Spluwanie zabronione – pdf do pobrania
Transkrypt
Spluwanie zabronione – pdf do pobrania
joanna rumiñska spluwanie zabronione fot. AGORA na indyjskim dworcu porannego rytua³u czyszczenia gard³a Dworzec budził się do życia. Poowijane po czubek głowy postacie zaczęły poruszać się, gdy pierwsi pasażerowie, zmierzając w kierunku peronów, szybkimi krokami wybierali drogę wśród leżących ciał. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, a na dworcu jedynym źródłem światła była para migoczących świetlówek, więc co chwilę można było usłyszeć „Chalo, bhai!” (uważaj bracie!) – ze strony tych, którym nie udało się w porę usunąć spod nóg co bardziej nieuważnych przechodniów. Na wpół obudzeni mężczyźni zapalali pierwsze bidi, a kobiety zabierały się do przeglądania tobołów w poszukiwaniu menażek z prowiantem: ryżem, soczewicą i plackami chappati. Pojedyncze postacie zaczęły wstawać i wychodzić za budynek dworca i na tory, by dokonać porannej toalety. Stamtąd też dobiegały odgłosy 30 – przeciągłego charczenia kojarzącego się z wymyślną formą samotortury. Przed stojącą na peronie pompą ustawiła się kolejka. Choć poranek był chłodny – słońce jeszcze nie wzeszło – rozebrani do spodenek mężczyźni polewali się zimną wodą, namydlając się szybkimi ruchami, by czym prędzej móc zawinąć się w dhoti, które dopiero co zwinęli z podłogi. Przy wejściu rozłożyli się sprzedawcy świeżo naciętych gałązek drzewa neem. Ludzie, których nie stać na pastę do zębów kupowali je za kilka paise od sztuki, a następnie rozgryzali i pilnie szorowali czerwone od paanu zęby. Ślady paanu – używki z liści pieprzu betelowego, gaszonego wapna, przypraw i orzecha spoza spotkanie rozmowa ramy arekowego – gęsto znaczyły teren dworca, mimo tabliczek „Spluwanie zabronione” czy obecności plastikowych pingwinów, pełniących funkcję spluwaczek. Wkrótce też zaczęli się pojawiać pierwsi chai-wallahs, którzy, dźwigając w jednej ręce ogromny czajnik, a w drugiej gliniane miseczki, głosem wyćwiczonym przez lata praktyki wołali „chai, chai, chaiii!”, zachęcając do kupna słodkiej herbaty z mlekiem. Nie trzeba było długo czekać, by zaczęli im wtórować sprzedawcy kawy, którzy świdrującymi seriami „kofi, kofi, kofiii!” – wyrzucanymi głosami cienkim jak struna – stawiali na nogi wszystkich tych, których dotąd nie obudził narastający harmider. Tylko sadhu, święci mężowie w pomarańczowych szatach i o długich włosach zwiniętych na czubku głowy w kok na cześć boga Siwy, spokojnie dalej śnili sny, jakie przyniosła im ganja. fot. AGORA fot. jerzy gillert fot. jerzy gillert fot. AGORA Nie wiadomo, kiedy dworzec z noclegowni dającej schronienie znużonemu tłumowi – pielgrzymom odbywającym podróż do świętych miejsc, prowincjuszom udającym się do metropolii w nadziei na lepsze życie, rodzinom noszącym dorobek całego życia w paru tobołkach, eunuchom wymuszającym datki od podróżnych pod groźbą rzucenia klątwy (i pokazania tego, co mają pod sari), wiecznie brudnym chłopcom zarabiającym na życie zmiataniem podłóg pociągów – stał się bazarem. Kramy z jedzeniem – jajkami na twardo, samosą czy puri – rozświetliły się blaskiem lamp naftowych, z telewizorów zawieszonych pod dachem peronu popłynął przenikliwy, wysoki kobiecy głos, śpiewający pieśni religijne, bagażowi, równoważąc niemal kobiecym ruchem bioder ciężar waliz niesionych na głowie, podążali truchtem za co zamożniejszymi klientami, a przed wejściem na dworzec zaroiło się od riksz rowerowych przywożących pasażerów na pierwszy pociąg do Bombaju. Dworzec w Nasik w pełni obudził się do życia. Koleje są jedną z najważniejszych instytucji w Indiach. Jak pisze W. Dalrymple w „The Age of Kali”, koleje uczyniły z Indii naród – bo dopiero wtedy, gdy położono tory łączące Himalaje z morzem Arabskim, gdy stworzono sieć łączącą tysiące indyjskich wiosek, a czas podróży z północy na południe subkontynentu skrócił się do kilku dni (najdłuższa trasa kolejowa w Indiach z Jammu w Kaszmirze do Kannyakumari na najdalej wysuniętym na południe cyplu Indii zabiera obecnie trzy dni), Indie spostrzeg³y, ¿e stanowi¹ jednoœæ. Koleje przyniosły także rodzaj rewolucji obyczajowej, gdy okazało się, że bramini – najwyższa kasta 31 w hierarchii społecznej Indii – zmuszeni są dzielić ramię w ramię trudy podróży z tymi, którzy w tej hierarchii od wieków zajmowali najniższe miejsce – nietykalnymi. W ten to sposób instytucja wprowadzona przez Brytyjczyków, po to aby ulepszyć administrowanie kolonią, zmieniła oblicze subkontynentu. Sama zresztą nie zdołała oprzeć się oddziaływaniu Indii. Wraz z powstawaniem sieci coraz gęściej oplatającej subkontynent, wykształcała się, na wzór systemu kastowego, machina do obsługi kolei – cała ta biurokratyczna piramida wznosząca się, szczebel po szczeblu, od zamiataczy, bagażowych, pracowników od pobierania bagażu w depozyt oraz pracowników od wydawania bagażu z depozytu, poprzez zawiadowców, konduktorów, kontrolerów biletów, młodszych i starszych inspektorów, aż po kierowników stacji i urzędników ministerstwa do spraw kolei. Trudno jest zrozumieć istotę indyjskiej biurokracji kolejowej, gdy nie zostało się wychowanym w kulturze, w której czci się bogów o wielu twarzach i inkarnacjach, a odwiecznym cyklem karmy rządzą szczegółowe kodeksy wyznaczające każdemu stałe miejsce w porządku społecznym. Dla większości przybyszów z Zachodu koleje indyjskie są objawieniem. Gdy czeka się godzinami na spóźniony pociąg – a bywa, że trzeba czekać i cały dzień – cała indyjska rzeczywistość przewija się przed oczami: chaotyczna, barwna, magnetyzująca i... opresywna. W Indiach bowiem nigdy nie pozostaje się jedynie biernym obserwatorem, lecz szybko staje się uczestnikiem wydarzeń: tłum zawłaszcza naszą przestrzeń i odbiera prywatność. Ale za tę cenę podróżowanie pod Indiach jest czymś więcej niż tylko ćwiczeniem z zakresu przemieszczania się od jednej atrakcji turystycznej do drugiej. spoza spotkanie rozmowa ramy