Fiodor Dostojewski
Transkrypt
Fiodor Dostojewski
WYDZIAŁ NAUK HUMANISTYCZNYCH UNIWERSYTETU KARDYNAŁA STEFANA WYSZYŃSKIEGO W WARSZAWIE Norwid – Dostojewski Między diachronią a synchronią odniesień Praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Bernadetty Kuczery-Chachulskiej Ewangelina Skalińska Warszawa 2012 Spis treści Wykaz skrótów ................................................................................................................ 4 Wprowadze nie ................................................................................................................. 6 Norwid – Dostoje wski. Początki twórczości ............................................................... 13 Zadania literatury i „mały bohater” ............................................................................ 14 Dyskusja z romantyzmem ........................................................................................... 36 Norwid – Dostoje wski. Początki twórczości – dojrze wanie ...................................... 48 Tradycja romantyczna. Reinterpretacji ciąg dalszy .................................................... 50 Zwolon czyli – „literacka awantura” ....................................................................... 50 Patos zdystansowany............................................................................................... 53 Mozaikowość czy linearność? ................................................................................ 54 Tajemnicza Gospodyni ........................................................................................... 59 O różnych rozwiązaniach narracyjnych ...................................................................... 66 Żeby ci posłać cały świat w obrazku… ....................................................................... 70 Jaki komizm? .............................................................................................................. 73 Zbliże nie pie rws ze: kilka refleksji na temat rozmów literackich ............................. 79 Zbliże nie drugie: między ikoną i obrazem (czyli zagadnienie ikoniczności w pis mach Norwida i Dostoje wskiego)............................................................................ 93 Literacka ikonografia przestrzeni................................................................................ 94 Waga i wartość słowa ikonicznego ........................................................................... 105 Słowo Boże jako ikona ............................................................................................. 111 Słowo ikoniczne a jakości liryczne ........................................................................... 113 Ironia mowy cudzysłowowej .................................................................................... 116 Zbliże nie trzecie: polifonia powieści Dostoje wskiego a (?) zagadnienie wielogłosowości poezji Norwida................................................................................. 121 Dialogowość Norwida na tle wcześniejszej polskiej tradycji literackiej .................. 125 Rozmowa z sobą jako Innym u Dostojewskiego ...................................................... 131 „Artystyczna wola polifonii” a problem tradycji ...................................................... 137 Strona | 1 Dialog niemożliwy .................................................................................................... 145 Zbliże nie czwarte: Norwida i Dostoje wskiego myślenie o pięknie ......................... 155 Piękno Norwida......................................................................................................... 160 Rola tradycji patrystycznej.................................................................................... 164 Piękno Dostojewskiego............................................................................................. 170 Czy idiota może być piękny? ................................................................................ 171 Nastasja Filipowna i dwuznaczność piękna ......................................................... 181 Zbliże nie piąte: Norwida i Dostojewskiego „myślenie Biblią” ............................... 191 „Religijność” (?) pism Norwida i Dostojewskiego a literatura przedmiotu ............. 193 Biblia objawiona ....................................................................................................... 198 Objawienie Norwida, Apokalipsa Dostojewskiego .............................................. 200 „Czasy skończone! – historii już nie ma” ? .......................................................... 208 Biblia „odwrócona”................................................................................................... 210 „Cywilizacja”, czyli odwrócony motyw Arki Noego ........................................... 212 Między postawą athleta Christi a marnością świata................................................. 220 Zbliże nie szóste: porównanie wybranych aspektów historiozofii Norwida i Dostoje wskiego .......................................................................................................... 234 Pozorna dyskusja o tym, kto jest nowym Mesjaszem............................................... 235 Norwida próby demitologizacji narodu polskiego.................................................... 244 „Dwie Syberie” – Norwid i Dostojewski o losach zesłańców polskich ................... 247 Kontrapunkt historiozoficzny ................................................................................... 255 Zbliże nie siódme: Norwida i Dostoje wskiego wizja cywilizacji i nowoczesności XIX-wiecznej ............................................................................................................... 257 Crystal Palace vs. Champ de Mars ........................................................................... 263 Centrum i peryferia w twórczości Norwida i Dostojewskiego ................................. 270 Od legendy miasta-potwora do „Stolicy” ............................................................. 271 Petersburg, czyli Święte Miasto ex nihilo: postęp i mit........................................ 276 Norwid i Dostojewski „Na śliskim bruku w Londynie” ........................................... 283 Dziewiętnastowieczne „być albo nie być” zakończone happy endem ..................... 290 Strona | 2 Próba syntezy: Assunta Norwida i Łagodna Dostoje wskiego.................................. 300 Schemat ..................................................................................................................... 300 Realizacja schematu w kontekście epoki .............................................................. 302 Biblijne prototypy bohaterów literackich ................................................................. 305 „Szczęśliwi łagodni, albowiem odziedziczą ziemię”? .......................................... 305 Assunta, czyli opowieść o kobiecie i zbawieniu świata........................................ 316 Ikoniczność ............................................................................................................... 319 Assunta, czyli Psałterz Najświętszej Marii Panny................................................ 320 Łagodna, czyli ikoniczność zdekonstruowana ..................................................... 323 Dialog........................................................................................................................ 325 Bibliografia .................................................................................................................. 337 Literatura podmiotowa:............................................................................................. 337 Literatura przedmiotu w języku polskim: ................................................................. 338 Literatura przedmiotu w języku rosyjskim: .............................................................. 351 Strona | 3 Wykaz skrótów Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty z dzieł Norwida i Dostojewskiego pochodzą z poniższych wydań. W przypadku Norwida podaję numer tomu (cyfra rzymska) i strony (cyfra arabska), natomiast przy cytatach z Dostojewskiego tytuł utworu i numer strony. Cyprian Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył Juliusz W. Gomulicki, t. I-XI, Warszawa 1971. (Liczba rzymska oznacza numer tomu). Fiodor Dostojewski, Zbrodnia i kara. Powieść w sześciu częściach z epilogiem, tłum. Cz. Jastrzębiec-Kozłowski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1955. Fiodor Dostojewski, Biedni ludzie. Powieść, tłum. A. Stawar, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1955. Fiodor Dostojewski, Młodzik. Powieść, tłum. M. Bogdanowa, K. Błeszczyński, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1956. Fiodor Dostojewski, Skrzywdzeni i poniżeni, tłum. Wł. Broniewski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1957. Fiodor Dostojewski, Wspomnienia z domu umarłych. Powieść, tłum. Cz. JastrzębiecKozłowski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1957. Fiodor Dostojewski, Biesy. Powieść w trzech częściach, tłum. T. Zagórski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, Warszawa 1958. Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow. Powieść w czterech częściach z epilogiem, tłum. A. Wat, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, Warszawa 1959. Fiodor Dostojewski, Idiota. Powieść w czterech częściach z epilogiem, tłum. J. Jędrzejewicz, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, Warszawa 1961. Fiodor Dostojewski, Sobowtór i inne opowiadania 1846-1848, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1962. (Stąd: Sobowtór, Powieść w dziewięciu listach, Pan Procharczyn. Opowiadanie, Gospodyni – tłum. S. Pollak; Strona | 4 Połzunkow, Słabe serce, Uczciwy złodziej, Choinka i ślub, Cudza żona i mąż pod łóżkiem – tłum. G. Karski). Fiodor Dostojewski, Białe noce i inne opowiadania 1848-1859, tłum. Wł. Broniewski, G. Karski, J. Jędrzejewicz, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1963. (Stąd: Białe noce. Powieść sentymentalna. Ze wspomnień marzyciela, Sen wujaszka. Z kronik mordasowskich – tłum. Wł. Broniewski; Nietoczka Niezwanow, Mały bohater. Z nieznanego pamiętnika – tłum. G. Karski; Wieś Stiepanczykowo i jej mieszkańcy. Z notatek nieznajomego – tłum. J. Jędrzejewicz). Fiodor Dostojewski, Gracz. Opowiadania 1862-1869, Warszawa 1964. (Stąd: Paskudna historia, Notatki z podziemia – tłum. G. Karski, Krodkodyl, Gracz – tłum. Wł. Broniewski; Wieczny mąż – tłum. J. Tuwim). Fiodor Dostojewski, Dziennik pisarza, t.1-3, tłum. M. Leśniewska, Warszawa 1982. Fiodor Dostojewski, O literaturze i sztuce, wybór i przekład M. Leśniewska, wstęp J. Smaga, Kraków 1976. (Stąd: Zimowe notatki o wrażeniach lata). Strona | 5 Wprowadzenie O Norwidzie i Dostojewskim napisano już sporo, tyle że dotąd – traktowano ich osobno. A przecież obu pisarzy łączy nieoczywiste, ale wyraźne podobieństwo. Jednocześnie – o ich twórczości można myśleć jako o awersie i rewersie tej samej rzeczywistości literacko-światopoglądowej. Skoro już rodzi się pokusa (albo lepiej – głęboka potrzeba) „jednoczącego pisania” na temat tych dwóch autorów, wypada ją umotywować. Słownik terminów literackich jako jedną z podstaw do uprawiania refleksji komparatystycznej podaje wspólne miejsce obu składników porównania w procesie historycznoliterackim 1 . Pod tym względem twórczość Norwida i Dostojewskiego wykazuje daleko idące podobieństwa. Warto wskazać na początku chociażby na bardzo zbliżony moment debiutu obu twórców (lata 40. XIX wieku). Naturalnie należy natychmiast odnotować również odmienną sytuację literatur polskiej i rosyjskiej we wskazanym okresie. W literaturze polskiej mamy wówczas do czynienia z romantyzmem przechodzącym w swoją ostatnią, duchowo- metafizyczną fazę 2 , często ukrywającą się w raptularzach i brulionach. Tak – w dużym uproszczeniu – prezentował 1 Zob. hasło: M G [Michał Głowiński], Komparatystyka, w: M. Głowiński, T. Kostkiewiczo wa, A. Okopień-Sławińska, J. Sławiński, Słownik terminów literackich, red. J. Sławiński, Wrocław-Kraków 2002, s. 253. 2 Na ten temat zob.: I. Opacki, Słowackiego równanie z jedną niewiadomą, w: idem, Poezja romantycznych przełomów. Szkice, Wrocław-Gdańsk 1972. Strona | 6 się tzw. wielki romantyzm emigracyjny. Z kolei romantyzm krajowy w latach 40. jawił się jeszcze jako nurt w pełni żywotny i aktywny wydawniczo. Ten sam okres w literaturze rosyjskiej staje się już bezpośrednią zapowiedzią rozkwitu literatury realistycznej. Wątki romantyczne (zwłaszcza wprowadzone w obręb tej literatury przez Gogola) są w dalszym ciągu aktualne, natomiast pod wpływem „szkoły naturalnej” są już wykorzystywane do celów literacko-filozoficznych zupełnie odmiennych niż te, które pierwotnie przyświecały autorowi Martwych dusz. Jak spróbuję dowieść w dwóch pierwszych rozdziałach pracy (Początki twórczości), mimo pewnych odrębności w polskim i rosyjskim dziewiętnastowiecznym procesie historycznoliterackim, Norwid i Dostojewski stają przed tymi samymi problemami literackimi i próbują je rozwiązać w sposób bardzo zbliżony, choć jednocześnie ujawniający różnicę ich twórczych temperamentów 3 . Kolejnym składnikiem słownikowej definicji komparatystyki jest „analiza zależności typologicznych”. Właśnie temu aspektowi zostanie poświęcona zasadnicza część pracy. Norwid i Dostojewski zawdzięczają swoje wyjątkowe znaczenie w rozwoju rodzimych literatur (Dostojewski – również – literatury światowej) kilku nowatorskim rozwiązaniom w obrębie poetyki dzieła literackiego. Na plan pierwszy wysuwa się tu wielogłosowość, kongenialnie wypracowana przez obu autorów. Analizie tego problemu zostanie poświęcony rozdział Polifonia powieści Dostojewskiego a (?) zagadnienie wielogłosowości poezji Norwida4 . Drugim aspektem „typologicznym” jest szczególny rodzaj realizmu, widoczny w twórczości obu autorów. Realizm ten, trochę metaforycznie, można by określić mianem „hiperrealizmu” 5 , polegającego przede wszystkim na skupionym, detalic znym, nieco 3 Już w tym miejscu chciałabym zastrzec, że nie będę w pracy próbowała „przyporząd kować” Norwida czy Dostojewskiego do żadnego konkretnego okresu literackiego (ro mantyzm, „późny ro mantyzm”, „wczesny pozytywizm”, realizm, naturalizm, etc., etc.). Dla mn ie istotne jest przede wszystkim, że obaj autorzy należą do okresu przesilenia literackiego, w który m – siłą rzeczy – zachodzą na siebie ro zmaite wpływy literackie , kształtując spuściznę Norwida i Dostojewskiego na podobieństwo palimpsestu. Na tym też (mo im zdaniem) polega ich największa wartość. 4 Najważniejszą pracą, dotyczącą polifonii tudzież d ialogowości powieści Dostojewskiego jest rozprawa Michała Bachtina, Problemy twórczości Dostojewskiego, tłum. W. Grajewski, w: idem, Ja – Inny. Wokół Bachtina. Antologia, t. I, red. D. Ulicka, Kraków 2009. Nato miast podobne problemy teoretyczne w twórczości Norwida zostały wskazane przez M ichała Gło wińskiego, Norwidowa druga osoba, w: idem, Prace wybrane, t. V, Intertekstualność. Groteska. Parabola. Szkice ogólne i interpretacje, red. R. Nycz, Kraków 2002. Ważna pod tym względem jest również ro zprawa Józefa Ferta, Norwid – poeta dialogu, Wrocław-Łódź 1982. 5 Oto dwa świadectwa lektury tego rodzaju realizmu u Norwida i Dostojewskiego: Sławo mir Rzepczyński: „Realizm w takim sensie obejmu je całą przestrzeń rozciągającą się między człowiekiem a Bogiem i prezentacja w sztuce tego, co rzeczywiste w wy miarze materialno -społeczny m, Strona | 7 wyolbrzymiającym oglądaniu szczegółu, jakie można zauważyć w porównywanych przeze mnie zbiorach dzieł literackich. Między innymi o tym aspekcie typologicznym będzie mowa w rozdziale Zagadnienie ikoniczności w pismach Norwida i Dostojewskiego. Jednocześnie z zagadnieniem realizmu wiąże się bezpośrednio spojrzenie Norwida i Dostojewskiego na rozwój procesu historycznego (w jego aspekcie dawniejszym i XIX-wiecznym), na sposoby jego odczytywania przez polskie i rosyjskie społeczeństwo w wieku dziewiętnastym. O tym będą traktowały rozdziały, omawiające historiozofie obu autorów i ich wizje cywilizacji europejskiej dziewiętnastego stulecia. Kolejną kwestią, pozwalającą umieścić twórczość polskiego poety i pisarza rosyjskiego w tej samej „szufladce typologicznej”, jest religijne nacechowanie ich spuścizny literackiej. O Norwidzie i Dostojewskim przyjęło się myśleć jako o autorach, ewokujących w swojej twórczości religijny obraz świata; a mówiąc dokładniej – nie tyle po prostu religijny, co raczej ewangeliczny, a nawet – chrystocentryczny. Światłom i cieniom tego zagadnienia zostanie poświęcony rozdział Norwida i Dostojewskiego myślenie Biblią. Wracając do podstawowego, słownikowego rozumienia komparatystyki, należy wspomnieć jeszcze o jednym wskazanym tam zagadnieniu, umożliwiającym prowadzenie refleksji porównawczej. Są to „kontakty kultur literackich” 6 . Należy powiedzieć wprost, że w przypadku twórczości Norwida i Dostojewskiego do takiego kontaktu nie dochodzi. W każdym razie – nie bezpośrednio. Ciekawe, że obaj autorzy, choć z nieco odmiennych względów, świadomie ignorowali literaturę polską (Dostojewski) i rosyjską (Norwid). Jeśli już dochodziło do jakiegoś rodzaju dialogu między tymi literaturami, w który trochę nieświadomie włączali się obaj pisarze, to były dopuszczalna jest o tyle, o ile odnosi człowieka do absolutu. Problemem dla pisarza pozostaje w tej sytuacji to, jak dokonać selekcji rzeczywistości dla potrzeb dzieła, by znacząc samą siebie, odnosiła się jednocześnie do znaczeń wyższego rzędu, do sfery idei. Inaczej mówiąc, jak ukształtować narrację, by, prezentując realistycznie rzeczy wistość, równocześnie nie dopuścić do zatrzy mania uwag i odbiorcy na pozio mie tej rzeczywistości, jak przygotować odbiorcę, by to wszystko, co stanowi warstwę informacy jną utworu, skłoniło go do refleksji i wpłynęło na sposób jego społecznego funkcjonowania. Jaką więc przyjąć strategię ko muniko wania odbiorcy, iż prezentacja rzeczywistości nie jest celem samy m w sobie, że odsyłać ma do znaczeń wy ższego rzędu” (S. Rzepczyński, Norwidowski realizm, w: idem, Wokół „nowel włoskich” Norwida. Z zagadnień komunikacji literackiej, Słupsk 1996, s. 63-64). Stanisław Mackiewicz: „Dostojewski uprawiał swoją analizę psychiczną jak gdyby za pomocą mikroskopu: przy wary lud zkie, aby im się lepiej przypatrzyć, lepiej je poznać i lep iej je wytłu maczyć, wyolbrzy miał do rozmiarów fantastycznych. Czy wid zieliście oko muchy w mikroskopie? Podobne jest do krateru wulkanu. Powieści Dostojewskiego to stały krzy k i skandal. Jest to skutek obserwacyjnej metody Dostojewskiego, który nawet ciche, zatajone zazwyczaj przez człowieka uczucia głośno wykrzy kuje na zewnątrz”. (S. Mackiewicz, Dostojewski, Warszawa 1957, s. 8). 6 Komparatystyka, op. cit. Strona | 8 to raczej glosy do kontaktów wcześniejszych, zakończonych właściwie w latach 30. XIX wieku. Ostatnim składnikiem definicji komparatystyki, pióra Michała Głowińskiego, jest stwierdzenie o uniwersalizmie metodologii komparatystycznej, o jej częstym włączaniu w obręb prac badawczych, skupiających się na innych zagadnieniach niż tylko porównanie 7 . W odniesieniu do tej pracy, stwierdzenie to wydaje mi się szczególnie ważne. We współczesnej nauce o literaturze daje się obserwować zjawisko niemal totalnego rozpowszechnienia pewnych elementów komparatystycznych. Żeby lepiej, precyzyjniej uchwycić szczególne właściwości opisywanego zjawiska literackiego bądź – szerzej – kulturowego, badacze często sięgają do metody porównania, które (nieco wbrew początkowym założeniom komparatystyki) pozwala doskonale pokazać cechy dystynktywne interpretowanego tekstu. Na dodatek tej specyficznej „poetyce skojarzeń”, blisko związanej z każdym rodzajem komparatystyki, w pełni odpowiada eseistyczny sposób myślenia/pisania 8 . podstawowe prace komparatystyczne, Warto zwrócić uwagę, że najbardziej uwzględniające twórczość Norwida czy Dostojewskiego, zostały utrzymane właśnie w tonie eseju. Tak jest pisana Filozofia tragedii Szestowa; taką metodą twórczą posługuje się Paul Evdokimov w książce, 7 Komparatystyka, op. cit., s. 253. W pewnym uogólnieniu – od połowy XIX wieku aż do „ku lturowego zwrotu teorii” jednym z g łównych zadań, jakie stawiała sobie refleksja ko mparatystyczna, było odnalezienie czegoś w rodzaju „literatury w ogóle” i – co najważniejsze – nieustannie stawiane pytania o to, czy istnieje ktoś taki jak „człowiek w ogóle” (Por. na ten temat np. ro zważania René Et iemb le’a, zawarte w artyku le Porównanie to jeszcze nie dowód, tłu m. W. Błońska, w: Współczesna teoria badań literackich za granicą. Antologia , oprac. H. Markiewicz, t. 2., Warszawa 1976). Niemn iej zarówno brak odpowiedzi na to pytanie, jak i współczesne nurty myślowe, akcentujące długo ukrywaną w pozorn ie homogenicznej kulturze zachodniej obecność Innego, doprowadziły na gruncie ko mparatystycznym do dezaktualizacji poprzedniego pytania. Teraz ju ż mo żliwość eksplikacji „czło wieczeństwa totalnego” odeszła na plan dalszy. Istotą każdego porównania stała się szeroko rozu miana inność, a komparatystyka (pozbawiona uprzednich krępujących rygorów formalnych) zajęła się próbami znalezien ia odpowiedzi na pytanie: „kim jesteśmy my i kim są oni”, stając się w ten sposób przestrzen ią zaangażo waną społecznie, w końcu, jak twierd zi Michał P. Markowski: „Czytanie nie jest aktem prywatny m i n ie ogranicza się do czytania „d la przyjemności”, lecz jest spos obem orientowania się w świecie, w który m żyjemy . […] badanie literatury jest nieuchronnie badaniem ku ltury, a przez to nie jest neutralnym zajęciem akademickim, lecz interwencją polityczną, jeśli przez politykę ro zu mieć sposób budowania jakiejkolwiek wspólnoty (gr. polis). (M. P. Markowski, Badania kulturowe, w: A. Burzyńska, M. P. Markowski, Teorie literatury XX wieku. Podręcznik , Kraków 2009, s. 522). Na temat zadań współczesnej ko mparatystyki zob. np. T. Bliczewski, Komparatystyka, egzystencja i interpretacja, w: idem, Komparatystyka i interpretacja. Nowoczesne badania porównawcze wobec translatologii , Kraków 2010. 8 Strona | 9 poświęconej Gogolowi i Dostojewskiemu; tak też pisze Ewa Bieńkowska, prowadząc porównanie spuścizny Nietzschego i Norwida 9 . Zresztą te eseje Ewy Bieńkowskiej i Lwa Szestowa stały się dla mnie jedną z kilku inspiracji do podjęcia pracy nad tak sformułowanym tematem wyjściowym. Ciekawe, że filozof rosyjski nie trudzi się zbytnio poszukiwaniem wspólnych płaszczyzn genetyczno-ideowych dla uprawianej przezeń refleksji komparatystycznej. Dla Szestowa najbardziej podstawowa (i zarazem uprawomocniająca prowadzone porównanie) staje się postawa podmiotowa, którą rozpoznaje w pismach Dostojewskiego i Nietzschego: Jest to dziedzina tragedii. Człowiek, przebywający tam, zaczyna inaczej myśleć, inaczej czuć, inaczej pożądać. Co drogie jest i bliskie ws zystkim lud zio m, dla niego staje się niepotrzebne i obce. Jest on jeszcze, co prawda, związany kilko ma ogniwami ze swoim były m życiem. Przechowały się w n im niektóre przesądy nabyte w dzieciństwie, od czasu do czasu odzywają się dawne obawy i nad zieje. Nie raz budzi się bolesna świadomość obecnego nieszczęścia i pragnienia powrotu do dawnej, spokojnej przeszłości. Ale „przeszłość” nie wraca. Statki odpłynęły, mosty zostały spalone – należy iść naprzód, do niewiadomej, niesamo witej przyszłości. I człowiek idzie, nie wiedząc prawie, co go czeka 10 . Ewa Bieńkowska, pragnąc przedstawić na przykładzie twórczości Nietzschego i Norwida wycinek „dziejów idei”, zachowuje się znacznie bardziej asekuracyjnie. Wskazuje na szereg wspólnych dla bohaterów jej książki elementów biograficznych (samotność, odosobnienie, niezrozumienie). Porusza obszar zagadnień, łączących jej zdaniem refleksję twórczą Nietzschego i Norwida: („napięcie między osobistą i bezosobistą stroną języka”; refleksja nad samotnością i milczeniem, ważne znaczenie tradycji starożytnej w obu twórczościach, czyli antyk Nietzschego i pierwotne chrześcijaństwo Norwida), żeby ostatecznie dojść do tezy: Oto już w ty m miejscu mo żna twórczość Niet zschego i Norwida rozu mieć jako przezwyciężenie romantyzmu . Sprawa, zdawałoby się, prosta: przeniesienie punktu ciężkości w ruchu języka, przydanie mu drugiego bieguna, który dopiero ożywia, dynamizu je cały układ. Mowa dzieje się pomięd zy ja i ty, mo że zaistnieć dopiero w tej dwukierunko wej wy mianie, będącej jakby wzorem i zawiązkiem ws zelkiej autentycznej wspólnoty11 . Obie przywołane wyżej książki, choć niewątpliwie bardzo ciekawe, szybko okazały się dla mnie tropem fałszywym. Łączenie Norwida z Dostojewskim, którego 9 L. Szestow, Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii, tłum. C. Wodziński, Warszawa 1987. P. Evdokimov, Gogol i Dostojewski czyli zstąpienie do otchłani, tłum. A. Kunka, Bydgoszcz 2002. E. Bień kowska, Dwie twarze losu. Nietzsche – Norwid, Warszawa 1975. 10 L. Szestow, op. cit., s. 42. 11 E. Bieńkowska, op. cit., s. 9. Strona | 10 pośrednikiem miałby się stać filozof niemiecki, okazało się zadaniem nie do wykonania. Stało się tak chyba przede wszystkim ze względu na zbyt wielką „żywiołowość” i krańcowość poglądów Nietzschego. Norwid i Dostojewski, wyzbyci tego „bagażu” intertekstualnego stawali się – w ciągu moich lektur – coraz bardziej do siebie podobni. Warto zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt przywołanych wyżej rozpraw, będących w zasadzie pozycjami wzorcowymi w dostojewsko – i norwidologii 12 . Każda z wymienionych książek „rozłamuje się” jakby na dwie części albo lepiej – składa się właściwie z dwóch książek. Szestow pisze osobno o Dostojewskim i Nietzschem, tak samo jak Bieńkowska w sposób poniekąd naturalny, nie usiłując obwarować się specjalnymi założeniami metodologicznymi, rozprawia najpierw nad rozmaitymi aspektami twórczości Norwida, a następnie przechodzi do luźno związanej z poprzednim tematem analizy innych zagadnień w pismach Nietzschego. Jednak moją intencją było napisanie rozprawy, zestawiającej ze sobą konstytutywne elementy twórczości Norwida i Dostojewskiego w sposób bardziej spójny. Jednocześnie pragnę zaznaczyć, że nie próbowałam napisać monografii Być może, praca spotka się z zarzutami braku tej lub innej refleksji interpretacyjnej tudzież niewykorzystania całej dostępnej literatury przedmiotu. Chciałabym jednak wyra źnie podkreślić, że braki te są w większości świadome i wynikają z konieczności selekcji nazbyt obfitego materiału. Właśnie ta konieczność selekcji sprawiła, że musiałam w trakcie pisania pracy ograniczyć się do analizy porównawczej najistotniejszych – moim zdaniem – wątków, pozwalających uchwycić i opisać szczególny rodzaj podobieństwa, łączącego twórczość 12 Szkic Ewy Bień kowskiej był dotychczas jedną w większych rozpraw porównawczych, uwzg lędniających twórczość polskiego poety. Wśród innych norwidologicznych pozycji książkowych wy mien ić należy jeszcze książki: G. Halkiwicz-Sojak, Byron w twórczości Norwida, Toruń 1994. Oraz: W. Rzońca, Witkacy – Norwid. Projekt komparatystyki dek onstrukcjonistycznej, Warszawa 1998. Z norwidologicznych prac ko mparatystycznych o mniejszych amb icjach mo żna wy mien ić m.in. następujące szkice: A. Melbechowska-Luty, „Cywilizacja” „Trans-Atlantyk”. Ocean, okręty, przystanie Norwida i Gombrowicza, „Konteksty” 2002, nr 1-2. E. Feliksiak, Norwid i Vico, w: eadem, Poezja i myśl. Studia o Norwidzie, Lublin 2001. M. Inglot, Trzy milczenia. „Milczenie” Cypriana Norwida w kontekście „Milczenia” Ignacego Krasickiego oraz „Milczenia” Franciszka Grzymały, w: Strona Norwida. Studia i szkice ofiarowane Profesorowi Stefanowi Sawickiemu, red. P. Chlebowski, W. Toruń, E. Żwirkowska, E. Chlebowska, Lublin 2008. P. Śn iedziewski, Mallarme – Norwid. Milczenie i poetycki modernizm we Francji oraz w Polsce, Po znań 2008. E. Jaśkiewicz, Cyprian Kamil Norwid – Edgar Allan Poe. Dwa oblicza oryginalności noweli, w: Genologia Cypriana Norwida, red. A. Ku ik-Kalinowska, Słupsk 2005. W. Toruń, Norwid a Rosja. (Uwagi na marginesie rapsodu „Fulminant”) , „Znak” 1986, nr 383 (10). Cz. Latawiec, Cyprian Kamil Norwid i jego czasy (pierwsze dziesięciolecie twórczości Norwida). „Promethidion” na tle platońskich systemów estetycznych XVIII i XIX wieku , Poznań 1939. T. Mako wiecki, „Pro methidion” Norwida a „Dworzanin” Górskiego , „Ruch Literacki” 1928, nr 2. P. Chlebowski, „Rzecz o wolności słowa” Norwida a „Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego” Mickiewicza, „Roczniki Hu man istyczne” XLVI 1998, z. 1. Strona | 11 oraz postawę artystyczną Norwida i Dostojewskiego. Takie postępowanie interpretacyjne umożliwiła mi przyjęta postawa hermeneutyczna, opierająca się na tak bliskiej Norwidowi metodzie przybliżeń, wskazująca na utopijny charakter myślenia systemowego. W końcu, jak pytał retorycznie poeta: „Czy s y s t e m posiłkuje w czymkolwiek prawdę?” (VI, 226) 13 . 13 W podobny sposób, akcentując jednak bardziej pozytywne poznawczo strony Norwidowego approximative, myśli o pracy historyka literatury nad twórczością Norwida Bernadetta -Kuczera Chachulska. W jej ostatniej książce również czytamy o przyjętej od Norwida „metodzie zbliżeń” : „Książka nie jest rezultatem zamysłu systematycznego przedstawienia problemu estety ki Norwida, czy problemu liryczności; zadanie takie, przynajmn iej obecnie i w najbliższej przyszłości pozostaje niemożliwe do wykonania, jest natomiast próbą «zbliżeń»; postulaty autora Milczenia mo żna uwspółcześnić. Są to wskazówki nowoczesnego metodologa […]. (B. Kuczera-Chachulska, Słowo wstępne, w: eadem, Norwida „przypowieść o pięknem” i inne szkice z pogranicza genologii i estetyki , Warszawa 2008, s. 8-9). Strona | 12 Norwid – Dostojewski. Początki twórczości Debiuty literackie Norwida i Dostojewskiego przypadają mniej więcej na ten sam okres – lata 40. XIX wieku. Obaj młodzi twórcy od początku zajmują istotne miejsce na lokalnych mapach życia literackiego, stając się zarówno wyrazicielami głosu własnego pokolenia, jak też wprowadzając w obręb dotychczasowej literatury wątki zupełnie nowe. Chociaż Norwid i Dostojewski uprawiali z reguły różne gatunki literackie, to jednak na płaszczyźnie ideowej czy też światopoglądowej są w ich twórczości widoczne znaczne podobieństwa. W biografii literackiej Norwida i Dostojewskiego, a szczególnie w jej początkowym okresie, można wyróżnić przełomowy moment, stanowiący początek wyzwalania się obu pisarzy z „zapożyczeń” literackich i wchodzenia na własną drogę twórczą. W przypadku Norwida takim punktem granicznym będzie opuszczenie Warszawy i uwolnienie się od wszelkich wpływów jej środowiska literackiego 14 . Z kolei dla Dostojewskiego przełomowe znaczenie miało odejście (a właściwie – wykluczenie) ze środowiska Bielińskiego. Chociaż zmiany światopoglądowe nie dokonywały się od razu, to jednak na potrzeby tej pracy chciałabym wyznaczyć pewne cezury czasowe: w twórczości Norwida byłby to rok 1842, a zatem będę brała pod uwagę utwory powstałe w kraju i kilka nadesłanych zza granic y do polskich czasopism. 14 Zob. na ten temat: Z. Tro janowiczowa, Rzecz o młodości Norwida, Poznań 1968. Strona | 13 Z kolei w przypadku Dostojewskiego najbardziej istotne będą dla mnie jego powieść i opowiadanie powstałe do roku 1846 włącznie (czyli: Biedni ludzie i Sobowtór). Z pierwszego okresu twórczości Norwida przetrwały przede wszystkim utwory literackie. Z kolei spuścizna Dostojewskiego z interesującego mnie okresu zawiera bardzo ciekawy zbiór listów do Michaiła Dostojewskiego, w których młody pisarz prezentuje się jako początkujący krytyk literacki, zafascynowany rosyjską i światową literaturą romantyczną. Niestety, wśród zachowanych i opublikowanych listów Norwida z lat 40. nie ma tego rodzaju korespondencji, wydaje się jednak, że ten brak (przynajmniej częściowo) można uzupełnić na drodze analizy nawiązań bądź aluzji literackich pojawiających się w jego utworach. Dla podstawowej problematyki tego szkicu – jaką jest a n a l i z a e w o l u c j i t w ó r c z e j N o r w id a i D o s t o j e w s k ie g o – szczególnie ważny wydaje się zbiór pierwotnych idei literackich przyjętych przez obu twórców w okresie debiutu. Do idei podobnych, chociaż powstałych pod wpływem różnych czynników geograficznopolitycznych, niewątpliwie należą: dydaktyczna rola przypisywana literaturze, zainteresowanie losem prostego, „małego” człowieka oraz częściowe „przepracowanie” wcześniejszej tradycji romantycznej. Zadania literatury i „mały bohater” Atmosfera polityczna i literacka panująca w Warszawie w latach 40. XIX wieku była w znacznym stopniu odmienna od tej, znanej może bardziej powszechnie, z emigracyjnego środowiska paryskiego. Codzienne obcowanie z realiami „nocy paskiewiczowskiej” sprawiało, że do literatury zaczęły przedostawać się problemy może mniej metafizyczne, za to bliższe namacalnej rzeczywistości. W znacznym stopniu rozwinęła się wówczas również krytyka literacka, dbająca zazwycza j o to, aby utwory miały odpowiedni (dla określonego obozu światopoglądowego) kierunek ideowy. Wydaje się, że podstawowym hasłem, jakie miała głosić literatura, był niejednolicie – rzecz jasna – rozumiany czyn. Jednak bez wątpienia należy ów czyn odróżnić od skrajnie rewolucyjnego czynu romantycznego, jaki postulowała literatura powstająca poza granicami kraju. Na tę sytuację wpłynęło kilka czynników, z których najważniejszym wydaje się wprowadzenie licznych represji na polskich terenach po upadku powstania listopadowego oraz ostra cenzura, która nie dopuściłaby do druku Strona | 14 dzieł o zabarwieniu rewolucyjnym. Przede wszystkim jednak trzeba wskazać również na doświadczenie pokolenia Norwida, którym było rozczarowanie „czynem” romantycznym. W powyższy klimat literacki dobrze wpisuje się wiersz Norwida Dumanie [I] Początkowy obraz świata przedstawionego został w nim nakreślony w wyjątkowo pesymistycznych barwach, zawierających – jak się zdaje – pewne reminiscencje z początkowych wersów Boskiej komedii Dantego: Dzikie smut ki, jak ko lcem najeżone głogi, Obrosły tego życia jało we odłogi (I, 17) Bohater wiersza, uniwersalny Człowiek, cierpi z powodu bólu i utrapienia („Człowiek żali się, jęczy, czasami przeklina”, w. 7), niemniej usiłuje szukać pocieszenia w niebie: Czasami znów, natchniony, załamu je d łonie, Patrzy, szuka, czy jest gdzie w niebiosach szczelina, Przez którą mo żna spojrzeć […] (I, 17) które jest jednak przed nim zamknięte. Na marginesie warto zauważyć, jak bardzo nośny poetycko i obrazowo będzie w późniejszej twórczości Norwida obraz „spojrzenia w górę”. W jednej z ostatnich prac Jan Zieliński wywodził na przykład podstawowy motyw poetycki obecny w Assuncie z głębokiego wrażenia, jakie pozostawiło na Norwidzie obejrzenie obrazu Marattiego Śmierć św. Józefa.15 Jednak dzięki takim przykładom, jak analizowane obecnie Dumanie, można z pewnością stwierdzić, że gest spojrzenia w niebo był obecny w wyobraźni poetyckiej Norwida i wykorzystywany przez poetę już znacznie wcześniej. Poczucie bohatera wiersza, że niebo jest przed nim zamknięte, w naturalny sposób otwiera drogę kolejnej refleksji poetyckiej, stwarza miejsce na wprowadzenie postaci retorycznej – Rozsądku16 : 15 Zob. J. Zieliński, Obraz łagodnej śmierci. Norwid – Rafael – Maratti i „Śmierć świętego Józefa”, Lublin 2010. 16 Ciekawy m zabieg iem poetyckim Norwida jest tu posłużenie się poetyką klasycystyczną, dla której charakterystyczne było wprowadzenie uosobienia bytów abstrakcyjn ych, w celu jej zwalczenia. Por. na Strona | 15 Wtem trup uczuć, tak zwany R o z s ą d e k , przychodzi I zaczyna tłu maczyć poważnie, ro zu mnie, Że myślom w niebo wzlatać wcale się nie godzi, Że dla nich dosyć cichej, do mowej zagrody; (I, 17) Osoba mówiąca w wierszu, która dotychczas skupiała się na jakby skonwencjonalizowanym opisie świata przedstawionego, w tym momencie rozpoczyna wartościującą refleksję nad słowami Rozumu. Bardziej subtelne cieniowanie znaczeń rozpoczyna się już w momencie wprowadzenia w obręb tekstu antagonistycznej postaci Rozsądku, określonego przez narratora mianem „trupa uczuć”. Następnie w celu całkowitego zdyskredytowania jego racji osoba mówiąca w wierszu przeprowadza proste porównanie: Tak, jak gdyby powiedział: „Bogdaj to żyć w tru mnie! Bo w tru mnie nie ma burzy i nie ma pogody.” (I, 17) Ciekawym śladem ironii językowej, w znacznym stopniu rozwiniętej przez Norwida później, jest użyte tutaj określenie „bogdaj”, czyli „daj Boże” (żebym raczej mieszkał w trumnie, niż usiłował szukać u Ciebie pociechy). Przypisanie absurdalnego rozumowania samemu Rozsądkowi można zaliczyć chyba już nie tyle do dziedziny retoryki, ile raczej do zakresu perswazji. Po przedstawieniu racji Rozsądku osoba mówiąca w wierszu powraca do przedstawiania toku rozumowania bohatera, zastanawia się nad jego dalszymi czynami: Biedny, ach, biedny człowiek! cóż pocznie?… azali Będzie czekał aż wszystko w sercu się wypali? Aż z wyschłymi piersiami, z wypło wiały m czo łem, Z oczami zamg lonymi zostanie na świecie, Jak urna napełniona leciuchnym popiołem, Zimna, b lada i piękna, niby zmarłe dziecię? (I, 17-18) Epitety określające Człowieka i jego stan psychiczny, użyte przez Norwida w przytoczonym wyżej fragmencie, bez reszty mieszczą się we frazeologii sentymentalnoten temat M. Maciejewski, Spojrzenie w górę i wokoło. Norwid – Malczewski, w: idem, Poetyka, gatunek – obraz. W kręgu poezji romantycznej, Wrocław 1977. Strona | 16 romantycznej. Rozpaczliwy obraz, dobrze znany ówczesnemu czytelnikowi poezji, ma być wynikiem usłuchania przez bohatera wiersza racji Rozsądku. Negatywny opis losu ludzkiego przedstawiony w tym fragmencie jest pogłębiony przez kilka kolejnych wersów rozpoczynających się również od wykrzyknienia „biedny człowiek”, z tym że na końcu opisu pojawia się kluczowe dla wiersza słowo „nigdy”. Pełni ono tu funkcję podwójną: z jednej strony jest najgorszym, ostatecznym elementem ponurej projekcji przyszłości, rozsnuwanej przez osobę mówiącą, a z drugiej – jest momentem krytycznym, po którym następuje nagły zwrot w sposobie myślenia narratora: Nigdy go boleść nie min ie! Nigdy? to być nie mo że, żeby n i g d y było Na ty m zniko my m ziemią nazwany m kurhanie; N i g d y – musi być wieczną utwierd zone siłą… N i g d y – Bóg tylko jeden powied zieć jest w stanie! (I, 18) Jeżeli ostateczne słowo należy do Boga, to człowiek nie może tracić nadziei. Stwierdzenie to sprawia, że sposób mówienia narratora wiersza ulega gwałtowniej przemianie. Sentymentalna poetyka użalania się nad losem biednego człowieka zostaje zastąpiona „głośną” poetyką rodem z pierwszej fazy romantyzmu. Okazuje się, że osoba mówiąca w wierszu należy do tego samego grona, co bohater: Bez skazy przejd źmy życie – wszak niedługa droga! – Bez skazy i bez tego doczesnego blasku, Który plami człowieka – dalej, przy jaciele! (I, 18) Zmiana psychiczna, jaka zaszła w osobie mówiącej w wierszu, wydaje się mało prawdopodobna pod względem psychologicznym, za to całkowicie mieści się we wczesnej, filomackiej konwencji romantycznej. Wystarczy przywołać choćby konstrukcję Mickiewiczowskiej Ody do młodości, żeby odkryć podobny mechanizm budowy tekstu poetyckiego, w którym negatywny, nawet przygnębiający opis wroga ideowego jest zderzany z energicznymi postulatami młodego pokolenia. W analizowanym wierszu młody Norwid prezentuje się jako romantyczny piewca wspólnotowego czynu. Pierwsza część wiersza niewątpliwie wskazuje na to, że trudny, pełny nieszczęść los zagubionego człowieka jest mu dobrze znany. I właśnie dzięki tej wiedzy oraz współczuciu okazanemu „biednemu człowiekowi” Dumanie traci Strona | 17 wyłącznie postulatywny charakter (jaki miała chociażby wspominana Oda), a nabiera – tak ważnego dla krajowego romantyzmu lat 40. – zabarwienia dydaktycznego, uczy, w jaki sposób należy przeciwdziałać rozpaczy. Jak zwróciła na to uwagę Zofia Trojanowicz w Rzeczy o młodości Norwida, większość wierszy Norwida z okresu warszawskiego ma właśnie dydaktyczny charakter, wyrażający się głównie w wielu apelach i postulatach zawartych w jego ówczesnej poezji: W omawianym przez nas dorobku Norwida zwraca uwagę silne nasycenie wypowiedzi lirycznej hasłami, postulatami, imperatywami, które na zawsze stanie się niemal integralną cechą jego poezji. […] Imperatywy i dewizy Norwidowskie nie mają zazwyczaj charakteru lapidarnych wyrażeń gnomicznych, tak charakterystycznych np. dla Mickiewicza 17 . Jeśli zatem przyjąć za autorką najlepszej monografii o juweniliach Norwida tezę, że twórczość młodego poety była dogłębnie programowa, a na dodatek jego ówczesne wiersze nie pozostawiały niedomówień, to teza o pewnej tendencyjności w pismach młodego poety okaże się chyba w pełni uzasadniona. Zgodnie z podstawową definicją tendencji, w utworze o takim zabarwieniu musi wystąpić pewna idea wyrażona w sposób bezpośredni. Z kolei literatura tendencyjna […] głó wny swój cel upatruje w propagowaniu aktualnych w danym czasie idei społecznyc h bądź politycznych i doraźny m oddziały waniu na świado mość czytelników 18 . Do warszawskich wierszy Norwida zdradzających niewątpliwe podobieństwo do przytoczonej wyżej definicji należą analizowane już wyżej Dumanie [I], Do piszących, Pismo, Dumanie [II], Burza [I] oraz Pióro. Te wszystkie utwory łączy charakter programowy, postulatywny oraz często schematyczna budowa świata przedstawionego. Trzy spośród wymienionych wyżej utworów mają charakter manifestów artystycznych. Do piszących, Pismo oraz Pióro podtrzymały rozwinięty już przez Mickiewicza w III cz. Dziadów podział na twórczość salonową oraz patriotyczną. Nobilitują one rangę twórczości pisarskiej (np. „pismo to opłatek,/ Którym łamać się 17 Z. Trojanowicz, W kręgu „młodej piśmienności warszawskiej”, w: eadem, Rzecz o młodości Norwida, op. cit., s. 90-91. 18 M G [Michał Głowiński], Tendencyjna literatura, w: Słownik terminów literackich, op. cit., s. 438. Strona | 18 trzeba”, I, 35, Pismo) oraz dzielą literaturę na użyteczną (prawdziwą) i bezwartościową, szkodliwą, zajmującą się wyimaginowanymi problemami: Lud ma p iewcó w, a piewca czu ły, jak wierzb ina, Serdeczne latorośle ku przechodniom zgina, […] A gmin, co jedną ręką s zuka d la nas chleba, Drugą zdrój świeżych myśli wydostaje z nieba! […] My zaś, mądrzy! my , grzeczni, z nauk salon modny Zrobiliś my niebawem; zapał nasz wygodny, Jak ciepło ko min kowe w kości tylko chucha, Ale nie krzep i serca, nie podnosi ducha. (Pismo, I, 35-40) Na szczególne zainteresowanie zasługuje wiersz Do piszących, o zabarwieniu teoretycznym, w którym Norwid poświęca uwagę nie tyle tematyce dzieł literackich, ile raczej sposobom ich lektury. Pierwszą strofę obejmuje obszerne porównanie (zresztą jedna z ulubionych figur literatury tendencyjnej oraz dydaktycznej) procesu rozkładu biologicznego do spisywania myśli: Póki w cien istych kniejach buja rześka łania, I z lekkością marzen ia suwa się po lesie, Póty oko zachwyca – lecz gdy wiatr ro zniesie Garstkę spaczonych kości, które pleśń osłania, Któż ten widok podziwi? Tak samo myśl człeka: Zrazu wiele ma krasy, lecz gdy się rozsypie W garść spaczonych wyrazów, które znów poszczypie Pióro zatruty m żądłem – i tak porozwleka Po bladych stepach księgi – cóż z tej pastwy gadu Zostanie powabnego?… (Do piszących, I, 26) Zostaje tu poruszony przez Norwida Mickiewiczowski problem znany z Wielkiej Improwizacji, polegający na pewnym rodzaju niemożności odpowiedniego wyrażenia przez poetę własnych myśli. Proces spisywania idei narodzonej w umyśle poety jest równoważny niemalże z jej zagładą. W myśl Mickiewiczowskiego Konrada twórca nie jest w stanie przekazać drugiemu człowiekowi całego bogactwa i wielkości własnych uczuć i przemyśleń. Dla Norwida ten stan jest jedynie punktem wyjścia do bogatej refleksji nad właściwym sposobem lektury. Pozostając w obrębie poetyki – jak się wydaje – stricte romantycznej, w wierszu warszawskiego poety wywody teoretyczne przeplatają się z obrazowymi porównaniami: Strona | 19 Kwiat od kropli jadu Zwarzy się i przepadnie; lecz gdy przyjd zie rosa, Otworzy modre o ko i przyćmi Niebiosa! Kto więc myślą pisarza chce się uradować, Ten niechaj ją przytuli do łona swej duszy, I niechaj ją obejmie uczuciem – a wzruszy Martwe znaki (I, 26) Skoro więc pośrednik, jakim jest zapis graficzny, zabija istotę myśli, to w trakcie lektury należy dokonać wysiłku odczytania intencji pisarza na drodze wspólnoty uczucia. Z tej – nieco rozmytej – koncepcji romantycznej rozwinie Norwid później własny projekt czynnej i trudnej lektury dzieła literackiego, którego – zdaje się – pierwszy opis dyskursywny wystąpi w skierowanym do Zygmunta Krasińskiego i Augusta Cieszkowskiego szkicu teoretycznym Jasność i ciemność 19 . W kolejnej strofie pojawia się motyw męki twórczej, polegającej na praktycznej niemożności wysłowienia własnych idei. Niemniej, jak na gatunek dydaktyczny przystało, młody poeta i tu śpieszy z radą, jak należy rozwiązać ów wewnętrzny konflikt: Takie to bole czło wiek póty cierp i, póty, Póki nie zd ziała czego, póki n ie zakuty W czyn swój, marnieje tylko, albo się sposobi, Albo się uczy robić wprzódy, nim co zrobi. (I, 27) Zatem najlepszą radą na przełamanie niemocy twórczej jest zespolenie myśli z czynem, na dodatek nie przyszłościowe, ale natychmiastowe, intuicyjne. I tutaj (po raz kolejny) czytelnik może jedynie domyślać się, na czym to zespolenie, wcielenie literatury w życie miałoby konkretnie polegać. Jednak poeta nie pochyla się nad odpowiedzią na to dręczące pytanie, zamiast niej kończąc swój wiersz programowy apelem, zachęcającym do połączenia własnej twórczości z walką pod sztandarem Matki Bożej: My więc, dla których pióro, jak proporczy k biały, Powolny m wiat rem wzdęty, nie skalany jeszcze, Tak drżąco się rozwija… my bez blasku chwały I bez niecnoty blasku – nasze czucia wieszcze Pieśnią Bogarodzicy chrzcijmy – a bez końca Walczmy, od wschodu słońca do zachodu słońca! (I, 28) 19 Zob. Jasność i ciemność. Do A. C. i do Z. K., których prawdziwie kocham, szanuję i poważam, VI, s. 598. Strona | 20 Zofia Trojanowicz, w przywoływanej już książce, sugeruje możliwość połączenia przedstawionej w tym utworze koncepcji Norwida z teoretycznym wywodem Ludwika Trynkowskiego, postulującym nawiązanie duchowego porozumienia między pisarzem a czytelnikiem w celu całkowitego, twórczego odczytania dzieła literackiego 20 . Mnie natomiast ten wiersz zainteresował szczególnie ze względu na wyłaniające się z niego koncepcje komunikacji literackiej oraz statusu dzie ła literackiego, stanowiące trzon dojrzałej twórczości Norwida. Jak już sygnalizowałam wcześniej, w wierszu Do piszących pojawia się motyw twórczego odbioru dzieła, wymagającego od czytelnika dodatkowego wysiłku intelekturalnego. Do najbardziej znanych prezentacji tego tematu w twórczości Norwida należą: szkic Jasność i ciemność, wchodzący w skład Vade-mecum wiersz Ciemność czy koncepcje zawarte w Białych i Czarnych kwiatach tudzież w Milczeniu. Przesadna, nienaturalna – jak się wydawało większości ówczesnych krytyków literackich – komplikacja budowy utworów Norwida wynikała właśnie z próby zwrócenia większej, pilniejszej uwagi czytelnika na prezentowany mu tekst. Wydaje się, że w omówieniach dojrzałej twórczości Norwida raczej rzadko łączy się zagadnienie trudności utworu z pierwotnym motywem romantycznym, sygnalizującym poważne zakłócenia na linii myśl – pismo czy też pisarz – odbiorca. Na przykład Stefan Sawicki w klasycznym już artykule Norwida walka z formą w następujący sposób komentuje specyfikę pisarstwa autora Vade-mecum: Docieran ie do „wygłosu pierwszego” słów, do ich „bez-zmazy” było dla Norwida nakazem moralny m wobec zawartej w nich prawdy o rzeczywistości, a nawet więcej – No rwid ro zu miał słowo biblijne – wobec zawartej w nich samej rzeczy wistości. […] Ani słów, an i zwrotów, ani zjawisk językowych nie mo żna interpretować w sposób konwencjonalny. Czekają na odsłonięcie ich sensy głębokie 21 . Oczywiście, ze zdaniem Sawickiego – zresztą szeroko rozpowszechnionym w norwidologii – wypada bezsprzecznie się zgodzić. Problem tkwi jednak w tym, że zdanie to pomija zupełnie źródła Norwidowego rozumowania. Przecież jeśli mówimy o Norwidzie jako romantyku, nie można pomijać milczeniem podstawowych pierwiastków romantycznych obecnych w jego twórczości, a szczególnie jaskrawo widocznych w juweniliach poety. 20 21 Por. Z. Trojanowicz, op. cit., s. 102-103. S. Sawicki, Norwida walka z formą, Warszawa 1986, s. 10. Strona | 21 Podobnie jeden z najciekawszych motywów obecnych w Milczeniu Norwida pojawia się również w prezentowanym przed chwilą wierszu. Wypada jeszcze raz zwrócić uwagę na pewien czterowiersz: Takie to bole czło wiek póty cierp i, póty, Póki nie zd ziała czego, póki n ie zakuty W czyn swój, marnieje tylko, albo się sposobi, Albo się uczy robić wprzódy, nim co zrobi. (I, 27, podkreślenie mo je – E. S.) Podkreślony wers sam w sobie wydaje się nie do końca jasny: człowiek marnieje, jeśli przed podjęciem jakiegoś zadania przygotowuje się do jego wykonania, uczy się. W kontekście wiersza Do piszących myśl ta wydaje się niedojrzała, nacechowana przesadnym młodzieńczym optymizmem. Jednak jeżeli zestawić ją z fragmentem wiele późniejszego Milczenia, rzecz staje się od razu bardziej zrozumiała: Starożytni n i e z n a l i w c a l e pewnego rodzaju uśmiechu, który dopiero myśmy wynaleźli, a który też wynalazek zapewne nam przynosi niemały zaszczyt. To jest: oni nie znali uśmiechu zatęchłego umysłu i zupełnie zwątpiałego serca, z jakim odpowiadają d ziś mędrkowie na zapytania ludzi naiwnych, świeżych i coraz rzadszych! Zacny Diogenes przeczuwał zb liżan ie się tej epoki wtórej, skoro w księgozbiorze A kademii widząc zap racowanych starców, pytał, kto, b y to byli? „Ci, co prawdy szu kają” – odrzeczono. – „Ach! a k i e d y ż o n i b ę d ą m i e l i c z a s j ą p r a k t y k o w a ć ?!…”. (VI, 223) Przytoczona przez Norwida anegdota (a raczej, korzystając z określenia samego autora – parabola) znajduje uzasadnienie w rozwiniętej przez poetę teorii epistemologicznej „poznania przez przybliżenie”, zakładającej, że całościowa, systematyczna wiedza jest człowiekowi – a nawet całemu rodzajowi ludzkiemu – niedostępna z powodu nieustannego, dynamicznego rozwoju rzeczywistości. I znowuż, norwidolodzy skłonni są raczej odczytywać tę myśl Norwida przez pryzmat epistemologii biblijnej, której fragment zawarty jest m.in. w I Liście św. Pawła do Koryntian: Teraz wid zimy jakby w zwierciadle, n iejasno; wtedy zaś [zobaczy my] twarzą w t warz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany 22 . A jednak z drugiej strony (znowuż przyznając częściową rację opiniom norwidologów) należy pamiętać także o wczesnych romantycznych źródłach omawianej koncepcji. Frazeologia zakończenia Do piszących niewątpliwie odsyła nas na zasadzie podobieństwa stylistycznego do Ody do młodości, a co za tym idzie do koncepcji 22 1 Kor. 13, 12. Strona | 22 młodzieńczego, romantycznego czucia z powodzeniem zastępującego latami gromadzoną wiedzę książkową. Problem wczesnych inspiracji Norwida dorobkiem starszych romantyków, które przetrwały i przeszły ewolucję twórczą, w dalszym ciągu pozostaje w literaturze przedmiotu niewystarczająco naświetlony. Nawet Zofia Stefanowska w przełomowej rozprawie Norwidowski romantyzm zupełnie pomija interesującą mnie kwestię: Można więc w juwen iliach Norwida zaobserwować nie tylko przebłyski oryginalnego talentu, ale i właściwości wspólne jego rówieśniko m. Jest to – że przypomnę pokrótce – poezja o wy raźny m piętnie epigonizmu , poezja powielająca klisze sytuacyjn e i obrazowe wczesnego, przedlistopadowego romantyzmu . Stamtąd też czerpie podstawowe kategorie problemo we, takie jak konflikt poety ze światem, ideału z rzeczywistością. Młode pokolenie romantyczne, uległe autorytetowi wielkich poprzedników, przekształca jednak – zrazu nieśmiało – odziedziczone schematy, tak aby dały się w nich zawrzeć jego własne, nowe problemy 23 . Jednak wracając do podstawowego nurtu refleksji, chciałabym prześledzić pojawianie się we wczesnych tekstach Norwida tzw. „małego bohatera” i jego związki z dydaktyczną funkcją literatury. Pisząc o interesującym mnie zjawisku, będę brała pod uwagę przede wszystkim następujące teksty poety: dramat Chwila myśli i opowiadanie Łaskawy opiekun czyli Bartłomiej Alfonsem. Zgodnie z opinią Dembowskiego to właśnie dramat miał być uprzywilejowanym rodzajem literackim, najlepiej nadającym się do przedstawienia w nim odpowiedniej idei24 . Przyglądając się Chwili myśli, można zauważyć, że również Norwid hołdował podobnemu przekonaniu. Akcja dramatu jest, z jednej strony, niezwykle prosta; a z drugiej – widać w niej zarys późniejszych wielkich dramatycznych akcji Norwida, które będą rozgrywały się głównie na płaszczyźnie duchowej. W pierwszej scenie 25 ubogi młodzieniec, poeta, przeżywa (dobrze znane z tradycji literackiej) rozterki związane z niemocą twórczą: Cóż mię tak pali, có ż tak piersi wzdy ma, Że tylko milczeć – tylko płakać muszę? […] Błogosławieni! którym gardła d źwięki Mogą wystarczyć – którym dosyć ręki, Ażeby pisać – mn ie zaś ciżba głosek Na pogrzeb myśli, zamiast na jej chrzciny, Ciągnie […] (IV, 9-10) 23 Z. Stefanowska, Norwidowski romantyzm, w: eadem, Strona romantyków. Studia o Norwidzie, Lublin 1993, s. 61. 24 Zob. na ten temat: E. Dembo wski, O dramacie w dzisiejszym piśmiennictwie polskim, w: idem, Pisma. 1843, t. 3, red. A. Śladko wska, M. Żmigrodzka, Warszawa 1955. 25 Podział na sceny jest w tej fantazji dramatycznej – oczywiście – u mowny. Strona | 23 Podobnie jak w poezji Norwida z omawianego okresu, również i tutaj pojawia się odwieczny romantyczny problem, polegający na niemożności wiernego, prawdziwego oddania myśli za pośrednictwem pisma. Jednak w tej samej chwili w sposobie myślenia Młodzieńca następuje przełom. Bohater, odrzucając Mickiewiczowski problem („Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie”), podejmuje refleksję nad własnym powołaniem pisarskim: I któ ż cię prosi, żebyś pisał? – wszakże Jest tyle robót: oto rąbią stróże I zamiatają – mo żesz rąbać także: Drzewa jest dosyć, znaczne też podwórze Nagle Tylko więc nałóg, ro zciepliwszy członki, Wmawia w p różn iactwo jakąś wielkość ducha?… (IV, 10) W tym sposobie myślenia Młodzieńca jest widoczny uniwersalny odruch rezygnacji znany chyba każdemu. Zresztą można sądzić, że podobne motywacje przyświecały również samemu Norwidowi, kiedy postanowił rozpocząć nowe życie w Ameryce. Natomiast taki zwrot w myśleniu bohatera romantycznego, przy okazji w znacznym stopniu odwołującego się do kreacji bohaterów przedlistopadowych, zaskakuje. Wczesny bohater romantyczny, a na dodatek – poeta, prędzej by oszalał, udał się w ciąg niekończących się podróży czy nawet popełnił samobójstwo niż nawet przez ułamek sekundy zająłby się rozważaniem możliwości podjęcia, na przykład, pracy stróża. Ważne, że tok myśli Norwidowego bohatera nie dąży też w kierunku rozpaczy (na zasadzie „im gorzej, tym lepiej” – jeżeli nie jestem w stanie pisać, to stoczę się do wykonywania prosty prac fizycznych). Tym, co w opinii Młodzieńca odróżnia zwykłego robotnika od poety, jest „wielkość ducha”, sprawiająca, że poeta może dać ludziom więcej pożytku, jeśli będzie pisał, a nie na przykład rąbał drwa. Jeżeli natomiast ów poeta nie spełnia koniecznego do uprawiania twórczości warunku, jakim jest „wielkość ducha”, to jego postawę określa Norwid mianem „próżniackiej”. Ten ciąg rozważań w najbardziej dramatycznym momencie przerywa nadejście Stróża, który kieruje uwagę Młodzieńca ku problemowi biedy, dotykającej zwłaszcza Strona | 24 najuboższe warstwy społeczne 26 . Stróż opowiada bohaterowi o swojej rodzinie – biednych, głodnych, zamarzających dzieciach: Dzwonię zębami z trojgiem d zieci, z żoną, Aż ślina krzepnie – ściany i żelaza Biało-iskrzący m obrosły kożuchem; Dzieci się tulą, jakby je zaraza Związała w snopek i do grobu niosła. (IV, 10-11) Pod wpływem tego wyznania oraz słyszalnego przez ścianę wołania dzieci o chleb Młodzieniec zaczyna gorączkowo zastanawiać się nad źródłami, z których mógłby zaczerpnąć pieniędzy. Pomysł pracy fizycznej odchodzi w zapomnienie, a jego miejsce zajmuje pragnienie pisania dla zarobku. Istotny wydaje się fakt, że bohater coraz bardziej oddala się od metafizycznej, duchowej wizji sztuki. Chwilowa niemoc twórcza oraz nagła potrzeba zarobku sprawiają, że uprawianie twórczości literackiej staje się dla Młodzieńca jedynie sposobem uzyskania korzyści finansowych. Rzecz jasna, podjęcie takiej decyzji nie przychodzi bohaterowi z łatwością. Pisanie dla zarobku jest w jego odczuciu równoważne z rozdarciem własnego życia, ze sprzedażą samego siebie. Jednakże „pisanie na sprzedaż” ma sprawić, że jego życie przestanie być egoistyczne: Trzeba nieodbicie Sprzedać się na wpół, bo tak ni dla siebie, Ni też dla innych, Bóg wie po co, ży ję (IV, 12) Z drugiej strony, pisanie w celach zarobkowych nie może mieć – w oczach Młodzieńca – większej wartości ideowej ani artystycznej. Za prawdy ważne i trudne nikt przecież nie będzie chciał zapłacić. A więc, chociaż fundusze płynące z twórczości będą mogły zasilić kieszeń poety i wspomóc najbardziej potrzebujących, to jednak tego rodzaju literatura może zaszkodzić czytelnikom: Pisać więc, p isać i fry marczyć mo wą, Myśli jak bydło przedać cały m stadem, A potem, zimne ro zdrobiwszy słowo, Na młode czucia takim sypać gradem? I ty m, co łakną karmi jak p isklęta, Rzucać zabawki, bryłki posrebrzane, 26 Na marginesie warto zauważyć, że postać Stróża znako micie wpisuje się w jeszcze oświecenio wą konwencję humo rystyczno-dydaktyczną, zgodnie z którą służący nie tylko wp rowadzał na scenę element ko miczny, lecz równ ież był źródłem sentencjonalnych mądrości ludowych. Choć wydaje się, że element ko miczny, opierający się na ró żnym traktowan iu przez St róża i jego żonę leczniczych właściwości wódki, jest tu jeszcze nie do końca trafiony, to jednak z powodzen iem udało się mu przemycić w ro zmo wie odpowiednią do okoliczności sentencję: „M róz n ie uważa, pan to czy chudzizna – ”. Strona | 25 Jasne a nikłe. – Chwila to przeklęta! (IV, 13) Sytuacja wydaje się być patowa, a Młodzieniec w natłoku wątpliwości zaczyna przypominać bohatera tragicznego. Z tego potrzasku myślowego ratuje go pojawienie się biednego chłopca. Poeta próbuje go pocieszyć, ale paradoksalnie okazuje się, że to właśnie chłopiec przynosi głównemu bohaterowi ostateczne pocieszenie i nadzieję: Wstydź się! – czyś wid ział, żeby kto z nas płakał?… Trzeba się bawić – to nic nie pomo że, Trzeba się bawić. DZIECIĘ Kiedy mróz na dworze. MŁODZIENIEC To nic – to jednak p łakać nie należy, Bo się Pan Jezus będzie za to gniewał. DZIECIĘ A, proszę pana, mama mi mówiła, Że i Pan Jezus także p łakał siła (VI, 14) Dzięki krótkiej rozmowie z chłopcem, „małym bohaterem”, Młodzieniec zdaje sobie sprawę z błędnego toku wcześniejszego rozumowania. Uprzednio na wszelkie sposoby próbował uchronić się przed cierpieniem i dopiero rozmowa z chłopcem uświadomiła mu fundamentalną funkcję cierpienia w życiu ludzkim i pozwoliła – przynajmniej chwilowo – pogodzić się z własnym losem. Ciekawe, że także w późniejszej twórczości Norwida dzieci będą częstokroć pełniły funkcję takich właśnie „katalizatorów” myśli i poczynań głównych bohaterów. Widać to choćby na przykładzie zakończenia Stygmatu, w którym „wiejska dzieweczka”, „głupia” przywróciła głównemu bohaterowi motywację do uprawiania twórczości literackiej. Akcja satyryczno-dydaktycznego opowiadania Norwida Łaskawy opiekun czyli Bartłomiej Alfonsem również porusza się wokół postaci „małego bohatera”, tyle że tym razem zostaje on podniesiony do rangi pierwszoplanowej postaci. Opowiadanie rozpoczyna mityczno-dydaktyczne przedstawienie letnich miesięcy, kończących rok akademicki. Wśród opisów obyczajów szkolnych, na czoło opowieści wysuwają się dwaj bohaterowie: bogaty i próżny młodzieniec – Edward Drążkowski i jego ubogi kolega – Bartłomiej Socha. Dychotomiczny podział na złych, zepsutych bogaczy i Strona | 26 mądrych, dobrych biednych bohaterów zostanie utrzymany na przestrzeni całego opowiadania. Będzie on widoczny zarówno w sytuacji rodzinnej panującej w majątku pułkownika Drążkowskiego (bez wahania określonego przez narratora mianem „karykatury”), jak i w relacjach służba – państwo. Negatywne postaci są tu naszkicowane w sposób powierzchowny, zawierający również sporo ironii. Tak więc narrator przyznaje bez ociągania, że pan Drążkowski nigdy nawet nie służył w wojsku, a swój stopień zawdzięcza jedynie sprytnym pochlebcom. Pani Drążkowska jest kobietą już starzejącą się, która pragnie (jakby naśladując Mickiewiczowską Telimenę) zatrzymać odchodzącą młodość, a także lubuje się w opowiadaniu anegdotek o mitycznym hrabi i jego psie. Jej córka z pierwszego małżeństwa panna Helena została opisana na podobieństwo setek innych młodych i próżnych panien, których zachowanie jest obliczone wyłącznie na znalezienie odpowiedniej partii. Wszystkie te informacje na temat rodziny Drążkowskich pojawiają się obok siebie w obrębie zaledwie kilkunastu zdań, co sprawia, że Łaskawy opiekun wyraźnie nawiązuje do popularnych wówczas opowiastek dydaktyzujących. Wydaje się, że najważniejszą rolę w opowiadaniu pełni ironiczny tytuł, do którego częstokroć odwołuje się narrator. W mniemaniu owego opiekuna, pułkownika Drążkowskiego wyświadcza on biednemu Bartłomiejowi wiele dobrodziejstw, chociaż narrator często zwraca uwagę na to, w jaki sposób te dobrodziejstwa są biednemu młodzieńcowi wypominane. Rzeczywiście, w oczach mieszkańców majątku, Bartłomiej doświadczył z ich strony wyłącznie dobra: nie dość, że otrzymał edukację i zatrudnienie, to jeszcze została odnaleziona starożytna genealogia jego rodziny i okazało się, że jest on prawdziwym szlachcicem. Ta ostatnia informacja w jakiś niepojęty sposób łączy się z odesłaniem Bartłomieja – teraz już Alfonsa – z domu i pozostawieniem go bez grosza. Można sądzić, że to krótkie i chyba niezbyt udane z artystycznego punktu widzenia opowiadanie nie tylko zawiera negatywny, drwiący opis Drążkowskich, ale też próbuje dotrzeć do źródeł ich zachowania. Okrucieństwo, z jakim został potraktowany tytułowy bohater, nie wynika chyba wyłącznie ze złej woli jego opiekuna. W zachowaniu pułkownika i jego rodziny da się dostrzec pewną dozę nieświadomości, braku zrozumienia racji głównego bohatera. Wynika to zapewne z zachwianej hierarchii wartości tej warstwy społecznej, która była przyzwyczajona ciągłego otaczania się pozorami. Ważne jest też, że humorystyczne elementy Norwidowej narracji przenoszą punkt ciężkości z tragicznego losu głównego bohatera na opis zwyczajów i Strona | 27 usposobienia dziedzica oraz jego rodziny. Bardzo wyraźnie obecna w opowiadaniu ironia – oczywiście – przyczynia się przede wszystkim do zwiększenia dydaktycznej funkcji opowiadania, ale też sprawia, że postać głównego bohatera staje się nieco rozmyta. Zdecydowana większość omówionych wyżej wczesnych utworów Norwida znakomicie wpisuje się w warszawską i europejską atmosferę literacką lat 40. Dlatego też można przeprowadzić pewne paralele między debiutem Norwida a Dostojewskiego. Naświetlona w literaturze przedmiotu analiza literackich juweniliów pisarza rosyjskiego raczej nie pozostawia niedosytu. Oba interesujące mnie utwory z roku 1846, czyli debiutancka powieść epistolarna Biedni ludzie oraz opowiadanie Sobowtór zostały przez rosyjskich literaturoznawców wielostronnie zinterpretowane m.in. pod kątem społeczno- ideowym, religijnym czy komparatystycznym (w odniesieniu do późniejszej twórczości samego Dostojewskiego). Atmosferę ideową, w jakiej ukazała się i pierwotnie została odczytana powieść Biedni ludzie, można z pewną ostrożnością określić mianem socjalnej czy humanitarystycznej. W Rosji lat 40. XIX wieku właśnie przeżywała swój największy rozkwit tzw. „szkoła naturalna”, ściśle związana z działalnością krytycznoliteracką Wissariona Bielińskiego, który to przyczynił się do kariery pierwotnie użytego w znaczeniu ironicznym określenia „naturalna”, tłumacząc je jako naturalna, czyli prawdziwa, ukazująca życie bez przekłamań i „ozdobników” 27 . Powstające w tym nurcie utwory miały wprowadzać na scenę literacką postacie „małe”, skromne, drugoplanowe oraz ukazywać w realistycznym świetle ich zmagania z codziennością. Oczywista, że głównym zadaniem rosyjskiej „szkoły naturalnej” był pewien rodzaj wychowania czytelnika, uświadomienia mu całego ogromu trudności i nieszczęść, z jakimi na każdym kroku spotykała się klasa robotnicza oraz urzędnicy niższego stopnia, a przede wszystkim uświadomienie mu, że nawet najmniejszy, najmarniejszy człowiek jest naszym „bratem”. Dzięki panującemu wówczas nurtowi literackiemu pierwsza powieść Dostojewskiego spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem zarówno ze strony czytelników, jak i krytyki literackiej z Bielińskim na czele. W Biednych ludziach dostrzeżono na początku głównie mistrzowskie, pełne współczucia ukazanie 27 W pierwotnym kontekście, użyte przez rosyjskiego krytyka, F. L. Bu łgarina, określenie „s zko ła naturalna” miało mocne zabarwienie negatywne, wręcz obraźliwe i znaczy ło, mn iej więcej tyle, co: fizjologiczna, poruszająca najbardziej przy ziemne i „brudne” tematy. Por. na ten temat : V. I. Kules zow, „Naturalnaja szkoła” i russkaja litieratura XIX wieka, Moskwa 1982. Strona | 28 codzienności i psychiki „małego” człowieka, a Dostojewskiego na poczekaniu nawet okrzyknięto mianem „nowego Gogola”28 . Rzeczywiście, należy przyznać, że debiutancka powieść autora Braci Karamazow pod wieloma względami znakomicie wywiązuje się z postawionych przed literaturą zadań edukacyjnych. Główny bohater jest biednym urzędnikiem (chyba najbardziej rozpowszechnionym wówczas w literaturze rosyjskiej typem literackim, wyniesionym na piedestał jeszcze przez Gogola), borykającym się z kłopota mi natury finansowej oraz wspomagającym niesprawiedliwie potraktowaną przez los sierotę – Warieńkę. Niemniej wydaje się, że Dostojewski próbował zrealizować także nieco inny cel niż rzesze zwolenników rosyjskiej „szkoły naturalnej”. Choć również i jego zadaniem było „oświecenie” czytelnika, to jednak szło mu już nie tyle o zwrócenie uwagi na nędzny los „mniejszych braci” (który w momencie debiutu Dostojewskiego był już wystarczająco naświetlony), ile bardziej o dokładnie ukazanie mechanizmów rządzących psychiką i postępowaniem „małego”, niezauważanego przez innych bohatera. Świetnym środkiem do osiągnięcia tego celu stała się epistolarna forma powieści. Właśnie dzięki niej, co było już wielokrotnie podkreślane przez badaczy Dostojewskiego, główne postaci odsłaniają się czytelnikowi jakby samodzielnie, bez presji nadrzędnej instancji narratora, właśnie w sposób „naturalny”. Niemniej całościowe przesłanie Biednych ludzi jest o wiele bardziej skomplikowane niż mogło to się wydawać pierwszym czytelnikom powieśc i. Z jednej strony, rzeczywiście, mamy do czynienia ze wzruszającym obrazem udręki biednych, „niepotrzebnych” ludzi, a z drugiej – obraz osobowości i uczuć głównego bohatera jest bardzo skomplikowany, niejednoznaczny. Hołd oddany przez młodego autora „szkole naturalnej” przejawia się najjaskrawiej może nie tyle w losach głównych bohaterów, ile w konstruowanych przez nich opisach rzeczywistości i postaci drugoplanowych, widocznych w pamiętniku Warwary Ardalionowny czy na przykład w opisie rodziny Gorszkowyc h: Cała rodzina biedaków wynajmu je pokój od naszej gospodyni, ale nie obok innych numerów, lecz po drugiej stronie w kącie, oddzielnie. Ludzie spokojni. Nikt nic o nich nie słyszy. M ieszkają w jednym pokoju, przegrodzili go sobie przepierzeniem. On jest jakimś urzędnikiem bez posady, wydalony za coś siedem lat temu. Nazywa się Gors zkow, siwiutki i drobny; chodzi w tak zabrudzonym i wytartym 28 Znana jest anegdota opisująca, jak młody Nekrasow po przeczytaniu manuskryptu Biednych ludzi pospieszył natychmiast do Bielińskiego, wo łając, że w literaturze rosyjskiej narodził się „nowy Gogol”. Bieliński – choć w pierwszej chwili sceptycznie odniósł się do zapału Nekrasowa – po przeczytaniu manuskryptu w pełni podzielił jego opinię i zapragnął spotkania z samy m Dostojewskim, które to spotkanie nastąpiło niemal natychmiast, w środku nocy. Por. na ten temat m. in. S. Mackiewicz, Dostojewski, Warszawa 1957, s. 30-31. Strona | 29 ubraniu, że przy kro patrzeć; daleko gorsze od mo jego! Nieszczęsny taki, wątły. Spotykamy się n iekiedy na korytarzu. Ko lana mu drżą, ręce drżą, gło wa drży, pewno po jakiejś chorobie, Bóg jeden wie; jest nieśmiały, wszystkich się boi, chodzi boczkiem! ja bywam niekiedy skrępowany, ale on o wiele gorzej. Rodzina jego składa się z żony i tro jga dzieci. Starszy chłopiec zupełn ie podobny do ojca, również chorowity. Żona musiała być kiedyś wcale niebrzydka, widać to i teraz; chodzi biedna w jakichś łach manach. Słyszałem, że zadłu żyli się u gospodyni, ona jakoś bardzo na nich niełaskawa. Słyszałem też, że sam Go rszko w ma jakieś nieprzy jemności, z powodu których stracił posadę… proces nie proces, sąd nie sąd, pozostaje pod jakimś śledztwem czy coś w tym rodzaju – nie mogę powiedzieć ściśle. Jacyż oni biedni, jacy biedni, mó j ty Boże! W ich pokoju zaws ze cicho i spokojnie, jak gdyby tam nikt nie mieszkał. Nawet dzieci nie słychać. Nie zdarza się, żeby kiedykolwiek dokazywały lub bawiły się, a to już bardzo zły znak. Pewnego razu wieczorem przechodziłem ko ło ich drzwi i jakoś akurat w tej chwili zapanowała w domu n iezwy kła cisza; usłys załem ch lipanie, potem szept, potem znowu chlipanie, zupełnie jak gdyby ktoś płakał, ale tak cicho i tak żałośnie, że mi serce pękało i potem myśl o tych biedakach nękała mnie przez całą noc, że nawet zasnąć porządnie nie mog łem. (Biedni ludzie, s. 26-30) Jest to w pełni mieszczący się w poetyce humanitaryzmu spod znaku Bielińskiego opis losu biednego, skrzywdzonego przez los i państwo byłego urzędnika, strąconego na dno ubóstwa i poniżenia. Wzmianki o losie Gorszkowa pojawią się jeszcze w powieści kilkakrotnie, ukazując bohatera najpierw w sytuacji jeszcze gorszej, bardziej żałosnej, wzmagającej w czytelniku jeszcze większe współczucie – po śmierci dziecka. Następnie wydaje się, że los zaczyna sprzyjać Gorszkowowi: sąd uznaje jego racje, zostają mu przywrócone poczucie godności osobistej i środki finansowe. Jednak bohater nie wytrzymuje takiego szczęścia i w dniu ogłoszenia przychylnego dlań wyroku sądowego po cichu umiera. I chociaż znowu mogłoby się wydawać, że jest to historia, jakich literatura i publicystyka zna wiele, to Dostojewskiemu udało się ją „ożywić” dzięki kilku szczegółom pogłębiającym obraz psychiki głównego bohatera. Mam na myśli przede wszystkim fragment powieści, w którym Makar Diewuszkin przytacza słowa Gorszkowa. Dotyczą one pożyczki, jaką Gorszkow pragnął zaciągnąć od Diewuszkina: Mimochodem rzeknę, serdeńko, że ich życie przedstawia się bez porównania gorzej niż mo je. Gd zie tam! Żona, d zieci! Nie wiem, co by m począł, gdyby mi tak przyszło być na miejscu Gorszkowa. No więc wchodzi mó j Go rszko w, kłania się, jak zawsze na rzęsach ropieje mu łezka, szura nogami i słowa nie mo że wy rzec. Posadziłem go na krześle, złamany m co prawda, ale innego nie było. Zaproponowałem herbatki. Długo się wypraszał, usprawiedliwiał, wreszcie wziął jednak szklankę, zaczął pić bez cu kru, a gdy m go namawiał, by wziął cukier, znowu zaczął przepraszać: długo się opierał, wy mawiał, wreszcie włoży ł do szklan ki najmn iejs zy kawałek i jął zapewn iać, że herbata jest niezwy kle słodka. Ot, do jakiego unicestwienia doprowadza lud zi nęd za! „No, jakżeż tam, mój p rzy jacielu?” – rzekłem mu. – „Ano, tak a tak, dobrodzieju mó j, Makary Aleksiejewiczu, pomó ż pan, na litość boską, okaż po moc nieszczęsnej rodzinie; żona, dzieci nie mają co jeść, cóż pocznę, ja, ojciec.” Chciałem coś powiedzieć, ale on mi przerwał: „Makary Aleksiejewiczu, ja tu się jakoś boję wszystkich, to znaczy nie tyle, żeby m się bał, a tak po prostu krępuję się, wszyscy oni to ludzie du mni i hard zi. Ja by m, powiada, dobrodzieju mó j, pana nie fatygował, wiem, że sam miałeś przykrości, wiem, że n ie mo żesz mi dać wiele, ale choć cokolwiek pożycz; dlatego zaś ośmieliłem się pana prosić, że wiem o pańskim dobrym sercu, że sam pan byłeś w potrzebie i doświadczyłeś nieszczęść, i dlatego serce pańskie zdolne jest do współczucia.” Zakończył n iby na tym: „Proszę przebaczyć moje zuchwalstwo i mój brak wychowania, Makary Aleksiejewiczu.” Odpowiedziałem mu, że chciałby m z całej duszy, ale nic nie mam. „Makary Strona | 30 Aleksiejewiczu, serdeńko – powiada do mnie – nie proszę o wiele, ale to a to – tutaj cały poczerwieniał – żona, dzieci, głód – choćby z dziesięć kopiejek.” Tu ścisnęło mi się serce. Gd zie tam, myślę sobie, o ileż oni mnie prześcignęli. M iałem wszystkiego dwadzieścia kopiejek na swoje najpilniejsze potrzeby. „Nie, drogi, nie mogę, bo to a to” – powiadam. „Dobrodzieju, Makary Aleksiejewiczu , ile pan może – powiada – chociaż dziesięć kopiejek.” No i wyjąłem z pudełka, i oddałem mu własne dwadzieścia kopiejek, zaws ze to dobry uczynek, serdeńko! Ach, jak tam nędza! […] Serdecznie współczuję Go rszko wowi, droga moja, cierpię z nim razem. Człowiek pozostaje bez pracy, wobec niepewnej sytuacji nie chcą go nigdzie przy jąć. Co mieli zaoszczędzonego, to przejed li; sprawa bard zo ciemna, a żyć trzeba; ty m c z a s e m n i s t ą d , n i z o w ą d , z u p e ł n i e n i e p o t r z e b n i e r o d z i s i ę d z i e c k o – n o w e w y d a t k i ; s y n e k z a c h o ro w a ł – w y d a t k i ; u ma r ł – w y d a t k i ; ż o n a c h o r u j e , Gorszko w sam ma jakąś zastarzałą chorobę – słowem, ucierpiał, ucierpiał niemiłosiernie… Zresztą, jak powiada, w tych dniach oczekuje przechylnego wy roku w swojej sprawie i co do tego teraz nie ma żadnej wątpliwości. Żal mi go bardzo, serdeńko, bardzo mi go żal! Dodałem mu otuchy. To człowiek zastrachany, szuka opieki, więc dodałem mu otuchy. (Biedni ludzie, s. 176-178. Podkreślenie mo je – E. S.) Główny bohater przygląda się Gorszkowowi jakby z boku, ale jednocześnie dzięki pokrewieństwu statusu społecznego rozumie go lepiej niż ktokolwiek inny i na przykładzie losu rodziny Gorszkowów może pozwolić sobie na snucie ogólnych refleksji dotyczących położenia biednych ludzi. Rzeczą chyba najbardziej szokującą, dogłębnie świadczącą o tym, w jaki sposób nędza zmienia patrzenie człowieka na podstawowe zjawiska życia, jest zaznaczona wyżej wzmianka dotycząca tego, że zarówno narodziny nowego dziecka, jaki i jego śmierć nabierają dla Gorszkowa przede wszystkim znaczenia finansowego – jedno i drugie wiąże się w jego postrzeganiu w pierwszym rzędzie z dodatkowymi wydatkami, na które po prostu bohatera nie stać. Makar Diewuszkin poprzedza ten wywód sentencją o niszczycielskiej mocy nędzy. Te słowa włożone w usta również biednego bohatera zdają się mieć większą siłę wyrazu. Ciekawe jest też, że Gorszkow wydaje się kimś w rodzaju porte parole Makara Aleksiejewicza. Widać to chyba przede wszystkim w jego sposobie bycia do złudzenia przypominającym zachowanie samego kopisty. Dokładnie opisane przez Dostojewskiego mowa ciała i sposób wyrażania się Gorszkowa zdradza już na pierwszy rzut oka jego olbrzymią niepewność siebie i z jednej strony poczucie bycia niepotrzebnym, a z drugiej – ugruntowaną pewność co do swoich „biednych” racji, jakiś rodzaj ambicji. Te same cechy zachowania i charakteru dotyczą również Makara Diewuszkina, tyle że opisując w liście do Warieńki los Gorszkowa, Diewuszkin zdaje się od nich odżegnywać, wskazując w kilku miejscach na to, że jego los jest o wiele, wiele lepszy od doli sąsiada. W towarzystwie Gorszkowa (opisywanego przez Makara Aleksiejewicza z bezlitosną precyzją) autor listów czuje się jakby lepszy, mocniejszy – w końcu to właśnie on jest w stanie udzielić sąsiadowi zapomogi finansowej, co z tego, Strona | 31 że w wysokości zawrotnej kwoty dwudziestu kopiejek. A na dodatek Makar Diewuszkin nie posiada na swoim utrzymaniu całej rodziny, a jedynie wspomaga „daleką krewną” – Warieńkę. Właśnie relacja głównych bohaterów wydaje się czynnikiem w zasadniczy sposób różniącym debiutancką powieść Dostojewskiego od utworów ściśle wpisujących się w rozwijającą się pod patronatem Bielińskiego rosyjską „szkołę naturalną”. Zresztą już Bieliński zauważył szczególny element tego związku, który został rozwinięty o wiele później przez postsowiecką historię literatury. Wissarion Bieliński w artykule z 1846 r. recenzującym utwory opublikowane w „Zbiorze Petersburskim” w następujący sposób mówi o fabule Biednych ludzi: Spójrzcie, jak proste jest zawiązanie akcji Bidnych ludzi: nawet nie ma, co mówić! A mimo to tak wiele trzeba będzie powiedzieć, jeśli ju ż się zaczęło! Biedny, leciwy urzędnik, o niezbyt przenikliwy m u myśle, bez żadnego wykształcenia, ale o nieskończenie dobrej duszy i ciepły m sercu, opierając się o prawo dalekiego, niemalże wy myślonego przezeń dla zachowania wszystkich pozorów pokrewieństwa, wykrada biedną pannę z rąk n iegodziwej handlarki kobiecą cnotą i panieńską urodą. Autor nie mó wi nam, czy to miłość zmusiła tego urzędnika do współczucia, czy też współczucie zrodziło w nim miłość do panny. Widzimy tylko, że jego uczucie do niej nie jest po prostu ojcowskie i starcze, nie jest po prostu uczuciem samotnego starca, który potrzebuje kogoś kochać, żeby nie znienawidzić życia i n ie zamarznąć pod wpływem jego chłodu, i dla którego bardziej naturalne jest pokochać istotę, zobowiązaną wobec niego, wiele mu zawd zięczającą – istotę, do której on się przyzwyczaił i która przy zwyczaiła się do niego. Nie, w uczuciu Makara Aleksiejewicza do jego „mateczki, aniołeczka i cherubinka Warieńki” jest coś podobnego do uczucia kochanka, uczucia, do którego usiłuje się nie przyznawać samemu sobie, ale które wbrew jego woli od czasu do czasu wyrywa się na zewnątrz. Nie usiło wałby kryć tej miłości, gdyby zauważył, że ona patrzy na nią nie jak na rzecz zupełnie nieprzystojną. Ale biedak widzi, że tego nie ma i z hero icznym poświęceniem pozostaje przy ro li krewnego-opiekuna 29 . Miłość, którą Makar Diewuszkin darzy Warieńkę, jest zauważalna już od pierwszego jego listu, który ma charakter wyjątkowo romantyczny. Niemniej jest w historii tego uczucia coś, co może budzić pewien niesmak. Przecież w pouczającej opowieści o losach nędznego, podeszłego w latach niższego urzędnika państwowego i wykorzystanej przez niegodziwego kupca ubogiej panny nie ma miejsca na wątek romansowy. A jednak… Jak to zazwyczaj bywa w przypadku utworów Dostojewskiego, również i ta powieść doczekała się dwóch skrajnie różnych interpretacji. Pierwsza z nich pochodzi spod pióra Borysa Tarasowa i pozostaje w kręgu światopoglądu chrześcijańskiego 30 . 29 W. Bielinskij, Pieterburskij zbornik , w: idem, Sobranije soczinenij w trjoch tomach, red. F. M. Go lowienczenko, t. 3, Stat’ji i recenzii 1843-1848, Moskwa 1948, s. 70-71. Tłu m. mo je – E. S. 30 Teologiczna lektura dzieł Dostojewskiego została zapoczątko wana przez ro zwijający się w pierwszej połowie XX wieku rosyjski nurt filo zoficzno-relig ijny (o kreślany mianem „rosyjskiego renesansu”) sprzeciwiający się obowiązującemu wówczas na terenie ZSRR dialektyzmo wi materialistycznemu. Do Strona | 32 Badacz Dostojewskiego interpretuje ten utwór przez pryzmat kilku obrazów biblijnych takich jak np. przypowieść o synu marnotrawnym, o uczcie weselnej czy obraz Sądu Ostatecznego. W myśl tej interpretacji Makar Diewuszkin raz zajmuje rolę ojca syna marnotrawnego, przyjmując Warieńkę pod swoją opiekę, a innym razem sam staje się synem marnotrawnym, kiedy po epizodzie „buntu” i libacji alkoholowej przyjmuje opiekę i wybaczenie ze strony Warwary Aleksiejewny. Scena wezwania głównego bohatera przed oblicze Jego Ekscelencji, naczelnika biura, jest zestawiona przez Tarasowa z charakterystycznym dla kultury rosyjskiej wyobrażeniem Sądu Ostatecznego 31 . Jednak podstawowym kluczem do interpretacji Biednych ludzi staje się dla Tarasowa przypowieść o zaproszonych na ucztę weselną oraz opowieść o upadku pierwszych ludzi: Ukazu jący się w przytoczonych słowach Diewuszkina [dotyczących konieczności picia herbaty, ponieważ nie wypada jej nie pić, podczas, gdy inni piją – E. S.] charakter jego wewnętrznej samoświadomości jest kształtowany przez dwie podstawowe, zasadnicze dlań właściwości. Pierwszą z nich analizuje S.G. Boczarow w artykule „Ch łód, wstyd i wolność (Historia literatury sub spaciae Historii Zbawienia)”. Bo lesne odczuwanie obcego spojrzenia i wywo ływane przez nie poczucie wstydu, które sam Makar Aleksiejewicz porównuje do panieńskiego wstydu („Pani mi wybaczy ordynarne słowo, ale powiem, że b iedny człowiek ma na ty m punkcie takie samo poczucie wstydu jak – żeby powied zieć na przykład – Pani ma wstyd dziewiczy. Przecież Pani, proszę mi wybaczyć ordynarność, nie będzie się przy wszystkich obnażać – tak samo i biedny człowiek”), S. G. Boczarow pro wadzi do wstydu pierwszych ludzi po upadku, kiedy „otworzyły im się oczy” i zobaczyli, że są nadzy. Ten sam podtekst zawiera i późniejsza lektura Diewuszkina Poczmistrza Puszkina i Szynelu Gogola: „przechodząc ze świata Puszkina do świata Gogola, czytelnik-bohater odczuł siebie jako ukrywającego się i chowającego się”. Stąd wynika troska, która o władnęła duszą Makara Diewuszkina – o „przepaskę z gałązek figowych” w celu zasłonięcia własnej nagości i wstydu. Oczywista, że idzie tu o nagość i ubranie w perspektywie eschatologicznej, co zostało odzwiercied lone w Kazaniu na górze. „Ubran ie” to metafizyczne „ubranie” duszy, „ubranie” sprawy swojego życia. „O ile tylko odziani, a nie nadzy będziemy” – mó wi apostoł Paweł (2 Kor, 5, 3).Ty m określeniem apostoła można uchwycić sens sytuacji Diewuszkina 32 . Tak więc – w myśl tej interpretacji – związek Makara Diewuszkina i Warwary Dobroselowej ma charakter jedynie rodzinny, a większość rozterek głównego bohatera wynika stąd, że usiłuje on – podobnie jak pierwsi ludzie – okryć swoją nagość, ukryć przed spojrzeniem drugiej osoby, kogoś obcego rzeczy najbardziej prywatne i wstydliwe, uchronić swoje „ja” przed oceniającym, szyderczym spojrzeniem drugiego. czoło wy m przedstawicieli tego „renesansu filozoficznego” należą m.in. Semion Frank, Miko łaj Bierdiajew czy Lew Szestow. Por. na ten temat: S. Mazurek, Rosyjski renesans religijno-filozoficzny. Próba syntezy, Warszawa 2008. 31 Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na to, że w tłu maczeniu rosyjskim Sąd Ostateczny jest określany mianem ‘Straszego Sądu’ (Страшный суд). 32 Prawosławny portal edukacyjny www.portal-slovo.ru (http://www.portal-slovo.ru/philology/37182.php, stan na: 20. 08. 2009 r.). Cytat podaję we własnym t łu maczen iu, z ko lei przytoczenie Tarasowa z Biednych ludzi zastępuję tłu maczeniem Andrzeja Stawara. Strona | 33 Zupełnie inaczej czyta Biednych ludzi Samuił Lurie 33 . Rosyjski badacz opiera swoją interpretację na przytoczonej wyżej wypowiedzi Bielińskiego i streszcza fabułę Biednych ludzi bez żadnych ogródek: „jak proste jest zawiązan ie akcji Biednych ludzi: nawet nie ma, co mó wić!” To już przesada. Ktoś, ko mu starczyłoby wolnego czasu i cierpliwości, żeby przeczytać powieść jeszcze raz, raczej, zaryzy kowałby sprzeciw. Czy mo żna określić mianem prostego zawiązania akcji dziwny, rozpaczliwy, fantastyczny postępek? Ubogi kopista, z tych, którym udaje się wy żyć w Petersburgu z 400 rubli rocznej pensji, z tych właśnie, d la których nowy szynel (czy żby Gogol napisał n ieprawdę?) zastąpiłby osobiste szczęście i sens życia, pewien ktoś z t łu mu Baszmaczkinych, wy lin iały kancelary jny szczur – uprowadza i bierze na utrzy manie – niby jakiś oficer gwardii, niczy m rot mis trz M iński z powieści Puszkina Poczmistrz – siedemnastoletnią panienkę. Okłamuje ją co do jakiegoś swojego kapitału w lo mbard zie; zasypuje prezentami, trwoniąc na cukierki i kwiaty wy żebraną z prawie roczny m wyprzed zeniem pensję. Do teatru ją prowadza! Czy li, na naszych oczach spada do otchłani, nie puszczając ręki Warień ki, a na dodatek uśmiechając się z całych sił – czy to zawiązanie jest, według was, zanadto proste?34 . W myśl Lurie debiutancka powieść Dostojewskiego nie traktuje zatem (jak chciałby Tarasow) o poczuciu metafizycznej nagości głównego bohatera. Postępowaniem Diewuszkina kierują już zupełnie inne czynniki psychiczne. Na plan pierwszy wysuwa się tu ambicja. Trudno jest zupełnie odmówić racji Lurie, w końcu słowo „ambicja” przewija się w listach Makara Aleksiejewicza niczym leitmotiv35 . Choć analiza pojęcia „ambicji” może okazać się nieco skomplikowana, to jednak należy zwrócić uwagę na to, że w XIX-wiecznym słowniku języka rosyjskiego Władimira Dala ‘ambicja’ ma przede wszystkim znaczenie negatywne: AMBICJA r. ż. fran., poczucie honoru, szlachetność; samolubstwo, pycha, chełpliwość; żądanie zewnętrznych znaków szacunku, poważania. Żart. Być przy ambicji – przy szpadzie. Amb itny, samolubny, próżny, żądny honorów, pochwał, wyróżn ień i nagród 36 . 33 Zob. S. Lurie, Takoj sposob ponimat’, Moskwa, 2007. Ibidem., s. 45. 35 Por. np. następujące wypowied zi Diewuszkina: „[…]pośpieszam wyjaśnić Pani, Warwaro Aleksiejewno, że mo ja ambicja drożs za jest mi nade wszystko” (Biedni ludzie, s. 119) lub „A dlatego, że w biednym człowieku wszystko powinno być według nich na wywrót, że n ie powin ien mieć w sobie nic godnego szacunku, ani krzty amb icji” (Biedni ludzie, s. 127). 36 Notkę słowikową podaję we własnym tłu maczeniu. Por. oryginał: „Амбиция ж. франц. чувство чести, благородства; самолюбие, спесь, чванство; требование внешних знаков уважения, почета. Он при амбиции, шу точно, при шпаге. Амбиционный, себялюбивый, тщеславный, жадный до почестей, по хвал, поощрений наградами и отличиями” (V. Dal, Tołkowyj słowar’ żywowo russkowo jazyka w czietyrioch tomach, t. 1, rep rintnoe izdanije 1903-1909 gg., osusieestwleno pod redakcijej profiesora I. A. Boduena de Courteney, Moskwa, 1994, s. 36). Pisownię cytatu zmodernizo wano do współczesnej normy języ ka rosyjskiego. 34 Strona | 34 Dlatego też z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że bohater Dostojewskiego dokonał reinterpretacji tego pojęcia na własny użytek. Przecież dla Makara Diewuszkina bycie człowiekiem ambitnym oznacza tyle, co zachowywanie poczucia własnej godności. Jednak można założyć, że w słowniku Dostojewskiego zakres znaczeniowy pojęcia ambicji w większym stopniu pokrywał się z definicją słownikową. Rzecz jasna, nie idzie tu jednak o rozważania semantyczne, tylko o podstawową motywację, jaka kierowała zachowaniem Makara Diewuszkina. Jeśli opieka, którą otoczył biedną, skrzywdzoną sierotę Warieńkę, nie wynikała z ewangelicznej miłości bliźniego, to pozostaje jedynie poczucie chorobliwej ambicji biednego urzędnika. Znaczące jest, że przed czytelnikiem pozostaje ukryte, w jaki sposób główny bohater dowiedział się o istnieniu i losie Warwary Dobrosiełowej, jak doszło do tego, że nawiązał z nią kontakt i pomógł wynająć nowe mieszkanie. Można się jedynie domyślać, że jego decyzja o wsparciu Warieńki była impulsywna i sprawiła mu wielką przyjemność. Z dużą ostrożnością można też zasugerować, że Makar Diewuszkin początkowo nieco inaczej wyobrażał sobie charakter jego relacji z podopieczną. Świadczyć o tym może chociażby wyraźnie romantyczne zabarwienie jego pierwszego listu, w którym bohater w różowyc h barwach opisuje swoje szczęście z powodu bliskości Warieńki, rozpisuje się o urojonym, sentymentalnym geście znaczącego podnoszenia zasłony w oknie, opisuje uśmiech adresatki, a nawet wspomina o pocałunku: Jednakże w mej wyobraźni zajaśniał Twój, aniołku, uśmieszek, poczciwiutki, życzliwy, a tak mi na sercu jak wtedy, kiedy pocałowałem Panią, Warieńko, pamiętasz, an iołeczku?. (Biedni ludzie, s. 7-8) Jednoznaczną interpretację postawy Diewuszkina utrudnia jednak choćby dalszy ciąg tego samego listu, w którym bohater jawi się – jako biedny człowiek mieszkający kątem w kuchni, lękający się oceniającego spojrzenia obcego – zupełnie takim, jakim przedstawił go w swojej interpretacji Tarasow. Wydaje się, że ta wewnętrzna komplikacja głównego bohatera, rozpiętość jego uczuć od najbardziej chrześcijańskich do skrajnie egoistycznych, wykrzywionych, mogła sprawić, że po pierwotnym zachwycie Bieliński jednak bardziej surowo ocenił Biednych ludzi. Jest w tym debiutanckim dziełku Dostojewskiego coś skrajnie niepokojącego, coś, co nie pozwala dokonać choćby w przybliżeniu wyczerpującej analizy utworu, jakaś wewnętrzna sprzeczność, jakby w tej powieści walczyły ze sobą Strona | 35 dwie arbitralnie odmienne tendencje – dydaktyczna i… podziemna. Rzecz jasna, przy okazji debiutu Dostojewskiego nie sposób jest mówić o pojawieniu się w utworze „człowieka podziemnego”, jednak już tu zdaje się być widoczna predylekcja rosyjskiego pisarza do dogłębnej analizy ludzkiej psychiki, z której ostatecznie wynikają raczej rzeczy trudne do zaakceptowania, do tego stopnia prawdziwe, że aż zdają się być tragiczne. Lew Szestow, w taki sposób opisuje to zjawisko: Od młodych lat Dostojewski dosłownie przeczuwa swoje przyszłe zadania i wprawia się w opisywaniu ciemnych i tajemniczych zjawisk. […] Dziwi nas jednak w młod zieńcu skłonność do barw szarych i ponurych, a Dostojewski nigdy nie znał innych. Czy czasem zadajecie sobie pytanie – nie ma on odwagi iść ku światłu i radości? Czy przypadkiem już we wczesnej młodości nie czuł instynktownej potrzeby samoofiarowan ia się na ołtarzu własnych zdolności? Dzieje się właśnie tak: talent jest privilegium odiosum – i rzadko jest przyczyną doczesnych radości dla swojego właściciela 37 . Dyskusja z romantyzmem Dyskusja z romantyzmem podjęta przez Dostojewskiego w jego dwóch pierwszych utworach ma niecodzienny wymiar, co jest widoczne zwłaszcza w Biednych ludziach. Makar Diewuszkin wciela się tu w rolę krytyka literackiego, wartościującego pisarskie dokonania Puszkina i Gogola. Ciekawe, że ta postać odbiera w ciągu powie ści pewien rodzaj wychowania literackiego, rozpoczynającego się od wpływu Rataziajewa i organizowanych przezeń wieczorów literackich. Ten drugorzędny literat (oceny jego twórczości czytelnik może dokonać samodzielnie na podstawie sporządzonych przez Makara Aleksiejewicza odpisów) zaczyna kształtować gust literacki głównego bohatera w kierunku romansów utrzymanych w stylu francuskim. Z drugiej strony „barykady literackiej” znajduje się w powieści Warwara Aleksiejewna, która kwestionując rangę pisarską Rataziajewa, podsuwa Diewuszkinowi książki o większej wartości literackiej. Okazuje się jednak, że polecany przez Warieńkę Szynel Gogola jest dlań nie do przyjęcia. Opowiadanie Gogola zostaje porównane przez Makara Aleksiejewicza do paszkwilu, a skrupulatność w opisie zachowania Akakija Akakicza Baszmaczkina wydaje mu się bezcelowa: A po co pisać to wszystko? A na co to wszystko potrzebne? Czy ktoś z czytelników płaszcz mi każe za to zrobić czy co? Kupi mi mo że nowe trzewiki? – Nie, Warieńko, przeczyta i zażąda jeszcze dalszego ciągu. Człowiek czasem się kryje, kryje się starannie, kryje to, czego nie ukradł, boi się nosa pokazać – d latego że obawia się plotek… Dlatego że paszkwil mo żna zrobić ze wszystkiego – a tu raptem 37 L. Szestow, Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii, tłu m. C. Wodziński, Warszawa 1987, s. 52. Strona | 36 literatura obrabia całe t woje życie obywatelskie, rodzinne życie, wszystko wydrukowane, przeczytane, wyśmiane, przesądzone! Chyba niedługo nie można będzie się na ulicy pokazać; przecież tu i tak wszystko zostało pokazane, że urzędnika po samy m chodzie poznają na u licy. (Biedni ludzie, s. 66) Bohater Biednych ludzi rozpoznaje w postaci Baszmaczkina swojego sobowtóra. To doświadczenie okazuje się dlań bardzo dotkliwe, opowiadanie Gogola bowiem uświadamia bohaterowi Dostojewskiego całą jego nędzę i śmieszność. Jest to wiedza wyjątkowo bolesna, ponieważ nie zawiera w sobie żadnej nadziei na zmianę ku lepszemu. Na marginesie warto odnotować, że podobna sytuacja poznawcza ma miejsce również w dalszej części powieści, w momencie konfrontacji Diewuszkina z jego przełożonym. Także wtedy pojawia się motyw lustra, w którym przygląda się główny bohater, jednak zaraz po poznaniu bolesnej prawdy o sobie następuje rodzaj przebaczenia ze strony przełożonego, zrozumienie sytuacji Diewuszkina i bezpośredni gest przyjaźni i pomocy38 . Ta paralela w budowaniu obrazów może zostać również potraktowana jako element dyskusji literackiej z opowiadaniem Gogola, z tą tylko różnicą, że teraz głos zabiera już sam Dostojewski. Jednak litość okazana przez autora Diewuszkinowi jest jedynie stanem przejściowym. Pesymistyczne zakończenie powieści (choć może nie tak tragiczne, jak w przypadku Szynelu albo może tragiczne inaczej) pokazuje wyraźnie, że los biednego urzędnika, próbującego zrealizować jakieś marzenie, nie może skończyć się dobrze. Z kolei Sobowtór na pierwszy rzut oka wydaje się w linii prostej naśladować i pogłębiać pisarskie dokonania Gogola. Rzeczywiście, w obrębie sposobu mówienia czy zachowania się głównego bohatera Dostojewski w pełni wykorzystuje możliwości literackie stworzone przez starszego pisarza. Natomiast zagłębiając się w warstwę ideową utworu, można bez trudu stwierdzić, że autor Braci Karamazow posuwa się znacznie głębiej. 38 Zob. „Patrzę, stoi jego ekscelencja, oko ło niego wszyscy. Zdaje się, że się nie u kłon iłem, zapo mniałem. Wystraszyłem się tak, wargi mi się trzęsą i nogi się trzęsą. A były po temu powody, kochanie. Po pierwsze, wstyd; kiedy spojrzałem na prawo w lustro, to na sam widok, jaki zobaczyłem, mo żna było zwariować. A po wtóre, zawsze postępowałem tak, jakby mn ie wcale nie było na świecie, tak iż nie wiado mo nawet, czy jego ekscelencja wied ziała o moim istnieniu. […] Przypomniałem sobie, com wid ział w lustrze: zacząłem szu kać guzika! Całkiem zgłupiałem, schyliłem się, chcę podnieść guzik – ten toczy się, kręci, n ie mogę go schwytać – słowem, odznaczy łem się równ ież pod względem zręczności.” (Biedni ludzie, s. 104-105). Strona | 37 Jak zwrócił na to uwagę Bachtin, najważniejszym elementem kompozycyjnym Sobowtóra jest samoświadomość bohatera 39 . W Szynelu mieliśmy do czynienia przede wszystkim z tradycyjnym opisem świata przedstawionego i postaci. Obraz świadomości Baszmaczkina był czytelnikowi dostępny głównie na podstawie analizy jego zachowania w relacji ze światem zewnętrznym, natomiast Goladkin odsłania przed czytelnikiem swoją osobowość i świadomość głównie w relacji z samym sobą. Ponieważ brak mu punktu oparcia w rzeczywistości zewnętrznej, bohater usiłuje stworzyć taki punkt w samym sobie – rozmawiając ze sobą i usiłując dodać sobie otuchy. Jednak kreowana przez Goladkina mądrzejsza i pewniejsza siebie strona jego osobowości zaczyna go zwodzić. Prawdziwe „ja” Goladkina jest odrażające nawet dla niego samego i wydaje się, że tu tkwi podstawowe źródło jego konfliktu wewnętrznego 40 . Właśnie sposób kreowania bohatera zdaje się najbardziej różnić Dostojewskiego od pisarskiej szkoły Gogola. Choć nie ulega żadnej wątpliwości, że naczelny „biedny człowiek” literatury rosyjskiej, Baszmaczkin, nie posiadał zbyt błyskotliwej i imponującej osobowości, to jednak jego „małe dramaty” budziły i dotychczas budzą w czytelniku współczucie. Biedny człowiek wyniesiony na piedestał przez autora Martwych dusz i podtrzymywany na nim przez „szalonego Wissariona” z definicji nie mógł być bohaterem negatywnym. Natomiast sam Dostojewski w liście do brata przyznawał się do odrazy, jaką budzi w nim postać Goladkina 41 . Bohater Sobowtóra jest osobą niewątpliwie chorą psychicznie, a źródła jego choroby zdają się być łatwe do odgadnięcia. Należy do nich przewrażliwiona ambicja, chorobliwe, niczym nie uzasadnione poczucie własnej wyższości, które tak wyraźnie zaznaczyło się już w postaci Diewuszkina. Jak stwierdza w jednym ze swoich listów przywołany bohater 39 „[…] do świadomości bohatera przedostała się cudza, oceniająca go świadomość, w wypowiedź jego o sobie – cudze słowo o nim; ta cudza świadomość i cudze sło wo wy wołują szczególnego typu zjawiska, warunkujące, z jednej strony, tematyczny rozwój jego samowiedzy, jej zygzaki, uniki, protesty, z drugiej zaś – arytmię akcentacyjną w jego mowie, zyg zaki, powtórzen ia, zastrzeżenia i ro zwlekłość wypowiedzi.” (M . Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, tłum. N. Modzelewska, Warszawa 1970, s. 316). 40 Golad kin, na przykład, w następujący sposób zwraca się do samego siebie: „No có ż? Jakże się teraz czujesz? – pomyślał sam o sobie. – Jakże pan teraz się czu je, Jakubie Pietro wiczu? Cóż teraz zrobisz? Cóż teraz zrobisz, podlecu jeden, szelmo ty jedna! Doprowad ziłeś się do ostateczności, a teraz płaczesz, a teraz jęczysz!” (Sobowtór, s. 83.) 41 „Jakub Pietrowicz Golad kin jest sobie w zupełności wierny. Łajdak skończony, bez kija nie podchodź; uparł się i ani kroku naprzód, perswaduje, że przecie jeszcze nie gotów, że na razie on sam sobie pan, że on ani ani, gdzież tam, a właściwie, jeżeli tak naprawdę, to i on potrafi, czemu ż nie, jakżeby nie? Przecie on taki jak wszyscy, to tylko tak sobie, a p rzecie jest taki jak wszyscy. Gadaj tu z nim! Łajdak, skończony łajdak!” (F. M. Dostojewskij, Pis’ma, t. I, Gosizdat, M-L, 1928, s. 81. Cytat podaję za: M. Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, op. cit., s. 319). Strona | 38 debiutanckiej powieści Dostojewskiego, „biedni ludzie są kapryśni” – prawdziwa bieda rzadko idzie w parze ze szlachetnością. Z braku możliwości podniesienia własnej wartości w oczach innych na drodze gromadzenia majątku i podwyższenia własnego statusu społecznego, biedni Baszmaczkinowie i Diewuszkonowie usiłują odizolować się od świata zewnętrznego i odnaleźć akceptację i pocieszenie we własnym „ja”. Sytuacja Makara Aleksiejewicza jest o tyle łatwiejsza, że udało mu się odnaleźć drugą osobę, przed którą mógł stworzyć własną tożsamość na nowo. Bardzo pomocna w tym była również zastosowana przez Dostojewskiego forma listu, do której w największej mierze ograniczały się kontakty Diewuszkina z Warwarą Aleksiejewną, pozwalająca na dodatkową, w pełni kontrolowaną autokreację. Największa dyskusja, jakiej podjął się Dostojewski, ze wcześniejszą epoką, a najbardziej może z w pełni współczesną mu rosyjską „szkołą naturalną”, polegała właśnie na stopniowym uświadamianiu czytelnikowi, że również w postaci biednego bohatera zawiera się „podziemny” człowiek, że przejawy jego życia psychicznego – może nawet w większym stopniu niż w przypadku skrajnie negatywnych bohaterów wysoko sytuowanych na drabinie społecznej – zawierają nadspodziewanie wiele momentów zaskakujących i szokujących. Norwid, wychowany na odmiennym gruncie politycznym i kulturowym oraz zdradzający zgoła inne predyspozycje psychiczne, był bardzo daleki od rozpoznań Dostojewskiego. Jego refleksja nad dziedzictwem pierwszego pokolenia romantyków miała przebieg można by powiedzieć mniej psychologiczny, ale za to bardziej metaliteracki. Pod tym względem na szczególną uwagę w warszawskiej twórczości poetyckiej Norwida zasługuje przede wszystkim Marzenie, opatrzone przez poetę podtytułem gatunkowym „fantazja”, w którym został przedstawiony obraz duchowej przemiany Młodzieńca: odejście od nieokreślonych tęsknot romantycznych w kierunku czynu. Już na samym wstępie bohater zwierza się z poczucia niesmaku, jakie niespodziewanie wywołała w nim myśl o „lekkiej”, młodzieńczej poezji, ujętej tu w obraz pięknej dziewicy42 : Skowronek śpiewał – ja o świcie wstałem, I czułem życie, i życie kochałem; 42 Można założyć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że w chwili pisania tego utworu Norwidowi ju ż była znana Nie-Boska komedia Krasińskiego. A jeśli tak, to przy okazji Marzenia warto mówić nie tylko o odwołaniu do Rusałki Goszczyńskiego, ale też o nawiązan iu do dramatu Krasińskiego, dodatkowo wzmacniający m polemiczny charakter Norwidowej „fantazji”. Strona | 39 Lecz teraz zgadnąć nie mogę, d laczego Cięży mi nies mak, d ziwnie pomieszany […] Przykre wrażenia – n iby że dziś z rana, Przy świetnej uczcie, czarowna dziewica Mówiła ze mną, i kwiaty zroszone Trzy mała w ręku – i nagle, zmięszana, Ucich ła – śmiechem wykrzywiła lica, I pokazała kości obnażone; (I, 19) Interesujące wydają się zwłaszcza początkowe rymy: parzyste, czasownikowe i rzec by można – częstochowskie. Zrymowane, umieszczone w bezpośrednim sąsiedztwie czasowniki „wstałem”, „czułem” i „kochałem” już na wstępie charakteryzują stan uczuć Młodzieńca i zarazem – przez swoją nieporadną formę poetycką – nieco podważają jego racje. Podobny układ rymów można odnaleźć nieco dalej w momencie, kiedy bohater mimo chwilowego uczucia niesmaku, przywołuje wspomnienie wcześniejszych uczuć: Dziwne uczucia – dawniej ja marzyłem, Wszystko kochałem, we wszystko wierzyłem, Szczęśliwy byłem! (I, 19) Specyficzne dla tego fragmentu poetyckiego jest to, że opis obecnego stanu duchowego bohatera jest utrzymany w zupełnie innej, bardziej subtelnej, wyrafinowanej poetyce. Sposób mówienia Młodzieńca zdradza tu głęboki namysł nad każdym słowem, charakterystyczny dla formułowania zupełnie nowych, nie znanych dotychczas myśli. Zamęt uczuciowy młodego poety, (bo wszystko wskazuje na to, że nim właśnie jest bohater Marzenia), intensywne oczekiwanie na zmianę, która musi nieuchronnie nadejść, przyprawiają go o głębokie cierpienia duchowe: […] – jeśli roślinka tęsknicy, Marna, bezowocowa, jako te zabawki, Za który mi uganiam prawie od powicia, To ja wyrwę, pogniotę! pierworodne trawki, Bo przecież nie d la fraszek – na pręgierzu życia Rozp ięty – czekam czegoś od całego świata, Jak policzku od kata. (I, 20) To dramatyczne odżegnanie się młodego poety od własnej dotychczasowej twórczości wydaje się być punktem kulminacyjnym utworu. W momencie, gdy podsycane „czuciem wieszczym” bolesne, niesprecyzowanie oczekiwanie Młodzieńca Strona | 40 dobiega niemalże kresu wytrzymałości, na scenę wkracza narrator, zestawiający opis wzburzonego wyglądu bohatera z pogodną atmosferą letniej nocy 43 . Wśród tej nocy pojawia się nagle „nieznany głos”, jak się za chwile okaże, należący do Rusałki. Atmosfera poetycka i uczuciowa jej piosenki zdaje się w dużym stopniu nawiązywać do Mickiewiczowskiej kreacji Zosi z II cz. Dziadów. Cechą łączącą obie postaci jest niewątpliwie stosunek do przyrody. Norwidowa Rusałka śpiewa: Gdy po deszczu po majo wy m, Wstęga tęczy cicho spłynie, Ja w wianeczku liliowy m Biegam sobie po dolinie. Biegam, latam, krążę w kó łka, Po dolin ie, po jeziorze, I w głąb patrzę, jak jaskółka, Gdy zimo we zwied za łoże. (I, 20-21) Natomiast Zosia wyznaje: Choć sobie igram do woli, Latam, gdzie wietrzy k zawieje, Nic mię nie smuci, nic mię nie boli, Jakie chcę, wy rabiam cuda. Przędę sobie z tęczy rąb ki, Z przezroczystych łez poranku Tworzę motyki, gołąbki 44 . Zarówno Zosia, jak i Rusałka są do pewnego stopnia postaciami negatywnymi. Jednak warto zwrócić uwagę na to, że postać stworzona przez Norwida nie jest predestynowana do uświadomienia sobie własnych błędów. Propagowana przez nią wizja sztuki oraz stosunek do przyrody są charakterystyczne dla postaci balladowych, zamkniętych we własnym świecie i własnej hierarchii wartości. Kimś zupełnie innym jest na tle Rusałki Zosia. Choć teraz, po śmierci, zgodnie z regułami Dziadów oraz Ballad, mogłaby stać się Ondyną lub Świtezianką, to jednak pierwiastek ludzki bierze w niej górę i wywołuje smutek nad własnym losem, którego postać stworzona przez Norwida po prostu nie mogłaby odczuć. 43 Również i w tym mo mencie mo żna dopatrzeć się dyskusji z ro mantyczny m obrazo waniem okresu przedlistopadowego. W Balladach i romansach czy IV cz. Dziadów przyroda zaczyna pełnić rolę niemalże bohatera literackiego, a już na pewno bezpośredniego, wiernego przekaźnika najgłębszych emocji postaci przedstawionych. Tutaj rzecz ma się zupełnie odwrotnie. Przyroda przygląda się bohaterowi i jakby zamiera w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków, jest wbrew konwenc jo m romantyczny m jedynie biernym świad kiem wydarzeń. 44 A. Mickiewicz, Dziady, cz. II, w: idem, Dzieła, t. III, Utwory dramatyczne, oprac. St. Pigoń, Warszawa 1955, s. 29. Strona | 41 Młodzieniec negatywnie reaguje na pojawienie się Rusałki. Jej śpiew, jeszcze do niedawna tak bardzo mu bliski, teraz zakłóca jego rozważania i kieruje myśl ku przeszłości. Niezwykle ważny dla prowadzonego przeze mnie porównania wybranych fragmentów twórczości Norwida i Dostojewskiego jest sposób kształtowania dalszego dialogu bohaterów Marzenia. W trakcie lektury odnosi się wrażenie, że jest to dialog pozorny, jakby rozłożony na dwa głosy wewnętrzny monolog Młodzieńca. Norwid posłużył się tutaj bardzo zbliżoną metodą twórczą do tej, którą analizuje Bachtin na przykładzie skonstruowanych przez Dostojewskiego dialogów z Sobowtóra: To jeden z podstawowych chwytów Dostojewskiego – przerzucanie słów z jednych ust do drugich: pozostają treściowo identyczne, ale zmien iają swój ton i sens os tateczny. Pisarz każe bohaterom odkrywać siebie, swoją ideę, swo je słowo, swoją postawę, swój gust – w innym człowieku, a wszystkie te znamiona osobowości zatracają przy tym swój sens całościowy i ostateczny, nabierają charakteru zgoła innego – parodii lub szyderstwa45 . W dalszych wypowiedziach Rusałki wyraźna jest drwina. Ważne jest, że ta postać uosabiająca wcześniejszy sposób myślenia Młodzieńca posługuje się jego własnymi słowami, wykrzywiając je zarazem naśmiewając się z nich: Ha, ha – skąd te żale? Wszakże n ie bard zo dawno wo łałeś w zapale, Że czu jesz brak nieznośny, że pragniesz po mocy Tych ulubionych marzeń, c o z m a r ł y p r z e d c h w i l k ą , A z o b rzęd u po g rzeb u dy m p o zos t a ł t y lko … (I,21) W jej sposobie mówienia widoczne są nuty kobiece, doskonale przez Norwida oddane. Jednak nie zmienia to faktu, że Rusałka posługuje się w rozmowie z poetą jego własnymi, wcześniejszymi argumentami. Z kolei Młodzieniec usiłuje pozbyć się swojej rozmówczyni tak, jakby starał się przepędzić jakąś natrętną myśl: Dosyć – dosyć tych cacek!… trudno mi, nie mogę Bawić się – bo mam jakieś siln iejsze przeczucie, Co odpycha pieszczoty – wzbudza nawet trwogę, Że ju ż nie czas. (I, 22) 45 M. Bachtin, op. cit, s. 327. Strona | 42 Ostatecznie Młodzieńcowi udaje się zamknąć wcześniejszy etap swojej młodości, symbolizowany przez Rusałkę, dzięki stworzeniu apokaliptycznej wizji wojny – również na drodze obrazowej odwołującej się do układu Nie-boskiej komedii. Płonna maro! uciekaj – czy widzisz? – tam w dali Iskierka, błyskawica – ach, n iebo się pali! Zastęp wojska rażona, jak zdeptana żmija, Wściekły m jadem nabrzmiewa, kurczy się i zwija: Zmora wojny to sprawia […] – a wnet tłu my lecą, Dzikim wzro kiem jak świat łem pogrzebowym świecą I, przeskakując trupy, uganiają chciwie (I, 23) Ta nagła zmiana poetyki czy zainteresowań literackich wpłynęła na odejście RusałkiMarzenia. Zmiany ideowe, jakie dokonały się w Młodzieńcu, są dla Norwida egzemplifikacją drogi rozwojowej polskiego romantyzmu. W tym niewielkim utworze mieści się doskonale świat Ballad, Dziadów i Nie-boskiej. Młody poeta przygląda się tym wszystkim przemianom na przykładzie wewnętrznej walki Młodzieńca i szuka dalszych dróg rozwoju literatury. Ostatecznie udaje mu się „wycierpieć na nowo” wszystkie rozterki wielkich poprzedników i odnaleźć własną drogę: O, teraz jestem zdrowy, silny niewy mownie, Bo chociaż chwilę strasznych przetrwałem katuszy […] Teraz godowy puchar dla siebie nalewam, I dotykam ustami brzegu złoconego, I będę szczęsny jeszcze, I jes zcze zaśpiewam! (I, 24) Niecodzienne dla kreacji bohaterów romantycznych jest to, że Młodzieniec w dalszym ciągu pragnie być szczęśliwy. Zresztą i bohater Norwida też jest niecodzienny – w końcu udaje mu się zaledwie w ciągu jednej nocy przejść taką ewolucję duchową, o jakiej nie marzył nawet Mickiewiczowski Gustaw-Konrad. W tym akcencie finalnym Marzenia uwidacznia się jeszcze jedno – ogromna, rdzennie romantyczna potęga młodości. Przecież Norwidowa „fantazja” kończy się właśnie apostrofą do młodości zaczerpniętą z Mickiewicza: „Młodości! ty nad pozio my Wylatuj, a okiem słońca Ludzkości całe ogro my Przenikaj z końca do końca!” (I, 25) Strona | 43 Młodość bohatera Marzenia i jego autora pozwalają wrócić do ideałów wczesnej fazy romantyzmu polskiego, przekreślonych czy zapomniany nawet przez samych ich twórców 46 . Podejmowana przez Norwida przez całe życie dyskusja z romantyzmem była dyskusją przede wszystkim z Mickiewiczem i choć często się o tym pisze, to raczej rzadko ma się okazję do prześledzenia tej paraleli na przykładzie poszczególnych rozwiązań poetyckich Norwida. Dlatego na koniec c hciałabym jeszcze przyjrzeć się kompozycji Norwidowego Marzenia w dużym stopniu przypominającej kompozycję o wiele bardziej znanego manifestu poetyckiego romantyzmu. Istnieje poważny problem z przyporządkowaniem gatunkowym Marzenia. Użyte przez Norwida określenie „fantazja” jedynie w niewielkim stopniu przyczynia się do jego rozwiązania. Sama konstrukcja tekstu poetyckiego wskazuje pewne inklinacje dramatyczne i balladowe. Wypada zacząć chyba od tych drugich. Ballada, ukształtowana na gruncie polskim przede wszystkim przez Mickiewicza, zgodnie z przedmową samego autora winna charakteryzować się przede wszystkim prostotą, oparciem na folklorze i wprowadzeniem postaci fantastycznych bądź nadprzyrodzonych47 . Utwór Norwida spełnia tylko jedną spośród tych przesłanek, a mianowicie – fantastyczność, realizującą się w postaci Rusałki-Marzenia. Dlatego też wydaje się, że Norwidowskiej „fantazji” bliżej byłoby do miniaturowej scenki dramatycznej – przede wszystkim ze względu na zachowany w utworze podział na role, 46 Wystarczy tu przy wołać chociażby frag ment II cz. Dziadów, w której Gustaw przytacza z żalem i drwiną ten sam frag ment Ody do Młodości, znajdujący się w zakończeniu analizo wanego utworu Norwida: „Słyszałem od niej słówek p ięknobrzmiących wiele: «Ojczyzna i nauki, sława, przyjaciele!» Lecz teraz g roch ten całkiem od ściany odpada, Ja sobie spokojnie drzémię. Kiedyś duch mój p rzy wieszczy m zapalał się ry mie, Kiedyś budził mię ze snu tryumf Milcyjada. (śpiewa) Młodości, ty nad poziomy Wylatuj, a okiem słońca Ludzkości całe ogro my Przeniknij z końca do końca!” (A. Mickiewicz, Dziady. Część IV, w: idem, Dzieła, t. III, Utwory dramatyczne, oprac. St. Pigoń, Warszawa 1955, s. 61-62.) 47 Zob. A. Mickiewicz, O poezji romantycznej, w: idem, Dzieła, t. 5, Pisma prozą. Część I, red. J. Krzyżanowski, Warszawa 1955. Strona | 44 jednak wtedy powstałby problem strukturalny związany z obecnością w utworze narratora. Niemniej wydaje się również, że jest jeszcze pewien „gatunek pośredni” realizujący się w podobny sposób, jak Marzenie – mianowicie Romantyczność Mickiewicza. Tym, co zdaje się w pierwszym rzędzie łączyć te utwory, jest ich wybitnie programowy charakter oraz niedopasowanie do istniejących norm gatunkowych48 . W obu utworach czytelnik ma do czynienia z konfrontacją skrajnie odmiennych racji światopoglądowych. Jeśli przypuścić (z pewną dozą ostrożności), że Norwid poprzez kształt gatunkowy – a właściwie rzecz ujmując, poniekąd – pozagatunkowy Marzenia odwołał się do Mickiewiczowskiej Romantyczności, to wybitnie polemiczny charakter jego utworu staje się jeszcze bardziej oczywisty. Obaj poeci w swoich tekstach prowadzą dyskusję z zastanym treściami literackimi i ostatecznie dokonują ich negacji. Mickiewicz przeprowadza ostrą polemikę z klasycystyczną wizją literatury, a Norwid – z Mickiewiczowskim wariantem romantyzmu. Do ostatecznego ukształtowania racji bohaterów literackich (narratora Romantyczności i Młodzieńca) dochodzi na drodze otwartej konfrontacji z przeciwnikiem ideowym (odpowiednio: Starcem i Rusałką). Oba utwory są zakończone hasłami programowymi. W tym ostatnim punkcie widać chyba najwięcej rozbieżności – Mickiewicz kończy swoją balladę własnym, nowatorskim hasłem, a Norwid odwołuje się do maksymy powszechnie znanej, a na dodatek należącej do innego autora, co sprawia, że Marzenie ma wyjątkowy, jakby podwójny charakter – z jednej strony negujący, a z drugiej – afirmacyjny. Taki sposób prowadzenia dyskusji z zastaną rzeczywistością literacką był charakterystyczny nie tylko dla Norwida, lecz także (o czym była mowa wcześniej) dla Dostojewskiego. Wynika to – oczywiście – w pewnym stopniu z zasad rządzących rozwojem pokoleń literackich49 , ale też pokazuje podobne predyspozycje twórcze obu autorów. Podczas podejmowania dyskusji z romantyzmem zarówno Dostojewskiemu, jak i Norwidowi nie szło o pokonanie, przełamanie wcześniejszej tradycji literackiej. Obaj twórcy pragnęli odnaleźć się wśród zastanych form i na drodze stopniowej ewolucji, początkowo korzystając w pełni z wypracowanych konwencji i języka epoki, stworzyć własną, alternatywną wobec współczesności wizję literatury. 48 Na temat Norwidowych rozwiązań gatunkowych zob. Genologia Cypriana Norwida, red. A. KuikKalinowska, Słupsk 2005. Ważne w ty m kontekście jest również stwierdzen ie Zd zisława Łap ińskiego o wprowad zonej przez Norwida n iekongruencji w obręb utartych norm gatunko wych. (Po r. Z. Łap iński, Norwid, Krakó w 1984, s. 35). 49 Por. na ten temat: K. Wyka, Pokolenia literackie, Kraków 1989. Strona | 45 * Porównanie juweniliów Norwida i Dostojewskiego miało na celu pokazanie pokrewnych założeń literackich, zrealizowanych na dwa zupełnie różne sposoby. Chociaż można z najgłębszym przekonaniem mówić, na przykład, o tendencyjności obu pisarzy, to jednak różnice jej przejawiania się momentami bardzo zaskakują. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że Norwid w swojej tendencyjności realizował idee literackie, a Dostojewski – społeczne. Polski poeta wykorzystywał sztafaż narzędzi romantycznych do stworzenia dzieł opartych o klarowną, dydaktyczną tezę – czyli postulował coś zgoła innego niż wcześniejsi romantycy. Początkowe utwory Dostojewskiego również można określić mianem opowiadań czy powieści „z tezą”. Jednak – w przeciwieństwie do Norwida – jego tezy na poziomie lektury głębokiej były o wiele bardziej skomplikowane, przez co jakby zaprzeczały samej idei „powieści z tezą”50 . Obaj twórcy podjęli również problematykę „małego bohatera”. I o ile w omawianej tu twórczości Dostojewskiego był to temat bez wątpienia centralny, o tyle Norwid najczęściej traktował swojego „małego bohatera” instrumentalnie. W Chwili myśli obecność „biednych ludzi” jest jedynie impulsem do rozwoju osobowości głównego podmiotu mówiącego – poety, a Łaskawy opiekun jest do tego stopnia ułomny pod względem artystycznym, że o jego protagoniście, Bartłomieju, po prostu nie sposób powiedzieć nic ponad to, że był biedny i szlachetny. Podobnie rzecz ma się również z podjętą przez obu pisarzy dyskusją z romantyzmem. Dla Norwida literacka tradycja romantyczna jest czymś bardzo istotnym, pierwszoplanowym, a jednocześnie – trudnym do zaakceptowania. Dostojewski podchodzi do rodzimej literatury romantycznej (jak się zdaje) z o wiele większym dystansem. Romantyzm – a szczególnie literackie rozpoznania Gogola – są dlań przede wszystkim punktem odniesienia. Choć warte uwagi jest również, że Norwid już od samego początku otwarcie przeciwstawia się niektórym ideałom romantycznym, a Dostojewski dyskutuje z Gogolem i Bielińskim w sposób „zakamuflowany”, pośredni. Widać to doskonale na przykładzie recepcji Bielińskiego, któremu dopiero z pewnej 50 Oczywista, że należy odróżnić literaturę tendencyjną z lat 40. XIX w. od późniejszych – pozytywistycznych – realizacji tego gatunku, chociażby ze wzg lędu na różn icę w kształtowaniu wirtualnego odbiorcy. Dla literatury pozytywistycznej mógłby to być każdy, nawet osoba o bardzo niewielkim obyciu literackim, natomiast w przypadku Norwida czy Dostojewskiego należy brać pod uwagę jedynie odbiorcę wy kształconego, dobrze obznajo mionego z lo kalną tradycją literacką. Strona | 46 odległości czasowej udało się we właściwy sposób odczytać Biednych ludzi, a co za tym idzie – dokonać ich negatywnej reinterpretacji. Generalnie, już w momencie debiutu Dostojewskiego uwidoczniła się tendencja charakterystyczna dla bez mała całej jego dalszej twórczości. I nie o tendencję literacką tu chodzi, ale o skłonność do wewnętrznego rozdarcia głównych bohaterów i przez to niepodobieństwo dokonania ostatecznej, wyczerpującej interpretacji ideowej jego powieści. Jak wskazuje na to w pewnym miejscu Bachtin, praktycznie każda spośród ważnych postaci literackich rosyjskiego pisarza posiada swojego, najczęściej negatywnego, sobowtóra – osobę skrajnie odmienną pod względem światopoglądowym czy społecznym, a jednocześnie jakoś dziwnie podobną do swojego „pierwowzoru” 51 . Lektura wczesnych utworów Norwida zazwyczaj nie dostarcza badaczom tego rodzaju problemów. Mimo licznych drobnych kłopotów interpretacyjnych (drobnych, oczywiście, w zestawieniu z twórczością Dostojewskiego) „strona Norwida” wydaje się być mimo wszystko jasna i jakby „bezpieczna duchowo”. Pod tym względem jest autor Promethidiona osobą godną wszelkiego zaufania. Inaczej Dostojewski… Najbardziej zastanawiające są dla mnie przyczyny tego rodzaju odmienności przesłania analizowanych wyżej utworów. Na razie można stwierdzić jedynie, że Norwid i Dostojewski zdają się przypominać sobowtórów jakby zaczerpniętych z kart powieści autora Idioty – a ich twórczość spór o istotę człowieka. 51 Por.: „To uparte dążenie, by wid zieć ws zystko jako współistniejące, postrzegać i ukazy wać ws zystko obok siebie, równocześnie, jak gdyby w przestrzen i a n ie w czasie, sprawia, że nawe t wewnętrzne sprzeczności i wewnętrzne etapy rozwo ju jednego czło wieka ujmu je on jako przestrzenną formę dramatyczną, każąc bohaterowi rozmawiać z własnym sobowtórem, z diabłem, z alter-ego, z własną karykatura (Iwan i diabeł, Iwan i Smierdiakow, Raskolnikow i Swidrygajło w itp.). Ty m dążeniem tłumaczy się także częste u Dostojewskiego występowanie par bohaterów”. (M. Bachtin Problemy twórczości Dostojewskiego, tłum. W. Grajewski w: Ja-Inny. Wokół Bachtina. Antologia, t. I, red. D. Ulicka, Krakó w 2009, s. 175. Strona | 47 Norwid – Dostojewski. Początki twórczości – dojrzewanie Poprzedni rozdział stanowił prezentację podstawowych aspektów debiutów literackich Norwida i Dostojewskiego. Posłużenie się pewnymi uproszczeniami pozwoliło na wypracowanie trzech zasadniczych kierunków refleksji literackiej, wspólnych zarówno dla polskiego poety, jak i rosyjskiego pisarza. Choć wybór tych, a nie innych zespołów tematycznych przez obu twórców w dużym stopniu stanowił bezpośredni rezultat oddziaływania na nich ówczesnej europejskiej atmosfery literackiej, to jednak sposób prezentacji owych zagadnień był w ich realizacjach literackich zbliżony. Zgodnie z przyjętą w pierwszej części pracy zasadą porównania chronologicznego, będę chciała obecnie zwrócić uwagę na utwory literackie Norwida i Dostojewskiego powstałe w okresie chyba najbardziej aktywnych poszukiwań własnej drogi twórczej. W przypadku Norwida byłby to okres od opuszczenia Warszawy aż do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych (lata 1842-1853), a w przypadku Dostojewskiego – od momentu ostatecznego odrzucenia przez Wissariona Bielińskiego, do chwili aresztowania pod zarzutem działalności antypaństwowej (lata 1846-1849). Interesujący mnie okres biografii Norwida obejmuje niemalże dziesięć lat, ale waga doświadczeń zgromadzonych w tych okresach przez obu twórców jest podobna zarówno pod względem biograficznym, jak i literackim. Z utworów napisanych w tym czasie przez Dostojewskiego będą mnie interesowały przede wszystkim: Gospodyni, Białe noce, Strona | 48 Uczciwy złodziej, Choinka i ślub, Cudza żona i mąż pod łóżkiem oraz – kontekstowo – publikowana we fragmentach, niedokończona powieść Nietoczka Niezwanowa. W przypadku Norwida również trudno byłoby pokusić się o całościową interpretację jego twórczości z przywołanego okresu. Podstawową przeszkodą jest obecny w pismach Norwida pierwiastek społeczno-polityczny, praktycznie nieistniejący w twórczości Dostojewskiego z interesującego mnie okresu. Motywacje tej rozbieżności wydają się być oczywiste. Właściwie od początku swojej kariery literackiej aż do jej końca autor Połzunkowa żywi głęboki kult Piotra I i „carowładztwa” w ogóle. O ile dziedzina krytyki społecznej jest Dostojewskiemu bliska, o tyle jakikolwiek rodzaj krytyki najwyższych władz państwowych uchodziłyby w jego oczach za rodzaj zdrady. Natomiast Norwid, który po opuszczeniu Polski i berlińskich wydarzeniach 1846 roku52 przyjął status emigranta, znajdował się pod tym względem w sytuacji o wiele bardziej komfortowej. Był nie tyko uwolniony od uciążliwej cenzury (także cenzury wewnętrznej), ale również – jako polski poeta romantyczny, na dodatek związany z „młodą emigracją” – został poniekąd zmuszony do podjęcia wątków polityczno-patriotycznych. Z tego względu w obręb refleksji literaturoznawczej w tym rozdziale zostaną wprowadzone jedynie te teksty Norwida, które nie są związane bezpośrednio (albo – nie tylko) z problematyką narodową. Będą mnie interesowały przede wszystkim: Zwolon, Noc tysiączna druga, Wanda, Menego oraz wybrane utwory liryczne. Mimo ogromnej różnorodności przywołanych wyżej tekstów Norwida i Dostojewskiego w poszukiwaniach twórczych obu autorów widoczne są pewne podobieństwa. W pierwszej kolejności są to dalsze próby przepracowania tradycji romantycznej (stanowiące kontynuację pierwszych kroków literackich). Następnie grupa utworów skupiających się przede wszystkim na różnych sposobach opisu świata przedstawionego tudzież próba rozwinięcia wątku komediowego, który – co ciekawe – ostatecznie wiążą się u obu twórców z różnymi rodzajami tragizmu. 52 Por. na ten temat To masz Łubieński, Norwid wraca do Paryża, Krakó w 1989. Strona | 49 Tradycja romantyczna. Reinterpretacji ciąg dalszy Zwolon czyli – „literacka awantura” Myśląc o dokonaniach literackich młodego Norwida w związku z reinterpretacją tradycji romantycznej, w pierwszej kolejności wypada wymienić Zwolona. Wiadomo, że ta dramatyczna „monologia” nie doczekała się dotychczas zbyt wielu ujęć krytycznych ani inscenizacji teatralnych. 53 W oczach historyków literatury najwięcej zastrzeżeń zdawały się budzić niejasność i „ciemność” dramatu wsparte o romantyczną koncepcję „formy otwartej”. Dla mnie jednak najważniejszy będzie zamiar twórczy Norwida, polegający na podjęciu dyskusji z największymi polskimi dramatami romantycznymi oraz próba przeniesienia „punktu ciężkości” z zainteresowań społecznych wydarzeniami historycznymi związanymi z pierwszą emigracją na losy „młodej emigracji”. Norwid rozpoczął pracę nad Zwolonem w 1848 roku. Utwór został ostatecznie przygotowany do druku w rok później i wysłany do poznańskiego wydawnictwa braci Koźmianów. Z zachowanych listów Norwida wiadomo, jak bardzo zależało poecie na szybkim druku utworu. Jednak wskutek niesprzyjających okoliczności Zwolon został wydany dopiero w roku 1851, kiedy fala dyskusji społecznej nad wydarzeniami roku 1846 oraz polskiej Wiosny Ludów już nieco się uspokoiła. Autor „mo nologii” – choć zrezygnowany z powodu opieszałości wydawców – podjął jednak ostatnią próbę umieszczenia Zwolona we właściwym kontekście, dokonując w liście do Teofila Lenartowicza autointerpretacji dramatu: W tych czasach wyjdzie mój dramatyczny szkic Zwolon. Nie mówię: schlebiaj, owszem – sądź, ale proszę, sądzącym wy jaśń: że – p isany jest na zaraniu ostatniego europejskiego ruchu; że spóźniony z wydruko waniem – boć przecie mo że dosyć sumiennymi będą, r o k utworu poło żą; […] Z - w o l o n (zwolony) – trzeba być z-wolonym z myślą Przedwiecznego pierw, aby być wy -zw o l o n y m z przeciw-myśli Bożej – z n i e w o l i – postać ta, w pielgrzy miej szacie tu i owdzie przechodząca w dramacie, a u góry w sklepien iu firmamentu uczepiona i zawieszona, to jest Polski – dziś z-wolającej się z wolą Bo ża, niezadługo z-wo lonej, a następnie i wy-z-wo lonej – myśl. Na tę myśl ws zystek zewnętrzny świat oburza się: 1. świat despotyzmu – Z a b ó r (i cała świta jego aż do p o ś r e d n i c z ą c e g o z e w n ę t r z n i e S z o ł o m a ). 2. S z o ł o m (tj. zewnętrzna miłość, formalna, jednocząca przeciwności nie w sercu, ale w podłości i frazesach pochlebnych – gałgan – dyplomacja – tchórzostwo – przedajność – zewnętrzna filo zofia – doktryna). 3. S t y l e c (dalszą jego emanacją – b iurokracja). 4. Bolej (jest to ekspiatywny moment podniesiony do w i z j o n a r s t w a i rewolucyjności pasji; m i ł o ś ć , o ile jest mieczem, a n ie o ile krzy żem). 5. S i e r ż a n t , K a l a s a n t y , O ż ó g , E d g a r etc., etc. To są pojedyńcze fenomena towarzyszące rewolucji wewnętrznej 53 Zob. na ten temat: Zofia Tro janowicz, Monologia o losach pokolenia, w: eadem, Rzecz o młodości Norwida, Poznań 1968, s. 123-124. Strona | 50 społeczeństwa. P a c h o l ę – jest to młode pokolenie postawione dzieckiem wśród tego pękającego się świata – tak jak osiemnastoletni Julius Caesar, wielki kapłan podówczas – tylko bez sił, bo świat już – lubo pękający – chrześcijański jednakże. Kończy więc to młode pokolenie nadzieją i konwulsją natchnienia. (VIII, 101-102) Norwid w przytoczonym wyżej liście kładzie nacisk przed wszystkim na alegoryczne odczytanie utworu. Jak zwróciła na to uwagę Zofia Trojanowicz, Zwolon miał być dramatem „o młodych i dla młodych” 54 . Świadomie nawiązując do szczytowych osiągnięć polskiego romantyzmu (jak III cz. Dziadów, Kordian, Nie-Boska komedia), pragnął Norwid stworzyć nowy wielki dramat przedstawiający sytuację fali „młodej emigracji”, do której – o czym warto pamiętać – sam w istocie nie należał. Jednak przyjęta przez Norwida metoda twórcza zdecydowanie różni się od tej, znanej przede wszystkim z Dziadów i Kordiana. W dramacie młodego poety przede wszystkim brak jest odniesienia do konkretnych wydarzeń historycznych czy chociażby znanej czytelnikowi przestrzeni topograficznej. Wydarzenia przedstawione w Zwolnie mają charakter wybitnie baśniowo-alegoryczny. Wydaje się, że wbrew kwalifikacjom genologicznym, można by określić „monologię” Norwida (zapożyczonym od Weintrauba) mianem „baśni politycznej”. Na ten baśniowy, fa ntastyczny, pozornie ludyczny charakter wskazuje już Wstęp, nawiązujący swoją atmosferą do Szekspirowskich prologów: Różno-g łosego dotąd monologu Na żadnej jeszcze scenie nie widziano, A przeto staję z objaśnieniem w progu I przepowiadam rzeczy, jak się staną. I głoszę – wszystkim – o tej awanturze Na dyjalogu zmienionej ruchomość, Gd zie huczeć będą jak przelotne burze, Lud, urzędnicy, d wór i Kró l Jego mość. […] Będzie to jednak, ile da się, schludnie, Lubo moralny sens nie dosyć świeci, I ro mans – (ten-to znów ro zwiały grudnie!) – Ależ wystrzałów za to huk… dla dzieci. Kto by zaś płakać lubił, pewna chwila Ku temu w sposób da się szczególniejszy – 54 Z. Trojanowicz, op. c it., s. 126-135. Strona | 51 A ko mu na kształt złotego motyla Pierzch liwy uśmiech byłby powabniejszy, Nie będziem mieli nic p rzeciwko temu, Bo czemu ż nie ma się roześ miać… czemu? (IV, 31-32) 55 Melancholijno- humorystyczna tonacja zawarta we Wstępie w trakcie lektury tekstu zasadniczego ulega stopniowej redukcji, aż do jej całkowitego zaniku. Obrazy, przesuwające się przed oczami czytelnika, choć w dalszym ciągu przedstawiane w odrealnionej konwencji baśniowej, stają się coraz bardziej tragiczne. Jednak tym, co w zasadniczy sposób odróżnia dramat Norwida od wcześniejszych wielkich realizacji tego gatunku, jest całkowity brak patosu albo – mówiąc nieco ostrożniej – patos zdystansowany. 55 Ze względu na poprzed zające Zwolona motto oraz ogólne zabarwienie Wstępu trudno jest powstrzy mać się przed wp rowadzen iem mo że n ieco odległej, ale za to potęgującej wyd źwięk No rwidowego wstępu analogii do przedstawienia teatralnego ukazanego w Śnie nocy letniej Szekspira: Prolog Może to widowisko zd ziwi was, panowie, Dziwcie się, wnet to prawdą będzie oczy wiste. Ten człowiek jest to Pryram, kto chce, niech się dowie, A ta piękna niewiasta jest Tyzbe, zaiste, Ten zaś z gliny i wapna znaczy ścianę lichą, Która dzieli kochanków. Biedni a szczęśliwi, Że choć przez tę w nim szparę mogą gwarzyć cicho, Czemu, moi panowie, n iech się nikt nie d ziwi. Ten człowiek z psem, latarką, oraz z wiązką ciern i, Przedstawia księżyc; bowiem, kto chce, niech się dowie, Po księżycu, na grobie Ninusa, ci wiern i Ważyli się w zaloty schadzać kochankowie. (s. 397-398) [...] Lew Wy panie, których serca drżą w n iezmiernéj trwod ze, Jeźli mysz najdrobniejsza po mknie po podłodze, Abyście tu przypadkiem nagle nie struchlały, Gdy zaryczy lew dziką wściekłością zuchwały, Ogłaszam, że n ie jestem żaden lew ni lwica Lecz Spój cieśla w lwiéj skórze. W ielka to ró żnica, Bo gdybym tu zaprawdę wszedł jak lew zajad ły, Jużby dni mego życia z kretesem przepadły. (s. 399) (William Shakespeare, Sen nocy letniej, w: Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) , wydanie illustrowane ozdobione 545 drzeworytami rysunku H. C. Selousa, przekład St. Koźmiana, J. Paszkowskiego i L. Ulricha, z dodatkiem życiorysu poety i objaśnień, pod redakcją J. I. Kraszewskiego, t. III, Komedye, Gebethner i Wolff, Warszawa 1877. Strona | 52 Patos zdystansowany Podstawowym problemem zawartym w Zwolonie (o czym dowiadujemy się w pierwszej kolejności z wypowiedzi samego Norwida) jest los młodego pokolenia, które po wzięciu udziału w wydarzeniach roku 1846 i 1848 zmuszone było opuścić tereny polskie i udać się na emigrację. Już od lat 30. XIX wieku największym ośrodkiem emigracyjnym była Francja, w szczególności – Paryż. 56 Tam też udały się młode osoby, należące do pokolenia Norwida i – jak o tym przekonująco pisze Zofia Trojanowicz – wychowane w atmosferze cierpienia i nienawiści. Sytuacja egzystencjalna, historyczna czy polityczna tych młodych ludzi sprawiła, że po wydarzeniach poznańskiej Wiosny Ludów znaleźli się oni w położeniu skrajnie trudnym. Z jednej strony byli zmuszeni do opuszczenia kraju, a z drugiej – z reguły nie mieli dokąd się udać. Oczywiście, myśli i nadzieje wszystkich były skierowane ku Francji, jednak okazało się, że rząd francuski nie jest w stanie wesprzeć ich finansowo, a na dodatek osiadła we Francji emigracja polistopadowa z reguły patrzyła na ich obecność w Paryżu niezbyt życzliwie. W tej sytuacji zostało powołanych do życia kilka fundacji charytatywnych, które miały zapewnić młodym emigrantom przynajmniej częściową stabilizację finansową. Na czele jednego z tych stowarzyszeń stanął brat Norwida, Ksawery, któremu został zadedykowany interesujący mnie dramat. Ze względu na tę sytuację społeczno-polityczną Norwid znalazł się w wyjątkowo kłopotliwym położeniu. W jaki sposób p rzedstawić losy i uwarunkowania historyczne młodej emigracji? Jeśli tylko nie chciał być posądzony o epigonizm, to zachowanie „wszystkich reguł” gatunku dramatu romantycznego, czyli m. in. tworzenie wielkich wizji historiozoficznych i układanie egzaltowanych monologów nie wchodziło w rachubę. Należało zatem zdecydowanym ruchem odciąć się od wątków martyrologicznych i dokonać uniwersalizacji losów powstańców roku 1848. Pierwszym krokiem na drodze do takiej uniwersalizacji miało być stworzenie dystansu. Akcja dramatu nie rozgrywa się na Śląsku czy Poznańskiem, tylko „gdzieś – kiedyś”. Żadnej z postaci dramatycznych nie sposób bezpośrednio powiązać z osobistością prawdziwą. W jaki sposób zatem dać czytelnikowi do zrozumienia, że 56 Zob. na ten temat: Krzysztof Rutkowski, Przygotowanie, w: idem, Mistrz. Widowisko, Gdańsk 1996, s. 10-15. Strona | 53 dramat ten należy jednak odczytywać w kontekście najświeższych wydarzeń historycznych? Przede wszystkim kluczowa miała być data publikacji utworu, ale na tym polu poniósł Norwid klęskę. Jakimś rodzajem „ratunku” miał być przytaczany wyżej (wydaje się, że aż za bardzo bezpośredni, jak na Norwida) skierowany do Lenartowicza klucz interpretacyjny, ale „lirnik mazowiecki” nie postarał się o jego rozpowszechnienie. Drugim podstawowym tropem interpretacyjnym, danym czytelnikowi, była swoiście rozumiana „mozaikowość” utworu. Mozaikowość czy linearność? Czytając Zwolona nie sposób pozbyć się natrętnego wrażenia, że jest on rodzajem hipertekstu. Oczywiście grubą przesadą byłoby stosowanie w odniesieniu do przedstawianego tutaj tekstu pojęcia sformułowanego przez Barthesa – leksji57 , niemniej wydaje się, że pewne fragmenty Norwidowego dramatu nie mogą być czytane inaczej niż w bezpośrednim i kontekstowym zestawieniu z fragmentami Marii, Dziadów cz. III, Kordiana czy Nie-boskiej. Przeglądając tekst w kolejności chronologicznej najpierw należy zwrócić uwagę na fragment drugi, zatytułowany „Rynek na przedmieściu”. „Motorem” tej sceny jest Szołom, podburzający lud do powstania. Już z wcześniejszego spisu osób dowiadujemy się, że postać ta jest „szpiegiem i prowokatorem”, a z późniejszego autorskiego komentarza bezpośrednio wynika, że jest on przy okazji uosobieniem „tchórzliwego gałgana”. Trudno o bardziej bezpośrednie rekomendacje. Podburzając lud do wszczęcia powstania Szołom zadaje szereg pytań, skierowanych do poszczególnych warstw społecznych: Która z was syna bitego knutami Ramiona sine widziała – niech powie!… […] Kto jest, co matki t warz oglądał bladą, Kiedy go w nocy porwano z pościeli? […] A teraz? – Któż z was, szczególny mi snami Podniecan – albo w czas okryty mro kiem, Kiedy się miasto rozbudzi – kto, mówię, Aniołów zemsty groźne słyszał wycia? Albo mu wieniec złoży li na głowie, 57 R. Barthes, S/Z, tłu m. Michał Paweł Markowski, Maria Go łębiewska, Warszawa 1999. Strona | 54 Albo mu starzec na ro zdrożu życia Poszepnął: „God zin zbliża się mistrzyni, Czuj-że, bo w imię ludzkie ona czyni…” (IV, s. 39-40) Pierwsze z przytoczonych pytań wywołuje odpowiedź cierpiącej matki, wdowy, w pewnym stopniu nawiązującej swoją postawą do znanej z III cz. Dziadów Pani Rollinson. Jest ona – chyba – najważniejszym i niezwykle sugestywnym przedstawieniem literackim cierpiącej matki-Polki (może poza wierszem Mickiewicza Do Matki Polki, rzecz jasna). A więc w tym momencie dostajemy wyraźny sygnał od autora, że oto wkraczamy w rejestr tematyczny „arcydramatu romantycznego” czy „genialnego bluźnierstwa” – jak kto woli 58 . Kolejne pytanie Szołoma jest skierowane do młodszego pokolenia, na które odpowiedź ukierunkowuje nas z kolei do rozmowy więźniów z celi klasztoru bazylianów. Tutaj po raz kolejny nie idzie o bezpośrednie odwołanie tekstowe. Proste zestawienie wypowiedzi chóru młodzieńców z Mickiewiczowską sceną więzienną nie przyniosłoby większego pożytku. Wypowiedź chóru jest rodzajem „wyciągu” ze sceny klasztornej. Pojawiają się tutaj znamienne motywy nocnego porwania z domu, poczucia wspólnoty młodości i patriotyzmu. Najciekawsze jest jednak ostatnie z serii pytań, bo dotyczy ono w istocie obecności wśród zgromadzonych Konrada czy Kordiana. Swoją obecność deklaruje jednak ten pierwszy, przyozdobiony przez Norwida imieniem „Bolej”. Geneza tego imienia zdaje się nie budzić żadnych wątpliwości. Norwid równie dobrze mógłby dać mu na imię „Milion”, choć wtedy równowaga dystansu zostałaby zapewne nieco naruszona. Bolej deklarując swoją obecność, jednocześnie jest zmuszony do bardziej dokładnego samookreślenia. Dowiadujemy się zatem, że został on wychowany w kulcie zemsty („zemstą przekarmiony głuchą”), ma niejasne, niepokojące sny, wzbudzające w nim pragnienie walki. Niemal patologiczna potrzeba czynu i rozlewu krwi łączy się u Boleja z rodzajem „nadczucia”. Nie tylko jest on w stanie przewidzieć choroby i klęski żywiołowe, to na dodatek odczuwa cały ból wszystkich w jakiś sposób bliskich mu istot żywych: Skąd – nie ma gro mu o krytego chmurą, 58 Por. wypowiedź Norwida na temat recepcji III cz. Dziadów – VI, 398. Strona | 55 Żebym go wczesnym n ie uczcił witaniem, Ani zarazy, która ciągnie górą, Żebym nie przeczuł jej z uradowaniem, Ani się pożar tak znienacka wśliźnie, Żebym go w wiatru n ie czuł spaleniźnie, Boleści różnych będąc powiern ikiem, Gdy z lud źmi nawet ludzkie gadam rzeczy, To nieraz w duchu się odezwę krzy kiem, Że owdzie ch łopca wiejski pies skaleczy Albo się gmachu zawa lą sklepienia… (IV, s. 40) Wypowiedź Boleja, choć utrzymana przez Norwida w tonie zupełnej powagi, jest jednocześnie bardzo przerysowana, w jakiś sposób rażąca. Przedstawia – w zasadzie – obraz człowieka albo bardzo nieszczęśliwego, napiętnowanego rodzajem odium privilegium, albo po prostu psychicznie chorego. Jednak ten stan najwyższego napięcia emocjonalnego, doskonale znany czytelnikowi właśnie z Dziadów czy Kordiana, jest traktowany przez Szołoma jako coś – jeśli nie naturalnego – to przynajmniej chwalebnego. W tym momencie dawny ład romantyczny zostaje zachwiany. Okazuje się, że wśród zgromadzonych znajduje się również Zwolon, który wypowiada skierowane do Boleja słowa: „Nieszczęścia synu!…”. Następująca w dalszej części odsłony dramatycznej wymiana zdań między Szołomem, ludem a Zwolonem doprowadza ostatecznie do pierwszego, wypowiedzianego wprost rozpoznania światopoglądowego tytułowego bohatera: Obywatele! – lecz czegoż? – ro zpaczy Albo ojczy zny? – nie wiem, każdy śpieszy Na śmierć: ży wota któryż szukać zdolny? Za wolność każdy umrzeć chce z ochotą, Jak gdyby cmentarz tylko zwał się wolny, A lada koniec jakby był istotą Nieskończoności?… Zemsty, mówię, żąd za Gdy o o jczyzny losach rozporządza, Ojczy zna z zemstą w związek wchodzą taki, Że kiedy jednej s t a n i e s i ę , to drugiej Może nie stanie ju ż… (IV, 42) Ewidentnie narzucający się kontekst polskiego romantyzmu lat 30. zostaje dodatkowo wzmocniony przez Norwida w dalszej części sceny, kiedy to na zasadach cytatu wprowadza poeta do tekstu dwuwiersz: „Z e ms t a , z e ms t a n a w r o g a , / Z Strona | 56 B o g ie m, a c h o ć b y m i mo B o g a ! … ”59 Mimo upomnień tytułowego bohatera, lud – pod kierunkiem Szołoma – rusza do walki. Ze względu na mozaikową budowę Zwolona chronologiczna (liniowa) lektura tego dramatu zdaje się nie być konieczna. Oczywiście w utworze widoczny jest ciąg zdarzeń, których rozwój możemy prześledzić. Jednak z racji braku głębszej motywacji fabularnej w wypowiedziach postaci czy wydarzeniach akcji, można stwierdzić, że poeta nadał jej znaczenie drugoplanowe. Cały ciężar znaczeniowy dramatu spoc zywa w konstrukcji poszczególnych odsłon i ich zakotwiczeniu intertekstualnym. Szczególnie dobrze widać to na przykładzie „Nocy w podziemiach”. Rozpoczynające te scenę didaskalia wprowadzają czytelnika w nastrój powagi i grozy rodem prosto z Kordiana: Spiskowi się w głębokim milczeniu zgro mad zają, zajmu jąc miejsca po kolei – światło jest niepewne – urna wielka pośrodku – przy niej sied zi P r e z e s towarzystwa. (IV, 61) To bezpośrednie odniesienie tekstowe uruchamia dalszy ciąg skojarzeń i wyobrażeń o tym, jak wygląda literacka kreacja spotkania spiskowców. Wiadomo zatem, że zgodnie z „regułami gatunku” na scenie pojawią się dwa ugrupowania polityczne o sprzecznych poglądach. W Kordianie – pierwszym i najważniejszym kontekście tej odsłony dramatu – spór toczył się wokół spisku o zamordowaniu cara. Podobnie jak w Zwolonie zebraniu spiskowców (odbywającemu się w podziemiach kościoła) przewodniczył Prezes zgromadzenia, a na koniec doszło do anonimowego głosowania przy użyciu białych i czarnych kulek. Spiskowcy – przedstawieni przez Norwida – mają dokonać krytycznej analizy zaaranżowanej przez nich rewolucji, która – ostatecznie – została stłamszona: Dość już zemsty, ro zpaczy, Miłość tylko n iech działa. Wszystko będzie inaczéj, Rzecz od mien ia się cała. […] Tamta spisku osnowa Treści miała niewiele, 59 Oczywiście, należy pamiętać o podpisanym przez Norwida wstępie do dramatu, w który m poeta asekuracyjnie stwierd za: „Dwa wiersze „zemsta, z e m s t a n a w r o g a e t c .” – lubo tu użyte w charakterze, jakiego wielki pisarz w swoim nie dał im dziele – nie powinny służyć jako dowód, iż nadużywamy cudzysłowu. Trudno było, a mo że niepodobna, silniejszej e k s p r e s j i bólu i o d d z i a ł a n i a b ó l e m znaleźć, i dlatego są wzięte.” (IV, 27). Strona | 57 Teraz będzie rzecz nowa, Nowe siły i cele. (IV, 61) W tych początkowych słowach Prezesa wyraźnie pobrzmiewają idee przedstawione wcześniej przez Zwolona 60 . Jednak już po kilku kolejnych wersach widać, jak poważna początkowo scena spisku zamienia się w groteskę. Warto zwrócić uwagę również na to, że ten fragment dramatu jest pisany krótką, dynamiczną – można by nawet rzec – skoczną miarą wierszową, zupełnie nie przystającą do wagi sytuacji. W tym humorystycznym i przerażającym zarazem przedstawieniu nowej „spisku osnowy” dyskusja zaczyna toczyć się wokół tajemniczych odznak, które mieliby nosić spiskowcy. Groteskę całej sytuacji wzmacnia dodatkowo fakt, że dyskusja prowadzona przez spiskowców ma zupełnie absurdalny przebieg. Nic z niczym się nie łączy i nic z niczego nie wynika. Warto zauważyć również, że w przeciwieństwie do będącej „pierwowzorem” odpowiedniej sceny Kordiana, w dramacie Norwida główny bohater, Zwolon, nie został wprowadzony do przestrzeni spisku. Natomiast całą scenę obserwuje z ukrycia sam Król wraz z Szołomem. Dopiero w trakcie prowadzenia intertekstualnej lektury Zwolona w pełni zrozumiały staje się przytaczany już wcześniej we fragmentach wstęp do dramatu: Jakoż – nie dramat serc i myśli wielu, Pozaplatanych w gałęzi żywota, Przez które świeci jasny błękit celu – Ni monologu jest to czarna grota, Gd zie myśl jak Kain brn ie lub Iskariota: Lecz raczej (ucha niech to nie skaléczy) Tłu m-pustek – ciszy-wrzawa samotniczéj… (IV, 32) W trakcie tej wybiórczej analizy został celowo pominięty jeden z najważniejszych problemów zawartych w dramacie, jakim jest dyskusja o statusie młodego pokolenia i idea odrodzenia Polski. Szczegółowe informacje i przekonujące wnioski na ten temat można znaleźć w przywoływanej już tu wielokrotnie książce Zofii Trojanowicz. 60 Dla mnie (w kontekście porównania twórczości Norwida i Por. Odsłonę II i III. Strona | 58 Dostojewskiego) najważniejszy jest sposób, w jaki Norwid ustosunkowuje się do wcześniejszej tradycji literackiej i podejmuje z nią dyskusję; w jaki sposób bazując na dokonaniach wcześniejszych poetów tworzy nowe, niespotykane dotąd jakości poetyckie. Polski poeta zastosował w Zwolonie metodę kolażu: zestawił ze sobą chyba najważniejsze polskie teksty romantyczne i pokazał, jak zostały zrozumiane przez społeczeństwo, w jaki sposób funkcjonują w świadomości odbiorców, i – co chyba najważniejsze – w jakim zakresie przyczyniły się do ukształtowania świadomości trzeciego pokolenia romantyków. Wydaje się, że była to jego najbardziej pełna i ostatnia próba podjęcia całkowitego rozrachunku z literaturą wcześniejszą. Tajemnicza Gospodyni Wtedy zaczęły się dziać intersujące sceny: kupcowa plotła jakieś b zdury, z których nie zro zu mieliś my ani słowa, a Ordynow ich słuchał, tracąc bez przerwy przytomność. Często w akcję włączał się kupiec ze swymi ognistymi spojrzeniami i sardonicznym uśmiechem. Zupełnie nie wiemy , o czy m oni ze sobą rozmawiali, d laczego tak wy machiwali ręko ma, wykrzykiwali, wy krzywiali się, zamierali, tracili świadomość i powracali do świado mości, ponieważ z tych wszystkich długich monologów nie zro zu mieliś my ani jednego słowa. Nie tylko myśl, ale równ ież sens tej intersującej powieści pozostaje i pozostanie dla nas nieuchwytny, dopóki sam autor nie udzieli koniecznych wyjaśnień i nie wytłumaczy tej dziwnej zagadki swojej d ziwacznej fantazji 61 . W chwili pisania Gospodyni Dostojewski miał już za sobą całkowity rozłam z Bielińskim. Został przez niego nie tylko odrzucony, ale też wyśmiany. W światopoglądzie pisarza propagowany przez krytyka kult „małego bohatera” został zastąpiony ideałami socjalistycznymi z kręgu Pietraszewskiego. Również poetyka narzucana pisarzom przez szkołę naturalną przestała Dostojewskiemu wystarczać. Pisanie Pana Procharczyna (ostatniego utworu, z grubsza mieszczącego się w kanonach dawnej poetyki) stało się dla młodego literata prawdziwą męką 62 . Należało zatem poszukać nowych sposobów ekspresji literackiej albo – korzystając z ówczesnej nomenklatury krytycznej – znaleźć nową idee, nowego 61 W. Bielinski, Spojrzenie na literaturę rosyjską 1847 roku (fragment) , tłum. M. Klinger, w: Okrutny talent. Dostojewski we wspomnieniach, krytyce i dokumentach , wybór, wstęp i przypisy Z. Podgórzec, Kraków-Wrocław 1984, s. 66. 62 Por. na ten temat list Dostojewskiego do brata Michaiła ze stycznia-lutego 1847 ro ku (F. M. Dostojewskij, Sobranije soczinenij w piatnacati tomach, Leningrad, Nauka 1988-1996, t. 15, Pis’ma, s. 69-72. Strona | 59 bohatera. Autor Sobowtóra doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że na kreację wielkich, w pewien sposób „uroczystych” postaci jest jeszcze za wcześnie. Dlatego też najbardziej wdzięcznym obiektem obserwacji literackich w dalszym ciągu pozostawał bohater samotny, niewiele znaczący w społeczeństwie, po prostu mały. O odmienności, wyjątkowości Gospodyni na tle całej twórczości Dostojewskiego, świadczy jednak nie tyle typ bohatera, co sposób jego przedstawienia. Początkowe fragmenty opowiadania nie wskazują jednak na jakąś większą zamianę sposobu narracji: Ordynow zdecydował się wreszcie zmienić mieszkanie. Jego gospodyni, u której wynajmo wał pomieszczen ie, bardzo uboga wieko wa wdowa po urzędniku, z powodu nieprzewid zialnych okoliczności wyjechała z Petersburga gdzieś na głuchą prowincję, do krewnych, nie do czekawszy się pierwszego – terminu, kiedy kończył się okres wynajmu. Młody człowiek domieszkiwał do umówionej daty, z żalem myśląc o dawnym kącie i ubolewając, że będzie musiał go porzucić: ubył ubogi, a mieszkan ia były drogie. Nazajutrz po wyjeźd zie gospodyni wziął czapkę i zaczął chodzi po petersburskich uliczkach wypatrując ogłoszeń przybitych do bram domów, wybierając domy co czarniejsze, jak najbardziej ludne i k a p i t a l n e , gdzie byłoby mu najzręczniej znaleźć poszukiwany kąta u jakichś biednych lokatoró w. (Gospodyni, s. 204) Zacytowany fragment wprowadza czytelnika do doskonale mu znanej rzeczywistości „biednego” Petersburga. Nic tu ani nie dziwi, ani nie wywołuje głębszych refleksji. Ot, kolejny „biedny człowiek”, tyle że tym razem szukający mieszkania. Jednak już po chwili narrator zaczyna wprowadzać elementy charakterystyki Ordynowa, jakby inne, nieprzystające do zasygnalizowanej wcześniej konwencji. Przede wszystkim okazuje się, że jego znajomość świata oraz wcześniejsze doświadczenia są zgoła inne niż w przypadku pozostałych „biednych czynowników”, a poszukiwania nowego lokum stają się dlań – chyba – pierwszą okazją do lepszego poznania „fizjologii” Petersburga. Drugą i chyba ważniejszą cechą wyróżniającą Ordynowa z szeregu wcześniejszych „małych bohaterów” jest jego wykształcenie, a nawet – rzadki wówczas – stopień naukowy: Zdziczał, sam tego nie dostrzegając; […] Od wczesnego dzieciństwa żył w sposób odrębny; teraz ta odrębność już się określiła. Po żerała go namiętność najbardziej g łęboka, najbard ziej nienasycona, wysysająca całe życie czło wieka i takim istotom jak Ordynow nie wydzielająca nawet kącika w sferze innej, praktycznej, życio wej działalności. Tą namiętnością była nauka. Ty mczasem pochłaniała ona całą jego młodość, powolnym, upajający m jadem zatruwała nocny spokój […] A le w jego samotnych zajęciach nigdy nie było porządku i określonego systemu, nawet i teraz był to jedynie pierwszy zachwyt, pierwsza gorączka, pierws zy dreszcz artysty. Sam tworzy ł sobie system, kształtował go całymi latami i w jego umyśle powo li, stopniowo narastał jeszcze ciemny, n iewyraźny, ale sprawiający jakąś dziwną u lgę obraz idei, wcielonej w nową, jaśniejszą formę; forma ta wyry wała mu się z duszy, szarpiąc tę duszę. (Gospodyni, s. 205-206) Strona | 60 Gdyby przynajmniej na chwilę odrzucić na bok wiedzę dotyczącą autora przytoczonego wyżej fragmentu i wszystkich okoliczności związanych z powstaniem Gospodyni, można by dojść do wniosku, że opisana postać jest pełnym, „rasowym” bohaterem romantycznym. Zresztą bez większych wątp liwości historycznoliterackich należy stwierdzić, że właśnie do tego sposobu kreacji bohatera nawiązywał Dostojewski. Romantyzm okazał się tym kierunkiem, w obrębie którego szukał młody pisarz nowych dróg rozwoju literackiego 63 . Przy okazji mówienia o Gospodyni często wskazuje się także na stylistyczny wpływ Strasznej zemsty Gogola czy Córki kapitana Puszkina 64 . Rzeczywiście, ludowość jest tym, co w sposób zasadniczy wyróżnia Gospodynię na tle całej twórczości Dostojewskiego. Ludowość ujawniająca się przede wszystkim w warstwie językowej, ale też bezpośrednio przekładająca się na warstwę fabularną. Ale tutaj, podobnie jak w Zwolonie punkt ciężkości jest przeniesiony z tego o czym się mówi, na to – jak się mówi. U Norwida mieliśmy do czynienia ze splotem różnorakich konwencji, które w rezultacie tworzyły nową jakość literacką. A przy okazji Gospodyni można mówić o zderzeniu kilku różnych światów: najbiedniejszej części Petersburga, niespodziewanie osadzonej w niej rdzennej ludowości i osobowości naukowcamarzyciela, młodego idealisty, marzyciela. Już na pierwszy rzut oka widać, że ta konfiguracja rysuje się w sposób dość problematyczny, a już na pewno nie wróży pogodnego zakończenia fabularnego. Gdyby wyzuć to opowiadanie Dostojewskiego ze wszystkich cech szczególnych i przyjrzeć się jedynie jego warstwie fabularnej, to okaże się, że bliżej mu chyba do Tajemnic Paryża niż do dojrzałej rosyjskiej prozy romantycznej. Młody biedny naukowiec, w dodatku odcięty od całego świata, przez przypadek spotyka w cerkwi piękną kobietę, odprawiającą tajemniczą pokutę i – oczywiście – natychmiast zakochuje się w niej. Następnie udaje mu się jakimś cudem wynająć „kąt” w jej mieszkaniu, zapaść na jakąś chorobę nerwową i odkryć straszną tajemnicę swojej nowej gospodyni (z tym, że nie do końca wiadomo, na czym właściwie ta tajemnica miałaby polegać). W kulminacyjnej części opowiadania Dostojewski przedstawia rodzaj walki zakochanego Ordynowa z przerażającym starcem Murinem, będącym ojcem, opiekunem, mężem czy kochankiem Katarzyny. Młody idealista przegrywa, opuszcza mieszkanie ukochanej, przenosi się na nową stancję i dziwaczeje do reszty. Nie jest więc zaskakujące, że Bieliński wyśmiał fabułę 63 Na marginesie należy zau ważyć, ze szkoła typowo romantyczna była wówczas w Rosji jes zcze bard zo popularna. Świadczyć o tym może chociażby data wydania Bohatera naszych czasów Lermontowa, przypadająca na rok 1840. 64 Zob. W. Bielinskij, Sobranije soczinienij, op. cit., t. 1 s. 459. Strona | 61 Gospodyni. Natomiast dziwi, że nie zwrócił najmniejszej uwagi na sposób prowadzenia narracji w opowiadaniu i na konstrukcję wypowiedzi poszczególnych postaci. Zresztą omawiane tu opowiadanie Dostojewskiego spotkało się z większym zainteresowaniem czytelników dopiero na początku XX wieku, kiedy to zaczęto je czytać z perspektywy znajomości późniejszych dzieł pisarza, naszkicowanych w opowiadaniu typów postaci, które później zostały przez pisarza rozwinięte w Braciach Karamazow, Zbrodni i karze czy w Idiocie. Zasadniczy i najbardziej czysty ton ludowości jest widoczny w wypowiedziach Katarzyny. To właśnie ona narzuca ten ludowo-baśniowy styl myślenia o rzeczywistości innym postaciom – w pierwszym szeregu Ordynowowi, a w pewnym stopniu chyba również Murinowowi. Początkowo wypowiedzi Ordynowa oraz fragmenty narracyjne zawierające elementy mowy pozornie zależnej są utrzymywane w konwencji ogólnego języka literackiego. Jego sposób myślenia i mówienia o świecie nie odbiega w niczym od zwykłej kreacji młodego, wrażliwego marzyciela. Dopiero zamieszkanie w domu Koszmarowa (nomen omen) i znajomość z Katarzyną wprawiają go w jakiś nieokreślony niepokój i sprowadzają nań rodzaj choroby nerwowej. Pierwsze sygnały wewnętrznej przemiany bohatera są widoczne w jego chorobowych majaczeniach: Wpadał w popłoch, w lęk, wciąż chciał się dowied zie, kim są ci ludzie, po co tu są, dlaczego on jest sam w ty m poko ju, i do myślał się, że zagarnięty jakąś potężną, ale nieznaną siłą, zabłąd ził do jakiejś ciemnej i łajdackiej spelunki, nie dowied ziawszy się uprzednio, kim są i jacy są jej mieszkańcy i kto właściwie jest tam gospodarzem. Zaczynały go dręczyć podejrzenia – i naraz w ciemnościach nocy znów rozpoczynała się szeptem d ługa bajka, a opowiadała ją cicho, ledwo dosłyszalnie jakaś staruszka, smutno przy ty m kiwając przed gasnącym ogniem swą białą, siwą głową. Ale – i tu znów ogarniało go przerażen ie: bajka wcielała się przed nim w kształty i postaci. (Gospodyni, s. 223) Wpływ młodej gospodyni zaznaczył się przede wszystkim w sferze wyobraźni i języka Ordynowa. Żadne szczegóły dotyczące jego przeszłości, przekazane czytelnikowi przez narratora, nie wskazują na to, że wyobraźnia ludowa wcześniej mogłaby być mu bliska. Wydaje się, że jego relacja z Katarzyną przypomina rodzaj opętania. Mówiąc nieco „po bachtinowsku” Ordynowowi zostaje w pewien sposób narzucone „cudze słowo”. Jego uzależnienie psychiczne od Gospodyni przejawia się przede wszystkim na płaszczyźnie języka. Wypowiedzi głównego bohatera stopniowo zaczynają tracić na autonomiczności. Słowo Katarzyny staje się jego słowem: Strona | 62 – Kimże ty jesteś, kim jesteś, moja miła, skąd jesteś, moja ptaszyno? – mówił usiłując stłumić łkanie. – Z jakiego nieba przyleciałaś na moje nieb iosa? To wszystko jest jak sen, nie mogę w to uwierzyć, że istniejesz. Nie rób mi wyrzutów… pozwól mi mó wić, pozwól mi powied zieć wszystko, wszystko!… Od dawna już chciałem powied zieć… Kimże ty jesteś, kim jesteś, moja radości?… Jak odnalazłaś moje serce, powiedz mi, czy od dawna jesteś moją siostrą?. Opowiedz mi wszystko o sobie, gdzie byłaś do tej pory – opowiedz, jak nazy wa się to miejsce, gdzieś mieszkała, co polubiłaś tam z początku, czy m się cieszyłaś i za czy m tęskniłaś?… Czy powietrze było tam ciepłe, czy niebo było tam jasne?… kto ci był miły, kto kochał cię przede mną, do kogo po raz pierwszy wyrywało się two je serce? (Gospodyni, s. 240) To ostateczne, bezwarunkowe przyjęcie „cudzego słowa” przez Ordynowowa sprawia, że Katarzyna zaczyna opowiadać mu o swoich najstraszniejszych wspomnieniach. Ten fragment narracji fabularnej bohaterki może poniekąd funkcjonować na zasadzie odrębnej opowieści, pełnoprawnego skazu. Snuta przez gospodynię historia jest ciemna, fantastyczna, nie do końca zrozumiała, a na dodatek zostaje przerwana w punkcie kulminacyjnym. Wydaje się jednak, że trudności z jej pełnym zrozumieniem wynikają nie tyle z autorskiej stylizacji, podsycającej ciekawość czytelnika, co z faktu, że słowo Katarzyny i Ordynowa zlewa się w jedność. Monolog bohaterki, na płaszczyźnie fabularnej skierowany bezpośrednio do Ordynowa, w istocie jest rodzajem soliloquium, a co z tego wynika – osoba mówiąca, w trackie jego wypowiadania, nie musi odnosić się do wiedzy i kompetencji językowych słuchacza. Katarzyna sprowokowana tonem wypowiedzi rozmówcy po prostu przeżywa jeszcze raz wydarzenia ze swojej przeszłości. W tym opowiadaniu Dostojewskiego znajduje się jednak jeszcze trzeci głos – głos potężny, podwójny, należący do Murina. To właśnie jego przyjście powstrzymuje Katarzynę przed kontynuacją monologu. Głównym zadaniem gospodarza – postaci nieco fantastycznej, niejednoznacznej – jest niedopuszczenie do ostatecznego zlania się głosów Ordynowa i Katarzyny w całość. Po kolejnym ataku choroby lokatora, Murin zaprasza go na ucztę, w której trakcie Ordynow staje się obserwatorem dziwnej rozmowy swoich gospodarzy. Wydaje się, że nie sposób przytoczyć dokładnego przebiegu wymiany zdań Katarzyny i Murina. Wiadomo tylko tyle, że w ich symbolicznych, obrazowych wypowiedziach idzie głównie o uzyskanie wolności przez gospodynię. Chociaż warto tu przyznać rację Bielińskiemu w jego sądach o nieudatności literackiej ca łego opowiadania, a szczególnie omawianej teraz sceny, to jednak warto zwrócić uwagę na sposób kształtowania postaci gospodarza. Starzec odgrywa tu jednocześnie dwie role: z jednej strony wydaje się znajdować na skraju przepaści z powodu pragnienia Katarzyny, by Strona | 63 odejść; a z drugiej – w tym samym czasie prezentuje się Ordynowowi jako doskonały manipulator, posyłając mu „szydercze”, „piorunujące”, „bezwstydne” spojrzenia. Zachowanie i słowa Murina, postrzegane przez Katarzynę jako załamanie, rozpacz, pragnienie śmierci doprowadzają ostatecznie do odrzucenia przez nią Ordynowa. Warto zwrócić uwagę na to, że gospodarz w trakcie całej sceny komunikuje się z gościem prawie wyłącznie za pomocą spojrzeń i mimiki. Jego słowa są skierowane do Katarzyny. Groteskowo-symboliczno-ludowy język, którym posługuje się Murin, należy jedynie do nich. Starzec natychmiast ucina wszelkie próby Ordynowa do podjęcia dialogu w tym języku. W ten sposób podstawowa dla Katarzyny jedność słowa z gościem zostaje rozbita. Z kolei metoda twórcza, jaką posłużył się Dostojewski, kształtując rozmowę Murina i Ordynowa z Jarosławem Iliczem, bardzo przypomina sposób kreacji postaci pana Goladkina młodszego z Sobowtóra. W trakcie spotkania Ordynowa i Murina u Jarosława Ilicza gospodarz odkrywa swoje kolejne oblicze. Jego słowo diametralnie się zmienia. Już nie mówi jak władczy starzec, ludowy krasomówca i mistyk. W gabinecie Jarosława Ilicza Murin prezentuje się jako pokorny prosty chłop posługujący się językiem adekwatnym do jego statusu społecznego. Co więcej, przychodzi jakby „na skargę” do urzędnika państwowego nieokreślonej rangi, jakim jest Jarosław Ilicz. Otóż okazuje się, że biedne, schorowane małżeństwo gospodarzy nie jest w stanie poradzić sobie z „wielmożnym panem”, kłopotliwym lokatorem. Fałsz tego „drugiego słowa” Murina uwidacznia się przed Ordynowem znowuż dzięki mimice i gestom gospodarza. Starzec, zachowujący konsekwentnie prosty i pokorny ton, jakby nie może powstrzymać się od śmiechu patrząc na swojego lokatora. Te przebłyski jego prawdziwej osobowości są ukazywane jedynie Ordynowowi. Przyjęta przezeń strategia ma wiele wspólnego z zachowaniem „sobowtóra” Goladkina, dąży do sprowokowania rozmówcy. Ciekawy może wydać się sposób składania przez Murina swoich skarg. Korzystając z konwencji bycia „nieuczonym chłopem” kilkukrotnie przedstawia tę samą historię, ale za każdym razem okazuje się, że ma ona zupełnie inny wydźwięk. Otóż gospodyni jest raz jego daleką krewną, którą opiekował się od dziecka, raz żoną, raz kimś w rodzaju pomocy domowej, a za innym razem – osobą chorą psychicznie, która ciągle marzy o romansach. Z kolei Ordynow w wypowiedzi Murina staje się Strona | 64 jednocześnie uwodzicielem i chorym naukowcem, który potrzebuje jedynie spokoju, ale jest ciągle nękany przez gospodynię. Scena rozmowy trzech bohaterów kończy zasadniczą cześć opowiadania, po której następuje rodzaj kilkustronicowego epilogu. Gospodyni przez długie lata pozostawała w cieniu innych utworów Dostojewskiego. Zważając na nierówny poziom artystyczny opowiadania, ten fakt nie do końca dziwi. Niemniej przedstawiony tu tekst jest bardzo ważny w kształtowaniu porównania twórczości Norwida i Dostojewskiego. Widać w nim jak na dłoni jeden z kierunków, w którym szukał młody pisarz rosyjski dróg rozwoju własnej twórczości. Znamienny jest fakt, że w owych poszukiwaniach posłużył się podobną metodą twórczą, co autor Zwolona. W celu wypracowania własnego języka należało posłużyć się dawną, zastaną formą literacką, jednakże dokonując jej starannej modyfikacji. Norwid sprawił, że dawni, uznani bohaterowie romantyczni mogli przemówić jeszcze raz, w zmienionych realiach czasowych i historycznych, co umożliwiło mu podjęcie z nimi żywej dyskusji i otworzyło przed poetą możliwość polifonicznego kształtowania tekstu, która okaże się bardzo istotna w dalszym ciągu rozwoju literackiego Norwidaliryka. Autor Gospodyni również przeprowadził rodzaj eksperymentu, zderzając w swoim opowiadaniu różne porządki świata literackiego. Do biednych i brudnych ulic petersburskich wprowadził on rdzenną ludowość (o ciemnym, ale też w pewien sposób baśniowym zabarwieniu), która dotychczas nie miała prawa obywatelstwa w dziewiętnastowiecznym Petersburgu. Ważne, że połączenie romantycznej tajemniczości i pewnego rodzaju mistycyzmu z przedstawieniami stricte realistycznymi przetrwa w całej twórczości Dostojewskiego, znajdując swój szczególny wyraz w jego późnych powieściach. W tych niezbyt udanych utworach literackich, zlekceważonych przez odbiorcę dziewiętnastowiecznego zachodzą istotne zmiany sposobu widze nia świata i mówienia o nim. Są one rodzajem probówki, w której skupia się niemalże cała esencja dalszych możliwości rozwoju obu twórców na płaszczyźnie wcześniejszej tradycji romantycznej. Strona | 65 O różnych rozwiązaniach narracyjnych W powstających pod piórem Norwida i Dostojewskiego utworach literackich lat 1842-1853 dają się uchwycić pewne podobieństwa w sposobach kreacji opisu świata przedstawionego i formach narracyjnych (w przypadku Norwida idzie – rzecz jasna – o fragmenty epickie, poematowe oraz nowelistyczne). Przede wszystkim zwraca uwagę koncentracja obu twórców na formie pamiętnika. W roku 1848 opublikował Dostojewski dwa opowiadania, noszące podtytuł „Z notatek nieznajomego”. Wiadomo, że takich „obrazków” psychologicznorodzajowych miał autor Połzunkowa napisać więcej 65 . Początkowo, w kształcie literackim opowiadań z roku 1848, narracja prowadzona była przez tę samą postać, przedstawiającą czytelnikowi Astafija Iwanowicza, byłego żołnierza. Pomysł na użycie pseudo- gatunkowego podtytułu pozwolił Dostojewskiemu na wprowadzenie w obręb stosunkowo krótkiej formy fabularnej dwóch odrębnych narratorów: „nieznajomego” oraz byłego żołnierza. Zastanawiające wydają się źródła decyzji Dostojewskiego o nałożeniu na te krótkie formy prozatorskie „uwierzytelniającej” formy pamiętnika, czy raczej zapisków, „szkiców z natury”. 66 Dwa opowiadania, określone przez pisarza w edycji z 1860 r. mianem „notatek nieznajomego” w istocie nie różnią się ani swoim kształtem, ani tematyką od krótkich form narracyjnych powstałych w tym samym okresie (takich jak np. Połzunkow czy Słabe serce). Zasadniczo jednak forma prywatnych notatek czy pamiętnika stwarza potencjalnemu autorowi doskonałą możliwość do bezpośredniego przedstawienia psychiki ich fikcyjnego autora. Najczęściej odbywa się to za pośrednictwem wprowadzenia w obręb tekstu literackiego wewnętrznych rozważań czy wyznań autora dziennika. Natomiast Dostojewski zdecydowanie przełamuje tę konwencję. Gdyby nie podtytuł autorski, czytelnik – najprawdopodobniej – nie miałby możliwości, żeby się zorientować, że kreacja narratora w Uczciwym złodzieju czy Choince i ślubie jest różna od jego wcześniejszych przedstawień. Jednakowoż przez 65 Zob. na ten temat metryki do wydania rosyjskiego Sobranije soczinienij, op. cit., t. 2, s. 552. Pod wzg lędem gatunkowy m trudno jest mówić w przypadku analizowanych tu opowiadań Dostojewskiego o formie pamiętnika. Choć ten kształt gatunkowy został wprowad zony w obręb opowiadania jakby „do myślnie”, to jednak w zasadniczym tekście utworu (oprócz wprowad zenia pierwszoosobowego narratora) brak jest zdecydowanych sygnałów formy pamiętnikowej. 66 Strona | 66 wprowadzenie do tekstu Uczciwego złodzieja postaci drugiego, wewnętrznego narratora, Astafija Iwanowicza, rzecz staje się bardziej skomplikowana. Już od pierwszych linijek tego, prowadzonego w pierwszej osobie, opowiadania narrator jakby mimochodem dokonuje pobieżnej autocharakterystyki: Pewnego ranka, w chwili gdy już miałem udać się do biura, weszła do pokoju Agrafiena, moja kucharka, praczka oraz gospodyni, i ku memu zdziwien iu wszczęła ze mną ro zmowę. Dotychczas ta prosta baba była tak milkliwa, że poza kilko ma codzienny mi słowami o tym, co przygotować na obiad, w ciągu sześciu lat nie odzywała się prawie wcale. W każdy m razie nic ponad to od niej nie słyszałem. […] Zauważy łem od dawna, że ta milkliwa kobieta była n iezdolna powziąć decy zję, postąpić według jakiejś własnej koncepcji. Lecz jeśli w jej wątły m mó zgu jakimś cudem uformo wało się coś podobneg o do pomysłu, do zamiaru, odmo wa równałaby się moralnemu uśmierceniu jej na pewien czas. Dlatego też, dbając nade wszystko o własny spokój, natychmiast wyraziłem zgodę. […] Zaraz nazajutrz w moim skro mny m kawalerskim mieszkaniu zjawił się nowy lokator; nie żałowałem tego jednak, a nawet w głębi duszy byłem zadowolony. Żyję w ogóle samotnie, całkiem jak pustelnik. Znajomych prawie nie mam; z do mu wychodzę rzadko. Przeżywszy dziesięć lat jako odludek, przywy kłem do odosobnienia. Ale d ziesięć, p iętnaście lat, a mo że i więcej, takiego odosobnienia, z tą samą Agrafieną, w ty mże kawalerskim mieszkaniu – to, oczywiście, perspektywa raczej bezbarwna! Dlatego, w ty m stanie rzeczy, obecność spokojnego czło wieka – to błogosławieństwo! (Uczciwy złodziej, s. 336-337) Z przytoczonych wyżej fragmentów bezpośrednio wynika, że ów „nieznajomy” narrator jest raczej skromnym urzędnikiem, mieszkającym zupełnie samotnie, rzadko biorącym udział w spotkaniach towarzyskich. Ten model bohatera jest obecny w zdecydowanej większości ówczesnych opowiadań Dostojewskiego. Jednak poza tą zewnętrzną warstwą podobieństw formalnych kryją się też zaskakujące różnice, wynikające głównie ze sposobu prowadzenia narracji. Na plan pierwszy zdaje się wysuwać pogłębiona samoświadomość bohatera oraz jego refleksyjność. Na uwagę zasługuje również prosty, klarowny język, jakim się posługuje tudzież sam fakt prowadzenia przezeń notatek. Natomiast postać nowego sublokatora osoby mówiącej, byłego żołnierza Astafija Iwanowicza, narratora zasadniczej części opowiadania jest zgoła odmienna. Na pierwszy rzut oka również i on zdaje się niczym nie wyróżniać spośród zastępów „biednych ludzi” Dostojewskiego. Jednak postać ta z kilku względów wydawała się rosyjskiemu pisarzowi bardzo ważna. Wystarczy wspomnieć, że Astafij Iwanowicz zostaje określony przez narratora mianem „człowieka bywałego”. To właśnie z jego punku widzenia miał zostać poprowadzony wątek fabularny dalszych, niezrealizowanych części „Notatek nieznajomego”. Wydaje się, że zaplanowany przez Strona | 67 Dostojewskiego zabieg fabularny miał pełnić doniosłą funkcję w zmianie sposobu kreacji świata przedstawionego. Dotychczas w twórczości samego pisarza i – chyba – całej „szkoły naturalnej” głównym obiektem zainteresowań pisarskich był sam „biedny człowiek” i jego relacje ze światem. Teraz to już nie świat miał spoglądać na takiego bohatera, stosując wobec niego swoje kategorie poznawcze i etyczne, tylko sam biedny człowiek miał opowiadać o świecie. Tego rodzaju pomysły kompozycyjne pojawiały się w twórczości Dostojewskiego – rzecz jasna – już wcześniej. Wystarczy przywołać chociażby odpowiednie fragmenty Biednych ludzi, w których Makar Diewuszkin opowiada historię rodziny Gorszkowych. Tyle że to, co wcześniej było jedynie uzupełnieniem opisu świata przedstawionego, teraz miało się stać kluczową strategią narracyjną. Status „człowieka bywałego” – jak się wydaje – miał zapewnić Astafiowi Iwanowiczowi możliwość wglądu w rozmaite sytuacje środowiskowe i społeczne. Jednak autor Sobowtóra ostatecznie zrezygnował z nowych możliwości opisu świata, jakie otwierała przed nim ta postać. Astafij Iwanowicz stanie się więc narratorem tylko jednej opowiastki o „uczciwym złodzieju”, Jemieli. Całość jego narracji jest utrzymana w tonie moralizującej gawędy. Jednak największą uwagę zwraca sposób wprowadzenia jego wypowiedzi w główny nurt opowiadania: − Tak, to prawda, Astafiu Iwanyczu; lep iej ju ż niech się co spali, a oddać złod ziejowi przy kro, n ie chce się. − Jeszcze by też! No, ma się rozu mieć, złodziej złodziejo wi nie równy … A zdarzyło mi się, szanowny panie, natrafić na uczciwego złodzieja. − Jak to, na uczciwego! Jakiż to złodziej jest uczciwy, Astafiu Iwanyczu? − Owszem, panie, to racja! Któryż złodziej jest uczciwy? Takiego się n ie spotyka. Ja chciałem tylko powiedzieć, że ów człowiek był, zdaje się, uczciwy, a przecie ukrad ł. Żal go było po prostu, − A jak to było, Astafiu Iwanyczu? − Ano było, proszę pana, temu dwa lata… (Uczciwy złodziej, s. 339) Na przykładzie zacytowanego wyżej dialogu widać, jak były żołnierz wygłasza pewien sąd o rzeczywistości, a następnie snuje ilustrującą go opowieść. W tym fragmencie zarysowuje się pewne podobieństwo strukturalne do rozpowszechnionego w europejskiej tradycji literackiej dialogu sługi i pana, rodem z powieści przygodowej. 67 Nadrzędność wypowiedzi Astafia Iwanycza jest dodatkowo podkreślona przez „urwane” zakończenie utworu. Klamra kompozycyjna opowiadania zostaje rozbita, ponieważ narracja fabularna urywa się wraz z zakończeniem wypowiedzi byłego 67 O pokrewieństwie niektórych motywów u Dostojewskiego ze schematem powieści awanturniczej p isał Michał Bachtin. Por. Funkcje fabuły awanturniczej w utworach Dostojewskiego, w: idem, Estetyka twórczości słownej, tłu m. D. Ulicka, Wars zawa 1986, s. 277-280. Strona | 68 żołnierza. Natomiast postać „nieznajomego”, k tóry początkowo miał pełnić jedynie rodzaj funkcji „uwiarygodniającej” opowieści „człowieka bywałego” powróci już zupełnie samodzielnie w kolejnym opowiadaniu tego mini-cyklu. Spostrzegawczość „nieznajomego” i nieco ironiczne spojrzenie na rzeczywistość uwypukli się szczególnie w drugim z interesujących mnie teraz opowiadań – Choince i ślubie. Narrator pełni w nim przede wszystkim funkcję obserwatora. Jest jednym z mniej ważnych gości zaproszonych na „dziecięcy balik”, obchody gwiazdki, dzięki czemu ma możliwość spokojnej obserwacji pozostałych bohaterów. Podobnie jak narrator Norwidowego Wesela „nieznajomy” przechadza się po mieszkaniu gospodarzy, przypatruje się gościom i ostatecznie szuka odosobnienia. Jego baczniejszą uwagę zwracają przede wszystkim osoby – podobnie jak on – pozostające nieco z boku wydarzeń, usiłujące nadać swojej osobie dodatkowego znaczenia, zaakcentować własną obecność. Jego szczególną uwagę skupia dwoje dzieci oraz Julian Mastakowicz (niezwykle barwna postać, przewijająca się przez kilka opowiadań młodego Dostojewskiego, zaczynając od Biednych ludzi). W bocznym saloniku, ozdobionym prawdziwą altanką zapoczątkowuje się jakby niewielki dramat, którego świadkiem staje się narrator. Otóż najbogatsza i najpiękniejsza dziewczynka, „śliczna jak figurynka” nieopatrznie zaprzyjaźnia się i zaczyna bawić z ubogim chłopcem, synem służącej. Jednak cały szkopuł polega na tym, że parę minut wcześniej jej miłe, jedenastoletnie oblicze i znaczny posag wpadły w oko Julianowi Mastakowiczowi: Zakończył swe ro zważania, wytarł nos i ju ż miał opuścić pokój, gdy nagle spojrzał na dziewczynkę i przystanął. […] Wydało mi się, że Julian Mastakowicz jest ogromnie wzburzony. Czy tak podziałały obliczenia, czy coś innego: nerwowo zacierał ręce i nie móg ł ustać na miejscu. Podniecenie osiągnęło punkt kulminacyjny, kiedy zatrzy mał się i spojrzał na przyszłą oblubien icę. Obejrzawszy się dokoła ruszył naprzód. Potem ostrożnie, na palcach, jakby w poczuciu winy, jął zbliżać się do dziewczynki. Podszedł ku niej z uśmieszkiem, nachylił się i pocałował ją w gło wę. Mała, nie spodziewając się niczego, krzyknęła przerażona. […] Tu Julian Mastakowicz, rozgorączko wany do ostateczności, rozejrzał się znowu i g łosem coraz cichszym, a w końcu prawie niedosłyszalnym, zamierający m ze wzruszen ia i niecierp liwości, zapytał: - A czy mnie będzies z, drogie dziecko, lub iła, kiedy przyjadę w odwiedziny do twoich rod zicó w? (Choinka i ślub, s. 355-356) Zacytowana wyżej scenka, w pierwotnym kontekście epoki, jak się wydaje, jedynie komiczna, stanowi początek zarysowanego w opowiadaniu, ale nie opisanego wątku melodramatycznego. Następnym wydarzeniem przedstawionym przez narratora będzie Strona | 69 pięć lat późniejszy ślub Mastakowicza z ową dziewczynką, będącą obecnie „śliczną panienką ledwie w zaraniu wiosennych lat” (s. 358). Całość opowiadania zostaje skwitowana stwierdzeniem narratora o trafności obliczeń finansowych pana młodego. Niewątpliwie najważniejsze w całym opowiadaniu jest jednak nie to, co zostało przedstawione, tylko w jaki sposób, jak również to, czego nie powiedziano. Korzystając z poetyki dokładnego, wartościującego opisu rzeczywistości, charakterystycznego dla formy pamiętnikowej, Dostojewski jedynie przedstawia pewne wydarzenia, ale ich praktycznie nie analizuje. Składająca się na ten utwór opowieść mogłaby z powodzeniem zostać przez autora Nietoczki rozwinięta i pogłębiona pod względem psychologicznym. Jednak skrótowość, fragmentaryczność i pewien rodzaj „fotograficzności” narracji nie pozostawiają na to miejsca. Choinka i ślub staje się więc rodzajem „obrazka z natury”, a dopowiedzenie szczegółów i wartościowanie całej sytuacji pozostają w gestii czytelnika. Jest to o tyle istotne, że ta poetyka z jednej strony przeczy podstawowym założeniom „szkoły naturalnej”, dotyczącym dydaktycznej funkcji literatury; a z drugiej – stwarza dystans pomiędzy instancją narratora a czytelnikiem niezbędny do samodzielnej, analizy świata przedstawionego. W ten sposób niepozorne na pierwszy rzut oka opowiadanie Choinka i ślub staje obok Biednych ludzi czy Sobowtóra w szeregu utworów bezpośrednio zapowiadających dojrzałą polifoniczną powieść Dostojewskiego. Żeby ci posłać cały świat w obrazku… Dopiero po powrocie z Ameryki, w roku 1856 wyłoży Norwid nową teorię opisu rzeczywistości, porównującą pióro do daugerotypu i postulującą podjęcie próby uniknięcia stylu. Jednak owoce tego sposobu myślenia o rzeczywistości i powołaniu pisarskim są obecne w twórczości autora Czarnych kwiatów już wcześniej. Z interesującego mnie w tym rozdziale okresu biografii No rwida pochodzi m.in. kilkustronicowy utwór Menego. Wyjątek z pamiętnika. Skojarzenie, prowadzące do podtytułu analizowanych przed chwilą opowiadań Dostojewskiego wydaje się uzasadnione, a sytuacja komunikacyjna w obu przypadkach podobna. Niemniej jest między tym tekstami też zasadnicza różnica koncepcyjna: Dostojewski – o czym pisałam wyżej – tworzy fikcyjnego narratora, „nieznajomego” autora notatek. Jak się wydaje, zabieg ten miał służyć przede wszystkim uwiarygodnieniu i obiektywizacji Strona | 70 prezentowanych opowieści. W przypadku Norwida jest inaczej. Tutaj instancją uwiarygodniającą jest – w domyśle – sam autor, to przecież z jego pamiętnika pochodzi ów „wyjątek”. 68 Z tym że strategia narracyjna przybrana przez Norwida jest odmienna od tej, na którą zdecydował się Dostojewski, choć obaj twórcy zdają się dążyć w podobnym kierunku. Bo też obu zależy na tym samym – na ukazaniu prawdy rzeczywistości, wskazaniu na pewne rządzące nią mechanizmy, nie okraszając ich prawie żadnym komentarzem autorskim. O Norwidowskim narratorze można bez wątpienia powiedzieć, że jest on poetą. Jednak jego poetyckie spojrzenie na świat, jego myślenie o świecie w kategoriach poetyckich – może paradoksalnie – nie zabiera rzeczywistości nic z jej natury. Tam [na Riva degli Schivoni], o jutrzni we mgłach, odpływają małe statki rybackie z tró jkątny mi żaglami latyńskimi, na których z b izancką surowością nakreślony bywa Marek święty, albo Piotr, albo Paweł, albo inny apostoł, i czyni wrażenie, że zeszedł z r i v y i odchodzi po falach … Tam, o południowy m świetle, wid zisz tajemn ice koloró w V e r o n e s a , T i n t o r e t t a , T y c j a n a … Turcy, Grecy, Ormianie i Słowianie ró żni, w strojach różnych, z różny m się akcentem przechadzają, na okręty swe patrząc. Tam, o blasku księżyca, znikają okręty w mro ku wielkim, a gdzie światło miesięczne wysrebrzy ło falę, lśniący topór, u gondoli dzioba przytwierdzony, profilem zębaty m się określa, potem wioślarz półnagi we frygijskiej czapce, potem budka kirem kryta z szybą kryształową, a potem znów drugi kształt wioślarza, a potem blask fali, skrzelą wiosła odepchniętej w światłość księżycową… i tak tam gondole przepływają. (VI, 167) Powyższy cytat został przytoczony z kilku względów. Po pierwsze, ta początkowa partia opowiadania wprowadza czytelnika w „bogaty”, bezpieczny krajobra z i łagodny nastrój. W drugiej kolejności szczególnie wyraźnie uwidacznia się w nim poetyckie i malarskie spojrzenie narratora, występujące w takim natężeniu, jakbyśmy mieli do czynienia z fragmentem prozy poetyckiej. A po trzecie – i chyba najbardziej zaskakujące – ten typ narracji i obrazowania zostanie utrzymany w całym utworze, niemalże do ostatniego zdania, w którym pojawia się zwięzła, celowo „bezbarwna” informacja o śmierci bohatera. Poetycki, malarski sposób przedstawiania rzeczywistości jest o tyle ważny, że na przestrzeni całego tekstu zostały rozsiane „znaki” w jakiś sposób zapowiadające rychłą śmierć znajomego narratora; a jeden z nich – rodzaj przejęzyczenia – został podniesiony do rangi tytułu noweli. Wydaje się, że znakiem najważniejszym, świadczącym o stanie ducha malarza B. jest obraz, nad którym właśnie pracował: 68 Por. na ten temat P. Lejeune, Pakt autobiograficzny, w: idem, Wariacje na temat pewnego paktu. O autobiografii, red. R. Lubas-Bartoszyńska, tłum. ro zd z. A. Labuda, Kraków 2001, s. 21-57. Strona | 71 Zacząłem też mały obraz, gd zie rybaka chcę zrobić z d ziećmi swymi, i chcę, żeby był wieczór, i żeby było widać, iż praco wał d zień cały, i chcę, aby rybak w ręku trzy mał u łowioną rze cz jedną… muszlą, wyciągając rękę, żebrał sobie. Taki obraz robię, i ju ż b liski, bliski swo jego zakończenia. (VI, 170) Na przestrzeni całego opowiadania zostają rozsiane wyjątkowo dyskretne znaki świadczące o tym, że sytuacja egzystencjalna rozmówcy narratora jest bardzo bliska stanowi rybaka z przytoczonego wyżej cytatu. Wydaje się, że w myśl sposobu prowadzenia narracji w Menego malowanie tego obrazu jest rodzajem projekcji własnego stanu ducha malarza. Szczególnie ważne w warstwie tekstowej tej ekfrazy jest ekspresyjne powtórzenie przymiotnika „bliski”. Jeśli prawdę o życiu najdokładniej można przedstawić za pomocą sztuki, to przystaje dziwić wybitnie poetycki, znaczeniowy styl tej narracji 69 . Jak wiadomo z późniejszych deklaracji twórczych Norwida, po zostających w kręgu Białych i Czarnych kwiatów oraz Milczenia, choć każdy szczegół (znak) rzeczywistości jest bardzo ważny, a ludziom dostępna jest jedynie metoda poznania świata „przez przybliżenie”, ponieważ „Jesteśmy w każdym zmyśle i rozmyśle naszym otoczeni kryształem przezroczystym, ale u-obłędniającym poglądy nasze”70 . Z metryk dołączonych do edycji Pism wszystkich Norwida dokonanej przez J. W. Gomulickiego można dowiedzieć się bardziej drastycznych szczegółów dotyczących samobójstwa malarza Tytusa Byczkowskiego. Okazuje się, że bohater opowiadania nie tylko utopił się, ale przed śmiercią także podciął sobie gardło, a jego ciało zostało odnalezione dopiero po kilku dniach71 . Norwid niewątpliwie pozostawał w posiadaniu tych wiadomości, jednak jego opowiadanie, pełne „cisz rozmaitych” z jednej strony „zmarmurza” postać malarza, a z drugiej – przekazuje czytelnikowi w tym szczególnym nekrologu te aspekty odejścia Byczkowskiego, które są ważne z duchowego punku widzenia. Wydaje się, że w tym miejscu jest widoczna jedna z najbardziej zasadniczych odmienności na płaszczyźnie porównania Norwid – Dostojewski. Psychika bohaterów pisarza rosyjskiego, którzy planują bądź popełniają samobójstwo, jest za każdym razem poddawana bezlitosnej, dokładnej analizie. Autora Biesów interesuje przede wszystkim to, którędy i w jaki sposób zło przenika do ich duszy. W jaki sposób ktoś jest niszczony duchowo przez innych bądź samego siebie. U Norwida nie sposób znaleźć tego rodzaju 69 Por. Do Nikodema Biernackiego. VI 227. 71 Zob. VII, 547. 70 Strona | 72 refleksji. Nie wynikało to – rzecz jasna – z faktu, że „o pewnych rzeczach się nie mówi”, tylko (jak się wydaje) z litości, ze współczującego spojrzenia na innych. Nie oznacza to, oczywiście, że nie ma w pismach Norwida elementu negatywnej oceny i krytyki społecznej – taki wniosek byłby rażącym przekłamaniem. Jednak w momencie, gdy w grę wchodzi prawdziwe, osobowe cierpienie obaj twórcy, których „odruchy” literackie są zasadniczo podobne, zupełnie się rozmijają. Norwid stwarza łagodny, personalistyczny dystans do przeprowadzać skrupulatną, opisywanego zjawiska, a Dostojewski zac zyna chirurgiczną analizę psychiki swoich bohaterów. Rozróżnienie to będzie w pełni widoczne na przykładzie realizacji gatunku tragikomicznego w Nocy tysiącznej drugiej oraz Cudzej żonie i mężu pod łóżkiem. Jaki komizm? Oba utwory (dramatyczny i prozatorski) zostały oparte na klasycznych założeniach komedii intrygi. Norwid opatrzył swój dramat konwencjonalnym podtytułem „Komedia w jednym akcie”, a Dostojewski umieścił na początku swojego opowiadania określenie pseudogatunkowe: „Wydarzenie niezwykłe”. 72 Zarówno tekst polski, jak i rosyjski opierają się przede wszystkim na klasycznym nieporozumieniu, będącym motorem akcji. Norwidowy Roger z Czarnolesia bierze podróżującą w towarzystwie doktora damę za swoją dawną ukochaną i aranżuje spotkanie z nią w niezwykłej scenerii. Z kolei główny bohater tekstu Dostojewskiego, wysoki urzędnik Iwan Andreicz w porywie ogromnej zazdrości o swoją żonę najpierw – nieświadomie – zwraca się o pomoc do jej kochanka, a następnie (w wyniku splotu rzeczywiście niezwykłych wydarzeń) ukrywa się wraz z owym kochankiem pod łóżkiem obcej kobiety. Zestawiane tu teksty łączy przede wszystkim nadrzędność klasycznego wątku komediowego zupełnie wyjątkowa na tle ówczesnej twórczości Norwida i Dostojewskiego. Jednak sposób jego eksploatacji jest w obu przypadkach całkowicie odmienny. Autor Nocy tysiącznej drugiej dokonuje licznych modyfikacji w obrębie 72 Na temat pokrewieństwie kształtu opowiadania i formy wodewilowej por. Sobranije soczinienij…, t. 2, s. 549. Strona | 73 pierwotnego schematu. Komediowa sytuacja porzuconego młodzieńca wyskakującego nagle z szafy, w celu ukarania niewiernej kochanki, zupełnie zaciera się w odbiorze za sprawą rozbicia pierwotnego schematu. Przyczyniają się do tego przede wszystkim liczne monologi poetyckie Rogera i Damy, w których z papierowych postaci komediowych wyłaniają się żywi bohaterowie, co przyczynia się do wyeksponowania wątku lirycznego. Forma lekkiej komedii w jednym akcie staje się dla Norwida pretekstem do ukazania dramatu osoby, której podstawowa forma ludzkiej godności została naruszona. To już nie przebiegła kara dla lekceważącej uczuc ia kochanki, ani nie romantyczny wątek niespodziewanego połączenia serc wysuwa się na plan pierwszy, lecz – jak pisała Zamącińska – „twarz człowieka cierpiącego”: Jeżeli zaś wydawało się J e j , że tym sposobem n a j ł a t w i e j będzie odpowiedzieć… to, zaprawdę, mo żna było t r u d n i e j s zy a sumienniejszy sposób wybrać… zasłuży łem na to jako człowiek… jak każdy człowiek… (IV, 104) Wydaje się, że przez zacytowany fragment wypowiedzi bohatera przeziera wizerunek podmiotu autorskiego o tym samym rodzaju wrażliwości, który jest odczuwalny chociażby w wierszu Italiam! Italiam! czy w Pierścieniu Wielkiej Damy. Zwłaszcza ten drugi kontekst wydaje się tu szczególnie istotny. Norwidolodzy nie uwierzyli w zakończenie tego dramatu, a Sławińska pisała w jego kontekście o „melancholijnym żarcie autora”. Szczęśliwemu zakończeniu Nocy można zaufać jedynie pod warunkiem, że ma się w pamięci autorską klasyfikację gatunkową dramatu oraz jego baśniowy tytuł. W przypadku opowiadania Dostojewskiego trudniej byłoby pokusić się o tego rodzaju refleksje. „Niezwykłe wydarzenie” początkowo zdaje się w pełni mieścić w konwencji opowiadania komicznego o cechach burleski. Zazdrosny mąż jest śmieszny i głupi, kochanek młody i cyniczny, a żona – przebiegła, ale przede wszystkim trochę taka, jakby jej wcale nie było. Wykorzystane przez Dostojewskiego różne rodzaje komizmu mają na celu przede wszystkim (o ile nie wyłącznie) rozbawienie czytelnika. Jednak, gdy się przyjrzeć dokładnie postaci Iwana Andreicza, pana w szopach, określanego przez żonę mianem Koko, widać w nim coś skrajnie żałosnego: Po chwili podjechała kareta; pani wsiadła. Pan w szopach przystanął; zdawało się, że nie ma sił się poruszyć, i bezmyśln ie patrzał na pana w bekieszy. Ten uś miechał się niezbyt mądrze. Strona | 74 I w innym miejscu: Ja nie mogę mówić, ekscelencjo. Na razie czekam, aż pan skończy… Słucham pańskich dowcipnych żarcików. A jeśli o mn ie id zie, ś mieszna to historia, ekscelencjo. Opowiem panu wszystko. Może się w ten sposób wszystko da wyjaśnić, chcę przez to powiedzieć: p roszę nie wo łać służby, ekscelencjo! n iech mn ie pan potraktuje w sposób godziwy … T o n i c , ż e m p o s i e d z i a ł p o d ł ó ż k i e m … n i e u t r a c i ł e m p r z e z t o g o d n o ś c i . [Podkreślenie moje – E. S.] (Cudza żona i mąż pod łóżkiem, s. 375, 396) Tragikomiczność tej postaci wynika przede wszystkim ze zderzenia w niej dwóch rodzajów uczuć: zazdrości, gniewu, rozpaczy i poczucia własnej godności, problemów z ostatecznym uwierzeniem w niewierność żony. Wielkich, potężnych uczuć, ogarniających Iwana Andeicza starczyłoby chyba na uwiarygodnienie postaci tragicznej powieści dziewiętnastowiecznej drugiej kategorii. Problem polega jednak na tym, że Koko jest podstarzały, otyły, siwiejący i łysiejący. Komiczne, groteskowe przedstawienie jego przygód odzwierciedla poniekąd obecne w kulturze europejskiej przekonanie o tym, że wielkie dramaty ludzi w pewien sposób małych wydają się zabawne. Nie sposób jednak byłoby przypisywać tego rodzaju przekonania samemu Dostojewskiemu. Wystarczy przywołać szereg „małych”, nieważnych, a jednak naprawdę tragicznych postaci powstałych pod piórem autora Słabego serca. Z jakiego sposobu myślenia o świecie wyrasta więc analizowane tutaj opowiadanie? Możliwe jest, że mamy tutaj do czynienia z próbą celowego, jakby karnawałowego odwrócenia zwykłej hierarchii rzeczywistości – z ukazaniem treści tragicznych w konwencji komicznej. Niemniej warto pamiętać o tym, że nawet jeśli intencja autorska była zgodna z powyższym rozumowaniem, to jednak pozostała ona głęboko ukryta. Nic nie wskazuje również na to, że to opowiadanie (które pierwotnie ukazało się w nieco odmiennym kształcie) zostało odebrane w głębszy, bardziej filozoficzny sposób przez publiczność dziewiętnastowieczną. 73 Jednak za głębszym, drugim znaczeniem Cudzej żony przemawia również to, że Dostojewski umieścił to opowiadanie w nieco zmienionym kształcie w edycji swoich utworów 1860 roku, a więc po kilkunastu latach trudnych doświadczeń było ono dlań w dalszym ciągu istotne. W przytoczonych wyżej cytatach pojawia się jeszcze jeden istotny aspekt znaczeniowy zbliżający twórczość Norwida i Dostojewskiego. Iwan Andreicz po 73 Por. Sobranije soczinienij…, t. 2, s. 549. Strona | 75 wyjściu spod łóżka cudzej żony w arcykomicznych okolicznościach zaczyna mówić o swojej godności ludzkiej. Szczególnie groteskowo i tragicznie zarazem brzmi ostatnie podkreślone przeze mnie zdanie – „To nic, żem posiedział pod łóżkiem… nie utraciłem przez to godności”. Ciekawe jest również, że bohater w tym miejscu mówi o godności w ogóle, godności osoby ludzkiej. Z kontekstu całego utworu bez trudu da się wyczytać, że zrozpaczony mąż jest również urzędnikiem p aństwowym dość wysokiej rangi. Jednak w tej – bądź co bądź – skrajnej dlań sytuacji nie powołuje się na piastowany urząd i związane z nim zaszczyty, ale mówi o swojej sytuacji egzystencjalnej człowieka w ogóle. Na tle przedstawianej przez Dostojewskiego mentalności urzędniczej carskiej Rosji jest to rozwiązanie dość wyjątkowe. Forma komediowa stała się dla Norwida i Dostojewskiego pretekstem do ukazania głębszych prawd o naturze człowieka, co wyraźnie wskazuje na odrzucenie przez obu twórców autotelicznej funkcji literatury humorystycznej czy prostego dydaktyzmu o rodowodzie oświeceniowym. Jednak mimo wprowadzania podobnych modyfikacji w obrębie schematu komicznego (bardziej wyraźnych u Norwida i mniej zauważalnych u Dostojewskiego) przyświecały im zasadnic zo różne cele. W Norwidowej Nocy tysiącznej drugiej otoczka komizmu jest wyjątkowo delikatna i łagodna. Tradycyjne chwyty humorystyczne nie są wymierzone w żadnego z bohaterów, traktowanych tu jakby z szacunkiem. Zgoła inaczej jest zbudowane opowiadanie Dostojewskiego. Choć jego bohater przeżywa nieco podobne rozterki jak Roger z Czarnolesia, to jednak jest on niewątpliwie śmieszny, a właściwie – nieustannie ośmieszany przez autora. Głęboka struktura Cudzej żony mieści się – oczywiście – w konwencji myśli humanitarystycznej, jednak (chciałoby się powiedzieć), że jest to struktura zbyt głęboka, praktycznie nieodczuwalna na poziomie wstępnej, poniekąd intuicyjnej lektury. * W tym miejscu dobiega końca chronologiczne przedstawienie początkowych etapów twórczości Norwida i Dostojewskiego. Rok 1849 dla pisarza rosyjskiego i 1853 dla polskiego poety stają się na płaszczyźnie biograficznej i literackiej momentem przełomowym. Dostojewski zostanie w tym roku osadzony w Twierdzy Pietropawłowskiej pod zarzutem prowadzenia działalności spiskowej, a Norwid – rozczarowany co do Starego Świata, postanowi rozpocząć życie na nowo w Ameryce. Strona | 76 Po tych trudnych doświadczeniach, przekładalnych na siebie jedynie w niewielkim stopniu, obaj twórcy powrócą do Petersburga i Paryża wewnętrznie ukształtowani. Dopiero wówczas można będzie spoglądać na ich dorobek literacki całościowo, analizując je jako spójne zjawiska. Przedstawione dotąd rozdziały miały na celu wskazanie źródeł, z jakich wywodzą się podstawowe aspekty działalności literackiej obu twórców; źródeł, w których należy szukać pierwotnego podobieństwa ich twórczości i jednocześnie momentów rozchodzenia się ich dróg literackich. Zarówno Dostojewski, jak i Norwid byli poniekąd zmuszeni do zmierzenia się z wcześniejszym dziewiętnastowiecznym dziedzictwem literackim. Zastanawiające jest, że obaj ostatecznie zwrócili się w kierunku kolażu literackiego, posługując się elementami rodzimej tradycji literackiej i tworząc nowe jakości. Jednak stopień strukturalnej i intertekstualnej komplikacji ich tekstów był tak znaczny, że nie spotkały się one z przychylnością krytyków. Szukając nowych sposobów kształtowania narracji obaj zwrócili się w kierunku opowieści pamiętnikarskiej. Niemniej mimo wyraźnych podobieństw konstrukcyjnych ich sposób spojrzenia na świat i mówienia o nim uległ zasadniczej dyferencjacji. Narrator Dostojewskiego – co jest szczególnie wyraźne na przykładzie Choinki i ślubu – staje się jedynie medium przekazującym pewien obraz rzeczywistości. Zabarwienie emocjonalne pojawia się wyłącznie w wypowiedziach bohaterów, a sposób konstrukcji świata przedstawionego wydaje się być w pełni neutralny. Ten sposób prowadzenia narracji staje w ostrej opozycji do rozwiązań preferowanych przez Norwida. Choć również i jego sposób mówienia o rzeczywistości jest w znacznym stopniu fotograficzny, to jednak na płaszczyźnie narracji zostaje wyraźnie zaznaczone, że jest to „fotografia artystyczna”, odzwierciedlająca stan ducha autora. Obok tematów traktowanych zupełnie serio pojawiają się we wczes nym dorobku Norwida i Dostojewskiego również wątki komediowe. I tutaj po raz kolejny mamy do czynienia z zastosowaniem podobnych rozwiązań strukturalnych, z których wynikają odmienne przesłania. Norwid przeprowadza zdecydowaną dekonstrukcję schematu komediowego, dokonując pogłębionej psychologizacji postaci i ukazując je w świetle personalistycznym. Dostojewski jest mniej delikatny wobec swoich bohaterów. Jego postaci są zarazem komiczne i żałosne, dzięki czemu zwykły schemat wodewilowy zamienia się pod piórem pisarza w tragifarsę. Strona | 77 Przedstawione w powyższym rozdziale chronologiczne, liniowe zestawienie najważniejszych nurtów ewolucji twórczości Norwida i Dostojewskiego jest – siłą rzeczy – niewyczerpujące. Zaakcentowane zostały jedynie te zjawiska, bez dokładnej obserwacji których, moim zdaniem, nie sposób zrozumieć podobieństw i różnic, mieszczących się w obrębie późniejszego, bardziej syntetycznego spojrzenia na świat obu pisarzy. Obok najważniejszych dla mnie nurtów istnieją także inne, ważne aspekty działalności twórczej Norwida i Dostojewskiego. Wymienić tu należy choćby niezakończone próby stworzenia dzieła wielopoziomowego, przedstawiającego różne warstwy rzeczywistości (Norwidowy poemat Ziemia i powieść Dostojewskiego Nietoczka Niezwanowa). Ekfrastyczne opisy polskiego poety i dyskretne próby spojrzenia na świat w sposób religijno-symboliczny rosyjskiego pisarza. Wymienione tu zagadnienia zostały pominięte w pierwszej części pracy przede wszystkim ze względu na to, że ich dojrzałe realizacje zaczną pełnić doniosłą funkcję dopiero później. Na marginesie powyższych rozważań pozostała również cała twórczość liryczna Norwida z omawianego okresu. „Uchybienie” to może być tłumaczone jedynie na drodze nieprzylegalności tej formy tworzywa poetyckiego do wyróżnionych przeze mnie obszarów refleksji komparatystycznej. W liryce Norwida już tego wczesnego okresu – obok wątków wywodzących się z przeżyć prywatnych – zaznacza się osobna antropologia, którą należy zestawić z późniejszymi dokonaniami twórczymi Dostojewskiego. Strona | 78 Zbliżenie pierwsze: kilka refleksji na temat rozmów literackich Głównym celem ukierunkowania metodologicznego, wykorzystanego w pierwszej części pracy (diachroniczne porównanie wczesnych okresów twórczości Norwida i Dostojewskiego), było przede wszystkim ugruntowanie celowości prowadzonego porównania oraz wskazanie na ważne, trudne do ostatecznego uchwycenia i nazwania pokrewieństwo dorobku artystycznego obu twórców. Obecnie chciałabym w sposób synchroniczny zestawić najważniejsze (w moim przekonaniu) aspekty rzeczywistości opisywanej przez obu pisarzy. * Refleksja nad sztuką i jej zadaniami jest z założenia wpisana w każdy rodzaj twórczości. Wyjątkowe znaczenie Norwida i Dostojewskiego dla rodzimych literatur odzwierciedla się także w ich konsekwentnie prowadzonym namyśle nad kształtem, znaczeniem i celami utworu literackiego. Już na wstępie należy jednak zaznaczyć wyraźną różnicę w sposobach prowadzenia tej refleksji. Dostojewski zaczyna publicznie eksplikować swoje sądy o sztuce dopiero po roku 1861, kiedy to po raz pierwszy udaje mu się zaistnieć na łamach prasy w roli krytyka literackiego. Jego opowiadania i powieści są przede wszystkim żywymi przykładami tego, w jaki sposób Strona | 79 rozumie pisarz rolę i zadania sztuki. Trudno byłoby doszukiwać się w nich fragmentów metatekstowych, narzucających czytelnikowi autoteliczny sposób lektury74 . Inaczej Norwid. Jego najlepsze, najbardziej autentyczne rozpoznania co do natury i przeznaczenia dzieła sztuki znajdują się właśnie w utworach literackich. Natomiast fragmenty dyskursywne autora Rzeczy o wolności słowa, poświęcone interesującej mnie teraz tematyce, są przede wszystkim – żeby użyć tu określenia Wacława Borowego – pełne „łamigłówek”, przez co bliżej im do szarad niż do opowieści o tym, co dla artysty najważniejsze 75 . Tę właściwość stylu Norwida doskonale obrazuje znana historia o nieudanej współpracy poety z mecenasem Adamem Potockim, dotycząca nie ukończonego dzieła – Sztuka w obliczu dziejów, w następujący sposób komentowana przez Gomulickiego: Pisząc o we słowa [list do Potockiego z zapewn ieniem ciąg łej pracy nad Sztuką…], Norwid był już całko wicie zniechęcony do swojej niewd zięcznej roboty, a przy tym pogrążony prawdopodobnie w pisaniu dialogów Promethidiona […]. (VII, 565) Chociaż na temat przyczyn ostatecznego zarzucenia przez poetę pisania traktatu, dotyczącego historii i teorii sztuki, oraz chronologii jego pisania powstało wiele domysłów, 76 najważniejszy wydaje się tu być trop jakby nieświadomie podsunięty przez samego Norwida w liście do Potockiego: Z dalszego rozwijan ia Syntetyki i mojego osobistego względem piszącej polskiej publiczności położenia wid zę, że trzeba będzie wydać ją bezimiennie, odejmu jąc nawet trzy litery pod dedykacją umieszczone. U m i e r a m z u p e ł n i e d l a p u b l i c z n o ś c i t e j j a k o i m i ę , j a k o p ió r o , j a k o p o e t y c z n o ś ć . I dla spokoju myśli, i dla d zieła, o który m s e r i o myślę i wciąż obrabiam lepiej – niezbędnie lepiej będzie. Z p o et y c zn o - lite r a c k ą p r zes zło ś c ią w ię c s ię żeg n a m, k o ń c zę . Piszę dalej i prakty kuję w sztuce, co teorii pomaga – co ją waruje nawet. (VIII, 104-105) Najbardziej zastanawiające wydaje się ostatnie z przytoczonych zdań. Widać w nim bardzo charakterystyczną dla poety trudność w oddzieleniu teorii od praktyk i, samej sztuki od pisania o niej. 74 Pewien wyjątek mogą tu stanowić opowiadania opublikowane przez Dostojewskiego w ramach Dziennika pisarza. Por. na ten temat: A. Kościołek, Utwory literackie w „Dzienniku pisarza”, w: eadem, „Dziennik pisarza” Fiodora Dostojewskiego. Próba monografii, Toruń 2000. 75 Oczy wiście w tym kontekście traktuję takie teksty poety, jak: Białe i Czarne kwiaty jako teksty przede wszystkim artystyczne, a dopiero w drugiej kolejności – teoretyczne. 76 Zob. Stefan Sawicki, Kiedy „Promethidion” został napisany? w: idem, Wstęp, do: Cyprian Norwid, Promethidion. Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem, wstęp i opracowanie Stefan Sawicki, Krakó w 1997. Strona | 80 Na przestrzeni całej twórczości Norwida można odnaleźć sporo fragmentów metaliterackich, często głęboko lirycznych. Wymienić tu wypada chociażby: Promethidiona, fragmenty Aktora, dyptyk Tyrtej. Za kulisami, Lapidaria, Fatum etc., etc. Z kolei w przypadku Dostojewskiego wypowiedzi metaliterackich należy szukać na kartach jego Dziennika pisarza oraz – przede wszystkim w jego zapisach brulionowych, odsłaniających warsztat twórczy autora Biesów. Na początek chciałabym wskazać kilka miejsc wspólnych w refleksji nad sztuką obu twórców, żeby następnie, w trakcie szczegółowego omawiania wybranych wypowiedzi literackich, pogłębić to zestawienie i wprowadzić w jego obręb pewne cienie. Zarówno dla pisarza rosyjskiego, jak i polskiego poety sztuka zajmuje jedno z najważniejszych miejsc w rzeczywistości doczesnej. Norwid wielokrotnie mówi o tym wprost, natomiast Dostojewski raczej unika bezpośrednich deklaracji tego rodzaju. Wydaje się, że dla niego waga sztuki i jej kardynalne znaczenie w życiu ludzkimi stanowi pewien rodzaj aksjomatu, coś tak oczywistego, że się o tym nawet nie wspomina. Z kolei autor Promethidiona czuje wyraźną potrzebę, żeby o tym znaczeniu sztuki przypominać. Sądzę, że ta postawa wynika z jednej strony z pragnienia zwrócenia czytelnikowi uwagi na wysoką rangę przekazu, z jaką ma on do czynienia, a z drugiej – z osobistej potrzeby pewnego rozgraniczenia Słowa natchnionego od słowa ku niemu prowadzącego. Słowa poetyckiego (które szczególnie w polskim romantyzmie polistopadowym momentami było niemalże podnoszone do rangi S łowa Bożego), od Słowa Wiecznego. Stąd też częste w twórczości Norwida definicje poetyckie, 77 określające pożądany status sztuki w życiu człowieka, takie jak: „[sztuka to:] chorągiew na prac ludzkich wieży”, „[sztuka to:] najwyższe z rzemiosł apostoła i najniższa modlitwa anioła” czy też „teatr to atrium spraw niebieskich”. 78 Ważnym aspektem – może mniej akcentowanym przez Dostojewskiego – jest tutaj przeświadczenie o tym, że każdy rodzaj sztuki (a więc nie tylko teatr czy literatura!) może pełnić rolę pewnego medium czy katalizatora w wewnętrznym dojrzewaniu człowieka do pełnego, głębokiego przyjęcia prawd nadprzyrodzonych. Ta sama – albo przynajmniej bardzo zbliżona – koncepcja roli i miejsca sztuki (w tym przypadku zwłaszcza sztuki słowa i może poniekąd ma larstwa) prześwituje z kart powieści Dostojewskiego. Wpisana w nie implicite koncepcja dzieła literackiego, jak 77 78 Por. na ten temat: T. Korpysz, Definicje poetyckie Norwida, Lublin 2009. Zob. ko lejno: III, s. 446 i IV, 370. Strona | 81 też sposobów jego odbioru, podobnie jak u Norwida, pozostaje w kręgu problematyki zbliżonej do sfery sacrum. Należy tu jednak zaznaczyć, że nie analizuję obecnie tego, czy i w jakim stopniu Norwid i Dostojewski byli „pisarzami religijnymi”. W przypadku polskiego poety, przy obecnym stanie badań, kwestia jego religijności „osobistej” i „literackiej” wydaje się być klarowna. Natomiast religijny wydźwięk pisarstwa Dostojewskiego – mimo licznych autorskich credo – w dalszym ciągu pozostaje w mojej opinii kwestią otwartą. Interesują mnie w danym momencie jedynie wyrażane możliwie wprost i n t e n c j e pisarskie autora Braci Karamazow. Zatem, obaj autorzy usiłują stworzyć taki rodzaj sztuki, która miałaby „podprowadzić” czytelnika ku prawdziwemu, także ponownemu odkryciu własnej natury duchowej. W tym punkcie można najdokładniej uzmysłowić sobie różnice twórczych temperamentów Norwida i Dostojewskiego. Polski poeta – poza krytyką pewnych negatywnych w jego mniemaniu postaw społecznych – okazuje się niezwykle subtelny. Jego utwory – bez względu na ich przynależność gatunkową – traktują chyba przede wszystkim o ludziach znajdujących się w sytuacjach trudnych i bo lesnych pod względem emocjonalnym i duchowym. Norwid ani przez chwilę nie próbuje zaprezentować całości zjawisk społeczno-polityczno-religijnie-ogólnych, częstokroć ukazuje bohaterów uniwersalnych (a więc nie tylko romantycznych czy polskich) w krytycznych momentach ich rozwoju duchowego à peu près, przez przybliżenie. W jego twórczości nie ma właściwie miejsca na drobiazgowe, chłodne analizy stanu ducha bohaterów czy podmiotu wypowiadającego się. Zamiast tego mamy do czynienia z rodzajem subtelnej i dokładnej ekspozycji, ukazaniem rzeczywistości duchowej i psychicznej podmiotu oraz jego wzajemnych relacji z Innym. Tylko w momentach bardzo szczególnych spotykamy się w pismach artystycznych Norwida z pełnym, do końca zrealizowanym dialogiem między dwiema postaciami, w którym mogłoby się znaleźć miejsce na jakiś rodzaj komentarza autorskiego (z taką sytuacją mamy do czynienia np. w Aktorze czy Kleopatrze i Cezarze). Z reguły jednak czytelnik Norwida staje się niemym świadkiem dialogu nieurzeczywistnionego, niemożliwego, co wynika z rozległej przestrzeni samotności egzystencjalnej, otaczającej poszczególne postaci. Tego rodzaju lektura uczy empatii. Kimś zupełnie innym pod tym względem okazuje się Dostojewski. W jego teatrze świata czytelnik niemalże od razu, bez pardonu, zostaje wrzucony w głąb najtrudniejszych, najbardziej bolesnych problemów egzystencjalnych i religijnych. Jego bohaterowie, wraz z całym swoim bagażem doświadczeń i przekonań, są poddawani Strona | 82 bezwzględnej konfrontacji z innymi, a czytelnik zostaje poniekąd zmuszony do „zstąpienia do otchłani” 79 lub wtrącony do „wilczego dołu zwątpienia” 80 . Wielu wybitnych czytelników Dostojewskiego pisało o trudnych przeżyciach związanych z „ognistym chrztem” zafundowanym im przez mistrza prozy rosyjskiej (a przecież lektura Norwida przynosi raczej pocieszenie) 81 , a w jednym z polskich czasopism konspiracyjnych okresu II wojny światowej, zostało powiedziane wprost: „[Norwid pomaga] oczyścić dusze nasze ze śmiecia”82 . Cel tego zabiegu artystycznego autora Biesów wydaje się ewidentny, a wypływa z apokaliptycznego żądania „bądź zimny albo gorący”83 . Na dodatek – inaczej niż ma to miejsce w twórczości Norwida – Dostojewski z reguły próbuje pozostać zupełnie bezstronny. Wypowiedzi stworzonych przezeń bohaterów są w bardzo dużym stopniu samodzielne, tak prawdziwe, że nawet chciałoby się określić je mianem szeregu samodzielnych, niełączących się ze sobą „wierszy lirycznych”84 . Co więcej, opisy postaci negatywnych i ich wypowiedzi częstokroć mogą się wydawać znacznie bardziej atrakcyjne pod względem literackim od analogicznych kreacji bohaterów określanych (zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami etycznymi) mianem pozytywnych. Ta szczególna właściwość pisarstwa Dostojewskiego sprawiła, że – mimo powszechnie akceptowanej wysokiej rangi jego twórczości – ma on tyluż wielbicieli, co osób jego pisarstwu niechętnych. Podobnie kształtuje się na gruncie polskim recepcja twórczości Norwida. Tyle że podział jego czytelników na gorących wielbicieli, obrońców i nieprzejednanych krytyków wynika z jeszcze innych przyczyn. O ile podstawowa trudność w lekturze Dostojewskiego zasadza się na poziomie etycznym, duchowym czy po prostu emocjonalnym, o tyle Norwid ma w stosunku do czytelnika o wiele więcej „wymagań wstępnych”. Czasem mówi się o nim, że jest po prostu niezrozumiały, trudny, nużący. 79 Por. P. Evdokimov, Gogol i Dostojewski czyli zstąpienie do otchłani, tłum. A. Kunka, Bydgoszcz 200. Określenie często używane w odniesieniu do twórczości pisarza rosyjskiego przez Ryszarda Przybylskiego. Po r. np. R. Przybylski, To jest klasycyzm, wstęp M. Janion, Warszawa 1978, s. 17. 81 Zob. np. Dostojewski dzisiaj. Ankieta przygotowana przez Zbigniewa Podgórca , „Znak”, nr 319-320 (1-2), 1981. 82 Cyt. za: P. M itzner, Biedny język. Szkice o kryzysie słowa i literaturze wojennej, Warszawa 2011, s. 171. 83 Zob. Ap 3, 15-16. 84 Właśnie w ten sposób określał twórczość Dostojewskiego Walery Briusow. Zob. na ten temat: S. Gindin, Nieosuscziestwljonnyj zamysieł Briusowa, „Woprosy Litieratury” 1970, nr 9, s. 193. Jeszcze inaczej kwestie liryczności pisarstwa Dostojewskiego postrzega Halina Brzo za: „Wszelako zagęszczona tkanka piętrzących się wydarzeń w utworach Dostojewskiego przy uważn iejs zy m wczytaniu się w tekst okazuje się tylko wierzchnią warstwą przekazu, najłatwiej uchwytną, a skutecznie maskującą inne systemy powiązań i wy ższe układy znaczeń, nastawione na sposób odczytywania właściwy raczej utworowi lirycznemu.” (H. Brzo za, Dostojewski. Myśl a forma, Łódź 1984, s. 16). 80 Strona | 83 Jednak ta właściwość Norwidowego stylu nie wynika raczej z niedyspozycji poetyckojęzykowych (jak z reguły twierdzono w jego epoce), 85 lecz bardziej z jego teorii dotyczących jasności i ciemności wypowiedzi. „Nie należy być o wiele jaśniejszym od przedmiotu” – nieco zagadkowo stwierdza poeta w Milczeniu, 86 a w autoapologicznym wierszu dodaje: „Podobne są i słowa me, o! człeku/ A Ty im skąpisz chwili marnéj”87 . Wynika stąd chyba przede wszystkim tyle, że aby móc dostrzec i docenić serwowane przez poetę wartości literackie i duchowe, trzeba najpierw trochę się napracować. * Zarysowane powyżej luźne spostrzeżenia najlepiej wybrzmią poparte żywą materią literacką, w tym przypadku krótką i wybiórczą analizą porównawczą dwóch fragmentów z Norwida i Dostojewskiego, najlepiej obrazujących przedstawione powyżej tendencje literackie obu twórców. Będą to fragmenty dialogów Aktora (akt II, s. 2., akt II, s. 3., ww. 291-359 oraz akt III, s. 1., ww. 62-104) i słynnej rozmowy Dymitra z Aloszą z Braci Karamazow 88 . Na wstępie zwraca uwagę konstrukcja przywołanych przeze mnie wyimków. W obręb wielkich dialogów kluczowych dla Aktora i Braci Karamazow zostają wplecione fragmenty innych dzieł literackich oraz opowieści tworzone przez bohaterów na bieżąco. Każdy z tych metaliterackich fragmentów jest ściśle sfunkcjonalizowany przez tekstowego autora-opowiadacza i ma „podprowadzić” jego adwersarza do konkretnego rozpoznania egzystencjalnego o możliwie najwyższej randze, w danym momencie jego rozwoju89 . 85 Zob. na ten temat: Norwid. Z dziejów recepcji twórczości, wybór tekstów, opracowanie i wstęp M. Inglot, Warszawa 1983. Stąd szczególn ie ro zd ział: Norwid a współcześni. 86 VI, 232. 87 II, 26. 88 Wypada może podkreślić, że celem poniższego porównania nie jest literalne zestawienie przywo łanych tekstów (zawartych w nich wątków, motywó w, rozpo znań światopoglądowych etc.), zresztą wydaje się, że w interesującym mnie przypadku takie porównanie okazałoby się bezowocne. Chodzi mi natomiast o ukazanie uniwersalnego, powtarzającego się nieustannie u obu twórców schematu budowania kluczowych dla danego utworu rozmó w po między protagonistami literackim oraz o to, w jaki sposób te rozmo wy literackie przybierają mo mentami postać quasi-dialogu międ zy autorem a czytelnikiem. 89 Na temat miejsca „wtórnych znaków” literackich w pismach Dostojewskiego pisała H. Brzo za: „Z kolei twórcze wy zyskanie poetyki rozd źwięku (wyrażającej się także w wielostylowości) w sztuce rosyjskiego prozaika polega często na tym, iż w zło żoną, wysoce skompliko waną strukturę narracyjną większych utworów epickich wplatają się mn iejsze zazwyczaj, lecz tworzące zakończoną całość i wyraźnie wyodrębnione formy epickie (rzad ziej liryczne), ujęte w kształt gatunkowy bądź to paraboli stylizowanych na przypowieści bib lijne, bądź też legend, noweli przygodowych i kry minalnych czy sentymentalnych powieści bulwarowych, których odrębny świat wewnętrzny, najczęściej upiększony i strywializowany, zdradza konstrukcję – według określenia Bachtina – homofoniczną. Dzięki swej zdecydowanej odrębności stylistyczno-kompo zycyjnej tego rodzaju «aplikacje» narracyjne, wmontowywane w całość strukturalną większej formy epickiej, oddziałują na świadomość odbiorcy w sposób podobny do zjawiska «obrazu w obrazie», a więc jako struktura szczątkowa, przekształcona Strona | 84 Kontekst fabularny tzw. Legendy o wielkim inkwizytorze90 oraz fragmentów rozmowy ją poprzedzających raczej nie wymaga przypomnienia. Być może nieco inaczej ma się rzecz w przypadku Aktora. Do spotkania dwóch protagonistów: hrabiego Jerzego i jego dawnego kolegi z ławy szkolnej, a obecnie wielkiego aktora i dyrektora teatru Gotarda Pszon-kina (lub „-keana”) dochodzi w momencie nagłego bankructwa hrabiego i nieuchronnie zbliżającej się ruiny jego dotychczasowego życia. Załamany widmem rozpaczy matki oraz opuszczenia siostry przez narzeczonego, Jerzy – w celu zyskania na czasie – zaczyna grać, pozorować całkowity spokój i stabilność finansową rodziny. Jednak ciężar tej gry aktorskiej staje się dla młodego hrabiego nie do zniesienia. Wtedy do akcji – jakby przez przypadek – wkracza Pszon-kin, który za pomocą mistrzowskiej gry aktorskiej próbuje uchronić Jerzego i jego rodzinę przez rozpaczą. Gotard − nie tylko znakomity aktor, ale też subtelny interpretator rzeczywistości, od pierwszego spojrzenia na Jerzego rozpoznaje głębię przeżywanego przezeń dramatu, zostaje też przypadkowym świadkiem fragmentu monologu hrabiego: „P o ł o ż e n i e t r a g i c z n e ”! – a moje? – a wasze? Dlatego że, sam grając, innych grą nie straszę, Dlatego że ma g łowa i serce powoli Przepękają, bez tętna, gdy słowa me liczę, Słysząc je, n im wypowiem, by minąć, co boli, I wid ząc wzrok mój prędzej n iż wy me oblicze! Dlatego że ku lisy zrobiwszy rucho me Przenoszę je i stawiam z tej lub owej strony – Dlatego wam są deski sceny niewido me I żyjemy jak w do mu … tylko do m – zmyślony. (IV, 368) Po rozpoznaniu stanu ducha hrabiego i aktualnego dlań metaforycznego ujęcia rzeczywistości, Pszon-kin rozpoczyna swoją grę. Aktor nie usiłuje wypytywać Jerzego o jego aktualny stan ducha czy finansów, ale prowadzi z nim rozmowę na tematy ogólnie, stopniowo przechodząc w swojej refleksji do rzeczywistości teatralnej oraz głośnego bankructwa domu aukcyjnego Glückschnell, będącego również źródłem klęski finansowej rodziny hrabiowskiej. Jerzy nie tylko akceptuje tę grę, ale też sam zaczyna w myśl odrębnej koncepcji twórczej w element nowej struktury artystycznej. Mamy więc w ty m wypadku ze specyficzny m zjawiskiem estetycznym, które B. Uspieński określa jako «spotęgowanie znakowości» opisu literackiego, ponieważ tego rodzaju przedstawienie w sztuce przestaje pełn ić funkcję prostego znaku u kazy wanej rzeczy wistości, a staje się «znakiem znaku».” (H. Brzo za, op. cit., s. 70). 90 Warto zwrócić pamiętać o tym, że Dostojewski nigdy nie o kreślał o mawianego tu frag mentu Braci Karamazow mianem „legendy”. W tekście oryginalnym występuje jedynie tytuł „Wielki ink wizytor”, natomiast z poprzed zającej go wypowied zi Iwana Karamazowa bezpośrednio wynika, że jest to „poemat”. Określenie gatunkowe „legenda” pochodzi więc wyłącznie od Ro zanowa. Strona | 85 w niej uczestniczyć. W dalszym ciągu odgrywa swoją dawną rolę aż do momentu, w którym prawdziwe uczucie ją rozsadza: GOT ARD […] Jerzy !… obrażasz we mn ie aktora-wielkiego, I poczciwego-człeka – grasz! lecz – bez metody. Obrażasz i kolegę, szkolny mó j kolego! Talent masz – sztuki n ie znasz… […] JERZY ściskając G o t a r d a Ty czytasz skin ienia, To wied z… ja nazbyt długo nie mó wiłem szczerze! (IV, 373-374) Gotard rozpoczyna wyraźne działania, mające pomóc Jerzemu w dokonaniu ponownego, głębszego rozpoznania rzeczywistości oraz odnalezieniu się w nowej sytuacji życiowej dopiero w chwili, gdy sam hrabia odsłania przed nim swoje uczucia i przeżywane dramaty, w pewien sposób prosząc go o pomoc. Aktor pragnie uchronić przyjaciela przed działaniem mechanizmów autodestrukcyjnych i wspomóc go psychicznie w sposób najlepszy dla rozwoju jego osobowości. Zdaje się, że widać w tym rodzaju działania przebłyski tak – skąd inąd – ważnej dla Norwida majeutycznej metody Sokratesa. Zupełnie inna metoda postępowania z rozmówcą zostaje wybrana przez Dostojewskiego dla Iwana Karamazowa. Bohater, pragnie „wyspowiadać się” przed młodszym bratem, ale w nie mniejszym stopniu – olśnić go swoim cierpieniem i własną wizją rzeczywistości, w sposób oczywisty szkodliwą dla Aloszy. Czeka, aż nadejdzie ku temu odpowiedni moment, aż napięcie emocjonalne – spowodowane oczekiwaniem nowicjusza na pełnowymiarowe spotkanie z bratem – stanie się wręcz nie do zniesienia. Na początku rozdziału Bracia się poznają Iwan przemawia w następujący sposób: Widziałem, jak przez te trzy miesiące patrzałeś na mnie, w two ich oczach było jakieś nieustanne oczekiwan ie, a ja tego właśnie nie znoszę i dlatego nie zbliżyłem się do ciebie. A le w końcu nauczyłem się ciebie szanować: jednak, powiedziałem sobie, mocno stoi na nogach ten człowiek. P r z e c i e s t o i s z m o c n o , c o ? A takich ludzi bard zo lubię, bez wzg lędu na to, na czy m stoją, choćby to nawet byli tacy malcy jak ty. W końcu przestał mnie irytować twó j wyczeku jący wzro k, owszem, polubiłem wreszcie ten twój wyczeku jący wzrok. Ty, Alosza, kochasz mnie, zdaje się, n ie wiem zresztą za co? […] Widzę, że jesteś w jakimś natchnieniu. Strasznie lubię takie profession de foi z ust takich … nowicjuszów. Twardy z ciebie człowiek, Aleksy. Czy to prawda, że rzucasz monastyr? (Bracia Karamazow, s. 273, 275. Podkreślenie moje – E. S.) Strona | 86 W tym miejscu Iwan mówi niemalże w sposób otwarty o swoich uczuciach i zamiarach względem brata. Młodość i naiwność Aloszy oraz jego mocne podstawy światopoglądowe wydają się Iwanowi w tym samym stopniu fascynujące, co śmieszne. Bohater jednocześnie pragnie podważyć je i żywi nadzieję, że mu się to nie uda. Niemniej jakiś wewnętrzny mechanizm stanowczo popycha go do przeprowadzenia na duszy brata pewnego rodzaju eksperymentu. Korzystając z ogólnego sądu o sposobie prowadzenia rozmów przez Rosjan, a zwłaszcza przez młodych przedstawicieli tego narodu – „żółtodziobów”, Iwan natychmiast przechodzi do mówienia na tematy zasadnicze:91 „No, więc powiedz, od czego zaczniemy, powiedz sam. Od Boga? Czy istnieje Bóg, co?” (s. 279) Wydaje się, że podstawową metodą perswazji, którą posługuje się Iwan w trakcie tego spotkania, jest emocjonalne nacechowanie wypowiedzi, wyeksponowanie cierpienia mówiącego. Naczelną tezę, forsowaną przez Iwana w te j części rozmowy (jeszcze przez wygłoszeniem Legendy o wielkim inkwizytorze) można by streścić następująco: obecne na świecie cierpienie, a zwłaszcza cierpienie niezawinione (dziecięce) jest – podobnie jak i cały świat – dziełem Boga lub przynajmniej jest przez tego Boga dopuszczane. A więc jeśli Bóg istnieje i pozwala (w jakimś celu) na zadawanie bólu istotom niewinnym i bezbronnym, oznacza to, że jest On „nieludzki”, niezrozumiały dla człowieka, niepojęty w swoim okrucieństwie. Przed wygłoszeniem tej finalnej tezy, z którą ostatecznie Alosza musi się zgodzić, Iwan próbuje się usprawiedliwić: – Czy zechcesz mi objaśnić, dlaczego „nie przy jmu jesz świata” – zapytał Alosza. – Oczywiście, że objaśnię, to żaden sekret, i do tego właśnie zmierzałem – odparł Iwan. – Nie chcę ciebie zgorszyć, drogi braciszku, ani zepchnąć cię z two ich podstaw. Może przeciwnie, sam pragnąłbym u zdrowić się tobą. (Bracia Karamazow, s. 281) Parę stron dalej Iwan dodaje: „Męczę cię, Aloszka, jesteś jakby nieswój. Jeśli chcesz, to przestanę. – To nic, ja też chcę cierpieć! – wyszeptał Alosza” (s. 288). W tej ostatniej wypowiedzi najmłodszego Karamazowa widać dokładnie, że nie idzie tu już o pragnienie poznania brata czy rodzaj empatii, a o ziarno buntu egzystencjalnego, buntu 91 Warto zwrócić uwagę, że ten sposób prowadzenia ro zmo wy jest początkowo trakt owany przez Iwana w sposób ironiczny: „Niech się świat kłopocze o co chce, my, żó łtodzioby, musimy przede wszystkim rozstrzygnąć nasze odwieczne pytania. Cała młoda Rosja rozprawia tylko o odwiecznych kwestiach.” (s. 278). Strona | 87 życia przeciwko jego istocie. Kolejne wypowiedzi Aloszy (uznanie potrzeby kary śmierci czy odmowa zgody na „gmach szczęścia zbudowany na cierpieniu jednej zamęczonej istotki”) wyraźnie pokazują, że wir zwątpienia wciąga go coraz bardziej, co Iwan kwituje okrzykiem: – Brawo! – zawołał w jakimś zach wycie Iwan – brawo! Jeżeli tyś to powiedział… Ty, pustelniku! A widzisz, jaki to szatan czai się i w t woim serduszku, Aloszka Karamazow! (Bracia Karamazow, s. 289) Koronnym argumentem, pozwalającym na akceptację przebaczenia nawet największego zła pozostaje jednak w sercu młodszego brata niewinna ofiara Chrystusa. […] odezwał się naraz A losza i oczy mu zabłysły – pytałeś przed chwilą, czy jest na świecie Istota, która by mogła i miała prawo przebaczyć. Ale Istota taka jest i Ona mo że przebaczyć wszystkim i wszystko i z a w s z y s t k o , bo Sama oddała swoją niewinną krew za wszystkich i za wszystko. Zapomniałeś o Nim […]. (Bracia Karamazow, s. 292) Jednak – co też było do przewidzenia – Iwan wcale nie zapomniał, a potwierdzenie pamięci o Nim i szczególnego spojrzenia na postać Chrystusa należy do najbardziej znanych kart literatury powszechnej. Ze wszystkich czytelników Dostojewskiego najpoważniej ten fragment potraktował wspominany już w przypisie Rozanow. Kształt jego książki o Wielkim inkwizytorze przypomina i strukturalnie, i poniekąd merytorycznie sposób pisania komentarzy do Pisma Świętego. Z powodu istnienia tak poważnego i wyczerpującego studium pozwolę sobie w tym miejscu pominąć szczegółowe rozważania na temat zawartości wygłoszonego przez Iwana „poematu” i przejść do kwestii dla mojej refleksji zasadniczej, czyli tego, jakie wrażenie wywarła ta opowieść na Aloszy: Alosza zaś, niezwykle wzburzony, słuchał brata w milczeniu. W iele razy chciał mu przerwać, lecz hamował się i milczał. A ż wreszcie wybuchnął. – Ależ… to niedorzeczność! – zawo łał oblewając się ru mieńcem […] I zresztą nie mógł istnieć na świecie taki wy myślony człowiek jak twó j in kwizytor. […] Kiedy to było? Znamy jezu itów, mó wią o nich bardzo źle, ale czyż są tacy jak u cieb ie? Z u p e ł n i e s ą i n n i , z u p e ł n i e i n a c z e j … […] Twój cierp iący in kwizytor jest wyłączn ie two rem fantazji… (Bracia Karamazow, s. 309-310. Podkreślenie moje – E. S.) Powyższe fragmenty przejawu buntu najmłodszego Karamazowa zostały dobrane z myślą o pokazaniu sposobów jego obrony przed zawartym w poemacie Strona | 88 przesłaniem. Alosza próbuje zmierzyć się z nim tak, jakby był historią prawdziwą (a nie utworem literackim) – czyta go w sposób naiwny i próbuje racjonalizować. Artystyczne, literackie walory opowieści Iwana zostają przezeń zepchnięte na zupełny margines, stają się niedostrzegalne. Kierowany „duchowym instynktem samozachowawczym” bohater próbuje odrzucić szczególnie mocne działanie słowa artystycznego, a w pewien sposób – i poetyckiego. Na plan pierwszy wysuwa się tutaj rozpaczliwe przekonanie Aloszy, że „to nie tak, że to zupełnie inaczej”. Jednak z braku odpowiednich narzędzi (a może i sił) bohater nie jest w stanie wytłumaczyć Iwanowi, „jak jest naprawdę”, miast tego w pewnym momencie ucieka s ię nawet do argumentu ad personam: „Może ty sam jesteś masonem! – wyrwało się naraz Aloszy. – Nie wierzysz przecie w Boga […]” (s. 311). Ostatecznie Aloszy udaje się uciec, a nawet odnieść pewien rodzaj zwycięstwa nad starszym bratem i przeciwnikiem92 . Jednak – jak to bezpośrednio wynika z dalszych fragmentów powieści – słowa Iwana jeszcze długo będą wracały do Aloszy. Niewątpliwie poemat Wielki inkwizytor jest najmocniejszym akcentem Braci Karamazow zarówno pod względem literackim, jaki i ideowym. Opowieść ta w bardzo znacznym stopniu ciąży nad wymową całości utworu. Zgoła inaczej pod tym względem prezentuje się opowieść zawarta w Aktorze. Dzieje Hildegundy i jej ukochanego Gonzalesa, to sensacyjna historia miłosna stworzona na poczekaniu przez Gotarda, która została ściśle sfunkcjonalizowana pod względem fabularnym. Jest ona transpozycją losów Elizy, która ma dopomóc bohaterce we właściwym rozpoznaniu jej własnej sytuacji egzystencjalnej. Ważny jest również rodzaj oszustwa, którego musi dopuścić się aktor, by w ogóle zostać wysłuchanym przez hrabiankę. Otóż wyrzeka się on na chwilę własnej tożsamości i zakłada maskę „finansisty”, barona Szychwica, pochodzącego ze starożytnego rodu arystokratycznego. Niezwykle zajęta persona, która ma na oku coś „ekstra-poważnego” (zgodnie z sądem Hrabiny- matki), postanawia jednak w oczekiwaniu na swojego kontrahenta Jerzego zabawić jego siostrę barwną opowieścią o historii miłosnej, która wstrząsnęła 92 Por. „A losza patrzy ł na n iego w milczeniu. – Ja, bracie, wy jeżdżając myślałem że na cały m świecie mam przynajmn iej choć ciebie jednego – odezwał się nagle z n iespodzianą serdecznością Iwan – lecz teraz widzę, że i w two im sercu nie ma dla mn ie miejsca, mó j drogi pustelniku. Nie wyrzeknę się formuły »wszystko dozwolone«. No i co, wobec tego ty się mnie wyrzekn iesz czy tak? Alosza wstał, podszedł doń i nic nie mó wiąc pocałował go delikatnie w usta.” (Bracia Karamazow, s. 313). Strona | 89 całym światem finansowym. Otóż piękna infantka Brunszwiku, Hildegunda, może zostać porzucona przez swego narzeczonego Dona Gonzalesa da Kuba ze względu na jej pozorowane bankructwo. Słuchając tej nieskomplikowanej – a jednocześnie perfekcyjnie wpasowującej się w ówczesną wrażliwość – opowieści Eliza ma możliwość z jednej strony – wczuć się sytuację pięknej infantki (będącą w istocie odzwierciedleniem jej własnego losu), a z drugiej – dokonać właściwej oceny moralnej postępowania wszystkich bohaterów. Rozpoznanie to ma, naturalną koleją rzeczy, ułatwić jej w przyszłości własne odnalezienie się w sytuacji, kiedy to najprawdopodobniej zostanie opuszczona przez aktualnego narzeczonego – Erazma. Ta dramatyczno-komediowa scenka odegrana dla jednego widza w doskonały sposób egzemplifikuje metodę twórczą Norwida, a zwłaszcza teatralny aspekt jego twórczości. W Aktorze pojawia się jeszcze jeden wyjątkowo znaczący fragment poetycki, skupiający się wokół cytatu z najbardziej znanego monologu Hamleta. Otóż w momencie najwyższej rozpaczy hrabia Jerzy sięga po tragedię Szekspira i rozpoczyna jej głośną lekturę: Być albo n ie być? oto zapytanie, Czyli jest zacniej, skoro duch się kłoni, Niż kiedy w pełny m złego oceanie Złemu zaprzecza, n ieszczęściu się broni?! * Umrzeć? – to zasnąć – skoro więc przez spanie Można ukrócić cierpień sto tysięcy Nie ro złączonych od życia i ciała – Końca takiego – och! – chcieć najgoręcej!… * Lecz u mrzeć, zasnąć… to śnić! – oto cała Trudność – – w śnie onym có ż bo dziać się musi? Gdy wy zwo lonym duch z rzeczywistości – To ta zaprawdę wątpliwość nas kusi, Stając się źródłe m długo-żywotności. * Inaczej, któż by znosił wieku wzgardę Lub chłosty jego – ? – niepoczciwość ludzi – Naciski du my obrażonej harde, Miłość, co na to, by odepchnąć łudzi – Odwłoki sądów i sądów formuły – I to, przeciwko czemu duch się wzdryga: Nieczułość, w miarę ileś ty jest czuły – ––––––––––––––––––––––– Jeżeli sztylet to wszystko ro zstrzyga? – Po przestanku Jeżeli sztylet to wszystko ro zstrzyga?! (IV, 406-407) Strona | 90 Zacytowany monolog poetycki pełni w dramacie znaczenie podwójne: jest on jednocześnie pokazaniem kunsztu aktorskiego Jerzego oraz bezpośrednim, niebezpiecznym przeniesieniem przez bohatera rzeczywistości sztuki na aktualną sytuację życiową. Zaaranżowana przez Norwida recytacja staje się tym samym otwartym rozważaniem możliwości popełnienia samobójstwa. Tę podwójność sytuacji doskonale dostrzega Pszon-kin. Z troski o przyjaciela postanawia jednak nie rozważać na głos stanu ducha hrabiego. Zamiast tego – udając niezrozumienie całego zajścia – zajmuje jego uwagę nie cierpiącymi zwłoki sprawami aktualnymi. * Powyższe zestawienie metod prowadzenia rozmowy i docierania do najgłębszych pokładów psychiki adwersarza w twórczości Norwida i Dostojewskiego miało w pewien sposób, na zasadzie „przybliżenia” pokazać sposób kształtowania skierowanych do czytelnika przekazów etycznych, religijnych czy też psychologicznych w dziełach obu twórców. W p ie r w s z y m „ r z u c ie ” k o mp a r a t y s t y c z n y m N o r w id – D o s t o j e w s k i u d e r z a j ą c a j e s t t a r ó ż n ic a w s p o s o b a c h p r e z e n t a c j i c z y t e ln ik o w i n a j w a ż n ie j s z y c h treśc i l i t e r a c k ic h . Subtelność, delikatność Norwida w podejściu do cudzego (nawet literackiego) cierpienia wydaje się – szczególnie w tym zestawieniu – wręcz zdumiewająca. Chciałoby się w tym miejscu powtórzyć jedną z wypowiedzi Gotarda: „Trzeba umieć łzy cenić, gdy się łzy wyciska…” (IV, 371). Dostojewski podejmuje próbę wyciągnięcia na światło dzienne „człowieka z podziemia” w całej jego okazałości. Autor Idioty bezpośrednio, z ogromną odwagą przechodzi do kwestii najbardziej dla ludzkości istotnych, w pewien sposób zmusza czytelnika do przyjmowania rozmaitych postaw etycznych, każe mu ponownie zmierzyć się z najtrudniejszymi i najbardziej podstawowymi pytaniami egzystencjalnymi. Nieprawdziwe byłoby jednak stwierdzenie, że pisarz rosyjski pozostawia swojego odbiorcę z tymi problemami w zupełnej samotności. Jedna z najbardziej dokładnych czytelniczek autora Biesów w następujący sposób pisała o pocieszającym, łagodzącym i dającym nadzieję aspekcie pisarstwa Dostojewskiego: […] ta gran ica w twórczości Dostojewskiego, gdzie obrazy stają się wizerunkami, gdzie jego wieczne dążenie do pozio mu innej, prawd ziwej realności przybiera kształty w tkance tekstu Strona | 91 artystycznego. Samo to wcielenie okazuje się kanonicznym, to jest, za pośrednictwem słowa tworzy się nic innego, ja k wizerunek prawosławny, ikona. Wydaje się, że właśnie z tą realnością w sposób niewidzialny, podskórnie obecną w utworach Dostojewskiego i jest związane to, że ci, który czytali i polubili Dostojewskiego w bardzo i bardzo wielkiej liczbie okazali się w następstwie lektury jego powieści osobami n ie po prostu nawróconymi na jakąś abstrakcyjną „duchowość”, ale ludźmi prawosławny mi, należący mi do Cerkwi 93 . 93 T. Kasatkina, O tworiasziej prirodie słowa. Ontologicznost’ słowa w tworcziestwie F. M. Dostojewskogo kak osnowa „riealizma w wysszem smyslie”, Moskwa 2004, s. 224. Tłu maczenie mo je – E. S. Strona | 92 Zbliżenie drugie: między ikoną i obrazem (czyli zagadnienie ikoniczności w pismach Norwida i Dostojewskiego) Bez większej przesady można stwierdzić, że zarówno u Norwida, jak i u Dostojewskiego najważniejsze elementy akcji głębokiej mieszczą się na dwóch poziomach konstrukcji dzieła. Pierwszy z nich należało by określić mianem „ik o n ic z n e g o s ło w a n a r r a t o r a ”, opartego na Ingarednowskiej warstwie wyglądów przedmiotów przedstawionych, a w istocie będącą wskazaniem na rodzaj „drugiej przestrzeni” (w rozumieniu Miłosza); przestrzeni, w której specyficznie zbudowany obraz świata przedstawionego staje się w istocie znakiem wiecznej przestrzeni duchowej 94 . 94 Czesław Miłosz, w wierszu Druga przestrzeń, opisuje to zjawisko z perspektywy współczesnej: „Jakie przestronne niebiańskie pokoje! Wstępowanie do nich po stopniach z powietrza. Nad obłokiem rajskie wiszące ogrody. Dusza odrywa się od ciała i s zybuje, Pamięta, że jest wysokość I jest niskość. Czy naprawdę zgubiliś my wiarę w drugą przestrzeń? I znikło, przepadło i Niebo, i Pie kło? Bez łąk pozaziemskich jak spotkać Zbawienie? Gd zie znajd zie sobie siedzibę związek potępionych? Płaczmy, lamentujmy po wielkiej utracie. Porysujmy węglem twarze, ro zpuszczajmy włosy. Błagajmy, niech nam będzie wrócona Strona | 93 Drugim, d ia lo g o w e , zasadniczym zrębem konstrukcji utworów obu twórców jest ik o n ic z n e s ło w o b o h a t e r ó w , będące – w myśl poetyki semiologicznej – znakiem, hieroglifem samego siebie 95 . Takie spojrzenie na słowo bohaterów literackich sprawia, że przejmuje ono status podmiotowy: mimo że pozostaje w dalszym ciągu uwikłane w bezpośredni kontekst narracyjny, jednocześnie nabiera odrębnego, niezależnego charakteru semantycznego i aksjologicznego 96 . Ten ostatni wątek myślowy jest bezpośrednio związany z zagadnieniem wielogłosowości poezji Norwida i dialogowości prozy Dostojewskiego, którym jednak chciałabym omówić w innym miejscu. Literacka ikonografia przestrzeni Obecność obrazu i ikony (rozumianej jako prawosławny ob raz sakralny) w świecie literackim obu pisarzy stała się w ostatnich latach kwestią ewidentną. Badacze dorobku twórczego Dostojewskiego wskazują nie tylko na obecność ikon i obrazów (zarówno religijnych, jak i świeckich) w warstwie fabularnej jego powieści, ale też budują refleksję nad przesłaniem dzieł autora Łagodnej, zbliżonym do semiotycznego sposobu pisania prawosławnych ikon, przyczyniających się do sakralizacji świata przedstawionego i nadania przesłaniu tekstów Dostojewskiego wymiaru zbliżonego do sfery sacrum 97 . W literaturze przedmiotu poświęconej Norwidowi coraz częściej i głośniej mówi się o ekfrastycznym wymiarze jego twórczości. Ważne stają się tutaj nie tylko ekfrazy bezpośrednie, będące po prostu tekstową eksplikacją dzieła sztuki malarskiej, Druga przestrzeń”. (Cz. Miłosz, Druga przestrzeń, w: idem, Wiersze wszystkie, Kraków 2011, s. 1217. 95 Zob.: „[…] wyrażenia cudzysłowowe [literacka oratio recta – E. S.] mają charakter ikoniczny, odwzorowu ją same siebie. Są to wyrażenia języko we, czy li wyrażenia, od których normalnie o czekujemy dominującego charakteru symbolicznego, ale objęte cudzysłowem stają się hieroglificznym odbiciem samych siebie, stają się ikonami w najściślejszy m znaczeniu tego słowa. Pod tym wzg lędem wyrażenia cudzysłowowe są diametralnie ró żne od innych wyrażeń języ kowych, od tych samych wyrażeń nie objętych cudzysłowem.” (M. R. Mayenowa, Poetyka teoretyczna. Zagadnienia języka, Wrocław 1979, s. 148). 96 Por. na ten temat M. Bachtin, Polifoniczna powieść Dostojewskiego. (Zarys problemu) , op. cit., ro zdz. Typy słowa prozatorskiego. Słowo u Dostojewskiego. 97 Por. H. Bogart, Proizwiedenija izobrazitelnogo iskusstwa w tworciestwie Dostoejwskogo, Nowy Jork 1998. V. Lepahin, Ikona v tworciestwie Dostojewskogo, w: Ro man F. M. Dostojevskogo „Idiot”. Sowriemennoe sostojanije izucienija, red. T. A. Kasatkina, Moskwa 2001. J. L. Sediakov, O ikonie (obraze) v tworciestwie Dostojewskogo, w: Poetika Dostojewskogo. Stat’ji i zamietki, Ryga 2007. Strona | 94 ale i obrazowanie malarskie (również w odniesieniu to wizerunków sakralnych) zawarte w tekstach polskiego poety. Zarysowana powyżej zbieżność predylekcji literackich Norwida i Dostojewskiego wydaje się nieprzypadkowa. Obaj twórcy dążyli do ukazania głębszego, duchowego wymiaru rzeczywistości. Zapewne do tego też okazała im się niezbędna tematyka malarska: przecież Norwid wielokrotnie podkreślał granice możliwości sensotwórczych słowa (myślę tu przede wszystkim o refleksach poety na temat „wygłosu” i przemilczenia), a dla Dostojewskiego, zakorzenionego we wschodniej tradycji duchowej i pragnącego ukazać w swoich powieściach „realizm w wyższym sensie” ten rodzaj poetyki wydaje się zupełnie naturalny 98 . Wiele bezpośrednich tekstowych ekfraz Norwida zostało już szczegółowo opisanych. Z jednej strony badacze zwykli mówić o wyjątkowej intuicji plastycznej autora Quidama i jego predylekcji do stwarzania opisów dzieł sztuki plastycznej, z drugiej – w badaniach nad Norwidem zwraca się czasem uwagę także i na jego malarski sposób opisu rzeczywistości, popularny w romantyzmie, ale już nieco odmienny od klasycznej ekfrazy tekstowej 99 . Podobnie rzecz ma się w przypadku badań nad spuścizną Dostojewskiego. Z tą tylko różnicą, że momenty ekfrastyczne i w ogóle obecność na zasadzie fabularnej obrazów i ikon w świecie przedstawionym jego powieści należy do sprawdzonej tradycji badawczej, a szczególny sposób tworzenia ikon słownych jest stosunkowo nowym pomysłem w badaniach nad jego powieściami. Użyję jednak zestawienia mniej oczywistych obrazów słownych pojawiających się w twórczości obu pisarzy: w Czarnych i Białych kwiatach Norwida oraz obrazach zamykające tzw. „pięcioksiąg” Dostojewskiego, a będących – w istocie – bezpośrednim nawiązaniem do semantyki poszczególnych ikon. Kasatkina opisuje obecność ikon w powieściach Dostojewskiego w sposób następujący: To wyjście w postaci skoncentrowanej zostało wykorzystane w epilogach powieści „wielkiego pięcioksięgu”. Rzecz polega na tym, że przynajmn iej cztery spośród pięciu powieści kończą się pewnego rodzaju „ikonami”. W ogólnym zarysie, mówiąc o zwrocie na ostatnich stronach do Ewangelii, mo żna powiedzieć, że prawie wszystkie powieści jakby mają na swojej ostatniej stronie (ju ż poza tekstem) wizerunek Chrystusa Pantokratora. […]. Ale „ikony” rozmaitych akcji są obecne i jakby narysowane 98 Por. na ten temat : D. Jewdokimo w, Człowiek przemieniony. Fiodor M. Dostojewski wobec tradycji Kościoła Wschodniego, Poznań 2009, s. 40-49. 99 Por. na ten temat: np. Poeta i sztukmistrz. O twórczości poetyckiej i artystycznej Norwida , red. P. Chlebowski, Lub lin 2007; lub: Norwid – artysta. W 125. rocznicę śmierci poety, red. K. Trybuś, W. Ratajczak, Z. Dambek, Poznań 2008; lub: A. Melbechowska-Luty, Sztukmistrz. Twórczość artystyczna i myśl o sztuce Cypriana Norwida. Warszawa 2001; lub D. Pniewski, Między obrazem i słowem. Studia o poglądach estetycznych i twórczości literackiej Norwida , Lublin 2005. Strona | 95 przez sam tekst epilogów. Jeśli mówić o tym, co jest widoczne na pierwszy rzut oka, jeszcze przed rozpoczęciem analizy (i przy okazji rozpocząć od rzeczy najmn iej ewidentnych), należy wskazać na ikonę Piszącego Ewangelisty w ep ilogu powieści Młodzik (przy czy m, najp rawdopodobniej, będzie to ikona św. Jana dyktującego uczniowi). W epilogu Biesów – wizerunek trzech niewiast przy grobie Pańskim. W epilogu Zbrodni i kary – ikona Bogarodzicy (analiza wy każe, że szczególnego pochodzenia). W epilogu Braci Karamazow – najprawdopodobniej – ikona komunii apostołów. I tylko powieść Idiota – na pierwszy rzut oka – jest pozbawiona takiego finalnego obrazu ikonicznego (później zobaczy my, że to nie zupełn ie tak). Zresztą ta powieść pozostawia po lekturze wrażen ie największego ciężaru i braku wyjścia, co jest bardzo dziwne, jeśli wziąć pod uwagę, że właśnie tu Dostojewski ukazał „pozytywnego, wspaniałego człowieka” . Zresztą pewien obraz w zakończen iu Idioty jednak został odtworzony (chociaż i transformowany później w prawd ziwą ikonę). To – jak mo żna się domyślać – Chrystus Holbeina.100 Z kolei w przypadku Norwida w punkcie wyjścia chciałabym posłużyć się ustaleniami poczynionymi przez Cysewskiego: Czarne i Białe kwiaty ze zdu miewającą finezją artystyczną „przenoszą” znaczenie słów w całkiem inny wy miar semantyczny; odkrywają g łębię i siłę tkwiące w zdarzeniach i rzeczach najbard ziej powszednich; sugerują istnienie związków i analogii między rzeczami i zdarzeniami, które z ra cjonalnego punktu widzenia nic wspólnego z sobą mieć nie powinny; na różne sposoby przekazują „zanurzenie” zwyczajności w jakimś tajemniczy m, może nawet swoiście mistyczny m wy miarze życia; z „żadnej myśli nie określających słów” budują symbol i parabolę, „bezmowne chwile dramy”, obraz niewyrażalnych przeczuć. Dotykamy tu kwestii Norwidowskiego mistycyzmu, nader specyficznego, nieoczywistego i dyskusyjnego (być może ze względu na nieostrość, a nawet wielo znaczność samego terminu), który w Czarnych i Białych kwiatach znalazł swoje charakterystyczne, płodne poznawczo i artystycznie odzwierciedlenie. Norwidowskie analogie to romantyczna pozostałość idei tajemn iczej korespondencji rzeczy i zdarzeń; idei tej poeta nadał własne zabarwienie interpretacyjne, związane też ze specyficznymi środkami wy razu. Wiarę, że rzeczy ukrywają swoją symboliczność a zdarzen ia zawierają w sobie parabolę wiąże Norwid z przeświadczen iem, że pokazywan ie niewid zialnych aspektów egzystencji musi być analogiczne do ich natury, więc „białe” , niewyraziste. W istocie Czarne i Białe kwiaty penetrują swego rodzaju „pogranicze światów” (w Czarnych kwiatach tkwi ono przede wszystkim w „przeczuciach” śmierci i w doznaniu śmierci cudzej, w Białych – wiąże się głównie z ro zmaitymi analogiami między życiem a sztuką). 101 Chociaż Cysewski i Rzepczyński w swojej monografii Czarnych kwiatów ani razu nie mówią wprost o plastycznym, w pewien sposób ekfrastycznym sposobie budowania „kadru” czy – patrzenia przez narratora na świat, to ta konstatacja powstaje samorzutnie. Ważne jest, że w przypadku obu interesujących mnie twórców aspekt „malarskości”, plastyczności przedstawianego obrazu traci na znaczeniu. Na plan pierwszy wysuwa się tu sama koncepcja rzeczywistości jako obrazu (bez względu na to, czy byłaby to ikona czy też daguerotyp). Idzie tu wyłącznie o podwójną naturę świata – tego, co w nim duchowe i tego, co widzialne – możliwą do ukazania (w myśl Norwida i Dostojewskiego) wyłącznie za pośrednictwem obrazu ukrytego, zatrzymującego pewne sceny i gesty. Ciekawe też, że o ile o religijności polskiego i rosyjskiego twórców mówi 100 101 T. Kasatkina, op. cit., s. 236. K. Cysewski, S. Rzepczyński, O „C zarnych kwiatach” Norwida, Słupsk 1996, s. 26-27. Strona | 96 się całkiem sporo, o tyle o przynależnym do tej religijności mistycyzmie nie wspomina się prawie wcale. A przecież obie te rzeczywistości są komplementarne i odseparowane od siebie mocno ubożeją 102 . Najwięcej wątpliwości dostarczył Kasatkinej epilog Idioty, ale też to zakończenie prezentuje się jako najciekawsze. To prawda, że w planie fabularnym rozdarty wewnętrznymi sprzecznościami, „lwio- mysi” „książę Chrystus” odnosi klęskę, a mówiąc wprost – do szczętu idiocieje. Podwójna również pod względem ideologicznym semantyka obrazu- ikony (zgodnie ze spostrzeżeniami rosyjskiej badaczki) pojawia się w ostatnim rozdziale Idioty oraz w epilogu powieści. Napięcie emocjonalne końcowego rozdziału jest niespodziewanie wysokie – o wiele wyższe niż w jakiejkolwiek innej powieści Dostojewskiego. Tutaj też – chyba po raz pierwszy w twórczości autora Braci Karamazow – dochodzi do skupienia nie na sensacyjnym wydarzeniu finalnym i morale mu towarzyszącym, ale na emocjach głównego bohatera i jego przeczuciach. Książę Myszkin – stopniowo pogrążający się w stanie całkowitego zamętu – usiłuje na wszelkie możliwe sposoby odnaleźć Nastasję Filipownę. Gorączkowe przemierzanie ulic Petersburga i ciągłe powracanie do miejsc, z którymi była związana jego narzeczona, obsesyjne myślenie o Rogożynie – co charakterystyczne dla Lwa Nikołajewicza, zupełnie pozbawione nut zazdrości – sprawiają, że świat przedstawiony zaczyna przypominać rodzaj koszmaru sennego, którego punkt k ulminacyjny znajduje się w mieszkaniu Rogożyna: Książę postąpił kilka kro ków i stanął. Przez chwilę stał i patrzał; obydwaj, stojąc przy łóżku, nie odezwali się przez cały czas ani słowem; księciu tak biło serce, że chyba słychać je było w pokoju wśród śmiertelnej ciszy. Ale wzro k jego ju ż się oswoił z mro kiem tak, że móg ł ro zró żnić całe łó żko; ktoś spał na nim, leżąc zupełnie nieruchomo; nie słychać było najmn iejszego szmeru, najlżejszego oddechu. Osoba śpiąca przykryta była z gło wą biały m p rześcieradłem, kształt całej postaci zarysowywał się jakoś niewyraźnie; ze wzniesien ia tylko mo żna było wywnioskować, że to leży wyciągnięty człowiek. Do koła, na posłaniu, w nogach, na fotelu tu ż koło łó żka, nawet na podłodze ro zrzucone były w nieładzie części wspaniałej toalety, kosztowna suknia z białego jedwabiu, kwiaty, wstążki. Na mały m stoliku koło wezg łowia połyskiwały zdjęte i ro zsypane brylanty. W nogach leżały pogniecione jakieś koronki i na tych 102 Na temat stosunku Norwida do mistycyzmu zob.: S. Rzepczyński, Mistyk „w chmurę zabłąkany”. O „Mistycyzmie” Norwida, w: idem, Biografia i tekst. Studia o Mickiewiczu i Norwidzie, Słupsk 2004. Szczególn ie frag ment: „M istycyzm w tej postaci, która fascynowała ro mantyków, nie był więc Norwidowi bliski, był dlań co najmniej podejrzany, szczególn ie w «heterodoksyjnej» odmianie. Oczy wiście, uży wa Norwid słowa mistycyzm w dwóch przynajmn iej znaczen iach: jako określen ia tego, co tajemnicze, n ie dające rozpoznać się drogą ro zu mową oraz jako nazwy pewnej postawy filozoficznej czy religijnej, której istotą jest fenomen pozarozu mo wego i po zazmysłowego (objawionego) zbliżan ia się do Tajemnicy. W tytule XXVII ogniwa Vade-mecum słowo mistycyzm, jak mo żna sądzić, występuje w drugim znaczen iu, choć niewy kluczone jest zawieranie się w nim i innych znaczeń, także takiego, które określa rzeczy trudne, niezro zu miałe oraz brak logiki w jakiejś wypowiedzi. Na tej nieoczywistości znaczen iowej Norwid opiera ironiczną grę sensów utworu”. (S 181 -182). Strona | 97 bielejących słabo koronkach, wystając spod prześcieradła, zarysowywał się koniuszek obnażonej nogi; wydawał się jakby toczony z marmuru i był przerażająco nieruchomy. Książę patrzył i czu ł, że im dłu żej patrzy, tym ciszej i mart wiej robi się w pokoju. Nagle zaczęła brzęczeć obudzona mucha, przeleciała nad łóżkiem i ucichła przy wezgłowiu. Książę drgnął. (Idiota, s. 677-678) Sądzę, że – mimo zapewnień rosyjskiej badaczki – w tym fragmencie powieści nie sposób dopatrzeć się, na płaszczyźnie semiotycznej, odwołania do przywoływanego we wcześniejszych partiach powieści obrazu Holbeina Martwy Chrystus. Rzecz jasna, na płaszczyźnie znaczeniowej oraz interpretacyjnej tego rodzaju odwołania są do pewnego stopnia dopuszczalne (pod warunkiem przeprowadzenia przekonującej analizy pokrewieństwa przedstawienia postaci Nastasji Filopowny i Chrystusa), ale nie o nie w tym momencie idzie. Położone na marach ciało bohaterki jest opisywane przez narratora rzeczywiście w sposób malarski, plastyczny, wyróżniający szczegół i akcentujący grę świateł. Jednak pomiędzy konstrukcją słowną Dostojewskiego, a obrazem Holbeina − w moim odczuciu − widnieje semiotyczna przepaść. Wydaje się, że na płaszczyźnie interpretacyjnej istnieje zaledwie jedna możliwość połączenia obrazu Holbeina Młodszego i plastycznej kreacji słownej kończącej Idiotę. Tym „łącznikiem” byłyby: całkowite zwątpienie i rozpacz doświadczone w obliczu obrazu Martwy Chrystus, odczuwane zarówno przez samego Dostojewskiego (a zanotowane w Dzienniku przez jego żonę – Annę), jak i przez bohaterów powieści: księcia Myszkina i Hipolita 103 . Chyba podobny rodzaj rozpaczy towarzyszy księciu podczas „nawiedzenia zwłok” Nastasji Filopowny i makabrycznego czuwania przy nich. Ciekawy – i zarazem przemawiający na korzyść interpretacji Kasatkinej – może się wydawać jeszcze jeden szczegół. Zachowanie Myszkina i Rogożyna odbierane jest co najmniej jako irracjonalne, wypływające z choroby psychicznej, a już na pewno nie mieści się ono w żadnych konwencjach zachowania „oświeconych” mieszkańców XIX wieku. A jednak, w trakcie lektury, niemalże podskórnie wyczuwa się konieczność takiego właśnie zachowania bohaterów. Rogożyn m u s i odnaleźć Myszkina, a ten drugi również zmuszony jest, by pozostać przy dziwnym przyjacielu- mordercy i zwłokach ukochanej. Ta specyficzna konieczność wynika przede wszystkim z opisanych w powieści przeżyć bohaterów i relacji ich łączących, zupełnie dla nich zrozumiałych, ale w najmniejszym stopniu nie mieszczących się w ramach zachowań „społecznie akceptowalnych”. Z dużą dozą ostrożności można zauważyć, że zachowanie apostołów, uczniów Chrystusa 103 Zob. na ten temat szkic: W. Ch mielewski, Chrystus w grobie, „W drod ze”, nr 4 (320) 2000, s. 28. Strona | 98 mogło być odbierane w pierwszym wieku po Wielkiej Zmianie w sposób nieco zbliżony. Kasatkina (jak już była o tym mowa wyżej) przystąpiła do semiotycznej, „ikonicznej” analizy epilogu Idioty z wyraźną niepewnością. Jednak – na drodze przeniesienia sposobu pisania ikon na warstwę wyglądów, skonstruowaną w finalnej części dzieła – udało się badaczce dojść do następujących wniosków: Dla zro zu mienia miejsca i wp ływu „ikony powieściowej” nadzwyczaj ważne jest, to, że ona, jak i wszystkie „portrety” w powieści, nie rzuca światła wstecz, nie t łu maczy (i nie rozjaśnia) fabuły w sposób retrospektywny. Nie, podobnie, jak i wszystkie „portrety”, ikona staje się proroctwem i zapowiedzią, jej świat ło sięga w przyszłość, poza granice bycia powieściowego, w który m, r zeczywiście, panuje Martwy Chrystus. […] Ikona powieściowa jest wspólnie tworzona przez bohaterów powieści – sam książę był w stanie odtworzyć jedynie Chrystusa Holbeina. Powieść, której głó wny bohater jest tradycyjnie odbierany jako „Chrystus”, kończy się ikoną w pewien sposób unikalną. Jedyną, w której boskość Boga wypływa nie od Niego, ale od ludzi Go otaczających 104 . Badaczka ma tu na myśli ikonę Złożenie do grobu, zgodnie z kanonem przedstawiającą postać Chrystusa w sposób ludzki (co jest niemalże niespotykane w świecie ikon prawosławnych). To nie martwe ciało Boga-człowieka jest tu pierwszym nośnikiem rzeczywistości mistycznej, ale postawa, jaką przyjmują wobec niego pozostałe postacie. Konstrukcja Epilogu rzeczywiście zdaje się przypominać schemat tej ikony. Sam książę pojawia się w nim jedynie w sposób marginalny: najpierw czytelnik zostaje poinformowany o jego losie po odnalezieniu ciała Nastasji Filipowny (braku zarzutów prawnych i przeprowadzce do Szwajcarii) następnie narrator już prawie nie wspomina o Lwie Nikołajewiczu bezpośrednio, a jedynie przedstawia reakcję, jaką wywołuje jego widok wśród najbliższych. I w tym miejscu zdaje się tkwić zasadnicza trudność, którą pomija w swoich rozważaniach Kasatkina. Wszyscy bohaterowie Idioty przejęci losem księcia (łącznie z doktorem Schneiderem), nie mają żadnych złudzeń co do możliwości powrotu głównego bohatera do pełni władz umysłowych (w planie naddanym – do jego metaforycznego zmartwychwstania). A więc Schneider „coraz bardziej chmurzy się i kiwa głową ”, Eugeniusz Pawłowicz „ogromnie się tym przejmuje”, Wiera Lebiediew „była tak strasznie przybita, że nawet zachorowała”, Adelaida i Aleksandra wyraziły głęboką wdzięczność za opiekę „nad biednym księciem”, Lizawieta Prokofiewna „rozpłakała się na głos”, a książę Sz. 104 T. Kasatkina, op. cit., s. 238. Strona | 99 „wypowiedział kilka trafnych i mądrych uwag” 105 . Wydaje się, że powyższa prezentacja postaw bohaterów raczej nie wskazuje na pokrewieństwo ich stanów duchowych z tym, co możemy obserwować na kanonicznych realizacjach ikony Złożenia do grobu. Zamysł twórczy Dostojewskiego budowy ikon słownych w zakończeniach największych powieści (co ważne, zawarty właśnie w epilogach, częściach jakby „doklejonych”, niekoniecznych, pozostających poza zasadniczym zrębem konstrukcji artystycznej utworów) wydaje się ewidentny i słusznie przez Kasatkiną opisany. Dążenie do napisania ikony, pragnienie ukazania „drugiej przestrzeni” rzeczywistości jest tu niemalże namacalne. Niemniej jakieś pęknięcie artystyczne każe zastanowić się nad „jakością” tej ikony, nad jej artystyczną (ale przede wszystkim – duchową) prawdziwością. Z podobnymi trudnościami estetyczno-duchowej percepcji dzieł Dostojewskiego musiał zmierzyć się również jego polski znawca – Miłosz, który w następujący sposób pisze o zakończeniu innej powieści „wielkiego pięcioksięgu” – Braci Karamazow: Czy [Dostojewski] był chrześcijan inem? Nie jest to pewne. Może postanowił, że nim będzie, ponieważ po za chrześcijaństwem nie wid ział d la Rosji zbawienia? A le zakończen ie Braci Karamazow pozwala nam wątpić, czy procesy rozkładowe, które obserwował, znajdowały w jego umyśle skuteczną przeciwwagę. Ten czysty młodzianek, Alosza, na czele swoich dwunastu uczniów, niby zastępu skautów, jako propozycja Rosji chrześcijańskiej mająca uratować ją przez Rewo lucją? Trochę to słodkie i o l e o d r u k o w e 106 . Szczególnie istotne dla prowadzonej tu refleksji wydaje się określenie padające na końcu przywołanego cytatu. Rzeczywiście, czytając epilogi największych powieści autora Biesów, często odnosi się wrażenie, że są one zbyt mdłe i łagodne, w żaden sposób nie przystające do atmosfery panującej w powieści właściwej i zagadnień ją wypełniających. To, co miało być ikoną, staje się jej nieudaną podróbką, „oleodrukiem” właśnie. Jednak ta konstatacja (może zbyt odważna i „zachodnia” – wart odnotowania jest fakt, że rosyjscy badacze spuścizny Dostojewskiego raczej nie dochodzą do podobnych wniosków), wcale nie staje na przeszkodzie do porównywania „malarskich” – najogólniej rzecz ujmując – aspektów twórczości Norwida i Dostojewskiego. W przedstawionym powyżej „ikonicznym” eksperymencie twórczym pisarza rosyjskiego ważne jest przede wszystkim to, w jaki sposób i za pomocą jakich środków usiłował on 105 106 Idiota, s. 685-686. Cz. Miłosz, Dostojewski w: idem, Abecadło Miłosza, Krakó w 1997, s. 100. Podr. mo je – E. S. Strona | 100 stworzyć literacki wizerunek „realizmu w wyższym sensie”, na drodze jakich rozwiązań literackich próbował oddać podwójną, duchową naturę rzeczywistości. W przywołanym na początku tego rozdziału obszernym cytacie z rozprawy Cysewskiego pojawia się – rzadkie w badaniach nad Norwidem – a dla mnie kluczowe określenie właściwości Norwidowego „daguerotypu” mianem „mistycznego”. To newralgiczne i coraz mniej przez badaczy honorowane określenie (szczególne męczące i nieprecyzyjne w odniesieniu do tekstów romantycznych) 107 wydaje się być w przypadku Czarnych i Białych kwiatów niemalże kluczowe. Norwid rozpoczyna swoje Czarne kwiaty od wielokropka, sugerującego czytelnikowi jednocześnie, że jest to kontynuacja wcześniejszych rozważań i że została ona poprzedzona chwilą ciszy, milczenia, skupienia czy też refleksji. Zwłaszcza to ostatnie określenie wydaje się trafne ze względu na rozpoczynające tekst życzenioworefleksyjne stwierdzenie: „można by”. A więc już od samego początku panuje w tekście Norwida atmosfera ciszy i skupienia, naturalną koleją rzeczy potęgująca zmysł obserwacyjny. Lektura początku wprowadza nas równie ż w atmosferę największej intymności podmiotu mówiącego, łączącą się tu z tonacją elegijną 108 . Pierwszy z występujących w tekście „obrazków” przedstawia Stefana Witwickiego. Najbardziej charakterystyczna dla opisu tej postaci jest jej „posągowość” i jednocześnie rodzaj wewnętrznego pęknięcia: …To około tego czasu spotkałem był zstępującego ze Schodów Hiszpańskich, pochylonego jako starca i kijem pomagającego chodowi swemu Stefana Witwickiego: śliczna, młodości jakiejś wiecznej pełna twarz jego i włosy, jak z hebanu mistrzo wsko wyrzezane ornamentacje, w grubych partiach na ramiona spływające, szczególniej wyglądały przy ty m sposobie wleczenia się o kiju, bard zo zg rzybiały m starcom jedynie właściwy m. (VI, 176) Istotna jest kompozycja tego krótkiego opisu malarsko-rzeźbiarskiego. Sposób poruszania się bohatera skontrastowany z jego wyglądem zewnętrznym został tu podkreślony aż dwukrotnie, jakby postać ta miała należeć już do dwóch różnych 107 Por. B. Dopart, Uwagi o definiowaniu mistycyzmu romantycznego , „Poznańskie Studia Polonistyczne”, Seria literacka III (XXIII), Poznań 1996. 108 Por. „[…] specyficzna tonacja «odchodzenia», wsparta symboliką «czarnych kwiatów», mowa niezwykle prywatna; ju ż nie tylko otwarcie przestrzeni wewnętrznej osoby mówiącej, ale wyraziste «ja» autorskie, «osobiste», najskrytsze wspomnienie i najsubtelniejsza obserwacja, aura intensywnych emocji w przedziwny, ekspresywny sposób tkana na przemian, albo jednocześnie, z przenikliwą refleksją, aktualizu jącą się pracą umysłu.” (Bernadetta Kuczera-Chachulska, Wokół „Czarnych…”, „Białych kwiatów” i „Vade-mecum”. Elegijność Norwida w: eadem, Przemiany form i postaw elegijnych w liryce polskiej XIX wieku. Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Faleński, Asnyk, Konopnicka , Warszawa 2002, s. 175176). Strona | 101 światów. Być może to ta szczególna cecha wyglądu (czy też – ducha) Witwickiego sprawiła, że stał się on chyba jedynym bezpośrednim medium obu światów (widzialnego i niewidzialnego). „Zdefigurowany ospą” (to określenie również dwukrotnie powraca w omawianym fragmencie), niepotrafiący poruszać się bez czyjejś pomocy, ten bohater Norwida – widzi „czarne kwiaty”: Tak to wlo kąc się, po pierwszy raz Wit wicki wpadł w lekki, bardzo b łogi, ale widzialny obłęd – i zaczął tu i o wdzie wskazywać ręką i zatrzy my wać się: – A … t o (mówił) c o t o z a k w i a t j e s t ? … t e n k w i a t , p r o s z ę c i ę (a nie było kwiatów w jego mieszkaniu), j a k t o s i ę n a z y w a t e n k w i a t u n a s ? … t o t e g o p e ł n o je s t w P o ls c e … i t e k w ia t y … i t a mt e t a k że k w ia t y … t o ja k o ś u n as z w y c z a j n i e n a z y wa j ą … (VI, 177) Z tym fragmentem wydaje się być nieco niefortunnie związany problem romantycznego szaleństwa, którego nie warto chyba w tym momencie szczegółowo rozważać 109 . Należy natomiast odnotować obecność tego motywu w Czarnych kwiatach i jego szczególne ujęcie przez Norwida. Po pierwsze, wizja, jakiej doświadcza Witwicki, jest wynikiem „lekkiego, bardzo błogiego, ale widzialnego obłędu” (VI, 177), a nie szaleństwa sensu stricte. Po drugie, nie jest ona traktowana przez narratora w sposób jakkolwiek wyjątkowy: proroczy, majestatyczny czy metafizyczny etc., etc. … . Stan Witwickiego zostaje przez narratora Czarnych kwiatów jedynie odnotowany. Po trzecie wreszcie – mimo poprzednich „ale” – wizja Witwickiego wydaje się tak istotna, że Norwid wprowadza ją w obręb nowej formuły gatunkowej Białych i Czarnych kwiatów. Już na zasadzie ścisłej lektury tekstu (bez uwzględniania pokrewnych wobec Czarnych i Białych kwiatów tekstów dyskursywnych Norwida) daje się dostrzec pewien rodzaj dwoistej (komplementarnej, a nie – opozycyjnej), znakowej struktury świata przedstawionego. To, co jest widoczne na słownej foto grafii Norwida, posiada też drugie, nie do końca oczywiste znaczenie, określane przez Irenę Sławińską mianem „symbolicznego”: […] mo żna tylko zbliżyć do siebie poszczególne nekrologi Czarnych kwiatów i Menego – najwcześniejszy z tych nekrologów. Łączy je ten sam zamiar artystyczny: metafory zacja chwili 109 Naturalnie, nie mam tu na myśli szaleństwa w rodza ju tego, które opętało Mickwiczo wską Karusię. Chodzi mi raczej o taki stan dyspozycji psychiczno-intelektualnej, w którym mo że dojść do chwilowego nałożenia się na siebie świata ducha (intuicji, imaginacji etc., etc. …) i rzeczy wistość postrzeganej zmysłowo tu i teraz. Strona | 102 przedśmiertnej, mająca powied zieć całą prawdę o artyście. Ta chwila przedśmiertna ma jakiś blask szczególny, staje się soczewką skupiającą całe życie – stąd jej wartość symboliczna. I parę stron dalej: Jakież są ogólne konsekwencje takiej parabolizacji zdarzeń dla struktury narracyjnej? Przede wszystkim wielkie „zagęszczenie”, napięcie znaczenio we całości sprawia, że każdy element uzyskuje „podwójne dno”, uczestniczy w ty m procesie. Nie ma postaci i zdarzeń obojętnych, wyłączonych z zasięgu przypowieści110 . W przywołanych wyżej fragmentach badaczka powołuje się na wyraźnie obecny w myśleniu artystycznym Norwida i proces parabolizacji znaczeń, metodę poznawania „przez przybliżenie”. Nie sposób nie zgodzić się z tą konstatacją, jednak wydaje się, że w Czarnych kwiatach idzie jeszcze o coś więcej niż tylko (jak to ujęła w innym miejscu Sławińska) „ukazanie całego życia artysty w blasku przedśmiertnej chwili”. Jeśli przyjąć takie „uzasadnienie” do napisania Czarnych kwiatów, to – wydaje się – że będziemy mieli do czynienia ze zbiorem genialnych nekrologów – i niczym więcej. Niemniej trudno jest odrzucić natrętne wrażenie, że omawiany tu zbiór Norwida usiłuje pokazać czytelnikowi coś jeszcze, co nie byłoby związa ne wyłącznie z momentem odchodzenia „w niewidzialny świat”, ale też z pewnymi „szczelinami” rzeczywistości widzialnej, z których wygląda to, dla czego „formuł stylu nie ma”. Z tego też względu – jak można domniemywać – posłużył się Norwid w swoich mikronowelach właśnie techniką obrazów słownych, eksponującą pewne wycinki rzeczywistości, ale ich nie nazywającą. Charakter tej właściwości „białego” stylu Norwida jest skomplikowany. Widać to choćby na przykładzie jednej z pierwszych prac badawczych, poświęconych elementom obrazowym w twórczości autora Assunty. Kazimierz Wyka w rozprawie Cyprian Norwid. Poeta i sztukmistrz wyraźnie pokazał, w jak bardzo zaskakujący sposób przejawiają się w twórczości poety elementy malarskie. W pierwszej kolejności badacz zwraca szczególną uwagę na rodzaj „bezbarwności” utworów Norwida, 111 żeby dopiero następnie przejść do stwierdzenia, że 110 I. Sławińska, O prozie epickiej Norwida. Z zagadnień warsztatu poety-dramaturga, w: eadem, Reżyserska ręka Norwida, Kraków 1971, s. 285 i 291. 111 Por.: „Nie dlatego więc poezja Norwida stwarza wrażen ie dużej bezbarwności, ażeby poeta unikał zupełnie ko loru, albo też n ie u miał się nim posługiwać, ale dlatego, ponieważ s y t u a c j e t e ma ty c zn e p e łn e u o d b io r cy o c ze k iw a n ia b a r w n e g o n ie s p e łn ia ją t e j n a d z i e i . Występują one zresztą nader rzadko. Pisaliś my ju ż o tym, że Norwid unikał w swojej twórczości odtwarzan ia zjawisk przyrody. Skutek stąd wynika ten, że odpada u niego większość tematów umo żliwiających malarstwo słowne. A jeżeli nawet pojawi się u niego zjawisko przyrody – wschód czy zachód słońca – które u innych poetów jest stałym pretekstem do tworzenia feerii ko lorystycznych, Strona | 103 jego wrażliwość malarska w poezji n ie była wrażliwością ko lorysty, jego amb icje n ie były amb icjami palety. Norwid jako poeta innym bowiem spos obem malarskim, n ie kolorem, posługuje się tak ś miało i dokładnie, że od razu po znać w sposobie zużytkowan ia go fachową orientację i niepospolity zmysł obserwacyjny malarza. Posługuje się on mianowicie ś w i a t ł o c i e n i e m 112 . Z rozważań Wyki na interesujący mnie temat wynika również przekonanie o tym, że Norwid zasadniczo budował swoje obrazy słowne na zasadzie kontrastu. Skontrastowane ze sobą są już same tytuły tego Norwidowego „dyptyku”. Kwiaty „białe” i „czarne”, opowiadające o życiu i śmierci, a może jeszcze inaczej? Traktujące o momentach połączenia ze sobą dwóch warstw rzeczywistości: widzialnej i niewidzialnej, przenikających się nawzajem w Białych kwiatach i „przeciekłych jedna w drugą” w – Czarnych. Wydaje się, że właśnie w tej przestrzeni należy szuka ć głębszych – niż tylko wrażliwość malarska – korzeni Norwidowego światłocienia. Szczególnie w Kwiatach nabiera on znaczenia poniekąd mistycznego, obrazującego (wskazującego na) niedostępny dla rozumu, mistyczny (a więc – w pierwotnym znaczeniu – tajemniczy) wymiar rzeczywistości. Załóżmy (co jest chyba w pełni zgodne z intuicją towarzyszącą lekturze Czarnych i Białych kwiatów), że omawiane cykle miały być w zamierzeniu twórczym poety czymś więcej niż tylko nekrologami. Wówczas można dojść do wniosku, że o b r a z y s ło w n e „ d la k t ó r y c h f o r m u ł s t y l u n ie ma ” ( V I 1 7 5 ) p e łn ią w t w ó r c z o ś c i N o r w id a f u n k c j ę b a r d z o z b l i ż o n ą d o t e j , którą o b s e r wo w a l iś my D o s t o j e w s k ie g o , a polegającą w c z e ś n ie j w p o w ie ś c ia c h na wskazanie za pośrednictwem obrazu (niekoniecznie obrazu sakralnego) na duchowy wymiar rzeczywistości. Obaj twórcy – nawiązując do poetyki realizmu – usiłują jednocześnie wskazać na takie momenty rzeczywistości, w których uwidacznia się jej duchowa, niezbadana natura. Ważne, że nie chodzi tu w żadnej mierze o symboliz m. Świat literacki Norwida i Dostojewskiego – przynajmniej w obrębie przywołanych w tym rozdziale tekstów – nie Norwid ujmu je je w sposób światłocieniowy. Lub też ujmu je tak lapidarnie, z tak d la niego charakterystyczną niechęcią dla wszelkiego opisywactwa, że nawet na światłocień niewiele miejsca pozostaje.” (K. Wyka, Światła tkliwość i sztuk budowa, w: idem, Cyprian Norwid. Poeta i sztukmistrz, Kraków 1948, s. 118). Ciekawe, że w tym frag mencie książki Wyka zupełnie nie b ierze pod uwagę Norwidowych ustaleń na temat malarstwa w literaturze, zawartych choćby we wstępie do Vade-mecum. (Por.: „Zaś co do cechy trzeciej, to jest co do właściwego szczególnie owej szko le bogatego koloru i obrazowania, sądzę, że podobny wywrze wpływ ro zwin ięcie malarstwa, odnosząc bardzo wiele z tego na palety artystów, co pierwiej na kartach pisanych rozlega ło się.” II, 10) 112 K. Wyka, op. cit., s. 123-134. Strona | 104 jest naszpikowany symbolami. Świat ten jednocześnie nie jest księgą, z której dałyby się wyczytać tajemnicze treści duchowe. W obu omawianych pr zypadkach świat pozostaje rzeczywisty, „naturalny”, szczegółowy, słowem – (o ile tylko jest to możliwe w materii literackiej) w pełni rzeczywisty. Arcyciekawe jest założenie twórcze, z którego zdają się wychodzić obaj autorzy, a polegające – chyba na tym – że świat jest mistyczny ze swojej natury, dlatego też najlepszym sposobem jego opisu staje się realizm, chciałoby się dodać za Siemionem Frankiem – realizm chrześcijański113 . Dostojewski, jak to zostało pokazane wyżej, wychodzi w swoich próbach opisu istoty „rzeczy świata tego” z zupełnie naturalnego dlań schematu ikony prawosławnej. To właśnie ona – zachowując w sposób semiotyczny – wszystkie szczegóły rzeczywistości przyczynia się w myśl Cerkwi prawosławnej do pełnego oddania realizmu świata i historii zbawienia 114 . Norwid, pozbawiony z przyczyn kulturowych tego rodzaju źródła odniesienia, radykalizuje swoje poszukiwania stylistyczne i zwraca się w kierunku nowego, bezstronnego wynalazku fotografii, wzorując część swoich tekstów literackich właśnie na nim. Wyżej zostało również napisane, że literacka ikona Dostojewskiego nie zawsze może się okazać w pełni przekonująca pod względem udatności artystycznej. Jednak w tym podsumowaniu chciałabym zdystansować się wobec kwestii estetycznych, tym bardziej – jak świadczą o tym choćby częste wypowiedzi wyznawców obrządku wschodniego – pewne elementy duchowości prawosławnej są dla osób ukształtowanych w obrębie chrześcijaństwa zachodniego po prostu niedostępne. Waga i wartość słowa ikonicznego Michał Bachtin w jednym z rozdziałów Polifonicznej powieści Dostojewskiego zwraca szczególną uwagę na ikoniczność słowa najważniejszych bohaterów literackich pisarza rosyjskiego. Słowo Raskolnikowa, Iwana Karamazowa, Człowieka z Podziemia i in. staje się w myśl badacza zupełnie niezależnym „słowem skierowanym do słowa”, „słowem zwracającym się”: 113 Zob. S. Mazurek, Rosyjski renesans religijno-filozoficzny. Próba syntezy, Warszawa 2008, s. 120-131. Por.: „Ikona jako wid zialny znak niewid zialnego nie istnieje sama ze siebie. Jest jedynie środkiem prowadzący m do bytów. Według Wschodu jest sakramentem osobowej obecności, jak to określił wielki sobór z lat 869-870: «To, co Ewangelia mówi nam słowami, ikona zwiastuje nam i czyni dla nas obecnym».” (M. Quenot, Ikona. Okno ku wieczności, tłum. H. Paprocki, Białystok 1997, s. 69). 114 Strona | 105 To zwracanie się do jest właściwością każdego rodzaju słowa u Dostojewskiego, cechuje słowo narracji w równy m stopniu, jak słowo bohatera. Świat Dostojewskiego to świat bez rzeczy, bez przed miotu, to świat podmiotów. Dlatego nie ma w n im sło wa orzekającego, słowa o czy mś, słowa pod nieobecność; jest wyłącznie słowo do kogoś, słowo dialogowo dotykające innego słowa, słowo o słowie, słowo skierowane do słowa 115 . Powszechnie i słusznie tę refleksję Bachtina łączy się przede wszystkim ze sformułowaną przez badacza koncepcją polifonicznej powieści Dostojewskiego. Natomiast w interesującym mnie kontekście chciałabym zobaczyć słowo Dostojewskiego jako słowo nie tyle (czy nie tylko) polifoniczne, co przede wszystkim personalistyczne. Do wysnucia takiej tezy skłania przede wszystkim duży nacisk kładziony przez myśliciela na to, że świat autora Braci Karamazow jest światem nie przedmiotowym, ale podmiotowym. Szczególnego znaczenia nabiera tutaj re fleksja o tym, że każdy bohater zwraca się zawsze bezpośrednio (nawet jeśli robi to tylko w myślach) do konkretnych osób, do wyznawanego przez nich poglądu na świat. Wydaje się, że tego rodzaju nastawienie podmiotowe jest podbudowane szacunkiem mówiącego do adresata. Najbardziej zdumiewające jest jednak, że taki rodzaj szacunku można odnaleźć również w wypowiedziach Raskolnikowa czy – przykład może bardziej charakterystyczny – Człowieka z Podziemia. Jak słusznie zauważa Bachtin, 116 pierwsza część Notatek z podziemia jest tylko pozornie monologowa, w istocie zaś tworzy ona dynamiczny dialog z innym, w którego postać wciela się raz XIX-wieczna rosyjska mentalność społeczna, raz tegoż społeczeństwa poszczególne warstwy, a za innym jeszcze razem rodzaj potencjalne go wartościowania postaci narratora przez otaczających go ludzi. Cała narracja Notatek jest prowadzona na opak czy – korzystając z określenia samego narratora – „na złość”, na złość sobie i innemu. Wydaje się, że w obrębie całego utworu da się odnaleźć tylko jeden fragment, w którym – wbrew obranej konwencji – narrator mówi o sobie w pełni serio, odrzucając dialektykę paradoksu. Jednak i tu, osoba mówiąca tworzy prosty obraz metaforyczny, pozwalający jej na rodzaj obiektywizacji własnego istnienia oraz bezpośredniej eksplikacji uczuć: Spójrzmy teraz na ową mysz w akcji. Przypuśćmy na przykład, że i ona została skrzy wdzona (a bywa skrzy wdzona prawie zaws ze) i też chce się odegrać. Złości może w n iej nagro mad zić się nawet więcej niżeli w l’homme de la nature et de la vérité. Brzydkie bowiem i niskie pragnienie, by odpłacić krzywd zicielowi taką samą monetą, mo że jeszcze szpetniej kłębi się w owej myszy niż w l’homme de la 115 116 Op. cit., s. 265. Op. cit., s. 256-265. Strona | 106 nature et de la vérité, ponieważ l’homme de la nautre et de la vérité z racji swojej wrod zonej głupoty całkiem po prostu uważa swoją zemstę za akt sprawied liwości; mysz zaś – ponieważ ma zaostrzoną świadomość – odrzuca tu pojęcie sprawiedliwości. Dochodzi wreszcie do samej sprawy, do samego aktu zemsty. Nieszczęsna mysz – oprócz jednej początkowej podłostki – zdążyła ju ż nagro madzić wo kół siebie, w postaci problemów i wątpliwości, tyle innych podłostek; przy jednym jakimś zagadnieniu skupiła tyle innych, nie rozstrzygniętych, iż mimo wo li wzbiera doko ła niej jakaś szpetna ciecz, jakieś cuchnące błoto, powstałe z jej wątpliwości, z niepokojów, no i z plwocin, który mi ją obrzucają zdecydowani działacze, którzy stoją nad nią triumfalnie jako sędziowie i dyktatorzy i śmieją się z niej na całe gardło. Oczy wiście po zostaje jej tylko machnąć na wszystko łapką i z uśmiechem udanej wzgardy, w którą sama nie wierzy, sro motnie wślizgnąć się do swojej norki. Tam, w swo im p lugawy m, cuchnącym podziemiu, nasza skrzy wdzona, sponiewierana i ośmieszona mysz n iezwłoczn ie pogrąża się w zimną, jadowitą i przede wszystkim wiecznotrwałą złość. Przez czterdzieści lat z rzędu będzie wspominała aż do najbardziej haniebnych szczegółów tę swoją krzywdę, i przy tym będzie dorzucała od siebie szczegóły jeszcze haniebniejs ze, sama złośliwie jątrząc i drażn iąc się własną fantazją. (Notatki z podziemia, s. 62-63) W pierwszym odruchu interpretacyjnym chciałoby się umieścić te Notatki w obrębie formuły gatunkowej spowiedzi (czy wyznania) bądź też fikcyjnej autobiografii emocjonalnej. Jednak te formy są – poniekąd z założenia – monologowe. Poza przytoczoną powyżej obrazową eksplikacją stanu duchowego narratora, noszącą przynajmniej częściowe cechy klasycznej trzecioosobowej narracji wszechwiedzącej, innych przykładów „słowa jednokierunkowego” w pierwszej części utworu znaleźć – jak się zdaje – nie sposób. Jednocześnie ten opisowy fragment doskonale naświetla podstawowe motywacje do zaistnienia w Notatkach słowa dialogowego. Najważniejszą z nich jest poczucie krzywdy i odrzucenia (w obrębie tej refleksji nieistotne staje się, czy jest ono słuszne czy też nie). Człowiek z Podziemia czuje się – żeby użyć tu formuły samego Dostojewskiego – „skrzywdzony i poniżony”117 , a więc jednocześnie niezrozumiany przez innych. „Wyostrzona świadomość” bohatera podpowiada mu, że nigdy nie zostanie do końca zrozumiany i zaakceptowany przez innych i nie pozostaje mu nic innego, jak tylko tym „innym” nawymyślać, zmusić ich do zwrócenia na siebie uwagi, do wykonania rozpaczliwego gestu, mającego na celu wytworzenia między sobą a innym więzi emocjonalnej, nawet jeśli miałaby ona mieć charakter wyłącznie negatywny. Dlatego też można w związku z omawianym tu utworem mówić o personalistycznie nacechowanym słowie dialogowym. Ikoniczne słowo innego jest dla bohatera do tego stopnia ważne, że w żadnej chwili nie potrafi się od niego uwolnić. „Słowo przedstawione” innego nieustannie ciąży nad jego postrzeganiem siebie, jakby prześladowało go. W badaniach nad 117 Na marg inesie warto zau ważyć, że Skrzywdzonych i poniżonych napisał Dostojewski bezpośrednio przed Notatkami z podziemia. Można przypuszczać, że analiza porównawcza obu utworów wykaza łaby ciekawe podobieństwa w ich obrębie. Strona | 107 Dostojewskim przyjęło się sądzić, że Człowiek z Podziemia jest bohaterem negatywnym. Na pewno nie da się w pełni przewartościować tego twierdzenia. Natomiast warto odnotować też fakt, że negatywna postawa tego „paradoksalisty” wynika przede wszystkim z poczucia bycia niekochanym i jednocześnie z umiejętności spojrzenia na siebie z boku i zdania sobie sprawy z całej śmieszności własnych uczuć. Pogłębiona świadomość własnej nieuniknionej ułomności duchowej czy też psychicznej (trochę przypominająca edeńskie odkrycie Adama i Ewy, że „byli nadzy”) jest tym punktem, w którym – zgodnie z teologią chrześcijańską – otwiera się przestrzeń na działanie Łaski. Człowiek, stający twarzą w twarz z własną brzydotą duchową, nie jest w stanie pokochać ani sam siebie, ani swoich bliskich. Jednak w obecnie dostępnym kształcie Notatek nie dochodzi do otwarcia się Człowieka z Podziemia na Łaskę. Co prawda Przybylski twierdzi, że interesujący mnie utwór został okaleczony przez cenzurę: z dzieła Dostojewskiego ponoć wycięto końcowy fragment, przedstawiający nawrócenie bohatera 118 . Badacz opiera swój wywód o epistolograficzne wzmianki samego pisarza, które – jak się zdaje – pozostają jedynym dowodem na prawdziwość całej historii. Powstaje jednak w pełni uzasadnione pytanie, dotyczące historii wydawniczej Notatek. Jeśli rzeczywiście w roku 1864 cenzura w tak znaczący sposób zmieniła ich kształt, to dlaczego później nie przywrócono dziełu pierwotnej postaci, zgodnej z zamiarem twórczym pisarza? W końcu, takie rozwiązanie przyjęto choćby w przypadku pochodzącego z Biesów rozdziału U Tichona. Pozostawmy jednak to pytanie na boku. Wydaje się, że najważniejszym powodem tragedii duchowej Człowieka z Podziemia pozostaje jego ogromna wrażliwość na słowo innego. Stworzone przez Dostojewskiego słowo ikoniczne zbliża się tu rzeczywiście do osobowej obecności właściciela tego słowa, staje się jego ikoną w najściślejszym znaczeniu tego słowa. Ze względu na swoją zupełnie niezwykłą moc oddziaływania, zmusza bohatera do podjęcia z nim dialogu, do ustosunkowania się wobec siebie. Wyostrzona świadomość obecności słowa ikonicznego, jak również pewien rodzaj „hipochondrii duchowej” przyczyniły się do ugrzęźnięcia bohatera Notatek w „podziemiu”. Niemniej jest to tylko wynik tylko jednej z możliwych interakcji człowieka i słowa przedstawionego, a jego ostateczny wynik – zgodnie z zapewnieniem narratora „nie wytrzymał i pisał dalej” – wcale nie jest znany, w końcu 118 Por. R. Przybylski, Dostojewski i „przeklęte problemy”, Warszawa 2010, s. 148-151. Strona | 108 w utworach Dostojewskiego nie ma słowa ostatecznego, konkluzywnego, raz na zawsze rozstrzygającego. Dlatego też nie ma ustalonego obrazu bohatera, dającego odpowiedź na pytanie „kim on jest?”. Rozważa się tylko pytania „kim ja jestem?” i „kim ty jesteś?”. Ale i te pytania padają w nieprzerwany m i n iedopełnionym wewnętrzn ie dialogu 119 . Personalistyczny stosunek wobec słowa wypełnia również całość językowej refleksji Norwida. Chyba najbardziej znanym i najlepiej opisanym jej przykładem jest Rzecz o wolności słowa. W syntetycznym uproszczeniu można by powiedzieć, że słowo staje się w myśleniu Norwida pierwszoplanowym znakiem boskiego pochodzenia człowieka, tego, że został on stworzony na boski obraz i podobieństwo. Idzie tu przede wszystkim o zdolność tworzenia. Bóg powołał świat z niebytu (ex nihilo św. Tomasza), a człowiek (w pewien sposób naśladując boski gest) został obdarzony mocą kreacji słownej, językowej: mocą nazywania. Stąd ogromna odpowiedzialność, jaka spoczywa na człowieku. Słowo jest bytem, słowo jest potencją, słowu należy się szacunek, słowo to znak boskości w nas: Dziwnie wielki! Mojżesza stilius w jednym słowie, Kreśli początek lud zkiej założony mowie – „Oto (mówi) Przedwieczny przywiódł p rzed Człow ieka: Bydło, zwierzę i ptastwo powietrzne… i czeka, A b y j e ws z y s t k i e p r z e z w a ł I CH i mi e n i e m w ł a s n y m… Nie mo żna być – doprawdy – kolosalniej jasnym… Dwie albowiem przyczyny tu w działanie wchodzą, Słowa się p o s p r a w d z e n i e o d n o s z ą , g d y r o d z ą . Swoją zaś ścisłość mierzy natura obrazem: Są z prawdy, ducha i są z litery zarazem. 120 (III, 573-574) Zastanawiające jest, że zaczerpnięty przez poetę z Pisma Świętego pierwszy przykład użycia języka posiada wartość ikoniczną, przecież imię czy nazwa – w tym kontekście – staje się jakby „wiązką cech dystynktywnych”, słownym 119 M. Bachtin, Problemy poetyki… op. cit., s. 280. Piotr Chlebowski ko mentuje cytowany frag ment następująco: „Zdanie «słowa się po sprawdzenie odnoszą, gdy rodzą» – wydaje się wskazywać, że słowo-imię wypowied ziane przez Adama było prawdziwe, bo miało moc poruszenia bytu z jakiegoś stanu uśpienia, moc wzbudzania w nim życia. Można powiedzieć, że wartość «wywołanej nazwy» determino wana była przez jej moc kreacy jną, ale też na odwrót: prawda o bycie była determinantem mocy kreacyjnej. To zasada korelacji i harmon ii, jaka zdaniem poety zachodziła między twó rczy m aspektem języka a zawartą w n im prawdą o rzeczywistości w czasach, gdy człowiek był «zupełn ie-wytworny m», w czasach rajskiego porządku.” (P. Chlebowski, Cypriana Norwida „Rzecz o wolności słowa”. Ku epopei chrześcijańskiej, Lublin 2000, s. 110). 120 Strona | 109 obrazem/odpowiednikiem zjawiska materialnego. Zresztą wartość ikoniczną przypisuje Norwid również kształtowi pierwszych liter 121 . Również w obręb samej Rzeczy wprowadza Norwid słowo ikoniczne, słowo uobecniające, bo jak pisze przy innej okazji M. Maciejewski: „słowo […] desygnuje […] także rzeczywistość, ale i samo jest rzeczywistością” 122 . Narrator przywoływanego poematu powtarza pierwotny gest kreacji językowej, mówiąc: Przypomnę!… jak? bywało za czasów prawd ziwie Wieszczych: co zmarłe? – uczczę! co kona? – ożywię! Lat sto – tam – ó wdzie – rzucę, drugie zaś sto minę, Idąc za g wiazdą, która n ie świeci godzinę… R z e c z y n u d n e – wytoczę… (III, 566) Wobec powyższych rozważań dokładnie widać, że dla językowej refleksji Norwida bardzo ważny jest ikoniczny wymiar słowa lub też – znowu używając terminologii Maciejewskiego – „słowo przedstawione”. Jednak, jak za chwilę przyjdzie stwierdzić, ikoniczna „mowa cudzysłowowa” bohaterów (choć obecna w twórczości polskiego poety) inaczej funkcjonuje w jego tekstach niż miało to miejsce w powieściach Dostojewskiego. W y d a j e s ię , ż e s ło w o ik o n ic z n e ma w t e k s t a c h N o r w id a p r z e d e w s z y s t k i m t r z y w y m ia r y ( r e l i g ij n y , l ir y c z n y i ir o n ic z n y ) , w mo me n c ie g d y u D o s t o j e w s k ie g o s ł u ż y o no t y lk o j e d n e mu , n a c z e l n e mu c e lo w i , jak im jest w ie lo a s p e k t o w e p o z n a n ie I n n e g o 123 . Z kolei w poetyce Norwida można wyróżnić budowaną serio ikonę Słowa Bożego, dialogiczne, oparte na przemilczeniu ikoniczne słowo liryczne oraz ironicznie wprowadzone słowo innego 124 . 121 Por. „Wszech-mąd rość i Su mienie, jak słońce z zwierciad łem Rozejrzawszy się, ciska pro mień abecadłem… Garbate G w p isaniu starych Samarytan Jest „G h i m e l ” – wielbłąd – „n u n ” jest jak ryba wyczytan.” (Ib idem). 122 M. Maciejewski, „Choć Radziwiłł, alem człowiek…”. Gawęda romantyczna prozą , Kraków 1985, s. 38. 123 Chociaż w jednym z ro zd ziałów monografii o Dostojewskim (Typy słowa prozatorskiego. Słowo u Dostojewskiego) Bachtin przeprowad za dokładną klasyfikację typów słowa Dostojewskiego, to jednak wypada stwierd zić, że niezależnie od szczegółowego typu strukturalnego danej odmiany słowa (a b adacz wyróżn ia ich około dwudziestu) naczelna motywacja do zaistnienia słowa ikonicznego i cel tego słowa jest za każdy m razem taki sam. Mianowicie dąży ono do podmiotowego samookreślenia i określenia poszczególnych bohaterów. 124 W pierwszy m odruchu wydaje się, że kolejnym rodzajem znaków ikonicznych w tekstach Norwida mo że być bardzo wy raźn ie opisana gestykulacja bohaterów i w ogóle „gest Norwida” jako problem badawczy. Jednak zgodnie z ro zró żnien iami Mayenowej gesty i mimika bohaterów literackich nie są znakami ikoniczny mi, ale indeksami uczuć. O gestykulacji znakowej mo żemy – zdaniem badaczki – Strona | 110 Słowo Boże jako ikona Bohater rozmaitych i gatunkowo, i rodzajowo utworów Norwida jest najbardziej wyczulony na ikoniczne Słowo Boże, rozumiane tutaj nie tylko jako bezpośrednie przytoczenie fragmentów Biblii (na zasadzie wyróżnionej przez Mayenową „mowy cudzysłowowej”), ale też jako fragmenty wypowiedzi bohaterów bezpośrednio nawiązujące do ducha ksiąg objawionych i charakteryzujące się w utworze większym nasileniem jakości estetycznych. Tak rozumiane ikoniczne słowo Boże ma na bohaterów taki sam wpływ, jak dialogiczne słowo innego (jakiegokolwiek innego) w tekstach Dostojewskiego. Jednak Słowo Boże, ikona boskiej obecności w świecie Norwida, nie wywołuje u jego bohaterów takiego negatywnego napięcia emocjonalnego, jak to się dzieje często w tekstach pisarza rosyjskiego. O ile słowu innego można w świecie Dostojewskiego sprzeciwiać się do woli, o ile nie zawsze można mu zaufać, o tyle w rzeczywistości literackiej Norwida praktycznie nie sposób odnaleźć sprzeciwu wobec Słowa Bożego. Nie chodzi jednocześnie o to, że wszyscy bohaterzy autora Quidama są głęboko wierzący, takie stwierdzenie byłoby ewidentnym absurdem. Natomiast brak w tekstach Norwida dramatycznej walki ze Słowem Bożym, jaką bardzo często możemy obserwować u Dostojewskiego. Kiedy któraś z postaci stworzonych przez Norwida otwarcie odrzuca światopogląd chrześcijański, to – z reguły – nie ma ona do czynienia z ikonicznym Słowem Objawionym. Takie postaci jak Przywódca-Górników z Assunty czy też potencjalny nabywca rzeźby z Ad leones nie odrzucają ikony Słowa Bożego jako takiej, ale pozostają w skrajnej opozycji wobec pewnego zespołu własnych wyobrażeń na temat chrześcijaństwa w ogóle. Ciekawym przykładem działania w świecie przedstawionym Norwida ikonicznego Słowa Bożego może się okazać drama t Krakus, rozgrywający się przecież w czasach mitycznych, a więc jeszcze przed oficjalnym wprowadzeniem na tereny polskie Słowa Objawionego. Obecność w dramacie ikonicznego słowa Bożego najlepiej uwidacznia się w jego początkowej odsłonie, którą można podzielić na dwie części: rozmowę Starca z Lilianem i naukę skierowaną przez Pustelnika do Krakusa i Rakuza. mó wić dopiero w przypadku powielenia gestów przez rzeczywistego aktora, który odgrywając je przed widown ią przekształca znaki indeksalne w ikoniczne. (Por. M. R. Mayenowa, op. cit., s. 166.) Strona | 111 Pierwsza z wyróżnionych części może sprawiać wrażenie dialogu pozornego: kwestie wypowiadane przez Starca i jego ucznia zdają się zupełnie rozmijać. Jednak ten pozorny nieład konwersacyjny jest przez nauczyciela szczegółowo zaplanowany. Mowa tego bohatera wydaje się ciemna, ponieważ ze względu na zbliżającą się śmierć, coraz częściej sięga on do jakby bardziej pojemnego znakowego sposobu mówienia: O s t a t n i e s ł o w o – mój Lilijan ie – Choćby mi g łosu już n ie starczyło, Pokażę tobie palcem na ścianie – I nie zrozu miesz – lecz powiesz: „B y ł o ” – I nieme pomn ieć będziesz kazanie, Chodząc jak senny z palcem na czole; Aż w myśli tobie wy raźn ie stanie Jakoby duchem – i dasz mu wolę, Sam przyobleczesz pewności ciałem, I rzekniesz g łośno t o , c o rzecz chciałem! (IV, 165) Wydaje się, że kwestię duchowego rozwoju Liliana i jego rozumienie ikonicznego słowa Starca można w tym momencie pozostawić na boku. Bardziej interesujące wydaje się to, że wypowiedź Pustelnika jest zdecydowanie wyraźniej skierowana ku odbiorcy dramatu niż ku jego fabularnemu rozmówcy. Wstępna autoprezentacja Pustelnika podpowiada czytelnikowi styl odbioru dramatu, sposób rozumienia prezentowanych w nim scen. W badaniach nad Norwidem jest sprawą ewidentną, że Krakus to tekst baśniowo-symboliczny. Ja jednak chciałabym zaproponować jeszcze inne określenie: „ikoniczny”. Omawiany tu dramat w sposób szczególnie mocno zaakcentowany przez Norwida staje się ikoną świata. „Szczególność” w tym przypadku polega na tym, że zasadnicze punkty wypowiedzi Starca na płaszczyźnie fabularnej nie mają prawa zostać właściwie zrozumiane przez pozostałych bohaterów. Refreniczne stwierdzenie Pustelnika: „Nie będzie gadem, kto zetrze gady,/ Gadem nie będzie, kto gady zetrze” musi być w świecie nie obeznanym z religią (i ogólnie – kulturą) chrześcijańską traktowane jako tautologiczny bełkot. Podobnie rzecz ma się również z podstawowymi obrazami fabularnymi. Wyczerpująca wędrówka, woda życia, walka ze smokiem czy bratobójstwo są właściwie szeregiem cytatów strukturalnych z Pisma Świętego. Z jednej strony może to wywołać zarzut artystycznej niesamodzielności Norwida, a z drugiej – zdecydowanie mi bliższej – jest świadectwem ikonicznego budowania struktury dramatu, tworzenia uniwersalnej, działającej w każdym czasie i w każdej przestrzeni ikony słowa Bożego. Tytułowy bohater dramatu, choć nie rozumie w pełni tej mowy ikonicznej, to jednak Strona | 112 potrafi przyjąć jej przesłanie na poziomie duchowym i etycznym. Właśnie dzięki temu możemy umieścić go w szeregu postaci, będących, na różnym – rzecz jasna – poziomie, zapowiedzią nadejścia Mesjasza (Dawid, Orfeusz) 125 oraz bez cienia wątpliwości umieścić go w szeregu „cichych bohaterów” Norwida. Słowo ikoniczne a jakości liryczne W twórczości Norwida istnieje cały szereg tekstów lirycznych, poświęconych tematyce miłosnej, a opartych przede wszystkim na poetyce przemilczenia. Przyglądając się tym utworom (np. Jak, [Co jej powiedzieć?…], Czemu etc., etc. …) w świetle problematyki „słowa przedstawionego”, można dojść do pozornie paradoksalnego wniosku, że właśnie w nich najjaskrawiej przejawia się ikoniczne słowo innego (wprowadzane do formy monologowej w postaci mowy pozornie zależnej), przy czym oddziałuje ono w tekstach lirycznych Norwida na niemalże identycznej zasadzie, jak w twórczości Dostojewskiego. Powstałą pod piórem Bachtina refleksję o braku w twórczości autora Braci Karamazow słowa monologowego, o stosowanych przez Dostojewskiego sposobach „rozwarstwiania” tego słowa można z pełnym powodzeniem odnieść chociażby do Norwidowego liryku Trzy strofki. Nie bliźń, żem zranił Cię, lub jes zcze ranię, Bo m Ci ustąpił na mil sto tysięcy; I pochowałem łzy me, w Ocean ie, Na pereł więcej!… I nie m y ś l – jak Cię nauczyli w świecie Świątecznych-uczuć ś w i ą t e c z n i c z c i c i e l e – I nie mó w, ziems kie iż są marne cele – Lecz ży j – raz – przecie!… I m y ś l – gdy nawet o mnie mówić zaczną, Że grób to tylko, co u marłe chowa – A m ó w … że gwiazda ma była rozpaczną, I – bywaj zdrowa… (I, 222) W pewnym fragmencie Milczenia Norwid stwierdza: „Mowa, d la t e g o ż e j e s t mo w ą , musi być nieodzownie dramatyczną” (VI, 232), co oznacza, że każdy 125 Zob. G. Halkiewicz-So jak, Orfeusz Mickiewicza, Krasińskiego i Norwida na tle tradycji motywu w: Inspiracje Grecji antycznej w dramacie doby romantyzmu. Rekonesans, red. M. Kalinowska, Toruń 2001. Strona | 113 rodzaj wypowiedzi jest z założenia uwikłany w sytuację komunikacyjną, jest komunikatem, odnoszącym się do komunikatu (Jacobson). Podobnie dzieje się w przytoczonym wyżej wierszu, który jest wyraźnym dialogiem podmiotu mówiącego ze słowem innego, a w tym szczególnym przypadku – innej. Pozornie zakamuflowaną sytuację dialogową można zaobserwować w dwóch pierwszych strofach. Wprowadzane w nich na początku wskazania (prośby?) pomiotu lirycznego „nie bluźń” i „nie myśl” są – jak można się domyślać – bezpośrednim odwołaniem do sądów wypowiedzianych wcześniej przez adresatkę wiersza. Można to przedstawić w sposób graficzny, z konieczności uproszczony: Ona: Zraniłeś moje uczucia i ranisz je w dalszym ciągu. On: „Nie bluźń […]/ Bom […]. Ona: Ziemskie cele (i ziemska miłość?) są marnością. On: „I nie myśl <tak> […]/ Lecz żyj – raz – przecie!…” Mamy więc tu do czynienia z zakamuflowaną mową pozornie zależną lub – lepiej (używając terminu, zaproponowanego przez Mayenową) – „mową pozornie niezależną”. Ten rodzaj wypowiedzi: Z punktu widzen ia semantycznego to […] frag menty tekstów w założeniu n iespójne. Wnoszą one jednocześnie perspektywy dwóch różnych podmiotów mówiących, wprowad zają ró wnocześnie informacje o świecie przed miotowym i informacje metajęzykowe, które mo żna sprowadzić do takiej oto formuły : „ktoś tak mówi”. Są to zatem struktury ro zbijające p ry marną spójność tekstu. Pozwalają one szukać scalenia tekstu na kilku ró żnych płaszczy znach i pozio mach, wzbogacając tekst o ró żne mo żliwości semantyczne. Mowa pozornie zależna wprowad za frag menty znaków ikonicznych. Na nich nadbudowują się sekundarne wartości semantyczne 126 . Ikoniczne słowo adresatki wiersza wyraźnie przebija przez konstrukcję wypowiedzi podmiotu lirycznego. To obecności tego słowa i gwałtownemu sprzeciwowi wobec niego zawdzięczamy zawartą w tekście ekspresję podmiotową. Chociaż zarówno sytuacja liryczna, jak i kontekst biograficzny wiersza sugerują, że słowa bohatera lirycznego nie miały nigdy dotrzeć do ich adresatki, obecność jej sądów i przekonań w psychice bohatera wiersza jest tak głęboka, że dialog z nimi nie może ustać. Zupełnie podobnie pod względem formalnym (choć na innych zasadach aksjologicznych) była przecież zbudowana, analizowana wyżej, wypowiedź Człowieka z Podziemia. 126 M. R. Mayenowa, op. cit., s. 308. Strona | 114 Jednocześnie warto zwrócić uwagę także na fakt, że ikony słowa adresatki, „przemycone” w obręb wiersza, zostały poddane przez podmiot liryczny gruntownej interpretacji. Z uwagi na to, że są to ikony jedynie częściowe, czytelnik (wtórny adresat wiersza) nie jest w stanie w żaden sposób zweryfikować poprawności ich rozumienia. Ponieważ całość wypowiedzi lirycznej jest przesycona uczuciami głębokiego smutku i krzywdy, możemy jedynie domyślać się, że pierwotna oratio recta niekoniecznie musiała być tak bardzo „bluźniercza”, przecież – jak zwraca na to uwagę Mayenowa – operacja przekształcania oratio obliqua w oratio recta nie zawsze musi być w pełni obiektywna 127 . Oprócz ewidentnie obecnej w Strofkach ikonicznej mowy adresatki wiersza, mamy tu do czynienia ponadto z dwoma rodzajami ikonicznych znaków graficznych. Pierwszym z nich jest niezwykła, bardzo często analizowana w pracach badawczych, Norwidowa interpunkcja. Szczególnie owocnie pod tym względem prezentuje się druga strofa omawianego wiersza. Tutaj mamy do czynienia praktycznie z całym zestawem uprzywilejowanych przez poetę znaków graficznych: myślnikami, dywizami łącznymi, podkreśleniami fragmentów tekstu i wielokropkami. Wszystkie wymienione tu znaki interpunkcyjne stają się – w myśl poetyki semiologicznej – informacjami metatekstowymi, ikonami uczuć osoby mówiącej w wierszu. Część z nich (jak chociażby dywizy i podkreślenia) można odczytywać jako znaki ironiczne, inne z kolei (np. myślniki czy wielokropki) w pewien sposób unaoczniają wypowiedź podmiotu lirycznego, „ukazują wypowiedź jako właśnie stającą się” 128 . Kolejnym ikonicznym znakiem graficznym jest wybrana przez Norwida starożytna strofa saficka, dodatkowo podkreślająca przynależność wiersza do gatunku liryki miłosnej. Wprowadzenie w obręb wiersza tego znaku może być rozumiane dwojako: jako bezpośrednie nawiązanie do tradycyjnego kształtu wyrażania uczuć bądź – co wydaje się bardziej prawdziwe – jako odniesienie znowuż ironiczne. W końcu Trzy strofki nie są typowym lirykiem miłosnym: więcej w nich mowy o skrzywdzonych uczuciach i gniewie niż o miłości. Na dodatek (pozostając w obrębie Bachtinowskiego sposobu myślenia o języku) ten wiersz raczej odwołuje się gatunku mowy, jakim jest kłótnia lub oskarżenie, 129 niż do gatunku wyznania miłosnego. Zresztą – jak za chwilę 127 Ibidem, s. 300. M. R. Mayenowa, op. cit., s. 314. 129 Zob. M. Bachtin, Problem gatunków mowy, w: idem, Estetyka twórczości słownej, tłum. D. Ulicka, Warszawa 1986. 128 Strona | 115 przyjdzie stwierdzić – ironia znacznie częściej towarzyszy miłości w utworach Norwida niż jakiemukolwiek innemu uczuciu. Ironia mowy cudzysłowowej Miniaturowa ta komed ia […] jest ostatnim znanym dzisiaj utworem dramatycznym Norwida, który uczynił sobie z niego doskonałą zabawę, przenicował bowiem w nim i strywializował fabułę i problematykę Pierścienia Wielkiej Damy, a przy tym poprzestawiał jego poszczególne postacie tak, że powstała nowa całość, maleńka co prawda, ale w gruncie rzeczy paralelna w stosunku do tamtego utworu 130 . – stwierdza Gomulicki. Rzeczywiście, nie da się odmówić badaczowi racji, kiedy stwierdza on, że schemat strukturalny Miłości-czystej u kąpieli morskich został jakby „zacytowany”, oparty na wcześniejszych rozwiązaniach fabularnych. Sądzę jednak, że edytor Norwida niesłusznie ogranicza pole semantyczne tych „cytatów” jedynie do wcześniejszego dramatu samego poety. Wydaje się bowiem, że komediowość tego utworu, ale też jego tragiczność polegają – w planie znaczeniowym – na zapożyczaniu przez bohaterów innorodnych struktur w ogóle 131 . Z sytuacją takiego zapożyczenia, wprowadzenia ikonicznej mowy innego mamy do czynienia już w pierwszych wersach dramatu, kiedy Julia stwierdza; Zaiste, słusznie wyraża się E r a z m (Którego każde słowo jest rozsądne), Że […] (V, 309) Obraz „praktycznego” i „rozsądnego” słowa Erazma (bez względu na to, czego miałoby ono dotyczyć) będzie odtąd ciążył nad sposobem myślenia i zachowaniem obu bohaterek tej miniatury dramatycznej. To jemu będzie usiłowała Julia podporządkować swoją osobowość i przez jego pryzmat spojrzeć na całe spektrum własnych doświadczeń i poglądów. Słowo Erazma – choć z perspektywy autorskiej wydaje się mylne i komiczne – pretenduje w świecie dramatu do bycia słowem porządkującym rzeczywistość, słowem wychowującym. 130 J. W. Go mu licki, Metryki i objaśnienia. „Miłość-czysta u kąpieli morskich”, w: C. Norwid, Pisma wszystkie, op. cit., t. V, s. 429. 131 Zob. na ten temat: J. Zach-Błońska, Dialogowe obcowanie i …ironia, w: eadem, Monolog różnogłosy. O dramatach współczesnych Cypriana Norwida, Kraków 1993. Strona | 116 Wydaje się zresztą, że niemal cały świat Julii składa się z tego rodzaju cytatów. Bowiem już po chwili – w obrębie tej samej odsłony dramatu – bohaterka wprowadza do swej wypowiedzi kolejną ikonę słowną: – Ciocia Irena jest z tych jeszcze mat ron, Co utrzy mują, że k r ó l e s t w o - k o b i e t J e s t z t e g o ś w i a t a – w ich wpływ i w ich władzę Wierzy, a z d rogim wychowańcem swoim Rady nie mo że dać sobie. […] (V, 310) Ranga znaczeniowa słowa „cioci Ireny” jest podwójna. Z jednej strony, jej sąd o królestwie kobiet jest na tyle dla Julii ważny, że zgadza się spełnić jej prośbę o opiekę nad Feliksem. Z drugiej zaś strony, widać wyraźnie, że zdanie „dostojnej matrony” jest traktowane przez Julię jako nieco anachroniczne, z lekkim przymrużeniem oka, co z kolei (jak można się domyślać na podstawie innych wypowiedzi Norwida) 132 bawi samego autora. Delikatna nuta ironii pobrzmiewająca w głosie bohaterki staje się bardzo istotna z perspektywy interpretacji całości dramatu. W świecie Julii, zdominowanym przez słowo Erazma, po prostu nie ma miejsca na „królestwo kobiet”, bo z punktu widzenia hrabiego Flegmina brakuje im koniecznej „praktyczności” i „logiczności”, której dopiero muszą się nauczyć od otaczających je mężczyzn. Z tego też względu słowo Erazma nabiera cech destrukcyjnych i sprawia, że w jego otoczeniu nie może zaistnieć „kobieta zupełna”. Znacznie sympatyczniejszy i bliższy samemu autorowi wydaje się Feliks. Choć ten bohater zdradza wszystkie objawy młodzieńczego rozpoetyzowania i rozwichrzenia emocjonalnego, to jednak wydaje się, że u jego boku mogłaby zaistnieć taka „kobieta zupełna”, która jest nie do pomyślenia w świecie Erazma. W końcu to właśnie Feliksowi powierza Norwid własny liryk Czemu. Ten utwór liryczny – zupełnie niekonieczny z punktu widzenia struktury dramatu – staje się szczególnym znakiem ikonicznym. W twórczości Norwida zdarzało się już wcześniej, że pewne jego wiersze „wędrowały” z jednego utworu do drugiego (W Weronie w Nocy Tysięcznej Drugiej, Czemu w Stygmacie, Daj mi wstążkę błękitną w Za kulisami etc., etc. …). Wydaje się jednak, że w pozostałych przypadkach wiersze te zachowywały swój pierwotny 132 Por. np.: „Z tej to zarazem wyższości kobiety pochodzi osobny jej urok i wpływ społeczny, a który w rzeczywistości nadaje jej k a p ł a ń s t w o , albowiem kobieta, będąc najwyższy m węzłem pomiędzy samotnym J a a publiczny m M y , stawa się pierwszą kap łanką naturalnie immo lującą egoizm i dającą ugruntowanie zbiorowe mu ciału społecznemu.” (VI, 653). Strona | 117 wydźwięk, ale tutaj dzieje się trochę inaczej, ponieważ pierwotna sytuacja liryczna Czemu znacząco odbiega od stanu, w jakim znajduje się Feliks. Wyznanie bohatera lirycznego wiersza jest bowiem znacznie subtelniejsze od tego, co słyszymy z ust bohatera dramatu. Stan zauroczenia „blondyną Julią” jest raczej emocjonalną projekcją bohatera niż uczuciem rzeczywistym. Ale też wybór tego ikonicznego znaku lirycznego, jako najodpowiedniejszego do wyrażenia własnych uczuć, wydaje się być znaczący. Kochliwość Feliksa (o indeskalnym nazwisku „Skorybut”) może stać się – w połączeniu z melorecytacją Czemu – oznaką jego potrzeby prawdziwej miłości. 133 Innym rodzajem cytowanych struktur znakowych jest zachowanie Marty i Feliksa z ostatniej odsłony dramatu. Oboje bohaterów postanawia popełnić samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości, jednak szczególny czynnik konstrukcji dramatu zamienia ich tragiczną decyzję w tragifarsę. Choć i do tego stwierdzenia należy wprowadzić pewne cienie: bardziej tragiko miczna wydaje się postawa Feliksa, dzieje się tak przede wszystkim ze względu na jego sposób mówienia. Ten bohater mówi w dramacie znacznie więcej i chętniej niż robi to Marta. Dla jego postawy również są charakterystyczne ogromne wahania nastrojów (od sta nu euforii do krańcowego przygnębienia), które są dodatkowo podkreślane przez Norwida w didaskaliach, odnoszących się do sposobu mówienia tej postaci („patetycznie”, „śpiewnie”, „gwałtownie”, „grobowo”). Posłuchajmy: – Teraz, mo rze! Idź tu, Jak zwierz na piersi mo je skacz szalone I pianą pluskaj w oczy … jestem, jestem Łupem twy m!… morze! wo łam ciebie – słuchaj… (V, 326-327) Feliks, w trakcie podejmowania decyzji ostatecznych, ani przez chwilę nie jest sobą. Jego słowo nie ma w swoim brzmieniu ani kropli autentyczności. W przytoczonym wyżej fragmencie bohater przemawia nieudolnie zapożyczonym słowem innego. I choć w tym przypadku nie sposób chyba wskazać dokładnego źródła jego przytoczenia, czytelnik jednak może bezbłędnie wyczuć, że Feliks porusza się tu w obrębie jakiejś 133 Jeszcze inaczej wprowad zenie Norwidowego liryku w obręb kwestii Feliksa interpretuje Sławińska: „Zupełnie inny, nowy rodzaj ko mizmu reprezentuje w Miłości Czystej Feliks. To już nie sztywny schemat ani kary katura o utrwalonych rysach – przecież w jego usta kładzie Norwid wstrząsający wiersz Czemu! Feliks zdaje się potwierd zać zasadę, że podobnie jak poetą bywa się, tak samo i postacią komiczną nie jest się, lecz bywa.” (I. Sławińska, O komediach Norwida, Lublin 1953, s. 216). Strona | 118 konwencji. Słychać to choćby już w wybranej przez Norwida na ten cel organizacji układu stop akcentowych. Nieco inaczej pod tym względem prezentuje się kreacja Marty. Choć i w jej wypadku decyzja o pozostawieniu listu pożegnalnego na skrawku wachlarza może wzbudzać w czytelniku jakiś wisielczy humor, to jednak wydaje się, że ta postać jest kreślona przez Norwida zupełnie serio. Zresztą w ostatniej chwili wraca do niej wspomnienie przyjaciółki i niezamierzonej rywalki, z którą odczuwa Marta szczególną więź. W pewnym momencie rozmowy między obojgiem nieszczęśliwych kochanków wszystkie obrane przez nich sztuczne konwencje, które omal nie doprowadziły ich do śmierci, pękają pod naporem rzeczywistości. Postrzeganie Feliksa przez Martę („natrętnik jakiś”) i Marty przez Feliksa („wariatka jakaś”) sprawia, że łatwiej im przychodzi zobaczenie śmieszności i sztuczności własnych zamiarów. Na marginesie i z dużą dozą prawdopodobieństwa można by pomyśleć, że postawiony w podobnej sytuacji „paradoksalista” Dostojewskiego „na złość” skoczyłby w morze, nawet mając pewność, że za chwilę zostanie uratowany. Zresztą w podobny sposób (tzn. pozorując samobójstwo) zachował się też Hipolit z Idioty. Najbardziej zastanawiająca w obrębie całej miniatury dramatyc znej Norwida jest chyba finalna wypowiedź Julii: Ja – przyszłam w m o r z e r z u c i ć s i ę – – codzien[nie] Toż samo czyniąc! – i na sługę czekam Z bielizną… …po czy m p iję ośle mleko. (V, 330) Można sądzić, że w przestrzeni między „codziennym rzucaniem się w morze” a „piciem oślego mleka” mieści się właściwy sens Miłości-czystej, dramat prawdziwego uczucia i konwenansu, wciąż wznawianego, choć nigdy nie spełnionego czynu i zniewalającego, ogłupiającego częstokroć słowa innego, określonego przez poetę słusznym mianem „oślego mleka”, które w wieku XX stanie się powszechnie znane pod, wypracowaną przez Gombrowicza, nazwą „gęby”. * I k o n ic z n e s ło w o in n e g o , „ s ło w o p r z e d s t a w io n e ” c z y t e ż „ mo w a c u d z y s ło w o w a ” s ą j e d n y m z p o d s t a w o w y c h e le me n t ó w Strona | 119 p o e tyk N o r w id a i D o s t o j e w s k ie g o . Bez względu na to znaczące podobieństwo w wyborze techniki artystycznej, obaj twórcy wykorzystują je na nieco odmiennych płaszczyznach. W powieściach Dostojewskiego słowo ikoniczne nabiera ogromnej samodzielności, staje się niemal żywiołem niemożliwym do okiełznania. Wychwycenie i umieszczenie we właściwym kontekście mowy cudzysłowowej, wprowadzanej przez Dostojewskiego zarówno do fragmentów narracyjnych, jak i dialogowych, jest konieczne do pełnego, zgodnego z intencją autorską odczytania jego utworów. Chociaż w twórczości Norwida „słowo przedstawione” jest niemal tak samo ważne, jak u Dostojewskiego, to jednak odnosi się wrażenie, że nie jest ono w pełni samodzielne. Norwid – mimo że jest orędownikiem „wolności słowa” jako takiego – często wykorzystuje mowę ikoniczną w sposób instrumentalny, w świecie jego utworów znaki ikonicznej obecności innego są wyraźnie podporządkowane jakiemuś naczelnemu celowi artystycznemu, wyraźnemu już na pierwszy rzut oka. Stąd też, jak można sądzić, z tekstów Norwida zwykle wynosi się wrażenie większego ładu światopoglądowego niż z lektury Dostojewskiego. Dla pisarza rosyjskiego niemal każde słowo innego jest tak samo ważne. Na drodze duchowego rozwoju jego bohaterów identyczne znaczenie może zostać przypisane błahemu, na pozór, słowu przygodnego rozmówcy i słowu najwyższego moralnego (religijnego) autorytetu prawosławnego starca jak Tichon czy Zosima. Z kolei w utworach Norwida znaczenie poszczególnych rodzajów słowa jest przez podmiot czynności twórczych (czy samego autora) wyraźnie hierarchizowane. Najważniejsze i niepodważalne jest ikoniczne słowo Boże. Drugie, co do mocy oddziaływania na bohatera, jest liryczne słowo ikoniczne, i dopiero na trzecim miejscu plasuje się prawdziwa waga ironicznego słowa innego. Strona | 120 Zbliżenie trzecie: polifonia powieści Dostojewskiego a (?) zagadnienie wielogłosowości poezji Norwida Dokonane przez Bachtina odkrycie polifonii powieści Dostojewskiego 134 stało się jednym z najbardziej ważkich i „wpływowych” twierdzeń literaturoznawczych XX wieku. Choć już przed publikacją Problemów twórczości Dostojewskiego i po niej pojawiły się prace uzupełniające i polemiczne wobec twierdzeń rosyjskiego uczonego 135 , to jednak właśnie jego tezy najgłębiej ugruntowały się w światowej humanistyce. Bachtin wiązał nowatorskie rozwiązanie literackie, zastosowane przez Dostojewskiego, z jego głębokim przekonaniem o należnym każdemu człowiekowi szacunku, którego podstawowym przejawem jest wolność wypowiadania się 136 . Ten 134 Na temat gruntownej analizy pojęcia polifonii Bachtina-Dostojewskiego zob. H. Rarot, Polifonia i wielostylowość czy przewrotna spójność rozpadu? Bliżej Bachtinowskiej koncepcji estetyki Dostojewskiego, w: eadem, Dostojewski. Myśl a forma, Łódź 1984. 135 Por. oryginalne Bachtinowskie o mówienie literatury przed miotu, oscylującej wo kół problemu dialogowości Dostojewskiego: M . Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, tłu m. W. Grajewski, w: Ja – Inny. Wokół Bachtina. Antologia, red. D. Ulicka, t. 1., Kraków 2009, s. 153-180. 136 W tym kontekście Bachtin posługuje się określeniem, które zostało przetłu maczone na języ k polski jako ‘personalizm’ (Por. „Świat Dostojewskiego jest dogłębnie personalistyczny. Wszelką myśl postrzega on i przedstawia jako pozycję osoby.” (Ibidem, s. 155). Jednak wydaje się, że choć w oryginale rosyjskim w odpowiednim miejscu widnieje słowo do złudzenia podobne ‘персоналистичен’, to jednak w języku rosyjskim mo że ono oznaczać nie tylko „personalistyczny”, ale też – „osobowy”, „dotyczący osoby”. Por. ПЕРСОНАЛьНЫЙ, ая, ое [латин. personalis] (книжн. офиц.). 1. Прил. к персонал (устар.). П. состав. 2. Касающийся лично данного человека. Персональное приглашение. Персональная ответственность. Персональная пенсия. || Исхо дящий от како го -н. отдельного лица, от каких-н. определенных лиц. Персональные жалобы. Персонально (нареч.) распорядится. (Tołkowyj słowar’ russkogo jazyka, gławnaja redakcy ja B. M . Wołnin, D. N. Uszakow, t. II, Moskwa 1939, s. 235). Strona | 121 rodzaj ujęcia problemu (choć niewyrażony przez Bachtina zupełnie wprost) staje się szczególnie frapujący na tle sytuacji wydawniczej w carskiej Rosji i Rosji Radzieckiej. W a rt o ś ć s a mo d z i e l n y c h i n i e ł ą c z ą c y c h s i ę z e s o b ą g ł o s ó w i ś w iad o mo ś c i, p ra wd ziwa po lifo n ia p e ł n o w a rt o ś c i o w y c h g łosó w, s t a n o w i , w i s t o c i e , p o d s t a w o wą w ł a ś c i w o ś ć p o w i e ś c i D o s t o j e ws k i e g o . W jego utworach mamy do czynien ia nie z losami i życiem bohaterów w jednolitym obiektywny m świecie, ukazany m w świetle jednej autorskiej świado mości, lecz właśnie z m n o g o ś c i ą r ó w n o p r a w n y c h ś w i a d o m o ś c i i i c h ś w i a t ó w , które łączą się ze sobą, nie tracąc swojej odrębności, w jedność pewnego zdarzenia. Rzeczy wiście, główn i bohaterowie Dostojewskiego stanowią już w samy m twórczy m zamyśle artysty n i e t y l k o p r z e d m i o t y s ł o w a a u t o r s k i e g o , a l e r ó w n i e ż p o d m i o t y s ł o w a w ł a s n e g o , b e z p o ś r e d n i o z n a c z ą c e g o . Słowo bohatera nie ogranicza się tutaj do zwykłych funkcji charakteryzacyjnych i fabularno -prag matycznych, nie służy też autorowi jako wyraz jego własnej pozycji ideologicznej (jak to się dzieje, na przykład, u Byrona). Świado mość bohatera dana jest jako inna, cudza świadomość, a zarazem nie podlega uprzed miotowieniu ani zamknięciu, nie staje się zwykły m p rzed miotem świadomości autorskiej 137 . W przytoczonym wyżej cytacie, wprowadzającym do lektury Problemów…, Bachtin wskazuje na kilka zasadniczych kwestii, charakteryzujących poetykę uprawianą przez Dostojewskiego. Są to (w pewnym koniecznym uproszczeniu): rozbicie jednolitej wizji świata autorskiego oraz zupełne usamodzielnienie głosów bohaterów powieści i opowiadań rosyjskiego pisarza. Dopatrywano się rozmaitych źródeł tego nowatorskiego rozwiązania z dziedziny poetyki dzieła literackiego. Przede wszystkim wskazywano na kryzys religijno-światopoglądowy, który przez szereg lat przeżywał Dostojewski 138 . Drugim, alternatywnym nurtem badawczym stało się prawosławne nauczanie o człowieku, ostatnio szczególnie uwzględniająca kardiocentryczną (określenie Doroty Jewdokimow) 139 antropologię Dostojewskiego. Wydaje się jednak, że oba te zasadnicze nurty refleksji nad spuścizną autora Biesów, wypływające z rewelatorskich ustaleń Bachtina, należy – w miarę możliwości – brać pod uwagę w równym stopniu. Dopiero ich połączenie może rzucić więcej światła na źródła polifonicznego ukształtowania Przyjęcie takiej lekcji rosyjskiego oryginału, nie ujmu jącej nic znaczen iu określenia, uchroni konstrukcję pracy od wprowadzania do niej dodatkowych problemów filo zoficznych, związanych z rozwojem nurtu personalizmu wśród filo zofów rosyjskich lat 20. -30. XX w., a ko mpletnie n ieprzebadanych na gruncie polskim. 137 M. Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, op. cit., s. 154. 138 Zob. L. Szestow, Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii, tłum. C. Wodziński, Wars zawa 1987. B. Urbankowski, Dostojewski. Dramat humanizmów, Warszawa 1994. 139 Zob. P. Evdokimov, Gogol i Dostojewski, czyli zstąpienie do otchłani, tłum. A. Kunka, Bydgoszcz 2002. H. Paprocki, Lew i mysz, czyli tajemnica człowieka. Esej o bohaterach Dostojewskiego , Białystok 1997. D. Jewdokimow, Człowiek przemieniony. Fiodor M. Dostojewski wobec tradycji Kościoła Wschodniego, Poznań 2009. Strona | 122 powieści Dostojewskiego, pozostającego w niewątpliwym związku z jego koncepcją „realizmu w wyższym sensie”140 . Jeśli idzie o wielogłosowość Norwida, w roku 1967 został opublikowany przełomowy szkic Michała Głowińskiego Wirtualny odbiorca w strukturze utworu poetyckiego, w którym – jak się wydaje – po raz pierwszy zaistniały przesłanki do mówienia o swego rodzaju wielogłosowości w poezji Norwida. Choć wspomniany artykuł był wielokrotnie przedrukowywany w kraju i miał kilka tłumaczeń na język niemiecki141 , to jednak wątki poświęcone w nim autorowi Ostatniego despotyzmu zyskały szersze echo jedynie w środowisku norwidologicznym. Kilka lat później (w roku 1972) Głowiński powrócił do zagadnienia szczególnego ukształtowania struktury liryków autora Vade-mecum w szkicu Norwidowska druga osoba. Tekst ten również wszedł do kanonu literaturoznawczej wiedzy o poecie, jednak pozostał raczej niezauważony przez literaturoznawców nie zajmujących się Norwidem. Warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób stopniowo ewoluowało myślenie Głowińskiego o Norwidzie. Początkowo badacz posłużył się tekstem poety jedynie w sposób instrumentalny – Ostatni despotyzm miał być wyłącznie ilustracją jego tezy o potencjalnych napięciach w sferze komunikacji literackiej między twórcą a zakładanym przezeń wirtualnym odbiorcą. Tekst Norwida stał się tu przykładem skrajnego przełamywania obowiązujących w XIX wieku konwencji poetyckich: [XIX-wieczny odbiorca] wobec Ostatniego despotyzmu stawał bezradny, utwór ten musiał na nim sprawiać wrażenie pisanego hieroglifami, mimo że każde ze słów brane osobno było w pełni zro zu miałe. I trochę dalej: Ten fakt […] wynika z d i a l o g o w e g o c h a r a k t e r u w i e r s z a i sprawia, że jego 13zgłoskowiec ma ju ż niewiele wspólnego z klasyczny mi postaciami tego tak silnie utrwalonego w polskiej tradycji metru m. Wynika z n a s t a w i e n i a n a c u d z ą m o w ę , co w poezji w ogóle, a w poezji tej epoki w szczególności, stanowi rzadkość 142 . Dystynktywną cechą poezji Norwida staje się, zatem, w myśl Głowińskiego jej „charakter dialogowy” i „nastawienie na cudzą mowę”. Zjawiska te były dla polskiej poezji XIX wieku tak skrajnie nowe, że nie sposób było ich właściwie odczytać. Poezja 140 F. M . Dostojevskij, Połnoje sobranije soczinienij w tridcati tomach, Leningrad 1972-1980, t. 27, s. 65. M. Gło wiński, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 251. 142 M. Głowiński, Wirtualny odbiorca w strukturze utworu poetyckiego, w: idem, Style odbioru, op. cit., s. 86 i 87. Podkr. mo je – E. S. 141 Strona | 123 wcześniejsza, poezja „wielkich romantyków” była domeną wyłącznie ekspresji osobowości podmiotu lirycznego. Odbiorca jak dobrze nastrojony instrument muzyczny miał pozwolić mu się ponieść, miał sekundować jego przeżyciom i podziwiać jego wrażliwość. Najważniejszą płaszczyzną porozumienia między piszącym a czytającym, umożliwiającą właściwą komunikację literacką, stawała się głęboka, „romantyczna” wrażliwość czytającego, domagająca się od piszącego eklektyzmu gatunkoworodzajowego, mogącego wyrazić więcej i lepiej. Norwid zachowywał się pod tym względem w sposób skrajnie odmienny. Jego mocno ugruntowana wrażliwość religijna (o której była już mowa we wcześniejszych rozdziałach) w pełni respektowała całą gamę uczuć ludzkich, ale wymagała od odbiorcy jeszcze czegoś więcej – towarzyszącego lekturze wysiłku intelektualnego 143 . Innym źródłem Norwidowej dialogowości było (mówiąc nieco anachronicznie) jego nastawienie personalistyczne, polegające przede wszystkim na wyjątkowym szacunku do Innego. Pisze o tym Głowiński w późniejszym szkicu: Osobliwość owej Norwidowskiej drugiej osoby można by tak określić: wszelkie ro zmyślanie nie przebiega w samotności, wy maga partnera, którego o becność wpływać może na tok medytacji, podpowiadać taki czy inny wątek, partnera, który może być oponentem i reprezentować inne niż podmiot stanowisko, a więc tym bardziej oddziaływać na jego samookreślenie, na krystalizowanie się jego mn iemań. Proces rozmyślań w poezji Norwida, a zwłaszcza w większości utworów z Vade-mecum, jest procesem zsocjologizowany m, nie ogranicza się do świadomości rozmyślającego bohatera, jest skierowany na zewnątrz – właśnie ku drugiej osobie 144 . Przytoczone wyżej rozważania Głowińskiego w kilku punktach do złudzenia przypominają refleksje Bachtina, wypowiedziane na temat polifonii powieści Dostojewskiego. Zresztą to podobieństwo do refleksji rosyjskiego uczonego zauważa i sam Głowiński, pisząc w zakończeniu cytowanego szkicu o przydatności stosowania kategorii wypracowanych przez Bachtina do opisu poezji Norwida. 143 Ten aspekt poezji Norwida został wcześnie zauważony przez badaczy i mocno (może przesadnie mocno wyeksponowany). Chyba tu właśnie mają swoje źródło pełne przekory zdania Danuty Zamącińskiej: „«Norwid był pisarzem głęboko intelektualny m» − powiada Alicja Lisiecka. Za kim to zdanie powtarza? Mniej ważne, bo nie ma pracy o Norwidzie, która by tę formu łę wy minęła, ale po co powtarza, skoro i przyjęta, i t rafna opinia? Jeśli więc każdy interpretator uważa jednak za n iezbędne jej przypomn ienie i przytoczenie – mogę podejrzewać, że sprawa nie jest tak oczywista, że mo że mam do czynienia z metodą wmó wien ia, że intelektualny, bo właściwie n ieintelektualny ? A mo że formuła pozwala zachować tylko dobre samopoczucie uczony m czytelniko m poety? Jeśli przed miot badań tak intelektualny, to podmiot badający jest intelektualny do potęgi?” (D. Zamącińska, Poznawanie poezji Norwida, w: eadem, Słynne – nieznane. Wiersze późne Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Lublin 1985, s. 61). 144 M. Głowiński, Norwidowa druga osoba, w: idem, Prace wybrane, t. V, Intertekstualność, groteska, parabola. Szkice ogólne i interpretacje, red. R. Nycz, Krakó w 2000, s. 342. Strona | 124 Dialogowość Norwida na tle wcześniejszej polskiej tradycji literackiej Dialogowość poezji Norwida stała się dość późnym odkryciem literaturoznawczym, choć jej waga pod względem historycznego rozwoju poezji polskiej wydaje się nie do przecenienia. Natomiast przyglądając się stosowanym przez poetę rozstrzygnięciom dialogowym na tle twórczości Fiodora Dostojewskiego, łatwo zbagatelizować wagę wprowadzonego przez Norwida novum poetyckiego. Dlatego też wydaje się, że w pełni uzasadnione pod względem metodologicznym będzie z konieczności bardzo skrótowe (i abstrahujące na chwilę od Dostojewskiego) przyjrzenie się poezji Norwida na tle wcześniejszej liryki romantycznej. Najbardziej ciekawe pod względem odniesień intertekstualnych mogą okazać się w takim zestawieniu XVIII sonet z cyklu odeskiego Mickiewicza – Do D. D. Wizyta i Norwidowski liryk Czemu. Oba cykle sonetowe, opublikowane przez Mickiewicza w 1826 roku charakteryzuje znaczny stopień formalnej, „zewnętrznej” dialogowości. Przy ich okazji często wspomina się o nowatorstwie gatunkowym, przejawiającym się wprowadzeniem w obręb klasycznej formy sonetowej licznych kwestii dialogowych 145 (rozmów Pielgrzyma z Mirzą czy też dialogów prowadzonych przez bohatera odeskiego cyklu sonetowego z kolejnymi adresatkami kobiecymi). Czesław Zgorzelski określa nawet część tych sonetów mianem „miniaturowej trylogii spotkań” 146 . Bez wielkiej przesady można by powiedzieć, że oba cykle sonetów Mickiewiczowskich (odeski i krymski) cieszyły się wielką popularnością przez cały wiek XIX. Dlatego nie dziwi wcale, że Norwid postanowił nawiązać dialog poetycki właśnie z jednym z tych sonetów, poruszającym tak skądinąd ważną dla młodszego twórcy problematykę konwersacji salonowej i kobiety. 145 Na marg inesie warto zasygnalizować, że zewnętrzne udramaty zowanie scenerii lirycznej pojawiło się w literaturze polskiej ju ż wcześniej, u Karpińskiego, którego tradycja poetycka była – jak wiado mo – bardzo dla Mickiewicza ważna. Widać je wyraźnie chociażby w sielance Laura i Filon, choć trzeba zwrócić u wagę także na specyficzne, otwarte na dialog ukształtowanie wypowied zi podmiotu lirycznego w sielance O Justynie. Rzecz jasna, trudno byłoby dopatrywać się w wy mienionych tu tekstach znamion polifonii pokroju Norwida czy Dos tojewskiego, ale warto mieć je w pamięci w celu uświadomienia sobie ciągłości tradycji poetyckiej. 146 Cz. Zgorzelski, O sonetach odeskich, w: idem, O sztuce poetyckiej Mickiewicza. Próby zbliżeń i uogólnień, Warszawa 1976, s. 243. Strona | 125 Wysuniętą na pierwszy cechą Mickiewiczowskiej Wizyty, jest jej żartobliwy charakter. Opis niekończącego się korowodu wizyt salonowych, uniemożliwiającego pozostanie zakochanym sam na sam, jest modelowany w znacznym stopniu z pozycji humorystycznej. Punkt ciężkości spoczywa tu na hiperbolizującym przedstawieniu pełnego napięcia wewnętrznego oczekiwania podmiotu lirycznego na to, żeby „słów kilka pomówić z nią samą”. Z tego też wynika zapewne nieco groteskowe przedstawienie wyimaginowanych sposobów na zapobiegnięcie kolejnym wizytom: Gdy m mógł, progi wilczą otoczy łbym jamą, Stawiłby m lisie pastki, kolczate oko wy, A jeśli nie dość bronią, uciec by m gotowy Na tamten świat stygową zasłonić się tamą 147 Zawarta w dwóch pierwszych wersach terminologia myśliwska (na marginesie warto zauważyć, że stanowi ona rodzaj nawiązania do wcześniejszych „petrarkowskich” – w terminologii Zgorzelskiego – ogniw cyklu, szczególnie do sonetu Strzelec) przeradza się ostatecznie w pragnienie ucieczki „na tamten świat”, na drugą stronę mitycznego Styksu. Nie bez znaczenia pozostaje też to, że bohater wiersza pragnie uciec tam… samotnie, bez ukochanej. Zresztą w ogóle wspomnienie o bohaterce i adresatce sonetu pojawia się w całym wierszu jedynie raz, w p ierwszym wersie, co skądinąd jest w pełni zgodne z opisaną przez Zgorzelskiego logiką rozwoju cyklu odeskiego 148 . Ale i ta wzmianka ma charakter pośredni. Całość wiersza skupia się głównie na odczuciach podmiotu lirycznego, stanowi przede wszystkim opis jego zniecierpliwienia, na które – w obliczu obowiązujących konwencji towarzyskich – nie ma żadnej rady. Zupełnie inaczej pod tym względem prezentuje się Norwidowy liryk Czemu, choć również i on został ujęty w formę monologową, skupiającą się na opisie stanu psychicznego bohatera wiersza, który uwięziony w salonie nie ma możliwości, żeby choć przez chwilę porozmawiać z ukochaną bez świadków 149 . Jest to jednak monolog (w pewien sposób) pozorny150 . Bohater liryczny opisuje w nim „siebie jako Innego”, zwraca się sam do siebie jako do Innego: 147 A. Mickiewicz, Do D. D. Wizyta, w: idem, Dzieła, t. 1., Wiersze, oprac. W. Borowy, E. Sawry mowicz, Warszawa 1955, s. 252. 148 Cz. Zgorzelski, O sonetach…, op. cit. 149 Zob. najlepszą interpretację tego liryku, autorstwa I. Opackiego, Poezja romantycznych przełomów, Wrocław 1972. 150 Kwestią do magającą się osobnego rozważenia jest status gramatyczno -stylistyczny tytułowego pytania. Z jednej strony samoczynnie narzuca się refleksja o tym, że jest to jedynie pytanie retoryczne, z drugiej zaś – należy wziąć pod uwagę ró wnież taką mo żliwość, że jest to pytanie rzeczywiste, Strona | 126 Próżno się będziesz przeklinał i zwodził, I wiaro ło mił zawzięciu własnemu – Powrócis z do niej – będziesz w progi wchodził I drżał, że − mo że n ie zastaniesz?… c z e m u !… (II, 118) Tego rodzaju „rozwarstwienie” samoświadomości autora jest – zdaniem Bachtina – niezbędnym elementem do estetycznej konkretyzacji bohatera jako „sensownej całości”: Patrząc na siebie oczyma drugiego czło wieka, zawsze w życiu zwracamy się ponownie ku sobie. Ostatnie, jak gdyby podsumowujące zdarzenie ro zgrywa się wtedy w nas samych, w kategoriach naszego własnego życia. Do tego ponownego wejścia w siebie n ie powinno jednak dochodzić przy estetycznej samoobiektywizacji autora-człowieka w bohatera. Dla autora jako innego postać bohatera ma stanowić całość ostateczną, która oddzieli go od bohatera. Autor musi tu przeprowadzić zdecydowaną granicę międ zy sobą a bohaterem, skonkretyzo wać się w wartościach czystych dla innego człowieka, a ściślej – w pełni ro zpoznać go w sobie 151 . Można sądzić, że zgodnie z tokiem rozumowania Bachtina w czytanym obecnie wierszu dochodzi właśnie do takiego „rozpoznania w sobie” bohatera przez autora. Jak możemy się domyślać na podstawie licznej zachowanej korespondencji Norwida, sytuacja duchowo-salonowa zobrazowana w wierszu nie była poecie obca. Wart uwagi jest fakt, że Norwid nie przemawia w tym liryku w 1. osobie, opowiadając o swoich doznaniach, ale właśnie z w r a c a s ię do swojego bohatera, przemawia doń z pewnego dystansu, w którym mieszają się dwa porządki: humorystyczny i empatyczny152 . Wskazany jako pierwszy, porządek humorystyczny, zdaje się mieścić w relacji intertekstualnej wobec przywoływanego wcześniej Mickiewiczowskiego sonetu. Od strony „zewnętrznej” sytuacja obu bohaterów jest bardzo podobna: obaj są zmuszeni do przestrzegania etykiety salonowej, niepozwalającej na bezpośredni kontakt z ukochaną. Obaj też są skłonni do przedstawiania swoich doznań w sposób nieco egzaltowany, skierowane do Najwyższego Adresata i uporczywie (na sposób nieco dziecięcy) do magające się odpowiedzi. 151 M. Bachtin, Autor i bohater w działalności estetycznej, w: idem, Estetyka twórczości słownej, tłum. D. Ulicka, opracowanie przekładu i wstęp E. Czap lejewicz, Warszawa 1986, s. 49. Choć później w ty m samy m artyku le Bachtin odsądza od czci i wiary cały rod zaj liryczny jako poniekąd „etycznie podejrzany”, będący egzemp lifikacją czystego zniewo lenia bohatera przez autora, to jednak wydaje się, że jego uwagi dotyczące problematyki autor – bohater w ogóle mogą być bardzo przydatne przy analizie wielogłosowej liry ki Norwida. Na temat stosunku Bachtina do liry ki: „Po zycja autora jest tu [w liryce] silna i autorytatywna, zaś samodzielność bohatera i jego życiowych intencji – min imalna. Bohater nieomal nie ż y j e , lecz tylko o d z w i e r c i e d l a s i ę w duszy aktywnego twórcy – panującego nad nim innego czło wieka.” (Ib idem, s. 234). 152 Naturalnie, teza o hu morystyczności Czemu jest niezgodna z tokiem interpretacji tego wiersza, dokonanej przez Opackiego. Zob. I. Opacki, Słowackiego równanie z jedną niewiadomą, w: idem, Poezja romantycznych przełomów. Szkice, Wrocław-Gdańsk 1972, s. 53-56. Strona | 127 przesadny. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Wiersz Mickiewicza w tym konkretnym kontekście (abstrahującym od wymowy całego cyklu) jest jedynie swoistym komplementem salonowym, elementem rozgrywki miłosnej. Z kolei liryk Norwida aspiruje do przedstawienia znacznie głębszych stanów duchowych, o czym za chwilę. Na płaszczyźnie humorystycznej podmiot liryczny przygląda się swojemu bohaterowi z trudnym do precyzyjnej eksplikacji łagodnym humorem. Przejawia się on głównie w licznych w tym wierszu antytezach: nie będziesz chciał wrócić, ale powrócisz; „Będziesz się b e z n ie j z n ią kłócił – i godził”, czuję się nieszczęśliwy, ale „szczęśliwi przyjdą”, etc., etc. 153 Ta ciągła „szarpanina” wewnętrzna uaktywnia w wierszu drugi plan mówienia – plan empatii podmiotu lirycznego (autora) wobec bohatera. Obrazy duchowej rozterki, niepewności, poczucia niespełnienia i może poniekąd też lekceważenia przedstawione w czterech pierwszych strofach, sięga apogeum w decyzji o opuszczeniu salonu przez bohatera: Aż chwila przyjd zie, gdy w y j ś ć ? – lepiej znaczy, Niżeli zostać po obojętnemu; Wstaniesz – i pójd ziesz, kamienny z rozpaczy, I nie zatrzy masz się, precz idąc − − c z e m u ? (II, 119) Gest opuszczenia salonu, jedyny znaczący, „nośny” gest dostępny w tej chwili bohaterowi wiersza, z jednej strony mocno kojarzy się z „zużytym” już w czasach Norwida romantycznym rozwiązaniem fabularnym (skarykaturyzowanym już nawet przez samego Mickiewicza w scenie ostatecznej kłótni Tadeusza i Telimeny). Z drugiej strony – zmiana przestrzeni „dusznego”, wypełnionego przerażającym „Legionem” gości salonu, na przestrzeń otwartą i naturalną, umożliwia wprowadzenie do wiersza dodatkowych konotacji, związanych z relacją natura – Bóg – człowiek: A księżyc będzie, jak od wieków, niemy , Gwiazda się żadna z nieba nie poruszy – Patrząc na ciebie oczy ma szklistemi, Jakby nie było w Nieb ie żywej duszy: Jakby nie mó wił nikt N i e w i d z i a l n e m u , Że trochę niżej – tak wiele katuszy! I nikt, przed Bogiem, nie pomyślił: c z e m u ? (tamże) 153 Na temat mo żliwości odczytania fragmentów Czemu jako nacechowanych ironicznie por. S. Falkowski, Między wyznaniem, drwiną i pouczeniem (Cypriana Norwida „Czemu”) , w: „Czemu” i „Jak” czytamy Norwida, red. J. Chojak, E. Teleżyńska, Warszawa 1991, s. 24-25. Strona | 128 Przywołana wyżej zamykająca strofa wiersza może być traktowana jako klucz do odczytania jego całościowego przesłania. Właśnie tu zbiegają się rozmaite porządki (etyczny, żartobliwy, kulturowy i semiotyczny) sygnalizowane we wcześniejszych fragmentach liryku. Zaznaczona poprzednio opozycja przestrzenna wnętrze-zewnętrze, salon-otwarta przestrzeń, kultura- natura zyskuje tu mocne rozwinięcie. Wprowadzony na początku strofy przeciwstawny spójnik „a”, nieumotywowany ani pod względem składniowym, ani myślowym, zdaje się odwoływać bezpośrednio do nieujawnionych wprost „kulturowych” i „literackich” oczekiwań bohatera. Przecież „od wieków” w większości liryków miłosnych księżyc był atrybutem zakochanych, to właśnie jego „srebrna poświata” była podstawowym składnikiem ich (koniecznie potajemnych) schadzek. Więc w tym sensie księżyc zdecydowanie „niemy” nie był. Kolejny wers wprowadza motyw gwiazd. Jest on także, poczynając od czasów nowożytnych, kolejnym stałym składnikiem liryki miłosnej. Tutaj, w wierszu Norwida, gwiazdy pozostają nieruchome, czyli w kontekście podstawowej europejskiej symboliki kulturowej: po prostu nie zdradzają najmniejszej ochoty, żeby spaść i tym samym przyczynić się do spełnienia życzenia nieszczęśliwego kochanka. Zarówno nieprzychylność przestrzeni salonowej, jak i milczenie, nieruchomość natury (natury przypominającej tu raczej dekoracje teatralne niż przestrzeń prawdziwą) sprawiają, że bohater zostaje odsunięty od podstawowych, utartych w kulturze XIX wieku źródeł poszukiwania spełnienia lub przynajmniej pocieszenia. Podmiot liryczny wiersza w ten sposób dialoguje nie tylko z samym bohaterem, mó w ią c d o n ie g o o n i m , ale też z zastaną tradycją liryki miłosnej. Stopniowe, nieco humorystyczne ogałacanie bohatera z rozmaitych iluzji na temat tego, jak zwykle „powinni” zachowywać się zakochani młodzieńcy, ostatecznie zmusza bohatera do „spojrzenia w górę”. Bardzo ciekawe pod tym względem jest niejednoznaczne, „ciemne” zakończenie wiersza. Trzeba tu – chyba – przyznać rację Stanisławowi Falkowskiemu, interpretującemu końcowe wersy Czemu jako uznanie boskiej opieki nad światem: Dodatkowy m kluczem do ustalenia sensu ostatniego wersu powinna być odpowiedź na pytanie, w jakim znaczeniu Norwid użył w nim wyrażenia przed Bogiem. […] Jeżeli […] uznać, że przed Bogiem znaczy ‘wcześniej niż Bóg’ lub: ‘oprócz Boga, poza Bogiem’, wówczas ostatnie zdanie stanowi raczej Strona | 129 samodzielną całość składniową i zawiera stwierdzen ie, że n ikt p rócz Boga nie po myślał, jakie są przyczyny (lub: jaki jest sens) ziemskich cierpień ludzi, ale właśnie Bóg po myślał! 154 Powtarzające się w tej ostatniej strofie dwukrotnie określenie „jakby”, stawiające pod znakiem zapytania obecność Boga w niebie i Jego czuwanie nad ludźmi, pełni na planie gramatyczno-dialogowym wiersza funkcję wyjątkowo skomplikowaną. Przede wszystkim nie wiadomo dokładnie do kogo owo „jakby” należy: czy zostało ono „wyjęte” z mowy wewnętrznej bohatera wiersza i stanowi autoegzemplifikację jego stanu duchowego (odczucia pustki i osamotnienia)? Czy też jest to rodzaj chwytu anakrytycznego, wykorzystany przez podmiot liryczny wiersza do sprowokowania wewnętrznego ruchu bohatera? Do wywołania gwałtownego otrząśnięcia się z nieznośnego uczucia pustki i odrzucenia, do zmiany kontekstu, w którym natarczywie pojawia się tytułowe pytanie? Do spojrzenia na siebie nie „w świetle niemego księżyca”, ale Boskiej Opatrzności? Jeśli założyć możliwość wprowadzenia przez Norwida w tych finalnych wersach właśnie anakryzy, głębszego sensu nabiera wówczas całość dialogowego ukształtowania wiersza. W tym ujęciu – dialogowe (w sensie Bachtinowskim) zwracanie się podmiotu lirycznego do bohatera zdecydowanie zyskałoby na celowości i określoności. Opis negatywnego stanu duchowego Innego, na dodatek skierowany właśnie do tego Innego ujawnia w tym świetle cel nie tylko empatyczny („wiem, co czujesz; współodczuwam razem z tobą”), ale też może mieć działanie terapeutyczne („wiem, co czujesz; współodczuwam z tobą; wiem, jak ci pomóc zacząć czuć się inaczej”). Józef Fert zastanawiał się w początkowym rozdziale swojej rozprawy o dialogowości Norwida nad tym, „co może być między Ja i Ty”155 . Norwid wyraźnie odpowiada na to pytanie: między Ja i Ty powinien zawierać się dialog, dialog w rozumieniu etycznym, zakładającym nie tylko współistnienie rozmówców i posługiwanie się przez nich tym samym kodem językowym, ale też ich dogłębne porozumienie, do którego czasem (jak to stało się w wierszu Czemu) niezbędna może się okazać mała prowokacja myślowa 156 . 154 S. Falkowski, Między wyznaniem, drwiną i pouczeniem…, op. cit., s. 19-20. J. F. Fert, Norwid poeta dialogu, Wrocław-Łódź 1982, s. 9. 156 Naturaln ie liryk Czemu mo że być traktowany równ ież jako rodzaj soliloquium, zwrotu do samego siebie. Jednak wydaje się, że przedstawiona wyżej interpretacja nie musi pozost awać w sprzeczności z mo żliwością odczytania wiersza jako ro zmowy ze sobą jako Innym. 155 Strona | 130 Rozmowa z sobą jako Innym u Dostojewskiego Również i w twórczości Dostojewskiego chwyt konstrukcyjny prowadzenia rozmowy ze sobą jako Innym pojawia się wyjątkowo często, częściej nawet niż to się dzieje u Norwida. Tyle że pisarz rosyjski raczej nie każe swoim bohaterom prowadzić soliloquiów (choć pewnym wyjątkiem mogą tu być np. rozważania Człowieka z Podziemia czy narratora Łagodnej), ale z reguły tworzy dla nich konkretnych rozmówców o nie zawsze pewnym statusie ontologicznym. Zwykle Dostojewski wykorzystuje do tego celu wielokrotnie odnotowywany przez badaczy schemat „sobowtórowy”: poczynając od panów Goladkina Starszego i Młodszego, przez Raskolnikowa i Swidrygajłowa, na Iwanie i Diable kończąc. Szczególnie ciekawy wydaje się ten przykład ostatni. Tym bardziej, że w Braciach Karamazow relacja „sobowtórowa” jest szczególnie skomplikowana. Iwan został przecież w powieści obdarzony dwoma „sobowtórami mentalnymi”: Smierdiakowem i Diabłem. Dialog Iwana z każdą z tych postaci jest innym rodzajem rozmowy z sobą samym, bezpośrednim w przypadku wykreowanej przez jego wyobraźnię postaci Diabła i nieco bardziej zakamuflowanym w przypadku Smierdiakowa. Bachtin w monografii poświęconej Dostojewskiemu parokrotnie zwraca uwagę na szczególny sposób komunikacji Iwana i Smierdiakowa. Wyjątkowość ich dialogów polega – zdaniem badacza – na tym, że lokaj zdaje się odpowiadać na niewypowiedziane wprost sugestie młodego Karamazowa 157 . Jednak specyfika tych rozmów polega może nie tyle na niedopowiedzeniach i przemilczeniach jednego z tytułowych braci, co raczej na wyjątkowo głębokim porozumieniu wewnętrznym postaci, którego natury Iwan Karamazow nie jest chyba do końca świadom. Szczególnie intersujący pod względem tej podwójnej komunikacji okazuje się rozdział Braci 157 Por.: „W zamyśle Dostojewskiego Iwan chce zabić ojca, ale chce pod warunkiem, że sam nie tylko zewnętrzn ie, ale i w e w n ę t r z n i e nie będzie miał z tym nic wspólnego. Chce, aby zabójstwo się wydarzy ło jako nieubłagalny wyrok losu nie tylko p o m i m o jego woli, ale i w b r e w niej. Mówi Aloszy: «Pamiętaj, że ja zawsze stanę w jego obronie. A co do moich pragnień, zastrzegam sobie w danym wypadku zupełną swobodę». […] W ten sposób budowany jest dialog wewnętrzny Iwana z sobą samy m. Smierdiakow odgaduje, a właściwie wyraźnie słyszy drugą replikę tego dialogu, ale ukryty w niej wybieg rozu mie po swojemu : jako dążen ie Iwana, by nie dać najmn iejszego dowodu swego współudziału w zb rodni, jako najdalej posuniętą wewnętrzną i zewnętrzną ostrożność «mądrego człowieka», który unika jakichkolwiek bezpośrednich sformuło wań mogących go obciążyć, z który m zatem « i porozmawiać ciekawie», bo można u żywać wyłączn ie aluzji”. (M. Bachtin, Problemy…, op. cit., s. 289). Strona | 131 Karamazow pt. Tymczasem jeszcze bardzo niejasny. W jego początkowym fragmencie narrator wyraźnie opisuje stosunek, jakim Iwan darzy Smierdiakowa: Chodzi o to, że Iwan Fiodorowicz ostatnimi czasy, a zwłas zcza w ostatnich dniach nie cierpiał tego człowieka [Smierdiakowa]. Co więcej, zdawał sobie sprawę z rosnącej prawie nienawiści do tej kreatury. Może ów proces nienawiści tak się zaostrzył d latego właśnie, że na początku, zaraz po przyjeźd zie Iwana Fiodorowicza, rzecz miała się zgoła inaczej. Wówczas bowiem Iwan Fiodorowicz zainteresował się jakoś szczególnie Smierdiakowem, miał go nawet za bardzo oryginalnego czło wieka. Ośmielił go do pogawędek […]. Tak czy o wak prędko u kazała się bezgran iczna ambicja Smie rd iakowa, a w dodatku ambicja urażona. Nie spodobało się to bardzo Iwanowi Fiodorowiczo wi. Stąd właśnie powstała jego odraza. (Bracia Karamazow, s. 324) Iwan Karamazow bezbłędnie zauważa podobieństwo w ukształtowaniu umysłowym, łączące go z lokajem. Jednocześnie Smierdiakow jawi mu się jako karykaturalna wersja jego samego. Ten rodzaj „karnawałowego” podobieństwa między domniemanymi braćmi wywołuje u Iwana odrazę wobec Smierdiakowa i głęboki podziw lokaja wobec Iwana, opierający się na wewnętrznym podobieństwie obu postaci. Charakterystyczny pod względem opisu zachowania Iwana wobec Smierdiakowa może się okazać następujący fragment powieści: Pełen wstrętu i irytacji chciał teraz przejść, milcząc i nie patrząc na Smierd iako wa. Lecz ów wstał z ławki. Iwan Fiodorowicz w jednej chwili zro zu miał z tego ruchu, że przebrzydły fagas umyślnie na niego czekał i chce mu coś szczególnego powiedzieć. Spojrzał więc nań i zatrzy mał się. I to, że zatrzy mał się tak nagle i nie poszedł dalej, jak zamierzał był p rzed ch wilą, ro zzłościło go do żywego. (Bracia Karamazow, s. 317) Smierdiakow został obdarzony przez autora powieści jakimś szczególnym rodzajem władzy nad Iwanem Karamazowym, wynikającym chyba z subtelnego wewnętrznego podobieństwa obu postaci. Smierdiakow jest jakby fizycznym ucieleśnieniem najbardziej gnuśnych idei i pragnień Iwana. Stąd też bierze się ta szczególna władza nad nim, którą dyskretnie manifestuje lokaj i to wyjątkowe obrzydzenie, odczuwane przez Karamazowa względem służącego i też siebie samego w relacji ze Smierdiakowem. Strona | 132 Jednym z najbardziej gorących pragnień służącego jest wysłanie Iwana do Czermaszni. Dopiero po jego wyjeździe bez żadnych zakłóceń będzie mogła rozegrać się scena morderstwa Fiodora Karamazowa. Smierdiakow, czując mentalne przyzwolenie Iwana na ojcobójstwo, streszcza mu swój plan działania. Jednocześnie nic w tej szczególnej, podwójnej rozmowie nie zostaje powiedziane wprost. Pozwala to Iwanowi na spokojny wyjazd i próbę oszukania samego siebie, że w trakcie jego nieobecności w domu ojca, nie stanie się nic złego. Warto przyjrzeć się dokładniej konstrukcji tej „niejasnej” rozmowy. Początkowo Smierdiakow przypomina Iwanowi o prośbie ojca. „Czemuż to pan do Czermaszni nie jedzie?” Pytanie to – choć na pozór zupełnie niewinne – wywołuje gwałtowne oburzenie Iwana: „E, do licha, gadaj wyraźniej, o co ci chodzi – zawołała wreszcie z gniewem Iwan, wpadając nagle z uprzejmości w grubiaństwo”. W dalszej kolejności Smierdiakow zaczyna użalać się na swoje trudne położenie, wynikające z rywalizacji starego Karamazowa i Dymitra o względy Gruszeńki. Ojciec i syn obrali Smierdiakowa na swojego zaufanego powiernika i jednocześnie obaj grożą mu śmiercią, jeśli okaże brak lojalności względem nich. Następnie okazuje się, że po wyjeździe Iwana, Smierdiakow może dostać wyjątkowo ostrego ataku padaczki: − Jaka to znowu padaczka? − Długi atak taki, bardzo długi. Kilka godzin, a nieraz to i dzień cały, i dwa dni trwa. Raz to nawet trzy dni trwało, ze strychu wtedy spadłem. Przestanie mnie trząść i zn owu zacznie; a ja przez te trzy dni n ie mog łem przy jść do rozu mu. […] − A przecież mówią, że nie mo żna z góry przewidzieć, o której godzinie nastąpi atak. Jakże mo żesz t wierdzić, że jutro dostaniesz? – zapytał Iwan Fiodorowicz z jakąś nerwo wą ciekawością. − Tak jest, nie mo żna przewid zieć. (Bracia Karamazow, s. 319) Smierdiakow stopniowo, krok po kroku tłumaczy Iwanowi, w jaki sposób dojedzie do morderstwa jego ojca. Jednocześnie, nic nie zostaje powiedziane wprost. Ten sposób mówienia, będący zarazem – jak się można domyślać – rodzajem eksplikacji wewnętrznych rozważań Iwana, pozwala mu na zachowanie zewnętrznego pozoru niewiedzy, na niedopuszczenie do siebie jasnej świadomości tego, że rozważania o mentalnym ojcobójstwie opuściły przestrzeń dywagacji teoretycznych i przekształciły się w rzeczywiste planowanie zbrodni. Smierdiakow, wchodząc w świat Strona | 133 filozoficzno-etycznych dywagacji Iwana, popełnia rzeczywiste morderstwo, do którego sam Karamazow nie byłby raczej zdolny 158 . Jednak służący pozostaje mimo wszystko jedynie nieudolnym sobowtórem Iwana. Jego pragnienie całkowitego związania się z nim przez gest morderstwa Karamazowa-ojca, przeistoczenie się w żywą manifestację wszystkich, nawet najbardziej obrazoburczych idei Iwana Fiodorowicza kończy się klęską. Smierdiakow, zdając sobie sprawę z głębokiej odrazy, jaką czuje doń Iwan, będący poniekąd jego mentalnym „Stwórcą”, popełnia samobójstwo. Znacznie bardziej „wprost” został przez Dostojewskiego ukształtowany szereg rozmów Iwana z jego drugim sobowtórem – Diabłem. Iwan, cierpiący na „rozstrój nerwowy”, został nawiedzony przez „Diabła”, który Miał na sobie jakiś brązowy tużurek, widoczn ie od lepszego krawca, ale już zn iszczony, uszyty zapewne trzy lata temu i całkiem ju ż niemodny – żaden zamożny światowiec od dwóch lat nie nosił takiego fasonu. […] Gość czekał i siedział właśnie niby rezydent, który dopiero co zszedł z wyznaczonego mu pokoju na dół, na herbatkę, aby dotrzy mać gospodarzowi towarzystwa – lecz milczy posłusznie, bo gospodarz, zajęty i zasępiony, o czy mś myśli. (Bracia Karamazow, t.2, s. 350-351) Iwan, przez cały czas rozmowy ze swoim gościem-rezydentem usiłuje przekonać sam siebie, że Diabeł jest jedynie wytworem jego imaginacji, fantastycznym ucieleśnieniem gorszej wersji jego samego: − Ani przez chwilę n ie uważam cię za realną prawdę – zawo łał Iwan z jakąś wściekłością. – Jesteś kłamstwem, mo ją chorobą, jesteś marą. Tylko nie wiem, jak cię znis zczyć, i wid zę, że przez pewien czas trzeba będzie pocierpieć. Jesteś moją halucynacją. Jesteś usposobieniem mo jego własnego ja, zresztą tylko jednostronnym… jesteś wcielen iem mo ich myśli i uczuć, ale najbardziej obmierzłych i głupich. Pod ty m wzg lędem mógłbyś mnie nawet zainteresować, gdybym tylko miał więcej czasu, żeby się tobą zajmo wać… (Bracia Karamazow, t. 2, s. 353) Nawiedzająca Iwana chorobliwa projekcja mentalna Diabła została do szczętu pozbawiona przez autora „dreszczyku metafizycznego”, od początku bowiem wiadomo, że gość Iwana jest jedynie halucynacją. Natomiast bardzo ciekawe wyda ją się tematy ich rozmów, zwłaszcza drugiej z nich. 158 W tym rozszczep ieniu postaci (panicz-intelektualista i lokaj-wykonawca) widać coś bardzo wyraźnie przypominającego innego bohatera Dostojewskiego – Raskolnikowa. Ty le że Rodion Ro manowicz sam wciela się w obie role: mo rdercy i intelektualnego, i rzeczywistego. Strona | 134 Podstawowym problemem etyczno- filozoficznym, dręczącym Iwana jest kwestia istnienia Boga oraz możliwość pojawienia się na świecie człowieka-boga, ustanawiającego nową moralność, według której „wszystko będzie dozwolone”. Ten problem filozoficzny jest już – oczywiście – dobrze znany z poprzednich powieści Dostojewskiego: ze Zbrodni i kary czy też Biesów. Jednak Bracia Karamazow – zgodnie z zamysłem autorskim – mieli pełnić funkcję znacznie donioślejszą na płaszczyźnie światopoglądowej niż wcześniejsze powieści Dostojewskiego. Dlatego do znanego znanego już typu rosyjskiego inteligenta-ateisty wprowadził autor pewne zmiany. Popełniona przezeń na płaszczyźnie moralnej zbrodnia, nie ma już tak dosadnego charakteru, jak opisane ze wszystkimi szczegółami zabójstwo starej lichwiarki i jej siostry, w Zbrodni i karze czy też szereg morderstw, popełnionych przez bohaterów Biesów. Gest zabójstwa Fiodora Karamazowa zyskuje tu o wiele więcej wymiarów niż „tylko” mord dokonany przez jednego człowieka na drugim. Podstawowym zagadnieniem, mogącym pozwolić na tego rodzaju sprzeniewierzenie się prawom boskim i ludzkim, jest problem istnienia Boga. Jeśli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone – mówi Iwan, a za nim powtarza to Smierdiakow, popełniając morderstwo. Jednak Iwan staje się wyłącznie zabójcą intelektualnym. Świadomość tego, że stał się „autorem” popełnionej przez Smierdiakowa zbrodni i pośrednio przyczynił się też do oskarżenia Dymitra, staje się dlań niemalże nie do zniesienia. I właśnie w tej chwili jego umysł tworzy projekcję rozmówcy-Diabła. Choć Iwan usiłuje cały czas pamiętać o tym, że natarczywy gość jest jedynie wytworem jego rozgorączkowanego umysłu i że rozmawiając z nim prowadzi w istocie dialog z samym sobą, postanawia zadać mu jedno z kluczowych dla powieści pytań: − To i ty w Boga ju ż nie wierzysz? – uśmiechnął się z nienawiścią Iwan. − To znaczy, jak by ci tu powied zieć, jeśli ty rzeczy wiście na serio … − Jest Bóg czy nie ma? – zawo łał Iwan z gniewną natarczywością. (Bracia Karamazow, t. 2, s. 359) Diabeł, zgodnie z logiką kreacji tej postaci (a Iwan przecież jest w pewnym stopniu „poetą”), rzecz jasna, nie pali się do bezpośredniej odpowiedzi. Zamiast tego przywołuje kilka opowieści, wymyślonych przez samego Iwana: przede wszystkim „poemat o Wielkim inkwizytorze”. Zwłaszcza przywołanie tego ostatniego utworu, który poprzednio zaistniał na stronach powieści w zupełnie innym kontekście Strona | 135 myślowym (przecież to Iwan – poniekąd – odgrywał rolę diabła-kusiciela, opowiadając tę historię Aloszy), sprawia, że w sumieniu bohatera następuje pewna zmiana: − Zabraniam ci mó wić o Wielkim inkwizytorze! – zawołał Iwan ru mieniąc się ze wstydu. − No, a Przewrót geologiczny? Pamiętasz? To ci dopiero poemacik! − Milcz, bo cię zabiję! − Mnie zab ijesz? Nie, wybacz, ale co mam do powiedzenia, powiem. Przyszedłem właśnie po to, aby się uraczyć tą przy jemnością. O, lubię marzenia mo ich przy jació ł, zapalczywych, młodych, rwących się do życia! (Bracia Karamazow, t, 2., s. 366-367) Iwan w żaden sposób nie był wstanie uzyskać od „diabła swojej podświadomości” jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o istnienie Boga. Natomiast udało mu się uzyskać coś chyba znacznie cenniejszego: poczucie wstydu, wywołane wcześniejszą przeintelektualizowaną niewiarą. Diabeł skutecznie wydrwił wcześniejsze koncepcje etyczno-filozoficzne swojego „młodego przyjaciela”. Podświadomość Iwana (można by powiedzieć) spisała się na medal. Wydaje się, że dla tego rodzaju osobowości, jaką prezentuje „autor poemacików” nie ma nic gorszego niż trafna drwina, otwierająca mu oczy na wcześniejsze błędy. Prowadzony w powieściach Dostojewskiego dialog z sobą jako Innym w pierwszej chwili może sprawiać wrażenie znacznie bardziej kunsztownego niż taki „autodialog” u Norwida. Jednak odrzucając na bok odmienności konstrukcyjne, łączące się z różnicami gatunkowymi, można stwierdzić, że zarówno sposób budowania takiego dialogu, jak i jego cel strukturalny są we wskazanych wyżej przykładach nieco podobne. Zarówno bohater wiersza Czemu, jak i Iwan Karamazow znajdują się w chwilach na swój sposób krytycznych. Rozmowa ze sobą jako Innym pozwala im przyjrzeć się sobie z odpowiedniego dystansu: bohater Norwidowego wiersza ma okazję zauważyć humorystyczny aspekt swojego położenia, a Iwan – pod wpływem rozmów ze Smierdiakowem i Diabłem – zauważa własną brzydotę moralną, zaczyna czuć do niej głęboką odrazę i jednocześnie wstydzić się jej pseudofilozoficznych źródeł. Naturalnie, sytuacja liryczna wykreowana przez Norwida jest pod względem moralnym znacznie „lżejsza”, jak zresztą za każdym razem, kiedy zestawia się ją z metodą twórczą Dostojewskiego. W tym momencie chodzi jednak nie o prezentację estetyki literackiej obu twórców, ale raczej o wskazanie na podobną funkcję strukturalną wielogłosowych fragmentów ich dzieł, nieuchronnie prowadzącą do relacji Bóg – Strona | 136 człowiek. Zresztą, jak zauważa Bachtin, nikt z nas nie jest Adamem, wypowiadającym słowa po raz pierwszy i każda z naszych wypowiedzi, skierowanych do jakiegokolwiek drugiego człowieka, ma również i najważniejszego Adresata 159 . „Artystyczna wola polifonii” a problem tradycji Norwid został określony przez Józefa Ferta mianem „poety dialogu”160 . Rzeczywiście, wystarczy nawet pobieżnie przejrzeć wiersze poety, żeby przekonać się (nawet na zasadzie graficznej) o niezwykle częstym wprowadzaniu kwestii dialogowych do jego tekstów poetyckich. Przykładem takiego utworu, składającego się w znacznym stopniu z przenikających się i przeciwstawnych wobec siebie zdań jest drugie ogniwo Vade-mecum – wiersz Przeszłość 161 : 1 Nie Bóg stworzył p r z e s z ł o ś ć , i śmierć, i cierpienia, Lecz ó w, co prawa rwie; Więc – nieznośne mu dnie; Więc, czując złe, chciał odepchnąć s p o m n i e n i a ! 2 Acz nie byłże jak d ziecko, co wo zem leci, Powiadając: „O! dąb Ucieka!… w lasu głąb…” − Gdy dąb stoi, wó z z sobą unosi dzieci. 3 P r z e s z ł o ś ć – jest to d z i ś , tylko cokolwiek daléj: Za kołami to wieś, Nie jakieś tam c o ś , g d z i e ś , G d z i e n i g d y l u d z i e n i e b y w a l i !… (II, 18) Wiersz rozpoczyna się od dialogowej riposty, zdecydowanie przeciwstawiającej się twierdzeniu Innego o tym, że to „Bóg stworzył przeszłość”. To ujęcie problemu w 159 Por. M. Bachtin, Problem gatunków mowy, w: idem, Estetyka twórczości słownej, tłu m. D. Ulicka, oprac. i wstęp E. Czap lejewicz, Warszawa 1986, s. 394-402. 160 J. Fert, op. cit. 161 Na temat interpretacji tego wiersza zob. np. J. Trznadel, Czytanie Norwida. Próby, Warszawa 1978. A. Dunajski, Chrześcijańska interpretacja dziejów w pismach Cypriana Norwida , Lublin 1985. S. Rzepczyński, Nad „Przeszłością” Norwida, w: Czytając Norwida. Materiały z konferencji poświęconej interpretacji utworów Cypriana Norwida zorganizowanej przez Katedrę Filologii Polskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Słupsku, red. S. Rzepczyński, Słupsk 1995. Strona | 137 pierwszej chwili może wydać się zaskakujące. Dziwić może przede wszystkim to, że przeszłość została tu wymieniona przez podmiot liryczny w jednym szeregu ze śmiercią i cierpieniem. Tego rodzaju ujęcie tradycji (nieuchronnie łączącej się z myśleniem o przeszłości) nie mieści się – chyba – w żadnym XIX-wiecznym kanonie myślowym. Choć z drugiej strony, przeszłość i związane z nią cierpienie są tutaj dziełem szata na, tego „co prawa rwie”, a wprowadzenie postaci Złego w obręb refleksji historiozoficznej jest motywem bardzo rozpowszechnionym w romantyzmie polskim. Wystarczy tu przywołać choćby kontekst Kordiana czy Irydiona. Dziwić może jedynie, że Norwid mógłby się przychylać do tej wersji historiozoficznej, w żaden sposób niemieszczącej się przecież w obrębie chrześcijańskiego myślenia o historii. Dzieje ludzkie nie mogą być domeną diabła, ponieważ twierdzenie takie z gruntu pozostaje w sprzeczności z eschatologią katolicką. Jednak w kolejnych wersach poeta cieniuje nieco początkową, mocno kontrowersyjną tezę, wprowadzając subtelne rozróżnienie między przeszłością, a dotyczącymi jej wspomnieniami. W tym kontekście można zaryzykować tezę, że pierwsza strofa czytanego wiersza dotyczy już nie tyle obiektywnego zjawiska przeszłości (o ile w ogóle można mówić o obiektywizmie w wizji przeszłości historycznej), co raczej rozmaitych wyobrażeń odnoszących się do minionych wydarzeń. Pojawiająca się w zakończeniu pierwszej strofy kategoria wspomnienia mocno podkreśla subiektywizm naszego myślenia o przeszłości, zwłaszcza tej niedawnej. Dlatego też już nie cała przeszłość jako taka staje się obiektem działań szatana, ale tylko jej negatywna wizja, zabarwiona łzami i cierpieniem, jej wykrzywione wspomnienie. Józef Fert w przypisach do wydania Vade-mecum wskazuje na list Norwida do Mariana Sokołowskiego (z lutego? 1865 r.) jako bezpośredni kontekst Norwidowej Przeszłości. Poeta porusza w nim kwestie związane ze stosunkiem ludzi XIX wieku do dziejów: Zresztą, historia co do p r z e s z ł o ś c i jest dziś na stanowisku osobnym i wyłącznym, i dziwny m – przeszłość nie jest to coś, jakieś, ale jest to o b e c n o ś ć w a r u n k o w a , swoje ZAWSZE mająca. […] Jam jej [Po lski] nigdy nie łudził i wiem, że jest wielkie dziecko z zalany mi łzą oczy ma, a przeto wid zące jedynie przez łez swoich świętych i przeklętych pryzmat, widzące trojenia i sied mien ia się tęcz – nigdy prawdy! (IX, 166) Strona | 138 Poeta zauważa tu w myśleniu swoich współczesnych na tematy historyczne jakieś dziwne oddalenie, jakby poczucie nierzeczywistości tego, co działo się ongiś. Brak odpowiednich narzędzi w warsztacie polskich historyków XIX-wiecznych do dokładnego przebadania dziedzictwa historycznego, do zdania sobie sprawy z rzeczywistej obecności dziejów wzbudza w poecie gwałtowne zdziwienie. To zawirowanie w „optyce historycznej” motywuje Norwid niedawnymi wydarzeniami „okołopowstaniowymi”, które mocno skrzywiły sposób spojrzenia Polaków na całość dziejów. Gwałtowne, gorzkie uczucia wobec niedawno minionej przeszłości i teraźniejszości sprawiają, że Polska zaczyna przypominać Norwidowi wielkie, płaczące dziecko. Właśnie ten sposób spojrzenia poety na swoich współczesnych doskonale pokazuje źródła warunkowego ukształtowania gramatycznego („Acz nie byłby jak dziecko”) i obrazowania poetyckiego, wypełniających drugą strofę Przeszłości. Odwołanie do prostego, codziennego doświadczenia wizualnego (wrażenie oddalania się mijanych przedmiotów) umożliwia Norwidowi proste wskazanie na przyczyny podstawowego błędu „mentalnego” polskiej historiografii XIX-wiecznej. Bardzo ważne wydaje się też, że bez znajomości bezpośredniego „kontekstu Norwidowego” czy sposobu myślenia czytelników XIX wieku zastosowany przez poetę zabieg mógłby wydawać się niezrozumiały. Warto pamiętać o prawidłowości filologicznej, na którą błyskotliwie wskazuje Michaił Gasparow 162 , a polegającą na pewnym „rozminięciu się” właściwych pod względem historycznym czytelników utworów literackich, a ich odbiorcami późniejszymi, między wyobrażeniami a utora o jego „czytelniku wirtualnym”, a odbiorcą późniejszym. Zasadę tę można odnieść m.in. do tego, że wiersz Przeszłość nie został napisany „dla nas”. Jego bezpośrednim adresatem był czytelnik współczesny poecie, a więc i dialog, immanentnie wpisany w ten utwór, nie był skierowany do odbiorcy z początku XXI wieku. Bez chociażby szkicowego odtworzenia ówczesnego sposobu myślenia cała wielogłosowość tego wiersza rozwiewa się bez śladu. Widzimy – oczywiście – że toczy się w nim jakaś polemika, ale może nam brakować odpowiednich narzędzi do jej całościowej rekonstrukcji. W tym kontekście przestaje też być ważne, czy Norwid miał rację w swojej krytyce XIX-wiecznej historiografii czy też nie. Ważne, że wpisana w ten wiersz 162 M. Gasparow, Filologia jako moralność, tłum. E. Skalińska, t łu maczen ie, zło żone do druku w „Tekstach Drugich”. Strona | 139 wielość rozmaitych postaw zapewne była doskonale wyczuwalna przez potencjalnych czytelników tego utworu. Z drugiej strony – takie spojrzenie na wiersz mogłoby się mijać z postulatami samego Norwida. Przecież w ostatniej strofie poeta wyraźnie mówi o swoistej ciągłości dziejowej, o uniwersalnym pierwiastku, dającym się prześledzić w przeszłości. „P r z e s z ło ś ć – jest to d z iś , tylko cokolwiek daléj”. Jak to dzieje się z większością aforyzmów Norwida, również i ten w potocznym rozumieniu bywa sprowadzany jedynie do „głośnej” i niezbyt odkrywczej formułki o ciągłej aktualności historii. Jednak wydaje się, że w połączeniu z obrazowaniem zawartym w strofie poprzedniej można rozumieć tę sentencję w sposób nieco inny: to nie sama przeszłość oddala się od ludzi („dąb ucieka w lasu głąb”), ale ludzie coraz szybciej oddalając się o tego, co było, tracą właściwą perspektywę dziejową. Przeszłość była tworzona przez ludzi w sposób bezpośrednio analogiczny do tego, w jaki jest kształtowana ich teraźniejszość. Wiersz ten – choć na pozór zupełnie pozbawiony narodowych odniesień – w rzeczywistości jest absolutnie zakorzeniony w „polskiej magmie dziejowej”. W tym świetle można go odczytywać już nie tyle jako nieco dziwną instrukcję dla XIX-wiecznego historiografa, co raczej jako wskazówkę skierowaną do współczesnych poecie, dotyczącą ich roli w kształtowaniu codziennej polskiej rzeczywistości. Warto zwrócić uwagę także na to, że w tym krótkim utworze zawarte są w zasadzie dwie zupełnie odmienne wizje przeszłości. Pierwsza z nich, objęta „pryzmatem łez”, jest wynikiem działania tego, „co prawa rwie”. Ta „przeszłość” nie jest też zbyt oddalona w czasie, swoim zasięgiem obejmują ją wspomnienia żyjących, dlatego też tak łatwo jest o zmącenie jej wizji. Druga „przeszłość” jest już zjawiskiem bardziej zamierzchłym, przywołującym na zasadzie skojarzeniowej wizję rozmowy dowolnie rozumianej współczesności i przeszłości, w której też „bywali ludzie”. W ten sposób w obrębie poetyki wielogłosowości powstaje pod piórem Norwida refleksja na temat Boga i przeszłości. Nieco podobną płaszczyznę polifonicznego zobrazowania ludowej tradycji religijnej można zaobserwować również w twórczości Dostojewskiego. Rosyjski historyk literatury, Alfred Bem, pisał w 1934 na temat Legendy o cebulce, wchodzącej w skład Braci Karamazow. Legendę tę opowiada w powieści Gruszeńka: Strona | 140 „Była sobie kiedyś jedna zła baba, no i u marła. I n ie zostało po niej ani jednego dobrego uczynku. Chwycili ją d iabli i rzucili do ognistego jeziora. Zaś anioł stróż stoi i medytuje: «Jaki by tu znaleźć jej dobry uczynek, by Panu Bogu powiedzieć.» Naraz przypomniał sobie i rzekł do Pana Boga: «Ona, powiada, z warzy wniaka cebulkę wy rwała i dała żebraczce.» I odpowied ział Pan Bóg: «Weź, mó wi, tę cebulkę, wsadź do jeziora, niech się baba za cebulkę chwyci, a ty ją pociągnij; jeżeli ją wyciągniesz z tego jezio ra, to niech sobie do raju idzie, jeżeli się cebulka oberwie, to niech zostanie tam, gdzie jest.» Pobiegł anioł do baby, podał jej cebulkę: «Naści, powiada, babo, złap się i trzy maj.» I począł ją ostrożnie wyciągać; już, ju ż miał ją wyciągnąć, gdy inni grzesznicy w jeziorze, zobaczyws zy, że ją wyciągają, dalejże czepiać się jej, aby razem z n ią się wydostać. A baba była bardzo zła, bardzo zła i zaczęła nogami wierzgać. «Mnie wyciąga, n ie was; moja cebulka, n ie wasza.» Ledwo to powied ziała, cebulka się urwała. I wpadła baba do jeziora i gore po d ziś d zień. A anioł zap łakał i odszedł.” (Bracia Karamazow, t. 2, s. 35) Bem zwraca uwagę na zasadnicze miejsce cytowanego utworu w strukturze powieści i na znaczną reinterpretację, której poddaje ją Dostojewski. Według badacza tradycyjne rozumienie legendy, zamienionej pod piórem pisarza w rodzaj paraboli, zostaje w Braciach Karamazow znacząco rozszerzone. Właściwie każdy z bohaterów, występujących w rozdziale Cebulka jest obdarzony metaforyczną szansą na wyjście z piekła, rozumianego jako brak obecności Bożego Światła, jednak ostatecznie tę szansę wykorzystuje jedynie Alosza Karamazow 163 . Gdyby zaufać na słowo samemu pisarzowi, okazałoby się, że jedyną dostępną redakcją tej opowieści ludowej jest wersja przez niego zanotowana 164 , a fakt ten siłą rzeczy uniemożliwiłby przyjrzenie się relacji dialogowej, która łączy ludowy przekaz legendy z jego opracowaniem literackim, dokonanym przez autora Braci Karamazow. Wiadomo jednak skądinąd, że po praz pierwszy opowieść folklorystyczna o bardzo zbliżonej fabule została opublikowana w 1859 roku przez Aleksandra Afanasjewa 165 i opatrzona tytułem Brat Chrystusa 166 . Nie można, oczywiście, z całą pewnością zakwestionować dobrej woli Dostojewskiego, inforumującego swojego wydawcę o swoistym odkryciu folklorystycznym, jednak – jak zwraca na to uwagę Łotman – przyczyny wprowadzonej przez pisarza nieścisłości mogły mieć kilka rozmaitych 163 Zob. A. Bem, Liegienda o łukowkie u Dostojewskago. (Izwlieczienije iż dokłada, proczitannogo na Mieżdunarodnom sjezdie sławistow w Warszawie, „M iecz” 1934, nr 23, s. 4. 164 Por. „W ielce szanowny Mikołaju Aleksiejewiczu, bardzo proszę o dokładną korektę le gendy o cebulce. Jest to perła. Opowied ziała mi ją pewna chłopka. Zdaje się że zapisałem ją po raz pierwszy. W każdy m razie nigdy jej jeszcze nie słyszałem.” (F. M. Dostojewski, List do Mikołaja Lubimowa. Stara Rusa, 16 września 1879 roku, w: idem, Listy, przeło żyli i ko mentarz opracowali Z. Podgórzec, R. Przybylski, Warszawa 1979, s. 557). 165 Zob. F. M. Dostojewskij, Połnoje sobranije socziniejnij w tridcati tomach, t. 30., k. 1., Pis’ma 18781881, red. N. F. Budanowa, G. M. Frindler, I. D. Jakubowicz, Mos kwa 1988, s. 316. 166 Zob. Narodnyje russkije liegiendy sobrannyja Afanassjewym, London 1859, s. 30. Strona | 141 źródeł, w tym chęć odżegnania się od kłopotów z cenzurą, które stały się udziałem pierwszej edycji Legend Afanasjewa 167 . Dla mnie jednak najbardziej interesująca pozostaje relacja, łącząca Legendę o cebulce w artystycznym opracowaniu Dostojewskiego z jej odnotowanym pierwowzorem ludowym, który można zaprezentować w schematycznym streszczeniu: 1. Umierający starzec nakazuje swojemu synowi, żeby zawsze miał w opiece żebraków. 2. Syn postanawia w trackie Wielkanocy obdarować w cerkwi wszystkich ubogich pisankami. To zachowanie wywołuje niezadowolenie ze strony jego skąpej matki. 3. Synowi zabrakło jajka dla najbardziej ubogiego żebraka. Dlatego zaprosił go do swojego domu na świąteczne śniadanie. Matka znowu sprzeciwiła się zachowaniu syna i nie wzięła udziału w poczęstunku. 4. Syn zauważa, że żebrak jest cały w łachmanach, ale ma na sobie piękny, drogi krzyż. Żebrak proponuje synowi zamianę na krzyże, ale syn początkowo się wzbrania, tłumacząc się tym, że żebraka już nie będzie stać na taki drogi krzyż. 5. Żebrak dopina swego i zaprasza syna do siebie we wtorek wielkanocny. Udziela mu też konkretnej wskazówki: młodzieniec ma podążać wskazaną przezeń ścieżką z modlitwą: „Pobłogosław, Boże”. 6. Młodzieniec wyrusza we wskazanym terminie w odwiedziny do żebraka i po drodze zauważa kilka grup ludzi: a. dzieci, pytające go, jak długo jeszcze będzie trwała ich męka; b. panny bez ustanku przelewające wodę z jednej studni do drugiej; c. starców z wielkim trudem podpierających płot. 7. Na końcu drogi młodzieniec spotyka dawnego żebraka i rozpoznaje w nim Jezusa Chrystusa. Pyta go o przyczynę męczarni spotkanych osób. Chrystus udziela mu następujących odpowiedzi: a. dzieci męczą się, ponieważ jeszcze w zarodku zostały przeklęte przez własne matki; b. panny pokutują, ponieważ za życia rozcieńczały sprzedawane mleko wodą; 167 Por. J. M. Łot man, Romany Dostojewskogo i russkaja liegienda, w: idem, Riealizm russkoj litieratury 60-ch godov XIX wieka, Leningrad 1974, s. 258. Strona | 142 c. starcy ponoszą karę za to, że za życia twierdzili, że wolą dobrze pożyć na świecie doczesnym, a po śmierci mogą przez całą wieczność podpierać płot. 8. Chrystus oprowadza młodzieńca po raju: pokazuje mu miejsce, przygotowane specjalnie dla niego. Następnie prowadzi go do piekła i wskazuje na matkę młodzieńca, tkwiącą w gotującej się siarce. 9. Młodzieniec prosi Chrystusa o wybaczenie jej grzechów. Chrystus zgadza się pod warunkiem, że młodzieniec skręci sznur z łodyg, za pomocą którego wyciągnie matkę. 10. Młodzieniec skręca sznur, wrzuca go do wrzącej siarki i zaczyna wyciągać matkę. Kiedy już udaje mu się chwycić ją za głowę, matka, zarzuca mu, że próbuje ją udusić. Sznur pęka, a matka stacza się z powrotem do kipieli. 11. Chrystus mówi, że matka nie była w stanie nawet teraz powstrzymać złych odruchów swego serca, dlatego już na zawsze zostanie w piekle. Widać wyraźnie, że Dostojewski wykorzystuje w swojej Legendzie o cebulce jedynie ostatnią część opowieści ludowej. Tylko ona wydała się pisarzowi konieczna do wzmocnienia artystycznej całości, ukazującej kroczenie Aloszy nad otchłanią grzec hu i upadku. Jednak i tu dokonuje pisarz znaczącej re interpretacji przekazu ludowego, Aloszy udaje się wybrnąć z duchowego piekła dzięki podanej mu przez Gruszeńkęanioła cebulce. Z drugiej strony również zachowanie Gruszeńki zyskuje dwa wymiary: jest ona jednocześnie ofiarodawczynią tej specyficznie rozumianej jałmużny duchowej i jej adresatką. Przecież również i Alosza, dziękując jej i mówiąc o tym, że jest dobra, podaje jej „cebulkę”, która może uratować ją przed piekłem spotkania z dawnym kochankiem. Gruszeńka jednak nie wytrzymuje i podana jej cebulka „pęka”. Bohaterka udaje się na spotkanie z „uwodzicielskim Polakiem”. W ten sposób finalna część ludowej przypowieści o Bracie Chrystusa zostaje przez Dostojewskiego poniekąd zwielokrotniona: pod schematyc zne postaci matki i syna zostają przezeń podłożone przeplatające się głosy wielu bohaterów, dążących do zbawienia siebie i udzielenia duchowej pomocy Innemu. Jednak na tym nie kończy się wpływ, jaki wywarła lektura Brata Chrystusa na autora Braci Karamazow. W przywoływanym wcześniej tekście Łotman zwraca uwagę na szczególny gest zamiany krzyży w Idiocie, przyjęty przez Dostojewskiego najprawdopodobniej właśnie z omawianego tekstu folklorystycznego. Jednocześnie Strona | 143 badacz zdaje się zupełnie ignorować pytania moralno-eschatologiczne, występujące zarówno we wskazanym przekazie ludowym, jak i w Braciach Karamazow. Chodzi oczywiście o pytania, przed którymi staje Młodzieniec w trakcie wędrówki do domu swojego gościa- żebraka. Wydaje się, że szczególnie niepokojące wydało się Dostojewskiemu jedno z nich – pytanie o sens cierpienia niewinnych dzieci, o ich cierpienie nie tylko w rzeczywistości doczesnej, ale też w życiu pozagrobowym. Charakterystyczne, że o ile kara, jaka spotkała Panny i Starców została w przypowieści ludowej dokładnie opisana, o tyle rodzaj cierpienia, któremu poddano dzieci, nie został przez ludowego narratora w żaden sposób dookreślony. Odpowiedź, jakiej udziela Chrystus Młodzieńcowi (dzieci cierpią, ponieważ zostały przeklęte przez własne matki) wywołuje oczywisty sprzeciw moralny zarówno wśród dzisiejszych czytelników legendy, jak zapewne i wśród wykształconych warstw jej odbiorców XIX-wiecznych. Można się domyślać, że tego rodzaju sprzeciw wobec niezawinionego cierpienia dziecięcego został przez Dostojewskiego dokładnie wyeksplikowany w analizowanej już we wcześniejszych fragmentach pracy rozmowie Iwana z Aloszą 168 . Zresztą wykorzystany przez Iwana argument o niezawinionym cierpieniu dziecięcym stał się tym, który najmocniej oddziałał na wyobraźnię Aloszy i zachwiał jego wiarą w dobro Boga Stwórcy. Podania ludowe były dla Dostojewskiego jednym z najważniejszych źródeł poznawania ludowej mentalności prawosławnej. Wart podkreślenia jest fakt, że mimo całej fascynacji religijnością ludową, pisarz przygląda się przesłaniu zawartemu w ruskim folklorze prawosławnym ze znaczącym dystansem. Chyba żadne z wykorzystanych przez niego podań ludowych nie zostało potraktowane przezeń zupełnie bezkrytycznie. Jak pisze Łotman: […] proces twórczego przyswajania prze z Dostojewskiego problematyki artystycznych właściwości legendy miał charakter sko mplikowany i sprzeczny w sobie: Dostojewski nierzadko polemizował z tradycją folklo rystyczną, czasem w sposób bardzo swoisty nadawał jej nowy sens, ale na zaws ze włączył legendy w krąg zjawisk literackich, które „brał pod uwagę”, wnikając w ludowe wyobrażenia etyczne. Przy ty m materiały fo lklorystyczne i teksty staroruskie łączyły się w jego świadomości ze współczesnością, jej zainteresowaniami i problemami codzienny mi. Legend a nie stała się po prostu źródłem obrazów i wątkó w fabularnych jego powieści, lecz jednym z impulsów t wórczych, pobudzających myśl pisarza. Została „sprzężona” w jego wyobraźni z inny mi wrażen iami, z innymi „aku mulatorami” idei artystycznych169 . * 168 169 Por. Bracia Karamazow, op. cit., t. 1, s. 272-293. J. Łot man, Romany Dostojewskogo…, op. cit., s. 283. Tłu m. mo je – E. S. Strona | 144 Przywołane wyżej przykłady „polifonii strukturalnej”, zauważalnej zarówno w twórczości Norwida, jak i Dostojewskiego mają – oczywiście – charakter zgoła odmienny. Wielogłosowy wiersz Norwida, odwołujący się do współczesnego mu braku „instynktu historycznego” i fragment powieści Dostojewskiego, podejmujący dialog ze współczesną mu religijną wyobraźnią ludową – zasadniczo – nie dają się porównywać. Niemniej podstawowym elementem, który je łączy, jest aż nadto wyraźna próba obu twórców podjęcia dialogu z własną epoką i z jej najważniejszym elementem – tradycją. Chociaż znaczenie obu analizowanych wyżej tekstów jest zupełnie odmienne, łączy je niewątpliwie wola wprowadzenie w obręb własnego tekstu fragmentów „mowy ikonicznej” Innego i próba nawiązania z nim dialogu. Dialog niemożliwy Michaił Bachtin w następujący sposób przedstawia istotę dialogu w powieściach Dostojewskiego: Samoświado mość bohatera Dostojewskiego jest na wskroś zdialogizowana: zawsze kieruje się na zewnątrz, w napięciu zwraca się do siebie, do drugiego, do trzeciego. Również dla siebie samej nie istnieje inaczej niż w ty m żywotnym nakierowan iu na siebie i innych. W tym sensie człowieka Dostojewskiego można o kreślić jako p o d m i o t z w r a c a n i a s i ę . Nie wo lno mówić o n im, mo żna jedynie zwracać się do niego 170 . Z c a łą p e w n o ś c ią mo ż n a s ą d z ić , ż e p o d o b n ą f u n k c j ę p e ł n i d ia lo g r ó w n ie ż w t w ó r c z o ś c i N o r w id a , a z w ła s z c z a w j e g o p o e zj i l ir y c z n e j . C ie k a w ą gr up ą p r z y k ła d ó w , s z c z e g ó ln ie j a s k r a w o p o k a z u j ą c y c h t ę t e n d e n c j ę u d ia lo g ic z n ą p o ls k ie g o p o e t y s ą j e g o t z w . w ie r s z e m i ło s n e . Liryki Norwida, nawiązujące do szeroko rozumianej tematyki erotycznej, dotychczas bywały analizowane raczej rzadko 171 . Warto jednak zwrócić uwagę, że właśnie tu chyba w sposób najbardziej 170 Problemy twórczości Dostojewskiego, op. cit., s. 282. Z tekstów najnowszych, pozostających w kręgu zainteresowania wierszami miłosnymi Norwida należy wy mienić przede ws zystkim dwa szkice: artyku ł Dariusza Seweryna, poruszający zagadnienie „wyobraźni erotycznej Norwida” (D. Seweryn, „Śpiąc z Epopeją”. O możliwości badania wyobraźni erotycznej Norwida, w: Jak czytać Norwida? Postawy badawcze, metody, weryfikacje, red. B. KuczeraChachulska, J. Trzcionka, Warszawa 2008.) oraz szkic Barbary Stelmaszczyk, poświęcony sposobom 171 Strona | 145 wyraźny uwidacznia się dążenie podmiotu lirycznego (i być może zarazem również podmiotu autorskiego) do nawiązania pełnej, całościowej więzi komunikacyjnej z Innym. Niebagatelne znaczenie ma tu zjawisko, na które zwraca uwagę Barbara Stelmaszczyk: w liryce miłosno-salonowej Norwida zwykle nie dochodzi do rzeczywistego porozumienia między podmiotem mówiącym a jego interlokutorką 172 . Pragnienie nawiązania tego rodzaju rzeczywistego, spełnionego dialogu wyraźnie przebija przez takie wiersze jak: Marionetki, Jak…, Trzy strofki, Czemu, [Pierwszy list, co mnie doszedł z Europy…], Beatrix, Malarz z konieczności lub też [Co? jej powiedzieć…]. Zwłaszcza ostatni z wymienionych liryków może być rozpatrywany jako czołowy przykład braku porozumienia między „niewiastą zaklętą w umarłe formuły” a podmiotem lirycznym. 1 Co? jej powied zieć… ach! co się podoba, Bez rozmawiania sposobu; Coś – z prawd ogólnych: na przykład, że doba To – całego obrót globu! 2 Że świat … obiega mil mnóstwo ogromne Na jedno pulsu zadrżenie – Bieguny osi skrzypią wiekopomne: Czas – niepokoi przestrzenie − − 3 Że rok… to – całej wstrząśnienie przyrody, Że pory-roku … n ie tylko Są zamarzaniem i tajen iem wody, I – że − − bicie serca?… c h w i l k ą ! 4 To – jej powiedzieć… …i przejść do pogody, Gd zie jest zimniej? gd zie goręcej? I dodać – jakie? są na ten rok Mody… I nic n ie powiedzieć więcej. (II, 190-191) Wspomniana przed chwilą badaczka (Stelmaszczyk), komentując przytoczony wyżej wiersz, pisze: „Tu, aby zaistnieć, bohater musi poruszać się po orbicie ogólników i banalnych stwierdzeń: pseudoodkrywczych i pozornie głębokich, ponad które nie autoprezentacji podmiotu lirycznego wobec kobiety w wybranych wierszach Norwida (B. Stelmaszczy k, Autoportret z kobietą w tle. O liryce Norwida, w: Rozjaśnianie ciemności. Studia i szkice o Norwidzie, red. J. Brzozo wski, B. Stelmaszczyk, Krakó w 2002.) 172 B. Stelmaszczyk, op. cit., s. 62-63. Strona | 146 może powiedzieć nic więcej”173 . Trudno jest w pełni zgodzić się z przytoczonym wyżej sądem, zwłaszcza mając w pamięci Norwidową formułę, pochodzącą z Moralności – „kochający koniecznie bywa artystą”. Właśnie uczucie miłości, głęboko wpisane w strukturę emocjonalną interpretowanego liryku, sprawia, że układany przez podmiot wiersza dialog, dialog, który (jak możemy się domyślać) nie zostanie nigdy właściwie rozwinięty, jest tak bardzo liryczny. Oczywiście, poruszane przez mówiącego zagadnienia astronomiczno-przyrodnicze niekoniecznie muszą być uznane za odkrywcze. Jednak kierowane (nawet – potencjalnie) do osoby kochanej stają się choćby ułamkowym pretekstem do mówienia o własnych uczuciach i zarazem pełnią funkcję fatyczną. Pierwsza strofa rzeczywiście pozostaje w obrębie ironicznego dystansu, tworzonego przez podmiot liryczny. Ważna tu jest i sama refleksja nad przyszłą sytuacją komunikacyjną, (przecież tego rodzaju „projektowanie” biegu rozmowy nie należy do czynności zbyt powszechnych i neutralnych pod względem psychicznym); i ironiczne stwierdzenie: „co się podoba”, pod którym ukrywa się dramat miłości niewypowiedzianej wprost; i egzemplifikacja „prawdy ogólnej”. Mimo tych wszystkich potencjalnych zastrzeżeń już od początku drugiej strofy widocznie zmienia się sposób modelowania wypowiedzi podmiotu lirycznego. Chłodny ironiczny dystans jest tu stopniowo wypierany przez liryczne serio. Okazuje się, że również „prawdy ogólne” mogą stać się – w pewnych warunkach – zupełnie niezwykłe. Ukazana w drugiej strofie paralela między rozmachem pędzącej kuli ziemskiej a jednym delikatnym, jakby nieśmiałym uderzeniem serca („pulsu zadrżeniem”) wprowadza czytelnika w obręb nowoczesnego, modernistycznego obrazowania poetyckiego. Ten „szczegół liryczny” może przywodzić na myśl pewien fragment Listów poetyckich z Egiptu Słowackiego: „Słyszę zegarek bijący i serce. Czas i życie”. To właśnie tym wersem tak bardzo zachwycał się Białoszewski, upatrując w nim przeczucia zwięzłości i oszczędności poezji lingwistycznej 174 . Pojawiające się u Norwida zestawienie nieśmiałej, może nie do końca świadomej samej siebie emocji, z rozmachem pędu kosmicznego zdaje się znajdować właśnie w tym samym nurcie obrazowania poetyckiego, co znacznie późniejsza poezja eksperymentalna. Żeby nie dostrzec podwójności tego sposobu mówienia, nie wyczuć delikatnie zakamuflowanych w nim treści emocjonalnych, trzeba być naprawdę ślepym i głuchym. 173 174 Op. cit., s. 66. Zob. na ten temat: J. Zieliński, Słowacki. SzatAnioł, wyd. II, Warszawa 2009, s. 237. Strona | 147 Kolejna „pseudoodkrywcza” (zdaniem Stelmaszczyk) informacja fizycznoastronomiczna pojawia się w następnych wersach: Bieguny osi skrzypią wiekopomne: Czas – niepokoi przestrzenie − − Tutaj z (rzecz jasna z przymrużeniem oka) można by rzec, że poeta wprowadza nas na teren fizyki eksperymentalnej. Naturalnie, rozmaite wariacje na temat czasu są stałym motywem literackim już od starożytności, natomiast niewątpliwym novum staje się tutaj połączenie dwóch elementów fizykalnych: czasu i przestrzeni175 , które przecież jest wynalazkiem stricte XX-wiecznym. Na płaszczyźnie dialogowego obrazowania lirycznego istotne staje się zestawienie elementu tradycji (ciągłości, trwania czy też „pamięci dziejowej”, wpisanej w każdy atom globu ziemskiego) z pędzącym czasem, wyrywającym świat z zadumy, niepokojącym go swoimi zmianami. W ujęciu metaforycznym czas jakby „wdziera się” w trwającą przestrzeń, wprowadza do niej konieczność ruchu i zmiany. A mając w pamięci podstawowe motywy twórczości Norwida, chciałoby się dodać – zmiany cywilizacyjnej. Warto pamiętać, że cała ta obszerna problematyka filozoficzno-przyrodnicza funkcjonuje jako immanentny składnik dialogowego liryku miłosnego. To obrazowanie, nawiązujące wprost do dziedziny nauk ścisłych, jest bezpośrednim odwołaniem i do „kosmogonii” Dantego, poszukującego swojej Beatrycze, i do metafizycznej poezji barokowej. Tak więc, wypełniający zasadniczą część wiersza „wywód przyrodniczy”, staje się w tym kontekście kunsztownym nawiązaniem do najlepszych tradycji europejskiej liryki miłosnej. Jednocześnie bogactwo nawiązań dialogowych (z których – zapewne – został wskazany jedynie ułamek) sprawia, że wiersz ten może się okazać 175 To zestawienie „czasoprzestrzenne” pojawiło się u Norwida (przynajmn iej raz) ju ż wcześniej w przed ziwny m wierszu, wchodzącym w obręb noweli Cywilizacja: „Po żegnałem, co kochałem, Upominek złączy nas; Ręką jedną – p r z e s t r z e ń dałem, Drugą ręką dałem c z a s.” (VI, 45) Zresztą, wypada w tym miejscu zaznaczyć, że Bachtin rozs zerzył ro zu mienie kategorii czasoporzestrzennych (tzw. chronotopu) na całość dziejów literatury p ięknej i analizował immanentną obecność czasoprzestrzeni na przykładzie powieści antycznych (zob. M. Bachtin, Czas i przestrzeń w powieści, „Pamiętnik Literacki”, LXV, 1974, z. 4, tłu m. J. Faryno, s. 273-311). W moim odczuciu, nie zmienia to jednak faktu, że bezpośrednie zestawianie ze sobą pojęcia czasu i przestrzeni, dopatrywania się w nich niero zdzielnej całości nie było w literaturze XIX-wiecznej wcale takie oczywiste. Na temat kategorii czasu i przestrzeni w literaturze zob. np. G. Poulet, Metamorfozy czasu, tłum. W. Błońska, Warszawa 1977. C zas i przestrzeń w prozie polskiej XIX i XX wieku, red. Cz. Nied zielski, J. Speina, Toruń 1990. Przestrzeń i literatura. Studia, M. Głowiński, A. Okopień-Sławińska, Wrocław 1978. T. Sławek, Wnętrze. Z problemów doświadczenia przestrzeni w poezji, Katowice 1984. Strona | 148 nie do końca czytelny. Jego struktura intertekstualna (żeby posłużyć się określeniem współczesnym, wywodzącym się z Bachtinowskiej koncepcji dialogowości) rzeczywiście mogła być dla czytelnika XIX-wiecznego, nieoswojonego z tym sposobem pisania, nie do końca czytelna. Pod koniec trzeciej strofy bezpośrednio wraca motyw „bicia serca”. Jest on ponownie usytuowany przez podmiot mówiący w kontekście chwilowości. Jednak nie jest to chwilowość wiążąca się z przemijalnością, ale raczej – z tą wyjątkową chwilą, w której może dojść do rzadkiego momentu pełnego porozumienia, rzeczywistego spotkania dwojga ludzi. Chyba tylko wtedy, w takiej szczególnej chwili, może zaistnieć „dialog nieupozorowany”. Całość wiersza może być odczytywana jako próba stworzenia „planu” takiej pozornie niewiele znaczącej konwersacji, w której może dojść do pełnego spotkania. Jednocześnie od początku widać wyraźnie, że jest to rodzaj próby desperackiej, z góry skazanej na niepowodzenie. Rozpoczynający ostatnią strofę, urwany w połowie wers: „To jej powiedzieć…” staje się (również graficznym) sygnałem przeczuwanej, nieuchronnej klęski dialogowej. Zgodnie z przytoczoną wcześniej „personalizującą” koncepcją Bachtinowską, podmiot liryczny właśnie z w r a c a s ię do ukochanej, mówi d o n ie j . Jednak ta propozycja dialogu pozostaje bez odpowiedzi. Klauzulowa kompozycja wiersza („Co? jej powiedzieć… […]/ I nic nie powiedzieć więcej”) pokazuje wprost, że planowana rozmowa będzie ostatnią próbą sprowokowania dialogu, dialogu – w tej sytuacji – poniekąd niemożliwego. Dodatkową przyczyną niemożliwości nawiązania prawdziwego, głębokiego dialogu między podmiotem lirycznym i adresatką jego wypowiedzi jest – zupełnie oczywista w przypadku twórczości Norwida – bariera grzeczności salonowej. Liryki i nowele autora Bransoletki są swoistą „kopalnią” antywzorców rozmów prowadzonych „na salonach”. Do najbardziej znanych pod tym względem utworów Norwida należą: Stygmat, Bransoletka, Assunta, Ostatni despotyzm, Nerwy, Marionetki, fragmenty Aktora i Pierścienia Wielkiej Damy. Na przykład, dobrze opisaną w literaturze przedmiotu Norwidową koncepcję „stygmatu salonowego” można by skomentować w sposób następujący: Porządek socjologiczny zakłada sztuczność [mowy – E. S.]. W jego skład wchodzą i struktury społeczne, i tworzone przez wieki teorie, doktryny i systemy – filo zoficzne, religijne lub polityczne. Każdy z nich posiada własny języ k, którego rozwó j sprzy ja ro zwo jowi doktryny. Teorie, nauczanie, doktryny są obdarzone własną dynamiką, niezależną od woli ludzi, ich twórców, którzy stają się ich ofiarami. Język doktryny czasem jest potężniejszy od jej sensu: forma językowa bierze górę nad Strona | 149 zawartością myślową. Tak przychodzi na świat I d e a – właśnie ta despotyczna Idea, która swoim językowo-logiczny m nieprzepraciem podporządko wuje sobie czło wieka 176 . Powyższy cytat pochodzi z rozprawy rosyjskiego badacza, Jefima Etkinda, poświęconej m. in. twórczości Fiodora Dostojewskiego. Etkind, wysuwając tezę o niemożliwości pełnego wypowiedzenia przez bohaterów pisarza rosyjskiego ich „głębin duchowych”, ilustruje ją dwoma przykładami: Raskolnikowa i Myszkina. W tej chwili najbardziej interesujący wydaje się drugi z wymienionych przykładów, zwłaszcza, że badacz wiąże go z socjologizującą analizą „społeczności salonowej” i nieprzystawalnością do niej Myszkina. Ważny wydaje się fakt, że tytułowy bohater – od samego początku powieści nieposiadający ustalonego statusu społecznego – nie potrafi z reguły odnaleźć się w sposób właściwy w ro zmowach wymagających znajomości społecznych „reguł mówienia” (np. w trakcie oświadczyn w salonie Nastasji Filipowny czy też przy okazji pierwszej rozmowy z „synem Pawliszczewa”). Etkind motywuje tę specyficzną cechę Myszkina faktem, że książę, w pełni szanując każdego swego rozmówcę, chce pozostawać wobec niego do końca, w sposób krańcowy uczciwy. Zaś w pełni uczciwe i szczere formułowanie swoich najgłębszych myśli musi przychodzić z pewną trudnością i z reguły zostaje okupione czymś, co w myśl światowych konwencji XIX-wiecznych bywało określane mianem „naiwności” czy „niezrozumiałości”. Z kolei kłamstwo, w jego najszerszym rozumieniu i etycznym, i filozoficznym […] n ie sprawia mówiącemu trudności. Trudność językowego wcielenia prawdy jest wywołana koniecznością przejścia od stanu duchowego, od czasem nieokreślonego odczucia czy skomp likowanych i sprzecznych myśli, do ujęcia go w mniej lub bardziej wyraźnych słowach. Słowa powinny odpowiadać swojemu powo łaniu – być pełnowartościowym zewnętrznym wcielen iem świata wewnętrznego, materializacją procesów duchowych. Mówiąc w sposób obrazowy, przekład na języ k słów musi być zgodny z oryginałem. Zaś w przypadku kłamstwa – oryginału nie ma. Kształt języko wy nie podlega żadnym wy maganio m wierności lub precyzji. […] Kłamstwo to imitacja przekładu z języ ka duchowego na języ k materialny, jego falsyfikat 177 . Ponieważ prawie żaden z bohaterów Idioty (może poza kilkoma postaciami, w tym Agłai Jepanczyn) nie potrafi w pełni przestawić się z konwencjonalnego kodu językowego, opierającego się na specyficznie rozumianym kłamstwie, na język bezpośredni i „naiwny”, język, którym mówi Lew Myszkin, pełny, właściwy dialog, zakładający całkowite otwarcie się Innego na kartach tej powieści nie może zaistnieć (podobnie jak to się czasem dzieje w twórczości Norwida). 176 E. G. Etkind, Wnutriennij cziełowiek i wnieszniaja rech’. Oczierki psichopoetiki russkoj litieratury XVII-XIX wiekow, Moskwa 1998, s. 268. Tłu m. mo je – E. S. 177 Ibidem, s. 239. Tłu m. mo je – E. S. Strona | 150 Rzecz jasna, przedstawiony wyżej problem w twórczości Dostojewskiego nie ogranicza się wyłącznie do Zbrodni i kary czy Idioty. To samo założenie twórcze możemy odnaleźć – w formie odwróconej – na przykład w monologowej części Notatek z podziemia. Ich główny bohater i narrator zdradza na początku pragnienie zupełnego wypowiedzenia się przed całym światem, który dotychczas jedynie obserwował ze swojego „podziemia”. Taka postawa zwykle wiąże się z chęcią nawiązania rzeczywistego dialogu, jednak w tym przypadku jest to dialog z założenia pozorny, wynikający z chęci opisania siebie samego w jak najgorszym świetle po to, żeby chociaż w taki sposób zwrócić na siebie uwagę. Można to określić mianem strategii permanentnego kłamcy, nawiązującej w znacznym stopniu m. in. do zachowania Lebiediewa względem Myszkina. Narrator Notatek nieustannie polemizuje z domniemanym słuchaczem. Usiłując – pozornie – nie dopuścić do najmniejszego nieporozumienia, ciągle dopowiada szczegóły do swoich negatywnych cech i stanów psychicznych, okraszając swoją „apologię” udawaną wesołością. Jestem człowiekiem chory m… Człowiekiem z ł y m . Niepociągający m. Myślę, że cierpię na wątrobę. Nie mam zresztą zielonego pojęcia o mojej chorobie i nie wiem na pewno, co mi dolega. Nie leczę się i n igdy się nie leczy łem, chociaż szanuję medycynę i lekarzy. W dodatku jestem n iezwy kle przesądny; no, w każdy m razie na tyle, żeby ocenić medycynę. (Posiadam dostateczne wykształcenie, aby nie być przesądnym, ale jestem.) Nie, ja się nie chcę leczyć – n a z ł o ś ć . Cóż, państwo z pewnością tego nie pojmujecie. A ja pojmuję. Oczywiście, nie potrafię wam wytłu maczyć, ko mu w ty m wypadku dopiekę swoją z ł o ś c i ą ; wiem doskonale, że doktoro m w żaden sposób nie zdołam „przysolić” tym, że się u nich nie kuruję; wiem lep iej od kogokolwiek, że ty m wszystkim zaszkod zę tylko sobie i niko mu więcej. A jednak jeśli nie leczę się – to właśnie n a z ł o ś ć . Wątróbka boli, no to niech boli jeszcze bardziej! (Notatki z podziemia, s. 56. Podkreślenie mo je – E. S.) W przytoczonym wyżej, inicjalnym fragmencie Notatek czterokrotnie w różnych konfiguracjach pojawia się określenie „złość”. Właśnie ta emocja wysuwa się na czoło pierwszej części opowiadania. Jednak to uczucie jest kierowane przed narratora niemalże w tym samym stopniu do swojego domniemanego słuchacza-oponenta, co do siebie samego. „Jestem człowiekiem złym”, mówi na początku „paradoksalista z podziemia” i dlatego wszystko, co robię wobec siebie samego i innych, robię właśnie „na złość”. Ciekawe, że na początku siła destrukcyjna tego uczucia jest kierowana przede wszystkim wobec samego mówiącego. Jego złość na samego siebie wywołuje nawet to, że nie potrafił tak naprawdę stać się człowiekiem złym 178 . 178 Notatki z podziemia, s. 57. Strona | 151 Jedyny rzeczywiście dokładnie opisany przykład złego, na gannego pod względem etycznym postępowania został opisany przez narratora w drugiej części Notatek – Z powodu mokrego śniegu. Kluczową częścią tego fragmentu opowiadania jest jego dialog z prostytutką Lizą. Na płaszczyźnie samej konstrukcji dialogowej wspomniana rozmowa nie budzi żadnych zastrzeżeń, sugeruje nawet nawiązanie prawdziwego, spełnionego dialogu. Bohaterowi udaje się w odpowiedni sposób przemówić do Lizy, wywołać jej skruchę i chęć porzucenia uprawianego zawodu. Rzeczywiste intencje, wynikające jakby z rozdwojenia wewnętrznego narratora, ujawniają się jedynie we fragmentach komentujących jego własne słowa, skierowane do Lizy. Okazuje się, że cała jego płomienna i nieco „kaznodziejska” przemowa była wynikiem jedynie obranej przezeń konwencji, uniemożliwiającej prawdziwe porozumienie i pozwalającej bohaterowi na zachowanie bezpiecznego dystansu wewnętrznego wobec rozmówczyni. Warto zaakcentować fakt, że „człowiek z podziemia” ciągle balansuje na granicy prawdy i fałszu: rzeczywistej intencji pozytywnej i błazeńskiej gry: Odwróciłem się z obrzydzeniem; nie rezonowałem już na chłodno. Sam zaczynałem odczuwać to, co mó wiłem, i gorączkowałem się. Pragnąłem wyło żyć swoje u miłowane, wyhodowane w zaciszu i d e j k i . Coś się we mn ie nagle zapaliło; jakiś cel s ię „u kazał”. (Notatki z podziemia, s. 129) A następnie: Więc i ona już jest zdolna do pewnych refleksji?… „Do licha, to ciekawe, takie p o k r e w i e ń s t w o d u c h o w e – pomyślałem, niemal zacierając ręce. – I jak tu nie zatriu mfo wać nad taką młodą duszą?…” […] „Trzeba utrafić we właściwą tonację – przemknęło mi p rzez myśl – sentymentalnością tu niewiele chyba mo żna wskórać.” Zresztą tak tylko przemknęło mi p rzez myśl. Przysięgam, że Liza naprawdę mn ie interesowała. Byłem przy ty m jakiś osłabły i ro zstrojony. A zresztą chytrość tak łatwo godzi się z uczuciem. (Notatki z podziemia, s. 130-131) Zakończenie tej historii jest aż nadto dobrze znane. Żeby w pełni otworzyć się na Innego, trzeba najpierw stanąć w prawdzie wobec siebie samego, a to przerosło możliwości duchowe autora Notatek. Wypada może jeszcze na zakończenie tej refleksji zwrócić uwagę na odautorską adnotację, kończącą Notatki z podziemia. „Nie wytrzymał i pisał dalej” – powiada Dostojewski, a to w planie duchowym sugeruje potencjalną Strona | 152 możliwość prawdziwego „wytłumaczenia się” Człowieka z Podziemia. W końcu, jak pisze Bachtin: Na płaszczyźn ie swojego relig ijno-utopijnego światopoglądu Dostojewski przenosi dialog do wieczności, pojmując ją jako wieczne współ-radowan ie się, współ-zachwyt, zgodne współ-głoszenie. Na płaszczy źnie powieści wyraża się to w n iemo żliwości zakończenia dialogu, na początku zaś w jego złej nieskończoności179 . * Bez żadnej wątpliwości można powiedzieć, że wielogłosowość poezji Norwida i polifonia powieści Dostojewskiego są zjawiskami bardzo do siebie zbliżonymi zarówno pod względem formalnym (poetyka dzieła literackiego), jak i artystycznym (estetyczny cel zjawiska). Jednocześnie nie sposób przecenić wpływu, który wywarło novum wprowadzone przez Dostojewskiego w obręb sposobów pisania powieści od wieku XIX poczynając, a na literaturze najnowszej kończąc. Trzeba również przyznać, że dokonane przez Norwida odkrycie wielogłosowości w poezji przez wiele lat drzemało w ukryciu, pozostawało niedostrzeżone nie tylko przez poetów, lecz również przez badaczy literatury. Jednak w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej prac, przyczyniających się do bardziej dokładnego opisu tego wyjątkowego zjawiska w poezji polskiej. Należy do nich m. in. szkic Anny Kozłowskiej, ujmującej zjawisko Norwidowej wie logłosowości od strony językoznawczej: Obfitość wtrąceń nawiasowych w Vade-mecum […] znako micie wpisuje się […] w Norwidową praktykę konstruowania tekstu wielogłosowego, takiego, w którym poprzez ko mplikacje syntaktyczne wyraża się wielość możliwych perspektyw oglądu i oceniania zjawisk. Do konujące się poprzez u życie nawiasów „po zio mo wanie składniowe wypowied zi” słu ży wewnętrznej dialogiczności tekstu czy też – przywo łując termin Bachtina – jego polifoniczności, rozu mianej jako obecność „mnogości samodzielnych niespójnych głosów i świado mości” 180 . Istotne, że wielogłosowość, polifonia czy też dialogowość (traktowane w powyższym rozdziale w sposób niemalże synonimiczny) realizowane w twórczości obu artystów, przejawiają się w podobny sposób. Obaj dialogują z tradycją, sugerując wprowadzenie w jej obręb pewnych zmian; obaj też manifestują prawdziwie chrześcijański szacunek wobec Innego, modelując jego głos w sposób zupełnie 179 M. Bachtin, Problemy twórczości Dostojewskiego, op. cit., s. 282. A. Kozłowska , Nawiasem mówiąc. O wtrąceniach nawiasowych w wierszach z „Vade -mecum” Cypriana Norwida, w: Norwid. Z warsztatów norwidologów bielańskich, red. T. Korpysz, B. KuczeraChachulska, Warszawa 2011, s. 65. 180 Strona | 153 autonomiczny. A przede wszystkim obaj dostrzegają takie obszary prób porozumienia międzyludzkiego, w których prawdziwy dialog nie może jeszcze zaistnieć. Rzecz jasna, nie brakuje w tym zestawieniu również i odmienności. Taką cechą zasadniczo różniącą warsztaty twórcze polskiego poety i rosyjskiego prozaika jest stopień podporządkowywania naczelnej idei utworu jego strukturze polifonicznej. W przypadku powieści czy opowiadań Dostojewskiego stopień natężenia wielogłosowości potrafi być tak wysoki, że przesłanie utworu lub też jego naczelna „idea” stają pod znakiem zapytania i nawet najbardziej fachowy czytelnik pozostaje z tym „różnogłosym- monologiem” (żeby użyć określenia Norwidowego) zupełnie sam. Pod tym względem lektura Norwida pozostawia zupełnie inne wrażenie. Choć wielogłosowość jego utworów również jest bardzo wyraźna, to jednak zawsze można w niej wyczuć głos nadrzędny – motyw porządkujący wszystkie pozostałe głosy, doskonale je rezonujący. W obrębie twórczości Norwida i Dostojewskiego istnieje jeszcze jedna szczególna odmiana polifonicznego ukształtowania tekstu – jest nią próba nawiązania dialogu już nie tyle z przeszłością własnych narodów, co raczej z ich teraźniejszością, z jej najwyraźniejszym aspektem, jakim były liczne zmiany cywilizacyjne, które chyba po raz pierwszy nabrały tak zawrotnego tempa właśnie w wieku XIX. Rozmaite przejawy przełomu cywilizacyjnego będą pojawiały się na kartach ich utworów raz na zasadzie polifonicznego wprowadzania nowoczesnego głosu Innego, raz w postaci rozważań nad kierunkiem rozwoju cywilizacji Zachodu, a jeszcze za innym razem w postaci dramatycznych „obrazów ulicznych”. Wszystkie te zagadnienia pojawią się w jednym z kolejnych „zbliżeń”, poruszających problem XIX-wiecznej cywilizacji w pismach Norwida i Dostojewskiego. Strona | 154 Zbliżenie czwarte: Norwida i Dostojewskiego myślenie o pięknie Jak słusznie stwierdzał Władysław Tatarkiewicz: Tyle było i jest głoszonych ogólnych teorii estetycznych, a żadna nie jest przekonywająca. Zawód, jaki sprawiają, jest tak powszechny, że nie mo że to być rzeczą przypadku. Spowodowany jest głównie wadliwością pojęć, jakimi te teorie operują. Przede wszystkim zaś najogólniejszego z n ich: pojęcia zjawisk „estetycznych”. Jest ono używane tak szeroko, że traci wszelką określoność; oznacza przed mioty tak różnorodne i niejednolite, iż niepodobna utworzyć teorii, która by je obejmo wała wszystkie 181 . Ze wszystkich względów wymienionych przez badacza nie będę podejmowała w tym rozdziale prób opisu spójnej, „skończonej” estetyki literackiej Norwida i Dostojewskiego. Tytuł rozdziału ma sugerować jedynie próbę rekonstrukcji założeń estetycznych, czyli przede wszystkim – skupiających się wokół problematyki piękna – w twórczości obu pisarzy; założeń widocznych w ich tekstach czasem bardziej, a czasem mniej wyraźnie. W przypadku Norwida mamy do czynienia z teorią estetyczną wypowiedzianą explicite. W sytuacji Dostojewskiego – może poza głosami krytycznymi umieszczonymi przez niego w Dzienniku pisarza – z estetyką immanentną. Jej najważniejsze założenia spróbuję naświetlić na przykładzie Idioty, będącego – moim zdaniem – najciekawszym i najbardziej niejednoznacznym utworem pisarza rosyjskiego. 181 W. Tatarkiewicz, Postawa estetyczna, literacka i poetycka, w: idem, Wybór pism estetycznych, wprowad zenie, wybór i opracowanie A. Kuczyńska, Krakó w 2004, s. 181. Strona | 155 Z tego też powodu, moja refleksja – siłą rzeczy – będzie miała charakter mieszany. Przy polskim poecie, mówiącym o kwestiach estetycznych zupełnie wprost, staną się one próbą odnalezienia źródeł Norwidowego myślenia o sztuce. A jednocześnie w trakcie lektury Promethidiona należy pamiętać również o jego płaszczyźnie estetycznej. Z kolei polemiczne wystąpienia pisarza rosyjskiego zostaną w tym rozdziale potraktowane jedynie marginalnie. Wiąże się to z moim głębokim przekonaniem o tym, że prawdziwej estetyki Dostojewskiego należy szukać w jego genialnej twórczości literackiej, a nie w kontrowersyjnych, poddawanych nieustannemu nadzorowi carskiej cenzury, wystąpieniach publicystycznych. * Czas, w którym tworzyli Norwid i Dostojewski, przypada na moment zasadniczego kryzysu tradycyjnie rozumianej estetyki literackiej, polegającym na romantycznej negacji podstawowych zasad oświeceniowego myślenia o pięknie, połączonej z krystalizacją specyficznej estetyki romantycznej (równie porywającej, co nietrwałej). Ta zmiana pozostawiła trzeciemu pokoleniu romantyków (na gruncie polskim) pewien rodzaj pustki estetycznej, który od lat 40.-50. XIX wieku był wypełniany zarówno tekstami epigońskimi wobec romantyzmu, jak też próbami tworzenia nowej, bardziej „realistycznej” literatury pięknej 182 . Pod tym względem stan literatury rosyjskiej w omawianym okresie (lata 40. i 50.) był znacznie bardziej klarowny. Przyczynił się do tego – chyba w największym stopniu – prozatorski nurt rosyjskiego romantyzmu, który umożliwił dość łagodne przejście od literatury stricte romantycznej, opartej na wzorcach szekspirowskich i byronicznych, do literatury, określanej przez syntetyzujące opracowania przedmiotowe mianem – realistycznej 183 . Warto odnotować również i to, że w omawianym okresie na gruncie pisarstwa rosyjskiego trudno byłoby doszukać się teorii estetycznych sensu stricte. Rozważania nad pożądanym kształtem utworów literackich toczyły się w Rosji przede wszystkim na łamach czasopism, a ich sednem było nakreślenie perspektyw 182 Por. np. M. Gło wiński, Realizm, w: Słownik terminów literackich, op. cit., s. 462. Równ ież: S. Morawski, Studia z historii myśli estetycznej XVIII i XIX wieku, Warszawa 1961. 183 Historia literatury rosyjskiej, red. M . Jakóbiec, t. I, wyd. 2., Warszawa 1976, s. 651-681. Strona | 156 rozwojowych stylu realistycznego i jego relacji wobec bieżących kwestii społecznych184 . Natomiast estetyka romantyczna w całej literaturze europejskiej była związana przede wszystkim z możliwie najbardziej doskonałym zobrazowaniem emocji, z najlepszym, najbardziej prawdziwym objawieniem się „ja” mówiącego w tekście. Pisze o tym, na przykład, Zbigniew Przychodniak: Prawd ziwy p rzeło m i zarazem apogeum estetyzacji literatury i absolutyzacji p iękna przyniósł jednak ro mantyzm, który obrócił w gru zy zaró wno wspaniały gmach literatury belles-letters, w którym „piękny dyskurs” (beau discours) służył ideałowi zh ierarch izowanej wspólnoty rządzonej silną ręką monarchii absolutnej, jak i subtelny, sentymentalistyczny projekt estetyki psychologiczno-opisowej. Piękność romantyczna w literaturze przeniosła się z pozio mu przedstawienia i retorycznie zorganizowanej fikcjonalności w sferę ekspresji i języ ka – pojmo wanego już nie jako narzęd zie perswazji i ko munikacji, lecz jako żywy t wór symboliczny, autonomiczny, odbicie poetyckości świata rozu mianej jako analogon metafizycznego dualizmu rzeczywistości185 . Opisany tu stosunek do języka w sposób naturalny narzucał romantykom sięganie do tematów wysokich (w znaczeniu estetycznym i etycznym), jak też – niskich. Nieustanne, trwające przez kilka dziesiątków lat napięcie psychiczne i emocjonalne musiało ostatecznie wywołać w twórcach i odbiorcach literatury rodzaj pustki. Dlatego też zupełnie ewidentne, że obaj interesujący mnie pisarze zdecydowali się na podjęcie wysiłku redefinicji założeń estetyczno- literackich, który miał otworzyć przestrzeń dla ustanowienia ich własnego, odrębnego, samodzielnego spojrzenia na rzeczywistość i zadania literatury. Wiązało się to przede wszystkim z ich potężną propozycją artystyczną, można by nawet powiedzieć: „erupcją twórczą”. Działania literackie, podejmowane przez Norwida i Dostojewskiego, domagały się być może uzasadnienia, a być może też podejmowana przez nich problematyka estetyczna związana była z rozwijającym się procesem samozrozumienia. Bez żadnych wątpliwości można stwierdzić, że podstawowe założenia estetyki literackiej twórcy Idioty i autora Promethidiona obracały się wokół problematyki piękna i jego powiązania z dobrem i prawdą. Symptomatyczne, że chyba najbardziej znane „hasła” literackie obu twórców dotyczą właśnie problematyki piękna: „Piękno zbawi świat” i „Piękno kształtem jest miłości”. Nie mniej znamienne też, że wokół obu 184 Zob. na ten temat np. A. Walicki, Zarys myśli rosyjskiej od Oświecenia do renesansu religijnofilozoficznego, Krakó w 2005, s. 209-286. A lbo: J. Smaga, Fiodora Dostojewskiego rozważania o sztuce, w: F. Dostojewski, O literaturze i sztuce, wybór i przekład M. Leśniewska, Kraków 1976. 185 Z. Przychodniak, O tym, jak literatura stała się piękna (i jak piękną b yć przestała), w: Piękno wieku dziewiętnastego. Studia i szkice z historii literatury i estetyk i, red. E. Nowicka, Z. Przychodniak, Po znań 2008, s.17. Strona | 157 tych twierdzeń narosło tak wiele rozmaitych interpretacji, że obecnie ich znaczenie może się wydawać nieco rozmyte. O przytoczonym wyżej aforyzmie Norwida pisał już Wacław Borowy, że jest on „raczej wspaniale brzmiący niż jasny” 186 . Do wytłumaczenia podstawowych założeń stwierdzenia, że „piękno zbawi świat” potrzebowała współczesna badaczka, Dorota Jewdokimow, uruchomienia ogromnego aparatu literatury filozoficzno-teologicznej, żeby na końcu dojść do prostego stwierdzenia: A więc zdanie wypowied ziane przez księcia Myszkina jest w istocie wskazan iem na Boską siłę zbawczą, która mo że stać się siłą działającą wewnątrz czło wieka na mocy przy wrócenia jego pier wotnego podobieństwa do Stwórcy 187 . Dlaczego więc, jeśli (chyba wszyscy) intuicyjnie wyczuwamy, że spojrzenie na piękno Norwida i Dostojewskiego jest głęboko zakorzenione w tradycji Platońskiej i ogólnie rzecz ujmując – chrześcijańskiej, tak trudno nam o jego prostą i klarowną eksplikację, bo chyba nawet nie interpretację, ponieważ obaj twórcy zdają się mówić w tych momentach zupełnie wprost? Odpowiedź na to pytanie zdaje się ukrywać w dwuznaczności piękna literackiego jako takiego. Nie mamy wątpliwości co do prawdziwego piękna i dobra natury, „lepkich wiosennych listeczków” czy „garści fiołków”. Problem pojawia się wówczas, gdy twórca, naśladując akt pierwszego Stwórcy, usiłuje to piękno w jakimś celu zwielokrotnić, odtworzyć je i zaktualizować. Piękno stworzone przez człowieka, mimo jego najszczerszych pragnień i usiłowań, pozostaje bowiem dwuznaczne. Paul Evdokimov omawia tę kwestię w kontekście twórczości Dostojewskie go: Jeżeli nawet Dostojewski ro zpoczyna uproszczonym stwierdzen iem: „Pięknem jest wszystko to, co normalne, co zdro we”, to bardzo prędko zauważa, że nie wszystko okazu je się takie proste. Rzuca swoje sławne zdanie: „Piękno zbawi świat” i natychmiast zadaje pytanie: „jakie Piękno?”, gdyż „Piękno jest zagadką”, podzielone, rzuca czar, fascynuje i gubi. „Nih iliści także kochają piękno”, zauważa Dostojewski, ateiści mo że jeszcze bardziej n iż inni potrzebują bóstwa i natychmiast je tworzą, by oddawać mu cześć 188 . Historyka literatury może nieco deprymować czy razić obrana przez prawosławnego teologa metoda opisu, jakby żonglująca wyrwanymi z kontekstu fragmentami rozmaitych gatunkowo wypowiedzi pisarza rosyjskiego. Na kartach zapisanych przez Evdokimova Dostojewski pojawia się na podobnej zasadzie, co Platon 186 W. Bo rowy, O „Promethidionie”, w: idem, O Norwidzie. Rozprawy i notatki, Warszawa 1960, s. 78. D. Jewdokimo w, Człowiek przemieniony. Fiodor M. Dostojewski wobec tradycji Kościoła Wschodniego, Poznań 2009, s. 32. 188 P. Evdokimov, Dwuznaczność piękna, w: idem, Sztuka ikony. Teologia piękna, Warszawa 1999, s. 41. 187 Strona | 158 czy też Ojcowie Kościoła. Za obraną przez prawosławnego teologa metodą opisu rzeczywistości zdaje się stać twarde przekonanie o tym, że geniusz autora Idioty tudzież stworzone przezeń piękno są tak doskonałe i prorocze, że musiały zostać zainspirowane działaniem Ducha Świętego. Jakkolwiek absurdalnie i obrazoburczo nie zabrzmiałoby to stwierdzenie, jest ono moim zdaniem ważne, ponieważ pokazuje, że Evdokimovowi udało się całkowicie zaufać Dostojewskiemu, zaufać mu tak bardzo, jak raczej nie byłaby zdolna większość badaczy literatury. Trudności, powstające na polu całkowitego zaakceptowania tez głoszonych przez Dostojewskiego jako (mówiąc zupełnie wprost) tylko j e d n e g o z w ie l u genialnych pisarzy związany jest przede wszystkim – jak można sądzić – z prywatnym, intymnym doświadczeniem estetycznym jego czytelników. Powieści Dostojewskiego ewokują bowiem dwa rodzaje piękna: piękno klasyczne, odzwierciedlające Platońską koncepcję „kalokagatii” i piękno fałszywe. Ideał Madonny i ideał Sodomy. Co ciekawe, jeśli wziąć pod uwagę siłę i rodzaj ekspresji artystycznej, można zaobserwować znaczne jej nasilenie w tych fragmentach utworów Dostojewskiego i w tych wypowiedziach stworzonych przezeń bohaterów, które należy bezwzględnie ulokować po stronie „ideału Sodomy”189 . Z niezliczonych syntez i szkiców wiadomo, że zgodnie z poglądami pisarza rosyjskiego miały to być jedynie „sygnały ostrzegawcze”, niwelowane przez bieg wydarzeń fabularnych i ich „poprawny” pod względem światopoglądowym finał. A jednak, jak pisał Aleksander Wat: Gdybyśmy zrobili dwa przekroje: jeden przez dzieło, drugi przez świadomość pisarza, okazałoby się, że są zdecydowanie niekoherentne, że niekiedy to, co w dziele jest na spodzie, w świadomości autora ledwo muska powierzchnię. U Dostojewskiego 189 Do podobnej konstatacji dochodzi György Lukács, analizując relację wy znawanego przez Dostojewskiego światopoglądu religijnego z estetycznym wy miarem jego twórczości: „Po pierwsze, Dostojewski zmuszony jest utożsamiać swoją […] religijność z chrześcijaństwem, a ty m samy m zafałszować i jedno, i drugie. Po drugie, nie może postąpić inaczej, jak tylko przedstawić męki i problemy swoich bohaterów jako czysto indywidualne, chorobliwe zjawiska, będące udziałem jednostek, mimo iż z pełną wyrazistością rozpoznaje ich społeczne korzen ie. Ponadto musi jeszcze zaproponować ponad-indywidualne rozwiązanie, mianowicie chrześcijaństwo. W ten sposób wokół nakreślonych z cudowną wyrazistością i głębią postaci jego książek powstaje at mosfera wewnętrznych sprzeczności […]. (G. Lukács, Spowiedź Stawrogina, tłum. R. Turczyn, w: idem, Pisma krytycznoteoretyczne Georga Lukácsa, wybór i wstęp S. Morawski, Warszawa 1994, s. 226-227). Od mienne stanowisko krytyczne zajmu je Andrzej Walicki, który stwierdza z cały m przekonaniem: „Utopia ta [słowianofilizująca prawosławna utopia Dostojewskiego – E. S.] nie wyczerpuje oczy wiście światopoglądu autora Braci Karamazow, konstytuuje go bowiem system napięć między nią a ideami przez n ią zwalczany mi. Wprowadzając to zastrzeżenie, odrzucamy jednakże tezę o rzeko mej sprzeczności międ zy Dostojewskim-p isarzem a Dostojewskim-myślicielem: przyczyną napięć, o których mowa, były sprzeczności w światopoglądzie i twórczości p isarza, a n ie sprzeczności między jego światopolgądem a twórczością”. (A. Walicki, Powrót do „gleby”, w: idem, W kręgu konserwatywnej utopii. Struktury i przemiany rosyjskiego słowianofilstwa, Warszawa 2002, s. 395). Strona | 159 fundamenty dzieła i wierzchołki świadomości są względem siebie jak obraz odbity w stawie 190 Może ta specyfika pisarstwa Dostojewskiego stanie się bardziej widoczna, jeśli weźmiemy pod uwagę pewien aspekt estetycznych założeń Norwida, wskazany przez Grażynę Halkiewicz-Sojak: Norwidowskie metafory piękna jasno wskazują, że n ie stanowi ono wartości autonomicznej. Zostało w sposób konieczny powiązane z dobrem i prawdą. Jest rumieńcem bohaterstwa i kształtem Miłości, odsłania wartości relig ijne i etyczne, a n ie estetyczne. D l a t e g o t e ż n i e m o ż l i w e j e s t w t e j t w ó r c z o ś c i p i ę k n o z ł a . Taka jakość, obecna skądinąd w estetyce romantycznej, jest przez Norwida konsekwentnie ignorowana 191 . Z przytoczonego wyżej cytatu wynika bezpośrednio, że „piękno zła” było Norwidowi po prostu obce, że nie widział poeta możliwości stworzenia obrazu zarazem pięknego i negatywnego pod względem etycznym. To, co w twórczości polskiego poety jest piękne, musi być więc zarazem – zgodnie z rozeznaniem etycznym podmiotu czynności twórczych – dobre. Warto więc jeszcze raz przyjrzeć się temu, co w literaturze przedmiotu zwykło się określać mianem Norwidowego piękna. Piękno Norwida Problematyce estetycznej w pismach autora Assunty poświęcono już wiele uwagi, dlatego też poniższe refleksje siłą rzeczy zostaną ograniczone do wymiaru referującego i momentami uzupełniającego 192 . Estetyczna refleksja Norwida nie miała charakteru ani ciągłego, ani jednorodnego. Rozmyślania poety, dotyczące piękna, dobra, prawdy, sztuki i artysty 190 A. Wat, Dostojewski i Stalin, w: idem, Świat na haku i pod kluczem. Eseje, oprac. K. Rutkowski, London 1985, s. 189. 191 G. Halkiewicz-Sojak, Norwidowskie metafory i definicje piękna, w: Piękno wieku dziewiętnastego, op. cit., s. 63. Podkr. mo je – E. S. 192 Na temat wątków estetycznych w twórczości Norwida por. m.in.: Poeta i sztukmistrz. O twórczości poetyckiej i artystycznej Norwida , red. P. Chlebowski, Lub lin 2007. A. Melbechowska-Luty, Sztukmistrz. Twórczość artystyczna i myśl o sztuce Cypriana Norwida , Warszawa 2001. D. Pniewski, Między obrazem i słowem. Studia o poglądach estetycznych i twórczości literackiej Norwida, Lublin 2005. B. Kuczera -Chachulska, Norwida „przypowieść o pięknem” i inne szkice z pogranicza genologii i estetyki, Warszawa 2008. Norwid – artysta. W 125. rocznicę śmierci poety, red. K. Trybuś, W. Rajtczak, Z. Dambek, Poznań 2008. S. Sawicki, Wartość – sacrum – Norwid. Studia i szkice aksjologicznoliterackie, Lublin 2004. Genologia Cypriana Norwida, red. A. KuikKalinowska, Słupsk 2005. S. Maria, O milczeniu i ciszy u Norwida, Warszawa 1963. M . Żurowski, Norwid i symboliści, Warszawa 1964. P. Śn iedziewski, Malarmé – Norwid. Milczenie i poetycki modernizm we Francji oraz w Polsce, Poznań 2008. Symbol w dziele Cypriana Norwida, red. W. Rzońca, Warszawa 2011. K. Trybuś, Epopeja w twórczości Cypriana Norwida, Wrocław 1993. Strona | 160 zostały przezeń rozproszone w listach, wypowiedziach publicystycznych, różnorodnych gatunkowo utworach literackich tudzież autokomentarzach do nich (przedmowach i „przypiskach”). Jednak spójność myślenia Norwida o estetyce pozwala na próby odtworzenia ogólnego kształtu jego założeń twórczych. Wśród najważniejszych wypowiedzi poety, podejmujących problematykę piękna (to określenie – w przypadku twórczości Norwida – stosuję zamiennie wobec takich pojęć jak: „literatura piękna” czy „estetyka”) należy wymienić poemat Promethidion, rozprawkę polemiczną O sztuce (dla Polaków), Wykłady o Juliuszu Słowackim, garść wierszy (np. Do Nikodema Biernackiego, Na śmierć poezji, Piękno-czasu, Ogólniki), liryczne fragmenty dramatyczne (m. in. monologi Aktora) czy też, na co wskazuje się ostatnio, fragmenty poematu Quidam 193 . Choć wśród badaczy nie ma absolutnej zgodności co do interpretacji bardziej szczegółowych rozstrzygnięć estetycznych poety, to jednak zdecydowana większość rozpraw norwidologicznych akcentuje rolę Platońskich transcendentaliów w Norwida myśleniu o sztuce: W programie Norwidowskim czy – mó wiąc ostrożniej – w jego porząd ku filozoficzny m, etycznym i estetycznym, wysuwają się na czoło trzy pojęcia, a zarazem wartości, stanowiące w jego twórczości naczelne „sło wa-klucze”, otwierające ro zu mien ie całej pozostałej problematyki: p r a w d a , d o b r o i p i ę k n o . […] Poszukiwan ie ich stanowi sens życia najbardziej typowego bohatera Norwidowskiego, Qu idama, z poematu pod tymże tytułem. One są miarą rzeczy ludzkich, którą przyk łada autor Vade-mecum do wszystkiego, co podlega ocenie 194 . Sztuka ma więc, zdaniem Norwida, wyrażać prawdę i prowadzić do dobra. Zadanie artysty zbliża się w tym sposobie myślenia do działania terapeuty (czy korzystając z określenia bliższego czasom poety – przypomina Sokratejską metodę majeutyczną). Poeta czy sztukmistrz w ogóle powinien w taki sposób odsłaniać przed odbiorcą prawdę, aby ten mógł ją w pełni przyjąć. Takie działanie ma ostatecznie doprowadzić do powstania dobra w postawie moralnej odbiorcy, a wartością wobec tych wszystkich działań jakby naddaną – staje się piękno. Właśnie o tym traktują strofy Wstępu do Promethidiona195 : 193 Por. na ten temat: B. Kuczera-Chachulska, Problemy estetyki jako przedmiot dygresji w „Quidamie”, w: eadem, Norwida „przypowieść o pięknem” i inne szkice z pogranicza genologii i estetyki , Warszawa 2008. 194 J. Maciejewski, Cyprian Norwid, Warszawa 1992, s. 38. 195 W tym rozd ziale pozwolę sobie na ograniczenie refleksji nad „estetyką Norwida ” jedynie do najbardziej reprezentatywnego (moim zdaniem) pod tym kątem utworu poety – Promethidion. To rozstrzygnięcie jest z jednej strony związane z mo im przekonaniem o ty m, że najważniejsze elementy Norwida myślenia o sztuce zostały zawarte właśnie w tym utworze, a z drugiej strony – koniecznością ograniczenia się w tej pracy jedynie do analizy wybranych wątków twórczości Norwida. Strona | 161 O sztuko! – człowiek do cieb ie powraca, Jak do cierpliwej matki d ziecię s mutne, Lub marnotrawny syn – gdy życie skraca, A słyszy Parek śpiew: „U t n ę j u ż – u t n ę ! …” * O! s ztuko – W i e c z n e j t ę c z o J e r u z a l e m , Tyś jest przymierza łu kiem – po potopach Historii – tobie gdy ofiary palem, Wraz się jagnięta pasą na okopach… * Ty – wtedy skrzydła ro ztaczasz złocone, W świątyni Pańskiej oknach, szyb kolorem, Jakby litanie cicho skrysztalone, Co na Aniołó w czekają wieczorem. * Tak jesteś – czasu ciszy; czasu burzy Ty się zamien iasz w t o n – czekasz w trybunie, Aż się sumienie kształtem wy marmu rzy, Podniesie czoło – i fałsz w proch aż runie! * Tak jesteś – czasu burzy; czasu gro mu Tyś bohaterstwa bezwiednym ru mieńcem, Z orłami hufce prowad zisz do domu I nad grobowcem, biała, stajesz z wieńcem… (III, 427-428) Sztuka jest tu przedstawiona jako przestrzeń w pełni bezpieczna i dobra. Porównana przez poetę do matki, nabiera znaczenia zupełnie podstawowego dla każdego człowieka. Jest jakby początkiem wszystkiego, co ludzkie. Sztuka znajduje się jednak nie tylko na początku życia ludzkiego (rozumianego tutaj jako wrażliwość, potrzeba piękna, harmonijny rozwój wewnętrzny), ale też jest punktem dojścia, azylem, do którego powraca się po wszystkich życiowych burzach. Sztuka ma dla Norwida również znaczenie religijne. Metafora „wieczna tęcza Jeruzalem” 196 nawiązuje bezpośrednio do biblijnej historii zbawienia, w której niebagatelnym czynnikiem staje się prowadzona przez człowieka praca twórcza, zakładająca wysiłek samodoskonalenia się. Alina Merdas – co prawda nie nawiązując wprost do kontekstu Promethidiona – pisze: Na temat estetyki autora Qudiama w ujęciu filozoficzno-historycznym zob. S. Morawski, Poglądy estetyczne Cypriana Kamila Norwida, w: idem, Studia z historii myśli estetycznej XVIII i XIX wieku, Warszawa 1961. 196 Elżbieta Feliksiak, choć w trochę innym kontekście, bardzo trafnie zestawia przytoczony wyżej frag ment poetycki Promethidiona z apostrofą do „wieści g minnej”, zawartej w Mickiewiczowskim Konradzie Wallenrodzie. (Zob. E. Feliksiak, Poezja i myśl. Studia o Norwidzie, Lublin 2001, s. 136-137). Strona | 162 Patrząc na dzieje jako na proces odzyskiwan ia przez człowieka utraconego stanu dziecięctwa Bożego szukał Norwid w kulturze tych czynników, które mogą stać się łukiem przy mierza, ułat wić pojednanie niezgodnych światów197 . Możliwość prowadzenia przez człowieka pracy twórczej staje się w myśl analizowanego Wstępu odblaskiem boskości w nas, jednym z podstawowych elementów „podobieństwa” człowieka do jego Stwórcy. Ale niezmiernie ważne też, że wiersz ten nie został skierowany przede wszystkim do artystów. Inaczej niż miało to miejsce chociażby w Wielkiej Improwizacji, do której znaczenia i miejsca w kulturze polskiej niewątpliwie odwołuje się Norwid w Promethidionie, jego poemat nie ma na celu gloryfikacji samotnego i genialnego twórcy, kogoś na kształt Mickiewiczowskiego Konrada. Sztuka w analizowanej strofie jest nie tylko czynnikiem wewnętrznym, dostępnym człowiekowi na zasadzie postawionego przed nim zadania bądź po prostu wewnętrznej konieczności twórczej, ale siłą przychodzącą do nas z zewnątrz. Jest tu sztuka poniekąd (też) zewnętrzną siłą obiektywną, prowadzącą do zgody i uspokojenia, jest – można by powiedzieć – rodzajem łaski, znakiem opieki. W wyobraźni poetyckiej Norwida sztuka łączy się też ze światłem, jakby rodzajem Augustyńskiej iluminacji. Ty wtedy skrzydła ro ztaczasz złocone, W świątyni Pańskiej oknach, szyb kolorem, Jakby litanie cicho skrysztalone, Co na Aniołó w czekają wieczorem. (III, 428) 198 Ten przytoczony przeze mnie ponownie obraz rządzi się – inaczej niż wcześniejsza, pozostająca w obrębie tego samego wiersza metaforyka Norwida – wyłącznie logiką asocjacji. Sztuka jest tu tylko (aż?) światłem, światłem poniekąd „rozbrzmiewającym” w świątyni, połączeniem wizualnej gry blasków witrażowych i dźwięków modlitwy. „Skrysztalone litanie” – efekt scalenia światła i głosu – stają się darem dla Aniołów, artefaktem przeznaczonym dla samego Boga. W obrębie tych kilku analizowanych wersów dochodzi do niezwykłej wręcz intensyfikacji jakości lirycznych199 i następnie całkowitego wyciszenia emocjonalnego. Anaforyczne, 197 A. Merdas RSCJ, Tęczy okrąg, w: eadem, Łuk przymierza. Biblia w twórczości Norwida, Lublin 1983, s. 71. 198 Zgodnie z logiką rozwoju obrazowania w poemacie w ty m kontekście przestaje dziwić wysunięcie na plan pierwszy dialogu Bogumił refleksji nad muzy ką. 199 O liryczności jako dominancie ko mpo zycyjnej Promethidiona pisała Bernadetta Kuczera-Chachulska: „Jest też tak, że o wrażeniu jej intensywnego ruchu [chodzi o „grecką statuę”, zamy kającą pierwszy dialog poematu] decyduje w pewien sposób liryczne nasycenie tekstu; najbardziej osobista żarliwość Strona | 163 rozpoczynające dwie kolejne strofy sformułowanie, odnoszące się do istoty sztuki, „Tak jesteś” staje się prostym podkreśleniem racji podmiotu mówiącego. Wcześniejszy obraz liryczny zyskuje rangę „unaocznienia” (w Norwidowskim, parabolicznym znaczeniu tego słowa) prawdziwej natury sztuki, jej esencji. Choć we właściwej części poematu (dialogach Bogumił i Wiesław) dojdzie do przedstawienia rozmaitych postaw etycznoestetycznych, tutaj przekonania podmiotu lirycznego wybrzmiewają jasno i pewnie. Nawet jeśli w późniejszych partiach Promethidiona głos autorski może nieco stracić na pewności siebie, to jednak należałoby to przypisać raczej konsekwencjom wynikającym z wielogłosowej struktury utworu niż rzeczywistej niepewności Norwida czy też podejmowaniu przezeń prób zrozumienia istoty sztuki. Tak więc „główny inscenizator” poematu został przez poetę wykreowany na osobę, która „wie”, która zna istotę sztuki i jej relację wobec piękna, dobra i prawdy z własnego doświadczenia 200 . Z tego względu można by też określić Promethidiona (modyfikując nieco dotychczasową nomenklaturę gatunkową) mianem „odbiorczej poetyki normatywnej” bądź „sztuki odbioru”. Normatywność sądów estetyczno-aksjologicznych zawartych w Promethidionie napotykana przez czytelnika właściwie na każdej stronie poematu skupia się przede wszystkim na tym jak? i w jakim celu? należy obcować ze sztuką. Rola tradycji patrystycznej Ważnym kontekstem interpretacyjnym może okazać się fakt, że w latach 18571858 ukazywała się we Francji antologia przygotowana francuskiego duchownego, Jacquesa Paula Migne’a, pt. Patrologiae Cursus Completus, Series Graeca, w skład której wchodziły m.in. pisma Klemensa Aleksandryjskiego: Stromatia (Kobierce) i Pedagog. Dokładnie wiadomo 201 , że Norwid mógł dobrze znać przywołane wyżej tego, kto dokonuje sumowania, i jego wewnętrzna siła w sposób decydujący kształtują warstwę wyglądów frag mentu, zdo minowaną przez obraz rzeźby – jakby przemierzającej jakąś drogę w nadzwyczajny m pędzie.” (B. Kuczera-Chachulska, Norwida „przypowieść o pięknem”, w: eadem, Norwida „przypowieść o pięknem” i inne szkice z pogranicza genologii i estetyki, Warszawa 2008, s. 17). 200 Tezę tę potwierd za przepro wadzona przez Grażynę Halkiewicz-Sojak analiza prowad zonej przez Norwida kreacji podmiotów mówiących w Promethidionie, szczególnie zaś widoczna we frag mentach okalających zasadnicze partie d ialogowe t zw. „maska proro ka”. (G. Halkiewicz-So jak, Autokreacja w „Promethidionie”, w: „Studia Norwidiana” 9-10, 1991-1992, s. 27-43). 201 Por. A. Dunajski, Teologiczne czytanie Norwida, Pelplin 1996, s. 59. Strona | 164 pisma greckiego apologety202 . Jest to o tyle istotne, że przedstawiony w Promethidionie rys religijno-normatywnej refleksji estetycznej Norwida zdaje się w dość dużym stopniu przylegać do wczesnochrześcijańskiej myśli św. Klemensa Aleksandryjskiego. Ten apologeta wyjątkowo wysoko cenił sztukę. Podczas gdy większość wczesnochrześcijańskich myślicieli religijnych odrzucała gros starożytnych dzieł sztuki, widząc w nich przede wszystkim apoteozę grzesznej zmysłowości i kult bogów pogańskich, Klemens dostrzegał pedagogiczny i „formacyjny” potencjał sztuki, jednak też stanowczo domagał się jej kodyfikacji, stworzenia czegoś na kształt „chrześcijańskiej teorii sztuki”203 . Refleksja estetyczna Klemensa skupia się przede wszystkim na zagadnieniu opisu właściwego piękna (naturalnego i stworzonego przez człowieka) oraz kwestii zadania, jakie owo piękno powinno pełnić w życiu chrześcijanina. Uderzający może wydać się fakt, że najbardziej znana Norwidowa definicja piękna pozostaje pod niewątpliwym wpływem myśli św. Klemensa. O tym, że „piękno jest kształte m miłości” pisze on w trzeciej części Pedagoga: Jest również inny rodzaj piękna u ludzi – miłość (agape). „M iłość, według apostoła, jest cierpliwa, łaskawa, nie zazdrości, nie szu ka poklasku, nie unosi się pychą”.204 Przytoczony wyżej cytat jest rodzajem podsumowania refleksji nad tym, że najpiękniejszym i najbardziej doskonałym „pedagogiem”, nauczycielem ludzi jest Jezus Chrystus, który „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 7). Ogołocenie Chrystusa nie wpłynęło jednak negatywnie na Jego piękno, ponieważ było ono wynikiem Jego miłości wobec ludzi, a nie przejawem doskonałości fizycznej. Podobną „pedagogiczną” rolę, polegającą na naśladowaniu postawy Chrystusa, przypisuje Klemens różnego rodzaju nauczycielom doczesnym (filozofom, twórcom czy gnostykom): Filozo fią często nazywamy zdolność trafiania w prawdę, choćby nawet była ona cząstkowa. Równ ież dobro występujące w sztukach jest, generalnie rzecz biorąc (o ile można na ten temat mówić w sztukach), pochodne od Boga. Jak u miejętność wykonywania d zieła s ztuki wynika z podstaw kunsztu, tak samo mądre d ziałanie wynika z ro zwagi, ta zaś jest cnotą. […] Gnostyk więc otrzy mawszy od Boga zdolność niesienia przysługi, niesie po moc bliźn iemu albo przez towarzyszenie, wdrażając go do właściwej postawy, albo zachęcając go do naśladowania siebie, 202 Inne ciekawe świadectwo Norwidowej lektury Ojców Kościoła zostało opisane przez M. Bielawskiego, Norwid czyta Tertuliana, „Vo x Patru m”, 8 (1988), z. 15, s. 649-656. 203 Por. na ten temat : W. W. Byczkow, Estetika otcow cerkwi. Apologiety. Blażennyj Awgustin , Moskwa 1995, s. 160-164. 204 Klemens Aleksandryjski, Pedagog, III, 1, 3. 2. Tłu m z greckiego Anna Izdebska Strona | 165 albo też wychowując i pouczając ro zkazem. Oczy wistą jest rzeczą, że tymi samy mi sposobami jest on sam przez Pana wspomagany 205 . Zupełnie ewidentna jest zbieżność przedstawionego wyżej sposobu myślenia o roli artysty z poświęconą temu samemu zagadnieniu finalną autorefleksją twórcy Promethidiona: Nie z krzy żem Zbawiciela za sobą – ale z krzy żem s w o i m za Zbawicielem idąc – uważałem za powinność dać głos myślom w piś mie tym objęty m – i d latego zmiłu j się, czytelniku: za to, co się b r o s z u r ą dziś nazywa, testamentu sumiennej myśli nie bierz. Owszem, d o b r e o d c z y t u j i k o ń c z w s o b i e – a błogosławiony, kto się zgorszy ze mn ie…! (III, 471) Jeśli więc – zdaniem polskiego poety, przejętym (jak można stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa) od starożytnych apologetów – sztuka ma pełnić w jakimś stopniu funkcję dydaktyczną, ma przybliżać człowieka do poznania Absolutu, ma „wdrażać go do właściwej postawy”, a twórca powinien towarzyszyć czytelnikowi jako mistrz i wzór do naśladowania, to w pełni logiczną konsekwencją takiego założenia będzie normatywny charakter Norwidowego wywodu teoretycznego 206 . W początkowym fragmencie Bogumiła szczególną uwagę pod tym względem zwracają dwa sądy wypowiedziane przez tytułowego mówcę i przez Maurycego. Choć zostały one wplecione przez Norwida w obręb ogólnej i bardzo różnorodnej dyskusji na temat stylów odbioru muzyki, to jednak sposób ich ekspozycji sprawia, że czytelnik nie ma najmniejszych wątpliwości, do czyich racji przychyla się sam autor 207 . Chodzi, oczywiście, o następujące fragmenty: – Jest to zapewne wiele – rzekł Bogu mił – Lecz ja by m g łówniej m y ś l artysty badał, I czy dosłownie Naród on spowiadał, 205 Klemens Aleksandryjski, Kobierce zapisków filozoficznych dotyczących prawdziwej wiedzy, z języka greckiego przełoży ła, wstępem, ko mentarzem i indeksami opatrzyła J. Niemirska -Plis zczyńska, t. 2, rozd z. VI, Warszawa 1994, s. 210. 206 Problem wpływu pis m Ojcó w Kościoła na postawę estetyczną Norwida mo że okazać się znacznie szerszy. Zarysowane powyżej podstawowe zbieżności oczywiście należałoby jeszcze rozwinąć. 207 Na szczególną precyzję zachowań podmiotu czynnoś ci twórczych w kontekście dookreślania i precy zowania swoich poglądów zwracał uwagę w kontekście Promethidiona już Tadeusz Makowiecki: „Niemal wszystkie przyp isy w Pro methidionie odnoszą się do tekstu obu wierszowanych dialogów (Bogu miła i Wiesława), a nie do wstępnych czy epilogowych rozważań autora, pisanych prozą, w pierwszej osobie, pełnych bardzo osobistych uwag. Widocznie do tych ostatnich przypisy były mniej potrzebne. Natomiast wobec tekstu dialogów, ju ż przez samą formę zobiektywizo wanego, podawanego jako zdanie cudze, spełniają one funkcję uczucio wego przybliżania ich do czytelnika. Ciągłe bardzo osobiste uwagi autora w częstych dygresyjnych przypisach niweczą dystans do poglądów wygłaszanych przez postaci dialogów, poglądów tylko jakoby przytaczan ych przez pisarza”. (T. Makowiecki, „Promethidion”, w: K. Górski, T. Makowiecki, I. Sławińska, O Norwidzie pięć studiów, Toruń 1949, s. 13). Strona | 166 Czy się nie wstydził prawdy i nie stłu mił, Mogąc łatwiejszy oklask zyskać sobie, Mogąc być prędzej i szerzej u znanym; Czy, mó wię, prawdę na swy m stawiał grobie, Czy się jej grobem podpierał ciosanym? (III, 433) – C o p i ę k n e , nie jest to – mó wił Maurycy – C o s i ę p o d o b a dziś lub p o d o b a ł o , L e c z c o s i ę w i n n o p o d o b a ć ; jak niemn iej I t o , c o d o b r e , nie jest, z czy m przy jemniej, Lecz co u l e p s z a … (III, 435) Bogumił, już na samym początku, deklaruje swoją nieufność wobec sztuki. Wzruszenie, wywołane przeżyciem estetycznym „jest to zapewne wiele, lecz…”. Dla tytułowego rozmówcy najbardziej istotna w utworze muzycznym (ale też w dziele sztuki w ogóle) jest „myśl artysty”: etyczny przekaz dzieła i zamiary autorskie. Dopiero pozytywna weryfikacja tych czynników decyduje – jego zdaniem – o randze utworu i jego wartości. Zgodnie z tym sposobem myślenia dzieło sztuki jest o tyle etyczne, o ile hołduje prawdzie i o ile jest narodowe, czyli podkreślające, tłumaczące „ducha narodu” i jego aktualną sytuację historyczną 208 . Tak w ogromnym skrócie prezentuje się Norwidowa koncepcja „moralności twórczej”, „etyki tworzenia”, w dużym stopniu zbieżna z opracowaną przez Mariana Maciejewskiego krytyką kerygmatyczną 209 . Po drugiej stronie procesu twórczego znajduje się odbiorca, którego postawa wobec dzieła sztuki również zostaje przez poetę przeniesiona do przestrzeni moralnej. Zajmujący jest także inny rodzaj zbieżności myślenia na tematy etycznoestetyczne Klemensa i Norwida. Wysunięta na pierwszy plan Promethidiona refleksja o etyczności muzyki może wydać się nieco zaskakująca, jednak to właśnie jej poświęca grecki apologeta obszerne ustępy krytyczne (względem muzyki rzymskiej) i normatywne, wychwalające surową muzykę chrześcijańską. W sposób bardzo podobny zachowuje się narrator Promethidiona. Na pierwszy ogień polemiczny są tu wystawione te poglądy na muzykę, które najbardziej cenią w niej wzruszenie i partykularyzm gustów: − Co do mnie, polski z a m a c h ja w nim cenię [w Chopinie], Nie melancholię ro mantyczno-mglistą, 208 Zgodnie z tą koncepcją estetyczną, na co zwraca uwagę Zofia Trojanowicz, Mickiewicz stał się dla Norwida „fałs zywy m prorokiem”, ponieważ „Cała Polska uważała Mickiewicza i uważa go dotąd za n a r o d o w e g o pisarza – jego, który był wy łączny m tylko, ale n ie n a r o d o w y m ”. (IX, 131). 209 Zob. M. Maciejewski, „ażeby ciało powróciło w słowo”. Próba kerygmatycznej interpretacji literatury, Lublin 1991. Strona | 167 I – chociaż małe mam wyobrażenie O sztuce – przecież wiem, co jest muzy ka, I mo że lepiej wiem od grającego: Jeśli mi serce b ierze i od myka, Jak ktoś do domu wchodzący własnego… (III, 433) Z kolei jedną z wypowiedzi autora Pedagoga z zupełnym powodzeniem można by traktować jako bezpośrednią odpowiedź na przedstawioną wyżej (i negatywną zdaniem Norwida) wizję muzyki: Powinno się stawiać za wzór harmonie powściągliwe, podczas gdy harmonie rozmiękczające odchodzą jak najdalej od naszego odważnego sposobu myślenia. Te [harmonie], w których używa się zaokrągleń dźwiękó w, są złem w sztuce prowad zącym na manowce zn iewieścienia i błazeństwa210 . Jeszcze inną, „szkodliwą pod względem duchowym” (zdaniem Norwidowego narratora) interpretację dzieła muzycznego przedstawia Konstanty: − Cóż te morały do rzeczy należą – […] Albo cóż prawda tam, gdzie jest udanie, Tam, gdzie jest wszystko przez naśladowanie… Albo mu zyka co by mi znaczyła, Żebym ją musiał jak hieroglif badać, Lub, wedle onych pojęć Bogu miła, Żebym się musiał w mazurku s p o w i a d a ć ! Co pięknem, to się każdemu podoba, I konfesjonał na to niepotrzebny. (III, 433-434) I tutaj głosowi Norwidowego narratora wtóruje refleksja dydaktyczna starożytnego apologety: Jak najbardziej powinniś my się strzec godnej potępienia, łechcącej i osłabiającej przy jemności oczu i uszu; bowiem różnorakie t rucizny osłabiających melodii i jęczących rytmó w mu zy karyjs kiej niszczą obyczaje kogoś nietrzy manego w ryzach i niewłaściwie uprawiającego mu zykę, ściągając go w dół ku cierpien iu (pathos).211 Charakterystyczne, że w innym swoim dziele (Kobiercach) Klemens podaje za wzór doskonałej, pełnej muzyki Dawida, „który jednocześnie śpiewał psalmy, głosił proroctwa i sławił Boga we wdzięcznych rytmach” 212 . W Promethidionie postać Dawida nie pojawia się; jego miejsce zajmuje tu organicznie związany z czasem Norwida – Chopin. Ale jeśli sięgnąć choćby po Fortepian Szopena – najbardziej 210 Pedagog, II 4.44, 5, tłu m. A. Izdebska. Pedagog, II 4.41. 3, tłu m. A. Izdebska. 212 Kobierce, op. cit., t. 2, s. 164. 211 Strona | 168 narzucający się kontekst analizowanego poematu – okaże się, że dopatrywał się Norwid wielu podobieństw pomiędzy osobową pełnią i twórczością biblijnego króla i romantycznego kompozytora, polegających przede wszystkim na rod zaju całością etyczno-estetycznej, realizowanej przez obie postaci: O! Ty – D o s k o n a ł e - w y p e ł n i e n i e , Jakiko lwiek jest Twój, i gdzie?… znak… Czy w F i d i a s u ? D a w i d z i e ? czy w S z o p e n i e ? Czy w E s c h y l e s o w e j scenie?… Zawsze – zemści się na tobie: BRAK!… (II, 145) Norwidowa wizja muzyki, jako dziedziny sztuki, głęboko etycznej, znaczącej pod względem duchowym, jest więc blisko związana z wczesnochrześcijańskim rozumieniem tego zjawiska. Zgodnie z przytaczaną wcześniej wypowiedzią Maurycego odbiorcze predylekcje estetyczne na gruncie etycznym przestają być jedynie sprawą gustu, a zostają przeniesione do dziedziny moralności. To, co wydaje się nam piękne, to, co kształtuje naszą postawę wobec dzieła sztuki świadczy nie tylko o jakości dzieła, o mocy jego perswazji estetycznej, ale przede wszystkim o nas samych. Dodatkowym elementem podkreślającym zakorzenienie Norwidowej „sztuki odbioru” w pismach wczesnochrześcijańskich jest specyficzna, wspólna dla obu przywoływanych płaszczyzn hierarchizacja sztuki, Objawienia i życ ia: Wypracowane w epoce patrystycznej pojęcie literatury (nawet pozachrześcijańskiej) jako praeparatio evangelica (Eu zebiusz z Cezarei) wyznaczyło jej funkcję słu żebną w odniesieniu do chrześcijańskiego kerygmatu. W ujęciu tym literatura piękna przygotowu je człowieka do przyjęcia ewangelicznych treści, pobudza wolę, organizuje wyobraźn ię, rozpala uczucia relig ijne, dostarcza materiału do kulturowej adaptacji wiary (Klemens Aleksandryjski). Jako taka stanowiła zawsze przed miot zainteresowań teologów-pastoralistów213 . Cały szereg nawiązań samego Norwida i komentatorów jego twórczości do estetycznej problematyki antycznej i wczesnochrześcijańskiej dość klarownie pokazuje źródła Norwidowego myślenia o pięknie. Restrykcyjne, „reglamentacyjne”, dydaktyczne, normatywne i przede wszystkim moralno-religijne spojrzenie XIXwiecznego poety na sztukę może wydawać się na tle typowej estetyki połowy XIX wieku albo niezwykle nowatorskie, albo zupełnie anachroniczne. Przywołanie tekstów patrystycznych jako źródeł ówczesnej odrębności, nieprzystawalności estetyki Norwida do ogólnych prądów epoki (czy też – przełomu epok) z jednej strony uwypukla historiozofię 213 polskiego poety (wystarczy przypomnieć kontekst „przesilenia A. Dunajski, Chrześcijańska interpretacja dziejów w pismach Cypriana Norwida , Lublin 1985, s. 12. Strona | 169 cywilizacyjno-kulturowego”, w którym zaistniały teksty patrystyczne 214 ), a z drugiej – wyjątkowo mocno zbliża go do źródeł tradycji estetycznej Dostojewskiego jako pisarza prawosławnego, a więc w dużym stopniu ukształtowanego na ciągle obecnej w tradycji prawosławnej lekturze tekstów Ojców Kościoła. Piękno Dostojewskiego Nie ma chyba większej potrzeby, żeby szczegółowo udowadniać, że najciekawszą i najbardziej wartościową pod względem poznawczym refleksję estetyczną zawarł Dostojewski w powieści Idiota. Należy natomiast podkreślić fakt, że właśnie ten utwór, bardziej niż jakakolwiek inna powieść Dostojewskiego, wzbudziła najwięcej kontrowersji interpretacyjnych. W tym sporze badawczym idzie, rzecz jasna, o zakończenie powieści, o sposób rozstrzygnięcia przez pisarza kwestii możliwości zaistnienia w świecie prawdziwego Piękna. Najbardziej rozpowszechniona hipoteza interpretacyjna zakłada, że ukazane w zakończeniu śmierć Nastasji Filipowny i obłęd Myszkina są wynikiem działania złego, nieczułego świata, który pozostaje ślepy na prawdziwe piękno. Ten pogląd zostaje z niewielkimi modyfikacjami przywołany w książce Dariusza Jastrząba: W Idiocie zauważamy wpływ myśli platońskiej na przekonania pisarza dotyczące piękna. Słowa Dioty my, przy wołane przez So kratesa w Uczcie, hierarch izu ją miłość w odniesieniu do piękna. Dostojewski obrazuje to poprzez historię Nastasji Filipowny, sy mbolu duchowego piękna, oscylującej pomięd zy Rogożynem, erosem uosabiający m miłość zmysło wą, a Myszkinem, będącym personifikacją chrześcijańskiej agape. W końcowych sekwencjach powieści wid zimy, jak o wo piękno samo się zatraca. Oscylowanie po międ zy siłami dionizyjskimi natury a miłością ofiarną domaga się jednoznacznego wyboru, bez którego prowadzi do degradacji piękna 215 . 214 Choć na temat historiozofii Norwida powstało już wiele ro zpraw, to jednak jeszcze nie do końca jasny wydaje się wpływ, który wywarło spojrzen ie na filo zofię dziejów Cieszko wskiego i Krasińskiego, na autora Quidama. Dla Krasińskiego (za Cieszko wskim) h istoria starożytn ego Rzy mu była „mat rycą dziejów” (por. A. Waśko, Irydion w: idem, Zyg munt Krasiński. Oblicza poety, Kraków 2001). W przypadku Norwida, zdaje się, mamy do czynien ia z ujęciem podobnym, choć przeniesionym z przestrzen i religijno-politycznej na przestrzeń relig ijno-estetyczno-moralną. Wystarczy chociażby zestawić inicjalne zdanie ze Wstępu do Irydiona: „Ju ż ma się pod koniec starożytnemu światu – wszystko, co w nim ży ło, psuje się, rozprzęga i szaleje – bogowie i ludzie szaleją” (Z. Krasiński, Irydion, w: idem, Dzieła literackie, tom I, wybrał, notami i u wagami opatrzył P. Hert z, Warszawa 1973, s. 563) z patrystycznymi ko mentarzami do predylekcji estetycznych Rzy mian II/III w. n.e., np. Tertullianus, O widowiskach. O bałwochwalstwie, tłum. S. Naskręt, A. Strzelecka, oprac. S. Naskręt, P. Wygralak, Poznań 2005. 215 D. Jastrząb, „Piękno zbawi świat”, w: idem, Duchowy świat Dostojewskiego, Kraków 2009, s. 118119. Strona | 170 Przedstawiony wyżej sposób myślenia może zniechęcać. Po pierwsze, dyskusyj ne jest, czy to rzeczywiście tylko Nastasja Filipowna jest w powieści symbolem piękna. Po drugie, podział protagonistów powieściowych (Rogożyna i Myszkina) na reprezentantów miłości erotycznej i duchowej, symbole żywiołu dionizyjskiego i apollińskiego jest wyjątkowo schematyczny i nieprecyzyjny. W świecie Idioty refleksja estetyczna Dostojewskiego toczy się na wielu płaszczyznach naraz. Reprezentantem „właściwego” piękna (chrześcijańskiego piękna duchowego) miał tu być niewątpliwie książę Myszkin. W myśl a utora właśnie jego (Myszkina) piękno duchowe miało „zbawić świat”. Piękna pod innym względem, piękna w sposób bolesny i niejednoznaczny jest Nastasja Filipowna. Moc jej urody i pojawiające się już na samym początku akcji powieściowej zapowiedź tragizmu jej losu, sprawiają bohaterowi prawie fizyczny ból, podobny do tego, który odczuwał w trakcie rekonwalescencji w Szwajcarii, patrząc na piękne krajobrazy. Jeszcze inny rodzaj piękna, przed nazwaniem którego początkowo wzbrania się książę, reprezentuje Agłaja. To do niej, a nie do Nastasji Filipowny (wbrew powszechnym opiniom), odnosi się stwierdzenie Myszkina o tym, że „piękno jest zagadką” 216 . Między tymi trzema zasadniczymi „rodzajami piękna” dochodzi do wielorakich interakcji, które należy odczytywać zarówno na romansowej płaszczyźnie fabularnej (trójkąt miłosny), jak i na płaszczyźnie symboliczno-estetycznej. Dopiero tego rodzaju „refleksja łączona” będzie mogła jakkolwiek naświetlić rozwiązanie estetycznej zagadki Dostojewskiego. Czy idiota może być piękny? W rozważaniach nad Idiotą na plan pierwszy zwykło się wysuwać problematykę piękna, reprezentowaną w powieści przede wszystkim przez księcia Lwa Nikołajewicza Myszkina. Postać ta miała być w zamiarze twórczym Dostojewskiego przykładem 216 Por. „ – […] A le czemu ż to książę n ic nie powied ział o Agłai? Agłaja czeka i ja czekam. − Nic n ie mogę teraz powiedzieć; powiem pó źniej. − Dlaczego? Zdaje się, że jestem godna uwagi. − O tak, godna uwagi; pani jest niezwykle piękna, Agłajo Iwanowno. Pani jest tak piękna, że strach na panią patrzeć. − Tylko tyle? A cechy charakteru? – nalegała generało wa. − Trudno jest sądzić o pięknie; n ie czuję się jeszcze p rzygotowany. Piękno to zagadka. (Idiota, s. 87-88). Strona | 171 nowego typu bohatera – postaci w pełni pozytywnej. Pisarz przedstawia tę koncepcję m.in. w liście do siostrzenicy Zofii Iwanowej: Ideę powieści [Idioty] noszę w sobie od dawana i bardzo jestem do niej przy wiązany. Jest do tego stopnia trudna do wyrażenia, że długo nie mia łem odwagi przenieść jej na papier i jeśli uczyniłem to teraz, to wyłączn ie dlatego, że znalazłem się w sytuacji niemal rozpaczliwej. Myśl przewodnia powieści – to przedstawienie człowieka doskonałego217 . Nie ma nic trudniejszego na świecie, zwłaszcza obecnie. Wszyscy pisarze, nie tylko zresztą nasi, lecz równ ież europejscy, którzy próbowali przedstawić piękno doskonałe, zawsze ponosili klęskę ze względu na bezmiar tego zadania. Piękno jest ideałem, a ideał zaró wno nasz, jak i cywilizowanej Europy nie został jeszcze wypracowany. Na świecie jest tylko jedna doskonale piękna postać – to Chrystus – i ju ż pojawien ie się tej bezmiernie, nieskończenie pięknej postaci samo w sobie jest cudem niepojęty m218 . Pierwsze, niemal odruchowe pytanie, jakie budzi się po lekturze przywołanego wyżej cytatu, wydaje się być podstawowe: dlaczego tak problematyczne jest dla pisarza przedstawienie człowieka wspaniałego i pięknego? W czym tkwi zasadnicza trudność? Co właściwie oznacza stwierdzenie, że „ideał zarówno nasz, jak i cywilizowanej Europy nie został jeszcze wypracowany”? Czy ten rodzaj bezradności pisarskiej wynika z zawiłości czających się na poziomie artystycznym, czy też jest on związany bardziej ze swojego rodzaju kryzysem humanistycznym, zakładającym, że nie ma ludzi w pełni dobrych i pięknych? W przypisach do polskiego wydania listów pisarza znajdujemy lakoniczną informację, odnoszącą się do interesującego mnie zagadnienia: „Dostojewski był przekonany, że w jego czasach zatracona została całkowicie granica między dobrem i złem (patrz epilog Zbrodni i kary)”219 . Z tego komentarza edytorskiego wynikałoby chyba przede wszystkim tyle, że zgodnie z przekonaniami Dostojewskiego nie ma już ludzi dobrych, dlatego też stworzenie takiej kreacji artystycznej znalazłoby się w ostrej opozycji wobec podstawowej zasady prawdy w literaturze 220 . 217 Niestety polskie tłu maczenie tego listu jest my lące. W wersji oryginalnej mamy do czynienia z o kreśleniem „wspaniały” (czyli: ‘прекрасный’), a n ie – jak chcą tłu macze tego listu – „doskonały” (‘совершенный’). Gdyby Dostojewski rzeczy wiście próbował ukazać w swojej powieści „człowieka doskonałego”, napotkane przezeń trudności nie wzbudzałyby żadnego zdziwien ia. 218 F. M. Dostojewski, list do Zofii Iwanowej, z dn. 1/13 stycznia 1868 roku, w: idem, Listy, przeło żyli i ko mentarz opracowali Z. Podgórzec i R. Przybylski, Warszawa 1979, s. 230. 219 Ibidem, s. 234. 220 Mówiąc o zasadzie „prawdy w literaturze” mam – oczy wiście – na myśli poglądy wyznawane na ten temat przez samego Dostojewskiego, a dotyczące przede wszystkim tego, że nadrzędnym celem wszelkiego rodzaju twórczości artystycznej jest ukazanie całej prawdy o człowieku, o jego najbardziej ukrytych porywach duchowych. Zob. na ten temat książkę Prawda w literaturze. Studia, red. A. Tyszczyk, J. Bo rowski, I. Piekarski, Lublin 2009. Stąd szczególnie szkice: A. Tyszczyk, Prawda w literaturze. Między logiką a estetyką oraz: D. Jewdo kimo w, „Realizm w wyższym sensie” jako metoda wydobywania prawdy w dziele literackim Fiodora Dostojewskiego. Strona | 172 A z drugiej strony – jak powszechnie wiadomo – Dostojewski świadomie pragnął kształtować swoje pisarstwo w świetle antropologicznej refleksji prawosławnej. Z tego względu, człowiek – noszący w sobie „odbicie” Boga, stworzony na Boży obraz i podobieństwo – nie może być z gruntu zły. W tym ujęciu – próba powiedzenia całej prawdy o świecie, zgodnie z koncepcją „realizmu w wyższym sensie” 221 byłaby, musiałaby być jednocześnie stwierdzeniem, że człowiek jest dobry albo przynajmniej zawiera w sobie potencjał ku byciu dobrym. Ciekawe jest również dokonane przez pisarza w cytowanym liście przeniesienie – refleksja nad „wspaniałym człowiekiem” zostaje przezeń niemal niezauważalnie przesunięta do przestrzeni refleksji estetycznej. Okazuje się, że – zdaniem pisarza – nie tylko przedstawienie „człowieka wspaniałego” jest bardzo trudne, ale też zobrazowanie w literaturze „doskonałego piękna” graniczy niemal z niemożliwością. W próbach stworzenia „pięknego człowieka” postanowił więc Dostojewski sięgnąć do jakiegoś rodzaju nowej poetyki. Wstępne przekonania światopoglądowoestetyczne nie pozwoliły pisarzowi na próbę bezpośredniego opisania pięknej postaci. Dlatego też – jak można się domyślać – postanowił on skorzystać z chwytu literackiego, nawiązującego poniekąd do techniki tworzenia ikon prawosławnych, i przedstawił księcia Myszkina w „literackiej perspektywie odwróconej”. W obrębie powieści zbiegają się dwa sposoby widzenia tytułowego bohatera: perspektywa „normalna” (linearna), z której patrzy na Myszkina większość bohaterów świata przedstawionego i perspektywa „odwrócona”, z której przygląda się bohaterowi sam autor. Doczesna „perspektywa linearna” wyjątkowo mocno uwidacznia się w Epilogu powieści. Losy pierwszoplanowych postaci i przede wszystkim samego księcia zostają przedstawione w nim w sposób sprawozdawczy, niemal kronikarski. Rogożyn, po wyjściu z ciężkiej choroby, zostaje skazany za morderstwo Nastasji Filipowny, „Lebiediew, Keller, Gania, Pticyn i wiele innych osób naszej opowieści żyją jak dawniej”222 ; Agłaja Jepanczyn „po krótkim i niezwykłym zainteresowaniu się osobą pewnego polskiego emigranta, hrabiego, wzięła z nim nagle ślub wbrew woli rodziców”223 ; a na końcu większość pierwszoplanowych bohaterów spotyka się w Szwajcarii u przebywającego tam na ponownym leczeniu Myszkina. Zidiociały do szczętu książę zdaje się nawet nie poznawać swoich gości, ale to nie przeszkadza im 221 Paul Evdokimov, pisząc o tym zjawisku, określa je mianem „naturalizmu mistycznego”. Por. Gogol i Dostojewski, op. cit., s. 256. 222 Idiota, s. 684. 223 Idiota, s. 685. Strona | 173 wcale w wygłoszeniu kilku rozrzewniających i podniosłych sentencji. Świat miłego i naiwnego marzyciela, „biednego rycerza”, runął w gruzach, ale tego właśnie należało się spodziewać, biorąc pod uwagę jego chorobliwe, „fantastyczne” usposobienie. Ważnym elementem, uzupełniającym i zapowiadającym takie a nie inne rozwiązanie akcji jest jedyny obraz sakralny, pojawiający się w powieści – kopia Chrystusa w grobie Hansa Holbeina Młodszego. Wszyscy bohaterowie, znajdujący się na granicy obłędu (książę, Rogożyn, Nastasja Filipowna i Hipolit), zauważają zgodnie, że „od tego obrazu niejeden może utracić wiarę”. Przedstawienie ciała zdjętego z krzyża Chrystusa w perspektywie liniowej, z zachowaniem wszystkich koniecznych szczegółów naturalistycznych staje się dla tych bohaterów aż nadto wyraźnym i jasnym przypomnieniem realiów świata natury i „euklidesowego umysłu”. Precyzyjna ekfraza i interpretacja tego obrazu została przez Dostojewskiego umieszczona w Wyjaśnieniu Hipolita 224 : Obraz przedstawiał Chrystusa, który dopiero co został zdjęty z krzyża. Wydaje mi się, że malarze p rzy zwyczaili się malo wać Chrys tusa i na krzy żu, i zdjętego z krzy ża, lecz zawsze z odcieniem niezwykłej piękności w obliczu; piękność tę starają się zachowywać nawet w najstraszniejszych męczarniach. Na ty m zaś obrazie u Rogożyna nie ma nawet śladu piękności; jest to najzwyklejszy tru p człowieka, który jeszcze przed przyb iciem go do krzy ża zn iósł nieskończone męki, rany, tortury, bicie przez strażników, b icie przez tłu m, kiedy dźwigał na sobie krzy ż i upadł pod jego brzemieniem, wreszcie mękę u krzyżo wania trwającą sześć godzin […]. Sama t warz n ie została bynajmn iej oszczęd zona; jest tu tylko natura i naprawdę taki powinien być trup człowieka po tylu mękach, kimko lwiek byłby ten człowiek. […] Wiem, […] że Chrystus cierpiał nie w przenośni, ale w rzeczywistości, i że jak z tego wynika, ciało Jego podlegało na krzyżu prawo m przyrody zupełnie i bez reszty. Na obrazie t warz ta jest ogromnie pobita, spuchnięta, pokryta straszliwy mi, nabrzmiały mi, skrwawiony mi sińcami, oczy otwarte, źren ice skrzy wione; wielkie, odsłonięte białka oczu świecą jak imś martwy m, szklany m blaskiem. […] Tu mimo woli nasuwa się pojęcie, że jeżeli śmierć jest tak okropna i prawa natury tak silne, to jak je mo żna przezwyciężyć? Jak je przemóc, jeżeli ich nie przezwycięży ł nawet Ten, który za życia Swego zwyciężył przyrodę, któremu ona uległa, który zawo łała: „Thalita kumi!” – i dzieweczka wstała, „Łazarzu, wstań!” – i zmarły wyszedł z grobu? Patrzącemu na ten obraz przyroda wydaje się jakąś olbrzy mią, nieubłagalną i niemą bestią albo, właściwiej mó wiąc, o wiele właściwiej, chociaż bard zo dziwn ie – jakąś ogromną maszyną najnowszej konstrukcji, która bezmyślnie schwytała w swoje tryby, zmiażd żyła i wchłonęła w siebie, niema i obojętna, wielką i nieocenioną Istotę – taką Istotę, która sama jedna warta była całej przyrody i wszystkich jej praw, warta była całej ziemi stworzonej, być może, jedynie po to, aby się na niej zjawiła taka Istota!. (Idiota, s. 459-460) W finalne przytoczonej refleksji Hipolita jedna sprawa jest dla mnie szczególnie zastanawiająca. Bohaterowi nie wydaje się okrutna i niemożliwa w pewnym sensie sama ewentualność przedstawienia umęczonego Chrystusa, wszak szeroko rozwinięty 224 Z notatek, prowadzonych przez Annę Dostojewską, są znane o koliczności pierwszego spotkania Dostojewskiego z tym obrazem i reakcja, jaką wywo łał on u pisarza. „[…] Śmierć Chrystusa dzieło niezwykłe, które po prostu mnie przestraszyło, a Fiedią wstrząsnęło do tego stopnia, że stwierdził, iż Holbein jest niezwy kły m artystą i poetą. […] Fiedia zachwycał się ty m obrazem. Chcąc oglądnąć go z b liska, wszed ł na krzesło”. A. Dostojewska, Mó j biedny Fiedia. Dziennik , przeło żył oraz wstępem i ko mentarzem opatrzy ł R. Przybylski, Warszawa 1971, s. 405. Strona | 174 nurt malarstwa pasyjnego (obecny zarówno w religijnej tradycji Wschodu i Zachodu) nieco uniewrażliwił swoich odbiorców na przestawia ną tematykę; Hipolita nie razi nawet naturalistyczny sposób zobrazowania postaci Cierpiącego. Największą wewnętrzną niezgodę wywołał w nim fakt, że prawa natury nie ugięły się nawet przed Chrystusem, że nawet On (zgodnie z Hipolita rozumieniem historii bib lijnej) – ostatecznie – musiał się im podporządkować. Wynika z tego chyba „podskórne” przekonanie o tym, że świat musi niechybnie odrzucić prawdziwe piękno i doskonałość, ponieważ nie mieszczą się one w jego ramach. Można sądzić, że Dostojewski patrzył na swojego tytułowego bohatera w takiej perspektywie interpretacyjnej, w jakiej Hipolit odczytał przesłanie obrazu Holbeina Młodszego. Osoba pięknego księcia, „Chrystusa estetycznego” – zgodnie z prawami natury – musi zostać zniszczona. Wydaje się, że pisarz rzeczywiście dołożył wszelkich starań, żeby przedstawić Myszkina w świetle najbardziej pozytywnym. Nie bez znaczenia pozostaje także to, że użyczył mu autor wielu najbardziej intymnych i bolesnych szczegółów własnej biografii. Zewnętrzne, a może poniekąd pozostające również w zamiarze twórczym, wewnętrzne podobieństwo obu postaci (Myszkina i Dostojewskiego) sprawia, że Stanisław Cat Mackiewicz dochodzi do następującego wniosku: „Bohater powieści, książę Lew Myszkin, to sam Dostojewski i jednocześnie Jezus Chrystus”225 . Stworzona przez Dostojewskiego postać, o której odbiór tak bardzo się niepokoił, stała się – w „liniowej perspektywie interpretacyjnej” – projekcją najgłębszych pragnień i marzeń samego pisarza o byciu kimś w rodzaju „biednego rycerza” i jednocześnie świadectwem wewnętrznej pewności Dostojewskiego co do tego, że konsekwentna realizacja takiej postawy jest niemożliwa ze względu na ułomność natury ludzkiej; że świat nieuchronnie musi taką postawę odrzucić i zniszczyć; że „prawdziwa miłość dąży zawsze do unicestwienia osoby ukochanej”226 . Zupełnie inaczej prezentują się losy głównego bohatera powieści w „perspektywie odwróconej”. Tutaj przestaje on być „martwym, nierealnym, jakby pozbawiony wszelkiego dynamizmu egzystencjalnego i jakby oddzielony od wszelkiej prawdy transcendentnej”227 świadectwem nieuniknionej klęski naiwności i 225 S. Mackiewicz, Dostojewski, Warszawa 1957, s. 183. Ibidem, s. 188. Choć powyższa refleksja mo że sprawiać wrażenie nieu zasadnionej pod względem metodologicznym i interpretacyjnym, jest ona oparta na rozważaniach N. Łosskiego zawartych w jego książce Dostojewskij i jego christianskoje miroponimanije, New Yo rk 1953. 227 P. Evdokimov, op. cit., s. 255. 226 Strona | 175 infantylizmu, „nędznym cieniem i zimną bezkrwistą zjawą” 228 , a staje się bohaterem „pełnym”, pozytywnym i pięknym, kimś w rodzaju „Chrystusa estetycznego”229 . Podobnie jak Norwidowy Quidam „nic on nie działa, szuka tylko i pragnie dobra i prawdy, to jest, jak to mówią: nic właściwie nie robi – cierpi wiele” (III, 79). Największą, najlepiej rozwiniętą zdolnością księcia-Chrystusa jest empatyczne odczuwanie piękna i cierpienia. Przed powrotem do Petersburga nie miał on jeszcze okazji poznać prawdziwego piękna, natomiast wielokrotnie sam doświadczał bolesnych stanów duchowych i był świadkiem cierpienia innych. Zresztą od prezentacji cudzego cierpienia rozpoczyna się właściwa „kariera” estetyczna Myszkina. W pierwszej części Idioty, obejmującej czasem fabularnym zaledwie jeden dzień, książę trzykrotnie opowiada o obserwowanej przez siebie egzekucji. Słuchaczem jego pierwszej opowieści staje się kamerdyner państwa Jepanczynów, a dwóch kolejnych – Lizawieta Prokofiewna i jej trzy córki. Zwielokrotniona przez Myszkina opowieść o egzekucji ostatecznie staje się tematem obrazu, który miałaby namalować Adelaida Jepanczyn: − To jest dokładnie na chwilę przed śmiercią – zaczął z całą gotowością książę, poddając się wspomnienio m i najwidoczniej zapominając natychmiast o wszystkim innym – w tym właśnie mo mencie, kiedy skazaniec wszedł po schodkach i dopiero co postawił nogę na szafocie. Spojrzał wtedy w moją stronę; popatrzyłem na jego twarz i ws zystko zro zu miałem… Zresztą jakże to opowiedzieć! Strasznie, strasznie by m chciał, żeby pani albo ktoko lwiek bądź to namalował! Lep iej jednak, żeby to pani zrobiła! Od razu wtedy pomyślałem, że taki obraz będ zie po żyteczny. (Idiota, s. 72-73) Trochę zastanawiająca może wydawać się refleksja księcia o konieczności transpozycji obserwowanej przezeń sceny na obraz malarski, refleksja pojawiająca się w momencie najgłębszego, najbardziej intensywnego uczestnictwa Myszkina w przestawianych wydarzeniach („Skazaniec […] spojrzał wtedy w moją stronę”). Ważne jest też to, że autorem takiego obrazu miałby być nie sam książę, ale ktoś inny – osoba, która mogłaby się „zarazić” jego wizją. Zresztą nie bez znaczenia pozostaje też to, że Myszkin (mimo swojej niewątpliwie wrażliwej natury) jest w stanie jedynie odtwarzać to, co zostało wykreowane przez innych. Widać to chociażby na przykładzie wykonywanego przez bohatera na prośbę generała Jepanczyn „ćwiczenia kaligraficznego”. W trakcie omawiania przed generałem rozmaityc h krojów pisma udaje się księciu wejść w takie subtelności, że można by go śmiało nazwać „poetą 228 L. Szestow, op. cit., s. 130. Por. D. Kułakowska, Myszkin, czyli Chrystus estetyczny, w: eadem, Dostojewski. Dialektyka niewiary, Warszawa 1981. 229 Strona | 176 kaligrafii”, co mimo wszystko nie zmienia faktu, że pozostaje on jedynie – bardzo zdolnym – ale jednak tylko kopistą. Na podobnej zasadzie powielenia i przeniesienia rozgrywa się od pierwszych kart powieści znajomość Myszkina z Nastasją Filipowną. Książę dowiaduje się o jej istnieniu jeszcze w pociągu, w drodze do Petersburga. Wie, że jest „utrzymanką Tockiego”, że Tocki „nie wie teraz, jak się od niej odczepić, bo to niby doszedł do solidnego wieku, ma lat pięćdziesiąt pięć, i chce się żenić z największą, jaka jest, pięknością w całym Petersburgu”230 . Tytułowy bohater dowiaduje się również o namiętności, żywionej przez Rogożyna do Nastasji Filipowny. Te wszystkie wstępne informacje zostają następnie uzupełnione przez zdjęcie bohaterki, któremu kilkakrotnie przygląda się książę. Najciekawsze wydaje się jedno z pierwszych spostrzeżeń Myszkina na temat wyglądu niedoszłej narzeczonej Gani: − Niezwykłe rysy! – odpowiedział książę. – Jestem pewny, że losy jej są niezwykłe. Twarz wesoła, a przecież ona cierpiała okropnie, prawda? Mówią o tym oczy, o, te dwie kosteczki, dwa punkty pod oczami, tu gdzie zaczynają się policzki. Ta twarz jest dumna, straszliwie dumna, ale dop rawdy nie wiem, czy ona jest dobra. Ach, gdyby była dobra! Wszystko byłoby uratowane! (Idiota, s. 42) Tytułowy bohater „czyta” twarz Nastasji Filipowny w sposób bardzo podobny do tego, jak wcześniej omawiał różne kroje pisma czy też twarze panien Jepanczyn. Tyle że tutaj dwa czynniki są dla niego dominujące: piękno i cierpienie. W wewnętrznym odbiorze bohatera obie te jakości estetyczne uzupełniają się nawzajem i potęgują. Piękno Nastasji Filipowny i widoczne w jej twarzy cierpienie są niemal odruchowo odbierane przez Myszkina jako znacznie bardziej atrakcyjne niż tylko samo czyste i dobre piękno, którego niewątpliwą reprezentantką w tym samym początkowym rozdziale powieści jest Agłaja. W trakcie recepcji psychologicznego i wizualnego obrazu Nastasji Filipowny tylko jedna kwestia wydaje się księciu niepokojąca – ani streszczone pokrótce jej losy, ani samo zdjęcie nie dają mu pewności co do tego, czy Nastasja Filipowna jest „dobra”. „Ach, gdyby była dobra! Wszystko byłoby uratowane!” – woła rozgorączkowany książę, ale tak naprawdę, na poziomie fabularnym, nie do końca wiadomo, co te słowa miałyby znaczyć, co – właściwie rzecz biorąc – miałoby zostać uratowane. 230 Idiota, s. 15. Strona | 177 W perspektywie etyczno-estetycznej „uratowana” mogłaby zostać chyba sama bohaterka, jej piękno stałoby się pięknem właściwym, dobrym, a więc i w jakiś sposób przynależnym do dziedziny Absolutu, pięknem „uświęconym”. Wszystkie późniejsze zamiary matrymonialne Myszkina względem Nastasji Filipowny należałoby wówczas podporządkować temu właśnie pragnieniu: uświadomienia bohaterce nie tylko jej piękna, ale też dobra, przywrócenia jej w przestrzeni Platońskiej kalokagatii. Tak interpretowane zachowanie tytułowego bohatera stałoby się powieleniem i spotęgowaniem opowiedzianej przezeń wcześniej historii o szwajcarskiej wieśniaczce Marii, która została otoczona przez księcia litością czy też chrześcijańską agape, „miłością oddania”231 . Wszystkie podejmowane przez Myszkina wysiłki zawarcia małżeństwa z Nastasją Filipowną stają się w tym świetle etyczno-estetycznym rodzajem próby oczyszczenia pierwotnego piękna bohaterki i udzielenia jej pomocy w odzyskaniu, w ponownym uświadomieniu sobie własnego dobra etycznego. Ten rodzaj „działania terapeutycznego”, mający prowadzić bohaterkę do odrzucenia przez nią dwuznaczności własnego piękna (cielesnego) i odkrycia piękna duchowego, doprowadza ostatecznie Myszkina do samozagłady. Bohaterowi nie udaje się „uratować nic”, ponieważ jego wybranka nie jest w stanie spojrzeć na świat z „perspektywy odwróconej” i przyjąć łaskę wybaczenia. Pod wpływem relacji księcia Lwa Myszkina z Nastasją Filipowną na uszczerbku zdaje się cierpieć również i jego własne piękno. Na płaszczyźnie fabularnej powieści zostało to oddane przede wszystkim na drodze czegoś w rodzaju „zamierzonych wad konstrukcyjnych” w prowadzeniu postaci. O ile w pierwszej części Idioty główny bohater jawi się czytelnikowi jasno i wzbudza niewątpliwą sympatię 232 , o tyle w kolejnych częściach jego obraz znacznie się rozmywa. Książę, pod wpływem wyjątkowo intensywnego współodczuwania psychicznego cierpienia Nastasji Filipowny, zdaje się zupełnie tracić kontakt z otaczającym go światem. Choć jego intencje pozostają w dalszym ciągu wyjątkowo szlachetne (uczestnictwo w losie Gawriły Ardalionowicza i jego ojca, zakochanie w Agłai Jepanczyn, próba udzielenia pomocy „synowi Pawliszczewa” czy też wsparcie śmiertelnie chorego Hipolita), to 231 Określenia „agape” uży wam tu wyłącznie we współczesnym znaczeniu katolickim. Ta temat prawosławnej, historycznej interpretacji tego pojęcia zob. Prawosławnaja encikłopiedija, red. Pat riarcha Moskiewski i Całej Rusi Kiriłł, wersja elektroniczna: http://www.pravenc.ru/text/63076.ht ml (stan na: 06.07.2011 r.). 232 Na tym właśnie „uczuciu sympatii” czytelnika wobec Myszkina szczególn ie zależało Dostojewskiemu. Zob. F. M. Dostojewskij, Połnoje sobranije soczinienij w tricati tomach, t. 9., Idiot. Rukopisnyje redakcji, Wiecznyj muż, nabroski 1867-1870, red. T. P. Go łowanowa, G. M. Frindler, s. 239. Strona | 178 jednak kompletnie rozmijają się one z rzeczywistymi potrzebami tych osób i są niebywale powierzchowne. Przez nadmierne współodczuwanie z Nastasją Filipow ną książę zupełnie traci również swój dar intuicji. Ta stopniowa, ciągnąca się przez wiele setek stronic psychiczna degradacja postaci osiąga rodzaj apogeum w trakcie „wieczornego zebrania w willi Jepanczynów”, na którym książę miał zostać „pokazany” protektorom rodziny Agłai jako jej potencjalny narzeczony. Po raz pierwszy w życiu widział frag ment tego, co nosi straszną nazwę „świata”. Dawno ju ż, skutkiem pewnych szczególnych dążności, poglądów i zamierzeń, pragnął się dostać do tego zaczarowanego kręgu lud zi i dlatego bardzo był ciekaw, jak wypadnie pierwsze wrażenie. A to pierwsze wrażenie okazało się wp rost czarujące. Jakoś od razu i nagle wydało mu się, że ci wszyscy ludzie urodzili się jakby tylko po to, żeby być razem; […] Urok wykwintnych manier, prostoty i pozornej szczerości był naprawdę nieodparty. Nie mogło mu nawet przyjść do głowy, że cała ta szczerość i szlachetność, dowcip i wysoka godność osobista polega tylko na wspaniały m kunszcie. Większość gości składała się, nawet, mimo imponującego wyglądu, z ludzi dość płytkich, który zresztą sami w swojej zaro zu miałości nawet nie podejrzewali, że wiele dobrego w nich jest tylko wypracowane, często nawet bez ich winy, gdyż dostało się im w spadku, nieświadomie. (Idiota, s. 598-599) Narracja przytoczonego wyżej fragmentu została skonstruowana w sposób wielopłaszczyznowy, przez splot trzech punktów widzenia na „społeczeństwo salonowe”: spojrzenia księcia, narratora i samych obserwowanych. Myszkin patrzy na przedstawicieli „świata” w sposób do tego stopnia pozytywny, że aż dziecięco naiwny. I nie chodzi tu wcale o żadne podobieństwo do pozytywnie wartościowanej postawy „dziecięctwa bożego”, ale o zwykłą naiwność, nieumiejętność odróżnienia prawdy od fałszu. Książę jest to tego stopnia zachwycony uprzejmością i „naturalnym” zachowaniem otaczających go osób, że kompletnie traci zdolność panowania nad sobą, oddzielenia przestrzeni prywatnej (wewnętrznej, intymnej) od przestrzeni publicznej. Do tego zamieszania znacznie przyczynia się poczucie bohatera, że i on integralnie, od urodzenia, należy do warstwy arystokratycznej: Wracając tu do Petersburga dałem sobie słowo bezwzg lędnie zobaczyć naszych najwybitniejszych ludzi, najstarszych, najrd zenniejszych Rosjan, do których sam się zaliczam, wśród których sam jestem jednym z pierwszych po rodzie. Wszak teraz siedzę wśród takich samych jak ja książąt? (Idiota, s. 616-617) Lektura całości analizowanej sceny wywiera na czytelniku wyjątkowo dziwne i bolesne wrażenie. Naiwność księcia, ukryte drwiny „świata”, ciągłe (bardzo rzadko spotykane w twórczości Dostojewskiego) „wtrącanie się” narratora do interpretacji sytuacji fabularnej, jakby „doczepiony”, nieorganiczny w strukturze powieści wywód księcia o Strona | 179 tym, że „katolicyzm to wiara niechrześcijańska”; wszystkie te e lementy każą myśleć, że w tym fragmencie narrator, podmiot czynności twórczych i słynna „zdialogizowana” struktura powieści odsuwają się na plan dalszy. Tutaj mamy do czynienia chyba z wyjątkowo nagłym i bolesnym utożsamieniem się samego Dostojewskiego z „księciemChrystusem”. Dobrze znane są fragmenty biograficznych wywodów Szestowa czy Mackiewicza, opisujące wewnętrzne dramaty uczuciowe młodego Dostojewskiego, jakie stały się jego udziałem w kręgu Bielińskiego. Nagłe odrzucenie przez „wielkiego nauczyciela”, brak możliwości zbudowania płaszczyzny porozumienia między nim a jego „gorliwym uczniem” (autorem już nie tylko Biednych ludzi, ale też Sobowtóra), krążące w kole „Sowriemiennika” epigramaty, boleśnie dotykające miłość własną Dostojewskiego – wszystko to odezwało się mocnym echem w scenie salonowej prezentacji „idioty”. Wydaje się, że właśnie w tym momencie próba stworzenia współczesnego „Chrystusa estetycznego” okazała się w oczach samego pisarza całkowitym fiaskiem. Lew Myszkin w dalszym ciągu pozostaje wewnętrznie osobą w pełni dobrą i piękną, ale to jego dobro wyraźnie traci możliwość jakiegokolwiek uzewnętrznienia. Wewnętrza męka, jaką przeżywa książę, może wzbudzać głęboką litość, ale też pozostaje bezpłodna: destrukcyjnie wpływa na świat zewnętrzny (los Agłai) i prowadzi samego księcia do rzeczywistej choroby psychicznej. Bachtin w następujący sposób podsumowuje losy Myszkina: Podstawowy temat powieści to niezdolność bohatera do zajęcia określonego miejsca w życiu i namiętna tęsknota za wcieleniem. W księciu jest najwy ższy stopień doskonałości duchowej, której brakuje u miejętności podejmowan ia decyzji, dokonywania wyborów. On jedynie ostro reaguje na przeżycia wszystkiego i ws zystkich. Pobyt w Petersburgu to jakby ilu zja wcielenia. On wszedł w życie, ale nie udało mu się zająć w nim miejsca: nie zapobiegł zbrodni, n ie wybrał sobie żony i do n iczego nie doszedł. To świętość nie znajdująca miejsca w życiu 233 . Tak więc, „idiota” nie może być piękny. I na nic nie zdadzą się tu romantyczne rozważania o „umyśle głównym i niegłównym” 234 , zakorzenione w antropologii prawosławnej. Obraz „idioty”, szaleńca bożego, usiłującego dostosować się do 233 M. M. Bachtin, Zapisi kursa lekcyj po istorii russkoj literatury 1922-1927, w: idem, Sobranije soczinienij, t. 2., red. S. G. Boczarow, L. S. Mieczichowa, Moskwa 2000, s. 276. Przekład mó j – E. S. 234 W trakcie jednego ze spotkań z Myszkinem, Agłaja mó wi do niego w następujący sposób: „[…] pan jest rzeczy wiście chory na umyśle (pan się oczywiście nie ro zgniewa, bo ja to mówię z wy ższego punktu wid zenia), ale główny rozu m ma pan lepszy niż oni wszyscy, taki nawet, jaki im się nie śnił, ponieważ są dwa ro zu my: g łówny i niegłó wny. Tak? Prawda, że tak?” ( Idiota, op. cit., s. 482). Wypada jeszcze zaznaczyć, że właściwie te określenia („g łó wny” i „nieg łówny”) należałoby przetłu maczyć jako rozu m „ważny” i „nieważny”. Strona | 180 panujących reguł, wprowadzać w życie idee kalokagatii jest – zgodnie z obawami Dostojewskiego – chyba niemożliwy do stworzenia. Nastasja Filipowna i dwuznaczność piękna O ile książę Myszkin jest w powieści najlepszym, najbardziej wrażliwym odbiorcą piękna, o tyle żywioł tego piękna jest najściślej związany z jego ukochaną, Nastasją Filipowną. To właśnie jej uroda i świat wewnętrzny stają się podstawą akcji Idioty i decydują o losach pozostałych postaci. W świecie przedstawionym powieści nie ma chyba żadnego bohatera, który pozostałby zupełnie obojętny na urodę Nastasji Filipowny. Jednak na połączenie jej wyglądu zewnę trznego z pięknem wewnętrznym zwraca uwagę przede wszystkim Myszkin: Chciał jak gdyby odgadnąć coś, co było ukryte w tej twarzy i nie tak dawno przyku ło jego uwagę. Ustawiczn ie nurtowało go to dawniejsze wrażen ie i teraz gorączkowo jakby chciał znów je sprawdzić. Ta twarz, o niezwykłej p iękności, przyku ła teraz bard ziej n iż poprzednio jego uwagę. By ła w tej twarzy jakaś ogromna du ma i pogarda, prawie nienawiść, a zarazem jakaś ufność, jakaś niezwy kła dobroć; gdy się patrzyło na jej rysy, ów kontrast budził nawet jakby litość. Ta oślepiająca uroda była nie do zniesienia; uroda bladej twarzy, z lekka zapadniętych policzków i pło miennych oczu; dziwna uroda! (Idiota, s. 90-91) Przytoczona wyżej scena rozgrywa się w zupełnej ciszy. Tutaj Myszkin po raz pierwszy ma okazję, żeby uważnie i w spokoju przyjrzeć się zdjęciu Nastasji Filipowny i uświadomić sobie, na czym właściwie polega to szczególne wrażenie, które wywiera na nim jej postać. Najważniejszym elementem urody tej kobiety staje się dlań kontrast między widocznymi na jej twarzy pogardą i dobrocią. Właśnie zderzenie tych cech wywołuje u tytułowego bohatera to piorunujące i trudne do zniesienie uczucie litości. Później książę będzie wielokrotnie powtarzał w rozmowach z Rogożynem, że kocha Nastasję Filipownę właśnie „litością, a nie miłością”. Zresztą i sama bohaterka jest w pełni świadoma swojego wewnętrznego rozdwojenia. Poczucie pogardy wobec siebie, chęć zemsty na całym świecie za doznane we wczesnej młodości upokorzenie i jednocześnie dobroć i pragnie nie poświęcenia się dla innych wytwarzają w niej trudne do zniesienia napięcie psychiczne, które nie znajduje na kartach powieści pozytywnego rozwiązania i prowadzi jedynie do zniszczenia samej bohaterki i jej najbliższego otoczenia. Strona | 181 Zastanawiające, że jednych z potencjalnie najbardziej ciekawych fragmentów, w których zostałby opisany czas spędzony wspólnie przez Myszkina i Nastasję Filipownę, w powieści zabrakło. Czytelnikowi pozostaje do dyspozycji jedynie kilka znaczących wzmianek na ten temat uczynionych przez narratora i samego księcia. Z fragmentów tych wyłania się obraz całkowitego uczuciowego zamętu, zapewne bardzo trudnego do literackiego zobrazowania: Ten miesiąc na prowincji, kiedy widywał się z nią prawie co dzień, wp łynął na niego okropnie, tak dalece, że książę odpędzał od siebie czasem nawet wspomnienie o tych tak jeszcze niedawnych czasach. W samej t warzy tej kobiety wid ział zawsze coś, co go męczyło; ro zmawiając z Rogożynem, książę określił to jako uczucie bezgran icznej litości […]. Ale z tego, co powiedział Rogożynowi, książę był niezadowolony; i dopiero teraz, w chwili gdy się nagle ukazała, zrozu miał czy mo że wyczuł jakoś bezpośrednio, czego brakowało w słowach, które powiedział Rogożynowi. Brako wało słów, które mogłyby wy razić gro zę; tak, gro zę! Teraz, w tej chwili, wyraźnie tę gro zę odczu wał; (Idiota, s. 394) W tym monologu wewnętrznym Myszkina zwracają uwagę przede wszystkim określenia, jakich używa on do opisu swoich uczuć wobec Nastasji Filipowny. W cytowanym przeze mnie tłumaczeniu Jerzego Jędrzejewicza są to: „litość i groza”. W rosyjskim oryginale mamy do czynienia z „litością i przerażeniem” (жалость и ужас). Wszystkie te kategorie (bliskie sobie pod względem semantycznym) zdają się bezpośrednio kojarzyć z Arystotelesowską kategorią katharsis, w polskim przekładzie Henryka Podbielskiego definiowaną jako „litość i trwoga” 235 . W najbardziej popularnym rosyjskim tłumaczeniu Poetyki katharsis jest określana jako „współczucie i lęk” (сострадание и страх). Warto wspomnieć, że pierwszy częściowy rosyjski przekład Poetyki Arystotelesa ukazał się w 1854 roku w Moskwie, w więc w tym samym czasie, kiedy Dostojewski został zwolniony z katorgi w Omsku i pod względem prawnym miał wolny dostęp do publikacji dopuszczonych przez cenzurę. Zresztą nazwisko pierwszego rosyjskiego tłumacza Poetyki, Borysa Ordynskiego, mogło być znane Dostojewskiemu już wcześniej. Jak zwraca na to uwagę L. G. Ponomariowa w artykule Krąg lektur F. M. Dostojewskiego w Omsku, pierwszą pozycją nie należącą do dziedziny piśmiennictwa teologicznego, z którą pisarz miał okazję zapoznać się po kilku latach zesłania, był – prawdopodobnie – numer „Otieczestwiennych Zapisok”, w którym często publikował Ordynski, a później i sam Dostojewski236 . 235 Arystoteles, Poetyka, przełoży ł i opracował H. Podbielski, BN II 209, Wrocław 1989. Na temat interpretacji pojęcia katarsis, zob. s. LIX-LXXXII. 236 Zob. L. G. Pono mariowa, Krug cztenija F. M. Dostojewskogo w Omskie w: http://www.o msu.ru/page.php?id=1207, stan na: 24.07.2011 r. Strona | 182 Zostawiając na marginesie dociekania bibliograficzne, warto zastanowić się nad znaczeniem strukturalnym wprowadzenia przez pisarza starożytnych kategorii estetycznych w obręb zawartej w Idiocie refleksji nad naturą piękna i możliwością jego pełnej realizacji w świecie doczesnym. W obliczu Nastasji Filipowny księcia ogarniają „litość i przerażenie”, a więc te uczucia, które w myśl starożytnej estetyki miały prowadzić do oczyszczenia (zarówno z afektów w ogóle, jak i z tych właśnie uczuć). Jednak w przypadku Myszkina do tego rodzaju oczyszczenia, pozbycia się wewnętrznego napięcia nie dochodzi. Przeciwnie – relacja z ukochaną doprowadza go do obłędu, całkowitego „pogubienia” własnych uczuć i pragnień, do niemożności podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Być może, jest to wynikiem odrzucenia przezeń dawnej postawy tragicznej, z którą przecież nieodłącznie związana jest kategoria katharsis. Piotr Mitzner tak komentuje jej znaczenie filozoficzno-egzystencjalne: Postawa tragiczna, co próbowałem wykazać, wb rew potocznym mn ieman io m, nie jest pesymistyczna. Nie p rowadzi również do bierności. Raczej powinna być szko łą odwagi, wierności i akceptacji życia z otwarty mi oczami. Zarówno dla bohaterów tragicznych, takich jak Antygona, jak i dla tych, który przyjmu jąc postawę obserwatorów, postrzegają świat uwikłany w spory. Gdy to piszę, myślę przede wszystkim o Ateńczykach, którzy w epoce ro zkwitu swej sztuki tragicznej byli u szczytu potęgi237 . Jednak w Idiocie nie dochodzi do tego rodzaju „walki tragicznej”, a dawne kategorie estetyczne zostają jakby zawieszone 238 . Zewnętrznym przejawem tego zjawiska jest przedstawienie miłości jako siły destrukcyjnej, na co zwraca uwagę Mikołaj Bierdiajew: U Dostojewskiego nie ma an i uroku miłości, ani uporządko wanego życia rod zinnego. On interesuje się czło wiekiem w ty m mo mencie jego losu, kiedy zachwiane zostały warunki życia. Nie ukazu je wy ższej miłości, która prowadzi do autentycznego zjednoczenia i połączenia. Tajemnica małżeńska nie zostaje zrealizo wana. Miłość jest wyłącznie tragedią człowieka, rozd wojeniem czło wieka. Miłość jest zasadą w najwyższy m stopniu dynamiczną, zagęszczającą atmosferę i wy wołującą huragany, ale miłość nie jest osiągnięciem czegokolwiek, nic się w niej nie osiąga. Miłość prowadzi do zguby. Dostojewski ukazu je miłość jako przejaw samo woli człowieka. Ona niszczy i rozd waja naturę czło wieka. Dlatego też n igdy nie jest zjednoczeniem i nie doprowadza do zjednoczen ia 239 . 237 P. M itzner, Mroczny blask tragizmu, w: idem, Kto gra „Antygonę”? O tragicznych przyczynach i skutkach, Podkowa Leśna 2002, s. 18. 238 Ciekawy m i potrzebnym kontekstem tej refleksji mo że okazać się zdanie Marii Janion na temat tragizmu . W kontekście Biesów badaczka stwierdza: „Bez winy, bez fatu m, bez mo żliwości zwycięstwa moralnego człowiek traci dotychczasową tożsamość tragiczną”. (M. Janion, Czy Stawrogin jest postacią tragiczną?, w: R. Przybylski, M. Janion, Sprawa Stawrogina, Warszawa 1996, s. 71). Chociaż również to stwierdzenie nie odpowiada ostatecznie na pytanie o przyczyny niespełnionego katharsis w Idiocie, to jednak rzuca pewne światło interpretacyjne na samoświado mość księcia Myszkina. 239 M. Bierdiajew, Światopogląd Dostojewskiego, przełoży ł i opracował H. Paprocki, Kęty 2004, s. 62. Strona | 183 Trudno byłoby nie przyznać badaczowi racji. Niemniej ciągłe wskazywanie na obecną w twórczości Dostojewskiego „histeryczność duszy rosyjskiej” czy też na interesujące pisarza momenty przełomowe w życiu człowieka, zderzenie w jego duszy przeciwstawnych kategorii moralno-estetycznych i wartości, prowadzi Bierdiajewa do – jak się wydaje – nieco przerysowanych wniosków. W początkowym fragmencie cytowanego wyżej Światopoglądu Dostojewskiego rosyjski filozof dochodzi do następującego stwierdzenia: Dostojewski interesuje się czło wiekiem w stanie gwałtownego ruchu. Zstępuje do czarnych otchłani i tam znajduje światłość. […] Biegunowość, antynomicznoś ć prowadzą do głęb i natury człowieka. W samej g łębi n ie ma spokoju, nie ma jedności, jest pełen namiętności ruch. […] Ruch ogarnia nie tylko powierzchnię bytu, ale także jego głębię. Jest to bardzo charakterystyczne dla antropologii i ontologii Dostojewskiego. P o d t y m w z g l ę d e m j e s t o n p r z e c i w i e ń s t w e m e s t e t y c z n e g o ś w i a t o p o g l ą d u g e n i u s z u g r e c k i e g o 240 . Zauważone przez Bierdiajewa zjawiska estetycznej i psychologicznej skrajności, biegunowości, antynomiczności obecne w powieściach Dostojewskiego prowadzą badacza do wniosku o tym, że Dostojewski odrzucał możliwość wprowadzania do swoich powieści klasycznych jakości estetycznych jako takich. Nagminne w utworach autora Braci Karamazow zderzanie ze sobą „ideału Madonny i ideału Sodomy” – zdaniem uczonego – nie może być w jakimkolwiek stopniu łączone z harmonijną estetyką platońską. Pod tym względem wypada zgodzić się z Bierdiajewem, i tylko pod tym. Współczesnemu czytelnikowi wewnętrzne rozdwojenie emocjonalne bohaterów Dostojewskiego może kojarzyć się z jednym z podstawowych chwytów estetyki postmodernistycznej, z kategorią wzniosłości 241 . „Estetyczna moc” postaci Nastasji Filipowny polega właśnie na tym bolesnym rozdwojeniu między ideałem Madonny i Sodomy: między czystym duchowym pięknem a nieokiełznaną, prowadzącą do autodestrukcji zmysłowością. Książę Myszkin – najlepiej rozumiejący tę bohaterkę – nie jest w stanie przeżyć u jej boku niezbędnej katharsis, ponieważ „cel estetyczny” Nastasji Filipowny jest inny 240 Ibidem, s. 32. Podkr. mo je – E. S. J.-F. Lyotard, Odpowiedź na pytanie: co to jest postmodernizm?, w: Post modernizm. Antologia przekładów, red. R. Nycz, Kraków 1997. 241 Strona | 184 Istotnemu konfliktowi po międ zy mo żliwością pojmowania a mo żliwością przedstawienia odpowiada nie piękno oparte na harmonii władz poznawczych człowieka, ale właśnie wzn iosłość przywracająca wartość sprzeczności doznań, intensywności bólu i rozkoszy 242 . − w ten sposób współczesna badaczka definiuje estetyczną kategorię wzniosłości. Symptomatyczne, że ten fragment wywodu badawczego w pełni przystaje do stworzonej przez Dostojewskiego kreacji literackiej. Zresztą immanentne wpisanie w twórczość autora Braci Karamazow przywołanej wyżej kategorii estetycznej jest w pełni ugruntowane pod względem historycznoliterackim. W poprzednich fragmentach pracy zostały ukazane romantyczne „korzenie” Dostojewskiego. Władysław Tatarkiewicz w następujący sposób ukazuje miejsce estetyki wzniosłości w romantycznym myśleniu o pięknie, które […] jest całkowicie ró żne od piękna klasycznego […]; jest różne od piękna proporcji, harmon ijnego układu części. […] Jest [ono] pięknem silnego uczucia i entuzjazmu , pięknem poetyczności, liry zmu, pięknem duchowy m, amo rficznym, niepoddającym się fo rmie ani reguło m […]. Jeśli nie lękać się skrajnej formu ły to można powiedzieć, że gdy w klasycyzmie najważniejszą kategorią wartości jest piękno, to w romantyzmie – nie piękno, lecz wielkość, głębia, w z n i o s ł o ś ć , górność, polot243 . Kategoria wzniosłości, co prawda już znacząco przewartościowana, stała się również jednym z podstawowych elementów kształtujących estetykę paręnaście lat późniejszych od Idioty powieści modernistycznych. Na gruncie polskim to zjawisko zostało opisane przez Magdalenę Popiel. Według niej, najważniejszym elementem „wzniosłości modernistycznej” stało się napięcie na osi patosu i tragizmu, brzydoty i groteski 244 . Naturalnie, anachronizmem byłaby próba udowodnienia mentalnej przynależności pisarza rosyjskiego do zachodniego nurtu modernizmu, a tym bardziej postmodernizmu, natomiast niezwykle ważna wydaje się zbieżność pewnych zasad artystycznego postępowania literackich wykorzystanych i przez Dostojewskiego, i przez twórców późniejszych. Ten aspekt nowatorstwa estetycznego autora Idioty był tak wyraźny, że Bierdiajew posunął się do zakwestionowania jego sensu estetycznego. 242 M. Popiel, O nową estetykę. Między filozofią sztuki a filozofią kultury, w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. M. P. Markowski, R. Nycz, Krakó w 2010, s. 343. 243 W. Tatarkiewicz, Dzieje sześciu pojęć, Warszawa 1976, s. 226-227. Podkr. moje – E. S. Naturalnie, romantyczna kategoria wzn iosłości była czymś odmiennym od współczesnego rozumienia tego pojęcia; romantyko m szło – jak się wydaje – o wzniosłość spokrewnioną z patosem, polegającą na eskalacji najbardziej wysublimowanych uczuć. Nato miast warto pamiętać też o ty m, że nowożytne korzenie wzniosłości estetycznej sięgają doby baroku, która w znacznym stopniu (podobnie jak szeroko rozu miana współczesność) kierowała swoje gusta estetyczne w stronę estetyki antynomii. 244 Por. M. Pop iel, Oblicza wzniosłości. Estetyka powieści młodopolskiej, Kraków 2003, s. 15. Strona | 185 Współcześnie moglibyśmy mówić raczej o niezwykłej intuicji estetycznej pisarza rosyjskiego. Jednak kwestią podstawową pozostaje chyba odmienność celów, dla których dokonywał Dostojewski zderzenia kategorii estetycznych i dla którego obecnie stosuje się kategorię wzniosłości. Dzisiejsza wzniosłość estetyczna przede wszystkim nawiązuje do tradycyjnego zadania sztuki – ma wzruszać, zmuszać do refleksji, może być też przejawem sztuki czystej lub radości płynącej z eksperymentowania. Z kolei obrazy mentalne i duchowe stworzone przez Dostojewskiego miały przede wszystkim – jak się zdaje – przerażać, niemal wprawiać czytelnika w osłupienie, ukazywać mu rozmaite odcienie nędzy moralnej i możliwości wyjścia z nich. Przywołana w podtytule tego rozdziału, pochodząca z pracy Evdokimova, „dwuznaczność piękna” polegała właśnie na dokonanym przez Dostojewskiego gwałtownym zderzeniu pozytywnych i negatywnych (w rozumieniu tradycyjnym) kategorii moralno-estetycznych, określanych współcześnie właśnie mianem „wzniosłości”. Wzniosłe piękno Nastasji Filipowny, jakby wydziedziczonej z podstawowych wartości etyczno-estetycznych, ostatecznie stało się prowadzącym wszystkich związanych z nią bohaterów do zguby, sztucznym, literackim konstruktem245 . W dającym się prześledzić na przestrzeni całej powieści zachowaniu Nastasji Filipowny wyraźnie widoczny ciąg do – bardzo charakterystycznej dla całego wieku XIX – swoistej teatralizacji własnego losu 246 . W końcu i sama bohaterka w trakcie najlepiej wyreżyserowanej przez siebie sceny wyznała: − Aaa! Jest finał sztuki! Nareszcie! […] – Proszę państwa o zajęcie miejsc, sztuka zaraz się skończy! (Idiota, s. 177) * 245 Przy okazji refleksji nad „d wuznaczny m”, niszczący m p ięknem Nastasji Fil ipowny może się nasunąć analogia w postaci relacji dwo jga Norwidowych bohaterów: „młodzieńca z Efezu” i Zofii. Jednak jej rozwin ięcie wy magałoby odrębnych obszernych prac interpretacyjnych, na które brak tu miejsca. 246 „W b iografiach bohaterów d ziewiętnastowiecznych odnajdziemy charakterystyczne dla losów romantycznych bohaterów literackich loci communes. Należy zwrócić na nie szczególną uwagę jako na elementy węzłowe, ukazujące pewien wzorzec transgresyjny, poniekąd w takim sformu łowaniu oksymoroniczny, ponieważ wzorzec zakłada z jednej strony stałość (inaczej nie byłby wzorcem), z drugiej zaś zmienność, poszukiwanie oryginalnych, właściwych wy jątkowej w swych uwarunkowaniach eg zystencji lud zkiej, rozwiązań. Można nawet stwierd zić, że biografia ro mantyczna jest ciągiem t ransgresyjnym”. (A. Fabianowski, Piękno życia: romantyczne biografie jako teksty kultury, w: Piękno wieku dziewiętnastego, op. cit., s. 29). Strona | 186 Podstawową cechą wspólną myślenia o pięknie Norwida i Dostojewskiego jest naczelna dla obu twórców problematyka piękna. Polski poeta i pisarz rosyjski widzą to zagadnienie w bezpośrednim sąsiedztwie problematyki aksjologicznej, etycznej i religijnej. Norwid pisał wprost o służebnej roli sztuki wobec religii, widział sztukę Jako c h o r ą g i e w n a p r a c l u d z k i c h w i e ż y , Nie jak zabawkę an i jak n a u k ę , Le c z ja k n a jwy żs ze z rze m io s ł ap os to ła I j a k n a j n i ż s z ą m o d l i t w ę a n io ł a . (III, 446) Dostojewski nie pozostawił – chyba – tego rodzaju bezpośrednich deklaracji. Natomiast w swoim notatniku pisał wyraźnie o tym, że głównym zadaniem jego twórczości jest „odnalezienie człowieka w człowieku”247 . Zdanie to może być łączone właśnie z immanentnym religijnym nastawieniem pisarza, skomentowanym przez Włodzimierza Sołowjowa: Jeśli we współczesnej twórczości realistycznej wid zimy jakby zapowiedź nowej sztuki relig ijnej, to zapowiedź ta zaczyna się już spełniać. Nie ma jeszcze przedstawicieli tej nowej sztuki relig ijnej, ale są już jej zwiastuni. Takim zwiastunem był właśnie Dostojewski 248 . Ta fundamentalna zbieżność wynika – naturalnie – z antycznych, Platońskich, źródeł filozoficznych cywilizacji chrześcijańskiej. Obaj twórcy widzą też konieczność „odnowienia” sposobów mówienia o pięknie. Norwid sięga w tym celu do zapomnianych źródeł starożytności chrześcijańskiej. Oryginalność postulowanej przezeń koncepcji polega na czymś w rodzaju „sumienności wobec źródeł”, żeby posłużyć się określeniem samego poety. Dostojewski zaś – postępuje inaczej. Koniecznym warunkiem mówienia o pięknie staje się dla niego stworzenie nowej formy estetycznej, która mogłaby podołać wyzwaniu mówienia o pięknie do czytelnika drugiej połowy XIX wieku. Skrajne nowatorstwo Dostojewskiego i ponowne sięgnięcie do zapomnianych tradycji estetycznych przez Norwida są – jak można myśleć – wynikiem ich odmiennego spojrzenia na istotę piękna i jego relację wobec dobra i prawdy. 247 „Przy całkowity m realizmie znaleźć człowieka w człowieku … Nazywają mn ie psychologiem: nieprawda, jestem tylko realistą w wyższy m sensie, bo przedstawiam wszystkie głęb ie ludzkiej duszy”. Cyt. za: M. Bachtin, Problemy twórczości Dostojewskiego, tłu m. W. Grajewski, w: Ja – Inny. Wokół Bachtina. Antologia, red. D. Ulicka, t. 1., Kraków 2009, s. 211. 248 W. Sołowjow, Trzy mowy ku pamięci Dostojewskiego, tłum. J. Zychowicz, w: idem, Wybór pism, t. 3., Poznań 1988, s. 133. Strona | 187 Dla autora Quidama prawdziwość Platońskiej triady należy do aksjomatów. Prawda, Dobro i Piękno przejawiają się w całej rzeczywistości stworzonej przez Boga i powinny być celem również całej ludzkiej twórczości (i stricte użytkowej, i artystycznej). Nawet najbardziej błaha próba rozdzielenia tych elementów sprawia, że zostają one unicestwione. Dostrzegając wyraźny w wieku XIX odwrót od klas ycznej interpretacji piękna, Norwid pisał: Dziś nie s zuka n ikt P i ę k n a … żaden poeta – Żaden sztukmistrz – amator – żadna kobieta – − Dziś szuka się tego, co jest p o w a b n e , I tego − co jest u d e r z a j ą c e ! … (II, 247) Z pewną ostrożnością można by stwierdzić, że w obrębie przytoczonego wyżej zarzutu mogłaby się zmieścić również twórczość Fiodora Dostojewskiego. Naturalnie, przesadą byłoby mówienie o tym, że mistrz prozy rosyjskiej „nie szuka piękna”. Analizowany wyżej przykład Idioty stanowczo temu stwierdzeniu się sprzeciwia. Dostojewski rozpaczliwie szuka piękna, natomiast – częstokroć – go nie znajduje. W jego mniemaniu „ideał piękna nie został jeszcze wypracowany”, a więc jemu – jako pisarzowi – brakuje poniekąd punktu odniesienia, doskonałego wzoru. Ciekawe, że chociaż w zachodnim nurcie chrześcijaństwa starożytna tradycja patrystyczna jest zdecydowanie mniej obecna niż na przykład w prawosławiu, to Norwid (w przeciwieństwie do Dostojewskiego) sięga właśnie do niej. W jego przekonaniu nie ma potrzeby snuć rozważania nad tym, jak miałby wyglądać ideał piękna, ponieważ jest on bezpośrednio dany i w tradycji religijnej, i artystycznej. Aksjologiczno-estetyczne poszukiwania Dostojewskiego mogą mieć dodatkowe źródło w zawartej implicite w prawosławiu refleksji o swego rodzaju „pęknięciu” triady Platońskiej. W jednym z najbardziej podstawowych wykładów estetyki prawosławnej, pióra Włodzimierza Sołowjowa, możemy znaleźć tezę o tym, że dobro bez piękna jest dobrem niepełnym249 . Dla zwyczajowej wrażliwości katolickiej zdanie to brzmi poniekąd absurdalnie. Zarówno dla estetyków zachodnich (ukształtowanych w dużym stopniu pod wpływem tradycji katolickiej), jaki i dla Norwida, dobro bez piękna jest niemożliwe, bo „piękne − wchodzi, nie pytając, bramą” (III, 441) 250 , jest razem z prawdą obecne przy wszystkim, co jest dobre pod względem moralnym. 249 W. Soło wjo w, Ogólny sens sztuki, w: idem, Wybór pism, t. 3., t łu m. J. Zychowicz, op. cit., s . 13. Rzecz jasna, można by w tym mo mencie podjąć szczegółowe rozważania nad różnymi interpretacjami pojęcia piękna, nad jego zmienny m historycznym ukształtowaniem. Ale ta praca została już wykonana 250 Strona | 188 Teoretycznie rzecz biorąc, Dostojewski wyznawał zbliżony światopogląd: […] Chrystus wiedział, że nie samy m ch lebem człowiek żyje. Jeżeli n ie będzie p rzy tym życia duchowego, ideału Piękna – człowiek zatęskni, u mrze, zwariuje, zabije się albo zapuści w pogańskie fantazjo wanie. A ponieważ Chrystus w Sobie w Słowie Swo im miał ideał Piękna, więc doszedł do wniosku: lep iej ws zczep ić w duszę ideał Piękna; mając go w duszy, wszyscy będą sobie braćmi, a wtedy, oczywiście pracując nawzajem dla siebie, będą bogaci251 . Również wśród polemicznych wypowiedzi krytycznych pisarza rosyjskiego należy odnotować spory nurt, poświęcony dyskusji ze współczesnymi mu wyznawcami sztuki utylitarnej 252 , mającej spełniać prosty cel dydaktyczny i (podobnie jak dziennik „młodzika”, Arkadiusza Dołgorukiego) pozbawionej „wszelkich literackich piękności”253 . Jednak praktyka artystyczna autora Notatek z podziemia wskazuje na coś zgoła innego. Cechą dystynktywną wykreowanego przezeń świata, staje się najczęściej prawie zupełny brak piękna, a co za tym idzie, również dobra i prawdy. Bohaterowie Dostojewskiego usilnie szukają tych wartości, ale – podobnie jak książę Myszkin – zwykle ich wysiłki są daremne. Taki stan rzeczy w twórczości Norwida jest, właściwie, nie do pomyślenia. Oczywiście nie świadczy to o naiwności poety. Często przedstawiane w twórczości malarskiej czy literackiej Norwida cierpienie jest wystarczającym świadectwem jego świadomości co do istnienia w świecie zła 254 . Bardzo przydatne okazuje się w tym momencie przywołane już wcześniej – użyte przez Grażynę Halkiewicz-Sojak – określenie, dotyczące braku zła w twórczości Norwida: „ignorowanie”. Autor Assunty właśnie „ignoruje” w swojej twórczości tzw. estetykę zła. Wszechobecna u Dostojewskiego kontestacja brzydoty jest Norwidowi skrajnie obca. Metafizyczna wizja zła, czyli zupełnego braku piękna, dobra i prawdy, pojawia się u poety właściwie tylko raz, w wierszu Fatum 255 . Tylko w tym liryku mamy do czynienia Por. na ten te mat np. W. Tatarkiewicz, Droga przez estetykę, Warszawa 1972. Stąd szczególn ie szkic Wielkość i upadek pojęcia piękna. 251 F. Dostojewski, List do W. A. Aleksiejewa, z 7 czerwca 1876 r., w: idem, O literaturze i sztuce, wybór i przekład M. Leśniewska, wstęp J. Smaga, Krakó w 1976, s. 332. 252 Por. J. Smaga, Fiodora Dostojewskiego rozważania o sztuce, ibidem, s. 9-15. 253 Por. Młodzik , t. 1., s. 5. 254 Na temat problematyki cierpien ia w twó rczości No rwida w kontekście Promethidiona najbardziej przekonująco pisała Danuta Zamącińska: „Jakby cały obszerny «dialog, w którym jest rzecz o sztuce i stanowisku sztuki» był zbudowany po to, by zasłonić jaskrawość doznanej zmysło wo prawdy; jakby wielka obfitość wypowiedzi dydaktycznych, moralizatorskich, struktur skrajn ie zracjonalizowanych zamierzała do ukrycia i skutecznego zasłonięcia twarzy czło wieka cierpiące go.” (D. Zamącińska, Poznawanie poezji Norwida, w: eadem, Słynne – nieznane. Wiersze późne Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Lublin 1984, s. 74). 255 Najważn iejs zą interpretacja tego wiersza została napisana przez Mariana Maciejewskiego, zob. Fatum ukrzyżowane, w: idem, „ażeby ciało powróciło w słowo”. Próba kerygmatycznej interpretacji literatury , Lublin 1991. Strona | 189 z alegoryczno- metafizycznym u c ie le ś n ie n ie m s ię zła w czystej postaci. Ale i tutaj zostaje ono błyskawicznie przezwyciężone przez gest kreacji artystycznej. Jeszcze inną kwestią, wchodzącą już bardziej w zakres filozofii literatury, staje się relacja całej twórczości literackiej obu twórców wobec Platońskich uniwersaliów; pytanie o etyczny wymiar ich twórczości. Jednak odpowiedź na nie wymaga najpierw uważnego przyjrzenia się realizacji poszczególnych rozwiązań literackich stosowanych przez Norwida i Dostojewskiego. Zadanie to mieści się już nie na płaszczyźnie estetyki literackiej, ale – poetyki dzieła literackiego. Osobnym zespołem problemów równie ważnych, dla których jednak zabraknie osobnego miejsca w tej pracy, byłoby omówienie relacji między wyznawanym przez obu pisarzy światopoglądem religijnym a przesłaniem ich dzieł oraz przestrzenią doznania estetycznego, jaka tworzy się między dziełami obu twórców a ich czytelnikiem. Parafrazując znaną wypowiedź, włożoną przez pisarza rosyjskiego w usta księcia Myszkina: lektura Dostojewskiego może prowadzić do utraty wiary. Natomiast czytanie Norwida do takich postaw raczej nie prowadzi. Jednak analiza tego zagadnienia przekracza kompetencje historyka literatury i staje się zadaniem bardziej dla teologa 256 . Tutaj wystarczy stwierdzić intensywną obecność podstawowej problematyki chrześcijańskiej w dziełach obu twórców, opierającą się na potędze słów o Prawdzie, Pięknu i Dobru. 256 Por. na ten temat: H. Kryshtal, Problem zła w twórczości F. Dostojewskiego. Studium teologicznomoralne, Lublin 2004; oraz A. Dunajski, Teologiczne czytanie Norwida, Pelplin 1996. Strona | 190 Zbliżenie piąte: Norwida i Dostojewskiego „myślenie Biblią” Problematyka obecności Biblii w twórczości Norwida i Dostojewskiego w konieczny sposób łączy się z problemem szeroko rozumianej „religijności” tych autorów. Jednak problem „religijności” ze względu na jego otwarty i podatny na liczne nadinterpretacje i „dowolności” charakter, wydaje mi się zbyt trudny do poprawnego metodologicznego uporządkowania poszczególnych zagadnień. Przynajmniej trudny z punktu widzenie twórczości Dostojewskiego. Niech za przykład takich trudności metodologiczno-terminologicznych posłuży pewien fragment wypowiedzi Stefana Sawickiego, pochodząc z jego klasycznego szkicu Sacrum w literaturze: Wydaje się zresztą, że w całej wielkiej czy choćby znaczącej literaturze światowej zło domaga się zawsze dobra, jest jakby warunkiem ujawnienia czy zasugerowania wartości. Zb liżenia do sfery sacrum. Zło jest zawsze wd zięczny m materiałem d la sztuki, tak nawet wielkiej jak Dantego. Wyraża ona przecież tęsknotę za tym, co czyste i ostateczne, odnajduje człowieka przez ujawnien ie jego zagubienia. Tak jest u Dostojewskiego, w którego Biesach paradoksalna kumulacja zła – zło to kompro mituje, którego Zbrodnia i kara jest głęboko chrześcijańskim misteriu m o grzechu i pokucie. […] Tak jest do pewnego stopniu, nawet u markiza de Sade […] 257 . W przytoczonym wyżej cytacie Sawicki nie stawia sobie za zadnie wykazania, na czym właściwie np. owa „misteryjność” Zbrodni i kary miałaby polegać. Utwór ten (co ciekawe, postawiony przez badacza w jednym szeregu z literackimi wynurzeniami de Sade’a) pełni w tym szkicu teoretycznym jedynie funkcję znak u lub może lepiej – alegorii − literatury religijnej, której głęboki przekaz duchowy jest ukryty, a przez to 257 S. Sawicki, Sacrum w literaturze, w: idem, Poetyka. Interpretacja. Sacrum, Warszawa 1981, s. 180181. Strona | 191 chyba ciekawszy. Nieco dalej rozpoczyna Sawicki refleksję nad podstawowym obiektem swoich badań, czyli Norwidem: I nie chodzi tu tylko o utwory, które explicite zawierają teologiczne sensy, lecz i o te, które mó wiąc o Bogu nie wymieniają jego imien ia, i o te nawet, które – nie skierowane bezpośrednio ku sprawom ostatecznym – pozorn ie pozostają w kręgu humanistycznych postaw i wartości. Du żo takich utworów u Norwida, których relig ijny, głęboko nawet religijny, charakter mo że być rozpoznany dopiero przez zestawienie z tłem t worzonym przez inne teksty poety, z pewną ideową strukturą głęboką, dość silną, aby wiązać utwory nie odsłaniające jej bezpośrednio 258 . Pozwoliłam sobie na wprowadzenie w początkowym fragmencie tego rozdziału rozważań Sawickiego w celu ukazania pewnej prawidłowości, często towarzyszącej literaturoznawczemu myśleniu o zagadnieniu religijności Norwida i Dostojewskiego. Często bywa tak, że obu twórcom jest niemal odruchowo przypinana etykieta „twórcy religijnego”. Niemniej, kiedy czytam takie twierdzenie w odniesieniu do pisarza rosyjskiego (chociażby pod piórem Sawickiego), nie potrafię się z nim zgodzić. Rzeczywiście, wątki religijne i biblijne są wyjątkowo mocno obecne w twórczości autora Braci Karamazow. A jednak poziom wielogłosowości (w ujęciu poznawczo pozytywnym) czy też „wewnętrznego rozbicia” (w ujęciu – negatywnym) jego tekstów jest tak wysoki, że w moim przekonaniu nie sposób po prostu zgodzić się z popularnym twierdzeniem o pozytywnej „religijności” utworów Dostojewskiego. Inaczej ma się sprawa z Norwidem. Wydaje mi się, że daleko posunięta spójność jego „świata literackiego” (w cytowanym przed chwilą tekście, Sawicki określił go mianem „ideowej struktury głębokiej”) bez większych wątpliwości uprawnia do pisania i myślenia o nimi jako o „poecie religii”. Ze względu na ten „dysonans poznawczy” chciałabym zaproponować w tym rozdziale określenie alternatywne, umożliwiające wyjście z impasu metodologicznego. Zamiast mówić o „religijności” Norwida lub Dostojewskiego chciałabym zająć się raczej ich „światoodczuciem chrześcijańskim” 259 . Określenie „światoodczucie” rozumiem jako totalny rodzaj postrzegania, odczuwania świata nierozerwalnie związany z określonym ukształtowaniem kulturowo-cywilizacyjnym (lub też – narzucony przez nie) w tym przypadku przez kulturą chrześcijańską. N ie musi on łączyć się z prywatną religijnością (choć, naturalnie, może być jej bezpośrednim skutkiem). „Światoodczucie chrześcijańskie” może być, natomiast, wyłącznie wynikiem określonego ukształtowania 258 Ibidem, s. 183. Termin „światoodczucie” zapo życzam z pracy Michaiła Bachtina, Twórczość Franciszka Rabelais’go, tłum. Anna i Andrzej Goren iowie, oprac. S. Balbus, Kraków 1975. 259 Strona | 192 kulturowego, bliskiego każdemu wykształconemu mieszk ańcowi europejskiego wieku XIX. Pytaniem, najistotniejszym dla mnie w tym rozdziale, będzie kwestia związana z tym, na czym właściwie owo „światoodczucie religijne” Norwida i Dostojewskiego polega. Dlatego też interesować mnie będą następujące zespoły zagadnień: recepcja badawcza zagadnień religijnych w twórczości obu pisarzy; znaczenie konstrukcyjne intertekstualnych fragmentów biblijnych (bądź szerzej – religijnych) w dziełach Norwida i Dostojewskiego; oraz ich zakorzenienie kulturowe, czyli pytanie o wizję konstytutywnych elementów chrześcijaństwa, wyłaniającą się z analizowanych przeze mnie tekstów literackich260 . „Religijność” (?) pism Norwida i Dostojewskiego a literatura przedmiotu Na początek – kilka wybranych tytułów prac, poruszających zagadnienie najszerzej rozumianej religijności w twórczości Norwida i Dostojewskiego. Ks. Antoni Dunajski prezentuje teologiczne spojrzenie na spuściznę polskiego poety (Chrześcijańska interpretacja dziejów w pismach Cypriana Norwida, Teologiczne czytanie Norwida, Akcenty modlitewne w lirykach Cypriana Norwida, „O miłości ksiąg dwie” i jedna encyklika). Zdaniem tego badacza zarówno XIX-wieczna, jak i współczesna teologia katolicka okazuje się z jednej strony doskonałym narzędziem do badania wątków religijnych w twórczości Norwida, a z drugiej – wątki teologiczne stanowią rodzaj podbudowy ideowej dzieł autora Promethidiona. W obrębie podobnej tradycji badawczej można umieścić prace, powstałe pod patronatem KUL-owskiego Ośrodka Badań nad Twórczością Cypriana Norwida (Obraz pogodnej śmierci. Norwid – Rafael – Mariatti i „Śmierć świętego Józefa” Jana Zielińskiego, Religijność liryki Norwida Stefana Sawickiego, Medytacja Norwida Wojciecha Kudyby czy Chrystus Norwida. Ku odrodzeniu kontemplacji Józefa Ferta). Zagadnienia religijno-etyczne w twórczości Norwida są podejmowane w aspekcie lingwistycznym również przez Pracownię Słownika Języka Cypriana Norwida (UW). Tu należy wspomnieć o takich szkicach czy rozprawach, jak: „Przedwieczny (którego zowią «Bogiem»)”. O jednym 260 Tropem poniekąd narzucający m się przy refleksji nad ty m zagadnieniem jest, opisana przez Mariana Maciejewskiego, keryg matyczna metoda analizy tekstu. Niemniej jest ona narzędziem przeznaczonym d o nieco odmiennych celów badawczych niż te, które będą towarzyszy ły mi w poniższy m rozd ziale. Strona | 193 Norwidowskim imieniu Boga Anny Kozłowskiej lub Chrześcijaństwo w pismach Cypriana Norwida tejże autorki i Jadwigi Puzyniny, Słownictwo etyczne Cypriana Norwida, opracowane przez Puzyninę i Radosława Pawelca czy też Wolność i niewola w pismach Cypriana Norwida Jadwigi Puzyniny i Tomasza Korpysza 261 . Szkicem, posiadającym zupełnie wyjątkowe znaczenie w badaniach nad Norwidem jest odczyt, wygłoszony przez Jana Pawła II – O Cyprianie Norwidzie w 180 rocznicę urodzin Poety. Wszystkie wymienione wyżej prace łączy rodzaj afirmatywnego podejścia do problemu „religijnego światoodczucia” Norwida oraz próby głębszej eksploracji tej postawy w pismach poety. Zresztą, abstrahując na moment od wymienionych wyżej rozpraw, wydaje się, że niemal k a ż d a praca o Norwidzie ociera się o problematykę religijności, katolicyzmu czy chrześcijaństwa. Stan badań nad Dostojewskim jest – już na pierwszy rzut oka – znacznie bardziej skomplikowany. Istnieje szereg rozpraw, które wpisują się w nurt afirmacyjnoreligijny, przypominający wymienione przed chwilą prace, poświęcone Norwidowi. O Dostojewskim jako „twórcy religijnym” pisał na gruncie rosyjskim przede wszystkim Mikołaj Łosski (Dosojewskij i jego christianskoje miroponimanije). Wśród polskich prac badawczych, podążających w wyznaczonym przez Łosskiego kierunku można wspomnieć o książce Dariusza Jastrząba Duchowy świat Dostojewskiego czy też rozprawie Doroty Jewdokimow – Człowiek przemieniony. Fiodor M. Dostojewski wobec tradycji Kościoła Wschodniego. Zgoła odmienną tradycję badawczą zapoczątkował w Rosji jeszcze pod koniec XIX krytyk literacki, Mikołaj Michajłowskij, szkicem Okrutny talent. Dostojewski stał się dlań przede wszystkim piewcą okrucieństwa: Należy przede wszystkim zauważyć, że zawsze interesowały Dostojewskiego okrucieństwo i tyrania, a szczególnie pociągała go ta ich strona, której udziałem jest zawarta rzeko mo w tyranii rozkosz. Z tej racji w jego małych powieściach i opowiadaniach spotykamy na każdy m kro ku wiele nadzwyczaj subtelnych spostrzeżeń. […] Proste ich zestawienie [przykładów okrucieństwa u Dostojewskiego – E. S.] mogłoby zapełn ić całe stronice, tym bardziej jeśli czerpać je nie tylko ze starych min iatury Dostojewskiego, ale również z rzeczy późniejs zych, kiedy w jego wyobraźni twórczej przemknął lotem błyskawicy obraz Stawrogina (Biesy), który sądził, że to samo piękno kryje się w każdym lubieżny m, płaskim dowcipie, jak i w największy m bohaterstwie, nawet gdyby to była ofiara z życia w imię ludzkości, iż że znalazł na obydwu biegunach identyczne zespolenie piękna, jednakową rozkosz. Pomijając ostatnie wybitne utwory Dostojewskiego, zobaczy my też w dalszych partiach wspaniałe 261 Dokładne adresy wydawnicze wy mienionych wyżej po zycji zostały umieszczone w bibliograficznej części pracy. Strona | 194 przykłady tego zrozu mienia i zainteresowania, które stało się podstawą jego opisów bestialskich czynów i okrutnych uczuć 262 . Wydaje się, że zarazem przenikliwa i jednostronna praca krytyczna Michajłowskiego, wywarła znaczący wpływ na postrzeganie Dostoje wskiego przez takich rosyjskich filozofów „srebrnego wieku” jak: Mikołaj Bierdiajew, Lew Szestow czy Wasilij Rozanow. W ich pracach interpretacyjnych, poświęconych twórczości Dostojewskiego, ścierają się ze sobą dwa − właściwie rzec można – równoprawne kierunki interpretacyjne. Pierwszy z nich podkreśla wyraźnie religijną podbudowę światopoglądu pisarza rosyjskiego, a drugi – wątek destrukcyjny i antyreligijny równie wyraźnie obecny w wyobraźni twórczej autora Biesów 263 . Do najważniejszych rozpraw z tego nurtu badawczego należą Światopogląd Dostojewskiego Bierdiajewa, Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii – Szestowa oraz Legenda o Wielkim inkwizytorze F. M. Dostojewskiego Rozanowa. Wypada wspomnieć jeszcze o ostatnim nurcie badawczym, podejmującym zagadnienie „religijnego światoodczucia” Dostojewskiego. Dąży on do pogodzenia tych sprzecznych pierwiastków twórczości autora Idioty, na które składają się specyficznie rozumiane okrucieństwo Dostojewskiego (i wobec postaci świata przedstawionego, i wobec czytelników) tudzież jego postawa religijna. Mam na myśli przede wszystkim dwie pozycje: Gogol i Dostojewski, czyli zstąpienie do otchłani Paula Evdokimova oraz Dostojewski i „przeklęte problemy” Ryszarda Przybylskiego. Większość wymienionych wyżej rozpraw jest w środowisku fachowych czytelników literatury pięknej doskonale znana. Jednocześnie, lista ta jest tylko jednym z możliwych wariantów owej specyficznej „bibliografii”. Zależało mi przede wszystkim na uchwyceniu pewnej tendencji, którą bez większego trudu da się zauważyć w pracach poświęconych zagadnieniom religijno- filozoficznym w dziełach interesujących mnie twórców. 262 M. Michajło wski, Okrutny talent, tłum. L. Liburska, w: Okrutny talent. Dostojewski we wspomnieniach, krytyce i dokumentach, wybór, wstęp i przypisy Z. Podgórzec, Kraków -Wrocław 1984, s. 248. 263 Ciekawy m kontekstem tej sprzeczności interpretacyjnej mogą o kazać się ro zważania Mariana Maciejewskiego: „Ta właśnie literatura, podejmu jąca «przeklęte problemy», jest – jak się wydaje – z keryg matycznego punktu wid zenia najbard ziej frapująca, gdyż ma mo żliwość ujawn ienia najg łębszej prawdy o człowieku. Bywa także zazwyczaj najbard ziej odkrywcza i dysponuje dużą wirtu alnością artystyczną w przeciwieństwie do literatury wywołu jącej kerygmat po zytywny, która z konieczności «skazana» jest na powielan ie biblijnych paradygmatów zdarzenio wych oraz bib lijnych wzorców osobowych.” (M. Maciejewski, Literatura w świetle kerygmatu, w: idem, „ażeby ciało powróciło w słowo”. Próba kerygmatycznej interpretacji literatury, Lublin 1991, s. 18). Strona | 195 „Chrześcijańskość” pism Norwida – w zasadzie – nie ulega w pracach badawczych większej wątpliwości. Mocno ugruntowało się bowiem twierdzenie o swoistej „ortodoksyjności” polskiego poety, wyjątkowej na tle innych polskich twórców romantycznych. Pisze o tym, m.in. Alina Merdas: Wiek XIX interesował się Biblią i jako Pis mem Świętym, i jako dziełem sztuki literackiej, i jako dokumentem kultury. A jednak stosunek Norwida do niej jest wyjątko wy. Poeta u miał bowiem bez dysonansów i niekonsekwencji połączyć w jedną trzy postawy: wierzącego, artysty i badacza. I dlatego jest w swojej epoce tak niezwykły m czyteln ikiem Księgi 264 . Na poziomie pewnej ogólności można stwierdzić, że licznie obecne w pismach poety odwołania do Biblii, zaczerpnięte z niej cytaty lub też nawiązania do jej struktur genologicznych zwykle nie wywołują we współczesnym czytelniku większego zaskoczenia. Niezwykle łatwo da się je „wpasować” we współczesny, posoborowy kontekst religijny, kładący nacisk m.in. na otwartość Kościoła i na filozoficzne wątki personalistyczne. Z reguły, na potrzeby odczytania i interpretacji tego rodzaju wypowiedzi Norwida wystarcza podstawowy zakres wiadomości kulturowo-religijnych, ściśle związany z historią cywilizacji europejskiej. Krzyż, widoczny nad wszystkimi stolicami europejskimi (z wiersza Stolica, o którym pisałam w rozdziale poświęconym zagadnieniom cywilizacyjnym); sparafrazowany okrzyk starożytnych gladiatorów (Morituri te salutant, Veritas), pojawiający się w kilku Norwidowych mottach; refreniczne „Tęskno mi, Panie…” z Mojej Piosnki [II]; poetycka interpretacja biblijnej logiki dziejów z utworu Fiat i vivat, etc., etc. … Wszystkie tego rodzaju „sygnały religijne”, pozostające „na powierzchni” części utworów Norwida, sprawiają, że niemal odruchowo włącza się w grono „poetów religii”. Sytuacja interpretacyjna Dostojewskiego jest pod tym względem znacznie bardziej skomplikowana. Już samo wylistowanie tytułów części najważniejszych rozpraw i artykułów, poświęconych jego twórczości, skłania do refleksji. Jego świat literacki zdaje się być rozdarty między dwiema przestrzeniami: nieskończonością Łaski i otchłanią grzechu. Tego rodzaju rozdarcia w pismach Norwida – raczej – nie ma, a przynajmniej nie zostało ono dotychczas wyeksplikowane na gruncie badawczym. Z kolei status Dostojewskiego, jako pisarza religijnego, jest w dalszym ciągu niepewny. Najważniejsze pod względem konstrukcyjnym fragmenty „biblijne” pisarza rosyjskiego zostały przezeń do tego stopnia „zdialogizowane”, że nie sposób chyba dokonać ich 264 A. Merdas RSCJ, Łuk przymierza. Biblia w poezji Norwida, Lublin 1983, s. 37. Strona | 196 jednoznacznej, wyczerpującej interpretacji. Doskonałym tego przykładem jest chociażby zawarty w Braciach Karamazow „poemat” Wielki inkwizytor, który z równym powodzeniem może być traktowany jako apologia chrześcijaństwa lub też jako opis jego największej klęski265 . Na tle tych rozważań szczególnie zaskakujące może się okazać umieszczenie nazwiska pisarza rosyjskiego w niedawno powstałej Encyklopedii religii (PWN). Ks. Henryk Paprocki w następujący sposób prezentuje w niej sylwetkę Dostojewskiego: […] Ros. pisarz i myśliciel religijny. W swej twórczości opierał się na teologii Ojców Kościoła, zwł. Maksyma Wyznawcy i jego koncepcji przebóstwienia świata […]. Wbrew powszechnym opinio m, uważający m D. za pisarza mrocznego i nosiciela „okrutnego talentu”, j e s t o n j e d n y m z n a j w i ę k s z y c h o p t y m i s t ó w c h r z e ś c . ; jego optymizm wypły wa z rozu mienia eschatologii jako spełnienia i wiary w mo żliwość nawrócenia i odrodzen ia się każdego czło wieka 266 . Rzecz jasna, skrótowy charakter hasła encyklopedycznego nie pozwala na uzasadnienie, wyrażonych w nim poglądów. Niemniej zdobywa się ks. Paprocki na pewne akcenty polemiczne wobec niezgodnych z jego przekonaniami prac badawczych, poświęconych Dostojewskiemu. Podkreślony przeze mnie fragment jest deklaracją tyleż bezpośrednią, co aprioryczną. Stwierdzenie, że Dostojewski należy do szeregu „największych optymistów chrześcijaństwa” pozostaje w rażącej sprzeczności z odbiorem jego dzieł. Licznie obecne w jego utworach samobójstwa, morderstwa, gwałty (w tym na nieletnich), zwyczajna rozpusta, oszustwa finansowe tudzież kłamstwa – to tylko część wątków, poruszanych przez tego „wielkiego optymistę”. Tak, w każdym razie, prezentuje się ta kwestia w perspektywie doczesnej. Na kontaminację spojrzenia „doczesnego” z obecnym w każdej powieści Dostojewskiego tekstem ewangelicznym zwraca uwagę badacz rosyjski, Fiodor Tarasow: Tak więc sens obecności tekstów ewangelicznych w twórczości artystycznej Dostojewskiego […] polega na tym, że przekształca on „przypadki”, przytrafiające się bohaterom, w „zdarzenia”, zachodzące przed obliczem Chrystusa, w obecności Chrystusa, w odpowiedzi Chrystusowi. Zro zu miałe, że właśnie tekst ewangeliczny, świadczący o ziemskim przebywaniu Boga w świecie ludzi, mo że 265 Por. „Jakkolwiek pociągający byłby świat piękna, istnieje coś b ardziej pociągającego: są to upadki duszy ludzkiej, dziwna dysharmonia życia […]. Właśnie dlatego jego dzieło, mimo całego swego chaosu, nie ma sobie równych, jeśli chodzi o jedność i pełnię, jest w nim coś bluźnierczego i jednocześnie religijnego. Nie wybiera on w przy rodzie żadnego obrazu po to, by go kochać i odtwarzać; interesują go wyłącznie szwy, łączące wszystkie te obrazy, jak chłodny analityk, przypatruje się im i chce wiedzieć, dlaczego cały obraz Bo żego świata jest do tego stopnia skażony i wypac zony.” (W. Ro zanow, O legendzie Wielkiego Inkwizytora, w: idem, Legenda o Wielkim Inkwizytorze F. M. Dostojewskiego, tłum. J. Ch mielewski, Warszawa 2004, s. 38). 266 H. Paprocki, Dostojewski, [hasło], w: Religia. Encyklopedia PWN, red. T. Gadacz, B. M ilerski, t. 3., Warszawa 2006, s. 264-265. Podr. mo je – E. S. Strona | 197 wprowad zić do fabuły utworów Dostojewskiego, pewną metafabułę, nowy wy miar, sprawiający, że przestrzeń artystyczna, mówiąc u mown ie, z płaskiej przekształca się w – wielowy miaro wą 267 . Z zaprezentowanego zestawienia wybranych wątków tradycji badawczej Norwida i Dostojewskiego wynika – zdaje się – przede wszystkim jedno. Najlepszym sposobem na znalezienie odpowiedzi na pytanie o status Pisma Świętego w twórczości Norwida i Dostojewskiego oraz korelację tego statusu z ideowo-estetycznym wydźwiękiem ich dzieł jest chyba po prostu uważna analiza funkcjonowania Biblii w wybranych przykładach z ich dorobku. Biblia objawiona Alina Merdas w następujący sposób opisuje obecność Biblii w pismach Norwida: Ze swoim bogactwem postaci i zdarzeń, i z pięknem języka Bib lia stała się dla Norwida […] dziełem, którego zawartość wykorzystywał jako tworzy wo dla własnej poezji. Przede wszystkim sięgał tam po obrazy i motywy. Sięgał niemal do wszystkich ksiąg i do różnorakic h postaci i zdarzeń. Lecz wracał stale do niektórych: do wypełniających pierwsze karty Księgi Rodzaju, do historii przy mierza, do obrazów Apokalipsy. […] Najczęściej pojawiają się w poezji No rwida motywy ewangeliczne, wzięte z dziejó w i z nauki Chrystusa. Wśród nich zaś wysuwają się na pierwsze miejsce te, które w decydujący sposób określają to życie i postać: osiem b łogosławieństw z Kazan ia na górze, jeśli chodzi o nauczanie Ch rystusa, oraz historia męki, śmierci i zmartwychwstania „prawdziwego Boga i człeka prawd ziwego”, który śmiercią na krzy żu odniósł „w h istorii zwycięstwo”, dokonał przy mierza i stał się Panem czasów 268 . Tak więc twórcza wyobraźnia Norwida została zainspirowana zarówno przez księgi Starego Testamentu, jak i Nowego. Wypada wspomnieć tak że o serii tekstów biblijnych, zmarginalizowanych w monograficznym ujęciu Merdas. Są to niezwykle ważne dla polskiego poety listy apostolskie św. Pawła 269 . Dostojewskiego inspirowały przede wszystkim teksty ewangeliczne. Jak zwraca na to uwagę Mikołaj Łosski, „religijne światoodczucie” pisarza rosyjskiego było na 267 F. Tarasow, Rol Jewangielija w chudożestwiennom tworcziestwie F. M. Dostojewskogo, w: http://www.pravoslavie.ru/jurna l/culture/dostoevskij-evangelie.htm (stan na: 11.11.2011). Tłu maczenie mo je – E. S. 268 A. Merdas, op. cit., s. 39, 41. 269 Na temat św. Pawła w twórczości Norwida zob. P. Marchewka, Z ro mantycznych rodowodów biblijnych. Apostoł Paweł w twórczości Cypriana Norwida, Poznań 2009. Strona | 198 wskroś chrystocentryczne 270 . Dlatego też w tekstach pisarza zabrakło wyraźnych nawiązań do ksiąg Starego Przymierza. Na płaszczyźnie bezpośrednich cytatów z Ewangelii i przytoczeń w postaci mott można wymienić zaledwie kilka takich fragmentów, jak: opowieść o Łazarzu (Zbrodnia i kara), obraz kuszenia Jezusa na pustyni (Bracia Karamazow) czy motto z Ewangelii wg św. Łukasza, poprzedzające Biesy (Łk, 8, 32-35). Zresztą to właśnie w Biesach można by odnaleźć chyba najwięcej cytatów biblijnych, pochodzących również z Księgi Objawienia. W tzw. konstrukcji głębokiej utworów Dostojewskiego, wypada wspomnieć jeszcze o poruszanych przeze mnie już wcześniej wątkach, związanych z „ikonicznym” zakończeniem ostatnich powieści Dostojewskiego czy też z wątkami eschatologicznymi, pojawiającymi się w Biednych ludziach 271 . Rzecz jasna, w pełni zdaję sobie sprawę z tego, że powyższe wyliczenie ma charakter wyjątkowo skromny. Problem polega jednak na specyficznej, wielopłaszczyznowej konstrukcji powieści Dostojewskiego. Wymienienie najbardziej oczywistych wątków o proweniencji ewangelicznej na niewiele mogłoby się tu przydać. W twórczości Dostojewskiego raczej powinno się obserwować całościową strukturę jego dzieł, żeby mieć jakąkolwiek rzeczywistą możliwość przyjrzenia się jego „myśleniu Biblią”272 . Zresztą, pisząc o „wyobraźni religijnej” Dostojewskiego warto zdać sobie sprawę również i z tego, że ten pisarz rosyjski (nieco inaczej niż Norwid) pozostawał pod przemożnym wpływem estetycznym ikon cerkiewnych. Dlatego też obecne w jego twórczości „ikony słowne” momentami pełnią mocniejszą funkcję artystyczną niż nawiązanie do stricte językowych struktur biblijnych. 270 N. Łosskij, Dostojewskij i jego christianskoje miroponimanije, New Yo rk 1953. Por. na ten temat rozd ział Między ikoną a obrazem. 272 Tezę tę podkreślają typologiczne ro zró żnienia Kazimierza Cysewskiego, który (m.in. w kontekście twórczości Dostojewskiego) pisze o jednym z ogólnych sposobów analogizacji Biblii w tekście literackim: „W skrajnym przypadku – wobec braku dodatkowych sygnałów – odniesienie biblijne jest tylko aktem interpretacji, na który pozwala bądź który sugeruje niebezpo średnio i n ieoczywiście (bez całko witej pewności, że analogizacja to efekt decyzji autorskiej); przypo mnijmy tu możliwość interpretowania […] dziejów Sonie ze Zbrodni i kary w związku z d ziejami Marii Magdaleny […]. W takim akcie interpretacji ogląda się, rozu mie i ocenia rzeczy wistość przedstawioną w kontekście Biblii, która jawi się jako rezerwuar wzorcowych i powszechnie uświadamianych w naszej kulturze sytuacji. Zatem Biblia w literaturze «sytuuje się» między językowo uchwytnym nakazem lektury utworu w związku z bib lijny m kontekstem a «zgodą» na taką lekturę. W każdym z tych przypadków utwór coś zyskuje ze wzg lędu na biblijne odniesienie, pogłębione zostaje ujęcie literackiego problemu”. (K. Cysewski, Biblia w literackich analogizacjach (tezy i charakterystyki wstępne), w: Biblia w kulturze. Materiały sesji zorganizowanej przez Katedrę Filologii Polskiej WSP w Słupsku i Wyższe Seminarium Duchowne w Koszalinie, red. S. Rzepczyński, Słupsk 1996, s. 36-37). 271 Strona | 199 Objawienie Norwida, Apokalipsa Dostojewskiego Wiek XIX był epoką wielkich zmian, przewrotów, rewolucji, odkryć naukowych i głębokiej duchowości. Literatura tego okresu wielokrotnie sięgała zatem do tekstów biblijnych, stanowiących momentami jakby klucz do odczytania wydarzeń bieżących. Jedną z ulubionych ksiąg objawionych romantyków była Apokalipsa. Zainteresowanie tą ostatnią księgą biblijną nie było obce też Norwidowi i Dostojewskiemu. Obaj twórcy – zgodnie zresztą z romantycznymi zainteresowaniami literackimi – skupiają się na artystycznym aspekcie tej części Objawienia wg św. Jana, która koncentruje na najbardziej spektakularnych i wizyjnych fragmentach walki Boga z szatanem. Niemniej wykorzystują ten fragment Pisma Świętego w zdecydowanie odmienny sposób. Norwid – przygląda się głównie obrazom, zawartym w rozdziale 12, przedstawiającym triumf Niewiasty nad wężem. Dostojewski – ze szczególnym skupieniem penetruje artystycznie przestrzeń 13. rozdziału Apokalipsy, ukazującego postać fałszywego proroka. Tak więc, na płaszczyźnie odniesień najbardziej podstawowych: z jednej strony mamy natychmiastowe, spektakularne zwycięstwo (rozdział 12), a z drugiej – zapowiedź zamętu i trudnej walki; na płaszczyźnie literackiej – wyzyskanie obrazu Maki Bożej (Norwid) i antychrysta (Dostojewski). Opowieść o Antychryście, który się powiesił Chyba najbardziej demonicznym i najwyraźniej nawiązującym do postaci antychrysta bohaterem Dostojewskiego jest Mikołaj Stawrogin, postać, składająca się z szeregu paradoksów, dobrze widocznych już w pierwszym opisie tego bohatera: Był to człowiek bardzo przystojny, lat chyba dwudziestu pięciu. Przyznam, że bard zo mocno mn ie z d z i w i ł . Myślałem, że zobaczę brudnego, rozpijaczonego oberwańca cuchnącego wódką. Tymczasem był to najwytworniejszy z dżentelmenów, jakich kiedykolwiek widywałem. Był ubrany elegancko, a zachowywał się z finezją po wielkopańsku wychowanego człowieka. Wraz ze mną d z i w i l i s i ę wszyscy inni, gdyż całe miasto znało biografię Stawrogina, a nawet najdrobniejsze jej szczegóły. […] Wszystkie nasze panie od razu potraciły gło wy. Wyraźn ie podzieliły się na dwie grupy: pierwsza ubóstwiała go, druga nienawidziła zapamiętale; ale szaleństwo ogarnęło wszystkie. […] D z i w n e to, lecz od pierwszego dnia wszyscy uznali, że jest człowiekiem bard zo statecznym. Nie był zbyt rozmowny, uprzejmość jego pozbawiona była sztuczności, niezwykle skro mny, a jednocześnie Strona | 200 śmiały i pewny siebie jak nikt. […] Z d z i w i ł a mnie także jego twarz: włosy miał jak gdyby zanadto czarne, jasne oczy jakoś zanadto spokojne i świetliste, cerę zanadto delikatną, ru mieniec zbyt częsty i silny, zęby jak perły, warg i koralowe. Chłopiec jak malowanie, a jednocześnie d z i w n i e jakoś odrażający. Mó wiono, że twarz jego przypo mina maskę. (Biesy, t. 1, s. 42-43) W przytoczonym wyżej fragmencie słowem-kluczem jest określenie „dziwne”. Rzeczywisty obraz Stawrogina zdaje się w najmniejszym stopniu nie pasować do znanych w rodzinnym miasteczku pikantnych szczegółów jego biografii. Stawrogin prezentuje się w tym opisie jako osobnik „dziwnie piękny” (zewnętrznie i wewnętrznie) i zarazem „dziwnie odrażający”. Zresztą generalną cechą konstrukcyjną tej postaci jest jej „niedopasowanie”: Stawrogin (o którego rzeczywistych zamiarach nie wiemy praktycznie nic) tak doskonale wpisuje się w rozmaite role, tak mistrzowsko je wypełnia, że jego rozma ite zachowania – paradoksalnie – najczęściej bywają odbierane jako fałszywe. Staje się onwcieleniem kilku ról naraz. Jest nihilistą i słowianofilem; rozpustnikiem i świętym; fałszywym księciem i prawdziwym arystokratą. Zresztą należy odnotować, że na płaszczyźnie konstrukcyjnej powieści niemal żadna z tych ról nie zostaje ukazana wprost. Ze słów Szatowa dowiadujemy się o wyrażanych przez głównego bohatera poglądach na religię, do złudzenia zresztą przypominających fragmenty wystąpień publicznych samego Dostojewskiego i wypowiedzi Starca Zosimy z Braci Karamazow273 . Z rozmowy Stawrogina z Kiryłłowem wiemy o ateistycznych poglądach bohatera. Z opisu spotkania Stawrogina z Kuternóżką wynika, że kiedyś mógł on ją darzyć prawdziwą atencją, a obecnie jest jedynie marną karykaturą właściwego „księcia”. Przekazywane w narracji, na zasadzie plotki, informacje o wybrykach Stawrogina pozostają w rażącej sprzeczności z jego godnym i zdystansowanym 273 Por. „− Czy pan wie, jaki d ziś naród, jedyny na ś wiecie, jest «bogonoścą», mający m odnowić i zbawić świat w imię nowego boga? Jedyny, któremu dane są klucze życia i nowego słowa? Czy pan wie, jaki to naród, jak się nazy wa? − Z pańskiego sposobu mówien ia powinienem chyba wywn ioskować, i to jak najpręd zej, że to naród rosyjski… − Pan się ś mieje! O, ludzie! – wybuchał już Szatow. − Proszę pana, niech pan się uspokoi. Przeciwn ie, spodziewałem się czegoś w ty m rod zaju. − Spodziewał się pan? A pan sam nie zna tych słów? − Znam doskonale. Wiem dobrze, do czego pan dąży. Całe zdanie pańskie i nawet określenie «naród bogonośca» jest tylko zakończen iem naszej rozmo wy sprzed dwóch lat, za gran icą, przed wyjazdem pańskim do Ameryki… Przynajmn iej o ile mogę sobie przypomn ieć. − Jest to dosłownie pańskie zdanie, nie mo je. Pana własne, a wcale nie zakończen ie ro zmowy. Żadnej «naszej» ro zmowy wtedy nie było. Był mistrz, który objawiał wielkie p rawdy, i by ł uczeń, który powstawał z mart wych. Ja byłem ty m uczn iem, pan – tym mistrzem”. (Biesy, s. 237-238). Paralelnie do tego fragmentu Biesów można czytać Mowę puszkinowską Dostojewskiego i frag menty Rozmów i pouczeń starca Zosimy z Braci Karamazow. Strona | 201 zachowaniem w miasteczku, w którym toczy się zasadnicza część akcji powieści. Właściwie, przez dłuższy czas rozwoju fabuły Stawrogin umyka jakimkolwiek próbom konsekwentnego opisu i oceny. Ma on zbyt wiele masek, żeby z całą pewnością można było stwierdzić, która z nich jest prawdziwa. Istnieją jednak w Biesach trzy postacie, które w sposób intuicyjny wyczuwają rzeczywistą, „wężową” naturę Stawrogina: jego matka, Barbara Pietrowna, prawowita żona, Maria Timofiejewna vel Kuternóżka i naczelny „bies” powieści – Piotr Wierchowieński. Każda z tych postaci inaczej odnosi się do przeczuwanej „sztuczności” Stawrogina. W Barbarze Pietrownie wzbudza ona przede wszystkim niepokój. Każde pojawienie się syna, posiadającego nad nią – bez mała – nieograniczoną władzę, wzbudza jej lęk. Ta bohaterka, z jednej strony, zupełnie trzeźwo patrzy na ws zystkie jego poczynania i ocenia je według ogólnie przyjętych norm towarzysko-moralnych, a z drugiej – w żaden sposób nie jest w stanie zakomunikować Nicolas prawdziwych rozmiarów swojego oburzenia i niepokoju. Narrator w następujący sposób opisuje zachowanie Barbary Pietrowny po tym, jak jej Nicolas, bagatela, ugryzł w ucho gubernatora: Barbara Pietrowna była ogromn ie przerażona. Przyznała się potem Stiepanowi Trofimo wiczowi, że dawno przeczu wała coś podobnego, że od pół roku co dzień oczekiwała „właśnie czegoś w tym rodzaju”. W ustach matki było to zastanawiające wyznanie. „Zaczyna się!” – pomyślała z niepoko jem. Nazajutrz po tym fatalnym wieczorze w klubie ostrożnie, lecz stanowczo zażądała od syna wyjaśnień i pomimo stanowczości w głosie, cała się trzęsła, biedaczka. Nie spała w nocy, rano zaś chodziła nawet naradzić się ze Stiepanem Trofimo wiczem i p łakała u niego, czego nigdy nie czyniła przy lud ziach. Zależało jej na ty m, by Nicolas powied ział jej przynajmn iej cokolwiek, aby się przed nią raczył wytłu maczyć. Nicolas, zawsze tak uprzejmy i pełen szacunku wobec matki, słuchał czas jakiś zasępiony, bardzo poważny; potem wstał, nie powiedział ani słowa, pocałował ją w rękę i wyszedł. I tego samego dnia wieczorem zrobił nowy skandal, wprawdzie zwyklejszy i powszedniejszy, który jednak w związku z nastroje powszechnym dodał koloru miejskim p lotko m i gadanio m. (Biesy, t. 1, s. 46) Stawrogin ciągle i uporczywie unika słownej konfrontacji z matką. Całą swoją osobą manifestuje w kontaktach z nią głęboki szacunek, niemniej w sytuacjach bezpośredniego starcia po prostu milczy. Tak dzieje się w zacytowanym wyżej fragmencie, tak stało się również m.in. w późniejszym fragmencie akcji, kiedy to Strona | 202 Nicolas został publicznie zapytany przez Barbarę Pietrownę, czy Kuternóżka jest jego żoną 274 . Między matką a synem nie ma nawet odrobiny porozumienia. Mogą się oni co najwyżej wzajemnie obserwować i wyciągać z tej obserwacji wnioski. Z tym, że prawdziwa wiedza zarówno na temat matki, jak i o sobie samym leży po stronie Stawrogina. Barbara Pietrowna może jedynie przyglądać mu się z lękiem i zdumieniem oraz z nadzieją, że wszystkie negatywne obawy o moralność Nicolas są nieprawdziwe. Stawrogin nieustannie i nienagannie ogrywa przed matką rolę kochającego, dobrego syna. Wydaje się jednocześnie, że rola ta jest mu do czegoś potrzebna i nie wynika ze zwykłej synowskiej troski. Można sądzić, że przyczyną zakładania przez Stawrogina tej maski jest zwyczajny lęk o to, że mógłby zostać w jakiś sposób przez matkę zdemaskowany. Zresztą motyw maski w ich wzajemnych relacjach pojawia się bardzo wyraźnie: Ciągle ro iło się jej [Barbarze Pietrownej], że wreszcie się czegoś dowie. Cichutko zapukała, jak przedtem, lecz n ie otrzy mując odpowied zi, otwo rzy ła drzwi. Zobaczyła, że Nico las siedzi nieru cho mo, i z biciem serca zbliżyła się do stołu. Zdziwiło ją, że móg ł zasnąć tak szybko i że mo że spać siedząc tak prosto i nieruchomo. Nawet oddech trudno było zauważyć. Śp iący miał twarz bladą, na pół zastygłą, martwą. M iał brwi zsunięte i nachmurzone. Przypominał bezduszną figurę woskową. Stała nad nim parę minut, bojąc się oddychać. Ogarnął ją lęk. Wyszła na palcach, nie zau ważona, pełna nowej troski i bólu. (Biesy, t. 1, s. 219-220) W przytoczonym wyżej cytacie najbardziej uderzająca jest sztuczność, nienaturalność całej sytuacji. Śpiący Stawrogin przypomina własnej matce sztuczną, „bezduszną” figurę woskową, na widok której ogrania ją lęk. Rodzaj tego lęku nie zostaje – co prawda – przez narratora doprecyzowany, ale można (jak sądzę) odnaleźć w nim pewne znamiona lęku najbardziej pierwotnego, zwierzęcego. W oczach własnej matki Stawrogin przestaje być człowiekiem. Zamienia się w bezduszną kukłę, pozbawioną jakiejkolwiek treści wewnętrznej. Można sądzić, że jest to największy 274 Por.: „− M ikołaju – powtórzyła akcentując każde słowo, a w głosie jej słychać było groźbę. – Proszę cię, odpowiedz mi natychmiast, nie ruszając się z miejsca, czy to prawda, że ta nieszczęśliwa, ku lawa kobieta, ta oto, spójrz na nią… czy to prawda, że jest to twoja ślubna żona? […] Nie zmruży ł nawet oczu i uważnie patrzał na matkę: na jego twarzy nie dostrzegłem żadnej zmiany. Wreszcie uśmiechnął się lekko, tak jakoś pobłażliwie, nie odpowiedział ani słowa, podszedł wolny m krokiem do matki, wziął jej d łoń, z szacunkiem podniósł do ust i ucałował. Wpływ jego na matkę był zaws ze tak n iezwalczony, że i teraz nie była w stanie cofnąć ręk i. Patrzyła wciąż na niego z n iemy m pytaniem […]”. (Biesy, t.1., s. 176-177). Strona | 203 sekret Stawrogina, ukrywany przez niego przede wszystkim przed własną matką, która mogłaby rozpoznać jego prawdziwą naturę 275 . Inną postacią, która doskonale przejrzała właściwą naturę Stawrogina, jest Maria Timofiejewna. Relacja jej i Stawrogina wydaje się szczególnie ciekawa i niejednoznaczna. Z reakcji Kuternóżki na widok małżonka da się wywnioskować wprost, że Stawrogin wcześniej (w preakcji powieściowej) był przez nią rozpoznawany jako osoba etycznie dobra. Zaś Stawrogin obecny, ukazany oczom czytelników, jest postacią na wskroś złą i fałszywą. Maria Timofiejewna, należąca w twórczości Dostojewskiego do szeregu postaci jurodiwych, w następujący sposób rozpoznaje prawdziwą postać Stawrogina: − Kto tam wie, kim jesteś i skąd się wziąłeś! Ale serce moje czuło intrygę. Czu ło zawsze, przez całe pięć lat. Sied zę tu i dziwię się: co to za sowa przyleciała do mnie? Nie, mó j drogi, zły m jesteś aktorem, gorszy m od Lebiadkina. Kłan iaj się ode mnie nisko hrabinie i powied z jej, żeby przysłała kogoś sprytniejszego. Wynajęła ciebie, mów? […] − Tak, podobny jesteś do niego, możeś nawet jego krewniak. Sp rytni jesteście! Ale mój – to sokół jasny i książę, a tyś puszczyk i kupczyk! Mój to i Bogu się pokłoni, gdy zechce, a n ie zechce – to nie; a ciebie nawet Szatuszka (mó j drogi, kochany Szatuszka!) b ił po twarzy. […] A ja p rzez p ięć lat byłam taka szczęśliwa, że mó j sokół gdzieś tam żyje i lata za górami, na słońce patrzy … Mów, samozwańcze, dużo ci za to dali? Za jaką sumę zgodziłeś się na to? Ja nie dałabym ci ani grosza! Cha, cha, cha! Cha, cha, cha! (Biesy, t. 1, s. 267-268) Stawrogin obecny jest więc samozwańcem i fałszywym księciem. Wiadomo, że te określenia bezpośrednio kojarzą się na gruncie rosyjskim z okresem Dymitriad i Wielkiej Smuty, co w myśleniu mitycznym tego narodu bezpośrednio się łączy z biblijnym proroctwem o antychryście 276 . Tak więc, upośledzona psychicznie, kaleka jurodiwa rozpoznała w Mikołaju Stawroginie antychrysta. Zaskakująca jest reakcja, jaką ta specyficzna epikryza wywołała w głównym zainteresowanym. Z rozwoju wydarzeń powieściowych można wnosić, że od chwili ponownego powrotu Stawrogina do rodzinnego miasteczka, aż do jego spotkania z żoną, tkwiło w nim twarde postanowienie, żeby ujawnić ich ślub. Miał to być rodzaj teatralnego gestu, nadający jego życiu zwrot nagły i niezbyt pewny w 275 Zresztą na marg inesie tych rozważań trudno jest pozbyć się natrętnie powracającego skojarzenia postaci Mikołaja Stawrogina z − wykreo wanym przez Oskara Wilde’a – Dorianem Grayem. Stawrogin chyba na bardzo podobnej zasadzie strzeże tajemnicy o swojej „bezduszności” przed cały m światem, jak Dorian – swojego portretu. Zresztą obaj bohaterowie mają w sobie coś skrajnie szatańskiego. Wilde pisze w ty m wprost, a Dostojewski – jedynie sugeruje demoniczną naturę swojego bohatera. 276 Zob. N. M. Karamzin, Istorija Gosudarstwa Rossijskogo, t. 11, Sankt-Peterburg 1892. Szczególnie rozd ział: Carstwowanije Łżedimitra. Strona | 204 swoich konsekwencjach. Wydaje się, że Stawrogin podejmuje rzeczywistą decyzję zabicia żony dopiero po omawianym tu spotkaniu. Kolejną postacią, która rozpoznaje w Stawroginie antychrysta, jest Piotr Wierchowieński. Jednak jego perspektywa jest skrajnie odmienna od opisywanych wyżej sposobów postrzegania tego bohatera. Wierchowieński-junior jest zafascynowany Stawroginem, który miałby zostać gwarantem stworzenia nowego, porewolucyjnego ładu, nową ikoną władzy i boskości: Zacznie się zamęt, zachwieje się wszystko w posadach, jak nigdy dotąd na świecie. Zatuman i się Rosja, zapłacze ziemia do starych bogów. A wtedy … wtedy wypuścimy … wie pan kogo? − Kogo? − Iwana Carewicza. − Co-o-o? − Tak, Iwana Carewicza! Pana, pana! Stawrogin po chwili milczenia, głęboko zd ziwiony spojrzał na opętańca i zapytał: − Samo zwańca? Ach! Więc na ty m polega pański plan? Wierchowieński odpowied ział cichy m, prawie miłosnym szeptem. Robił istotnie wrażenie człowieka p ijanego. − Powiemy, że on się ukrywa. Czy pan rozu mie, jak dużo znaczą te słowa: „On się ukry wa!” Lecz zjawi się, zjawi. Puścimy w obieg legendy lepsze niż u skopców. On jest, lecz nikt go nie widział. Ach, jak wspaniałą legendę można rozpowszechnić! Idzie nowa siła! A ona właśnie jest potrzebna, za n ią tęsknimy wszyscy! Socjalizm to pustka: obalił stare potęgi, a nie stworzył nowych. A tu siła, i jaka! Niesłychana! (Biesy, t. 1, s. 403) Przedstawiona w tym fragmencie gorączkowa wizja „intronizacji” Stawrogina znakomicie wpisuje się w rosyjski kontekst historiozoficzny, przypominający wizję cara-uzurpatora, fałszywego cara i antychrysta w jednym. Należy pamiętać, że w rosyjskim myśleniu semiotyczno-symbolicznym car jest poniekąd następcą Chrystusa na ziemi, osobą konsekrowaną. Dlatego też tak niezwykle ciekawe jest przelotnie wspominane przede mnie przed chwilą zjawisko carów-samozwańców, rozpoznawanych przez lud jako kolejne wcielenia antychrysta. Borys Uspienski twierdzi, że jest to zjawisko typowo rosyjskie, praktycznie niespotykane w innych krajach, w każdym razie w krajach europejskich. O ile na zachodzie Europy walki o tron były stanem naturalnym, o tyle w Rosji ścisłe zespolenie władzy doczesnej i duchowej w osobie cara prowadziło często do niepokojów o podłożu eschatologicznym, w końcu, jak twierdzi badacz, Jeśli rzeczywiści carowie otrzy mu ją władzę od Boga, to fałszy wi carowie otrzy mu ją ją od diabła […]. Nawet cerkiewny obrządek składania świętych ślubów carskich i bierzmo wania nie przekazuje fałszywemu caro wi łaski, ponieważ te czynności zachowują tylko pozór, zaś w rzeczywistości to biesy na rozkaz diabła przy jmują śluby i namaszczają […]. Odpowiednio, jeśli prawd ziwy car mo że się upodobnić Strona | 205 do Chrystusa […] i zostać odebrany jako obraz Boga, żywa ikona, samo zwan iec mo że być odbierany jako ikona fałszywa, to jest IDOL. 277 Takim „politycznym” wcieleniem fałszywego proroka w postrzeganiu Wierchowieńskiego miał być Stawrogin. Zresztą jego wizja jest w pełni zbieżna z odpowiednim fragmentem wizji Apokalipsy: Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: miała dwa rogi podobne do rogów Baranka, a mó wiła jak Smok. I całą wład zę pierwszej Bestii przed nią wy konuje, i sprawiła, że ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszej Bestii, której rana śmiertelna została uleczona. I czyni wielkie znaki, tak iż nawet każe ogniowi zstępować z nieba na ziemię wobec ludzi. I zwodzi mieszkańców ziemi znakami, które dano jej uczynić przed Bestią, mó wiąc mieszkańco m ziemi, by wykonali obraz Bestii, która otrzy mała cios mieczem, a ożyła. […] I sprawia, że ws zyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewoln icy dają sobie znamię na rękę prawą lub czo ło i że n ikt n ie mo że kupić n i sprzedać, kto n ie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia 278 . Wierchowieński, zgodnie z logiką przypowiedni biblijnej, również zaplanował dla Stawrogina szereg znaków (tyle tylko, że znaków bardziej doczesnych), mających umotywować jego „prawdziwość”. Ma on szerzyć „nową sprawiedliwość”: Tu chodzi o legendę. Pan ich zwycięży. Pan spojrzy i zwycięży. On niesie nową pra wdę i musi się ukrywać. Wy myślimy parę wyroków Salo monowych. Od tego, aby puszczać to w obieg, są kółka, piątki. Nie trzeba nam gazet. Jeżeli jednej prośbie na dziesięć tysięcy uczynimy zadość, wszyscy zasypią nas prośbami. W każdej g min ie każdy chłop będzie wiedział, że jest gdzieś jakaś dziupla, do której mo żna wrzucać prośby. Jęk pójdzie wzdłu ż i wszerz: „Id zie nowa sprawiedliwość.” Morze się zakotłu je i zwali się stara buda. (Biesy, t. 1, s. 404) Stawrogin jednak pozostaje obojętny na projekty Wierchowieńskiego. Tyle że nie chodzi tu o bodaj namiastkę pracy sumienia, o jakikolwiek rodzaj przerażenia jego pomysłem czy też tymi cechami jego własnej osoby, które przyczyniły się do powstania wizji Wierchowieńskiego. Chodzi o nudę, zresztą trafnie w tym przypadku zdiagnozowaną przez niedoszłego rewolucjonistę („«Nie chce się panu!» − wołał Wierchowieński w zapamiętaniu” 279 ). Niemniej ta artystyczna kreacja Dostojewskiego, jaką jest Mikołaj Stawrogin, na najprostszej płaszczyźnie fabularnej powieści została pozbawiona jakichkolwiek cech apokaliptycznych. Pisarz nie próbuje nawet sięgnąć tu po jakiekolwiek elementy, wskazujące na „satanistyczną” proweniencję głównego. Stawrogin nie zawiera na 277 B. A. Uspienskij, Car’ i sa mozwaniec: kulturno-istoriczeskij fienomien, w: idem, Izbrannyje trudy, t. 1., Siemiotika istorii. Siemiotika kultury, Moskwa 1994, s. 79. Tłu m. mo je – E. S. 278 Ap, 13, 11-14; 16-17. 279 Ibidem. Strona | 206 kartach powieści paktu z diabłem ani nie podpisuje cyrografu (jak to bywało we wcześniejszych kreacjach romantycznych postaci diabolicznych). Jego bohater po prostu ewokuje wewnętrzną pustkę, rzeczywistą niewiarę i absolutny brak dobra. Danuta Kułakowska określiła tego bohatera mianem „antychrysta nihilistycznego”280 . Paul Evdokimov upatruje największy dramat wewnętrzny Stawrogina w jego braku miłości: Rozpad jego osoby ukazuje zewnętrzną stronę, gdzie idee, emanacje stają się namiętnościami, wydarzen iami, przeznaczeniem, a on jeden jest niewzruszony. Jego obojętność na wszy stko jest wycieńczen iem ducha. Reprezentuje zło w czystym stanie, nicość w bycie 281 . A z drugiej strony – nie sposób pominąć milczeniem tej szczególnej grozy, odczuwanej w towarzystwie Stawrogina przez osoby w jakiś sposób mu najbliższe. Barbara Pietrowna odczuwa przed nim niewytłumaczalne, ogromne przerażenie. Maria Timofiejewna swój lęk przed nim zasłania drwiną. Z kolei Piotr Wierchowieński, złączony ze Stawroginem pokrewieństwem zła, pragnie uczynić zeń właśnie rosyjskiego antychrysta. Sam Stawrogin chyba nie jest do końca świadom swojej prawdziwej natury. W tej kreacji artystycznej jest też coś z postaci dandysa, kogoś (myśląc nieco anachronicznie) właśnie na kształt Wilde’owskiego dandysa, Doriana Graya, osoby zaprzedanej mocy złego 282 , ciągle poszukującej coraz bardziej wyrafinowanych form samozniszczenia, a tym samym będącą (w wymiarze symbolicznym) wykrzywionym obrazem Syna Bożego 283 . 280 Zob. D. Kułakowska, Stawrogin, czyli anty-Chryst nihilistyczny, w: eadem, Dostojewski. Dialektyka niewiary, Warszawa 1981. 281 P. Evdokimov, „Biesy” – fenomenologia ateizmu i eschatologia zła, w: idem, Gogol i Dostojewski, czyli zstąpienie do otchłani, tłum. A. Kunka, Bydgoszcz 2002, s. 256. 282 Zresztą problem dandyzmu w Biesach został podjęty przez Jurija Łot mana: „Karamzin w 1803 roku opisał to interesujące zjawisko [dandyzmu – E. S.] zlania się buntu i cynizmu, przekształcenia egoizmu w swoistą religię oraz ironiczny stosunek do wszelkich zasad „trywialnej” mo ralności. Bohater mo jej spowiedzi z dumą opowiada o swoich przygodach: «Narobiłem wiele szu mu w swo jej podró ży przez to, że – skacząc w kontredansach z ważny mi damami w niemieckich księstwach – celowo upuszczałem je na ziemię w najbard ziej nieprzy zwo ity sposób; a głównie przez to, że całując z dobrymi katolika mi pantofel papieża, ugryzłem go w nogę tak, że biedny staruszek krzyknął z całej siły». Sceny te później odtworzył Fiodor Dostojewski w powieści Biesy. Stawrogin powtarza, transformu jąc, cyniczne gry bohatera Karamzina: stawia on w skandalicznej sytuacji panią Liputinę, cału jąc ją publiczn ie na balu, i pod pretekstem poufnej ro zmowy gry zie w ucho gubernatora. Dostojewski, oczywiście, nie sprowadza istoty swojego bohatera do postaci stworzonej przez Karamzina. Jednakże wewnętrzna pustka dandyzmu wydaje mu się złowrogą przepowiednią losu «obywatela kantonu Uri».” (J. Łot man, Rosyjski dandyzm, w: idem, Rosja i znaki. Kultura szlachecka wieku XVIII i na początku XIX, tłu m. B. Żyłko, Gdańsk 1999, s. 145-146. 283 Ryszard Przybylski, choć również ro zpatruje postać Stawrogina jako literacką kreację antychrysta, ostatecznie dochodzi do wn iosków zupełnie od miennych: „Stawrogin – powtarzam – n ie jest żadną Strona | 207 „Czasy skończone! – historii już nie ma” ? Takiego wykrzywionego obrazu, takiej eschatologicznej karykatury w twórczości Norwida odnaleźć się nie da. Choć – podobnie jak Dostojewski – wielokrotnie sięga polski poeta do Księgi Objawienia, to jednak interesują go raczej zawarte w niej wizerunki osób, stojących po stronie dobra. Wielokrotnie już cytowana tu Alina Merdas pisze m.in., że najczęściej spotykanym w twórczości Norwida wątkiem apokaliptycznym jest obraz bestii – smoka, przezwyciężonego przez Niewiastę: Wszędzie, gd zie pojawia się obraz Niewiasty, występuje czas przeszły dokonany: starła, postawiono, potarłaś, starto. A obok tego obecność węża, który jest, patrzy, szyd zi – chociaż został zrzucony do otchłani284 . Ten szczególnie inspirujący dla Norwida obraz Matki Bożej, zwyciężającej węża-szatana, ma również bardzo bogatą tradycję ikonograficzną. Chyba właśnie z niej zapożyczył poeta detal, dotyczący tego, że Niewiasta zdeptała głowę węża bosą stopą 285 . I choć autorka monografii o Biblii w twórczości Norwida nie zwraca na to uwagi, warto sięgnąć pamięcią do protoewangelicznych fragmentów Księgi Rodzaju (Rdz 3, 15), w których wyraźnie narzuca się kontekst nagości pierwszych ludzi, który zapewne wpłynął na późniejsze wizje ikonograficzne. Gdyby spróbować dokładnie prześledzić Norwidową interpretację dziejów tudzież jego wizję eschatologiczną, okazałoby się chyba, że najważniejsze wydarzenia zbawcze już się rozegrały. I nie chodzi tu tylko o linearną perspektywę historyczną, zgodnie z którą zostały zawarte już wszystkie przymierza Boga z ludźmi, z których najważniejsze – miało miejsce na Golgocie. W optyce Norwida wydarzenia, zapowiedziane przez św. Jana w Księdze Objawienia, w perspektywie kosmicznej już nastąpiły. Jak pisze o tym Alina Merdas w przytoczonym wyżej cytacie, wszystkie zdarzenia związane ze zwycięstwem Matki Bożej nad wężem-szatanem są przedstawiane przez poetę w czasie dokonanym. Za czysto gramatyczny przykład tej prawidłowości może posłużyć fragment Norwidowej Litanii: tajemnicą. Jest to zwy kły, trochę zblazowany, pubertalny kontestator, który natomiast wydobył na jaw sytuacje typowe dla rosyjskiego życia ideowego”. (R. Przybylski, Stawrogin, w: R. Przybylski, M. Janion, Sprawa Stawrogina, Warszawa 1996, s. 42). 284 A. Merdas, op. cit., s .45. 285 Por. Ibidem, s. 44. Strona | 208 Od rana prawdy stawszy się kołyską, Gdy, męką Syna nad śmierć wyniesiona, Wężowi głowę t u potarłaś śliską, Współ-wszech moc bierzes z tam, w n iebo-niesiona, I wciąż rozrzewn iasz się nad planetami… M o żna ,Ł as ka wa iBło g os ła wio na , Módl się za nami… (I, 195) Moc Słowa Objawionego jest więc tak wielka, że wszystko, co zostało w nim zapowiedziane, w istocie, już się dokonało, dlatego też użyty tu przez poetę czas przeszły dokonany nie stanowi najmniejszego novum w Historii Zbawienia. Znacznie dokładniej ta prawidłowość religijno-historyczna została przez Norwida wyeksplikowana w początkowych fragmentach dramatu Krakus. Synowie króla, Krakus i Rakuz, przybywają do pustelnika z prośbą o pomoc w zwalczeniu smoka, który zagnieździł się na dworze królewskim po śmierci „cudnej Pani” – Wandy. Smoczy jad niszczy nie tylko sam zamek królewski (zewnętrzną oznakę władzy), ale zalega też w sercach mieszkańców królestwa 286 . Starzec tak komentuje tę sytuację: Nie będzie gadem, kto zetrze gady, Gadem nie będ zie, kto gady zetrze – Sprawa ta stała się ju ż daleko, Za górą siódmą, za siódmą rzeką, A tu nawiewa zo wąd powietrze, A tu się tylko ostatki wleką. Dziewicy nogą w ziemi dalekiej Smokowi g łowę starto pierwotną; To zaś jest tylko odrośl kaleki: Jeśli już gnije, skoro go potną, Jeśli, gdy mieczem odwalisz sporo, Nowe się gady z niego nie b iorą. (IV, 170-171) Wydarzenia Krakusa rozgrywają się w czasie mitycznym, baśniowym. Należą do prehistorii państwa polskiego. Jednocześnie w tych „czasach zaprzes złych”, w tym potencjalnym wymiarze czasowym, smok- szatan już został pokonany przez Niewiastę. Całe zło współczesne (zarówno w jego postaci baśniowo-demonicznej, jak i etycznej) jest jedynie dalekim echem już rozegranej walki eschatologicznej. Smok-szatan został 286 „Lecz czar się przen iósł w serce narodu I pod czterema zamku węgłami Smok czarną jamę wy kopał kłami. Z tym ojciec boje ustawne zwodzi. Jak z nawałn icą leżący w łodzi.” (IV, 169) Strona | 209 pokonany. Dlatego też w stworzonym przez Norwida świecie nie ma miejsca na żadne wątpliwości. Historia Zbawienia, jest w świetle twórczości Norwida, historią nieustannego zbawiania, której zakończenie jest już poecie doskonale znane, choć należy pamiętać również o jednej z maksym Norwidowskich: O, n ie skończona jeszcze d ziejó w praca, Nie przepalony jeszcze glob sumieniem!… (I, 116) Księga Apokalipsy odegrała bardzo ważną rolę twórczości Norwida i Dostojewskiego. Choć nie ma może zbyt wielu bezpośrednich fragmentów tekstowych, w których obecność tej księgi biblijnej objawia się bezpośrednio, to jednak jej wizja prześwituje przez „strukturę głęboką” ich twórczości. Niemniej twórczy odbiór Objawienia wg św. Jana, widoczny w utworach obu autorów jest zgoła inny. Dostojewski podlega mocnej inspiracji najbardziej „ciemnych” i niepokojących fragmentów Apokalipsy. Rzecz ciekawa, że jest to w pełni zbieżne z „wrażliwością estetyczną” kultury przełomu XX i XXI wieku. Pisarz rosyjski z ogromnym skupieniem ogląda i powiela twórczo zawarte w tej księdze niewiadome. Norwid w żaden sposób nie aktualizuje tych fragmentów Apokalipsy. W jego tekstach literackich powraca echo tych obrazów z Objawienia, które przynoszą pozytywną wizję tryumfu Boga nad szatanem. Przyglądając się twórczości Norwida, można stwierdzić, że dla tego poety w ostatecznym rozrachunku liczy się, że „został strącony wielki Smok, Wąż starodawny” (Ap 12, 9) i że „«Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca»” (Ap 12, 10). Biblia „odwrócona” W twórczości Norwida i Dostojewskiego można odnaleźć kilka ciekawych wątków, niemieszczących się w zarysowanej wyżej perspektywie oglądu interpretacyjnego. Są to w dalszym ciągu motywy bezpośrednio nawiązujące do Pisma Świętego i jednocześnie, w jakiś nie do końca uchwytny sposób, odwracające przesłanie wyzyskiwanych fragmentów. U Dostojewskiego zjawisko to ma charakter znacznie rozleglejszy. Współczesny badacz z przekorą opisuje to zagadnienie: Strona | 210 Chrystus – to tylko jeden z prototypów, przykład zachowania. Więcej, mając w pamięci Bachtinowską koncepcję karnawału i wesołej u mowności, zdecydowanie można zacząć mó wić o przestrzen i profanacji w utworach Dostojewskiego […]. Na przykład, wskrzeszenie głównego bohatera Zbrodni i kary, Raskolniko wa, jest ledwo naszkico wane i wcale n ie tak oczywiste jak wskrzeszenie cuchnącego już Łazarza. Książę Myszkin, w powieści Idiota, wcale n ie podźwignął do nowego życia „jawnogrzesznicy” Nastasji Filipowny, która na dodatek okazała się „n ieskruszoną Magdaleną”. Albo, powiedzmy , generał Pralinski w opowiadaniu Paskudna historia nie pomnaża radości na weselnej uczcie swojego podwładnego Psełdonimowa, jak czyni to Chrystus w Kanie Galilejskiej. Przeciwn ie, mó wiąc metaforycznie, zmusza go do wychylenia „czary goryczy”. A w Braciach Karamazow, ostatniej powieści Dostojewskiego, „marnotrawn i synowie”, bracia Karamazo w, wracają do ojca, który nie tylko nie wybacza im, ale i sam p rzewy ższa ich swoją „marnotrawnością”287 . Zresztą, źródeł tego rodzaju podwójności należałoby szukać w nie tak dalekiej przeszłości. Wydaje się, że właśnie poczynając od czasów reform cerkiewnych Piotra I i patriarchy Nikona, do świadomości religijnej mieszkańców Imperium Rosyjskiego wkradła się ta specyficzna podwójność. O ile wcześniej, przed Piotrem i Nikonem, znak sakralny nie był dla Rosjan w żadnym stopniu znakiem umownym 288 , o tyle od wieku XVII ta umowność (referencyjność) została mu narzucona. Konsekwencją tej zmiany (zmiany, która na Zachodzie Europy dokonała się już znacznie wcześniej i która nie wywołała tam tak wielkich zmian, jak stało się to w Rosji) stał się cerkiewny i epistemologiczny Raskoł. Właśnie w kontekście tego zjawiska usiłuje odczytywać twórczość Dostojewskiego Cezary Wodziński: Światoobraz Dostojewskiego jest tedy nie tylko odwzorowaniem i rekonstrukcją – we frag mentach i w całości – świata Raskoła, ale także próbą wykroczen ia z n iego. Taką próbą zdekonstruowania tego świata, by niejako od wewnątrz, od środka uchyliły się w nim okiennice ku jego „zaświato m”. Albowiem sytuacja niepoznawalności różnicy między dobrem a złem jest sytuacją nieznośną dla chrześcijanina. Czy li dla tego właśnie, kto nie potrafi żyć bez zakorzenien ia w różn icy aksjologicznej 289 . Z jednej strony, nie należy może do tego stopnia przeceniać wpływu rozłamu, który dokonał się w obrębie Cerkwi prawosławnej, jak robi to cytowany wyżej badacz. Z drugiej strony – pewne przerysowanie, widoczne w tekstach Wodzińskiego, poświęconych Dostojewskiemu, pomaga uświadomić sobie skalę rozbicia wewnętrznego tekstów tego pisarza. Zgodnie z mentalnością rosyjską właściwie wszystko można w powieściach autora Sobowtóra odczytywać na opak. Do tego rodzaju lektury w pełni uprawnia sama polifoniczna konstrukcja jego tekstów. 287 F. Tarasow, Rol Jewangelija w chudożestwiennom tworcziestwie, op. cit. … Tłu maczenie mo je – E. S. Szczegółowo pisałam o ty m w rozd ziale, poświęconym wizji h istorii w dziełach Norwida i Dostojewskiego. 289 C. Wodziński, Konwulsje Dostojewskiego, w: idem, Trans, Dostojewski, Rosja, czyli o filozofowaniu siekierą, Gdańsk 2005, s. 61. 288 Strona | 211 Z kolei kwestia obecności w działach Norwida „odwróconych” motywów biblijnych nie została dotychczas zauważona. Przykładem takiego biblijnego motywu odwróconego może się okazać, na przykład, nowela Cywilizacja. „Cywilizacja”, czyli odwrócony motyw Arki Noego Na pierwszy rzut oka Cywilizacja, opatrzona przez Norwida podtytułem Legenda, wydaje się być dość prostym w swoim przekazie opowiadaniem parabolicznym, ostrzegającym XIX-wiecznego czytelnika przed niebezpieczeństwem utraty wszelkich więzi społecznych, które mogą w niespodziewany sposób doprowadzić do jakiegoś rodzaju katastrofy cywilizacyjnej lub – wręcz – do tej cywilizacji ostatecznej zagłady. W tym też duchu (skądinąd zupełnie zgodnym z innymi wypowiedziami poety) interpretowała opowiadanie Irena Sławińska 290 . Nieco dalej w swoich rozważaniach posunęła się Zofia Trojanowiczowa, kładąca nacisk nie tylko na mierną jakość relacji międzyludzkich, wielokrotnie przez Norwida piętnowaną, ale też na pychę i ograniczoność człowieka, mniemającego, że uczynił całą przyrodę sobie poddaną 291 . Wydaje się jednak, że ta nowela zawiera też inne przesłanie. W pierwszej kolejności zwracają uwagę czas i miejsce akcji. Całość tekstu noweli jest podzielona na sześć epizodów-odsłon, symetrycznie oddających upływ czasu fabularnego i przemierzanie przez parostatek „Cywilizacja” kolejnych „oceanu pasów”. Jedynie „odsłona” pierwsza, stanowiąca jakby preludium akcji, jest wyjęta spoza czasu podróży parostatkiem. Jej czas staje się czasem wspomnieniowym, elegijnym, skupiającym się głównie nad echem dawnych podró ży narratora, odbywanych na okręcie żaglowym, a nie na parostatku. – Był czas – rzekłem – kiedy w rzeczywistości dotykalnej pod ręką moją miałem klucze piękności onych, o których marzen ie swoje mi przedstawiasz – – […] 290 Por. „Legenda o okręcie (Cywilizacja) […] najpierw staranna i na pozór bezinteresowna ekspozycja, prezentacja pasażerów okrętu. A kcent pada na ich egoizm, brak więzi społecznej; ten ostatni rys omówi ko mentarz – monolog narratora. Dopiero potem następuje obraz katastrofy: zatonięcie okrętu. W przekroju dosłownym uzasadnia je spotkanie z górą lodową; ale istotna motywacja wskaże na ów brak więzi społecznej. «Cywilizacja» musi utonąć, ponieważ ma pasażerów, których nic nie łączy. To jest istotna motywacja zdarzenia i ona współpracuje z procesem parabolizacji.” (I. Sławińska, O prozie epickiej Norwida. Z zagadnień warsztatu poety-dramaturga, w: eadem, Reżyserska ręka Norwida, Kraków 1971, s. 287-288). 291 Zob. Z. Trojanowiczo wa, „Cywilizacja” Norwida. Propozycja nowej lektury, „Roczn iki Hu manistyczne”, t. XLVI, z. 1, 1998, zeszyt specjalny. Strona | 212 – Oto i wid zisz – mówiłem mo jemu młodemu znajo memu – że rzeczy te nie są mi wcale obce; owszem, od ogromnych żaglowego okrętu podwalin, budowanie arki przypominających, a które spoczywają na samy m dnie łodzi okrętowej; przeszedłszy następnie miejsca ciemne, gdzie ord zawione wodą słoną łańcuchy kotwic się pierścienią lub wyciągnięte są podłużnie w niedbały m na posadzce odpocznieniu; przeszedłszy jeszcze wy żej, do korytarzy kabin, i wy żej, na pokład okrętowy, którego każda deska biała jest i miękka od umywań, a wszystkie są jakoby wieko skrzypiec piękn ie wygięte; i podniósłszy oczy tam, gdzie lin wielu okrętowych niewzdrygliwe siatki się przekreślają na niebiosach, albo i gdzie powietrze rozb ija namioty swoje szerokimi żaglami – albo i gdzie trzy masztów krzyże kończynami swo imi podobne są jakiejś mistycznej tro istości, kiedy umierają we mgłach rannych, w mętach opalowego światłocienia a wilgoci ciepłej i słonawej, mętach niekiedy przedartych zgubionymi przez odeszłe słońce promieniami – wszystko to, jak wid zisz, jest mi znane. (VI, 45-46) Ten poetycki opis budowy statku zawiera w sobie dodatkowy (jakby poboczny) czas mityczny. Wyimaginowana, wspomnieniowa podróż narratora po okręcie żaglowym zaczyna się w starotestamentowych czasach budowy arki Noego, a kończy się na Golgocie. Okręt żaglowy łączy się w tym kontekście nie tylko ze zmitologizowaną, nostalgiczną krainą młodości, ale przede wszystkim nabiera kształtów znaku kulturowego, głęboko osadzonego w tradycji chrześcijańskiej. Ważne jest, że ani na temat budowy nowego parostatku „Cywilizacja”, ani zwyczajów tam panujących, narrator-bohater nie wie praktycznie nic. Informacji na ten temat ma mu dopiero udzielić zaprzyjaźniony lekarz, człowiek w pełni praktyczny i współczesny (w Norwidowym rozumieniu tych słów), któremu zdarzyło się już wielok rotnie płynąć parostatkiem. Opisywany tu czas przeszłości – tworzący oś z czasem rzeczywistym, sygnalizowanym przez „wielki zegar miejski” – otwiera jednocześnie możliwość wprowadzenia w obręb opowiadania zagadkowego fragmentu lirycznego: Co dzień woda w o kręt ciecze, Nogą z ło ża ani stąp; Co wieczora – o! czło wiecze, W górę rękaw! – i do po mp. Pożegnałem, co kochałem, Upominek złączy nas; Ręką jedną – p r z e s t r z e ń dałem, Drugą ręką – dałem c z a s . (VI, 45) Ten wierszyk (a może raczej – piosenka – przecież narrator ją nuci?) nastręcza dużych trudności interpretacyjnych. Po pierwsze, w ogóle zdaje się „nie pasować” do Norwida. Po drugie, co właściwie znaczy jego pierwsza strofa? Czy jest to refleksja o konieczności podejmowania przez człowieka ciągłego wysiłku? Jeśli tak, to dlaczego tylko „co wieczora […] w górę rękaw”? Dlaczego tego rodzaju wysiłek w ciągu dnia Strona | 213 jest niemożliwy („nogą z łoża ani stąp”)? A druga strofa? Kogo ma złączyć „upominek”? Czym właściwie jest ten „upominek czasoprzestrzenny”? Dlaczego obraz bohatera jedną ręką, dającego przestrzeń, a drugą – czas, nieodparcie kojarzy się z „rękami rozłożonymi jak ramiona krzyża”292 ? I czemu – wreszcie – to dziwne dziełko liryczne zostało przez Norwida tak mocno wyeksponowane 293 ? Pewnych sugestii, ułatwiających odpowiedź na te pytania, może dostarczyć artykuł Mariana Maciejewskiego, w którym badacz przygląda się m.in. przestrzeni w lirykach lozańskich w zestawieniu z fragmentami Zdań i uwag Mickiewicza. [W liryce Mickiewicza] Przeważa myślenie w kategoriach przemijania, co potwierd za tezę o owych dwóch, grubo zarysowanych etapach ewolucyjnych. Ale rysuje się ju ż równ ież przestrzenna głębia potrzebna do zobrazo wania czasu wiecznego, a więc jakby otwarta Droga do wieczności – jak brzmi tytuł jednego z afory zmów wchodzących w skład Zdań i uwag. […] Dopiero po ro ku 1832, po ro zleg łej lekturze p ism św. Augustyna, dzieł Saint-Martina, rozp raw teologicznych Baadera, pis m Jakuba Boeh mego i Anio ła Ślązaka – kiedy coraz częściej przeważać będzie myślenie per analogiam – dojdzie do zdecydowanego „rozrachunku” z czasem, a nawet p rzestrzenią: Ci, co nad c z a s i m i e j s c e ducha swego wzbili, Mogą czucia wieczności doznać w każdej chwili 294 . Prezentowane w Cywilizacji czas i przestrzeń, (podobnie jak te wyeksplikowane przez Maciejewskiego w później twórczości Mickiewicza) mają charakter mityczny. Akcja noweli obejmuje siedem dni, a liczba ta kojarzy się z pełnią i liczbą dni stworzenia świata. Tyle że u Norwida świat, a właściwie jego metonimiczna część, po tym okresie zostaje unicestwiona. A dzieje się to owego siódmego dnia, kiedy już całe stworzenie ogarnęła boska refleksja o tym, że „było bardzo dobre”. Jeśli więc założymy, że czas i miejsce akcji omawianej noweli Norwida mieszczą się w wymiarze czasu mitycznego, to bardziej zro zumiała staje się druga strofa przytaczanego wyżej fragmentu lirycznego. Bohater – rozpięty w jakiś sposób – pomiędzy czasem i przestrzenią, zawieszony w geście transgresji, znajduje się w konkretnym, zmysłowo namacalnym miejscu i czasie i – jednocześnie – jakby obok 292 Możliwy m tropem interpretacyjnym mog łaby się tu okazać, wpro wadzona przez Kanta, kategoria subiektywizmu w postrzeganiu czasu i przestrzeni. Zgodnie z rozpo znaniami filozofa z Kró lewca czas i przestrzeń nie należą, wszak, do świata materialnego, a są jedynie aprioryczny mi formami poznania, który mi posługuje się umysł ludzki. 293 Jeszcze inną mo żliwość rozumienia tej „piosenki” podsuwa Józef Czapski, przywo łując ją w kontekście codziennego wysiłku życia i „naturalnej bezsilności człowieka”. Zob. na ten temat: B. Kuczera-Chachulska, Trudny Norwid. Historycznoliteracka lekcja poety, w: Norwid. Z warsztatu norwidologów bielańskich, red. T. Korpysz. B. Kuczera -Chachulska, Warszawa 2011, s. 87. 294 M. Maciejewski, Mickiewiczowskie „czucia wieczności”. (Czas i przestrzeń w liryce lozańskiej), w: idem, Poetyka, gatunek – obraz. W kręgu poezji romantycznej, Wrocław 1977, s. 75. Strona | 214 nich, gdzieś poza; przygląda się wydarzeniom na pokładzie „Cywilizacji”, uczestnicząc w nich i zarazem pozostając nieobecnym. Wydaje się, że właśnie na drodze takiego sprzecznego w sobie, negatywnego opisu czasu i przestrzeni „legendy” Norwida daje się zarysować jej wymiar mistyczny, a więc i tajemniczy. Należy w tym momencie zwrócić uwagę na sposób, w jaki dotyka poeta zagadnień „tajemniczych”. Ani tok prowadzenia narracji, ani warstwa wyglądów, ani nacechowanie emocjonalne wypowiedzi bohatera-narratora nie sugerują, że na statku może się dziać coś niezwykłego, niemieszczącego się w ogólnie przyjętych kategoriach myślenia o rzeczywistości. Tekst Cywilizacji momentami wydaje się po prostu niewystarczająco przejrzysty, trochę ciemny, ale przecież w pismach Norwida to wcale nie dziwi. Podobnie nie wywołuje zdziwienia „gatunkowy” sposób przedstawiania postaci. Choć przed czytelnikiem zostaje ukryta tożsamość bohatera- narratora, 295 to jednak zostają mu dokładnie przedstawieni pozostali pasażerowie „parostatku Cywilizacja”. Mamy więc do czynienia z: lekarzem, adwokatem, „kilku dzikimi ambasadorami niejakiego książątka z wysp odległych”, oficerem kawalerii, „wykradzioną postacią niewieścią” oraz „jej miłym, który […] bardzo rzewliwe miał spojrzenia i ruchy więcej niż wykwintne”, konspiratorem, korespondentem „jednego z bardzo użytecznych dzienników europejskich”, księdzem i kilkoma zakonnicami, emigrantem i archeologiem. Ta stopniowa prezentacja najważniejszych „gatunków” współczesnej Norwidowi cywilizacji, nieodparcie kojarzy się z biblijną opowieścią o arce Noego. Jednak w Starym Testamencie mamy do czynienia ze wspomnieniem ludzi i gatunków zwierząt dobrych, które dzięki boskiej łasce mają przetrwać potop. Z kolei w tekście Norwida oglądamy sytuację przeciwną. Na okręcie – będącym rodzajem odwrócenia motywu arki Noego – pojawiają się przedstawiciele „gatunków cywilizacyjnych” ukazywanych przez narratora w sposób, co najmniej, ambiwalentny. Są to ludzie – jak przekonująco pisała o tym we wspomnianym już szkicu Sławińska – próżni i egoistyczni. Zapewne z tego też względu w świecie legendy ciąży nad nimi kara. 295 Z podobną konstrukcją p ierwszoosobowego narratora, będącego zarazem g łówny m bohaterem utworu, mamy do czynienia w pismach Norwida dość często. Choć postać ta nie zostaje formalnie „przedstawiona”, mo żemy zrekonstruować pewne cechy jej osobowości na podstawie znakó w rozsianych w utworze. W tym przypadku mamy do czynienia z bohaterem, który nie jest już młody (wzmianka w przytoczeniu rozmo wy ze znajo my m na początku opowiadania), często odbywał podróże mo rskie (j. w.), posiada rozbudowany zmysł obserwacyjny (opis statku i zachowań innych pasażerów) oraz cechuje się szczególną wrażliwością (patrz: monolog liryczny z fragmentu IV), zbliżoną do sposobu postrzegania świata przez typową konstrukcję bohatera romantycznego. Strona | 215 W połowie mitycznego czasu opowieści następuje burza, która jest równocześnie zapowiedzią późniejszej katastrofy (zasada kompozycji) oraz może być interpretowana jako rodzaj boskiego ostrzeżenia przed nadchodzącą karą. Jednak żadna z postaci świata przedstawionego nie odczytuje tego znaku w zaproponowanym wyżej rozumieniu. Burza – żywioł – jest dla nich jedynie pięknym, romantycznym widowiskiem: Spoglądali oboje jako ludzie morza nieświadomi, który m się wydawa, iż burza mo rska ustępów nie ma bard zo blisko uczuć się dających, ale że jest czy mś z daleka i od razu do wid zenia mo żebna, jak opera. On zatopił błękitne oczy swoje w chmur nawały, a ona zdała się wejrzeniem i poczuciem iść za wszelką myślą towarzysza, gdy tymczasem miotły się fale ogro mne na przechylany w otchłań pokład […]. (VI, 50-51) Związane z burzą morską niebezpieczeństwo i chęć znalezienia się w jego bliskości sprawiły, że w trakcie nawałnicy pokład „Cywilizacji” był pełen. Później jednak znalazło się zaledwie parę osób ciekawych innego zjawiska, naturalnie towarzyszącego uciszeniu się burzy: Po przestanku niewielkim ro zświeciło się powietrze i wielka jakoby błogość napełniła je wiosennym tchnieniem – a na ogromnej przestrzeni fal rucho mych i pianami biały mi grzbiety swoje giętkie rysujących położyła się ogromna tęcza, która d la niezmiernego wody obszaru nie dostawała prawie n iebios, ale raczej podobną była do ukośnie wspartego gotyckiego okna, poza którego szybami trójbarwny mi widać było każdą z fal, i widać było wszystkie fale coraz bardziej łamane, aż do nieustannie ruchomych a ostatecznych kresów widnokręgu. (VI, 52) Alina Merdas w monografii, poświęconej obecności tropów biblijnych w utworach Norwida, zwraca szczególną uwagę właśnie na motyw tęczy, który – w myśl badaczki – zdominował Norwidową interpretację biblijnego potopu. 296 Autorka rozprawy, pragnąc ugruntować swoją tezę, powołuje się na wiersz Norwida z 1860 roku – Tęcza. I rzeczywiście, wybrane przez Merdas cytaty w pełni przylegają do proponowanego przez nią rozumienia motywu tęczy w twórczości Norwida. Mnie natomiast bardziej zastanawiające i bezpośrednio przylegające do problematyki Cywilizacji wydaje się zakończenie Norwidowego liryku: Lecz w chwili właśnie, gdy ju ż, ju ż mn iemałem, Że burza wielkim uderzy nawałem, Gó ry – że echa gro mowe rozjęczą, Ironii jakaś siła niezgadniona Zamków dwóch szczyty… u wieńczyła – T ę c z ą ! 296 Zob. A. Merdas RSCJ, Tęczy okrąg, op. cit. Strona | 216 A jam po myślił: t u – kłamie i ona!… Czyż łat wiej, łat wiej, planetę zwaśnioną Zeswoić z Tęczą Twórcy ro zjaśnioną, Lub upiąć w nieb ie gwiazdy nowej klamrą, Niż serca ludzi – wpierw, nim ludzie zamrą?! (II, 131) Rzecz jasna, bohater liryczny mówi tu o ruinach domów Capulettich i Montekkich, a ta interpretacja Szekspirowskiej tragedii ma bardzo zbliżony wymiar do podstawowego przesłania Cywilizacji. Tak więc, tęcza może być – w myśl cytowanego wiersza – również znakiem ironicznym, fałszywym. Ważne, że źródła takiego odczytania symbolu tkwią nie w jego „ułomności”, ale w naturze ludzkiej. „Zeswojenie” ludzkich serc (zmiennych, kapryśnych, niepokornych) wydaje się bohaterowi wiersza po prostu niemożliwe. Podobna refleksja towarzyszy również narratorowi Cywilizacji. Pojawi się ona w monologu lirycznym (określonym przez Sławińską skromnym mianem „komentarza” do akcji), bezpośrednio poprzedzającym katastrofę: […] a o koło południa dnia siód mego wyszedłem na pokład okrętowy, czując uciśnienie smutku – smutku, którego treść i powód były mi zupełnie nieznajo me. Są albowiem boleści wnętrzne i udręczenia ducha, które się bezpośrednio i doraźnie z pochodzenia swojego nie tłumaczą. Co wię ksza, iż sama wrażeń ekono mia i następstw ich początek nie są rzeczą d la ś miertelnika najjaśniejszą. Jakoż, wielce chcąc płakać, ale n ie mogąc i jednej łzy uronić, aby spadła w Ocean, przysłuchiwałem się periodycznemu chrząstowi budowy parostatku z niedbałością czło wieka, któremu jest wszystko obojętne. […] I oto więc rzekłem sobie naraz: „Zaiste, że przyczyną smutku mo jego jest zupełna samotność – – Có ż albowiem wszystkość tych obywateli okrętu naszego pomo że mi, albo w czy mże jesteśmy sobie współ-udzielni? […] Myśl żywotna w ludzkości byłażby tak mechaniczną pracą i tak źródłowej żadnej wnętrzności swojej n ie mająca? P r a w d a j e s t ż e t y l k o o s t a t e c z n o ś c i ą w y n i k ł ą z e s t a r c ia s ię i w za je mn e g o o dpy ch an ia j e d n o s t ro n n y c h h u mo r ó w r o z m a w i a j ą c y c h z e s o b ą o b y w a t e l i ? Ale sama przez się azali, powtarzam, prawda nie jest niczy m, tylko czczością myślenia? – tylko jestże ona jakoby tym miejscem na coś przypadkowego, i tą jakoby idealn ie pojętą p r ó ż n i ą , o której się mawia w u miejętnościach, wiedząc wszelako, iż pró żni nigdzie nie ma? Jednym słowem – jestże wiec prawda kłamstwem? (VI, 54-55) Odczytując ten fragment w perspektywie mitycznej, ma się nieoparte wrażenie, że jest tu mowa o czymś więcej niż tylko o kryzysie więzów międzyludzkich. Ten monolog ma miejsce ostatniego – siódmego – dnia akcji na „środkowym pasie oceanu”. Narrator, określając własny stan ducha, mówi wprost o smutku. Ważna i jednocześnie rozbijająca wszelkie konwencje literatury XIX-wiecznej jest próba psychologicznej analizy źródeł tego uczucia. Szczególnie zaskakujący jest język, jakim posługuje się tutaj narrator: język jakby zmęczony i nieco oficjalny, pozwalający na uzyskanie dystansu wobec własnych uczuć. Niemniej ten ogląd „uciśnienia smutku” na niewiele Strona | 217 się zdaje, ponieważ jego źródła nie są dostępne poznaniu rozumowemu. W ten subtelny sposób narrator informuje czytelnika, że za chwilę stanie się on świadkiem jakiegoś rodzaju „pracy ducha”. Zrozumienie przyczyn własnego stanu psychicznego przychodzi do narratora w chwili „czczości myślenia” i jest przezeń porównywane do iskry rozpalającej ogień (Bożej iskry?), pojawiającej się „w chwili pewnej”, jakby niezależnie od ludzkich wysiłków. Jego smutek wynika z poczucia samotności, braku rzeczywistego porozumienia z Innym, i niemożności porozumienia się ze „współobywatelami okrętu”. Prawdziwa relacja czy pełna rozmowa musi opierać się na prawdzie lub przynajmniej do niej dążyć. Prawda winna też być wynikiem głębokiego namysłu, a nie mechanicznego ścierania się różnych racji (często chwilowych, uzależnionych od przejściowego kaprysu interlokutorów). Z bardzo podobną refleksją (aczkolwiek utrzymaną w zupełnie innym tonie) mamy do czynienia w wierszu Królestwo ze zbioru Vade-mecum: – Prawda? – n ie jest p r z e c i w i e ń s t w m i k s t u r ą … Orzeł? – nie jest pół-żółwiem, pó ł-gro mem. Słońce? – nie jest pół-dniem, a pół-nocą. Spokój? – nie jest pół-tru mną, pół-do mem. Łzy? – nie deszcz są, choć jak deszcz wilgocą. (II, 64) Bohater liryczny wiersza (zgodnie z poetyką cyklu) wyraźnie sprzeciwia się traktowaniu kompromisu społecznego jako prawdy. Z kolei narratorowi Norwidowej „legendy” tego rodzaju pewności wyraźnie brakuje. Stan jego ducha jest przedstawiony w momencie przemiany, głębokiego wysiłku, zmierzającego do odkrycia podstawowych kategorii poznania świata. Dla mnie bardzo ważne jest też, że ten rodzaj poznania odbywa się w sposób pozarozumowy. Niejasna wydaje się relacja łącząca gest bohatera 297 (ukształtowany na podobieństwo finalnego akordu) z zamykającą akcję katastrofą. Warta zastanowienia jest również kwestia, czy taka relacja w ogóle istnieje? Jeśli gest uderzenia nogą w pokład miałby być gestem skazującym, destrukcyjnym, to kim wówczas okazałby się tajemniczy narrator-bohater? Skąd czerpałby źródła swojej mocy? Stylistyczna analiza 297 Por. „Zaiste, że jedna jest rzecz łącząca dokonalej obywateli okrętu tego – rzecz, mó wię, jedna jest. A słowa te wyrzekłszy, uderzy łem nogą w ruchomy pokład statku, jakoby powiadając sobie samemu: «Oto jest ta r z e c z j e d n a i nic więcej.»” (VI, 55). Strona | 218 jego monologu mogłaby zasugerować, że jest on kimś w rodzaju proroka starotestamentalnego. Zresztą takie rozwiązanie fabularne nie byłoby w twórczości Norwida niczym nowym, wystarczy wspomnieć choćby o jednej z kreacji podmiotu mówiącego w Promethidionie 298 czy też o rodzaju autokreacji poety w wierszu Klaskaniem mając obrzękłe prawice… 299 . Niestety – jednak – na powyższe pytania nie sposób udzielić sumiennej odpowiedzi. Zresztą podobnie ma się rzecz z końcowym fragmentem opowiadania: A kiedy, już nie wiem, które od onej pamiętnej nocy, słońce wzeszło?! rozpo znawać zacząłem, iż oparty jestem o ramię s i o s t r y s z a r e j , jakoby podobnej do jednej z owych, które na rozbijający m się statku byłem wid ział. Ale u mysł mój był osłabły, i zdawało się, że niewiele już prawa do rzeczywistości posiadającym będąc duchem, począłem spojrzenia mo je ograniczać do widnokręgu niezbyt od dłoni mo jej szerszy m. Więc patrzyłem na fałdy grube szaty wełn ianej, którą zakonnica była osłonięta, i podnosiłem palec, ażeby z sukni jej odtrącić plamę zastygłego wosku, którą okapana będąc, wydawało się, jakby jej różaniec bursztynowy po fałdach spływał. Ale ona rzekła mi głosem d ziwny m, bo podobnym do wszystkich głosów wszystkich przyjaciół mo ich: – W o s k t e n z o s t a w , a l b o w i e m j e s t z g ro mn i c y , kt ó rą n a p o g r z e b i e t w o im t r zy ma ła m w r ę k u . (VI, 60) O ile na temat wcześniejszej czasoprzestrzeni Norwidowej legendy da się powiedzieć coś – w miarę – pewnego, o tyle tutaj o jakiekolwiek konstatacje jest zdecydowanie trudniej 300 . Czy narrator znajduje się w jakiejś przestrzeni poza czasem? Jaki status ontologiczny posiada towarzysząca mu zakonnica? Czy np. należy ona do obu przestrzeni? (W końcu była obecna na pogrzebie bohatera…) Czy też cała ta wizja finalna jest po prostu rodzajem majaczenia narratora, który sam przyznaje się przecież do „osłabłego umysłu”? I z jakiego punktu w czasoprzestrzeni jest prowadzona narracja? Czy jest ona „legendą” snutą przez duc ha, umarłego lub też osobę żywą, posiadającą możliwość uczestnictwa w obu rzeczywistościach naraz 301 ? Wobec natłoku tych wszystkich pytań nie pozostaje mi nic innego, jak tylko powtórzyć zdanie napisane 298 Zob. G. Halkiewicz-Sojak, Autokreacja w „Promethidionie”, „Studia No rwidiana”, 1991-1992, nr 9- 10. 299 J. Trznadel, Jeden wiersz, w: idem, C zytanie Norwida. Próby, Warszawa 1978. Z. Trojanowicz odczytuje interpretowany frag ment w kategoriach onirycznych. Por.: „I wreszcie frag ment ostatni, najbardziej osobliwy w całej legendzie, wyraźnie odrębny. Odchodzi on od wcześniejszej, niemal reportażowej narracji w stronę wizji, marzenia sennego. Zmien ia się poetyka – jakby na znak, że śmierć może być przeżywana jako początek czegoś bliżej nie znanego, czego nie da się opisać, pozostając na pozio mie rzeczy wistości.” (op. cit ., s. 284). 301 Maria Janion w następujący sposób komentuje ten obraz: „Ironia góruje zwłaszcza w ostatnim rozd ziale Cywilizacji: narrator okazuje się umarły i żywy jednocześnie, pogrzebany i ocalony. Zginął w katastrofie C y w i l i z a c j i , ale i uratował się, aby przynieść ostrzeżenie.” (M . Janion, „Jak smutny żeglarz”, wstęp do: C. Norwid, Cywilizacja. Legenda, wstęp M. Janion, Gdańsk 1978, s. 14-15). 300 Strona | 219 kiedyś przez Zofię Stefanowską: „Na to rady nie ma i nie znajdzie jej żaden komentator”302 . * O znalezienie takiego przykładu, wyraźnie odwracającego schemat biblijny, jest w twórczości Dostojewskiego zdecydowanie trudniej. Trudność ta wynika, z jednej strony, z pozornego, prowokacyjnego odwrócenia wszystkich możliwych schematów biblijno-etycznych, na które zwracał uwagę cytowany już tu Fiodor Tarasow. Jednak Dostojewski nie dokonuje tu odwrócenia definitywnego. Jego „idiota” może być w tym samym stopniu rzeczywistym bankrutem intelektualno-emocjonalnym, co „szaleńcem bożym”. „On z Sewili” – przegranym lub tryumfującym Chrystusem. Wybór należy tu do czytelnika. Pisarz rosyjski sugeruje jedynie wachlarz możliwych interpretacji religijno- filozoficznych, a odpowiedzialność za ich ostateczny wybór jest przerzucona na barki czytelnika, który absolutnie samodzielnie musi zmagać się z ukazanymi przez pisarza „przeklętymi problemami”. Norwid, korzystając ze schematu „Biblii odwróconej”, zachowuje się zgoła inaczej. Wskazany wyżej przykład Cywilizacji nie poddaje się ostatecznej interpretacji. Narrator nie pozostawia czytelnikowi praktycznie żadnych sygnałów, pomocnych w rozwikłaniu pytania o to, dlaczego właściwie przymierze Boga z ludźmi zostało w tym utworze zerwane. Wszelkie zdecydowane odpowiedzi interpretacyjne muszą tu pozostać w przestrzeni nie do końca uprawnionych spekulacji. Czytelnik nie dostaje dwóch prawd do wyboru. Norwid po prostu stawia przed nim pytanie, które musi pozostać bez odpowiedzi. Między postawą athleta Christi a marnością świata Wybrane wyżej przykłady posługiwania się biblijnymi tropami i motywami przez Norwida i Dostojewskiego miały na celu ukazanie tendencji, wyraźnie zaznaczającej się w ich predylekcjach twórczych. Pisarz rosyjski zdaje się bezwarunkowo podążać za stwierdzeniem, zawartym w liście apostolskim św. Jana – 302 Z. Stefanowska, Próba zdrowego rozumu, w: eadem, Próba zdrowego rozumu. Studia o Mickiewiczu, Warszawa 1976, s. 41. Strona | 220 „świat leży w mocy złego” (1J 5,19). Natomiast Norwid całą swoją twórczością ewokuje postawę aktywną, zbliżoną do modus vivendi św. Pawła: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem” (2Tm 4, 7). Ta zupełnie podstawowa różnica w praktykowaniu chrześcijaństwa przez obu pisarzy, w ich „chrześcijańskim światoodczuciu”, zdaje się być nieodłącznie związana z kwestiami nie tyle odmiennego spojrzenia na samo chrześcijaństwo, co raczej ze znaczącymi różnicami w ich ukształtowaniu kulturowym. Zanim jednak można będzie przejść do oglądu problematyki pesymizmu w Kościele Wschodnim światoodczucie (w którego Dostojewskiego), obrębie wypada ukształtowało przytoczyć się pewną chrześcijańskie tezę Mariana Zdziechowskiego: Trzy czynniki stworzyły kulturę współczesną: chrześcijaństwo, Grecja i Rzy m. Myśl grecka umiała znajdować ujście dla siebie w kontemplacji ładu we wszechświecie […]; chrześcijaństwo, głoszące, że świat „w złem leży” (Ew. św. Jana) i ze zła wydobytym być musi, wn iosło tu pierwiastek pesymizmu. Pierwiastek ten w postaci dogmatu grzechu pierworodnego wyzyskany został przez Kościół w celach praktycznych; konieczność prowadzenia człowieka ręką pewną i mocną wśród niebezpieczeństw, na które go naraża natura s każona w zarodku swoim przez grzech pierworodny prarodzicó w i uło mna jego wola – konieczność tę wzięto za podstawę do absolutystycznych i zarazem światowładnych, duchem Rzy mu i rzy mskiej państwowości nacechowanych dążeń, które Kościół w spuściźnie po imperiu m rzy mskim odzied ziczył. Słowem, pod działaniem trzech wy mien ionych czynnikó w wyrab iał się teokratyczny pogląd na świat i życie, który w następujący sposób można ująć: Świat, jako dzieło Boga, obrazem jest Boskiego ładu; piękno jego zeszpeciła do mieszka bezładu przez grzech Adama i Ewy, który spadł na cały rodzaj lud zki; z grzechu zaś i zła przez grzech szerzonego wyzwala Kościół, bo Kościół jest Miastem Boży m (Civitas Dei) na ziemi, a ty m miastem w imieniu Boga rząd zi namiestnik jego, papież 303 . Tak więc, światopogląd pesymistyczny miałby być – zdaniem Zdziechowskiego – nieodłącznym elementem chrześcijaństwa zachodniego. Chociaż dogmat o grzechu pierworodnym jest wspólny dla obu kościołów (Wschodniego i Zachodniego), to jednak zgodnie z sądem tego myśliciela, miał on zdecydowanie wyraźniej odznaczyć się w kręgu Kościoła Rzymskiego. Niemniej obecność nurtu pesymistycznego nie była tu wcale tak bardzo ewidentna. Została ona przesłonięta i zagłuszona przez działalność instytucji kościelnych, które obrały sobie za zadanie kierowanie Kościołem Powszechnym, wskazujące wiernym wyraźną drogę do podźwignięcia się z otchłani grzechu. Tu więc należałoby upatrywać źródeł władzy papieskiej w Rzymie i dziwiętnastowiecznego dogmatu o nieomylności Papieża. Zarysowany wyżej sposób postępowania władz kościelnych miał – w opinii Zdziechowskiego – na czas jakiś 303 M. Zdziechowski, Pesymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa, w: idem, Wybór pism, opr. M. Zaczyński, Kraków 1993, s. 81. Strona | 221 zasłonić wyraźny, podstawowy wątek pesymizmu w chrześcijaństwie zachodnim, żeby dopiero romantyzm mógł go zaakcentować na nowo: Dobrze nazwano Rousseau mesjaszem ro mantyzmu nowoczesnego. Istotę romantyzmu stanowi zmysł nieskończoności, którego nigdy i nic nakarmić i uko ić nie zdoła – i ro mantyzm ten przesycił i zabarwił całą filozofię na schyłku wieku XVIII i w p ierwszej połowie XIX wieku, zwłaszcza zaś systemy myślicieli niemieckich, które zadecydowały o rozwoju i biegu nie tylko umysłowych, ale i politycznych i społecznych kierunkó w w epoce naszej. […] Ro mantyczna świado mość nieograniczonych pragnień ducha, a ograniczoności jego środków musi z natury swojej być mn iej lub więcej pesymistyczna i do pesymizmu absolutnego drogą prostą prowadzi. Leopardi u zupełnił By rona – podobnież z ro mantyzmu ro mantycznych filozofii niemieckich, zwłaszcza zaś z systemu Hegla, jako nieunikniona jego konsekwencja powstała filo zofia Schopenhaue ra. Równocześnie zaś była w związku ścisłym z myślą indyjską, którą wprowad ziła do Europy i przez nią na pogłębienie myśli chrześcijańskiej wpłynęła. Nawet nie idąc tak daleko jak Deussen, który twierd zi, że system Schopenhauera przedstawia najczystszą postać chrześcijaństwa, uznać musimy, iż na gruncie przygotowanym przez pesymizm nauki o wyzwolen iu, ro zwinęły się poglądy najwybitniejszych przedstawicieli współczesnej myśli relig ijnej tak w świecie katolickim, jak i po za nim 304 . Romantyzm ze swoim dążeniem do nieskończoności, do poznania prawdziwej natury świata, ze swoim głębokim spirytualizmem miał więc być światopoglądem na wskroś pesymistycznym. Więcej nawet – światopoglądem, przywracającym chrześcijaństwu zachodniemu jego podstawy pesymistyczne. Dokładna analiza tez Zdziechowskiego, które mogą momentami sprawiać wrażenie mocno dyskusyjnych, leży poza obrębem mojej refleksji. Obecność myśliciela w tym fragmencie pracy usprawiedliwiać może tylko jeden czynnik. Zdziechowski był – w całej rozciągłości tego stwierdzenia – człowiekiem pogranicza. Na jego własne ukształtowanie kulturowe i światoodczucie złożyły się dwie wielkie tradycje duchowe: zachodnia i wschodnia. Z tego względu tak istotne wydaje mi się jego spojrzenie na romantyzm, w tym również na romantyzm polski. Jednak prezentowana przez Zdziechowskiego wizja romantyzmu zachodniego nie do końca przylega do Norwida. Pewne, najbardziej ogólne, cechy romantyzmu, wskazane przez tego badacza dają się zastosować również i do twórczości autora Bransoletki, niemniej trudno byłoby wiązać np. obecne u Norwida pragnienie nieskończoności ze światopoglądem pesymistycznym305 . Zresztą w tej intuicji badawczej dobitnie mogą utwierdzać fragmenty rozważań Bernadetty KuczeryChachulskiej: 304 Ibidem, s. 84, 142. 305 Zresztą warto pamiętać o tym, że Zdziechowski najprawdopodobniej Norwida nie znał. Chociaż, dzięki Miriamo wi, sytuacja wydawnicza Norwida już na początku XX wieku nabrała znacznej dynamiki, w ro zważaniach filozoficzno-literackich Zd ziechowskiego nie sposób odnaleźć nawet wzmianki o Norwid zie. Strona | 222 W ciągu całej twórczości Norwida obserwujemy pojawianie się wiers zy, których cechą wspólną jest stwarzanie sugestii globalnego niedosytu, b r a k u . […] Brakiem napiętnowane jest wszystko, lub niemal wszystko, co mówiącego w tych wierszach otacza: układy społeczne, towarzyskie, świat makro - i mikro kosmiczny ludzkich wzajemnych odniesień. Dla czytelnika jest to nie tylko poetycka informacja o ułomnej rzeczywistości, może znacznie bard ziej symptom sposobu oglądania świata, dystansu do niego. Konstatacja braku, pustki należy do tych doznań, które ujawniają mo żliwość zaistnienia pełni i w dalszych konsekwencjach – pragnienie jej zaistnienia, natężenie pragnień zaś prowadzi w efekcie do działania bard ziej lub mniej usilnego, w zależności od mocy poetyckiego widzenia n i e d o s k o n a ł o ś c i 306 . Chociaż autorka przytoczonego wyżej cytatu wychodzi z podobnych założeń, dotyczących romantyzmu, co Zdziechowski, to jednak przełożenie wysuniętej przezeń na plan pierwszy kategorii romantycznej nieskończoności, prowadzi badaczkę do skrajnie odmiennych wniosków. Jeśli dla myśliciela przedwojennego nieskończoność musiała w jakiś sposób kojarzyć się z pesymizmem (przecież nieskończoności nie da się wypełnić ani jej sprostać), to dla badaczki współczesnej, opierającej swoje obserwacje naukowe na twórczości Norwida, konstatacja o wszechobecnym braku (w Norwidowym rozumieniu tego określenia) łączy się bezpośrednio z postawą aktywną, dążącą do owego „braku” pomniejszenia. Zresztą kwestią zupełnie dla Norwida podstawową jest nieustanne dążenie do uzyskania możliwie największej doskonałości: doskonałości moralnej i doskonałości w sztuce; do stworzenia pomostu między obszarami etyki i estetyki. Jak już wspominałam wcześniej jedną z ulubionych postaci biblijnych była dla Norwida osoba św. Pawła. Choć trudno byłoby doszukiwać się bezpośrednich przyczyn fascynacji polskiego poety postacią Apostoła Narodów, można jednak uczynić wstępne przypuszczenie, że najbardziej pociągająca dla Norwida w postaci św. Pawła była właśnie jego postawa aktywna. Często zwraca uwagę autor Salem na wędrowny tryb życia świętego z Tarsu, na jego postawę, dającą się objąć określeniem homo viator: Gdyby m miał rylec ów Resurrecturis, Niedopełniony dokreśliłby m tu rys, Na tych tablicach W a s z y c h , w Kapitolu … − Skreśliłbym, mó wię, jeźdźca w czystym polu, Pochylonego z konia, w snopie-blasku, Płaszcz mającego z purpury sydońskiej I konsularne na nogach zawiązki, I – rzekłby m: „O w o , d r o g a d o D a m a s k u !…” (III, 514) 306 B. Kuczera -Chachulska, „Zawsze zemści się na TOBIE: brak!…”, w: eadem, „Czas siły-zupełnej”. O kategorii wysiłku w poezji Norwida, Lublin 1998, s. 5. Strona | 223 W taki sposób w poemacie Salem prezentuje Norwid potencjalną wizję malarską Szawła z Tarsu. Zasadniczymi znakami tej postaci stają się, w myśl Norwida, trzy elementy: gest przemierzania przestrzeni, czerwony płaszcz, będący jednocześnie znakiem władzy wojskowej i zapowiedzią męczeństwa oraz „konsularne na nogach zawiązki”, wskazujące na władzę doczesną ówczesnego Szawła. Moment, bezpośrednio poprzedzający chwilę nawrócenia przyszłego apostoła, jest ukształtowany w sposób dynamiczny. Zresztą warto zaznaczyć i to, że postać „jeźdźca w czystym polu” stała się w Polsce od czasów szerokiej recepcji Marii Malczewskiego bardzo rozpowszechniona. Naturalnie, w ślad za Malczewskim, miała ona ewokować typową dla wczesnego romantyzmu tęsknotę za nieskończonością. Norwid natomiast, łącząc ją z postacią św. Pawła, znacznie przesuwa jej elementy konstytutywne 307 . Jak wiadomo z Dziejów Apostolskich, w opisywanym przez Norwida momencie, Szaweł zdążał do Damaszku, by prześladować chrześcijan308 . Siłą, pchającą go naprzód, była nienawiść, która jednocześnie mogła być interpretowana w świetle wczesnych „tęsknot romantycznych” jako rodzaj pędu do nieskończoności, jako wysiłek destrukcyjny, mający wypełnić wewnętrzną pustkę bohatera. Norwid, przeprowadzając na tym przykładzie znaczącą „transakcentację”, bezpośrednio łączy tę tęsknotę (lub żeby posłużyć się określeniem Słowackiego „tęsknotę Malczewskiego”) z łaską nawrócenia. W parę chwil później Szaweł zamieni się przecież w Pawła. Nie zmniejszy to jednak jego wewnętrznej potrzeby do pędu, tyle że jego kierunek będzie już zgoła inny 309 . Zresztą w twórczości Norwida można zauważyć nieco paralel zbliżających postawę świętego Apostoła i samego poety. Choć po powrocie z Ameryki nie odbył Norwid zbyt wielu podróży, to jednak modus vivendi wiecznego podróżnika był mu zdecydowanie bardzo bliski. Pozostając jeszcze na moment w obrębie wizji ikonograficznych, warto wspomnieć o autoportrecie Norwida przedstawiającym go właśnie jako wiecznego podróżnika. Nie dziwi fakt, że ten wykonany piórkiem i kredką, lekko podkolorowany rysunek wzbudzał spore zainteresowanie badaczy artystycznej twórczości autora Solo – przede wszystkim dzięki symbolicznemu charaktero wi sceny. Norwid w nieforemny m kapeluszu oraz długim, sięgający m niemal do kolan surducie, stoi na rozpostartej na ziemi map ie i wspiera się d łońmi na wielkim ołówku bądź piórze. W tyle, tuż za jego postacią, wid zimy trzy u jadające nieduże psy310 . 307 M. Maciejewski, Spojrzenie „w górę” i „wokoło”. (Norwid – Malczewski), w: idem, Poetyka – gatunek – obraz. W kręgu poezji romantycznej, Wrocław 1977. 308 Por. Dz 9, 37 i Dz 22,9. 309 Na temat innych kreacji literackich św. Pawła w twórczości Norwida zob. P. Marchewka, Z romantycznych rodowodów biblijnych. Apostoł Paweł w twórczości Cypriana Norwida , Poznań 2009. 310 E. Chlebowska, „Ipse ipsum”. O autoportretach Cypriana Norwida, Lublin 2004, s .79. Strona | 224 Powyższa ekfraza pochodzi z książki Edyty Chlebowskiej, poświęconej w całości autoportretom Norwida. Jednak jej autorka skłonna jest interpretować ten obraz jako wyraz tęsknoty poety za własną ojczyzną, jako refleksję nad możliwością powrotu do niej. Mnie natomiast znacznie bliższa jest teza, wysunięta jeszcze przez Gomulickiego, który traktował ten autoportret jako wizję Norwida-pielgrzyma311 . Dlaczego właśnie pielgrzyma a nie, zwyczajnie, podróżnika? Na płaszczyźnie stricte wizualnej świadczyć o tym może jego nieco sfatygowany strój, zdradzający wiele już przebytych trudów wędrówki; dziwna laska/pióro/ołówek, służąca jako oparcie; i obecność ujadających psów, jednogłośnie odczytana przez badaczy jako alegoria nieżyczliwej Norwidowi krytyki 312 . Gdyby jednak przenieść się na chwilę z przestrzeni alegorii malarskiej w obręb życia codziennego w wieku XIX, można by stwierdzić, że ujadające psy były najczęstszymi towarzyszami włóczęgów i (nieco mówiąc nieco bardziej górnolotnie) pielgrzymów, przemierzających wiejskie osady. Zresztą wszystkie argumenty ikonograficzne bledną w obliczu tak nośnego motywu w twórczości literackiej Norwida, jakim jest wizerunek pielgrzyma. W obrębie tej pracy już zdarzało mi się sięgać do tekstu poetyckiego o tym samym tytule. Warto zrobić to jeszcze raz. Pielgrzym, jeden z najważniejszych tekstów poetyckich, wchodzących w skład Vade-mecum, ujmuje całość życia ludzkiego w kategoriach nieustannego pielgrzymowania. W zasadzie może nie tyle życia ludzkiego w ogóle, co życia samego Norwida. Przemierzanie mapy życia i mapy świata zlewają się tu w całość. Zastanawiający jest ton tego liryku. Miesza się w nim zaskakująco wiele skrajnych uczuć: od poczucia odrzucenia i pogardy, po próby wewnę trznego ugruntowania własnej pozycji w świecie; poczucie urażonej własnej godności i duma z przynależności do „stanów-stanu”. Świadomość bycia nikim w oczach innych i uczucie wolności, związane z samą czynnością życia-wędrówki. Bernadetta Kuczera-Chachulska pisze o tym następujący sposób: Czas wędrówki wy znacza gran ice własności podmiotu, tego, co absolutnie do podmiotu nie należy. Narzuca się w wiers zu to mocno zarysowane przecięcie międ zy „ja”, „mo je” a świat. „Ja” to obszar mojego działan ia. […] Nie pozwolić czasowi, by pogrążał osobę w niespełnieniu, samodzielnie kształtować najdrobniejszy odcinek czasu – postulaty takiego pielgrzy mo wania mogą zostać zrealizo wane jedynie 311 312 Na temat przytoczonej interpretacji Go mulickiego zob. ib idem, p rzyp. nr 22. Ibidem, s. 80. Strona | 225 przez nieustanną czujność, ustawiczn ie napiętą świadomość. Taka byłaby cena własności, do której zmierza Norwidowy pielgrzy m313 . Cała powyższa dygresja miała na celu ukazanie subtelnego zbliżania do siebie postaci Norwida-pielgrzyma i św. Pawła. Naturalnie, Norwid nigdy nie pozwolił sobie na wypowiedzenie tej analogii wprost. Jednak je go sposób myślenia o Apostole Narodów i sobie samym posiada nieco wyraźnych cech wspólnych. Z zaznaczonego wyżej pielgrzymowania wyłania się stopniowo ogromnie charakterystyczna dla św. Pawła i dla Norwidowych bohaterów, będących najczęściej porte parole autora, postawa aktywna, łatwa do wyczytania również z dziejów apostoła. Motyw pielgrzymowania pojawia się też w twórczości Fiodora Dostojewskiego. Jest on bezpośrednio związany z postaciami ulokowanymi przez pisarza po stronie dobra, kimś na kształt jurodiwych lub pątników. Zresztą tradycja pielgrzymowania jest jedną z podstawowych w religijności prawosławnej. Traktują o niej przecież bardzo popularne w wieku XIX Opowieści pielgrzyma. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że były one Dostojewskiemu doskonale znane. Przecież pieczę nad ich kształtem edytorskim trzymał, odwiedzany przez pisarza w Pustelni Optyńskiej, starzec Ambroży314 . Prawosławny rodzaj pielgrzymowania, doskonale widoczny na przykładzie Opowieści, zdecydowanie różni się od pielgrzymowania zachodniego. Pielgrzymka zachodnia (zarówno w jej wymiarze praktycznym, jak i metaforycznym) zawsze ma z góry określony cel i koniec. Jest ona ćwiczeniem duchowym, które ma wyraźnie zaznaczone punkty rozpoczęcia i zakończenia. Prawosławne pielgrzymo wanie jest pod tym względem zgoła inne: Chrześcijaństwo rosyjskie, mimo że zaszczepione przez Grekó w, bard zo szybko nabrało cech specyficznych, wynikających z uwarunkowań historycznych, a nawet geograficznych. Już dawno zauważono, że np. ruch pielg rzy mi, mimo swych zało żeń duchowych, był także w jakiejś mierze wynikiem obcowania z „bezkresną równiną” stanowiącą imperiu m rosyjskie. […] 313 B. Kuczera -Chachulska, „Dopokąd idę”, op. cit., s. 33. Na temat dziejów edytorskich anonimo wych Opowieści pielgrzyma pisze ich polski wydawca: „Rękopis Opowieści pielgrzyma był jakoby w posiadaniu pewnej mniszki […], penitentki «starca» Ambro żego, następcy Makarego. Pierwsze wydanie Opowieści ukazało się w Kazaniu w 1870 roku, drugie (uważane za podstawowe) u zupełnił i przygotował do dru ku biskup Teofan zwany Pustelnikiem. Ukazało się ono w roku 1884. […] Po śmierci starca Ambrożego [1891 r. – E. S] znaleziono w jego papierach drugą część Opowieści.” (P. Galiński OSB, Wprowadzenie, w: Opowieści pielgrzyma, tłu m. A. Wojnowski, wydanie IV, Po znań brw., s. 7. 314 Strona | 226 Jest coś bardzo przejmującego w ludziach, którzy dosłownie opuścili ws zystko, żeby pójść za Jezusem ubogim i bezdo mny m. Tu nie chodziło jedynie o odbywanie pielgrzy mek do miejsc świętych, ale o stan życia, ciągły 315 . Obraz takiego wiecznego pątnika można odnaleźć również w twórczości Dostojewskiego. Jest nim, naturalnie, Makary Dołgorukij, prawny ojciec Arkadego, tytułowego „młodzika”. Narrator w ten sposób zarysowuje jego postawę życiową po tym, jak jego żona związała się z Wiersiłowym: […] Związek z Makary m nigdy się nie zerwał. Gd ziekolwiek Wiersiłowo wie się znajdowali, czy mieszkali po kilka lat w ty m samy m miejscu, czy przeprowad zali się, Makary niezmiennie dawał o sobie znać „rod zin ie”. Wytworzy ły się jakieś dziwaczne stosunki, po części solenne i nieomal poważne. Wiem, że w wyższej sferze stosunki takie nabrałyby z pewnością odcienia ko mizmu, tu go nie było wcale. Listy od Makarego przychodziły stale dwa razy do roku – nie mniej i nie więcej – i były niesłychanie do siebie podobne. Widziałem je: jest w n ich bardzo mało o sprawach pry watnych, osobistych – przeciwnie, zawierają one, o ile mo żności, same uroczyste donies ienia o rzeczach natury ogólnej i o uczuciach najogólniejszych, jeżeli się tak o uczuciach mo żna wyrazić […]. Makary Iwanycz pisywał z rozmaitych krańców Rosji, z miast i monasterów, w których nieraz d ługo przebywał. Został tak zwanym pątnikiem. Nie prosił nigdy o nic; za to raz na jakieś trzy lata stale nas odwiedzał i zatrzy my wał się na pewien czas u mat ki, która wtedy zawsze – tak jakoś się składało – miała mieszkanie własne, inne niż Wiersiłow. […] Makary Iwanowicz w salonie na kanapach się nie rozkładał, ale zajmo wał skro mne po mieszczenie, gdzieś w kąciku za przegródką. Bawił nied ługo – pięć dni, tydzień. (Młodzik , s. 16-17) We wstępnej części powieści bohater, zgodnie z logiką rozwoju tej postaci, jeszcze najwyraźniej nie rozumie ani motywacji, ani znaczenia zachowania Makarego. Jest on dlań jedynie członkiem dziwacznej „rodziny”, właścicielem znienawidzonego przez Arkadiusza nazwiska. Dopiero pod koniec powieści, wraz z rozwojem osobowości głównego bohatera, Dostojewski rzuci więcej światła na postać tego dziwnego pątnika. W trzeciej części Młodzika, w tytułowym bohaterze dokona się przemiana o podłożu religijnym. Znaczny udział będą miały w niej rozmowy prowadzone przez Arkadiusza z Makarym. Choć postać tego ostatniego jest konsekwentnie ukazywana przez Dostojewskiego jako na wskroś pozytywna, jednak pewne cechy jego wywodów „teologicznych”, opartych zresztą na tradycji ludowej, ukazują głęboki pesymizm religijny: Bard zo lubił na przykład rozmawiać o życiu w monasterze i stawiał je wy żej niż pielgrzy mstwo. Przeciwstawiałem się temu gorąco, kładąc nacisk na egoizm tych ludzi, którzy wyrzekają się świata w imię egoistycznego dążenia do zbawienia własnej duszy i rezygnują z pożytku, który by mogli przynieść ludzkości. Zrazu n ie mógł mnie zro zu mieć, a nawet mam wrażen ie, że do końca nie zrozu miał, dalej bowiem bronił monasterów: „Z początku, ma się ro zu mieć, ciężko czło wiekowi (gdy wstąpi do 315 P. Galiński, op. cit., s. 8, 9. Strona | 227 monasteru), ale potem raduje się coraz bardziej, a później to i Boga samego ogląda.” Wówczas rozwinąłem przed nim obraz pożytecznej d ziałalności świeckiej uczonego, lekarza albo w ogóle jakiegoś przyjaciela ludzkości i wprawiłem go rzeczywiście w zachwyt, bo sam mó wiłem z zapałem; potakiwał mi co chwila: „Tak, mó j kochany, tak, niech cię Bóg błogosławi, sprawiedliwie mó wisz”, w ostatecznym wyniku jednak nie zgodził się ze mną. „Tak to jest – westchnął głęboko – ale czy dużo jest takich, co utrzy mają się na tej drodze i nie zmarnują się? Pieniąd z nie jest Bogiem, ale nieraz półbogiem – a zawsze wielką pokusą. A prócz tego kobiety, wątpliwości, zazdrość… Zapo mną o wielkim celu, a zajmą się mały m. A w monasterze? W monasterze człowiek znajd zie siłę wobec każdej pokusy. Mój przyjacielu, cóż daje świat? – wy krzyknął nagle z głębokim uczuciem – same tylko złudzenia!” (Młodzik, s. 44) Aktywna postawa życiowo-religijna wydaje się Makaremu (bohaterowi, który swoją konstrukcją nawiązuje do postaci świętego) niemożliwa do urzeczywistnienia. Jego świat rzeczywiście „leży w mocy złego”. Jedyną drogą do osiągnięcia świętości jest ucieczka przed światem, zamknięcie się w ścianach monasteru. A jeśli takie życie jest komuś niedostępne − podobnie jak samemu Makaremu − należy wybrać drogę nieustannego pielgrzymowania, by móc powiedzieć, jak to ujął później Jesienin: Szczęśliwy, kogo przyozdobił Kijem i torbą los włóczęg i, Kto w swy m ubóstwie nie zna troski Ani przy jació ł, an i wrogów, I mo że z wioski iść do wioski Modląc się do spotkanych stogów316 Zresztą tego rodzaju pesymizm, zakładający, że życie w świecie musi w ten czy inny sposób prowadzić do upadku, jest widoczny niemal we wszystkich utworach Dostojewskiego. Jego bohaterowie są nieustannie otoczeni fałszywymi bogami, których wpływowi niemal zawsze ulegają. Wczesny Goladkin do tego stopnia pragnie zaszczytów i pieniędzy, że traci rozum. Człowiek z Podziemia, świadom zgubnego wpływu świata, nie jest w stanie wyzwolić się z niego, a jego odejście do „podziemia” jest jedynie zgubnym eskapizmem. Raskolnikow, żeby zyskać szansę na prawdziwe nawrócenie w świecie, nieustannie balansuje „na skraju otchłani”. Myszkin nie jest w stanie zachować integralności swojej osoby w konfrontacji ze światem. Takich przykładów w twórczości Dostojewskiego znajdzie się o wiele więcej. Jedynym bohaterem, który ma pewien potencjał do jednoczesnego w życia ś wiecie i praktykowania swojego powołania do świętości, jest – może – Alosza Karamazow: 316 S. Jesienin, [Pó jdę jak s zary brat zakonny…], tłu m. J. Litwin iuk, w: idem, Poezje, wybór i wstęp Z. Fedecki, Warsawa 1971, s.17. Strona | 228 Chodzi o to, że Aleksy Fiodorowicz jest co prawda działaczem, ale nieokreślonym i niewyklaro wanym. Zresztą trudno w takich czasach jak nasze wy magać od ludzi jasnoś ci317 . Alosza, który został przez swojego kierownika duchowego przekonany do odrzucenia drogi monastycznej i założenia rodziny; który poradził sobie z pokusą Sodomy; który wbrew wszystkim przeciwnościom losu nie sprzeciwił się czwartemu przekazaniu Dekalogu – jest dopiero „działaczem” potencjalnym. Druga powieść, która miała być właściwą ekspozycja losów Aleksego Fiodorowicza, nigdy nie powstała. Dostojewski chyba po prostu nie zdążył jej napisać. Z tego właśnie względu – mimo wyrażonych we wstępie do Braci Karamazow śmiałych deklaracji autorskich – nie sposób mówić o przezwyciężeniu przez Dostojewskiego światopoglądu pesymistycznego. Świat literacki, kształtowany na przestrzeni wielu dziesięcioleci przez tego pisarza, rzeczywiście „leży w mocy złego”. Dlatego też czasem bywa nam tak łatwo przypisać Dostojewskiemu światopogląd nihilistyczny i przyznać rację jego „buntującym się” bohaterom. Bohater Dostojewskiego w obliczu zła staje się bezsilny. Przed ostatecznym upadkiem może go uratować jedynie działanie Łaski. C z ło w ie k p o z b a w io n y t e j b o s k ie j i l u m i n a c j i, b e z w z g lę d u n a t o , c z y j e s t o s o b ą g łę b o k o w ie r z ą c ą c z y t e ż – w o j u j ą c y m a t e is t ą , mo ż e j e d y n ie r o z s ie w a ć w o k ó ł s ie b ie z ło i z w ą t p ie n ie . T a k i p o g lą d j e s t , z r e s z t ą , w p e ł n i u g r u n t o w a n y w t e o lo g i i p r a w o s ła w n e j . Paul Evdokimov pisze o tym zagadnieniu w sposób następujący: Antropologia prawosławna nie jest moralna, ale ontologiczna, jest ontologią przebóstwienia. Nie koncentruje się ona na podboju tego świata, lecz na „gwałcie, który cierp i Kró lestwo Boże”, na wewnętrznej przemian ie tego świata w owo Królestwo, na jego stopniowym oświeceniu przez energie Boskie. W tym ujęciu Kościół występuje jako miejsce owej przemiany przez sakramenty i kult, objawiając się jako eucharystyczny w swej istocie, jako Boskie życie w człow ieku, jako epifan ia i ikona niebiańskiej rzeczywistości. Pod tym względem Kościół, Ecclesia orans, bardziej uświęca niż naucza 318 . Rzecz jasna, że również w Kościele rzymskim wątki kontemplatywnoliturgiczne są bardzo ważne. Jednak chrześcijaństwo zachodnie koncentruje się nie tylko na nich. Postawa aktywna jest dla duchowości Kościoła rzymskokatolickiego tak bardzo ważna, że kwietyzm (skąd inąd bardzo zbliżony do duchowości prawosławnej) został uznany przezeń za herezję i potępiony. Rozkwit kwietyzmu związa ny był z epoką 317 Dostojewski, Od autora, w: Bracia Karamazow., s. 5. P. Evdokimov, Antropologia przebóstwienia, w: idem, Prawosławie, tłum. J. Klinger, Warszawa 2003, s. 100. 318 Strona | 229 baroku. Wtedy właśnie na gruncie polskim powstawały Rytmy abo wiersze polskie Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, który obecnie chyba najbardziej znany jest ze swoich sonetów duchowych, bezpośrednio dotykających omawianej tu problematyki. W Sonecie III, O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem, czytamy: Pokój – s zczęśliwość, ale bojowan ie Byt nasz podniebny. On srogi ciemności Het man i świata łako me marności O nasze pilno czynią zepsowanie. Nie dosyć na tym, o nasz mo żny Panie! Ten nasz dom – ciało, dla zb iegłych lubości Niebacznie zajźrząc duchowi zwierzchności, Upaść na wieki żądać n ie przestanie. Cóż będę czynił w tak straszliwy m boju, Wątły, niebaczny, ro zdwo jony w sobie? Królu pows zechny, prawdziwy pokoju, Zbawienia mego jest nadzieja w Tobie! Ty mnie przy sobie postaw, a przezp ieczn ie Będę wo jował i wygram statecznie 319 ! W taki sposób polski poeta XVII-wieczny, bezpośrednio zanurzony w zamęcie religijnym 320 , deklaruje swoją postawę aktywną w dążeniu do spełnienia podstawowego powołania każdego chrześcijanina. Mimo odległości czasowej Sępa Szarzyńskiego łączy z Norwidem nadspodziewanie wiele podobieństw. Obaj poeci przecież mocno wykorzystują w swojej twórczości motyw rycerza, athleta christi, o czym pisze Beradetta Kuczera-Chachulska: „Walka” u poety to słowo charakteryzujące pracę, a dokładniej – cechujące wysiłek. Z kategorią walki łączy się tak istotny u poety h e r o i z m , czy dzielność w ustawicznej walce. Jedno i drugie charakteryzu je intensywność działania, odnosi się do aktu wo li, do aktu wysiłku 321 . Norwidowa kategoria wysiłku, nieustająca postawa aktywna jego pozytywnych bohaterów pozostają w wyraźnej opozycji wobec artystycznego świata Dostojewskiego. Ich wysiłek, jakkolwiek by nie był szlachetny, zawsze musi zostać okupiony niepowodzeniem. U Norwida rzecz kształtuje się zupełnie inaczej. Możliwość zbawienia jest w ogromnym stopniu uwarunkowana przez wysiłek właśnie. O tym, 319 M. Sęp Szarzyński, O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem, w: „I w odmianach czasu smak jest”. Antologia polskiej poezji epoki baroku , oprac. J. Soko łowska, Warszawa 1991, s. 53. 320 Zob. na ten temat: J. Błoński, Od Kalwina do Loyoli: historia nawrócenia, w: idem, Mikołaj Sęp Szarzyński a początki polskiego baroku, wyd. II, Krakó w 1996. 321 B. Kuczera -Chachulska, „Za drugą, trzecią skonów metą”, op. cit., s. 53. Strona | 230 między innymi, traktuje wiersz Święty-pokój322 , pozostający zresztą w kręgu metaforyki militarnej: Jeszcze tylko kilka ciężkich ch mur Nie-porozpychanych nozdrzem konia; Jeszcze tylko kilka stromych gór, A potem – ju ż słońce i harmonia!… − Jeszcze tylko z hełmu kilka piór W wiatru odrzuconych próżnię; Jeszcze tylko jeden pękły grot – Błyskawica jedna – jeden grzmot – A potem – ju ż n ie!… (I, 377) Życie ludzkie, całkiem podobnie, jak dzieje się to w cytowanym wyżej sonecie Szarzyńskiego, jest nieustanną walką. Ważne, że w wierszu nie zostaje w żaden sposób sprecyzowany obszar tej walki. W ten sposób organizująca liryk metafora (lub – Norwidowa „parabola”) nabiera charakteru zupełnie powszechnego. Tu, na ziemi nieustannie musi toczyć się wojna, chciałoby się dodać „wojna, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem”. Oczywiście, poeta nie aspiruje do postawy samowystarczalnej. Zadaniem człowieka jest nieustanna walka, praca i ciągły wysiłek. Jednak nawet największe i najbardziej heroiczne „wysilenie” nie zapewni mu sukcesu, dlatego każdy wysiłek, jeśli ma przynieść efekt, musi być wspomagany przez Łaskę 323 : Kto pracował na Miłość, ten z miłością pracować będzie. To jest szczęściem prawd ziwy m. – Tutaj innego szczęścia nie masz. Wszelka rozkosz przyjaźn i ty m jest. Wszelkie zadowolenie i pełność siebie tym jest. I ws zelki spokój ty m jest. (I, 79) 322 Warto zaznaczyć w ty m miejscu, że ogólny kierunek interpretacyjny tego wiersza po zostaje wciąż kwestią otwartą. W pracach badawczych przede wszystkim zwraca się u wagę na to, czy Święty-pokój należy odczytywać w sposób ironiczny czy też jest liry kiem pisanym serio. Jednak jak stwierdza Zdzisław Libera: „Postawiona na końcu wiersza data: 1863 sytuuje go w perspektywie wielkiego dramatu narodowego, w perspektywie zry wu patriotycznego, który zakończył się klęską. [… Ale] symbolika Świętego-pokoju mieni się różny mi znaczeniami. Wiersz «poświęcony stającej się historii», wiersz, który «ujawnia prawdę spoza iluzji», jest jednocześnie wierszem o nadziei, której nie wolno tracić, choćby nawet okazała się ona złudzeniem”. (Z. Libera, Święty-pokój, w: Cypriana Norwida kształt prawdy i miłości. Analizy i interpretacje, red. S. Makowski, Warszawa 1986, s. 117). Na temat tego wiersza zob. również: Z. Szmydtowa, Norwid wobec tradycji literackiej, „Sprawozdanie Gimnazju m im. C. PlaterZyberkówny”, Warszawa 1925. J.W. Go mu licki, Dodatek krytyczny, w: C. Norwid, Dzieła zebrane, t. 2., Warszawa 1965, s. 690-695. B. Kuczera-Chachulska, „Dopokąd idę…”. O kategorii wysiłku w poezji Norwida, w: Religijny wymiar polskiego romantyzmu, red. D. Zamącińska, M. Maciejewski, Lub lin 1995. 323 Z drugiej strony warto pamiętać i o tym, że o analizowanej tu postawie podmiotowej, widocznej w liryce Norwida mo żna myśleć równ ież w kategoriach „samo zbawian ia”. Zob. na ten temat: B. Kuczera Chachulska, Osoba – wybrane problemy, w: eadem, „Czas siły-zupełnej”, op. cit. Strona | 231 * „Chrześcijańskie światoodczucie” Norwida i Dostojewskiego jest – jak widać – bardzo odmienne. Jego różnice polegają jednak nie tyle na odmiennościach dogmatycznych w obrębie ich rdzennych Kościołów (Wschodniego i Zachodniego), co raczej na odmiennościach kulturowych, które w ciągu wielu wieków narosły wokół praktykowania chrześcijaństwa na Wschodzie i na Zachodzie. Norwid prezentuje w swoich dziełach postawę aktywną. Jego bohaterowie, po przezwyciężeniu romantycznego pesymizmu (o którym pisał Zdziechowski), przyjmują egzystencjalne postawy: twórcy, pielgrzyma, rycerza czy gladiatora 324 . Aktywni bohaterowie Dostojewskiego też usiłują wybrać najbardziej odpowiednie dla siebie role. Jednak w ich przypadku wypada mówić raczej o różnych „maskach” niż o rzeczywistych postawach egzystencjalnych. Aktywne działanie, świadomość wartości własnych, samodzielnych przekonań zwykle nie prowadzi do niczego dobrego. Wielkie idee jego bohaterów (nadczłowiek Raskolnikowa, Rotszyld Młodzika, Podziemie bezimiennego bohatera, Wielki Inkwizytor Iwana Karamazowa) zwykle są w stanie doprowadzić ich jedynie do zguby. Natomiast postacie, nacechowane „świętością fabularną” z reguły nie prowadzą życia aktywnego. Ani starzec Zosima, ani Makary Dołgorukij, ani (w ostatecznym rozrachunku) książę Myszk in w żaden sposób nie dają się zaliczyć do szeregu postaci aktywnych. Zdecydowanie większy aktywizm i optymizm Norwida widoczny jest również w jego inspiracjach biblijnych. O ile dla polskiego poety, jak była o tym mowa wcześniej, na płaszczyźnie literackiej inspirujące są przede wszystkim te momenty, w których dochodzi do zdecydowanego podkreślenia zwycięstwa dobra nad złem, o tyle Dostojewski woli nawiązywać w swojej twórczości do biblijnych momentów przejściowych, opisujących zamęt i niepokój. W chrześcijańskim światoodczuciu Norwida triumf Łaski już nastąpił, dlatego również człowiek, dzięki swojej postawie aktywnej, może osiągnąć zwycięstwo nad złem325 . U Dostojewskiego Łaska jest zarazem (zgodnie z teologią prawosławną) obecna w każdym człowieku i niewidoczna dla niego samego. Wir świata, XIX-wieczny zamęt religijno- ideowy ma zbyt duży 324 Ten szereg określeń kreacji Norwidowych bohaterów zapo życzam z wielokrotnie już cytowanej tu książki Bernadetty Kuczery -Chachulskiej, „Czas siły-zupełnej”, op. cit., s. 19-59. 325 Doskonałym przykładem tej intuicji twórczej Norwida jest wiersz Fatum, w doskonałej interpretacji Mariana Maciejwskiego (Zob. M. Maciejwski, Norwida Fatum ukrzyżowane, w: idem, „ażeby ciało powróciło w słowo”. Próba kerygmatycznej analizy literatury, Lublin 1991). Strona | 232 wpływ na ludzi, żeby mogli oni jednocześnie do tego świata należeć i wierzyć w nieustanne działanie Opatrzności Bożej. Norwid, który wielokrotnie podkreślał swoją świadomość odpowiedzialności, ciążącej na artyście, tworzył nie mniej subtelne obrazy rzeczywistości literackiej niż Dostojewski, za to przełamujące ten rodzaj pesymizmu romantycznego, o którym pisał Zdziechowski. Zdecydowana większość jego utworów mogłaby służyć jako pozytywna ilustracja wybranych tez religijnych 326 . Niemniej również i w jego twórczości można odnaleźć utwory niemieszczące się w obrębie tego „optymizmu religijnego”. Przykładem – chociażby liryk Czemu nie w chórze327 lub cykl „włoskiej suity” (według określenia Gomulickiego). Jednak są to elementy w twórczości Norwida jedynie epizodyczne. Na koniec warto jeszcze podkreślić jedną, podstawową cechę wspólną twórczości Norwida i Dostojewskiego. Jest nim samo zjawisko „myślenia Biblią” oraz fundamentalne, elementarne znaczenie tej Księgi dla obu twórców. Bez tego elementu przeprowadzenie tego porównania okazałoby się zapewne niemożliwe. 326 Jan Paweł II w następujący sposób pisał o tej właściwości pism Norwida: „Siła autorytetu, jakim jest Norwid dla «wnuków», bierze się z krzy ża. Jakże wy mo wnie jego scientia crucis odsłania się w słowach: «Nie za sobą z krzy żem Zbawiciela, ale za Zbawicielem z k r z y ż e m s w o i m (…). Ta to jest nareszcie tajemn ica ruchu sprawiedliwego». Scientia crucis pozwala Norwidowi oceniać ludzi według tego, czy umieli cierp ieć razem ze Zbawicielem, który «k o r z e n i e m w s z e l k i e j p r a w d y j e s t i b y ł , i b ę d z i e ». Słowa, jakimi nasz poeta mó wił o wielkości bł. Piusa IX, stanowią jedno z najpiękn iejszych świadectw, jakie czło wiek mo że dać człowiekowi: «Jest to wielki XIX-o wieku człowiek. U m i e c i e r p i e ć ». Znamienne, że według Norwida, krzy że powinny być bez postaci Chrystusa, bo wtedy ukazywałyby wyraźn iej miejsce, na które ma wejść chrześcijanin. Tylko ci bowiem, w których wnętrzu codziennie ro zgrywa się dramat Go lgoty, mogą powiedzieć: Krzy ż «Stał się nam: b r a m ą ».” (Jan Paweł II, O Cyprianie Norwidzie w 180 rocznicę urodzin poety, w: Norwid bezdomny. W 180 rocznicę urodzin poety, red. J. Kopciński, Warszawa 2002, s. 8-9). 327 Wiersz ten ze wzg lędu na swój wyjątko wo skomplikowany charakter nie poddaje się jednoznacznej interpretacji. Ta polisemia może być wynikiem gwałtownego nacechowania emocjonalnego wiersza, w który m na plan pierws zy wysuwają się żal, rozgoryczenie i niezgoda. Niemniej źródła tych negatywnych uczuć nie zostały w wierszu wystarczającą mocno nakreślone. Strona | 233 Zbliżenie szóste: porównanie wybranych aspektów historiozofii Norwida i Dostojewskiego Podejmując próbę porównania myśli historiozoficznej Norwida i Dostojewskiego, bardzo łatwo wpaść w pułapkę. Sądzi się powszechnie, że głównym zrębem Dostojewskiego myślenia o historii był specyficznie rozumiany rosyjski mesjanizm. Światopogląd ten został przez pisarza zarysowany w tym samym stopniu jasno, co ogólnikowo. Z kolei, przyglądając się historiozofii Norwida, nie sposób odnaleźć w niej wątków mesjanistycznych inaczej niż na zasadzie zaprzeczania, przeciwstawiania się im. Myślenie o historii, wpisane w twórczość polskiego poety i eksplikowane sporadycznie w jego tekstach paraliterackich oraz filozoficznych, mieści się raczej w obrębie rdzennej, pierwotnej wrażliwości katolickiej. Z wymienionych względów konstruktywne, pozostające w zasięgu klasycznej komparatystyki, porównanie myślenia tych twórców o historii staje pod znakiem zapytania. Czy można zatem porównywać postawy tak skrajnie odmienne? Załóżmy, że tak. * Strona | 234 Pozorna dyskusja o tym, kto jest nowym Mesjaszem W polskiej tradycji krytyczno-badawczej łączenie poglądów wyznawanych przez Dostojewskiego z pojęciem mesjanizmu zaczęło się jeszcze w XIX wieku. Ze znakomitego opracowania Marka Wedemanna, poświęconego recepcji pism Dostojewskiego w polskim piśmiennictwie krajowym drugiej połowy XIX wieku, możemy się dowiedzieć, że przez wielu krytyków rozmaite poglądy pisarza rosyjskiego były asymilowane na gruncie polskim pod ogólnym hasłem „mesjanizmu”. Hasło to – może nieco pozostających paradoksalnie pod – zaborami miało prowadzić do czytelników polskich emocjonalnego z zbliżenia „arcy-Rosjaninem” – Dostojewskim. Jedną z tak sformułowanych opinii możemy znaleźć w polskim nekrologu autora Braci Karamazow, pióra Adama Pługa: Co do nas dalecyśmy od tego, abyśmy mieli z n iego [z Dostojewskiego – E. S.] szydzić, lub brać mu za złe tę jego wiarę w mesjanizm swego narodu i tę miłość gorącą ludu; nie mamy bowiem prawa potępiać tego w drugich, co w nas samych dobrym nam się wydaje […]. Nie oskarżamy go także o mistycyzm, ani też o wstecznictwo, bo szczerość uczuć relig ijnych nawykliśmy w każdy m szanować, a walki przeciw takim ideo m, przeciw jakim on walczył, n ie nazwiemy porywan iem się przeciwko postępowi. Nie mamy też mu za złe jego słowianofilstwa, po mnąc, że mimo to autor Notatek z domu umarłych, Biednych ludzi, Poniżonych i znieważonych nie łączył nas ze zgniły m (według jego zdania) Zachodem, nie poniewierał też przy p ierwszej lepszej sposobności, jak to czynić zwykli inni słowianofile, ale umiał być sprawiedliwy m i sympatycznie niekiedy się o nas odezwać. Toteż pragniemy , aby we wspomnieniu niniejszy m pozostał ślad wzajemnej naszej sympatii dla znako mitego pisarza i zacnego człowieka 328 . Nie brakowało również w pojednawczo nastawionym wobec Cesarstwa Rosyjskiego piśmiennictwie krajowym wątków, które łączyłyby domniemany mesjanizm Dostojewskiego z poglądami Mickiewicza 329 . Uderzające, że poglądy historiozoficzne pisarza rosyjskiego, które mogłyby stanąć murem między jego wysoko cenioną twórczością literacką a polskimi czytelnikami, zostały przez część krajowych publicystów końca XIX wieku wykorzystane, właściwie, instrumentalnie i znacząco przewartościowane. Zabieg, który chyba pierwotnie miał oddziałać doraźnie, wpisał się jednak trwale w polskie myślenie o wyznawanej przez Dostojewskiego wizji rozwoju dziejów. 328 A. Pług [A. Pietrkiewicz], Teodor Dostojewski, „Kłosy” 1881, nr 843 (13/ 25 VIII), s. 122. Cyt. za: M. Wedemann, Polonofil czy polakożerca? Fiodor Dostojewski w piśmiennictwie polskim lat 1847 -1897¸ Poznań 2010, s. 108-109. 329 Por. np. wypowiedzi Józefa Chociszewskiego, u mieszczone w „Przeg lądzie Sło wiańskim”. Omówienie tej kwestii: M. Wedemann, op. cit., s. 93-110. Strona | 235 Współcześnie szereg wypowiedzi badawczych kontynuuje wcześniejszy sposób myślenia o historiozofii pisarza rosyjskiego. Anna Kościołek, jedyna jak dotąd monografistka Dziennika pisarza, poświęciła nawet osobny rozdział swojej książki problemowi tzw. „mesjanizmu Dostojewskiego”. Warto przytoczyć tu nieco większy fragment jej rozprawy: Nowy wyraz teoria Moskwy – Trzeciego Rzy mu znajduje w dziewiętnastowiecznych koncepcjach mesjanistycznych. Szczególnego znaczenia nabiera u Dostojewskiego. W Dzienniku pisze on: „…Moskwa n ie była jeszc ze trzecim Rzy mem, a przecież musi się spełnić proroctwo, ponieważ »czwartego Rzy mu nie będ zie«, a bez Rzy mu świat się n ie obejdzie” (II, 143). Moskwa – to Rosja mająca do spełnienia misję zjednoczenia ludzi 330 . Analiza powyższego cytatu może okazać się przydatna w próbie zrozumienia pewnego zamętu pojęciowego, który wkradł się do polskiego sposobu myślenia o historiozofii Dostojewskiego, mylnie utożsamiającego ją ze zjawiskiem, które na gruncie polskim nosi nazwę „mesjanizmu” 331 . Na początek należy zauważyć, że autorka monografii odwołuje się do XVIwiecznej koncepcji „Moskwy – Trzeciego Rzymu”, ciążącej na historiozofii rosyjskiej aż do początku XX-wiecznych wydarzeń rewolucyjnych. Jednak uzasadnione – z punktu widzenia historyka kultury – wątpliwości może budzić nieco mechaniczne łączenie tej koncepcji eschatologicznej z „metafizującym” nurtem religijno- kulturowym, jakim w istocie był mesjanizm (a przynajmniej mesjanizm w jego polskiego odmianie). Koncepcja „Moskwy – Trzeciego Rzymu” jest bezpośrednim wynikiem wiary w ortodoksję, w prawdę Cerkwi prawosławnej. (Prawosławnej, czyli „sławiącej Boga w sposób prawy” – odpowiedni, prawdziwy, niezmącony, etc., etc. …) Najwyższej uwagi wart też jest fakt, że ten rodzaj spojrzenia historiozoficznego zrodził się w sa mym centrum prawosławnej duchowości – jej autorem (zgodnie z ogólnie przyjętym twierdzeniem) jest żyjący w XVI wieku mnich Filoteusz, związany z klasztorem św. Eleazara w Pskowie. Interesująca mnie w tym momencie rosyjska koncepcja historiozoficznoeschatologiczna nabrała znaczenia absolutnie podstawowego w trakcie reform Piotra I, obejmujących nie tylko rzeczywistość społeczno-polityczną (o czym zazwyczaj dobrze się pamięta), ale też reformę cerkiewną. Dokładny opis semiotycznego aspektu 330 A. Kościołek, „Dziennik pisarza” Fiodora Dostojewskiego. Próba monografii, Toruń, 2000, s. 148. Na temat najbardziej podstawowego rozumienia pojęcia zob: TK [Teresa Kostkiwiczo wa], Mesjanizm, w: Słownik Terminów Literackich, op. cit., s 298. 331 Strona | 236 wzmiankowanych przekształceń można odnaleźć przede wszystkim w pracach Borysa Uspienskiego 332 . Najważniejszym (dla mojej wypowiedzi) z opisywanych przez badacza aspektów zmian w XVII-wiecznej Rosji jest sztuczna, odgórnie narzucona kulturze rosyjskiej przez cara i hierarchów cerkiewnych, zmiana sposobu myślenia o znaku (przede wszystkim – o znaku sakralnym). Najważniejszym wyróżnikiem rdzennej, przedpiotrowej kultury rosyjskiej jest niekonwencjonalne traktowanie znaku, czyli głębokie, intuicyjne przekonanie o tym, że znak ję zykowy, ale przede wszystkim sakralny nie ma charakteru umownego. Według tego sposobu myślenia znaczące nie jest powiązane ze znaczonym z w y k łą relacją referencji. Każdy znak kulturowy lub religijny staje się zgodnie z tą koncepcją znakiem ikonicznym – Imię Boże w pewien sposób jest samym Bogiem, a więc ani w wymowie Imienia Bożego, ani w jego pisowni nie może nastąpić żadna zmiana, choćby najmniejsza. Każda próba wprowadzenia relacyjności w obręb rozumienia znaku religijnego musi prowadzić do jego profanacj i, do przemieszania ze sobą przestrzeni sacrum i profanum. Z tego względu przepisywanie rdzennej kulturze rosyjskiej cech mesjanistycznych, wyrastających z konwencjonalnego (w znaczeniu semantycznym), symbolicznego sposobu myślenia o znaku religijnym staje się czystym nieporozumieniem333 . Reforma Piotrowa i połączone z nią bardzo głębokie konsekwencje kulturowe stają się istotne w refleksji nad domniemanym mesjanizmem Dostojewskiego, ponieważ pisarz rosyjski opiera swój najważniejszy wywód historiozoficzny m. in. na analizie właśnie tego XVII-wiecznego ruchu reformacyjnego. Mówię w tej chwili, oczywiście, o wygłoszonej przez Dostojewskiego w 1880 roku Mowie puszkinowskiej. Jednak, żeby lepiej sobie uświadomić źródła przedśmiertnych przekonań Dostojewskiego, dobrze jest najpierw prześledzić rozwój jego koncepcji historiozoficznych, do złudzenia przypominających momentami polskie rozważania o charakterze mesjanistycznym. 332 Zob. B. Uspienskij, Otzwuki koncepcii „Mosk wa – Tretij Rim” w idieologii Pietra Pierwogo, w: idem, Izbrannyje trudy. Tom I. Siemiotika istorii. Siemiotika iskusstva, Moskwa 1994. 333 Równ ież i w kilka wieków po reformie religijnej, przeprowad zonej przez Piotra I, dawne postawy religijne, wynikłe z ro złamu Cerkwi Prawosławnej, były bardzo mocne. Mirosław Tryczyk pis ze o tym w sposób następujący: „Patriarchalna, staroszlachecka i – co najważn iejs ze – w znaczny m stopniu przesiąkn ięta w XIX wieku ideami staroobrzędowymi Moskwa, stolica dawnej Rusi i centru m życia religijnego, była […] ogniskiem konserwatyzmu […]. Tutaj na początku panowania Aleksandra II około jednej trzeciej wszystkich mieszkańców stanowili starowiercy, którzy mimo brutalnych prześladowań ze strony państwa na początku lat sześćdziesiątych XIX wieku z duży m zaangażo waniem i ro zmachem obchodzili dwusetną rocznicę rozłamu […]”. (M. Tryczyk, Czy doktryna „imperium rosyjskiego” jest antyeuropejska?, w: idem, Między imperium a Świętą Rosją, Gdynia 2009, s. 264-265). Strona | 237 Bezpośrednie wypowiedzi publicystyczne o tzw. charakterze mesjanistycznym zaczęły pojawiać się na łamach Dziennika już od samego początku jego wydawania334 . W lutowym numerze „Grażdanina” z 1873 roku ukazał się artykuł Zmącone oblicze, w którym możemy przeczytać: I czy wszystko, czego szuka [ch łop rosyjski – E. S.], nie zawiera się w prawosła wiu? Czy nie w nim jedynym tkwi i prawda, i ratunek ludu rosyjskiego, a w przyszłości także ratunek całej ludzkości? Czy boskie oblicze Chrystusa w całej Jego czystości nie przetrwało w p rawosławiu i tylko w n im? I mo że główna, z góry ustanowiona misja narodu rosyjskiego wobec losów całej ludzkości polega właśnie tylko na tym, żeby zachować u sieb ie ten boski obraz Chrystusa w całej czystości, a gdy nadejdzie czas – objawić ten obraz światu, który zgubił drogę swoją! (Zmącone oblicze, w: Dziennik pisarza, t. 1, s. 329) Jak zaznaczono wyżej, w tradycji badawczej przyjęło się wiązać tę wypowiedź Dostojewskiego z zagadnieniem mesjanizmu rosyjskiego. Jednak coś tu wydaje się nie pasować, a może czegoś tu brak? Pisarz wyraźnie kładzie nacisk na to, że tylko Rosjanom i rosyjskiej Cerkwi prawosławnej udało się zachować właściwy obraz Chrystusa. Zgoda. Ta idea w pełni mieści się w mesjanistycznym sposobie myślenia. Ale co z tego wynika? Jeśli tylko prawosławna Rosja pozostaje we władaniu „prawdziwej prawdy” religijnej, to reszta świata chrześcijańskiego musi się mylić. Natomiast, „gdy nadejdzie czas” i państwa Europy Zachodniej ulegną całkowitej dezintegracji, Rosja będzie mogła im objawić prawdziwe Światło ze Wschodu. W tym miejscu zaczyna jednak powstawać problem natury logicznej. Historiozoficznej myśli Dostojewskiego (przynajmniej na tym etapie jej rozwoju) brakuje wyraźnego zabarwienia mesjanistycznego, ponieważ prezentowanej przez niego wizji bliżej jest do kościoła tryumfującego, do Paruzji, do historycznego (a w przypadku Dostojewskiego – „ahistorycznego”) mesjanizmu żydowskiego niż do aktu ofiary, który jest przecież nieodłączną częścią chrześcijańskiego światopoglądu mesjanistycznego. Jednak na tym nie kończą się kłopoty z mesjanizmem pisarza rosyjskiego. Cztery lata później, również na łamach swojego Dziennika, Dostojewski stwierdza: Każdy wielki naród wierzy i wierzyć powinien – o ile, rzecz jasna, chce długo żyć – że w n im właśnie, i tylko w n im, tkwi zbawien ie świata, że po to żyje, by stać na czele narodów, przy łączyć je do siebie, wch łonąć i pro wadzić harmon ijn ie zespolone do ostatecznie przeznaczonego im celu. (Dziennik pisarza, t. 3., s. 20) 334 A. Kościołek, „Dziennik pisarza” Fiodora Dostojewskiego. Próba monografii , Toruń 2000, s. 148. Strona | 238 Z tą wypowiedzią wiąże się kilka ciekawych zagadnień. Jednak w pierwszej kolejności należy zauważyć, że pojawia się tutaj hasło-klucz, którego zabrakło poprzednio – „zbawienie”. Ale warto odnotować, że i teraz zdaje się ono ostatecznie nie wynikać z jakiegoś rodzaju ofiary, a w każdym razie nic o tym pisarz nie wspomina. Podążając dalej tropem myśli Dostojewskiego, dowiadujemy się, że zbawienie świata łączy się w jego koncepcji z dominacją. Naród-zbawca, naród-bogonośca ma wchłonąć, przyłączyć do siebie inne narody i dopiero wtedy będzie mógł je poprowadzić ku lepszemu jutru. Omawiany przeze mnie teraz fragment wywodu autora Braci Karamazow nosi wszelkie cechy klasycznego, popartego instrumentalnie wykorzystaną myślą chrześcijańską, wywodu nacjonalistyczno-imperialistycznego, co ze względu na historyczno-kulturowy kontekst tej wypowiedzi ani trochę nie dziwi. Zaskakujące natomiast okazuje się pierwsze z zacytowanych przeze mnie zdań. Powtórzmy: „Każdy wielki naród wierzy i wierzyć powinien…” A więc nie tylko Rosjanie?… Może więc mamy tu do czynienia z jakimś rodzajem zamętu terminologicznego? Może w filozofii rosyjskiej mesjanizm znaczy co innego niż w polskiej? Z pomocą przychodzi tu Mikołaj Bierdiajew, który w Zarysie metafizyki eschatologicznej zwraca uwagę na dwoiste znaczenie terminu „mesjanizm”. W pierwszej kolejności filozof podkreśla fakt, że chrześcijaństwo – w swoich założeniach pierwotnych – było i pozostaje mesjanistyczne, ponieważ Pierwsze pojawienie się Mesjasza, pierwsza realizacja mesjan istycznej nadziei n ie niszczy mesjanistycznego nastawienia na przyszłość, oczekiwania Królestwa Bo żego, przeobrażenia świata, nowego nieba i nowej ziemi. Jedynie eschatologiczne pojmowanie chrześcijaństwa jest jego g łębokim i właściwy m pojmo waniem335 . Jednak na drodze historycznego rozwoju chrześcijaństwa w obu kościołach (Wschodnim i Zachodnim) pojawia się pokusa teokracji. To właśnie zjawisko „państwa bożego” na ziemi doprowadziło do tego, że Teokracje oddychały i poruszały się za sprawą ducha imperialistycznego, napędzane były wolą mocy. Sakralizowały ziemską siłę, dokonującą wielkich gwałtów na czło wieku, przyc zep iały chrześcijańskie symbole do realiów, nie mających nic wspólnego z chrześcijaństwem. Mesjanizm na nowo stawał się 335 M. Bierd iajew, Zarys metafizyki eschatologicznej. Twórczość i uprzedmiotowienie, tłum. i wstęp W. i R. Paradowscy, Kęty 2004, s. 138. Strona | 239 narodowy i nadawał uniwersalny charakter narodowym dążen io m, podczas gdy po przyjściu Chrystusa Mesjasza mesjanizm narodowy musi być na zawsze odrzucony 336 . (Dziennik pisarza, t. 3., s. 139) Na podstawie przytoczonych wyżej cytatów widać chyba wystarczająco wyraźnie, że rosyjskie rozumienie mesjanizmu historycznego (czyli z eschatologicznego, chrześcijańskiego punktu widzenia – błędnego) znacząco różni się od tego, co na gruncie polskim, zwłaszcza w odniesieniu do epoki romantyzmu, zwykliśmy nazywać „mesjanizmem”. Zaś nastawienie religijno-polityczne, określane przez Bierdiajewa mianem „mesjanizmu narodowego”, należy łączyć raczej z władzą papieską w Rzymie czy patriarszą w cerkwiach autokefalicznych niż z koncepcją utożsamiania cierpiącego narodu z Chrystusem337 . Wracając do przerwanej lektury artykułu Marzenie o pojednaniu poza nauką, możemy stwierdzić, że pierwsze wrażenie ogromnego zgrzytu, rozsadzającego od wewnątrz strukturę myślową jakiejkolwiek odmiany mesjanizmu, zostaje mocno osłabione. Okazuje się bowiem, że zastosowana przez Dostojewskiego uniwersalizacja powołania chrześcijańskiego (przypominam – „Każdy naród powinien wierzyć w to, że jest narodem wybranym”) jest jedynie chwytem retorycznym, usiłującym przykuć 336 Na marginesie warto zwrócić u wagę na stosowany przez Bierd iajewa do opisu teokracji mesjanistycznych gramatyczny czas przeszły. Wydaje się, że do tego rodzaju spojrzenia h istorycznego przyczyniły się czas i miejsce powstania rozprawy – Paryż, ro k 1941. 337 Jeszcze inną definicję mesjanizmu proponuje Włodzimierz So łowiow: „[Mesjanizm] Funkcjonuje poza sferą teologiczną, chociaż pozostaje w związku z wyobrażen iami religijnymi, p rzejawia się u wszystkich narodów, które odegrały ważną rolę w historii. W trakcie wykształcan ia się samoświadomości narodowej powstawało przekonanie o szczególny m uprzywilejo waniu danego narodu jako wybranego nosiciela i wy konawcy historycznych losów ludzkości. Takie rozu mienie mesjanizmu czasem wiąże się z ty m lub innym bohaterem h istorycznym, a wó wczas mesjanizm narodowy przyjmuje wy miar indywidualny. Wyraźny mesjanizm mo żna odnaleźć (poza Judeą) jedynie w naszych czasach; to nauczanie zakłada rozu mienie historii jako procesu celowego, realizującego pewien określony cel, którego wykonaniu ma p rzewodniczyć dany naród.[...] Kiedy w nowej Europie wyks ztałciły się samodzielne, żyjące we wspólnocie ludy, w każdym z nich świado mość swojej wy ższości i dążenie do pierwszeństwa przybrały charakter mesjanistyczny. Taki charakter mają: nauczan ie o wyższy m powołaniu narodu niemieckiego do realizacji w świecie wolnej ro zu mności, wyło żone przez Fichtego w jego Mowach do narodu niemieckiego; Mesjanizm francuski, związany częściowo z ideałami ro ku 1789 (Quinet, M ichelet), częściowo z osobą Napoleona, w końcu z osobą Joanny D’Arc. Mesjanizm polski Andrzeja Towiańskiego, zało życiela całej szkoły wyznawców; Mesjanizm rosyjski, prezentowany przez słowianofilów. Podobne zjawiska znajdujemy u Włochów, Anglikó w, Skandynawów. W mesjanizmie narodów, pozbawionych politycznej s amodzielności (jak Niemcy za panowania Napoleona, Włosi do 1859 r., Polacy), na p lan pierwszy wysuwa się charakter moralny i heroiczny, wyższe powołanie jest rozu miane jako obowiązek i wielki czyn do spełnienia; u narodów tryumfujących i potężnych mesjaniz m przyjmu je charakter przeciwny – powołanie do bycia narodem wybranym jest traktowane jako przewaga albo przy wilej. Mesjanizm pierws zego rodzaju może być ważny m motorem odnowy narodowej, jak to było we Włoszech, a s zczególn ie w Niemczech; Mesjanizm drugieg o rodzaju przerad za się w wyłączny i pozbawiony idei nacjonalizm, stojący na przeszkod zie w doskonaleniu się narodu”. (Zob. W. Sołowjo w, Tolkovyj słovar’ po filosofii, http://terme.ru/dictionary/194/ word/%CC%E5%F1%F1%E8%E0%ED%E8%E7%EC (stan na: 07. 04. 2011). Tłu maczen ie mo je – E. S. Strona | 240 uwagę czytelnika. Dostojewski, rzecz jasna, nie wypiera się swojego pierwotnego stwierdzenia o uniwersalnej, powszechnej naturze mesjanizmu (choć warto zwrócić uwagę, że to określenie w jego tekstach w ogóle nie pada). Okazuje się jednak, że to dążenie do zjednoczenia i oświecenia, zbawienia całej ludzkości jest charakterystyczne jedynie dla narodów wielkich, czyli – w omawianym kontekście – wyłącznie dla Rosjan. To stwierdzenie opiera pisarz przede wszystkim na dwóch przesłankach: po pierwsze, narody, które przyczyniły się do budowy wspólnoty europejskiej (katolickiej czy też protestanckiej), zatraciły w tym dążeniu swoją wyjątkowość. Na przeciwnym biegunie wobec tego europejskiego „rozwodnienia ducha narodowego” znajduje się – zdaniem pisarza – Rosja, której udało się zachować prawdziwie chrześcijański i rdzenny charakter. Po drugie, pisarz zdaje się dostrzegać w narodach europejskich dążenie zgoła przeciwne. Kraje, które stworzyły martwy, efemeryczny byt europejski, teraz zasklepiają się w swojej narodowej codzienności ślepej i nieczułej na potrzeby pozostałych narodów: […] zgoda, że są narody rozważne, uczciwe i u miarkowane, spokojne, bez żadnych porywów, handlujące i budujące okręty, żyjące bogato i nadzwyczaj schludnie – no i na zdro wie, lecz mimo wszystko daleko nie zajdą: z pewnością będzie to pewna przeciętna, która niczy m się nie przysłuży ludzkości – brak im tej energii, tej wzniosłej pewności siebie, brak tych trzech ruszających się wielorybów pod nimi, na których się opierają wszystkie wielkie narody. (Dziennik pisarza, t. 3., s. 21) Wobec powyższych deklaracji autorskich wyraz politycznego i publicystycznego mesjanizmu Dostojewskiego wydaje się jasny. Każdy naród powinien zachowywać się tak, jakby był narodem wybranym (lub przynajmniej w to wierzyć), natomiast prawdziwym „narodem wybranym” stają się w widzeniu pisarza jedynie Rosjanie, lud rosyjski. Może warto w tym kontekście poświęcić jeszcze parę zdań temu, w jaki sposób traktował Dostojewski pojęcie ludu w swoich wystąpieniach publicystycznych. Z kart Dziennika pisarza wynika bezpośrednio, że lud rosyjski jest ludembogonoścą. To twierdzenie, zakorzenione w romantycznej wizji ludu, opiera się przede wszystkim na przekonaniu, że właśnie w narodzie rosyjskim, w jego najuboższych i najmniej wykształconych warstwach w sposób naturalny przetrwała prawdziwa, niczym nie zmącona religijność. Grzech to rzecz przemijająca, a Chrystus – wieczna. Lud grzes zy i kala się co dzień, ale w najlepszych chwilach, chwilach Chrystusowych, nigdy się nie pomyli co do prawości. To właśnie ważne, w co lud wierzy jak w swoją prawdę, w czy m ją wid zi, jak ją sobie wyobraża, co jest jego największy m Strona | 241 pragnieniem, co ukochał, o co prosi Boga, o co z płaczem b łaga w modlitwie. A ideałem ludu jest Chrystus338 . (Dziennik pisarza, t. 3., s. 404) Właśnie ten rodzaj pierwotnej, można by powiedzieć − „intuicyjnej” − religijności był – w opinii Dostojewskiego-publicysty – rękojmią wiary w wyjątkową rolę Rosji w dziejach świata. Na osobne miejsce w twórczości Dostojewskiego-publicysty zasługuje jego tzw. Mowa puszkinowska wygłoszona z okazji 80. rocznicy urodzin poety. W tym wystąpieniu (opublikowanym później na łamach Dziennika pisarza) błyskotliwa momentami analiza wybranych fragmentów z twórczości Puszkina staje się dla Dostojewskiego pretekstem do ponownego wyłożenia tezy o wyjątkowym posłannictwie narodu rosyjskiego. W tym kontekście tzw. mesjanizm rosyjski zyskuje dwóch patronów: Puszkina właśnie i cara Piotra I. Stosując retorykę paradoksu, dowodzi pisarz, że w działalności literackiej i reformatorskiej obu tych osobistości uwidacznia się w sposób najbardziej jaskrawy wyjątkowa predyspozycja Rosjan do wypracowania w sobie ducha „wszechludzkiego”. Teza Mowy puszkinowskiej jest oparta na kilku zasadniczych przesłankach: 1. Puszkin, w środkowym okresie swojej twórczości (zawierającym przede wszystkim Eugeniusza Oniegina), dochodzi do ostatecznej precyzji i głębi w określeniu zasadniczych cech rosyjskiego ducha narodowego, którego ucieleśnieniem jest Tatiana, kreowana w opozycji do Oniegina i tym samym w opozycji do romantycznej literatury zachodnioeuropejskiej, pod której wpływem ukształtowała się osobowość tytułowego bohatera. W myśl Dostojewskiego, Tatiana (dokonując kolejnych wyborów życiowych) przezwycięża modną mentalność zachodnią i stopniowo dojrzewa do roli Rosjanki „absolutnej”. 2. Po ostatecznym „wytłumaczeniu się” ducha rosyjskiego w Onieginie (o czymś bardzo podobnym w kontekście literatury polskiej pisał Mochnacki) 339 w twórczości 338 Na marg inesie tych „ludofilskich” rozważań Dostojewskiego warto być może sięgnąć do biografii pisarza. W iadomo, że był on synem niezbyt zamo żnego lekarza wojskowego i wnukiem p rawosławnego kapłana. Natomiast znaczn ie rzad ziej p isze się n ieco dokładniej o jego rodzin ie. W zestawieniu z deklarowaną przez pisarza miłością do ludu zastanawiająco wygląda historia śmierci jego ojca, który za bestialskie traktowanie swoich chłopów, został przez nich zamordowany. Tej sprawie nigdy nie nadano oficjalnego biegu ze względu na korzyści mająt kowe. Gdyby rozpoczęto śledztwo, wszyscy chłopi z należącej do Dostojewskich wioski zostaliby zesłani na Sybir, co zdecydowanie przyczyniłoby się do uszczuplenia i tak n iedużego majątku rodziny. Por. na ten temat: S. Mackiewicz, Dostojewski, Warszawa 1957, s. 18. Strona | 242 Puszkina następuje zwrot ku tematyce zachodnioeuropejskiej. Zdaniem Dostojewskiego, to właśnie perfekcja literacka dzieł powstałych w tym okresie sprawia, że staje się Puszkin kimś w rodzaju proroka, zapowiadającego przyjście Mesjasza: Nie, stanowczo twierd zę, że n ie było poety tak wrażliwego na sprawy ogólnoludzkie jak Puszkin, i n ie tylko o wrażliwość tu idzie, lecz o jej zdu miewającą głębię, o przeistaczanie swego ducha w ducha innych narodów – przeistoczenie niemal całkowite, a więc cudowne, gdyż nigdzie, u żadnego poety całego świata nie powtórzyło się to zjawisko. Jest ono tylko u Puszkina, i w ty m sensie, powtarzam, jest ono czymś nie widziany m i nie słyszanym, a wed ług nas i proroczy m, bowiem… bowiem w ty m właśnie najbard ziej się wyraził narodowy charakter jego poezji, narodowy charakter w jego dalszym rozwoju, narodowy charakter w naszej przyszłości, utajonej już w teraźniejszości – wyraził się proroczo. Albowiem czy m jest siła rosyjskiej narodowości, jeśli nie ostatecznym dążeniem do tego, co ogólnoludzkie? Stawszy się w pełn i narodowy m poetą, Puszkin, z chwilą gdy się zetknął z siłą narodu, od razu wyczu ł przyszłą wielką misję tej siły. Dlatego jest wieszczem, d latego jest prorokiem. (Dziennik pisarza, t. 3., s. 397-398) Tak więc, zgodnie z logiką Dostojewskiego, to, że Puszkin potrafił być nie tylko Rosjaninem, sprawia, że stał się największym spośród poetów rosyjskich i spośród poetów w ogóle. 3. Kolejnym zrębem koncepcji historiozoficznej Dostojewskiego s taje się premesjanistyczny wymiar reform Piotrowych. Przeprowadzona przez cara „fasadowa” europeizacja Rosji, nabiera w oczach pisarza wręcz mistycznego wymiaru: Przecież [reforma Piotro wa – E. S.] nie była dla nas tylko przyswojeniem europejskich ubiorów, obyczajów, wynalazków i europejskiej nauki. […] Tak, bardzo mo żliwe, że Piotr początkowo zaczął ją wprowad zać […] w sensie czysto utylitarnym, ale pó źniej, w dalszy m rozwoju swej koncepcji, niewątpliwie ulegał pewnej ukrytej intuicji, która go pociągała w tej sprawie ku celo m przyszły m, niewątpliwie bez porównania większy m niż sam tylko czysty utylitaryzm. Podobnie naród rosyjski przyjął reformę nie tylko ze wzg lędów utylitarnych […]. Myśmy nie wrogo (jak należało oczekiwać), lecz p rzy jaźnie, z wielką życzliwością przyjęli do dusz naszych geniuszy obcych narodów, wszystkich naraz, nie czyniąc ro zró żnień plemiennych, u miejąc instynktem niemal od pierwszego kroku kasować sprzeczności, wybaczać i godzić odmienności, już tym jednym wykazując gotowość i skłonnoś ć naszą, nam samy m dopiero co objawioną, do powszechnego, ogólnoludzkiego zjednoczenia ze wszystkimi plemionami wielkiego rodu ary jskiego. O tak, misja Rosjan jest bezsprzeczn ie misją ogólnoeuropejską i ogólnoludzką. Stać się prawdziwy m Rosjaninem, zupełnym Rosjaninem, mo że znaczy tylko (w ostatecznym rachunku trzeba to podkreślić) stać się bratem wszystkich lud zi, w s z e c h c z ł o w i e k i e m . (Dziennik pisarza, t. 3., s. 398) Początkowo mowa Dostojewskiego została odebrana przez słuchaczy bardzo przychylnie. We wspomnieniach z epoki jest mowa nawet o rodzaju radosnej histerii zbiorowej, która rozpętała się po zakończeniu wystąpienia pisarza. Jednak ta pierwotna euforia w większym stopniu wiązała się z towarzyszącymi wystąpieniu pisarza 339 Zob. M. Mochnacki, O duchu i źródłach poezji w Polszcze, w: idem, Rozprawy literackie, oprac. M. Strzy żewski, Wrocław 2004. Strona | 243 warunkami społeczno-politycznymi niż z rzeczywistym zrozumieniem i zaakceptowaniem wydźwięku mowy Dostojewskiego. Niemniej jej ostateczne przesłanie zostało przez publiczność odrzucone przede wszystkim z przyczyn drobnych różnic ideowych, a nie ogólnego kierunku myśli pisarza 340 . Norwida próby demitologizacji narodu polskiego Historiozoficzne spojrzenie Norwida było – jak wiadomo – znacznie bardziej wieloaspektowe. Jednak w interesującej mnie perspektywie porównawczej chciałabym zwrócić uwagę przede wszystkim na jego polemikę z polskim mesjanizmem. Przy okazji dyskusji nad losem i zadaniami tzw. Młodej Emigracji Norwid kilkakrotnie zabierał głos na łamach poznańskiego „Dziennika Polskiego”. Chyba najwyraźniej negatywny stosunek poety wobec koncepcji Polski jako Chrystusa narodów został ujawniony w tzw. Liście II, będącym odpowiedzią na artykuł redakcyjny, prezentujący mesjanistyczną wizję posłannictwa polskiego w całej jej okazałości. Przy tej okazji pisał Norwid: Mistyczne pojęcia sprawy polskiej są poważną nazbyt dla mnie rzeczą, ażeby m je za słuszne i stosowne uważał tam, gdzie o codzienne sprawy idzie. Owszem, mało -zdro we, i pod pewnym względem niemoralne, to zastawian ie się krzy żem ś miem ogłosić […]. Nie będziesz brał imien ia Pana Boga twego nadaremno – ani d la uświęcenia traktatów wiedeńskich, an i dla uświęcenia jakichko lwiek, choćby im przeciwnych. (VII, 21) Negatywne spojrzenie Norwida na ujmowanie przyczyn utraty niepodległości państwowej w kategoriach religijnych jest bezpośrednim wynikiem jego głębokiej wiary. Nie idzie tu wyłącznie o podważenie heterodoksyjnego, bluźnierczego aspektu mesjanizmu polskiego (choć również i na niego zwracał Norwid uwagę), 341 ale przede wszystkim o wynikające z teologii katolickiej spojrzenie na całość dziejów świata, na historię zbawienia. W historiozoficznej wizji Kościoła katolickiego nie ma miejsca na trzeci naród wybrany (pierwszym byli Żydzi, a drugim jest cała powszechna wspólnota wierzących) 342 . Naród polski traktuje autor Pieśni społecznej na równi z innymi 340 Por. na ten temat: W. W. Smolennikova, Puszkinskaja riecz’ F. M. Dostojevskogo. Ritorikokriticzieskij analiz, http://genhis.philol.msu.ru/article_ 104.shtml (stan na: 6 XII 2010). 341 Zob. na ten temat [Uwaga o „W ielkiej Imp rowizacji”] (VI, 398). 342 W podobny sposób pisze na ten temat Ewa Bieńko wska: „[…] dla poetów ro mantycznych symbolika chrześcijańska została podporządkowana narodowej tragedii, wtłoczona niejako w pojedyncze wydarzen ie, któremu przypisywano wyjątkową historyczną i metafizyczną wagę. W środku bezdusznej Strona | 244 narodami należącymi do wspólnoty chrześcijańskiej 343 . I choć narody te mają różne charyzmaty, żadnemu z nich nie należy się prawo do ogłaszania się Mesjaszem. Tego rodzaju pseudo-religijny dyskurs prowadzi raczej – zdaniem Norwida – do kształtowania narodu na podobieństwo fałszywego proroka, Antychrysta: […] nadużycie Imienia Bożego z ł e m j e s t , albo iż Imię Pańskie w z ł e g o imię zamienia się, ilekroć bywa nadużytym […]. (tamże) Zamiast mesjanizmu narodowego, bazującego w dużej mierze na dialektyce Heglowskiej (co jest doskonale widoczne choćby na przykładzie Ksiąg narodu Mickiewicza 344 ), zaproponował Norwid swoją własną wersję rozumienia historii, która […] oparta jest na koncepcji cyklicznego ro zwo ju w ramach […] wiecznego dążenia do spełnienia historii idealnej – a więc boskiej. Motyw cyklów powtarzających się, z nawrotem do barbarzyństwa i z ponownym odrodzeniem, występuje wyraźn ie w wielu utworach Norwida […]. Cy kle Norwida przebiegają jednak w zasadzie po spirali […] 345 . Figuratywne, spiralne myślenie o historii jest bezpośrednim wynikiem połączenia linearnego spojrzenia na rozwój dziejów z cykliczną (naturalną i liturgiczną) koncepcją kalendarzową. W myśl Norwida, nie istnieją ściśle powtarzające się cykle. Każdy powrót, każde „zatoczenie koła historii” wprowadza jakąś zmianę, przybliża do „wypełnienia się czasów”, do nadejścia Królestwa Bożego. Ten sposób myślenia o czasie i historii sugeruje, że okres, w którym wypadło żyć Norwidowi, również ma jakieś wyjątkowe znaczenie w rozwoju dziejów. Lecz – jak zwraca na to uwagę Wacław Borowy: Europy, pośród katów, prześmiewców i cynicznych umy waczy rąk, u męczony został naród -Chrystus, dokonała się krwawa ofiara zwiastująca niedalekie zbawienie. Ty mczasem Norwid nigdy nie traci z oczu uniwersalnej natury mitu. Wie, że nie mo żna przywłaszczyć sobie symboli, zawężać ich do najbardziej nawet bolesnych narodowych przeżyć. Sy mbolami nie wolno manipulo wać, inaczej zmien iają się w płaskie alegorie bądź też wydają na świat obłąkańcze programy. M it Wcielenia i Odkupien ia mówi o powszechnej sytuacji czło wieka, ro zciąga się na całą h istorię, ma zastosowanie wszędzie, gd zie lud zie wznoszą świat form i praw”. (E. Bieńko wska, Historia jako dzieje Wcielenia, w: eadem, Dwie twarze losu: Nietzsche – Norwid, Warszawa 1975, s. 163-164). Jakko lwiek przytoczony wyżej tok ro zu mowania badaczki wydaje się w pełni słuszny, trudno jednak zgodzić się ze stosowanymi przez nią określeniami „mit” i „symbol” w odniesieniu do Norwidowej interpretacji rzeczywistości relig ijnej. 343 Zresztą mo żemy tutaj mó wić nie ty lko o wspólnocie europejskiej, świadczą o ty m ety molog icznoetnograficzne spostrzeżen ia poety, w których nie raz jest podkreślane azjatyckie pochodzenie współczesnych narodów europejskich. (Por. np. [Filozofię historii polskiej] VII, 65). 344 Zob. Z. Stefanowska, Historia i profecja. Studium o „Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego” Adama Mickiewicza, Kraków 1998. 345 E. Feliksiak, Norwidowski świat myśli, w: eadem, Poezja i myśl. Studia o Norwidzie, Lublin 2001, s. 117. Strona | 245 Sprzeczne z [tym] mogą się wydawać […] wielo krotne skargi [poety] na „bezdziejowość” własnej epoki. Któż bo, kto go trochę więcej czytał, nie pamięta wierszy o epoce „nominalnej” (w A Dorio ad Phrygium), o czasie „bezhistoryczny m i w ko lorach płowy m” (w Salemie) lub też innych podobnych, licznych w jego poezji […] Z tej postawy protestacyjnej wywodzą się też i inne jeszcze utwory: utwory przedstawiające mękę oczekiwania h istorycznego […] 346 . „Bezdziejowości”, wyraźnie przejawiającej się w twórczości literackiej Norwida, brakuje jednak bezpośredniego odbicia w jego pismach politycznofilozoficznych. Tutaj przemawia poeta głosem zupełnie innym: pewnym swoich racji i zdecydowanym. O ile twórczość literacka autora Quidama rzeczywiście może być rozpatrywana m. in. jako wyraz jego czasem melancholijnej, a czasem gniewnej refleksji na temat współczesnego mu biegu historii, o tyle w działalności publicystycznej ewokuje Norwid wyraźne, konstruktywne wartości, mające wskazać moralny kierunek poczynań polskich emigrantów. Na tle interesującego mnie porównania szczególnie istotne stają się poruszane przez poetę kwestie społeczne. Powszechnie znane są frazy Norwida, traktujące o wielkości narodu polskiego i o niskim poziomie jego więzów społecznych, o tym, że „każdy czyn wstaje za wcześnie, a każda książka za późno” czy też o tym, że „ludzkość podobna jest jędzy, co płacze dziś i drwi”. Dlatego też – sądzę – nie miałaby większego sensu w tym momencie ich szczegółowa analiza. O ile stosunek Norwida do powstań narodowych był w płaszczyźnie intelektualnej wyraźnie negatywny, o tyle poziom jego empatii w stosunku do ofiar tych wypadków, a szczególnie do „Młodej Emigracji”, był zdecydowanie wysoki. Znane są podejmowane przez poetę próby udzielenia wsparcia finansowego i duchowego powstańcom lat 40. znajdującym się w Paryżu 347 . Dostrzegał Norwid potrzebę prowadzenia pracy „resocjalizacyjnej” również na niwie starszej emigracji. Stąd też jego liczne wypowiedzi o charakterze dydaktycznym, wskazujące na potrzebę realizacji przez społeczność emigracyjną podstawowych wartości chrześcijańskich, jakimi są modlitwa i praca. Pozostając przede wszystkim poetą, a nie „pedagogiem zbiorowości”, kładł Norwid ogromny nacisk również na wartości estetyczne, niezbędne, jego zdaniem, do realizacji szeroko rozumianego powołania ludzkiego. Wszystkie te wątki bez żadnego trudu można odnaleźć choćby w (szczęśliwie) wydanym za życia poety Promethidionie. 346 W. Borowy, Główne motywy poezji Norwida, w: idem, O Norwidzie. Rozprawy i notatki, Warszawa 1960, s. 33. 347 Por. na ten temat Z. Trojanowicz, Monologia o losach pokolenia, w: eadem, Rzecz o młodości Norwida, Poznań 1968. Strona | 246 Tym, co wydaje mi się szczególnie uderzające na tle tego nieco „szkolnego” przeglądu wątków poruszanych przez autora Pieśni społecznej, jest próba przywrócenia, znajdującemu się w sytuacji skrajnie anormalnej, społeczeństwu polskiemu podstawowych, „trzeźwych” wartości duchowych i społecznych. „Dwie Syberie” – Norwid i Dostojewski o losach zesłańców polskich Warto pamiętać o istnieniu pewnego motywu historycznego, który zdecydowanie nie mieści się w zarysowanym wyżej spojrzeniu na Norwida. Jest to nośny w romantyzmie mit polskiej Syberii. O znaczeniu, jakie dla wielkich romantyków miała przestrzeń syberyjska, obszernie pisze Zofia Trojanowicz w monograficznym szkicu Sybir romantyków348 . Przez Norwida temat Syberii został podjęty zaledwie parokrotnie: znane są dwa wiersze poety, poświęcone temu problemowi, szkic podejmujący interpretację losów poety- zesłańca Gustawa Ehrenberga oraz fragment Lekcji o Słowackim, dotyczący Anhellego. Oprócz wymienionych tekstów bardzo ważnym świadectwem myślenia Norwida o przestrzeni syberyjskiej jest kilka listów poety z połowy 1875 r., skierowanych do Bronisława Zaleskiego. Najwcześniejsza z wymienionych wyżej pozycji (Z pamiętnika [o zemście]) pochodzi z roku 1851 i dotyczy m.in. kwestii duchowego wychowania młodzieży, która wstąpiła w szeregi powstańcze lat 40. oraz jej losu na Syberii, ukazanych w znacznej mierze przez pryzmat dziejów Ehrenberga. Zdaniem Norwida, obszernie rozwiniętym już wcześniej w Zwolonie, pokolenie urodzone w latach 20. XIX wieku rosło: […] jak to mówią, „na Opatrzności Bożej”, nauczone naprzód t r a d y c y j n e j nienawiści do Moskali i do profesorów cudzoziemców, potem l i t e r a l n i e miłości bliźniego w katechizmie najoficjaln iej suchym. (VII, 40-41) Tak nieodpowiedzialny rodzaj wychowania społecznego i patriotycznego pokolenia, do którego należał i sam Norwid, musiał ostatecznie doprowadzić do tragicznych wydarzeń, które kres swój znalazły na Syberii. Pokolenie wychowane w kulcie zemsty i potrzebie męczeństwa dla sprawy narodowej nie mogło, zdaniem Norwida, wydać 348 Z. Trojanowiczo wa, Sybir romantyków, w opracowaniu materiałów wspomnienio wych uczestniczył Jerzy Fiećko, Poznań 1993. Strona | 247 dobrego owocu, czego przykładem stały się losy młodego poety i powstańca Gustawa Ehrenberga, skazanego na Sybir: Po uczuciu zemsty, chociażby w piersiach tak skalistych jak Annibala piersi, następować musi osłabienie, bo nasienie zemsty liścia w sobie ani kwiatowego węzła nie ma, ani mo że dać drzewa z korzeniami, lecz w y k o r z e n i e n i e i perzynę. Wieszcze tacy i najzupełniejsi wajdeloci, jakim był na przy kład Gustaw E. (bo mimo talentów poetyckich nie mo żna by go nawet zwać poetą wedle europejskich wyobrażeń, d latego iż w ciągły m był natchnieniu i p i s y w a ł niewiele, ś p i e w a ł raczej), wieszcze tacy, mó wię, sterowali przyrod zonym narodowego ognia Zniczem. G u s t a w Ehrenbergowi było na imię. Jakoby sobowtórem był onego Gustawa z Dziadów Mickiewicza, a mógł Annibala ogniem p łonąć, boć miał blisko ducha dziewiczego, upiorzycę, p r z y r o d n ą panny przez Cesarzewicza zamęczonej. (VII, 41-42) Największa odpowiedzialność za przebywających na Syberii wygnańców spoczywała, zdaniem Norwida, na towarzyszącym im duchowieństwie. Żeby ofiara czynu zbrojnego i wygnania nie zamieniła się w martyrologiczną obsesję, jaką był – zdaniem poety – mesjanizm, potrzeba na Syberii dobrych księży, którzy nauczą wygnańców nie tyle poczucia narodowej wyższości, wynikającej z przynależności do narodu wybranego, co raczej chrześcijańskiej miłości. Niemniej Od roku 1830 aż do czasów obecnych nie było ani jednego jeszcze księdza na pobojowisku tym szerokim i na tych Kościoła-okopach, które zowiemy Polską; księd za, mówię, który by pojęcie o f i a r y i m ę c z e ń s t w a o d z a m ę c z e ń f a t a l n y c h śmiał wyró żnić ku użytkowi wiernych, pojęcie o d w a g i , tego Ducha Świętego daru, od świętych zarysów n i e r o z w a g i , pojęcie tego, co O p a t r z n y m , od tego, co f a t a l n y m , który by rozpędzał ty m sposobem mgły przed armatami, jak to czynił gorącością modlit wy ksiąd z Kordecki na wałach Częstochowy. (VII, 41) W roku 1875 została wydana książka, autorstwa ks. Wacława Nowakowskiego, pt. Wspomnienie o duchowieństwie polskim znajdującym się na wygnaniu w Syberii, w Tunce. Ta broszurka opowiadała o dziejach zesłanych na Syberię i osadzonych w niewielkiej wiosce księży katolickich. Norwid, żywo zainteresowany tematyką syberyjską, szybko zapoznał się z tą publikacją i podzielił się uwagami na jej temat w listach, skierowanych do Bronisława Zaleskiego. Reakcje poety na tę broszurkę okazały się bardzo gwałtowne. Z jednej strony w pełni zgadzał się on z postrzeganiem Tunki jako miejsca wyjątkowego pod względem duchowym („Zaiste! […] Chrystus Pan zmartwychwstał i jest w T u n c e , w kraju Buriatów, między kapłanami polskimi, a uprzedza nas do Galilei, jako rzekł – »sicut dixit«†” X, 55). Z drugiej zaś – gorący sprzeciw poety wywołała zawarta we wzmiankowanym dziełku interpretacja stosunków polsko-rosyjskich, które zostały naszkicowane przez ks. Nowakowskiego w następujący sposób: Strona | 248 Ach, nie tak zimne te śniegi syberyjskie, nie tak twarde otaczające wygnańców ze wsząd te skały granitowe, jak zimne i twarde serca ludu rosyjskiego wobec niedoli Polaków! Nic, n ic ich nie wzruszy. Mylnym jest to przekonanie, że lud rosyjski nie podziela usposobień rządu swego względem Polski. Rosjanin czuje wyższość Polaka nad sobą, czuje jego potęgę moralną, o wianą duchem tradycyjnym pięknej i zaszczytnej przeszłości, a w zestawieniu z nim siebie i swojej arcynieszlachetnej przeszłości doświadcza wewnętrznego upokorzen ia, i stąd zazdrości jemu, n ienawid zi go, i poniżyć usiłuje. (cyt. za Norwidem, X, 55) Poziom oburzenia, z jakim traktuje Norwid przytoczony wyżej fragment z rozprawy duchownego, jest w pismach poety raczej rzadki. Właściwie żadne ze zdań powstałych pod piórem ks. Nowakowskiego, dotyczących oceny relacji polsko-rosyjskich, nie uzyskuje akceptacji Norwida. Domniemana wyższość Polaków względem Rosjan jest – jego zdaniem – nie uzasadniona ani z historycznego, ani z religijnego punktu widzenia. Udział w historii zbawienia i męczeństwo jest charakterystyczne dla obu narodów, a wywyższanie się Polaków, w pełni aprobowane i popierane przez osobę duchowną sprawia, że dochodzi Norwid do stwierdzenia: „D r e w n o j e s t d r e w n o – nawet gdy świętą formę krzyża przyjąć musi” (X, 57). Charakterystyczne dla XIX-wiecznych Polaków w ogóle, a w szczególności dla zesłańców politycznych poczucie wyższości wobec pozostałych narodów, a zwłaszcza wobec Rosjan, zostaje określone przez Norwida mianem „ś le p o t y k a s t o w e j ”. Naród polski zamykający się na świat i rzeczywistość w obrębie „umarłych formuł” kojarzy się poecie ze społeczeństwem egipskim u schyłku jego świetności. W postrzeganiu Norwida, zafiksowanie na motywie cierpienia przesłania sporej części Polaków całą rzeczywistość, w wielości jej odcieni i komplikacji, sprawiając tym samym, że ich świat ogranicza się do wyidealizowanej wizji przeszłości. Współczesność – poza jej wymiarem cierpiętniczym – zdaje się całkowicie tej grupie społecznej umykać. Stąd też kończąca cytowany wyżej list Norwida refleksja o tym, że „Chrystus jest więcej niż jego męczeństwo”. Charakterystyczne, że wszystkie przedstawione wyżej zastrzeżenia kierował w tym kontekście poeta przede wszystkim pod adresem zesłanych na Syberię księży, a więc tej grupy społecznej, od której wymaga się szczególnie wiele. Zofia Trojanowicz trafnie zwraca uwagę na to, że zgorszenie Norwida manifestowaną w przywołanej broszurce postawą księżyzesłańców wynika z „poddania ich normalnej, jakby abstrahującej od mitu ocenie” 349 . A w świecie normalnym (lub może lepiej) – w normalnym świecie chrześcijańskim ciągle podkreślane poczucie własnej wyższości nieodparcie kojarzy się z grzechem pychy. 349 Op. cit., s. 142. Strona | 249 Teraz Dostojewski. Powszechnie znane są niepochlebne opinie na temat Polaków, powstałe pod piórem pisarza rosyjskiego. Ta niechęć autora Gracza względem „braci Słowian” szczególnie nasila się w trakcie jego pobytu na katordze 350 . O możliwych przyczynach takiego stosunku Dostojewskiego wobec Polaków najbardziej przekonująco, w moim odczuciu, pisał Jerzy Stempowski. Jego zdaniem, Polacy muszą występować w tekstach pisarza rosyjskiego jako postacie skrajnie negatywne i fałszywe, ponieważ zesłańcy, których autor Notatek z domu umarłych miał okazję poznać na katordze, […] jak gdyby uchylają się od istotnego męczeństwa i dlatego właśnie, wbrew pozoro m, n ie tylko nie zasługują na litość, ale przeciwn ie, powinni być zdemaskowani. Po lacy reprezentują dla niego [D.] najbardziej niebezpieczną, bo schodzącą aż na same dno katorgi próbę racjonalnego czy mistycznego wytłu maczenia męki potępionych, która w całej twórczości Dostojewskieg o ma nosić zasadniczo charakter n i c z y m n iewytłu maczony, apelujący do nas swym wiekuistym, n iemo żliwy m do stłumienia protestem. 351 Mianem „istotnego męczeństwa” określa Stempowski w przytoczonym wyżej fragmencie przekonanie modelowego „biednego i poniżonego” rosyjskiego bohatera Dostojewskiego o tym, że żadna forma zbawienia czy też nadziei eschatologicznej nie jest dla niego możliwa. Cierpiący bohater Dostojewskiego (bohater rosyjski) zmuszony jest, żeby tkwić w sytuacji niemożliwej: trwać w warunkach zabija jących cały potencjał życia jako takiego. Właśnie tego rodzaju „pokornej rozpaczy”, określanej przez Szestowa mianem „filozofii tragedii”, 352 zabrakło Dostojewskiemu w postawie przebywających razem z nim na katordze Polaków. Ich przekonanie, że cierpią w słusznej sprawie, a przez to są lepsi od otaczających ich przestępców kryminalnych, pochodzących zwykle z najniższych warstw społecznych, było dla Dostojewskiego rażące i kompletnie nie do przyjęcia. Można poddawać w wątpliwość słuszność tego przekonania pisarza rosyjskiego oraz (zapewne z powodzeniem) dopatrywać się bardziej niskich pobudek jego antypatii względem Polaków, jednak mimo to uderzające pozostaje podobieństwo podstawowych zarzutów, kierowanych względem polskich zesłańców zarówno przez Dostojewskiego, jak i przez Norwida. Obaj twórcy – choć, 350 Na temat relacji Dostojewskiego z polskimi zesłańcami w Omsku por. np. pamiętniki Tokarzewskiego, szczególnie opowiadanie Na Irtyszu, w: idem, Pośród cywilnie umarłych. Obrazki z życia Polaków na Syberyi, Warszawa b. r. w. 351 J. Stempowski, Polacy w powieściach Dostojewskiego, w: idem, Eseje dla Kassandry, Gdańsk 2005, s. 299. Na temat Polaków w twórczości Dostojewskiego zob. również: Z. Żakiewicz, Polacy u Dostojewskiego, w: idem, Ludzie i krajobrazy, Gdańsk 1970. W. Lednicki, Polacy i Dostojewski, w: idem, Russia, Poland and the West. Essays in literary and cultural history, London 1954. 352 Zob. L. Szestow, Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii, przełoży ł i wstępem poprzed ził C. Wodziński, Warszawa 1987. Strona | 250 należy to podkreślić, z bardzo odmiennych względów – odczuwali konieczność patrzenia na polskie społeczeństwo w kategoriach normalności. Natomiast chyba większość „skrzywdzonych i poniżonych”, zesłanych na Syberię Polaków, nie chciała czy nie mogła zrezygnować z mesjanistycznej optyki widzenia świata. A postawa ta – szczególnie dla kogoś patrzącego z zewnątrz – mogła okazać się wyjątkowo drażniąca. Warto w tym miejscu przywołać choćby wizerunek polskich „posieleńców”, pochodzący z Anhellego 353 . Norwid podchodził do kwestii cudzego cierpienia w sposób wyjątkowo delikatny. Dlatego też żadna z jego gwałtownych opinii, odzwierciedlających się jedynie w korespondencji prywatnej, nie została przeniesiona do jego twórczości literackiej. Tematyki syberyjskiej bezpośrednio dotyczą zaledwie dwa teksty poetyckie Norwida: Syberie i „Ołówkiem” na książeczce o Tunce. W twórczości Norwida dają się usłyszeć dwa niezależne, przeplatające się ze sobą głosy: głos liryka i epika –kogoś mówiącego w warunkach jakby intymnych i osoby przemawiającej na forum publicznym. I nie idzie tu o żadne rozróżnienia rodzajowe, tylko o pozycję, z której podmiot mówiący zwraca się do adresata i o „barwę” jego głosu. Może szczególnie jaskrawo uwidacznia się ta specyficznie rozumiana „wielogłosowość” w Vade-mecum. W zbiorze tym mamy do czynienia raz z donośnym wołaniem proroka czy wodza, a innym razem z cichą mową liryczną. Ta różnorodność odcieni głosu bohaterów poetyckich staje się ważna z punktu widzenia interpretacji poglądów „prywatnych” i „publicznych” Norwida. Ważna jest tu perspektywa, z której przemawiają poszczególni bohaterowi jego utworów lirycznych. W trakcie lektury wiersza Syberie odnoszę wrażenie, że przeplatają się w nim dwa rodzaje głosów: głos prywatny, złamany wzruszeniem nad losem zesłańców i głos publiczny – nauczający, wytykający błędy i prorokujący. Pod-biegunowi! na d ziejów-odłogu, 353 Dodatkowe, ciekawe i trafne, uzasadnienie n iechęci autora Braci Karamazow wobec Polakó w, dostarczają analizy lingwistyczno-kulturo we prowad zone przez Annę Wierzb icką. Szczególnie blisko przylegający do omawianej problematyki jest jest jej szkic Język i naród: polski los i rosyjska sud’ba. Badaczka dowodzi w nim, że jedną z podstawowych różnic w mentalności narodów polskiego i rosyjskiego mo żna dostrzec na drodze eksplikacji polskiego pojęcia „los” i rosyjskiego pojęcia „sud’ba”. Zgodnie z analizami Wierzb ickiej elementarna odmienność polega tu na głębokim przekonaniu Rosjan o tym, że „sud’bę” należy przyjmo wać z absolutną pokorą i w żadnym razie nie należy jej się sprzeciwiać. Natomiast polski języko wy obraz świata sugeruje raczej, że – choć ludzie nie mają do końca wpływu na swój los – może i powinno dochodzić do pewnego rodzaju interakcji między człowiekiem a jego losem. Tego rodzaju współzależność między pod miotem a przedmiotem „sud’by” w rosyjskim językowy m obrazie świata jest raczej nie do pomyślenia. (Zob. A. Wierzb icka, Język i naród: polski los i rosyjska sud’ba, „Teksty Drug ie” 1991/ 3 (9), s. 5-20. Strona | 251 Gd zie całe dnie Niebo się zdaje przypominać Bogu: „Z i m n o i m n i e …” (II, 58) Głos, brzmiący w pierwszej strofie wiersza, jest głosem człowieka cierpiącego albo człowieka, znającego cierpienie. Pojawiające się tu określenia: „na dziejów-odłogu”, „zimno i mnie” zdają się w jakiś nieuchwytny sposób przylegać do losów samego poety. Mowa tej pierwszej strofy jest o tyle prywatna, że w akcie lektury staje się jakimś rodzajem połączenia mówienia o sobie i mówienia o innym albo – żeby posłużyć się określeniem Ricouerowskim – mówienia „o sobie samym jako innym”. Zgoła inny jest charakter pozostałych dwóch strof tego wiersza. Wychodzimy w nich z obrębu jednostkowego, prywatnego czy nawet (w przypadku poety) – intymnego doświadczenia na teren przeżycia zbiorowego: Wrócicież kiedy? – i którzy? i jacy? – Z śmiertelnych prób, (tamże) Pytania o możliwość czy okoliczności powrotu zesłańców nie są przecież jedynie pytaniami samego Norwida, należą one do przestrzeni doświadczenia zbiorowego, a więc zwielokrotnionego. Pozostając jeszcze przez moment na terenie doświadczenia lirycznego (przejawiającego się w ujmującej konkretyzacji opisów i porównań), poeta zaczyna stopniowo modulować swój głos na sposób epicki. Syberia – jako konkretna przestrzeń liryczno-geograficzna – zostaje potraktowana w dalszej części tego wiersza jako metafora Norwidowej współczesności w ogóle. Syberia jest nie tylko tam, gdzie zostali zesłani powstańcy, ale też tu. Przy czym ten zaimek („tu”) obejmuje zarówno współczesny poecie Paryż, jak i Warszawę, Drezno, Wenecję, Rzym czy Moskwę. „Druga Syberia: pieniędzy i pracy” w dramatyczny w swoim ostatecznym przesłaniu sposób obejmuje całość cywilizacyjno-kulturową, znaną Norwidowi354 . Taka konstatacja historiozoficzna nie mogła paść z ust liryka: w tym miejscu zaczyna swoją wierszowaną przemowę – epik. Lub pierw, czy? obie tako we Syberie, Niewoli d wóch, Odepchnie nogą, jak stare liberie, 354 Zob. Z. Trojanowiczowa, Sybir romantyków, op. cit., s. 133. Strona | 252 Wielki-Pan … Duch! * * * * * * * * * * * (tamże) Trzecia strofa analizowanego wiersza jest próbą refleksji filozoficznohistorycznej nad mechanizmem, rządzącym prawami rozwoju ducha. Wykropkowanie ostatniego, a z punktu widzenia symetrii – nadliczbowego wersu, w pewien sposób obrazuje zasłonę, spuszczoną przez poetę na rozstrzygnięcie pytania o godzinę zwycięstwa ducha nad materią. Wprowadzona w ostatnim wersie postać „zarządcy świata” – „Wielkiego-Pana… Ducha!” odsyła czytelnika bezpośrednio w „rejony wielkiej herezji”, czyli do mistycznej twórczości Słowackiego. Na potrzeby prowadzonej w tej chwili refleksji, wystarczy zwrócić uwagę przede wszystkim na to, z jaką delikatnością pisze Norwid o losach zesłańców. Jeśli w związku z problematyką Syberyjską pojawia się jakikolwiek rodzaj krytyki, to nie jest on w żadnym stopniu wymierzony w postawę osób cierpiących, a dotyczy raczej rzeczywistości znanej poecie z własnego doświadczenia. Podobnie jest prowadzona „narracja liryczna” w późnym wierszu Norwida „Ołówkiem” na książeczce o Tunce. Przeplatające się w nim obrazy poetyckie są przesiąknięte empatią wobec znajdujących się na Syberii wygnańców. Choć utwór ten został zainspirowany tym samym „dziełkiem”, co omawiany wyżej list poety do Bohdana Zaleskiego, nie ma w nim ani odrobiny refleksji wartościującej postawy zesłańców. Obrazy gwałtownej, ale i współczującej przyrody, która „rwie i gna” katorżników (chyba na bardzo zbliżonej zasadzie jak w wierszu Od Anioła do Szatana), w jakiś tajemniczy, ledwo naszkicowany przez poetę sposób, łączy się z ojcowską opieką Boga nad swoimi dziećmi: Jako gdy trąba powie warstwę lata I rzuci w północ gestem osobliwy m, I jakby nie był tylko sprawiedliwy m Twórca-przyrody, lecz i Ojcem świata, I sprawy czyn ił wy jątkowej treści, A meteory grały Mu chóralnie, Śnieg ro zpłakiwał się i czuł boleści Ludzi o kutych, co w nim brodzą walnie – – (II, 218) Obraz, wypełniający drugą strofę tego „ołówkowego”, szkicowego wiersza, wprowadza zupełnie naturalny w tym kontekście motyw sieroctwa. Jednak to osierocenie nie jest Strona | 253 zupełne (podobnie jak wierszu o zbliżonym tytule ze zbioru Vade-mecum). Tam została przywołana przez poetę postać matki, tu – anioła, towarzyszącego sierocie, przemawiającego przez jej usta. Cały ten wiersz wypełnia szereg poetyckich, wzniosłych i bardzo niejednoznacznych obrazów. Zapewne jego systematyczna i szczegółowa analiza mogłaby przynieść więcej owocnych hipotez badawczych. Ja natomiast chciałabym zwrócić uwagę na ramę modalną tego wiersza. Natłok wieloznacznego obrazowania poetyckiego sprawia, że stosunek piszącego do własnego tekstu staje się niejednoznaczny. Teoretycznie, pomocna w rozwianiu tych wątpliwości jest struktura porównania jakby „nałożona” na wiersz „Ołówkiem”. „Jako gdy […] – Tak… w owej »T u n c e «!…”. Jednak żeby to porównanie lub lepiej – ta proporcja miałaby mieć jakikolwiek sens, niezbędna jest znajomość jej drugiego członu albo znajomość stosunku mówiącego do drugiego członu porównania – do „owej »Tunki«”. W tym miejscu zaczyna powstawać problem… Stosunek Norwida do Wspomnienia ks. Nowakowskiego jest znany i nie jest on w żadnym stopniu pozytywny. Więc miałby tu poeta kłamać, czyli pisać mgliście – ale ogólnie rzecz biorąc pozytywnie – o postawach, które prywatnie wydają mu się nie do przyjęcia? Takie założenie jest możliwe, chociaż raczej mało zadowalające pod względem badawczym. Pozostaje jednak jeszcze kwestia tytułu wiersza. Co właściwie sugeruje ujęte przez poetę w cudzysłów określenie „ołówkiem”. Wywołuje ono skojarzenie palimpsestowości, gestu pisania na czymś, co zostało już napisane, zacierania dawnych znaczeń i wprowadzania w ich miejsce nowych. Palimpsest Norwida jest jednak nietrwały. Pisany „ołówkiem” staje się jedynie sugestią znaczeń nowych, zdaniem poety – właściwych. I jeszcze wielokropek, umieszczony przez poetę w końcowym wersie, rozpoczynającym drugi człon porównania „tak” ( „– Tak… w owej »T u n c e «!…”). Można go interpretować jako dramatyczne zawieszenie głosu osoby mówiącej w wierszu, ale znacznie bliższe wydaje mi się traktowanie go jako przemilczenia poety. „Tak <jest> w owej Tunce” czy może raczej „Tak powinno być”? „Chciałbym, żeby tak było”. Stosunek Norwida do „polskiej Syberii” był bardzo skomplikowany, trudny do jednoznacznego opisania. Prawdziwe cierpienie i bluźniercza szata martyrologiczna składały się na mieszankę wyjątkowo toksyczną, wobec której trudno było zachować się zupełnie właściwie: nie wyrzekając się siebie i jednocześnie nie raniąc uczuć osób naprawdę cierpiących. Strona | 254 Dostojewski nie musiał i nie chciał liczyć się z uczuciami Polaków, dlatego głosił wszem i wobec swój niechętny stosunek do polskich zesłańców i emigrantów. I choć jego rozliczne opinie mogą być odbierane jako mocno przesadzone i krzywdzące, to jednak – odsuwając emocje na bok – można zauważyć spore podobieństwo między myśleniem o martyrologii polskiej Dostojewskiego i Norwida. Kontrapunkt historiozoficzny Widoczna w powyższym zestawieniu zupełna rozbieżność poglądów historiozoficznych i eschatologicznych Norwida i Dostojewskie go zdaje się jednak mieć nieco miejsc wspólnych. Zasadniczą płaszczyzną konfliktów myślowych obu pisarzy staje się opozycja ortodoksji i heterodoksji. Norwid, pragnąc pozostać wiernym nauczaniu Kościoła katolickiego, w żaden sposób nie może uwierzyć w koncepcję „Polski – Mesjasza narodów”, ani nawet pogodzić się z nią. W myśl polskiego poety żaden, nawet największy, najwspanialszy i najbardziej cierpiący naród nie może określać się mianem „Mesjasza”, bo w ten sposób dopuściłby się aktu bluźnierstwa. Z kolei przedstawiony Dostojewskiego mesjanizmu) (do jest złudzenia niemal wyżej zespół przekonań przypominający modelowym społeczno-religijnych momentami przykładem polską odmianę publicystycznej realizacji ortodoksyjnej koncepcji prawosławnej „Moskwy – Trzeciego Rzymu”. W XIXwiecznej mentalności rosyjskiej wyznawana w Credo wiara w Kościół Powszechny wiązała się bezpośrednio z wiarą w wybraństwo narodu rosyjskiego. Dobitnie świadczą o tym choćby wypowiedzi rosyjskiego filozofa romantycznego Aleksieja Chomiakowa 355 . Tak więc, na przykładzie twórczości Norwida i Dostojewskiego widać doskonale, jak zupełnie odmienne manifestacje postaw historiozoficznych mogą być wynikiem bardzo zbliżonego stosunku do wiary, nawet w przypadku kościołów tak sobie bliskich, jak Cerkiew prawosławna i Kościół katolicki. Bezpośrednio związana z opisaną wyżej wizją historiozoficzną jest problematyka zesłań na Syberię i towarzyszącego im cierpienia. I tutaj – mimo odmiennego ukształtowania kulturowego – Norwid i Dostojewski poruszają kwestie bardzo zbliżone. Obaj twórcy patrzą na dzieje narodu polskiego w sposób „normalny”, 355 A. Chomiakow, Cerkow’ odna, w: idem, Cerkow’ odna. Semiramida, Moskwa 2004. Strona | 255 jako na historię jednego z bardzo wielu narodów „zaanektowanych” przez Rosję (Dostojewski) i jednego z wielu narodów cierpiących (Norwid). Dlatego Dostojewski (jako Rosjanin) gwałtownie, z wielkim oburzeniem odrzuca postawę Polaków, z którymi miał okazję się zetknąć, jednocześnie dokonując jej uniwersalizacji wobec całego narodu polskiego. Cierpienie Polaków oraz sposób, w jaki jest ono okazywane, pozostają dla Dostojewskiego niezrozumiałe. Bo skoro misja dziejowa Rosji polega – jego zdaniem – na stopniowym „wchłanianiu” i oświecaniu krajów europejskich, to Polacy nie mają żadnych przesłanek do sprzeciwu wobec narodowej niewoli. Więcej – niezgoda na bieg wydarzeń historycznych urasta w oczach pisarza rosyjskiego do rangi buntu wobec Boga. Taka jest logika podstawowych założeń, stojących za koncepcją historiozoficzną „Moskwy – Trzeciego Rzymu”. Norwid, będąc Polakiem, nie próbuje nawet przekreślić wagi cierpienia powstańców i zesłańców. Jednak, w znacznym stopniu, podobnie jak Dostojewski nie chce zaakceptować ich postawy, zakorzenionej w nienawiści wobec Rosjan i poczuciu wyższości względem nich. Nieustanne podkreślanie martyrologii narodowej musi – zdaniem polskiego poety – przybierać chorobliwe kształty niezdrowego cierpienia. O podobnym mechanizmie psychologicznym pisał Norwid w Białych kwiatach356 . Ciągłe stawanie w prawdzie nie tylko wobec rzeczywistości zewnętrznej, ale – przede wszystkim – wobec samego siebie, racjonalizacja własnych, nawet najbardziej zagmatwanych uczuć, musiała być – sądzę – znacznie trudniejsza od bezwzględnej akceptacji mitu mesjanistycznego. Chyba właśnie z tego względu polski poeta pisze o Syberii (w której doszło do zogniskowania martyrologii narodowej) tak niewiele. 356 „Patetyczność nie pochodzi od πάυος (choroba). Patetyczność pochodzi od πάσχω. Tylko z d r o w e - c i e r p i e n i a dramatycznymi zdają się być… choroba ma na polu wiedzy patologię raczej, nie patetyczność. Różn ice tu, na polu s ztuki, są takie międ zy powyższy mi określn ikami, jak na polu życia, np. między h i s t o r y c z n y m a h i s t e r y c z n y m feno menem jakim… (VI, 191) Strona | 256 Zbliżenie siódme: Norwida i Dostojewskiego wizja cywilizacji i nowoczesności XIX-wiecznej Nowoczesność jest jednym z kluczowych zagadnień dla rozumienia pewnego zespołu wątków, obecnych w twórczości Norwida i Dostojewskiego. Ich zakres jest z jednej strony na tyle rozległy, a z drugiej − momentami tak precyzyjnie opisany357 , że pozwolę sobie w tym rozdziale ograniczyć się do opisania jedynie ewidentnych, uderzających podobieństw postaw i refleksji twórczych Norwida i Dostojewskiego albo też na zupełną odmienność w traktowaniu przez obu twórców kwestii bardzo zbliżonych. Wykorzystywane tu pojęcie „nowoczesności” rozumiem (podobnie jak Ewa Paczoska) za Michelem Foucault przede wszystkim jako: „s p o s ó b u s t o s u n k o w y w a n ia s ię d o a k t u a ln o ś c i, d o b r o w o ln y w y b ó r [ … ] , s p o s ó b my ś le n ia i o d c z u w a n ia , a t a k ż e d z ia ła n ia i z a c h o w a n ia , który o zna c za p r z y n a le ż n o ś ć , a za r a ze m jaw i s ię jako z a d a n ie ”358 . A więc nie chodzi mi o przykładanie współczesnych kategorii literaturoznawczych do zjawisk XIX-wiecznych, tylko o swoiste ogólnoludzkie odczucie nowoczesności. Kategoria ta będzie tu rozpatrywana pod kilkoma względami 357 Wystarczy tu odwołać się choćby do elementarnych szkiców Zofii Stefanowskie j i Sławo mira Rzepczyńskiego. Z. Stefanowska, Pisarz wieku kupieckiego i przemysłowego, w: eadem, Strona romantyków. Studia o Norwidzie, Lublin 1993. Oraz S. Rzepczyński, Norwid i nowoczesność (perspektywa podmiotowości), „Co lloquia Literraria” 2/3 2007. 358 M. Foucault, Czym jest Oświecenie, cyt. za: E. Paczoska, Prawdziwy koniec XIX wieku. Śladami nowoczesności, Warszawa 2010, s. 6. Strona | 257 – jako obraz nowoczesnej cywilizacji w utworach obu twórców i wpływ cywilizacji nowoczesnej na kształt ich utworów 359 . Wypada jeszcze przypomnieć, że pojęcie „nowoczesności”, tak mocno zaznaczające się we współczesnej refleksji teoretycznoliterackiej nie jest wcale pomysłem nowym. Pojawia się ono już u Baudelaira w Malarzu życia nowoczesnego 360 * W jednym ze współczesnych czasopism możemy spotkać się ze stwierdzeniem: „«Król-Duch» nie jeździł koleją”361 . Już Zofia Stefanowska mocno podkreślała fakt, jak dalece triada polskich „wielkich romantyków” pozostawała obojętna na XIX-wieczne problemy społeczno-cywilizacyjne, których bezpośrednimi świadkami mogli być chociażby w ówczesnym Paryżu362 . Na grunt literatury polskiej zagadnienia związane z początkami kształtowania się społeczeństwa nowoczesnego i jego otoczki cywilizacyjnej zostały wprowadzone dopiero przez pozytywistów. Tak twierdzi się zazwyczaj. Na tym dość jednolitym tle polskiej literatury emigracyjnej XIX wieku bardzo wyraźnie odznacza się Norwid. Ewa Paczoska w niedawno opublikowanej monografii, stwierdza: Na pewno Norwida i Kraszewskiego uznać mo żna za kluczników nowoczesności w kulturze XIX wieku. Wiele ich tekstów z okresu międzypowstaniowego zawiera istotne rozpoznania 359 O kilku ró żnych perspektywach doświadczania nowoczesności pisał Ryszard Nycz, O nowoczesności jako doświadczeniu. Uwagi na wstępie, w: Nowoczesność jako doświadczenie, red. R. Nycz, A. ZeidlerJaniszewska, Krakó w 2006. Na temat problemu nowoczesności w literaturze w ogóle zob. również np.: W. Tomasik, Ikona nowoczesności. Kolej w literaturze polskiej, Wrocław 2007. J. Habermas, Filozoficzny dyskurs nowoczesności, tłum. M. Łu kasiewicz, Kraków 2005. Wypada jeszcze wspomnieć o tym, że pojęcie „nowoczesności”, tak mocno absorbujące współczesną refleksję teoretycznoliteracką nie jest wcale pojęciem nowym. Pojawia się ono przecież już u Baudelaire’a (Zob. Ch. Baudelaire, Malarz życia nowoczesnego, w: idem, Rozmaitości estetyczne, tłum. J. Gu ze, Gdańsk 2000). 360 Ch. Baudelaiere, Malarz życia nowoczesnego, tłum. J. Gru ze, Gdańsk 1998. 361 Ten tytuł nosi recenzja książki Ewy Paczoskiej Prawdziwy koniec XIX wieku. Śladami nowoczesności, napisana przez Agatę Sikorę. („Nowe Książki”, 6/ 2011, s. 24-25). 362 „Obraz ro mantyzmu, który narzuciła nam twórczość pokolenia wieszczów, to obraz literatury uwikłanej w problemy walki narodowej, wielkiej historio zofii, zbawienia czło wieka i zbawienia ludzkości. W tej romantycznej wizji świata siłą napędową była rewolucja ludów przeciwko despotom, ale nie rewolucja industrialna. Nie żeby zjawisko nowej cywilizacji technicznej uszło u wagi wielkich reprezentantów pierwszego pokolenia ro mantycznego. […] A jednak życie w społeczeństwie przemysłowy m i zu rbanizo wanym nigdy bodaj nie przestało im się przedstawiać jako świat eg zotyczny, istniejący sam dla siebie, na prawach wyjątku, nie normy ogólnej. Wobec tamtego świata zachowywali dystans obcych przybyszów, nigdy nie stał się on ich własnym krajem”. (Z. Stefanowska, Pisarz wieku op. cit., s. 11). Strona | 258 nowoczesności, wpływające także na ich formę artystyczną. Norwid, najbliższy, jak podkreśla Stefanowska, typowi „nowoczesnego inteligenta”, był oczywiście pierwszy m ro mantykiem, który stwierdzał, że cywilizacyjny zegar tak samo tyka nad Sekwaną i nad Wisłą. Z perspektywy jego twórczości (i jej interpretacji) ro zpoznawan ie nowoczesności i czu jność na jej rytmy należy do podstawowych obowiązków dziewiętnastowiecznego artys ty. Sprawa bliskiego kontaktu pisarza z własną epoką jest tak samo ważna dla Baudelaire’a, jak dla Norwida i Kraszewskiego 363 . Pozwoliłam sobie rozpocząć ten rozdział właśnie od przytoczonej wyżej refleksji Paczoskiej, a nie od przywołania w tekście głównym elementarnego szkicu Stefanowskiej z jednego, konkretnego powodu. Problematyka nowoczesności autora Bransoletki została już dosyć wyraźnie zaznaczona w obszarze norwidologicznej literatury przedmiotu364 . Natomiast na kartach innych opracowań literaturoznawczych nazwisko poety pojawia się raczej rzadko. Dlatego tak bardzo istotne wydaje mi się uwzględnienie przez Paczoską sylwetki Norwida w książce, będącej próbą włączenia polskiej literatury modernistycznej i późniejszej w krąg powszechnej dyskusji filozoficzno- literaturoznawczej, dotykającej problemów źródeł nowoczesności. Tak więc „nowoczesność” Norwida, przejawiającą się głównie we wprowadzeniu w obręb jego najszerzej rozumianej refleksji literackiej wątków „cywilizacyjnych”365 jest kwestią dopiero wymagającą wyraźnego naświetlenia. Z pozoru mogłoby się wydawać, że zupełnie inaczej pod tym względem prezentuje się sylwetka twórcza Dostojewskiego. W istocie zaś, po uważnym obejrzeniu wątków „cywilizacyjnych” w twórczości rosyjskiego prozaika, może się okazać, że mimo powierzchownego nawarstwienia problematyki związanej z nowoczesnością, pozostaje Dostojewski pisarzem skrajnie zamkniętym na rozwój cywilizacji i niezauważającym istotnych zmian w mentalności społeczeństwa, bezpośrednio wiążących się z tymi zmianami. Z drugiej strony do świata literackiego obu pisarzy w sposób poniekąd naturalny zostają wprowadzone takie elementy rzeczywistości pozaliterackiej, które nie miały prawa bytu w literaturze pierwszej połowy XIX wieku. Są to przede wszystkim motyw pieniądza (m.in. Pierścień Wielkiej Damy, Aktor Norwida i Młodzik czy Zbrodnia i kara Dostojewskiego), motyw kolei żelaznych (Dostojewski) i parostatku (Norwida), częsty w twórczości obu autorów motyw dziennika czy twórczości felietonowej. 363 E. Paczoska, Prawdziwy koniec XIX wieku. Śladami nowoczesności, Warszawa 2010, s. 22-23. Por. np. S. Rzepczyński, op. cit. Lub W. Rzońca, Norwid a romantyzm polski, Warszawa 2005. 365 Na wstępie warto zaznaczyć, że Norwid nie prawie w ogóle nie posługiwał się w swoich pis mach pojęciem „nowoczesności” ani „kultury”. Zamiast nich stosował zwykle o kreślenie „cywilizacja”. Informację tę zawd zięczam praco m zespołu, tworzącego Słownik Języ ka Cypriana Norwida, kierowanego przez Profesor Jadwigę Pu zyninę. 364 Strona | 259 Do wskazanej wyżej rozbieżności w zainteresowaniach różnymi aspektami nowoczesności u Norwida i Dostojewskiego mogło się przyczynić kilka kwestii. Wydaje się, że najważniejszą spośród nich jest zupełny brak proporcji w rozwoju cywilizacyjnym połowy XIX wieku największych polskich miast i Petersburga. Sprawą niewymagającą specjalnego udowodniania jest to, że polscy romantycy, związani początkowo czy to z Wilnem czy też z Warszawą nie mieli zbyt wielu okazji, żeby doświadczyć w miastach swojej młodości szybkiego postępu cywilizacyjnego. Natomiast ich wyjazdy do bardziej nowoczesnych miast Europy Zachodniej czy Rosji pozostawały do tego stopnia zakotwiczone w problematycznej sprawie narodowej, że coś w rodzaju „literackiej refleksji cywilizacyjnej” byłoby w ówczesnych warunkach społeczno-politycznych po prostu nie na miejscu. W tej sytuacji znaleźli się chociażby Mickiewicz, Słowacki i Krasiński; początkowo w tym położeniu znalazł się także Norwid. Nie czas teraz, żeby dokładnie przyglądać się trasom zagranicznych wojaży wszystkich polskich romantyków. Wystarczy pobieżne omówić przebieg licznych podróży Norwida (a następnie i Dostojewskiego), które były już wielokrotnie rekonstruowane przez rozmaitych biografów obu twórców 366 . Norwid – początkowo związany z Warszawą – otrzymuje w 1842 roku paszport (ważny do połowy 1845 r.) i wyrusza na Zachód dla podjęcia studiów artystycznych. Biografię jego dzielą teraz „na odcinki” miasta „artystyczne” i „filozoficzne”: Drezno – Praga – Nory mbergia – Monachium (kilka miesięcy studiów artystycznych) – Wenecja (kilka miesięcy) – Florencja (od listopada 1843 z przerwami – na inne wyjazdy – przypuszczaln ie do końca 1844 ro ku) – Rzy m (kilkakrotnie „odwied zany”, stanie się miejscem osiedlenia na kilka miesięcy roku 1845; stąd wyruszy w ro mantyczną podróż do Neapolu, gdzie bawiły wó wczas Maria Kalergis i Maria Trębicka) – Berlin (od połowy 1845 do końca lipca 1846) – Bruksela – Rzy m; i właśnie to miasto od początku 1847 r. na wiele miesięcy – bo aż do początku r. 1849 – stanie się jego do mem […] 367 . Ten cytat wyraźnie pokazuje dynamikę pierwszej podróży Norwida, wraz z jej stopniowym uciszeniem w roku 1846, kiedy to poeta po kilkumiesięcznym pobycie w berlińskim więzieniu, świadomie decyduje się na emigrację 368 . Szczególnie ważne jest tu wykorzystane przez Ferta określenie „dom”. Faktycznie, po świadomej decyzji 366 Zob. przede wszystkim: Z. Tro janowiczo wa, Z. Dambek E. Lijewska, I. Grzeszczak, Kalendarz życia i twórczości Cypriana Norwida, t. I-III, , Poznań 2007. Oraz Z. Sudolski, Norwid. Opowieść biograficzna, Warszawa 2003. Oraz: J. Sieieznio w, Dostojewskij, Moskwa 1985. 367 J. Fert, Wstęp, do: C. Norwid, Vade-mecu m, oprac. J. Fert, BN I 271, Wrocław-Łód ź 1990, s. XV. Kwestię „więzienną” w biografii Norwida najlepiej naświetlił chyba Tomasz Łubieński w książce Norwid wraca do Paryża (Kraków 1989). 368 Strona | 260 politycznej o przyjęciu statusu emigranta, zaczyna Norwid stopniowo zakorzeniać się w rzeczywistości zachodniej (mimo równie dramatycznej, co krótkiej próby porzucenia jej i ułożenia sobie nowego życia w Ameryce). Po rewolucyjnych wydarzeniach 1848 roku, przeżytych przez poetę w Rzymie, w towarzystwie Zygmunta Krasińskiego, Norwid na trwałe, ale też w sposób ambiwalentny emocjonalnie związuje się z enklawą polskiej emigracji – Paryżem. Właśnie stąd będzie obserwował i komentował rozmaite procesy cywilizacyjne oraz błyskawiczną karierę takich pojęć jak: „postęp” i „nowoczesność”. Wiek XIX był okresem licznych podróży również w Rosji. Jednak nie wszystkie peregrynacje Dostojewskiego można byłoby określić mianem „turystycznych”. Pisarz, początkowo związany z Petersburgiem, w roku 1850 opuszcza go prawie na dziesięć lat. Ten przymusowy wyjazd jest – rzecz jasna – związany z procesem pietraszewców, w którego następstwie pisarz zostaje skazany najpierw na karę śmierci, a na chwilę przez jej wykonaniem – na cztery lata katorgi. Po odbyciu katorgi w Omsku Dostojewski został wcielony do batalionu wojskowego w Semipałatyńsku, gdzie rozpoczyna równie przymusową, co pobyt na katordze, służbę wojskową w randze szeregowca. Dopiero po kolejnych pięciu latach, dzięki wielu staraniom i znajomościom udaje się autorowi Wspomnień z domu umarłych legalnie powrócić do Petersburga i w pełni oddać się pracy literackiej i publicystycznej. Pozwolenie na odbycie pierwszej podróży zagranicznej otrzymuje Dostojewski w roku 1862. Dopiero teraz ma szansę na obejrzenie wszystkich tych miejsc, którymi „żył” ówczesny Petersburg. Literackim owocem wyprawy staną się przede wszystkim Zimowe notatki o wrażeniach z lata, w których gros rozważań zostanie poświęconych Paryżowi i Londynowi. Kolejna dłuższa podróż Dostojewskiego rozpocznie się w roku 1867 i potrwa aż cztery lata, do roku 1871. Tym razem pisarz w towarzystwie swojej drugiej żony, Anny Grigoriewny, będzie miał okazję obejrzeć dokładnie: Drezno, Baden-Baden, Genewę, Vevey, Mediolan, Florencję i Pragę. Atmosfera zwiedzanych przezeń miejsc zostanie odzwierciedlona m. in. w Idiocie czy Graczu, pisanych w trakcie podróży. W zarysowanych wyżej „biografiach podróżniczych” należy zwrócić uwagę na jedną kwestię: relację Warszawa – Europa Zachodnia i Petersburg – Europa Zachodnia. Warszawa połowy XIX wieku była na tle europejskim miastem raczej prowincjonalnym. Chociaż jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku m.in. został założony Uniwersytet Warszawski, wytyczono Aleje Jerozolimskie i powstały np. takie budowle jak: Pałac Staszica (1823) czy Teatr Wielki (1833), to jednak na tle Strona | 261 postępującej urbanizacji pozostałych metropolii europejskich, Warszawa mogła pozostawiać jeszcze wiele do życzenia. Zresztą, jak interesująco opisuje to zagadnienie Piotr Mitzner: Ro mantycy, piszący przy świecach, oglądający spektakle w świet le gazu, intensywnie myśleli o elektryczności: ze zgro zą jak Zyg munt Krasiński, wid zący w czasach elektryczności zagładę lud zkości, czy z lubością jak młody Mickiewicz […]. [WIWAT elektryczność] Tak mogli zakrzyknąć warszawianie, gdy 28 VI 1852 po raz p ierwszy zajaśniało „elektryczne słońce” podczas festynu w Ogrodzie Saskim […]. Użyte wówczas lampy łukowe posiadały regulację magnetyczną. „Wkrótce takowe przyrządy – pisał «Kurier Warszawski» − tak udoskonalone zostaną, że zastąią korzystnie inne sposoby oświetlenia. Niepręd ko to jednak nastąpiło. […] Pierwsze lampy elekt ryczne w warszawskich mieszkaniach zapaliły się więc dopiero w 1896 369 . Dla równowagi należy dodać, że Chopin mógł już w roku 1849 słuchać Proroka Giacomo Meyrbeera w operze paryskiej w blasku światła elektrycznego 370 . Miejsce, z którego wyruszał do Europy Zachodniej Dostojewski było zgoła inne. O nieco przerażającej zarówno z punktu widzenia Zachodu, jak i rosyjskich staroobrzędowców nowoczesności Petersburga, z którym był związany autor Białych nocy, napisano już wiele. Nowoczesne, synkretyczne budownictwo, potężna flota, bardzo nowoczesne pasaże handlowe na Newskim prospekcie, niemalże błyskawiczny rozwój sieci kolei żelaznych – wszystko to było dla Dostojewskiego codziennością. Chyba z tych właśnie względów uwagi poświęcone przez Norwida i Dostojewskiego kwestiom cywilizacyjnym (choć wychodzące z obserwacji podobnych miejsc) będą prowadziły czasem do zupełnie odmiennych konkluzji. Norwid będzie uważnie przyglądał się zmianom cywilizacyjnym i zastanawiał się nad tym, w jaki sposób kształtują one mentalność człowieka XIX-wiecznego, w jaki sposób należy łączyć postęp cywilizacyjny z zagadnieniem sztuki, a Dostojewski będzie obojętnie przechodził nad „technicznymi” kwestiami zmian cywilizacyjnych, skupiając się przede wszystkim na skutkach, będących wynikiem przemiany postaw mieszkańców największych miast europejskich. 369 P. Mit zner, Światło elektryczne w teatrach warszawskich, w: idem, Teatr światła i cienia. Oświetlenie teatrów warszawskich na tle historii oświetlenia od średniowiecza do czasów najnowszych, Warszawa 1987, s. 183-184. 370 Op. cit., s. 144. Strona | 262 Crystal Palace vs. Champ de Mars Prace, ro zpoczęte 26 września 1850 ro ku, zostają zakończone w styczniu 1851. Zaskakującą szybkość wykonania tłu maczy rewolucyjny fakt posłużenia się „prefabrykowany mi” elementami konstrukcyjnymi, które dostarczane były na plac budowy w formie gotowej do montażu. A także sama natura zastosowanych materiałów, będących najnowszymi osiągnięciami ówczesnej techniki: s zkielet z żelaza i ciągliwego żeliwa i wypełn iające go cienkie, jednolite płyty szklane. Wystawa londyńska zostaje otwarta 1 maja 1851 i oszoło mionych gości wita łopot różnokolorowych chorągwi na szczycie cudownego Kryształowego Pałacu. Dokonał się cud 371 . W ten sposób współczesny eseista opisuje błyskawiczny proces stawiania niespotykanej przed połową XIX wieku budowli – Kryształowego Pałacu, w którym po raz pierwszy odbyła się londyńska Wystawa Światowa. W tłumie zwiedzających był i Fiodor Dostojewski. Jednak wrażenia z Kryształowego Pałacu, zanotowane przez pisarza rosyjskiego, znacznie odbiegają od optymizmu, który wyraźnie przebija przez narrację Salvadoriego. Warto wysłuchać relacji Dostojewskiego w całości: O, wystawa jest zdumiewająca. Czujemy straszliwą potęgę, która skupiła w jedno stado wszystkich tych niezliczonych ludzi, przybyszów z całego świata; wyczuwa my gigantyczną myśl; czujemy , że tu już coś osiągnięto, że jest w ty m zwycięstwo, triu mf. Zaczynamy nawet jakby się czegoś lękać. Nawet jeśli jesteśmy zupełnie niezależni, czujemy jakiś strach. Czy ż w samej rzeczy nie osiągnięto ideału? – myślimy – czy to nie koniec? Czy nie jest to faktycznie „jedna owczarnia”? Czy nie wypada w samej rzeczy u znać tego za absolutną prawdę i ostatecznie oniemieć? To wszystko jest tak uroczyste, zwycięskie i dumne, że aż dech zapiera. Patrzy my na te setki ludzi, na te miliony lud zi pokornie dążących tu z całego świata – ludzi, przybyłych z jedną myślą, cicho, uparcie, w milczeniu tłoczących się w ty m kolosalnym pałacu, i czujemy, że tu dokonało się coś ostatecznego – i zamknęło się. Jest to niemal biblijny obraz, coś jak Babilon, jakieś proroctwo z Apokalipsy, spełniające się na naszych oczach. Czujemy, że trzeba wiele odwiecznej odporności duchowej, negacji, aby się nie poddać, nie ulec wrażeniu, nie schylić czo ła przed faktem i nie ubóstwić Baala, czy nie uznać istniejącego s tanu rzeczy za swój ideał… No to, to ju ż brednie, powiecie, chorobliwe brednie, nerwy przesada. Nikt na tym nie poprzestanie, nikt tego nie uzna za swój ideał. W dodatku głód i niewolnictwo to nie żarty, najpręd zej podszepną negację i zrod zą sceptycyzm. A syci dyletanci, przechadzający się d la przyjemności, oczywiście mogą tworzyć obrazy z Apokalipsy i łechtać swoje nerwy, wyciskając z każdego zjawiska mocne wrażenie celem podekscytowania się. − Dobrze – odpowiem – przypuśćmy, że podziałała na mnie deko racja, zgoda. Ale gdybyście wid zieli, jaki jest ów potężny duch, który stworzył tę kolosalną dekorację, jak du mnie wierzy w swoje zwycięstwo, w swój triu mf, to byście się wzdrygnęli przed jego pychą, uporem i ślepotą, wzdrygnęli i przed tymi, nad którymi się unosi i panuje ten pyszny duch. W obliczu takiego ogromu, tak kolosalnej pychy wszechwładnego ducha, w obliczu tak uroczystej pełni jego dzieła – nierzadko zamiera nawet głodna dusza, korzy się, poddaje, szu ka zabawienia w trunku i w ro zpuście i zaczyna wierzyć, że tak właśnie powinno być. Fakt ten przytłacza, masy kostnieją i zarażają się serwilizmem, albo nawet jeśli się rodzi sceptycyzm, to ponuro i z przekleństwami szu ka zbawienia w czy mś takim, jak np. mormonizm 372 . 371 R. Salvadori, Crystale Palace: mit pierwotny, w: idem, Mitologia nowoczesności, tłu m. H. Kralowa, Kraków 2004, s. 9-10. 372 F. M. Dostojewski, Zi mowe notatki o wrażeniach z lata, w: idem, O literaturze i sztuce, wybór i przekład M. Leśniewska, wstęp J. Smaga, Krakó w 1976, s .163-164. Strona | 263 Przytoczony wyżej fragment został umieszczony przez pisarza w rozdziale pt. Baal. Rzeczywiście, wszystkie przemysłowe i cywilizacyjne osiągnięcia Europy Zachodniej traktuje Dostojewski jako wyraz czci oddawanej fałszywemu bogowi, komuś w rodzaju Antychrysta 373 . Ze względu na głębokie oburzenie i niezgodę na taki kształt cywilizacji europejskiej, Dostojewski nie próbuje nawet podjąć trudu opisu zawartości Wystawy, co warto nadmienić – pierwszej w dziejach tzw. Wystawy Powszechnej 374 . Dopowiadając parę szczegółów, pominiętych przez autora Notatek, trzeba wspomnieć, że w Kryształowym Pałacu zostały wystawione towary przemysłowe, rzemieślnicze, maszyny oraz dzieła sztuki, a z ciekawostek m.in. łóżkobudzik, które miało o określonej godzinie zrzucać z siebie śpiącego właściciela 375 . Przybysz z Rosji jednak przede wszystkim skupił się na obserwacji zwiedzających, a właściwie – ich postawy wobec miejsca ekspozycji i prezentowanych eksponatów. Najbardziej uderzający wydaje mu się stadny zachwyt „przybyszów z całego świata”, zachwyt nad potęgą cywilizacji, która teraz (zgodnie z obawami pisarza) miałaby stać się bogiem czasów nowoczesnych. Zjawisko to zdaje się wzbudzać w nim lęk, lęk związany z jakimś przeczuwalnym końcem czasów, z przekonaniem – że niczego więcej osiągnąć już się nie da, że oto w postaci „napowietrznego pałacu” za cenę kilku funtów zwiedzający mogą oglądać kres cywilizacji, a w każdym razie – kres jej wymiaru duchowego. Jednak Dostojewski był już uprzednio przygotowany na taki widok. Stąd też bierze się jego wyraźne, aprioryczne odrzucenie wszystkiego, co widzi („Czujemy, że trzeba wiele odwiecznej odporności duchowej i negacji, aby się nie poddać, nie ulec wrażeniu […]” Zimowe notatki, s. 164). Swoją drogą bardzo ciekawą analogię wobec tej postawy „antycywilizacyjnej” można odnaleźć m.in. we fragmentach Idioty. Taki właśnie lęk przed nowoczesnością, lęk oparty m.in. na niezgodzie wobec kolei 373 Zresztą motyw Kryształowego Pałacu powróci jeszcze nie raz w twórczości Dostojewskiego. Najciekawszy m tego przykładem są chyba rozważan ia narratora Notatek z podziemia, wyszydzające metaforyczny sens tej budowli: „Cierpien ie na przykład w wodewilach nie jest tolerowane, wiem o tym. W kryształowy m pałacu jest w ogóle nie do pomyślenia: cierpienie – to zwątpienie, to negacja, a jakiż to kryształowy pałac, o który m mo żna zwątpić? A ty mczasem jestem pewien, że człowiek nigdy się nie wyrzeknie prawd ziwego cierpien ia, znis zczen ia i chaosu. Cierp ienie – przecie to jedyne źródło świadomości!” (Notatki z podziemia, s. 82). 374 Instytucja Wystaw Powszechnych (w n ieco zmienionym ks ztałcie) jest pielęgnowana do dziś. Kolejne Wystawy Powszechne odbywały się kolejno w: Pary żu (1855), znowu w Londynie (1862), Paryżu (1867 – tę wystawę miał okazję oglądać Norwid), w Wiedniu 1873), etc., etc. … Ostatnia tego typu ekspozycja (a właściwie – rodzaj targów p rzemysło wych) odbył się w 2010 roku w Szanghaju. 375 Zob. J. R. Davis, The Great Exhibition, Stroud 1999. Strona | 264 żelaznych prezentuje w powieści nie kto inny, tylko Lebiediew, postać na wskroś groteskowa i wielokrotnie dyskredytowana przez samego autora: Tak, proszę księcia. Ja […] jestem mocny w ko mentowaniu Apokalipsy i robię to już piętnaście lat. Zgodziła się ze mną [Nastasja Filipowna], że jesteśmy przy trzecim kon iu, wrony m, i przy jeźd źcu trzy mający m w ręce miarę, ponieważ w dzisiejszych czasach wszystko jest oparte na miarach – na umowach, i wszyscy ludzie dochodzą tylko swoich praw: „miarka pszenicy za g rosz, a trzy miarki jęczmien ia za grosz”… i jeszcze ducha wolnego, i serce czyste, i ciało zdro we, i wszystkie dary Boże chcą przy tym zachować. Ale samy m tylko prawem nie zachowają i potem nastąpi koń płowy i ten, któremu na imię Śmierć, a za nim ju ż p iekło … […] − Pan sam tak wierzy? – spytał książę, obrzuciwszy Leb iediewa dość dziwny m wzro kiem. − Wierzę i g łoszę. Albowiem nęd zny jestem i nagi, i proch marny w kołowrocie ludzkim. I kto uszanuje Lebiediewa? Każdy go wyszydza i każdy nieo mal kopniakiem odsuwa od siebie. A w ko mentowaniu Apokalipsy jestem równy największy m potentatom. Bo mam ro zu m! I wielki potentat zadrżał przede mną… siedząc w fotelu … gdy postrzegł to swoim u mysłem. Jego ekscelencja Nił Aleksiejewicz przed dwo ma laty, przed Wielkanocą, usłyszał o mnie – kiedy jeszcze służyłem u niego w departamencie – i specjalnie wezwał mnie do siebie z dyżurki przez Piotra Zacharycza, i raczył zapytać na osobności: „Czy to prawda, że jesteś profesorem Antychrysta?” I nie zataiłem p rawdy: „Jam jest!” – mó wię, i wyło żyłem, i przedstawiłem, i strachu nie umniejszyłem, ale jeszcze, snując myśli, rozwinąłem alegoryczny zwitek, spotęgowałem i podstawiłem cyfry. I ekscelencja uśmiechał się, ale przy liczbach zaczął drżeć, i prosił, żeby zamknąć książkę i odejść, i na święta raczy ł udzielić mi gratyfikacji, a w Nied zielę Przewodnią wy zionął ducha. (Idiota, s. 227-228) Pozwoliłam sobie przytoczyć ten obszerny fragment z Idioty w całości, ponieważ w barwach błazeńskiej (lub może – jurodiwej) opowieści zostaje w nim przedstawiony bardzo podobny sposób myślenia, co w narracji Dostojewskiego o Wystawie Światowej. Ta zbieżność jest na tyle zaskakująca, że trudno jest zdobyć się wobec niej na klarowny komentarz. Sądzę, że jest kilka ścieżek interpretacyjnych, które mogłyby w pewnym stopniu naświetlić prawdziwy stosunek Dostojewskiego do osiągnięć cywilizacyjnych i przeczuwanych przezeń dalszych kierunków jej rozwoju. Przede wszystkim należy wyraźnie zdać sobie sprawę z sytuacji „politycznej” (lub raczej – „policyjnej”) Dostojewskiego w latach 60. Młody, zdolny pisarz zostaje zesłany na katorgę jako więzień polityczny. Po wielu latach udaje mu się powrócić do Petersburga (czyli zdobyć oficjalne pozwolenie władz na po nowne osiedlenie się w stolicy imperium). Tutaj próbuje on od początku odbudować swoją pozycję nie tylko literacką, ale też – dziennikarską. Najpierw pomaga swojemu bratu, Michałowi, w wydawaniu czasopisma „Wriemia”, które zostaje zamknięte przez cenzurę w 1863 roku (ze względu na nie dość krytyczny stosunek do powstania styczniowego). Następnie obu braciom udaje się zyskać pozwolenie na wydawanie kolejnego czasopisma „Epocha”, które bankrutuje w roku 1865. Przez cały ten okres Dostojewski pozostaje pod nadzorem policji. Trudno byłoby teraz uczciwie stwierdzić, na jaki rodzaj zachwytu nad cywilizacją zachodnią mógłby sobie pozwolić pisarz, przebywający przez cały czas Strona | 265 w tym, bądź co bądź, dość trudnym położeniu. Albo jeszcze inaczej – jeśli na autorze Zimowych notatek postęp cywilizacyjny, widoczny w Europie Zachodniej, rzeczywiście wywarł tak przygnębiające wrażenie, dlaczego właściwie nie skrytykował on chociażby Petersburga, który przecież tylko pod niewieloma względami ustępował Londynowi czy Paryżowi. I dlaczego wreszcie krytyka rosyjskiego postępu cywilizacyjnego została włożona przez pisarza w usta postaci, której mimo najszczerszych chęci, po prostu nie da się traktować poważnie? Te wszystkie pytania rozbijają się właściwie o niemożność znalezienia wyczerpującej odpowiedzi na kwestie związku intelektualnego, który łączył Dostojewskiego z rodziną carską. Natomiast wiadomo, na pewno, że był on przez nich czytany376 . Może właśnie w tym miejscu należy szukać odpo wiedzi na ewidentną, zdumiewającą niekoherencję poglądów Dostojewskiego na rozwój cywilizacji, wyzierającą z jego dzieł. Może teren Europy Zachodniej okazał się po prostu bardziej dogodnym miejscem do snucia refleksji, negujących przeraźliwy pęd cywilizacyjny niż – na przykład – Petersburg, którego […] błotne okolice Car upodobał, i stawić rozkazał, Nie miasto ludzio m, lecz sobie stolicę: Car tu wszech mocność swej woli pokazał 377 . – Norwid, mimo jego własnych deklaracji378 , nigdy nie zwiedził Wystawy w londyńskim Pałacu Kryształowym. Natomiast był on wielokrotnym gościem na nieco późniejszej Wystawie Powszechnej w Paryżu, która odbyła się w roku 1867 na Polu Marsowym. Jedna z takich wycieczek zaowocowała literackim sprawozdaniem, adresowanym do Joanny Kuczyńskiej – Podróż po wystawie powszechnej. Najpoważniejszy jak dotąd edytor pism Norwida, Juliusz Wiktor Gomulicki, w następujący sposób opisuje przestrzeń, którą poeta miał okazję poznać: Projektodawcą wystawy był inż. Lep lay, który zbudował ją w kształcie dziesięciu koncentrycznych elips. W środku wystawy znajdował się ro zległy ogród, na zewnątrz zaś ciągnęły się wokół całego g machu restauracje i kawiarnie ró żnych narodów, otoczone z kolei d rugim ogrodem, w który m wzn iesiono różnego rodzaju świątynie, pałace i altany wszelakich stylów. Każda elipsa była przeznaczona na eksponaty jednego rodzaju i podzielona na poszczególne segmenty „narodowe”, 376 Zob. na ten temat: L. Grossman, Dostojewskij i prawitielstwiennyje krugi 1870-ych godow, „Litieraturnoje Nasliedstwo” nr 15, 1934. oraz I. Wołgin, Na skraju otchłani. Dostojewski a dwór carski, tłum. M. Kotowska, Warszawa 2001. 377 A. Mickiewicz, Dziadów część III. Ustęp, w: idem, Dzieła, t. III, Utwory dramatyczne, oprac. St. Pigoń, Warszawa 1955, s. 276. 378 Por. na ten temat Z. Trojanowiczowa, Z. Dambek, Kalendarz życia i twórczości Cypriana Norwida, t. I, 1821-1860, Poznań 2007, s. 453: „Norwid nie zwied ził tej wystawy. Zapewne podczas pobytu w Londynie w roku 1852 lub 1854 obejrzał jedynie Pałac Kryształowy”. Strona | 266 poprzedzielane b iegnącymi od obwodu do środka ulicami, tak że eksponaty każdego kraju znajdowały się wzdłu ż jednej ulicy, wędru jąc zaś elipsami zwiedzało się z kolei jedną tylko dziedzinę sztuki, wywtórczości itd. 379 Zdecydowanym novum tej wystawy, skupiającym całą uwagę Norwida, stały się sale narodowe, prezentujące nie tylko nowości przemysłowe danego kraju bądź regionu, ale przede wszystkim jego kulturę. Norwid, podobnie jak robił to wcześniej Dostojewski, również szuka wzorca kulturowego, do którego mógłby porównać tę szczególną przestrzeń wystawową. Jednak polskiemu poecie nie kojarzy się ona z chaosem Apokalipsy czy pychą wierzy Babel, ale raczej z – Boską komedią Dantego: Podróżą zowię tę wycieczkę – jakże bo inaczej zwać elipsowy obieg p a n d u l i przechodzącej przez wszystkie świata kraje? Gmach jest e l i p s ą , a w niej coraz mniejszych elips aż do środka tyle, ile rodzajó w prac i dzieł. Stąd, jako w C z y ś ć c u , P i e k l e lub N i e b i e starego D a n t a wszystko porządnie i logicznie doko ła się obchodzi i p łynnie się ws zystkiego napotyka. (VI, 203) Umieszczony na paryskim Polu Marsowym wytwór najnowszej myśli inżynieryjnej jest więc zbudowany klarownie i przejrzyście, odzwierciedla bowiem w jakiś sposób harmonię wszechświata. Dzięki ustaleniom Gomulickiego, wiemy też, że tę Wystawę można było poniekąd zwiedzać na dwa sposoby: od wewnątrz, przyglądając się elementowi nowoczesności i postępu technicznego danych krajów oraz z zewnątrz – zwiedzając miniskanseny poszczególnych cywilizacji: obecnych i zamierzchłych. Właśnie tę drugą drogę wybiera tym razem Norwid, a wybór ten zapewne został mu podyktowany przez wzgląd na adresatkę, na której przychylność szczególnie liczył380 . Tak więc możemy razem z poetą zwiedzić najpierw ogród „ewangelicznej propagandy”, w którym zostaje on obdarzony karteczką z napisem: „Wierz w Pana Jezusa Chrystusa, a będziesz zbawiony Ty i Dom Twój”, następnie „świątynię meksykańską – tę, gdzie krwawe ofiary Słońcu wyrządzano […] Dalej!… oto i C h i n y ”; potem mówi poeta „Ku Japonii zmierzam”, skąd trafia narrator Podróży pod bramę „Świątyni egipskiej starożytnej – tę przeszedłszy, wchodzisz w dwurząd 379 J. W. Go mu licki, Metryki i objaśnienia. Podróż po wystawie powszechnej, w: PWsz, VII, 552. Jak wskazu ją na to biografowie poety, zależało Norwidowi przede wszystkim na oddaniu przez marszałkową Kuczyńską jego tekstu do druku, stąd też znacząca wzmianka, u mieszczona przez poetę w liściku, dodanym do opisu wystawy: „Pisałem z jedyną myślą, aby nastręczyć Pani chwilkę przyjemną – ale że to wiele osób może interesować, przeto dołączam, że n a j z u p e ł n i e j m o ż e P a n i u ż y ć , j a k s i ę j e j p o d o b a , tych kart. Dla Niej były kreślone” (IX, 295). (Zob. na ten temat J. W. Go mulicki, op. cit., s. 552-553). 380 Strona | 267 leżących sfinksów […]. Opodal śliczny kiosk z fontanną […]. Dalej – stare moje, kochane […] gruzy: to korytarz katakumb rzymskich – z u p e łn ie w ie lk o ś c i n a t u r a l n e j […]. S z w e d z k ą nieco dalej budowlę drewnianą widzę” etc., etc. Ostatnim widokiem z „podróży”, który postanowił Norwid utrwalić dla adresatki swojego wyjątkowego sprawozdania staje się twarz tuniskiej dziewczyny, która w kwefie na włosach i z naramiennikami złotymi, n iesłychanie do K l e o p a t r y podobna… Całą archeologię-profiló w czytam na tej twarzy i w tych ramionach i gestach… Coś f e n i c k i c h -księżn iczek i coś f a r a o ń s k i c h -córek, i ani jednego innego rysu ani gestu – jakby zatrzy mały się wieki jedną Epoką na tej twarzy i jakby uśmiechnęły-się-u marłe wieki, mó wiąc: „T o s e n !…” (VI, 207) Ten finalny obraz poetycki, zamykający „turystyczną” refleksję Norwida, zawiera w sobie dyskretne przesłanie historiozoficzne, sugerujące jakąś ledwo uchwytną powtarzalność dziejów, przypominającą zwielokrotnioną figurę elipsy, na której została zbudowana cała wystawa. Zresztą nie jest Norwid turystą naiwnym, który z dziecięcym zachwytem przyjmuje wszystkie artystyczno- inżynieryjne rozwiązania wystawy. W jego narracji od czasu do czasu daje się wyczuć dyskretny uśmiech ironii, wywołany na przykład widokiem szklanego dachu, przykrywającego ś wiątynię meksykańską lub sprzedawanego przez Meksykanów likieru ananasowego w miejscu, mającym imitować dawny ołtarz ofiarny: (J. I. K r a s z e w s k i w ostatnim dziele swoim zarzuca mi publiczn ie „n iepraktyczność” – mn ie? który w świątyni Słońca piję likier!…) (VI, 204) W tej miłej, nieco baśniowej i onirycznej narracji jedna sprawa wydaje się w tym samym stopniu frapująca, co niepokojąca. Wiadomo przecież, że Norwida cechował raczej mocno krytyczny stosunek do rzeczywistości. A opisane przez niego w tonie wyjątkowo pogodnym eksponaty narodowe, musiały być przecież zaledwie marną namiastką swoich pierwowzorów. Być może trochę światła na to zagadnienie rzuci wcześniejszy artykuł Norwida, opublikowany w 1851 roku w „Gońcu Polskim”, będący skrótowym opisem polskich obrazów, nadesłanych na poprzednią paryską Wystawę Powszechną. W początkowej części tej refleksji, noszącą tytuł Z pamiętnika, podejmuje poeta kwestie architektoniczne: Strona | 268 Ciekawy jest naprzód architektury postęp, albo raczej kierunek; bo dziś rzeczy ta k stoją, że k i e r u n e k p o s t ę p e m . Kiedyś, dawniej, w tych czasach, kiedy to nie było akademji sztuk pięknych, ale były szkoły mistrzów wielkich, kiedy nie było profesorów, ale byli artyści, kiedy nie było F i l o s s o f i i , ale była m i ł o ś ć - m ą d r o ś c i … wtedy… wtedy utrzy mywano i dowodzono czynem, że cała tajemnica architektury w ty m jest: aby p r z e z n a c z e n i e , tj. wewnętrzna myśl budynku i rozkład jego, były zarazem zewnętrzny m budynku o-z n a c z e n i e m , czyli ażeby budynek wewnętrzną prawdą bytu zarazem zewnętrzn ie się określał; żeby (mówię), w y k r e ś l a j ą c s i ę , o k r e ś l a ł s i ę , żeby był piękny dlatego, że jest, że trwa, że jest potrzebny… i odwrotnie. (VI, 372) Ten rodzaj refleksji, w połączeniu z ciekawie zaprojektowanym pawilonem wystawy na Polu Marsowym tłumaczy – poniekąd – pozytywny stosunek Norwida do całokształtu drugiej paryskiej Wystawy Powszechnej. Poza tym szczególną przychylność Norwida, jako m.in. autora Promethidiona mogło zyskać wskazane wcześniej połączenie najnowszych odkryć cywilizacyjnych z ich źródłami kulturowymi. Wydaje się, że coś podobnego marzyło się Norwidowi w momencie pisania cytowanego wyżej tekstu, kiedy twierdził: Ciekawa to rzecz ta wystawa – d z i ś – w wieku zaburzeń, co ro zgrzmiewają jeszcze w echu, i tu, na tej scenie wielkiej; dziś, kiedy nikt jeszcze jasno nie wie, jakie sztuki całej stanowisko? – kiedy w rzeczy następstwie kolej i na n ią idzie, ażeby wylegity mo wała się z praw swoich. A kto będzie podówczas panną mądrą, co p ielęgnowała pło mień lampy, a kto panną niemądrą, co zasnęła? – to też z czasem wyraźn ie się objawi. (Tamże). Można sądzić, że właśnie w 1867 roku na Champ de Mars udało się nie tylko sztuce, ale też całości cywilizacyjnej poniekąd „wylegitymować się z praw swoich”, wskazując wyraźnie skąd i dokąd podąża, nie tylko przyznając się wprost do swoich źródeł, ale próbując je – choć może nie zawsze w pełni precyzyjnie – odtworzyć przed oczyma zwiedzających381 . * Na podstawie przytoczonych wyżej fragmentów „ekspozycyjnych” Norwida i Dostojewskiego wystarczająco wyraźnie uwidacznia się podstawowa różnica w ich postrzeganiu nowoczesności i rozwoju cywilizacyjnego w ich XIX-wiecznym kształcie. Dostojewski, pisząc zupełnie wprost, wydaje się być przerażony scenami, które ma okazję obserwować w miastach zachodnioeuropejskich. Szczególnie mocno na jego 381 Ciekawy m kontekstem o mawianych tu zagadnień mo że się okazać szkic Jana Zielińskiego, wskazu jący na szczególn ie mocne ambicje popularyzatorskie Norwida. Zob. J. Z ieliński, Norwid inicjatorem wystawy o roli kobiet w historii Polski?, w: Norwid. Z warsztatów norwidologów bielańskich, red. T. Korpysz, B. Kuczera -Chachulska, Warszawa 2001. Strona | 269 wyobraźnie oddziałuje „zsyntetyzowana” przestrzeń Kryształowego Pałacu. To miejsce wzbudza w nim wręcz coś w rodzaju „lęku metafizycznego”, wypływającego z głębokiego przekonania o tym, że współczesna mu cywilizacja zupełnie utraciła swoje podstawy chrześcijańskie i wielbiąc osiągnięcia techniczne, oddaje hołd fałszywemu bogowi. Zresztą, jak pisałam o tym wcześniej, to przerażone i potępiające spojrzenie Dostojewskiego spoczywa w y łą c z n ie na Europie Zachodniej. Choć cywilizacyjne dzieje Petersburga czy też sporej części Imperium Rosyjskiego są (przynajmniej „od zewnątrz”) do złudzenia podobne do zachodniego postępu cywilizacyjnego, to jednak rosyjska nowoczesność spotyka się z zupełną, pozbawioną najmniejszych zastrzeżeń afirmacją Dostojewskiego. Przyczyny tej rażącej niekonsekwencji światopoglądowohistoriozoficznej są bardzo skomplikowane. Z jednej strony – zapewne wiążą się one z programowym sprzeciwem wobec niechętnych reformie Piotrowej kręgów rosyjskich; a z drugiej – być może z całkowitą niemożnością w pełni szczerego pisania na tematy społeczno-polityczne przez Dostojewskiego, pozostającego pod nieustannym nadzorem imperialnej cenzury. Z kolei Norwida nowoczesność nie przeraża. Polski poeta patrzy na współczesne mu zjawiska cywilizacyjno-kulturowe w sposób obiektywizujący; postrzega je na całościowym tle dziejów, przecież Myśl Norwida i odzwierciedlająca ją jego aktywność twórcza skierowana jest ku przyszłości. Jego refleksja nad człowiekiem i światem podporządkowuje się p rocesowi powrotu do utraconej jedności z Absolutem, dziejowość natomiast, w jego ujęciu, jest pochodną upadku człowieka i jednocześnie zadaniem do wypełnienia, szansą na odzyskanie tego, co utracone. W tym kontekście każda teraźniejszość wartościowana jest pozytywnie o tyle, o ile przekracza samą siebie i u mo żliwia przejście do następnego etapu […] 382 . Centrum i peryferia w twórczości Norwida i Dostojewskiego Jak twierdzi Elżbieta Rybicka, „refleksja nad miastem jest w gruncie rzeczy refleksją nad kulturą”383 . W wieku XIX kulturowa i literacka refleksja nad problemami nowoczesności i cywilizacji była bezpośrednio związana z przestrzenią wielkich miast. Warto więc prześledzić procesy, kształtujące „wyobraźnię miejską” Norwida i 382 S. Rzepczyński, Norwid i nowoczesność, op. cit., s. 9. E. Rybicka, Geopoetyk a (o mieście, przestrzeni i miejscu we współczesnych teoriach i praktykach kulturowych), w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. M. P. Markowski, R. Nycz, Kraków 2010, s. 472. 383 Strona | 270 Dostojewskiego. Najważniejszą, uderzającą różnicą w ich postawach jest skrajnie odmienna perspektywa opisu miasta, pojawiająca się we wczesnej twórczości obu pisarzy. Obaj przybywają do lokalnych centrów kulturowych z prowincji. Wydaje się też, że w związku z tą podstawową zbieżnością obaj też powinni opis ywać nową przestrzeń z perspektywy Innego, przybysza. Jednak tak dzieje się wyłącznie u Norwida, który chyba nieco dłużej niż Dostojewski pozostaje pod wyraźnym wpływem romantycznej optyki postrzegania miasta jako przerażającej, „p iekielnej otchłani”. Dostojewski – co niezwykle istotne – piszący w swojej wczesnej twórczości wyłącznie o Petersburgu, wyjątkowo szybko pozbywa się nie tylko „miejskiego” bagażu romantycznego, ale też błyskawicznie przyjmuje odśrodkową, centralną perspektywę spojrzenia na wielkie miasto. Zarówno on sam, jako autor i narrator kroniki miejskiej, jak i wykreowane przezeń postacie będą rdzennymi mieszkańcami Petersburga, patrzącymi nań jako na przestrzeń niemal jedyną, będącą ich naturalnym środowiskiem 384 . Norwid przyjmuje taką perspektywę znacznie później i na dodatek będzie ona dotyczyła nie tylko Warszawy (będącej w tej relacji jakby naturalnym odpowiednikiem Petersburga), ale też wielkiego miasta w ogóle, a przede wszystkim – Paryża, jako tej metropolii, z którą poeta będzie najgłębiej związany. Od legendy miasta-potwora do „Stolicy” Jak trafnie zwracał na to uwagę Czesław Miłosz w pisanych w trakcie wojny Legendach nowoczesności, dla wyobraźni modernistycznej motyw miasta-potwora był jednym z najbardziej podstawowych mitów cywilizacyjnych385 . Motyw ten pojawia się, gdzieniegdzie w powieściach i opowiadaniach Dostojewskiego, ale też jest istotnym wątkiem refleksji lirycznej Norwida. W poezji autora Vade-mecum obraz miasta pojawia się stosunkowo wcześnie, bo już w roku 1840, w utworze Wspomnienie wioski. Jednak w tym okresie stanowi on konstrukcję ewidentnie wtórną wobec wzorców oświeceniowych (np. Karpińskiego Powrotu z Warszawy na wieś). Narracja liryczna tego wiersza jest początkowo 384 Naturalnie, problem wielkiego miasta w ogóle (a w i ę c n i e P e t e r s b u r g a ) jest w twórczości Dostojewskiego o wiele bardziej skomp likowany. Nato miast niezwykle istotne jest, że Petersburg, jako miasto Piotra, zawsze jest nacechowany w twórczości p isarza rosyjskiego pozytywnie. 385 Por. Cz. M iłosz, Legenda miasta-potwora, w: idem, Legendy nowoczesności, Krakó w 2009. Strona | 271 prowadzona z perspektywy mieszkańca wsi, z lękie m przyglądającego się hucznym zabawom wielkomiejskim: Nie lubię miasta, nie lubię wrzasków, I hucznych zabaw, i świetnych blasków, Bo ja chłop jestem – bo moje oczy Wielmo żna świetność kole i mroczy (I, 11) Naturalnie „perspektywa chłopska” jest tylko maską, którą przywdziewa podmiot liryczny wiersza. Z całą ostrością uwidacznia się to w dalszych fragmentach Wspomnienia, tworzących manifestacyjnie literacki obraz miasta-potwora: Miasto – złocony kraniec przepaści! Stań na nim, spojrzyj, a dreszcz lodowaty Zatrzęsie ciałem i członki namaści. Miasto – to przestrzeń piekielnej zatraty; Patrz – tam zjawiska g matwają się t łu mne, Tam cudów siła – tam głupstwa rozu mne (tamże) Dla młodego poety, przybysza z prowincji miasto staje się obcym, przerażającym, wręcz szatańskim żywiołem. Kojarzy mu się ono również ze sztucznością, z „cudownością” pozbawioną nawet namiastki prawdy – iluzją. O podobnym doświadczeniu obcej przestrzeni miejskiej pisał w odniesieniu do poezji XX wieku (po części nawiązującej do twórczości Norwida) Wojciech Ligęza: [na retorykę deprecjonującą miasto] składają się […] metafory inferna, śmierci, grzechu, obrazy zniszczen ia i poniżen ia idealnego porządku natury. […] Wskazane tendencje w zakresie wyrażania mo żna by nazwać symbolizacją nadmiaru. […] Miasto przeraża wielością zdarzeń, w których trudno doszukać się jądra sensu […] 386 . „Wielkomiejskie piekło” staje się z tej perspektywy również domeną działalności szatana: Ale ten pielgrzy m w chaosie radości Patrzy na ludzi jak ów wąż rzeźbiony, Kształtnie nad czarą wina pochylony, Martwo, lecz chytrze patrzący na muchy, Co się spętały w p ijaństwa łańcuchy (tamże) 386 W. Ligęza, Jerozolima i Babilon. Miasta poetów emigracyjnych, Krakó w 1998, s. 131-132. Strona | 272 Motyw szatana, który tak bardzo upodobał sobie właśnie miasto, również nie jest tematem nowym, warto tu wspomnieć choćby o niemal 150 lat wcześniejszym od Norwidowego wiersza Diable kulawym Alaina-René Lesage’a 387 . Ciągle podkreślana obecnie literacka wtórność młodego Norwida w próbie stworzenia opisu miasta jest o tyle ważna, że pozwala ona bezpośrednio uświadomić sobie „mitologiczne” źródła pączkującej na gruncie polskim nowoczesności, z której tak bardzo korzystał poeta w swoich wierszach młodzieńczych. Jest to o tyle istotne, że Norwid, przybywający do centrum z terenów peryferyjnych, posługuje się początkowo przyjętym przez siebie a priori konkretnym kluczem opisu i oceny centrum. Pod tym względem jego sytuacja wydaje się kolejnym inwariantem zaprojektowanego przez Balzaka w Straconych złudzeniach postaci Lucjana Chardona 388 . Jest to inwariant jednak szczególny przede wszystkim ze względu na to, że Norwid, decydując się wkrótce na los emigranta, staje się mieszkańcem wielu metropolii: Berlina, Rzymu, Paryża, Londynu czy Nowego Jorku (żeby wymienić przynajmniej część z nich…), z których na stałe zwiążę się z Paryżem. Można się domyślać, że w momencie wyjazdu z Warszawy młody poeta był już w pełni przygotowany wewnętrznie do tego, żeby raz na zawsze rozstać się z prowincją, żeby zrezygnować z roli mieszkańca peryferiów na rzecz bycia poetą, artystą centrum. Tomasz Łubieński opisuje to w następujący sposób: I właśnie Norwid. Wyjeżd ża. I do czego znów miałby się tak spieszyć z powrotem, prawdę mó wiąc? Do hreczkosiejstwa, pijaństwa i po lowań? Do konspiracji, której finał p rędzej czy późn iej mo żna przewid zieć? Do kariery po drabin ie rang urzędniczych? Czy do tego salonowego, perfu mowanego powietrza, w który m jednocześnie czyta się wiersze, snuje intrygi, prowad zi interesy, plotkuje zniżony m głosem, kto był na balu u namiestnika […] 389 . Faktycznie, mimo ciągle odczuwalnego w twórczości Norwida sentymentu do prostego, wiejskiego życia, perspektywa mieszkańca peryferiów zostaje z niej całkowicie usunięta. Troski i radości jego bohaterów stają się codziennością mieszkańców dużego miasta, obywateli centrum. Choć z drugiej strony warto zwrócić 387 O sugestywności tej metaforyki w wieku XIX p isze m. in. Władimir Toporow w szkicu Tekst miastadziewicy i miasta-nierządnicy w aspekcie mitologicznym, w: idem, Miasto i mit, wybrał, przeło żył i wstępem opatrzy ł B. Żyłko, Gdańsk 2000. 388 Oczywiście, mam na myśli jedynie początek bujnej kariery tej Balzakowskiej postaci. Dopatrywanie się jakichkolwiek ścisłych analogii międ zy bohaterem Dwóch poetów a młody m Norwidem byłoby w żaden sposób nieuzasadnione. 389 T. Łubieński, Norwid wraca do Paryża, Kraków 1989, s. 17. Strona | 273 uwagę też na to, że miastu jako takiemu poświęcił Norwid w swojej twórczości literackiej w sumie niewiele uwagi. Zupełnie odpowiedzialnie można wskazać w jego przypadku jedynie garść wierszy bezpośrednio traktujących o mieście. Oprócz wskazanego wyżej, młodzieńczego, Wspomnienia wioski będą to jeszcze takie utwory jak: Stolica, Larwa, Nerwy i fragmenty pożegnalnego listu Do Bronisława Z. Szczególnie wyraźnie wskazana wyżej zmiana w perspektywie oglądu miasta pojawia się w Stolicy. Warto zwrócić uwagę już na sam tytuł tego wiersza, będącego skądinąd polemicznym nawiązaniem do Paryża Słowackiego 390 . Początkowe wersy tego liryku nie informują czytelnika dokładnie o miejscu, które jest opisywane: 1 O! u lico, ulico … Miast, nad którymi k r z y ż ; Szyby twoje skrzą się i świécą Jak źren ice kota, ło wiąc mysz (II, 38) Właściwie w ten sposób może rozpoczynać się opis dowolnej europejskiej stolicy. Ten chwyt literacki jest w pełni zgodny z ogólną XIX-wieczną tendencją modernistyczną opisu metropolii: Nowoczesne metropolie były wszak tyglami kulturo wy mi, w których ro ztapiały się i zanikały lokalne cechy, a efektem końcowy m była swo ista międzynarodówka artystyczna, nieprzywiązana do regionalnych czy narodowych wartości. Odrzuceniu reg ionalizmu sprzyjała także teoria sztuki i literatury. Odcinając się od biograficznego uwarunkowania dzieła, pozbyła się ró wnocześnie milieu geograficznego 391 . Naturalnie nie wszystkie uogólnienia wyprowadzone przez współczesną badaczkę można odnieść do twórczości Norwida. Jednakowoż heterogeniczny, nieokreślony charakter Stolicy skłania do stwierdzenia, że poeta świadomie rozmywa 390 Na temat apokaliptycznego obrazowania Paryża Słowackiego pisał Opacki: „Tak, ten święty Jerzy nad Paryżem [obraz pochodzący z pierwszej strofy wiersza – E. S.] – to jednoznaczny symbol śmierci miasta w wierszu Słowackiego. Śmierci […] – której jeszcze nie ma, ale która lada mo ment ma na Pary ż spaść. Dokładnie tak jest właśnie ze s mokiem: rycerz godzi weń spisą – a on się najeża, jeszcze się broni. Ten obraz bardzo dokładnie o t w i e r a problematykę całego wiersza”. (I. Opacki, Zamiast wstępu, w: idem, Poezja romantycznych przełomów. Szkice, Wrocław-Gdańsk 1972, s. 9). 391 E. Rybicka, Geopoetyka (o mieście, przestrzeni i miejscu we współczesnych teoriach i praktykach kulturowych), w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. M . P. Markowski, R. Nycz, Kraków 2010, s. 482. Strona | 274 konkretne kształty miasta, które opisuje. Pojawiają się tu elementy stałe dla XIXwiecznego obrazu europejskiego dużego miasta Przechodniów tłu m, ożałobionych czarno […] Fabrykanci, ścigający coś z ro zpaczą […] Arab, z kap łańskim ruszeniem głowy Wśród chmurnego promien iejąc tłoku […] (II, 38-39) A więc: krzyż, kondukt, demonstracje pracowników fabryki, elementy wielokulturowości i niekończący się tłok. Uniwersalizm opisywanego miejsca został zresztą dodatkowo spotęgowany przez poetę już w jego dwóch pierwszych wersach. Powtórzmy: O! u lico, ulico … Miast, na który mi k r z y ż (II, 38) Projektowany przez Norwida w dalszych wersach tego liryku obraz ulicy jest w swej istocie obrazem syntetycznym; jest to przedstawienie wszystkich „miast, nad którymi krzyż”, czyli tak naprawdę dowolnej metropolii europejskiej. Jednak to uniwersalne, spotęgowane miasto już nie budzi – jak dawniej – w poecie przerażenia, niemniej w dalszym ciągu go męczy. „Fabryczna ekstaza”, przetaczające się tłumy przechodniów, drapieżny błysk szyb okiennych tworzą wyraźny kontrast z górującym nad miastem krzyżem. Zastanawiający jest finalny obraz tego wiersza: Lub – nie patrząc na n iedobliźnionych bliźn ich lica, Utonę myślą wzwy ż: Na lazu rze balon się ro zświeca; W obłokach?… k r z y ż ! (II, 39) Peryferia jako miejsce ucieczki przed zmęczeniem wielkomiejskim pędem już nie wchodzą w grę. Teraz spokoju i swego rodzaju pocieszenia należy szukać w obrębie samego miasta. W tej strofie buduje Norwid jedną ze swoich ulubionych figur przestrzennych: zbieg linii wertykalnej i horyzontalnej, tworzących „naturalną” Strona | 275 przestrzeń krzyża 392 . Ale tym razem to nie wszystko. Oprócz „krzyża naturalnego” nad stolicą widnieje również krzyż, wzniesiony ręką ludzką, a obok niego… balon. Wiadomo przecież, że już od wieku XVIII kształt balonu, unoszącego się w przestworzach był jednym z najbardziej nośnych mitów nowoczesności; na gruncie polskim pisał o tym jeszcze Naruszewicz. Norwid, jako pełnoprawny mieszkaniec drugiej połowy XIX wieku jest już w pełni przyzwyczajony do obrazu unoszących się na widnokręgu balonów. Ich widok nie wzbudza już w nim tego dreszczyku emocji, który był udziałem choćby poety osiemnastowiecznego. Dla autora Sztuki w obliczu dziejów nie ma już najmniejszej przepaści między osiągnięciami cywilizacyjnymi, w pewnym sensie przełamującymi prawa natury, a prawami sacrum. Dlatego też w pełni możliwe staje się dla poety umieszczenie obok siebie tych dwóch symboli, które na zasadzie „spojrzenia w górę” stały się uczestnikami tej samej przestrzeni 393 . Petersburg, czyli Święte Miasto ex nihilo: postęp i mit Zupełnie inaczej kształtuje się młodzieńcze spotkanie Dostojewskiego z jego „wielkim miastem” − Petersburgiem. Ze względu na to, że nie zachowały się najpierwsze próby literackie pisarza rosyjskiego (utwory o podbudowie – jak można się domyślać – wybitnie romantycznej są obecnie znane jedynie z tytułów, miały to być dramaty: Maria Stuart, Borys Godunow i Żyd Jankiel) 394 , o jego stosunku do Petersburga możemy sądzić jedynie na podstawie Biednych ludzi, Sobowtóra395 , Białych nocy czy też – co wydaje mi się obecnie najciekawsze – publicystycznej Kroniki petersburskiej. Gwoli przypomnienia: Dostojewski przyjeżdża do Petersburga z prowincji w roku 1837. W roku 1844 rozpoczyna swoją karierę literacką tłumaczeniem Eugenii 392 Na temat motywu krzyża w twórczości Norwida por. np. G. Halkiwicz-Sojak, Wobec tajemnicy i prawdy. O Norwidowskich obrazach „całości”, Toruń 1998. 393 Naturaln ie, motyw balonu w t wórczości Norwida jest znaczn ie bardziej sko mplikowany niż mogłoby się to wydawać wyłączn ie na podstawie analizowanego wy żej wiersza. Zupełnie inny i o wiele mn iej jednoznaczny motyw balonu pojawia się chociażby w Ta jemnicy lorda Singleworth. Na temat tej noweli por. np. M. Adamiec, Tajemnica lorda Singleworth albo metafizyka balonu , „Studia Norwidiana”, ¾:1985-1986, s. 201-215. 394 Por. L. Grossman, Dostojewski, tłum. S. Pollak, Warszawa 1968, s. 36-37. 395 Na temat interpretacji tych utworów zob. ro zd z. Początki twórczości. Strona | 276 Grandet Balzaka, w kolejnym roku debiutuje jako pisarz oryginalny Biednymi ludźmi. Z kolei w roku 1847 zostaje stałym współpracownikiem pisma „Sankt-Peterburskije Wiedomosti”, na łamach którego publikuje szereg felietonów, opatrzonych wspólnym tytułem Kronika petersburska. Narrator tych felietonów przygląda się osobliwościom stolicy Imperium Rosyjskiego z perspektywy jej rdzennego mieszkańca. Wielkie miasto jako takie wydaje mu się przestrzenią do tego stopnia naturalną, że nie wzbudza w nim żadnych refleksji, na które mógłby się zdobyć przybysz z peryferiów. Wobec tego głównym tematem prowadzonej przez Dostojewskiego Kroniki staje się z jednej strony rodzaj krytyki społecznej, dostrzeganych przez pisarza postaw współmieszkańców miasta, a z drugiej – analiza relacji: Petersburg – inne stolice europejskie. Tak więc perspektywę narratora Kronik można określić jako – odśrodkową, w pełni należącą do centrum, z którego spogląda się na peryferie i inne centra kulturowo-cywilizacyjne. Doskonałym przykładem takiej postawy narracyjnej jest fragment Kroniki, zaczynający się od opisu lata w Petersburgu: […] teraz, kiedy pierwsza, szmaragdowa zieleń stopniowo wywabia petersburżan na letnisko, nasz Petersburg robi się pusty, zapełnia się rupieciami i śmieciami, buduje się, pucuje i jakby odpoczywa, jakby przestaje żyć na czas jakiś. […] Tłu my robotników z wapnem, z łopatami, z młotkami, siekierami i innymi narzęd ziami gospodarują na Newskim Prospekcie jak u siebie w domu, jakby go wzięli w dzierżawę, i biada piechurowi, spacerowiczowi lub obserwatorowi, jeżeli nie ma szczerej chęci upodobnić się do obsypanego mąką pierrota w czasie karnawału rzy mskiego . (Kronika petersburska, Dziennik pisarza, t. 1., s. 31-32) Narrator Kronik jest tak ściśle związany z Petersburgiem, że nie opuszcza go nawet wtedy, gdy większość mieszkańców miasta udaje się poza jego obręb, na peryferia. Ten okres letniego wypoczynku i remontu miasta jest szcze gólny, nawiązujący jakby (żeby użyć tu Bachtinowskiego określenia) – do okresu karnawału. Najważniejsze arterie stolicy przechodzą wówczas w posiadanie warstwy robotniczej, co stoi w ewidentnej sprzeczności z tradycyjnym podziałem XIX-wiecznych metropolii zbudowanych na planie siatki, z wyraźny m zró żnicowan iem śród mieścia i przed mieścia, d zielnic zamo żnych i ubogich, z funkcjonalny m systemem transportowym i dominującą w pejzażu architekturą szkła, materializu jącą nowoczesną ideę racjonalistycznego porządku 396 . 396 E. Rybicka, Geopoetyka (o mieście, przestrzeni i miejscu we współczesnych teoriach i praktykach kulturowych), w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. M. P. Markowski, R. Nycz, Kraków 2010, s. 472. Strona | 277 Ciekawym chwytem zastosowanym tu przez Dostojewskiego jest wymienienie sporej liczby narzędzi, używanych przez robotników do odbudowy miasta, a jednocześnie – w perspektywie karnawałowej – jakby do jego podboju. („Tłumy robotników […] z siekierami […] gospodarują na Newskim Prospekcie jak u siebie w domu”). W tym wyjątkowym okresie role zostają odwrócone – to właśnie robotnicy stają się pełnoprawnymi gospodarzami Newskiego, a pozostali petersburżanie (którzy nieopatrznie pozostali w mieście na okres tej zamiany ról) muszą w pełni podporządkować się nowym prawom. Rzecz jasna, analizowany tutaj opis nie został skonstruowany przez Dostojewskiego zupełnie serio. Najgorszą karą, jaka może spotkać nierozważnego przechodnia staje się obsypanie białym, wapiennym pyłem. Choć i przy tej okazji wykorzystuje pisarz zastanawiające porównanie: taki przechodzień miałby pod wpływem kurzu upodobnić się do tragikomicznej postaci Pierrota, wiecznie nieszczęśliwego wrażliwca, wyśmiewanego przez publiczność w czasie „karnawału rzymskiego”. W następnym fragmencie tego samego felietonu Dostojewski – jako rdzenny petersburżanin, a więc i prawowity mieszkaniec centrum – przeciwstawia się opinii na temat Petersburga, wyrażonej przez mieszkańca innego centrum europejskiego, markiza de Custine’a, w książce La Russie en 1839: Nie pamiętamy, kiedy się nam zdarzyło przeczytać pewną francuską książkę, która składa się wyłącznie z poglądów na współczesny stan Rosji. […] By ło w niej powied ziane międ zy innymi, że nie ma n ic ró wnie pozbawionego charakteru jak architektura Petersburga, że nie ma ona w sobie nic szczególnie frapującego, nic n a r o d o w e g o i że całe miasto jest tylko śmieszną kary katurą pewnych stolic europejskich; że wreszcie Petersburg, choćby tylko pod względem architektury, s tanowi tak dziwną mieszaninę, że nie przestajemy wydawać okrzyków zd ziwienia na każdy m kroku. Architektura grecka, architektura rzy mska, architektura bizantyjska, architektura holenderska, gotyk, roko ko, najnowsza architektura włoska, nasza architektura prawosławna – to wszystko, powiada podróżny, jest skupione, stłamszone arcyśmiesznie, i w sumie nie ma an i jednej naprawdę pięknej budowli! (Kronika petersburska, Dziennik pisarza, t. 1., s. 32) Przytoczony wyżej wywód został poprzedzony przez Dostojewskiego niecytowaną tu refleksją o tym, że żaden petersburżanin tak naprawdę nie zna swojego miasta, natomiast książka francuskiego podróżnika jest znana praktycznie każdemu Rosjaninowi, aspirującemu do tzw. elity intelektualnej. Ten fragment refleksji narratora Kronik jest o tyle istotny, że doskonale wpisuje się on w dawny rosyjski i europejski spór o status „najważniejszego” miasta Imperium. W prawosławnej wyobraźni sakralnej, o której była mowa we wcześniejszym rozdziale, prawdziwym centrum duchowości ortodoksyjnej miała być Moskwa, jako wcielenie XVI-wiecznej koncepcji Strona | 278 eschatologicznej („Moskwa – Trzeci Rzym”). Z kolei Petersburg – jak to znakomicie pokazał Borys Uspienski397 – był poczynając od wieku XVIII traktowany w tej optyce religijnej jako miasto szatana 398 . W tym sporze o właściwe centrum Rosji Dostojewski – jak widać – był zdeklarowanym zwolennikiem Petersburga. Ciekawe jednak, że w swojej twórczości stricte literackiej nawiązywał raczej to tych dzielnic północnej stolicy, które miały niewiele wspólnego z jej europejską „częścią fasadową”. Wystarczy przypomnieć choćby utrzymance w tzw. retoryce przechadzki 399 opisy długich wędrówek po mieście podejmowanych przez Raskolnikowa czy Myszkina, żeby przekonać się o słuszności tej tezy. Tak więc, Dostojewski, który w Kronikach przyjmuje perspektywę obrońcy Petersburga, ma przed sobą wyjątkowo trudne zadanie. Centralna pozycja miasta jest podważana zarówno od zewnątrz (zachodnioeuropejskie kpiny i zdziwienie nad sztucznością miasta), jak i od wewnątrz (bezbożny, „szatański” Petersburg przeciwstawiany Moskwie jako miastu naprawdę religijnemu). Wyjściem z tego impasu staje się dlań znaczenie cywilizacyjne, jakie przypisuje Petersburgowi: 397 Zob. np. B. Uspienskij, Historia sub specie semitoticae, w: idem, Izbrannyje trudy, t. I, Siemiot ika istorii. Siemiotika kultury, Moskwa 1994. 398 Zresztą należy tu podkreślić ważne podobieństwo (zależność komparatystyczną?) w myśleniu XIXwiecznych Rosjan na temat Petersburga jako szatańskiego miasta. Wydaje się, że na ten rodzaj postrzegania stolicy mógł (po za wskazanymi wyżej koncepcjami semiotycznymi) wpłynąć obraz Petersburga wykreowany przez Mickiewicza w Ustępie do III cz. Dziadów: „[Piotr I – E. S.] Przypomniał Pary ż – wnet paryskie place Kazał budować. W idział A msterdam – Wnet wodę wpuścił i porobił tamy. Słyszał, że w Rzy mie są wielkie pałace – Pałace stają. Wenecka stolica, Co wpół na ziemi, a do pasa w wodzie Pływa jak p iękna syrena-dziewica, Uderza cara – i zaraz w swy m grodzie Porznął błotniste kanałami pole, Zawiesił mosty i puścił gondole. Ma Wenecyją, Paryż, Londyn drugi, Prócz ich p iękności, poloru, żeglugi. U arch itektów sławne jest przysłowie: Że ludzi ręką był Rzy m budowany, A Wenecyją stawili bogowie; Ale kto wid ział Petersburg, ten powie: Że budowały go chyba Szatany”. (A. Mickiewicz, Dziady. cz. III. Ustęp, frag m. Petersburg, w: idem, Dzieła, t. III, Utwory dramatyczne, oprac. St. Pigoń, Warszawa 1955, s. 277). Na temat wskazanej wy żej zbieżności zob. M. Zielińska, „Ustęp” III cz. „Dziadów”, w: eadem, Polacy, Rosjanie i romantyzm, Warszawa 1998. 399 Określenie Michaela de Certeau. Zob. na ten temat: M. de Certeau, Marches dan la ville, w: idem, L’invention du quotidian, t. I, Paryż 1990. Strona | 279 Nie taki jest Petersburg. Tu co krok wid zi się, słyszy i wyczu wa mo ment współc zesny i ideę obecnego mo mentu. Owszem, pod pewny mi względami wszystko tu jest chaosem, mieszaniną, n iejedno mo że dostarczyć pożywki d la kary katury, ale za to wszystko jest życiem i ruchem. Petersburg jest i głową, i sercem Rosji. […] Wszystko: przemysł, handel, nauka, literatura, oświata, podstawy i organizacja życia społecznego – wszystko żyje i trwa tylko dzięki Petersburgowi. Wszyscy, którzy nie chcą nawet rozu mować, już słyszą i wyczuwają nowe życie, dążą do nowego życia. (Kronika petersburska, Dziennik pisarza, t. 1., s. 34) Petersburg staje się dla Dostojewskiego symbolem nowoczesności, gwarancją wszechstronnego rozwoju Rosji 400 . W tej narracji o mieście nie ma praktycznie nic z romantycznych, mrocznych wizji metropolii europejskich. Dla młodego pisar za Petersburg staje się jakby celem samym w sobie, a to znaczy, że rozwój tego miasta i wzrost jego znaczenia na arenie europejskiej miałby zagwarantować rozwój i podniesienie prestiżu całej Rosji. Można założyć, że tego rodzaju młodzieńcze spłaszczenie perspektywy „czytania miasta” przez Dostojewskiego mogło być wynikiem wpływu, jaki wywarł nań Wissarion Bieliński. Dobrze wiadomo przecież, jak bardzo wierzył w postęp i cenił reformy Piotra I ten pierwszy mistrz Dostojewskiego, który w pewnym momencie wyznał: Piotr to mo ja filozofia, mo ja religia, moje objawienie we wszystkim, co dotyczy Rosji. To przykład dla wielkich i małych, którzy chcą cokolwiek robić, być w jakiś sposób pożytecznymi. Bez elementu bezpośredniego – wszystko jest zgniłe, abstrakcyjne, bez życia, przy samej zaś bezpośredniości wszystko jest dzikie i niedorzeczne 401 . Zupełnie inaczej prezentuje się jednak pod tym względem wczesna literacka twórczość Dostojewskiego. Akcja Biednych ludzi, Sobowtóra czy też Białych nocy lub Gospodyni rozgrywa się jakby w innym Petersburgu. Czytelnik nie ma tu już do czynienia z wielkim i wspaniałym miastem Piotra I, każdym zaułkiem potwierdzającym wspaniałą ideę nowoczesności i rozwoju cywilizacji. Petersburg „radcy tytularnego Jakuba Pietrowicza Goladkina”, Makara Diewuszkina czy też marzyciela z Białych nocy jest miastem zupełnie innym, znacznie bardziej tajemniczym i niebezpiecznym. 400 Inaczej ujmu je tę kwestię W. Toporow, twierd ząc, że również w Kronice petersburskiej Dostojewski rozwija przede ws zystkim obraz „ciemnego”, ubogiego Petersburga. Por. W. Toporo w, Peterburg i tekst Petersburski, w: idem, Miasto i mit, wybrał, przełoży ł i wstępem opatrzył B. Ży łko, Gdańsk 2002, s. 75. 401 W. Bieliński, Przegląd literatury rosyjskiej 1846 roku, cyt. za: A. Walicki, W kręgu konserwatywnej utopii. Struktura i przemiany rosyjskiego słowianofilstwa, Warszawa 2002, s. 295. Strona | 280 Często bywa też tak, że jest to miasto peryferyjne 402 , tworzące zupełnie odrębny świat, niemający nic wspólnego z wielkimi arteriami Północnej Stolicy. Ciekawym kontekstem analizowanej wyżej Kroniki nabrzeża Fontanki i mostu Izmajłowskiego, z może się okazać opis początkowej partii Sobowtóra. To właśnie w tym szczególnym, oddalonym od klasycznego centrum miejscu dopada pana Goladkina Starszego szaleństwo. Tutaj też uwidacznia się jeden z najbardziej interesujących aspektów „tekstu Petersburskiego”. Naszkicowana przez Dostojewskiego sceneria „nocy listopadowej” mogłaby z powodzeniem stać się jednym z kluczowych elementów romantyc znej powieści grozy: Wszystkie zegary na petersburskich wieżach, wskazu jące i wybijające godziny, o znajmiły ró wno północ, gdy pan Golad kin, wzburzony do głębi, wybiegł na nadbrzeże Fontanki przy moście Izmaiłowskim […]. Noc była okropna – listopadowa, wilgotna, mg lista, drżysta [sic!], zaśnieżona, brzemienna we fluksje, katary, febry, anginy, gorączki wszelakich rodzajów i od mian, słowem – we ws zystkie dary petersburskiego listopada. Wiatr wył w opustoszałych ulicach, wnosząc powyżej żelaznych pierścieni czarne wody Fontanki i zapalczywie chwiejąc wątły mi latarniami nadbrzeża, które z kolei wtórzyły jego wyciu cieniutkim, przejmu jący m skrzypieniem, co razem tworzy ło nie kończący się, piskliwy, brzęczący koncert, dobrze znany każdemu mieszkańcowi Petersburga. Padał jednocześnie deszcz i śnieg. (Sobowtór, s. 42) Całość przedstawionego wyżej opisu miasta stanowi doskonały kontrast wobec przytoczonych wcześniej fragmentów Kroniki petersburskiej. Chodzi tu, naturalnie, nie tyle o zmianę pór roku i doby, co raczej o zupełnie inną pozycję narracyjną. Petersburg jest w Sobowtórze miastem wrogim, nieprzyjaznym swoim mieszkańcom, więżącym ich w domach. Jednocześnie oprócz nad wyraz typowych, widocznych w przytoczonym wyżej cytacie, elementów opowiadania grozy poja wia się tu ironiczny wtręt o chorobach, którymi może przypłacić pobyt na świeżym powietrzu odważny spacerowicz. Eklektyzm tego opisu dodatkowo wzmaga rodzaj mistycznej wzmianki o kolejnej powodzi 403 : 402 O pery feryjności, jako podstawowej cesze kształtującej spojrzen ie Dostojewskiego na Petersburg pisze przede wszystkim W ładimir Toporow, zwracając uwagę na skonstruowane przez autora Zbrodni i kary obrazy ciemnych i dusznych zaułków Północnej Stolicy. (Por. W. N. Toporow, Pietierburg i Pieterburgskij tekst: mir, jazyk, priednaznaczienije, w: idem, Pietierburgskij tekst russkoj litieratury. Izbrannyje trudy, Sankt-Peterburg 2003, s. 60-66). Natomiast warto zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że jest to peryferyjność szczególnego rodzaju, którą można by spróbować określić mianem „peryfery jności odśrodkowej”. Ten rod zaj do znania, odczucia peryferiów wielkiego miasta jest dostępny tylko jego rdzennym mieszkańcom. 403 Por.: „Nad zasępionym Piotrogrodem Listopad mroczny m dyszał chłodem; Strona | 281 Go ladkin […] nie mógł jednakże odepchnąć, zrzucić z siebie dziwnego uczucia, dziwnego głuchego niepokoju. Gdzieś daleko ro zleg ł się armatni strzał. „Ależ pogoda – pomyślał nasz bohater – ejże! Czy n ie będzie czasem powodzi? W idocznie woda podniosła się ju ż wysoko.” Led wie pan Go ladkin powiedział to czy po myślał, gdy ujrzał naprzeciw siebie jakiegoś przechodnia, który też zapewne jak on z jakiegoś tam powodu się zapóźnił. (Sobowtór, s. 44-45) Mit kolejnych powodzi, mających ostatecznie zniszczyć „przeklęte, sztuczne” miasto należy do podstawowych składników „tekstu Petersburskiego”. Tutaj zostaje on wzbogacony przez Dostojewskiego schematem baśniowym. „Pan Goladkin młodszy” ostatecznie krystalizuje się w świadomości „Goladkina starszego” dopiero w momencie, kiedy główny bohater werbalizuje przypuszczenie o mo żliwej powodzi. Można to rozumieć w taki sposób, że Petersburg, wyraźnie nieprzychylny bohaterowi, mści się na nim za samo wspomnienie o niedawnej klęsce. Zresztą już sam podtytuł opowiadania Dostojewskiego („poemat petersburski”404 ) zdaje się być wystarczająco klarownym nawiązaniem do wcześniejszego utworu Puszkina. Petersburg w tym samym stopniu niszczy Eugeniusza, bohatera Jeźdźca miedzianego, co Jakuba Pietrowicza. Obie postaci – choć na różne sposoby – zostają doprowadzeni przez miasto do obłędu. Obu Północna Stolica zabiera to, co jest dla nich najważniejsze, odpowiednio: miłość i poczucie własnej godności. Zresztą symptomatyczne pod tym względem okazuje się zakończenie „petersburskiego poematu” Dostojewskiego. Jakub Pietrowicz zostaje w swoim mniemaniu ostatecznie poniżony i odrzucony przez miasto. Pan Goladkin młodszy, przybysz z nieokreślonej bliżej prowincji, i lekarz niemieckiego pochodzenia, Kristian Iwanowicz, szanowany obywatel Petersburga, odnoszą pełne zwycięstwo: Kiedy się ocknął, u jrzał, że konie n iosą go jakąś nieznaną drogą. Na prawo i na lewo czern iały lasy, było głucho i pusto. Wtem zdrętwiał: dwoje ognistych oczu patrzało na niego w ciemności i oczy te W kształcie krawędzie swe z uporem Falami p luszcząc, prąc ku morzu, Newa miotała się jak chory Na niespokojnym swoim ło żu. Już późny, ciemny wieczór był, Deszcz w okna gniewnie siekł i bił, I wichr z ulewą się u żerał.” (A. Puszkin, Jeździec miedziany. Opowieść Petersburska 1833, tłu m. J. Tu wim, w: idem, Dzieła, red. M. Toporowski, t. II, Poematy i baśnie. Eugeniusz Oniegin, Warszawa 1967, s.287). 404 Kwestia XIX-wiecznej genologii rosyjskiej jest – naturalnie – bardziej sko mplikowana. Oprócz wy mien ionych wyżej utworó w Dostojewskiego i Puszkina wspomn ieć należy chociażby o Martwych duszach Gogola, które przecież ró wnież zostały opatrzone intrygującą adnotacją gatunkową „poemat”. Na temat zagadnień gatunkowych Martwych dusz zob. np. B. Galster, Wstęp do: M. Gogol, Martwe dusze, tłum. W. Broniewski (tom I), M . Leśniewska (tom II), oprac. B. Galster, Wrocław 2009, s. LXXXV-CIII. Strona | 282 błyszczały złowieszczą, piekielną radością. To nie Kristian Iwanowicz! Któż to? A może to on? Tak, on! To Kristian Iwanowicz, ale nie ten poprzedni, to inny Kristian Iwanowicz! To przerażający Kristian Iwanowicz! − Kristianie Iwanowiczu, ja… ja, zdaje się, n ic takiego […] − Pan otrzy mać urzędowy mieszkan ie z opał, z l i c h t i z usługa, czego pan nie godzien – surowo i przerażająco zabrzmiała jak wy rok odpowied ź Kristiana Iwanowicza. Nasz bohater krzy knął i ch wycił się za g łowę. Niestety! Przeczu wał to ju ż od dawna. (Sobowtór, s. 158) Ale przecież i Jakub Pietrowicz Goladkin nie jest rdze nnym mieszkańcem Petersburga. I choć za wszelką cenę chciałby stać się jego poważanym i zamożnym obywatelem, choć marzy o tym, żeby zasłużyć na piękną żonę i wysokie stanowisko, miasto – reprezentowane przez kaleczącego język rosyjski Niemca – wyrzuca go jako niegodnego intruza. Norwid i Dostojewski „Na śliskim bruku w Londynie” Zarówno Norwid, jak i Dostojewski w pewnym momencie swojej kariery literackiej stali się pełnoprawnymi, świadomymi mieszkańcami centrów – Paryża i Petersburga. Jednocześnie, jako „mieszkańcy wieku XIX” obaj byli zainteresowani dokładnym obejrzeniem pozostałych europejskich centrów kulturowo-cywilizacyjnych. O przebiegu ich licznych podróży była mowa już wcześniej. Przypomnę tylko, że obaj twórcy mieli okazję (w przypadku Norwida – „okazję” tę należałoby raczej określić mianem przymusu) w trakcie swoich wojaży zwiedzić Londyn. Obaj też pozostawili w swojej spuściźnie literackiej wyjątkowo „ciemne” obrazy najbiedniejszych dzielnic tego miasta. Tutaj będę chciała przyjrzeć się przede wszystkim dwu z nich: wchodzącemu w skład Vade-mecum lirykowi Larwa oraz fragmentowi analizowanych już wcześniej Zimowych notatek o wrażeniach z lata. Oba te teksty są miejscami zdumiewająco do siebie podobne, dlatego też należałoby je czytać niemal synchronicznie. Larwa 1 Na śliskim bruku w Londynie, W mg le, podksiężycowej, białej, Niejedna postać cię minie, Lecz ty ją wspomnisz, struchlały. 2 Czoło ma w cierniu? czy w brudzie? – Strona | 283 Rozeznać tego nie mo żna; Poszepty z Niebem o cud zie W wargach… czy? piana bezbo żna!… 3 Rzekłbyś, że to Biblii księga Zataczająca się w b łocie, Po którą n ikt ju ż nie sięga, Iż nie czas myśleć o cnocie!… 4 R o z p a c z i p i e n i ą d z – dwa słowa – Łyskają bielmem jej źrenic. Skąd idzie?… sobie to chowa. Gd zie idzie?… zapewne, gdzie n i c ! 5 Takiej-to podobna jędzy Ludzkość, co płacze dziś i drwi; − Jak historia?… wie tylko: „k r w i !…” Jak społeczność?… tylko: „p i e n i ę d z y !…” (II 30-31) Baal (frag ment) W taką noc, ko ło drugiej godziny, zabłąd ziłem kiedyś i długo się wałęsałem po ulicach po śród niezliczonego, posępnego tłumu, pytając niemal gestami o drogę. Wydostałem się nareszcie, ale wrażenie tego, co wid ziałem, prześladowało mnie przez trzy dni. Gmin jest wszęd zie g minem, ale tu wszystko było tak kolosalne, tak jaskrawe, jakby czło wiek własnoręcznie dotknął tego, co dotychczas widział tylko w wyobraźni. Tu widzi się już nawet nie gmin, lecz zupełną utratę świadomości, systematyczną, pokorną, popieraną. I czuje się patrząc na tych pariasów społeczeństwa, że jeszcze długo nie urzeczywistni się dla nich proroctwo, długo jeszcze nie otrzy mają gałęzi palmo wych i b iałych szat, d ługo jeszcze daremnie będą się zwracać do Tronu Najwy ższego: „Dokądże, Pan ie”. […] Widziałem w Londynie jeszcze jeden podobny tłum, jakiego też nigd zie indziej nie zoba czy się w takich rozmiarach. Też swoista dekoracja. Każdy, kto był w Londynie, na pewno przynajmniej raz zwied zał w nocy Haymarket. Jest to dzielnica, gdzie nocami na niektórych ulicach tłoczą się tysiące kobiet publicznych. Ulice oświetlone snopami gazu, o których u nas się nikomu nie śniło. Na każdy m kroku wspaniałe kawiarn ie, pełne luster, kapiące od złota. […] Widziałem w Hay market mat ki przyprowad zające nieletnie córki na zarobek. Małe, zaledwie parunastoletnie dziewczynki chwytają czło wieka za rękę i proszą, żeby poszedł z nimi. Pamiętam, wid ziałem kiedyś w tłumie na ulicy dziewczynkę najwyżej sześcioletnią, w łach manach, brudną, bosą, wynędzniałą, pobitą: prześwitujące przez łach many ciało było posiniaczone. Szła jak nieprzytomna, bez celu, Bóg wie po co pętając się wśród tłu mu; mo że była głodna. Nikt na nią nie zwracał u wagi. Ale co mn ie najbardziej uderzy ło – szła z wyrazem takiej zgry zoty, tak beznadziejnej ro zpaczy, że ju ż sam widok tej małej istotki, obarczonej takim przekleństwem i rozpaczą, by ł jakiś nienaturalny i okropnie bolesny. Kręciła ro zczochraną gło wą, jakby coś rozważając, ro zkładała małe rączki, poruszała n imi, a potem nagle załamy wała je i przyciskała do nagiej piersi. Zawróciłem i dałem jej pół szylinga. Wzięła srebrną monetkę, pote m spojrzała na mn ie d zikim wzrokiem, pełny m lękliwego zdu mienia, i nagle rzuciła się do ucieczki, jakby się bojąc, abym się nie rozmyślił i nie odebrał jej pienięd zy. W sumie p ikantne historyjki 405 . 405 F. M . Dostojewski, Zimowe notatki o wrażeniach z lata, op. cit., s. 164-166. Strona | 284 Bez większego trudu można sobie wyobrazić, że Norwid i Dostojewski oglądali w Londynie ten sam widok. Rzecz jasna, pod względem chronologicznym jest to niemożliwe. (Przypomnę – Dostojewski odbył swój pierwszy wojaż zagraniczny w roku 1862, a zgodnie z ustaleniami Gomulickiego, Norwid mógł był świadkiem scen zobrazowanych w Larwie znacznie wcześniej, w roku 1854) 406 . Jednak zarówno atmosfera miejsca, czas, jak i rodzaj obserwowanych przez twórców widoków skłaniają do refleksji, że w ciągu tych kilku lat niewiele się w tej najuboższej części Londynu zmieniło. Niemniej rodzaj talentu i wrażliwości artystycznej sprawił, że sposób zobrazowania przez obu twórców tych niemal bliźniaczo podobnych scen, okazał się całkowicie odmienny. U obu autorów mamy do czynienia z tłumem, obaj skupiają swoją uwagę na jednej, konkretnej postaci. Z tym że Dostojewski pozostaje w opisie tej sceny realistą, choć niepozbawionym predylekcji do odniesień biblijnych; Norwid zaś – dokonuje poetyzacji obserwowanego obrazu, ukazując przede wszystkim jego wymiar metafizyczno-symboliczny. Dostojewski pisze wprost o tym szczególnie ciężkim wrażeniu, jakie wywarło na nim oglądanie tysięcy „kobiet publicznych”, a zwłaszcza – prostytucji dziecięcej. Norwid o niczym takim nie wspomina wprost, wydaje się, że bezpośrednie poruszanie tego typu tematów pozostawałoby w sprzeczności w jego wrażliwością estetyczną. Tak więc w wierszu Norwida miejsce „kobiet publicznych”, „pariasów społeczeństwa” i „matek przyprowadzających nieletnie córki na zarobek” zajmuje poetycko zsyntetyzowany obraz „larwy”. Dostojewski, podkreślając moralną i materialną nędzę mieszkańców najuboższych dzielnic Londynu, woła w ich imieniu „Dokądże, Panie” i w geście litości ofiaruje obszarpanej dziewczynce „srebrną monetkę”. Norwid – zastanawia się nad istotą tytułowej „larwy”, nad jej przynależnością etyczną: Czoło ma w cierniu? czy w brudzie? – Rozeznać tego nie mo żna; Poszepty z Niebem o cud zie W wargach… czy? piana bezbo żna!… Warto zwrócić uwagę, że w polszczyźnie XIX-wiecznej „larwa” posiada kilka rozmaitych znaczeń, obecnie już niemal nieczytelnych. Jest więc ona nie tylko „postacią 406 Wg ustaleń Zofii Trojanowiczowej No rwid mieszkał w Londynie od 5 lipca 1854 do końca tegoż roku. Kilka pierwszych miesięcy swojego pobytu w stolicy spędził poeta w Hotelu Nelson przy Dru mmond Street, w najuboższej części miasta. (Zob. Z. Trojanowiczowa, Z. Dambek, Kalendarz życia i twórczości Cypriana Norwida, t I, 1821-1860, Poznań 2007, s. 561). Strona | 285 rozwojową” wielu gatunków świata zwierzęcego, ale też „maską karnawałową” bądź „zjawą” czy „upiorem”407 . W liryku Norwida wszystkie te znaczenia w jakiś sposób się łączą. Larwa zwierzęca jest odpychająca pod względem wizualnym, ale to przecież właśnie w niej rozkwita nowe, czasem piękne życie. Z drugiej strony, tytułowa „larwa” wydaje się osobie mówiącej w wierszu do tego stopnia przerażająca, że jakikolwiek jej potencjał rozwojowy staje tu pod znakiem zapytania. Ostatecznie jednak, „larwa” (bez względu na jej status ontologiczny) jest stworzeniem boskim, dlatego też stwierdza poeta: Rzekłbyś, że to Biblii księga Zataczająca się w b łocie, Po którą n ikt ju ż nie sięga, Iż nie czas myśleć o cnocie!… Dostojewski, gdyby tylko darzył katolicyzm trochę większym szacunkiem, mógłby mu odparować, że owszem – „sięga”. Jednak odnotowana przezeń obecność na Haymarket kobiety „Całej w czerni, w kapeluszu niemal zasłaniającym twarz”, rozdającej karteczki z nadrukiem „Jam zmartwychwstanie i żywot wieczny”, doczekała się jedynie ironicznego określenia „katolicka propaganda, wciskająca się wszędzie, uporczywa, nieustająca”408 . Dla Dostojewskiego „pikantne historyjki” z Haymarket stają się prostym wynikiem moralnego upadku społeczeństwa angielskiego, które zaprzedało się Baalowi. Zapewne z tego też względu analizowany fragment Zimowych notatek ma charakter przede wszystkim opisowy. Jeśli już mielibyśmy się dopatrywać w nim jakiejś szczególnej intencji, wymierzonej w ich rosyjskie go odbiorcę, można by jedynie 407 Sło wnik PWN http://sjp.pwn.pl/szukaj/ larwa (stan na: 2.12.2011). „Otó ż którejś nocy, wśród tej ciżby upadłych kobiet i rozpustników, zaczepiła mnie kobieta, śpiesznie przeciskająca się przez tłu m. Cała w czerni, w kapeluszu niemal zasłaniający m twarz, tak iż nie zdąży łem się jej przy jrzeć, pamiętam tylko przen ikliwe spojrzen ie. Powiedziała coś , czego nie dosłyszałem, łamaną francuszczy zną, wcisnęła mi do ręki papierek i znikła. Przed oświetlonym oknem kawiarni obejrzałem papierek: była to mała kwadratowa kartka; z jednej strony wydrukowane: „Crois-tu cela?”, z drugiej też po francusku: „Jam zmartwychwstanie i żywot wieczny” itp., kilka znanych zdań. Przyznajcie, że to również dość oryginalne. Tłu maczono mi potem, że to propaganda katolicka, wciskająca się wszędzie, uporczywa, n ie ustająca. Rozdaje się na u licach bądź te papierki, bąd ź książeczki, składające się z różnych wypisów z Ewangelii i Bib lii. Rozdają je za darmo, wmuszają, wciskają do ręki. Propagandzistów jest mnóstwo, zarówno mężczy zn, jak kobiet.” (Zimowe notatki, op. cit., s. 167). Na marginesie tego cytatu warto zauważyć, że w podobn ej sytuacji znalazł się również Norwid, w trakcie zwied zania Wystawy Powszechnej, o której była mowa wyżej. Poeta został obdarowany przez przedstawicieli zboru ewangelickiego karteczką o równie nabożnej treści, jak ta, która trafiła w posiadanie Dostojewskiego (Zob. Podróż po Wystawie Powszechnej, s. 204). Jednak w eseju Norwida sprawa ta zostaje po prostu odnotowana i pozbawiona jakiegokolwiek ko mentarza. 408 Strona | 286 stwierdzić, że miałby one być czymś w rodzaju „odtrutki” na ogromną, przesadną fascynację, z jaką większość XIX-wiecznych Rosjan patrzyła na Zachód. Norwid nie miał zamiaru tworzenia tego rodzaju antynomii. Problem ogromnego rozwarstwienia społeczeństwa angielskiego w jego przekonaniu mógł się przełożyć na wszystkie państwa i miasta europejskie. Stąd też – zapewne – bierze się uogólnienie, wypełniające finalną strofę Larwy: Takiej-to podobna jędzy Ludzkość, co płacze dziś i drwi; − Jak historia?… wie tylko: „k r w i !…” Jak społeczność?… tylko: „p i e n i ę d z y !…” W oczach poety cała ludzkość zamienia się w tego rodzaju „larwę”, jaką zdarzyło mu się spotkać w Londynie. Przyczyny tego podobieństwa wydają się w pełni jasne. W podsumowaniu wiersza pojawiają się dwa aspekty, składające się na kształt społeczeństwa: przestrzeń historii i przestrzeń społeczna (dzisiaj – raczej użylibyśmy określenia – polityczna). Przeszłość historyczna całej Europy została zdominowana przez rozmaitego rodzaju walki, nieustannie podejmowane próby przejęcia dominacji. Społeczeństwo zaś opierało swoje funkcjonowanie przede wszystkim na aspekcie ekonomicznym. W całym tym pędzie cywilizacyjnym do zdobywania coraz większej władzy i pieniędzy niemal całkowitemu lekceważeniu ulegał pierwiastek duchowy i moralny. Ludzie nieliczący się ani pod względem politycznym, ani materialnym byli spychani na margines zainteresowania społecznego i – żeby użyć określenia samego poety – „zataczali się w błocie”. Może się okazać bardzo ważne, że zarówno Dostojewski, jak i Norwid próbowali w innych miejscach opisać ekonomiczny problem rozwarstwienia społecznego. Obaj twórcy stawiali też pytanie o to, w jaki sposób ludzie wywodzący się podupadłych (a czasem zupełnie już zubożałych) rodzin szlachecko- ziemiańskich mogą przetrwać w błyskawicznie zmieniającej się rzeczywistości ekonomicznej. Zagadnienie to zostało poruszone m. in. w takich utworach Norwida i Dostojewskiego jak Aktor oraz Zbrodnia i kara. * Obraz wielkiego miasta w twórczości Norwida i Dostojewskiego jest w pełni komplementarny z wieloma współczesnymi obrazami przestrzeni metropolii. Również i Strona | 287 w ich twórczości pojawia się tak istotna dla literatury modernistycznej problematyka przestrzenna centrum-peryferia. Świadczy to wyraźnie nieustającej aktualności problematyki literacko-społecznej, podejmowanej przez obu autorów. Naturalnie w bogatej spuściźnie Norwida i Dostojewskiego bez większej trudności można by się doszukać wiele więcej obrazów wielkomiejskich niż te, które zostały omówione przeze mnie wyżej. Jednak nie było moim celem dokładna katalogizacja wszystkich tego rodzaju wątków w twórczości polskiego poety i pisarza rosyjskiego. Zależało mi natomiast na pokazaniu fragmentów – moim zdaniem – najciekawszych i najbardziej reprezentacyjnych dla poruszanej tu problematyki. Norwid nie od razu stał się poetą centrum. Początkowo, zakorzeniony w romantycznym odczuwaniu przestrzeni miejskiej, zdecydowanie przedkładał peryferyjne obszary wiejskie nad metropolię. Dopiero pod wpływem ciągłych podróży i rozwoju własnej, niepowtarzalnej osobowości twórczej, Norwida spojrzenie na miasto uległo znaczącemu przewartościowaniu. Zarówno samo centrum, jak i przynależność doń stały się dla poety jedną z podstawowych, „codziennych” wartości. Trzeba dodać – wartości utylitarnych, umożliwiających pełnowymiarowe „bycie” społeczne. Dlatego też tak dotkliwie i smutno brzmi zakończenie Norwidowego listu Do Bronisława Z., w którym „stary poeta”, zamknięty w „Świętego Kazimierza murach po-zastołecznej krasy” stwierdza: „Exsul eram” (II, 237, 240). W późnej twórczości Norwida doszło również do pogodzenia się z miastem młodości – Warszawą. W Dedykacji [III] poeta: O! Ty, m ł o d o ś c i m e j S t o l i c o … Z Twego bruku rad bym miał kamień W mchu cmentarza, pod błyskawicą… Gdy grobowce skrzy wią się i zaskrzypią, A o wtórego świata kręgi Bieguny tego się uczepią… − I odpomnę karty mojej księgi. (II, 227-228) Tak więc, z perspektywy oddalenia czasowego i geograficznego przestaje Warszawa być „złoconym krańcem przepaści” i zamienia się w rzeczywistość mitycznonostalgiczną, w przestrzeń rzeczywistego porozumienia, którego nie udało się doświadczyć Norwidowi gdzie indziej. Dostojewski od samego początku swojej kariery literackiej aspirował do bycia członkiem Centrum. Tyle że jego Centrum mieściło się, rzecz jasna, w Petersburgu. Strona | 288 Ciekawy jest sposób, w jaki ten pisarz omija własną problematykę biograficzną, czyli po prostu ignoruje własne pochodzenie moskiewskie. Współcześnie mało kto pamięta o tym, że Dostojewski przeprowadził się do Petersburga dopiero w roku 1837, z czego wynika że – mimo wszystko – jego najpierwsze doświadczenia przestrzeni miejskiej były związane z nieco zmarginalizowaną podówczas Moskwą. Petersburg, wraz z całą towarzyszącą jego powstaniu ideologią Piotra I staje się dla autora Białych nocy, miastem poniekąd wzorcowym. Tak dzieje się przynajmniej na „głośnych” kartach jego wystąpień publicystycznych. Wykreowany przez Dostojewskiego literacki obraz Wschodniej Stolicy rządzi się już kompletnie innymi prawami. Jest to miasto ciemne i zaniedbane. Ale też w żadnym chyba utworze literackim tego pisarza nie sposób spotkać refleksji krytycznej na temat tego „brudu i ubóstwa”. Właściwie, czytając np. Zbrodnie i karę czy Skrzywdzonych i poniżonych nie wiadomo dokładnie, z czego ten „ciemny” obraz stolicy wynika. Jest on – zdaje się – na płaszczyźnie estetycznej rodzajem zobrazowania „wnętrza” mieszkańców peryferyjnych zaułków Petersburga. Inaczej prezentuje się w twórczości Dostojewskiego obraz metropolii zachodnioeuropejskich. Tu nie szczędzi sobie pisarz uwag krytycznych. Zresztą, chyba tylko krytycznych, bo o pozytywne spojrzenie na Londyn, Paryż czy Genewę jest u autora Idioty wyjątkowo trudno. Można sądzić, że ten sposób prowadzenia refleksji cywilizacyjnej u Dostojewskiego jest prostym wynikiem rosyjskiego „kompleksu Zachodu”, czyli ciągłego i właściwie niezbyt uzasadnionego poczucia, że nawet najwspanialsze rozwiązania architektoniczne, narzucone Petersburgowi przez Piotra I, najciekawsze utwory literackie, najbardziej udane kompozycje muzyczne etc. etc. … zawsze pozostaną jedynie marną namiastką kulturowej rzeczywistości zachodnioeuropejskiej. Zresztą, autor Dziennika pisarza wielokrotnie usiłował zwalczać te, wypowiadane wprost, tezy, przynajmniej częściowo szerząc w swojej publicystyce światopogląd słowianofilski. Na zakończenie tej refleksji cywilizacyjnej w pismach Norwida i Dostojewskiego wypada zatrzymać jeszcze na chwilę nad innymi jeszcze zagadnieniami „współczesności XIX-wiecznej”. Strona | 289 Dziewiętnastowieczne „być albo nie być” zakończone happy endem Na Zbrodnię i karę w pracach historycznoliterackich zwykle patrzy się przede wszystkim z perspektywy etyczno-moralnej 409 . Ten sposób lektury niejako narzuca sam tytuł powieści oraz licznie obecne w niej odwołania ewangeliczne i ogólnie – biblijne 410 . Gdyby jednak spróbować choć na chwilę przyjrzeć się tej powieści, abstrahując od jej podłoża etycznego, być może wyłoni się jej nagi schemat, wyzuty z otoczki filozoficznej. Zobaczylibyśmy wówczas dramat młodego człowieka, pochodzącego ze zubożałej rodziny ziemiańskiej, pozostającego na utrzymaniu matki i siostry. Rodzinne kłopoty finansowe sprawiły, że musiał przerwać studia. Niezmiernie przejęta tym faktem jego siostra postanawia poślubić osobnika co najmniej niesympatycznego, w celu zapewnienia stabilizacji finansowej bratu i matce. Główny bohater nie chce dopuścić do tego ślubu, dlatego też zaczyna rozpaczliwie poszukiwać źródła szybkiego zarobku. Ten schemat w sposób ewidentny odwołuje się do jednego z najbardziej palących XIX-wiecznych problemów cywilizacyjnych – trudnych przekształceń społecznych, w wyniku których powstała ostatecznie warstwa inteligencji, utrzymującej się już nie z dóbr rodzinnych, gromadzonych przez wiele pokoleń, ale z własnej pracy. Historia Raskolnikowa pod pewnymi względami stanowi jeden z możliwych negatywnych skutków tego procesu społecznego. Ciekawe, że Norwid (jako prawdziwy poeta „wieku kupieckiego i przemysłowego”) również nie pozostał w swojej twórczości obojętny na tę kwestię. Wśród jego dzieł można odnaleźć utwór realizujący bez mała ten sam schemat, co 409 Zob. np.: W. Go mbro wicz, G. Herling-Grudziński, Dwugłos o sumieniu Raskolnikowa, „Znak” 1981, nr 1-2. Lub: J. Kariakin, Samoobman Raskolnikowa. Roman F. M. Dostojewskogo „Priestupleni je i nakazanije”, Moskwa 1976. 410 „W swej warstwie sy mbolicznej powieść Zbrodnia i kara jest trawestacją szeregu wątków ewangelicznych, przede wszystkim zaś opowieści o wskrzeszen iu Łazarza. Odnośny fragment Ewangelii Jana (Jn 11, 1-45) odczytuje jawnogrzesznica, czyli Sonia, mo rdercy, czy li Raskolnikowowi w mieszkaniu Kapernaumowa, czyli w miejscu (Kafarnau m), gdzie pycha powinna być podeptana. Tamże Raskolnikow całuje nogi Soni (por. Jn 13, 1-17 o u my waniu nóg apostołom przez Jezusa). Id zie też, by pokłoniwszy się ziemi, tj. rodzimej glebie, od której się oderwał, publiczn ie wy znać winę ludowi, czyli „swo im”, ale zostaje wyśmiany, czyli nie zro zu miany, nieprzyjęty, jak Chrys tus w Prologu Ewangelii Jana, który «do swej własności przyszedł, ale swoi n ie przyjęli go» (Jn 1, 11)”. (D. Ku łako wska, Raskolnikow, czyli anty-Chryst egocentryczny, w: eadem, Dostojewski. Dialektyka niewiary, Warszawa 1981, s. 92-93). Strona | 290 Zbrodnia i kara411 . Młody hrabia po śmieci ojca staje się opiekunem rodziny, do której należą jego matka i siostra. W wyniku niekorzystnego splotu okoliczności na giełdzie papierów wartościowych cały majątek rodziny zostaje stracony. Jednym z możliwych wyjść z tej pułapki finansowej staje się ślub jego siostry z zamożnym, aczkolwiek bezwartościowym człowiekiem. Żeby uniknąć tego fatalnego mariażu, hrabia zaczyna gorączkowo poszukiwać źródła szybkiego zarobku. Rzecz jasna, jest to pobieżne streszczenie akcji Norwidowego dramatu Aktor. Zestawianie ze sobą dwóch tak różnych pod niemal wszystkimi względami tekstów, naturalnie, może budzić wątpliwości. Sądzę jednak, że przyjrzenie się odmiennościom w realizacji przedstawionego wyżej wspólnego schematu u Norwida i Dostojewskiego może okazać się w pełni owocne 412 . Na początek jednak wypadałoby zwrócić uwagę na znaczące różnice w kształtowaniu obu utworów. Powieść Dostojewskiego od pierwszych jej stron ewokuje pesymizm i poczucie braku wyjścia. Skrajna nędza i stan zamroczenia alkoholowego kształtują atmosferę pierwszych fragmentów akcji Zbrodni i kary: W początku lipca, pod wieczór niezwykle upalnego dnia, pewien młodzieniec wyszedł na ul icę ze swej izdebki […] Odziany był tak licho, że n iejeden, nawet otrzaskany z b iedą, w dzień krępowałby się wyjść na ulicę w takich łach manach. Skąd inąd, dzielnica była tego rodzaju, że n iełat wo było tu zaskoczyć kogokolwiek tym strojem. Bliskość placu Siennego, obfitość lokali wiado mego autoramentu, ludność przeważn ie rękodzieln icza i rzemieślnicza, stłoczona w tych śródmiejskich petersburskich ulicach i zaułkach – niekiedy uro zmaicały ogólną panoramę takimi typami, że naprawdę t rudno się było zdziwić na widok takiej czy o wakiej figury. (Zbrodnia i kara, s. 5-7) Zupełnie inaczej pod interesującym mnie teraz względem zostały nacechowane pierwsze sceny Aktora. Z informacji umieszczonych przez poetę pod spisem osób, dowiadujemy się, ze „rzecz dzieje się w dziewiętnastym wieku w Galicji” (IV, 340), akt 411 Gwoli uściślenia pozwo lę sobie podkreślić jeszcze raz: w ty m mo mencie interesuje mnie wyłącznie nagi schemat fabularny, który potencjalnie mo że zostać zrealizowany na nieskończenie wiele rozmaitych sposobów. 412 Jeszcze innym ciekawy m kontekstem interpretacyjny m, pozwalający m (jak sądzę) czytać Zbrodnię i karę również pod kątem „społeczno-ekonomiczny m” są okoliczności genezy powieści, przedstawione przez Paula Evdokimova – Dostojewski, w chwili powstania pomysłu na powieść, pozostawał, mó wiąc wprost, zupełnie bez grosza przy duszy: „Pewnego wieczoru, straciwszy wszystko podczas gry, Dostojewski usiadł zamyślony na ławce w kasynie w Baden -Baden. W tym właśnie mo mencie olśniła go historia pewnego studenta, który zapytywał: «czy wszystko jest dozwolone?», i stała się zalążkiem je go nowej powieści. W jednym z listów do Katkowa pisarz precyzuje ideę: «Jest to psychologiczna analiza zbrodni, jej racji własnych i konsekwencji; stąd podwójny tytuł: Zbrodnia i kara».” (P. Evdokimov, Zbrodnia i kara. Doświadczenie granic, w: idem, Gogol i Dostojewski, czyli zstąpienie do otchłani, tłum. A. Kunka, Bydgoszcz 2002, s . 248). Strona | 291 I dramatu rozpoczyna się „przed kawiarnią” (IV, 341), warto dodać, że przed kawiarnią teatralną. Jest to przestrzeń ledwo przez Norwida naszkicowana, a jednocześnie w pełni naznaczona obecnością sztuki: sztuki jako takiej i wzorowanej na niej – sztuki życia. Można sobie bez trudu wyobrazić raczej wytworne towarzystwo, zasiadające przy kawiarnianych stolikach i z dużą fantazją rozmawiające na temat tożsamości innych bywalców kawiarni. Na tym tle lekkiej fantazyjności i wytworności za chwilę rozegra się dramat głównego bohatera – Jerzego. Zostanie mu zakomunikowana wieść o nagłym bankructwie: KSIĄŻĘ Mój drogi! Jesteśmy oto oba „diablement!” zrujnowani I koniec! − − pozwól n ieco − − bo powracam z drogi – Nie spałem. – Glückschnell runął – runął, lub za chwilę Runie. – Ty, ja i spółka stracim ws zystko – oto tyle. Zmęczony jestem… ziewam – iż nie dosyć spałem… […] JERZY zakrywając oczy rękoma …Nie mogę nic mówić w tej chwili Pod pierws zy m ciosem… […] Myślę o hrabinie, Matce mojej − − Potomski czy wie o nowinie?… On gotów wraz ją przesłać… napisać Elizie – Umrze pierwsza! a druga z wolna się zagry zie… […] Mnie ju ż n ie id zie O zamek, o mn ie… nawet, w ostatecznej bied zie, I o Elizy posag!… lecz o matki zdrowie: Znam ją, mo że nie przeżyć, gdy nagle się dowie. (IV, 347-349) Wiadomość o nagłej ruinie finansowej zostaje przekazana hrabiemu bez żadnych ogródek i bez pocieszenia. Przerażenie, jakie wywołuje w nim ta wiadomość, skupia się przede wszystkim na jego obawach o zdrowie matki i przyszłość siostry. A jednocześnie w zachowaniu głównego bohatera nie da się zauważyć negatywnych emocji wobec niefrasobliwego przyjaciela, nieporadnych właścicieli domu aukcyjnego czy kogokolwiek innego. Z kolei, gdy główny bohater Zbrodni i kary dowiaduje się z delikatnego i pełnego słów otuchy i pocieszenia listu matki o planowanym małżeństwie siostry, które Strona | 292 miałoby zabezpieczyć przyszłość całej rodziny i zapewnić rozwój zawodowy samemu Raskolnikowowi, ogarnia go gniew: List matki znękał go. Lecz co do najważniejszego, kap italnego punktu – nie wahał się an i chwili, nawet w trakcie odczytywania listu. Co się tyczy istoty rzeczy, decyzja ju ż w nim zapadła, decy zja nieodwołalna: „Ten ślub nie odbędzie się, dopóki ja ży ję, i n iech diabli porwą pana Łużyna!” „Bo to jest rzecz oczy wista – mruczał w duchu, uśmiechając się i ze złośliwy m tryu mfem przewidując sukces swego postanowienia. – Nie, mamo, nie, Duniu, na p lewy mn ie n ie weźmiecie!…” (Zbrodnia i kara, s. 42) Czytelnik może się domyślać, że ten rodzaj „złośliwego tryumfu” jest bezpośrednim następstwem wielu miesięcy doświadczania nędzy i utraty nadziei na poprawę losu rodziny. Norwidowski hrabia Jerzy nie miał – naturalnie – takiego bagażu negatywnych doświadczeń życiowych, co Raskolnikow. Jego świadomość, dzięki znacznie lepszej początkowo pozycji społecznej, została ukształtowana w sposób bardziej subtelny. Jednocześnie, czytając zwłaszcza początkowe rozdziały Zbrodni i kary czuć wyraźnie, że nad bohaterem Dostojewskiego ciąży jakiś rodzaj mrocznego fatum, które prędzej czy później popchnie go do popełnienia zbrodni. Symptomatyczne, że Raskolnikow nie ma już nawet cienia nadziei na to, że pieniądze można zdobyć w sposób zupełnie uczciwy, że ciągła praca może go doprowadzić do sukcesu finansowego. W trakcie podejmowania ostatecznej „decyzji” taka refleksja w ogóle nie pojawia się w umyśle bohatera: Tak oto dręczył siebie i jątrzy ł tymi pytaniami, nawet z pewną lubością. Zresztą nie były to pytania nowe ani nagłe, lecz o wszem, dawne, dobrze znane, bolesne. Już dawno zaczęły go nękać i stargały mu serce na nic. Od n iepamiętnych czasów zrodziła się w n im ta cała obecna udręka, narastała, wzbierała, a ostatnio dojrzała i skupiła się, przybierając kształty okropnego, dzikiego i urojone go pytania, które zamęczy ło mu serce i umysł, natrętnie żądając rozwiązania. Teraz list mat ki uderzył w niego jak piorun. Było jasne, że teraz należy nie utyskiwać, nie cierp ieć biernie, n ie rozmyślać z bólem, że te pytania są nierozwiązalne, lecz konieczn ie coś przedsięwziąć – i to zaraz, natychmiast. Za wszelką cenę trzeba się na coś zdecydować, albo … − Albo wyrzec się życia całkowicie! – zawołał nagle w zapamiętaniu. – Pokornie przyjąć los, jaki się nastręczy, raz na zawsze, i stłamsić w sobie ws zystko, zrzec się wszelkiego prawa do działania, życia i miłości! […] Wzdrygnął się: pewna myśl, również wczorajsza, ś mignęła mu w głowie. Lecz drgnął nie dlatego, że śmignęła ta myśl. Przecie wiedział, p r z e c z u w a ł , że „ś mignie” ona nieuchronnie, i z góry jej czekał. (Zbrodnia i kara, s. 47-48) Rozgorączkowany umysł Raskolnikowa w sposób niemal „maniakalny” skupił się na jedynym „rozwiązaniu”, podpowiadanym mu przez stworzoną przez niego samego „filozofię nadczłowieka”. Strona | 293 Ten aspekt prowadzonej analizy porównawczej wydaje się być ważny: Raskolnikow jest z natury przede wszystkim filozofem, a hrabia Jerzy – artystą. Dlatego też proces podejmowania najbardziej dramatycznych decyzji, dotyczących życia i śmierci są ubierane przez jednego z nich w formę wywodu filozoficznego, a przez drugiego – monologu poetyckiego. Języków, którymi przemawiają obie postaci nie da się chyba sprowadzić do wspólnego mianownika: Raskolnikow pod presją nędzy i niesprawiedliwości społecznej pragnie zbudować nową moralność (por. np. jego artykuł, dotyczący Napoleona) 413 , a Jerzy w chwili rozpaczy i rozważania decyzji o popełnieniu samobójstwa, przemawia słowami Szekspira (por. recytowany przez niego słynny monolog Hamleta) 414 . Dla prowadzenia obu wątków fabularnych (Zbrodni i kary i Aktora) fundamentalne jest również to, że w trakcie recytacji Szekspirowskiego monologu przez Jerzego oraz omawiania nowoczesnych poglądów, zawartych w artykule Raskolnikowa obu głównym bohaterom towarzyszą ich przyjaciele: Gotard Pszon-kin i Razumichin, którzy przyglądają się sytuacji życiowej głównych bohaterów analizowanych utworów jakby z boku, próbując jednocześnie w jakiś sposób im pomóc. Gotard jest postacią o wiele bardziej wielowymiarową niż przyjaciel Raskolnikowa – Razumichnin. „Szkolny kolega” Norwidowskiego bohatera dzięki przenikliwej intuicji zdaje się mieć całościowy wgląd w uczucia i myśli Jerzego. Dzięki swoim umiejętnościom aktorskim jest też w stanie w taki sposób pokierować postępowaniem przyjaciela i uczuciami jego rodziny, żeby zmobilizować Jerze go do skutecznego działania. Kreacja Razumichina jest znacznie prostsza. Choć również i on niemal na każdym kroku towarzyszy Raskolnikowowi i wspiera jego rodzinę, to jednak jego działanie jest znacznie mniej skuteczne. Razumichin jest człowiekiem dobrym, szczerym i prostolinijnym, a częściowo ujawnione przed nim pomysły filozoficzne Raskolnikowa wywołują w nim gwałtowny sprzeciw: − Brawo, Rodia! Ja także n ie wied ziałem [o opublikowany m przez Raskolnikowa artykule – E. S.] – zawołał Razu michin. – Dziś jeszcze wstąpię do czytelni i każę sobie dać ten numer. Dwa miesiące temu? Jaka data? Ale wszystko jedno, i tak znajdę. No, no, no! A ten milczy! […] − Co? Jak? Prawo do zbrodni? Ale chyba nie dlatego, że „środowisko spaczyło człowieka”? – poinformował się Razu michin aż z jakimś przestrachem. − Nie, nie, niezupełn ie dlatego – odparł Porfiry. – Cała rzecz w tym, że podług artykułu pana Raskolnikowa ws zyscy ludzie dzielą się rzeko mo na „zwy kłych” i „n iezwykłych”. Zwykli powinni żyć w posłuchu i nie wolno im przekraczać praw, a to dlatego, uważasz, że są zwykli. Niezwy kli zaś mają 413 414 Ibidem, s. 255. PWsz IV, s. 406-407. Strona | 294 prawo do wszelkich zbrodni i wykroczeń, mianowicie d latego, że są niezwykli. Zdaje się, że tak było u pana? nie my lę się? − Cóż to jest? Nie mo że być, żeby tak tama było! – bąknął Razu mich in w ro zterce. […] − Bo, b racie, jeśli ty to na serio … Zapewne, masz słuszność mówiąc, że to nie nowe, że to przypomina wszystko, cośmy czytali i słyszeli; lecz co jest w ty m wszystkim rzeczy wiście o r y g i n a l n e – co, ku mojemu przerażen iu, rzeczywiście należy tylko do ciebie, to że ty, bądź co bądź, przy zwalasz na krew z g o d n i e z s u m i e n i e m , i to, wybacz, aż z jakimś fanatyzmem… W ięc oto na czy m polega przewodnia myśl two jego artykułu. Takie zezwolenie na krew z g o d n i e z s u m i e n i e m to… według mn ie, to straszniejsze, niż gdyby urzędowo, prawnie pozwo lono przelać krew… (Zbrodnia i kara, s. 256-262) Właśnie ten naturalny odruch przerażenia, niedowierzania, że Raskolnikow rzeczywiście mógłby na serio być autorem pomysłów segregacji ludzi na szary tłum „zwykłych obywateli” i „niezwykłych jednostek” sprawia, że nie udaje mu się odpowiednio wcześnie dotrzeć do duszy i sumienia przyjaciela. Razumichin przez własną nieco naiwną dobroć nie jest w stanie zobaczyć potencjału zła w drugiej osobie, szczególnie – w osobie mu bliskiej, a przez to i zapobiec rozwojowi tego zła 415 . Schemat fabularny, na którym zostały zbudowane Zbrodnia i kara oraz Aktor jest (jak mam nadzieję udało mi się pokazać) bardzo zbliżony. Najwyraźniej, w połowie XIX wieku tego rodzaju schemat musiał powstać pod piórem twórców europejskich, podejmujących głęboką refleksję nad najbardziej aktualnymi dla ich epoki tematami. Dla mnie jednak najważniejsze w tej zbieżności wydaje się przede wszystkim to, w jaki sposób ten schemat fabularny został rozwiązany przez obu twórców. O Norwidowej realizacji tego „schematu” pisał Sławomir Rzepczyński: Współczesność dziewiętnastowieczna jawiła się Norwidowi jako czas upadku słowa, odrzucania (odrzucenia) Bo żego daru […]. Paradoks sytuacji Norwida polegał na tym, ze sam do tego „zepsutego świata” należał, współuczestniczy ł więc […] w dyskursie znamionujący m świat. […] Konieczne więc było wprowad zenie do tekstu dramatu (w przypadku inscenizacji – na scenę) wyimkó w ze współczesnego świata wraz z występującymi w nim typami, charakterami, obyczajo wością, mentalnością, wy znawanymi wartościami, języ kiem, równ ież typowymi „scenariuszami” losów itp. 416 . Norwid, mimo swojej znacznie bardziej dramatycznej w ostatecznym rozrachunku sytuacji biograficznej, zdaje się wierzyć w to, że po wszystkich zawirowaniach cywilizacyjnych walka o nową pozycję społeczną i materialną może 415 Tę rolę przyjmu je w powieści – jak wiadomo – Sonia Marmieładowa. Zdaje się, że właśnie dzięki niej dochodzi do ostatecznej przemiany wewnętrznej Raskolnikowa. Jednak analiza jej roli w „h istorii zbawienia” głównego bohatera Zbrodni i kary wykracza ju ż poza naszkico wane tu ramy porównawcze. Na temat postaci Soni zob. P. Evdokimov, Kobieta i miłość, w: idem, Gogol i Dostojewski, op. cit., s. 219-213. 416 S. Rzepczyński, „Aktor” Norwida. Figuratywność w dramacie, w: idem, Biografia i tekst. Studia o Mickiewiczu i Norwidzie, Słupsk 2004, s. 226 Strona | 295 zostać zakończona powodzeniem. Stąd też bierze się jego może nieco przesadny „happy end”, którym zostaje zakończona pierwsza wersja dramatu: H r a b i a [po udanym debiucie teatralny m – E. S.] przystępuje do stołu – spogląda to na złoto, to na kilka wyrazów przez P s z o n k s o n a skreślonych − − rzuca nagle wieńce i szpadę – nie dotyka pienięd zy, ale podejmuje pierścień i, mniemając być samotny m, przy klęka w d ziękczynnej modlitwie. […] HRABINA przystępuje na palcach ku synowi – a potem odwraca się ku towarzyszo m i, wyciągając ku n im palec, mó wi groźn ie, jakby z wyrazem obłędu, ro zkazu i rozradowania Modli się!… syn mój!… JERZY spostrzegając się u kolan matki – wskazu je ręką ku stołowi …Długi spłacać rozpocząłem!. N i c k a i E r a z m zostają od strony stołu przykrytego pieniędzmi, J e r z y u nóg H r a b i n y , jakby był w mod lit wie. Kurtyna zapada. Ko n ie c (IV, 337) Z kolei Dostojewski patrzy na możliwości oferowane przeciętnemu mieszkańcowi Imperium Rosyjskiego w wieku XIX znacznie mniej optymistycznie. Jedyną prawdziwą drogą do zbawienia (zbawienia rozumianego bardzo szeroko: jako wyjście z nędzy i materialnej, i duchowej) jest dla niego coś w rodzaju „zstąpienia do otchłani”, jak określał to zjawisko Paul Evdokimov. Szczęśliwe zakończenie, „duchowy happy end” jest możliwy dlań jedynie po przejściu ognistego chrztu upadku i zwątpienia. Wydaje się, że jest to rozwiązanie charakterystyczne dla ówczesnej mentalności prawosławnej i narodowej. Warto tu zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt porównywanych utworów, który wydaje się być nie bez znaczenia. Norwid – tworząc rodzaj „wzoru osobowego” dziewiętnastowiecznego inteligenta, umieszcza go w bliskiej obecności sztuki, która jest przecież zdaniem poety „atrium spraw niebieskich”. Zdaniem polskiego poety sztuka w ogóle, a jego własna twórczość literacka w szczególności, ma prowadzić człowieka do Strona | 296 refleksji duchowej, ukazywać mu pozytywne wzory postępowania, ma też (unikając, rzecz jasna, prostego dydaktyzmu i naiwności) dodawać odbiorcy nadziei 417 . Świat kreowany przez Dostojewskiego, jak możemy się domyślać, również został oparty na czymś w rodzaju „realizmu duchowego” 418 , jest na wskroś przesiąknięty chrześcijańskimi tekstami sakralnymi. Jednak mistrz prozy rosyjskiej woli „straszyć” swojego czytelnika, prezentować mu najbardziej negatywne skutki uchybień duchowych (przecież niemal połowa jego bohaterów albo popełnia samobójstwo, albo ostatecznie ląduje na katordze). Dlatego też „szczęśliwe zakończenie” w powieściach Dostojewskiego zdarza się niezwykle rzadko. Jego „happy end” mieści się raczej w przestrzeni duchowej, gdzie wszyscy otrzymamy „gałęzie laurowe”. * 417 Nie sposób przejść w pełni obojętnie nad estetycznym wy miarem zakończenia Aktora. Finał Norwidowego dramatu jest „demonstracyjnie” pozytywny, tak nieskończenie dobry , że niemal bez chwili zastanowienia mo żna umieścić go w jedny m szeregu z zakończen iami XIX-wiecznych melodramatów. Ta nieco niewygodna, może nawet trochę dla polskiego poety deprymu jąca kwestia – jak się wydaje – mo że być związana z toczącą się wieku XIX dyskusją wokół kształtu lit eratury popularnej (powieści) i nieodłączn ie związanego z nią dydaktyzmu. Zagadnienie stosunku Norwida wobec XIX-wiecznej powieści została zaprezentowana w szkicu M. Inglota, Norwid wobec powieści jako literatury popularnej swoich czasów, w: idem, Drogami pielgrzyma. Studia i artykuły o twórczości „czwartego wieszcza”, Lublin 2007. Tutaj wystarczy chyba tylko zasygnalizować, że n iewiarygodne pod względem fab ularny m i uło mne pod wzg lędem estetycznym zakończenie Aktora mo że się o kazać wynikiem wpły wu na Norwida fabularnej prozy XIX-wiecznej. Jest to zagadnienie o tyle ciekawe, że mogłoby ono rzucić więcej światła na to, w jaki sposób (mimo wybitnie egalitarnych deklaracji) móg ł Norwid próbować dotrzeć do szerokiego odbiorcy. Warto pamiętać równ ież o tym, że Aktor był dramatem pisanym ze szczególną intencją – Norwid myślał o wystawieniu go na scenie krajo wej. (Zob. PWsz, Metryki o objaśnienia, V, 392). Więc musiał to być zarazem tekst kunsztowny, spełniający prywatne kryteria poety co do prawdziwego dzieła sztuki, a w tym samy m czasie jego przesłanie musiało być na tyle ewidentne, żeby przeciętny widz teatralny mógł odnieść z niego wystarczający pożytek; co natura lnie musiało znacząco obniżyć pozio m artystyczny całości. Wydaje się, że właśnie u zbiegu tych dwu sprzecznych intencji twórczych należy szukać przyczyn tak dziwacznego zakończenia dramatu. Jeszcze innym jego wytłu maczen iem mo że się o kazać intertekstualne wychylenie dramatu w kierunku klasyki gatunku – Hamleta. Zarówno modlitewna cisza, spowijająca zakończenie, jak i zdanie wypowiedziane przez Hrabinę („Modli się!… syn mój!…”) dobudowują dodatkowe piętra sensu finalnej sceny. Warto przytoczyć frag ment dramatu Szekspira, do którego zdaje się nawiązywać tu Norwid: Hamlet Modli się; teraz mógłby m to uczynić; Teraz uczynię. Ale ty m sposobem Pójdzie do nieba; i toż będzie zemstą? (W. Szekspir, Hamlet. Królewicz duński, tłum. J. Paszko wski, Warszawa 1973, s. 136). Królewicz wypowiada tę kwestię w mo mencie, gdy ma doskonałą okazję do zamo rdowania wuja. Dramat Szekspira odgrywa tu podwójną rolę: z jednej strony wzmacnia wy mo wę zakończen ia, a z drugiej – przyczynia się do powstania w tekście czegoś na kształt ironii ro mantycznej, uniemo żliwiającej w pełni poważnego odczytania całości. 418 Zob. na ten temat np. D. Jewdokimo w, „Realizm w wyższym sensie” jako metoda wydobywania prawdy w dziele literackim Fiodora Dostojewskiego, w: Prawda w literaturze. Studia, red. A. Tyszczyk, J. Borowski, I. Piekarski, Lublin 2009. Strona | 297 Odwracając ogólnie przyjętą konwencję, w tym miejscu zamiast podsumowania chciałabym zwrócić uwagę raczej na kolejne wątki, związane z pojęciem cywilizacji i nowoczesności w pismach Norwida i Dostojewskiego. W pierwszej kolejności należałoby zauważyć zaskakującą predylekcję Norwida do łączenia pierwiastków cywilizacyjnych z czymś w rodzaju doświadczenia tajemnicy istnienia. Wśród tekstów nawiązujących do tego zagadnienia można wskazać na Cywilizację, Tajemnicę Lorda Singelworth, Czarne i Białe kwiaty. W każdym ze wspominanych utworów pojawia się motyw niezwykle intensywnego odc zucia istnienia (siebie samego i świata) 419 , połączone z doświadczeniem nowoczesności i postępu. Tego rodzaju refleksja nie pojawia się jednak w tekstach Dostojewskiego. Z kolei rosyjski prozaik często łączy najbardziej negatywne refleksje historiozoficzno-eschatologiczne z „ikonami” nowoczesności. Kolej żelazna, pieniądz, dziennik, a nawet Crystal Palace często zlewają się w jego myśleniu z odrzuceniem przez człowieka religii i „gleby”. Błyszczący świat postępu zdaje się do tego stopnia omamiać bohaterów Dostojewskiego, że z ogromną łatwością zapominają oni sprawach, (w myśl duchowości prawosławnej) najważniejszych. Osobnym zespołem zagadnień społeczno-cywilizacyjnych zbliżających do siebie Norwida i Dostojewskiego jest mocne znaczenie negatywne, jakie nada wali oni w swojej twórczości instytucji gazety czy dziennika. Norwid, tkwiący w wiecznym konflikcie z krytyką literacką, wykorzystywał w swojej twórczości motyw dziennika w ujęciu komediowo-prześmiewczym, był on dlań wykrzywionym przekazicielem wszelakich mód, bezrefleksyjnie powielanych i podporządkowujących sobie osoby aspirujące do bycia mieszkańcami centrum420 . Relacja, łącząca Dostojewskiego z prasą rosyjską, była znacznie bardziej skomplikowana. Z jednej strony dostarczała ona mu 419 Leszek Kołakowski pisał na temat tego rodzaju chrześcijańskiego doświadczenia: „że cały nasz emp irycznie dostępny kosmos jest przejawem innej rzeczywistości, emp irycznie wprost niedostępnej, ale że nie są zasadniczo mo żliwe próby odczytania tej drugiej rzeczy wistości przez jej u lotne znaki w świecie; po wtóre, że rzeczywistość empiryczna jest pod nadzorem celowo działającej energii, która zmierza ku dobru.” (L. Kołakowski, Czy już w po-chrześcijańskim świecie żyjemy?, „Tygodnik Powszechny” 40/ 2000). 420 Por.: „Ale cóż? – p iszże tu, o! ś mierteln iku ! Kiedy co ch mury ro zstęp to łyskanie, Kiedy co czło wiek, to nowin bez liku, I Evénement-bóg w wielkiej sutannie Przechadzający się d ziś z bibułami Pod pachą, w których przestrachowie sami!… (Do księgarza, I, 152) Strona | 298 inspiracji literackich, z drugiej – często poddawała jego utwory mocno krzywdzącej refleksji; a z trzeciej – była jego naturalnym środowiskiem twórczym (przecież zasadnicza większość powieści i opowiadań autora Biednych ludzi była drukowana najpierw w odcinkach, a sam on był niemalże zawodowym redaktorem). Warto jednak odnotować również to, że w twórczości stricte literackiej Dostojewskiego instytucja modnego dziennika bywała często wyśmiewana (np. w Idiocie). Sprawą najważniejszą, o której należy wspomnieć na sam koniec, jest wyraźny dystans emocjonalny ujawniający się u Norwida i Dostojewskiego wobec szybkiego postępu i nowoczesności cywilizacyjnej. Wydaje się, że powszechne obawy związane ze zbyt szybkim tempem rozwoju cywilizacyjnego uaktywniły się właśnie w wieku XIX. Norwid, piszący z przekąsem o tym, że „Postęp nas bogaci co wiek” (Sieroctwo, II, 42), Dostojewski, z dużym niepokojem obserwujący rozwój humanitaryzmu (por. artykuł Środowisko z Dziennika pisarza lub apokaliptyczne rozważania Iwana w rozmowie z Aloszą w Braciach Karamazow), zapowiadają właściwie zasadnicze nurty współczesnej debaty publiczno-etyczno- filozofującej. Ewa Paczoska, w książce przywoływanej na początku tego rozdziału, stwierdziła, że niepokojące doświadczenie nowoczesności zakończyło na dobre wiek XIX. Sądzę, że jej tezę można śmiało odwrócić, twierdząc, że to właśnie XIX wiek zapoczątkował nowoczesność w jej obecnym kształcie. Strona | 299 Próba syntezy: Assunta Norwida i Łagodna Dostojewskiego Trudno jest napisać wyczerpujące podsumowanie analizowane go w pracy zagadnienia. Wielość i różnorodność poruszonych problemów zdaje się „bronić” przed ich jednoznacznym, kilkuzdaniowym dookreśleniem. Dlatego w ramach syntezy najważniejszych wątków pojawiających się w mojej pracy, zdecydowałam się na analizę komparatystyczną dwóch krótkich form epickich polskiego poety i pisarza rosyjskiego, w którym udałoby się uwzględnić gros poruszonych wcześniej zagadnień, czyli przede wszystkim zagadnienie biblijności, ikoniczności i dialogowości najściślej chyba łączących twórczość Norwida i Dostojewskiego, zachowując przy tym wyraźną odrębność ich poetki i estetyki. Sądzę, że do tak zakrojonego celu (wyrazistego, „naocznego” podsumowania) najbardziej odpowiednie okażą się późne utwory obu autorów – Norwidowski poemat Assunta i opowiadanie Dostojewskiego – Łagodna. Schemat Schemat fabularny obu utworów już na pierwszy rzut oka zdradza wiele podobieństw. Mężczyzna w średnim wieku poślubia młodszą od siebie sierotę, która w krótkim czasie umiera. Jej śmierć jest tragedią dla głównego bohatera, usiłującego oswoić to wydarzenie, zrozumieć je. Strona | 300 Mocne analogie pojawiają się również w poetyce obu utworów. Główny bohater, mąż, jest jednocześnie nieznanym z imienia narratorem utworu. Bohaterki natomiast łączy proweniencja biblijna oraz (umotywowana tą proweniencją) małomówność (w przypadku Assunty jest ona spowodowana kalectwem, a w przypadku Łagodnej – uwarunkowaniami psychicznymi oraz zastosowaną przez Dostojewskiego konstrukcją fabularną). Dla akcji obu utworów charakterystyczna jest także szczególna rola kobiety oraz skupienie na analizie świata wewnętrznego narratora. Jednak podobieństwa kończą się w momencie, gdy utwory są poddawane bardziej szczegółowej analizie. W kompozycji Norwidowego poematu najbardziej istotne jest to, jak rozwijało się życie duchowe głównego bohatera zanim w jego życiu pojawiła się Assunta, jak wpłynęło nań uczucie i to, w jaki sposób bohater Norwida odczytał odejście Assunty. Z kolei dla Dostojewskiego ważne będzie, w jaki sposób śmierć Łagodnej wpłynęła na postrzeganie świata i siebie przez głównego bohatera. Jego „spowiedź” jest rodzajem oczyszczającej samoanalizy psychologicznej. Bohater z ogromną precyzją przygląda się sobie z przeszłości, ocenia swoje czyny, zamiary i uczucia. Znaczący jest fakt, że podobny chwyt kompozycyjny Dostojewski stosował już wcześniej, np. w powieści Młodzik, której główny bohater przygląda się swoim wcześniejszym czynom, stopniowo analizuje je i przez to dojrzewa. Podobnie w Łagodnej należy wyróżnić dwie kreacje głównego bohatera: ten, kto snuje opowiadanie, nie jest już tym, o kim opowiada. Śmierć Łagodnej poczyniła w jego osobowości głębokie zmiany, które teraz próbuje on sobie uzmysłowić. Dla narracji Łagodnej charakterystyczne są fragmenty, w których mówiący zwraca się do wyimaginowanego grona odbiorców, przypominającego przysięgłych na sali rozpraw sądowych. Narrator Assunty snuje swoje opowiadanie już po zakończeniu wydarzeń. Jednak, analizując konstrukcję psychiczną głównego bohatera, należy stwierdzić, że zmiany, jakie dokonały się w nim po odejściu bohaterki, są – w trakcie rozwoju początkowych partii poematu – jakby nieaktualne. Akcja toczy się w czasie teraźniejszym i tylko końcowe fragmenty poematu (od połowy Pieśni IV) sprawiają wrażenie opowiadanych z pewnego dystansu czasowego. Taki efekt jest skutkiem swoistej elegijności utworu, która zakłada, że w celu uobecnienia się autentycznego „ja” lirycznego w tekście, wszystkie wydarzenia należy przeżyć jakby na nowo, odcinając się równocześnie od wiedzy zdobytej później. Zresztą takie posunięcie jest w pełni Strona | 301 zgodne z zamiarem twórczym Norwida, który pragnął ukazać dynamikę rozwoju duchowego, a nie – jak Dostojewski – jego szczegółową analizę. Realizacja schematu w kontekście epoki Obaj autorzy poprzedzają swoje utwory wstępem. Obaj pragną skierować uwagę czytelnika na kwestie dla nich pierwszorzędne, czyli w tym przypadku – na gatunek prezentowanego tekstu. Assunta to „poema”; tyle tylko, że nie jest to poemat zwykły, ale − miłosny, jakie (zdaniem Norwida) w literaturze polskiej istnieją zaledwie dwa: IV część Dziadów Mickiewicza oraz W Szwajcarii Słowackiego. Druga część wstępu uwrażliwia czytelnika na niezwykłą wagę długiego przypisu, znajdującego się w końcowej części utworu. Okazuje się, że ten „przypisek” nie wszedł do tekstu głównego jedynie ze względów… „scjentyficznych”, a nie estetycznych 421 . Pozostawiając na boku meandry tego uzasadnienia, wypada zwrócić uwagę na wprowadzenie w obręb refleksji nad spójnością (a może wręcz – prawdopodobieństwem utworu) terminologii nawiązującego do popularnej w wieku XIX dziedziny nauk ścisłych. W bardzo podobny sposób zachował się w swoim wstępie do Łagodnej Dostojewski. W jego „tłumaczeniu się” z użytego terminu genologicznego ukrywa się paradoks 422 . Pisarz twierdzi: „A teraz – co do samego opowiadania. Dałem mu podtytuł «fantastyczne», chociaż uważam je za jak najbardziej realne” (Łagodna, s. 99). Dostrzeżony przez pisarza rosyjskiego problem polega na tym, że bohater tuż po śmieci żony nie mógłby usiąść i spisać swoich rozmyślań, a więc – w celu zachowania pierwotnego, chaotycznego sposobu myślenia, ktoś musiałby go podsłuchiwać i notować każde jego słowo. Kto? Najlepiej stenograf, który niczego nie upuści, nie 421 „Bacznego Czyteln ika ostrzec pospieszamy, iż w fo rmie typograficznego -odsylacza zamieszczone «Spojrzen ie ku Niebu» całością jest równoważną samemu poematowi i jedynie dla scjentyficznych względów w pro zie odrębną, zaś dla estetycznych łączną.” (III, 263). 422 Lewis Bagby jeszcze inaczej interpretuje wpro wadzen ie Dostojewskiego do Łagodnej: „Wprowadzen ie, będące nie tylko usprawiedliwien iem, na rozmaite sposoby zanurza czyteln ika w systemie językowych środków wyrazu Dostojewskiego. W przejściu od języka jako środka do języka jako obiektu wid zimy, w jaki sposób Dostojewski wykorzystuje język, w celu ukształtowania odpowiedniego odbioru przez czytelnika tematu utworu i jego cech szczególnych. Wypowiedź Dostojewskiego, będąca zawoalowaną poprzedniczką monologu-spowiedzi narratora, wy raża myśl, że język nie tylko tworzy znaczenia, ale również – nadaje sens tegoż znaczenia poszukiwan io m”. (L. Bagby, Wwiedienije w „Krotkuju”. Pisatiel/ czitatel’ obiekt, „Dostoevsky Studies”, 1988, v. 9, s. 130. Tłu maczenie mo je – E. S.) Strona | 302 przekręci i z matematyczną wręcz precyzją przekaże pisarzowi tekst do obróbki literackiej 423 . W tych rozważaniach Dostojewskiego, które współczesnemu czytelnikowi mogą wydać się zbędne, zawarte jest jednak bardzo istotne założenie prawdziwości dzieła sztuki. To, co fantastyczne, nierealne, okazuje się w myśl pisarza – prawdziwe, realistyczne i to realistyczne w najwyższym możliwym stopniu. Taki sposób myślenia może okazać się spójny jedynie pod warunkiem, że dzieło sztuki mówi absolutną prawdę o człowieku jako takim. Już w tych wstępnych rozważaniach obu twórców bardzo wyraźnie uwidacznia się kontekst epoki. Dostojewski czuje się poniekąd zobligowany do wytłumaczenia się z opisanego wyżej, użytego chwytu literackiego. Dodajmy szczerze, że zawarty w jego „tłumaczeniu się” sylogizm, sprawia wrażenie nieco infantylnego. Co więc mogło skłonić pisarza do wyrażenia tego rodzaju „naiwności” w spojrzeniu na kwestie teoretyczno-estestycznoliterackie? Warto pamiętać o tym, że Łagodna jest odwzorowaniem jednego z najjaskrawszych problemów społecznych XIX-wiecznej Rosji – fali szerzących się samobójstw. Zresztą motyw fabularny tego „opowiadania fantastycznego” został zaczerpnięty przez Dostojewskiego z notatki prasowej: Jakiś miesiąc temu we wszystkich petersburskich gazetach ukazała się króciutka wzmianka drobnym drukiem o pewnym petersburskim samobójstwie: wyskoczyła oknem z trzeciego piętra młoda uboga dziewczyna, szwaczka – „bo w żaden sposób nie mogła znaleźć żadnej pracy, a więc niezbędnych środków do życia”. Podawano, że skoczy ła i upadła na ziemię t rzy mając w rękach obraz święty. Ten obraz w rękach – cóż za dziwny i nieznany jeszcze w samobójstwie szczegół! To jakieś pokorne, potulne samobójstwo. Tu nie było na pozór nawet żadnego szemrania albo wyrzutu: po prostu – nie dało się żyć., „Bóg nie pozwolił” – po modliła się więc i u marła . (Dziennik pisarza, t. 2, s. 281-282) Tak więc zadaniem artystycznym, jakie stanęło przed Dostojewskim w trakcie pisania Łagodnej, okazało się rozwiązanie kwestii tego rodzaju „potulnego”, „łagodnego”, „bezszmerowego” samobójstwa. Kwestia ta była dla pisa rza o tyle istotna, że pod koniec XIX wieku stała się (ze względu na powtarzalność zjawiska) czymś w 423 „Oto temat. Ma się rozu mieć, przeb ieg opowieści obejmuje kilka godzin – z zawieszeniami i przeskokami – i ma kształt nader zawikłany: bohater mówi sam do siebie, to znów zwraca się jak gdyby do niewid zialnego sędziego. Tak też zaws ze bywa w rzeczy wistości. Gdyby stenograf mógł go podsłuchać mógł go podsłuchać i wszystko zanotować – tekst wypadłby nieco bardziej chropowaty, surowy, aniżeli u mn ie; ale, jak mi się wydaje, proces psychologiczny chyba pozosta łby nie zmien iony. Otóż ta hipoteza o stenografie, który wszystko zanotował (po czy m ja by m to opracował literacko), stanowi właśnie to, co w ty m opowiadaniu traktuję jako element fantastyczny”. (Łagodna, s. 100). Strona | 303 rodzaju doświadczenia społecznego. Dlatego też, jak można domniemywać, musiał posłużyć się pisarz dodatkowym elementem motywacyjnym, usprawiedliwiającym, zastosowany przezeń rodzaj narracji. Jeśli Łagodna miałaby być nie tyle utworem literackim, co bezpośrednią wypowiedzią pisarza w debacie publicznej, musiała zostać „oczyszczona” ze wszystkich niekoniecznych ozdobników literackich, powinna była maksymalnie zbliżyć się do najbardziej radykalnej wersji literatury realistycznej. Stąd też zastosowany przez pisarza wybieg retoryczny, jakim można by określić podtytuł jego opowiadania. Zresztą o publicystycznej randze przekazu Łagodnej świadczy chociażby umieszczenie jej w dziennikarskim (bądź co bądź) Dzienniku pisarza. Zastanawiająca jest kwestia, czy również i Norwidowemu wprowadzeniu do Assunty można by przypisać podobne znaczenie, nawiązujące do palących problemów współczesności. Na pewno nie będzie to problem takiej rangi, jaki poruszył w swoim opowiadaniu Dostojewski. Ale i Norwid próbuje dotknąć w swoim wstępie pewnego zagadnienia, które wydaje mu się wyjątkowo istotne. Jest to opisywany wyżej „niedobór” w literaturze polskiej prawdziwych poematów miłosnych. Problem ten – na pozór – może uchodzić za błahy. Jednak mając w pamięci rangę, jaką przypisywał Norwid dziełu sztuki, ten niedobór (czy może brak) może się wydawać niepokojący. Literatura – w myśl koncepcji powszechnych w wieku XIX – jest odzwierciedleniem ducha narodu. Co więc zajmuje naród, który nie jest w stanie w sposób właściwy pisać o miłości? Jakie wartości wysuwają się w jego literaturze (a więc i w odczuwaniu świata) na plan pierwszy? Te pytania pozostają jednak w domyśle. Ważna jest wartość miłości i powszechna niemożność zobrazowania tego uczucia w jego prawdziwym kształcie. Próbą takiej „lirycznej eksplikacji” uczucia ma się stać Assunta. Tak więc, problemami, które wysuwają się na plan pierwszy porównywanych tu utworów, jest refleksja nad przyczynami samobójstwa (Dostojewski) i brakiem miłości w literaturze (Norwid). Oba te zagadnienia – skąd inąd bardzo sobie bliskie 424 – próbują twórcy rozwiązać przede wszystkim dzięki stworzeniu odpowiednich kreacji kobiecych – Assunty i Łagodnej. Co ciekawe, cechą konstytutywną obu tych postaci jest ich proweniencja biblijna, o której za moment. 424 Być może w ostatecznym ro zrachunku zarówno Norwidowi, jak i Dostojewskiemu chodzi przede wszystkim o miłość lub jej brak; tyle że pisarz rosyjski nie porusza tego problemu w analizowany m w tej chwili wstępie. Strona | 304 Biblijne prototypy bohaterów literackich Łagodna (ros. Кроткая) i Assunta są bohaterkami znanymi jedynie z nadanych im przez narratora przydomków. Literacki pseudonim bohaterki Dostojewskiego łączy się bezpośrednio z jednym z ewangelicznych błogosławieństw, znanych z Kazania na Górze 425 , natomiast Assunta (wł. ‘wniebowzięta’), zgodnie z definicją słownikową PWN, to: „przedstawienie Marii Wniebowziętej w koronie gwiazd, z księżycem u stóp, popularne w sztuce gotyckiej; w sztuce włoskiej też: scena Wniebowzięcia” 426 . Tak więc, zarówno Łagodna, jak i Assunta zdają się ewokować pozytywne konotacje biblijne. Pisarz rosyjski decyduje się jednak na ukazanie swojej bohaterki w świetle jednej z cnót biblijnych, a Norwid (na zasadzie podobieństwa skojarzeń wizualnych i intuicji etycznych) przeprowadza analogię między swoją bohaterką a Najświętszą Marią Panną. „Szczęśliwi łagodni, albowiem odziedziczą ziemię”? Żeby lepiej zrozumieć powinowactwo postaci wykreowanej przez Dostojewskiego z kontekstem biblijnym, należy poruszyć kilka wątków translatorskich. W starocerkiewnej wersji Pisma Świętego (która była wyłącznym tłumaczeniem Biblii, używanym w Rosji aż do roku 1818) trzecie błogosławieństwo z Kazania na Górze (Mt 5, 5) brzmi: Identyczne określenie zostało zachowane również w rosyjskim przekładzie Nowego Testamentu Rosyjskiego Towarzystwa Biblijnego z roku 1822: „Блаженны кроткие; ибо они наследуют землю”427 . Z kolei w Nowym Testamencie w tłumaczeniu Jakuba 425 Decyduję się w ty m ro zd ziale na wybór tłu maczenia Gabriela Karskiego (Łagodna), a nie Marii Leśniewskiej (Potulna), ponieważ ty lko p ierwszy z wy mienionych tłu maczy zachowu je oryginalne konotacje biblijne. 426 http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=assunta (stan na: 1.12.2011) 427 Oba cytaty podaję za wydaniem: Gospoda Naszego Iisusa Christa Nowyj Zawiet, na sławianskom i russkom jazykie, Iżd iwienijem Rossijskago Bib liejskago Obsczestwa, San ktpeterburg 1822, s. 10. Pisownię cytatu rosyjskiego zmodernizo wano do normy współczesnej. Strona | 305 Wujka czytamy: „Błogosławieni ciszy: albowiem oni odziedziczą ziemię”428 . Interesujące mnie określenie („cisi”) zostało również zachowane we współczesnym przekładzie Biblii Tysiąclecia. Natomiast już w Biblii Poznańskiej ten sam wers Ewangelii wg św. Mateusza brzmi: „Szczęśliwi łagodni, albowiem odziedziczą ziemię”429 . Semantyka tego szeregu określeń: „кроткий”, „cichy” i „łagodny” jest bardzo zbliżona. Dzięki niemu łatwiej, może, jest sobie uświadomić, do jakiego właściwie rodzaju łagodności nawiązał w swoim opowiadaniu Dostojewski. Jednak źródła ewangeliczne zdają się tworzyć pewnego rodzaju dysonans z kreacją tytułowej bohaterki. Warto zwrócić uwagę, że interpretator jest w stanie zgromadzić na jej temat jedynie garść tzw. „faktów obiektywnych”. A więc, Łagodna jest młodą dziewczyną, sierotą, która pragnąc wyzwolić się spod władzy wykorzystujących ją ciotek, wychodzi za mąż. Po jakimś czasie podejmuje próbę zdradzenia męża, następnie przymierza się do zabicia go, w konsekwencj i zapada na jakąś chorobę nerwową, a na końcu popełnia samobójstwo. Wypada zatem zatrzymać się nad następującym pytaniem: co sprawiło, że osoba naznaczona cechą biblijnej łagodności, mogła posunąć się do takich czynów? Konstrukcja psychiczna postaci Dostojewskiego nie jest prosta i jednoznaczna, ale wydaje się, że warto zaufać podstawowemu rozeznaniu głównego bohatera: No i wtedy wyczułem, że jest dobra i łagodna. Osoby dobre i łagodne nie opierają się długo i choć same do wywnętrzania się n ie są bynajmn iej skore. (Łagodna, s. 105) Jeżeli określenie „łagodna” byłoby rzeczywiście „wiązką cech dystynktywnych” tej postaci, to warto zastanowić się nad możliwymi przyczynami wewnętrznego rozpadu jej osobowości. Wydaje się, że jest ich co najmniej kilka. W momencie, gdy doszło do zawarcia związku małżeńskiego, Łagodna jeszcze w dużej mierze była dzieckiem. Zresztą sam narrator wielokrotnie podkreślał jej przynależność do „młodzieży”430 . Jej sytuacja egzystencjalna zapewne – mówiąc językiem Dostojewskiego – „złamałaby” niejedną dojrzałą, doświadczoną przez życie osobę. Natomiast Łagodna, mimo ciężkich doświadczeń, była w stanie zachować 428 Nowy Pana Naszego Jezusa Chrystusa Testament przez x Jakuba Wujka Societatis Jesu na polski język przełożony, Lipsk 1830, s. 8. 429 Pis mo Święte. Stary i Nowy Testament, Po znań 2006, s. 1399. 430 „Tak: pamiętam jeszcze wrażen ie, to jest, właściwie, głó wne wrażenie, ogólną syntezę: to mianowicie, że jest strasznie młoda, taka młodziutka, iż, rzekłoby się – czternastolatka. A miała wtedy szesnaście lat bez trzech miesięcy”. (Łagodna, s. 103). Strona | 306 młodzieńcze ideały, pamiętać o tym, co jest piękne, mieć rozeznanie w tym, jak powinno się żyć. Oprócz czystości serca kolejną ważną jej cechą była łagodność. Łagodność, przez którą autor rozumie właśnie biblijną cechę cichości. Jednak środowisko i brak możliwości porozumienia się z mężem – stopniowo zniszczyły w niej te cechy albo raczej wywołały powstanie cech negatywnych, rodzaj karykaturalnego wykrzywienia pierwotnego obrazu bohaterki. Ciekawe, że od pierwszych chwil spotkania z narratorem Łagodną cechowała duma. Zastawianie w lombardzie rodzinnych pamiątek było dla niej po prostu poniżające. Jest to uczucie w pełni zrozumiałe. Jednocześnie należy zwrócić uwagę na to, w jaki sposób była traktowana przez przyszłego męża. Narrator, który we własnych oczach uchodził za jej wybawiciela, od początku pragnął podporządkować ją sobie. Potrzeba ta stała się fundamentem ich związku. Zdobywanie władzy nad przyszłą żoną zaczęło się od zależności finansowej. Zastawiane przez nią w lombardzie „skarby” mógł przyjąć tylko jej przyszły małżonek. Żaden inny lichwiarz nie był nimi zainteresowany. Kolejnym krokiem głównego bohatera do podporządkowania sobie Łagodnej było zdobycie wszystkich informacji na jej temat oraz ich umiejętne wykorzystanie. Warto przypomnieć sobie w tej chwili, jaką metaforyką posługiwał się narrator Assunty, mówiąc o ukochanej na samym początku ich znajomości: Mów, jakie zechcesz, słowo, jam mężczy zna – Nieraz bolałem, lecz boleć nie dałem – Kto zna mn ie, pewno on i to ci wy zna. Mów!” Ona oczy zakryła – ja d rżałem; Myśliłem, że to Anioł, że Ojczy zna, Że to społeczność Ducha z Ideałem – (III, 278-279) Natomiast lichwiarz w następujących słowach przywoływał pierwsze uczucia związane z Łagodną: I przede wszystkim wtedy już patrzałem na nią jak na mo ją i n ie wątpiłem o swojej potędze. Wiecie, p rzesłodka to myśl, kiedy nie mamy już wątpliwości! (Łagodna, s. 110) Z całą pewnością można stwierdzić, że gdyby nie sprzyjające okoliczności (zbliżający się ślub z właścicielem cukierni), oświadczyny lichwiarza nie zostałyby przez Łagodną przyjęte. Ciekawe, że jego propozycji matrymonialnej bliżej jest do oferty handlowej niż wyznania miłosnego. Zresztą ciepłe, szczere słowa stanęłyby na Strona | 307 przeszkodzie w realizacji planu, „idei”, którą rozwijał główny bohater. Charakterystyczne, że w tym miejscu znowu powraca paralela wobec Młodzika. Przecież podstawowym wątkiem akcji tej powieści są próby realizacji wielkiej idei, która stanowi jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic bohatera. W Łagodnej sytuacja jest podobna. Wielką „ideą” lichwiarza staje się zgromadzenie odpowiedniej kwoty, która wystarczyłaby na zakup niewielkiej posiadłości na południu Imperium Rosyjskiego. Pomysł ten staje się rzeczywiście – w myśl trochę przypadkowego stwierdzenia Łagodnej – zemstą wymierzoną społeczeństwu, które sprawiło, że bohater znalazł się na marginesie społecznym. Ciekawe też, że podobnie jak w przypadku Młodzika, tą „ideą” nie da się podzielić z Innym. Wypowiedzenie jej na głos jest równoznaczne z jej zniszczeniem. Praktycznie w każdej z powieści Dostojewskiego pojawia się postać, która posiada swój własny, niepowtarzalny pomysł na życie, którego utrata jest równoznaczna ze śmiercią duchową czy moralną danej postaci. Z jednej strony takie idee stają się podstawą wielkości bohatera, a z drugiej – bywają źródłem tragizmu jego losu. Wracając do Łagodnej. Z pewną ostrożnością można stwierdzić, że bohater poślubił tytułową bohaterkę z miłości. Takie przynajmniej było jego mniemanie. Jednak wydaje się, że najważniejszym aspektem tego uczucia była potrzeba absolutnej, niemalże niewolniczej adoracji ze strony małżonki. Co ciekawe, podstaw dla tej absolutnej miłości młoda żona miała się doszukać sama. Główny bohater sądził, że miłość powinna sama doprowadzić ją do najgłębszej i zarazem najpiękniejszej prawdy o mężu. Ja milczałem wciąż i zwłaszcza, zwłaszcza przed nią milczałem – aż do wczo rajszego dnia; dlaczego milczałem? Ano – jako człowiek dumny. Chciałem, by się dowiedziała sama, beze mnie – tylko już nie z plotek plugawców, lecz żeby sama się domyśliła, co to za człowiek i zrozu miała go! Wprowadzając ją do swojego domu, wy magałem całko witego szacunku. Chciałem, by stała przede mną w błagalnej pozie – za moje cierpienia – i zasługiwałem na to! (Łagodna, s. 120) Niemniej młodzieńcza, idealistyczna natura Łagodnej, może też brak doświadczenia życiowego, spowodowały, że domniemane „wewnętrzne piękno” jej męża stawało się w jej oczach coraz mniej uchwytne. Oprócz – jak mogło się jej wydawać – nieżyczliwego nastawienia wobec niej, na plan pierwszy wrócił znowu problem lombardu. Pierwszy otwarty sprzeciw Łagodnej wobec męża miał następujący przebieg: Strona | 308 Sprzeczki zaczęły się od tego, że jej się raptem zachciało wypłacać pieniąd ze według własnego uznania, taksować przed mioty powyżej ich wartości i nawet raz czy dwa razy wszczęła ze mną dyskusję na temat. Nie dopuściłem do tego. Ale wtedy właśnie napatoczyła się kap itanowa. Zjawiła się p rzynosząc medalion – prezent nieboszczy ka męża, ot wiado mo, pamiątka. Wydałem jej trzydzieści rubli. Staruszka jęła lamentować, prosić, byśmy przechowali ten przed miot – oczywiście przechowamy. Aliści nagle po pięciu dniach przychodzi, żeby tamto zamien ić na bransoletkę, niewartą nawet ośmiu rubli. Ma się ro zu mieć, od mówiłem. Ona ju ż wtedy widocznie coś odgadła z oczu żony – no i przyszła później, kiedy mnie nie było, i uzyskała od niej zamianę. Dowiedziaws zy się o ty m, tegoż dnia rozmó wiłem się z nią krótko, ale surowo i stanowczo. Sied ziała na łóżku, utkwiwszy wzro k w podłodze i szurając po dywaniku czubkiem prawego pantofla (zwykły jej gest); na jej ustach trwał złośliwy uśmieszek. Wtedy, nie podnosząc oczu, spokojnie zaznaczy łem, że pieniąd ze są moje i że mam p rawo patrzeć na życie mo imi oczy ma, iż kiedym ją zapraszał do swego domu, niczego przed nią nie zataiłem. Zerwała się raptownie, zatrzęsła się cała i – proszę sobie wyobrazić – nagle zatupała nogami; to było zwierzę, to był atak szału, to było szalejące zwierzę. Zdręt wiałem ze zdu mienia; takiego wyskoku nie spodziewałem się. Ale nie straciłem panowania nad sobą, nawet się nie poruszyłem i tym samy m spokojnym tonem oznajmiłem jej, że odtąd pozbawiam ją uczestniczen ia w mo ich zajęciach. Roze ś miała mi się prosto w twarz i wyszła z mieszkania. Muszę podkreślić, że wychodzić n ie było jej wo lno. Nigdzie beze mn ie – taki by ł nasz układ zawarty jeszcze w o kresie narzeczeństwa. Wróciła dopiero wieczorem, ja na to ani sło wa. (Łagodna, s. 127-129) Kolejnym punktem zapalnym między obojgiem małżonków stała się przeszłość narratora. Czytelnik już na samym początku dowiaduje się, że lichwiarz z wielką dokładnością przestudiował przeszłość swojej żony. Wiedział, z jakiej pochodzi rodziny, jak prezentuje się jej doświadczenie życiowe, co miało ją spotkać w najbliższej przyszłości. Natomiast ukrył przed żoną sporą część własnego życia. Łagodna dowiedziała się przypadkiem, że jej mąż został wyrzucony z wojska za to, że nie podporządkował się kodeksowi honoru oficerskiego. Po odejściu z wojska narrator wylądował na marginesie społecznym i postanowił zostać kloszardem. Niestety, Łagodna poznała tę historię tylko z jednej, niekorzystnej dla narratora strony. Skutkiem tego wydarzenia stała się jej otwarta pogarda wobec męża oraz autodestrukcyjna próba poniżenia go – zdrady. Jednak – wydaje się – że nawet z tej sytuacji głównej bohaterce udaje się wyjść bez szwanku: I skąd – myślałem zdumiony – skąd ta naiwna, ta łagodna i mało mówna istota wszystko to wie? Najdowc ipniejszy autor salonowej ko medii nie zdołałby stworzyć owej sceny drwin, pełnego nienawiści chichotu oraz świętego oburzenia p rzy zet knięciu się cnoty z n iecnotą. I jakże się skrzyły jej słowa i najdrobniejsze słóweczka! Ileż było humoru w szybkich replikach, jak trafne były jej sądy! A zarazem – ile niemal d ziewiczej prostoduszności. Wykpiwała wręcz jego wy znania miłosne, jego gesty, jego propozycje. [...] Jedynie poryw sztucznie wznieconej nienawiści do mnie mógł skłonić ją, niedoświadczoną, do urząd zenia tej schadzki; gdy ws zakże doszło do realizacji – wnet się jej otworzyły oczy. (Łagodna, s. 133-134) Strona | 309 Analizując wypowiedź narratora, interpretującą i oceniającą zachowania Łagodnej, należy mieć w pamięci szczegóły konstrukcji „ja” mówiącego. Ponieważ wszystko, co dotyczy tytułowej bohaterki, jest czytelnikowi dostępne jakby „z drugiej ręki”, należy zachować zwiększoną czujność przy odczytywaniu sądów narratora jako mających wartość absolutnych. Warto pamiętać, że przytoczony wyżej opis spotkania Łagodnej z adoratorem jest analizowany przez podmiot mówiący z perspektywy czasu i w obliczu tragicznych wydarzeń. Pierwotny, właściwy sens tej sceny mógł być nieco odmienny. Zresztą o wyjątkowo negatywnym „pierwszym wrażeniu” głównego bohatera możemy wnioskować z jego dalszych poczynań. Wracając na chwilę do Assunty. Podczas lektury tego poematu trudno jest nawet wpaść na pomysł, że do relacji głównych bohaterów mogłaby się wkraść jakkolwiek zdrada. Ich relację – korzystając z frazeologii romantycznej – można bez wahania określić mianem „związku dusz”. Jest ona do tego stopnia piękna i czysta, że narratorowi jakby zabrakło właściwych słów dla jej wyrażenia. Znamienne, że okres małżeństwa narratora i Assunty został opisany za pomocą scen symbolicznometaforycznych, traktujących bardziej o aurze uczuciowej niżeli będących opisem codzienności małżeńskiej. A z drugiej strony, metaforyka pojawiająca się w tych kilku interesujących mnie teraz oktawach jest bardzo subtelna i ma niewiele wspólnego z wybitnie ekspresyjnym obrazowaniem romantycznym. Łagodna jest pod tym względem zupełnie inna. Wydaje się, że jest to nie tyle kwestia poetyki nieprzystającej do prozatorskiego opowiadania, co bardziej odmiennego przesłania ideowego utworu. Przecież wystarczy sobie przypomnieć początkowe strony Skrzywdzonych i poniżonych albo Białych nocy Dostojewskiego, na których – mimo pewnej „kokieterii” narratora – pojawia się słownictwo stricte romantyczne, ponieważ to właśnie ono najlepiej i najpełniej mogło oddać uczucia i myśli bohaterów. Trochę podobnie kształtuje się sposób mówienia narratora w opisie sceny niedoszłej zdrady. Łagodna, która dotychczas była traktowana przezeń jako osóbka młoda i pełna uroku, jednak niemająca pojęcia o prawdziwym życiu, teraz staje się kimś na kształt świętej. Jej młodość i czystość serca stają się dla głównego bohatera prawdziwą wartością dopiero w momencie, kiedy zbliżyła się ona do zdrady małżeńskiej. Uderzające są niektóre określenia Łagodnej, padające z ust narratora: „najszlachetniejsza i najwznioślejsza kobieta”, „naiwna, łagodna i małomówna istota”, „święte oburzenie”, „cnota”, „jak się skrzyły jej słowa i najdrobniejsze słóweczka”, „jak trafne były jej sądy”, „dziewicza prostoduszność”, „prawda zajaśniała jak słońce”, Strona | 310 „czysta, bezgrzeszna, posiadająca ideał”, „wszystka prawda wezbrała w jej duszy i oburzenie wytrysnęło sarkazmem z jej serca”, „nieskalana”. Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na szczególne cechy psychiczne narratora. Motyw męża ukrywającego się w za kurtyną czy drzwiami w trakcie schadzki jego żony z kochankiem jest dosyć powszechny w literaturze. Mąż przybywa na miejsce domniemanej zdrady małżeńskiej zazwyczaj po to, żeby zdobyć pewne dowody występku żony i czasem też po to, aby zabić niewierną i jej kochanka na miejscu zbrodni. (Warto tu zauważyć, że również narrator Łagodnej, w myśl ogólnie panującej konwencji, miał przy sobie rewolwer). Jednak w zachowaniu interesującej mnie postaci wyraźnie widać coś masochistycznego. „Słuchałem przez całą godzinę”431 – mówi narrator. Wydaje się, że już na początku było wiadomo, w jaki sposób zachowa się Łagodna. Więc po co było zatem przeciągać tę scenę? Bohater zaczyna upajać się wzniosłością żony, ale dopiero w momencie, kiedy może ona zadać mu najmocniejszy cios 432 . Charakterystyczne też, że podobne refleksje o niemalże świętości Łagodnej będą nachodziły narratora dopiero w chwili, kiedy będzie ona najbliżej upadku, w innych sytuacjach przywołane wyżej cechy będą dla niego jakby „przezroczyste”, niezauważalne. Ze względu na brak porozumienia między małżonkami, Łagodna nie dowiedziała się, jak jej zachowanie zostało odebrane przez męża. Przyłapanie jej w tak jednoznacznej sytuacji zapewne zostało przez nią potraktowane jako naturalny koniec małżeństwa. Zresztą – jak możemy się domyślać, bo tu znowuż poczynania interpretacyjne muszą pozostać jedynie w obrębie dywagacji – zapewne o takim właśnie zakończeniu Łagodna marzyła. Jednak brak jakiejkolwiek zdecydowanej reakcji ze strony męża przyczynił się do jej dezorientacji. Nie wiadomo, jakie czynnik i wpłynęły na jej decyzję o zabójstwie męża, możemy się jedynie domyślać, że była to krańcowa próba uwolnienia się. Dość, że próba taka została przez nią podjęta. Ciekawe, że Łagodna, trochę bezwiednie, włączyła się tym samym w „grę o dominację”, która legła u podłoża związku bohaterów. Doszła do łó żka i stanęła nade mną. Słyszałem wszystko: chociaż zapanowała grobowa cisza, przecie słyszałem tę ciszę. Nagle wyczu łem jakiś jej kurczowy ruch – niepowstrzy manie, mimo woli, odemknąłem powieki: patrzyła mi prosto w oczy, a rewo lwer znajdował się tuż przy mojej skroni. Spojrzenia nasze spotkały się. Ale patrzy liś my na siebie zaledwie chwilkę. Zmusiłem się do zamkn ięcia 431 Łagodna, s. 133. Na temat masochistycznego zachowania głównego bohatera por. L. Sucharek, Povest' F. M. Dostojevskogo „Krotkaja”, „Dostojevski Studies”, Un iwersiti of Toronto, 1985, vol. 6, s. 125-143. 432 Strona | 311 oczu i w ty mże mo mencie – całą siłą wo li postanowiłem, że już się więcej nie poruszę i nie rozewrę powiek – cokolwiek mnie czeka. […] w tym mo mencie dobywa się międ zy nami walka, straszliwy pojedynek na śmierć i życie, pojedynek owego właśnie wczorajszego tchórza za małoduszność wypędzonego przez swych towarzyszów. […] Śpiesznie otworzyłem oczy. Jej nie było już w pokoju. Wstałem z łó żka: zwycięży łem – została pokonana na wieki! (Łagodna, s. 137-139) Po tej „porażce” Łagodna została moralnie odtrącona przez męża i – jak możemy się domyślać – straciła wszelkie nadzieje na odzyskanie wolności. Musiała pozostawać w domu prawowitego małżonka ze świadomością czynów, które w przeszłości miała zamiar popełnić. Wyjście z tej sytuacji, jakie zastosował Dostojewski, mieściło się w pełni zarówno w kontekście epoki, jak i jego własnego pisarstwa. Łagodna zachorowała, a jej przypadłość miała podłoże nerwowe. Ciekawe, że pisarz często wykorzystywał w ten sposób zabieg suspensu. Większość kluczowych bohaterów Dostojewskiego w momencie, gdy ich udział w dalszym rozwoju akcji mógłby natychmiast przynieść tragiczne konsekwencje, z reguły zapada na jakieś niedookreślone choroby nerwowe, a ich chwilowa „nieobecność” pozwala zwolnić bieg akcji i tworzy dogodne warunki do wszelkiego rodzaju refleksji433 . Podobnie choroba Łagodnej stała się okresem, kiedy postrzeganie jej osoby przez głównego bohatera mogło ulec zmianie. Jednak czas bezpośrednio następujący po chorobie Łagodnej został określony przez podmiot czynności twórczych mianem Dumnego snu. W trakcie choroby życie Łagodnej pozostawało w poważnym niebezpieczeństwie. Chora wymagała stałej opieki i przez dłuższy czas była nieprzytomna. Jednak dla głównego bohatera dramatem w tej sytuacji nie byłaby sama jej śmierć, tylko: Nie mogłem sobie wyobrazić, nawet przypuścić nie mogłem, żeby ona miała u mrzeć nie dowiedziaws zy się wszystkiego. (Łagodna, s. 142) O wszystkim, czyli o przyczynie takiego traktowania jej przez męża, o jego – powiedzmy – wielkości oraz o tym, jak opiekował się nią w czasie choroby. Zresztą po jej powrocie do zdrowia niewiele się zmieniło. Mąż w dalszym ciągu – mimo uczucia, jakim ją darzył – odczuwał w stosunku do niej własną wyższość i upajał się zwycięstwem: 433 Por. np. postać Arkadija z Młodzika, ks. Myszkina z Idioty czy np. Smierd iako wa z Braci Karamazow. Strona | 312 Dodam jeszcze jedno: niekiedy jakby naumyślnie sam się rozdrażniałem i rzeczywiście doprowadzałem się do tego, iż, rzekłoby się, żywiłem do niej urazę. I tak to się ciągnęło przez jakiś czas. Ale nienawiść nigdy nie mogła dojrzeć i ugruntować się w mej duszy. Sam przy tym czułem, że to tylko jakaś gra. […] Po za tym w moich oczach ona była tak pognębiona, tak upokorzona, tak zmiażd żona, żem się nad nią chwilami boleśnie litował, aczkolwiek przy tym wszystkim wyraźną przy jemność sprawiała mi myśl o jej poniżeniu. Podobało mi się poczucie naszej n ierówności. (Łagodna, s. 147-148) Łagodna (w myśl teologii chrześcijańskiej) popełniła w tym momencie jeden z grzechów śmiertelnych – popadła w rozpacz. Chociaż wcześniej młodość sprawiała, że mimo wszelkich trudności była pełna życia, teraz życie to zaczęło jakby ją opuszczać. Bohaterka stawała się coraz bardziej milcząca, cicha i zamyślona. Impulsem do dalszego rozwoju wydarzeń i lepszego zrozumienia sytuacji przez głównego bohatera stał się jej śpiew: Wtem słyszę, że ona – tam obok, w naszy m pokoju, przy swy m stoliku z robótką – cichutko zaśpiewała. Nowość ta wywarła na mnie wstrząsające wrażenie i do dziś nie potrafię tego pojąć. Dotychczas prawie nigdy nie słyszałem jej śpiewu, chyby tylko mo że w pierwszych dniach, gdym ją był wprowad ził do swego domu i kiedy jeszcze mog liś my zabawiać się strzelaniem do celu z rewolweru. Wtedy głos miała jeszcze dosyć silny, acz niezbyt pewny w intonacji, ale za to niezwy kle miły i zdrowy. Teraz zaś piosenka brzmiała tak słabiutko – och, nie szczególn ie żałościwie (był to jakiś ro mans), ale, rzekłbyś, głos był jakiś nadpęknięty, złamany, jak gdyby ten głosik n ie móg ł dać sobie rady, jak gdyby sama piosenka była chora. Żona nuciła i oto raptem na wysokiej nucie głos jej się oberwał – taki wątły był ten głosik, tak smętnie opadł; odkaszlnęła i znów cichutko zaśpiewała… (Łagodna, s. 150-151) Ta scena sprawiła, że bohater zdał sobie sprawę z dogłębnej zmiany, jaka zaszła w Łagodnej. Śpiew może być sygnałem radości, zadowolenia, szczęścia; w nietypowych okolicznościach może być też znakiem obłędu. Jednak w słowiańskiej literaturze romantycznej, a zwłaszcza w jej wschodniej odmianie – motyw śpiewu staje się za zwyczaj symbolem tęsknoty, wyrazem pragnienia wolności. Podobnie rzecz ma się również w Łagodnej. Śpiew żony był tym, co najbardziej poruszyło narratora i sprawiło, że spojrzał na nią w nowym świetle. Pragnienie dominacji, ciągłego zwycięstwa ustąpiło miejsca głębokiemu uczuciu. Jednak – jak się niebawem miało okazać – na to uczucie było już za późno. Łagodna pragnęła tyko spokoju i wolności. Ogromny i niespodziewany przypływ miłości ze strony męża stał się dla niej ostateczną podnietą do popełnienia samobójstwa. Piękne wspólne życie, którym teraz chciał ją uszczęśliwić, niemal bałwochwalczy stosunek, jakim zaczął ją niespodziewanie darzyć, okazały się Strona | 313 zbyt wielkim wstrząsem dla psychiki bohaterki. Po bolesnych przeżyc iach wizja nagłego szczęścia okazała się nie do wytrzymania. Warto zwrócić uwagę na to, że scena samobójstwa Łagodnej została przytoczona ze słów Łukierii, jej wieloletniej służącej. Z kompozycyjnego punktu widzenia utworu warto zwrócić uwagę na to, że je j wypowiedzi są przytaczane przez narratora niezwykle rzadko, za to w najważniejszych momentach akcji. W końcu, jak możemy się domyślać, to właśnie Łukieria była najbliższą osobą dla Łagodnej i to właśnie ona ją najlepiej rozumiała. Łukieria mó wi, że po mo im wy jściu […] weszła nagle do pani […] i zobaczyła, że obraz (ten sam obraz Matki Boskiej) jest wyjęty i ustawiony na stole, i wygląda na to, że pani się właśnie przed nim modliła. […] − Dobrze, Łukierio, dobrze – powiada – id ź już, Łu kierio. I uśmiechnęła się, ale tak jakoś dziwnie. Tak dziwnie, że Łukieria po dziesięciu minutach wróciła, żeby się jej przyjrzeć. A tu widzę [mó wi Łukieria – E. S.], że weszła na parapet i cała tam stoi w otwarty m okn ie, odwrócona do mnie plecami, a w ręku trzy ma obraz. […] Poruszyła się, jak gdyby miała się odwrócić do mn ie, ale się n ie odwróciła, tylko postąpiła kro k naprzód, obraz przycisnęła do piersi i rzuciła się w dół! (Łagodna, s. 162-164) Śmierć Łagodnej pozostaje dla jej męża zagadką. Snuje on różne przypuszczenia, dotyczące jej samobójstwa: pogarda w stosunku do niego czy niedowierzanie wizji pięknej przyszłości, która miałaby ich czekać. Całe opowiadanie staje się próbą zrozumienia czynu Łagodnej i odnalezienia winowajcy. Jednak nie należy zapominać o dwóch podmiotach mówiących w tym utworze. Jednym z nich jest wykreowany przez Dostojewskiego bohater, będący zarazem narratorem opowiadania. Drugim podmiotem mówiącym albo raczej „opracowującym” jego opowieść jest sam autor. Oprócz autorskiego wstępu, w którym miesza się poetyka wypowiedzi z dziennika z krytycznym, interpretującym i uzasadniającym własny utwór wstępem autorskim, ważny jest także podział na rozdziały oraz tytuły poszczególnych podrozdziałów opowiadania. Właściwy utwór jest podzielony na dwie części. Pierwsza z nich obejmuje wydarzenia sprzed choroby Łagodnej, a druga – wypadki następujące po niej. Na szczególną uwagę zasługuje tytuł pierwszego rozdziału Kim byłem ja i kim była ona. Zostaje w nim przeprowadzona charakterystyka bohaterów. Bezpośrednia w przypadku narratora i pośrednia – w przypadku Łagodnej. Z tego rozdziału możemy Strona | 314 dowiedzieć się, jaki zawód uprawia narrator, kim jest Łagodna, jaka relacja ich łączy. Jest tu wiele fragmentów bezpośrednio przekładających się na ciąg dalszy opowiadania. Jednak będzie mnie teraz interesował jeden moment szczególny. W trakcie wizyty Łagodnej w lombardzie między bohaterami wywiązuje się dyskusja, dotycząca motywacji bohatera do uprawiania takiego zawodu. Otóż lichwiarz oświadcza: Widzi pani […] „Jam częścią części, która ongi była, jam częścią tej ciemności, co światło zrod ziła...” […] Proszę się nie g łowić, ty mi słowy Mefistofeles przedstawia się Faustowi. (Łagodna, s.108) Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to tylko żart, zupełnie naturalna próba bohatera zwrócenia na siebie uwagi, pokazania się w ciekawszym świetle. Jednak mając w pamięci to, w jaki sposób Dostojewski wykorzystywał w swoich powieściach postać szatana, trudno jest oprzeć się wrażeniu, że ten „żart” bohatera należy potraktować możliwie serio. Rzecz jasna, nie może tu być mowy o bezpośrednim utożsamieniu głównego bohatera z postacią diabła. Wydaje się, że jego zachowanie należałoby raczej umieścić w dziedzinie imitacji. Warto pamiętać o tym, że w prawosławiu (czyli najbliższym Dostojewskiego kręgu religijno-kulturowym) każda próba imitacji uchodziła za coś niestosownego: poczynając od imitacji Chrystusa (tak naturalnej dla kręgu katolicyzmu) i na imitacji złego kończąc. Wyeksponowanie tego szczegółu fabularnego miało na celu pokazanie, że Łagodną, podobnie jak Assuntę można czytać również w sposób symboliczny. Ta cecha obu utworów (zresztą jak i całego pisarstwa Norwida i Dostojewskiego) świadczy o obecności u obu pisarzy szczególnych założeń teoretycznych. W autorskim wstępie do Łagodnej Dostojewski zwraca uwagę czytelnika na to, że jego utwór ma być realistyczny w najwyższym stopniu z możliwych. Z autorskiego komentarza do Assunty taka teza nie wynika, natomiast jest ona dostrzegalna w całej twórczości Norwida. Dlatego też „symboliczna” na płaszczyźnie odniesień biblijno-religijnych jest postać Assunty, której losy skupiają się wokół nawiązania do ostatniego ziemskiego fragmentu życia Maki Bożej na ziemi, do aktu Wniebowzięcia. Strona | 315 Assunta, czyli opowieść o kobiecie i zbawieniu świata434 Już na wstępie należy odnotować ciekawą rozbieżność: Dostojewski w kreacji Łagodnej odwołuje się niemal do konkretnego wersetu ewangelii (Mt 5, 5), a Norwid – do wyobrażeń apokryficznych, niezawartych w Piśmie Świętym 435 . Zainteresowanie pisarza rosyjskiego skupia się wokół przyczyn samobójstwa, popełnionego przez kogoś, predystynowanego do świętości. Refleksja Norwida – oscyluje wokół uświęcającej mocy miłości. Trzeba jeszcze raz wyraźnie podkreślić, że kreacja postaci Assunty nawiązuje bezpośrednio do osoby Matki Bożej. Albo jeszcze inaczej – narrator poematu patrzy na nią w sposób „uświęcający”, „sakralizujący”, zbliżający ją do postaci Najświętszej Marii Panny jako najlepszego, najbardziej pełnego symbolu kobiecości. Warto pamiętać o tym, że w analizowanym już wstępie do poematu Norwid umieścił Assuntę w jednym szeregu z IV częścią Dziadów Mickiewicza i W Szwajcarii Słowackiego. Na pierwszy rzut oka szczególnie dziwić może dokonane przez samego autora umiejscowienie obok siebie dzieł tak różnych. Przecież IV cz. Dziadów jest doskonałym i zarazem przesiąkniętym głębokim pesymizmem eschatologicznym dramatem poetyckim, „wykrzykującym” losy nieszczęśliwej miłości. Assunta – zupełnie niezwykłym poematem miłosno- filozoficznym, należącym do największych osiągnięć Norwida. A W Szwajcarii? W trakcie długiego trwania historycznoliterackiego temu poematowi zarzucano […] nadmierny estetyzm („tautologię ładności” jak to ujmu je Przyboś), idealizację, czułostkowość, nawet kiczowatość powodowaną zwłaszcza konwencjonalizacją […] 436 . W tym poemacie Słowackiego istnieje jeszcze coś, co sprawia, że jego lektura może stać się wyjątkowo nużąca. Jest to typowe dla epoki baroku połączenie sfery sacrum ze sferą gorącej zmysłowości, czyli obecny w poemacie rodzaj „erotyzacji” postaci Matki Bożej, polegającej na ukształtowaniu wizerunku kochanki na wzór 434 Ten podtytuł jest nawiązaniem do tytułu książki Paula Evdokimova, Kobieta i zbawienie świata, tłum. E. Wolicka, Po znań 1991. 435 Warto pamiętać, że mimo powszechnego kultu, jakim w Kościele katolickim cieszy ło się święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, dogmat o Jej wniebowzięciu został ustanowiony dopiero przez papieża Piusa XII w 1950 roku. 436 A. Seweryn, „Pozwól tam spojrzeć zawróconej głowie…” W szwajcarskim ogrodzie Słowackiego, w: Juliusz Słowacki – interpretacje i reinterpretacje, red. E. Skalińska, E. Szczeglacka-Pawłowska, Warszawa 2011, s. 133, Strona | 316 Najświętszej Marii Panny i jednocześnie wyraźnie odczuwalne w poemacie odczucie zmysłowości jako przestrzeni wyjątkowo grzesznej 437 . Powstaje pytanie, czy czegoś podobnego nie oglądamy w poemacie Norwida? Odruchowo niemal, chciałoby się odpowiedzieć na to pytanie w sposób przeczący. Co zatem sprawia, że choć Norwid skorzystał w swoim poemacie z bardzo podobnego chwytu, co Słowacki, to jednak wykreowana przezeń oś porównawcza kochanka – Matka Boża – ani trochę nie razi? W cytowanym przed chwilą artykule, Agata Seweryn zwraca uwagę na to, że Słowacki, kształtując taki a nie inny obraz miłosny, pozostawał w absolutnej zgodzie z barokową tradycją literacką 438 . Wydaje się, że bez większej przesady można by powiedzieć, że również i Norwid w Assuncie sięga to tradycji barokowej, eksponując przy tym jednak nieco inne jej wątki niż uczynił to przed nim autor W Szwajcarii. Dlatego też lektura Norwidowego poematu nie wzbudza i nie może wzbudzać zastrzeżeń podobnych do tych, o jakich była mowa przed chwilą przy okazji „barokowego Słowackiego”. Podstawowa różnica między barokowym ukształtowaniem obu tekstów polega przede wszystkim na tym, że o ile Słowacki mówi o ukochanej w kontekście sakralnym, o tyle Norwid – pisze przede wszystkim o swoich własnych uczuciach, kiedy patrzy na Assuntę: Wstała z uśmiechem i patrzy ła we mn ie Granatowy mi swoimi oczy ma: „Assunto! – jeśli to ci nieprzyjemn ie, Wiedz, iż K r z y ż j a s n y zatrzy mał pielgrzy ma I że go nie chcę wzywać nadaremnie…” […] I poszła − − potem, jeszcze raz z daleka Stanąwszy, oczu cisnęła granatem – Jam się zatrzy mał jak rycerz, kaleka, Pod Jeruzalem, gardzący d lań światem, Rany nie czując, tylko że walk czeka, I że chorągwi nie wieje szkarłatem Okop dobyty − − (III, 277) 437 Por. L. Libera, „Wyobrażenie ogromnej miłości” – „W Szwajcarii”, w: idem, „W Szwajcarii”. Studium o Juliuszu Słowackim, Krakó w 2001. 438 „[…] W Szwajcarii fascynuje również z tego względu, że wpisuje się w d ługie trwanie tradycji, zwłaszc za dzięki obecności znanych z niej tematów ramo wych przekształcanych przez poetę romantycznego. Nie zawsze jeszcze spójnie przekształcanych. Bowiem poemat W Szwajcarii pokazuje, w jaki sposób barok mówi Słowackim. W swojej później t wórczości to Słowacki bę dzie mó wił barokiem.” (A. Seweryn, „Pozwól tam spojrzeć…”, op. cit ., s. 150). Strona | 317 W zacytowanych wyżej fragmentach i w dalszych partiach poematu narratorbohater nieustannie ucieka się do zabiegu autokreacji. Na temat jego życia „zewnętrznego” nie dowiadujemy się na przestrzeni całego poematu praktycznie nic. Natomiast jego życie wewnętrzne jest ciągle kreowane przed oczami czytelnika w barwach metaforyki militarnej. Assunta bez żadnego zgrzytu estetycznego może być w tym poemacie zarówno sobą (prawdziwą zmysłową kobietą), jak i Matką Bożą dzięki nieustannie ogarniającemu ją, kochającemu spojrzeniu narratora-rycerza. W końcu jakżeby inaczej miał patrzeć na swoją wybrankę bohater rodem z Jerozolimy wyzwolonej? W podobnym kontekście należy odczytywać również i zakończenie poematu, spięte klamrą kompozycyjną z jego tytułem. Na temat przyczyn lub okoliczności śmierci Assunty znowuż nie wiadomo kompletnie nic. Narrator stwierdza jedynie: Niech się po za me p iersi n ie uroni Pamięć dnia, odkąd jej nie og lądałem, Tylko cyprysów ciemność – woń lewkonii – I płaskość ziemi… gd zie samotny stałem. W słońcu bezczelne półś miechy ironii… Tryumfujące nad my m ideałem. Niebo wolałbym ro zhukane grzmotem Niźli słoneczność dni idących potem. (III, 292) Jest to obraz, można by rzec, wyjątkowo „nieromantyczny”. Chyba w żadnym tekście, należącym do tej epoki, nie sposób się spotkać z większą, bardziej rycerską, powściągliwością w wyrażaniu własnych uczuć. Podobnie, jak „na piśmie” nie została wyrażona w p r o s t miłość do Assunty, tak samo narrator jedynie dyskretnie informuje czytelnika o swojej stracie. Reszta jego uczuć pogrąża się w milczeniu. Dokonana w tym fragmencie przez Norwida „antyromantyczna” stylizacja osiągnęła swoje rozmiary krańcowe, jak się wydaje, w ugrzecznionym, życzeniowym „wolałbym”. Nie sposób wyobrazić sobie „pełnokrwistego” bohatera romantycznego, który przeżywając największą tragedię miłosną swojego życia, mówił „wołałbym, żeby rozległ się grzmot niż żeby świeciło słońce”. Przemiana wewnętrzna bohatera-narratora dokona się dopiero później. Wtedy też w ostrym zderzeniu ze światopoglądem materialistycznym (rozmowa z górnikiem, Strona | 318 III, 292-293) dokona się w nim ostateczny zwrot w kierunku nadprzyrodzonego, pełnego wiary spojrzenia na rzeczywistość. Wtedy też z tekstu poematu niepostrzeżenie zniknie organizująca go wcześniej metaforyka militarna. „Wniebowzięta” Assunta przyczyni się w ten sposób do ponownego nawrócenia bohatera, czyli dokona tego, czego nie udało się Łagodnej Dostojewskiego. Ikoniczność Z omówioną wyżej problematyką biblijnego nacechowania Assunty Norwida i Łagodnej Dostojewskiego bezpośrednio wiąże się szeroko rozumiana problematyka ikoniczności. Podobnie jak to miało miejsce w zasadniczej części pracy, będzie tu chodziło o ikoniczność w znaczeniu podwójnym: zarówno o obecność w obu tekstach literackich fragmentów ukształtowanych na sposób ikoniczny, będących rodzajem obrazów słownych (ekfraz), jak i o obecność w świecie przedstawionym utworów obrazów sakralnych lub ikon. Chociaż ikoniczność w obu rozumieniach stanowi podstawową cechę kompozycyjną Assunty wcale nie tak łatwo jest o jej eksplikację, ze względu na wielowarstwową ikoniczność poematu. W pierwszej kolejności należy odnotować ikoniczne nacechowanie całości tekstu literackiego, nawiązujące do znanego w sztuce sakralnej sposobu prezentacji Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny. Kolejną warstwą ikoniczną poematu jest koncepcja „wiele mówiącego spojrzenia” tytułowej bohaterki i rozmaitych prób tłumaczenia tego spojrzenia przez narratora. Wreszcie trzecią warstwą ikoniczności będą skojarzenia ikonogra ficzne podmiotu mówiącego, związane z problematyką tytułową. Ikoniczność opowiadania Dostojewskiego okazuje się niewiele mniej skomplikowana. Również i w jego tekście mamy do czynienia z obydwoma wskazanymi wyżej rodzajami ikoniczności: po pierwsze szczególną uwagę w tym opowiadaniu zwraca fabularna rola ikony sakralnej; a po drugie – o najbardziej podstawowym rodzaju ikoniczności (jako oratio recta) możemy mówić przy okazji cytowania przez narratora fragmentów wypowiedzi Łagodnej. Ten rodzaj ikoniczności słownej posiada u Dostojewskiego jeszcze jeden dodatkowy stopień komplikacji: jest nim ujawnienie się we wstępie podmiotu autorskiego, który wyraźnie wskazuje na swoją rolę „opracowywacza” rozważań narratora Łagodnej. Strona | 319 Ponieważ jednak wątki powiązane z ikonicznością oratio recta w obu utworach są nierozłącznie związane z problemem dialogowości, o której mowa na podstawie Assunty i Łagodnej będzie niżej, pozwolę sobie w tym fragmencie podsumowania skupić się przede wszystkim na pierwszym rodzaju ikoniczności, związanej tutaj u Norwida z pojęciem ekfrazy, a u Dostojewskiego – z obecnością w świecie przestawionym ikon sakralnych. Assunta, czyli Psałterz Najświętszej Marii Panny Skomplikowane nawarstwienie wątków ikonicznych w Assuncie staje się sprawą naturalną, jeśli przypomnieć sobie o tym, że był Norwid przecież nie tylko artystą słowa, lecz również i plastykiem. Dlatego też opowiedziane przezeń „spojrzenie ku niebu” mieści w sobie bez trudu zarówno odwołanie do znanego obrazu Tycjana, wizję eschatologiczną, jak i szczególne fragmenty ekfrastyczne poematu. Warto, być może, zacząć od sprawy najlepiej widocznej w przestrzeni poematu, którego tytuł natychmiast odsyła przecież do Tycjanowskiej wizji Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. To skojarzenie ikonograficzne nieustannie towarzyszy też narratorowi poematu, a najlepiej uwidacznia się w jego „sakralizującym” spojrzeniu na ukochaną. Ich pierwsze randez-vous zostaje tak przedstawione przez narratora-bohatera: Szed łem – aż w zjęciu gałęzi pochyłem Coś, jakby gwiazda lub skra, zaświeciło − − Był to maleń ki złoty krzyż – czy śniłem? Czy się Królestwo Boże przybliży ło? – Lecz gdy m przez listki wpatrywał się daléj, Spostrzegłem szyję, i usta z korali… Czoło, i głowy cień na książce − − […] (III, 276) Grażyna Halkiewicz-Sojak pisze o pokrewieństwie tego opisu z ikonograficzną wizją Wniebowzięcia NMP 439 . Ta intuicja badawcza wydaje się w pełni uzasadniona, 439 „Ta malarska alu zja mog ła wynikać z ró żnych inspiracji i powodów – zarówno pozaliterackich, jak i ściśle związanych z ko mpo zycją poematu. Po pierwsze więc, wynikała zapewne z Norwidowskiej fascynacji ujęciem sceny Wniebowzięcia na obrazie Rafaela Madonna Sykstyńska; poeta widział w ty m dziele doskonałe chrześcijańskie zobrazo wanie motywu śmierci. Dał temu wyraz ju ż wcześniej, pisząc w dialogu Ruiny, że dotąd «grób żaden tak lekkiego nie uży ł kamienia». I ten obraz, i inne malarskie interpretacje tego motywu przedstawiały Najświętszą Marię Pannę ze wzrokiem wzniesionym ku górze.” Strona | 320 biorąc pod uwagę tytułową wskazówkę poematu. Z drugiej jednak strony – trzeba powiedzieć uczciwie, że przedstawiona wyżej scena wydaje się mieć niewiele wspólnego z jakąkolwiek realizacją malarską Wniebowzięcia. Uwzględniając całość sytuacji fabularnej poematu, widać wyraźnie, że Assunta jest tu młodą dziewczyną, która w otoczeniu zieleni czyta książkę. Jej wizerunek słowny sugeruje ponadto, że może to być książka sakralna, co buduje dodatkową płaszczyznę odwołań do Marii Malczewskiego i początkowych fragmentów tej powieści, w których „młoda niewiasta siedzi pochylona nad Księgą Żywota”. Nie ma tu więc praktycznie nic z odwzorowania ostatniej sceny życia Matki Bożej na ziemi. Wydaje się ponadto, że analizowany tu obraz słowny Norwida nawiązuje swoją poetyką bardziej do sceny Zwiastowania 440 . Jeszcze inna słowna ikona Assunty – Matki Bożej pojawia się w dalszym fragmencie poematu. W trakcie pobytu w salonie „szlachetnej pani” narrator, znużony przebiegiem „światowej rozmowy” […] zboczył w o kno, ku akwarii, Kędy się złote ko łysały ryby, Jako księżyce pod stopami Marii… (A s s u n t y …) − (III, 286-287) Również i ten obraz nie jest ekfrazą Wniebowzięcia. Tutaj mamy do czynienia z bezpośrednim odwołaniem do bardzo ważnego dla Norwida 12. rozdziału Objawienia wg św. Jana: „Potem wielki znak ukazał się na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu” (Ap 12, 1). O ile pierwsza ekfraza Assunty – Matki Bożej dotyczyła chronologicznie pierwszego jej pojawienia się w tradycji chrześcijańskiej, o tyle tutaj mamy do czynienia z jednym z obrazów końcowych. Szukając dalej ikonograficznych odpowiedników słownych obrazów Maryi w Assuncie natrafiamy na obraz pośredni, nawiązujący swoim kształtem wizualnowerbalnym do sceny Ofiarowania: (G. Halkiewicz-Sojak, Wobec tajemnicy i prawdy. O Norwidowskich obrazach „całości”, Toruń 1998, s. 141-132). 440 Można spojrzeć na to zagadnienie jeszcze inaczej: o mawiana wyżej scena może nawiązywać równocześnie do biblijno-ikonograficznych scen Zwiastowania i Wniebowzięcia. Zresztą tego rodzaju „nakładanie się” obrazó w mo żna prześledzić na przestrzeni całego poematu, pamiętając o ty m, że w polskiej t radycji katolickiej, przypadające na 15 sierpnia, Święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny jest jednocześnie tzw. Świętem Matki Bożej Zielnej, a najbliższe otoczenie Assunty – na przestrzen i całej akcji poematu – nieustannie tonie w kwiatach. Strona | 321 Te oczy były ciemnogranatowe, Jako dwa winne grona – i owiane Tak samo w bielmo lekkie i perłowe, Że gdzie wejrzała, p rzezierałem ścianę, A gdy je w Niebo podniosła wschodowe, Widziałem, że są ofiarą p ijane – Jakby dobitnie mówiły, acz z cicha: „Weź, Pan ie, d wa te grona, do kielicha!” (III, 289-290) Naturalnie, ofiara Assunty ma niewiele wspólnego ze znaną z Ewangelii sceną ofiarowania w świątyni (Łk 2, 22-24), natomiast duchowy sens obu scen może zostać odebrany jako bardzo zbliżony. Ostatnia i najważniejsza ikona słowna Assunty – Matki Bożej wiąże się, rzecz jasna, z tytułem poematu. Wszystkim wyróżnionym wyżej scenom wyraźnie patronuje obraz najważniejszy – scena Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Jeśli spróbować uszeregować wymienione wyżej i odwzorowane przez Norwida w Assuncie obrazy-zdarzenia z historii świętej, ukaże się następujący łańcuch wydarzeń: Zwiastowanie, Ofiarowanie, Wniebowzięcie i Ukoronowanie 441 . Nawiązują one bezpośrednio do tradycji modlitwy różańcowej, znanej dawniej również pod nazwą „Psałterza Najświętszej Marii Panny”. W ten sposób widać wyraźnie, jak bardzo Norwidowe inklinacje ekfrastyczne nawiązują do jego chrześcijańskiego światoodczucia. W końcu, jak twierdzi Piotr Chlebowski: Wydaje się bowiem, że poszukiwanie wspólnej płaszczy zny słowa i obrazu, p rzełamy wanie antynomii: zagęszczenia i skupienia, narracji i prezentacji, opowiadania i pokazywania, semantyki i ikonologii, ma u Norwida przede wszystkim aksjologiczną motywację. […] Wydaje się, że poczynania Norwida wypływają z obserwacji świata. Uobecnia się ona w dwu wy miarach : obrazowy m i esencjonalnym, ikonicznym i werbalny m. Jednak aby odkryć istotę świata tego, potrzebny jest wieloaspektowy sposób widzen ia, tzn. taki, który pozwo li u jąć przed miot w jedną całość. Dlaczego? Dlatego, że ów przed miot, podobnie jak inne przed mioty, ma swoją semiotyczną strukturę , zawsze coś znaczy, ponieważ jest 442 . 441 Do szeregu tych wydarzeń, być może, należałoby dodać jeszcze biblijny epizod z Kany Galilejskiej, znany w tradycji Kościoła katolickiego jako Objawienie Jezusa w Kanie Galilejskiej. Jednak status ekfrastyczno-ikoniczny tego elementu Assunty wydaje się nieco wątpliwy. Por.: „Inny raz nagle wb iegłem do izdebki, Gd zie lała wino w butle oplatane; Wtem pryska obręcz… ro zwodzą się klepki, Rzuca się rubin na nas i na ścianę: Patrzy ła jak te niemo wlę z ko lebki, Gd zie obchodzono Galilejską-Kanę;” (III, 291-292) 442 P. Ch lebowski, Obraz i słowo u Norwida, w: Norwid – artysta. W 125. Rocznie śmierci poety, red. K. Trybuś, W. Rajtaczak, Z. Dambek, Po znań 2008, s. 161. Strona | 322 Łagodna, czyli ikoniczność zdekonstruowana Na pierwszy rzut oka wydaje się, że obecność ikony prawosławnej jest jednym z podstawowych wątków spajających strukturalną całość Łagodnej. Zresztą, jak już była o tym mowa wcześniej, to właśnie ten specyficzny, właściwie dotąd niespotykany rodzaj samobójstwa z ikoną w objęciach, zainspirował Dostojewskiego do napisania tego opowiadania. Na wstępie, warto zwrócić uwagę jeszcze na jedną kwestię. O ile obecność duchowego przesłania poszczególnych rodzajów ikon prawosławnych jest charakterystyczna dla niemal wszystkich „wielkich powieści” pisarza rosyjskiego, o tyle wydaje się, że żaden duchowy obraz ikoniczny nie prześwituje przez analizowane tu opowiadanie 443 . Ikona prawosławna pojawia się w Łagodnej jedynie w warstwie przedmiotów przedstawionych i znaczy tylko na tej płaszczyźnie. Pierwsze akcenty „ikoniczne” pojawiają się w tym fragmencie opowiadania, kiedy Łagodna przynosi do lombardu w zastaw ikonę: … po dwóch dniach przychodzi – taka bledziutka, zdenerwowana; zro zu miałem, że coś się musiało wydarzyć u n iej w do mu. […] Chodzi o to, że przyniosła ten obraz (zdecydowała się przynieść)... Ach, słuchajcie, słuchajcie! To właśnie wtedy już się zaczęło, bo ja się wciąż p lątałem... Chodzi o to, że teraz chcę wszystko odtworzyć, każdy drobiazg, każdą kreseczkę. […] Obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, domowy, rodzinny staroświecki, ornat srebrny, pozłacany – warte to, no warte ze sześć rubli. Wid zę, że przed miot jest jej drogi; zastawia całość, nie zdejmu jąc koszulki z obrazu. Powiadam jej: lep iej zd jąć, a obraz niech pani zab ierze; bo sam obraz jednak jakoś nie bardzo... A czy panu nie wo lno? Nie, nie o to chodzi, że nie wolno, tylko tak... Może d la pani samej... No więc proszę zd jąć. Wie pani, nie będę zdejmować, tylko wstawię tam, do szafki – rzekłem po namyśle – razem z innymi obrazami, pod lampkę (u mn ie zawsze, kiedy otwierałem kasę, paliła się lamp ka) i, całkiem po prostu, niech pani weźmie dziesięć rubli. (Łagodna, s. 107) Przytoczona powyżej scena również może nie mieć w sobie nic szczególnego. Wydaje się, że świadczy jedynie o rozpaczliwej sytuacji bohaterki, skoro przychodzi ona, żeby zastawić ikonę. Tyle tylko, że należy tu odwołać się do duchowości prawosławnej. We wschodnim chrześcijaństwie święty obraz jest przecież nie tylko (albo nie tyle) przypomnieniem obecności Boga lub osób świętych, narzędziem pomocnym w modlitwie, ile przede wszystkim namacalną obecnością Żywego Boga. 443 Por. na ten temat rozważania T. Kasatkinej, uwzględnione w ro zdziale o ikoniczności. Strona | 323 Według nauczania Kościoła Prawosławnego Bóg objawia się człowiekowi zarówno w Sakramentach, jak i w ikonach444 . A co za tym idzie, decyzja o zastawieniu ikony (i to obrazu właśnie, a nie samego ornatu) może być porównana w zachodnim kręgu kulturowym z zastawieniem Pisma Świętego, przedmiotów liturgic znych czy nawet monstrancji. W momencie, gdy zobaczymy postępek Łagodnej w całej ostrości, wyda się on co najmniej zastanawiający. Właśnie ta ikona (obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem) będzie towarzyszyła Łagodnej przez cały okres pobytu w domu męża. Wzmianka narratora na temat obrazu jest bardzo lakoniczna („Obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, domowy, rodzinny, staroświecki, ornat srebrny pozłacany” s. 107), wydaje się jednak, że na jej podstawie można z dużym prawdopodobieństwem ustalić, z jakim typem ikony Matki Bożej mamy w opowiadaniu do czynienia. Najprawdopodobniej będzie to Eleusa (gr. czułość, miłosierdzie), czyli najbardziej rozpowszechniony w prawosławnej Rosji typ przedstawienia Matki Bożej, przytulającej Dzieciątko do swego policzka. Na tego rodzaju ikonach Matka Boża ma zwykle surowy, zatroskany bądź smutny wyraz twarzy i zwykła się kojarzyć z egzemplifikacją troski macierzyńskiej. W planie symbolicznym to początkowe zachowanie Łagodnej można odczytywać w jeszcze inny sposób. Zastawienie przez nią ikony w lombardzie nie musi kojarzyć się wyłącznie z jakimś rodzajem profanacji przedmiotu sakralnego. Można je rozumieć także jako wprowadzenie ikony Matki Bożej w obręb domu, w którym i sama bohaterka niebawem zamieszka. Jako całkowite (choć jeszcze nie do końca świadome) zawierzenie człowiekowi, który niebawem zostanie jej mężem. Warto zwrócić uwagę na brak odwołań do tej ikony przez cały środkowy fragment opowiadania, przestawiający losy nieszczęśliwego małżeństwa. Obraz pojawia się jedynie na początku i na końcu. Narrator przypomina o jego obecności dopiero w opisie chwili poprzedzającej samobójstwo Łagodnej: Łukieria […] wes zła nagle do pani […] i zobaczyła, że obraz (ten sam obraz Matki Boskiej) jest wyjęty i ustawiony na stole, i wygląda na to, że pani się właśnie przed nim modliła. (Łagodna, s. 162-163) 444 Paul Evdokimov tak pisze o tym zagadnieniu: „Powied zmy rzecz zasadniczą: dla Wschodu ikona należy do sakramentaliów obecności. Rytuał poświęcenia obdarza ją cudowny m charakterem: «kanału łaski uświęcającej mocy», miejsca «teofanii». Siód my sobór jasno ogłosił: «Czy to przez kontemp lację Pis m, czy przez wyobrażenia ikon … wspominamy wszystkie prototypy i jesteśmy wprowadzeni w ich obecność». A sobór z 860 ro ku: «To, co księga nam mówi słowami, to ikona zapowiada nam i uobecnia przez barwę».” (P. Evdokimov, Teologia obecności, w: idem, Prawosławie, tłum. ks. J. Klinger, Warszawa 2003, s. 237). Strona | 324 W ten pośredni sposób dowiadujemy się, że obraz był obecny w mieszkaniu małżonków przez cały czas akcji opowiadania. To wcześniejsze milczenie na temat jego obecności, a właściwie – jego nieobecność fabularna jest o tyle znacząca, że zwykle Dostojewski, jeśli już decyduje się na wprowadzenie ikony w obręb akcji fabularnej swojego utworu, to zwykle nader mocno go eksponuje. Tutaj mamy do czynienia ze zjawiskiem przeciwnym. Ikona staje się jedynie mocnym akcentem finalnym, z którym tak naprawdę nie bardzo wiadomo, co począć. Być może, tak niespotykana gdzie indziej u pisarza rosyjskiego rola obrazu sakralnego wynika stąd, że jego obecność była przez małżonków nieustannie ignorowana, a więź, jaka łączyła go z Łagodną stopniowo ulegała stopniowo coraz mocniejszemu rozluźnieniu. Zdaje się, że adekwatnym komentarzem do tej sytuacji fabularnej może się okazać fragment wypowiedzi Paula Evdokimova: U wszystkich Ojców mo żna znaleźć wyraźnie zaznaczoną ró żnicę międ zy pojęciem obrazu a pojęciem podobieństwa […]. Wyrażen ie „na podobieństwo” (Rdz 1, 27) „o znacza podobieństwo w cnocie”, w d ziałaniu. Tradycja patrystyczna jest bardzo wyraźna i stanowcza w ty m punkcie: po upadku obraz w swej realności pozostał bez zmiany, lecz w swy m d ziałan iu został sprowadzony do ontologicznego milczen ia. W ten sposób stał się obraz bezskuteczny z powodu zniszczenia zdolności „podobieństwa”, które stało się zupełnie nieosiągalne dla naturalnych sił człowieka 445 . Dialog Zgodnie z sądem Bachtina: Samoświado mość bohatera Dostojewskiego jest na wskroś zdialogizowana: zawsze kieruje się na zewnątrz, w napięciu zwraca się do siebie, do drugiego, do trzeciego 446 . W pierwotnym kontekście ten sąd dotyczy jedynie Dostojewskiego, jednak nie należy odmawiać mu słuszności również w przypadku Norwida. Właśnie różnica w sposobie prowadzenia dialogu rozumianego „po bachtinowsku” w Assuncie i Łagodnej, zawiera chyba największą wartość porównawczą w przypadku tych utworów. 445 P. Evdokimov, Różnice między obrazem i podobieństwem, op. cit., s. 89. M. Bachtin, Problemy twórczości Dostojewskiego, tłum. W. Grajewski, w: Ja – Inny. Wokół Bachtina. Antologia, red. D. Ulicka, t. I, Kraków 2009, s. 282. 446 Strona | 325 Zresztą ewidentne jest, że problem dialogu wysuwa się na plan pierwszy zarówno w Assuncie, jak i Łagodnej. Centralny wątek sensotwórczy obu akcji jest związany z próbami porozumienia się głównych bohaterów. Za słowo-klucz Assunty można uznać wyraz „milczenie” i jego formy pochodne. Słowo to występuje w kluczowych momentach poematu dziesięć razy, niewiele mniej (siedem) jest jego peryfrastycznych omówień. Jednak ciekawe jest, że w większości przypadków milczenie (czy to Assunty, czy też innych bohaterów) ma pozytywne lub, mówiąc językiem Norwida, „wiele mówiące” znaczenie. Pierwsze znajdujące się w poemacie użycie leksemu ‘milczenie’ (a ściślej – jego derywatu ‘milczącemi’) znajduje się już w trzeciej oktawie Pieśni I: Utyskiwając z kątów i od ściany, Podróżny mój kij (rzecz, zda się, nieczuła!) I z-żarty słońcem kapelusz sło miany Myśl podchwytują, gdy błędnie się tuła: „Czyli już – szemrzą one na przemiany – W skały wiodąca ścieżka się popsuła? Tam skarbów człowiek szuka w g łębiach ziemi, Tam – wy żej – klasztor z mn ichy milczące mi. (III, 267-268) Strofa ta jest kluczowa dla zrozumienia hierarchizacji świata przedstawionego i aksjologicznego nacechowania poszczególnych elementów jego warstwy wyglądów. W sposób istotny zarysowuje się tu zasygnalizowana już w podtytule utworu wertykalna perspektywa spojrzenia na rzeczywistość. W cytowanym fragmencie mamy do czynienia z zestawieniem różnorodnych sfer działalności człowieka: poszukiwania skarbów w głębi ziemi i milczenia w klasztorze postawionym na skale. Czynność (a raczej stan) mnichów – ze względu na ich umiejscowienie na wyższym poziomie świata przedstawionego oraz na umieszczenie klasztoru na skale właśnie, a nie na piasku (Mt 7, 24) – jest nacechowany wyraźnie pozytywnie. Milczenie, w którym trwają ci, którzy są „tam – wyżej”, świadczy o ich kontemplatywnym stosunku do świata. Z kolei bardziej powszechna czynność ludzka, związana z poszukiwaniem „skarbów w głębi ziemi”, pozostaje w tym fragmencie aksjologicznie neutralna. Dopiero w dalszej części poematu (rozmowa bohatera z górnikiem) okaże się, że prowadzone przez ludzkość poszukiwanie ukrytych w ziemi skarbów niekoniecznie zyska aprobatę narratora. Dalszy fragment tekstu, poruszający w sposób bezpośredni sytuację bezsłownej ciszy, odnosi się do pogrążonego w ciszy spotkania bohatera z Assuntą. Narrator wyznaje: Strona | 326 Czując, że mo żna i milczeć z zapałem I że to jedna jest rozmowa – szczęśliwa!… (III, 277) I tu znowu mamy do czynienia z odmiennym sposobem postrzegania milczenia. Tym razem milczenie znaczy tyle co rozmowa, i to „rozmowa szczęśliwa”. Ciekawa jest podwójność tej sytuacji, wypływająca z nieświadomości bohatera co do podstawowej przyczyny braku bezpośredniego podjęcia dialogu przez Assuntę. Pierwsze rozmowy miłosne częstokroć znamionuje milczenie, którego źródło tkwi w odwiecznej nowości sytuacji i nieśmiałości rozmówców. Jest ono także znamiennym wyrazem głębokiego poruszenia uczuciowego. Te wszystkie obserwacje można umieścić również w kontekście Assunty i zdaje się, że byłyby one zgodne ze stanem wiedzy bohatera, jednak sytuacja fabularna poematu zawiera w sobie dodatkową przyczynę milczenia bohaterki – jej ułomność. Z tych podwójnych okoliczności wypływa dodatkowy sens, jakim jest – niedostępna czytelnikowi w bezpośrednim poznaniu – sfera uczuć i myśli Assunty, najwyraźniej pragnącej przemówić do bohatera. Szczególnie ważna dla tych rozważań jest wysnuta przez bohatera interpretacja omawianego przed chwilą milczenia Assunty. Określa go mianem „milczenia dziewiczego”, wypływającego ze wstydu, z onieśmielenia obecnością boha tera, ale też chyba w jakimś stopniu można tu mówić o „milczeniu pierwotnym”, stanie wszechświata sprzed wymówienia przez człowieka pierwszego słowa. Jednak jeszcze bardziej ciekawe jest to, że bohaterowi wydaje się jednocześnie, że Assunta – mimo swojego bezgłosu – wiele mu powiedziała: Mnie się wydało, że jakieś tysiące Słów zanuciła i szepnęła w ucho; Że skrzące były albo wątlejące, Lubo nie rzekła nic – i było głucho – Mniemałem słyszeć bzy rozkwitające, Z motylem sennym lub zieloną muchą. (III, 279-280) W tym fragmencie w sposób szczególnie wyraźny uwidocznia się jeden z aspektów filozofii milczenia Norwida. Milczenie niejednoznaczne, zmuszające do refleksji, do wejrzenia w siebie i pilniejszego wsłuchania się w drugą osobę. Milczenie pozwalające czasami też na pewne nadinterpretacje. Głęboko poetyckie są zwłaszcza dwa ostatnie wersy cytowanego fragmentu. Wytężenie zmysłu słuchu podmiotu jest tak nieprawdopodobnie wielkie, że niedostępne naturalnemu ludzkiemu doświadczeniu. Strona | 327 Ciekawe, że Pieśń III – w zasadniczej swojej części przedstawiającej rozmowę salonową – ani razu nie zostało wprost wymienione milczenie. Użycia tego leksemu pojawiają się dopiero w pieśni następnej, poświęconej bliższym kontaktom bohatera z Assuntą. Tutaj „milczenie” bezpośrednio występuje dwa razy. Po raz pierwszy użycie tego słowa nie wnosi chyba żadnych dodatkowych treści w nasze rozumienie Norwidowego bezgłosu. Po raz kolejny podejmuje znany też skądinąd wątek milczenia jako sposobu odizolowania się od świata. Bez porównania bardziej znaczące jest derywat ‘milczenia’ – ‘przemilczenie’, obecny w końcowym wersie poematu. Czytelnik ma tu do czynienia ze znaczącym uogólnieniem, z sentencją wyraźnie przekraczającą wymiar jednostkowego utworu; przy czym jednocześnie całość poematu sta je się swego rodzaju exemplum komentującym i uwierzytelniającym myśl zawartą w zakończeniu: „Są wniebogłosy… bo są – przemilczenia…” (III, 294). Do analizy tego stwierdzenia poetyckiego chciałabym powrócić jeszcze za moment. Najwięcej metaforycznych określeń milczenia zauważyć można w kończącej poemat, Pieśni IV. Dotyczą one w głównej mierze milczenia Assunty, które jednakże jest milczeniem, chciałoby się powiedzieć, pozornym. Interesujące mnie fragmenty tekstu dotykają problemu cichości głęboko nacechowanej semantycznie. Narrator prezentuje tu trzy typy milczenia, a raczej jeden typ reprezentowany przez trzy różne podmioty. W początkowych oktawach poruszona zostaje kwestia pozornego bezgłosu wytworów sztuki plastycznej – znajdujących się w starożytnych świątyniach rzeźb sakralnych. Postronnemu obserwatorowi mogą się one wydawać martwe i nieme, ale dla narratora ich skierowane przed siebie, a nie ku niebu spojrzenie jest „wiele mówiące”. Za chwilę okazuje się, że ta refleksja była „knowanym w sobie” monologiem bohatera, czyli rozwijała się w zewnętrznej ciszy. Najważniejszą osobą, której cichość została w tekście poematu w sposób szczególny uwypuklona, jest (naturalnie) Assunta. Dopiero na samym końcu swojego opowiadania podmiot poematu orientuje się, jak bardzo znaczące jest jej milczenie, jak wiele można z niego wyczytać. W trzech oktawach, opisujących wspólnie spędzony czas Assunty i narratora pojawiają się następujące sformułowania: Spojrzeniem rzekła i anielskim głosem… […] Rzekła wejrzeniem […] Które mówiła mi spojrzeniem (III, 291, 293) Strona | 328 Przytoczone cytaty świadczą o wykształceniu się u bohatera wrażliwości na milczenie i jego odcienie; na nabycie umiejętności głębszego odczytywania świata. Spotkanie Assunty, która po pewnym czasie umiera, przyczynia się do przemienienia narratora w osobę wyczuloną na subtelne, trudno dostrzegalne fragmenty rzeczywistości, na jej prawie niesłyszalny głos, na „białe kwiaty”. Wydaje się, że spotkanie to prowadzi go też do przyjęcia postawy homo legens 447 , człowieka nieustająco odczytującego znaki rzeczywistości, czytelnika świata: A jak pieśń, której się słów nie pamięta, Bywa istotą harmonii pamiętna, Tak ja zacząłem czytać testamenta Kreślone ręką jej – słó w słyszeć tętna, Które mówiła mi spojrzeniem – święta! […] Gałązka bluszczu, co n ie śni o kwiecie, Bry lantem rosy drży ro zpro mieniony m – […] – Czytuję, coraz z jaśniejs zy m zapałem, Słowa – – ja, co i c h b r z m i e n i a nie słyszałem! (III, 293-294) Całościowy obraz milczenia w Assuncie został przedstawiony stopniowo, tworząc powoli „siatkę napięć”448 pomiędzy ciszą a krzykiem. W świecie przedstawionym można wyróżnić kilka obszarów do pewnego stopnia pogrążonych w milczeniu. Napięcie między „wniebogłosami” i „przemilczeniem” najlepiej obrazuje końcowy fragment poematu. Stan ducha narratora po śmierci Assunty został ujęty przezeń w sformułowaniu „z ludźmi gadałem w sobie zatopiony”. Jego wewnętrzne milczenie stawało się prawdziwym martwym bezgłosem, pustką przypominającą stan ducha Łagodnej. Piotr Mitzner pisze w sposób następujący o podobnym zjawisku milczenia w całej twórczości Norwida: Na pewno jednak język kapitu luje przed cierp ieniem, przed bólem. Dlatego Wanda w tragedii 447 Określen ie „ho mo legens” zapożyczam z książki Ewy Szczeg lackiej, która (w odniesieniu do twórczości epistolarnej Zyg munta Krasińskiego) opisuje je w następujący sposób: „Ho mo legens to ktoś, kto z czytania uczynił swego rodzaju formułę egzystencji. Czytanie stało się dla niego sposobem poznawania rzeczywistości i przeżywania własnego istnienia […].” (E. Szczeg lacka, Romantyczny „homo legens”. Zygmunt Krasiński jako czytelnik polskich poetów, Warszawa 2003, s. 9). Wydaje się jednak, że tę kategorię podmiotową mo żna z powodzen iem stosować również w opisie innych tekstów literackich. 448 Określen ie zostało zaczerpnięte z książki Ireneusza Opackiego, Poezja romantycznych przełomów, Ossolineum 1972, s. 176. Strona | 329 Norwida jest w stanie tylko p łakać, a późn iej mó wi rwanymi zdaniami. Emocje bowiem, szczególnie te niechciane ograniczają […] mo żliwość wypowiedzen ia 449 . Głęboka przemiana wewnętrznej postawy narratora dokonała się dopiero po kolejnej rozmowie z górnikiem, który w swoich rozważaniach jeszcze raz sprowadził znaczenie życia ludzkiego do poziomu soli i minerałów (zresztą trochę podobnie jak czynili to niewidzialni adwersarze Człowieka z Podziemia, ślepo wierzący w naukę i postęp). Ta skrajnie materialistyczna postawa rozmówcy sprowokowała w narratorze Assunty głęboki bunt i – rzecz charakterystyczna dla twórczości Norwida – otwarła go na metafizyczną głębię rzeczywistości, przyczyniła się do całkowitej jej afirmacji: Jak gdy niemowlę, będąc nakarmione, Mało-cierpliwie trąca łono matki, Kopnąłem nogą ziemię zwilgotnionę, Kał odpychając i pochyłe kwiat ki, − Tu obłok, w tęczy ubrany koronę, Stanął, milczen iu mojemu na świadki: − W cyprysów grube ustąpiłem cienie, Z-dwojone mając czucie i widzen ie… (III, 293) Ten szczególny fragment, przedstawiający wewnętrzną przemianę bohatera, zasługuje na to, żeby się nad nim na moment pochylić. Wewnętrzna przemiana bohatera stała się wynikiem nie tylko przejścia okresu żałoby po ukochanej, nie tylko wewnętrznego oburzenia, spowodowanego sugestią, że człowiek nie ma duszy (a więc i możliwości spotkania się z ukochaną osobą „po drugiej stronie”). Podstawowym jej katalizatorem stał się odruch w pełni pozytywny, choć przykryty maską odrzucenia. Początkowy dwuwers przytoczonej wyżej oktawy odwołuje się przecież do jednego z kluczowych dla duchowości chrześcijańskiej tekstów re ligijno- literackich − Wyznań św. Augustyna 450 . Kolejny obraz nawiązuje do tradycji ikonograficznej Starego Testamentu i niektórych fragmentów Ewangelii. Jest właściwie ikonograficzną kontaminacją tradycji Starego i Nowego Przymierza: obłok – symbol bezpośredniej obecności Boga; tęcza – znak starotestamentalnego przymierza zawartego przez Boga z 449 P. Mit zner, Romantyczna pułapka, w: idem, Biedny język. Szkice o kryzysie słowa i literaturze wojennej, Warszawa 2011, s. 156. 450 Por. „Zaraz po przy jściu moim na świat miłosierdzie Twoje przy jęło mn ie w objęcia swo je i poczęło mn ie mlekiem karmić, jak słyszałem o ty m od rod zicó w mo jego ciała, z którego i w który m wykształciłeś mn ie w porządku czasów, gdyż ja sam o ty m pamiętać nie mogę. Nie mat ka ani mamka mo ja napełniały sobie piersi mlekiem, ale Ty przez nich dawałeś mi pokarm n iemo wlęcy wed ług raz ustanowionego porządku Twojego i bogactw wszęd zie aż do krańców stworzen ia ro zsianych. […] Wreszcie powoli zacząłem ro zpoznawać, gdzie jestem i chciałem chęci moje dać poznać ty m, p rzez których by spełnione były, i nie mogłem, bo te były wewnątrz mnie. […] Gn iewałem się, że starsi nie byli mi podlegli , że wolni mi nie służyli; i płaczem wy wierałem zemstę na nich.” (Św. Augustyn, Wyznania, tłum. M. B. Szyszko, Warszawa 2008, s. 17-18). Strona | 330 ludźmi. W tym szczególnym Towarzystwie dokonuje się zatem rodzaj iluminacji narratora. Zresztą warto pamiętać również i o tym, że pojęcie iluminacji zostało wprowadzone do rozważań teologicznych przez św. Augustyna właśnie 451 . Oświecony i umocniony duchowo narrator „w cyprysów grube ustępuje cienie”. Pierwsza, najbardziej oczywista warstwa symboliczna tego wersu zostaje tu jakby zawieszona. Cyprysy, od czasów starożytnych kojarzące się przede wszystkim ze śmiercią (romantyzm połączył z nimi także motyw rozstania i pamięci) mają także szereg innych, może mniej oczywistych konotacji. Cyprysy stały się tak bardzo popularnymi drzewami cmentarnymi przecież nie tylko ze względów utylitarnych (nie wymagają one bowiem szczególnej pielęgnacji). Drzewa te pierwotnie kojarzone były również z nieśmiertelnością, a według przekazu biblijnego właśnie z drewna cyprysowego została zbudowana arka Noego 452 . „Z-dwojone czucie i widzenie” narratora stało się więc rezultatem „siatki napięć” na osi cisza-krzyk tylko na zasadzie powierzchownej konstrukcji fabularnej poematu; przede wszystkim (jak o tym mówi sam bohater) było ono wynikiem działania Opatrzności. Dostojewski zmusza swoich bohaterów do przejścia o wiele trudniejszej drogi. Ale też trzeba przyznać, że zdecydowanie brakuje im „Norwidowej” determinacji w próbach nawiązania pełnowartościowego dialogu. W tym miejscu warto powrócić do cytowanego na początku tego podrozdziału Bachtina. „Zdialogizowana świadomość” bohaterów Dostojewskiego wyraźnie domaga się natychmiastowej, najlepiej zupełnie bezpośredniej odpowiedzi ze strony partnera rozmowy. Wsłuchiwanie się w ciszę i milczenie (tak przecież istotne dla Norwida, będące jego zdaniem nieodłącznymi elementami każdego dialogu) jest dla nich nie do zniesienia. Oczekiwanie na porozumienie, szukanie właściwego sposobu na dotarcie do Innego staje się dla postaci stworzonych przez pisarza rosyjskiego prawdziwą katorgą. Ale warto też odnotować, że w Łagodnej w pewnym momencie (podobnie jak w Assuncie) przemilczenia stają się o wiele ważniejsze od tego, co zostało wypowiedziane. Niemniej właściwy rodzaj świadomości dialogicznej budzi się w głównym bohaterze opowiadania dopiero po śmierci żony, w trakcie jego „spowiedzi”. Dopiero wtedy, w trakcie wsłuchiwania się w samego siebie i podejmowania prób 451 Zob. hasła: Iluminacja oraz Iluminizm w: Mały słownik terminów i pojęć filozoficznych dla studiujących filozofię chrześcijańską, oprac. A. Podsiad, Z. Więcko wski, Warszawa 1983, s. 148. 452 Por. M. Lurker, Cyprys, w: idem, Słownik obrazów i symboli religijnych, tłum. bp K. Ro maniu k, Poznań 1989, s. 38. Strona | 331 spojrzenia na siebie z boku zaczyna on na nowo konstruować ogląd całej sytuacji i zdawać sobie sprawę z tego, jak dalece nie potrafił zrozumieć Łagodnej. Istotne, że również w opowiadaniu Dostojewskiego leksem ‘milczenie’ staje się czymś w rodzaju słowa-klucza. W tekście występuje ono ponad dwadzieścia razy. Ciekawe, że inaczej niż w Assuncie milczenie zazwyczaj oznacza tu właśnie brak jakiegokolwiek kontaktu między bohaterami. Oczywiście, na początku opowieści powstrzymywanie się od słów jeszcze jest rodzajem jakiegoś sygnału, najczęściej wynika ono z chęci zademonstrowania braku akceptacji dla słów i czynów drugiej osoby. Takie sytuacje tekstowe występując w największym natężeniu w scenach opisujących wizyty Łagodnej w lombardzie, kiedy to milczenie stawało się jej tarczą przeciwko zaczepkom głównego bohatera. Początkowy okres po zawarciu ślubu również cechuje milczenie jednej ze stron. Tym razem jest nią narrator, który przy pomocy milczenia (czasem określanego przezeń mianem „przychylnego”) usiłował „wychowywać” Łagodną, manifestując przed nią własną wyższość i okazując jej surowość. Jednak Bachtin twierdzi: Nie sposób zapanować nad człowiekiem wewnętrzny m, zobaczyć go i zrozu mieć, jeśli czyni się zeń przed miot wy zbytej uczuć neutralnej analizy; również identyfikacja z n im, wczuwanie się w n iego, nie jest właściwą drogą. Mo żna się do n iego zbliżyć i można go ukazać, a ściślej: skłonić go do ukazania się, jedynie ko munikując się z n im, w dialogu 453 . Bohater, zapewne głównie ze względu na swoje milczące usposobienie (warto tu przypomnieć jego stwierdzenie, że „całe życie mówił milcząc”), nie tylko „nie wychował” Łagodnej, ale też sprawił, że żona zaczęła się na niego zamykać. Z tej perspektywy symboliczny staje się przytoczony już wcześniej opis ich pierwszej kłótni, w trakcie której z ust Łagodnej nie padło żadne słowo. Narrator zauważył wówczas, że bohaterka przypomina „atakujące zwierzę”. To porównanie uwypukla – jak się zdaje – jedną z podstawowych cech, jakich nabrała Łagodna w kontaktach z mężem – stopniowe wycofywanie się ze sfery werbalnej, niemalże niemotę, która na płaszczyźnie komunikacyjnej w pewien sposób zbliża ją do Assunty. Dla Łagodnej szczególnie charakterystyczne stało się wyrażanie swoich uczuć za pośrednictwem spojrzenia i uśmiechu. Wypada zaznaczyć, że uśmiech Łagodnej najczęściej miał zabarwienie nieufne, niedowierzające oraz ironiczne. Ważne, że w przypadku Assunty tego rodzaju uśmiech w ogóle się nie pojawia. 453 M. Bachtin, Problemy …, op. cit., s. 282. Strona | 332 W okresie rekonwalescencji Łagodnej w jej związku z mężem pojawiły się pewne cechy dialogu. Jednak, jak zauważa sam narrator, był to dialog pozorny: Po obiedzie, przed zapadnięciem zmierzchu, wyprowadzałem ją co dzień n a przechadzkę; odbywaliśmy te spacery ju ż n ie, jak dawniej, w całko wity m milczen iu. Ja mianowicie dokładałem starań, aby wyglądało, że ro zmawiamy zgodnie, ale […] oboje baczyliś my, żeby się raczej zbyt szero ko nie rozwodzić. Ja czyniłem to u myślnie, przy c zy m u ważałem, że je należy koniecznie „dać czas”. (Łagodna, s. 147) W tym fragmencie najbardziej istotne wydaje się to, że to narrator pragnął zadbać przynajmniej o pozory prowadzenia dialogu. Użyte przez niego czasowniki wyraźnie wskazują, że to wyłącznie on był inicjatorem wspólnych przechadzek oraz rozmów. Uwagę zwraca stwierdzenie „wyprowadziłem ją”. Świadczy ono nie tylko o dominacji głównego bohatera nad żoną, ale i o jej zupełnym podporządkowaniu się jego władzy. Wydaje się, że zupełna rezygnacja Łagodnej, która była traktowana przez jej męża jako ostateczna kapitulacja, dawała mu poczucie władzy i bezpieczeństwa psychicznego. Ten aspekt ich związku uwypukla się zwłaszcza w świetle tytułu podrozdziału, w którym mieści się analizowany cytat – Sen dumy. Zaślepienie, któremu uległ narrator pod wpływem zwyczajnej pychy i którego obnażenie zdobył się z perspektywy czasu, stało się jedną z podstawowych przyczyn braku możliwości jego porozumienia się z Łagodną. Jednak potrzeba absolutnej dominacji pod wpływem mocnego wzruszenia przemieniła się nagle w skruchę i pragnienie uniżenia się przed żoną. Narrator przez całą zimę po chorobie Łagodnej pilnie ją obserwował. Sądził, że wnioski z tej obserwacji wystarczą mu do całkowitego zrozumienia żony, ustalenia jej potrzeb i analizy stanu psychicznego. Niemniej ten bohater Dostojewskiego okazał się nie najlepszym obserwatorem. Kolejny rozdział opowiadania (Zasłona nagle opadła) pełni rolę świadectwa o przekonaniu bohatera, że wreszcie udało mu się zrozumieć całą sytuację i dostrzec własne błędy. Bohater, którego wcześniej praktycznie nie opuszczało poczucie własnej wyższości nad Łagodną, teraz pada do jej stóp i prosi o wybaczenie, pragnie ostatecznego pojednania z żoną. Zastanawiające, że impulsem do tak radykalnej zmiany w jego zachowaniu posłużyła piosenka śpiewana przez Łagodną, której opis został przytoczony już wcześniej. I znowuż słowa piosenki, czyli podstawowy środek komunikacji międzyludzkiej, okazały się dla narratora nieważne. Podążając za wcześniejszymi nawykami, jego uwaga skupiła się na samym śpiewie oraz na Strona | 333 brzmieniu głosu żony. Oczywista, że jej zachowanie należy uznać w tej sytuacji za, w pewien sposób, semiotyczne. Zapewne niektóre z postaci wykreowanych przez Dostojewskiego stwierdziłyby – zgodnie z modą panującą w epoce – że było to „przypadek psychologiczny”. Dzisiaj powiedzielibyśmy raczej, że śpiew Łagodnej stał się rodzajem katalizatora psychicznego, nagle wyzwalającego w bohaterze nagromadzone uprzednio emocje. Ich przypływ był tak wielki, że wywołał u lichwiarza stan euforii, którym koniecznie i natychmiast chciał podzielić się z żoną. Niemniej stworzony przezeń i już dogłębnie ugruntowany układ, opierający się na niby-rozmowach i niby-małżeństwie został tak dogłębnie przyjęty przez Łagodną, że zmiana w relacjach okazała się dla niej nie do zniesienia. W opisywanej scenie narrator nie tylko jako jedyny uległ działaniu emocji, ale też jako jedyny mówił. W tej części opowiadania brak fragmentów, opisujących dokładny przebieg rozmowy bohaterów. Zaznaczono jedynie, że narrator długo przemawiał do żony, prosząc ją o przebaczenie i rozsnuwając przed nią wizję szczęśliwej przyszłości. Natomiast z ust Łagodnej pada ledwie kilka zdań: − Zapanuj nad sobą, nie męcz się, weź się w garść! – i znowu w płacz. […] − A j a m y ś l a ł a m , ż e z o s t a w i s z m n i e t a k – wymknęło się jej nagle mimo wo li – tak dalece mimo wo li, że mo że zgoła nie spostrzegła, kiedy to powiedziała. […] Ona sama brała mn ie za ręce i prosiła, aby m przestał: Przesadzasz… zmęczysz się! (Łagodna, s. 154-156) Z przytoczonego wyżej opisu wynika, że Łagodna (pod wpływem ogromnego wstrząsu psychicznego) jakby nie była w pełni świadoma tego, co się właściwie dzieje. Widziała, że mąż jest nadmiernie wzburzony i próbowała, jakby odruchowo, go uspokoić. Tytułowa bohaterka była już zbyt wyniszczona wcześniejszymi wydarzeniami, żeby teraz mogła w jakimkolwiek stopniu partycypować w „radosnej nowinie”. Wcześniejszy brak porozumienia i bliższego kontaktu z mężem sprawił, że zbyt mocno zamknęła się w sobie, żeby mogła teraz podjąć próbę wewnętrznego otwarcia się na nowe życie. Tak bardzo szokujące dla narratora wypowiedzenie wcześniejszej obawy, że mógłby „zostawić ją tak” w najmniejszym stopniu nie nosiło znamion ulgi. Perspektywa nieustającej (i zarazem wymagającej) miłości męża i obowiązek sprostania temu uczuciu okazała się dla Łagodnej nie do zaakceptowania. Milczenie, które odegrało tak ważną i twórczą rolę w Assuncie, które – Strona | 334 paradoksalnie – przyczyniło się do głębszego porozumienia między bohaterami Norwidowego poematu, tutaj odegrało rolę skrajnie destrukcyjną. Brak nawet zewnętrznego, pozornego dialogu wykluczył jakąkolwiek możliwość wzajemnego zrozumienia przez bohaterów Dostojewskiego. Wydaje się, że największy błąd narratora polegał na tym, że nie udało mu się uchwycić momentu prawdziwego zakończenia jego związku z Łagodną, który nastąpił wraz z zupełnym zanikiem ich więzi dialogicznej. W końcu, jak twierdzi Bachtin: Być to znaczy ko muniko wać się dialogowo. Gdy kończy się d ialog, wszystko się kończy 454 . * W tym miejscu dobiega końca również i moja refleksja komparatystyczna nad twórczością Norwida i Dostojewskiego. W analizowanych tu tekstach literackich dochodzi, w moim przekonaniu, do najbliższego i najbardziej pełnowymiarowego spotkania twórczości polskiego poety i pisarza rosyjskiego. A ta wyjątkowa zbieżność tematyczno-strukturalna Assunty i Łagodnej opiera się na kilku zasadniczych zrębach konstrukcyjnych całości etyczno-estetycznej twórczości Norwida i Dostojewskiego. Najpierw należy podkreślić ich głębokie zaangażowanie w życie duchowe własnych narodów. W obu utworach dochodzi do zajęcia wyraźnego stanowiska przez Norwida i Dostojewskiego w kwestii ocalającej mocy miłości nie tylko w relacji dwojga osób, ale też (na zasadzie synekdochy) całych społeczeństw. Kolejnym niewątpliwym podobieństwem twórczych postaw obu autorów, ujawniającym się szczególnie wyraźnie w Assuncie i Łagodnej jest specyficzny sposób konstrukcji świata przedstawionego, opierający się na myśleniu obrazami religijnobiblijnymi. Ta właściwość poetyk Norwida i Dostojewskiego widoczna jest praktycznie na wszystkich płaszczyznach świata przedstawionego: od konstrukcji bohaterów poczynając, przez sakralne nacechowanie przestrzeni przedstawionej, a na wyraźnie chrześcijańskim, ewangelicznym przekazie dzieła kończąc. Najważniejszą cechą obu utworów, rozpatrywanych w izolacji, jest problem dialogu i milczenia. Również to zagadnienie jest kolejnym wyjątkowo mocnym punktem wspólnym w konstrukcji tego porównania. Dla obu autorów prawdziwy dialog z Innym jest warunkiem sine qua non jakiegokolwiek porozumienia, poznania drugiej 454 M. Bachtin, Problemy…, s. 282. Strona | 335 osoby i okazania szacunku wobec niej. W ten sposób zarówno Norwid, jak i Dostojewski nie tylko dokonują przewrotu w dziedzinie poetyki dzieła literackiego (wielokrotnie podejmowane już w tej pracy zagadnienia polifonii i wielogłosowości), lecz również zapowiadają późniejszą, dwudziestowieczną filozofię dialogu 455 . Jak zostało powiedziane wyżej, jeśli Assuntę i Łagodną (ale również całą twórczość Norwida i Dostojewskiego) łączy tyle podobieństw, dlaczego więc czytając ich utwory za każdym razem ma się wrażenie ogromnych rozbieżności etycznoestetycznych w ostatecznym przesłaniu ich dzieł? Pytanie to, dotyczące (oczywiście) nie tylko Assunty i Łagodnej towarzyszyło mi w trakcie pisania całej pracy wydaje mi się, że stwierdzenie różnic kulturowych, o których była mowa w zasadniczych rozdziałach pracy (zwłaszcza we fragmentach, dotyczących historii, cywilizacji i recepcji Biblii), jedynie po części zbliża nas do odpowiedzi na to pytanie. Problematyka ta wymaga, rzecz jasna, jeszcze dalszych badań i dyskusji. 455 Zob. np. M. Buber, Ja i Ty. Wybór pism filozoficznych, tłum. J. Do któr, Warszawa 1992. E. Levinas, Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, tłu m. M . Kowalska, Warszawa 2002. J . Tischner, Filozofia dramatu, Kraków 2006. Strona | 336 Bibliografia Literatura podmiotowa: Fiodor Dostojewski, Zbrodnia i kara. Powieść w sześciu częściach z epilogiem, tłum. Cz. Jastrzębiec-Kozłowski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1955. Fiodor Dostojewski, Biedni ludzie. Powieść, tłum. A. Stawar, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1955. Fiodor Dostojewski, Młodzik. Powieść, tłum. M. Bogdanowa, K. Błeszczyński, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1956. Fiodor Dostojewski, Skrzywdzeni i poniżeni, tłum. Wł. Broniewski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1957. Fiodor Dostojewski, Wspomnienia z domu umarłych. Powieść, tłum. Cz. JastrzębiecKozłowski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1957. Fiodor Dostojewski, Biesy. Powieść w trzech częściach, tłum. T. Zagórski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, Warszawa 1958. Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow. Powieść w czterech częściach z epilogiem, tłum. A. Wat, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, Warszawa 1959. Fiodor Dostojewski, Idiota. Powieść w czterech częściach z epilogiem, tłum. J. Jędrzejewicz, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, Warszawa 1961. Fiodor Dostojewski, Sobowtór i inne opowiadania 1846-1848, tłum. S. Pollak, G. Karski, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1962. Fiodor Dostojewski, Białe noce i inne opowiadania 1848-1859, tłum. Wł. Broniewski, G. Karski, J. Jędrzejewicz, w serii: Z pism F. Dostojewskiego, red. P. Hertz, Warszawa 1963. Fiodor Dostojewski, Gracz. Opowiadania 1862-1869, tłum. G. Karski, Warszawa 1964. Fiodor Dostojewski, Dziennik pisarza, t.1-3, tłum. M. Leśniewska, Warszawa 1982. Fiodor Dostojewski, Listy, przełożyli i komentarz opracowali Z. Podgórzec i R. Przybylski, Warszawa 1979. Strona | 337 Fiodor Dostojewski, O literaturze i sztuce, wybór i przekład M. Leśniewska, wstęp J. Smaga, Kraków 1976. Федор Михайлович Достоевский, Полное собрание сочинений в тридцати томах, Ленинград 1988. Федор Михайлович Достоевский, Собрание сочинений в пятнадцати томах, Ленинград 1988-1996. Siergiej Jesienin, [Pójdę jak szary brat zakonny…], tłum. J. Litwiniuk, w: idem, Poezje, wybór i wstęp Z. Fedecki, Warsawa 1971. Zygmunt Krasiński, Irydion, w: idem, Dzieła literackie, tom I, wybrał, notami i uwagami opatrzył P. Hertz, Warszawa 1973. Adam Mickiewicz, Do D. D. Wizyta, w: idem, Dzieła, t. 1., Wiersze, oprac. W. Borowy, E. Sawrymowicz, Warszawa 1955. Adam Mickiewicz, Dziadów cz. II, w: idem, Dzieła, t. III, Utwory dramatyczne, oprac. St. Pigoń, Warszawa 1955. Adam Mickiewicz, Dziadów część IV, w: idem, Dzieła, t. III, Utwory dramatyczne, oprac. St. Pigoń, Warszawa 1955. Adam Mickiewicz, Dziadów część III, w: idem, Dzieła, t. III, Utwory dramatyczne, oprac. St. Pigoń, Warszawa 1955. Adam Mickiewicz, O poezji romantycznej, w: idem, Dzieła, t. V, Pisma prozą. Część I, red. J. Krzyżanowski, Warszawa 1955. Cyprian Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył Juliusz W. Gomulicki, t. I-XI, Warszawa 1971. (Liczba rzymska oznacza numer tomu). Aleksander Puszkin, Jeździec miedziany. Opowieść Petersburska 1833, tłum. J. Tuwim, w: idem, Dzieła, red. M. Toporowski, t. II, Poematy i baśnie. Eugeniusz Oniegin, Warszawa 1967. Literatura przedmiotu w języku polskim: Marek Adamiec, Tajemnica lorda Singleworth albo metafizyka balonu, „Studia Norwidiana”, ¾:1985-1986 Arystoteles, Poetyka, przełożył i opracował H. Podbielski, BN II 209, Wrocław 1989. Augustyn Św., Wyznania, tłum. M. B. Szyszko, Warszawa 2008. Strona | 338 Michaił Bachtin, Czas i przestrzeń w powieści, „Pamiętnik Literacki” LXV, 1974, z. 4, tłum. J. Faryno. Michaił Bachtin, Twórczość Franciszka Rabelais’go, tłum. Anna i Andrzej Goreniowie, oprac. S. Balbus, Kraków 1975. Michaił Bachtin, Autor i bohater w działalności estetycznej, w: idem, Estetyka twórczości słownej, tłum. D. Ulicka, opracowanie przekładu i wstęp E. Czaplejewicz, Warszawa 1986. Michaił Bachtin, Problem gatunków mowy, w: idem, Estetyka twórczości słownej, tłum. D. Ulicka, oprac. i wstęp E. Czaplejewicz, Warszawa 1986. Michaił Bachtin, Problemy twórczości Dostojewskiego, tłum. W. Grajewski, w: Ja – Inny. Wokół Bachtina. Antologia, red. D. Ulicka, t. 1., Kraków 2009. Michaił Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, tłum. N. Modzelewska, Warszawa 1970. Michaił Bachtin, Funkcje fabuły awanturniczej w utworach Dostojewskiego, w: idem, Estetyka twórczości słownej, tłum. D. Ulicka, Warszawa 1986. Roland Barthes, S/Z, tłum. M. P. Markowski, M. Gołębiewska, Warszawa 1999. Charles Baudelaire, Malarz życia nowoczesnego, w: idem, Rozmaitości estetyczne, tłum. J. Guze, Gdańsk 2000. Marcin Bielawski, Norwid czyta Tertuliana, „Vox Patrum”, 8 (1988), z. 15. Wissarion Bielinski, Spojrzenie na literaturę rosyjską 1847 roku (fragment), tłum. M. Klinger, w: Okrutny talent. Dostojewski we wspomnieniach, krytyce i dokumentach, wybór, wstęp i przypisy Z. Podgórzec, Kraków-Wrocław 1984. Ewa Bieńkowska, Dwie twarze losu: Nietzsche – Norwid, Warszawa 1975 Mikołaj Bierdiajew, Światopogląd Dostojewskiego, przełożył i opracował H. Paprocki, Kęty 2004. Mikołaj Bierdiajew, Zarys metafizyki eschatologicznej. Twórczość i uprzedmiotowienie, tłum. i wstęp W. i R. Paradowscy, Kęty 2004. Tomasz Bliczewski, Komparatystyka i interpretacja. Nowoczesne badania porównawcze wobec translatolgii, Kraków 2010. Jan Błoński, Od Kalwina do Loyoli: historia nawrócenia, w: idem, Mikołaj Sęp Szarzyński a początki polskiego baroku, wyd. II, Kraków 1996. Michał Bohun, Fiodor Dostojewski i idea upadku cywilizacji europejskiej, Katowice 1996 Wacław Borowy, O Norwidzie. Rozprawy i notatki, Warszawa 1960. Strona | 339 Halina Brzoza, Dostojewski. Myśl a forma, Łódź 1984. Martin Buber, Ja i Ty. Wybór pism filozoficznych, tłum. J. Doktór, Warszawa 1992. Anna Burzyńska, Michał P. Markowski, Teorie literatury XX wieku. Podręcznik, Kraków 2009. Michael de Certeau, Marches dan la ville, w: idem, L’invention du quotidian, t. I, Paryż 1990. Edyta Chlebowska, „Ipse ipsum”. O autoportretach Cypriana Norwida, Lublin 2004. Piotr Chlebowski, Cypriana Norwida „Rzecz o wolności słowa”. Ku epopei chrześcijańskiej, Lublin 2000. Piotr Chlebowski, Obraz i słowo u Norwida, w: Norwid – artysta. W 125. Rocznie śmierci poety, red. K. Trybuś, W. Rajtaczak, Z. Dambek, Poznań 2008. Piotr Chlebowski, „Rzecz o wolności słowa” Norwida a „Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego” Mickiewicza, „Roczniki Humanistyczne” XLVI 1998, z. 1. Wojciech Chmielewski, Chrystus w grobie, „W drodze”, nr 4 (320) 2000. Cypriana Norwida kształt prawdy i miłości, red. S. Makowski, Warszawa 1986. Kazimierz Cysewski, Sławomir Rzepczyński, O „Czarnych kwiatach” Norwida, Słupsk 1996. Kazimierz Cysewski, Biblia w literackich analogizacjach (tezy i charakterystyki wstępne), w: Biblia w kulturze. Materiały sesji zorganizowanej przez Katedrę Filologii Polskiej WSP w Słupsku i Wyższe Seminarium Duchowne w Koszalinie, Słupsk 1996. Czas i przestrzeń w prozie polskiej XIX i XX wieku, red. Cz. Niedzielski, J. Speina, Toruń 1990. John Davis, The Great Exhibition, Stroud 1999. Edward Dembowski, O dramacie w dzisiejszym piśmiennictwie polskim, w: idem, Pisma. 1843, t. 3, red. A. Śladkowska, M. Żmigrodzka, Warszawa 1955. Bogusław Dopart, Uwagi o definiowaniu mistycyzmu romantycznego, „Poznańskie Studia Polonistyczne”, Seria literacka III (XXIII), Poznań 1996. Anna Dostojewska, Mój biedny Fiedia. Dziennik, przełożył oraz wstępem i komentarzem opatrzył R. Przybylski, Warszawa 1971. Antoni Dunajski, „O miłości ksiąg dwie” i jedna encyklika, w: Strona Norwida. Studia i szkice ofiarowane Profesorowi Stefanowi Sawickiemu, red. P. Chlebowski, W. Toruń, E. Żwirkowska, E. Chlebowska, Lublin 2008. Antoni Dunajski, Akcenty modlitewne w lirykach Cypriana Norwida, w: Liryka Cypriana Norwida, red. P. Chlebowski, W. Toruń, Lublin 2003. Strona | 340 Antoni Dunajski, Chrześcijańska interpretacja dziejów w pismach Cypriana Norwida, Lublin 1985. Antoni Dunajski, Teologiczne czytanie Norwida, Pelplin 1996. René Etiemble, Porównanie to jeszcze nie dowód, tłum. W. Błońska, w: Współczesna teoria badań literackich za granicą. Antologia, oprac. H. Markiewicz, t. 2., Warszawa 1976. Paul Evdokimov, Gogol i Dostojewski, czyli zstąpienie do otchłani, tłum. A. Kunka, Bydgoszcz 2002. Paul Evdokimov, Prawosławie, tłum. J. Klinger, Warszawa 2003. Paul Evdokimov, Sztuka ikony. Teologia piękna, Warszawa 1999. Paul Evdokimov, Kobieta i zbawienie świata, tłum. E.Wolicka, Poznań 1991. Andrzej Fabianowski, Piękno życia: romantyczne biografie jako teksty kultury, w: Piękno wieku dziewiętnastego. Studia i szkice z historii literatury i estetyki, red. E. Nowicka, Z. Przychodniak, Poznań 2008. Stanisław Falkowski, Między wyznaniem, drwiną i pouczeniem (Cypriana Norwida „Czemu”), w: „Czemu” i „Jak” czytamy Norwida, red. J. Chojak, E. Teleżyńska, Warszawa 1991. Elżbieta Feliksiak, Poezja i myśl. Studia o Norwidzie, Lublin 2001. Józef F. Fert, Chrystus Norwida. Ku odrodzeniu kontemplacji, w: idem, Norwidowskie inspiracje, Lublin 2004. Józef F. Fert, Norwid poeta dialogu, Wrocław-Łódź 1982. Józef F. Fert, Wstęp, do: C. Norwid, Vade-mecum, oprac. J. Fert, BN I 271, WrocławŁódź 1990. Paweł Galiński OSB, Wprowadzenie, w: Opowieści pielgrzyma, tłum. A. Wojnowski, wydanie IV, Poznań brw. Bohdan Galster, Wstęp do: M. Gogol, Martwe dusze, tłum. W. Broniewski (tom I), M. Leśniewska (tom II), oprac. B. Galster, Wrocław 2009. Genologia Cypriana Norwida, red. A. Kuik-Kalinowska, Słupsk 2005. S. Gindin, Michał Głowiński, Norwidowa druga osoba, w: idem, Prace wybrane, t. V, Intertekstualność, groteska, parabola. Szkice ogólne i interpretacje, red. R. Nycz, Kraków 2000. Michał Głowiński, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977. Leonid Grossman, Dostojewski, Warszawa 1968. Strona | 341 Witold Gombrowicz, Gustaw Herling- Grudziński, Dwugłos o sumieniu Raskolnikowa, „Znak” 1981, nr 1-2. Jürgen Habermas, Filozoficzny dyskurs nowoczesności, tłum. M. Łukasiewicz, Kraków 2005. Grażyna Halkiewicz-Sojak, Autokreacja w „Promethidionie”, w: „Studia Norwidiana” 9-10, 1991-1992. Grażyna Halkielwicz-Sojak, Byron w twórczości Norwida, Toruń 1994. Grażyna Halkiewicz-Sojak, Norwidowskie metafory i definicje piękna, w: Piękno wieku dziewiętnastego. Studia i szkice z historii literatury i estetyki, red. E. Nowicka, Z. Przychodniak, Poznań 2008. Grażyna Halkiewicz-Sojak, Orfeusz Mickiewicza, Krasińskiego i Norwida na tle tradycji motywu w: Inspiracje Grecji antycznej w dramacie doby romantyzmu. Rekonesans, red. M. Kalinowska, Toruń 2001. Historia literatury rosyjskiej, red. M. Jakóbiec, t. I-II, wyd. 2., Warszawa 1976. Roman Ingarden, O estetyce filozoficznej, w: idem, Dzieła filozoficzne, t. III, Studia z estetyki, Warszawa 1970. Mieczysław Inglot, Norwid wobec powieści jako literatury popularnej swoich czasów, w: idem, Drogami pielgrzyma. Studia i artykuły o twórczości „czwartego wieszcza”, Lublin 2007. Mieczysław Inglot, Trzy milczenia. „Milczenie” Cypriana Norwida w kontekście „Milczenia” Ignacego Krasickiego oraz „Milczenia” Franciszka Grzymały, w: Strona Norwida. Studia i szkice ofiarowane Profesorowi Stefanowi Sawickiemu, red. P. Chlebowski, W. Toruń, E. Żwirkowska, E. Chlebowska, Lublin 2008. Jan Paweł II, O Cyprianie Norwidzie w 180 rocznicę urodzin poety, w: Norwid bezdomny. W 180 rocznicę urodzin poety, red. J. Kopciński, Warszawa 2002. Maria Janion, „Jak smutny żeglarz”, wstęp do: C. Norwid, Cywilizacja. Legenda, wstęp M. Janion, Gdańsk 1978. Jak czytać Norwida? Postawy badawcze, metod, weryfikacje, red. B. KuczeraChachulska, J. Trzcionka, Warszawa 2008. Jerzy Jarzębski, Prowincja i centrum. Przypisy do Schulza, Kraków 2006. Dariusz Jastrząb, Duchowy świat Dostojewskiego, Kraków 2009. Edward Jaśkiewicz, Cyprian Kamil Norwid – Edgar Allan Poe. Dwa oblicza oryginalności noweli, w: Genologia Cypriana Norwida, red. A. Kuik-Kalinowska, Słupsk 2005. Strona | 342 Dorota Jewdokimow, „Realizm w wyższym sensie” jako metoda wydobywania prawdy w dziele literackim Fiodora Dostojewskiego, w: Prawda w literaturze. Studia, red. A. Tyszczyk, J. Borowski, I. Piekarski, Lublin 2009. Dorota Jewdokimow, Człowiek przemieniony. Fiodor M. Dostojewski wobec tradycji Kościoła Wschodniego, Poznań 2009. Klemens Aleksandryjski, Kobierce zapisków filozoficznych dotyczących prawdziwej wiedzy, z języka greckiego przełożyła, wstępem, komentarzem i indeksami opatrzyła J. Niemirska-Pliszczyńska, t. 1-2, Warszawa 1994. Leszek Kołakowski, Czy już w po-chrześcijańskim świecie żyjemy?, „Tygodnik Powszechny” 40/2000. Tomasz Korpysz, Definicje poetyckie Norwida, Lublin 2009. Tomasz Korpysz, Jadwiga Puzynina, Wolność i niewola w pismach Cypriana Norwida. Teresa Kostkiewiczowa, Oświecenie – próg naszej współczesności, Warszawa 1994. Anna Kościołek, „Dziennik pisarza” Fiodora Dostojewskiego. Próba monografii, Toruń, 2000 Anna Kozłowska, Nawiasem mówiąc. O wtrąceniach nawiasowych w wierszach z „Vade-mecum” Cypriana Norwida, w: Norwid. Z warsztatów norwidologów bielańskich, red. T. Korpysz, B. Kuczera-Chachulska, Warszawa 2011. Bernadetta Kuczera-Chachulska, „Czas siły-zupełnej”. O kategorii wysiłku w poezji Norwida, Lublin 1998. Bernadetta Kuczera-Chachulska, Norwida „przypowieść o pięknem” i inne szkice z pogranicza genologii i estetyki, Warszawa 2008. Bernadetta Kuczera-Chachulska, Wokół „Czarnych…”, „Białych kwiatów” i „Vademecum”. Elegijność Norwida, w: eadem, Przemiany form i postaw elegijnych w liryce polskiej XIX wieku. Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Faleński, Asnyk, Konopnicka, Warszawa 2002. Wojciech Kudyba, Medytacja Norwida, w: Liryka Cypriana Norwida, red. P. Chlebowski, Lublin 2003. Danuta Kułakowska, Dostojewski. Dialektyka niewiary, Warszawa 1981. Czesław Latawiec, Cyprian Kamil Norwid i jego czasy (pierwsze dziesięciolecie twórczości Norwida). „Promethidion” na tle platońskich systemów estetycznych XVIII i XIX wieku, Poznań 1939. Wacław Lednicki, Polacy i Dostojewski, w: idem, Russia, Poland and the West. Essays in literary and cultural history, London 1954. Strona | 343 Philippe Lejeune, Pakt autobiograficzny, w: idem, Wariacje na temat pewnego paktu. O autobiografii, red. R. Lubas-Bartoszyńska, tłum. rozdz. A. Labuda, Kraków 2001. Emmanuel Levinas, Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, tłum. M. Kowalska, Warszawa 2002. Leszek Libera, „Wyobrażenie ogro mnej miłości” – „W Szwajcarii”, w: idem, „W Szwajcarii”. Studiu m o Juliuszu Słowackim, Krakó w 2001. Wojciech Ligęza, Jerozolima i Babilon. Miasta poetów emigracyjnych, Kraków 1998. Gorg Lukács, Spowiedź Stawrogina, tłum. R. Turczyn, w: idem, Pisma krytycznoteoretyczne Georga Lukácsa, wybór i wstęp S. Morawski, Warszawa 1994 Jean François Lyotard, Odpowiedź na pytanie: co to jest postmodernizm?, w: Postmodernizm. Antologia przekładów, red. R. Nycz, Kraków 1997. Zdzisław Łapiński, Norwid, Kraków 1984. Jurij Łotman, Rosyjski dandyzm, w: idem, Rosja i znaki. Kultura szlachecka wieku XVIII i na początku XIX, tłum. B. Żyłko, Gdańsk 1999. Manfred Lurker, Słownik obrazów i symboli religijnych, tłum. bp K. Romaniuk, Poznań 1989. Tomasz Łubieński, Norwid wraca do Paryża, Kraków 1989. Janusz Maciejewski, Cyprian Norwid, Warszawa 1992. Marian Maciejewski, „ażeby ciało powróciło w słowo”. Próba kerygmatycznej interpretacji literatury, Lublin 1991. Marian Maciejewski, „Choć Radziwiłł, alem człowiek…”. Gawęda romantyczna prozą, Kraków 1985. Marian Maciejewski, Mickiewiczowskie „czucia wieczności”. (Czas i przestrzeń w liryce lozańskiej), w: idem, Poetyka, gatunek – obraz. W kręgu poezji romantycznej, Wrocław 1977. Marian Maciejewski, Spojrzenie „w górę” i „wokoło”. (Norwid – Malczewski), w: idem, Poetyka – gatunek – obraz. W kręgu poezji romantycznej, Wrocław 1977. Stanisław Mackiewicz, Dostojewski, Warszawa 1956. Tadeusz Makowiecki, „Promethidion”, w: K. Górski, T. Makowiecki, I. Sławińska, O Norwidzie pięć studiów, Toruń 1949. Tadeusz Makowiecki, „Promethidion” Norwida a „Dworzanin” Górskiego, „Ruch Literacki” 1928, nr 2. Strona | 344 Piotr Marchewka, Z romantycznych rodowodów biblijnych. Apostoł Paweł w twórczości Cypriana Norwida, Poznań 2009. Mały słownik terminów i pojęć filozoficznych dla studiujących filozofię chrześcijańską, oprac. A. Podsiad, Z. Więckowski, Warszawa 1983. Henryk Markiewicz, Badania porównawcze w literaturoznawstwie polskim, w: idem, Przekroje i zbliżenia dawne i nowe, Warszawa 1976. Maria R. Mayenowa, Poetyka teoretyczna. Zagadnienia języka, Wrocław 1979. Sławomir Mazurek, Rosyjski renesans religijno-filozoficzny. Próba syntezy, Warszawa 2008. Sławomir Mazurek, Utopia i łaska. Idea rewolucji moralnej w rosyjskiej filozofii religijnej, Warszawa 2006. Aleksandra Melbechowska-Luty, Sztukmistrz. Twórczość artystyczna i myśl o sztuce Cypriana Norwida, Warszawa 2001. Aleksandra Melbechowska-Luty, „Cywilizacja” „Trans-Atlantyk”. Ocean, okręty, przystanie Norwida i Gombrowicza, „Konteksty” 2002, nr 1-2. Alina Merdas RSCJ, Łuk przymierza. Biblia w twórczości Norwida, Lublin 1983. Michał Michajłowski, Okrutny talent, tłum. L. Liburska, w: Okrutny talent. Dostojewski we wspomnieniach, krytyce i dokumentach, wybór, wstęp i przypisy Z. Podgórzec, Kraków-Wrocław 1984. Czesław Miłosz, Dostojewski w: idem, Abecadło Miłosza, Kraków 1997 Czesław Miłosz, Legenda miasta-potwora, w: idem, Legendy nowoczesności, Kraków 2009. Piotr Mitzner, Romantyczna pułapka, w: idem, Biedny język. Szkice o kryzysie słowa i literaturze wojennej, Warszawa 2011. Piotr Mitzner, Teatr światła i cienia. Oświetlenie teatrów warszawskich na tle historii oświetlenia od średniowiecza do czasów najnowszych, Warszawa 1987. Maurycy Mochnacki, O duchu i źródłach poezji w Polszcze, w: idem, Rozprawy literackie, oprac. M. Strzyżewski, Wrocław 2004. Stefan Morawski, Studia z historii myśli estetycznej XVIII i XIX wieku, Warszawa 1961. Norwid – artysta. W 125. rocznicę śmierci poety, red. K. Trybuś, W. Ratajczak, Z. Dambek, Poznań 2008. Norwid. Z dziejów recepcji twórczości, wybór tekstów, opracowanie i wstęp M. Inglot, Warszawa 1983. Strona | 345 Nowy Pana Naszego Jezusa Chrystusa Testament przez x Jakuba Wujka Societatis Jesu na polski język przełożony, Lipsk 1830. Ireneusz Opacki, Poezja romantycznych przełomów. Szkice, Wrocław-Gdańsk 1972. Ryszard Nycz, O nowoczesności jako doświadczeniu. Uwagi na wstępie, w: Nowoczesność jako doświadczenie, red. R. Nycz, A. Zeidler-Janiszewska, Kraków 2006. Ewa Paczoska, Prawdziwy koniec XIX wieku. Śladami nowoczesności, Warszawa 2010. Henryk Paprocki, Dostojewski, [hasło], w: Religia. Encyklopedia PWN, red. T. Gadacz, B. Milerski, t. 3., Warszawa 2006. Henryk Paprocki, Lew i mysz, czyli tajemnica człowieka. Esej o bohaterach Dostojewskiego, Białystok 1997. Radosław Pawelec, Jadwiga Puzynina, Słownictwo etyczne Cypriana Norwida, Warszawa 1993. Adam Pług [Andrzej Pietrkiewicz], Teodor Dostojewski, „Kłosy” 1881, nr 843 (13/25 VIII). Dariusz Pniewski, Między obrazem i słowem. Studia o poglądach estetycznych i twórczości literackiej Norwida, Lublin 2005. Poeta i sztukmistrz. O twórczości poetyckiej i artystycznej Norwida, red. P. Chlebowski, Lublin 2007. Magdalena Popiel, O nową estetykę. Między filozofią sztuki a filozofią kultury, w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. M. P. Markowski, R. Nycz, Kraków 2010. Magdalena Popiel, Oblicza wzniosłości. Estetyka powieści młodopolskiej, Kraków 2003. Georges Poulet, Metamorfozy czasu, tłum. W. Błońska, Warszawa 1977. Przestrzeń i literatura. Studia, M. Głowiński, A. Okopień-Sławińska, Wrocław 1978. Ryszard Przybylski, To jest klasycyzm, wstęp M. Janion, Warszawa 1978. Ryszard Przybylski, Dostojewski i „przeklęte problemy”, Warszawa 2010. Ryszard Przybylski, Maria Janion, Sprawa Stawrogina, posłowie T. Komendant, Warszawa 1996. Zbigniew Przychodniak, O tym, jak literatura stała się piękna (i jak piękną być przestała), w: Piękno wieku dziewiętnastego. Studia i szkice z historii literatury i estetyki, red. E. Nowicka, Z. Przychodniak, Poznań 2008. Michel Quenot, Ikona. Okno ku wieczności, tłum. H. Paprocki, Białystok 1997 Strona | 346 Halina Rarot, Dostojewski. Myśl a forma, Łódź 1984. Wasilij Rozanow, Legenda o Wielkim Inkwizytorze F. M. Dostojewskiego, tłum. J. Chmielewski, Warszawa 2004. Krzysztof Rutkowski, Przygotowanie, w: idem, Mistrz. Widowisko, Gdańsk 1996. Ewa Rybicka, Geopoetyka (o mieście, przestrzeni i miejscu we współczesnych teoriach i praktykach kulturowych), w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. M. P. Markowski, R. Nycz, Kraków 2010. Sławomir Rzepczyński, Norwid i nowoczesność (perspektywa podmiotowości), „Colloquia Litteraria” 2/3, ½ 2007. Sławomir Rzepczyński, Biografia i tekst. Studia o Mickiewiczu i Norwidzie, Słupsk 2004. Sławomir Rzepczyński, Wokół „nowel włoskich” Norwida. Z zagadnień komunikacji literackiej, Słupsk 1996. Sławomir Rzepczyński, Nad „Przeszłością” Norwida, w: Czytając Norwida. Materiały z konferencji poświęconej interpretacji utworów Cypriana Norwida zorganizowanej przez Katedrę Filologii Polskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Słupsku, Słupsk 1995. Wiesław Rzońca, Norwid a romantyzm polski, Warszawa 2005. Wiesław Rzońca, Witkacy – Norwid. Projekt komparatystyki dekonstrukcjonistycznej, Warszawa 1998. Roberto Salvadori, Crystale Palace: mit pierwotny, w: idem, Mitologia nowoczesności, tłum. H. Kralowa, Kraków 2004. Stefan Sawicki, Kiedy „Promethidion” został napisany? w: idem, Wstęp, do: Cyprian Norwid, Promethidion. Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem, wstęp i opracowanie S. Sawicki, Kraków 1997. Stefan Sawicki, Norwida walka z formą, Warszawa 1986. Stefan Sawicki, Wartość – sacrum – Norwid. Studia i szkice aksjologicznoliterackie, Lublin 2004. Agata Seweryn, „Pozwól tam spojrzeć zawróconej głowie…” W szwajcarskim ogrodzie Słowackiego, w: Juliusz Słowacki – interpretacje i reinterpretacje, red. E. Skalińska, E. Szczeglacka-Pawłowska, Warszawa 2011. Dariusz Seweryn, „Śpiąc z Epopeją”. O możliwości badania wyobraźni erotycznej Norwida, w: Jak czytać Norwida? Postawy badawcze, metody, weryfikacje, red. B. Kuczera-Chachulska, J. Trzcionka, Warszawa 2008. Strona | 347 Mikołaj Sęp Szarzyński, O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem, w: „I w odmianach czasu smak jest”. Antologia polskiej poezji epoki baroku, oprac. J. Sokołowska, Warszawa 1991. William Shakespeare, Sen nocy letniej, w: idem, Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira), wydanie illustrowane ozdobione 545 drzeworytami rysunku H. C. Selousa, przekład St. Koźmiana, J. Paszkowskiego i L. Ulricha, z dodatkiem życiorysu poety i objaśnień, pod redakcją J. I. Kraszewskiego, t. III, Komedye, Gebethner i Wolff, Warszawa 1877. Agata Sikora, „Król Duch” nie jeździł koleją, „Nowe Książki”, 6/2011. Tadeusz Sławek, Wnętrze. Z problemów doświadczenia przestrzeni w poezji, Katowice 1984. Irena Sławińska, O komediach Norwida, Lublin 1953. Irena Sławińska, O prozie epickiej Norwida. Z zagadnień warsztatu poety-dramaturga, w: eadem, Reżyserska ręka Norwida, Kraków 1971. Słownik terminów literackich, red. J. Sławiński, Wrocław 2002. Józef Smaga, Fiodora Dostojewskiego rozważania o sztuce, w: F. Dostojewski, O literaturze i sztuce, wybór i przekład M. Leśniewska, Kraków 1976. Władimir Sołowjow, Ogólny sens sztuki, w: idem, Wybór pism, t. 3., tłum. J. Zychowicz, Wybór pism, t. 3., Poznań 1988. Władimir Sołowjow, Trzy mowy ku pamięci Dostojewskiego, tłum. J. Zychowicz, w: idem, Wybór pism, t. 3., Poznań 1988. Zofia Stefanowska, Historia i profecja. Studium o „Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego” Adama Mickiewicza, Kraków 1998. Zofia Stefanowska, Próba zdrowego rozumu, w: eadem, Próba zdrowego rozumu. Studia o Mickiewiczu, Warszawa 1976. Zofia Stefanowska, Strona romantyków. Studia o Norwidzie, Lublin 1993. Barbara Stelmaszczyk, Autoportret z kobietą w tle. O liryce Norwida, w: Rozjaśnianie ciemności. Studia i szkice o Norwidzie, red. J. Brzozowski, B. Stelmaszczyk, Kraków 2002 Jerzy Stempowski, Polacy w powieściach Dostojewskiego, w: idem, Eseje dla Kassandry, Gdańsk 2005. Maria Straszewska, O milczeniu i ciszy u Norwida, Warszawa 1963. Zbigniew Sudolski, Norwid. Opowieść biograficzna, Warszawa 2003. Symbol w dziele Cypriana Norwida, red. W. Rzońca, Warszawa 2011. Strona | 348 William Szekspir, Hamlet. Królewicz duński, tłum. J. Paszkowski, Warszawa 1973 Ewa Szczeglacka, Romantyczny „homo legens”. Zygmunt Krasiński jako czytelnik polskich poetów, Warszawa 2003. Lew Szestow, Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii, tłum. C. Wodziński, Warszawa 1987. Piotr Śniedziewski, Malarmé – Norwid. Milczenie i poetycki modernizm we Francji oraz w Polsce, Poznań 2008. Władysław Tatarkiewicz, Droga przez estetykę, Warszawa 1972. Władysław Tatarkiewicz, Dzieje sześciu pojęć, Warszawa 1976. Władysław Tatarkiewicz, Postawa estetyczna, literacka i poetycka, w: idem, Wybór pism estetycznych, wprowadzenie, wybór i opracowanie A. Kuczyńska, Kraków 2004. Tertullianus, O widowiskach. O bałwochwalstwie, tłum. S. Naskręt, A. Strzelecka, oprac. S. Naskręt, P. Wygralak, Poznań 2005. Józef Tischner, Filozofia dramatu, Kraków 2006. Szymon Tokarzewski, Na Irtyszu, w: idem, Pośród cywilnie umarłych. Obrazki z życia Polaków na Syberyi, Warszawa b. r. w. Wojciech Tomasik, Ikona nowoczesności. Kolej w literaturze polskiej, Wrocław 2007. Władimir Toporow, Tekst miasta-dziewicy i miasta-nierządnicy w aspekcie mitologicznym, w: idem, Miasto i mit, wybrał, przełożył i wstępem opatrzył B. Żyłko, Gdańsk 2000. Władimir Toporow, Petersburg i tekst Petersburski, w: idem, Miasto i mit, wybrał, przełożył i wstępem opatrzył B. Żyłko, Gdańsk 2002. Władysław Toruń, Norwid a Rosja. (Uwagi na marginesie rapsodu „Fulminant”), „Znak” 1986, nr 383 (10). Zofia Trojanowicz, Rzecz o młodości Norwida, Poznań 1968. Zofia Trojanowiczowa, „Cywilizacja” Norwida. Propozycja nowej lektury, „Roczniki Humanistyczne”, t. XLVI, z. 1, 1998, zeszyt specjalny. Zofia Trojanowiczowa, Zofia Dambek Elżbieta Lijewska Iwona Grzeszczak, Kalendarz życia i twórczości Cypriana Norwida, t. I-III, , Poznań 2007. Zofia Trojanowiczowa, Sybir romantyków, w opracowaniu materiałów wspomnieniowych uczestniczył Jerzy Fiećko, Poznań 1993. Krzysztof Trybuś, Epopeja w twórczości Cypriana Norwida, Wrocław 1993. Mirosław Tryczyk, Czy doktryna „imperium rosyjskiego” jest antyeuropejska?, w: idem, Między imperium a Świętą Rosją, Gdynia 2009. Strona | 349 Jacek Trznadel, Czytanie Norwida. Próby, Warszawa 1978. Andrzej Tyszczyk, Prawda w literaturze. Między logiką a estetyką, w: Prawda w literaturze. Studia, red. A. Tyszczyk, J. Borowski, I. Piekarski, Lublin 2009. Bohdan Urbankowski, Dostojewski. Dramat humanizmów, Warszawa 1994. Andrzej Walicki, W kręgu konserwatywnej utopii. Struktura i przemiany rosyjskiego słowianofilstwa, Warszawa 2002. Andrzej Walicki, Zarys myśli rosyjskiej od Oświecenia do renesansu religijnofilozoficznego, Kraków 2005. Andrzej Waśko, Irydion w: idem, Zygmunt Krasiński. Oblicza poety, Kraków 2001. Aleksander Wat, Dostojewski i Stalin, w: idem, Świat na haku i pod kluczem. Eseje, oprac. K. Rutkowski, London 1985. Marek Wedemann, Polonofil czy polakożerca? Fiodor Dostojewski w piśmiennictwie polskim lat 1847-1897, Poznań 2010. Anna Wierzbicka, Język i naród: polski los i rosyjska sud’ba, „Teksty Drugie” 1991/3 (9). Cezary Wodziński, Konwulsje Dostojewskiego, w: idem, Trans, Dostojewski, Rosja, czyli o filozofowaniu siekierą, Gdańsk 2005. Igor Wołgin, Na skraju otchłani. Dostojewski a dwór carski, tłum. M. Kotowska, Warszawa 2001. Kazimierz Wyka, Pokolenia literackie, Kraków 1989. Kazimierz Wyka, Cyprian Norwid. Poeta i sztukmistrz, Kraków 1948. Joanna Zach-Błońska, Dialogowe obcowanie i …ironia, w: eadem, Monolog różnogłosy. O dramatach współczesnych Cypriana Norwida, Kraków 1999. Danuta Zamącińska, Poznawanie poezji Norwida, w: eadem, Słynne – nieznane. Wiersze późne Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Lublin 1985. Marian Zdziechowski, Pesymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa, w: idem, Wybór pism, opr. M. Zaczyński, Kraków 1993. Czesław Zgorzelski, O sonetach odeskich, w: idem, O sztuce poetyckiej Mickiewicza. Próby zbliżeń i uogólnień, Warszawa 1976. Marta Zielińska, Polacy, Rosjanie i romantyzm, Warszawa 1998. Jan Zieliński, Obraz pogodnej śmierci. Norwid – Rafael – Maratti i „Śmierć świętego Józefa”, Lublin 2010. Strona | 350 Jan Zieliński, Norwid inicjatorem wystawy o roli kobiet w historii Polski?, w: Norwid. Z warsztatów norwidologów bielańskich, red. T. Korpysz, B. Kuczera-Chachulska, Warszawa 2001. Jan Zieliński, Słowacki. SzatAnioł, wyd. II, Warszwa 2009. Zbigniew Żakiewicz, Polacy u Dostojewskiego, w: idem, Ludzie i krajobrazy, Gdańsk 1970. Maciej Żurowski, Norwid i symboliści, Warszawa 1964. Literatura przedmiotu w języku rosyjskim: Михаил Бахтин, Записи курса лекций по истории русской литературы 1922-1927, w: idem, Собрание сочинений, т. 2., ред. С. Г. Бочаров, Л. С. Мечичова, Москва 2000. Левис Багби, Введение в „Кроткую”. Писатель/ читатель, объект, „Dostoevsky Studies”, 1988, v. 9. Виссарион Белинский, Петербургский сборник, w: idem, Собрание сочинений в трѐх томах, ред. Ф. М. Головенченко, т. 3, Статьи и рецензии 1843-1848, Москва 1948. Альфред Бем, Легенда о луковке у Достоевского (Извлечение из доклада, прочитанного на международном съездe славистов в Варшаве, „Меч” 1934, nr 23. Ганна Богард, Произведения изобразительного искусства в творчестве Достоевского, Нью Йорк 1998. Филип Буббайер, С. Л. Франк. Жизнь и творчество русского философа, Moskwa 2001. Виктор Бычков, Эстетика отцов церкви. Апологеты. Блаженный Августин, Москва 1995. Владимир Даль, Толковый словарь живого русского языка в четырѐх томах , т. 1, репринтное издание 1903-1909 гг., осуществлено под редакцией профессора И. А. Бодуэна де Куртенэ, Москва, 1994. Михаил Гаспаров, Филология как нравственность, w: idem, Записи и выписки, Москва 2001. Сергей Гиндин, Неосущесвленный замысел Брюсова, „Вопросы литературы”, 1970, nr 9. Strona | 351 Господа Нашего Иисуса Христа Новый Завет, на славянском и руссом языке, иждивением Российского Библеского Общвства, Petersburg 1822. Леонид Гроссман, Достоевский и правительственные круги 1870-ых годов, „Литературное Наследство”, nr15, 1934. Николай Карамазин, Царствование Лжедимитра , w: idem, История Государства Российского, т. 11, Санкт-Петербург 1892. Юрий Карякин, Самообман Раскольникова. Роман Ф. М. Достоевского „Преступление и наказание”, Москва 1976. Татьяна Касаткина, О творящей природе слова. Онтологичность слова в творчестве Ф. М. Достоевского как основа „реализма в высшем смысле”, Москва 2004. Валерий Лепахин, Икона в творчестве Достоевского, в: Роман Ф. М. Достоевского „Идиот”. Современное состояние изучения, ред. Т. А. Касаткина, Москва 2001. Николай Лосский, Достоевский и его христианское миропонимание, Нью Йорк 1953. Юрий Лотман, Романы Достоевского и русская легенда, w: idem, Реализм русской литературы 60-х годов ХIХ века, Ленинград 1974. Самуил Лурье, Такой способ понимать, Москва 2007. Народные русские легенды собранные Афанасьевым, Лондон 1859. Л. Г. Пономарева, Круг чтения Ф. М. Достоевского в Омске w: http://www.omsu.ru/page.php?id=1207 Юрий Селезнев, Достоевский, Москва 1985. Юрий Сидяков, О иконе (образе) в творчестве Достоевского, в: Поэтика Достоевского. Статьи и заметки, Рига 2007. В. В. Смоленникова, Пушкинская речь Ф. М. Достоевского. Риторикокритический анализ, http://genhis.philol.msu.ru/article_104.shtml Владимир Соловьев, Толковый словарь по философии, http://terme.ru/dictionary/194/word/%CC%E5%F1%F1%E8%E0%ED%E8%E7%EC Lucjan Sucharek, Повесть Ф. М. Достоевского „Кроткая” , „Dostojevski Studies”, Uniwersiti of Toronto, 1985, vol. 6. Федор Тарасов, Роль Евангелия в художественном творчестве Ф. М. Достоевского, w: http://www.pravoslavie.ru/jurnal/culture/dostoevskij-evangelie.htm Strona | 352 Борис Успенский, Historia sub specie semitoticae, w: idem, Избранные труды, t. I, Семиотика истории. Семиотика культуры, Москва1994. Борис Успенский, Царь и самозванец: культурно-исторический феномен, w: idem, Избранные труды, т. 1., Семиотика истории. Семиотика культуры, Москва 1994. Борис Успиенский, Отзвуки концепции „Москва – Третий Рим” в идеологии Петра Первого, w: idem, Избранные труды. Том I. Семиотика истории. Семиотика искусства, Москва 1994. Алексей Хомяков, Церковь одна, w: idem, Церковь одна. Семирамида, Москва 2004. Ефим Эткинд, Внутренний человек и внешняя речь. Очерки психопоэтики русской литературы ХVIII-ХIХ веков, Москва 1998. Владимир Захаров, Христианский реализм в русской литературе (постановка проблемы) , http://www.portal-slovo.ru/philology/37309.php Strona | 353