Referat Prof. Janusza Neidera - absolwenciwshm-wse
Transkrypt
Referat Prof. Janusza Neidera - absolwenciwshm-wse
Absolwent 5 Polska gospodarka morska po przemianach ustrojowych w Rzeczpospolitej Polskiej Kiedy mówimy o regresie, czy zapaści polskiej gospodarki morskiej z reguły odnosimy sytuację z lat 1990 – 2006 do okresu lat 70.ubiegłego wieku. Porównujemy liczbę statków eksploatowanych przez polskich armatorów, wielkości przeładunków portowych, tony złowionych ryb na dalekomorskich łowiskach, liczbę statków wodowanych w polskich stoczniach itd. Te proste porównania w oczywisty sposób wskazują na poważne zmniejszenie się potencjału produkcyjnego polskiej gospodarki morskiej lub też jego niepełne wykorzystanie. Najczęściej podawanym w tym kontekście przykładem, który potwierdza tę zapaść, jest żegluga liniowa, ponieważ trzech armatorów, mających swoje korzenie w Polskich Liniach Oceanicznych, eksploatuje obecnie 23 statki, z których tylko część jest ich własnością. Nie ulega wątpliwości, iż na początku lat 90. popełniono wiele poważnych błędów oraz zaniechań w procesie restrukturyzacji gospodarki morskiej. Skutki tych błędów widoczne są do dzisiaj. Raport Najwyższej Izby Kontroli ze stycznia 2005 r., dotyczący gospodarki morskiej, nie szczędzi krytycznych opinii na temat jej dotychczasowego rozwoju. „Główną przyczyną regresu gospodarki morskiej oraz niewykorzystania szans nadmorskiego położenia Polski był wieloletni brak spójnej polityki morskiej państwa oraz niepodejmowanie we właściwym czasie stosownych decyzji strategicznych, sprzyjających rozwojowi tej gospodarki. W rezultacie następowało pogarszanie się konkurencyjności zarówno polskich portów, zwłaszcza wobec portów innych krajów Unii Europejskiej, jak i polskich armatorów oraz przedsiębiorstw przemysłu morskiego”. Diagnoza ta jest w dużej mierze prawdziwa, chociaż nie dotyczy w jednakowym stopniu wszystkich branż gospodarki morskiej. Na pewno zamkniętą już kartą polskiej historii gospodarczej jest rybołówstwo dalekomorskie. Trudno też się spodziewać, aby polscy armatorzy liniowi, spadkobiercy PLO, włączyli się do obsługi oceanicznych szlaków żeglugowych. Nie można jednak równocześnie zapominać, że Grupa Polskiej Żeglugi Morskiej to w dalszym ciągu jeden z największych europejskich armatorów na rynku przewozów trampowych, eksploatujący 82 statki i systematycznie odnawiający w ostatnich latach swoją flotę, a polsko-chińska spółka że- glugowa Chipolbrok doskonale radzi sobie w żegludze liniowej, składając zamówienia na nowe statki. Bardzo dobrze jest też rozwinięty sektor usług pomocniczych obsługujących transport morski, szczególnie usług spedycyjno-logistycznych, a stocznie remontowe nie narzekają na brak zamówień. W Gdańsku i w Szczecinie mają swoje siedziby dwa uniwersytety, dwie politechniki i dwie akademie morskie, tyle tylko, że zapotrzebowanie polskiej gospodarki morskiej na absolwentów wyższych uczelni jest dzisiaj niewielkie. A przecież do końca lat 70. znacząca liczba absolwentów WSHM, WSE i Uniwersytetu Gdańskiego zasilała rokrocznie kadry gospodarki morskiej, wiążąc z nią swoje kariery zawodowe. W rezultacie większość przedsiębiorstw tego sektora, szczególnie w Trójmieście, była kierowana i zarządzana przez naszych absolwentów. Tak zresztą pozostało i do dzisiaj. Sytuacja zaczęła się zmieniać w latach 80. Coraz więcej osób kończących studia znajdowało zatrudnienie w innych sektorach gospodarki. Zmieniały się też programy nauczania na wydziałach ekonomicznych. Zarządzanie, marketing, ekonomika przedsiębiorstw, finanse, bankowość, międzynarodowe stosunki gospodarcze – to tylko niektóre z kierunków studiów, w ramach których kształci się dzisiaj młodzież akademicka. Wiedza, jaką zdobywają, umożliwia im z powodzeniem pracę i awanse zawodowe w przedsiębiorstwach różnych działów i 6 Absolwent sektorów gospodarki narodowej, a także w administracji centralnej i lokalnej. Niestety, gospodarka morska nie tworzy dzisiaj atrakcyjnego rynku pracy dla naszych absolwentów. Trzeba dostrzegać fakt, że pierwsza połowa lat 90. przyniosła ze sobą szereg zjawisk (można je nazwać obiektywnymi), które mocno zaciążyły nad sytuacją polskiej gospodarki morskiej. Przede wszystkim Polska demokratyczna znalazła się w innej sytuacji geopolitycznej oraz ekonomicznej. Rozpadły się związki gospodarcze istniejące w ramach RWPG, co oznaczało utratę wielu rynków zbytu. Ten czynnik spowodował kryzys w polskim przemyśle budowy statków, trwający do dnia dzisiejszego. Ponadto stocznie produkcyjne stanęły w obliczu surowych wymogów rynku, gdzie liczą się koszty, wydajność, organizacja pracy i jakość. Nie zawsze potrafiły sprostać tym warunkom. Trzeba też pamiętać, że pod koniec lat 90. na światowym rynku stoczniowym pojawił się wielki gracz w postaci Chin, który wpłynął negatywnie na sytuację przemysłu stoczniowego nie tylko w Polsce. Na początku lat 90. szybko zorientowaliśmy się, iż naszymi głównymi partnerami handlowymi nie będą Australia czy Peru, ale kraje europejskie, a szczególnie członkowie Unii Europejskiej. Dzisiaj blisko 80% polskiego eksportu i 70% importu jest realizowane z pozostałymi 24 państwami Unii Europejskiej. Oznacza to zdecydowane przesunięcie masy towarowej na lądowe gałęzie transportu, a szczególnie na transport samochodowy, który tak dynamicznie rozwija się, zwłaszcza w ostatnich latach. Likwidacja granic celnych, która nastąpiła 1 maja 2004 r., jeszcze bardziej uatrakcyjniła korzystanie przez załadowców ze środków transportu drogowego. Położenie geograficzne Polski nad Bałtykiem jest z jednej strony niekorzystne dla gospodarki morskiej, szczególnie z punktu widzenia transportu morskiego. Bałtyk to morze usytuowane z dala od głównych, światowych szlaków żeglugowych, w związku z czym wszystkie porty bałtyckie stały się w poważnej mierze portami dowozowo- odwozowymi, zaopatrującymi w ładunki przede wszystkim porty północnej Europy. Z drugiej jednak strony, region Morza Bałtyckiego to bardzo dynamicznie rozwijający się obszar gospodarczy o dużej wymianie handlowej pomiędzy państwami usytuowanymi nad tym morzem. Jest to jednocześnie jeden z największych na świecie rynków przewozów promowych. Niestety, udział polskich armatorów jest tutaj raczej symboliczny (PŻB i Unity Line mają razem 5 promów pasażersko-samochodowych). Z kolei ograniczenia w dostępie do najbardziej wydajnych łowisk, będące efektem konwencji ONZ o prawie morza z 1982 r., spowodowały praktycznie zanik polskiego rybołówstwa dalekomorskiego. Trzeba jednak odnotować także zjawiska pozytywne, dające pewną nadzieje na lepsze czasy dla niektórych branż gospodarki morskiej. Przede wszystkim nieustannie modernizują się polskie porty morskie, osiągając coraz lepsze wyniki finansowe. Szczególnie cieszą nowe, duże inwestycje zwiększające kontenerowy potencjał przeładunkowy wszystkich polskich portów. Ruszyła budowa autostrady A1, bez której porty Gdańska i Gdyni nie mają szans na dalszy rozwój. Nowa droga szybkiego ruchu S3 połączy też porty w Szczecinie i w Świnoujściu z zapleczem. Miejmy nadzieję, że będą modernizowane, głównie ze środków Unii Europejskiej, trasy kolejowe wiodące do polskich portów. Na skutek dobrej koniunktury na rynku żeglugowym, ostatnie lata przyniosły wyraźną poprawę zarówno wielkości przewozów, jak i wyników finansowych polskich armatorów. Tym niemniej, jedną z najistotniejszych barier rozwoju polskiej floty, szczególnie liniowej, w dalszym ciągu pozostaje słabość kapitałowa armatorów oraz wysłużona i nienowoczesna flota. Aby sprostać konkurencji, zwłaszcza w przypadku wystąpienia niekorzystnych tendencji rynkowych, potrzebne będą znaczne wydatki na odnowienie i zwiększenie tonażu. Pojawiły się też inicjatywy, mające skłonić armatorów do powrotu pod polską banderę. Projekty dokumentów, dotyczące wprowadzenia podatku tonażowego, są już gotowe. Pojawia się tu jednak dość kłopotliwa sprawa, związana z kosztami pracy, czyli podatkami płaconymi w kraju przez pracowników oraz obciążeniami finansowymi pracodawców związanymi z ich zatrudnieniem. Kwestie te są obecnie przedmiotem konsultacji. Ważnym czynnikiem rozwoju województw nadmorskich jest turystyka. W ostatnich latach obserwujemy wyraźny wzrost zainteresowania spędzaniem wakacji i urlopów nad morzem. Coraz lepsza i bogatsza jest oferta służąca wypoczynkowi, a rosnąca liczba połączeń lotniczych wyraźnie zwiększyła liczbę turystów zagranicznych, odwiedzających miasta polskiego wybrzeża. Trudno natomiast zauważyć pozytywne trendy w sektorze budowy statków morskich. Stocznie co prawda pracują i realizują zawarte kontrakty, ale dominuje tu atmosfera niepewności, co do ich dalszych losów. Dla stoczni najważniejszą sprawą jest znalezienie prywatnych inwestorów, którzy chcieliby tu budować statki. Stocznie muszą się jednak do prywatyzacji przygotować, podejmując działania reorganizacyjne i inwestycyjne, powodujące lepsze wykorzystanie posiadanego potencjału. Rozwiązana musi być sprawa zadłużenia stoczni oraz zwiększenia jego kapitału obrotowego. Brak tego kapitału, przy jednoczesnym bardzo ostrożnym podejściu banków do finansowania produkcji statków, jest dla stoczni ogromnym problemem. Stocznia Gdynia otrzymała co prawda pomoc publiczną, ale nie ma żadnej pewności czy będzie ona kontynuowana, czy też nie. Nie ma też żadnego mechanizmu, który pomógłby wiązać interesy polskich armatorów z interesami pol- Absolwent skich stoczni. Stąd tez dużym echem odbiła się informacja, że PŻM, po raz pierwszy od 7 lat, złoży zamówienie w stoczni szczecińskiej na budowę nowego statku. Będzie to prom pasażersko – samochodowy. Dokonując tego krótkiego i siłą rzeczy bardzo pobieżnego przeglądu sytuacji w polskiej gospodarce morskiej należy w pełni podzielić myśl zawartą we wspomnianym już raporcie NIK. Okres po 1990 r. charakteryzował się przede wszystkim brakiem już nie tylko spójnej, ale jakiejkolwiek polityki morskiej państwa. Podjęto wiele złych i pospiesznych decyzji, a przedsiębiorstwa zostały pozostawione samym sobie. Gospodarka morska ma jednak to do siebie, że przedsiębiorstwa muszą codziennie konfrontować swoje możliwości z konkurentami zagranicznymi. Łatwo było się domyślić, że staną na straconej pozycji, pozbawione jakiejkolwiek pomocy i wsparcia. Przez kilkanaście lat administracja rządowa nie robiła jednak nic, aby gospodarka morska stała się przedmiotem zainteresowania i troski nie tylko jednego ministra lub wiceministra, ale całego rządu, Sejmu, Senatu oraz różnego rodzaju organizacji i instytucji, które z racji swoich celów statutowych powinny wspierać gospodarkę morską. Pojawiały się co prawda pewne inicjatywy w ministerstwach odpowiedzialnych za gospodarkę morską. Można tu wspomnieć o takich dokumentach, jak „Założenia polityki morskiej państwa” (przyjęty na posiedzeniu kierownictwa MTGiM 28 lipca 1997 r.), czy „Założenia strategii rozwoju polskiej gospodarki morskiej do roku 2015” (zatwierdzony przez Ministerstwo Infrastruktury 22 marca 2005 r.). W listopadzie 2002 r. powstał w Ministerstwie Infrastruktury „Raport o stanie gospodarki morskiej. Synteza wraz z elementami strategii rozwoju gospodarki morskiej” prezentowany przed sejmową Komisją Infrastruktury. Z kolei w listopadzie 2003 r. powstała „Informacja rządu o stanie gospodarki morskiej”, która stała się podstawą do przeprowadzenia w grudniu 2003 r. w sejmie debaty o stanie gospodarki morskiej. W Ministerstwie Gospodarki została natomiast w marcu 2006 r. opracowana „Strategia dla sektora stoczniowego (morskie stocznie produkcyjne) w Polsce w latach 2006 – 2010”. Problem tkwi jednak w tym, że wiele ciekawych pomysłów i inicjatyw, które w tych dokumentach zostały wymienione, pozostało do dnia dzisiejszego tylko i wyłącznie na papierze. Znaczący wpływ na taki stan rzeczy miały niewątpliwie częste rotacje w obsadach personalnych na stanowiskach ministerialnych oraz rozdzielenie kompetencji, dotyczących poszczególnych branż gospodarki morskiej, na cztery ministerstwa. W maju 2006 r. dokonana została kolejna reorganizacja administracji rządowej, w wyniku której powstało Ministerstwo Gospodarki Morskiej, nadzorujące jednak tylko działalność żeglugi morskiej, portów i urzędów morskich. W związku z tymi ciągłymi zmianami w usytuowaniu spraw go- 7 spodarki morskiej w poszczególnych ministerstwach, niezbędne jest umocnienie instytucjonalnego i społecznego lobby, które problematykę gospodarki morskiej będzie nieustannie promować, odpowiednio nagłaśniać i przekonywać kolejnych decydentów do podejmowania określonych działań. Gospodarka morska była też niedoceniania w polityce prowadzonej przez Unię Europejską. Koncentrowano się przede wszystkim na zagadnieniach związanych z bezpieczeństwem żeglugi i ochroną środowiska. Dopiero w 2002 r. został skonkretyzowany unijny program promowania i rozwijania żeglugi morskiej bliskiego zasięgu, tworzenia autostrad morskich oraz uproszczenia i przyspieszenia obrotu ładunków w europejskich portach morskich. Jak dotychczas, armatorzy polscy nie skorzystali z możliwości, jakie stwarza ten program. A przecież przyszłość polskiej żeglugi liniowej należy wiązać właśnie z relacjami bliskiego zasięgu, obejmującymi wody wokół Europy – od Bałtyku po Morze Śródziemne. Tak zresztą się już dzieje. W 2004 r. w żegludze liniowej aż 80,7% ładunków polscy armatorzy przewieźli w relacjach bliskiego zasięgu, a w żegludze nieregularnej udział ten wyniósł 66,6%. Komisja Europejska postanowiła jednak niedawno, że niezbędne jest stworzenie odrębnej polityki dotyczącej rozwoju całej gospodarki morskiej. Wszystkie państwa członkowskie wniosły już swoje uwagi i postulaty do tzw. Zielonej Księgi, która niebawem ma się ukazać, rozpoczynając unijną debatę nad celami, możliwościami i środkami, mającymi służyć rozwojowi gospodarki morskiej. Wiadomo już, że dyskusja będzie obejmować różne formy i metody wspierania unijnych portów, armatorów i stoczni, wiele uwagi zostanie też poświęcone efektywnej organizacji i metodom zarządzania gospodarką morską, ze względu na występujące w tym zakresie w poszczególnych krajach rozproszenie decyzyjne. Należy więc mieć nadzieję, że polityka Unii Europejskiej, dotycząca rozwoju gospodarki morskiej, stworzy wreszcie właściwe bodźce do realizacji takiej polityki także w Polsce. Janusz Neider