W tym numerze: Święto Edukacji Narodowej obchodzone jest co
Transkrypt
W tym numerze: Święto Edukacji Narodowej obchodzone jest co
październik 2015 nr 1 (61) Święto Edukacji Narodowej obchodzone jest co roku przez 650 tysięcy nauczycieli, pedagogów i wychowawców. Dzień ustanowiony został w 1972 roku – data 14 października upamiętnia powstanie Komisji Edukacji Narodowej w 1773 roku. Jest powszechnie obchodzony we wszystkich instytucjach związanych z oświatą – zwłaszcza w szkołach. W dowód wdzięczności za trud włożony w nauczanie pedagodzy obdarowywani są kwiatami i drobnymi upominkami. A tak postanowili podziękować swojej wychowawczyni uczniowie z klasy III c... W tym numerze: Byliśmy — widzieliśmy (Auschwitz-Birkenau) str. 2 Wywiad z Panią Łukomską str. 3 AZS Częstochowa w naszej szkole str. 4 Nasza dzielnica — mamy boisko! Okiem trzecioklasisty — Dzień Chłopaka str. 6 str. 8 Między nami dziewczynami str. 10 Warto zobaczyć — Szlak Orlich Gniazd str. 11 Prawda, że SUPER! Byłam w obozie Auschwitz-Birkenau po raz pierwszy. Emocje, które towarzyszyły mi podczas zwiedzania tego miejsca, były ogromne. Z pewnością nigdy nie zapomnę tego wyjazdu. Uświadomiłam sobie, jaki straszny los zgotowali swoim ofiarom nazistowscy szaleńcy. Myślę, że dzisiaj często nie doceniamy tego, że możemy żyć w pokoju i cieszyć się wolnością. Marta Mrowiec kl. III c Pod koniec września razem z moją klasą III c byłam na wycieczce szkolnej w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau. Towarzyszyli nam uczniowie z klasy III a oraz nauczyciele sprawujący opiekę nad całą grupą, panie: Iwona Pałęga, Renata Krogulec, Katarzyna Bartczak oraz Elwira Fertacz. Ponieważ ta wizyta wywarła na mnie ogromne wrażenie, chciałabym podzielić się swoimi refleksjami o tym miejscu i nieco przybliżyć wam jego przerażającą historię. Miejsce to było obozem pracy i obozem koncentracyjnym. Ginęli w nim Polacy i Żydzi, ale także przedstawiciele wielu innych narodowości (m. in. Rosjanie, Węgrzy, Rumunii czy Cyganie). W ciągu 5-letniego istnienia Auschwitz pochłonęło ponad 6 milionów ofiar, niewinnych, bezbronnych ludzi, wśród których byli starcy, kobiety i dzieci. Byli wywożeni do Auschwitz tylko dlatego, że nie byli Niemcami. Żydzi "mieli prawo tutaj przeżyć" dwa tygodnie, Polacy - 3 miesiące. Gdy tylko znajdziemy się przed "wrotami" do tego niezwykle bolesnego dla naszej historii miejsca, zobaczymy widniejący nad bramą ironiczny napis "Arbeit macht frei", czyli "Praca czyni wolnym". W tym napisie zwraca uwagę odwrócona do góry nogami literka "B". Więzień, który wykonywał napis, chciał w ten sposób uświadomić towarzyszom niedoli, że szyld widniejący nad wejściem nie jest prawdziwy - nikt nigdy nie stał się wolnym dzięki swojej niewolniczej pracy. Cały obiekt jest otoczony podziemnym, głębokim na dwa metry murem (aby więźniom uniemożliwić podkop) oraz drutem kolczastym pod napięciem. Jeśli jakiś więzień zbliżył się do niego, był natychmiast rozstrzeliwany przez strażnika. Za każdego zabitego w ten sposób więźnia, strażnicy dostawali dodatkowe pieniądze. Kiedy tylko miniemy bramę wejściową, zobaczymy stojący po prawej stronie dąb. Widnieje pod nim informacja o tym, że jeśli jakiś polski więzień uciekł z obozu, wtedy jego rodzina była odnajdywana i stawiana właśnie pod tym drzewem. Bliscy zbiega nie dostawali jedzenia i picia. Mówiono, że jeżeli tylko zostanie odnaleziony, to oni zostaną uwolnieni. Niestety, jak wszystko w tym obozie i ta wiadomość była kłamstwem. To, co działo się w Auschwitz, miało pozostać tajemnicą. Odnaleziony (lub nie) zbieg oraz cała jego rodzina stawali się nowymi niewolnikami lub byli rozstrzeliwani przy ścianie na przeciwko dębu. A jak właściwie wyglądał zwykły dzień każdego więźnia? Wiele interesujących wiadomości na ten temat dostarczyła nam relacja pani przewodnik, która opiekowała się naszą grupą w Auschwitz. Pobudka była o 4 rano. Nie trzeba chyba wspominać, że ludzie o świcie byli bici, jeśli zbyt wolno wybiegali z miejsc, gdzie spali. Następnie myli się na zewnątrz, a mieli do dyspozycji jedynie kilka misek dla kilkuset ludzi. Potem szybko śniadanie, tzn. nienadająca się do jedzenia, wstrętna, wodnista zupa bez żadnych dodatków, często popsuta i śmierdząca. Ale ponieważ był to jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia, więźniowie zaraz zorientowali się, że koniecznie należy go zjadać, aby nie umrzeć z głodu. Raz na miesiąc ludzie dostawali chleb... zrobiony z trocin i odpadków. Jeśli chleb był w miarę zjadliwy, każdemu więźniowi odbierano połowę i dawano tę część strażnikom. Nie obyło się przy tym oczywiście bez aktów przemocy. Po śniadaniu wszyscy wychodzili do pracy, a wcześniej byli dzieleni na 5-osobowe grupy. Jeśli grupa wróciła bez jakiegoś członka "drużyny" (nawet jeśli w trakcie pracy zmarł), to wszyscy pozostali byli bardzo mocno bici. Najczęściej po zakończeniu tortur, twarz niejednego z osadzonych była już tylko wielką krwawą miazgą. Nie dziwi więc fakt, że jeśli wyczerpany nadludzką pracą więzień, nie był już w stanie wrócić o własnych siłach do obozu, to koledzy na własnych plecach nieśli go, aby nie ponieść kary. Codziennie rano były apele, które nieraz przeciągały się w nieskończoność. Najdłuższy trwał 19 godzin. Niektóre z nich były tylko po to, aby wykonać karę śmierci. Tuż obok placu apelowego stoi masowa szubienica. Pani przewodnik opowiadała nam, że na jednym z apeli mieli być powieszeni więźniowie. Stali już na stołkach z zawiązanymi na szyi sznurami, a wtedy jeden z więźniów postanowił uciec. Kiedy strażnicy odliczali, ten błyskawicznie zeskoczył z krzesełka. Nie został zabity przez SS-manów, jego osobista "ucieczka" zakończyła się więc powodzeniem. Zaszokowani tym zuchwalstwem SS-mani, aby zapobiec masowemu sprzeciwowi, błyskawicznie podbiegli i powywracali pozostałe stołki. Wielkie było ich zdziwienie, kiedy wszyscy pozostali więźniowie odważyli sie uczcić zmarłych minutą ciszy. Kara za to z pewnością była sroga. Więźniowie pracowali w obozie zazwyczaj po 11 - 12 godzin. Dorosły, pracujący człowiek powinien dostawać ok. 3600 kcal dziennie. Tutaj największą ilością kalorii dziennie było 1800. Po tygodniu pracy w obozie z każdego człowieka zostawały już tylko skóra i kości. Ludzie, którzy pracowali tutaj dłużej byli nazywani "muzułmanami". To przezwisko wynikało z ich wyglądu - od ciężkiej, nadludzkiej pracy ich sylwetki przypominały muzułmanów byli wychudli i mocno zgarbieni. Tysiące ludzi ginęło w obozie z zagłodzenia. Osoby, które były chore lub ciężko ranne, trafiały do szpitali. Jednak tam wcale nie pomagano chorym ludziom. Czasem niektórych specjalnie zarażano poważnymi chorobami (np. tyfusem). Gdy byli martwi, przenoszono ich do krematorium, dlaciąg dalszy na stronie 5 2 Szkołowisko Niedawno zaczęła pracować w naszej szkole. Nauczycielka chemii, Pani Ewa Łukomska, jest gościem pierwszego po wakacjach numeru „Szkołowiska”. Mamy nadzieję, że nasza rozmowa będzie okazją do lepszego poznania tej sympatycznej i uśmiechniętej osóbki. - Gdybym nie była nauczycielką to zostałabym… - Moja decyzja wyboru tego zawodu nie była oczywista. W przyszłości chciałam zostać protetykiem. Aby wykonywać ten zawód, należało zdać egzamin z chemii. Ten przedmiot bardzo mnie zainteresował. Gdy nie udało mi się zostać protetykiem, podjęłam decyzję o studiowaniu chemii na naszej częstochowskiej uczelni, tj. Akademii im. Jana Długosza. Uczę już tego przedmiotu 23 lata. - Jak wspomina Pani swój pierwszy dzień w szkole jako uczeń oraz jako nauczyciel? - Trudno mi sobie dzisiaj przypomnieć, jak czułam się pierwszego dnia w szkole jako uczeń. Natomiast nauczycielem zostałam zaraz po ukończeniu studiów w 1992 r. Rozpoczęłam pracę w Centrum Kształcenia Ustawicznego. Do tej szkoły uczęszczały osoby już pełnoletnie. Pamiętam, że od razu zostałam wychowawczynią klasy liczącej aż 40 osób. Ponieważ byłam świeżo upieczonym nauczycielem, miałam straszną tremę, gdyż wśród moich uczniów były osoby starsze ode mnie. - Kiedy rozpoczął się Pani romans z chemią? - Rozpoczął się wtedy, kiedy miałam plany związane z protetyką. Już w szkole podstawowej moja nauczycielka tego przedmiotu zaciekawiła mnie chemią. Później przyszedł czas na szkołę średnią, wybrałam IV LO im. Henryka Sienkiewicza w Częstochowie. Niestety, nie trafiłam na zbyt dobrych nauczycieli, więc to było moje osobiste zainteresowanie. - Co najbardziej lubi Pani w pracy z młodzieżą? - To, że codziennie dzieje się coś nowego i nie można popaść w rutynę. Wydawałoby się, że skoro uczę tak długi czas, to powinnam wiedzieć, co mam powiedzieć na każdej lekcji. Jednak tak wcale nie jest. Każda klasa to nowi ludzie, z którymi trzeba pracować inaczej. Zawsze są jakieś nowe, zaskakujące sytuacje zależne lub niezależne od przedmiotu. -Czego Pani najbardziej nie lubi w zachowaniu uczniów? - Najbardziej nie lubię braku wzajemnego szacunku. Chciałabym, żeby uczniowie wzajemnie siebie szanowali, żeby szanowali swoich nauczycieli i aby byli uczciwi. październik 2015 nr 1 (61) fot. Pani Ewa Łukomska jest od września w naszej szkole nauczycielką chemii — uczy trudnego przedmiotu, ale potrafi o nim mówić w sposób przyjazny i przystępny dla każdego ucznia. - Jakie sytuacje w Pani pracy są najprzyjemniejsze? - Kiedy prowadzę zajęcia i widzę, że uczniowie mnie słuchają i że ich to interesuje. Lubię, kiedy są zaangażowani na lekcji. - Kto ze świata nauki Pani imponuje? - Myślę, że znakomitym naukowcem była nasza rodaczka – Maria Skłodowska-Curie. We Francji skończyła studia i została profesorem. Jako jedyna na świecie dostała dwie Nagrody Nobla z dwóch różnych dziedzin – fizyki i chemii. To dla mnie wzór osoby, która jest naukowcem uczciwym i zaangażowanym. - Jak Pani spędza czas wolny od obowiązków zawodowych? - Bardzo lubię wycieczki rowerowe. Organizuję je sobie sama albo ze znajomymi. Piękne tereny naszej Jury KrakowskoCzęstochowskiej to idealne miejsce na chwilę relaksu poprzez ruch. W wolnym czasie dużo czytam. Moje ulubione książki to: historyczne, sensacyjne lub thrillery. - Do jakiego pierwiastka chemicznego mogłaby się Pani porównać? - To pytanie mnie trochę zaskoczyło. Po namyśle wybiorę chyba węgiel. To pierwiastek bardzo powszechny. Wydaje się tylko czarną bryłą, ale występuje również w formie pięknego diamentu. Ma różne oblicza, jest bardzo ważny dla całego świata. - Czy podoba się Pani w naszej szkole? - Tak, bardzo mi się podoba. Praca tutaj to dla mnie nowe doświadczenie, ponieważ do tej pory miałam do czynienia z osobami dorosłymi albo z uczniami szkół ponadgimnazjalnych. Cenię sobie przyjazną atmosferę w tej szkole. Mimo że uczę tutaj zaledwie kilka tygodni, jestem w dobrych relacjach z uczniami. No i oczywiście mam nadzieję, że wielu z nich odkryje w sobie pasję do mojego przedmiotu :) - Bardzo dziękuję za miłę rozmową. W imieniu redakcji składam życzenia sukcesów zawodowych i satysfakcji z pracy w naszym gimnazjum. Natalia Zdunek kl. II a 3 fot. Wspólna fotka: goście i gospodarze. 8 października w naszym gimnazjum odbyło się spotkanie z siatkarzami Klubu Sportowego AZS Częstochowa. Zostało ono zorganizowane przez nauczycielkę języka angielskiego - panią Annę Sokołowską. Uczestniczyli w nim siatkarze: Stanisław Wawrzyńczyk, Bartłomiej Lipiński, Kacper Stelmach, brazylijski zawodnik - Felipe Banderò i trener zajmujący się przygotowaniem fizycznym chłopaków – Grzegorz Poznański. Spotkanie rozpoczęło się od krótkiego wstępu, podczas którego zawodnicy opowiedzieli krótko o swojej karierze, rodzajach treningów i sposobie odżywiania. Z ich opowieści dowiedzieliśmy się, że większość z nich zaczęła swoją przygodę z siatkówką w naszym wieku. Wyjątkiem jest jedynie Felipe, który dopiero, mając lat siedemnaście, zainteresował się graniem. Widać więc, że sportem można zarazić się w każdym wieku. Siatkarze opowiedzieli nam o swoich treningach i ciężkiej pracy, którą wkładają codziennie w rozwój swoich umiejętności. Po tym wstępie zainteresowani uczniowie mogli zadawać zawodnikom pytania na różnorodne tematy, np. dotyczące ich wzrostu czy preferencji kulinarnych. Zawodnicy, zapytani o sposób na osiągnięcie sukcesu w sporcie, wyjaśnili, że najważniejsze w ich zawodzie są regularne i dobrze zaplanowane treningi – to właśnie one, oprócz talentu, prowadzą do siatkarskiego sukcesu. Następnym punktem programu był wspólny trening uczniów naszego gimnazjum i zawodników klubu AZS. Rozpoczął się on od ogólnorozwojowej rozgrzewki przeprowadzonej przez trenera– Grzegorza Poznańskiego. Po rozgrzewce uczniowie uczyli się poprawnego odbicia piłki różnymi sposobami, a następnie zawodnicy rozegrali między sobą pokazowy mecz, który uczniowie fot. „Garść wiadomości” o klubie i zawodnikach. 4 Szkołowisko oglądali z zafascynowaniem. Mieliśmy okazję zobaczyć prawdziwych zawodowców w swoim żywiole. Po zakończeniu meczu odbył się konkurs z wiadomości przekazanych gimnazjalistom na początku spotkania. Można w nim było wygrać zeszyty szkolne podpisane przez zawodników. Pytania konkursowe dotyczyły m.in. daty powstania klubu, nazwisk poszczególnych siatkarzy, wieku czy wzrostu kilku z nich. Na zakończenie imprezy wszyscy uczniowie mogli porozmawiać z każdym zawodnikiem oraz dostać kalendarze z ich autografami. Każdy z uczestników tego spotkania na pewno z chęcią zobaczy każdego z zawodników ponownie. Najlepszą do tego okazją może być zbliżający się mecz, na który zostaliśmy zaproszeni. Odbędzie się on 30 października. Łukasz Blachnicki, Oliwia Olasek kl. III c fot. Pod okiem mistrzów z zapałem ćwiczyliśmy odbijanie piłek różnymi sposobami. dokończenie ze str. 2 tego też szpitale nazywano "poczekalniami do gazu" lub "przedsionkami do gazu". Chciałabym wspomnieć także o jednym z najbardziej okrutnych ludzi w dziejach II wojny światowej, związanym właśnie z obozem w Oświęcimiu — o doktorze Mengele. To on odegrał największą rolę podczas selekcji w obozowym szpitalu oraz w Birkenau. Jeśli więzień jego zdaniem nie nadawał się do pracy, wysyłał go na prawo w stronę krematorium, jeśli mógł pracować - na lewo. Podczas każdej selekcji był ubrany w idealnie biały fartuch i białe rękawiczki. Doktor szybko zyskał wśród więźniów Auschwitz miano "Anioła śmierci". Przeprowadzał liczne eksperymenty dotyczące różnych chorób (rak wodny, tyfus, karłowatość), lecz jego głównym celem było znalezienie sposobu na genetyczne wytworzenie cech aryjskich u dzieci i zwiększenie ilości ciąż mnogich. Dlatego też obiektem jego zainteresowań stały się bliźnięta, na których przeprowadzał wszystkie możliwe badania medyczne. Potem oboje bliźniąt było równocześnie zabijanych, aby porównać ich narządy wewnętrzne. Pracował także nad opracowaniem metody zmiany koloru oczu. Szacuje się, że ok. 1500 bliźniąt przeszło eksperymenty, a tylko 150 przeżyło. Jedną z osób, które przeżyły piekło doktora Josefa Mengele jest Eva Mozes, która napisała książkę o swoich przeżyciach w obozie. Przedostatnim odwiedzonym przez nas miejscem w Auschwitz był Blok 11, nazywany "Blokiem śmierci". To tutaj, w bunkrze głodowym, zginął ojciec Maksymilian Kolbe. Obok niego znajduje się "ściana śmierci", przy której zapaliliśmy znicze, oddając szacunek pomordowanym więźniom. Następnym punktem zwiedzania był obóz Birkenau oddalony o 10 minut od Auschwitz. Dzisiaj to wielkie pole liczące ponad 170 ha (Auschwitz to tylko 20 ha). Więźniów przywożono tutaj pociągami - październik 2015 nr 1 (61) Pomysł i wykonanie: Daria Blukacz kl. III c Szaleńcze pomysły ma nieraz nasze „ciało pedagogiczne” od chemii. Tutaj częściej niż na innych zajęciach coś wybucha, wystrzela, czasami dymi, świeci i… (za przeproszeniem) śmierdzi! wjeżdżały przez wielką bramę i zatrzymywały się na rampie. Wówczas następowała selekcja. Większość kobiet, dzieci i starców była posyłana na prawą stronę - w kierunku komór gazowych. Na końcu torów kolejowych dzisiaj stoi wagon podarowany przez syna jednego z więźniów, brutalnie zamordowanego w tym właśnie miejscu. Jego historia była bardzo ciekawa. Dowiedzieliśmy się, że jeden z więźniów wysiadający z wagonu trzymał w dłoni woreczek. Kiedy strażnik zobaczył przedmiot, myśląc, że w środku są kosztowności, chciał za wszelką cenę wyrwać woreczek mężczyźnie. Więzień tłumaczył, że w środku są tylko przedmioty do modlitwy. Uparty strażnik tak bił mężczyznę, że go zabił. Kiedy otworzono woreczek okazało się, że w środku rzeczywiście były tylko rzeczy do modlitwy. Ponieważ na środku drogi kolejowej w obozie syn mężczyzny nie mógł mu postawić pomnika, postanowił kupić jeden wagon z zabytkowego pociągu i podarować obozowi. W wagonie umieścił woreczek podobny do tego, który miał wtedy ze sobą jego ojciec. Tak oddał hołd zamordowanemu w obozie ojcu… Takich niezwykłych historii można usłyszeć w tym miejscu bardzo, bardzo wiele. Nie pozostaje nic więcej, tylko modlitwa… Tam, gdzie pod lasem mieściły się kiedyś olbrzymie krematoria, można chwilę przystanąć i podobnie jak nasz Ojciec Święty — Jan Paweł II, pomodlić się za ofiary Auschwitz. Marta Mrowiec kl. III c 55 Nasza dzielnica Boisko wielofunkcyjne - marzeniem Gimnazjum nr 16 Od wielu lat boisko obok naszego gimnazjum straszyło mieszkańców nieciekawym wyglądem. Był to spory teren pokryty gdzieniegdzie resztkami trawy, obok którego znajdowało się stare boisko do koszykówki wyposażone w zniszczone urządzenia sportowe. Korzystanie z tego obiektu podczas zajęć wychowania fizycznego niosło ze sobą ryzyko kontuzji i nie zachęcało uczniów do aktywności fizycznej. Ta sytuacja trwałaby zapewne jeszcze długo, gdyby nie środki z budżetu obywatelskiego, które udało się pozyskać, dzięki zaangażowaniu mieszkańców całej dzielnicy. Warto wspomnieć tutaj o ogromnym wkładzie pracy naszego wuefisty, Arkadiusza Urbańczyka, który szczególnie mocno przekonywał mieszkańców o celowości i potrzebie takiej inwestycji. Prace remontowe trwały przez całe wakacje, ale finał zaskoczył nie tylko uczniów, lecz także absolwentów szkoły, rodziców i wszystkich, którzy mieli okazję zobaczyć efekt końcowy. Boisko wielofunkcyjne składa się z miejsca do gry w koszykówkę, siatkówkę, piłkę ręczną i tenisa ziemnego. Całość została ogrodzona i wyposażona w urządzenia sportowe. Wybudowano też chodnik i zamontowano ławki. Roboty pochłonęły ponad 330 tys. Złotych. 25 września o godzinie 13. odbyło się oficjalne oddanie nowego obiektu sportowego do użytku. Uczestniczyło w nim wiele osób ważnych dla naszego miasta. fot. Uroczyste przecięcie wstęgi przez zaproszonych gości. fot. Zespół Pipes & Drums (szkockie dudy i bębny) uświetnił imprezę niecodziennym występem. Przede wszystkim mieliśmy zaszczyt gościć dwóch wiceprezydentów - Jarosława Marszałka oraz Ryszarda Stefaniaka, który wiele lat pracował w naszej szkole jako nauczyciel historii, a później jej wieloletni dyrektor; Naczelnika Wydziału Edukacji - Magdalenę Dębską, Naczelnika Wydziału Inwestycji i Zamówień Publicznych, Michała Koniecznego, Naczelnika Wydziału Polityki Społecznej, Adriana Staroń- ka, radnych miasta Częstochowy: Ewelinę Balt, Dariusza Kapinosa, Zbigniewa Mizgalskiego, olimpijczyka i wielokrotnego reprezentanta Polski w piłce siatkowej a obecnie trenera AZS Częstochowa - Michała Bąkiewicza, prezesa AZS Politechniki, Częstochowskiej Adama Stępniaka, prezesa Zarządu Fundacji Forma - Huberta Zasępę, a także dyrektorów szkół z dzielnicy Stradom, Radę Rodziców Gimnazjum nr 16, przedstawicieli mediów, rodziców, nauczycieli, uczniów naszej szkoły oraz absolwentów. Po oficjalnych wystąpieniach gości i przecięciu honorowej wstęgi nastąpiła część artystyczno-sportowa. Uroczystość uświetnił występ zespołu Pipes & Drums - to jedyna w Polsce orkiestra wykonująca tradycyjną muzykę szkocką na wielkich dudach szkockich, koncertująca w wielu krajach m. in. w Niemczech, Szkociąg dalszy na str. 7 6 Szkołowisko dokończenie ze str. 6 cji, Czechach, Słowacji, Kanadzie czy Ukrainie. Jeszcze niedawno wielu członków tego zespołu było uczniami naszej szkoły, teraz z rozrzewnieniem wspominają pobyt w murach naszego gimnazjum. Obejrzeliśmy również pokaz street dance w wykonaniu absolwenta szkoły Piotra G. Jeziorowskiego, który poprowadził też warsztaty dla przybyłych gości oraz występ solistki, także absolwentki naszej szkoły, Martyny Pydzińskiej. Zajęcia gorącej zumby poprowadziła energiczna instruktorka fitness, Katarzyna Krywult. Zaprezentował się chór szkolny pod kierunkiem nauczycielki muzyki, pani Małgorzaty Wojtasińskiej. Odbyły się także zajęcia sportowe, wśród których niezwykle ciekawy był mecz piłki koszykowej rozegrany pomiędzy uczniami naszej szkoły oraz obecnymi i byłymi zawodnikami AZS Politechnika Częstochowska. Całość imprezy brawurowo poprowadził nasz wychowanek, Mateusz Glen - teraz uczeń Liceum Plastycznego oraz fot. Największe poruszenie wśród zgromadzonych wywołało pojawienie się gwiazdy polskiej siatkówki, a obecnie trenera AZS Częstochowa - Michała Bąkiewicza. radny Młodzieżowej Rady Miasta. Dla uczestników imprezy przygotowano słodkie wypieki, nieodpłatnie serwowano watę cukrową i napoje, Nowy nabytek jest cenny nie tylko dla naszego gimnazjum, ale także dla całej dzielnicy Stradom. Mamy nadzieję, że posłuży nam długo i pozostanie w stanie takim, jakim jest teraz przez wiele, wiele lat. Karolina Szewczyk, Wiktoria Kaczmarek kl. II a fot. W czasie imprezy dużym zainteresowaniem cieszyły się zajęcia sportowe, m. in. mecz piłki koszykowej, który rozegrali uczniowie naszej szkoły z obecnymi i byłymi zawodnikami AZS Politechnika Częstochowa. fot. Wśród atrakcji przygotowanych dla młodzieży szkolnej i mieszkańców dzielnicy nie zabrakło waty cukrowej i domowego ciasta oraz skoków na trampolinie (a wszystko w nieograniczonej ilości i totalnie za darmo!) fot. Absolwent naszej szkoły, Piotr Jeziorowski, poprowadził warsztaty taneczne dla wszystkich zainteresowanych. październik 2015 nr 1 (61) 7 Po raz kolejny w szkole zorganizowane zostały wybory tego najprzystojniejszego, najzabawniejszego, no i oczywiście, z największym powodzeniem u płci pięknej! O kim mowa? Jasne, że o Misterze Szkoły! Do rywalizacji stanęli przedstawiciele każdej klasy (z wyjątkiem I b) Uroczystość prowadziły: przewodnicząca - Julka Wilk oraz jej zastępczynie – Marta Mrowiec i Paula Morawska. Uczestnicy musieli zmierzyć się ze sobą oraz ze swoimi słabościami w kilku konkurencjach. Pierwszą z nich było rzecz jasna przedstawienie postaci. Poznaliśmy przyjaciółkę Bolka i Lolka czyli Tolę, mroźną królową Arendelle – Elsę, słodką Myszkę Mini, która zmuszona była odejść z programu, bo Miki zdradził ją z Kaczorem Donaldem, przyjazną ogrzycę Fionę, uroczą cynkę Dzwoneczek, blond piękność Smerfetkę i powabnego Kopciuszka, któremu książę rzecz jasna przyniósł szklany pantofelek. Na końcu zaprezentowała się Wilma – żona Freda Flinstone z Bedrock. Po prezentacji czteroosobowe jury ogłosiło, kto zostanie i dalej będzie cieszył (?) nasze oczy swoim występem, a kto pożegna się ze sceną. Niestety, dalej nie przeszły Tola oraz Wilma. Pozostali kandydaci do tytułu Mistera udali się do szatni, by przebrać się w stroje, tym razem męskie. W czasie ich nieobecności zaśpiewała dla nas Patrycja Mrozowska z klasy III b. Później wysłuchaliśmy zapierającego dech w piersiach koncertu skrzypcowego. Gdy na scenie ponownie pojawiły się nasze piękne bohaterki, od razu dostały owacje ze strony publiczności. Rzecz 8 jasna Smerfetka i Fiona zaskoczyły nas błyskawicznym zmyciem niebieskiego i zielonego makijażu. Samorząd miał już dla nich kolejne zadanie, które miało udowodnić, że jak nikt inny, nadają się na idealnego męża. Należało… obrać ziemniaka. Nasza była Smerfetka spokojnie poradziła sobie z problemem, zjadając połowę bulwy - w dodatku tę nieobraną! Następnie trzeba było wyłowić z miski jabłko ustami i założyć dziecku pampersa. To ostatnie polecenie sprawiło im największą trudność. Aż dziwne, że żaden dzidziuś nie obudził się z pieluszką na głowie! Jury musiało niestety odrzucić trójkę z nich, aby pozostała trójka doszła do finału. Szczęśliwcami okazały się: Elsa, Dzwoneczek oraz Fiona. Widownia była bardzo rozczarowana brakiem w finale Smerfetki, ale kolejne wyczyny przyszłych misterów wynagrodziły im tę stratę. Określenie kobiecych przedmiotów codziennego użytku nie sprawiło im większego kłopotu. Zdecydowanie trudniej było z drugim wyzwaniem, tj. zaproszeniem jednej z dziewczyn na randkę. Pierwsza startowała Elsa, drugi był Dzwoneczek, a ostatnia Fiona. Wśród perełek wypowiedzi znalazły się takie teksty jak: Widownia: Powiedz jej, że jest gwiazdką! Fiona: E tam… To ja jestem gwiazdką! albo: fot. Sześciu kandydatów zmagających sę z obraniem ziemniaka. Szkołowisko fot. Uroczy Dzwoneczek (Piotrek Knysak z III a) okazał się bezkonkurencyjny. To właśnie on będzie nam panował przez cały rok jako Mister Gimnazjum nr 16. Elsa: Jak chcesz to możemy iść do lasu… Julka: Do lasu? Elsa: Lub na Jasną Górę, pomodlić się! Ostatecznie w całej rywalizacji zwyciężył Piotr Knysak z klasy III a, czyli piękny i słodki Dzwoneczek. Drugie miejsce zajęła nasza gwiazdka, ale wisienką na torcie okazała się niespodzianka naszego pana dyrektora – otóż pozostałe lekcje zostały nam darowane i mogliśmy po skończonej zabawie pójść do domu! Taka gratka nie zdarza się często! Muszę przyznać, że te wybory były jednymi z najlepszych, jakie oglądałam. Z pewnością nie żałuję widoków, które miałam okazję zobaczyć, przebierając Wilmę w szatni ;) Karolina Kowalska kl. III d Snakker du norsk? Habla español? Do you speak English? Nauka języków obcych nie jest prosta, zabiera dużo czasu, jest wymagająca i często nie daje spać po nocach, bo po głowie latają myśli dotyczace odmiany czasowników nieregularnych czy innych zagadnień gramatycznych. Inni uważają cię często za dziwaka. Bo kto normalny uśmiecha się, słuchając piosenki, z której prawie nic nie rozumie albo czyta przez kilka minut wszystkie wersje językowe instrukcji zakładania moskitiery na okno? Tak, osoba kochająca języki obce jest zdecydowanie dziwna. Jeżeli ją rozzłościsz, może nawet być nieprzyjemna w kilku językach, a ty nie będziesz rozumiał ani słowa z jej monologu. No, ale może w końcu opowiem trochę o mojej historii związanej z językami obcymi. Zajmuję się nimi od około pięciu lat. Na początku był japoński, potem litewski, niemiecki, francuski, trochę włoskiego i w końcu norweski. Dużo tego, prawda? Jednak nie wymieniłam jeszcze rosyjskiego, rys. Daria Blukacz Szkolna biblioteka W naszej szkolnej bibliotece codziennie wiele się dzieje. Z pozoru to spokojne miejsce, a jednak... Co roku w bibliotece organizowane są interesujące wystawy dotyczące szkolnych projektów np. „Dzień Rodziny” czy „Wyciągnięte z lamusa”, na którą w minionym roku uczniowie klasy II c dostarczyli wiele eksponatów znalezionych w zakamarkach swoich domów. Cenne pamiątki: zdjęcia, naczynia, przyrządy kuchenne i wiele innych, wystawione zostały w bibliotece i każdy z uczniów naszej szkoły mógł je oglądać i dowiedzieć się czegoś o ich historii. W bibliotece działa także Klub Młodego Czytelnika. Należący do niego uczniowie chętnie pomagają w przygotowaniu gazetek w szkolnej czytelni, okładaniu książek, wykonywaniu prac technicznych, kiermaszu używanych podręczników i kiermaszu taniej książki oraz organizowaniu szkolnych konkursów, takich jak „Polska Piastów”. Biorą też udział październik 2015 nr 1 (61) szwedzkiego czy fińskiego. Nie oznacza to, że umiem się nimi posługiwać. Moja pasja jest specyficzna, po prostu się interesuję. Uczę się tylko litewskiego, angielskiego, norweskiego oraz hiszpańskiego (choć na razie po hiszpańsku umiem tylko powiedzieć, jak się nazywam i gdzie znajduje się piekarnia). A co z resztą języków? One są jakby w innej sekcji, są to języki, które mnie pociągają, ale nie zamierzam się ich na razie uczyć. Na przykład umiem cyrylicę, a po rosyjsku znam kilka słów. Szwedzki jest dla mnie jednym z najpiękniejszych języków na świecie, a po fińsku wszystko brzmi tak słodko, że aż nauczyłam się kilku piosenek i kołysanki dla dzieci. Niektórzy mogą zapytać, po co ci to wszystko? Nie szkoda ci na to czasu? Kręcę tylko wtedy głową, uśmiecham się i mówię, że po prostu lubię. Nie chce mi się wtedy tłumaczyć tych milionów powodów, dla których warto to robić. Każdy kolejny język, każde słowo coraz bardziej otwiera mi oczy na świat, na ludzi, z którymi mogę rozmawiać, przyjaźnić się czy uczyć. Wszystko wtedy staje się wyjątkowe. A to, że mogę się z kimś kłócić po norwesku (co dla Polaka brzmi naprawdę zabawnie), to już drugorzędna sprawa ;) w konkursach międzyszkolnych, np. „Savoir Vivre”, w którym ostatnio zdobyli wyróżnienie. Biblioteka jest miejscem, w którym odbywają się zajęcia z terapii dysleksji i dysortografii. Tu również można miło spędzić przerwę, pouczyć się, podyskutować na różne tematy i oczywiście odrobić pracę domową, korzystając z bogatego księgozbioru podręcznego i fachowej pomocy nauczyciela-bibliotekarza. Czasami spotkać tu można również absolwentki naszego gimnazjum, które w poprzednich latach regularnie odwiedzały bibliotekę szkolną. Pojawiają się u nas raz na jakiś czas i pomagają w różnych pracach naszej bibliotekarce, pani Katarzynie Bartczak. W tym roku w bibliotece szkolnej planujemy zorganizować kolejną ciekawą wystawę, a Klub Młodego Czytelnika Daria Blukacz kl. III c fot. „Wyciągnięte z lamusa” - jedna z wystaw przygotowana przez naszą bibliotekę. zaangażuje się ponownie w organizację konkursu „Savoir Vivre”. Mamy w planach taki konkurs także dla klas pierwszych w naszej szkole. Odbędzie się on już 21 października, więc zachęcamy wszystkich pierwszaków, aby jak najszybciej rozpoczęli przygotowywania do udziału. Oliwia Olasek kl. III c 9 Między nami... Dziewczyny! Jesień zbliża się wielkimi krokami, więc niestety, ale każda z nas będzie musiała pożegnać się ze swoją ulubioną parą krótkich spodenek czy ulubioną podkoszulką i zrobić miejsce na jesienne stroje. Większość nie wyobraża sobie noszenia gryzących swetrów, puchowych kurtek, grubych dżinsów czy długich kozaków. Otóż nic bardziej mylnego! To przecież jesień jest jedną z najbardziej kolorowych pór roku, więc dlaczego nie zacząć by się ubierać podobnie? Pogoda w tę porę roku jest bardzo zmienna, ale my spróbujemy przybliżyć wam trendy modowe, które już tak zmienne nie są. Na tegorocznych jesienno-zimowych pokazach mody projektanci stawiali na eleganckie, klasyczne stroje, w ciemnych kolorach, ale również nie obyło się bez wyjątków. Projektanci prezentowali ubrania wykonane z dżinsu, więc wielbicielki denimu, będziecie bardzo zadowolone! Modelki były również ubrane w różnego rodzaju futra, które idealnie nadają się na zimniejsze dni. Oczywiście w tym roku nie mogło zabraknąć naszych ukochanych skórzanych kurtek i płaszczy. Z czym je połączyć? Czarna, skórzana kurtka idealnie nadaje się do każdej stylizacji. Najlepiej prezentuje się z dżinsami, białą lub czarną koszulą i skórzanymi butami na lekkim podwyższeniu. A co z butami? Pewnie każda z was zastanawia się, jakie buty założyć do naszej jesiennej stylizacji. Najmodniejsze i zarazem najpopularniejsze buty to wszystkim już chyba dobrze znane sztyblety. Teoretycznie buty do jazdy konnej, praktycznie...do wszystkiego. Można je wystylizować dosłownie ze wszystkim. Ze spodniami tworzą klasyczny duet na co dzień, a ze zwiewną sukienką i paroma dodatkami - bardzo kobiecy strój. Jesień to także pora deszczowa. Nie zapominajmy o tym! W naszej szafie nie może więc zabraknąć kaloszy. Śmiało możecie ubrać swoją ulubioną parę leginsów, do tego mięciutki sweterek i już macie bardzo wygodny strój. Przydadzą się nam również solidniej wykonane sportowe buty. Totalny hitem tegorocznej jesieni są buty Adidas Superstar. Są to skórzane buty w różnych kolorach, każdy na pewno znajdzie kolor odpowiedni dla siebie! Pasują do każdego rodzaju dżinsów: rurek, dzwonów czy boyfriendów. Podobna sytuacja jest z płaszczami. Z pozoru wydają się być bardzo eleganckie, lecz równie dobrze wyglądają z parą sportowych butów. Czarne dżinsy, sukienka, ostatnio bardzo modny kombinezon, idealnie komponują się z kolorowym płaszczem. 10 Jak widzicie jesienna moda wcale nie musi być taka nudna. Mamy nadzieję, że ciekawostki o nadchodzących i panujących trendach wam się spodobały. Weronika Klimczak, Natalia Wierzejska kl. III c Szkołowisko Pod koniec wakacji wybrałam się z rodzicami na wycieczkę do Krakowa. Nie była to jednak taki zwykły wypad, ponieważ do Krakowa zmierzaliśmy Szlakiem Orlich Gniazd. Zawdzięcza on swoją nazwę położonym na tej trasie ruinom zamków i warowni, nazywanych właśnie Orlimi Gniazdami ze względu na ciekawe położenie na skałach dochodzących niemal do 30 metrów wysokości. Pierwszym punktem na naszej trasie był zamek w Olsztynie, a właściwie to już tylko pozostałe po nim ruiny. Legenda głosi, że w podziemiach olsztyńskiego zamku ukryty jest skarb, którego strzeże czarny pies. Dobrzy ludzie, którzy go spotykają, wracają z podziemi ze złotem, źli natomiast nie wracają już nigdy. Mówi się też o biednym pastuszku, który szukał w zamkowych podziemiach zaginionej owieczki, a zamiast niej spotkał psastrażnika. Wrócił do domu wraz z odnalezioną owieczką, ale także z workiem złota. Zazdrosny sąsiad poszedł tą samą drogą, którą wskazał mu pastuszek, ale nigdy już do domu nie wrócił. Kolejnym zamkiem, który odwiedziliśmy, był zamek w Mirowie. To tutaj kręcone są obecnie niektóre sceny do najnowszego filmu Andrzeja Wajdy o Władysławie Strzemińskim (jednym z najwybitniejszych polskich artystów XX w.). Dalej naszą trasą dotarliśmy do zamku w Bobolicach. W 1999 roku kupiła go rodzina Laseckich, która podjęła się odbudowy obiektu. Poprzedzono ją licznymi pracami archeologicznymi i zabezpieczającymi zabytek. Aby zwiedzić odnowiony zamek także w środku, zakupiliśmy bilety. We wnętrzach budowli można było znaleźć przeróżne eksponaty, takie jak stare meble, szable i zbroje, ale również kolekcję czaszek zwierząt, które zostały upolowane przez braci Laseckich. Po zwiedzeniu całego zamku ruszyliśmy dalej, do zamku Bąkowiec w Morsku. Tam, niestety, nie udało się wejść, ponieważ zamek był zamknięty dla zwiedzających. Następnym punktem na naszej trasie był zamek Pieskowa Skała, a od razu przy nim, znana wszystkim skała o niezwykłym kształcie – Maczuga Herkulesa. Przedostatnim miejscem, jakie odwiedziliśmy, był zamek w Ojcowie – najpiękniejszy ze wszystkich na naszej trasie. Widoki na miejscu były zaskakujące. Zamek w Ojcowie wzniósł Kazimierz Wielki. To był istotnym punkt kontroli szlaku handlowego. Pierwotnie zamek składał się z dwóch części. Pierwszą z nich był budynek mieszkalny i dziedziniec z głęboką, wykutą w skale studnią. Druga, nieregularna w swej formie część zamku fot. Zamek w Mirowie. z charakterystyczną wieżą, spoczywała na nieco wyżej położonej niewielkiej skale. Do dzisiaj zachowała się niestety tylko wieża, studnia oraz kamienna baszta. Mimo wszystko jest tam bardzo pięknie. W końcu dojechaliśmy do Krakowa. Po południu odwiedziliśmy Podziemia Rynku (pod ziemią, na głębokości kilku metrów, kryje się prawdziwy skarbiec o przeszłości Krakowa!), a następnego dnia udaliśmy się na Wawel. Zamek na Wawelu był siedzibą książęcą jeszcze na długo przed powstaniem państwa polskiego. Niestety, nie mieliśmy możliwości jego zwiedzenia, ponieważ nie było już biletów (poniedziałek, godzina 12:00). Jak widać, chętnych do zobaczenia tego wpisanego w 1978 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO miejsca nigdy nie brakuje! Pogodziliśmy się z tym, lecz i tak udaliśmy się na spacer po dziedzińcu i ogrodach. Później wybraliśmy się w drogę powrotną do domu. Ten wyjazd był fajną odskocznią od codzienności, kiedy nastolatki najczęściej spędzają czas, siedząc przed komputerem czy telewizorem. Polecam wszystkim wybrać się w taką podróż, to miły i aktywny wypoczynek, ale i niezła lekcja historii. Paula Morawska kl. III c fot. Maczuga Herkulesa i zamek w Ojcowie. październik 2015 nr 1 (61) 11 Przygotowała: Marta Mrowiec klasa III c Wielokrotnie, każdego dnia, pięć razy w tygodniu przemierzamy szatnie, sale lekcyjne i korytarze naszej szkoły. Jedni uczniowie — dopiero od dwóch miesięcy, inni — już prawie trzy lata. Postanowiliśmy sprawdzić, jak dobrze znacie miejsce, w którym spędzacie całkiem sporo czasu. Jeśli wiecie, skąd pochodzą fotki zrobione przez naszych fotografów, zajrzyjcie do sali 31, tam czekają słodkie nagrody za poprawne odpowiedzi. Powodzenia! Gazetka uczniów Gimnazjum nr 16 w Częstochowie Bartosz przebiera się za rusałkę, demoluje parapet z kwiatami i gania za sprzątaczką. Maciek po każdej lekcji chce się ze mną wymieniać koszulkaRedaktor Naczelny - Paula Morawska kl. III c Z-ca Red. Naczelnego - Marta Mrowiec kl. III c Zespół redakcyjny: Oliwia Olasek kl. III c Daria Blukacz kl. III c Weronika Klimczak kl. III c Wiktoria Mikołajczyk kl. III c Łukasz Blachnicki kl. III c Karolina Szewczyk kl. II a Wiktoria Kaczmarek kl. II a Natalia Zdunek kl. II a mi jak po meczu. Spóźnił się na pierwszą lekcję, tłumacząc, że na śniadanie było spaghetti i musiał wciągnąć kluskę do końca. Paweł mówi, że nie będzie przychodził na moje lekcje, bo go nudzę. Przy próbie wpisania uwagi powiedział: "Niech pani wymyśli jakiś ciekawy tekst". Na klasówce z informatyki twierdzi, że wcale nie ściąga, tylko kopiuje. Pije wodę z akwarium i podjada rybkom pokarm. Opiekun gazety: mgr Renata Krogulec e-mail: [email protected] 12 „Słowa ulatują, uczynki pociągają” Spytał, czy zamiast iść do tablicy może wysłać SMS-a. Nie chce śpiewać hymnu szkoły. Mówi, że uznaje tylko disco polo. W czasie zwiedzania muzeum ślizgał się na kapciach i podciął nogi przewodniczce.