Pobierz - What`s Up Magazine

Transkrypt

Pobierz - What`s Up Magazine
e
m a g a z i n
p i e r w s z y
d l a
o u t s o u r c i n g u
i
k o r p o r a c j i
Na
łowach
Numer 4 | Sierpień 2015 | www.whatsupmagazine.pl | nakład 25 tys. | egzemplarz bezcenny
w cudzym
ogrodzie
współczesne
folwarki
Santorski o korporacjach
assessment
center
Sprawdź się na sucho
wola justowska
Beverly Hills po krakowsku
dom jest
centrum świata
Steindel i Karpiel-Bułecka o architekturze
z prądem rzeki
Lato nad Wisłą
2
what’s up?
www.whatsupmagazine.pl
Enter
spis treści
temat numeru
3Na łowach w cudzym ogrodzie.
Podkradanie pracowników
rozmowa numeru
6Santorski o wykuwaniu własnego losu
hr
8 Pod lupą TESTu: Assessment Center
przedstawiamy
Kończysz biznesowe negocjacje,
spojrzenie na zegarek, walizka
w dłoń i na lotnisko. W Szanghaju
przełkniesz jeszcze po drodze oblanego cukrem kurczaka serwowanego na ulicy, w Londynie fish & chips
w gazetowej tutce, w Paryżu kubek
pierońsko drogiej kawy.
Z szanghajskiej stacji Lóngyáng Lù Zhàn na lotnisko Pudong pomkniesz superszybkim pociągiem Maglev (szaleńcze 431 km/h).
Z centrum Londynu na najważniejsze lotnisko Zjednoczonego
Królestwa – Heathrow – dostaniesz się w 20 minut jednym z najdroższych w przeliczeniu na kilometr pociągów świata (niemal
130 zł za 22 km trasy, czyli aż 6 zł za km toru).
Światowe metropolie od dawna wiedzą, że komfortowy dojazd
na lotnisko to podstawa dobrego wizerunku miasta – niezależnie,
czy chce się uwieść zasobnego turystę, czy chcącego tu inwestować biznesmena. Do podobnego wniosku doszedł też Kraków,
za ponad 350 milionów złotych remontując kulejące połączenie
kolejowe między Dworcem Głównym a Kraków Airport.
Pamiętacie poprzednie wcielenie kolejki Balice Express? Narzekano, że ma pojedynczy tor, że okrutnie zwalnia na prowadzącej
ku lotnisku odnodze torów, że w ogóle wygląda jakoś tak poczciwie, i że toczy się zbyt ospale jak na gwałtownie zdobywający
popularność w świecie Kraków. Po wydaniu prawie pół miliarda
złotych na nową dwutorową trasę (na drugi tor wjedziemy za trzy
what’s up magazine
pierwszy dla outsourcingu i korporacji
www.whatsupmagazine.pl
redaktor naczelny
Rafał Romanowski
zastępca
Magda Wójcik
wydawca
Fundacja Aktywnych Obywateli
im. Józefa Dietla
dyrektor artystyczny & ilustracje
Joanna Sowula
fotografie
Piotr Banasik
editor (english)
Łukasz Cioch
korekta
Krzysztof Malczewski
reklama
Anna Głuc
[email protected]
+ 48 516 831 566
kreacja i marketing
Agencja Kreatywna Lemon Media
facebook
Whatsupmagazine.pl
twitter
@WhatsUpKrakow
kontakt
+48 516 831 574
[email protected]
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych,
zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych
tekstów, nie odpowiada za treść zamieszczonych
reklam i ogłoszeń.
lata), wiadukty, komputerowo sterowane przejazdy, zelektryfikowanie całej linii, przebudowę przystanków w Łobzowie i Balicach
oraz uruchomienie trzech nowych (Uniwersytet Rolniczy, Zakliki
i Krzyżówka) wydawało się nam, że pierwsze, co ów pociąg zrobi,
to... pojedzie szybciej.
Nic bardziej błędnego. Nowiusieńki Balice Express pojedzie
od września po remoncie... wolniej. Zamiast 16 minut, jak dawniej, zajmie mu to teraz niemal 20. Podobno ma być tak elegancko
i szykownie, że wydłużenia czasu przejazdu nawet nie odczujemy. Gnając na Balice, aby zdążyć przed zamknięciem bramek
do Wiednia, Madrytu czy Gdańska, zajmiemy się po prostu czymś
innym, np. kontemplowaniem widoków biurowców za oknem
lub wnętrza wagonu. Dla nas jest to kolejna oznaka, że utuczony
biznesowo-korporacyjnym sukcesem Kraków niepostrzeżenie
zmierza ku „slow life” – zwolnieniu dobrze naoliwionych już trybów, głębszej zadumy nad tym, co obserwujemy.
Nasze miasto rozwija się w kierunkach, o jakich jeszcze kilka lat
temu nikt by nie pomyślał. Uderza w struny dopiero kształtujących się instrumentów, projektuje nieprzemyślane jeszcze przestrzenie, buduje kolejne eleganckie apartamentowce, z których
nie chce nam się wybiegać rano do swych zajęć. Wygrywają ci,
którzy potrafią zwolnić (nie się) na tyle sprawnie, aby nie zgubić
z oczu aktualnie rozgrywających się procesów, miarodajnie ocenić swoje szanse na rynku pracy, mieć czas na relaks, spotkanie,
wyjazd za miasto, bycie w kulturalnym obiegu.
Dla takich ludzi tworzymy „What’s Up Magazine”. Dla wszystkich
tych, których nie obchodzi, czy kolejka na Balice pojedzie 16
czy 20 minut. Macie czas i te dodatkowe minuty wykorzystacie
pewnie twórczo. Nie spieszcie się więc otwierając czwarty już
numer naszego pisma.
10Rzeszów
12Vrizzmo
nieruchomości
13Spacer po Woli Justowskiej
14 Architektura po góralsku
dbamy o ciebie
16Miks tańca i fitnessu
siesta
17Wróćmy nad jeziora
18Płyń z prądem rzeki
wokół stołu
20Krakowskim targiem
siedem uciech głównych
22Kulturalny sierpień
Redakcja „What’s Up Magazine”
What’s up, Kraków?
A few words about … the bar!
What does it really mean when you think of yourself (or someone else) as “ambitious”? Is it about university credentials,
a good job with fancy perks, a grand (iose) villa in trendy
suburbs, a CEO label on a business card, or all of the above?
Thinking of ambition in general, how important is it to discover, follow and work towards your passions, early on in life, as
opposed to feeling increasingly claustrophobic in the face of
social and professional constraints imposed by your immediate
environment? People often see life as something that ‘happens’
to them, rather than something that can be ‘driven’ and enhanced
in scale and quality by their inner sense of purpose and focused,
goal-driven approach. In pure efficiency terms, if you are passionate about any given job, project or private ambition, you will no
doubt be infinitely more productive, compared to those for whom
work, which consumes a great majority of people’s waking hours,
comes under the ‘necessary evil between weekends’ category. If
you still don’t see the difference, think of the first time you fell
in love, and remember what you’d give (or sacrifice) to be with
that person, think how ‘focused’ you were.
By analogy, what does it mean if a city is described as ‘ambitious’,
‘focused on reaching strategic goals’ or ‘setting the bar high for
itself’? Do you feel that way about YOUR city? Luckily (or sadly,
depending on where you live) a lot depends on leadership, i.e.
usually a single person whose authority and management charisma are convincing and infectious enough to proliferate and
inspire others so that the worlds of bottom-up and top-down
initiatives are able to meet half-way, seamlessly, in symbiosis.
Cities, like companies, have two basic types of leaders: administrators (or status quo addicts who avoid bold reform more than
people with arachnophobia avoid spiders) and visionaries (those
who, by definition, will always look beyond what’s within reach).
The former are usually happy to focus on political sustainability
and balancing between various stakeholder expectations (portraying themselves as conservative consensus-builders and guarantors of “horizon visibility” in the process), while the latter are
engineered to take bold moves, without much care for personal
or political cost. Their attention to detail and body language both
scream authentic passion.
Is Kraków an ambitious city? Depends whose perspective you
adopt in passing any such judgments. To me, it isn’t … yet. Ironically enough, both ‘very ambitious/innovative’ and ‘parochial/
backwater’ would be perfectly legitimate assessments, again,
depending on who’s looking. Kraków remains, in a broad sense,
first and foremost, a ‘historic’ city, more than anything else. Its
skeletons in the cupboard, for lack of a better metaphor, have
been relentless in hampering its amazing leadership/innovation
potential, with the city’s tallest “skeleton” serving as a powerful
cautionary tale, for over 3 decades now.
In its next month’s edition, this magazine will explore specific
ideas for improvement, focusing on the kind of innovation and
creativity that brings significant change with comparatively little
effort and funding. Stay tuned!
Łukasz Cioch
temat numeru
Sierpień 2015
3
Na łowach
w cudzym
ogrodzie
Konkurencja na rynku pracy
wydaje się ogromna? Jeśli jesteś łakomym kąskiem, to pracodawcy będą bić się o ciebie.
Czasem mało honorowo.
„Jeśli jesteś informatykiem – dostaniesz świetną pracę! Jeśli znasz
dobrego informatyka – za polecenie go zapłacimy ci cztery tysiące złotych. Jeśli kompletnie nie rozumiesz, o czym mowa –
po prostu zjedz nasze pączki” – taką wiadomość znaleźli pewnego
dnia informatycy w rozdawanych przed krakowskimi biurowcami
pudełkach z pączkami. Te słodkie prezenty były w rzeczywistości
ofertami pracy rosyjskiej firmy Luxoft otwierającej w Krakowie
swój pierwszy oddział. Niewiele komukolwiek mówiąca korporacja musiała w krótkim czasie zatrudnić około 200 specjalistów
IT. Budowanie tak dużej kadry tylko ze świeżutkich absolwentów
albo osób, które właśnie straciły lub chcą zmienić pracę, byłoby
niezwykle trudne. Poza tym ci najlepsi aktualnie byli zatrudnieni już gdzie indziej. I to właśnie o nich zawalczył Luxoft swoją
kampanią rekrutacyjną prowadzoną przed budynkami konkurencyjnych firm. – Akcja okazała się skuteczna – wspomina Anna
Kosińska, Poland Marketing Manager w Luxoft, w wywiadzie dla
Goldenline.pl. Jej firma błyskawicznie otrzymała 41 referencji.
Praca szuka człowieka
Chociaż stopa bezrobocia w Polsce utrzymuje się ciągle na poziomie kilkunastu procent, to powyższy przykład pokazuje, że miejsca pracy, owszem, są, ale nie każdy się na nie nadaje. Firmy, chcąc
zapewnić swoim klientom najwyższą jakość usług i produktów,
potrzebują wykwalifikowanej kadry. A znalezienie takiej wcale
nie jest łatwe. – Żyjemy w czasach pracownika. Specjaliści nie
szukają pracy, ale praca szuka ich – ocenia Karolina Giza z Antal
International.
W raporcie „Niedobór Talentów” z 2014 roku opublikowanym
przez ManpowerGroup czytamy, że na całym świecie średnio 36
proc. pracodawców deklaruje problem ze znalezieniem kandydata
o odpowiednich kompetencjach. W Polsce z tymi trudnościami
boryka się aż 33 proc. firm, co plasuje nasz kraj na piątym miejscu wśród krajów europejskich. Przed nami są Węgry, Grecja,
Rumunia oraz Niemcy, natomiast zestawienie zamyka Holandia
z 5 proc. „brakujących talentów” oraz Irlandia, gdzie ten współczynnik wynosi zaledwie 2 proc. Wśród dziesięciu zawodów cierpiących na największy niedobór wykwalifikowanej kadry znajdują
się m.in.: pracownicy księgowości i finansów, pracownicy działów
IT, menedżerowie sprzedaży oraz kadra najwyższego szczebla.
Do zapełnienia wakatów nie wystarczą więc ogłoszenia zamieszczane w mediach czy na portalach internetowych. By dotrzeć
do osób o pożądanym przez firmę profilu i doświadczeniu, HR-owcy muszą uciekać się do alternatywnych metod działania.
Nie zawsze fair...
Kradzione nie tuczy
Gdzie szukać odpowiednich kandydatów? Najlepiej u konkurencji. Ona poprzez programy szkoleniowe, a przede wszystkim
zlecane każdego dnia zadania, zdążyła sobie wyhodować całkiem
niezłych specjalistów. Oprócz zdobytych u rywala umiejętności
taki pracownik może wnieść do zespołu know-how opuszczonej
właśnie firmy, jej pilnie strzeżone tajemnice, bazy klientów, a tak-
że rozwiązania, które są dopiero w fazie rozwoju… No i najważniejsze – każdy dobry pracownik, który przeszedł do naszej firmy
od konkurencji, oznacza jednego mniej dobrego pracownika u rywala. Nie ma więc prostszej drogi do osłabienia przeciwnej drużyny.
Podbieranie sobie pracowników zyskało już swoją własną nazwę
„employee poaching”, czyli w tłumaczeniu na język polski: „kłusownictwo pracownicze”. Termin ten niesie ze sobą negatywne
konotacje i przez wielu uważany jest za przejaw nieuczciwej
konkurencji. Krytycy takich metod powołują się na art. 12 pkt. 1
u.z.n.k., który mówi o „nakłanianiu osoby świadczącej na rzecz
przedsiębiorcy pracę, na podstawie stosunku pracy lub innego
stosunku prawnego, do niewykonania lub nienależytego wykonania obowiązków pracowniczych albo innych obowiązków
umownych, w celu przysporzenia korzyści sobie lub osobom
trzecim albo szkodzenia przedsiębiorcy”.
Czy jednak przedstawienie kandydatowi lepszej oferty jest nakłanianiem? Czy może wręcz przeciwnie – umożliwianiem wolnej
konkurencji na rynku pracy? Wszystko zależy od punktu widzenia
i siedzenia, sposobu „przejęcia” danej osoby, a także korzyści,
jakie ma z tego nowy pracodawca, i szkód, które ponosi stary.
To właśnie trzeba udokumentować, gdyby chciało się otrzymać
sądownie odszkodowanie za ukradzionego pracownika. A znalezienie dowodów nie jest proste.
Zbliżonym pojęciem jest „headhunting”, czyli „łowienie głów”.
Od employee poaching, przynajmniej w teorii, różni się tym,
że jego celem nie jest działania na szkodę konkurenta, ale zapewnienie swojej firmie wykwalifikowanej kadry. Headhunting jest
działaniem tajnym, prowadzonym zazwyczaj w przypadku chęci
obsadzenia wysokich stanowisk w firmie. Czasami wymagania
są wyśrubowane. W rozmowie z „Forbes” Lucyna Pleśniar z firmy
ciąg dalszy na str. 4
4
temat numeru
www.whatsupmagazine.pl
dokończenie ze str. 3
Dasz się złowić?
Załóż profil i czekaj
Zazwyczaj ci, którzy za chwilę zostaną zaproszeni do zapuszczeOczywiście nowe media nie wyrugowały bezpośrednich konnia korzeni w konkurencyjnej firmie, nowej pracy w ogóle nie
taktów. Dobrzy headhunterzy okazji do łowów szukają wszęszukają. Według raportu „Aktywność specjalistów i menedżerów
dzie: podczas wydarzeń branżowych czy spotkań w stołówkach.
na rynku pracy” przygotowanego w czerwcu 2014 roku przez
– Wyszłam tylko na papierosa, a zmieniło to moje życie. Wraz
Antal International, spośród 22 proc. specjalistów i menadżerów,
z zapalniczką, mężczyzna pracujący w tym samym biurowcu, lecz
którzy nie rozglądają się za zmianami, aż 86 proc. jest gotowa
w innej firmie, wręczył mi wizytówkę i zachęcił do wysłania CV.
Wysłałam i po kilku miesiącach do pracy przychodziłam do tego
rozważyć ofertę etatu w innej firmie przedstawioną im bezposamego budynku, ale trzy piętra niżej – mówi pracowniczka jedśrednio przez rekrutera.
Podbierać, tylko jak?
Natomiast 51 proc. specjalistów innej pracy szuka, ale biernie.
nej z krakowskich firm, która woli pozostać anonimowa. Bo o tym,
By nikt nie miał pretensji i nie zapełniał skrzynki na listy pozwami
Stać ich na czekanie na lepsze oferty, bowiem średnia zarobków
że ktoś cię zwerbował, w branży raczej się nie mówi.
wśród grupy, o której tu mowa, wynosi ponad 10 tys. złotych. Ci
Choć to tajemnica poliszynela, wszyscy przecież szeptają. Inna
o odszkodowanie, pracowników najlepiej podkradać po kryjomu.
pracownicy nie wysyłają swoich
Wspomniana na początku korporacja Luxoft jest jedną z niewielu,
kobieta wspomina, że gdy tylko poktóra pracowników próbowała przejąć jawnie i oficjalnie. Akcja
CV do innych korporacji, lecz syswiadomiła kolegów o zmianie pracy,
specjalista z działu IT
z pączkami nie była bowiem jedynym sposobem na rekrutację
tematycznie uzupełniają ścieżkę
rozległy się pytania: „Chciałaś odejść
otrzymuje
rocznie
średswojej kariery w serwisach typu
osób wyszkolonych przez konkurencję. Podczas warszawskiej
czy ktoś cię znalazł? Headhunter?
nio dziewięć zaproszeń
GoldenLine bądź LinkedIn i czekonferencji dla programistów 33rd Degree firma zorganizowała
A może mogłabyś mnie polecić?”. Prokają aż HR-owcy sami ich znajdą.
zaskakujący happening. W trakcie przerwy na lunch podstawiopozycja etatu w konkurencyjnej firmie
do udziału w procesach
ne przez korporację osoby zaczęły śpiewać a capella muzyczne
Z tego sposobu szukania pracowwiąże się z poprawą warunków pracy
rekrutacyjnych.
Nieco
przeboje. Po zakończonym występie, który niewątpliwie zwrócił
nika poprzez portal GoldenLine
bądź awansem. Żaden pracownik nie
uwagę wszystkich posilających się konferencyjnym obiadem inskorzystało już ponad 6 tys. reporzuci swojego stanowiska dla niżmniej, bo sześć, trafia do
formatyków, zaproszono ich na wieczorne nieformalne spotkanie
kruterów, wysyłając w poprzedszej wypłaty i gorszych warunków.
pracowników finansów
Jeśli firmy próbują kogoś podebrać,
z przedstawicielami Luxoft. Specjaliści IT skorzystali z zaproszenim roku około miliona ofert
to oczywistym jest, że mają czym te
nia, dzięki czemu rosyjskiemu gigantowi udało się zdobyć ponad
pracy. – Każdy ruch w tego typu
osoby przekupić. Jeden z blogerów, w żołnierskich słowach
serwisach jest oznaką poszukiwania pracy. Jeśli nie chcemy nic
400 kontaktów do potencjalnych kandydatów.
opisując proces odejścia do innej firmy, otwarcie wspomina:
Na tak ofensywne działania korporacje pozwalają sobie jednak
zmieniać, nie uaktualniajmy profili. Jeżeli gdzieś roi się od zmian,
rzadko. Zwykle, jeśli robią to „na widoku”, korzystają ze zdecyto sygnał dla nas – zauważa Karolina Giza z Antal Internatio„Kasą i furą skusili, ponadto grzędę wyżej umieścili w porządowanie łagodniejszych metod. Tak jak np. amerykański State
nal. Dodaje jednak, że czasami to brak konta w portalach jest
dku dziobania...”.
Street, które próbowało zachęcić pracowników konkurencyjnych
wabikiem dla rekrutera: – W Krakowie IT jest już tak dojrzałym
rynkiem, że dobry informatyk wie, że headhunter i tak do niego
firm atrakcyjną lokalizacją w Krakowie. Wabikiem były plakaPo siódme, nie kradnij
ty z kościołem Mariackim w tle ozdobione hasłem: „Zmęczony
trafi. Nie dzięki Internetowi, ale projektom, w których bierze
Podbieranie pracowników nie zawsze opłaca się pracodawcom.
dojazdami? Zainteresowany pracą w finansach w centrum Kraudział. Jeśli ktoś usunął swój profil, daje znak, że zmęczyły go już
Przestrzeganie siódmego przykazania wymogli na sobie prezesi
kowa?”. Swoich siedzib State Street nie ma co prawda na Rynku
napływające propozycje współpracy.
największych światowych korporacji. Wiadomo bowiem, że jedGłównym, lecz przy Galerii Kazimierz, w biurowcach Bonarka for
Zgodnie z raportem specjalista z działu IT otrzymuje rocznie
nym z czynników, które decydują o zmianie firmy, jest wysokość
Business oraz przy ulicy Armii Krajowej, ale i tak ma budynki bliżej
średnio dziewięć zaproszeń do udziału w procesach rekrutacyjwypłaty. A nieustanne prześciganie się w oferowanym wynagronych, nieco mniej, bo sześć, trafia do pracowników finansów. –
centrum niż położony w podkrakowskim Zabierzowie Kraków
dzeniu niekoniecznie opłaca się wielkim korporacjom. Poza tym,
Nawet ci, którzy łowią nowych pracowników wśród osób, które
Business Park, gdzie swoje oddziały ulokowało wiele konkurencyjnych korporacji. To zapewne pracownicy tych firm zmęczyli
teoretycznie zatrudnienia nie szukają, muszą działać szybko.
zwabieni wyższymi zarobkami pracownicy mogą odejść w trakcie
się już codziennymi dojazdami...
Odpowiedni kandydaci z branży IT mogą w tym samym czasie rozpracy nad projektem, co destabilizuje działanie całego zespoważać propozycje nawet od dwóch innych firm – dodaje Justyna
łu. Przede wszystkim jednak dobrze poinformowany pracownik
Ostropolska, IT Contracting Team Manager z Antal IT Services.
może zdradzić konkurencji firmowe tajemnice.
W 2010 roku do sądu w San José trafił pozew cywilny przeciwko
gigantom na rynku IT, takim jak: Google, Apple, Intel czy Adobe. Z ujawnionej korespondencji między szefami firm wynika,
że zawarli oni między sobą tajną niepisaną umowę o niewykradaniu sobie pracowników. Podobno sam Steve Jobs w mailach
straszył Sergieja Brina, twórcę Google, że zabranie mu jeszcze
dosłownie jednego specjalisty będzie oznaczało wojnę. Tym saMaciej Bielawski, Business
mym pracownicy zostali pozbawieni możliwości zawodowego
Development Manager, Antal
International Sp. z o.o.
rozwoju, a także konkurencyjnej wysokości wypłaty. Szybko okazało się, że podobne praktyki prowadzone były nie tylko między
wielkimi spółkami, a umowy zawierane były także z mniejszymi
Powinniśmy się przyzwyczaić. Podkradanie tym samym wirtualny sygnał, że są trudni
firmami. W sumie w pozwie złożonym do sądu domagano się odpracowników konkurencji to zjawisko, które do zwerbowania oraz że tradycyjne metody
szkodowania dla pokrzywdzonych pracowników na kwotę nawet
coraz częściej możemy zaobserwować w Pol- HR mogą być w ich przypadku nieskuteczne.
3 mln dolarów.
People, zajmującej się doradztwem personalnym, wspomina,
że kiedyś zlecono im zrekrutowanie pracownika na stanowisko
wymagające znajomości rzadkiego systemu informatycznego.
A takich specjalistów było w Polsce zaledwie trzech. Dlatego też
na znalezieniu odpowiedniego kandydata przez łowców głów zabawa się nie kończy, ofiara musi zostać zastrzelona argumentami
pokazującymi, że warto zmienić miejsce pracy.
Nie tylko pieniądze
się liczą
sce. Dotychczas nasz rynek pracy był w miarę spokojny i zrównoważony. Bliżej nam było
do modelu skandynawskiego, gdzie obowiązuje
jednak pewna tradycja szukania pracowników,
zatrudniania, zwalniania, niż modelu brytyjskiego, gdzie rotacja jest spora, a firmy prześcigają się w walce (nie zawsze fair) o najlepszych.
W Polsce, a zwłaszcza w Krakowie, w branży
IT mamy teraz jednak zdecydowanie korzystny czas dla pracowników, a mniej dla pracodawców. Oczywiście pracowników bardziej
wykwalifikowanych, z doświadczeniem. Oni
dyktują, gdzie, u kogo, na jakim stanowisku
i za ile chcieliby pracować, a firmy starają się
dopasowywać ofertę dla najlepszych. A najlepsi bywają kapryśni.
Co ciekawe, branża IT jest już w Krakowie
na tyle dojrzała, a rynek pracy okrzepły, że często najlepsi pracownicy mający po dwadzieścia
kilka lat są wręcz rozchwytywani. Do tego znikają z serwisów typu LinkedIn czy GoldenLine
(i tak będącego coraz bardziej passé). Dają
Wielu z nich ma już własnych menedżerów,
prowadzących ich po kolejnych firmach czy
szczeblach kariery jako przysłowiowe „diamenty w kolekcji”.
Choć brzmi to zaskakująco, coraz częściej
większe zarobki przestają być magnesem
do zmiany pracy, coraz bardziej liczy się „dobry projekt”, „ambitne zadanie”, czyli coś, czym
później można pochwalić się w CV czy portfolio. Jest to zarówno efekt światowego poziomu, na jakim znajduje się od jakiegoś czasu
krakowska branża IT, ale też naprawdę bardzo dobrych kompetencji i drogi zawodowej
wielu specjalistów. Wchodzimy tu na bliski
ideałowi obszar, gdy dobre zarobki są niejako
tłem do wykonywanych działań, które sprawiają pracownikowi niekłamaną satysfakcję
i poczucie spełnienia w życiu zawodowym.
Oczywiście takiego pracownika trudno podkraść. Firmy naprawdę muszą się postarać.
Brać, nie brać?
Spór o etyczność employee poachingu i headhuntingu istnieje,
odkąd na korporacyjnym rynku pojawiła się konkurencja. Jedni
uważają, że to najlepsze metody na pozyskanie wykwalifikowanej kadry, inni zaznaczają, że to zawsze działanie ze szkodą dla
rywala. – Polski rynek jak dotąd jest grzeczny pod tym względem.
Zupełnie inaczej jest w Indiach, bo tam nie znają pojęcia „okres
wypowiedzenia”. W Europie natomiast najbardziej drapieżna jest
Wielka Brytania, gdzie konkurencja jest naprawdę spora – mówi
nam specjalista HR jednej z warszawskich agencji.
Co jednak zrobić, gdy łowca głów zadzwoni lub napisze właśnie
do ciebie? Na początku pozwól przedstawić sobie ofertę, nigdy
nie wiesz przecież, czy to jajko z niespodzianką, czy kot w worku.
Potem dokładnie rozważ za i przeciw: wysokość zarobków, strukturę korporacji i perspektywy rozwoju kariery, godziny pracy,
lokalizację czy dodatkowe benefity. Nowe stanowisko w pierwszej chwili kusi, jednak za jakiś czas może okazać się, że nie jest tak
kolorowo, a do opuszczonej firmy powrotu nie ma. I nie będzie.
Dagmara Marcinek
reklama
rozmowa numeru
www.whatsupmagazine.pl
Korporacje to współczesne
folwarki. Ale całe szczęście,
że istnieją, bo pracując w nich
możemy wykuwać samych siebie. Nadawać sens własnym,
często powtarzalnym działaniom – mówi w rozmowie
z „What’s Up Magazine” psycholog prof. Jacek Santorski.
fot. materiały prasowe
6
rafał romanowski: „Międzynarodowe korporacje wysługują się nami, a my nie mamy z tego nic”. „Polska gospodarka
żyje z obsługi innych gospodarek”. Prawda czy żal?
jacek santorski: Nic nowego. Polska już w XVI i XVII wieku
była kolonią holenderskich kupców, którzy dbali o to, aby rozwijały
się u nas wszelkiego rodzaju folwarki. Dzięki nim zaopatrywano
spichrze w całej Europie Zachodniej w zboże i rozmaite produkty
rolne. Nikt nas specjalnie nie inspirował, ani nam pomagał. Sami
więc też nie mieliśmy potrzeby, aby jakoś specjalnie rozwijać
polskie miasta, aby budować klasę średnią czy mieszczaństwo
z prawdziwego zdarzenia.
Czyli naturę mamy bardziej folwarczną.
Naturę i strukturę. Na pewno bardziej folwarczną niż
mieszczańsko-przemysłową.
A mentalność?
To się odbija na mentalności, co zauważyć można w rozmaitych
analizach spółek skarbu państwa, administracji, ale też w firm
prywatnych czy korporacji. Widać to doskonale w badaniach,
np. prof. Janusza Hryniewicza, w jego książkach „Polityczny
i kulturowy kontekst rozwoju gospodarczego” czy „Stosunki
pracy w polskich organizacjach”. Plus ostatnia pt. „Polska
na tle historycznych podziałów przestrzeni europejskiej”. O tych
zagadnieniach pisał też niedawno Andrzej Leder w głośnej
„Prześnionej rewolucji”, bardzo ciekawe badania prowadził
socjolog dr Jan Sowa...
Leder, Hryniewicz, Sowa mają swój wspólny mianownik. Czyta
się ich w określonej optyce, którą doskonale widać w stosunkach panujących w korporacjach. Zwłaszcza tych zainstalowanych w kraju nad Wisłą.
Owszem. W gruncie rzeczy ten paradygmat folwarczny przeważa
w wielu formach nad innymi. Oczywiście nie jest tak, że ktoś
pracownika w 2015 roku zakuwa w dyby albo stosuje jakieś
niezgodne z prawem metody. Nie jest tak, że nagle jacyś kapryśni
panowie wyskakują i chcą krzywdzić poczciwego pracownika.
To raczej jest porozumienie...
rozmowa numeru
Sierpień 2015
Spodziewałem się raczej nieporozumienia. Serio... porozumienie?
Tak. Porozumienie. Pewien schemat: jestem ogniwem
korporacyjnego łańcucha. Pionkiem, mrówką, jak żeś się zwał,
tak zwał. W związku z tym zawieram ze swym pracodawcą pewien
deal – będę ograniczony w swej wolności, nie będę się wychylać,
ba, nawet nie będę zgłaszał potencjalnych problemów, pozostanę
typowym „wyrobnikiem”. W zamian mam od pracodawcy
gwarancję zatrudnienia, stałą pensję w określony dzień na koncie,
płynące stąd poczucie bezpieczeństwa. Ale stąd blisko jest już
do rewanżu w drugą stronę – gdzie można, to nagnę sobie ten
system, abym miał lepiej. A to sobie pójdę razem z kolegami
jednocześnie na zwolnienie, a to spróbuję coś wynieść pracy...
Niskie morale?
Niskie, ale nie ma się czemu dziwić. Z reguły trudno
w korporacyjnych warunkach odtwórczej pracy zbudować
uskrzydlone zespoły jak w modelu Steve’a Jobsa. Pamięta pan,
kiedy u Jobsa wypuszczano na rynek kolejną wersję komputerów
Apple, on stawał na środku przed pracownikami i wręczał im
mazak. Zespół projektowy miał się podpisać na prototypie
nowego Maca, a Jobs pstrykał zdjęcia powtarzając: „Artyści
podpisują swoje dzieło”.
Do szeregowego księgowego nikt nie podejdzie i nie powie:
„Oto twoje fantastyczne dzieło”. Ale czy „folwarcznie” to tylko źle?
To zarówno dużo ograniczeń, jak i spory pierwiastek postępowy.
Tego nie neguję. Pojawiają się nowe technologie, coraz bieglej
używamy europejskich języków. Coraz więcej w zasięgu ręki
stanowisk, które opłaca się wpisać w CV. Dla młodego człowieka
to bardzo ważne.
A czego jest więcej: postępu czy blokady?
Wie pan, zależy jak się do tego pracownik ustosunkuje. Jakie
ma podejście, jakie nastawienie, ochotę do pracy, zdolność
do samokształcenia, podnoszenia kwalifikacji, wiary w to,
że za jakiś czas pokaże, na co go stać i zostanie doceniony.
Choć brzmi to banalnie – pozytywne nastawienie to podstawa.
Oczywiście trudno o takie podejście na każdym stanowisku,
np. w contact centers, gdzie outsourcinguje się np. dość męczący
serwis obsługi klienta. W jednym miejscu ma pan sprzedaż
i windykację, a pracownicy czują się tak, jakby byli skazani
na przysłowiowy pampers. Ba, panuje specyficzny reżim w pracy,
np. nie wolno mieć nawet maskotek na biurku.
Takich miejsc jest coraz mniej. Choć trudno mi sobie wyobrazić entuzjazm na tak niskim stanowisku...
Niekoniecznie. Dam panu przykład z własnego życia.
Kiedyś z wyboru i konieczności zdarzyło mi się pracować
w kamieniołomach na północy Norwegii. W porównaniu
do polskich zarobków norweskie były znacznie lepsze, ale
trafiłem tam jako człowiek z zupełnie innej branży. To było
przedsiębiorstwo budownictwa i elektromontażu, które właśnie
przechodziło z napowietrznego systemu przesyłu energii
na podziemny. Więc drążyliśmy skały: najpierw szli saperzy,
później ciężkie koparki, a na końcu ludzie, którzy wybierali ręcznie
drobniejsze kamienie. I tak ja, wraz ze śpiewakiem operowym
z Polski i chirurgiem z Turcji oraz innymi ludźmi z innej bajki,
którzy trafili tam wyłącznie dla pieniędzy, pracowaliśmy osiem
godzin z dwiema przerwami. Powtarzałem sobie, że ta moja
praca, katorżnicza na swój sposób, owocuje tymi 150 dolarami,
i na te 150 dolarów czeka moja żona i rodzina. Po jakimś czasie
7
Nie dajmy się zwariować. Oczywiście patrząc na to w kategoriach
patriotycznych, wolałbym żebyśmy mieli w Polsce więcej naszych
marek i własnych kluczowych technologii, na których można
by zarabiać krocie. Żeby Polska była krajem jeszcze bardziej
korzystającym z własnego kapitału intelektualnego, a mniej
kojarzyła się z magazynami, hurtowniami czy systemami
sprzedaży. Pierwsze 25 lat transformacji to była ekonomia
Dla takiego człowieka jak Jacek Santorski to dość egzotynisko rosnących owoców. Trzeba było wdrażać sposoby
czne zajęcie.
sprzedawania polskiej pracy, aby
Bardzo. Ale usłyszałem kiedyś
stały się atrakcyjne w świecie.
świetną definicję na ten temat
Każdy decyduje, z jakim
Teraz tylko od nas zależy, czy
podczas programu telewizyjnego,
nastawieniem przesuwa
zostaniemy w takim modelu, czy
w którym brałem udział.
raczej powiemy inwestorom: czas
Zaproszono tam jeszcze księdza
paciorki „korporacyjnego
na zmianę. Wyłącznie od nas zależy,
Jacka Stryczka, fantastycznego
różańca”.
Czy
robi
to
jako
z jaką intensywnością będziemy
człowieka, twórcę Szlachetnej
odmawiać ten różaniec.
Paczki, kogoś, kto rozumie
bardzo pomogła mi myśl, że to najlepszy fitness na świeżym
powietrzu, jaki mogłem znaleźć w świecie – wspaniała przyroda,
rewelacyjne powietrze, coraz większa elastyczność ciała. Nigdy
wcześniej ani później nie byłem równie wysportowany i nie
czułem się fizycznie lepiej. Umiałem nadać sens temu, co robię.
człowiek świadomy, który
organizację jako coś służące
wie, że nie musi być ofiarą
Mamy po 40 lat i odchodzimy
projektowi społec znemu.
z korporacji. Jak odnajdziemy się
Powiedział tak: jako duchowny
losu, czy raczej ktoś, kto
w życiu? Nie wszyscy przecież
spotykam się z wiernymi, którzy
pogrąża
się
w
apatii
zdążyliśmy wymyślić start--upy
odklepują różaniec. A przecież
czy założyć dobrze prosperukażdy decyduje, z jaką pasją i jakim
jące firmy.
żarem odmawia tę powtarzalną
Zatrudnionym w korporacjach 20modlitwę. Podobnie jest
i 30-latkom
powiem
tak:
troszczcie
się o to już teraz. Dobrze
w korporacjach – każdy decyduje, z jakim nastawieniem przesuwa
jest
tak
projektować
swoje
życie,
aby
później nie obudzić się
paciorki „korporacyjnego różańca”. Czy robi to jako człowiek
bez
wsparcia
w samym
sobie.
Jak
głoszą
definicje, znane m.in.
świadomy, który wie, że nie musi być ofiarą losu, czy raczej ktoś,
z harwardzkiej szkoły negocjacji, najpierw musisz dojść do ładu
kto pogrąża się w apatii. Być może ten szary księgowy, o którym
z samym sobą. Gdy siadamy do stołu warto wiedzieć, co zrobimy,
pan wspomina, naprawdę kiedyś zrobi coś twórczo. Nawet w tej
gdy od niego będziemy musieli odejść. Co poczniemy, gdy
outsourcingowej firmie, która w ostatecznym rozrachunku
my wypowiemy albo nam wypowiedzą umowę o pracę.
pracuje zawsze na kieszeń zagranicznego właściciela.
Właśnie. Czuć gdzieś w powietrzu to przekonanie, że kabzę
nabija sobie ktoś daleko. I że pracownicy oddziału globalnej
korporacji nie mają na to żadnego wpływu. Nie znają nawet
struktury właścicielskiej zatrudniającego ich giganta.
Powtarza pan, że warto zachować sprawność fizyczną. Być
sprawnym, bo 10 lat w korporacjach może nas skutecznie
przykuć do biurka.
Dlatego warto robić pompki, ćwiczyć, gimnastykować się, być
zdrowym, kultywować zdolności rzemieślnicze, rozwijać się
w innych obszarach. Odpowiedzialni za siebie jesteśmy tylko
my sami.
Jacek Santorski
psycholog biznesu, profesor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, gdzie
prowadzi autorską Akademię Psychologii Przywództwa
Korporacja da
się lubić
Analizując rozmaite zagadnienia związane
ze współczesnymi korporacjami, zdarza się
czasem wpaść w powszechnie utarte schematy
myślowe dotyczące korporacyjnego modelu
środowiska pracy. Rozumiem jednak, skąd
biorą się opinie prof. Jacka Santorskiego, bo samemu zdarzało mi się w podobny sposób myśleć, a nawet wypowiadać, zanim zetknąłem się
z korporacją na własnej drodze zawodowej.
Jestem przekonany, że gdyby mający tak krytyczne stanowisko mieli możliwość doświadczenia, czym jest korporacja, nie z punktu widzenia akademickiego, ale na własnej skórze,
to bardzo możliwe, że ich zdziwienie byłoby
równie duże jak wówczas moje. Paradoksalnie to właśnie te „wysługujące się Polakami”
zagraniczne korporacje, które tworzą owe
„folwarczne” miejsca pracy, wdrażają i nauczają stosowania sprawdzonych, zachodnich
modeli zarządzania w firmach. Stanowi to doskonałą przeciwwagę dla jakże powszechnego
modelu zarządzania w polskich przedsiębiorstwach, opartego bardzo często na kaprysach,
wycieczkach personalnych i hołdowaniu
świętym krowom.
Jakub Bielamowicz, współpracownik
Zespołu Pomocy Publicznej
PricewaterhouseCoopers w Krakowie
Spodziewam się też, że osoby, które pewnego dnia opuszczą korporacje na rzecz innych
środowisk pracy czy też własnej działalności
gospodarczej, przejmą te dobre nawyki z zakresu zarządzania i zaadaptują je na potrzeby
nowego otoczenia zawodowego.
Mówiąc o „folwarcznych” korporacjach, pamiętajmy o tym, jak znacznie podnoszą
one odsetek osób zatrudnionych w oparciu
o umowę o pracę. Pomyślmy o tym koniecznie
zwłaszcza w kontekście nieustannie nośnych
medialnie tematów: zatrudniania na tzw. śmieciówkach czy stabilności systemu emerytalnego i podniesienia wieku emerytalnego.
Ogromna większość dotychczasowych inwestycji w branży BPO/SSC okazała się
ogromnym sukcesem, rośnie zainteresowanie przeniesieniem do Krakowa coraz bardziej zaawansowanych procesów. I dlatego już
wkrótce szeregowy księgowy, o którym wspomina prof. Santorski, może zostać zastąpiony,
a co najmniej uzupełniony, o szeregowego inżyniera z jednego z istniejących i planowanych
centrów badawczo-rozwojowych.
8
HR
www.whatsupmagazine.pl
hr pod lupą testu
Assessment
Center –
sprawdź się
na sucho
Dla tych, którzy dostali pracę
wyłącznie dzięki standardowej rozmowie kwalifikacyjnej,
Assessment Center wydaje się
czarną magią. Ale gdy okaże się
on kolejnym etapem rekrutacji
na nasze wymarzone stanowisko, warto podejść do niego
z zainteresowaniem i pozytywnym nastawieniem.
Assessment Center (AC) to metoda rekrutacji coraz częściej wykorzystywana przez pracodawców. Czasami nazywany jest też
ośrodkiem oceny lub centrum oceny. Polega na wieloaspektowej ocenie umiejętności i kompetencji kandydatów w różnych
sytuacjach. Podczas takiego badania symulowane są warunki,
które mają w możliwie jak największym stopniu odzwierciedlać
późniejsze środowisko pracy.
Do korpo jak na filmówkę
Nie wszyscy marzyli w dzieciństwie o karierze reżyserskiej czy
filmowej, ale na pewno każdy słyszał choćby jedną historię
o wieloetapowej i niełatwej rekrutacji do szkół artystycznych.
Kandydaci na przyszłych reżyserów, aktorów, montażystów czy
operatorów filmowych poddawani są wielu testom, a stawiane
przed nimi zadania wyglądają dla każdej z tych profesji inaczej.
Podobnie sprawa ma się z Assessment Center. Co prawda nikt
nie wymaga od kandydatów znajomości tańców narodowych,
recytacji Słowackiego czy grubej teczki wypełnionej fotografiami,
analogie są jednak widoczne.
– Podczas sesji Assessment Center uczestnicy biorą udział w wielu zadaniach, które mają na celu sprawdzenie tego, w jaki sposób radzą sobie w określonych sytuacjach i czy w związku z tym
sprawdzą się na stanowisku, o które się ubiegają – tłumaczy
Agata Broś, szefowa działu konsultingu w Advisory Group TEST
Human Resources.
– Dostałam do przeczytania i opracowania materiały na temat
fikcyjnej firmy. Na ich podstawie miałam przygotować prezentację i wygłosić ją przed oceniającymi nas osobami. Zadanie
niby proste, ale czasu było tak mało, że ledwo wystarczyło mi go
na przejrzenie wszystkich materiałów – relacjonuje Paulina, jedna
z uczestniczek AC.
Uczestnicy Assessment Center są oceniani i obserwowani przez
asesorów, czyli obiektywnych i kompetentnych sędziów. Proces
ten przebiega w wystandaryzowanych, a więc sztucznych warunkach, co nie przeszkadza jednak w dogłębnej analizie umiejętności i zachowań kandydatów.
Najczęstsze mity
Wraz z rosnącą popularnością Assessment Center, wokół tej
metody narasta wiele legend. – Nie jest prawdą, że wykorzystuje
się ją wyłącznie podczas rekrutacji na stanowiska kierownicze.
AC nie niesie za sobą żadnych ograniczeń dotyczących branży
czy poziomu stanowiska. Jest równie trafną metodą przy wyborze pracowników na specjalistyczne stanowiska techniczne,
inżynierskie, wykonawcze, jak i zarządzające – potwierdza Agata.
– Mitem jest przekonanie o tym, że Assessment Center przeprowadza się wyłącznie w kilkuosobowych grupach. Oczywiście
przeprowadza się sesje grupowe, ale równie często sesje mają
charakter indywidualny i oceniane są kompetencje wyłącznie
jednego uczestnika – dodaje Broś. – Jeśli w badaniu uczestniczy
tylko jedna osoba, ocena jej kompetencji dokonywana jest przez
dwóch asesorów. Wraz z większą liczbą uczestników rośnie też
liczba weryfikujących ich osób.
Warto pamiętać o tym, że podczas grupowego Assessment Center asesorzy nie oceniają wyłącznie umiejętności i kompetencji
kandydatów ubiegających się o pracę, ale też ich zdolności interpersonalne. Uczestnicy sesji AC, którzy o tym zapominają,
często popełniają jeden z klasycznych błędów, jakim jest nadmierne skupienie się na sobie i zamknięcie się na kontakt z innymi.
Nieprzyjazne zachowanie wobec innych uczestników rekrutacji
bierze się oczywiście z chęci wywalczenia upragnionej posady,
jednak może to zadanie znacząco utrudnić. Asesorzy zwracają
uwagę na umiejętność pracy w grupie i podejście do innych.
Są korzyści
Kolejnym fałszywym przekonaniem na temat Assessment Center
jest utożsamianie tej formy rekrutacji wyłącznie z testami. – Celem tej metody jest możliwie jak najdoskonalsze odwzorowanie
warunków pracy i uwzględnienie kontekstu sytuacyjnego danego
stanowiska. Zadania stawiane przed kandydatami nie są jednorodne. Mogą zawierać pewne elementy testów, ale kluczowe dla
metody są zadania symulacyjne oraz zadania typu case study
– dodaje Broś.
Trafność wyników AC przekłada się także na satysfakcję pracowników i pracodawców. Metoda ta nie jest doskonała, ale na pewno
trafniejsza niż tradycyjny wywiad biograficzny. Kandydaci, którzy
pomyślnie przeszli wywiad biograficzny i zostali przyjęci na nowe
stanowisko, nie zawsze spełniają pokładane w nich oczekiwania
pracodawców. Zaledwie 1/3 z nich sprawdza się na swoich nowych
stanowiskach w pracy. W przypadku AC trafność jest o wiele
wyższa. Badanie wskazują, że aż 76 na 100 pracowników, którzy
dostali pracę dzięki tej formie rekrutacji, dobrze wykonuje powierzone im obowiązki i odnajduje się w nowym środowisku pracy.
Co więcej, Assessment Center jest pozytywnie oceniany nie tylko przez pracodawców, ale także przez uczestników sesji. Nie
ma jednego, stałego wzorca i scenariusza, z którego korzystają
osoby opracowujące sesje AC. – Advisory Group TEST Human
Resources rozwija swoje metody diagnostyczne od ponad 20 lat
i dostosowuje je do konkretnych potrzeb klientów: stanowiska,
na jakie przeprowadzana jest rekrutacja, specyfiki danego miejsca
pracy czy wartości wyznawanych przez firmę – wylicza nasza
rozmówczyni. Podkreśla też, że dzięki takiemu podejściu nie
tylko pracodawca ma większe szanse na znalezienie odpowiedniego pracownika, ale też kandydat, który przejdzie pozytywnie
przez AC, prawdopodobnie szybko odnajdzie i zaaklimatyzuje
się w firmie.
Jak się przygotować
– Przede wszystkim należy się wyspać i przyjść z pozytywnym
nastawieniem. Ważne jest także to, aby zachowywać się naturalnie i w taki sposób podchodzić do stawianych przed nami zadań.
Trudno przygotować się do wykonywania jakiegoś konkretnego
zadania, ponieważ te podczas różnych sesji Assessment Center
mogą wyglądać zupełnie inaczej – radzi specjalistka TEST.
O ile staranne przygotowanie się do AC jest niemożliwe, o tyle
należy pamiętać o podstawowych zasadach obowiązujących także podczas standardowych wywiadów biograficznych. Warto zapoznać się z informacjami o firmie, do której się aplikuje, założyć
odpowiedni strój i podejść do tego procesu z dużą otwartością.
W końcu Assessment Center to nie tylko rekrutacja, ale też świetny sposób na lepsze poznanie i ocenę swoich umiejętności.
Karolina Kociołek
Agata Broś – szef działu konsultingu
w Advisory Group TEST Human Resources
reklama
10
przedstawiamy
www.whatsupmagazine.pl
W innowacyjnej
Jest kolista, świeci mlecznym światłem, wyłożono ją egzotycznym
nym polskim miastem” (55. miejsce w rankingu „European Smart
drewnem azobe z Kamerunu. Wygląda jakby wylądowała przed
Cities” Vienna University of Technology; liderami są Luksemburg
chwilą niczym UFO i rozpostartymi odnóżami spięła nudne dooraz duńskie Aarhus), numerem 2 (po Warszawie) w prestiżowym
tąd skrzyżowanie ulic Grunwaldzkiej i Piłsudskiego. Nad ulicą
zestawieniu „Europolis. Miasta uczące się” Fundacji Schumanna
oraz – co szczególnie warte podkreślenia – „wschodzącą gwiazspacerują nią ludzie, na ławeczkach flirtują zakochani, ciekawscy
oglądają ułożone wewnątrz jej pierścienia wystawy fotografii.
dą outsourcingu” podczas III Międzynarodowej Gali CEE ShaNazywana potocznie „kładką
red Services and Outsourcing
Ferenca” (od nazwiska prezyAwards 2015. Jury, w którym
w dziedzinie outsourcingu
denta miasta), od 2012 roku
zasiedli zarządzający dyrektoRzeszów ma jeszcze sporo do
jest jednym z symboli Rzeszorzy i menedżerowie międzynawa, dynamicznie rozwijającenadrobienia. Ale szybko wycią- rodowych koncernów (m.in.
go się 180-tysięcznego miasta
Skanska, Deloitte, PwC, Aspire
ga wnioski z sukcesów miast
na Podkarpaciu, połączonego
czy Vastint), uznało Rzeszów
z resztą Europy autostradą
za miasto z najlepszą ofertą
takich, jak Kraków, reklamuA4 i międzynarodowym lotnidla firm z sektora BPO/SSC/
jąc
się
na
rozmaitych
targach
skiem (operują stąd m.in. LOT,
/ITO.
Lufthansa i Ryanair).
i spotkaniach branży jako
Kładka to tylko jedna z in„miasto wspierające sektor IT”, Podpatrują najlepszych
westycji, jakie dostrzeżemy
podczas kilkugodzinnego
Bądźmy szczerzy: w dziedzi„miasto atrakcyjne dla inwespaceru przez Rzeszów. Uwanie outsourcingu Rzeszów ma
storów”
gę zwracają: wyremontowana
jeszcze sporo do nadrobienia.
na błysk większość fasad kaAle szybko wyciąga wnioski
z sukcesów miast takich jak
mienic, równe chodniki, noKraków, reklamując się na rozmaitych targach i spotkaniach
woczesne biurowce, hotele i galerie handlowe, zrewitalizowane
kwartały (jak choćby dawny parking nieopodal słynnego pomnika
branży jako „miasto wspierające sektor IT”, „miasto atrakcyj– symbolu Rzeszowa – który zmienił się w zaciszny ogród pełen
ne dla inwestorów” oraz – co istotne w kontekście wieloletniej
żwirowych alejek, oczek wodnych, fontann, pnących roślin) czy
strategii promocyjnej – „stolica innowacji”. Tym hasłem władze
po prostu pokryte równym asfaltem ulice. Jest też sporo infraRzeszowa promują miasto od dawna, jeszcze zanim tutejszemu
struktury na światowym poziomie: świetlne tablice informujące
rynkowi zaczęły przyglądać się międzynarodowe korporacje. A te
o korkach, połączeniach komunikacyjnych, pogodzie, biletomaty,
tylko czekają na otwarcie w Rzeszowie nowoczesnych biur klasy
strefy szybkiego Wi-Fi.
A, przeznaczonych na potrzeby sektora outsourcingu. W bloRzeszów kończy też właśnie budowę jednego z największych
kach startowych do rozpoczęcia inwestycji czekają też lokalni
mostów w Polsce – przeprawy przez Wisłok, której wysoki na 92
deweloperzy. Charakterystyczne, że w mieście to właśnie oni
metry pylon już teraz staje się kolejną wizytówką, widoczną z nieodpowiadają za 90 proc. inwestycji w nowe obiekty biurowe,
mal każdego miejsca w mieście. A cieszącemu się rekordowym
handlowe czy mieszkalne. Wszyscy liczą, że otwarcie SkyRes
poparciem i rządzącemu 4 już kadencję prezydentowi Tadeuszowi Ferencowi marzy się teraz monorail – system naziemnej kolejki za ponad miliard złotych, obsługującej najważniejsze punkty
miasta, na wzór choćby malezyjskiej metropolii Kuala Lumpur.
Łatwość dostępu
Z Krakowa można dotrzeć tu 168-kilometrową autostradą w nieco
ponad godzinę, co sprawia, że o Rzeszowie mówi się coraz częściej jako o „naturalnym satelicie Krakowa”. Trochę to mylące,
bowiem znająca swoje atuty stolica Podkarpacia nie ukrywa, że
marzy się jej co najmniej doścignięcie, a może prześcignięcie
liderów polskiego rozwoju.
Do niedawna mało kto w to wierzył. Dekadę temu Rzeszów był
dość zapyziałym, prowincjonalnym miastem, w którym pozostałości po PRL-u czuć było mocno. Przez ostatnie dziesięć lat
zmieniło się tu bardzo wiele i aktualnie to właśnie Rzeszów, a nie
inne metropolie, zdobywa laury kolejnych konkursów i zestawień
najlepiej zarządzanych lub perspektywicznych miast Europy.
W ciągu ostatniego roku obwołano go „najbardziej inteligent-
Warszawska – pierwszego w Rzeszowie biurowca z prawdziwego
zdarzenia – będzie kamyczkiem, który poruszy lawinę inwestycji
w budynki tego typu.
2742 – tyle osób pracowało w 2014 roku w rzeszowskich centrach
usług BPO/SSC/ITO. W porównaniu z Krakowem (blisko 40 tysięcy) to garstka, ale przedstawiciele Rzeszowa podkreślają, że
miasto dopiero zaczyna swój wyścig z innymi o lokowanie tu
outsourcingu. Po planowanym na grudzień 2015 otwarciu biurowca SkyRes Warszawska liczba ta podwoi się. Na 13 piętrach
budynku (20 tysięcy m kw.) rozlokują się firmy mogące zatrudnić
blisko 2 i pół tysiąca pracowników. Budynek w stanie surowym
zwiedzamy z Arturem Ryszem, dyrektorem ds. nieruchomości
spółki DevelopRes.
– Przekomponowaliśmy pierwotny projekt pod oczekiwania tego
typu firm. Inspirowaliśmy się najlepszymi rozwiązaniami charakterystycznymi dla branży i jesteśmy pewni, że SkyRes Warszawska spełni swe zadanie znakomicie. Wszelkie zastosowane tu
technologie czy rozwiązania są światowej klasy i mogą konkurować z najlepszymi biurowcami. To m.in. uniwersalne i bezpieczne
źródła zasilania budynku, możliwość dostarczania usług przez
wielu operatorów telekomunikacyjnych, certyfikat LEED, możliwość rearanżacji wnętrz oraz tworzenia powierzchni open
space, biur zamkniętych czy modułowych, a nawet system
podnoszenia podłóg – wylicza Rysz w rozmowie z „What's Up
Magazine”.
SkyRes Warszawska ulokowany jest doskonale, bo na trasie łączącej nowoczesne międzynarodowe lotnisko Rzeszów-Jasionka
z centrum miasta. Obok DevelopRes wybudował już kompleks
mieszkaniowy oraz przygotował grunt dla kolejnego biurowca
klasy A – tym razem SkyRes Lubelska (17 tysięcy m kw.). Przedstawiciele dewelopera podkreślają dobrą współpracę inwestorów
z miastem, które m.in. ze względu na tego typu projekty wyodrębniło ze swych struktur Biuro Obsługi Inwestora. Biuro odpowiedzialne jest za ściąganie do Rzeszowa nowych firm, pomaganie
w procesach decyzyjnych wszystkim deklarującym tworzenie
nowych miejsc pracy.
Nauka + praca
Tych w Rzeszowie już teraz nie brakuje. Miasto szczyci się stosunkowo niskim bezrobociem (nieco ponad 7 proc.), ale też dużą dynamiką powstawania nowych etatów. Dziewięć rzeszowskich uczelni
co roku dostarcza na rynek dobrze ocenianych absolwentów.
– Kształcimy ponad 55 tysięcy studentów. Obserwujemy też coraz
fot. materiały prasowe
Rzeszów się zbroi. Ochrzczono go nawet mianem
„wschodzącej gwiazdy outsourcingu” i wszystko
wskazuje, że będzie kolejnym przystankiem
w ekspansji międzynarodowych centrów usług.
przedstawiamy
Sierpień 2015
mocniejszy trend powrotów wykształconych w innych miastach
mieszkańców Podkarpacia, którzy wybierają Rzeszów na miejsce
swego zamieszkania i pracy. Tu po prostu dobrze się żyje – uważa
Przemysław Stolarz z Biura Obsługi Inwestora. Podkreśla, że
obecna powierzchnia biurowa w mieście (blisko 80 tysięcy m
kw.) pozwala na funkcjonowanie znacznej części z 22 tysięcy
firm obecnych na lokalnym rynku, w tym już 14 przedsiębiorstw
z obszaru BPO oraz 9 o profilu ITO. W minionym roku otworzyły
w mieście swe biura takie firmy, jak Mobica, Randstad czy Reslogistic. Bardzo mocne jest tu Asseco, zainauguruje działalność
PricewaterhouseCoopers, a pierwszą inwestycję z prawdziwego
zdarzenia zapowiada Deloitte: 200 nowo zatrudnionych pracowników zajmie się księgowością, obsługą IT, administracją
i zarządzaniem ryzykiem dla oddziałów firmy z 18 krajów Europy
Środkowej.– Koniunktura na Rzeszów jest wyraźna i choć zdajemy sobie sprawę, że trudno jest powalczyć z takimi graczami,
jak Kraków czy Wrocław, naszym zdaniem obraliśmy słuszny
kierunek. Jeśli w krótkim czasie miasto zyska wyraźnie więcej
biurowych powierzchni typu A, przyglądający się nam łakomie
inwestorzy z branży informatycznej, finansowo-księgowej czy
logistycznej ruszą tu zdecydowanie. Inwestowanie w outsourcing
da Rzeszowowi dobrą przyszłość – ocenia Stolarz.
Przedstawiciele Biura Obsługi Inwestora podkreślają też, że
miasto jest postrzegane jako pierwszy „bezpieczny” przystanek
w Unii Europejskiej dla wielu dobrze sytuowanych firm z Ukrainy,
starających się relokować swe biznesy w bezpiecznych od geopolitycznych zawirowań obszarach. – Mocno skorzystał na tym już
Wrocław, dlaczego nie miałby skorzystać
też Rzeszów – słyszymy od rzeszowskich
urzędników.
11
i osiągnięciami w lotnictwie (przy specjalnym inkubatorze akademickim Politechniki Rzeszowskiej działają już zakłady MTU Aero
Engines, Borg Warner oraz Ultratech). Oprócz tego na ponad 80
hektarach terenów obok autostrady A4 i drogi ekspresowej S19
powstał Park Rzeszów-Dworzysko, który w ciągu kilku najbliższych lat da zatrudnienie ponad 3 tysiącom osób.
– Wiecie, że Rzeszów jest drugim miastem (po Lizbonie) w całej
Unii pod względem zapotrzebowania na informatyków? Oraz że
według raportów mamy najwięcej wykształconych specjalistów
w Polsce? Albo że na tysiąc mieszkańców przypada aż 275 studentów, czyli najwięcej w kraju? Albo że Rzeszów sukcesywnie
powiększa swój obszar administracyjny, wchłaniając okoliczne
miejscowości, przez co liczba jego ludności rośnie nawet o kilka
tysięcy rocznie? – takie pytania słyszymy w Urzędzie Miasta,
słynnym zresztą z wysokiego poziomu obsługi mieszkańców
i kontrahentów.
Nie, tego akurat się nie spodziewaliśmy. Ale chyba o wielu atutach Rzeszowa nie jest jeszcze dostatecznie głośno.
– Potrzeba więcej podświetlanych kładek z drewnem z Kamerunu
– śmieje się jeden z rzeszowskich przedsiębiorców. I przypomina,
że kiedy otwierano z pompą tę nowoczesną konstrukcję, o pomyśle rozpisywały się światowe media, a do miasta zaczęli ściągać
zainteresowani nową architekturą turyści.
Miasto zmieniło się totalnie, ale to wcale nie koniec. Pewnie za
kilka lat znów nie poznacie Rzeszowa.
Rafał Romanowski
Łasi na niskie koszty
Mocnym atutem Rzeszowa są też płace,
niższe niż w konkurencyjnych ośrodkach
(średnie wynagrodzenie to 3860 zł) oraz
niższe koszty utrzymania, jak mieszkanie
czy komunikacja. Konkretnym orężem,
którym miasto chce przyciągnąć m.in.
firmy związane z przemysłem lotniczym,
są uczelnie kształcące studentów w tych
kierunkach, jak również uruchomiona Dolina Lotnicza – specjalna strefa związana
z mocnymi na Podkarpaciu tradycjami
12 zezwoleń
i 351 miejsc
pracy w SSE
Nowi gracze w Krakowskiej Specjalnej Strefie
Ekonomicznej.
Wśród inwestorów, którzy otrzymali zezwolenia, są zarówno duże zagraniczne korporacje,
jak i rodzime firmy z sektora małych i średnich
przedsiębiorstw. W podstrefie w Krakowie ulokują się m.in. krajowi producenci oprogramowania, tacy jak Grape Up, Wind Mobile, Noala.
Krakowska SSE zapowiada, że we wrześniu może
zostać wydanych kolejnych 10 zezwoleń na prowadzenie działalności w całej strefie, ale będzie
to zależało od terminu podjęcia przez rząd decyzji o jej rozszerzeniu.
SkyRes
Warszawska
pod budynkiem
przygotowano 211
miejsc postojowych
dla samochodów
osobowych, 105
miejsc dla rowerów,
szatnie i prysznice
dla rowerzystów
oraz stanowiska do
ładowania samochodów elektrycznych
fot. materiały prasowe
W Krakowie i Katowicach trwa rekrutacja
do centrum Business Process Outsourcing.
Poszukiwani są przede wszystkim specjaliści
od analiz finansowo-księgowych z dobrą znajomością języków obcych.
Capgemini BPO, zatrudniające aktualnie ponad 3 500 osób, poszukuje przede wszystkim
analityków finansowo-księgowych (Finance &
Accounting Process Analyst, FAPA), którzy będą
odpowiedzialni za utrzymywanie profesjonalnych relacji z klientem zagranicznym, procesowanie danych finansowych, przygotowywanie
raportów i analiz oraz rozliczanie i uzgadnianie
kont księgowych. Rekrutacja na nowe miejsca
pracy jest prowadzona zarówno wśród specjalistów z kilkuletnim doświadczeniem, jak i absolwentów uczelni wyższych, którzy niedawno
skończyli studia. – Warunkiem koniecznym jest
dobra znajomość języków obcych, przynajmniej
na poziomie B2, głównie niemieckiego, francuskiego oraz języków skandynawskich – mówi
Agnieszka Jarecka, Head of HR Services, Capgemini Polska.
fot. materiały prasowe
Capgemini
chce zatrudnić
kolejnych
300 osób
przedstawiamy
Smartfonem
w wirtualny
świat
Kiedy w 1999 roku do kin trafił „Matrix” Wachowskich, wirtualna rzeczywistość wydawała się czymś odległym i nieosiągalnym. Dziś każdy można zanurzyć się w cyfrowym świecie
– wystarczy smartfon i specjalne gogle. Takie właśnie, jako
jedna z pierwszych, zaprojektowała i wyprodukowała firma Vrizzmo.
W 2013 roku, zanim jeszcze na rynku pojawiły się okulary Google
Cardboard, krakowski start-up zaczął konstruować swoje
urządzenia. Ich prototyp powstał z… klocków Lego, soczewek
wyjętych z zabawki oraz gumki do włosów. Już po wstępnych
testach twórcy podejrzewali, że będzie to strzał w dziesiątkę,
dlatego kontynuowali pracę nad oficjalną wersją produktu.
Premiera pierwszego modelu gogli odbyła się kilka miesięcy
później podczas targów Digital Dragons w Krakowie. Okulary
przeznaczone do sprzedaży gotowe były pod koniec 2014 roku.
Dzięki goglom od Vrizzmo rozszerzoną rzeczywistość może
zafundować sobie każdy. Aby zatracić się w zdigitalizowanym
świecie, wystarczy umieścić w goglach smartfon z odpowiednią
aplikacją. A wtedy już można zwiedzać najdalsze zakątki globu,
udać się w kosmos czy przejechać się na rollercoasterze. Gry,
symulacje, filmy sferyczne (360o) 2D i 3D sprawiają, że przestrzeń
przestaje mieć jakiekolwiek ograniczenia. Klientami Vrizzmo
są jednak nie tylko miłośnicy wirtualnych zabaw, ale także firmy
i instytucje. Sięgają po nie zarówno producenci oprogramowania,
agencje reklamowe, jak i uczelnie wyższe. Często wykorzystywane
www.whatsupmagazine.pl
są także w medycynie – do leczenia fobii lub badania wad wzroku.
Wirtualna rzeczywistość to zjawisko, który fascynuje
twórców nowych technologii od wielu lat. Nic więc dziwnego,
że konkurencja wśród producentów gogli VR już teraz jest spora.
Choć Vrizzmo pojawiło się jako jedne z pierwszych na rynku,
swoje modele przygotowały już informatyczne giganty, takie
jak Samsung, Google czy Sony. Krakowski start-up nie skarży się
jednak na rywalizację.
– Nie prowadzimy jeszcze intensywnej kampanii za granicą, ale
już teraz 1/3 naszych produktów sprzedawana jest poza Polskę,
przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii,
Niemiec czy Szwajcarii – mówi Dariusz Żołna, CEO i CTO Vrizzmo.
Konkurencja na rynku jest także motywacją do stworzenia
unikalnego produktu. Gogle krakowskiej firmy od pozostałych
okularów odróżnia m.in. wyposażenie sprzętu w dwie soczewki
dla każdego oka, co sprawia, że są bezpieczniejsze i mniej
męczące dla wzorku, a klienci rzadziej skarżą się na zawroty głowy
czy objawy choroby lokomocyjnej.
Dzięki podwójnej liczbie soczewek
obraz nie jest deformowany, jak
w przypadku wielu innych gogli.
Urządzenie posiada także dwa
wbudowane przyciski pozwalające
na obsługę aplikacji. Zaletą
produktu jest również możliwość
jego dostosowania do potrzeb
klienta – na okularach może
znaleźć się logo bądź dowolny nadruk.
Już teraz w internetowym sklepie można
zamówić gogle w różnych wariantach
kolorystycznych: od różowych z wyciętymi
sercami po białe przypominające szturmowców
z „Gwiezdnych Wojen”. Niedawno pojawiła się
także wersja Vrizzmo Plus przeznaczona dla
posiadaczy większych smartfonów. Na tym
jednak nie koniec, firma planuje ciągle poszerzać
rozszerzoną już rzeczywistość.
– Cały czas pracujemy nad udoskonaleniem
naszych gogli, tak by były jak najwygodniejsze
dla użytkownika. Chcemy stworzyć także inne
produkty związane z VR, projektujemy teraz
m.in. kontrolery VR. Mamy także inne pomysły,
ale nie mogę jeszcze ich zdradzić – uśmiecha się
Dariusz Żołna.
Dagmara Marcinek
prototyp
Vrizzmo
powstał w 2013
roku. Za materiały
do budowy posłużyły klocki Lego,
soczewki wyjęte
z zabawki oraz
gumki do włosów
reklama
fot. Piotr Banasik
12
nieruchomości
13
fot. Piotr Banasik
Sierpień 2015
Beverly Hills
Luksus + spokój + elitarność,
ale za wysoką cenę. Tak od lat
kojarzona jest najbardziej prestiżowa dzielnica Krakowa –
Wola Justowska. Mamy dobre
wieści: jest jeszcze co kupować
i gdzie budować.
Ogrodzenie jest wysokie, a żywopłot dodatkowo rośnie znacznie
powyżej oczu. Ukrywa elegancki ogród z podświetlonym skalniakiem i fontanną. W garażu obok limuzyny stoi SUV, dostępu
bronią pikające już na podjeździe alarmy. Na tyłach ogrodu sarny
z Lasku Wolskiego podskubują listki. Wzorcowy, snobistyczny
dom w sercu Woli Justowskiej – reprezentacyjnej, willowej dzielnicy położonej na zachodzie Krakowa – wygląda właśnie tak.
Zaglądający tu statystyczny Kowalski westchnie z zazdrości, deweloper zachwyci się rychłym zarobkiem, a bogaty klient wysupła
z kieszeni każdą złotówkę. „Justowska” oznacza bowiem prestiż.
O topowe adresy w Krakowie nietrudno. Swą renomę mają: Stare
Miasto, Kazimierz, Podgórze z Zabłociem, willowe Oficerskie
(Olsza) czy Dębniki. Ale nikt nawet nie śmie podważyć oczywistej pozycji „lidera luksusu”, jaką od kilkudziesięciu lat cieszy
się w mieście Wola Justowska. Z jednej strony dość kameralna,
podmiejska, willowa, pełna rezydencji z ogrodami ciągnącymi się
wzdłuż długiej arterii – Królowej Jadwigi – i kilku eleganckich alei
(Modrzewiowa, Kasztanowa). Z drugiej coraz częściej zabudowana eleganckimi apartamentowcami wysokiej klasy, w których
ceny za metr osiągają poziomy trudne do wyobrażenia w innych
częściach miasta.
Nic dziwnego. Wola Justowska ma mnóstwo walorów. Przede
wszystkim przyrodniczych, od lat kojarzona jest bowiem z ciszą,
spokojem, zielenią, bliskością lasu, widokami z pobliskich kopców,
rezerwatami przyrody, a nawet obcowaniem z leśnymi zwierzętami. Tu właśnie położone są chronione obszary: Bielańskie Skałki,
fot. Piotr Banasik
nad rudawą
Panieńskie Skały i Skałki Przegorzalskie. Nieopodal skrywa się
w lesie miejskie ZOO, a nad wszystkim góruje malowniczy kopiec Józefa Piłsudskiego. Zdarza się, że po ulicach Woli błąkają
się zagubione dziki, szukają pożywienia sarny, kicają zające –
w praktyce wiele willi bezpośrednio dotyka bowiem ściany lasu.
I to tym nieruchomościom (np. przy ulicach Jeleniowej, Świerkowej, Kopalina, Cisowej, Koło Strzelnicy, Lajkonika) zdarza się
osiągać rekordowe ceny.
Najbardziej snobistyczna dzielnica miasta leży na obszarze między wzniesieniami Lasku Wolskiego, miejskich lasów Sikornik
i Pustelnik, a leniwą rzeczką Rudawą w dole – te granice nie budzą wątpliwości. Gorzej z kojarzeniem krańców wschód-zachód.
Wielu krakowian popełnia często błąd, sytuując Wolę Justowską
na linii „koniec” Błoń aż po lotnisko w Balicach. Tymczasem zabudowa przy Błoniach to właściwy Salwator, zaś teren do ul.
Lajkonika (okolice tzw. Strzelnicy) to geograficznie Zwierzyniec.
Właściwa Wola Justowska ciągnie się wzdłuż Królowej Jadwigi
od ulicy Lajkonika do mniej więcej ulicy Kopalina i końcowego
odcinka alei Kasztanowej. Dalej jest już Chełm, a za nim – Olszanica w kierunku na lotnisko. Utarło się je wszystkie nazywać
„Wolą Justowską”, bowiem wszędzie dominuje droższa zabudowa
willowa z ogrodami, kojarzona jako miejsce zamieszkania krakowskiej śmietanki towarzyskiej: dyplomatów, lekarzy, prawników,
polityków, biznesmenów, profesorów, postaci kultury.
Serce Woli Justowskiej to Park Decjusza oraz położona tam reprezentacyjna renesansowa Willa Decjusza. W ciągu ostatniej
dekady rozmnożyło się wokół sporo kameralnej architektury wielorodzinnej. Wśród najciekawszych adresów budowanych kilka
lat temu, gdzie wciąż dostępne są mieszkania do kupienia, wymienić można: osiedle apartamentowców Doctor Q Bud u zbiegu
Kasztanowej i Junackiej, szeregowe budynki „Apartamenty Casa
Verde” przy Królowej Jadwigi 99, „Ville pod Sikornikiem” (zespół
apartamentowy przy ulicy o tej samej nazwie), „Starowolska 16”
(budynki przy ulicy Starowolskiej, prowadzącej z Woli na Przegorzały), „Rezydencja Starowolska” oraz „Willa Starowolska”,
kolejne apartamenty na Złotej (w zacisznej uliczce niedaleko
Rudawy). Na pograniczu Woli Justowskiej i Zwierzyńca powstały
inwestycje: „Korzeniowskiego Residence” (przy ulicy o tej samej
nazwie), zaraz obok kolejny czworokąt apartamentowców, rozbudowuje się też pobliska uliczka Odyńca. Eleganckie budynki „Osiedla
Szwajcarskiego” wyrosły też przy położonej na uboczu Morelowej.
Nowe inwestycje to m.in.: „Hortus Apartments” przy ul. Borowego autorstwa Echo Investment, „Apartamenty KRJ” przy Królowej
Jadwigi, które wznosi Perfect Home Development, „Rezydencja
Kopalina” (przy samym rezerwacie Panieńskie Skały) autorstwa
Acar Developer z grupy Sobiesława Zasady oraz bardzo udane
„Apartamenty z Ogrodu” projektu 3D Architekci przy Jesionowej
nad samą Rudawą. To właśnie rejon ulicy Jesionowej uchodzi
od kilku lat za jedną z najbardziej pożądanych lokalizacji wśród
tych i tak rozchwytywanych.
Z minusów, Wola Justowska to jedna z... najgorzej skomunikowanych dzielnic Krakowa. Władze miasta, złudzone chyba poziomem
tutejszego życia, przyzwyczaiły się, że mieszkańcy okolic Królowej
Jadwigi trzymają w garażach po kilka samochodów. Notoryczne
spóźnienia autobusów (głównie linii 152) i źle ułożony rozkład
jazdy zdają się jednak denerwować jedynie niektórych. Mało
kto też zauważa, że bliższa Zwierzyńcowi część dawno już zabudowanych terenów położona jest na obszarach... zagrożonych
powodzią. Mimo tych niedogodności cena działek budowlanych
przekracza często cenę 100 tys. zł za ar, a za metr kwadratowy mieszkania standardowo trzeba zapłacić powyżej 9 tys. zł.
Szczęśliwi mieszkańcy Woli Justowskiej nie przejmują się jednak
aż tak bardzo rysami na nieskazitelnym wizerunku swej dzielnicy.
Wolą rekompensować sobie to przekonaniem, że są mieszkańcami krakowskiego Beverly Hills. Wygląda na to, że szybko się
to nie zmieni.
Rafał Romanowski
14
nieruchomości
jest
centrum
świata
www.whatsupmagazine.pl
m.s.: Brakuje świadomości, że architekt jest pomocny. Dlatego
mało kiedy projektujemy dla mieszkańców z Podhala. Jeśli już,
to są to najczęściej osoby, które naprawdę wiedzą, czego chcą
i po co przychodzą do architekta.
Głównie inwestorzy z zewnątrz?
j.k.-b.: Tak, oni potrafią docenić indywidualne projekty,
a my wiemy, skąd czerpać inspiracje. I nie chodzi tylko o zasobność
portfela, ale o inną wrażliwość na styl zakopiański.
m.s.: W dodatku inwestorom z zewnątrz nasza firma nie tylko
projektuje ich wymarzone domy, ale również buduje. Przy takiej
współpracy liczy się dla nas końcowy efekt i kładziemy wielki
nacisk na udane realizacje. To nam przynosi wiele satysfakcji.
Sztuką jest projektować dom tam, gdzie nie ma dużych pieniędzy. Jak w produkcji samochodów. Łatwiej jest zaprojektować duży i ekskluzywny niż mały, który musi pomieścić
taką samą liczbę pasażerów i spełniać większość tych samych funkcji – mówią Marcin Steindel i Jan Karpiel-Bułecka.
dawid hajok: Który z was jest potomkiem Wincentego Witosa?
marcin steindel: Ja.
A prapradziad Janka to pierwszy pełnoprawny burmistrz miasta Zakopanego?
jan karpiel-bułecka: Tak. Józef Bachleda-Curuś.
Wasi prapradziadowie podobno dobrze się znali.
j.k.-b.: Prapradziadek Marcina – Wincenty Witos – kupił
od mojego ziemię i wybudował tam pensjonat dla swojej córki.
Ten sam, w którym my dzisiaj mamy biuro. Po prawie stu latach
jakoś te dwie rodziny znowu się ze sobą spotkały, aby kultywować
tradycje regionu. Zaczynamy na swój sposób pisać dalszy ciąg
tej historii.
m.s.: Ja się z tego bardzo cieszę, że możemy spełniać się
w architekturze i podobnie jak nasi prapradziadowie coś
wartościowego po sobie pozostawić. Tak, aby lokalna twórczość
nie zaginęła.
Postawiliście sobie duże wyzwanie. Na Podhalu mawia się
przecież: buduj jak wces, ka wces, a jak już stanie, to bedziye
stało.
j.k.-b.: Tak, i jest nam z tym bardzo ciężko, bo wydaje mi się,
że mieszkamy dziś w regionie z chyba największą liczbą brzydkich
samowoli budowlanych w naszym kraju. A nie zawsze tak było.
Region najbrzydszy i najładniejszy zarazem.
j.k.-b.: Taki paradoks. Krajobrazowo jest to miejsce wybitne, ale
jeśli chodzi o budownictwo, to panuje tam totalny chaos.
Podobnie, tylko na mniejszą skalę, jest na Woli Justowskiej
w Krakowie.
j.k.-b.: Tylko że u nas mówi się, że działki niebudowlane są tylko
na Księżycu.
Czyli jednak tak samo jak na Woli Justowskiej. Trudno dbać
o zachowanie tradycji w takim miejscu?
zakopiańskiej, a wtedy już nikt się nie przyczepi. A jak coś powstaje
na przykład z płaskim dachem, a jest ciekawą architekturą
współczesną, to w ich mniemaniu nie jest dobrze. A przecież
w Zakopanem istnieją dobre przykłady modernistycznych willi
z płaskimi dachami.
Dobrze, zostawmy Zahę Hadid i zejdźmy na ziemię. Opowiedzcie o domu, który był waszym największym wyzwaniu
projektowym?
j.k.-b.: Mieliśmy za zadanie przeprojektować budynek katalogowy
w Krakowie. Trudny temat.
Dlaczego?
j.k.-b.: Jak widzimy dwie kolumienki i daszek kopertowy to nami
Opowiedzcie, jak to właściwie było z projektem domu dla trzęsie. Przebudowaliśmy go na budynek bardziej modernistyczny.
Tomasza Gudzowatego i waszą współpracą z Zahą Hadid.
Wkomponowaliśmy w niego nasz ulubiony tradycyjny materiał,
j.k.-b.: Zostaliśmy poproszeni o współpracę projektową czyli drewno, co ciekawie wpisało się w otoczenie dzielnicy
z pracownią Zahy Hadid, która przygotowuje założenia willowej. Zadanie było o tyle utrudnione, że przy przebudowie
domu w Zakopanem dla Tomasza
i rozbudowie inwestor nie
Gudzowatego.
Polacy budują tradycyjny wyprowadził się z tego domu.
A trzeba było ściągnąć dach
dom katalogowy, a późW stylu zakopiańskim?
z budynku, zostały tylko ściany,
j.k.-b.: Oj, zdecydowanie nie!
niej angażują się w projek- konstrukcja i strop drewniany.
(śmiech)
Na dodatek miał to być dom
towanie wnętrz, przezna- wielopokoleniowy.
To nic dziwnego, że budzi kontroczając ogromne sumy na m.s.: Musieliśmy się mocno
wersje. A wasz udział w tym pronagimnastykować, bo budynek
wykończenie
jekcie…
trzeba było odseparować od drogi.
j.k.-b.: Trzy lata ciężkiej pracy. Można
Właśnie od drogi zaprojektowaliśmy
powiedzieć, że bez naszego doradztwa nie byłoby to możliwe ciągi komunikacyjne i pomieszczenia techniczne. Ich doświetlenia
do zrealizowania. Zaczęliśmy od przesłania do biura w Londynie ukryliśmy za potężną żaluzją z drewnianych rastrów. Dodało
inspiracji w postaci zdjęć archetypu, ornamentyki, Tatr. Chcieliśmy to lekkości dość monumentalnej w odbiorze bryle.
przekazać przynajmniej w pigułce to, czym jest kultura góralska.
Pomogło?
m.s.: Nie bardzo. Ale taka jest Zaha Hadid. Jej silne formy wszędzie
kontestują otoczenie. I taki też jest ten dom. Niesamowity
projekt. Miękkie formy, czyli to, co ona najbardziej lubi. Można
powiedzieć, że jest to nieco oderwane od rzeczywistości.
Wprawdzie po przeczytaniu opisu projektowego można
doszukać się w nim relacji z otoczeniem, ale formalnie nie jest
on jednoznacznie czytelny.
A jak się do takiej architektury odnoszą zakopiańczycy?
j.k.-b.: Moim zdaniem ludzie mają problem z właściwym odbiorem
architektury. Nie są w stanie jednoznacznie opowiedzieć, co jest
dobre, a co złe. Ludziom wydaje się, że jak dach jest dwuspadowy,
to już jest ok, proporcje nie są ważne.
m.s.: Nieważne jak to wygląda. Byleby miało daszek dwuspadowy,
nawet niemający nic wspólnego z kanonami architektury
A co złego jest w domach katalogowych?
m.s.: To są ekonomiczne rozwiązania na każdą kieszeń.
Po prostu poprawne. Szybkie w budowie, przez co tanie,
z najprostszych materiałów. Ale przy tym bez pomysłu. Polacy
budują tradycyjny dom katalogowy, jednorodzinny, a później
angażują się w projektowanie wnętrz, przeznaczając ogromne
sumy na wykończenie. Nieproporcjonalnie duże w stosunku
do tego, ile przeznaczyli na budowę. Takie wnętrza nigdy nie będą
atrakcyjne, ponieważ robione są na bazie bryły, która w środku
nie jest ciekawa. Idealna jest sytuacja, kiedy architekt projektując
budynek od początku myśli o wnętrzach. Wtedy wewnętrzną
przestrzeń z łatwością daje się aranżować.
Wam się udało kiedyś zaprojektować taki tani ekonomiczny budynek?
j.k.-b.: Mieliśmy przyjemność pracować przy tematach, gdzie
budżet nie grał aż tak dużej roli. To jest komfortowe, ale sztuką
nieruchomości
Sierpień 2015
jest projektować dom tam, gdzie nie ma dużych pieniędzy. Jak
w produkcji samochodów. Łatwiej jest zaprojektować duży
i ekskluzywny niż mały, który musi pomieścić taką samą liczbę
pasażerów i spełniać większość tych samych funkcji. Kiedy
inwestorzy mówią nam wprost: „Chcemy coś wyjątkowego,
mamy jednak ograniczony budżet, ale bardzo nam zależy akurat
na waszym projekcie”, wtedy staramy się wprowadzić ciekawe
rozwiązania szukając miejsc, gdzie da się oszczędzić.
m.s.: Sięgamy po pewne rozwiązania zastępcze, ograniczamy
zakres niektórych elementów, za to na przykład od frontu zrobimy
piękne przeszklenie, które kapitalnie doświetli salon i stanie się
charakterystycznym elementem budynku. To jest droga, którą
da się przepracować wspólnie z inwestorem. Projekt z katalogu
takich możliwości nie daje.
Jak przekonać ludzi, aby nie obawiali się pukać do drzwi pracowni architektonicznych?
j.k.-b.: Katalogowy projekt nie wymaga pracy, a dla wielu jest to
być może dość wygodne rozwiązanie. Przynajmniej na początku.
Warto jednak pamiętać, że inwestując
czas i uwagę w indywidualny projekt
domu, inwestujemy w coś, co będzie
nam służyć długie lata, a być może
nawet kilka pokoleń.
m.s.: Zły architektonicznie projekt
to taki, który umożliwia firmom
budowlanym stosowanie zamiennych
rozwiązań. Takie projekty nie mają
swojego przemyślanego detalu,
a elementy kluczowe dla budynku
narysowane są jedną kreską. Byle jak.
powodują, że proste budynki otrzymują bardzo elegancką szatę.
Dużo zależy od cieśli, rzemieślników, z którymi się pracuje. Jak
już wcześniej mówiłem, dla nas najważniejsza jest realizacja. To
ona determinuje jakość wykonania.
m.s.: Przywiązujemy wagę do detalu i jego proporcji. Jak
projektujemy budynek stricte witkiewiczowski, w stylu
zakopiańskim, o ścianach wieńcowych, to już wiemy, z jakiej
wielkości i liczby elementów taka ściana powinna się składać, aby
zachować najlepsze proporcje podziału i odwołać się do tradycji.
A co powiecie na popularne w ostatnich latach domy z bali?
m.s.: Dla mnie tak zwane domy z bali nie mają żadnego
konkretnego stylu, a tym bardziej nie nawiązują do budynków
w stylu zakopiańskim.
j.k.-b.: Zgadzam się z Marcinem. To, że dom jest z bali, nie
znaczy, że jest góralski. Powiem więcej, u nas z bali nigdy się
nie budowało. Budowano z płazów, co najwyżej z połówek. To
bardziej ekonomiczne wykorzystanie materiału, do którego
górale mają szacunek.
15
Jednak podhalańskie katalogówki zalewają Polskę.
j.k.-b.: Niestety rozpleniły się już na cały kraj. Są setki firm, które
robią je masowo. Kaleczą rzemiosło. Nie używają tradycyjnych
ciesielskich złączy, tylko mozolnie skręcają elementy śrubami.
Drewno nie pracuje ze sobą i pęka, z czego potem jest mnóstwo
reklamacji. A oryginalne drewniane domy z płazów na Podhalu
stoją od grubo ponad stu lat.
Czy widzicie dziś miejsce na drewniane budownictwo
pod Krakowem?
m.s.: Tak, jak najbardziej. Przyjrzyjmy się XIX-wiecznej
podkrakowskiej zabudowie wiejskiej. Można ją jeszcze spotkać
niemal na obrzeżach miasta. To wspaniała inspiracja do
zaprojektowania współczesnych budynków.
Przez całe wakacje w krakowskiej Galerii Architektury GAGA
w Głównym Foyer Małopolskiego Ogrodu Sztuki prezentujecie swoją pierwsza wystawę. Co się na niej znalazło?
j.k.-b.: Architektura inspirowana budownictwem wsi
fot. materiały prasowe
Na Podhalu dom jest centrum świata. Tam wszyscy wiedzą, że musi być
dobrze zorganizowany, naturalny
i zdrowy dla mieszkańców.
j.k.-b.: To prawda. Dla górali dom jest
czymś najważniejszym. Wychowałem
się w takim drewnianym domu. Jest
zdrowy, oddycha i pięknie pachnie –
można w nim odpocząć. Naturalne
materiały w rękach fachowców
po witkiewiczu
W ramach obchodów Roku Witkiewiczów Galeria
Architektury GAGA oraz Biuro architektoniczne
Karpiel i Steindel z Zakopanego zapraszają na wystawę
„Po Witkiewiczu”.
Karpiel i Steindel nie projektują zakopiańskich chat,
a jednak uchodzą za zręcznych kontynuatorów stylu
witkiewiczowskiego. Jako potomkowie Wincentego Witosa
i Józefa Bachledy-Curusia czują na sobie wzrok przodków.
Mimo to nie bali się podjęcia współpracy z prowokatorką,
brytyjską architekt indyjskiego pochodzenia – Zahą Hadid
– przy projekcie futurystycznego domu dla Tomasza
Gudzowatego w Zakopanem. Ich wille na podtatrzańskich
wierchach zachwycają powściągliwością detalu i wrażliwością
na kontekst. Dorobek pracowni doskonale oddaje ewolucję
zakopiańskiej myśli architektonicznej. Unaocznia przy tym
wpływ stylu witkiewiczowskiego na współczesny język
projektantów kultywujących tradycje artystyczne stolicy
polskich Tatr.
fot. materiały prasowe
Wystawa czynna codziennie od 17 do 30 sierpnia.
Wstęp wolny.
podhalańskich z przetworzeniem detalu na język współczesny.
W formie samej bryły jest tendencyjna, ale wprowadza
najnowocześniejsze dostępne rozwiązania i materiały. Wybraliśmy
do tej wystawy trzy domy jednorodzinne, które pokazują ewolucję
w projektowaniu. Każdy budynek jest indywidualny, mieliśmy
inne wytyczne od inwestorów.
m.s.: Budynki pokazują jednak pewną kontynuację myśli: od
budynku, który jest nowoczesny, ale zbliżony formą i materiałem
do stylu wsi podhalańskich, do takiego, który właściwie wpisuje
się już w nurt minimalizmu światowego, ograniczony jest
jednak parametrami budownictwa podhalańskiego – dachem,
proporcjami, kubaturą. Wszystkie współgrają z najnowszymi
trendami i w minimalistyczny sposób pokazują czym jest
regionalizm. Zachęcamy do odwiedzenia tej wystawy,
ponieważ pokaże ona, jak budować i mieszkać nowocześnie
z poszanowaniem tradycji. To gwarantuje wygodę i nie staje
w kontrze z otoczeniem, naturą, przyrodą.
Rozmawiał Dawid Hajok, współpraca Katarzyna Gubernat
16
dbamy o ciebie
www.whatsupmagazine.pl
Drink
z palemką,
laguna
i ZUMBA®
tych zajęć czują się tak, jakby bawili się na imprezie ze znajomymi,
wytrwałości i zaangażowanie w ćwiczenia
a nie ćwiczyli w klubie fitness.
pozwalają spalić całkiem sporo kalorii. Podczas
– Chodzę na różne zajęcia, ale jednak najczęściej wybieram
jednej sesji można spalić nawet 400–600
ZUMBA® Fitness. Chyba uzależniłam się od tych ćwiczeń,
kcal. Zależy to oczywiście od indywidualnych
bo biorę w nich udział minimum trzy razy w tygodniu. Kojarzą
uwarunkowań, takich jak choćby waga, oraz
mi się z drinkami z palemką, laguną, facetami z koralikami
od intensywności wykonywanych ćwiczeń.
i deską surfingową – przyznaje Kasia,
W czym jeszcze można doszukiwać
stała bywalczyni klubu Fitness Platinium.
się fenomenu ZUMBA® Fitness? Nie
Zapewnia, że uczestnicząc w zajęciach,
wymaga specjalnego przygotowania
które prowadzi dobra instruktorka, można
od uczestników zajęć. Wystarczy
zapomnieć o całym świecie i świetnie
zabrać ze sobą wodę, wygodny strój
się bawić.
i ręcznik. Rewelacyjna kondycja też
Podobne opinie można usłyszeć z ust
nie jest niezbędna. ZUMBA® Fitness
taniec i fitness poinnych uczestniczek i uczestników (choć
to nie ultramaraton. Wystarczy ogólna
łączył przypadkiem.
ci ostatni należą zwykle do mniejszości)
sprawność ruchowa, chęć do ćwiczeń,
17-letni instruktor
zumbowych zajęć. Nie od dziś wiadomo,
trochę wytrwałości i samozaparcia.
musiał zaimprowizoEfekty takie, jak lepsza kondycja,
że aktywność fizyczna sprzyja wytwarzaniu
wać, gdy zapomniał
smuklejsza sylwetka, poprawa
endorfin, zwanych hormonami szczęścia.
kasety na prowadzone
samopoczucia i szeroki uśmiech
W fachowej literaturze możemy przeczytać
przez siebie zajęcia
o „euforii biegacza”. Jednak nie każdy lubi
przyjdą z czasem.
ruch na niezbyt świeżym, krakowskim powietrzu. Alternatywą
– To jeden z przyjemniejszych sposobów
na zgubienie kalorii i odreagowanie
pozostaje klub fitness i zajęcia oferujące nam energetyczną
muzykę i świetną zabawę. Zastrzyk endorfin przynoszący
negatywnych emocji. Dlatego też zachęcam
pozytywny „power” do działania gwarantowany.
wszystkich nieśmiałych i niezdecydowanych
– ZUMBA® Fitness ma wiele zalet. Poza przypływem dobrej
do tego, by wreszcie spróbowali, przełamali
nieśmiałość i przyszli na zajęcia – dodaje
energii niesie ze sobą szereg innych korzyści. Ćwicząc można
Małgorzata Śliwińska i kieruje się w stronę
zgubić kilka niechcianych centymetrów, poznać niesamowitych
ludzi, odreagować codzienny stres, dać upust złości i negatywnym
sali, by podczas ćwiczeń zarażać uśmiechem
emocjom, poczuć się beztrosko – wylicza Małgorzata Śliwińska.
i pozytywną energią uczestników zajęć
Słuchając opinii na temat tych zajęć i patrząc na to, jak wiele energii
w Fitness Platinium.
mają w sobie ludzie, którzy postawili na tę formę aktywności
Karolina Kociołek
fizycznej, można odnieść wrażenie, że to jedne z nielicznych
ćwiczeń, których nie łączy się w pierwszej kolejności ze zrzucaniem
zbędnych kilogramów. Tymczasem ZUMBA® Fitness to nie tylko
świetna zabawa, ale i sposób na doskonałą sylwetkę. Odrobina
Alberto
„Beto”
Perez
W fitnessie jak w życiu. Trendy pojawiają się i przemijają.
Często zaskakuje nas jakaś nowa forma aktywności fizycznej,
która szybko eksploduje tylko po to, by po chwili zgasnąć.
Jednak w przeciwieństwie do wielu jednosezonowych mód,
ZUMBA® ma się dobrze i nie grozi jej odejście do lamusa.
– Popularność ZUMBA® Fitness jest wypadkową wielu
czynników. To innowacyjny trening łączący śmiech i zabawę
z intensywnością i efektywnością – wyjaśnia Małgorzata
Śliwińska, instruktorka ZUMBA® Fitness w klubie Fitness
Platinium. – Zajęcia bazują na tańcu i fitnessie, a także – jak
żadne inne obecne w klubach fitness – przenoszą uczestników
w zupełnie inny świat. ZUMBA® Fitness pozwalają oderwać
się od szarej rzeczywistości, problemów i zgiełku. Pomaga też
zawrzeć nowe znajomości i zjednoczyć ludzi w każdym wieku,
bez względu na płeć – zachęca Śliwińska.
Zajęcia inspirowane są tanecznymi rytmami muzyki
latynoamerykańskiej i międzynarodowej, które równie dobrze
sprawdziłyby się na piątkowej imprezie. ZUMBA® Fitness to fuzja
tańca i aerobiku, która zrywa z fałszywym przekonaniem o tym,
że zajęcia fitness są monotonne i przewidywalne. Odpowiednia
kombinacja ruchów, dobór kroków i wpadająca w ucho muzyka
gwarantują świetną zabawę. To wszystko sprawia, że uczestnicy
reklama
ZAPROJEKTUJEMY TWOJE
W N Ę T R Z E
PROJEKTOWANIE
WNĘTRZ
profesjonalne projekty domów, mieszkań, lokali użytkowych, przygotowanie nieruchomości
do sprzedaży/wynajmu
ZADZWOŃ !
w w w . s t w o r c y . c o m, + 48 533 789 878
siesta
17
fot. Damian Radziak
Sierpień 2015
Jezioro
z widokiem
Szwajcarsko, prawda? Wiszące nad wodą zamki, skaliste
szczyty, zielone łąki, granatowa tafla jeziora. Jeden z najpiękniejszych skrawków Europy – rejon jeziora Czorsztyńskiego – leży tuż za miedzą. Od Krakowa ledwie 100 km.
Jak na pocztówce: góry, lasy, łąki, jeziora. A wszystko w urzekających barwach, kształtach i zapachach. Tak prezentuje się gościom
rejon Czorsztyna, Niedzicy i kilkunastu maleńkich wsi polskiej
części Spiszu – malowniczej krainy na pograniczu ze Słowacją.
Na środku rozlano obłą plamę wody, jakby do zanurzenia niewidzialnego pędzla kolorującego pofałdowaną okolicę. Zatrzymana
w biegu Dunajca woda jeziora Czorsztyńskiego rozlewa się tu
stosunkowo od niedawna. 20 lat temu, na suchym jeszcze dnie
zbiornika, ekolodzy przykuwali się do ciężarówek z cementem,
aby zaprotestować przeciwko planowanemu wpuszczeniu tu
spiętrzonych przez tamę na Dunajcu wód rzeki.
Te wdarły się tu w 1996 roku. Bezpowrotnie miały zniszczyć unikatowe okolice Pienin, ekosystem, drewnianą zabudowę, relacje
międzyludzkie... A jednak… upiększyły okolicę, a zbiornik wielokrotnie uchronił przed powodziami rejon Podhala. Dziś jest to jeden z najbardziej malowniczych zakątków Europy, porównywany
z norweskimi fiordami, jeziorami kantonu Lucerna w Szwajcarii
czy bawarskich Alp. Pod wodą zastygły fragmenty góralskich
chat, pastwiska dla owiec, sady, drogi, przydomowe ogródki.
Część zabytkowej architektury i domostw przeniesiono, części
się nie udało. Zostały dwa odbijające się w lustrze wody zamki –
ceglane ruiny w Czorsztynie oraz przeżywający drugą młodość
zamek w Niedzicy.
Kluszkowce, Maniowy, Dębno, Trybsz, Falsztyn, Sromowce – to
tylko niektóre z pięknie położonych wokół jeziora miejscowości
na obszarze między Nowym Targiem a Krościenkiem. Wciśnięte
między Pieniny, wzniesienia nad Białką Tatrzańską, zbocza Gor-
ców i wznoszące się coraz wyżej Tatry Bielskie. Odwiedzający ten
rejon nie mogą się zdecydować, czy najlepiej prezentuje się on
wiosną (świeżo), latem (intensywnie) czy jesienią (orgia kolorów
liści i traw). Jedno jest pewne – zaledwie 100 km od Krakowa
rozpościera się wodno-górska kraina, w której możemy spędzić
znakomite dwa dni miniurlopu.
Co można porabiać w rejonie Czorsztyna/Niedzicy? Kąpać się,
żeglować, nurkować, wędkować. Odwiedzać zamki, spacerować
po wodnej zaporze, kluczyć pełnymi zawijasów lokalnymi drogami, np. rowerem, bo okolice jeziora Czorsztyńskiego to jedno
z ulubionych w Polsce miejsc rowerzystów szosowych. Między
Tatrami a Gorcami biegnie malownicza trasa. Jej fragment pokonywali przed laty kolarze Tour de Pologne – ze względu na urok
okolicy w tym roku ponownie powrócą w to miejsce. Za początek
warto obrać Białkę Tatrzańską. Tam, w prowadzonym przez byłą
zawodniczkę narodowej kadry, a obecnie sędzię międzynarodowego szortreku, gościńcu Pod Złotą Łyżwą goszczą sportowców
jak nigdzie na Podhalu. Wiedzą o tym doskonale uczestnicy TdP
Amatorów, rozgrywanym co roku niemal pod oknami gościńca.
Stamtąd podążamy malowniczą trasą w kierunku Nowej Białej
i dalej na Krępachy, Frydman wzdłuż jeziora aż do Falsztyna.
Mijamy zamek w Niedzicy oraz pełną kolonijnych wycieczek
zaporę. Następnie zjeżdżamy w prawo na Łapsze Niżne i Łapsze
Wyżne – tędy w tym miesiącu gna TdP. Dalej Trybsz, podziwiając
uroki spiskiej wsi, i w końcu w dół do Czarnej Góry. Mijając most
na rzece Białce czeka nas ostatni niewielki podjazd. Pętla liczy
50 km i nie sprawia większych problemów. Bardziej wymagający
mogą pokonać trasę w odwrotnym kierunku. Kończąc ponownie
dojazd
opcja 1:
Autobusem (m.in. Szwagropol, Majer, Max Bus) do Nowego Targu – odjazdy co kilkanaście minut z dworca
MDA (Uwaga! Polski Bus w kierunku na Zakopane nie zatrzymuje się
w Nowym Targu). Następnie przesiadka na kursujące w sezonie kilka
razy na godzinę busy do Niedzicy.
opcja 2:
Samochodem do Niedzicy (115 km) –
najpierw wyjazd w kierunku na Zakopane drogą krajową nr 7, w Nowym
Targu skręt ślimakiem na drogę 969
(kierunek Krościenko/Szczawnica),
zaraz za Harklową w prawo za znakami na Niedzicę.
czas
opcja 1:
1,5 godz. do Nowego Targu, krótki
odpoczynek w oczekiwaniu na bus
i ok. 35 min. jazdy do Niedzicy.
opcja 2:
2 godz.
koszty
opcja 1:
Autobus do Nowego Targu to 10–13
zł, bus do Niedzicy – 5 zł.
opcja 2:
Paliwo w jedną stronę około 40 zł
(spalanie 7 l – 100 km, średnia cena
benzyny (95): 4,8 zł).
w Białce warto zawitać do karczmy Litworowy Staw na tatara
z pstrąga (z hodowli w Jurgowie) z kaparami i cebulką, przepiórczymi jajami i świeżo wypiekanym chlebem.
Ale to nie koniec atrakcji. Żaden wielbiciel górskich tras nie może
przegapić słynnego pienińskiego szlaku od przełęczy Snozka
przez najwyższy szczyt Trzy Korony aż po Sokolicę, skąd rozpościera się spektakularny widok na przełom Dunajca w kierunku na
Sromowce Wyżne. Od lat wielką popularnością wśród przyjezdnych cieszy się również spływ, niekiedy rwącym, nurtem Dunajca.
I nie ma się czemu dziwić, bo spływ – lawirującą wśród dzikich
skał, zarośli i wirów wodnych flisacką tratwą – zwykle wywiera
duże wrażenie na uczestnikach. Dodatkowo flisacy raczą uszy
podróżnych pienińskimi baśniami i legendami.
W sezonie (od maja do połowy października) po jeziorze pływają
dwa statki wycieczkowe: „Harnaś” i „Biała Dama”; rejsy po zbiorniku trwają od 40 do 50 minut. Czynne są również przystanie
żeglarskie z wypożyczalniami sprzętu w Czorsztynie, Mizernej,
Kluszkowcach, Maniowach (polecamy zwłaszcza rowery wodne).
Z kolei wszyscy, którym tęskno za dawnymi góralskimi osadami na zalanym wodą terenie, mogą zwiedzić osadę turystyczną Czorsztyn w Kluszkowcach, wraz z dziewiętnastowiecznymi
obiektami uzdrowiskowymi.
Wszystkim, którzy chcą zobaczyć, jak małopolska Szwajcaria
prezentuje się w pełnej krasie, polecamy jeszcze jedną atrakcję – taras stylowej restauracji U Szperlinga w Kluszkowcach z widokiem na jezioro. Ach, co wam będziemy mówić.
Sprawdźcie sami...
Rafał Romanowski, Dawid Hajok
18
siesta
www.whatsupmagazine.pl
Płyń
z prądem
rzeki
Jeśli Wisła kojarzy Wam się tylko z opalaniem się
na bulwarze Czerwieńskim lub joggingiem pomiędzy Galerią Kazimierz a mostem Dębnickim,
to ten przewodnik jest właśnie dla Was. Podpowiadamy, jak aktywnie i przyjemnie spędzić
weekend wzdłuż krakowskiego odcinka najdłuższej polskiej rzeki.
Odpocznij w Tyńcu
Tyniec to idealna propozycja na jednodniową wycieczkę. Położony jest zaledwie 11 km od centrum Krakowa i bez problemu
można dotrzeć do niego rowerem. Można się tam dostać również komunikacją miejską wsiadając w autobus 112 przy Centrum
Kongresowym. Wreszcie, można dopłynąć do niego Krakowskim
Tramwajem Wodnym kursującym w soboty, niedziele i święta.
Główną atrakcją Tyńca jest opactwo Benedyktynów. Założone
w 1044 roku przez Kazimierza Odnowiciela jest jednym z najstarszych klasztorów w Polsce. Za parę złotych możemy z przewodnikiem zwiedzić opactwo, muzeum oraz wnętrze kościoła,
do którego szczególnie warto trafić, gdy mnisi wykonują imponująco brzmiący chorał gregoriański.
Gdy zgłodniejemy, czas na „Mnisze co nieco”. W restauracji benedyktynów zjemy pyszne pierogi orkiszowe, na deser spałaszujemy czekoladowy tort św. Marty, wypiekany z mąki orkiszowej,
a wszystko to popić możemy miodowym piwem klasztornym.
Zgub się w lesie łęgowym
Drzewa wyrastające z wody, plątanina pnączy, dzikie oczka wodne – jeśli chcesz naprawdę odsapnąć od miasta, na sobotnie
popołudnie wybierz las łęgowy w Przegorzałach. Nie jest to może
amazońska dżungla, ale z pewnością także nie parkowe alejki.
Można się tu zgubić wśród wierzb i topoli, a z powodu podmokłego terenu przeprawa do niektórych miejsc może okazać się
niemożliwa. Warto jednak zaryzykować, bo krakowski las łęgowy
to nie tylko unikatowa przyroda, ale również około 60 gatunków
ptaków, w większości objętych ochroną, oraz wydry i bobry, które
można spotkać cumując kajak u brzegu Wisły.
Zapatrz się na Bielany
Płynąc Wisłą nie da się nie zauważyć spoglądającego na nas
z góry XVII-wiecznego klasztoru oo. Kamedułów na Bielanach,
jednego z dziewięciu na całym świecie. Surowe zasady życia
mnichów sprawiają, że na zwiedzanie kościoła mają pozwolenie
tylko mężczyźni. Od tej reguły są jednak wyjątki: kobiety mogą
zobaczyć klasztor 12 razy w roku, a aż cztery możliwości pojawiają się w wakacje (w drugą oraz czwartą niedzielę lipca, a także
w pierwszą niedzielę sierpnia i w święto Wniebowzięcia NMP 15
sierpnia). Warto wykorzystać tę szansę.
U podnóża zakonu rozpościera się druga co do wielkości największa winnica w Polsce – Srebrna Góra. Usiądź więc wygodnie
i wpatrz się w opromienione słońcem, zielone kiście winogron.
Jesienią powstanie z nich wino, które dojrzewać będzie w chłodnych, klasztornych piwnicach.
fot. Piotr Banasik
Poczuj adrenalinę w Krakowskim Klubie Kajakowym
Amatorom wodnych sportów polecamy atrakcje przygotowane
przez Krakowski Klub Kajakowy. Ośrodek zlokalizowany przy
ulicy Kolnej 2 posiada jedyny w Polsce tor kajakarstwa górskiego. Silny prąd, wytworzony poprzez przeszkody spiętrzające
wodę, gwarantuje emocje i wysoki poziom adrenaliny podczas
całego spływu. 320-metrową trasę można pokonać kajakiem
oraz pontonem. Rafting jest doskonałą rozrywką dla wszystkich
spragnionych wrażeń.
Spokojniejszą alternatywą w KKK jest wypożyczalnia rowerów
wodnych, łódek wiosłowych, a także boiska do piłki plażowej
czy stoły tenisowe. Dbający o ciało mogą skorzystać z zabiegów
SPA czy aqua aerobiku.
Spaceruj wśród gwiazd
Wielu z nas zapomina, że u podnóża Wawelu mamy swój własny odpowiednik hollywodzkiej Walk of Fame. Krakowską Aleję
Gwiazd zainaugurowała tablica na cześć kanadyjskiej wokalistki
Céline Dion, którą piosenkarka odsłoniła podczas pobytu w stolicy Małopolski w 2008 roku. Wkrótce pojawiły się tam „gwiazdy”
polskich zespołów: Maanamu, Wilków czy Budki Suflera, a wreszcie i samego „króla popu” Michaela Jacksona.
Po gwiazdach muzyki przyszedł czas na gwiazdy kina. Dzięki
festiwalowi OFF Camera na Alei znalazły się pamiątki z wizyty
Jane Campion, Amitabha Bachchana, Luca Bessona czy Benedicta
Cumberbatcha. Po tegorocznej edycji festiwalu znajdą się tam
odciski dłoni Claudii Cardinale oraz Stellana Skarsgårda.
Porozmawiaj w Forum
Tego miejsca nie trzeba przestawiać nikomu, ale nie można
też o nim nie napisać. Forum Przestrzenie powstało w 2013
roku i od razu stało się jednym z najpopularniejszych punktów
na mapie Krakowa. Adaptacja ulokowanych nad Wisłą pustych
powierzchni PRL-owskiego Hotelu Forum okazała się strzałem
w dziesiątkę. Śniadanie na leżaku, lunch w wiklinowym koszu,
wieczorem piwo przy dźwiękach muzyki. Festiwale muzyczne,
siesta
19
fot. Piotr Banasik
Sierpień 2015
Zabujaj się na barce
Nieodłącznym elementem krakowskich bulwarów są barki przycumowane do brzegu Wisły. Wrzucanie ich wszystkich do jednego
worka jest małą niesprawiedliwością, każda z nich bowiem ma dla
swoich klientów inne atrakcje.
Stefan Batory to elegancka restauracja i kawiarnia, Aquarius
oferuje kulinarne warsztaty dla całej rodziny oraz szkolenia rozwojowe dla pań, Augusta – clubbing i zajęcia fitness, a w Basi czy
Marcie można wynająć kajutę i spędzić noc delikatnie bujając
się wraz z prądem rzeki. Barki to sposób na niedzielny obiad,
wieczorne piwo ze znajomymi czy romantyczną randkę.
Przypnij się do Most(owej)
Od kilku lat ulica Mostowa przeżywa swój renesans. Galeria sztuki, domowe ciasto i lokalne browary w Mostowej ArtCafe, wydawnicze nowości i aromatyczna kawa w Lokatorze, czeskie knedliki
i utopence w restauracji Zlatá Ulička czy kawiarniane ogródki przyciągają tu latem wielu krakowian. Wszystko za sprawą
otwarcia „kładki Bernatki” (a właściwie kładki imienia o. Laetusa
Bernatka, zakonnika, który jako przeor Krakowskiego Konwentu
Bonifratrów zainicjował budowę gmachu szpitala Bonifratrów
w Krakowie), która stała się naszym odpowiednikiem Pont des
Arts w Paryżu czy Ponte Vecchio we Florencji. Tutaj zakochani
mogą przypiąć kłódkę świadczącą o ich wiecznej miłości. Nie
musisz jednak wyławiać kluczyka z Wisły, gdy okaże się, że nic
nie jest wieczne – na kładce jest miejsca wiele, więc wystarczy
dla wszystkich porywów twojego serca.
Przycumuj jacht
W 2016 roku w Krakowie ma zostać otwarty nowoczesny kompleks rekreacyjno-turystyczny Port Płaszów. Ale i bez niego przy
brzegu Wisły możemy spotkać przystanie jachtowe.
Yacht Klub Polski Kraków, świętujący w tym roku 60 lat swojego
istnienia, ma swoją siedzibę niedaleko mostu Wandy. Urodzinom
towarzyszą liczne imprezy i spotkania żeglarskie przy grillu oraz
szantach. W co drugą sobotę miesiąca organizowane są także
rejsy po Wiśle. Tych, którym marzą się wakacje na jachcie u wybrzeży Chorwacji czy Portugalii, zainteresuje natomiast oferta
Krakowskiego Yacht Klubu. Prowadzi on kursy (weekendowe/
/popołudniowe/intensywne) umożliwiające zdobycie patentu
sternika i żeglarza jachtowego. Ahoj!
Dagmara Marcinek
fot. Piotr Banasik
dizajnu, modowe i kulinarne, konferencje, koncerty. To miejsce,
gdzie zawsze się coś dzieje i zawsze spotkasz kogoś znajomego.
Tęskniący za morzem powinni pamiętać, że nieopodal Forum
ciągle działa Plaża Kraków, gdzie możemy sączyć drinki z palemką
i opalać się leżąc na ciepłym piasku.
20
wokół stołu
www.whatsupmagazine.pl
Krakowskim
targiem
fot. Magda Wójcik
Zakupy. Konieczność, często niezbyt lubiana. Co mnie nie dziwi, jeżeli oznacza półtoragodzinny spacer po klimatyzowanej hali
hipermarketu, zwieńczony staniem w kilkunastoosobowej kolejce.
Co zrobić, żeby zakupy były przyjemne? Pójść na plac (nie zapominajmy, że jesteśmy w Krakowie). Zakładam, że zakupy robicie głównie w sobotę. Wybierzcie się więc na najbliższy targ
i postawcie w roli turystów. Przejrzyjcie powoli stragany, porozmawiajcie ze sprzedawcami, posłuchajcie rozmów kupujących
(dzięki takiemu „nasłuchowi” dowiedziałam się, że w jednej
z budek na Placu na Stawach sprzedawane są świetne śledzie
z żurawiną). Bez nerwów, koszmarnej muzyki wybieranej przez
ekspertów od sprzedaży, ciągłych zmian ustawień na półkach.
Zamiast zimnego światła świetlówek ta sama uśmiechnięta twarz
pani Marysi, która na Wasz widok wyciąga spod stołu wiecheć
szpinaku. Zmiana skali i podejścia. Albo się Wam spodoba, albo
nie. Spróbować warto.
Jeżeli szukacie produktów ekologicznych mam dla Was złą wiadomość: musicie wstać wcześnie. Targ Pietruszkowy na pl. Niepodległości i w podziemiach Korony zaczyna się o 8 rano. Jeżeli
zaśpicie, czekać będą na Was nędzne resztki (chyba, że zamówicie produkty wcześniej u dostawców). O poranku stragany
pełne zerwanych chwilę wcześniej ziół, a także owoców i warzyw
prosto z pola, uwodzą kolorami i zapachem. Ich smak szczęśliwcom, którzy mieli okazję spędzać w dzieciństwie wakacje na wsi,
przypomni szczenięce lata. Kupicie tu bakłażany, papryki, dynie
w przeróżnych odmianach, wędzonego pstrąga z Ojcowa, wędliny i mięso z certyfikatem ekologicznym, tłoczone soki, oleje,
domowe przetwory, pasztety i pyszne pierogi. O tym, kto będzie
w daną sobotę, dowiecie się ze świetnie prowadzonego profilu
na Facebooku. W środowe popołudnia odbywa się zaś mniejsza
wersja „Pietruszki”.
Niespiesznie wstający w sobotnie ranki powinni wybrać Stary
Kleparz. W ten dzień wybór towarów jest zazwyczaj większy niż
w inne dni tygodnia, choć w przypadku niektórych budek i straganów wciąż wskazany jest pośpiech bądź wcześniejsze złożenie
zamówienia (np. w przypadku najlepszej budki z mięsem – Gugulskiego). W czwartki i soboty możecie zaopatrzyć się w oliwki
(Oliwki etc), w sobotę kupicie sery z Koziego Wypasu, w środy
i soboty z Mszany przyjeżdża wspaniały bundz, jajka i domowe
wędliny. Kilka odwiedzin i będziecie wiedzieć, gdzie kupić najlepsze pomidory, a gdzie kierować się po sezonowe owoce. Każdy
musi wydeptać sobie własną kleparską ścieżkę.
Dobrze jest też zaglądnąć do kleparskich budek. Do Kaboom
wstąpcie na pokrzywową lemoniadę, kawę i kanapkę, a także po
oliwy i ciekawe przetwory (kiosk 33). W Węgierskich Specjałach
(54) kupicie świetne salami, szynkę i węgierskie kiszonki: faszerowana kapustą papryka jabłkowa należy do moich absolutnych
faworytów. Do tego majerankowa kiełbaska na grilla (świetna
także z piekarnika – po prostu upieczcie ją z gałązkami rozmarynu
i rozgniecionymi lekko ząbkami czosnku) i chrzanowy majonez
z tubki. Pytajcie, kiedy najbliższa dostawa, bo najlepsze smakołyki
znikają szybko.
Podobnie jest w Che Bonta (32). Mniej więcej raz w miesiącu Massimo przywozi produkty z północnych Włoch: szynki, salami, sery.
Wielbiciele mozzarelli powinni koniecznie spróbować burraty,
której kremowe wnętrze w połączeniu z sierpniowymi pomidorami, bazylią (świetne cięte zioła na wagę kupicie w budce 69)
i dobrą oliwą przenosi do Włoch szybciej niż tanie linie lotnicze.
Jeżeli marzy Wam się domowa pizza, nic prostszego – kupicie
tu też gotowe ciasto.
Przy Starym Kleparzu zaopatrzycie się też w przyzwoitej jakości
garmażerkę (Pigi, Rynek Kleparski 10) i tureckie herbaty, nabiał,
baklavę, chałwy, przetwory i przyprawy (Turecki Market Mahir,
Rynek Kleparski 12).
Po zakupach na Starym Kleparzu koniecznie wstąpcie na naleśnikowe drugie śniadanie do Psa Pianisty. Wytrawne gryczane galettes bądź obłędne naleśniki z solonym karmelem odpowiednio
ustawią Wam humor na resztę dnia. Alternatywą jest zajmujący
sąsiedni lokal Oriental Spoon – knajpka serwująca ryż i warzywa
na koreańską modłę.
Magda Wójcik
Lunch przy
lotnisku
Wylot w porze obiadowej? Spóźniony samolot? Przejdź na drugą stronę ulicy.
W otwartym niedawno hotelu Hilton Garden
Inn Kraków Airport możesz zjeść zarówno szybki
lunch przed podróżą, jak i rozbudowaną kolację.
Cena podawanego w godz. 12–16 zestawu dnia
wynosi 22 zł. Od połowy sierpnia w hotelowej
restauracji pojawi się z menu sezonowe. Szef
kuchni Miłosz Kowalski liczy, że ravioli z kozim
serem i szpinakiem oraz comber jagnięcy przyciągną do restauracji nie tylko osoby będące
w podróży. Zorganizowana w lipcu kolacja degustacyjna pokazała, że szanse na to są spore.
Piotr Ślusarz
za sterami 27
porcji slow food
Jedna z ciekawszych krakowskich restauracji –
27 porcji slow food – przeniosła się z Ruczaju
do dawnego domu ogrodnika przy Willi Decjusza (al. Kasztanowa 1). Od połowy lipca nowym
szefem kuchni jest tam Piotr Ślusarz. Pochodzący z Świnoujścia kucharz znany jest dzięki
udziałowi w Top Chef i Hell’s Kitchen Polska.
Pierwsza przygotowana przez Ślusarza karta
daje obietnicę, że warto będzie Wolę Justowską
odwiedzać regularnie – w rytmie zmian karty
dań. Priorytetem szefa kuchni jest wyeksponowanie naturalnych smaków poszczególnych
elementów, które znalazły się na talerzu. Zestawienia są świetne. W mojej opinii gwiazdami
pierwszego menu były zupy: consommé z pomidorem i truskawką oraz chłodnik z korzenia
pietruszki. Drugie miejsce na podium zajęły desery. Nagroda specjalna za zbudowanie jednego
z nich na chrzanie.
wokół
konkurs
stołu
Sierpień 2015
21
Capgemini
b)
a)
quiz
Czy znasz Capgemini od tej strony?
Odpowiedz na pytania i zgarnij
nagrody niespodzianki!
1. Wyjątkowa korpo-trupa Capgemini już od 2008 roku wystawia co roku w jednym z krakowskich teatrów w pełni profesjonalny spektakl charytatywny. Na scenie występują tylko
pracownicy Capgemini, którzy wcześniej przez trzy miesiące
ciężkiej pracy uczą się swoich ról. Zaprezentowali już „Złanocki”, przenieśli na scenę komiks „Tytus, Romek i A’Tomek”,
stworzyli musical „Czerwony Capturek”. Do tej pory na cele
społeczne ze sprzedaży biletów zebrali prawie 70 000 zł.
Co wyjątkowego przygotowali aktorzy Capgemini w 2014 roku?
a) Teatr uliczny.
b) Audio-deskrypcję spektaklu „Oz, czyli awantura o Toto” dla
osób z niepełnosprawnością wzroku.
c) Spektakl tylko dla dorosłych.
2. Biura Capgemini zlokalizowane przy ul. Lublańskiej i Bora-Komorowskiego posiadają pewien wyjątkowy certyfikat.
Jaki?
a) Languages of the World Certificate – przyznawany miejscom,
gdzie mówi się w wielu językach
b) Miejsce Przyjazne Rowerom – przyznawany miejscom, gdzie
można bezpiecznie zaparkować rower
c) Paszport Urzędu Pracy – przyznawany pracodawcom
zatrudniającym powyżej 500 pracowników
c)
3. Pracownicy Capgemini co roku mogą otrzymać od firmy
grant na realizację swojego pomysłu społecznego. W ramach
Programu Grantowego „Inwestujemy w dobre pomysły” pomagają osobom potrzebującym w swoich społecznościach,
remontują, organizują warsztaty i pikniki, a także dzielą się
kompetencjami (np. językowymi).
5. Co włącza Capgemini?
a) 2000 zł.
b) 1500 zł.
c) 1000 zł.
a) Światła na Lublańskiej – jako najliczniej „zamieszkany” budynek
przy Rondzie Polsadu Capgemini było inicjatorem postawienia
sygnalizacji świetlnej dla pieszych przy ulicy Lublańskiej.
b) Capgemini włącza osoby niepełnosprawne do zespołów,
inwestuje w długoterminowe programy wspierające osoby
niepełnosprawne we wzmacnianiu swoich kompetencji. Od 2014
roku firma prowadzi z Fundacją Menedżerowie Jutra MOFFIN
innowacyjny program „Win with Capgemini”.
c) Serwery. Codziennie o 5:30 rano Capgemini włącza firmowe
serwery.
4. Czy pracownicy Capgemini lubią zioła?
6. Co oddaje co roku pracownik Capgemini?
a) Tak! W lipcu 2015 firma Capgemini rozpoczęła wyjątkową
kampanię „Poczuj miętę do Capgemini”.
b) Nie! Co to w ogóle za pytanie?
c) Tak! Na życzenie Dyrektora Capgemini BPO, Dynia Lunchbar
wprowadziła specjalne francuskie danie prowansalskie,
wzmocnione mieszanką ziół wyboru szefa kuchni.
a) Połowę swojej pensji na cele społeczne.
b) Krew podczas corocznej zbiórki krwi.
c) Sprawiedliwość przełożonemu.
Ile wynosi jednorazowe dofinansowanie na projekty społeczne pracowników?
Na odpowiedzi czekamy do końca sierpnia na [email protected].
Konkurs rozstrzygniemy 14 września na naszym Facebooku.
e)
d)
siedem uciech głównych
20–22 sierpnia
Kraków Live
Festival
Po rocznej przerwie, tym razem już bez
„Coke”, do Krakowa powraca Live Festival.
W ciągu dwóch dni na Błoniach pojawi się 16
głośnych artystów. Wisienką na torcie będzie
niedzielny koncert Rudimental w ramach festiwalowego „one extra day”.
W programie festiwalu znajdziemy elektroniczny pop 17-letniej Aurory z norweskiego Bergen czy urodzonej w Odense duńskiej gwiazdy
MØ, a także synthpop, którym Kraków rozrusza
formacja Future Islands. Nie zabranie oczywiście indie rocka, np. w wykonaniu zespołu The
Maccabees, a dla miłośników post-punku zagra
kanadyjski Viet Kong. Będą też polskie akcenty:
elektroniczne brzmienia zaprezentuje zespół
Bokka, a hip-hopową sceną zawładnie Rasmentalism.
Headlinerów festiwal w tym roku ma dwóch. Dla
fanów hip-hopu wystąpi, mający bezsprzeczny
status megagwiazdy, Kendrick Lamar, natomiast
tych, którzy wolą rockowe brzmienia, ucieszy
koncert zespołu Foals. Przez ostatnie lata krakowski festiwal przyciągał największe gwiazdy
światowej sceny muzycznej, więc miejmy nadzieję, że tym razem zagości w stolicy Małopolski już na stałe.
www.livefestival.pl
www.whatsupmagazine.pl
13–16 sierpnia
1 sierpnia – 3 września
Kromer Festival
Ucieknij przed
upałami do kina
Już 14 sierpnia w wielu krakowskich kościołach rozbrzmi muzyka w ramach nocy Cracovia Sacra. Jeśli jednak masz trochę więcej
czasu, w ten weekend wybierz się do Biecza
na pierwszą edycję Kromer Festival.
Pozostałości średniowiecznej zabudowy sprawiają, że Biecz nazywany jest zarówno „polskim
Carcassonne”, jak i „małym Krakowem”. W jego
świeckich i sakralnych budynkach będzie można
posłuchać muzyki z udziałem chóru kameralnego i orkiestry. Wykonawcy sięgną po bardzo
szeroki repertuar: od Piotra z Grudziądza przez
Orlando di Lasso po Josepha Haydna. Idea festiwalu jest bowiem prosta – każdego dnia zaprezentowana zostanie inna epoka: średniowiecze,
renesans, barok i klasycyzm.
O jakość Kromer Festival nie trzeba się martwić.
Jego twórcami są Filip Berkowicz, ojciec sukcesu
takich festiwali, jak Misteria Paschalia, Sacrum
Profanum czy cyklu Opera Rara, oraz Jan Tomasz
Adamus, szef Capelli Cracoviensis.
www.kromerfestival.com
www.facebook.com/kromerfestival
fot. Emile Ashley / materiały prasowe
22
Fabio Biondi
założyciel legendarnej formacji Europa
Galante, pojawi się
w Bieczu 15 sierpnia podczas dnia
poświęconego muzyce doby baroku
Sierpień to drugi miesiąc 9. wakacyjnego festiwalu filmowego Letnie Tanie Kinobranie
w Kinie Pod Baranami. Ale w sierpniowym
repertuarze pojawi się też kilka ciekawych
nowości.
„Amy” (od 7 sierpnia) to wstrząsający i wzruszający dokument o zmarłej w 2011 piosenkarce
Amy Winehouse. „O dziewczynie, która wraca
nocą sama do domu” (od 14 sierpnia) to sensacja tegorocznego Sundance, oryginalna zabawa filmowymi gatunkami – od wampirycznego
horroru przez romantyczną historię miłosną
po irański western. 14 sierpnia w kinach zagości najnowszy film Woody’ego Allena „Nieracjonalny mężczyzna”, w którym zobaczymy
Joaquina Phoenixa, Emmę Stone i Parker Posey.
Wreszcie nowość od Gaspara Noé („Wkraczając
w pustkę”, „Nieodwracalne”) – „Love” (od 28
sierpnia), czyli jeden z najbardziej obleganych
filmów na tegorocznym festiwalu w Cannes.
Świeży i wizualnie przełomowy obraz fizycznej
strony miłości dwudziestolatków zobaczyć będzie można w wersjach 2D i 3D. Ale uwaga, film
przeznaczony jest tylko dla widzów dorosłych
ze względu na najodważniejsze w historii kina
sceny erotyczne!
Tym, którzy chcą jeszcze na dużym ekranie zobaczyć najlepsze filmy ostatnich lat, przypominamy o trwającym do 3 września Letnim Tanim
Kinobraniu. Bilety kosztują tylko 7 zł.
www.kinopodbaranami.pl
reklama
garden residence
ul. Przemysłowa 4/459
 12 311 70 97
osiedle Fi
ul. szafrana 5D/u1
 12 313 22 08
 882 019 252
Dwujęzyczne PrzeDszkola
Bright chilD:
Polsko-angielskie nauczanie

Najwyższe standardy i nowoczesne
metody pracy z dziećmi
Zdrowe jedzenie
Wykwalifikowana kadra
Native Speakerzy
Bogaty pakiet zajęć dodatkowych
o
t
d
a
n
o
P
ć!
nowoś
english immersion class
Kameralna (maksymalnie 13 osób) klasa anglojęzyczna
prowadzona przez Native Speakerów w której dzieci realizują
angielską podstawę programową Early Years Foundation Stage.
Bright chilD english immersion
DoDatk
aFter school cluB
ow
o
2 razy w tygodniu od 16.00 do 18.00
dla dzieci szkolnych w wieku od 6 do 12 lat.
Zajęcia prowadzone są w języku angielskim.
Oferujemy bogaty program między innymi zajęcia muzyczne, ruchowe i plastyczne.
www.brightchild.pl
siedem uciech głównych
Sierpień 2015
23
1–26 sierpnia
Wakacje z ŻyWą
Pracownią
Tęsknisz za pracami ręcznymi? Chcesz nauczyć się robić zabawki z drewna? A może
marzysz o postawieniu na stole własnoręcznie ulepionej misy? Sprawdź program Szkoły
Żywego Rzemiosła.
W wakacyjne wieczory na zajęciach w ŻyWej
Pracowni (ul. Bartosza 1) będzie się można
nauczyć lepić garnki (wtorki), pleść z sitowia,
słomy i siana (środy), robić zabawki z drewna
(środy), a także w praktyce poznać tradycyjną
kulturę, zwyczaje i rzemiosło różnych regionów
Polski (czwartki).
Zajęcia prowadzić będą rzemieślnicy, architekci, ogrodnicy i instruktorzy rękodzieła związani z ŻyWą Pracownią, Szlakiem Tradycyjnego
Rzemiosła i Uniwersytetem Ludowym Rzemiosła Artystycznego w Woli Sękowej. Warsztaty
odbywają się dwa razy dziennie: najpierw tura
rodzinna, a następnie – zajęcia dla dorosłych.
Udział w warsztatach kosztuje: 30 zł – warsztaty
rodzinne (dziecko + opiekun, 20 zł – kolejne
dziecko), 50 zł – warsztaty dla dorosłych. Zapisy:
tel. 508 237 287, 501 401 740, e-mail: warsztaty@
zywapracownia.pl.
www.zywapracownia.pl
bandaż
na nosie
Wakacje to okres odpoczynku również dla
teatrów. Ale... nie w Bagateli – teatr przy ulicy Karmelickiej już po raz czwarty gra przez
całe lato.
Teatr dla przyjemności – tak swój sierpniowy
repertuar zapowiada Bagatela. Będzie lekko,
radośnie, z humorem. Na początku miesiąca
usiądziemy na muzealnej „Ławeczce”, by przypatrzeć się rozwijającemu romansowi. Chwilę
później w krakowskim zakładzie fryzjerskim
sami spróbujemy rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa, bowiem „Szalone nożyczki”
to spektakl, o którego zakończeniu decydują
widzowie.
W wakacje nie zabraknie też najgorętszego hitu
Bagateli, granego nieprzerwanie od ponad 20
lat, „Mayday”. John Smith, bohater komedii,
ma dwa domy, a w każdym z nich czeka na niego
równie kochająca żona. Farsa pokazuje absurdalne i zabawne starania bohatera, by jego sekret pozostał sekretem. Nie jest łatwo, szczególnie, że na skutek fatalnych zbiegów okoliczności
na Johna polują już nie tylko zazdrosne kobiety,
ale i policja. Ale przecież wiadomo, że lepiej
mieć więcej niż mniej, prawda?
Z tego samego założenia wychodzi Bagatela,
oferując widzom letnich spektakli karnety pozwalające zobaczyć więcej za mniej.
www.bagatela.pl
materiały prasowe
Letni Festiwal
Komedii
w Bagateli
1–31 sierpnia
2–30 sierpnia
materiały prasowe
1–31 sierpnia
Polański pojawia
się w „Chinatown”
również po drugiej
stronie kamery. To
on w słynnej scenie rozcina płatek
nosa granemu przez
Jacka Nicholsona
J.J. Gittesowi
w sierpniu
w Bagateli
„Boeing, boeing – Odlotowe narzeczone”,
„Ławeczka”, „Mayday”,
„Mayday 2”, „Seks dla
opornych”, „Seks nocy letniej”, „Szalone nożyczki”,
„Wieczór kawalerski”
Zalew Sztuki
w Nowej Hucie
W wakacje nad Zalewem Nowohuckim zaleje
nas sztuka. Teatr Łaźnia Nowa i Klub Kombinator zapraszają na pokazy filmowe oraz kreatywne spotkania z artystami teatralnymi.
Błażej Peszek, Joanna Szczepkowska, Radek
Krzyżowski i Bartosz Szydłowski pojawią się
w kolejne sierpniowe piątki, by połączyć teatr
z innymi aspektami życia: sportem, miłością
do zwierząt, muzyką i gotowaniem.
Przed wylegującymi się na leżakach w Nowej
Hucie otworzą się także Nowe Horyzonty. W kinie letnim będzie można zobaczyć najlepsze
filmy prezentowane na wrocławskim festiwalu
w ostatnich latach. Na dobry początek szwedzki
„Zjazd absolwentów”, tydzień później tegoroczne Grand Prix Festiwalu „Biały cień”, w połowie miesiąca absurdalna hiszpańska komedia
„Dystans”, a na zakończenie belgijski „Dubel”
i laureat Złotej Palmy w Cannes „Pewnego razu
w Anatolii”.
www.laznianowa.pl
Polański na
plakatach
Jedni go kochają, inni opluwają. I to nie ze
względu na dokonania artystyczne, bo co do
tych nikt nie ma najmniejszych wątpliwości.
Nagrodzone m.in. Oscarem, Złotą Palmą,
BAFTĄ i Złotymi Globami, filmy Romana Polańskiego pojawią się w te wakacje w Krakowie. Na plakatach z całego świata.
W Polsce do filmów Romana Polańskiego wydano około 30 plakatów. A Muzeum Kinematografii w Łodzi w swoich zbiorach ma ich ponad
500, m.in. z Japonii, Argentyny, Izraela czy Australii. Do Krakowa przyjedzie 200 specjalnie
wyselekcjonowanych eksponatów, które zostaną zaprezentowane w Pałacu Sztuki na placu
Szczepańskim.
Będzie to okazja do przypomnienia sobie twórczości Polańskiego: od „Noża w wodzie”, debiutu fabularnego, do którego plakat zaprojektował
Jan Lenica, po jego najnowsze filmy, takie jak
„Wenus w futrze”.
Autorami plakatów, które zobaczymy w Pałacu
Sztuki, są m.in. Andrzej Pągowski, Leszek Hołdanowicz, René Ferracci, Bernard Bernhardt,
Peter Strausfeld czy francuski fotografik Guy
Ferrandis. Każdy z nich, mimo że przeznaczony
był do komercyjnego wykorzystania, jest małym
dziełem sztuki. Dlaczego dziś tak trudno o dobre plakaty pozostanie zagadką.
https://pl-pl.facebook.com/palacsztuki
reklama