Nr 9 (22) 2012 rok III - parafia świętej rodziny
Transkrypt
Nr 9 (22) 2012 rok III - parafia świętej rodziny
Dom, który gościł Chopina P olska to piękny kraj i mimo wielu pustoszących go wojen, mimo zaborów i komunizmu, są jeszcze miejsca skromne, mało znane, ale zachowujące niezwykle subtelny, wyrafinowany smak. Żeby to odkryć, trzeba udać się na prowincję. Jednym z takich uroczych, wręcz magicznych zakątków jest Antonin – letnia rezydencja Radziwiłłów. Nazwa pochodzi od imienia Antoni, które nosił spokrewniony przez małżonkę z domem Hohenzollernów wielki miłośnik i mecenas sztuki, kompozytor, ale przede wszystkim namiestnik królewski Wielkiego Księstwa Poznańskiego w latach 1815–1830. Koneksje i znaczenie tego rodu, otoczonego wielkim dworem, nakazywały obok wielu rezydencji pałacowych posiadać także pałace myśliwskie. Stąd też wzięła się lokalizacja Antonina na terenach bogatych niegdyś w zwierzynę łowną. Dla realizacji swojego projektu książę Radziwiłł zatrudnił najbardziej znanego architekta Berlina – Karola Fryderyka Schinkla (1781–1841). Korpus budowli posadowiony został na rzucie ośmiobocznym, fundament z rudy darniowej, zaś dach przykryty został blachą miedzianą. Główna drewniana konstrukcja opiera się na gigantycznej, kanelowanej kolumnie w stylu doryckim, która pełni jednocześnie funkcję kominka z czynnymi do dzisiaj paleniskami. Liczne trofea myśliwskie stanowią kolekcję, której może pozazdrościć niejeden dwór królewski. Ściany rezydencji, od strony wewnętrznej wykonane z cegły, od zewnątrz obłożone zostały modrzewiowymi belkami, co daje wrażenie budowli całkowicie drewnianej. Na parterze znajduje się recepcja, restauracja i kawiarnia serwująca niezwykłą szarlotkę i kawę. Obok – niewielki salonik, w którym stoi fortepian wykonany w warszawskiej manufakturze. Przy nim niegdyś zasiadał Fryderyk Chopin. Znajdują się tam rękopisy trzech partytur, odlew dłoni i pośmiertna maska artysty. Piętro wyżej mieszczą się pokoje o dość skromnym wystroju. Obok komnaty księcia Antoniego znajduje się pokój księżnej Luizy z królewskiego rodu Hohenzollernów, bratanicy cesarza Niemiec Fryderyka Wielkiego, która dla miłości małżeńskiej porzuciła pruską koronę. Dalej znajdziemy buduar księżniczki Elizy, nieszczęśliwie zakochanej w księciu Wilhelmie. Ta delikatnej urody osoba nigdy nie wyszła za mąż. W Antoninie koiła swój ból i melancholię. Uzdolniona plastycznie wykonała ołówkiem dwa portrety artysty, wiszące do dzisiaj w saloniku muzycznym. Jest jeszcze jeden pokój, który zajmowała księżniczka Wanda, młodsza córka Antoniego. Chopin udzielał jej lekcji gry na fortepianie. A w ogóle ciekawa jest historia pobytu kompozytora w posiadłości Radziwiłłów. Otóż w 1827 roku w niedalekim Strzyżewie 17-letni Fryderyk gościł u swojej chrzestnej matki Anny ze Skarbków Wiesiołowskiej, a ponieważ już wtedy szła za nim sława wielkiego talentu, został przedstawiony księciu. Drugi pobyt kompozytora w Antoninie miał miejsce w roku 1829 i zaowocował trzema utworami: Introdukcją, Polonezem C-dur op. 3 oraz Triem fortepianowym g-moll op. 8, zadedykowanym Radziwiłłowi. Rozentuzjazmowany Chopin w liście do swojego przyjaciela Tytusa Wojciechowskiego pisał: „Byłem tam tydzień, nie uwierzysz, jak mi u niego było dobrze. Ostatnią pocztą wróciłem i to ledwo com się wymówił od dłuższego pobytu. Byłbym tam siedział, dopóki by mię nie wypędzono, ale moje interesa, a szczególniej mój Koncert jeszcze nie skończony [pierwszy, w f-moll], a oczekujący z niecierpliwością ukończenia finału swojego, przynaglił mnie do opuszczenia tego raju”. Leśne domostwo Radziwiłłów otacza park w stylu angielskim niepostrzeżenie przechodzący w sędziwy las i rezerwat przyrody. Dawnych właścicieli już nie ma. Przypominają ich portrety, ale to miejsce żyje muzyką Chopina. Pod życzliwym patronatem Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu oraz Stowarzyszenia „Wielkopolskie Centrum Chopinowskie – Antonin” odbywają się tutaj doroczne koncerty. Najbardziej znaną w skali kraju imprezą jest festiwal Chopin w barwach jesieni. To dlatego Antonin chcieli zakupić Japończycy. Jednak rezydencja została ocalona dla narodowej kultury i odremontowana w latach 1975–1978 staraniem nieodżałowanego społecznika i krytyka Jerzego Waldorffa, którego portret wisi tu na równi z innymi. Kilkaset metrów dalej znajduje się neoromański kościół Matki Bożej Ostrobramskiej, projektu Johanna Häberlina (ucznia Karla Schinkla), wybudowany w latach 1835–1838 jako kaplica grobowa Radziwiłłów. Niestety, krypty były wielokrotnie szabrowane, o czym świadczą nienaturalnie zniszczone trumny. We wnętrzu kaplicy spotykamy portyk z białego marmuru, bogato ornamentowany w stylu bizantyjskim, według tradycji sprowadzony z Włoch; dwie późnogotyckie rzeźby św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty, pochodzące z początku XVI wieku oraz witraż z herbem rodowym Radziwiłłów. Antonin zachwyca swoim dyskretnym powabem, którego nie da się opisać. Trzeba go koniecznie zobaczyć na własne oczy. rkw Modlitewny marsz w intencji „Azotów” W dniu 24 VII br., z inicjatywy posłanki Gabrieli Masłowskiej, odbył się marsz w obronie puławskich „Azotów”. W czasie Mszy św. koncelebrowanej w kościele Miłosierdzia Bożego ks. Andrzej Sternik apelował o zachowanie miejsc pracy jako dobra, które ma wymiar nie tylko materialny, ale także moralny, społeczny i rodzinny. Wspomniał też o firmach, które na skutek błędów i nadużyć przestały istnieć nie tylko na mapie miasta, ale co gorsza w świadomości wielu Puławian. Potem uczestnicy przeszli od pomnika bł. ks. Jerzego Popiełuszki do pomnika bł. Jana Pawła II. W marszu udział wzięli m.in. posłanka Elżbie- ta Kruk, senator Stanisław Gogacz, przedstawiciele lubelskiej i puławskiej „Solidarności”. Dziwi natomiast niewielka grupa wiernych, która przyszła się modlić w intencji zakładu, który jest głównym pracodawcą nie tylko w mieście, ale w całym regionie. red. 1 Wszyscy chcą wrócić do domu O © rkw tto Schimek (5 V 1925–14 XI 1944) – austriacki żołnierz Wehrmachtu, rozstrzelany za odmowę wykonania wyroku śmierci na polskich cywilach. W chwili wcielenia Nagrobek O. Schimka na cmentarzu w Machowej do wojska miał jedynie siedemnaście lat. Najpierw służył w Bośni, a później w Galicji. Według jednej z wersji Schimek miał ukrywać dwóch partyzantów z AK, którzy po ujawnieniu ich miejsca pobytu zostali zabici. Schimek odmówił wstąpienia do plutonu egzekucyjnego, który miał rozstrzelać złapanych Polaków. Odmowa ta została uznana przez sąd polowy za demoralizującą i zakończyła się skazaniem go na śmierć. W swoim wyroku sąd wojskowy uzasadnił najwyższy wymiar kary „dezercją i okazywaniem tchórzostwa w obliczu wroga”. Według siostry Schimka w czasie swojej służby na Bałkanach i później w Polsce dawał on liczne przykłady ewangelicznej wrażliwości, gdy wielokrotnie odmawiał uczestniczenia w mordowaniu ludności cywilnej, a podczas urlopu zwierzył się rodzinie z postanowienia, by wyjść z wojny z czystymi rękami: „Będę celować tak, by nie trafić do celu. W końcu wszyscy chcą wrócić do domu tak samo jak ja”. Został za to pobity do nieprzytomności. Zamknięto go na trzy tygodnie w ciemnicy bez jedzenia. Po odbytej karze dano mu szansę „rehabilitacji”. Miał strzelać do polskich cywili, którzy zostali skazani na śmierć za pomoc partyzantom. Była to czteroosobowa rodzina. Otto odmówił strzelania i wyraził to, co myślał: „Nie będę walczyć z tak zwanymi przeciwnikami Hitlera, bo wojna ta była wywołana przez Niemców i nie jest to po chrześcijańsku”. Tak bronił się również przed sądem wojennym, przed którym został postawiony. Gdy sprawę przekazano do wyższej instancji w Berlinie, odpowiedź nadeszła szybko: „Bezzwłocznie stracić Ottona Schim- ka”. W dzień egzekucji ten młody człowiek napisał do swojego brata: „Jestem w radośnie podniosłym nastroju. Cóż mamy do stracenia? Nic tylko nasze biedne życie, duszy nie mogą przecież oni zabić. Jakaż nadzieja!” Jego ostatnie słowa brzmiały: „Boże, chroń innych ludzi od takiej śmierci. Niech nie będzie wojen, aby inni nie musieli postępować jak ja”. Otto został stracony 1944 roku w Lipinach. Pochowano go na cmentarzu w małej wsi tarnowskiej Machowa. O losach Schimka opowiada film dokumentalny Casus: Otto Schimek z 1993 roku. Otto Schimek jest często mylony z Otto-Juliusem Schimke – policjantem, który odmówił wzięcia udziału w masakrze biłgorajskich Żydów. O Schimku i zwalczaniu pamięci o nim przez władze PRL, zwłaszcza w czasie stanu wojennego (szczególnie przez Jerzego Urbana), pisał na przykład Dawid Warszawski (Konstanty Gebert). Ciekawe, że hasła Otto Schimek nie zawiera Wikipedia niemiecka. Dlaczego? Więcej informacji można znaleźć w następujących pozycjach książkowych: Lech Niekrasz – Spór o grenadiera Schimka, praca zbiorowa pod red. Juliana Kapłona – Otto Schimek – dokumentacja w tekstach i obrazach, Julian Kapłon – Otto Schimek – dylematy nazizmu. red. XII Dni Papieskie w Puławach S towarzyszenie „Rodzina” wraz z puławskimi parafiami włączają się w obchody XII Ogólnopolskiego Dnia Papieskiego pod hasłem Jan Paweł II – Papież Rodziny. Patronat honorowy nad obchodami objęli: ks. dziekan P. Trela, prezydent Puław J. Grobel, starosta W. Popiołek, wójt gminy Puławy K. Brzeziński, przewodniczący Rady Miasta Z. Śliwiński. Chcemy uczcić pamięć Wielkiego Papieża, który w sposób szczególny troszczył się o rodzinę. XII Dni Papieskie odbędą się 12–22 X br. Rozpoczniemy je IV Przeglądem Pieśni i Piosenki Religijnej. W tym dniu odbędzie się Konkurs Recytatorski Poezji i Prozy Religijnej. Wzorem lat ubiegłych organizujemy również konkurs literacki. Wystarczy napisać utwór poetycki odnoszący się do tegorocznego hasła Jan Paweł II 2 – Papież Rodziny. Ostatnim z proponowanych konkursów jest konkurs plastyczny. Każdy w dowolnej technice plastycznej może przedstawić temat dni papieskich. Zgłoszenia do wszystkich konkursów należy składać do 7 X br. w „Domu Chemika”. Karty zgłoszeń, regulaminy konkursów oraz inne informacje są do pobrania na www.dzien-papieski.pl, www.rodzina.pulawy.pl Rozstrzygnięcie wszystkich konkursów i wręczenie nagród odbędzie się podczas koncertu laureatów 21 X br. na scenie „Domu Chemika”. Zwieńczeniem obchodów będzie uroczysta Msza św. 22 X w kościele Św. Rodziny w Puławach o godz. 17.00. Wtedy Dariusz Tokarzewski wykona Kantatę Ojcu Świętemu – Orędownikowi Bożego Miłosierdzia. Pragniemy gorąco zaprosić również na inne imprezy. Już 14 X na ulicach Puław odbędzie się III Wyścig „Po kremówki”. Na start zapraszamy wszystkich amatorów i miłośników rowerowego szaleństwa! Każdego, kto weźmie udział w zmaganiach, czeka na mecie słodka nagroda – pyszna „kremówka”. Warto też przyjść i kibicować! Kolejną sportowo-rekreacyjną propozycją jest III Parafiada Rodzin, czyli zmagania sportowo-rekreacyjne poszczególnych parafii oraz ich księży. Trzeba się wykazać nie tylko sprawnością fizyczną, ale i sprytem, myśleniem, zaskakującą taktyką i współpracą w zespole. Zapraszamy do udziału! Parafiada odbędzie się 20 X br. w hali MOSiR w Puławach. Start o godz. 11.00. Szczegóły na www.dzien-papieski.pl lub www.rodzina.pulawy.pl ks. Jacek Jakubiec © rkw Miejsce śmierci św. Hieronima prezbitera i Doktora Kościoła P ochodził z zamożnej rodziny z Dalmacji (obecnie część Chorwacji, Bośni i Hercegowiny oraz Czarnogóry). W latach 360–367 odbył studia w Rzymie. Trzeba powiedzieć, że Hieronim miał łaskę spotkania wielu wybitnych i świętych ludzi, którzy wywarli ogromny wpływ na jego życie i powołanie. Byli to: Rufin z Akwilei – nauczycieli wiary i długą pielgrzymką od Syrii przez Palestynę do Egiptu. W Antiochii, z rąk tamtejszego biskupa Paulina, przyjął święcenia kapłańskie (379), w Aleksandrii zaś słuchał nauk eremitów i wykładów Dydyma Ślepego, którego biskup Atanazy Wielki mianował kierownikiem Aleksandryjskiej Szkoły Katechetycznej. Funkcję tę, mimo utraty wzroku we wczesnym dzieciństwie, Dydym pełnił przez około 50 lat. Hieronim stał się jego najwybitniejszym i najwierniejszym uczniem. Rok 386 będzie przełomowym w życiu św. Hieronima, gdyż wtedy rozpocznie wiekopomne dzieło: przekład ksiąg Pisma Świętego na łacinę. Ciekawe, że tak jak Chrystus, tak również nowy przekład Pisma Świętego narodził się praca, polegająca na porównywaniu różnych rękopisów i odczytywaniu ich najwłaściwszego sensu, trwała ponad 12 lat. Wykonał ją jeden człowiek, nie mając do dyspozycji pomocy, bez których żaden współczesny biblista nie podejmuje żadnego działania. Hieronim do końca toczył duchową walkę kuszony przez wiele demonów, które nawiedzały jego pustelnię. Obok tłumaczeń Hieronim pozostawił ogromną spuściznę pisarską. Tworzą ją pisma historyczne i dogmatyczne oraz listy. Zwłaszcza te ostatnie imponują nie tylko ilością (154 zachowanych niemal w całości), ale także ukazują niezwykłą erudycję biblijną autora oraz umiejętność scalania kultury antycznej z kulturą chrześcijańską. historyk Kościoła starożytnego, teolog i tłumacz; Heliodor; św. Chromancjusz, który zwalczał herezję ariańską i zachęcał św. Hieronima do tłumaczenia Pisma Świętego; papież Liberiusz, z którego rąk przyjął Chrzest Święty w 366 r.; Ewagriusz – jeden z najznamienitszych ojców pustyni; Apolinary – biskup Laodycei; wielcy doktorzy Kościoła – św. Grzegorz z Nazjanzu i św. Grzegorz z Nyssy czy papież Damazy, który mu zlecił przekład Pisma Świętego z języków oryginalnych na łacinę. Osobowości wybitne, ale niekoniecznie w całej swej doktrynie prawowierne, stanowiły duchowy tygiel, w którym oczyszczała się wiara i poglądy Hieronima. Na szczęście urzekło go życie pustelnicze, które w IV wieku przeżywało swój renesans. Dodatkowym bodźcem, który natchnął Hieronima, by udać się na ziemie naznaczone historią biblijną, stały się intrygi. Sam Hieronim, mający dość złożoną i trudną osobowość, też nie był bez winy. Wszystko to okazało się „błogosławioną winą”, która zaowocowała znajomością kolejnych wybitnych © rkw Święty Hieronim – tłumacz natchnionych tekstów Rzeźba św. Hieronima przed bazyliką św. Katarzyny w Betlejem w Betlejem. Nad grotami, w których przebywał Hieronim, obecnie stoi kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Mrówcza i niezwykle odpowiedzialna W ikonografii najczęściej możemy spotkać dwa typy przedstawień św. Hieronima. Pierwszy ukazuje nam go jako egzegetę z piórem w dłoni, obłożonego zwojami ksiąg. Drugi typ przedstawia Hieronima jako pokutującego, obnażonego do pasa starego eremitę, niekiedy z różańcem w ręku, choć ta modlitwa pojawiła się dopiero w średniowieczu. Niektórzy malarze konfrontowali Hieronima ze śmiercią, malując przed nim czaszkę lub krucyfiks. Inni pokazywali go z kamieniem w ręku lub dyscypliną, którymi się biczował. Zupełnie szczególne miejsce w ikonografii zajmują obrazy Kuszenia i Ostatniej Komunii Świętej Hieronima. Indywidualnym atrybutem świętego jest oswojony lew, z którym, według legendy, dzielił jedną grotę. Niestety, w Polsce ten doktor Kościoła pojawia się bardzo rzadko, a poza tym najczęściej według schematów ikonograficznych wypracowanych przez wieki na zachodzie Europy. Szkoda, bo jest to patron biblistów. A w ogóle szkoda, że w polskiej sztuce sakralnej jest tak mało chrześcijańskiego uniwersalizmu. rkw Cyfrowe szkoły W sali kolumnowej Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego 11 VII 2012 r. odbyło się uroczyste przekazanie przez Wojewodę Lubelskiego Jolantę Szołno-Koguc umów o udzielenie dotacji celowej na realizację zadania „Zakup pomocy dydaktycznych i innego sprzętu niezbęd- nego do realizacji programów nauczania z wykorzystaniem technologii informacyjno-komunikacyjnych”. Projekt realizowany jest w ramach „Rządowego programu rozwijania kompetencji uczniów i nauczycieli w zakresie stosowania technologii informacyjno-komunikacyjnych – CYFROWA SZKOŁA”. Wiceprezydent Puław – Ewa Wójcik odebrała umowy dla dwóch szkół, które otrzymały dotację – Szkoły Podstawowej nr 2 im. K. K. Baczyńskiego oraz Szkoły Podstawowej nr 3 im. J. Brzechwy. Udział w programie aż dwóch szkół podstawowych z naszego miasta jest wielkim osiągnięciem. Urząd Miasta Puławy 3 S tanisław Staszic już w XVIII wieku głosił wszem i wobec, powtarzając tym samym myśl kanclerza koronnego Jana Zamojskiego, iż „takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Dzisiejsze zmiany w edukacji i słynna w kręgach nauczycielskich nowa podstawa programowa staje się, odnoszę takie wrażenie, parodią wielkiej reformy szkolnictwa, która miała miejsce właśnie w epoce oświecenia. Wprawdzie „wiek filozofów i uczonych” przyniósł wiele moralnych szkód, rodząc nowe postawy wobec religii – obok ateizmu – deizm i agnostycyzm, ale nie próbował tępić humanistycznego oblicza ani szkolnictwa, ani kultury. uczyć się w szkołach średnich historii czy języka polskiego na poziomie rozszerzonym. Dla uczniów wybierających inne rozszerzenia nauka historii zakończy się w pierwszej klasie, a w kolejnych latach będą z nią mieli minimalny kontakt. Język polski też zostanie „godzinowo okrojony”. Pozostanie jeszcze (pro forma) matura obowiązkowa z polskiego, ale w obecnym kształcie, który w szkolnej rzeczywistości przybiera formę kupowanych i wyklepanych z pamięci prezentacji oraz odtwórczych wypracowań na bazie fragmentu lektury ze zredukowanego do minimum kanonu, niczemu i tak już nie służy, niczego nie sprawdza i do niczego nie motywuje. Szkoły ponadgimnazjalne mają zatem przykładu odwołam się do znanych mi lekarzy czy matematyków średniego pokolenia doskonałych w swoim fachu, a zarazem obeznanych naprawdę imponująco w literaturze, sztuce, nie wspominając już o historii. Są dla mnie ludźmi autentycznie wykształconymi według najlepiej pojętych wzorów humanizmu, nie przestając być bardzo dobrymi specjalistami w swojej dziedzinie. Obecnie zaś młody lekarz, fizyk czy informatyk nie będzie znał (już często nie zna) podstawowych faktów z naszych dziejów, nie skojarzy postaci historycznych, wielkich dzieł literatury czy malarstwa. W sondach publikowanych przez media nie odpowie na podstawowe pytania, tak jak było Oświecony ciemnogród 4 z założenia kończyć „specjaliści” wyedukowani już w konkretnej dziedzinie, dobrze przygotowani tylko do swojego kierunku studiów. W rzeczywistości do studiowania w ogóle nie będą gotowi, bo zabraknie im wszechstronności koniecznej przy zdobywaniu wyższego wykształcenia, a wykorzenieni mentalnie z polskiej, a także europejskiej kultury staną się magistrami bez tożsamości. Dla niedawno z datą wprowadzenia stanu wojennego – może 1989???!!! A tak między nami Polakami, to po co nam ostatecznie wiedzieć, że zwyciężyliśmy pod Grunwaldem, a „Słowacki wielkim poetą był”?! Mimo iż to pytanie retoryczne, odpowiem hasłem: „by nowoczesny ciemnogród rósł w siłę, a władzy rządziło się łatwiej”. I skąd my to znamy? Joanna Kurlej © parafii Św. Brata Alberta Programy nauczania szkół oświeceniowych – słynnego Collegium Nobilium czy Szkoły Rycerskiej – obejmowały szeroko pojętą naukę języka polskiego, który oczyszczony z makaronizmów (wstawek obcojęzycznych) miał odzyskać swoje piękno; zwracano dużą uwagę na nauczanie historii, kształtowanie postaw patriotycznych, obywatelskich, a także moralnych. Znalazło się też miejsce na gruntowne nauczanie przedmiotów ścisłych, jednakże bez negowania szeroko pojętej humanistyki, a nawet w korelacji z humanistyczną wizją świata i człowieka. Tak miało wyglądać kształcenie młodzieży w duchu nowoczesności. Nowe, wychowywane dopiero elity państwa, z jednej strony jak młode pędy syciły się „sokami tradycji”, czerpanymi z ojczystych korzeni, a z drugiej – chwytały wiatr w żagle, wdychając powiew nowoczesnej Europy. Była w tym mądrość i głęboki sens oraz autentyczna walka z ciemnotą i zacofaniem. Dzisiejsza reforma oświaty pod sztandarami podobnych haseł – oświecania, unowocześniania, otwierania się na Europę – podąża w zupełnie innym kierunku – odhumanizowania szkoły. Humanizm w swej definicji to przecież dążenie do wszechstronnego rozwoju człowieka, a odejście od tych założeń wprowadza z kolei na drogę wiodącą wprost ku regresowi i duchowej degeneracji. Okazuje się, że chcemy młode pokolenie kształcić ku nowinkom cywilizacyjnym, ale w odcięciu od korzeni, tradycji, moralności, historii, literatury i sztuki. Dzieje naszego narodu, jego dorobek kulturowy pozostanie w tym przypadku tylko dla wybranych, którzy zechcą Tylko wychowanie religijne opiera się na niezmiennym fundamencie wartości i zasad. Nie podlega trendom i modom. Ewangelia to jedyna mądrość, która nie myli człowieka. Moment poświęcenia krzyży w czasie bierzmowania gimnazjalistów w Par. Św. Brata Alberta w 2011 r. © rkw Pomnik J. Korczaka w parku Yad Vashem Przed nastaniem terroru nazistowskiego mieszkało w Niemczech około pól miliona Żydów, którzy stanowili integralną część niemieckiego społeczeństwa. Po II wojnie światowej Niemcy były uważane za „kraj Szoah”, gdzie właściwie nikt jako Żyd nie mógł już żyć. Początkowo nie podejmowano żadnych starań, by odbudować dawne gminy żydowskie, chociaż ze Wschodu nieustannie przybywały pojedyncze osoby i rodziny żydowskie. Wiele z nich chciało wyemigrować i stworzyć sobie nowe życie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych lub Izraelu. W tym miejscu należy także wspomnieć o „nocy kryształowej” z 9 na 10 listopada 1938 r. Pełny zasięg tego aktu pogardy dla człowieka dostrzegli jedynie nieliczni, jak proboszcz berlińskiej katedry, Bernhard Lichtenberg, który z ambony katedry św. Jadwigi wołał do wiernych: „Na zewnątrz płonie świątynia – ona także jest domem Bożym”. Narodowosocjalistyczny reżim terroru budowany był na micie rasistowskim, którego częścią było odrzucenie Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, Boga Jezusa Chrystusa, a także ludzi, którzy w Nie- go wierzą. „Wszechmocny”, o którym mówił Adolf Hitler, był pogańskim bożkiem, który chciał zastąpić biblijnego Boga, Stwórcę i ojca wszystkich ludzi. Gdy odmawia się szacunku temu jedynemu Bogu, traci się także szacunek dla godności człowieka. Do czego zdolny jest odrzucający Boga i jakie oblicze może przybrać naród, który mówi temu Bogu „nie”, pokazały pod koniec wojny straszne obrazy z obozów koncentracyjnych [...] Z wdzięcznością chciałbym też zwrócić uwagę na pogłębiający się dialog między Kościołem katolickim i judaizmem. Kościół czuje się bardzo bliski narodowi żydowskiemu. Dzięki deklaracji Nostra aetate Soboru Watykańskiego II wstąpiono „w sposób nieodwołalny na drogę dialogu, braterstwa i przyjaźni”. odnosi się to całego Kościoła katolickiego, w którym na tej nowej drodze szczególnie intensywnie angażował się błogosławiony papież Jana Paweł II. Dotyczy to oczywiście także Kościoła katolickiego w Niemczech, który jest w pełni świadomy swej szczególnej odpowiedzialności w tej dziedzinie. W sferze publicznej należy odnotować przede wszystkim „Tydzień braterstwa”, organizowany co roku w pierwszym tygodniu marca przez lokalne stowarzyszenia współpracy chrześcijańsko-żydowskiej. [...] Sądzę, że oprócz ważnych inicjatyw my, chrześcijanie, powinniśmy również coraz bardziej zdawać sobie sprawę z naszego głębokiego pokrewieństwa z judaizmem. Dla chrześcijan nie może być mowy o rozłamie w wydarzeniu zbawczym. Zbawienie bierze początek od Żydów (por. J 4,22). Tam gdzie konflikt między Jezusem a judaizmem Jego czasów postrzegany jest w sposób powierzchowny, jako oderwanie się od Starego Przymierza, zostaje on sprowadzony do idei wyzwolenia, błędnie interpretującej Torę jedynie jako niewolnicze przestrzeganie rytuałów i nakazów zewnętrznych. Faktycznie jednak Kazanie na Górze nie znosi prawa Mojżeszowego, lecz odsłania jego ukryte możliwości i ukazuje nowe wymagania; odwołuje się do najgłębszego fundamentu ludzkiego działania, do serca, gdzie człowiek wybiera między tym, co czyste, a nieczystym, gdzie rozkwita wiara, nadzieja i miłość. Orędzie nadziei, które przekazują księgi Biblii hebrajskiej i chrześcijańskiego Starego testamentu, zostało przyjęte i rozwinięte w różny sposób Menora symbolizująca 6 mln Żydów – ofiar holocaustu przez chrześcijan i Żydów. „Po wiekach konfrontacji za nasze zadanie uważamy przyczynianie się do tego, żeby te dwa sposoby nowej lektury pism biblijnych – chrześcijański i żydowski – zaczęły prowadzić ze sobą dialog, dopomagający do poprawnego rozumienia woli Boga i jego słowa” (Jezus z Nazaretu cz. II, Kielce 2011, s. 44). Dialog ten w coraz bardziej zlaicyzowanym społeczeństwie powinien umocnić wspólna nadzieję, pokładaną w Bogu. Bez tej nadziei społeczeństwo traci swoje ludzkie oblicze. [...] Niech w tym błogosławi Jedyny i Wszechmogący – Ha Kadosz Hu. Benedykt XVI Bundestag, 22 IX 2011 r. Spotkanie papieża ze wspólnotą żydowską. Tytuł od redakcji. © rkw S zczerze cieszę się z tego spotkania z wami tutaj, w Berlinie [...] Przed sześciu laty, podczas mojej wizyty w synagodze w Kolonii, rabin Teitelbaum mówił o pamięci jako jednej z kolumn, niezbędnych do budowania pokojowej przyszłości. Dziś znajduję się w centralnym miejscu pamięci, straszliwej pamięci: tu zaplanowano i zorganizowano Szoah, unicestwienie żydowskich współobywateli Europy. © rkw Świadomi pokrewieństwa z judaizmem Żyd ortodoksyjny medytujący Torę u Grobu Racheli 5 Rower to tylko dodatek R swoje życie”. Kaśka jest jedną z najmłodszych uczestniczek pielgrzymki. Służy pielgrzymkowej wspólnocie liturgicznym, pięknym śpiewem. Zawsze uśmiechnięta, tylko ten ostatni pechowy dzień... *** Wjeżdżamy w Polskę. Rozgrzane słońcem złote łany dojrzewającego zboża, skoszone, pachnące siano, płonące maki na miedzach, obłędnie błękitne chabry i bławatki. Łany zboża po widnokrąg. Miodowy zapach lip, orzeźwiające tchnienie wilgotnego lasu, żywiczne sosny, żar słońca, wiatr. Z otwartej Księgi Przyrody czytamy pochwałę Stwórcy w Jego dziełach. Pobocze. Piękno i brzydota. Masa śmieci i martwe zwierzęta. Dwie rzeczywistości. Życie i śmierć, łaska i grzech. Krajobraz też może katechizować. *** „Darku – dlaczego jedziesz?”. „Trudno powiedzieć. Bóg upomniał się o mnie. W 2009 po raz pierwszy jechałem „służbowo”. Po pierwszym dniu coś się zmieniło. Zacząłem myśleć inaczej, sądziłem, że to jakieś moherowe berety, nieudacznicy. Teraz widzę, że to fajni ludzie, którzy wyruszają w drogę. Patrzę teraz na innego jak na brata. Zmieniłem spojrzenie na świat, coś mi mówi, żeby co roku tu przyjeżdżać, nie po to, by jechać rowerem, sama jazda nie jest już ważna. Rower jest tylko narzędziem w rękach Pana Boga. Szykuję się cały rok, żeby tydzień być razem, żeby pogadać. W robocie nie można pogadać o Panu Bogu. Czuć tu wiarę, staję się *** „Edyto, Darku – dlaczego jedziecie?”. „Jedziemy podziękować Matce Bożej za 17 lat naszego małżeństwa. Chcemy też prosić o łaskę dobrej śmierci dla naszego ciężko chorego wujka”. Edyta i Darek pielgrzymują po raz trzeci. Darek na rowerze, Edyta w samochodzie bagażowym. Jadą, bo przez rok czekają na spotkanie z ludźmi, którzy poprzez doświadczenia życiowe tworzą wyjątkową wspólnotę. „Hirek – dlaczego jedziesz?”. „Mam intencje z pracy. Poza tym chcę się sprawdzić.” Hirek po poważnym urazie nogi podejmuje wyzwanie. Kiedy noga odmawia posłuszeństwa, jego pielgrzymowanie w samochodzie obsługi uczy, że nie zawsze musi być tak, jak się chce i że wcale nie jesteśmy tacy silni, na jakich wyglądamy. Hieronim jedzie po raz pierwszy. Pod koniec pierwszego dnia wypowiedział bardzo ważne zdanie, które pokazuje coś, co dzięki łasce Boga wytworzyło się pomiędzy nami – „Tutaj każdy myśli o wszystkich”. „Katarzyno – dlaczego jedziesz?”. „Chcę być z innymi, którym można zaufać. Chcę poprzez modlitwę pogłębić więź z Bogiem. Mogę przemyśleć 6 inny, jest wspólnota. Zrozumiałem też, że księża to ludzie tacy jak my”. Darek jedzie po raz czwarty. *** Czytamy w Księdze Historii. Spotykamy po drodze króla Władysława Jagiełłę w jego ukochanej Jedlni, przecinamy drogę wojskom polskim ciągnącym pod Grunwald, w Studziannie – Poświętnem mijamy się z Michałem Korybutem Wiśniowieckim i Janem III Sobieskim, w Drzewicy odnajdujemy ślady Stanisława Augusta Poniatowskiego. Stare gniazda rodowe szlachty polskiej – portale świątynne z herbami Szreniawa, Jastrzębiec, Pobóg, Topór, Lis, Habdank. Przydrożne krzyże przypominające o poległych powstańcach styczniowych, o żołnierzach I wojny, wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, września 1939, o cywilnych ofiarach dwóch okupantów, o chłopcach z lasu. Kulminacja następuje w Częstochowie – duchowych sercu Narodu Polskiego. Historia Polski jest częścią składową tego świętego miejsca. Kościół pilnie strzeże pamięci, która tworzy tożsamość. Jakże mocno w Jasnogórskim Klasztorze brzmi hymn ku czci Maryi – Bogarodzicy. Zręby naszej państwowości oparte są na chrześcijańskim fundamencie, a królewska cześć oddawana Maryi Królowej ten polski gmach cementuje. Święty i wolny Naród musi być! *** „Urszulo – dlaczego jedziesz?”. „Jadę czwarty raz z tą samą intencją. Dla niej ponoszę trud drogi. Doświadczam © Danuta Biaduń © Danuta Biaduń ozpoczynamy w Imię Pańskie – rekolekcje w drodze, pielgrzymkę rowerową, kolejny etap życiowej drogi. Jak zwał, tak zwał, mniejsza z tym. Zaczynamy Eucharystią i do końca tej świętej podróży będzie to najważniejszy moment dnia. Niedzielna Msza Święta na otwarcie drogi – napełniamy nasze bidony Wodą Życia – Ewangelią. „Nauczycielu, przyjdź, moja córka dogorywa!”, „Obym tylko dotknęła się Jego płaszcza!”. Doświadczenie własnego ograniczenia i cierpienia popycha w drogę. Dobrze, że Jair i kobieta cierpiąca na krwotok uczą nas, jak wiara wskrzesza i leczy. Dla wielu z nas pielgrzymka rowerowa jest jedynym pomysłem na zdrowy i ciekawy urlop z przyjaciółmi Wojciech Kostecki © E. B Tochowicz Chania – wenecka zabudowa w części portowej Msza Święta na wczasach S ezon urlopowy jeszcze trwa. Niektórzy wybiorą się na wypoczynek we wrześniu. Ja z mężem spędziłam pierwsze 2 tygodnie lipca na Krecie, w okolicach Chanii - jednego z piękniejszych miast na wyspie. Chania to dawna stolica Krety (do 1971 r.) i urokliwe miasto portowe, położone poniżej Gór Białych. Wybierając się na urlop, zawsze szukamy takiego miejsca, gdzie można uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii. Tak też było i tym razem. W Chanii nie ma z tym problemu, ponieważ jest tam katolicki kościół św. Franciszka z Asyżu, który był największą świątynią zbudowaną w mieście w czasach republiki weneckiej. Msze Święte są tu odprawiane w sobotę wieczorem i niedzielę rano w języku angielskim i po łacinie. Przy wejściu do kościoła można wypożyczyć mszaliki i zbiory pieśni w kilku językach. Dodatkowo dostępne są tłumaczenia czytań i ewangelii z danej niedzieli, także w języku polskim. W jedną z niedziel, ze względu na dużą liczbę Polaków obecnych na Eucharystii, jedno z czytań było po polsku. Zaśpiewaliśmy też „Barkę”, co dostarczyło nam wielu wzruszeń. Piszę o tym, by zachęcić wszystkich, którzy wybierają się w odległe, często egzotyczne miejsca, do zasięgnięcia wiadomości na temat posługi duszpasterskiej. Biura turystyczne w trosce o klienta udzielają pełnych informacji także w tym względzie. Można więc odpoczywać na Krecie czy na Rodos i przeżywać niedzielę po chrześcijańsku. Pytanie tylko, czy chcemy? My chcieliśmy, dlatego oprócz wielu wrażeń mamy poczucie, że Pan Bóg był z nami na tej pięknej wyspie, którą stworzył także z myślą o plażowiczach z Polski. Zachęcamy wyjeżdżających, aby nie wstydzili się pytać w biurach podróży o miejsca kultu. To jest rodzaj świadectwa wobec ludzi zajmujących się obsługą turystów. Gdy się zorientują, że jest takie zapotrzebowanie, z pewnością znajdą odpowiednią ofertę. Mówiąc nieładnie: popyt zrodzi podaż. E. B. Tochowicz © E. B Tochowicz tego, że jesteśmy wspólnotą i czuję siłę tej wspólnoty”. Ulka, z pielgrzymkami związana od początku, wkłada dużo pracy, aby inni mogli jechać. Niesie swój życiowy trud po cichu z ufnością w Bożą opiekę. „Anno – dlaczego jedziesz?”. „Jadę, żeby spotkać się z Mamą, porozmawiać z Nią, wypłakać się i wyżalić. Wiozę swoje intencje. Chcę tę drogę przeżywać we wspólnocie z innymi. Wiem też, że jadę ze swoim Aniołem Stróżem. Kiedy się zamyślę w czasie jazdy, On mnie chroni”. Anka pielgrzymuje po raz czwarty. Pierwszego dnia przerwała jazdę na jeden etap z powodu osłabienia. „I co?” – pytam. „W czasie pierwszej pielgrzymki przeżywałam, że muszę za wszelką cenę jechać. Teraz tak do tego nie podchodzę. Te słabości uczą pokory”. *** Dotykaliśmy świętości. Każdego dnia nawiedzaliśmy sanktuaria – Wysokie Koło, Stara Błotnica, Skrzyńsko, Gielniów, Poświętne, Wielgomłynie, Gidle, Siedlec, Jasna Góra, Jędrzejów. Te święte miejsca umożliwiały realny kontakt z Bogiem, te miejsca objawienia Jego łaski uczyły nas, że Bóg autentycznie wkracza w rzeczywistość. Byliśmy kolejnymi pielgrzymami, którzy tam szukali umocnienia, wpisywaliśmy się w długi łańcuch tych, którzy przed nami z tych samych pobudek tam pielgrzymowali. Droga prowadzi nas do naszej rzeczywistości, do naszych domów, do naszych sanktuariów codzienności, do miejsca, gdzie realnie Bóg chce nas znaleźć w naszym życiu. *** „Jedni drugich brzemiona noście”. Uczyć się znosić bliźniego, jechać gęsiego, bo tylko kierowcy pielgrzymki wiedzą, ile razy o mały włos... Nie przyśpieszać, kiedy piękna górka prosi, żeby się właśnie rozpędzić, hamować, kiedy ten przede mną zwalnia. Słuchać poleceń prowadzącego nie dlatego, że on ma władzę, ale z posłuszeństwa. Modlić się za i upominać po bratersku tych, którzy upadają i myślą, że tego nie widać, a ten ich upadek boli tak wielu. Nie sądzić innych, przestać wierzyć we własne siły i moc swojej maszyny. Z zawstydzeniem uznać, że to, co się udało, stało się z woli Boga, a nie jako wynik własnych projekcji. Dzięki Ci Panie, że tak cierpliwie prowadzisz nas po pięknych polskich drogach i zawiłych ścieżkach naszego życia. *** „Tam, gdzie dwaj albo trzej jadą na rowerach w imię Moje, tam Ja jadę pośród nich”. Chania – kościół pw. św. Franciszka z Asyżu 7 Chrześcijański kult relikwii K 8 Chrystusowego, znalezionego przez cesarzową Helenę w 324 r. w Palestynie. Miasta pozbawione męczenników zaczęły importować relikwie. Chociaż edykt cesarza Teodozjusza z 386 r. zabraniał dzielenia ciał męczenników i handlu nimi, to jednak już w V w. na Wschodzie relikwie dzielono nagminnie i nie szanowano zakazu ekshumacji. Na Zachodzie wprowadzenie ekshumacyjnych praktyk trwało dłużej i z pewnymi oporami świętych poddawano parcelacji. Relikwii przybywało dzięki ich dzieleniu, a ponadto wprowadzono tzw. relikwie wtórne (drugorzędne), powstałe na skutek kontaktu z pierwszorzędnymi. Było nimi np. płótno, w które zawijano relikwie, był materiał położony na grobie, ale nie gardzono i posiadaniem oliwy z lamp palących się przy grobach świętych. Pątnicy wracający z Ziemi Świętej też przywozili swoje pamiątki, np. wodę z Jordanu. Te „surogaty relikwii” pomagały uchronić relikwie właściwe przed ich parcelacją. Relikwie wypraszane, kupowane, a nawet wykradane kształtowały oblicze cywilizacji. Średniowiecze stanowiło apogeum ich popularności, wpływając na życie kulturalne, polityczne i religijne nie tylko tej epoki. Do znanych miejsc kultu ściągali pątnicy. Święci uzdrawiali, wybawiali z pożarów, zarazy, a na ich relikwie przysięgano i zawierano wtedy pakty pokojowe. Zwyczaj obnoszenia relikwii w rozlicznych procesjach zaczął się w VII w. w wizygockiej Hiszpanii. Synody lokalne porządkowały kult relikwii i ustanawiały prawodawstwo dotyczące świętych. Kanonizacja polegała na uroczystym podniesieniu elevatio, czyli ekshumacji, a następnie na przeniesieniu szczątków, czyli translatio relikwii. Wystawienie ich przy ołtarzu w celu oddania czci ciału nazywano depositio. Po okresie wielkiej czci relikwii nadeszły czasy renesansu i reformacji. Wtedy kult ten został poddany ostrej, a nawet zjadliwej krytyce. Kościoły reformowane, odrzucając kult świętych, odrzuciły również kult relikwii. Katolicki barok był odpowiedzią na te wyzwania czasu. Wtedy to relikwie zyskały osobliwy rodzaj ekspozycji w kościelnych wnętrzach, a na ołtarzach pojawiły się przeszklone trumny ze zmumifikowanymi ciałami świętych. Zamiast stłoczonych w relikwiarzach kości pojawiła się pozorująca sen mumia. Gdy stan zwłok nie pozwalał na ekspozycję, zastępowano je drewnianą albo woskową atrapą. Sposobem ekspozycji pomniejszych relikwii było włączenie ich w bogate kształtem nastawy ołtarza, gdzie w przeszklonych różnokształtnych gablotach poukładano kostki świętych w ozdobne układanki. Na Zachodzie od IV w. relikwie umieszczano pod ołtarzem. Według Augustyna wyrażało to prawdę, że ciało świętego stało się ołtarzem dla Boga. Chrystus to pierwszy z męczenników, a inni poszli w Jego ślady, oddając życie. Na Wschodzie zaś groby świętych umieszczano z dala od ołtarza. Zwolennicy łączenia ołtarzy z relikwiami sięgali po argument z Apokalipsy: Ujrzałem © rkw ult relikwii w chrześcijaństwie ma swą długą i burzliwą historię. Wyrósł przede wszystkim z ludowej pobożności, nie zawsze zgodnej z oficjalnym nauczaniem i teologią. Jednak okazał się ważny dla wielu pokoleń i stanowił pomoc w ewangelizacji narodów, ale niekiedy też ją utrudniał. Dziś znaczenie relikwii osłabło i nie absorbują one już tak wielu wierzących. Nie znaczy to, że relikwii dziś się nie eksponuje i nie czci. Znamiennym jest jednak fakt, że nic nie wspomina o nich Katechizm Kościoła Katolickiego, choć dawne tradycje zakorzenione w życiu wiernych nie zanikły. Epoka, w której żyjemy, przyniosła nowe spojrzenie na świętych. Bardziej niż wymowę czcigodnych kości, oprawionych w szlachetne metale, w nauczaniu Kościoła akcentuje się heroiczność cnót i przykład życia świętych. Relikwie (łac. reliquiae – szczątki, resztki) to materialne pozostałości zachowane po śmierci świętych, przede wszystkim kości, ale także przedmioty osobiste. Niezaprzeczalne świadectwa kultu relikwii pochodzą z IV wieku, lecz swymi korzeniami sięga on wcześniejszego okresu, gdy czczono groby męczenników. Historia relikwii rozpoczyna się na dobre w IV wieku. Wtedy to zaczęto umieszczać zmarłych jak najbliżej grobu męczennika, a gdy zabrakło wokół niego miejsca, groby opróżniano, a kości składano do wspólnej mogiły. Tak powstały ossaria i później wielu sądziło, że są to szczątki męczenników. To z nich następnie pozyskiwano wiele relikwii. W tym też czasie zaczęto pielgrzymować do grobów męczenników w celu ożywienia swej wiary. Męczennicy i święci nie byli jednak obiektem religijnego kultu, gdyż ten przysługiwał tylko Bogu. Chrześcijaństwo późnego antyku zaczęło zdobić groby męczenników i świętych oraz pozyskiwać ich relikwie. To właśnie w epoce pokonstantyńskiej na grobach męczenników wzniesiono wspaniałe bazyliki (Piotra, Pawła, Wawrzyńca, Agnieszki, Kosmy i Damiana), które przyciągały pielgrzymów. Skromne kiedyś martyria nad grobami męczenników zaczęto zdobić, ich nagrobne płyty polewano pachnącym olejkiem, dekorowano kwiatami i palono przy nich lampy. Przy relikwiach pojawiali się ludzie wszystkich stanów, nawiedzali je również cesarze. Ceniono nie tylko relikwie męczenników, ale także relikwie krzyża Relikwie św. Brata Alberta z puławskiego schroniska dla bezdomnych pod ołtarzem dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa (Ap 6,9–11). Później wydobywano relikwie z ołtarzowego ukrycia i umieszczano w ozdobnych relikwiarzach, które przybierały najrozmaitsze formy, bowiem oprawę relikwii wciąż udoskonalano. Mogły one mieć formę architektoniczną wieży, kopuły, wazy itd. W X w. pojawiły się jako relikwiarze figury przedstawiające świętego, zdobne w perły i kamienie, symbolizujące cnoty tej postaci. Mogły też posiadać kształt monstrancji, ale także formę rąk albo głów. Coraz częściej wystawiano je na widok publiczny w najrozmaitszej postaci. Budowano wystawne ołtarze i kaplice dla kosztownych relikwiarzy. Nie brakowało też pięknych konfesji w katedrach dedykowanych świętym. Gromadzeniem relikwii zajmowało się wielu biskupów, dbając o sławę i prestiż swych katedr, podobnie czynili też królowie. Duma z posiadania relikwii odegrała niemałą rolę w kształtowaniu świadomości narodowej Francji i Niemiec. Relikwie Trzech Króli ulokowane w politycznym centrum cesarstwa miały tę władzę uzasadniać i chronić. Kolonia ze wspaniałym relikwiarzem Trzech Króli stała się jednym z głównych celów pątnictwa średniowiecznego. Król francuski Ludwik IX w 1237 r. kupił od łacińskiego cesarza Konstantynopola Baldwina II cierniową koronę Chrystusa za sto trzydzieści pięć tysięcy liwrów. Dla korony wybudowano Saint Chapel, cudo gotyckiej architektury. Jednym z największych zbiorów relikwii dysponował saski książę elektor Fryderyk Mądry w kaplicy zamkowej w Wittenberdze. Prześcignął go w gromadzeniu relikwii jego brat Ernest, który w Halle zgromadził ponad 21 tysięcy relikwii. Pełną kontrolę nad autentycznością relikwii chrześcijaństwo utraciło dość wcześnie. Początkowo pamięć o grobie męczennika była gwarancją ich autentyczności. Translacje i kawałkowanie ciał stały się przyczyną niepewności. Wątpliwości teologów miał rozwiać cud jako dowód autentyczności relikwii. Na złą opinię podejrzanych relikwii pracowali ich pokątni handlarze. Sienkiewiczowski Sanderus z „Krzyżaków” miał wielu poprzedników. Weryfikowanie autentyczności relikwii było sprawą biskupów i opatów. Fałszowanie relikwii brało się też stąd, że ówczesny świat był bardzo żądny cudów. Często dopuszczano się też kradzieży. Władze kościelne groziły fałszerzom karami, ale w przypadku wątpliwości radzono, aby zachować wszystkie relikwie, by nie stało się tak, że wyrzuci się prawdziwe, a fałszywe zostaną. Teologowie podali wykładnię o intencjonalnym charakterze kultu relikwii. Nawet gdy nieświadomie czci się fałszywe relikwie, ta cześć odnosi się do prawdziwych. To ambiwalentne twierdzenie wymusiła niepewna tożsamość wielu relikwii. Kradzieże ich były traktowane jako świętokradztwo. Nie można czynić zła, by zeń wynikło dobro! Również Polska posiada swoje relikwie. Wykupione przez Bolesława Chrobrego ciało Wojciecha zostało złożone w Gnieźnie i stało się to ważnym argumentem do utworzenia tam w 1000 r. kościelnej metropolii dla Polski. U Wojciechowego grobu spotkali się wówczas Otton III i polski książę. Cesarz dał Bolesławowi gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z kopią włóczni św. Maurycego, w zamian Bolesław ofiarował mu ramię św. Wojciecha. Na szczycie państwowo-kościelnym relikwie Męki Pańskiej i relikwie męczennika odegrały ważną rolę w wymiarze symbolicznym. W 1928 r. na prośbę kardynała Hlonda papież Pius XI darował do Gniezna ramię Wojciecha z rzymskiego kościoła św. Bartłomieja, to samo, które otrzymał Otton III. W 1184 r. biskup Gedko i książę Kazimierz Sprawiedliwy sprowadzili do Krakowa ciało św. Floriana. Oprócz centralnego miejsca w katedrze święty otrzymał kościół na Kleparzu. Kanonizacja Stanisława ze Szczepanowa w 1253 r. sprawiła, że w XIII w. kult jego stał się kultem narodowym i przyćmił kult św. Floriana. Kultowi relikwii od samego początku towarzyszyły wątpliwości teologiczne. Przybierały one różne formy i różny charakter na przestrzeni wieków. Już ojcowie Kościoła nie potrafili jednoznacznie odpowiedzieć na problemy, jakie narastały wokół czci oddawanej doczesnym szczątkom zmarłych. Św. Augustyn twierdził, że czego innego nauczamy, a co innego musimy tolerować. I dlatego należało i należy ten kult stale korygować i harmonizować z całością wiary, bowiem, jak nauczał św. Tomasz z Akwinu, w relikwiach nie tkwi żadna siła: Proch ma bowiem zmartwychwstać nie sam z siebie, lecz z Boskiego postanowienia. Na koniec warto przywołać pytanie mistrza Eckharta: Ludzie, czego szukacie w martwej kości? Czemu nie poszukujecie żywej świętości, która dać może życie wieczne? oprac. ks. Stanisław Groń SJ na podstawie publikacji Jana Kracika, Relikwie, Znak, Kraków 2002 Humor ojców pustyni Abba Abraham, starzec słynący z łagodności i troski, był ulubieńcem dzieci z odległej wioski. Często przychodziły w pobliże jego celi i dotąd siedziały przykucnięte na ziemi, aż abba Abraham wychodził i mówił im o pięknie stworzenia. Pewnego dnia starzec długo mówił o Bogu, a potem zadał dzieciom kilka pytań: – Powiedz mi, Danielu, kim jest Bóg? – Bóg jest tym, który mnie stworzył. – Dobrze odpowiedziałeś. A dla ciebie, Makary, kim jest Bóg? – Bóg jest moim ojcem. – Wspaniała odpowiedź. A dla ciebie, Gelasio? – zapytał trzeciego. – Bóg jest ojcem Makarego. *** Ojcowie pustyni byli bardzo podejrzliwi w stosunku do kobiet. Byłoby tu jednak przesadą mówić o absolutnej antypatii, humor chronił ich przed wszelką przesadą. Pewnego dnia abba Filaret powiedział: „Kobiety przewidują wszystko, nie mylą się nigdy, chyba że się zastanawiają”. *** „Cała sztuka polega na unikaniu skrajności” – rzekł diabeł, sadowiąc się pomiędzy dwoma starcami, którzy zamierzali sądzić jakiegoś brata. *** Pewien biskup z Aleksandrii, nieprzyzwyczajony do niewygód mniszego życia, był zmuszony spędzić noc w klasztorze w Ennaton. Zanim położył się na macie w przydzielonej mu celi zobaczył na podłodze trzy pluskwy. Wezwał jakiegoś brata i zwrócił mu na to uwagę. – Nie niepokój się, abba, w gruncie rzeczy to tylko pluskwy. A poza tym spójrz, są martwe. O jutrzence biskup wstał, a gdy ujrzał owego brata, powiedział: – Te trzy pluskwy, rzeczywiście były martwe. Ale jaki tłum przybył tej nocy na ich pogrzeb! R. Kern, Humor ojców pustyni, KERYGMA, Lublin, 1991 9 Pierwsza ofiara bombardowania Puław „Czyż może baśnią są te jądra prawdy historycznej, które poezja owija przędzą podań i pieśni [...]? Sąż baśnią wspomnienia? Czy jest baśnią nić wiążąca w ciągłość pokolenia i wieki? Baśniąż są chwały w snach zjawiające się upokorzonym? Jestże baśnią nieszczęście, przed którym głowa chyli się nisko jak przed żałobnym ołtarzem? Jeżeli to wszystko baśń, cóż jest prawdą? Suknie szeleszczące? Rękawiczki do ramion długie? [...]”* Eliza Orzeszkowa J eśli przechodząc alejkami puławskiego cmentarza przy ulicy Piaskowej od strony bramy głównej, zechcemy skręcić w lewo w trzecią z kolei, pięknie dziś wybrukowaną dróżkę natrafimy na zapadający się w ziemię nagrobek czternastoletniego chłopca – Tadeusza Misztala. Dlaczego zatrzymuję się właściwie w tym miejscu? Cmentarz liczy przecież tysiące pomników, a jeszcze więcej miejsc pochówku nieutrwalonych kamiennymi płytami. Nie brak tu szczątków osób poległych w niespokojnym dla naszego narodu czasie. Ktoś mógłby także powiedzieć, że wiele z nich bardziej zasłużyło się dla kraju, czy dla naszego miasta, niż ten chłopiec. Dlaczego więc właśnie tu zatrzymuję swój krok? Dlaczego wczytuję się po raz kolejny w znane mi już dobrze epitafium? „Zgasłeś, zgasłeś, nie pomogą żale, rozpacze, już cię, mój Synu, nigdy nie zobaczę”. Zrozpaczona matka Jak głosi wieść, krążąca w mojej rodzinie, tu właśnie pochowana jest pierwsza ofiara wojny w Puławach, pierwsza ofiara bombardowania mostu. Tak mawiali przedstawiciele starszego pokolenia. Tak mawiał i mawia do dziś brat mojego dziadka, który w naszym mieście się wychował, po latach zaś, gdy los skierował go w inne miejsce, powracając tu w listopadzie zatrzymywał się zawsze przy tej mogile, mówiąc nam – mnie i rodzeństwu: „A tu leży pierwsza ofiara wojny. Pierwsza ofiara bombardowania Puław. Pamiętajcie o tym...” Mawia tak ilekroć przechodzi tą aleją i zawsze opowiada w ten sam sposób. Zawsze tak samo. I zawsze w podobnym, właściwym tej chwili, skupieniu. Tak oto wieść ta przekazywana jest z pokolenia na pokolenie – mojemu ojcu, jego braciom, teraz mnie i nie potrzeba nam listopadowych świąt, aby w drodze do grobów rodzinnych wybrać tę właśnie alejkę i tutaj się zatrzymać. Tadeusz Józef Misztal, jak informuje napis na nagrobku, „zginął śmiercią tragiczną” 6 września 1939 roku. Czy to znaczy, że był to pierwszy dzień ataków lotniczych na nasze miasto? Uprzedzę jedynie tytułem wyjaśnienia, że tekst 10 niniejszy, przywołując tamte trudne dla Puław godziny, nie stawia sobie za cel główny rozstrzygania, czy Tadeusz Misztal był rzeczywiście „pierwszą” ofiarą bombardowania i jako autorka artykułu nie śmiem nawet przypisywać sobie prawa do orzekania w tej sprawie, chociaż może należałoby i takiej próby się podjąć. Chodzi raczej o uczczenie pamięci poległych w 1939 roku, nie tylko żołnierzy, ale również cywilów. Nie wszyscy przecież doczekali się nawet miejsca pochówku znanego bliskim. Tak wielu pogrzebano jako N.N. Ileż matek, i nie tylko matek, mogłoby podpisać się pod słowami wykutymi na płycie grobu Misztala: „Nie pomogą żale, rozpacze...”. Rodzinny przekaz o tym, ulegającym dziś niewątpliwie działaniom czasu, nagrobku, wydaje mi się ku temu doskonałym pretekstem. Baśń to czy nie baśń? Co na temat bombardowania Puław i okolic mówi historia? Ilu ludzi wówczas zginęło? Skąd o tym wiadomo, jeśli wiadomo? O rozmowę poprosiłam Sławomira Pacia, historyka i regionalistę puławskiego, autora wielu opracowań podejmujących tematykę kampanii wrześniowej na puławskim Powiślu, m.in. rozprawy Puławy i okolice we wrześniu 1939 r. Otóż okazuje się, że w środę, 6 września 1939 roku, a więc w dniu, w którym, jak wynika z informacji na nagrobku, zginąć miał Misztal, Puławy rzeczywiście były przedmiotem ataków niemieckiego lotnictwa, i to wielokrotnie. Około godziny 12:00 bombardowano mosty na Wiśle w Puławach i Dęblinie – oba strzeżone przez 1 Pułk Strzelców Konnych. Most w Dęblinie trafiono wówczas 3 razy, w wyniku czego został uszkodzony. Puławski most natomiast stał się ponownie celem nalotów o godzinie 16:40. Nie uniknął lekkich uszkodzeń. O skutkach bombardowań meldował płk. Stefanowi Roweckiemu, wówczas dowódcy 2. Brygady Pancerno-Motorowej, której sztab stacjonował w Olesinie, dowódca 1 Pułku Strzelców Konnych ppłk Zenon Wzacny. Lotnictwo niemieckie nie ograniczyło działań jedynie do mostu. Jak podkreśla Sławomir Pać, w wyniku bombardowań spłonęła niemal cała dzielnica żydowska w Puławach między ulicami: 6 Sierpnia, Kołłątaja i Lubelską: Pożarów nie miał już kto gasić. Nie było władz, policji ani straży pożarnej. Funkcjonował nadal, mimo nalotów, w opustoszałym gmachu starostwa, obsługiwany między innymi przez Ryszarda Towalskiego, punkt łączności radiowej. Celem ataku nieprzyjacielskiego lotnictwa stał się również rejon przejazdu kolejowego Ruda Czechowska (obecnie Puławy-Miasto). Bomby dużego kalibru spadły na dwie posesje przy ulicy Reja. Przy powtórnym nalocie na przejazd jedna z bomb trafiła grupę żołnierzy, którzy przyszli z lasu po wodę ze studni obok budki dróżnika kolejowego. Wszyscy żołnierze zginęli, uratować zdołano natomiast inną osobę, która znalazła się tam przypadkiem i została przysypana ziemią. Bombardowanie nie spowodowało uszkodzenia przejazdu i toru kolejowego. Jak dodaje mój rozmówca, tego dnia przedmiotem bombardowania były także Ryki, czego opis znaleźć można we wspomnieniach dziennikarza Mieczysława Krzepkowskiego. (M. Krzepkowski, Wspomnienia dziennikarzy o wrześniu 1939 r., Warszawa 1965, s. 66–67.) Informacje powyższe wskazują, iż skutkiem nalotów z 6 września były nie tylko uszkodzenia budynków i mostu, ale także ofiary śmiertelne. Jedną z nich mógł więc być 14-letni chłopiec. Ale czy to rzeczywiście, jak przekazywano w wieści rodzinnej, „pierwsza” ofiara? Okazuje się, że Puławy bombardowano już w sobotę drugiego września, natomiast działania obronne w wyniku ogłoszonego stanu wojennego, podjęto już w piątek, poprzedniego dnia. O wybuchu wojny dowiedzieli się wówczas mieszkańcy Puław z oficjalnego komunikatu, nadanego przez radio o godz. 8:00. W tym miejscu mój rozmówca odsyła do relacji Ryszarda Towalskiego, który we wrześniu 1939 r., jako uczeń Gimnazjum im. ks. A. J. Czartoryskiego, podjął działania w ramach harcerskiej służby łączności, przy aprowizacji uciekinierów oraz pomocy sanitarnej. Towalski wspomina: „1 września w piątek o godz. 8:00 podaje oficjalny komunikat PAP o rozpoczęciu przez Niemców wojny przekro- © Piotr Szczygieł czeniem, o godz. 4:45, na całej niemal długości granic Polski. W godzinach popołudniowych ogłoszono orędzie Prezydenta RP, wzywające naród do skupienia się wokół Naczelnego Wodza i sił zbrojnych i udzielenia należytej odprawy agresorowi. Jednocześnie Prezydent RP zarządził na całym obszarze Rzeczypospolitej stan wojenny, a Prezes Rady Ministrów – stan wyjątkowy. Rozplakatowywaniem orędzia i innych rozporządzeń zajmowała się służba PL (Obrony Przeciwlotniczej), w tym między innymi druhowie Marian Krzyżanowski i Leszek Kołodziej. Uruchomione zostają przeciwlotnicze punkty obserwacyjne, jeden z nich znajdował się w budynku gimnazjum A. Czartoryskiego. Punkt łączności radiowej mieścił się w Starostwie Powiatowym, a punkty sanitarne i informacyjne w poszczególnych rejonach miasta” (cyt. za Pać Sławomir, Puławy i okolice we wrześniu 1939 r., Puławy 2010, s. 90 ) Towalski relacjonuje, iż miasto podzielone było na poszczególne rejony OPL, z których każdy miał swojego komendanta. Sam Towalski przydzielony został do rejonu „Działki”, którego komendantem był Antoni Dąbrowski. Nie bez znaczenia okazał się także punkt aprowizacyjny dla uciekinierów, działający na stacji kolejowej. Pierwszego września oszczędzono Puławom ataków, celem nalotów stała się natomiast już w godzinach rannych stacja kolejowa w sąsiednim Dęblinie, jak również tamtejsze mosty, pole startowe oraz osiedle mieszkaniowe. Kolejny dzień. Drugi września. Wszystko na pierwszy rzut oka toczyło się normalnie – opowiada mój rozmówca Sławomir Pać. Furman Szczepan Bramek zwoził ze stacji do koszar cegłę. Według Towalskiego w tymże dniu na dużej wysokości pojawiły się nad Puławami od strony Kazimierza nieprzyjacielskie samoloty. Spadły trzy pierwsze bomby na most. Bombardowanie nie było zbyt celne – tylko jedna z nich trafiła i nie eksplodując przebiła jezdnię i utonęła w Wiśle. Inna zaś relacja, ówczesnego sekretarza magistratu Ludwika Jaroszka, mówi, iż tego dnia pojawił się nad miastem na znacznej wysokości pojedynczy samolot nieprzyjacielski. Doszło do walki powietrznej z polskim myśliwcem – dodaje historyk. (w: Trześniak Józef, Rozmowa z ówczesnym sekretarzem magistratu w Puławach Ludwikiem Jaroszkiem o wojnie obronnej Polski w 1939 roku, „Nasze Sprawy” z 16–31 VIII 1978 r.). Ofiar i rannych tego dnia nie odnotowano, wszystkie trzy bomby stanowiły niewybuchy. Warto natomiast podkreślić, iż nie tylko przebieg działań z drugiego września, ale także dokumenty niemieckie (świadectwo zawarte w hitlerowskim wydawnictwie propagandowym), wskazują, iż głównym celem były polskie lotniska. Wśród 11 atakowanych rejonów wymieniono leżące w sąsiedztwie Puław–Gołąb i Dęblin. Trzeci dzień wojny nie okazał się już dla mieszkańców Puław tak łaskawy. Niemieckie samoloty pojawiły się nad miastem przed południem, zrzucając dużą liczbę bomb, szczególnie w rejo- nie śródmieścia. Bomby spadły m.in. w dzielnicy hotelu i cukierni „Bristol”. W sąsiedniej piekarni żydowskiej podmuch eksplozji wyrwał drzwi. Zginął wówczas podoficer, ciężko raniony został uczeń puławskiego gimnazjum. Wśród zabitych znalazł się m.in. komendant rejonu OPL Wincenty Budzyński, także fryzjer z hotelowego zakładu oraz 13 Żydów znajdujących się na zapleczu domów, w których mieściła się restauracja Wiktora Weppo i Oddział „Społem”. Po wojnie przez długi czas budynek ten był znany jako „Dom Harcerza”. Tak przedstawia się ów dzień we wspomnieniach Ryszarda Towalskiego: „Jeszcze nie odwołano alarmu, a już stawiłem się na służbę w miejscu bombardowania. Pierwszą ofiarę bombardowania zobaczyłem na ul. Piłsudskiego przy Resursie Miejskiej (obecnie mniej więcej naprzeciwko cukierni Mieczysława Ryszarda). Zabitym był komendant rejonu OPL Wincenty Budzyński, z zawodu mistrz malarski. To, co zobaczyłem przed „Bristolem”, przeszło moją wyobraźnię. Spadła tam, na placyk przed budynkiem, bomba rozpryskowa małego kalibru. Jednak odłamki tej bomby i porozrywane brukowce dosłownie poszatkowały stojące tam samochody, zabiły i zraniły wielu ludzi. Drzwi żydowskiej piekarni [...] wyrwane zostały podmuchem eksplozji bomby. Leżał w niej zabity podoficer, a tuż obok ranny uczeń naszego gimnazjum. Rannych już mało, gdyż większość została przeniesiona do szpitala św. Karola (ul. Czartoryskich). Brak jest noszy i kierująca akcją sanitarną Wanda Rumińska decyduje, by na wyrwanych drzwiach piekarni przetransportować ciężko rannego w brzuch ucznia [...]”. Opisując kolejne zdarzenia tego dnia, Towalski dodaje: „To pierwsze bombardowanie wywarło na mieszkańcach olbrzymie wrażenie i otrzeźwiło nawet największych optymistów. 3 września był dla Puław momentem zwrotnym w krótkiej historii kampanii wrześniowej...”. Przytaczając relacje i wspomnienia, nie tylko Towalskiego i Jaroszka, ale także innych osób, mój rozmówca przyznaje rację Towalskiemu, iż to pierwsze bombardowanie musiało silnie zachwiać optymizmem puławskiego społeczeństwa. A przecież był to dopiero początek... „Miałem już jedenaście lat. Ale lat jedenaście to o wiele za mało, żeby zrozumieć wojnę...” – to z kolei stwierdzenie Andrzeja Ruszkowskiego, późniejszego badacza przyrody, autora ponad 140 prac naukowych poświęconych owadom, a wówczas jedenasto- 11 © S. Pać, Puławy i okolice we wrześniu 1939 r., Puławy 2010 Niemcy na puławskim moście we wrześniu 1939 roku letniego chłopca. Jego wspomnienia są przykładem śladu tamtych dni zapisanego w świadomości dziecka. (za S. Pać, Puławy i okolice we wrześniu 1939 r., Puławy 2010, s. 104–105). „Pamiętam, że siedzieliśmy w domu przy śniadaniu i nagle gruchnęły gdzieś bomby. Rzuciliśmy się na podłogę, a wszystkie kobiety zaczęły odmawiać głośno „Zdrowaś Mario” czy „Kto się w opiekę”; już nie pamiętam dokładnie. Pamiętam natomiast towarzyszące temu uczucie grozy śmierci. Zaraz po opuszczeniu domu schroniliśmy się z Mamą w rowie wykopanym w pobliżu Domku Chińskiego. [...] W pewnym momencie upadły bomby w okolicy mostu. Ludzi zebranych w rowie (w większości były to robotnice z ogrodu kwiatowego) ogarnęła panika. Wszyscy zaczęli nakładać tampony przeciwgazowe. Krzyczeli, że trzeba iść dalej od mostu i większość porwała się do ucieczki. Ja z nimi, czego Mama, zajęta uspokajaniem pozostałych, zupełnie nie zauważyła. Znalazła mnie później zaszytego w krzakach aż prawie przed Marynkami. Wtedy po raz pierwszy chyba w życiu ogarnął mnie taki paniczny strach, który potem miał wracać jeszcze po wielokroć”. Przywołane powyżej relacje to tylko ułamek wspomnień dotyczących tamtego okresu. A przecież nie wszystkie relacje spisano, a przecież nie wszystkie spisane doświadczenia ukazały się drukiem. Ponieważ pretekstem do powstania tego artykułu stało się konkretne miejsce i osoba, ograniczono się tu do wydarzeń przede wszystkim z pierwszych sześciu dni bombardowania. Pełne kalendarium wrześniowe znaleźć można 12 we wspomnianej rozprawie S. Pacia, w tym także informacje na temat zniszczeń, jakich doznały puławskie zabytki. W wyniku nalotów uszkodzony został m.in. przedsionek Pałacu Marynki, zniszczone hebanowe drzwi, także w Kaplicy Czartoryskich jedna z bomb zniszczyła portal wejściowy, druga wnętrze z zabytkowym ołtarzem. Oczywiście podejmowano działania obronne. Funkcję tę pełniła m.in. 1. Kompania Zmotoryzowana kpt. Romana Kani, wzmocniona dodatkowo trzema ciężkimi karabinami maszynowymi i trzema działkami przeciwpancernymi. Bombardowaniu poddane były nie tylko Puławy i wspomniany Dęblin, ale także chociażby Gołąb czy Kurów. Zainteresowanych szczegółowymi danymi odesłać należy do książki autorstwa mojego rozmówcy, w której zamieszczono także bogaty materiał wspomnieniowy. Należy się w tym miejscu odnieść do pytania postawionego wcześniej. Czy rzeczywiście „pierwsza”? Czy rzeczywiście pierwszą ofiarą nalotów jest ów 14-letni Tadeusz Misztal? I czy to właśnie istotne? Można by założyć, że chłopiec ten był owym uczniem rannym 3 września w żydowskiej piekarni. Wówczas jednak nie zgadzałaby się data umieszczona na nagrobku. Dodatkowo, z informacji uzyskanych przeze mnie w rozmowie od osób pamiętających tamten dzień wynika, że ów uczeń to inny chłopiec, znany z nazwiska. Misztal byłby więc jeszcze inną osobą, nieuwzględnioną w żadnej z opublikowanych dotąd relacji bądź po prostu nie udało mi się do takiej dotrzeć. Ale i rozważania dalsze są może w tym miejscu zbędne i rozmywają tylko właściwy sens tego wspomnienia. Bo przecież istotne jest, by po prostu pamiętać. To czyjeś głębokie zamyślenie i słowa kierowane do dziecka: „Pamiętaj o tym” zbyt cenne są, by burzyć je wywodami i nawet jeśli są baśnią, przekazem zniekształconym, nie o to przecież chodzi. Niech będą właśnie takie. Dobrze, że są. Dla mnie, dla nas grób Tadzia zawsze będzie miejscem symbolicznym, właściwym zadumie i modlitwie, przenoszącym świadomość do wrześniowych uderzeń zegara sprzed lat. No właśnie. Mogiłka rodzinna Misztalów, w której pochowany jest Tadeusz, z roku na rok coraz bardziej pęka i zapada się. Podobnie pękają serca tych, którzy mogą i chcą dać świadectwo. Tu leży Basia. A tam walczyła Kazia. A z nami siedziała „Inka”. Ten i ten człowiek powiadomił mnie o stanie ojca. A tamten pochował mojego brata. A może ktoś zdradził? Może. To przecież też ludzkie – już od pierwszego stworzonego człowieka. Że chce się żyć i przeżyć – to takie ludzkie. Baśnie to czy nie baśnie, mają swoją moc. Mity niezłomnych dowódców dodawały przecież siły przesłuchiwanym. Legendy o pokonanych też mają siłę ogromną. Kult powstańców styczniowych pomagał pod zaborami jednoczyć ziemie. Często zwie się ludzi przez setki lat szaleńcami, by po tych kilkuset nadać im miano świętości. Ofiara. Nieważne, czy pierwsza czy ostatnia. Patrząc na nagrobek Tadzia i na nowe piękne pomniki powstające wokół, zastanawiam się tylko, czy będę mogła opowiadać tę historię swoim dzieciom, właśnie tu, w jednym z wielu przecież miejsc, gdzie pochowano poległych w bombardowaniu, a jednocześnie miejscu szczególnym, bo przecież doczekało się takiego przekazu. Nie jest mi wiadome, czy rodzina Misztala odwiedza ten grób. Nie wiem także, czy w ogóle jest jeszcze w Puławach jego rodzina. A jeśli któregoś pięknego dnia pojawi się na tym miejscu nowy, współczesny nagrobek, nowe nazwisko i po 14-letnim Tadziu, jak po szwadronie w jednej z partyzanckich piosenek, nie pozostanie „ni śladu, ni znaku”. Anna Marzec * Eliza Orzeszkowa, Pisma zebrane, pod red. J. Krzyżanowskiego, t. 1–52, Warszawa 1949– 1953, t. 35, Warszawa 1950. (s. 62, 63). Szczegóły m.in. w pozycjach: W. Zaleski, W Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej 1939. Z dziejów 1. Pułku Strzelców Konnych, Warszawa 1988; S. Rowecki, Wspomnienia i notatki autobiograficzne (1906–1939), Warszawa 1988 lub wydanie wcześniejsze skrócone – S. Rowecki (Grot), Wspomnienia i notatki. Czerwiec i wrzesień 1939, Warszawa 1957. Ogród biblijny Granatowiec – drzewo płodności kształt owocu do kobiecej piersi, a „korona” (kielich) przywodziła ma myśl królewskie koneksje. Granatowiec bardzo łatwo przystosowuje się do różnych gleb i toleruje bardzo surowe warunki temperaturowe, utratę wilgoci i zaniedbanie. Nie należy więc się dziwić, że starożytny świat był dosłownie usiany zagajnikami granatowców. W syrofenickim kulcie bogów miało tak wielkie znaczenie, że jego nazwa „rimon” brzmi tak samo jak imię boga – słońca. Zdaniem św. Klemensa Aleksandryjskiego owoc granatu jest symbolem wielorakiego znaczenia. Mówi się, że w rajskim ogrodzie rósł granatowiec i jest bardzo prawdopodobne, że owo „jabłko” z historii o Adamie i Ewie pochodziło z granatowca nazwanego tajemniczo Drzewem Życia. Chrześcijaństwo przejmuje symbolikę, jaką temu drzewu i jego owocom nadał Stary Testament. Owoc granatu po raz pierwszy pojawia się w Księdze Liczb, gdy zwiadowcy wysłani przez Jozuego przynoszą pierwociny Kanaanu jako zaproszenie, by iść do ziemi, którą Izraelitom wskazał Bóg Jahwe. Nic więc dziwnego, że jabłka granatu oprawione w złote nici stanowiły szczególny motyw zdobiący szaty arcykapłanów (Wj 28,33n; Syr 45,9), a rzędy artystycznie wykonanych jabłek wieńczyły gzymsy i głowice kolumn świątyni Salomona (1Krl 7,20.42; 2 Krn 3,16; Jr 52,22n). ks. Ryszard Winiarski © rkw G ranatowiec to jedna z najstarszych roślin hodowlanych Bliskiego Wschodu. Wzmianki o jej uprawie pochodzą z Sumeru sprzed ponad 5000 lat. W jednym z cudów świata, wiszących ogrodach Babilonu, granaty traktowano jako jeden ze skarbów. Uprawę granatowca w obrębie Morza Śródziemnego rozpowszechnili Fenicjanie, a jego łacińska nazwa Punica dowodzi, że uprawiano go w Kartaginie. W średniowieczu granatowiec sprowadzony został do Hiszpanii przez Arabów (od nazwy owocu pochodzi założone przez nich miasto Grenada). Znane są wielorakie walory lecznicze tej rośliny. Hipokrates zalecał sok przy bólach żołądka, a sproszkowaną okrywę nasienną do leczenia ran. W medycynie śródziemnomorskiej i azjatyckiej wykorzystywana jest kora jako środek przeciwrobaczy. Odwar z kory zawiera alkaloidy, które działają paraliżująco na tasiemce. Owoc zapobiega przedwczesnemu starzeniu się. Polifenole, które zawiera, chronią przed chorobami układu sercowo-naczyniowego, nowotworami oraz łagodzą stany zapalne. Nieco cierpki, ale wspaniały sok z jabłek granatu daje niezwykłe orzeźwienie na pustyni. Bywa dodawany przy produkcji wielu gatunków niezwykle wytrawnych win w Ziemi Świętej. W każdej niemal mitologii i religiach antycznego świata drzewo granatu zajmuje miejsce szczególne – jako drzewo płodności (w optymistycznych ocenach na jeden owoc przypada nawet 800 nasion). Większość mitów i kultów ubóstwiała płodność, widząc w niej pierwiastek mistyczny, ponadludzki i pozaziemski. Do dzisiaj zachowane kamienne stele świadczą, jak żywy był kult starożytnych bóstw wegetacji: Hery, Adonisa, Baala itd. Już same kwiaty tego drzewa przykuwają wzrok swoim przepychem. Żywa czerwień jabłek granatu była symbolem płomiennej miłości, dlatego po liturgii zaślubin przed parą nowożeńców rozrzucano owoce. Uwolnione z miąższu i skorupy nasiona miały zapowiadać wielodzietność. Sok był porównywany do krwi, W Pieśni nad Pieśniami, którą należy interpretować mistycznie, kilkakrotnie drzewo granatu jest symbolem miłości Boga do ludzkości. Spróbujmy, choć w krótkich zdaniach, rozsmakować się w pięknie użytych metafor: „Jak okrawek granatu skroń twoja za twoją zasłoną” (4,3; 6,7), „Pędy twe – granatów raj, z owocem wybornym” (4,13), „Napoiłabym cię winem korzennym, moszczem z granatów” (8,2). Zdaniem wielu Ojców Kościoła jabłko granatu symbolizuje męczeństwo i chrześcijańską ascezę. Jak w niejadalnej łupinie kryje się niezwykle smaczny i pożywny miąższ, tak w prawdziwej pokorze i milczeniu, które wydają się twarde i cierpkie, dojrzewa piękno chrześcijańskich postaw. Św. Ambroży widzi w jabłku granatu wieloraki sens Słowa Bożego spisanego w Piśmie Świętym. W sztuce chrześcijańskiej jabłko granatu stanowi częsty motyw dekoracyjny, zwłaszcza w rogach obfitości i cyklach pór roku, w których wraz z winogronami wyobraża jesień. Otwarte jabłko granatu stanowi symbol zakonu braci miłosiernych (bonifratrów) i oznacza służebne otwarcie na bliźniego. Warto pamiętać, że założyciel bonifratrów św. Jan Boży właśnie w Grenadzie odkrył swoje powołanie i tam założył swój pierwszy szpitalprzytułek. Kościół i szpital im. św. Jana Bożego w Lublinie 13 Modlitwa Rozgwiazdy Panie, przepaść zamknęła się nade mną. A może jestem aniołem upadłym z nieba i porzuconym na niełaskę fal? Widzisz, wyglądam jak gwiazda ociekająca krwią. Próbuję przypomnieć sobie mą królewską przeszłość – na próżno! Pełzając po piasku rozczapierzam me macki i marzę – marzę – marzę... O Panie, czy jakiś anioł nie wyrwie mnie z głębi morza, aby wyrzeźbić mnie z powrotem na Twoim niebie? Ach, któregoś dnia niech się tak stanie! Amen Carmen Bernos de Gasztold, Modlitwy zwierząt, „W drodze” Poznań 1989 F ranek wychodzi ze Mszy świętej, trzymając tatę za rękę. „Niektóre modlitwy są naprawdę za długie. To Wierzę nie miało końca!”. „ Wi e r z ę n i e jest modlitwą, ale wyznaniem wiary”. „A co to znaczy?”. „Znaczy, że publicznie oznajmiamy, na czym opieramy nasze życie”. „Nie rozumiem!”. „To jest streszczenie wiary chrześcijan całego świata. To tak, jakby ktoś powiedział: dzieci, tu znajduje się wszystko, w co wierzymy!”. „I dlatego wstajemy i głośno wypowiadamy te słowa?”. „Oczywiście, gdyż odmawianie Wierzę w Boga to poważna sprawa. Za każdym słowem kryją, się miliony, miliony twarzy mężczyzn, kobiet i dzieci. Oni żyli tą wiarą przez ponad dwadzieścia wieków. Wyznawali ją modlitwą, śpiewem, ale przede wszystkim walczyli, by móc nią żyć”. Fragment z: A. Peiretti, B. Ferrero, Credo wyznanie wiary. Opowiadania dla dzieci, Warszawa 2011. Bezpieczeństwo warte miliony Jakie działania podjęto dla zabezpieczenia przed kolejną powodzią Puław, Kazimierza i Janowca? Wo j e w ó d z k i Z a r z ą d M e l i o r a cji i Urządzeń Wodnych w Lublinie w chwili obecnej realizuje w dolinie Puławsko-Parchacko-Bochotnickiej inwestycje mające na celu rozbudowę istniejącego korpusu wału zgodnie z wymaganymi przepisami, określającymi klasę wartości budowli oraz uszczelnienia podłoża jako ochronę przed występującymi przebiciami hy- 14 drologicznymi. Rozbudowa obejmuje prawostronne obwałowanie rzeki Wisły (na obszarze gruntów miasta i gminy Kazimierz Dolny, wsi Bochotnica i Parchatka) oraz na odcinku pomiędzy oczyszczalnią ścieków w Kazimierzu Dolnym a przegonem we wsi Parchatka. W 2011 roku zostały zakończone prace przy rozbudowie wału przeciwpowodziowego w Dol. Puławsko-Parchacko-Bochotnickiej – obiekt 1 na długości 1377 m. Wartość projektu wyniosła 7 772 022 zł. Aktualnie realizowane są dwa zadania. 1. Rozbudowa wału przeciwpowodziowego rzeki Wisły w Dol. Puławsko-Parchacko-Bochotnickiej tzw. obiekt 2 o długości 1645 m, który zaczyna się w miejscu zakończenia obiektu 1, natomiast kończy się na łuku wału przeciwpowodziowego w miejscowości Bochotnica. Wartość tego przedsięwzięcia wyniesie 7 336 551 zł. Zakończenie tego odcinka planowane jest na 30 XI 2012 roku. Drugie zadanie dotyczy rozbudowy wału przeciwpowodziowego rzeki Wisły w Dol. Puławsko-Parchacko-Bochot- © J. Montusiewicz Humor żydowski Ks. Tomasz Surma koncelebruje Mszę św. z redaktorem na Polu pasterzy w Betlejem, 2012 r. Misje to wybór... Dlaczego ksiądz zdecydował się na misje? – To nie przypadek. Od dawna myślałem, szukałem jakiegoś wewnętrznego potwierdzenia, że nie jest to mój wymysł. Pan Bóg przez różnych ludzi i przez różne fakty prowadził mnie do tej decyzji, którą ostatecznie pomogła mi podjąć pielgrzymka do Ziemi Świętej. Wcześniej kontakty z misjonarzem z Argentyny, modlitwa, lektury, rozmowy, nauka hiszpańskiego. Obecny arcybiskup – Stanisław Budzik utwierdził mnie w tym przekonaniu, mówiąc, że właściwie każdy ksiądz powinien przejść przez misje, by zrozumieć duchowe bogactwo i piękno Kościoła. A co sprawiło, że los padł na Amerykę Łacińską. To przecież daleko, inna mentalność, inny krąg kulturowy? Gdyby apostołowie myśleli w ten sposób, Ewangelia nigdy nie przekroczyłaby granic Palestyny. Tylko ich odwaga, zapał i konsekwencja sprawiły, że my jesteśmy narodem ludzi ochrzczonych. Misje to nie ucieczka, lecz wybór. Idę tam, gdzie brakuje księży. Chrześcijaństwo dotarło do Ameryki wraz z wielkimi odkryciami Kolumba, Vasco da Gamy i innych podróżników. Z odkrywcami wyprawiali się misjonarze, głównie franciszkanie i jezuici. Myślę, że wielu z nas oglądało przepiękny film „Misja”, kręcony w naturalnych plenerach amazońskiej puszczy. Opowiada on o misjach wśród Indian Guarani. Trochę się boję, gdyż wszystko będzie nowe, inne (nawet jedzenie), ale pomaga mi świadomość, że inni przyszli tam przede mną o wiele wcześniej. A przede wszystkim, że tam też jest Bóg. Dziękuję wszystkim, wśród których dojrzewała moja decyzja o tej wyprawie. Może kiedyś opowiem jak tam jest... rozmawiał rkw nickiej na dalszym odcinku oraz wału cofkowego rzeki Bystrej obiekt 3 i 4. Planowany termin zakończenia robót na w/w odcinku to 30 listopada 2013 r. Wartość projektu realizowanego w latach 2011–2013 wyniesie 8 551 104 zł. Realizacja tych zadań inwestycyjnych finansowana jest ze środków unijnych w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007–2013. W sumie jest to ponad 24 mln złotych. portem rzecznym – chodzi o pogłębianie koryta rzeki na odcinku Puławy – Kazimierz? Jakie działania WZMiUW zamierza podjąć w Puławach w związku z nowo otwartym Aneta Lis, rzecznik prasowy WZMiUW w Lublinie Koryto rzeki Wisły należy do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, dlatego też Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Lublinie nie może podjąć żadnych działań. W sprawie pogłębiania rzeki w okolicach Puław oraz nowo otwartego portu rzecznego, proszę zwracać się do administratora. Maks Lieberman wykonywał portret pewnej leciwej żony bankiera. Gdy dama zrobiła kilka krytycznych uwag na temat swego konterfektu, artysta przerwał jej groźnie: – Jeszcze jedno słowo, a namaluję panią tak, jak pani wygląda naprawdę. *** Pewnego dnia Albert Einstein realizował czek w banku. Po powrocie do samochodu stwierdził brak pozostawionego na siedzeniu palta. Szybko otoczyło go grono gapiów. – To pańska wina! – odezwał się jeden z nich. – Nie zostawia się tak lekkomyślnie płaszcza w samochodzie. Drugi rzekł: – To raczej wina szofera, który nie zwrócił uwagi na niedomknięte drzwi… – Co tam szofer! – wtrącił trzeci. – Portier bankowy winien zauważyć uciekającego z płaszczem złodzieja! – Tak jest – westchnął na końcu noblista. – My trzej ponosimy winę… Niewinny jest jedynie złodziej, bo musiał, biedaczysko, zarobić parę groszy na chleb powszedni. *** Pewien młody literat wiedeński chwalił się przed satyrykiem Juliuszem Bauerem: – Od kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, liczba moich czytelników wzrosła w dwójnasób. – Gratuluję serdecznie. Nie widziałem, żeś pan ożenił. *** Andrus lwowski zaczepia ziewającego Żyda: – Panie kupiec, tylko pan mnie nie połknij! – Nie bój pan – uspokaja go zaczepiony. – My, Żydzi, nie jadamy wieprzowiny. Wielki kawalarz żydowski, wybór i opracowanie M. Rychlewski VESPER, Poznań 2006 15 Drodzy pacjenci. Drogie leki! M Recepta jednak, oprócz tradycyjnej roli „zamówienia” w aptece leku, jest dokumentem służącym do finansowego rozliczenia się z NFZ i ubezpieczycielem, którzy reprezentują skarb państwa. Musi więc spełniać wymogi formalne, aby mogła być zrefundowana. 5 lat, jednak w praktyce, ze względów fiskalnych, oznacza to 7 lat. Przechowywane recepty są udostępniane tylko na żądanie NFZ, Inspektora Nadzoru Farmaceutycznego bądź prokuratury. Warunkiem wydawania z apteki czy wypisywania przez lekarzy leków refundowanych jest podpisanie stosownej umowy z NFZ, której podstawę prawną stanowi ustawa refundacyjna obowiązująca od 1 I 2012 r. Ustawa ta – wprowadzona, niestety, bez przystosowania do jej wymogów, zarówno publicznych, jak i niepublicznych placówek służby zdrowia, tj. bez uprzedniej ich komputeryzacji, zawierająca kontrowersyjne zapisy lub wręcz błędy merytoryczne, wywołała ogromny chaos i protesty środowiska lekarskiego i aptekarskiego. Zamieszczone w niej paragrafy zapowiadały bardzo dotkliwe sankcje karne, zarówno dla lekarzy, jak i aptekarzy za popełnione błędy przy wypisywaniu bądź realizacji recept. Protesty lekarzy zostały uwzględnione. Nowa ustawa karze za błędy jedynie farmaceutów! Dlaczego protest lekarzy znowu się nasilił? Dlatego, że kary zniknęły z ustawy, ale pojawiły się w umowie, jaką muszą zawrzeć z NFZ. Lekarze strajkują, bo nie chcą wziąć odpowiedzialności za błędy na wypisywanych przez siebie receptach, w związku z niejednolitą interpretacją zapisów ustawy przez poszczególne oddziały NFZ. Mój rozmówca, znajomy aptekarz z ponad 20-letnim stażem, z zażenowaniem stwierdza: „Każdego miesiąca mamy od kilkunastu do kilkudziesięciu recept źle wypisanych – nie mówię nieczytelnie – ale źle, tzn. bez istotnych elementów, które czynią tę receptę ważnym dokumentem prawnym. Są to: pieczątka placówki służby zdrowia, pieczątka lekarza z podpisem, kod z numerem recepty, numer oddziału NFZ, imię i nazwisko pacjenta, adres bez skrótów, pesel, data wystawienia, nazwa leku, dawka, ilość, sposób dawkowania, poziom odpłatności oraz ewentualne uprawnienia dodatkowe pacjenta np. kombatant, zasłużony dawca krwi itp. Ponadto każda poprawka na recepcie powinna być autoryzowana przez lekarza jego osobistą pieczątką i podpisem. Dużo tego – to prawda, ale taki jest wymóg, na który godzi się każdy, kto chce wykonywać zawód lekarza. Wypadałoby, aby wszyscy lekarze, tak jak wszyscy farmaceuci, skomputeryzowali się i zakupili sobie program KomSoft, który pozwala śledzić na bieżąco ruchy na liście leków refundowanych. To obowiązek każdego, kto decyduje o wydawaniu publicznych pieniędzy, a lekarz, wypisując receptę, w oczywisty sposób ma na to wpływ. Leków refundowanych w sumie jest ponad 1200, jeśli podzieli się to na różne specjalności, w praktyce oznacza to, że © rkw ała apteka w powiatowym mieście. W archiwum wydzielone miejsce dla kartonów na kilka tysięcy przechowywanych recept. Zgodnie z zapisami ustawy refundacyjnej apteka ma obowiązek przetrzymywać dokumentację przez 16 lekarz, np. kardiolog operuje zestawem liczącym nie więcej niż 30 leków”. W czasie strajku recepturowego na początku roku powstało pytanie: kto ma sprawdzać, czy pacjent jest ubezpieczony? Lekarze chcieli ten obowiązek przerzucić na farmaceutów, którzy nie dysponują danymi pacjenta. Takie informacje są w przychodniach, szpitalach, klinikach i prywatnych gabinetach lekarskich, a nie w aptekach! Jeśli lekarz napisze 100% odpłatność, a lek jest refundowany, to apteka nie może go wydać z żadną zniżką! Jeśli lekarz określi złą odpłatność, apteka wyda lek z właściwą odpłatnością. Ciekawe, że lekarze w województwie lubelskim na mocy porozumienia Izby Lekarskiej z NFZ mieli ogłoszoną abolicję za błędy w wypisywaniu recept. Ten niewątpliwy akt łaski skończył się z dniem 1 VII br. i stąd nowy protest. I tak lekarze traktowani są łaskawiej przez ustawodawcę niż farmaceuci. Każdy pacjent, który chce korzystać ze świadczeń publicznej służby zdrowia, powinien okazać ważny dokument ubezpieczenia zdrowotnego (wystarczy ostatni odcinek renty!). Wtedy ma prawo domagać się otrzymania recepty z przysługującą mu zniżką, a lekarz ma obowiązek taką receptę wystawić. Pomysł strajkujących lekarzy z pieczątką „Refundacja leku do decyzji NFZ” jest niezgodny z prawem, podobnie jak wypisywanie refundowanych leków dla ubezpieczonych pacjentów ze 100% odpłatnością. Skąd się biorą zmiany na liście refundacyjnej? Jeden z departamentów Ministerstwa Zdrowia negocjuje ceny zakupu leków z koncernami farmaceutycznymi, chcąc dokonywać korzystnych zakupów, co wcale nie oznacza, że to będzie z korzyścią dla pacjenta, ale o cenach leków napiszę dalej. Dlatego jedne leki pojawiają się na liście, a inne z niej wypadają. Narodowy Fundusz Zdrowia dąży tylko do jednego, by jak najtaniej kupować leki u producenta, natomiast pacjent i tak płaci różnicę między ustalonym odgórnie limitem refundacji a ceną detaliczną. Skąd się biorą ceny leków? Trudne negocjacje z koncernami farmaceutycznymi dają pierwszą składową ceny leku. Do tego państwo dodaje zarówno marżę hurtową, jak i detaliczną. To sprawia, że dany lek refundowany we wszystkich aptekach ma tę samą cenę. Marża hurtowa w roku 2012 wynosi Magdalena © rkw 7%, w 2013 ma wynosić 6%, w 2014 zaledwie 5%. Marża detaliczna powstaje z zastosowania wzoru opracowanego przez resort zdrowia. Dla przykładu: lek refundowany o wartości hurtowej 20 zł przy pełnej odpłatności będzie kosztował 28,50 zł, przy odpłatności 50% – 14,25 zł, zaś przy odpłatności 33% – tylko 8,55 zł. Resztę płacą podatnicy, czyli my wszyscy! Specjaliści określają, że w tym roku wartość rynku farmaceutycznego w Polsce sięgnie 31,7 mld zł, a w przyszłym wzrośnie do 32,9 mld zł. Astronomiczne pieniądze, o które toczy się wielka gra. Średnio statystyczny Polak rocznie wyda na leki ok. 900 zł, zaś poziom współpłacenia przez pacjentów za leki wzrośnie z 34% do 38%. Najdroższe leki w obrocie, np. immunosupresyjne, kosztują nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych za kilka ampułek, czyli równowartość nowego auta. Mają one najniższą marżę ok. 50 zł. Czy diler samochodowy sprzedałby nowe auto za taką marżę? Takie medykamenty raczej są sprowadzane na życzenie pacjenta. Hurtownie wysyłają leki do aptek dwa razy dziennie, w nagłych wypadkach na cito, czyli w każdej chwili! To daje realną szansę, że chory potrzebujący leku otrzyma go tego samego dnia. Leki robione na zamówienie (nie wszystkie apteki podejmują się wykonywania takich zleceń, gdyż wymaga to biegłej znajomości receptury i posiadania odpowiednich składników) kosztują 7,50 zł za jedną porcję, w której określona jest np. liczba czopków czy kropli. Realizując receptę, pacjent często odchodzi z przekonaniem, że z winy aptek leki są drogie. Zapominamy, że obrót lekami przypomina długi i większości ludzi nieznany łańcuch pokarmowy, który żywi wiele organizmów po drodze. Jest port, a gdzie są jachty? N iedawno otwarty port Marina, tzw. „produkt turystyczny” trzech gmin: Puław, Kazimierza D. oraz Janowca, wart ponad 53 mln złotych, świeci pustkami! Nie zacumował w nim nawet jeden jacht. A przecież sezon w pełni. Jeśli nie teraz, to kiedy? Za dwa miesiące nawet na Mazurach trzeba będzie zwijać żagle. Chcemy, by nasi czytelnicy pomogli znaleźć nam odpowiedź na trzy pytania: Ile miejsc pracy przybyło wraz z otwarciem portu? Kto odpowiada za pogłębianie toru żeglugowego na Wiśle? Kiedy ostatnio tor, choćby na odcinku Puławy–Kazimierz, był pogłębiany? Dawny red. Papież pozdrowił Radio Maryja P Taki wykaz leków, drukowany co kwartał, zawiera pełną wiedzę konieczną do wystawienia recept lege artis, czyli zgodnie ze sztuką medyczną i prawem pracownik Urzędu Melioracji powiedział nam nieoficjalnie, że kilka ostatnich fal powodziowych z lat 1997, 2001, 2008, 2011 spłyciło koryto rzeki średnio o 1,5 m. Woda przesuwa się więc na wyższym poziomie, co znacznie osłabia wały przeciwpowodziowe. W ubiegłym roku Janowiec doświadczył powodzi, a wały w Parchatce ledwo wytrzymały. Kto zajmie się kompleksowo problemem regulacji Wisły, która co jakiś czas pokazuje nam swoje mroczne oblicze? Co obecnie dzieje się z Wojewódzkim Zarządem Melioracji i Urządzeń Wodnych w Puławach? odczas modlitwy Anioł Pański w Castel Gandolfo Benedykt XVI w krótkim przemówieniu rozważał fragment Ewangelii św. Marka zawierający słowa Jezusa: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i we własnej rodzinie prorok może być tak lekceważony”. Papież pozdrowił też zgromadzonych na dziedzińcu Pałacu Apostolskiego w Castel Gandolfo pielgrzymów w kilku językach. Zwracając się do Polaków powiedział: „Witam przybyłych do Castel Gandolfo Polaków. Pozdrawiam uczestników pielgrzymki Rodziny Radia Maryja zebranych na Jasnej Górze, którzy modlą się za Ojczyznę, za rodziny i o wolność słowa. Pozdrawiam też mło- dych stypendystów Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”, zgromadzonych w Lublinie. Wraz z wyznawcami różnych religii, na terenie byłego Obozu Koncentracyjnego na Majdanku, będą się modlić dzisiaj wieczorem o pokój. Włączam się duchowo w te wydarzenia, upraszam dobro i pokój dla świata, Polski i każdego z was. Z serca wszystkim błogosławię”. Pielgrzymi z Polski zgotowali papieżowi gorącą owację i skandowali „Niech żyje papież!”. Odśpiewali też fragment pieśni „Czarna Madonno...” Wśród pielgrzymów był m.in. bp. Grzegorz Ryś, biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej. tom (KAI) / Castel Gandolfo 17 Przez Janowiec do Rio... © rkw W niedzielę 29 VII br. w Janowcu pojawili się młodzi ze wspólnot neokatechumenalnych z Radomia. Na każdej Mszy Świętej prowadzili śpiewy liturgiczne oraz dawali świadectwa, jaką moc w ich życiu okazuje Jezus Chrystus. Poruszające, proste, szczere wyznania: „Jezus pomógł mi zerwać toksyczny związek z kobietą”, „Jezus pozwala mi żyć w czystości z moim chłopakiem”, „Jestem czwartym dzieckiem. Gdyby moi rodzice nie byli we wspólnocie, mieliby, co najwyżej, dwoje dzieci. Jezus sprawił, że żyję”, „Byłam przy śmierci mojego kochanego dziadka. Jezus pomógł mi przyjąć to wydarzenie z wiarą” itp. Jedynym „profesjonalnym” muzykiem w grupie jest 12-latek, który od pięciu lat gra na skrzypcach pod okiem nauczyciela. Pozostali, grający na gitarach, hawajskim ukulele czy bębnach, czują się w pełni amatorami. Traktują swoje talenty jako dar, którego Bóg udzielił im, aby służyli braciom w czasie liturgii. Młodzi nie ukrywali, że przyjechali prosić o wsparcie finansowe. Chcą Wiara przeżywana autentycznie zawsze jest źródłem radości jechać w przyszłym roku do Rio de Janeiro na Światowe Dni Młodych z papieżem Benedyktem XVI. To przerasta finansowo możliwości ich samych i ich rodzin, ale wierzą w to, co wydaje się niemożliwe, czyli w cuda. Jak mówią – chcą odkrywać swoje powołania, by życie każdego z nich było na temat; pra- gną dzielić się swoim doświadczeniem spotkania z Bogiem, bo wiedzą, jakie to ważne, jak wielu młodych przeżywa zagubienie, pustkę i bezsens. Wielu parafian wsparło młodych katechumenów swoimi ofiarami. Ich droga z Radomia do Rio wiedzie przez Janowiec. Piękne! rkw Kazimierskie kontrasty W letni nawał turystów, tak silny jest urok miasteczka. Dlatego ostatnią sobotę spędziłam z dzieciakami właśnie tam. Wrażenia – bardzo różne. Na rynku tłoczno, muzykanci, portreciści i ludzie – figury. Te ostatnie dość straszne, jak zwykle olbrzymia wiedźma i, w tym sezonie, śmierć z kosą, zakapturzona i w czarnej szacie. Synek nie chciał koło nich przechodzić. Ja zresztą również, kiedy zobaczyłam osobę fotografującą się z kosą przyłożoną do szyi! © rkw yjazdy do Kazimierza cieszyły mnie bardzo od wczesnego dzieciństwa. Pewnie to moi rodzice zaczęli mnie tam zabierać, ale z tych najwcześniejszych podróży nie pamiętam, z kim byłam, pozostało tylko to, co mnie fascynowało – kamienice w rynku, zwłaszcza ta ze św. Krzysztofem, zamek i... różne pyszne wypieki, jak koguty czy jagodzianki. Teraz od czasu do czasu jeżdżę tam z moimi dziećmi. Nie odstrasza mnie nawet Kazimierz może zaspokoić najróżniejsze gusta licznych turystów 18 Rynek szybko nas zmęczył, ale odświeżający był spacer nad Wisłą. Zawsze warto tu pokontemplować widoki, i te na rzekę, i te w kierunku miasta. Na wodzie widzieliśmy kajakarzy i statek, na którym rozbrzmiewała muzyka klezmerska. Nad brzegiem nowość dla mnie, czyli bardzo rozbudowany budynek WC. Czemu taki długi? Trochę jak parawan zasłaniający fragment pejzażu. Przyjemnie za to było popatrzeć na przystań dla jachtów i motorówek. Ale były też zupełnie inne wrażenia, inna atmosfera. Odwiedziliśmy klasztor i sanktuarium Matki Bożej Kazimierskiej. Tutaj prawdziwy spokój. W krużgankach tylko dźwięki zegara i intensywny zapach ziół z klasztornego sklepiku. W kościele cisza, można zapalić świeczkę, wrzucić karteczkę z intencją na Mszę Św. odprawianą w sobotę o godz. 18. Tak, duża jest siła kazimierskich kontrastów. To jest rzeczywiście miasto kultury, przyciągające artystów, ale też właśnie miejsce na szlaku pielgrzymów. A może jacyś artyści wybiorą się tam też jako pielgrzymi? I dobrze, że można znaleźć antidotum na „kosiarza” z rynku... Anna Janina Jabłonowska Dary Ducha Świętego Mądrość © rkw – patrzeć oczami Boga „Któż poznał Twój zamysł, gdyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego?” (Mdr 9,17) P słowem znaki, przez które Stwórca chce do niego dotrzeć. Ich wartość jest nie do przecenienia, choćby z tego względu, że stanowią one uniwersalny język, zrozumiały dla każdego. „Odkrywają je zarówno dziecko, jak i uczony: »z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę« – Mdr 13,5” (KKK 2500). Przez poznawanie tego, co widzialne, człowiek otrzymuje o wiele ważniejsze zrozumienie tego, że „świat nie powstał w wyniku jakiejś konieczności, ślepego przeznaczenia czy przypadku” (KKK 295). © parafii Św. Brata Alberta rzypominam sobie, jak czytałem niegdyś biografię św. Jana Bosco, który będąc już nawet dojrzałym kapłanem przyjmował z pokorą pewne życiowe uwagi od swojej matki, Małgorzaty. Kobieta ta miała w sobie wiele mądrości, choć sama była prosta i niewykształcona. Zapewne każdy mógłby wskazać ze swojego bliskiego otoczenia takie osoby, o których powiedziałby, że odznaczają się mądrością. Łatwiej nawet to dostrzec, aniżeli nazwać, opisać i wytłumaczyć. Mądrość nie jest tym samym, co inteligencja, wiedza czy jakiś nośnik informacji, choć oczywiście ich nie wyklucza, a bywa, że jest przez nie wspomagana. Można jednak być człowiekiem inteligentnym i bardzo zdeprawowanym, a o takim wtedy nikt nie powiedziałby, że jest mądry. Mądrość kojarzona jest z rozumieniem świata, spraw, ludzi i to w wymiarze praktycznym. Wyraża się ona bowiem przez życie, sposób postępowania, a kojarzona jest z poszanowaniem dla godności każdej osoby. Słowem, ma odniesienie do piękna i dobroci. Mądrość w ujęciu biblijnym jest tym, co w pierwszej kolejności charakteryzuje samego Boga i do tego stopnia odzwierciedla Jego istotę, że bywa z Nim utożsamiana. W niektórych miejscach Pisma św. Mądrość pisana jest wielką literą dla wyrażenia jej wręcz osobowego charakteru. Bóg objawiając się odsłania swoją mądrość i jednocześnie chce się nią dzielić z człowiekiem. To dzięki niej, jako pierwszemu z darów Ducha Świętego, istnieje możliwość wnikania w tajemnice, kolejno: stworzenia świata, zasadniczego celu życia człowieka i wreszcie Krzyża. Przyjrzyjmy się im pokrótce. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje do wierzenia, że „tylko Bóg, który stworzył niebo i ziemię, może sam dać prawdziwe poznanie każdej rzeczy stworzonej w jej relacji do Niego” (KKK 216). Mądrość jest z jednej strony wyrazem zamysłu Boga, z drugiej zaś darem pozwalającym na wnikanie w to nieprzebrane bogactwo, jakie ujawnia cały stworzony świat. Kosmos i przyroda jawią się człowiekowi jako niezapisane Biskup Mieczysław Cisło udziela sakramentu bierzmowania gimnazjalistom par. Św. Brata Alberta w Puławach Mądrość pozwala na zobaczenie celu, w jakim żyje człowiek. Bez tego każdy się gubi i pokłada szczęście w tym, co go tak naprawdę tylko niszczy i nigdy nie zaspokoi. „Stworzenie bez Stwórcy zanika; tym bardziej nie może osiągnąć celu bez pomocy łaski” (KKK 308). Św. Ignacy z Loyoli tak określił hierarchię wartości: „Człowiek jest po to stworzony, żeby Boga chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił swoją duszę. Inne rzeczy na ziemi są stworzone dla człowieka, żeby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest stworzony”. Cała ta nauka jasno wynika z Objawienia Bożego. Jest jak ustawienie steru w łodzi, która płynie wówczas w jedynym sensownym kierunku. Najtrudniejszym problemem egzystencjalnym człowieka jest Krzyż, cierpienie, przemijanie. Jak zaakceptować stratę i śmierć? Poza wiarą nie znajduje się słów zdolnych przeprowadzić nieszczęśnika z ciemności do światła. Mądrość oświeca człowieka tak, by ostatecznie w jej świetle rozpoznał Tego, który zapewnia: „Ja jestem światłością świata” (J 8,12). Nauka, którą głosi Chrystus jest pełna paradoksów i daleko odbiega od schematów wypracowanych przez ludzką tylko logikę. Uczeń Chrystusa w zderzeniu ze światem uczy się żyć Bożym Słowem, z którego czerpie zdolności, pozwalające na przezwyciężanie wielkich nieraz trudności. Doświadczony w wierze św. Paweł tak pisze: „Głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata. […] Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga” (1 Kor 2,6; 3,19). Chrześcijanin ma łaskę życia według tej mądrości, którą otrzymuje od Jezusa Chrystusa. Każdy z Nim zjednoczony zaczyna inaczej patrzeć na życie, stając się przy tym świadkiem odwiecznej Miłości, pokonującej każdy lęk. To dlatego ci, którzy kamienowali św. Szczepana, pierwszego męczennika chrześcijańskiego, „nie mogli sprostać mądrości i Duchowi, z którego [natchnienia] przemawiał” (Dz 6,10). Któż z nas nie potrzebuje autentycznej mądrości dającej życie? Bez niej kroczymy jak ślepcy, nie potrafiący niczego rozpoznać, nazwać i właściwie wykorzystać. Niech Maryja, Stolica Mądrości, raczy każdemu z nas wyjednać spełnienie modlitwy zanoszonej przez autora Księgi Mądrości: „Boże przodków i Panie miłosierdzia, któryś wszystko uczynił swoim słowem i w Mądrości swojej ukształtowałeś człowieka, […], dajże mi Mądrość, co dzieli tron z Tobą i nie wyłączaj mnie z liczby swych dzieci! […] Wyślij ją z niebios świętych, ześlij od tronu swej chwały, by przy mnie będąc, trudziła się ze mną, i żebym poznał, co jest Tobie miłe” (Mdr 9,1–2.4.10). ks. Wojciech Rebeta (za: „Angelus Bronowicki” – gazeta parafii św. Michała Archanioła w Lublinie, 3 (17) 2008, s. 9) 19 Informacje kancelaryjne © rkw • święta: 800, 1000, 1200, 1600, 1800; • dni powszednie: 730, 800, 1200, 1800. Spowiedź podczas nabożeństw oraz 1030–1200. Wystawienie Najświętszego Sakramentu • poniedziałek–sobota: 830–1800. Różaniec • poniedziałek–sobota: 830. Nabożeństwo do Bożego miłosierdzia • codziennie: 1500. Konferencje dla narzeczonych • w sobotę 1830. Sakrament Chrztu • druga i czwarta niedziela miesiąca 1300, • katecheza przedchrzcielna wtorek 1830. Parafia św. Józefa Parafia św. Brata Alberta Chmielowskiego 24-100 Puławy, ul. Słowackiego 32 tel. (81) 887 93 53 email: [email protected], www.albert.pulawy.pl 24-100 Puławy, ul. Włostowicka 61 tel. (81) 888 47 27 www.pulawy-jozef.diecezja.lublin.pl Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. Waldemar Żyszkiewicz, • wikariusze: ks. Eugeniusz Dobosz, ks. Robert Karczmarek Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. pr. Aleksander Zeń • wikariusze: ks. Andrzej Okaj, ks. Mariusz Kozina, ks. Grzegorz Majkut, ks. Marcin Szymańczuk Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 800–900, 1700–1800. Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: codziennie z wyjątkiem środy, niedzieli i świąt 900–1000, 1600–1745 (w okresie wakacji 730–800 i 1600–1745). Porządek Mszy św. • w niedziele i święta: 730, 900, 1030, 1215, 1800; w kaplicy w Skowieszynie: 1030; • w dni powszednie: 700 i 1800. Porządek Mszy św. • w niedziele i święta obowiązkowe: 730, 900, 1030 (dla dzieci), 1200, 1600 (dla młodzieży), 1800; • w drugą niedzielę miesiąca Msza św. w języku łacińskim: 1200; • w święta (w dni robocze): 730, 900, 1600, 1800; • w dni powszednie: 700, 1800. Sakrament chrztu św. • w każdą niedzielę: o 1215. Nabożeństwa • w maju i październiku: 1830; • w listopadzie: 1730. Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych: luty–październik w sobotę o 1845, (w maju i październiku po nabożeństwie). Konta parafialne Pekao SA 30 1240 2412 1111 0000 3628 3006 PKO BP 95 1020 3219 0000 9102 0047 2423 20 BS Końskowola 35 8741 0004 0000 0954 2000 0020 Konto parafialne PKO BP 71 1020 3219 0000 9702 0047 2076 Parafia Św. Rodziny 24-100 Puławy, ul. Saperów Kaniowskich 2 tel. (81) 887 20 30 e-mail: [email protected] www.pulawy-swrodziny.kuria.lublin.pl Sakrament chrztu św. • w każdą niedzielę: o 1200; • przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych w piątek: o 1840. Sakrament bierzmowania • przygotowanie uczniów kl. III (gimnazjum) w drugą i czwartą niedzielę po Mszy św. o 1600. Konta parafialne PKO S.A 23 1240 2412 1111 0000 3628 3035 Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych w niedziele o 1630 (pierwszy cykl od Niedzieli Chrystusa Króla, drugi cykl od pierwszej niedzieli Wielkiego Postu) Sakrament spowiedzi • w niedzielę podczas każdej Mszy św.; • w ciągu tygodnia przed Mszą św. (rano), podczas każdej Mszy św. (wieczorem); • w pierwsze piątki miesiąca: 645–700, 1600– 1830; • w pierwsze soboty: 645–700, od 1745. Pierwsza Komunia św. • w drugą niedzielę maja o 930; • przygotowanie dzieci kl. II w każdą niedzielę po Mszy św. o 1030. Spotkania grup formacyjnych • Kółka Żywego Różańca w pierwszą sobotę miesiąca 830. • Legion Maryi: poniedziałek 1600. • Spotkania chóru parafialnego: wtorek 1800. • Zbiórka ministrantów: kandydaci w poniedziałek 1600, ministranci w środę 1600. • Oaza: sobota 1600. • Schola dziecięca: sobota 1100. • Schola młodzieżowa: piątek 1900. Parafia Matki Bożej Różańcowej 24-100 Puławy, ul. Lubelska 7a tel. (81) 88 83 414 Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. Piotr Trela • wikariusze: ks. Mariusz Kamiński, ks. Łukasz Kachnowicz, ks. Grzegorz Krupa • rezydent: ks. Andrzej Bubicz Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: wtorek–piątek 830–1000 i 1600–1745, sobota 830–1000. Porządek Mszy św. • niedziela: 700, 830, 1000, 1130 (dla dzieci), 1300, 1630 (dla młodzieży), 1800; Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. Henryk Olech • wikariusze: ks. Paweł Grzebalski, ks. Jacek Jakubiec, ks. Piotr Niedziela Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 730–800 i 1730–1830 (oprócz świąt). Porządek Mszy św. • w niedziele i uroczystości: 700, 830, 1000, 1130 (dla dzieci), 1300 (chrzcielna), 1800 (dla młodzieży). • w dni powszednie: 700, 1700, 1830. • w święta nieobowiązkowe: 700, 830, 1700, 1830. Konta parafialne PKO BP S.A. 51 1020 3219 0000 9002 0047 1227 Parafia pw. Wniebowzięcia NMP 24-100 Puławy, ul. Aignera 1 tel. (81) 887 45 33 e-mail: [email protected] www.parafiawnmppulawy.republika.pl Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. dr Adam Szponar • wikariusze: ks. Sławomir Jargiełło, ks. dr Piotr Melko • rezydent: ks. kan. Edward Szeliga Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: codziennie (oprócz środy i świąt) 900–1100 i 1600–1800. Porządek Mszy św. • w niedziele i uroczystości: 700, 900, 1030, 1200 (dla dzieci), 1800. • w święta nieobowiązkowe: 700, 900, 1630 i 1800. • w dni powszednie: 630, 700, 1800. Nabożeństwa okresowe • Adoracja Najświętszego Sakramentu: w czwartki 730–1730. • Msza św. do Matki Bożej Nieustającej Pomocy: w środy 1800. • Apel Papieski: drugi dzień miesiąca 2100. • Nabożeństwo do Matki Bożej Królowej Pokoju: druga środa miesiąca 1700; • pierwsze czwartki miesiąca: 1800 Msza św. z adoracją Najświętszego Sakramentu i indywidualnym błogosławieństwem; • pierwsze piątki miesiąca: 1630 Msza św. dla dzieci; 1800 Msza św. o bł. Auguście Czartoryskim z ucałowaniem relikwii. Po Mszy adoracja i uwielbienie Boga połączone z modlitwą za miasto. Spowiedź pierwszopiątkowa podczas nabożeństw. • pierwsza sobota miesiąca: po Mszy o 1800 Nieustająca Nowenna do NMP Niepokalanej Cudownego Medalika. • nabożeństwo fatimskie: (maj–październik) 13. dnia miesiąca o 1700, o 1800 Msza św. a po niej procesja ze świecami wokół kościoła. Nabożeństwa: majowe, czerwcowe i różaniec o 1730. Sakrament chrztu św. • w drugą niedzielę miesiąca 1200 na Mszy św. Sakrament chrztu św. • przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych: piątki przed drugą niedzielą miesiąca o 1700 w dolnym budynku parafialnym. Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych: wtorki o 1845 w dolnym budynku parafialnym. Spotkania grupy AA • w poniedziałki o 1700. Numer konta: PKO BP 75 1020 3219 0000 9202 0047 2928 Parafia św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja Apostoła (Fara) Parafia Miłosierdzia Bożego 24-100 Puławy, ul. M. Kowalskiego 1 tel. (81) 886 80 94 email: [email protected] www.pulawy-milosierdzia.kuria.lublin.pl Księża pracujący w parafii proboszcz: ks. Andrzej Sternik wikariusze: ks. Tomasz Musiej, ks. Piotr Niewiadomski, ks. Michał Szuba, ks. Piotr Tylus, ks. Michał Zybała rezydent: ks. kan. Ryszard Gołda 24-120 Kazimierz Dolny, ul. Zamkowa 6 tel. (81) 881 08 70 email: [email protected], www.kazimierz-fara.pl Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. Tomasz Lewniewski • wikariusze: ks. Attila Honti, ks. Grzegorz Kiciak • rezydent: ks. Jan Pietruszka Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: codziennie 900–1000, 1600– 1730 (w sprawie rejestracji grobów: wtorek i piątek 900–1100 i 1600–1730). Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: codziennie 900–1100,1600– 1800, z wyjątkiem środy, niedzieli i uroczystości kościelnych. Porządek Mszy Św. •w niedziele i święta: 730 (1 V–31 X w kościele św. Anny), 900, 1030, 1200, 1800 • w dni powszednie 800, 1800. Porządek Mszy św. • w niedziele: 700, 900, 1000 (kaplica św. Faustyny), 1030, 1200, 1315, 1600, 1800. • w dni powszednie: 630, 800, 1800. • w święta: 700, 900, 1600, 1800. Roraty w Adwencie 600 (dzień powszedni) Nabożeństwa okresowe • codziennie o 1730. Sakrament spowiedzi • każdego dnia podczas Mszy św. • w dni powszednie codziennie o 1730. Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych: w środy o 1700. Nabożeństwa • Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego w piątki o 1830. • Koronka do Miłosierdzia Bożego codziennie o 1500 w kaplicy św. Faustyny • Adoracja Najświętszego Sakramentu codziennie 1500–1745 oraz w pierwsze piątki 830–1745. • Różaniec fatimski: maj–październik 1900. • Nabożeństwo różańcowe w dni powszednie po Mszy św. o 1800, w niedziele po Mszy św. o 1600. • Różaniec za zmarłych w listopadzie w dni powszednie po Mszy św. o 1800, w niedziele po Mszy św. o 1600. • Nabożeństwo pierwszoczwartkowe po Mszy św. o 1800. • Nabożeństwo pierwszopiątkowe po Mszy św. o 800 i 1800. • Nabożeństwo pierwszosobotnie po Mszy św. o 800 i 1800. • Apel Papieski 16. dnia miesiąca o 2100. Sakrament chrztu św. • przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych: piątek 1845. Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych: wtorki 1845. Konto parafialne PKO BP 48 1020 3219 0000 9102 0056 4740 Sakrament Chrztu św. • w drugą i czwartą niedzielę miesiąca oraz w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy na Mszy św. o 1030. Konto parafialne 57 1020 3219 0000 9802 0041 1751 KAPELAN SZPITALA SPECJALISTYCZNEGO W PUŁAWACH Ks. Ryszard Winiarski tel. 605-242-671 e-mail: [email protected] www kapelan.pulawy.pl D y ż u r d u s z p a s t e r s k i w p o ko j u 1 1 1 (parter), poniedziałek 1000–1200. Wizyty na oddziałach Poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1000–1230 i 1500–1700 W zagrożeniu życia – na wezwanie telefoniczne. Msza Święta w Kaplicy św. Karola Boromeusza • poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1900. • czwartek 1000 • niedziele i święta: – wrzesień–czerwiec 1100, – lipiec–sierpień 1900. Hospicjum im. Bł. Matki Teresy z Kalkuty Msza Św. w kaplicy: – w niedziele i święta 1500. 21 USG płodu obowiązkowe dla kobiet W amerykańskim stanie Teksas 14 lutego weszło w życie prawo, zgodnie z którym kobiecie rozważającej aborcję pracownicy klinik aborcyjnych muszą zaproponować obejrzenie zdjęcia ultrasonograficznego nienarodzonego dziecka i dać możliwość usłyszenia bicia jego serca. Matka nie musi się zgodzić, ale lekarz powinien szczegółowo opisać wygląd płodu. Wyjątkami pozwalający- mi na odstąpienie od tej procedury są przypadki gwałtu, kazirodztwa lub gdy nienarodzone dziecko jest niepełnosprawne. Nowe przepisy wchodzą w życie po długiej batalii sądowej. „To nie moja zasługa. To dzieło Boga.” – powiedział republikański polityk w rozmowie z „Houston Chronicle”. Obrońcy życia uważają, że nawet 70–80% kobiet rezygnuje z aborcji po obejrzeniu zdjęć USG swego nienarodzonego dziecka. W reakcji na forsowane przez administrację Obamy proaborcyjne przepisy dziesiątki stanów USA próbują wprowadzić do swojego ustawodawstwa poprawki mające ograniczyć stosowanie aborcji. Tylko w 2011 roku przyjęto 70 ustaw chroniących życie. Obowiązkowe badania przed dokonaniem aborcji wprowadziły już takie stany jak: Alabama, Oklahoma, Luizjana i Missisipi. rk (KAI/LifeSiteNews) / Austin Relikwie Papieża w Puławach Msza Św. sprawowana w kaplicy hospicyjnej kończy się błogosławieństwem i ucałowaniem relikwii. W przyszłości będzie możliwość peregrynacji relikwii po domach chorych. Kapelan © rkw w konkursie i pracy nad relikwiarzem. Może znajdzie się też jakiś sponsor. Wszyscy, którzy chcieliby się modlić przy relikwiach błogosławionego Papieża, mają taką możliwość w każdą niedzielę o g. 15.00, bowiem każda R elikwie bł. Jana Pawła II są już w Puławach i to w dwóch miejscach. Pierwszym jest puławskie hospicjum, drugim – Parafia Św. Rodziny. Obie relikwie (krople krwi Błogosławionego na fragmencie sutanny) zostały przywiezione przez kapelana 8 VII br. Hospicjum ma już piękny relikwiarz podarowany przez ks. A. Sternika. Natomiast Parafia Świętej Rodziny ogłosiła konkurs na projekt relikwiarza. Zachęcamy puławskich artystów do udziału Adres redakcji: ul. Kowalskiego 1, 24-100 Puławy, tel. 605 242 671, [email protected], [email protected] Zespół redakcyjny: ks. Ryszard Winiarski (red. prowadzący), Jolanta Frycz, ks. Jacek Jakubiec, Anna Kiełpsz, ks. Mariusz Kamiński, Agnieszka Kawka, Wojciech Kostecki, Daniel Krawczyk, Joanna Kurlej, Stanisława Marek, Elżbieta Mech, Renata Miłosz, Robert Och, Wojciech Olech (grafika), Kazimierz Parfianowicz, Agnieszka Parzyszek, Jacek Prończuk, Marek Remiszewski (korekta), Anna Różycka, Krzysztof Szczepaniak, Anna Szewczyk (korekta), Andrzej Wojtowicz, ks. Michał Zybała. Rada programowa: ks. prob. Tomasz Lewniewski, ks. prob. Henryk Olech, ks. prob. Andrzej Sternik, ks. prob. Adam Szponar, ks. prob. Piotr Trela, ks. kapelan Ryszard Winiarski, ks. prob. Aleksander Zeń, ks. prob. Waldemar Żyszkiewicz. 22 RES SACRA MISER Człowiek cierpiący jest świętością Dodatek Duszpasterstwa Chorych Po raz kolejny zaczynam wszystko od nowa. Tym razem jest to poważna walka o życie. Teraz nie ma już moich dokonań, uznania u publiczności, pozycji, popularności. Jestem tylko ja i choroba. I jest jeszcze moja żona Basia. Poświęciła mi się całkowicie. Choruje razem ze mną. Jest październik. Dajemy sobie czas do maja na pokonanie choroby. Jeśli nam się uda, oczywiście. Wierzymy w to głęboko, mimo, że Basia ma z pewnością więcej złych wieści od różnych zespołów lekarskich. A więc i ta moja pisanina do maja. Tak się ze sobą umawiam, bo potem już muszę wrócić. Marianko, (córka autora – przyp. red.) nie tracę siły. posłużyli trochę mnie. Ale tylko trochę, abym mógł ich obserwować, wyciągać i układać z tej obserwacji swoje fantazje. Przyglądać się ludziom – oto moja rozrywka [...]. Przeczytałem wczoraj, że nasi rodacy, wszyscy katolicy przecież, jak wyjeżdżają za granicę do pracy, to często nie chcąc płacić podatku kościelnego, występują z Kościoła katolickiego. Apostaci. Rezygnują z wiary katolickiej. A wiecie, jaka kwota tego podatku wchodzi w grę? Tysiące? Nie – kilkanaście euro. Czyli za jakieś sześćdziesiąt złotych wyrzekają się swojej wiary od dziada pradziada. Za chwile już nie będzie komu śpiewać: „Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie”, bo starzy litaryzmu. Czekaj pokornie w kolejce po wenflon, jedz tę samą mdłą zupkę, odnoś naczynia. Dopiero wtedy jesteś ich, tych ludzi, dla których przez całe życie chciałeś coś stworzyć [...]. Przypomina mi się rosyjski dowcip teatralny: „Tragik z komikiem pije wódkę, tępo patrząc w telefon. Komik (w panice): Nie dzwonią, zapomnieli. Tragik (z satysfakcją): Nie dzwonią... Pamiętają!” PS. Cytujemy kilka luźnych fragmentów tego szczególnego świadectwa aktora, który w chorobie odkrywa, że jest zwykła osobą, która jak inni musi zmierzyć się z życiem i tym, co osta- Tak sobie myślę... Ale jakoś mimo choroby mam coraz wyraźniejsze poczucie, że okres mej aktywności mija i nawet – co dziwniejsze – nie tęsknię za nim, pozwalam mu odejść. Role zagrane, kilka myśli osobistych rzuconych do ludzi w postaci filmów – studenci wyuczeni gorzej, lepiej, ale jednak, setki wywiadów udzielone, nagrody odebrane, paręset metrów czerwonych dywanów przechodzone, nic mnie nie gna. Pomału z własnej woli, zamieniam się w obserwatora rzeczywistości. I może dlatego warto dla samego siebie to napisać. Profesor Bardini kiedyś, w wywiadzie, na pytanie: „Co pan robił przez ostanie dziesięć lat?”, odpowiedzią: „Przygotowywałem się do starości”. Podoba mi się. Jestem w fazie przygotowywania. Zbieram książki, których nie zdążyłem przeczytać, filmy nieobejrzane, rozmowy z najbliższymi nieprzeprowadzone, wyznania miłości nigdy z braku czasu, nastroju, skupienia niewypowiedziane. Jest co robić! Całe młode i dojrzałe życie służyłem ludziom. Bawiłem, wzruszałem, szokowałem. Teraz myślę, żeby ludzie ogłuchną, a młodzi wypisani. Ambaras także dla Kościoła w Polsce, bo jak nasi rodacy w Niemczech, Austrii stają się apostatami, to z tego skrupulatny Niemiec robi dokument i skrupulatnie ten dokument wysyła do parafii w Rabie Wyżnej na przykład. I klops. Przyjeżdża Józek z Frankfurtu na święta, chce się żenić, a tu nici, bo on apostata. Nie jest członkiem naszej wspólnoty. Za sześćdziesiąt złotych. Ale nasz kochany episkopat w swej mądrości i nieomylności i z tym daje sobie radę, byle nie stracić owieczek. Opracowywana jest właśnie nowa instrukcja i naszym szlachetnym biskupom jakiś profesor od prawa kanonicznego już podpowiada, cytuję: „Przynależność do Kościoła jest wolnym wyborem każdego człowieka. Zawsze można do niego wstąpić, a także wystąpić. Jednak osoba, która przyjęła chrzest, z punktu widzenia dogmatyki katolickiej, całe życie jest katolikiem”. No i proboszcz w Rabie już wie, jak ma postąpić: Nie przejmuj się, Józek, tam możesz być apostatą, a tu jesteś katolik, boś ochrzczony” [...]. Ważne jest jedno – nie wywyższaj się w chorobie. To największa szkoła ega- teczne. Bardzo polecamy tę książkę na urlop. Uderza szczerością, pięknem języka i różnorodnością spostrzeżeń. J. Stuhr, Tak sobie myślę... Dziennik czasu choroby, Wydawnictwo Literackie 2012 Mieszkania z aranżacją wnętrza lub wykończone pod klucz, z miejscem parkingowym (w garażu), atrakcyjna lokalizacja z widokiem na wąwóz – Lublin, ul. Jana Sawy. W ofercie posiadamy min: • kawalerka 42 m2, • dla rodziny 62 m2. Po więcej szczegółów dzwoń – tel.: 693 781 746. 23 Wakacyjne szaleństwo z „Rodziną” W poniedziałek 16 lipca rozpoczęliśmy dwutygodniową wakacyjną akcję letnią skierowaną do dzieci w wieku 7–12 lat. Na naszą wspólną zabawę zapisało się 11 dzieci: Klara, Karolina, Oliwia, Kuba, Kubuś, Jan, Janek, Mati, Patryk, Maks i Michał. Są z nami również nasze Świetliki, które dzielnie towarzyszą nam w zabawach. Rozpoczęliśmy oczywiście od gier rozpoznawczo-zapoznawczych. Jak zwykle niezawodna do tego celu okazała się barwna chusta Klanzy. Po zjedzeniu pierwszego wspólnego posiłku, poprzedzonego modlitwą i nauką naszej „śniadaniowej” piosenki, poszliśmy grać w piłkę na „Orlika” przy ZSO nr 1. Pierwszy dzień szaleństwa zaliczyliśmy do dni udanych. ☺ Wtorek przywitał nas chmurami i dość jesienną aurą, więc, niestety, musieliśmy zrezygnować z planów i zamiast na basen, poszliśmy na spacer do lasu. Zabraliśmy sprzęt do nordic walkingu i ruszyliśmy przed siebie. Prowadziła niezawodna ciocia Aga. No, ale jak pech, to pech… złapał nas deszcz. Szybko musieliśmy uciekać do świetlicy i suszyć przemoczone ubrania. I tym razem ciocia Aga miała świetny pomysł. Urządziliśmy sobie Spa. Ja czym prędzej pobiegłam po miski i suszarkę do pana Grzesia, a ciocia Aga przyrządziła magiczną miksturę z musztardy i wrzątku i wszyscy wymoczyliśmy w tym dziwnym płynie zmarznięte stopy. Maks wymoczył nawet skarpetkę. Choć pomysł wydaje się być dziwny, to zaręczam, że działa. Nikt nie zachorował i wszyscy nazajutrz pojawili się w świetlicy. No, może nie wszyscy…, bo świetlicowa Ola ma katar. Ale to i tak nieźle, zważywszy, że naprawdę nieźle przemokliśmy. Środa była dniem niezwykłym i szalonym. Wybraliśmy się do parku linowego w Kazimierzu. Niektórzy byli tam już wcześniej, więc jako bardziej doświadczeni mogli wędrować po wyżej położonych torach. Młodszym i mniej doświadczonym pozostał tor „Śnieżka”, który, mimo że jest najniżej położony, to i tak dostarcza niemałych wrażeń. Uzbrojeni w szelki, liny i zaczepy przeszliśmy krótkie szkolenie, a potem po- wędrowaliśmy na ścieżkę. Wszyscy byli bardzo dzielni i nawet mały Szymon radził sobie świetnie. Na zakończenie tego miłego dnia znowu złapał nas deszcz, a co gorsza, musieliśmy nieźle się spieszyć, żeby zdążyć na powrotną „emkę” z Kazimierza do Puław. Ta gonitwa tak nas zmęczyła, że w „emce” niektórzy spali. ☺ Czwartek i piątek były dniami sportowymi. Spędziliśmy je na boisku i na placu zabaw. Puszczaliśmy bańki mydlane, a także, korzystając z nowoczesnego sprzętu świetlicowego, obejrzeliśmy film pt. Morskie opowieści. Pierwszy tydzień wakacyjnego szaleństwa był bardzo miły i obfitował we wrażenia. Na zakończenie odbyła się sobotnia wycieczka do Parku Iluzji w Trojanowie. Ja, niestety, tam nie byłam, ale z opowieści dzieciaków wiem, że bawiły się rewelacyjnie. Czekamy z niecierpliwością, co też wydarzy się w kolejnym tygodniu. P.S. Koniec i bomba – a kto się z nami nie bawi, ten trąba! Katarzyna Grudzień Kaplica szpitalna w bólach stanu wojennego W dniu 1 XII 1981 roku podpisałem umowę jako pierwszy kapelan szpitala w pełnym wymiarze godzin, będąc jednocześnie wikariuszem garnizonowej Parafii MB Różańcowej. Po uzgodnieniu szczegółów z ówczesnym dyrektorem szpitala Adamem Prażmo, rozpocząłem organizację kaplicy w części dotychczasowej szatni. Najpierw zleciłem puławskiej „Przemysłówce” wykonanie wyposażenia tzw. prezbiterium kaplicy. Wszystkie elementy w drewnie (dębina), tj. ołtarz, ambonka, konfesjonał, drzwi, szafy itp. Elementy dekoracyjne tabernakulum dałem do wykonania ZSZ w Kazimierzu Dolnym, korzystając z życzliwości inżyniera Szczepińskiego, który projekt zrealizował gratis. Obraz Matki Bożej Częstochowskiej wykonała miejscowa malarka – Urszula Religa (po mężu – Parfianowicz – przyp. red.). Plany były o wiele bardziej ambitne, gdyż cała szatnia miała być przeznaczona na kaplicę. Niestety, 13 XII 1981 r. zaczął się stan wojenny, który pogrzebał wiele ważnych spraw w Polsce, także uderzył w ideę zorganizowania kaplicy 24 dla chorych. W 1982 roku napisana została skarga na dyrektora Prażmo, dotycząca organizacji kaplicy w szpitalu. Wojewoda Lubelski Tadeusz Wilk wysłał specjalną komisję celem zatrzymania prac. Dyrektor Prażmo stanął na wysokości zadania i nie wystraszył się nacisków. Komisja po „mocniejszej herbatce” w mieszkaniu przy ul. Kołłątaja zmieniła treść protokołu (szczegóły pominiemy ze względu na dobro niektórych żyjących jeszcze członków komisji). Niemniej szpital musiał wycofać się z pełnego pokrycia kosztów organizacji kaplicy, tłumacząc to dyplomatycznie „trudną sytuacją finansową”. Z pomocą przyszli pacjenci, personel szpitalny i wierni puławskich parafii. Zapał był duży do momentu poświęcenia kaplicy przez biskupa Bolesława Pylaka w obecności ks. dziekana Ryszarda Gołdy. Zupełnie spontanicznie przy kaplicy szpitalnej zebrało się grono czcicieli Miłosierdzia Bożego, o czym mogłaby zaświadczyć, pełniąca przez wiele lat funkcję zakrystianki, Danuta Semla. Grupa czcicieli przed każdą Mszą Świętą prowadziła modlitwy, stając się prekursorami kultu św. Faustyny Kowalskiej. Wspólnota modlitewna, z udziałem personelu szpitala, urządzała jasełka, prowadziła nawiedzenie obrazu MB Częstochowskiej na poszczególnych oddziałach. Stałą posługę modlitewną pełnił Stanisław Bajer jako tzw. dziekan, odmawiając różaniec, zaś jego syn – Sławomir grał w czasie nabożeństw na elektronicznych organach. Wśród księży dużą pomoc znalazłem u ks. Tadeusza Siwkiewicza, wikariusza Parafii Wniebowzięcia NMP (przyp. red. – obecnie proboszcz parafii w Żyrzynie), który zastępował mnie w czasie nieobecności np. urlopu. Służył też wielokrotnie pacjentom jako spowiednik. Wsparciem były również podziemne struktury szpitalnej „Solidarności”. Sens istnienia kaplicy potwierdzają obecni w niej chorzy i odwiedzające ich rodziny, a także wielu pracowników szpitala, zwłaszcza pielęgniarki. Z perspektywy 30 lat widać wyraźnie, że warto było się narażać, znosić upokorzenia, a przede wszystkim zaufać Miłosiernemu Jezusowi. ks. Fryderyk Gorajczyk