Pobierz - Przegląd Filozoficzno
Transkrypt
Pobierz - Przegląd Filozoficzno
ROZPRAWY Grzegorz Kowal Krzysztof Sztalt Ja czy mój obraz? Socjologiczno-filologiczny wymiar autokreacji Ludzie nie chcą mieć wokół siebie niczego oprócz luster. Żeby odbijały ich, kiedy oni odbijają innych. Ayn Rand, Źródło Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają. Każdy tam aktor niejedną gra rolę. William Szekspir, Jak wam się podoba 1. Perspektywa socjologiczna Leopold Tyrmand na postawione pewnego razu przez dziennikarza pytanie, nad czym obecnie pracuje, miał odpowiedzieć: „nad sobą”. Wysiłek autokreacyjny towarzyszy ludziom od wieków, autokreacja jest jednym z warunków pełnego uczestnictwa jednostki w zbiorowości ludzkiej. Rola tego czynnika będzie wzrastać z powodu nacisku kładzionego na podmiotowy, indywidualny wymiar ludzkiego życia w społeczeństwach ponowoczesnych. Od czasów Sokratesa wiemy, że człowiek powinien być projektodawcą własnego życia, wyznaczać sobie życiowe cele, konstruować strategie ich osiągania, kreować swój społeczny wizerunek – image. Tworzyć własną „legendę”. W procesie autokreacyjnym wyraża się aktywne podejście jednostki do swojego życia, próba formowania i rozwijania własnej osobowości zgodnie z przyjętym światopoglądem, systemem wartości, swoistą filozofią życiową. Można mówić o dwóch rodzajach autokreacji: 1) intencjonalnej, która polega na świadomym i celowym tworzeniu własnego społecznego wizeprzegląd filozoficzno-literacki – nr 3 (28) – 2010 s. 299–312 Grzegorz Kowal, Krzysztof Sztalt runku i 2) spontanicznej, która rodzi się ad hoc, pod wpływem impulsu, sytuacji. Fundamentem obydwu jest samoświadomość, zdolność do spojrzenia na siebie oczami innych, w miarę obiektywnie. Ludzie, rzecz jasna, różnią się poziomem zdolności autokreacyjnych. W przypadku niskiego poziomu zdolności autokreacyjnych jednostka nie zastanawia się nad tym, dlaczego ma takie, a nie inne upodobania, gusty, zapatrywania czy przyzwyczajenia. Tym samym ma ograniczone pole budowania wizerunku własnej osoby w grupie. Jej autonomia jest ograniczona: nie zdając sobie sprawy z uwarunkowań swoich postaw, nie jest w stanie ich zmienić. Wysoki stopień zdolności autokreacyjnych daje możliwość budowania obrazu własnej osoby z namysłem, długofalowo. Samopoznanie, droga do samoświadomości odbywa się przy tym na dwa sposoby: 1) przez obserwację samych siebie czy też, co bardziej istotne, 2) poprzez umiejętność spojrzenia na siebie oczami innych (Meadowska jaźń odzwierciedlona). Życiowe doświadczenia odgrywają tu niebagatelną rolę. W tym sensie również urazy, trudne sytuacje, które było nam dane przeżyć, konflikty stają się ścieżką prowadzącą do lepszego samopoznania. Wiedza o tym, czym kierowaliśmy się przy podejmowaniu określonych działań, w jaki sposób nasze emocje, potrzeby i zinternalizowane wartości wpłynęły na nie, dodatkowo ułatwia sprawę1. Autorefleksja i krytyczny ogląd sytuacji są czynnikami, którymi powinniśmy się kierować przy wyborze życiowych strategii i tworzeniu własnego wizerunku. Ta samowiedza pozwala ludziom uzmysłowić sobie trwałe cechy swojej psychiki, tym samym nierzadko przewidzieć własne reakcje. Kluczowymi składnikami samowiedzy są sądy. 1) Sądy opisowe – „Jestem taki…”. Ludzie, opisując samych siebie, starają się odnaleźć cechy dystynktywne, które by ich wyróżniały. Już Adam Smith w swej Teorii uczuć moralnych wskazywał na przekonania każdego człowieka o swojej wyjątkowości. Samowiedza pełni tu funkcję wzorca kontrastowego, który ma ułatwić dostrzeganie różnic typu ja-inni oraz wzorca pozytywnego: porównując się do innych, mimowolnie bierzemy pod uwagę te kryteria, które w naszej ocenie są naszą mocną stroną. 2) Sądy wartościujące – „dobrze/źle, że jestem taki…”. Dotyczą one poza naszymi właściwościami fizycznymi (wygląd, sprawność fizyczna, zdrowie) i psychicznymi (zdolności, wiedza, inteligencja, dojrzałość emocjonalna) również stosunków z innymi ludźmi (miejsce w strukturze społecznej, atrakcyjność, prestiż). Na oba typy sądów wpływ mają kondycja psychofizyczna i życiowe doświadczenia. Józef Kozielecki podkreśla ważność prawa Kowala: porów1 Zob. Erich Fromm, Ucieczka od wolności, przeł. Andrzej i Olga Ziemilscy, przedmową opatrzył Edmund Wnuk-Lipiński, Warszawa 2003. 300 Ja czy mój obraz? nując się z innymi ludźmi, człowiek ma tendencje do oceniania siebie lepiej od innych, do faworyzowania własnej osoby2. Dojrzałość społeczna przejawia się natomiast właśnie w obiektywnym w miarę stosunku do siebie, nieokłamywaniu siebie, posiadaniu „standardu sprawiedliwości wewnętrznej”3. Doniosły wpływ na samoocenę ma także porównanie, zestawienie wyobrażonego „ja” idealnego z subiektywnie odczuwanym „ja” realnym, rzeczywistym. Wielkość rozbieżności pomiędzy pragnieniami i życzeniami a stanem uważanym za faktyczny odpowiada za mniejszą bądź większą samoakceptację. Człowiek, który akceptuje siebie, akceptuje innych z całym bagażem ich ułomności, potrafi dostrzec piękno niedoskonałości i różnorodności. Samoakceptacja (dobrze pojęta, nie narcystyczna) jest, paradoksalnie, cudownym „smarem” oliwiącym tryby międzyludzkich stosunków. Człowiek najsilniej dąży do samorozwoju, gdy dystans między „ja” idealnym a „ja” realnym w jego mniemaniu nie jest zbyt wielki, gdy dostrzega sens pracy nad sobą, która zaprowadzi go do stanu bliskiego własnemu ideałowi. Człowiek hubrystyczny ma zdeformowany obraz siebie, przecenia swoje znaczenie, ma skłonności megalomańskie. Nie dopuszcza do siebie komunikatów mogących zakłócić jego pozytywny obraz siebie. To Papkin z Zemsty Fredry. Zgoła przeciwnie zachowuje się człowiek samowiedny, który obiektywnie i krytycznie postrzega siebie, realistycznie ocenia swoje zalety i wady, dokonania i możliwości. Dzięki temu jest w stanie trafnie określić zakres możliwych zmian własnego wizerunku w społeczeństwie4. Pierwszym krokiem w procesie autokreacyjnym jest realna ocena siebie i określenie wizji idealnego „ja”. Ważne jest, by wizja ta była możliwa do osiągnięcia, by nie przerastała możliwości danego człowieka tak dalece, że nie wierzy on w możliwość jej ziszczenia. Gdy człowiek posiada wysoki stopień samoświadomości i pozytywną samoocenę, akceptuje siebie, a jednocześnie ma możliwą do zrealizowania wizję „ja” idealnego, jest przygotowany do wykonania drugiego kroku na drodze autokreacji. Krok numer dwa polega na tym, że homo autocreatus określa cel i sens swojego życia, stwarza więc podstawy, na których oprze życiowe plany i listę celów do osiągnięcia. Następnie przystępuje do realizacji zamierzeń i postanowień, weryfikując co pewien czas stopień zbliżania się lub osiągania wyznaczonych sobie celów. 2 3 Józef Kozielecki, Psychologiczna teoria samowiedzy, Warszawa 1986, s. 73-78, 340-342. Zbigniew Zaborowski, Psychospołeczne problemy sprawiedliwości i równości, Warszawa 1986, s. 160- -161. 4 J. Kozielecki, Psychologiczna teoria samowiedzy, op. cit., s. 315-317. 301 Grzegorz Kowal, Krzysztof Sztalt Nikt nie rodzi się z gotowym scenariuszem życia i własnego w nim rozwoju, każdy sam powinien go stworzyć. Wybitny polski socjolog Maria Ossowska twierdziła, że jedyne, co człowiek w życiu musi, to… umrzeć. Potencjalne działania człowieka na rzecz własnego rozwoju wspomaga wiedza autokreacyjna czerpana przede wszystkim z literatury, która jest źródłem recept i wzorów oraz fundamentem samodzielnych przemyśleń. Operując symbolicznym uogólnieniem i parabolą dostarcza literatura materiału do przeżyć kształtujących umiejętność autoanalizy. Bohaterowie literaccy muszą stawiać czoła podobnym do naszych problemom, mają podobne do naszych kłopoty, każdy z nich usiłuje je na swój sposób rozwiązać. Literatura pobudza do zastanowienia się nad sensem życia, hierarchią potrzeb i wartości. Autorefleksja odgrywa szczególną rolę; analiza i „przepracowanie” własnych przeżyć i doświadczeń, jasne i pełne przemyślenie minionych zdarzeń wspomagają nasz rozwój. Trudna sztuka tworzenia siebie, jak zresztą każda inna, rodzi się z oporu przeciwko zastanemu. To nieprawda, że z góry wiadomo, kim się jest i że nikim innym już się nie będzie. Człowiek sam siebie nieustannie tworzy. Autokreacja związana jest nierozerwalnie z codziennym kreowaniem własnego wizerunku na potrzeby widowni, którą są inni ludzie. Klasykiem dramaturgicznej wizji życia społecznego jest Erving Goffman5. Jego zdaniem jednostka podczas interakcji wytwarza u innych określony obraz siebie, nieustannie grając swoje społeczne role. Ludzkie życie jest ciągłym przedstawieniem. Jacek Tittenbrun pisze: „Według tej demoniczno-makiawelicznej wizji człowieka jesteśmy wszyscy – w mniejszym lub większym stopniu – oszustami. Ale nie tylko. Albowiem, zdaniem Goffmana, uświadamiamy sobie w pełni ten fakt i licząc się z możliwością bycia wyprowadzonym w pole [przez innych – uwaga nasza], podejrzewamy wszystkich naokoło o takie właśnie niecne zamiary”6. W obecności innych ludzie przedstawiają siebie, inni stają się więc mimowolnymi świadkami odgrywanych przed nimi autoprezentacji. Do przywołanego procesu wprowadził Goffman pojęcia zaczerpnięte z dziedziny teatru: przedstawienie, scena, rekwizyty, publiczność, kulisy etc. Jednak w teatrze mamy do czynienia z trzema stronami spektaklu: aktor – inni aktorzy – widownia. W życiu społecznym natomiast, w społecznym przedstawieniu odbywającym się nieustannie na naszych oczach, inni aktorzy są jednocześnie widownią, trzy podmioty interakcji zostają zatem zredukowane do dwóch. Rola, którą gra dany człowiek, określona 5 Zob. Erving Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego, przeł. Helena Datner-Śpiewak, Paweł Śpiewak, Warszawa 1981. 6 Jacek Tittenbrun, Interakcjonizm we współczesnej socjologii amerykańskiej, Poznań 1983, s. 45. 302 Ja czy mój obraz? jest rolami granymi przez innych biorących udział w przedstawieniu, którzy są jednocześnie widownią. Jerzy Szacki podkreśla, że „nie ma dla jednostki ucieczki spod władzy społeczeństwa: uwolniona w jakimś stopniu od wpływu systemu społecznego oddana zostaje w niewolę mikrospołecznych praw sceny, na której ciągle musi się poruszać”7. Kanadyjski klasyk interakcjonizmu zwraca też uwagę na rzadko dostrzeganą przez badaczy jego prac kwestię moralną: „Występując w charakterze aktorów, jednostki starają się robić wrażenie, że stosują się do wielu standardów, za pomocą których osądza się je same i ich wytwory. Ponieważ normy te są tak liczne i tak zniewalające, jednostki będące aktorami żyją bardziej, niż moglibyśmy sądzić, w świecie moralnym. Lecz jako aktorom, jednostkom chodzi nie o moralną kwestię realizacji tych norm, lecz o amoralną kwestię spreparowania przekonującego wrażenia, że normy te są realizowane. Nasza działalność jest więc ściśle związana ze sprawami moralnymi, lecz, jako aktorzy, nie mamy wobec nich moralnego stosunku. Jako aktorzy jesteśmy handlarzami moralności”8. Dość smutna to, choć jednocześnie celna i cenna konstatacja. Motywacje ludzi w tym względzie (preparowanie wrażenia o realizacji norm społecznych) zależą od uświadamiania sobie przez nich ważności postawionych przed sobą celów, od głębokiego przekonania o występowaniu zależności pomiędzy wywieranym na innych wrażeniem, odbiorem własnej osoby a efektywnością podjętych przez siebie działań. Wrażenie wywierane na innych jest w przekonaniu większości swoistym kluczem do osiągnięcia satysfakcjonującego ich poziomu relacji społecznych – kręgu i „jakości” osób tworzących ich środowisko społeczne. Paradoksalnie w trakcie każdego takiego występu jednostka równocześnie uczy się czegoś nowego o sobie. Kreując swój wizerunek przed innymi człowiek może bowiem nabrać przekonania, że posiada rzeczywiście cechy, jakie występują w tworzonym przez niego obrazie własnej osoby. Podczas wszystkich kontaktów twarzą w twarz człowiek świadomie, nierzadko podświadomie, próbuje zaprezentować siebie w taki sposób, by z jednej strony uzyskać założony efekt autokreacyjny – odpowiedni odbiór własnej osoby przez otoczenie, z drugiej zaś wpisać się w ramy usankcjonowanych normami kulturowymi społecznych oczekiwań co do sposobu realizacji przyjętych przez siebie celów. Każdy z nas, podejmując mniej lub bardziej udane próby wywarcia wrażenia na innych, czyni to w celu osiągnięcia życiowych sukcesów. Taktyka ta w praktyce przyjmu7 8 Jerzy Szacki, Słowo wstępne, w: E. Goffman: Człowiek w teatrze życia codziennego, op. cit., s. 23. E. Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego, op. cit., s. 243; kursywa nasza. 303 Grzegorz Kowal, Krzysztof Sztalt je postać przekazu wyselekcjonowanych, werbalnych lub pozawerbalnych (maski, pozy, miny) informacji o sobie. Mark Leary wymienia osiem powszechnie stosowanych taktyk9: – opisywanie siebie (by wywołać jak najbardziej korzystny obraz siebie u innych); – wyrażanie postaw (sugerowanie posiadania określonych cech); – publiczne atrybucje (forma wyjaśniania własnych zachowań zgodnie z przyjętym społecznie wizerunkiem siebie); – pamięciowe manipulacje (dotyczące zapamiętywania/zapominania tego, co rzeczywiste bądź udawane, tak by utrwalić jak najkorzystniejszy obraz własnej osoby); – zachowania pozawerbalne (mimika, gesty, pozycje ciała, sposób poruszania się, ubiór, ozdoby, tatuaże etc., które są formą manifestacji poglądów, konformizmów/buntów społecznych itd.); – konteksty społeczne (publiczne podkreślanie związków z jednymi i odrzucanie relacji z innymi ludźmi); – konformizm i uleganie (zachowania zgodne z normami społecznymi danej grupy w celu podtrzymywania więzi społecznych, na których nam zależy); – dekoracje i rekwizyty (wykorzystywanie elementów otoczenia fizycznego w celu wzmocnienia przekazu). Oprócz taktyki istotną rolę odgrywają również – rzecz jasna – czynniki obiektywne: atrakcyjność fizyczna, umiejętność wzbudzania sympatii i posiadane kompetencje. 2. Perspektywa filologiczna W przypadku każdego życiorysu do czynienia mamy z mniej lub bardziej wymyśloną historią. Co ciekawe, życie podretuszowane, ubarwione czy – niczym silnik samochodu – podrasowane, jednym słowem: zniekształcone, jest nie tylko domeną pism o charakterze autobiograficznym (autobiografia, dziennik, pamiętnik, wspomnienia, korespondencja, wywiad, testament) i wynikiem świadomie realizowanego kreowania własnego wizerunku, ale również cechą świadectw biograficznych, których autorzy pod wpływem czaru, aury, charyzmy czy – szerzej rzecz ujmując – procesów autokreacyjnych interesującego ich twórcy skłonni są na przykład z jednej strony przypisać mu nieistniejące, z drugiej zaś przemilczeć posiadane przezeń cechy. Również z innych względów wszelkie próby 9 Mark Leary, Wywieranie wrażenia na innych. O sztuce autoprezentacji, przeł. Anna i Magdalena Kacmajor, Gdańsk 2000. 304 Ja czy mój obraz? wiernego odtworzenia własnego czy cudzego życia muszą zakończyć się porażką: nie sposób w filmie czy studium (auto)biograficznym uciec od arbitralnego wyselekcjonowania i uporządkowania materiału, subiektywnej narracji i stronniczej interpretacji. Dla przykładu podam, że Jean-Paul Sartre spisał dwa skrajnie różne wspomnienia własnego dzieciństwa, a Lew Tołstoj pozostawił po sobie dwa różne dzienniki: „[…] jeden fałszywy, który zostawił do czytania swej żonie. I drugi prawdziwy, który skrzętnie ukrywał”10. Sprowadzić pisma o charakterze autobiograficznym do prawdy, tym samym zrezygnować z krytycznego, sceptycznego i podejrzliwego podejścia wobec poczynionych w nich wyznań, znaczy tyle, co przyjąć reguły gry ich autorów, ślepo im zaufać, poddać się ich woli, ulec ich sugestywnym słowom i gestom. Na niemożność przedstawienia życia w sposób niezakłamany zwrócił już uwagę Bruno Bettelheim; według austriackiego psychoanalityka trudno od autora autobiografii oczekiwać, że poinformuje czytelnika o rzeczach dla siebie wstydliwych, o stawiających go w niekorzystnym świetle faktach czy kompromitujących go wydarzeniach11. Thomas Mann, który w liczących tysiące stron dziennikach ani słowem nie wspomina o swoim homoseksualizmie, niechaj pozostanie modelowym przykładem uzasadniającym tezę Bettelheima: „W moim życiu pytano mnie często o impulsy, które ukształtowały mnie i moją pracę. Z pewnością do najważniejszych z nich zaliczyłbym moich rodziców i rodzinę, aczkolwiek gdybym tylko chciał przyznać im centralne znaczenie, musiałbym napisać autobiografię. Jako freudysta natomiast uważam, że opinia Freuda na temat biografii jeszcze lepiej odnosi się do autobiografii, że zatem każdy, kto tylko stawia przed sobą takie zadanie, «automatycznie zobowiązuje się kłamać, zatajać, łudzić, upiększać». I kiedy starałem się prześledzić w pamięci znaczące wydarzenia mego życia, uświadomiłem sobie swą skłonność do przerysowywania znaczenia jednych i jak najszybszego zapomnienia o innych wydarzeniach – wypisz wymaluj jak alarmował Freud”12. Do podobnych wniosków w innym czasie i w innym miejscu 10 Philippe Lejeune, Wariacje na temat pewnego paktu. O autobiografii, redakcja Regina Lubas-Bartoszyńska, przekład zbiorowy, Kraków 2001, s. 277. 11 „Któż, zauważmy, pisze, żeby się oszpecić? Nikt, każdy – żeby się upiększyć. Po cóż się pisze, ostatecznie? – Dla podziwu, albo dla miłości, albo dla wzbudzenia sympatii, współczucia, pobudki tej rzeczy są zupełnie te same, co te, dla jakich udzielamy się towarzysko” (Witold Gombrowicz, Dzieła, redakcja naukowa tekstu Jan Błoński, Jerzy Jarzębski, wybór i układ tekstów Jerzy Jarzębski, t. XII, Kraków 1995, s. 180-181). 12 Bruno Bettelheim, Themen meines Lebens. Essays über Psychoanalyse, Kindererziehung und das jüdische Schicksal, Stuttgart 1990, s. 9; jeśli nie zaznaczono inaczej, cytaty obcojęzyczne pojawiają się w naszym przekładzie. 305 Grzegorz Kowal, Krzysztof Sztalt dojdzie Witold Gombrowicz, który zapyta i sam jednocześnie odpowie: „Czy widział pan kiedykolwiek dziennik «szczery»? Dziennik «szczery» to właśnie dziennik skłamany, ponieważ szczerość nie jest z tego świata. I przecież szczerość to nudziarstwo. To nieefektowne!”13, oraz „papież autobiografii” Philippe Lejeune, który weźmie na siebie ciężar sformułowania definicji autobiografii: „Autobiograf nie jest kimś, kto mówi prawdę o swoim życiu, ale kimś, kto powiada, że ją mówi”14. Studiowanie życiorysów i lektura pism o charakterze autobiograficznym pozwalają stwierdzić co najmniej dwie prawidłowości: wszechobecną autokreację i manipulację. Świetnym jej przykładam pozostaje Juliusz Słowacki, tworzący swój własny wizerunek w silnej opozycji wobec Adama Mickiewicza. Dziwne zgoła wydaje się gloryfikowanie przez Słowackiego Krzemieńca i jednoczesne konsekwentne ignorowanie Wilna, dziwne zwłaszcza, jeśli zważyć, że „[…] w Krzemieńcu spędził 5 lat, w Wilnie trzynaście. W Krzemieńcu dzieciństwo – w Wilnie część dzieciństwa i młodość, gimnazjum, studia uniwersyteckie, pierwsza miłość. Okres wileński powinien niepomiernie mocniej pozostawać w jego pamięci niż Krzemieniec”15. Owa dysproporcja pomiędzy Wilnem a Krzemieńcem zaczyna się jednak układać w logiczną całość w obliczu procesów autokreacyjnych wieszcza: jeśli bowiem okaże się, że w tym samym Wilnie, w którym de facto Słowacki spędził znaczną część swego młodzieńczego życia, tj. lata nauki i studiów, numerem jeden był Adam Mickiewicz, to zrozumiałe staje się, „że Słowacki wolał być pierwszym poetą Krzemieńca niż drugim – Wilna”16. Innym doskonałym świadectwem autokreacji na płaszczyźnie literackiej wydaje się przedwojenny bestseller Tadeusza Dołęgi-Mostowicza Kariera Nikodema Dyzmy. Książka ta m.in. przez fakt, że niejako praktycznie, bo na jednostkowym przykładzie, ukazywała kulisy obliczonej na pożądany efekt autokreacji i ujawniała mechanizmy ulegania tworzonemu i tworzącemu się mitowi człowieka o zgoła nadludzkich przymiotach, stała się lekturą obowiązkową dla osób zainteresowanych fenomenem charyzmy i sugestii, problemem manipulowania odbiorem, wywierania wpływu na otoczenie, wykorzystania mediów do tworzenia, utrwalania i propagowania własnego wizerunku, dziś powiedzielibyśmy, image’u. Jak dalece była i ciągle jeszcze jest to lektura obowiązkowa (na marginesie, przez licznych twórców z wiadomych względów przemilczane źródło 13 Witold Gombrowicz, Testament. Rozmowy z Dominique de Roux, ze wstępem Dominique de Roux i posłowiem Jerzego Jarzębskiego, Kraków 1996, s. 115. 14 Ph. Lejeune, Wariacje na temat pewnego paktu, op. cit., s. 2. 15 Alina Kowalczykowa, Słowacki, Warszawa 1994, s. 15. 16 Ibidem, s. 19. 306 Ja czy mój obraz? informacji i inspiracji), dowodzi casus Jerzego Kosińskiego. Jego amerykański biograf James Park Sloan na podstawie długoletnich i wnikliwych badań, w wyniku których przyjdzie mu stwierdzić, że Kosiński zapisał się w dziejach wielkimi literami nade wszystko jako ten, którzy stworzył i kultywował „mit własnej osoby”, uzna za bezsporne, że autor Malowanego ptaka „był […] literackim twórcą badającym reguły i granice literackiej kreacji, twórcą, którego pierwszą i największą kreacją był on sam”17. Przyznać trzeba, że Kosiński uczył się od najlepszych: „Pewnego dnia Kosiński przybiegł do Pomorskiego z książką w ręku. Powiedział, że to jego ulubiona, «jedna z najlepszych, jakie napisano». Namawiał Pomorskiego, żeby ją przeczytał i podzielił jego entuzjazm. Pomorski nigdy nie widział przyjaciela tak podekscytowanego, chociaż książka nie była ani literackim arcydziełem, ani świeżo odkrytym utworem. Faktycznie, był to przedwojenny bestseller z gatunku nieco lepszych brukowców – powieść pt. Kariera Nikodema Dyzmy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. […] Dla Kosińskiego książka ta była czymś o wiele więcej niż dziełem literackim. Wyznał Stasiowi Pomorskiemu, że sam zamierza pójść w ślady Nikodema Dyzmy, z którym łączyło go poza wszystkim drugie imię. […] Sformułowany lata później zarzut, że Wystarczy być Kosińskiego jest plagiatem Kariery Nikodema Dyzmy, pomija więc skomplikowaną fazę przejściową. Jest to jeden z tych przypadków, które pokazują, jak wymyślnie przeplatają się ze sobą sztuka i życie, zwłaszcza gdy artystą jest Jerzy Kosiński; nie tylko sztuka naśladuje życie, ale sztuka i życie naśladują siebie nawzajem. Kiedy zasiadał do pisania Wystarczy być, w pewnym sensie czerpał już z własnego doświadczenia. W Karierze Nikodema Dyzmy Dołęga-Mostowicz wskazał młodemu Jerzemu Kosińskiemu model i strategię osiągnięcia w świecie sukcesu. Kosiński zastosuje tę strategię na dwóch równoległych torach: naukowym i twórczym”18. Do grona twórców, którzy również na płaszczyźnie autokreacji i manipulacji okazują się niedoścignionymi mistrzami, zaliczyć trzeba cytowanego już Gombrowicza. Brak reakcji ze strony polskiej krytyki na Pamiętnik z okresu dojrzewania zmusił go do wzięcia sprawy we własne ręce. Niebawem po opublikowaniu swej pierwszej książki w 1933 roku Gombrowicz zamieścił pod pseudonimem w rodzimej prasie tekst pełen pochlebstw dla młodego, utalentowanego i dobrze zapowiadającego się pisarza.19 Podobną strategię przyjmował Gombrowicz jeszcze wiele razy, 17 James Park Sloan, Jerzy Kosiński. Biografia, przeł. Ewa Kulik-Bielińska, Warszawa 1996, kolejno s. 8 i 10. 18 Ibidem, s. 61-62. 19 „Doskonała to książka [Pamiętnik z okresu dojrzewania], pisarza z przenikliwą inteligencją, z bardzo oryginalnym i wybitnym talentem, z ogromną wyobraźnią” (W. Gombrowicz, Dzieła, op. cit., 307 Grzegorz Kowal, Krzysztof Sztalt także wtedy, gdy w roku 1969 wydawał swój legendarny już Testament. Rzekomy wywiad z francuskim krytykiem Dominique de Roux okazał się po latach jedną wielką mistyfikacją, a główny bohater całego zamieszania Gombrowiczem i Dominique de Roux w jednym: „De Roux przybył do Vence z wielkim magnetofonem, posadził przed nim Gombrowicza z mikrofonem pod nosem – i tu nastąpiła kompletna klęska: Gombrowicz do mikrofonu mówić nie umiał i sytuacji takiej nie znosił. Po tej nieudanej próbie de Roux wraz z urządzeniem odesłany został do domu, a Gombrowicz zdecydował napisać wszystko – tzn. pytania i odpowiedzi na nie – sam”20. Jeśli autostylizacja wyraża się w świadomym, bo obliczonym na pożądany efekt przekręcaniu faktów, a umożliwiają ją – względnie potęgują – charyzmatyczność osoby i sugestywność wypowiedzi, to doskonałym jej uosobieniem wydaje się Stanisław Przybyszewski. Świadomy siły sugestii21 i aury, jaką wokół siebie roztaczał22, monumentalizujący i przerysowujący na kartach autobiografii Moi współcześni znaczenie swej osoby i dzieła, to jest stylizujący się na spiritus rector berlińskiej bohemy (do której należały takie sławy, jak Gustav Strindberg, Edvard Munch, Richard Dehmel, Ola Hansson, Wilhelm Bölsche) i kapłana nietzscheanizmu w Polsce, Przybyszewski przedstawi historię, w której przyjdzie mu ratować z finansowych tarapatów swego przyjaciela Augusta Strindberga i równocześnie podczas tego samego pobytu w Weimarze ujrzeć na werandzie willi Silberblick chorego Nietzschego. Jedno z najtragiczniejszych wrażeń swego życia „genialny Polak”23 miał doznać po tym, jak „po raz pierwszy i po raz ostatni ujrzał w Weimarze na werandzie małej willi Nietzschego, którego siostra jego Elżbieta dzień w dzień wywoziła na wózku na platformę werandy”. Przybyszewski konkluduje: „Stałem jak zagwożdżony w ziemię, sięgnąłem po kapelusz, a przecież go już dawno trzymałem w ręku, a równocześnie uczułem wstyd, jakobym obnażał jakąś wielką świętość, i poszedłem – nie! powlokłem się do hotelu, w którym Strindberg zas. 136). Cytowany fragment pochodzi z recenzji podpisanej inicjałami G.K. i zatytułowanej Postawa Nowych autorów. Choromański, Gombrowicz, Rudnicki. 20 Jerzy Jarzębski, Dziwna historia ‘Testamentu‘, w: W. Gombrowicz, Testament, op. cit., s. 163-164. 21 John Gray pisze: „Światem rządzi siła sugestii” (John Gray, Słomiane psy. Myśli o ludziach i innych zwierzętach, przeł. Cezary Cieśliński, Warszawa 2003, s. 152). 22 „Akcentowaniu niepowtarzalności atmosfery, jaką wokół siebie [Przybyszewski] wytwarzał, podkreślaniu szczególnego daru oddziaływania na otoczenie towarzyszyło przekonanie, iż autor Totenmesse pełnił rolę stymulatora życia duchowego berlińskiej bohemy” (Gabriela Matuszek, Der geniale Pole? Niemcy o Stanisławie Przybyszewskim (1892-1992), Kraków 1996, s. 140). 23 „Der geniale Pole” było określeniem ukutym przez samego Augusta Strindberga (zob. ibidem, s. 8, 20). 308 Ja czy mój obraz? mieszkiwał”24. Nie trzeba chyba dodawać, że mamy tu do czynienia z „mistyfikacją autobiograficzną”, z wymyśloną od a do z historią. Wykazał to zresztą i odpowiednim komentarzem opatrzył Stanisław Helsztyński: „W świetle tych stwierdzonych mistyfikacji trudno uważać Moich współczesnych za coś innego niż poetycki apokryf napisany w celach gloryfikowania swojej osoby i swego dzieła”25. Interesująca nas tutaj autokreacja to nie proces formowania i definiowania własnego „ja”, tworzenia – jak ujmował to Erich Fromm26 – swego własnego poglądu na świat i człowieka czy po prostu szeroko rozumianego usamodzielniania się, lecz proces, w którym jednostka kształtuje i dba o swój publiczny wizerunek. Autokreacji zatem – wbrew Goetheańskiej koncepcji „(Selbst)Bildung”27 – nie należy wiązać z przypadkiem, gdy człowiek kreuje siebie samego (bez udziału innych). Znacznie bardziej chodzi tu o kreowanie swego publicznego wizerunku dla doraźnego, ściśle określonego celu. Jednostka skupia się nie na sobie samej, a na sposobie (jak najkorzystniejszego) zaprezentowania („sprzedania”) własnej osoby. Rozróżnienie to do pewnego stopnia tłumaczyłoby również żywsze w ostatnich latach zainteresowanie retoryką, aczkolwiek w erze mediów celem nadrzędnym nie byłoby sokratejskie poszukiwanie prawdy, a sofistyczna umiejętność manipulowania informacją. Homo autocreatus marginalizuje znaczenie pytania „kim jestem dla siebie?” na rzecz pytania „kim jestem dla innych?”, z suwerennej jednostki przeobraża się w niewolnika trendów, mód, gustów, upodobań i potrzeb masy. Homo autocreatus zdeterminowany jest w swych wyborach chęcią zwrócenia na siebie większej niż dotąd uwagi czy też podbicia swej war24 Stanisław Przybyszewski, Moi współcześni. Wśród obcych, Warszawa 1926, s. 170-171. Stanisław Helsztyński, Przybyszewski. Opowieść biograficzna, Warszawa 1973, s. 534. 26 „Wolność słowa stanowi co prawda ważkie zwycięstwo w bitwie przeciw dawnym ograniczeniom; zapominamy jednak, że człowiek nowoczesny znajduje się w sytuacji, w której wiele z tego, co «sam» myśli i mówi, myślą i mówią wszyscy inni; że nie osiągnął jeszcze zdolności myślenia w sposób odrębny – tj. samodzielny – a przecież tylko to może nadać sens jego twierdzeniu, że nikt nie przeszkadza mu w wyrażaniu myśli. Albo dumni jesteśmy, iż w kierowaniu swym życiem człowiek wyzwolił się od zewnętrznych autorytetów, mówiących mu, co robić, a czego nie robić. Zapominamy przy tym o roli anonimowych autorytetów, takich jak opinia publiczna i «zdrowy rozum», są one tak potężne tylko dzięki naszej całkowitej gotowości zastosowania się do tego, czego się od nas oczekuje, oraz dzięki równie potężnej obawie przed odróżnianiem się od innych. Innymi słowy, jesteśmy zafascynowani rosnącą wolnością od autorytetów zewnętrznych, a ślepi na istnienie wewnętrznych hamulców, przymusów i lęków, które wyraźnie podkopują znaczenie zwycięstw odniesionych przez wolność nad jej tradycyjnymi wrogami” (E. Fromm, Ucieczka od wolności, op. cit., s. 110-111). 27 Więcej na temat niemieckiej koncepcji „Bildung” zob. Wojciech Kunicki, Bildung, w: Monika Witt, Wojciech Kunicki (red.), Bildung. Facetten der wissenschaftlichen Kommunikation, Nysa-Wrocław 2007, s. 11-18. 25 309 Grzegorz Kowal, Krzysztof Sztalt tości rynkowej. Nie mniej ważny może być tu również zamiar uczynienia siebie nieśmiertelnym, choćby poprzez podejmowanie działań sprzyjających tworzeniu się legend wokół własnej osoby czy je inicjujących28. Jeśli prawdą jest, że ludzie nie umierają, bo żyją w ludzkich sercach i umysłach, to jednym ze skutków procesów autokreacyjnych mogą być narosłe wokół człowieka mity i legendy. To one ostatecznie przydają wielkości, to one ostatecznie są w stanie ocalić go przed zapomnieniem. Doprawdy zbawienne dla ludzi okazują się związane z nimi mity, legendy i anegdoty. Czas bez litości obchodzi się z tym, co średnie, przeciętne i letnie, zgoła inaczej z kolei postępuje z ubarwiającymi szarą rzeczywistość opowieściami. To dlatego trudno pomyśleć o Leopoldzie Tyrmandzie, nie wspominając jego kolorowych skarpetek. To dlatego również trudno nam się rozstać z „pięknymi historyjkami”, nawet w obliczu wykazania ich nieprawdziwości. Przykłady można by mnożyć bez końca: na rynkach całego świata ukazuje się pod nazwiskiem Friedricha Nietzschego książka Wola mocy, której de facto nie on był autorem. I choć całą sprawę odkrył i ujawnił jeszcze przed drugą wojną światową Karl Schlechta, mit po dziś dzień skutecznie opiera się prawdzie, a Wola mocy uchodzi nieprzerwanie w świadomości społecznej za opus magnum niemieckiego filozofa. Pokrewny przypadek odsłania kontekst początków pisarskiej kariery Dołęgi-Mostowicza, o którym jego biograf Jerzy Rurawski napisze: „Jak rodzą się legendy? Jak powstaje mit niezwykłej kariery, olśniewającego sukcesu, z dnia na dzień zmieniającego życie Kopciuszka? Wspomina po pięćdziesięciu latach Hanna Kisterowa, żona współwłaściciela wielkiej i bardzo energicznie prowadzonej firmy wydawniczej «Rój»: «Któregoś dnia w Drukarni Polskiej do Mariana [Kistera – J.R.] przystąpił nieśmiało młody człowiek i zapytał: Czy pan dyrektor nie przeczytałby mojego manuskryptu? A Marian odpowiedział: – Jeśli jest pan tak dobrym pisarzem jak zecerem, chętnie przeczytam. W kilka dni później młody zecer przyniósł rękopis do «Roju». Nie pamiętem, kto go przeczytał, ale opinia wypadła bardzo korzystnie. No i Marian podpisał umowę. To był ni mniej ni więcej tylko Tadeusz Dołęga-Mostowicz, a książka [to] Kariera Nikodema Dyzmy… Sukces książki był olbrzymi – zecer został pisarzem. Podpisaliśmy z nim umowę i Dołęga-Mostowicz stał się jednym z najpopularniejszych autorów»”. Dogłębna znajomość życia i dzieła Dołęgi-Mostowicza pozwoli Rurawskiemu w końcu skonstatować: „Ładna historyjka!”, tyle że „rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej”29. 28 Jak dalece przenikają się fenomeny autokreacji i legendy, ujawnia już na samej płaszczyźnie tytułu książka Eligiusza Szymanisa Adam Mickiewicz – kreacja autolegendy (Wrocław 1992). 29 Józef Rurawski, Słowo wstępne, w: Tadeusz Dołęga-Mostowicz, Kiwony, Białystok 1987, s. 5-6. 310 Ja czy mój obraz? Ów „teatr życia”, na który składa się mistyfikacja i autostylizacja, inscenizacja i celebracja własnego życia, przecenianie i ignorowanie (cech, faktów, wydarzeń etc.), kamuflaż i ekshibicjonizm, uzasadnia różnicowanie między twarzą a maską30, obliczem a image’em31, byciem sobą a aktorską rolą, rzeczywistością a pozorem. Nasilające się w erze mediów procesy autokreacyjne i wynikające z nich przesunięcie środka ciężkości na maskę i image sprawiły, że coraz trudniej we współczesnym świecie przychodzi znaleźć miejsce dla tego, co naturalne, autentyczne, niedotknięte komercją czy kalkulacją. Być może w czasach rosnącego zapotrzebowania na maskę i image oraz w obliczu odkryć ze strony postmodernistów, na mocy których człowiek to zdecentralizowany twór, intertekstualna „mozaika tekstów”, uosobienie Weberowskiego „pluralizmu wartości”, „patchwork” czy kolaż zmontowany z tymczasowych fragmentów i cytatów, przypadkowych wcieleń i epizodów, któremu brak jakiegokolwiek rdzenia czy jądra, nonsensem jest zajmowanie się fantomami, tj. ludźmi, którzy nie trwoniliby sił na kreowanie swego publicznego wizerunku, którzy – niczym Faust – nie byliby gotowi do podpisania paktu z diabłem i zaprzedania duszy dla osiągnięcia takich celów jak pieniądze, sława i pamięć potomnych, którzy w końcu nie byliby zdolni do rezygnacji z jednej twarzy na rzecz rozlicznych masek. Każda kultura oferuje jednostce system przyjętych norm i ról społecznych, wartości i wzorów zachowań, które kształtują jej społeczną osobowość. Scylla apatii i Charybda nadpobudliwości określają linie tego, co zwykło nazywać się „normalną” osobowością. Utrzymanie tej normy nie jest raz na zawsze ustalonym stanem, lecz procesem. Rozwój osobowości polega na sprzeciwie, zanegowaniu zastanych wzorców kulturowych. Ludzie „zboczeńcy”32, by posłużyć się terminologią Floriana Znanieckiego, popychają naprzód kulturę, wyznaczają jej nowe horyzonty. Maria Szyszkowska pisze: „Do tego, by się rozwijać, potrzebny jest idealny wzorzec własnej osobowości, wciąż na nowo twórczo wypracowywany przez danego człowieka. Ten wzorzec, jeżeli ma w rezultacie prowadzić do autentycznego rozwoju, musi powstawać poprzez akty wewnętrznego buntu i niezgody na wzorce zastane w danej kulturze. Protest wobec tego, co narzucić by pragnęło jednostce jej otoczenie, zmierzające do kształtowania każdego według określonego schematu i nie zadające sobie najczęściej 30 Zob. Czesław Czapliński, Jerzy Kosiński. Twarz i maski, Warszawa 1991. Ernst Jünger dla przykładu skonstatuje: „Nie nosi się już twarzy, lecz image, to ostatnie zresztą produkuje się hurtem. Nawet jeśli ma się jeszcze twarz, image może posłużyć za maskę, która pozwoli zaoszczędzić niepotrzebnych kłopotów. […] Twarz pozostaje zarezerwowana jedynie dla przyjaciół” (Ernst Jünger, Siebzig verweht II, Stuttgart 1981, s. 140). 32 Florian Znaniecki, Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości, Warszawa 2001, s. 264-297. 31 311 Grzegorz Kowal, Krzysztof Sztalt trudu, by pojąć indywidualność w jej indywidualności, prowadzi do pozytywnego nieprzystowania wobec rzeczywistości”33. Negacja zastanego, jeżeli nie jest całkowitym odwróceniem się od rzeczywistości – ucieczką w chorobę, alkohol, narkotyki etc., jeżeli współgra z częściową akceptacją świata, jest warunkiem dynamiki osobowości, zdrowia psychicznego, jednym słowem: autokreacji. Tworzenie siebie wymaga odwagi, autonomii ocen i myśli. „Słabość i tchórzostwo. Tak łatwo jest biec do innych. Tak trudno stać samemu. Można udawać przed publicznością […]. Nie można udawać przed samym sobą. Twoje ego jest najsurowszym sędzią. […] Kiedy zawiesza się swoją zdolność do niezależnej oceny, zawiesza się świadomość. Zatrzymać świadomość to zatrzymać życie”34. Życie pełnią życia jest nieustanną autokreacją, problem w tym, by nie zagubić siebie w pogoni za społeczną akceptacją. Kiedyś ludzie tworzyli kulturę, dziś kultura tworzy ludzi – „powielaczy”, „lustra”, aktorów, sterowane z zewnątrz jednostki bez własnego „ja”. A przecież tylko przeciwstawianie się okowom kultury przez wybitne jednostki – niegodzących się na zastaną postać człowieczeństwa autokreatorów – pozwala światu na rozwój oraz stopniowe „poluzowywanie” obyczajowego gorsetu. Tertium non datur. Me or My Picture? Sociological-Philological Dimension of Self-Creation The authors of the paper examine the phenomenon of self-creation as a universal element of culture that has always existed among human beings. It has both positive and negative aspects. The paper shows that it is impossible for a human being to be free from the way the social pressure influences the roles she plays, the masks she wears and the self-images she creates. At the same time, they underline the relationship between social perception of a person and the efficacy of her actions. In order to develop their point, the authors use examples of great personalities of the literature: Thomas Mann, Sartre, Gombrowicz, and Słowacki. They contend the main problem is how to find a balance between self-creation and being true to oneself and one’s convictions, a balance between selfcreation and the ability to be independent in one’s attitudes and judgments. “Brother, you will never get free from the society, you has come from it and there are no abstractions that can help you” (Witkacy). 33 Maria Szyszkowska, Filozofia zdrowia psychicznego, w: Kazimierz Dąbrowski (red.), Zdrowie psychiczne, Warszawa 1981, s. 351. 34 Ayn Rand, Źródło, przeł. Iwona Michałowska, Poznań 2007, s. 703. 312