Christian Boltanski - Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski

Transkrypt

Christian Boltanski - Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Materiały prasowe Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Christian Boltanski
Les Archives du Coeur / Archiwum Serc
7.02 – 20 03.2011
Kurator: Milada Ślzińska
Heinz Peter Schwerfel
rozmawia
z Christianem Boltanskim
Heinz Peter Schwerfel: Co kryje się za pomysłem nagrywania bicia ludzkiego serca?
Christian Boltanski: Kilka lat temu nagrałem bicie własnego serca i teraz wykorzystałem je
tutaj, w Maison Rouge, w mojej instalacji, w której przy pomocy prostego systemu
elektronicznego podłączam dźwięk do żarówki. Żarówka błyska w rytmie mojego bijącego
serca. Moim zdaniem jest to coś w rodzaju autoportretu, obrazu czy fotografii i każdy mógłby
w domu zamiast albumu ze zdjęciami mieć również CD z nagraniami bicia serca swojej
rodziny i najbliższych, aby od czasu do czasu móc sobie tego posłuchać.
HPS: Bicie serca jako identyfikacja człowieka, w formie zdjęcia portretowego lub cyfrowej
akustycznej odbitki, to coś bardzo intymnego. Dla ciebie jest to także materiał twórczy?
CB: Tak. Dopiero wsłuchując się we własne bijące serce, na przykład wieczorem czy w nocy,
kiedy wszystko inne już odpoczywa, zaczynamy się bać, że mogłoby przestać bić. Lękamy się
tego, co odbywa się w nas w środku. W mojej instalacji jest to dodatkowo wzmocnione przez
użycie słabej żarówki, budzącej obawę, że za chwilę mogłaby zgasnąć ostatecznie. Bicie serca
symbolizuje nasz niepokój, naszą kruchość, jest jednocześnie portretem i zwierciadłem naszej
przemijalności. I tym samym dla mnie bardzo wielowarstwową materią artystyczną.
HPS: Tworząc teraz archiwum nagrań nie twojego, ale cudzych serc, nie chcesz jednak
wykorzystać go do wystawy czy instalacji w jakimś muzeum, tylko umieścić na jakiejś
samotnej japońskiej wyspie.
CB: To jest właśnie ten absurdalny, szalony i na swój sposób zabawny aspekt całego
projektu. Jeżeli gdzieś na położonej z dala od cywilizacji wyspie urządzę archiwum bicia serc
obcych ludzi, to wydaje się to brzmieć jak scenariusz Jamesa Bonda z artystą w roli władcy
serc. Ale naprawdę ważne jest to, że archiwum powstaje w ramach fundacji i że fundacja ta
przetrwa moją śmierć i będzie istnieć dalej. Serca, które nagrywam teraz, będą bić nadal,
nawet wówczas, kiedy ich właścicieli już nie będzie. Również i moje serce w ten sposób mnie
przeżyje.
1
HPS: To nowy wymiar w twojej pracy. Do tej pory zbierałeś do swoich archiwów rzeczy
martwe: zdjęcia, odzież, przedmioty osobiste. Nic żywego, co przetrwałoby swego
właściciela.
CB: Nazywałem to zawsze „małą pamięcią”. Chciałem utrwalić coś, co chroni od
zapomnienia, gdyż dla mnie wszystko przemija zbyt szybko. W walce przeciwko
zapomnieniu zgromadziłem tysiące zdjęć anonimowych ludzi, używane ubrania, zrobiłem
tuziny artystycznych książek ze słów i nazwisk ludzi kiedyś żyjących. Nagrywanie bicia serca
jest nową drogą walki z zapomnieniem. Ale oczywiście wiem, że również i w tej walce
stoimy na straconych pozycjach. Nic nie powstrzyma ludzkiego umierania. I bycia
zapomnianym.
HPS: Mógłbyś trochę dokładniej wyjaśnić, jaki zamysł kryje się za fundacją na japońskiej
wyspie, na antypodach wszelkiej cywilizacji?
CB: Mógłbym wstawić Archiwum Serc (Les Archives du Coeur) do internetu, ale głęboko
wierzę w znaczenie podróży. Myślę tu o podróży w sensie pielgrzymki. Idea, że aby usłyszeć
bicie serca własnej babci, trzeba pojechać na drugi koniec świata, na małą japońską wyspę w
bezmiarze oceanu, jest ważnym aspektem mojej pracy. Słuchanie bicia serca po prostym
naciśnięciu guzika nie miałoby dla mnie najmniejszego sensu. Do tego dochodzi również
aspekt przygody, powieści przygodowej. Daleka wyspa przywodzi na myśl Robinsona Cruzoe
czy kapitana Nemo. A wyspa leży rzeczywiście bardzo daleko. Najpierw trzeba polecieć do
Japonii, następnie na wyspę o nazwie Hishima, na której mieszka pewien kolekcjoner, który
w górskich sztolniach zainstalował dawne, nowoczesne i współczesne dzieła sztuki, na
przykład instalacje świetlne Jamesa Turrella. Jest też jedna góra, w której wisi pięć dużych
obrazów Moneta z cyklu Nenufary. Ten kolekcjoner oddał do dyspozycji artystom – w tym i
mnie – wiele małych wysp, na których mogą na stałe zainstalować jedną lub więcej swoich
prac. Stopniowo na oceanie na przestrzeni kilkuset kilometrów kwadratowych będą
rozmieszczone dzieła sztuki, powstanie coś w rodzaju współczesnej kultury morza
egejskiego.
HPS: Jak dotrzeć na tę wyspę?
CB: Z Tokio leci się na południe, do Osaki. Tam łapie się prom na główną wyspę, a potem
jeszcze jeden statek, który dopływa na „moją” wyspę – tę, na której pracuję. Wszystko będzie
gotowe dopiero za kilka lat, najwcześniej w 2010 roku. Na nadbrzeżu należy jeszcze
zbudować przystań, postawić budynek, przebić drogi i dróżki. Wyspa jest gęsto zarośnięta,
nieprzechodnia i nieprzejezdna. To długofalowy projekt. Czas budowy - ale będę to robić
również już po otwarciu – wykorzystuję w różnych miastach świata na nagrywanie bicia serc
w specjalnej kabinie, którą zaprojektowałem specjalnie w tym celu.
HPS: Brzmi to, jakby i twój projekt był rodzajem przygodowej powieści…
CB: Ale powieści realistycznej, osadzonej w rzeczywistości. Nie interesuje mnie początek
powieści, który nie miałby odniesienia do rzeczywistości. Powieść musi zaczynać się tak:
gdzieś, daleko stąd, jest japońska wyspa, która chroni bicie ludzkich serc z całego świata. I to
musi być prawdą.
2
HPS: Wracasz ciągle do powieści. Powieść (niem. der Roman – przyp. red.) kojarzy mi się z
romansem, z romantyzmem. Twoja postawa twórcza zawsze była romantyczna – w tym
sensie, że postawienie człowieka w centrum sztuki ma w sobie coś głęboko humanistycznego.
CB: Zawsze starałem się budować człowiekowi pomniki – nie z twardego marmuru lub
brązu, lecz miękkie, kruche, wrażliwe. I to są pomniki ludzi, którzy normalnie nie mają prawa
do własnego monumentu. Są to na przykład pomniki ze słów w formie książki, jak ten dla
Umarłych Szwajcarów (Les Suisses Morts) z kantonu Wallis czy dla robotników z pewnej
angielskiej fabryki z roku 1960. Są to ludzie, których nazwiska nigdy nie pojawiłyby się w
żadnej książce. Nazwisko jest dla mnie czymś bardzo ważnym, bo dowodzi, że ktoś istniał,
nawet jeśli jest to nazwisko bardzo zwyczajne, jak Jean Dupont. Żył kiedyś pewien Jean
Dupont, więc trzeba go wymienić z imienia i nazwiska, to bardzo ważne. Równie ważne jest,
aby gdzieś można było usłyszeć bicie serca Jeana Duponta.
HPS: W instalacji Les Archives du Coeur w Maison Rouge mamy bicie twojego serca,
żarówkę i wiele czarnych ram, wypełnionych czarnym kartonem. Ale żadnych zdjęć…
CB: Są obrazy. Obrazy tych, którzy sobie te czarne ramy oglądają i odkrywają w nich swoje
odbicie. Wydaje mi się, że nie potrzebuję już żadnych fotografii. Każdy przynosi ze sobą swój
obraz. To są obrazy lustrzane. Wiele różnych luster, w których pojawiają się ludzie i potem
znikają, jak fantomy. Nie ma już potrzeby utrwalania twarzy na papierze fotograficznym. Ale
tam była.
HPS: Twoja twórczość najpierw obracała się wokół ciebie samego, obrazów twojej własnej
osoby, po czym twoja osoba całkiem zniknęła, pozostały jedynie obrazy i obiekty jako
pozostałości po innych. Teraz znikają również i te obrazy, a pozostaje tylko dźwięk bijącego
serca.
CB: Tak właśnie jest: jest coraz mniej. Nikogo już nie ma, niczyjego obrazu. Serce też
wydaje się bić coraz słabiej.
Rozmowa przeprowadzona na wystawie Les Archives du Coeur, Maison Rouge, Paryż, 20
września 2008 r.
Wywiad z Christianem Boltanskim powstał z okazji kręcenia filmowego portretu
Boltanskiego dla stacji telewizyjnej ARTE.
Heinz Peter Schwerfel – dziennikarz, krytyk sztuki i twórca filmowy; mieszka w Paryżu i w
Kolonii.
Przekład z niemieckiego: Katarzyna Weintraub
3

Podobne dokumenty