Archiwum Przeglądu Prasy
Transkrypt
Archiwum Przeglądu Prasy
Archiwum Przeglądu Prasy nr 6 - listopad 2008 30 listopada 2008 Spis treści Orangutan postrachem bukmacherów . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zna tylko kilka słów, został burmistrzem . . . . . . . . . . . . . . . . Puby najczęściej nawiedzane przez duchy . . . . . . . . . . . . . . . Włoskie matki proszą mafię o pracę dla synów . . . . . . . . . . . . Treść błędnego e-maila trafiła na znak drogowy . . . . . . . . . . . . Laureaci Nagrody Ig Nobla . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Poeci organizują konkurs na wiersz wyśmiewający premiera . . . . . Żądam odszkodowania za plemniki w basenie . . . . . . . . . . . . . Szef policji aresztował 48 członków swojej rodziny . . . . . . . . . . Prowadziła auto kolanem, bo rozmawiała przez 2 telefony . . . . . . Nieroby z wyższych uczelni . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Najdziwniejszy budynek świata... jest w Polsce! . . . . . . . . . . . . Zakładają się o istnienie Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bambusowe komputery Asusa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Liczba narodzin wzrosła o 44 proc. po... awarii prądu . . . . . . . . . Na ulicach NY postawiono kabiny modlitewne . . . . . . . . . . . . . ZUS inwestuje w dyskietki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Chce pojąć za żonę kobietę z kreskówki . . . . . . . . . . . . . . . . Ridley Scott wyreżyseruje film Monopoly! . . . . . . . . . . . . . . . Głosuj na mnie, powiększysz żonie biust . . . . . . . . . . . . . . . . Przyłap sąsiada na gorącym uczynku! . . . . . . . . . . . . . . . . . Torbę, naszego nowego satelitę, można zobaczyć z Ziemi . . . . . . . Zakazane rysunki - finałowa odsłona . . . . . . . . . . . . . . . . . . ”Jestem dekażem, podejmem prace”, czyli byki w CV . . . . . . . . Wódka pomogła w niełatwej sytuacji - ”nie zrobimy sobie krzywdy” Sagan strzela, filmów nie będzie! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 2 2 2 3 3 5 5 7 7 7 9 10 10 11 11 11 12 12 12 13 13 13 14 15 15 Orangutan postrachem bukmacherów data: źródło: 04-11-2008 rp.pl, pap Wśród piłkarskich ekspertów norweskich gazet, radia i telewizji typujących kolejność w tabeli po każdej kolejce rozgrywek norweskiej ligi najlepszym po 25 kolejkach był anonimowy obstawiacz, który okazał się orangutanem. Orangutan ”Sol” (Słońce) mieszka w ogrodzie zoologicznym w Kristiansand. - Sol jest bardzo wesoła i lubi przebywać z ludźmi. Zauważyliśmy że bardzo lubi oglądać mecze w telewizji i kiedyś, oceniając typy komentatorów, napisaliśmy na bananach nazwy klubów. Przed każdą kolejką Sol ustawiała je w kolejności, która raz po raz okazywała się trafna - powiedział opiekun orangutana Olav Asland. Konkurencja polegała na obstawieniu przed każda kolejką trzech najlepszych i trzech ostatnich miejsc w tabeli po jej zakończeniu. Orangutan uzyskał ogromną przewagę m.in dwukrotną ilość punktów w stosunku do typów najbardziej renomowanych dziennikarzy telewizyjnych. - Sol uwielbia słuchać radia, które jest włączone w jej pomieszczeniu przez całą dobę. Wygląda na to że zapamiętuje nazwy klubów, które pojawiają się we wiadomościach i transmisjach sportowych. W każdym razie jest dowodem na to, że najlepszej ekspertyzy nie uzyskuję się zawsze od najbardziej znanych ekspertów - wyjaśnił Asland. Już w połowie rozgrywek orangutana zidentyfikował dziennik Dagbladet lecz zachował tajemnicę do końca, nie informując nawet dziennikarzy swojej redakcji sportowej. Przed każdą kolejka typy orangutana były fotografowane i dokumentowane. ”Okazało się, że nawet nasi dziennikarze uzyskiwali poniżej 50 procent trafnych typów w porównaniu z Sol” - napisał dziennik, który ufundował też nagrodę dla zwycięzcy, butelkę bezalkoholowego likieru bananowego. Zna tylko kilka słów, został burmistrzem data: źródło: 03.11.2008 onet.pl, IAR Brytyjskie media donoszą o dylemacie brytyjskiego emigranta, który niespodziewanie został burmistrzem hiszpańskiego miasteczka na Costa Blanca. Kłopoty Marka Lewisa biorą się stąd, że zna on zaledwie parę podstawowych słów po hiszpańsku. 58-letni Lewis mieszka wprawdzie z rodziną w Hiszpanii już od 20 lat, ale życie nie zmusiło go dotąd do opanowania języka. Stało się tak, bowiem w 11-tysięcznym San Fulgencio koło Alicante aż 80 procent mieszkańców to przybysze z mniej słonecznych stron Europy, głównie z Wielkiej Brytanii. Mark Lewis dotychczas odpowiadał w radzie gminy za opiekę nad zwierzętami, z którymi nie musiał się porozumiewać po hiszpańsku. Sytuacja polityczna w miasteczku zmieniła się diametralnie kilka dni temu, gdy policja pod zarzutem przekupstwa aresztowała burmistrza, jego zastępcę i czterech innych radnych. Zarzuca im się branie sążnistych łapówek od deweloperów budowlanych. Spośród radnych rządzącej koalicji na wolności pozostał tylko Mark Lewis i drugi deputowany, również Anglik - obaj wybrani rok temu jako kandydaci niezależnej partii AIM, która szła do wyborów pod hasłem walki z korupcją. Puby najczęściej nawiedzane przez duchy data: źródło: 31.10.2008 onet.pl Grupa poszukiwaczy duchów wytypowała pierwszą dziesiątką najczęściej nawiedzanych przez duchy pubów w Wielkiej Brytanii. Według organizacji Spooky Staff, najlepszym miejscem do spotkania z duchami w noc Halloween jest pub The Grenadier w londyńskiej dzielnicy Belgravia, w którym pobito na śmierć oszukującego przy grze w karty żołnierza z armii Wellingtona. Włoskie matki proszą mafię o pracę dla synów data: źródło: 05.11.2008 ”La Stampa”, pap, onet 2 - Dajcie mojemu synowi zajęcie handlarza narkotyków - prosiły mafiosów kamorry matki bezrobotnych z okolic Neapolu. O prośbach matek i babek młodych mężczyzn, kierowanych do rozbitego właśnie przez policję klanu Gionta z miejscowości Torre Annunziata pisze ”La Stampa”. Gazeta powołuje się między innymi na podsłuchy, założone przestępcom. Dziennik podkreśla, że takie traktowanie mafii przez miejscową ludność najlepiej świadczy o jej pozycji społecznej na południu Włoch. Podaje przykład starszej kobiety, która do jednego z szefów gangu przyszła z prezentem prosząc go, by przyjął jej wnuka. Kobiety prosiły o załatwienie pracy dilera, kuriera narkotyków, gońca czy osoby stojącej na czatach w czasie kradzieży. Każde takie zajęcie jest tam w cenie - podkreśla dziennik. ”Kandydat na mafiosa” - dodaje ”La Stampa” - po spełnieniu warunków był przyjmowany jak do ”normalnej firmy”; otrzymywał pensję, status ”członka kamorry”, a także inne korzyści. Dostawał za darmo ryby, słodycze i inne artykuły spożywcze, zdobywane przez mafię jako haracz od zastraszanych właścicieli sklepów. Cukiernicy z Torre Annunziata mieli obowiązek dostarczać swe wypieki nie tylko szefom gangu, lecz także całym ich rodzinom i przyjaciołom. W zamian - podkreśla gazeta - kupcy zwracali się do klanu z prośbą o rozwiązanie różnych problemów, między innymi administracyjnych, co było łatwe do zrealizowania z racji powiązań gangu z miejscowymi urzędnikami. Treść błędnego e-maila trafiła na znak drogowy data: źródło: 2008-10-31 wp.pl, pap W wyniku pomyłki urzędników treść błędnego e-maila trafiła na znak drogowy w Walii - podały media w Wielkiej Brytanii. Dwujęzyczny znak - jak wynika z wersji angielskiej - zakazuje wjazdu ciężarówkom na drogę wewnętrzną. Wersja walijska mówi natomiast: ”Nie ma mnie teraz w biurze. Proszę przesłać wszelkie zlecenia do tłumaczenia”. Urzędnicy hrabstwa Swansea twierdzą, iż do pomyłki doszło, gdy nie zauważono, że email od tłumacza to tylko wiadomość informująca o jego nieobecności, a nie tłumaczenie, mające trafić na znak. Rzecznik urzędu Patrick Fletcher dodaje, że wprowadzający w błąd znak zostanie zastąpiony przez właściwy. Znaki drogowe w Walii i niektórych regionach Szkocji są dwujęzyczne: zawierają informacje w języku angielskim i walijskim albo angielskim i szkockim. Laureaci Nagrody Ig Nobla data: źródło: — pl.wikipedia.org Laureaci Nagrody Ig Nobla w poszczególnych latach: 2007 * Lotnictwo Patricia V. Agostino, Santiago A. Plano i Diego A. Golombek za odkrycie, że chomiki szybciej dochodzą do siebie po zespole nagłej zmiany strefy czasowej, gdy poda im się viagrę. * Biologia Johanna E.M.H. van Bronswijk za obliczenie liczby roztoczy i innych organizmów przebywających w łóżku człowieka. * Chemia Mayu Yamamoto za wyekstrahowanie aromatu wanilii (waniliny) z krowich odchodów. * Ekonomia Kuo Cheng Hsieh za wynalazek (opatentowany) w postaci urządzenia łapiącego w sieć osoby usiłujące dokonać napadu na bank. [1] * Lingwistyka Juan Manuel Toro, Josep B. Trobalon i Nuria Sebastian-Galles za wykazanie, że szczury niekiedy nie odróżniają języka japońskiego, odtwarzanego od tyłu, od języka holenderskiego (również odtwarzanego od tyłu). * Literatura Glenda Browne za badania nad słowem ”the” i jego wpływem na pozycję tytułów książek w ich indeksach. 3 * Medycyna Dan Meyer i Brian Witcombe za badania nad skutkami ubocznymi połykania mieczy. * Żywienie Brian Wansink za badania nad apetytem człowieka prowadzone poprzez karmienie ludzi z miski ciągle uzupełniającej (bez ich wiedzy) zjedzoną zupę. * Nagroda pokojowa Laboratorium Badawcze Sił Powietrznych w Bazie Sił Powietrznych im. braci Wright i Franka Pattersona w Dayton (stan Ohio) za badania nad stworzeniem ”bomby homoseksualnej”, która miałaby wywoływać u żołnierzy wroga homoseksualny popęd do swoich towarzyszy broni. * Fizyka L. Mahadevan i Enrique Cerda Villablanca za teoretyczne badania nad mięciem się prześcieradeł. 2006 * Ornitologia Ivan R. Schwab z University of California w Davis, Philip R. A. May z University of California w Los Angeles za próbę wyjaśnienia, dlaczego dzięcioły nie mają bólów głowy. ’ Wasmia Al-Houty oraz Faten Al-Mussalam z Kuwejtu - za badania nad tym, jakiego rodzaju odchody najbardziej smakują miejscowym żukom. * Nagroda pokojowa Howard Stapleton z Merthyr Tydfil w Walii - za wynalazek elektromechanicznego odstraszacza nastolatków, wytwarzającego denerwujący dźwięk niesłyszalny dla dorosłych. Następnie za zastosowanie tej samej technologii do skomponowania dzwonków do telefonów komórkowych, które są słyszalne tylko dla nastolatków, a nie np. dla nauczycieli. * Akustyka Randolph Blake z Vanderbilt University, James Hillenbrand z Western Michigan University i D. Lynn Halpern z Harvardu - za eksperymentalne badania, dlaczego dźwięk towarzyszący drapaniu paznokciami w tablicę jest nieprzyjemny. * Matematyka Nic Svernson oraz Piers Barnes za obliczenie ile zdjęć grupowych trzeba, aby (niemal) nikt nie miał zamkniętych oczu. * Literatura Daniel Oppenheimer z Princeton University - za raport o nadużywaniu długich słów. * Medycyna Francis M. Fesmire z University of Tennessee za artykuł ”Zakończenie uporczywej czkawki dzięki masażowi odbytu przy pomocy palca”. * Fizyka Basile Audoly i Sebastien Neukirch z Universytetu im. Pierre’a i Marie Curie w Paryżu za wyjaśnienie, dlaczego suche spaghetti łamie się na kilka kawałków, zamiast pękać w połowie. * Chemia Antonio Mulet, Jose Javier Benedito i Jose Bon z uniwersytetu w Walencji oraz Carmen Rossello z uniwersytetu w Palma de Mallorca za badania opisujące ”wpływ temperatury na prędkość rozchodzenia się ultradźwięków w serze cheddar” * Biologia Bart Knols, Ruurd de Jong z uniwersytetu w Wageningen (Holandia) za eksperyment wykazujący, że samice komarów roznoszących malarię są wabione równie silnie przez zapach sera limburskiego oraz zapach ludzkich stóp. 2005 * historia rolnictwa James Watson z Uniwersytetu w Massey (Nowa Zelandia), za badania ”Eksplodujące spodnie pana Richarda Buckleya i dlaczego jest to ważne”. Problem polegał na stosowaniu chloranu sodu używanego do walki z chwastami, który w połączeniu z dżinsem eksplodował * fizyka John Mainstone i (nieżyjący) Thomas Parnell z Universytetu w Queensland (Australia) za systematyczne badania, zaczęte w 1927 r., w których kawałek bitumenu (smoły ziemnej) kapie z lejka z szybkością jednej kropli na 9-12 lat (w 2000 r. spadła ósma kropla). * medycyna Gregg A. Miller z Oak Grove w Missouri (USA), za wynalezienie neuticles - protez jąder dla psów w trzech różnych rozmiarach i o trzech stopniach twardości (psy są często kastrowane lub cierpią na wnętrostwo) * literatura 4 Zbiorowo dla przedsiębiorczych pisarzy nigeryjskich za stworzenie i użycie e-maila do przekazu ”wspaniałych krótkich opowiadań z postaciami takimi jak generał Sani Abacha, pani Mariam Sanni Abacha, mecenas Jon A Mbeki i inni, z których każdy potrzebuje tylko trochę pieniędzy żeby odzyskać olbrzymią fortunę, z którą następnie podzieli się z przyjemnością z czytelnikami” * nagroda pokojowa Claire Rind oraz Peter Simmons z Uniwersytetu w Newcastle (Wielka Brytania) za elektroniczny monitoring układu nerwowego szarańczy w czasie oglądania filmu ”Gwiezdne Wojny” (chodziło z zbadanie percepcji wzrokowej u szarańczy)[5]. * ekonomia Gauri Nanda z Massachusetts Institute of Technology (USA) za odkrycie budzika, który ucieka i ukrywa się w czasie dzwonienia, dzięki czemu budzenie jest bardziej skuteczne i daje w efekcie statystycznie dłuższy dzień pracy. * chemia Edward Cussler z Uniwersytetu w Minnesocie oraz Brian Gettelfinger z Uniwersytetu w Minesocie oraz Uniwersytetu w Wisconsin (USA), za przeprowadzenie eksperymentu dotyczącego pływania w syropie[6]. * biologia Benjamin Smith z Uniwersytetu W Adelajdzie (Australia) za wąchanie i skatalogowanie zapachu zestresowanych żab[7]. * dieta Dr Yoshiro Nakamats z Tokio (Japonia) za robienie zdjęć i analizę retrospektywną każdego posiłku zjedzonego przez niego przez ostatnie 34 lata. * mechanika płynów Victor Benno Meyer-Rochow z Międzynarodowego Uniwersytetu w Bremie (Niemcy) i Uniwersytetu w Oulu (Finlandia) oraz Jozsef Gal z Uniwersytetu Loránd Eötvös (Węgry) za użycie podstawowych zasad fizyki do oceny ciśnienia wewnątrz organizmu pingwina w czasie wypróżniania się (zarejestrowano czterokrotnie wyższe ciśnienie niż u człowieka w tej samej sytuacji) Poeci organizują konkurs na wiersz wyśmiewający premiera data: źródło: 2008-10-08 pap, wp.pl Konkurs na najlepszy wiersz, złożony z ośmiu wersów, wyśmiewający bądź krytykujący premiera Włoch Silvio Berlusconiego zorganizowano w Prato w Toskanii. Grupa poetów, która zainicjowała to literacko-polityczne wydarzenie, ukonstytuowała się następnego dnia po kwietniowych wyborach parlamentarnych, wygranych przez centroprawicę. Zaangażowani politycznie poeci postanowili, że do końca obecnej kadencji rządu codziennie będą pisać po jednym wierszu przeciwko szefowi rządu. Konkurs zorganizowano pod hasłem, które można przetłumaczyć: ”Jedna oktawa dziennie odsuwa karła”, co jest dosadnym nawiązaniem do niskiego wzrostu premiera i przydomku, którym jest nazywany. Jeden z inicjatorów konkursu Roberto Carlesi oświadczył: Mając przekonanie o tym, że opozycja polityczna będzie zbyt łagodna, postanowiliśmy, że to my będziemy opozycją dla tego rządu i Berlusconiego za pomocą najodpowiedniejszego narzędzia, czyli oktawy, która w Toskanii jest bardzo popularna i uwielbiana. Do konkursu stają poeci, głównie amatorzy, w wieku od 11 do 65 lat. Wcześniej do inicjatywy publikowania wierszy przeciwko premierowi Berlusconiemu w internecie przyłączyło się około 600 osób. W ulotce, zapraszającej na poetycką galę konkursową, podkreślono żartobliwie, że mile widziane są czerwone ubrania i że impreza ta ”nie odbywa się pod patronatem Rady Ministrów”. (jks) Żądam odszkodowania za plemniki w basenie data: źródło: 2008-03-17 Ludmiła Anannikova, gazeta.pl poznań 5 Poznaniacy piszą skargi do biur podróży. Biura skarżą się na poznaniaków Dziennikarka ”Gazety” odwiedziła przed sezonem poznańskie biura podróży. Spisała, co pracownicy biur mówią o niektórych wczasowiczach. Rozmowy były anonimowe, bo biura nie chciały stracić pozostałych klientów. Biuro X: - Klient, jakieś 30 lat, wpadł do biura zdenerwowany i puścił nam film. Wrócił właśnie z wczasów w Tunezji. Film był o tym, jak klient kąpie swoje półtoraroczne dziecko w wannie, a dziecko kaprysi, nie chce stać pod prysznicem, wyrywa się, płacze. Oglądałyśmy z koleżanką i nie wiedziałyśmy, o co chodzi. Film trwał ze 20 min. Okazało się, że był dowodem w sprawie reklamacji. Klient zażądał rekompensaty ”za straty moralne” poniesione w czasie pobytu za granicą, ponieważ w hotelowej wannie nie było korka. Zapytałyśmy, czy poszedł w sprawie korka do recepcji albo do rezydentki. Nie, korek zdaniem klienta powinien być na miejscu, czyli w wannie. Inna pani była oburzona, że ”w Tunezji w basenie pływają Arabowie”. Uważała, że tubylcy nie powinni być w tym samym hotelu co turyści. Angielska poprawność Najczęściej klienci skarżą się na monotonię menu i małe ilości mięsa. Biuro Y: - Była skarga, że w Egipcie w wersji all inclusive nie było coli light, chociaż uprzedzaliśmy klientów, że menu all inclusive składa się z produktów regionalnych, a cola light do nich nie należy. Inny klient narzekał, że nie było schabowego, chociaż ktoś, kto wybiera się do krajów muzułmańskich, powinien wiedzieć, że tam nie hoduje się świń. Pracownicy biur skarżą się, że Polacy mało interesują się miejscem, do którego jadą. Pani z biura X: - Jadą do Grecji i pytają, czy będzie polska telewizja. Albo potem narzekają, że nie było. Uważają, że hotel trzygwiazdkowy w Egipcie powinien oferować to samo, co poznański Novotel, chociaż Novotel to hotel biznesowy w centrum miasta i musi mieć internet, telefon i kablówkę, a hotel z trzema gwiazdkami przy plaży służy do wypoczynku i powinien mieć raczej basen i miejsce do zabaw dla dzieci. Bo podrywał ją boy Pracownica biura Z: - Polacy niechętnie dają napiwki. A przecież w krajach arabskich np. napiwki są traktowane prawie jak jeden z filarów islamu - jałmużna. Bogaty dzieli się majątkiem z uboższym. Nie dać napiwku to wstyd, a nasi klienci dają napiwki tylko wtedy, kiedy ktoś zrobił coś ekstra. Staramy się informować turystów o miejscowych zwyczajach, nie zawsze odnosi to skutek. Sama widziałam, jak Polacy w hotelu pięciogwiazdkowym w Tunezji wyszarpywali walizki od boya hotelowego, żeby nie musieć dawać napiwku. I potem jest kłopot, bo w hotelach, gdzie już byli Polacy, obsługa jest mniej wylewna w kontaktach z naszymi rodakami. Panuje tylko ”angielska poprawność”. Trudniej załatwić miejsca w takim hotelu. Biuro Y: - Po powrocie z Grecji jeden z turystów przez półtora roku pisał do biura reklamacje, że miał wytarte guziki w pilocie do TV. Domagał się rekompensaty za niski komfort. Biuro X: - Pani żądała odszkodowania, bo ”przeziębiła się w trakcie lotu do Maroka, ponieważ ktoś złośliwie otworzył okno w samolocie”. W efekcie miała zepsute wakacje. Biuro Z: - Turystka przyniosła pismo, w którym opisała swoje niezadowolenie z wakacji w Tunezji i żądała zwrotu kosztów. Była zakwaterowana na północy Tunezji i pewnego dnia postanowiła wybrać się na wycieczkę fakultatywną ”safari”. Safari jest na samym południu. Jedzie się autokarem dwa dni, 1000 km w obie strony. Klientka nie doczytała informacji i potem miała pretensje do biura, że to tak daleko. W tej samej reklamacji napisała oburzona, że podrywał ją młody boy hotelowy. Biuro X: - Klienci wykupili wycieczkę do Grecji na przełomie kwietnia i maja. Mieli pretensje, że trzy dni padało. A przecież wiadomo, że tam pogoda stabilizuje się dopiero pod koniec maja. Narzekali, że było im zimno i mieli tylko jeden koc, ale nie poszli do recepcji po dodatkowy. Dwa młode małżeństwa po powrocie z Turcji narzekały w biurze, że na plaży Kleopatry rodzaj piasku nie pozwalał na robienie babek. Biuro Y: - Pani miała pretensje, że jej córka wróciła z Tunezji w ciąży. Pytałyśmy, jaka w tym nasza wina, a ona powiedziała, że to z powodu żywych plemników, które pływały w hotelowym basenie. Tak napisała w piśmie, które wpłynęło do biura. Była oburzona i żądała rekompensaty. Proces o 3 m kw. Pan z biura podróży Z jest pewien, że na poznańskim rynku działa grupa naciągaczy: - Już kiedy przeglądają ofertę, zastanawiają się, na co będą się skarżyć. Mają średnie, a najczęściej wyższe wykształcenie. Czytając umowę, poszukują w niej luk. Jadą na wakacje, świetnie się bawią, a po powrocie się skarżą. Mówią, że łazienka była rozwalona, chociaż tylko kurek był 6 pęknięty. Żądają zwrotu części kosztów lub rabatu na następny wyjazd i często zmieniają biura podróży. - Właśnie mamy taką sprawę - wtrąca pracownica biura Z. - Rezydentka hotelu w Turcji podczas zakwaterowania turystów powiedziała im, że taras przy ich pokoju ma 23 m kw. Jedna para pozwała rezydentkę do sądu, ponieważ ”informacje, które podała, były niezgodne z prawdą”. Okazało się, że zmierzyli taras i miał 20 m kw. Żeby się zabezpieczyć przed takimi sytuacjami, rezydenci zaczęli ubezpieczać się od odpowiedzialności cywilnej. Szef policji aresztował 48 członków swojej rodziny data: źródło: 12.11.2008 www.wp.pl Szef policji w jednym z miast w południowo-zachodnich Chinach łącznie 48 razy aresztował swoich krewnych i członków rodziny żony - informuje Reuters. Wśród zatrzymanych byli m.in. jego brat i kuzyni. Laobulaluo, szef policji w Heizhugou w prowincji Syczuan, jest członkiem mniejszość etnicznej Yi. W ciągu swojej 10-letniej służby m.in. osobiście aresztował brata i dwóch kuzynów, którzy, będąc pod wpływem alkoholu, pobili nauczyciela z lokalnej szkoły. Inni członkowie jego rodziny byli aresztowani np. za kradzież damskiej torebki. W sumie 25 krewnych Laobulaluo zostało skazanych m.in. na kary więzienia i przymusowe roboty. Rzetelne wykonywanie obowiązków przez Laobulaluo znacznie pogorszyło relacje z krewnymi. Pod adresem jego rodziców były kierowane pogróżki, a hodowanym przez nich krowom ktoś... poobcinał ogony. - Dziś wszyscy w moim rodzinnym miasteczku rozumieją i wspierają maje działania. Choć początkowo było inaczej - powiedział Laobulaluo. Prowadziła auto kolanem, bo rozmawiała przez 2 telefony data: źródło: 2008-10-31 (16:40) PAP, wp.pl Mandat w wysokości 104 euro otrzymała 40-letnia mieszkanka miasta Lucca we Włoszech, która prowadząc samochód, rozmawiała jednocześnie przez dwa telefony komórkowe, a kierownicą kręciła za pomocą kolana. Na wykonywaniu tych akrobacji przyłapali ją policjanci z drogówki. We Włoszech kara za prowadzenie samochodu z telefonem komórkowym w ręce wynosi 148 euro plus 5 punktów karnych. Włoskie media, informując o zdarzeniu, nie wyjaśniły, dlaczego kobieta z Toskanii otrzymała mniejszy mandat. Nie wyklucza się, że policjanci pod wrażeniem jej wyczynu zapomnieli wymierzyć pełną karę i mimochodem dali sprawczyni zniżkę. Nieroby z wyższych uczelni data: źródło: 2008-11-06 doza.o2.pl Praca na wyższej uczelni wiązała się i wiąże z prestiżem. Nie zawsze niestety idzie to w parze z godziwymi zarobkami. Są jednak i takie uczelnie, na których zarabia się przyzwoite pieniądze. Co takiego prócz zajęć ze studentami robią wykładowcy na wyższych uczelniach? Otóż prowadzą badania naukowe. A kiedy już je skończą, publikują ich wyniki. Robią to po to, by nie wylano ich z pracy, naukowiec bowiem ma za zadanie prowadzić badania w swej dziedzinie. Praktyka i teoria Tak jest w teorii, w praktyce jednak nikt jeszcze nie wyrzucił z uczelni młodego naukowca, który nie publikuje i nie wzbogaca swej dziedziny kolejnymi pracami, które rozszerzają wiedzę. Można sobie spokojnie siedzieć na uczelni, przygotowywać jakieś zadania dla studentów i dorabiać korepetycjami. Nikt nikogo nie popędza i nie wymaga jakichś prac. Zresztą obłożenie obowiązkami jest tak duże, że nie ma nawet zbytnio czasu na to, by cokolwiek pisać. Jest jeszcze jedna ważna rzecz - żeby prowadzić badania, nawet z zakresu muzykologii czy historii 7 sztuki, potrzebne są pieniądze, a o te wcale nie jest łatwo. Granty przyznawane przez władze uczelni trafiają do nielicznych, reszta musi badać za własne pieniądze lub czekać cierpliwie, aż ktoś się nad nimi zlituje i udzieli im funduszów. - Jest to jedno z najbardziej upokarzających zajęć - mówi Jarek, pracownik naukowy. Wiadomo, że powinienem prócz zajęć dydaktycznych prowadzić także badania i publikować ich wyniki. W mojej dziedzinie wymaga to wyjazdów i przeglądania archiwów, niestety nie mam na to pieniędzy, a za własne nie będę jeździł do Montrealu czy Toronto. Nikt mi za to potem nie podziękuje, przeciwnie - będą pukać się w głowę i uznają mnie za naiwnego durnia. Wszyscy czekają na pieniądze, a dostają je zwykle asystenci lub krewni profesorów, którzy kierują wydziałami. Ja nie mam takich koneksji, więc siedzę i przygotowuję zajęcia dla studentów, którym jak najszczerzej wisi to, co dla nich robię. To ogłupiające i nudne zajęcie, ale nie wiem, co miałbym robić innego. Przyszedłem na uniwersytet, bo sądziłem, że to praca, która ma w sobie coś szlachetnego, coś, czego nie mają inne zawody. Tymczasem to jest nudna i męcząca biurowa robota. Człowiek poświęca czas młodym durniom i słucha, co mają mu do powiedzenia starzy durnie. Już lepiej jest chyba na zmywaku w Londynie. Nauka jest potęgą Nie ustają narzekania na stan polskiej nauki, na jej niedoinwestowanie, na paraliż wewnętrzny, na niemożność realizowania potrzebnych gospodarce projektów oraz na całkowity rozdźwięk pomiędzy uczonymi i praktykami działającymi w gospodarce. Wszystko to jest oczywiście winą polityków, którzy sami przecież studia kończyli, a niektórzy z nich mają nawet tytuły naukowe. Niestety, by pomóc uczonym i instytutom badawczym, nie mają czasu i chęci. Jedyne, co rozwija się w Polsce bujnie, to humanistyka, z której rozlicznych dziedzin doktoryzowało się, a nieraz i habilitowało, wielu posłów na sejm i senatorów. Nie tak dawno wyśmiewano w sieci tytuły prac naukowych, które napisali nasi politycy, by uzyskać kilka literek przed nazwiskiem. Nie trzeba jednak zaglądać w przeszłość polityków, by pośmiać się z osiągnięć naukowców humanistów. Wystarczy przejrzeć witryny internetowe, które oferują na sprzedaż książki, w tym książki naukowe. Znajdziemy tam nader ciekawe rzeczy. Na przykład pracę pod zaskakującym tytułem: Wychowanie ku wartościom wiejskim jako szansa integralnego rozwoju wychowanka. Drżymy z niepokoju, by czym prędzej poznać, czym są owe ”wartości wiejskie”, ku którym pchać się będzie nieświadomych niczego wychowanków. I dlaczego akurat ku wiejskim wartościom, a nie na przykład ku małomiasteczkowym? Czy te drugie są gorsze i nie zapewniają integralnego rozwoju wychowanków? Tylko wieś go zapewnia? Od wojny wszystkim ludziom w Polsce wieś kojarzy się z rozmaitymi rzeczami, ale (być może się mylimy) nie ma na owej liście ”integralnego rozwoju wychowanków”, są tam za to inne rzeczy - na przykład zacofanie i bieda. Inny przykład dokonań na niwie naukowej to odnaleziona w sieci praca pod tytułem: Współczesne życie seksualne w nauczaniu biblijnym. Przyznajemy otwarcie, że straciliśmy głowę po przeczytaniu tego tytułu. Nie znamy dokładnie definicji nauczania biblijnego, ale przypuszczamy, że chodzi albo o nauczanie opisywane w Biblii, albo o nauczanie według nauk zawartych w Biblii. Określenie ”nauczanie biblijne” pasuje jednak bardziej do tej pierwszej wersji. Czym więc może być współczesne życie seksualne umieszczone w takim kontekście? I o które fragmenty Biblii chodzi? Prac o podobnych tytułach, które powstają w dziesiątkach wyższych uczelni w Polsce, jest mnóstwo. Wszystkie one opisują nasz świat ”naukowo” i dzięki nim każdy, kto je przeczyta, znajdzie się o krok bliżej prawdy. Tylko kto je przeczyta? - Prace naukowe pisane przez magistrów i doktorantów są gromadzone w bibliotekach i pokrywają się tam kurzem - mówi Jarek. - Nikt z nich nie korzysta, a sami autorzy najchętniej chcieliby zapomnieć, że pisali kiedykolwiek coś takiego. Prace te mają zwykle kabaretowe tytuły i skłaniają czytelnika raczej do drwin niż do poważnych refleksji. Po co więc istnieją kierunki humanistyczne i dlaczego tylu studentów usiłuje się na takie studia dostać? Wiadomo już, że ukończenie historii sztuki, muzykologii, a nawet dziennikarstwa nie daje żadnego prestiżu, przeciwnie - człowiek jest narażony na drwiny ze strony absolwentów politechniki i nie ma szans na rynku pracy. Jednak nie zmniejsza to liczby studentów próbujących się tam dostać i rozpocząć badania naukowe w jakichś hermetycznych, niepotrzebnych nikomu obszarach. - Dlaczego tak jest? - zastanawia się Jarek. - A co mają robić wszyscy niewysportowani, zahukani przez rodzinę, biedni i nie mający perspektyw ludzie z prowincji? Mogą liczyć jedynie na to, że usilną pracą, pochłaniając tony książek na studiach, zostaną kiedyś naukowcami i to będzie im dawało satysfakcję. Tymczasem jest to pułapka. Na uczelniach nie ma dla nich miejsca, bo rządzi tam nepotyzm nie gorszy niż w PZPR za komuny. Po skończeniu studiów ludzie ci bez żadnego konkretnego fachu będą musieli wrócić do swoich zapyziałych miasteczek i wsi. Być może zaczną wychować kogoś ”ku wartościom wiejskim”, nie wiem. No ale zastanów się, ile mogą za to dostać miesięcznie? Uniwersyteckie synekury 8 Na wyższych uczelniach w Polsce dominuje następstwo pokoleń. Oznacza to, że pewne obszary badań, pewne stanowiska i funkcje są dziedziczne, prawie jak w telewizji polskiej. Po prostu uczelnia staje się polem działania rozrodzonych nadmiernie rodzin, które chronią swoje interesy przed obcymi i nie pozwalają na to, by działalnością naukową zajmowali się przypadkowi ludzie przybyli nie wiadomo skąd. Środowisko uczelniane jest hermetyczne i takie chce pozostać. Nie dopuszcza do siebie obcych, bo mogliby zburzyć kruchą stabilizację i wprowadzić chaos w układy, jakie wypracowywano całymi latami. Nie zanosi się na to, żeby coś miało się w tej materii zmienić. - Dostałem kiedyś nagrodę za publikację - mówi Jarek. - To były pieniądze. Co roku wręczano tę nagrodę i zawsze była to okrągła sumka, ale ja ze względu na to, że nikt mnie nie popiera, dostałem zaledwie połowę owej sumy i nikt nie uważał tej sytuacji za krępującą, moralnie niewłaściwą czy po prostu nieuczciwą. Dla tych, którzy musieli mi przyznać te pieniądze, bo rzeczywiście napisałem najlepszą pracę i zdeklasowałem konkurentów, nie był to problem. Jeśli chcesz, to masz, ale tylko połowę. Środowiska uczelniane są tak samo zdeprawowane jak politycy, jeśli nie gorzej. Najdziwniejszy budynek świata... jest w Polsce! data: źródło: 15:50, 06.11.2008 ”Dziennik Bałtycki”, tvn24 Już nie trzeba jeździć po świecie w poszukiwaniu najdziwniejszych budowli świata, skoro jedna z nich stoi w Polsce. Twórcy strony internetowej Villageofjoy.com wciągnęli na swoją osobliwą listę Krzywy Domek znajdujący się w Sopocie. Budynek, zaprojektowany przez Szczepana Szotyńskiego,nawiązuje formą do bajkowych rysunków Jana Marcina Szancera oraz Pera Dahlberga, a także projektów Antonio Gaudiego. Wybudowany w 2003 roku przy ul. Bohaterów Monte Cassino w Sopocie, znalazł się na liście najbardziej osobliwych konstrukcji. Rysunek 1: Fot. East News Doborowe towarzystwo Krzywy Domek na stronie internetowej Villageofjoy.com sąsiaduje z budynkiem w kształcie koszyka z Ohio (USA) i biblioteką w kształcie książek z Kansas (USA). Nic dziwnego, że się na tej liście znalazł. Pokrzywiony tak, jakby przeszedł przez gabinet krzywych luster - o dziwo - stoi i ma się dobrze, służąc za dom handlowy. Jednak na początku nie było tak różowo - piszą dziennikarze Dziennika Bałtyckiego. Gdy powstawał, część mieszkańców zarzucała miastu samowolę budowlaną i ”niszczenie charakteru sopockiej architektury”. Po protestach nie ma jednak śladu, a budynek, wtapiając się znakomicie w otoczenie, stał się jedną z głównych atrakcji turystycznych. - W Sopocie jestem pierwszy raz, ale o 9 Krzywym Domku wiele słyszałem. Moim zdaniem jego postawienie było świetnym pomysłem - powiedział w ”DB” napotkany turysta. Zakładają się o istnienie Boga data: źródło: 06.11.2008 wp.pl Paddy Power - brytyjska sieć zakładów bukmacherskich wprowadziła do swojego asortymentu nowy zakład. Od teraz można zakładać się o to, czy jest Bóg. Wnosząc finansowy wkład można opowiedzieć się po stronie tych, którzy uważają, że istnieje byt absolutny. Czy deklarując swoją wiarę w Boga, można ”ubić” dobry interes? Firma zaoferowała taką opcję dwa miesiące temu i od tego czasu gracze wykupili zakłady na łączną kwotę 5 tysięcy funtów. - poinformował dziennik ”Daily Telegraph”. Może się wydawać, że nie jest to wielka suma. Należy jednak dodać, że odbiór wygranej nastąpi tylko wtedy, gdy istnienie Boga zostanie udowodnione w sposób naukowy przez użycie argumentów, których nie będzie można obalić. Paddy Power postanowił zaoferować swoim klientom taką usługę w czasie, gdy naukowcy szumnie ogłosili, że za pomocą Wielkiego Zderzacza Hadronów udowodnią, że świat powstał dzięki cząstce elementarnej, która nazywana jest bozonem Higgsa lub ”boską cząstką”. Naukowcy chcieli dowieść, że to właśnie z niej wszelka materia wzięła swój początek. W przededniu eksperymentu związanego z Wielkim Zderzaczem Hadronów, kurs na na istnienie Boga, został ustalony na poziomie 20-1. Wkrótce jednak okazało się, że do wielkiego eksperymentu nie dojdzie ze względu na awarię maszyny, więc kurs automatycznie wzrósł do pułapu 33-1. Niedługo potem na ulice Londynu wyjechały czerwone autobusy z reklamami wykupionymi przez ateistów, na których umieszczone zostało hasło ”Boga prawdopodobnie nie ma. Teraz przestań się martwić i ciesz się życiem”. W tym samym czasie Paddy Power zanotował zwiększone zainteresowanie swoim nietypowym zakładem. Wynikało to prawdopodobnie z tego, że wielu londyńczyków chciało w oryginalny sposób zamanifestować swój sprzeciw przeciw nachalnej kampanii niewierzących i na przekór im zaczęło stawiać pieniądze na to, że Bóg istnieje. Teraz jednak chęć wydawania pieniędzy w tak niekonwencjonalny sposób znów zmalała, a Paddy Power obniżyło kurs do poziomu 4-1. Równocześnie firma uruchomiła inne zakłady, w których można typować kolejnego papieża oraz nowego przywódcę kościoła katolickiego w Anglii. Według szacunków rzecznika spółki, jeśli istnienie Boga zostanie potwierdzone, firma będzie musiała wypłacić łącznie kwotę ponad 50 tysięcy funtów. Warto się jednak zastanowić, czy zamieszanie z Wielkim Zderzaczem Hadronów, na fali którego brytyjscy bukmacherzy wprowadzili możliwość wnoszenia zakładów w dziedzinie wiary, jest w stanie cokolwiek zmienić. Czy naukowe dowody na to, że świat powstał dzięki cząstce, która zapoczątkowała istnienie materii, automatycznie wykluczy istnienie Boga? Czy wiara w naukę i Boga nie może iść w parze? Bambusowe komputery Asusa data: źródło: 12.11.2008 wp.pl W ciągu ostatnich lat design przedmiotów użytkowych przechodzi swój renesans. Użytkownicy zaczęli dużą uwagę przywiązywać do wyglądu rzeczy, którymi się otaczają. Styliści zachłysnęli się egzotycznym stylem. Nastała moda na inspiracje Afryką czy Dalekim Wschodem. Ducha ZEN postanowiła oddać także firma ASUS, wprowadzając na rynek nową Bambusową serię notebooków. Najnowsza seria notebooków firmy ASUS zaskoczy nawet największych znawców świata IT. ASUS znany z dbałości o wygląd swoich urządzeń i tym razem nie zawiedzie swoich użytkowników. Seria notebooków „U” olśniewała skórzanym wykończeniem i lakierem fortepianowym. Współpraca z Automobili Lamborghini zaowocowała powstaniem jedynej w swoim rodzaju rodziny żółtych notebooków dla fanów szybkich aut. Tym razem firma ASUS do wykończenia użyła naturalnego materiału, jakim jest drewno bambusowe. Seria Bamboo to innowacyjny pomysł reprezentujący ideę „Green ASUS”. Notebooki Bamboo to wyraz zaangażowania firmy w ochronę środowiska naturalnego. 10 Wykorzystane drewno bambusowe nie zostało polakierowane. Dzięki temu faktura drzewa będzie odczuwalna z każdym dotykiem., a korzystając z touchpada można poczuć pod palcami włókna prawdziwego bambusa. Indywidualność zapewnia subtelna kompozycja różnych odcieni drewna bambusowego. Selekcja składników współgra z cyklem życia rośliny: wybierane są dojrzałe 2-letnie brązowe bambusy. Są one hodowlane specjalnie dla potrzeb firmy ASUS. Naturalny materiał nie jest lakierowany, co minimalizuje obciążenia dla natury, w przeciwieństwie do metalu, który jest obrabiany przy pomocy paliwa. Seria Bamboo reprezentuje nową politykę firmy ASUS dotyczącą oszczędności energii za pomocą wbudowanego Super Hybrid Engine. Każdy laptop został wyposażony w bardzo wydajny hybrydowy „silnik”. Automatycznie przydziela on moc do właśnie wykonywanych zadań. Dzięki temu czas pracy na baterii może być dłuższy nawet o 35% Super Hybrid Engine nie tylko oszczędza energię, ale także redukuje emisję dwutlenku węgla (CO2) do 12,3 kg na notebook. Według statystyk firmy ASUS, dzięki zastosowaniu Super Hybrid Engine, przy produkcji 6 milionów notebooków rocznie, emisja dwutlenku węgla zmniejszyła sie do 73,8 milionów kilogramów. A to pozwala na uratowanie 36 milionów drzew rocznie. Bambus to drewniejąca trawa wieloletnia z rodziny Poaceae. Jego pędy mają od 1mm do 30 cm średnicy w zależności od gatunku. Tych ostatnich jest około 1000. Bambus rośnie głównie w obszarach tropikalnych i subtropikalnych, najliczniej oczywiście w Azji wschodniej. Bambusy występują w Afryce subsacharyjskiej, Ameryce Południowej i Australii. Rośliny osiągają wysokość od kilku centymetrów do 40 m. Charakteryzują się niezwykle szybkim wzrostem, do 70-80 cm dziennie. Pojedyncza łodyga dzieli się na równe odcinki, z których wyrasta jeden liść i od jednego do kilkunastu odgałęzień. Obecnie powszechnie bambusy uprawia się jako roślinę użytkową i ozdobną. Jest rośliną bardzo odporną na mrozy i zimozieloną. Kwitnie bardzo rzadko - niektóre gatunki raz na 100 lat. Kiedy jednak tak się dzieje, jest regułą, że roślina wkrótce obumrze. Niektóre gatunki bambusa, a dokładnie ich młode pędy, są jadalne. Robi się z nich zupy, sałatki i wiele innych rodzajów dań. Oprócz tego z bambusa można wykonać pałeczki, służące Azjatom za sztućce. Bambus jest niezwykle trwałym materiałem budowlanym. Nie gnije, co ma istotne znaczenie w wilgotnych klimatach tropikalnych. Nie jedzą go też termity. Z bambusa można np. wykonać naczynia, obuwie, przedmioty codziennego użytku, takie jak wędki czy fajki. Indianie Cofano (Ameryka Południowa) wykorzystują bambus do budowy mrówko-odpornych domów, a także do budowania różnego rodzaju broni czy narzędzi tortur. Indianie amazońscy puste segmenty bambusa używają do przechowywania zatrutych strzałek. Natomiast bambus wrzucony do ogniska pęka z głośnym trzaskiem, co wykorzystuje się do odstraszania dzikich zwierząt. Liczba narodzin wzrosła o 44 proc. po... awarii prądu data: źródło: 12.11.2008 onet.pl Liczba narodzin w pewnym holenderskim miasteczku wzrosła o 44% dokładnie 9 miesięcy po tym, jak awaria sieci elektrycznych na dwie doby pogrążyła 23 tysięcy mieszkańców w kompletnych ciemnościach. Rzecznik rady miejskiej zapewnia, że chociaż władzom zależy na zwiększaniu przyrostu naturalnego, urzędnicy nie planują kolejnych przerw w dostawie energii elektrycznej. Na ulicach NY postawiono kabiny modlitewne data: źródło: 15.11.2008 onet.pl Na ulicach Nowego Jorku pojawiły się specjalne kabiny modlitewne, w których zabiegani nowojorczycy mogą zwrócić się do niebios o pomoc lub poradę. Wyposażone w klęcznik budki są dziełem projektanta Dylana Mortimera, który chce poddać publicznej dyskusji kwestię roli prywatnych przekonań religijnych w życiu społecznym. ZUS inwestuje w dyskietki data: źródło: 14.11.2008 16:56 Kuba Kram www.fkn.pl, technonews.pl W ostatnich latach zapomniane. Przez ładnych kilkanaście lat niezbędne narzędzie do przenoszenia danych, teraz wyparte przez dyski CD i DVD, a także 11 nośniki oparte o pamięci flash. Dyskietki 3,5-calowe nie wszędzie jednak odeszły do lamusa. Świadczy o tym chociażby ogłoszenie przetargu przez ZUS na dostarczenie 130 tys. dyskietek. Jak donosi serwis technonews.pl w szczegółowym opisie warunków przetargu znalazła się dokładna specyfikacja dyskietek. Musza być sformatowane w formacie IBM PC, być wolne od wirusów, mają być zapakowane w plastikowe pudełka po 10 dyskietek, a w każdym pudełku ma się znajdować 10 sztuk naklejek do opisywania zawartości nośników. Dziennikarze pokusili się o pewne przeliczenia. Wartość przetargu waha się w granicach od 65 do 117 tys. złotych. Jeszcze lepiej wypada przeliczenie ceny za gigabajt. Dysk o pojemności 200 GB to koszt rzędu 200 złotych, a dyskietki mają łączną pojemność 187 GB. Wypowiedź rzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Mikołaja Skorupskiego wyjaśnia dlaczego firma zdecydowała się na zakup właśnie dyskietek a nie innych nośników. Otóż w firmie jest około 20 tys. komputerów z czego duża większość to sprzęt starej generacji. Nie wszystkie wyposażone są w napędy CD i mają wejścia USB. Stąd wybór padł właśnie na dyskietki. Chce pojąć za żonę kobietę z kreskówki data: źródło: 11.11.2008 onet.pl Pewien Japończyk domaga się legalizacji małżeństw ludzi z bohaterami kreskówek. Taichi Takashita, który zgromadził w swojej internetowej petycji ponad 1000 podpisów, przyznaje, że czuje się znacznie swobodniej w świecie ”dwuwymiarowym” i sam chętnie stałby się bohaterem komiksu, więc chciałby wywalczyć przynajmniej możliwość zawarcia związku małżeńskiego z animowaną kobietą. Ridley Scott wyreżyseruje film Monopoly! data: źródło: (14-11-2008) onet.pl Słynny reżyser Ridley Scott podjął się stworzenia filmowej adaptacji gry Monopoly Monopoly kojarzy się wszystkim z popularną, ekonomiczną grą planszową. Dzieje się tak mimo faktu, że na rynek trafiło kilka wersji przeznaczonych na komputery – poczciwa planszówka nadal ma swoje grono wiernych fanów. Być może niebawem nasze myślenie o Monopoly zmieni się. Wszystko za sprawą Ridleya Scotta, reżysera takich filmów jak American Gangster, Hannibal, Gladiator, Blade Runner czy Obcy - 8. pasażer Nostromo. Utalentowany filmowiec zabiera się bowiem za stworzenie filmowej adaptacji popularnej gry planoszowej Monopoly. Szczegóły na temat konwencji filmu nie są jeszcze znane. Pewne jest natomiast to, że za scenariusz do ekranizacji odpowiedzialna jest Pamela Pettler, znana choćby dzięki filmowi Gnijąca panna młoda. Przy produkcji Monopoly współpracuje również firma Hasbro, producent planszówki, jak i wytwórnia Universal. Głosuj na mnie, powiększysz żonie biust data: źródło: 10:51, 17.10.2008 France 24, BBC, TVN24.pl Żeby zdobyć fundusze na kampanię wyborczą, można zrobić wiele. Np. zorganizować loterię, dzięki której szczęśliwa zwyciężczyni będzie mogła powiększyć sobie biust. Pomysłodawcą niecodziennej zbiórki pieniędzy jest niejaki Jorge Robador, mer Chilecito w północnej argentyńskiej prowincji La Rioja. Dzięki sprzedaży losów (każdy w przeliczeniu po siedem euro), Robador chce powiększyć swój budżet wyborczy, co w konsekwencji ma mu pozwolić na zwycięstwo w lokalnych wyborach. A co jeśli mężczyzna wygra? 12 Samorządowiec rozwiązał nawet problem anatomiczny. Co zrobić, jeśli szczęśliwym zwycięzcą będzie mężczyzna? Zabiegowi będzie mogła poddać się jego małżonka. A jeśli mężczyzna uzna, że ingerencja w naturę jego ukochanej jest zbędna, Zobacz infografikę Szczęśliwy los (BBC) może wymienić zwycięski los na gotówkę. Test wyborczy w Chilecito może stać się więc przy okazji testem na udany związek. Powiększenie biustu? No problema Smaczku całemu pomysłowi dodaje fakt, że losy można zakupić w kiosku stojącym dokładnie naprzeciwko miejscowego kościoła. Ale jak zauważa korespondent France 24, w Argentynie nikogo to nie bulwersuje - powiększanie biustu jest bowiem traktowane w tym kraju jako drobny i powszechny zabieg kosmetyczny. Rzeczą całkiem zwyczajną jest np. powiększanie biustu przez 16-latki ”w nagrodę” za pomyślnie zdanie egzaminów w szkole średniej. Wielkie losowanie zwycięskiego kuponu 20 grudnia. Przyłap sąsiada na gorącym uczynku! data: źródło: 13:44, 18.11.2008 Reuters, tvn24.pl Mieszkańcy Korei Południowej zapisują się na specjalne szkolenia, na których uczą się, jak lepiej szpiegować sąsiadów. Wszystko po to, aby pomóc policji w ściganiu złoczyńców. Teraz śmiecący na ulicach czy nieuczciwi sklepikarze powinni mieć się na baczności. Jedną ze szkół szpiegowania prowadzi Moon Sung-Ok. Na jego lekcjach Koreańczycy mogą się dowiedzieć jak prowadzić obserwację z ukrycia, obsługiwać małe kamery i umiejętnie stosować prowokacje np. wobec niechlujnych obywateli. Kurs nie jest tani (ok. 250 dolarów), ale się opłaca, bo nauczony szpiegowania absolwent kursu może zarobić dużo więcej. Wszystko dzięki rządowemu programowi ”raportuj i bądź nagradzany”. Władze w Seulu postanowiły bowiem uhonorować Koreańczyków, którym udało się udowodnić przewiny współobywateli. Stąd dziesiątki doniesień o rzucanie niedopałków na ulicę i sklepikarzach, którzy rozdają za darmo foliowe torebki (w Korei Południowej trzeba za nie koniecznie płacić). Jednak obywatelscy śledczy też muszą uważać. Jak ostrzegają działacze organizacji pozarządowych, powszechne szpiegowanie może naruszać prywatność wielu osób. Na razie jednak pan Moon Sung-Ok nie narzeka na brak chętnych na kurs. Torbę, naszego nowego satelitę, można zobaczyć z Ziemi data: źródło: Wtorek, 25 listopada (18:19) pap, interia Torba z narzędziami, zgubiona w kosmosie przez amerykańską astronautkę, krąży wokół naszej planety i można ją z Ziemi zobaczyć. Dwaj amerykańscy astronomowie amatorzy zaobserwowali torbę, która w zeszłym tygodniu wysunęła się z ręki astronautki Heidemarie Stefanyshyn-Piper podczas prac na zewnątrz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Torbę widziano nad stanem New Jersey oraz nad kanadyjską prowincją Ontario. Agencja dpa informuje, że bezpańska torba z narzędziami jest też obecnie widoczna w Europie. Co wieczór między godziną 18.00 a 20.00 pojawia się na cztery minuty jako słabo świecący punkcik w południowo-zachodniej części nieba. Potrzeba lornetki, żeby ją zobaczyć. Kiedyś, choć jeszcze nie wiadomo, kiedy, torba spłonie w atmosferze ziemskiej. Zakazane rysunki - finałowa odsłona data: źródło: 2008-11-24 01:06:17 Jacek Sierpiński, www.kapitalizm.org Co według polskiego prawa grozi za posiadanie, ściąganie z internetu czy nawet samodzielne nagranie pornograficznego filmu z udziałem siedemnastoletniej dziewczyny, nawet jeśli treścią tego filmu jest np. kopulacja z psem? Otóż nic, jeśli tylko nie zamierza się tego filmu rozpowszechniać ani prezentować publicznie. Zgodnie bowiem z art. 202, par. 3 Kodeksu karnego karze podlega jedynie ten, kto 13 “w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, przechowuje lub posiada albo rozpowszechnia lub publicznie prezentuje treści pornograficzne z udziałem małoletniego albo treści pornograficzne związane z prezentowaniem przemocy lub posługiwaniem się zwierzęciem”. Chyba, że małoletni ma poniżej 15 lat - wtedy karalne jest utrwalanie, sprowadzanie, przechowywanie i posiadanie takich treści nawet bez zamiaru rozpowszechniania (art. 202, par. 4 i 4a kk). A co według polskiego prawa będzie grozić już wkrótce za posiadanie czy ściąganie z Internetu pornograficznego rysunku przestawiającego wymyśloną siedemnastoletnią dziewczynę? Będzie grozić grzywna, ograniczenie wolności lub pozbawienie wolności. Bo nasi genialni ustawodawcy dodali do artykułu 202 Kodeksu karnego paragraf 4b, stanowiący, że: “Kto produkuje, rozpowszechnia, prezentuje, przechowuje lub posiada treści pornograficzne przedstawiające wytworzony albo przetworzony wizerunek małoletniego uczestniczącego w czynności seksualnej podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 20. Dodajmy, że “czynnością seksualną” może być nawet pocałunek. Jeśli ktoś nie wierzy, proszę zajrzeć tutaj. Sejm uchwalił, Senat poprawił, prezydent podpisał. Dzięki ich radosnej (a raczej smutnej) twórczości Polska za kilkanaście dni stanie się kto wie, czy nie jedynym krajem na świecie, w którym korzystanie z pornografii rysowanej będzie traktowane surowiej od korzystania z tej z udziałem realnych osób. Posiadacze kolekcji hentai będą musieli zejść do podziemia. Albo przerzucić się na zdjęcia i filmy robione z udziałem żywych osób... ”Jestem dekażem, podejmem prace”, czyli byki w CV data: źródło: 2008-11-24 gazeta.pl, Dariusz Brzostek Cytat w tytule to nie błędy ortograficzne z uczniowskich zeszytów. To fragment listu motywacyjnego dekarza z 15-letnim stażem. Head hunterzy biją na alarm. W co drugim CV robimy straszne błędy ortograficzne! W ten sposób możemy w ogóle nie znaleźć pracy. Do jednej z katowickich firm budowlanych, która poszukiwała pracowników na stanowiska fizyczne, zgłosiło się ponad stu kandydatów. 15 potencjalnych pracowników w CV w rubryce doświadczenie zawodowe wpisało ”murasz”, 19 osób było ”murażami”, a kolejnych 11 ”mórażami”. Właściciel firmy nie krył irytacji, rozmowy kwalifikacyjne rozpoczął w nietypowy sposób. Każda z przyjętych osób musiała podpisać oświadczenie, że umie pisać i czytać. Wszyscy też zostali poinformowani o poprawnej pisowni zawodów budowlanych. Na wszelki wypadek zapewniamy: w języku polskim istnieje tylko zawód ”murarz”. Poirytowania nie kryje również Jacek, jeden z najlepszych dolnośląskich head hunterów. Gdy otrzymał duże zamówienie z firmy budowlanej, większość CV, jakie przyjął, zawierała błędy. Nie chcąc narazić się na cyniczne dowcipy ze strony klienta, osobiście przepisywał lub poprawiał życiorysy kandydatów: - Byłem pewien, że po 10 latach pracy w tej branży nic mnie już nie zaskoczy. A jednak nie doceniłem polskich budowlańców. Jeden z kandydatów pochwalił się znajomością dwóch języków obcych i doświadczeniem na brytyjskich i niemieckich budowach. Niestety, w życiorysie zrobił aż osiem błędów ortograficznych, z czego dwa w nazwie swojego zawodu. Łowcy głów nie kryją, że CV z bykami to już norma w ich zawodzie. Z obliczeń ekspertów wynika, że na portalach rekrutacyjnych 40-50 proc. nazw zawodów w profilach kandydatów zarejestrowanych w ich serwisie napisana jest z błędami ortograficznymi. ”Menedrzeria” też się myli Problem błędów w życiorysach dotyczy także osób, które ubiegają się o posady kierownicze. Spośród prawie tysiąca menedżerów (bo tak to się pisze!) zarejestrowanych w jednym z portali tylko połowa wiedziała, jak poprawnie napisać to słowo. Stu kandydatów szuka pracy w charakterze ”manadżera”, ale i ”manadrzera”. Zdaniem prof. Jana Miodka nazwa tego zawodu ma dopuszczalne liczne warianty: manager, menedżer i menadżer. - Najbardziej spolszczony, graficznie i fonetycznie, jest menedżer. Ale dwa pozostałe są też w zgodzie z ortograficzną normą - mówi prof. Miodek. Jego zdaniem kandydaci na to stanowisko przesadzają z wymyślaniem kolejnych ortograficznych wcieleń. Przy innych błędach prof. Miodek bezradnie rozkłada ręce, bo - jak się okazuje - w internecie pracy szukają także ”tokaże”, ”żeźnicy”, ”ślifieże”, ”chydraulicy” i ”kuharze”. Handlowca umiejętność ”persfazji” Z badań head hunterów wynika, że ortograficzni ”spece” są w różnym wieku. Są nawet i tacy, których nie podejrzewalibyśmy o uleganie wpływom kultury obrazkowej, bo pamiętają jeszcze czasy, gdy w szukanie pracy przez internet nikt by nie uwierzył. Joanna Piec-Gajewska, ekspert ds. rynku pracy, przestrzega, że zanim zaczniemy się poważnie zastanawiać, dlaczego żadna oferta pracy nie pojawiła się w naszej skrzynce mailowej, sprawdźmy, czy poprawnie 14 wpisaliśmy nazwę swojego zawodu. - Pracodawcy poszukują w sieci specjalistów, wpisując w wyszukiwarce prawidłową nazwę profesji. Jeżeli wpiszemy ją błędnie, firma nie znajdzie naszego CV - przestrzega Piec-Gajewska. Najczęściej popełniane błędy pojawiają się w nazwach stanowisk oraz ich opisach, szczególnie przy tłumaczeniach z języka polskiego na angielski i odwrotnie. - Należy nie tylko dokładnie sprawdzać ich pisownię, ale także stosować polskie ekwiwalenty danych nazw, a nie tłumaczyć każde słowo jak kalkę - zauważa Agnieszka Bahrynowska z Grafton Technologies. Dlaczego poprawna pisownia jest tak ważna? - CV to nasza wizytówka, dokument, który ma nas reprezentować w oczach rekrutera i przyszłego pracodawcy - wyjaśnia Dorota Bachman, dyrektor serwisów rekrutacyjnych GazetaPraca.pl - Oczywiście wszystko zależy od stanowiska, o jakie się ubiegamy, ale brak umiejętności poprawnego pisania może zdyskwalifikować kogoś już na samym początku - dodaje. Zdaniem Doroty Bachman wpadki nie mogą przytrafiać się menedżerom, sekretarkom, handlowcom, specjalistom ds. marketingu i zarządzania czy PR. A takie niestety się zdarzają. Oprócz błędów ortograficznych w CV i listach motywacyjnych pojawiają się również błędy gramatyczne i stylistyczne. Head hunterzy w jednym z CV doświadczonego handlowca znaleźli informację o jego umiejętnościach ”persfazji”. W innym CV zdolny absolwent chwalił się swoimi dokonaniami jako ”inrzynier”. Co zatem mają zrobić osoby, które są z ortografią na bakier, a pilnie poszukują pracy? Najlepiej sięgnąć do słownika. A pracodawcom eksperci polecają pół żartem, pół serio: - Niech szukają nie tylko kucharza, ale także ”kuhaża”, wtedy aplikacji spłynie więcej i będzie z czego wybierać. Wódka pomogła w niełatwej sytuacji - ”nie zrobimy sobie krzywdy” data: źródło: IAR,onet.pl Rosyjscy turyści, którzy powrócili z Bangkoku mile wspominają spotkanie z tajlandzkimi demonstrantami, okupującymi lotniska. Zaprosili ich na wódkę i zamienili niezręczną sytuację w kilkugodzinną imprezę. Podróżujący Anglicy i Amerykanie woleli nie nawiązywać kontaktów z demonstrantami, natomiast Rosjanie wysłali do nich swoją delegację. Aby zdobyć zaufanie ”tajlandzkich towarzyszy”, zabrali ze sobą wódkę. Rozmowa w mieszaninie języka rosyjskiego, angielskiego i migowego pozwoliła ustalić, że ”obie strony nie chcą nawzajem robić sobie krzywdy”. Porozumienie przypieczętowano przy rosyjskiej wódce oraz napojach i kiełbasie przyniesionych przez Tajlandczyków. Impreza trwała tak długo, aż Rosjan zaczęto zapraszać do autobusów. Niektórzy Tajlandczycy, którzy uczestniczyli w tym prowizorycznym bankiecie próbowali nawet protestować przeciwko odjazdowi gości. Na pożegnanie obdarowali Rosjan symbolami swego kraju - żółtymi opaskami, koszulkami i grzechotkami. Po powrocie z podróży rosyjscy turyści mówią, że chętnie znów wybiorą się do Tajlandii. Sagan strzela, filmów nie będzie! data: źródło: 2008.11.30 19:16 wp.pl Napastnik duńskiego Aalborga Marek Saganowski strzelił pierwszą bramkę dla swojej drużyny w ligowym meczu z FC Kopenhaga. Aalborg pokonał ekipę ze stolicy 3:1. Saganowski wpisał się na listę strzelców już w 9. minucie spotkania. Dwanaście minut później strzałem samobójczym do remisu doprowadził Steve Olfers. Nie zrażeni tym faktem gospodarze atakowali dalej i w 27. minucie ponownie wyszli na prowadzenie po golu Kaspera Risgarda. Wynik spotkania na 3:1 ustalił dwadzieścia minut przed końcem Caca. Jednym ze sponsorów klubu FC Kopenhaga jest producent filmów dla dorosłych, firma BG Agentur. Po każdym wygranym spotkaniu zawodnicy otrzymują od sponsora po dwa filmy erotyczne. Za sobotni mecz stołeczni piłkarze nie otrzymają ”nagrody”, m.in dzięki bramce zdobytej przez popularnego Sagana. 15