Praca Aleksandry Urbańskiej

Transkrypt

Praca Aleksandry Urbańskiej
Mój szkolny kolega z misji
„Niech zakwitnie miłość”
Aleksandra Urbańska
str. 1
„Starajmy się tak postępować i tak żyć, by nikomu w naszej Ojczyźnie nie brakło dachu
nad głową i chleba na stole, by nikt nie czuł się samotny, pozostawiony bez opieki.”(Jan Paweł II)
Obudziłam się, gdy samochód gwałtownie zahamował. Misjonarze siedzący w dusznej
klitce pojazdu pozbawionego jakiejkolwiek klimatyzacji przestraszeni nagłą sytuacją wszczęli
panikę. Nie byłam w stanie pojąć tego, co się stało. W końcu znad fali rąk dostrzegłam leżącą
na drodze postać. Był to chłopiec, bardzo wychudzony, przyodziany w brudną
i podziurawioną
koszulkę
-Kolejna
ofiara-
przybierającą
usłyszałam
kolor
starego
od
złota.
kolegi.
Łzy napłynęły mi do oczu. Jednak szybkim ruchem otarłam krople łez i potu z twarzy.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że takie widoki będą pojawiały się coraz częściej.
Decyzja podjęcia się pracy misyjnej była spełnieniem moich marzeń. Pięć lat temu
przystąpiłam do organizacji „Słowo życia”, która zajmowała się dziećmi z Etiopii.
Zajmujemy się m.in. adopcją na odległość, pozyskiwaniem pieniędzy na szczepionki
organizując imprezy charytatywne oraz pogłębiamy wiedzę małych Afrykańczyków
wyjeżdżając na misje.
Od lat chciałam odwiedzić Afrykę, lecz gdy tylko nadarzyła się taka okazja coś
krzyżowało moje plany- przeziębienie, grypa. Nie mogłam narazić naszych podopiecznych na
niebezpieczeństwo, które dla mnie było rzeczą błahą, lecz dla nich mogłoby stać się
zagrożeniem.
Tego roku udało mi się dopiąć swego. Wszystkie badania przeszłam pomyślnie.
Miałam kilka tygodni, aby przygotować się do wyjazdu. Musiałam o siebie zadbać, aby
podróż doszła do skutku. Tygodnie mijały szybko, a ja coraz bardziej cieszyłam się ze
zbliżającej się misji. Jednak bałam się tego, co tam zastanę. I nie myliłam się…
Gdy część sanitariuszy zajęła się zwłokami chłopca ruszyliśmy dalej. Po niespełna
dwudziestu minutach dotarliśmy do przeznaczonej pod naszą opiekę wioski, a właściwie
obozu dla uchodźców.
str. 2
Przed drzwiami autokaru zebrała się grupa dzieci śledzących każdy nasz ruch. Na
ustach malowały się nieśmiałe uśmiechy, a w oczach widać było strach i lęk. Jednak nie
wszyscy byli nami zainteresowani.
Wiedziałam, że Etiopia to jeden z najbiedniejszych i słabo rozwiniętych krajów
świata, zrujnowany wieloletnią wojną domową. Panujący tam klimat ma wpływ na częste
klęski głodu. Panuje tam susza, której ogrom jest nie do opisania.
Na rozległym piaszczystym terenie ujrzałam morze namiotów, w których mieścił się
szpital, choć jego wygląd o tym nie świadczył. Przerażała mnie wielkość ludzkiego
nieszczęścia, które tam zobaczyłam, a rzeczą najgorszą był widok dzieci leżących
z zamkniętymi oczami.
Nie wyobrażałam sobie takiego widoku, marne łóżka, porozkładane materace- na
każdym leżące dziecko. Rączki i nóżki, które przypominały raczej patyczki, wielki brzuch,
który nie był najedzony, lecz duży z głodu, niekształtna głowa i ogromne oczy przepełnione
strachem, smutkiem, łzami i proszące o jakąkolwiek pomoc, bo każdy chce żyć.
Po zakwaterowaniu się w namiotach wyruszyliśmy na zebranie, gdzie mieliśmy się
dowiedzieć o czekających na nas obowiązkach.
Moim zadaniem było zajmowanie się dwoma chłopcami. Jak się później okazało byli
to dwaj bracia. Starszy miał na imię Nail. Jeszcze rok temu był zdrowy, lecz dziś rozpalała go
gorączka. Jego oczy biegały bezradnie po suficie namiotu. Mimo to jego stan był dobry.
Jego młodszy brat miał na imię Oli. Był strasznie wychudzony, leżał z wysoką
gorączką i z zamkniętymi oczami. Co chwilę ktoś zmieniał mu zimnie okłady, aby zbić
temperaturę. Lekarze przestali wierzyć, że jego stan się polepszy. Nail, gdy tylko poczuł się
lepiej mówił do młodszego brata, aby ten walczył z chorobą i przezwyciężył cierpienie. Gdy
Oli otwierał oczy zwilżałam mu usta wodą. Dzień w dzień siedziałam przy rodzeństwie
i czytałam im książki. Oli jakby nieobecny wpatrywał się w ścianę słuchając mojego głosu.
Czasem
wydawało
mi
się,
że
uśmiecha
się
kącikiem
ust.
-On nie uśmiecha się do nas.- powiedział Nail- Słyszałem, jak lekarze o tym rozmawiali.
Twierdzą,
-Nie
-On
że
to
przez
martw
umrze-
-Będzie
powiedział
gorączkę.się-
i
łzy
dodał
odparłam
popłynęły
mu
dobrze-przekonywałam
ochrypłym
z
strumieniami
półgłosem.
troską.
po
policzkach.
Nailego.
str. 3
Oszukiwałam samą siebie. Dobrze wiedziałam, że stan małego chłopca jest krytyczny. Nail
czuł to bardzo dobrze.
Stan małego Afrykańczyka przez kilka dni się nie zmieniał. Gdy pojawiła się
jakakolwiek nadzieja na poprawę, gorączka się nasilała. Ja wciąż siedziałam przy nim.
Czytałam książki, opowiadałam historie i patrzyłam jak śpi. Zamknięte powieki i lekki
uśmiech na twarzy stwarzały wrażenie jakby Oli ucinał sobie drzemkę. Dałabym wiele gdyby
tak było. Lekarz kazał mi iść i odpocząć do namiotu. Niechętnie spełniłam jego życzenie.
Rankiem, gdy tylko się obudziłam pobiegłam do szpitalnego namiotu. Bałam się, że
gdy wejdę to łóżka Oliego będzie puste. Lżej mi się zrobiło na sercu, gdy ujrzałam jego
ogromne czarne oczy. Jednak widziałam je tego dnia po raz ostatni. Wieczorem chłopiec
wycieńczony gorączką zmarł. Nail wypłakał chyba wszystkie łzy. Ja również nie mogłam
sobie poradzić ze stratą tego chłopca. Był mi zupełnie obcy, ale czułam się jak po stracie
bliskiej mi osoby. Jednak postanowiłam sobie, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby
Nail wrócił do zdrowia.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Teraz dotarło do mnie, że świat jest taki
niesprawiedliwy. Są kraje, gdzie żywność leży na ulicach, w koszach na śmieci, parę młodą
obsypuje się ryżem na szczęście, a tutaj, w Etiopii tego brakuje. W innych krajach woda leje
się hektolitrami i nikt jej nie oszczędza. W Afryce każda kropla jest na wagę życia, nie złota.
Czy jedna kropla może uratować życie? Tak, bo według lekarzy mogłam jedną kroplą zwilżyć
usta tego malca i modlić się o poprawę. Jednak Oliemu nie było dane dłużej żyć, tak jak i jego
rodzicom, którzy byli ofiarami głodu.
Teraz przesiadywałam całe dnie przy łóżku Naila. Dobrze mi się z nim rozmawiało.
-Jakie
jest
twoje
marzenie?-
Zapytałam
pewnego
dnia.
-Chciałbym chociaż jednego dnia nie czuć się głodnym i spragnionym- odpowiedział
z nieśmiałym uśmiechem.
Jego odpowiedź mnie zaskoczyła. W Europie dzieci marzą o komputerach, grach
komputerowych, pieniądzach, sławie, a on pragnie jedynie jedzenia, którego my mamy pod
dostatkiem.
-Czy mogłaby pani nauczyć mnie pisać i czytać?- Zapytał przerywając ciszę.
-Oczywiście. Jestem tutaj, aby Ci pomóc.
str. 4
Następnego dnia przyniosłam ołówek i kartki. Nail czuł się dużo lepiej i starał się nie
myśleć o śmierci brata. Uczyłam go najprostszych słów. Nie krył wzruszenie, gdy
z niekształtnych literek układał wyraz „rodzina”. Był bardzo pilnym uczniem. On uczył się
pisać i czytać, a ja uczyłam się życia. Wszystko szło ku lepszemu.
Minęło już wiele tygodni od czasu, gdy tu przyjechałam. Byłam zadowolona, że
mogłam pomóc Nailemu. Miałam też świadomość tego, że nie wszystkie dzieci mają tyle
szczęścia, aby przeciwstawić się chorobie. Gdy zagłębiałam się w ten problem czułam, jak łzy
spływają mi po policzkach. Nie mogłam pokazać ich Nailemu.
Tej nocy również trudno było mi zasnąć. Nienawidziłam świata za to, że nie robi nic,
by pomóc biednym. Bogacze pławią się w luksusach, a politycy kłócą zamiast interweniować.
Może to oni powinni zobaczyć rozpacz dzieci, gdy tracą rodzeństwo i rodzinę, łzy matek nad
ciałem dzieci. Świat zna wiele leków, więc dlaczego nikt nie chce im pomóc? Grupa
misjonarzy może pocieszyć i podnieść na duchu, ale to za mało.
Minęło już pół roku odkąd tutaj jestem. Nail traktuje mnie jak swoją mamę, a ja czuję
szczególną więź między nami. Czuje się dobrze, ale żadne z nas nie lekceważy kaszlu ani
kataru.
Przez ten czas nauczyłam się korzystać z życia. Niewiadomo kiedy nadejdzie koniec.
Zdrowie jest najcenniejszą rzeczą na świecie.
Czas mojej pracy misyjnej dobiegł końca. Było mi bardzo smutno, gdy żegnałam się
z Nailem.
-To dla pani- powiedział wyciągając ku mnie zieloną laurkę- Powiedziała pani, że zielony to
kolor nadziei, a ja mam nadzieję, że spotkam jeszcze tak dobrych ludzi jak pani.
Przytulił
się
do
mnie,
a
ja
popłakałam
się
ze
wzruszenia.
-Dziękuję- odrzekłam nie kryjąc już łez.
Wciąż mam przed oczami te miesiące bycia przy nim. Siedząc w samolocie obiecałam
sobie, że dołożę wszelkich starań, aby pomóc Nailemu i innym dzieciom.
Po powrocie do Polski zgłosiłam się z prośbą do pewnej firmy budowlanej, aby
pracownicy wybudowali budynek, w którym mieściłaby się szkoła. Po niespełna pół roku
dzieci miały miejsce do pogłębiania wiedzy i umiejętności. Mogły tam pisać, czytać, rysować,
str. 5
grać. Spędzały czas u boku nauczycieli z Polski. Co miesiąc nasza organizacja dostaje zdjęcia
i listy od małych Afrykańczyków.
Siedząc przy swoim biurku wspominam mój pobyt w Etiopii. Na tablicy korkowej
wiszą zdjęcia i laurki od dzieci. Na środku wisi moja ulubiona- zielona z krzywo napisanym
zdaniem; „Dziękuję za słowa miłości”. To od Naila.
Chciałabym, aby ten chłopiec zaszedł naprawdę daleko. Aby życie wynagrodziło mu
wszystkie bóle z przeszłości.
Życie to niekończący się rok szkolny, nabywanie nowych doświadczeń i rozwijanie
się. To również poznawanie nowych znajomych i umiejętność wczuwania się w ludzkie
cierpienie.
Nail
stał
się
moim
szkolnym
kolegą-
szkolnym
kolegą
z
misji.
str. 6

Podobne dokumenty