Praca w nauczaniu Stefana kardynała Wyszyńskiego
Transkrypt
Praca w nauczaniu Stefana kardynała Wyszyńskiego
Ks. prof. Piotr Mazurkiewicz Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego Praca w nauczaniu Stefana kardynała Wyszyńskiego Jestem w trochę trudniejszej sytuacji niż Pani Profesor Aniela Dylus, ponieważ zabieram głos jako drugi, a po za tym chronologia powinna być odwrotna. Jeśli bowiem mówimy o jakiejś wspólnocie myśli Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego, jej źródeł należy poszukiwać raczej w tekstach Prymasa, a ewentualnej kontynuacji, czy też rozwinięcia w wypowiedziach Papieża, a nie odwrotnie. Mam także ułatwione zadanie, gdyż większość z tego, co powiedziała Pani Profesor jest prawdziwe również w stosunku do myśli Kardynała Wyszyńskiego. Tym, co różni obu myślicieli jest papieska aprobata gospodarki wolnorynkowej i nauczanie o pozytywnej roli zysku. Nie odnajdziemy tego wątku w nauczaniu Prymasa Wyszyńskiego z kilku powodów. Po pierwsze, jest to całkowicie oryginalny wkład Jana Pawła II do nauczania społecznego Kościoła. Wcześniej był to obszar wahań i wątpliwości, zaś samo słowo „zysk” wydawało się wielu moralnie podejrzane. Po drugie, myślenie Kardynała Wyszyńskiego ukształtowało się w bardzo specyficznym kontekście historycznym, którego zapoznanie może prowadzić do nieporozumień. Lektura tekstów Kardynała Wyszyńskiego poświęconych pracy jest dość zaskakująca. Ksiądz Prymas, na przykład, na tyle często cytuje „Kapitał” Marksa, że gdyby nie wiedzieć nic autorze tych tekstów, można by pomyśleć, że wyszły one spod pióra jednego z licznych reformatorów marksizmu. Wydaje się, że na podstawie tekstów z połowy lat siedemdziesiątych, do których chciałbym się szczególnie odwołać, można wyciągnąć wniosek, że Ksiądz Prymas miał wówczas poczucie trwałości systemu komunistycznego. Prowadziło to go do przekonania, że trzeba podejmować próby reformy tego systemu, ale nie należy się spodziewać jego szybkiego upadku. Gwoli sprawiedliwości trzeba przypomnieć, że Kardynał Wyszyński tego upadku się nie doczekał. Stąd można powiedzieć, że - jakkolwiek źle to brzmi - starał się on nadać temu systemowi „ludzką twarz”. Powoduje to, między innymi, różnorodność stylów, na jakie natrafiamy w tekstach Prymasa. Z jednej strony, odnajdziemy tu własny język Kardynała Wyszyńskiego, na tyle specyficzny, że czyni ich autorstwo łatwo rozpoznawalnym. Z drugiej strony, spotykamy tu język dokumentów nauki społecznej Kościoła, zwłaszcza encyklik Mater et magistra i Pacem in terris, z których licznymi cytatami przetykane są te teksty. Po trzecie, znajdziemy tu język marksistowski. Kardynał Wyszyński poszukując stosownego do okoliczności formułowania własnej myśli, dość często przywoływał fragmenty „Kapitału” i wykazywał marksistom niekonsekwencję w ich postępowaniu. Wydaje się, że czynił tak wówczas, gdy zachodziła zbieżność między konkretnym postulatem nauczania społecznego Kościoła, a myślą zawartą w cytowanym zdaniu. Zdawał się w ten sposób mówić, nie bez dozy ironii: jeśli rzeczywiście jesteście marksistami i jeśli macie odwagę mówić, że to jest państwo robotnicze, to zrealizujcie zawarte w tekstach Marksa obietnice. Pani Profesor mówiła przede wszystkim o pozytywnym wymiarze pracy: dlaczego człowiek powinien pracować i co dobrego może z tego wynikać dla niego i dla innych ludzi. W samej naturze pracy zawarta jest możliwość współpracy z Panem Bogiem w dziele stworzenia, potwierdzenia własnej godności, kształtowania osobowości i cech charakteru, tworzenia więzów z innymi ludźmi i służenia im owocami swojej pracy. Zarówno tym najbliższym, jak i tym zupełnie nieznanym. Wątek ten jest obecny w wypowiedziach Kardynała Wyszyńskiego, co znaczy, że Jan Paweł II w jakimś stopniu przypomina i rozwija jego argumentację. Pracy można jednak używać przeciwko człowiekowi. Za sprawą chrześcijaństwa dokonała się w historii Europy zasadnicza zmiana w podejściu do pracy, o której dzisiaj rzadko pamiętamy. W starożytności przedchrześcijańskiej praca była formą zniewalania ludzi. Pracowali niemal wyłącznie niewolnicy, zaś być człowiekiem wolny oznaczało, po pierwsze, być wolnym od konieczności wykonywania pracy zarobkowej. Zarówno demokracja ateńska, jak i rzymski republikanizm były systemami politycznymi opartymi na niewolnictwie. Oferowały one nielicznym ten rodzaj wolności, rozwiązując zarazem swoje problemy gospodarcze za sprawą niewolnictwa. Głosząc, że powołanie do pracy jest częścią pierwotnego zamysłu Bożego, ukazując Jezusa Chrystusa, jako człowieka utrzymującego się z pracy własnych rąk, chrześcijaństwo w zasadniczy sposób odmieniło świat antyku. Niestety, w systemie komunistycznym praca na nowo stała się narzędziem zniewalania ludzi. Chodzi tu zarówno o wykorzystywanie pracy, jako instrumentu nacisku politycznego, o pracę pozbawioną społecznego znaczenia i marnotrawioną, jak i o tzw. czyny społeczne, do jakich przymuszano ludzi nawet w niedziele i święta (stąd Prymas określał je jako „przymusowe roboty”).1 Nie dziwi więc, że wśród słuchaczy Kardynała Wyszyńskiego mógł ukształtować się negatywny stosunek do pracy. Jednym z głównych celów, jakie stawiał sobie w tym zakresie Kardynał Wyszyński była zatem rehabilitacja pracy, ukazanie, że również w systemie gospodarki centralnie sterowanej można ją wykonywać w sposób godny i że może służyć dobru człowieka i społeczności. „Tymczasem Chrystus – pisze Prymas Wyszyński, polemizując z poglądem, że praca jest przekleństwem dla człowieka - uważany był za «syna rzemieślnika». Sam nazwał 1 Stefan kardynał Wyszyński, Nauczanie społeczne 1946-1981, Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, Warszawa 1990, s. 586. siebie Synem Oracza - Pater meus Agricola est (J 15,1). Ojciec mój pracuje aż dotąd i Ja pracuję (J 5, 17). Jest to rehabilitacja pracy jako służby społecznej”.2 Ściśle wiąże się z tym kwestia właściwego wynagrodzenia za pracę. W PRL mówiło się: „Oni udają, że płacą, my udajemy, że pracujemy”. W nauczaniu społecznym Kościoła używano wówczas terminu - podobnie, jak jest do dziś „sprawiedliwa płaca”. W tekstach Kardynała Wyszyńskiego spotkamy się, po pierwsze, ze stwierdzeniem, że w ogóle nie istnieje sprawiedliwa zapłata za żadną ludzką pracę. Kiedy bowiem myślimy o wynagrodzeniu za pracę, bierzemy pod uwagę jedynie wartość towaru, tzn. produktu finalnego. Prymas Wyszyński podkreślał natomiast znaczenie wysiłku, jaki człowiek włożył w to, aby nabyć stosowne umiejętności, trud wszystkich lat, gdy zdobywał swoje wykształcenie. Przypominał o szlachetności charakteru, wyrzeczeniach, cierpieniach i miłości, które konieczne są do wytworzenia owego produktu finalnego i których ślady są na nim niejako wyryte. W stosunku do tych niematerialnych czynników produkcji nie istnieje właściwe wynagrodzenie. „Nikt na ziemi nie jest w stanie sprawiedliwie wynagrodzić za pracę, jak nikt nie jest w stanie wynagrodzić za miłość. (…) Każde wynagrodzenie to tylko umowny znak, symbol”.3 Jedynie Bóg potrafi dać człowiekowi sprawiedliwą nagrodę, w postaci wiecznej zapłaty. W nauczaniu Kardynała Wyszyńskiego znajdziemy jednak także bardziej konkretne wskazania, na przykład, odnośnie nadmiernej rozpiętości płac między zarządzającymi danym zakładem pracy, a tymi, którzy pracują „na konkretnym odcinku produkcji”.4 Z kwestią sprawiedliwej zapłaty, rozumianej jako pensja rodzinna, łączył Prymas także zagadnienie pracy kobiet. Ksiądz Prymas raczej był zdania, że kobieta nie powinna pracować zarobkowo, gdyż jej pierwszym zadaniem jest prowadzenie domu, urodzenie i wychowywanie dzieci. Czasem jednak praca wysoko wykwalifikowanych kobiet jest konieczna. Zwróćmy uwagę, że nie chodzi tu o konieczność ekonomiczną – ten problem ma rozwiązywać pensja rodzinna – ale o niezbędność kompetencji, jakimi dysponują kobiety. Wolno się chyba domyślać, że jedną z tych kompetencji jest sama kobiecość, a więc odmienny od męskiego sposób wykonywania obowiązków zawodowych. Jeśli kobiety podejmują już aktywność zawodową, powinno im się zapewnić „możność wykonywania pracy w warunkach zgodnych z ich obowiązkami i potrzebami małżeńskimi, macierzyńskimi i rodzinnymi”.5 Tymczasem – ubolewał Kardynał - przerost ekonomizmu powoduje, że „o godzinie szóstej rano jakby piorun trzasnął w ognisko domowe, wszyscy – mąż, żona, dzieci – rozbiegają się”.6 Przymus ekonomiczny powoduje, że rodzina przestaje istnieć na cały dzień, aby spotkać się znowu dopiero po zachodzie słońca. „Może Bóg pozwoli, że kiedyś będzie lepiej – 2 Tamże, Tamże, 4 Tamże, 5 Tamże, 6 Tamże, 3 s. s. s. s. s. 452. 453. 584. 583. 585. marzył Kardynał Wyszyński – że już tego małego Polaka, który jeszcze chodzić nie umie, nie będzie się targać pospiesznie do przedszkola, aby zdążyć na czas do pracy”.7 Osobiste doświadczenie z lat przedwojennych oraz okresu panowania w naszym kraju marksizmu powodowało, że w nauczaniu Kardynała Wyszyńskiego odnajdujemy zaskakujące dla nas, być może, przestrogi przed powrotem do materialistycznego sposobu myślenia: „Pragnęlibyśmy ojczyznę naszą uwolnić od koszmaru nawrotu ducha kapitalistycznego, bo miał on swoje wielkie obciążenia moralne. Nie trzeba myśleć, że Kościół sprzyjał kapitalizmowi. (…) lękam się, aby nie odrodził się u nas duch kapitalizmu, aby ustrój demokratyczny nie rządził się duchem kapitalistycznym, gdyż wówczas zepchnęłoby się człowieka na pozycję robota i oceniałoby się go tylko od strony jego zdolności produkcyjnych”.8 Być może te przestrogi Prymasa nie całkiem się zdezaktualizowały. Aby nie kończyć w sposób nazbyt pesymistyczny, przywołajmy jeszcze jedną myśl z nauczania Kardynała Wyszyńskiego – o pracy jako instrumencie, który łączy ludzi. Prymas, który zwykł posługiwać prostymi obrazami, mówił, że wystarczy spojrzeć na ubranie, aby odkryć więź łączącą ludzi ponad granicami, jakie może wytwarzać polityka, ideologia czy osobiste urazy i uprzedzenia. „Gdybyśmy mieli trochę wyobraźni, dostrzeglibyśmy, ile rąk ludzkich pracowało nad naszym ubraniem i nad tym, aby wytwór pracy doszedł do konkretnego człowieka. Jesteśmy otoczeni setkami dłoni, które dotykały się tego, co nam dziś służy”.9 Wystarczy owa odrobina wyobraźni, aby okryć jak wiele zawdzięczamy innym ludziom, których twarzy najczęściej w ogóle nie znamy. Rozrzuceni w różnych zakątkach świata pracowali z myślą o nas, choć sam pozostawaliśmy dla nich anonimowi. Choć nasza wiedza na ich temat sprowadza się tylko do tego, co zdolni jesteśmy odczytać z metki przyczepionej do towaru, bez ich cichej posługi nie posiadalibyśmy zgoła niczego. Ale i nasza praca adresowana jest do innych, powędruje do osób, których twarzy i uśmiechu na twarzy, gdy będą wkładać suknię czy przymierzać garnitur nie będziemy widzieć. Czy ci, którzy otrzymają od nas ów dar należeć będą do obozu naszych przyjaciół czy wrogów, któż to potrafi przewidzieć? „A może mój wróg zawzięty okryty będzie szatą, w którą wkładam całą energię, umiejętność, doświadczenie? - O, gdybym wiedział, że to ta «wiedźma» ustroi się w to, co teraz robię, nigdy bym tego nie robił... Tymczasem Pan Bóg zakrył przed naszymi oczyma wszystkie «wiedźmy», bo i one muszą być okryte, tak że chcąc nie chcąc - służę im”.10 Praca powoduje, że poprzez efekty jej służymy ludziom, od których inne rzeczy potrafią nam odgrodzić. Wznosimy się w ten sposób w naszej szlachetności ponad zawziętość, która jest przecież wadą charakteru. 7 Tamże. Tamże, s. 587. Tamże, s. 453. 10 Tamże. 8 9