KROTKA KRONIKA MOJEGO ŻYCIA

Transkrypt

KROTKA KRONIKA MOJEGO ŻYCIA
KROTKA KRONIKA MOJEGO ŻYCIA
Przem yśl, w lutym 1900
W im ię Boże zapisuję niektóre daty z mojego życia na p am iąt­
kę dla moich córek duchow nych Służebnic Serca Jezusowego.
Urodziłem się 17 stycznia 1842 r. w m iasteczku K o rc zy n ie*,
z ojca W ojciecha i m atki Mariii z Mięsowiczów, pobożnych i p ra ­
cow itych rodziców. Ochrzczono m ię 19 stycznia w w ilię św. Se­
bastiana i dano mi imię Józef Sebastian.
Pierw sze m oje w spom nienia sięgają roku 1846. Oto w sm utnej
pam ięci m iesiącu lutym w idziałem jak koło naszego dom u jechali
panowtie z W ęglów ki2, K rasnego 3 itd. do K om borni 4, by tam ra ­
dzić n ad organizacją pow stania, a p arę dni później w ysłany zosałem w raz z b ratem n a sankach do pew nego dom u pod Łysą Gó­
rą 5 (blisko zamku), bo się wieść rozeszła w Korczynie, że „czern iaw a” chłopska ciągnie z O drzykonia 6, by zrabować miasteczko.
Snadź rodzice uw ażali m nie i b ra ta mego za najw iększe s k a rb y 7.
Z w ieku dziecinnego pam iętam także sen dziwny: oto śniło mi
się, że z obrazu w ystępuje N ajśw iętsza P anna jako żywa, patrzy
na m nie słodko i w yciąga do m nie ręce, by m ię do siebie pociągnąć.
O dtąd m iałem w ielkie nabożeństw o do Najśw. P anny, zwłaszcza
gdym się dowiedział od m atki, że ona ofiarow ała m ię pierw ej,
nim u jrzałem św iatło dzienne, przed cudownym obrazem Najśw.
P an n y w L e ż a jsk u 8 Jej m iłościw ej opiece.
W roku 1848 poszedłem do szk o ły 9, do której wtielką chęć
1 K orczyna, ob ecn ie w ie ś w pow . k ro śn ień sk im n ied a lek o K rosna.
e W ęglów ka, w ie ś p rzy leg ła do K orczyny.
3 K rasn e, w ie ś w pow . lim a n o w sk im .
4 K om bornia, w ie ś w p ow . k ro śn ień sk im na w sch ó d od K orczyny
przy tra sie z D om aradza do K rosna.
5 Ł ysa G óra, w ie ś w p ow . lim a n o w sk im .
* O drzykoń, w ie ś w p ow . k rośn ień sk im .
7 M ow a tu o jed y n y m jego b racie J a n ie (1838— 1920)). O prócz brata
m iał d w ie siostry: R ozalię (1835— 1885) i K atarzyn ę (1846— 1935). R ozalia
w y sz ła za m ąż za F ra n ciszk a D ł u g o s z a , gospodarza z K orczyny.
D ruga siostra, K atarzyn a, w y sz ła za m ąż za F ra n ciszk a U r b a n k a ,
rów n ież gospodarza z K orczyny.
8 L eżajsk, m iasto n. S a n em w p ow . łańcuckim .
* B y ła to szk oła lu d ow a, cz y li elem en tarn a. M ieściła się w b u dynku
gm in n ym , p o siad ała ty lk o jed n ą izbę. P rzed m io tó w uczono w języ k u
polskim . Józef S eb astian P elczar, jako jed en z n a jzd o ln iejszy ch u czn iów ,
i n iem ałe zdolności objaw iałem . P ierw szym k atech etą w był ks.
J a n D o rn w aid u ; zm arł on w ro k u 1909 jako proboszcz sam ,.orski
i został przeze m nie jako b isk u p a odprow adzony do grobu. N astęp ­
cą jego w obow iązkach k atech ety ju ż w ro k u 1847 został ks. Mi­
chał R ap alsk i, równlież gorący p atrio ta. O n to nauczył m ię pol­
skich, w ów czas surow o zakazanych, p ieśni i dał m i do czytania
W ieczory pod lipą 12, czym obudził w e m nie przyw iązanie do ojczyzcy i zam iłow anie do h istorii. N ajw iększy atoli w pływ na m oje ży­
cie duchow e w y w a rł trzeci k atec h eta, ks. F ranciszek Jabczynski
k tó ry później w ro k u 1901 po in stalacji m ojej m iał do m nie prze­
m ow ę jak o do b iskupa przem yskiego. P rzed nim też, o ile pom nę,
o d p raw iłem m oją pierw szą spow iedź. Do dziś dnia pam iętam tę
chw ilę, gdy w racałem do dom u po pierw szej kom unii sw
W ro k u 1849 p atrzy łem na pochód w ojska rosyjskiego do Wę­
g ier i z W ęgier 14 i byłem sam św iadkiem , ja k w dom u ojca mego
oficerow ie w nocy g ra li w k a rty przesuw ając m iędzy sobą całe
stosy banknotów , podczas gdy n a boiskach stały ich wozy w ęg ier­
ską zdobyczą napełnione.
.
W szkole korczyńskiej byłem uczniem celującym i brałem co
ro k u o rd ery , bo P an Bóg dał m i b y stre pojęcie, w iern ą pam ięć
i n iezw ykłą chęć do nauki. Ju ż wów czas m arzeniem moim było
zostać księdzem , a snadź w głow ie m ałego chłopca gm ezdziły się
tak że m yśli am bitne, skoro raz, jak dobrze pam iętam , na czyjeś
zapytanie, dlaczego prag n ę zostać księdzem , odpow iedziałem , bo
chcę aby ludzie do m nie m ów ili jegom ość i całow ali m ię w rękę.
N auka m iała dla m nie zawsze niem ały urok, a prócz tego lu ­
biłem łowić ry b y i ra k i w polnych rzekach, natom iast do gospou k o ń czy ł sz k o łę lu d o w ą w cią g u d w ó ch la t. K la sę trzecią k o n ty n u o w a ł
jS ż w R z S S S e w szk o le g łó w n e j, w k tó rej jęz y k iem w y k ła d o w y m
b y ł.oj O dtąd te k st u z u p ełn io n o A u to b io g r a fią bpa P elc z a r a s_ 3— 25. < ^ P S
w A rch iw u m G e n e r a ln y m S S . S łu ż. N S J w K ra k o w ie, sk rót A G SK ).
” K s Jan D o r n w a i d
(1818— 1910). Ś w ię c e n ia k a p ła ń sk ie o trzy -
b° 5“ L ” i m S i ™
“ k 1? w l S r T p o d Urn, c z y li HtstoHc N arodu
7
i •
f\r\r\M^nńnnn n r z e z G vzeaoT za sp o d R a c ła w ic . P ozn an 1845 r.
fs j^ s ° F r a n d w e k J a b c z y ń s k i (1 8 2 1 -1 9 0 3 ). W y św ię c o n y na kap
ła n a w P r z e m y ślu w 1848 r., o b o w ią zk i w ik a r eg o p e łn ił p o czą tk o w o
w K o rcz y n ie g d zie ^>ył k a tec h e tą J. S. P elcza ra n a s t a w M a jd a n ie i K o sin ie. W 1. 1 8 6 4 -7 8 b y ł P u s z c z e n i w K ob ylan ce^
1903 p rob oszczem w S tr zy zo w ie i je d n o cześn ie w .
14
M ow a tu o p rzem arszu w o jsk ca rsk ich na W ęgrj w
m ien ia r e w o lu c ji w ę g ie r sk ie j w 1848 r.
celu stlu
K R Ó T K A K R O N IK A M O JE G O Ż Y C IA
25
d a r s tw a i k o n i n ie m ia łe m w c a le p o c ią g u . T o z a p e w n e , o b o k z a ­
c h ę t y k s. J a b c z y ń s k ie g o i n a u c z y c ie la R o g o w s k i e g o 15 s k ło n iło
r o d z ic ó w , ż e p o s t a n o w ili m ię o d d a ć d o s z k ó ł r z e s z o w s k ic h . B y ło
to r z e c z ą n ie ła t w ą , b o R z e s z ó w b y ł o d le g ły od K o r c z y n y o sz e ś ć
m il d r o g ą p ie s z ą , a o d z ie s ię ć d r o g ą je z d n ą ; b liż e j z a ś w ó w c z a s
s z k ó ł g im n a z ja ln y c h n ie b y ło .
Z o w y c h c z a s ó w p a m ię ta m s o b ie je s z c z e s e n d z iw n y : z d a ło m i
s ię , ż e N a jś w . P a n n a z s t ę p u j e z o b r a z u , k tó r y w is i a ł n a d łó ż k ie m ,
p o d a je m i r ę k ę i c ią g n ie m ię w g ó r ę .
W szkołach rzeszowskich, 1850—1858
4. D om rodzinny ks. bpa Józefa S eb astian a P elczara w K orczynie
W e w r z e ś n iu r o k u 1850 r o d z ic e z n a u c z y c ie le m R o g o w s k im
o d w ie ź li m ię d o R z e s z o w a d r o g ą n a B ł a ż o w ą 16 i T y c z y n 17. N a
p ie r w s z y m n o c le g u c ię ż k o s ię r o z c h o r o w a łe m , ta k ż e o jc ie c c h c ia ł
z e m n ą w r ó c ić do K o r c z y n y , a le ja m im o g o r ą c z k i p o ta r łe m s o b ie
c z u p r y n ę w g ó r ę i p o w ie d z ia łe m sta n o w c z o : „ J a d ę d o R z e s z o w a ”T u w id o c z n ie w d a ła s i ę O p a tr z n o ść B o ż a , b o za r a z w y z d r o w ia łe m .
W s k u te k d e sz c z u d r o g i ta k s ię p o p s u ły , ż e m u s ie liś m y d r u g i r a z
n o c o w a ć w T y c z y n ie i d o p ie r o n a tr z e c i d z ie ń z b liż y liś m y s i ę d o
R z e s z o w a . A le tu n a m o ś c ie n ie z w y k ła c z e k a ła n a s p r z y g o d a —
o to z m ia s ta g a r n ą ł s ię n a b ło n ie tłu m lu d u , o ta c z a ją c w ó z z d e ­
lik w e n t e m n a ś m ie r ć s k a z a n y m za to , ż e z d w o m a w s p ó ln ik a m i
z a m o r d o w a ł t r o j e Ż y d ó w , b y z r a b o w a ć 9 c w a n c y g ie r ó w 18. C h cą c
n ie c h c ą c m u s ie liś m y s i ę z a tr z y m a ć i p a tr z y ć n a s tr a s z n ą s c e n ę .
W ie lk ie w z r u s z e n ie o p a n o w a ło w s z y s t k ic h w id z ó w , k ie d y s k a z a ­
n ie c z p o d s z u b ie n ic y p r z e m ó w ił o d ty c h s łó w : „ W id z ic ie , lu d z ie ,
do c z e g o m ię ta b r z y d k a c h c iw o ś ć d o p r o w a d z iła ”. B y ł o n sn a d ź
d o b r z e p r z y g o to w a n y n a ś m ie r ć p o k u tn ą i co c h w ila c a ło w a ł
k r z y ż , k tó r y m u k a p e la n w ię z ie n n y p o d a w a ł. O k ro p n ą b y ła c h w ila
k ie d y k a t, k tó r y tu ż k o ło m n ie p r z e le c ia ł w y s ia d łs z y z p o w o z u ,
s k r ę c ił m u s z y j ę ś c iś n io n ą p ę tlic ą ta k , ż e b ie d a k z d o ła ł z a w o ła ć :
„ J e z u s, M a r y ja , J ó ”, b o „ z e f ” ju ż n ie d o k o ń c z y ł. W r a ż e n ie b y ło ta k
s iln e , ż e m o ja m a tk a p r z e z d w a t y g o d n ie je ś ć n ie m o g ła , a i m n ie
o b r a z w is ie lc a d łu g o s t a ł p r z e d o c z y m a .
W R z e s z o w ie d y r e k to r s z k o ły lu d o w e j S e r e d y ń s k i i n a u c z y c ie l
k la s y d r u g ie j (w e d łu g d z is ie js z e g o p la n u tr z e c ie j) p r z y ją ł m n ie
d o b r z e , c z e m u s ię n ie d z iw ię , b o d w ie t ę g ie fa s e c z k i m a s ła p o ­
w ę d r o w a ły d o ic h sp iż a r n i, co s i ę p ó ź n ie j n ie r a z p o w tó r z y ło . P a n
i* f ^ nCi^ ek R ° £ o w s k i b y ł k iero w n ik iem szk oły k orczyń sk ie j
W I. 1844— 59.
17 ®ła żo w a ' c ia s te c z k o w w oj. rzeszow skim .
18 B yczyn , m iasteczk o w w oj. rzeszow sk im .
w a n cy g ier — Z w a n z ig e r , daw na m oneta austriacka.
d y rek to r raczył naw et polecić m i stancję niby w yborną, ale źle
wyszedłem na tej rekom endacji, bo pan woźny sądowy zjadał
z rodziną m oje w iktuały, które m i troskliw a m atka co dwa lub
trzy tygodnie re g u larn ie na ludzkich plecach przysyłała, a m nie
k arm ił pęcakam i aresztantów . Do tego izba była tak w ilgotna, że
dostałem s z k ro fli19 w nosie i trzeb a było guz na czole przecinać.
Poszedłem na inną stancję do starszej wdowy, a tu już sam się
rządziłem , w ydając codziennie żywność przeznaczoną na obiad
i wieczerzę. T w arda to była szkoła, ale przyczyniła się do w yro­
bienia roztropności i hartu .
N auczyciel Lechow ski dosyć dobrze uczył, ale lepiej jeszcze bił,
tak że byłby z pew nością zachorował, gdyby był codziennie choć
k ilk u uczniów nie oćwiczył rózgą. Kij był w szechw ładnym panem
w szkole, od którego najlepszy n aw et uczeń nie mógł się obronić.
J a sam za to tylko, że niem iecką lite rę r trochę krzyw o napisałem ,
dostałem trz y plagi, mimo że cała klasa w staw iała się za mną, bo
wówczas chorow ałem na febrę. Nikogo to jed n ak nie hańbiło, że
czasem przetrzepano suknie.
Z łaski Bożej nauka szła m i bardzo dobrze i już w trzeciej k la­
sie zostałem prem iantem . Miło m i było wyczytać tę notę w k a­
talogu, kiedy w roku 1899 jako su frag an zwiedzałem szkoły rze­
szowskie. Obyczaje były rów nież chw alebne, chociaż z n atu ry by­
łem żywy, a czasem do płatania psot Żydom pochopny, bo m ie­
szkałem w dzielnicy żydow skiej. Czas jakiś m iał nade m ną nadzór
starszy o sześć la t gim nazjalista Ja k u b G la z e r20, k tó ry później
był serdecznym moim przyjacielem i poprzednikiem w godności
su frag an a.
Do domu rodzicielskiego serce mię zawsze ciągnęło, toteż na
krótsze n aw et ferie, np. Zielone Św iątki, pieszo tam się puszcza­
łem, co na w yrobienie sił i rączości w nogach korzystnie w pły­
nęło.
We w rześniu roku 1852 byłem z rodzicam i w Leżajsku na uro­
czystym obchodzie setnej rocznicy konsekracji cudownego obrazu
Najśw. P an n y M aryi, ale takie tam były ciżby, że mię w kościele
m ało nie uduszono. Podczas ostatniej procesji, k tó rą prow adził
biskup przem yski Franciszek K saw ery W ierzchlejski 21, w ylazłem
na płot z innym i; tym czasem płot się załam ał i wszyscy pospada­
liśm y na piasek.
W tym że ro k u poszedłem do gim nazjum , gdzie o palm ę p ierw ­
szeństw a współzawodniczyłem ze Stanisław em M adejskim 22, póź­
tzw . szk rofu łów .
80 K s. Jakub G l a z e r (1836— 1898), su fragan p rzem y sk i od 1887 r.
21 K s. F ran ciszek W i e r z c h l e j s k i , b isk u p p rzem y sk i w 1.1846—
€0, od roku 1860 arcyb isk u p lw o w sk i. Z m arł w 1884 r.
12 Jerzy S ta n isła w M a d e j s k i (1841— 1910), prof. p raw a U J i p a r-
n ie j s z y m m in is t r e m , k tó r e g o ja k o b is k u p p o c h o w a łe m w K r a k o ­
w ie (24 c z e r w c a 1910). O d s a m e g o p o c z ą tk u c e lo w a łe m w ła c in ie ,
a p ó ź n ie j ta k ż e w in n y c h ję z y k a c h , a le u lu b io n y m m o im p r z e d ­
m io te m o p r ó c z r e li g ii b y ła h is to r ia . T o te ż w ó w c z a s n ie r a z m a w ia ­
łe m : „ b ę d ę k s ię d z e m , a z a r a z e m p r o fe s o r e m h is t o r ii”. P a n B ó g
d a ł m i n ie z w y k łą p a m ię ć d o n a z w is k i d a t c h r o n o lo g ic z n y c h ,
a s z c z e g ó ln ie d z ie j e P o ls k i d o b r z e p o z n a łe m , c h o c ia ż w s z k o le
0 P o ls c e n ik t n a m n ie m ó w ił, b o n a w e t za g o r ę ts z e o b j a w y p a ­
tr io ty z m u , p r o fe s o r ó w i u c z n ió w o str o k a r a n o . Z a to k a z a n o n a m
g ło ś n o k r z y c z e ć „ v iv a t ” , g d y w r o k u 1852 i 1855 m ło d z iu tk i c e sa r z
F r a n c is z e k J ó z e f w je ż d ż a ł d o R z e s z o w a .
Z ó w c z e s n y c h p r o fe s o r ó w n a jm ile j w s p o m in a m k s. F e lik s a
D y m n ic k ie g o w y t r a w n e g o k a t e c h e t ę i z a ło ż y c ie la b u r s y r z e s z o w ­
s k ie j , ja k o te ż E m a n u e la T o n n e r a , r o d e m C z e c h a , a le P o la k o m
b a r d z o ż y c z liw e g o . P ie r w s z e m u z n ic h ja k o n a u c z y c ie lo w i ję z y k a
p o ls k ie g o z a w d z ię c z a m w z n a c z n e j c z ę ś c i n a b y c ie p ię k n e g o s t y lu .
P o n ie w a ż n a u k a m i p r z y c h o d z iła n a d e r ła t w o , p r z e to w ie le
c z a su o b r a c a łe m n a c z y t a n ie d z ie ł h is to r y c z n y c h , o p is ó w p o d r ó ż y
1 p o ls k ic h lu b n ie m ie c k ic h p o w ie ś c i. R o z b u d z a ło to f a n t a z j ę ta k ,
ż e c z a s e m w n ie p o t r z e b n y lo t s i ę p u s z c z a ła i d a ła p o c h o p m y ś lo m
a m b itn y m , a le d z ię k i B o g u , n ie p o z w o liłe m s o b ie n ig d y n a n a j­
lż e j s z e n a w e t p o w ą tp ie w a n ie p r z e c iw k o w ie r z e , n ie w d a łe m s ię
w ż a d n e m iło s t k i i n ie u tr a c iłe m d z ie w ic t w a g r z e c h e m p o r u b s tw a .
S p r a w iła to z p e w n o ś c ią o p ie k a N a j ś w ię t s z e j P a n n y , p r z e d k tó r e j
s t a tu ą ła s k a m i s ły n ą c ą w k o ś c ie le OO. B e r n a r d y n ó w n ie r a z s ię
m o d liłe m . S a k r a m e n t b ie r z m o w a n ia o tr z y m a łe m w r o k u 1854
z r ą k b is k u p a F r a n c is z k a K s a w e r e g o W ie r z c h le js k ie g o .
C h cą c u lż y ć r o d z ic o m d a w a łe m le k c j e s t u d e n to m , a to o t w o ­
r z y ło m i w s t ę p d o k ilk u z n a c z n ie j s z y c h d o m ó w , g d z ie le p s z e g o
n ie c o to n u n a b r a łe m . A le w k a w a le r a n ig d y s ię n ie b a w iłe m ,
z w ła s z c z a ż e m u s ia łe m z a w s z e w a lc z y ć z p e w n ą n ie ś m ia ło ś c ią , a d o
t e g o w k la s ie s z ó s te j c h o r o w a łe m d łu ż e j n a fe b r ę .
P o d c z a s w a k a c ji c z y t y w a łe m c ie k a w e Ż y w o ty św. M ęczenników ,
p r z e z k s. S k a r g ę n a p i s a n e 23, ja k o te ż n ie m ie c k ie d z ie ło Unsere
Z e i t 24 p r z e d s ta w ia ją c e ż y w o i o b s z e r n ie h is to r ię r e w o lu c j i fr a n ­
c u s k ie j i w o je n n a p o le o ń s k ic h , s k ą d z a p e w n e p o sz ła w ie lk a s y m ­
p a tia d o F r a n c ji i p r z e s a d n a c z e ś ć d la N a p o le o n a I. D o p ie r o p ó ź ­
n ie j p o z n a łe m , ż e b y ł o n s ła w n y m w o jo w n ik ie m , a le n ie b y ł w ie l im c z ło w ie k ie m . Z r e sz tą c z a s w a k a c y j n y p r z e p ę d z a łe m n a p o ło la m en tarzysta. Od 1893 r. a u striack i m in ister o św ia ty ,
nek au stria ck iej Izby P an ów .
,
K s. P io tr S k a r g a , Ż y w o ty S ta r e g o i N o w e g o
K a za y d zie ń p r z e z c a ły ro k . P oznań 1700— 1702.
iri ”Uj lsere ^ e i t ”, n iem ieck ie czasop ism o h istoryczn e,
, u y czn y ^ d a w a n y przez R u d olfa G ottschalla,
o ro ck h a u sa w L ip sk u w 1 . 1865— 1889.
od 1899 r. czło ­
T e s ta m e n tu na
m iesięc zn ik e n nak ład em F. A.
wie ry b i na wycieczkach do skał czarnorzeckich, czy do ru in
odrzykońskich, a p arą razy byłem na odpuście w Krośnie, Kom borni i S ta re jw s i25. O dkąd po śm ierci ks. M ichała W esołowskie­
go 26 proboszczem korczyńskim został ks. A ntoni D ittric h 27 (rok
1854), baw iłem dosyć często na plebanii, bo ten troskliw y a zara­
zem w yborny i gościnny pasterz bardzo m ię polubił.
W wyższych klasach korzystałem z tow arzystw a kleryków k o rczyńskich: A ndrzeja G oneta 2S, M ichała M arkiew icza (który potem
w ystąpił z sem inarium , mieszczącego się wówczas w S tarej wTsi)
i W ojciecha L iana, a ten ostatni w płynął na mnie, że po ukoń­
czeniu szóstej klasy w Rzeszowie starałem się o przyjęcie i zo­
stałem p rzy jęty do Sem inarium Duchownego w Przem yślu, by tam
w sukni św ieckiej ukończyć gim nazjum 29.
W seminarium duchownym w Przemyślu, 1858—1864
W sem inarium przem yskim przebyłem sześć lat: od roku 1858
do 1864, bo do ro k u 1861 przyjm ow ano także nie tylko kleryków ,
ale także studentów V II i V III klasy, z których atoli niew ielka
była pociecha. R ektorem zakładu był w latach 1858 do 1860 ks.
Franciszek Paw łow ski, człowiek uczony, ale alum nom zupełnie
nieznany, bo jako scholastyk m iał do czynienia z zarządem szkół
ludow ych w diecezji, a w chw ilach wolnych w ertow ał archiw a,
by napisać żyw oty biskupów przem yskich, albo znowu układać
kom entarz na psalm y 30.
Ojcem duchow nym był do roku 1860 ks. Józef Jagielski, k a ­
płan pobożny, ale stroniący zdała od m łodzieży i nie w yw ierający
na nią żadnego w pływ u. Zarząd i k ieru n ek zakładu spoczywał na
barkach ks. M arcina Skw ierczyńskiego 31, w roku 1859 w icerektora,
a od roku 1860 rektora, k tó ry dla alum nów praw dziw ym był
ojcem, bo zaspokajał chętnie w szystkie ich potrzeby i budził w nich
25 S taraw ieś, w ieś w pow . brzozow skim .
-6 Ks. M ichał W e s o ł o w s k i , proboszcz k orczyń sk i w 1. 1823— 54.
27 K s. A n ton i D i t t r i c h , proboszcz k o rczy ń sk i w 1. 1854— 82.
28 Ks. A ndrzej G o n e t (1829— 1910), ur. w K orczynie k. K rosna, ś w ię ­
cen ia k ap łań sk i otrzym ał 13 V I 1857 r. w P rzem y ślu . B y ł w ik a ry m
w S ien ia w ie, R ym an o w ie, L eżajsku. U jeszo w ica ch i P rzew orsk u , oraz
p roboszczem w N ow o sielca ch w 1. 1870— 1910.
29 J ózef S eb astian P e l c z a r V II i V III k la sę k o ń czy ł w tzw . m ałym
sem in ariu m przem ysk im w 1. 1859— 60. Zob. k a ta lo g i m atu ryozn e przy
gim n azju m p rzem ysk im z 1860 r. (Maturiatdttsprotokole un. 1860).
80
Ks. F ran ciszek P a w ł o w sk i, rek tor sem in ariu m p rzem ysk iego
w 1. 1858— 1860 i autor prac: Premislia sacra, C racoviae 1869; Psałterz,
czyli księga psalmów z przydatkiem pieśni biblijnych, t. 1—4, K ra k ó w
1872.
31 Ks. M arcin S k w i e r c z y ń s k i , w icerek to r sem in ariu m p rze­
m y sk ieg o w 1. 1858— 60, rektor w 1. 1860— 95. Z m arł 1 V 1895 r.
z a m iło w a n ie ideału kapłańskiego. Dla m nie okazyw ał on aż do
sw ojej śm ierci, a zm arł 1 kw ietnia roku 1895, serce iście m acie­
r z y ń s k ie , za co jako biskup w ystaw iłem m u pom nik w katedrze
przem yskiej, podczas gdy jego pam ięć pozostanie mi zawsze dro­
gą. P refek tam i sem inarium byli zrazu dwaj młodzi i zdolni k a ­
płani: ks. Ignacy Łobos 32, późniejszy biskup tarnow ski (zm. 1900)
i ks. d r E dw ard S ch ed iw y 33, późniejszy proboszcz k ap itu ły (zm.
1898).
S tan tegoż zakładu pod względem duchow nym był wcale nis­
ki i dopiero w następnych latach widocznie się podniósł. O pokie­
row aniu alum nów na drogę życia ascetycznego nie było naw et
m owy i tylko Duch Ś w ięty w ew nątrz przem aw iał.
W raz z 16 kolegam i uczęszczałem do VII klasy gim nazjum
przem yskiego, które atoli stało niżej, aniżeli rzeszowskie, bo nie
tylko w szystkie przedm ioty prócz religii i języka polskiego w y k ła­
dano po niem iecku, ale obciążano zbytecznie pam ięć uczniów. Mimo
to przy Bożej pomocy otrzym ałem w VII i VIII klasie pierw sze
m iejsce. D rugie m iejsce w V III klasie niezw ykłą pam ięcią i p il­
nością zdobył sobie L eonard P iętak 34, późniejszy m in ister dla G a­
licji (zm. 1909), rów nie p ilny i p raw y jak S tanisław M adejski
w Rzeszowie. Tak więc na ław ach szkolnych siedziałem obok dwóch
m inistrów i obydwóch jako biskup odprow adziłem do grobu.
Z niektórym i kolegam i zadzierżgnąłem wówczas węzły ser­
decznej przyjaźni, k tó ra p rzetrw ała długie lata i poza ich grób się­
gać będzie. Podczas w akacji p ięterko domu rodzicielskiego w K or­
czynie było ogniskiem grom adzącym nieraz m iłych przyjaciół, m a­
jących tego samego ducha i podobne aspiracje, bo wszyscy posta­
now iliśm y iść na teologię. K iedy w roku 1859 w ybuchły we Wło­
szech rew olucje, któ re ojca św. P iusa IX pozbawiły znacznej częś­
ci posiadłości, m yśm y stali mocno przy Stolicy św. i nie dzieli­
liśm y tego powszechnego wówczas m arzenia, że G aribaldi dopo­
może do odbudow ania Polski. Byliśm y gorącym i p atriotam i, ale
zarazem mieliśm y silne zasady katolickie i lepszy pogląd na ży­
cie ludzkie i pogląd św iata.
W lipcu 1860 roku złożyłem egzam in dojrzałości dzięki Bożej
pomocy z odznaczeniem i zaraz z k ilk u kolegam i pojechałem bud­
ką żydowską do Przew orska, a z Przew orska koleją do K rakow a,
1 RS9
as
Isnacy Ł o b o s (1827—1900), bp sufragan przemyski w latach
następnie ordynariusz tarnowski w 1. 1886— 1900, członek
Galicyjskiego i asystent Tronu Papieskiego.
j E ° w a rd S c h e d i w y , w y k ła d o w ca S i. T estam en tu w sem in a S
d u ch ow n ym p rzem ysk im w 1. 1867— 78, jed n ocześn ie w icerek tor
tegoż sem in ariu m w 1. 1867— 78. Z m arł 1 X 1898 r.
rek+n
n a r? P i ę t a k , prof. p raw a U n iw ersy tetu L w o w sk ieg o i jego
W J oku 1893> p oseł do p arlam en tu w ied eń sk ieg o od roku 1899,
w icep rezyd en t Izby P o selsk iej w 1. 1900— 07.
by zwiedzić starą naszą stolicę, k tó ra zawsze serce m oje pociągała,
w niej zaś uczcić relikw ie św iętych naszych patronów i groby n a­
szych królów . W jazd tryum falny odbyliśm y pieszo, w śród ulew ­
nego deszczu, k tó ry nas dobrze zmoczył, bo w ręk u była laseczka
a w kieszeni kilkanaście tylko reńskich. Z tej też przyczyny m iesz­
kaliśm y w jednej izbie skrom nego hoteliku na przeciw kościoła
Sw. Józefa sypiając po dwóch n a jednym łóżku, przy czym su rd u t
zastępow ał kołdrę a pięść poduszkę jako rzecz zbyteczną. Chodząc
po kościołach, m uzeach, Bibliotece Jagiellońskiej itp., nie m arzy­
łem naw et, że za 17 lat przybędę tu jako profesor U niw ersytetu.
Zwiedziwszy z pietyzm em kopiec Kościuszki a z ciekawością ko­
palnie w ielickie, przybyłem z T arnow a budką do Jasła, a z Jasła
zaś piechotą do Korczyny.
We w rześniu roku 1860 w stąpiłem na pierw szy rok teologii
w P rzem yślu w raz z 14 innym i kolegam i. Z początku nie było
w duszy jasno i pogodnie, bo nauka a szczególnie historia m iała
dla m nie w ielki urok i ciągnęła m ię na inne pole pracy, ale w net
zrozum iałem , jak w ielkim jest zaszczytem i niew ysłowionym szczęś­
ciem być kapłanem i już w tenczas zapisałem w swoim pam iętniczku: „Ideały ziem skie blednieją. Ideał życia widzę w poświę­
ceniu się a ideał poświęcenia w kapłaństw ie”. Iskra pow ołania
rozdm uchana przez rekolekcje w zrasta przy łasce Bożej i rozża­
rza się płom ieniem w iary i miłości. Rzezie w W arszawie i prześla­
dow ania w ro k u 1861 rozpłom ieniają miłość ojczyzny i budzą go­
towość do ofiar. Zachęca mię pow ołanie kapłana-P olaka, a ideą
przew odnią staje się dla m nie praca zbożna dla ludzi.
M odlitw a i spowiedź przed nowym spirytualnym , ks. Ignacym
Łobosem, oczyściła powołanie a na w yrobienie lepszego ducha
w płynął niem ało ks. re k to r M arcin Skw ierczyński, k tó ry św iatłym
słowem, swoim przykładem i dobrym i książkam i w skazyw ał mi
praw dziw e tory. On też m nie i k ilku innych kolegów dał uczyć
po fran cu sk u (rok 1861) płacąc za nas 15 złr miesięcznie. Dobrze
rów nież działała miłość kolegów, pośród których odznaczali się
H en ry k B alicki (zm. 1867), K arol K re m en to w sk i35 (zm. 1909),
Franciszek M iklaszew ski 36, S tanisław Porębski (zm. 1863), Szczęs­
ny R udnicki i Franciszek W ojnar 37 (zm. 1897). Z nim i też prze85 K s. K arol K r e m e n t o w s k i
(1839— 1909), ur. w G orlicach ,
św ięcen ia k ap ła ń sk ie otrzym ał w 1864 r. w P rzem y ślu , p rzez 33 la ta
proboszcz w Ś w ięca n a ch , od 1901 r. k an on ik g rem ia ln y K ap itu ły p rze­
m y sk iej, serd eczn y p rzy ja ciel bpa P elczara. O bydw aj b y li m iło śn ik a m i
i p ątn ik am i m ie jsc św ięty ch , g łó w n ie m aryjn ych .
56
K s. F ran ciszek M i k l a s z e w s k i , późniejszy wikary w L eża jsk u
i proboszcz w S za rzy n ie w 1. 1864— 97.
97 K s. F ran ciszek W o j n a r ,
w ik a r y w W oju tyczach , n a stęp n ie
w Sam b orze w 1. 1864— 97.
pędziło się niejeden w ieczór na podniosłych rozm ow ach lub na
pożytecznym czytaniu.
Poniew aż nauka teologii nie robiła mi trudności, przeto odda­
łem się z zapałem pracom um ysłowym nadobow iązkow ym i nie
mało dobrych wówczas dzieł przeczytałem . Profesoram i moimi byli
w ciągu lat czterech księża: M azurkiew icz38, Schediwy, Gródec­
ki 39, P asz y ń sk i40, S m o leń sk i41, S to lf42, K ru k o w sk i43. P refek tam i
zostali w ostatnich latach księża: Stolf i L ask o w sk i44.
Co do faktów ważniejszych: [dnia] 21 października 1860 roku
odbyła się instalacja biskupa A dam a Jasiń sk ie g o 45, następcy bisku­
pa F ranciszka K saw erego W ierzchlejskiego, k tó ry w tym że roku
przeszedł na stolicę m etropolitalną lwowską. B iskupa Jasińskiego
mimo zew nętrznej szorstkości pokochaliśm y w krótce jako p rzy ja­
ciela alum nów , a kiedy on 2 m arca 1862 u m arł we Lw ow ie na rak a
w e w nętrznościach, pojechało nas tam kilku, by m ieniając się
z alum nam i lw ow skim i zanieść na barkach jego zwłoki do grobu.
13
sierpnia 1861 podążyłem pieszo z Przem yśla na K alw arię
Pacław ską 46, gdzie w idziałem „Pogrzeb M atki Bożej”, a 8 w rześ­
nia t.r. odbyłem pielgrzym kę do cudownego obrazu Najśw. P an ­
n y M aryi w Leżajsku, gdzie podczas uroczystej sum y spełniałem
funkcje subdiakona.
W śród cierpień i w strząsień, jak ie w latach 1861—1864 prze­
chodził nieszczęśliwy nasz naród, rozogniła się i w sem inarium
przem yskim miłość ojczyzny tak , że na nabożeństw ach p atrio ty cz­
nych śpiew aliśm y z zapałem „Boże coś Polskę” a n aw et urządzi­
liśm y niekrw aw ą zresztą rew olucję, bo zrzuciwszy przepisane re ­
gulam inem cylindry, nasadziliśm y n a głowę konfederatki.
Ju ż po drugim roku teologii, 29 sierpnia 1862, w ypow iedziałem
na odpuście Pocieszenia Najśw . P an n y M aryi w K om borni pierw ­
sze m oje kazanie ku czci Najśw. Panny, za którym poszły inne,
Ks. Jan M a z u r k i e w i c z , w y k ła d o w ca d ogm atyki i teo lo g ii
iu n d a m en ta ln ej w sem in ariu m d u ch ow n ym p rzem ysk im w 1. 1854— 73.
t
.
Tolp a sz
Gródecki,
w y k ła d o w ca N ow ego T estam en tu
w ty m że sem in ariu m w 1. 1852— 64.
t . nn„ i s ' Ju lian P a s z y ń s k i , w y k ła d o w ca h istorii K ościoła i praw a
K anonicznego w ty m że sem in ariu m w 1. 1856— 79
w
' F elik s Z agłoba S m o l e ń s k i , w y k ła d o w ca teo lo g ii m oraln ej
w ty m że sem in a riu m w 1. 1862— 79.
d n w o ł ' /Iiuhf ł , ,s ł 0 1f> Prefekt seminarium przemyskiego i wykła­
dowca katechetyki oraz metodyki w 1. 1861— 69.
sem in ariu m w
wykładowca teologii m oraln ej w tym że
w 1 1860-^| ^ lin a ry
L a skowski,
p refek t sem in ariu m p rzem ysk iego
«
? s * ń s k *> biskup przemyski w 1. 1860— 62.
obrazu M a t t f o 3<i ^ Ska’ ok ' 14 k m - od P rzem yśla, sły n n a z cu d o w n eg o
M atki B o sk ie], czczonego w d iecezji p rzem yskiej.
bo proboszczowie sam i pchali m łodego klery k a na ambonę, a on
się nie opierał.
K iedy 22 stycznia 1863 roku w ybuchło pow stanie w K rólestw ie,
postanow iłem z kilku kolegam i ofiarow ać swe życie za ojczyznę.
Ale w strzym ał nas ks. re k to r Skw ierczyński tym prostym słowem
w yrzeczonym do m nie 2 lutego 1863: „Moi drodzy, cóż zrobicie
w pow staniu, kiedy żaden z was nie m iał dotąd karab in a w ręku?
O fiara wasza pójdzie na m arne. Tymczasem pracując całe życie
po Bożemu, przysłużycie się najlepiej ojczyźnie”.
O graniczyliśm y się na tym , że daw aliśm y na pow stanie naszą
bieliznę i co kto m iał grosza, a czasem przechow yw aliśm y w na­
szych izbach powstańców. Jed en tylko z kolegów, Józef Sztaba,
poszedł do obozu, bo dał słowo K om itetow i Przem yskiem u i zginął
zaraz 21 m arca 1863 roku pod Krzeszow ą H utą 47. W tym że m ie­
siącu, 4 m arca, zm arł w sem inarium na suchoty mój kolega S ta­
nisław P orębski, w ielkie rokujący nadzieje. N astępnej nocy ukazał
m i się we śnie, a ściskając m ię z radością zawołał: „Józuś, bo tak
m nie koledzy nazyw ali, ciesz się — życie wieczne jest p ra w d ą”.
6—8 w rześnia roku 1863 byłem w Rzeszowie, gdzie w kościele
OO. B ernardynów obchodzono uroczyście setną rocznicę konse­
k ra cji cudow nej statu y Najśw. P anny M aryi. Tu służyłem do su­
m y i nieszporów ks. arcybiskupow i W ierzchlejskiem u i biskupow i
nom inatow i przem yskiem u A ntoniem u Józefow i M onastyrskiem u 4S. Gorące kazania n a tle patriotycznym w strząsały sercam i
inteligencji, za to pośród ludu wówczas jeszcze zimnego dla oj­
czyzny, słychać było skargę: „Teraz już nie ma kazań dla chłopa.
Ciągle m ówią o Polsce, a mało o P anu Jezusie”.
8
gru d n ia 1863 odbyła się w P rzem yślu nad er okazała in stala­
cja biskupa Antoniego Józefa M onastyrskiego. Był to człowiek
dobry, ale bez w ybitnych zdolności i bez większej energii, a do
tego już spracow any; toteż ra z tylko odpraw ił w izytację kano­
niczną (r. 1867), a um arł w Rzym ie podczas soboru (17 grudnia
1869). Jem u to, im ieniem alum nów , składałem życzenia w mowie
łacińskiej (13 czerwca 1864) i z rą k jego otrzym ałem święcenia.
W k w ietn iu 1864 jeździłem do Korczyny, by odwiedzić ciężko
chorego ojca. Sm utne to były czasy, bo po upadku pow stania rząd
au striack i ogłosił w G alicji stan oblężenia, tak że w każdej p ra ­
wie wsi trzeba się było legitym ow ać przepustką rządow ą przed
w a rtą chłopską. K lęski straszne sprow adziły w ielkie przygnębie47 K rzeszow a H uta, m ia steczk o w pow . b iłgorajsk im .
48 K s. J ó zef M o n a s t y r s k i ,
bp p rzem y sk i w 1. 1863— 69, ur.
w S ta n isła w o w ie 1803 r., stu d ia teo lo g icz n e u k oń czył w W iedniu, prof.
U n iw e r sy te tu L w o w sk ieg o , w icerek to r sem in ariu m d u ch ow n ego w e
L w o w ie, k an on ik K a p itu ły lw o w sk iej, w 1863 r. p rek on izow an y b isk u ­
pem przem ysk im . Z m arł w drodze na Sobór W atyk ań sk i I 17 X II 1869 r.
5. C udow ny obraz M atki B osk iej w bazylice OO. B ern ard y­
n ów w L eżajsku
K R O T K A K R O N IK A M O JE G O Ż Y C IA
<;
J U / / * ',
-
. •• •
« / < 7 '-■ * ' y " “
/
71
™
/
, i
'S
/
.
#■ v '-'*’ •#>
l
'„ v
^
V v .^ V ^
S
.->
c />
. /
^
/ /****• 0$++*.*
•
/ J
*f
• //?
A 'y
», „'
Llnr -vy~r? <t - f t - ^ s * < ,
„
i4 *
•**
f
_
> o- -t v~i»
™
33
n ie ducha; za to ludzie w ięcej garn ęli się do kościołów, a zwłasz­
cza podczas nabożeństw a m ajowego w latach 1861— 1864 goręcej
się m odlili do Królowej K orony Polskiej, k tó ry to ty tu ł wówczas
w katedrze przem yskiej przyw róciliśm y. Przyznać atoli trzeba,
że u niektórych osób z klasy w ykształconej pobożność m iała moc­
ne zabarw ienie patriotyczne, toteż potem się ulotniła, ustępując
m iejsca oziębłości.
Rok czw arty upłynął w śród p racy duchow nej i przygotow ania
się do święceń wyższych, k tó re za łaską Bożą w trzy niedziele
lipca to jest 3, 10 i 17 1864 otrzym ałem . W zruszenie m oje było
w ielkie, kiedy 17 lipca przed p rezb iteriatem leżałem krzyżem
u stóp ołtarza z ośmioma a innym i kolegam i, zwłaszcza że na m nie
patrzył mój stary ojciec rzew ne łzy w ylew ając. N azwiska tych
kolegów są: Tomasz Gliwa (zm. 1901), Józef Godek (zm. 1913), K a­
rol K rem entow ski (zm. 1909), F ranciszek M iklaszew ski, Szczęsny
Rudnicki, Paw eł Sapecki, Alojzy Sw iętnicki (zm. 1890), Salezy
W ojnar (zm. 1897).
A/ ?'J
W Samborze na posadzie wikarego, 1864—1865
,j; „
*
c ^ S _ f; »o>
fV / r t V
» '■ ■ - ■
-/* ■ '
* / - ' /v y #
s
/
/
< - o
V* v 4 i,\« «
/
<** *
a sP ^y «.<*•*#
J < '< ? ć ^ w
f
r fr m ? .
$ L
y
«*
*
.
* •" * * £ ” • / / * *"**♦*«* ;
J ~ 4 j ~
f tr &
m r^ ^ >
J
• vf-r~ ».->!-, ■ / ł <jf
",
***'j ^
/ T.-T.* ^ 7"7
* # J
Jt/V - *-»-Ł^'
i
/
"f
r> s&
f*r <K.+i.-*t~m
^
.*
f
-
♦—*■<;
«/>'*' • i/'
kJ
<■
s& n & n
.
„w
1 ? ~ £ > St • * ■ '^ 7 • - «
*
-r*** •£~/v/ €-
*t
, u
Vb
♦" >» +>-**
§ " >' ^T , «
»
/
i/W » /-^ o X ****-«/
■& f ^
/ *
1
/
' :
6. P ierw sza karta „K rótkiej k ron ik i m ojego ży c ia ”
Uroczystą bardzo była pierw sza msza św., k tó rą odpraw iłem
24 lipca 1864 w Korczynie. Dwa dni przed tym m atka m oja, k tó ra
od mojego dzieciństw a m odliła się gorąco, abym został kapłanem ,
w skutek w ysileń przed prym icjam i ciężko zachorow ała, ale Bóg
dobry podźw ignął ją w o statniej chw ili. Rano w sam dzień niebo
się rozpłakało, ale o 10, gdy m ię m iano prow adzić z plebanii do
kościoła w śród orszaku 12 dziew cząt ubranych biało i niosących
lilie w ręk u (co było pom ysłem ks. dziekana F r. Serafina), ukazało
się słońce, tak że pierw szy mój k atecheta, ks. J a n D ornw ald, mógł
z ganku dzw onnicy powiedzieć kazanie. Po sum ie i procesji
z Najśw. S akram entem ściskałem głowy księżom, rodzicom, fa­
m ilii i licznej rzeszy rodaków , a po obiedzie pod nam iotem (który
ks. proboszcz A ntoni D ittrich na dziedzińcu plebanii kazał w y sta­
wić) napełnił się dom rodzicielski licznym zastępem gości, bo sta­
rym zw yczajem spraw iono m i huczne wesele, n a którym nie brakło
w iw atów (aż dw ie beczki w ina ojciec z W ęgier sprowadził), ban­
kietu, m uzyki, tańców (w k tórych rozum ie się, nie b rałem udziału)
i huku moździerzy. Ściskałem także głowy w K rośnie jako cele­
brans na odpuście 2 sierpnia w kościele OO Kapucynów.
W następnych dniach spow iadałem po kilka godzin dziennie
dusze pobożne garnące się chętnie do młodego kapłana, w nie­
dziele zaś i święto W niebowzięcia p raw iłem kazania. Odwiedziwszy
księży proboszczów w okolicy w yjechałem 18 sierpnia na pierw a YV rkpsie mylnie: d ziew ięciom a.
szą stację do Sam bora, a że wówczas powódź w iele mostów pozry­
w ała, przez to ta podróż zabrała mi praw ie dwa dni.
W Sam borze pasterzem był wówczas ks. Ja n P aw eł J e d liń s k i49,
kanonik honorowy, w ychow any w zasadach józefińskich, ale chęt­
nie patrzący na p racę swoich trzech w ikarych (ur, 1790, zm. 1877),
kolegam i moimi byli: ks. Józef G ru szczy ń sk i50 (zm. 1896) i ks.
Stanisław K lo czkow ski51 (zm. 1882), gorliw i i serdeczni kapłani,
toteż pożycie z nim i było jak najlepsze.
P arafia sam borska należała do najliczniejszych, bo m iała wów­
czas 12 000 dusz cisnących się chętnie do kościoła i sakram entów
św., zwłaszcza że w śród nich k w itn ął Żywy Różaniec (przeszło 150
róż), a że do tego trzeba było zaopatryw ać dwa szpitale 52 (drugi dla
załogi w ojskowej), chodzić do więźniów i jeździć do kilku szkół,
więc nic dziwnego, że n adm iar pracy przygniatał nasze barki
i w lecie 1865 roku ks. K loczkowskiem u i m nie chorobę sprowadził.
Gorliwość, serdeczność i wym owa zjednały m łodym kapłanom
w ielki m ir w p arafii, a sfery w ykształcone wciągały ich siłą do
życia tow arzyskiego, tak że trzeba było bronić się przed rozpro­
szeniem ducha. M usiałem też stać dobrze na straży, bo niejedna
m łoda kobieta wdzięczna za d ary duchow e była gotową rzucić mi
swe serce pod nogi, ale ja żadnej z tych ofiar nie przyjąłem w ie­
dząc, że serca należą tylko do Boga.
Tym też więcej tęskniłem za życiem w ew nętrznym i nauką
duchow ną. W praw dzie ks. re k to r Skw ierczyński zapowiedział mi,
że pójdę w krótce na wyższe studia do W iednia, ale zakład tam ­
tejszy, w któ ry m wówczas baw ił ks. Ja k u b Glazer, nie przypadał
mi do sm aku. Mnie ciągnęło M iasto Wieczne z jego świętościam i
i zakładam i teologicznym i, bo jeszcze jako alum n m arzyłem o tym ,
by kiedyś zwiedzić Rzym i Ziem ię Św iętą, a naw et w tym celu
zacząłem się uczyć po w łosku (r. 1863). Toteż kiedy po w ypow ie­
dzeniu w szystkich nauk m ajow ych (o L itanii L oretańskiej) potrze­
bowałem w ypoczynku i w yjechałem na k ró tk i czas do Korczyny,
w stąpiłem w P rzem yślu do ks. Skw ierczyńskiego i do ks. Igna­
cego Łobosa, k tó ry jako sp iry tu aln y sem inarium kierow ał przez
p arę la t m oją duszą i życzliwie m ię popierał, by ich prosić o uła4g K s. P a w e ł J e d l i ń s k i , w 1. 1790— 1877 k an on ik h on o ro w y p rze­
m y sk i i prob oszcz sam borski.
60 Ks. J ó zef G r u s z c z y ń s k i , w ik a r y w Sam borze w 1. 1858— 72,
n a stęp n ie proboszcz w S trza łk ow ica ch w 1. 1873— 94.
51 K s. S ta n isła w K l o c z k o w s k i , p ó źn iejszy proboszcz w D y n o ­
w ie w latach 1871— 82.
52 K on iec te k stu A u to b io g r a fii.
55 Ks. P io tr S e m e n e n k o (1813— 1886), jed en z za ło ży c ie li i gen era ł
zm a rtw ych w stań ców . W 1831 r. em ig ro w a ł do F ran cji, n a stęp n ie osiadł
w R zym ie. W 1841 r. otrzym ał św ię c en ia k ap łań sk ie. A utor szereg u roz­
p raw polem iczn ych , r elig ijn y ch i filo zo ficzn y ch .
tw ienie mi podróży do Rzymu. Pisałem w tym celu po dw akroć
do o P iotra Sem enenki 53 z K ongregacji Z m artw ychw stańców 54f
który dla zbierania składek był w jesieni r. 1865 w G alicji i dnia
12 listopada, kiedyśm y w Sam borze obchodzili uroczyście sekundacje ks. kanonika Jedlińskiego, otrzym ałem od niego odpowiedź,
że mi o fiaruje jedną z b u rs zebranych przez księżnę Zofię z hr.
B ranickich O descalchi55. Jad ąc ponownie do Korczyny, by dać
ślub siostrze m ojej, Kasi, w yjednałem sobie pozw olenie od ks.
biskupa, a wróciwszy do Sam bora począłem się zbierać do drogi.
Teraz pam iętniczek, spisany daw niej:
3 grudnia 1865. Niedziela. O statnie kazanie o „Łazarzu-człow ieku”. Pożegnanie z poczciwym i owieczkami. Obiad w gronie
„przyjaciół księży”, potem jadę do Jasia Mięsowicza; wieczór
ostatni spędzam u zacnych Paw łów Jedlińskich z kolegam i
i Szczęsnym R udnickim 1*.
4 grudnia. Poniedziałek. Vale Samboria!
W uroczystość św. B arb ary um iłow anej p atro n k i sam borskiego
ludu ostatnią mszę św. odpraw iam z w ielkim w zruszeniem , które
jeszcze ks. S tanisław Kloczkowski gorącym przem ów ieniem po­
tęguje. Po mszy ciche, ale głębokie pożegnanie z ludem , z ks.
kanonikiem , kolegam i. O 10 opuszczam drogi mi kościół i lud
złoty, w śród pom ieszanych w rażeń sm utku, tęsknoty, nadziei.
Towarzyszy m i Ja ś Mięsowicz do Przem yśla, a ks. Józef G ru ­
szczyński do W o ju ty cz56c. U zacnego dziekana ks. Oleksińskiego
łzawe rozstanie się z drogim kolegą. O 9 w ieczorem staję w P rze­
myślu u drogiego o. re k to ra Skwierczyńskiego.
b Następne dwa wyrazy wykreślone.
c Następnych dziesięć wyrazów wykreślonych, nieczytelnych.
54 Z grom ad zen ie Z m a rtw y ch w sta n ia P an a N aszego Jezu sa C hrustusa
(C ongregatio R esu rrection is — CR) p ow stało w śród em igracji p olsk iej
w P aryżu w 1836 r., za tw ierd zon e w 1888 r. Z ałożycielam i b yli: B ogdan
Jasiń sk i, P io tr S em en en k o i H ieron im K ajsiew icz. C elem zgrom adzenia
w m y śl w ła sn y c h k o n sty tu cji zak on n ych b yło k szta łcen ie rodzim ego
Kleru dla em ig ra cji p o lsk iej. D om gen era ln y zm a rtw y ch w sta ń có w zn aj­
duje się w R zym ie.
_ 55 Z ofia O d e s c a l c h i , z dom u B ran ick a (1821— 1886), córka hr.
W ład ysław a i R óży z hr. P otock ich . W 1841 r. w y sz ła za m ąż za ks. Don
L ivio O descalchi. Ja k o k siężn a b y ła dobrze znana w k o ła ch rzym skich ,
p a p ież P iu s IX , k tó ry znał ją osob iście, w y so ce ją sob ie cen ił. P a ła c
O descalchi, zn ajd u jący się w p ob liżu P ia zza V enezia, b y ł n iety lk o je d "m z cen tra ln y ch p u n k tów zebrań ó w czesn ej arystok racji, ale g łó w ym ośrod k iem P o lo n ii rzym sk iej, którą często k siężn a w sp ierała w ła s ­
n ym groszem .
W ojutycze, w ie ś w pow . sam borskim .
5 grudnia. W torek. W izyty pożegnalne u księży kanoników
i profesorów , którzy m nie serdecznie błogosław ią n a drogę i sło­
wem i czynem (ks. Hoppe 3 napoi., re k to r 35 fl.). O godzinie 4
odjeżdżam w strony rodzinne. Pom ogła m i rów nież h rab in a Se­
w ery n a B adeniow a, św iątobliw a m atrona, z k tó rą nieraz w Bisk o w icach 57 rozm ow y duchow ne prow adziłem , dając 100 złr na
msze św.
6 grudnia. Środa. W ieczorem staję znow u w dom u pow itany
płaczem m atki.
8 g rudnia. R oraty — w konfesjonale — w domu. Z am iast ks.
P uchalika 53 dostał się K orczynie ks. P a n to ł59.
9 grudnia. W K rośnie u kapucynów po zdrowie duszy, u ks.
W odzińskiego, Dymnickiego, Św iętnickich. Wieczorem przyjeżdża
ks. P uchalik, potem u Rózi i Mięsowiczów.
10 grudnia. Niedziela. Żegnam cię Korczyno!
Po ro ratach zbieram się i jadę w tow arzystw ie całej rodziny
do O drzykonia. Pożegnawszy ks. Szym ona S e ra fin a 60 idziem y
wszyscy nad brzegi W isłoka, a tam ostatnie rozstanie. Oni w ra ­
cają płacząc, ja z ojcem puszczam się w imię Boże w św iat
daleki. Nocleg w B rz o stk u 61, pogadanka poufna z p. G niew o­
szem z K lim k ó w k i62.
11 grudnia. Poniedziałek. Rano zaw ierucha z śniegiem . Z bie­
dą w leczem y się naprzód, aż wreszcie o godzinie 2 żegnam ojca
i w T arnow ie siadam na kolej. P ogadanka z W ęgrem i Czechem.
Noc w wagonie.
12 grudnia. W torek. Rano o 6 staję w stolicy cesarstw a. Omni­
busem jad ę do m iasta, w yszukuję ks. G lazera i resztę braci pol­
skiej. Po serdecznej rozmow ie i zw iedzeniu tum u św. Szczepana,
idę do nuncjusza apostolskiego arcybiskupa Falcinellego fi3, który
m nie p rzy jm u je z w ielką, naw et dziw ną uprzejm ością. Ściska,
całuje, błogosławi, pow tarzając ciągle: V ivat, viva t bonus filius
qui pergit Romam. Po południu idzie cała Polonia n a Siidbahnhof
na piwko. Nocleg w hotelu M atschakerhof.
13 grudnia. Pożegnawszy w spółbraci siadam o godzinie 10 na
kolej. Podróż czarująco piękna. N aprzód przez urodzajną i schlud­
ną A ustrię, potem przez w spaniały Sem m ering. W ielkie w rażenie
w duszy na w idok cudów przyrody i um ysłu ludzkiego. Towa­
rzystw o w w agonie gw arliw e. Noc znowu w wagonie.
14 grudnia. Z rana pierw szy w zrok pada na m orze u stóp n a ­
szych m ajestatycznie falujące. Śniadanie w N abrezynie — oko­
lica zrazu dzika powoli staje się zam ieszkałą i bogatą w różne
widoki. Słońce żarem piecze, choć z dala góry śniegiem bieleją.
P ogadanka z żołnierzam i i lekcja włoskiego języka. O 3,30 staję
w M estre, a stam tąd po moście m ilow ym przez laguny jad ę do
W enecji. Gondolą, om nibusem przybijam na plac św. M arka
i rozkładam się w hotelu niem ieckim „B auer”, N ająw szy cicerona 64 z w ielką biedą w yszukuję zacnego dra Pacław skiego, ro­
daka sam borskiego, i z nim oglądam nieco przy zm ierzchu m iasto.
15 grudnia. Piątek. Rano w raz z ciceronem zwiedzam kościół
Św. M arka (mozaiki — nabożeństw o włoskie), kilka innych ko­
ściołów, galerię obrazów, w spinam się na szczyt wieży, przecha­
dzam się nad morzem i po południu o 4 gondolą w racam na
dworzec, aby się puścić drogą do Padw y. P rzyjeżdżam tam nocą
i staję w hotelu „Stella d ’O ro”. Z araz z ciceronem idę do kościoła
Św. A ntoniego, by prosić o pozw olenie do mszy św.
16 Sobota. Ju ż o świcie staję przy kościele, spotykam jakiegoś
księdza z sem inarium , k tó ry mi drogę ułatw ia.
P rzy pomocy
Niemca, zakonnika, odpraw iam na grobie św. P atro n a pierw szą
mszę św. w podróży. K u w ielkiej pociesze m ojej na in ten cję cier­
piącej duszy, A. T k .65. Po czym o godzinie 8 dyliżansem od­
jeżdżam k u granicy. O 3 staję w Pontelagoscuro i przepraw iam
się przez Po. Nieszczęsna dogana 66. F ijak rem dostaję się do F err a r y> gdzie sm utnym trafem gubię jedną część brew iarza. Po
długim czekaniu siadam na kolej i staję na nocleg w Bolonii.
17 Niedziela. Rano o godzinie 6,30 odpraw iam mszę św. w ko­
ściele OO. C elestynów 67, gdzie słucham włoskiego kazania. Po
czym o 9 koleją przerzynam śliczną okolicę A penin w śród zie­
lonego pasm a gór i 20 tunelów . O biad w Pistoi. W ieczorem przy­
jeżdżam do Livorno. A w antura z fijakrem , k tó ry m nie chw yta
za płaszcz. Pogrzeb włoski w nocy.
18 Poniedziałek. Rano o 10 wyjeżdżam koleją do N unziatelli
ponad brzegiem m orza okolicą dziką i bagnistą. W N unziatelli
po obiedzie siadam na diligenzę aż na drugim piętrze. Rozgawor
z Irlandczykiem . Znowu dogana, gdzie nas okadzają chlorem .
57 B isk o w ice, w ie ś w pow . sam b orsk im .
58 K s. F e lik s P u c h a l i k , w ik a ry w K o rczy n ie w 1. 1863— 66.
58 Ks. Jan P a n t o ł , w ik a r y w K o rczy n ie w 1. 1867— 70.
60 Ks. S zym on S e r a f i n , proboszcz w O drzykoniu w 1. 1829—71.
81 B rzostek , m iasteczk o w p ow . jasielsk m .
82 K lim k ów k a, w ie ś w pow . san ock im .
M M ariano F a l c i n e l l i - A n t o n a c c i, arcbp a teń sk i, n u n cju sz
w la ta ch 1864— 74.
84 ciceron — p rzew odnik
60 Osoba n ie zid en ty fik ow an a.
88 dogana — la d o gana, urząd celn y , kom ora celna.
C elesty n i (B racia M niejsi), odłam m in orytów , od zn aczający się
su row szą regu łą niż m in oryci. N azw a C elestyni w y w o d zi się od pap ieża
eiesty n a V, k tó ry w y ją ł ich spod ju ry sd y k cji p rzełożonych m in orytów ,
n azw ę U bogich B raci św . F ran ciszk a lu b P u ste ln ik ó w C e-
W C iv itav e cch i68 aw an tu ra z usłużnym Włochem. Nocleg w „O rlan d o ”.
19 w torek. Haec dies jecit Dominus.
Zwiedziwszy port w Civitavecchii, siadam raz ostatni na ko­
lej o godzinie 7. Pogadanka z księdzem włoskim. O godzinie 10
ukazują się kopuły i wieżyce W iecznego M iasta, k tó re z nie­
zm ierną w itam radością. O m nibusem dostaję się do Św. K laudiu­
sza, ale bez k u fra, k tó ry dopiero w kilka dni otrzym ałem . A więc
spełniły się m oje gorące życzenia, aby tylko na chw ałę Bożą
i z pożytkiem dusz. Z br. Feliksem Z w iartow skim dostaję się
do via P aolina i zastaję o. P io tra przy ołtarzu. P ow itanie gorące
z K arolem Zellerem , serdeczne przyjęcie u o. P iotra. Poznaję
innych kolegów: W ładysław a Cichowicza, bohatera dyppolskieg o 69, Jan a R adziejew skiego70 z Poznańskiego i Józefa D ąbrow ­
skiego 71, byłego w ojaka polskiego z 1863 [roku] z W arszawy.
Po obiedzie przechadzka po Rzymie: na schodach P iła to w y c h 72,
w L ateran ie i w M aria M aggiore. Nocleg na via Paolina.
20 Środa. 21 Czwartek. Zwiedzam Rzym w przelocie. W ko­
ściele Sw. P io tra, u w ikariusza apostolskiego po pagelli.
23
grudnia. Sobota. Wilia. Piszę list do rodziców i do Sam­
borskich księży.
Wieczór w ieczerza wspólna w gronie księży
zm artw ychw stańców , do których należą: o. P io tr Sem enenko, ks.
Ju lian F e liń s k i73, o. B a rz y ń sk i74, o. B ak an o w sk i75, b ra t R afał
08
C ivitavecch ia , g łó w n e m ia sto p o rto w e ó w czesn ego p a ń stw a k o ś­
cieln ego.
69 Ks. W ład ysław C i c h o w i c z , p ó źn iejszy proboszcz łódzki. B o ­
h ater w zrozum ieniu u czestn ik , lu b też ok reślen ie u ży te iron iczn ie. W ła­
d y sła w C ichow icz jak o p o d w ła d n y p ru sk i b rał u d ział w w o jn ie p ru sk o d u ńskiej, zakończonej 18 V 1864 r. p rzerw a n iem du ń sk ich szań ców
ob ronn ych w D iippel.
70 Ks. Jan R a d z i e j e w s k i , p ó źn iejszy rektor k ościoła Ś w . W oj­
ciecha w C hicago Ills.
71 Ks. Józef D ą b r o w s k i (1842— 1903), za ło ży c iel S em in ariu m P o l­
sk iego w O rchard L ak ę w St. Zj. Po p o w sta n iu 1863 r., w k tó ry m
brał czyn n y udział, rozpoczął stu d ia m a tem a ty czn e w L u cern ie i B er­
nie, n a stęp n ie w stą p ił do K olegiu m P o lsk ieg o w R zym ie. Tu w 1869 r.
otrzym ał św ięcen ia k ap ła ń sk ie. M isjon arz St. Zj., proboszcz w P olan d
C orner, zm arł 15 II 1903 r.
72 S cala S an cta, n azw a sch o d ó w liczą cy ch 28 sto p n i z b ia łeg o m a r­
m uru, zn ajd u jących się w k a p licy S an cta San ctoru m w R zym ie. W e­
dług tra d y cji są to sch od y, po k tó ry ch szed ł P an Jezus do P iła ta
podczas sw ej m ęk i. D o R zym u sp row ad ziła je św . H elen a za zgodą
papieża S y lw estra I. P a p ież S y k stu s V w 1589 r. u m ieścił je w osob­
nej k a p licy S an cta San ctoru m n a p rzeciw b a zy lik i latera n eń sk iej, gdzie
znajd ują się po dzień dzisiejszy.
73 Ks. J u lian F e l i ń s k i , b rat S zczęsn ego F eliń sk ieg o arcbpa w a r ­
szaw sk iego.
74 Ks. M ichał B a r z y ń s k i (1838.—1899), m isjon arz i d ziałacz n a ­
rod ow y w śród P o la k ó w w St. Zj.
75 Ks. A d o lf B a k a n o w s k i (1840— 1916). Ś w ięcen ia k a p ła ń sk ie
diakon dalej bracia: W alerian, K onstanty, Giuseppino, A leksan­
der Feliks, Ja n i inni. Tudzież ks. K rech o w ieck i76 (viceregens),
klerycy z Poznańskiego, ksiądz z K anady itd.
24 grudnia. Po południu u Sw. P io tra na nieszporach. Kolędy.
25 grudnia. Poniedziałek. Boże Narodzenie. Mszę św. m am
w kościele PP. Filipinek 77, potem idziem y do Sw. P iotra. Kościół
praw ie pełny. Ojciec św. Pius IX, starzec, tw arzy pogodnej, aniel­
skiej, postaw y w zniosłej, głosu dźwięcznego sam celebruje. W ko­
ściele gw ar i śmiechy, tylko oczy pracują. Pius IX w w ielkiej
jest czci u rzym skiego lu d u i nie dziw, bo życie jego jest św ięte,
a na każdej ulicy widać ślady jego hojności. O pow iadają o nim
kilka cudów (uzdrowił księżną Odescalchi B ranicką), m iała się
mu objawić Najśw. P anna i obiecać zw ycięstwo wrogów. On sam
jakby przepowiedział, że w krótce nastan ą czasy ciemności
i trium fu dla Kościoła. Potem zwoła koncylium , a potem zaśpie­
wają mu Reąuiem . O ile w tym praw dy — przyszłość okaże. Po
południu zwiedzam y żłóbki jak: A ra Coeli, gdzie dzieciaki p ra ­
wią kazania. W A ra Coeli kosztowne Bam bino, bo [wyłożono na]
nie 12 000 skudów , słynie jako cudow ne (powieść o pani, k tó ra
je skradła).
26 grudnia. Św. Szczepan. O dpraw iw szy mszę św. u Sw. K lau ­
diusza, idę z kolegam i do S. Stephano Rotondo, gdzie celebruje
kardynał, asystuje Collegium Germ anicum .
28 grudnia. Zaczynam nieco czytać z dogm atyki; na winnicy.
29 grudnia. Piszę list do zacnych p. Turków ; w kościele Św.
Jana Lateraneńskiego.
31 grudnia. Niedziela. Ś w ietne nabożeństwo w Al Gesu. Sam
ojciec św. przyjeżdża w poszóstnej karecie w śród orszaku gw ardii
w itany okrzykam i licznych tłum ów .
Rok P ański 1866
Jakaż dziwna zmiana! Z w ikariusza obwodowego m iasta, spo­
w iednika i kaznodziei — skrom ny kleryk. Zdaje się jakoby 5 lat
życia było snem tylko i znow u w rócił się pierw szy rok teologii.
otrzym ał w 1863 r. P o k lęsce p o w sta n ia sty czn io w eg o u szed ł za g ra­
nicę, w 1864 r. w stą p ił w R zym ie do zm a rtw ych w stań ców . D o roku
1880 p racow ał w śró d em igracji p olsk iej, w 1880 r. p ow rócił do kraju.
'6 Ks. A n ton i K r e c h o w i e c k i (1838— 1898), prof. sem in ariu m
d u ch ow n ego w Ż ytom ierzu, rektor K olegiu m P o lsk ieg o w R zym ie. Po
pow rocie do G alicji za słyn ął jako kaznod zieja w e L w o w ie, n astęp n ie
w W iedniu przy k o ściele Ś w . R up rechta. P o n o w n ie w raca do kraju
J .w 1. 1891— 98 działa jak o proboszcz w Z ałosieczu (pow . k rzem ie­
niecki).
„! F ilip in k i — k on gregacja n ie w ia st założona przez bogatego k upca
sie n y , p en iten ta św . F ilip a z N eri, jako w yraz czci i w d zięczn ości
cp? te Soż św ięteg o , zatw ierd zon a przez B en ed yk ta X V w 1744 r. Jej
em ■Je st w y ch o w y w a n ie ubogich dziew cząt.
2
stycznia. W torek. Pierw szy raz w Collegium Rom anum .
Sala ogrom na a w niej z całego św iata młodzież duchow na, bo
i A m erykanie i M urzyn jeden, razem do 300. W ykładają szcze­
gólnie dogm atykę polemiczną, k tó ra jest jakoby królow ą nauk.
Profesorzy jezuici, m iędzy innym i: o. C ardella 78 odznaczający się
jasnym i przystępnym w ykładem i o. F ranzelin 79, głęboki filozof
i teolog niem iecki, tylko nieco za ścisły i ciemny. M oralną daje
dow cipny eksadw okat o. B a lle rin i80 często w śród ogrom nego
śm iechu, inne przedm ioty są podrzędne. Pism o św. tłum aczy
sław ny, ale nieco słaby i sta ry o. P atrici. Po długich debatach
i za zezw oleniem o. p refekta P e rr o n e 81 pozwolono m i chodzić
tylko dwa roki na dogm atykę i w tym roku zdawać egzamin.
6 stycznia. O dpraw iw szy mszę św. u pp. filipinek idę do
Sekstyńskiej Kaplicy, gdzie ojciec św. słucha mszy m ianej przez
k ard y n ała biskupa Palirego. Obrzęd w spaniały, każe przełożony
serw itów 82 po łacinie. Poniew aż resta u rac ja przyszłego Kolegium
Polskiego bardzo powoli postępuje, m usim y więc m ieszkać obok
M arii M aggiore bez opieki, bez książek, nieczynnie. Stąd niedo­
godności różne, niesm ak, obaw y o przyszłość, co jednak o. P io tr
łagodzi.
13 stycznia. W kościele S. A ndrea della Valle. Ojciec P io tr
ma o statn i z kolei kazanie polskie, w ym ow ne i gorące o potrze­
bach teraźniejszych i odrodzeniu narodu przez w iarę, nadzieję
i miłość.
14 stycznia. W P ropagandzie Accademia Polyglotta w 30 róż­
nych językach, przy tym śpiewy.
78 Ks. W alerian C a r d e l l a TJ, prof. filo z o fii w K o leg iu m R zym ­
sk im w 1. 1853— 58, oraz te o lo g ii dcfem atycznej w 1. 1861— 68, zaś
w 1. 1868— 72 rek tor w sp ó łp ra co w n ik ó w czasop ism a „C iv ilta C attolic a ”, w 1. 1872— 76 rek tor K o leg iu m R zym sk iego, a n a stęp n ie U n iw e r­
sy tetu G regoriań sk iego, autor szeregu p rac z d zied zin y filo z o fii i te o ­
logii, zm arł w R zym ie w 1891 r.
79 Ks. Jan C hrzciciel F r a n z e l i n TJ, w 1834 r. w stą p ił do zakonu.
P o uk oń czen iu stu d ió w teo lo g iczn y ch w K o leg iu m R zym sk im w y k ła d a ł
w nim ję z y k i w sch o d n ie, w 1857 r. ob jął k a ted rę d o gm atyk i w tym że
U n iw ersy tecie. W rok u 1876 został k ard yn ałem , człon ek szeregu k o n ­
gregacji rzym sk ich , autor w ie lu d zieł teo lo g iczn y ch .
80 Ks. F ran ciszek B a l l e r i n i T J (1805— 1874). Jako k ap łan w stą ­
p ił w roku 1834 do TJ, autor szereg u prac.
81 Ks. Jan P e r r o n e TJ (1794— 1876). Jako k ap łan w stą p ił w ro ­
k u 1815 do TJ, prof. teo lo g ii d ogm atyczn ej w R zym ie. C ieszy ł się
w ielk im p ow ażan iem ze stro n y p ap ieża G rzegorza X V I, P iu sa IX
i L eon a X III, k an d yd at do g o d n o ści k a rd y n a lsk iej, k tórej n ie p rzyjął,
autor szeregu dzieł teo lo g iczn y ch .
82 S erw ici — zakon założon y w 1255 r. przez sied m iu p a try cju szy
flo ren ck ich , zatw ierd zo n y 26 V 1255 r. p rzez A lek sa n d ra IV, a osta ­
teczn ie p rzez B en ed y k ta X V w 1304 r. Ich celem b y ła cześć M atki
B ożej B olesn ej poprzez m o d litw ę, ro zm y śla n ia i u m artw ien ie.
Yi_ig Śliczne nabożeństw o w kościele A ndrea delle F ra tte
na p a m ią tk ę naw rócenia się A lfonsa [z] R atysbony 33.
18 Czw artek. P rodukcja w okalna ab. L is z ta 84 w A ra Coeli
„ M a ter s p e c io s a ” .
20. Sobota. W kościele Sw. Agnieszki. Piazza Navona. O dbie­
ram z w ielką pociechą list ks. proboszcza D ittricha. Tęsknota za
ojczyzną i pracą parafialną. Pod względem politycznym niepo­
dległość ojca św. polega na 10 000 bagnetów francuskich, k tó re
bronią bram m iasta i placów publicznych. Z ew nątrz w górach
uw ijają się b ry g a n c i85, w ew n ątrz niby spokój, lecz w ypadki szty letow ań nie są rzadkie. A w an tu ra kuzyna księżnej Odescalchi.
21. Niedziela. W kościele Sw. Agnieszki za m iastem .
24
stycznia. O dbieram list od L udw ika Balickiego z prośbą,
bym się dowiedział o losie b rata, H enryka. Tenże jest w Rzy­
mie. W skutek pielgrzym ki do Asyżu zapadł mocno na zdrow iu,
lecz teraz ma się już lepiej, ducha zawsze silnego.
2 lutego. Piątek. W kościółku m atk i M akryny 86. N astępne dni
w Collegium i w domu przy pracy.
3 lutego. Rozpoczyna się karn aw ał, czyli czas szaleństw a dla
Rzymu.
4 lutego. W bazylice S. Lorenzo i na polach obok Rzymu.
7. Środa. Rozpoczynamy pobożną p rak ty k ę przez św. Filipa
Nereusza w prow adzoną odw iedzania siedm iu bazylik. Po południu
u Sw. P iotra, gdzie gubię U A n n e e liturgiąue.
8. Czwartek. R ano o 8 w e w spaniałej bazylice Św. P aw ła.
Śniadanie w sław nym hotelu, dalej pielgrzym ka w śród śpiewów,
m edytacja różańcowa do Sw. S ebastiana, d alej do Sw. Ja n a L ateraneńskiego (obok t r a t t o r i i 87 drugie śniadanie), do bazyliki Sw.
Krzyża, Św. W awrzyńca i M arii Maggiore. Po obiedzie o 5 w ie­
czorem pogadanka z gośćmi z Poznania.
9. P iątek. Dieta w skutek oblężenia. O trzym uję z k ra ju Szem atyzm . Dzień schodzi w śród czytania dogmy Franzelina.
83 A lfo n s M aria z R a t y z b o n y (1812— 1884), Ż yd, adw okat, b a n ­
kier. N aw ró co n y na w ia rę k atolick ą w 1842 r. na sk u tek ukazan ia się
m u w k o ściele S. A n d rea d elle F ratte N .M .P., w 1847 r. otrzym ał
św ięcen ia k ap łań sk ie, b y ł człon k iem K ap łan ów NM P S yjoń sk iej.
84 F ran ciszek L i s z t (1811— 1886), w ęg iersk i kom p ozytor, p ian ista.
W roku 1865 otrzym ał w R zym ie św ięcen ia k ap łań sk ie n iższe (abbe)
i odtąd od d aw ał się tw ó rczo ści w zak resie m u zyk i k o ścieln ej.
85 b rygan t (w łos. brig a n te ) — rozbójnik.
M M iec zy sła w a M akryna, p rzełożon a sióstr b a zylian ek w M ińsku,
w roku 1838 sio str y k arn ie za trw a n ie przy u n ii zo sta ły deportow an e
do k lasztoru p ra w o sła w n eg o w W itebsk u, n a stęp n ie w 1840 r. do
P ołocka. S tąd w 1848 r. m atk a M akryna zbiegła w raz z trzem a sio­
stram i do P aryża a n a stęp n ie do R zym u,
tra tto ria — gospoda.
10— 14. K arnaw ał, czyli czas szaleństw a dla Rzymu. Na uli­
cach Corso ciżba m asek, gw ar, krzyki pijanych.
14
lutego. Popielec. U rządzam y sobie stancje w przyszłym Ko­
legium , do którego w zdycham y jak Żydzi do K anaan,
17
lutego. P rzybyw a do nas szósty kolega, Juliusz D rohojow s k i 88, w ołynianin, k ap itan ułanów polskich w roku 1863, potem
in sp ek to r dróg i szef m uzyki w e F rancji. Objechawszy pół Eu­
ropy do Rzym u jako do przystani zawinął.
Piszę list do ks. kanclerza Łobosa, a 20 do p. hr. B adeniowej
o niektórych w rażeniach z Rzymu, szczególnie ze strony re li­
gijnej... Pobożność rzym ska jest w ielka, jedyna w świecie, a to
we w szystkich w arstw ach społeczeństwa, lecz trzeba jej szukać
w m ałych kościółkach jak u s a k ra m e n te k 89 i przy m niejszych
uroczystościach, bo w spanialsze cerem onie m ają niejako cechą
teatraln ą, a w skutek natłoku w strętnych ciekaw ców (BekasówAng.) tracą w iele z swego uroku. Lud sam jest nieco ciem ny,
gw ałtow ny, o porządek i czystość mało dbały, stąd na ulicach
m ożna spotkać często nie bardzo estetyczne w idowiska. Całe ży­
cie jego m a ustrój kościelny, stąd na kam ienicach i w dom ach
(naw et w szynkowniach) obraz M adonny z lam pą, stąd różne
obrzędy jak św ięcenie koni w dzień św. Antoniego 17 stycznia.
Reszta lutego schodzi w śród pracy i oczekiwania rychłego
przeniesienia się, co jednak nie wiem dlaczego ciągle się opóźnia.
24 lutego. D ysputa teologiczna w Kolegium sposobem scholastycznym .
25 lutego. Zapadam nieco na zdrow iu na skutek przeziębienia
(o co nie tru d n o w pokojach bez pieców) i dostaję lekkiej febry;
gdy nie ustaje, idę 28 lutego do lekarza, słynnego hom eopaty,
d r Wahle.
26 luty. P rym icje o. R afała CR.
28
lutego. Środa. D ostaję z dom u list od ks. proboszcza i ro­
dziców ku w ielkiej pocieszed. Donoszą mi o pojaw iających się
słupach ognistych i innych znakach na niebie, co rozm arzoną
już tak niektórych (i o. Piotra) fan tazję jeszcze bardziej roz«J N a s tę p n y w y r a z : od czytu ję w y k r e ś lo n y .
88 K s. J u liu sz D r o h o j o w s k i (1836— 1916). Po k lęsce p o w sta n ia
1863 r., w k tó rym b rał czy n n y udział, em ig ro w a ł do P aryża, n a stęp ­
n ie do R zym u, g d zie p rzyjął św ięcen ia k a p ła ń sk ie u z m a rtw y ch w sta ń ­
ców . W roku 1868 p ow rócił do kraju. O brotny, ru ch liw y , otoczon y
aureolą b ojow n ik a i kapłana, c ieszy ł się ogóln ą sym p atią. B y ł h o n o ­
ro w y m k an on ik iem w ileń sk im , k a p ela n em T o w a rzy stw a D ob roczyn ­
ności, T o w arzystw a S trzeleck ieg o , w icep rezesem P r zy tu lisk a W ete­
ranów .
89 S ak ram en tk i — zgrom ad zen ie zak on n e założon e przez 3w . K a ta ­
rzynę z Bar' w X V III w . G łó w n y m jeg o zadaniem je st n ieu sta n n a
adoracja N ajśw . Sakram entu.
wa. W R z y m ie k rążą różne proroctw a i wizje (jakiejś M arii
Taigi w. o. B e r n a r d a e tc .) o zbliżających s ię dniach ciemności
i wielkiego tr iu m fu dla Kościoła.
I m arca. D ow iadujem y się, że ojciec św. ma w przyszłym
roku (1867) zwołać koncylium powszechne i kanonizow ać (do
100?) świętych.
4
m arca. Naznaczony dzień św. Kazim ierza, jako dzień o tw ar­
cia nowego sem inarium , przem ija jak tyle dotąd term inów bez
skutku. Dla nas nowy zawód gorąco upragnionych nadziei. P rzy ­
czyną tej zwłoki jest raz zbytnia powolność i drobiazgowość
kom isji urządzającej, na k tó rej czele jest kard. C larelli P aracciani, pow tóre niechęć niektórych kardynałów (szczególnie Anton elleg o 90) przeciw zm artw ychw stańcom , know anie Moskwy
i względy fizyczne (zbytnia wilgoć).
10
m arca. Ojciec P i o t r e m ianow any 8 m arca rek to rem sem i­
narium przedstaw ia nas zacnej Polce, księżnej Odescalchi, k tó ra
mnie, ks. Ciechowiczowi i R adziejew skiem u daje fundusz.
II m arca. P rym icje ks. Pepińskego z Poznańskiego u Św.
Klaudiusza. P rzybyw ają do Rzymu: ks. arcybiskup [gnieźnieńsko]poznański hr. L edóch o w sk i91 i o. A leksander Je ło w ie c k i92 z P a­
ryża. Piszę list do kochanego ks. Józefa Gruszczyńskiego, seniora
z Sambora.
Dobre chęci i pro jek ta względem urządzenia życia i stosun­
ków w zajem nych w Kolegium Polskim . Nabożeństwo w ielkopost­
e N a s tę p n y w y r a z w y k r e ś lo n y .
90 Kard. Jakub A n t o n e l l i (1806— 1876), sekretarz stan u P iu sa IX.
Studia p raw n icze od b yw ał w U n iw ersy tecie P raw n iczym R zym skim
Sapientia, w 1827 r. zo sta ł d oktorem obojga praw , w 1830 pow ołan y
do k on gregacji „boun gou v ern o ” n a stęp n ie do m in isterstw a spraw
w ew n ętrzn y ch , w 1845 r. n a skarbnik a K am ery A p o sto lsk iej, w 1847 r.
m ian ow an y k ard y n a łem i p rezyd en tem C onsulta di S tato, w 1848 r.
prezesem św ieck ieg o m in isterstw a oraz sek retarzem stanu. T en ostatni
urząd p ełn ił aż do śm ierci.
91 Kard. M ieczy sła w L e d ó c h o w s k i (1822— 1902), ta jn y p od k o­
m orzy i p rałat d om ow y P iu sa IX , w y św ię c o n y w 1848 r. w R zym ie
na k ap łan a, w 1865 r. został arcyb isk u p em g n ieźn ień sk o-p ozn ań sk im .
w roku 1872 w y stą p ił zd ecy d o w a n ie p rzeciw ko „u staw om m a jo w y m ”
rządu p ru sk iego i p rzeciw ko n au czan iu relig ii w języ k u n iem ieck im .
W la ta ch 1874— 1876 u w ięzio n y i osadzony w O straw ie, n a stęp n ie w y ­
w iezio n y do A u strii, skąd w y je c h a ł do R zym u. T u w roku 1876 p o­
w o ła n y został do k o legiu m k ard yn ałów , od 1892 r. p refek t K ongregacji
Propagandy.
92 Ks. A lek san d er J e ł o w i c k i (180/4— 1877).
S tu d ia p raw nicze
u k oń czył w W arszaw ie w 1827 r. P o k lęsce p o w sta n ia listop ad ow ego
em igrow ał do F ran cji, g d zie w P aryżu w stą p ił do sem in ariu m św ie c ‘® s °j św ięcen ia otrzym ał w 1841 r., w roku n a stęp n y m w stą p ił do
a rtw y ch w sta ń có w . Z a sły n ą ł jako kaznodzieja, w y d a w ca i redaktor
Wo-egu c.z as°P ism m. in.: „R ocznik em igracji p o lsk ie j”, „W iadom ości
Krajowe i zagran iczne”.
ne m a tu ta j w ybitnie ch a rak ter pokutny. Świadczą o tym po­
ważne procesje i stacje oo. kapucynów , lub b ractw zakapturzonych śpiew ających po ulicach litanie. Z tego ducha w ypłynęła
instytucja jałm użników zw anych S acco n i93, tj. ludzi z najw yż­
szych w arstw , którzy w płóciennych w orach, zakryci, boso że­
brzą po ulicach. Dochodzą nas wieści o nieporozum ieniach P ru s
i A ustrii, stąd niepokój naszych poznańczyków.
15
m arca. P rzedstaw iam y się wszyscy (6) ks. prym asow i, k tó ry
nas m ile p rzy jm uje i w ielkie obudzą nadzieje, iż przez nas od­
rodzi się nieco duch kapłaństw a w Polsce. Dzień św. Józefa n a ­
znaczony jest na otw arcie sem inarium 94.
19
m arca. N adzieja znowu zawiodła, m y jeszcze na placu Ma­
ria M aggiore. Rano obchodzę n iektóre (12) kościoły Rzymu, po­
tem subdiakonuję o. P iotrow i do sum y u Sw. K laudiusza. N a­
stępny tydzień upływ a przy czytaniu T ournely’ego 95.
24
m arca. Sobota. Tandem aliąuando zaw italiśm y do u p ra ­
gnionego K anaan. Rano sprow adzam y się do Sem inarza! Po po­
łudniu o 5 przyjeżdża kard. C larelli w tow arzystw ie wielkiego
przyjaciela P olaków arcybiskupa F ra n c h ie g o 96 i m onsignorów
S im eoniego97 i Passeriniego. K ardynał do nas przem aw ia po
włosku, po czym zwiedza kaplicę, apartam enta, salę re k reacy jn ą
(gdzie się także trochę rekreuje); udzieliw szy błogosław ieństw a —
odjeżdża. M y natychm iast rozpoczynam y w imię Boże rekolekcje,
k tó re z w ielką żarliw ością daje nam o. A leksander Jełow icki.
Pierw sza przem ow a o potrzebie odrodzenia się duchow ieństw a
polskiego i o duchu kapłańskim . Przed tym na uproszenie opieki
93 S accon i — tą n azw ą ok reślan o zau szn ik ów , szp ieg ó w in k w iz y cyjn ych , k tórzy n o sili odzież w k szta łcie w ora z k ap tu rem , p rzep a­
san ego pow rozem , na n ogach san d ały. T w arz m ie li zakrytą zasłon ą,
z otw oram i na oczy. C zu w ali oni nad za ch ow an iem p o stó w itp.
94 P a p iesk ie K o leg iu m P o lsk ie założon e przez zm artw y ch w sta ń có w :
o. P io tra S em en en k ę i H ieron im a K a jsiew icz a . P o w sta ło on o p ie r w o t­
n ie p rzy V ia S alara V ecch ia 53, jego o tw a rcie n a stą p iło 24 m arca
1866 r. (Zob. ks. P a w e ł S m o l i k o w s k i CR, — H isto ria K o le g iu m
P o lsk ie g o w R z y m ie p o d łu g ź r ó d e ł r ę k o p iś m ie n n y c h . K rak ów 1896).
95 K s. H on orat T o u r n e 1 y (1658— 1729), sły n n y i w y b itn y dog­
m atyk , od 1688 prof. te o lo g ii w D ouai, od 1692 prof. Sorbony, g d zie
w y k ła d a ł teo lo g ię d ogm atyczną p rzez 24 lata. Z d ecy d o w a n y p rzeciw ­
n ik k artezjan izm u i jan sen izm u , autor cen n y ch dzieł teo lo g iczn y ch .
96 K ard. A lek sa n d er F r a n c h i (1819— 1878). P o stu d ia ch p racu je
w K on gregacji dla sp ra w kośc. nadzw ., w 1853 r. w H iszp a n ii b rał
udział w zaw arciu kon k ord atu , od 1856 r. arcbp T essa lo n ik i in ter.
n u n cju sz przy dw orze to sk a ń sk im w e F lo ren cji, od 1873 r. k a rd y n a ł
a n a stęp n ie sek retarz stanu.
97 Jan S i m e o n i (1816— 1892), prof. te o lo g ii w K o leg iu m de P r o ­
paganda da F id e, au d ytor n u n cja tu ry w M adrycie, od 1857 r. arcbp
ty tu la rn y ch alced oń sk i i sek retarz K on g reg a cji Prop. Fide, od 1875 r.
n u n cju sz H iszp an ii i k ard yn ał, od 1876 r. sek retarz stanu.
N ajśw . P anny trzecia część różańca i w ezw anie pomocy patrona
sem inarium , św. Jan a K antego. K olacja i pacierze.
Niedziela Palmowa 25 marca 1866, pierwszy dzień
w Kolegium Polskim
Rano o 5,30 dzwonek budzi — m odlitw y i rozm yślanie o koń­
cu człowieka a szczególnie kapłana, msza św. najprzód ojca re k ­
tora, 2. ks. w icerektora, 3. moja. Czytanie duchowne. O 11*—12
konferencja „O szk a rad z ief grzechu, bo on jest buntem przeciw
Stw órcy i zdeptaniem K rw i Z baw iciela”; po czym czytanie du­
chowne. O 12,30 rachunek sum ienia i Anioł Pański. Po obiedzie
pobożny spoczynek. O 3 konferencja o spowiedzi, jej szczególnej
potrzebie dla kapłanów — roztrząśnienie sum ienia. C zytanie du­
chowne. O 6 konferencja o tajem nicy W cielenia, cnotach: czy­
stości i pokory i trojakim fiat; pierw szym przy stw orzeniu, d ru ­
gim M aryi, a trzecim naszym, k tó re ciągle mówić mamy. Po
czym różaniec, kolacja i pacierze.
26 m arca 1866. M odlitw a ran n a, rozm yślania o k arach za
grzech: 1. Aniołów, 2. A dam a i innych ludzi. Mszę św. m a ks.
wicerektor. O 10 gorąca konferencja na tekst Mane T ekel Fares,
tj. policzył Bóg łaski nam dane i grzechy nasze odważył nam
i znalazł nic nie m ających, podzielił, raczej oddzielił od siebie.
Jedna tylko droga pow rotu przez Morze Czerwone czyli Morze
K rw i Jezusa C hrystusa, gdzie P an Jezus łódką i sternikiem ; od
nas tylko zależy w ybrać go za cząstkę swoją i nigdy nie opusz­
czać. Potem czytanie duchow ne. O 12,30 rachunek sum ienia. Po
obiedzie pobożny spoczynek. O 3 konferencja o czujności po­
trzebnej kapłanom — nauka n ad er praktyczna, o chorobach i ra ­
nach duchow ieństw a polskiego, k tó re jest rakiem n arodu pol­
skiego, [o] brew iarzu, mszy św., kazalnicy, spowiedzi, [o] domo­
wym życiu. W yrzuty różnych uchybień i dobre postanow ienia na
później. C zytanie duchow ne i brew iarz. O 6 konferencja o po­
trzebach i w arunkach m odlitw y. Zaniedbanie jej sprowadziło
upadek duchow ieństw a w Polsce. Różaniec. Pacierze.
27 m arca. W torek. O 5,30 rozm yślanie o śm ierci i sądzie.
O 10 konferencja o naśladow aniu Jezusa C hrystusa w e w szyst­
kich stosunkach życia. C zytanie; o 3 konferencja o karności do­
mowej. Potem spowiedź przed o. P iotrem od czasu święcenia.
Myśl o życiu zakonnym. O 6 różaniec i konferencja o w zajem ­
nej miłości.
f Następne dwa wyrazy wykreślone.
Postanowienia
uczynione P anu Bogu podczas rekolekcji w Rzymie
24—28 m arca r. 1866
1. We w szystkim tylko chw ały Bożej szukać.
2. Całe swe życie P anu Bogu i zbaw ieniu duszy w łasnej i in­
nych poświęcić.
3. Co dzień rano i wieczór pew ien czas (najm niej kw adrans)
czytaniu duchow nem u i rozm yślaniu oddać.
4. Co sobota jakiś kościół odwiedzić, jałm użnę ku czci N ajśw .
P an n y dać, a w ieczór lub w niedzielę koronkę do N ajśw .
P anny odmówić.
5. Każdego m iesiąca raz dla uproszenia sobie ducha k ap łań ­
skiego pielgrzym kę do Scala Sancta za zezwoleniem przeło­
żonych odpraw ić.
6. Podczas przechadzki lub w tow arzystw ie mieć oczy skrom nie
spuszczone.
7. C hronić się próżnych m arzeń.
8. C hronić się w ielom ów stw a i m ów ienia o sobie.
9. B rew iarz ze skupieniem odm awiać, gdy tylko można w k a­
plicy i jak najczęściej na adorację chodzić.
10. Chronić się próżności zew nętrznej.
11. W K olegium spowiadać się w edług przepisu a na świecie
p rzynajm niej raz na m iesiąc i w ten dzień także m ałe rek o ­
lekcje odpraw ić.
12. W szystkie obowiązki domowe, choćby drobiazgowe, sum ien­
nie spełnić.
13. Uczyć się nie aby więcej wiedzieć, lecz aby lepiej poznać
P. Boga.
14. Z kolegam i koniecznie zgodę zachować, we w szystkim być
pokorny.
28 m arca. W ielka Środa. Rano m edytacja o przyjęciu P ana
Jezusa w kom unii św. i rozpoczęciu życia nowego. Po m szy św.
o. A leksander przychodzi do nas, J. E. arcybiskup i prym as hr.
Ledóchowski odpraw ia mszę św., udziela kom unii św., po czym
zwiedza sem inarium . O 11 idziem y do Kolosseum, aby odbyć
Drogę Krzyżową. Po obiedzie, złożywszy P anu Bogu dzięki za
wszystko, zgrom adzam y się z o. A leksandrem Jełow ickim w sali
rek reacy jn ej, gdzie panuje powszechna wesołość. O 3 idziem y
w raz z w iceregensem do K aplicy S ykstyńskiej, aby słyszeć sław ne
Miserere.
29 m arca. W ielki C zw artek. Rano m edytacja o ustanow ieniu
Najśw. S akram entu, w którym Zbaw iciel daje nam swoje ciało,
swego ducha (myśli, pragnienia, dążności, spraw y) i swą osobę,
a potem przyjąw szy z rą k o. re k to ra kom unię św. idziem y do
b a z y lik i Św. P iotra, gdzie już w ielkie są przygotow ania. Rozmo­
wa z Rusinem z K olegium Greckiego. O 12 przychodzi ojciec
św., Po odczytaniu Ew angelii um yw a trzy n astu apostołom (mię­
dzy tym i jest i nasz w icerektor) nogi. Scena w spaniała. W ie­
czorem zwiedzam y groby (które w Rzymie stosownie do litu rg ii
w W ielki C zw artek się staw ia) w T orr de S petri (gdzie ciało
św. Franciszki), A l Gesu, u Św. Ignacego, Św. Klaudiusza.
30 m arca. W ielki P iątek. M edytacja o śm ierci P an a Jezusa:
1. U m arł jako Król, a tronem jego krzyż i k ated rą nauczanie,
poddani m u u rąg ają i bluźnią, a on przebacza i ogłasza kodeks
miłości: „Ojcze odpuść im ”. Ł otr w ierzy pierw szy i pierw szy
przyjęty do K rólestw a. My wszyscy poddani jego, w inniśm y pełnić
wolę naszego K róla i służyć w iernie w K rólestw ie na ziemi —
Kościele, aby być w K rólestw ie niebieskim .
2. U m arł jako człowiek w ylaw szy w szystką krew , k tó rą nam od­
dał, a chcąc nas uczestnikam i jej uczynić woła: „P rag n ę”, udziela
się nam w Najśw. Sakram encie, czyni jednym ciałem i duszą
z sobą, czyni braćm i i synam i M aryi, „N iew iasto”, bądźm y w ięc
w iernym i synam i M aryi.
3. U m arł jako Bóg, przygnieciony grzecham i naszymi, p rz y p u ­
szcza opuszczenie ducha swego od w idzenia Ojca, k tó ry teraz jest
dlań zagniew anym sędzią. „Boże m ój”. Lecz w krótce podnosi
z ufnością głos: „Ojcze, w ręce”. I m y podobnie w inniśm y mówić
w życiu i śm ierci: „Ojcze”, abyśm y kiedyś w tow arzystw ie J e ­
zusa zawołać mogli: „Spełniło się”.
0 11 asystuję o. P iotrow i jako subdiakon podczas cerem onii.
Po obiedzie pielgrzym ka św ięta do Scala Sancta, gdzie jest w y­
staw iony obraz najśw iętszy, do bazyliki Św. Krzyża, do kościoła
Sw. P raksedy, gdzie czcim y Słup Biczowania.
31. W ielka Sobota. Rano u Sw. K laudiusza podczas cerem onii s.
1 kw ietnia. W ielka Niedziela. O dpraw iw szy mszę św. idę z ko­
legami, nad którym i uczyniono m ię dziekanem , do Sw. Piotra.
Kościół już praw ie pełen — w łaśnie wnoszą na złotym tro n ie
pod baldachim em ojca św. Rozpoczyna się w spaniała n ader msza
św. z uroczystym podniesieniem i kom unią. Ścisk w ielki ludzi
z różnych stron św iata. W yrzuceni praw ie z kościoła grupujem y
się na ogrom nym placu, k tó ry cały ludem i w ojskiem ok ry ty
śliczny przedstaw ia widok. Rozmowa z H enrykiem Balickim .
Wtem ojciec św. okazuje się w loży poprzedzony kardynałam i,
podnosi się na tronie, w yciąga ręce i z niew ysłow ioną powagą,
pełen w zruszenia daje błogosław ieństw o Urbi et Orbi. Tłum y
zachwycone w ołają: V ive le roi, podczas gdy grzm ią działa na
g Następne cztery wyrazy wykreślone.
Z am k u Sw. Anioła. Po czym święcone na via Paolina, z czego
jed n ak dla bólu głowy mało korzystam . W ieczorem idziem y zno­
w u do Sw. P io tra i z g alerii p. Korzeniow skiego podziwiam y cu­
dne ośw ietlenie kopuły Sw. P io tra (500 ludzi zapala 2000 lamp),
szczególnie zaś nagłą zm ianę św iatła.
2 k w ietnia. W ielki Poniedziałek. Rano u Św. K laudiusza, gdzie
ks. W ładysław W itkow ski CR m a prym icje.
3 kw ietnia. W ieczorem ognie sztuczne na M onte Pincio —
szczególnie podziw iam y kościół zaim prow izow any, różnobarw ne
fontanny, rak iety , gwiazdy, zm iany św iatła. O dtąd zaczynam p ra ­
cować nad tra k ta ta m i De Gratia et de Deo 98 podług T ournely’ego.
W ieczór św ietna ilum inacja na pam iątkę pow rotu ojca św.
z G aety
Od W ielkanocy zaczynają się budzić w duszy dziwne prag n ie­
nia życia doskonalszego, naw et zakonnego, którym nauki dają siły
i ognia, a niespodziew any w idok celki św. Stanisław a w skazuje
pew ny w y razisty kierunek. S tąd w duszy niepokój, szukanie ulgi
w częstym odw iedzaniu kościołów, m ianowicie [kaplicy] Św. S ta­
nisław a K ostki, zw ierzenia się o. Piotrow i, a w reszcie dla zro­
zum ienia w oli Bożej odpraw ienie ośm iodniowych rekolekcji.
16—24 kw ietnia. W ołanie Boże zdało m i się nieom ylne, w tej
ted y m yśli piszę do rodziców i do ks. rek to ra, by ich przygoto­
wać. Lecz dzień św. M arka po odpraw ieniu stacji w Kolosseum
dziw ną zm ianę spraw ił: w rócił spokój i zdało m i się zrozumieć
głos Boży, iż na teraz nie takie są względem m nie w yroki. Spo­
k o jnie poddałem się wyższym zrządzeniom i w róciłem do prze­
znaczonej pracy. Rodzi się w duszy pragnienie pielgrzym ki do
Ziem i Św iętej 10°.
Dnia 27 kw ietnia. W piątek o godzinie 5 byliśm y wszyscy
z przełożonym i i o. Jełow ickim (który przyniósł 2100 fr. św ięto­
p ietrza od em igracji paryskiej) na audiencji u ojca św. P rzyjął
nas n ad er serdecznie w sali konsystorskiej tajn ej. Gdy wszedł
i zobaczył nas w rzędzie klęczących zaw ołał wesoło: Ecce pusillus
grex, a na słowa o. rektora: „Ojcze św ięty, oto pierw sze roślinki
zaszczepione n a chw ałę Kościoła proszą twego błogosław ieństw a”,
odrzekł: „Błogosławię Wam. Przybyliście tu taj nabrać ducha Bo­
żego i nauki, bądźcież w iernym i waszem u powołaniu i obowiąz­
kom, abyście kiedyś, gdy Bóg pozwoli w am wrócić do kraju ,
stali się pociechą dla tego wielce nieszczęśliwego narodu”. Po czym
98 Zob. ks. H. T o u r n e 1 y, P r a e le c tio n e s T h eo lo g ica e. V en etiis 1758,
99 G aeta, położona w k r ó le stw ie n eap olitań sk im , k tórego królem
b y ł F erdyn and II, p rzy ja ciel papieża. P o b y t p apieża w G aecie trw ał
od 24 X I 1848 r. do 4 IX 1849 r.
100 Z realizo w an iem ty c h p ragn ień b y ła p ielgrzym k a do Z iem i Ś w ię ­
te j w 1872.
dodał
i nogę
Addio
Od
kilka słów zachęty, zbliżył się do każdego, dał m edalik
do pocałowania. W reszcie pobłogosławił i odszedł mówiąc:
m iei figliuoli. A ddio mio caro rettore.
9 k w ie t n ia o d p r a w ia m m s z ę ś w . w b lis k im k o ś c ie le Sw.
M a r ty n y , a 20 b [m .] w n ie d z ie lę d la k o n g r e g a c ji a r ty s tó w .
1
m aja 1866. Rozpoczynamy nabożeństw o m ajow e w kapliczce
ku czci Najśw. Panny, składające się z litan ii i benedykcji Najśw.
S akram entem , którym od 29 k w ietn ia ubłogosławioną została na­
sza kapliczka.
3
m aja. Oczekujem y wszyscy ojca św., lecz darem nie. Do m nie
przychodzi rozpaczliwy list od rodziców pełen je re m ia d 101, na
który 4-go odpisuję zaspokajająco.
6
m aja. Rozpoczynam znow u odwiedzać Collegium Rom anum .
O trzym uję ojcowski list ks. re k to ra Skw ierczyńskiego pełen do­
brych rad.
10
m aja. Ojciec św. celebruje u Św. Jan a L ateraneńskiego w dzień
W niebow stąpienia i daje solenne błogosławieństwo. W idok prze­
śliczny ludu, m urów i okolicy. W tym czasie n ad ają nam reg u ­
lam in, ustala się porządek dzienny, k tó ry jest taki: rano o go­
dzinie 4,45 w stajem y, o 5,15 m odlitw a i m edytacja na tek st czy­
tan y z Roku C hrystusow ego do 6; potem msza św. (wśród k tórej
ja wychodzę do Sw. M artyny). O 7 śniadanie, m ilczenie i praca —
przed i po kolegiach. h O 11,30 czytanie duchow ne codzienne,
a w niedzielę k o n fe re n c ja h, o 11,45 rachunek sum ienia. Obiad,
re k reacja wspólna do 1,30, praca lu b siesta, w lecie po kolegiach
spacer (wśród którego pogadanka lub różaniec trzecia część) do
Ave M aria; dalej kolacja, 1/2 godz. rek reacja, m odlitw y, spoczy­
nek stosownie do zm iany Ave M aria. Co miesiąc jeden dzień re ­
kolekcji. Takie jest życie zew nętrzne; przejaw am i zaś w ew n ętrz­
nego są dążenia do udoskonalenia się oraz gorące pragnienie,
aby poznać i nabyć ducha C hrystusowego, ducha m odlitw y i zu­
pełnego poświęcenia się Bogu, na co w pływ a codzienne rozm y­
ślanie i odwiedzenie W ięzienia Sw. P iotra oraz O brazu Najśw.
P anny Bolesnej. Tęsknota za ojczyzną obudzą gorączkę w pracy.
16 m aja. Środa. Haec dies, quam fecit Dominus.
Przyjeżdża do nas ojciec św. w tow arzystw ie całej kom isji
m onsignorów M erodego102 i S telli w zw ykłym orszaku swej
h-h P r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
101
jerem ia d y — skargi, żale, p ieśn i żałobne. N azw a pochodzi od
proroka Jerem iasza. B yła to zap ew n e odpow iedź na list zap ow iad ający
w stą p ie n ie do TJ.
1*2 F ryd eryk M e r o d e
(1820— 1874) arcbp, prałat i dyplom ata.
Ś w ię c en ia k a p ła ń sk ie otrzym ał w 1848 r., w 1. 1859— 65 m in ister arm ii
pap., a w 1866 r. m ian ow an y jałm u żn ik iem pap. i arcbpem tyt. M elita n i, reform ator szkół p o w szech n ych i różnych in sty tu cji dobro­
czynnych.
św ity, a pobłogosławiwszy nas przy drzw iach klęczących wszedł
po schodach w kw iaty strojnych. I najprzód pom odlił się w k a ­
plicy, gdzie na w idok obrazu św. Jan a K antego rzekł: „Oby Pol­
ska m iała teraz takich kapłanów ”. Potem w sali rek reacy jn ej
usiadł na tronie, m y zaś w rzędzie uklękli. *W sali rek reacy jn ej
n atrę tn e Włoszki biją do okna i nie ustępują, aż im ojciec św.
dał jałm użnę, w skutek czego potem kazał ten dom kupić dla
sem inarium ł. T utaj pow iedział do nas kilka słów gorących i apo­
stolskich zachęcających do pobożności, miłości Kościoła i pracy
gorliw ej, iżbyśm y się stali kiedyś pociechą dla tego nieszczęśli­
wego królestw a: „Nie wiem bowiem, co P an Bóg względem was
zam ierzył”, po czym dodał tonem nieco żartobliw ym : „Ten naród
polski jest trochę dobry i zły. M usiał on dużo zawinić, kiedy
go P an Bóg ta k karze, lecz m usi być u P ana Boga drogim , bo
quem Deus diligit castigat”. Na co odrzekł o. P iotr: „Ojcze św ię­
ty, oto ta g arstk a pracow ać będzie, aby z Polski złej uczynić
św iętą”. Po czym ojciec św. przypuścił każdego z nas do ucało­
w ania nogi i pobłogosławił, za nam i zaś innych. Dalej odwiedził
nasze izby i refek tarz a wszędzie powiedział coś żartobliw ego
lub serdecznego, iż m y wszyscy z tak ą swoboda jak dzieci ojca
otaczali. Od kucharza np. (fratra A ndrea Resurrectionis) zażądał,
aby m u dał jeść frittu ra eon carciofogli, K arola Zellera potargał
za włosy, to znowu w bibliotece opadliśm y go wszyscy natarczy­
wie, aby nam swe p o rtre ty podpisał a gdy Juliusz Drohojew ski
rzekł:,,Saint Pere daignez signer nos portraits”. O drzekł ojciec
św. ze śmiechem: „Voulez vous signer, signer, signer”. W reszcie
usiadł na drew nianym krześle i podpisał stosowne w ierszyki
(mnie np. D ominus regat vos et nihil vobis deerit), lecz tylko
dla sześciu. Podczas pisamia ja trzym ałem kałam arz, lecz gdy
ojciec św. podaw ał pióro, ja w łaśnie na bok głowę zwróciłem,
ted y on zawołał tonem niby gniewnym : „A ttento mio secretarietto”, co w szystkim dało pochop do serdecznego śmiechu. W resz­
cie zabawliwszy u nas trzy kw adranse, pobłogosławił i odjechał
żegnany okrzykam i ludzi.
21
po Zielonych Św iątkach. Zw iedzam y w spaniałą i bogatą
B ibliotekę W atykańską; klęcznik i obraz ojca św., a 22 zaś Mu­
zeum rzeźb starożytnych i obrazów (Muzeum rzym skie, greckie,
etrusków i egipskie), nic rów nego w świecie.
25.
Przychodzi do Rzym u poczciwy chłopek z B a ry c z k i103 (par.
Połom ja) Ignacy Józefczyk piechotą do Rzym u i przynosi list od
ks. G lazera i um ieszcza się w T rin ita dei Pelegrini.
Dnia 31 m aja. Boże Ciało. Rano o 8,45 idziem y oglądać w spa­
niałą procesję do W atykanu, lecz wtłoczeni w ciżbę, popychani
i-i P r z y p is w łą c z o n y d o te k s tu .
105 B aryczka, w ie ś w pow . rzeszow sk im .
i s z tu r c h a n i nic praw ie nie widzim y. Uroczysty i przejm ujący
jest w idok ojca św. klęczącego przed Najśw . S akram entem i nie­
sionego na podwyższeniu.
Dnia 1 czerwca. P iątek. Znowu jestem u ojca św. w ybrany
w raz z R adziejew skim do kom isji, by podziękować za założenie
i odwiedzenie sem inarza. Pojechaliśm y z o. P iotrem i protono­
tariuszem Simeonim k a re tą papieską o 11; po półgodzinnym ocze­
kiw aniu oglądaliśm y słodkie oblicze ojca św. P rzy jął nas z rów ną
serdecznością. Na k ró tk ą przem ow ę i podziękow anie o. P io tra
odrzekł: Poveri Polacchi vanno małe i w czułych słow ach ubole­
w ał nad stanem Kościoła polskiego, iż karność zepsowana, a co
najgorzej trad y cje naw et giną. Przeciw nie we Włoszech, chociaż
prześladow anie się sroży i nie b ra k odstępstw , jednak część dobra
stoi silna jako falanga i nie da upaść tradycjom . T u taj o. P io tr
w trącił kilka słów o sm utnym stanie sem inariów w Polsce, a arcy ­
biskup F ranchi dodał, że i biskupi są w ygnani, lub prześladow ani,
n a co ojciec św.: „P raw da — ten nieszczęśliwy naród w ciągłym
jest ucisku, więc nie dziw, że p raw d a i swoboda rozw inąć się nie
mogą, bo na to potrzeba spokoju. Wy więc (tu do nas się zw ró­
cił) m acie w skrzesić ducha katolickiego 'i być jako lucernae ardentes in loco caliginoso — vere caliginoso”. T u taj odw ażyłem się po­
wiedzieć: Noi speriamo in Deo, z czego bardzo się ucieszył ojciec
św. w ołając: „Bravo! Bravo! więc oni rozum ieją coś po włosku. Ci
Polacy m ają bardzo dobre ucho do nauczenia się obcych języ­
ków. Słyszałem Polaków m ówiących po francusku jak rodowici
F rancuzi”. Na to o. P io tr dodał: „Polacy m ają także serce dobre
do nauczenia się p raw d y ”. W reszcie pobłogosławił nas, pożegnał
i my wrócili[śm y] znow u powozem protonotariusza Simeoniego.
6
czerwca 1866. Tym czasem nad św iatem groźne chm ury się
zbierają. Włosi w rew olucyjnym szale wyw ieszają chorągiew w o j­
ny i zaw ierają sojusz z P rusam i, k tó re pod despotycznym rządem
W ilhelm a I i B ism arcka dążą do ujarzm ienia całych Niemiec.
A ustria zaś nie da się ty m i pogróżkam i odstraszyć i zbroi się do
stanowczej wojny. Św iat pełen oczekiwania, nie dziw więc, że d a­
je w iarę różnym proroctw om na ustach w szystkich będącym . I tak
dziennik „M onde” z 2 czerwca zamieszcza szereg takich przypo­
wieści przypisyw anych szczególnie prostaczkom z W estfalii, z róż­
nych m iejsc i czasów, jak z r. 1270 — 1622, 1722.
Treść ich taka:
1. Po krótkotrw ały m pokoju w ybuchnie w ojna ogólna.
2. Poprzedzą ją w strząśnięcia polityczne i w ojny pom niejsze.
3. Wschód i Północ w alczyć będą z Zachodem i Południem .
4. Mężowie Zachodu i P ołudnia zwyciężą pod wodzą męża po­
tężnego (kulawego), k tó ry nagle powstanie.
5. W alka skończy się w k ilku dniach — w jesieni.
13
czerwca. Z powodu im ienin ks. w icerektora u nas festyn.
Po południu odbieram list od ks. proboszcza i rodziców. Tym cza­
sem (15—20) w ojna gw ałtow nie w ybuchnęła. Na południu Włosi
pod wodzą [Alfonsa] L am arm ory (przy którym jest W iktor Em a­
nuel) i Cialdiniego przechodzą Po z 150 000 w ojska, ale dnia 24
czerwca dostają pod Custozzą od arc. A lbrechta ogrom ne cięgi,
iż co żywo zm ykają za Mincio. Z drugiej strony P rusacy śm iałym i
m arszam i zajm ują H annow er i k ra je do Menu. Podczas gdy
„dziady” się zbroją, a głów nym i w ojskam i pod księciem F erd y ­
nandem K arolem i F ryderykiem W ilhelm em w kraczają 25 czerwca
do Czech, gdzie stoi z 250 000 B enedeck 104 i po zwycięskich utarcz­
kach pod Nachodem (28), Skalitz etc. odnoszą pod K oeniggraetzem
nad A ustriakam i stanow cze zwycięstwo, którzy straciw szy 40 000
ludzi i 160 dział cofają się aż po Wiedeń.
29
czerwca. F estyn z powodu im ienin o. P io tra, wieczór na ilu ­
m inacji.
W tym am barasie 5 lipca A ustria oddaje W enecję Napoleono­
wi III, stąd nowy galim atias. Balicki znowu zasłabł.
5
lipca. P rzy pomocy Bożej zdałem egzam in na m agistra, czyli
licencjat św. teologii. T rw ał przeszło godzinę3. Oponowali o. C ar­
della i dw aj jeszcze jezuici przeciw ko tezom:
1. de existentia m eriti,
2. de operibus in fid eliu m et peccatorum,
3. de conciliatione libertatis nostrae cum scientia divina visionis .
O dtąd zacząłem pracow ać z natężeniem nad dogm atyką, aby
po w akacjach złożyć o statni egzamin.
10
lipca. Ścinają gilotyną dwóch brygantów , których w iele
w górach się uw ija k. Tym czasem strony w ojujące n a północy zbie­
ra ją się 23 lipca do pokoju. Toż samo Włochy, straciw szy w b it­
wie m orskiej pod Lissą 20 lipca trzy okręty, spuściły bardzo z to­
nu. G aribaldi kusi się o Tyrol.
28 lipca. W izyta u o. F ranzelina, prof. dogm atyki, k tó ry nam
praw i o losach teologii.
29 lipca. Piszę list do rodziców.
2 sierpnia. Po odwiedzinach u J. Em. C larellego w yjeżdżam y
na w ilegiaturę do Genzano, ślicznego „paese” nad daw nym Alba
Longa w górach leżącym, skąd się otw iera śliczny w idok na kraj
i morze. Zaczyna się życie sielskie. Rano przy m odlitw ie i w koś­
ciele, w dzień pracujem y (ja nad dogm atyką o. Peronnego). W po­
łudnie słucham y głębokiej filozofii o. P io tra Sem enenki, wieczorem
zaś z kosturem w ręk u robim y wycieczki w góry lub do po­
bliskich miejsc: Albano, Anzio, C astel Gandolfo, C ivitta L avinia,
Galloro, Nemi itd.
14 sierpnia. O ddajem y w izytę kard. C larellem u w Albano.
18
sierpnia. Piszę listy do kolegów z sem inarium i ks. rek to ra
Skw ierczyńskiego w celu egzaminów. Tymczasem nad Rzymem
zbierają się groźne chm ury. M asoneria licząca 8 m ilionów członków
(a 80 000 sam ych ludzi wpływowych) w całym świecie n u rtu je.
W ielkim i jej m istrzam i są: ks. Napoleon, G aribaldi, Bism arck, dla
Polski M ierosław ski, dla W ęgier Kossuth. Rzym czeka hasła do
rew olucji, a tu Francuzi do 15 gru d n ia opuszczają m iasto w sku­
tek konw encji. K ardynałow ie radzą ojcu św. w yjechać, lecz on
104
L u d w ik A u g u st
g łów n od ow od zący arm ii
1866 r.
3 Następne dwa wyrazy wykreślone.
k Następnych dziesięć wyrazów wykreślonych, w tym dwa ostatnie
wyrazy dopisane później i innym atramentem.
6. O statnia bitw a stoczona będzie koło C arrefour du Bouleau
blisko W erb, w W estfalii (kapucyn z D usseldorf r. 1677). W tym
też m iejscu widzieli w r. 1853 ludzie w racający z pola (250) dwa
w ojska (jedno w białych m undurach) uderzające na się pod lasem.
7. Po strasznych spustoszeniach i rzeziach pokój zakw itnie na
nowo.
8. Księża będą zabijani i staną się tak rzadkim i, iż 7 m il bę­
dzie trzeba ich szukać.
9. Lecz jedna religia połączy w szystkich (ojciec św. z 4 k ard y ­
nałam i ucieknie do Kolonii).
10. Potężny książę P ołudnia 'stan ie się cesarzem Niemiec.
11. F ran cja będzie podzielona na trzy stronnictw a.
12. M oskale zbliżają się ku granicom Renu, lecz F rancuzi tak
ich w ytłuką, że tyle tylko wróci do domu, ile trzeba, by zanieść
wieść o klęsce (popi w O snabriick będą śpiewać P arastas).
13. Polacy będą znowu zwyciężeni, lecz za pomocą innych n a­
rodów zwyciężą swych gnębicieli i otrzym ają rząd narodow y
(przep. pasterz w estfalski Jasp ers w r. 1830).
14. Te zdarzenia przypadną w krótce po w prow adzeniu żelaz­
nych dróg do Niemiec (w W estfalii od r. 1849).
15. P ru sy się rozpadną, a król pruski stanie się m niejszym niż
niegdyś m arg rab ia brandenburski (tak przepow iedział w ieśniak
im. Spielbohn zm. 1783 w Kolonii).
16. T aki ma być porządek zdarzeń:
W m aju wszyscy gotować się będą do w ojny, lecz czas jeszcze nie
przyszedł, czerwiec pobudzi także do w ojny, ale czas jeszcze nie
przyszedł, lipiec pokaże się tak okrutnym , iż mężowie będą odbie­
gać żony i dzieci, w sierpniu będą mówić o w ojnie w całei E uro­
pie, we w rześniu i październiku. Ale się nie spełniły...
8 czerwca 1866
B e n e d e c k (1804— 1881), g en era ł au striack i,
au stria ck iej w w o jn ie au striack o-p ru sk iej
zostaje, a w kościele Stigm atum S. F rancisci 2 sierpnia m odli się
głośno, aby P an Bóg zachował Rzym od drapieżnych bestii. Nie­
pokoje o przyszłość.
Dnia 28 sierpnia wycieczka na M onte Cavo, uroczego klasztoru
oo. pasjonistów , k tó ry jak orle gniazdo na górze usiadł. Śliczne
w idoki na m orze, Rzym, K am panię. Pocieszna k aw alkata 105 ośla.
Z pow rotem zw iedzam y P uzzulanę i Rocca di Papa. Prócz człon­
ków K olegium tow arzyszą nam ks. W alery Przew łocki CR i pocz­
ciwy m alarz M uller.
5
w rześnia. W ycieczka do C astel Gandolfo, gdzie zwiedzam y p a­
łac ojca św.
D nia 10 w rześnia. P rzyjeżdża do nas ojciec H ieronim K ajsiewicz 106 przełożony C ongregati R esurrectionis i opowiada o sm u t­
nym stanie kościoła w B razylii. Także z nim o. W incenty, k tó ry
w raz z o. B akanow skim w ybiera się na m isje do Texas, gdzie się
osiedliła 10 000 kolonia polska.
A systujem y biskupow i (spowiednikowi króla Franciszka II)
do sum y w Domo Nuovo. Scena z pończochami.
18
w rześnia. O dbieram list od ks. Skw ierczyńskiego, w któ ­
rym oznajm ia m i o przysłaniu 16 dukatów austr.; asystujem y te ­
muż biskupow i w Domo Nuovo.
26
w rześnia. W ycieczka na osłach do F ra s c a ti107. Po drodze
zwiedzam y stary klasztor Bazylianów w G rotta F errata, w F rasca­
ti kościoły i w ille Torlonia i A ldobrandini, z pow rotem stare
Tusculum i S an M arino. .
29 w rześnia. W yjeżdżam y ran n y m pociągiem na M entorella 10s.
W V elletri m am mszę św., potem koleją do Valm ontone. Tu obiad.
Dalej na pół pieszo do P alestrin y (Praeneste). Tu, zwiedziwszy
pałac B arb erin i (ze sław ną m ozaiką Nilu) i górę della F ortuna,
nocujem y.
30 w rześnia. O dpraw iw szy w katedrze mszę św. idziem y pie­
chotą po strom ych górach i skałach. M inąwszy G uadagnolę (szczyt
gór) o 1 po południu stajem y na M entorella, gdzie w łaśnie po
odpuście. Dzień ten i drugi schodzi na gaw ędzie, oglądaniu k a ­
pliczki św. Eustachego i rajdach.
105 K aw alk ata, orszak k on n y złożon y ze słu g i dw orzan, to w a r zy ­
szący k a recie sw eg o pana.
106 K s. H ieron im K a j s i e w i c z (1812— 1873), k azn od zieja i pisarz
em igracyjn y p olsk i. S tu d ia p ra w n icze u k o ń czy ł w W arszaw ie. P o p o ­
w sta n iu listo p a d o w y m em ig ro w a ł do F ran cji, n a stęp n ie do R zym u.
Tu u k oń czył stu d ia teo lo g iczn e, jed en z z a ło ży c ieli z m a rtw y ch w sta ń ­
ców , p row ad ził pracę m isy jn ą w e F ran cji, B u łg a rii, A m eryce, redaktor
szeregu p ism k atolick ich .
107 F rascati, b lisk o R zym u (24 km ), zarów n o p ięk n em krajobrazu
jak i zab ytk am i p ocią g a liczn y ch tu ry stó w .
108 M en torella, m iejsco w o ść położon a 40 km od R zym u, w górach
S ab ińskich, sły n ie z san k tu ariu m M atki B ożej Ł ask aw ej.
2
października. Rano wychodzim y w drogę, lecz inną okolicą,
bo przez Pisoniano, San-Vito (gdzie obiad), Genazzano (wśród
d e sz c z u odwiedzam y Madonnę), stam tąd powozem i bez strach u
do stacji zostaw iając po lew ej stronie różne paezy: S u b ia co 109,
Civitello, Oleyano, Paliano, A naepii, po praw ej: M onte F o rtuna,
Cavo etc. W nocy stajem y w domu.
Tymczasem w świecie coraz chm urniej, coraz bliżej burzy.
Włosi po nędznej w ojnie otrzym ują pom yślny pokój (bo całą W e­
necję) 6 października i g o tują się do ataku na Rzym. Na g ran i­
cach staw iają w ojska, aby „bronić porządku”. W Rzymie panuje
cisza, czasem tylko zdarzy się jakieś zaburzenie, m ianow icie z po­
wodu banku, k tó ry pod zarządem Filipa hr. A ntonellego w nie­
słychanym jest nieładzie. W reszcie ojciec św. oddaje nadzór nad
nim kom isji pod zw ierzchnictw em ks. Massino a pomocą ks. Tor­
lonia, ks. B raschi i C avaletti. Do Rzym u przychodzi legia zagra­
niczna złożona z 1300 w iarusów francuskich pod wodzą pułk.
D A rgy.
Tymczasem nostro domino G aribaldi we F lorencji wzywra lud
do nienaw iści księży i opuszczenia św iętych sklepów (botteghe),
czyli kościołów, i ofiaru je m u Rzym w końcu bieżącego roku.
Tak coraz więcej rozw ija się w alka sekty z Kościołem, coraz
bliższe zw ycięstwo sekta sobie rokuje. Jest to potęga u k ry ta, lecz
straszna, przed k tórą drży sam cesarz Napoleon. W roku 1846
chciała ona wciągnąć do swych celów samego ojca św. owacjam i
entuzjastycznym i, lecz gdy się nie udało, zam ordow ała m inistra
jego, R o ssi110 na schodach p arlam en tu , k tó ry acz ostrzeżony
wziąwszy od ojca św. błogosław ieństw o heroicznie śm ierć poniósł.
Gdy ojciec św. um knął do G aety, sek ta poprzysięgła m u śmierć.
W roku 1853 uczyniła zamach, by go zabić w raz z k ardynałam i
w kościele S. M aria M aggiore 15 sierpnia, lecz d y rek to r policji
francuskiej, słynny M angin, odkrył spiskowych (scena u kard.
Antonellego). Teraz obróciła sekta swe sieci na Napoleona. Za­
grożono m u śm iercią, jeżeli nie wyswobodzi Włoch. *On zażądał
zwłoki dwóch la t1 i wtenczas O rsini m zrobił zamach.
n W r k p s ie ta część zd a n ia p r z e z a u to ra w y k r e ś lo n a .
108 Subiaco, sła w n e b en ed y k ty ń sk ie opactw o n ied alek o R zym u.
110 P eleg rin o R o s s i hr. (1787— 1848), m in ister P iu sa IX . S tu d ia
p raw n icze u k oń czył w B olon ii, g d zie b ył adw okatem , n a stęp n ie prof.
praw a, od 1835 r. prof. ek on om ii p o lityczn ej w C ollege de France.
W roku 1840 zo sta ł radcą stanu i m in istrem sp raw w ew n ętrzn y ch
i p o licji P iu sa IX , zw o len n ik m on arch ii k o n sty tu cy jn ej, zam ord ow an y
15 X I 1848 r. p rzez rew o lu cjo n istę S a n te C on stan tin i na placu przed
w ejśc ie m do K a n cela rii P a p iesk iej.
111 F elik s O r s i n i , rew o lu cjo n ista w łosk i, b y ły człon ek k o n sty ­
tu a n ty rzy m sk iej. D okonał zam achu na N apoleona III w c h w ili jego
Przejazdu do opery w P aryżu dnia 14 I 1858 r. Z am ach O rsiniego
Napoleon w dał się w ugodę. Sekta zażądała:
1. zw olnienia Orsiniego,
2. wyswobodzenia Włoch, oddania Rzym u i ojca św.
Napoleon dwa ostatnie przyjął i po dw uletniej zwłoce w yw o­
łał wojnę, lecz w łaśnie gdy Włosi już byli pod Tivoli on pod po­
zorem zaspokojenia opinii francuskiej w strzym ał ich pochód.
Sekta się w ścieka, lecz czeka. W r. 1861 w szystkie loże n aro ­
dowe i trzy tak zw ane rity (egipski, szkocki i francuski) łączą się
w jeden W ielki Wschód, którego m istrzem P a lm e rsto n 112 łotr
stary. Po w ielkiej sesji w P alerm ie kn u ją nowych zamach na N a­
poleona, a tym czasem w ysyłają G aribaldiego z 800 ludźm i na
Rzym. Lecz Napoleon zawczasu uw iadom iony niweczy know ania
i każe pochwycić G aribaldiego. Rada tego kondotiera zawiesza
spraw ę na la t dwa. Dopiero [w roku 1863] sam P alm erston daje
hasło: G aribaldi rusza się z leży caprerskiej, a kochany b raci­
szek jego, M azzin i113, w porozum ieniu z sekretarzem Palm erstona
w ysyła zabójców Trabucco, Im periale 114 etc. na Napoleona. Lecz
tenże uw iadom iony przez M angina chw yta spiskowców, wszakże
zastraszony drugim zamachem ustępuje sekcie i zaw iera z nią
konw encję 14 w rześnia 1864 [ro k u ]115, która w łaśnie teraz się
kończy. Tak więc bram y Rzymu m asonerii otw arte, triu m f jej
praw ie pew ny, Kościół zagrożony, lecz C hrystus P an w krótce się
przebudzi.
i p oprzedni 28 IV 1855 P ian orego (o p rzyb ran ym n azw isk u L iv e r a n ie go) p ociągn ęły za sobą p rześla d o w a n ia r ew o lu cjo n istó w w e F rancji.
O stateczn ie zam ach y te p ch n ęły N a p oleon a po p ew n y ch w a h a n ia ch
na drogę poparcia dążeń W łoch do zjed n oczen ia (układ z K ró lestw em
Sard yn ii w P lo m b ieres, lip ie c 1858 r.).
112 H en ryk P a l m e r s t o n , ó w c z esn y sz e f rządu a n g ielsk ieg o , je ­
den z n a jw y b itn iejsz y ch m ężów sta n u X IX w iek u .
113 J ózef M a z z i n i (1805— 1872), sły n n y r e w o lu cjo n ista w ło sk i.
W 1830 r. w stą p ił w szeregi karb on ariu szy, z ob a w y przed a reszto ­
w an iem zb iegł w 1831 r. do M arsylii, g d zie założył sły n n y zw iązek
M łode W łochy, n a w zór k tó reg o p o w sta ło szereg organ izacji tego typu,
m. in. M łoda P olsk a. W roku 1849, z ch w ilą zajęcia R zym u przez
w o jsk a fran cu sk ie, M azzini u ciek ł z W iecznego M iasta do S zw ajcarii,
n a stęp n ie do L on d yn u , gd zie za ło ży ł C en traln y K o m itet E u rop ejsk i.
Jego gałęzią b y ł K o m itet W łoski, którego b y ł sam prezesem .
114 Sp isek ten b y ł zorgan izow an y z ram ien ia J ózefa M azziniego.
D o gru p y sp isk o w có w n ależeli: P a są u a le G reco, n aczeln ik sp isk u , R a­
fa ł T rabucco, N a ta l A u g u st Im p eratori (m oże m y ln ie przez A u tora n a ­
zw an y Im p eriale), A n gelo S aglion i. Z am ach m iał b yć w y k o n a n y w L a ­
sku B u loń sk im na zam arzn iętym jeziorze podczas ślizg a w k i, w której
brał u d ział cesarz, cesarzow a i dw ór. S p isek został w y k ry ty 3 I 1864 r.
Zob. „Czas”, 1864, nr 12.
115 N a m ocy k o n w en cji N ap oleon a III z 15 w rześn ia 1864 r. sto lica
W łoch została p rzen iesio n a do F lo ren cji. R ząd w ło sk i zob ow iązał się
do n ie a tak ow an ia tery to riu m p ap iesk iego. P r z en iesien ie sto lic y z F lo ­
ren cji do R zym u n a stą p iło dopiero po u padku N ap oleon a, tj. w 1870 r.
3 października. Jestem w Rzymie, aby się dowiedzieć w Świę­
tej K ongregacji o spraw ie probostw a Mościsk, lecz darem nie u 6.
15.
Z w izytą u k ard y n ała w Albano, k tó ry był u nas 18 w rześ­
nia.
18
października. Vale Genzano i Domo Vecchio. Powozami
dostajem y się do Rzymu na nowe prace. T utaj zastajem y już dwóch
nowych kolegów: ks. K azim ierza Szołdrskiego i ks. Goszkowskiego, subdiakonów z Poznańskiego, trzeci zaś ks. E w aryst G ajew ski
jest spodziewany. N atom iast Ju liu sz Drohojowski, zapadłszy na
ataki gw ałtow ne serca, m usi w ystąpić ze sem inarium .
20.
Święto patrona Kolegium . Rano ma mszę św. u nas o. H ie­
ronim, po czym obiad suty, n a któ ry m są oprócz o. H ieronim a
księża: Lubow idzki i Lisiecki z em igracji i ks. Smoczyński, licentiat
s. th. i j. c.
21. Rozpoczynamy praw ie ośm iodniowe rekolekcje, k tó re z w iel­
kim pożytkiem daje nam o. P io tr Sem enenko. Drogi Boże o wiele
jaśniejszym i się stają.
mDnia 29 października. Uczyniono mię prefektem alum nów i po­
wierzono straż karności dom owej, pozadomowej. Obowiązek zaiste
niełatwy™, "zwłaszcza że stanow isko p refek ta nie bardzo miłe,
sprowadza nieraz kolizje".
Ojciec św. na konsystorzu przem aw ia silnie za kościołem
w Polsce i w osobnej księdze w ykazuje gw ałty Moskwy.
3 listopada. Przybyw a nam nowy kolega, P io tr Strzelichow ski
krakow ianin, na fundusz hr. Potockiej.
O dbieram list od zacnego kanonika sam borskiego z dopiskiem
księży: Grossa i Gruszczyńskiego. Po południu zaś list od ko­
chanego Stacha Kloczkowskiego,
4 listopada. Poczciwy w eteran E w aryst Gajew ski, niegdyś sodalis starow iejski, przybyw a, gdy przeciw nie Juliusz D rohojow ­
ski opuszcza sem inarium .
5.
W ynajduję w zakątkach urzędu kolejowego zapom niane 16
dukatów , które troskliw i urzędnicy od 19 w rześnia skrzętnie prze­
chowywali. Piszę zaraz list do ks. rek to ra i Stacha.
m-m P r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
n_n P r z y p is z a m ie s z c z o n y w r k p s ie na s. 45 w łą c zo n o do te k s tu
r k p s u s. 38.
114 B y ł to spór m ięd zy k urią a patronem o obsadę probostw a. Po
śm ierci ks. Jan a S za frań sk iego, k tó ry b y ł proboszczem w latach 1829—
— 1863, k u ria w y su n ę ła k an d yd ata na n ow ego proboszcza w osobie
ks. R om ana S to ja ło w sk iego, zaś C etner, patron M ościsk, ks. L udw ik a
K u lczyck iego. S p ra w ę od dan o do R zym u dnia 29 IV 1865 r., gd zie 2 V
1868 r. spór ro zstrzy gn ięto na k orzyść kurii. P roboszczem został k a n ­
dydat k u rii ks. R om an S to ja ło w sk i, k tóry sw e ob ow iązk i p e łn ił do
1887 r. (Zob. S c h e m a ty z m y diec. p r z e m y s k ie j z 1. 1829— 1887; A rch.
D iec. w P rzem yślu , D. P raes, 3b).
6
listopada.. Przychodzi na um yślne moje żądanie prośba od
ks. biskupa do k ard y n ała Clarellego w celu skrócenia moich stu ­
diów i odnosi pom yślny skutek, bo uw olniony od roku teologii
praw , zapisuję się od razu na drugi rok praw a kanonicznego u św.
A p o lin areg o 117, gdzie zdolni profesorow ie S a n ti118 i De Angelis
w ykładają um iejętnie pierw szą i drugą księgę dekretałów . Chodzą
tam że ze m ną księża: Smoczyński, H enryk Balicki (trochę na si­
łach pokrzepiony) i Szołdrski.
Dnia 24 listopada. Po tygodniow ej nad er gorącej pracy sk ła­
dam egzam in na baccalaureat praw a. P y ta ją m nie egzam inatorow ie de im pedim ento clandestinitatis privilegium clericorum. W tym
że dniu odbieram list z domu, gdzie w szystko dobrze idzie, prócz
ra n zadanych przez w ojnę i cholerę.
Dnia 28 listopada. P odaję prośbę kardynałow i A ltierem u w ce­
lu przypuszczenia mię do egzam inu w S a p ie n tii119. W tym że celu
30 X I u d aję się do re k to ra U niw ersytetu o. M urra, generała serwitów.
Dnia 29 listopada. Był u nas k ard y n ał Clarelli, za co m u dzię­
kując wywdzięczam y się rew izytą 30 listopada.
Piszę list do ks. Skw ierczyńskiego prosząc o pieniądze na po­
d róż do k raju , k tóra w krótce może się stać konieczną.
C hm ury coraz czarniejsze. Ojciec św. przy różnorodnych zda­
niach kardynałów zrazu m a w yjechać 4 grudnia do Civitavecchi,
gdzie stoją okręty: hiszpański, portugalski, austriacki, angielski,
francuski, a n aw et i pruski, lecz później postanaw ia zostać w Rzy­
mie.
3 grudnia. Składam egzamin pisem ny w S apientii na doktorat
św. teologii, opracow ując tezę: E x institutione C hristi vera ejus
est dos et una: in fide — charitate — regim ine. Ojciec św. przy­
jeżdża do bazyliki X II Apostołów w itany i żegnany z niew idzianym
dotąd entuzjazm em i hucznym i Evviva. Francuzi już wychodzą.
10
grudnia. W rocznicę odjazdu mego z dom u składam egza­
m in ustn y w S apientii wobec k ardynała A ltieri i 20 praw ie asy­
stentów . E gzam inują m ię blisko godzinę o. Boselli, p ro k u rato r
serw itów , i o. P eronne TJ.; pierw szy de gratia sufficienti, drugi
de adventu P etri Romum, w raz ze m ną dwóch Francuzów. Po zło117 K s. J. S. P e l c z a r praw o k an o n iczn e stu d io w a ł na w y d zia le
p raw n iczym w L iceu m S w . A p olin arego (A th en eu m P o n tific i i S e m inarii R om ani A p olin aris), teo lo g ię w jezu ick im K olegiu m R om anum
i w U n iw ersy tecie R zym sk im S apienza.
118 K s. F ran ciszek S a n t i (1830— 1895), jezu ita w ło sk i, prof. u S w .
A p olinarego.
119 S ap ien za — U n iw e r sy tet rzym sk i, założon y przez p apieża B o n -i
facego V III w 1303 r. W 1870. r. w zw iązk u z lik w id a cją P a ń stw a
K o ścieln ego został u p a ń stw o w io n y , przy czym zlik w id o w a n o w y d zia ł
teo lo g iczn y .
żeniu pom yślnym następuje cerem onia doktoryzacji: przysięga,
włożenie pierścienia, biretu, książki, ucałow anie k ardynałów i do­
ktorów , potem zaś najnieprzyjem niejsza ze w szystkich cerem on jj _ zapłacenie 60 skudów 120. Chodzą wieści, że w V iterbo już
w ybuchła rew olucja.
11
grudnia. Po w yjściu Francuzów ż u a w i121 zajm ują zamek
św. Anioła. W m ieście oczekiw anie i postrach. My w K olegium
sposobimy się w żywność ja k na oblężenie. N aznaczają czas rew o­
lucji na 17 lub 20 grudnia. Lecz dzięki Bogu i opiece Najśw . P an ­
ny, do której Rzym gorąco się m odlił, niebezpieczeństwo minęło.
Napoleon przez generała F leu ry ugłaskał um iarkow ane stro n ­
nictwo m asonerii, iżby czekało aż do w rześnia lub śm ierci ojca św.,
podczas gdy szalona p artia M azziniego pragnie przyspieszyć w y­
buch i ogłosić Rzeczpospolitą. W ypadki zam ordow ania żuaw ów nie
są rzadkie.
18
grudnia. Je st u nas k ard y n ał p ro tek to r M ile si-F e re tti122 po
raz pierw szy w raz z deputatam i, m sgr. C ortoni i Bonola (zm. 20
VI 1867 r.). Jest to człowiek p raw y choć niew ielkiego geniuszu.
Tegoż dnia otrzym uję list od ks. Skwierczyńskiego, w któ ry m mi
donosi o w ysłaniu dla m nie 100 fl. austr.
15 grudnia. Piszę list do ks. kanonika Jedlińskiego i ks. Gros­
sa 123, a 17 grudnia do ks. seniora Gruszczyńskiego, w którym
daję kilka wskazówek życia duchownego dla cierpiącej An...
23 grudnia. D ostaję m ałego k ataru .
24 grudnia. Rano w W atykanie i na mszy orm iańskiej. Po po­
łudniu najłaskaw szy ojciec nasz, Pius IX, przysyła nam w dowód
pamięci „ricottę” (ser) z m leka m igdałowego. Ucieszeni idziem y
na wieczerzę na via Paolina, k tó rą w gronie polskim spożywam y.
Potem śpiew kolęd.
25 grudnia. O 4 idziem y do M arii M aggiore na pasterk ę, gdzie
przed cudow nym obrazem ks. w icerektor trzy msze odpraw ia, ja
zaś odpraw iam je jak zw ykle w kościele Św. M artyny in Luca.
W ieczorem przy herbacie rozgaw or o jednej sile i o duchach.
27
grudnia. Mszę św. odpraw iam u Sw. K laudiusza. W Rzymie
bawi w ysłannik włoski Tonello. Ojciec św. w mowie do oficerów
donosi o pochw yceniu em isariusza.
IM skud — dukat w ło sk i
121 Ż u aw i — och otn icy, w w ięk szo ści fran cu scy, k tórzy (po 1865)
sta n o w ili g łó w n ą część arm ii rzym sk iej broniącej papieża. N azw a
p ierw o tn ie oznaczała zaciężn ych żo łn ierzy berb eryjsk ich z ok olicy
Ż uaw i w A lg erił. P o 1831 r. tą n azw ą ok reślan o doborow e p u łk i fra n ­
cu sk ie słu żące w ty m że kraju. Ż u aw i w s ła w ili się w w o jn ie k ry m ­
sk iej. N a ich w zór w 1863 r. p o w sta ły od działy p olsk ich p ow stań ców .
1!2 J ó zef M i l e s i - F e r e t t i (1817— 1873), k ard yn ał od 1858 r.
123
Ks. K a lik st G r o s s (1828— 1904), św ięcen ia k ap łań sk ie otrzym ał
w 1853 r. w P rzem yślu . P rzez d ziesięć la t b ył k a tech etą i k iero w n i­
k iem szk o ły żeń sk iej w Sam borze, n a stęp n ie przez dw a la ta d yrek to-
28 g rudnia. Zwiedzam y m uzea w atykańskie.
29 grudnia. Zwiedzam y G alerie obrazów w W atykanie (Stanze)
i w pałacu Corsinich. Piszę list do rodziców.
30 grudnia. Piszę list do hr. Badeniow ej. W ielkie w rażenie
spraw ia w Rzym ie śm ierć jednego zakonnika Polaka, o. W łady­
sław a D ruklina 1M, z Litw y, z A ra Coeli (ur. 1796), który uszedłszy
z k ra ju , długo błąkał się po obczyźnie, wreszcie od la t 12 zajm o­
w ał urząd gw ardiana w Core, gdzie w ielkiej czci u ludzi używ ał.
Po 12-miesięcznej chorobie (febrze) skończył w P anu w dzień Bo­
żego N arodzenia, a gdy go m iano chować, na ciele nie było znać
żadnego zepsucia i krew świeża płynęła. W krótce wieść o św iętym
P olaku rozeszła się po mieście. Tłum y zaczęły się cisnąć do ciała
wystaw ionego w kościele, rozdarto dw a h ab ity na relikw ie, a spro­
wadzone dw ie kom isje ogłosiły to zjaw isko za nadzw yczajne.
Wszakże przy pow tórnym otw ieraniu zwłok odkryto ślady zepsu­
cia.
31 grudnia. Posłuchaw szy trochę teatralnego śpiew u w koś­
ciele Św. Sylw estra, oglądam y bogatą, lecz nieprzyzw oitą G alerię
Borghesów. W ieczorem po gratulacjach — herbata. Tak się rok
zakończył.
Deo Gratias
Rok Pański 1867
Obyś był rokiem błogosław ieństw a Bożego!
1
stycznia. Wieczorem przychodzi do nas o. KajsiewScz z o. W ła­
dysław em i W alerym n a pogadankę o wizjach.
Od 10 stycznia zaczynam pracow ać nad m oralną i kończę czy­
tać głęboką książkę Lessiusa De Deo 125 i cudow ny żywot św. T e­
resy.
12 stycznia. Kazanie polsklie u S. A ndrea della Valle. O. Hie­
ronim p raw i o „nadziei”.
13. Piszę list do ks. Skwierczyńskiego, gdzie donoszę, że poszu­
kiw ania względem pieniędzy okazały się darem ne.
14 stycznia. O trzym uję Szem atyzm od zacnego ks. Łobosa.
15 stycznia. U m arł w Rzymie zasłużony ojczyźnie i w ierny
ojcu św. generał S zym anow ski126. 17 stycznia nastąpiło żałobne
nabożeństwo w kościele Lorenzo in Lucina.
rem szk oły b en ed y k ty n ek w P rzem y ślu , w lata ch 1867— 190,4 probo­
szczem i dziek an em w W ojutyczach.
124 Ks. W ła d y sła w D r u k 1 i n, rodem ze Żm udzi, bern ard yn z łu c ­
k iego k lasztoru , zm arł w o p in ii św ięto śc i w R zym ie.
125 Zob. Opusculum asceticum ąuinąuaginta considerationem d e L~
Nominibus D ei. F riib u rgi B risg o v ia e 1862.
126 J ózef S z y m a n o w s k i (1779— 1886), gen erał, em igran t, p a m ię tnikarz. B rał u dział w kam paniach: 1794, 1806— 1813 i 1831 r.
16.
O dbieram list od ks. proboszcza i rodziców, z którego się do­
w iaduję, że w G alicji ustaw a gm inna wchodzi w życie. W Rzymiie
padają ciągle deszcze. R ew olucja jakąś tajem niczą siłą sparaliżo­
w ana, całą swą działalność ogranicza na nieszkodliwych bom bach
(6 stycznia, 15 m arca), plakatach, zam ordow aniu k ilku żołnierzy
(np. B ertranda Cairwes w k w ietniu 1867). Pow staje kom itet u m iar­
kowany. P an Bóg ocalił na ten raz Rzym od burzy, co więcej
w państw ie w łoskim wszczyna się ogrom na nędza finansow a,
a stąd nieukontem towania, bunty, często kryzys m aterialn y tak, iż
sam Em anuel w swym kłopocie prosi przez poufnego posła o po­
moc ojca św., na co m u tenże odpow iada: „Ten W iktor Em anuel
musi być bardzo bezrozum ny. Teraz, gdy mię obdarł, obrabow ał
ze wszystkiego, prosi o pomoc. Cóż ja m u mogę pomóc. Ja bym
go pow inien 10 razy na dzień w yklinać i posłać do piekła, gdy
jednak prosi, obiecuję przynajm niej m ilczeć”.
20 stycznia. O trzym uję list od rodziców i zaraz odpisuję.
1 lutego. Z najdują się pieniądze (100 fl.) w ajencji Tombiniego;
rozpoczynamy trzy dniowe rekolekcje.
2 lutego. Składam y w ręce kard. Milesego przysięgę że:
a) będziem y pracow ać we w łasnej diecezji,
b) nie w stąpim y do zakonu, chyba za zezwoleniem ojca św.
12 lutego. B eatyfikacja ven. Benedlicti da Urbino Ord. Capuz 127;
kościół Św. P iotra pięknie oświetlony. Po odczytaniu d ek retu za­
słona spada, działa uderzają 100 razy.
15
lutego. Egzam in try m estraln y z praw a kanonicznego, tłu ­
maczymy capita decretativa.
27.
Odwiedzam y w całym 0 gronie Kolegium siedem św iętych
bazylik.
3 m arca. Podczas Zapustów w ybieram y się wszyscy z ks. w ice­
rektorem na m ałą wycieczkę. O glądam y pom niki na Via Appia,
a zjadłszy śniadanie na sarkofagu rzym skim , przychodzim y w ie­
czorem do Genzano. W izyta u o. Bolliga. Obiad — gw arn a poga­
danka.
4.
W torek. Rano odpraw iw szy mszę św. w Domo Nuovo, zw ie­
dzamy pałac papieski w C astel Gandolfo, stam tąd popołudniowym
pociągiem przybyw am y do m iasta.
10
m arca. Rozpoczynają się kazania postne m ówione przez
ojców: Hieronim a, P io tra i ks. Krechowieckiego, na k tó re dość
licznie zbiera się grono polskie (Sanguszkowie, P laterow ie z L it­
wy, Radziwiłłowie, Nowowiejska, księża, żuawi etc.). Do pułku
żuawów zaciąga się kilku Polaków , między tym i także Ja n
0 W y r a z ca ły m w y k r e ś lo n y .
, 127 B en ed y k t z U rbino, b ło g o sła w io n y z zakonu B raci M niejszych
sw - F ran ciszk a S erafick iego, kap ucyn . Ż ył w p ierw szej p o ło w ie X V II w .
P o [p iel]128 z K rakow a, m łodzieniec bardzo lekkom yślny, któ ry
złączywszy się z ajentem włoskim , żuaw em (pseudo Szym anow ­
skim) jakiś czas hulał a potem haniebnie uszedł, gdy tow arzysza
zam knięto do Z am ku Sw. Anioła. Zostaw ił niem iłe w spom nienie
i p ustkę w kieszeni.
19 m arca. W kapliczce pp. józefinek śpiewam Ew angelię.
O trzym uję listy od rodziców, ks. M iklaszewskiego, ks. K rem entowskiego i [ks.] Józefa P udła, któ ry dobre o sobie ro k u je n a­
dzieje. Na św ięta w ielkanocne przybyw a dwóch pielgrzym ów —
chłopków ze Strzyżow a 129: D ydak i Józefijak.
7
kw ietnia. W ielka Środa. W S ykstyńskiej K aplicy na sław nym
M is e r e r e .
19
kw ietnia. Na kazaniu u o. P io tra o siedm iu słowach i w Sykstynie.
21.
W ielka Niedziela. O godzinie 2 idziem y po mszy ojca św.
i benedykcji na święcone do zacnej naszej Polki, księżnej Odescal­
chi, gdzie zastajem y w ybór tow arzystw a polskiego i włoskiego
(kard. Reisacha 130 i Milesego). Tam poznaję św iatłego obyw atela,
ks. W ładysław a Sanguszkę z T arnow a, którego dom celuje nad
innym i duchem religijnym . W ieczorem na ośw ietleniu kopuły.
O dbieram list zacnego ks. re k to ra Skwierczyńskiego, w którym
m i donosi, iż znowu przysyła m i 300 fl. przez ks. Bobczyńskiego.
24
kw ietnia. W yjeżdża do G alicji nasz godny ks. w icerektor
K rechow iecki, aby tam szukać p rz y tu łk u dla swej zubożałej ro­
dziny, a może i m iejsca dla siebie.
W życiu w ew nętrznym staram się przyjść do poznania siebie
i wyniszczenia życia n atu ry w edług głębokich zasad o. P iotra,
lecz praca to tru dna.
Maj przeszedł cicho w pracy i m odlitw ie. Codziennie opowia­
dam y coś sobie o M atce Najśw iętszej.
15
m aja. Egzam in trzechm iesięczny z praw a kanonicznego. Na­
si alum ni p rzy jm ują święcenia m niejsze.
30
m aja. P rzybyw ają poczciwi księża: Piekosiński i Bobczyński. Z nim i jestem w dzień W niebow stąpiena u Sw. Ja n a na be­
nedykcji, a po południu u Sw. Paw ła; otrzym ujem y także listy
z G alicji donoszące, iż księża biskupi zam ieszkają w Kolegium
Polskim , stąd rejw ach.
128 Jan P o p i e l , z o sta w ił d ru k o w a n e p a m iętn ik i,
m p raw d op od ob n ie chodzi o S trzy żó w — dziś m iasto p o w ia to w e
w w oj. rzeszow sk im .
i8o
K ard. A u g u st K arol R e i s a c h (1800— 1869). Ś w ięc e n ia k ap łań ­
sk ie o trzym ał w 1828 r., w roku n a stęp n y m P iu s V III m ia n o w a ł go
rek torem K olegiu m P ropagandy. Od 1835 r. bpem w E ich statt, od
1847 r. arcbpem m on ach ijsk im , w 1855 r. m ia n o w a n y k ardynałem .
W roku 1869 b y ł p ierw szy m le g a te m Soboru W atyk ań sk iego I, w k tó ­
rym n ie w z ią ł już u działu w sk u te k śm ierci dnia 22 X II 1869 r.
31
m aja. Zakończam y nabożeństwo m ajow e w naszej k a ­
pliczce.
1 czerwca. W skutek upału i pracy zapadam na zdrowiu,
a szczególnie uczuwam osłabienie w nogach i rozstrój nerwów.
Dlatego pośpieszam z egzam inem , k tó ry rzeczywiście składam
przebojem dnia 5 czerwca na licencjat praw a kanonicznego
(d e c o n s u e t u d i n e p r i v i l e g i u m fo r i, d e le g a tis ).
3
czerwca. P rzybyw a na uroczystość kanonizacji ks. arcy­
biskup Ledóchowski z godnym kapłanem protonotariuszem ks.
Koźmianem i ks. M ariańskim i zaraz odwiedza sem inarium , a my
jego.
P rzyjeżdża coraz więcej biskupów i kapłanów ze wszech stron
świata, i tak 13 czerwca przyjeżdża ks. arcybiskup orm iański
Szym onow icz131 ze Lwowa ze swym kapelanem ks. A ksentow iczem i zajm uje m ieszkanie w Kolegium . Tuż za nim przybyw a
także do Kolegium ks. Cybichowski, nom inat biskup na su frag anię w Gnieźnie.
14 czerwca. Towarzyszę ks. arcybiskupow i orm iańskiem u jako
sekretarz na K onsystorz półpubliczny, na którym już było do 300
biskupów.
15 czerwca. W ieczornym pociągiem o 10.30 przyjeżdżają ill-m i
ks. arcybiskup W ierzchlejski i ks. biskup M onastyrski w tow a­
rzystw ie ks. kanclerza Łobosa i trzech proboszczów. P rzyjm uję
ich na dw orcu w raz z Cichowiczem i Szołdrskim , sam jed n ak doz­
naję kwaśnego przyjęcia, gdy im zw iastuję, że nie w Kolegium ,
lecz w pałacu Sim onetti przy Corso m ają mieszkać. Tam ich ta k ­
że prow adzę nieco powarzonych.
N astępne dni schodzą na robieniu spraw unków dla księży
biskupów i ks. kanclerza, już to na tow arzyszeniu im na w y­
cieczkach do kościołów, lub też na w izytach kardynalskich.
16. W K aplicy S ykstyńskiej z ks. biskupem .
18 czerwca. W torek. P rzyjeżdża mój zacny kanonik z Sam bora
i zam ieszkuje w śród nas. Po południu wiodę go do Św. P iotra.
19 czerwca. Jeżdżę z kanonikiem po kościołach.
20 czerwca. Boże Ciało. Rano w tow arzystw ie ks. C ybichow skiego i ks. Jedlińskiego jadę do Sw. P iotra, gdzie stanąw szy pod
kolum nadą oglądam w spaniałą procesję. B iskupów do 300. P rze­
śliczny w idok ojca św.
22.
Sobota. Ks. kanonik w yjeżdża do N eapolu w tow arzy stw ie
ks. O leksińskiego i Czaszyńskiego, ja jeżdżę z ks. Łobosem.
25. A udiencja księży polskich u ojca św.
26. Środa. Jad ę z ks. kanonikiem do bazyliki Św. Ja n a i Pawła,.
131
Ks. G rzegorz S z y m o n o w i c z , od 1857 r. bp tyt. M arcopoli,
w la ta ch 1859— 1875 arcbp orm iański lw o w sk i. B rał u d ział w S oborze
w a ty k a ń sk im I.
gdzie on w kapliczce Sw. P aw ła od K rzyża odpraw ił mszę św.
W południe przyjeżdża ks. K arol K rem entow ski z Tarnow a, ko­
lega, i m ieścim y się w sem inarium naszym; w raz z nim poczci­
wy p. K aczm arski i Jaw orski, księża: Słotw iński, opat Bożego Cia­
ła, ks. K w ieciński i K rzem ieński, w ikarzy z K rakow a.
27. W yjeżdżam y w licznym gronie do katakum b św. K aliksta —
ciekaw e k ry p ty , stare m alarstw o (P. Jezus w postaci Jonasza).
K orzeniow ski k ap itan naszym ciceronem .
28. P iątek. H uk dział i odgłos w szystkich dzwonów zw iastuje
rozpoczęcie uroczystości. Wieczorem ilum inacja kopuły, k tó rą
oglądam y z M onte Cavallo.
29
czerwca. K anonizacja i 1800-letnia rocznica m ęczeństw a św.
Apostołów. Uroczystość jakiej daw no Rzym nie widział. O dpra­
wiwszy o świcie mszę św. idę do Św. P iotra z K azim ierzem Szołdrskim i E w arystem Gajewskim . Plac pełny, na facjacie wiszą
obrazy przedstaw iające książąt apostołów i św iętych kanonizow ać
się m ających, którym i są:
1. św. J ó z e fa t132, 2. św. P io tr d ’A rbues (hiszpan z Saragossy z k a ­
noników regularnych), 3. M ęczennicy Gorkom scy 133 (19) zam ordo­
w ani od kalw inów w H olandii, 4. św. P aw eł od Krzyża, 5. św.
Leonard da P orto M aurizio, 6. św. F ranciszka od Pięciu R an, za­
konnica i 7. św. G erm ana Cousin, p asterk a z diecezji tuluzkiej.
W spaniała bazylika w atykańska przystrojona w spaniale festonam i, chorągw iam i, na których cuda św iętych przedstaw ione, gęs­
tym i pająkam i, między tym i jaśnieje godło papiestw a: tiara z k lu ­
czami, m ająca u spodu krzyż w yw rócony, a zawieszona w poło­
wie kościoła. Obok konfesji wznoszą się estrady, galerie i cztery
olbrzym ie kandelabry, przed try b u n ą zaś w zniesienie ogrom ne
ozdobione sym bolicznym i figuram i i obrazam i świętych, pod nim
tro n ojca św. Nad nim i obraz św. apostołów w św ietnym nim bie.
W zdłuż całej bazyliki w górze nad galerią ciągnie się olbrzym i
napis z Pism a św.: T u es Petrus, etc. Cała bazylika w spaniale i bo­
gato ośw ietlona tysiącem św iateł. O siódmej zaczyna się nader
św ietna procesja z K aplicy S ykstyńskiej przez kolum nadę i plac
132
J ó zef K u n c e w i c z , ur. w 1580 r. w W łodzim ierzu W ołyńskim ,
w 1604 r. w stą p ił do b azy lia n ó w , tu p rzy ją ł im ię J ó zef (ch rzestn e
im ię: Jan), gd zie w 1609 r. o trzym ał św ię c en ia k ap łań sk ie. W roku
1617 u zysk ał sak rę b isk u p ią z ty tu łe m bpa w iteb sk ieg o , jed n o cześn ie
b ył k oad iu torem arcbpa p ołock iego, G ed eon a B roln ick iego. Z ginął
śm iercią m ęczeń sk ą w 1623 r. w W iteb sk u z rąk d yzu n itów . W 1643 r.
ogłoszon y b ło g o sła w io n y m przez pap ieża U rbana V III a w 1867 r. k a ­
n o n izo w a n y przez P iu sa IX.
m M ęczen n icy gork om scy — n a zw a w y w o d z i się stąd, że w ięk szosc
z n ich poch odziła z k lasztoru b ern a rd y ń sk ieg o z G orkum (Gorcum,
G orconium , h o len d ersk ie m iasteczk o w okręgu A rk el n. rzeką Chozą)
M ęczen n icy ci w liczb ie d ziew iętn a stu zg in ęli z rąk k a lw in ó w dnia
9 V II 1572 r.
Sw. P io tr a . N a jp r z ó d z a k o n n ic y , k a n o n ic y b a z y lik i, d a le j o lb r z y m ie
chorągwie nowych św iętych niesione przez m ocnych mężów za po­
mocą lin, w asystencji albo krew nych świętego, albo też odpow ied­
niego zakonu. O statnia szła chorągiew św. Józefata, k tó rej to w a­
rzyszyli bazylianie z G rotta F e rra ta i dwóch księży ruskich.
Podczas procesji zdarzył się niem iły w ypadek: oto chorągiew
bł. P iotra d ’A rbues w skutek gwałtow nego p rąd u w ia tru obaliła
[się], dzięki Bogu nie uszkodziwszy nikogo, wszakże do kościoła
już nie weszła. W bazylice zapaliła się górna firanka, co jednak
wkrótce przygaszono .W ew nątrz ścisk ludu ogrom ny. U pał nieznoś­
ny, iż nie -mogąc dłużej w ytrzym ać, wyszedłem zaraz po Te Deum.
Podczas w ielkiej mszy trzy chóry przedstaw ające kościół triu m fal­
ny (tj. chór dzieci w kopule), w ojujący (chór głów ny w bok kon­
fesji), cierpiący (chór nad w ielkim i drzwiam i) odpow iadały sobie
w zajem nie i tw orzyły przedzUwną harm onię.
Obiad z biskupam i. W ieczorem ognie sztuczne. Prócz w ym ie­
nionych księży, przybyli jeszcze z diecezji naszej: ks. Sulikow ski
ze Słoczny, ks. P anek, ks. Jagoda, ks. Załęski. Ze lw ow skiej księ­
ża: Odelgiewicz, Jurkow ski, Nowakowski, Zawistowscy, Trzciński,
Kowalski, B iernacki etc. Biskupów razem było do 500 ze w szyst­
kich stron świata. Księży do 18 000 (7 000 francuskich).
pW łaśnie w tym czasie św iat m aterialn y obchodzi sw oje w iel­
kie święto — W ystaw ę powszechną w Paryżu. Tam królow ie, a tu
kapłanip.
30
czerwca. Niedziela. Uroczystość u Św. P aw ła, dokąd się udał
ojciec św. z biskupam i. I ja tam jad ę z kanoniczejkiem 134, oglądać
ilum inację pięknej bazyliki. W ieczorem w sobotę w yjeżdża ko­
chany K arol Zeller do m am y; d aję m u relikw ie dla daw nych
owieczek.
1 lipca. D ostaję rew olucji żołądkowej, k tó ra bardzo w Rzymie
grasuje. Powoli zjaw ia się straszniejszy gość — cholera ii coraz
liczniejsze ofiary w ybiera.
2 lipca. W yjeżdża ks. arcybiskup Szymonowicz z ks. A ksentowiczem, a nazajutrz mój kanoniczejko. J a tym czasem biegam cią­
gle już to za interesam i księży biskupów, już to z K arolem K rem entowskim . Po głowie sn u ją się p ro jek ty podróży.
4.
Czwartek. W yjeżdża zacny i ze wszechm iar porządny kolega
ks. K azim ierz Szołdrski dr j. c. do Poznania.
r O. Jełow icki składa ojcu św. w spaniały i bogaty d ar Polski, tj.
Bullę De Im m aculata Conceptione po polsku litografow aną w kosz­
townej oprawie, której oba boki grubym i łuskam i z kutego sreb ra
P r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
r~T T e k s t r k p s u ze s. 64, o to c z o n y r a m k a m i, w łą c zo n o do te k s tu
s■ 50 r k p s u .
194 M ow a tu o ks. P a w le J e d l i ń s k i m , k anonik u z Sam bora.
p -p
w ykładane (11—20) mieściły: jeden orła białego, a drugi h erb
Piusa IX, na grzbiecie zaś w yrżnięte były słowa: Pro fide et patria.
W ew nątrz sam środek zajm ow ał tekst bulli (litogr.), wokoło niego
zaś m alow ane były n ader m isternie m ałe obrazki przedstaw iające
najdrobniejsze naw et szczegóły z historii polskiej. Dzieło to m i­
strzow skie i mozolne (bo mimo pracy la t czterech nieukończone),
obudzające słuszne podziwienie u w szystkich jest owocem gorli­
wości i poświęcenia hr. Przeździeckiej i innych pań polskich
w Paryżu. Skoro ojciec św. oglądał tę księgę, w yrzekł żywo:
„A! Słyszałem już w iele o tym pięknym dziele, a chociaż nie mam
czasu, bo w iele biskupów na m nie czeka, dałem ci jednak osobną
audiencję”. Po czym przejrzał w nętrze czyniąc przy tym różne
uw agi; czytając zaś ów napis P ro fide et patria, obrócił się do sto­
jącego obok alum na Kolegium Polskiego, Józefa Dąbrow skiego
(który tę księgę przyniósł) i pow iedział ze śmiechem; Dulce pro
patria mori. Na koniec pobłogosławił cały naród polski i odszedł. r
6
lipca. Sobota. Poczciwy staruszek E w aryst [wyjeżdża] do
K arlsbadu.
s P rzysłał ojciec św. K olegium Polskiem u w ielką świecę wosko­
wą, tę samą, k tórą m u podano podczas kanonizacji w dzień św.
P iotra, m ówiąc te słowa: „Zanieście tę świecę do K olegium P ol­
skiego, niechaj tam [tak] długo zostanie, aż ją z sobą powiozą do
W arszaw y”. Takich świec rozdał tylko siedem, tj. tym biskupom
lub kardynałom , w których diecezjach żyli niegdyś kanonizow ani —
nam więc świecę św. Józefata.
Później przy w ręczeniu m u podarunków , jako bulli polskiej
De Im m aculata Conceptione cudnie w yrabianej i chorągw i z Najśw.
P anną i godłam i polskim i z P aryża, przez ks. Jełowickiego, prze­
m ów ił kilk a słów o Polsce s.
7. Niedziela. Mam mszę św. u Sw. M arii M aggiore na intencję
szlachetnej duszy p. hr. B adeniow ej, k tó ra od 1 czerwca baw i
w Rzymie. W yjeżdża p. K aczm arski.
8. Poniedziałek. W yjeżdżają galicyjscy biskupi (ks. M onastyrski i Szymonowicz). Zabieram się i ja w raz z kolegą K arolem na
m ałą wycieczkę. W w agonie pogadanka żywa z włoskim i księżm i.
W T erni haniebnie nas okadzają chlorem , że biedny ks. Łobos aż
dostał w ym iotów. Toż samo w Ankonie i Loreto.
9. W torek. W Foligno spotykam znajom ych krakow skich i w raz
z nim i jadę do Ankony, gdzie znow u nas kadzą. Po zw iedzeniu
m iasta i p o rtu w yjeżdżam y o 2.30 do Loreto, dziw nie uroczego dla
św iętej p am iątki i położenia swego. Lecz ludzie psują ten urok?
W prost z w e ttu ry idziem y do dom ku w ielkich tajem nic, gdzie bis­
kup fran cu sk i z licznym gronem kapłanów odm aw ia wspólne
s-s T e k s t r k p s u ze
s. 50 r k p s u .
s. 53, o to c z o n y r a m k a m i, w łą c zo n o do te k s tu
m odlitwy. Błogie uczucie. Później obchodzę na kolanach św ięty
domek, kupuję świętości (obrazki, dzwoneczki), wieczorem w ra ­
camy do A lbergo dei Gemelli. Nocleg w tow arzystw ie ks. K w ie­
cińskiego, ks. K arola i p. K aczm arskiego; inni odjechali do Bo­
lonii.
10. Środa. O godzinie 4 odpraw iam mszę św. przy bocznym
ołtarzu, bo w dom ku tylko dla b isk u p ó w 4 (francuskich) w ydzie­
lono [miejsca], O 7,30 w yjeżdżam z Loreto, skąd widać pam iętne
bohaterstw em młodych rycerzy C astelfidardo, do Ankony. S tam ­
tąd przez Foligno do Asyżu, gdzie o 5 stajem y.
Umieściwszy się w lokandzie, oglądam y dziw nie w spaniałe
kościoły św. p atriarch y F ranciszka ze starożytnym i rzeźbam i
i freskam i, tum bę, m iejsce jego urodzenia, dom rodziców, dziś
na kościół przem ieniony, opustoszały kościół Sw. K lary, gdzie
leży dobrze zachowane ciało tej w ielkiej św iętej. W klasztorze
mieści się aż 70 zakonnic, k tó re w yratow ała ciotka W iktora Em a­
nuela; inne rozpędzono jako i zakonników . B iedni tu łają się bez
chleba!
11. C zw artek. Rano o 7 w yjeżdżam y z miłego m iasta, po d ro ­
dze zw iedzam y kościół M aryi A nielskiej — P ortiu n cu la (w środku
mieści się w swej pierw otnej form ie ów kościółek w sław iony
objaw ieniem się Najśw. P an n y i ty lu łaskam i). Na stacji żegnam
się z K arolem i p. K aczm arskim 11 i w racam do Foligno, a stam ­
tąd po ośm io-godzinnych nudach i zw iedzeniu tej m ieściny, do
Rzymu. W nocy staję w Kolegium .
13. Sobota. Odjeżdżam do kąpiel m orskich w P orto d ’Anzio
dla pokrzepienia zdrowia. T am zastaję ks. w icerektora K rechowieckiego i ks. Antoniego B rykczyńskiego 135 m iłego i zacne­
go kapłana z A kadem ii W arszaw skiej. Później przybyw a p. k a­
pitan z m ałżonką (u których się też stołujem y) i ks. W alery
Przew łocki CR.
w 14 lipca. [Ojciec św.] przysłał do Kolegium [Polskiego] piękną
relikw ię św. Józefa, podarow aną m u przez Postulatorów spraw y
św. Józefata w.
13, 14, 15. T riduum św. Józefata w kościele Św. Atanazego.
4 N a s tę p n y w y r a z w y k r e ś lo n y .
u N a s tę p n e d w a w y r a z y w y k r e ś lo n e .
w'w C iąg d a ls z y te k s tu ze s. 53 r k p s u o to c zo n y r a m k a m i, o d n o ­
szą c y się d o d a ty 14 VI I , w łą c zo n o do te k s tu s. 52 r k p s u , z t y m że
o p u szc zo n o p o c z ą tk o w y w y r a z w reszcie ze w z g lę d ó w lo g ic zn y c h .
185
K s. A n to n i B r y k c z y ń s k i
(1843— 1913), h istoryk
sztu ki.
W 1861 r. w stą p ił do sem in ariu m d u ch ow n ego w K ielcach , w 1. 1868—
— 1880 b y ł profesorem w sem in ariu m duch ow n ym w P łocku, w 1.
1880— 1887 proboszczem w P ału k ach , n a stęp n ie w P a ro w ie w 1. 1887—
—-1913; autor liczn y ch prac z zak resu h istorii sztu k i k o ścieln ej oraz
etnografii.
W P orto d ’Anzio życie nader m ile i swobodne. Rano w stają
0 6, potem m sza św., pacierze, kąpiel w bałw anach m orskich,
śniadanie, rozgaw or lub praca. Obiad, znowu rozwagor, siesta,
pacierze, kąpiel, przechadzka nad brzegam i m orza lub w porcie,
wieczerza i herb ata.
W zmocniony odjeżdżam 24 lipca, aby być pomocnym przy w y­
bieran iu się do Genzano.
z 16 lipca. O. A leksander Jełow icki składa ojcu św. drugi d ar
Polski tj. chorągiew . C horągiew ta zrobiona w kształcie naszych
chorągw i krzyżow ych m a (bez drążków) 3 m szerokości a 4 dłu­
gości. Tło jej z jednej strony czerwone, z drugiej białe z a tła ­
sowej m orow ej m aterii.
Na tle czerw onym m alow any piękny
obraz św. Józefata z napisem : Sanctus Josaphat K uncew icz et
episcopus Połocensis, na białym zaś przecudny obraz M atki Bo­
skiej Częstochowskiej złotem i srebrem haftow any i w ysadzany
drogim i kam ieniam i, nad nim zaś napis: Regina Poloniae ora pro
nobis. U spodu obrazu dwie korony, jedna złota, druga czerwona
splatają się razem , a pod nim h erb Polski (Orzeł, św. M ichał
1 Pogoń). Za danym znakiem , że ojciec św. idzie, nasz alum n,
W ładysław Cichowicz, w ziął chorągiew w rękę i przyklęknął obok
o. A leksandra w sali konsystorzów tajnych. Ojciec św. wszedł
jak zw ykle pełen swobody i radości i zawołał na widok klęczą­
cych Polaków : Ecco i Polacchi colla bella bandiera. Widocznie
wzruszony, spoglądał najprzód na św. Józefata, przeczytał napis,
po czym się zapytał W ładysław a Cichowicza: „Czybyś ty także
chciał być m ęczennikiem ”? Na co tenże: „Tak, ojcze św ięty”
a ojciec św ięty: „Jeżeli Bóg pozw oli”. P otem jeszcze z większym
w zruszeniem w p atry w ał się długo w obraz Najśw. Panny,
a wzniósłszy ręk ę ku niebu zawołał głośno z niew ypow iedzianym
wdziękiem : S alve Regina M ater Misericordiae, vita dulcedo et
spes nostra salve, et spes Poloniae salve. Tu zażądał od o. A le­
k sandra w ytłum aczenia, gdzie te n obraz jest czczony, co znaczy
h erb u spodu. Potem rzekł do W ładysław a Cichowicza: „W. P an
teraz już dosyć pokutow ałeś”, do otoczenia zaś: „Chcę, aby ta
chorągiew przechow yw ana była w osobnym pokoju”. Po chw ili
rzekł do W ładysław a Cichowicza: „Posłałem w am do Sem inarium
m ały stoczek” (tę ogrom ną świecę kanonizacyjną). N astąpiło po­
dziękow anie: „Świeca ta ma ta k długo pozostać w Kolegium,
dopóki swobodnie nie będziecie mogli powrócić do w olnej W ar­
szaw y”. W reszcie dał rękę do pocałow ania, udzielił błogosławień­
stwa. W ogóle p rzyjął ojciec św. bardzo m ile ten dar, a jak się
m sgr Pacca w yraził, podarki polskie pierw sze zajm ują m iejsce
z-z T e k s t ze s. 64— 66 r k p s u o d n o szą c y się do d a ty 16 VI I , o to c zo n y
r a m k a m i, w łą c zo n o d o te k s tu s. 51 r k p s u .
w śród darów ofiarow anych przez cały św iat katolicki. C horągiew
tę posłał ojciec św. w darze dla K olegium Greckiego jako ręk o j­
mię zgody W schodu z Zachodem , k tórej spójnią jest Polska.
Niech żyje Pius IX.
Annales Coli. Pol., 5. XII. 1867 z.
25
lipca. C zw artek. N auw ijaw szy się ogrom nie z różnym i
spraw am i, w yjeżdżam y po południu koleją do Genzano. Radość
stąd w ielka, bo w skutek gorąca i złego pow ietrza Kolegium
stało się lazaretem i wszyscy kolejnie chorowali. W Rzym ie gości
cholera i dość ofiar w ydziera. Tymczasem nad Rzym em nowa
zbiera się chm ura, lecz dzięki Bogu znika natychm iast. R edentore d ’ltalia, albo raczej testa di legno zniecierpliw iony długim
oczekiwaniem, łączy się z poczciwym braciszkiem Mazzinim i go­
tuje w ypraw ę na Rzym w ołając: M orte o Roma, lecz m in ister
Ratazzi pod groźbam i F ran cji zmusza go do m ilczenia. W E uro­
pie mówią wszędzie o bliskiej w ojnie, Reichsrath austriacki (jest
w nim i ks. D ittrich) obala k o n k o rd a t136. M oskwa mszcząc się
za zam ach n a życie cara, w ykonany przez Berezowskiego w P a ­
ryżu 6 czerwca 1867, znosi n aw et im ię K rólestw a Polskiego
i oddzielne rządy, niweczy diecezję podlaską i kam ieniecką (bi­
skup A ntoni F ija łk o w sk i137 do Sym feropola na w ygnanie), zryw a
wszystkie związki z Rzymem, a najw yższy rząd Kościoła oddaje
Kolegium Rzym sko-K atolickiem u w P etersburgu, w reszcie wywozi
ciało św. Józefata do P etersb u rg a. Ojciec św. w dzienniku „G iornale di Rom a” powierza ks. biskupow i B orow skiem u zarząd die­
cezji kam ienieckiej. 19 czerwca cesarz M eksyku M aksym ilian po
niepom yślnej w ojnie w Q ueretaro schw ytany i rozstrzelany; jego
żona oszalała.
27.
Sobota. Opuszcza nas na zawsze zacny i pełen poświęce­
nia ks. w icerektor K rechow iecki, zmuszony fam ilijnym i kło­
potam i osiąść we Lwowie (przy siostrach Opatrzności). Zostaw ia
186
A u stria po raz p ierw szy zaw arła konkordat ze S tolicą A p o sto l­
ską 18 V III 1855 r. P raw o z dn. 25 V 1868 r. o m ięd zy n a ro d o w y ch
stosu n k ach o b y w a teli, o stosu n k u do K ościoła, o m a łżeń stw a ch w ogó­
le, o m a łżeń stw a ch m iesza n y ch i rozw odach, u ch yliło n iek tó re p rze-'
Pisy jak o n iezg o d n e n ie ty lk o z konkordatem , a le w ogóle z przep i­
sam i ł zasadam i K ościoła k atolick iego. W roku 1874 u ch w alon o tzw .
praw a k o ścieln e, k tó re w zu p ełn o ści zn o siły konkordat ze S tolicą A po­
stolską.
137
Ks. A n to n i F i j a ł k o w s k i (1797— 1883), arcbp, prof. sem in a ­
rium d u ch ow n ego, od 1839 r. A k ad em ii D u ch ow n ej W ileń sk iej. W ro­
ku 1856 m ia n o w a n y przez cara A lek sa n d ra II su fragan em k a m ien iec­
kim , na co otrzym ał zgodę R zym u, od 1860 r. bp k a m ien ieck i, n a ­
stęp n ie u su n ię ty przez rząd carsk i za opór w sp raw ie K o legiu m D u n ow n ego Rz. kat. w P etersb u rgu , w 1872 r. m ian ow an y arcbpem m o-
po sobie m iłe wspom nienie. Zam iast do Lwowa, dano go do S ta­
nisław ow a na w ikarego.
29. Poniedziałek. Jestem w Rzym ie w interesach o. P iotra,
skąd w racam tegoż samego dnia. Sam jadę z p. Rosą przez San
M artino. O dtąd życie ciche i pracow ite. Czytam m oralną i ascetykę.
30. Piszę list do Zellera.
7 sierpnia. O. P io tr w yjeżdża do Rzymu, gdzie ma mieć (10)
rozpraw ę w Akadem ii.
8 sierpnia. W skutek przeziębienia się dostaję najprzód bólów
żołądka, nudności, a potem nad er gw ałtow nej febry.
W Genzano pojaw ia się cholera (um iera księżna Colonna),
stąd zaprow adzają k w aran tan n ę nad er surow ą. K łopoty o. re k ­
tora...
10
sierpnia. W Genzano w ielki ruch. Ludzie zbrojni w strzel­
by na w szystkich punktach. W ieczorem strw ożeni m ieszkańcy
kupią się około obrazu św. S alw atora błagając litości. W mieście
okazują się dążności rew olucyjne.
15 sierpnia. Piszę list do F ranciszka M iklaszewskiego — go­
rące p ro jek ta o Ziemi Św iętej; odpisuje mi 30 sierpnia.
16 sierpnia. Idę po o. P iotra na stację albańską. Z nim przy­
jeżdża p. H iacyntho M aragon, kapłan, m isjonarz konstantynopo­
litański, tw órca nowej K ongregacji Sw. Trójcy do naw racania
Greków, mąż zacny i czynny a skrom ny. Także baw i u nas Roch
T rin arch i CR. Tym czasem w A lbano cholera sroży się strasznie,
um iera królow a, m atka F ranciszka II, jej syn i córka, dalej nie­
odżałow anej pam ięci kard y n ał [Ludwik] i książę A ltieri (11 sierp­
nia po południu) jako szlachetna ofiara swej pasterskiej gorli­
wości. Mąż to w ielki, uczony, św iątobliw y, niepodległy m iłośnik
Polaków. Po nim biskupem albańskim m a być kard. Di Piętro.
25 sierpnia. D ostaję list od K arola Zellera.
26 sierpnia. L ist od rodziców i ks. proboszcza, na k tó re zaraz
odpisuję. Tymczasem czytam m oralną S caviniego138 i m istykę
[Dominika] S c h ra m m a 139. Tłum aczę Homeopatią d r H artm anna.
28 sierpnia. Rozruchy nocne Genazanezów z w ojskiem około
kordonów i w ielu z nich uwięziono, nim uciekli. W mieście stoi
legia z Ankony.
9
w rześnia. Przyjeżdża do nas o. H ieronim z nowym kolegą
naszym, W incentym Jarm olińskim z Litw y, k tó ry skończywszy
teologię w M ińsku m usiał uciekać z k ra ju , a po różnych biedach
138
K s. P iotr S c a v i n i (1790— 1869), teo lo g , m oralista, autor lic z ­
n ych dzieł teologiczn y ch .
189 K s. D om inik S c h r a m m (1722— 1797), b en ed y k ty n , w y b itn y mi­
sty k i kan on ista, autor szeregu d zieł n au k ow ych .
na funduszu kilku zacnych em igrantów dostał się do Rzymu.
O. H ieronim dostaje febry.
12 w rześnia. C zw artek. W ypraw a ośla na M onte Cavo.
20
w rześnia. D ostaję list od ks. Sadowskiego w spraw ie obrząd­
ku i od ks. G lazera, gdzie przypisek Zellera.
23
w rześnia. Poniedziałek. Puszczam y się w im ię Boże na
dalszą pielgrzym kę, bo aż do Subiaco. Jest nas pięciu, tj. prócz
m nie ks. Ignacy Goszkowski, P io tr Strzelichow ski, Józef D ąbrow ­
ski i Roch T rinarchi dr teologii fr., CR. Rano jedziem y do Velletri, m ając każdy po 3 skudy. To m iasto zwiedzam y — ciekawa
k atedra z M adonną cudow ną i ciałem św. G ierarda biskupa, m ały
kościółek z M adonną, k tó ra krw ią się pociła (w XVI w.) w fo r­
mie rotundy, wieża B altazara Packi, kard y n ała rz. S tam tąd do
V alm ontone koleją. W k abinie przekąska, dalej w ogrom nej
spiekocie w dwóch godzinach idziem y do Genazzano. Śpiew, w ino­
grona. Tam po odpoczynku i ugaszeniu pragnienia, odw iedzam y
cudowny obraz Najśw. P an n y Del buon Consilio. O łtarz bogaty,
obraz stary, który odsłaniał k ap łan z zakonu augustianów z w iel­
ką uroczystością. Inscenizacja, litan ia, m odlitw y — inscenizacja.
Z Genazzano idziem y powoli do San Vito. S tam tąd już o go­
dzinie 5,30 wyszedłszy, przedzieram y się z tru d em (Piotr zawsze
w tylnej straży, istny k u n k tato r) przez bór długi ostrą zająć
kotlinę. W lesie ognisko i ludzie jacyś. Tydzień przedtem m ieli
tu w racającego braciszka napaść bryganci.
O
godzinie 8 przychodzim y do cichego klasztorku OO. B er­
nardynów w Civitella, gdzie ojcowie gościnnie nas przyjm ują.
Nocleg po w ieczerzy w jednej stan cji z Ignacym i D ąbrow skim .
Rano odpraw iam mszę św. przed ołtarzem bł. Tomasza z Cori,
którego ciało dobrze zachowane. Błogie uczucia. S tam tąd po po­
łudniu w raz z jednym poczciwym zakonnikiem o. b ernardynem
idziemy przez lasek, górę San Stephano, strom e skały i piękną
w reszcie doliną do Subiaco nieco na wzgórzu położonego.
Ugasiwszy pragnienie, idziem y w prost do Św. Scholastyki,
gdzie nas przyjm ują w gościnę. P io tr k u n k tato r zostaje. W sali
fo restieria 140 podejm ują nas. D alej obiad w ogrom nym re fek ta­
rzu. Dziwny porządek i karność zakonników św. Benedykta. Czy­
tanie w czterech językach; wszyscy p rzyklękają przed opatem ,
postacie skrom ne i wychudzone p racą i śpiewem. W środku stół
dla młodzieży z kolegium — sam e panięta. Śpiew pow ażny i po­
w olny bardzo. Dziwne w rażenia. Po obiedzie pogadanka z zac­
nym o. benedyktynem , k tó ry p rzy jm u je gości. P io tr przychodzi.
Po dw ugodzinnej sieście idziem y drogą w ijącą się około skały
140 Włos. foresteria — pokój dla obcych (w klasztorze).
De
1’am our
de N. S. Jesu C hrist p a r S aint J u r e li2. Tym czasem
nad szum iącym strum ieniem do klasztoru św. B enedykta — Sagro Speco. Co za dziwy! Ja k gniazdo orle wisi. Wchodzimy —
pam iątki po papieżach. Kościół o kilku piętrach z groty prze­
robiony, m alow idła z X III w. — ów diabeł straszny. Sagro Speco
z śliczną rzeźbą św. B enedykta, m iejsce gdzie spał, gdzie był
kuszony, gdzie uczył prostaczków , gdzie są róże zaszczepione od
św. Franciszka, ogród, dziedziniec, gdzie św. B enedykt grozi
skale: Ferma, o rupe, non daneggiare i figli miei. W ieczorem
wieczerza ja k przy obiedzie. Tylko czytanie w dwóch językach,
tenże śpiew. W nocy burza.
25 w rześnia. Środa. Mszę św. m am w Sagro Speco — uczucia
różne, potem skrom ne śniadanie. Dalej poczciwy benedyktyn
Niem iec B altizer [Jordan] oprow adza nas po kościele. Z pow ro­
tem deszcz. Obiad — rozmowa z Niemcem Petrichem , rzeźbia­
rzem. Potem pożegnawszy zakonników (którzy nas obdarzają m e­
dalam i) idziem y tęgim m arszem do Vicovaro. Po drodze róża­
niec, śpiew, hum or dobry. W ieczorem ciemnica, łyska się. S ta ­
jem y na rozdrożu, co nas zmusza pukać do klasztoru [oo. refo r­
m atów] Consim ato (1/4 godziny drogi do Vicovaro). Długie ce­
regiele z gw ardianem o rekom endację, wreszcie nas przyjm ują,
dają w ieczerzę i nocleg.
26 w rześnia. Rano o 5 idziem y do Vicovaro. Tu w ślicznym
i stary m kościółku przed obrazem cudow nym Najśw. P anny, od­
p raw iam mszę św., C órki M aryi śpiew ają. Dostajem y po obrazku.
Idziem y śm iało do Tivoli. Po drodze spotykam y w licznym gro­
nie chłopców małego Rom era z Galicji. W Tivoli obiad. Dalej
zw iedzam y w illę papieską, sław ne kaskady, grotę N eptuna, św ią­
tynię W esty i Sybilli, wreszcie powozem jedziem y do Rzymu.
W ieczerza na via Paolina.
W K olegium znajdujem y nowych kolegów z W arszawy: Smolik ow skiego141 i Felińskiego, m łodzieńców zacnych i zdolnych,
których jed n ak natchnienie Boże zaprow adziło do K ongregacji
R esurrectionis.
27 w rześnia. Spowiadam się u o. Dmowskiego, naszego spo­
w iednika, po czym koleją jedziem y do Genzano w ydaw szy na
całą podróż razem 10 skudów.
N astępne dni schodzą na czytaniu dziwnie gruntow nego dzieła
newie, gdzie papiestw o nazw ał plagą i zarazą, w zaślepieniu swo­
im gotuje w ypraw ę na Rzym. Lecz nowe fiasko. Rzym ianie są
głuchym i na jego proklam acje (skutek to także i cholery), iż się
na nich żalić musi. On sam został w Sina L unga 24 w rześnia
przydybany i odwieziony do A leksandrii, a stąd na C aprerę. Jego
[oddziały] w kroczyły częściowo do państw a rzymskiego, lecz albo
czym prędzej czmychnęły, albo zostały rozbite; w Rzymie i oko­
licy głęboki spokój.
5
października. Przyjeżdża z Rzym u o. Dmowski spow iednik,
a o. re k to r opuszcza nas na kilkanaście dni jadąc do Paryża.
W Genzano czas bardzo słotny i burzliw y, co i w yjazd nasz
przyspiesza.
8
października. W torek. Piszę listy do ks. proboszcza baw ią­
cego w Radzie P aństw a, do ks. G lazera i [ks.] P udła, a jeszcze
1 października list do ks. Sadowskiego, 3 października do Zellera..
Tymczasem [oddziały] garibaldow skie pod dowództw em M enottiego G aribaldi coraz śm ielej w ystępują, z drugiej stro n y i wojsko
bez w y jątk u walczy z niespodziew aną odwagą i poświęceniem
się dla ojca św. Żuaw i b iją się (według sam ych dzienników
włoskich) come demoni. Mimo konw encji zaw iązuje się we Flo­
rencji K om itet C entralny, w erb u n k i publiczne. Dnia 5 paździer­
nika oddział liniow y [wojsk papieskich] i żuaw ów pod pułkow ­
nikiem Azzanesi odnosi piękne zwycięstwo pod Bagnoree; m iasto
wzięte, 70 garibaldczyków zabitych, a 120 [wziętych] do niewoli,
również zwycięskie potyczki pod A eąuapendente, M ontefiascone,
B assanella (na północy), F alv eterra, Subiaco etc. na południu.
W M ontelibrietti 90 żuawów uderzyło na 1000 praw ie g arib ald ­
czyków, zdobyli b ra m ę ź, gdzie się dzielnie trzym ali od 5 w ie­
czorem do 4 rano. Zabili do 100 czerwonych k o s z u l143, 10 wzięli
do [niewoli]. W reszcie o 4 spokojnie i nie napastow ani wyszli
zabraw szy trupów i jeńców. Tu jed en żuaw -H olender zabił sam
14 garibaldczyków i padł ze zmęczenia. P oddani ojca św. nie
wspomogą, owszem ze w strętem p rzy jm u ją [je] w Rzymie, zaś
1500 m łodzieńców z najlepszych rodzin odbywa co noc patrole
z wojskiem.
141 K s. P a w e ł S m o l i k o w s k i (1849— 1924) po u k oń czen iu se m i­
nariu m duch ow n ego w W arszaw ie k o n ty n u o w a ł stu d ia w R zym ie,
gdzie w stą p ił do zm a rtw y ch w sta ń có w , w y św ię c o n y w R zym ie na k a ­
płana obrz. greck o -k a t. od d aw ał się d zia ła ln o ści m isy jn ej w B u łgarii.
N a stęp n ie rek tor K o leg iu m P o lsk ieg o i g en era ł zm a rtw y ch w sta ń có w ,
k on su ltor K ongr. św . C oncilium i K ongr. d e P ropaganda F id e, autor
m on ogrofii H isto ria K o le g iu m P o lsk ie g o w R z y m ie p o d łu g ź r ó d e ł r ę ­
k o p iś m ie n n y c h . K rak ów 1896.
ż P r z y o p ra c o w a n iu d z ie n n ic z k a o p u szc zo n o w y r a z y : ci drudzy ze
w zg lę d ó w lo g ic z n o -g r a m a ty c z n y c h .
141
Zob. L ’H o m m e re lig ie u x . P aris 1899. K s. J u r e - S a i n t (Jan
C hrzciciel) — jezu ita, pisarz a scetyczn y, ży ją cy w 1. 1588— 1657.
143
Tą n azw ą ok reślano z w o len n ik ó w G aribaldiego. N azw a w y w o d zi
się stąd, iż J ó zef G aribaldi, w ód z rep u b lik an ów , podczas sp otk an ia
się z W iktorem E m an u elem n. V oltu rn em w p obliżu K apui, u b ran y
był w czerw on ą k oszu lę, czarny k ołpak, z szyją o w in iętą fu larem .
G a r ib a ld i, po rozpędzeniu nam iętnego „kongresu pokoju” w Ge­
B iedni tylko księża wiejscy. Niecnoty garibaldczycy ciągną
ich zaraz na plac i każą płacić pieniądze albo wołać: V iva Ga­
ribaldi.
Dnia 9 i 10 piszę w Genzano roczniki Kolegium Polskiego,
równocześnie dostaję tęgiego k ataru , bólu zębów i uszu.
12
października. Vale na zawsze Genzano — w yjeżdżam y do
Rzym u koleją. Ojciec re k to r nie pojechał do Paryża. W ice­
rek to rem został o. Juliusz F e liń s k i144, zacny b ra t arcybiskupa,
z CR.
19
października. Wieczorem rozpoczynam y ośmiodniowe (do
27) rekolekcje, które z w ielkim nam aszczeniem daje nam o. H ie­
ronim K ajsiew icz. Duch Sw. w iele łask użycza, stąd postanow ie­
nia gorące do przem iany życia na Jezusowe. O dtąd pracow ać
należy, aby ich w iernie dotrzym ać.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
Postanowienia z rekolekcji
odbytych 19—27 października r. 1867 w Rzymie
1. Codziennie przynajm niej pół godziny rano n a rozm yślanie
poświęcić, tyleż na dziękczynienie po mszy św. (a tylko
w razie potrzeby kw adrans).
2. B rew iarz odm aw iać w skupieniu, jeżeli tylko można w ko­
ściele i na klęczkach.
3. Codziennie odbyć dwa rachunki sum ienia, a tylko w razie
potrzeby jeden, i to dokładny, m ianow icie o głównych w a­
dach i o w yniszczeniu natu ry .
4. S tarać się codziennie coś duchow nego przeczytać.
5. Codziennie odmówić (i to koniecznie) jedną część różańca,
jako też Najśw. S akram ent odwiedzić — jeżeli można.
6. Spowiadać się raz w każdym tygodniu (także przed w iększy­
m i św iętam i), a tylko w razie potrzeby co dwa tygodnie.
Również jed en dzień w m iesiącu obrócić na skupienie się,
czyli rekolekcje m ałe.
7. Każdego ro k u raz lub dwa razy dłuższe rekolekcje odbyć
gdzieś w klasztorze i to koniecznie.
8. W szystek swój czas, grosz i tru d na chw ałę Bożą poświęcić,
m ianow icie na naw racanie grzeszników, odw iedzanie chorych,
kształcenie przyszłych kapłanów i w ychow anie młodzieży.
9. Zachować o ile możności jak najw iększe ubóstw o i skromność
144 O. J u liu sz F e l i ń s k i ,
zob. przyp. 73.
16.
17.
18.
w ubiorze, m ieszkaniu i całym postępow aniu, chodzić zawsze
w rew erendzie.
Nigdy (albo jak najrzadziej) chodzić na wieczory, tym m niej
na zabaw y tow arzyskie. W tow arzystw ie zachować skrom ność
i powagę — w szystkich pociągać do P ana Boga.
U m artw iać ciągle oczy, w yobraźnię, miłość w łasną, rów nież
zachować ścisłą m ierność w pokarm ie, a napojów nigdy nie
używać, chyba w chorobie, podróży, lub w razie koniecznym
i to jak najm niej.
W szystko czynić dla P an a Boga, a nie dla siebie.
W szystkie czynności i najm niejsze ofiarow ać Jezusow i i M a­
ry i i prosić ich o błogosławieństwo.
W szystkie obowiązki sw oje n ajw iern iej i dla miłości Bożej
spełnić, w szystkie krzyże chętnie przyjm ować.
Dla w szystkich ludzi przestrzegać w ielką uprzejm ość, dla
ubogich gorące i czynne m iłosierdzie, dla przełożonych po­
słuszeństwo.
Chronić się wszelkiego błyszczenia przed św iatem i względów
ludzkich.
Pracow ać gorliw ie w konfesjonale i tu, jako też na kazal­
nicy, rozszerzać usilnie cześć i miłość do Najśw. S ak ram en tu
i do Najśw. Panny, przyw iązanie do Kościoła i do ojca św.
i w tym celu w pływ ać na kapłanów , o ile się da.
W K olegium obowiązki p refek ta spełniać dokładnie, lecz z ła­
godnością i słodyczą.
22
października. W ieczorem rozruchy. Ju ż przedtem wśliz­
gnęło się do Rzym u do 2000 garibaldczyków tak zw anej legii
rzym skiej, k tóra w imię W iktora Em anuela m iała w ywołać po­
w stanie w mieście, bo Rzym ianie nie m ieli najm niejszej ochoty.
Wieczorem o godzinie 7,30 zaczęli rzucać bom by w różnych s tro ­
nach (także obok Kapitolu). W tem [grupa] silna korzystając z nocy
uderza na K apitol, na któ ry m nieliczna była załoga żandarm ów .
Tych przem ogła, a k ilku zabiła i już chciała zasadzić chorągiew
rew olucyjną, gdy oto na w ołanie jednego urzędnika nadbiegło
wojsko z koszar tuż pod naszym i oknam i leżących, po kilku
strzałach rozpędziło zuchwalców, trzech zabiło, w ielu ujęło (ja­
kiegoś księcia Colloredo). Równocześnie silna [grupa] uderzyła na
bram ę del Popolo, lecz dobrze p rzyjęta, pierzchnęła. Naczelnik
jej, Cairoli, k tó ry co tylko wołał: „Dalej na Rzym, dziś m usimy
go zdobyć”, poległ od ku li działowej. Ścigało ich wojsko m il
kilka, rozbiło na drugi dzień pod M onte Parioli, wzięto wiele
broni. Za to niegodziwcy w ysadzili w pow ietrze część koszar
żuawów na Scossa Cavalli, w których na szczęście było tylko
16 żuawów, tj. 4 m uzykantów Włochów i 12 w kozie. Ci zginęli
lub ran n i. P rzy podkładaniu innej m iny pod koszaram i żuawów
obok Św. A ugustyna sam [sprawca] został zabity, a m ina nie
szkodziła.
23 października. Ogłoszono w Rzym ie stan oblężenia, lecz
bardzo łagodny. Tegoż dnia żuaw i uderzyli na dom jeden za
T ybrem leżący, gdzie się zamknęło do 50 garibaldczyków i gdzie
był w ielki arsenał broni. Z w ielką b raw u rą w yłam ali drzwi,
17 zakłuli a 30 ujęli, m iędzy tym i kobietę, k tóra się zajadle
broniła z rew olw erem . Zabrano w iele broni. Od tego czasu
w Rzymie cicho, strach i rozprzężenie m yślowe ogromne.
Po ulicach patrole, bram y zabarykadow ane, m ury uzbrojone.
W Rzym ie zaledw ie 5000 żołnierzy, lecz nowi przybyw ają ochot­
nicy.
Zapał i pośw ięcenie w katolickich krajach dla ojca św. ogrom ­
ny, tylko w Polsce mróz. Ojciec św. zupełnie spokojny.
Dnia 17 października. [Ojciec św.] w ydał E n c y k lik ę 145 w iel­
kiej wagi, w k tó rej w silnych w yrazach potępił gw ałty i zbrod­
nie rew olucji w e Włoszech (zwalając je na rząd subalpeński),
a schizm y w Polsce i nakazuje trid u u m za te kościoły.
24 października. N apad na V iterbo ze w szystkich stron, lecz
batalion liniow y odparł [go] ze stra tą 20 zabitych a 33 jeńców.
26. Oddział w ojska papieskiego legii 2 kamp., 1 kam p. k a ra ­
binierów , coś żandarm erii, a rty le rii i dragonów stoczył bitw ę
z 4000 garibaldczyków pod wodzą samego Garibaldiego, którego
Włosi w ypuścili um yślnie. Dzielni żołnierze cztery razy odparli
wroga, wreszcie w ystrzelaw szy ładunki obskoczeni stracili 210
ludzi w niewolę.
27. Kończym y rano rekolekcje.
28. F rancuzi przybyw ają do C ivitavecchia, aby bronić pa­
pieża. Napoleon acz z niechęcią m usiał ich posłać zmuszony
ogrom nym w zburzeniem katolickiej F rancji. O dbieram listy od
ks. D ittricha, ks. Sulikowskiego, pana K aczm arskiego. O dpisuję
na nie, oraz do ks. K rem entow skiego, ks. rek to ra Skw ierczyń­
skiego i do rodziców.
29. Rano odwiedzam H enryka Balickiego, k tó ry wróciw szy
z M eran w bardzo sm utnym jest stanie. Czytam cudow ne dzieło
Vie interieure de la Marie p ar O lie r146. Do Rzym u ściągnięto
145 E n cyk lik a L e v a te .
_
.
„L ettres sp ir itu e lle s”, P aris, t. 1— 2, 1862. Ks. Jan JakuD
O l i e r (1608— 1652), ur. się w P a ry żu , św ię ce n ia k a p ła ń sk ie o t r z y m a ł
146 Z o b .
w szystko wojsko i władze z prow incji, którą zastawiono na tych
garibaldczyków . Są oni już w Tivoli a słychać, że Włosi w k ro ­
czyli. Gorączkowe oczekiw anie Francuzów , którzy już w ylądow ali
w C iv ita v e c c h ia . Wieczorem m ają już niektórzy przybyć do Rzymu.
30
października. Cesarz Napoleon p arty opinią całego narodu
w ysłał w brew swej polityce korpus 10 tysięczny n a obronę Sto­
licy św iętej pod generałem De Failly, a dnia 31 października
plierwszy oddział Francuzów wchodzi do Rzymu, ■za nim i n astę­
pują inni, aż liczba ich rośnie do 20 000; równocześnie słychać,
że włoskie wojsko wchodzi do C ivita C apellana i do prow incji
Frosinone.
3 listopada. G aribaldi rozgniew any na nowe m inisterium Menabrea 147 chce się przedrzeć do Neapolu, aby tam ogłosić Rzecz­
pospolitą, lecz w ojska papiesko-francuskie (5000) pod generałem
kanclerzem de Polhes napadło go w una parco M entana 148 i po
czterogodzinnej uporczywej walce poraziiło na głowę tak, iż ten
Redentore d’Italia, k tó ry niedaw no w ołał Roma o m orte nie
otrzym aw szy ani jednego, ani drugiego um knął czym prędzej za
granicę. Wojsko zaś jego rozbite zostało, do 1000 poległo, a do
2000 i 6 dział dostało się w niiewolę. W tej bitw ie św ietnej dla
oręża katolickiego walczyło dzielnie k ilku Polaków (Kozłowski
wziął dom obsadzony gatribaldczykami), jeden zaś hr. E dw ard
Raczyński z Poznańskiego otrzym ał ciężką ranę. P row incje z r a ­
dością w itają wojsko papieskie. G aribaldczycy uciekając naw et
ojca [Oldini] Luigi na M entorelli oskubali na 80 skudów, chociaż
biedak w ołał w niebogłosy: Siam o poveri Polacchi!
6
listopada. Zwycięskie w ojska z trium fem wchodzą do R zy­
mu w itani głośnym: Eviva. G aribaldi przechw ycony przez k a ra ­
binierów i uprow adzony do V arignano. Rząd włoski m usiał cof­
nąć wojsko. Sekta się sroży. A nglia u jm uje się w parlam encie za
w 1652 r., z a ło ży c iel słyn n ego sem in ariu m k ap łań sk iego u Św . S u p licju sza w P a ry żu , oraz zakonu m ęsk ieg o su p licjan ów , k rz e w ic ie l n a­
bożeń stw a do N a jśw . S ak ram en tu i M atki N ajśw .
147
L u ig i F ed erico M e n a b r e a (180,9— 1896), in żyn ier w o jsk o w y ,
prof. m ech a n ik i w A k ad em ii W ojsk ow ej, późn iej prof. u n iw ersy tetu
w T u ryn ie, człon ek A k ad em ii N au k w T urynie. W sław ił s ię w w o j­
n ie o w y z w o le n ie W łoch; w a lc z y ł pod P a lestro i Solferin o, w roku 1875
za zdobycie V ald ory odznaczony został ty tu łem m arkiza. W 1. 1861—
1862
za rządu R icasoliego p ia sto w a ł godność m in istra m arynarki,
n astęp n ie w 1. 1862— 64 m in istra robót pub licznych. W paźd ziern ik u
1867 r. w zw iązk u z u stąp ien iem R atazziego na sk u tek in terw en cji
do sPra w k o ścieln y ch , u tw o rzy ł w ła sn y gab in et trw a ją cy do
r-. zab iegając o u p orządkow an ie fin a n só w w ło sk ich i stw orzen ia
Jakiegoś m o d u s v iv e n d i z k u rią i Francją.
Pod M en tan ą w ojsk o p a p iesk ie pod d ow ód ztw em gen. K an zlera
, P°m ocą od d ziałów fra n cu sk ich od n iosło dnia 3 X I 1867 r. z w y c ię Wo na<3 od d ziałam i G aribaldiego.
K R O T K A K R O N IK A M O JE G O Ż Y C IA
W łochami, też i ona m a swojego w roga — Fenianów (masonów
angielskich). W katolickich k ra ja ch rośnie zapał i przyw iązanie
do Kościoła, tylko w A ustrii biorą górę m asoni i liberałow ie na­
w et nad cesarzem. H aniebny Reichsrath w październiku bije h a­
niebnie na konkordat, odbiera Kościołowi w pływ na szkoły i są­
downictwo w spraw ach m ałżeńskich i ustanaw ia m ałżeństw o cy­
w ilne w potrzebie.
11 listopada. O dpraw iam mszę św. w kapliczce Św. S tanisła­
wa K ostki na intencję K lo k a 149 i ks. Skwierczyńskiego. W ie­
czorem przyjeżdża jak bomba niespodziew anie nasz K arol Z ełler
bez K olankiew icza (wozem od granicy) i przywozi mi list od Koc a ja 150 i W ojciecha R uczaja oraz furę nowin. Tegoż wieczora
piszę list do Kloka i ks. Łobosa.
12 listopada. 10, 11, 12 trid u u m do św. Józefata u sióstr bazylianek m atk i M akryny M ieczysławskiej.
15
listopada. Piszę list do biednego Franciszka U rbanka do
P rag i przy 45 regim encie arcyks. Zygm unta.
19
listopada. T riduum za kościół polski w e w szystkich ko­
ściołach Rzym u i w naszej kapliczce. Szerzą wieść o podm ino­
w aniu m iasta.
Dnia 27 o godzinie 3,30 um iera nagle mój zacny kolega ks.
H enryk B alicki na szybkie sparaliżow anie płuc, niestety bez sa­
k ram entów św. Ja zajm uję się pogrzebem . Pieniędzy pożycza
am basada, bo nic przy nim nie znaleziono. T elegrafuję do brata.
28
listopada. W ieczorem odprow adzam y zwłoki (30 zakonni­
ków, 6 księży i K olegium Polskie) do kościoła Sw. K arola a C atin ari. Kłopot o pieniądze. K upuję grób m urow any za 24 skudy,
74 sol., piszę list do W y k o t151.
30
listopada. Solenne nabożeństw o u S. Carlo a C atinari
za duszę zm arłego (24 msze ciche). D ostaję tęgiego k ataru , k tó ry
m nie kładzie na kilka dni do łoża. W świecie mówią w iele o kon­
ferencji dla złagodzenia spraw y rzym skiej. Francuzi znowu w y­
chodzą z Rzymu. R isum teneatis.
1
grudnia. Piszę list do rodziców niespokojny, co się z nim i
dzieje. K a ta r trw a.
5 grudnia. O dbieram list od p. L udw ika Balickiego z W ykot.
6 g r u d n ia . O d b ie r a m lis t o d F r a n c is z k a U r b a n k a z S a n o k a ,
n a k tó r y n ie d łu g o p o te m o P d isu ję .ż W p o ło w ie g r u d n ia w r a c a
14,1
M ow a tu o ks. S ta n isła w ie K l o c z k o w s k i m , często n a zy w a ­
n ym przez ks. Józefa S eb a stia n a P elcza ra Stachem .
150 Ks. S ta n isła w K o c a y (1892— 1932), św ię c en ia k a p ła ń sk ie o trzy­
m ał w P rzem y ślu w 1918 r., n a stęp n ie w ik a r y w P rzew orsk u , S zy m ­
barku, k a tech eta i proboszcz na K ruhelu.
im W ykoty, w ie ś w pow . sam borskim .
do Rzymu kard. d ’A ndrea, sm utna ofiara am bicji. Nie mogąc
znieść upokorzenia, w pada w chorobę um ysłow ą i um iera w m a­
ju 1868 ż.
24
grudnia. W igilię spożywam y w gronie oo. zm artw ychw stań­
ców, których liczba ciągle przy rasta. Rozpoczynają się w Kole­
gium wieczory literackie, na k tórych o. P io tr odczytuje sw oje
głębokie studia nad historią polską.
Rok Pański 1868.
W itaj roku ostatni pobytu m ojego w Rzymie! Ty już m nie
oglądasz w ojczyźnie. W Kolegium odbyw am y popołudniow e ćw i­
czenia z liturgii. Zima trw a z niezw ykłą srogością, w skutek cze­
go odm rożenia nie są rzadkie (u m nie noga), a n aw et od 12—18
stycznia zapadam na k atar.
16 stycznia. Ojciec P io tr w yjeżdża do Paryża, a stam tąd do
Galilei w spraw ach K olegium i kongregacji. Ma wrócić przed
Wielkanocą?!
17 stycznia. P rzybyw a nam nowy kolega M ieczysław C hw alibóg z W arszaw y na funduszu księżnej Sanguszkow ej, bardzo
jeszcze m łody (19 lat) i dobry, ale n iestety bez żadnych nauk
i słabych zdolności. O trzym uję listy od ks. P antoła i rodziców
zaspokajające. Zaczynam pracow ać n ad tym, jak by przyspieszyć
egzamin i um knąć do Galilei, gdzie w skutek praw dopodobnego
odejścia ks. M azurkiew icza do Lwowa obecność moja będzie po­
trzebną. Ks. Skw ierczyński dobrze tę myśl przyjm uje i p racuje
dla niej. W tej także nadziei siadam do opracow yw ania żm ud­
nych tez i kanonów (80) na lau reę sanctorum canonum.
Tymczasem w K olegium po odejściu ks. re k to ra zaczynają
się uprzedzenia, niechęci i publiczne szem rania przeciw niem u,
które nieraz gw ałtow nie w ybuchają. Zacny o. F eliński konfe­
rencjam i roztropnym i, w k tórych uspraw iedliw ia zgrom adzenie,
łagodzi um ysły.
20 stycznia. Wycieczka na w innicę z msgr. Torroni.
7
lutego. O dbieram od ks. Skw ierczyńskiego list ks. biskupa
do kardynała, proszący dla m nie o przyspieszenie egzam inu. K ard.
Milesi poleca go kard. w ikarem u, k ó try już 29 lutego dyspensę
w yjednyw a.
20 lutego. Odbywam w izytę siedm iu bazylik.
24. W ycieczka na górę św iętą i w alkę kam ieni. W iele zacho­
du daje m i nieszczęsna spraw a mościcka od la t w ielu z w ielką
szkodą diecezji w Rzymie wisząca. Po różnych zachodach została
zakończoną szczęśliwie.
ż'z P r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
W kościele Sw. K laudiusza rozpoczynają się kazania polskie
dla dosyć licznie zebranej Polonii. Jedno z tych powiedział
o. W alerian 25 m arca, ja dwa, resztę o. Hieronim.
x 18 m arca. Odwiedza nasze K olegium kard. Milesi i oznaj­
m ia mi, iż m i w y jednał audiencję u ojca ś w .x
19
m arca. M am kazanie polskie o życiu w ew nętrznym św.
Józefa. W ten dzień dostaję 180 lir od rodziców i ks. proboszcza
przez ban k iera Kolba. K arol Zeller, zapadając ciągle na zdrowiu,
postanaw ia opuścić Rzym i wrócić do Lwowa.
23 m arca. Ojciec św. w yjeżdża uroczyście do M inerwy.
25
m arca. Egzam in try m estraln y z praw a kanonicznego, jak
rów nież z w oli Santego, w ykładam C7, de clericis conjugalis.
27
m arca. O debraw szy od kard. w ikarego dyspensę papieską,
sta ra m się o egzam in u msgr. Sim eoniego i p refekta Bachii.
31
m arca. A udiencja pożegnalna u ojca św. W ieczorem 6,30
jad ę z kard. M ilesi do W atykanu, a po całogodzinnym czekaniu,
około 8 wchodzę do ojca św., który mię przyjm uje nad er se r­
decznie. Siete devoto di S. Stanislao K ostka et di San... lecz
drugiego nazw iska nie dosłyszałem, bo szukałem w tenczas trz e ­
w ika do pocałowania. N ajprzód pocałow ałem w nogę od stolika —
wreszcie odrzekłem : Si, Santo Patro, sono nostri Patroni Celesti,
come S.P. e nostro unico Patrono in terra. Potem p y tał mnie
się, jakie studia odbyłem, kiedy w racam , skąd jestem ? Gdy od­
pow iedziałem iż jestem z Przem yśla, A! — odrzekł ojciec św. —
in Prem islia c’e un Vescovo ruteno, che abbiamo m andato adesso
— come si chiama!? ski! ski!
J a przypom niałem m u S em b rato w icza152. A si! si! — questi
nom i polacchi sono peggiori come inglesi e tedeschi — dieci consonanti ed una vocale. Po czym prosiłem go o odpusty dla krzyża
pro m oribundis. Ma piccola, piccola che non pesi nel viaggio.
J a odrzekłem : A nche la piu piccola sara per me cara. Po czym
szukał na stole, a nie znalazłszy, w ziął świecę, pow stał i rzekł
do m nie żartobliw ie: Lasciatem i m etter via ąuesta barricata.
Klęczałem bowiem przed jego krzesłem — li poszedł do drugiego
pokoju pow tarzając: ma piccolo, piccolo. S tam tąd w yniósł mi m e­
dal sreb rn y tak i sam, jaki daje apostołom w W ielki Czw artek,
x-x p r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
152
Ks. J ó zef S e m b r a t o w i c z (1821— 1900), kard. S tu d ia od b yw ał
w R zym ie i w W iedniu, w 1845 r. p rzy ją ł św ię ce n ia k ap łań sk ie, od
1863 r. p refek t sem in ariu m g reck o -k a t. w e L w o w ie, oraz prof. teologii
na U n iw e r sy te c ie L w o w sk im , od 1865 r. bp ty t. i ró w n o cześn ie w i­
kariu sz a p o sto lsk i d iecezji p rzem y sk iej, od 1882 r. arcbp lw o w sk i obrz.
greck o -k a t., od 1870 r. arcbp m etro p o lita h a lick i, w 1895 r. m ian o­
w a n y k ardynałem .
i wręczył m i go. Podczas tego użalał się na rząd austriacki. W ten­
czas bowiem w łaśnie Izba Wyższa potw ierdziła antykonkordatowe uchw ały niższej, a zaślepiony żydow sko-m asoński W iedeń
przyjął to z szalonym i owacjamii i ilum inacją statu ty Józefa II!!
Dalej rzekł: Portate la benedizione al Collegio, ja zaś poprosiłem
o błogosławieństwo dla ośmiu p arafii i dla siebie, abym mógł cał­
kowicie służyć Bogu, na co rzekł: Si! figlio, per santificavi e santificare gli altri per m ezzo dell orazione et del buon essempio.
Od ojca św. wyszedłszy zrobiłem w izytę w raz z k ardynałem
Milesim J. Em. kard. A ntonellem u, k tó ry m nie p rzy jął n ader
uprzejm ie i rozm aw iał bardzo poufnie o Polsce i jej biskupach.
Chwalił „B eniam ina” S zy m ań sk ieg o 153, odkrył in try g i B utkie­
wicza 154, oburzał się na A ustrię, k tó ra opuszcza trad y cje i opie­
ra się na rew olucji, dlatego za pierw szym lepszym w strząśnię­
ciem runąć może. Ubolew ał nad biskupem K alińskim 155 i bisku­
pem Sem bratowiczem ; wreszcie dodał tę sm utną przepow iednię,
że jeżeli tak dalej potrw a, to za 20 la t Kościoła w Polsce nie
stanie, bo już biskupów albo uwięzią, albo nie obsadzą. N ikt nie
będzie mógł święcić kapłanów , a lud bez kapłanów nie oprze
się schizmie.
1
kw ietnia. Środa. Piszę egzam in pisem ny z p raw a kanonicz­
nego C 4 de cohabitatione clericorum cum m ulieribus a 2 k w iet­
nia, czw artek po południu składam dość ścisły egzam in ustny,
na którym bardzo szczegółowe otrzym uję pytania. Finis laboris
Romani. N astępne dni schodzą na w izytach u m onsignorów
w celu w yjednania różnych p rz y w ile jó w y.
3 kw ietnia. Składam professionem fid ei na doktorat.
5.
N iedziela Palm owa. W W atykanie na procesji. W ielki Ty­
dzień schodzi na przygotow aniu się do podróży i zabiegach około
y N a s tę p n y c h o sie m w y r a z ó w w y k r e ś lo n y c h .
153
K s. B en ia m in S z y m a ń s k i (1793— 1868), św ięcen ia k ap łań sk ie
otrzym ał w 1816 r., p row in cjał zakonu k ap u cyn ów (p row in cji w a rsza w ­
skiej), w 1856 r. p rek on izow an y na bpa podlask iego, sak rę bisku pią
otrzym ał w 1857 r., o d n ow iciel zak onu oo. k ap u cyn ów w P olsce,
gorliw y obrońca p ra w K ościoła i N arodu p olsk iego. P o zn iesien iu d ie­
cezji p o d la sk iej w 1867 r. (którą połączon o z lu b elsk ą) przez rząd
carski, osiad ł w k lasztorze w Ł om ży, gd zie zm arł 15 I 1868 r.
Ks. B o n aw en tu ra B u t k i e w i c z (1794— 1871), św ięcen ia k ap łań sk ie otrzym ał w 1819 r., sek retarz i k ap elan ks. bpa C zyżew sk iego,
od 1882 r. k an on ik g rem ialn y k a p itu ły a u gu stow sk iej, prałat, k u stosz
0t^ 18^25 r. rektor A k ad em ii D u chow nej w W arszaw ie, od
51 r. p roton otariu sz ap. i ad m in istrator au gu stow sk i, w y b ra n y pod
n acisk iem rządu ro syjsk iego.
lo5
Ks. Jan B a l i ń s k i (1799— 1866), proboszcz k o n sta n ty n o w sk i
i , g u ° ern.i sied leck iej. W roku 1863 ob jął zarząd d iecezji ch ełm sk iej
jaKo n om in at ch ełm sk i i b ełzk i, k oadiu tor z p raw em p rzyszłego n a ­
stęp stw a na sto licę b isk u p ią ch ełm sk ą.
niefortunnej spraw y m ościckiej, która w skutek odejścia msgr.
Franchiego i Jac o b in ie g o 156 dziw nie zaniechaną została.
10. W ielki Piątek. M am kazanie u Św. K laudiusza o miłości
Bożej w krzyżu, w śród bólu żołądka.
11. Sobota. A systuję o. Cholan, k tó ry przyjm uje święcenia
kapłańskie.
12. Niedziela. U Św. P iotra na w ielkiej mszy i benedykcji,
święcone w Kolegium . Po południu wycieczka do katakum b św.
Sebastiana z Zellerem . W następnych dniach odpraw iam mszę
św. po sław nych kościołach Rzymu, jak na grobie św. P iotra
(ad in . Turek), u M ater A dm irabilis w kaplicy ulubionej M a­
donny del Crocefisso, ostatnie gdzie i pierw sze, u M arii M aggiore.
aa P rzed obrazem Najśw. P anny Bolesnej w kaplicy del C ro­
cefisso robię dw a śluby: aż do śm ierci codziennie (wyjąwszy
chorobę i nieuniknione przeszkody) będę poświęcał przynajm niej
pół godziny rozm yślaniu i odm aw iał jedną część różańca św.,
Boże daj mi łaski do spełnienia i c h aa.
13. Święcone na via Paolina i u nas. Pożegnanie.
17. O dbieram pocieszającą wiadom ość od m sgr. M arino M arisco, n astępcy m sgr. Franchiego, że spraw a m ościcka została
rozwiązaną. W ieczorem po nader czułym pożegnaniu z kolegam i,
wyjeżdżam z Wiecznego M iasta w śród dziwnego natłoku uczuć,
lecz przew aża sm utek i tęsknota. Towarzyszy mi ks. Lubowidzki,
em igrant, k tó ry otrzym ał przyjęcie do diecezji lw owskiej.
18. Sobota. Przyjeżdżam y rano do Loreto, gdzie z w ielką mo­
ją pociechą odpraw iam mszę św. w dom ku Najśw. Panny. Po­
gadanka z franciszkanam i.
19. Niedziela. Po mszy św. w dom ku Najśw. Panny, odjeżdża­
my do A nkony, gdzie się doskonale nudzim y oczekując parowca.
O 11 w nocy w yjeżdżam y z portu. Rozmowa z księżm i dalm atyńczykam i. W rażenie jazdy m orskiej nie bardzo dla m nie miłe,
bo mimo spokoju jed n ak zakosztowałem m orskiej choroby.
20. Poniedziałek. O godzinie 1 po południu przybijam y do
T riestu, m iasta handlowego i pięknie położonego. Wieczorem
odjeżdżam y koleją. K ilkugodzinna nad er żyw a Pogadanka z eksgaribaldzistą i doktorem niem ieckim . Pierw szy dziwnie za łaską
Bożą zwyciężony.
21
kw ietnia. W torek. Po południu przyjeżdżam y do ohydnej
stolicy rak u sk iej i w ysiadam y w hotelu „Zur H eiligen D reifaltig k eit” w ielce obiecującym z nazw iska, a w istocie poniżej k ry ­
ty k i będącym.
22
kw ietnia. Odwiedzam poczciwych kolegów: ks. [Apolina­
rego] Wisłockiego i K asprzaka w F rintaneum . Z nim i idziem y
do naszych deputow anych ks. Sm olikowskiego i M orgensterna,
którzy nas bardzo mile przyjm ują. Mszę św. m am y w kościele
gw. Szczepana.
t b W W iedniu robię w izytę ks. nuncjuszow i Falcinellem u,
który jest bardzo zagniew any na Polaków, iż z Niem cam i gło­
sowali, „wasza katolickość, to tylko b lich tr”, przepow iada nam ,
że nas M oskwa pożre, a A u stria się rozpadnie i zapowiada w i­
zytę rychłą w G alicji bb.
23. C zw artek. Nakupiw szy książek u M ajera odjeżdżam w ie­
czorem do kraju . W nocy ks. Lubow idzki gubi do 200 fr. w P rzerowie.
24. P iątek. W itaj k ra ju ojczysty po dwóch i pół latach nie­
widzenia! W w agonie dysputa z kapitanem o w ładzy świeckiej
ojca św. Wieczorem staję w Przem yślu, gdzie m nie ks. re k to r
nader m ile w ita, podobnie jako i inni księża. Lecz pokazuje się,
że niepotrzebnie przyspieszyłem mój wyjazd!
26.
W izyta u ks. biskupa, k tó ry m nie robi swoim kapelanem
i daje 100 fl. na potrzeby, bo ks. Kloczkowski podał się za spi­
rytualnego do Przew orska. Na obiedzie jestem u ks. biskupa,
potem u p. Zaw adzkiej.
29. Środa. Jad ę do Lwowa, aby się pożegnać z o. Piotrem ,
który tam od m iesiąca baw i w spraw ach Kolegium i kongrega­
cji. O dpraw iam mszę św. u oo. jezuitów , gdzie o. P io tra zastaję,
z nim jadę do hr. M iączyńskich na śniadanie, dalej do arcybi­
skupiego pałacu, do p. Zagórskich na obiad, po czym wieczorem
wyjeżdżam y do Przem yśla. Rozmowa ważna o polepszeniu mo­
ralnym K olegium Polsko-Rzym skiego.
30. C zw artek. W yjeżdżam do dom u w tow arzystw ie Jan a
Białkowskiego i kleryk a Fischera, k tó ry odjeżdża do Dukli i ” na
kurację. Popas w Dubiecku 158 u L udw ika Jakubow skiego, noc­
leg w D om aradzu 159 u zacnego ks. Stępka.
1
m aja. Z aw itaj m iesiącu M aryi! Znowu cię w itam na pol­
skiej ziemi. W samo południe staję w domu rodzicielskim i dzięki
Bogu zastaję w szystkich zdrow ych, tylko Kasię opuszczoną, bo
m3ż jej jest w wojsku. P ow itanie z płaczem. W izyta u ks. p ro­
boszcza. N astępne dni schodzą na pow itaniu krew nych i znajo­
mych rodaków , którzy n ader tłum nie garną się po świętości
rzymskie.
bb-bb P r z y p is ze s. 74 i 76 r k p s u w łą c zo n o do te k s tu s. 74 rk p s u .
aa-aa T e k s t r k p s u ze s. 61 w łą c zo n o do te k s t u s. 73 r k p s u .
Kard. L u d w ik J a c o b i n i (1832— 1887), s e k r e t a r z K o n g i e g a c ji
P rop agandy dla sp ra w w sch od n ich .
l58 Dukla, miasteczko w pow. krośnieńskim n. rzeką Jasiołką.
no Dubiecko, miasto w pow. przemyskim.
Domaradz, wieś w pow. brzozowskim.
3 m aja. Z am bony ogłaszam ludow i błogosław ieństw o ojca św.
4 m aja. W izyta u ks. S erafina w O drzykoniu.
8
m aja. Ks. proboszcz odjeżdża do W iednia na nieuczciwą
Radę.
10 m aja. M am kazanie w Korczynie, po południu rozpoczy­
nam n auki m ajow e o życiu pobożnym przez cały ty d z ie ń 00 trw ać
m ające. W ieczorem przyjeżdża do m nie ks. K rem entow ski z T ar­
nowca 160.
11 m aja. P rzyjeżdża poczciwy ks. E dw ard K otecki i razem
jedziem y na zamek, gdzie odwiedzam y pobożnego i skrom nego
T rznadla, którego łatw ow ierność korczyńska prorokiem ogłosiła.
13.
Z ao p atruję na śm ierć chorą M arkowiczkę, m atkę nieszczę­
śliwego śp. M ichała. Piszę do Sam bora, iż przyjadę na 21 m aja.
15. D ostaję napadu febry z bólem kości.
16. Sobota. Słabość się w zm aga, iż naw et mszy św. mieć nie
mogę; k ładę się do łoża i biorę na wom ita. Rozwija się mocna
gorączka, k tó ra grozi tyfusem .
17. Niedziela. Gdy coraz się pogarsza — wzywam dr S itar­
skiego z K rosna. W dom u lam ent.
18. Z tej choroby w yw iązuje się ospa epidem iczna wówczas
grasująca. Choroba przykra, mdłości spraw iająca, k tó ra dw a ty ­
godnie trzym a m nie w łóżku i zostaw ia m ałe ślady po sobie.
Lecz Opatrzność Boża widocznie ją dla m ojego dobra w ybrała —
niech jej za to będą dzięki i chw ała.
d d 25 m aja. Pożar w ielki u Józefa G oneta — niebezpieczeństwo
w ielkie dla siostry R ó z idd.
31
m aja. W dzień Zielonych Św iątek w yszedłem pierw szy raz
do kościoła, aby ku czci Najśw. P anny odpraw ić mszę św. i po­
wiedzieć ostatnie m ajow e kazanie. Ślub pielgrzym ki do Leżajska.
3
czerwca. Jestem w kościele u oo. kapucynów w spraw ach
duszy — wieczorem zastaję księży: K rem entow skiego i Koteckiego.
7
czerwca. Mam znowu kazanie. Zresztą czas schodzi bardzo
jednostajnie, rano w kościele a dalej w domu. W duszy budzi
się w ielka tęsknota za Rzymem, jego nabożeństw am i, za Kole­
gium i w yraźny prąd do życia zakonnego, stąd zam iłow anie sa ­
motności, m odlitw y i czytania, a w ielki w stręt do tow arzystw a.
Do tego zdrowie, m ianowicie żołądek ciągle szw ankuje. Z P rze­
m yśla w ieści nie bardzo pom yślne, a w szystko się składa, aby
w duszy w yrobić pew ne usposobienie m elancholiczne. Lecz wszyst­
kim tym Bóg sam pokierow ał, abym więcej poznał siebie-, więcej
pokochał wolę Bożą.
11
czerwca. W dzień Bożego Ciała m am kazanie i celebruję
na procesji. Piszę list do Rzymu.
15 czerwca. W izyta w O drzykoniu, U strobnej 16i i w Krośnie.
16 czerwca. W izyta u ks. Piekosińskiego proboszcza w K roś­
cienku.
19
czerwca. P iątek. Po pożegnaniu na plebanii (gdzie jest
p. Pobialowa) i w domu, opuszczam sm utną Korczynę. Po dro­
dze odwiedzam ks. Sturkow skiego w J a s ie n ic y 162, nocuję u ks.
Stępka.
20.
Sobota. Wieczorem staję w Przem yślu, gdzie m ię gościn­
nie przyjm uje zacny ks. rek to r, gdyż za zrządzeniem Bożym nie
ma dla m nie żadnej posady. N astępne dni schodzą w tow arzy­
stw ie księży. Mimo to tęsknota m nie nie opuszcza, a żołądek
ciągle się buntuje. D ostaję list z Rzymu.
24 czerwca. Jestem na obiedzie u ks. biskupa.
25 czerwca. Przyjeżdża po m nie zacny ks. G ruszczyński, aby
mnie zawieść do Sam bora, lecz n iestety nie pozw ala choroba żo­
łądka. Sic Deus voluit. Przychodzi wreszcie rezolucja z nam iest­
nictwa odm owna dla ks. Kloczkowskiego, w skutek czego ja znie­
chęcony długim oczekiwaniem proszę o jakąkolw iek w ikarię.
Ks. biskup daje mi do w yboru, a ja w ybieram Wojutycze.
eeW czerw cu roku 1868 odpraw iłem pielgrzym kę do Leżajska, by
się polecić opiece Najśw . P an n ie M a ry iee.
11
lipca. Sobota. Przejeżdża przez Przem yśl nuncjusz F alcinelli w drodze do Lwowa na uroczystość św. Józefata. Od g ra­
nic diecezji przem yskiej p rzy jm u ją go wszędzie z w ielką serdecz­
nością i okazałością, we Lwow ie i Przem yślu z pom pą i en tu ­
zjazmem, co bardzo korzystnie w pływ a na podniesienie uczucia
katolickiego i praw dziw ym katolikom w ielką radość spraw ia. Te­
goż dnia b ra t Ja ś odwozi m oje rzeczy do W ojutycz.
13.
Poniedziałek. Ja sam tam że odjeżdżam. P ogadanka w Czyżk a c h 163 z ks. Rapalskim . Zaczyna się nowe stadium życia —
niby to p arafialn e a więcej jednak umysłowe, bo p arafia nie­
liczna, przy tym od kościoła i spowiedzi stroniąca, nie w iele
czasu zabiera. O ddaję się całkiem poznaniu życia w ew nętrznego,
skąd w iele św iatła i pociech odnoszę.
16
lipca. Jest u m nie kochany ks. Józef Gruszczyński w raca­
jąc z odpustu w S ąsiad o w icach 164. W ieczorem przyjeżdża ks.
dziekan Gross i ks. Tereszkiew icz baw iący na w akacjach.
ee-ee P r z y p is ze s. 78 r k p s u w łą c zo n o do te k s tu s. 77 r k p s u .
rk p s ie m y ln ie dzień.
dd-dd p r z y p is w łą c z o n y d o te k s tu .
i«° T arn ow iec, w ie ś w pow . ja sielsk im .
cc w
162
w ie ś w pow . k rośn ień sk im , na lew y m brzegu W isłoka.
163 Jas^ nf ca > m iasteczk o w pow . brzozow skim .
t64 ^ y ż k i , w ie ś w w oj. lw o w sk im .
S ą sia d o w ice, w ieś ok. 15 km od legła od Sam bora.
17.
Odwiedzam na kilka godzin Sam bor zawsze dla m nie
drogi, od którego jednak P. Bóg widocznie m nie w strzym uje.
fl W ieczorem robię w izytę zacnem u p. Tchórznickiem u, dla któ ­
rego zachowałem w ielkie przyw iązanie, a dla „duszy cierpiącej”
głębokie współczucie . Rozmowa długa o jej cierpieniach w e­
w nętrznych, potem o Rzymie f£.
P rzem yśl w lutym 1900
[1868—1876]
15
sierpnia 1868 powiedziałem kazanie w Sam borze, a potem
dałem z am bony błogosław ieństw o apostolskie w yjednane przeze
mnie dla całej p arafii od ojca św. P iusa IX.
9
w rześnia. W yjechałem do L eżajska, aby tam przed cudow­
nym obrazem podziękować Najśw. P annie za Jej m iłościwą opie­
kę. Po drodze uczciłem statuę łaskam i słynącą w Jarosław iu.
N astępne dni zeszły w śród rozm yślania i czytania głębokich dzieł
oo. S aint Ju re , Grou «5, G u illo re 166 itd. W tenczas zebrałem
pierw sze m ateriały do później w ydanego dzieła pt. Życie du­
chowne [czyli doskonałość chrześcijańska]. Za to pracy p aster­
skiej było mało, bo lud leniw y i ciem ny nie chodził chętnie do
kościoła i raz tylko w roku przystępow ał do sakram entów św.
Trzeba było budować od fundam entów , w czym w edług sił po­
m agałem ks. dziekanow i Grossowi. Sam biedny, dzielił się tenże
ze m ną łyżką skrom nej straw y, natom iast grosza nie trzeba było
u nas szukać, ale bo też innych w ydatków nie m iałem prócz
50 kr. m iesięcznie dla pastucha, któ ry mi czyścił buty i przy­
nosił dzbanek wody. Sam otność codzienną z Bogiem i książką
przeryw ały czasem w izyty u p. Tchórznickich i u zacnej p. hr.
Sew eryny B adeniow ej, gdzie na rozmowie o wysokim , o m isty­
cyzm potrącającym n astro ju upływ ały całe godziny. W racając
z jednej z takich w izyt wieczorem w yw róciłem się z wozem
i zraniłem sobie tw arz mocno. W śród tego odezwała się znowu
tęsknota za życiem zakonnym , jako też chęć pogłębienia nauki
Pism a św. Chciałem tedy w yjechać jeszcze na rok za granicę,
ale ks. biskup nie pozwolił, przeczuw ając snadź, że już bym nie
w rócił do diecezji, ale może poszedł na m isje. N atom iast kazał
ff-ff T e k s t te n p r z e z a u to ra w y k r e ś lo n y .
165 Ks. Jan M ikołaj G r o u (1731— 1803), jezu ita. D o zakonu w stą p ił
w 1746 r., przez długi czas p rzeb y w a ł w P o n t-a -M o u sso n , autor sze­
regu d zieł religijn ych .
166 K s. F ran ciszek G u i l l o r e
(1615— 1684), jezu ita. Do z a k o n u
w stą p ił w 1838 r., prof. h u m a n io ró w i retoryk i, w y b itn y k a z n o d z i e j a ,
autor szeregu dzieł, zm arł w P aryżu 1684 r.
m i W styczniu 1869 r. iść na w ikarego do Sam bora, by zastąpić
ks. Stanisław a Spisa 167, k tó ry udał się na studia wyższe do W ie­
dnia.
Na drugi zawód pracow ałem w Sam borze 168 przez 9 miesięcy
i to z całym w ytężeniem sił już znacznie osłabionych, tak że
w tym zdrow ie znacznie ucierpiało. N iektórym się zdawało, że
przesadzam i fanatyzuję, bo były to czasy, gdzie liberalizm n a­
w et u nas brał górę. Chcąc przyjść w pomoc klasie n ajb ied n iej­
szej i bardzo opuszczonej założyłem przy Bożej pomocy, a nie
bez w ielu trudów i u trap ień Tow arzystw o P ań św. W incentego
a Paulo, k tóre dotąd istnieje. W W ielkim Poście m iew ałem k a ­
zania pasyjne, w maj u codziennie n au k i o życiu duchow nym na
tle życia Najśw. Panny, co było niejako kanw ą, na k tó rej póź­
niej utw orzyłem książkę: Życie duchow ne [czyli doskonałość chrze­
ścijańska] i Kazania o Najśw . Pannie Maryi. Ambona, konfesjo­
nał i szkoła pochłaniały w szystek mój czas, tak że o nauce lub
o w izytach tow arzyskich nie mogło być mowy.
Z początkiem października 1869 opuściłem Sam bor, by objąć
w P rzem yślu posadę p refek ta sem inarium , bo w olnej k ated ry
profesorskiej wówczas nie było. Nie m ając praw ie żadnych obo­
wiązków m ogłem swobodnie oddać się praw ieniu kazań (np. p a­
syjnych w r. 1870), prow adzeniu dusz pobożnych, czytaniu, a n a ­
stępnie pisaniu dzieł; jakoż już w r. 1870 napisałem kilkanaście
arkuszy Apologii w iary katolickiej. Zarazem m iew ałem n auki re ­
ligijne dla stow arzyszenia rzem ieślników pt. „G w iazda” 169. P rzy
końcu listopada 1869 [roku] w yjechał na Sobór W atykański ks.
biskup A ntoni M onastyrski w tow arzystw ie arcybiskupa W ierzchlejskiego, ale już w drodze zapadł ciężko na chorobę pęche­
rzową i um arł w Rzymie (17 gru d n ia 1869), gdzie m u w podzie­
miach kościoła S. M aria sopra M inerva grób sporządzono. Za jego
rządów zaprow adzone zostały rekolekcje kapłańskie i kongrega­
cje dekanalne, a poziom duchow ny k leru znacznie się podniósł.
W ikariuszem kapitulnym w ybrany został po raz trzeci ks. Józef
Hoppe, kap łan uczony i pobożny, k tó ry w r. 1863 jeździł z ks.
Skw ierczyńskim , by reprezentow ać diecezję przem yską przy
167 K s. S ta n isła w S p i s , w y św ię c o n y na k apłana w 1868 r. w P rze­
m yślu , p o tem w ik a ry w Sam borze, studia w y ż sz e ukoń czył w W iedniu
w 1871 r., n a stęp n ie prof. P ism a św . w sem in ariu m d u chow nym w P rze­
m yślu . W roku 1876 został proboszczem w S w ieczy , w 1. 1879— 1909
Prof. P ism a św . N. T est. U J, sześciok rotn y dziekan a w 1887 r. rektor
UJ, autor liczn y ch d zieł n au k ow ych , g łó w n ie z d ziedziny b ib lijn ej.
168 K s. J. S. P e l c z a r b y ł w ik a ry m w Sam borze d w u k rotn ie: od
iR ^iH
k a p ła ń sk ich do 4 X II 1865 r., p ow tórn ie od styczn ia
i6s>r’ c*° P aźd ziern ik a tegoż roku.
S to w a rzy szen ie r zem ieśln ik ó w „G w iazda” p o w sta ło w P rzem y ślu
uk ładaniu tzw. konkordii, czyli um ow y z cerkw ią unicką 170. We
w rześniu przybył do Przem yśla jako nowy pasterz biskup Maciej
H irs c h le r171, pierw p ra ła t lwowski, mąż niezm iernego m iłosier­
dzia, ale słabych sił, bo trapiony kurczam i nerw ow ym i. Raz też
tylko pokazał się na wizycie kanonicznej, zresztą mało był czyn­
ny, ale m iał znakom itych pom ocników w osobie ks. infułata
Hoppego, ks. re k to ra Skw ierczyńskiego, ks. kanclerza [Ignacego]
Łobosa i innych (zm. 27 m aja 1881).
We w rześniu r. 1870 po odejściu ks. Józefa K rukow skiego na
probostw o w Błażowej objąłem k ated rę teologii pasterskiej, któ ­
rej najm niej się spodziewałem , a k tó rą potem bardzo pokocha­
łem, bo nastręczyła mi sposobności do w yrobienia ducha k ap łań ­
skiego w m łodych lew itach.
Tym czasem lichy strasznie w ik t sem inarzycki w płynął na po­
gorszenie k a ta ru żołądka i kiszek, jakiego jeszcze w Sam borze
się nabaw iłem . P rzyplątała się naw et żółtaczka, tak że w czerw ­
cu rok u 1871 (po w ygłoszeniu kazania na 25 letnią rocznicę rzą­
dów P iusa IX) trzeba było jechać do K orczyny i przeprow adzić
kilkutygodniow ą kurację karlsbadzką. Wówczas odezwała się
znowu tęsknota za życiem zakonnym w T ow arzystw ie Jezusowym .
Poniew aż jed n ak lękałem się pom yłki w w yborze dalszej drogi
życia, przeto m odliłem się o św iatło z góry i w tej m yśli posta­
nowiłem odbyć pielgrzym kę do Ziem i Św iętej. Dokonałem tego
ślubu na w iosnę r. 1872, a w rażenia z pielgrzym ki opisałem póź­
niej w dziele pt. Z iem ia Św ięta i Islam, które wyszło w latach
1874— 1875. P ierw ej w ydałem (bo już w r. 1873) Życie duchowne
czyli doskonałość chrześcijańska, dzieło n ader chętnie przyjęte,
toteż w rozszerzonych ram ach doczekało się kilku w y d a ń 172.
gg W czerwcu, jadąc do Szarzyny 173 na instalację ks. Franciszka
M iklaszewskiego, byłem w L eżajsku u stóp Najśw. P anny M aryi gg.
Na w iosnę roku 1873 k a ta r żołądka znacznie się pogorszył,
tak że w lipcu m usiałem jeździć do K arlsbadu. Ale nie dozna­
łem spodziew anej ulgi; owszem w jesieni tegoż roku wywiązała
gg-gg Przypis włączony do tekstu.
17« B y ła to ugod a b isk u p ó w u n ick ich z b isk u p am i obrządku ła ciń ­
sk ieg o o w zajem n ej w sp ółp racy. S tro n ę u n ick ą rep rezen to w a ł b p T o­
m asz P o l a ń s k i .
171 Ks. M aciej H i r s c h l e r (1807— 1881), bp p rzem ysk i. S tu d ia te o ­
logiczn e u k oń czył w W iedniu, n a stęp n ie k a tech eta gim n azju m w B rzeżanach, proboszcz w G ołogórach, dziekan brodzki, k an on ik lw o w sk i,
dziekan k a ted ra ln y i p rałat d om ow y p apieski. D n ia 27 IV 1870 r. p rek on izow an y b p em p rzem ysk im , urząd ten p e łn ił do ch w ili śm ierci,
tj. 1881 r.
172 Z y c ie d u c h o w n e c z y li d o sk o n a ło ść c h rz e śc ija ń sk a . P rzem y śl 1873,
dalszych sześć w y d a ń w la ta ch 1878— 1913.
173 Szarzyna, w ie ś w pow . k ro śn ień sk im .
się febra gastryczna, k tóra m ię co noc trapiła. Mimo to P an Bóg
dobry udzielił mi swej mocy, iż w dzień mogłem pracow ać, a tej
pracy z każdym rokiem przybyw ało, bo w r. 1873 włożono na
m nie drugi przedm iot — praw o kościelne. W r. 1871 zrobiono mię
spow iednikiem benedyktynek i radcą K onsystorza biskupiego.
Dzięki k u ra cji wodnej zdrow ie się nieco popraw iło, ponieważ
jednak pobyt w m urach sem inarzyckich bardzo mi szkodził,
przeto radzono mi przyjąć gdzieś probostw o w iejskie.
Jakoż
w r. 1875 zgłosiłem się do księcia A dam a Sapiehy o w akujące
probostwo w K ra siczy n ie174, ale książę kom u innem u dał p ier­
wej obietnicę. Ja znów nie widząc w yraźnej woli Bożej, bym
został w iejskim pasterzem dusz, zw róciłem m yśl m oją gdzie in ­
dziej, bo do K rakow a, gdzie w łaśnie k ated ra uniw ersytecka teo­
logii pasterskiej po odejściu ks. kanonika Wilczka 175 zaw akow ała.
Jeździłem tam dwa razy, a w śród tego czasu (1876) do cudow­
nego obrazu Najśw. P anny w Leżajsku. Dzięki jej opiece i po­
parciu życzliwych ludzi (biskupa H irschlera, p rałata D unajew ­
skiego 176, prof. Z o lla 177, posła W e ig la 178) otrzym ałem 19 m arca
1877 nom inację na profesora zwyczajnego historii kościelnej i p ra ­
wa kanonicznego przy U niw ersytecie Jagiellońskim .
Rok 1877
12
kw ietnia 1877 opuściłem Przem yśl i rozpocząłem nowy
okres życia. hh Zam ieszkałem u oo. franciszkanów . Co dzień od­
praw iałem mszę św. przed obrazem M atki Bolesnej i tam też
słuchałem często spowiedzi osób pobożnychhh. Stanowisko m oje
było niełatw e, bo stosunki w K rakow ie pod w ielu względam i
hh-hh p r z y p is ze s. 86 i 87 r k p s u w łą c zo n o do te k s tu s. 86 r k p s u .
174 Krasiczyn, wieś w pow. przemyskim.
175 Ks. J ó zef W i l c z e k (1805— 1880). Ś w ięcen ia k ap łań sk ie o trzy­
ma! w 1829 r., w 1. 1830— 1838 w ik a riu sz k ated raln y w T arnow ie, n a ­
stęp n ie prof. te o lo g ii p astersk iej w tarn o w sk im sem in ariu m duch ow ­
nym , od 1860 r. prof. tegoż p rzed m iotu na U J, od 1867 r. k anonik
k atedry k rak ow sk iej. W roku 1872 został proboszczem k o leg ia ty Sw.
F loriana na K lep arzu w K rak ow ie.
176 Ks. A lb in D u n a j e w s k i (1817— 1894) kard. P raw o stu d io w a ł w e
Lwowie w 1. 1835—1839. Za u d ział w ak cji sp isk ow ej b y ł k ilk ak rotn ie
w ięzio n y , w 1859 r. w stą p ił do sem in ariu m duchow n ego w K rak ow ie,
gdzie w 1861 r. otrzym ał św ięcen ia kap łańskie. W roku 1879 został
bPem k rak ow sk im , w 1888 r. k sięciem , w 1890 r. k ard ynałem .
177 F ryd eryk Z o l l (1834— 1917), p raw ozn aw ca polski, prof. praw a
rzym skiego U J, człon ek A k ad em ii U m iejętn o ści, p oseł do sejm u lw o w ?7»0 ’ aut ° r szeregu prac z dziedziny praw a.
‘8 Ferdynand W e i g e l (1814— 1902), doc. U J, w 1869 r. poseł do
e Jmu i p arlam en tu , w 1. 1881— 83 p rezyd en t m iasta K rakow a.
były przykre. W sferach kościelnych panow ała sm utna rozterka
m iędzy w ikariuszem apostolskim biskupem A ntonim Gałeckim 179,
człowiekiem n ad er szorstkim i bez tak tu , a częścią kapituły (ks.
K arolem Teligą i ks. Scipionem) i duchow ieństw a, czego sk u t­
kiem były gorszące zajścia, agitacje, kalum nie, paszkw ile, a n a­
w et rozpraw y przed sądem świeckim . W śród zażartej w alki dwóch
obozów nie wiedzieć było z kim i co mówić, by nie ściągnąć so­
bie nienaw iści ludzkiej. Chociaż postępow ałem bardzo ostrożnie,
nie ustrzegłem się podejrzenia biskupa Gałeckiego, że fcrsu ję
ks. D unajew skiego na biskupa krakow skiego. Do tego jako przy­
bysz z obcej diecezji byłem niektórym księżom krakow skim solą
w oku, zwłaszcza że nie pochw alałem ich postępowania. Już
pierw sze m oje kazania zjednały mi niem ałą sław ę u kapryśnej
publiczności krakow skiej, a gdy jedni w ynosili mię pod niebiosa
(acz niesłusznie), drudzy stara li się poniżyć uw ażając mię (zno­
w u niesłusznie) za w spółzaw odnika ks. Zygm unta G o lia n a ls0.
N aw et do spraw Bożych m ieszają się ludzkie słabości.
K iedy w raz z ks. Józefem K rukow skim przybyłem do U ni­
w ersy tetu , na fakultecie tym było tylko dwóch profesorów zwy­
czajnych teologii (ks. J a n D roździew icz181 i ks. Józef C zerlunczakiewicz 182), pobierających nad er lichą płacę (1400 złr rocznie).
Do tego w ydział teologiczny u u tracił daw ne praw a i nie m iał
żadnego znaczenia u świeckich, tak że go pom ijano przy w y­
borze re k to ra U niw ersytetu. Moim głównym zadaniem było za­
tem w yjednać u rządu reorganizację w ydziału teologicznego (któ­
ra rzeczywiście na mocy rozporządzenia cesarskiego z 15 sierp ­
nia 1880 nastąpiła), ściągnąć z różnych stron ludzi zdolnych na
profesorów (i rzeczywiście w k rótkim czasie uzyskaliśm y dla
ii N a s tę p n e d w a w y r a z y w y k r e ś lo n e .
179 Ks. A n ton i G a ł e c k i (1811— 1885), w y św ię c o n y na k apłana
w roku 1834, doktorat te o lo g ii zd ob ył w R zym ie. W 1853 r. został
dziekanem k a p itu ły ta rn o w sk iej, w 1862 r. ad m in istratorem diecezji
k rak ow sk iej, t. r. otrzym ał godność bpa ty t. am a tejsk ieg o i w ik a riu ­
sza a p o sto lsk ieg o diecezji k rak ow sk iej.
180 Ks. Z ygm u n t G o l i a n (1824— 1885), k azn od zieja i d ziałacz k a ­
tolick i, k rak ow ian in . W y św ięco n y n a k a p ła n a w 1849 r., stu d ia k o n ­
ty n u o w a ł w L ovan iu m i R zym ie, g d zie u zy sk a ł doktorat teologii.
W 1. 1862— 67 w y k ła d a ł d ogm atyk ę w A k a d em ii D u ch ow n ej w W ar­
szaw ie, oraz przez dw a la ta filo z o fię na U J.
181 Ks. Jan D r o ź d z i e w i c z (1812— 1888), stud ia teo lo g iczn e k oń;
czy ł w K rak ow ie, gd zie w 1845 r. otrzym ał sto p ień doktora teologii.
W 1. 1858— 65 zastęp ca prof. te o lo g ii d ogm atyczn ej U J, od 1865 r.
doc. p atrologii, w 1867 r. m ia n o w a n y prof. n a d zw y cza jn y m a w 1872 r.
zw yczajnym . F u n k cje p rofesora p e łn ił do 1883 r.
182 Ks. Józef C z e r l u n c z a k i e w i c z (1829— 1911), święcen-ia k a ­
p ła ń sk ie otrzym ał w 1853 r. w W iedniu. W 1. 1858— 65 prof. teologu
dogm atycznej U n iw . L w o w sk ieg o , zaś w 1. 1865— 1882 UJ.
w y d z ia łu ks. prof. Spisa, ks. Lenkiew icza 183, ks. Paw lickiego 1M,
ks. Chotkowskiego 185, ks. Grom nickiego 186, ks. K napińskiego 187,
ks. M oraw skiego188), w reszcie naw iązać dobre stosunki z profe­
soram i świeckim i, by ich uczynić życzliwszym i dla w ydziału, co
się rów nież udało. Ale w iele stąd doświadczyłem przykrości, za
co niech będą P anu Bogu dzięki. 31 W czerwcu r. 1877 postarałem
Łię, że znaczna część profesorów U niw ersytetu podpisała adres
do ojca św. przeze m nie ułożony H.
8
w rześnia 1877 [r.] odbyła się z w ielką okazałością korona­
cja cudownego obrazu Najśw. P an n y M aryi M atki M iłosierdzia
w S tarejw si, dokonana przez nuncjusza w iedeńskiego arcybiskupa
Ludw ika Jacobiniego (zm. 1887 jako k ardynał, sek retarz stanu)
wobec dwóch biskupów ruskich, Józefa Sem bratow icza, arcy ­
biskupa lwowskiego i Jan a Stupnickiego 189, biskupa przem yskie­
33-53 P r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
183 K s. Z ygm u n t L e n k i e w i c z , ur. w e L w o w ie w 1845 r. Tu
w latach 1865— 1867 od b yw ał stu d ia teo lo g iczn e, doktorat teo lo g ii u zy­
skał w W iedniu, w 1880 r. h a b ilito w a ł się na docenta teo lo g ii m o ra l­
nej n a U J, w 1881 r. m ian ow an y prof. zw yczajn ym tegoż przedm iotu,
w 1. 1882— 83 oraz 1886— 87 dziekan w yd z. teol. UJ.
184 Ks. S tefa n P a w l i c k i ,
studia w y ższe od b yw ał w e W ro­
cła w iu i tu u zysk a ł doktorat filo zo fii. W 1. 1866— 68 docent filo zo fii
w S zk ole G łów n ej w W arszaw ie. Po w y jeźd zie do R zym u w stą p ił do
z m a rtw y ch w sta ń có w , g d zie w 1872 r. w y św ię c o n y został na kapłana.
W dw a la ta później u zysk ał doktorat teologii, prorektor K olegiu m
P o lsk ieg o w R zym ie. Od roku 1882 prof. filo zo fii chrześcijań sk iej U J,
d w u k rotn y dziekan w yd z. teol., w roku 1905— 06 rektor tegoż U n iw er­
sy tetu , człon ek A k ad em ii U m iejętn o ści, autor szeregu prac filo z o fic z ­
nych.
185 Ks. W ła d y sła w C h o t k o w s k i (1843— 1926), doktorat teo lo g ii
u zysk ał w M onasterze. Po p o w rocie do kraju b y ł katech etą. W 1882 r.
p o w o ła n y zo sta ł na prof. h isto rii K ościoła U J, zasłyn ął jak o h isto ry k
i kaznodzieja.
186 Ks. T ad eu sz G r o m n i c k i ,
św ięcen ia k ap łań sk ie
otrzym ał
w 1874 r., o d 1884 r. ad iunk t w yd z. teol. na U n iw . L w ow sk im , w 1884 r.
p ow ołan y został n a prof. p ra w a k an on iczn ego U J, w 1902/3 rektor
tegoż U n iw ersy tetu , autor szeregu prac n aukow ych.
187 Ks. W ła d y sła w K n a p i ń s k i (ur. w 1838 r.), sem in ariu m du­
chow ne u k oń czył w W arszaw ie, gd zie w 1863 r. u zysk ał stop ień k a n ­
dydata św . teo lo g ii, w 1883 r. odzn aczony został przez A k ad em ię p e­
tersb u rsk ą sto p n iem doktora te o lo g ii h o n o ris causa, od 1888 r. prof.
P ism a św . N o w eg o i Starego T estam en tu oraz języ k ó w w sch od n ich
na UJ. B y ł jed n ym z g łó w n y ch w sp ó łp ra co w n ik ó w E n cyk lop ed ii K o ś­
cielnej ks. N ow od w orsk iego, ogłosił drukiem szereg prac n auk ow ych .
188 Ks. M arian M o r a w s k i (ur. w 1845 r.), w 1863 r. w stą p ił do
TJ. Na k ap łan a w y św ię c o n y został w 1870 r., od 1883 r. redaktor
„P rzeglądu P o w szech n eg o ”, w 1888 r. został prof. n ad zw yczajn ym do­
gm atyk i na U J, au tor szeregu prac n au k ow ych , g łó w n ie z dziedziny
filozofii.
189 Ks. Jan S t u p n i c k i (1816— 1890), bp, kanonik lw o w sk i obrz.
greck o-k at., w 1872 r. k on sek row an y na bpa lw ow sk iego.
go, arcybiskupa orm iańskiego [Grzegorza] Rom aszkana 190, 300 du­
chownych, znacznej liczby obyw ateli i przeszło 100 000 ludu.
P rzy złożeniu koron u stóp obrazu (2 w rześnia) powiedziałem
kazanie o królow aniu i opiece Najw . P anny nad narodem pol­
skim, k tó re w ro ku 1885 w K rakow ie w ydałem . P rzedtem (1875)
w ydrukow ałem dzieło Ziem ia Sw . i Islam , jako też mowę na
nabożeństw ie za duszę śp. S ew erynakk Goszczyńskiego (w „Prze­
glądzie Lw ow skim ”).
W jesieni ro k u 1877 wyszło drugie znacznie pomnożone w y­
danie dzieła Życie duchow ne czyli doskonałość chrześcijańska, 2 t,
21
gru d n ia 1877 um arł mój poczciwy ojciec po dłuższej cho­
robie. Z tego powodu jeździłem po dw akroć do Korczyny, by
m u zam knąć pow ieki i spraw ić godny pogrzeb.
Rok 1878
21
stycznia m iałem mowę na nabożeństw ie za duszę śp. Jó ­
zefa D ietla, b. prezydenta m iasta, w ydrukow aną w „Czasie”, za­
proszony um yślnie przez prezydenta M ikołaja Z y b lik iew icza191.
Wywołało to w ielkie niezadow olenie ks. Goliana i jego w ielbi­
cieli, zwłaszcza że i treść m owy nie przypadła im całkiem do
sm aku. Nie byłem tem u w inien i starałem się zażegnać niepo­
rozum ienie okazyw aniem szacunku i życzliwości ks. Golianowi
i co więcej w płynąłem na kolegów, by go proponować na do­
centa filozofii chrześcijańskiej, ale rząd i tym razem odrzucił jego
kand y d atu rę.
7
lutego. U m arł w ielki i św ięty papież Pius IX, w ielki m i­
łośnik Najśw. P anny N iepokalanej, niezłom ny obrońca praw dy
katolickiej i praw a, serdeczny opiekun ^udów uciśnionych, a szcze­
gólnie n arodu polskiego. Na nabożeństw ie odpraw ionym za jego
duszę staran iem U niw ersytetu Jagiellońskiego pow iedziałem k a­
zanie, z silnym uw ydatnieniem jego stosunku do Polski. W zmian­
ka o pow staniu w roku 1863, acz całkiem uspraw iedliw iona, w y­
w ołała gniew y pism u ltra dem okratycznych, jak „Nowej R efor­
m y” itd. P rzedtem jeszcze na jubileusz biskupstw a ojca św.
3 czerwca 1877 napisałem adres po łacinie i zebraw szy k ilk a­
dziesiąt podpisów profesorów U niw ersytetu przesłałem takow y
do Rzym u na ręce ks. prałata W łodzim ierza hr. Czackiego. Niekk w rk p s ie m y ln ie : Józefa.
190 K s. G rzegorz R o m a s z k a n (1809— 1881), arcbp, w 1834 r. otrzy­
m ał św ięcen ia k ap ła ń sk ie, od 1875 r. arcbp lw o w sk i obrz. orm iań ­
skiego.
191 M ikołaj Z y b l i k i e w i c z , p rezy d en t m ia sta K rak ow a w 1.
1874— 1881.
bawem przyszła serdeczna odpowiedź z błogosław ieństw em dla
U n iw e r s y t e t u .
20
lutego. W ybrany został papieżem Joachim ' W incenty hr.
Pecci, k ard y n ał kam erling św. rzym skiego Kościoła, jako Leon
XIII. któ ry jako istna „światłość z n ieb a” m iał zajaśnieć na Sto­
licy św. Z araz po w yborze pow stała w K rakow ie m yśl, by w y­
słać do Rzym u deputację z hołdem od n arodu polskiego. Do n a­
rad i ja należałem , a n aw et w początkach m arca w ybrałem się
do Rzym u w tow arzystw ie ks. p ra ła ta A lbina D unajew skiego
i rodaka m ojego ks. A ndrzeja Goneta, proboszcza z Nowosielec 192.
Na audiencji ogólnej ojciec św. m ówił serdecznie, ale ostrożnie,
otw arciej się w yraził do k ilk u członków deputacji. Tam jadąc
uczciłem domek Najśw. P an n y w Lorecie.
[Rok] 1879
W styczniu w ypow iedziałem m owę na nabożeństw ie urządzo­
nym w kościele Najśw. P an n y M aryi kosztem m iasta za duszę
śp. hr. Zofii Potockiej A rturow ej. W mowie tej, ogłoszonej potem
drukiem 193, staw iłem ją jako wzór niew iasty oddanej czynnem u
m iłosierdziu. Po gw ałtow nych, a nie zasługujących na pochw ałę
w ystąpieniach deputow anego W eigla przeciw ks. w ikariuszow i
apostolskiem u, Gałeckiem u, w R adzie P aństw a, postanow ił rząd
usunąć go, a natom iast zam ianow ać biskupa diecezji krakow skiej.
W ybór padł (23 kw ietnia) na ks. p ra ła ta A lbina Dunajew skiego.
W prawdzie prezydent m iasta M ikołaj Zyblikiewicz był za bisku­
pem Jan em Chryzostom em Janiszew skim 194, sufraganem poznań­
skim, znakom itym ze wszech m iar człowiekiem , k tó ry jako o fiara
„K ulturkam pfu” m ieszkał w K rakow ie, m inister zaś S trohm ayer
zwrócił raczej swą uw agę na m nie, bo byłem podany w ternie,
ale nam iestnik hr. A lfred Potocki przew ażył w W iedniu, a ks.
p ra ła t Czacki (do którego także pisałem za ks. D unajew skim )
w Rzymie. P rekonizacja jego nastąpiła 15 m aja, konsekracja 8
czerwca w kościele Najśw. P an n y M aryi. Ks. D unajew ski nie
miał w praw dzie głębszej n au k i teologicznej i doświadczenia ad­
m inistracyjnego, ale pobożnością, gorliwością, dobrocią serca i za­
letam i tow arzyskim i (a tak że m iłą postawą) zjednał sobie po­
wszechną sym patię, szkoda ty lk o u, że nie zawsze był szczęśliwy
11 N a s tę p n y c h sześć w y r a z ó w w y k r e ś lo n y c h .
192 N o w o sielec, m ia steczk o w pow . przem yskim .
183 K raków 1879.
194
Ks. Jan C hryzostom J a n i s z e w s k i (1818— 1891), bp, brał czyn ­
ny udział w życiu p o lity czn y m W ielk op olsk i jak o człon ek K om itetu
N arodow ego, organizator L igi P o lsk iej, k ilk ak rotn y p oseł do sejm u
Pruskiego, od 1871 r. sufragan poznański.
w doborze swoich doradców i czasem kierow ał się zbytnią po­
błażliwością w rządach. Dla m nie był bardzo serdeczny, ale nie­
którzy księża krakow scy bojąc się m ojego w pływ u, zoziębili te
przyjacielskie pierw stosunki, a po rozstrzygnięciu spraw y k a­
nonii uniw ersyteckich usunęli m ię naw et z jego rady.
W r. 1879 m iałem mowę na bankiecie na cześć m alarza Ja n a
M atejki. Poniew aż rząd nie chciał dopuścić ks. Goliana do god­
ności arch ip rezb itera infułata kościoła i p arafii Najśw. P anny
M aryi, przeto 30 listopada podałem się na tę posadę, by mieć
am bonę do m ojej dyspozycji i praw ić z niej konferencje. Wy­
daw ało mi się rzeczą pew ną, że ks. biskup D unajew ski tego sobie
życzy i chce m i dać tę godność; tym czasem on przedstaw ił na
nią ks. L udw ika Bobra, a dla m nie wyrosło stąd potrzebne snadź
upokorzenie (r. 1880). Za to z tym większą swobodą wziąłem się
do pracy pt. Pius IX i jego w iek, k tó rą w latach 1880—1881 w y­
dałem i na dochód św iętopietrza przeznaczyłem . Był to owoc
w ielkiej czci i gorącej miłości dla nieśm iertelnej pam ięci p a­
pieża, dla którego cały naród składał ofiary, by m u wznieść
pom nik na W awelu. N iestety, rzucone niem ądre hasło: „W awel
jest tylko dla zasłużonych P olaków ” (Zyblikiewicz), a przy nie­
poradności kom itetu spraw a um ieszczenia gotowego od daw na
pom nika została odłożona, jak się zdaje, do ukończenia re sta u ­
racji k ated ry 195.
Rok 1880
Oprócz I tom u dzieła Pius I X i jego w iek w ydałem mowę
żałobną m ianą na nabożeństw ie za duszę śp. A ndrzeja Rydzowsk ie g o 196, deputow anego do R ady P aństw a i radcy m iejskiego.
Ostrze jej skierow ane było przeciw liberalizm ow i w życiu pu­
blicznym.
Od samego początku panow ało m iędzy m ną a trzem a kolegam i
z w ydziału teologicznego pew ne nieporozum ienie, k tó re stąd
szczególnie poszło, że ja chciałem utrzym ać dobre stosunki z pro­
fesoram i świeckim i, aby zjednać wydziałow i teologicznem u n a­
leżne znaczenie, m ianowicie przy w yborze rektora. M iałem stąd
nie mało do znoszenia, ale dobra spraw a zwyciężyła, bo już
w czerw cu 1880 r. w ybrano m ię prorektorem w m iejsce Ju lian a
D u n ajew sk ieg o 197, który został m inistrem skarbu. Podczas w a­
195
p rojek t um ieszczen ia p om nika P iu sa IX w- k ated rze w a w e lsk iej
n ie został zrealizow an y. P om n ik ten zn ajd u je się w k o ściele Sw. P io ­
tra i P a w ła w K rak ow ie.
199 K raków 1880.
197 J u lian D u n a j e w s k i (1822— 1907), brat kard. A lb in a D u n a jew ­
sk iego. W 1850 r. u zy sk a ł stop ień doktora praw na U J, od 1860 r.
kacji we w rześniu byłem w K rakow ie, dokąd przyjechał cesarz
F r a n c isz e k Józef I.
W październiku r. 1880 jeździłem z biskupem D unajew skim
do Zarzecza pod Przew orskiem , by m u asystować przy poświę­
ceniu kościoła w ystaw ionego przez hr. W łodzim ierza Dziedusz y c k ie g o .
Na życzenie ks. biskupa podałem się na probostw o św. Flo­
riana w akujące po śm ierci ks. kanonika i byłego profesora teo­
logii pastoralnej Józefa W ilczka. Ale w łaśnie usilne poparcie
ze strony ks. biskupa i w yrzucenie z propozycji ks. kanonika
i prof. Droździewicza tak rozdrażniło profesorów U niw ersytetu,
że przy głosowaniu większość oświadczyła się za ks. prof. K ru ­
kowskim, k tó ry też został proboszczem św. F loriana, ale na mocy
rozporządzenia m inisterialnego m usiał opuścić U niw ersytet. O bją­
łem w akującą po nim k ated rę teologii pastoralnej, bo m i daw ała
więcej sposobności w yrabiania duchownego alum nów, aniżeli k a­
tedra historii i praw a, a przy tym w ięcej czasu do pisania dzieł.
Przez całe w akacje r. 1880 i później pracow ałem nad dalszym
ciągiem dzieła Pius I X i jego w iek, a przy tym zredagow ałem
adres do ojca św. od U niw ersytetu, by m u podziękować za dźwig­
nięcie nauk filozoficznych w encyklice „A eterni P a tris ” o św.
Tomaszu z A kw inu 198.
20
listopada. Grono profesorów zw yczajnych dało mi prezentę
na kanonię krzeszowską (niosącą 480 złr prócz dystrybucji). Po
uw olnieniu m ię z diecezji przem yskiej nastąpiła in sty tu cja 13
grudnia, instalacja 20 grudnia; natom iast prezentow anego rów no­
cześnie ze m ną ks. prof. S tanisław a Spisa dopiero w sierpniu
r. 1881 ks. biskup zainstytuow ał, podczas gdy ks. Józefa K ru ­
kowskiego nie dopuścił do instytucji. Narobiło to wiele kw asów
Rok 1881
W czerw cu zostałem w y b ran y dziekanem w ydziału teologiczne­
go, ale nie bez tw ardej w alki między dwoma stronnictw am i. Odtąd
nastąpił zw rot stanowczy na lepsze, bo ks. prof. Czerlunczakiewicz
i Droździewicz m usieli opuścić U niw ersytet, natom iast przyszli
młodzi profesorow ie innego ducha (ks. Spis, ks. Lenkiewicz, ks.
Chotkowski, ks. G rom nicki, ks. K napiński, ks. M orawski), którzy
Prof. zw y cza jn y p raw a ad m in istra cy jn eg o i ek on om ii p o lityczn ej w e
L w ow ie, od 1861 r. prof. nauk p o lity czn y ch i sta ty sty k i U J, k ilk a k ro t­
ny dziekan w yd z. praw a, w 1865— 66 rektor tegoż U n iw ersy tetu . W la ach 1880— 90 m in ister skarbu A ustrii.
Wydana 29 V I 1868 r.
podnieśli znaczenie i splendor w ydziału. W m aju (31) byłem na
pogrzebie biskupa H irschlera w Przem yślu.
Na wiosnę r. 1881 zorganizow ała się pielgrzym ka słowiańskich
narodów (a więc i Polaków) do Rzymu, by podziękować ojcu św.
za uczczenie św. Apostołów Słowiańszczyzny — św. C yryla i Me­
todego. Jak o sek retarz kom itetu urządzającego tę pielgrzym kę
w G alicji m iałem bardzo w iele pracy, bo trzeba było prowadzić
rozległą korespondencję, jeździć z adresem do księży biskupów itp.
P rzy końcu czerwca w ybrałem się sam do Rzym u w tow arzystw ie
ks. biskupa Ja n a Chryzostom a Janiszew skiego (zm. 1891), ks. pra­
łata scholastyka H enryka M atzkego (zm. 1898) i ks. proboszcza
K arola K rem entow skiego. Podniosłą była audiencja dana całej
pielgrzym ce słow iańskiej w sali nad portykiem bazyliki św. Pio­
tra, gdzie biskup diakow arski [Józef] S tro ssm a y e r190 m iał pełną
zapału m owę do ojca św., a ojciec św. podobnie odpowiedział.
“ “ W ręczyłem ojcu św. parę tysięcy franków w szkatułce z napi­
sem „Pius IX i Leon X III”, dzieło o P iusie IX i Jego w iekumm.
Zajm ująca była rów nież tzw. akadem ia, w śród której po prze­
m owie łacińskiej biskupa D unajew skiego przedstaw iciele narodów
słow iańskich przem aw iali do ojca św. swoimi językam i, im ieniem
Polaków odczytał hr. S tanisław T arnow ski piękny w iersz prof.
Szujskiego o św. C yrylu i M etodym. Uroczystości kościelne i k a­
zania ku czci tychże świętych, i to w różnych obrządkach i języ­
kach słow iańskich, odbyw ały się w starej bazylice Sw. K lem en­
sa. Polskie kazanie m iał o. Sem enenko.
Po wycieczce do N eapolu puściłem się z ks. K rem entow skim
R iw ierą na M arsylię i Tuluzę do Lourdes. W drodze zachorowałem
na k rw aw ą diareę 200 w skutek w ypicia zim nej lem oniady i w go­
rączce przybyłem 11 lipca o 10 rano do bazyliki Najśw . P anny
M aryi w Lourdes, ale po odpraw ieniu m szy św. udałem się mimo
to do groty św. i tu trzy kubki zim nej wody ze źródła Najśw . P an­
ny sprow adziły reakcję, ta k że po silnych postach mogłem na d ru ­
gi dzień i trzeci odpraw ić mszę św., a naw et wziąć posiłek. Z pow­
rotem omal m y się nie upiekli w wagonie, tak straszny był upał.
W Lyonie trafiliśm y na orgie republikanów , bo na „święto Basty lli”, ale m imo to mogliśmy na drugi dzień odpraw ić mszę św.
w kościele N otre Dame de F ourvieres przed cudow nym obrazem,
gdzie m nóstw o mężczyzn z klasy inteligentnej przystępow ało do
7. K s. J ózef S eb astian P elczar jako rektor
U n iw ersy tetu Jagielloń sk iego
m m -m m p r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
199 K s. J ó zef S t r o s s m a y e r (1 8 1 5 — 1 9 0 5 ), bp, św ięcen ia k ap łań ­
sk ie otrzym ał w 1 8 3 8 r., w 1 8 4 9 r. m ia n o w a n y bpem d i a k o w a r s k i m
i śrem skim . Z p och od zen ia N iem iec, u w a ża ł się jed n ak za C h o r w a t a ,
zw olen n ik id ei w ielk o ch o rw a ck iej, k rze w ic ie l o św ia ty i k u ltu ry naro­
dow ej ch orw ack iej.
2(x) diaria (grec. d ia rsc h o is) — b iegunka.
i
K R Ó T K A K R O N IK A M O JE G O Ż Y C IA
97
kom unii św. Na S zw ajcarię w róciliśm y do domu, uczciwszy po
drodze obraz Najśw. P anny w M aria Einsideln.
W jesieni r. 1881 zaostrzyła się spraw a kanonii uniw ersytec­
kich. Bezpośredni poprzednicy nasi (moi i ks. Spisa), nie używ ali
przynależnych im praw , w sk u tek czego w yrobiło się u niektórych
członków kap itu ły to przekonanie, że kanonie uniw ersyteckie m i­
mo in sty tu cji i instalacji są tylko honorow ym i, a więc że kano­
nicy uniw ersyteccy nie m ają p raw a celebrow ania w katedrze,
byw ania na sesjach, uczestniczenia w dystrybucjach, m ieszkania
w domach kapituły. Poniew aż przekonanie nasze było odm ien­
ne, przeto 4 listopada 1881 w nieśliśm y do kap itu ły pismo, że
chcemy spełniać w szystkie obowiązki kanoników i m iew ać k aza­
nia w katedrze na w ielkie św ięta, ale zarazem korzystać z praw
wszelakich. K apituła odpow iedziała odm ownie i to w tonie szor­
stkim , a ponieważ ks. biskup nie chciał rozstrzygać tej spraw y,
przeto za jego wolą odnieśliśm y się do Rzymu, by Stolica św.
w ydała autentyczne tłum aczenie ostatniego dek retu rejorm ationis
z 10 m aja 1859, urządzającego stosunki k ap ituły krakow skiej.
Święta K ongregacja Concilii uznała tę spraw ę za sporną i kazała
jednej i drugiej stronie przeprow adzić dowód za pomocą doku­
m entów. Nie było to dla nas rzeczą łatw ą, bo nie m ieliśm y do­
stępu do A rchiw um K apituły; atoli z aktów fundacyjnych i z in ­
nych pism okazało się jasno, że m am y tak ie sam e praw a, jak k a ­
nonicy przez biskupa m ianow ani.
Jakoż sąd złożony z 10 kard y n ałó w po w ysłuchaniu zdania
konsultorów przyznał nam zupełne zwycięstwo (1 gru d n ia 1883).
Wywołało to w ielką niechęć nie tylko u niektórych kanoników
i księży krakow skich, ale naw et u ks. biskupa, k tó ry stanął
otw arcie po ich stronie, odtąd też do ostatnich la t przed swoją
śmiercią darzył m nie i ks. Spisa sw oją niełaską. Znosiliśm y to
cierpliw ie m ając to przekonanie, że spełniliśm y ciężki obowiązek
i okazaliśm y się w iernym i złożonej przy in sty tu cji przysiędze.
Nasi następcy będą m ieli drogę utorow aną, a U niw ersytet nie
straci p raw swoich.
Rok Pański 1882
8. M atka K lara (L udw ika) Szczęsn a, w sp ó łza ło ­
życielk a i p ierw sza g en eraln a Z grom adzenia Sióstr
S łu żeb n ic N ajśw . S erca Jezu sow ego
W tym roku w ydałem Praw o m ałżeńskie katolickie w p ierw ­
szej edycji, k tó ra w net się rozeszła, a przedtem trzecią pom no­
żoną edycję dzieła pt. Życie duchow ne Iczyli doskonałość chrześ­
cijańska],
nn14 m aja. Jeździłem do Przem yśla na konsekrację ks. b isk u ­
pa Łukasza Soleckiego 201nn.
nn-nn T e k s t r k p s u ze s. 104 w łą c zo n o d o te k s tu s. 102 r k p s u .
201 K s. Ł u k asz S o l e c k i , hr. O stoja (1827— 1900), bp, prof. P ism a
19
czerwca. Większość elektorów przedstaw iających cztery
w ydziały w y brała mię rektorem U niw ersytetu, a tym sam ym
włożyła na m nie zaszczytne ale tru d n e zadanie, z którego przy
pomocy Bożej dobrze się wywiązałem .
Ju ż przy końcu w rześnia pojechałem na Sejm do Lwowa i wy­
pow iedziałem tam dw ie mowy; jedną dla zyskania u Sejm u g ru n ­
tu pod budow ę nowych klinik uniw ersyteckich w K rakow ie,
drugą w kw estiach szkolnych, by utrzym ać ch a rak ter religijny
szkoły i podnieść stan nauczycielski pod każdym względem. Pew ­
nej p artii nie podobało się to, że obstaw am za podwyższeniem
płac nauczycieli ludowych.
W śród młodzieży uniw ersyteckiej zaczęły się krzew ić dąż­
ności socjalistyczne im portow ane głów nie przez em isari uszów
z W arszaw y i P etersburga. S tarałem się sparaliżow ać ich tajem ­
ną robotę przez poufne konferencje, ale nie używ ałem środków
policyjnych, co więcej w ziąłem młodzież w obronę, kiedy na­
m iestnik hr. A lfred Potocki przysłał m i listę odkrytych przez
policję adeptów socjalizmu. Ta m etoda skutkow ała, zwłaszcza
gdy hersztów wyrzucono z K rakow a. Dobrze też podziałała na
młodzież m owa im m atrykulacyjna m iana 10 grudnia, a potem
w ydana drukiem 202.
00
W listopadzie r. 1882 żegnałem w Bibliotece Jagiellońskiej
odchodzącego w stan spoczynku profesora Stefana K uczyńskie­
go00.
31
g rudnia 1882 r. Urządziłem u siebie w klasztorze OO. F ran ­
ciszkanów ucztę dla przedstaw icieli U niw ersytetu i m iasta, w kil­
ka dni później na cześć biskupa Janiszew skiego. P rzy tych
ucztach i innych, bo znajom i i nieznajom i często mię zapraszali
i ciągnęli za język, w ypow iadałem okolicznościowe toasty, zwy­
kle chętnie słuchane, lecz żaden nie narobił tyle hałasu, co „Ko­
chajm y się” na ucztach danych na cześć m arszałka Wodzickiego
(1878) i na cześć Jan a M atejki (1879).
Rok Pański 1883
7
lutego um arł znakom ity profesor, poeta i historyk Józef
Szujski. Na nabożeństw ie uniw ersyteckim za jego duszę wypo­
w iedziałem mowę żałobną, k tórą później w ydrukow ałem 203 jak
oo-oo p r z y p is ze s. 107 r k p s u w łą c zo n o do
św . na U n iw . L w o w sk im , rektor sem in a riu m
ślu, człon ek g a licy jsk iej R ady S zk oln ej. W
H irschlera) p rek on izo w a n y b p em p rzem y sk im
202 K rak ów 1882.
*•» K rak ów 1883.
te k s tu s. 104 r k p s u .
d u ch ow n ego w P rzem y­
1882 r. (po śm ierci bpa
obrz. łac.
m owy na nabożeństw ie za duszę śp. Józefa B a u m a 204
i na pogrzebie śp. Stanisław y z L ibeltów Łepkow skiej 205.
W tym że roku wyszła ostatnia część Prawa [małżeńskiego] ka ­
tolickiego.
26
m aja. Odbyła się uroczystość poświęcenia w ęgielnego ka­
m ienia pod budow ę nowego U niw ersytetu (Collegium Novum).
P rzedtem jeździłem do Lwowa i W iednia, by zaprosić dygni­
tarzy; jakoż przybyli m inistrow ie: C onrad 206 (wyznań i oświaty),
którego pow itałem niem iecką przem ow ą w Bibliotece Jag iello ń ­
skiej, (PPmowy te i inne zn ajdują się w rękopisachPP), D unajew ­
ski (skarbu) i Ziem iałkow ski (dla Galicji) i nam iestnik A lfred
hr. Potocki. Po nabożeństw ie odpraw ionym w kościele Sw. A nny
przez ks. biskupa D unajew skiego m iałem na sam ym placu mowę
0 zasługach i chw ale U n iw ersy tetu Jagiellońskiego (ogłoszoną
później drukiem z dopiskam i 20?) a wieczorem przy obiedzie
wzniosłem toast na cześć m onarchy. W następnych dniach to­
warzyszyłem m inistrom do W ieliczki, gdzie ich hr. A rtu r Potocki
podejm ował i obwoziłem m in istra C onrada po zakładach u n iw er­
syteckich.
Po zakończeniu ku rsu 1 sierpnia, udałem się z ks. Drewsem
w T atry na kilkudniow ą wycieczkę. Tu poznałem po raz pierw szy
ks. F loriana Stablew skiego 208, późniejszego arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego. Główną k w a te rą był Poronin, bo tu miesz­
kał adw okat W ładysław M arkiew icz z rodziną, człowiek zacny
1 pobożny, z którym się serdecznie przyjaźniłem . W racając na
M orskie Oko, Czorsztyn, P ieniny (Dunajcem), Szczawnicę, S tary
Sącz (gdzie uczciłem relik w ie bł. K unegundy), Tuchów, Św ięcany do Korczyny, gdzie m iesiąc w akacji przepędziłem .
8
w rześnia. Byłem na uroczystości koronacji cudownego obra­
zu Najśw. P anny na Piasku, dokonanej przez biskupa D unajew ­
skiego.
12
w rześnia. Prow adziłem profesorów U niw ersytetu na W awel,
a w śród uroczystego nabożeństw a pow iedziałem kazanie o zw y­
r ó w n ie ż
p p - p p p r z y p is w łą c z o n y d o te k s tu .
204 K ra k ó w 1883.
205 K ra k ó w 1883.
206 Z ygm u n t C o n r a d , m in ister W yznań i O św iaty d la G alicji
w latach 1880— 85. (Zob. H o f - u n d S ta a ts -H a n d b u c h d e r O ste r re ic h ische M o n a rch ie f u r 1880— 1885. W ien.)
207 K rak ów 1883.
208 Ks. F lorian S t a b l e w s k i , hr. O ksza (1841—1906), arcbp, ur.
w e W sch ow ie, gim n azju m k oń czył w e W sch ow ie i T rzem eszn ie, stud ia
teologiczn e w M onachium . N a kapłana w y św ięco n y został w 1866 r.,
n astęp n ie k a tech eta g im n azju m w Śrem ie, p oseł do sejm u p ru sk iego
w 1- 1876— 92. W roku 1892 m ia n o w a n y został arcbpem g n ieźn ień sk o p °zn ań sk im . W yb itn y m ów ca p arlam en tarn y i k o ścieln y , obrońca ję­
zyka i p ra w narodow ych.
cięstw ie Sobieskiego pod W iedniem, k tóre potem wyszło z d ru ­
k u 209. N azajutrz po nabożeństw ie żałobnym za duszę Jan a III So­
bieskiego odbył się na dziedzińcu zamkow ym ak t uczczenia w iel­
kiego m istrza Jan a M atejki 21°, u którego zamówiono ze składek
obraz: J a n III Sobieski pod W iedniem. On tym czasem zrobił
w szystkim niespodziankę, bo oświadczył, że ten obraz chce ofia­
row ać w darze ojcu św., co też w g rudniu tegoż roku na czele
zasobnej d eputacji uczynił. Po szczęśliwym zakończeniu urzędo­
w ania rektorskiego udałem się w podróż z ks. K arolem K rem entowskim . Uczciliśmy po drodze statu y łaskam i słynące Najśw.
P an n y M aryi w A lt-O tling i w P aryżu (Notre Dame des Victoires)
i relikw ie Trzech K róli i św. U rszuli w Kolonii i relikw ie Męki
Pańskiej w Akwizgranie, a przy tym zwiedziliśm y wym ienione
m iasta, jako też K ahlenberg pod W iedniem, M onachium , Bamberg, M oguncję, brzegi Renu, S trasb u rg itd.
Po powrocie w listopadzie zachorow ałem na złośliwy fu ru n kuł na k ark u , a w śród tego przyszła wieść o zw ycięstwie w Rzy­
mie spraw y kanonii.
i pisałem . Poznałem tylko lepiejss, że nic nie jest ta k kruche,
jak popularność i że u nas lubią ścinać głowy wznoszące się nad
zwykły poziom. Dla mojej duszy upokorzenie czy zawód od ludzi
były zawsze jakby w ołaniem niebieskim : Sursum Corda!
W październiku r. 1884 przeniosłem się z m ieszkania w klasz­
torze OO. Franciszkanów do w łasnej kurii, wyznaczonej mi przez
kapitułę przy ul. Kanoniczej 1. 20. B ył to dom stary i niepokaźny,
a co gorsza m ający dach załam any, tak że w czasie gw ałtow nej
burzy woda przez sufit dostaw ała się do pokojów.
W grudniu tegoż roku wyszło drugie pom nożone w ydanie
Prawa m ałżeńskiego katolickiego; natom iast rozpoczęta w P rze­
myślu Apologia w iary spłonęła do szczętu podczas pożaru, jaki
od lam pki płonącej przed obrazem M atki Boskiej Częstochowskiej
wszczął się w moim Pokoju sypialnym u oo. franciszkanów (1882).
We w rześniu r. 1884 odbyłem znowu pielgrzym kę do obrazu
Najśw. P anny M aryi w L eżajsku. W k w ietniu jeździłem na po­
grzeb arcybiskupa W ierzchlejskiego, a w ro k u następnym na po­
grzeb biskupa tarnow skiego Pukalskiego 212.
Rok 1884
Rok 1885
Chcąc u m łodzieży uniw ersyteckiej ugruntow ać m ocniej prze­
konania i zasady religijne, w ypow iedziałem w m aju i czerwcu
siedem konferencji apologetycznych o przyczynach niedow iar­
stw a w naszych czasach i o potrzebie religii w kościele OO. P i­
jaró w i z łaski Bożej zyskały one chętny posłuch i w yszły po­
tem w d ru k u w raz z dopiskam i (pierwsze wyd. 1885, drugie
pomnożone 1890). Za to na zjeździe literató w pod w ezwaniem
Jan a Kochanowskiego doznałem jaw nego ubliżenia od pewnego
profesora lwowskiego, a skutkiem tego zajścia jako też odw etu
niektórych ludzi nieżyczliwych za zwycięstwo w spraw ach k a­
nonii i za przyczynienie się do w yboru rek to ra H e y zm an n a211
było to, że jego w niosek, by m ię powołać do A kadem ii U m iejęt­
ności większość odrzuciła. Nie złam ało to mojego pióra ani spa­
raliżow ało rrpolotu, bo nie dla m arnej chw ały ludzkiej m ówiłem
W ybrany ponow nie dziekanem w ydziału teologicznego (1884—
1885) dokonałem pierw szej prom ocji doktora teologii po p rzy­
w róceniu nam tego p raw a, a był nim ks. A ntoni T rz n a d e l213,
późniejszy profesor teologii m oralnej przy U niw ersytecie Jag iel­
lońskim. W m arcu r. 1885 w ręczyłem ks. biskupow i D unajew ­
skiem u dyplom doktorski honoris causa; a w jednym i drugim
razie m iałem stosowne przem owy. Toż samo podczas obchodu
300 rocznicy założenia A rcybractw a M iłosierdzia i B anku Poboż­
nego m iałem w kościele Św. P io tra kazanie o zasługach ks. Pio­
tra Skargi, które potem w ydałem drukiem .
rr W y r a z: sp araliżow ało n a d p is a n y n a d w y r a z e m : zoziębiło. T e n
o s ta tn i je s t w y k r e ś lo n y .
209 K rak ów 1883.
210 Jan M a t e j k o (1838— 1893), prof. A k a d em ii S ztu k P ięk n y ch
w K rakow ie, zn ak om ity m alarz, g łó w n ie w yd arzeń h istoryczn ych .
211 U d alryk H e y z m a n (1835— 1918), p raw n ik . Od roku 1860 prof.
n ad zw yczajn y p raw a k an on iczn ego na W yd ziale P ra w a i A d m in istra ­
cji U J, od 1863 r. prof. zw y cza jn y tegoż p rzedm iotu, d w u k rotn y d zie■kan W ydziału P raw a, rektor w 1883/84, czło n ek A k a d em ii U m ie jętn o ­
ści, autor szeregu prac, g łó w n ie z zak resu p raw a k an on iczn ego i jego
historii.
ss D w a n a s tę p n e w y r a z y w y k r e ś lo n e .
212 Ks. bp J ó zef A lo jzy P u k a l s k i (1798— 1885). U rodził się w C ie­
szynie, stu d ia te o lo g ic z n o -filo zo ficzn e ukończył w O łom uńcu, w y ś w ię ­
cony na k a p ła n a w 1821 r., n a stęp n ie w ik a ry w Sk oczo w ie na Śląsku.
Od roku 1830 p racu je w d iecezji tarn ow sk iej jako proboszcz w W ila­
m ow icach i Ż yw cu . D n ia 18 V 1851 r. m ian ow an y został kan on ik iem
k ated raln ym w T arn ow ie, 31 V II tegoż roku bisk u p em tarn ow sk im ,
p rek on izow an y 15 III 1852 r. przez papieża P iu sa IX, k on sek row an y
23 V 1852 r. w W ied n iu przez n u n cju sza a p ostolsk iego kard. M ichała
V ia le-P rela . Z m arł w T a rn ow ie w roku 1885.
213 Ks. A n to n i T r z n a d e l (1857— 190,8), po uk oń czen iu sem in ariu m
du ch ow n ego w P rzem yślu , k o n ty n u o w a ł dalsze studia w A u gu stin u m
w Wiedniu, skąd odwołano go na prof. teo lo g ii do sem in ariu m du­
chow nego w P rzem yślu . Na U n iw e r sy te c ie Jag iello ń sk im u zysk ał sto ­
pień doktora teo lo g ii, od 1896 r. prof. n ad zw yczajn y, a od 1898 r. z w y czajny n a w y d z ia le teologiczn ym .
16
m arca. U m arła siostra m oja, Rozalia Długoszowa, niew ias­
ta w ielkiej pobożności i słodyczy, a przy tym obdarzona talen ­
tem poetyckim , tak że potrafiła naw et im prowizować wcale
piękne wiersze.
Rok 1886 i 1887
Podczas obchodu 500 rocznicy chrztu W ładysław a Jagiełły
i zaślubin jego z Jadw igą (w lutym ) m iałem kazanie w katedrze
w aw elskiej później ogłoszone d ru k ie m 214.
W maj u 1886 jeździłem na instalację biskupa tarnow skiego
Ignacego Łobosa.
Podczas w akacji wziąłem się pow tórnie do historii: Pius IX,
a m ając więcej źródeł, napisałem dzieło gruntow niej opracow ane
niż Pius IX i jego w iek i w ydałem takow e pt. Pius IX i jego
p o n tyfika t (3 t., 1887— 1888). P raca ta diągnęła się przez rok
następny.
W sierpniu 1886 uczciłem grób św. W ojciecha w G nieźnie
a przy tym zw iedziłem 44 Poznań, W rześnię (u ks. Stablewskiego),
P elp lin uu, G dańsk, Sopot, M alborg, B erlin, Drezno, W rocław
(a tu grób bł. Czesława).
W czerw cu r. 1887 za re k to ra tu hr. S tanisław a Tarnow skiego
nastąpiło uroczyste poświęcenie nowego U niw ersytetu. Podczas
uczty danej na cześć m inistrów toastow ałem na pomyślność Uni­
w ersy tetu Lwowskiego i m łodzieży akadem ickiej, tak jak po­
przednio na zjeździe lekarzy i przyrodników podnosiłem daw ną
stolicę naszą W arszawę.
W jesieni r. 1887 dowiedział się ówczesny re k to r U niw ersy­
tetu ks. S tanisław Spis, że rząd w porozum ieniu się z ks. bisku­
pem D unajew skim i z częścią kapituły postanow ił znieść w szyst­
kie cztery kanonie akadem ickie i że wniosek te n już z podpisem
cesarza poszedł do Stolicy św. N atychm iast zredagow ałem pety­
cję do ojca św., by nie rozstrzygano tej spraw y, dopóki U niw er­
sy tet jako p atro n nie będzie zapytany. Rzeczywiście za kilka ty ­
godni przyszło do re k to ra tu pismo kard. R am p o lli215, by U ni­
w ersy tet w ykazał praw a swoje do tych kanonii i odpowiedział
na propozycję rządu. W zięliśmy się natychm iast do roboty i natt N a s tę p n y c h sie d e m w y r a z ó w w y k r e ś lo n y c h .
uu N a s tę p n y c h pięć w y r a z ó w w y k r e ś lo n y c h .
114 K raków 1886.
215 K ard. M aria del T indaro R a m p o l l a (1843— 1913), stu d ia od­
b y w a ł w R zym ie, od 1875 r. au d ytor n u n cja tu ry w H iszp an ii, n a stęp ­
n ie sek retarz K on g reg a cji R o zk rzew ien ia W iary, w roku 1882 m ia ­
n o w an y arcb p em tyt. H era k lei i n u n cju szem H iszp an ii, od 1887 r.
k ard yn ał i sek reta rz Stanu.
p is a liś m y obszerną i gruntow ną obronę p raw u n iw e r s y t e c k ic h ,
którą senat przesłał do Rzym u, podczas gdy drugie pismo sta­
nowczo zredagow ane w ystosow ał do m in istra w yznań i ośw iaty
G a u t s c h a 216. Mimo gniew ów rządu i zabiegów biskupa zapadł
w Rzymie tak i w yrok, że dw ie kanonie uniw ersyteckie ze w szyst­
kim i praw am i m ają być zatrzym ane, ale praw o obierania tych­
że z grona profesorów w ydziału t e o lo g ic z n e g o ma być na ta k
długo oddane biskupow i krakow skiem u, jak długo w gronie
profesorów zwyczajnych U n iw ersy tetu znajdują się akatolicy.
Połowiczny ten w yrok nie został jed n ak ogłoszony i dopiero po
moim w yjściu z U niw ersytetu (1899) spraw a ta stanęła znowu na
porządku dziennym . Moim staran iem było nie dopuścić do w al­
ki między biskupem a U niw ersytetem .
ww23 października 1887 jeździłem do Przem yśla na konsekra­
cję biskupa sufragana Jak u b a G łazeraww.
31
grudnia 1887 obchodził ojciec św. złoty jubileusz k ap łań ­
stwa, co w całym świecie katolickim w ielki ruch wywołało.
Rok 1888
1
stycznia odbyło się z okazji jubileuszu ojca św. nabożeń­
stwo dla U niw ersytetu i szkół krakow skich w kościele Św. Anny,
na którym wypowiedziałem kazanie ogłoszone później drukiem 217.
Równocześnie ukończył się d ru k dzieła Pius I X i jego pontyfika t,
które również, jak poprzednie, ofiarow ałem osobiście w darze
ojcu św.
W kw ietniu bowiem puściłem się z zacnym p. W ładysław em
M arkiewiczem na Pontebbę i Loreto do Rzymu, gdzie zam ieszka­
łem w K olegium Polskim . P rzybyli też osobno lub z pielgrzym ­
ką ks. S ew eryn M o raw sk i218, arcybiskup lwowski, ks. Izaak Isakow icz219, arcybiskup orm iański, ks. Zygm unt Szczęsny F eliń ­
ski 22°, były arcybiskup w arszaw ski, ks. A lbin D unajew ski, bis­
ww-ww p r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
218 P a w e ł G a u t s c h, m in ister W yznań i O św ia ty w A u strii w la ­
tach 1885— 1893.
217 K rak ów 1888.
218 K s. S e w ery n M o r a w s k i (1819— 1900), bp, w y św ię c o n y na k a ­
płana w 1851 r. w e L w o w ie, od 1881 r. bp sufragan lw o w sk i, zaś
w 1884 r. (po śm ierci arcbpa W ierzch lejsk iego) m ian ow an y został ad ­
m in istratorem , n a stęp n ie arbpem i m etrop olitą lw o w sk im .
219 Ks. M ikołaj Issak I s s a k o w i c z (1824— 1901), arcbp. W y św ię­
cony na k a p ła n a w 1848 r., pracow ał jako w ik a ry w T y śm ien icy i S ta ­
n isła w o w ie, n a stęp n ie jako k ap elan O rm ian su czaw sk ich na B u k o w i­
nie. Od 1865 r. proboszcz w S ta n isła w o w ie, g d zie za sły n ą ł z akcji
d u szp astersk o-k azn od ziejsk iej i sp o łeczn o -o b y w a telsk iej, od 1882 r.
arcbp lw o w sk i. Z m arł 29 IV 1901 r.
22,1 Ks. Z ygm u n t S zczęsn y F e l i ń s k i (1822— 1895), arcbp. Studia
kup k rakow ski (który w styczniu r. 1888 otrzym ał ty tu ł księcia
biskupa), ks. Łukasz Solecki, biskup przem yski. Usposobienie dla
nas w Rzym ie nie było bardzo życzliwe w skutek niefortunnego
w ystąpienia ks. Adam a Sapiehy przy układaniu adresu do ojca
św. (by nie w spom inać o w ładzy doczesnej papieża ze względu
na politykę), jako też niem ądrych wycieczek niektórych pism li­
beralnych polskich („Nowej R eform y”) powtórzonych przez dzien­
niki m asońskie włoskie. Była naw et obawa, że nie dostaniem y
osobnego posłuchania (bo poprzednio była audiencja dla piel­
grzym ów z A ustrii). Dla zażegnania tego niebezpieczeństw a jeź­
dziłem n aw et z ks. Paw lickim i ks. Smoczyńskim i w ypow ie­
działem m onsignorow i Della Volpe dosyć ostre słowa praw dy,
ale na ogólnym przyjęciu polskich biskupów (głównie po tak to w ­
nym przem ów ieniu biskupa Łukasza Soleckiego) ojciec św. się
udobruchał i wyznaczył nam posłuchanie na 21 kw ietnia, które
też wcale dobrze wypadło. Adres odczytał ks. arcybiskup M oraw ­
ski otoczony biskupam i, a na końcu huknęliśm y całą piersią
„W esoły nam dziś dzień n asta ł”. W spaniała i praw dziw ie zdu­
m iew ająca była w ystaw a obrazów, ofiarow anych ojcu św. nie
tylko przez m onarchów i narody religii katolickiej, ale także
przez innowierców.
Z pow rotem odpraw iłem mszę św. przy trum nie św. K arola
w M ediolanie, uczciłem tam że kości św. Ambrożego, a pierw ej
relik w ie św. K atarzyny w Bononii i przez tunel św. G otharda,
Z urych, M aria Einsideln, Innsbruck w róciłem 2 kw ietnia do K ra­
kowa. W kw ietn iu jeździłem do P rzem yśla na pogrzeb ks. in fu ­
łata Józefa Hoppego.
ZZW lipcu roku 1884 do 1888 w yjeżdżałem na miesiąc do Zakopa­
nego dla pokrzepienia siłzz.
Rok Pański 1889
4
stycznia. U m arła na różę i zakażenie k rw i m oja m atka,
k tó rą wielce kochałem i k tó ra mię niezm iernie kochała. Nie dał
zz-zz p r z y p is ze s. 121 r k p s u w łą c z o n y d o te k s tu s. 120 r k p s u .
m atem a ty czn e ukończył w 1848 r. w M osk w ie. B rał udział w p o w sta ­
niu w ielk o p o lsk im , w 1851 r. w stą p ił do sem in ariu m d u ch ow n ego
w Ł ucku, w 1855 r. w y św ię c o n y n a k ap łan a w P etersb u rgu . Od 1857 r.
prof. filo zo fii w A k a d em ii D u ch ow n ej Rz. k at. w P etersb u rgu . W ro ­
ku 1862 m ia n o w a n y został arbpem w a rsza w sk im , w roku n a stęp n y m
p odał się do dym isji z R ady S tan u . Za d ziałaln ość p atriotyczn ą de­
p ortow an y został nad W ołgę, g d zie p rzeb y w a ł w 1. 1863— 83. P o p o ­
w rocie do kraju w roku 1883 zrzek ł się arcy b isk u p stw a w a rsz a w sk ie ­
go, otrzym ując ty tu ł arcyb isk u p a T arsu i osiad ł w G alicji. Z ałożyciel
zgrom adzenia S ióstr F ran ciszk an ek R od zin y M aryi.
jej Bóg dożyć tej pociechy, by m ię w idziała biskupem , ale już
to było dla niej rzeczą n ad er słodką, iż m ię przez 25 la t w idzia­
ła kapłanem . Pochowałem ją 6 stycznia i wzniosłem dla rodziny
osobny grobowiec na cm entarzu korczyńskim .
6
stycznia. U m arł nagle ks. Rom an S p ith a l221, kustosz k ap i­
tuły krakow skiej, a dom po nim optow ałem w m aju t.r. i zają­
łem w czerwcu. P rzy końcu stycznia w yprow adziłem na cm entarz
śp. ks. Ja n a Droździewicza, kanonika krakow skiego i proboszcza
parafii Sw. M ikołaja, a byłego profesora U niw ersytetu.
17
lipca. Obchodziliśmy uroczyście 25 rocznicę święceń k a­
płańskich. W Sw ięcanach u ks. K arola K rem entow skiego zebrało
się nas ośm iu żżkolegów w yśw ięconych w roku 1864 (księża: Godek, K rem entow ski, M iklaszew ski, Pelczar, Rudnicki, Sapecki,
Swiętnicki, W ojnar) i uczestniczyliśm y w uroczystym nabożeń­
stwie, na którym pow iedziałem odpow iednie kazanie. W czasie
obiadu w ysłaliśm y telegram y do ks. biskupa tarnow skiego Igna­
cego Łobosa i ks. rekto ra sem inarium M arcina Skwierczyńskiego;
a pierw jeszcze poszło pismo do biskupa przem yskiego Łukasza
Soleckiego, któ ry też nadesłał swe błogosławieństwo.
28
lipca. żżOdbyły się w K orczynie prym icje b ra ta n k a m ojego
ks. Stanisław a Pelczara. Dla m nie sm utna to była uroczystość, bo
najprzód brakło m atki m ojej, a po w tóre dow iedziałem się, że
młody ten kapłan ma zarody nieuleczalnej choroby nerw ow ej
(Broita). Jakoż po dw uletniej męce u m arł w samo Boże N aro­
dzenie r. 1891. Trzy tygodnie później (19 stycznia 1892) u m arł
także na gruźlicę mój siostrzeniec W ładysław Długosz, ukończo­
ny teolog IV roku, młodzieniec anielskich cnót i w ielkich zdol­
ności. Złożyłem ich obu Bogu na ofiarę.
9
sierpnia. W ybrałem się z ks. K arolem K rem entow skim (a po­
cząwszy od M onachium także z d r Stanisław em Starow iejskim )
pielgrzym ką do grobu św. Jak u b a w Kom posteli. Po drodze
uczciliśmy cudam i słynące m iejsca: A lt-O tling, N otre Dame des
Victoires, Lourdes, N eustra Senora de Atocha w M adrycie, M ont­
serrat, N otre Dame de la G ardę w M arsylii, N otre Dam e de
Fourvieres w Lyonie i M aria Einsideln w Szw ajcarii. Nadto
zwiedziliśmy w ystaw ę obrazów w M onachium, W ystaw ę pow­
szechną w P aryżu (w przelocie) i w ielką część Hiszpanii, a w ra ­
żenia z wycieczki po tym k ra ju spisałem i w ydałem najprzód
w „Przeglądzie Pow szechnym ” (1890), a potem w osobnej odbitce
W spomnienia z pielgrzym ki do K omposteli.
XXW k ra ju uczciłem obraz Najśw. P an n y na P iasku w K raźź w r k p s ie m y ln ie : siedm iu.
zz N a stę p n e c z te r y w y r a z y w y k r e ś lo n e .
x x -x x P r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
251 Ks. R om an S p i t h a l (1824— 1899), prałat i k an on ik K ap itu ły
k rak ow sk iej.
kowie, w K alw arii Zebrzydow skiej, w S tarejw si i Leżajsku (gdzie
byłem także w 1888)xx.
W lecie w ydałem pierw szą część K a z a ń na niektóre uroczysto­
ści i św ięta Najśw. P anny M aryi i dedykow ałem je Najśw. Bo­
garodzicy na podziękow anie za łaskę powołania.
W jesieni wyszło trzecie wydanlie dzieła P r a w o m a łż e ń s k ie
k a to l ic k i e , a jeszcze w r. 1886 czw arte w ydanie dzieła Ż y c ie d u ­
c h o w n e c z y l i d o s k o n a ło ś ć c h r z e ś c ija ń s k a .
Rok Pański 1890
Na konsystorzu odbytym 29 czerwca kreow ał ojciec św. księ­
cia biskupa krakow skiego A lbina D unajew skiego kardynałem
prezbiterem ty tu łu św. W italisa. Podczas uroczystego w ręczenia
m u czapeczki purpurow ej ( z u e c h tto ) przez w ysłannika papieskiego
z gw ardii szlacheckiej, odczytałem pismo kard. R am polli napi­
sane po włosku. Z biretem kardynalskim przybył ks. p ra ła t
M eszczyński, po czym sam cesarz w W iedniu włożył go nowemu
p u rp uratow i. Radość stąd w K rakow ie wielka.
Z araz po nabożeństw ie uroczystym , odpraw ionym przez k a r­
dynała w katedrze, pojechałem do T rausteinu w B aw arii na w y­
poczynek i na k urację hydropatyczną w edług m etody ks. K neip­
pa. Byli tam też księża: Piekosiński, M iklaszew ski i W ojnar.
Z pow rotem byliśm y na przedstaw ieniu scenicznym Męki Pańskiej
w O beram m ergau i uczciliśmy statuę Najśw. P anny w Alt-Ótling.
W lutym m iałem publiczny odczyt pt. „Rewolucja francuska
wobec relig ii”, a w grudniu mowę żałobną na nabożeństw ie za
duszę śp. hr. Zofii W odzickiej, prezesow ej P ań św. W incentego
a Paulo. Mowy te, jak niem niej K a z a n ia o ś w . P a tr o n a c h p o ls k ic h
i K o n f e r e n c j e a p o le g e t y c z n e , [ukazały się] w drugim pom nożonym
w ydaniu.
Rok Pański 1891
W m arcu odbyło się zebranie konserw atystów krakow skich,
jak obchodzić setną rocznicę ogłoszenia K onstytucji 3 Maja.
W ten c zas^ poruszyłem tę myśl, by za przykładem Lwowa zało­
żyć B ractw o N ajśw . P an n y K rólow ej K orony Polskiej, które by
się przyczyniało do ziszczenia ślubów Jan a Kazim ierza i praco­
wało także na polu społecznym.
Myśl tę przy jętą przez dobrych katolików życzliwie, rozwiyy W y r a z: w ten cza s je s t n a d p is a n y n a d w y r a z a m i: m y śl tę. D w a
o sta tn ie są w y k r e ś lo n e .
jem w kazaniu ab(wyszło osobno w K rakow ie 1891, a potem
w zbiorze K azań o Najśw. M aryi P annie, 1897)ab, na nabożeństw ie
odpraw ionym 3 m aja 1891 w kościele Sw. A nny i w ytłum aczyłem
bliżej zadania B ractw a, k tóre też po ogłoszeniu m ojej odezwy pt.
S ło w o d o w s z y s t k i c h , zaw iązane zostało najprzód przy kościele
gw. Anny, następnie przy kaplicy M atki Bożej Częstochowskiej
kościoła M ariackiego. Starszym został hr. Rom an Wodzicki, a po
jego śm ierci prof. U niw ersytetu H en ry k Jo rd a n 222, podstarszym
w ybrano m nie. Do Rady weszły także panie. S ekretarzem był
Jan Alfons L ippm an (zm. 1900), skarbnikiem K saw ery Konopka
(zm. 1898), protektorem książę biskup krakow ski. Z razu nie b ra ­
kło zapału, ale z czasem n astał chłód i liczba członków zm alała,
jak to u nas zw ykle bywa. Mimo to owoce są dosyć pokaźne.
M ianowicie co rok w pierw szą niedzielę m aja jako św ięto p a­
tronalne (na mocy d ek retu Leona X III z 18 m aja 1890) odbywa
się uroczyste nabożeństw o ku czci Najśw. P anny M aryi Królow ej
Korony Polskiej ze stosownym kazaniem , k tó re przez kilka lat
ja sam m iew ałem . Krom tego co rok wychodzi „Posłaniec B rac­
twa NPM K rólow ej K orony P olskiej”, do którego w stępny a rty ­
kuł (Czcijmy Najśw. P annę M aryję), wiadomość o zjaw ieniach
NPM aryi w X IX w ieku i spraw ozdania ja sam pisałem . Na acpolu
społecznym zwróciło B ractw o swą pracę na popraw ę klasy te r­
m inatorów i służących. Pod tym w zględem postarało się o u rz ą ­
dzenie osobnego nabożeństw a niedzielnego dla term inatorów
(w kościele Ks. Pijarów ), n a którym uproszeni księża m iew ają
nauki, podczas gdy utw orzenie osobnej opieki nad te rm in ato ra­
mi okazało się w w ykonaniu bardzo tru d n e. Pod drugim w zglę­
dem postarało się B ractw o o założenie przytuliska dla służących,
iżby tam służące nie m ające chwilowo m iejsca, lub osłabione
m iały bezpłatne m ieszkanie, opiekę m oralną i naukę tak teo re­
tyczną, ja k i praktyczną.
N auki tej udzielały panie z bractw a, nadzór zaś bezpośredni
spraw ow ała ochm istrzyni świecka. Nie bez w ielu trudów i p rzy­
krości udało się to w szystko zorganizować, a otw arcie p rzy tu ­
liska nastąpiło 5 listopada 1892 w dom u n ajętym przy ul. Szew­
skiej. adDzieje założenia i rozwój tego bractw a opisane są w „Po­
słańcu B ractw a NPM K rólow ej K orony Polskiej”. Zeszyt I i n astępnead.
ab-ab p r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
ac N a s tę p n e d w a w y r a z y w y k r e ś lo n e .
ad-ad P r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
222
H en ryk J o r d a n (1892— 1907), od 1881 r. docent g in ek o lo g ii na
UJ, w 1890 r. m ia n o w an y prof. n ad zw yczajn ym , w 1895 r. zw y cza j­
P raca i kłopoty osłabiły m oje i tak niesam sonowe zdrowie
tak, że w lipcu m usiałem udać się do K arlsbadu. K uracja tamże
nie w iele mi pomogła, a kąpiele m orskie zaordynow ane następ­
nie przez lekarza w ręcz mi zaszkodziły, tak że z H eyst-sur-M er
w Belgii w yjechałem z gastrycyzm em . Za to po drodze uczciłem
T unikę Zbaw iciela w ystaw ioną w T rew irze i opisałem to póź­
niej w osobnej broszurze 223. Zwiedziłem rów nież A ntw erpię
(gdzie jest obraz N. P anny łaskam i słynący), Brugges (z relikw ia­
mi), Gandaw ę, Louvain, A kw izgran (z relikw iam i), Kolonię (z re ­
likwiam i), brzegi Renu, M oguncję, F ran k fu rt, Fuldę (tu grób
św. Bonifacego), Lipsk, Drezno i P ragę (gdzie była w ystaw a na­
rodowa).
Rok P ański 1892
P rzy pomocy Bożej w ydałem pierw szą część Rozm yślań o ży ­
ciu ka p łańskim czyli A sce ty ki kapłańskiej, jako też piąte pom no­
żone w ydanie Życie duchow ne [czyli doskonałość chrześcijańska],
k tó re szczęśliwym zrządzeniem O patrzności przeszło przez cen­
zurę w P etersb u rg u i tysiącam i egzem plarzy rozchodzi się po
całej Polsce. Dochód stąd obrócony został na cele dobroczynne,
a szczególnie na zakłady Służebnic Serca Jezusowego.
W lipcu odbyłem z ks. K rem entow skim pielgrzym kę do gro­
bu św. F ranciszka Salezego i św. Jo anny Franciszki w Annecy
jako też do Paray-le-M onial, czyli do m iejsca objaw ienia się
Najśw . Serca Jezusowego; po drodze uczciłem obrazy łaskam i
słynące w M aria Einsideln, w Lyonie (Fourvieres) i w M aria Zell.
W październiku w yprow adziłem na cm entarz krakow ski bis­
kupa m o n strata P aw ła Rzewuskiego 224, któ ry po 25 letnim wyg­
naniu w A strachaniu przybył do K rakow a. Po nabożeństw ie
uczciłem zacnego męża mową żałobną, k tó rą później wydałem
drukiem 225.
nym , dyrektor k lin ik i g in ek o lo g iczn ej U J. Z a ło ży ciel i prezes T ow a­
rzy stw a Z drow ia, znany fila n tro p i p ion ier w y ch o w a n ia fizy czn eg o
oraz założyciel P ark u Jordana w K ra k o w ie, autor szeregu rozpraw
z d ziedziny p ołożnictw a.
223 Ś w ię ta T u n ik a c z y li n ie s z y ta sza ta C h r y s tu s a P a n a w T re w ir ze .
K raków 1891 r. (Odb. z „P rzegląd u P o w szech n eg o ”).
224 K s. P a w e ł R z e w u s k i (1804— 1892), w y św ię c o n y w 1827 r.,
prof. A k ad em ii D u ch ow n ej w W arszaw ie, w 1. 1863— 1865 w ik ariu sz
gen. arch id iecezji w a rsza w sk o -g n ie ź n ień sk iej, w 1. 1865— 87 p rzeb yw ał
na w y g n a n iu w A strach an iu . W roku 1887 o sia d ł w K ra k o w ie u zm ar­
tw y ch w sta ń có w .
225 K rak ów 1892.
Rok Pański 1893
Wyszła druga część Rozm yślań o życiu kapłańskim , z dodat­
kiem o urządzeniu sem inariów i o stanie tow arzyskim odpowied­
nim dla kapłanów . 19 lutego m iałem kazanie aew 50 rocznicę
biskupstw a ojca św. Leona X III, a w kw ietn iu jeździłem do Rzy­
mu, gdzie polska pielgrzym ka m iała osobne posłuchanieae.
P o n ie w a ż ochm istrzyni św iecka p rzytuliska n ie odpow iadała
wszystkim w ym aganiom , przeto zw róciłem się do o. H onorata 226,
kapucyna w Zakroczym iu, by przysłał kogoś ze Stow arzyszenia
Z a k o n n e g o Sług Jezusa, wiodących życie u k ry te i opiekujące się
sługami. Rzeczywiście w m aju 1893 przysłano najprzód jedną
siostrę (Honoratę Ludw ikę Szczęsną), następnie dw ie inne [Annę
i Alojzę], k tóre z całą gorliwością oddały się pracy nad sługam i.
W lipcu jeździłem do T rau n stein u , ale na krótko, bo k u racja
kneippow ska okazała się dla m nie niestosowną. W racając odpra­
wiłem mszę św. w san k tu ariu m w Alt-Ó tling.
W lipcu 1893 odbył się w K rakow ie z w ielką okazałością
I Wiec K atolicki, na k tó ry przybył nuncjusz A gliardi 227, oprócz
kilku biskupów. Należałem do k o m itetu urządzającego i w ypo­
wiedziałem mowę przy zagajeniu sekcji naukow ej.
We w rześniu uczciłem obrazy NP. M aryi w Jaro sław iu i w L e­
żajsku, a przy tym w W elehradzie pocieszyłem rodzinę hr. Dę­
bickich po śm ierci najstarszego syna, Jerzego.
Rok Pański 1894
P rzy końcu r. 1893 przekonałem się, że najlepiej będzie, je­
żeli w G alicji pow stanie osobne zgrom adzenie zakonne, k tóre by
opiekowało się sługam i i pielęgnow ało chorych po domach. W tej
myśli ułożyłem ustaw y, zyskałem pozwolenie k ard y n ała D una­
jewskiego, kupiłem za w łasne i pożyczone pieniądze dom przy
ae-ae p r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
226 O. H onorat (W acław ) K o ź m i ń s k i (1829— 1949), kap u cyn . U ro­
dził się w B iałej P o d lask iej, gim n azju m u k oń czył w P łock u , stu d ia
w A k a d em ii Sztuk P ięk n y ch w W arszaw ie, do n o w icja tu po. k ap u ­
cyn ów został p rzy jęty 8 X II 1848 r. w L u b artow ie, w y św ię c o n y na
kapłana w 1855 r. W latach 1880— 98 założył sied em n aście zakonów
b ezh ab itow ych , dw a zakon y h ab itow e: ss. sera fitk i i ss. felicja n k i,
oraz dw a zak on y m ęsk ie: braci opieki św . Józefa i braci dolorystów .
Zm arł 16 X II 1916 r. w N o w y m M ieście.
227 Kard. A n to n i A g l i a r d i , d eleg a t ap ostolsk i w K o n sta n ty n o ­
polu i In d iach W schodnich, n u n cju sz w A ustrii. B rał u d ział w W iecu
Katolickim w K ra k o w ie w dniach 4— 6 V II 1893 r. (Zob. K się g a P a ­
m ią tk o w a W ie c u K a to lic k ie g o w K r a k o w ie , w yd . przez p rałata dra
C hotkow skiego.)
ul. św. Krzyża 1. 10 i napisałem do o. H onorata, by form ujące
się Zgrom adzenie Służebnic Serca Jezusowego (bo tak ą nazw ę
mu dałem) połączyć ze zgrom adzeniem tajnym Sług Jezusa
w K rólestw ie.
Rzeczywiście za zgodą o. H onorata przybyła w kw ietniu roku
1894 do K rakow a m atka af[Leonia] M otylowska 228 z drugą siostrą,
by objąć zarząd naczelny, ale tak była niezadowoloną z tej zm ia­
ny, iż napisałem do o. H onorata, by ją odwołał; sam zaś posta­
nowiłem w im ię Boże założyć sam oistne, odrębne zgromadzenie,
na co ks. k ard y n ał D unajew ski chętnie się zgodził. Wymagało
to nie małego tru d u , bo trzeba było nie tylko napisać ustaw y,
in struk cje i Rozm yślania o życiu zakonym 229, nie tylko m iewać
często nauki i daw ać rekolekcje, ale konferow ać codziennie po
p arę godzin to z przełożoną, to z kandydatkam i i zajm ować się
tysiącznym i spraw am i duchow ej lub m aterialnej natu ry . Obok
p racy konieczną była ofiarność, bo zgrom adzenie było biedne;
toż do r. 1900 praw ie do 20 000 złr, jeżeli nie więcej dlań w yda­
łem. Do prac i ofiar przyłączyły się liczne troski i zgryzoty, bo
nie w szystko szło tak, jak sobie życzyłem i nie jednego doznałem
zawodu. Ale nie żałuję ani trudów , ani ofiar, ni boleści m ając
to przekonanie, że tego dzieła Bóg sam żądał ode mnie; do tego
cnoty i poświęcenia niektórych sióstr były dla m nie słodką na­
d er pociechą. W iele też dobrego spłynęło stąd na chorych i na
służące, nad którym i zawsze w sercu się litowałem .
Obszerniej o tym w szystkim i o początkach nowego zgrom a­
dzenia rozpisałem się w osobnej Historii Zgromadzenia Służebnic
Serca Jezusowego 230.
W kilka dni po wizycie kard. D unajew skiego w klasztorku,
gdzie mszę św. odpraw ił i Sanctissim um umieścił (21 m aja) w y­
brałem się z biskupem Jakubem Glazerem do Rzymu na obchód
100 rocznicy urodzin Piusa IX. Nabożeństwo żałobne za jego
duszę odbyło się w kościele Św. W aw rzyńca za m uram i Rzymu
(gdzie m u miłość katolicka piękny wzniosła grobowiec z kapli­
cą), a mowę pochw alną pow iedział kard. Parocchi. Za dwa dni
ojciec św. w otoczeniu znacznej liczby kardynałów i biskupów
(głównie włoskich) odpraw ił mszę św. cichą nad portykiem św.
P iotra i dał błogosław ieństw o licznym deputacjom (także i polaf N a s tę p n e d w a w y r a z y w y k r e ś lo n e .
228 M. L eon ia (E leonora) M o t y l o w s k a (1856— 1932), w sp ó łza ło ży ­
cielk a i p ierw sza przełożona g en era ln a u k ry teg o Z grom adzenia Sług
Jezusa.
229 Zob. J ó zef S eb a stia n P e l c z a r , R o z m y ś la n ia o ż y c iu z a k o n ­
n y m d la za k o n n ic . K rak ów 1898; w yd . II 1915.
230 Zob. „K ronika Z grom adzenia SS. S łu żeb n ic N ajśw . Serca Jezu ­
so w eg o ”; rkps w A G SK .
skiej), po czym w Loggi w atykańskiej [przemówił] do k ard y n a­
łów, biskupów (oprócz biskupa G lazera był także m etropolita
m ohilewski Szymon Ignacy K o zło w sk i231, zm. 1899, i p ra ła t ży­
tom ierski Kruszyński) i przedstaw icieli deputacji (z Polaków:
ja, ks. Sm oczyński i [p.] M olęcki z K rakow a). W przem ow ie swo­
jej nader serdecznej opowiedział Leon X III swoje stosunki z P iu ­
sem IX. N azajutrz odbyła się w kościele Św. Ignacego przepięk­
na A kadem ia ku czci Piusa IX, a w szystko to opisałem w osob­
nej broszurze, k tó rą w ydałem w r. 1894 staraniem „G azety Koś­
cielnej”. P rzedtem w tenże sposób w ydrukow ałem w rażenia
z pielgrzym ki do A nnecy i Paray-le-M onial 232. Bawiąc w Rzy­
mie (w Kolegium Polskim) odwiedziłem z biskupem G lazerem
kilku kardynałów : Ledóchowski[ego], k tó ry nas zaprosił na obiad,
Parocchiego, M onaca La V aletta 233,
Ser af ino V annutelliego,
D’P ietro (którem u bp G lazer oddał relację ze stan u diecezji prze­
myskiej), G alim bertiego, k tórem u podałem m em oriał łaciński
0 stanie Kościoła w zabranych prow incjach na podstaw ie relacji
arcybiskupa Kozłowskiego i p ra ła ta K ruszyńskiego. Z ojcem
św. na osobnej audiencji 6 czerwca rozm aw ialiśm y o stosunkach
kościelnych w naszych diecezjach i o U niw ersytecie Jag iello ń ­
skim, którem u dał swe błogosławieństwo. W racając o dpraw i­
liśmy mszę św. w Domku Loretańskim , tudzież na grobach św.
Franciszka z Asyżu. Tu w ykonałem profesję jako terc jarz św.
Franciszka i uczciłem w elon Najśw. P anny przechow yw any
w skarbcu i Sw. Antoniego w Padw ie, Sw. M arka w W enecji,
a przy tym zwiedziliśm y Senigaglię, m iejsce rodzinne P iusa IX,
gdzie była w ystaw a pozostałych po nim pam iątek.
11
czerwca. Złożyliśmy w izytę kard. D unajew skiem u, już cho­
rem u na influenzę, a 18 czerw ca o 1 po południu u m arł [on]
na zapalenie płuc. Żal po nim był szczery i niem ały, także
1 u m nie w m alutkim zgrom adzeniu, którem u okazał się b ar­
dzo życzliwy; toteż powszechnym uczuciom dałem w yraz w m o-
231 Ks. S zym on Ign acy K o z ł o w s k i (1819— 1899), arcbp, m etro ­
p olita m o h y lew sk i. S tu d ia teo lo g iczn e u k oń czył w A k ad em ii W ileń ­
skiej w roku 1845, na kap łana w y św ię c o n y został w 1844 r., prof.
teo lo g ii m oraln ej i h o m ilety k i w sem in ariu m d uchow n ym w ileń sk im ,
rektor A k a d em ii D u ch ow n ej Rz. kat. w P etersb u rgu , oraz prof. h isto ­
rii K ościoła i p raw a k an on iczn ego w tejże A kadem ii. W 1891 r. p rek onizow any na bpa łu ck o -ży to m iersk ieg o , od 1891 r. arcbp m oh ylew sk i.
232 Zob. W s p o m n ie n ia z p ie lg r z y m k i do A n n e c y i P a r a y -le -M o n ia l.
Lwów 1893.
233 Kard. R a fa el M onaco L a V a 1 e t, t a (1827— 1896), św ięcen ia k a ­
p łańskie otrzym ał w 1849 r„ w 1852 r. m ian ow an y p rałatem , w 1868 r.
k ardynałem , w 1889 r. bpem O stii i V aletri; w ie lk i przeor zakonu
m altań sk iego, p rzeciw n ik lib eralizm u i zjed n oczen ia W łoch.
wie żałobnej m ianej na pogrzebie (21 czerwca) w katedrze,
a potem w ydrukow anej 234.
J a k słyszałem później, nam iestnik hr. K azim ierz B adeni 235
m yślał zrazu o w yniesieniu m nie na opróżnioną stolicę, ale póź­
niej przedstaw ił cesarzow i o. H enryka Jackow skiego 236, jezuitę,
a gdy tenże stanowczo się oparł, w ystąpił z k an d y d atu rą Jan a
kniazia z Kozielska P uzyny 237, sufragana lwowskiego, który
też 7 października 1894 otrzym ał nom inację cesarską, a w lu ­
tym (17) 1895 objął stolicę św. Stanisław a. Rząd chciał natom iast
mię widzieć sufraganem lwowskim , ale niezgrabnie w ziął się
do rzeczy i zraził arcybiskupa S ew eryna M orawskiego, do któ­
rego praw o w yboru należało; toteż rzecz spełzła na niczym,
a sufraganem lw owskim został ks. p ra ła t Józef W eber 238. Z ła­
ski Bożej przyjąłem to wszystko dosyć spokojnie, acz ten i ów
nade m ną ubolew ał, bo we w szystkich tych zrządzeniach w i­
działem i uw ielbiałem wolę Bożą, k tó ra snać chciała, abym przed
w yniesieniem do godności biskupiej ukończył kilka dzieł i choć
przez 5 la t pracow ał nad w yrobieniem ducha w Zgrom adzeniu
Służebnic Serca Jezusowego.
Ks. biskup P uzyna, mąż najlepszych chęci i silnej woli, acz
z powodu choroby sercowej czasem za prędki i za ostry, za­
szczycał mię swoim zaufaniem i nie tylko zam ianow ał m ię radcą
konsystorskim , egzam inatorem prosynodalnym , defensorem m ał­
żeństw a (byłem już nim w ostatnich latach kard. D unajew skie­
go) i p refek tem K ongregacji M ariańskiej dla kapłanów , ale mi
w yjednał w Rzym ie godność p ra ła ta rzym skiego (1895).
234 K rak ów 1894.
235 K azim ierz B a d e n i (1846— 1909), n a m iestn ik G alicji, w roku
1895 p ow ołan y n a sta n o w isk o prem iera A u strii.
236 O. H en ry k J a c k o w s k i (1834— 1905) TJ, na k ap łan a został
w y św ię c o n y w 1860 r. Jak o k ap łan d iecezja ln y w 1861 r. w stą p ił do
TJ, w latach 1871— 77 rektor i m a g ister w S ta rejw si, w la ta ch 1881—
— 1887 p row in cjał, za ło ży ciel k o n w ik tu w C h yrow ie oraz „P rzeglądu
P o w szech n eg o ”, n a stęp n ie superior w e L w o w ie, K ra k o w ie u Sw . B ar­
bary, g d zie jed n ocześn ie k iero w a ł W y d a w n ictw em A p o sto lstw a M o­
d litw y, in stru k tor trzech probabacji w T arnopolu, superior w C ieszy­
nie. Z m arł w C h yrow ie 6 III 1905 r. („N asze W iad om ości”, K raków ,
t. I: 1905, nr 6).
237 K ard. Jan kniaź z K ozielsk a P u z y n a (1842— 1911), w y św ię c o n y
na k ap łan a w 1878 r., w 1886 r. m ia n o w a n y bpem su fragan em lw o w ­
skim z tyt. bpa m em fiń sk ieg o , jed n o cześn ie rek tor sem in ariu m du­
ch ow n ego lw o w sk ieg o , od 1895 r. bp k rak ow sk i, n a stęp n ie k siążę, od
1900 r. k ardynał.
238 K s. Józef W e b e r (1846— 1918), arcbp, su fragan lw o w sk i. S tu ­
dia teo lo g iczn e od b y w a ł w e L w o w ie i R zym ie, gd zie na U n iw ersy tecie
G regorianum w roku 1874 u zysk ał sto p ień doktora teo lo g ii, n astęp n ie
w ik ary, p refek t, ojciec d u ch ow n y, w 1. 1875— 85 w icerek tor S em in a­
rium D u ch ow n ego w e L w o w ie, w 1. 1885— 94 k a n clerz K onsystorza,
od 1894 r. k an on ik K a p itu ły m etro p o lita ln ej lw o w sk ie j, rektor S em i-
W sierpniu r. 1894 uczciłem obrazy N. P anny w K alw arii
Zebrzydow skiej, S tarejw si, L eżajsku i Rzeszowie, a we w rze­
śniu obrazy N. P anny u dom inikanów i w k atedrze we Lwowie,
dokąd jeździłem na pow itanie cesarza im ieniem k ap itu ły k ra ­
kowskiej.
24
sierpnia. Z okazji obchodu 300 rocznicy kanonizacji św.
Jacka m iałem kazanie w k atedrze podczas uroczystej procesji,
którą z kościoła OO. Dom inikanów prow adził k ard y n ał Kopp 23°,
biskup w rocław ski.
1895— 1899
W lutym 1895 zaraz po intronizacji ks. biskupa P uzyny do­
stałem m ałego w ybuchu k rw i z gardła, ale nie m iałem gorszych
następstw .
7
kw ietnia 1895 jeździłem do Przem yśla na pogrzeb nieod­
żałowanej pam ięci ks. rek to ra p rałata M arcina Skw ierczyńskiego, który był mi praw dziw ym ojcem i którego kochałem jakby
drugiego ojca.
24
czerwca. Nabożeństw em w k atedrze rozpoczął ks. biskup
Puzyna re sta u rac ję tejże k ated ry , zabraw szy się do tego dzieła
z w ielką energią.
2
lipca. Rano dałem w kaplicy Wazów w k atedrze ślub mo­
jej siostrzenicy M arii Długoszównie z nadporucznikiem K arolem
Rosenkranzem , a po południu odebrałem śluby proste, ale w ie­
czyste od s. K lary Szczęsnej, k tó rą 15 kw ietnia 1894 roku przy
otw arciu zgrom adzenia m ianow ałem jako d y rek to r przełożoną,
a 2 lipca 1894 po rekolekcjach w raz z innym i w habit oblokłem.
P otrzebujący pieniędzy dla zgrom adzenia, bo w 1894 r. za­
częliśmy budować nowy dom przy ul G arncarskiej na gruncie
ag-ag p r z y p is w łą c z o n y do te k s tu .
narium D u ch ow n ego, duszpasterz i działacz sp ołeczn y w T ow arzystw ie
św. W in cen teg o a P au lo, B o n i P a sto r is, w 18B5 r. m ian ow an y bpem
su fragan em lw o w sk im , w 1901 r. arcbpem ty tu larn ym . Z pow odu
o szczerstw i tru d n ości m iotan ych na jego osobę, za p ozw olen iem p a­
p ieża P iu sa X zło ży ł rezygn ację z su fragan ii lw o w sk iej i w 1906 r.
w stą p ił w R zym ie do zm a rtw y ch w sta ń có w , g d zie w 1907 r. złożył ślu by
w ieczy ste. W 1911 r. m ia n o w a n y został d elegatem gen era ln y m zm ar­
tw y c h w sta ń có w w U SA . N a ty m sta n o w isk u działał przez szereg lat.
Zm arł w C hicago 22 III 1918. (Zob. K s. Wł. K w i a t k o w s k i CR,
H isto ria Z g ro m a d ze n ia P a ń sk ie g o 1842— 1942, A lbano, b. r.; „G azeta
K o ścieln a ”, 1896 nr 22 s. 217— 219).
239
K ard. Jerzy K o p p , b isk u p w rocław sk i. Od 1872 r. kanonik
k ated raln y i w ik a riu sz gen. w H ild en sh eim , od 1881 r. bp fludzki,
członek p ru sk iej R ady P a ń stw a i p ru sk iej Izby P anów , od 1887 r.
bP w ro cła w sk i, w 1893 r. m ia n o w a n y k ardynałem .
darow anym przez księżnę W andę Jabłonow ską, sprzedałem Księ­
garni Spółki W ydawniczej niektóre m oje (wszystkie praw ie) w y­
daw nictw a.
Jej też nakładem w yszły następujące dzieła: Zarys dziejów
kaznodziejstw a (część I i II, r. 1896, część trzecia, 1900), Roz­
m yślania o życiu kapłańskim cz. I i II (drugie w ydanie 1897),
Prawo m ałżeńskie katolickie (czwarte pomnożone w ydanie w 3 1.,
1898), Kazania na uroczystości i św ięta N. P. M aryi (dwie czę­
ści, 1897, w drugim pom nożonym w ydaniu), Leon XI I I jako uczeń,
kapłan, biskup i papież (1898).
W łasnym kosztem w ydałem : M owę na pogrzebie prof. Jó­
zefa Łepkow skiego (1894), M owę m ianą na pogrzebie arcybi­
skupa Szczęsnego Felińskiego ("f1895), Rozm yślania o życiu za­
ko n n y m (1898), M owę na nabożeństw ie żałobnym za duszę A da­
m a M ickiew icza (28 czerwca 1898).
W ostatnich latach rozwielm ożyły się niezm iernie dążności
rad ykalistów (ks. Stojałow skiego i ta k zw anych ludowców), jako
też socjalistów rozszerzane przez ich pism a („Wieniec i Pszczół­
k a ”, „P rzyjaciel lu d u ”, „Praw o lu d u ”, „N aprzód”). Aby staw ić
czoło tej propagandzie złych żywiołów, w ydało się rzeczą ko­
nieczną założyć czasopismo ludow e pod nadzorem i opieką du­
chow ieństw a. W tym celu pow ołałem do siebie grono duchow ­
nych i świeckich, a po długich naradach postanow iliśm y w grud­
niu 1896 w ydaw ać pismo „P raw dę” i to trzy razy na miesiąc,
ale i tu okazała się niestałość polska, bo kom itet w ydaw czy już
w drugim ro k u p rzestał się schodzić i radzić, a poparcie ze stro­
ny duchow ieństw a na prow incji było bardzo słabe, tak że ciężar
redagow ania spadł na jednego ks. Flisa, a pieniądze n a druk
daw ali przew ażnie księża biskupi i niektórzy księża. S praw a ta
skarłow aciała.
Lepiej rozw ijało się Tow arzystw o O św iaty Ludow ej 240, któ­
rego ste r w r. 1883 objąłem , by je w yrw ać z pod w pływ ów n a­
szych liberałów i postępowców. Jakoż nie bez tw ard ej w alki
w latach 1884— 1886 udało m i się nadać działalności kierunek
katolicko-narodow y i w tym duchu zmienić ustaw y a zarazem
przeprow adzić w ybory w ydziału, później zaś utw orzyć zarządy
okręgowe i zaprząc kilka pań do pracy. Założenie przeszło 600
czytelń i w ypożyczalń i utw orzenie szkoły dla sług na Sm oleń­
sku (1890), zaprow adzenie bezpłatnych w ykładów popularnych
w K rakow ie, w ydanie kilku nowych dzieł i broszur i rozszerze­
nie pośród w arstw niższych sto kilkadziesiąt tysięcy dobrych
książeczek — oto owoce tego Tow arzystw a w ciągu la t piętnastu.
240
P o w sta ło w
o św ia ty po w siach .
1872 r. w K ra k o w ie,
jeg o
celem
b yło
szerzen ie
W lipcu r. 1896 uczciłem grób św. M etodego w W elehradzie,
a przy tym zw iedziłem Szmeks, B udapeszt i Graz.
26
lipca 1896. Odbyło się uroczyste poświęcenie kaplicy i do­
mu Służebnic Serca Jezusowego p rzy ul. G arncarskiej 26, ale
0 tym akcie i o innych spraw ach dotyczących zgrom adzenia
piszę obszerniej w Historii Zgromadzenia.
15
sierpnia 1896 odpraw iłem mszę św. przed obrazem Najśw.
P anny w Leżajsku, toż samo we w rześniu 1898, w lipcu zaś (16
1 18) 1898 w Częstochowie, 17 czerw ca w W arszawie.
We w rześniu 1897 zainicjow ałem dwa wiece księży w celu
naradzenia się, jak postępować w spraw ie ludow ej.
W latach 1896— 1897 napisałem dla diecezji krakow skiej
w tzw. N otificationes, dwie obszerne rozpraw y o bractw ach
i o porządku nabożeństw a parafialnego, a na zebraniu sodalisów we w rześniu 1898 m iałem przem ow ę o zadaniach ducho­
wieństw a w naszych czasach, k tó rą „G azeta K ościelna” w y d ru ­
kowała.
ah D iam entow y jubileusz Leona X III uczciłem kazaniem (1 sty ­
cznia 1898), a 27 lutego 1898 urządziłem z innym i wieczór ku
czci ojca św. i m iałem m owę o Leonie X III, k tó rą potem w y­
dałem 241 ah.
3
m aja 1898 um arł nagle mój kochany przyjaciel J a k u b Glazer, su fragan przem yski, jak b y na to, by mi po sobie m iejsce
utorować. Jeździłem na jego pogrzeb, jak rów nież na pogrzeb
ks. in fu łata E dw arda Schediwego (3 października 1898). O rdy­
nariusz przem yski Łukasz Ostoja Solecki m yślał najprzód kogo
innego zrobić sufraganem , ale w lecie r. 1898 zw rócił swój w y­
bór na m nie i oznajm ił mi to podczas pogrzebu ks. Schediwego;
po czym w jesieni przedstaw ił m ię Stolicy św. za zgodą rządu
na sufragana, a rządow i na dziekana kapituły. N om inacja rządowa
na tę godność nastąpiła już 15 g rudnia, prekonizacja na biskupa
m iletopolitańskiego i su frag an a przem yskiego brew em z 27 lu ­
tego 1899 (po dokonaniu procesu inform acyjnego w n u n cjatu rze
w iedeńskiej i przedstaw ieniu się cesarzowi 6 lutego), in sty tu cja
i instalacja na dziekana k ap itu ły przem yskiej 30 stycznia, po­
żegnanie z k ap itu łą krakow ską 3 lutego, ogłoszenie prekonizacji
dopiero 22 czerwca na konsystorzu tajnym .
W ostatnich m iesiącach pobytu w K rakow ie daw ałem różne
nauki Służebnicom Serca Jezusowego (rekolekcje w g ru d n iu 1898,
instrukcje lekarsko-duchow ne w styczniu, a przed tym w ykład
ustaw, katechizm u i godzin o NP. M aryi); w zajem nie m oje córki
duchowne pracow ały nad zaopatrzeniem m nie w potrzebne przyah-ah P r z y p is ze s. 140 i 141 r k p s u w łą c zo n o do te k s tu s. 140 r k p s u .
241 K rak ów 1898.
bory biskupie ai, k tóre oprócz taks prekonizacyjnych (do 1700 złr)
wiele w ym agały grosza. Tymczasem znajom i w mieście żegnali
mię obiadam i i wieczoram i okazując m i przy tym w iele sym ­
patii. Nie wiedziałem , że ludzie tak przylgnęli do mnie i że tak
ciężko będzie m i rozstać się z nim i, ale w tym niespodziew anym
w yniesieniu do godności sufragana w idziałem w yraźny objaw
woli Bożej.
Szczególnie rzew nym i uroczystym było pożegnanie ze strony
U niw ersytetu, gdzie po serdecznych przem owach ks. K napińskiego prorektora, ks. Spisa dziekana, ks. N ow aka im ieniem daw nych
uczniów, K lem ensa Sandacza im ieniem ostatnich uczniów i świec­
kiego ucznia wręczono mi dary: pierścień od profesorów w y­
działów, p asto rał i album od uczniów; po czym w szystkim z serca
podziękowałem .
Serdecznie żegnały m ię rów nież różne stow arzyszenia, jak
Oświaty Ludow ej, Sw. W incentego a P aulo (którego przez k ilk a­
naście lat byłem drugim wiceprezesem ), C zytelni K atolickiej
i B ractw a NP. M aryi Królow ej K orony Polskiej.
2
m arca 1899 odpraw iłem mszę św. w kaplicy Służebnic Serca
Jezusowego i udzieliwszy im ostatnie błogosławieństwo, w y je­
chałem po południu o 2,49 do Tarnow a, by odwiedzić ks. biskupa
Ignacego Łobosa, a n azaju trz w południe przybyłem do P rze­
m yśla. N astępne dni zeszły na składaniu w izyt i na przygotow a­
niu się do konsekracji, jeździłem też do Lwowa, by zaprosić na
nią księży biskupów, nam iestnika, m arszałka i niektórych posłów.
W urządzeniu m ieszkania i przygotow aniu obiadu dla części
gości (bo 54 zaprosił do siebie i ugościł ks. biskup Solecki), po­
mogły mi Służebnice Serca Jezusowego i ich tercjark i, z których
dwie zostały u m nie dla zarządu kuchnią i pralnią.
Trzy dni przed konsekracją poświęciłem na rekolekcje, by się
lepiej przysposobić do tak w ielkiego aktu.
18
m arca przybyli moi k rew n i i niektórzy księża znajom i,
a szczególnie koledzy z święcenia, z w yjątkiem chorego ks. Godka. P rzy jech ali także ks. arcybiskup Isakowicz i ks. biskup We­
ber ze Lwowa, a książę biskup Puzyna z K rakow a.
19
m arca 1899. Dzień ważny w moim życiu, tak jak 17 lipca
1864, w którym otrzym ałem św ięcenia kapłańskie. Ks. biskup So­
lecki, acz osłabiony na siłach, dokonał jednak z nam aszczeniem
ak tu konsekracji, a w spółkonsekratoram i byli: ks. biskup Puzyna
i ks. biskup K onstanty Czechowicz 242. O fiary do ołtarza nieśli:
ai W y r a z: b isk u p ie je s t n a d p is a n y n a d w y r a z e m : duch ow e. T e n
o sta tn i je s t w y k r e ś lo n y .
242
Ks. K on sta n ty C z e c h o w i c z (1847— 1915), bp, u rodzony w Sam ­
borze, na k apłana w y św ię c o n y w 1873 r., od 1896 r. bp ordynariusz
hr. S tanisław T arnow ski i ks. p ro rek to r K napiński (świece), k sią­
żę W ładysław Sapieha i p rezydent m iasta d r D worski (wino),
August G orajski, prezes rad y pow iatow ej krośnieńskiej i szwa­
gier mój Franciszek U rbanek, b u rm istrz korczyński (chleb).
Dla m nie najprzyjem niejszą była chw ila, gdy leżałem k rzy ­
żem podczas odśpiew ania litan ii do W szystkich Św iętych i gdy
w raz z ks. bpem Soleckim w spółkonsekrow ałem .
Podczas obiadu wzniosłem toast na cześć biskupa konsekratora
i w spółkonsekratorów , 2) na cześć ofiarodawców, 3) na cześć
w szystkich kolegów ze szkół (b. m in istra Madejskiego), ze św ię­
ceń (6 obecnych), U niw ersy tetu (Tarnowski, ks. K napiński, Zoll,
Jordan, ks. Trznadel), ze stow arzyszeń krakow skich (dr M arkie­
wicz, d r Weigel). W domu wzniosłem zdrow ie w szystkich ze­
branych u m nie ks. profesorów, zakonników, niektórych kapłanów*
z diecezji. D okładny dosyć opis konsekracji i obiadu um ieścił
„Ruch K atolicki” w num erze z 21 m arca 1899.
Czynności m oje jako biskupa i niektóre mowy zapisałem
w osobnych dwóch książeczkach, w szystko zaś na to, aby ci, k tó ­
rzy te no tatk i czytać będą, w ielbili P an a Boga, iż m nie niegod­
nem u tyle łask udzielił i zachęcali się do miłości N ajśw iętszej
Panny, k tóra nade m ną od zarania życia po m acierzyńsku czu­
wała.
Przem yśl, 20 lutego 1900
Przem yski ob. grec., prałat p ap iesk i i a sy sten t tronu, od 1901 r. h ra­
bia rzym ski.

Podobne dokumenty