Pobierz - What`s Up Magazine
Transkrypt
Pobierz - What`s Up Magazine
e m a g a z i n p i e r w s z y d l a o u t s o u r c i n g u i k o r p o r a c j i Na łowach Numer 4 | Sierpień 2015 | www.whatsupmagazine.pl | nakład 25 tys. | egzemplarz bezcenny w cudzym ogrodzie współczesne folwarki Santorski o korporacjach assessment center Sprawdź się na sucho wola justowska Beverly Hills po krakowsku dom jest centrum świata Steindel i Karpiel-Bułecka o architekturze z prądem rzeki Lato nad Wisłą 2 what’s up? www.whatsupmagazine.pl Enter spis treści temat numeru 3Na łowach w cudzym ogrodzie. Podkradanie pracowników rozmowa numeru 6Santorski o wykuwaniu własnego losu hr 8 Pod lupą TESTu: Assessment Center przedstawiamy Kończysz biznesowe negocjacje, spojrzenie na zegarek, walizka w dłoń i na lotnisko. W Szanghaju przełkniesz jeszcze po drodze oblanego cukrem kurczaka serwowanego na ulicy, w Londynie fish & chips w gazetowej tutce, w Paryżu kubek pierońsko drogiej kawy. Z szanghajskiej stacji Lóngyáng Lù Zhàn na lotnisko Pudong pomkniesz superszybkim pociągiem Maglev (szaleńcze 431 km/h). Z centrum Londynu na najważniejsze lotnisko Zjednoczonego Królestwa – Heathrow – dostaniesz się w 20 minut jednym z najdroższych w przeliczeniu na kilometr pociągów świata (niemal 130 zł za 22 km trasy, czyli aż 6 zł za km toru). Światowe metropolie od dawna wiedzą, że komfortowy dojazd na lotnisko to podstawa dobrego wizerunku miasta – niezależnie, czy chce się uwieść zasobnego turystę, czy chcącego tu inwestować biznesmena. Do podobnego wniosku doszedł też Kraków, za ponad 350 milionów złotych remontując kulejące połączenie kolejowe między Dworcem Głównym a Kraków Airport. Pamiętacie poprzednie wcielenie kolejki Balice Express? Narzekano, że ma pojedynczy tor, że okrutnie zwalnia na prowadzącej ku lotnisku odnodze torów, że w ogóle wygląda jakoś tak poczciwie, i że toczy się zbyt ospale jak na gwałtownie zdobywający popularność w świecie Kraków. Po wydaniu prawie pół miliarda złotych na nową dwutorową trasę (na drugi tor wjedziemy za trzy what’s up magazine pierwszy dla outsourcingu i korporacji www.whatsupmagazine.pl redaktor naczelny Rafał Romanowski zastępca Magda Wójcik wydawca Fundacja Aktywnych Obywateli im. Józefa Dietla dyrektor artystyczny & ilustracje Joanna Sowula fotografie Piotr Banasik editor (english) Łukasz Cioch korekta Krzysztof Malczewski reklama Anna Głuc [email protected] + 48 516 831 566 kreacja i marketing Agencja Kreatywna Lemon Media facebook Whatsupmagazine.pl twitter @WhatsUpKrakow kontakt +48 516 831 574 [email protected] Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów, nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam i ogłoszeń. lata), wiadukty, komputerowo sterowane przejazdy, zelektryfikowanie całej linii, przebudowę przystanków w Łobzowie i Balicach oraz uruchomienie trzech nowych (Uniwersytet Rolniczy, Zakliki i Krzyżówka) wydawało się nam, że pierwsze, co ów pociąg zrobi, to... pojedzie szybciej. Nic bardziej błędnego. Nowiusieńki Balice Express pojedzie od września po remoncie... wolniej. Zamiast 16 minut, jak dawniej, zajmie mu to teraz niemal 20. Podobno ma być tak elegancko i szykownie, że wydłużenia czasu przejazdu nawet nie odczujemy. Gnając na Balice, aby zdążyć przed zamknięciem bramek do Wiednia, Madrytu czy Gdańska, zajmiemy się po prostu czymś innym, np. kontemplowaniem widoków biurowców za oknem lub wnętrza wagonu. Dla nas jest to kolejna oznaka, że utuczony biznesowo-korporacyjnym sukcesem Kraków niepostrzeżenie zmierza ku „slow life” – zwolnieniu dobrze naoliwionych już trybów, głębszej zadumy nad tym, co obserwujemy. Nasze miasto rozwija się w kierunkach, o jakich jeszcze kilka lat temu nikt by nie pomyślał. Uderza w struny dopiero kształtujących się instrumentów, projektuje nieprzemyślane jeszcze przestrzenie, buduje kolejne eleganckie apartamentowce, z których nie chce nam się wybiegać rano do swych zajęć. Wygrywają ci, którzy potrafią zwolnić (nie się) na tyle sprawnie, aby nie zgubić z oczu aktualnie rozgrywających się procesów, miarodajnie ocenić swoje szanse na rynku pracy, mieć czas na relaks, spotkanie, wyjazd za miasto, bycie w kulturalnym obiegu. Dla takich ludzi tworzymy „What’s Up Magazine”. Dla wszystkich tych, których nie obchodzi, czy kolejka na Balice pojedzie 16 czy 20 minut. Macie czas i te dodatkowe minuty wykorzystacie pewnie twórczo. Nie spieszcie się więc otwierając czwarty już numer naszego pisma. 10Rzeszów 12Vrizzmo nieruchomości 13Spacer po Woli Justowskiej 14 Architektura po góralsku dbamy o ciebie 16Miks tańca i fitnessu siesta 17Wróćmy nad jeziora 18Płyń z prądem rzeki wokół stołu 20Krakowskim targiem siedem uciech głównych 22Kulturalny sierpień Redakcja „What’s Up Magazine” What’s up, Kraków? A few words about … the bar! What does it really mean when you think of yourself (or someone else) as “ambitious”? Is it about university credentials, a good job with fancy perks, a grand (iose) villa in trendy suburbs, a CEO label on a business card, or all of the above? Thinking of ambition in general, how important is it to discover, follow and work towards your passions, early on in life, as opposed to feeling increasingly claustrophobic in the face of social and professional constraints imposed by your immediate environment? People often see life as something that ‘happens’ to them, rather than something that can be ‘driven’ and enhanced in scale and quality by their inner sense of purpose and focused, goal-driven approach. In pure efficiency terms, if you are passionate about any given job, project or private ambition, you will no doubt be infinitely more productive, compared to those for whom work, which consumes a great majority of people’s waking hours, comes under the ‘necessary evil between weekends’ category. If you still don’t see the difference, think of the first time you fell in love, and remember what you’d give (or sacrifice) to be with that person, think how ‘focused’ you were. By analogy, what does it mean if a city is described as ‘ambitious’, ‘focused on reaching strategic goals’ or ‘setting the bar high for itself’? Do you feel that way about YOUR city? Luckily (or sadly, depending on where you live) a lot depends on leadership, i.e. usually a single person whose authority and management charisma are convincing and infectious enough to proliferate and inspire others so that the worlds of bottom-up and top-down initiatives are able to meet half-way, seamlessly, in symbiosis. Cities, like companies, have two basic types of leaders: administrators (or status quo addicts who avoid bold reform more than people with arachnophobia avoid spiders) and visionaries (those who, by definition, will always look beyond what’s within reach). The former are usually happy to focus on political sustainability and balancing between various stakeholder expectations (portraying themselves as conservative consensus-builders and guarantors of “horizon visibility” in the process), while the latter are engineered to take bold moves, without much care for personal or political cost. Their attention to detail and body language both scream authentic passion. Is Kraków an ambitious city? Depends whose perspective you adopt in passing any such judgments. To me, it isn’t … yet. Ironically enough, both ‘very ambitious/innovative’ and ‘parochial/ backwater’ would be perfectly legitimate assessments, again, depending on who’s looking. Kraków remains, in a broad sense, first and foremost, a ‘historic’ city, more than anything else. Its skeletons in the cupboard, for lack of a better metaphor, have been relentless in hampering its amazing leadership/innovation potential, with the city’s tallest “skeleton” serving as a powerful cautionary tale, for over 3 decades now. In its next month’s edition, this magazine will explore specific ideas for improvement, focusing on the kind of innovation and creativity that brings significant change with comparatively little effort and funding. Stay tuned! Łukasz Cioch temat numeru Sierpień 2015 3 Na łowach w cudzym ogrodzie Konkurencja na rynku pracy wydaje się ogromna? Jeśli jesteś łakomym kąskiem, to pracodawcy będą bić się o ciebie. Czasem mało honorowo. „Jeśli jesteś informatykiem – dostaniesz świetną pracę! Jeśli znasz dobrego informatyka – za polecenie go zapłacimy ci cztery tysiące złotych. Jeśli kompletnie nie rozumiesz, o czym mowa – po prostu zjedz nasze pączki” – taką wiadomość znaleźli pewnego dnia informatycy w rozdawanych przed krakowskimi biurowcami pudełkach z pączkami. Te słodkie prezenty były w rzeczywistości ofertami pracy rosyjskiej firmy Luxoft otwierającej w Krakowie swój pierwszy oddział. Niewiele komukolwiek mówiąca korporacja musiała w krótkim czasie zatrudnić około 200 specjalistów IT. Budowanie tak dużej kadry tylko ze świeżutkich absolwentów albo osób, które właśnie straciły lub chcą zmienić pracę, byłoby niezwykle trudne. Poza tym ci najlepsi aktualnie byli zatrudnieni już gdzie indziej. I to właśnie o nich zawalczył Luxoft swoją kampanią rekrutacyjną prowadzoną przed budynkami konkurencyjnych firm. – Akcja okazała się skuteczna – wspomina Anna Kosińska, Poland Marketing Manager w Luxoft, w wywiadzie dla Goldenline.pl. Jej firma błyskawicznie otrzymała 41 referencji. Praca szuka człowieka Chociaż stopa bezrobocia w Polsce utrzymuje się ciągle na poziomie kilkunastu procent, to powyższy przykład pokazuje, że miejsca pracy, owszem, są, ale nie każdy się na nie nadaje. Firmy, chcąc zapewnić swoim klientom najwyższą jakość usług i produktów, potrzebują wykwalifikowanej kadry. A znalezienie takiej wcale nie jest łatwe. – Żyjemy w czasach pracownika. Specjaliści nie szukają pracy, ale praca szuka ich – ocenia Karolina Giza z Antal International. W raporcie „Niedobór Talentów” z 2014 roku opublikowanym przez ManpowerGroup czytamy, że na całym świecie średnio 36 proc. pracodawców deklaruje problem ze znalezieniem kandydata o odpowiednich kompetencjach. W Polsce z tymi trudnościami boryka się aż 33 proc. firm, co plasuje nasz kraj na piątym miejscu wśród krajów europejskich. Przed nami są Węgry, Grecja, Rumunia oraz Niemcy, natomiast zestawienie zamyka Holandia z 5 proc. „brakujących talentów” oraz Irlandia, gdzie ten współczynnik wynosi zaledwie 2 proc. Wśród dziesięciu zawodów cierpiących na największy niedobór wykwalifikowanej kadry znajdują się m.in.: pracownicy księgowości i finansów, pracownicy działów IT, menedżerowie sprzedaży oraz kadra najwyższego szczebla. Do zapełnienia wakatów nie wystarczą więc ogłoszenia zamieszczane w mediach czy na portalach internetowych. By dotrzeć do osób o pożądanym przez firmę profilu i doświadczeniu, HR-owcy muszą uciekać się do alternatywnych metod działania. Nie zawsze fair... Kradzione nie tuczy Gdzie szukać odpowiednich kandydatów? Najlepiej u konkurencji. Ona poprzez programy szkoleniowe, a przede wszystkim zlecane każdego dnia zadania, zdążyła sobie wyhodować całkiem niezłych specjalistów. Oprócz zdobytych u rywala umiejętności taki pracownik może wnieść do zespołu know-how opuszczonej właśnie firmy, jej pilnie strzeżone tajemnice, bazy klientów, a tak- że rozwiązania, które są dopiero w fazie rozwoju… No i najważniejsze – każdy dobry pracownik, który przeszedł do naszej firmy od konkurencji, oznacza jednego mniej dobrego pracownika u rywala. Nie ma więc prostszej drogi do osłabienia przeciwnej drużyny. Podbieranie sobie pracowników zyskało już swoją własną nazwę „employee poaching”, czyli w tłumaczeniu na język polski: „kłusownictwo pracownicze”. Termin ten niesie ze sobą negatywne konotacje i przez wielu uważany jest za przejaw nieuczciwej konkurencji. Krytycy takich metod powołują się na art. 12 pkt. 1 u.z.n.k., który mówi o „nakłanianiu osoby świadczącej na rzecz przedsiębiorcy pracę, na podstawie stosunku pracy lub innego stosunku prawnego, do niewykonania lub nienależytego wykonania obowiązków pracowniczych albo innych obowiązków umownych, w celu przysporzenia korzyści sobie lub osobom trzecim albo szkodzenia przedsiębiorcy”. Czy jednak przedstawienie kandydatowi lepszej oferty jest nakłanianiem? Czy może wręcz przeciwnie – umożliwianiem wolnej konkurencji na rynku pracy? Wszystko zależy od punktu widzenia i siedzenia, sposobu „przejęcia” danej osoby, a także korzyści, jakie ma z tego nowy pracodawca, i szkód, które ponosi stary. To właśnie trzeba udokumentować, gdyby chciało się otrzymać sądownie odszkodowanie za ukradzionego pracownika. A znalezienie dowodów nie jest proste. Zbliżonym pojęciem jest „headhunting”, czyli „łowienie głów”. Od employee poaching, przynajmniej w teorii, różni się tym, że jego celem nie jest działania na szkodę konkurenta, ale zapewnienie swojej firmie wykwalifikowanej kadry. Headhunting jest działaniem tajnym, prowadzonym zazwyczaj w przypadku chęci obsadzenia wysokich stanowisk w firmie. Czasami wymagania są wyśrubowane. W rozmowie z „Forbes” Lucyna Pleśniar z firmy ciąg dalszy na str. 4 4 temat numeru www.whatsupmagazine.pl dokończenie ze str. 3 Dasz się złowić? Załóż profil i czekaj Zazwyczaj ci, którzy za chwilę zostaną zaproszeni do zapuszczeOczywiście nowe media nie wyrugowały bezpośrednich konnia korzeni w konkurencyjnej firmie, nowej pracy w ogóle nie taktów. Dobrzy headhunterzy okazji do łowów szukają wszęszukają. Według raportu „Aktywność specjalistów i menedżerów dzie: podczas wydarzeń branżowych czy spotkań w stołówkach. na rynku pracy” przygotowanego w czerwcu 2014 roku przez – Wyszłam tylko na papierosa, a zmieniło to moje życie. Wraz Antal International, spośród 22 proc. specjalistów i menadżerów, z zapalniczką, mężczyzna pracujący w tym samym biurowcu, lecz którzy nie rozglądają się za zmianami, aż 86 proc. jest gotowa w innej firmie, wręczył mi wizytówkę i zachęcił do wysłania CV. Wysłałam i po kilku miesiącach do pracy przychodziłam do tego rozważyć ofertę etatu w innej firmie przedstawioną im bezposamego budynku, ale trzy piętra niżej – mówi pracowniczka jedśrednio przez rekrutera. Podbierać, tylko jak? Natomiast 51 proc. specjalistów innej pracy szuka, ale biernie. nej z krakowskich firm, która woli pozostać anonimowa. Bo o tym, By nikt nie miał pretensji i nie zapełniał skrzynki na listy pozwami Stać ich na czekanie na lepsze oferty, bowiem średnia zarobków że ktoś cię zwerbował, w branży raczej się nie mówi. wśród grupy, o której tu mowa, wynosi ponad 10 tys. złotych. Ci Choć to tajemnica poliszynela, wszyscy przecież szeptają. Inna o odszkodowanie, pracowników najlepiej podkradać po kryjomu. pracownicy nie wysyłają swoich Wspomniana na początku korporacja Luxoft jest jedną z niewielu, kobieta wspomina, że gdy tylko poktóra pracowników próbowała przejąć jawnie i oficjalnie. Akcja CV do innych korporacji, lecz syswiadomiła kolegów o zmianie pracy, specjalista z działu IT z pączkami nie była bowiem jedynym sposobem na rekrutację tematycznie uzupełniają ścieżkę rozległy się pytania: „Chciałaś odejść otrzymuje rocznie średswojej kariery w serwisach typu osób wyszkolonych przez konkurencję. Podczas warszawskiej czy ktoś cię znalazł? Headhunter? nio dziewięć zaproszeń GoldenLine bądź LinkedIn i czekonferencji dla programistów 33rd Degree firma zorganizowała A może mogłabyś mnie polecić?”. Prokają aż HR-owcy sami ich znajdą. zaskakujący happening. W trakcie przerwy na lunch podstawiopozycja etatu w konkurencyjnej firmie do udziału w procesach ne przez korporację osoby zaczęły śpiewać a capella muzyczne Z tego sposobu szukania pracowwiąże się z poprawą warunków pracy rekrutacyjnych. Nieco przeboje. Po zakończonym występie, który niewątpliwie zwrócił nika poprzez portal GoldenLine bądź awansem. Żaden pracownik nie uwagę wszystkich posilających się konferencyjnym obiadem inskorzystało już ponad 6 tys. reporzuci swojego stanowiska dla niżmniej, bo sześć, trafia do formatyków, zaproszono ich na wieczorne nieformalne spotkanie kruterów, wysyłając w poprzedszej wypłaty i gorszych warunków. pracowników finansów Jeśli firmy próbują kogoś podebrać, z przedstawicielami Luxoft. Specjaliści IT skorzystali z zaproszenim roku około miliona ofert to oczywistym jest, że mają czym te nia, dzięki czemu rosyjskiemu gigantowi udało się zdobyć ponad pracy. – Każdy ruch w tego typu osoby przekupić. Jeden z blogerów, w żołnierskich słowach serwisach jest oznaką poszukiwania pracy. Jeśli nie chcemy nic 400 kontaktów do potencjalnych kandydatów. opisując proces odejścia do innej firmy, otwarcie wspomina: Na tak ofensywne działania korporacje pozwalają sobie jednak zmieniać, nie uaktualniajmy profili. Jeżeli gdzieś roi się od zmian, rzadko. Zwykle, jeśli robią to „na widoku”, korzystają ze zdecyto sygnał dla nas – zauważa Karolina Giza z Antal Internatio„Kasą i furą skusili, ponadto grzędę wyżej umieścili w porządowanie łagodniejszych metod. Tak jak np. amerykański State nal. Dodaje jednak, że czasami to brak konta w portalach jest dku dziobania...”. Street, które próbowało zachęcić pracowników konkurencyjnych wabikiem dla rekrutera: – W Krakowie IT jest już tak dojrzałym rynkiem, że dobry informatyk wie, że headhunter i tak do niego firm atrakcyjną lokalizacją w Krakowie. Wabikiem były plakaPo siódme, nie kradnij ty z kościołem Mariackim w tle ozdobione hasłem: „Zmęczony trafi. Nie dzięki Internetowi, ale projektom, w których bierze Podbieranie pracowników nie zawsze opłaca się pracodawcom. dojazdami? Zainteresowany pracą w finansach w centrum Kraudział. Jeśli ktoś usunął swój profil, daje znak, że zmęczyły go już Przestrzeganie siódmego przykazania wymogli na sobie prezesi kowa?”. Swoich siedzib State Street nie ma co prawda na Rynku napływające propozycje współpracy. największych światowych korporacji. Wiadomo bowiem, że jedGłównym, lecz przy Galerii Kazimierz, w biurowcach Bonarka for Zgodnie z raportem specjalista z działu IT otrzymuje rocznie nym z czynników, które decydują o zmianie firmy, jest wysokość Business oraz przy ulicy Armii Krajowej, ale i tak ma budynki bliżej średnio dziewięć zaproszeń do udziału w procesach rekrutacyjwypłaty. A nieustanne prześciganie się w oferowanym wynagronych, nieco mniej, bo sześć, trafia do pracowników finansów. – centrum niż położony w podkrakowskim Zabierzowie Kraków dzeniu niekoniecznie opłaca się wielkim korporacjom. Poza tym, Nawet ci, którzy łowią nowych pracowników wśród osób, które Business Park, gdzie swoje oddziały ulokowało wiele konkurencyjnych korporacji. To zapewne pracownicy tych firm zmęczyli teoretycznie zatrudnienia nie szukają, muszą działać szybko. zwabieni wyższymi zarobkami pracownicy mogą odejść w trakcie się już codziennymi dojazdami... Odpowiedni kandydaci z branży IT mogą w tym samym czasie rozpracy nad projektem, co destabilizuje działanie całego zespoważać propozycje nawet od dwóch innych firm – dodaje Justyna łu. Przede wszystkim jednak dobrze poinformowany pracownik Ostropolska, IT Contracting Team Manager z Antal IT Services. może zdradzić konkurencji firmowe tajemnice. W 2010 roku do sądu w San José trafił pozew cywilny przeciwko gigantom na rynku IT, takim jak: Google, Apple, Intel czy Adobe. Z ujawnionej korespondencji między szefami firm wynika, że zawarli oni między sobą tajną niepisaną umowę o niewykradaniu sobie pracowników. Podobno sam Steve Jobs w mailach straszył Sergieja Brina, twórcę Google, że zabranie mu jeszcze dosłownie jednego specjalisty będzie oznaczało wojnę. Tym saMaciej Bielawski, Business mym pracownicy zostali pozbawieni możliwości zawodowego Development Manager, Antal International Sp. z o.o. rozwoju, a także konkurencyjnej wysokości wypłaty. Szybko okazało się, że podobne praktyki prowadzone były nie tylko między wielkimi spółkami, a umowy zawierane były także z mniejszymi Powinniśmy się przyzwyczaić. Podkradanie tym samym wirtualny sygnał, że są trudni firmami. W sumie w pozwie złożonym do sądu domagano się odpracowników konkurencji to zjawisko, które do zwerbowania oraz że tradycyjne metody szkodowania dla pokrzywdzonych pracowników na kwotę nawet coraz częściej możemy zaobserwować w Pol- HR mogą być w ich przypadku nieskuteczne. 3 mln dolarów. People, zajmującej się doradztwem personalnym, wspomina, że kiedyś zlecono im zrekrutowanie pracownika na stanowisko wymagające znajomości rzadkiego systemu informatycznego. A takich specjalistów było w Polsce zaledwie trzech. Dlatego też na znalezieniu odpowiedniego kandydata przez łowców głów zabawa się nie kończy, ofiara musi zostać zastrzelona argumentami pokazującymi, że warto zmienić miejsce pracy. Nie tylko pieniądze się liczą sce. Dotychczas nasz rynek pracy był w miarę spokojny i zrównoważony. Bliżej nam było do modelu skandynawskiego, gdzie obowiązuje jednak pewna tradycja szukania pracowników, zatrudniania, zwalniania, niż modelu brytyjskiego, gdzie rotacja jest spora, a firmy prześcigają się w walce (nie zawsze fair) o najlepszych. W Polsce, a zwłaszcza w Krakowie, w branży IT mamy teraz jednak zdecydowanie korzystny czas dla pracowników, a mniej dla pracodawców. Oczywiście pracowników bardziej wykwalifikowanych, z doświadczeniem. Oni dyktują, gdzie, u kogo, na jakim stanowisku i za ile chcieliby pracować, a firmy starają się dopasowywać ofertę dla najlepszych. A najlepsi bywają kapryśni. Co ciekawe, branża IT jest już w Krakowie na tyle dojrzała, a rynek pracy okrzepły, że często najlepsi pracownicy mający po dwadzieścia kilka lat są wręcz rozchwytywani. Do tego znikają z serwisów typu LinkedIn czy GoldenLine (i tak będącego coraz bardziej passé). Dają Wielu z nich ma już własnych menedżerów, prowadzących ich po kolejnych firmach czy szczeblach kariery jako przysłowiowe „diamenty w kolekcji”. Choć brzmi to zaskakująco, coraz częściej większe zarobki przestają być magnesem do zmiany pracy, coraz bardziej liczy się „dobry projekt”, „ambitne zadanie”, czyli coś, czym później można pochwalić się w CV czy portfolio. Jest to zarówno efekt światowego poziomu, na jakim znajduje się od jakiegoś czasu krakowska branża IT, ale też naprawdę bardzo dobrych kompetencji i drogi zawodowej wielu specjalistów. Wchodzimy tu na bliski ideałowi obszar, gdy dobre zarobki są niejako tłem do wykonywanych działań, które sprawiają pracownikowi niekłamaną satysfakcję i poczucie spełnienia w życiu zawodowym. Oczywiście takiego pracownika trudno podkraść. Firmy naprawdę muszą się postarać. Brać, nie brać? Spór o etyczność employee poachingu i headhuntingu istnieje, odkąd na korporacyjnym rynku pojawiła się konkurencja. Jedni uważają, że to najlepsze metody na pozyskanie wykwalifikowanej kadry, inni zaznaczają, że to zawsze działanie ze szkodą dla rywala. – Polski rynek jak dotąd jest grzeczny pod tym względem. Zupełnie inaczej jest w Indiach, bo tam nie znają pojęcia „okres wypowiedzenia”. W Europie natomiast najbardziej drapieżna jest Wielka Brytania, gdzie konkurencja jest naprawdę spora – mówi nam specjalista HR jednej z warszawskich agencji. Co jednak zrobić, gdy łowca głów zadzwoni lub napisze właśnie do ciebie? Na początku pozwól przedstawić sobie ofertę, nigdy nie wiesz przecież, czy to jajko z niespodzianką, czy kot w worku. Potem dokładnie rozważ za i przeciw: wysokość zarobków, strukturę korporacji i perspektywy rozwoju kariery, godziny pracy, lokalizację czy dodatkowe benefity. Nowe stanowisko w pierwszej chwili kusi, jednak za jakiś czas może okazać się, że nie jest tak kolorowo, a do opuszczonej firmy powrotu nie ma. I nie będzie. Dagmara Marcinek reklama rozmowa numeru www.whatsupmagazine.pl Korporacje to współczesne folwarki. Ale całe szczęście, że istnieją, bo pracując w nich możemy wykuwać samych siebie. Nadawać sens własnym, często powtarzalnym działaniom – mówi w rozmowie z „What’s Up Magazine” psycholog prof. Jacek Santorski. fot. materiały prasowe 6 rafał romanowski: „Międzynarodowe korporacje wysługują się nami, a my nie mamy z tego nic”. „Polska gospodarka żyje z obsługi innych gospodarek”. Prawda czy żal? jacek santorski: Nic nowego. Polska już w XVI i XVII wieku była kolonią holenderskich kupców, którzy dbali o to, aby rozwijały się u nas wszelkiego rodzaju folwarki. Dzięki nim zaopatrywano spichrze w całej Europie Zachodniej w zboże i rozmaite produkty rolne. Nikt nas specjalnie nie inspirował, ani nam pomagał. Sami więc też nie mieliśmy potrzeby, aby jakoś specjalnie rozwijać polskie miasta, aby budować klasę średnią czy mieszczaństwo z prawdziwego zdarzenia. Czyli naturę mamy bardziej folwarczną. Naturę i strukturę. Na pewno bardziej folwarczną niż mieszczańsko-przemysłową. A mentalność? To się odbija na mentalności, co zauważyć można w rozmaitych analizach spółek skarbu państwa, administracji, ale też w firm prywatnych czy korporacji. Widać to doskonale w badaniach, np. prof. Janusza Hryniewicza, w jego książkach „Polityczny i kulturowy kontekst rozwoju gospodarczego” czy „Stosunki pracy w polskich organizacjach”. Plus ostatnia pt. „Polska na tle historycznych podziałów przestrzeni europejskiej”. O tych zagadnieniach pisał też niedawno Andrzej Leder w głośnej „Prześnionej rewolucji”, bardzo ciekawe badania prowadził socjolog dr Jan Sowa... Leder, Hryniewicz, Sowa mają swój wspólny mianownik. Czyta się ich w określonej optyce, którą doskonale widać w stosunkach panujących w korporacjach. Zwłaszcza tych zainstalowanych w kraju nad Wisłą. Owszem. W gruncie rzeczy ten paradygmat folwarczny przeważa w wielu formach nad innymi. Oczywiście nie jest tak, że ktoś pracownika w 2015 roku zakuwa w dyby albo stosuje jakieś niezgodne z prawem metody. Nie jest tak, że nagle jacyś kapryśni panowie wyskakują i chcą krzywdzić poczciwego pracownika. To raczej jest porozumienie... rozmowa numeru Sierpień 2015 Spodziewałem się raczej nieporozumienia. Serio... porozumienie? Tak. Porozumienie. Pewien schemat: jestem ogniwem korporacyjnego łańcucha. Pionkiem, mrówką, jak żeś się zwał, tak zwał. W związku z tym zawieram ze swym pracodawcą pewien deal – będę ograniczony w swej wolności, nie będę się wychylać, ba, nawet nie będę zgłaszał potencjalnych problemów, pozostanę typowym „wyrobnikiem”. W zamian mam od pracodawcy gwarancję zatrudnienia, stałą pensję w określony dzień na koncie, płynące stąd poczucie bezpieczeństwa. Ale stąd blisko jest już do rewanżu w drugą stronę – gdzie można, to nagnę sobie ten system, abym miał lepiej. A to sobie pójdę razem z kolegami jednocześnie na zwolnienie, a to spróbuję coś wynieść pracy... Niskie morale? Niskie, ale nie ma się czemu dziwić. Z reguły trudno w korporacyjnych warunkach odtwórczej pracy zbudować uskrzydlone zespoły jak w modelu Steve’a Jobsa. Pamięta pan, kiedy u Jobsa wypuszczano na rynek kolejną wersję komputerów Apple, on stawał na środku przed pracownikami i wręczał im mazak. Zespół projektowy miał się podpisać na prototypie nowego Maca, a Jobs pstrykał zdjęcia powtarzając: „Artyści podpisują swoje dzieło”. Do szeregowego księgowego nikt nie podejdzie i nie powie: „Oto twoje fantastyczne dzieło”. Ale czy „folwarcznie” to tylko źle? To zarówno dużo ograniczeń, jak i spory pierwiastek postępowy. Tego nie neguję. Pojawiają się nowe technologie, coraz bieglej używamy europejskich języków. Coraz więcej w zasięgu ręki stanowisk, które opłaca się wpisać w CV. Dla młodego człowieka to bardzo ważne. A czego jest więcej: postępu czy blokady? Wie pan, zależy jak się do tego pracownik ustosunkuje. Jakie ma podejście, jakie nastawienie, ochotę do pracy, zdolność do samokształcenia, podnoszenia kwalifikacji, wiary w to, że za jakiś czas pokaże, na co go stać i zostanie doceniony. Choć brzmi to banalnie – pozytywne nastawienie to podstawa. Oczywiście trudno o takie podejście na każdym stanowisku, np. w contact centers, gdzie outsourcinguje się np. dość męczący serwis obsługi klienta. W jednym miejscu ma pan sprzedaż i windykację, a pracownicy czują się tak, jakby byli skazani na przysłowiowy pampers. Ba, panuje specyficzny reżim w pracy, np. nie wolno mieć nawet maskotek na biurku. Takich miejsc jest coraz mniej. Choć trudno mi sobie wyobrazić entuzjazm na tak niskim stanowisku... Niekoniecznie. Dam panu przykład z własnego życia. Kiedyś z wyboru i konieczności zdarzyło mi się pracować w kamieniołomach na północy Norwegii. W porównaniu do polskich zarobków norweskie były znacznie lepsze, ale trafiłem tam jako człowiek z zupełnie innej branży. To było przedsiębiorstwo budownictwa i elektromontażu, które właśnie przechodziło z napowietrznego systemu przesyłu energii na podziemny. Więc drążyliśmy skały: najpierw szli saperzy, później ciężkie koparki, a na końcu ludzie, którzy wybierali ręcznie drobniejsze kamienie. I tak ja, wraz ze śpiewakiem operowym z Polski i chirurgiem z Turcji oraz innymi ludźmi z innej bajki, którzy trafili tam wyłącznie dla pieniędzy, pracowaliśmy osiem godzin z dwiema przerwami. Powtarzałem sobie, że ta moja praca, katorżnicza na swój sposób, owocuje tymi 150 dolarami, i na te 150 dolarów czeka moja żona i rodzina. Po jakimś czasie 7 Nie dajmy się zwariować. Oczywiście patrząc na to w kategoriach patriotycznych, wolałbym żebyśmy mieli w Polsce więcej naszych marek i własnych kluczowych technologii, na których można by zarabiać krocie. Żeby Polska była krajem jeszcze bardziej korzystającym z własnego kapitału intelektualnego, a mniej kojarzyła się z magazynami, hurtowniami czy systemami sprzedaży. Pierwsze 25 lat transformacji to była ekonomia Dla takiego człowieka jak Jacek Santorski to dość egzotynisko rosnących owoców. Trzeba było wdrażać sposoby czne zajęcie. sprzedawania polskiej pracy, aby Bardzo. Ale usłyszałem kiedyś stały się atrakcyjne w świecie. świetną definicję na ten temat Każdy decyduje, z jakim Teraz tylko od nas zależy, czy podczas programu telewizyjnego, nastawieniem przesuwa zostaniemy w takim modelu, czy w którym brałem udział. raczej powiemy inwestorom: czas Zaproszono tam jeszcze księdza paciorki „korporacyjnego na zmianę. Wyłącznie od nas zależy, Jacka Stryczka, fantastycznego różańca”. Czy robi to jako z jaką intensywnością będziemy człowieka, twórcę Szlachetnej odmawiać ten różaniec. Paczki, kogoś, kto rozumie bardzo pomogła mi myśl, że to najlepszy fitness na świeżym powietrzu, jaki mogłem znaleźć w świecie – wspaniała przyroda, rewelacyjne powietrze, coraz większa elastyczność ciała. Nigdy wcześniej ani później nie byłem równie wysportowany i nie czułem się fizycznie lepiej. Umiałem nadać sens temu, co robię. człowiek świadomy, który organizację jako coś służące wie, że nie musi być ofiarą Mamy po 40 lat i odchodzimy projektowi społec znemu. z korporacji. Jak odnajdziemy się Powiedział tak: jako duchowny losu, czy raczej ktoś, kto w życiu? Nie wszyscy przecież spotykam się z wiernymi, którzy pogrąża się w apatii zdążyliśmy wymyślić start--upy odklepują różaniec. A przecież czy założyć dobrze prosperukażdy decyduje, z jaką pasją i jakim jące firmy. żarem odmawia tę powtarzalną Zatrudnionym w korporacjach 20modlitwę. Podobnie jest i 30-latkom powiem tak: troszczcie się o to już teraz. Dobrze w korporacjach – każdy decyduje, z jakim nastawieniem przesuwa jest tak projektować swoje życie, aby później nie obudzić się paciorki „korporacyjnego różańca”. Czy robi to jako człowiek bez wsparcia w samym sobie. Jak głoszą definicje, znane m.in. świadomy, który wie, że nie musi być ofiarą losu, czy raczej ktoś, z harwardzkiej szkoły negocjacji, najpierw musisz dojść do ładu kto pogrąża się w apatii. Być może ten szary księgowy, o którym z samym sobą. Gdy siadamy do stołu warto wiedzieć, co zrobimy, pan wspomina, naprawdę kiedyś zrobi coś twórczo. Nawet w tej gdy od niego będziemy musieli odejść. Co poczniemy, gdy outsourcingowej firmie, która w ostatecznym rozrachunku my wypowiemy albo nam wypowiedzą umowę o pracę. pracuje zawsze na kieszeń zagranicznego właściciela. Właśnie. Czuć gdzieś w powietrzu to przekonanie, że kabzę nabija sobie ktoś daleko. I że pracownicy oddziału globalnej korporacji nie mają na to żadnego wpływu. Nie znają nawet struktury właścicielskiej zatrudniającego ich giganta. Powtarza pan, że warto zachować sprawność fizyczną. Być sprawnym, bo 10 lat w korporacjach może nas skutecznie przykuć do biurka. Dlatego warto robić pompki, ćwiczyć, gimnastykować się, być zdrowym, kultywować zdolności rzemieślnicze, rozwijać się w innych obszarach. Odpowiedzialni za siebie jesteśmy tylko my sami. Jacek Santorski psycholog biznesu, profesor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, gdzie prowadzi autorską Akademię Psychologii Przywództwa Korporacja da się lubić Analizując rozmaite zagadnienia związane ze współczesnymi korporacjami, zdarza się czasem wpaść w powszechnie utarte schematy myślowe dotyczące korporacyjnego modelu środowiska pracy. Rozumiem jednak, skąd biorą się opinie prof. Jacka Santorskiego, bo samemu zdarzało mi się w podobny sposób myśleć, a nawet wypowiadać, zanim zetknąłem się z korporacją na własnej drodze zawodowej. Jestem przekonany, że gdyby mający tak krytyczne stanowisko mieli możliwość doświadczenia, czym jest korporacja, nie z punktu widzenia akademickiego, ale na własnej skórze, to bardzo możliwe, że ich zdziwienie byłoby równie duże jak wówczas moje. Paradoksalnie to właśnie te „wysługujące się Polakami” zagraniczne korporacje, które tworzą owe „folwarczne” miejsca pracy, wdrażają i nauczają stosowania sprawdzonych, zachodnich modeli zarządzania w firmach. Stanowi to doskonałą przeciwwagę dla jakże powszechnego modelu zarządzania w polskich przedsiębiorstwach, opartego bardzo często na kaprysach, wycieczkach personalnych i hołdowaniu świętym krowom. Jakub Bielamowicz, współpracownik Zespołu Pomocy Publicznej PricewaterhouseCoopers w Krakowie Spodziewam się też, że osoby, które pewnego dnia opuszczą korporacje na rzecz innych środowisk pracy czy też własnej działalności gospodarczej, przejmą te dobre nawyki z zakresu zarządzania i zaadaptują je na potrzeby nowego otoczenia zawodowego. Mówiąc o „folwarcznych” korporacjach, pamiętajmy o tym, jak znacznie podnoszą one odsetek osób zatrudnionych w oparciu o umowę o pracę. Pomyślmy o tym koniecznie zwłaszcza w kontekście nieustannie nośnych medialnie tematów: zatrudniania na tzw. śmieciówkach czy stabilności systemu emerytalnego i podniesienia wieku emerytalnego. Ogromna większość dotychczasowych inwestycji w branży BPO/SSC okazała się ogromnym sukcesem, rośnie zainteresowanie przeniesieniem do Krakowa coraz bardziej zaawansowanych procesów. I dlatego już wkrótce szeregowy księgowy, o którym wspomina prof. Santorski, może zostać zastąpiony, a co najmniej uzupełniony, o szeregowego inżyniera z jednego z istniejących i planowanych centrów badawczo-rozwojowych. 8 HR www.whatsupmagazine.pl hr pod lupą testu Assessment Center – sprawdź się na sucho Dla tych, którzy dostali pracę wyłącznie dzięki standardowej rozmowie kwalifikacyjnej, Assessment Center wydaje się czarną magią. Ale gdy okaże się on kolejnym etapem rekrutacji na nasze wymarzone stanowisko, warto podejść do niego z zainteresowaniem i pozytywnym nastawieniem. Assessment Center (AC) to metoda rekrutacji coraz częściej wykorzystywana przez pracodawców. Czasami nazywany jest też ośrodkiem oceny lub centrum oceny. Polega na wieloaspektowej ocenie umiejętności i kompetencji kandydatów w różnych sytuacjach. Podczas takiego badania symulowane są warunki, które mają w możliwie jak największym stopniu odzwierciedlać późniejsze środowisko pracy. Do korpo jak na filmówkę Nie wszyscy marzyli w dzieciństwie o karierze reżyserskiej czy filmowej, ale na pewno każdy słyszał choćby jedną historię o wieloetapowej i niełatwej rekrutacji do szkół artystycznych. Kandydaci na przyszłych reżyserów, aktorów, montażystów czy operatorów filmowych poddawani są wielu testom, a stawiane przed nimi zadania wyglądają dla każdej z tych profesji inaczej. Podobnie sprawa ma się z Assessment Center. Co prawda nikt nie wymaga od kandydatów znajomości tańców narodowych, recytacji Słowackiego czy grubej teczki wypełnionej fotografiami, analogie są jednak widoczne. – Podczas sesji Assessment Center uczestnicy biorą udział w wielu zadaniach, które mają na celu sprawdzenie tego, w jaki sposób radzą sobie w określonych sytuacjach i czy w związku z tym sprawdzą się na stanowisku, o które się ubiegają – tłumaczy Agata Broś, szefowa działu konsultingu w Advisory Group TEST Human Resources. – Dostałam do przeczytania i opracowania materiały na temat fikcyjnej firmy. Na ich podstawie miałam przygotować prezentację i wygłosić ją przed oceniającymi nas osobami. Zadanie niby proste, ale czasu było tak mało, że ledwo wystarczyło mi go na przejrzenie wszystkich materiałów – relacjonuje Paulina, jedna z uczestniczek AC. Uczestnicy Assessment Center są oceniani i obserwowani przez asesorów, czyli obiektywnych i kompetentnych sędziów. Proces ten przebiega w wystandaryzowanych, a więc sztucznych warunkach, co nie przeszkadza jednak w dogłębnej analizie umiejętności i zachowań kandydatów. Najczęstsze mity Wraz z rosnącą popularnością Assessment Center, wokół tej metody narasta wiele legend. – Nie jest prawdą, że wykorzystuje się ją wyłącznie podczas rekrutacji na stanowiska kierownicze. AC nie niesie za sobą żadnych ograniczeń dotyczących branży czy poziomu stanowiska. Jest równie trafną metodą przy wyborze pracowników na specjalistyczne stanowiska techniczne, inżynierskie, wykonawcze, jak i zarządzające – potwierdza Agata. – Mitem jest przekonanie o tym, że Assessment Center przeprowadza się wyłącznie w kilkuosobowych grupach. Oczywiście przeprowadza się sesje grupowe, ale równie często sesje mają charakter indywidualny i oceniane są kompetencje wyłącznie jednego uczestnika – dodaje Broś. – Jeśli w badaniu uczestniczy tylko jedna osoba, ocena jej kompetencji dokonywana jest przez dwóch asesorów. Wraz z większą liczbą uczestników rośnie też liczba weryfikujących ich osób. Warto pamiętać o tym, że podczas grupowego Assessment Center asesorzy nie oceniają wyłącznie umiejętności i kompetencji kandydatów ubiegających się o pracę, ale też ich zdolności interpersonalne. Uczestnicy sesji AC, którzy o tym zapominają, często popełniają jeden z klasycznych błędów, jakim jest nadmierne skupienie się na sobie i zamknięcie się na kontakt z innymi. Nieprzyjazne zachowanie wobec innych uczestników rekrutacji bierze się oczywiście z chęci wywalczenia upragnionej posady, jednak może to zadanie znacząco utrudnić. Asesorzy zwracają uwagę na umiejętność pracy w grupie i podejście do innych. Są korzyści Kolejnym fałszywym przekonaniem na temat Assessment Center jest utożsamianie tej formy rekrutacji wyłącznie z testami. – Celem tej metody jest możliwie jak najdoskonalsze odwzorowanie warunków pracy i uwzględnienie kontekstu sytuacyjnego danego stanowiska. Zadania stawiane przed kandydatami nie są jednorodne. Mogą zawierać pewne elementy testów, ale kluczowe dla metody są zadania symulacyjne oraz zadania typu case study – dodaje Broś. Trafność wyników AC przekłada się także na satysfakcję pracowników i pracodawców. Metoda ta nie jest doskonała, ale na pewno trafniejsza niż tradycyjny wywiad biograficzny. Kandydaci, którzy pomyślnie przeszli wywiad biograficzny i zostali przyjęci na nowe stanowisko, nie zawsze spełniają pokładane w nich oczekiwania pracodawców. Zaledwie 1/3 z nich sprawdza się na swoich nowych stanowiskach w pracy. W przypadku AC trafność jest o wiele wyższa. Badanie wskazują, że aż 76 na 100 pracowników, którzy dostali pracę dzięki tej formie rekrutacji, dobrze wykonuje powierzone im obowiązki i odnajduje się w nowym środowisku pracy. Co więcej, Assessment Center jest pozytywnie oceniany nie tylko przez pracodawców, ale także przez uczestników sesji. Nie ma jednego, stałego wzorca i scenariusza, z którego korzystają osoby opracowujące sesje AC. – Advisory Group TEST Human Resources rozwija swoje metody diagnostyczne od ponad 20 lat i dostosowuje je do konkretnych potrzeb klientów: stanowiska, na jakie przeprowadzana jest rekrutacja, specyfiki danego miejsca pracy czy wartości wyznawanych przez firmę – wylicza nasza rozmówczyni. Podkreśla też, że dzięki takiemu podejściu nie tylko pracodawca ma większe szanse na znalezienie odpowiedniego pracownika, ale też kandydat, który przejdzie pozytywnie przez AC, prawdopodobnie szybko odnajdzie i zaaklimatyzuje się w firmie. Jak się przygotować – Przede wszystkim należy się wyspać i przyjść z pozytywnym nastawieniem. Ważne jest także to, aby zachowywać się naturalnie i w taki sposób podchodzić do stawianych przed nami zadań. Trudno przygotować się do wykonywania jakiegoś konkretnego zadania, ponieważ te podczas różnych sesji Assessment Center mogą wyglądać zupełnie inaczej – radzi specjalistka TEST. O ile staranne przygotowanie się do AC jest niemożliwe, o tyle należy pamiętać o podstawowych zasadach obowiązujących także podczas standardowych wywiadów biograficznych. Warto zapoznać się z informacjami o firmie, do której się aplikuje, założyć odpowiedni strój i podejść do tego procesu z dużą otwartością. W końcu Assessment Center to nie tylko rekrutacja, ale też świetny sposób na lepsze poznanie i ocenę swoich umiejętności. Karolina Kociołek Agata Broś – szef działu konsultingu w Advisory Group TEST Human Resources reklama 10 przedstawiamy www.whatsupmagazine.pl W innowacyjnej Jest kolista, świeci mlecznym światłem, wyłożono ją egzotycznym nym polskim miastem” (55. miejsce w rankingu „European Smart drewnem azobe z Kamerunu. Wygląda jakby wylądowała przed Cities” Vienna University of Technology; liderami są Luksemburg chwilą niczym UFO i rozpostartymi odnóżami spięła nudne dooraz duńskie Aarhus), numerem 2 (po Warszawie) w prestiżowym tąd skrzyżowanie ulic Grunwaldzkiej i Piłsudskiego. Nad ulicą zestawieniu „Europolis. Miasta uczące się” Fundacji Schumanna oraz – co szczególnie warte podkreślenia – „wschodzącą gwiazspacerują nią ludzie, na ławeczkach flirtują zakochani, ciekawscy oglądają ułożone wewnątrz jej pierścienia wystawy fotografii. dą outsourcingu” podczas III Międzynarodowej Gali CEE ShaNazywana potocznie „kładką red Services and Outsourcing Ferenca” (od nazwiska prezyAwards 2015. Jury, w którym w dziedzinie outsourcingu denta miasta), od 2012 roku zasiedli zarządzający dyrektoRzeszów ma jeszcze sporo do jest jednym z symboli Rzeszorzy i menedżerowie międzynawa, dynamicznie rozwijającenadrobienia. Ale szybko wycią- rodowych koncernów (m.in. go się 180-tysięcznego miasta Skanska, Deloitte, PwC, Aspire ga wnioski z sukcesów miast na Podkarpaciu, połączonego czy Vastint), uznało Rzeszów z resztą Europy autostradą za miasto z najlepszą ofertą takich, jak Kraków, reklamuA4 i międzynarodowym lotnidla firm z sektora BPO/SSC/ jąc się na rozmaitych targach skiem (operują stąd m.in. LOT, /ITO. Lufthansa i Ryanair). i spotkaniach branży jako Kładka to tylko jedna z in„miasto wspierające sektor IT”, Podpatrują najlepszych westycji, jakie dostrzeżemy podczas kilkugodzinnego Bądźmy szczerzy: w dziedzi„miasto atrakcyjne dla inwespaceru przez Rzeszów. Uwanie outsourcingu Rzeszów ma storów” gę zwracają: wyremontowana jeszcze sporo do nadrobienia. na błysk większość fasad kaAle szybko wyciąga wnioski z sukcesów miast takich jak mienic, równe chodniki, noKraków, reklamując się na rozmaitych targach i spotkaniach woczesne biurowce, hotele i galerie handlowe, zrewitalizowane kwartały (jak choćby dawny parking nieopodal słynnego pomnika branży jako „miasto wspierające sektor IT”, „miasto atrakcyj– symbolu Rzeszowa – który zmienił się w zaciszny ogród pełen ne dla inwestorów” oraz – co istotne w kontekście wieloletniej żwirowych alejek, oczek wodnych, fontann, pnących roślin) czy strategii promocyjnej – „stolica innowacji”. Tym hasłem władze po prostu pokryte równym asfaltem ulice. Jest też sporo infraRzeszowa promują miasto od dawna, jeszcze zanim tutejszemu struktury na światowym poziomie: świetlne tablice informujące rynkowi zaczęły przyglądać się międzynarodowe korporacje. A te o korkach, połączeniach komunikacyjnych, pogodzie, biletomaty, tylko czekają na otwarcie w Rzeszowie nowoczesnych biur klasy strefy szybkiego Wi-Fi. A, przeznaczonych na potrzeby sektora outsourcingu. W bloRzeszów kończy też właśnie budowę jednego z największych kach startowych do rozpoczęcia inwestycji czekają też lokalni mostów w Polsce – przeprawy przez Wisłok, której wysoki na 92 deweloperzy. Charakterystyczne, że w mieście to właśnie oni metry pylon już teraz staje się kolejną wizytówką, widoczną z nieodpowiadają za 90 proc. inwestycji w nowe obiekty biurowe, mal każdego miejsca w mieście. A cieszącemu się rekordowym handlowe czy mieszkalne. Wszyscy liczą, że otwarcie SkyRes poparciem i rządzącemu 4 już kadencję prezydentowi Tadeuszowi Ferencowi marzy się teraz monorail – system naziemnej kolejki za ponad miliard złotych, obsługującej najważniejsze punkty miasta, na wzór choćby malezyjskiej metropolii Kuala Lumpur. Łatwość dostępu Z Krakowa można dotrzeć tu 168-kilometrową autostradą w nieco ponad godzinę, co sprawia, że o Rzeszowie mówi się coraz częściej jako o „naturalnym satelicie Krakowa”. Trochę to mylące, bowiem znająca swoje atuty stolica Podkarpacia nie ukrywa, że marzy się jej co najmniej doścignięcie, a może prześcignięcie liderów polskiego rozwoju. Do niedawna mało kto w to wierzył. Dekadę temu Rzeszów był dość zapyziałym, prowincjonalnym miastem, w którym pozostałości po PRL-u czuć było mocno. Przez ostatnie dziesięć lat zmieniło się tu bardzo wiele i aktualnie to właśnie Rzeszów, a nie inne metropolie, zdobywa laury kolejnych konkursów i zestawień najlepiej zarządzanych lub perspektywicznych miast Europy. W ciągu ostatniego roku obwołano go „najbardziej inteligent- Warszawska – pierwszego w Rzeszowie biurowca z prawdziwego zdarzenia – będzie kamyczkiem, który poruszy lawinę inwestycji w budynki tego typu. 2742 – tyle osób pracowało w 2014 roku w rzeszowskich centrach usług BPO/SSC/ITO. W porównaniu z Krakowem (blisko 40 tysięcy) to garstka, ale przedstawiciele Rzeszowa podkreślają, że miasto dopiero zaczyna swój wyścig z innymi o lokowanie tu outsourcingu. Po planowanym na grudzień 2015 otwarciu biurowca SkyRes Warszawska liczba ta podwoi się. Na 13 piętrach budynku (20 tysięcy m kw.) rozlokują się firmy mogące zatrudnić blisko 2 i pół tysiąca pracowników. Budynek w stanie surowym zwiedzamy z Arturem Ryszem, dyrektorem ds. nieruchomości spółki DevelopRes. – Przekomponowaliśmy pierwotny projekt pod oczekiwania tego typu firm. Inspirowaliśmy się najlepszymi rozwiązaniami charakterystycznymi dla branży i jesteśmy pewni, że SkyRes Warszawska spełni swe zadanie znakomicie. Wszelkie zastosowane tu technologie czy rozwiązania są światowej klasy i mogą konkurować z najlepszymi biurowcami. To m.in. uniwersalne i bezpieczne źródła zasilania budynku, możliwość dostarczania usług przez wielu operatorów telekomunikacyjnych, certyfikat LEED, możliwość rearanżacji wnętrz oraz tworzenia powierzchni open space, biur zamkniętych czy modułowych, a nawet system podnoszenia podłóg – wylicza Rysz w rozmowie z „What's Up Magazine”. SkyRes Warszawska ulokowany jest doskonale, bo na trasie łączącej nowoczesne międzynarodowe lotnisko Rzeszów-Jasionka z centrum miasta. Obok DevelopRes wybudował już kompleks mieszkaniowy oraz przygotował grunt dla kolejnego biurowca klasy A – tym razem SkyRes Lubelska (17 tysięcy m kw.). Przedstawiciele dewelopera podkreślają dobrą współpracę inwestorów z miastem, które m.in. ze względu na tego typu projekty wyodrębniło ze swych struktur Biuro Obsługi Inwestora. Biuro odpowiedzialne jest za ściąganie do Rzeszowa nowych firm, pomaganie w procesach decyzyjnych wszystkim deklarującym tworzenie nowych miejsc pracy. Nauka + praca Tych w Rzeszowie już teraz nie brakuje. Miasto szczyci się stosunkowo niskim bezrobociem (nieco ponad 7 proc.), ale też dużą dynamiką powstawania nowych etatów. Dziewięć rzeszowskich uczelni co roku dostarcza na rynek dobrze ocenianych absolwentów. – Kształcimy ponad 55 tysięcy studentów. Obserwujemy też coraz fot. materiały prasowe Rzeszów się zbroi. Ochrzczono go nawet mianem „wschodzącej gwiazdy outsourcingu” i wszystko wskazuje, że będzie kolejnym przystankiem w ekspansji międzynarodowych centrów usług. przedstawiamy Sierpień 2015 mocniejszy trend powrotów wykształconych w innych miastach mieszkańców Podkarpacia, którzy wybierają Rzeszów na miejsce swego zamieszkania i pracy. Tu po prostu dobrze się żyje – uważa Przemysław Stolarz z Biura Obsługi Inwestora. Podkreśla, że obecna powierzchnia biurowa w mieście (blisko 80 tysięcy m kw.) pozwala na funkcjonowanie znacznej części z 22 tysięcy firm obecnych na lokalnym rynku, w tym już 14 przedsiębiorstw z obszaru BPO oraz 9 o profilu ITO. W minionym roku otworzyły w mieście swe biura takie firmy, jak Mobica, Randstad czy Reslogistic. Bardzo mocne jest tu Asseco, zainauguruje działalność PricewaterhouseCoopers, a pierwszą inwestycję z prawdziwego zdarzenia zapowiada Deloitte: 200 nowo zatrudnionych pracowników zajmie się księgowością, obsługą IT, administracją i zarządzaniem ryzykiem dla oddziałów firmy z 18 krajów Europy Środkowej.– Koniunktura na Rzeszów jest wyraźna i choć zdajemy sobie sprawę, że trudno jest powalczyć z takimi graczami, jak Kraków czy Wrocław, naszym zdaniem obraliśmy słuszny kierunek. Jeśli w krótkim czasie miasto zyska wyraźnie więcej biurowych powierzchni typu A, przyglądający się nam łakomie inwestorzy z branży informatycznej, finansowo-księgowej czy logistycznej ruszą tu zdecydowanie. Inwestowanie w outsourcing da Rzeszowowi dobrą przyszłość – ocenia Stolarz. Przedstawiciele Biura Obsługi Inwestora podkreślają też, że miasto jest postrzegane jako pierwszy „bezpieczny” przystanek w Unii Europejskiej dla wielu dobrze sytuowanych firm z Ukrainy, starających się relokować swe biznesy w bezpiecznych od geopolitycznych zawirowań obszarach. – Mocno skorzystał na tym już Wrocław, dlaczego nie miałby skorzystać też Rzeszów – słyszymy od rzeszowskich urzędników. 11 i osiągnięciami w lotnictwie (przy specjalnym inkubatorze akademickim Politechniki Rzeszowskiej działają już zakłady MTU Aero Engines, Borg Warner oraz Ultratech). Oprócz tego na ponad 80 hektarach terenów obok autostrady A4 i drogi ekspresowej S19 powstał Park Rzeszów-Dworzysko, który w ciągu kilku najbliższych lat da zatrudnienie ponad 3 tysiącom osób. – Wiecie, że Rzeszów jest drugim miastem (po Lizbonie) w całej Unii pod względem zapotrzebowania na informatyków? Oraz że według raportów mamy najwięcej wykształconych specjalistów w Polsce? Albo że na tysiąc mieszkańców przypada aż 275 studentów, czyli najwięcej w kraju? Albo że Rzeszów sukcesywnie powiększa swój obszar administracyjny, wchłaniając okoliczne miejscowości, przez co liczba jego ludności rośnie nawet o kilka tysięcy rocznie? – takie pytania słyszymy w Urzędzie Miasta, słynnym zresztą z wysokiego poziomu obsługi mieszkańców i kontrahentów. Nie, tego akurat się nie spodziewaliśmy. Ale chyba o wielu atutach Rzeszowa nie jest jeszcze dostatecznie głośno. – Potrzeba więcej podświetlanych kładek z drewnem z Kamerunu – śmieje się jeden z rzeszowskich przedsiębiorców. I przypomina, że kiedy otwierano z pompą tę nowoczesną konstrukcję, o pomyśle rozpisywały się światowe media, a do miasta zaczęli ściągać zainteresowani nową architekturą turyści. Miasto zmieniło się totalnie, ale to wcale nie koniec. Pewnie za kilka lat znów nie poznacie Rzeszowa. Rafał Romanowski Łasi na niskie koszty Mocnym atutem Rzeszowa są też płace, niższe niż w konkurencyjnych ośrodkach (średnie wynagrodzenie to 3860 zł) oraz niższe koszty utrzymania, jak mieszkanie czy komunikacja. Konkretnym orężem, którym miasto chce przyciągnąć m.in. firmy związane z przemysłem lotniczym, są uczelnie kształcące studentów w tych kierunkach, jak również uruchomiona Dolina Lotnicza – specjalna strefa związana z mocnymi na Podkarpaciu tradycjami 12 zezwoleń i 351 miejsc pracy w SSE Nowi gracze w Krakowskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Wśród inwestorów, którzy otrzymali zezwolenia, są zarówno duże zagraniczne korporacje, jak i rodzime firmy z sektora małych i średnich przedsiębiorstw. W podstrefie w Krakowie ulokują się m.in. krajowi producenci oprogramowania, tacy jak Grape Up, Wind Mobile, Noala. Krakowska SSE zapowiada, że we wrześniu może zostać wydanych kolejnych 10 zezwoleń na prowadzenie działalności w całej strefie, ale będzie to zależało od terminu podjęcia przez rząd decyzji o jej rozszerzeniu. SkyRes Warszawska pod budynkiem przygotowano 211 miejsc postojowych dla samochodów osobowych, 105 miejsc dla rowerów, szatnie i prysznice dla rowerzystów oraz stanowiska do ładowania samochodów elektrycznych fot. materiały prasowe W Krakowie i Katowicach trwa rekrutacja do centrum Business Process Outsourcing. Poszukiwani są przede wszystkim specjaliści od analiz finansowo-księgowych z dobrą znajomością języków obcych. Capgemini BPO, zatrudniające aktualnie ponad 3 500 osób, poszukuje przede wszystkim analityków finansowo-księgowych (Finance & Accounting Process Analyst, FAPA), którzy będą odpowiedzialni za utrzymywanie profesjonalnych relacji z klientem zagranicznym, procesowanie danych finansowych, przygotowywanie raportów i analiz oraz rozliczanie i uzgadnianie kont księgowych. Rekrutacja na nowe miejsca pracy jest prowadzona zarówno wśród specjalistów z kilkuletnim doświadczeniem, jak i absolwentów uczelni wyższych, którzy niedawno skończyli studia. – Warunkiem koniecznym jest dobra znajomość języków obcych, przynajmniej na poziomie B2, głównie niemieckiego, francuskiego oraz języków skandynawskich – mówi Agnieszka Jarecka, Head of HR Services, Capgemini Polska. fot. materiały prasowe Capgemini chce zatrudnić kolejnych 300 osób przedstawiamy Smartfonem w wirtualny świat Kiedy w 1999 roku do kin trafił „Matrix” Wachowskich, wirtualna rzeczywistość wydawała się czymś odległym i nieosiągalnym. Dziś każdy można zanurzyć się w cyfrowym świecie – wystarczy smartfon i specjalne gogle. Takie właśnie, jako jedna z pierwszych, zaprojektowała i wyprodukowała firma Vrizzmo. W 2013 roku, zanim jeszcze na rynku pojawiły się okulary Google Cardboard, krakowski start-up zaczął konstruować swoje urządzenia. Ich prototyp powstał z… klocków Lego, soczewek wyjętych z zabawki oraz gumki do włosów. Już po wstępnych testach twórcy podejrzewali, że będzie to strzał w dziesiątkę, dlatego kontynuowali pracę nad oficjalną wersją produktu. Premiera pierwszego modelu gogli odbyła się kilka miesięcy później podczas targów Digital Dragons w Krakowie. Okulary przeznaczone do sprzedaży gotowe były pod koniec 2014 roku. Dzięki goglom od Vrizzmo rozszerzoną rzeczywistość może zafundować sobie każdy. Aby zatracić się w zdigitalizowanym świecie, wystarczy umieścić w goglach smartfon z odpowiednią aplikacją. A wtedy już można zwiedzać najdalsze zakątki globu, udać się w kosmos czy przejechać się na rollercoasterze. Gry, symulacje, filmy sferyczne (360o) 2D i 3D sprawiają, że przestrzeń przestaje mieć jakiekolwiek ograniczenia. Klientami Vrizzmo są jednak nie tylko miłośnicy wirtualnych zabaw, ale także firmy i instytucje. Sięgają po nie zarówno producenci oprogramowania, agencje reklamowe, jak i uczelnie wyższe. Często wykorzystywane www.whatsupmagazine.pl są także w medycynie – do leczenia fobii lub badania wad wzroku. Wirtualna rzeczywistość to zjawisko, który fascynuje twórców nowych technologii od wielu lat. Nic więc dziwnego, że konkurencja wśród producentów gogli VR już teraz jest spora. Choć Vrizzmo pojawiło się jako jedne z pierwszych na rynku, swoje modele przygotowały już informatyczne giganty, takie jak Samsung, Google czy Sony. Krakowski start-up nie skarży się jednak na rywalizację. – Nie prowadzimy jeszcze intensywnej kampanii za granicą, ale już teraz 1/3 naszych produktów sprzedawana jest poza Polskę, przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Szwajcarii – mówi Dariusz Żołna, CEO i CTO Vrizzmo. Konkurencja na rynku jest także motywacją do stworzenia unikalnego produktu. Gogle krakowskiej firmy od pozostałych okularów odróżnia m.in. wyposażenie sprzętu w dwie soczewki dla każdego oka, co sprawia, że są bezpieczniejsze i mniej męczące dla wzorku, a klienci rzadziej skarżą się na zawroty głowy czy objawy choroby lokomocyjnej. Dzięki podwójnej liczbie soczewek obraz nie jest deformowany, jak w przypadku wielu innych gogli. Urządzenie posiada także dwa wbudowane przyciski pozwalające na obsługę aplikacji. Zaletą produktu jest również możliwość jego dostosowania do potrzeb klienta – na okularach może znaleźć się logo bądź dowolny nadruk. Już teraz w internetowym sklepie można zamówić gogle w różnych wariantach kolorystycznych: od różowych z wyciętymi sercami po białe przypominające szturmowców z „Gwiezdnych Wojen”. Niedawno pojawiła się także wersja Vrizzmo Plus przeznaczona dla posiadaczy większych smartfonów. Na tym jednak nie koniec, firma planuje ciągle poszerzać rozszerzoną już rzeczywistość. – Cały czas pracujemy nad udoskonaleniem naszych gogli, tak by były jak najwygodniejsze dla użytkownika. Chcemy stworzyć także inne produkty związane z VR, projektujemy teraz m.in. kontrolery VR. Mamy także inne pomysły, ale nie mogę jeszcze ich zdradzić – uśmiecha się Dariusz Żołna. Dagmara Marcinek prototyp Vrizzmo powstał w 2013 roku. Za materiały do budowy posłużyły klocki Lego, soczewki wyjęte z zabawki oraz gumki do włosów reklama fot. Piotr Banasik 12 nieruchomości 13 fot. Piotr Banasik Sierpień 2015 Beverly Hills Luksus + spokój + elitarność, ale za wysoką cenę. Tak od lat kojarzona jest najbardziej prestiżowa dzielnica Krakowa – Wola Justowska. Mamy dobre wieści: jest jeszcze co kupować i gdzie budować. Ogrodzenie jest wysokie, a żywopłot dodatkowo rośnie znacznie powyżej oczu. Ukrywa elegancki ogród z podświetlonym skalniakiem i fontanną. W garażu obok limuzyny stoi SUV, dostępu bronią pikające już na podjeździe alarmy. Na tyłach ogrodu sarny z Lasku Wolskiego podskubują listki. Wzorcowy, snobistyczny dom w sercu Woli Justowskiej – reprezentacyjnej, willowej dzielnicy położonej na zachodzie Krakowa – wygląda właśnie tak. Zaglądający tu statystyczny Kowalski westchnie z zazdrości, deweloper zachwyci się rychłym zarobkiem, a bogaty klient wysupła z kieszeni każdą złotówkę. „Justowska” oznacza bowiem prestiż. O topowe adresy w Krakowie nietrudno. Swą renomę mają: Stare Miasto, Kazimierz, Podgórze z Zabłociem, willowe Oficerskie (Olsza) czy Dębniki. Ale nikt nawet nie śmie podważyć oczywistej pozycji „lidera luksusu”, jaką od kilkudziesięciu lat cieszy się w mieście Wola Justowska. Z jednej strony dość kameralna, podmiejska, willowa, pełna rezydencji z ogrodami ciągnącymi się wzdłuż długiej arterii – Królowej Jadwigi – i kilku eleganckich alei (Modrzewiowa, Kasztanowa). Z drugiej coraz częściej zabudowana eleganckimi apartamentowcami wysokiej klasy, w których ceny za metr osiągają poziomy trudne do wyobrażenia w innych częściach miasta. Nic dziwnego. Wola Justowska ma mnóstwo walorów. Przede wszystkim przyrodniczych, od lat kojarzona jest bowiem z ciszą, spokojem, zielenią, bliskością lasu, widokami z pobliskich kopców, rezerwatami przyrody, a nawet obcowaniem z leśnymi zwierzętami. Tu właśnie położone są chronione obszary: Bielańskie Skałki, fot. Piotr Banasik nad rudawą Panieńskie Skały i Skałki Przegorzalskie. Nieopodal skrywa się w lesie miejskie ZOO, a nad wszystkim góruje malowniczy kopiec Józefa Piłsudskiego. Zdarza się, że po ulicach Woli błąkają się zagubione dziki, szukają pożywienia sarny, kicają zające – w praktyce wiele willi bezpośrednio dotyka bowiem ściany lasu. I to tym nieruchomościom (np. przy ulicach Jeleniowej, Świerkowej, Kopalina, Cisowej, Koło Strzelnicy, Lajkonika) zdarza się osiągać rekordowe ceny. Najbardziej snobistyczna dzielnica miasta leży na obszarze między wzniesieniami Lasku Wolskiego, miejskich lasów Sikornik i Pustelnik, a leniwą rzeczką Rudawą w dole – te granice nie budzą wątpliwości. Gorzej z kojarzeniem krańców wschód-zachód. Wielu krakowian popełnia często błąd, sytuując Wolę Justowską na linii „koniec” Błoń aż po lotnisko w Balicach. Tymczasem zabudowa przy Błoniach to właściwy Salwator, zaś teren do ul. Lajkonika (okolice tzw. Strzelnicy) to geograficznie Zwierzyniec. Właściwa Wola Justowska ciągnie się wzdłuż Królowej Jadwigi od ulicy Lajkonika do mniej więcej ulicy Kopalina i końcowego odcinka alei Kasztanowej. Dalej jest już Chełm, a za nim – Olszanica w kierunku na lotnisko. Utarło się je wszystkie nazywać „Wolą Justowską”, bowiem wszędzie dominuje droższa zabudowa willowa z ogrodami, kojarzona jako miejsce zamieszkania krakowskiej śmietanki towarzyskiej: dyplomatów, lekarzy, prawników, polityków, biznesmenów, profesorów, postaci kultury. Serce Woli Justowskiej to Park Decjusza oraz położona tam reprezentacyjna renesansowa Willa Decjusza. W ciągu ostatniej dekady rozmnożyło się wokół sporo kameralnej architektury wielorodzinnej. Wśród najciekawszych adresów budowanych kilka lat temu, gdzie wciąż dostępne są mieszkania do kupienia, wymienić można: osiedle apartamentowców Doctor Q Bud u zbiegu Kasztanowej i Junackiej, szeregowe budynki „Apartamenty Casa Verde” przy Królowej Jadwigi 99, „Ville pod Sikornikiem” (zespół apartamentowy przy ulicy o tej samej nazwie), „Starowolska 16” (budynki przy ulicy Starowolskiej, prowadzącej z Woli na Przegorzały), „Rezydencja Starowolska” oraz „Willa Starowolska”, kolejne apartamenty na Złotej (w zacisznej uliczce niedaleko Rudawy). Na pograniczu Woli Justowskiej i Zwierzyńca powstały inwestycje: „Korzeniowskiego Residence” (przy ulicy o tej samej nazwie), zaraz obok kolejny czworokąt apartamentowców, rozbudowuje się też pobliska uliczka Odyńca. Eleganckie budynki „Osiedla Szwajcarskiego” wyrosły też przy położonej na uboczu Morelowej. Nowe inwestycje to m.in.: „Hortus Apartments” przy ul. Borowego autorstwa Echo Investment, „Apartamenty KRJ” przy Królowej Jadwigi, które wznosi Perfect Home Development, „Rezydencja Kopalina” (przy samym rezerwacie Panieńskie Skały) autorstwa Acar Developer z grupy Sobiesława Zasady oraz bardzo udane „Apartamenty z Ogrodu” projektu 3D Architekci przy Jesionowej nad samą Rudawą. To właśnie rejon ulicy Jesionowej uchodzi od kilku lat za jedną z najbardziej pożądanych lokalizacji wśród tych i tak rozchwytywanych. Z minusów, Wola Justowska to jedna z... najgorzej skomunikowanych dzielnic Krakowa. Władze miasta, złudzone chyba poziomem tutejszego życia, przyzwyczaiły się, że mieszkańcy okolic Królowej Jadwigi trzymają w garażach po kilka samochodów. Notoryczne spóźnienia autobusów (głównie linii 152) i źle ułożony rozkład jazdy zdają się jednak denerwować jedynie niektórych. Mało kto też zauważa, że bliższa Zwierzyńcowi część dawno już zabudowanych terenów położona jest na obszarach... zagrożonych powodzią. Mimo tych niedogodności cena działek budowlanych przekracza często cenę 100 tys. zł za ar, a za metr kwadratowy mieszkania standardowo trzeba zapłacić powyżej 9 tys. zł. Szczęśliwi mieszkańcy Woli Justowskiej nie przejmują się jednak aż tak bardzo rysami na nieskazitelnym wizerunku swej dzielnicy. Wolą rekompensować sobie to przekonaniem, że są mieszkańcami krakowskiego Beverly Hills. Wygląda na to, że szybko się to nie zmieni. Rafał Romanowski 14 nieruchomości jest centrum świata www.whatsupmagazine.pl m.s.: Brakuje świadomości, że architekt jest pomocny. Dlatego mało kiedy projektujemy dla mieszkańców z Podhala. Jeśli już, to są to najczęściej osoby, które naprawdę wiedzą, czego chcą i po co przychodzą do architekta. Głównie inwestorzy z zewnątrz? j.k.-b.: Tak, oni potrafią docenić indywidualne projekty, a my wiemy, skąd czerpać inspiracje. I nie chodzi tylko o zasobność portfela, ale o inną wrażliwość na styl zakopiański. m.s.: W dodatku inwestorom z zewnątrz nasza firma nie tylko projektuje ich wymarzone domy, ale również buduje. Przy takiej współpracy liczy się dla nas końcowy efekt i kładziemy wielki nacisk na udane realizacje. To nam przynosi wiele satysfakcji. Sztuką jest projektować dom tam, gdzie nie ma dużych pieniędzy. Jak w produkcji samochodów. Łatwiej jest zaprojektować duży i ekskluzywny niż mały, który musi pomieścić taką samą liczbę pasażerów i spełniać większość tych samych funkcji – mówią Marcin Steindel i Jan Karpiel-Bułecka. dawid hajok: Który z was jest potomkiem Wincentego Witosa? marcin steindel: Ja. A prapradziad Janka to pierwszy pełnoprawny burmistrz miasta Zakopanego? jan karpiel-bułecka: Tak. Józef Bachleda-Curuś. Wasi prapradziadowie podobno dobrze się znali. j.k.-b.: Prapradziadek Marcina – Wincenty Witos – kupił od mojego ziemię i wybudował tam pensjonat dla swojej córki. Ten sam, w którym my dzisiaj mamy biuro. Po prawie stu latach jakoś te dwie rodziny znowu się ze sobą spotkały, aby kultywować tradycje regionu. Zaczynamy na swój sposób pisać dalszy ciąg tej historii. m.s.: Ja się z tego bardzo cieszę, że możemy spełniać się w architekturze i podobnie jak nasi prapradziadowie coś wartościowego po sobie pozostawić. Tak, aby lokalna twórczość nie zaginęła. Postawiliście sobie duże wyzwanie. Na Podhalu mawia się przecież: buduj jak wces, ka wces, a jak już stanie, to bedziye stało. j.k.-b.: Tak, i jest nam z tym bardzo ciężko, bo wydaje mi się, że mieszkamy dziś w regionie z chyba największą liczbą brzydkich samowoli budowlanych w naszym kraju. A nie zawsze tak było. Region najbrzydszy i najładniejszy zarazem. j.k.-b.: Taki paradoks. Krajobrazowo jest to miejsce wybitne, ale jeśli chodzi o budownictwo, to panuje tam totalny chaos. Podobnie, tylko na mniejszą skalę, jest na Woli Justowskiej w Krakowie. j.k.-b.: Tylko że u nas mówi się, że działki niebudowlane są tylko na Księżycu. Czyli jednak tak samo jak na Woli Justowskiej. Trudno dbać o zachowanie tradycji w takim miejscu? zakopiańskiej, a wtedy już nikt się nie przyczepi. A jak coś powstaje na przykład z płaskim dachem, a jest ciekawą architekturą współczesną, to w ich mniemaniu nie jest dobrze. A przecież w Zakopanem istnieją dobre przykłady modernistycznych willi z płaskimi dachami. Dobrze, zostawmy Zahę Hadid i zejdźmy na ziemię. Opowiedzcie o domu, który był waszym największym wyzwaniu projektowym? j.k.-b.: Mieliśmy za zadanie przeprojektować budynek katalogowy w Krakowie. Trudny temat. Dlaczego? j.k.-b.: Jak widzimy dwie kolumienki i daszek kopertowy to nami Opowiedzcie, jak to właściwie było z projektem domu dla trzęsie. Przebudowaliśmy go na budynek bardziej modernistyczny. Tomasza Gudzowatego i waszą współpracą z Zahą Hadid. Wkomponowaliśmy w niego nasz ulubiony tradycyjny materiał, j.k.-b.: Zostaliśmy poproszeni o współpracę projektową czyli drewno, co ciekawie wpisało się w otoczenie dzielnicy z pracownią Zahy Hadid, która przygotowuje założenia willowej. Zadanie było o tyle utrudnione, że przy przebudowie domu w Zakopanem dla Tomasza i rozbudowie inwestor nie Gudzowatego. Polacy budują tradycyjny wyprowadził się z tego domu. A trzeba było ściągnąć dach dom katalogowy, a późW stylu zakopiańskim? z budynku, zostały tylko ściany, j.k.-b.: Oj, zdecydowanie nie! niej angażują się w projek- konstrukcja i strop drewniany. (śmiech) Na dodatek miał to być dom towanie wnętrz, przezna- wielopokoleniowy. To nic dziwnego, że budzi kontroczając ogromne sumy na m.s.: Musieliśmy się mocno wersje. A wasz udział w tym pronagimnastykować, bo budynek wykończenie jekcie… trzeba było odseparować od drogi. j.k.-b.: Trzy lata ciężkiej pracy. Można Właśnie od drogi zaprojektowaliśmy powiedzieć, że bez naszego doradztwa nie byłoby to możliwe ciągi komunikacyjne i pomieszczenia techniczne. Ich doświetlenia do zrealizowania. Zaczęliśmy od przesłania do biura w Londynie ukryliśmy za potężną żaluzją z drewnianych rastrów. Dodało inspiracji w postaci zdjęć archetypu, ornamentyki, Tatr. Chcieliśmy to lekkości dość monumentalnej w odbiorze bryle. przekazać przynajmniej w pigułce to, czym jest kultura góralska. Pomogło? m.s.: Nie bardzo. Ale taka jest Zaha Hadid. Jej silne formy wszędzie kontestują otoczenie. I taki też jest ten dom. Niesamowity projekt. Miękkie formy, czyli to, co ona najbardziej lubi. Można powiedzieć, że jest to nieco oderwane od rzeczywistości. Wprawdzie po przeczytaniu opisu projektowego można doszukać się w nim relacji z otoczeniem, ale formalnie nie jest on jednoznacznie czytelny. A jak się do takiej architektury odnoszą zakopiańczycy? j.k.-b.: Moim zdaniem ludzie mają problem z właściwym odbiorem architektury. Nie są w stanie jednoznacznie opowiedzieć, co jest dobre, a co złe. Ludziom wydaje się, że jak dach jest dwuspadowy, to już jest ok, proporcje nie są ważne. m.s.: Nieważne jak to wygląda. Byleby miało daszek dwuspadowy, nawet niemający nic wspólnego z kanonami architektury A co złego jest w domach katalogowych? m.s.: To są ekonomiczne rozwiązania na każdą kieszeń. Po prostu poprawne. Szybkie w budowie, przez co tanie, z najprostszych materiałów. Ale przy tym bez pomysłu. Polacy budują tradycyjny dom katalogowy, jednorodzinny, a później angażują się w projektowanie wnętrz, przeznaczając ogromne sumy na wykończenie. Nieproporcjonalnie duże w stosunku do tego, ile przeznaczyli na budowę. Takie wnętrza nigdy nie będą atrakcyjne, ponieważ robione są na bazie bryły, która w środku nie jest ciekawa. Idealna jest sytuacja, kiedy architekt projektując budynek od początku myśli o wnętrzach. Wtedy wewnętrzną przestrzeń z łatwością daje się aranżować. Wam się udało kiedyś zaprojektować taki tani ekonomiczny budynek? j.k.-b.: Mieliśmy przyjemność pracować przy tematach, gdzie budżet nie grał aż tak dużej roli. To jest komfortowe, ale sztuką nieruchomości Sierpień 2015 jest projektować dom tam, gdzie nie ma dużych pieniędzy. Jak w produkcji samochodów. Łatwiej jest zaprojektować duży i ekskluzywny niż mały, który musi pomieścić taką samą liczbę pasażerów i spełniać większość tych samych funkcji. Kiedy inwestorzy mówią nam wprost: „Chcemy coś wyjątkowego, mamy jednak ograniczony budżet, ale bardzo nam zależy akurat na waszym projekcie”, wtedy staramy się wprowadzić ciekawe rozwiązania szukając miejsc, gdzie da się oszczędzić. m.s.: Sięgamy po pewne rozwiązania zastępcze, ograniczamy zakres niektórych elementów, za to na przykład od frontu zrobimy piękne przeszklenie, które kapitalnie doświetli salon i stanie się charakterystycznym elementem budynku. To jest droga, którą da się przepracować wspólnie z inwestorem. Projekt z katalogu takich możliwości nie daje. Jak przekonać ludzi, aby nie obawiali się pukać do drzwi pracowni architektonicznych? j.k.-b.: Katalogowy projekt nie wymaga pracy, a dla wielu jest to być może dość wygodne rozwiązanie. Przynajmniej na początku. Warto jednak pamiętać, że inwestując czas i uwagę w indywidualny projekt domu, inwestujemy w coś, co będzie nam służyć długie lata, a być może nawet kilka pokoleń. m.s.: Zły architektonicznie projekt to taki, który umożliwia firmom budowlanym stosowanie zamiennych rozwiązań. Takie projekty nie mają swojego przemyślanego detalu, a elementy kluczowe dla budynku narysowane są jedną kreską. Byle jak. powodują, że proste budynki otrzymują bardzo elegancką szatę. Dużo zależy od cieśli, rzemieślników, z którymi się pracuje. Jak już wcześniej mówiłem, dla nas najważniejsza jest realizacja. To ona determinuje jakość wykonania. m.s.: Przywiązujemy wagę do detalu i jego proporcji. Jak projektujemy budynek stricte witkiewiczowski, w stylu zakopiańskim, o ścianach wieńcowych, to już wiemy, z jakiej wielkości i liczby elementów taka ściana powinna się składać, aby zachować najlepsze proporcje podziału i odwołać się do tradycji. A co powiecie na popularne w ostatnich latach domy z bali? m.s.: Dla mnie tak zwane domy z bali nie mają żadnego konkretnego stylu, a tym bardziej nie nawiązują do budynków w stylu zakopiańskim. j.k.-b.: Zgadzam się z Marcinem. To, że dom jest z bali, nie znaczy, że jest góralski. Powiem więcej, u nas z bali nigdy się nie budowało. Budowano z płazów, co najwyżej z połówek. To bardziej ekonomiczne wykorzystanie materiału, do którego górale mają szacunek. 15 Jednak podhalańskie katalogówki zalewają Polskę. j.k.-b.: Niestety rozpleniły się już na cały kraj. Są setki firm, które robią je masowo. Kaleczą rzemiosło. Nie używają tradycyjnych ciesielskich złączy, tylko mozolnie skręcają elementy śrubami. Drewno nie pracuje ze sobą i pęka, z czego potem jest mnóstwo reklamacji. A oryginalne drewniane domy z płazów na Podhalu stoją od grubo ponad stu lat. Czy widzicie dziś miejsce na drewniane budownictwo pod Krakowem? m.s.: Tak, jak najbardziej. Przyjrzyjmy się XIX-wiecznej podkrakowskiej zabudowie wiejskiej. Można ją jeszcze spotkać niemal na obrzeżach miasta. To wspaniała inspiracja do zaprojektowania współczesnych budynków. Przez całe wakacje w krakowskiej Galerii Architektury GAGA w Głównym Foyer Małopolskiego Ogrodu Sztuki prezentujecie swoją pierwsza wystawę. Co się na niej znalazło? j.k.-b.: Architektura inspirowana budownictwem wsi fot. materiały prasowe Na Podhalu dom jest centrum świata. Tam wszyscy wiedzą, że musi być dobrze zorganizowany, naturalny i zdrowy dla mieszkańców. j.k.-b.: To prawda. Dla górali dom jest czymś najważniejszym. Wychowałem się w takim drewnianym domu. Jest zdrowy, oddycha i pięknie pachnie – można w nim odpocząć. Naturalne materiały w rękach fachowców po witkiewiczu W ramach obchodów Roku Witkiewiczów Galeria Architektury GAGA oraz Biuro architektoniczne Karpiel i Steindel z Zakopanego zapraszają na wystawę „Po Witkiewiczu”. Karpiel i Steindel nie projektują zakopiańskich chat, a jednak uchodzą za zręcznych kontynuatorów stylu witkiewiczowskiego. Jako potomkowie Wincentego Witosa i Józefa Bachledy-Curusia czują na sobie wzrok przodków. Mimo to nie bali się podjęcia współpracy z prowokatorką, brytyjską architekt indyjskiego pochodzenia – Zahą Hadid – przy projekcie futurystycznego domu dla Tomasza Gudzowatego w Zakopanem. Ich wille na podtatrzańskich wierchach zachwycają powściągliwością detalu i wrażliwością na kontekst. Dorobek pracowni doskonale oddaje ewolucję zakopiańskiej myśli architektonicznej. Unaocznia przy tym wpływ stylu witkiewiczowskiego na współczesny język projektantów kultywujących tradycje artystyczne stolicy polskich Tatr. fot. materiały prasowe Wystawa czynna codziennie od 17 do 30 sierpnia. Wstęp wolny. podhalańskich z przetworzeniem detalu na język współczesny. W formie samej bryły jest tendencyjna, ale wprowadza najnowocześniejsze dostępne rozwiązania i materiały. Wybraliśmy do tej wystawy trzy domy jednorodzinne, które pokazują ewolucję w projektowaniu. Każdy budynek jest indywidualny, mieliśmy inne wytyczne od inwestorów. m.s.: Budynki pokazują jednak pewną kontynuację myśli: od budynku, który jest nowoczesny, ale zbliżony formą i materiałem do stylu wsi podhalańskich, do takiego, który właściwie wpisuje się już w nurt minimalizmu światowego, ograniczony jest jednak parametrami budownictwa podhalańskiego – dachem, proporcjami, kubaturą. Wszystkie współgrają z najnowszymi trendami i w minimalistyczny sposób pokazują czym jest regionalizm. Zachęcamy do odwiedzenia tej wystawy, ponieważ pokaże ona, jak budować i mieszkać nowocześnie z poszanowaniem tradycji. To gwarantuje wygodę i nie staje w kontrze z otoczeniem, naturą, przyrodą. Rozmawiał Dawid Hajok, współpraca Katarzyna Gubernat 16 dbamy o ciebie www.whatsupmagazine.pl Drink z palemką, laguna i ZUMBA® tych zajęć czują się tak, jakby bawili się na imprezie ze znajomymi, wytrwałości i zaangażowanie w ćwiczenia a nie ćwiczyli w klubie fitness. pozwalają spalić całkiem sporo kalorii. Podczas – Chodzę na różne zajęcia, ale jednak najczęściej wybieram jednej sesji można spalić nawet 400–600 ZUMBA® Fitness. Chyba uzależniłam się od tych ćwiczeń, kcal. Zależy to oczywiście od indywidualnych bo biorę w nich udział minimum trzy razy w tygodniu. Kojarzą uwarunkowań, takich jak choćby waga, oraz mi się z drinkami z palemką, laguną, facetami z koralikami od intensywności wykonywanych ćwiczeń. i deską surfingową – przyznaje Kasia, W czym jeszcze można doszukiwać stała bywalczyni klubu Fitness Platinium. się fenomenu ZUMBA® Fitness? Nie Zapewnia, że uczestnicząc w zajęciach, wymaga specjalnego przygotowania które prowadzi dobra instruktorka, można od uczestników zajęć. Wystarczy zapomnieć o całym świecie i świetnie zabrać ze sobą wodę, wygodny strój się bawić. i ręcznik. Rewelacyjna kondycja też Podobne opinie można usłyszeć z ust nie jest niezbędna. ZUMBA® Fitness taniec i fitness poinnych uczestniczek i uczestników (choć to nie ultramaraton. Wystarczy ogólna łączył przypadkiem. ci ostatni należą zwykle do mniejszości) sprawność ruchowa, chęć do ćwiczeń, 17-letni instruktor zumbowych zajęć. Nie od dziś wiadomo, trochę wytrwałości i samozaparcia. musiał zaimprowizoEfekty takie, jak lepsza kondycja, że aktywność fizyczna sprzyja wytwarzaniu wać, gdy zapomniał smuklejsza sylwetka, poprawa endorfin, zwanych hormonami szczęścia. kasety na prowadzone samopoczucia i szeroki uśmiech W fachowej literaturze możemy przeczytać przez siebie zajęcia o „euforii biegacza”. Jednak nie każdy lubi przyjdą z czasem. ruch na niezbyt świeżym, krakowskim powietrzu. Alternatywą – To jeden z przyjemniejszych sposobów na zgubienie kalorii i odreagowanie pozostaje klub fitness i zajęcia oferujące nam energetyczną muzykę i świetną zabawę. Zastrzyk endorfin przynoszący negatywnych emocji. Dlatego też zachęcam pozytywny „power” do działania gwarantowany. wszystkich nieśmiałych i niezdecydowanych – ZUMBA® Fitness ma wiele zalet. Poza przypływem dobrej do tego, by wreszcie spróbowali, przełamali nieśmiałość i przyszli na zajęcia – dodaje energii niesie ze sobą szereg innych korzyści. Ćwicząc można Małgorzata Śliwińska i kieruje się w stronę zgubić kilka niechcianych centymetrów, poznać niesamowitych ludzi, odreagować codzienny stres, dać upust złości i negatywnym sali, by podczas ćwiczeń zarażać uśmiechem emocjom, poczuć się beztrosko – wylicza Małgorzata Śliwińska. i pozytywną energią uczestników zajęć Słuchając opinii na temat tych zajęć i patrząc na to, jak wiele energii w Fitness Platinium. mają w sobie ludzie, którzy postawili na tę formę aktywności Karolina Kociołek fizycznej, można odnieść wrażenie, że to jedne z nielicznych ćwiczeń, których nie łączy się w pierwszej kolejności ze zrzucaniem zbędnych kilogramów. Tymczasem ZUMBA® Fitness to nie tylko świetna zabawa, ale i sposób na doskonałą sylwetkę. Odrobina Alberto „Beto” Perez W fitnessie jak w życiu. Trendy pojawiają się i przemijają. Często zaskakuje nas jakaś nowa forma aktywności fizycznej, która szybko eksploduje tylko po to, by po chwili zgasnąć. Jednak w przeciwieństwie do wielu jednosezonowych mód, ZUMBA® ma się dobrze i nie grozi jej odejście do lamusa. – Popularność ZUMBA® Fitness jest wypadkową wielu czynników. To innowacyjny trening łączący śmiech i zabawę z intensywnością i efektywnością – wyjaśnia Małgorzata Śliwińska, instruktorka ZUMBA® Fitness w klubie Fitness Platinium. – Zajęcia bazują na tańcu i fitnessie, a także – jak żadne inne obecne w klubach fitness – przenoszą uczestników w zupełnie inny świat. ZUMBA® Fitness pozwalają oderwać się od szarej rzeczywistości, problemów i zgiełku. Pomaga też zawrzeć nowe znajomości i zjednoczyć ludzi w każdym wieku, bez względu na płeć – zachęca Śliwińska. Zajęcia inspirowane są tanecznymi rytmami muzyki latynoamerykańskiej i międzynarodowej, które równie dobrze sprawdziłyby się na piątkowej imprezie. ZUMBA® Fitness to fuzja tańca i aerobiku, która zrywa z fałszywym przekonaniem o tym, że zajęcia fitness są monotonne i przewidywalne. Odpowiednia kombinacja ruchów, dobór kroków i wpadająca w ucho muzyka gwarantują świetną zabawę. To wszystko sprawia, że uczestnicy reklama ZAPROJEKTUJEMY TWOJE W N Ę T R Z E PROJEKTOWANIE WNĘTRZ profesjonalne projekty domów, mieszkań, lokali użytkowych, przygotowanie nieruchomości do sprzedaży/wynajmu ZADZWOŃ ! w w w . s t w o r c y . c o m, + 48 533 789 878 siesta 17 fot. Damian Radziak Sierpień 2015 Jezioro z widokiem Szwajcarsko, prawda? Wiszące nad wodą zamki, skaliste szczyty, zielone łąki, granatowa tafla jeziora. Jeden z najpiękniejszych skrawków Europy – rejon jeziora Czorsztyńskiego – leży tuż za miedzą. Od Krakowa ledwie 100 km. Jak na pocztówce: góry, lasy, łąki, jeziora. A wszystko w urzekających barwach, kształtach i zapachach. Tak prezentuje się gościom rejon Czorsztyna, Niedzicy i kilkunastu maleńkich wsi polskiej części Spiszu – malowniczej krainy na pograniczu ze Słowacją. Na środku rozlano obłą plamę wody, jakby do zanurzenia niewidzialnego pędzla kolorującego pofałdowaną okolicę. Zatrzymana w biegu Dunajca woda jeziora Czorsztyńskiego rozlewa się tu stosunkowo od niedawna. 20 lat temu, na suchym jeszcze dnie zbiornika, ekolodzy przykuwali się do ciężarówek z cementem, aby zaprotestować przeciwko planowanemu wpuszczeniu tu spiętrzonych przez tamę na Dunajcu wód rzeki. Te wdarły się tu w 1996 roku. Bezpowrotnie miały zniszczyć unikatowe okolice Pienin, ekosystem, drewnianą zabudowę, relacje międzyludzkie... A jednak… upiększyły okolicę, a zbiornik wielokrotnie uchronił przed powodziami rejon Podhala. Dziś jest to jeden z najbardziej malowniczych zakątków Europy, porównywany z norweskimi fiordami, jeziorami kantonu Lucerna w Szwajcarii czy bawarskich Alp. Pod wodą zastygły fragmenty góralskich chat, pastwiska dla owiec, sady, drogi, przydomowe ogródki. Część zabytkowej architektury i domostw przeniesiono, części się nie udało. Zostały dwa odbijające się w lustrze wody zamki – ceglane ruiny w Czorsztynie oraz przeżywający drugą młodość zamek w Niedzicy. Kluszkowce, Maniowy, Dębno, Trybsz, Falsztyn, Sromowce – to tylko niektóre z pięknie położonych wokół jeziora miejscowości na obszarze między Nowym Targiem a Krościenkiem. Wciśnięte między Pieniny, wzniesienia nad Białką Tatrzańską, zbocza Gor- ców i wznoszące się coraz wyżej Tatry Bielskie. Odwiedzający ten rejon nie mogą się zdecydować, czy najlepiej prezentuje się on wiosną (świeżo), latem (intensywnie) czy jesienią (orgia kolorów liści i traw). Jedno jest pewne – zaledwie 100 km od Krakowa rozpościera się wodno-górska kraina, w której możemy spędzić znakomite dwa dni miniurlopu. Co można porabiać w rejonie Czorsztyna/Niedzicy? Kąpać się, żeglować, nurkować, wędkować. Odwiedzać zamki, spacerować po wodnej zaporze, kluczyć pełnymi zawijasów lokalnymi drogami, np. rowerem, bo okolice jeziora Czorsztyńskiego to jedno z ulubionych w Polsce miejsc rowerzystów szosowych. Między Tatrami a Gorcami biegnie malownicza trasa. Jej fragment pokonywali przed laty kolarze Tour de Pologne – ze względu na urok okolicy w tym roku ponownie powrócą w to miejsce. Za początek warto obrać Białkę Tatrzańską. Tam, w prowadzonym przez byłą zawodniczkę narodowej kadry, a obecnie sędzię międzynarodowego szortreku, gościńcu Pod Złotą Łyżwą goszczą sportowców jak nigdzie na Podhalu. Wiedzą o tym doskonale uczestnicy TdP Amatorów, rozgrywanym co roku niemal pod oknami gościńca. Stamtąd podążamy malowniczą trasą w kierunku Nowej Białej i dalej na Krępachy, Frydman wzdłuż jeziora aż do Falsztyna. Mijamy zamek w Niedzicy oraz pełną kolonijnych wycieczek zaporę. Następnie zjeżdżamy w prawo na Łapsze Niżne i Łapsze Wyżne – tędy w tym miesiącu gna TdP. Dalej Trybsz, podziwiając uroki spiskiej wsi, i w końcu w dół do Czarnej Góry. Mijając most na rzece Białce czeka nas ostatni niewielki podjazd. Pętla liczy 50 km i nie sprawia większych problemów. Bardziej wymagający mogą pokonać trasę w odwrotnym kierunku. Kończąc ponownie dojazd opcja 1: Autobusem (m.in. Szwagropol, Majer, Max Bus) do Nowego Targu – odjazdy co kilkanaście minut z dworca MDA (Uwaga! Polski Bus w kierunku na Zakopane nie zatrzymuje się w Nowym Targu). Następnie przesiadka na kursujące w sezonie kilka razy na godzinę busy do Niedzicy. opcja 2: Samochodem do Niedzicy (115 km) – najpierw wyjazd w kierunku na Zakopane drogą krajową nr 7, w Nowym Targu skręt ślimakiem na drogę 969 (kierunek Krościenko/Szczawnica), zaraz za Harklową w prawo za znakami na Niedzicę. czas opcja 1: 1,5 godz. do Nowego Targu, krótki odpoczynek w oczekiwaniu na bus i ok. 35 min. jazdy do Niedzicy. opcja 2: 2 godz. koszty opcja 1: Autobus do Nowego Targu to 10–13 zł, bus do Niedzicy – 5 zł. opcja 2: Paliwo w jedną stronę około 40 zł (spalanie 7 l – 100 km, średnia cena benzyny (95): 4,8 zł). w Białce warto zawitać do karczmy Litworowy Staw na tatara z pstrąga (z hodowli w Jurgowie) z kaparami i cebulką, przepiórczymi jajami i świeżo wypiekanym chlebem. Ale to nie koniec atrakcji. Żaden wielbiciel górskich tras nie może przegapić słynnego pienińskiego szlaku od przełęczy Snozka przez najwyższy szczyt Trzy Korony aż po Sokolicę, skąd rozpościera się spektakularny widok na przełom Dunajca w kierunku na Sromowce Wyżne. Od lat wielką popularnością wśród przyjezdnych cieszy się również spływ, niekiedy rwącym, nurtem Dunajca. I nie ma się czemu dziwić, bo spływ – lawirującą wśród dzikich skał, zarośli i wirów wodnych flisacką tratwą – zwykle wywiera duże wrażenie na uczestnikach. Dodatkowo flisacy raczą uszy podróżnych pienińskimi baśniami i legendami. W sezonie (od maja do połowy października) po jeziorze pływają dwa statki wycieczkowe: „Harnaś” i „Biała Dama”; rejsy po zbiorniku trwają od 40 do 50 minut. Czynne są również przystanie żeglarskie z wypożyczalniami sprzętu w Czorsztynie, Mizernej, Kluszkowcach, Maniowach (polecamy zwłaszcza rowery wodne). Z kolei wszyscy, którym tęskno za dawnymi góralskimi osadami na zalanym wodą terenie, mogą zwiedzić osadę turystyczną Czorsztyn w Kluszkowcach, wraz z dziewiętnastowiecznymi obiektami uzdrowiskowymi. Wszystkim, którzy chcą zobaczyć, jak małopolska Szwajcaria prezentuje się w pełnej krasie, polecamy jeszcze jedną atrakcję – taras stylowej restauracji U Szperlinga w Kluszkowcach z widokiem na jezioro. Ach, co wam będziemy mówić. Sprawdźcie sami... Rafał Romanowski, Dawid Hajok 18 siesta www.whatsupmagazine.pl Płyń z prądem rzeki Jeśli Wisła kojarzy Wam się tylko z opalaniem się na bulwarze Czerwieńskim lub joggingiem pomiędzy Galerią Kazimierz a mostem Dębnickim, to ten przewodnik jest właśnie dla Was. Podpowiadamy, jak aktywnie i przyjemnie spędzić weekend wzdłuż krakowskiego odcinka najdłuższej polskiej rzeki. Odpocznij w Tyńcu Tyniec to idealna propozycja na jednodniową wycieczkę. Położony jest zaledwie 11 km od centrum Krakowa i bez problemu można dotrzeć do niego rowerem. Można się tam dostać również komunikacją miejską wsiadając w autobus 112 przy Centrum Kongresowym. Wreszcie, można dopłynąć do niego Krakowskim Tramwajem Wodnym kursującym w soboty, niedziele i święta. Główną atrakcją Tyńca jest opactwo Benedyktynów. Założone w 1044 roku przez Kazimierza Odnowiciela jest jednym z najstarszych klasztorów w Polsce. Za parę złotych możemy z przewodnikiem zwiedzić opactwo, muzeum oraz wnętrze kościoła, do którego szczególnie warto trafić, gdy mnisi wykonują imponująco brzmiący chorał gregoriański. Gdy zgłodniejemy, czas na „Mnisze co nieco”. W restauracji benedyktynów zjemy pyszne pierogi orkiszowe, na deser spałaszujemy czekoladowy tort św. Marty, wypiekany z mąki orkiszowej, a wszystko to popić możemy miodowym piwem klasztornym. Zgub się w lesie łęgowym Drzewa wyrastające z wody, plątanina pnączy, dzikie oczka wodne – jeśli chcesz naprawdę odsapnąć od miasta, na sobotnie popołudnie wybierz las łęgowy w Przegorzałach. Nie jest to może amazońska dżungla, ale z pewnością także nie parkowe alejki. Można się tu zgubić wśród wierzb i topoli, a z powodu podmokłego terenu przeprawa do niektórych miejsc może okazać się niemożliwa. Warto jednak zaryzykować, bo krakowski las łęgowy to nie tylko unikatowa przyroda, ale również około 60 gatunków ptaków, w większości objętych ochroną, oraz wydry i bobry, które można spotkać cumując kajak u brzegu Wisły. Zapatrz się na Bielany Płynąc Wisłą nie da się nie zauważyć spoglądającego na nas z góry XVII-wiecznego klasztoru oo. Kamedułów na Bielanach, jednego z dziewięciu na całym świecie. Surowe zasady życia mnichów sprawiają, że na zwiedzanie kościoła mają pozwolenie tylko mężczyźni. Od tej reguły są jednak wyjątki: kobiety mogą zobaczyć klasztor 12 razy w roku, a aż cztery możliwości pojawiają się w wakacje (w drugą oraz czwartą niedzielę lipca, a także w pierwszą niedzielę sierpnia i w święto Wniebowzięcia NMP 15 sierpnia). Warto wykorzystać tę szansę. U podnóża zakonu rozpościera się druga co do wielkości największa winnica w Polsce – Srebrna Góra. Usiądź więc wygodnie i wpatrz się w opromienione słońcem, zielone kiście winogron. Jesienią powstanie z nich wino, które dojrzewać będzie w chłodnych, klasztornych piwnicach. fot. Piotr Banasik Poczuj adrenalinę w Krakowskim Klubie Kajakowym Amatorom wodnych sportów polecamy atrakcje przygotowane przez Krakowski Klub Kajakowy. Ośrodek zlokalizowany przy ulicy Kolnej 2 posiada jedyny w Polsce tor kajakarstwa górskiego. Silny prąd, wytworzony poprzez przeszkody spiętrzające wodę, gwarantuje emocje i wysoki poziom adrenaliny podczas całego spływu. 320-metrową trasę można pokonać kajakiem oraz pontonem. Rafting jest doskonałą rozrywką dla wszystkich spragnionych wrażeń. Spokojniejszą alternatywą w KKK jest wypożyczalnia rowerów wodnych, łódek wiosłowych, a także boiska do piłki plażowej czy stoły tenisowe. Dbający o ciało mogą skorzystać z zabiegów SPA czy aqua aerobiku. Spaceruj wśród gwiazd Wielu z nas zapomina, że u podnóża Wawelu mamy swój własny odpowiednik hollywodzkiej Walk of Fame. Krakowską Aleję Gwiazd zainaugurowała tablica na cześć kanadyjskiej wokalistki Céline Dion, którą piosenkarka odsłoniła podczas pobytu w stolicy Małopolski w 2008 roku. Wkrótce pojawiły się tam „gwiazdy” polskich zespołów: Maanamu, Wilków czy Budki Suflera, a wreszcie i samego „króla popu” Michaela Jacksona. Po gwiazdach muzyki przyszedł czas na gwiazdy kina. Dzięki festiwalowi OFF Camera na Alei znalazły się pamiątki z wizyty Jane Campion, Amitabha Bachchana, Luca Bessona czy Benedicta Cumberbatcha. Po tegorocznej edycji festiwalu znajdą się tam odciski dłoni Claudii Cardinale oraz Stellana Skarsgårda. Porozmawiaj w Forum Tego miejsca nie trzeba przestawiać nikomu, ale nie można też o nim nie napisać. Forum Przestrzenie powstało w 2013 roku i od razu stało się jednym z najpopularniejszych punktów na mapie Krakowa. Adaptacja ulokowanych nad Wisłą pustych powierzchni PRL-owskiego Hotelu Forum okazała się strzałem w dziesiątkę. Śniadanie na leżaku, lunch w wiklinowym koszu, wieczorem piwo przy dźwiękach muzyki. Festiwale muzyczne, siesta 19 fot. Piotr Banasik Sierpień 2015 Zabujaj się na barce Nieodłącznym elementem krakowskich bulwarów są barki przycumowane do brzegu Wisły. Wrzucanie ich wszystkich do jednego worka jest małą niesprawiedliwością, każda z nich bowiem ma dla swoich klientów inne atrakcje. Stefan Batory to elegancka restauracja i kawiarnia, Aquarius oferuje kulinarne warsztaty dla całej rodziny oraz szkolenia rozwojowe dla pań, Augusta – clubbing i zajęcia fitness, a w Basi czy Marcie można wynająć kajutę i spędzić noc delikatnie bujając się wraz z prądem rzeki. Barki to sposób na niedzielny obiad, wieczorne piwo ze znajomymi czy romantyczną randkę. Przypnij się do Most(owej) Od kilku lat ulica Mostowa przeżywa swój renesans. Galeria sztuki, domowe ciasto i lokalne browary w Mostowej ArtCafe, wydawnicze nowości i aromatyczna kawa w Lokatorze, czeskie knedliki i utopence w restauracji Zlatá Ulička czy kawiarniane ogródki przyciągają tu latem wielu krakowian. Wszystko za sprawą otwarcia „kładki Bernatki” (a właściwie kładki imienia o. Laetusa Bernatka, zakonnika, który jako przeor Krakowskiego Konwentu Bonifratrów zainicjował budowę gmachu szpitala Bonifratrów w Krakowie), która stała się naszym odpowiednikiem Pont des Arts w Paryżu czy Ponte Vecchio we Florencji. Tutaj zakochani mogą przypiąć kłódkę świadczącą o ich wiecznej miłości. Nie musisz jednak wyławiać kluczyka z Wisły, gdy okaże się, że nic nie jest wieczne – na kładce jest miejsca wiele, więc wystarczy dla wszystkich porywów twojego serca. Przycumuj jacht W 2016 roku w Krakowie ma zostać otwarty nowoczesny kompleks rekreacyjno-turystyczny Port Płaszów. Ale i bez niego przy brzegu Wisły możemy spotkać przystanie jachtowe. Yacht Klub Polski Kraków, świętujący w tym roku 60 lat swojego istnienia, ma swoją siedzibę niedaleko mostu Wandy. Urodzinom towarzyszą liczne imprezy i spotkania żeglarskie przy grillu oraz szantach. W co drugą sobotę miesiąca organizowane są także rejsy po Wiśle. Tych, którym marzą się wakacje na jachcie u wybrzeży Chorwacji czy Portugalii, zainteresuje natomiast oferta Krakowskiego Yacht Klubu. Prowadzi on kursy (weekendowe/ /popołudniowe/intensywne) umożliwiające zdobycie patentu sternika i żeglarza jachtowego. Ahoj! Dagmara Marcinek fot. Piotr Banasik dizajnu, modowe i kulinarne, konferencje, koncerty. To miejsce, gdzie zawsze się coś dzieje i zawsze spotkasz kogoś znajomego. Tęskniący za morzem powinni pamiętać, że nieopodal Forum ciągle działa Plaża Kraków, gdzie możemy sączyć drinki z palemką i opalać się leżąc na ciepłym piasku. 20 wokół stołu www.whatsupmagazine.pl Krakowskim targiem fot. Magda Wójcik Zakupy. Konieczność, często niezbyt lubiana. Co mnie nie dziwi, jeżeli oznacza półtoragodzinny spacer po klimatyzowanej hali hipermarketu, zwieńczony staniem w kilkunastoosobowej kolejce. Co zrobić, żeby zakupy były przyjemne? Pójść na plac (nie zapominajmy, że jesteśmy w Krakowie). Zakładam, że zakupy robicie głównie w sobotę. Wybierzcie się więc na najbliższy targ i postawcie w roli turystów. Przejrzyjcie powoli stragany, porozmawiajcie ze sprzedawcami, posłuchajcie rozmów kupujących (dzięki takiemu „nasłuchowi” dowiedziałam się, że w jednej z budek na Placu na Stawach sprzedawane są świetne śledzie z żurawiną). Bez nerwów, koszmarnej muzyki wybieranej przez ekspertów od sprzedaży, ciągłych zmian ustawień na półkach. Zamiast zimnego światła świetlówek ta sama uśmiechnięta twarz pani Marysi, która na Wasz widok wyciąga spod stołu wiecheć szpinaku. Zmiana skali i podejścia. Albo się Wam spodoba, albo nie. Spróbować warto. Jeżeli szukacie produktów ekologicznych mam dla Was złą wiadomość: musicie wstać wcześnie. Targ Pietruszkowy na pl. Niepodległości i w podziemiach Korony zaczyna się o 8 rano. Jeżeli zaśpicie, czekać będą na Was nędzne resztki (chyba, że zamówicie produkty wcześniej u dostawców). O poranku stragany pełne zerwanych chwilę wcześniej ziół, a także owoców i warzyw prosto z pola, uwodzą kolorami i zapachem. Ich smak szczęśliwcom, którzy mieli okazję spędzać w dzieciństwie wakacje na wsi, przypomni szczenięce lata. Kupicie tu bakłażany, papryki, dynie w przeróżnych odmianach, wędzonego pstrąga z Ojcowa, wędliny i mięso z certyfikatem ekologicznym, tłoczone soki, oleje, domowe przetwory, pasztety i pyszne pierogi. O tym, kto będzie w daną sobotę, dowiecie się ze świetnie prowadzonego profilu na Facebooku. W środowe popołudnia odbywa się zaś mniejsza wersja „Pietruszki”. Niespiesznie wstający w sobotnie ranki powinni wybrać Stary Kleparz. W ten dzień wybór towarów jest zazwyczaj większy niż w inne dni tygodnia, choć w przypadku niektórych budek i straganów wciąż wskazany jest pośpiech bądź wcześniejsze złożenie zamówienia (np. w przypadku najlepszej budki z mięsem – Gugulskiego). W czwartki i soboty możecie zaopatrzyć się w oliwki (Oliwki etc), w sobotę kupicie sery z Koziego Wypasu, w środy i soboty z Mszany przyjeżdża wspaniały bundz, jajka i domowe wędliny. Kilka odwiedzin i będziecie wiedzieć, gdzie kupić najlepsze pomidory, a gdzie kierować się po sezonowe owoce. Każdy musi wydeptać sobie własną kleparską ścieżkę. Dobrze jest też zaglądnąć do kleparskich budek. Do Kaboom wstąpcie na pokrzywową lemoniadę, kawę i kanapkę, a także po oliwy i ciekawe przetwory (kiosk 33). W Węgierskich Specjałach (54) kupicie świetne salami, szynkę i węgierskie kiszonki: faszerowana kapustą papryka jabłkowa należy do moich absolutnych faworytów. Do tego majerankowa kiełbaska na grilla (świetna także z piekarnika – po prostu upieczcie ją z gałązkami rozmarynu i rozgniecionymi lekko ząbkami czosnku) i chrzanowy majonez z tubki. Pytajcie, kiedy najbliższa dostawa, bo najlepsze smakołyki znikają szybko. Podobnie jest w Che Bonta (32). Mniej więcej raz w miesiącu Massimo przywozi produkty z północnych Włoch: szynki, salami, sery. Wielbiciele mozzarelli powinni koniecznie spróbować burraty, której kremowe wnętrze w połączeniu z sierpniowymi pomidorami, bazylią (świetne cięte zioła na wagę kupicie w budce 69) i dobrą oliwą przenosi do Włoch szybciej niż tanie linie lotnicze. Jeżeli marzy Wam się domowa pizza, nic prostszego – kupicie tu też gotowe ciasto. Przy Starym Kleparzu zaopatrzycie się też w przyzwoitej jakości garmażerkę (Pigi, Rynek Kleparski 10) i tureckie herbaty, nabiał, baklavę, chałwy, przetwory i przyprawy (Turecki Market Mahir, Rynek Kleparski 12). Po zakupach na Starym Kleparzu koniecznie wstąpcie na naleśnikowe drugie śniadanie do Psa Pianisty. Wytrawne gryczane galettes bądź obłędne naleśniki z solonym karmelem odpowiednio ustawią Wam humor na resztę dnia. Alternatywą jest zajmujący sąsiedni lokal Oriental Spoon – knajpka serwująca ryż i warzywa na koreańską modłę. Magda Wójcik Lunch przy lotnisku Wylot w porze obiadowej? Spóźniony samolot? Przejdź na drugą stronę ulicy. W otwartym niedawno hotelu Hilton Garden Inn Kraków Airport możesz zjeść zarówno szybki lunch przed podróżą, jak i rozbudowaną kolację. Cena podawanego w godz. 12–16 zestawu dnia wynosi 22 zł. Od połowy sierpnia w hotelowej restauracji pojawi się z menu sezonowe. Szef kuchni Miłosz Kowalski liczy, że ravioli z kozim serem i szpinakiem oraz comber jagnięcy przyciągną do restauracji nie tylko osoby będące w podróży. Zorganizowana w lipcu kolacja degustacyjna pokazała, że szanse na to są spore. Piotr Ślusarz za sterami 27 porcji slow food Jedna z ciekawszych krakowskich restauracji – 27 porcji slow food – przeniosła się z Ruczaju do dawnego domu ogrodnika przy Willi Decjusza (al. Kasztanowa 1). Od połowy lipca nowym szefem kuchni jest tam Piotr Ślusarz. Pochodzący z Świnoujścia kucharz znany jest dzięki udziałowi w Top Chef i Hell’s Kitchen Polska. Pierwsza przygotowana przez Ślusarza karta daje obietnicę, że warto będzie Wolę Justowską odwiedzać regularnie – w rytmie zmian karty dań. Priorytetem szefa kuchni jest wyeksponowanie naturalnych smaków poszczególnych elementów, które znalazły się na talerzu. Zestawienia są świetne. W mojej opinii gwiazdami pierwszego menu były zupy: consommé z pomidorem i truskawką oraz chłodnik z korzenia pietruszki. Drugie miejsce na podium zajęły desery. Nagroda specjalna za zbudowanie jednego z nich na chrzanie. wokół konkurs stołu Sierpień 2015 21 Capgemini b) a) quiz Czy znasz Capgemini od tej strony? Odpowiedz na pytania i zgarnij nagrody niespodzianki! 1. Wyjątkowa korpo-trupa Capgemini już od 2008 roku wystawia co roku w jednym z krakowskich teatrów w pełni profesjonalny spektakl charytatywny. Na scenie występują tylko pracownicy Capgemini, którzy wcześniej przez trzy miesiące ciężkiej pracy uczą się swoich ról. Zaprezentowali już „Złanocki”, przenieśli na scenę komiks „Tytus, Romek i A’Tomek”, stworzyli musical „Czerwony Capturek”. Do tej pory na cele społeczne ze sprzedaży biletów zebrali prawie 70 000 zł. Co wyjątkowego przygotowali aktorzy Capgemini w 2014 roku? a) Teatr uliczny. b) Audio-deskrypcję spektaklu „Oz, czyli awantura o Toto” dla osób z niepełnosprawnością wzroku. c) Spektakl tylko dla dorosłych. 2. Biura Capgemini zlokalizowane przy ul. Lublańskiej i Bora-Komorowskiego posiadają pewien wyjątkowy certyfikat. Jaki? a) Languages of the World Certificate – przyznawany miejscom, gdzie mówi się w wielu językach b) Miejsce Przyjazne Rowerom – przyznawany miejscom, gdzie można bezpiecznie zaparkować rower c) Paszport Urzędu Pracy – przyznawany pracodawcom zatrudniającym powyżej 500 pracowników c) 3. Pracownicy Capgemini co roku mogą otrzymać od firmy grant na realizację swojego pomysłu społecznego. W ramach Programu Grantowego „Inwestujemy w dobre pomysły” pomagają osobom potrzebującym w swoich społecznościach, remontują, organizują warsztaty i pikniki, a także dzielą się kompetencjami (np. językowymi). 5. Co włącza Capgemini? a) 2000 zł. b) 1500 zł. c) 1000 zł. a) Światła na Lublańskiej – jako najliczniej „zamieszkany” budynek przy Rondzie Polsadu Capgemini było inicjatorem postawienia sygnalizacji świetlnej dla pieszych przy ulicy Lublańskiej. b) Capgemini włącza osoby niepełnosprawne do zespołów, inwestuje w długoterminowe programy wspierające osoby niepełnosprawne we wzmacnianiu swoich kompetencji. Od 2014 roku firma prowadzi z Fundacją Menedżerowie Jutra MOFFIN innowacyjny program „Win with Capgemini”. c) Serwery. Codziennie o 5:30 rano Capgemini włącza firmowe serwery. 4. Czy pracownicy Capgemini lubią zioła? 6. Co oddaje co roku pracownik Capgemini? a) Tak! W lipcu 2015 firma Capgemini rozpoczęła wyjątkową kampanię „Poczuj miętę do Capgemini”. b) Nie! Co to w ogóle za pytanie? c) Tak! Na życzenie Dyrektora Capgemini BPO, Dynia Lunchbar wprowadziła specjalne francuskie danie prowansalskie, wzmocnione mieszanką ziół wyboru szefa kuchni. a) Połowę swojej pensji na cele społeczne. b) Krew podczas corocznej zbiórki krwi. c) Sprawiedliwość przełożonemu. Ile wynosi jednorazowe dofinansowanie na projekty społeczne pracowników? Na odpowiedzi czekamy do końca sierpnia na [email protected]. Konkurs rozstrzygniemy 14 września na naszym Facebooku. e) d) siedem uciech głównych 20–22 sierpnia Kraków Live Festival Po rocznej przerwie, tym razem już bez „Coke”, do Krakowa powraca Live Festival. W ciągu dwóch dni na Błoniach pojawi się 16 głośnych artystów. Wisienką na torcie będzie niedzielny koncert Rudimental w ramach festiwalowego „one extra day”. W programie festiwalu znajdziemy elektroniczny pop 17-letniej Aurory z norweskiego Bergen czy urodzonej w Odense duńskiej gwiazdy MØ, a także synthpop, którym Kraków rozrusza formacja Future Islands. Nie zabranie oczywiście indie rocka, np. w wykonaniu zespołu The Maccabees, a dla miłośników post-punku zagra kanadyjski Viet Kong. Będą też polskie akcenty: elektroniczne brzmienia zaprezentuje zespół Bokka, a hip-hopową sceną zawładnie Rasmentalism. Headlinerów festiwal w tym roku ma dwóch. Dla fanów hip-hopu wystąpi, mający bezsprzeczny status megagwiazdy, Kendrick Lamar, natomiast tych, którzy wolą rockowe brzmienia, ucieszy koncert zespołu Foals. Przez ostatnie lata krakowski festiwal przyciągał największe gwiazdy światowej sceny muzycznej, więc miejmy nadzieję, że tym razem zagości w stolicy Małopolski już na stałe. www.livefestival.pl www.whatsupmagazine.pl 13–16 sierpnia 1 sierpnia – 3 września Kromer Festival Ucieknij przed upałami do kina Już 14 sierpnia w wielu krakowskich kościołach rozbrzmi muzyka w ramach nocy Cracovia Sacra. Jeśli jednak masz trochę więcej czasu, w ten weekend wybierz się do Biecza na pierwszą edycję Kromer Festival. Pozostałości średniowiecznej zabudowy sprawiają, że Biecz nazywany jest zarówno „polskim Carcassonne”, jak i „małym Krakowem”. W jego świeckich i sakralnych budynkach będzie można posłuchać muzyki z udziałem chóru kameralnego i orkiestry. Wykonawcy sięgną po bardzo szeroki repertuar: od Piotra z Grudziądza przez Orlando di Lasso po Josepha Haydna. Idea festiwalu jest bowiem prosta – każdego dnia zaprezentowana zostanie inna epoka: średniowiecze, renesans, barok i klasycyzm. O jakość Kromer Festival nie trzeba się martwić. Jego twórcami są Filip Berkowicz, ojciec sukcesu takich festiwali, jak Misteria Paschalia, Sacrum Profanum czy cyklu Opera Rara, oraz Jan Tomasz Adamus, szef Capelli Cracoviensis. www.kromerfestival.com www.facebook.com/kromerfestival fot. Emile Ashley / materiały prasowe 22 Fabio Biondi założyciel legendarnej formacji Europa Galante, pojawi się w Bieczu 15 sierpnia podczas dnia poświęconego muzyce doby baroku Sierpień to drugi miesiąc 9. wakacyjnego festiwalu filmowego Letnie Tanie Kinobranie w Kinie Pod Baranami. Ale w sierpniowym repertuarze pojawi się też kilka ciekawych nowości. „Amy” (od 7 sierpnia) to wstrząsający i wzruszający dokument o zmarłej w 2011 piosenkarce Amy Winehouse. „O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu” (od 14 sierpnia) to sensacja tegorocznego Sundance, oryginalna zabawa filmowymi gatunkami – od wampirycznego horroru przez romantyczną historię miłosną po irański western. 14 sierpnia w kinach zagości najnowszy film Woody’ego Allena „Nieracjonalny mężczyzna”, w którym zobaczymy Joaquina Phoenixa, Emmę Stone i Parker Posey. Wreszcie nowość od Gaspara Noé („Wkraczając w pustkę”, „Nieodwracalne”) – „Love” (od 28 sierpnia), czyli jeden z najbardziej obleganych filmów na tegorocznym festiwalu w Cannes. Świeży i wizualnie przełomowy obraz fizycznej strony miłości dwudziestolatków zobaczyć będzie można w wersjach 2D i 3D. Ale uwaga, film przeznaczony jest tylko dla widzów dorosłych ze względu na najodważniejsze w historii kina sceny erotyczne! Tym, którzy chcą jeszcze na dużym ekranie zobaczyć najlepsze filmy ostatnich lat, przypominamy o trwającym do 3 września Letnim Tanim Kinobraniu. Bilety kosztują tylko 7 zł. www.kinopodbaranami.pl reklama garden residence ul. Przemysłowa 4/459 12 311 70 97 osiedle Fi ul. szafrana 5D/u1 12 313 22 08 882 019 252 Dwujęzyczne PrzeDszkola Bright chilD: Polsko-angielskie nauczanie Najwyższe standardy i nowoczesne metody pracy z dziećmi Zdrowe jedzenie Wykwalifikowana kadra Native Speakerzy Bogaty pakiet zajęć dodatkowych o t d a n o P ć! nowoś english immersion class Kameralna (maksymalnie 13 osób) klasa anglojęzyczna prowadzona przez Native Speakerów w której dzieci realizują angielską podstawę programową Early Years Foundation Stage. Bright chilD english immersion DoDatk aFter school cluB ow o 2 razy w tygodniu od 16.00 do 18.00 dla dzieci szkolnych w wieku od 6 do 12 lat. Zajęcia prowadzone są w języku angielskim. Oferujemy bogaty program między innymi zajęcia muzyczne, ruchowe i plastyczne. www.brightchild.pl siedem uciech głównych Sierpień 2015 23 1–26 sierpnia Wakacje z ŻyWą Pracownią Tęsknisz za pracami ręcznymi? Chcesz nauczyć się robić zabawki z drewna? A może marzysz o postawieniu na stole własnoręcznie ulepionej misy? Sprawdź program Szkoły Żywego Rzemiosła. W wakacyjne wieczory na zajęciach w ŻyWej Pracowni (ul. Bartosza 1) będzie się można nauczyć lepić garnki (wtorki), pleść z sitowia, słomy i siana (środy), robić zabawki z drewna (środy), a także w praktyce poznać tradycyjną kulturę, zwyczaje i rzemiosło różnych regionów Polski (czwartki). Zajęcia prowadzić będą rzemieślnicy, architekci, ogrodnicy i instruktorzy rękodzieła związani z ŻyWą Pracownią, Szlakiem Tradycyjnego Rzemiosła i Uniwersytetem Ludowym Rzemiosła Artystycznego w Woli Sękowej. Warsztaty odbywają się dwa razy dziennie: najpierw tura rodzinna, a następnie – zajęcia dla dorosłych. Udział w warsztatach kosztuje: 30 zł – warsztaty rodzinne (dziecko + opiekun, 20 zł – kolejne dziecko), 50 zł – warsztaty dla dorosłych. Zapisy: tel. 508 237 287, 501 401 740, e-mail: warsztaty@ zywapracownia.pl. www.zywapracownia.pl bandaż na nosie Wakacje to okres odpoczynku również dla teatrów. Ale... nie w Bagateli – teatr przy ulicy Karmelickiej już po raz czwarty gra przez całe lato. Teatr dla przyjemności – tak swój sierpniowy repertuar zapowiada Bagatela. Będzie lekko, radośnie, z humorem. Na początku miesiąca usiądziemy na muzealnej „Ławeczce”, by przypatrzeć się rozwijającemu romansowi. Chwilę później w krakowskim zakładzie fryzjerskim sami spróbujemy rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa, bowiem „Szalone nożyczki” to spektakl, o którego zakończeniu decydują widzowie. W wakacje nie zabraknie też najgorętszego hitu Bagateli, granego nieprzerwanie od ponad 20 lat, „Mayday”. John Smith, bohater komedii, ma dwa domy, a w każdym z nich czeka na niego równie kochająca żona. Farsa pokazuje absurdalne i zabawne starania bohatera, by jego sekret pozostał sekretem. Nie jest łatwo, szczególnie, że na skutek fatalnych zbiegów okoliczności na Johna polują już nie tylko zazdrosne kobiety, ale i policja. Ale przecież wiadomo, że lepiej mieć więcej niż mniej, prawda? Z tego samego założenia wychodzi Bagatela, oferując widzom letnich spektakli karnety pozwalające zobaczyć więcej za mniej. www.bagatela.pl materiały prasowe Letni Festiwal Komedii w Bagateli 1–31 sierpnia 2–30 sierpnia materiały prasowe 1–31 sierpnia Polański pojawia się w „Chinatown” również po drugiej stronie kamery. To on w słynnej scenie rozcina płatek nosa granemu przez Jacka Nicholsona J.J. Gittesowi w sierpniu w Bagateli „Boeing, boeing – Odlotowe narzeczone”, „Ławeczka”, „Mayday”, „Mayday 2”, „Seks dla opornych”, „Seks nocy letniej”, „Szalone nożyczki”, „Wieczór kawalerski” Zalew Sztuki w Nowej Hucie W wakacje nad Zalewem Nowohuckim zaleje nas sztuka. Teatr Łaźnia Nowa i Klub Kombinator zapraszają na pokazy filmowe oraz kreatywne spotkania z artystami teatralnymi. Błażej Peszek, Joanna Szczepkowska, Radek Krzyżowski i Bartosz Szydłowski pojawią się w kolejne sierpniowe piątki, by połączyć teatr z innymi aspektami życia: sportem, miłością do zwierząt, muzyką i gotowaniem. Przed wylegującymi się na leżakach w Nowej Hucie otworzą się także Nowe Horyzonty. W kinie letnim będzie można zobaczyć najlepsze filmy prezentowane na wrocławskim festiwalu w ostatnich latach. Na dobry początek szwedzki „Zjazd absolwentów”, tydzień później tegoroczne Grand Prix Festiwalu „Biały cień”, w połowie miesiąca absurdalna hiszpańska komedia „Dystans”, a na zakończenie belgijski „Dubel” i laureat Złotej Palmy w Cannes „Pewnego razu w Anatolii”. www.laznianowa.pl Polański na plakatach Jedni go kochają, inni opluwają. I to nie ze względu na dokonania artystyczne, bo co do tych nikt nie ma najmniejszych wątpliwości. Nagrodzone m.in. Oscarem, Złotą Palmą, BAFTĄ i Złotymi Globami, filmy Romana Polańskiego pojawią się w te wakacje w Krakowie. Na plakatach z całego świata. W Polsce do filmów Romana Polańskiego wydano około 30 plakatów. A Muzeum Kinematografii w Łodzi w swoich zbiorach ma ich ponad 500, m.in. z Japonii, Argentyny, Izraela czy Australii. Do Krakowa przyjedzie 200 specjalnie wyselekcjonowanych eksponatów, które zostaną zaprezentowane w Pałacu Sztuki na placu Szczepańskim. Będzie to okazja do przypomnienia sobie twórczości Polańskiego: od „Noża w wodzie”, debiutu fabularnego, do którego plakat zaprojektował Jan Lenica, po jego najnowsze filmy, takie jak „Wenus w futrze”. Autorami plakatów, które zobaczymy w Pałacu Sztuki, są m.in. Andrzej Pągowski, Leszek Hołdanowicz, René Ferracci, Bernard Bernhardt, Peter Strausfeld czy francuski fotografik Guy Ferrandis. Każdy z nich, mimo że przeznaczony był do komercyjnego wykorzystania, jest małym dziełem sztuki. Dlaczego dziś tak trudno o dobre plakaty pozostanie zagadką. https://pl-pl.facebook.com/palacsztuki reklama