Na Szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Transkrypt
Na Szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Na Szlaku Numer 35/2008 Witaj, szkoło! Samych sukcesów w nowym roku szkolnym wszystkim nauczycielom, studentom i uczniom życzy Redakcja SPIS TREŚCI Słowo Proboszcza 4 Rok św. Pawła 5 Boże serce żali się 7 Wspomnienia z wakacji 8 Pielgrzymka do Egiptu 11 Wspomnienie z wakacji 14 Św. brat Albert 16 Wakacje z Bogiem... 18 Chwila z poezja 19 Dla dzieci 20 Błog. Jakub z Ghaziru 22 Zalogowani w Jezusie 23 Kronika wydarzeń 24 Czy katolik... 25 Czyńcie pokutę 29 Piknik 33 Festiwalowe wspomnienia 34 REDAKCJA: o. Roman Łukaszewski OFM Cap., o.Jacek Kania OFM Cap., o. Tomasz Olejnik OFM Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta) ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-450 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21 e-mail: [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl Nakład 500 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. Na Szlaku Kochani Parafianie i Przyjaciele Klasztoru Czas urlopowy i wakacyjny już dobiegł końca. Młodzież i dzieci poszli do szkół, studenci jeszcze trochę odpoczywają. W dniu pierwszego września byłem obecny na Eucharystii rozpoczynającej rok szkolny w pierwszym liceum katolickim w Stalowej Woli. Modlitewnemu dziękczynieniu przewodniczył J.Eks. ks. b-p Andrzej Dzięga, który skierował do zebranych Słowo Boże. Na podstawie Ewangelii dnia ukazał wielką potrzebę wychowywania młodego pokolenia w duchu wartości chrześcijańskich oraz patriotycznych. Ta zachęta Pasterza diecezji jest dla nas wszystkich wielkim wołaniem, abyśmy nie szczędzili wysiłku i czasu w kształtowaniu młodych, powierzonych naszej trosce, nie tylko w ciągu roku szkolnego, ale zawsze. Wiele dzieci i młodych nie miało możliwości wyjazdu na całe wakacje, o nich także nie zapomnieliśmy. Jestem wdzięczny Stowarzyszeniu Przyjaciół Klasztoru “Pokój i dobro” w osobie prezesa Leszka Żydzika oraz władzom Miasta, za zorganizowanie dla tych dzieci obfitej oferty tegorocznych półkolonii, które obywały się w naszej “Stodole”. Setka dzieci w czterech turnusach mogła dobrze się bawić, m.in. na ściance wspinaczkowej, przebywając w grocie solnej czy na basenie, zawsze pod czujnym okiem wychowawczyń. W powakacyjnym numerze naszej gazetki znajdziemy kilka wakacyjnych relacji, które dzieci lub młodzież spędzała wraz z nami, braćmi kapucynami lub też, wykazując inicjatywę w gospodarowaniu czasem, realizowała własne pomysły. Znajdziemy tu też krótką reminiscencję i fotoreportaż z PIKNIKU 2008, wspomnienie z tegorocznego, już 18 Festiwalu Muzycznego, wraz z galerią zdjęć tegorocznych artystów, którzy zaszczycili swą obecnością nasz klasztor. Okres wakacji to nie tylko wypoczynek, wykorzystaliśmy ten czas, aby wykonać różnorodne prace gospodarcze. Na sierpień i wrzesień zaplanowaliśmy rekonstrukcję figury św. Feliksa Numer 35/2008 z Cantalice, która stoi na placu kościelnym od początku fundacji. W celu poprawienia walorów wizualnych tego zabytku przewidziano przeprowadzenie konserwacji technicznej i estetycznej. Z działań czysto technicznych została przeprowadzona próba wykonania izolacji poziomej bez rozbierania Figury, następnie usunięto czarną, szkodliwą patynę i odsolono całą figurę wraz z kolumną. Najważniejszym zabiegiem było wykonanie dobrej impregnacji hydrofobowej powierzchni kamienia. Działania te zostały przeprowadzone w celu usunięcia wad estetycznych, a więc odczyszczenia z ciemnych nawarstwień szkodliwej patyny, usunięcia wszystkich wtórnych uzupełnień cementowych, potem możliwe było wykonanie nowych uzupełnień i rekonstrukcji z materiału nie powodującego dalszego niszczenia kamienia. Do prac konserwatorskich używane są najlepsze materiały i sprawdzone technologie. Z całości wykonanych prac zostanie wykonana dokumentacja pisemna i fotograficzna. Jesteśmy wdzięczni jednemu z parafian, który na ten cel ofiarował 10 tys. zł oraz Marszałkowi Sejmiku Podkarpackiego, który dofinansował naszą inwestycję. Dzięki pracy członków Zarządu Stowarzyszenia oraz p. Stanisławowi Ciskowi, prace przy naszej figurze posuwają się sprawnie. Wdzięczność swą wyrażam również firmie Rocco p. Janusza Rostka, która nieodpłatnie udostępniła nam rusztowania niezbędne do wykonywania prac na wysokościach. Na nadchodzący czas, czas nawiedzenia naszej diecezji sandomierskiej przez kopię Obrazu MB Częstochowskiej oraz cały rok szkolny i czas formacji duchowej, niech wszystkim Wam, drodzy Czytelnicy, błogosławi dobry Bóg. Wasz proboszcz Roman Łukaszewski OFM Cap. Rok Świętego Pawła - rozmyślania zwykłego człowieka Na początku wakacji, w uroczystość świętych Piotra i Pawła, rozpoczął się w Kościele Rok Świętego Pawła. Listy tego świętego znane są nam z niedzielnej Liturgii Słowa, bowiem zazwyczaj drugie czytanie przedstawia fragmenty jego listów dla rozwijających się lokalnych Kościołów. Znamy historię jego nawrócenia, wiemy, że początkowo jako gorliwy faryzeusz zwalczał naukę Jezusa i prześladował Jego uczniów. Zwrot w jego życiu dokonał się na drodze do Damaszku, dokąd jechał jako prześladowca chrześcijan, a powracał jako żarliwy głosiciel Słowa Bożego całemu światu. Swoimi listami, a także podróżami apostolskimi, umacniał uczniów Chrystusa, nazwany został Apostołem Narodów. Wczytując się w listy św. Pawła, widzimy jak bardzo przeżywa i żałuje, że walczył z rozwijającym się Kościołem. Chcąc naprawić wyrządzone krzywdy, nie żałował czasu ani sił w posłudze Kościołowi. Przemierzał wiele dróg, zdany na łaskę wiatrów i fal przeprawiał się przez Morze Śródziemne, aby umacniać swoich braci w wierze. Niepomny na trudy i prześladowanie cieszył się, że może cierpieć dla Chrystusa. Starał się zdobywać nowych uczniów, a czynił to rozważnie i z szacunkiem dla ich kultury i zwyczajów, czego przykładem jest przemowa do ateńczyków, którym na widok ołtarza poświęconego „Nieznanemu Bogu” chciał pokazać, że ten, którego jeszcze nie znają, jest jedynym prawdziwym Bogiem. Prowadzony przed sędziów i władców głosił otwarcie naukę Chrystusa, przedstawiał Jego jako Głowę Kościoła, uczniów jako całość Ciała, natomiast siebie jako sługę, który jedynie pełni wyznaczoną powinność. Jako obywatel rzymski został wywieziony do Rzymu w celu osądzenia, co wykorzystał do ewangelizacji mieszkańców stolicy Imperium. Uwieńczeniem jego trudu apostolskiego była męczeńska śmierć. Listy, które umacniały i prowadziły powstający Kościół, są ważnymi wskazówkami także dla współczesnego Kościoła. Dotyczą one wielu problemów, wyjaśniają wątpliwości wiernych, uczą postępowania zgodnego z nauczaniem Chrystusa: 1. List do Rzymian – mówi o zbawczym planie Boga i powołaniu wszystkich ludzi do wiary i zbawienia. 2. Pierwszy List do Koryntian – udziela odpowiedzi na konkretne pytania wiernych, poucza o dziewictwie i małżeństwie, przedstawia kościół jako ciało Chrystusa. Zawarty w nim „Hymn o miłości” pokazuje czym jest miłość i że ona jest najważniejsza przed Bogiem 3. Drugi List do Koryntian – jest to najbardziej osobisty z listów. Porusza w nim kwestię apostolatu, potrzebę pełnienia dobrych uczynków, mówi o ponownym przyjściu Chrystusa 4. List do Galatów – uzasadnia autorytet apostolski św. Pawła i wiarygodność Ewangelii. 5. List do Efezjan – kierowany był do odczytania w wielu Kościołach lokalnych, w tym także w tytułowym Efezie. Przedstawia prawdę o włączeniu w dzieło zbawienia wszystkich, także żydów i pogan. Trwanie w Chrystusie oznacza życie zgodne z Jego nauką, stąd zawarte są w liście wskazówki dobrego postępowania w codziennym życiu. 6. List do Filipian – napisany w więzieniu mówi o Chrystusie jako wzorze pokory, który Na Szlaku uniżył samego siebie i stał się człowiekiem. List zawiera napomnienia dla adresatów, przestrzega przed nawrotem do poprzednich obyczajów, wzywa do radości w Panu. 7. List do Kolosan – napisany w rzymskim więzieniu na skutek wieści o pojawieniu się w młodym Kościele nawrotów do praktyk starotestamentalnych i wpływów greckiej filozofii. Potwierdza bezwzględne pierwszeństwo Chrystusa i obowiązek nowego życia w Chrystusie. 8. Pierwszy List do Tesaloniczan – wyznawcy Chrystusa z Tesaloniki wywodzili się w większości z pogan. Apostoł chwali ich gorliwość, wyjaśnia także niepokojące ich wątpliwości dotyczące powtórnego przyjścia Chrystusa i losu zmarłych. 9. Drugi List do Tesaloniczan – rozwija naukę o ponownym przyjściu Chrystusa, przestrzegając jednocześnie przed bezczynnym oczekiwaniem na ten dzień. 10. Pierwszy List do Tymoteusza – adresatem jest jego zaufany uczeń, którego wzywa do stanowczości w wiernym przekazywaniu wiary. 11. Drugi List do Tymoteusza – jest ostatnim Numer 35/2008 z pism natchnionych św. Pawła, nazywany także jego testamentem. W poczuciu zbliżającej się męczeńskiej śmierci dziękuje Bogu za trwałość adresata w wierze. Prosi Tymoteusza o męstwo w wierze i wierne strzeżenie depozytu wiary. Przestrzega przed odstępstwami w wierze – jakże aktualne są jego słowa: „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli.” ( 2 Tm 4,3)… 12. List do Tytusa – jest to list pasterski ze wskazówkami dotyczącymi organizacji i sprawowania władzy w gminie, a także z radami dla przedstawicieli różnych stanów: młodzieńców, starców, a nawet niewolników. 13. List do Filemona – skierowany do ucznia z prośbą o wybaczenie ucieczki i przyjęcie z miłością niewolnika Onezyma, który oddalił się od Filomena i poszedł za Pawłem, przyjmując chrzest. Św. Paweł nie chcąc występować przeciwko ówczesnemu porządkowi społecznemu i prawu własności postanowił odesłać niewolnika, prosząc jednocześnie o łaskę dla niego jako nowego ucznia Chrystusowego, bowiem prawo rzymskie karało z całą surowością takie wykroczenie. 14. List do Hebrajczyków – najprawdopodobniej został napisany przez jednego z uczniów św. Pawła według jego wskazówek. W liście skierowanym do chrześcijan jerozolimskich udowodnione zostało w oparciu o starotestamentalne pisma, że Nowe Przymierze jest pełniejsze i doskonalsze od Starego. Zaiste – święty Paweł słusznie nazwany został Apostołem Narodów. Tyle nauk, wskazań, ostrzeżeń i porad, tyle wędrówek i podróży, tyle prześladowań i więzień, tyle trosk o wzrastający Kościół. Wszystko to podjęte w duchu wynagrodzenia za wcześniejsze błędy, w duchu miłości do Chrystusa i do ludzi, których chciał wszystkich doprowadzić do Niego. Niech trwający Rok Świętego Pawła będzie i dla nas okazją do sięgnięcia do jego listów, które i w dzisiejszym świecie dla współczesnego Kościoła są cennymi wskazówkami w drodze do Ojca. Kochajmy Apostoła Narodów, bo nasza wiara zbudowana jest na fundamencie jego apostolskiej pracy. Módlmy się za jego wstawiennictwem w intencjach naszych i całego Kościoła, bo ten, który budował wspólnotę wiernych w jej początkach, z pewnością wstawia się teraz u Boga za nami i wyprasza łaski dla całej wspólnoty wiernych. Maria Ujda Boże Serce żali się: Jestem piękny - a mało kto mnie kocha. Jestem dobry - a kto ma we mnie upodobanie? Jestem bogaty - kto jednak prosi o moje skarby? Jestem mądry - kto przychodzi do Mnie po radę? Jestem silny - kto szuka we Mnie oparcia? Jestem Stwórcą dlaczego polegacie na stworzeniu? Jestem światłem - a wy macie upodobanie w ciemnościach? Jestem wieczny - a wy trudzicie się o to, co czasowe? Jestem prawdą - a przecież lgniecie do kłamstwa! Jestem święty - a wy kłaniacie się grzechowi? Jestem miłością dlaczego się wciąż buntujecie? Jestem sędzią - Ja będę sądził cały świat chcecie potem drżeć przede Mną ze strachu? Taki tekst spotkaliśmy w kościele pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP w Starym Smokowcu, miasteczku u podnóża Wysokich Tatr na Słowacji. Może spodoba się naszym Czytelnikom? Może skłoni do chwili zadumy... G.Lewandowska Na Szlaku Wspomienie z wakacji Wolontariat na Ukrainie Zaproszono nas do Fastowa pod Kijowem, aby zastąpić wolontariuszy w Domu Dziecka przy klasztorze, w którym posługują dominikanie z Polski. My, czyli studenci muzykologii (Teresa i Magda), filologii klasycznej (Janek) i rosjoznawstwa (Rafał), wszyscy po I roku, zabieramy śpiwory, trochę zabawek, pomocy dla dzieci i dużo optymizmu. Podróż Najlepiej pociągiem. Stalowa Wola – Przeworsk - Przemyśl i już taszczymy walizki do busa, w którym uśmiechnięty pan kierowca mówi, że takiego luksusu przez najbliższy tydzień nie dostąpimy. Przejście piesze przez granicę. Jeden celnik śmieje się, drugi krzyczy, pewnie tak wylosowali sobie na dziś. Bus do Lwowa. Na możliwych 25+1 miejsc pasażerów ok. 40. Droga szeroka, wysokiej kategorii, a pełna dziur - najlepiej nadaje się do testowania samochodów terenowych. Lwów. W dzień zwiedzamy, w nocy wsiadamy do pociągu. Stwierdzamy, że to najtańszy hotel: za 60 hrywien (30zł) dostajemy świeżą pościel, odświeżające chusteczki (do nóg - całe szczęście), rano gorącą herbatę i docieramy o świcie do Fastowa pod Kijowem. Klasztor w stylu „barakowym” zapewni nam rozmaite luksusy, jak bieżącą wodę (zimną), delikatne ściany (z tektury, służą raczej jako parawanik), pokój 2osobowy (dwie osoby śpią z dziećmi - i tak na zmianę). Fastów Dworzec przypomina pastwisko. Czy ktoś tu mieszka? Widok opuszczonej fabryki i byłych budynków kolei nie napawa optymizmem. Jednak po wyjściu z ciemnego tunelu na miasto spotykamy tłumy kupujących i sprzedających. Jest rynek. Marszrutką (coś w rodzaju busa miejskiego) docieramy do Placu Kozara, przy którym mieści się klasztor ojców dominikanów. Ludzie mili, pokazują drogę. “Witamy, witamy” – oznajmia serdeczny głos ojca Włodzimierza, który otwiera pancerną bramę. Wchodzimy do klasztoru, gdzie spędzimy ponad tydzień, zajmując się dziećmi zabranymi z ulicy przez „szefa” placówki – ojca Miszę, Ukraińca. Poznajemy dzieci i poprzednią „zmianę” wychowawców z Polski, którzy - ku naszemu zdziwieniu - nie tryskają energią jak my. Numer 35/2008 Przy gorącej herbacie wieczorem o. Jan opowiada nam trochę więcej o Fastowie. To miasto satelickie Kijowa. 80% mieszkańców codziennie rano wyjeżdża do pracy i późną nocą wraca. To jest dramat ich rodzin. Dzieci pozostawione teoretycznie pod opieką dziadków, szukają sobie wątpliwych rozrywek i zajęć. Ulice Fastowa nie są oświetlone, ale liczne salony gier jak najbardziej. W środku miasta 3-metrowy pomnik Lenina, przy którym odbywa się wręcz całodobowa „adoracja” różnych grup młodzieży. W samym Fastowie na 50 tysięcy mieszkańców jest zarejestrowanych (!) ponad 7 tysięcy narkomanów. Ojciec Jan przestrzega nas przed nimi, ale i przed nieuważnym przechodzeniem przez jezdnię. Niby są przejścia, ale potrącenia - nieraz śmiertelne zdarzają się bardzo często. W wielu przypadkach bez żadnych konsekwencji dla sprawcy wypadku – właściciela drogiego samochodu. Dzieci Z takiej rzeczywistości pochodzą dzieci przygarnięte przez klasztor. Pierwsze spotkanie. Onieśmielenie i ocenianie. Przedstawiamy się. Trzeba dać im do zrozumienia, że mamy wobec nich ,,pokojowe zamiary”. Zaczynamy od obiadu i z każdą chwilą poznajemy je bliżej. Najstarsza jest Tania. Ma już 15 lat, ale chce być jeszcze dzieckiem. Tuli się jak najmłodsi, bawi i zaśmiewa. 12 -letni Giena to rodzynek. Został, choć jego koledzy uciekli z ośrodka. Mają dobre życie w nowym domu, ale podoba im się włóczyć po mieście. Ojciec Misza mówi, że wrócą na zimę. Giena ma dwie siostry: starszą Daszę i młodszą Julię. To spokojne dziewczynki, które nie wdają się w kłótnie, a raczej uspokajają innych. Za to 12-letnia Swieta, „harna dziewoja” czujna, zaborcza, myśli za siebie i za starszą siostrę Tanię, konflikty woli rozwiązywać siłowo niż dyplomatycznie. Energia wszystkich dzieci nie równa się „mocy”, jaką posiada Ania. To 8-letnie dziecko chce być stale w centrum zainteresowania, ma siły od świtu do wieczora, a nawet w nocy, by przez swe „wyczyny” domagać się zwrócenia uwagi. Dzieci nie śpią w klasztorze, ale w oddzielnym domku, w którym zawsze śpi przynajmniej jeden opiekun. Najtrudniej jest z ich zaśnięciem. Nieutulone przez rodziców wydaje się, że bez końca mogą słuchać bajek, baśni i kołysanek. Tu możemy dać upust swojej fantazji w opowiadaniach. Tym lepsza bajka, im jest więcej bohaterów z imionami dzieci. Kołysankowy przebój to: „Z popielnika na Wojtusia”. O przymusowym gaszeniu światła i nakazie ciszy nie ma mowy. Najmłodsza mieszkanka ochronki to 4letnia Ina. W Boże Narodzenie, kiedy dominikanie poszli na dworzec z gorąca kutią, znaleźli brudne i wygłodzone dziecko. Nie potrafiła mówić. Dzięki ofiarnej wychowawczyni Inie teraz nie zamyka się buzia. Przeplata ukraińskim, rosyjskim a nawet polskim, wzbudzając powszechną sympatię. W dzień przychodzą też inne dzieci, które mają swoje rodziny, ale tylko tutaj mogą spędzić dobrze czas: Masza, Sasza i Andriej. Pewnego wieczoru przychodzi do nas jedna ze stałych opiekunek z prośbą, abyśmy pojechali ,,na miasto” po Walika, który kilka dni temu uciekł. Opiekunowie wprawdzie nie zajmują się sprowadzaniem na siłę „uciekinierów” z ośrodka, ale postanawiają, że jeszcze raz pomogą temu uzależnionemu 10- latkowi. Nas, nowych, nie zna, to nie będzie uciekał. Okazuje się, że delikwent nawet nie stawia oporu, nie jest w stanie. W upalne dni centralnym punktem dnia jest wyjście nad rzeczkę. Gdy dzieci dostały nadmuchiwane kółka, w przypływie szaleńczej odwagi popłynęły na głęboką wodę, podobno 10 metrową. Dzięki Bogu, że nikt nie utonął. Plany kolejnych wyjść nad rzeczkę krzyżuje nam deszcz i oziębienie, na dodatek wiadomość, że ktoś z mieszkańców Fastowa jednak utonął na dniach w głębinach rzeki. Dlatego organizujemy czas na podwórku: chusta z fancikami i zadaniami (też dla opiekunów), piłka nożna i niezniszczalna gra w gumę (przypominają nam się te lata dziecięce...). Kijów Obecność dwóch innych wolontariuszek z Polski daje Na Szlaku nam możliwość zwiedzania stolicy Ukrainy. To świat kontrastów. Ludzie dorabiający się w krótkim czasie wielkich fortun, i żyjący na skraju nędzy robotnicy fabryk. Czarne limuzyny i zdezelowane Łady. Ruch miejski bez korków i zatłoczone metro z lat “70” jedno z najgłębszych w Europie, robi wrażenie. Pięknie odrestaurowane secesyjne kamienice i gospodarstwo z hodowlą pszczół niemalże w centrum miasta. Gazety żartują, że to pszczoły prezydenta, bo tak blisko jego pałacu.Widzimy symbole miasta. Majdan Niezależnosti, na którym jeszcze kilka lat temu odbywała się pomarańczowa rewolucja, dziś już tylko przyciąga turystów. Zawiedzeni nową władzą Ukraińcy tłumnie na następne organizowane „rewolucje” już się nie stawili. Podjeżdżamy miejskim autobusem do pełnej turystów Ławry Peczerskiej z XI wieku. Klasztor na wzgórzu. Rozciąga się stąd panorama miasta z Dnieprem na pierwszym planie. Wchodzimy do podziemi, gdzie znajduje się przeszło 100 grobów biskupów i świętych. Dziewczyny, ku naszej atrakcji, mogą wejść jedynie w długich spódnicach i chustach na głowie. Wracamy do centrum. Oglądamy skąpaną w złocie barokową Cerkiew św. Michała obleganą przez studentów – rysowników z Akademii Sztuk Pięknych. Spotykamy też polskich turystów. Fotografują wszystko, co się da, prawie jak chińscy turyści. Niedaleko stoi Sobór Sofijski, jeden z najstarszych kościołów na Rusi. Wybudowany przez Jarosława Mądrego, nawiązuje architektonicznie do świątyni pod podobnym wezwaniem w Konstantynopolu. Gmach parlamentu i siedziba prezydenta. Obok monumentalny pomnik Chmielnickiego, gołębie spędzają na nim większość swojego dnia. Ciekawym punktem programu jest muzeum Czarnobyla. Dużo symboliki. Wieczorem wracamy metrem na dworzec kolejowy. Tłok. Ludzie się ciągle śpieszą. Wsiadamy do „elektrićki” (pociąg). Za półtorej godziny jesteśmy już z dziećmi w Fastowie. Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni. Pora wracać do Polski Ponadtygodniowy pobyt w Fastowie kończy się. Pomimo warunków spartańskich, chce się tu być. Dzieci kochane, choć gdyby miał je zbadać psycholog, to mają ADHD. Nasuwa się pytanie, czy wychowanie tych kilkanaściorga dzieci może zmienić obraz społeczeństwa w Fastowie i na Ukrainie. Może i nie, ale one, dzięki pracy wychowawców - wolontariuszy, mają szansę wygrać przyszłość. Jan i Teresa Michałkiewicz 10 Numer 35/2008 Pielgrzymka do Egiptu Wyjeżdżamy o 2 w nocy z Domus Galilee. Jedziemy przez pustynię Negew. Skała, trochę kamieni, niewiele piasku i pustka, krajobraz księżycowy, upał niemiłosierny i ani śladu jakiegokolwiek życia. Ale jakie widoki! I wreszcie przekraczamy granicę. W drodze jak zwykle rozpoczynamy dzień modlitwą, najpierw różaniec, a kiedy już było widno Laudesy. Do Kairu, zgodnie z planem, dojeżdżamy o godzinie 18. Tu czekają na nas bracia ze wspólnot kairskich. Jest ich w sumie 14, w trzech parafiach. My jesteśmy gośćmi parafii św. Teresy u grekokatolików, przydzieleni do rodziny Gamila i Rossi. Nasi gospodarze mieszkają w Heliopolis, najstarszej dzielnicy miasta liczącej ok. 1 mln ludzi. Tu właśnie wg tradycji patriarcha Józef egipski mieszkał, tu poślubił córkę Putifara. Jak zwykle mamy trochę problemu z językiem, uważamy kilka znanych nam słów po angielsku, francusku i po włosku, a reszta na migi. Ale Duch Święty działa, rozumiemy się nad podziw. Gamila i Rossi są małżeństwem od 14 lat, mają wszystko, oprócz dzieci. Są z 4 wspólnoty, na etapie Szema, Jesteśmy ich gośćmi przez trzy noce. Po widokach pustyni Kair jest kwitnącą oazą w delcie Nilu, liczy 14 mln mieszkańców, ale ogólnie miasto robi na mnie przygnębiające wrażenie. Pełno śmieci, mnóstwo ludzi i wielki kontrast poziomu ich życia – wielka bieda obok bogactwa. Jedziemy pod piramidy, jesteśmy u stóp Sfinksa, potem zwiedzamy muzea kairskie. Mamy na to 2 godziny, a nie starczyłoby dwóch dni, aby obejrzeć wszystkie cenne eksponaty z epoki faraonów. To oczywiście niezwykła atrakcja, dla mnie jednak drugorzędne, bowiem te duchowe wartości są cenniejsze – tu w pobliżu piramid słuchamy katechezy w oparciu o czytania z Księgi Wyjścia. Egipt to symbol niewoli, każdej niewoli. Pielgrzymka zorganizowana jest dla młodych, którzy odkrywają swoje życiowe powołanie, którzy poszukują drogi życia, którzy muszą zweryfikować swoje własne kalkulacje, odważyć się oddać Bogu. Mnie ta katecheza też bardzo pomaga. Obiad jemy na barce, na Nilu. Wszyscy tu ostrzegają przed piciem surowej wody z kranu, przed spożywaniem surowych owoców, ale my mamy nasz balsam kapucyński, który ratuje nas i kilka innych osób przed biegunką. Po południu udajemy się na uroczystą Eucharystię pod przewodnictwem biskupa miejsca, który sam też robi Drogę z najstarszą wspólnotą, na etapie Ojcze Nasz. Tu zostajemy przedstawieni sobie wszyscy wzajemnie. Jest też rodzina w misji z 10 dzieci. Najstarszy syn, prezbiter, wyświęcony przez samego Papieża Benedykta XVI stoi przy ołtarzu. Ich najmłodsze dziecko ma 3 lata i jest z zespołem Downa. Ta wspólna Eucharystia niesie ze sobą radość i wesele i oczywiście kończy się tańcem. Wracamy do domu, jest już niedziela, a my jak zwykle mamy mało czasu na sen. Mam niemożliwie opuchnięte nogi, ale tańczyłam! W niedzielę jedziemy śladami Świętej Rodziny, która uciekała przed Herodem. Jesteśmy w Wadi Natrun, w miejscu gdzie zatrzymała na postój. To tu olbrzymia sykomora pochyliła się w jedna stronę, aby dać cień i schronienie dla Marii z Dzieciątkiem. Zostały tu jeszcze wielkie uschnięte konary tego drzewa. Obecność Św. Rodziny przyniosła tej ziemi błogosławieństwo, jest tu dużo klasztorów, gdzie mnisi nieustannie się modlą. Zwiedzamy jeden Na Szlaku 11 z nich – klasztor św. Makarego, gdzie znajduje się urna z prochami świętego. Jest tu też miejsce gdzie, cesarz Dioklecjan zamordował 49 mnichów. Modlący się przy ich relikwiach mnisi i pielgrzymi wypraszają do dziś łaski. Ten klasztor jest olbrzymi, liczy 130 braci w tym 15 w nowicjacie, można tu przyjść po odbyciu służby wojskowej i po skończonych studiach i zostać do końca życia, bez możliwości odwiedzania rodziny czy przyjaciół. Mnisi tu pracujący utrzymują się sami ze sprzedaży owoców i warzyw, które przy pomocy świeckich uprawiają. Północny Egipt jest miejscem misji Św. Marka, który potem powędrował do Hiszpanii. Zwiedzamy też synagogę i kościół św. Barbary, zbudowany nad grotą, gdzie mieszkała Święta Rodzina. Nasz katechista Rino wygłosił tu piękną katechezę o rodzinie. Współczesny świat zgubił smak, rolę i odpowiedzialność rodziny. Tu wezwał wszystkich do modlitwy dziękczynnej za rodziny, za rodziców. My dodatkowo modlimy się za rodzinę Gamila, aby Pan obdarzył ich upragnionym potomstwem. Wracamy na obiad nad Nil, ale w inne miejsce. Potem jeszcze jeździmy trochę po Kairze, podziwiamy stare miasto, miasto zmarłych i pałace dostojników współczesnych. Potem Gamil zabrał nas do domu, gdzie czekała na nas uroczysta kolacja. W serdecznej atmosferze jak umiemy tak dajemy świadectwo działania Boga w naszym życiu, robimy pamiątkowe zdjęcia, zachęcamy do ufności w Bożą wszechmoc i życzymy gospodarzom upragnionego ,,bambino”. Są wyraźnie wzruszeni, mają łzy w oczach, to ich wielki ból. Idziemy wreszcie spać. Rankiem, w poniedziałek, serdeczne pożegnanie i wyjazd. Wyjeżdżamy z Kairu, kończy się miasto i zaczyna pustynia. Pierwszy etap pielgrzymki mamy za sobą. Przed nami Morze Czerwone. 12 Numer 35/2008 Śladami Izraela. Za nami zielony Kair, przejechaliśmy pod kanałem Sueskim, jedziemy pustynią Sin w stronę góry Synaj. Tu, w Mara, w cieniu pod drzewami zatrzymujemy się, po przeczytaniu fragmentu Pisma Świętego (Wj15,22-27) słuchamy przepięknej katechezy o gorzkich wodach. O tym, że każdy z nas doświadcza w życiu pewnej goryczy: niespełnionych pragnień, cierpienia z powodu swoich grzechów, niezadowolenia z naszej historii życia, nieakceptowania faktów, które otrzymaliśmy z ręki Boga. Naprawdę o wielu faktach z naszego życia nie chcemy myśleć, wyrzuciliśmy je z pamięci, ale one, choć głęboko ukryte, jednak są. Nosimy w sobie tę gorycz, mamy pretensje do Boga, pytamy: dlaczego? Koniecznie należy przeczytać ten fragment, zwłaszcza ostatnie zdanie. O zmroku dojechaliśmy do miejsca noclegu, tuż niedaleko Synaju. Następnego dnia wychodzimy do klasztoru św. Katarzyny, u stóp świętej góry. Tu odmawiamy laudesy, a po lekturze Pisma Świętego (Wj 19) padre Rino wygłasza katechezę na temat obrazu Boga, jaki każdy z nas ma. Potem wracamy na obiad i po krótkiej sjeście idziemy celebrować Eucharystię u stóp Synaju, wśród kamieni. Ta góra słyszała Słowo Boga, który mówił do Izraelitów, ona daje Echo tego słowa. Ewangelia jest o powołaniu pierwszych apostołów. Eucharystia zakończona śpiewem Szema Izrael. I tak jak oni wtedy, śpiewamy i tańczymy długo, długo. Zaskoczeni beduini przybiegają i patrzą, a my dalej tańczymy jak wariaci. Tuż obok miejsca, na którym się ustawiamy, jest ,,dom” beduina i jego wielbłąda. Wielbłąd dostaje papu, a jego pan robi wieczorną toaletę ,tzn. wodą z butelki myje sobie nogi, ręce i twarz, nakłada burnus i inny kaftan. Jest gotowy do pracy nocą. Będzie towarzyszył wychodzącym na Synaj, a nóż, który zasłabnie i zarobek gotowy. 6 sierpnia 2008, godzina 2 w nocy. Dla nas jest to data historyczna. Wyruszamy podzieleni na kilka grup. My idziemy w grupie pierwszej i jako trzeci z kolei. Marian ma laskę, którą dostał od Teresy, Hiszpanki, mamy też latarki w rękach, te są od naszego syna Marka, świetne, mocne. Piach, pył i kurz wszechobecny. Mnie idzie się ciężko. Skacze mi ciśnienie, od wysiłku, ale od czego są Aniołowie Stróżowie? Jeden zabiera mój plecak, drugi bierze pod rękę i do przodu. Zatroskany mąż decyduje się zapłacić dla mnie wielbłąda, ale co to byłaby za pielgrzymka bez trudu i potu. Przystajemy dosyć często, ze względu na mnie. Towarzyszą nam wielbłądy, po drodze są też kioski z napojami, kanapką, ławką ,aby odpocząć. Można także, już na szczycie, pożyczyć materac i koc do okrycia. W drodze mijają nas inni ludzie. Jest tu wiele narodowości. Są Anglicy, Japończycy, Rosjanie, no i oczywiście Polacy. Wszechobecni. Są wszędzie. Spotykaliśmy ich w Kairze, pod piramidami, koło Sfinksa, w muzeum, w klasztorze św. Katarzyny i w drodze na Synaj. Idąc, mówimy Różaniec, a potem z uwagi na wysiłek, każdy modli się sam, w duchu. Przystajemy, patrzymy na wygwieżdżone niebo, i myślę, że ten sam księżyc, te same gwiazdy były świadkami tego spotkania Boga i człowieka. Człowiek podjął trud spotkania z Bogiem. Wokół mnie są inni, którzy pomogli mi wejść. Sama nie dałabym rady. A ja martwiłam się o mojego męża, że to on jest słabszy ode mnie! Ten fakt, też jest dla mnie bardzo symboliczny, daje wiele do myślenia. W karawanie raźniej. Wreszcie ostatnie podejście, najbardziej strome. Dobrze, że jest ciemno, bo nie widzę przepaści po obu stronach. Mam lęk wysokości. Pomaga mi wchodzić Witalik, arian też ma swojego pomocnika. I wchodzimy. Wszyscy jesteśmy mokrzy z wysiłku. Szukam anioła stróża z moim plecakiem. Trzeba ubrać suchą i ciepłą bluzkę, bo przedświt jest zimny i wietrzny. Czekamy na resztę. Wreszcie są wszyscy. Wyciągają gitary i inne instrumenty i oto na Synaju rozbrzmiewa z mocą śpiew ludu, nowego Izraela. Szema Izrael, a potem inne radosne psalmy i wreszcie na koniec Hewenu Szalom, we wszystkich możliwych językach i przyłączają się do tego hymnu uwielbienia wszyscy tu obecni. I byliśmy tu my, przedstawiciele tego ludu z małego miasteczka w Polsce ze Stalowej Woli, aby dziękować, ale też i prosić za nasze miasto, za parafie, za wspólnotę, za rodzinę. Potem wschód słońca, patrzymy na masyw Synaju rozświetlony pierwszymi promieniami jutrzenki. Jakże jest piękny! A potem niewielki posiłek z zapasów z plecaka. Nie dojadamy, dzielimy się z dziećmi Beduinów, wszyscy. Już troszeczkę niżej zaczynamy laudesy, modlitwę cichą, kantyk i zaczynamy schodzić. Powoli. Witalik i Paul -Węgier są moją eskortą ,byle teraz nie patrzeć w bok i na dół. Bardzo mi pomaga laska Juana. Idziemy na końcu, ale ważne że doszliśmy i zeszliśmy. Już na nas czeka autobus, bierzemy bagaż i jedziemy nad Morze Czerwone. Tu obiad i kąpiel, podziwiamy rafy koralowe, takie same ryby jak oglądałam w twlewizji. Woda jak kryształ, cieplutka. Potem kolacja i Eucharystia, bo dzisiaj jest Przemienienie Pańskie. W czwartek po śniadaniu wyruszamy w drogę powrotną. Jeszcze po drodze obiad w Qmran i zwiedzanie, ostatnie zdjęcia. Zostawiamy Egipt, wjeżdżamy do Izraela, ale to przeżycie jest w nas, Synaj jest w nas. Myślę, że na długo pozostanie. Maria Janik Na Szlaku 13 Wspomienie z wakacji Harcerskie Wakacje 70 lat temu wśród lasów Kotliny Sandomierskiej powstawała piękna idea. Była nią budowa Zakładów Południowych. Powstawały części zakładu oraz osiedla przyfabryczne nazwane Stalową Wolą. Nazwa miasta pochodzi od słów ówczesnego ministra spraw wojskowych, gen. Tadeusza Kasprzyckiego, który o planie budowy COPu mówił, że jest to: stalowa wola narodu polskiego wybicia się na nowoczesność. Była to sztandarowa inwestycja II Rzeczypospolitej. Realizację planu przerwała wojna. W latach okupacji w osiedlu i hucie działał ruch oporu oraz AK (Okręg Rozwadów). Za udział w konspiracji zginęło wielu mieszkańców. Masowo wywożono tu więźniów z zamku w Rzeszowie na miejsca publicznych straceń, np. w Charzewicach w październiku 1943 r. rozstrzelano 20 osób. Szczep Harcerski ,,Leśne Plemię”, chcąc przypomnieć harcerzom historię naszego narodu w tym strasznym momencie dziejowym, przygotował obóz wakacyjny o tematyce polskich bohaterów 14 Numer 35/2008 wojennych. W tym miedzy innymi o Cichociemnych, żołnierzach Armii Krajowej. Obóz znajdował się Skorodnym (Bieszczady) i trwał w okresie 113 lipca. Komendantem obozu był Brat Paweł Pelczar, OFM Cap., kwatermistrzem ćwik Mariusz Siebielec, posiłki gotowała nam pani Janina Grzyb,której pomagał zastęp kuchenny. Były także służby wartownicze dzienne i nocne. Na wyjeździe były dwa podobozy – dziewcząt i chłopców. Oprócz naszych przyklasztornych drużyn była także 7. Stalowowolska Drużyna Harcerek ,,Brzozowina”, 1. Mielecka Drużyna Harcerek. Razem było 57 uczestników. Poprzez różne gry i ćwiczenia harcerze i harcerki mogli poznać sylwetki sławnych Polaków, którzy oddali swe życie za Ojczyznę. Poznaliśmy bliżej postać Jana Bytnara ,,Rudego”, Tadeusza Zawadzkiego ,,Zośka”,gen. Sosabowskiego i wielu innych walczących na wszystkich frontach Europy. Hasłami widniejącymi na banderkach obozowych były: ,,Bądź gotów” i ,,Overlord”. Jak na każdym obozie mieliśmy wędrówkę na Połoniny Caryńską i Wetlińską oraz Tarnicę. Nie odpoczęliśmy jeszcze po obozie, a już udaliśmy się na Spotkanie Młodzieży w Wołczynie w dniach 14-19 lipca. Mieliśmy jak co roku służbę poprzez różnego rodzaju wykonywane prace; skrobanie ziemniaków, rozlewanie zupy, służenie podczas Mszy Świętych. Oprócz tego byliśmy na konferencjach, spotkaniach w grupach. Bracia kapucyni umilali nam trudy służby, zabierając nas często na lody. Zuchenki i zuchy także mieli swój wyjazd. Był nim biwak w Wywłoczce (gmina Zwierzyniec) w dniach 1-6 sierpnia. Gotowała nam pani Gertruda Kutryn. Zuchy miały służbę kuchenną i porządkową. Tematyką biwaku była kraina Smerfów. Okazała się ona strzałem w dziesiątkę. Dzieci i kadra bardzo się wciągnęły. Sam komendant, mając dwadzieścia lat, czasami wydawał się jakby miał tylko dziesięć. Mieszkaliśmy w szkole podstawowej. Naszym biwakowym zadaniem było znalezienie czterech różdżek Matki Natury, które zabrała jej czarownica. Oczywiście musieliśmy uważać na Gargamela i jego kota Klakiera. Przydarzały nam się różnego typu historie. W nocy poszukiwaliśmy zaginionej Księgi Czarów. Podczas Smerfozbiorów złapał nas deszcz z gradem. Byliśmy na wycieczce w Zwierzyńcu. Zwiedziliśmy kościół na wodzie, miejski park, pomnik na pamiątkę zwalczenia szarańczy wędrownej, która nawiedziła tereny południowej Lubelszczyzny w 1711 roku. Niedzielną Mszę Świętą odprawił nam nasz duszpasterz o. Rafał Pysiak OFM Cap. Wyjazdem podsumowującym roczną kategoryzację drużyn był Zlot Podkarpackich Chorągwi ZHR ,,Andrzej i Olga 2008” dla zastępów i zastępowych, który się odbył w Chmielniku koło Rzeszowa. Rok 2008 jest poświęcony Oldze i Andrzejowi Małkowskim, a patronuje mu prezydent Polski Lech Kaczyński. W dniach 20-24 sierpnia mogliśmy bliżej poznać założycieli harcerstwa na ziemiach polskich poprzez różne gry i zadania. Harcerstwo jest to organizacja tych, którzy pragną sami wybierać drogę własnego życia, mieć własne zdanie, stawiać czoło trudnościom. Jest to styl życia płynący z wewnętrznej potrzeby radości, piękna, dobra, prawdy, przygody, potrzeby zrozumienia siebie, bliźnich i Boga. Ta szansa własnego rozwoju w przyjaźni do świata, to chęć służby niekiedy ofiarnej oraz chęć przyjaźni ze wszystkim, co żyje, czyli szlachetnego stosunku do innych, wreszcie to sposób na piękne i godne życie. WYTRWAŁY ŻBIK Na Szlaku 15 ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI Święty Brat Albert Ś w i ę t y Brat Albert (Adam Chmielowski) urodził się w 1845 roku w Igołomii. Jako młodzieniec przystąpił do powstania, które wybuchło w 1863 roku. Ciężko ranny dostał się do niewoli i stracił nogę. Po ucieczce z niewoli odbył studia malarskie. Idąc za głosem powołania, zrezygnował z kariery artystycznej i w Krakowie oddał się posługiwaniu ubogim, a następnie założył zgromadzenie braci i sióstr posługujących ubogim. Odznaczał się heroiczną miłością bliźniego, umiłowaniem ubóstwa i ufnością w Opatrzność Bożą, a przede wszystkim jest czytelnym przykładem miłości miłosiernej. Brat Albert nie od razu stał się Ojcem ubogich. Wzrastał w takich samych warunkach, jak jemu współcześni. Dokonał się jednak w jego życiu przełom, który sprawił, że porzucił dotychczasowy sposób życia i podjął w sposób radykalny wymagania Ewangelii Chrystusowej. Ta przemiana nie dokonała się od razu i był to długi proces przede wszystkim wewnętrznych przeobrażeń, które objawiały się w codziennych niełatwych wyborach i decyzjach. Bóg prowadził go, przygotowując do ostatecznej decyzji całkowitego oddania się Chrystusowi w najuboższych. Mając 18 lat, Adam staje w szeregach Powstania Styczniowego i w walce o wolność Ojczyzny traci nogę. Następnie, wykorzystując swój artystyczny talent, realizuje poszukiwania drogi życiowej w twórczości malarskiej. Nie 16 Numer 35/2008 chce schlebiać gustom widowni. Próbuje odnaleźć najgłębszy sens sztuki, jak sam pisze: „Droga do prawdy to jedyny bezpośredni cel sztuki.” Poszukiwanie to prowadzi go do zakonu jezuitów, gdzie pragnie jako malarz – zakonnik tworzyć Bogu na chwałę. Jednak próba ta kończy się niepowodzeniem. Poczucie własnej słabości, a może doświadczenie „mistycznej nocy” duch, powoduje, że opuszcza nowicjat i dopiero po kilku miesiącach, doświadczając Bożego miłosierdzia, wraca do duchowej równowagi. Nie przemija jednak w Adamie tęsknota za wartościami największymi. Rozpoczyna malowanie obrazu Ecce homo – Oto człowiek. To oblicze znieważonego Chrystusa, które pragnął wyrazić w wizji malarskiej, dostrzegł w twarzach żebraków zamieszkujących miejską ogrzewalnię w Krakowie. Zrozumiał, że jest przez Boga wezwany do tego, by w tych ludziach odnawiać ich prawdziwe oblicze, zniekształcone przez nędzę – obraz i podobieństwo Boże. Aby to uczynić, poświęcił wszystko: porzuca malarstwo, opuszcza krakowskie salony i staje się bratem najuboższych. Za zgodą biskupa Kościoła Krakowskiego zakłada habit tercjarski i zamieszkuje razem z ubogimi. Brat Albert swoją służbę pragnie pełnić w duchu świętego Franciszka. Zrozumiał, że aby służyć ubogim, samemu trzeba być ubogim. To szczególne świadectwo obecności owocowało. Pojawili się ludzie, którzy zapragnęli wejść na drogę, którą kroczył Brat Albert. I tak doszło do powstania dwóch nowych zgromadzeń zakonnych – Albertynów i Albertynek. Jednak świadectwo, jakie dał święty Brat Albert, sięga dalej. Biedaczyna z Krakowa jest obecnie wzorem i patronem dla wielu pragnących służyć drugiemu człowiekowi i uczy, iż służba ta musi swoją moc czerpać ze zjednoczenia z Bogiem. Najpierw ubóstwo na wzór Chrystusa. Strzegł tego ubóstwa Brat Albert ze szczególną gorliwością. Przez to ogołocenie wskazywał, że potęga miłosierdzia, to nie tylko środki materialne, ale gotowość do całkowitego daru z siebie. Mówił, że „powinno się być dobrym jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić, jeśli jest głodny.” Taka ofiara wymaga całkowitego zawierzenia Bogu i karmi się Eucharystią oraz modlitwą. A oto jedna z licznych wypowiedzi Kardynała Karola Wojtyły o bracie Albercie: „Ale Bóg w przedziwny sposób działa w dziejach człowieka. Oto rzucając go przed sobą na kolana, każe mu równocześnie uklęknąć przed jego braćmi, bliźnimi. Tak właśnie stało się w życiu Brata Alberta: rzucony na kolana przed majestatem Bożym, upadł na kolana przed majestatem człowieka, i to najbiedniejszego, najbardziej upośledzonego, przed majestatem ostatniego nędzarza.” Brat Albert zmarł w Krakowie w Uroczystość Narodzenia Pańskiego w 1916 roku. W Roku 1983 papież Jan Paweł II zaliczył go w poczet błogosławionych, a w roku 1989 w ogłosił świętym. Zachariasz OFM Cap. Na Szlaku 17 Wakacje z Bogiem..., czyli Oaza Nowej Drogi Iº Przyszowa 2008 W czasie wakacji odpoczywamy od wielu spraw życia codziennego. Późno wstajemy, przez cały dzień nic nie robimy, a potem znów śpimy odpoczywając po tym jakże męczącym dniu. Jednak nie powinien to być czas odpoczynku od Boga, który nie ma nigdy dość i zawsze się nami opiekuje. W trakcie letniej laby młodzież i dzieci, będące w Oazie, poświęcają swój wolny czas na pogłębianie swoich relacji z Bogiem na rekolekcjach organizowanych w całej Polsce. Nie inaczej rzecz dzieję się w naszej parafii, z której co roku część osób ze wspólnoty oazowej wyjeżdża na wakacje z Bogiem. Tegoroczne kapucyńskie rekolekcje Ruchu Światło – Życie Oazy Nowej Drogi Iº odbyły się w miejscowości Przyszowa k. Limanowej. Naszym moderatorem był br. Tomasz Świtała OFMCap. , a wśród ok. 48 uczestników znalazły się 3 (w tym ja) osoby z naszej wspólnoty. Było nas tak dużo, że brat do pomocy przy niesfornej gromadce młodzieży zaprzęgał 8 animatorów (Ania K z Bytomia, Ania G. z Wałcza, Jola Ch. z Wałcza, Jola W. dla odmiany z Wałcza, Karolina O. też z Wałcza, Jadzia M. z Sędziszowa Młp., oraz dwa rodzynki Kuba z Bytomia i nasz muzyczny Grzesiu z Piły), a żeby nas wykarmić potrzebne były aż dwie panie kucharki (p. Helenka i p. Alicja). Po przyjeździe wszystkich uczestników nastąpiło zawiązanie wspólnoty oraz podział na mniejsze grupki, którymi opiekowali się poszczególni animatorzy. Po tym był pierwszy pyszny posiłek i pogodny wieczór podczas, którego mielismy okazję zapoznać się bliżej. I tak zakończył się dzień przyjazdu, a zarazem ostatni dzień sielanki. Następny poranek zapowiedział nam już 18 Numer 35/2008 pierwszy dzień rekolekcji i tajemnicę Zwiastowania Pańskiego. Pełen radości i umacniania naszej wspólnoty oraz zasiewania ziarna, którego duchowe plony mieliśmy zebrać na koniec rekolekcji. Czas tajemnic radosnych zleciał bardzo szybko.Codzienna Eucharystia to niezbędny element rekolekcji. Przyszła pora na tajemnice bolesne, czyli milczenie przy posiłkach oraz brak pogodnych wieczorów pełnych radości. Zamiast nich mieliśmy okazję uczestniczyć we wzruszających nabożenstwach. Były one przygotowywane przez animatorów i zmusiły nas do wielu refleksji. Także piesza pielgrzymka do Limanowej oraz Droga Krzyżowa pod górę z naszym własnym krzyżem, którym był kamień, pokazała nam jak bardzo Jezus cierpiał za nas. Po tajemnicach bolesnych przyszły tajemnice chwalebne oraz 13 dzień, czyli Dzień Wspólnoty, na który pojechaliśmy do Centrum Ruchu Światło – Życie do Krościenka. Uczestniczyliśmy tam w Eucharystii sprawowanej przez bp. Wiktora Skworca. Mieliśmy również okazję zapoznać się tam z innymi Oazami zarówno zakonnymi, jak i diecezjalnymi. W czasie tych rekolekcji wędrowaliśmy po Tatrach, odwiedziliśmy Zakopane oraz Kalwarię Zebrzydowską, w której poszliśmy ścieżkami Maryi, a także uczestniczyliśmy w biegu samarytańskim po okolicach Przyszowej. Myślę, że te rekolekcje były wspaniałą okazją do lepszego poznania Boga oraz pogłębienia swych więzi z Nim. Doświadczyliśmy tam również działania Pan Boga w przyrodzie oraz drugim człowieku. Tego drugiego można było szczególnie doświadczyć, ponieważ takiej atmosfery życzliwości i wzajemnego wsparcia nie spotyka się często. Maciej Rutkowski CHWILA Z POEZJĄ Świt Nie budź już wspomnień. Już świta. Już noc przybladła, zamyka usta Bezsenny czas, płynie na żółwich kopytach Świt – rozwija swe złote chusty. Nie budź już wspomnień. Serca tęsknico. Pozwól odlecieć myślom w bezkres szumnych fal Na sinych grzbietach Struny smętnie skowyczą Budzi się dzień. Pachnie kwiat. A jednak cichych wspomnień żal. Cudowny świat Jak Cię nie sławić Panie za ten cudowny świat. Za to, że w którą stronę ma stopa stanie Wokół mieni się kwiat. Tu goździk swą urodą się wdzięczy Czerwone maki pośród zbóż Rumiany snują się nicią pajęczyn tam zaś królują bukiety róż Tylko witka rzucona na postne podłoże Motała się w kształtach Znosząc chichot kruków w pokorze By zakwitnąć choć na ukrytych kartach. Zofia Zakrzewska Myszka Zboże mojego dziadka zakwitało chlebem. Pamiętam jak w twardych dłoniach Rozgniatał brzemienne kłosy I rozdmuchiwał plewy, Rozsypywał złote okruchy na dłoniach i mówił: już pora. I wychodzili na pole z modlitwą I wtedy przychodził Chrystus Słuchał śpiewu kos Poklepywał spocone, przygarbione plecy żniwiarzy Rozsiewał radość i spokój... Wiem, byłam tam obok Prosił bym po kłującym ściernisku Zbierała okruchy chleba. Dziś nie przychodzi na pola Pewnie męczy Go hałas kombajnów, Może dlatego chleb dzisiaj Nie smakuje jak tamten, Który dziadek żelaznymi rękami Wyjmował z pieca Błogosławił znakiem krzyża, Całował i z szacunkiem układał na stole… I to była modlitwa... Grażyna Lewandowska Na Szlaku 19 Dla dzieci Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Witam pięknie wszystkich Młodych Czytelników naszego czasopisma. Mam nadzieję, że po wakacjach jesteście dojrzalsi, mądrzejsi, bardziej opaleni i wypoczęci. Zaczynamy pracę, dzięki której lepiej poznamy świat i drugiego człowieka. Warto o tym pamiętać na początku roku szkolnego. „Na Szlaku” będzie Wam towarzyszyło przez cały rok i pomagało w zrozumieniu wielu spraw. Nowym i „starym” Czytelnikom życzę powodzenia w szkole, za wszystkich uczniów i nauczycieli oraz katechetów modlę się codziennie. Szczęść Boże! Nazaretański pamiętniczek Wrzesień Od samego rana Maryja krząta się po kuchni i przygotowuje coś specjalnego, coś, co przypomina zapach pieczonego ciasta i podobnych smakołyków. Mama Jezusa ubrana jest odświętnie w piękną fioletową sukienkę, taką do samej ziemi, na głowie ma fioletową chustkę, przetykaną żółtą nitką. Cichutko podśpiewuje sobie i energicznie porusza się po kuchni, jakby chciała zdążyć ze wszystkim zanim Jezus wróci ze szkoły. Nagle ktoś delikatnie zastukał do okna i w jednej chwili cała wielka gromadka dzieci – z Jezusem na czele – zaczyna śpiewać: „Sto lat, sto lat…” Każde dziecko ściska w dłoniach duże bukiety drobniutkich, puszystych kwiatuszków, które dzisiaj zakwitły na polach i na wyrębach. Kwiaty mają taki sam kolor jak imieninowa sukienka Maryi. Zdyszany Józef, który właśnie wybiegł z warsztatu, potakuje tylko i uśmiecha się od ucha do ucha. Ustawia się w długiej kolejce, 20 Numer 35/2008 aby razem z dzieciakami jeszcze raz złożyć życzenia, które właśnie teraz – choć przecież składał je rano – brzmią bardziej radośnie. Życzeniom, śpiewom i pocałunkom nie było końca. Wszyscy cieszyli się, klaskali i biegali po domu, a potem, aż do wieczora, zajadali się plackami i ciastkami, które smakowały jak nigdy przedtem. - To Twoje imieninowe kwiaty Mamusiu – mówi przed snem Jezus. – Wrzosy nigdy nie tracą koloru tak jak twoja piękna sukienka, prawda? – dodaje szybciutko. Przecież Twoje imieniny nie trwają tylko przez jeden dzień … M a r y j a uśmiecha się tylko i bez słowa gładzi po głowie Synka. Całując Go na dobranoc szepcze cichutko na ucho: - Dziękuję. Kartki z rozwiązaniem dostarczcie na furtę do 26.09.2008 Losowanie nagród 28.09.2008 po Mszy świętej rodzinnej Humor Humor Na lekcji biologii nauczyciel pyta Wacka: -Jaki ptak nie buduje gniazd? -Kukułka. -Doskonale, ale czy wiesz dlaczego? -Bo mieszka w zegarach. *** Na lekcji historii pani, powołując się na liczne przykłady, mówi dzieciom, że przeciwnika należy zwalczać jego własną bronią. - Taaak? – zdziwił się Jaś. – Od razu widać, że Pani jeszcze nigdy nie gonił szerszeń. *** -Mamusiu, czy mogę hodować w domu kruka? – pyta się Jaś. -Ty chyba oszalałeś?! Na co ci to? -Chcę się przekonać czy to prawda, że kruki żyją ponad 200 lat. Humor Spotykają się dwa ślimaki. - Ty, stary , gdzie masz muszlę?! - Uciekłem z domu. *** Nauczyciel pyta uczniów: - Jaka powinna być waszym zdaniem idealna szkoła? Uczniowie odpowiadają chórem: - Zamknięta. *** Jaś pyta się ojca: - Tato, potrafisz podpisać się z zamkniętymi oczami? - A dlaczego pytasz? - Bo trzeba podpisać kilka ocen w moim dzienniczku. Na Szlaku 21 ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI błog. Jakub z Ghaziru. Dnia 22 czerwca 2008 roku w Bejrucie został ogłoszony błogosławionym br. Jakub z Ghaziru, zwany w swoim kraju Abuna (tzn. ojciec) Jakub. Stał się gigantem działalności charytatywnej. „Wielki budowniczy”, „Apostoł krzyża”, „Libański św. Wincenty a Paulo”, Nowy Cottolengo”, „Nowy don Bosco”, to imiona, którymi Libańczycy, chrześcijanie i muzułmanie, nazywali i nadal nazywają tego kapucyna, aby podkreślić jego człowieczeństwo i świętość. Jakub urodził się w Ghazirze (peryferia Bejrutu), 1 lutego 1875 roku jako trzecie dziecko z ośmiorga rodzeństwa. Rodzina, chrześcijanie o rycie maronickim, była głęboko wierząca. Szczególnie matka przykładem swojego życia zaszczepiła synowi wielkoduszność wobec Boga i ludzi. Po skończonej edukacji w wieku 17 lat wyemigrował do Aleksandrii w Egipcie, gdzie wstrząśnięty negatywnym przykładem pewnego kapłana oraz wzruszającym świadectwem śmierci brata kapucyna, jako dziewiętnastolatek podjął decyzję wstąpienia do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Powrócił do Libanu w 1894 roku, by rozpocząć nowicjat. Wszyscy bracia podziwiali go za jego surowy styl życia, pobożność, miłość, posłuszeństwo i poczucie humoru, które wiele razy pomagało mu w rozwiązywaniu konfliktów. Po ukończeniu studiów, w 1901 roku w Bejrucie przyjął święcenia kapłańskie. Przełożeni powierzyli mu prowadzenie ekonomii w pięciu klasztorach Bejrutu i jego okolic. Obowiązek załatwiania różnych spraw urzędowych zmuszał go do częstych podróży. Dziesiątki razy, jak sam o tym mówi w swoich wspomnieniach, 22 Numer 35/2008 był napadany, bity lub grożono mu śmiercią, ale krzyż Jezusa zawsze go cudownie ratował. W 1905 roku został mianowany dyrektorem szkół, które w Libanie prowadzili bracia kapucyni. Abuna Jakub objawił także wielkie zdolności w organizowaniu pielgrzymek, procesji, uroczystości religijnych, zwłaszcza pierwszych komunii. Mawiał: „Siejcie hostie, a zbierzecie świętych”. Jego szczególnym charyzmatem było głoszenie Słowa Bożego. Głosił je w Syrii, Iraku i w Palestynie. Swoje kazania przygotowywał w nocy przed Najświętszym Sakramentem. W Bejrucie założył Trzeci Zakon Franciszkański, który rozszerzył się na cały Liban. Przekonany o ważnej roli czasopism w 1913 roku założył miesięcznik „Przyjaciel Rodziny”. Z powodu wybuchu Pierwszej Wojny Światowej w 1914 roku kapucyni francuscy opuścili Liban i powierzyli br. Jakubowi kierowanie całą misją. Zadanie to wypełniał z wielką odwagą i kompetencją. Gdy wojna się skończyła, wojska tureckie opuściły kraj. Do Libanu powrócili kapucyni francuscy, którzy kontynuowali przerwaną pracę. Nowym polem działalności dla Abuny Jakuba stało się otwieranie domów opieki dla dzieci i młodych kobiet przeżywających trudności. W duszy jego zagościło pewne marzenie: wznieść ogromny krzyż na szczycie góry, aby uczynić z niego miejsce spotkań dla tercjarzy, ale przede wszystkim miejsce modlitwy za Libańczyków poległych na wojnie i tych, którzy musieli opuścić swoją ojczyznę. Marzenie się zrealizowało, z pomocą Opatrzności Bożej na górze Jall-Eddib, która z „góry duchów i wróżek” stała się górą krzyża. Drugi krzyż został ustawiony w Deir ElQamarze (Chouf), regionie zamieszkałym przez ludzi różnych wyznań. Zrodziła się w nim idea założenia nowego zgromadzenia sióstr. W 1930 roku powstaje zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Krzyża Libanu. Abuna Jakub nalega, aby w statutach nowego zgromadzenia nie brakowało następujących dzieł miłosierdzia: opieka szpitalna nad chorymi i niedołężnymi księżmi, opieka nad niepełnosprawnymi, niewidomymi, umysłowo niedorozwiniętymi i nieuleczalnie chorymi, edukacja i opieka nad sierotami. Całe życie br. Jakuba wyróżniało się konkretną miłością do ludzi, którzy cierpią. Założył Szkołę Św. Franciszka, szpital dla niepełnosprawnych dziewczynek, klasztor, w którym znajduje się dom generalny, postulat, nowicjat i centrum rekolekcyjne dla księży, zakonnic i grup modlitwy, szpital dla osób przewlekle chorych i starych, szpital w dzielnicy robotniczej; szkołę, w której uczą się dzieci osierocone lub zaniedbane przez rodziców, Hospicjum Chrystusa Króla, nad którym góruje ogromna figura Chrystusa, wysoka na 12 metrów. Opatrzność Boża nigdy nie opuszczała Abuny Jakuba i do dziś jest codziennym gościem jego sióstr. Abuna Jakub, zdobywszy wielkie uznanie wśród przedstawicieli władz religijnych i świeckich jako „olbrzym miłości”, nie miał innego celu w swoim życiu, jak tylko ten jeden: „Kochać Boga i człowieka, który jest obrazem Jezusa Ukrzyżowanego”. W sobotni poranek 26 czerwca 1954 roku powiedział: „Dziś jest ostatni mój dzień!” Zmarł o godz. 15.00. Jego śmierć obwieściło radio, gazety, przyjaciele, dzwonnice we wioskach. Tysiące ludzi przybyło do klasztoru, aby opłakiwać jego odejście, modlić się i otrzymać od niego błogosławieństwo z nieba. Tylko człowiek obdarzony silnym i zdecydowanym charakterem mógł dokonać tych wszystkich dzieł. Abuna Jakub nie unikał trudnych wyzwań związanych z ofiarami i wyrzeczeniem. Zwykł mawiać: „Kto pragnie nieba bez cierpienia, jest jak ten, kto chce kupić towar bez pieniędzy”. Powiedział także: „Modlitwa bez ufności jest jak list w kieszeni, który nigdy nie dotarł do adresata”, co można odczytać, że nie powinno się podejmować tak wielkich dzieł, jakich Abuna Jakub dokonał, bez głębokiej wiary. Emilian Skowroński OFM Cap. Zalogowani z Jezusie, czyli Wołczyn 2008 Czy znasz datę swojego chrztu? Czy sakrament ten ma odzwierciedlenie w Twoim codziennym życiu? Czy dziękujesz Panu za łaskę chrztu świętego, podczas którego stałeś się Jego dzieckiem? Podczas tegorocznego XV Spotkania Młodych w Wołczynie mogliśmy postawić sobie takie pytania i poszukać na nie odpowiedzi. Tematem spotkania, które odbyło się w dniach 14 – 19 lipca 2008, było hasło Zalogowani w Jezusie. Podczas tych kilku dni wgłębialiśmy się w tajemnicę chrztu świętego, który daje nam nowe życie w Jezusie, uwalnia spod władzy grzechu i wprowadza do wspólnoty Kościoła. Każdego dnia uczestniczyliśmy w Eucharystii, w przeżywaniu której pomagała nam pięknie śpiewająca schola. Mieliśmy również okazję wysłuchać ciekawych konferencji oraz wziąć udział w pięknych nabożeństwach, podczas których mogliśmy „zalogować się w Jezusie”. Każdy z nas, jeżeli miał taką potrzebę, mógł spotkać się z Panem, poprzez spowiedź. Bracia kapucyni zapewnili nam również niezłą dawkę rozrywki poprzez liczne koncerty. W tym roku zagrali dla nas: New Life Music, Kana, Triquetra, Pajujo oraz Perfekt. A chyba najbardziej oczekiwanym,był koncert KapBandu, podczas którego bracia, oprócz piosenek ze swojej nowej płyty, zaśpiewali dla nas kilka znanych przebojów, np. Jesteś szalona, Córka rybaka czy Zatańczysz ze mną jeszcze raz. Była to chwila naprawdę dobrej zabawy. Muszę również wspomnieć o niezwykłej atmosferze, jaka panuje w Wołczynie. Jest to coś wspaniałego, czego nie da się opisać w kilku zdaniach. Tam po prostu trzeba być i to przeżyć! Można zapomnieć o codzienności i związanych z nią problemach. Każdy jest uprzejmy, miły i chętny do pomocy. Mowa tu nie tylko o uczestnikach spotkania, ale również o mieszkańcach Wołczyna. Poprzez spotkania w grupach czy wspólne posiłki na polu namiotowym można poznać wielu świetnych ludzi. I nawet zmęczenie oraz pogoda, która nie zawsze dopisuje, nie zniechęcają nas do pełnego przeżywania tych pięknych chwil w Wołczynie. Jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy. Teraz, „zalogowani w Jezusie” i naładowani nową energią, musimy postarać się wcielić w nasze codzienne życie to, czego doświadczyliśmy podczas tych kilku dni. Teraz pozostaje nam czekać na kolejne XVI Spotkanie Młodych w Wołczynie. Myślę, że wielu z nas już się nie może tego doczekać. Agnieszka Mastalerczyk Na Szlaku 23 Kronika wydarzeń 8 czerwca - jubileusz 50 lat święceń kapłańskich obchodził o. Gustaw Tyburczy. Uroczystą Eucharystię o godzinie 12 wraz z nim celebrowali dwaj inni Jubilaci: o. Salezy Kafel nasz współbrat z Krosna oraz ks. Józef Haracz. Mszę świętą uświetnił występ góralskiej dziecięcej orkiestry dętej ze Skomielnej Czarnej. Świętego w sprawowaniu posług. 20 czerwca – podczas Eucharystii o godzinie 8.00 dzieci i młodzież dziękowała Bogu za kończący się rok szkolny. 11 czerwca – w PSP Nr 11 odbyło się ogłoszenie wyników konkursu zorganizowanego przez katechetkę Marię Michalska i plastyczkę Ewę Konieczną. Autorzy najciekawszych prac otrzymali nagrody i dyplomy. 6 lipca – powitaliśmy w naszej wspólnocie nowych współbraci, którzy zostali skierowani do posługi w naszej parafii i klasztorze: o. Andrzeja Surkonta, który przybył z Piły, o. Bogdana Kordka, który przyjechał z parafii w Skomielnej Czarnej oraz br. Pawła Orłowskiego i br. Roberta Kotowskiego, którzy ostatnio posługiwali we wspólnocie w Krakowie-Olszanicy. 14 czerwca – Grupa Modlitwy Ojca Pio wyjechała do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach na nocne czuwanie. 15 czerwca – pożegnaliśmy naszych współbraci, o. Gustawa Tyburczego, o. Piotra Tokarza i br. Adama Kuczyńskiego, którzy na mocy zarządzenia naszych władz zakonnych z dniem 30 czerwca odeszli z naszej parafii. Dziękujemy im bardzo serdecznie za obecność, zaangażowanie i serce, jakie wkładali w posługę we wspólnocie parafialnej i życie naszego klasztoru. Życzymy im Bożego Błogosławieństwa i wszelkich łask w nowym miejscu obecności oraz mocy Ducha 24 Numer 35/2008 1 lipca – rozpoczął się Międzynarodowy Festiwal Muzyczny, który tradycyjnie już odbywał się w naszym klasztorze przez okres wakacji. 2 sierpnia – z okazji święta Matki Bożej Anielskiej brat Rafał Pysiak odprawił uroczystą Mszę świętą. W tym dniu każdy chętny mógł skorzystać z łaski specjalnego odpustu Porcjunkuli. 3 sierpnia – w klasztorze ss. felicjanek w Krakowie pierwsze śluby zakonne złożyła nasza parafianka: Ewa Ziarek. Przyjęła imię Rachella. 31 sierpnia – gościliśmy w 14 lipca – młodzież z naszej parafii wyjechała do Wołczyna na Spotkanie Młodych. 25 lipca – w święto św. Krzysztofa po Mszy świętej wieczornej na parkingu przy kościele poświęcono pojazdy mechaniczne. parafii o. Jerzego Steligę, misjonarza z Afryki, który na każdej Eucharystii głosił Słowo Boże. Po Mszach można było wesprzeć dzieło misji, kupując płyty CD, książki, pamiątki lub składając ofiarę na ten cel. opr. G.Lewandowska Czy katolik może cieszyć się seksem? Czy katolik może cieszyć się seksem? Dlaczego może i w jaki sposób? Czy seks oralny to coś złego? Czy dopuszczalne jest doskonalenie łóżkowych umiejętności dla zwiększenia satysfakcji małżonka? Na te i inne pytania odpowiada o. Ksawery Knotz, duszpasterz rodzin i autor „katolickiej Kamasutry” w rozmowie z Mateuszem Lubińskim. Wielu ludzi postrzega seks bardziej jako grzech niż miłość. Ale człowiek został stworzony przez Boga. Jak Bóg go stwarzał, to zaplanował ciało i sferę seksualną, pragnienie bycia ze sobą w sensie fizycznym. Oczywiście, grzech pierworodny to wypaczył. Ludzie się ranią. Ale człowiek został stworzony, by się z tego grzechu wyzwolić i przeżywać swoją seksualność w sposób piękny. - Francuska Agencja Prasowa okrzyknęła ojca autorem „katolickiej Kamasutry”. Co ojciec na takie określenia? - To nie jest tak do końca moje porównanie. Święta Teresa z Avila, doktor Kościoła, opisuje na przykład swoje przeżycia mistyczne porównując je do rozkoszy między dwoma małżonkami. A to jest XVI wiek. Naszym babciom raczej trudno jest swobodnie rozmawiać o seksie. Może trochę kiedyś rozmawiały, ale mało. Tak zostały wychowane i to jest sytuacja nie do przeskoczenia. Kiedyś o pewnych rzeczach się nie mówiło, ale dziś można o nich mówić. Jest zdecydowanie prościej, bo mamy odpowiedni język. Oczywiście seksu jest wszędzie pełno, ale mało kto mówi coś wartościowego. Z jednej strony mamy w mediach pisanie o seksie byle by coś było, takie “blebleble”. Wszystko po to, żeby przyciągnąć czytelnika na zasadzie taniej sensacji. Z drugiej mamy zakaz mówienia o seksie, wciskanie seksualności w sferę tabu. To jest bardzo silna tendencja na łonie Kościoła. Mało kto mówi na serio o akcie małżeńskim i pewnie dlatego tak dużo ludzi się do mnie zgłasza. - To jest logika mediów – szukania sensacji i ciekawostek i ja to rozumiem. Moja działalność niektórym tak się kojarzy, bo piszę pozytywnie o życiu seksualnym. I tyle tylko łączy moją książkę i portal szansaspotkania.net z arcydziełem literatury indyjskiej. I może jeszcze to, że mówię, że dobre i w tym sensie moralne, i jak najbardziej katolickie, jest używanie olejków, perfum i tym podobnych rzeczy uatrakcyjniających współżycie seksualne. - Nie boi się ojciec, że jak będzie zajmował się seksem na co dzień, to doprowadzi to ojca do moralnego zepsucia? - A dlaczego ma doprowadzić do zepsucia? To jest właśnie myślenie, z którym walczę. Życie jest pełne zagrożeń. Jak przechodzę przez ulicę, ryzykuję, że potrąci mnie samochód. Ale to nie jest powód, żeby przez ulicę nie przechodzić. Ludzie zadają pytania, to trzeba im odpowiadać. - Mnie zawsze kojarzyło się, że seks w tradycji katolickiej jest postrzegany raczej jako grzech niż coś dobrego, świętego. Jak to jest z tym seksem - jest dobry czy zły? - Myślenie, że cielesność trzeba przezwyciężać, bo ogranicza ona duchowość, to są obce, niekatolickie wpływy, które w Kościele jednak przez długi czas dominowały. W Ewangelii nic na ten temat nie ma. - Ojciec w swojej książce porównuje przeżycie orgazmu do poczucia szczęścia życia wiecznego. Tak można? - A nie spotyka się ojciec z zarzutami typu: “co duchowny może wiedzieć o seksie?” - Zwykle pytają o to dziennikarze. Odpowiadam wtedy, że nie trzeba być alkoholikiem, żeby ludzi leczyć z alkoholizmu. Albo daję inny przykład. Jak ktoś kupuje samochód, to wybiera dealera, którego obdarza zaufaniem. Ludzie, którzy do mnie przychodzą, obdarzają mnie zaufaniem. Wiedzą, że nie prowadzę swoich zajęć po to, żeby ich oszukać, że nie mówię czegokolwiek, żeby tylko wyciągnąć od nich pieniądze. Żyjemy w demokratycznym kraju i każdy Na Szlaku 25 słucha tego kogo chce. Ja w przystępny i ciekawy sposób mówię o tym, czego naucza Kościół. naszym życiu. Seksualność też prowadzi do Boga. Oczywiście w ramach sakramentu małżeństwa. - Co ojciec mówi? - Katolik może modlić się o udany seks? - Że zbliżanie się do Boga nie wyklucza szczęśliwego życia seksualnego. Poprzez akt małżeński zbliżamy się duchowo z małżonkiem i zbliżamy się też równocześnie do Boga. Mówię, że Bóg nie działa nie wiadomo gdzie, tylko jest w więzi małżeńskiej. Większość Polaków bierze ślub kościelny. Ale rozumienie sakramentu sprowadza do uczestnictwa w konkretnym rytuale odbywającym się w jakimś kościele. Ślub się odbył, a potem biegnie sobie życie z poczuciem Bożego błogosławieństwa. Sakrament miał miejsce 10 lat temu, a teraz co najwyżej trwają skutki jego zawarcia. Ale to bardzo ogólny stopień zrozumienia. Zbyt ogólny, żeby czerpać z niego życiową mądrość. Problemy i rozwody biorą się z tego, że ludzie coś ważnego w swoim związku zaniedbali. Także w sferze seksualnej. Trzeba zaprosić Boga w relacje, które tworzy się między sobą. Także relację miłości rozumianej szerzej niż tylko uczuciowo. Sakrament małżeństwa realizuje się cały czas, gdy małżonkowie się ze sobą modlą, rozmawiają ze sobą, ale też - gdy kochają się ze sobą. - Dziękuje się Bogu za to, że dostało się lepszą pracę. Ważne też, żeby dziękować za swoją cielesność. - Tytuł ojca książki to “Akt małżeński. Szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem”. Czyli Bóg jest z nami w łóżku? - Tak, ale należy to właściwie rozumieć. W swojej codziennej praktyce zauważam, że rozumienie tego, kim jest Bóg, zatrzymało się u wielu ludzi na poziomie ośmiolatka, którzy przygotowuje się do sakramentu Pierwszej Komunii Świętej. Ludzie przypisują Bogu cechy ludzkie. To jest pewien etap wtajemniczenia, później powinno się przejść na kolejny. Nie należy sobie tego wyobrażać tak, że jakiś osiwiały starzec wpycha się nam pod kołdrę. Bóg nie jest też Wielkim Bratem, który cały czas nas podpatruje i podsłuchuje, żeby sprawdzić, czy nie robimy nic złego. Chodzi o duchową obecność. Bóg jest wszędzie, przenika rzeczywistość. Jak jest wszędzie, to i w łóżku. Jest w 26 Numer 35/2008 - Ale chyba nie we wszystkich jej przejawach? - Seks to nie tylko piękno. Są też zagrożenia. Jeśli jednak mówimy o współżyciu seksualnym małżonków, to nie powinni się oni zastanawiać w łóżku w jaki sposób można się pieścić. - Naprawdę? Zawsze myślałem, że seks katolicki to tylko pozycja, którą w brzydki sposób nazywa się “misjonarską”. - Kościół nie wypowiada się w swoim nauczaniu na temat tego, jakie pozycje seksualne są dozwolone. Ważne, żeby małżonkowie czuli się dobrze i szanowali wzajemnie. Od strony moralnej na pewno nie jest ważne, jaką formę przybierze ich zbliżenie do siebie. Gdy małżonkowie podejmują współżycie seksualne, odradzam zastanawianie się nad tym, co wypada a co nie, co jest dobre, a co złe. To tylko hamuje, tworzy niepotrzebne lęki i niepokój moralny. To tak jakby w czasie tańca myśleć, czy wolno mi tak obkręcić partnerkę prawą ręką czy lewą. Jak się zaczyna tańczyć, to trzeba się dać ponieść muzyce. I wtedy można się świetnie bawić do białego rana. - A mnie się wydawało, że seks katolicki to tylko i wyłącznie taki, który służy daniu nowego życia. Więc na przykład seks oralny odpada. - Myślenie “Będzie tyle dzieci, ile będzie” to nie jest w ogóle myślenie katolickie. Człowiek ma rozum i musi się nim posługiwać. Trzeba świadomie i odpowiedzialnie planować rodzicielstwo. Człowiek dostał od Boga rozum po to, żeby się nim posługiwać. Ważne jest, żeby nie wykraczać poza swoją cielesność. Chodzi o to, żeby ludzie budowali relację w oparciu o swoje ciała. To zakłada coraz lepsze poznawanie ciała i jego rytmu płodności. Umożliwiają to metody naturalne. Jak małżonkowie ich nie znają, to nie są w stanie regulować dzietności inaczej jak przez antykoncepcję. Chyba, że w ogóle przestaną współżyć. - Czyli prezerwatywa i pigułka odpada... - Tak. - Ale doskonalenie swoich łóżkowych umie-jętności w celu zwiększenia satysfakcji małżonka już nie? - Już nie. Często, gdy mówię o nauczaniu Kościoła w kwestii seksu, używam metafory futbolowej. Małżeństwo jest boiskiem, na którym gra się mecz. Są pewne reguły gry, zakazane zagrania, ale najważniejsze jest, by starać się strzelać bramki. Nie wolno odpuścić sobie meczu - to grzech zaniedbania. I trzeba się starać grać, jak gra Portugalia - tak żeby zachwycać. Nie da się tego zrobić bez zdobycia odpowiedniej wiedzy i treningu. W piłce zdarzają się faule. Ale zagranie ręką nie powoduje wyrzucenia z boiska. W życiu nie można nie grzeszyć. Nie powinno się faulować, ale to się zdarza. Bo ono jest jak sport. Ma swoje porażki, ale najważniejsza jest gra, pasja, ryzyko, zmaganie i zwycięstwo. I ważne, żeby cały czas wiedzieć, o co się gra by życie było jak najlepsze i żeby się kochać wzajemnie. To jest prawdziwa moralność. Nie, co powinienem robić, a czego nie wolno, ale co chcę zrobić, aby nasze życie seksualne było jeszcze lepsze. - I to ojciec mówi na rekolekcjach? Nie chcę mi się wierzyć, że nie spotyka się to z oporem wewnątrz Kościoła... - Za bardzo nie. Czasem ktoś polemizuje w szczegółowych kwestiach, na przykład seksu oralnego. Ale ogólnie spotykam się ze zrozumieniem. Słyszę głosy od księży proboszczów, że oni by tak nie potrafili, ale dobrze, że jestem i do mnie z problemami swoich wiernych odsyłają. Dlaczego Kościół ma się nie zajmować seksem? Zajmuje się wszystkim, bo Pan Bóg jest wszędzie. To, że jest grupa dewotów, którzy nie dopuszczają seksualności i ciała do sfery sacrum, religii, twierdzą, że nie można o tym mówić, to trudno. Ja się nie kieruję do tej grupy ludzi. W pracy na co dzień zajmuję się małżonkami. Pomagam im zrozumieć, w jaki sposób praktycznie realizuje się sakrament małżeństwa. Zajęcia są w grupie. Modlimy się, jest Msza Święta. Bardzo dużo ludzie zyskują dzięki spotkaniu z innymi małżeństwami, z którymi mogą powymieniać doświadczenia. Miałem teraz na rekolekcjach terapeutkę. Powiedziała, że taki poziom otwartości jaki u nas się wytworzył w ciągu trzech dni, ona na terapii indywidualnej osiąga po pół roku. Religia ma bardzo duży potencjał odblokowywania ludzi. - To naprawdę pomaga? - Prowadzę zajęcia od kilku lat, co tydzień spotykam około 20 małżeństw. Mam wiele świadectw, że tak. Pewien pan powiedział mi już po rekolekcjach, że gdy Na Szlaku 27 zobaczył tutaj tyle atrakcyjnych kobiet, to najpierw pomyślał coś w stylu „pewnie z nimi byłoby mi lepiej”. Ale gdy zaczął słuchać o ich problemach i zauważył, że mają podobne, jak jego żona, to dowartościował swój związek. Docenił swoją relację. Przede wszystkim to, jak dobrze się ze swoją żoną zna. Zobaczył, że nie tylko inne kobiety podobnie jak żona przeżywają seksualność, ale że inni mężczyźni mają też podobne problemy jak on. Ludzie, gdy zobaczą, że ich problem nie jest tylko ich prywatnym problemem, że dotyczy też innych, to łatwiej sobie z nim radzą. Przestają swoje trudności traktować jako coś wyjątkowego, o czym nie można mówić, bo inni mogą nie zrozumieć. A tu się okazuje, że wszyscy jadą na tym samym wózku. Na rekolekcjach odbywa się też odnowienie sakramentu małżeństwa. To szczególnie wzruszający moment. Ludziom przypomina się ślub. - Dużo jest w Polsce duchownych zajmujących się tą tematyką? - Kilku jest, ale za dużo nie ma. Jest to trudny temat. Wielu księży boi się go poruszać. Nie wszyscy są przygotowani, bo i trudno, żeby każdy ksiądz znał się na wszystkim. - Chyba wszyscy, czy ktoś jest katolikiem, czy nie, marzą o miłości swojego życia. “Póki śmierć nas nie rozłączy”. Co by ojciec radził, by to się udało? - W dzisiejszych czasach związek dwojga ludzi musi przezwyciężać tyle trudności, że czasami myślę, że cudem jest to, że w ogóle się komuś udaje. Drugi człowiek nie jest w końcu dobrem, które 28 Numer 35/2008 można skonsumować. Z takim podejściem na pewno się nie uda. Dlatego jak człowiek ma pewną duchowość, to myślę, że z tego niematerialnego nastawienia też wypływa dużo dobrego i zwiększa to jego szanse na udany związek. Na rekolekcjach opowiadam o puzzlach. Trzeba każdy puzzel poskładać. I dopiero wtedy widać piękno układanki, gdy się ją złoży w całość. Małżonkowie muszą poskładać do siebie takie rzeczy jak wzajemną miłość, szacunek, troskę, empatię i pewnie wiele innych. Trzeba rozumieć siebie i potrzeby drugiej osoby. Nabyć umiejętność przeżywania ciała, zaakceptowania swojej przyjemności jako czegoś dobrego. Braki i niedoskonałości też oczywiście trzeba umieć akceptować. Wszystkiego trzeba się nauczyć. Miałem takie małżeństwo, które nie miało typowych problemów łóżkowych. Od strony technicznej ich współżycie było bardzo udane. Ale, jak mi potem powiedzieli, dopiero gdy w akcie małżeńskim odkryli sferę duchową i fakt, że seksualność trzeba przeżywać także duchowo, że jest jeszcze inna płaszczyzna jej przeżywania, to wtedy ich życie seksualne nabrało nowego wymiaru. Odnaleźli nową radość w byciu razem. - Pewnie przydałaby się metafora boiskowa. Sukces nie zależy od indywidualnych umiejętności i trzeba dużo pracować, by stworzyć zgraną drużynę? - Nad każdym związkiem trzeba pracować. Romantyczne wyobrażenie, że się kochamy i to wystarczy, że będzie zawsze tak pięknie, niestety się nie sprawdza , bo nawet najbardziej romantyczne uniesienia zanikają, a rzeczywistośc życia razem staje się po pewnym czasie codzienna i zwykła. Bez dbania o relację na co dzień i troszczenie się o nią, nic się trwałego nie zbuduje. Widzę często jak małżonkowie z 10, 15, 20-letnim stażem, na trzeci, czwarty dzień rekolekcji idą sobie na spacer trzymając się za ręce, przytuleni do siebie jak para zakochanych nastolatków. Ale to już jest miłość, która przeżyła niejedną trudność. Wywiad znajduje sie na portalu www.interia.pl Czyńcie pokutę ... bo wkrótce umrzemy (1 Reg 21,3). Poggio Bustone. Proszę zachować spokój… Pod takim hasłem Młodzież Franciszkańska Tau, MFTau, objęta duszpasterską opieką Krakowskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów, rozpoczęła kolejne rekolekcje formacyjne w Przegibku koło Bielska-Białej. To wydarzenie, oryginalne, nowe i niecodzienne, odcisnęło na mnie – żywię nadzieję, że i na rekolektantach - niezatarte duchowe piętno, ponieważ jako młody i dopiero co wyświęcony kapłan po raz pierwszy mogłem służyć na rekolekcjach tym darem, który otrzymałem przez nałożenie rąk biskupa. Dlaczego Poggio Bustone? Dla św. Franciszka była to miejscowość, gdzie miał otrzymać od Chrystusa zapewnienie odpuszczenia wszystkich grzechów i życia w stanie łaski. Z tej racji rekolekcje bardzo mocno odnosiły się do sakramentów uzdrowienia, do których w teologii katolickiej zalicza się sakrament pokuty i sakrament namaszczenia chorych. Ważnie udzielony i przeżyty Sakramentu Pojednania zapewnia każdego ucznia Chrystusa o przebaczeniu wszystkich grzechów i pogłębieniu lub przywróceniu przyjaźni z Bogiem. Drugim sakramentem tych rekolekcji był sakrament namaszczenia chorych. Chociaż wydaje się stosunkowo daleki od życia młodzieży, nie został pominięty z powodu jego związku z sakramentem pokuty. Od strony biblijnej franciszkańskie zapasy duchowe w Przegibku w zasadniczej części zostały zbudowane na kanwie przypowieści o Ojcu Miłosiernym. Słowo Boże, łaska Ducha Świętego, jak również twórcze i oryginalne sposoby przeżywania kolejnych dni rekolekcji w postaci: nocnego niezapowiedzianego wstawania na nabożeństwo pokutne, ubrania szaty pokutnej z juty, dnia pracy w „dalekiej krainie”, dnia pustyni, odzyskania nowej uroczystej szaty, pozwoliło każdemu z nas, uczestnikom, odpowiedzialnym i mnie prowadzącemu zakosztować położenia, sytuacji Młodszego Syna z przypowieści o Ojcu Miłosiernym (Łk 15) i głębiej uświadomić sobie, już nie tylko intelektualnie, ale egzystencjalnie, emocjonalnie do czego prowadzi grzech, i że właściwym dla mnie miejscem życia, pracy, Na Szlaku 29 zabawy, odpoczynku jest dom (Boga) Ojca. Kulminacyjny moment tych rekolekcji wyraził się w uroczyście celebrowanej liturgii pokutnej z indywidualną spowiedzią, na którą przybyli br. Artur Pokrzywa i br. Marcin Grec z Krakowa- Olszanicy. Wspólnie słuchaliśmy Słowa Bożego, żałowaliśmy za nasze grzechy, indywidualnie korzystaliśmy z sakramentu spowiedzi, ściągaliśmy surowe worki pokutne i rzucaliśmy się w ramiona Boga Ojca. Samodzielnie sporządzony bukiet z kwiatów umieszczony na ołtarzu był jednym ze sposobów wyrażenia naszej wdzięczności Bogu i Kościołowi za dar pojednania oraz dar wypływającej z niego radości i pokoju. Ostatnie dwa z siedmiu pełnych dni rekolekcji zostały poświęcone sakramentowi namaszczenia chorych. Rozważaliśmy wartość chrześcijańskiego cierpienia, jak również spoglądaliśmy na Jezusa, który nie tylko uzdrawia ułomnych, chorych, cierpiących, ale także bierze na siebie nasze grzechy, choroby i słabości. Nabożeństwo uzdrowienia i nawiedzenie ludzi cierpiących w Domu Opieki Społecznej poruszyło do głębi nie tylko mnie. Na twarzy uczestników widziałem – przejęcie, zamyślenie, ból, współczucie, a może nawet jakąś subtelną formę sprzeciwu wobec tak konkretnego i żywego cierpienia tych konkretnych ludzi. Tego dnia w Ewangelii Jezus zapytał człowieka ślepego: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (Łk 18). W taki sposób doświadczyłem moich pierwszych rekolekcji jako pasterz, chociaż zawsze też będę owcą w trzodzie Pana Jezusa. Bezcenną pomoc kazali mi współbracia: diakon Marek K., Janusz M., Maciej L., Rafał A. oraz kadra MFTau na czele z Mateuszem M., jak i sami uczestnicy. Rekolekcje te stanowią dla mnie między innymi także przyczynek do zastanowienia się nad młodzieżą franciszkańska w naszej rozwadowskiej kapucyńskiej parafii. Jacek Węgrzyn OFM Cap. 30 Numer 35/2008 Na Szlaku 31 PIKNIK RODZINNY 2008-SPONSORZY Agroplant S.C. Art. Decor Sylwia Ambroziewicz Autorud Volkswagen Avanti Pizzeria Bank Spółdziekczy Bekazet Betrans Joanna Salon Fryzjersko - kosmetyczny Bucoń J. P.U.H. Polserwis sp. z o.o. Citroen Joker Pizzeria Paj - Ton sp. z o.o. Kancelaria Notarialna Grażyna Krępa Leszek Ujda Kleberg Hurtownia Chemiczna Klub Alternatywy Grzegorz Mierzwa Biuro Plus Kłosowski Centrum Stolarki Budowlanej Clipso Salon Fryzjerski Agnieszka Krawczyńska Komisja Zakładowa NSZZ Solidarność HSW Coco Colection Cyfrowe Sieci Multimedialne Cytrusy Łopian Halina Czeboz Czesław Ozga Korda Hurtownia Artkułów Spożywczych Kossta Kopia Dokument Kowalska Beata Salon Fryzjerski Kryjówka Pasmanteria “Szpileczka” Piekarnia D. I L. Wołoszyn Piekarnia Dziubek S.C. Piekarnia Galicyjska Piekarnia Skruch S. I spółka Społem PSS Stalowa Wola Stalschmidt & Malworm sp. z o.o. Starostwo Powiatowe Stalowa Wola Stawosan S.J. Stemar sp. z o.o. PPHU Domostal S.C. Prefbud sp.z o.o. Księgarnia Stańczyk Lech S.J. Prometeusz sp z o o Duet Salon Fryzjerski Aneta Kocój Loresta sp. z o.o Przedsiębiorstwo Komunikacji Samochodowej S.A. Madej S.J. Solbet Stalowa Wola S.A. Poradnia Leczenia Osteoporozy i Chorób Narządu Ruchu Dressta sp. z o.o. Elmat Smyk Producent Zabawek Stella Telewizja Kablowa Prezydent Miasta Stalowa Wola M&M Barbara i Grzegorz Myszka Slovrur sp z o o Pizzeria Quattro Da Graso Pizzeria Echo Dnia SKOK im. F. Stefczyka Przewodniczący Rady Miasta PZU S.A. Studio Modnej Fryzury Sylwia Mochol Studio Urody “ONA & ON” Violetta Cichoń Szczęszek Lucyna Sztafeta Tanis S.J. Tasta sp. z o.o. Tasta Zakład Mechaniczny Top Gym Top Secret Enesta sp. z o.o. Margo sp. z o.o. F.H. Błażej Re - comp Markopol Hermes S.J. F.P.H.U. Elwit Łukasz, Elżbieta, Witold Rostojek Rem War sp. z o.o. Marlex Remet sp. z o.o. Martowicz Maślach Barbara Zakład Fryzjerski URODA HURT-DETAL Wiesława Gomółka Retman Skup Surowców Wtórnych Usługi Transportowe Ludian Rostek Zofia i Janusz Usługi Transportowe Marian Jata Firma Handlowa Marko Firma Mamandi Gabinet Kosmetyczny “Ewelina” Gabinet Kosmetyczny “Gracja” Gabinet Kosmetyczny Agnieszka Sarnowska Marut Renata Zakład Fryzjerski Mastal sp. z o.o. Rubin Wojciech Wiącek Matthias sp. z o.o. Ruch S.A. Oddział Stalowa Wola Merol sp. z o.o. Gabinet Odnowy Biologicznej “METAMORFOZA” Międzyzakładowy Związek Zawodowy Pracowników HSW GoMa Agencja Reklamowa Mista sp. z o.o. Graboś S.J. FHU Mrówka Sklep młodzieżowy Hasip Hurtownia Art. Przemysłowych Montusiewicz TJ MZK sp. z o.o. Hurtownia Man Nicole Salon Fryzjerski Rynińska - Nowak A. Hurtownia Opakowań Novico S.J. Hurtownia Tropicana Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska Huta Stali Jakościowej S.A. Inżdróg sp. z o.o. Jerzy Chmura 32 Numer 35/2008 P.H.U. Sekret S.J. P.P.H.U. Renopiec sp. z o.o. Salon Fryzjerski “Clivia” Grażyna Rojan Toyota Sacar S.J. Viola Zakład Fryzjerski Pietras W. Wash Serwis Węglobud sp. z o.o. Salon Fryzjerski Jadwiga Barwinek Witraże i Lampy Witrażowe Marek Smoleń Salon Fryzjerski Joanna Maślach Wyroby Cukiernicze Korona Salon Fryzjerski Zbigniew Zakościelny Z.P.H.U. Drew Lamp Salon Fryzjersko-Kosmetyczny Grażyna Trzuskot Sezam PPH Zakład Fryzjerski “Renata” Zakład Fryzjerski Elżbieta Galek Sklep “Oasis” Zakład Kosmetyczny Marta Podolak Sklep Sisters Point Zakład Kużnia Matrycowa sp. z o.o. Sklep Sportowy “MARATON” Sklep Wielobranżowy “Pionier” Zakład Wytwórczo-Handlowy Ryszard Naja Żywiec Trade sp. z o.o. Piknik Tegoroczny VIII Piknik Charytatywny to już historia. W czerwcowym numerze nie zdążyliśmy o nim napisać, a zatem zgodnie z obietnicą, powracamy do tego tematu. Nasze wspólne parafialne dzieło dostarczyło wszystkim uczestnikom wielu atrakcji. Każdy znalazł coś dla siebie: miłośnicy sportu zmagali się w najróżniejszych dyscyplinach, dzieciaki mogły wyżyć się do woli, grały i tańczyły zespoły lokalne i zaproszone. Wielu kibiców zyskały pasjonujące rozgrywki w megapiłkarzy. Wzięło w nich udział 8 drużyn reprezentujących: policję, samorządowców, Bank Spółdzielczy, kapucynów i po dwie drużyny postulantów i ministrantów. Mistrzostwo zdobyli postulanci. Wielkim zainteresowaniem cieszyła się loteria fantowa, sprzedano ponad 3 000 losów. Po wyczerpującej zabawie można było się posilić swojskim jadłem, kapucyńską pizzą, bigosem i ciastem. Jak co roku bawiliśmy się bardzo dobrze, jak zawsze spisali się organizatorzy, nie zawiedli sponsorzy, może tylko pogoda nie stanęła na wysokości zadania... Mimo to dla wielu z nas kolejny piknik pozostanie w pamięci jako niezapomniana impreza. Organizatorzy zadbali o wszystko. I z myślą o nich właśnie powracamy do tego wydarzenia. Pragniemy wszystkim bardzo gorąco podziękować. Ponad sto osób przygotowywało i czuwało na przebiegiem pikniku. Wielu z nich zaangażowało się w jego przygotowanie na kilka tygodni wcześniej, między innymi ci, którzy odwiedzali dziesiątki firm z miasta i spoza niego szukając sponsorów, pozyskując środki na zorganizowanie imprezy. Im wszystkim, od pierwszego do ostatniego, pragniemy bardzo gorąco podziękować za poświęcenie: młodzieży skupionej przy klasztorze, harcerzom, Ruchowi Światło - Życie, czyli tzw. Oazie, seniorom z Klubu Promyk, postulantom, ale także parafianom i przyjaciołom parafii. Trud organizatorów przyniósł wymierne efekty. Dochód tegorocznego pikniku wyniósł ponad 40 tysięcy złotych. Przeznaczono je na zakup sprzętu dla Zakładu Pielęgnacyjno – Opiekuńczego w Rozwadowie, na wsparcie Akcji Letniej grup dziecięcych i młodzieżowych działających przy klasztorze oraz dofinansowanie remontu zaplecza gospodarczego w klasztorze, które jest przeznaczone dla dzieci, młodzieży i starszych. Redakcja Na Szlaku 33 Festiwalowe wspomnienia XVIII Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Stalowa Wola – Rozwadów 2008 dobiegł końca. Dziewięć artystycznych wieczorów było prawdziwą ucztą dla każdego, kto pragnął spędzać lipcowe i sierpniowe wtorki ze sztuką. – Zapraszam wszystkich za rok – mówił o. Roman Łukaszewski, gwardian rozwadowskiego klasztoru, zamykając uroczyście imprezę. Jedną z najciekawszych festiwalowych prezentacji był występ światowej sławy skrzypka Konstantego Andrzeja Kulki. Oczekiwano go z wielką niecierpliwością, mając w pamięci stalowowolski koncert artysty sprzed kilku lat. Także i tym razem muzyk nie zawiódł oczekiwań, zachwycając swoim talentem. Zaciekawił zwłaszcza popisem gry solowej, proponując wysłuchanie fragmentu jednej z sonat Geminianiego. Podobały się też utwory interpretowane wraz z grającym na fletni Pana i cymbałach Georgijem Agratiną oraz wirtuozem organów Robertem Grudniem – dyrektorem imprezy. Nie zabrakło lirycznej „Arii na strunie G” Bacha, barwnego „tańca słowiańskiego” emoll Dworzaka, popularnej miniatury „Ave Maria” Schuberta. W takiej atmosferze Georgij Agratina świętował swoje 60-te urodziny. A cóż powiedzieć o wieczorze z udziałem cenionego muzyka ludowego i gawędziarza Józefa Brody, który przyjechał do Stalowej Woli wraz z kompozytorem Januszem Kohutem? Były to artystyczne rekolekcje, pełne refleksji nad życiem i relacjami Bóg – człowiek. – Czy, jako ludzkość, potrafimy korzystać z nauki zawartej w Dekalogu? Czy w kieracie codzienności potrafimy odnaleźć sens naszych życiowych dróg? – padały pytania, jakże istotne w prezentowanych fragmentach oratorium „Droga nadziei” Janusza Kohuta. Niezwykle barwnym i ciekawym wydarzeniem było... spotkanie z popularnym prezenterem Jarosławem Kretem, znanym dobrze z 34 Numer 35/2008 telewizyjnego ekranu. Nie przyjechał jednak do klasztoru mówić o pogodzie, lecz o swojej fotograficznej pasji. Przywiózł ze sobą autorski album „Moja Ziemia Święta”, będący plonem kilku wędrówek śladami Chrystusa. – Fotografie, które przedstawiam, są bardzo subiektywne – mówił. Ów subiektywizm wynika przede wszystkim z zaangażowania emocjonalnego autora i poszukiwania nowych motywów zdjęciowych. Nie sposób nie wspomnieć o interesujących recitalach wokalnych, a zwłaszcza występie stalowowolskiego rodaka Szymona Jędrucha wraz z małżonką Bogną. – Marzyłem o tym, aby zaśpiewać na festiwalu – zwierzył się tenor, na co dzień związany z łódzkim Teatrem Muzycznym. Z zaprezentowanych dzieł religijnych warto wymienić „Arioso” z oratorium Mesjasz Haendla i przejmujący śpiew „Pieta Signore” Stradelli. Ponadto artysta sięgnął do repertuaru mistrzów włoskiego bel canta, co spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem publiczności. Wyrazem uznania dla Szymona Jędrucha było przyznanie przez władze miasta honorowego tytułu Ambasadora Stalowej Woli. Należy podkreślić olbrzymią różnorodność muzyki instrumentalnej prezentowanej na festiwalu. W tym kontekście trzeba wspomnieć o koncertach, których bohaterami byli gitarzysta Romuald Erenc i saksofonista Paweł Gusnar. Jednakże największych emocji dostarczyła muzyka organowa, wykonywana przez wirtuozów z Polski, Belgii, Litwy, Szwecji i Francji. Zaciekawiło bogactwo form, stylów oraz sięganie po dzieła najwybitniejszych mistrzów. Brzmiały znakomicie, ponieważ rozwadowskie organy to wspaniały instrument – jeden z najlepszych, jaki zbudowała renomowana firma Kamińskich. Są one wielką wartścią nie tylko dla miasta, ale i całego regionu nadsańskiego. Piotr Jackowski Na Szlaku 35 36 Numer 35/2008