpowiedzialnych, realnych i podchwyconych przez cały kraj? Dzięki komu cały świat patrzy z podziwem, uznaniem i szacunkiem na Polskę, której autorytet od czasu wyboru Jana Pawła II nieustannie rośnie? Wydaje mi się, że w ogromnej mierze zawdzięczamy to Kościołowi. (…) To z doktryny głoszonej już prawie 2000 lat wynika jednoznacznie, że musimy walczyć o najuboższych, wydziedziczonych, uwięzionych i głodnych. Samo piękne słowo – solidarność – które zostało później przyjęte jako nazwa Związku Zawodowego, jest terminem wziętym wprost z doktryny społecznej Kościoła. Doktryny przeciwstawiającej walce klasowej i nienawiści – solidarność (…) Kościół samotnie przez wiele lat dźwigał na sobie wielką odpowiedzialność za losy narodu”34. Jest to jeden z wielu przykładów interpretowania robotniczych rewindykacji „Solidarności” w duchu narodowo-katolickim. Nie ulega wątpliwości, że symbolika i ceremonie religijne odgrywały w „Solidarności” bardzo ważną rolę. Henryk Słabek, zauważa, że na uroczystości inicjowane przez „Solidarność” składały się: „nabożeństwa i modlitwy strajkowe; msze święte dziękczynne po zakończonych strajkach; uroczystości organizowane dla przekazania Kościołowi przedmiotów wotywnych; msze święte sprawowane w intencji NSZZ <<Solidarność>>, podczas których święciło się sztandary i krzyże, obrazy i wizerunki świętych oraz składało się przyrzeczenia uczciwej pracy; uroczystości święcenia krzyży i wizerunków świętych intronizowanych w miejscach pracy związkowców (…); pielgrzymki grup związkowych z <<Solidarności>> do sanktuariów na Jasnej Górze i w Licheniu; religijno-patriotyczne uroczystości związane z rocznicami wydarzeń historycznych; wmurowanie i święcenie tablic ku czci pomordowanych i poległych; (…) msze święte rozpoczynające i kończące zjazdy, zloty, kongresy i obrady różnych gremiów (na przykład I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”); uroczystości święcenia budynków, lokali związkowych, zakładów pracy, warsztatów pracy (…); uroczystości wmurowania tablic pamiątkowych i święcenie pomników upamiętniające wydarzenia w historii najnowszej; msze święte w intencji Ojczyzny.”35 Nie będzie dużą przesadą powiedzenie, że katolicki krucyfiks wręcz zawładnął związkową symboliką – pojawiał się w zakładach fabrycznych; w salach, w których prowadzono obrady; na pomnikach, czy na specjalnych odznakach, do kolportowania których w trakcie KZD utworzono specjalny jarmark. Olbrzymi krzyż „czuwał” oczywiście także nad przebiegiem obrad Zjazdu. Warto zwrócić także uwagę na ładunki symboliczne zawarte w niezliczonych pomnikach czy tablicach pamiątkowych wznoszonych z inicjatywy „Solidarności”. Niemal na każdym związkowym monumencie – jak w przypadku najsłynniejszego „pomnika 32 „Solidarność Ziemi Łódzkiej”, (biuletyn informacyjny), Łódź, wyd.: Zarząd Regionalny NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 91. 33 Wyniki badań ankietowych „Polacy 80”, PAN, Instytut Filozofii i Socjologii, Patrz np.: Sz. Jakubowicz, „Bitwa…”. 34 „Solidarność Ziemi Łódzkiej”, (biuletyn informacyjny), Łódź, wyd.: Zarząd Regionalny NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 59. 35 H. Słabek, „O społecznej…”, str. 595. 10 stoczniowców”36 składającego się z trzech gigantycznych krzyży i kotwic – obserwujemy odniesienia do tradycji katolickiej37. Oczywiście w „Solidarności” bywali związkowcy publicznie dystansujący się od treści religijnych, którzy nie ulegali powszechnemu klerykalizmowi. Ateistów traktowano jednak raczej podejrzliwie. Dla przykładu, jeden z przewodniczących regionu był krytykowany przez oponentów za to, że „niestety [jest] ateistą, zatem nie czuje się z pewnością związany chrześcijańską zasadą stałej moralności”38. Biorąc pod uwagę postawę większości związkowców wobec katolicyzmu, nie dziwi fakt, iż narodowa polityka ideologiczna Kościoła zbierała w okresie „Solidarności” obfite plony. Dla wielu związkowców oddzielenie katolicyzmu od narodu polskiego i walki o jego byt wydawało się absurdalne. W tym kontekście w jednym z pism związkowych cytowano Romana Dmowskiego „usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu”39. W „Wiadomościach dnia” jeden z solidarnościowych działaczy podobną treść ubrał w inne słowa: „Nie można (…) oddzielić historii Polski od historii Kościoła Katolickiego. Obie są ze sobą tak ściśle związane, dlatego też biskupi polscy tak żywo od wieków reagują na wszystkie problemy naszego narodu”40. Religia katolicka to „sprawdzona w historii ostateczna gwarancja naszej wolności i rozwoju. (…) [Już – M.S.] Roman Dmowski napisał trafnie: <<Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej 36 Żądanie wzniesienia pomnika poległym w 1970 roku robotnikom było jednym z pierwszych, jeśli nie w ogóle pierwszym, które wypowiedziała „Solidarność”. Pomnik bardzo szybko stał się przedmiotem wielu wykrętnych rozmów i przetargów z władzą, które z niezwykłą uwagą śledzone były przez robotników. Dyrekcja proponowała, żeby zamiast pomnika powiesić tablicę pamiątkową w Sali, którą przerobi się na muzeum Stoczni. Władza twierdziła też, że pomnik nie może powstać na placu przed bramą stoczni, gdyż zaplanowano tam budowę domu handlowego. Wałęsa odpowiedział na to: „Czy tego waszego domu towarowego nie możecie przenieść gdzie indziej? To miejsce zostawcie wolne, niech na nim mieszka Historia.” 16 sierpnia władza ostatecznie zgodziła się na wzniesienie monumentu. Wśród 21 postulatów nie ma już wzmianki o pomniku, jego budowę uważa się bowiem za oczywistą. Szybko okazuje się, że nie trzeba tworzyć żadnego projektu – ten istnieje już od dawna i „czeka” tylko na sprzyjające okoliczności. (Projekt zostaje opublikowany ze szczegółowym komentarzem w jednym z biuletynów prasowych.) Pomnik zostaje zrealizowany i odsłonięty 16 grudnia 1970 roku, w dziesiątą rocznicę strajku z 1970, w obecności kilkuset tysięcy osób. Jest olbrzymi: składa się z trzech 46 metrowych krzyży, z których każdy waży 36 ton. Na każdym krzyżu zawieszona zostaje kotwica, każda o wadze dwóch ton. Złączone ramionami krzyże odsyłają do wiary i męczeństwa za ojczyznę, kotwice wyrażają nadzieję, która w grudniu 1970 roku została ukrzyżowana. Płonący u stóp krzyży ogień jest symbolem życia. Na pomniku widnieje cytat z psalmu 29: „Pan da siłę swemu ludowi, Pan da swemu ludowi błogosławieństwo pokoju” a także fragment wiersza „Który skrzywdziłeś” Miłosza, poety, którego władza „ukradła” narodowi: „Który skrzywdziłeś człowieka prostego, śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, nie bądź bezpieczny, poeta pamięta. Możesz go zabić, narodzi się nowy, spisane będą czyny i rozmowy.” 37 Oprócz słynnego „pomnika stoczniowców” podajmy jeszcze dwa inne wymowne przykłady symboliki katolickiej na solidarnościowych monumentach. Zdecydowanie mniej znany pomnik został wzniesiony w Lublinie przed pewnym zakładem pracy. Monument przedstawiał wielki krzyż, na tle którego robotnicy wznoszą do góry uwolnione od kajdan ręce. Równie ciekawa jest symbolika pomnika postawionego w Poznaniu w związku z 25 rocznicą wydarzeń z 1956 roku. Na monument składają się dwa marmurowe krzyże, przechylone lekko do tyłu, tak jak padający ludzie, których trafiły kule. Napis umieszczony na pomniku głosi „stąd po raz pierwszy upomniano się o prawo do ludzkiej godności”. 38 „Wiadomości Katowickie” , cytat za: „Solidarność Ziemi Łódzkiej”, (biuletyn informacyjny), Łódź, wyd.: Zarząd Regionalny NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 155. 39 „Solidarność Ziemi Łódzkiej”, (biuletyn informacyjny), Łódź, wyd.: Zarząd Regionalny NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 154. 40 „Wiadomości dnia”, Warszawa, wyd.: Ośrodek Badań Społecznych i Biuro Informacyjne NSZZ „Solidarność” regionu Mazowsze. Cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 90. 11 istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę>>”41. W ten sposób problem katolickiego oblicza rewolucji „Solidarności” wiąże się z problemem obecnych w Związku tendencji nacjonalistycznych i ich groźnych konsekwencji. Symbolika narodowa, podobnie jak religijna, była wszechobecna w codziennym życiu „Solidarności”. Podajmy tylko kilka wybranych przykładów. Gdańscy robotnicy, gdy tylko 14 sierpnia 1980 roku znaleźli się pod bramą numer dwa Stoczni im. Lenina, odśpiewali hymn polski. W późniejszym okresie hymn oraz inne pieśni o charakterze patriotyczno-religijnym (szczególnie Rota) stały się nieodłącznym elementem związkowych uroczystości. Co ciekawe – prawdopodobnie w ramach symbolicznego oporu wobec znienawidzonej władzy – nigdy nie zaśpiewano Międzynarodówki. Silnie nasycona treściami narodowymi jest również pieśń „Żeby Polska była Polską”, która przez wielu uważana była za nieoficjalny hymn Związku42. Porozumienia gdańskie – jedno z największych osiągnięć „Solidarności” – zostały podpisane olbrzymim biało-czerwonym długopisem, pamiątką Wałęsy po pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski. Nawet najbardziej rozpoznawalny i najważniejszy symbol Związku – jego nazwa zapisana czerwoną czcionką na białym tle i ozdobiona narodową flagą – manifestuje przywiązanie robotników do „kwestii narodowej”. Wyraźne odniesienia narodowe pojawiają się również w najważniejszym dokumencie uchwalonym przez Związek, czyli w gdańskiej Uchwale Programowej, w rozdziale o wymownym tytule „Kim jesteśmy i dokąd dążymy”43. W tej sytuacji nie zaskakuje, że w solidarnościowej prasie spotykamy często próby umniejszania rzeczywistej krzywdy i niedostatku, by podkreślić abstrakcyjne cierpienia „całego narodu”. Widać to wyraźnie w momentach, w których przekaz narodowy spychał na dalszy plan rewindykacje o charakterze społeczno-ekonomicznym. W jednym z biuletynów pisano dla przykładu: „Obecnie uwaga społeczeństwa skupiona jest na sprawach związanych z zakupem mięsa, proszków do prania, papierosów itp. (…) Są to sprawy ważne, ale nie najistotniejsze. Naszym zdaniem sprawą najistotniejszą jest przyszłość państwa i narodu polskiego. Nie jest ważne, czy będziemy kupować tytoń zamiast papierosów, czy przez kilka lat będziemy jedli mięso tylko w niedzielę. Jeśli zajdzie potrzeba, będziemy pracować we wszystkie soboty, ale chcemy mieć Polskę w pełni niepodległą, suwerenną i demokratyczną. Polskę, która w stosunkach z innymi państwami będzie traktowana jako równorzędny partner”44. Nieco dalej autorzy tekstu dodają: „W tym właśnie duchu podjęliśmy uchwałę sprzeczną pozornie z interesami przedsiębiorstwa, ale zgodną z interesem społecznym. Uchwała dotyczyła nieprzyjmowania importowanych [z ZSRR] pojazdów m-ki Kamaz, Kraz i Ził”45. Postrzeganie zrywu „Solidarności” w narodowych kategoriach łączyło się często z demonizacją władzy, którą następnie uznawano za „obcą”46. W relacjach niektórych związkowców 41 „Solidarność Ziemi Łódzkiej”, (biuletyn informacyjny), Łódź, wyd.: Zarząd Regionalny NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 90. 42 Przedstawiona w niej wizja „polskości” i jej historii jest niezwykle charakterystyczna. Pieśń Pietrzaka wskazuje na bardzo długą historię narodu polskiego („Nas rodowód, nasz początek, hen od Piasta, Kraka, Lecha”), którego członków spaja pełna heroizmu walka z wrogimi siłami o przetrwanie („Żeby Polska była Polską”). W pieśni podkreśla się również doniosłą rolę Kościoła katolickiego i narodowych elit. 43 Program NSZZ „Solidarność” uchwalony przez I Krajowy Zjazd Delegatów, w: „Tygodnik Solidarność”, nr 29., 16.10.1981. 44 „Solidarność ziemi puławskiej” (biuletyn informacyjny), Puławy, wyd.: MKZ NSZZ „Solidarność” w Puławach, cytat z: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 47. 45 Tamże, str. 47-48. 46 Przekonanie co bardziej nacjonalistycznie nastawionych działaczy o „obcości” peerelowskiego aparatu partyjnego wydaje się naprawdę sprzeczne ze „zdrowym rozsądkiem”. Przypomnijmy, że wielu członków 12 PRL i jej władze nabierały rzeczywiście quasi potwornego oblicza. W jednym z biuletynów ostrzegano czytelników, że „system obowiązuje od góry do dołu – jego sto głów tkwi na wspólnym ciele hydry. Stąd bezkarność potwora. (…) Pod płaszczykiem jarmarcznej propagandy przy kolejnych wstrząsach obnaża się właściwa postać systemu, jego pogarda dla człowieka, bezwzględne okrucieństwo, wypranie z treści humanitarnych, wyrównanie w dół do przeciętności, nijakości. (…) Głównymi <<wartościami>> [systemu] są: terror fizyczny i psychiczny, korupcja i wszędobylska obłuda polegająca na grze pozorów. (…) system jedną ręką daje, a drugą natychmiast odbiera.”47 Tak sportretowana władza nie mogła być w oczach nacjonalistów władzą polską, uznawano ją za „obcą”48, niekiedy nawet w sensie kulturowo-etnicznym. „Ta władza nigdy nie jest uczciwa. Obca jej jest europejska kultura. To jest stara, bizantyjska, azjatycka szkoła myślenia”49. Co więcej, podkreślano, że „sowiecka” władza od początku interesowała się niszczeniem „polskości”: „W powojennej Polsce nowa władza umacniała się poprzez rozbijanie jedności narodu: dzielono naród na klasy, dzielono go według poglądów politycznych, starano się oddzielić od narodu proletariat, „Solidarności” było tymi samymi ludźmi, którzy niegdyś byli wychwalani za patriotyczny wkład w „pięciolatki”. Anna Walentynowicz, chodzący symbol Związku, była kiedyś docenianą w stoczni „przodowniczką pracy”. Przypomnijmy także, że co dziesiąty członek „Solidarności” był także członkiem partii. Co więcej, w kampaniach wyborczych do władz „Solidarności” startowali (jawnie) ludzie będącymi członkami PZPR. Nawet na Krajowym Zjeździe Delegatów było bardzo dużo byłych lub obecnych członków partii (aż 14% delegatów z Gdańska, kolebki „Solidarności”, należała do partii lub miała partyjną przeszłość). Wielu związkowców z samej „góry” nie zdecydowało się złożyć legitymacji partyjnej. Do PZPR należał np. Bogdan Lis czy Andrzej Słowik, przewodniczący regionu Ziemi Łódzkiej (Co ciekawe, Słowik wstąpił do PZPR dopiero po wydarzeniach w 1976 roku. Niezwykle ciekawy jest sposób, w jaki tłumaczył on swoją niechęć do wystąpienia z partii. Wyjaśniał, że nie chciał, by inni członkowie Związku, idąc jego śladem, wystąpili z PZPR-u. Wówczas partia straciłaby swoje „doły” i nie byłaby przez nikogo kontrolowana). Jak widać, oddzielenie władzy od narodu mogło się odbywać tylko w głowach nacjonalistycznych członków „Solidarności” i wynikało z czysto ideologicznych przesłanek. W istocie myślenie o rewolucji „Solidarności” w kategoriach narodowych wymagało przezwyciężenia jeszcze jednego problemu, problemu jedności interesu wszystkich członków narodu. Po pierwsze, jest jasne, że w Polsce nie wszyscy popierali „Solidarność”, a grupa ta była tak liczna, iż trudno było ją wyeliminować jako obcą etnicznie. Po drugie również w łonie samego związku czasami brakowało solidarności. Podajmy jeden przykład. Jeszcze przed tzw. „kryzysem rejestracyjnym”, wywołanym działaniem władzy, która chciała rozczłonkować struktury wielkiego ruchu strajkowego i nie dopuścić do powstania ogólnopolskiego ponadbranżowego Związku, „Solidarność” sama próbowała wpuścić się w tę ślepą uliczkę. Gdański projekt statusu pt. „Niezależny Samorządny Związek Zawodowy – Związek Wybrzeża” nie przewidywał utworzenia żadnego organu ogólnopolskiego. Taki status, forsowany przez Wałęsę, Gwiazdę, Borusewicza i innych był równoznaczny z pozostawieniem na lodzie tych wszystkich zakładów, które w sierpniu poparły Gdańsk strajkiem solidarnościowym. Delegaci z całego kraju odnosili się do pomysłu gdańskiego bardzo krytycznie. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że PZPR boi się Gdańska, zaś w innych miejscach lokalne władze partyjne traktują organy założycielskie z nieskrywanym lekceważeniem i wrogością. Tak zjawisko gdańskiego separatyzmu opisywał Karol Modzelewski: „Gdański MKZ, lider solidarnościowego strajku w całym kraju, zamierzał teraz odosobnić się i utworzyć związek odrębny od innych regionów. (…) Nasz okręt flagowy z własnej inicjatywy wpływał do kanału, w który chciała nas wpuścić władza ludowa”. (K. Modzelewski, „Zajeździmy…”, str. 251) 47 Tamże, str. 46. 48 „Obce” zagrożenie widziano również wewnątrz samej „Solidarności”, stąd często powracający wątek tropienia agentów w łonie Związku. W Regionie Rzeszowskim w przedwyborczym apelu ostrzegano głosujących: „W całym kraju w szeregu ogniw związkowych daje się zauważyć penetrację działalności i kierunku ideowego NSZZ <<Solidarność>> przez agentów SB, którzy z racji swojej <<pracy>> muszą być członkami organizacji politycznej [Związku]. Pamiętaj, że taki członek może otrzymać specjalne zadanie od swoich mocodawców i 48 wbić kwadratowy bagnet w plecy <<Solidarności>>” . Podobne obawy wyrażano w trakcie Krajowego Zjazdu Delegatów. 49 „AS”, Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych, Agencja „Solidarność”, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 57. 13 oddzielić od narodu Kościół”50. Z tej perspektywy, jednym z naczelnych zadań Związku była walka przeciwko „sowietyzacji” narodu, którą próbuje realizować partyjny aparat51. Tendencje nacjonalistyczne w łonie „Solidarności” z czasem nasilały się jako odpowiedź na piętrzące się przed „Solidarnością” problemy i stawały się coraz bardziej powszechne wraz z rozwojem ruchu. Tę opinię potwierdza Alain Touraine, który twierdzi, iż w miarę, „jak przybliżały się zagrożenia i narastały trudności, wzmagały się odruchy nacjonalistyczne bardziej agresywne, określone w większym stopniu przez niechęć do wroga niż przez afirmację własnej tożsamości”52. Francuski socjolog zauważa również, że przełomowym momentem było lato 1981 roku: „w połowie 1981 roku (…) utworzył się w ruchu związkowym prąd bardziej narodowy i populistyczny, czasem nawet antysemicki”53. (Do tematu antysemityzmu i innych przejawów narodowego szowinizmu jeszcze wrócimy) Podobną opinię wyraził w jednym z wywiadów w „Gazecie Wyborczej” Andrzej Celiński: „od jesieni 81 roku <<Solidarność>> stawała się narodowa, nacjonalistyczna, ksenofobiczna, zaściankowo katolicka”54. Przedstawione powyżej opinie potwierdzają gwałtowne wybuchy nacjonalizmu w trakcie Krajowego Zjazdu Delegatów, na jesieni 1981 roku. Sergiusz Kowalski, który uczestniczył w Zjeździe w charakterze obserwatora, wspominał: „Siedziałem na galerii dla gości i wstydziłem się. (…) atmosfera narastającej narodowo-katolickiej euforii była nie do wytrzymania”55. Z wątkiem nacjonalizmu ściśle wiążą się również niezmiernie liczne odwołania do narodowej tradycji i historii, którym warto poświęcić nieco uwagi. Dla wielu związkowców walka o „narodową pamięć” i „zachowanie kultury i tradycji polskiej” wydawała się naczelnym zadaniem Związku. Wiązało się to w pierwszej kolejności z „odkłamywaniem partyjnej wersji historii Polski”. Alain Touraine zauważa, że „jednym z pierwszych zadań podjętych przez <<Solidarność>> było utworzenie grupy roboczej powołanej do rewizji szkolnych podręczników historii”56. Wątek walki o „przekazywania dziedzictwa historii”57 a także restytucję polskiej kultury jest jednym z najczęściej powracających w Uchwale Programowej Związku: „Szczególnie dotkliwe straty ponieśliśmy wskutek zakłamania i przemilczeń w nauce historii i literatury. Obowiązkiem Związku jest wspieranie wszelkich działań na rzecz uczenia prawdy o naszych dziejach i kulturze. (...) Jednym z dostępnych nam środków szerzenia prawdy o nas samych jest oświata i wydawnictwa związkowe; za ich pośrednictwem będziemy krzewić wiedzę oraz upowszechniać znajomość treści pomijanych lub fałszowanych w 50 „Wprost”, Biuletyn Publicystyczny Zarządu Regionalnego NSZZ „Solidarność” w Katowicach, Katowice, red.: zespół dziennikarzy zrzeszonych w NSZZ „Solidarność” przy Śląskim Wydawnictwie Prasowym RSW „PrasaKsiążka-Ruch” w Katowicach, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 75. 51 W tym kontekście popularność generała Jaruzelskiego – który w odczuciu wielu związkowców nie była aż tak „zły” i tak „obcy”, jak reszta swojego partyjnego otoczenia – może się wydawać niezrozumiała. Karol Modzelewski twierdzi, iż szacunek, którym mimo wszystko darzono generała, był wynikiem patriotycznego szacunku do polskiego munduru i generalskiego szlifu. (Patrz: K. Modzelewski, „Zajeździmy…”, str. 291.) 52 A. Touraine, „Solidarność. Analiza ruchu społecznego 1980-1981”, tłum. A. Krasiński, ECS, Gdańsk 2010, str. 93 53 Tamże, str. 23. Touraine zauważa ponadto, że „usposobieni populistycznie i nacjonalistycznie <<prawdziwi Polacy>>, którzy z czasem rośli w siłę, przypominali pod wieloma względami najbardziej narodowe żywioły w obozie piłsudczyków”. (Tamże, str. 169.) 54 „Psy musiały się wyhasać”, w: „Gazeta Wyborcza” 16/14.12.2001, cytat za: http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/41532,czy-lewica-laicka-cieszyla-sie-ze-stanu-wojennego [data dostępu: 24.04.2014]. 55 „Respublica Nowa”, sierpień 2000, cytat za: http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/41532,czy-lewica-laickacieszyla-sie-ze-stanu-wojennego [data dostępu: 24.04.2014]. 56 A. Touraine, „Solidarność…”, str. 89. 57 Program NSZZ „Solidarność” uchwalony przez I Krajowy Zjazd Delegatów, w: „Tygodnik Solidarność”, nr 29., 16.10.1981. 14 nauczaniu państwowym. (…) Związek będzie wspierał niezależne inicjatywy kombatanckie w dążeniu do odkłamania historii narodowej oraz uznania rzeczywistych zasług ludzi, którzy poświęcali swoje zdrowie i życie w walce o niepodległość i suwerenność Polski”58. W Uchwale zawarto również cytat z Jana Pawła II, który podkreśla nierozerwalny związek między tradycją, kulturą i narodowym trwaniem: „Historia naszego narodu dowiodła, że skazywany wielokrotnie na śmierć przetrwał, zachował swoją tożsamość nie dzięki siłom fizycznym, ale wyłącznie w oparciu o swoją kulturę"59. Tymi, którzy dzielnie strzegą narodowego dziedzictwa, prawdziwymi depozytariuszami polskości, są intelektualne elity, a szczególnie polska diaspora. Delegaci I Zjazdu „Solidarności” napisali list do Polonii całego świata, w którym czytamy: „Wiemy, że nie tylko przechowaliście skarb polskiej mowy, lecz wydaliście z siebie nowe skarby literatury, kultury i nauki. Jest to nasz wspólny dorobek, gdyż kultura polska jest niepodzielna. (…) Pamiętajcie, że łączy nas historia, kultura i tradycja narodowa. (…) Nie z naszej winy próbowano wielu z Was wymazać z narodowej pamięci”60. Wspomnijmy w tym kontekście, że w „solidarnościowej wyobraźni” szczególną rolę pełnił emigracyjny poeta, Czesław Miłosz61. W świadomości niektórych związkowców kwitło przekonanie, że poprzez „Solidarność” kontynuują oni dzieło dawnych powstańców polskich, przede wszystkim bojowników i ofiar powstania warszawskiego z 1944 roku62. Tradycje walk narodowych przeplatały się bardzo często z odniesieniami do robotniczych protestów Czerwca 56’ lub Grudnia 70’, co widoczne jest np. w wypowiedzi Pawła Niezgodzkiego w trakcie KZD63: „Nasz Związek wywodzi się z całej narodowej tradycji walki z przemocą i niesprawiedliwością, walki o niepodległy byt narodu, o godność i sprawiedliwość, o chleb codzienny i demokrację. W zmaganiach tych Kościół zawsze był z narodem. Czerpiemy swe siły zarówno z tradycji ruchów oporu, jak i z kolejnych zrywów robotniczych od Poznania 1956 r. do Gdańska w Sierpniu 1980 r. Wielkie znaczenie dla naszej sprawy miały obchody Millenium Chrztu Polski, jak również obecność Jana Pawła II w naszej Ojczyźnie. Poprzez <<Solidarność>> nawiązujemy do wielowiekowej tradycji demokratycznej w naszej państwowości, do charakteryzującej ją zasady tolerancji i wolności obywatelskiej, jak i do tradycji walk o społeczne wyzwolenie, które w swym autentycznie polskim nurcie łączyły się zawsze z walką o niepodległość narodową”64. 58 Tamże. Tamże. 60 „AS”, Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych, Agencja „Solidarność”, Warszawa, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 114. 61 9 października 1980 roku Czesław Miłosz otrzymał literacką nagrodę Nobla, zaś w Polsce został wydany pierwszy tom jego poezji. Nakład został wyczerpany w ciągu paru godzin. O istotności Miłosza świadczyć może fakt, że w trakcie strajków recytowano jego wiersze, zaś strofa z jego utworu znalazła się na gdańskim „pomniku stoczniowców”. Gdy poeta przybył do Polski w lecie 1981 roku spotkało go niezwykle ciepłe przyjęcie ze strony Związku. 62 A. Touraine, „Solidarność…”, str. 284. 63 Wypowiedź Niezgodzkiego miała charakter perswazyjny. Delegat chciał przekonać zebranych związkowców, że nie powinno się składać podziękowań „lewicowemu” KOR-owi. Podziękowania należą się bowiem narodowi polskiemu. 64 „AS”, Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych, Agencja „Solidarność”, Warszawa, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 114. Zwraca uwagę fragment, w którym Niezgodzki mówi o wielowiekowej tradycji demokratycznej. Nie był to jednak pogląd odosobniony. W „Poglądach” jeden z solidarnościowych publicystów pisał: „Polski patriotyzm (…) powstał w okresie I Rzeczpospolitej w społeczeństwie demokratycznym (…) [i jest tradycyjnie] czuły na wszelki brak autentyzmu ze strony rządzących”. („Poglądy” (Biuletyn informacyjny szkół wyższych i instytucji naukowych w Łodzi), cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 85) 59 15 Widzimy, że pierwszy okres legalnego istnienia „Solidarności”, to „gorący okres w pamięci zbiorowej Polaków”65. W 1982 roku Bronisław Baczko pisał, że „spisanie (…) historii wszystkich przejawów pamięci zbiorowej podczas szesnastu miesięcy od sierpnia 1980 do grudnia 1981, a więc w okresie, kiedy nastąpił prawdziwy wybuch tej pamięci, jest na razie zadaniem niewykonalnym. (…) Była to istna lawina manifestacji, komemoracji, uroczystości i symbolów; niezliczone artykuły poświęcone historii, publikowanie w prasie legalnej i nielegalnej; zmiany nazw ulic, fabryk itp”66. Niewielu ludzi na początku lat osiemdziesiątych zdawało sobie sprawę z niebezpieczeństw związanych z tym niekiedy nacjonalistycznym stosunkiem do narodowej historii. Ważnym krytycznym głosem jest wydana jesienią 1981 roku w „drugim obiegu” książka Jana Józefa Lipskiego pt. „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy. Refleksje o narodowej megalomanii Polaków”. Lipski, wieloletni bojownik opozycji, zwraca w niej uwagę na niebezpieczeństwa związane z przekształcaniem się narodowej mitologii w nacjonalistyczne poczucie wyższości i megalomanię67. Książka Lipskiego – który po niezwykle agresywnym ataku na „lewicowy” KOR dostał w trakcie KZD zapaści – nie tylko była głosem unikalnym, ale również niezwykle trafnie diagnozowała zagrażające „Solidarności” tendencje. Nacjonalizm niektórych związkowców przybierał niekiedy formy antysemickie, zwłaszcza że po Sierpniu 80’ zagrożona władza kolejny raz sięgnęła po sprawdzony sposób „pacyfikowania” polskiego społeczeństwa poprzez wzbudzenie antyżydowskiej nagonki. Jak zauważa Alina Cała, „po powstaniu »Solidarności«, a zwłaszcza w 1981 r., nastąpił wysyp sponsorowanych przez państwo wydawnictw antysemickich, ulotek, broszur i książek”68. Adam Michnik, który ze względu na żydowskie pochodzenie sam miewał w „Solidarności” problemy, w rozmowie z Cohn-Benditem przyznał kiedyś: „bałem się, że w łonie »Solidarności« władzę obejmą tak zwani »prawdziwi Polacy«. To była taka frakcja, której główną filozofią było zwalczanie KOR-u. Zwalczano nas przy pomocy argumentów wziętych z wokabularza hitlerowskiego: jesteśmy Żydzi, trockiści, syjoniści itd. Tego bałem się również dlatego, że Wałęsa nigdy tej frakcji nie potępił. Miałem mu to za złe”69. Michnik nie bez powodu łączył nagonkę na „lewicowy” KOR z wrogością wobec Żydów. Nienawiść wobec Komitetu bywała podszyta antysemityzmem, o czym świadczy część wywiadów zebranych w trakcie badań Alaina Touraine'a. Jeden ze związkowców warszawskich „sugerował [dla przykładu – M.S.], że główni działacze KOR-u są synami stalinowców wywodzących się z żydowskiej burżuazji. […] Podobnie w Gdańsku dwóch członków zespołu […] krytykowało KOR, twierdząc, że jest zdominowany przez Żydów”70. Również Krajowy Zjazd Delegatów nie był wolny od antysemickich podtekstów. W jednej z zachowanych relacji czytamy: „ulotki antykorowskie i antyżydowskie towarzyszą Zjazdowi od początku. Przenikają do Sali obrad. To się nasila w drugiej turze Zjazdu. Wzdłuż kolejki elektrycznej, 65 B. Baczko, „Wyobrażenia…”, str. 201. Tamże, str. 213. Przypadek sprawił, że na szesnaście miesięcy pierwszej „Solidarności” wypadało wiele „okrągłych” rocznic. Wskażmy tylko kilka najważniejszych okoliczności, w których obserwowaliśmy związkowe komemoracje i uroczystości: rocznica odzyskania niepodległości (11 listopada 1980); 150 rocznica powstania listopadowego (29 listopada 1980); 10 rocznica grudnia 70, poprzedzona odsłonięciem wielkiego pomnika (17 grudnia 1980); 190 rocznica Konstytucji 3-go Maja (3 maja 1981); rocznica wydarzeń poznańskich z 1956 roku i wydarzeń w Radomiu i Ursusie z 1976 roku (odpowiednio: 25 i 28 czerwca 1981); pierwsza rocznica Sierpnia 80’ (14 sierpnia 1981). Warte wymienia są także uroczystości związane z rocznicą Powstania Warszawskiego i rocznice związane z życiem marszałka Piłsudskiego. 67 M. Baczko, „Wyobrażenia…”, str. 239. 68 Alina Cała, Żyd – wróg odwieczny. Antysemityzm w Polsce i jego źródła, Warszawa 2012, str. 513. 69 Adam Michnik, „Diabeł naszego czasu”, cytat za: http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/41532,czy-lewicalaicka-cieszyla-sie-ze-stanu-wojennego [data dostępu: 24.04.2014]. 70 A. Touraine, Solidarność…, str. 252. 66 16 na murach i parkanach pojawiają się złowrogie napisy: »KOR i Żydzi precz z Solidarności«, »KOR i Żydzi na pal«”71. Wspomniany motyw „obcości” władzy stawał się również żyzną glebą dla reprodukcji mitu o „żydokomunie”. Sztuczna judaizacja znienawidzonych członków partii była najprostszym sposobem unikania konfliktu z nadrzędną dla polskiego nacjonalizmu zasadą, w myśl której „Polak takich rzeczy nie mógłby robić”. Na jednym z wieców związkowych Marian Jurczyk, jeden z przywódców „Solidarności”, zarzucał członkom Komitetu Centralnego ukrywanie swoich prawdziwych (żydowskich) nazwisk i, odnosząc się do lepszej sytuacji w innych krajach bloku wschodniego, przekonywał: „Bo tam nie ma głupców, proszę państwa, jak u nas we władzach najwyższych, […] tam są ludzie, którzy myślą o własnym narodzie. A nasi panowie nie myślą, bo tam jest trzy czwarte Żydów, zdrajców, jak powiedziałem, naszej Ojczyzny”72. Publicznie wyrażany antysemityzm nie był jednak związkową codziennością, a wystąpienie Jurczyka spotkało się nawet z pewną krytyką. Przywódcy „Solidarności” byli świadomi, że sukces Związku w dużym stopniu zależy od jego odbioru poza granicami Polski, dlatego nie dopuszczali do antysemickich ekscesów73. Fakt, że rewolucja „Solidarności” odbywała się pod znakiem krzyża i w odczuciu wielu jej uczestników miała charakter narodowego powstania sprawiał, że nie zawsze miała inkluzywny charakter. Szczególnie dotkliwie odczuła to białoruska mniejszość (w zdecydowanej większości prawosławna) występująca w obrębie białostockiej „Solidarności”. Miejscowe władze Związku nie zgodziły się, by w sali związkowej, obok katolickiego krucyfiksu, wisiał także prawosławny krzyż. Nie wyrażono również zgody na wydawanie pod patronatem „Solidarności” pisma adresowanego do mniejszości białoruskiej; odrzucono nawet pomysł wydawania specjalnego dodatku do miejscowego biuletynu, który zająć miał tylko jedną stronę74. Oprócz jawnie wykluczającego zachowanie białostockich związkowców, zwraca uwagę sposób, w jaki uzasadniali oni swoje decyzje. Niektórzy z nich przekonywali, że Białorusini są zbyt małą grupą, by czynić na ich rzecz jakiekolwiek „koncesje”. W skrajnych przypadkach twierdzono, że mniejszość białoruska na Podlasiu w ogóle nie występuje75. Przekonywano także, że specjalne pismo i prawosławny krzyż mogłyby drażnić polskich działaczy, ze względu na skojarzenia ze Związkiem Radzieckim76. 71 H. Dobosz, „Notatki na marginesie nadziei”, Samorządność, nr 1 (177), 30 XI 1981, s. 8–9, tekst dostępny na stronie: archsol.pl/pliki/II_tura_KSS_KOR.doc [data dostępu: 26.04.2015]. 72 Tamże. 73 Jednak, gdy tylko światowa opinia publiczna przestała mieć kluczowe znaczenie, także solidarnościowa „góra” przestała się mitygować. Jak zauważa Bożena Keff, „w trakcie wyborów prezydenckich w 1990 roku, w których konkurowali Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki, Wałęsa zasugerował, że Tadeusz Mazowiecki jest Żydem. Sztab wyborczy Tadeusza Mazowieckiego przyjął wtedy z rąk biskupa coś w rodzaju <<certyfikatu aryjskości>>, czyli zapewnienie, że rodzina Mazowieckich od XV wieku była katolicka (a więc nieżydowska); i kolportował to zaświadczenie”. (B. Keff, „Antysemityzm. Niezamknięta historia”, Czarna Owca, 2013, str. 209.) Keff dodaje, że to chyba jedyny taki przypadek w dziejach europejskiej polityki po roku 1945, od czasu uchylenia ustaw norymberskich. Ani Wałęsa ani Mazowiecki nigdy nie odnieśli się krytycznie do swoich postaw ani też nie byli za nie szczególnie krytykowani. 74 M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 128. 75 M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 128-129. 76 S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 135. Jedynym dopuszczalnym symbolem był bowiem krzyż katolicki; jak pisano w największej gazecie związkowej, „krzyż obok Orła, wiszący w wielu lokalach związkowych ma przypominać naszym członkom ich rodowód moralny i napełniać wiarą w słuszność naszej sprawy”. („Tygodni Solidarność”, Warszawa, wyd.: Krajowa Komisja porozumiewawcza NSZZ „Solidarność”, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 144.) 17 Dzięki badaniom Michała Stepaniuka opartych na wywiadach z przedstawicielami białostockiej mniejszości prawosławnej, możliwe jest odtworzenie wielu obaw, które były charakterystyczne dla stosunku Białorusinów do rodzącego się Związku. Zauważmy najpierw, że wyniki Stepaniuka potwierdzają tezę o stopniowym narastaniu tendencji nacjonalistycznych i katolickich w Związku. „Na samym początku istnienia NZSS <<Solidarność>>, gdy nie eksponowano jeszcze tak silnie polskich wartości patriotycznych oraz wartości religijnych, przedstawiciele mniejszości białoruskiej zapisywali się do związku”77. Dopiero z czasem – i wraz z rozwojem niebezpiecznych tendencji w „Solidarności” – obawy Białorusinów zaczęły narastać, zamieniając się ostatecznie w lęk i jawną wrogość. Białorusini postrzegali „Solidarność” jako organizację, której przewodzą katoliccy księża, przedstawiciele religii, która kojarzyła im się z większościową i „obcą” religią „panów”. Dla przykładu, Sokrat Janowicz, białoruski pisarz z Krynek, mówił o „Solidarności” białostockiej jako o „totalnym księdzostwie”78. Prócz obaw związanych z katolickim charakterem Związku zwraca uwagę także fakt, że wielu Białorusinów wspomina atmosferę początku lat 80. jako ciągłe poczucie zagrożenia polskim nacjonalizmem. W artykule „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>” Stepaniuk dokonuje ciekawej interpretacji tych obaw. „Przyczyn poczucia strachu panującego wśród podlaskich Białorusinów należy upatrywać przede wszystkim w minionych doświadczeniach. (…) <<Solidarność>> utożsamiano z polskim ruchem patriotycznym, ten zaś jest kojarzony jednoznacznie negatywnie. Wpływ na to mają zdarzenia, które miały miejsce na Białostocczyźnie tuż po wojnie”79. Badacz relacji polsko-białoruskich ma na myśli działania polskiego zbrojnego podziemia, głównie Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, które było niezwykle „aktywne” w latach powojennych na interesującym nas obszarze, wymierzając wiele spośród swoich akcji bezpośrednio w podlaskich Białorusinów80. „Solidarność” była „zła” nie tylko dlatego, że walczyła z władzą, która po wojnie obroniła Białorusinów przed polskim podziemiem, ale również dlatego, że na interesującym nas obszarze zdradzała nacjonalistyczne tendencje, które w oczywisty sposób przypominały nacjonalistyczne „bandy” polskie polujące na Białorusinów w latach 40. To właśnie z tego powodu w wywiadach Stepaniuka jeden z rozmówców określił „Solidarność” jako partyzantkę. O narastającej panice miejscowych Białorusinów związanej z powstaniem „Solidarności” świadczą plotki, które krążyły po prawosławnych wsiach. Ich przytoczenie nie świadczy oczywiście o ich prawdziwości (a także o ich fałszywości), daje jednak dobry obraz ogromu strachu przed polskim nacjonalizmem i aurze skojarzeniowej wokół Związku. Ogólnie Białorusini bali się, że Polacy zgrupowani w „Solidarności”, korzystając z rewolucyjnej atmosfery, spróbują się z nimi w pewien sposób „rozprawić”. W ich odczuciach mogło to oznaczać dwie rzeczy. W wersji łagodniejszej chodziło o strach przed masowymi wywózkami do Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Najczęściej jednak ich obawy miały bardziej dramatyczną postać. Krążyły plotki, że na pobliskich 77 M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 127. 78 M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 128. 79 M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 129. 80 Do najtragiczniejszych wydarzeń w historii podlaskiej mniejszości doszło w styczniu i lutym 1946 roku. Oddział Pogotowia Akcji Specjalnej NZW, którym dowodził Romuald Rajs ps. „Bury”, dokonał pacyfikacji sześciu białoruskich wsi, dokonując masowych mordów na miejscowej ludności oraz paląc i rabując wsie. Z rąk polskiej organizacji zginęło wtedy 87 osób, w tym w samej tylko wsi Zaleszyny spalono żywcem 14 osób zamkniętych w stodole. 18 plebaniach gromadzone są widły i kosy, które posłużą do „policzenia się” z prawosławną mniejszością. Mówiono o tym, że białostockie stolarnie masowo produkują drewniane pałki, które posłużą biciu białoruskich „kacapów”. Ostrzegano, że w jednej z białostockich wsi kopany jest gigantyczny dół, w którym zakopywani będą zabici Białorusini. Jeden z polskich mieszkańców miejscowości położonej niedaleko Bielska Podlaskiego miał wprost wskazywać na okoliczne białoruskie wsie, które w przyszłości mają być spalone81. Białorusini byli również przerażeni faktem, że „w Bielsku Podlaskim oraz Białymstoku po powstaniu <<Solidarności>> na ścianach przy drzwiach mieszkań prawosławnych Białorusinów pojawiły się bliżej nieokreślone znaczki”. Po latach białoruscy świadkowie wspominali, że były to krzyżyki lub literki „W”. I choć nie ma pewności co do intencji osób naznaczających białoruskie mieszkania, przedstawiciele mniejszości prawosławnej bali się, że katolicy z „Solidarności” zaznaczają swoje przyszłe ofiary. „Nie była to już plotka czy historia opowiedziana przez znajomych, ale widoczny (być może mylnie zinterpretowany) znak”82. Nie może wobec tego dziwić fakt, że datę wprowadzenia stanu wojennego, po którym nastąpiła delegalizacja „Solidarności”, większość Białorusinów kojarzy z poczuciem ulgi i końcem strachu. Niektórzy białostoccy Białorusini do dziś uważają, że gdyby nie 13 grudnia, wszyscy prawosławni mieszkańcy Białostocczyzny zostaliby wymordowani83. Wielu z nich po latach, komentując swoje rozczarowanie przemianami ustrojowymi końca lat 80. i wynikłym z nich pogorszeniem warunków ich życia, utożsamia też nowy porządek z rządami „Solidarności”84. Reakcyjne postawy pewnej grupy związkowców miały też dotkliwe konsekwencje dla Polek, którym wyznaczano jasne miejsce w społecznej hierarchii. Wiązało się to z wizją tradycyjnej rodziny, uważanej za medium łączące jednostkę z narodem. Wątek ten, jak twierdzi Kowalski, stanowił przedmiot szczególnego zainteresowania związkowców i powracał w ogromnej liczbie ich wypowiedzi85. W jednym z biuletynów związkowych w przededniu świąt Bożego Narodzenia pisano: „Stale potrzeba nam ciepła, miłości, potrzeba czyjegoś oczekiwania na nas i naszego czekania na kogoś, potrzeba troski. Potrzeba rodziny. […] Dziś zaczynamy się przebudzać, zaczynamy tworzyć wielką, solidarną wspólnotę – wielką polską rodzinę. Nie będzie jej bez jak najgłębiej pojętych małych polskich rodzin”86. Rola kobiet w tak dowartościowanej rodzinie była jasno określona: ich domenę miały stanowić macierzyństwo i praca domowa. Solidarnościowa prasa krytykowała więc żłobki jako partyjne instytucje odciągające kobiety od ich „właściwych” zadań. „Nikt we władzach nie jest w stanie zrobić nawet prostego rachunku ekonomicznego, że każdy miesiąc w żłobku kosztuje państwo ponad 3 tysiące złotych, więc gdyby tak te pieniądze dać kobiecie, to bez wątpienia większość z nich zamiast absurdalnego przekładania papierów w biurze zajęłaby się macierzyństwem i dzieci przestałyby tyle chorować”87. W oczach niektórych związkowców żłobki i przedszkola miały też inne poważne wady – były kluczowymi elementami antynatalistycznej polityki władzy, mającej na celu odbieranie dzieci matkom i wyniszczanie narodu polskiego. Inny ważny element owej polityki polegał 81 M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 133. 82 M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 134. 83 M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 136. 84 Jeden z rozmówców Stepaniuka powiedział na przykład: „Ja nie myślałem, że będę za <<Solidarności>> dożywać, myślałem, że jeszcze za tego socjalizmu” (M. Stepaniuk, „Stosunek podlaskich Białorusinów do ruchu <<Solidarność>>”, w: „Societas/Communitas”, nr 9., str. 123.). 85 S. Kowalski, Krytyka…, str. 80. 86 Solidarność Ziemi Łódzkiej, cytat za: S. Kowalski, Krytyka…, str. 79. 87 Jedność, cytat za: S. Kowalski, Krytyka…, str. 80. 19 – ich zdaniem – na walce z rozrodczością Polek i „siłą biologiczną” narodu. Tłumaczy to, dlaczego w solidarnościowej prasie bez trudu znaleźć można krytykę aborcyjnej polityki rządu88. Krytykowano jednak nie tylko prawo do przerywania ciąży! Jeden ze związkowych publicystów wykpiwał w Tygodniku Solidarność niemal wszystkie aspekty powojennej emancypacji Polek: „Z rodziną zrobiono tak. Najpierw dużo opowiadano kobietom o równouprawnieniu. O ich prawie do posiadania i nieposiadania dzieci. O prawie do przerywania ciąży. O prawie do własnego rozwoju. O prawie do pracy. O prawie do wolności, wypoczynku i rozrywki. Wyśmiewano kury domowe, gary, pieluchy. Religię ogłoszono przeżytkiem, symbolem ciemnoty i zacofania. Potem wychwalano instytucje. Żłobek, przedszkole, szkołę, świetlicę, internat, ognisko. Nawet dom dziecka”89. Zdaniem autora nie skończyło się to dobrze; w konkluzji czytamy, że: „dziś przeżywamy głęboki kryzys społeczny i gospodarczy”90. Przypomnijmy, że na murach Stoczni Gdańskiej związkowcy napisali: „Kobiety, idźcie do domu, kiedy my tu walczymy o Polskę”91. W tym krótkim i ważnym zdaniu zawierała się pewna niezaprzeczalna prawda o Związku: kobiety były właściwie nieobecne we władzach „Solidarności”. Każdy, kto chce się przekonać o skali ich wykluczenia z solidarnościowych procesów decyzyjnych, może obejrzeć dostępny na portalu youtube.com film z fragmentami Krajowego Zjazdu Delegatów92. Będzie tylko niewielką przesadą powiedzieć, że jedyna kobieta obecna na obradach to Matka Boska, jak zwykle przypięta do piersi Wałęsy. Gdyby w gdańskiej hali Olivi było więcej kobiet, możliwe, że w Uchwale Programowej nie znalazłby się postulat ratyfikowania konwencji zakazującej ich nocnej pracy w przemyśle93. Omówione przejawy niewątpliwie niebezpiecznych a nawet reakcyjnych tendencji obecnych w Związku nie wystarczają do spisania „Czarnej księgi Solidarności”. Cytowane fragmenty solidarnościowych biuletynów i oficjalnych dokumentów (z Uchwałą Programową na czele) stawiają przed każdym historykiem problem oceny ich reprezentatywności a także stopnia, w jakim zdolne były kształtować „świadomość potoczną” szeregowych członków Związku. W przypadku zjawisk, które z całą pewnością dotyczyły szerokich grup działaczy – jak klerykalizm czy różne stopnie nacjonalizmu – trudno jest ocenić, na ile ich nasilenie w drugiej połowie 1981 roku było zjawiskiem o charakterze masowym. Nie ma jednak najmniejszych wątpliwości, że to, co zostało powiedziane, stanowi duże wyzwanie dla każdej narracji, która chciałaby idealizować pierwsze szesnaście miesięcy „Solidarności”, przedstawiając je jako jednoznacznie postępową rewolucję proletariacką. Związek był niezwykle złożonym ruchem masowym i próba zamknięcia go w kilku prostych formułach – niezależnie czy formuły te mają charakter lewicowy czy prawicowy – z konieczności kończy się wieloma wypaczeniami a nawet przekłamaniami. Rozbieżne relacje tworzone „na gorąco” wskazują, że sami twórcy „Solidarności” i szeregowi uczestnicy tamtych wydarzeń często nie byli do końca pewni, jaki charakter ma ruch, w którym działają94. 88 S. Kowalski, Krytyka…, str. 80–81. Tygodnik Solidarność, cytat za: S. Kowalski, Krytyka…, str. 81 90 Tamże. 91 D. Wodecka, „Imperium kontratakuje”, Gazeta Wyborcza, tekst dostępny na stronie: http://wyborcza.pl/magazyn/1,129862,13051219,Imperium_kontratakuje.html [data dostępu: 04.29.2015]. 92 Film dostępny pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=XfR9gpmAeUw [data dostępu: 04.29.2015]. 93 Program NSZZ „Solidarność”, Tygodnik Solidarność, nr 29, 16.10.1981. 94 Ośrodek Badań Społecznych Regionu Mazowsze, przy udziale ośrodków badania opinii publicznej w innych regionach, przeprowadził w sierpniu 1981 roku ogólnopolskie ankietę, w której pytał członków Związku o to, czym jest „Solidarność”. Ankietowani wymieniali różne określenia: 83% osób (47,7% na pierwszym miejscu) 89 20 wymieniło określenie „związek zawodowy”, 57% (19,5% na pierwszym miejscu) – „ruch społeczny”, 56% (19,3% na pierwszym miejscu) – „organizacja Polaków”, 49% (4,7% na pierwszym miejscu) – samorząd społeczny, 16% (1% na pierwszym miejscu) – „partia polityczna”. (Badania opinii członków Związku, Sierpień 1981, wyd.: Ośrodek Badań Społecznych, region Mazowsze. Wyniki za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 27). Z oceną całościowego przesłania „Solidarności” problem mieli też przedstawiciele inteligencji, którzy na bieżąco starali się ocenić rozwój Związki. Marcin Król, doradca Regionu Mazowsze, na łamach „Tygodnika Solidarności” pisał: „<<Solidarność>> jako ogólnonarodowy związek zawodowy żadnej ideologii, czyli całościowego a zarazem wykluczającego inne, konkurencyjne poglądy na świat nie ma i mieć nie może” („Tygodni Solidarność”, Warszawa, wyd.: Krajowa Komisja porozumiewawcza NSZZ „Solidarność”, cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 18) Podobną opinię spotykamy u Jerzego Holzera, historyka „Solidarności” i uczestnika omawianych wydarzeń: „Własna artykulacja ideowa <<Solidarności>> jest uboga. Brakowało w niej jednolitości, choć można mówić o pewnych dominantach”. (J. Holzer, „Fenomen <<Solidarności>>”, w: „Obecność”, London 1987, str. 269-270, cytat za: cytat za: S. Kowalski, „Krytyka…”, str. 18.) 21