Sensus Historiae VOL.5 - Oficyna Wydawnicza Epigram

Transkrypt

Sensus Historiae VOL.5 - Oficyna Wydawnicza Epigram
SENSUS
HISTORIAE
Studia interdyscyplinarne
SENSUS
HISTORIAE
Studia interdyscyplinarne
ISSN 2082–0860
V O L. V ( 2 01 1/4)
O PAMIĘCI HISTORYCZNEJ
pod redakcją
Izabeli Skórzyńskiej i Macieja Bugajewskiego
Oficyna Wydawnicza
RADA NAUKOWA
Krzysztof Pietkiewicz (Poznań) — przewodniczący, Grzegorz A. Dominiak (Bydgoszcz),
Hans Henning Hahn (Oldenburg), Konstantin Jerusalimsky (Moskwa), Bogumil Koss-Jewsiewicki (Québec, Canada), Krzysztof Mikulski (Toruń), Jan Pomorski (Lublin), Aldona
Prašmantaitė (Wilno), Lorina Repina (Moskwa), Vołodymyr Sklokin (Charków, Ukraina),
Rafał Stobiecki (Łódź), Witalij Telwak (Drohobycz, Ukraina), Wojciech Wrzosek (Poznań),
Krzysztof Zamorski (Kraków)
RECENZENCI
prof. dr hab. Roman Bäcker, prof. dr hab. Grzegorz Błaszczyk, dr hab. Jan Grad, dr hab. Maciej
Forycki, dr hab. Mariola Hoszowska, prof. dr hab. Stanisław Jankowiak, prof. dr hab. Tomasz
Jasiński, dr hab. Jaromir Jeszke, prof. dr hab. Artur Kijas, dr hab. Andrzej P. Kowalski,
prof. dr hab. Jerzy Maternicki, prof. dr hab. Janusz Ostoja-Zagórski, dr hab. Henryk
Mamzer, dr hab. Paweł Sierżęga, dr hab. Izabela Skórzyńska, prof. dr hab. Jakub Wojtkowiak,
prof. dr hab. Leonid Zaszkilniak, dr hab. Michał Zwierzykowski
REDAKTOR NACZELNY — Wojciech Wrzosek
REDAKCJA NAUKOWA NINIEJSZEGO TOMU — Izabela Skórzyńska & Maciej Bugajewski
KOMITET REDAKCYJNY
Maciej Bugajewski, Grzegorz A. Dominiak (zastępca redaktora naczelnego),
Piotr Kraszewski, Karolina Polasik-Wrzosek, Maria Solarska, Wiktor Werner
REDAKCJA JĘZYKOWA
mgr Kamila Dominiak (j. polski), mgr Katarzyna Jamroz (j. francuski)
PROJEKT OKŁADKI
ILUSTRACJE
Eikon Studio
Anna Maria Kramm
Reprodukcje obrazów z cyklu Dekompozycja
Publikacja dofinansowana przez Wydział Historyczny UAM, Instytut Wschodni UAM
oraz Instytut Historii UAM. Redakcja dziękuje za pomoc w wydaniu „Sensus Historiae”.
© by Oficyna Wydawnicza Epigram, 2011
ISSN 2082–0860
ADRES INTERNETOWY
[email protected];
www.sensushistoriae.epigram.eu
PRZYGOTOWANIE EDYTORSKIE
I ROZPOWSZECHNIANIE
INTERDYSCYPLINARNE SEMINARIUM
HISTORYCZNE PRZY PTPN
www.ish.republika.pl
DRUK I OPRAWA
TOTEM, 88-100 Inowrocław, ul. Jacewska 89
OFICYNA WYDAWNICZA EPIGRAM
tel. (+48 52) 350 400 40;
ul. J. Bielawskiego 1/17, 85-796 Bydgoszcz
fax (+48 52) 56 101 43
tel. 608 44 50 77
e-mail: [email protected]
SPIS TREŚCI
Contents
Noty o Autorach
O PA MIĘC I HI S TORYCZNEJ
Olha Ostriitchouk, Politiques de pardon et stratégies de réconciliation : où en sont
l’Ukraine et la Pologne?
Claudia-Florentina Dobre, Les vingt ans du postcommunisme roumain : L’espace
public et les mémoires du communisme
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak, Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem zachodnich i północnych
Maciej Michalski, Ryszarda Berwińskiego wędrówki po pamięci ludu. Rozważania
o osobistym zawodzie w narodowej sprawie
Michał Kierzkowski, Podzielona pamięć zjednoczonej Europy. Wspomnienia czechosłowackich więźniarek okresu stalinizmu
7
9
25
47
83
97
DEB AT Y HI STORYCZNE
Debata o książce Timothy Snydera pt.: Skrwawione ziemie. Europa między
Hitlerem a Stalinem (przeł B. Pietrzyk, Świat Książki, Warszawa 2011,
s. 544) (Stanisław Jankowiak, Jakub Wojtkowiak, Violetta Julkowska,
117
Maciej Bugajewski).
SPRAW Y WSCHODNIE
Jan Krzysztof Witczak, Dwa oblicza historii WKP(b) — W.J. Newski i biblia stalinizmu
141
Prawosławny teologiczny Instytut Świętego Sergiusza w Paryżu. 70-lecie prawosławnej teologii w Paryżu (przeł. z ang. i ros. B. Brzeziński)
149
RECENZJE. OMÓWIENIA
163
Timothy Snyder, Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem,
z ang. przełożył Bartłomiej Pietrzyk, Warszawa 2011, s. 544 (Stanisław
Jankowiak). Karolina Wigura, Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki, Gdańsk–Warszawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR,
2011, s. 270 (Michał Kierzkowski). Bartosz Korzeniewski, Transformacja pamięci. Przewartościowania w pamięci przeszłości a wybrane aspekty funkcjonowania dyskursu publicznego o przeszłości w Polsce po 1989 roku, Wydawnictwo
Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Poznań 2010, s. 245 (Adam
Rajewski). P. Kwiatkowski, L. Nijakowski, B. Szacka, A. Szpociński, Między
codziennością a wielką historią: Druga wojna światowa w pamięci zbiorowej społeczeństwa polskiego, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Gdańsk/Warszawa 2010,
s. 333 (Maciej Sawicki).
CONTENTS
Vol. V (2011/4)
Contributors
ABOUT HISTORICAL MEMORY
Olha Ostriitchouk, Politics of Forgiveness and Strategies for Reconciliation: How
Far has the Ukrainian-Polish Issue Gone?
Claudia-Florentina Dobre, The 20 Years of Romanian Post-communism:
Remembering Communism in the Public Space
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak, Open Regional Policy within the Frames
of the Debate about Memory of the Western and Northern Parts of Poland
Maciej Michalski, Ryszard Berwiński and his Travels into the Peasants’ Memory.
Some Reflection about a Personal Disappointment in a National Matter
Michał Kierzkowski, Divided Memory of United Europe. Recollections of
Czechoslovak Women Prisoners during Stalinism
9
25
47
83
97
HI STOR IC A L DEB AT E S
Debate about the book: Th. Snyder, Bloodlands: Europe Between Hitler and Stalin,
Basic Books, New York 2010, pp. 524 (Stanisław Jankowiak, Jakub
117
Wojtkowiak, Violetta Julkowska, Maciej Bugajewski).
EASTERN AFFAIRS
Jan Krzysztof Witczak, Two Faces of History of CPSU(B) — V.J. Nevsky and Bible
of the Stalinism
141
The Saint Sergius Orthodox Theological Institute. 70 Years of Orthodox Theology in
Paris (translation from English and Russian by B. Brzeziński)
149
REVIEWS. REPORTS
163
Timothy Snyder, Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem,
z ang. przełożył Bartłomiej Pietrzyk, Warszawa 2011, pp. 544 (Stanisław
Jankowiak). Karolina Wigura, Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki, Gdańsk–Warszawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR,
2011, pp. 270 (Michał Kierzkowski). Bartosz Korzeniewski, Transformacja
pamięci. Przewartościowania w pamięci przeszłości a wybrane aspekty funkcjonowania dyskursu publicznego o przeszłości w Polsce po 1989 roku, Wydawnictwo
Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Poznań 2010, pp. 245 (Adam
Rajewski). P. Kwiatkowski, L. Nijakowski, B. Szacka, A. Szpociński, Między codziennością a wielką historią: Druga wojna światowa w pamięci zbiorowej społeczeństwa polskiego, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Gdańsk/Warszawa 2010,
pp. 333 (Maciej Sawicki).
NOTY O AUTOR ACH
M a c i e j B u g a j e w s k i — dr hab., adiunkt w Zakładzie Metodologii Historii i Historii
Historiografii Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Zainteresowania naukowe: współczesne stanowiska historiozoficzne, status poznawczy wiedzy
historycznej, historia historiografii. Opublikował: Historiografia i czas. Paula Ricoeura
teoria poznania historycznego (2002); Francuska historiografia kobiet. Dokonania — perspektywy — krytyka (wspólnie z M. Solarską) (2008); Czy przeszłość powinna być inna?
Studia z teorii i historii historiografii (redakcja) (2008); Brzemię przeszłości. Zło jako przedmiot interpretacji historycznej (2009).
B a r t ł o m i e j B r z e z i ń s k i — dr, adiunkt w Instytucie Wschodnim UAM; zainteresowania badawcze: rosyjska myśl filozoficzno-religijna XIX i XX ww., filozofia, teologia
i kultura prawosławna, religioznawstwo. Najważniejsze publikacje: Mikołaj Bierdiajew
— medytacje. Ideowe źródła i konteksty (Poznań 2002); (red.) Fenomen rosyjskiego komunizmu. Geneza, konteksty, konsekwencje (Poznań 2010); (red. wraz z D. Jewdokimow,
N. Przybylską) Kultura prawosławna, „Zeszyty Naukowe Centrum Badań im. Edyty
Stein”, 2011, nr 7. Jest również autorem wielu artykułów oraz z przekładów z języków
angielskiego i rosyjskiego.
C l a u d i a - F l o r e n t i n a D o b r e — dr historii Uniwersytetu w Laval (Québec, Canada),
pracuje na Uniwersytecie Bukaresztańskim, redaguje czasopismo naukowe „Memoria.
Revista gândirii arestate”. Autorka prac: Mendicants in Moldavia: Mission in an Orthodox Land, Aurel Verlag und Handel Limited, Daun 2009; Vies menottées, paroles libérées.
Témoignages des anciennes persécutées politiques roumaines, Editions universitaires europeennes, Saarbrücken 2010.
S t a n i s ł a w J a n k o w i a k — dr hab., profesor w Instytucie Historii UAM. Pracuje w Zakładzie Najnowszej Historii Polski. Autor licznych prac na temat poznańskiego Czerwca
1956, wydarzeń 1968 r. w Wielkopolsce, relacji kościół — państwo w PRL, stosunków
polsko-niemieckich po II wojnie światowej. Opublikował m.in. książkę Wysiedlenie
i emigracja ludności niemieckiej w polityce władz polskich w latach 1945–1970 (Warszawa
2005).
V i o l e t t a J u l k o w s k a — dr hab., pracuje w Instytucie Historii UAM, zajmuje się historią historiografii XIX i XX w. oraz dydaktyką historii i kulturą historyczną; autorka
książek: Retoryka w narracji historycznej Joachima Lelewela (1998) oraz Historia dla wyobraźni. Recepcja i interpretacja pisarstwa historycznego Karola Szajnochy (2010), autorka
i współautorka podręczników do nauczania historii oraz międzynarodowych projektów
edukacyjnych. Członkini prezydium Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej i Rady
Ekspertów wspólnego polsko-niemieckiego podręcznika historii. Współautorka wydawnictwa: Polsko-niemieckie miejsca pamięci.
M i c h a ł K i e r z k o w s k i — dr, historyk, autor kilkunastu artykułów naukowych, współredaktor prac zbiorowych. Publikował m.in. w „Kwartalniku Historycznym”, „Historyce — studiach metodologicznych” oraz w „Porównaniach”. Stypendysta Fundacji
Kościuszkowskiej (2007–2008). Wiceprezes Polskiego Towarzystwa Historii Mówionej.
7
Noty o autorach
Zainteresowania badawcze: metodologia historii, teoria pamięci, historia mówiona (ze
szczególnym uwzględnieniem Europy Środkowej).
M a c i e j M i c h a l s k i — dr, adiunkt w Zakładzie Historii Kultury Instytutu Historii UAM
w Poznaniu. Zajmuje się historią średniowiecza, a ostatnio recepcją tradycji średniowiecznej w epokach późniejszych (schyłkowe Oświecenie i romantyzm). Prowadzi badania z zakresu zjawiska mediewalizmu w historiografii, literaturze i sztukach wizualnych.
O l h a O s t r i i t c h o u k — dr historii i etnologii, Centrum studiów nad kryzysami i konfliktami międzynarodowymi (CECRI) w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu
katolickiego w Louvain-la-Neuve, Belgia. Autorka prac: Le conflit identitaire à travers les
rhétoriques concurrentes en Ukraine post-soviétique, « Autrepart », n° 48, 2008/4; « Des victimes du stalinisme à la nation-victime : évolution des pratiques commémoratives en Ukraine
(1989–2007) ». Médiathèque des études supérieures Anamnesis [en ligne]. Paris, 31
octobre 2008. www.anamnesis.tv.
I z a b e l a S k ó r z y ń s k a — dr hab., pracuje w Zakładzie Dydaktyki Historii Instytutu
Historii UAM. Odbyła studia postdoktoranckie w Chaire de recherche du Canada en
Histoire comparée de la mémoire — Université Laval (2004–2005). Zajmuje się szeroko
rozumianą edukacją historyczną, historią teatru alternatywnego, historią i socjologią
pamięci. Ostatnio opublikowała Widowiska przeszłości. Alternatywne polityki pamięci
(1989–2009) (Poznań 2010).
A n n a W a c h o w i a k — dr hab., profesor Wyższej Szkoły Humanistycznej TWP w Szczecinie, kierownik Zakładu Metodologii Badań Społecznych. Zainteresowania naukowe
koncentruje wokół zagadnień metodologii badań społecznych, socjologii rodziny, studiów feministycznych, socjologii pamięci. Opublikowała m.in. Transgraniczność wobec
perspektyw socjologicznych teorii komunikacji społecznej, w: Transgraniczność w perspektywie socjologicznej — kontynuacje, red. L. Gołdyka, (Zielona Góra 1999); The quality of
behavioral culture of the ihabitants of the countryside in the face of perspects of change in rural
areas, in: Proceedings of the Polish-German Symposium on Science Research Education
SRE’ 2000, 28–29 September 2000, ed. by E. Hajduk, T. Rongińska (Zielona Góra 2000);
A. Wachowiak (red.) Mikrostruktury społeczne w socjologicznym lustrze. Zielona Góra 2007
A. Wachowiak (red.) Socjologia jako terapia. Oficyna Wydawnicza U.Z., 2008.
J a n K r z y s z t o f W i t c z a k — dr, pracownik Instytutu Wschodniego UAM. Prace badawcze dotyczą historii Rosji XIX i XX stulecia, ze szczególnym uwzględnieniem rosyjskiej myśli społeczno-politycznej i kulturalnej, rosyjskiego ruchu rewolucyjnego a także
dziejów historiografii rosyjskiej XVIII–XX w. Publikował m.in. w „Sprawach Wschodnich”, „Studiach z dziejów Europy Wschodniej” i „Przeglądzie Wschodnioeuropejskim”.
Przygotował monografię pt. Historycy rosyjscy wobec rewolucji bolszewickiej i rzeczywistości radzieckiej w latach 1917–1938 (w druku). Publikował również poezję. Wydał zbiór
wierszy pt. Chabry (2004). Jest współautorem wyboru wierszy Imiona miłości (2005).
J a k u b W o j t k o w i a k — dr hab., profesor w Instytucie Historii UAM, pracuje w Zakładzie Historii Powszechnej XIX i XX w. Autor prac o polityce zagranicznej ZSRR na
Dalekim Wschodzie, dziejach Armii Czerwonej i Polakach w szeregach sił zbrojnych
ZSRR. Opublikował m.in. Polowanie na „dalniewostoczników”. Represje wobec korpusu
oficerskiego dalekowschodniego zgrupowania radzieckich sił zbrojnych w latach 1936–1939
(Poznań 2007).
8
O PAMIĘCI HISTORYCZNEJ
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 9-24
Olha Ostriitchouk
Louvain-la-Neuve
Politiques de pardon et stratégies de réconciliation : où en sont l’Ukraine et la Pologne ?
G
râce aux demandes de reconnaissance des victimes, toutes catégories
confondues, qui exigent désormais le rétablissement de la vérité historique et de la justice, il est devenu possible d’amorcer une relecture des
relations historiques entre la Pologne et l’Ukraine. Les premières initiatives
sont venues de simples citoyens engagés, opposants au régime, comme celle
de l’association moscovite Mémorial ayant ses représentations régionales
dans plusieurs centres urbains de l’ex-URSS, laquelle a favorisé les contacts
entre le centre polonais Karta de Varsovie et la communauté des historiens
ukrainiens. Mais comme ces initiatives visaient une reconnaissance nationale, voire internationale, des préjudices subis dans le passé, elles ont touché
un public de plus en plus large et ont pu ainsi exercer une pression efficace
sur les politiques d’État, aussi bien en Pologne qu’en Ukraine. Les sentiments
anti-communistes et la volonté de faire partie d’un espace commun — européen — ont servi de moteur à un éventuel rapprochement entre les deux
pays. Selon Andrzej Paczkowski, « Il apparaissait évident que sans établissement de la vérité, il n’est pas de réconciliation possible et que sans réconciliation, il n’est pas de collaboration sincère et durable »1. Pour les survivants des
événements tragiques, il était impératif d’établir scientifiquement les faits.
Jusque-là, chaque partie était guidée par sa mémoire particulière, mais il
manquait — comme dans le cas de toutes les mémoires « empêchées »2 — la
reconnaissance publique des victimes, de leurs souffrances, ainsi qu’un nouvel éclairage d’une période du passé qui n’avait jamais fait partie d’aucun récit officiel, ni du côté polonais, ni du côté ukrainien. Les victimes polonaises,
1
Paczkowski, Andrzej, “Pologne et Ukraine. Questions délicates, réponses difficiles”, dans
Georges Mink et Laure Neumayer (éd.), L’Europe et ses passés douloureux, 2007, p. 148.
2
Ricoeur, Paul, La mémoire, l’histoire, l’oubli, Paris, Seuil, 2000, p. 689.
9
Olha Ostriitchouk
plus nombreuses dans la tragédie volhynienne (1943-1944), réclamaient que
les crimes des nationalistes ukrainiens à leur égard soient rendus publics et
la justice ainsi rétablie. Les gardiens de la mémoire nationaliste ukrainienne
rétorquaient qu’on ne pouvait pas évoquer la tragédie volhynienne sans sa
mise en contexte historique, sans prendre en compte toute la complexité des
relations polono-ukrainiennes dans toute l’épaisseur du temps historique.
En termes allusifs, les revendications ukrainiennes renvoient à la question de la domination polonaise et de son corollaire, le rejet de l’aspiration
de l’élite ukrainienne à une existence nationale autonome, clairement formulée dès la fin du XIXe siècle. C’est pour cette raison que les acteurs des
luttes pour la libération nationale avaient décidé de recourir à des méthodes
radicales : le terrorisme politique dans l’entre-deux-guerres, les nettoyages
ethniques (1941-1944) ensuite, et enfin, les attaques systématiques contre
les civils qui apportaient leur soutien au régime communiste dans la période de l’après-guerre. Les nationalistes ukrainiens partaient du principe
que pour « libérer » les terres ukrainiennes, il fallait éliminer physiquement
les représentants d’autres nationalités, issus des peuples dominateurs et/ou
« collaborateurs » des bolcheviques, à savoir les Polonais, les Juifs, les Russes
ainsi que ceux parmi les Ukrainiens qui soutenait le régime communiste. Le
dépassement des litiges mémoriaux entre Polonais et Ukrainiens passe donc
obligatoirement par la reconnaissance préalable des crimes commis par les
nationalistes ukrainiens, tout comme par celle des mesures de répression du
gouvernement polonais à l’égard des Ukrainiens, que ce soit dans la période
de l’entre-deux-guerres ou à l’issue de la Seconde Guerre mondiale. A ces litiges mémoriaux s’ajoutent les souvenirs contrastés d’événements plus anciens tels que les soulèvements cosaques des XVIIe-XVIIIe siècles et les luttes
souverainistes des années 1920, considérés par les Ukrainiens comme autant
de luttes pour la libération nationale, mais renvoyant à des moments tragiques pour les porteurs de la mémoire nationale polonaise.
Par ailleurs, les sensibilités mémorielles antagonistes en Ukraine indépendante, devenues clairement perceptibles au moment de la Révolution orange,
ne rendent pas le processus de réconciliation linéaire. Il faut dire que si les activités de l’OUN-UPA sont toujours perçues comme criminelles par une bonne
partie de la population de l’Ukraine de l’Est, qui a dû mal à accepter l’idée de
leur réhabilitation dans l’espace public aux côtés des vétérans de l’Armée soviétique, à l’Ouest, le paysage commémoratif témoigne d’une tendance opposée. Ici, l’effacement de toute trace de l’héritage soviétique parallèlement à la
glorification systématique de la mémoire des luttes nationalistes ne laissent
aucune place à une quelconque commémoration publique des crimes commis
par l’OUN-UPA. Dans une Ukraine divisée, en proie aux règlements de compte
10
Politiques de pardon et stratégies de réconciliation
quant au passé avec ses voisins immédiats, russe et polonais en particulier, une
tentative de réconciliation prend toute sa valeur.
Mais que recouvre-t-elle exactement ? Quels sont les objectifs qui soustendent les pratiques à finalité réconciliatrice ? La réconciliation est-elle envisagée comme un but ou comme un processus ?3 Telle est l’interrogation
centrale de ce texte, dans lequel nous passerons en revue les principales phases du rapprochement polono-ukrainien pour en saisir le sens et les limites.
Les premiers gestes à visée reconciliatrice
A une pétition sur le statut des vétérans, déposée au Parlement ukrainien à l’été 1996 sous la pression des conseils régionaux pro-nationalistes
de l’Ouest, les partis de gauche (le Parti communiste, le Parti socialiste, le
Parti agraire et le Parti des paysans) ripostent par un appel commun « Aux
peuples, parlements et gouvernements d’Ukraine, Bélarus, Israël, Pologne,
Russie, Slovaquie et Yougoslavie », à qui ils demandent la condamnation publique de l’OUN-UPA4. Les Ukrainiens de Pologne, de leur côté, profitent de
ce remue-ménage mémoriel pour revendiquer la reconnaissance des torts
causés à la population d’origine ukrainienne vivant sur le sol polonais, lors
de la campagne de déplacements de populations conduite après la guerre par
les autorités communistes polonaises, conjointement et conformément au
vœu de Staline, pour en finir avec le nationalisme ukrainien (l’opération Vistule). Les 5 et 6 avril 1997, se tient à Varsovie un colloque organisé par le
Congrès des Ukrainiens de Pologne. Les 300 délégués représentant une vingtaine d’organisations ukrainiennes y appellent le gouvernement polonais
à condamner l’opération Vistule et à accorder à ceux qui étaient internés à
Jaworzno le statut de victime des répressions du stalinisme ainsi qu’à ériger
un monument à leur mémoire. Ils expriment le souhait d’une réconciliation
symbolique entre les deux peuples et offrent leur pardon aux agressions perpétrées par les Polonais. Mais ce pardon, ne sert-il pas, en mettant en avant
les victimes ukrainiennes, à masquer les crimes des nationalistes ukrainiens
à l’encontre de la population civile polonaise ? Comme si, l’acte de pardon
accompli, il fallait vite tourner la page pour se focaliser exclusivement sur
les priorités politiques du temps présent... Les plaignants profitent aussi de
3
Rosoux, Valérie, « Reconciliation as a Peace-Building Process: Scope and Limits », in The
SAGE Handbook of Conflict Resolution, eds., J. Bercovitch, V. Kremenyuk, and I. W. Zartman,
SAGE, London, 2009, pp. 543-560.
4
Piotrowski, Tadeusz. Genocide and Rescue in Wolyn: Recollection of the Ukrainian Nationalist
Ethnic Cleansing Campaign Against the Poles During World War II. Jefferson, NC: McFerland,
2000, p. 254.
11
Olha Ostriitchouk
l’ambiance générale de condamnation du communisme pour revendiquer la
reconnaissance des souffrances subies par les Ukrainiens du temps de la Pologne communiste.
Suite à des demandes mémorielles, de plus en plus pressantes, en provenance de groupes divers, des contacts sont établis des deux côtés dans la
perspective d’une élucidation des faits d’un passé hautement conflictuel. En
mars 1996, un accord est signé entre l’Université de Loutsk, côté ukrainien,
et l’Institut historique de l’armée, côté polonais, dans le but de renseigner, à
partir des archives des deux pays, sur les relations polono-ukrainiennes. Les
deux établissements ne sont cependant pas de même niveau : l’Université de
Loutsk est un établissement d’études supérieures de niveau régional et largement périphérique (ce n’est pas l’Université de Lviv ni l’Académie Mohyla
de Kiev), alors que l’Institut polonais est une institution d’État. Très rapidement, le programme d’échanges entre les deux communautés d’historiens,
prévoyant un cycle de conférences étendu sur plusieurs années (1997-2001),
intitulé « Pologne-Ukraine: des questions délicates »5, suscite un grand intérêt public en Pologne, où il a une résonance nationale, et où il devient,
contrairement à l’Ukraine, une affaire d’État.
Dans la foulée (mai 1997), une déclaration conjointe des présidents polonais et ukrainien (« Declaration on Accord and Unity ») est signée. Elle
rappelle les conflits polono-ukrainiens des XVIIe et XVIIIe siècles, reconnaît
le caractère anti-ukrainien de la politique polonaise des années 1920-1930
et, en contrepartie, elle parle des persécutions contre les Polonais du régime stalinien en Ukraine soviétique, évoquant notamment les massacres
des Polonais en Volhynie en 1943-1944 et l’animosité régnant entre les deux
peuples dans les premières années de l’après-guerre, enfin, elle condamne
les effets tragiques de l’opération Vistule6. La déclaration allait-elle dans le
sens du travail de mémoire que réclamaient les victimes ou était-elle purement stratégique, le retour sur le passé conflictuel étant opportunément
mis au service de l’harmonisation des relations polono-ukrainiennes dans
la conjoncture du moment ? La déclaration commence par l’expression d’un
désir de vivre-ensemble dans un monde est-européen sécuritaire et stable, de
développer les partenariats entre les deux pays, conformément au « Traité de
bon voisinage, de relations amicales et de coopération » signé en 1992. Elle
semble être conforme au modèle des réconciliations officielles qui ont fleuri
en Europe à l’issue de la Seconde Guerre mondiale entre les pays impliqués
dans le conflit : l’Allemagne et la France, l’Allemagne et la Tchéquie, l’Allema5
Pour un compte-rendu détaillé de cette collaboration polono-ukrainienne voir Paczkowski A., op. cit.
6
12
Pour le texte complet de la déclaration, voir Piotrowski T., Appendix E, op. cit., pp. 255-256.
Politiques de pardon et stratégies de réconciliation
gne et la Pologne, la Hongrie et la Roumanie… Avant d’évoquer l’animosité
pluriséculaire entre les deux peuples, la déclaration énonce clairement son
orientation vers un avenir apaisé et harmonieux qui passe obligatoirement
par une reconnaissance réciproque et un regret sincère des torts mutuels,
plus ou moins lointains : « the future of Polish-Ukrainian relations should be
constructed on truth and justice, as well as deep and sincere understanding
and reconciliation, desiring mutually to overcome the complicated heritage
of Polish-Ukrainian misfortunes, so that the shadow of the past may not
fall on the present and future friendly and partnership ties between both
nations and peoples. »7
On notera cependant que la déclaration ne désigne, d’un côté comme de
l’autre, aucun autre responsable que Staline (ce sur quoi il n’est pas difficile
d’obtenir un consensus, puisque depuis la chute du communisme la condamnation publique des crimes du stalinisme est quasi-unanime dans les deux
pays, même si, en Ukraine, elle reste plus radicale à l’ouest qu’à l’est8). Les
victimes, quant à elles, sans être nommées ni comptées, sont enrobées dans
un discours cultivant le vague et les généralités : « la tragédie volhynienne
a fait couler beaucoup de sang polonais » ; les responsables polonais de la
politique anti-ukrainienne des années 1920-1930 ne sont pas clairement
mentionnés ; seules les « répressions staliniennes contre la population polonaise » désignent à la fois le coupable et les victimes, mais — encore une fois
— de manière très globale. Il s’agit d’une vision édulcorée du passé où l’on
fait attention à ne pas réveiller les vieilles rancunes et préfère, au contraire,
le recours à la compassion universelle, largement utilisé en Occident pour le
dépassement des conflits anciens et la régulation des relations actuelles.
La signature de cette déclaration témoigne-t-elle d’un moment réel de
prise de conscience chez les dirigeants des deux pays de la face sombre de
leurs histoires nationales dont ils sont les héritiers ? Est-ce la raison pour
laquelle, au cours du même mois (mai 1997), Koutchma délègue au Cabinet
des Ministres le soin de constituer une commission d’enquête pour établir
le rôle exact de l’UPA afin de prendre une position officielle sur ce sujet ?
Cette commission, abritée par l’Institut d’histoire auprès de l’Académie des
sciences d’Ukraine, dont la direction est confiée à l’historien Stanislav Koultchyts’ky, n’accélère pas pour autant le processus de reconnaissance de l’UPA
qu’attendent, avec impatience, les promoteurs de la mémoire nationaliste.
7
Piotrowski, op. cit., p. 255.
8
Par exemple, à l’Est, les portraits de Staline peuvent être utilisés dans l’espace public
lors des commémorations ou des manifestations, alors qu’à l’Ouest même les monuments au
Soldat soviétique sont parfois perçus comme des symboles du totalitarisme stalinien.
13
Olha Ostriitchouk
Elle aboutit, trois ans plus tard (20009), à un rapport contenant une conclusion provisoire qui, tout en reconnaissant l’UPA comme partie combattante,
ne se prononce pas de manière définitive sur son rôle exact. Côté polonais,
l’Institut de la mémoire nationale est créé en 1998 et des enquêtes sur les
crimes nationalistes sont en cours. Ces gestes compulsifs, qui suivent l’adoption de la première déclaration commune, témoignent de la grande difficulté
de parvenir à une véritable réconciliation sans avoir élucidé les zones grises
de ce passé traumatique qui reste, à la fin des années 1990, encore largement
mal connu.
Pour une symétrie de lieux de pèlerinage croisés
Pour que ce geste symbolique de réconciliation polono-ukrainienne prenne
corps, il a fallu aussi choisir, de chaque côté, un lieu hautement symbolique impliquant des contextes interethniques et des souvenirs douloureux,
pour la nation polonaise comme pour la nation ukrainienne. En Pologne,
sous la pression de la minorité ukrainienne, le choix s’est porté sur le camp
de concentration de Jaworzno, transformé dans l’après-guerre en prison
pour les « ennemis du peuple », en l’occurrence les nationalistes ukrainiens
et leurs soutiens civils, accusés de collaboration avec les nazis, tout comme
les résistants antisoviétiques polonais. L’inscription portée sur la plaque
commémorative met l’accent sur l’innocence des victimes tombées sous « la
terreur communiste » et se termine par une formule exprimant le devoir de
mémoire à leur égard : « avec reconnaissance, votre postérité ». Bien que les
victimes soient par définition innocentes, leurs souffrances sont perçues, de
nos jours, comme sacrées parce qu’elles symbolisent la résistance à la terreur
communiste :
A la mémoire des Polonais, des Ukrainiens et des Allemands,
à toutes les victimes de la terreur communiste
qui ont subi innocemment
l’emprisonnement, les tortures ou la mort
entre1945 et 1956
dans ce camp de travail du Ministère de la sécurité publique de Jaworzno
Avec reconnaissance, votre postérité.
En Ukraine, trouver un seul lieu de commémoration emblématique se
révèle une tâche plus ardue. Deux événements historiques en lien avec les
mémoires victimaires polonaises — qui sont aussi, du moins en partie, anti9
14
La commission produira un autre document en 2004.
Politiques de pardon et stratégies de réconciliation
ukrainiennes — ont été retenus. Il s’agit de remettre à l’honneur l’épisode
de la résistance polonaise, durant laquelle de nombreux Polonais ont péri en
défendant « leur » ville, Lwów, face à l’attaque des troupes ukrainiennes, formées à partir des unités de l’Armée austro-hongroise de la Première guerre
mondiale qui avaient tenté de fonder un État ukrainien indépendant dans les
années 1918-1920. Le choix est donc tombé sur le cimetière de Lviv, où sont
enterrés ces résistants (Orlęta Lwowskie), complété par celui du cimetière de
Kharkiv, lieu de sépulture des 4300 officiers polonais, prisonniers de guerre
fusillés sur ordre de Staline. Comme si un seul lieu ne suffisait pas. Cette
dualité Lviv-Kharkiv (ouest-est) ne reflète-t-elle pas les divisions internes de
la société ukrainienne ? Tout se passe comme si chacune de ces demi-sociétés
avaient son propre examen de conscience à effectuer : à l’ouest, ce sont les
activités de l’OUN-UPA qui sont en jeu, à l’est, c’est l’héritage de l’époque
communiste qui doit être réévalué. Dès lors, sous le patronage d’Alexander
Kwaśniewski et de Leonid Koutchma, un travail de reconstruction, de revalorisation et de toilettage se met en place dans les deux pays. L’inauguration
du cimetière polonais de Kharkiv se déroule en 2000 alors que celle de Lviv
est considérablement ralentie du fait de l’opposition des autorités locales,
majoritairement nationalistes. Celles-ci ont du mal à accepter que la ville de
Lviv puisse être considérée comme une ville polonaise pour laquelle des résistants polonais s’étaient battus, comme l’indique l’inscription gravée sur le
mémorial qui leur était dédié : « Ici reposent les soldats polonais morts pour
la Patrie ». Les actions de Koutchma, dont les choix politiques sont jugés trop
ambigus (aucune avancée concrète en faveur de la mémoire nationaliste), hérissent de plus en plus les nationalistes ukrainiens et débouchent en 2001 sur
une action politique anti-Koutchma. Ce n’est qu’avec la révolution orange, au
cours de laquelle la Pologne soutient ouvertement le candidat « pro-occidental » Viktor Iouchtchenko, qu’un nouveau rapprochement s’opère entre les
deux pays, et que l’inauguration du cimetière rénové, le 24 juin 2005, peut
sceller enfin les efforts conjoints de « réconciliation » polono-ukrainienne
dont les bases avaient été jetées par le président sortant.
Il est intéressant de noter que dans un cas comme dans l’autre, les lieux
de commémoration nouvellement aménagés ou rénovés à la fin des années
1990 ne touchent pas à la période la plus meurtrière et la plus présente
dans les mémoires vives des Polonais et des Ukrainiens, à savoir le cœur
de la Seconde Guerre mondiale et l’entre-deux-guerres qui prépare, idéologiquement et militairement, les massacres de masse. Ladite réconciliation
semble plus facile là où existe aujourd’hui un consensus quant au regard à
porter sur le passé : « la terreur communiste » à l’ouest, et la condamnation
des activités de l’OUN-UPA à l’est (« les Banderas »). Mais chacun y voit ses
héros d’abord, même s’ils sont, en même temps, des ennemis (souvent des
15
Olha Ostriitchouk
bourreaux) pour le camp adverse. Les Polonais ne font pas vraiment de distinction entre les victimes des communistes et les victimes des nationalistes,
à partir du moment où elles sont polonaises et ont péri sur le sol de l’Ukraine
actuelle. En revanche, pour les nationalistes ukrainiens cette distinction
reste fondamentale : s’ils sont prêts à reconnaître les victimes des régimes
communistes dans les deux pays, ils éprouvent un véritable malaise quant à
la commémoration des résistants polonais qui étaient leurs ennemis jurés à
l’époque, puisqu’ils s’opposaient à la création d’un État ukrainien souverain.
« La Volhynie : une plaie qui ne se referme pas »
Il faudra attendre 2003 pour que la tragédie volhynienne et ses responsables
soient convoqués sur la place publique. La commémoration du 60e anniversaire de la tragédie en tant qu’événement phare prend un caractère national
en Pologne. La grande attention qu’on lui accorde sur la place publique fait se
rouvrir les vieilles plaies et conduit à accuser non seulement les auteurs des
nettoyages ethniques, les nationalistes ukrainiens, mais l’ethnie ukrainienne
toute entière10. Une nouvelle déclaration commune, appelant au pardon réciproque, ainsi qu’une commémoration, sont alors prévues. Mais le texte de
cette déclaration doit d’abord être approuvé séparément par les deux parlements, le Sejm polonais et la Verkhovna rada ukrainienne.
Quelques dizaines d’intellectuels (journalistes, écrivains, historiens…),
majoritairement originaires de l’Ouest mais aussi de Donetsk, réagissent en
signant une lettre ouverte commune « La Volhynie : une plaie qui ne se referme pas »11 dans laquelle ils affirment pardonner à ces Polonais dont les
Ukrainiens ont été les victimes et, en retour, demandent pardon aux victimes polonaises qui ont péri des mains des Ukrainiens. Ils font un effort pour
« comprendre » la tragédie, mais ils ne peuvent pas s’empêcher d’exprimer
envers leurs héros nationalistes leur profonde reconnaissance, incompatible
avec un sincère regret :
Nous nous inclinons devant tous ces Ukrainiens, qui dans des moments
difficiles, sous la pression des circonstances, ont fait le choix de prendre les
armes pour défendre leur terre et leurs familles. Nous reconnaissons que
notre liberté actuelle a été achetée au prix de leurs grands sacrifices et consi10
Portnov, Andriy. « Les exercices d’histoire à la manière ukrainienne : notes sur les usages du passé dans les débats publiques et politiques en Ukraine postsoviétique » [en russe :
Упражнения с историей по-украински (Заметки об исторических сюжетах общественнополитических дебатов в постсоветской Украине)], Ab Imperio (mars 2007), p. 23.
11
On peut trouver le texte intégral de cette lettre sur le site de la revue en ligne « Ï » :
http://www.ji-magazine.lviv.ua/dyskusija/volyn/vidozva.htm consulté le 4-04-2010.
16
Politiques de pardon et stratégies de réconciliation
dérons que l’État ukrainien n’a pas encore payé toute sa dette à leur égard.
Et en les commémorant ainsi, nous invitons tous les acteurs de ces événements qui vivent encore aujourd’hui parmi nous, et avec eux toute la société
ukrainienne, à pardonner ceux qui ont été à l’origine de leur destin brisé ...
Ainsi de façon ambiguë, sans nommer explicitement les victimes (« les
destins brisés »), ni mentionner la véritable nature de ces massacres, les signataires se retranchent derrière un message de regret général. Sans jamais
donner l’impression de remettre en question l’idéologie nationaliste et ses
présupposés xénophobes, ils renvoient aux méfaits bien connus de la propagande soviétique dont les Polonais, eux aussi, ont été victimes.
Bien qu’à l’impact minime dans la société (au niveau du commun des citoyens), cette lettre déclenche des polémiques vives au sein du Parlement et
dans la presse. Une fois de plus, Koutchma démontre une attitude ambiguë
« dictée par le politiquement correct du moment », observe Portnov12. D’une
part, c’est seulement grâce à Koutchma que la Déclaration commune des parlements polonais et ukrainien a été votée à la Verkhovna Rada (bien qu’à la
majorité et une voix, de manière similaire au vote de la loi sur l’Holodomor).
En revanche, Koutchma n’a pris aucune mesure pour que le débat, qui s’est
enflammé au Parlement, débouche sur un véritable débat public13. Parmi les
opposants, sur les 100 députés du bloc Notre Ukraine, pour nombre d’entre
eux originaires de Volhynie, seulement seize ont participé au vote. Les propos de Serhiy Holovaty du bloc Tymochenko (qui, lui aussi, a refusé de voter
la déclaration) à la radio Svoboda, où il considère la Déclaration comme « déséquilibrée » et « heurtant l’honneur national des Ukrainiens », font comprendre les raisons d’un si faible soutien chez les nationalistes :
Le texte qui a été soumis à la Verkhovna Rada jette une ombre sur les
Ukrainiens, je dirais même qu’il adopte un ton qui les rabaisse, car il les
oblige à demander pardon pour avoir lutté pour la liberté, pour la libération
de leur terre, pour avoir défendu leurs parents, leurs enfants, leurs épouses, pour avoir défendu leur pays, leur maison, leur propriété… Je m’excuse,
mais si les Ukrainiens sont des criminels pour avoir voulu libérer leur terre,
il faudrait alors dire que tous les Soviétiques, qui luttaient contre le nazisme
pendant la Seconde Guerre mondiale, étaient des criminels parce qu’ils
tuaient des Allemands, que les Soviétiques commettaient des crimes contre
les Allemands14…
12
Portnov A., op. cit., p. 24.
13
Portnov A., op. cit., p. 25.
14
Frys, Zynoviy. « 60e anniversaire des événements tragiques en Volhynie : leçons principales [en ukrainien : 60-річчя трагічних подій на Волині : головні уроки], Kiev-Prague, Radio
Svoboda (11 juillet 2003). Site de la Radio Svoboda : http://www.radiosvoboda.org/content/
article/905394.html, dernière consultation le 06-01-2012.
17
Olha Ostriitchouk
Les très fortes réticences politico-idéologiques et mémorielles venant
des nationalistes ukrainiens constituent un véritable obstacle à la reconnaissance des torts réciproques causés pendant la Seconde Guerre mondiale.
Parmi les plus réfractaires à la reconnaissance des crimes nationalistes, on
trouve le parti nationaliste radical VO Svoboda qui exige la restauration de la
vérité historique et réfute les accusations des « chauvinistes polonais »15. En
réaction à la commémoration des victimes polonaises, VO Svoboda déclenche une action partisane dénommée « La Volhynie se souvient », organisée
par la filiale régionale du parti, tandis que la même année paraît le livre de
l’un de ses militants, Bohdan Tchervak, La bataille pour la Volhynie (2003)16,
qui propose un regard ukrainien (tendance nationaliste) sur la tragédie volhynienne. Suite à ces crispations, une véritable bataille mémorielle éclate,
nous laissant sceptique quant aux résultats possibles des politiques de réconciliation et des efforts conjoints des historiens et des intellectuels engagés.
Le point culminant relatif à la commémoration de la tragédie volhynienne,
sous la présidence de Leonid Koutchma, est atteint avec la commémoration
officielle du massacre du village Pawliwka où une église catholique remplie
de fidèles d’origine polonaise avait été entièrement brûlée le 11 juillet 1943
par les insurgés ukrainiens, faisant environ 300 victimes. C’est aussi le résultat de plusieurs mois de collaboration entre les représentants officiels des
deux pays pour préparer cet événement. Le ton de la Déclaration commune,
lue pendant la cérémonie, encourage un examen de conscience collectif : «
We cannot change this history, nor can we question it. We cannot silence
it, nor excuse it. Instead we need to find the courage to accept the truth,
to call a crime a crime, inasmuch as only with respect to the truth can we
build the future »17. Pour le président ukrainien, cette commémoration doit
servir un but politique, le rapprochement entre les deux pays : « Ukraine and
Poland have a great potential of trust that will allow our nations to come to
complete historical reconciliation ». Cette fois-ci, les victimes sont nommées
et chiffrées (entre 15 000 et 35 000 pour les victimes ukrainiennes et entre
80 000 et 100 000 pour les victimes polonaises) ainsi que leurs bourreaux
(Armija Krajova et UPA). La nature de l’idéologie nationaliste, qui guidaient
les actions des insurgés, est publiquement dénoncée pour la première fois
(sans que ceux-ci soient clairement désignés en tant que groupe). « We cannot
blame the Ukrainian nation for the massacres of Polish civilians. Individuals
15
http://www.svoboda.org.ua/pro_partiyu/istoriya/.
16
Tchervak, Bohdan. La bataille pour la Volhynie [en ukrainien : Битва за Волинь]. Éditions
Olena Teliha, 2003, 48 p.
17
Woronowych Roman. « Ukrainian and Polish presidents urge reconciliation over 43-44
Volhyn events », The Ukrainian Weekly, No 29, vol. LXXL (20 juillet 2003), p. 1, 17.
18
Politiques de pardon et stratégies de réconciliation
must always bear responsibility for crimes and heinous acts. However, we
must express a moral protest against the ideology that led to the anti-Polish
action »18, déclare le président polonais Kwaśniewski. Koutchma, de son côté,
condamne, au nom de la justice et de la paix, les violences infligées aux civils
polonais.
La commémoration est avant tout un hommage aux victimes polonaises. Certains médias en Pologne convoquent même le terme ultime de génocide pour porter un jugement moral sur ces événements. Les souffrances
des Ukrainiens et leur malaise identitaire sont marginalisés de sorte qu’un
déséquilibre s’installe, prévisible déjà dès l’annonce des chiffres et le choix
du lieu de commémoration. La réconciliation doit-elle se poser en termes
d’équité des torts pour être efficace au plan politique ?
Si le consensus sur la condamnation de l’héritage du stalinisme facilite la
reconnaissance des victimes tombées des deux côtés de la frontière, il n’est
pas aisé, en revanche, d’évoquer des événements qui ont des interprétations
divergentes dans les deux narrations historiques, polonaise et ukrainienne.
Le chemin vers cette reconnaissance est d’autant plus difficile lorsqu’il
n’existe pas une seule ligne mémorielle au sein d’un même pays, comme c’est
le cas en Ukraine. Par ailleurs, la présence dans la société des témoins et/
ou acteurs de ces événements, tout comme le devoir de mémoire brandi par
leurs descendants, ne facilitent pas un examen de conscience, fondé sur le
regard critique porté sur sa propre expérience. En effet, il est beaucoup plus
facile de commémorer les événements dont les témoins ne sont plus là depuis longtemps, et lorsqu’aucune « plaie » ne peut plus « se rouvrir ». Enfin,
ledit examen de conscience ne peut prendre aujourd’hui de forme autre que
religieuse qui par la voie du pardon, en tant que valeur morale, permet de
se purifier du fardeau du passé. Mais n’est-ce pas un abri confortable pour
éviter la confrontation avec un passé non assumé ?
Pawlokoma et Huta Pieniacka, deux villages emblématiques
Plus récemment, deux autres lieux commémoratifs ont été choisis pour leur
valeur hautement symboliques : les villages de Pawlokoma et Huta Pieniacka,
entièrement détruits lors de la Seconde Guerre mondiale, respectivement
par l’Armée Krajova polonaise et la Division SS Galytchyna, composée de volontaires ukrainiens et soutenue par des unités de l’UPA. Les deux massacres s’inscrivent dans une série de violences réciproques se déroulant dans le
contexte de la Seconde Guerre mondiale, entretenues par le jeu des complici18
Ibid.
19
Olha Ostriitchouk
tés avec les régimes occupants, soviétique ou nazi. Dans un cas comme dans
l’autre, le nombre des victimes dépend de la lecture qu’on en fait, ukrainienne
ou polonaise. Pour Pawlokoma, ce nombre se situe entre 215 et 366, chiffre
inscrit sur le mémorial; pour Huta Pieniacka entre 800 et 1200. En jonglant
habilement avec les chiffres, chacune des parties essaye de mettre en exergue
le nombre de ses victimes à elle et de diminuer la responsabilité des siens
dans les crimes commis. Reconnaître les faits de part et d’autre pourrait être
la première étape sur le chemin de la réconciliation à long terme. Encore
faut-il que les auteurs de chaque crime soient nommés, et les circonstances
clairement mentionnées. Or tel n’est pas le cas.
La rencontre historique entre Viktor Iouchtchenko et Lech Kaczyński à
Pawlokoma, le 13 mai 2006, marque une nouvelle étape dans la politique de
rapprochement entre la Pologne et l’Ukraine. Le discours de Iouchtchenko
insiste sur le caractère juste de l’acte de réconciliation, seule voie possible
pour l’avenir des relations polono-ukrainiennes : « Pour nos peuples, il n’y
avait que deux issues : continuer dans notre for intérieur la guerre, mesurer le volume du sang versé, compter et recompter le nombre de victimes de
chaque côté, ou bien se donner la main. Nous avons choisi le chemin de la
réconciliation. Nous y sommes parvenus étape après étape : l’inauguration
du cimetière des Orlęta à Lviv, la commémoration de Pawliwka et maintenant, la commémoration de Pawlokoma… Désormais l’Ukraine et la Pologne
inaugurent une nouvelle politique de solidarité, et pour nos relations futures
c’est un jour historique. »19 Pour le président polonais, mettre en lumière les
zones grises du passé est un processus lent mais indispensable : « Nous devons parler de manière ouverte de notre passé douloureux, en le réévaluant
à chaque fois »20. Or, pour que la réconciliation soit durable, il ne suffit pas
de se tourner vers l’avenir, comme le propose Iouchtchenko, il faudrait aussi
prendre conscience de ce qui pouvait être à l’origine des mémoires traumatiques de part et d’autre et le condamner définitivement.
Il paraît aussi utile de rappeler que le lieu où sont enterrées les victimes ukrainiennes de Pawlokoma était jusqu’à très récemment une décharge
municipale et que tout effort d’entretenir leurs sépultures était condamné,
du fait de la résistance du pouvoir local, franchement anti-nationaliste. On
peut donc se demander quelle sera la portée de ce geste officiel, en quelque
sorte « parachuté », sur le lieu de ressentiments réciproques, toujours vivants
dans la mémoire régionale. En même temps, suffit-il d’évoquer le massacre
19
Tkatchouk, Maryna. “Pawlokoma. Pardonner mais ne pas oublier” [en ukrainien :
Павлокома. Пробачити, але не забути]., dans Ukraina Moloda 086, du 16 mai 2006, http://
www.umoloda.kiev.ua/number/672/158/24426/, dernière consultation le 6.01.2012.
20
20
Ibid.
Politiques de pardon et stratégies de réconciliation
de Pawliwka, en l’inscrivant dans une série de villages ukrainiens ayant subi
le même sort, comme le suggère l’auteur de l’article dans Ukraina Moloda21,
sans dire un mot sur la responsabilité qui incombe à l’UPA dans les attaques
des villages polonais ?
Malgré l’empressement de Iouchtchenko d’en finir avec un passé douloureux pour passer à l’avenir, Pawlokoma ne pouvait être qu’une étape parmi
d’autres. De la même manière que les survivants et les descendants des victimes de Pawlokoma, guidés par un devoir de mémoire, ont fait de cet endroit
un lieu de pèlerinage, ceux de Huta Pieniacka, encadrés par l’Association Huta
Pieniacka (Stowarzyszenie Huta Pieniacka), ont pris en charge le toilettage des
tombes des victimes polonaises et l’installation d’un mémorial à leur mémoire. Les inscriptions sur les deux mémoriaux officiels, aussi bien ukrainien
que polonais, mettent l’accent sur le sort tragique des victimes dont les noms
sont gravés dessus. A côté de chacun de ces monuments officiels, on peut
trouver un contre-monument, moins imposant et informel, installé par un
groupe anonyme de gens originaires du lieu, qui replace le massacre dans la
série des violences réciproques et n’hésite pas à mentionner les responsables
de la tragédie. A Pawlokoma, par exemple, on peut lire une dédicace à la mémoire des victimes polonaises : « À tous ceux morts tragiquement de la main
des nationalistes ukrainiens dans les années 1939-1945 », suivie de la liste
des noms des vingt victimes. A Huta Pieniacka les nationalistes ukrainiens
ont décidé d’installer un panneau commémoratif22 donnant leur propre, et
très explicite, interprétation de l’histoire :
Pendant la Seconde Guerre mondiale Huta Pieniacka était le quartier
général de l’Armée Krajova et des unités de diversion bolcheviques qui ensemble terrorisaient les villages ukrainiens environnants. Le 28 février
1944, l’occupant allemand conduisit une action militaire de liquidation du
régiment polono-bolchevique. Au début des années 1980, le pouvoir polono-soviétique a diffusé de fausses informations sur la destruction de Huta
Pieniacka par la Division SS Galytchyna et les combattants de l’OUN-UPA.
Cette version est encore propagée dans la Pologne actuelle dans le but de
discréditer le mouvement de libération nationale ukrainien et de dissimuler
les crimes de la politique d’occupation polonaise sur les terres de l’Ukraine
de l’Ouest. Quant au nombre de victimes, c’est une question discutable et
non-étudiée. Par exemple, jusque-là le lieu de sépulture des victimes était
21
Ibid.
22
D’après le photoreportage des admirateurs de la Division Galytchyna : http://khoma.
livejournal.com/185742.html dernière consultation le 06.01.2012.
21
Olha Ostriitchouk
inconnu. C’est pourquoi le monument érigé en 2005 ne correspond pas aux
événements qui ont eu lieu ici et de ce fait est illégal23.
Pourquoi alors est-il si facile d’installer et d’entretenir un cimetièremémorial aux soldats de la Division SS Galytchyna, alors que le mémorial
à leurs victimes parmi la population civile serait illégal ? Les négateurs du
crime souhaitent-ils vraiment connaître le lieu de sépulture de leurs victimes ou veulent-ils le rayer à tout jamais de leur mémoire ? Est-ce un acte
réfléchi de la part de Iouchtchenko que de déclarer son engagement dans la
voie de réconciliation et de promouvoir Chouhevytch et Bandera au rang des
héros nationaux, un événement qui après tant d’efforts conjoints a refroidi
soudainement les relations polono-ukrainiennes ? Ne s’agit-il par d’un acte
contraire qui investit dans le maintien des ressentiments réciproques et le
négationnisme, au lieu d’élucider les crimes commis dans le passé, y compris
pour des raisons de haine raciale ?
Dans les deux cas analysés, il s’agit d’une prise en charge du lieu de la
tragédie par ses survivants et leurs descendants, acteurs de la mémoire de
première ligne, qui le sanctuarisent, le transforment en lieu de pèlerinage et
contribuent ainsi au maintien de leur mémoire, en s’assurant de la caution
du pouvoir central pour légitimer leur geste aux yeux des pouvoirs locaux,
réticents à de telles commémorations.
Conclusion
La question des lieux de mémoire « communs » divisent doublement : 1) les
lieux choisis pour la commémoration sont distincts, appartenant tantôt à la
mémoire nationale polonaise, tantôt à la mémoire nationale ukrainienne ; 2)
un clivage idéologique s’opère entre l’appartenance au camp antisoviétique
(dont l’OUN-UPA) ou au camp antinazi, à l’origine des mémoires contrastées
de la Seconde Guerre mondiale, particulièrement pertinent en Ukraine. Tandis que leur anticommunisme majoritaire sert de terrain d’entente entre la
Pologne et l’Ukraine de l’Ouest, c’est le regard critique envers les activités et
le fondement idéologique du nationalisme de guerre de l’OUN-UPA qui rapproche la Pologne et l’Ukraine de l’Est. Ces préalables étant posés, c’est sous
la présidence de Koutchma et de Kwaśniewski que les premières mesures
d’une politique de réconciliation, visant à un rapprochement politique, ont
pu être mises en place. Leurs successeurs, Iouchtchenko et Kaczyński, ont
continué dans la même voie en ajoutant d’autres événements commémora23
C’est aussi le propos de l’ultranationaliste Iryna Sekh à la commémoration du 67e anniversaire de la tragédie par la communauté polonaise.
22
Politiques de pardon et stratégies de réconciliation
tifs, emblématiques des relations conflictuelles entre Polonais et Ukrainiens,
sur lesquels la lumière venait d’être faite. En Ukraine, la couleur politique de
la conjoncture du moment a toujours déterminé le choix des événements à
commémorer. Ainsi, sous Koutchma et ensuite sous Ianoukovytch, la ligne
mémorielle va dans le sens du rejet de la mémoire nationaliste. Sous Iouchtchenko et Kaczyński, au contraire, ce sont les mémoires anti-communistes
dans les deux pays qui ont servi de socle commun. Il ne faut toutefois pas
oublier que les élites politiques locales jouent, elles aussi, un rôle très important dans ce processus et sont capables de freiner ou de favoriser une
commémoration « commune », et que le président entrant n’a pas toujours la
possibilité de modifier la ligne politique du président sortant qu’il se trouve
contraint de poursuivre.
Malgré la bonne volonté des élites dirigeantes, la réception « en bas » de
ces gestes officiels reste très variable. Pour certains, c’est trop, et ils manifestent leur méfiance à l’égard de l’activisme mémoriel de l’État voisin, allant jusqu’à déclarer illégales les mesures prises, opposant aux victimes du
camp adverse leurs propres victimes et proposant leur propre interprétation
des événements tragiques. A contrario, pour d’autres, promoteurs d’une mémoire particulière, ces mesures peuvent être considérées comme un premier
pas, ce qui ne les empêche pas de regretter le caractère incomplet de la démarche, le flou de la désignation de la victime et du bourreau, le discours
édulcoré des chefs d’État, soucieux d’éviter toute source de conflit. C’est ce
dont témoigne le choix des inscriptions sur les monuments, d’autant plus
que ceux-ci se trouvent sur le territoire de la partie adverse. Le plus souvent,
c’est d’abord un hommage aux victimes, mortes tragiquement, suivi du souci
de prendre soin de leurs lieux de sépulture et d’en faire un lieu de pèlerinage,
notamment pour transmettre aux jeunes le souvenir d’une tragédie collective.
Depuis le lancement de la première initiative qui remonte au milieu des
années 1990, beaucoup a été fait sur le chemin de la réconciliation historique entre les deux peuples. Si l’on prend la grille d’analyse de Valérie Rosoux
concernant les étapes successives de la résolution du conflit, on peut penser
que le premier stade, celui de la gestion du conflit (conflict management)24,
traduisant le passage d’une expression violente à une expression politique,
était ici défaillant, certainement du fait de l’instauration du régime communiste, aussi bien en Pologne qu’en Ukraine de l’Ouest, qui a imposé sa propre
grille de lecture des événements historiques. Ce n’est que plusieurs décennies
plus tard, avec la chute du régime, que la question de la réconciliation officielle a pu être posée et qu’elle est passée directement au stade suivant, celui
24
Rosoux V., op. cit.
23
où les négociateurs essayent de contenir le retour des ressentiments mutuels
alimentant le conflit, tout en envisageant la construction de relations positives à long terme.
Mais si l’on ne peut sauter les étapes, on peut les franchir en accéléré.
Ici, deux difficultés majeures sont à surmonter. Du côté ukrainien, l’enjeu de
taille reste la remise en question de l’idéologie nationaliste, et une dénonciation vague, prononcée de plus par le président polonais, ne saurait suffire.
Il faudrait une véritable relecture critique et objective par les Ukrainiens de
l’expérience nationaliste et de l’idéologie qui la sous-tend. Du côté polonais,
ce qui fait défaut, c’est la compréhension du rôle historique qu’ont joué leurs
élites en faisant obstacle au légitime désir d’affirmation nationale et de souveraineté des Ukrainiens, qui ont considéré la nation polonaise toute entière
comme oppresseur. C’est seulement à ces conditions qu’un rapprochement
durable pourra être assuré, dans lequel la réconciliation ne se résumerait pas
à un geste public vite oublié, mais saurait survivre à la pression des groupes
extrémistes locaux, minoritaires, mais très actifs et influents.
Politics of Forgiveness and Strategies for Reconciliation:
How Far has the Ukrainian-Polish Issue Gone?
by Olha Ostriitchouk
Abstract
After the fall of communism, it became possible to reconsider Ukrainian-Polish
conflicting past in order to harmonize their relations and engage both countries in
creating of a common future. This article examines their politics of reconciliation
and public apologies, since the first rapprochement under Kuchma and Kwasniewski
who adopted a Joint Declaration in 1997. It focuses not only on what was done in
this area but also on its international-domestic interactions and its reception by local
groups. By observing people’s attitudes towards tragic events of the common past
(such as Pawlokoma, Pawliwka, Huta Pieniacka, Jaworzno etc), we try to understand
what is behind the practices of reconciliation, what is their significance for different
groups and limits of their efficiency.
K e y w o r d s : Competing memories, politics of reconciliation, public apologies,
commemorations, Ukrainian-Polish relations.
24
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 25-45
Claudia-Florentina Dobre
Bucarest
Les vingt ans du postcommunisme roumain : L’espace public 1 et les mémoires du
communisme 2
L
es événements de décembre 19893 ont mis fin au « centralisme mémoriel »4 promu par le régime communiste. Ils ont ouvert la voie pour une
« gouvernance mémorielle »5. Ce processus a été long, parfois fortuit, et a
connu (il connaît toujours) des difficultés majeures dans sa mise en oeuvre.
1
Dans le sillage de Habermas, je définis l’espace public comme le lieu où prend forme et
contenu l’opinion publique. Il y a plusieurs espaces publics qui peuvent converger ou diverger
en fonction de l’importance des sujets qui animent la société à un moment donné. Jürgen
Habermas, L’espace public. L’archéologie de la publicité comme dimension constitutive de la société
bourgeoise, Payot, Paris, 1992, p. 15-38.
2
Cette étude a été financée par le contrat POSDRU/89/1.5/S/62259, projet stratégique,
„Sciences socio-humaines et politiques appliquées, programme de travail postdoctoral et bourses postdoctorales de recherche dans le domaine des sciences humaines et politiques” cofinancé par le Fonds Social Européen, par le biais du Programme opérationnel sectoriel „le
développement des ressources humaines 2007-2013”.
3
Le 17 décembre 1989, la révolte s’empare de Timisoara. Le 21 décembre un meeting
convoqué par Ceausescu et ses conseillers à Bucarest se transforme en révolution au bout de
quelques heures. Des milliers de gens construisent des barricades dans les rues de Bucarest
et demandent lé départ du pouvoir de Ceausescu. Le 22 décembre, le couple Ceausescu a été
conseillé de s’enfuir. Les manifestants s’emparent du siège du Parti communiste et réclament
la chute du régime. Le soir du 22 décembre, Ceausescu a été arrêté. Le 25 décembre, les époux
Ceausescu sont jugés par un tribunal ad hoc. Ils sont condamnés à mort pour génocide contre
le peuple roumain. Ils ont été fusillés le même jour.
4
Dans le sillage de Johann Michel, je définis le « centralisme mémoriel » « au sens où l’État
est le principal ordonnateur des politiques publiques de la mémoire. » Johann Michel, « Du
centralisme à la gouvernance des mémoires publiques », sur www. sens-public.org., p. 10
5
La « gouvernance mémorielle », c’est la fabrication des politiques mémorielles comme
une entreprise négociée entre l’État et des acteurs infra-étatiques (collectivités locales) et supra-étatiques (institutions internationales), des acteurs privés (entrepreneurs de mémoire).
25
Claudia-Florentina Dobre
Dans cette étude, je vais investiguer les régimes mémoriels6 post-décembristes. Je me penche sur les motivations de positions prises par rapport à la
mémoire du communisme par les acteurs de l’espace public dans les vingt années du postcommunisme. Je vais analyser le rôle de cette mémoire dans la
polarisation et la légitimation des élites dans l’espace public. Je m’intéresse
également aux contenus et aux formes de la mémoire collective du communisme roumain.
1. L’amnésie néo-communiste des années 1990
Après le départ de Ceausescu, les néo-communistes7 s’emparent vite du pouvoir. Ils déclarent le régime renversé condamné par l’Histoire. En même
temps, ils font appel à l’unité et à la fraternité. L’anticommunisme est déclaré
dangereux, pouvant jeter le pays dans un état conflictuel qui empêcherait sa
réhabilitation interne et internationale. L’oubli intentionnel du régime communiste devient la position officielle des néo-communistes.
L’amnésie à l’égard du communisme comporte plusieurs explications.
Stéphane Courtois, dans son livre Du passé faisons table rase, avance l’hypothèse que dans les pays de « restauration » ou de « reconversion »8, le pouvoir
qui n’a pas été « décommunisé » semble vouloir faire « du passé—communiste—table rase »9. La Roumanie post-décembriste est un cas typique de
« La gouvernance mémorielle implique que l’État ne décide pas seul de l’orientation des politiques mémorielles et ne peut prendre des initiatives commémoratives sans concertation avec
des acteurs non étatiques. » Johann Michel, « Du centralisme à la gouvernance des mémoires
publiques », sur www. sens-public.org.
6
Dans le sillage de Johann Michel, je définis le « régime mémoriel » comme étant un « „cadre cognitif”, c’est-à-dire une matrice de perceptions et de représentations des souvenirs qui
définit, à une époque donnée, les structures de la mémoire publique officielle. » La « mémoire
publique officielle » est « le type de représentations et de normes mémorielles produit par les
acteurs publics. Avant de pouvoir agir sur un régime mémoriel pour le transformer, les acteurs
sont d’abord agis par la configuration de la mémoire publique officielle. Les acteurs publics
sont à la fois les producteurs et le produit des régimes mémoriels. » Johann Michel, Gouverner
les mémoires. Les politiques mémorielles en France, Paris, PUF, 2010, p. 12-17.
7
J’appelle néo-communistes les anciennes cadres communistes reconverties au capitalisme qui gardent une mentalité totalitaire.
8
Stéphane Courtois considère que l’effondrement du « système communiste mondial »
en Europe de l’Est s’est fait selon quatre cas : « la révolution, la conversion, la reconversion et
la restauration ». Stéphane Courtois, Du passé faisons table rase! Histoire et mémoire du communisme en Europe, Paris, Robert Laffont, 2002 (cité dorénavant comme, Courtois, ed., Du passé
faisons table rase!), p. 47.
9
26
Courtois, ed., Du passé faisons table rase!, p. 49.
Les vingt ans du postcommunisme roumain
« reconversion » 10 capitaliste des élites communistes des échelons inférieurs
(les néo-communistes).
À son tour, Alain Besançon considère que l’amnésie qui caractérise
la mémoire du communisme par rapport à l’hypermnésie de la Shoah est
due à plusieurs causes. Premièrement, les rescapés des crimes nazis n’ont
pas été moralement contaminés par une quiconque collaboration avec le
régime. Deuxièmement, à la différence de la culture juive, il n’existe pas dans
la culture chrétienne l’obligation morale de se souvenir. Troisièmement, la
gauche s’identifie avec la justice sociale et, faut-il le souligner, les communistes se sont revendiqués, du moins en France et en République tchèque, du
mouvement ouvrier. La quatrième explication suppose que la lutte contre le
nazisme a légitimé d’une certaine manière le régime communiste soviétique
qui, en tant qu’allié, ne pouvait pas être blâmé. La cinquième raison tient à
la faiblesse des groupes capables de conserver la mémoire du communisme.
Le régime a perduré de 44 à 74 ans et durant cette période les élites ont été
anéanties et remplacées, la société atomisée, les victimes obligées à s’adapter
pour survivre. En outre, la durée a eu un effet auto-amnistiant11.
1. 1. Le « négationnisme » néo-communiste
Les néo-communistes ont promu l’oubli du communisme. Qui plus est, ils
ont essayé de faire oublier les crimes commis par les autorités de l’ancien
régime. À ce but, ils ont employé plusieurs stratégies « négationnistes ». La
première stratégie visait la diminution du nombre des victimes. Dans les années 1990, Petre Roman12, ancien premier ministre néo-communiste, affirmait qu’en Roumanie il y avait eu seulement 10 000 détenus politiques13. La
violence politique était ainsi transformée en un règlement de comptes lors
de l’installation au pouvoir des communistes.
Une autre stratégie envisagée a été d’accuser les détenus politiques de
fraude. Les négationnistes affirment qu’un bon nombre de ces derniers ont
été mis en prison pour des délits de droit commun, comme le vol ou le sabotage. Lorsque leurs affirmations sont démantelées par des preuves, ils allè10
Courtois, ed., Du passé faisons table rase!, p. 48.
11
Alain Besançon, «Mémoire et oubli du communisme», dans Commentaire, vol. 20, nº 80,
hiver 1997-98, pp. 789-792.
12
Petre Roman est le fils d’un très important ancien membre du Parti communiste roumain. Converti au capitalisme, il a été nommé premier ministre dès le mois de décembre
1989.
13
Ana Blandiana, Romulus Rusan, « Le Mémorial de Sighet ou la Mémoire: une forme de
justice », dans Communisme, Le livre noir du communisme en débat, no. 59-60/2000 (cité dorénavant comme, Blandiana, Rusan, « Le Mémorial »), p. 219.
27
Claudia-Florentina Dobre
guent le fait que les communistes ont été également persécutés pendant le
régime bourgeois. Ils mettent ainsi sur le même plan la répression communiste et celle infligée par les régimes autoritaires de l’entre-deux-guerres.
La manipulation et le contrôle des médias par les anciens communistes
et leurs progénitures ont pour conséquence la contestation de la souffrance
des anciens détenus politiques. Dans les années 1990, ces derniers sont encore perçus comme des « ennemis du peuple ». Ana Blandiana et Romulus
Rusan racontent les difficultés eues lorsqu’ils ont voulu enregistrer les témoignages des rescapés des prisons communistes: « Il ne fut pas facile de
trouver des candidats à l’entretien. Les survivants du goulag étaient âgés et
timorés. Ils avaient été contraints, sous la menace bien entendu, de signer
à leur sortie de prison des déclarations où ils s’engageaient à ne jamais parler de leur détention. Il était évident que, dans les nouvelles conditions, ces
déclarations étaient devenues caduques, mais nombreux étaient ceux qui,
après le résultat des élections et vu le comportement arrogant des gouvernements, n’étaient pas convaincus du caractère irréversible de la situation et du
fait que le communisme était définitivement écarté du pouvoir. »14
Les techniques de manipulation employées par les néo-communistes
rappellent celles de l’époque stalinienne. Pendant la campagne électorale de
l’année 1990, le journal du Front du Salut National15, Azi (Aujourd’hui), reproduisait des articles publiés par les communistes dans Scînteia16 (L’Étincelle)
avant les élections du 19 novembre 1946. Le journal communiste accusait le
Parti national paysan et le Parti national libéral d’être deux partis réactionnaires, caractérisés comme « forces déstabilisantes du pays »17.
D’ailleurs, dans les années 1990, l’accusation la plus utilisée par les néocommunistes à l’égard des anciens détenus était celle de fascisme. Un bon
nombre des persécutés ont été membres ou sympathisants du mouvement
légionnaire. Les néo-communistes ont collé le syntagme des fascistes à tous
les anciens détenus sans tenir compte du fait que la plupart d’entre eux
fussent des anticommunistes de filiation libérale ou nationale-paysanne,
d’anciens sympathisants communistes et même de membres du parti communiste, victimes de purges successives au sein du parti.
14
Blandiana, Rusan, « Le Mémorial », p. 220.
15
Frontul Salvării Naţionale (Le Front du Salut National) issu des événements de décembre 1989 a été une sorte de comité de gouvernance au début de l’année 1990. Il a été ensuite
transformé en parti politique par les néo-communistes qui l’ont vite contrôlé.
16
17
Scânteia (L’étincelle) a été le quotidien officiel du Parti communiste roumain.
Florin Iaru, « Neocommunismul-un bau-bau (Le néo-communisme-un épouvantail) »,
dans România Liberă, le 16 mai 1990.
28
Les vingt ans du postcommunisme roumain
2. La mémoire de la répression
L’oubli intentionnel promu par les néo-communistes a empêché la reconnaissance publique de la souffrance des anciens détenus politiques. La patrimonialisation de leur vécu sera l’initiative de quelques organisations civiques
ou/et des personnes privées. L’AFDPR, le « Mémorial de la douleur », la Fondation Académie Civique et la Fondation Culturelle Memoria ont représenté
les principaux piliers qui ont rendu visible la problématique des persécutions
politiques.
Fondée en janvier 1990, l’Association des Anciens Détenus Politiques de
Roumanie (Asociaţia Foştilor Deţinuţi Politici din România - AFDPR) s’est
érigée en gardienne de la mémoire de la répression18. L’Association a invité
ses membres à témoigner oralement de leur expérience carcérale au profit de
ses archives19. Qui plus est, les membres de l’Association se sont chargés de
commémorer les morts, de bâtir de monuments à l’honneur des victimes de
la répression communiste et de forger un dossier juridique destiné à condamner les crimes et les abus du régime communiste.
À la même époque, quelques survivants des persécutions communistes,
membres des partis politiques de l’entre-deux-guerres, ont recréé ces partis,
dits historiques. Corneliu Coposu20, ancien détenu politique et membre important du Parti national paysan avant l’arrivée au pouvoir des communistes,
a fait renaître ce parti sous le nom du Parti national paysan chrétien — démocrate (PNTCD) dont il devient le premier président. L’ancien parti national libéral a été également ressuscité par ses membres d’antan, eux aussi des
clients « fidèles » des prisons communistes.
L’emprise du pouvoir par les anciens membres de la nomenklatura et surtout des anciens services secrets communistes (la Securitate) a empêché la
promotion des valeurs et de l’idéologie des partis historiques dans l’espace
public. Dès leur création, les deux partis sont devenus la cible de la propagande néo-communiste qui leur a créé une image défavorable auprès de l’opinion publique en utilisant des mécanismes de manipulation d’inspiration
communiste. Des rumeurs ont été répandues dans la presse sur le passé et
les objectifs des dirigeants de deux partis. Ils étaient constamment dénigrés
18
L’AFDPR a demandé par la voix de son président Constantin Ticu Dumitrescu un « procès du communisme » et a milité pour la restitution des propriétés confisquées par les communistes.
19
Archives qui, par ailleurs, n’existent plus !
20
Corneliu Coposu a été le secrétaire de l’ancien chef du Parti National-Paysan Roumain,
Iuliu Maniu. Il avait passé 17 ans dans les prisons communistes, mais a eu la chance de voir le
régime tombé en décembre 1989. Il est mort en 1995 sans avoir eu la chance de voir son parti
accéder au pouvoir.
29
Claudia-Florentina Dobre
dans les médias contrôlés par les néo-communistes. Ainsi, dans les années
1990-1992, Corneliu Coposu a été accusé par les néo-communistes d’attitude réactionnaire, voire fasciste21.
Cette atmosphère n’a pas été propice à la création d’un patrimoine narratif de la répression. Dans les années 1990s, les anciens persécutés politiques
se sont vus encore une fois marginalisés, discriminés et discrédités. Dans ce
contexte politique et social, toute initiative en leur faveur était appréciée et
encouragée par ceux-ci. Ce fut le cas d’une série documentaire portant sur les
persécutions politiques diffusée par la chaîne publique de télévision, TVR.
En 1991, la TVR, appelée à participer à un projet qui visait la réalisation
d’un film sur le Goulag roumain, décide de réaliser elle-même une série documentaire portant sur les persécutions politiques et la résistance anticommuniste. La série, intitulée « Memorialul Durerii » (le Mémorial de la douleur),22
compte plus de 150 épisodes. Réalisée à l’aide des interviews d’anciens détenus politiques, des images d’archives, des visites d’anciens persécutés politiques ou de gens ordinaires dans les anciennes prisons communistes23, la
série a été bien reçue par les Roumains, surtout dans la période 1991-199624.
21
Pendant la campagne électorale de 1990, le Front du Salut National des néo-communistes a répandu des rumeurs selon lesquelles Corneliu Coposu voulait instaurer la monarchie,
restituer les propriétés aux anciens grands boyards (qui n’existent même pas), les fabriques et
les usines aux anciens propriétaires. Ils faisaient ainsi appel à la rhétorique communiste et aux
thèmes de celle-ci, inculqués dans l’esprit des gens par la propagande de l’ancien régime.
22
L’histoire de la réalisation de la série est très intéressante et suggestive. En avril 1991,
une équipe de metteurs en scène de Suisse et d’Italie sollicite l’aide des autorités roumaines
pour réaliser un film sur le Goulag roumain. Un ancien détenu politique et président de la
commission de recherche sur les abus dans le Parlement roumain, Radu Ciuceanu, a invité la
chaîne publique de télévision à participer à la réalisation de ce film. Parmi les réalisateurs se
retrouvent Octavian Roske, Andrei Tănase et une équipe de la télévision roumaine dirigée par
Lucia Hossu-Longin. Le film a été réalisé dans plusieurs endroits: Pitești, Nucșoara, Jilava,
Gherla, Sighet, Aiud, Poarta Albă. À la fin du mois de mai 1991, « Dentro il Gulag Romeno »,
a été diffusé sur une chaîne de la télévision suisse. C’était le premier film documentaire sur
les persécutions politiques en Roumanie communiste. La télévision publique a repris l’idée et
le 14 août 1991 a diffusé le premier épisode d’une série nommée le Mémorial de la douleur. Ce
premier épisode présente l’instauration du communisme et le procès d’Antonescu. L’épisode
2 qui porte le titre « Schingiuitori şi schingiuiţi » « Suppliciés et tortionnaires » annonce la clé
dans laquelle la série doit être lue. Une rétrospective des 50 premiers épisodes est diffusée le
27 juin 1996. La diffusion de la série prend fin en 2001.
23
Il n’y a pas de taux d’audience pour la série. On peut estimer un certain intérêt de la
part des élites et des jeunes, comme le prouvent les lettres reçues par Elisabeta Rizea après la
diffusion de son histoire de vie.
24
À l’égard du « Mémorial de la Douleur », l’heure de diffusion est également suggestive
pour l’analyse. Dans les années 1991-1996, la série a été diffusée en « prime time » pendant
la semaine. Ensuite, elle a été diffusée après minuit, ce qui a diminué la possibilité d’être visionnée.
30
Les vingt ans du postcommunisme roumain
Après la condamnation officielle du communisme, la série a été intégralement rediffusée par la chaîne publique. En avril 2007, les DVD de la série et
un livre ont été publiés par la maison d’édition Humanitas25.
Le « Mémorial de la douleur » reprend et diffuse le discours public victimaire, un discours non assumé par la plupart des anciens détenus, et une
image manichéenne de la Roumanie communiste. Cette vision d’une société
divisée entre les bons, les résistants anticommunistes et les dissidents, et
les mauvais, les communistes a dominé le discours de droite post-décembriste26. Les masses ont été présentées comme des victimes à la merci des
autorités communistes, qui les ont manipulées, contrôlées, transformées,
réprimées27.
Le manichéisme a été favorisé par la mise en avant de la période d’installation au pouvoir des communistes, dominée par la terreur. L’idée du communisme comme violence subie est devenue la thèse dominante du discours
public postcommuniste. Les périodes de ralliements au système comme cela
a été le cas en 1968 n’ont pas suscité de l’intérêt. L’évaluation de l’héritage
communiste se fait presque exclusivement sous le signe de la condamnation
morale28. La collaboration avec le système a été également ignorée. Les différentes formes qu’elle a connues n’ont jamais été débattues d’une manière
rigoureuse dans l’espace public.
Outre le « Mémorial de la douleur », deux fondations culturelles ont joué
un rôle actif dans la transmission de la mémoire des persécutions politiques
en Roumanie. Elles ont consacré leur activité à la sauvegarde de cette mémoire, en publiant des articles et des livres, en organisant des conférences et
des colloques et en essayant de se rendre visibles dans la vie publique. D’une
certaine manière, elles sont toutes les deux des «vecteurs associatifs»29 de
transmission du passé.
25
La maison d’édition Humanitas, dirigée par Gabriel Liiceanu, s’est remarquée dès le
début des années 1990 comme une promotrice de la mémoire de la répression communiste.
26
Vladimir Pasti, Romania în tranziţie. Căderea în viitor (La Roumanie en transition. La
chute dans l’avenir), Nemira, 1995 (cité dorénavant comme, Pasti, Romania în tranziţie),
p. 241.
27
Une telle vision se retrouve en République tchèque. Françoise Mayer, La place de la collaboration dans la mémoire du communisme tchèque, Séminaire virtuel en sciences sociales, 2004-2005.
Travail de mémoire et d’oubli dans les sociétés postcommunistes, Bucarest, les 13 et 14 mai
2005.
28
Antonela Capelle-Pogacean, «Roumanie: l’utopie unitaire en question», dans Critique
internationale, no. 6, hiver 2000, p. 112.
29
Henry Rousso a classifié les vecteurs de transmission du passé en «vecteurs officiels,
associatifs, culturels et savants». Henry Rousso, Le syndrome de Vichy. De 1944 à nos jours,
Paris, Seuil, 1990, p. 253.
31
Claudia-Florentina Dobre
La « Fondation Culturelle Memoria », créée en 1990 par Banu Rădulescu30,
écrivain et ancien détenu politique, s’est donné comme objectif la présentation des crimes et des abus du communisme par le biais de mémoire de
prison, de documents et de mémoires de la déportation. Publiée sous l’égide
de l’Union des écrivains de Roumanie, la revue de la fondation intitulée, La
Mémoire. La revue de la pensée incarcérée, reste une présence constante dans le
paysage des revues culturelles sans jamais renoncer à sa mission : dénoncer
le communisme31.
Parallèlement à la « Fondation Culturelle Memoria », une autre fondation
s’est engagée dans la « dénonciation des crimes » du régime communiste. En
1992, la poétesse Ana Blandiana élabore le projet d’un « Mémorial des victimes du communisme et de la résistance anticommuniste » qu’elle soumet
à l’approbation des autorités néo-communistes. Ces derniers refusent de
prendre en charge le projet. Réalisé à l’aide de donations et de fonds privés,
le Mémorial a été rangé par le Conseil de l’Europe parmi les « hauts lieux de
conservation de la mémoire de l’Europe » à côté du Memorial d’Auschwitz et
le Mémorial de la Paix de Normandie32.
Le Mémorial a deux composantes : le « Centre international des études
sur le communisme », qui archive des données relatives au communisme et
à la répression dont le siège se trouve depuis 1993 à Bucarest, et le musée
mémoriel de Sighet, aménagé dans l’ancienne prison de Sighetul Marmaţiei,
ouvert au public en 199733. Le Mémorial se veut une entreprise qui essaie de
« rendre justice aux victimes ». Ana Blandiana explique dans une interview
les buts de cette initiative: « Le Mémorial des victimes du communisme et de
la résistance est issu du désir de ressusciter la mémoire collective, comme un
antidote contre le lavage du cerveau qui se trouve à l’origine de la plupart des
anomalies de notre vie et de la société actuelles. Il faut savoir ce qu’on a vécu
et pourquoi pour comprendre ce que nous vivons aujourd’hui et pour savoir
ce qu’on ne doit plus vivre demain. On ne lutte pas contre le communisme,
30
Banu (Șerban) Rădulescu, né à Bucarest le 12 février 1924, médecin de formation, écrivain, ancien détenu politique, a fondé la revue La Mémoire. La revue de la pensée incarcérée
en 1990.
31
Le public de la revue est constitué d’anciens détenus politiques et de leurs familles,
d’intellectuels de droite et de chercheurs qui s’intéressent aux persécutions politiques.
32
Le gouvernement de l’époque formé par une coalition des partis dits historiques, dont
le Parti national paysan chrétien-démocrate l’avait reconnu comme «Centre d’intérêt national » par la loi 95 de 1997.
33
Sur le Mémorial de Sighet, à voir l’article de Claudia Florentina Dobre. Claudia Florentina Dobre, «Une mise en scène de la mémoire: le musée de Sighet» dans Staging memory/
Mettre en scène la mémoire, eds. Izabela Skorzynska, Christiane Lavrence, Carl Pépin, Wydawnictwo Poznanskie, Poznan, 2007, p. 181-194.
32
Les vingt ans du postcommunisme roumain
mais contre ses fantômes qui nous hantent en nous pervertissant la vie et
l’histoire. »34
3. L’anticommunisme
La chute des régimes socialistes en Europe centrale et orientale a lancé l’idée du
communisme comme utopie destructive. La rhétorique démocrate et capitaliste domine l’espace public postcommuniste. L’anticommunisme s’insinue
en tant que doctrine officielle même dans les pays dirigés par les néo-communistes.
En Roumanie, l’anticommunisme, sous la forme d’anti-Ceauşescu, est
présent même chez les anciennes élites politiques communistes35. Plusieurs
membres de la nomenklatura ont réécrit leurs biographies pour se présenter
en tant que dissidents de Ceauşescu, transformé en bouc émissaire du système36. Dans leurs mémoires, la faute pour le mauvais chemin qu’a pris le
communisme incombe au « tyran » et à sa femme !
Les élites de droite ont récupéré une autre forme d’anticommunisme,
celle des anciens persécutés politiques. Tous ceux qui se sont opposés d’une
manière ou d’une autre contre le régime instauré à l’aide des Soviétiques ont
été présentés comme des anticommunistes. L’expérience des anciens détenus a été mise en évidence comme preuve de l’anticommunisme qui animait
les gens à l’époque de l’instauration du communisme en Roumanie.
À la fin des années 1940 et au début des années 1950, un bon nombre des
officiers de l’armée, des intellectuels, des paysans se sont opposés au régime
communiste qui se mettait en place. Plusieurs d’entre eux ont même choisi
à se cacher dans les montagnes pour lutter arme à la main contre le communisme dans l’espoir que ce régime ne perdurerait pas. Initialement encouragés par les Américains, ils ont résisté aux assauts communistes jusqu’à la fin
des années 1950.
Après l’effondrement du système, cette résistance anticommuniste a
commencé à être transformée en un mythe. La célébration des groupes de
résistants cachés dans les montagnes de la Roumanie a été une réponse à
l’accusation de passivité des Roumains avant décembre 1989 par l’invention
34
Ana Blandiana, entretien accordé à la revue Formule AS, http://www.formula-as.ro/reviste_635__44__ana-blandiana.html, dernière visite le 1er février 2006.
35
Paul Niculescu Mizil, Alexandru Bârladeanu, Ion Gheorghe Maurer, Corneliu Mănescu,
Ion Iliescu.
36
Cristina Petrescu, Dragoş Petrescu, « The Nomenklatura Talks: Former Romanian
Party Dignitaries on Gheorghiu-Dej and Ceausescu », dans East European Politics and Societies,
vol. 16, no. 3, p. 958-970.
33
Claudia-Florentina Dobre
mythologique d’une continuité dans la résistance anticommuniste37. Elle
est liée à la mythologie nationaliste mise en place par les communistes, notamment dans les années Ceauşescu38. Plusieurs mythes y apportent leurs
contributions: le mythe de l’union entre les Roumains et la nature (un proverbe roumain dit que « le bois est le frère du Roumain »), les paysans comme
les vrais représentants de la nation et les haïdouks,39 les protecteurs des opprimés.
4. La victimisation collective
Le mythe de la victimisation, véhiculé par la mémoire nationale, a été réactualisé après la chute du communisme. La Roumanie a été souvent présentée
dans l’espace public, notamment par les élites de droite, comme victime de
son destin, de ses dirigeants et de ses voisins. Le pays a toujours dû se résigner devant les mauvais coups de l’Histoire. Néanmoins, avant de se rendre,
la Roumanie a signalé aux autres le fait qu’elle soit consciente de son destin40.
Le communisme a été vite intégré dans cette logique victimaire qui déculpabilise le peuple roumain. Les élites de droite ont toujours décrit le régime comme étant impropre aux Roumains41. Après la chute du Ceausescu,
cette opinion a été reprise et soutenue par le philosophe Gabriel Liiceanu.
Dans son célèbre essai, Appel aux fripouilles, il compare le communisme à la
syphilis: « Pareille à la syphilis qui s’insinue sous la promesse de la volupté
et pareil au poison qui se cache dans la pomme superbement vermeille, le
communisme est une maladie de la séduction.42 » À son avis, cette maladie
37
Mihai Dinu Gheorghiu, « Conspiration et désenchantement: les conditions d’une nouvelle production idéologique en Roumanie », dans Les temps modernes, mars-avril-mai, 2001,
no. 613, p. 169-169.
38
Claudia-Florentina Dobre, « Elisabeta Rizea de Nucşoara: un « lieu de mémoire » pour
les Roumains ? » dans Conserveries mémorielles, revue électronique de la Chaire de recherche
du Canada en histoire comparée de la mémoire.
39
Les haïdouks, les hors-la-loi, ont été présentés par les communistes comme des combattants contre l’oppression des boyards et comme un symbole de la lutte de classe.
40
Vladimir Pasti, Mihaela Miroiu, Cornel Codiţă, România- Starea de fapt, vol. 1, Societatea
(La Roumanie – état actuel, vol. 1, La société), Bucarest, Nemira, 1997, p. 151.
41
Ce discours a été promu surtout par la diaspora roumaine. D’ailleurs, pendant l’entredeux-guerres, les élites de droite considéraient le communisme comme le mal absolu pour la
société.
42
Gabriel Liiceanu, Apel către lichele (Appel aux fripouilles), Bucarest, Humanitas, 2005
(cité dorénavant comme, Liiceanu, Apel), p. 35-36.
34
Les vingt ans du postcommunisme roumain
ne se serait jamais développée à l’intérieur du pays. Elle a été amenée de l’extérieur. Elle a été une invasion. Trahis à Yalta, les Roumains ont été envahis
par les « extraterrestres » communistes.
La culpabilité revient à l’Occident qui a « vendu » le pays aux Soviétiques.
La « trahison de Yalta » est un mythe de la Roumanie postcommuniste43 qui
connaît une célébrité sans précédent. Le mythe du souverain méchant contribue également à l’idée de victime du peuple roumain. À l’époque de l’entredeux-guerres, le roi Charles II a été accusé d’avoir mené la Roumanie vers la
désintégration. Pour Ceauşescu, les camarades méchants ont détourné l’idéal
communiste. C’est à eux qu’incombe la culpabilité pour les persécutions politiques! À son tour, Ceauşescu est transformé après la chute du communisme
en « un chef machiavélique ensorcelé par une lady Macbeth danubienne44. »
Les néo-communistes qui n’avaient aucun intérêt de combattre cette
opinion se sont vite ralliés au discours public de la droite qui voyait dans le
communisme encore un exemple de la destinée victimaire de la nation. Dans
cette logique, tous les Roumains ont été des victimes! Les anciens détenus
qui réclamaient leur droit à la reconnaissance de leur souffrance étant ainsi
considérés comme profiteurs, à la recherche des avantages pécuniaires!
5. La quête des coupables et le mythe de la culpabilisation
générale
La structuration du témoignage comme artéfact culturel s’est produite en
Occident après le procès d’Eichmann. C’est avec ce dernier qu’on a assisté à
un véritable changement de paradigme. Il marque l’entrée de la société occidentale dans l’« époque du témoignage »45 ou dans « l’ère du témoin » comme
l’a nommée Anette Wieviorka46.
En Roumanie, dans les premières années post-décembristes, la tâche de
régler les comptes avec le passé immédiat a incombé, d’une part, aux procès
faits aux membres du Comité politique du parti communiste, et d’autre part,
43
Le mythe de la « trahison de l’Yalta » est bien enraciné dans la mentalité roumaine. Il
a été constamment promu par les élites de droite. George Voicu, « L’imaginaire du complot
dans la Roumanie postcommuniste », dans Les temps modernes, mars-avril- mai 2001, no. 613,
p. 174-175.
44
Claude Karnoouh, « Consensus et dissensions en Roumanie: un pays en quête d’une
société civile », dans Les Cahiers d’Iztok, Acratie, 1991, p. 7.
45
Le terme est utilisé par Shoshana Felman, “Education and Crisis, or the vicissitudes of
Teaching”, dans Shoshana Felman, Dori Laub, eds., Testimony. Crises of witnessing in Literature,
psychoanalysis, and history, New York-London, Routledge, 1992, p. 6.
46
Annette Wieviorka, L’ère du témoin, Paris, Plon, 1998, pp. 81-101.
35
Claudia-Florentina Dobre
à la mémoire des victimes47. Le pseudo-procès de Ceauşescu (plutôt un « tyrannicide » qu’un procès réel)48, le procès des officiers connu sous le nom du
« procès Timişoara », celui des membres du Comité politique exécutif de PCR
ont servi de prétexte aux néo-communistes pour déclarer la justice faite et le
passé récent mort.
L’idée d’un procès réel du communisme a été lancée lors d’un meeting
tenu la veille du Noël de l’année 1989. Soutenue par les élites « démocratiques », l’idée a été rejetée par les néo-communistes qui voulaient faire
oublier leur passé communiste, le fait qu’ils étaient les héritiers des anciens
tortionnaires. Ils ont apporté comme justification le fait qu’il existait plus de
3 millions d’anciens membres du parti communiste49. En outre, ils ont blâmé
Ceauşescu et « sa clique » d’avoir confisqué l’idée communiste.
Devant le réquisitoire élaboré par l’AFDPR comme preuve dans un dossier pénal intitulé « le procès du communisme », les néo-communistes ont
accusé les anciens détenus politiques d’esprit vindicatif, de vouloir mettre
en scène un « Nuremberg roumain ». Ils ont lancé l’idée d’une culpabilité
diffuse qui aurait atteint toute la société, comme témoigne l’ancien président
de l’AFDPR, Constantin Ticu Dumitrescu: « Ils ont fait circuler le mythe du
dalmatien comme symbole du péché global et de la culpabilité générale, c’està-dire, tout le monde est dans la même mesure coupable. Les crimes communistes étaient présentés comme fortuits et anonymes. »50
Toutefois, les anciens persécutés politiques n’ont pas renoncé à l’idée
d’un procès fait aux coupables des crimes contre le droit de la personne. Soutenus par une fondation qui s’occupe de leur santé (ICAR) et qui a dégagé des
maladies qui leur soient spécifiques, ils ont continué à faire des démarches en
justice pour instruire « un procès du communisme ». Bien que les procureurs
aient récusé à plusieurs reprises les preuves apportées par la Fondation, les
gens n’ont pas abandonné la lutte51.
Au début des années 1990, l’instrumentalisation d’un « procès du communisme » a été également demandée par le journal România liberă ( La
47
Daniel Barbu, Politica pentru barbari (La politique pour les barbares), Nemira, Bucarest,
2005, p. 141.
48
Constantin Dobrilă, Entre Dracula et Ceaucescu. La tyrannie chez les Roumains, Bucarest,
Institut culturel roumain, 2006.
49
Pasti, Romania în tranziţie, p. 242.
50
Constantin Ticu Dumitrescu, «Procesul communismului- ultima şansă a revoluţiei”
(Le procès du communisme — la dernière chance de la Révolution), dans Rezistenţa, nº 4,
pp. 3-5.
51
36
Information offerte lors d’une réunion de la Fondation Memoria, en 2005.
Les vingt ans du postcommunisme roumain
Roumanie libre)52. Le 29 novembre 1990, le journal lançait une campagne anticommuniste au nom : « …des martyrs du décembre 1989, des enfants martyrs de Timişoara, des veuves et des mères des gens assassinés à Timişoara,
des millions de paysans qui ont perdu leurs propriétés, leurs biens et leurs
vies, des ouvriers exploités qui se sont révoltés en 1977 dans la Vallée du
Jiu et en 1987 à Braşov, des millions d’intellectuels humiliés et exterminés
systématiquement dans le Goulag roumain, au nom de tous les gens qui ont
souffert à cause de la lutte de classe et de l’idéologie marxiste pendant les
cinquante dernières années53. »
Toujours dans les années 1990, la maison d’édition Humanitas, dirigée
par Gabriel Liiceanu, a commencé à publier des mémoires, des livres historiques, philosophiques etc. dans une collection intitulée « Le procès du communisme ». Au fil des années plus de 24 livres ont été publiés dans cette
collection54.
Dans les années 2000, « le procès du communisme » se déroule dans
le virtuel. L’année 2004 a enregistré l’apparition d’un site internet intitulé
« Procesul comunismului » (Le procès du communisme)55. Le site, toujours
actif en 2011, propose une bibliographie sur le communisme, un réquisitoire
pour un futur « procès du communisme » et plusieurs activités mémorielles
virtuelles : des débats, des discussions, des commémorations56.
En octobre 2005, une autre démarche pour condamner les crimes du
communisme a été faite par Sorin Ilieşu57. Membre de plusieurs associa52
Le journal, La Roumanie Libre, proche de l’Association des anciens détenus politiques et
ayant comme directeur un ancien dissident des années Ceauşescu, est un quotidien très connu
en Roumanie. Le journal est paru pendant le communisme. À la fin des années 1980, quelques
rédacteurs du journal dont Petre Mihai Băcanu ont publié un journal samizdat. Après l’effondrement du communisme, le quotidien a gardé son nom, mais il a changé du contenu.
53
La Roumanie Libre, jeudi, le 29 novembre 1990, p. 1.
54
Parmi les livres publiés par les maisons d’édition Humanitas, je mentionne : Arkadi
Vaksberg, Hotel Lux, (Hôtel Luxe), Bucarest, 1998 ; Stéphane Courtois, Cartea neagră a communismului (Le livre noir du communisme), Bucarest, 1998 ; Robert Conquest, Marea Teroare
(La grande terreur), Bucarest, 1998 ; Czeslaw Milosz, Gindirea captivă (La pensée captive), Bucarest, 1999 ; Lucian Boia, Mitologia ştiinţifică a comunismului (La mythologie scientifique du
communisme), Bucarest, 1999 ; Emilia Pătraşcu-Buşe, Lumea pierdută (Le monde perdu), Bucarest, 2003. Dumitru Nicodim, Poarta Albă (Le camp Porte blanche), Bucarest, 2003 ; Doina
Jelea, Lexiconul negru (Le lexicon noir), Bucarest, 2001.
55
http://www.procesulcomunismului.com/, dernière visite le 14 février 2010.
56
Les actions visent la publication des documents sur le communisme, des mémoires et le
développement des stratégies pour la réalisation du « procès du communisme ».
57
Sorin Ilieșu, né en 1955 à Baia Mare, est un metteur en scène et réalisateur de télévision
connu en Roumanie. Source: http://www. Aliantacivica.ro/organizare/sorin_iliesiu_fd.htm,
dernière visite le 30 mai 2007.
37
Claudia-Florentina Dobre
tions civiques, il a présenté au président Traian Băsescu un « Rapport pour la
condamnation du régime politique communiste comme illégitime et criminel »58. Rédigé sur la base des preuves accumulées par le « Centre international pour l’étude du communisme », son texte apporte les preuves nécessaires
pour un tel procès.
Les preuves ne sont pas recherchées seulement dans les archives. En
2006, un groupe d’archéologues a démarré un processus d’identification des
cadavres des détenus morts dans la prison de Sighet59 et enterrés dans le
cimetière des pauvres dans une banlieue de la ville60. Ils essaient d’établir les
causes qui ont déterminé la mort des détenus pour prouver ainsi qu’ils ont
été assassinés par les autorités de cette « célèbre » prison61.
6. La condamnation officielle du communisme roumain
La condamnation du communisme roumain demandée à plusieurs reprises
par les anciens persécutés n’a pas représenté une option pour les élites politiques de la Roumanie dans les premières années postcommunistes. L’intérêt
porté par le Conseil de l’Europe aux crimes et aux abus commis par les régimes totalitaires, les jeux politiques de nouveaux leaders de Bucarest, notamment la rivalité entre le premier ministre libéral de l’époque et le président
ainsi que l’apaisement de la société ont ouvert la voie à une condamnation
officielle du communisme.
Ainsi, en 2005 a été créé à l’initiative du premier ministre libéral de l’époque, Călin Popescu-Tăriceanu, « l’Institut pour l’investigation des crimes du
communisme en Roumanie ». La mission de l’Institut vise: « L’investigation
scientifique et l’identification des crimes, des abus, des violations des droits
58
Revue 22, no. 188, le 21 mars 2006.
59
La prison de Sighet a été l’un des principaux sites de la terreur communiste, la tombe
des élites politiques du pays de l’entre-deux-guerres.
60
En 2006, Marius Oprea, archéologue de formation, ancien président de l’Institute pour
l’investigation des crimes du communisme roumain, a initié cette campagne d’archéologie
contemporaine. Il a continué les fouilles à Aiud, dans les montagnes d’Apuseni. En 2010, il
fonde le Centre pour l’investigation des crimes du communisme. Les fouilles se déroulent
même à Bucarest. Plus de détails sur : http://www.condamnareacomunismului.ro/Proiecte/
Programuldearheologiecontemporan%C4%83/Decedezgrop%C4%83mmor%C5%A3iicomun
ismului.aspx
61
Un reportage réalisé par Lucia Hossu Longin autour des découvertes faites par les archéologues dans le cimetière des pauvres de Sighet a été présenté sur la Chaîne publique de
télévision à l’automne 2006.
38
Les vingt ans du postcommunisme roumain
de l’homme durant la période communiste en Roumanie, autant que porter à
la connaissance des institutions en droit des cas de violation de la loi62. »
Pour garder son capital électoral auprès des intellectuels de droite, « les
démocrates »63, ainsi que pour faire de la Roumanie le bon élève de l’Europe,
le président de la Roumanie, Traian Băsescu, décide de créer une commission pour l’étude du communisme. La motivation pour sa mise en oeuvre a
été aussi trouvée dans la résolution 1481 du Conseil de l’Europe,64 comme le
président l’a affirmé à maintes reprises. Le 5 avril 2006, une « commission
présidentielle d’analyse de la dictature communiste en Roumanie », présidée
par Vladimir Tismăneanu, a été constituée dans le but de présenter un rapport après six mois.
Le rapport rédigé par les membres de la commission présente en 663
pages les crimes et les abus du régime communiste, montre les coupables
et fait plusieurs propositions pour la construction d’une mémoire nationale
anticommuniste: la construction d’un musée, l’élaboration d’une encyclopédie et d’un manuel d’histoire sur le communisme, l’organisation des conférences qui auront le rôle de faire connaître aux gens les crimes et les abus
communistes65. En prenant comme modèle la commission Elie Wiesel, qui a
étudié l’Holocauste en Roumanie, le rapport de la commission Tismăneanu
est le résultat d’une dette assumée envers les victimes du communisme. Il
officialise la vision des élites de droite sur la répression et la résistance anticommuniste66.
Les conclusions du rapport ont servi de preuve au président pour sa
condamnation du régime communiste.67 Le 18 décembre 2006 devant le Parlement de la Roumanie Traian Băsescu proclame le régime communiste roumain comme étant « criminel et illégitime ». Bien que l’intention initiale du
président ait été de condamner seulement « les crimes et les abus du régime
62
L’Annuaire, p. 10.
63
Le terme « démocrate » fait référence aux élites de droite qui se proclament « démocratiques » par rapport aux néo-communistes.
64
La résolution 1481 adoptée par l’Assemblée parlementaire du Conseil de l’Europe le
25 janvier 2006 condamne les crimes et les abus des régimes communistes sans pour autant
condamner le communisme.
65
Le rapport final, p.626-643.
66
La partie du rapport qui traite de la violence politique est reprise des études publiées
par le Mémorial des victimes du communisme et de la résistance anticommuniste, le Centre
international pour l’étude du communisme.
67
Il faut dire que le discours du président a été élaboré par ses conseillers proches des
élites de droite dont une partie a soutenu ouvertement le président dans ses démarches et
face à ses détracteurs.
39
Claudia-Florentina Dobre
et non pas le régime entièrement »68, la déclaration finale a été différente et
a déclenché des réactions violentes de la part des nostalgiques du communisme.69
Appropriées par l’institution présidentielle, la victimisation et la déculpabilisation générale du peuple roumain sont avancées comme position
publique de l’État. La condamnation officielle du régime « rouge » a mis un
terme au « procès du communisme » qui ne s’avère plus nécessaire, étant
donné le verdict proclamé par le président. Qui plus est, la condamnation du
communisme n’a presque rien apporté aux anciens détenus ! En 2009, une
loi a été votée pour dédommager les anciens persécutés. Néanmoins, à quelque exception près, la justice roumaine refuse de reconnaître la souffrance
causée par les persécutions politiques communistes.
La condamnation du communisme n’a pas changé la situation de tortionnaires non plus ! Plusieurs anciens collaborateurs de la Securitate occupent
des positions importantes dans la fonction publique et dans le Parlement.
Les anciens officiers de la police politique communiste jouissent toujours de
privilèges importants comme des maisons de protocole, des pensions faramineuses etc.
7. La « dé-communisation » : le CNSAS et la loi de « lustration »
Les premières tentatives de « dé-communisation » ont été entamées au début
des années 199070. Les manifestations de Timişoara qui ont soutenu une
proclamation publique, intitulée « La déclaration de Timişoara », avec son
célèbre point 8 qui demandait la « lustration »71, « le phénomène Piata Universităţii »72 déclarée « zone libre du communisme » ont été des entreprises
de purification de la société roumaine.
68
Déclaration du président Traian Băsescu dans une émission de télévision, le 5 avril
2006, Marius Tucă Show sur la chaîne de télévision Antena 1, min. 45.
69
Traian Băsescu a lu devant le Parlement sa déclaration de condamnation du régime
communiste roumain. Le rapport qui a circulé dans les médias avant le discours du président
a déclenché la réaction violente des représentants du parti extrémiste, la Grande Roumanie
dont le chef était accusé d’avoir été le poète de cour du couple Ceauşescu. En outre, le président fondateur du Parti social-démocrate est présenté dans le rapport comme un créateur du
communisme roumain ce qui a mené à une contestation du rapport de la part du parti.
70
On appelle « dé-communisation » les tentatives de purge du système des anciens cadres
communistes.
71
Proveant du latin « lustratio », une cérémonie de purification de l’eau dans les cultures
grecques et romaines.
72
On appelle «le phénomène Piaţa Universităţii (La place de l’Université)» les grands meetings tenus dans la Place de l’Université à Bucarest. Étudiants, intellectuels, artistes, hommes
40
Les vingt ans du postcommunisme roumain
Au début des années 1990, les néo-communistes ont refusé de mettre en
discussion tout projet de loi qui aurait pu incriminer les anciens membres de
la Securitate et de la nomenklatura communiste. En 1996, l’arrivée au pouvoir de la « Convention démocratique », formée par les anciens partis historiques, a changé la donne. L’AFDPR, par la voix de son président, Constantin
Ticu Dumitrescu, a initié un projet de loi qui obligeait les services de renseignements de l’État roumain de rendre publiques les archives de la Securitate.
La loi a été votée par le Parlement en 1999. Le texte final, massacré par les
parlementaires, n’assure pas la transparence des archives, la loi permettant
aux services des renseignements postcommunistes de déclarer certains dossiers d’intérêt national. En outre, la loi est venue trop tard, les officiers de
l’ancienne Securitate ont eu le temps de purger, de falsifier et même de faire
disparaître des documents importants qui auraient pu les incriminer.
Grâce à cette loi, un service public a été créé ayant le rôle d’archiver et
de présenter sur demande des documents portant sur la répression communiste. Intitulée, « Consiliul naţional pentru studierea arhivelor Securităţii »
(Le Conseil national pour l’étude des archives de la Securitate), CNSAS, l’institution a connu des grandes difficultés dans ses démarches de dévoiler les
activités et les personnes liées à l’ancienne police politique communiste.
Les informations offertes par les archives de la Securitate ébranlent la
vision monolithique du communisme comme un mal venu de l’extérieur,
étranger au peuple roumain. Les données statistiques révèlent une ampleur
inattendue de la délation73. D’ailleurs, selon Czeslaw Milosz, pendant le
communisme « la délation était considérée comme la vertu fondamentale du
bon citoyen (bien qu’on évite le mot avec soin, lui substituant des périphrases) »74.
Demandée dès le début des années 1990, la « lustration » n’a pas représenté une option pour les élites post-décembristes, non plus ! Toutes les initiatives visant la restriction de l’accès à la vie publique des anciens membres
de la nomenklatura ont échoué avant 2010. C’est seulement après 20 ans
que la Roumanie a réussi à se doter d’une loi qui interdit la présence des
politiques de la droite démocrate, gens ordinaires se sont rassemblés à partir de 25 avril 1990
dans cette place pour demander la «dé-communisation» de la Roumanie et pour protester
contre l’arrivée au pouvoir des néo-communistes.
73
La délation a été encouragée même par les lois communistes. L’article 228 du Code
pénal de 1958 précisait que « ne sont pas punies les personnes qui, avant le début de toute
poursuite, auront porté l’infraction à la connaissance des autorités compétentes ». Romulus
Rusan, Dennis Deletant, Ştefan Mariţiu, Gheorghe Onişoru, Marius Oprea, Stelian Tănase,
« Le système répressif communiste en Roumanie», dans Courtois, dir., Du passé faisons table
rase !, p. 386.
74
Czeslaw Milosz La pensée captive, Paris, Gallimard, 1953, p. 108-109.
41
Claudia-Florentina Dobre
anciens membres de la nomenklatura et de la police politique communiste
dans les structures de l’État. Initié le 13 juin 2005, par un sénateur et trois
députés libéraux, le projet de loi de « lustration » a été adopté par le Sénat
le 10 avril 2006. La loi a été également votée par l’Assemblée des députés en
mai 201075. Le temps écoulé et les transformations subies par le projet initial
rendent cette loi obsolète avant même de sa mise en oeuvre76. En 2010, la
Cour constitutionnelle déclare la loi non constitutionnelle. Par conséquant,
le Sénat se saisit et rejette la loi. Ainsi finit l’idée d’assainir la société roumaine par le biais de lois de « lustration » !
8. L’ironie et la nostalgie du communisme
Les années 1990 ont connu un clivage entre les néo-communistes et les
« démocrates ». Les luttes entamées par les deux camps visaient la domination des champs politiques, économiques et culturels. Le champ mémoriel a
également été un terrain de combat pour les deux factions rivales.
En 2000, l’anticommunisme était de mise dans le camp « démocrate »,
mais cela ne les a pas apportés la victoire électorale. Les néo-communistes
gagnants des élections s’installent au pouvoir et dans l’amnésie. Le vide créé
par cet oubli intentionnel du communisme au niveau public fait place à une
mémoire (auto)ironique concernant ce régime. La parution du Livre rose du
communisme77 a provoqué une controverse parmi les élites de droite, étant
reçu avec inquiétude, voire mépris78. Ses auteurs ont été accusés de vouloir
donner une réplique au Livre noir du communisme en essayant « d’édulcorer le
communisme »79.
75
Sur la lustration plusieurs articles dans la revue 22: www.revista22.ro
76
La loi interdit toute fonction publique aux anciens membres de la nomenklatura et aux
officiers et aux collaborateurs de la Securitate. Il ne s’agit pas de tous les officiers et les collaborateurs, mais seulement de ceux qui ont fait de la « police politique ». Il s’agit encore une
fois d’une « forme sans fond », les anciens membres de la nomenklatura travaillent déjà dans
le privé ou ils sont déjà trop vieux pour occuper de fonctions publiques. Quant aux anciens
officiers, il sera difficile de prouver leur appartenance à la « police politique ».
77
Gabriel H. Decuble, ed., Cartea roz a comunismului (Le Livre rose du communisme),
vol. 1., Club 8, Iaşi, Editura Versus, 2004.
78
Gabriel Decuble se montre intrigué par le fait que ceux qui ont critiqué Le livre rose
n’ont pas saisi l’ironie du titre. Gabriel Decuble en dialogue avec Mihail Vakulovski, janvier
2005. Interview sur le site http://www. tiuk.reea.net/8/decuble.html, dernière visite, le
23 mars 2007.
79
Michael Astner, «Marfa communism» (La marchandise communisme), dans Ziarul de
Iaşi, le 8 mars 2007. Sur le site http://www.ziaruldeiasi.ro/cms/site/z_is/news/marfa_communism_140885.html, dernière visite, le 23 mars 2007.
42
Les vingt ans du postcommunisme roumain
Le Livre rose s’intègre dans une tendance ironique visant l’expérience
communiste qui domine les années 2000. Plusieurs livres de souvenirs qui
décrivent le quotidien du communisme ont été publiés80. De jeunes écrivains qui n’ont pas connu directement les persécutions politiques, mais qui
se rappellent la solidarité humaine, le jeu de cache-cache avec le régime, la
passion pour la lecture, et surtout pour les livres interdits par les autorités,
l’autoéducation, ont réuni leurs souvenirs du régime dans une tentative de
compréhension de la durée du système. Leur démarche cherche à couvrir des
aspects moins étudiés dont la vie quotidienne et ses épreuves : la queue devant les étals souvent vides, la pratique des navettes du travail à l’endroit de
résidence, l’incorporation obligatoire dans l’armée, les exercices de défense
de la patrie, etc. La nostalgie de la jeunesse de la plupart de ces auteurs81 se
combine avec l’ironie et l’auto-ironie visant le système, mais également leurs
vies et leurs expériences de la période.
Cette démarche se prolonge avec une série de films portant sur la vie
quotidienne pendant le communisme dans les années 1980. Le film le plus
représentatif a été conçu par le metteur en scène, Cristian Mungiu. Intitulé,
« Amintiri din epoca de aur » (Souvenirs de l’Époque d’Or), le film rend d’une
manière ironique l’absurde des situations vécues par les Roumains à l’époque
Ceauşescu.
La « mémoire rose » du communisme culmine dans la couleur rose foncée
de la statue de Lénine devant la Maison de la Presse Libre, l’ancienne Maison
de l’Étincelle (Casa Scinteii)82. Le 26 janvier 2010, une jeune femme sculpteur, Ioana Ciocan, assistante universitaire à l’Université de Beaux Arts de
Bucarest dévoile une statue de Lénine, haute de 3 mètres, une copie fidèle de
l’ancienne statue réalisée par Boris Caragea. Faite « d’orge perlé qu’on utilise
pour l’aumône de morts, du riz avec lequel on prépare les sarma, de bonbons
cip, les sucreries de notre enfance communiste, et du chocolat qu’on adore
tous »83, selon l’affirmation de la réalisatrice, la statue n’a attiré que l’atten80
Paul Cernat, Ion Manolescu, Angelo Mitchievici, Ioan Stanomir, În căutarea comunismului pierdut (A la recherche du communisme perdu), Piteşti-Bucarest-Braşov-Cluj, Paralela 45,
2001; Călin-Andrei Mihăilescu, ed., Cum era? Cam aşa… Amintiri din anii comunismului românesc (C’était comment? Presque comme ça… Souvenirs des années du communisme roumain),
Bucarest, Curtea Veche, 2006.
81
Angelo Mitchievici écrivait avec nostalgie: «Finalement, chaque société totalitaire a son
charme. Il flotte parmi les spores et les insectes.» Angelo Mitchievici, «Souvenirs d’un passé
lumineux» dans Cernat, Mitchievici, Manolescu, Stanomir, În căutarea comunismului, vol. 1,
p. 329.
82
Le quotidien Scanteia, l’Étincelle étant le quotidien du Parti communiste roumain
83
Ioana Ciocan pour le quotidien, La Vérité, Adevarul, le mardi 26 janvier 2010. http://
www.adevarul.ro/locale/bucuresti/Bucuresti_Statuia_lui_Lenin_din_orez_si_ciocolata_a_
fost_dezvelita_in_Piata_Presei_Libere_0_196780511.html
43
Claudia-Florentina Dobre
tion de la presse, les rares passants et les autorités ont montré une froideur
aussi grande que la nature de janvier 2010.
Conclusions
Les régimes mémoriels du communisme roumain portent le sceau du postmodernisme. L’amnésie et l’hypermnésie sont les faces de la même médaille
tout comme l’ironie et la nostalgie. Fragmentée, découpée et recoupée différemment au fil des années, la mémoire du communisme reste un bric-àbrac hétéroclite.
Le régime mémoriel des années 1990 a été caractérisé à la fois par l’amnésie néo-communiste et l’hypermnésie « démocrate ». La concurrence mémorielle s’était manifestée dans l’écriture de l’histoire, dans la présence de
certains sujets portant sur le communisme dans les médias, dans la destruction et la construction de monuments dans l’espace public commun, dans la
vie politique, sociale, économique et culturelle.
Au début des années 2000, une mémoire « rose » du communisme s’insinue dans l’espace public. L’(auto)ironie et même la nostalgie du communisme
se manifestent dans l’art, le cinéma et dans l’écriture des romans. Des mémoires « roses » commencent à être publiés.
À la fin des années 2000, sous l’influence des institutions européennes,
une vision dénonciatrice du communisme domine le discours officiel. Cette
tendance culmine en décembre 2006 avec la proclamation par le président de
la Roumanie du régime communiste comme étant « criminel et illégitime ».
Cette déclaration entame un processus de création d’une mémoire officielle
du communisme comme « maladie venue de l’Est » qui a détruit la normalité
et les valeurs de la Roumanie de l’entre-deux-guerres en détournant la destinée heureuse de la nation.
Pourtant, cette vision ne fait pas fortune. Au sein de la société, la mémoire du communisme reste mitigée. Les sondages mettent en évidence une
image plutôt positive du régime. Les souvenirs nostalgiques et/ou ironiques
prennent le devant notamment depuis que la crise économique bat de plein
fouet le pays. En outre, l’absence d’un discours public cohérent sur le communisme dans les vingt dernières années a créé un vide mémoriel chez les
jeunes nés juste avant ou peu après la chute du régime.
44
Les vingt ans du postcommunisme roumain
The 20 Years of Romanian Post-communism:
Remembering Communism in the Public Space
by Claudia-Florentina Dobre
Abstract
In the aftermath of 1989, Romania faced the challenge of dealing with its communist
past. The responses to this civic pressure varied and were dependent on a number
of factors: the degree of attachment of the population to the former regime, the
existence of an emerging civil society, the way the regime collapsed, as well as the
“contextual factors” like the “privatization of nomenklatura” (Helga Welsh), the
presence in the new state structure of what Thomas Baylis called the “lower nobility
of the communist era” (the neo-communists), and the specific economic and social
issues of the transitional period.
Amnesia, active oblivion, the “privatization” of memory, the hypertrophy
of memory, new mythologies are just a few of the strategies for dealing with the
communist past that have emerged in the last 20 years. Promoting an “official public
memory” of communism as an “invasion”, declaring the former regime as being
“illegitimate and criminal,” adopting compensatory laws are some of the other more
concrete reactions within the field of struggle over the memory of communism.
K e y w o r d s : Romania, post-communism, civil society, struggle over the memory.
45
Anna Maria Kramm rozwarstwione
130x130 / 2011 rysunek na płótnie — ołówek, grafit, pastel
z cyklu Dekompozycja
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 47-82
Izabela Skórzyńska
Poznań
Anna Wachowiak
Szczecin
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem zachodnich i północnych 1
Wprowadzenie
U
względnienie wielokulturowej, w tym zwłaszcza niemieckiej specyfiki
polskich ziem zachodnich i północnych, których historia przez wieki
ciążyła także ku Zachodowi Europy, stało się możliwe dzięki przyjęciu przez
nas perspektywy regionalnej i lokalnej (uwzględnienie terytorialnych oraz
kulturowo-historycznych wyróżników regionu, jako konstytutywnych dla
myśli, badań i praktyk regionalnych), co ma ścisły związek z transformacją
i demokratyzacją życia społecznego w III RP, bez których proces ten nie byłby
możliwy.
Jak zauważa niemiecki historyk August Winkler, w roku 1990:
[…] po raz pierwszy od 300 lat kwestia niemiecka (zjednoczenie kraju) i kwestia polska (odzyskanie suwerenności) nie były ze sobą w konflikcie, lecz się
nawzajem uzupełniały i wspierały. Dlatego po ostatecznym uznaniu granicy
na Odrze i Nysie przez zjednoczone Niemcy w listopadzie 1990 r. można
było na nowo zdefiniować wzajemne odniesienia między Polską i Niemcami
w nowej Europie. Bywają traktaty niewarte papieru, na którym zostały spisane, bo były jedynie taktycznym manewrem. Ale bywają też takie, które
na pokolenia kształtują relacje między partnerami. Podpisany w Bonn 17
czerwca 1991 r. polsko-niemiecki „Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyja1
Artykuł będący studium historyczno-socjologicznym stanowi integralną część projektu
badawczego nt. recepcji polsko-niemieckich domen symbolicznych we Wrocławiu, Gdańsku
i Szczecinie. Dotąd (2011 rok) zrealizowano badania kwestionariuszowe oraz fokusy wśród
studentów szkół wyższych Wrocławia (206 respondentów; 2 grupy fokusowe) nt. Recepcji
domeny symbolicznej Grabiszyn II — Pomnika Mieszkańców Miasta Pochowanych na Nieistniejących Cmentarzach we Wrocławiu oraz sporządzono dokumentację wizualną domen
symbolicznych we Wrocławiu i Gdańsku.
47
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
znej współpracy” stał się trwałym fundamentem nowych, partnerskich stosunków między obydwoma państwami i społeczeństwami.2
Mijające 20 lat od podpisania wspomnianego traktatu wywołują rozmaite refleksje. Mieszczą się tutaj i te, związane z polityką historyczną i polityką pamięci, wpisaną, po raz pierwszy po II wojnie światowej tak wyraźnie,
w kontekst polityki regionalnej i lokalnej, wbudowanej w szerszy proces
transformacji. Jak zauważa Bartosz Korzeniewski w Polsce po roku 1989 widoczne jest:
[…] postępujące różnicowanie się publicznego dyskursu o przeszłości, wyrażające się w dopuszczeniu różnorodnych interpretacji historii i uwzględnieniu wielu różnych, często sprzecznych ze sobą perspektyw widzenia
wydarzeń historycznych, a nade wszystko otwarcie nieskrępowanej możliwości dokonywania się takiego różnicowania przez zapewnienie poszanowania wolności słowa oraz swobody obiegu wyobrażeń o przeszłości.
Zróżnicowany dyskurs publiczny o przeszłości przekłada się na sferę pamięci
oficjalnej, która otwiera się niejako na różne, często nieobecne dotychczas
interpretacje przeszłości narodowej.3
Na fali opisanej przez Korzeniewskiego pluralizacji objawiły się także,
podniesione przez cytowanego autora, pamięci regionalne i lokalne4.
Wielość i różnorodność lokalnych odniesień do przeszłości
Na wielość i różnorodność tych pamięci, w tym także na tak ważną dla nas
kwestię odniesień do przeszłości polskich ziem zachodnich i północnych
(Gdańsk, Wrocław) zwraca uwagę Andrzej Szpociński. Autor ten wskazuje
na współzależność między pamięcią lokalną (związaną z określonym terytorium) i pamięcią regionalną odnoszącą się w pierwszym rzędzie do kulturowych wyróżników regionu. Dlatego też, jak sugeruje, możliwe jest użycie obu
terminów na opisanie wspólnoty zarazem terytorialnej i deterytorialnej, gdy
wykształcenie się i trwanie tej ostatniej zależy także od czynnika terytorialnego5. Ten sam autor dokonuje istotnej z punktu widzenia naszych dociekań
2
Polska — Niemcy 20 lat traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, dodatek do
tygodnika „Polityka”, nr 23/ 2810 z 1.06-7.06.2011, s. 1.
3
B. Korzeniewski, Transformacja pamięci. Przewartościowania w pamięci a wybrane aspekty
funkcjonowania dyskursu publicznego o przeszłości w Polsce po 1989 roku, Wydawnictwo Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Poznań 2010, s. 117.
4
5
Ibidem.
A. Szpociński, Różnorodność odniesień do przeszłości lokalnej, w: Przeszłość jako przedmiot przekazu, red. A. Szpociński, P.T. Kwiatkowski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2006, s. 51.
48
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
typologii pamięci regionalnej. Po pierwsze, wymienia on jej model klasyczny
ufundowany na relacji region-naród, gdy pamięć:
[…] o wydarzeniach (osobach, wytworach kulturowych) związanych ze społecznością regionalną lub lokalną, cenionych i upamiętnianych na różne
sposoby [są praktykowane — A.W.I.S.] przede wszystkim dlatego, że reprezentują wartości (idee, wzory zachowań) ważne z punktu widzenia narodu,
którego ta społeczność jest członkiem.6
Ta pamięć wyraźnie podporządkowana jest centralnej, poprzez władze
państwowe i realizowaną przez państwo politykę historyczną, dystrybucji wzorów zachowań, zachowań i wartości. Model region — naród dopowiada cechy konstytutywne regionu zamkniętego, gdzie nie to, co „tutejsze”,
a tylko „tutejsze”, które można zidentyfikować jako także „nasze” narodowe
leży u podstaw kształtowania się tożsamości regionalnej czy lokalnej. Drugi
ze wskazanych przez Szpocińskiego modeli odnosi się do typu region —
wspólnota ponadnarodowa. Ten typ pamięci kształtuje się, gdy centrum nie
legitymizuje tożsamości regionalnej czy lokalnej, a ona sama czerpie siłę ze
związków z wieloma innymi centrami, w tym z innymi państwami, narodami
czy z Europą, akcentując własny regionalny/lokalny wkład w dziedzictwo
ponadnarodowe.7 Jak zauważa Szpociński, takie przekonanie, a co za tym
idzie typ pamięci przeszłości, charakteryzuje „silne” regiony i nie dotyczy
lub w niewielkim stopniu np. Gdańska czy Wrocławia. Wynika to z faktu, że
tamtejsza wspólnota — tzw. nowi mieszkańcy Ziem Odzyskanych, owszem
dobrze rozpoznaje zastane regionalne czy lokalne dziedzictwo, jako dziedzictwo „innego”, ale się z tym dziedzictwem nie identyfikuje, to znaczy nie
uważa go za własny wkład w dziedzictwo ponadnarodowe (europejskie, światowe). Dlatego dziedzictwo niemieckie nie nobilituje w Gdańsku czy Wrocławiu, a przynajmniej tak było do niedawna, ich aktualnych mieszkańców.8
Tymczasem wymienia Szpociński trzeci model pamięci regionalnej/lokalnej,
a mianowicie pamięci typu signum loci, w jej dwóch wersjach. Pierwsza pozostaje w najściślejszym związku z regionalnymi i/lub lokalnymi wyróżnikami
regionu, które czynią wspólnotę regionalną/lokalną jedyną w swoim rodzaju
i niepowtarzalną ze względu na tradycję czy specyficzne obyczaje związane
z życiem codziennym, itd. Co ciekawe, także i tutaj wskazuje Szpociński na
odmienność sytuacji takich miast i regionów, jak Gdańsk i Wrocław, gdzie
wspólnoty lokalne za specyficzne przyjmują te tradycje i obyczaje (pamiętając o nich i/lub praktykując je), z którymi przybyli z innych regionów Polski
np. tradycje i obyczaje lwowskie czy szerzej kresowe we Wrocławiu. Z kolei
6
Ibidem.
7
Ibidem, s. 55.
8
Ibidem, s. 56-57.
49
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
identyfikacja z zastanym dziedzictwem kultury regionalnej i lokalnej następuje tu, jak to ujmuje Szpociński fasadowo:
[…] mieszkańcy przeszłość dziedziczą nie po przodkach, lecz otrzymali ją
wraz z obszarem, na którym się znajdują jej ślady. W takiej sytuacji eksponowanie wartości historycznej czy też artystycznej owych zabytków dokonuje się z pominięciem (usunięciem w cień) grupy, która dziedzictwo owe
wytworzyła, a oderwane od grupy dziedzictwo staje się przede wszystkim
etykietką, znakiem rozpoznawczym miejsca.9
Z kolei charakteryzując drugą wersję kultury historycznej typu signum loci
pisze Szpociński o niej, jako kulturze „niepowiązanej ze ściśle określoną zbiorowością, pojmowanej jako zbiór zasobów, do którego dostęp nie jest limitowany członkostwem w grupie, lecz jedynie kompetencjami”10. Kultura ta:
[…] wiąże się z procesami globalizacji, z otwartością na przepływ informacji
i dóbr. Upowszechnienie się w danej zbiorowości kultury pojmowanej jako
zbiór dóbr i informacji, z którego można korzystać w dowolny sposób, czyni
jej członków otwartymi na inne kultury, a samą różnorodność wartością
szczególnie przez nich cenioną.11
Region otwarty?
Typologia kultur pamięci regionalnych/lokalnych zaproponowana przez
Szpocińskiego rzuca światło na warunki, w jakich mówić możemy o otwartym/zamkniętym charakterze regionów. Pozwala też postawić tezę, że takie
zjawiska, jak postępująca pluralizacja pamięci przeszłości oraz kultura lokalna/regionalna typu signum loci rozumiana jako swobodny przepływ informacji i dóbr ze względu na kompetencje wspólnoty regionalnej/lokalnej i jej
poszczególnych członków sprzyja otwartości tychże na wielokulturowość, co
także znacząco może wpływać/wpływa na pozytywną zmianę stosunku do
niemieckiego dziedzictwa w Polsce.
Tendencja ta jest tym bardziej widoczna, zważywszy, że elementów lokalnych i regionalnych było niewiele w tożsamościowych projektach okresu
Polski Ludowej i PRL-u, nie widać w niej było również wielokulturowej przeszłości Polski. Pamięć niemiecką na ziemiach zachodnich i północnych w ramach ich intensywnej degermanizacji i polonizacji wymazywano, dokonując
legitymizacji tych ziem jako obszaru stricte polskiego.
50
9
Ibidem, s. 59.
10
Ibidem, s. 60.
11
Ibidem, s. 53, 60.
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
Degermanizacja ta i polonizacja w wymiarze regionalnym manifestowała
się w wielu postaciach, lecz szczególnie spektakularną jej formą była „walka
na pomniki i tablice” oraz systematyczna praktyka usuwania i/lub zastępowania pomników oraz tablic niemieckich polskimi12. Jak pisze Tomasz Zarycki, dyskurs regionalny okresu komunistycznego oparty był w pierwszym
rzędzie na elementach przyrodniczych (kormorany, bociany, jeziora) oraz
antyniemieckich (bitwa pod Grunwaldem), zaś kryteria podziałów regionalnych na wyróżnikach geograficznych. Był to więc w dużej mierze regionalizm
zamknięty13.
Jako jeden z pierwszych polskich socjologów regionalizm otwarty przedstawił w swojej koncepcji „ojczyzny prywatnej” Stanisław Ossowski, który
wskazał, iż to nie kategorie geograficzne czy ekonomiczne, ale kategorie kulturowe trafnie określają tożsamość regionalną i lokalną. W okresie PRL-u
kulturowe, w tym historyczne kryteria regionalizacji obowiązywały jednak
w bardzo ograniczonym zakresie, a ciągłość tradycji kulturowej i historycznej nie była — zwłaszcza na Ziemiach Odzyskanych, przedmiotem dyskusji
publicznej. Ponadto, jak zauważa Zbigniew Mazur: „w potocznej świadomości historycznej przeszłość nowo nabytego terytorium [Ziem Odzyskanych
— A.W.I.S] świeciła nieobecnością. [...] Dzieje regionu, miasta, wsi były puste”14. Ponieważ na Ziemiach Odzyskanych przeszłość ma nieznany „starym”
polskim regionom wymiar15 „odwoływanie się do historii musiało uwzględniać fakt, że w roku 1945 nastąpiło […] dramatyczne zerwanie demograficznej, a co za tym idzie — kulturowej ciągłości”16.
Przykładem może być komentarz Aleksandra Małeckiego do prac historyków tych ziem. Dla przykładu:
[…] historia Niemców, którzy w pierwszych powojennych latach zostali stąd
usunięci dla czytelnika artykułu K[azimierza] Kozłowskiego17 może stać się
12
Z. Mazur, Między ratuszem, kościołem i cmentarzem, w: Wokół niemieckiego dziedzictwa
kulturowego na Ziemiach Zachodnich i Północnych, red. Z. Mazur, Wydawnictwo Instytutu
Zachodniego, Poznań 1997, s. 315-320.
13
A. Sakson, Przemiany tożsamości mieszkańców Ziem Zachodnich i Północnych. Druga dekada wolności. Socjologiczne konsekwencje i zagadki transformacji, „Rocznik Lubuski”, 2010/36,
s. 313.
14
Z. Mazur, op. cit., s. 304.
15
Z. Mazur, Wstęp, „Siedlisko”, nr 1, cyt. za: A. Małecki, „Kompromis w sprawie Hetmana” a „wygnanie do Stargardu”. Walka o lokalną tożsamość między „wspólnym dziedzictwem”
a „wschodnią pamięcią” w Stargardzie po 1989 r., w: Doświadczenie i pamięć. Europa ŚrodkowoWschodnia między przestrzenią doświadczenia i horyzontem oczekiwań, red. M. Kujawska,
I. Skórzyńska, Instytut Historii UAM, Poznań 2010, s. 64.
16
Ibidem.
17
K. Kozłowski, Problemy niemieckiego dziedzictwa i polskiej tożsamości na przykładzie Pomorza Zachodniego po 1989 roku, w: Europa regionów. Tradycje i perspektywy, red. B. Nitschke,
Zielona Góra 2002, s. 136.
51
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
jedynie epizodem: „dzieje społeczeństwa pomorskiego kształtowanego tu
przez wieki, zostały zamknięte w 1945 roku, gdy przybyli tu osadnicy polscy.” […] Retoryka tej wypowiedzi, kiedy osadnicy polscy po prostu „przybywają” w roku 1945 r., zaś niemieckie „dzieje zamykają się” niejako same,
nie akcentuje gwałtowności owego „zamknięcia”, polegającego na przymusowym usunięciu podmiotów owych dziejów.18
W tym kontekście należy postawić pytanie o proces odchodzenia od okresu
„komunistycznego zaczadzenia” (jak nazywa PRL Małecki) na płaszczyźnie
tożsamości regionalnej i lokalnej oraz o rolę wolności opinii publicznej w stosunku do tworzonych na nowo symboli, kształtujących (w założeniu) tożsamości regionalne i lokalne o charakterze otwartym. Jak bowiem zauważa
Anna Wolff-Powęska w studium nad polską pamięcią i polityką historyczną:
Nie do przecenienia w zakresie kształtowania świadomości historycznej jest dorobek regionów. Działalność m.in. Ośrodka „Karta”, Wspólnoty
Kulturowej „Borussia”, Ośrodka „Pogranicze — sztuk, kultur, narodów”
w Sejnach przyniosła realizacje setek projektów, które stanowiły promocję
Polski w świecie w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dokonana została rehabilitacja wielu miejsc pamięci. Uobywatelnienie historii znalazło wyraz
w przywróceniu miejscowościom i regionom historii i pamięci w całym jej
wielokulturowym wymiarze.19
Odzyskiwanie „lokalnego kolorytu” regionów jest jednym z wielu argumentów, które przeczą, jak pisze cytowana autorka20 słowom Bronisława
Wildsteina „iż urodziliśmy się w 1989 roku, poczęci na okrągłym stole —
i nic nie pamiętamy”21. Czyli nieprawdą jest, że znowu tkwimy w duchowej
próżni, choć innego rodzaju.
Obecnie daje się zaobserwować silne zainteresowanie regionem i lokalnością.22
Te tendencje na tzw. Ziemiach Zachodnich zyskują pokazany już nowy
wymiar otwartego regionalizmu, fundowanego na terytorialnych i historyczno-kulturowych komponentach tożsamości (a więc jako odwrót od tylko
geografii czy ekonomii), a także na dającej się już zaobserwować otwartości
wspólnot regionalnych i/lub lokalnych na swobodny przepływ dóbr i infor18
A. Małecki, op. cit., s. 64.
19
A. Wolff-Powęska, Polskie spory o historię i pamięć, „Przegląd Zachodni”, 2007, nr 1, s. 23.
Także cyt. za: R. Traba, Walka o kulturę, „Przegląd Polityczny”, 2006, nr 75, s. 53.
20
A. Wolff-Powęska, op. cit., s. 23.
21
Ibidem.
22
Por. m.in.: D. Konieczka-Śliwińska, Edukacyjny nurt regionalizmu historycznego w Polsce po 1918 roku. Konteksty — koncepcje programowe — realia, Instytut Historii UAM, Poznań
2011, s. 41-86.
52
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
macji. Jak zauważa Andrzej Szpociński, powołując się na badania jakościowe
dotyczące pamięci lokalnej/regionalnej (badania nt. „Społeczeństwo polskie
wobec przeszłości” przeprowadzone na próbie 800 wywiadów, bez uwzględnienia nadreprezentacji 200 wywiadów przeprowadzonych z osobami posiadającymi wyższe wykształcenie), wielu uczestników grup fokusowych
akcentowało wielokulturowość regionów, co wskazywałoby na upowszechnianie się ostatniego opisanego przez Szpocińskiego modelu kultury, a w
konsekwencji na tendencję do otwierania się regionów, także w związku ze
stosunkiem wspólnot lokalnych/regionalnych do ich wielokulturowej przeszłości.23
Pluralizacja lokalnych odniesień do przeszłości regionów
W nowym ujęciu regionalizmu — otwartego — powraca zatem na scenę publiczną historycznie warunkowana wielokulturowość regionów. Odkrywanie
tego faktu i nadawanie mu stosownej rangi jest ważnym wskaźnikiem uobywatelnienia. Monitoring i rejestracja tych praktyk w stosunkach polsko-niemieckich, które nas tu szczególnie interesują, mających charakter lokalny, jest
elementem stanowienia nowego ładu społecznego po 1989 r. Tworzą go nowe
organizacje i stowarzyszenia, stawiające sobie za cel pielęgnowanie przeszłości
i budowanie nowej, demokratycznej rzeczywistości w skali lokalnej.
Oto kilka interesujących z naszego punktu widzenia przykładów wskazujących na aktualność idei regionalizmu otwartego, będących zarazem udanymi próbami przejść od regionalizmu zamkniętego do otwartego, choć także
wskazującymi na bariery w złożonym procesie odkrywania i waloryzacji wielokulturowej przeszłości regionów oraz w myśleniu o tym dziedzictwie.24
Reaktualizacja wielokulturowości regionów
W Szczecinie, w latach 80. XX w. w katedrze św. Jakuba wmurowano tablicę
upamiętniającą kardynała Augusta Józefa Hlonda za jego wkład w podkreślanie polskości tych ziem. Tymczasem w 1994 r., tuż obok tej tablicy, pojawiła się inna, poświęcona organiście grającemu w tutejszej katedrze w XIX
wieku przez 40 lat, a mianowicie Karlowi von Löewe. To jeden z licznych
23
A. Szpociński, op. cit., s. 53, 60. Por.: E. Wysocka, Ciągłość tradycji historycznej jako jedno
z kryteriów nowego podziału kraju na województwa, w: K. Kwaśniewski, Regionalizm, Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne, Poznań 1986, s. 41-53.
24
T. Barazon, „Soglitude” — introducing a method of thinking thresholds, „Conserveries Mémorielles”, 2010/7.
53
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
przykładów pozytywnej pluralizacji i otwartości w lokalnej polityce tożsamościowej. W tymże Szczecinie, mamy do czynienia także z innymi, ciekawymi sposobami animacji dziedzictwa lokalnego w związku z tamtejszym
Cmentarzem Centralnym, gdzie w roku 2003 podjęto inicjatywę powołania
do życia Stowarzyszenia na Rzecz Cmentarza Centralnego.25 Założycielem
Stowarzyszenia jest Jerzy Wohl, dziś współtworzy je także trzech Niemców,
członków niemieckiej mniejszości. Gospodarze i animatorzy Stowarzyszenia
podjęli zupełnie niedawno inicjatywę zorganizowania dwóch tras zwiedzania
szczecińskiej nekropolii: szlakiem wybitnych Niemców, dawnych mieszkańców miasta oraz szlakiem zasłużonych mieszkańców Szczecina w okresie po
II wojnie światowej. Zdaniem prof. Kazimierza Kozłowskiego cenne byłoby
porównanie reakcji społecznych na te wydarzenia — inicjatywy, co wzbudzi
kontrowersje, która historia/pamięć jest bardziej przepracowana, na którą
i w jaki sposób są otwarci, a na którą zamknięci szczecinianie i goście z zewnątrz.
Z drugiej strony i w reakcji na otwartą politykę regionalną pojawił się
lokalny konflikt wokół aktualizacji dziedzictwa niemieckiego w Szczecinie26.
Wśród adwersarzy przypominania obecności niemieckiej jest np. Edmund
Glaza — Założyciel Komitetu Obrony Przeciwko Germanizacji. Również media, na których spoczywają odpowiedzialne zadania w tym zakresie, zwrócił
na to naszą uwagę dr Maciej Słomiński, jeden z najbardziej zaangażowanych
animatorów Stowarzyszenia na Rzecz Cmentarza Centralnego27, kreują
a niekiedy również podsycają wrogie postawy wobec praktyk renowacyjnych
i ratowania artystycznie wybitnych nagrobków niemieckich.28 Przykładem
niech będzie niechęć, która ujawniła się z okazji uroczystości odsłonięcia
odnowionego pomnika rodziny Hakenów. Uroczystość zbiegła się w czasie
z publikacją artykułu w „Rzeczpospolitej” pt. „Germańska promocja miast”29.
Artykułowi towarzyszyły głosy historyków, rekoncyliacyjny prof. Włodzi25
Szerzej: http://cmentarze.szczecin.pl/cmentarze/chapter_11811.asp [dostępność 13
grudnia 2011].
26
Zjawisko to ma znacznie szerszy wymiar i dotyczy wielu polskich miast, miasteczek
i wsi na tzw. Ziemiach Odzyskanych, co jednak nie jest przedmiotem naszych dociekań w niniejszym artykule. Tutaj chcemy tylko zasygnalizować, że mamy świadomość sporów, zwłaszcza o dziedzictwo wilhemińsko-bismarckowskie na w/w obszarach.
27
Zob. http://www.cmentarzcentralny.szczecin.pl/ — strona prywatna Artura Komorowskiego pod auspicjami Stowarzyszenia na Rzecz Cmentarza Centralnego w Szczecinie. Także
cmentarze.szczecin.pl/cmentarze/chapter_11811.asp [dostępność 13 grudnia 2011].
28
Informacje zamieszczone w tym akapicie pochodzą z notatki ze spotkania z dr. Maciejem Słonimskim i prof. Kazimierzem Kozłowskim (2011 r.) ze studentami socjologii „Salonik
Socjologiczny” SWSH kierowany przez współautorkę tekstu Annę Wachowiak. Notatka ze
spotkania w zbiorach autorek.
29
54
M. Stankiewicz, it., jar., jak., Germańska promocja miast, „Rzeczpospolita”, 2007/06/05.
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
mierza Borodzieja, i konfrontacyjny, o tym, że Polacy „sami się germanizują”
dr. hab. Jana Żaryna.30 Obok sceptycznej postawy wobec zrealizowanej idei
odnowienia pomnika — grobowca Hakenów w Szczecinie, autorzy artykułu
przypomnieli też przemianowanie wrocławskiej Hali Ludowej ponownie na
Halę Stulecia, a także inne liczne przypadki aktualizacji niemieckiego dziedzictwa w polskich miastach nadbałtyckich oraz na Warmii i Dolnym Śląsku.31
Na tej samej fali doszło także do kontrowersji wokół rekonstrukcji szczecińskiej „Sediny”. W tekście p.t. „Jak się myśli w Szczecinie” Bogdan Twardochleb zanotował:
W [...] rejtanowskich tekstach zaczęła być przywoływana w Szczecinie
tu i ówdzie sprawa pomnika Sediny. Grupa szczecinian chciała go odtworzyć, widząc w nim apoteozę morskiego, pokojowego, spokojnego Szczecina, czerpiącego korzyści z przywileju położenia nad wielkimi wodami.
Nie ma przecież Sedina żadnych militarnych atrybutów, a wprost przeciwnie — na pomniku jest kobieta z żaglem, kotwicą, jakaś ryba, muszle i dwie
nagie postacie. Grupie szczecinian, zwolenników odtworzenia Sediny, zarzucono, że chcą restytucji „pangermańskiego symbolu” i „niemieckiego
ducha”, że pomnik jest „w stylu i manierze epoki pruskiego ekspansjonizmu, w kulcie zaborczych, polakożerczych władców”. Gdzie to widać? Czy
to symbolizuje kobieta z żaglem, muszla, ryba, czy nagie postacie? Sedina
ma być apoteozą wojny i pruskiej zaborczości? Nago na wojnę? W pruskiej
armii? Z rybą i muszlami, z wodą? Napisano też: „obcych pomników się
nie odbudowuje”.32
„Sedina” była jednym z atrakcyjniejszych pomników-fontann Szczecina,
wzniesionym na przełomie XIX i XX w. Nazwą nawiązywała do Ptolemeuszowego opisu krainy nadodrzańskiej w „Geografii”. Dziś patronuje jednemu
z prężniej działających portali miłośników dawnego Szczecina33. Ale zarazem
wywołała skutek odwrotny, „anty-portal”, skupiający środowiska przeciwne
aktualizacji niemieckiego dziedzictwa w mieście34.
30
Dwugłos. Włodzimierz Borodziej, Jan Żaryn, Niemieckie ślady w Polsce, not k.b., „Rzeczpospolita”, 2007/06/05.
31
Ibidem.
32
B. Twardochleb, Rzecz o kulawości miasta. Jak się myśli w Szczecinie, Transodra online
2011/02/24 http://www.transodra-online.net/pl/node/11570 [dostępność 28 sierpnia
2011].
33
http://sedina.pl/ . Por.: R. Czejarek, Szczecin przełomu wieków XIX/XX, Dom Wydawniczy
Księży Młyn, Łódź 2008, s. 18.
34
http://www.stop-sedina.szczecin.pl [dostępność: 22 grudnia 2011]. Por. zamieszczony
w portalu tekst: J. Jasińskiego, Bismarck i inne przypadki. Droga na manowce; przedruk z:
Instytut Zachodni, Poznań, „Siedlisko”, nr 1.
55
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
Wydaje się, że znacznie bardziej otwarty stosunek do dziedzictwa niemieckiego panuje w Gdańsku, mieście hanzeatyckim z silną i niekwestionowaną tradycją niderlandzką oraz niemiecką. Jak zauważa Roman Wapiński,
Gdańsk przez wieki pozostawał raczej granicznym miastem europejskim niż
polskim, podobnie jak Bałtyk, który w dziejach Rzeczypospolitej pełnił rolę
granicy, za którą rozpościerały się rywalizujące ze sobą w pierwszym rzędzie potęgi germańska, niderlandzka, rosyjska i skandynawska. Choć więc
miasto pełniło kluczową rolę w dziejach dynastii jagiellońskiej, wiązała się
ona przede wszystkim z potęgą gospodarczą monarchii. Nie zostało też ono
„wchłonięte” przez sarmacki mit narodowotwórczy, po pierwsze dlatego, że
mit ten tylko w niewielkim stopniu odnosił się do miast w ogóle i po drugie,
że nie odnosił się on do żywiołu protestanckiego (jak zauważa Wapiński mit
sarmacki był w pierwszym rzędzie szlachecki i wiejski oraz katolicki).35 Ten
sam autor wskazuje, że także w okresie międzywojennym, gdy Gdańsk był
wolnym miastem, oraz po II wojnie światowej, gdy zaistniał w świadomości
zbiorowej Polaków, ale raczej jako centrum robotniczego buntu, niż centrum
narodowej rewolty, nie podzielił on chwały miasta — symbolu polskości.36
Z końcem 1945 roku Gdańsk stał się polskim miastem [napisali autorzy wstępu do publikacji aktualizującej niemieckie wątki w jego dziejach pt.
„Danzing-Gdańsk”], od listopada Polacy stanowią tu większość, niemieckie
nazwy ulic zastąpiono w pełni polskimi. Nikogo nie interesuje niemiecka
przeszłość miasta, podobnie jak przedtem polska, którą niemieccy nacjonaliści i faszyści począwszy od lat trzydziestych skutecznie wymazywali.37
Do momentu zajęcia Gdańska przez Armię Czerwoną i Wojsko Polskie
90% jego mieszkańców stanowią Niemcy. W dniach oblężenia i tuż po nim
zaczyna się exodus ludności niemieckiej, który przerodzi się już wkrótce
w planowe jej wysiedlenia do Niemiec.38 Dramat wyzwolenia przynosi też
niebywałe i porównywalne z Wrocławiem oraz Szczecinem straty w infrastrukturze miasta. Pod koniec marca 1945 r. rozpoczyna się systematyczna
zagłada (urbicide) Śródmieścia (uległo zniszczeniu w 90%). Zmasowany atak
artyleryjski i lotniczy przynosi kolejne straty. Płonie centrum miasta — „kościoły św. Jana i NM Panny, żuraw, Wyspa Spichrzów oraz całe kwartały ka-
35
Dwugłos: Włodzimierz Borodziej, Jan Żaryn, Niemieckie ślady w Polsce... .
36
R. Wapiński, Gdańsk w polskiej mitologii politycznej — kształtowanie świadomości politycznej, w: Gdańsk. Z historii stosunków polsko-niemieckich, red. M. Andrzejewski, Oficyna
Wydawnicza Volumen, Warszawa 1998, s. 14-16.
37
P.O. Loew, R. Zekert, E. Rusak (red.), Danzing-Gdańsk, Wspomnienia 50 lat później/Erinnerungen nach 50 Jahren, Wydawnictwo „Marpress”, Gdańsk 1997, s. 11.
38
56
Ibidem.
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
mieniczek”39. Nieco tylko mniejsze zniszczenia dotykają Wrzeszcz i Nowy
Port.40 Niemal całkowitemu zniszczeniu uległy zakłady produkcyjne i komunikacja miejska.41 Część zniszczeń, co wynika z relacji dawnych mieszkańców
miasta, dokonali żołnierze radzieccy, po zakończeniu walk o Gdańsk w ramach odwetu na ludności niemieckiej.42
Dla setek tysięcy polskich gdańszczan [piszą dalej redaktorzy tomu
„Danzing-Gdańsk”] Gdańsk jest miastem powojennym, takim go poznali
i pokochali, a rok 1945 stanowi dla nich początek. Prawie wszyscy musieli
tu się urządzić, zadomowić i nauczyć żyć. Gdańsk jest dla nich miastem bez
przeszłości, dla Niemców którzy stąd uciekli, miastem z przeszłości. Dopiero w ciągu ostatnich lat zaczynają się te różne perspektywy łączyć, jednoczy się historia Gdańska: Jedni czytają Güntera Grassa, inni Pawła Huelle.
Jedni dowiadują się o Gdańsku tych drugich, zaczynają zdawać sobie sprawę
z istnienia tej odmienności, respektują to jednak, uznając go też za swoje
miasto.43
Dwadzieścia siedem „obcych” kulturowo — niemieckich, żydowskich,
holenderskich, ale także polskich nekropolii w Gdańsku zlikwidowano w latach 60. XX w. Na stronach poświęconych ich dziejom czytamy, że:
[…] pozostały po nich nieliczne ślady: przewrócone płyty, rozbite grobowce,
kawałki tablic, z których czasem dało się jeszcze odczytać fragmenty nazwisk i dat. Wiele płyt nagrobnych miało napisy w języku niemieckim, co
u nowych mieszkańców budziło niechęć, często prowokując akty dewastacji,
choć nieraz bywało też i tak, że Polacy pielęgnowali opuszczone groby niemieckich gdańszczan44.
W pierwszych latach XXI w. podjęto w Gdańsku, zakrojony na szeroką
skalę, projekt upamiętnienia tablicami miejsc, gdzie spoczywają prochy
zmarłych ze zlikwidowanych cmentarzy.
Wtedy też zrodził się pomysł [wyjaśniał Grzegorz Boros z Zarządu Dróg
i Zieleni w Gdańsku], by poprzez tablice informacyjne przywrócić pamięci
gdańszczan zlikwidowane nekropolie. Jest to sprawa dziedzictwa kulturowego w 1000-letniej, wielonarodowościowej historii miasta. Na terenach
tych cmentarzy pozostało 80 proc. nie ekshumowanych szczątków ludzkich.
Te tablice przypominają, że te szczątki tam są po dzień dzisiejszy.45
39
B. Hajduk, Rys historyczny, w: Danzing-Gdańsk, Wspomnienia..., s. 23.
40
Ibidem, s. 25.
41
Ibidem.
42
Ibidem.
43
Ibidem, s. 11.
44
Ibidem.
45
Ibidem.
57
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
Tablice rozmieszczono korzystając z opracowania Joanny Labenz. „Dzięki
temu na 17 z nich ustawiono granitowe tablice w trzech językach: polskim,
łacińskim i niemieckim”46. Tablice te znajdują się odpowiednio: wzdłuż alei
Zwycięstwa, przy ulicy Gościnnej w Gdańsku-Orunii, przy Grodzisku, przy
ulicy Cedrowej47. W ramach tego samego projektu wzniesiono też w Gdańsku Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy. Jak czytamy na stronie prywatnej Jacka Krenza, jednego z dwóch autorów projektu gdańskiego założenia
pomnikowo-nekropolitalnego.48 Wiosną roku 1998 „Rada Miasta Gdańska,
popierając inicjatywę Kaliny Zabuskiej49 i społecznego komitetu, specjalną
uchwałą zaakceptowała ideę upamiętnienia nieistniejących gdańskich nekropolii poprzez wzniesienie pomnika-monumentu”50. Kompleks odsłonięto
w maju 2002 r. u zbocza Góry Gradowej w parku opodal kościoła pw. Bożego
Ciała przy ul. 3 Maja, w miejscu gdzie kiedyś znajdował się jeden ze zlikwidowanych później cmentarzy.
Na początku wieku XIX, dzięki zmianie statusu Wrocławia, jako teraz miasta otwartego (wcześniej twierdza), zyskał on przestrzeń rozwoju, by w połowie stulecia dzięki Fryderykowi Wilhelmowi IV („romantykowi na tronie”),
wzbogacić się o budowle wzniesione według reguł tak modnego podówczas
historyzmu. Były to m.in. neorenesansowy Dom Stanów Śląskich, Generalna
Komendantura Miasta, neogotycki gmach sądu i więzienia, powiększony
o nowe skrzydło Pałac Królewski.
Historyzm zaadoptowano również w prywatnym budownictwie, toteż
wiele z budowanych ówcześnie kamienic ozdabiano wieżyczkami, krenelażami i plastycznymi detalami na frontowych elewacjach, zapożyczonymi
z architektury dawnych wieków.51
W drugiej połowie wieku XIX, w związku z rosnącą liczbą mieszkańców
Wrocławia, a także przyłączeniem do miasta nowych obszarów, jego gospodarze podjęli kolejne inicjatywy budowlane. Tym razem rzecz dotyczyła
46
Ibidem.
47
Ibidem.
48
Pozostali autorzy to Hanna Klementowska, współpraca: Katarzyna Krenz, Michał
Krenz, Andrzej Wójcicki; rzeźbiarze: Zygfryd Korpalski, Witold Głuchowski.
49
Kustoszka Muzeum Narodowego w Gdańsku.
50
Autorzy projektu pomnika: Hanna Klementowska, Jacek Krenz współpraca: Katarzyna
Krenz, Michał Krenz, Andrzej Wójcicki; rzeźbiarze: Zygfryd Korpalski, Witold Głuchowski.
Inwestor: Urząd Miasta Gdańska Inwestor zastępczy: Zarząd Dróg i Zieleni w Gdańsku Pomnik Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy w Gdańsku przy ul. 3 Maja w parku pomiędzy
dworcem autobusowym a kościołem p.w. Bożego Ciała. Za: http://www.pg.gda.pl/~jkrenz/
projekty-r4.html [dostępność: 26 sierpnia 2011].
51
T. Kulak, Historia Wrocławia. Od twierdzy fryderycjańskiej do twierdzy hitlerowskiej, T. II,
Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2001, s. 201.
58
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
Fot. 1. Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy — Gdańsk (fot. ze zbiorów autorek)
59
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
gmachu Nowej Giełdy i Poczty Głównej, a także budynków straży pożarnej,
rzeźni, portu w Popowicach i dwóch nowych mostów Królewskiego i Wilhelma. Wrocław zyskał też nowe połączenia kolejowe, m.in. z południową
Wielkopolską, elektrownię przy ulicy Menniczej, tramwaj elektryczny oraz
wzbogacił się o nowe fabryki m.in. Piekarnię Mamut (1910), banki i pierwsze
domy towarowe, wreszcie we wzniesioną w roku 1913, aby uczcić niemieckie
zwycięstwo w bitwie narodów pod Lipskiem, Halę Stulecia.52
Będący miastem niemieckim Wrocław i jego mieszkańcy tylko teoretycznie uniknęli dramatu II wojny światowej, który w tym samym czasie dotknął
polskie miasta włączone do III Rzeszy, a sami wrocławianie, zależnie od pochodzenia narodowego i etnicznego na różne sposoby doświadczyli faszyzmu
już w roku 1933 i w latach następnych.
W sierpniu 1944 r. decyzją generała Heinza Guderiana Wrocław został
ogłoszony twierdzą. Konsekwencją tej decyzji był nakaz planowanego niszczenia miasta w sytuacji bezpośredniego zagrożenia, co w istocie się stało wraz
z ofensywą radziecką i wkroczeniem Armii Czerwonej.53 Ofensywa radziecka
na Wrocław rozpoczęła się 18 stycznia 1945 r. Rosjanie w pierwszym rzędzie
zbombardowali węzły kolejowe. Dzień później komendantura twierdzy Wrocław wydała rozkaz o bezwarunkowej ewakuacji ludności niemieckiej, wyjąwszy mężczyzn zdolnych bronić miasto. W ciągu trzech tygodni „w ramach
wymuszonej ewakuacji opuściło Wrocław około 700 tys. ludności cywilnej,
pozostało jeszcze 200 tys.”54. Jak podaje ta sama autorka w trakcie ewakuacji
śmierć poniosło około 90 tys. osób. A obrona Wrocławia pochłonęła kolejne
6 tys. żołnierzy i ochotników niemieckich.55 W początkach kwietnia nasiliły
się naloty radzieckie na miasto. „Od bomb fosforowych spłonęła znaczna
część miasta, w tym uszkodzona została katedra, kolegiata św. Krzyża i inne
historyczne zabudowania na Ostrowie Tumskim [...]”56.
W roku 1945 i latach następnych we Wrocławiu nastąpiła niemal całkowita wymiana ludności, którą w okresie przedwojennym stanowili przede
wszystkim Niemcy.57 Po wojnie w mieście można było spotkać oprócz nielicznych teraz Niemców i Żydów, przede wszystkim przybyszy z Polski Centralnej, Wielkopolski, Zabużan czy też, tak często kojarzonych z Wrocławiem,
lwowiaków. Twierdzenie o zdominowaniu Wrocławia pierwszych lat po52
Ibidem, s. 217-226.
53
Ibidem, s. 334-335.
54
Ibidem, s. 336-337.
55
Ibidem, s. 337.
56
Ibidem, s. 339.
57
M. Lewicka, Dwa miasta — dwa mikrokosmosy. Wrocław i Lwów w pamięci swoich mieszkańców, w: My Wrocławianie. Społeczna przestrzeń miasta, red. J. Pluta, P. Żuk, Wydawnictwo
Dolnośląskie, Wrocław 2006, s. 102-104.
60
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
wojennych przez osoby pochodzące ze Lwowa jest jednak mitem. W zbiorowości nowych mieszkańców miasta lwowiacy stanowili zaledwie 10%.58
Realia wyludnionego miasta zasiedlanego na nowo spowodowały sytuację,
w której niejako wymuszona została akceptacja i otwartość na innych, gdyż
wszyscy byli w pewien sposób od siebie różni i niemal nikt nie pochodził
„stąd”. Różniły ich akcent, religia, zwyczaje, kuchnia, a także doświadczenia życiowe. Niemal całkowity brak ludności autochtonicznej powodował,
że każdy przybysz mógł poczuć się „u siebie” w stosunkowo krótkim czasie.
Zjawisko to było dodatkowo wzmacniane przez oficjalną propagandę okresu
socjalizmu, która wyraźnie odwoływała się do terenów Dolnego Śląska jako
do Ziem Odzyskanych — tradycyjnie piastowskich, a zatem i polskich czemu
towarzyszyła celowa polityka polonizacyjna. Jej widocznym rezultatem było
odrzucenie niemieckiego dziedzictwa Wrocławia. Jedną z bardziej spektakularnych form polonizacji miasta była, na co zwrócił uwagę Zbigniew Mazur,
wymiana pomników i tablic niemieckich na polskie:
Likwidacji pomnika Wilhelma I przy ulicy Świdnickiej towarzyszył
pochód i wiec ze sztandarami i transparentami. Ukrytego przez Niemców
Bismarcka odszukano i zniszczono dopiero w roku 1947 [...] burząc ok.
70 pomników i likwidując cmentarze wydzierano jednak Wrocławiowi pamięć.59
Na fali tych czystek poniemieckich domen symbolicznych zniszczono
w mieście nawet pomnik Fryderyka Schillera.60 Los pomników, nazw ulic
i budowli wrocławskich nawiązujących do wielowiekowej obecności, najpierw habsburskiej, a potem pruskiej i niemieckiej podzieliły też tamtejsze
cmentarze.
Podobnie jak miało to miejsce w Gdańsku, także we Wrocławiu zlikwidowano po wojnie liczne nekropolie.61 W roku 2008 podjęto w mieście inicjatywę, poprzedzoną publiczną debatą62, wzniesienia Pomnika Wspólnej
Pamięci „upamiętniającego mieszkańców Wrocławia pochowanych na nie58
J. Goćkowski, B. Jałowiecki, Prace nadesłane na konkurs „Czym jest dla ciebie miasto Wrocław?” jako materiał socjologiczny, w: Wrocławskie reminiscencje socjologiczne, red. J. Wojtaś,
Wydawnictwo Silesia, Wrocław 2009, s. 64. Dane za: I. Turanu, Studia nad strukturą ludnościową polskiego Wrocławia, Instytut Zachodni, Poznań 1960.
59
Z. Mazur (red.), Wokół niemieckiego dziedzictwa kulturowego na Ziemiach Zachodnich i Północnych, Wydawnictwo Instytutu Zachodniego, Poznań 1997, s. 305. Cyt. za: C. Wąs, Wrocław
w epoce pomników, „Odra”, 1994, nr 11, s. 39-43.
60
Z. Mazur (red.), op. cit., s. 307.
61
M. Burak, H. Okólska, Cmentarze dawnego Wrocławia, Muzeum Architektury we Wrocławiu, Wrocław 2007, s. 18.
62
Echa tej debaty pojawiły się w prasie wrocławskiej, na forach internetowych oraz
blogach.
61
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
Fot. 2. Pomnik Mieszkańców Miasta Pochowanych na Nieistniejących Cmentarzach
Grabiszyn II Wrocław (fot. ze zbiorów autorek).
istniejących już wrocławskich cmentarzach”63. Decyzją władz miasta wspomniany pomnik został zlokalizowany przy ulicy Grabiszyńskiej, w miejscu,
gdzie wcześniej znajdowały się 3 założenia cmentarne (cmentarz komunalny
Grabiszyn I, cmentarz gminy Grabiszyn II oraz cmentarz konwentu bonifratrów) oraz wzniesione tu w latach 60. XIX w.: neogotycka kaplica zmodernizowana w roku 1925, a w roku 1926 krematorium wraz z ustanowionym
polem urnowym.64
63
M. Burak, H. Okólska, op. cit. Autorzy wymieniają odpowiednio: Uchwałę nr
XXXIII/564/2001 Sejmiku Województwa Dolnośląskiego z dnia 30 marca 2001 (Archiwum
Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego sygn. 11/15); publikację pt.: Opieka
nad nekropoliami Dolnego Śląska, oprac. G. Grajewski, Wrocław 2000; Studia nad strategią miasta,
Z. 1 (42), Wrocław 2002; Uchwałę nr LI/1799/02 Rady Miejskiej Wrocławia z dnia 26 września
2002, Archiwum Urzędu Miejskiego Wrocławia, sygn. 53/06; uchwałę nr XVI/479/03 Rady
Miejskiej Wrocławia z dnia 5 grudnia 2003 roku. Biuro Rady Miejskiej Wrocławia b. Sygn.
64
M. Burak, H. Okólska, op. cit., s. 225-226. Poprzez odwołania autorów do: Archiwum
Budowlane Miasta Wrocławia, Akta Miejskiej Policji Budowlanej, sygn. 2539; Archiwum Pań-
62
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
Pomnik Grabiszyn II zlokalizowany został na obrzeżach miasta. Wpisuje się on w naturalne otoczenie Parku Grabiszyńskiego w jego funkcjach
krajobrazowej i rekreacyjnej, a zarazem koresponduje z rozsianymi wśród
bujnej roślinności starymi nagrobkami oraz z położonym po przeciwnej
stronie jezdni nadal działającym grabiszyńskim cmentarzem komunalnym.
Bryła pomnika doskonale koresponduje z otoczeniem, posiada też obok upamiętniających (wmurowane w kamienne ściany oryginalne tablice nagrobne
różnych obrządków), także walory wyraźnie estetyczne. Rzeźbioną i wzbogaconą o tablice nagrobne płaszczyznę muru o delikatnym piaskowym kolorze
przecina kilka przejść, które pełnią funkcje bram. Na pomniku znajdują się
dwie inskrypcje. Pierwsza, na płycie pionowej wskazuje na funkcje pomnika
i okoliczności jego powstania. Druga, pozioma zawiera wykaz nieistniejących
wrocławskich cmentarzy.
Rekatolizacja polskiej myśli zachodniej
Odnosząc się do historyczno-kulturowych wyznaczników tożsamości takich
miast jak Gdańsk, Wrocław czy Szczecin, wspomniany Jan Żaryn zgłosił postulat, aby „prowadzenie polskiej polityki historycznej” polegało tam, tzn. na
Ziemiach Odzyskanych,
[…] na podkreślaniu roli Kościoła katolickiego, który po wojnie polonizował
i rekatolizował ziemie zachodnie. Należy też mówić o żołnierzach państwa
podziemnego po 1945 roku i kolejnych pokoleniach opozycji, aż do czasów
„Solidarności”. Działali tam liczni bohaterowie. Choćby Jerzy Kozarzewski,
poeta i emisariusz Narodowych Sił Zbrojnych, a później wieloletni działacz
społeczny w Nysie.65
W jakimś stopniu pogląd wyrażony przez Jana Żaryna podziela też część
społeczeństwa polskiego. Przykład szczecińskiego ruchu przeciw germanizacji, ma swój odpowiednik, być może mniej znaczący społecznie, ale spektakularny, w postaci listu, który anonimowy autor umieścił na cokole gdańskiego
pomnika Marii Konopnickiej w Gdańsku. List datowany jest na 22 czerwca
2011 roku i sprowokowany został, jak mniemamy, w związku ze zbliżającą się
nieoficjalną wizytą Angeli Merkel na Helu. Jego autor wzywa w nim rodaków
do walki o polskość, wobec ponownego germańskiego zagrożenia i w obliczu
zaniku uczuć patriotycznych u części z nich.66
stwowe we Wrocławiu, Prezydium Rady Narodowej miasta Wrocławia, sygn. 478; Burgemeister L., Grundmann G., Die Kunstdenkmäler der Stadt Breslau, t. 3., Breslau 1934.
65
Dwugłos. Niemieckie ślady w Polsce... .
66
Fotografia pomnika wraz z umieszczonym na nim listem w zbiorach autorek artykułu.
Dokumentację sporządzono w lipcu 2011 r.
63
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
Fot. 3. Pomnik Marii Konopnickiej — Gdańsk. Na cokole „list-apel” patriotyczny
(fot. ze zbiorów autorek).
Jak wynika z powyższego na otwartą koncepcję tożsamości (dziedzictwa,
pamięci) ziem zachodnich i północnych Polski nałożony został ponownie
w ostatnim czasie, wskazany przez Szpocińskiego, klasyczny model tej tożsamości ufundowany na relacji region — naród.67 Jest to, przypomnijmy, model regionalizmu zamkniętego, gdzie nie to, co „tutejsze”, a tylko „tutejsze”,
które można zidentyfikować jako „nasze” narodowe i polskie leży u podstaw
kształtowania się tożsamości regionalnej czy lokalnej.68 W relacji region —
naród to państwo i jego agendy są dysponentami tożsamości. Za takim modelem zdaje się opowiadać Jan Żaryn69, gdy pisze o „nowej” starej tożsamości
ziem północnych i zachodnich, jako przedmiocie „katolizacji” i „polonizacji”
tych obszarów w niedawnej przeszłości, lokując nadzieję na odnowę ich polskości w pamięci tej właśnie niedawnej przeszłości.
W tak sformułowanym postulacie pojawia się (jest aktualizowana) polska
myśl zachodnia w powiązaniu z nową polityką historyczną państwa, także
wobec regionów. Jest to polityka widoczna zwłaszcza z perspektywy ostat-
64
67
A. Szpociński, op. cit., s. 65.
68
Ibidem.
69
Dwugłos. Niemieckie ślady w Polsce... .
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
nich lat i w związku z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej (2004),
w odpowiedzi na obawy przed zacieraniem się różnic kulturowych między
narodami i grupami etnicznymi oraz przed osłabieniem roli państwa jako
strażnika tożsamości narodowej. Dzisiejsze relacje polsko-niemieckie w wymiarze regionalnym cechuje zatem z jednej strony postępująca otwartość
jako skutek pracy pamięci i historii w dialogu polsko-niemieckim, ale z drugiej także ponownie żywa dyskusja na temat polskiej racji stanu i tożsamości
narodowej, za którą stoi m.in. wspomniana powyżej aktualizacja (a właściwie reaktualizacja) polskiej myśli zachodniej. Jest to całkowicie zrozumiałe,
gdyż wydaje się, iż myśl ta odegrała swoją pozytywną rolę w wieku XIX oraz
okresie międzywojennym i w ówczesnym kontekście historyczno-politycznym. Tymczasem jednak poglądy podówczas eksponowane, choć skutecznie
wsparły polonizację ziem zachodnich po I wojnie światowej, to także pojawiły się one i pracowały, wspierając państwo socjalistyczne (Polskę Ludową
i PRL) w wysiłkach polonizacji tzw. Ziem Odzyskanych po roku 1945.
Syntetycznie i wielowątkowo dzieje polskiej myśli zachodniej i instytucji
będących jej eksponentami, przybliża Maria Tomczak. Zauważa ona powinowactwo w powojennym badaniu i propagowaniu problematyki niemieckiej
w sposób wyraźnie nawiązujący do przedwojennej myśli zachodniej. Powojenne instytucje skupione na tym celu miały cechę wspólną, jaką był ich niekomunistyczny rodowód, co jak zauważa Tomczak, czyniło z nich „zjawisko
niezwykłe, wyjątkowe na gruncie PRL”70. Wspomniana autorka stara się odpowiedzieć: „(1) jaką rolę wyznaczały władze instytucjom tego typu i (2) jaką
funkcję pełniły one naprawdę w różnych okresach”71. W refleksji dotyczącej
punktu (1), skupia się Tomczak zwłaszcza na instytucjach w środowisku
poznańskim, tradycyjnie związanym z polską myślą zachodnią, której najpełniejszym wyrazicielem był Instytut Zachodni (IZ). Genezę polskiej myśli
zachodniej wywodzi się tam z publicystyki Jana Ludwika Popławskiego oraz
Romana Dmowskiego. Cytowany przez Tomczak i związany z IZ Andrzej
Kwilecki,
[…] wyróżnia 5 elementów wchodzących w różnych okresach w skład polskiej myśli zachodniej. Są to: (1) Podtrzymywanie życia polskiego i rozbudzanie poczucia narodowego ludności w okresie panowania niemieckiego.
(2) Starania o najkorzystniejszy dla Polski przebieg granicy zachodniej
odrodzonego po I wojnie światowej państwa polskiego. (3) Wypracowanie
koncepcji uzasadniającej powrót Ziem Zachodnich do Macierzy. (4) Zasie70
M. Tomczak, Polska myśl zachodnia, w: Polacy wobec Niemców, Z dziejów kultury politycznej Polski 1945–1989, red. A. Wolff-Powęska, Instytut Zachodni, Poznań 1993, s. 161-193.
71
Ibidem, s 161. Por. także: M. Mroczko, Polska myśl zachodnia 1918–1939. Kształtowanie
i upowszechnianie, Wydawnictwo Instytutu Zachodniego, Poznań 1986, zwłaszcza rozdział I,
s. 21-58.
65
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
dlanie, zagospodarowanie i aktywizacja kulturalna tych terenów w okresie
PRL. (5) Utrzymywanie związków z wychodźctwem polskim na Zachodzie
i z Polonią.72
Jak zauważa Tomczak:
W latach I wojny światowej i podczas konferencji wersalskiej myśl zachodnia związana była z zabiegami o odbudowę niepodległości i walką o ustalenie możliwie korzystnych granic zachodnich Polski. Koncepcja ta stała się
jednym z głównych elementów programu obozu narodowej demokracji. […]
Dmowski chciał zarazem, aby Polska była „pierwszorzędnym czynnikiem
antyniemieckim” i w oparciu o „życzliwą Rosję” stała się główną siłą w przyszłym powojennym zespole państw środkowo i południowosłowiańskich.
[…] Poglądy te stały się wykładnią endeckiej koncepcji polityki zagranicznej.
Pozwoliły one na skupienie wokół Dmowskiego i jego partii znacznej grupy
polskich niemcoznawców i badaczy słowiańszczyzny zachodniej (zwłaszcza związanych ze środowiskiem poznańskim). T e n s w o i s t y a l i a n s
nauki i polityki okazał się szczególnie przydatny po
z a k o ń c z e n i u w o j n y , kiedy to niezadowolenie Niemców z rezultatów
traktatu wersalskiego wyraziło się w dużym stopniu w ożywieniu nastrojów
antypolskich. [...] Obawy przed Niemcami najsilniejsze były w zachodniej
części Polski. Tam też powstawały organizacje społeczne stawiające sobie za
cel obronę przed Niemcami i propagowanie polskiej myśli zachodniej.73
Powyższej diagnozie stanu polskiej myśli zachodniej w okresie tuż po
zakończeniu I wojny światowej towarzyszą wymienione przez cytowaną autorkę74 instytucje stojące za poglądami wyrażanymi przez narodowych demokratów, w tym Związek Obrony Kresów Zachodnich (ZOKZ), z którym, jak
wskazuje cytowana autorka „związani byli tacy wybitni poznańscy naukowcy
jak: Roman Pollak, Robert Górski, Teodor Tyc, Kazimierz Tymieniecki. Periodykiem związanym z ZOKZ była „Strażnica Zachodnia”. Natomiast placówką koordynującą — Instytut Zachodniosłowiański, założony w 1921 r.
przez prof. Mikołaja Rudnickiego przy Uniwersytecie Poznańskim”75. ZOKZ,
po wielu perypetiach, między innymi wyciszanie propagandy antyniemieckiej ze strony władz polskich i zamiar likwidacji tej organizacji, ostatecznie
jej nie zlikwidowano, a zamieniono na Polski Związek Zachodni (PZZ), który,
również w końcu zajął się propagandą antyniemiecką, organizując m.in. manifestacje o takim właśnie wydźwięku.76
66
72
M. Tomczak, op. cit., s.162.
73
Ibidem, s. 163-164.
74
Ibidem, s. 164.
75
Ibidem.
76
Ibidem.
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
Po II wojnie światowej, jak zauważa Tomczak, postawa uczonych z ugrupowań narodowych (choć ich światopogląd był skrajnie narodowy i katolicki),
tylko pozornie i w nie całym obszarze pozostawała w sprzeczności z poglądami komunistycznymi (ateistycznymi i internacjonalistycznymi). Różnice
te nie przekreśliły (choć wyglądają na zasadnicze) możliwości współpracy.
Wspólną płaszczyzną było uznanie przesunięcia zachodnich i północnych
granic Polski za sprawę priorytetową, za „warunek sine qua non odrodzenia
i istnienia Polski oraz duże znaczenie postulatów terytorialnych w całokształcie koncepcji programowych i jednej, i drugiej orientacji”77. Elementem wspólnym było też niechętne nastawienie do Wielkiej Brytanii i Stanów
Zjednoczonych, jak i podobne zasady prowadzenia polityki zagranicznej,
w tym „chęć ułożenia jak najlepszych stosunków ze Związkiem Radzieckim
i wyraźna wrogość wobec Niemców”78. Zygmunt Wojciechowski, twórca
poznańskiego Instytutu Zachodniego, odwołujący się do myśli zachodniej
w jubileuszowym, wygłoszonym z okazji X-lecia istnienia IZ przemówieniu
mówił:
Ogarniając jednym spojrzeniem okres dziesięcioletniej działalności mojej w Instytucie Zachodnim, trzeba powiedzieć […], że w tym czasie zrealizowały się moje poglądy na miejsce Polski w świecie. Polacy uzyskali wreszcie
właściwą sytuację geograficzną, zgodną z naukami historii.79
Sztandarowe dzieło powstałe w ramach tego nurtu — wydana przez
„Ojczyznę” podczas okupacji praca Zygmunta Wojciechowskiego p.t. Polska
— Niemcy. Dziesięć wieków zmagań — podsumowywała Tomczak — „koncentrowało się niemal wyłącznie na wzajemnej wrogości Polaków i Niemców”, co
w czasie, gdy publikacja ujrzała światło dzienne, nie było czymś nienaturalnym.80
Temu samemu celowi służyły liczne akcje uświadamiające i propagandowe, jako przedłużenie polskiej myśli zachodniej w jej wymiarze zbiorowych odniesień do przeszłości.
Największe nasilenie akcji propagandowych miało zazwyczaj miejsce
wiosną, kiedy to obchodzono ogólnopolskie tygodnie Ziem Odzyskanych.
W swej koncepcji imprezy te nawiązywały do przedwojennych tygodni kresów zachodnich. W ich ramach odbywały się na ogół różnego rodzaju prelekcje, wykłady, wiece, manifestacje. […] Celom propagandowym służyła
także Zachodnia Agencja Prasowa (ZAP). […] Wśród zadań agencji znalazły
77
Ibidem, s. 168.
78
Ibidem.
79
Z. Wojciechowski, Spojrzenie wstecz, w: Studia historyczne, Warszawa 1955. Cyt. za:
M. Tomczak, op. cit., s. 169.
80
M. Tomczak, op. cit., s. 172.
67
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
się m.in. takie, jak: przybliżanie społeczeństwu polskiemu problematyki
ziem zachodnich, ich historii i teraźniejszości oraz śledzenie i analizowanie
rozwoju problematyki niemieckiej i przejawów rozmaitych form życia politycznego w poszczególnych strefach okupacyjnych Niemiec. […] Tradycją
polskiej myśli zachodniej było wiązanie działalności politycznej i naukowej.
Tworzeniu podbudowy naukowej dla działalności powojennej służyć miał
powołany na podstawie konspiracyjnego Studium Zachodniego i działający
w Poznaniu Instytut Zachodni.81
Innym wątkiem w działalności „zachodniej” było popieranie dążeń Serbów Łużyckich (ich irredenty), tak aby w przyszłości być może poprzeć przyłączenie Łużyc do Polski. W tym czasie w wielu polskich miastach powstały
Towarzystwa Przyjaciół Łużyc, m.in. w Krakowie, Szczecinie, Wrocławiu,
Częstochowie. W Poznaniu była to organizacja „Prołuż”82. Idee zachodnie
wspierała też polska historiografia i literatura ziem zachodnich. Jak zauważa
Halina Tumolska, w okresie tuż po zakończeniu wojny w historiografii tej i literaturze panowało duże zainteresowanie historyków oraz pisarzy kwestią
historycznych losów tych ziem, ze szczególnym uwzględnieniem: (1) epoki
piastowskiej; (2) polskiej genezy granicy zachodniej; (3) dziejów konfliktu
polsko-germańskiego oraz (4) polskiego osadnictwa po II wojnie światowej83. Z kolei na gruncie kultury popularnej była to niezliczona ilość filmów,
utworów muzycznych, dramatów i spektakli o charakterze propagandowym
kształtujących obraz Niemca jako agresora i faszysty. Do tego należy dodać
rosnącą liczbę świąt państwowych, pomników i tablic oraz towarzyszących
im ceremonii, które systematycznie przypominały Niemcy jako odwiecznego
wroga Polski i Polaków. Na ówczesną antyniemiecką politykę historyczną
złożyły się także powszechne praktyki przejmowania, a często niszczenia
dziedzictwa niemieckiego na ziemiach polskich. Było to swoiście rozumiane
urbicide i warchitecture dotyczące wybranych dzielnic miast i obiektów. Proces ten rozpoczął się wraz z kontrofensywą aliancką w Europie oraz wyzwalaniem ziem polskich przez Armię Czerwoną i Wojsko Polskie, gdy takie
miasta jak Wrocław, Szczecin czy Gdańsk pełniące funkcje miast-twierdz
niemieckich padły ofiarą bezprecedensowych zniszczeń, najpierw ze strony
aliantów, a potem Armii Czerwonej. Jego kontynuacja polegała na przejmowaniu, także odbudowie, ale już pod innymi nazwami i w innych funkcjach,
poniemieckich obiektów świeckich i sakralnych, budowli publicznych i prywatnych. Warchitecture dotknęła także likwidowane planowo i systematycz81
Ibidem, s. 174.
82
Jak zauważa M. Tomczak, tematyka ta obecna jest w znanej broszurze Wandy Goebel
Wyspa zapomnianych, Poznań 1947. Cyt. za: M. Tomczak, op. cit., s. 175.
83
H. Tumolska, Mitologia kresów zachodnich w pamiętnikarstwie i beletrystyce polskiej (szkice
do dziejów kultury pogranicza), Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2007, s. 7-17.
68
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
nie do końca lat 60. XX w. niemieckie cmentarze. Jak widać, odwołanie się
do instytucji i osób związanych z myślą zachodnią, towarzyszyło nie tylko
debacie publicznej — akademickiej i politycznej — podporządkowanej legitymizacji ziem zachodnich i północnych jako ziem stricte polskich (z polską,
kształtowaną ideologicznie ich genealogią historyczną), ale także procesowi
przejmowania i zagospodarowywania tych obszarów przez Polskę.
W roku 1945 reaktywowany został w Poznaniu Polski Związek Zachodni.
Jak zauważa Maria Tomczak:
[…] działania polityczne podejmowane przez PZZ miały charakter wielostronny i wiązały się niemal wyłącznie z ziemiami zachodnimi. Związek brał
udział w akcji wysiedlania Niemców i w akcji osadniczej, w działaniach związanych z weryfikacją i repatriacją autochtonów oraz w w a l c e z t z w .
p r z e j a w a m i n i e m c z y z n y . Prowadził też własną, szeroko zakrojoną działalność informacyjno-propagandową, której celem było zapoznanie społeczeństwa polskiego i opinii międzynarodowej z prawami Polski do
Ziem Zachodnich, ze stopniem ich zagospodarowania oraz z postępującą
integracją i repolonizacją.84
Ta dość spójna współpraca reprezentujących polską myśl zachodnią
naukowców oraz władz PRL nie trwała zbyt długo. Władze komunistyczne
zaczęły niebawem odnosić się nieufnie do tzw. badaczy „zachodnich”. Cytowana Tomczak przytacza taki oto fragment artykułu z „Dziennika Ludowego”: „w Związku Zachodnim uwiły sobie gniazdka wszystkie dawne, znane
osobistości przedwrześniowego reżimu. […] Tak więc widzimy na czołowym
stanowisku prof. dr Zygmunta Wojciechowskiego, zasłużonego ideologa polskiego nacjonalizmu i wybitnego działacza politycznego”85. W podobnym tonie wyartykułowana została krytyka „myśli zachodniej” na łamach „Trybuny
Robotniczej”, gdzie piętnowano kontynuację sanacyjnej polityki zdrady narodowej i klęski rodem z ONR i OZN właśnie przez „zachodnich” naukowców86. W notatce w sprawie Instytutu Zachodniego z 1952 r. podkreślano zły
klimat, jaki wytworzył się wokół badaczy „zachodnich”:
Politycznie IZ opanowany jest przez grupę katolików, których skupił
wokół siebie prof. Z. Wojciechowski. Personel administracyjno-techniczny
Instytutu dobrany jest również pod kątem politycznego katolicyzmu. Partia
nie ma żadnego wpływu na prace Instytutu, a w szczególności na tematykę
i metodę opracowania podejmowanych prac.87
84
M. Tomczak, op. cit., s. 171.
85
„Dziennik Ludowy”, 1945 nr 12; cyt. za : M. Tomczak, op. cit. s. 175.
86
Cyt. za: M. Tomczak, op. cit. s. 176.
87
Notatka w sprawie Instytutu Zachodniego, Archiwum Lewicy Polskiej. Cyt. za: M. Tomczak, op. cit. s. 177.
69
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
Lata 1949–1955 oceniane są jako kryzys polskiego niemcoznawstwa.
Zwłaszcza podkreśla się błędy popełniane przez niektórych działaczy przy
ocenie sytuacji wewnętrznej Niemiec. Do błędów tych zalicza się też pominięcie spraw niemieckich jako części sytuacji międzynarodowej, gdzie
dominantą była diagnozowana jako „agresywna polityka imperializmu amerykańskiego”88. Losy IZ wisiały wówczas na włosku (pojawił się nawet wniosek, aby przekształcić go w placówkę badającą historię Słowian Zachodnich).
Naciski dotyczyły zwłaszcza partyjnego „ustawienia” badań naukowych.
Kompromisem ze strony IZ była współpraca z PAX-em, w tym wspólne wydawanie pisma katolickiego „Życie i Myśl”, co wynikało raczej z chęci uniknięcia
dalszych represji ze strony władz państwowych, niż zmiany ideologicznego
nastawienia IZ. Wbrew przewidywaniom — działanie to (alians z PAX-em),
odniosło odwrotny skutek. Pojawił się bowiem wniosek o zamknięcie pisma, a wobec IZ dalsze represje, wyrażające się w ograniczaniu badań poprzez obcięcie funduszy. Na przełomie lat 40. i 50. XX w. dokonano także
aresztowań pracowników IZ. Jedynie autorytet Wojciechowskiego pozwalał
przetrwać tej instytucji, choć w bardzo okrojonej postaci. Jak pisze Tomczak,
w momencie śmierci Wojciechowskiego (październik 1955 r.), Instytut posiadał tylko półtora etatu naukowego. A w dniu pogrzebu Profesora zapadła
decyzja o likwidacji IZ. Egzekucji zapobiegła fala odwilży i towarzysząca jej
także zmiana polityki zagranicznej NRF. W tych okolicznościach powrócono
do badań niemcoznawczych (instytucjonalna ich odbudowa przypadała na
lata 1957–1959). W ramach tej samej inicjatywy powstały: Instytut Śląski
w Opolu, Śląski Instytut Naukowy w Katowicach (1957), także Instytut Bałtycki (1959) w Gdańsku. Powołano Zachodnią Agencję Prasową podejmującą
tematykę zachodnią oraz reaktywowano Polski Związek Zachodni — przeniesiono go z Poznania do Warszawy i „wskrzeszono” pod postacią Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich (TRZZ). Za pilne zadanie Towarzystwa
uznano „aktywizację i wszechstronny rozwój Ziem Zachodnich i Północnych.
[…] A także dawanie odporu rewizjonistycznym zakusom na nasze zachodnie granice” oraz wspieranie procesów integracyjnych.89
W tym czasie dokonano też zmian programowych w odbudowanym IZ.
Instytut skupił się zwłaszcza na badaniach nad ruchami antywojennymi
w RFN oraz rozwoju NRD, piętnując jednocześnie przejawy odradzania się
nacjonalizmu i militaryzmu w Niemczech Zachodnich. Jak zauważa Tomczak: „program ten realizowano do 1970 r. […] Część prac dotyczyła nadal
problematyki ziem zachodnich i ich integracji z resztą kraju”90. W tym du-
70
88
Ibidem.
89
Statut TRZZ. Cyt. za: M. Tomczak, op. cit. s. 180-181.
90
Ibidem, s 182.
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
chu powstały prace takich autorów jak: Zygmunta Dulczewskiego, Andrzeja
Kwileckiego, Władysława Markiewicza. A wśród autorów prac historycznych
Jerzego Krasuskiego, Mieczysława Wojciechowskiego, Gerarda Labudy, m.in.
monumentalne opracowanie Polska granica zachodnia. Tysiąc lat dziejów politycznych.
Jednym z istotnych zagadnień podejmowanych w badaniach pozostawała kwestia niemiecka w kontekście polskich granic pojałtańskich. Tutaj
nadal, jak zauważa Tomczak, „politycy zachodnioniemieccy postrzegani byli
jako pogrobowcy krzyżactwa, prusactwa i hitleryzmu”, jako zagrożenie dla
pokoju światowego.91
Nie przeszkodziło to nadal atakować IZ za jego kontynuację polskiej myśli zachodniej w zmienionych warunkach socjalistycznego państwa. W aktach
KW PZPR cytowanych przez Tomczak pojawił się m.in. następujący zapis:
[…] za sprawą jego założyciela Z. Wojciechowskiego, IZ stał się ośrodkiem
skupiającym elementy klerykalno-endeckie, w zasadzie niechętne ustrojowi
socjalistycznemu, ale gotowe współdziałać z nim na płaszczyźnie Frontu
Narodowego, w szczególności na odcinku walki z rewizjonizmem niemieckim, rozpatrywanym jako kontynuacja odwiecznego naporu imperializmu
niemieckiego na wschód („Drang nach Osten”).92
Wobec powyższego pojawił się projekt upartyjnienia IZ, który wkrótce
doczekał się realizacji. W rezultacie instytucja ta traciła na popularności
słusznie postrzegana jako „tuba propagandowa” PZPR.
Zmiana nastąpiła dopiero po 7 grudnia 1970 r., kiedy to doszło do podpisania układu zasadniczego pomiędzy Polską i RFN, co wpłynęło na nastawienie do kwestii niemieckiej w polskich badaniach. Priorytetowa dotąd
tematyka tzw. Ziem Odzyskanych wzbogaciła się wtedy o nowoczesne studia
niemcoznawcze stopniowo przywracające wielowiekową obecność Innego na
Zachodzie i Północy Polski.93 Prace IZ nakierowane zostały na stosunki wewnętrzne oraz politykę NRF, co spotykało się z uznaniem ówczesnych władz.
Zarazem pojawiało się także wówczas wiele wytycznych, w jaki sposób naukowcy IZ mają pisać o Niemczech i Niemcach. Mianowicie tak, aby nikt
w Niemczech Zachodnich nie cytował ich prac. „Owo »cytowanie« było w tym
czasie traktowane nieomal na równi ze zdradą interesów narodowych i dyskwalifikowało jako naukowca autora przytoczonej w literaturze niemieckiej
91
Ibidem, s.183.
92
Ibidem, s 185. Autorka cytuje fragment akt pochodzących z Archiwum Państwowego
w Poznaniu, Z.A. KW PZPR, Wydział Nauki i Oświaty, sygn. 74/IV/144 — ocena pracy IZ
w Poznaniu.
93
H. Tumolska, op. cit.
71
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
wypowiedzi”94. Także lata 80. XX w. nie wpłynęły na eliminowanie obrazu
Niemca jako „wroga”, co było rezultatem konsolidacji środowisk byłych działaczy PZZ oraz TRZZ i powołania do życia Stowarzyszenia Wisła-Odra. SWO
założono w styczniu 1985 r. Działalność Stowarzyszenia polegała głównie
na organizowaniu spotkań i prelekcji szkolnych dotyczących historii i współczesności ziem zachodnich oraz organizowaniu tzw. Wszechnic Piastowskich
— nawiązujących do tradycji ZOKZ. Stowarzyszenie, wrogo nastawione do
Niemców, propagowało zarazem iluzoryczny obraz dobrych relacji pomiędzy
Polską a NRD.95
W okresie od połowy lat 70. XX w. widoczne były jednak mniej lub bardziej udane próby zmiany w kształtowaniu stosunków polsko-niemieckich,
co ilustrują programy badawcze licznych ośrodków, wśród których znalazł
się także, omówiony przez nas szczegółowo, działający od roku 1945 poznański IZ.
Kluczowe zmiany na tym polu zaszły jednak dopiero po roku 1989
w związku ze zmianą profilu badań i nastawienia już istniejących środowisk odpowiedzialnych za polskie studia niemcoznawcze oraz powstaniem
nowych instytucji. Do grupy tej zaliczyć można działające we Wrocławiu od
roku 2002 Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy Brandta.
Osobne miejsce na mapie badań nad przeszłością pogranicza polsko-niemieckiego w ich nowoczesnej wersji zajęły inicjatywy redakcji pism programowo sięgających do tych zagadnień, a wśród nich redakcja wrocławskiej
„Odry” — pisma wychodzącego od roku 1961 oraz olsztyńskiej „Borussi” publikującej od roku 1990, wreszcie kolejne inicjatywy stworzenia wspólnego
polsko-niemieckiego podręcznika do nauczania historii.96 W wymiarze obywatelskim były to także: powstałe w roku 1991 Fundacja Współpracy PolskoNiemieckiej i Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie oraz powstała w roku
1990 Fundacja „Krzyżowa” dla Porozumienia Europejskiego. Na koniec tego,
skądinąd owocnego okresu w dziejach badań nad historią i pamięcią polskoniemiecką, przypadła burzliwa debata nt. odszkodowań dla polskich robotników przymusowych w Niemczech oraz przymusowych wysiedleń/wypędzeń
94
M. Tomczak, op. cit., s. 189.
95
Stowarzyszenie zakończyło działalność w roku 1991.
96
M. Ruchniewicz, K. Ruchniewicz, T. Weger, K. Wóycicki, Zrozumieć historię — kształtować przyszłość. Stosunki polsko-niemieckie w latach 1933–1949. Materiały pomocnicze do nauczania historii, pod red. K. Hartmann, Wydawnictwo Gajt, Drezno — Wrocław 2007. Aktualnie
trwają prace nad pierwszym polsko-niemieckim podręcznikiem historii, analogicznym do już
funkcjonującego na europejskim rynku edukacyjnym podręcznika francusko-niemieckiego.
72
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
Niemców z Polski po roku 1945, a wkrótce potem kontrowersyjna inicjatywa
Eriki Steinbach stworzenia w Berlinie Centrum Wypędzonych.97
Tymczasem w historii polskiej myśli zachodniej notujemy kolejny zwrot
wyrażający się w reaktualizacji „starej” nowej wersji polonizacji ziem zachodnich i północnych. Z punktu widzenia realizowanego przez nas projektu badawczego98, szczególnie ważny jest ten jej element, który zawiera się
w punkcie (3) wymienionym przez Andrzeja Kwileckiego, dotyczący wypracowania „koncepcji uzasadniającej powrót Ziem Zachodnich do Macierzy”99.
Idea ta w różnym okresie miała do spełnienia odmienne cele. W okresie powojennym nadrzędnym akcentem w pracach badawczych wielu „instytucji
zachodnich” była polska granica zachodnia i stosunek do niej. Jednak wraz
w upływem czasu pewne wątki zaczęły ulegać dezaktualizacji, co nie zawsze
przekładało się na zmianę profilu działalności ośrodków zajmujących się badaniami niemcoznawczymi. Właściwie, wśród instytucji powstałych tuż po
zakończeniu wojny, „obronną ręką” wyszedł z tej ideologicznej pułapki jedynie IZ, który w okresie transformacji zainaugurował studia „zachodnie” także
nad regionalizmem otwartym, jako wyraz uobywatelnienia, stopniowego odkrywania, powrotu i upowszechniania wybranych wątków niemieckiej przeszłości polskich miast zachodnich i północnych. Działania te znalazły swój
materialny wyraz także we wspieraniu wielu inicjatyw kulturalnych, które
mają na celu ochronę niemieckiego dziedzictwa na tych ziemiach. Proces
ten nie jest jednak wolny od napięć, a jednym z ich źródeł jest wspomniana
reaktualizacja polskiej myśli zachodniej jako wyraz odradzania się w Polsce
nastrojów narodowo-konserwatywnych.
Charakter tej reaktualizacji dobrze oddaje ton debaty, która przetoczyła
się podczas szczecińskiej konferencji w roku 2011, poświęconej „polskiej myśli zachodniej” oraz tego, jak jest ona oceniana we współczesnym kontekście,
w sytuacji narastania nastrojów eurosceptycznych w Polsce.100 Jak zanotował
jeden z uczestników konferencji Ryszard Surmacz, zgromadzeni w Szczecinie prelegenci, zastanawiali się, na ile polska myśl zachodnia mogła wpłynąć
na propagandę PRL-u i na ile legitymizowała ona ten system, a na ile sprawa
97
Por. A. Łada, Debata publiczna na temat powstania Centrum przeciw Wypędzeniom w prasie polskiej i niemieckiej, Oficyna Wydawnicza „Atut”, Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe,
Wrocław 2006. Także: S. Jankowiak, Wysiedlenie i emigracja ludności niemieckiej w polityce
władz polskich w latach 1945–1979, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2005.
98
Por. przyp. 1.
99
Por A. Wolff-Powęska, Polskie spory o historię i pamięć, „Przegląd Zachodni”, 2007, nr 1.
100
R. Surmacz, Polska myśl zachodnia. „Mentalnie Polacy na ziemiach Zachodnich znaleźli
się na bardzo niewygodnym gruncie”. Artykuł w wersji elektronicznej: http://wpolityce.pl/artykuły/17223-polska-mysl-zachodnia-mentalnie [dostępność 4 grudnia 2011]. Konferencja
w Szczecinie (21–22 październik, 2011).
73
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
granicy zachodniej stanowiła/stanowi polską rację stanu w szerszym kontekście interesów polskich na arenie międzynarodowej.101
W komentarzu towarzyszącym obradom interesujące jest zwłaszcza podkreślenie, iż w pewnych wydarzeniach naukowych ważny jest być może zewnętrzny kontekst polityczny, naukowy, kulturowy lub ich połączenie, co ma
miejsce dziś, wobec ostrego kryzysu w UE skłaniającego do konfrontacji myśli i poglądów federalistów z eurosceptykami i, co wiąże się także z aktualizacją (odżywaniem) dawniejszych (zapomnianych) zdawałoby się stanowisk
w sprawie szczególnie nas tu interesujących polskich Ziem Zachodnich.
Czy powinniśmy zadbać o niedawno „zniesione” granice? — pytali
uczestnicy wspomnianej konferencji. W odpowiedzi pojawiły się argumenty,
iż obecny „kontekst kulturowy jest bardzo ważny, a może decydujący o losie
Polaków i Polski. On zadecyduje o naszej motorycznej sile lub strukturalnej
słabości”102.
Zgromadzeni w Szczecinie prelegenci zauważyli, zanotował Ryszard Surmacz, iż „od śmierci Z. Wojciechowskiego tematyka ta [problem ziem zachodnich i ich legitymizacji] powoli znikał lub pojawiał się »w rozstrzeleniu«”103.
Podnieśli też oni niebagatelną kwestię, iż obecnie interpretacja niemiecka
tych procesów traktowana jest jako bardziej wiarygodna, aniżeli polska (tak
w odniesieniu do źródeł, jak i wiedzy pozaźródłowej). Jednak „myśli narodowej nie sposób wyciąć z ogólnego dorobku polskiej myśli, tak samo zresztą
jak nie sposób odłączyć Kościoła katolickiego z polskiej kultury. Myśl ta jest
częścią całości [zauważył Surmacz]”104. To ważne przesłanie przewijało się
przez refleksję wokół odbioru myśli zachodniej po transformacji. Zauważono, że sam fakt nawiązania do niej stanowi przełamanie reguł dotychczasowej poprawności politycznej i jako taki zasługuje na uznanie. Pojawiały się
też argumenty, iż po wymarszu wojsk radzieckich z Polski (stacjonujących na
ziemiach zachodnich do roku 1993):
[…] kurtyna spada i okazuje się, że mamy do czynienia ze 116 paragrafem
konstytucji niemieckiej, brakiem traktatu pokojowego, z traktatem granicznym, w którym mowa nie o ostatecznym uznaniu granicy, lecz o „potwierdzeniu”, z mniejszością niemiecką, istnieniem bardzo silnych ziomkostw
w Niemczech, itd. To wszystko do 1993 r. było poza wyobraźnią statystycznego Polaka.105
74
101
Ibidem.
102
Ibidem.
103
Ibidem.
104
Ibidem.
105
Ibidem.
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
W komentarzu do obrad szczecińskich krytyce poddano też mieszkańców ziem zachodnich jako nie dość przywiązanych do ich piastowskiego pochodzenia.
Argument jest prozaiczny [zanotował Surmacz], bo komunistyczna propaganda je tak nazwała…. Po niespełna [siedemdziesięciu] latach władania
nimi, polskie społeczeństwo (w trzecim pokoleniu) przekonane jest, że [ziemie zachodnie i północne — I.S.A.W.] są ziemiami niemieckimi, zupełnie
nie zważając, iż w ten sposób wysuwają sobie dywan spod własnych nóg. […]
Mentalnie jesteśmy więc znakomicie przygotowani do ich utraty.106
Ziemie, o których mowa stanowią:
[…] 1/3 terytorium państwa polskiego. Są najbardziej zmanipulowanymi
i zakłamanymi ziemiami w Polsce. Polacy mentalnie tam znaleźli się na
bardzo niewygodnym gruncie, a właściwie wobec jego braku — już nie jagiellońscy, a jeszcze nie piastowscy. Fakt ten może budzić zdziwienie, bo
od 60-ciu kilku lat stąpają po tej ziemi i zupełnie nie zdają sobie sprawy
z jej geopolitycznych uwarunkowań. W jaki więc sposób z tego wszystkiego
można skleić państwo? W obliczu groźny rozpadu Unii Europejskiej, albo
jej zamknięcia się w „strefie szybszego rozwoju” lub „twardego rdzenia”, na
samym pograniczu mamy grupę ludzi ze świadomością tutejszych.107
Krytyka polskiej myśli zachodniej w jej wersji propagandowej dotyczy tu
zwłaszcza, braku świadomości (pamięci?) źródeł tej myśli i jej nazbyt prostej
identyfikacji z ideologią socjalistycznego państwa. „Granicę na Odrze i Nysie
Łużyckiej dał nam Stali” — czytamy w komentarzu Surmacza.
Określenie to (przeświadczenie, pewien skrót) można spotkać dość
często, również w opracowaniach uważających się za naukowe. Ale, co znaczy „dał”? […] Czyżby Stalin ważniejszy był od naszej racji stanu, a Armia
Czerwona nadal tkwiła na ziemiach odzyskanych? Logika jest następująca:
„Skoro Stalin był zły, to i prezent musi być zły, czujemy się z nim źle; albo
skoro Stalin dał te ziemie nam, to chciał pognębić nas lub Niemców, my dobrzy Polacy nie chcemy w tym uczestniczyć”. Jak kwestie polityczne nadal
krążą wokół Stalina, to kulturowe wokół Niemiec: „wypędzenie”, przeżywanie śladów niemieckiej kultury, kult Berlina, krzywda niemiecka w oderwaniu od krzywdy polskiej itd. A gdzie tu miejsce na własny dom, na własną
perspektywę, na własną myśl? [...] do młodzieży bardzo mocno przemawia
likwidacja granic i wolność poruszania się po świecie. PRL jest dla nich państwem, które było złe. I koniec. Nie biorą pod uwagę rzeczy zasadniczej, że
likwidacja granic jest eksperymentem, a podróżowanie po świecie jest czymś
106
Ibidem.
107
Ibidem.
75
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
naturalnym. Wypracowanie więc obiektywnych kryteriów oceny PRL-u powinno być priorytetem, zwłaszcza dla IPN-u.108
Reaktualizacja polskiej myśli zachodniej w reakcji na otwartą politykę
regionów, fundowana jest, wynika to z m.in. cytowanych wypowiedzi Jana
Żaryna czy Ryszarda Surmacza, na uproszczonych diagnozach doświadczeń,
stanu wiedzy i świadomości Polaków, w tym dzisiejszych mieszkańców ziem
zachodnich i północnych. Wskazują na to zarówno opisane powyżej lokalne
praktyki aktualizowania niemieckiej przeszłości na ziemiach zachodnich
i północnych, jak i także wyniki coraz liczniejszych badań m.in. na temat:
stosunku Polaków do dziedzictwa niemieckiego, pamięci przeszłości w odniesieniu do polskiej pamięci II wojny światowej czy recepcji pomnika zmarłych mieszkańców Wrocławia pochowanych na nieistniejących cmentarzach
przez dzisiejszych mieszkańców miasta.
Społeczne ramy kształtowania się regionalizmu otwartego na
ziemiach zachodnich i północnych Polski
Te i inne przykłady lokalnych praktyk aktualizowania niemieckiej przeszłości, podobnie jak coraz liczniejsze badania społeczne na ten temat wskazują
na istotną zmianę w stosunku Polaków do polsko-niemieckiej przeszłości,
w tym także na zmianę (a co najmniej pluralizację) odniesień do tej przeszłości i odchodzenie od klasycznego modelu tożsamości regionalnej fundowanej na relacji naród — region na rzecz modelu transnarodowego oraz
modelu typu genius loci w jego dwóch zaproponowanych przez Szpocińskiego
odmianach. Dopiero więc rozpatrzone razem dają one właściwy obraz stanu
tożsamości regionalnej i lokalnej na dzisiejszych ziemiach północnych i zachodnich. Pozwalają też one trafniej diagnozować świadomość ich mieszkańców w kontekście pytania o otwartą/zamkniętą politykę regionalną na tych
obszarach.
W pierwszym przypadku chodzi o wspomniany przez nas problem depozytu i sukcesji w odniesieniu do niemieckiego dziedzictwa na ziemiach
północnych i zachodnich żywo dyskutowany w polskiej humanistyce i publicystyce od czasu publikacji tekstu Jana Józefa Lipskiego Dwie ojczyzny — dwa
patriotyzmy109. Znaczącym wątkiem w tej sprawie jest przywołana w pracy
Saksona relacja z badania OBOP z 2001 r.110 w kwestii: „Co zrobić z niemiec108
Ibidem.
109
J.J. Lipski, Dwie ojczyzny — dwa patriotyzmy. (Uwagi o megalomanii narodowej i ksenofobii Polaków), „Gazeta Wyborcza”, 2006/09/26 (pierwodruk Oficyna NOWA 1981).
110
Badania przeprowadzone na zlecenie A. Saksona i Instytutu Zachodniego w Poznaniu.
Za: A. Sakson, Przemiany tożsamości mieszkańców Ziem Zachodnich i Północnych, w: Druga de-
76
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
kim dziedzictwem kulturowym na Ziemiach Zachodnich i Północnych, co
zrobić z hipotetycznym pomnikiem sprzed 1945 roku, (niemieckiego badacza, odkrywcy, osoby zasłużonej dla regionu)?”. Możliwości do wyboru oraz
rozkład odpowiedzi wyglądał następująco: zatrzeć wszelkie ślady niemieckiej przeszłości (2%), zniszczonych nie odbudowywać, ale też nie dopuścić do
zniszczenia tych obiektów, które są w dobrym stanie (42%), odbudowywać,
przywracać do dawnego stanu (47%), coś innego (1%), trudno powiedzieć
(8%).111 Jak widać, opinie w tej kwestii dzielą się mniej więcej po połowie respondentów. Zmiennymi różnicującymi były tutaj: wykształcenie, pochodzenie z dużego miasta, młodszy wiek, a także pozytywne wypowiedzi o relacjach
polsko-niemieckich. Poglądy prawicowe, centroprawicowe, jak i lewicowe nie
odgrywały tutaj istotnej roli. Jak zauważa Sakson, zróżnicowane odpowiedzi
wynikają zwłaszcza z tak istotnych przesłanek, jak „spory o interpretację historii i oceny jej skutków. To także kwestia uznania, jakie treści powinny być
podstawą edukacji i kształtowania postaw społecznych”112. Tak więc w sporach jak ten, odzwierciedla się zróżnicowanie koncepcji i podstaw tożsamości
zbiorowej mieszkańców tych terenów. Obecnej pluralizacji pamięci polskoniemieckiej w wymiarze lokalnym i regionalnym, wysiłkom ze strony różnych środowisk animatorów, oraz wielu sukcesom na tym polu, towarzyszy
więc ciągle deficyt pamięci i wiedzy historycznej w odniesieniu do przeszłości lokalnej i regionalnej. Ponadto pluralizacja ta oznacza niekiedy i to, iż
gdybyśmy posłużyli się skalą postaw Leikerta (od postaw zdecydowanie tak,
tak, poprzez — raczej tak, raczej nie, nie, aż do zdecydowanie nie) byłyby
i postawy przeciwne wobec działań kreujących otwartą politykę regionalną.
Drugie ze wspomnianych badań dotyczące polskiej pamięci II wojny światowej113, przeprowadzone w roku 2009 przez grupę badaczy Pentor Research
International na zlecenie Muzeum II Wojny Światowej, pokazały, że Polacy
nie utracili w III Rzeczypospolitej poczucia dumy z własnej przeszłości114.
A także, że polska pamięć wojny anno domini 2009 jest w ogromnej mierze
ufundowana na historii i pamięci kształtowanych już po roku 1989, a więc
w niepodległej Polsce. Z badań tych wynika m.in. i to, że nie zmieniła się nakada wolności. Socjologiczne konsekwencje i zagadki transformacji, (red.) J. Frątczak-Müller,
A. Mielczarek-Żejmo, L. Szczegóła, „Rocznik Lubuski” 2010, t. 36, cz. 2, s. 316-319.
111
Ibidem, s. 316.
112
Ibidem, s. 319.
113
Por. P. Machcewicz, Wstęp, w: Między codziennością a wielką historią. Druga wojna
światowa w pamięci zbiorowej społeczeństwa polskiego, red. P. T. Kwiatkowski, L. M. Nijakowski, B. Szacka, A. Szpociński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2010, s. 7-8.
Także ibidem: P.T. Kwiatkowski, Wprowadzenie. Doświadczenie II wojny światowej w badaniach
socjologicznych, s. 13-14.
114
Ibidem, s. 10.
77
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
sza hierarchia wrogów — państw i narodów, które obarczamy odpowiedzialnością za wojnę. Są to na pierwszym miejscu Niemcy, na drugim Rosjanie
i na trzecim Ukraińcy.115 Ale w przekazach rodzinnych wygląda to już nieco
inaczej. Na pierwszym miejscu lokują się bowiem Ukraińcy (konflikt polskoukraiński dopiero niedawno stał się przedmiotem badań historycznych i polityki pamięci, jest więc on stosunkowo świeży), na drugim Niemcy. Tu, na
co zwraca uwagę Barbara Szacka, choć wina Niemców i Ukraińców jest nieporównywalna, to zarazem problem winy, kary i zadośćuczynienia w związku
z Niemcami został już przepracowany, a we wspomnieniach rodzinnych Polaków coraz częściej pojawiają się głosy o dobrych, przyzwoitych Niemcach.116
Te ostatnie, wspomnienia rodzinne, są częścią szerszego zjawiska, a mianowicie tendencji do wspominania wojny nie tylko przez pryzmat jej bohaterów i heroicznych czynów (pamięć narodowa), ale także i coraz częściej przez
pryzmat wojennej codzienności (pamięć rodzinna i biograficzna). Ostatnią
tendencję Paweł Machcewicz interpretuje, jako potrzebę włączenia do narodowego repertuaru pamięci „opowieści o cierpliwym cywilu”, co jest jednym
z celów powstającego właśnie w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej.117
Znaczące w tym kontekście są także wyniki badań uzyskane przez nas,
w związku z recepcją domeny symbolicznej Grabiszyn II we Wrocławiu. Jak
wspominałyśmy, do końca lat 60. XX w. zlikwidowano we Wrocławiu lub
przeznaczono do likwidacji 44 „obce” — niemieckie, żydowskie i czeskie nekropolie. W latach 80. XX w. rozpoczęto z kolei proces inwentaryzacji „utraconego dziedzictwa innego”, czego zwieńczeniem było powstanie założenia
pomnikowo-nekropolitalnego Grabiszyn II.
W badaniach recepcji tego założenia interesowały nas trzy kwestie, które
rzucają światło na warunki, w jakich odbywa się złożony proces kreowania
Wrocławia jako miasta otwartego (wielokulturowego, miasta spotkań) m.in.
w związku z tamtejszym dziedzictwem niemieckim.
Pierwsza dotyczyła postrzegania pomnika Grabiszyn II przez pryzmat
konfliktu narodowego rozumianego jako doświadczenie historyczne XX-wiecznych konfliktów przeniesionych w sferę symboliczną, jako konflikt „o symbole i pomniki” „obce”, w tym przypadku niemieckie w polskim krajobrazie
lokalnym.
Druga dotyczyła stosunku mieszkańców miasta Wrocławia do pomnika
Grabiszyn II w kontekście kulturowych praktyk pamięci zmarłych.
78
115
Ibidem.
116
Ibidem, s. 11.
117
Ibidem.
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
Trzecia, wiedzy historycznej/pamięci stojącej za powstaniem pomnika
Grabiszyn II i jej udziału w procesie rozpoznawania/uzgadniania znaczeń
tego założenia dzisiejszych mieszkańców Wrocławia.
Otrzymane wyniki rzucają światło na, rozumiany szerzej i poparty wieloma innymi przykładami, złożony proces konstruowania pamięci kulturowej będącej podstawą regionalizmu otwartego, w kontekście i przy udziale
polityki historycznej państwa, zwłaszcza w związku z podpisanym w roku
1991 w Bonn polsko-niemieckim układem o przyjaźni i wzajemnej współpracy. Układ ten reguluje także kwestie niemieckich zmarłych i poległych,
pochowanych w Polsce, których pamięć jest przedmiotem troski w ramach
działań istniejącej od roku 1994 Polsko-Niemieckiej Fundacji Pamięć oraz
Stowarzyszenia POMOST.
Wniosek pierwszy, wynikający z badań wrocławskich, dotyczy postrzegania pomnika Grabiszyn II przez pryzmat konfliktu etnicznego/narodowego rozumianego jako doświadczenie historyczne wrocławian przeniesione
w sferę symboliczną, a więc jako konflikt o posiadanie miejsca symbolicznego przez jedną grupę etniczną kosztem drugiej.118 Tutaj, jakkolwiek ponad połowa respondentów (59%) dostrzegła możliwość zaistnienia takiego
konfliktu, to także połowa z nich (55%) uznała, że pomnik Grabiszyn II nie
służy wydzielaniu miejsca symbolicznego przez jedną grupę, kosztem innej.
Wrocławianie czują się zatem u siebie, a inicjatywa upamiętnienia także niemieckich zmarłych nie jest przez nich postrzegana wyłącznie w kategoriach
politycznych, ale także kulturowych. Ta sama liczebnie grupa (ponad 50%)
uznała Grabiszyn II za założenie pomnikowe wymierzone przeciwko tradycyjnym wartościom nacjonalistycznym, a więc ze swej natury otwarte także
na inne niż narodowe wartości.
Potwierdza to odpowiedź na pytanie czy pomnik Grabiszyn II opiera się
na opozycji swój — obcy, czy raczej dokumentuje złożoną historię miasta.
Respondenci zdecydowanie wskazali na pomnik ten jako dokumentujący
złożone dzieje miasta (77% wskazań).
Za ważne dla naszych dociekań nt. postrzegania Grabiszyna II w kategoriach konfliktu etnicznego uznajemy także opowiedzenie się badanych
przeciw „korekcie” na obiektach symbolicznych, czyli ich wyburzaniu, jako
obiektach obcych i zastępowanie ich obiektami „swoimi”. Aż 81% nie poparło takich praktyk, co dziesiąta osoba tak ( 10%) i tylko 9% nie miało w tej
sprawie zdania.
Wniosek drugi, wynika z pytania o funkcje, jakie zdaniem respondentów
pełni założenie grabiszyńskie. Za najważniejszą funkcję uznali respondenci
kulturową praktykę oddawania czci zmarłym (36% wskazań). Druga w kolej118
L.M. Nijakowski, Domeny symboliczne. Konflikty narodowe i etniczne w wymiarze symbolicznym, Wydawnictwo Scholar, Warszawa 2006.
79
Izabela Skórzyńska, Anna Wachowiak
ności była funkcja wizerunkowa, związana z promocją Wrocławia jako miasta
wielokulturowego (34% wskazań). Dla 12% respondentów Grabiszyn II jest
wyrazem polityki historycznej państwa, a dla 8% skutkiem stosowania reguł
poprawności politycznej.
W związku z pytaniem o Grabiszyn II, czy pomnik ten kreuje nowe wartości, respondenci nie koniecznie je widzą (tylko 25% respondentów stwierdziło, że tak właśnie jest, 36% stwierdziło, że za domeną tą nie stoją żadne
nowe wartości, a 39% nie miało zdania w tej sprawie). Wyjaśnieniem może
być tu fakt silnej identyfikacji pomnika Grabiszyn II z obowiązkiem pamięci
zmarłych w wymiarze kulturowym (to jest rzeczywiście wartość ponadczasowa, uniwersalna, nie nowa, związana ze śmiercią jako doświadczeniem zerwania ciągłości czasu niż konkretnym postulatem polityki historycznej).
Z kolei pytanie o nowe wartości w kontekście stosunków polsko-niemieckich i wziąwszy pod uwagę młody wiek respondentów oraz to, że ich
świadomość historyczną w ciągu minionych dwudziestu lat kształtowała polityka historyczna państwa ukierunkowana w pierwszym rzędzie na pojednanie polsko-niemieckie, możemy przyjąć, że wartość jaką jest pojednanie
jest dla nich tym, co zastali i co jest przez nich dobrze rozpoznane (uświadomione). Znane z okresu wcześniejszego antagonistyczne ujęcie relacji Polacy
— Niemcy, nie było ich udziałem w takim stopniu, w jakim doświadczali tego
ich dziadkowie i rodzice.
Trzeci wniosek płynący z naszych badań dotyczy roli wiedzy historycznej w procesie nadawania znaczeń domenie symbolicznej Grabiszyn II. Otóż
określając funkcje pomnika Grabiszyn II respondenci wskazali, obok obowiązku szacunku dla zmarłych, także wyraźnie na jego funkcje poznawcze
związane z historią i pamięcią historyczną (w proporcji 32% do 29%). Aż
78,3% respondentów wskazało też, że ważna jest znajomość historycznego
uzasadnienia powstania założenia grabiszyńskiego i tylko 4,4% uznało, że
znajomość takiego uzasadnienia nie jest ważna. Oznacza to przekonanie
młodego pokolenia o istotnej roli historii II stopnia (w ujęciu Pierre’a Nora119)
w kształtowaniu świadomości historycznej.
Zakończenie
W idei regionalizmu otwartego, za którym stoją takie modele aktualizacji
przeszłości (konstrukcje pamięci), jak transnarodowy czy genis loci mieści
119
P. Nora, Between memory and history, [w:] Realms of memory. Rethinking the French
past, Vol. 1: Conflicts and divisions, ed. by. P. Nora, trans. A. Goldhammer, Columbia University Press, New York 1996.
80
Region otwarty w kontekście sporu o pamięć polskich ziem
się także w sposób konieczny, reaktualizacja polskiej myśli zachodniej jako
zwrot ku tradycji dysponowania pamięcią i historią regionalną także przez
państwo i naród. Wynika to z przyjęcia założenia o swobodnym przepływie
dóbr i informacji, jako podstawie kształtowania zbiorowych odniesień do
przeszłości na ziemiach północnych i zachodnich Polski rozumianych przez
nas jako regiony otwarte, gdzie do głosu dochodzą zarówno oddolne obywatelskie inicjatywy aktualizowania przeszłości regionalnej jako przeszłości
wielokulturowej, jak i kształtowana przez państwo i jego instytucje nowa
polityka historyczna ukierunkowana na odnowę ducha polskości na tych
obszarach. Zderzenie tych dwóch porządków kształtowania historii/pamięci
ziem północnych i zachodnich, zwłaszcza zaś publiczna debata na temat tożsamości ich mieszkańców, wpisują się w szeroko pojętą politykę historyczną,
o której Barbara Szacka i Anna Wolff-Powęska piszą, że jest to świadome
i intencjonalne zajmowanie się przeszłością przez państwo i jego instytucje,
przejawiające się „na różnych polach aktywności”, od „aspektu naukowego,
czysto poznawczego, publicznego i estetycznego”, po silnie eksponowany wymiar polityczny historii, będącej częścią świadomości historycznej i kultury
historycznej. „Świadomość historyczna reprezentuje subiektywny czynnik
procesu historycznego. Potrzebuje pielęgnacji, inspiracji, nade wszystko zaś
sporów”120.
I właśnie o ten spór chodzi, o prawo do wyrażania różnych poglądów
i podejmowania różnych praktyk pamięci w kontekście postępującej pluralizacji społecznych odniesień do przeszłości regionalnej, gdzie zarówno
obywatel, jak i państwo, zarówno zwolennicy otwartego, jak i zamkniętego
regionalizmu mają to samo prawo do zabierania głosu i przedstawiania
swoich racji.
Wobec pytań o pamięć i tożsamość dzisiejszych ziem północnych i zachodnich Polski odpowiedź na nie, nie zawiera się bowiem w tym, która opcja
zwycięży, ale w publicznej debacie na ten temat, w fakcie, że taka debata się
toczy i, że uwzględnia ona wszystkich aktorów społecznych zaangażowanych
w aktualizację historii/pamięci tych obszarów.
Tym właśnie różni się regionalizm otwarty od zamkniętego, a mianowicie, że dopuszcza on aktualizację wielu doświadczeń i oczekiwań, których
praca (artykulacja, działanie) w debacie publicznej odsłania różne, cenne
120
A. Wolff-Powęska, Polskie spory o historię i pamięć, „Przegląd Zachodni”, 2007/1, s. 9.
Także poprzez odwołania autorki do: B. Szacka, Pamięć społeczna, w: Encyklopedia socjologii,
t. 3., Warszawa 2000, s. 54 oraz m.in. O. Steinbach, Erinnerung und Gesichtpolitik. Ein Gësprach
mit Prof. Dr. Peter Steinbach, “Universitas“, 1995, Jg. 50, s. 181-194; E. Wolfrum, Geschichtspolitik in der Bundesrepublik Deutschland 1949–1989. Phasen und Kontroversen, [w:] P. Bock,
E. Wolfrum, Umkämpfte Vergangenheit. Geschichtsbilder, Erinnerung und Vergangenheitspolitik im internationalen Vergleich, Göttingen 1999, s. 55-81.
81
z punktu widzenia wszystkich aktorów społecznych, sensy tożsamości narodowej, regionalnej, lokalnej i prywatnej zakotwiczonych w przeszłości, ale
także wybiegających w przyszłość.
Open Regional Policy within the Frames of the Debate about Memory
of the Western and Northern Parts of Poland
by Izabela Skórzyńska and Anna Wachowiak
Abstract
Updating German heritage, especially on former Regained Lands, is related to
the complex process of reminding (bringing back) multicultural past of Poland in
transformation conditions — democratization and public spirited social life after
1989. This process refers to Poland as a whole, as well as regional and local one too. It
concerns both practices revealing open regional policy accepting German heritage on
western and northern parts of Poland and contrary ones typical for closed regional
policy. In the first case due to open regional policy there appear in public sphere
(are reminded) both German heritage — history and memory of Germans as former
inhabitants of these territories, and those traditions, especially Polish thoughts
related to the west, which used to serve the battle against the Germanization
practices as well as promotion of Polish north and west as traditional Polish areas.
However, advocates of closed regional policy, contradicting the updating of German
heritage on these lands, express demand in politicians and social activist speeches as
well as scientists, the re-Polonization of Wrocław, Gdańsk and Szczecin memories.
In both cases the keyword is dispute associated with shaping open-closed regional
policy concerning the former Regained Lands and arguments which are expressed
in this dispute. Appealing to history and memory of Polish western and northern
lands and to results of social inquires (carried out by us and other research groups)
we present the process of forming the open regional policy in western and northern
parts of Poland.
K e y w o r d s : memory and local/regional history, open/closed regional policy,
democratization, public spirited social life, updating of German
cultural heritage in Poland, re-polonization of western and northern
parts of Poland.
82
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 83-96
Maciej Michalski
Poznań
Ryszarda Berwińskiego wędrówki po pamięci ludu. Rozważania o osobistym zawodzie w narodowej sprawie
S
twierdzenie o powiązaniu zainteresowań folklorem z ideami romantycznymi od dawna jest truizmem. Romantyczni twórcy — bez względu na
to, jaki rodzaj pisarstwa uprawiali — dostrzegali tę cechę swojej twórczości i niekiedy prowadzili nad nią refleksję. Wielokrotnie opisywana i przytaczana chyba we wszystkich esejach i artykułach na temat romantycznego
zainteresowania ludowością postać Zoriana Dołęgi Chodakowskiego jest tego
zjawiska przykładem kompletnym, gdyż poświadczył on je nie tylko swoim
pisarstwem, ale i swoim życiem.1 Maria Janion, charakteryzując przed laty
postawy polskich pisarzy wobec twórczości ludowej, uznała, że w polskim
romantyzmie można (na podobieństwo kręgu romantyzmu niemieckiego)
wyróżnić dwa sposoby podejścia do ludowości. Pierwszy określiła jako „estetyczno-literacki”, drugi jako „uznający w przekazach ludowych świadectwa
mitu i objawienia, wierzący w prawdę pramitu praczasów, traktujący lud jako
część nieświadomej natury, żądający wierności wobec nieświadomej i kolektywnej twórczości ludu”2. Za przedstawiciela pierwszej opcji uznała autorka
m.in. Adama Mickiewicza, który twórczo i literacko przekształcał motywy
zawarte w folklorze ludowym; za przedstawiciela drugiej opcji Zoriana Cho1
Zob. na ten temat esej M. Janion, w zbiorze Niesamowita Słowiańszczyzna. Fantazmaty
literatury, wyd. Kraków 2006, s. 49-79. O tej niezwykle interesującej i inspirującej postaci
v. biografie J. Maślanki, Zorian Dołęga Chodakowski. Jego miejsce i wpływ na polskie piśmiennictwo romantyczne, Kraków 1963 i F. Rawita-Gawrońskiego, Zoryan Dołęga Chodakowski. Jego życie i praca, wyd. Lwów 1898. V.: Cz. Zgorzelski, Z dziejów sławy Zoriana Dołęgi Chodakowskiego,
„Pamiętnik Słowiański”, 5 (1955), s. 110-136.
2
M. Janion, Gorączka romantyczna, wyd. 2, wyd. Gdańsk 2007, s. 89-90. V.: D. Simonides,
Folklorystyka wobec mitologizacji politycznej w pierwszej połowie XIX wieku, w: Polskie mity polityczne XIX i XX wieku, red. W. Wrzesiński, Wrocław 1994, s. 69-74.
83
Maciej Michalski
dakowskiego właśnie, który w przekazach ludu widział niezmienioną, wręcz
„zamrożoną” formę przeszłości.
Chodakowski w swoim programowym i w pewnym sensie proroczym
tekście O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem3, wydanym w 1818 r., podał apoteozę ludu, jego obrzędów, pieśni i podań, które nie zanikły mimo
zgubnych skutków oświaty łacińskiej szerzonej przez dziesięć wieków przez
ewangelizatorów obcej kultury chrześcijańskiej. Ci, którzy jej ulegli, stali się
w jego opinii „sami sobie cudzymi”4. Chodakowski nie posługiwał się jeszcze
pojęciami, które w okresie polistopadowym zagoszczą w tekstach ówczesnych
folklorystów, nie mówił o literaturze czy poezji ludowej, ani o literaturze
czy poezji ludu. Zwrócił za to uwagę na praktyczną stronę zainteresowania folklorem, a mianowicie na konieczność zbierania i zapisywania tego, co
pozostało. Wiązało się to z koniecznością odbycia wędrówki do ludu. Owa
wędrówka była głównym i stale powtarzającym się elementem w pisarstwie
Chodakowskiego, a obraz wędrowca romantykom polistopadowym kojarzył
się głównie właśnie z Zorianem Dołęgą. Wędrówka jako sposób dotarcia do
przeszłości była stopniowalna. Chodakowski pisał: „Naturalnie, że im odleglejsza jest ta epoka od nas, tym dłużej należy wędrować”5. W opinii zafascynowanych nim młodych badaczy narodowej przeszłości wędrówka była
swego rodzaju metodą badawczą.6
Ryszard Berwiński należał do tego właśnie kręgu młodych romantyków
zafascynowanych słowiańską i narodową przeszłością, którzy podjęli hasło
Chodakowskiego.7 W jego wersji wędrówka do przeszłości przybrała formę
„narodowej pielgrzymki”, co można interpretować jako formę sakralizacji
i mityzacji samego celu podróży, jak i jego owoców. Z dzisiejszego punktu
3
Pierwodruk artykułu ukazał się z licznymi pomyłkami w „Ćwiczeniach Naukowych”,
t. 2:5 (1818), s. 3-27. Tekst został następnie poprawiony przez autora i wydrukowany powtórnie w „Pamiętniku Lwowskim”, 4:1(1819), s. 17-48. Współczesnej edycji dokonał J. Maślanka:
Z.D. Chodakowski, O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem oraz inne pisma, opr. J. Maślanka, Warszawa 1967, s. 19-38 [wszystkie odniesienia odsyłają do tej edycji].
4
Z.D. Chodakowski, op.cit., s. 19.
5
Z.D. Chodakowski, Projekt naukowej podróży po Rosji w celu objaśnienia starożytnych dziejów Sławian, w: idem, O Sławiańszczyźnie..., s. 102.
6
Obok R. Berwińskiego wędrówki do ludu podejmowali także m.in. s. Goszczyński,
R. Zmorski i wielu innych. Szczególnie silnie idee Chodakowskiego oddziaływały na galicyjski
krąg literatów publikujących w noworoczniku „Ziewonia”. Jego dwa tomy ukazały się w 1834
i 1838 (2 wyd. 1839) r. O wpływach Chodakowskiego na polskie piśmiennictwo romantyczne
zob.: J. Maślanka, op.cit., s. 119-142.
7
Charakterystykę dorobku folklorystycznego Berwińskiego, v.: T. Brzozowska, Poznańskie, w: Dzieje folklorystyki polskiej. 1800-1863. Epoka przedkolbergowska, red. H. Kapełuś, J. Krzyżanowski, Ossolineum, 1970, s. 391-393; A. Fischer, Ryszard Wincenty Berwiński,
„Lud”, 37(1947), s. 141-159.
84
Ryszarda Berwińskiego wędrówki po pamięci ludu
widzenia podróż Berwińskiego była folklorystyczno-krajoznawczą wycieczką w celu „wyszukiwania i zbierania podań, powieści, gadek ludu wielko-polskiego”8, jednakże poprzez nadanie jej miana pielgrzymki Berwiński
podniósł ją do rangi przedsięwzięcia ideowego, podczas którego nie samo
wędrowanie, ale cel jest istotny. Jego pielgrzymka została obudowana jak na
młody wiek podróżnika (Berwiński podjął ją w wieku 18–19 lat) stosunkowo
solidną podstawą ideologiczną. Przeciwstawiał on mianowicie oświeceniową
postawę indywidualistyczną, skierowaną na poznanie konkretnych jednostek romantycznej postawie, nastawionej na odkrywanie, charakteryzowanie i wzmacnianie danych grup społecznych i narodów. Fascynacja duchem
zbiorowości jest u niego silnie widoczna, a obecne w listach z narodowej pielgrzymki przekonanie o nieskażonym charakterze „poezji ludu”, wyrażającym
prawdziwie narodowego ducha stanie się charakterystyczne dla jego utworów z tego okresu.9
W listach z „narodowej pielgrzymki” Berwińskiego pojawia się także
i inny wątek, który łączy go z zaprezentowaną postawą promowaną przez
Chodakowskiego, a mianowicie powiązanie z przestrzenią. Nie jest bowiem
obojętne, gdzie szuka się owego mitycznego ludu, do którego prowadzi pielgrzymka. Tak jak u Chodakowskiego ziemia została „zaklęta”, tak u Berwińskiego przestrzeń i pozostawione w niej obiekty „pamiętają”. Ta pamięć
odnosiła się do wydarzeń historycznych związanych z dziejami społeczności czy narodu, które w przekonaniu ówczesnych pisarzy ukształtowały jego
charakter. Odsyłały zatem do przeszłości przed chrztem Mieszka, a przynajmniej do okresu ścierania się pogaństwa z chrześcijaństwem. Takimi
świątyniami przedchrześcijańskiej przeszłości było np. jezioro Świteź, które
w literackiej formie wprowadził do świadomości zbiorowej Mickiewicz. Pisarze młodszego pokolenia zmienili tę geografię pamięci. Przed laty Alina
Witkowska zauważyła, że:
[…] twórcy krajowi o zainteresowaniach słowiańskich dokonali złamania
dominacji kresów i Litwy w geografii romantycznej, szczególnie w wyborze miejsc osobliwych, w których tajemnica spotyka się z cudownością,
a które tak lubi fantazja poetów. Ustalili swoją geografię, by tak rzec ‘lechicką’, i swoje cudowne miejsca związane z polską Słowiańszczyzną. Przede
wszystkim odkryli Gopło i Kruszwicę nie tylko jako prasłowiańską kolebkę
Polski, ale jako miejsce promieniujące wielkością i znaczeniem, jako przestrzeń poezji i tajemnicy.10
8
R. Berwiński, Listy z narodowej pielgrzymki. List drugi, „Przyjaciel Ludu” [dalej cyt. „PL”],
R. V, t. 1, nr 11 (1838), s. 82.
9
Ibidem, s. 83.
10
A. Witkowska, W mrocznej krainie Popiela i Piasta, w: idem, „Ja, głupi Słowianin”, Kraków
1980, s. 31.
85
Maciej Michalski
Berwiński był klasycznym przykładem takiego „twórcy krajowego”, którego oczarowało Gopło i Mysia Wieża w Kruszwicy. Gopłu poświęcił on dwa
listy z „narodowej pielgrzymki”11, oddzielny opis krajoznawczy12, kilka drobnych utworów poetyckich13, a przede wszystkim nad Gopłem rozgrywa się
akcja jego najważniejszego utworu z tego okresu — powieści Bogunka na Gople14.
Wspomniana wędrówka-pielgrzymka przenosiła zatem i w przestrzeni,
i w czasie. Pierwszym jednakże krokiem było zdefiniowanie świata, który
należy opuścić, udając się na pielgrzymkę. W utworze Wyjazd, którego część
znalazła się później w prologu do Bogunki na Gople Berwiński przeciwstawił
sobie dwa światy: teraźniejszy i przeszły. Ten pierwszy to „niewdzięczna ziemia”, kraj smutku i nieszczęścia „gdzie same ciernie i głogi [...] gdzie zimne
serca i dusze”. Jest to świat, w którym pielgrzym nie znajduje zrozumienia,
świat w którym pielgrzym porusza się jak we mgle15. Celem pielgrzymki jest
„kraj [...], gdzie lepsza przeszłość z grobów wykwita”16. Świat przeszłości jest
„lepszy” dlatego, że z owym mitycznym „kiedyś” związane były najświetniejsze karty historii, na których roi się od mitycznych postaci starców, rycerzy
i dziewic, ale także dlatego, że w tym świecie żyje prawdziwa, czysta, nieskażona obcymi wpływami idea, duch wspólnoty, który determinuje jej dzieje
i decyduje o współczesnym kształcie społeczności. Przypomnienie owej czystej idei miało według Berwińskiego wpłynąć na uzdrowienie współczesności, gdyż ta została skażona poprzez obcą kulturę, która spowodowała, że
społeczność-naród żył w swoistym rozdwojeniu, był mówiąc słowami Chodakowskiego „sobie obcy”.
11
List czwarty został zatrzymany przez cenzurę, piąty opublikowano w: „PL”, R. V, t. 2,
nr 27, 1839, s. 215-216.
12
R.W. B.[erwiński], Gopło i jego okolice (z podróży malowniczej po WielkoPolsce), „PL”, R. V,
t. 2, nr 51, 1839, s. 401-403; nr 52, s. 414-416.
13
Zob. utwory w zbiorze R. Berwiński, Księga życia i śmierci (wybór pism), opr. M. Janion,
Warszawa 1953. Por też wszechstronną charakterystykę wczesnej twórczości Berwińskiego,
zawartą w artykule M. Janion, Z narodowej pielgrzymki, „Pamiętnik Literacki”, 42:3-4(1951),
s. 723-765 oraz eadem, Wstęp do: R. Berwiński, Księga życia, s. 5-72.
14
Utwór Bogunka na Gople został pierwotnie opublikowany w zbiorze R. Berwiński, Powieści Wielko-Polskie, t. 1, Wrocław 1840, s. 1-228; współczesna edycja w: R. Berwiński, Księga
życia, s. 215-319. Cytaty i odsyłacze w niniejszym artykule odnoszą się do tego wydania.
O podobnych do Bogunki na Gople utworach powstających w środowisku galicyjskim v. A. Goriaczko-Borkowska, Pieśń historyczna Ziewończyków, „Pamiętnik Literacki”, 50: 3-4(1959),
s. 379-401.
15
R. Berwiński, Listy z narodowej pielgrzymki. List pierwszy, „PL”, R. V, t. 1, nr 8, 1838,
s. 60.
16
86
Ibidem oraz Bogunka na Gople, s. 217.
Ryszarda Berwińskiego wędrówki po pamięci ludu
Podejmując wędrówkę-pielgrzymkę, Berwiński docierał zatem do owego
„lepszego” świata z przeszłości, a przynajmniej do miejsc, które uznawał za
łączniki między współczesnością a przeszłością. W prologu do Bogunki na Gople pisał:
Spieszmy więc... A jako kwestarz w świątyni pamiątek, chodziłem od
sioła do sioła, od chaty do chaty”. Zebrane pieczołowicie przekazy pamięci
„brałem datkiem pielgrzymstwa i niosłem skwapliwie na wielki pomnik
przeszłości. Pod wieczór stanąłem w Kruszwicy.17
Po tym umiejscowieniu celu pielgrzymki Berwiński rozwinął obszerną inwokację do mitycznego jeziora, rozpoczynającą się od słów: „O Gopło! Spomiędzy wód naszych jedyne, wspaniałe; kolebko i grobie słowieńskiej przeszłości
[...]”18. Przeciwstawienie dawności i współczesności jest silnie obecne w prologu do Bogunki na Gople. Obserwować je można na wielu płaszczyznach,
które pojawiają się w tekście Berwińskiego jak migawki z przeszłości albo
nieskoordynowany ciąg myśli. W prologu do Bogunki pielgrzym miota się
między poetycką obserwacją wód jeziora a fragmentami przeszłości, które
wprawdzie są martwe, ale nieustannie dają o sobie znać — kuszą, straszą,
pociągają, budzą odrazę. Dominujący — jak się wydaje — jest motyw poszukiwania komunikacji, porozumienia między tym, co dawne a tym, co
współczesne. W przytaczanym wierszu Wyjazd Berwiński wskazał, że ziemia,
którą opuszcza, jest krainą niezrozumienia, gdyż „próżno tu śpiewak pała
natchnieniem, próżno gmin budzi ojczystym pieniem, gmin pieśni jego nie
słucha”19. Poeta Berwiński nie jest zatem w stanie dotrzeć swoimi utworami
do ludu, bowiem lud żyje w jego przekonaniu w innym wymiarze, lud żyje
w krainie przeszłości, która wprawdzie już przeminęła, ale jest pamiętana
dzięki istnieniu szczególnych miejsc — świątyniom przeszłości i prawdziwej
narodowej poezji — poezji gminu czy jak chcieli inni literaturze ludu. Aby
wprowadzić lud do współczesności, a jednocześnie ożywić współczesnych
prawdziwym duchem poezji narodowej należało konstruować twory, które
będą korzystać z owego ducha, a jednocześnie będą odpowiadać na zapotrzebowanie współczesności.
Ów „kwestarz w świątyni pamiątek” nie mógł według Berwińskiego
wprost zapisywać przekazów pamięci pozyskanych od ludu. Poeta Berwiński
miał świadomość, że taki zabieg „zabija” zawartą w nich poezję. Takie stanowisko wyraźnie jest widoczne w jego podejściu do wydanych w tym samym
17
R. Berwiński, Bogunka na Gople, s. 218.
18
Ibidem, s. 218 i n.
19
R. Berwiński, Listy z narodowej pielgrzymki. List pierwszy, s. 60.
87
Maciej Michalski
czasie, bo w 1837 r. Klechd Kazimierza Wójcickiego20. Tego typu publikacje
były efektem licznych nawoływań, w tym Chodakowskiego, o zbieranie pieśni ludu, a także zabiegów Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie, które
wspierało tego typu działalność.21 Trudno powiedzieć, czy publikacje tego
typu wynikały z chęci ocalenia literatury ludu przed zapomnieniem, czy też
u ich podstaw leżały osobiste sentymenty. Zarówno K. Wójcicki, jak i Wacław
z Oleska, jeden z autorów wcześniej wydanego zbioru pieśni ludu22, jako motywację powstania swoich prac podają osobiste wspomnienia z dzieciństwa,
kiedy przysłuchiwali się wiejskim opowiadaczom, którzy snuli niekończące
się historie o cudach i dziwach.23 Berwiński również wspominał powiastki
i przypowiastki piastunek i nianiek, opowiadane jego młodszemu rodzeństwu. Wspominał też o balladach ludowych autorstwa Franciszka Morawskiego, które przenosiły go ze świata Eneidy i Iliady na „ojczyste okwiecony
łany albo sadzały przy spokojnym kominie”24. Stosując dość swobodną analogię, można powiedzieć, że tak jak autorzy zbiorów folklorystycznych odwoływali się do własnego dzieciństwa, tak sama literatura ludowa odwoływała
się do początku narodowości, a zatem do czasów przedchrześcijańskich.
Już w listach z „narodowej pielgrzymki” Berwiński podkreślał jak silne
wrażenie wywarła na nim lektura Klechd Wójcickiego. Różnica między zbieraczami folkloru a Berwińskim polegała na odmiennym potraktowaniu przedmiotu badań. Ci pierwsi mieli ambicje wiernego zapisu opowieści ludu aby
„dać poznać fantazyą ludu Polskiego i Rusi, a razem ukazać cząstkę niepiśmiennej literatury, która dotąd w całym jaśnieje blasku przy ognisku chaty
sielanów”25. Berwiński z kolei „według własnego widzi mi się” opowiadał
„niby ów poeta-bajarz spośród ludu”. Dodawał dalej: „Pan Wójcicki jest historykiem, czyli raczej kronikarzem literatury gminnej, ja chciałem być jej
20
K. Wójcicki, Klechdy, starożytne podania i powieści ludu polskiego i Rusi, Warszawa 1837.
21
Za pierwsze wezwanie do zbierania folkloru uznaje się list Hugona Kołłątaja z Ołomuńca, pisany w 1802 r. do księgarza Jana Maja, jednakże drukowany dopiero w „Pamiętniku
Warszawskim”, 1810, t. 2, z. 4, s. 17-42, szczególnie s. 38-40. O zabiegach Warszawskiego
TPN zob. m.in. R. Wojciechowski, Warszawskie, w: Dzieje folklorystyki polskiej..., s. 17-60.
O działalności zbierackiej K. Wójcickiego i innych w autorów zob.: ibidem, s. 111-168.
22
Pieśni polskie i ruskie ludu galicyjskiego, 1833.
23
K. Wójcicki, op. cit., s. 7-9; Wacław z Oleska rozwija cały katalog emocji, który wiązał się
z owym wspomnieniem dzieciństwa. Pisał on: „Gdy przyszło z powołania udać się do miasta
i tam pozostać, zatęskniłem za wsią. [...] Przychodziły na pamięć i gaje, i łąki, i owe rozłożyste łany, i ten staw blisko dworu: wszystko to było przedmiotem żałoby, nawet i owe błota,
po których się krzykliwe rozpraszało czajki. Następowało rozrzewnienie, które tylko pieśni
w dzieciństwie słyszane ukoić zdołały” (Pieśni polskie..., s. IV).
88
24
R. Berwiński, Bogunka na Gople, s. 288.
25
K. Wójcicki, op.cit., s. 5-6.
Ryszarda Berwińskiego wędrówki po pamięci ludu
cząstką żyjącą”26. Pielgrzym nie był zatem w żadnym razie turystą, zwiedzającym obce kraje i zbierającym pamiątki z podróży. Pielgrzym „wchodził” do
świata, do którego zmierzał i przyjmował jego reguły, zadowalał się „datkiem
pielgrzymstwa”. Poeta-pielgrzym przekształcał się zatem w gawędziarza, bajarza, który jak słowiański Bojan — postać z Bogunki na Gople, zaczerpnięta
z odkrytego w końcu XVIII w. utworu Słowo o wyprawie Igora — opowiadał
o przeszłości wersem mickiewiczowskiego Wajdeloty z Konrada Wallenroda.
Poezja ludu miała zatem dostarczyć motywów i tematów27, które poeta,
zgodnie z zawartym w nich duchem poezji narodowej, miał przekształcić tak,
aby wydobyć istniejące w niej elementy przeszłości, a z drugiej strony uczynić żywą czyli możliwą do odbioru zarówno dla ludu, jak i dla wykształconej
części społeczeństwa. W tym celu należało udać się do kraju, gdzie „lepsza
przeszłość z grobów wykwita”. Lud bowiem i jego poezja były według ówczesnych idei nieświadomymi nosicielami przekazów historycznych, których
próżno szukać w kronikach. W prologu Bogunki nad Gopłem Berwiński, podsumowując swoje refleksje na temat poetyckich wizji jeziora, pisał: „Dziwne
to rzeczy — dziwne zdarzenia! Szukałem w starych księgach mądrości, nigdzie o tym nie napisano; ale mówiono wiele między ludem po wioskach nadbrzeżnych, a posłuchałem powieści”28. Odwołanie się do pamięci ludu mogło
zatem uzupełnić przekaz o przeszłości — stać się kolejnym źródłem, obok
tekstów pisanych. Pamięć ta była niekiedy, jak u Berwińskiego, stawiana wyżej od przekazów pisanych, kronikarskich, gdyż miała tę zaletę, że nie podlegała przemianom autorskim. Pisał on:
[…] twory i płody gminu nie są dziełem sztuki, ale są logicznym skutkiem
zdarzeń i wypadków dziejowych: historia zawdy jest ich matką, chociaż częstokroć jednego nawet rysu swej fizjonomii nie zostawia na twarzy dzieci
swoich. [...] wyobraźnia ludu jest tylko zwierciadłem czasu; obraz jaki się
w nim odbije mógł tylko być ten, a nie inny.29
26
R. Berwiński, Bogunka na Gople, s. 289. Jednym ze sposobów „wejścia do” literatury
ludowej było świadome konstruowanie języka, które miało zapewne w zamierzeniu Berwińskiego być elementem uaktualniającym opisywane wydarzenia. Bogate słownictwo „słowiańskie” czy „ludowe” Berwińskiego analizowała Z. Gosiewska, Uwagi nad językiem „Bogunki na
Gople” Ryszarda Wincentego Berwińskiego, „Prace Polonistyczne”, seria XII, 1955, s. 31-52.
Autorka doszła do wniosku, że tekst Bogunki po zabiegach Berwińskiego stał się „męczący”
a treść „niezrozumiała i zawiła”. Zapewne Berwiński był tego świadom, gdyż do tekstu Bogunki
dodał słowniczek wraz z objaśnieniami, a użyte w tekście specjalistyczne słownictwo łowieckie zostało przez autora wyjaśnione w przypisach.
27
W przypisach do Bogunki na Gople Berwiński pisał: „Powieść niniejsza osnuta jest na
gminnym podaniu” (s. 286).
28
Ibidem, s. 231.
29
Ibidem, s. 301.
89
Maciej Michalski
Z wypowiedzi tej przebija przekonanie o braku autorstwa twórczości ludowej i o zdolności konserwowania przekazu historycznego bez zniekształceń. Wydarzenia historyczne mogły się w tym przekazie nakładać jedne na
drugie, niezwiązane ze sobą fakty stanowić jedno wydarzenie, ale zabiegi te
wynikały wyłącznie z upływu czasu oraz zmian w opowieści, które wiązały
się z charakterystycznymi dla przekazu ustnego przekształceniami.
Dualizm przekazu ludowego i historii pisanej wyraził także znacznie później, lecz w tym samym duchu Józef Kremer:
Jakoż naród każdy ma dwojakie dzieje: jedne oparte na historycznych
świadectwach, a drugie, które mu kwitną z serca a tchną w legendzie, i powieści. A kto wie! Może ta historia wewnętrzna uczuć i pragnień narodu,
może to wierzenie w wypadki, nie poparte źródłem historycznem, jest właśnie wierniejszym wizerunkiem jego duszy, niż owe zewnętrzne, widmowe,
jawne, udowodnione koleje jego żywota.30
Zarysowany tutaj dualizm pokrywa się ze stosowanym przez Berwińskiego podziałem na literaturę „czysto-polską” i „łacińsko-polską” lub mówiąc bardziej nowoczesnym językiem — na historię i pamięć, czy historię
pisaną i historię oralną.
Podział ten Berwiński zaczerpnął zapewne od Michała Wiszniewskiego,
który przedstawił ją w Historii literatury polskiej.31 Wiszniewski wydzielił
dziesięć okresów rozwoju literatury polskiej, z których dwa najstarsze były
najbardziej istotne dla Berwińskiego. W najstarszej epoce literatury słowiańskiej, kończącej się w Polsce ok. 960 r., Wiszniewski pojęciem literatury objął
właściwie wszystko, co w potocznym rozumieniu łączy się z kulturą, a zatem religię, zwyczaje, detale życia codziennego oraz rzecz jasna pieśni i podania ludu. Była to epoka czysta, nieskażona obcymi wpływami, prawdziwie
narodowa.32 W drugim okresie, po przyjęciu chrztu, wraz z wejściem Polski
do kręgu kultury chrześcijańskiej widoczne jest rozczłonkowanie literatury
narodowej na dwa odmienne i niezależne od siebie przekazy: literaturę słowiańsko-polską i literaturę łacińsko-polską.33 Wydzielenie tych dwóch kręgów literatury odbiło się szerokim echem wśród pisarzy zainteresowanych
folklorem oraz generalnie pisarzy zajętych badaniem słowiańskiej przeszłości Polski.
Berwiński, stosując ten podział, charakteryzował obie literatury następująco: „Pierwsza [łacińsko-polska — M.M.] złożona w księgach i foliantach,
30
J. Kremer, Podróż do Włoch, t. 3: (Medyolan, Pawia, Genua, Florencya), Wilno 1861,
s. 78.
90
31
M. Wiszniewski, Historia literatury polskiej, t. 1, Kraków 1840.
32
Ibidem, s. 165-180
33
Ibidem, s. 182-280.
Ryszarda Berwińskiego wędrówki po pamięci ludu
które mało kto dzisiaj czyta; druga ruchoma, ustna, ulotna, jeszcze nie stężała w żadnych formach ani prawidłach poetyki”34. Uważano, że literatury
te były od siebie niezależne, nie wpływały na siebie, nie wiedziały o sobie
nawzajem, a co najważniejsze za rodzimą uważano literaturę słowiańskopolską, podczas gdy ta druga była obca kulturowo i językowo. Rodzima literatura żyła w ukryciu, niezauważana przez przedstawicieli dominującego
nurtu. Dopiero w początkach XIX w. zaczęto dostrzegać potencjał ukryty
w poezji ludu i łączyć literaturę łacińską z literaturą słowiańską.
Wydaje się, że dla Berwińskiego owa apoteozowana literatura słowiańsko-polska miała też swój materialny wymiar. Centrum pierwotnego, słowiańskiego, narodowego świata stanowiły, jak wspomniałem, okolice Gopła.
Ogniskowały one w pisarstwie Berwińskiego wszystko, co łączyło się z zagubionym poczuciem wspólnoty, z tym, co zostało wyparte przez literaturę
łacińską i kulturę chrześcijańską. Gopło w pisarstwie Berwińskiego było
pełne trupów przeszłości, które ożywiały się pod wpływem życiodajnej siły
poezji słowiańsko-polskiej. Sprzyjały temu materialne pozostałości dawnej
świetności, które były swoistymi wyzwalaczami przeszłości. W Bogunce na
Gople Berwiński wspominał o dębach które „Piasta jeszcze pamiętają”, ale
szczególnie do jego wyobraźni przemawiały ruiny Mysiej Wieży, którą wówczas powszechnie identyfikowano z Popielem. Dla współczesnych była jednak tylko ruiną, która „wygląda jak trumna”. Mysia Wieża mogła przerażać
i przygnębiać tylko dlatego, że miała swoją materialną formę. Skoro Popiel
był utożsamiany z ruiną, to gdzie szukać materialności Piasta, syna ubogiego
kmiecia: „gdzież jest choć szczątek skromnej Piasta chatki? I szczątku nie
ma!”. Jeśli nie ma materialnych pozostałości, to może jest coś innego? „Nam
[współczesnym — M.M.] przecież jedna jest jeszcze pociecha — Patrzaj ta
stara pochylona strzecha, [...] kto wie, czy tam nie jest Piasta przybytek?...”35.
Lud jest zatem tą grupą społeczną, która przechowuje pamięć o przeszłości,
gdyż materialność historii jest już tylko ruiną.
Materialne pozostałości chyba najwyraźniej ukazywały dualizm światów:
teraźniejszego i przeszłego. Były ruinami, ale jednocześnie wskazywały na
dawną świetność. Dla literatury łacińsko-polskiej były trumnami dawnej
przeszłości, dla literatury słowiańsko-polskiej były pełne duchów i upiorów,
które „żyły” po śmierci. Ruina wieży Popiela była widomym znakiem upadku
państwa, tego tworu kultury łacińsko-polskiej. Służyła za metaforę upadku
Rzeczpospolitej w wieku XVIII. Podróż w przeszłość była zatem w tym wypadku warunkowana przez teraźniejsze wypadki.
34
R. Berwiński, Bogunka na Gople, s. 287-288.
35
Ibidem, s. 283-284.
91
Maciej Michalski
Teraźniejsze wypadki stały się dla Berwińskiego pretekstem do rewizji
poglądów na temat literatury ludu czy bardziej generalnie folkloru. Działalność patriotyczna, która zdominowała biografię poety w następnych latach,
jego zaangażowanie w wydarzenia w Galicji w 1846 r. a następnie klęska
Wiosny Ludów w Wielkopolsce i związane z tym pobyty w więzieniu oraz
załamanie nerwowe36 przyczyniły się do gruntownej rewizji poglądów na
temat potencjału tkwiącego w ludzie jako grupie społecznej dzierżącej nieskażonego ducha narodu. W interesującym wstępie do wydanych w 1854 r.
obszernych Studiów o literaturze ludowej ze stanowiska historycznej i naukowej
krytyki 37 Berwiński gorzko rozliczył się ze swoimi dawnymi poglądami na
temat literatury ludu. Niektóre fragmenty brzmią niekiedy nawet neoficko
w kontekście wcześniejszych zachwytów i uniesień nad potencjałem tkwiącym w ludzie.38 Niewątpliwie wstęp do Studiów o literaturze ma charakter bardzo osobisty. Przeważa w nim gorzki ton zawodu, który przeżył Berwiński,
zawodu z powodu niespełnionych nadziei, ale chyba i pretensji do siebie za
zbyt daleko idące oczekiwania. Konfrontacja idealistycznych założeń z praktyką wydarzeń politycznych i społecznych piątego dziesięciolecia XIX w. była
zapewne bolesna. Berwiński pisał, że tak jak dla poetów romantycznych literatura ludu miała stać się pierwiastkiem ożywczym, tak dla romantycznych
powstańców szlacheckich pierwiastkiem ożywczym miał stać się sam lud. Nadzieje pokładane w ludzie znalazły u Berwińskiego odzwierciedlenie w zmianie części zakończenia Bogunki na Gople, które w formie odrębnego utworu
Mysza wieża opublikował w 1844 r. W wersji z 1840 r. potomkowie Piasta-lud
„baśniami budzą oniemiałą chwałę”, zaś w 1844 r. w przededniu powstania
36
Materiał biograficzny zob. przede wszystkim: J. Maciejewski, Ryszard Wincenty Berwiński, 1819–1879, w: Wielkopolanie XIX wieku, red. W. Jakóbczyk, t. 2, Poznań 1969, s. 197-234
(szczególnie s. 215-223). Bibliografia na temat życia i twórczości Berwińskiego została zebrana w publikacji pt. Ryszard Wincenty Berwiński (1819–1879) (bibliografia — wybór), Leszno
1984, wydanej przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Lesznie, s. 10-17.
37
Studia o literaturze zostały wydane w dwóch tomach w Poznaniu w 1854 r. Tekst został
powtórnie wydany pod tytułem Studia o gusłach, czarach, zabobonach i przesądach ludowych
w Poznaniu w 1862 r. Paginacja obydwu wydań jest jednakowa.
38
Dla przykładu fragment, w którym Berwiński tłumaczy wybór literatury ludowej jako
przedmiotu swojej twórczości: „jak jest atmosfera dla organizmu fizycznego [...], z której się
pewna a panująca w tym czasie wywięzuje choroba; tak i dla organizmu duchowego jest atmosfera duchowa, [...] która w [pewnych epokach] przepełniona jest zaraźliwym jakimś miazmatem, co padając na mózgi, serca i dusze, jak zaraza fizyczna na ciało, sprawia pospolicie
to, że i w sferze ducha panują pewne w pewnym czasie epidemie i umysłowe choroby. Taka to
atmosfera duchowa, myślę, że i na mnie w początkach zawodu mego pisarskiego wpłynęła”
(Studia o literaturze, s. IX).
92
Ryszarda Berwińskiego wędrówki po pamięci ludu
lud jest już utożsamiony z Piastem, a szlacheccy powstańcy niczym aniołowie przychodzą do jego chaty głosić przyszłą chwałę i prosić o wsparcie.39
Tak rozumowano i tak rachowano! I ja tak rachowałem z drugimi. W roku
1846, miało przyjść i przyszło do próby rachunku. Aż oto nad wszelkie spodziewanie próba okazała, że rachunek był mylny! Mnie czy opatrzność, czy
fatum zapędziły właśnie w te strony, gdzie wtedy mylność taka najoczywiściej, choć przeraźliwie występowała przed oczy najzaślepieńszych nawet
utopistów. Znalazłem się w Galicji [...].40
Poszukując przyczyny owej „pomyłki w rachunku”, Berwiński doszedł do
wniosku, że leżała ona w „fałszywem rozumieniu i pojmowaniu praw, wedle
których kształcą się i rozwijają tak pojedyncze ludu wyobrażenia, jak i cała
jego intelligencya; leżała dalej w fałszywem pojmowaniu stosunku duchowoetycznego życia tego ludu do innych warstw społeczeństwa”41. Studia o literaturze Berwińskiego są próbą poszukiwania owych praw i opisania owego
stosunku, a „fałsz” wcześniejszych sądów został w nich wykazany w pełnej
erudycji i analizach literatury ludu.
Berwiński miał świadomość, że występuje przeciwko utrwalonym i rozpowszechnionym poglądom, stąd zastrzegał się we wstępie do Studiów o literaturze, że jego wcześniejsze prace świadczą o znajomości rzeczy, a obecnie
przedstawia odmienny punkt widzenia przefiltrowany przez praktykę społeczną i poddany naukowej krytyce. Znamienne jest, że dawny poeta odwołał
się do języka nauki, który wcześniej służył mu wyłącznie za komentarz do
utworów literackich. W swoich szczegółowych rozważaniach Berwiński często odnosił się do sądów Józefa Ignacego Kraszewskiego, zawartych w pracy
Studia literackie, gdzie autor podchodził z rezerwą do romantycznego pisarstwa na temat literatury ludowej, a także postulował poddanie jej rygorom
krytyki historycznej i literackiej42. Przełomowe wydaje się stwierdzenie Berwińskiego, że dotychczasowe pisarstwo na temat pieśni i podań ludu skupiało
się na wyodrębnianiu i klasyfikacji formalnej, pomijano jednakże najważniejszą kwestię, a mianowicie ducha tych utworów, który według Berwińskiego
nie podlegał zmianie, tak jak to było w wypadku ich formy. Owym duchem
były według Berwińskiego „przesądy, zabobony, gusła i wiara ludu naszego
39
Por. R. Berwiński, Bogunka na Gople, s. 284-285 i Mysza wieża, w: idem, Księga życia
i śmierci, s. 152-153.
40
R. Berwiński, Studia o literaturze, s. XIV.
41
Ibidem, s. XV.
42
J.I. Kraszewski, Studia literackie, Wilno 1842, szczególnie część poświęcona „podaniom
gminu”.
93
Maciej Michalski
w przeróżne demony i za ich pośrednictwem dokonywane nadprzyrodzone
zjawiska, czyli czary”43.
Takie postawienie kwestii literatury ludowej usuwało rozważania na temat historyczności poszczególnych podań i pieśni na dalszy plan, a akcentowało rozstrzygnięcia na temat źródeł owych wierzeń i przesądów oraz ich
krytyczne omówienie. Tej tematyce poświęcone są kolejne części Studiów
o literaturze Berwińskiego44, a przeprowadzana w nich analiza jest niezwykle
erudycyjna i kompletna. Autor tropił w niej poszczególne wierzenia, zabobony i zwyczaje ludu w nadziei, że pozwoli to pogłębić wiedzę na temat religii
Słowian, w myśl przekonania, że w zwyczajach ludu zachowała się bliżej nieokreślona pamięć o przedchrześcijańskich wierzeniach.
Czy padło z takiego badania guseł i zabobonów dzisiejszych światło spodziewane na mythologią słowiańską? Rozstrzygam to pytanie kategoryczną
odpowiedzią, że żadne takie światło z niego nie wybłysło.45
I dodał, podkreślając dobitnie:
[...] lud przeto, a raczej wrażebny umysł jego, nie jest na kształt płyty Daguerra, na której blaskiem słońca odbity obraz zewnętrzny utrwala się na
zawsze i pozostaje niezmienny.46
Berwiński udowadniał, że podobnie jak poglądy i zwyczaje szlachty, tak samo
zmieniały się poglądy i zwyczaje ludu, jednakże treść owych poglądów i zwyczajów była odmienna. Zasadniczy wpływ na to, w co lud wierzył i wierzy
oraz na to jakie przesądy i gusła czci miał według Berwińskiego kościół.47
Wyciągając wnioski z takiego rozstrzygnięcia, Berwiński stawiał kwestię
literatury ludowej skrajnie:
Lud nie ma [...] samodzielnej twórczości ducha, a jeśli ją ma, to w takiej tylko mierze, mutatis mutandis, jak dziecko. Siła jego ducha a raczej
wyobraźni, jest raczej tylko reproduktywną. Co w nią wniosą lub wrzucą
zewnętrzne stosunki miejsca i czasu, w których żyje, to wedle rozwinięcia
władz swoich umysłowych przetwarza czasami, ale i to nie zawsze. Najczęściej i zwykle powtarza tylko to, czego się nauczył od swoich nauczycieli,
którymi dla niego są najprzód: księża [...], potem: szlachta-panowie i wszyscy surdutowce [...] i nareszcie: każdorazowy rząd.48
94
43
R. Berwiński, Studia o literaturze, s. 68.
44
Ibidem, część II, IIIA; t. 2: część IIIB,
45
Ibidem, s. 208.
46
Ibidem, s. 209.
47
„Kościół przeto był i jest główną i principalną szkołą ludu” (ibidem, s. 210).
48
Ibidem, s. 216.
Ryszarda Berwińskiego wędrówki po pamięci ludu
Piętnaście lat, jakie dzielą wydanie Powieści Wielkopolskich oraz Studiów
o literaturze ludowej pokazuje zmianę poglądów Berwińskiego, wynikającą
z konfrontacji idei z praktyką społeczną. Przywołana już w tym tekście Maria Janion, dzieląca romantyczne podejście do ludowości na estetyczno-literackie i mityczne, wskazała wraz z Marią Żmigrodzką w innym miejscu, że
romantyzm był okresem prymatu idei nad rzeczywistością, a literatury nad
życiem.49 Niewątpliwie Ryszard Berwiński był idealnym przykładem takiej
postawy, kiedy rozwodził się nad ożywczym duchem poezji ludowej, niewątpliwie też był w romantyczny sposób bezkompromisowy, kiedy uśmiercał
swoje wcześniejsze przekonania.
Ryszard Berwiński and his Travels into the Peasants’ Memory. Some
Reflection about a Personal Disappointment in a National Matter
by Maciej Michalski
Abstract
In this text I would like to analyse the romantic attitude towards the so called “literature
of the peasants”. The person in question is Ryszard Berwiński (1819-1879), a poet, a
folklorist, a social and political activist. The analysis is concentrated on his poems,
novels as well as scholarly essays about beliefs and superstitions of the peasants.
Berwiński is an example of a mystical folklorist, who believed in true, pure and
original character of a creation of the peasants and especially their oral tradition. He
believed that it went back to the pre-Christian era, and that it preserved a true spirit
of the nation. Berwiński, as many others in that times, travelled through villages.
He called these travels a national pilgrimage. The places he visited were connected
with historical monuments and historical events dated back to the Middle Ages. He
believed that the stories he collected contained some true historical facts and true
spirit of that times. He transformed them into poetical form (e.g. poetical novel
Bogunka na Gople). He hoped that such literature will renew the social and national
identity. He also hoped that such literature will be useful for peasant in the process
of including them into political life.
Berwiński as a social and political activist observed that his hopes and believes
were wrong. He changed fundamentally his opinion about the potential power of
the peasants. His disappointment was especially connected with the true and pure
nature of the literature of the peasants. In his scholarly and erudite study about
49
M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyzm i historia, Gdańsk 2001, s. I.
95
folklore he noticed that beliefs, customs and oral tradition are imitative and are
constructed by clergymen and noblemen.
K e y w o r d s : Medievalism, folklore, memory, national identity, Ryszard Wincenty
Berwiński.
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 97-116
Michał Kierzkowski
Poznań
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy.
Wspomnienia czechosłowackich więźniarek okresu stalinizmu
I. Wprowadzenie
W
ydaje się, że XX w. był jednym z rozstrzygających, przez swoją tragiczność, momentów dla dziejów Europy. Przyczyn tego należy szukać w następstwach dwóch globalnych konfliktów. Szok I wojny światowej
doprowadził do całkowitego przewartościowania dotychczasowego postrzegania zasad prowadzenia konfliktów zbrojnych, z kolei II wojna światowa,
będąc miejscem konfrontacji systemów totalitarnych, doprowadziła do ludobójstwa. Obydwie wojny jak i następujący po nich prawie 50-letni okres
podziału politycznego Europy spowodował także uwidocznienie różnicy
w funkcjonowaniu społeczeństw europejskich, jak i w sferze ich pamięci
zbiorowej.
W swoim tekście chciałbym skoncentrować się na dwóch kwestiach.
W pierwszej części zajmę się różnicami pomiędzy zachodnio- oraz środkowoeuropejskim1 podejściem do własnej przeszłości, pomiędzy głównymi
zagadnieniami pamięci zbiorowej tych regionów. Punktem wyjścia będzie
ukonstytuowanie pamięci zbiorowej, jako przedmiotu badań, stawianej
w opozycji do historii. W dalszej kolejności przedstawię źródła podziałów europejskiej pamięci zbiorowej. Tutaj podstawowym rozróżnieniem będą dwa
traumatyczne doświadczenia symbolizowane przez pojęcia Shoah oraz Gułag, wprowadzające asymetrię, której korzenie sięgają w głąb sfery społeczno-kulturowej. Odwołując się do powojennego zmagania się z tragicznymi
doświadczeniami w Niemczech, Francji i w Polsce, spróbuję dotrzeć do przy1
W dalszej części tekstu będę wymiennie stosował określenia Europa Środkowa oraz Europa Środkowo-Wschodnia odnoszące się jednak do tej samej wspólnoty historycznej wyznaczonej przez zachodzące na siebie wpływy Zachodu i Wschodu.
97
Michał Kierzkowski
czyn nie tylko podziałów w sferze pamięci zbiorowej, która w obecnych czasach w skali europejskiej wydaje się być niemożliwa we wspólnym ujęciu, lecz
także w sferze mentalności narodów zachodniej oraz środkowowschodniej
części starego kontynentu.
Druga część poświęcona jest charakterystyce pamięci w postkomunistycznych krajach Europy Środkowo-Wschodniej w odniesieniu do II połowy
XX w. W tym celu poddam analizie trzy narracje byłych czechosłowackich
więźniarek politycznych z tego okresu, które powstały w 2008 r. jako część
projektu PoliticalPrisoners.eu. Wybór ten nie jest przypadkowy, choć nie do
końca musi być traktowany jako w pełni reprezentatywny dla omawianej
tematyki. Zdecydowałem się na perspektywę po pierwsze czechosłowacką,
ponieważ kraj ten w trudnym okresie po II wojnie światowej miał szansę
zostać mostem łączącym wschód z zachodem, co zostało zaprzepaszczone
pod koniec lat 40. XX w. Fragmenty wspomnień, które zanalizuję w drugiej
części reprezentujące ten wspomniany obszar pogranicza akcentują zaś dostrzegalne podziały. Po drugie, wybrałem perspektywę wspomnień kobiet,
ponieważ w niej mamy do czynienia ze sferą prywatną, dnia powszechnego,
codziennego życia będącą wyznacznikiem pamięci komunikatywnej, bardziej
niż ze sferą publiczną, która raczej związana jest z pamięcią kulturową, ukierunkowaną na ugruntowane punkty przeszłości. Nie oznacza to oczywiście,
że takie ujęcie stanowi niepodważalną regułą, natomiast oddaje ono ówcześnie panującą tendencję, zgodnie z którą sfera publiczna była przede wszystkim miejscem aktywnej działalności mężczyzn.
II. Biegunowość uobecniania przeszłości
Współczesny dyskurs o przeszłości wykazuje skłonność ku biegunowemu
rozpatrywaniu tego zagadnienia. Sama obecność przeszłości w teraźniejszości zdaje się być poddana ciągłemu procesowi reorganizacji, gdzie na jednym końcu reprezentującą przeszłość domeną jest historia, na drugim zaś
pamięć, szczególnie jako zbiorowa refleksja społeczności. W swoim tekście,
chcąc pisać o różnicach w traktowaniu własnej przeszłości w dwóch częściach
Europy, zdecydowałem się odnieść do zagadnienia pamięci zbiorowej. Czynię
to co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze, inny status mają wspomnienia przechowywane właśnie
w pamięci jako takie, niż gdybyśmy traktowali je jako historię, nadając im
jednocześnie pewien charakter powszechności, czy też reprezentatywności
wizji przeszłości w ogóle. Pamięć zbiorowa, przypisana do konkretnej grupy
98
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
ludzi nie rości sobie prawa do funkcjonowania na zasadach uniwersalnej wiedzy na temat przeszłości.
Po drugie, zastosowanie tej właśnie kategorii jest wynikiem także powszechnego od lat i naturalnego procesu podkreślania opozycyjności pamięć
versus historia, w odniesieniu do różnych możliwych perspektyw dyskusji na
temat przeszłości. W tym kontekście chciałbym odwołać się do dwóch wybitnych francuskich badaczy. Chodzi o propozycje, których autorami są Pierre
Nora oraz Maurice Halbwachs. Ten pierwszy, w wielokrotnie powtarzanym
i przywoływanym cytacie, stwierdza, że:
Na całym świecie przeżywamy nadejście czasu pamięci. W ciągu ostatnich dwudziestu lub dwudziestu pięciu lat wszystkie kraje, grupy społeczne,
etniczne, rodzinne przeżyły głęboką przemianę stosunku, jaki tradycyjnie
utrzymywały z przeszłością. […] W stosunku do historii, która zawsze znajdowała się w rękach władz, autorytetów uczonych bądź profesjonalnych,
pamięć przyznawała sobie nowe przywileje i prestiże rewindykacji ludowej
i protestującej. Pojawiła się jako odwet upokorzonych, oburzonych, nieszczęśliwych, jako historia tych, co nie mieli prawa do Historii.2
Wydaje się, że ten rodzaj dychotomii, gdzie historia przynależy do sfery władzy, a pamięć rozumiana jest jako anty-historia, nie do końca jest przekonujący. Nie należy bowiem zapominać, że pamięć nie jest wolna od wpływów
relacji wiedza — władza. Nie bez powodu warto wspomnieć w tym momencie o legitymizującej funkcji pamięci, w myśl której to państwo i polityka
przywłaszczają sobie prawo do decydowania o tym, co ma być pamiętane,
w jaki sposób i jak interpretowane3, co bezpośrednio przekłada się na pamięć
zbiorową danej społeczności, czy narodu.
Halbwachs kwestię pamięci zbiorowej i historii widzi trochę inaczej.
U niego relacja pamięć-historia nie kształtuje się w kategoria „albo-albo”,
chodzi tu raczej o stosunek następstwa, dzięki czemu redukcji ulega opozycyjny charakter tej skrajności. Tam, gdzie kończy się pamięć, jako bezpośredni horyzont doświadczenia4, tam zaczyna się historia. Odnosząc się do
słów samego Halbwachsa, można powiedzieć, że:
[...] właściwa przeszłość jest dla historyka tym, co nie należy do obszaru,
w którym żyje myśl aktualnej zbiorowości. Historia musi zaczekać, aż stare
zbiorowości wymrą, a ich myśl i pamięć zaniknie, aby zająć się porządkowa2
P. Nora, Czas pamięci, „Res Publica Nova”, nr 154 (2001), s. 37 i 41.
3
Zob. B. Szacka, Czas przeszły — pamięć — mit, Instytut Studiów Politycznych PAN, Wyd.
Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2006–2007, s. 46-66.
4
Zob. J. Assmann, Kultura Pamięci, w: Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, red. M. Saryusz-Wolska, Universitas, Kraków 2009, s. 83.
99
Michał Kierzkowski
niem faktów ze względu na ich formę i kolejność — bo tylko te ich aspekty
potrafi przechować.5
Innymi słowy, historia koncentruje się na przeszłości „niezamieszkiwanej”6.
Nie rozstrzygając, czy podmiotem pamięci jest jednostka, czy też zbiorowość, od razu chciałbym skoncentrować się na pamięci kolektywnej. Charakteryzując się odniesieniem do czasu i przestrzeni, konkretnej, realnej grupy
społecznej oraz rekonstruktywnością, istnieje ona dzięki temu i tak długo,
jak długo komunikujemy się i możemy ją odtworzyć. W jej ramach występuje
podwójny podział. Przede wszystkim chodzi tu o pamięć fundacyjną, której
głównym obiektem zainteresowań jest coś, co ogólnie nazwać można „prapoczątkami”, oraz pamięć biograficzna, koncentrująca się na bezpośrednich doświadczeniach. Z drugiej strony funkcjonuje pamięć kulturowa nakierowana
na ugruntowane punkty ulokowane w przeszłości oraz, na zasadzie kontrastu, pamięć komunikatywna odnosząca się do wspomnianej najbliższej przeszłości. Mówiąc metaforycznie, ta pierwsza to święto reprezentowane przez
specjalnych nosicieli, ta druga zaś to dzień powszedni, reprezentowany przez
resztę społeczeństwa.7
W dalszej części, mówiąc o uobecnianiu przeszłości, będę traktował o pamięci zbiorowej w jej komunikatywnym rozumieniu.
III. Podzielona pamięć — Shoah i Gułag
Punktem wyjścia dla tej części jest artykuł Emanuela Droit Gułag kontra
Szoah. Podzielona pamięć rozszerzonej Europy8. Autor stwierdza w nim, że
mimo że Unia Europejska staje się tworem coraz bardziej pojemnym, stanowiąc już nie tylko pierwotnie planowaną wspólnotę ekonomiczną, gospodarczą, trudno mówić tu o wspólnej pamięci zbiorowej. Główny problem polega
na tym, że dla Europy Zachodniej centralnym punktem pamięci zbiorowej
jest Holokaust, natomiast w Europie Środkowo-Wschodniej w pierwszej kolejności pamięć ta skierowana jest ku zbrodniom komunistycznym. Ta widoczna asymetria pamięci wprowadza wiele niepożądanego fermentu. Droit
przywołuje słowa Simone Veil, która stwierdza:
5
M. Halbwachs, La mémoire collective, Les Presses universitaires de France, Paris 1950,
s. 103.
6
Zob. J. Assmann, op. cit., s. 76.
7
Ibidem, s. 80-88.
8
E. Droit, Gułag kontra Szoah. Podzielona pamięć rozszerzonej Europy, http://wyborcza.
pl/1,97737,8277069,Gulag_kontra_Szoah_Podzielona_pamiec_rozszerzonej.html?as=2
100
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
W niektórych państwach Europy Wschodniej nie do końca jeszcze przyjęto do wiadomości, że miała miejsce Zagłada: pod wpływem manipulacji
reżimów komunistycznych pamięć o zbrodniach dokonanych przez hitlerowców na podbitych narodach przysłoniła pamięć o zbrodniach popełnionych, nierzadko przy udziale tychże narodów, na Żydach.9
Ta widoczna granica, która jak wskazuje Droit, powstała w wyniku upadku
bloku sowieckiego, cały czas funkcjonuje niczym „żelazna kurtyna”, tym
razem już w formie symbolicznej, oddzielając pamięć zachodniej i środkowo-wschodniej części Europy. Kraje uzyskując ponownie niepodległość
i suwerenność po roku 1989, skłonne były do poszukiwania sprawiedliwości
i podkreślania swoich cierpień, kierując się w sferze pamięci zbiorowej raczej
w stronę Gułagu niż Szoah. Francuski historyk, szukając rozwiązania dla tej
sytuacji, formułuje stojące przed nami zadanie:
W Unii Europejskiej powstaje zatem pytanie o wagę i miejsce pamięci
o Szoah i o zbrodniach komunistycznych w polityce historycznej oraz pamięci zbiorowej społeczeństw postkomunistycznych. Wiąże się ono ściśle
z problemem tożsamości europejskiej: w jakim stopniu Szoah musi stać się
„sygnaturą XX wieku”? Czy Europa Zachodnia powinna narzucać swoją hierarchię pamięci o cierpieniu? Jak sprawić, by w Europie mogły współistnieć
oba pamięciowe imperatywy kategoryczne — Szoah i Gułagu — nie budząc
wzajemnych podejrzeń o negacjonizm?10
Wydaje się, że wszelkie różnice dotyczące pamięci tych dwóch obszarów
jednego kontynentu nie pojawiły się nagle i nie wyniknęły tylko i wyłącznie z różnicy doświadczeń w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat. Zanim
zatem przejdziemy do rozważań na temat zróżnicowania dyskursu pamięci,
chciałbym skoncentrować się na przyczynach owych różnic tkwiących głęboko w sferze mentalnej i kulturowej. Można tutaj wyróżnić dwie leżące na
przeciwległych biegunach teorie, z których jedna centralny obszar kontynentu europejskiego, patrząc na umysłowość jej mieszkańców, lokuje w jego
wschodniej części, druga zaś tych korzeni dopatruje się w części zachodniej
zachodzie, widząc historyczną konieczność bycia pomiędzy. W tym kontekście w obydwu przypadkach mowa o dążeniach do uznania prawomocności
własnej tożsamości.
Zacznijmy od drugiej teorii, u podstaw której znajdują się tezy wskazujące na swoistą wrażliwość środkowej części starego kontynentu, wynikającą
ze wspólnych doświadczeń historycznych, jak też ze wspólnoty kulturowej. Z jednej strony mamy tutaj do czynienia z nieustannym zagrożeniem
zewnętrznym, z drugiej zaś, co bezpośrednio wynika z pierwszego uwa9
Ibidem.
10
Ibidem.
101
Michał Kierzkowski
runkowania, chodzi o ciągłe starania o suwerenność, czy też niezgodę na autorytarne i bezwzględne narzucanie wartości obcych kulturowo, będących
w sprzeczności z tymi utrwalonymi już w tej części Europy. To właśnie między innymi z tego powodu warto patrzeć na Europę Środkowo-Wschodnią
właśnie jako na twór mentalny, a nie geograficzny, choć w geografię uwikłany.11 Jak zauważa Milan Kundera12, stary kontynent od wybrzeża Atlantyku
po szczyty Uralu odwiecznie funkcjonował jako zbitek dwóch części, gdzie
z jednej strony mamy Rzym i religię katolicką, z drugiej Bizancjum i prawosławie. Sytuacja zmienia się po II wojnie światowej, gdy granica między tymi
dwiema częściami wyraźnie przesuwa się na zachód. W tym układzie najbardziej złożona wydaje się sytuacja narodów środkowoeuropejskich, bowiem
geograficznie nadal znajdują się w środku kontynentu, kulturalnie w części
zachodniej, natomiast politycznie w części wschodniej. Zdaniem Kundery
tego stanu rzeczy nie należy określać jako tragedii politycznej, lecz zakwestionowanie swojej cywilizacji, a wszelkie próby oporu wobec systemu sowieckiego były obroną swojej tożsamości. Stąd też Europy Środkowo-Wschodniej
nie da się sprowadzić do granic jakiegoś państwa. Jest ona wspólnym losem,
którego limes za każdym razem musi być wyznaczany z perspektywy danego
wydarzenia historycznego. Jak pisze Kundel:
[…] tym co określa i wyznacza środkowoeuropejską całość nie mogą więc
być granice (nieautentyczne, narzucone przez inwazje, podboje i okupacje),
lecz wspólne zasadnicze sytuacje, coraz to inaczej grupujące te narody w wyobrażeniowych i zmiennych granicach, wewnątrz których trwa ta sama pamięć, to samo doświadczenie, ta sama wspólna tradycja.13
Taki punkt widzenia prezentuje on także w swoim innym tekście, gdzie ową
wspólnotę kulturową nie przedstawia jako zamierzoną w jakikolwiek sposób,
lecz jako wynik konieczności historycznej, dziejowej. Narody zamieszkujące
tę część kontynentu bowiem nigdy nie były panami swojego losu, lecz raczej
obiektem działania historii.14
Druga propozycja powodów różnicy mentalnej, również wynika z wewnętrznej refleksji, jest natomiast bardziej krytyczna i skłania się bardziej
ku podkreślaniu związków ze wschodem. Takie podejście zdaje się reprezen11
Zob. U. Górska, Europa Środkowa jako kategoria artystyczna. Neuroza i wrażliwość, „Porównania”, nr 8 (2011), s. 43-45.
12
M. Kundera, Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej, „Zeszyty Literackie”, nr 5
(1984); korzystałem z wersji tekstu on-line http://www.kundera.eu/teksty/zachod_porwany_
albo_tragedia_europy_srodkowej.htm
13
14
Ibidem.
M. Kundera, Zasłona. Esej w siedmiu częściach, z francuskiego przeł. M. Bieńczyk, PIW,
Warszawa 2006, s. 47-48.
102
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
tować Marek J. Siemek. O ile lata po II wojnie światowej dla takich krajów,
jak Polska czy Czechosłowacja, reprezentujących pewien środkowoeuropejski dylemat bycia między Wschodem a Zachodem, stanowiły arenę konfliktu
między dwoma mocarstwami, o tyle okres po roku 1989 dla tych samych
państw nie kończy pewnych klasycznych podziałów. Istotą tego problemu jest
kategoria „Wschodu, który tkwi w nas”15. Przejawia się to na wielu płaszczyznach. Szczególnie widoczne jest to w sferze polityki, gdzie zamiast publicznych debat nad kluczowymi problemami stanowiącymi o istocie przyszłości,
toczą się arbitralne i subiektywne spory o symbole z minionych lat. W Europie Środkowo-Wschodniej, szczególnie w Polsce wzorem elity przywódczej
nie był skuteczny i racjonalny w swoim działaniu funkcjonariusz państwowy,
publiczny, lecz wieszcz przepełniony wizją mesjańskiego posłannictwa16.
Oczywiście sytuacja taka nie jest stanem pożądanym, choć skutecznie kontynuowanym. Jej zmiana wymaga ogromnego wysiłku:
[...] dla europejskich krajów zwanych dziś „postkomunistycznymi” istotę
modernizacji stanowi rozbiórka „Wschodu, który jest w nas”. To w nim
bowiem koncentruje się dziś i symbolicznie wyraża wszechobejmująca niedojrzałość tych krajów i ich niemoc wobec wyzwań XXI wieku. Otóż ten
Wschód […] jest zakorzeniony w mentalności ludzi o wiele głębiej niżby się
mogło zdawać. Dlatego to właśnie on stanowi dziś największą przeszkodę
na drodze modernizacji. […] Okazuje się mianowicie, że sama tak świetnie
wywalczona wolność polityczna bynajmniej jeszcze nie wystarcza do tego,
by od razu wytworzyć brakującą substancję nowoczesnego życia społecznego. Dojrzewanie do „zachodniej”, czyli po prostu europejskiej normalności coraz wyraźniej jawi się jako żmudny i długotrwały proces, w którym
wciąż będzie trzeba się zmagać z zagrożeniami płynącymi wcale nie tylko ze
słabości ekonomicznej, lecz także, a nawet przede wszystkim, z politycznej
niekompetencji, z etycznej i prawnej anomii, z mentalnej bezsiły i niedorosłości samych ludzi.17
Odejdźmy jednak od kwestii mentalności, koncentrując się już na podzielonej pamięci europejskiej. Zanim przejdę do krótkiej prezentacji stanowisk niemieckich, polskich i francuskich, chciałbym jeszcze odnieść się
do głosów, które pojawiły się w trakcie tegorocznej Pierwszej Debaty Europejskiej zorganizowanej w marcu przez Centrum im. Profesora Bronisława
Geremka.18 W dyskusji zatytułowanej „Wspólna pamięć europejska — mit
15
M.J. Siemek, Wolność, rozum, intersubiektywność, Oficyna Naukowa, Warszawa 2002,
s. 325.
16
Ibidem, s. 331-332.
17
Ibidem, s. 325 i n.
18
Pierwsza Debata Europejska „Wspólna pamięć europejska — mit czy rzeczywistość”
(Warszawa, 14 marca 2011), dostęp on-line do zapisu wideo na stronie www.geremek.pl
103
Michał Kierzkowski
czy rzeczywistość”, moderowanej przez Jarosława Kurskiego wzięli udział:
Aleksander Smolar, Paul Thibaud oraz Yaroslav Hrytsak. Punkt wyjścia był
podobny do moich założeń, natomiast zaprezentowano go z nieco odmiennej perspektywy. Stwierdzono bowiem, że mamy dwie pamięci europejskie,
niewynikające z geografii kontynentu. Pierwsza wiąże się z tymi wszystkimi
pozytywnymi elementami naszych wspólnych dziejów. Chodzi między innymi o judeochrześcijańskie korzenie, włoski renesans, Konstytucję 3 Maja
czy też tradycje demokratyczne. Druga zaś to pamięć rzezi, palenia czarownic
na stosach, pogromów i ludobójstwa. Pytanie zatem to czy ta pierwsza kompensuje tę drugą i która z nich jest naszą pamięcią? Wspólnota kultury, czy
też obawa przed historią spuszczoną z łańcucha, przed ludzką bestią, która
może ujawnić się w każdym momencie? Odpowiedzi dyskutantów bardzo
szybko pokazały, że raczej zamiast mówić o wspólnej, ale zróżnicowanej pamięci, należałoby koncentrować się na podziałach. Aleksander Smolar rozpoczął od tego, że nasza pamięć jest jednym i drugim. Europejczycy są kulturą
krytyczną pod względem samej siebie, są świadomi tych dwóch wymiarów.
W dalszej części jego wypowiedzi natomiast widać już przejście do bardziej
opozycjonistycznego stanowiska. Odwołując się do historii XX w. stwierdził,
że Zachód nie lubi odwoływać się do okresu międzywojnia ze względu na
totalitaryzmy. Dla nich chlubnym okresem jest czas powstawania Unii Europejskiej. Dla nas odwrotnie, lubimy odwoływać się do okresu międzywojnia,
bo był to okres odzyskiwania niepodległości i w pamięci zbiorowej Europy
Środkowo-Wschodniej jest to okres idealizowany.19 W drugiej kolejności
chciałbym przywołać stanowisko Yaroslava Hrytsaka, ukraińskiego historyka, który nie tyle wskazuje na problem pamiętania w Europie i związanych
z tym różnic, co, czerpiąc z Ernesta Renana, na bardzo ważną kwestię zapominania. Jego zdaniem dziś Europa zapomina o II wojnie światowej i związanymi z nią tragediami. Kolejne pokolenia nie mają już więzi emocjonalnych
z tamtymi wydarzeniami, zawodzi pamięć komunikatywna. Zapominamy
też o Europie Wschodniej, co szczególnie negatywnie odbija się właśnie po
tej drugiej stronie, gdzie zgodnie ze słowami Hrytsaka: „Żaden Ukrainiec nie
odda życia za Europę, ale każdy Ukrainiec chciałby w Europie żyć”20. Zapomina się też o judeochrześcijańskich korzeniach, mówiąc raczej o tych sięgających do tradycji antycznej Grecji. W końcu zdanie trzeciego dyskutanta,
zgodnie z którym po II wojnie światowej w Europie Zachodniej wszystkie
imperializmy zostały przezwyciężone. Na wschodzie pozostawało imperium
Związku Radzieckiego obejmujące kraje satelickie, stąd trudno mówić o istnieniu jednej Europy, czy też pamięci europejskiej.21
104
19
Ibidem.
20
Ibidem.
21
Ibidem.
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
Zaprezentowane powyżej głosy w dyskusji dość dobitnie pokazują, że
problem podzielonej pamięci europejskiej ma swoje konotacje nie tylko
w sferze mentalnej i kulturowej, lecz także politycznej. Zaproponowana na
początku dychotomia pamięci wychodząca poza podziały geograficzne, czy
też polityczne jest oczywiście pełnoprawną propozycją pozostającą jednak
w podrzędnym układzie w stosunku do nich.
Pozostając w sferze rozważań teoretycznych, chciałbym przytoczyć jeszcze trzy stanowiska ukazujące problem podziałów w pamięci europejskiej.
Pierwsze z nich to perspektywa niemiecka, która porusza problem tożsamości po II wojnie światowej. Jako przykład wybrałem tekst Jörna Rüsena
Pamięć o holokauście a tożsamość niemiecka22. Autor dosyć jednoznacznie za
„sygnaturę XX wieku” — odnosząc się do słów Dront — uznaje Holokaust,
określając go jako: „najbardziej radykalne doświadczenie kryzysu w historii
najnowszej, radykalną negację i destrukcję fundamentalnych wartości nowoczesnej cywilizacji, czarną dziurę sensu i znaczenia, graniczne doświadczenie historii, punkt zwrotny świadomości historycznej”, czy też — cytując
opinię Friedricha Meinecka — jako „niemiecką tragedię”. W tym przypadku
tak jednoznaczny stosunek do Holokaustu, jako wyniku polityki narodowego
socjalizmu wydaje się być w pełni uzasadniony. To bowiem te wydarzenia
w największym stopniu wpływają na warunki życia w Niemczech nawet dzisiaj. Autor owo uzależnienie sprowadza do czterech kategorii. Są to kolejno
następstwa okresu nazistowskiego, milcząca ciągłość przekonań i postaw,
różne rodzaje traumatycznych przeniesień oraz pamięć tych, którzy uczestniczyli w Holokauście23. Tutaj szczególnie ważna jest czasowa perspektywa
obiektywizowania się owego problemu. Rzeczywistość powojenna nie od
razu sprzyjała świadomym próbom rozliczenia się z przeszłością. Rüsen pisze, że:
[…] już na wstępie można wskazać pewną ogólną prawidłowość, że holokaust po 1945 roku nie uchodził od razu za kluczowe wydarzenie narodowego socjalizmu, do którego Niemcy odwoływaliby się w swym rozrachunku
z tą epoką. Wręcz przeciwnie: powojenne przeobrażenia niemieckiej świadomości historycznej można opisać jako proces, w którym holokaust zyskuje
na znaczeniu proporcjonalnie do upływu czasu. Ponieważ taki dystans czasowy jednocześnie określa różnicę między wspomnieniem a świadomością
historyczną, to znaczy w naturalny sposób doprowadza do transformacji
wspomnienia w świadomość historyczną, można powiedzieć, że historyczne
22
J. Rüsen, Pamięć o Holokauście a tożsamość niemiecka, w: Pamięć zbiorowa i kulturowa,
s. 411-433.
23
Ibidem, s. 414-415.
105
Michał Kierzkowski
znaczenie holokaustu wzrasta dokładnie w takim stopniu, w jakim wspomnienie okresu nazizmu przybiera rysy świadomości historycznej.24
Właśnie rozróżnienie między wspomnieniem a świadomością w bardzo dobry sposób uwidacznia się, gdy spojrzymy na zaproponowane przez autora
trzy następujące po sobie typy generacyjne zmagające się w Niemczech z problemem Holokaustu. Mamy tu do czynienia z przemilczaniem i eksterytorializacją, po czym przyszła kolej na dystans moralny zamieniony w efekcie
finalnym na uhistorycznienie i przyswojenie.25 Z dzisiejszego punktu widzenia ta ponad półwieczna perspektywa czasu wydaje się być może nie tyle
wystarczająca, co dosyć komfortowa. Można zaryzykować tezę, że patrząc
na te dwa światy pamięci europejskiej, środkowo-wschodniej i zachodniej,
my dopiero zaczynamy rozliczać się z naszą przeszłością, oswajać się z nią,
tak więc ani ta druga strona nie będzie zainteresowana nami, ani na odwrót.
Problem polega jednak na tym, że my w takim samym stopniu potrzebujemy
poradzenia sobie zarówno z Shoah, jak i z Gułagiem.
W bardzo wymowny sposób kwestię tę ujął Paweł Śpiewak w swojej pracy
Pamięć po komunizmie.26 Autor już na samym początku wskazuje, że zarówno
problem jednego zbrodniczego totalitaryzmu, jak i drugiego i ich pamięci
z polskiej perspektywy są stale obecne w naszej kulturze. Cytując na Śpiewakiem, można stwierdzić, że:
[…] nie było po wojnie poważnego pisarza, dramaturga, poety, prozaika, nie
było rzetelnego filozofa, który by o totalitaryzmie w jego niemieckim lub
sowieckim wydaniu nie pisał. Cień wojny, obozów zagłady, obozów pracy,
zsyłek, deportacji, donosów, śledztw przeniknął całą kulturę polską. Rzekłbym wręcz, że stał się osią tej kultury, jej przekleństwem i wielkością, jej
tematem podstawowym i podskórnym, jej przerażeniem i trucizną, jej siłą
i bólem, krzykiem i milczeniem.27
Cały czas jednak funkcjonuje, i słusznie, przekonanie, że obydwie zbrodnie
wymagają odrębnego języka. Bez próby oceny, która z nich bardziej doświadczyła ludzkość, zauważalna jest istniejąca między nimi odrębność, a powodem tego są odmienne i różne konsekwencje w tym przypadku dla Polski.28
O ile bowiem okupacja hitlerowska trwała krócej i sprowadzała człowieka
do poziomu, gdzie poprzez apatię i rezygnację doprowadzano do jego unicestwienia, o tyle komunizm, trwający znacznie dłużej, szedł jeszcze krok dalej.
106
24
Ibidem, s. 416-417.
25
Zob. ibidem, s. 419-433.
26
P. Śpiewak, Pamięć po komunizmie, Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2005.
27
Ibidem, s. 9.
28
Ibidem, s. 10.
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
W całej swojej zbrodniczej perfidii domagał się wręcz od człowieka współpracy i zgody na wyrządzane zło. To doprowadziło do powstania nowego
człowieka, swoistego homo sovieticus, który nie posiadał własnej woli i siły
oporu moralnego, będąc jednocześnie pozbawionym historycznej i społecznej identyfikacji tożsamościowej.29 Stąd też problemy z rozliczeniem przeszłości oraz kondycją pamięci o tamtym okresie, zwłaszcza po roku 1956.
Autor przywołuje tutaj zdanie Andrzeja Walickiego, dla którego społeczny
problem uporania się z tamtymi czasami nie jest jednoznaczny i często sprowadza się do dalszego szerzenia nienawiści czy też wręcz łamania prawa. To
jednak nie sankcjonuje w żaden sposób pozostawienie tych spraw kolejnym
pokoleniom.
Na końcu chciałbym jeszcze w kilku słowach ukazać na tle powyższych
dwóch przykładów, francuskie zmagania się z powojenną pamięcią europejską. Podam jeden przykład sygnalizujący zróżnicowanie występujące
w Europie Zachodniej. Otóż, jak wskazuje przywoływany już Paul Thibaud,
we Francji po II wojnie światowej problem Holokaustu był pomijamy. Dopiero od jakiegoś czasu ludzie zaczynają o tym myśleć, mamy do czynienia
z wysypem, powrotem pamięci. Zamiast jednak analizować to zjawisko
w kategoriach utraty pamięci, należałoby jednak użyć pojęcia przytłoczenia
pamięcią30. W tym przypadku czynnikiem sprawczym może być świadomość
współodpowiedzialności części społeczeństwa francuskiego, polityków czy
też wręcz rządu kolaboracyjnego za traumatyczne doświadczenia związane
z Holokaustem. Tak czy inaczej, trudno mówić, by podział pamięci europejskiej przebiegał jedynie na linii wschód-zachód.
Jak starałem się wykazać, przyczyn zróżnicowania, podziałów, perspektyw, uwarunkowań zbiorowej pamięci europejskiej jest wiele. Obojętnie z jakiej perspektywy teoretycznej będziemy ten problem rozważać, pozostaje
on właściwie niemożliwy do rozstrzygnięcia, odnosząc się do pewnych prób
generalizujących.
IV. Narracje czechosłowackich więźniarek politycznych
Wychodząc poza sferę teoretyczną, chciałbym swoje rozważania uzupełnić
i w pewien sposób zilustrować odnosząc je do konkretnego przykładu. Jako
bazę empiryczną wybrałem trzy opowieści czechosłowackich więźniarek
politycznych z okresu stalinizmu. Relacje te są częścią większego projektu
29
Ibidem, s. 14.
30
Myśl pochodzi z przywoływanej dyskusji „Wspólna pamięć europejska — mit czy rzeczywistość”.
107
Michał Kierzkowski
PoliticalPrisoners.eu, którego celem jest zapisanie i zachowanie losów więźniów politycznych z lat 40. i 50. XX w. Jak wspomniałem zarówno wybór co
do kraju, jak i płci nie jest przypadkowy. Chodzi mi bowiem z jednej strony
o przykłady pamięci zbiorowej z „pogranicza” Europy Wschodniej i Zachodniej, z drugiej zaś o relacje dotyczące dnia powszedniego bardziej korespondujące z pamięcią komunikatywną. Przedstawiając te opowieści, chciałbym
zwrócić uwagę na trzy elementy pamięci: relacje z Niemcami, relacje społeczne po wyjściu z więzienia oraz problem wybaczenia doznanych krzywd.
1. Drahomíra Stuchlíková
Urodzona w 1919 r. w Pradze. Pracowała jako księgowa w niemiecko-czeskim przedsiębiorstwie, później w czechosłowackiej Izbie Handlowej. Została
aresztowana w czerwcu 1949 r. za drukowanie i rozpowszechnianie antykomunistycznych ulotek. Otrzymała wyrok 13 lat pozbawienia wolności.
a) Relacje z Niemcami
Jej opowieść nie zawiera elementów wskazujących na czystą nienawiść,
czy też żal do Niemców za doznane krzywdy w czasie II wojny światowej.
W jej pamięci zachował się dychotomiczny obraz relacji czesko-niemieckich.
Pierwszy pochodzi z czasów przed wybuchem wojny, gdy pracowała w przedsiębiorstwie czesko-niemieckim, drugi zaś z czasów okupacji oraz zaraz po
jej zakończeniu. Ten pierwszy reprezentuje normalne stosunki pracownicze
bez uprzedzeń narodowościowych. Drugi zaś ukazuje trudności czasów wojennych i kwestię wypędzenia Niemców z terenów czeskich po zakończeniu
działań wojennych. W tym przypadku w pamięci trudno doszukać się żądań
rozliczeniowych. Wynika to z tego, że dla tej kobiety II wojna światowa to
raczej okres zmagania się z trudami dnia codziennego, bardziej z aprowizacją
niż z okupantem. Poza tym dla narratorki okupacja nie okazała się najtrudniejszym okresem w życiu, nie jest traktowana jako okres bezwzględnego pozbawienia wolności. Nie należy zapominać, że te wspomnienia ukazywane
są w perspektywie pamięci późniejszych doświadczeń, które okazały się decydujące.
b) Relacje społeczne po wyjściu z więzienia
Kilkuletni pobyt w więzieniu okazał się bardzo ważnym doświadczeniem w życiu bohaterki. Wytworzone w czasie odbywania kary silne relacje społeczne
ze współwięźniarkami wynikały ze wspólnoty i bliskości dotychczasowych
doświadczeń życiowych, jaki i obecnej sytuacji. Autorka tym wspomnieniom
108
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
poświęca w swojej opowieści bardzo dużo miejsca, szczególnie podkreślając
pewną tragiczność tych relacji po opuszczeniu więzienia. Na pytanie: „W jaki
sposób Pani starzy znajomi reagowali po powrocie?”, odpowiada:
Moje dwie najlepsze przyjaciółki, które również odwiedził mnie kiedyś
w więzieniu, zostały przy mnie na zawsze. Z innymi nigdy nie próbowałam
skontaktować się ponownie. Nie miałam o czym rozmawiać z nimi i nie byłam w nastroju, by się z nimi spotkać. Byłam jakby w innym świecie. Byłam w stanie rozmawiać tylko z ludźmi, którzy zostali aresztowani, jak ja.
Nie miało znaczenia, czy był to mężczyzna czy kobieta. Wreszcie, za mąż
również wyszłam za byłego więźnia, który spędził za kratami 11 lat. Mój
mąż miał wielu przyjaciół, którzy stali się także moimi. Na Wielkanoc i Boże
Narodzenie ciągłe pisania i wysyłania wiele kartek z życzeniami. Gdy wyjeżdżaliśmy na wieś nigdy nie mieliśmy wolnej soboty lub niedzieli, zawsze
ktoś składał nam wizytę.31
Ten fragment zapisu pamięci pokazuje, w jaki sposób tragiczność doświadczeń może zostać zamieniona w pozytywność codzienności. Narratorka
okazała się osobą zdolną do egzystencji po opuszczeniu więzienia właściwie
w obcym, czy też nieznanym sobie środowisku. Musiała zapomnieć o rzeczywistości przedwięziennej, budując jednocześnie na nowo swoje relacje z otoczeniem, które okazały się bardzo specyficzne.
c) Problem wybaczenia doznanych krzywd
Na pytanie: „Czy byłaby Pani w stanie wybaczyć im wszystkie krzywdy?”, odpowiada:
Wiesz, rzeczą, którą najbardziej pamiętam jest życie za kratami. Gdy
słyszę, jak ktoś skarży się na to, jak źle byliśmy tam traktowani, to chciałabym im wybaczyć. Nawet jeśli kraty byłyby wykonane ze złota, nigdy nie
można byłoby ich traktować jako substytut wolności. Wolność jest najważniejszą rzeczą w życiu.32
W odpowiedzi tej widać, że najtrwalszym zapisanym w pamięci doświadczeniem jest okres bezpośredniego pozbawienia wolności. Stąd też można
wnioskować, że czas okupacji hitlerowskiej nie jest traktowany przez autorkę
jako najtrudniejszy moment życiowy. Doświadczenia wojenne nie wpłynęły
w zdecydowany sposób na dalsze losy bohaterki. Dopiero czasy stalinowskie
w pewien sposób podporządkowały i ustrukturyzowały wspomnienia dotyczące całego życia.
31
Rozmowa z Drahomírą Stuchlíkovą w: T. Bouška, K. Pinerová, Czechoslovak Political Prisoners. Life Stories of 5 Male and 5 Female Victims of Stalinism, Praha 2009, s. 82.
32
Ibidem, s. 83.
109
Michał Kierzkowski
2. Hana Truncová
Urodziła się w rodzinie kupieckiej w Teplicach w 1924 r. Została aresztowana
w 1951 r. ze względu na udzielanie pomocy w nielegalnym przekraczaniu
granicy komunistycznej Czechosłowacji. Po 1948 r. drukowała także ulotki
przeciwko partii komunistycznej. Została skazana na trzynaście lat więzienia. Zwolniono ją w 1960 r.
a) Relacje z Niemcami
W tym przypadku mamy również do czynienia z ogromnym wpływem pamięci o relacjach dotyczących okresu przed wybuchem wojny. Dużą rolę odgrywa tutaj samo miejsce, które w tamtym okresie znajdowało się w strefie
przygranicznej. Sama narratorka wspomina, że:
[…] wszyscy moi przyjaciele pochodzili z czeskiego, niemieckiego lub żydowskiego środowiska. Miasto Teplice miało taką samą strukturę — jedna
trzecia mieszkańców była Czechami, jedna trzecia Niemcami i jedna trzecia
Żydami.33
Autorka dokonuje pewnego podziału i nie traktuje zbrodni wojennych jako
zbrodni niemieckich, lecz jako zbrodnie nazistowskie. Opisując sytuację zaraz po drugiej wojnie światowej, mówi, że w pewnym stopniu rozumie, czy
też nie jest zaskoczona tendencjami odwetowymi, które sprowadzały się
do wygnania Niemców zamieszkujących tereny czechosłowackie, z drugiej
strony podkreśla zanik zwykłych ludzkich relacji. Sama, jak twierdzi, straciła
w ten sposób wielu przyjaciół, którzy nie mieli nic wspólnego z Hitlerem.
Podobnie jak w poprzednim przypadku pozytywna, czy też raczej neutralna
pamięć tych relacji wynika częściowo z tego, że okres II wojny światowej nie
stanowi najważniejszego, najtragiczniejszego doświadczenia życiowego.
b) Relacje społeczne po wyjściu z więzienia
Podobnie, jak w życiu Drahomíry Stuchlíkovej, prawie 10-leni pobyt w więzieniu był okresem, który spowodował najboleśniejsze konsekwencje w dalszym życiu. Relacje społeczne okazały się bardzo trudne. Ratunkiem była
rodzina oraz wsparcie współtowarzyszy niedoli. Widać to w odpowiedzi na
pytanie dotyczące powrotu do „normalnej” rzeczywistości:
Powrót do życia na wolności był bardzo trudny, choć mogłam liczyć na
ogromne wsparcie ze strony rodziny. Pomogła mi w tym szczególnie moja
mama, która powiedziała, bym przez jakiś czas pozostała w domu. Dosta33
110
Rozmowa z Haną Truncovą, w: T. Bouška, K. Pinerová, op. cit., s. 85.
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
łam nowy dowód tożsamości i nie wychodziłam z domu. Powrót do społeczeństwa nie był prosty. Nikt by mi nie uwierzył, ale mogę Ci powiedzieć,
że brakowało mi więzienia, to znaczy tamtych ludzi, ponieważ z nimi czułam się bezpiecznie i mogłam liczyć na ich wsparcie. Nie wiedziałam o czym
mam rozmawiać z innymi ludźmi. Myślę, że sposobu myślenia więźnia nie
można zmienić tak z dnia na dzień.34
Kluczowym elementem pamięci w tym aspekcie jest nie tyle ograniczenie
możliwości normalnego życia, co wykluczenie społeczne, stygmat, który towarzyszył przez wiele lat.
c) Problem wybaczenia doznanych krzywd
Ta kwestia wydaje się być również problematyczna. Narratorka stara uporać się
z wybaczeniem i zapomnieniem. Widać to, gdy wspomina pewne spotkanie:
Kiedyś miałam wykład w sali gimnazjum w północnych Czechach razem
z arcybiskupem Karelem Otčenáškiem. Pozwoliłam, by to on zaczął wykład,
i jako prawdziwy chrześcijanin rozpoczął od kwestii wybaczenia. Wiedziałam, że w więzieniu doznał wielu krzywd. Następnie przyszła kolej na mnie
i pierwszą rzeczą, którą powiedziałam było to, że czuję się jak buntownik,
stoi obok niego. Powiedziałam uczniom, że nikt nigdy nie przeprosił mnie
za doznane krzywdy. Arcybiskup stwierdził, że powinniśmy wybaczyć, ale
nie należy zapominać. To są bardzo ważne rzeczy. Osobiście nigdy im nie odpuszczę, ponieważ ukradli duża część mojego życia. Miałam plany i pomysły
i straciłam je bezpowrotnie. Chciałam żyć wolnym życiem, podróżować i robić rzeczy, aby czuć się szczęśliwą. Oni to zepsuli.35
W tych słowach również widać, że kluczowym elementem, który w pewien
sposób ukształtował osobowość tej kobiety i jej pamięć jako struktury społecznej danego pokolenia z danymi doświadczeniami życiowymi jest właśnie
bezpośrednia utrata wolności i brak możliwości realizacji wybranej drogi życiowej.
3. Květoslava Moravečková
Urodziła się w 1924 r., była nauczycielką w przedszkolu. Została aresztowana
w 1952 r. z powodu ukrywania tajnego agenta. Została skazana na dziesięć
lat więzienia.
34
Ibidem, s. 95.
35
Ibidem.
111
Michał Kierzkowski
a) Relacje z Niemcami
Punktem wyjścia dla wspomnień dotyczących relacji z Niemcami jest ustanowienie Protektoratu Czech i Moraw. Okres ten nie wprowadził w życiu
bohaterki zasadniczych zmian, nie zaowocował też traumatycznymi doświadczeniami związanymi ze zmianą polityczną w kraju. W tych wspomnieniach
nie widać też wyraźnych elementów wskazujących na doznane personalnie krzywdy ze strony Niemców. Podobnie przedstawia się okres wojenny.
W narracji stosunki z Niemcami sprowadzone są do realiów życia codziennego, poprzez obowiązek płacenia podatków oraz kontroli ze strony okupanta. Opisując moment wyzwolenia, narratorka wspomina o egzekucjach
dokonanych przez Niemców na miejscowej ludności. Co ciekawe, opisując te
wydarzenia, Moravečková kieruje się od razu ku następnemu okresowi swojego życia, stwierdzając, że „Rosjan też nie szczególnie lubiłam. Na początku
byli bardzo swojscy, ale też nieco agresywni”36. To zestawienie można traktować jako symboliczne przejście od czasów II wojny światowej jako tragedii ogólnonarodowej do okresu komunistycznego, w rozumieniu doznanych
krzywd osobistych.
b) Relacje społeczne po wyjściu z więzienia
Powtarzający się wcześniej motyw wyobcowania oraz odrzucenia społecznego po wyjściu z więzienia obecny jest również w trajektorii życia tej narratorki. Opisując swoje pierwsze dni na wolności, mówi: „Kiedy wróciłam,
ludzie unikali mnie i odwracali się do mnie plecami. [...] Po powrocie nie miałam nawet łóżka i musiałam spać na podłodze”37. Społeczne wyalienowanie,
ale także utrata ludzkiej godności, może być w tym przypadku potraktowane
jako efekt strategii systemu komunistycznego, niszczącego wzajemne relacje
międzyludzkie. Widać to w odpowiedzi na pytanie dotyczące postaw innych
mieszkańców wioski wobec ludzi przez owy system represjonowanych:
Postawy były zróżnicowane. Na przykład, kiedy mój ojciec wrócił z więzienia, moja mama nie miała nawet ziemniaków, nie mówiąc już o talerzach
czy sztućcach. Mój tata więc wziął koszyk i poszedł do rolnika, któremu kiedyś pomógł, gdy jego gospodarstwie wybuchł pożar. Poszedł do niego zakładając, że nie chce nic za darmo, że zapłaci za wszystko. Rolnik powiedział
mu: „Wolę dać to świniom!”. [...] Byliśmy kiedyś rodziną cieszącą się szacunkiem, a komuniści zrobili z nas absolutnych żebraków.38
112
36
Rozmowa z Květoslavą Moravečkovą, w: T. Bouška, K. Pinerová, op. cit., s. 61.
37
Ibidem, s. 69.
38
Ibidem, s. 69-70.
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
c) Problem wybaczenia doznanych krzywd
W tym przypadku trudno mówić jednoznacznie o kwestii przebaczenia doznanych krzywd. Narratorka nie wyraża swoich roszczeń w sposób bezpośredni,
choć wymownie daje do zrozumienia, że jej życie zostało podporządkowane
nie jej własnym planom, wręcz przeciwnie, zostało z nich ogołocone poprzez
pozbawienie wolności i dalsze tego następstwa. Poradzenie sobie z problemem przebaczenia, czy też nawet próby odwetu na swoich prześladowcach
nie zmieniłoby nic w życiu narratorki. Trauma i poczucie zagrożenia ze
strony systemu komunistycznego na stałe wpisały się w codzienną egzystencję nawet po roku 1989. Na pytanie dotyczące zmian politycznych i obalenia
totalitaryzmu, stwierdza:
Miałam emeryturę, moja mama i tata umarli, tak więc nie miałam z kim
o tym porozmawiać. Z radością przyjęłam upadek komunizmu, natomiast
cały czas nie ufam temu wszystkiemu. Oni teraz na powrót dochodzą do
władzy.39
* * *
Zanim spróbuję podsumować specyfikę tych wybranych świadectw pamięci,
chciałbym jeszcze spojrzeć na nie z dwóch perspektyw. Przede wszystkim
zastanówmy się, czy w tym przypadku uprawnione jest stosowanie określenia pamięć komunikatywna. By tego dowieść, zastosuję schematyczne ujęcie
modelu biegunowości pamięci Wolfganga Raiblego, zaproponowane przez
Jana Assmanna40. Pierwszym elementem jest „treść”. W przypadku pamięci
komunikatywnej mamy do czynienia z doświadczaniem historii w ramach
biografii indywidualnej. Przytoczone narracje nie pozostawiają wątpliwości,
że nie reprezentują one mitycznej prehistorii, czy też wydarzeń z absolutnej
przeszłości. W drugiej kolejności w modelu pojawiają się „formy”. Te charakterystyczne dla interesującej nas odmiany pamięci można określić jako
nieformalne, małowykształcone, naturalne, powstające poprzez powszednie
interakcje. Ten warunek został również spełniony, ponieważ analizowanych
relacji nie można zakwalifikować jako komunikacji ceremonialnej czy też
odbierać je w kategorii święta. Podobnie jest przy kolejnym elemencie, czyli
„strukturze czasowej”. Ta bardziej nas interesująca to okres 80–100 lat. Dwie
ostatnie części modelu również w przypadku przytaczanych wspomnień lokują je po stronie pamięci komunikatywnej. Chodzi to o „media” — te odpowiednie to żywe wspomnienia w jednostkowej pamięci, doświadczeniu
39
Ibidem, s. 70.
40
J. Assmann, op. cit., s. 88.
113
Michał Kierzkowski
i przekazie, oraz „nośnik” — w tym przypadku rozumiany jako niewyspecjalizowany świadek wspólnoty pamięci.
Warto także spojrzeć na wyżej przedstawione przykłady jako na pamięć
podmiotu: jednostki, ale też zbiorowości, nadbudowującej się nad indywiduum, w której zazębiają się jej trzy wymiary: poznawczy, emocjonalny i egzystencjalny41. Wspomnienia więźniarek wpisują się w wymiar poznawczy
pamięci, ponieważ są one subiektywnym, ale autentycznym zapisem minionych zdarzeń, a jako takie mają na celu wierne przekazanie tego, co miało
miejsce w przeszłości. Jeśli chodzi o wymiar emocjonalny to charakteryzuje
go ponowne przywołanie uczuć towarzyszących danemu doświadczeniu
w trakcie jego wspominania. W niektórych wypadkach możliwy jest także
powrót już nie tylko do samych uczuć, ale do stanu wywołanego przez te
doświadczenia. Ten emocjonalny powrót do przeszłych wydarzeń szczególnie widoczny jest, gdy narratorki wracają do wspomnień dotyczących pobytu
i wyjścia z więzienia. Okres ten bowiem, właściwie we wszystkich trzech analizowanych przypadkach, okazał się czynnikiem determinującym dalszą egzystencję. Rysujący się po latach obraz żalu za doznane krzywdy, jest niczym
powrót do tamtych lat i ponownym zmaganiem się chociażby z problemem
stygmatu społecznego. Trzeci wymiar pamięci występujący we wspomnieniach więźniarek to wymiar egzystencjalny. W nim odróżniane są zapamiętane zdarzenia z przeszłości od tych aktualnie postrzeganych. Różnica ta
polega na uobecnianiu się tych pierwszych jako przynależnych do tej jednej
konkretnej osoby i to zarówno w momencie, gdy doświadczała ich pierwszy
raz, jak i gdy przypomina je sobie. Dzięki temu jednostka ma świadomość
własnego trwania w czasie.
Te trzy przypadki nie można oczywiście w żaden sposób traktować jako
próby reprezentatywnej. Moim celem było raczej zaprezentowanie subiektywnych punktów widzenia opartych na pamięci i doświadczeniach życiowych
wynikających z realiów epoki stalinowskiej. Przykłady te można potraktować
jako częściową ilustrację problemu pamięci zbiorowej w Europie w wydaniu
środkowo-wschodnim. Tutaj bowiem jak widać kluczowym jej elementem,
„sygnaturą XX wieku” jest totalitaryzm komunistyczny. We wspomnieniach
dosyć pozytywnie ukazany został okres międzywojenny, zarówno, jeśli chodzi o warunki życia, jak i relacje narodowościowe. Następująca po nim okupacja hitlerowska rozpatrywana jest z perspektywy późniejszych doświadczeń,
a więc zaledwie jako kilkuletni okres, który mimo swojego tragicznego wymiaru nie podporządkował sobie całej egzystencji. W żaden sposób tego
okresu jednak nie należy odbierać jako zwykłego epizodu niewpływającego
41
K. Pomian, Pamięć podzielona: miejsca pamięci w Europie jako zjawisko polityczne i kulturowe, tekst dostępny na stronie Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność, www.enrs.eu
114
Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
na życie. Problem jednak leży w tym, że wychodząc z tragedii II wojny światowej, Europa Środkowo-Wschodnia rozpoczęła kilkudziesięcioletni okres
zniewolenia zarówno fizycznego jak i psychicznego, co widać w przytoczonych relacjach. Wynika z nich, że najboleśniejszym doświadczeniem okazała
się bezpośrednia utrata wolności w pierwszej kolejności i co równie ważne
element wykluczenia społecznego towarzyszący naszym bohaterkom przez
następne lata.
V. Zakończenie
W swoich analizach starałem się spojrzeć na problem pamięci i jej podziałów
w Europie z różnych perspektyw, stosując różne klasyfikacje. Dokonane analizy zarówno o charakterze teoretycznym, jak i w mniejszym stopniu oparte
na materiale empirycznym wskazują na pewną prawidłowość. Otóż, wydaje
się, że problem niwelacji podziałów w obecnym momencie nie jest nierealny.
Proces integracji europejskiej bazujący na założeniu o wspólnej tradycji i korzeniach naszej kultury nie zakończył się jeszcze. Ta integracja, nawet w wymiarze federalnym, wymaga krytycznego podejścia refleksyjnego do swojej
przeszłości jako narodu, jak i wspólnoty. Istnienie zjednoczonej Europy jako
wspólnoty narodów, wymaga zgodnie z intencjami Renana nie tylko pamięci,
ale także umiejętności zapominania. Nie da się jednak skutecznie zapomnieć
czegoś, z czym teraźniejszość nadal się zmaga, czego konsekwencje nadal są
widoczne w codziennej rzeczywistości.
Wydaje się zatem, że proces tworzenia wspólnej zbiorowej pamięci europejskiej ma w sobie element sztuczności. O ile w skali globalnej w sytuacji konieczności wyższej można dojść do porozumienia w sprawach politycznych,
czy gospodarczych o tyle sfera pamięci zbiorowej pozostaje pod tym względem trudna do realizacji. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że ta sfera
za każdym razem należy do ograniczonej zarówno w czasie jak i przestrzeni
grupy społecznej, narodowej itd. Nie da się pamięci europejskiej sprowadzić
do wielości poszczególnych pamięci narodowych, czy tych wypływających
z mentalnych, politycznych historycznych podziałów kontynentu. Zamiast
zatem podejmować działania mające na celu stworzenie projektu wspólnej
pamięci europejskiej, moim zdaniem nieprzedstawiające możliwości realizacji, skłaniam się raczej ku tym propozycjom, które będą dążyły do zachowania symptomatyczności istniejących odrębności. W jedynym i w drugim
przypadku należy jednak pamiętać o minimalizacji możliwości konfliktów
wypływających z istniejących podziałów.
115
Divided Memory of United Europe. Recollections of Czechoslovak Women
Prisoners during Stalinism
by Michał Kierzkowski
Abstract
In this article author concentrates on two issues. First part concerns a reflection
on differences, generally speaking, between eastern and western approaches to
the own past, between central points of collective memory in Eastern and Western
Europe. Although the European Union becomes more and more capacious creation,
constituting not only originally planned community of economic, business, one can
hardly speaks of a common collective memory. The main problem is that for Western
Europe, the central point of the collective memory is Holocaust, while in Eastern
Europe memory mainly is directed toward the crimes of the communist reign. This
asymmetry of memory, different approaches in relation to the past, is understood
as a legacy of decades of Sovietization. However, it seems that these conditions have
deeper roots, reaching deep into the socio-cultural sphere.
Second is devoted to the characteristics of memory within post-communist
countries in Central-Eastern Europe referring to a second half of the XX century.
For this purpose, author analyzes oral history interviews with the Czechoslovak
women — political prisoners under Stalinism conducted in 2008 as a part of larger
project “Political Prisoners.eu”.
K e y w o r d s : communicative memory, collective memory, Stalinism, Central Europe,
Czechoslovakia, methodology.
116
D E B ATY H I S TO R Y C Z N E
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 117-140
W dyskusji panelowej o książce Timothy Snydera, Skrwawione ziemie. Europa między
Hitlerem a Stalinem (przeł. B. Pietrzyk, Świat Książki, Warszawa 2011, s. 544) udział
wzięli badacze z Instytutu Historii UAM: dr hab. Violetta Julkowska (dydaktyk historii, historyk historiografii); prof. UAM dr hab. Stanisław Jankowiak (najnowsza
historia Polski, stosunki polsko-niemieckie); prof. UAM dr hab. Jakub Wojtkowiak
(historyk dziejów powszechnych XX w., historia Związku Radzieckiego); dr hab. Maciej Bugajewski (historyk, metodolog historii).
Ponadto w otwartej części debaty czynny udział wzięli pracownicy i studenci Instytutu Historii i Wydziału Historycznego UAM.
Prezentacja książki: dr Mariusz Menz (historyk); prowadzenie debaty: dr hab.
Izabela Skórzyńska (historyk, dydaktyk historii).
Debata odbyła się w Instytucie Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza
w Poznaniu 15 grudnia 2011 r.w Poznaniu.
Izabela Skórzyńska
Wprowadzenie1
S
pór o dziedzictwo/brzemię2 dwóch europejskich totalitaryzmów XX w.
— nazizmu i komunizmu — zainaugurował w kontekście rozliczeń
z przeszłością II wojny światowej, niemiecki historyk Ernst Nolte. Jak pisze
Marc Delisle, Nolte jako pierwszy postawił pytanie o podobieństwa między
1
Organizatorzy debaty: Zakład Dydaktyki Historii, Zakład Myśli i Kultury Politycznej.
Książka była w Polsce przedmiotem debat, omówień i recenzji, m.in.: J. Jedlicki, Pola śmierci,
„Polityka” z 2 lutego 2011. Debata zorganizowana przez Uniwersytet Warszawski oraz Muzeum
Historii Polski (17 maja 2011) wraz z promocją książki. Obok samego autora udział w dyskusji wzięli Jerzy Borejsza, Adam Daniel Rotfeld oraz prowadzący prof. Jerzy Jedlicki; J. Holzer, J. Kuisz, Ł. Jasina, P. Kenney, Skrwawiony Wschód, naiwny Zachód?, „Kultura Liberalna”
[http://kulturaliberalna.pl/2011/05/20/holzer-kuisz-jasina-kenney-skrwawiony wschod-naiwny-zachod/] [dostępność 16 grudnia 2011]; A. Chojnowski, Nowa książka Snydera: dostrzec
ludzi spoza liczb [http://www.muzhp.pl/artykuly/523/nowa-ksiazka-snydera-dostrzec-ludzispoza-liczb] Muzeum Historii Polski [dostępność 14 grudnia 2011]; A. Appelbaum, Gdzie
Hitler i Stalin zrobili co swoje, [http://archiwum.rp.pl/artykul/997816_Gdzie_Hitler_i_Stalin__zrobili_co_swoje.html], „Rzeczpospolita”, 20 listopada 2010 (v. „The New York Revew of
Books”) [dostępność 14 grudnia 2011].
2
Por. M. Bugajewski, Brzemię przeszłości. Zło jako przedmiot interpretacji historycznej, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Poznań 2009.
117
Debaty historyczne
nazizmem i bolszewizmem.3 Pominąwszy w tym miejscu niejednoznaczny,
z perspektywy niemieckiej winy i odpowiedzialności za wojnę i jej zbrodnie,
wydźwięk owego porównania poczyniony przez niemieckiego historyka,
warto zwrócić uwagę na debatę, jaka wywiązała się między nim i francuskim
historykiem François Furetem. Ta bowiem debata zainaugurowała w II poł.
lat 90. XX w. zachodnioeuropejskie studia porównawcze nad totalitaryzmami.4 Jak zauważa Burkhard Olschowsky:
naukowo pożyteczne okazały się, rozpoczęte w latach 90. [XX w.], badania porównawcze nad dyktaturą nazistowską i komunistyczną [...]. Wyniki
tych studiów porównawczych są merytorycznie znaczące i metodologicznie
przekonujące i mogą posłużyć jako podstawa do dalszych badań nad europejskimi dyktaturami XX w.5
Nie jest nadużyciem stwierdzenie, że również książka Timothy Snydera
wpisuje się w tę właśnie tradycję, choć autor Skrawionych ziem... postępuje także
w innym, szczególnie dla nas interesującym kierunku, a mianowicie emancypuje on dzieje najnowsze Europy Środkowo-Wschodniej, w tym zwłaszcza
Polski i Ukrainy, w kontekście europejskich historii i pamięci nazizmu, komunizmu, ich sprawców i ofiar. Jest to przy tym, o czym pisze Snyder w innym
miejscu, zabieg świadomy. Jak bowiem zauważa autor Skrwawionych ziem…,
współczesna Europa wypracowała w minionych dziesięcioleciach trzy „obce”
sobie opowieści na temat niedawnej przeszłości. Wpływ na tę sytuację miały
nie tylko różne doświadczenia historyczne Europejczyków z różnych części
kontynentu w okresie okupacji i po niej, ale także różne rodzaje polityki historycznej, w ramach których doświadczenia te były przepracowywane.6
3
M. Delisle, Debata Noltego z Furetem: zawiłości interpretacji historyczno-genetycznej, w:
Bohaterowie w historii i pamięci społeczeństw europejskich [Héros dans l’histoire et dans la
mémoire des sociétés europeénnes] Poznań, 24–27.06.2004, oprac. I. Skórzyńska, publikacja
elektroniczna [CD], Québec — Poznań 2006.
4
F. Furet, E. Nolte, Fascism and Communism (European Horizons), Omaha: University of
Nebraska Press, (2001) 2004.
5
B. Olschowsky, Czy pamięć w XX wieku łączy? „Europejska Sieć Pamięć i Solidarność“ a rysy
w krajobrazie pamięci starego kontynentu, artykuł w wersji elektronicznej: http://enrs.eu/pl
[dostępność 11 grudnia 2011]. Autor powołuje się na: Siehe den aussagekräftigen Querschnitt
an vergleichenden Arbeiten über das „Dritte Reich“ und die DDR: G. Heydemann, D. Schmiechen-Ackermann, Zur Theorie und Methodologie vergleichender Diktaturforschung, in: G. Heydemann, H. Oberreuter (Hrsg.), Diktaturen in Deutschland — Vergleichsaspekte (= Schriftenreihe
der Bundeszentrale für politische Bildung 398), Bonn 2003, S. 9-55 (v. s. 14).
6
T. Snyder, Obca i niezrozumiała historia Europy Wschodniej, przeł. A. Brzeziecki, „Nowa
Europa Wschodnia”, 2008/01, s. 61-63. Por. idem: Holocaust: the ignored reality, “The New York
Review of Books”, 2009/07/16. Za zwrócenie uwagi na książkę Th. Snydera oraz inspirację do
dyskusji serdecznie dziękuję prof. Bogumiłowi Jewsiewickiemu.
118
Debaty historyczne
Wskazując na Europę Zachodnią, pisze Snyder o utrwalonej tam pamięci
zwycięstwa nad faszyzmem wraz z realizowaną po II wojnie światowej polityką odbudowy ekonomicznej, integracji europejskiej, współpracy i pokoju.7
Podobnie rzecz się miała, zauważa Snyder, w przypadku komunistycznej Rosji, gdzie także wypromowane zostały: pamięć zwycięstwa nad faszyzmem,
pamięć sukcesu reintegracji ZSRR, pamięć budowy potęgi ekonomicznej
i pokoju.8
W tym kontekście, podkreśla Snyder, inaczej przedstawia się pamięć Europy Środkowo-Wschodniej, która obarczona doświadczeniem nie jednego,
lecz dwóch totalitaryzmów mierzy się z tym doświadczeniem, a dziś brzemieniem, od lat 30. XX w. Kres tego doświadczenia nastąpił, choć nie wszędzie
i nie tak samo (vide Ukraina, Białoruś, itd.), w roku 1989. Teraz przyszedł czas
na pracę pamięci, na przepracowanie środkowo-wschodnioeuropejskiego
doświadczenia dwóch totalitaryzmów, w imię także pozytywnej wersji przyszłości tej części kontynentu i jej mieszkańców.9
Jest to tym ważniejsze, że obsadzona w roli „obcego” Europa ŚrodkowoWschodnia dźwiga na sobie brzemię nie tylko ofiary wojny, a w jej ramach
dwóch okupacji i dwóch totalitaryzmów, ale także, jak zauważa Snyder, ciężar ich świadectw: głodu i czystek, zakładanych na jej terenie obozów koncentracyjnych i gułagów, masowych egzekucji, deportacji, podsycanych przez
oba reżimy nazistowski i komunistyczny walk bratobójczych. Wiele tych wydarzeń nie mogło być latami nazwanych po imieniu.10
Rok 1989 i lata po nim następujące przyniosły istotne zmiany w stosunku państw i społeczeństw środkowo-wschodnioeuropejskich do kwestii
wojny. Po pierwsze i w sensie najogólniejszym pamięć II wojny światowej
przeżyła prawdziwy renesans. Po drugie, jak zauważa Piotr Tadeusz Kwiatkowski, została ona włączona w proces „oceny upadłego właśnie reżimu
komunistycznego”11, którego źródeł słusznie upatrywano w wydarzeniach
poprzedzających II wojnę światową oraz wojennych. Po trzecie, doszło do
reaktualizacji pamięci wojny w związku z „pytaniem o ocenę w zmienionych
warunkach politycznych, społecznych i kulturowych wojennego doświad7
Ibidem.
8
Ibidem.
9
Ibidem. Por. K. Zamorski, Nostalgia i wzniosłość a refleksja krytyczna w dziejach. Kiedy
„polityka historyczna” ma sens?, w: Pamięć i polityka historyczna. Doświadczenia Polski i jej
sąsiadów, red. S.M. Nowinowski, J. Pomorski, R. Stobiecki, IPN, Łódź 2008, s. 63 i n.
10
Ibidem.
11
P.T. Kwiatkowski, Wprowadzenie. Doświadczenie II wojny światowej w badaniach socjologicznych, w: Między codziennością a wielką historią. Druga wojna światowa w pamięci zbiorowej społeczeństwa polskiego, red. P.T. Kwiatkowski, L.M. Nijakowski, B. Szacka, A. Szpociński,
Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2010, s. 20.
119
Debaty historyczne
czenia narodu”12. Po czwarte, pamięć wojny i jej następstw poddana została
reaktualizacji w związku z „przemianami w relacjach z innymi krajami europejskimi”13, gdzie doświadczenie zwycięstwa nad reżimem faszystowskim już
dawno zostało przepracowane (na zachodzie Europy) i ocenione pozytywnie
lub włączone do zbiorowego imaginarium (komunistyczna Rosja) jako istotna
część mitu założycielskiego wielonarodowego państwa, gdzie jednak dopiero
od niedawna i nie bez poważnych przeszkód, podejmowane są oceny komunizmu, jako równie jak nazizm, zbrodniczej dyktatury.
Książka Timothy’ego Snydera Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem
a Stalinem, pojawiła się w polskim przekładzie, w tym właśnie szczególnym
kontekście reaktualizacji i rekonstrukcji środkowo-wschodnioeuropejskiej
historii i pamięci doświadczeń dwóch totalitaryzmów, jako także próba przepracowania historii tej i pamięci w świecie zachodnim. Co więcej, emancypując
dzieje naszej części Europy jako części globalnego dyskursu nt. komunizmu
i nazizmu, Snyder odwołał się także i w dużej mierze do „tutejszej” historii
i pamięci heroizmu, cierpienia i ofiary, nie dyskutując z nią, ale nadając właściwą rangę, jako części dziedzictwa/brzemienia przeszłości także mieszkańców innych części świata, w tym Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych,
a więc tam, gdzie spodziewamy się, że jego książka może być czytana.
Dyskusja panelowa
Stanisław Jankowiak
Polska na styku XX-wiecznych totalitaryzmów
Raczej rzadko mamy do czynienia z pracami pojawiającymi się w anglojęzycznym kręgu, które w sposób tak obiektywny przedstawiałyby zagadnienia dotyczące Polski. Na podkreślenie zasługuje stopień szczegółowości tej
pracy, dokumentującej przemiany, jakie dokonały się po 1 września 1939 r.
na terenach, które autor nazywa „skrwawionymi ziemiami”. W ślad za nim
obserwujemy proces ludobójstwa, jaki dokonywał się na okupowanych ziemiach w Europie Środkowej. Niewątpliwą zaletą książki jest umiejętne łączenie „wielkiej polityki” i ilustrowanie jej jednostkowymi losami. W ten sposób
historia staje się bliższa czytelnikowi, a przez to sama narracja jest wiarygodniejsza. Może to budzić zastrzeżenia, bowiem nie zawsze los jednostki
120
12
Ibidem, s. 22.
13
Ibidem, s. 24.
Debaty historyczne
może być wystarczający do kwalifikowania zjawisk. Sam termin „skrwawione
ziemie”, a zwłaszcza jego zasięg może być dyskusyjny. W niektórych przypadkach jest zawężony, w innych przesunięty za daleko.
Pewnym problemem jest, moim zdaniem, brak jasno określonego adresata książki. W kręgu anglojęzycznym praca ta, odbierana przez osoby spoza
kręgu zawodowych historyków, będzie dobrze zrozumiana, choć skala opisywanych zjawisk może się wydać niemożliwa. Polskiemu historykowi, a także
części czytelników tematyka ta jest znana. Ogromną zaletą jest sposób konstruowania wypowiedzi. Książkę po prostu dobrze się czyta.
Mimo ogromnej wartości poznawczej praca budzi jednak kontrowersje.
Autor zbyt precyzyjnie stara się ukazać analogie w rozwoju obu totalitaryzmów, wyszukując nawet poszczególne wydarzenia jako początki podobnych, jego zdaniem, procesów. Jest oczywiste, że totalitaryzmy wykazywały
wiele cech wspólnych, jednak można odnotować także wiele istotnych różnic.
W tym jedna wydaje się zasadnicza: proces budowy faszyzmu w Niemczech
odbywał się w zgodzie z własnym społeczeństwem, które wybrało Hitlera,
podczas gdy socjalizm w Rosji powstał w wyniku zamachu bolszewickiego.
Także budowa obu systemów znacznie się różniła. Wreszcie, co najważniejsze, komunizm, i to nie tylko w wydaniu stalinowskim, skierowany był w największym stopniu przeciwko własnemu społeczeństwu, i w tym zakresie
ofiary systemu można liczyć w dziesiątkach milionów (niektórzy sądzą, że nawet ponad 100 mln). Podczas, gdy faszyzm w niewielkim stopniu skierowany
był przeciwko własnemu społeczeństwu, (stąd relatywnie mała liczba ofiar,
nawet niemieckich Żydów), a głównie przeciwko sąsiadom, których kosztem
chciał budować własną potęgę. O ile więc cały naród niemiecki można uznać
za współwinnego dokonanych zbrodni, to taka kwalifikacja w przypadku
ZSRR jest już nadużyciem. W czasie wojny angażowali się w działania władz,
ponieważ nazizm okazał się jeszcze większym złem. Tymczasem większość
Niemców świadomie angażowała się w machinę ludobójstwa.
Doszukując się podobieństw w polityce obu totalitaryzmów, właśnie
w kwestii polskiej można odnaleźć daleko idącą zgodność i realizację uzgodnionego planu. W niektórych przypadkach w poszukiwaniu analogii autor
idzie jednak za daleko, nie można np. porównywać wielkiego głodu na Ukrainie z oblężeniem Leningradu, tam bowiem Niemcy chcieli zdobyć miasto,
a nie zagłodzić mieszkańców. Głód był efektem trwania w oporze. Tego typu
kwestii jest w książce więcej. Nie zmienia to jednak generalnie wysokiej jej
oceny jako przykładu rzetelnej pracy badawczej.
Publikacja Snydera jest ciekawą formą przedstawienia trudnej historii
z uwzględnieniem dotychczas generalnie upraszczanych wątków, choć nie
wykracza poza dotychczasowy poziom wiedzy (można by nawet powiedzieć,
że prezentuje trochę uproszczoną wersję stosunków międzynarodowych), to
121
Debaty historyczne
dostarcza wielu konkretnych przykładów na poparcie zawartych w niej tez,
co umiejętnie przeplata się z tekstem faktograficznym.
Jakub Wojtkowiak
Pogłębiona refleksja nad zbrodniczą naturą totalitaryzmów
Książka Snydera stanowi nowatorskie, niezwykle sugestywne, wspólne ujęcie problemów do tej pory rozpatrywanych oddzielnie. Jest próbą przeanalizowania zbrodni popełnionych z premedytacją przez reżimy totalitarne na
ludności cywilnej zamieszkującej tereny przedwojennej Rzeczypospolitej,
państw bałtyckich, Białoruskiej i Ukraińskiej SRR oraz zachodnie krańce etnicznej Rosji. Ze względu na fakt, iż jeńcy radzieccy w niewoli niemieckiej,
a polscy w niewoli radzieckiej byli osobami bezbronnymi, Snyder zbrodnię
dokonaną na jeńcach radzieckich jesienią 1941 r. oraz zimą 1941/1942 r.,
a także wymordowanie polskich jeńców wojennych w ZSRR w 1940 r. traktuje, jak się wydaje słusznie, jak zbrodnie na ludności cywilnej. W książce nie
znajdziemy nowych faktów — autor nie badał archiwów, korzystał ze źródeł
opublikowanych i literatury. Przedstawił jednak całkiem nowe ujęcie znanej
problematyki oparte na doskonale, jak się wydawało, znanych faktach. Ujął
je w nowej, odmiennej od wcześniejszych badaczy, konfiguracji, łącząc wątki
do tej pory rozpatrywane przez historiografię oddzielnie.
Bardzo ważne jest wskazanie przez Snydera odmiennych rodzajów pamięci o II wojnie światowej, pojmowaniu zwycięstwa przez narody zachodniej i wschodniej części Europy. Dla tych ostatnich, jak słusznie — choć wcale
nie odkrywczo dla kręgu środkowoeuropejskiego — zauważa, wkroczenie
Armii Czerwonej nie zawsze oznaczało wyzwolenie.
Postawienie na tym samym poziomie zbrodni dokonywanych w imię ideologii przez dwa wrogie, ale działające według podobnych założeń, systemy
totalitarne, na dodatek na tym samym obszarze geograficznym, pozwala
lepiej ocenić zbrodniczość obu, ale przede wszystkim daje właściwe wyobrażenie o dotąd niewłaściwie ocenianym, przede wszystkim w literaturze
anglosaskiej, charakterze reżimu Józefa Stalina. Autor słusznie zauważa, że
system radziecki zabijał znacznie wcześniej i do rozpoczęcia II wojny światowej był bezdyskusyjnym liderem w eksterminacji ludzi (przede wszystkim
własnych obywateli) w imię celów ideologicznych. Zwraca także uwagę na
istotną różnicę, fakt iż nazizm — w odróżnieniu od komunizmu — zbrodni
dokonywał przede wszystkim na obywatelach innych państw, czy — ściślej
— nie Niemcach; komunizm zaś represje kierował przede wszystkim przeciwko własnym obywatelom.
Książka Snydera stanowi niezwykle obiektywne, w literaturze niepolskiej,
przedstawienie eksterminacji Polaków przez oba systemy totalitarne. Autor
122
Debaty historyczne
słusznie wskazuje, że polskość była jednym z kryteriów represji prowadzonych przez reżimy Stalina i Hitlera. Porusza nieznaną, poza polską literaturą
przedmiotu, kwestię antypolonizmu systemu stalinowskiego.
Najważniejszym adresatem tez Snydera winna być szeroka opinia publiczna Rosji. To tam jego twierdzenia mogą wywołać najgłębszy wstrząs
i stać się zaczynem pogłębionej dyskusji nad naturą radzieckiego komunizmu i faktycznymi rozmiarami popełnionych przezeń zbrodni oraz ich nieuchronnością w warunkach przyjętych założeń ideologicznych.
Należy też zwrócić uwagę na pewne mankamenty książki. Pierwszym jest
sztuczność granic „skrwawionych ziem”. Część etnicznej Rosji włączona została nieco na wyrost, tylko po to, by rozważaniami objąć Leningrad i ofiary
niemieckiego oblężenia tego miasta. Nie jest to, moim zdaniem, słuszne.
Ludność tego miasta, choć ginęła z głodu, wyczerpania i chorób, padła ofiarą
działań wojennych, a ofiary działań wojennych, jak zaznaczył autor, nie były
przedmiotem jego badań.
Pełne wyjaśnienie zamierzeń badawczych autora znajduje się dopiero
w końcu książki, nie zaś we wstępie. Dlatego czytelnik w pełni poznaje intencję pracy po zakończeniu lektury.
Snyder nadinterpretuje, moim zdaniem, oficjalne wypowiedzi prominentów nazistowskich, z Hitlerem na czele, na temat rozwiązania „kwestii żydowskiej” przed końcem 1941 r. Planowe mordowanie Żydów na zajmowanych
terenach ZSRR już latem 1941 r. świadczy, że eksterminacja była faktycznym celem nazizmu. Rozpatrywanie na serio wariantów „przesiedleńczych”
jest naiwne. Na przykład, kto miał wyżywić miliony Żydów europejskich na
Madagaskarze czy Syberii? Ich deportacja miała faktycznie na celu zagładę,
tylko innymi metodami — poprzez śmierć głodową.
Snyder wykazuje mniejszą kompetencję badawczą w problemach związanych z dziejami ZSRR. Popełniane przez niego błędy faktograficzne prowadzą do błędnych ocen. Na przykład zawyżenie ilości ofiar wielkiej czystki na
interesującym go obszarze. Również stwierdzenie, że w Biurze Politycznym
KC WKP(b) w czasie prowadzenia operacji „narodowościowych” przez NKWD
w czasie masowego terroru lat 30. nie było przedstawicieli represjonowanych
narodów jest niezgodne z prawdą. W BP zasiadał Polak Stanisław Kosior,
a dwóch Łotyszy było zastępcami członków tego organu. Z tego punktu widzenia sytuacja Żydów, w atmosferze powojennego antysemityzmu w ZSRR,
nie była nadzwyczajna.
Niewłaściwe, moim zdaniem, jest zlekceważenie przez Snydera tych
zbrodni, które zostały popełnione na „skrwawionych ziemiach” na bezbronnej ludności cywilnej, ale przez „miejscowych”. Mordy dokonywane na
Żydach w 1941 r. przez ludność polską (m.in. Jedwabne) oraz przez Ukraińców na ludności polskiej, przede wszystkim na Wołyniu, choć wspomniane,
123
Debaty historyczne
zostały — niesłusznie — zbagatelizowane. Doszło do nich w bardzo konkretnych okolicznościach stworzonych przez okupację niemiecką, często za
aprobatą, a nawet wręcz z inspiracji niemieckich władz okupacyjnych.
Brak konsekwencji badawczej. Partie pracy na temat przymusowych przesiedleń schyłkowej fazy wojny i okresu powojennego oraz stalinowskiego antysemityzmu nie wiążą się z tematem pracy, co autor sam w istocie przyznaje
w rozdziale „Liczby i terminy”. Wysiedlenia Niemców miały miejsce, w zdecydowanej większości, poza granicami „skrwawionych ziem”.
Violetta Julkowska
Granice autonomii pisarstwa historycznego
Książka Timothy’ego Snydera: Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem
a Stalinem jest publikacją ważną, nie tylko z powodu udanej próby całościowego ujęcia zbrodni dokonanych w latach 1933–1945 na trenie Europy
Środkowo-Wschodniej, ale także jako poszukiwanie formy pozwalającej na
dotarcie ze złożonym przekazem historycznym do czytelnika masowego.
Obecnie Europejski Dzień Pamięci wyznacza data wyzwolenia Auschwitz (27
stycznia), jako że pamięć o Holokauście stała się trwałym fundamentem pamięci zachodnioeuropejskiej. Książka Snydera stwarza szansę rozszerzenia
tego fundamentu przypomnieniem o dacie podpisania traktatu RibbentropMołotow (23 sierpnia), ale przede wszystkim ukazaniem jego konsekwencji
dla ludności Europy Środkowo-Wschodniej w sposób przejmujący i przekonujący dla odbiorcy zachodnioeuropejskiego.
Masowe środki komunikowania, zwłaszcza telewizja, narzucają obecnie
styl i formę prowadzonych debat o przeszłości. Historycy, świadomi utraty
swojej uprzywilejowanej dotąd pozycji zagwarantowanej dla akademickiej
historiografii oraz postępującego zjawiska demokratyzacji pamięci, starają
się nie pozostawać obojętnymi wobec nowych sposobów docierania do szerokiego kręgu odbiorców. Jedną ze strategii kompensujących pogłębiający się
dystans między naukową historiografią a literaturą o tematyce historycznej
są próby przenoszenia na grunt profesjonalnie tworzonej narracji historycznej stylu komunikowania się z odbiorcą charakterystycznego dla masmediów. Książka Snydera, mimo warsztatu właściwego dla pracy naukowej,
sięga po nowe standardy komunikowania, które pomagając w dotarciu do
masowego czytelnika, zbliżają ją do granicy pisarstwa historycznego. Sceptycyzm wobec takich zabiegów prowadzi do pytania o to, czy społeczny charakter misji tej książki, polegający na rozszerzeniu fundamentu europejskiej
pamięci historycznej o historię Europy Wschodniej, uzasadnia stosowanie
perswazyjnych środków przekazu do jakich przywykli czytelnicy, zwłaszcza
124
Debaty historyczne
zachodnioeuropejscy, na gruncie historiografii akademickiej? Osobne pytanie dotyczy dopuszczalnych granic działań komercyjnych podejmowanych
przez wydawnictwa dla pozyskania czytelnika masowego, w sytuacji zaniku
dystynkcji między wydawnictwami naukowymi i komercyjnymi.
Przyjrzyjmy się zabiegom komunikacyjnym zastosowanym w książce
Snydera. Pierwszy problem godny rozważenia to metaforyczny tytuł pracy:
„Skrwawione ziemie”, który urasta w rozdziałach wstępnych do kategorii historiograficznej wspomagającej porządek chronologiczno-logiczny wydarzeń
swoim odniesieniem czasowo-przestrzennym do rzeczywistego obszaru następujących po sobie okupacji i zbrodniczych działań okupantów. Kategoria ta jest wielokrotnie i celowo powtarzana, by w sposób trwały wpłynąć
na kształt wyobrażeń historycznych u czytelników. Dodatkowym efektem
wzmacniającym obecność tej tytułowej metafory w kolejnych rozdziałach
jest kilkanaście tematycznych map, które wizualizują wspomniany obszar.
Odnosi się jednak wrażenie sztuczności tej kategorii. Być może dlatego, że
jest to metafora semantycznie nietrafna, a przy tym budząca skojarzenia z literaturą komercyjną i jej zbanalizowaną estetyką przez co wydaje się groźna
jako przenikanie wpływu z obcego pola symbolicznego.
Odmiennie przedstawia się sprawa konstrukcji książki oraz jej narracji
historycznej, które przemyślane zostały jako przekaz o sporym ładunku poznawczym, a jednocześnie silnie perswazyjnym. W książce widoczne są dwa
porządki narracyjne: jeden logiczno-chronologiczny porządek wydarzeń
historycznych, drugi perswazyjny porządek budowania opowieści o tych
wydarzeniach w różnych planach. Pierwszy porządek skierowany jest do
czytelnika zainteresowanego historią, drugi do kogoś, kogo należy dopiero
historią zainteresować. Konstrukcja całości pracy, jak i jej poszczególnych
rozdziałów, przypomina swoim założeniem i rozmachem epicką opowieść,
której osią stała się historia zbrodni dokonanych w imię realizacji utopijnych
idei i planów, przez obu totalitarnych przywódców. Opowieść przyczynia
się do rozumienia historii i dlatego wybór takiej strategii można uznać za
sukces tej książki z punktu widzenia celu, jakim było dotarcie do czytelnika
masowego. Są jednak na poziomie komunikacyjnym narracji sygnały, które
niepokoją zbytnim zbliżeniem się do stylu języka mediów. Należą do nich:
schematyczne wyliczenia i podziały jako sposób porządkowania dużej liczby
informacji przekazywanej czytelnikowi, co z kolei prowadzi do konstruowania uproszczonych obrazów przeszłości. Podobnie strategia narracyjna polegająca na budowaniu paralelnej argumentacji obu totalitaryzmów, oparta
na wyszukiwaniu wątpliwych podobieństw, stosowana bez jednoczesnego
różnicowania i niuansowania informacji, grozi przekazem uproszczonym.
Pomimo tych krytycznych uwag sądzę jednak, że debata publiczna wokół
książki T. Grossa Sąsiedzi pokazała, iż konfrontacyjny charakter dyskusji nie
125
Debaty historyczne
daje szansy na tworzenie wieloperspektywicznego obrazu przeszłości, zdolnego przekonać większą część społeczeństwa. Dyskusje profesjonalistów,
choć owocne, często nie przebijają się przez gęsty filtr uprzednio argumentowanych sądów, osobistych wspomnień i uprzedzeń. Z tej perspektywy narracja przekonująca Snydera jest skuteczniejsza jako pośrednicząca w pracy
pamięci, niż ostry emocjonalny język Grossa, który prowadzi do odrzucenia
informacji i utwardzenia stanowisk.14
Maciej Bugajewski
Lista zmarłych, obraz życia
Czytelnik pracy Snydera, zwracający uwagę na jej formę narracyjną, może
mieć wrażenie, że jest to książka niezwykła. Odczucie to ma wartość poznawczą, gdyż rzeczywiście, moim zdaniem, mamy do czynienia z tekstem, który
jest nie tylko wypowiedzią historiograficzną, ale również czymś więcej. Żeby
zrozumieć ten tekst, trzeba go umieścić nie tylko w dziedzinie historiografii,
ale również odnaleźć dla niego miejsce w innych polach dyskursywnych.
Dla mojej lektury książki najważniejsze były słowa Anny Achmatowej
z Requiem, cytowane przez autora w przedmowie do pracy: I’d like to call
you all by name but the list has been removed and there is nowhere else to look
(Bloodlands, s. XV). Sens pracy badawczej i pisarskiej Snydera polega na
wytworzeniu dyskursu, który mógłby zastąpić nieistniejące listy zmarłych,
wypełnić po nich lukę. Jakby wypowiedzieć wszystkich zamordowanych,
każdego z osobna, a wszystko w celu naprawy, jakby rekolekcji historii.
Oczywiście, traktowane dosłownie, jest to zadanie niemożliwe do spełnienia. Nawet jeśli zasób źródeł pozwalałby na ustalenie wszystkich zabitych,
każdego indywidualnie i wszystkich razem, ograniczenia gatunkowe określające, jakim ma być tekst historiograficzny, uniemożliwiłyby wymienienie ich
wszystkich w książce. Monografia napisana przez historyka nie może składać
się z aneksu w postaci monstrualnej tabeli lub przyjąć struktury kartoteki.
Narracja nie może przybrać formy listy zmarłych. Ograniczenia podstawy
źródłowej i formalne wymusiły poszukiwanie innych środków wyrazu.
Odnajduję w tekście kilka procedur służących wymienieniu lub zastępczemu wymienieniu zmarłych. Pierwszą z nich jest rola, jaką pełnią podawane
14
Por. J. Jedlicki, Pola śmierci http://www.polityka.pl/historia/1512392,2,pola-smierci.
read (wejście:2011-12-15) oraz M. Czyżewski, Debata na temat Jedwabnego oraz spór o „politykę historyczną” z punktu widzenia analizy dyskursu publicznego, w: Pamięć i polityka historyczna. Doświadczenia Polski i jej sąsiadów, pod red. S.M. Nowinowskiego, J. Pomorskiego i R.
Stobieckiego, Łódź 2008, s. 117-140
126
Debaty historyczne
w niej liczby zabitych. Autor nasyca narrację liczbami, nie zaniedbuje żadnego wyliczenia, daje ponadto nieustannie do zrozumienia, że liczby, które
przedstawia nie pochodzą z szacunków, lecz że powstały poprzez zliczanie
zabitych, liczenie ich po kolei. Oczywiście, otrzymujemy również liczby oszacowane, jednak bardzo często pojawia się sugestia, że są to liczby powstałe
poprzez zliczanie poszczególnych ofiar. Nadaje to specyficzny status liczbom
— są one nie tylko informacją o skali zbrodni, lecz również zastępczym sposobem wypowiedzenia imion ofiar, jakby kolejno po sobie. Liczba nie jest tu
traktowana jako suma, tylko jako ciąg, jako szereg jedynek. Każda jedynka
zastępczo wypowiada niewypowiedziane imię konkretnej osoby.
Drugi sposób to tworzenie obrazów indywidualnego cierpienia osób znanych z imienia. Książka przepełniona jest przejmującymi narracyjnymi przybliżeniami momentu zadawania śmierci. Widzimy w nich zawsze konkretną
osobę, a nie abstrakcyjną procedurę zabijania. Lista umierających osób wyliczonych w książce przybliża i zastępuje niemożliwą do ustalenia lub wyrażenia listę wszystkich zabitych.
Trzeci sposób wiąże się z często stosowanym w tekście stylem narracyjnym polegającym na używaniu powtórzeń i wyliczeń. Jeśli oderwiemy formę
od treści, tzn. odrębnie zobaczymy to, że się wylicza, że się powtarza, a odrębnie to, co w danym miejscu wyliczane, będziemy mogli wysunąć przypuszczenie, że już sama forma służy realizacji zadania, jakim jest wyliczenie,
choćby zastępczo, wszystkich zmarłych. W narracji Snyder wciąż powtarza
to, co już powiedział, i wciąż stosuje strategię wyliczania jako sposób analizy i ekspozycji problematyki. Nie jest to błąd ani wada, nie jesteśmy też
tym jako czytelnicy znużeni. To wyliczanie, moim zdaniem, ma sens autonomiczny jako forma i jest sposobem zaznaczenia w tekście imion ofiar. Każde
powtórzenie, każda pozycja w liście wyliczeń to odpowiednik ofiary.
Po co to wszystko? Odpowiedź odnajdziemy, jeśli uwzględnimy założenia historiozoficzne narracji Snydera. Mówiąc najprościej, historiozofia,
na której oparty jest wykład Bloodlands, budowana jest, jak mi się wydaje,
wokół następujących opozycji pojęciowych: człowieczeństwo/to, co nieludzkie; system totalitarny/świat nietotalitarny; historia/to, co ahistoryczne;
wolność/przymus; to, co zrozumiałe/to, co niepojęte. Autor łączy historyczność z pojęciem świata nietotalitarnego, totalitaryzm wiąże natomiast z pozahistorycznością. Otóż realizujemy swoje człowieczeństwo wówczas, gdy
mamy możliwość dokonywania wyborów wartości, wówczas nasz świat nie
jest światem totalitarnym, wówczas żyjemy w historii, a nasze życie może
podlegać rozumieniu, gdyż jego rdzeniem jest dokonywanie wyborów aksjologicznych. Inaczej jest w systemie totalitarnym: człowiek jest pozbawiony
wyboru, wypychany tym samym z historii, często doprowadzony do stanu
127
Debaty historyczne
nagości, zabijany. Przestaje być człowiekiem, jest lokowany w sferze tego, co
niepojęte.
Te założenia historiozoficzne są ważne, bo dzięki nim dowiadujemy się,
po co robić listę zmarłych. Wydaje się, że Snyderowi chodzi o naprawę historii.
Użyłem wcześniej terminu „rekolekcje”. W rekolekcjach chodzi o odzyskanie
utraconej integralności. System totalitarny uniemożliwia realizację człowieczeństwa, niszczy integralność wspólnoty ludzkiej. Książka Snydera jest zatem historią zmarłych, pisaną z perspektywy ludzkiej (human) geografii ofiar
(s. XVIII), jednak ma służyć przede wszystkim poprawie losu żywych.
W jaki sposób? Dzięki wypracowaniu wspierającego nas obrazu naszych
zmarłych. Być może się mylę, ale sądzę, że dla Snydera tym pomyślnym, potrzebnym obrazem zmarłych nie byłby po prostu ten, który powstaje poprzez
wyliczenie lub wyliczenie zastępcze zabitych. Lekcją dla nas nie miałaby być
ich śmierć, tylko życie. Potrzebne są zatem dodatkowe badania historiograficzne lub praca pisarska, które wychodząc od śmierci naszych poprzedników wytworzą obraz ich życia. Książka wskazuje na potrzebę tej dodatkowej
pracy interpretacyjnej i dopiero jej rezultat, jako przyswojony, mógłby pełniej przyczyniać się do naprawy historii. W pierwszej kolejności w sferze
symbolicznej — pozbawieni człowieczeństwa i zabici odzyskaliby je dzięki
naszej pracy interpretacyjnej, byliby jakby ponownie włączeni do wspólnoty
historycznej. W drugim planie — w sferze realnej historii — przekształcony
obraz zmarłych pomaga realizować człowieczeństwo w dzisiejszej historii.
Uczy życie ważnych dla nas, a nie ich śmierć. Historia śmierci miałaby służyć
przemianie losu żywych.
Kończąc przedstawianie uwag o książce, chciałbym jeszcze wskazać na
dwie wątpliwości czy raczej niejasności. Po pierwsze, nie jestem pewien,
jak autor rozumie status obrazów pokazujących sytuację osoby podlegającej uśmierceniu. Jeśli ten stan polega na usunięciu z historii, a tym samym
na usunięciu ze sfery tego, co pojmowalne, to czym jest obraz tego stanu,
czy zrozumiałość jaką oferuje jest prawdą czy fikcją? Druga wątpliwość dotyczy usytuowania problemu odpowiedzialności w książce. Czytając ją miałem wrażenie, że wspaniałomyślność autora i jego delikatność w tak wielkiej
mierze obejmuje również sprawców, że prawdziwie odpowiedzialnymi w niej
są Hitler i Stalin, a inni — po obu stronach zadawania śmierci — to ofiary.
Autor wielokrotnie uświadamia np. jak bardzo bezpośredni sprawcy byli pozbawieni wyboru albo, że mieli tylko wybór, na rzecz kogo będą zabijać. Jego
szczegółowe rozważania są bardzo przekonujące, jednak zastanawiam się,
czy jest tak również z całością przesłania odnośnie do problemu odpowiedzialności.
128
Debaty historyczne
Jakub Wojtkowiak
Tytuł pracy, choć zapewne wybrany również z powodów komercyjnych, nie
budzi, sprzeciwu, choć większość ofiar na „skrwawionych ziemiach” nie padła od kul czy ostrzy, czyli nie zrosiła ziemi swą krwią. Zbrodnia kojarzy
się z przelewem krwi i tytuł nie jest nadużyciem. Można sobie, co prawda,
wyobrazić, że Snyder nazwał swą książkę „Cmentarz czternastu milionów”,
tylko po co? Tytuł ma przyciągnąć czytelnika, również spoza kręgu profesjonalistów. Podobne zabiegi, na mniejszą lub większą skalę, są stosowane
przez większość z nas, historyków.
Czy Snyder jest wspaniałomyślny dla sprawców? Sądzę, że nie. Stara się
wytłumaczyć, wyjaśnić, w jakich okolicznościach ludzie popełniali zbrodnie.
Nie oznacza to przecież ich usprawiedliwienia, pozwala jedynie lepiej dziś
zrozumieć wydarzenia i postawy dla nas niewyobrażalne. Przedstawia okoliczności, które wpływały na zachowania ludzi, lecz to, że np. wielu Niemców,
z powodów rasistowskich przekonań, nie widziało w Żydach i Słowianach
(komunistach itp.) ludzi, nie oznacza akceptacji dla zbrodni. Więcej — daje
lepsze wyobrażenie o potworności obu systemów totalitarnych, które swych
zwolenników popchnęły do zbrodni popełnianych z przekonaniem. Przedstawienie tego elementu jest, tak naprawdę, przestrogą.
Violetta Julkowska
Chciałabym się odnieść do słów Macieja, ale traktuję to jako ich uzupełnienie.
Mianowicie mówiąc o tym, że ta książka ma dwa porządki, nie myślę o tym, że
jest ona „sklejona” z dwóch różnych historii. Raczej myślę o tym, że ona ma
różne poziomy odbioru przeznaczone dla różnych adresatów. Jest tu próba
połączenia historii ze wspomnieniami lub historii i pamięci. Problem, który
zawsze pojawia się w związku z pamięcią, to postrzeganie przeszłości przez
pryzmat uprzedzeń, ugruntowanych sądów i osobistych wspomnień. Snyder podejmuje się rzeczy trudnej, próbując połączyć obie te rzeczy w całość.
Nie tracąc z oczu historii ubiera ją we wspomnienia. To połączenie uspójnia
narrację, sprzyjając rozumieniu treści historycznych, które paralelnie odsłaniają mechanizm zbrodni Stalina i Hitlera, oraz treści etycznych związanych
z obowiązkiem upamiętnienia ofiar, jaki spoczywa na żyjących.
Dzięki temu zabiegowi powstaje spójna narracja, pomimo zastosowania
podwójnej perspektywy wewnątrz tekstu. Z jednej strony przekazany zostaje
czytelnikowi ogrom materiału zdarzeniowego, zapowiedziany rzeczowo
w podtytule: Europa między Hitlerem a Stalinem oraz we wstępie (Hitler
i Stalin), który w jedenastu rozdziałach powiązany został relacjami przyczynowo-skutkowymi i zakończony rzeczowym podsumowaniem (Liczby i terminy). To ujęcie ma charakter globalny, podobnie jak towarzyszące mu dane
129
Debaty historyczne
liczbowe i skala opisanej zbrodni. Ale to nie jedyna perspektywa. Równolegle pojawia się drugie ujęcie, które operuje skalą mikro, właściwą opowieści
o konkretnych osobach. Rozpoczyna je przedmowa (Europa), przywołująca
konkretne głosy ofiar. Czytelnik z początku zagubiony jest w polifonii głosów i nie rozumie ich znaczenia. Rozpozna je później, gdy powrócą w kolejnych rozdziałach jako mikroopowieści o tych osobach, wplecione w wielką
historię zbrodni. Ta przemienność perspektyw widzenia zdarzeń raz w skali
makro, a raz w mikro oswaja czytelnika z istotną myślą, którą pojawi się na
zakończenie w etycznym przesłaniu autora — Człowieczeństwo — że historia
potrafi połączyć w swej narracji „w jedno liczby ze wspomnieniami”, niwelując prywatność wspomnień i zapewniając rzetelność danych liczbowych
w miejsce rywalizacji o skalę ofiar. Autor zachęca do refleksji nad istotnym
powodem pamiętania o wyrządzonej zbrodni oraz „konieczności wyliczania
z osobna każdej ofiary jako człowieka”, co zawiera się w formule „czternaście
milionów razy jeden”.
Maciej Bugajewski
Książka Snydera jest wspaniałym rozwinięciem znanych, cytowanych przez
autora, słów Marii Janion o podążaniu do Europy razem z naszymi zmarłymi.
Rozwinięcie jest dwojakie i dotyczy tego, jakim miałby być obraz naszych
zmarłych. Chodzi najpierw o to, by to nie był obraz ich śmierci lub obraz
ich jako pośmiertnych fantomów. Mielibyśmy odtworzyć lub wyobrazić sobie
ich życie i takich zachować w pamięci, o czym mówiłem wcześniej. Drugie
rozwinięcie dotyczy tego, kto miałby zostać uznany za „naszego” zmarłego,
z kim mielibyśmy budować tego typu więź. Dla tego zagadnienia ważne są
rozważania Snydera, szczególnie zamieszczone w „konkluzjach”, w których
analizuje on nadużycia związane z identyfikacją współczesnych z ofiarami
historii oraz ze zwykłą skłonnością do odmawiania związku ze sprawcami
i widzami zbrodni. Może się mylę, ale chyba w świetle książki trzeba uznać,
że „naszymi” zmarłymi są i ci, i ci. Jeśli tak jest, okazuje się, że „nasi” zmarli
nie są, jak dotąd, nam bliscy. Dopiero trzeba ich takimi uczynić. Obraz naszych zmarłych pozostaje wciąż do opracowania.
Debata otwarta i głosy z sali
Andrzej Słomiński — student historii
W jednej z wypowiedzi padło stwierdzenie, że komunizm w największym
stopniu dotyczył własnego społeczeństwa i to ono padło jego ofiarą w pierw130
Debaty historyczne
szej kolejności oraz, że naziści tylko w niewielkim stopniu eksterminowali
własnych obywateli. Jak jednak rozumieć w tym kontekście fakt, że ofiarami
reżimu byli też niemieccy Żydzi, że naziści likwidowali na terenie Rzeszy np.
osoby chore psychicznie, homoseksualistów.
Stanisław Jankowiak
Trudno jest porównywać oba reżimy pod względem polityki wewnętrznej,
bowiem w tym względzie są zupełnie różne. Choć oba prześladowały swych
przeciwników wewnętrznych, trzeba zwrócić uwagę, jaka jest skala tego zjawiska. Autor najpierw udowadnia, że na terenie Rzeszy mieszkało sto czterdzieści kilka tysięcy Żydów i w dodatku, że to nie są ofiary Holokaustu. Ci
Żydzi, którzy mieszkali na terenie rdzennej Rzeszy to nie są ofiary Holokaustu. To dotyczy głównie osób spoza Rzeszy. Oczywiście w pewnym stopniu
ten reżim kierował się przeciwko Niemcom, tym, którzy nie zgadzali się
z taką wykładnią tego systemu. Dlatego pytam o skalę zjawiska. Jeśli ofiary
stalinizmu liczymy od 80 do 140 mln, myślę o okresie 1917–1989, bo takie
są rozbieżności mniej więcej przy podsumowywaniu skali tego terroru, to
porównanie w tym kontekście z Niemcami hitlerowskimi pokazuje, że przy
zachowaniu odpowiednich proporcji, tam w ogóle nie było terroru wewnętrznego.
Jakub Wojtkowiak
Jak słusznie zauważa Snyder, do 1939 r. Hitler zabił około 10 tys. ludzi. To
jest skromna liczba, wziąwszy pod uwagę ofiary własne komunizmu.
Stanisław Jankowiak
Oczywiście 10 tys. to strasznie dużo z ludzkiego punktu widzenia i nie da się
jednak tego tak zestawić.
Marek Figura
Instytut Wschodni UAM, historyk
Książka Snydera budzi duży szacunek ze względu na horyzonty badawcze
i opanowanie literatury przedmiotu przez autora, bo niełatwo jest znaleźć
kogoś, kto by potrafił tak udanie posłużyć się tyloma publikacjami i źródłami.
Mam jednak kilka uwag i komentarzy.
Wydaje mi się, nie wchodząc tak głęboko w istotę człowieczeństwa, jak
uczynił to Maciej Bugajewski, że perspektywa Snydera, jest skutkiem pewnego ważnego zabiegu, a mianowicie wprowadzenia do narracji różnych
131
Debaty historyczne
często konkurencyjnych rodzajów pamięci. Bardzo często pamięć ta, zwłaszcza dotycząca martyrologii Białorusinów, Ukraińców, Polaków, Żydów ofiar
Holokaustu, jest spolaryzowana, a Snyder robi coś takiego, próbuje, bo nie
zawsze mu się to udaje, pogodzić martyrologię polską, ukraińską, białoruską, ofiar Holokaustu itd., na ogół pracujących w świadomości społecznej na
zasadzie wyłączności.
Chciałbym też podkreślić inną ważną sprawę. Otóż przyjmując, że u praźródła opisywanej przez Snydera tragedii leżą konsekwencje I wojny światowej, chciałbym zwrócić uwagę na to, czego w książce Snydera trochę mi
zabrakło, co jest w niej zaledwie zasugerowane poprzez zamieszczenie map.
Otóż mam tu myśli mapy okupacji niemieckiej z I wojny światowej, które
Snyder analizuje, wskazując na terytorialny zakres opisywanej przez niego
historii, gdzie jednak pomija wątek Besarabii z terenami dzisiejszej Bułgarii, Bukowiny itd., a gdzie także miały miejsce masowe zbrodnie. Oczywiście
trudno wymagać od Snydera, aby rozwijał wszystkie wątki, bo i tak książka
przedstawia ogromnie skomplikowaną problematykę.
Z kolei, gdy mowa jest o wybranych przez autora cezurach czasowych
książki, czyli latach 1933–1945, to w moim przekonaniu dużo bardziej przekonujące byłoby poddanie analizie okresu 1914–1945, tak jak to postulował
np. Jarosław Hrycak, pisząc o wielkiej wojnie trzydziestoletniej, która zaczyna się jego zdaniem na Ukrainie w 1914 r. i kończy w roku 1945, a może
nawet 1947.
Kolejna kwestia, a właściwie pytanie dotyczy ofiar „skrawionych ziem”.
Otóż, czy u Snydera wszystkie ofiary tych ziem, to są ofiary zamordowane na
tych dokładnie ziemiach, czy także ludzie, którzy tu żyli, a zginęli poza granicami tego obszaru? Zwłaszcza w kontekście analizy terroru stalinowskiego,
dowiadujemy się mało na temat tego, co działo się poza tymi obszarami, na
Syberii chociażby.
I jeszcze jedna uwaga, bo tutaj cały czas intryguje mnie zakres terytorialny, jak wydzielić te obszary, zwłaszcza w odniesieniu do lat 30. XX w.,
gdy wielki głód przekracza granice etnicznej Ukrainy, gdy dotyczy także np.
Kazachstanu, dziesiątkując tamtejszą populację.
I kolejne pytanie, o okres 1917–1921, kiedy także miały miejsce masowe zbrodnie na ludności cywilnej, prześladowania Żydów czy likwidacja
przeciwników nowej władzy nie tylko na terenie Ukrainy, ale także dalej. Co
z tymi ofiarami?
I pytanie ostatnie, a mianowicie, co z ofiarami powojennego głodu z lat
1945–1946, który objął Ukrainę i Mołdawię?
132
Debaty historyczne
Jakub Wojtkowiak
Marku, czytając ostatnie rozdziały książki Snydera, dowiadujesz się dokładnie, o co autorowi chodziło, bo on bardzo precyzyjnie określa, że chodziło
o ofiary, które padły na tych ziemiach. Dokładnie na Ukrainie i nie interesują
go ci, którzy zginęli na Syberii. Nie są to też ofiary świadomej polityki eksterminacyjnej, a ofiary Gułagu.
Z kolei faktem jest, że Snyder łączy różne rodzaje pamięci, ale dokonał
też pewnego zabiegu, a mianowicie pominął te rodzaje pamięci, które dzielą
wymienione przez ciebie ofiary. Pominął świadomie zbrodnie popełniane
przez, nazwijmy ich, „miejscowych”. Nie mówi np. o zbrodniach dokonanych
na Wołyniu i o tych popełnionych na Żydach w okolicach Łomży czy Białegostoku. Interesują go dokładnie zbrodnie tych dwóch reżimów. Tymczasem
chciałbym podkreślić, że do zbrodni tych mogło dojść tylko w ramach tych
reżimów, a często z inspiracji okupantów i za ich przyzwoleniem. Z kolei pominięcie tych kwestii posłużyło Snyderowi uzgodnieniu pamięci ofiar wojny,
co sprawia wrażenie, że „mówią” one do nas jednym głosem.
Yauheni Boika — student historii
Chciałbym podzielić się dwiema uwagami.
Pierwsza uwaga. Timothy Snyder w przedmowie zwraca uwagę na zasięg
i sposób dokonanych zbrodni przez dwa reżimy autorytarne. Racjonalność,
bezwzględność, dokładność, z jakimi zabijali naziści, a także ilość ofiar, miały
zrobić takie wrażenie, którego nie da się pojąć w ramach historii. Zbrodnia
ta miała jakby wykroczyć poza wszystkie tłumaczenia, stać się wręcz nie do
opisania przez historyków. Do tego dążył sam Hitler, mówiąc że „wola triumfuje nad faktami”.
Z kolei Stalin uważał terror za konieczny środek dla zniesienia przeszkód
w drodze do całkowitego zwycięstwa rewolucji i stworzenia państwa komunistycznego; w ten sposób tłumaczył terror sam Stalin i tak też rozumieją to
zjawisko niektórzy dziś.
Snyder obrał za cel obalenie właśnie tych poglądów, które stosowane
były przez samych tyranów. Z pewnością mogę stwierdzić, że autor dopiął
celu. Dzięki Snyderowi hitlerowskie zbrodnie stają się możliwe do zrozumienia, dają się ująć w dziejopisarstwie historycznym. Historyk ten obala tezę
dotyczącą konieczności terroru stalinowskiego dla rozwoju państwa i społeczeństwa radzieckiego — przedstawia ten terror jako bezsensowną, niepodlegającą żadnemu usprawiedliwieniu ZBRODNIĘ.
Druga uwaga dotyczy terminu „skrwawione ziemie”. Uważam, że tereny,
które zostały nazwane przez Snydera „skrwawionymi ziemiami” mają ważną
wspólną cechę. To właśnie na tych ziemiach znajdowały się nie tak dawno
133
Debaty historyczne
stworzone państwa narodowe, które różniły się od Rosjan i Niemców etnicznie oraz kulturalnie. Totalitaryzm odrzuca wszelką różnorodność i zawsze
dąży do ujednolicenia kulturalnego. Dlatego termin „skrawione ziemie” uważam za właściwy.
Romuald Rydz
Instytut Historii UAM, historyk kultury
Podobnie jak prelegenci oraz wcześniejsi przedmówcy nie mogę nie docenić
wysiłku Timothy’ego Snydera, który w sposób nowatorski zrekonstruował
i zaprezentował dzieje „skrwawionych ziem” pod władzą dwóch totalitarnych reżimów. Poza wieloma obecnymi w jego pracy zagadnieniami, na które
wskazali prelegenci moją uwagę szczególnie zwróciły dwie kwestie.
Nie wiem, czy zgodzicie się ze mną Państwo ale moim zdaniem Snyder
uważa, iż podstawową przesłanką polityki Niemiec hitlerowskich po 1933 r.
było dążenie do zbudowania imperium, na którym rozwijałaby się niemiecka
kolonizacja. Zasadniczą częścią owego imperium na Wschodzie miały być tereny „skrwawionych ziem”. Właściwa realizacja owych zamierzeń rozpoczęła
się wraz z agresją niemiecką na ZSRR. Kolejnym krokiem miało być wdrożenie w życie planu „Wschód”, zakładającego depopulizację opanowanych przez
siły niemieckie obszarów. Jedną z metod prowadzącą do osiągnięcia założeń
planu „Wschód” miał być sztucznie wywołany głód, który w przeciwieństwie
do głodu na Ukrainie w latach 30., w pierwszej kolejności dotknąłby mieszkańców wielkich miast.
Tego rodzaju wizja zamierzeń niemieckich wydaje się, że umożliwiła
Snyderowi dokonanie zrównania ofiar terroru hitlerowskiego niezależnie od
ich pochodzenia narodowego (w szczególności w odniesieniu do pierwszych
miesięcy okupacji niemieckiej).
Jeśli chodzi o decyzje Hitlera dotyczącą eksterminacji ludności żydowskiej, to wydaje się, że Snyder wiąże ją z sytuacją militarno-polityczną na
Wschodzie. Jego zdaniem, Hitler postrzegał Rosję sowiecką jako państwo
bolszewickie i żydowskie. Dlatego zwycięstwo nad ZSRR miało oznaczać
zniszczenie obu przeciwników. W sytuacji, gdy na początku 1942 r. sukces
na Wschodzie wymykał się Hitlerowi, miał on, jeśli poprawnie odczytuję intencję Snydera, zdecydować o ostatecznej likwidacji Żydów i tym samym „odnieść zwycięstwo” nad jednym z wrogów.
Na koniec chciałbym odnieść się do wątpliwości, jakie budzi włączenie
Leningradu do historii „skrwawionych ziem”. Sądzę, że Snyder uczynił tak,
ponieważ głód panujący w oblężonym mieście zgodny był z niemieckimi intencjami ujętymi w planie „Wschód”.
134
Debaty historyczne
Maciej Dorna
Instytut Historii UAM, źródłoznawca, mediewista
W nawiązaniu do głosu na temat tytułu książki Syndera chciałbym powiedzieć, że mnie ten tytuł bardzo się podoba, gdyż użyta w nim metafora jest
bardzo nośna i adekwatna do przedmiotu narracji. Chcę też zwrócić uwagę
na niezwykle moim zdaniem ważny podtytuł książki, za pomocą którego autor, by tak rzec, zeuropeizował doświadczenie zbrodni Hitlera i Stalina popełnionych na narodach środkowej i wschodniej Europy. Jest to niezwykle
cenne w sytuacji, gdy w optyce przeciętnego mieszkańca zachodniej Europy
czy USA Europa kończy się na Odrze, a w najlepszym razie na Wiśle.
Druga uwaga wiąże się ze sposobem potraktowania przez Snydera Holokaustu. Otóż Autor wpisał Zagładę Żydów w szerszy historyczny kontekst
i zabieg ten należy ocenić bardzo pozytywnie, gdyż narracja na temat Holokaustu żyje od dłuższego czasu własnym życiem i staje się coraz bardziej
ahistoryczna. Z drugiej strony pojawia się jednak niebezpieczeństwo relatywizacji Holokaustu. Otóż masowe zbrodnie można moim zdaniem rozpatrywać w dwóch aspektach: liczbowym i jakościowym. Jeśli chodzi o pierwszy
z nich, to postawienie Holokaustu na jednym poziomie z innymi zbrodniami
popełnionymi na „skrwawionych ziemiach” jest uzasadnione. Pod względem
jakościowym Holokaust jest jednak moim zdaniem wyjątkowym fenomenem
jako realizowany z żelazną konsekwencją projekt eksterminacji całego narodu, włącznie z jego najmłodszymi i najbardziej bezbronnymi członkami.
Projekt oparty na całkowitym odczłowieczeniu Żyda, uznaniu go za istotę
gorszą, za pasożyta podobnego szczurom. Po stronie sowieckiej czegoś takiego nie dostrzegam, tego planowego mordowania dzieci itp.
Maciej Bugajewski
Chciałbym odnieść się do pierwszej części wypowiedzi p. dr. Dorny. Nie jestem przekonany o trafności polskiej wersji tytułu książki. Jego zaletą jest
utrzymanie pojęcia krwi zawartego w angielskim „Bloodlands”. Jednak zgłoszę dwa argumenty przeciwko trafności wyrażenia „skrwawione ziemie”. Po
pierwsze, Snyder wykroił na mapie zwarte terytorium — krainę zmarłych,
jakby cmentarz. Tę intencję realizuje „-lands” w „Blodlands”, a jak mi się
wydaje, mogę się mylić, polskie słowo „ziemie” nie wprowadza wyobrażenia
zwartego terytorium. Snyder nakłada mapę z zakresu geografii śmierci na
uprzednie podziały geografii fizycznej i politycznej. Drugi argument podnosi, że wyobrażenie skrwawienia nie oddaje treści książki. Krwi w niej jest
niewiele. Pamiętam teraz trzy takie miejsca: w jednej ze scen dokonujący eg-
135
Debaty historyczne
zekucji w budynku noszą fartuchy na mundurach, by się nie ubrudzić krwią;
w innej scenie głowy zwłok wywożonych na ciężarówce są owijane w szmaty
czy płaszcze, by skrzynia samochodu pozostała czysta; w innej głodne dzieci
piją krew z ran najmłodszego. Jednak nie tego typu obrazy dominują. Wielu
ginie od głodu. Widzimy ich twarze i brzuchy. Krwi w książce jest niewiele.
Jest za to np. sporo „obrazów” ciszy lub widoków opuszczonego krajobrazu.
Violetta Julkowska
Odniosę się jeszcze do tytułu. Zgadzam się z tym, co powiedział Maciej. Semantycznie „skrwawione ziemie” odnoszą się do 14 mln ofiar, przy czym
należy zwrócić uwagę, że ogromna większość spośród tych osób zmarła lub
zginęła na skutek głodu, zagazowania, całopalenia, zamarznięcia, wyczerpania fizycznego morderczą pracą i wycieńczenia chorobami. Tutaj nie ma krwi
dosłownie. Objęcie ich wspólnym sugestywnym obrazem ziemi spływającej
krwią ofiar wydaje się zatem chybione. Wypowiedź Snydera, zwracającego się
z podziękowaniem do Steve’a Wassermana z agencji Kneerim and Williams
za: „pomoc w wymyśleniu tytułu”, traktuję jako niedwuznaczne wskazanie
na komercyjny podtekst tego zabiegu.
Nawiązując do pytania o to, co łączy oba reżimy, otóż Snyder pisze wyraźnie, że łączy je pewna utopia. Stalinowska, internacjonalna i hitlerowska,
narodowa związana z przestrzenią życiową dla Niemców. „Skrwawione ziemie” są w obu tych utopiach ich spełnieniem. To tutaj te utopie się spotykają.
To jest właśnie Europa między Stalinem i Hitlerem.
Jakub Wojtkowiak
Nawiązując do głosu p. Macieja Dorny. Powiedział Pan, że nie ma dzieci wśród
ofiar zbrodni Stalina. Wspomnę tylko ofiary Hołodomoru, około 1/3 z nich
to dzieci. To one były pierwszymi ofiarami kanibalizmu, o czym Snyder także
przecież pisze.
Maciej Dorna
À propos mordowania dzieci. Może nie dość wyraźnie podkreśliłem, że chodziło mi o ich planowe zabijanie.
Sebastian Trawiński — student historii
Na początku warto zadać sobie pytanie, czy potrzebna nam jest kolejna
książka dla wąskiego grona profesorów i studentów historii?
Chciałbym zwrócić uwagę, że książka Syndera skierowana jest przede
wszystkim nie do badaczy historii, ale do szerokiego grona osób, które in136
Debaty historyczne
teresują się historią, historyków — amatorów, którzy lubią czytać książki
i chcą dowiedzieć się czegoś więcej na temat zbrodni dokonanych na terenie
Polski, Białorusi, Litwy, itd. Uważam, że spełnia ona swoje zadanie. Nawet jeśli przyjmiemy, że Polacy, którzy akurat interesują się historią i wiedzą o niej
dużo… Jeśli nawet oni sięgną do Syndera, to i tak dowiedzą się z niej rzeczy
nowych, nawet jeśli przeczytają także o wydarzeniach, które są dla nich oczywiste, ale zarazem nowe poprzez sposób ich ujęcia.
Druga kwestia dotyczy tytułu książki. Moim zdaniem, ze względu na fakt,
że książka dotyczy szerokiego grona odbiorców, zaproponowany przez Syndera tytuł jest słuszny. Czy ktoś, kto idzie do księgarni kupi książkę, w której
będzie po raz kolejny napisane „Zbrodnie Stalina i Hitlera…” czy „Nazistowskie
zbrodnie na terenach Europy w latach 1933–1945...”, czy jednak zwróci uwagę
na książkę, której tytuł przykuwa uwagę. W tym drugim przypadku tytuł odsyła do książki, skłania, aby ją przeczytać. Zamieszczona bibliografia pozwala
uszczegółowić fragmenty, które okażą się ciekawe dla bardziej dociekliwych
badaczy. Ponadto jedna taka książka potrafi czasem bardziej rozpowszechnić
daną problematykę niż lata intensywnych badań i debat naukowych.
Jest jeszcze sprawa podtytułu książki, bo tutaj rzeczywiście widzę pewne
uproszczenie, „Europa między Stalinem i Hitlerem”, a to dlatego, że przynajmniej reżim stalinowski wykracza poza czas, gdy Stalin był u władzy. Jak
można porównać reżim, który trwał kilkanaście lat i reżim, który trwał ponad pół wieku…
Violetta Julkowska
Właśnie ku temu zmierzała moja wypowiedź, aby pokazać także komercyjny
wymiar książki Syndera. Tytuł książki działa tu jak wzmocnienie, coś, co dotyka potencjalnego czytelnika. Tak naprawdę jednak to język ma sprawić, że
sięgniemy po tę książkę. Proszę zwrócić uwagę, że w książce nie ma ani jednej
fotografii. Co to znaczy? Tekst jest tu tak egzystencjalnie nasycony, tak sugestywny, że nie potrzebujemy zdjęć, aby czytać obrazami.
W kwestii podtytułu, Snyder pisze w początkowym rozdziale, że jest to
opowieść. Co to znaczy? Jest to epopeja śmierci na tamtych ziemiach. I choć
zasadniczo dotyczy ona lat 1939–1945, to Snyder wykracza poza te granice
czasowe, snuje opowieść, cofając się i wybiegając poza wyznaczone tytułem
granice, kreśli tło, tworzy epicką opowieść. I to ta epickość pozwala poruszyć
tak wiele spraw i problemów.
Jakub Wojtkowiak
Odnosząc się do kontrowersji związanej z podtytułem książki i w związku
z czasem trwania obu reżimów. Po II wojnie światowe, Stalin nie zabijał już
137
Debaty historyczne
na tak masową skalę, a jego następcy niemal całkowicie zrezygnowali z tej
formy represji.
Marek Figura
Pozostaje kwestia głodu w latach 1945–1947, o którą pytałem uprzednio.
Także pozwalam sobie na pewne dopowiedzenie, mówiąc o Besarabii, miałem na myśli zwłaszcza stalinowskie represje, które dotknęły różne kategorie
ludności Besarabii po jej aneksji przez ZSRR w 1940 r.
Jakub Wojtkowiak
Marku, jedno uściślenie. Głód na Ukrainie w latach 30. XX w. był sztucznie
wywołany. Głód powojenny był niejako naturalną konsekwencją wojny. To
jednak dwie różne sprawy, choć skutek ten sam.
Podsumowanie
Mariusz Menz
Dyskusja pokazała, że na książkę Timohy’ego Snydera można spojrzeć z różnych perspektyw i różnie ją interpretować oraz oceniać. Dziękując wszystkim, a szczególnie panelistom, za przyjęcie zaproszenia i udział w debacie,
pozwolę sobie na krótkie jej podsumowanie. Dla klarowności wywodu uczynię to z trzech punktów widzenia.
Na początek perspektywa faktograficzna. Skupili się na niej przede
wszystkim Stanisław Jankowiak i Jakub Wojtkowiak. To oczywiste, gdyż
obaj specjalizują się odpowiednio w badaniach najnowszej historii Polski,
Europy i Rosji, a ich kompetencje pozwalają na krytyczne spojrzenie na bazę
faktograficzno-źródłową pracy amerykańskiego historyka. Z tej perspektywy — w zgodnej opinii Jankowiaka i Wojtkowiaka — Skrwawione ziemie
nie wykraczają poza horyzont wiedzy dobrze nam znanej. Nie ma więc w tej
książce zaskakujących faktów ani nieznanych źródeł, wyjąwszy relacje osobiste, wspomnienia świadków przeszłości. Autor oparł się w przeważającym
stopniu na publikowanej literaturze przedmiotu (trzeba przyznać, że ogromnej), natomiast tylko incydentalnie odwoływał się do źródeł archiwalnych.
Nie jest to jednak zarzut, gdyż szerokie pole widzenia, jakie przyjął, jak najbardziej usprawiedliwia takie postępowanie. Obydwaj historycy są zgodni, że
pomimo takiej procedury badawczej, wartość poznawcza omawianej książki
jest jednak duża. Przesądza o tym integralne potraktowanie problematyki
masowych zbrodni dokonywanych na „skrwawionych ziemiach” przez oba
138
Debaty historyczne
reżimy totalitarne w latach 1933–1945. Nowatorskie jest zatem łączne potraktowanie problemów, które do tej pory (zwłaszcza w literaturze anglosaskiej) były rozpatrywane oddzielnie.
Jankowiak i Wojtkowiak są też zgodni co do tego, że autor w poszukiwaniu analogii między dwoma totalitaryzmami w kilku przypadkach dopuścił się nadinterpretacji faktów. Przykładem może być błędne, ich zdaniem,
porównanie wielkiego głodu na Ukrainie z oblężeniem Leningradu. W tym
drugim wypadku celem Niemców było bowiem zdobycie miasta, a nie realizacja założonego wcześniej planu głodowej eksterminacji jego mieszkańców.
Wojtkowiak twierdzi nawet, że Snyder celowo włączył w obszar „skrwawionych ziem” część etnicznej Rosji, aby móc posłużyć się w narracji przykładem
głodującego Leningradu. Gdyby tak było rzeczywiście, oznaczałoby, że Snyder — delikatnie mówiąc — podporządkował fakty z góry przyjętej tezie.
Druga perspektywa, z której rozpatrywana była książka Snydera, to
analiza przyjętej przez niego strategii narracyjnej. Szczególny nacisk na ten
punkt widzenia położyła Violetta Julkowska. I w tym przypadku nie może
to dziwić. Julkowska jest bowiem badaczką historii historiografii i zajmuje
się analizą sposobów konstruowania narracji historycznych. Doceniła walory
językowe książki Snydera i uznała ją za udaną próbę znalezienia formy opowieści, która jest zrozumiała dla czytelnika masowego. Julkowska ma jednak
wątpliwości, czy Snyder nie skupił się nazbyt na technikach docierania do
takiego właśnie czytelnika i czy nie uczynił tego kosztem rzetelności badawczej. Jej zdaniem, ceną przyjęcia takiej właśnie metody, która posłużyła celom komercyjnym — sprzedaniu opowieści jak najszerszej grupie odbiorców
— było niebezpieczne zbliżenie się przez Snydera do granicy pisarstwa historycznego. Violetta Julkowska jest bowiem zdania, że podporządkowane temu
zabiegi komunikacyjne, charakterystyczne dla świata mediów, spowodowały
obniżenie naukowej rangi książki. Stąd, jej zdaniem, wiele w niej schematyzmów, uproszczeń, pochopnych opinii, a za mało informacji zniuansowanych
i pogłębionej analizy problemu.
Trzecia perspektywa, z jakiej udało się spojrzeć na książkę Snydera, odnosi się do jej założeń historiozoficznych i wiąże się z etycznym przesłaniem
publikacji. Taką perspektywę percepcji Skrwawionych ziem przyjął Maciej
Bugajewski, który odczytał książkę amerykańskiego profesora z punktu widzenia pytania o obecność zła w przeszłości, czyli — posługując się tytułem
niedawnej jego publikacji — z perspektywy „brzemienia”, jakie dźwiga na
sobie współczesna Europa. Dla Bugajewskiego sens pracy Snydera sprowadza
się zatem do wytworzenia dyskursu, który mógłby zastąpić nieistniejący spis
zmarłych, listę ofiar masowych mordów popełnionych na „skrwawionych ziemiach” przez reżimy totalitarne. Jego zdaniem, każde wyliczenie, każde powtórzenie liczby pomordowanych, nadaje im jednostkowy sens, czyli służy
139
powrotowi do świata historii. Totalitaryzm jest światem pozahistorycznym,
a człowiek jest w nim pozbawiony imienia. Ten powrót do historii konkretnych zmarłych, których los pozbawił człowieczeństwa i zdegradował do statystyk, ma też — w opinii poznańskiego metodologa — głęboki sens dla
naszego człowieczeństwa: pomaga nam lepiej zrozumieć nas samych i służy
„naprawie historii”.
Jak mogliśmy się przekonać, każdy z panelistów zaprezentował spojrzenie na książkę Syndera z odmiennej perspektywy badawczej. Już chociażby
z tego powodu warto było taką debatę zorganizować. Pokazała ona bowiem,
że historycy nie tylko nie są w stanie „uciec od siebie” podczas pisania swoich
własnych prac, ale uświadomiła nam, że także dokonywana przez nich recepcja książek innych autorów nie jest wolna od tego, kim są, czym się zajmują,
jakie przyjmują hierarchie ważności w badaniach. Dzięki tej debacie poznaliśmy zatem lepiej nie tylko książkę Snydera, ale dowiedzieliśmy się także czegoś ciekawego o samych panelistach i dyskutantach. Pozwolę sobie zatem na
koniec spuentować — raz jeszcze dziękując wszystkim za udział w dzisiejszej
debacie — że najpiękniejsze w humanistyce jest to, że zawsze najważniejszy
jest i pozostaje w niej CZŁOWIEK.
140
SPRAWY WSCHODNIE
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 141-148
Jan Krzysztof Witczak
Poznań
Dwa oblicza historii WKP(b) — Władymir
Iwanowicz Newski i biblia stalinizmu
J
est rzeczą jasną, iż rok 1938 dla dziejów historiografii ZSRR — stanowi
cezurę ważną, by nie powiedzieć przełomową, zwłaszcza wtedy, gdy rozpatrujemy historię radzieckiej nauki historycznej do czasu odwilży zainaugurowanej przez Nikitę S. Chruszczowa w 1956 r.1 Edycja Krótkiego kursu
historii WKP(b) — zrazu na łamach prasy a później w postaci książkowej
— oznaczała sfinalizowanie trwającego kilka lat procesu stalinizacji radzieckiego dziejopisarstwa, tzn. wtłoczenie tego dziejopisarstwa w tryby stalinowskich wyobrażeń o roli, zadaniach i praktycznym funkcjonowaniu tak historii
jako dyscypliny, jak i zajmujących się jej uprawianiem, historyków. Naturalnie od razu trzeba zaznaczyć, iż Krótki kurs szczęśliwie nie oznaczał c a ł k o w i t e g o ubezwłasnowolnienia ani historiografii ani jej znakomitych,
utalentowanych przedstawicieli (np.: B.D. Grekow, J.W. Tarle, J.W. Gotie,
S.B. Wiesiołowski, S.W. Bachruszyn), którym przyszło kontynuować pracę
naukową w warunkach stalinowskiego totalitaryzmu: niejako wbrew warunkom, wszechobecnej presji ideowo-politycznej tworzyli oni dzieła, jakie do
dzisiaj są chlubą rosyjskiej refleksji historycznej.2 W żaden sposób nie można
niemniej bagatelizować określonego wpływu „Kursu” jaki bodaj najdotkliwiej dotknął obszaru historii najnowszej Rosji (II poł. XIX — początki XX
1
Szerzej zob. Np.: Л.А. Сидорова, Оттепель в исторической науке. Советская историография первого послесталинского десятилетия, Москва 1997.
2
Zob. np.: С.Б. Веселовский, Село и деревня на Северо-Восточной Руси XVI века,
Москва 1936; Е.В. Тарле, Нашествие Наполеона на Россию. 1812 год, Москва 1938;
Б.Д. Греков, Феодальные отношения в Киевском государстве, Москва-Ленинград 1935;
Ю.В. Готье, Английские путешественники в Московском государстве в XVI веке. Москва
1938; С.В. Бахрушин, Промышленные предприятия русских торговых людей в XVII веке,
[w:] Исторические записки, Москва 1940, T. 8.
141
Jan Krzysztof Witczak
stulecia), historii rosyjskiego ruchu rewolucyjnego i robotniczego i wreszcie
— historii partii bolszewickiej, która w wyniku zwycięskiej rewolucji Lenina
oraz jego zwolenników, zagwarantowała sobie rychło monopol władzy w byłym Imperium Romanowów.
Obecność rosyjskich3 i polskich4 prac wyczerpująco ukazujących genezę
powstania Krótkiego kursu, jak również konsekwencje edycji syntezy (wraz
z podkreśleniem cech stalinowskiego modelu historiografii) zwalnia właściwie autora tych słów od powtórzenia wniosków już od lat w literaturze
przedmiotu przyjętych i jasno sformułowanych. „Kurs” stał się dowodem
(naturalnie panującej na dobre w roku jego wydania) supremacji Stalina;
zwycięstwem zafałszowanej wizji historii WKP(b), stworzonej na użytek
dyktatora i przy jego bezpośrednim, nader twórczym udziale. Symboliczny
początek owej ofensywie Stalin dał na łamach periodyku „Proletarskaja rievoliucja” (październik 1931 r.), gdzie w słynnym artykule przedstawił swój
stosunek do warsztatowej pracy historyka5: ukazanie się „Kursu” oznaczało
wypełnienie zadania wyznaczonego przezeń. Historycy partii funkcjonować
odtąd mieli jak wyznawcy wiary, gdyż teraz ich rola sprowadzała się do przepisywania określonych akapitów stalinowskiej biblii, z dbałością o ścisłe zachowanie ich sensu.
Jak wszakże wiadomo stalinowska wersja historii WKP(b) była nie tylko
wersją w najwyższym stopniu zakłamaną, ale także (z tej właśnie przyczyny)
wersją najmniej zajmującą. Zanim w pełni mogło zatriumfować spojrzenie
Stalina, z życia publicznego ZSRR musieli zniknąć ludzie pokroju M.A. Riutina6, D.B. Riazanowa7 czy W.I. Newskiego, którego wybranym koncepcjom
i twórczości poświęcony jest ten niewielki artykuł. Sylwetka Władymira
Iwanowicza Newskiego (właściwie: Feodosij Iwanowicz Kriwobokow), dziś
prawie zapomniana pozwala z całą mocą skonstatować, iż badanie dziejów
3
Zob. np: И.Л. Маньковская, Ю.П. Шарапов, Культ личности историко-партийная
наука. „Вопросы истории КПСС”, 1988, н. 5, с 58 i n.; Н.Н. Маслов, «Краткий курс истории ВКП(б)» — энциклопедия культа личности Сталина. „Вопросы истории КПСС”,
1989, н. 2, с. 51 i n.; История и сталинизм [ред. А.Н. Мерцалов] Москва 1991.; М.В. Зеленов, И.В. Сталин в работе над «Кратким курсом ВКП (б)». „Вопросы истории”, 2002,
н. 11 (с. 3 i n.), 12 (с. 3 i n.); 2003, н. 3 (с. 3 i n.), 4 (с. 3 i n.).
4
Zob. np.: A.F. Grabski, Stalinowski model historiografii, „Dzieje Najnowsze”, 1992, nr 3,
s. 23 i n.; idem, O krótkim kursie — niecałkiem krótko. Z problematyki filozofii dziejów stalinizmu,
„Archiwum Historii Myśli Politycznej”, 1993, III, s. 98 i n.; idem, Dzieje historiografii, wprowadzenie R. Stobiecki, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2003, s. 691 i n.
5
Zob. np.: J. Stalin, Zagadnienia leninizmu, KiW, Warszawa 1949, s. 356 i n.
6
Zob. А.М. Боршаговский, Мартемян Рютин — социальный мыслитель, „Вестник
АН СССР”, 1991, н. 1. (с. 79 i n.), 2 (с. 95 i n.).
7
Zob. np.: Я.Т. Рокитянский, R. Müller, Красный диссидент. Академик Д.Б. Рязанов:
оппонент Ленина, жертва Сталина. Биографический очерк. Документы, Москва 1996.
142
Dwa oblicza historii WKP(b)
partii bolszewickiej (przez ściśle związanego z nią rewolucjonistę) mogło być
i było poważną pracą naukową, nie zaś uprawianiem politycznej agitacji czy
propagandy.
W.J. Newski nie otrzymał uniwersyteckiego wykształcenia historycznego
(w r. 1897 rozpoczął studia na wydziale fizyczno-matematycznym Uniwersytetu Moskiewskiego, które ukończył ostatecznie w 1910 roku w Charkowie
jako chemik)8, warto wszakże podkreślić, że tematyka historyczna fascynowała Newskiego już od wczesnej młodości, będąc swego rodzaju „rekompensatą za schematyzm i ograniczoność kursu gimnazjalnego”9. Zafascynowany
dziełami W.G. Bielińskiego, N.A. Dobrolubowa czy N.G. Czernyszewskiego
pierwsze kontakty z profesjonalnymi historykami (w tej liczbie z S.W. Bachruszynem, którego bronił później w czasach „sprawy akademickiej”
1921–1931 roku)10 nawiązał jeszcze w trakcie studiów. Po zwycięstwie rewolucji bolszewickiej objął stanowisko zastępcy Ludowego Komisarza ds. Transportu (na czele Komisariatu stanął wkrótce piastując ową funkcję do marca
1919 r.), został ponadto zastępcą Przewodniczącego WCIK, wreszcie (od
lipca 1919 r.) rektorem komunistycznego uniwersytetu im. J.M. Swierdłowa,
w którego powstaniu odgrywał jedną z decydujących ról.11 Jako zdolnego publicystę i entuzjastę rewolucji skierowano go w roku 1921 do Piotrogrodu,
w celu koordynacji rozwoju placówki tamtejszej Komisji ds. Zebrania i Badania Materiałów do Historii Rewolucji Październikowej i Historii RKP (tzw.
IST-partu). Wkrótce potem Newski otrzymał od swojego bezpośredniego
zwierzchnika M.S. Olmińskiego zadanie stworzenia rozprawy poświęconej
dziejom bolszewizmu przed rokiem 1905. W tym też okresie (jesień 1920 r.)
rozpoczęła się niezwykle intensywna praca naukowo-badawcza Newskiego,
która w pierwszym jej okresie postępowała równolegle do przyśpieszonej
lecz owocnej edukacji historycznej; Newski podjął współpracę z S.F. Płatonowem, S.N. Wałkiem i A.A. Szyłowem, wybitnymi historykami i archiwistami
o rodowodzie przedpaździernikowym i trzeba podkreślić, iż okazał się jednym z nielicznych historyków bolszewickich, którzy przeszli podobnie intensywne przygotowanie warsztatowe.12 W przeciągu ok. 15 lat pracy naukowej,
8
Zob. np.: М.В. Зеленов, Невский В.И., [w:] Историческая наука в России в XX веке
(ред. Г.Д. Алексеева), Москва 1997, с. 369.
9
Zob.: Невский В.И., Автобиография, [w:] Энциклопедический Словарь Русского
библиографического Института Гранат [Москва 1929 г.] т. 41, ч. 2, с. 74.
10
Zob. np.: М.В. Зеленов, В.И. Невский и «Академическое дело», „Исторический архив”, 1995, н. 2, с. 203 i n.
11
Zob. np.: В.И. Чесноков, В.И. Невский как историк русского революционного движения, [w:] История и историки. Историография истории СССР, Москва 1965, с. 371 i n.
12
Zob. np.: М.В. Зеленов, Невский В.И., [w:] Историки России XVIII–XX веков [ред.
А.А. Чернобаев], Москва 1996, Вып. 3, с. 67.
143
Jan Krzysztof Witczak
jakie pozostały mu do tragicznej śmierci (został rozstrzelany 26 maja 1937 r.)
napisał łącznie kilkaset szkiców, artykułów i rozpraw szerszego formatu, będąc redaktorem oraz inicjatorem edycji szeregu cennych zbiorów dokumentów i źródeł. Już w tym miejscu można dodać, że los wielu wspomnianych
dzieł okazał się szczególnie dramatyczny: część z nich najprawdopodobniej
zniszczono jeszcze w formie rękopisów; część poddawano drastycznym przeredagowaniom wypaczając ich zasadniczą wymowę i treść; kolejną część spuścizny Newskiego umieszczono w zasobach specjalnych, odcinając od nich
potencjalnego odbiorcę na całe dziesięciolecia.13 Łatwo odpowiedzieć na
pytanie dlaczego tak się stało: Newski nader skrupulatnie podszedł do postawionego przed nim zadania — choć jego bolszewicko-marksistowskiego
podejścia do rozpatrywanych zagadnień nie da się wykluczyć, nie sposób jednak mu zarzucić nieobiektywności bądź rażącej jednostronności. Historyk
starał się faktycznie ujmować, rozpatrywać i analizować dzieje RKP w całej
ich złożoności, co z gruntu i nadzwyczaj szybko naraziło go na wrogość a w
konsekwencji na ataki ze strony kierownictwa IST-partu (przede wszystkim
wspomnianego M.S. Olmińskiego, który doprowadził ostatecznie do usunięcia historyka z Komisji oraz cenzury jego prac).
Oprócz systematycznej pracy nad syntetycznym ujęciem dziejów partii
uczony napisał kilkanaście interesujących szkiców, głównie publikowanych
na łamach poważanego czasopisma „Krasnaja lietopis’”, które redagował
i współtworzył. Szkice owe wyróżniają się nie tylko bogactwem literackiego języka oraz jasnością formy, ale także rozpiętością cytowanych materiałów, będąc praktycznie do dzisiaj szczególnie ważnym źródłem do badań rosyjskiego
ruchu rewolucyjnego i pierwszej rewolucji rosyjskiej.14 W latach 1921–1923
badacz prowadził też zajęcia i seminaria w wielu ówczesnych placówkach naukowo-dydaktycznych, w tym — w Instytucie Czerwonej Profesury.
Wydarzeniem, delikatnie mówiąc, chłodno przyjętym przez niektórych
przywódców bolszewickich stało się opublikowanie pierwszej części monumentalnego Zarysu historii RKP (1924 r.), który stanowił zarazem pierwszą
tak szeroką próbę opisania dziejów rodzimego ruchu rewolucyjnego, a jednocześnie niewątpliwy popis erudycji Newskiego.15 Rozprawa (licząca 40 arkuszy
drukarskich) została przez autora podzielona na 4 główne części: 1) „Słowo
13
Ibidem. Brzmi to nieomal paradoksalnie, lecz to właśnie Newski apelował do swych studentów (jeszcze w progu lat 30. XX w.) by nie ufali bezkrytycznie publikowanym stenogramom ze
zjazdów i konferencji partyjnych. Szerzej zob.: М.В. Зеленов, Аппарат СК РКП(б) — ВКП(б),
цензура и историческая наука в 1920-ые годы, Нижний Новгород 2000, с. 325, 326.
14
Zob.: М.В. Зеленов, Невский В.И., [w:] Историки России. Биографии [ред. А.А. Чернобаев], Москва 2001, с. 559.
15
Zob.: М.В. Зеленов, Концепция рожденная в борьбе (историко-партийное творчество В.И. Невского), „Вопросы истории КПСС”, 1991, н. 8, с. 121 i n.
144
Dwa oblicza historii WKP(b)
wstępne”, w którym badacz rozpatrywał proces formowania się klasy robotniczej w Rosji na tle rozwoju przemysłu (i ruchu robotniczego) dając zwięzłą
charakterystykę myśli rewolucyjnej rosyjskiej od dekabrystów do narodników; 2) 11 rozdziałów, w jakich ujęto etapy rozwoju rodzimego środowiska
socjaldemokratycznego od lat 70. XIX w. do 1898 r. (z pierwszym, mińskim
zjazdem socjaldemokracji włącznie); 3) historiograficzna analiza literatury
źródłowej, komentarz metodologiczny oraz pełna bibliografia źródeł cytowanych; 4) aneksy obszerne szczegółowo ukazujące panoramę tworzonych
na obszarze Rosji kółek i organizacji socjaldemokratycznych (marksistowskich). Co niemniej ważne, Newski ukazywał historię ruchu rewolucyjnego
— tak w ośrodkach centralnych jak też na prowincji — poprzez losy indywidualne jego uczestników i bohaterów, co pozwoliło ukazać bynajmniej nie
tylko jednostki oraz wydarzenia pierwszoplanowe.16 W rezultacie powstało
dzieło naukowe, które historykom typowo „partyjnej” orientacji (Olmiński,
M.N. Liadow, A.S. Bubnow) trudno było zaakceptować. Decydujący wpływ
na generalnie nieprzychylną ocenę syntezy miało oczywiście stanowisko naczelnego gremium partyjnego: Stalin wraz ze swymi zwolennikami ochrzcił
ją wprost mianem książki „nieodpowiadającej celom” dla realizacji, których
powinny powstawać prace zajmujące się historią ruchu komunistycznego
i partii RKP(b). Za Andrzejem F. Grabskim wypada powtórzyć, iż już wówczas dostrzec można zalążki zgubnego summa sumarum procesu stalinizacji
historiografii, jaki rozpoczęto od „obszaru najbardziej drażliwego pod względem politycznym”17. Praca Newskiego ujrzała światło dzienne w momencie
wzmożonej walki z Trockim i jego stronnikami, na jej kartach natomiast działalność faktycznego twórcy Armii Czerwonej i jednego z bolszewickich filarów wojny domowej (zgodnie z prawdą) przedstawiono obszernie. Nawiasem
mówiąc (także w zgodzie z faktycznym stanem rzeczy) imię Stalina wspomniano ledwie dwukrotnie przy okazji omawiania historii komórek socjaldemokracji na Kaukazie — w rozpatrywanym chronologicznie okresie. Dla
przymierzającego się do politycznych rozgrywek i wewnątrzpartyjnych batalii Stalina był to aż nadto wystarczający powód do dyskredytacji rozprawy.
Identycznie reagował Olmiński, który praktycznie zerwawszy wszelkie stosunki z Newskim nazwał „Zarys” „mieszaniną antybolszewickich błędów”,
od tego też czasu systematycznie domagał się wspomnianego już usunięcia
Władimira Iwanowicza ze struktur IST-partu (co nastąpiło w konsekwencji
u progu 1925 r.).
16
Zob. nader odbiegająca od stalinowskiej szkoły falsyfikacji Historia RPK(b) pióra Newskiego, doczekała się niedawno nowej edycji. В. Невский, История РКП(б). Краткий очерк,
СПб 2009.
17
Zob.: A.F. Grabski, op. cit., s. 673.
145
Jan Krzysztof Witczak
W istocie rzeczy był to dopiero początek inscenizowanej odgórnie „izolacji” rzekomo szkodliwych prac Newskiego. W 1925 r. wstrzymano przygotowany przezeń do druku tom dokumentów i wspomnień świadków wydarzeń
„Rewolucja proletariacka nad Donem w roku 1905” (posiłkując się zastrzeżeniami Olmińskiego, który zarzucił badaczowi „nieprawidłową interpretację
myśli W.J. Lenina” oraz „nazbyt szerokie cytowanie mieńszewickiej »Iskry«”).
Nigdy nie ukazała się ponadto druga część imponującego rozmiarem „Słownika socjaldemokracji rosyjskiej”, nad jakim Newski pracował wespół z innymi uczonymi; przyczyny należy upatrywać w przygotowaniu biogramów
działaczy zarówno bolszewickich, jak też mieńszewickich, ci ostatni z kolei
w połowie lat dwudziestych zostali już ochrzczeni mianem „wrogów ludu”.
Druku nie doczekał również zbiór „Zdrajcy i prowokatorzy”, który zapewne
okazałby się niemałym wydarzeniem, ukazywał związki określonych działaczy rewolucyjnych z carską policją polityczną (ochraną). Szczególnie dotkliwą
stratą wydaje się fakt wspomnianego, prawdopodobnego zniszczenia rękopisów wymienionych prac; tragiczny w swej wymowie los spotkał również całą
drugą część „Zarysu historii RKP” (18 arkuszy drukarskich) mającą w precyzyjny sposób zilustrować dzieje partii w latach 1898–1903 (tj. pomiędzy I a II
zjazdem), w tym ideową batalię wewnątrzpartyjną. Można tylko przypuszczać jak dalece drobiazgowe analizy autora tekstu kłóciły się z coraz natarczywiej lansowaną, zakłamywaną wersją dziejów RKP — skoro w rezultacie
nie zachowały się one nawet w przepastnych zasobach specjalnych.18
Jesienią 1925 r. udało się wszakże Newskiemu doprowadzić do druku
Krótkiego zarysu historii RKP(b), w charakterze podręcznika. Autor wprowadził w nim równoległą periodyzację dla dziejów ojczystej socjaldemokracji
i dziejów bolszewizmu: przełom XIX i XX stulecia (1898–1903) w opinii
historyka odznaczał się rozprzestrzenianiem oportunizmu wewnątrz ruchu robotniczego, jak również przejściem od formalnej organizacji partii
ku realnemu jej ukonstytuowaniu na II Zjeździe. Lata 1903–1905 wypełniła wewnątrzpartyjna walka oraz dążenia zmierzające do organizacyjnego
i ideowego sformułowania „profilu” bolszewickiego. Objęła ona wydarzenia
pierwszej rewolucji rosyjskiej (pogłębiającej dominację tradycji bolszewickiej
nad mienszewicką) i dobę wojenną (1914–1917), kiedy bolszewicy funkcjonowali już w ramach oddzielnej partii politycznej.19
W 1925 r. Newski rozpoczął pracę w Wszechzwiązkowej Bibliotece im.
W.J. Lenina w Moskwie na stanowisku dyrektora (warto nadmienić, iż zdążył
położyć wielkie zasługi w jej rozbudowie), wbrew warunkom kontynuował
18
Szerzej o ich instytucji zob. np.: М.В. Зеленов, Спец-хран и историческая наукa в
Советской России в 1920–1930-е годы, „Отечественная история”, 2000, н. 2, с. 126 i n.
19
Szerzej zob. np.: А.И. Спиридович, История большевизма в России от возникновения до захвата власти (1883–1903–1917), Москва 2007, с. 224 i n.
146
Dwa oblicza historii WKP(b)
niemniej możliwe wolne od partyjnej koniunktury wysiłki naukowo-badawcze. Jako przykład może posłużyć przygotowany przezeń rok wcześniej tom
dokumentów poświęconych powstaniu na pancerniku Potiomkin (1905 r.),
poprzedzony jego wyczerpującym słowem wstępnym — który szczęśliwie
doczekał się edycji20, mimo że badacz wykorzystywał materiały niepożądane
z perspektywy kierownictwa IST-partu (w tym źródła mieńszewickie, eserowskie a nawet anarchistyczne). Wiadomo także, iż napisał cały szereg pomniejszych artykułów i szkiców, z których wiele zniszczono w późniejszych
latach21; najwyraźniej bezpowrotnie przepadła także rozprawa dotycząca
dziejów rosyjskiej myśli społecznej w XIX stuleciu. W efekcie publikowano
sporadycznie różne wersje różnych tekstów Newskiego, uzasadniając tą
praktykę jego „bezspornym komunistycznym światopoglądem i niekłamanym rewolucyjnym entuzjazmem”22. Mogło to wszakże udać się tylko czasowo: nieskłonny do pokornej reedukacji i usłużnego modelowania własnej
sylwetki w duchu stalinizmu historyk dość prędko zamanifestował swój osobisty sprzeciw względem szerzących się wokół praktyk deifikacji panującego
dyktatora.
22 stycznia 1935 r. na łamach „Prawdy” ukazał się artykuł „Genialny
wódz”, w którym Newski z zachwytem wypowiadając się o Leninie, ani słowem nie zająknął się o jego następcy. W panujących podówczas realiach podobny krok oznaczał samobójstwo polityczne, nader poważne naruszenie
niepisanej, choć konsekwentnie egzekwowanej partyjnej etykiety. Nie był to
wreszcie pierwszy przypadek rażącej niesubordynacji uczonego-rewolucjonisty; pomijając bezspornie kluczową sprawę jego niedopuszczalnie obiektywnych i krytycznych publikacji o pretendującej do rangi nieomylności,
partii — już wcześniej Newski najpewniej naraził się Stalinowi, występując
otwarcie przeciwko projektowi wyburzenia Kremlowskiego Monastyru Wozniesieńskiego.23
Na stosowną reakcję ze strony władz nie trzeba było czekać długo: decyzją
Komitetu Kontroli partii wykluczono pośpiesznie Newskiego z jej szeregów
a 19 lutego 1935 r. — nastąpiło naturalne w takim wypadku aresztowanie.
20
Zob.: В.И. Невский, Рабочее движение в Одессе в 1905 году и восстание на броненосце «Князь Потёмкин-Таврический», [w:] Восстание на «Потёмкине». Воспоминания,
материалы и документы (ред. В.И. Невский), Москва-Петроград 1924, с. 3-33.
21
Zob. np.: М.В. Зеленов, Невский В.И., [w:] Историки России…, Москва 2001, с. 563.
Niektóre zostały zachowane; zob. np.: В.И. Невский, Объективные условия эволюции народничества (реконструкция промышленности и рабочего движения 80-х годов), [w:]
История пролетариата СССР, Москва 1930, Сб. 1. с. 39-89.
22
Zob. np.: Труды Первой Всесоюзной конференции историков-марксистов, Москва
1930, Т. 1, с. 91.
23
Zob.: Л.В. Гапочко, Архив В.И. Невского, [w:] Записки Отдела рукописей Государственной библиотеки им. В.И. Ленина, Москва 1967, Выпуск 29.
147
Pośmiertna rehabilitacja miała miejsce w samych początkach „odwilży”:
w czerwcu 1955 r. przywrócono Newskiemu godność kolejno w porządku
sądowym i partyjnym. W następnych latach pojawiały się szkice poświęcone
dokonaniom oraz osobowości badacza24, poza wyjątkami25 nie wniosły jednak zasadniczo nowych faktów, pozwalających zilustrować ledwie naszkicowaną, powyżej, walkę niezłomnego funkcjonariusza partyjnego z samą
instytucją tejże partii — na rzecz stworzenia możliwie kompletnego obrazu
historycznego jej samej. Z naturalnych skądinąd przyczyn postać Newskiego
zredukowano do poziomu postaci „entuzjazmu bezkrytycznego” pomijając
milczeniem cały potężny dramatyzm jego zmagań o prawdę i rzetelność.
Jak powiedziano na wstępie galeria portretów podobnych bolszewickich entuzjastów rewolucji, zmagających się heroicznie z procesem swoistej
degrengolady idei „lepszego świata”26 bynajmniej nie kończy się na samym
Newskim czy Riutin. Wydaje się, iż przybliżenie biografii takich uczonych
i polityków jak np. Riazanow pozwoliłoby w sposób niestereotypowy i zniuansowny spojrzeć na zagadnienie i zjawisko bolszewików i bolszewizmu
w historii, uwypuklić bynajmniej niejednobarwny ich wymiar.
Two Faces of History of CPSU(B) — V.J. Nevsky and Bible of the Stalinism
by Jan Krzysztof Witczak
Abstract
The edition of the The History of CPSU(B). Short course — in the press at first, and later
in book form – marked the completion of lasting several years process of stalinization
of Soviet historiography, i.e. of inlay of this historiography into Stalinist mode of
notions of role, tasks and practical functioning of both history as a discipline and
practice of dealing with it, and historians. Existing Russian and Polish works, both
fully reveal the origins of the “Short course”, as well as the consequences of its
publication, and highlight the features of the Stalinist model of historiography.
However, as everyone knows, the Stalinist version of history CPSU(B) was not
only the most hypocritical version, but also (for this reason) the least engaging one.
Before Stalin’s point of view could take full triumph, people like M.A. Riutin, D.B.
Riazanow or V.J. Nevsky had to disappear from Soviet public sphere. This text is
devoted to selected concepts and works of the latter.
K e y w o r d s : V.J. Nevsky, Soviet historiography, Stalinism, The History of CPSU(B).
24
Zob. np.: В.И. Чесноков, Борьба В.И. Невского за марксизм, „Вопросы философии”,
1965, н. 9, с. 132 i n.; А.Т. Василев, Невский В.И. — к 90-летию со дня рождения, „Вопросы истории КПСС”, 1966, н. 5, с. 100 i n.
25
26
Zob. np.: Л.В. Гапочко, Невский В.И, „История СССР”, 1967, н. 1, с. 109-110.
Ze znakomitych, klasycznych, literackich publikacji na ten temat zob. A. Koestler, Ciemność w południe, przeł. T. Terlecki, Warszawa 1990.
148
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 149-161
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza w Paryżu. 70-Lecie prawosławnej teologii w Paryżu
M
imo kilku już dekad polskich badań nad myślą rosyjską (filozofią i jej historią,
myślą filozoficzno-religijną, teologią), coraz większej dostępności doskonałych
opracowań autorstwa znawców tej tematyki z różnych ośrodków akademickich (np.
Andrzeja Walickiego, Andrzeja de Lazari, Marka Styczyńskiego, Grzegorza Przebindy, Lilianny Kiejzik, Janusza Dobieszewskiego, Mariana Brody, Jana Krasickiego,
ks. Wacława Hryniewicza, ks. Henryka Paprockiego, ks. Jerzego Tofiluka, Michała
Bohuna, Leszka Augustyna, Haliny Rarot, Ewy Matuszczyk, s. Teresy Obolevitch,
Doroty Jewdokimow), a także coraz liczniejszych przekładów dzieł najwybitniejszych przedstawicieli rosyjskiej refleksji filozoficznej i teologicznej, ta przestrzeń
intelektualnej działalności Rosjan pozostaje nadal dla wielu, nawet humanistów,
nieznana. Przyczyn tego stanu rzeczy jest przynajmniej kilka, ale, by nie zostać posądzonym o malkontenctwo, nie będziemy ich w tym miejscu roztrząsać.
Do najważniejszych ośrodków intelektualnych, w których owa myśl była (i jest
do dziś) rozwijana, należy zaprezentowany tutaj w trzech krótkich tekstach Prawosławny Instytut Teologiczny św. Sergiusza w Paryżu. Jego rola, spuścizna i wpływ
są nie do przecenienia. Nazwiska najwybitniejszych współczesnych rosyjskich filozofów i teologów, historyków kościoła, biblistów, liturgików, znawców ikonografii
czy eklezjologów, związanych bezpośrednio bądź współpracujących z powstałą w połowie lat dwudziestych XX w. prawosławną uczelnią, były rozpoznawane nie tylko
w całej Europie, ale również za oceanem czy np. w krajach azjatyckich. Ojciec Sergiusz Bułgakow, ojciec Wasyl Zieńkowskij, Borys Wyszesławcew, Anton Kartaszew,
Georgij Fłorowski, Lew Zander, Mikołaj Afanasjew, Paul Evdokimov, Aleksander
Schmemann, Mikołaj Bierdiajew, Siemion Frank, Mikołaj Łosski, ojciec Lew Gillet,
matka Maria Skobcowa to tylko niektórzy z reprezentantów myśli emigracyjnej, którzy przyczynili się do zrozumienia przez Zachód odmienności i wyjątkowości rosyjskiej filozofii. Koncepcje i prądy filozoficzne i teologiczne, które wnieśli do kultury
europejskiej, na stałe się w niej zakorzeniły i były później rozwijane przez myślicieli
francuskich, angielskich czy amerykańskich. Coraz większą rangę naukową Insty-
149
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
tutu św. Sergiusza budowały m.in. system sofiologiczny Bułgakowa, badania nad
patrystyką Fłorowskiego, egzegetyka biblijna (Stary Testament) i studia nad historią ruskiej i rosyjskiej cerkwi Kartaszewa, teologia małżeństwa i myśl ekumeniczna
Evdokimova, analizy Nowego Testamentu Biezobrazowa, prawosławna eklezjologia
Afanasjewa („eklezjologia eucharystyczna”), synteza neopalamicka oraz konieczność
ustosunkowania się i interpretacji takich zjawisk w rosyjskim myśleniu, jak filozofia
wolności i twórczości Bierdiajewa, jego antropologia personalistyczna, irracjonalistyczny egzystencjalizm Szestowa, ontognoseologia i cały system Franka. Ponadto
kongresy, konferencje, dyskusje, spotkania interkonfesyjne organizowane przez
Instytut stały się impulsem do podejmowania prób mających doprowadzić do wzajemnego zrozumienia chrześcijan Wschodu i Zachodu, prób powrotu do wspólnych
korzeni różnych chrześcijańskich denominacji. Pamiętać trzeba, że za wszystkimi
wymienionymi terminami, nazwami prądów i tendencji kryją się ludzie z krwi i kości, arystokraci, duchowni, przedstawiciele wolnomyślicielskiej inteligencji, byli legalni marksiści i monarchiści, ludzie z różnych środowisk, których skomplikowane
losy splotły się na emigracji. Połączyło ich pragnienie przechowania intelektualnych
osiągnięć kultury rosyjskiej i zaprezentowania jej Europie Zachodniej, w której przyszło im żyć. To pragnienie stało się jednym z ważniejszych bodźców, które doprowadziły do powstania paryskiego Instytutu św. Sergiusza.
Jak dotąd, w Polsce nie ukazała się żadna monografia, prezentująca historię
Instytutu św. Sergiusza, intelektualistów z nim związanych i instytutowe dokonania na niwie filozofii i teologii. W krótkich artykułach lub esejach pojawiających się
w różnych periodykach pisali o Instytucie jego byli studenci i doktoranci z Polski, jak
np. prawosławny teolog, znawca i tłumacz filozofii rosyjskiej, ks. Henryk Paprocki.
W Rosji, w 2010 r., ujrzała światło dzienne bodaj najobszerniejsza dotychczas praca
na temat paryskiej uczelni prawosławnej. Książka, pod redakcją protoprezbitera Borysa Bobrinskoja, byłego dziekana Instytutu, nie doczekała się przekładu na język
polski. Należy więc żywić nadzieję, że prezentowane Państwu tłumaczenie trzech
krótkich tekstów o Instytucie, składających się na niewielką książeczkę wydaną
z okazji jubileuszu siedemdziesięciolecia istnienia uczelni, zachęci do dalszych poszukiwań i wniknięcia w fascynujący świat rosyjskiej teologii i filozofii.1
Bartłomiej Brzeziński
1
Podstawa przekładu: L’Institut de Théologie Orthodoxe Saint-Serge. 70 Ans de Théologie
Orthodoxe a Paris, The Saint Sergius Orthodox Theological Institute. 70 Years of Orthodox Theology in
Paris, Swjato-Siergijewskij Prawosławnyj Bogosławskij Institut w Pariże, Editions Hervas, Paris
1997. Książka, zawierająca trzy teksty autorstwa Alieksieja Kniaziewa, Oliviera Clement oraz
Jeana Colosimo oraz liczne zdjęcia z różnych okresów działalności Instytutu św. Sergiusza,
została wydana w celu uczczenia jubileuszu siedemdziesięciolecia istnienia tej znanej na całym świecie, paryskiej uczelni prawosławnej. Wszystkie teksty opublikowano w trzech wersjach językowych: francuskiej, angielskiej i rosyjskiej.
150
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
***
Protoprezbiter Aleksiej Kniaziew 2
Służąc Bogu i cerkwi
Stworzenie instytutu teologicznego w warunkach wygnania, emigracji,
instytutu, który istniał przez wiele dekad bez wsparcia państwa i ugruntowanej
Cerkwi jest sprawą wyjątkową. Ale i sama rosyjska emigracja, która powołała
Instytut do życia była zjawiskiem wyjątkowym.
Z początku była ona reprezentowana przez prawie dwumilionową grupę
osób. Połowa z nich należała do intelektualnej i kulturalnej elity, która zamierzała stać na straży i kontynuować tradycje swojej ojczyzny, w której zostały
one zniszczone w wyniku historycznej tragedii, jaka nastąpiła po I wojnie
światowej. Jednym z najsilniejszych, najbardziej opornych na obce wpływy
i konsolidujących ośrodków dla wszystkich była Prawosławna Cerkiew.
Żeby przetrwać i kontynuować swoją misję, Cerkiew potrzebowała szkoły
teologicznej. Wraz z koniecznością formacji prawosławnego duchowieństwa
rosyjska emigracja lat 20. XX w. doświadczała odrodzenia zainteresowania
problematyką eklezjalną i teologiczną. Kursy religijne, zapewniające ogólne
wykształcenie zapoczątkowane zostały w różnych miejscach, a szczególnie
w Konstantynopolu, Belgradzie i Paryżu. Konferencje, poświęcone wyłącznie
kwestiom religijnym były często organizowane w stolicy Francji z inicjatywy
Rosyjskiej Ambasady (przed rokiem 1924, gdy Francja oficjalnie uznała rząd
radziecki). Wielu z licznych uczestników tych zebrań religijnych wyrażało
2
OJCIEC ALEXIS KNIAZEFF (ALEKSIEJ KNIAZIEW) — Protoprezbiter Alexis Pietrowicz Kniazeff urodził się 3 kwietnia 1913 r. w Baku na Kaukazie. Do Francji przyjechał z rodzicami jesienią 1923 r. Uczęszczał do szkoły najpierw w Nicei (1923/27), a następnie do
Liceum Pasteura w Neuilly-sur-Seine pod Paryżem. Studia prawnicze ukończył w 1935 r.,
uzyskał stopień magistra prawa. Przez pewien czas zajmował się ubezpieczeniami. W 1938 r.
rozpoczął studia w Instytucie Teologii Prawosławnej św. Sergiusza w Paryżu. Studia ukończył
w lipcu 1942 r., uzyskując licencjat z teologii. W lipcu 1943 r. został asystentem przewodniczącego rady dogmatycznej. W latach 1943–1944 był asystentem ojca Sergiusza Bułgakowa.
Po śmierci ojca S. Bułgakowa poprowadził cały kurs teologii dogmatycznej. W lutym 1947 r.
przyjął święcenia kapłańskie. Został wówczas m.in. kapelanem sekcji młodzieżowej ACER.
W 1954 r. obronił pracę doktorską na temat „La lettre d’Aristée à Philocrate” i został profesorem w Instytucie św. Sergiusza. W 1956 r. uzyskał godność mitrata archiprezbitera. Po
śmierci biskupa Kassiana (Biezobrazowa) w 1965 r., został wybrany na rektora Instytutu św.
Sergiusza, którym pozostał aż do śmierci. W 1965 roku wraz z innymi przedstawicielami
prawosławia był obserwatorem w czasie czwartej sesji Soboru Watykańskiego II. W 1968 r.
otrzymał tytuł doktora Honoris Causa Instytutu Teologicznego św. Włodzimierza w Stanach
Zjednoczonych. Był organizatorem Międzynarodowych Kongresów Liturgicznych, spotkań
interkonfesyjnych. Był żonaty, miał czworo dzieci. W 1975 r. uzyskał godność protoprezbitera. Zmarł 6 lutego 1992 r.
151
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
pragnienie zdobycia bardziej systematycznie prowadzonego wykształcenia
teologicznego.
W 1921 r., metropolita Eulogiusz, który miał wówczas swą episkopalną
siedzibę w Berlinie, przybył do Paryża. Dał swoje błogosławieństwo tej inicjatywie. Wyższe Prawosławne Kursy Teologiczne zostały zorganizowane i działały od lutego 1921 r. do lata tego roku. Przez ten czas stało się oczywiste,
że istnieje konieczność stworzenia szkoły teologicznej, która zapewniłaby
bardziej zorganizowane i stałe kształcenie.
W lecie 1922 r., wykorzystując wizytę w Pradze dra Johna Motta, prezydenta Światowej Federacji Studentów Chrześcijan, akademik P[iotr]
B. Struve, wspomagany przez ojca George’a Szawelskiego i A[ntona] W. Kartaszewa wysłał do niego apel, wyjaśniający konieczność utworzenia dla rosyjskiej emigracji wyższej szkoły teologicznej i podkreślający, że ten moment
jest bardzo korzystny dla takiego przedsięwzięcia. Kilka miesięcy wcześniej,
dr Mott, będąc w Szanghaju, otrzymał już podobną prośbę od kongresu studentów chrześcijan w Pekinie, podpisaną przez L[wa]A. Zandera, ówczesnego
profesora Uniwersytetu we Władywostoku. Dr Mott, człowiek o szerokich
horyzontach, posiadający talenty, które można by nazwać profetycznymi,
i który dodatkowo przyjaźnił się z rosyjskimi biskupami misyjnymi, jak np.
Tichon (późniejszy Patriarcha Moskwy i całej Rosji) w Stanach Zjednoczonych i Sergiusz w Japonii, nie mógł nie wziąć sobie tego projektu do serca.
Paryż wydawał się najbardziej odpowiednim miejscem dla takiej szkoły,
w 1923 r. metropolita Eulogiusz przeniósł tu swoją siedzibę biskupią.
W czerwcu 1924 r., na konferencji Ruchu Rosyjskich Studentów Chrześcijan w Argeron, metropolita Eulogiusz został poinformowany, że dr Mott
zdobył sumę 8000 dolarów na założenie przyszłej szkoły teologicznej. W następnym miesiącu, w święto Św. Sergiusza z Radoneża (5/18 lipca), dzięki
niespotykanemu uporowi i energii Michaiła Osorgina, na publicznej aukcji
została nabyta nieruchomość. Owa nieruchomość, znajdująca się przy ulicy
rue de Crimée nr 93, w 19 dzielnicy, była odtąd nazywana „Siergiejewskoje
Podworie” (dosłownie: metokhion Świętego Sergiusza, duchowo dołączony do
Ławry Troicko-Sergiejewskiej). Dzięki zebranym pieniądzom i nabyciu nieruchomości, otwarcie wyższej szkoły teologicznej mogło zostać ostatecznie
zrealizowane. Jednakże ci, którzy przewodniczyli działaniom zmierzającym
do otwarcia, nie mieli śmiałości nazwać szkoły akademią. Została ona nazwana Prawosławnym Instytutem Teologicznym ku pamięci i jako kontynuacja Prawosławnego Instytutu Teologicznego, który działał w Piotrogrodzie
w latach 1919–1921, po zamknięciu przez rząd sowiecki czterech akademii
i innych istniejących szkół teologicznych.
Prośby o przyjęcie do szkoły spływały tuzinami, szczególnie z Pragi, miasta, w którym mieszkała większość rosyjskich studentów emigrantów. Liczba
152
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
studentów, którzy mogli być przyjęci była oczywiście ograniczona ze względu
na małą liczbę wykładowców, jak również brak środków do zapewnia mieszkań i utrzymania. Aby zmniejszyć konieczne wydatki w istniejącym budżecie, pierwszeństwo dano religijnemu kształceniu tych, którzy zostali uznani
za kandydatów na kapłanów. Nie znano jednak jeszcze poziomu potencjalnych studentów, a zaproszeni profesorowie nie spieszyli się z przyjazdem do
Paryża.
Na początku 1925 r. zebrało się tylko czterech wykładowców, a wśród
nich:
• biskup Beniamin (Fedczenkow), były wykładowca Akademii Teologicznej w Sankt-Petersburgu, który został zaproszony przez
metropolitę Eulogiusza z cerkwi Karpato-ruskiej, aby zostać „inspektorem” i wykładać dyscypliny p r a k t y c z n e (liturgikę, homiletykę,
teologię pastoralną i śpiewu liturgicznego);
• Sergiusz S. Bezobrazow (przyszły biskup Kassian i rektor Instytutu
od 1947 do 1965) były profesor Uniwersytetu w Taszkiencie, miał
uczyć Nowego Testamentu, co robił w Prawosławnym Instytucie
w Piotrogrodzie oraz starożytnej greki.
• Anton Kartaszew, któremu zaproponowano nauczanie historii
Kościoła (starożytnego i rosyjskiego), Starego Testamentu i hebrajskiego;
• Piotr Kowalewski miał uczyć łaciny, francuskiego i niemieckiego.
Zadecydowano, że zajęcia rozpoczną się od kursów przygotowawczych
dla około 20 studentów.
Na początku Wielkiego Postu została konsekrowana cerkiew i rozpoczęły się prace renowacyjne w nieruchomości. Warunki były kiepskie, ale
znośne: nie było elektryczności, jedynie oświetlenie gazowe; wyposażenia
było bardzo mało (ławki, krzesła, ławy, tablice). Zajęcia rozpoczęły się zaraz
po Wielkanocy, w czwartek tygodnia Świętego Tomasza. 30 marca 1925 r.
jest uważany za oficjalną datę otwarcia Instytutu. Aby umożliwić rektorowi
Instytutu, metropolicie Eulogiuszowi, uczestnictwo w ceremonii otwarcia,
pierwsze zajęcia zaplanowano na wieczór. O 17:00 odprawiono nabożeństwo
z błogosławieństwem przed rozpoczęciem studiów, a później profesor Kartaszew wygłosił inauguracyjny wykład na temat historii Kościoła, podkreślając
działalność nauczycielską apostoła Andrzeja wśród Scytów i duchowy związek tego ucznia Chrystusa z rosyjskim chrześcijaństwem.
Zajęcia były kontynuowane bez przeszkód do lata 1925 r. Jesienią,
do grona wykładowców dołączyli dwaj sławni profesorowie:
• ojciec Sergiusz Bułgakow, aby wykładać teologię dogmatyczną;
• W.W. Zienkowski, aby nauczać filozofii, apologetyki i historii religii.
153
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
W październiku, po egzaminach wstępnych, kurs przygotowawczy stał
się częścią programu akademickiego i studia uzyskały status wyższej szkoły
teologicznej. Studenci entuzjastycznie odnieśli się do tej perspektywy. Kontynuowano powiększanie grona pedagogicznego o nowych członków, którzy
przyczyniali się do wzrostu naukowego autorytetu szkoły. Aby pomóc profesorowi Zienkowskiemu w wykładaniu filozofii, z Berlina przyjechał jego były
uczeń z Uniwersytetu Kijowskiego, W[ładymir] N. Iljin. Niedługo potem, do
kadry Instytutu dołączyli przybyli z Pragi kolejni profesorowie:
• Borys W. Wyszesławcew, aby uczyć współczesnej filozofii i etyki;
• Georgij W. Fłorowski, aby wykładać patrologię;
• Lew A. Zander, aby uczyć logiki i wprowadzenia do filozofii;
• Georgij Fiedotow, aby wykładać hagiologię i historię Kościoła zachodniego.
Michaił Osorgin, który od samego początku mieszkał wraz z rodziną na
terenie Instytutu, został wyznaczony do nauczania rubryk. Później grono pedagogiczne zostało powiększone o niedawnych absolwentów Wydziału Teologicznego w Belgradzie:
• Nikołaja N. Afanasjewa — prawo kanoniczne;
• archimandrytę Cypriana (Kerna) — liturgika, starożytna greka i teologia pastoralna.
Inni profesorowie, jak Konstantyn Moczulski (historia myśli rosyjskiej)
i Władimir Weidle (historia sztuki chrześcijańskiej) również regularnie wykładali w Instytucie. Praca, wykonana przez tę pierwszą grupę profesorów
w okresie międzywojennym, była wyjątkowym, wielkim i pobudzającym dokonaniem w myśli religijnej, jak również edukacji duszpasterskiej i relacjach
ekumenicznych. Sukcesem Instytutu było również zapewnienie nowych
członków gronu pedagogicznemu z szeregu swoich własnych studentów.
II wojna światowa realnie zagroziła istnieniu Instytutu, jednak w cudowny sposób ocalał on i kontynuował funkcjonowanie podczas trudnych
lat okupacji i zamieszania.
Po wojnie, Instytut stał się instytucją inter-prawosławną i międzynarodową, zarówno w odniesieniu do studentów, jak i grona wykładowców. Akceptowani byli studenci wszystkich narodowości. Systematycznie, krok po kroku,
byli studenci stawali się członkami grona wykładowców. Ci profesorowie, wykształceni w Instytucie Świętego Sergiusza, którzy reprezentowali nie tylko
drugie, ale i trzecie lub nawet czwarte pokolenie, są teraz wspierani przez absolwentów francuskich uniwersytetów i wykładowców z innych krajów.
Wpływ instytutu w świecie nauki rósł, aż stał się ogromny. Jest on oceniany na podstawie publikacji jego profesorów, liczby absolwentów (z któ-
154
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
rych wielu zajmuje ważne miejsca w światowym prawosławiu) i ceniony za
Kongres Liturgiczny.
***
Olivier Clement3
Instytut Świętego Sergiusza dzisiaj
Mając czterdziestu studentów dziennych i dwustu pięćdziesięciu do trzystu studentów korespondencyjnych, Instytut nadal zajmuje czołową
pozycję w głoszeniu prawosławnego świadectwa w świecie, z jego wkładem
w spotkanie chrześcijan Wschodu i Zachodu, głosząc ideał t w ó r c z e j
w i a r y i w i e r n o ś c i . W ulotce wydanej na 25-lecie otwarcia Instytutu
wyrażono to w następujących słowach: „z jednej strony badania teologiczne
powinny być absolutnie wolne; z drugiej strony mocno zakorzenione
w Tradycji”. Wyjaśnia to dlaczego coraz więcej i więcej studentów, którzy
rozpoczęli studia i ukończyli je, zdobywając pierwszy stopień naukowy
z teologii w swoim rodzinnym kraju, wybiera Instytut, aby uzupełnić pierwszy
stopień swoich studiów, a przede wszystkim, aby przygotować tutaj pracę
magisterską lub doktorską.
Wielu studentów przybywa z Grecji, Europy Wschodniej (szczególnie
z Rumunii, Rosji, Białorusi) i Patriarchatu Antiochii; inni przyjeżdżają z pra3
OLIVIER CLÉMENT (1921–2009) — jeden z najwybitniejszych teologów prawosławnych XX w. W młodości był ateistą, zwolennikiem marksizmu, dopiero w wieku 30 lat przyjął
prawosławie. Wszechstronnie wykształcony humanista, erudyta i naukowiec, związany m.in.
z paryskim Instytutem św. Sergiusza, w którym przez wiele lat wykładał m.in. teologię moralną i historię ascetyzmu. Interesował się nie tylko religiami i duchowością różnych kręgów
kulturowych, ale również literaturą i sztuką, bardzo dobrze znał literaturę rosyjską i dzieła rosyjskich filozofów i teologów Srebrnego Wieku. Przyjaźnił się i współpracował z największymi
intelektualistami i hierarchami różnych Kościołów chrześcijańskich, a także przedstawicielami innych religii, m.in. Patriarchą Konstantynopola Atenagorasem, bratem Rogerem z Taizé, Janem Pawłem II. Wybitny ekumenista. Napisał kilkaset artykułów i esejów oraz ponad
trzydzieści książek. Wiele z nich przetłumaczono na język polski, np.: Ojcze nasz, przeł. ks.
H. Paprocki, Orthdruk, Białystok 1993, Prawda was wyzwoli. Rozmowy z Patriarchą ekumenicznym Bartłomiejem I, przekł. J. Dembska i M. Żurowska, Verbinum Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1998, Ciało śmiertelne i chwalebne. Wprowadzenie do teopoetyki ciała, przeł.
M. Żurowska, MIC Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1999, Pamiętniki nadziei. Rozmowa z Jeanem-Claudem Foyer, przeł. M. Żurowska, Wydawnictwo W drodze, Poznań 2008,
Boże Narodzenie w katolicyzmie i prawosławiu, przeł. K. Stopa, Wydawnictwo Salwator, Kraków
2008, Taizé. Poszukiwanie sensu życia, przeł. M. Prussak, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznań 2009, Boski Kosmos. Wybrane zagadnienia z kosmologii, przeł. P. Mikulska, Wydawnictwo
Salwator, Kraków 2010.
155
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
wosławnych wspólnot z Francji i innych krajów zachodnich. W ostatnich
latach przyjęliśmy nawet mężczyznę z Japonii i młodą kobietę z Indonezji!
Również Kościoły przedchalcedońskie zaczynają wykazywać zainteresowanie działalnością naszego Instytutu.
Obecnie, wszystkie zajęcia prowadzone są w języku francuskim, najbardziej odpowiednim, wspólnym języku dla studentów z tak różnych kręgów
kulturowych, które gromadzą się w Paryżu. Synteza neopatrystyczna i neopalamicka, która częściowo narodziła się w Instytucie w okresie międzywojennym, nadal przynosi obfite owoce. Jest to widoczne w pracy dziekana,
ojca Borisa Bobrinskoja, który rozwinął syntezę ukazując jej biblijne korzenie i otwierając hellenistyczne chrześcijaństwo na dokonania Ojców Kościołów łacińskiego i syryjskiego. Wśród osób mających dokonania tego formatu
musimy wymienić także Mikołaja Łosskiego i jego prace eklezjologiczne oraz
ojca Nikolasa Ozoline, zajmującego się ikonologią.
Grono wykładowców, którzy kilka lat temu osiągnęli sędziwy wiek, zyskało nowych członków, przede wszystkim dzięki zasobom intelektualnym
i ludzkim dyskretnie, ale pewnie zakorzenionego francuskiego prawosławia.
Dzisiaj prawie połowa nauczycieli to urodzeni we Francji młodzi mężczyźni
i kobiety.
Jednak Instytut Świętego Sergiusza nie utracił rosyjskich inspiracji
związanych z jego korzeniami. Rosyjska świętość (nauczana przez Sophie
Deicha), duchowość i rosyjska sztuka sakralna, wszystko to jest badane do
dnia dzisiejszego. Niektórzy nauczyciele dążą do opracowania i wyjaśnienia
potężnej i osobistej syntezy ojca Sergiusza Bułgakowa lub rozwijają niektóre
intuicje wielkich rosyjskich filozofów religijnych przełomu wieków: być może
uwspółcześnienie sofiologii okaże się konieczne ze względu na pytania ekologii i słabości ekologów! Rosyjskie ukierunkowanie nie przeszkadza młodym teologom, jak Michael Stavrou, w poszukiwaniu inspiracji do swoich
zajęć z dogmatyki we współczesnej greckiej teologii, szczególnie w twórczości Johna Zizioulasa, metropolity Pergamonu.
Jednocześnie, owocne spotkanie spuścizny prawosławia i współczesnych
badań nad myślą francuską zostało zainicjowane w filozoficznych badaniach
Bertranda Vergely’a i nowym podejściu do palamizmu Jeana Colosimo.
Wreszcie, zwykłe życie Instytutu Świętego Sergiusza jest całkiem znaczącym przykładem zarówno duchowego, jak i praktycznego, konkretnego
ekumenizmu. Chór Instytutu, który dzięki Osorginowi ponownie odkrywa
całą moc i głębię staroruskiej muzyki cerkiewnej, wyjeżdża na tournee po
całej Francji i sąsiednich krajach. Każdego roku Kongres liturgiczny gromadzi
wybitnych naukowców wszystkich wyznań. Świetny specjalista w kwestiach
156
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
anglikanizmu, Mikołaj Łosski, znajduje się w gronie najbardziej aktywnych
członków Komisji „Faith and Order”, jedynym ciele Światowej Rady Kościołów, w którym rzymscy katolicy są w pełni reprezentowani.
Rosnąca liczba studentów uczestniczy w studiach korespondencyjnych,
którymi opiekuje się ojciec Nikołaj Czernokrak, co pozwala Instytutowi obejmować swoim świadectwem niezmiernie różnorodną publiczność. Mówiąc
o kwestiach finansowych, wielką pomoc dla szkoły świadczy AMEITO (Towarzystwo Poparcia i Wspierania Prawosławnego Instytutu Teologicznego),
którego członkowie, wszyscy długoterminowi donatorzy, są nie tylko prawosławnymi, ale także katolikami, protestantami lub poszukującymi Boga.
Dzięki nim, Instytut może nie ustawać w wykonywaniu swojej pracy zainspirowanej swego rodzaju zaufaniem, które wynika z braku bogactwa.
Dzisiejszy wkład Instytutu Świętego Sergiusza jest unikalny we Francji
i dlatego absolutnie cenny: poprzez łączenie teologii, liturgii, sztuki i mistycyzmu w jednym, żywym doświadczeniu; poprzez zapobieganie takiemu
odczytywaniu Ojców, które zmieniłoby się w zwykłe naśladownictwo, powtarzanie, a zamiast tego pomaganie, aby stali się oni bodźcem, inspiracją (Złoty
Wiek Patrystyki wykłada mnich atonita, archimandryta Placide Deseille);
poprzez odnowienie naszej wiedzy o myśli post-chalcedońskiej i wielkich
syntezach bizantyjskich; poprzez promowanie autentycznego zrozumienia
ikony; poprzez ponowne odkrycie rosyjskiej filozofii; jak również ciągłe studia nad początkami, cyklami liturgicznymi i symbolizmem rytu bizantyjskiego. W tym miejscu musimy wspomnieć o osiągnięciach naszego byłego
dziekana, który niedawno odszedł, Konstantyna Andronikowa.
Oczywiście, zamierzeniem przedstawienia takiego opisu trwających prac
jest pomoc w rozeznaniu się i spostrzeżeniu zadań także na przyszłość.
Nie można zaprzeczyć, że obecna, trudna sytuacja Kościoła prawosławnego ma pewien wpływ na życie Instytutu, wykładowców i studentów. Spokojne działania dziekana są potrzebne bardziej niż kiedykolwiek. Niemniej
jednak, to właśnie tutaj — oczywiście nie wyłączając innych miejsc — dzisiejsze prawosławie może stanąć wobec współczesnego świata, spotkać się
z nim bez odrzucania go i bez ryzyka rozpuszczenia się w nim czy nawet
zniszczenia przez niego; prawosławie zdolne do przezwyciężenia go czerpiąc
siłę z wnętrza, z wierności Tradycji, która w Ciele Chrystusa jest wiecznie
odnawiającą się nowością Ducha. To właśnie w tym miejscu, w Instytucie
musimy świadczyć ze skromnością i powagą, że musimy kochać Boga nie
tylko sercem, ale i rozumem, inteligencją i że prawosławie jest uniwersalne,
powszechne.
157
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
***
Jean Colosimo4
Teologiczny dom dla wszystkich
Prawosławie nie jest nieruchomym skarbem przeszłości, który nie rodzi
żadnych owoców. Nigdy się nie skończyło, znosząc w każdych czasach
tragiczną historię, lecz ukazywało swoją kreatywność, głosiło Ducha, który
odświeża, odnawia i przepowiada.
Te słowa Oliviera Clementa pochodzące ze wstępu do jego książki Prawda
was wyzwoli5, zbioru rozmów z Jego Świątobliwością Patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem I, są odpowiednie, aby określić teraźniejszość, przeszłość
i przyszłość Prawosławnego Instytutu Świętego Sergiusza i scharakteryzować jego początki, jego istotę i przyszłe projekty. Podczas najbardziej nieludzkiego ze stuleci, napiętnowanego przez dominację totalitaryzmu i strachem
przed nuklearną apokalipsą, gdy świadectwa śmierci człowieka pociągnęły
za sobą głoszenie śmierci Boga, Instytut zdołał, na swoją skalę, wcielić tę
nieposkromioną istotę Ducha. Narodziwszy się w zgiełku rewolucji, urzeczywistniony na emigracji, funkcjonując jako znak Opatrzności, odwrócił
historyczne fatum, usuwając tymczasowe idole jak kuszenie gettem, uczynił
to poprzez wiele doświadczeń i świadectw twórczej wierności Tradycji oraz
zawsze pełnej otwartości, owocnej wiary i inteligencji. Dzisiaj, gdy runął
mur berliński, gdy Kościoły wschodnioeuropejskie stały się wolne, gdy świat,
odzyskując swoje znaczenie, poszukuje sensu z wielkim duchowym pragnieniem, zadania pozostają takie same, jak długo horyzont zasnuty i obciążony
jest przez trudności, niebezpieczeństwa i dwuznaczności. „Powrót religii”
również krystalizuje się w sytuacji ponownego afirmowania albo integryzmu bądź synkretyzmu, od których żadne współczesne społeczeństwo nie
jest wolne; narastający kryzys tożsamości i uderzenie antagonistycznych sił
okazują się odpowiedzią na „globalizację”, uświęcają siebie, aby obrzucać się
wzajemnymi anatemami; technologiczne i naukowe mutacje postmodernizmu, czy dotyczą one ekonomii, informatyki czy biologii, wymagając nowych
4
JEAN-FRANÇOIS COLOSIMO, profesor w prawosławnym Instytucie św. Sergiusza
w Paryżu. Urodził się w 1960 r. Studiował m.in. teologię i filozofię na Sorbonie i w Uniwersytecie Arystotelesa w Salonikach oraz Instytucie św. Włodzimierza w Nowym Jorku. Jest specjalistą w zakresie myśli prawosławnej, wykładał m.in. historię filozofii i teologii bizantyjskiej
w Instytucie św. Sergiusza. Jest członkiem wielu międzynarodowych instytucji naukowych,
m.in. Komitetu Naukowego Europejskiego Instytutu Religii. Pracuje także jako dziennikarz.
Jest autorem wielu książek, esejów i filmów.
5
Polskie wydanie: O. Clément, Prawda was wyzwoli. Rozmowy z Patriarchą ekumenicznym
Bartłomiejem I, przeł. J. Dembska, M. Żurowska, Verbinum Wydawnictwo Księży Werbistów,
Warszawa 1998.
158
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
kryteriów etycznych kierują się ku ponownie pojawiającemu się pogaństwu.
Najważniejsze pytania współczesności mają niemniejszą wagę niż te, które
były udziałem dnia wczorajszego. Wzywają nas one do świadectwa odnoszącego się do dziedzictwa, które otrzymaliśmy od naszych ojców założycieli,
mając nadzieję pozostawania na ich poziomie. Ten „program bez programu”
zawiera wolność Ewangelii żyjącą w Zmartwychwstałym Chrystusie.
Owa wolność manifestuje się w badaniach, w słowach i czynach: pozostawało to i zawsze pozostanie jedynym prawdziwym skarbem, z którego Instytut Świętego Sergiusza jest dumny. Podkreśla to jego odpowiedzialność
przed historią. Będąc częścią Rosyjskiego Prawosławnego Arcybiskupstwa
w Europie Zachodniej, korzystając ze stałej opieki Jego Eminencji Arcybiskupa Sergiusza, Instytut znajduje tutaj potwierdzenie dwóch swoich głównych celów: kontynuowanie i przekazanie odnowy teologicznej dokonanej
na emigracji oraz służenie, zarówno we Francji, jak i Unii Europejskiej, instytucji Kościoła lokalnego.
Pierwsza misja odnosi się przede wszystkim do Rosji: stało się sprawą
pilną, żeby powrócić do ruchu teologicznego, który zapoczątkowany został
w Rosji i z niej pochodzi, ale został przerwany przez rewolucję. Ten wysiłek nie powinien ograniczać się jedynie do przekazywania wiedzy, co już ma
miejsce, ale musi zostać rozszerzony o przekazywanie doświadczenia Instytutu Świętego Sergiusza w jego kontaktach ze współczesnym światem. Aby
osiągnąć ten cel, konieczne jest sformułowanie dobrego programu wymiany
studenckiej, kontaktów między studentami i wykładowcami oraz programu
zatrudnienia. Ten sam model może pomóc także wszystkim innym Kościołom tradycji słowiańskiej, które doświadczyły komunizmu i spotykają się
z podobnymi trudnościami. Jednocześnie, świat posługujący się językiem
francuskim stał się naturalnym środowiskiem rozwoju Instytutu; pociąga
to za sobą pogłębienie istniejących już związków z Patriarchatem Antiochii
i Rumunii oraz Kościołami Grecji i Finlandii, podtrzymanie nawiązanych
ostatnio kontaktów z Kanadą, i, w perspektywie misyjnej, stworzenie prawdziwych relacji z Afryką (za pośrednictwem Patriarchatu Aleksandrii) i Azją
(za pośrednictwem Kościoła Japonii). W ten sposób, grupa studentów stanie
się jeszcze bardziej międzynarodowa i doprowadzi to do odbioru prawosławia jako jedności w różnorodności, który jest teraz potrzebny Kościołowi
bardziej niż kiedykolwiek.
Pomimo tego, wola konkretnej powszechności będzie niczym bez faktycznej świadomości katolickości w „tu i teraz” lokalnych Cerkwi. Wymaga
to wielokierunkowości. Spotkanie z Zachodem nie wystarczy: musimy w nie
wcielić „pokorną i owocną obecność”, co lubi podkreślać Jego Eminencja Metropolita Jeremiasz, prezydent Zgromadzenia Prawosławnych Biskupów we
Francji. Co to oznacza dla naszej szkoły? Ścisłe połączenie nauczania i badań
159
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
w aktualnym rozumieniu współczesnej nauki i jej wymogów. Wychodzenie
poza niezbędne poszukiwanie osiągnięć naukowych poprzez ciągły dialog ze
współczesną kulturą. Zaiste, szczególnym powołaniem Instytutu Świętego
Sergiusza było i pozostanie działanie na zasadzie swoistego „laboratorium”.
Jego oryginalne świadectwo było i powinno pozostać fundamentalnym
w wielu dziedzinach, takich jak egzegeza patrystyczna, myśl bizantyjska, rosyjska filozofia religijna, historia Kościoła Wschodniego, ikonologia, hagiologia, jak również z metodologicznego punktu widzenia w dogmatyce, etyce,
prawie kanonicznym, lub w szerszej perspektywie w historii religii i antropologii. Celem szkoły powinien być także powrót do źródeł, zrozumienie ich,
dawanie świadectwa o nich, odnowienie każdego w nich: rzeczywiście, teologia musi być w centrum, w sercu Kościoła, tak jak i Kościół powinien być
w sercu świata. Przygotowanie wykształconego duchowieństwa, przywódców Kościoła i naukowców zdolnych do pracy w dzisiejszym świecie zależy
właśnie od tego i musi być wspierane przez rekrutację większej liczby studentów przyjeżdżających z Kościołów lokalnych. Oprócz tego podstawowego
celu, Instytut stara się zwiększyć szanse na studia, co zostało zainicjowane
przez otwarcie Korespondencyjnych Kursów Teologicznych. Organizowanie
warsztatów ze śpiewu liturgicznego czy ikonografii, wprowadzanie nowych,
krótszych bądź dłuższych programów studiów przystosowanych do rytmu
postindustrialnych społeczeństw, organizacja seminariów w różnych regionach Francji i w sąsiednich krajach, zwiększenie liczby inicjatyw (jak kolokwiów, konferencji czy wystaw), częste wykorzystywanie massmediów
(biuletyny, kwartalniki, taśmy, Internet etc.), a także centrum informacji
o prawosławiu: oto elementy projektu, który będzie realizowany w Instytucie Świętego Sergiusza, miejscu spotkań i dyskusji, teologicznym domu dla
wszystkich.
Odkąd szczególny cel związany z kształceniem określa wkraczanie Kościoła w trzecie tysiąclecie, Instytut Świętego Sergiusza jest naprawdę świadomy konieczności działania jak również wartości zaangażowania. Przeszłość
i jej żywa pamięć podtrzymywana w Stowarzyszeniu Absolwentów wskazuje
kilka kierunków. Szkoła była i powinna pozostać symbolem relacji, miejscem
spotkań poprzez uczestnictwo jej wykładowców w krajowym i międzynarodowym dialogu, zarówno między prawosławnymi, jak i ekumenicznym oraz
międzyreligijnym. Jest to dług, cel i obietnica. Od organizowania prawosławia we Francji do jasnego manifestowania jedności prawosławia w świecie, od
pogłębiania „zbliżenia” z kościołami przedchalcedońskimi do dynamicznego
odnawiania relacji z katolikami i protestantami, od spotkań z monoteizmem
i wschodnimi filozofiami do pytania o sekularyzację — przestrzenie działania są liczne. Jednak świadectwo Instytutu Świętego Sergiusza jest głoszone
wyłącznie „dla życia świata”.
160
Prawosławny Teologiczny Instytut Świętego Sergiusza
Tak wygląda droga krzyżowa, którą musi on przejść w kolejnych latach.
W rzeczywistości, te perspektywy nie mogą być uznane za reformy, gdyż taki
był cel Instytutu od momentu jego powstania. Jednakże, trudności naszych
czasów wymagają systematycznego ich wypełniania.
Ostatecznie, jedynym warunkiem związanym z naszą przyszłą pracą
jest coraz głębsze zakorzenienie się w teologii mistycznej, w konkretnym
doświadczeniu i wysławianiu Trójcy Świętej. Jeśli możemy dzisiaj mówić
i przedstawiać przyszłość Instytutu, zawierzając nas w pełni Boskiej Opatrzności, to tylko dlatego, że nasi ojcowie udowodnili, iż potrafili odnaleźć
wspólnotę eucharystyczną karmiącą się eschatologiczną mocą Królestwa.
Nieustannie, znowu i znowu, tylko wokół ołtarza i nigdzie indziej możemy
znaleźć ascezę i błogosławieństwo, żal i radość, które pozwalają nam głosić:
„przyjdź i zobacz”.
Przełożył z języka angielskiego i rosyjskiego
Bartłomiej Brzeziński.
161
Anna Maria Kramm rozœwietlone
130X130 / 2011 rysunek na p³ótnie o³ówek, grafit, pastel
z cyklu Dekompozycja
R E C E NZ JE . OMÓWIENIA
SENSUS
HISTORIAE
ISSN 2082–0860
Vol. V (2011/4)
s. 163-187
Timothy Snyder, Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem, z ang. przeł.
B. Pietrzyk, Świat Książki, Warszawa 2011, s. 544.
K
siążka Timothy’ego Snydera to niekiedy niemal kronikarski zapis tragicznych
dziejów narodów, jakie rozegrały się na „skrwawionych ziemiach” w czasie II
wojny światowej i krótko po niej.
Autor prezentuje, w sposób przemawiający do odbiorcy, zbrodnie dwóch reżimów totalitarnych: hitleryzmu i stalinizmu na obszarze okupowanej Polski, państw
bałtyckich, Białorusi i Ukrainy. Jak sam deklaruje, praca jest historią masowych
mordów dokonanych z pobudek politycznych.
Mogłoby się wydawać, że o obu totalitaryzmach napisano już praktycznie
wszystko. Mamy wiele opracowań dotyczących poszczególnych przypadków, analizy
nawet drobnych zagadnień, poszukiwania przyczyn i konsekwencji, analizy życiorysów głównych bohaterów. To jednak chyba nasz szczególny punkt widzenia, bowiem
dla dużej części nawet Europy, o Amerykach nie wspominając, historia ta, zwłaszcza
Europy Środkowo-Wschodniej, w tym szczególnie okresu II wojny światowej, bywa
zagadkowa lub zupełnie obca, zamknięta w szablonach myślowych.
Książka składa się z czternastu części. W przedmowie zatytułowanej „Europa”
Autor analizuje zjawisko masowych mordów, trafnie przy tym zauważając, że proces
ten przebiegał różnie w poszczególnych państwach.
W samych Niemczech masowy terror praktycznie nie występował, podczas gdy
w stalinowskim ZSRR trwał on nieprzerwanie od 1917 r., skierowany przeciwko rzeczywistym i domniemanym przeciwnikom systemu.
Warto postawić w tym miejscu „kropkę nad i”, zaznaczając zasadniczą różnicę
obu systemów: hitleryzm narodził się przy aprobacie niemieckiego społeczeństwa,
które z różnych powodów identyfikowało się z prowadzoną przez niego polityką.
Tymczasem bolszewicka Rosja rodziła się jako państwo „obce”, narzucone poprzez
terror licznym narodom ją zamieszkującym.
Być może w samym tekście pojawia się zbyt wiele wątków, których sąsiedztwo
zaciemnia niekiedy obraz i nie dość dobrze przygotowuje czytelnika do odbioru treści kolejnych rozdziałów.
W rozdziale zatytułowanym „Sowieckie klęski głodu” Snyder drobiazgowo opisuje mechanizm „rozkułaczania” Ukrainy, w którym głód, zaplanowany odgórnie,
odegrał kluczową rolę. Wielka polityka ukazana jest tu także przez pryzmat losów
indywidualnych, dlatego świadectwo to łatwiej przemawia do odbiorcy.
W drugim rozdziale, nazwanym niezbyt trafnie — „Terror klasowy”, autor opisuje rodzenie się faszyzmu w Niemczech i politykę terroru w obu państwach. Okre-
163
Recenzje . Omówienia
ślenie „klasowy” miało jednak, nawet w przypadku ZSRR, charakter propagandowy,
terror dotykał bowiem przede wszystkim wrogów systemu. Snyder myli się więc
nieco, stwierdzając, że w przeciwieństwie do Hitlera, Stalin dysponował świetnym
narzędziem do panowania nad społeczeństwem, czyli NKWD. Hitler miał takie samo
narzędzie, ale nie musiał, z różnych przyczyn, wykorzystywać go w takiej skali jak
Stalin (s. 95), co zresztą Snyder zauważa kilka stron dalej.
W kolejnym rozdziale pt. „Terror Narodowy” autor stara się przekonać czytelnika, że antypolska polityka Stalina wynikała głównie z kryteriów narodowych. Za
pretekst posłużyła tu wymyślona „Polska Organizacja Wojskowa”, przerzucająca na
teren ZSRR agentów. Ukazuje przy tym skalę zjawiska, o czym nawet polski czytelnik wie niewiele. Autor trafnie przy tym konstatuje, że skala zjawiska była na tym
etapie (do 1939 r.) znacznie większa w ZSRR niż w Niemczech. Analiza problemu
przeplata się jednak z prezentacją historii ówczesnej polityki międzynarodowej, co
zaciemnia obraz terroru sowieckiego i niemieckiego.
Kolejny rozdział — Europa Ribbentropa i Mołotowa — inauguruje analizę zjawiska
mordów masowych w okresie II wojny światowej. Znajdujemy w nim drobiazgowe
informacje o wojnie polsko-niemieckiej we wrześniu 1939 r. Autor wychodzi tu poza
utarte schematy, dostarczając wielu mało znanych informacji np., że jeden z obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku był wujem Güntera Grassa. W tekście pojawiają się
też szczegółowe informacje o barbarzyńskim mordowaniu jeńców i cywilów, wynikające z wpojonego żołnierzom przekonania, że Polacy czy Żydzi to niewolnicy. Autor
podkreśla przy tym wspólną politykę obu okupantów zmierzających do likwidacji
polskości na zajętych terenach. Nie dostrzega jednak elementu koordynacji tych
działań. W tekście pojawiają się też inne wątki, np. wojna na zachodzie Europy, co
wykracza poza temat zasugerowany w tytule.
Rozdział piąty — „Ekonomia apokalipsy” — zawiera opis okoliczności wybuchu
wojny radziecko — niemieckiej. Autor snuje przy tym rozważania, co pchnęło Hitlera do tego kroku, koncentrując się na „dostarczeniu kalorii” wojującym Niemcom
i zapewnieniu im przestrzeni życiowej. Podbity ZSRR miał pozwolić Niemcom stać
się supermocarstwem, które pokonałoby Wielką Brytanię, a w dalszej perspektywie
Stany Zjednoczone. Brakuje tezy, że i ZSRR planował ekspansję, chcąc jednak poczekać, aż wszyscy uczestnicy konfliktu się wykrwawią. Międzynarodówka uznała
bowiem wojnę za obustronnie niesprawiedliwą, co wynikało z faktu, iż Stalin, wbrew
twierdzeniu Autora, nie pogodził się z socjalizmem w jednym kraju. Na uwagę zasługuje dobitnie wyrażone w tekście stwierdzenie Snydera, że Niemcy nie przestrzegali
żadnych zasad prowadzenia wojny (s. 189). Jest to szczególnie ważne w kontekście
odradzania się mitów o rycerskości Wehrmachtu i zbrodniczym postępowaniu nielicznych innych formacji. W rozdziale uderza zwłaszcza ogromna ilość szczegółów
dotyczących mordowania jeńców.
Rozdział szósty pt. „Ostateczne rozwiązanie” koncentruje się na kwestii eksterminacji ludności żydowskiej, w którym to procesie współuczestniczyli obywatele
innych państw: Litwini, Łotysze, Estończycy. Wiarogodnie brzmi przy tym teza, że
szczególną aktywność wykazywali w tych działaniach ci, którzy wcześniej współpracowali z władzami radzieckimi. Natrafimy tutaj także na wstrząsające opisy mor-
164
Recenzje . Omówienia
dowania Żydów. Jak się wydaje, podstawową motywacją był tu jednak nie tyle brak
możliwości deportacji Żydów na inne tereny, co sugeruje autor, lecz raczej realizacja
obłąkanej koncepcji likwidacji tej nacji.
Rozdział siódmy — „Holokaust i odwet” — to w głównej mierze odniesienia
do losów ludności żydowskiej w Mińsku. Opisując je, autor uwzględnia możliwości
ucieczki Żydów z getta i podejmowania przez nich walki wraz z radzieckimi partyzantami. Problem ten śledzimy za autorem na konkretnych przykładach. Następnie przeskakujemy do polityki niemieckiej wobec Białorusinów, wykorzystywanych
głównie do niewolniczej pracy. Autor przedstawia też politykę likwidacji działającego
na tych terenach polskiego podziemia przez partyzantkę radziecką drogą mordów
lub denuncjacji. Co charakterystyczne, także w przypadku Białorusinów autor wyraża przekonanie, że większość ludności nastawiona była wrogo do Niemców, nie
dając się pozyskać do współpracy i uznając, że nowy reżim jest jeszcze gorszy od
poprzedniego.
Złowieszczo brzmiący tytuł kolejnego rozdziału — „Nazistowskie fabryki
śmierci” — zgodnie z tytulaturą poświęcony jest masowemu zabijaniu Żydów. Autor podkreśla przy tym, że połowę Żydów zabito na terenach oddanych wcześniej
ZSRR. Druga połowa została zagazowana na terenach okupowanej Polski, na zachód
od linii Bugu. Autor podaje, że getta tworzono po to, by zgromadzić tam Żydów oczekujących na deportację. Wydaje się jednak, że motywacja była inna, a Żydzi zostali
odizolowani od reszty społeczeństwa od początku z myślą o wykorzystaniu ich do
pracy i stopniowej zagładzie. Autor analizuje proces powstania „techniki zabijania
gazem”, kiedy to pomyślny eksperyment przeprowadzono na jeńcach radzieckich
i obywatelach niemieckich, głównie osobach upośledzonych i chorych psychicznie.
Doświadczenia takie prowadzono następnie w tzw. Kraju Warty, gdzie zastosowano
ciężarówkę z zainstalowaną w niej komorą gazową. Snyder opisuje też rolę, jaką
w tym procesie odegrali policjanci żydowscy, którzy częściowo uczestniczyli w procederze. Autor podkreśla, że jednym z elementów przyspieszających takie rozwiązanie
była kwestia wyżywienia bezproduktywnej ludności, przy uprzednim zapewnieniu
wystarczającej ilości rąk do pracy i łączy to z rzeczywistym obniżeniem racji żywnościowych w samych Niemczech w 1942 r. Przerażająco brzmią szczegółowe opisy
masowych mordów w głównych obozach: Bełżcu, Treblince, Auschwitz.
Rozdział dziewiąty pt. „Opór i całopalenie” dotyczy końcowego etapu wojny,
po utworzeniu drugiego frontu w Europie. Rozpoczyna go jednak analiza narodzin
polskiego i żydowskiego ruchu oporu. Snyder analizuje też wspieranie przez Armię
Krajową Żydowskiej Organizacji Bojowej. Trzon rozdziału stanowi opis powstania w getcie warszawskim. Jednoznacznie brzmi teza, że tylko polskie władze na
uchodźstwie starały się nagłośnić sprawę mordowania Żydów. Snyder podaje jednak
także informacje o niechętnym czy nawet wrogim stosunku części Polaków do Żydów. Nowa, również dla polskiego czytelnika, jest informacja o utworzeniu na terenie zniszczonego getta warszawskiego KL Warschau, w którym panowały gorsze
warunki niż w KL Auschwitz. Tezę tę ilustruje Snyder wypowiedzią jednego z Żydów, który po przybyciu na miejsce prosił, by go zawieźć do Auschwitz i zagazować
(s. 324). Kończąc rozdział, opisuje autor okoliczności narodzin planu „Burza” i jego
165
Recenzje . Omówienia
realizację. Podkreśla przy tym, że już pierwsze doświadczenia w tym względzie były
fatalne, a Sowieci natychmiast po zajęciu terenów należących do II Rzeczypospolitej
likwidowali polskie oddziały partyzanckie. Analizuje też kwestię powstania w Warszawie, podkreślając wiarę w szybkie zajęcie miasta przez Armię Czerwoną. Sam opis
walk odbiega od stereotypu, autor ukazuje je bowiem przez pryzmat najbardziej bestialskich czynów oddziałów niemieckich. Wskazuje także na fałsz zachodnich sojuszników Polski, którzy nie chcieli narażać dobrych stosunków z ZSRR dla sprawy
polskiej.
Rozdział dziesiąty pt. „Czystki etniczne” wprowadza nas w problematykę końca
wojny i przesunięcia granic Polski na zachód, a co za tym idzie masowych przesiedleń
ludności niemieckiej. Nie miał to być jednak, jak zauważa Snyder, sposób na wymordowanie całego narodu. Co ważne, wskazuje także, że w tej kwestii wszystkie siły polityczne w Polsce były zgodne, nie wyobrażając sobie współżycia po wojnie obu nacji
— polskiej i niemieckiej na tym samym terytorium. Wiele miejsca poświęca Snyder
opisowi gwałtów dokonywanych przez żołnierzy radzieckich na Niemkach. Omawia
też etapy polskiej polityki wobec ludności niemieckiej na ziemiach nowo przyłączonych. Ważnym elementem narracji jest kwestia transportów ludności niemieckiej
z Polski, gdzie, jak podkreśla, ładowani do zamkniętych wagonów Niemcy bali się, że
zostaną zagazowani. Może to być ważny przyczynek do rozważań na temat współodpowiedzialności narodu niemieckiego za zbrodnie hitlerowskie w okresie okupacji
(s. 351). Jak bowiem stwierdza Snyder „cywile niemieccy wiedzieli wystarczająco
wiele o polityce Niemiec w czasie wojny, by zdawać sobie sprawę, że powinni uciekać, lecz ich państwo nie zorganizowało tej ucieczki sprawnie” (s. 352). Trudno za to
zgodzić się z tezą, że wypędzenia stanowiły wynik „międzynarodowego konsensusu
zwycięzców i ofiar”. Mimo wszytko jednak nie można zestawiać losu ludności niemieckiej i polskiej, przesiedlanej z ZSRR, bowiem mimo zewnętrznego podobieństwa, generalnie nie była to akcja przesiedleńcza realizowana przez reżim sowiecki,
a sami zainteresowani deklarowali chęć takiego przemieszczenia. Nie tylko warunki,
w jakich odbywała się podróż były inne. Także nastawienie władz poszczególnych
republik było różne, od niechęci i przymusu na Ukrainie po względną obojętność na
Białorusi. Sam Stalin niezbyt chętnie podjął decyzję o masowych przesiedleniach
Polaków, system wymagał bowiem jak największej liczby poddanych.
W rozdziale jedenastym — „Stalinowski antysemityzm” — autor jeszcze raz
powraca do kwestii mordowania Żydów na terenach okupowanych, poruszając ją
w kontekście całkowitej obojętności reżimu stalinowskiego w tej kwestii. Informacje
na ten temat były skąpe, najczęściej problem ten przemilczano, ograniczając się do
ogólnikowych sloganów. W drugiej części rozdziału omawia Snyder represje, jakie
spadły na Żydów w ZSRR po zakończeniu wojny w kontekście podziału świata na
dwa obozy. Mania spisków, głównie żydowskich, rozlała się w ZSRR i innych państwach obozu, co jednak ciekawe, autor sam kwestionuje tezę, że pod koniec życia
Stalin zmierzał do kolejnej i na dużą skalę czystki narodowej w ZSRR. Inna rzecz czy
to zagadnienie należy merytorycznie do tematu.
166
Recenzje . Omówienia
Pracę kończy rozdział zatytułowany „Człowieczeństwo”, który w moim przekonaniu powinien pracę rozpoczynać. Jest bowiem wyjaśnieniem wielu kluczowych
zagadnień i swoistym merytorycznym przygotowaniem do odbioru dzieła. Wydaje
się też, że w pracy brakuje klasycznego wstępu, co pozwoliłoby na wyjaśnienie wielu
podstawowych kwestii i ukierunkowało jej lekturę.
Jak zaznaczyłem na wstępie, jest to praca wyjątkowo potrzebna. Nie oznacza to
jednak, że jest bez wad. Nie jestem przekonany, czy głodzenie jest dobrym kryterium
porównawczym obu reżimów. Z kolei uważam, że głód na Ukrainie nie był warunkowany narodowo, co sugeruje Snyder, ale raczej klasowo.
Praca przytłacza ogromem szczegółów, są to zwłaszcza drobiazgowe wyliczenia liczby ofiar poszczególnych akcji. Wadą książki jest pewne wymieszanie wątków. Tekst byłby czytelniejszy i łatwiejszy w odbiorze, gdyby były one omawiane
w jednym miejscu. Na przykład problem deportacji Polaków czy Żydów pojawia się
wielokrotnie i czytelnik gubi się w ocenie skali zjawiska, a autor w innym miejscu,
oddzielonym innymi wątkami, podaje nowe liczby, tym razem podsumowujące, tak
jest np. z liczbą deportowanych Polaków (s. 174).
W pracy pojawiło się kilka nieścisłości. Na przykład ofensywa polska w 1920 r.
nie została zatrzymana przez bolszewików (s. 27), a dowództwo polskie, zdobywszy
Kijów, samo podjęło decyzję o jej wstrzymaniu. Celem Piłsudskiego nie było pokonanie Rosji Radzieckiej, gdyż oznaczało to jednocześnie i paradoksalnie wsparcie dla
walczących z nią oddziałów, chcących przywrócić w Rosji poprzednie rządy, sprzeciwiające się istnieniu państwa polskiego.
Bardziej literacko, niż historycznie brzmi zdanie, że Hitler w 1941 r. miał wydrzeć Ukrainę Stalinowi i podjąć próbę realizacji własnej wizji kolonialnej, zaczynając od rozstrzeliwania Żydów i morzenia głodem sowieckich jeńców wojennych
(s. 41).
Liczba jeńców polskich, którzy dostali się do niewoli radzieckiej, była znacznie
wyższa i przekraczała 200 tys. (s. 147). Dyskusyjna jest też liczba Polaków deportowanych przez ZSRR z Kresów Wschodnich. Według danych NKWD było to co najmniej 320 tys. (s. 151), o czym autor wspomina w innej części książki.
Zamiennie używa też pojęcia „wypędzenie” i/lub „deportacja”, co jednak nie jest
tym samym. Tak jest w kwestii m.in. wypędzeń Polaków z tzw. Kraju Warty, gdzie
pojawia się określenie, że w miejsce deportowanych Polaków osiedlano Niemców
(s. 155). Z podanych w tym fragmencie liczb można wnioskować, że deportacje objęły ok. 128 tys. osób, podczas gdy w rzeczywistości liczba ta przekracza 450 tys.
W lipcu 1944 r. Stalin utworzył oczywiście nie rząd tymczasowy tylko PKWN
(s. 328). Trudno uznać, że pomysł wysiedlenia Niemców z terenów, które miały się
znaleźć w Polsce narodził się w głowie Stalina. Takie rozważania snuli już przedstawiciele Narodowej Demokracji pod koniec XIX w. Przesunięcia granic na zachód domagał się polski rząd na uchodźstwie krótko po wybuchu wojny i pomysł ten został
zaakceptowany przez Churchilla i Roosevelta. Poza tym, gdyby na czele polskiego
rządu po wojnie stał Stanisław Mikołajczyk, to Brytyjczycy byli gotowi zaakceptować
taką granicę, jakiej by zażądał, o czy świadczy list Edena do Churchilla. Nie zostawiliby też na tym obszarze ludności niemieckiej, bowiem premiera Wielkiej Brytanii nie
167
Recenzje . Omówienia
przerażały przesiedlenia na masową skalę. W powojennych latach przedstawiciele
Sowietów i Brytyjczyków w Polsce nie służyli, jak twierdzi autor, monitorowaniu akcji wysiedleń Niemców z Polski. Misje wojskowe przyjmowały na granicy transporty
ludności niemieckiej, decydując, czy spełniają one warunki nakreślone w umowie.
Zastosowanie sformułowania „ostateczne rozwiązanie” kwestii ukraińskiej w Polsce
powojennej jest nieszczęśliwym określeniem, zważywszy na skojarzenia z tym pojęciem. Ukraińców, Łemków czy Bojków oczywiście represjonowano, przesiedlając na
ziemie nowo przyłączone, ale nie było zamiarem władz polskich doprowadzenie do
ich fizycznej likwidacji.
Przesiedlani z Polski Niemcy nie trafiali do „przyjaznej ojczyzny” (s. 361), bowiem masowe przesiedlenia natrafiały niekiedy nawet na czynny opór miejscowych
Niemców, dotkniętych konsekwencjami przegranej wojny i konkurujących z nowo
przybyłymi o chleb i pracę. Najbardziej oczywiste było to w brytyjskiej strefie okupacyjnej. Pod koniec wojny braków w Armii Czerwonej nie uzupełniano głównie Ukraińcami i Białorusinami, bo duża część z nich poległa w pierwszym okresie wojny, lecz
ludami z dalej na wschód leżących terenów ZSRR.
Trudno się też zgodzić z tezą, że utopią Stalina było skolektywizowanie ZSRR
w dwanaście tygodni. Proces ten należy postrzegać szerzej, a kolektywizacja dotyczyła wszystkich dziedzin życia, z których część była już zrealizowana. W wydaniu
węższym kolektywizacja wsi skutkowała zamorzeniem głodem kilku milionów ludzi,
ale właściwa „kolektywizacja” społeczeństwa, była procesem, który nie zakończył się
w dwa miesiące 1932 r. W związku z tym liczba ofiar jest zdecydowanie większa.
Zabijanie Żydów nie było próbą odwrócenia uwagi od ponoszonych klęsk, lecz
realizacją zaplanowanej wcześniej koncepcji. Nie jestem też przekonany do tezy, że
obaj dyktatorzy prowokowali się wzajemnie do eskalacji morderstw (s. 423).
Pora odnieść się do głównej tezy książki, a mianowicie, że celem nazistów było
zabicie jak największej liczby ludzi, by zajęte tereny oddać niemieckim chłopom. W
dłuższej perspektywie, mierzonej planami utworzenia tysiącletniej Rzeszy, teza ta
jest oczywiście prawdziwa. Natomiast ekonomia okresu dochodzenia do tego „ideału” nakazywała zachowanie także innej niż niemiecka siły roboczej, bowiem trwająca wojna wymagała produkcji na jej własne potrzeby, czego nie mogło zapewnić
niemieckie społeczeństwo, bowiem przy ogromnej skali zjawiska, większość zdolnych do pracy, a tym samym i służby wojskowej Niemców, zmobilizowano. Mogli ich
zastąpić tylko przymusowi robotnicy rekrutowani z krajów podbitych. Dotyczyło to
sytuacji w samych Niemczech, jak i na terenach włączonych do Rzeszy i okupowanych, które także musiały wnieść swój wkład w dzieło podboju. W okupowanej Polsce, zwłaszcza na ziemiach włączonych do Rzeszy, poczyniono też spore inwestycje
przemysłowe i, prawda że z konieczności, zatrudniano Polaków. Należy przy tym
podkreślić, że w takich przypadkach traktowano robotników przymusowych względnie poprawnie. Fakt ten podkreśla pośrednio sam Snyder, pisząc w podsumowaniu,
że zimą 1941 r. pozwolono Żydom przetrwać, by szyli płaszcze i buty zimowe dla nękanego przez przeciwnika Wehrmachtu (s. 426). Sowiecki chłop nie musiał pracować
dla policji, by przeżyć (s. 429), bowiem w produkcji zboża, podobnie jak rolnika polskiego, nie miał go kto zastąpić. Próba zastąpienia polskich rolników niemieckimi nie
168
Recenzje . Omówienia
udała się nawet w ograniczonej do tzw. Kraju Warty skali. Brakowało bowiem i osób
do przesiedlenia, i możliwości technicznych, choć samą akcję prowadzono podczas
wojny dość skrupulatnie. Trudno sobie wyobrazić politykę gospodarczą, zakładającą
„oczyszczenie” ogromnych terenów rolniczych z chłopów, w sytuacji, gdy żywność,
na co zresztą wskazuje sam autor w innym miejscu, miała podstawowe znaczenie dla
dalszych losów imperium niemieckiego. W przypadku tzw. Kraju Warty proces ten
był zgrany w czasie niemal co do godziny, a opuszczone przez wypędzanych Polaków
gospodarstwa, zajmowała natychmiast niemiecka rodzina, ściągnięta w ramach powrotu do ojczyzny z innych terenów Europy. Wyzysk polskiej wsi w tzw. Generalnym
Gubernatorstwie także był z niemieckiego punktu widzenia racjonalny.
Niekiedy Snyder idzie w swych tezach zbyt daleko, np. oblężenie Leningradu nie
było, jak twierdzi, planem zagłodzenia jego mieszkańców, a blokada w pierwszej kolejności miała przynieść kapitulację obrońców i zajęcie tego obszaru przez Niemców.
Głód był tam więc wynikiem działań wojennych. Nie zmienia to oczywiście sytuacji
samych głodzonych obrońców, nie da się jednak interpretować oblężenia i blokady,
jako formy represji.
Dyskusyjne jest też włączenie do książki rozważań dotyczących powojennych
wypędzeń i wysiedleń. Wprawdzie autor ma świadomość nieporównywalności tych
procesów, ale sam fakt ich sąsiedztwa w tekście stwarza wrażenie, że są one sobie
podobne. Tymczasem, nie zaprzeczając dziejącej się tej ludności krzywdzie, w żaden
sposób eksterminacji i polityki planowych mordów nie można zestawiać z przesiedleniami, jako konsekwencją przegranej przez Niemcy wojny. I nie chodzi przy tym
tylko o skalę zjawiska — ilości zgonów, jakie towarzyszyły temu procesowi. Prawdą
jest, że od dziesięcioleci toczy się spór o to, ilu Niemców zginęło podczas ewakuacji
i ucieczki przed frontem, a ilu podczas planowych wysiedleń. Minimalizowanie liczby
w pierwszym przypadku i maksymalizowanie w drugim ma na celu podkreślenie barbarzyństwa Polaków czy Czechów wysiedlających ludność niemiecką i nieludzkich
warunków, w jakich proces ten się odbywał. Dyskusja ta toczy się zwłaszcza w kontekście braku poszanowania praw człowieka. W tym konkretnym przypadku — deportacji Niemców — nie można jednak abstrahować od ówczesnych realiów, bowiem
dla przeciętnego mieszkańca Europy, a może i świata, Niemiec-agresor nie zasługiwał na miano człowieka, nawet w zmienionej roli pokonanego, będąc przede wszystkim symbolem niewyobrażalnego barbarzyństwa, realizowanego z zimną krwią i bez
refleksji moralnej, o czym najlepiej świadczy recenzowana książka, gdzie prezentowane są liczne przykłady takich właśnie zachowań Niemców. Oczywiście, akcja
przesiedleńcza została zaplanowana z zimną krwią, ale nie była to forma odwetu na
Niemcach (wtedy byłaby rzeczywiście połączona z masowymi morderstwami), a raczej wynik doświadczeń wyniesionych z okresu dwudziestolecia międzywojennego,
kiedy to kwestia mniejszości była jedną z głównych przyczyn narodowych waśni,
które, przy niedoskonałości ówczesnych mechanizmów rozwiązywania problemów
międzyetnicznych, doprowadziły do wybuchu wojny. Najważniejsze jednak wynikało
z doświadczenia obecności Niemców jako okupantów podczas wojny. W tym kontekście zgodne współżycie obu nacji wydawało się niemożliwe. Niemców przesiedlano,
169
Recenzje . Omówienia
ale nie mordowano, choć pewnie i takie pomysły pojawiały się w wielu głowach pod
koniec wojny.
Praca Snydera burzy wiele utartych i głęboko zakorzenionych mitów i schematów. Uświadamia straszną prawdę, że w pamięci zbiorowej zachowały się wspomnienia o obozach koncentracyjnych, gdzie więźniów wykorzystywano do pracy
i w związku z tym część z nich przeżyła, podczas gdy zapomniano o obozach śmierci,
m.in. właśnie dlatego, że były miejscem zabijania (s. 411). Tymczasem: „Ogromna
większość zgładzonych podczas Holokaustu Żydów nigdy nie zobaczyła obozu
koncentracyjnego” — napisał Snyder (s. 412). Żydzi, których osadzono w obozach
koncentracyjnych, znaleźli się za to, przynajmniej częściowo, w grupie ocalonych.
Większość zagazowano zaraz po przybyciu do Auschwitz, nie kierując ich do obozu
(s. 413). Tak naprawdę, pisze autor, zanim komory gazowe zaczęły swoją morderczą pracę, zgładzono ogromną większość (ponad 90%) wszystkich ludzi, których
miały celowo zabić reżimy sowiecki i nazistowski. Auschwitz to końcowe takty „fugi
śmierci” (s. 413).
Praca Snydera ukazuje skomplikowane losy Europy Środkowo-Wschodniej i zamieszkujących ją narodów w sposób obiektywny i z kronikarską dokładnością. Autor
analizuje zamierzenia wielkich mocarstw, ich kalkulacje, które ściągnęły na świat
tragedię. Przywraca pamięci zbiorowej rzeczywistość tamtych czasów.
Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem to książka szczególna,
w której obok wielkiej polityki, w której zazwyczaj ginie jednostka, ofiary znów zabierają głos, a abstrakcyjne liczby zostają uczłowieczone. Żonglowanie milionami
ofiar prowadzi niekiedy do zobojętnienia, przekracza bowiem wyobraźnię człowieka.
Wplecenie w narrację pamiętników czy opisów losów osób skazanych uczłowiecza
ofiarę, czyni ją konkretną, wyobrażalną.
Podsumowując uważam, że z powodzeniem odnieść można do pracy Timothy’ego
Snydera zdanie, które on sam napisał w odniesieniu do książki Grossmana, iż „wydobył z kakofonii stulecia głosy ofiar i uczynił je w niekończącym się sporze słyszalnymi”.
Stanisław Jankowiak
Karolina Wigura, Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Gdańsk-Warszawa, 2011, s. 270.
D
yskusja na temat pamięci europejskiej na stałe wpisuje się w krajobraz funkcjonowania starego kontynentu po II wojnie światowej. Problem wyrządzonych
krzywd przez dwa systemy totalitarne, obecny w pamięci zbiorowej narodów, cały
czas zdaje się czynnikiem określającym czy też determinującym ich teraźniejszość.
170
Recenzje . Omówienia
Chodzi tu zarówno o narody, które owych krzywd doświadczyły, jak i te, które je
wyrządziły. Dla tych pierwszych owa dyskusja jest narzędziem definiowania innych
względem siebie, dla tych drugich zaś narzędziem definiowania przede wszystkim
siebie w stosunku do samych siebie. Stąd kategorie przebaczenia, skruchy, winy, pamięci wpisują się w codzienną normalność.
Jednym z ciekawych głosów w tej dyskusji jest praca Karoliny Wigury Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki. Od razu warto zaznaczyć, że
książka ta znajduje się w nurcie prac systematyzujących dotychczasowe propozycje
dotyczące owego problemu. Systematyzacja ta ma jednak charakter nowatorski i autorski. Zaproponowany przez badaczkę sposób prowadzenia refleksji łączy w sobie
różne ujęcia tematu, podkreślając multiwymiarowość perspektyw adekwatnych do
analiz fenomenu pamięci, przebaczenia i skruchy w powojennej polityce europejskiej.
Praca podzielona jest na trzy części, poprzedzone słowem wstępnym autorstwa
Iwana Krastewa, dyrektora Centrum Strategii Liberalnej w Sofii, członka Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych oraz Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych. Bułgarski politolog w sposób symboliczny zadaje pytanie, czy Europa
nadal potrzebuje tego rodzaju polityki, który łączy się z problemem pamięci, czy polityka budowana wokół pojęcia przebaczenia jest jeszcze ważną częścią składową europejskiej tożsamości? Pytanie to pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi. Krastew
wprowadza także podział, zgodnie z którym po 1945 roku mieliśmy do czynienia
z polityką pamięci zastąpioną po 1989 r. ideologią normalności, która wprowadza
element odchodzenia od wcześniejszych postaw rozliczeniowych. Ciekawym spostrzeżeniem jest to, że o ile wiedza na temat nazizmu nadal funkcjonuje jako ważny
element tożsamości dla kolejnych pokoleń młodych Niemców, o tyle dyskusja na
temat zbrodni komunistycznych w placówkach edukacyjnych Europy ŚrodkowoWschodniej jest marginalizowana.
We wprowadzeniu autorka szkicuje założony przez siebie plan rozważań dotyczących pojęć krzywdy, winy, przeprosin, przebaczenia i zadośćuczynienia jako tych,
które wywodzą się z personalnych przeżyć konkretnych jednostek, ilustrując rzeczywisty ból oraz gniew spowodowany doznanymi niesprawiedliwościami. W sposób
ogólny można odnotować, że plan ten oscyluje wokół próby rozwiązania kilku istotnych problemów. Pierwszym z nich jest fakt, że niektórzy ludzie nie są gotowi lub też
nie chcą przebaczyć czy też wyrazić skruchę, co często wiąże się z elementem przeniesienia tego prawa na inne osoby. Drugim problemem jest pytanie, czy przebaczenie w sferze polityki ma rzeczywiście znaczenie moralne, czy jest tylko elementem
pewnej strategii podporządkowanej konkretnym celom politycznym. W końcu, czy
przebaczenie w polityce funkcjonować może jako projekt spełniony, tzn. czy będzie
możliwe w przyszłości, że między poszczególnymi dwoma narodami wybaczenie dopełniło się? Końcówka wstępu przynosi jeszcze dwa ważne stwierdzenia. Mianowicie
autorka zwraca uwagę, że przebaczenie w polityce jest jednym z ważnych elementów
przygotowującym społeczeństwo na stawienie czoła przyszłości w jego ujęciu wspólnotowym, a nie jako zbiorowi niemogących osiągnąć porozumienia jednostek. Jako
takie ma większe znaczenie dla następnych pokoleń, niekoniecznie zaś dla samych
171
Recenzje . Omówienia
ludzi, którzy doświadczyli krzywd totalitaryzmów XX w. Po drugie, w dyskusji na ten
temat istotną, być może czołową rolę zajmować będzie właśnie Europa ŚrodkowoWschodnia jako region, w którym nagromadzenie tragicznych w skutkach wydarzeń
wojennych jest najbardziej widoczne.
Pierwsza część, zatytułowana „Instytucja”, prezentuje tło teoretyczne i historyczne deklaracji przebaczenia i skruchy w polityce. Jak wskazuje autorka, pojęcia te
są powojennym wynalazkiem światowych stosunków międzynarodowych, co miało
dwa cele. W pierwszej kolejności chodziło o zaistnienie pamięci w centrum retoryki
i strategii politycznej. W późniejszym czasie miało to zaowocować sukcesywnym
uzewnętrznianiem się poszczególnych komponentów pamięci w sferze publicznej.
Wigura wyróżnia m.in. w tym kontekście trzy okresy: koniec lat 60. i związaną z tym
zmianę pokoleniową, która szczególnie w Niemczech przyniosła transformację pamięci, lata 80. XX w., gdy nastąpił pluralizm pamięci wiązanej z okresem II wojny
światowej i leżących u jej fundamentów totalitaryzmów oraz przełom lat 80. i 90.,
gdy mieliśmy do czynienia ze wzrostem prezentowania wspomnień wojennych
w sferze publicznej, co często owocowało kontrowersjami. W tekście pojawia się
także ciekawa propozycja typologii tego, co w sposób niezbywalny połączone jest
z przebaczeniem czy pokutą. W jej rytualnej typologii autorka wyróżnia: rytuały
dotyczące krzywd zaistniałych między narodami, rytuały wewnątrznarodowe oraz
związane z winami polityków za popełnione przez nich błędy. Z równie ciekawym
rozróżnieniem spotykamy się, gdy mowa o politycznych deklaracjach przebaczenia
i skruchy. Jako stanowiska dotyczące zbiorowości, a nie jednostek konstruowane są
na podstawie licznych założeń, które sprowadzić można do kilku wymiarów: reprezentacji moralnej, odpowiedzialności zbiorowej, ciągłości narodu bądź innej zbiorowości oraz symboliczny.
Część druga zatytułowana „Deklaracje” zawiera teoretyczne interpretacje wybranych deklaracji przebaczeń i skruchy po II wojnie światowej. Pierwsza interpretacja określona jako „Alternatywność historycznej narracji” dotyczy słynnego Orędzia
biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r. To określenie wydaje się bardzo
adekwatne, bowiem sam list zaprezentowany został jako forma alternatywnej historii stosunków polsko-niemieckich. Jego treść traktować można jako próbę reinterpretacji historii stosunków między dwoma państwami, podkreślając fakt, że okres
wyrządzonych i doznanych krzywd stanowi jedynie epizod w tysiącletnich dziejach.
Jako taki list uchodzi za a k t z a ł o ż y c i e l s k i tak stosunków powojennych między sąsiadami, jak i otwarcia się Polski na całą Europę Zachodnią. Druga deklaracja
dotyczy uklęknięcia Willy’ego Brandta przed warszawskim pomnikiem Bohaterów
Getta. Autorka swoje interpretacje dotyczące wydarzenie z 1970 r. określa jako
„Symbol i milczenie w polityce”. Akcentuje to pewnego rodzaju rytualność samego
aktu, dodajmy spontanicznego, na który składają się dwa podstawowe elementy
przedstawiające winę i skruchę Niemców: klęknięcie i milczenie. Jak zauważa Wigura, tego wydarzenia w żaden sposób nie można określić jako próby integracji pamięci polskiej, żydowskiej i niemieckiej ani też jako zapowiedzi kolejnych gestów,
które tym razem miałyby być skierowane w stronę Polaków. Trzecia deklaracja,
określona jako „Kicz pojednania?”, odnosi się do polsko-ukraińskiej uroczystości
172
Recenzje . Omówienia
w Pawłokomie z 2006 r., upamiętniających mord na ludności ukraińskiej z 1945 r.
Tutaj głównymi postaciami są prezydenci Polski i Ukrainy — Lech Kaczyński oraz
Wiktor Juszczenko. Autorka podkreśla, że w przeciwieństwie do wcześniej przytaczanych przykładów, to wydarzenie nie wywołało dyskusji w sferze publicznej ani
po jednej, ani po drugiej stronie. Powodem tego może być fakt, że tutaj mieliśmy
do czynienia z nadmierną łatwością wypowiadania słów przebaczania, co Wigura,
parafrazując tytuł znanej książki Milana Kundery określa jako „nieznośną lekkość
przebaczania”. Padające w obustronnych deklaracjach słowa były zbyt ogólne, zabrakło też krytyki własnych narodów, przez co wystąpienia te odbierać można jako dyplomatyczną konieczność, bez wychodzenia nawet na chwilę ze swoich politycznych
ról przez głównych aktorów. Ostatnia deklaracja to wizyta papieża Benedykta XVI
w obozie Auschwitz-Birkenau z 2006 r., symbolicznie określona jako „Shoah i ekumenizm”. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, określenie to oddaje charakter
centralnych obszarów pojawiających się w interpretacji. Jak można rozumieć, Auschwitz dla papieża to największe wyzwanie dla współczesnej teologii chrześcijańskiej. Żadne inne bowiem wydarzenia w przeszłości nie wpłynęły tak zdecydowanie
na aktualną chrześcijańską koncepcję Boga. Tej wyjątkowości wtóruje sam Benedykt
XVI, którego wystąpienie interpretować można jako przełomowe, zestawiając je
z deklaracjami innych duchownych. Tutaj mamy bowiem do czynienia po pierwsze
z przeniesieniem nacisku z narracji „przebaczenia” na „pojednanie”, po drugie zaś
z próbą ustanowienia podstaw pojednania między chrześcijanami a Żydami na narracji ekumenicznej. Wszystko to wpisuje się w sposób istotny w proces eliminowania
elementów antyjudaistycznych z narracji chrześcijańskiej.
Ostatnia część — „Filozofia” — najobszerniejsza i moim zdaniem najbardziej
wyrazista, dotyczy rozważań nad przebaczeniem jako problemem filozoficznym po
roku 1945. Przed omówieniem stanowisk konkretnych filozofów autorka prezentuje
koncepcje przebaczenia z punktu widzenia judaizmu, chrześcijaństwa oraz współczesnej psychologii. Dobór filozofów nie jest przypadkowy. Po pierwsze, w rozważaniach owych myślicieli widać głębokie zakorzenienie w doświadczeniach osobistych.
Po drugie, w każdym z prezentowanych stanowisk punktem wyjścia są nazistowskie
zbrodnie z czasów II wojny światowej. Po trzecie, w końcu, widoczne są w nich rozterki związane z możliwością autentyczności i rzeczywistego zaistnienia, dopełnienia w polityce samego przebaczenia i skruchy.
Pierwsze przytaczane stanowisko należy do Karla Jaspersa. W jego myśli akcentowany jest grzech pierworodny i stałe uwikłanie człowieka w winę. W tym kontekście pojawia się osąd, zgodnie z którym winy Niemców za zbrodnie nazistowskie nie
należy odbierać wyłącznie jako ludzkiej niedoskonałości. Jest ona czymś szczególnym. Stąd istnieje realna potrzeba odnowy, zmiany moralnej w całym niemieckim
społeczeństwie, wychodząc od zmiany w wymiarze jednostkowym. Ma to o tyle znaczenie, że przebaczenie może zaistnieć wyłącznie między jednostkami. Tutaj pojawia
się zaś problem z rozliczeniem Holokaustu, ponieważ prawo do przebaczenia mają
jedynie ci, którzy zostali zamordowani.
Trochę inaczej do problemu przebaczenia podchodzą Jean Améry oraz Primo
Levi. W przypadku tych dwóch postaci interpretacja krąży wokół kwestii resen-
173
Recenzje . Omówienia
tymentu, krzywdy i wstydu. Dwie pierwsze charakterystyczne są dla Améry’ego,
który w doznanej krzywdzie upatruje powód utraty zaufania nie tylko dla drugiej
istoty ludzkiej jako sprawcy, ale w ogóle do całego świata. Dodatkowo wyrządzone
zło z taką siłą obecne jest w życiu jednostki, że trudno mówić, żeby przebaczenie,
a nawet zemsta mogłyby być jakimkolwiek rozwiązaniem. Nawet pobieżna lektura
tych rozważań nie pozostawia wątpliwości, że brak w nich miejsca na Boga. Podobnie
sprawa ma się w przypadku Primo Leviego. Jego myśl skoncentrowana jest wokół
pojęcia wstydu i to własnego wstydu przed tymi, którzy nie przeżyli Holokaustu.
Uczucie to, które potraktować można jako element syndromu poobozowego, w tym
przypadku determinuje brak możliwości przeprowadzenia procesu przebaczenia.
Zamiast szukać przebaczenia, Levi podporządkował życie poobozowe poszukiwaniu zrozumienia. Zresztą było ono niemożliwe z jeszcze jednego powodu. Doznane
krzywdy, zamiast odruchów pojednawczych, są źródłem nienawiści skierowanej
przeciwko sprawcom.
Równie trudne stanowisko w tym kontekście reprezentują Vladimir Jankiélévitch oraz Jacques Derrida. Tutaj głównym pytaniem jest kwestia, czy można
przebaczyć nieprzebaczalne? Przeprowadzone przez autorkę interpretacje pokazują,
że w przypadku Jankiélévitcha nie można mówić o przebaczeniu, jeśli nie było wyraźnej prośby o nie, a co za tym idzie, przyznania się do winy oraz okazania skruchy i żalu. W przypadku Niemców zaś taka prośba nie została odnotowana. Samo
przebaczenie zaś jest ogromnym wysiłkiem ze strony ofiary, ponieważ nie jest ono
jednorazowym aktem, lecz bezustannym zjawiskiem zachodzącym w czasie, które
powinno oznaczać całkowite zlikwidowanie win.
Odpowiedź na to twarde stanowisko znajdować ma się w propozycji Derridy.
Zwrócono w niej uwagę przede wszystkim na tajemniczą aurę przebaczenia — nikt
nie wie jak się ono dokonuje, a sama jego natura wydaje się pełna sprzeczności.
Dopiero pełna akceptacja tej aporetycznej natury daje możliwość wyjścia poza nieprzejednaną postawę Jankiélévitcha. Stąd też jedynym, co może być dogłębnie traktowane jako nieprzebaczalne, jest samo wystąpienie przeciw mocy przebaczania.
Interpretując myśl Hannah Arendt, autorka zwraca uwagę na dwie fazy rozwoju
jej filozofii. Punktem zwrotnym jest uczestnictwo w procesie Eichmanna. Do tego
momentu, możemy mówić o istnieniu przebaczenia w sferze polityki i prywatnej
właściwie w takim samym, naturalnym stopniu. Uchodzi ono w nich za lekarstwo
służące wspólnocie ludzi. Sprawa komplikuje się po II wojnie światowej, gdy wspólnota ludzka przestaje uchodzić za coś oczywistego, a samo przebaczenie traci swoją
naturalność. Po tragedii Holokaustu mamy już prawo wskazywać tych, którzy w naszej wspólnocie są niepożądani, a to oznacza, że tym jednostkom nie należy się przebaczenie. Stąd też zarówno ono, jak i pojednanie w przypadku skutków systemów
totalitarnych i tych, którzy byli ich realizatorami nie jest możliwe.
Kończąc analizy koncepcji filozoficznych, autorka koncentruje się na propozycjach Paula Ricoeura. Tutaj, podobnie jak wcześniej u Derridy, ważne miejsce zajmuje
zagadkowość istnienia przebaczenia. Ta zagadkowość wynika z łączenia w sobie różnych wymiarów: istnienia na granicy pamięci zbiorowej i indywidualnej oraz stanowienia wspólnych horyzontów dla pamięci, winy i zapomnienia. Co ważnie, wśród
174
Recenzje . Omówienia
analizowanych koncepcji tylko tutaj spotykamy się z dopuszczalnością istnienia
przebaczenia w polityce, z wyraźnym zaznaczeniem, że warunkiem koniecznym jest
funkcjonowanie wspólnoty. Jest ono możliwe tylko w ramach wspólnoty ludzkiej.
W zakończeniu, skromnym objętościowo, autorka skłania się ku ocenie polityki
przebaczenia jako rodzaju uzupełnienia polityki liberalnej. W tym kontekście pojawia się także otwarte pytanie, w jaki sposób w sferze i debacie publicznej, jako
tej, która na dobre wrosła w tradycję państw demokratycznych, mogą funkcjonować
obok siebie z jednej strony interpretacje historii zawartych w kolektywnych deklaracjach przebaczenia, z drugiej zaś subiektywnych zapisów doświadczeń świadków
tragicznych wydarzeń.
Lektura tej interesującej książki skłania do wielu przemyśleń. Niektóre z nich
chciałbym przytoczyć, zaznaczając jednocześnie, że nie mam tu na myśli tych, które
wychodzą poza samą pracę, stanowiącą w tym przypadku istotny punkt wyjścia, lecz
te kierujące się z powrotem do samej pracy. Uwagi te należy potraktować też raczej
jako propozycje do dalszej dyskusji niż zastrzeżenia merytoryczne.
Zacznijmy od kwestii samego tytułu i podtytułu: Wina narodów. Przebaczenie
jako strategia prowadzenia polityki. Można zastanowić się, czy nie byłoby ciekawsze
przestawienie kolejności tych dwóch kategorii. Oczywiście, pod względem logicznym układ ten jest zrozumiały. Bez winy nie byłoby potrzeby poruszania tematu
przebaczenia. Wydaje się jednak, że o ile winę traktować można za punkt wyjścia tej
pracy, o tyle przebaczenie uchodzi za jej podstawę, ciekawszy element tego dychotomicznego splotu. Ciekawszy, bowiem dostarczający więcej rozterek natury moralnej
i politycznej. Sama lektura pracy nie pozostawia raczej złudzeń, że mowa w niej bardziej o winie narodu, nie narodów. Poza przytoczonymi w sposób skrótowy kilkoma
wyjątkami (szerzej omówiony został jedynie problem winy polskiej w kontekście
ukraińskim), właściwie mowa wyłącznie o winie Niemców. Szczególnie widoczne
jest to w ostatniej części, której podstawą są osobiste doświadczenia zakorzenione
w nazistowskich zbrodniach z czasów II wojny światowej. Pozostaje jeszcze kwestia
tytułowej „strategii prowadzenia polityki”. Samo zestawienie tych słów ze sobą sugerować może, co zostało zresztą zaznaczone w pracy, że przebaczenie jako strategia
może być czymś nieszczerym, nieautentycznym. W rzeczywistości zaś pracę tę odbieram jako próbę wydobycia rozważań nad przebaczeniem z kontekstu politycznego
jako dominującego, ale de facto nieprzekładalnego, na rzecz relacji międzyludzkich,
nadrzędnych wobec kwestii politycznych. Przebaczenie bowiem, zanim stanie się
wyzwaniem politycznym, funkcjonuje jako wyzwanie dla samej natury ludzkiej.
Druga uwaga dotyczy układu pracy. Jak wcześniej wspomniałem, część trzecią
traktuję jako najważniejszą. Tutaj bowiem następuje, jak rozumiem, teoretyczne
umocowanie dyskursu przebaczenia w XX-wiecznej filozofii europejskiej. Co więcej,
deklaracje analizowane we wcześniejszej części w tym momencie nabierają bardziej
wyrazistych kształtów. Myślę, że ciekawie byłoby spojrzeć na analizy tych czterech
wydarzeń, mając już za sobą lekturę części filozoficznej. W zaproponowanym przez
autorkę układzie pracy można odnieść wrażenie równoważności poszczególnych jej
elementów. Wydaje się natomiast, że część druga bez tych fundamentów filozoficznych stanowiłaby jedynie przyczynek do rozważań na temat problemu przebacze-
175
Recenzje . Omówienia
nia, a nie rzetelne studium, czym książka w rzeczywistości jest. Stąd też dla mnie
zrozumiałą, całkowicie prawomocną i naturalną byłaby zmiana układu całości w taki
sposób, aby owe rudymenty filozoficzne dyskursu przebaczenia poprzedzały interpretacje samych deklaracji.
Kończąc, chciałbym jeszcze nawiązać do wypowiedzi Ivana Krastewa ze „Słowa
wstępnego”. Ubolewa on nad faktem, że Europa Środkowo-Wschodnia zaniedbuje
dyskusję na temat zbrodni komunistycznych, zwłaszcza na etapie edukacji. Taka
postawa jest niezrozumiała, patrząc z jednej strony na wciąż odczuwalne w tej części kontynentu skutki systemu sowieckiego, z drugiej zaś ogrom pracy z młodzieżą
wykonanej w Niemczech, dotyczącej zbrodni nazistowskich. Sama autorka również
zwraca uwagę na fakt, że decydującą rolę w dyskusji na temat przebaczenia zajmować będzie właśnie Europa Środkowo-Wschodnia, jako region, w którym nagromadzenie tragicznych w skutkach wydarzeń wojennych jest najbardziej widoczne.
Uznając oczywiście prawo badaczki do wyboru takiego, a nie innego tematu swojej pracy, jak i wykorzystanie w niej selektywnego materiału, można wyrazić żal, że
w tym przypadku Europa Środkowo-Wschodnia obecna jest w pracy przede wszystkim z perspektywy zbrodni dokonanych na jej terenie, a nie z punktu widzenia jej
mieszkańców, którzy owej tragedii doświadczyli.
Michał Kierzkowski
Bartosz Korzeniewski, Transformacja pamięci. Przewartościowania w pamięci przeszłości a wybrane aspekty funkcjonowania dyskursu publicznego o przeszłości w Polsce po
1989 roku, Wydawnictwo Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Poznań 2010,
s. 245.
N
ajnowsza praca Bartosza Korzeniewskiego, kulturoznawcy związanego z UAM
w Poznaniu, poświęcona jest analizie uwarunkowań zachodzących po roku
1989 w polskiej pamięci o przeszłości oraz próbie zdiagnozowania, w jakim stopniu owe uwarunkowania miały wpływ na kształt i charakter budzących niezwykłe
emocje w społeczeństwie debat o historii. Swoją uwagę autor skupia na dyskusjach
o wydarzeniach w Jedwabnem oraz debacie wokół programu tzw. nowej polityki
historycznej. Książka jest owocem badań prowadzonych w latach 2007–2010 w ramach projektu MNiSW pn. „Mapa pojęciowa współczesnego dyskursu publicznego
dotyczącego przeszłości w Polsce”, a także rozwinięciem problematyki pamięci zbiorowej i polityki historycznej poruszanej przez Korzeniewskiego w jego wcześniejszych pracach.
Struktura książki oddaje zamiar badawczy autora. Pierwsze trzy rozdziały są
poświęcone ukazaniu czynników, jakie wpływały na przemianę polskiej pamięci
zbiorowej, a czwarty z kolei służy zilustrowaniu ich wpływu na funkcjonowanie dys-
176
Recenzje . Omówienia
kursu o dziejach Polski. Rozważania autor poprzedza przywołaniem obowiązujących
w humanistyce zarówno krajowej, jak i zagranicznej, propozycji terminologicznych,
które mają definiować poruszane zagadnienia, ukazując przy okazji swoją erudycję
i znajomość tematu. Własną siatkę pojęciową autor w dużej mierze konstruuje, opierając się na przemyśleniach polskich socjologów (chociaż nierzadko sięga również
po definicje z innych dziedzin), zwłaszcza Barbary Szackiej oraz Andrzeja Szpocińskiego. Wpływ tych badaczy w pracy Korzeniewskiego jest znaczny, ale zrozumiały
ze względu na przeprowadzone przez nich badania nad świadomością historyczną
Polaków, które stanowią podstawę do wniosków wyciągniętych przez autora.
Bartosz Korzeniowski stawia tezę, że głównymi czynnikami przewartościowań
po 1989 r. były nie tyle same zmiany ustrojowe związane z upadkiem komunizmu
i demokratyzacją życia społeczno-politycznego, ile w głównej mierze tendencje zachodzące we współczesnej kulturze o globalnym wymiarze. Do tego dołącza także
specyficzne cechy polskiej kultury historycznej odziedziczone po PRL-u. W pierwszym rozdziale pracy autor próbuje uchwycić i nazwać owe tendencje, by w trzecim
wyciągnąć wnioski odnośnie do zjawisk, do jakich w Polsce one doprowadziły. O mechanizmach odnoszenia się do przeszłości w czasach komunizmu i ich skutkach,
które nadały rodzimej kulturze historycznej określony charakter, także po 1989 r.,
traktuje drugi rozdział.
Autor twierdzi, że pewne wzorce odnoszenia się do przeszłości powstałe w latach 1945–1989 wpłynęły na kształtowanie się obrazu historii także po zmianach
ustrojowych. Rekonstruuje okoliczności powstania najważniejszej z cech polskiej
kultury historycznej, jaką było głębokie „pęknięcie” pomiędzy sferą pamięci oficjalnej (tzn. obrazem pamięci kreowanym przez władze partyjno-państwowe) a pamięcią nieoficjalną (istniejącą w świadomości zbiorowej wizją dziejów Polski). Do tego
rozdźwięku doprowadziły: zakrojony na szeroką skalę program zmiany postrzegania
przeszłości przez klasę rządzącą według ustalonych ideologicznych kanonów oraz
bardzo mocno zakorzeniony w społeczeństwie model obrazu historii, zwany tradycją niepodległościową. Społeczna wizja historii diametralnie kłóciła się ze wzorem
preferowanym przez władzę, dlatego aparat administracyjno-państwowy różnymi
działaniami instytucjonalnymi dążył do tego, by przekształcić pamięć zbiorową Polaków według komunistycznych norm. To działanie Korzeniowski nazywa polityką
historyczną (kontrowersjom wokół tego pojęcia autor poświęca wiele miejsca w IV
rozdziale). Program ten nie był jednorodny i ulegał przekształceniom, w zależności
od sytuacji społeczno-politycznej w Polsce. Na pierwszym etapie, w fazie powolnego
osadzania się komunizmu w kraju, w celu legitymizacji swojej władzy politycy nie
odrzucili całkowicie tradycji niepodległościowej, ale dokonali próby jej zawłaszczenia i przemodelowania łącząc dawną symbolikę z nową. Temu służyło powołanie nowych świąt państwowych związanych z II wojną światową, które zwycięstwo w walce
z niemieckim agresorem przypisywały importowanemu z ZSRR ustrojowi. Przy tej
okazji zdyskredytowani zostali niektórzy politycy przedwojenni, oskarżeni o działanie dla własnych partykularnych, klasowych celów, a nie na rzecz niepodległości Polski. Całkowicie wykluczono z publicznej obecności takie problemy jak wyrządzone
przez ZSRR krzywdy na utraconych kresach czy mord katyński. Nieobecne tematy
177
Recenzje . Omówienia
stały się najbardziej trwałymi elementami pamięci potocznej. Te natomiast, które
były fałszowane i reinterpretowane, funkcjonowały zarówno w pamięci oficjalnej,
jak i nieoficjalnej i w pewnym wymiarze przenikały do świadomości historycznej
polskiego społeczeństwa. Przykładem tego dla Korzeniowskiego jest fakt, że obraz
II wojny kreowany przez komunistyczną propagandę, jako walki prowadzonej wyłącznie z hitlerowcami, trudno zmienić nawet dzisiaj. Pomimo dowartościowania
tragicznych przeżyć ludzi w czasie sowieckiej okupacji, wciąż uprzywilejowane w potocznej pamięci jest poczucie, że okres lat 1939–1945 to opór wobec niemieckiego
agresora.
Do pogłębienia omawianego „pęknięcia” przyczynił się okres stalinizmu, kiedy
po skutecznym zainstalowaniu komunizmu w Polsce,agresywnie starano się przemodelować świadomość społeczną. Jedyną obowiązującą ideologią stał się marksizm i materializm historyczny, a oficjalna wizja przeszłości, gloryfikująca walkę
klas uciśnionych, całkowicie odrzucała tradycyjną problematykę narodową mocno
zakorzenioną w potocznej pamięci. Według opinii badaczy tematu ta polityka aparatu partyjnego się nie powiodła, przyniosła jedynie jeszcze większą polaryzację
stanowisk i ogromny opór narodu. Klasa rządząca, po wydarzeniach z roku 1956,
świadoma błędu poprzedników, starała się zbudować koncyliarny obraz przeszłości,
dołączając do obowiązującego kanonu niektóre wydarzenia i postacie, nie rezygnując
przy tym z odpowiedniej ich interpretacji. Ów kanon był poszerzany wraz z upływem lat i osłabianiem komunizmu w Polsce.
Autor, mimo zasygnalizowania faktu, rozszerzenia kanonu o wydarzenia z całej
historii Polski (zwłaszcza częściowe dowartościowanie tradycji szlacheckiej czy roli
dawnej PPS), skupia się w swojej książce, na tematach związanych głównie z II wojną
światową. Jest to zrozumiałe ze względu na żywą pamięć społeczeństwa o czasach
okupacji hitlerowskiej i pochodu Armii Czerwonej, emocje jakie budziły najnowsze
dzieje narodu oraz zasadnicze znaczenie nadawane tym wydarzeniom przez komunistów. Ten zabieg tworzy całościowy pogląd, w jaki sposób obraz II wojny funkcjonował w pamięci Polaków.
Na kanwie rozważań autora powstaje pytanie o możliwe rozszerzenie pola obserwacyjnego poprzez włączenie do refleksji polityki historycznej władz partyjnych
w odniesieniu do fenomenu powstania państwa Piastów, jego polityki zagranicznej,
a zwłaszcza znaczenie i roli chrystianizacji oraz Kościoła w dziejach Polski, co w latach 60. było obszarem szczególnego zainteresowania władz i społeczeństwa. Uroczyste obchody Tysiąclecia Chrztu Polski zainicjowane przez Kościół katolicki oraz
konkurencyjne oficjalne obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego przyczyniły się do
wyjątkowo intensywnego zwrotu ku przeszłości. Podobne zainteresowanie zrodziło
się dopiero w momencie rozwoju tzw. drugiego obiegu i działań opozycji na przełomie lat 70. i 80. XX w. Kwestia rywalizacji władz i Kościoła w dobie Milenium oraz
powoływania się na historię przez obie strony konfliktu jest interesującym zagadnieniem obrazującym w szerszym kontekście tematykę podejmowaną przez poznańskiego badacza.
Przepaść między pamięcią oficjalną i potoczną powstała w okresie istnienia systemu totalitarnego, zaczęła być niwelowana po 1989 r., co wiązało się ze zmierzchem
monopolu państwa na wyobrażenia o przeszłości, demokratyzacją życia oraz wzro-
178
Recenzje . Omówienia
stem wpływu globalnych tendencji kulturowych na polskie społeczeństwo. Owym
tendencjom autor poświęca wiele uwagi (rozdział I) i opisuje je na polskim przykładzie (III rozdział), wyodrębniając cztery główne kierunki zmian w pamięci: pluralizację, „odbrązowienie”, prywatyzację i regionalizację.
Korzeniewski, rozważając refleksje zachodnich myślicieli, zauważa, że po II
wojnie światowej zaszły gwałtowne przeobrażenia charakteryzujące się zanikiem
lokalnych wspólnot zakorzenionych w tradycji, których miejsca zajęły nowoczesne
społeczeństwa pozbawione już starego modelu więzi z historią. Jednolita forma
pamięci zbiorowej została załamana, poszatkowana i stała się powierzchowna.
Przeszłość, wcześniej pełniąca funkcję identyfikującą dla jednostek i wspólnot (np.
narodu), wraz z przeobrażeniami cywilizacyjnymi stała się nierozpoznawalną rzeczywistością. Tempo zmian sprawiło, że współczesny człowiek został pozbawiony więzi
z przeszłością, utracił tradycyjne rozumienie rzeczywistości i niepewnie spogląda
w przyszłość. Reakcją na ten stan jest zwrot ku przeszłości, która jednak nie jest już
traktowana jako obszar poszukiwań norm i wartości pozwalających regulować współczesne życie społeczne i budować wspólnotę (pamięć monumentalna), a raczej jako
uobecnienie tego, co już minęło, a co kojarzy się z utraconym domem, z tym, co swojskie, codzienne. Przeszłość zatem służy odzyskaniu utraconego w wyniku szybkich
zmian kulturowych poczucia zakorzenienia, posiada funkcję kompensacyjną. Tym
samym pamięć monumentalna jest wypierana przez tzw. pamięć antykwaryczną. Ta
ostatnia charakteryzuje się zwrotem ku przeszłości motywowanym zainteresowaniem jednostkowymi przykładami konkretnych cech oraz życiem codziennym ludzi
dawniej żyjących. Opisywaną tendencję autor książki nazywa p r y w a t y z a c j ą
p a m i ę c i . Badania empiryczne wykonywane w Polsce wskazują, że postacie historyczne ceniono dawniej za patriotyzm, walkę o niepodległość, a obecnie za walory
osobiste. Dowartościowane zostały prywatne losy i historie rodzinne, wraz z dziejami przodków oraz mało heroiczne wydarzenia. Ta zmiana postrzegania przeszłości
zachodzi na poziomie pamięci jednostek, a także, dzięki odejściu od monumentalnej metody prezentowania historii w mediach, na poziomie pamięci zbiorowej. Ów
zwrot ku przeszłości objawia się m.in. emocjonalnym przeżywaniem wydarzeń (np.
inscenizacje historyczne), a także w rewitalizacji starych budowli, osad, dzielnic
miast itp., co często prowadzi do konsumpcjonizacji obiektów historycznych.
Z prywatyzacją bardzo mocno koresponduje r e g i o n a l i z a c j a p a m i ę c i ,
polegająca na wzroście znaczenia odniesień do przeszłości lokalnej. Jest ona po części konsekwencją zwrotu ku historiom rodzinnym. Zainteresowanie historią małej
społeczności wskutek przeobrażeń kulturowych przeszło zamianę z poziomu region
— naród, na region — wspólnota ponadnarodowa. Wcześniej lokalna historia była
ceniona, gdy wpisywała się w dzieje narodu, dowartościowując ten drugi, obecnie natomiast zauważalna jest tendencja odwrotna. Pomija się aspekt narodu, kładąc nacisk
na autonomię regionu z jednoczesnym odwoływaniem się do wartości ogólnoświatowych. Proces ten szczególnie uwidacznia się w obszarach wielokulturowych, gdzie
podkreśla się właśnie ten aspekt ich przeszłości. Fundamentalną rolę w regionizacji
pamięci odgrywają organizacje pozarządowe, fundacje i stowarzyszenia (np. Wspólnota Kulturowa Borussia, Fundacja Pogranicze), a także władze lokalne podkreślające różnorodność kulturową danego obszaru (np. władze Wrocławia, Gdańska).
179
Recenzje . Omówienia
Obok wzrastającego zainteresowania przeszłością Korzeniewski wymienia
także jej uniwersalizację rozumianą jako proces nadawania pewnym wydarzeniom
historycznym (zwłaszcza XX-wiecznym doświadczeniom zbrodni i krzywdy) ponadnarodowego charakteru, co ma prowadzić do budowania solidarności i jedności pomiędzy narodami. Wyraża się to w coraz powszechniejszym organizowaniu
wspólnych, międzynarodowych obchodów uroczystości rocznicowych, a także publicznych rytuałów pokutniczych. Wiktymizacyjny charakter tych inicjatyw jest
wynikiem specyficznej cechy współczesnej kultury, jaką jest krytyczne podejście do
historii narodowej i reinterpretacja pewnych stereotypów i mitów oraz budowanie
samokrytycznego odniesienia do niechlubnych wydarzeń z przeszłości narodu. Ten
trend ujawnił się w Polsce z wielkim natężeniem po 1989 r. i został przez autora
nazwany „odbrązowieniem” pamięci. Powiększający się dystans czasowy, jaki dzieli
nas od tragicznych wydarzeń, zmiana pokoleniowa, dowartościowanie relacji bezpośrednich uczestników kosztem uznanych źródeł, a także pogłębiające się wyczulenie
społeczne na respektowanie praw człowieka, według opinii autora książki, przyczyniły się do tego, że można było publicznie podejmować kulturowe tabu wobec trudnych i bolesnych faktów. Przyczyną krytycznej weryfikacji własnej historii stała się
konieczność ukształtowania przez Polskę na nowo, po zmianach ustrojowych, relacji
z sąsiadami. Te wątki z historii, które mogły stanowić pole konfliktu, poddano neutralizacji poprzez reinterpretację. Główną rolę w tym procesie odgrywają przywódcy
państwa, którzy poprzez konkretne działania z zakresu pamięci oficjalnej starają się
upowszechnić w pamięci potocznej krytyczną postawę wobec krzywd wyrządzanych
mniejszościom narodowym.
Korzeniewski, starając się ocenić powodzenie tego procesu, analizuje dwa przemówienia polskich polityków — pierwsze wygłoszone w Bonn 28 kwietnia 1995 r.
przez Władysława Bartoszewskiego (ówczesnego ministra spraw zagranicznych)
podczas uroczystości 50. rocznicy zakończenia II wojny światowej, oraz drugie:
mowę Aleksandra Kwaśniewskiego z 10 lipca 2001 r. podczas uroczystości upamiętniających wydarzenia w Jedwabnem. Oba wystąpienia wpisują się w podejmowane
przez polityków działania zmierzające do przemiany wyobrażeń społecznych na najtrudniejsze tematy współczesnej historii Polski — relacji polsko-niemieckich oraz
krzywd wyrządzonych przez Polaków mniejszościom etnicznym. Autor porównuje
je ze słynną oracją z Bundestagu prezydenta RFN Richarda von Weizsäckera z 8 maja
1985 r., która według zgodnej opinii badaczy tematu, stała się najistotniejszym wydarzeniem w sprawie zaakceptowania przez Niemców daty 8 maja 1945 r. nie jako
katastrofy narodowej, ale jako swoistego wyzwolenia. Ogromny sukces zachodniego
polityka Korzeniewski opiera na umiejętnym połączeniu (nie tylko na poziomie merytorycznym przemówienia, ale także doboru odpowiedniej terminologii i semantyki) nowej interpretacji historii z obecnym w społeczeństwie niemieckim odczuciu
końca wojny jako tragedii. W mowach polskich polityków Korzeniewski dostrzega
błąd polegający na zbyt słabym odniesieniu do utrwalonej w powszechnej wyobraźni
roli Polaków jako ofiar II wojny światowej. Prezydent RP w swojej mowie całkowicie nie uwzględnił złożonej sytuacji w jakiej znajdowali się mieszkańcy Jedwabnego
w przeddzień zbrodni, a Władysław Bartoszewski w swoim wystąpieniu, w którym
180
Recenzje . Omówienia
została poruszona kwestia przymusowej deportacji ludności cywilnej z zachodnich ziem przyznanych międzynarodowymi traktatami stronie polskiej, odniósł
się do wspomnień migracji Polaków, ale pominął wspomnienia dotyczące postępowania niemieckiego okupanta. Zbyt małe uwzględnienie żywej w społeczeństwie
polskim tradycji martyrologiczno-ofiarniczej nie przyniosło głębokich przemian
wyobrażeń o przeszłości, tak jak stało się to za sprawą przemówienia Weizsäckera.
Władze państwowe w omawianych wystąpieniach, zdaniem autora, porzuciły role
pośrednika ułatwiającego przyjęcie przez naród bolących prawd, a przyjęły rolę tzw.
światłego przedstawiciela, czyli podmiotu starającego się przekształcić wizje pojmowania dziejów według własnej perspektywy. Pośrednik powinien odwoływać się do
utrwalonego w pamięci zbiorowej obrazu Polaków jako ofiar, bo (choć stereotypowy
i mocno uogólniający) jest on budowany na podstawie rzeczywistych doświadczeń,
które miały miejsce w przeszłości. Umiejętne połączenie tych dwóch ról skutkowało
w Niemczech zmianą postrzegania znaczenia faktu przegranej wojny.
Korzeniewski traktuje mowę Bartoszewskiego jako przełom w samokrytycznym
podejściu do historii oraz jako próbę walki z pokutującym w społeczeństwie negatywnym obrazem Niemców. I jest w tych słowach sporo racji, chociaż sądzę, że impuls odejścia od stereotypowego traktowania relacji polsko-niemieckich i realnego
spojrzenia na dzieje wspólnego sąsiedztwa dało Orędzie Episkopatu Polski do biskupów
niemieckich z 1965 r. W liście tym hierarchowie opisali przenikanie się kulturowych
wpływów obu narodów i wynikających z tego korzyści duchowo-materialnych dla
obu stron. Poruszono jednak i newralgiczne punkty z historii sąsiedztwa, zwłaszcza okresu wojennego i powojennego. W porównaniu z przemówieniem Bartoszewskiego biskupi jednoznacznie nie wspomnieli o krzywdach wyrządzanych Niemcom
w trakcie przesiedleń, jednak nawiązali do problemu uchodźstwa ówczesnych mieszkańców „ziem odzyskanych”, czyli do tematu tabu. Zastosowane sformułowanie,
że większość Niemców uciekła ze strachu przed frontem radzieckim bezpośrednio
nie podnosi problemu wyrządzonych im krzywd, w mojej jednak opinii implikuje
w pewnym stopniu świadomość hierarchów, że nie tylko obawa przed sowietami
była powodem migracji oraz że ucieczce towarzyszyło zło popełnione przez Polaków. Wszakże słynne „prosimy o przebaczenie” nie byłoby wypowiedziane w imieniu
narodu, gdyby nie świadomość popełnienia niesprawiedliwości. Gwałtowna reakcja
władz partyjno-państwowych może świadczyć o „podskórnym” przeczuciu, jakie wydarzenia, w sposób niewypowiedziany, zostały w Orędziu przywołane. Oczywiście,
w porównaniu z przemówieniem Władysława Bartoszewskiego (nie odmawiając jego
słowom doniosłości) w orędziu Episkopatu zabrakło bezpośredniego ustosunkowania się do zbrodni wyrządzanych przez Polaków, jednak to właśnie wystąpienie duchownych było pierwszą próbą reinterpretacji stereotypowego podejścia do historii
relacji polsko-niemieckich. W zbiorowej pamięci polskiego społeczeństwa Orędzie
jest bardziej znane niż przemówienie z 1995 r.
Samo Orędzie stanowi ciekawy przykład próby odbrązowienia pamięci, a także
oporu społecznego (abstrahuję tu od kampanii antykościelnej) przed przyjęciem
wizji pewnego aspektu przeszłości proponowanej przez Kościół katolicki. Mimo iż
hierarchowie mocno odwołali się do traumatycznej pamięci biograficznej Polaków,
181
Recenzje . Omówienia
czego zabrakło u Bartoszewskiego, a także u Kwaśniewskiego, to jednak list do biskupów niemieckich w 1965 r. nie przyczynił się do przemiany świadomości historycznej. Miało na to wpływ wiele czynników, jak chociażby stosunkowo niewielki
przedział czasowy od zakończenia II wojny, realia komunizmu i niemiecki adresat.
Autor pracy twierdzi, że popularyzacji różnych wizji historii służą masowe środki
komunikowania, zwłaszcza zaś telewizja, które decydują o tym, jakie wątki z historii
docierają do masowego odbiorcy, narzucają styl i formę prowadzonych debat i dyskursu publicznego odnoszącego się do przeszłości. Często jest to obraz uproszczony
i spłycony. Obecność mediów, a zwłaszcza wzrost znaczenia wizualnych nośników
informacji powoduje, że traci na znaczeniu kultura oparta na piśmie, a na jej miejscu pojawia się kultura obrazu. Wpływa to na percepcję rzeczywistości, na sposoby
utrwalania i przekazywania wspomnień i wyobrażeń przeszłości. To, co się wydarzyło przestało być pojmowane linearnie; przeszłość jest pojmowana jako kalejdoskopowy ciąg obrazów. Ten trend współczesnej kultury, zwany medializacją pamięci,
sprzyja tzw. pluralizacji przeszłości.
W Polsce po 1989 r. w publicznym dyskursie o przeszłości uwzględnione i dopuszczone zostały rozmaite, często sprzeczne ze sobą, interpretacje historii. Ta
pluralizacja pamięci spowodowała zróżnicowanie się samej pamięci oficjalnej, gdyż
dopuszczono możliwość krytyki przez różne pozarządowe podmioty kreowanej na
poziomie makrospołecznym wizji przeszłości. Państwo przestało dbać o jednolitość
interpretacji przeszłości, a stało się gwarantem równego dostępu w dyskursie publicznym przedstawicieli różnych środowisk. Po 1989 r. dyskurs publiczny został
poszerzony o tzw. białe plamy, czyli tematy zakazane przez komunistów. Często owe
wydarzenia, w związku ze szczególnym, emocjonalnym do nich stosunkiem społeczeństwa, ulegały mitologizacji i zniekształceniom. Ponadto swoje miejsce w dyskusji znalazły wspomnienia, również rozmaitych grup społecznych, mniejszości
etnicznych i narodowych, wcześniej marginalizowane. Media w dobie demokracji
stały się miejscem rywalizacji różnych interpretacji dziejów. Jednak, jak trafnie zauważa autor, algorytmizacja debat o historii w środkach masowego przekazu paradoksalnie jest utrudnieniem w procesie pluralizacji, ponieważ prowadzi do tworzenia
się schematycznych form mówienia o przeszłości, co owocuje obniżeniem standardu
samego dyskursu, a także preferowania niektórych wizji, kosztem marginalizowania
innych. Szczególnie uprzywilejowane stały się wspomnienia o trudnych relacjach Polaków do mniejszości narodowych przywoływane w duchu pojednania i ekspiacji, co
zrodziło sprzeciw sformułowany m.in. w postulatach nowej polityki historycznej.
W ostatniej części pracy autor analizuje przyczyny zaistnienia fenomenu tzw.
nowej polityki historycznej oraz kontrowersji powstałych wokół tego programu.
Ogniskowały się one wokół definiowania przedmiotu sporu oraz ocenie opisanych
wyżej kierunków przewartościowań polskiej pamięci po 1989 r. Szok kulturowy,
wywołany poruszeniem niezwykle stabuizowanego w Polsce tematu przy okazji publikacji książki Jana T. Grossa, zainicjował refleksję części środowisk na temat znaczenia i funkcji pamięci. Inicjatorami nowego potraktowania przeszłości stało się
w 2004 r. środowisko konserwatywnych intelektualistów, którzy swoje poglądy wyrazili w serii artykułów i w książkach, twierdząc, że po 1989 r. zaszedł proces erozji
182
Recenzje . Omówienia
świadomości historycznej w społeczeństwie, a przeszłość przestała pełnić funkcję
budulca narodowej tożsamości Polaków1. Proces ten miał być stymulowany po transformacji ustrojowej przez elity symboliczne preferujące samokrytyczne myślenie
o narodowej historii. Antidotum na te tendencje zwolennicy „nowej polityki historycznej” upatrywali w afirmatywnym stosunku do tradycji narodowej, czemu miało
służyć podjęcie aktywnych działań instytucjonalnych przez władze państwowe.
Znaczenie pamięci miało być redefiniowane, czego warunkiem stało się podniesienie rangi historii jako składnika jednoczącego wspólnotę oraz akcentowanie pozytywnych przykładów z przeszłości. Przeciwnicy tych postulatów nie zgadzali się
z analizą świadomości historycznej Polaków, a w afirmatywnym podejściu do historii
dostrzegali szereg zagrożeń. Zaliczono do nich wybiórcze i jednostronne spojrzenie
na minione wydarzenia, zwłaszcza budujące tożsamość narodową, poprzez marginalizowanie odmiennych interpretacji (Korzeniewski odwołuje się tutaj do przykładu idealistycznej koncepcji postrzegania powstania warszawskiego), pogłębianie
martyrologiczno-heroicznego myślenia o przeszłości, możliwość nacjonalistycznego
akcentowania dziedzictwa narodowego oraz konfrontacyjny charakter samego programu, zwłaszcza w stosunku do Rosji i Niemiec, co mogło skutkować ujemnymi
konsekwencjami w relacjach z sąsiadami. Przeciwnicy programu odrzucali też postulat aktywnego angażowania się władz państwowych, ponieważ upatrywali w tym
zagrożenie instrumentalnego traktowania dziejów dla potrzeb politycznych.
Korzeniewski wymienia i analizuje zarzuty stawiane przez oponentów „nowej
polityki historycznej” pod kątem kulturowym. Niechęć do wpływu państwa traktuje
jako objaw mocno zakorzenionego w mentalności Polaków antyinstytucjonalnego
myślenia o przeszłości, jako skutku wywołanego sytuacją zaborów, kiedy pielęgnowanie przekazu tradycji narodowych przejęły elity artystyczne i intelektualne. Podobnie stało się po 1945 r., gdy nowe władze nie miały mandatu społecznego. Inną
zakorzenioną w polskim społeczeństwie cechą współczesnej kultury historycznej
jest także spadek znaczenia pamięci monumentalnej i rozwój pamięci antykwarycznej. Temu procesowi zwolennicy programu nowej polityki historycznej próbowali
przeciwdziałać, formułując tezę o regresie świadomości historycznej. Także „odbrązowienie” i prywatyzacja pamięci odmiennie oceniane były przez obie strony sporu.
Twórcy „nowej polityki historycznej” upatrywali w krytycznym podejściu do narodowej przeszłości formę pogorszenia wizerunku Polski na arenie międzynarodowej.
Pluralizacja natomiast miała obnażać fatalne, w ich rozumieniu, zrzekanie się przez
państwo roli podmiotu wpływającego na respektowane przez społeczeństwo wyobrażenie o dziejach. Ich przeciwnicy natomiast w programie adwersarzy dostrze-
1
Twórcami programu byli: Marek Cichocki, Dariusz Gawin, Dariusz Karłowicz, a także wspierający
ich Robert Kostro, Kazimierz Ujazdowski, Tomasz Merta. Postulaty „nowej polityki historycznej” zostały przedstawione w artykułach: D. Gawin, Spór o piękne mity, „Rzeczpospolita”, 11 I 2005; M. Cichocki,
Historia powraca, „Rzeczpospolita”, 14 XII 2004; D. Karłowicz, Niezgoda na amnezję, „Rzeczpospolita”,
7 VIII 2004; R. Kostro, K.M. Ujazdowski, Odzyskać pamięć, „Rzeczpospolita”, 27 IX 2003 oraz w książkach: M. Cichocki, Władza i pamięć. O politycznej funkcji historii, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2005;
D. Gawin, Polska wieczny romans, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2005; D. Karłowicz, Koniec snu Konstantyna, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2004.
183
Recenzje . Omówienia
gali tendencje hamujące pozytywne procesy zachodzące na płaszczyźnie pamięci po
1989 r. „Nowa polityka historyczna” była zatem przez nich traktowana jako regres.
Kolejnym, kulturowym polem konfliktu stała się kwestia zdefiniowania przedmiotu kontrowersji, która w początkowej fazie debaty przysłoniła merytoryczny
aspekt proponowanego programu. Termin „polityka historyczna” został przejęty
z języka niemieckiego i był traktowany bardzo szeroko. Pojęcie to funkcjonowało
na niemieckim gruncie podwójnie — jako określenie politycznych działań dokonywania instrumentalizacji przeszłości dla konkretnych celów oraz jako kategoria
analityczna, za pomocą której opisywano naukowo zagadnienie obecności historii
w polityce. W Polsce pierwsze znaczenie uległo zredukowaniu, a drugie właściwe
nie istniało. Szerokie podejście do terminu spowodowało, że zwolennicy programu
traktowali „politykę historyczną” m.in. jako instrument wykorzystywany przez państwo, zespół działań podejmowanych na równi z polityką kulturalną, gospodarczą,
a także jako formę edukacji i sposób ochrony tożsamości narodowej oraz pamięci
zbiorowej. Brak jednoznacznej definicji, a także źle kojarzące się konotacje językowe
spowodowały niechęć wielu intelektualistów,, pogłębioną dodatkowym uwikłaniem koncepcji w kontekst polityczny przez wygraną w 2005 r. partię konstruującą
swoją wizję Polski właśnie o na postulatach „nowej polityki historycznej”. Budziło to
obawy o instrumentalne potraktowanie historii. Zarzuty spotęgowały poczucie nierozstrzygalności sporu, spolaryzowały postawy oraz uniemożliwiły rozwój dyskursu
o tym, jaki charakter powinny mieć działania władz państwowych w kształtowaniu
świadomości historycznej.
Podsumowując, Bartosz Korzeniewski, argumentuje i objaśnia postawione tezy
z żelazną konsekwencją, w sposób logiczny, przystępny i interesujący dla czytelnika.
Dzięki zestawieniu specyfiki polskiej kultury historycznej z globalnymi tendencjami kulturowymi proces przeobrażeń pamięci przeszłości został opisany niezwykle szczegółowo, praca daje rzetelne wyobrażenie o przemianach pamięci w Polsce.
W ocenie kontrowersyjnych i budzących ogromne emocje debat o przeszłości, autor
nie daje wyrazu osobistym racjom, lecz stara się wnikliwe prezentować i interpretować racje uczestników dyskursu, dzięki czemu książka staje się niezwykle merytoryczną refleksją na temat polityki historycznej oraz transformacji pamięci. Powinna
ona stanowić obowiązkową lekturę dla osób zainteresowanych tymi zagadnieniami,
można ją bowiem potraktować jako solidną podstawę do refleksji nad problemami,
które w sposób głębszy zostały zanalizowane już we wcześniejszych pracach Bartosza Korzeniewskiego.2
Adam Rajewski
2
Tendencjom kulturowym zachodzącym w Polsce i Europie oraz programowi nowej polityki historycznej autor poświęca wiele miejsca w różnych publikacjach, spośród których można wymienić chociażby:
Polityczne rytuały pokuty w perspektywie zagadnienia autonomii jednostki, Poznań 2006; Święta polityczne
w zjednoczonych Niemczech, Poznań 2007; Medializacja i mediatyzacja pamięci, „Kultura Współczesna”,
2007, nr 3, s. 5-24; O polskich debatach krytycznie, „Znak”, 2006, nr 9, s. 14-20; Wprowadzenie. Polityka
historyczna; propozycje definicji i spory wokół jej zakresu w polskim i niemieckim dyskursie naukowym, w: Narodowe i Europejskie aspekty polityki historycznej, red. B. Korzeniewski, Poznań 2008, s. 7-28; Narracje
o Polsce — o możliwym poszerzeniu debaty o polityce historycznej oraz Polityka historyczna — oręż w walce
o kulturę czy kategoria analityczna?, w: Narracje o Polsce, Poznań 2008, s. 7-15, 43-49.
184
Recenzje . Omówienia
P. Kwiatkowski, L. Nijakowski, B. Szacka, A. Szpociński, Między codziennością a wielką
historią: Druga wojna światowa w pamięci zbiorowej społeczeństwa polskiego, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Gdańsk/Warszawa 2010, s. 333.
P
raca zbiorowa pt. Między codziennością a wielką historią stanowi pierwszą od lat
80. XX w. próbę zdiagnozowania stanu pamięci Polaków o II wojnie światowej.
Zrealizowana została ona przez grupę badaczy Pentor Research International na zlecenie Muzeum II Wojny Światowej. Całości tych badań przyświecały dwa główne cele:
1) naukowy, w skład którego wchodziły zagadnienia opinii społecznych dotyczących
genezy oraz rozwoju wojny, rozumienia doświadczeń wojennych, postrzegania znaczących postaci, a także relacji Polaków z sąsiadami zarówno w czasie wojny, jak i po
jej zakończeniu; 2) pozanaukowy, który miał pomóc określić, jakie postawy panują
w społeczeństwie polskim wobec instytucji muzeum, jakich deklaracji dotyczących
zwiedzania Muzeum można się spodziewać oraz czy można oczekiwać jakichś sugestii co do innych form upamiętniania.
Praca badaczy opierała się na uporządkowaniu zbioru wypowiedzi respondentów (zebranych wedle metod ilościowych i jakościowych) wokół dwóch problemów:
wojny i pamięci zbiorowej. Pierwszą z nich, którą poddano do zdefiniowania respondentom, określano zgodnie jako „czas cierpienia i walki”, „czas podniosły, okazja do
dania świadectwa narodowej i religijnej prawdzie” (s. 54). Socjologowie próbowali
natomiast uchwycić sens tego czasu w pamięci zbiorowej. Zgadzali się co do tego, że
pamięć zbiorowa nie jest niczym fizykalnym, ale należy w istocie do sfery symbolicznej; poza tym twierdzili, iż nie jest ona czymś stałym i niezmiennym, lecz ewoluuje.
Samo pojęcie pamięci zbiorowej badacze definiowali jednak na rozmaite sposoby.
Dzięki tym różnicom dokonał się podział treści badania, co umożliwiło szerszy ogląd
osobliwości „trajektorii cierpienia”.
W rozdziale pierwszym, autorstwa Andrzeja Szpocińskiego, analiza doświadczenia wojny opiera się na rozróżnieniu między pamięcią społeczną a historią, oraz między pamięcią zbiorową a pamięcią indywidualną. Rozdział drugi, którego autorką jest
Barbara Szacka, poświęcony został pamięci wojny w rodzinie. Piotr T. Kwiatkowski
jest autorem rozdziału trzeciego, którego przedmiotem było zbadanie pamięci wewnątrznarodowej. Autorem rozdziału czwartego i piątego jest Lech M. Nijakowski,
zajmujący się problemem pamięci w skali „mikro” na przestrzeni jej regionalnego
zróżnicowania, jak również w skali „makro” w relacjach z innymi narodami.
Nie będziemy tu przywoływać szczegółów pracy badaczy. Zamiast tego chcielibyśmy przybliżyć dwa wspomniane motywy — naukowy i pozanaukowy — które
towarzyszyły powstaniu książki.
Problematyka ściśle naukowa najczęściej przejawiała się w trakcie rozważań nad
statusem epistemologicznym badania historycznego. Najwięcej uwagi poświęcił jej
Andrzej Szpociński, który we wprowadzeniu do swoich analiz przedstawił kilka fundamentalnych kwestii metodologicznych. Autor starał się przede wszystkim pokazać subtelność zagadki prawdy w historii. Wbrew pozytywistycznym dogmatom, jak
również przeciwko sceptycznym teoriom narratywizmu (F. Ankersmit, H. White),
185
Recenzje . Omówienia
starał się on znaleźć jakąś krytyczną drogę pośrednią. Szpociński, nawiązując do
koncepcji Jerzego Topolskiego, przekonywał o istnieniu potrzeby wprowadzenia do
badań historycznych schematów filozofii analitycznej oraz takiego jej zastosowania
w badaniu relacji historia — pamięć, „by opisywać je analogicznie do tych relacji,
jakie zachodzą między językiem sprawozdawczym (analitycznym) a wypowiedziami
poetyckimi (metaforycznymi, symbolicznymi)” (s. 59). Głównym zadaniem metodologicznym historycznych badań nad pamięcią jest dla niego zrozumienie roli języka,
która wyraża się w tym, „że pamięć społeczna korzysta z historii, że powstaje wskutek jej nad-użycia, że historia stanowi w stosunku do tej pamięci »język« prymarny”
(s. 60). Autor argumentuje to tym, iż „pamięć społeczna, czerpiąc z wiedzy historycznej, używa jej n i e w ł a ś c i w i e , a istotą tego n i e w ł a ś c i w e g o użycia jest
wyposażenie go w nacechowane emocjami sensy, zastąpienie języka protokolarnego
językiem metaforycznym” (ibidem). Analityczne nastawienie Szpocińskiego, będące
wyrazem niezgody na wprowadzanie metafor do badań historycznych, ma pokazać
niebezpieczeństwo emocji, za sprawą których mogą powstawać zafałszowane obrazy
przeszłości. „Różnica pomiędzy wypowiadaniem się analitycznym a metaforycznym
polega na tym, że nie tylko mówi się inaczej o bycie, ale i mówi się o czymś innym,
w inny sposób się go doświadcza. Jest to różnica ontologiczna” (ibidem). Historyk,
jako że powinien być wolny od wartościowań, jest więc dzięki temu w uprzywilejowanej sytuacji, ponieważ historia pisana jest w języku, który jedynie on potrafi
zrozumieć.
Można by powiedzieć, że wraz z przywróceniem neopozytywistycznego pojęcia
zdań protokolarnych, powraca tutaj też pojęcie „obserwatora normalnego”, któremu
dany jest wgląd w przeszłość. Problem jednak w tym, że protokolarne zdania o faktach, które miałyby wyzwolić historię od niebezpieczeństwa wprowadzania wartości
pozanaukowych do nauki, stanowią kłopot wzajemnego powiązania samych faktów.
Historyk, jeśli nie chce pisać tak rozumianej historii annalistycznej, musi zatem przyjąć jakąś koncepcję całości (państwo, kościół, naród, ludzkość itd.), która scalałaby te
pojedyncze fakty. Na ewentualny zarzut związany z pytaniem o wartość poznawczą
takiego zabiegu odpowiadamy, że pytanie to jest niewłaściwe, ponieważ nastawienie
epistemologicznie, choć jest koniecznym warunkiem nauki historii, samo w sobie
jest niewystarczające. Kwestię tę starał się załagodzić Marcin Kula w posłowiu do
książki, powiadając, że historia jest „własnością nas wszystkich, więc nikt nie ma
monopolu jej widzenia” (s. 292). Dlatego nie na samym określeniu faktów powinno
zależeć historykom: „Rozumowanie historyków — pisał on — powinno być »po prostu« mądrzejsze” (s. 293).
Otóż wydaje się, że mądrość ta jest również podstawą motywu, który w badaniach nad pamięcią II wojny światowej w społeczeństwie polskim określono jako
cel pozanaukowy. Najlepszym przykładem tego postępowania jest fakt, że inspiracją
dla realizatorów projektu było upamiętnienie 70. rocznicy wybuchu wojny. W tym
sensie to symboliczne wydarzenie kieruje nas nie tylko do prawdy o pamięci społecznej, ale też do jej dobra, dzięki któremu samo społeczeństwo może istnieć. Tutaj też
pojawia się problem pamięci o kłopotliwych wydarzeniach, co w analizach badaczy
najdobitniej pokazuje sprawa zbrodni w Jedwabnem. Historyk ma bowiem za zada-
186
Recenzje . Omówienia
nie mówienie prawdy o przeszłości, którą pamięć społeczna próbuje wyprzeć. W tym
sensie bez mądrości historyk może być jedynie „przyjacielem” albo prawdy historycznej, albo społeczeństwa. Dlatego właśnie projekt Muzeum II Wojny Światowej
nie może być tylko wyrazem pamięci, która w przypadku Polaków znajduje jedynie
akceptację dla narodowego bohaterstwa oraz martyrologii. Muzeum powinno więc
pokonywać granice pamięci, tak aby samo pojęcie przeszłości mogło stać się bardziej
zrozumiałe i możliwe do zaakceptowania.
Maciej Sawicki
187
Zasady i reguły przygotowywania tekstu do publikowania w „Sensus
Historiae. Studia interdyscyplinarne”
Wszelkie prace przygotowane z zamiarem ich opublikowania w kwartalniku „Sensus Historiae. Studia interdyscyplinarne” należy przekazać w postaci plików tekstowych w jednym z wymienionych formatów: *.rtf, *.doc, *.docx lub *.odt i przesłać na internetowy
adres do korespondencji: [email protected] . Pliki nie powinny przekraczać objętości
1,0-1,5 ark. wyd. (1 ark. wyd. = 40 tysięcy znaków wraz ze spacjami). Ilustracje do tekstu
należy dołączyć osobno jako pliki *.jpg lub *.tiff o objętości przynajmniej 1 MB. Do tekstu
publikacji należy dołączyć streszczenie w j. polskim i j. angielskim (wraz z tłumaczeniem
tytułu oraz słowami kluczowymi) oraz krótką notę o autorze, która powinna zawierać
przede wszystkim stopień naukowy, miejsce pracy, zainteresowania badawcze i najważniejsze publikacje.
Teksty powinny być pisane czcionką Times New Roman wielkości 11 lub 12 pkt. bez
stosowania dzielenia wyrazów, interlinia 1-1,5. W przypadku używania czcionki szczególnej (np. j. greckiego, j. hebrajskiego, znaków fonetycznych j. praindoeuropejskiego,
etc.) należy czcionkę dołączyć w osobnym pliku. Wskazane jest unikanie specjalnego formatowania.
Przypisy, zgodnie z nadrzędną zasadą obowiązującą dla prac naukowych, nie powinny
wprowadzać w błąd. Preferowany jest ich zapis w systemie klasycznym (tradycyjnym)
właściwym dla danego języka tekstu. Dopuszczalny jest zapis w systemie harwardzkim
lub numerycznym, o ile nie narusza wspomnianej zasady.
Tekst przygotowany do publikacji w języku obcym jest sprawdzany pod względem językowym przez specjalistów tzw. native speakerów. Przekłady na język polski są również
sprawdzane przez wybitnych tłumaczy danego języka.
Każda rozprawa jest poddawana recenzji przez co najmniej dwóch recenzentów
spoza komitetu redakcyjnego i rady naukowej czasopisma. W przypadku tekstów powstałych w języku obcym, co najmniej jeden recenzent jest afiliowany w instytucji zagranicznej innej niż narodowość autora. Zarówno recenzenci, jak i autorzy pozostają dla
siebie anonimowi. Recenzja ma formę pisemną i kończy się jednoznacznym wnioskiem
co do dopuszczenia do publikacji lub odrzucenia tekstu. Recenzenci posługują się formularzem recenzyjnym. W ten sposób wszystkie teksty oceniane są wedle ujednoliconych
kryteriów. O konkluzjach poszczególnych recenzji autor zostaje poinformowany natychmiast po ich otrzymaniu. Od roku 2011 nazwiska recenzentów współpracujących z kwartalnikiem „Sensus Historiae” publikowane są każdorazowo w ostatnim numerze za dany
rok kalendarzowy roku.
W stosunku do tekstów przyjętych do publikacji redakcja kwartalnika przestrzega
zasad rzetelności i uczciwości naukowej związanych z tzw. zaporą ghostwritingową oraz
z tzw. guest authorship lub honorary authorship. Przy zgłoszeniu tekstu z zamiarem
publikowania w „Sensus Historiae” przez więcej niż jednego autora redakcja wymaga
ujawnienia wkładu poszczególnych autorów w powstanie publikacji. Od autorów przyjętych do druku tekstów redakcja wymaga informacji o źródłach finansowania publikacji (granty, instytucje naukowo-badawcze, stowarzyszenia, etc.) oraz osobnego złożenia
deklaracji: (1) o autentyczności i oryginalności przyjętego do publikacji tekstu oraz (2)
o nienaruszaniu praw autorskich osób trzecich. Wydawca z zasady nie płaci honorariów
za teksty przyjęte do publikacji, chyba że postanowi inaczej.

Podobne dokumenty