Skomro Ewa - praca literacka w formacie pdf

Transkrypt

Skomro Ewa - praca literacka w formacie pdf
Ewa Skomro
Kl. VI
Janusz Korczak prawdziwy przyjaciel dzieci
„Bądź sobą – szukaj własnej drogi. Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać.
Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom poczniesz
wykreślać zakres ich praw i obowiązków.”
Janusz Korczak „Jak kochać dziecko”
Tego dnia, kiedy wracałam do domu, wybuchła awantura. Nasza
sąsiadka, Pani Danusia stała na schodach i wykrzykiwała bardzo
wzburzonym głosem w stronę Pani Irenki spod 54:
- Ależ to skandal! Jak Pani mogła tak dzieci wychować? Biegają bez
opamiętania między piętrami, hałasują, a mój kiciuś, Filipek nie może
spokojnie spać. Zrobił się taki nerwowy, że aż krople walerianowe
musiałam mu podać.
- Pani Danusiu! – protestowała druga sąsiadka. – Dzieci mają po prostu
dużo energii. To zrozumiałe, że trochę je roznosi…
- Pani za grosz nie ma pojęcia o wychowaniu! – przerwała jej Pani
Danusia, zakładając skrzyżowane ręce na szlafroku. – Za moich czasów
to była dyscyplina: rózga i klęczenie na grochu w kącie. Dzieci od razu
wiedziały jak się zachować. Od razu miały szacunek dla starszych.
I jakoś nie biegały z nadmiaru energii po schodach!!
Przeszłam szybko obok wykrzykujących do siebie kobiet i pomyślałam
sobie, że może po prostu te dzieci z czasów Pani Danusi były bardzo
smutne i stąd nie miały energii. Może po klęczeniu na grochu bolały je
kolana i marzyły o tym, żeby po prostu usiąść? Poczułam się
przygnębiona. W domu mama krzątała się po kuchni. Kiedy mnie
zobaczyła zapytała:
- Chcesz herbaty?
- Może być herbata. – powiedziałam zrezygnowanym głosem.- Mamo,
czy za Twoich czasów dzieci klęczały w kącie na grochu i nie miały
energii?
Mama spojrzała na mnie uważnie. Usiadła przy stole.
- Wiesz, może i za moich czasów były takie dzieci, ale nie wszystko co
za moich czasów funkcjonowało było dobre i słuszne. A czemu pytasz?
Opowiedziałam jej o sytuacji na schodach. Mama pokiwała głową
i westchnęła:
- Szkoda mi dzieci tej Pani Danusi w takim razie. Przydałoby jej się
trochę korepetycji z rodzicielstwa bliskości na przykład. Albo żeby
poczytała książki Jespera Juula. Może zaczęłaby patrzeć na wszystko
nieco inaczej.
Mama - Kto to jest Jesper Juul? – zapytałam zaciekawiona.
- Och, to taki współczesny Janusz Korczak. – uśmiechnęła się mama. –
Pedagog, człowiek który kocha dzieci i ma z nimi świetny kontakt. Tylko,
że z Danii.
Janusz Korczak? Przypomniała mi się nazwa ulicy, niedaleko mojego
osiedla, którą często przechodziłam. Do tej pory myślałam, że Korczak
był aktorem, bo na Żabińcu co druga ulica ma patrona aktora lub
reżysera. Pedagog? A czy on przypadkiem nie pisał książek? Pobiegłam
szybko do biblioteczki w salonie i pogrzebałam w bajkach, które
czytałam kiedy byłam młodsza. No tak! Król Maciuś Pierwszy – chłopiec,
który po śmierci swojego ojca, króla, dziedziczy koronę i zakłada
dziecięcy sejm. W jego królestwie dzieci miały mieć takie same prawa jak
dorośli. Pamiętam jak płakałam kiedy reformy Maciusia wywołały wojnę
a on sam skazany został na wygnanie. Jakoś blisko temu Maciusiowi do
mądrości Małego Księcia. Otworzyłam książkę na przypadkowej stronie
im przeczytałam: „Bohaterów prawdziwych poznaje się nie
w powodzeniu, ale w porażce.” Odłożyłam książę na półkę. Tego dnia do
wieczora myślałam trochę o Maciusiu, trochę o Korczaku i trochę
o sąsiadce.
Następnego dnia rano rodzice wyjeżdżali do cioci do Włoch. Niestety
ja i moja młodsza siostra Iga miałyśmy zostać w Polsce. Mama
zdecydowała, że spędzimy ten czas u dziadków.
Przyjechaliśmy wcześnie, jeszcze przed obiadem. Babcia z dziadkiem
już na nas czekali. Szybko się pożegnaliśmy z rodzicami i weszłyśmy do
środka. Poszłam do swojego pokoju, żeby rozpakować rzeczy i nawet
nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Przyśniło mi się tajemnicze pudło, które
znajdowało się na strychu dziadka. Kiedy byłam mała uwielbiałam
spędzać tam czas i bawić się w chowanego. Po przebudzeniu, zjadłam
obiad i przypomniałam sobie ten sen. Byłam ciekawa czy to prawda,
poszłam więc na strych. Ku mojemu zaskoczeniu faktycznie leżało tam
takie same pudełko jak w moim śnie. Podeszła bliżej. Na samej górze
pudełka leżała gruba książka, w której było strasznie dużo zdjęć. Na
pierwszej stronie znajdowała się fotografia uśmiechniętego mężczyzny
z brodą i w okularach. Nagle, za plecami usłyszałam czyjeś kroki. To
dziadek przyszedł na strych, ponieważ szukał starej książki z przepisami
babci. Zauważył co trzymam w ręce i zapytał:
- Czy wiesz kto jest na tym zdjęciu?
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Dziadek się uśmiechnął i powiedział:
- To Janusz Korczak. Jego historia jest naprawdę niesamowita –
dodał tajemniczo.
Znowu Korczak! Dzień po dniu o nim słyszę. Zaciekawienie
z wczorajszego dnia wróciło.
- Dziadku, chciałabym żebyś mi o nim opowiedział.
- Dobrze, poczekaj chwilkę.
Wyciągnął z kieszeni mały, złoty zegarek, przekręcił wskazówki do
tyłu i wypowiedział jakieś słowo w dziwnym języku. Już miałam się go
zapytać co robi, ale nagle wszystko zawirowało i znaleźliśmy się
w bardzo dziwnym miejscu. Wszyscy ludzie wokół nas byli bardzo
nietypowo ubrani. Zapytałam się go co się stało i gdzie jesteśmy.
Powiedział, że przenieśliśmy się do początku dwudziestego wieku,
żebym więcej zrozumiała z jego opowieści. Szliśmy wąskimi uliczkami
a dziadek mi opowiadał, że Janusz Korczak urodził się w spolonizowanej
żydowskiej rodzinie Goldszmitów. Po maturze
zaczął studiować
medycynę. W okresie studiów powstała jego pierwsza książka „Dzieci
ulicy”, w której głównym bohaterem uczynił dzieci i problemy, z którymi
musiały się mierzyć. Korczak pisał dużo książek. Najpopularniejsza była
trylogia pt. „Jak kochać dziecko”. W tym czasie pracował również na
koloniach jako wychowawca. Uwielbiał spędzać czas z dziećmi, to one
go inspirowały do pisania książek.
Usiedliśmy z dziadkiem na ławce na ulicy Śląskiej. Przed nami
znajdował się szpital, w którym Korczak pracował po zakończeniu
studiów. Poszliśmy dalej zatrzymaliśmy się przy ul. Krochmalnej.
Znajdowała się tam duża kamienica. Tutaj Korczak zamieszkał kiedy
skończył pracę w szpitalu i objął funkcję dyrektora w żydowskim domu
sierot. Popatrzyłam przez okno i zobaczyłam szczupłego mężczyznę
w okrągłych okularach jak siedzi na ławce i rozmawia z chłopcem.
Chłopiec coś mu z zapaleniem tłumaczył, a mężczyzna słuchał go
uważnie i z szacunkiem, czasem dodając jakiś swój komentarz lub
uwagę. Widać było, że rozmowa jest dla niego ważna, sprawia mu
przyjemność a dziecko jest dla niego partnerem w rozmowie.
W zachowaniu chłopca widziałam swobodę i radość w dzieleniu się
swoimi przemyśleniami. Dziadek nachylił się do mnie i szepnął:
- To właśnie Janusz Korczak we własnej osobie.
Po wyjściu chłopca, Korczak wyjął notes z kieszeni i zaczął notować
a później przeczytał na głos następujące słowa „Nie ma dzieci są
ludzie, ale o innej skali pojęć innym zasobie doświadczenia, innych
popędach, innej grze uczuć. Pamiętaj że my ich nie znamy.”
Poszliśmy dalej. Przystanęliśmy przy ul. Chłodnej. Tutaj kiedyś było
getto, do którego przeniesiono cały dom sierot. Mimo nieludzkich
warunków, Korczak starał się aby zostały zachowane dawne zasady
funkcjonowania. W dniu deportacji, rankiem w czasie trwania tzw.
„wielkiej akcji” odmówił pomocy w opuszczeniu getta, ponieważ wolał
umrzeć razem z dziećmi w komorze gazowej. Został z nimi do samego
końca. Chwilę stałam i milczałam. Było mi smutno, a równocześnie rósł
we mnie podziw. Mimo, że Korczak umarł, jego idee zostały. Jako jeden
z pierwszych zaczął walczyć o prawa dzieci i ich równouprawnienie.
Napisał wiele poradników o wychowaniu, dzięki którym dorośli lepiej
zrozumieli dzieci.
- Mam nadzieję, że przybliżyłem ci postać Korczaka – powiedział
cicho dziadek – Ale teraz nie mam już czasu, musimy wracać, bo babcia
się będzie się denerwować. Wyciągnął zegarek i zanim się obejrzałam
byliśmy w domu. Po powrocie znalazłam jeszcze jeden ślad po
Korczaku. Sentencję, którą ktoś napisał na pierwszej stronie: „Dziecko
chce być dobre. Jeśli nie umie-naucz. Jeśli nie wie-wytłumacz. Jeśli
nie może-pomóż”. Chciałabym żeby każdy człowiek, który ma do
czynienia z dziećmi, przeczytał i zapamiętał te słowa na całe życie.