Jak naczynia gliniane rozbici204.87 kB

Transkrypt

Jak naczynia gliniane rozbici204.87 kB
Jak naczynia gliniane rozbici……
Mija 25 lat budowy kościoła, historii parafii i probostwa ks. Kazimierza Wyrwy.
Ćwierć wieku w historii świata to mało, ale w życiu człowieka to dużo. Spróbujmy
spojrzeć na zmiany jakie zaszły w tym czasie wokół nas i w nas samych.
Tadeusz Perzanowski
Globalnie zmienił się porządek świata ustanowiony przez nieprzyjaznych Polsce: F.
Roosvelta, W. Churchilla i J. Stalina. M. Gorbaczow, który kolegialnie podpisywał
formalną zgodę na zabójstwo Jana Pawła II, ogłosił pierestrojkę i zdemontował
Związek Radziecki. Wszystko po tym, gdy Papież spełnił wezwanie fatimskie i zawierzył Rosję opiece Niepokalanego Serca Maryi. Upadł mur berliński, komunizm w
Europie przeszedł na karty historii. Gospodarka rynkowa wyzwoliła ludzkie marzenia
z kajdan centralizmu, niezaradnych skazała na biedę, zaradnym pozwoliła mnożyć
zyski. Powstały niepaństwowe mass media, kreujące rzeczywistość bez obowiązujących reguł demokracji.
W kraju, dzięki upowszechnieniu nauk krakowskich filozofów - personalizmu
Papieża i etyki solidarności ks. J. Tischnera, Polacy, w dialogu, bezkrwawo dokonali
zmiany ustroju państwa. Socjalizm został wyparty do mroków niepamięci, a po Północnej Grupie Wojsk ZSRR, u stóp Wawelu, w ogrodach Księży Misjonarzy pozostał
jedynie podziemny, wielopiętrowy bunkier dowodzenia na wypadek wojny. Polska
wstąpiła do NATO i Unii Europejskiej. Przywróciliśmy godność osobie ludzkiej, powszechną wolność i postawiliśmy na demokrację. Dawni sekretarze PZPR nie stoją już
na straży ateizmu lecz przyjęli „ludzką twarz”, a w kościele Bernardynów bywają
nawet komisarzami wystaw „Cracovia Sacra”.
Na Ruczaju deweloperzy zbudowali nowe bloki. Zagraniczni przedsiębiorcy
otoczyli osiedle wianuszkiem własnych hipermarketów. Władze miasta przeznaczyły
błotniste tereny poligonu „Podhalańczyków” na Campus Uniwersytetu Jagiellońskiego i centrum nowych technologii. Mieszkańcy miasta budują nową linię tramwajową. Z potrzeby ludzkich serc ludzie zbudowali kolejno: drewniany barak modlitewny, kaplicę skupiającą wspólnotę wiernych i wreszcie - upragniony kościół parafialny. Bóg wybrał ten teren na miejsce spotkania i przebaczenia, miejsce modlitwy i
odnowy człowieka, w którym Niebo styka się z Ziemią.
Miejsce to szczególne. Z okolic południa, z opactwa Aarona na skałach Tyńca dociera
tu anielskie echo benedyktyńskich chorałów. Z zachodu, od Bielan, brzmienie dzwonów eremu milczących Kamedułów wzywa do ewangelicznego czuwania. Z północy
czuć duchową moc wawelskiej Katedry, gdzie ciała świętych spoczywają między
świętymi jak nigdzie indziej. A ze wschodu, z wapienników Łagiewnik płynie ciepły
brzask Bożego Miłosierdzia. W szumie wiatru słychać kojący, aksamitnie dostojny
głos największego z wielkich synów naszej ziemi: „Nie lękajcie się”.
Dwóch kapłanów uświęca to miejsce - ks. Kazimierz Wyrwa obarczony budową
parafii, w PRL - oskim osiedlu ludzi żyjących w domach z betonu i zleceniodawca tego
przedsięwzięcia - ks. kardynał Franciszek Macharski, ostatni z wielkich biskupów w
historii Diecezji (Metropolii) Krakowskiej. Ich wzajemne wsparcie, duchowość, głębia
wiary, niespożyte siły i dobroć wyrażana w ciepłocie dłoni składanej na licach maluchów, zjednoczyły mieszkańców we wspólnotę, która ma w tym roku powody do
świętowania.
W wymiarze zewnętrznym, społecznym, narodowym dokonaliśmy wiele zmian
sprzyjających wolności, godności, duchowości. Spróbujmy więc spojrzeć na zmiany,
jakie dokonują się w nas samych. Zapewne są one różne dla różnych osób i rodzin. Dla
większości czytelników Zaczynu - korzystne. Ale dla wielu, szczególnie tych, którzy
czują się wykluczeni ze wspólnoty i nie dostrzegają daru, jaki mają przed sobą - daru
drzwi otwartych do Boga, których nikt zamknąć nie może - te zmiany niosą osamotnienie, poczucie krzywdy, ból, cierpienie. Zamiast pełnej integracji psychiki, emocji,
intelektu i ciała, pełnego zespolenia z najbliższymi i poczucia wspólnoty sąsiedzkiej,
osiedlowej, państwowej czują się rozbici i przegrani. Dlatego skupmy się na tym, co
współcześnie trudne, by lepiej zrozumieć tych, którym się nie powiodło i by samemu
do ich grona nie dołączyć.
Cywilizacja przyniosła nam wiele dobra i jeszcze więcej zagrożeń dla naszego człowieczeństwa. Trzecia fala spowodowała zasadniczą zmianę osoby ludzkiej - wzbogaciła życie człowieka o biotechnologię, inżynierię genetyczną i przestrzeń cybernetyczną. Żyjemy coraz dłużej, pokonujemy choroby, urządzeniami uzupełniamy niedostatki ciała. Ogarnięci szałem cyber możliwości, szokiem złamania pieczęci genetycznego kodu, niektórzy ulegają pokusie, by bawić się w Boga. Wbrew naturze tworzą zero - jedynkowego człowieka. Każda wiadomość obiega cały świat w mgnieniu
oka. Wielość informacji nie daje szans na refleksję, na ich przemyślenie. Żyjemy w
chaosie skrótu myślowego, skazani na doznania chwili. Przenosimy odpowiedzialność
za siebie na lekarzy, nauczycieli, bankierów, polityków.
Po ulicach chodzi coraz mniej uśmiechniętych ludzi, zdolnych do spokojnej rozmowy. Za to coraz więcej cyber człeków - dłoń przedłużona o telefon komórkowy,
ucho zwiększone o słuchawkę Bluetooth. Mają dwie pamięci - własną, biologiczną
ograniczaną do haseł dostępu w elektronicznych urządzeniach i cyber pamięć twardych dysków stacjonarnych PC-tów i coraz mniejszych, przenośnych laptopów, czy
kieszonkowych już i-phonów. Cyber ludzie żyją potrzebą natychmiastowego dostępu
do każdej informacji, nawet śmieciowej, masowo podrzucanej przez innych. Posługują
się cyber mową, w której skrót przekroczył granice absurdu. Sms-y, mms-y, maile,
blogi eliminują z kontaktu twarz drugiego człowieka, wypierają język uczuć, okaleczają emocjonalnie, niszczą osobowe więzi w rodzinie, towarzystwie, społeczeństwie.
Żyjemy impulsem, chwilą, jednorazową akcją. Czas i przestrzeń, bardzo ważne dla
naszej psychiki nabierają innego, nie ludzkiego, nie duchowego wymiaru. Relacja:
osoba i czyn zostaje zastępowana - komunikatorem i komunikatem. Można postawić
pytanie: - Czy w tym cyber świecie cyber ludzi mogą istnieć: (cyber) dusza i (cyber)
sumienie, bez których nie ma człowieczeństwa?
Odpowiedź znajdujemy w domach i na ulicach. Otyłe lub wynędzniałe dzieci przed
szklanymi monitorami. Pomimo materialnego dostatku są niezdolne do wspólnego
posiłku i rozmowy ze zmęczonymi pracą rodzicami. Także z ojcem i matką rozgoryczonymi brakiem pracy. Jeśli w domu nie ma komputera i kablówki bądź satelity, a
zamiast miłości małżeńskiej i miłości do dziecka jest tylko miłość do butelki, złość i
przemoc, to zakapturzone dzieci wypełzają na klatki schodowe, na ulice, które stają się
miejscem ich życia, ich miłości, ich rozwoju. Prawo ulicy staje ponad naturalnym
prawem, nad prawem społecznym. Bici biją, niekochani nienawidzą, pozbawieni
możliwości realizowania marzeń wegetują - wyuczoną bezradność wobec trudności
wnoszą w swoje przyszłe, dorosłe życie. I jeśli spotykają się tylko z podobnymi sobie,
to tworzą obszary nędzy ludzkiego bytu. - Czy u osób niedotkniętych wykluczeniem
jest jeszcze wrażliwość na tę nędzę? (gotowość wsparcia opuszczonych?).
Cieszy każdy nowy sakrament małżeństwa, każdy chrzest, komunia, bierzmowanie. Niestety wiele osób, to niby ludzie - żyją na niby, zależnie od oceny innych. Na
niby tworzą związki nie sakramentalne, bo bez Boga łatwiej się rozstać, gdy fascynacja
ciałem minie, a trudy życia przekroczą chęć wysiłku, który można tylko wspólnie
podjąć. W modzie na singli milknie nasze osiedle, pędzą samochody, a wesołe rozbiegane dzieci zostały jedynie na fotografiach. Za to coraz więcej psów. Jakby wielu,
ogłupionych absurdalnym gwarem radia i telewizji chciało mieć tylko niemych, ale
wiernych i niekłopotliwych współmieszkańców. Spacer z rodziną coraz częściej bywa
zastępowany „pielgrzymką” beznadziei do świątyni konsumpcji, do hipermarketowej
kliniki leczenia depresji promocją niepotrzebnych towarów. A kiedy brakuje nawet
chęci wyjścia za drzwi mieszkania, to niektórzy padają na pufy przed kolejnym
talk-showem zidiociałego dziennikarza, wiecznego kawalera, faszerowanego botoksem. Żyją kolejnym głupawym serialem, fascynują się kolejnym krwawym newsem,
jeszcze jedną kłótnią tych, którzy zawłaszczają nasz kraj i nasze umysły. I bywa, że
cisze nocy rozdziera przerażający w treści i wyrazie ryk rozbitego blokersa: „kocham
cię k... wo !”. Wyznanie bolesne, okrutne, a błyszczy w mroku jak „Taniec z gwiazdami”, wyje fałszywą nutą „The Voice of Poland”. - Czy człowiek ogarnięty tym
elektronicznym tsunami, potrafi sobie i innym wskazać ponadczasowe, uniwersalne
chrześcijańskie wartości niezbędne dla pełni życia?
Jedni się starzeją w pustych już gniazdach, inni tych gniazd nie zapełniają, bo wolą
wygodnie żyć, bez troski o dzieci. Feministki ogłupiają ludzi twierdząc, że różnice
płciowe kończą się na poziomie ciała. Geje upowszechniają koncepcje genetycznego
uwarunkowania homoseksualizmu, które zwalniają ich z odpowiedzialności moralnej
za ich dezorientację. Ludzie sprawni na niby przyjmują sakramenty. Zewnętrzny wyraz, pozór zastępują u nich autentyzm i głębię przeżyć. Coraz częściej, ważniejszą od
deklaracji: „wyrzekam się szatana" staje się deklaracja zawartości koperty ofiarowanej
przez tych, którzy przy chrzcielnicy trzymają świecę. Jeśli jest kasa, to są też elektroniczne piastunki i przytulanki zamiast żywej babci. Radości pierwszego opłatka na
języku, jednoczącego dziecię z Bogiem i bliźnimi, cyber rodzice zastępują przyjęciem
w restauracji, jako głównym celem tego ważnego dnia. Rower gwarantujący ruch i
uczący wysiłku, coraz częściej zastępuje quad krzywiący sylwetkę, a zegarek uczący
znaczenia upływu czasu, zastępuje „wypasiony” laptop. Jego chłodny monitor staje się
często podstawowym życiowym partnerem, niestety pozbawionym ludzkich emocji.
Ale tatuś i mamusia dzięki niemu czują się „spoko”. Dziecię siedzi w domu, chyba, że
skona podczas gry, albo w pierwszym spotkaniu na ulicy z „wjazdem” hordy obcych
kiboli. - Czy można doświadczyć miłości przez zimny ekran?
Nie ma cyber miłości. Miłość ma wymiar wzajemności w relacji osoby z drugą
osobą. Monitor może stworzyć tylko cyber okaleczenie duszy i emocji, cyber mord
człowieka. Narzędzie pracy i rozrywki nie może zastąpić realnego życia. Nie każdy
potrafi je okiełznać. Wówczas błądzi samotnie: pragnie miłości, a szuka pieniędzy,
jedzenia, nowego samochodu. Niby wielki a rozbity na części, niby współczesny a
prymitywny, niby człowiek a postać pusta, bez ducha. - Quo Vadis cyber człowieku? Bóg woła donośnym głosem. Dał nam klucz Dawida i zaprasza - przyjdź, ochłoń,
pomódl się, uspokój, pomyśl, odpraw pokutę, wybacz, podejmij postanowienie i zamień słowo w czyn. Może teraz będzie łatwiej każdemu odpowiedzieć na ten głos, gdy
kościół okadzony, namaszczony, poświęcony, konsekrowany, uduchowiony.
Mamy na Ruczaju szkoły i uniwersytety. Zbudowaliśmy kościół - oazę dobra, refleksji i modlitwy. Organizujemy procesje i nabożeństwa wspólnoty. Mamy też zdarzenia upadku człowieczeństwa - pierwotne walki na maczety, siekiery i pałki tych, którym nie dano rozwinąć umysłu, którym okaleczono emocje, w których nie rozwinięto
sfery ducha. Pozostając niemymi na krzyki za ścianą, na łzy samotności dziecka na
klatce schodowej, skazujemy je na wąchanie kleju, palenie „trawki”, łykanie „ekstazy”, bandytyzm i wandalizm.
Na szczęście jest w tym ludzkim rozdarciu „Światłość Świata”, z prawdą, nadzieją, miłością - z drogą i życiem. Światłość, która nie promienieje przez okno niebieskawym migotaniem monitora. Słychać z niej śpiew anielsko człowieczy i czuć
zapach kadzidła. Ludzie sami zbudowali ten dom Boga dla siebie, na miejsce spotkania
z Prawdą, miejsce gdzie chyląc czoła dotykają Nieba. Miejsce, w którym każdy może
dokonywać wyborów orientując się w tym, co dobre i co złe. Miejsce wiary, bez której
trudno wychować człowieka.
Wybudowanie, poświęcenie i konsekracja kościoła nie jest końcem zadań dla
naszej wspólnoty parafialnej. Wspólnoty cywilnych wiernych i osób duchownych. To
początek drogi wyznaczanej naszymi własnymi, osobistymi i wspólnymi nadziejami,
oczekiwaniami i zadaniami jakie musimy sobie postawić, by zachować własne człowieczeństwo, by zbudować szansę na godne przeżycie swojego życia sobie i wszystkim wokół nas. Nikogo nie wyręczymy w jego życiu i w życiu jego rodziny. Możemy
jednak tak, jak Bóg otwiera przed nami drzwi swego domu, tak i my możemy otworzyć
wrota naszych serc i umysłów na drugiego człowieka. Tak, by nikt przytłoczony zdarzeniami życia nie pozostał bez wyciągniętej w jego stronę pomocnej dłoni. By żaden
rodzic nie pragnął takiego dziecka, które nie potrzebuje rodzica. By tworzyć wspólną
płaszczyznę akceptacji każdej osoby, stawiania wspólnych celów i realizacji wspólnych inicjatyw w kontakcie człowieka z człowiekiem, we współdziałaniu, w rozmowie, wymianie uczuć i udzielenia psychicznego, duchowego wzajemnego wsparcia.
Do tego nie potrzeba pieniędzy. Potrzeba świadomości istnienia i gotowości odczucia
Ducha Świętego, który patronuje naszej parafii.
Powyższy artykuł został umieszczony na naszej stronie internetowej za zgodą jego autora oraz ks. proboszcza
Kazimierza Wyrwy – wydawcy gazetki parafialnej „Zaczyn” w Krakowie-os. Ruczaj.

Podobne dokumenty