Bronx w Krakowie | Wpadka św. Mikołaja | Kogo całować?

Transkrypt

Bronx w Krakowie | Wpadka św. Mikołaja | Kogo całować?
12
(30)
December/grudzieñ 2008
ISSN 1756-3542
Bronx w Krakowie | Wpadka św. Mikołaja | Kogo całować?
Kilka słów
na początek
Są tacy, którzy uważają, że św.
Mikołaj istnieje. Najczęściej go widzieli, kiedy przemierzał ulice miast i
wiosek w poszukiwaniu grzecznych
dzieci. Niegrzecznych też - przecież
miały dostać rózgę. Jako dziecko
czekałam na rózgi z dużą ekscytacją, ponieważ we własnej wyobraźni zdawało mi się, że jestem takim
Tomkiem Sawyerem w kiecce, który
uroczo i bezustannie broi, i nieotrzymanie rózgi było dla mnie prawdziwą zniewagą.
Oczywiście dekonspiracja św.
Mikołaja to trudny moment. Każde
dziecko to pamięta. Dorośli też. Ale
mimo to i tak czekamy na wydarzenia
nocne z piątego na szóstego grudnia, a potem wypatrujemy, co też
się pojawi pod choinką. Zachowując
pozorną obojętność, oczywiście.
Ale najważniejsze, by pojawiła się
między nami miłość, wsparcie, zrozumienie i ciepło. Ci, którzy w Święta
zostaną na obczyźnie, bardziej tego
ciepła potrzebują, bo z pewnością
za kimś będą tęsknić. Wiele łez
wzruszenia czeka nas wszystkich w
grudniu i dobrze, bo pokazują one,
że kochamy, myślimy i czekamy. Nie
tylko na prezenty, ale przede wszystkim na najbliższych.
I tego ciepła w sercu, spełnionych
tęsknot i obecności bliskiego człowieka oraz spokoju w gronie dobrych ludzi życzy redakcja magazynu „Link Polska”.
Aleksandra Łojek-Magdziarz
www.linkpolska.com
Grudzień 2008
December 2008
LINKw numerze
Kultura - Latarnia w środku lasu 24
12
Dekonspiracja św. Mikołaja 14
Turystyka - Nowa Zelandia 32
(30)
6
POLSKA
Czy i dlaczego boimy się energii
atomowej?
Paweł Bruger
20
REPORTAŻ
Akademickie życie młodych
artystów w Krakowie.
Jakub Świderek
8
ŚWIAT
Ameryka Południowa – brak tradycji demokratycznych i zapalczywi
przywódcy nie pozwalają na wyjście
regionu z pętli ubóstwa, przestępczości i korupcji.
Tomek Kurkowski
23
KULTURA
Aktorów rozmowy w garderobie.
W tym miesiącu o wspinaniu się po
górach i języku francuskim.
Anna Kozłowska
11
PERYSKOP
14
TEMAT NUMERU
Św. Mikołaj zdekonspirowany, a karp
wciąż żywy. Jak nas oszukiwano
przez lata.
Aleksandra Łojek-Magdziarz
18
FOTOGALERIA
Rodzina zastępcza.
Adam Pańczuk, Visavis.pl
24
27
29
KULTURA
C. S. Lewis spotkał fauna z książkami
w podbelfaskim lesie. O tym, jakim był
człowiekiem.
Szymon Kiżuk
HISTORIA
Taniec irlandzki i jego losy.
Piotr Miś
Redaktor naczelna/Editor in chief
Aleksandra Łojek-Magdziarz
[email protected]
Sekretarz redakcji/Deputy Editor
Sylwia Stankiewicz
[email protected]
Reklama/Advertising
Aneta Patriak
+44 7787588140
[email protected]
Zespół redakcyjny/
Magazine team
Paweł Bruger, Piotr Miś,
Tomasz Kurkowski
Współpraca/Contributors
Piotr Adamczyk,
Tomasz Karolak,
Aleksandra Kaniewska,
Dorota Mazur,
Helena Kubajczyk,
Maciej Przybycień,
Anna Kozłowska,
Szymon Kiżuk,
Jolanta Reisch
Konsultant generalny/
General Consultant
Andrzej Szozda
4 | grudzień 2008 | December 2008
WIEDZA
Nurtujące wszystkich pytania, na jakie powinniśmy znać odpowiedź, ale
wstydzimy się przyznać, że nie mamy
pojęcia.
Aleksandra Łojek-Magdziarz,
Sylwia Stankiewicz,
redakcja magazynu „Link Polska”
32
TURYSTYKA
Nowa Zelandia rajem na ziemi,
zwłaszcza dla rugbystów.
Kajetan Cyganik
35
SPORT
O szczytach i ludziach na nich
zabłąkanych.
Tomasz Kurkowski
37
LINK CAFÉ
Jak nie wyznać miłości szefowi na przyjęciu firmowym?
Aleksandra Łojek-Magdziarz
38
LINK CAFÉ
Własnoręcznie przygotowany barszcz
czerowny. Od A do Z.
Helena Kubajczyk
FELIETON
O śniegu i co z nim począć.
Maciej Przybycień
*na okładce: Idą Święta!
Adres/Address:
1a Market Place
Carrickfergus BT38 7AW
Tel.: +44 28 9336 4400
www.linkpolska.com
[email protected]
30
Dział foto/Photo Editor
Jakub Świderek
[email protected]
Dział graficzny/Art Room
Irka Laskowska
[email protected]
Tomasz Zawistowski
Wydawca/Publisher
Link Polska Limited
Dyrektor/Director
Ewa Grosman
Redakcja i wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za
treść ogłoszeń, reklam i informacji. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo
do skracania i redagowania
tekstów. Nadesłane materiały
przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska”
praw autorskich z prawem
do publikacji w każdym ob-
Druk/Print
GPS Colour Graphics Ltd.
Alexander Road
Belfast, BT6 9HP
szarze. Przedruk materiałów
publikowanych w magazynie
„Link Polska” możliwy tylko
za zgodą redakcji.
Kuchnia Heleny 38
LINKpolska
Elektrownie atomowe w Polsce
Paweł Bruger
6 | grudzień 2008 | December 2008
0,58*
0,50
0,45
0,44
0,42
0,41
0,40
0,38
0,36
0,90*
www.linkpolska.com
źródło: RWE STOEN, GUS
na tysiące lat i to właśnie w miejscach ich
energetycznym założono budowę takiej elekskładowania należy się spodziewać protetrowni do roku 2020, ale na planach się
stów lokalnych społeczności. Lokalizacja
skończyło. Ostatnio również obecny premier
tych odpadów będzie więc chyba najtrudDonald Tusk oświadczył, że do 2030 roku w
niejszym problemem dla rządu, nie zaś loPolsce powstaną co najmniej dwie elektrowkalizacja samych elektrowni, która wpłynie
nie jądrowe. Nie ma jeszcze konkretnych
pozytywnie na rozwój ekonomiczny wybradecyzji co do ich lokalizacji, ale polski prenego regionu.
mier ujawnił, że brane są pod uwagę najbiedniejsze tereny północnej i północno-wschodniej Polski, aby w ten spoCeny energii w Polsce
sób wspomóc ich rozwój. Decyzje w
Roczny œredni
Roczny
średni koszt
kosztenergii
energiielektrycznej
elektrycznej
dladla
gospodarstwa
gospodarstwa
tej sprawie mają zapaść jeszcze przed
domowego
poszczególnych
dystrybutorów
(przy
średnim
domowego uuposzczególnych
dystrybutorów
(przy
œrednim
końcem tego roku.
zużyciu
2200kWh).
kWh).
zu¿yciu 2200
Polska potrzebuje elektrowni atomow zł brutto
wych, ponieważ naszym głównym źróENERGA
dłem energii jest teraz węgiel (90 pro11129
cent uzyskiwanej energii). Posiadane
przez nas złoża tego surowca wyczerENEA
RWE Stoen
pią się w ciągu kilkudziesięciu lat, ale
10649
Warszawa
już teraz przekraczanie nakładanych
9965
przez Unię Europejską coraz niższych
norm emisji dwutlenku węgla do atPGE
TAURON
11131
10454
mosfery wiąże się z bardzo wysokimi
karami, a Polska potrzebuje prądu coVATTENFALL
raz więcej. Wzrost kosztów produkcji
ENION
9984
10792
przenosi się na wzrost cen dla klientów
(patrz ramka obok). Pozostają oczywiCeny detaliczne energii elektrycznej
ście jeszcze alternatywne źródła ener*prognozy
dla gospodarstw domowych
gii, jak woda, wiatr czy słońce, jednak
w zł za 1 kWh
w Polsce trudno na nich oprzeć energetykę, ponieważ nie posiadamy odpowiednich warunków występowania
tych żywiołów. Uzyskiwanie energii z
'00
'01 '02 '03
'04
'05 '06
'07
'08
'09 '12
tych źródeł jest również na tyle kosztowne, że technologia ta nadal pozoBudowa elektrowni atomowej trwa 10 - 15
staje na świecie mało popularna. Wprawdzie
lat. Tyle czasu potrzeba na realizację inweniektóre państwa po wycofaniu się z atomu,
stycji i wyszkolenie personelu do obsługi.
po katastrofach w latach 70. i 80., przeszły
Dlatego rząd Donalda Tuska planuje rozpow dużym stopniu na alternatywne źródła,
częcie prac na rok 2015, aby do 2030 roku
ale żadne z tych państw nie oparło na nich
inwestycje były gotowe. Wydaje się więc, że
swojej energetyki. Najtańszym i dużo czystmamy jeszcze sporo czasu na przekonanie
szym od węgla sposobem na uzyskanie enerprzeciwników tego pomysłu. A przekonać do
gii jest rozszczepianie jąder atomów, któretej nieuniknionej inwestycji trzeba nie tylgo efektem ubocznym dla atmosfery jest tylko połowę polskiego społeczeństwa, ale i orko czysta para wodna.
ganizacje ekologiczne, takie jak Zieloni czy
Projekt jednak nadal wzbudza duże emoGreenpeace, które już zaczęły protesty. Po
cje społeczne ze względu na jego bezpieniedawnych zapowiedziach premiera można
czeństwo. Reaktory z Czarnobyla były wywyciągnąć wnioski, że w najbliższym czasie
produkowane w Związku Radzieckim, wepotrzebna jest w Polsce debata społeczna na
dług przestarzałej technologii jeszcze z lat
temat korzyści i zagrożeń z wprowadzenia
60. Dzisiejsze reaktory jądrowe są budowaw kraju energetyki jądrowej. Debata z pewne przy użyciu nowoczesnych technologii i,
nością łatwa nie będzie, ale jest konieczna,
jak zapewniają specjaliści, są bezawaryjne.
jeśli nie chcemy, aby planowane inwestycje
Większym zagrożeniem są odpady promiepodzieliły losy Żarnowca z początku lat 90.
niotwórcze, które mogą skazić środowisko
0,29
48 procent Polaków jest przeciwnych budowie w Polsce elektrowni jądrowej, 42
procent jest za, 10 procent nie ma zdania.
Badanie przeprowadziła firma Millward
Brown na zlecenie portalu Money.pl na reprezentatywnej grupie 1004 osób w sierpniu tego roku. Od tamtej pory nie rozpoczęła się żadna dyskusja społeczna na ten temat, można więc przypuszczać, że preferencje Polaków znacząco się nie zmieniły.
To właśnie katastrofa w Czarnobylu, a także wcześniejsza z 1979 roku, do której doszło
na amerykańskiej wyspie Three Mile Island
spowodowały, że świat zaczął stopniowo wycofywać się z koncepcji pozyskiwania energii
poprzez rozszczepienie jąder atomów. Po roku 2000 jednak kolejne kraje na świecie powracają do tego pomysłu, od lat działa wiele takich elektrowni i wciąż budowane są
nowe. Jest to spowodowane przede wszystkim zobowiązaniami dotyczącymi ograniczenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery oraz ciągłym wzrostem zapotrzebowania na energię. Dla porównania, tylko w sąsiedztwie Polski podobne elektrownie działają w Niemczech (17 reaktorów), Czechach
(6 reaktorów), na Ukrainie (15 reaktorów),
Słowacji (6 reaktorów), Litwie (1 reaktor).
Białoruś także planuje rozpoczęcie budowy
elektrowni atomowej, do 2015 roku również
Rosja zainwestuje ok. 58 mld dolarów w takie przedsięwzięcia. Gdyby więc doszło do
awarii u któregoś z naszych sąsiadów, to i
my mielibyśmy kłopoty.
Polska nie ma ani jednej takiej elektrowni, jedynym działającym reaktorem jądrowym jest badawczy reaktor „Maria”, należący do Państwowej Agencji Atomistyki. W latach 80. ubiegłego wieku rozpoczęto budowę
elektrowni Żarnowiec w województwie pomorskim, w skład której miały wchodzić 4
reaktory, jednak prace przerwano w latach
90., głównie pod naciskiem protestów społecznych. Po zamknięciu dwa z czterech reaktorów zezłomowano. Jeden z pozostałych
odkupiła za symboliczną kwotę fińska elektrownia jądrowa w Loviisa, gdzie reaktor
bezawaryjnie działa do dziś. Drugi znajduje
się w Centrum Szkoleń Elektrowni Jądrowej
Paks na Węgrzech. Olbrzymie pieniądze wydane na tę inwestycję w ciągu 10 lat jej realizacji poszły na marne.
Do pomysłu energetyki jądrowej w Polsce
powrócił rząd Jarosława Kaczyńskiego
w 2005 roku. W przygotowanym planie
Infografika PAP
Budowa elektrowni jądrowych w Polsce dzieli jej mieszkańców. Prawie
połowa jest przeciw i niewiele mniej za. Polakom wciąż energia atomowa
kojarzy się z katastrofą w Czarnobylu w 1986 roku. Czy naprawdę jest
się czego bać?
LINKpolska
Manifest Grudniowy
Przeciwko natrętnemu marketingowi świątecznemu, który już od listopada, a nawet października
rozbrzmiewa w polskich centrach handlowych protestuje grupa Polaków. Z tej okazji wystosowano
Manifest Grudniowy, pod którym każdy, kogo denerwują przedwczesne agresywne reklamy świąteczne, może się podpisać.
już na nie czekać jak na czas odpoczynku i
Komitet Obrony Listopada, bo tak nazwaspotkania z rodziną. Będziemy na nie czekać
li siebie organizatorzy Manifestu, apeluje do
umęczeni jak na wybawienie od choineczek,
marketingowców, szczególnie tych z dużych
mikołajków i promocji.
centrów handlowych,
24 grudnia zjemy wigio wstrzymanie się z
lijną kolację, obdarujeagresywnym przypomy się prezentami i z
minaniem o nadchoironią stwierdzimy, że
dzących świętach Boto już po wszystkim – 2
żego Narodzenia już
miesiące marketingow listopadzie. „Nie
wego zamętu dla 2 dni
chcemy w listopadzie
świąt”.
opędzać się od żółtych
Organizatorzy proMikołajów rozdających
szą marketingowców o
jogurty, zielonych Mirozpoczynanie wszelkołajów reklamujących
kich promocyjnych zapiwo, białych śnieżynek sprzedających pod- Santa Claus is coming to Gdańsk. Fot. Mike Carney biegów nie wcześniej
niż 1 grudnia. Nie wiapaski, ani nawet tych
domo, czy akcja odniesie skutek, o tym bęczerwonych, łażących po sklepach i ulicach
dziemy mogli przekonać się za rok... (Bru)
(zbierających albo rozdających coś)” – piszą
w Manifeście. „Zbyt natarczywy świąteczny
Chętnych do podpisania postulatu zapraszamy na
marketing może odnieść odwrotny skutek.
stronę internetową: www.wesolych-swiat.com.pl
Święta całkiem nam obrzydną. Nie będziemy
Będą ułatwienia dla przedsiębiorczych
Od kwietnia 2011 roku będzie można założyć firmę przez Internet. Sejm uchwalił nowelizację ustawy o swobodzie działalności
gospodarczej.
Nowelizacja wprowadza zasadę tzw. „jednego okienka”, która będzie obowiązywała od kwietnia 2009 roku. Ma to ułatwić
rejestrowanie działalności gospodarczej.
Osoba, która będzie chciała założyć firmę,
będzie musiała złożyć stosowny wniosek
tylko w gminie. Obecnie przedsiębiorca, który chce zarejestrować firmę, musi składać
kilka wniosków, m.in. w urzędach: gminy,
skarbowym, statystycznym oraz w ZUS-ie.
Według nowych przepisów przedsiębiorca
będzie mógł rozpocząć działalność tuż po złożeniu wniosku o zarejestrowanie. Będą też
zmiany w dziedzinie kontroli przedsiębiorców, np. przed rozpoczęciem sprawdzania
firmy organy kontrolne będą miały obowiązek zawiadomienia o planowanej kontroli co
najmniej siedem dni wcześniej.
Większość przepisów zawartych w projekcie nowelizacji ustawy wejdzie w życie 30
dni od ogłoszenia. Natomiast regulacje dotyczące rejestracji firmy przez Internet zaczną
obowiązywać 1 lipca 2011 r. (Bru)
Nie pijemy aż tak dużo
Polacy już nie piją tak dużo, jak zwykło się myśleć, wynika z raportu Narodowego Instytutu
Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu
Higieny w Warszawie. Przeciwnie - jesteśmy w
czołówce najmniej pijących Europejczyków.
Zmieniły się upodobania Polaków co do
wyboru trunków wyskokowych. Pijemy
mniej wódki, więcej piwa i wina. Rocznie
przeciętny Polak wypija w przeliczeniu 6,7
litra czystego spirytusu. To zaledwie trzy
czwarte tego, ile wypija średni Europejczyk
(9,1 l) i o połowę mniej od europejskich rekordzistów w piciu - mieszkańców niewielkiego Luksemburga (14,6 l). Mniej niż w
Polsce pije się tylko w Szwecji, na Malcie i
w Bułgarii.
„Spadek spożycia alkoholu w Polsce zawdzięczamy modzie na bycie trzeźwym”
- mówi „Dziennikowi” Bogusław Prajsner
z Państwowej Agencji Rozwiązywania
Problemów Alkoholowych. Jak dodaje specjalista, Polacy wiedzą już, że alkohol przeszkadza w osiąganiu życiowych celów.
Jeszcze na początku lat 90. na statystycznego Polaka przypadało blisko 9 litrów czystego alkoholu rocznie. (JŚ)
Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com
prasówka
Stawy Milickie, założone w XIII
wieku przez zakon cystersów, uchodzą za
największy w Europie ośrodek hodowli
karpia, ulubionej ryby bożonarodzeniowej
Polaków, pisze „Gazeta Wyborcza“. Kompleks stawów rybnych, o wielkości 77 kilometrów kwadratowych, znajduje się w dolinie rzeki Baryczy.
Z danych opublikowanych przez
GUS wynika, że każdego roku sprzedajemy za granicę ozdoby choinkowe o wartości 40 - 50 milionów dolarów. Nasze bombki zdobią m.in. Biały Dom i amerykański
Senat. Polskim zagłębiem firm bombkowych pozostaje od lat Częstochowa.
Ozdoby bożonarodzeniowe w łódzkich supermarketach rozłożone były obok
zniczy i sztucznych kwiatów krótko przed
dniem Wszystkich Świętych, pisał „Dziennik Łódzki”. „Tak wczesne kampanie świąteczne w hipermarketach to przede wszystkim nakręcanie koniunktury” - tłumaczy
Julita Czernecka, socjolog Uniwersytetu
Łódzkiego.
Na Rusińskim Wierchu w Bukowinie powstaje kolej krzesełkowa wraz z infrastrukturą, podaje „Polska Gazeta Krakowska”. Pierwsi narciarze będą mogli
tam szusować już w tym sezonie. „Chcemy
uruchomić tu 4-osobowy wyciąg krzesełkowy, który może przewieźć do 2400 osób
na godzinę” – mówi Rafał Topolski, prezes
spółki Rusiński.
W niedzielę poprzedzającą wigilię świąt Bożego Narodzenia odbędzie się
kolejna lekcja śpiewania na krakowskim
Rynku Głównym, czytamy w portalu www.
krakow.pl. Lekcje odbywają się regularnie
od 2002 roku (w stałych terminach m.in.
11 listopada, 3 maja, 5 sierpnia i 14 lutego), z inicjatywy Stowarzyszenia Przyjaciół Polskiej Piosenki „Loch Camelot” i gromadzą kilka tysięcy uczestników.
Ponad 2 mln gwiazd betlejemskich
rocznie kupują Polacy przed świętami Bożego Narodzenia, pisze „Rzeczpospolita“.
Ciepłolubna poinsecja, bo tak nazywa się
czerwony kwiat, przybyła do nas z Ameryki Środkowej. Kupując ją warto zwrocić uwagę na obecność szkodników, białych
owadów, które niszczą roślinę.
Przyjęcia wigilijne w miejscu pracy
przyjęły sie też w Polsce. Co roku niektóre firmy organizują bożonarodzeniowe imprezy, by przywiązać pracowników do firmy, jak czytamy w portalu Wirtualna Polska. Boom na takie imprezy zaczął się w
latach 90. ubiegłego wieku.
December 2008 | grudzień 2008 | 7
LINKświat
Beczka prochu
Tomek Kurkowski
„Jesteśmy tutaj, aby spełnić sen Simona Bolívara... Wkrótce będziemy mieć jedną walutę, jeden paszport... Wkrótce będziemy mieć jeden parlament wybrany
bezpośrednio przez ten nowy naród, który dzisiaj tworzymy” – stwierdził dumnie,
w grudniu 2004 roku, inicjator powstania Południowoamerykańskiej Wspólnoty
Narodów, prezydent Peru Alejandro Toledo.
Fasadowe zmiany
Od tego czasu minęły 4 lata i właściwie
nie przyjęto żadnych konkretnych rozwiązań. Do takich z pewnością zaliczyć nie
można zmiany nazwy organizacji na Unię
Narodów Południowoamerykańskich, której
dokonano w maju tego roku. Powołana do życia UNASUR (od hiszp. Unión de Naciones
Suramericanas) w ostatecznym kształcie
(planowanym na 2019 rok) ma przypominać
sposób funkcjonowania Unii Europejskiej.
Do tego czasu wydaje się, że olbrzymi potencjał kontynentu zostanie niewykorzystany.
Państwa regionu nieprzerwanie zmagają się
z olbrzymią skalą ubóstwa, analfabetyzmem
i zorganizowaną przestępczością. W Peru i
Boliwii analfabetyzm osiągnął tak absurdalne rozmiary, że sposób oddawania głosu w
wyborach przedstawia się w formie naściennego graffiti. Może dlatego do polityki trafiają ludzie przypadkowi, zwykle o nieciekawej reputacji, a korupcja sięga najwyższych
szczebli władzy (głośna sprawa prezydenta
Peru Alberta Fujimoriego). „Największym
problemem kontynentu południowoamerykańskiego jest niemal całkowity brak rządów prawa” – słusznie zauważył Alejandro
A. Chafuen, prezes Atlas Economic Research Foundation.
Peleton autsajderów
Na kontynencie południowoamerykańskim nigdy nie było tradycji demokratycznych i zawsze panowała specyficzna kultura
polityczna (lub jej brak). Dzisiejsi przywódcy wychowali się w czasach rządów junt wojskowych (np. Ruch Wyzwolenia Narodowego
Tupamaros w Urugwaju) i krwawych dykta-
torów m.in. Augusta Pinocheta w Chile czy
Fulgencia Batisty w Argentynie. I to od nich
czerpią inspirację. Jaśniejszymi punktami
na mapie kontynentu pozostają od lat szybko rozwijające się gospodarki Brazylii (ich
wyobraźnię rozpala odkrycie przebogatych
złóż ropy naftowej u południowych wybrzeży) i Argentyny (ta odzyskuje siły po krachu
finansowym z 2001 roku), które ciągną za
sobą cały peleton regionalnych autsajderów.
Kolumbia i Ekwador wciąż prowadzą nieskuteczną walkę z kartelami narkotykowymi.
Sytuację komplikuje też działalność licznych
grup zbrojnych, które zakłócają funkcjonowanie niestabilnych demokracji regionu. Od
lat rząd kolumbijski nie umie poradzić sobie
z marksistowskimi partyzantami z FARC
(Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii) i nieco
mniejszą ELN (Armia Wyzwolenia Narodowego). W Peru zaś dopiero w ostatnim czasie
udało się rozbić struktury takich organizacji
terrorystycznych, jak Ruch Rewolucyjny im.
Tupaca Amaru (MRTA) i Świetlisty Szlak.
Lokalny watażka
Procesowi integracji nie sprzyja też wisząca na włosku wojna domowa w Boliwii i postawa mocno kontrowersyjnego przywódcy
Wenezueli Hugona Cháveza. Poprzez swoją
antyamerykańską politykę Chávez stara się
przejąć rolę ambasadora regionu. „Ameryka
Południowa obawia się zdominowania przez
USA. Dlatego ludzie głosują na populistów,
głoszących antyamerykańskie hasła” – pisze
Samuel Huntington w książce „Kim jesteśmy”. Chávez sprawia wrażenie, że nikogo
się nie obawia. W jednym z telewizyjnych
wystąpień rzucił pod adresem Amerykanów:
„Niech spadają do ch... ci gówniani jankesi,
W Peru i Boliwii sposób oddawania głosu w wyborach przedstawia się w formie naściennego graffiti.
Fot. Tomek Kurkowski
niech po stokroć spadają do ch...” - tymi słowami uzasadnił swoją decyzję o wyrzuceniu
z kraju amerykańskiego ambasadora. Taką
postawą z pewnością nie zjednał sobie przyjaciół w Waszyngtonie. Może dlatego łaskawym okiem spogląda w kierunku Moskwy.
Oba kraje, bogate w złoża ropy, łączy zresztą
bliska przyjaźń. I nie każdemu to się podoba. „Czas najwyższy, żeby ktoś stracił cierpliwość do Cháveza. (...) On wszystkich wyzywa od faszystów, a sam ucieleśnia faszyzm
w Ameryce Łacińskiej. Organizacja, retoryka, mundury, mowy balkonowe, gestykulacja – to wszystko jest jak u wenezuelskiego
Mussoliniego, to ten sam totalitarny korzeń.
Chávez wypełnia pustkę po represyjnych
dyktaturach latynoskich” – mówi jasno Carlos Fuentes w argentyńskim dzienniku „La
Nacion”. Podobnie uważa światowej sławy
peruwiański pisarz Mario Vargas Llosa, który stwierdził na łamach hiszpańskiego „El
Pais”: „Istnieje wciąż anachroniczna Ameryka Łacińska, demagogiczna, prymitywna,
której dopasowywanie do cywilizowanej,
demokratycznej i nowoczesnej wspólnoty,
jaką próbuje się stworzyć na szczytach iberoamerykańskich, jest czystą stratą czasu i
pieniędzy. To się nie uda, póki istnieją kraje,
którymi rządzą tacy jak Chávez, Ortega czy
Evo Morales”.
Primus inter pares
Ten ostatni to bardzo bystry uczeń. Szybko wciela w życie sprawdzone metody swego politycznego mentora i największego na
kontynencie sojusznika, Hugona Cháveza.
Jeszcze w tym roku planuje przyjąć mocno
krytykowany na Zachodzie projekt konstytucji, który miałby uczynić z Boliwii kolejne państwo socjalistyczne (pomysł niemal
doprowadził do wybuchu wojny domowej).
Do tej pory Morales zdążył już podporządkować sobie największe stacje telewizyjne i
dał się we znaki Amerykanom, od których
żąda wizy za wjazd na terytorium kraju.
W tym kontekście trudno uwierzyć, by w
najbliższym czasie ziściła sie wizja Ernesta
Che Guevary, który snuł wizję: „Ameryka
to jeden kontynent, od Meksyku po Chile
mieszkają tu tacy sami ludzie. Należy odrzucić wąskie myślenie o własnych krajach
i zjednoczyć cały ląd”.
Mercosur – międzynarodowa organizacja gospodarcza
powołana w 1991 r., do której należą: Argentyna, Brazylia,
Paragwaj, Urugwaj, Wenezuela (od 2005 r., członkostwo
niepełne).
Wspólnota Andyjska (Pakt Andyjski) – regionalne ugrupowanie integracyjne w Ameryce Pd., założone w 1969 r. przez
Boliwię, Kolumbię, Ekwador, Chile i Peru. Obecnie do Wspólnoty Andyjskiej należą także Argentyna, Brazylia, Paragwaj i
Urugwaj. Wenezuela wystąpiła w 2006 r.
LINKświat
Polacy najbardziej mobilni
prasówka
3,5 miliona imigrantów osiedliło się w 27 krajach
Unii Europejskiej tylko w 2006 roku. Spośród
nich największą liczbę, bo 290 tys., stanowią
Polacy. Eurostat przygotował raport o migracjach w Unii Europejskiej.
„Dane te oparte są na rejestrach sporządzanych przez poszczególne kraje” - powiedziała PAP jedna ze współautorek raportu, Anne Herm. „Braliśmy pod uwagę
imigrantów oficjalnie zarejestrowanych,
którzy mieli pozwolenie na pobyt” - dodała. 40 proc. imigrantów w roku 2006 stanowili obywatele państw UE, którzy przemieszczali się do innego kraju. Jak podaje
Eurostat, liczba ta wzrasta średnio o ok. 10
proc. rocznie. Wśród imigrantów najwięcej było Polaków (290 tys.), Rumunów (230
tys.), Marokańczyków (140 tys.), Ukraińców,
Brytyjczyków, Chińczyków (po 100 tys.) i
Niemców (90 tys.).
Blisko 60 proc. wszystkich imigrantów osiedlało się w Hiszpanii (ponad 800
tys.), Wielkiej Brytanii (ponad 550 tys.)
i Niemczech (ponad 450 tys.). Krajem, w
W 1927 r. Markus Rautio (po polsku Wujek Markus), fiński radiowiec,
prowadzący jeden z programów dla dzieci, ogłosił światu, że św. Mikołaj mieszka
w Laponii na górze Korvatunturi (Uszata
Góra). Z Finami nie zgadzają się Duńczycy.
Ci twierdzą, że św. Mikołaj mieszka na
Grenlandii.
Zwiększony napływ imigrantów wywołał narodową
dyskusję na Wyspach Brytyjskich, podsycaną przez
media
którym w 2006 roku zanotowano największy
odsetek imigrantów jest Luksemburg (ponad
28 imigrantów na tysiąc mieszkańców), następnie Irlandia, Cypr, Hiszpania i Austria.
Najmniej było ich w Polsce, Rumunii, na
Litwie i Łotwie (mniej niż 1 imigrant na tysiąc mieszkańców).
Wśród imigrantów jest więcej mężczyzn
niż kobiet, blisko połowa z nich to osoby między 20 a 34 rokiem życia. (Bru)
Pesymizm młodych Szkotów
Niezbyt dobre nastroje wśród młodych Szkotów
wskazał sondaż przeprowadzony przez Action
for Children (Scotland). Jeden na pięciu nie widzi dla siebie szans na osiągnięcie czegokolwiek w życiu.
Jak podaje serwis BBC, w sondażu przeprowadzonym na blisko 2700 młodych
mieszkańcach Szkocji w wieku 17 – 25 lat
wyszło, że 18 proc. spośród nich nie wierzy
w życiowy sukces. Nie wpływa to jednak na
poziom zadowolenia z życia – tu procent cieszących się z tego, jak żyją wynosi 84.
W innym sondażu, przeprowadzonym
przez Bank of Scotland, okazało się, że najlepiej w Szkocji żyje się mieszkańcom Wysp
Szetlandzkich. Mimo skrajnego wysunięcia
Rzeczywistość jest inna niż kolorowe billboardy
na północ, to właśnie tam średnia zarobków jest najwyższa, nie ma problemów z
zatrudnieniem, a mieszkańcy cieszą się najlepszym zdrowiem. Wysoko ceni się również
poziom edukacji na Wyspach. (SzK)
Polskie samochody zagrożeniem
na brytyjskich drogach
Z danych zebranych przez biura ubezpieczeń
komunikacyjnych wynika, że samochody zarejestrowane w Polsce uczestniczyły w niemal
połowie wszystkich wypadków spowodowanych przez emigrantów z nowych krajów Unii.
W 2007 roku samochody z polskimi „blachami” uczestniczyły w ponad 3800 kraksach i wypadkach, które zarejestrowano
na drogach Wielkiej Brytanii – informuje
dziennik „The Sun”. Wypadków spowodowanych przez imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej było w sumie 7266.
W ciągu ostatnich sześciu lat liczba wypadków, w których uczestniczyli kierowcy z krajów Europy Wschodniej wzrosła
Londyńskie ulice to nie lada wyzwanie dla polskiego
kierowcy.
ośmiokrotnie. W 2001 roku takich wypadków było 933. Największy skok zarejestrowano w przypadku Litwinów – w 2001 roku
spowodowali tylko jeden wypadek, w ubiegłym – 803. (SzK)
Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com
Przed Centrum Rockefellera w
Nowym Jorku stanęła ogromna choinka,
którą ufundowała rodzina z New Jersey, będąca w jej posiadaniu od 1931 r. Olbrzymi
świerk ma 20 metrów wysokości i waży
osiem ton. Został przystrojony aż trzydziestoma tysiącami kolorowych lampek.
W jednym z londyńskich domów towarowych zwolniono św. Mikołaja, ponieważ zaproponował klientce, by ta siadła
na jego kolanach, pisze „The Guardian”.
Andrew Mondia, który pracował jako św.
Mikołaj tylko przez trzy dni, powiedział,
że jest oburzony faktem, iż został zwolniony za to, że był zbyt miły w stosunku do
kupujących.
„The Times” opublikował 10 wskazówek, jak obciąć świąteczny budżet. Jedna z
nich mówi, aby zapraszając do domu gości,
poprosić ich o przyniesienie własnej przekąski. „The Times” sugeruje też „Lunch
Safari”, czyli wspólne spacery od domu do
domu przyjaciół, co pomoże rozłożyć koszty przeznaczone na świąteczne przysmaki
między kilka osób.
Nie ma funduszy na największe lodowisko na otwartym powietrzu w Wielkiej
Brytanii, które co roku przygotowywane
jest w Birmingham, donosi BBC. Przez
ostatnie 3 lata lodowisko było największą
świąteczną atrakcją w mieście. Głównym
sponsorem była firma T-Mobile, która w
tym roku wycofała się z projektu. Jak powiedział Jim Kelly z miejskiego ratusza,
mimo usilnych starań nie udało się znaleźć
innego sponsora.
W Azji Południowo-Wschodniej
przeprowadzono badania, kogo respondenci najchętniej całowaliby pod jemiołą w
święta Bożego Narodzenia. Okazuje się, że
większość ankietowanych panów najchętniej wymieniłoby pocałunki z Jessicą Albą,
a większość pań z Bradem Pittem, jak donosi portal internetowy IOL.
Dobre wieści dla kupujących przynosi brytyjski „The Guardian”. Sieci handlowe ogłaszają świąteczne przeceny. „Marks
& Spencer” obniżył ceny na wszystkie
swoje produkty o 20%, zaś „Debenhams”
sprzedaje swoje meble za 50% wartości.
December 2008 | grudzień 2008 | 9
LINKreklama
LCC
polskim emigrantom
Wielu Polaków powraca do kraju na święta Bożego Narodzenia z pracy
na obczyźnie. Znajdą się oni na dworcach lotniczych, trzymając w ręku ciasno upakowaną walizkę z ciężko zarobionymi pieniędzmi. W takiej sytuacji
nie trudno o napad i kradzież. A co, jeżeli bagaż zaginie przy odprawie celnej? Wtedy będziemy musieli przejść wiele uciążliwych procedur, zarówno
na policji, jak i w firmie transportowej. Tymczasem wymarzona perspektywa
spędzenia radosnych i spokojnych świąt z rodziną bezpowrotnie zniknie. O
ile łatwiej byłoby przesłać pieniądze np. kurierem. Jednakże takie wyjście
nie zawsze gwarantuje nam, że nie zostaną one zagubione lub dotrą na
czas. A przecież można już po 2 godzinach odebrać przekaz wysłany z
zagranicy. Bez zbędnego ryzyka i wożenia dodatkowych bagaży. Usługi, z którymi firma LCC International weszła na polski rynek znacznie
polepszyły bezpieczeństwo osobiste i finansowe polskich emigrantów
zarobkowych.
Odbiór pieniędzy wysłanych z zagranicy nigdy wcześniej
nie był taki łatwy! Dzięki podjęciu współpracy pomiędzy
firmą LCC International a Bankiem Pocztowym S.A., pieniądze z Wielkiej Brytanii trafią do naszych portfeli już po
niespełna 2 godzinach od wysłania!
ten sposób nie tracimy niepotrzebnie czasu na szukanie kantoru. Szybko,
sprawnie i co najważniejsze tanio – nic nie płacimy za wymianę waluty.
Firma LCC International powstała w 1997 roku w Wielkiej Brytanii. Działalność firmy opiera się na transferze środków pieniężnych za pośrednictwem lokalnych banków i firm zajmujących się przekazami pieniężnymi.
LCC gwarantuje swoim klientom szybki i bezpieczny przekaz pieniędzy oraz niskie prowizje. Dyspozycji transferu można dokonać osobiście
w oddziale firmy, za pośrednictwem Internetu lub serwisu telefonicznego.
Bank Pocztowy powstał w 1990 roku w Bydgoszczy. Jego akcjonariuszami są p.p.u.p. Poczta Polska (75% minus jedna akcja) oraz PKO Bank Polski S.A. (25% plus jedna akcja). Bank Pocztowy posiada największą w Polsce liczbę punktów pozwalających na wypłatę gotówki bez prowizji. Mocną
stroną Banku Pocztowego jest bankowość elektroniczna pocztowy24.pl,
umożliwiająca dostęp do konta 24 godziny na dobę. Bank Pocztowy jako
pierwszy w Polsce otworzył internetowy sklep z lokatami. Pod adresem lokaty-online.pl można zakupić produkty oszczędnościowe całkowicie przez
Internet, bez konieczności wychodzenia z domu. Bank Pocztowy, jako jedyny na rynku, oferuje dostarczenie gotówki pod wskazany adres.
Nie przez przypadek firma LCC International nawiązała współpracę z
Bankiem Pocztowym. Jak powszechnie wiadomo ta instytucja, działając
m.in. poprzez sieć urzędów pocztowych, ma niezwykle gęstą sieć placówek na terenie całego kraju - zrealizowanie wypłaty możliwe jest w ponad 4500 urzędach pocztowych. LCC podpisała umowę, dzięki której w
każdym oddziale Banku Pocztowego oraz placówce Poczty Polskiej
można odbierać gotówkę wysłaną z Wielkiej Brytanii. Śmiało można
powiedzieć, że zasięg LCC obejmuje całą Polskę, a z oferowanych przez
firmę usług może korzystać każdy, nawet z najbardziej oddalonego zakątka
kraju. Klienci mają do wyboru dwie prędkości transferu: szybki oraz standardowy. Pierwszy umożliwia wypłatę gotówki już po dwóch godzinach
od wpłaty – niezastąpiona opcja dla osób potrzebujących pieniędzy „na
wczoraj”. Standardowy wariant gwarantuje odbiór przekazu już następnego dnia roboczego. Koszt prowizji płaci jedynie osoba wpłacająca i wynosi
kolejno 4,90 GPB i 3,90 GPB – niezależnie od wysokości kwoty przelewu.
Aby odebrać przekazywane do kraju pieniądze, wystarczy wypełnić dostępny w oddziale Banku Pocztowego lub urzędzie pocztowym
formularz wypłaty GIRO Płatność. Należy podać w nim nazwę i numer
rachunku LCC, numer transakcji, dokładną kwotę przekazu oraz wylegitymować się dowodem tożsamości. Procedury te mają na celu zabezpieczenie pieniędzy klientów przed niepowołanymi osobami. W
razie jakichkolwiek problemów uprzejmi pracownicy Banku czy Poczty z przyjemnością udzielą zainteresowanym wszystkich niezbędnych informacji na temat usług LCC International – GIRO Płatność.
Priorytetem dla LCC jest satysfakcja klienta
Dla firmy ważne jest, by klient nie musiał tracić pieniędzy oraz dużo bardziej cennego czasu. Z tego powodu również poszerzono ofertę o niezwykle ułatwiającą życie, automatyczną wymianę waluty. Na czym ona polega? Wpłacający robi przelew w funtach, a osoba upoważniona do odbioru
otrzymuje w Polsce złotówki. Dodatkowo brytyjski oddział poinformuje o
tym, jaką dokładnie kwotę po przeliczeniu otrzyma adresat przekazu. W
10 | grudzień 2008 | December 2008
www.linkpolska.com
LINKperyskop
Anglia
Recesja może sprzyjać zatrudnieniu
20 tys. emigrantów wyraziło chęć, by pracować
przy budowie olimpijskich obiektów sportowych
w Newham we wschodnim Londynie, gdzie usytuowana będzie wioska olimpijska. Tymczasem
Brytyjczycy zastanawiają się, czy z powodu kryzysu, który dotyka Wyspy, budżet przeznaczony
na organizację igrzysk w 2012 roku nie powinien
być zmniejszony.
Większość chętnych pochodzi z Polski i
innych krajów Europy Wschodniej. Przy
obecnym stanie bezrobocia, które w Wielkiej
Brytanii przed końcem roku ma sięgnąć
2 mln, wiadomość ta zaniepokoiła jej
mieszkańców.
W tej chwili przy budowie obiektów sportowych pracuje około 2 700 budowlańców. W
roku 2010 ich liczba wzrośnie trzykrotnie.
Coraz częściej mówi się o tym, że Olympic
Delivery Authority (ODA) – organizacja,
która jest odpowiedzialna za przebieg przygotowań do olimpiady, z powodu dużej skali
przedsięwzięcia nie jest w stanie kontrolować pochodzenia wszystkich pracowników,
którzy angażują się w budowę obiektów
olimpijskich. „Upewniamy się, by w miarę
możliwości pracownicy zatrudnieni przy budowie obiektów sportowych odzwierciedlali
i opinia publiczna zastanawiają się, czy buróżnorodność społeczeństwa. Stwarzamy
dżet przeznaczony na organizację imprezy
również szanse zatrudniania tym, którzy
nie powinien ulec zmianie. Paradoksalnie
pozostawali bez pracy” – broni stanowiska
może to oznaczać, że budowlańcy ze
firmy reprezentantka ODA.
Wschodu, którzy obawiają się utraty zatrudTymczasem brytyjskie media donoszą, że
nienia z powodu recesji, właśnie dzięki kryemigranci zatrudnieni przez agencje zarabiazysowi mogą pracę otrzymać. (JŚ)
ją na godzinę nawet 2 funty mniej od brytyjskich budowlańców.
Zatrudniając tysiąTu będzie stadion olimpijski. Prace trwają. Fot. suburbanslice (flickr.com)
ce takich pracowników, ODA oszczędziłaby miliony, co nie
jest bez znaczenia
w obliczu kryzysu,
który dotyka brytyjską gospodarkę.
Tessa Jowell, minister brytyjskiego
rządu odpowiedzialna za organizację
igrzysk, przyznała,
że Wielka Brytania
nie ubiegałaby się
o organizację olimpiady, gdyby obecny
kryzys był wówczas
do przewidzenia. W
związku z tym rząd
Irlandia Północna
Narkotykowy szlak
Coraz więcej narkotyków trafia do Irlandii. Do
takiego wniosku doszli wysokiej rangi oficerowie
brytyjskiej policji podczas listopadowej konferencji w Belfaście.
Tylko w listopadzie policji udało się przechwycić kokainę wartą około 300 tys. funtów. W ciągu całego roku na terenie kraju
zabezpieczono konopie indyjskie o wartości
15 mln funtów. Garry Clarke, oficer policji
Irlandii Północnej (PSNI), zaznaczył jednak,
że nie tylko policja jest odpowiedzialna za
walkę z producentami i handlarzami narkotyków: „Policja sama nie rozwiąże tych
problemów. Aby zredukować zapotrzebowanie na narkotyki musimy współpracować z
innymi organizacjami“.
Mimo spektakularnych sukcesów PSNI,
problem handlu narkotykami, który z
Irlandii Północnej rozprzestrzenia się na
całe Wyspy Brytyjskie i inne kraje europejskie, wciąż pozostaje nierozwiązany.
Szczególnie niepokojące są powiązania gangów narkotykowych z północnoirlandzkimi
organizacjami paramilitarnymi, które w dużej mierze kontrolują rynek narkotykowy na
północy wyspy.
Polacy również nie pozostają bez udziału w procederze przemytu narkotyków. We
wrześniu bieżącego roku Irlandzka Służba
Celna (RCS) poinformowała, że na lotnisku
w Dublinie zatrzymała 25-letniego Polaka
przemycającego dziewięć kilogramów konopi indyjskich. Ich czarnorynkowa wartość
przekraczała 108 tys. euro. Polak narkotyki
przewoził w walizce. Z kolei w sierpniu dwaj
inni Polacy zostali zatrzymani przez służby
graniczne na lotnisku w Belfaście. Podczas
rutynowej kontroli znaleziono przy nich prawie dwa kilogramy kokainy o wartości rynkowej szacowanej na 80 tys. funtów. (JŚ)
jesteśmy pod wrażeniem nie tylko olbrzymiego optymizmu pana Janusza, ale i jego wysokich umiejętności. On nigdy nie narzeka” - uzasadniali swój wybór. Szkotom
spodobał się również hart ducha naszego
rodaka i postawa, którą ilustrował najczęściej powtarzany przez niego zwrot: „No problem”. Zaszczytne miano przyznała mu kapituła Federacji Mistrzów Budownictwa.
Polak zyskał uznanie po tym, jak jego ekipa podjęła się budowy pensjonatu w Szkocji,
w wyjątkowo niedogodnej lokalizacji i w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych.
Doświadczony budowlaniec z Polski bez problemu poradził sobie jednak z przeciwnościami losu. Nic dziwnego, takie warunki
to dla niego żadna nowość. W końcu urodził
się i wychował w polskich górach. „Jestem
polskim góralem” – stwierdził z dumą pan
Janusz. (TK)
Szkocja
Niebiański budowlaniec
Fachowość, determinacja i pozytywny stosunek do pracy popłacają. Przekonał się o tym
Janusz Olkowicz - budowlaniec z Polski, który
został wyróżniony tytułem „UK’s most heavenly
builder”.
Do nagrody nominowali go zleceniodawcy projektu, zachwyceni szczególnym poświęceniem polskiego pracownika. „Wszyscy
www.linkpolska.com
December 2008 | grudzień 2008 | 11
LINKperyskop
Anglia
Święty Mikołaj w Londynie
Święty Mikołaj odwiedzi, jak co roku, stolicę
Wielkiej Brytanii. Pojawi się jednocześnie w kilku
miejscach, co oczywiście nie powinno nikogo
dziwić, bo taka jest natura św. Mikołaja.
Selfridges
W tym słynnym domu towarowym Mikołaj
będzie w dniach od 22 listopada do 24 grudnia. Można wcześniej zarezerwować bilety
pod adresem www.selfrigdes.com, co będzie
kosztowało 2 funty, ale jeśli odwiedzający
przygotują się psychicznie do długiego stania w kolejce bez rezerwacji – wtedy opłata
nie będzie konieczna.
Grota w Kew Gardens
Mikołaj będzie czekał na dzieci w pięknych londyńskich Kew Gardens od 13 do
23 grudnia w godzinach od 12:00 do 15:30.
Dzieci otrzymają pamiątkową odznakę.
Bilety wliczone są w cenę wejściówki do londyńskich Ogrodów – 13 funtów dla dorosłych, dzieci poniżej 17 roku życia wchodzą
za darmo.
Mikołajowa Cudowna Kraina
W Hyde Parku, jak co roku, pojawi się największe londyńskie lodowisko na świeżym
powietrzu. Towarzyszyć mu będą stoiska z
grzanym winem, niemieckimi tradycyjnymi kiełbaskami, pamiątkami i prezentami.
W ubiegłym roku miejsce to odwiedziło ponad 500 tysięcy ludzi. Święty Mikołaj przyjedzie do Hyde Parku razem z elfami i będzie w nim rezydował od 22 listopada do 24
grudnia. Wstęp za darmo. (AŁM)
Święty Mikołaj w metrze? Nie, to wystawa domu
towarowego Selfridges
Irlandia
Lekcje języka angielskiego dla polskich dzieci
Nauka języka angielskiego poprzez zabawę, gry
i quizy to propozycja dla polskich dzieci z irlandzkiego Cork. Działające w tym mieście Centrum
Wsparcia i Integracji „Together - Razem” organizuje grupy dla dzieci od wieku przedszkolnego
do wczesnych klas szkoły podstawowej.
Wiele z polskich dzieci bardzo dobrze asymiluje się w irlandzkim środowisku, jednak
niektóre z nich mają problemy z adaptacją
z powodu bariery językowej. Właśnie z myślą o nich Centrum Wsparcia i Integracji
„Together - Razem” organizuje zajęcia nauki
języka angielskiego w oparciu o nowoczesną
i skuteczną metodę podobną do wykorzystywanej w szkołach Helen Doron. Nauka,
którą proponują organizatorzy z Centrum,
odbywa się poprzez zabawę, gry i quizy.
Polecana jest szczególnie dzieciom w wieku
przedszkolnym (4 – 5 lat) i uczniom młodszych klas szkół podstawowych (6 – 10 lat).
Metoda ta umożliwia nie tylko szybkie opanowanie podstawowych słówek i zwrotów, ale
dzięki niej poznawanie obcego języka sprawia dzieciom przyjemność. Organizatorzy
przekonują, że w tym właśnie tkwi klucz do
sukcesu. Dzieci nie blokują się, są odważniejsze i szybciej przyswajają wiedzę.
Lekcje poprowadzą lektorzy w grupach
8-osobowych. Zajęcia będą się odbywać w
przedszkolu społecznym. Już wkrótce w ramach programu edukacji poprzez zabawę
planowane jest również otwarcie świetlicy
pozaszkolnej dla polskich dzieci. (Bru)
Więcej informacji o działalności Centrum
Wsparcia i Integracji „Together - Razem” na
stronie: www.together-razem.org
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
Szkocja
Polacy rewelacją rozgrywek
35 żółtych i 10 czerwonych kartek obejrzeli piłkarze polskiego zespołu FC Polonia Dundee w
swoim debiutanckim sezonie, w lidze regionalnej w Szkocji (Midlands Amateur Football League Division Two). Swoje zmagania zakończyli
na dobrej czwartej pozycji w tabeli.
Gramy w lidze, która chyba jest odpowiednikiem naszej A klasy” – tłumaczy Sebastian
Strzelecki, zajmujący się sprawami organizacyjnymi w klubie. W pierwszym swoim sezonie Polacy, występujący na co dzień w narodowych biało-czerwonych barwach, pokazali się z niezłej strony. Na swoim koncie zanotowali 11 zwycięstw, 4 remisy i 7 porażek.
Kadrę zespołu tworzą wyłącznie amatorzy
(tylko kilku piłkarzy grało w polskich klubach), którzy obowiązki klubowe muszą godzić z pracą. Od kwietnia tego roku drużynę prowadzi Marek Urbański, legitymujący
12 | grudzień 2008 | December 2008
się licencją trenerską PZPN. Od
początku pracy w
klubie stara się
uporządkować
grę zespołu, który
szybko przestawił się na agresywny wyspiarski styl. Klub cieszy się dużym zaufaniem i wsparciem ze strony
sponsorów, szczególnie Tomasza
Zalewskiego, właściciela sieci sklepów „Zall”. (TK)
Bliższe informacje o klubie i dane kontaktowe na www.fcpd.glt.pl
Kadrę zespołu FC Polonia Dundee tworzą wyłącznie amatorzy (tylko kilku piłkarzy grało w polskich
klubach), którzy obowiązki klubowe muszą godzić
z pracą. Klub wspierany jest przez Tomasza Zalewskiego, właściciela sieci sklepów „Zall”.
Fot. Archiwum zespołu
www.linkpolska.com
LINKperyskop
Zdjęcie miesiąca
Fot. Tomasz Starzecki
London Eye,
wielkie koło
obserwacyjne zwane
też Millenium
Wheel, zaprojektowane przez
małżeństwo
architektów
Davida Marksa
i Julię Barfield,
powstało w
Londynie przy
ulicy Belvedere
Road, aby
uczcić nastanie
milenijnego roku
2000.
Na autorów zdjęć wybranych do publikacji w rubryce „Zdjęcie miesiąca” czekają nagrody!
Nadesłane zdjęcia przechodzą na własność redakcji,
co jednocześnie oznacza
przeniesienie na redakcję
magazynu „Link Polska”
praw autorskich z prawem
do publikacji w każdym
obszarze.
Magazyn „Link Polska”
zaprasza wszystkich do
nadsyłania propozycji swoich zdjęć wraz z krótkim
komentarzem autora pod
adres:
[email protected]
www.linkpolska.com
December 2008 | grudzień 2008 | 13
LINKtemat numeru
Dekonspiracja
Dekonspiracja
Świętego
Świętego Mikołaja
Mikołaja
Aleksandra Łojek-Magdziarz
Popularny w Wielkiej Brytanii rysunek satyryczny
przedstawia grubego
Mikołaja, który wkłada
prezenty pod choinkę.
Odwraca się i widzi małego, skamieniałego ze
zdumienia chłopca z
zaokrąglonymi oczami,
stojącego na schodach
prowadzących do jego
pokoju. Mikołaj patrzy na
chłopca i mówi zachmurzony: „Za dużo widziałeś.
Będę musiał cię zabić”.
Dorośli ludzie. Dwudziesto-, trzydziesto- i czterdziestolatkowie też kiedyś byli dziećmi, które z niecierpliwością czekały na prezenty pod poduszką i choinką, marząc
o klockach lego czy białej czekoladzie, która w latach
osiemdziesiątych była rarytasem. Ba, dzisiejsi dorośli nawet wierzyli w św. Mikołaja, choć im samym trudno w to
dziś uwierzyć.
Aleksandra
Łojek-Magdziarz,
– redaktor naczelna
magazynu „Link Polska”,
iranistka, socjolożka
i dziennikarka, pisze
m.in. dla „The Guardian”.
Wpadka św. Mikołaja
„Drogi Mikołaju proszę cię chociaż o kilka prezentuw /
gemboj samolot zdalnie sterowany i narty. Czy możesz mi
się pokazać i czy dasz mi te prezenty? Kacper” (pisownia
oryginalna)
Dla obecnych dorosłych zdekonspirowanie Mikołaja
najczęściej jest wspomnieniem bardzo ważnym. Renata, 26-letnia graficzka, mieszkająca w Irlandii Północnej,
stopniowo dojrzewała do zrozumienia strasznej prawdy.
Przez tydzień przed 6 grudnia z pokoju dziadka wydobywały się śpiewy ptasząt. Renata chciała dostać papugę
albo kanarka i podejmowała ten temat na forum rodzinnym z godną podziwu regularnością. „Kiedy dostałam
14 | grudzień 2008 | December 2008
cztery papużki, wszystko stało się jasne. Papużki wcześniej były u dziadka w pokoju. Nie ma św. Mikołaja” – powiedziała Renata, przyznając się jednak do późniejszego
wyparcia prawdy. „Od tej pory wszystko już wiedziałam,
ale nadal jednak liczyłam na to, że okaże się, iż Mikołaj
istnieje”.
Tłumaczka z Londynu, Agata (35 lat), zaczęła podejrzewać, że Mikołaj nie istnieje, dzięki ponurym plotkom,
krążącym po szkole, które poddawały w wątpliwość jego
istnienie. „Zachowanie moich rodziców w pewnym momencie wydało mi się bardzo dziwne” – wspomina – „i
postanowiłam przetrząsnąć dom. Znalazłam zapakowany
prezent, który potem trafił pod moją poduszkę. Postanowiłam opowiedzieć o tym w szkole. Potwierdzić straszne
plotki. Stałam się natychmiast bardzo popularna”.
27-letnia Wiola z Belfastu nie przeżyła szczególnego
wstrząsu. Uświadomienie sobie, kto jest naprawdę Świętym Mikołajem przyszło z czasem. Jej ojciec był zawodowym wojskowym i za dodatkowe przywileje ściągał do
domu żołnierzy, którzy przebierali się za Mikołaja. Nie
wszystkie dzieci radośnie reagowały na te wizyty, bo Mikołaje nosili przerażające maski, na widok których trzy
czwarte latorośli zalewało się rzewnymi łzami i wpadało
www.linkpolska.com
LINKtemat numeru
Ponieważ czasami zdarzało się Mikołajowi nie podpisać
prezentów, więc dochodziło do konsternacji, kiedy brat
otwierał podarunek i w pudełku znajdowała się lalka.
w panikę. Paczki dla Wioli i jej siostry podrzucał też w
głębokiej konspiracji wujek, który przez zamknięte drzwi
informował zmienionym głosem, że jest Mikołajem, nie
mógł wejść do domu, więc zostawia prezenty na wycieraczce i życzy wszystkiego dobrego. Wiola, kojarząc fakty i liczne cudowne zbiegi okoliczności, powoli oswajała
się z myślą, że ma do czynienia z gigantycznym spiskiem
dorosłych.
Zwykle ktoś pękał pierwszy
„Mam już 10 lat i wmawiają mi, że nie istniejesz... ja
w to nie wierzę. W tym roku moje zachowanie nie było
wspaniałe, mam nadzieję, że się poprawię. Moje marzenie
będzie bardzo nietypowe, chciałabym, abyś porwał moją
siostrę. Jest ona bardzo niegrzeczna. Mam jej już dosyć.
Proszę Cię, abyś zrobił z nią porządek. Kasia”
W rodzinie Renaty tradycją było, że prezenty otwierało
się rano w Boże Narodzenie. „Wstawało się o normalnej
porze i niby się nie interesowało tym, że pod choinka coś
się znajduje. Zwykle mój brat pękał i rzucał się pierwszy.
www.linkpolska.com
Ponieważ czasami zdarzało się Mikołajowi nie podpisać
prezentów, więc dochodziło do konsternacji, kiedy brat
otwierał podarunek i w pudełku znajdowała się lalka, ale
w porę zażegnywaliśmy konflikty”.
„U mnie prezenty nie miały tak wielkiego znaczenia” mówi Jarek, 28 lat, artysta. „Pochodzę z bardzo katolickiej
rodziny i tłumaczono nam, że liczy się wymiar duchowy.
Nie pamiętam nawet, czy byłem jakoś podekscytowany
tym, że coś jest pod choinką. Prezenty brało się po kolacji
i, co najważniejsze, po łamaniu opłatkiem”.
Rodzina Agaty to zatwardziali ateiści. „Nie czekałam
na nic poza pysznym jedzeniem i tym, co jest pod choinką.
Zwykle po dzieleniu się opłatkiem babcia zarządzała, że
trzeba rozdać prezenty i było to zadanie wnuczek. Mogło
się tak zdarzyć, że babcia zapominała o tym i zaczynała
serwować barszcz, więc zawsze zastanawiałam się, jak to
zrobić, żeby zwrócić jej uwagę na to, że prezenty cały czas
nie trafiły do naszych rąk. Na szczęście moja młodsza kuzynka była dużo bardziej bezczelna i potrafiła tubalnym
głosem wrzasnąć: »A prezenty?!«. To ratowało sytuację, bo
psuł mi się już humor i chciałam płakać”.
December 2008 | grudzień 2008 | 15
LINKtemat numeru
Dzisiejsi dorośli podtrzymują wszystkie tradycje, jakich nauczono
ich w dzieciństwie.
Karabin maszynowy i roraty
„Święty Mikołaju, wiem, że byłem niegrzeczny, ale czy
mógłbyś mi dać na gwiazdkę »Gwiezdne Wojny część III«
o tytule »Zemsta Sithów« Mateusz”
Obecni dorośli nie zawsze pamiętają, czy pisali listy do
Mikołaja i Gwiazdki. Agata pisała. Zawsze prosiła o kota,
zeszyt w linię, lalkę z długimi włosami i w stroju krakowskim, bo wtedy był to ubiór uważany za szczególnie wyrafinowany. Jarek myślał o karabinie maszynowym albo
przynajmniej mieczu świetlnym (marzy do dziś, zwłaszcza
o tym drugim). Renata chciała znaleźć pod choinką klocki
lego (statki kosmiczne) i dostawała je na spółkę z bratem,
dzięki wytrawnemu wywiadowi mamy, przeprowadzanemu w trakcie rodzinnych spacerów na długo przed grudniem. Alina, 27-letnia dyrektor ds. marketingu, wymuszała na Mikołaju, by przynosił prezenty w jakikolwiek
sposób związane z końmi. Raz zażyczyła sobie popielniczkę, bo miała wizerunek tego zwierzęcia na denku. Podejście do prezentów trzydziestotrzyletniej bizneswoman Elwiry zrewolucjonizowały... roraty, w których brała udział
jako sześciolatka. Usłyszała historię św. Mikołaja, o tym,
jak rozdawał wszystko, co miał najuboższym. Następnego
dnia Elwira poszła na podwórko i najbiedniejszym dzieciom oddała rajstopy i drogie buciki, które z zagranicy
przysłali jej krewni. I już nigdy nic nie chciała.
Nóż w wodzie
„Krok po kroku, krok po kroczku, / Najpiękniejsze w całym roczku, / Idą święta, idą święta. / Tu w kąciku drzewko płonie, / A tam karp ci w wannie tonie, / Może prądem
skurczybyka, / Co spod noża wciąż umyka. / (…) Karp ubity” - śpiewa co roku Polskie Radio „Trójka”.
16 | grudzień 2008 | December 2008
Wielu dorosłych usłyszawszy słowo „karp” wzdraga
się z niechęcią. „Kiedyś weszłam do domu i zobaczyłam
przerażającą scenę; mój ojciec obarczony zadaniem zabicia karpia, usiłował zrobić to bardzo delikatnie” – mówi
Agata. „Oznaczało to, że karp się bardzo nacierpiał przed
śmiercią, bo ojcu to zupełnie nie wychodziło, musiał uganiać się za rybą po całej kuchni i z rzadka go nacinał. Nie
widziałam nigdy potem takiej ilości krwi i jednocześnie
takiej rozpaczy w oczach i ojca, i karpia. Od tej pory kupujemy mrożoną rybę w sklepie”.
„Karp był raz w domu” – opowiada Alina – „oczywiście
w wannie. Kiedy go tam zobaczyłam, zaczęłam płakać,
tak mi się go żal zrobiło. Że jest biedny, że się dusi, nie ma
tlenu. Od tej pory nie ma karpia”.
Renata karpia lubi, ale jej bracia nie są w stanie przełknąć ryby ani żadnych innych dań wigilijnych. W drodze
twardych negocjacji zgodzili się zjeść symboliczny kawałek ryby pod warunkiem, że będzie podany z frytkami i
colą. I tak jest do dzisiaj.
Brat Jarka wchodził do wanny i płacząc rozpaczliwie
całował rybę skazaną na niechybną śmierć, ku ogromnej
rozterce rodziców.
Dzisiejsi dorośli, mimo przeżyć traumatycznych, podtrzymują wszystkie tradycje, jakich nauczono ich w dzieciństwie. Namawiają dzieci w swoich rodzinach, by pisały
listy do św. Mikołaja, czasami nawet im w tym pomagają. Agata, która uczyła angielskiego, napisała w swoim
życiu kilkanaście listów w imieniu dzieci, które do niej
chodziły na lekcje, bo uważały, że Mikołaj nie zna języka
polskiego.
„Czekam na święta, jak co roku. Wiem też, że Mikołaj
do mnie przyjdzie. Przemyciłem już informację, co chcę
dostać. Ale karpia oczywiście nie będzie” – mówi Jarek.
Listy do Świętego Mikołaja pochodzą ze strony
www.listdomikolaja.pl
www.linkpolska.com
więcej informacji na stronie www.linkpolska.com
LINKfotogaleria
RODZINA ZASTĘPCZA
zdjęcia: Adam Pańczuk, Visavis.pl
Bliźniaki Ania i Michał mają po osiem lat, ich starszy brat Marcin dziesięć. Biologiczna matka dzieci zmarła
na AIDS, gdy Ania z Michałem byli czterolatkami, a Marcin sześciolatkiem. Michał urodził się zdrowy. Ania z
Michałem nie mieli szczęścia. Urodzili się z wirusem.
Państwo Gołębiowscy dowiedzieli się o osieroconych dzieciach z telewizyjnego apelu Anny Dymnej. Nigdy
nie planowali stworzenia rodziny zastępczej. Zanim zdecydowali się po raz pierwszy zobaczyć dzieci, spędzili
długie godziny, rozmawiając o konsekwencjach ewentualnej adopcji. Pierwsze spotkanie w szpitalu rozwiało
wątpliwości.
Na początku dzieci zwracały się do swoich nowych rodziców „Pani Mamo”, „Panie Tato”. Onieśmielenie przełamały podczas pierwszych wspólnych świąt. Po świętach przyszedł trudny czas. Zaległości w edukacji, problemy
wychowawcze, zmagania z instytucjami, które nie zawsze potrafiły pomóc w rozwiązywaniu kłopotów rodziny
zastępczej. Radzą sobie wspólnie. Są rodziną już od czterech lat.
Prezentowany cykl „Rodzina zastępcza” został uhonorowany II nagrodą w tegorocznej edycji konkursu
BZWBK Press Foto 2008 (kategoria: społeczeństwo – reportaż).
tekst: Tomek Kurkowski
Adam Pańczuk/Visavis.pl
Absolwent Akademii Ekonomicznej i Akademii Sztuk Pięknych w
Poznaniu na Wydziale Komunikacji Multimedialnej. Przewędrował
Azję od Bliskiego Wschodu po Syjam. W Pakistanie dotarł do nielegalnych fabryk broni. W Bangkoku poznał większość miejscowych
domów publicznych – w ramach pracy nad materiałem o tajskich
prostytutkach. Na swoim koncie ma liczne nagrody w konkursach
fotograficznych m.in. Photographer of the Year, Grand Press Photo,
National Geographic, Newsreportaż oraz na FotoFestiwalu w Łodzi.
Członek kolektywu fotografów Agencji Fotograficznej Visavis.pl
Jeśli zechcesz wesprzeć rodzinę, która zaopiekowała się osieroconymi dzieciakami, wyślij pieniądze na konto bankowe: 65 1030 0019 0109 8528 3036 0018, Jacek Gołębiowski, ul. Wspaniała 68, 05-400 Otwock 18 | grudzień 2008 | December 2008
LINKreportaż
W „Zasadzie“ liczą na
szczęście
tekst i zdjęcia: Jakub Świderek
Mieszkańcy akademika ASP przy Kapelance w Krakowie,
choć żyją i uczą się w Polsce, nie przestają emigrować.
Manhattan, Bronx i China Town. Na swoje potrzeby
stworzyli własną mikroemigrację w świecie sztuki. Żyją
chwilą. Rzeźbią, malują, projektują i liczą na szczęście.
„Zasada“ nie wygląda jak akademik.
Najkrótsza droga, którą można dostać się
na teren starej zabudowy po wojskowych
koszarach, prowadzi przez dziurę w siatce
od strony stacji paliw. „Daj pan jakiś dokument“ – mówi portier, nie odwracając głowy
od telewizora. „Wejdź pan“. Na klatce, obok
rowerów, stoi rząd wózków dziecięcych. Na
posadzce niedopałki papierosów. Na ścianach mniej lub bardziej udane graffiti. Z głębi korytarza na lewo dobiega śpiew i muzyka. To Bronx – najbrzydsza i najbardziej
rozrywkowa „dzielnica“ akademika. Bronx
nie jest miejscem dla studentów, którzy marzą o ciszy i izolacji. Oni powinni wejść wyżej, do Manhattanu – tam nie jest ładniej,
ale przynajmniej ciszej. Jest jeszcze China
Town – na ścianie czerwony smok. Ta część
akademika też nie jest najgorsza, ale blisko
stąd do Bronksu. Z pokoju wychodzi dziewczyna z pędzlami w dłoni, po chwili znika
w drzwiach obok. Ktoś napisał, że studenci
krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych żyją
w ruderze. Tak. Ale to ich rudera. ASP nie
chce inwestować w duże remonty, bo budynek należy do krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Oprócz studentów nikt nie
dba o to miejsce.
Świat na zewnątrz nie jest zły
Manhattan. Przejście z szarego korytarza
do pokoju Łukasza (23 lata) i Doroty (24
lata), studentów na Wydziale Rzeźby, zaskakuje. W przeciwieństwie do całego akademika, ich pomieszczenie jest ładnie i praktycznie urządzone. W małej, ale komfortowej
kuchni, na blacie, stoi okrągłe akwarium ze
złotą rybką, na patelni smażony kurczak,
obok otwarta butelka wina. Schody prowa-
20 | grudzień 2008 | December 2008
Paula, studentka malarstwa. Do Krakowa Przyjechała z Hiszpanii. Wie już, że w swoim kraju nie będzie w stanie
znaleźć dobrej pracy w zawodzie.
dzą na stylową antresolę, gdzie sypia młode
małżeństwo. Na podłodze przyjemny jasny
dywan, na nim porozrzucane zabawki, a pod
lustrem nocnik. Mimo niewielkiej przestrzeni w pokoju znalazło się również miejsce na
dziecięcą huśtawkę. Hubert właśnie skończył 9 miesięcy.
Dorota: „Od początku byłam przeciwna życiu w akademiku, ale okazało się, że będzie
Hubert, a wynajem mieszkania gdzieś na
mieście to poważny koszt“.
Remontem zajął się Łukasz. Na gruntowną odnowę pomieszczenia poświęcił 2 tygodnie i 2 tys. złotych. Utrzymanie pokoju to
280 złotych miesięcznie na dorosłą osobę.
Dorota ma już za sobą doświadczenia
z emigracją. Dwa razy była w Szkocji. Pracowała m.in. sprzedając fast foody oraz w
fabryce przy pakowanu ziemniaków. Kobiety pracowały na górze taśmy produkcyjnej,
przebierając ziemniaki i wrzucając je do kubłów. Mężczyźni, ustawieni na dole taśmy,
ładowali towar do skrzynek.
Dorota: „Lubiłam pomagać na dole. Odwozić spakowane ziemniaki wózkiem, nie
pamiętam teraz, jak się nazywał. Ten pobyt
na Wyspach na pewno dawał poczucie samodzielności. Mogłam posługiwać się innym językiem, zapewnić sobie pieniądze, dach nad
głową. Tutaj towarzyszy nam niepewność.
LINKreportaż
Co po studiach? Jest taki lęk, ale tam okazało się, że ten świat gdzieś
na zewnątrz nie jest taki zły i wszystko jakoś można ułożyć“.
Podczas rozmowy włączają się zabawki uruchamiane przez Huberta. Mama odciąga go od butów, które usilnie wpycha sobie do buzi.
Dorota nie miała nic przeciwko ciężkiej fizycznej pracy. Uważa, że
jeśli zostałaby w Szkocji dłużej, szybko udałoby się jej awansować.
Niepokoi ją tylko fakt, że Polacy izolują się od Brytyjczyków, żyją
w „gettach“. Zobaczyła to dopiero podczas drugiego pobytu na Wyspach, gdy polskie grupy pracowników trzymały się razem i porozumiewały się tylko po polsku, nie czyniąc większych wysiłków, by
dogadać się z miejscowymi. To jeden z powodów, dla którego wyjazd
z całą rodziną do UK raczej nie wchodzi w grę.
Łukasz: „Chcemy wyjechać bardziej ze względów poznawczych niż
dla pieniędzy. Myślimy o innej uczelni, może w Berlinie. Na cztery
miesiące albo na semestr. Nie wiadomo, co kogo spotka. Taki wybraliśmy zawód, że musimy liczyć na szczęście w życiu. Wszystko zależy
od tego, na jaki grunt trafisz. A tego nigdy nie przewidzisz.
Impreza na Bronksie
Piętro niżej rozkręca się sobotnia impreza. W pokoju świeci się tylko mała lampka, przy stolikach siedzą studenci. Ktoś wchodzi, ktoś
wychodzi. Próbują rozmawiać, ale głośna muzyka – St. Germain –
trochę to utrudnia. Napełniają miedziane kieliszki – smak cytrynowy z procentami. „Możesz napisać, że żyjemy tutaj jak na kolonii“
– krzyczy jedna z dziewczyn zajmujących kanapę. W korytarzu ruch,
jedni przenoszą materace, inni bawią się wózkiem przyprowadzonym
z supermarketu. Przemek gra na gitarze. Śpiewa Selale – Niemka,
która na Wydziale Grafiki na krakowskiej ASP zostanie przez dziewięć miesięcy. „Przyjdź jutro! Porozmawiamy!“
Geniusz na saksach
W niedzielne południe w akademiku przy Kapelance studenci snują się bez celu. Choć jest już po 12:00, Selale (28 lat) i jej hiszpańska
współlokatorka Paula (21 lat) kończą śniadanie. W ich pokoju nie ma
niezagospodarowanej przestrzeni. Pranie rozwieszone jest w każdym
możliwym miejscu. W całym pomieszczeniu rozklejone są karteczki
z polskimi słowami. Pod włącznikiem światła - „światło“. Na oparciu
krzesła - „krzesło“. Na piętrowym łóżku - „łóżko“. Dziewczyny przyjechały studiować do Krakowa dwa miesiące temu. Kiedy w swoich
krajach opowiadały, że chcą wyjechać do Polski, wszyscy łapali się za
głowę, zastanawiając się, dlaczego nie do Anglii, Francji czy Włoch.
Selale po przyjeździe miała problemy ze znalezieniem mieszkania i
choć wszyscy odradzali jej życie w akademiku studentów ASP, ostatecznie wylądowała właśnie tutaj. Po pierwszej wizycie w „Zasadzie“ była w szoku.
Selale: „Płakałam. Dzwoniłam do mamy i do przyjaciół. Nie wierzyli, gdy opisywałam im to miejsce.
Akademik wyglądał jak dom niemieckich anarchistów, którzy zajmują puste budynki, ale Paula była
taka miła. Inni też. To pomogło mi przejść przez
pierwszy szok“.
Selale studiuje grafikę, Paula malarstwo. Dziewczyny wiedzą, że w ich zawodach trudno będzie znaleźć pracę w Polsce. W swoich krajach zresztą też nie
spodziewają się łatwych rozwiązań.
Paula: „Już wiem, że w Hiszpanii nie będzie pracy
dla mnie. Ale studiuję to, co lubię. Gdybym myślała tylko o pieniądzach, na pewno wybrałabym inny
kierunek“.
Z przyjaciółmi z akademika często rozmawiają o
sytuacji polskich studentów, którzy z dyplomem muszą wyjeżdzać z kraju i wykonywać nieciekawe i słabo opłacane prace.
Selale: „Tomek, mój przyjaciel, zrobił dyplom na
krakowskiej ASP, ale teraz nie wie, co ma ze sobą
zrobić. Moim zdaniem w dziedzinie grafiki jest geniuszem. Jestem
pod wrażeniem, bo w Niemczech nie ma nawet połowy tak zdolnych
ludzi, jak w Polsce. Ale co z tego? W Niemczech jest wielu Polaków,
którzy pracują przy zbiorze wingron. Rozmawiałam z jednym z nich.
Skończył ekonomię. Nie rozumiem, dlaczego taki człowiek nie może
znaleźć pracy za godne pieniądze w swoim kraju i pracuje przy zbiorach za granicą“.
Żyć z tego, co lubię
Przemek (23 lata) jest na piątym roku na Wydziale Rzeźby. W „Zasadzie“ mieszka od początku studiów i choć warunki w akademiku
są, jakie są, on walczył o jego utrzymanie, gdy uczelnia chciała się
go pozbyć. To miejsce jest dla studentów ważne. Nigdzie w Krakowie
nie znaleźliby przestrzeni dla siebie. A rzeźbiarze, graficy, malarze
i konserwatorzy bardzo jej potrzebują. Przemek też był już na Wyspach. Pracował m.in. na budowie.
Przemek: „To były zupełnie inne realia. Tam pojechałem w jasnym
celu: po kasę. Zamykało się oczy i nie było ważne, co się robiło. Było
ciężko. W przyszłości chciałbym żyć z tego, co lubię. Pracować we
własnej pracowni i tak zarabiać“.
Teraz w Anglii mieszka jego mama. Wyjechała po rozwodzie z ojcem. Na początku nie mogła się odnaleźć, ale teraz przyjeżdza tylko
zobaczyć rodzinę. Przemek też planuje wyjazd z kraju. Ale nie na
Wyspy w celach zarobkowych. Chce rozwijać swój artystyczny talent
w Niemczech.
Przemek: „Po studiach chciałbym pracować w sztuce. Pewnie, że
fajnie byłoby zostać w Polsce, ale tutaj w najlepszym przypadku znalazłbym pracę przy jakichś renowacjach. Uczę się niemieckiego, więc
myślę o studenckim programie Erasmus w Berlinie. Niemcy mają
więcej pieniędzy na sztukę i inwestują w artystów. W Polsce to się
dopiero zaczyna rozkręcać. Ale udało mi się już sprzedać rzeźbę w
Polsce za 2 tys. złotych. Mój kuzyn nie mógł tego zrozumieć, bo rzeźba była z papieru”.
Z korytarza dochodzą dzwięki gitar i bębenków. Do pokoju wchodzi
chłopak ze skrętem.
- Pal. Zajebiste palenie.
- Nie, dzięki – odpowiada Przemek.
- Zagramy coś dzisiaj? Mam kilka nowych pomysłów.
Chłopaki z Wydziału Rzeźby założyli zespół Heads of Pin. Grają
koncerty w różnych miejscach w Krakowie i żyją chwilą. Myślą o
wyjazdach, ale ich plany nie są klarowne. Dzisiaj tak naprawdę żaden z mieszkańców „Zasady“ nie może być pewny tego, co czeka za
rogiem akademika.
Impreza w jednym z pokojów akademika studentów ASP na Bronksie - najbardziej
rozrywkowej „dzielnicy” budynku
December 2008 | grudzień 2008 | 21
OD 10 - 22 GRUDNIA DO ZAKUPÓW POWYŻEJ £30
TALON NA PACZKĘ DLA DZIECKA GRATIS!
W sklepach Zall kupisz POLSKIE KOLĘDY
Dla klientów od 10 - 24 grudnia OPŁATEK GRATIS!
Chcesz odebrać osobiście paczkę od Świętego Mikołaja, przyjdź z talonem
20 grudnia do sklepów Zall!
Do 15 grudnia przyjmujemy
zamówienia na karpia, filety z pangi,
morszczuka i inne ryby
oraz zamówienia na świeże mięso,
ciasta i świeżą garmażerkę
Wszystkie informacje można znaleźć na stronie
www.polskisklepzall.com.pl
lub w sklepach
Naszym klientom
życzymy spokojnych
i radosnych świąt
Bożego Narodzenia
oraz pomyślności
i sukcesów
w Nowym Roku
SKLEPY ZALL
są oficjalnym sponsorem
F.C. Polonia Dundee
3000
POLSKIE SKLEPY ZALL:
140 VICTORIA ROAD
DD1 2QW DUNDEE
TEL.: 01382228964
187 SOUTH STREET
PH2 8NY PERTH
TEL.: 01738444885
Rozmowy aktorów w garderobie
LINKkultura
Prawdziwe emocje
TOMASZ KAROLAK: Mamy rozmawiać o reżyserach? To
nuda!
PIOTR ADAMCZYK: Wiesz, też nie chce mi się o tym gadać. Opowiem ci żarcik o wężu i zajączku.
- Kim ty jesteś? - pyta wąż zajączka.
- Nie wiem, a ty? - mówi zajączek.
- Ja też nie wiem, to może się podotykamy, posmyramy i
wtedy odgadniemy, kto kim jest. Ja zacznę. Ty jesteś mięciutki, miły w dotyku, masz futerko, uszka, więc pewnie
jesteś zajączkiem - odpowiada wilk.
- Dobrze, to ja jestem zajączkiem. A ty jesteś taki śliski, taki nieprzyjemny, ty musisz być reżyserem (ogólny
śmiech).
TOMASZ: Dobre! Ale zajączek pewnie był aktorem…
PIOTR: À propos aktorów, widziałeś coś ciekawego w teatrze? Ja obejrzałem „Miłość i gniew”, przedstawienie dyplomowe w warszawskiej Akademii Teatralnej.
TOMASZ: Ostatnio teatr mnie nudzi. Ostatnio, czyli w
ostatnim tygodniu. Może za dużo sam grałem w teatrze?
Słyszysz, obok nas ludzie rozmawiają po francusku.
Podoba mi się, chociaż nic nie rozumiem.
PIOTR: A ja rozumiem.
TOMASZ: Jak to rozumiesz? Nie denerwuj mnie! W ogóle
jakoś tak dobrze dziś wyglądasz, opalony…
PIOTR: Przecież miesiąc spędziłem na planie w Portugalii.
TOMASZ: Chciałbym się uczyć i będę się uczył języków,
ale wciąż brakuje mi czasu. Tyle się ostatnio działo i jestem naprawdę zmęczony. Byłem w Pakistanie i dwa razy
stałem na K2 i bałem się o własne życie.
PIOTR: A po co tam wlazłeś?
TOMASZ: Bo ja lubię góry i chciałem się sprawdzić, pojechać w Himalaje.
PIOTR: A ja dzisiaj jeździłem smartem. Za 45 złotych
dziennie możesz wynająć smarta.
TOMASZ: Ty smartem?
PIOTR: Tak i teraz zaparkowałem w poprzek, jedyny samochód, który się zmieścił.
TOMASZ: Ale przecież gdybyś uderzył nawet w wózek supermarketowy, to byś zginął na miejscu!
PIOTR: Toteż nie ryzykowałem. Ale jadąc słuchałem radia i zastanowiła mnie audycja o niewidomym wspinaczu,
który wszedł na Karakorum.
TOMASZ: Nie na Karakorum, bo to jest pasmo górskie, na
którym właśnie byłem.
PIOTR: No to, w takim razie, na Kilimandżaro.
TOMASZ: Ale to w Afryce, kilkadziesiąt tysięcy kilometrów dalej!
PIOTR: Bo też było na „k” i mi się pomyliło. Więc ten niewidomy wchodził jednak na Kilimandżaro i przewodnik
wyprawy w trakcie wspinaczki w pewnym momencie
jakoś tak szorstko zapytał niewidomego: „Po co ty tam
idziesz, przecież nie zobaczysz tego, tak jak my?”. A niewidomy odpowiedział: „Ale ja czuję”. Spodobała mi się ta
odpowiedź.
TOMASZ: Ja wspinając się doszedłem do granic własnych
wytrzymałości fizycznych. Nie miałem sił, zresetowałem
się i nie chciałem iść ani do przodu, ani wracać. To mnie
bardzo dużo nauczyło.
PIOTR: Też pamiętam podobne ekstremalne uczucie.
Wspinałem się po lodzie i bałem się zrobić następny ruch.
Postanowiłem, że w tej pozycji już zostanę na zawsze,
przypięty do lodowej ściany.
TOMASZ: Minus ile stopni?
PIOTR: Minus 2. Nie, lepiej brzmi minus 22.
www.linkpolska.com
ROZMAWIAJĄ:
TOMASZ: Masz dzisiaj dozę humoru, która mi się podoba. Może, dlatego że napatrzyłeś się na młode studentki…
Myślę, że trzeba zamieniać kobiety na coraz młodsze, wtedy my też będziemy coraz młodsi. Jestem przeciwnikiem
monogamii, bo została nam narzucona i jest w sprzeczności
z biologicznymi potrzebami kobiet i mężczyzn (śmiech).
PIOTR: Niech żyje wolna miłość i seks? Chciałbym przez
chwilę spróbować pożyć w komunie…
TOMASZ: To od razu trzeba by cię zaszczepić na żółtaczkę, na wszy, pchły i różne inne dziwne rzeczy. Ostatnio
na południu Francji spotkałem prawdziwych hippisów.
Piotr Adamczyk
Podróżowali ogryzkiem Volkswagena, mieli fantastyczne
strąki włosów do pasa, ale śmierdziało im z głów. Mimo że
byli intelektualistami, to nie byłem w stanie wysiedzieć z
nimi nawet 15 minut.
PIOTR: Jaka wspaniała poetycka wieloznaczność!
Intelektualista, któremu śmierdzi z głowy. Czy to znaczy,
że ma zepsute myśli?
TOMASZ: Ale opowiedz o wrażeniach z przedstawienia
„Miłość i gniew”. Tę samą sztukę graliście na wasz dyplom. I jakie przemyślenia po latach?
PIOTR: Dziwne uczucie, ale zauważyłem podczas oglądaTomasz Karolak
nia, że pamiętam nawet sposób akcentowania. Ale w ogóle
PODSŁUCHUJE:
nie pamiętam założenia swojej roli, co ja tam miałem zaAnna Kozłowska
grać. Obejrzałem ją dopiero po latach i oczywiście przypomniałem sobie, o czym jest. Ale nic nie pamiętam emocjonalną pamięcią, moją pamięcią aktorską. Doszedłem
do wniosku, że musiałem to źle grać, ponieważ pamiętam tylko poszczególne tony, w których mnie wytresował
reżyser.
TOMASZ: Nie przejmuj się, Żebrowski grał gorzej. On tak
duł, że swoim duciem wszystkich postawił pod ścianą. Ale
Agnieszka Krukówna grała pięknie.
PIOTR: A dziś widziałem tę samą postać Alison, co w naszym dyplomie. I zobaczyłem, że ci młodzi ludzie są jeszcze nieopierzeni, tak jak my 10 lat temu. Dawniej buntowałem się, gdy słyszałem od profesora Zapasiewicza, że
aktorem to można być po 10 latach pracy. Dzisiaj zrozumiałem, że oni są utalentowani i będą dobrymi aktorami.
Ale jeszcze nie teraz.
TOMASZ: Bo żeby o czymkolwiek coś powiedzieć, musisz
coś w życiu przeżyć.
PIOTR: Ale też pamiętaj, że młodzi ludzie muszą się odblokować, żeby wydobyć prawdziwe emocje. Choć na dobrą sprawę są cztery podstawowe emocje.
TOMASZ: Ja mam osiem.
PIOTR: Dlaczego?
Bo żeby o czymkolwiek
TOMASZ: No bo ja mam dziecko (śmiech).
coś powiedzieć, musisz
Kadr z filmu „Forrest Gump”.
Na zdjęciu Robin Wright Penn i Tom Hanks
coś w życiu przeżyć.
LINKkultura
„Łucja trochę się przestraszyła, ale jednocześnie
była ciekawa i podniecona.
Między czarnymi pniami drzew wciąż widziała
otwarte drzwi szafy, a nawet kawałek pustego pokoju. (...) Kiedy po blisko
dziesięciu minutach doszła
do światła, przekonała się,
że to świeci latarnia na
słupie. (...) Wkrótce potem
bardzo dziwna postać z
parasolem wynurzyła się
spomiędzy drzew i weszła
w krąg światła rzucany
przez latarnię. (...) Był to
faun. Kiedy zobaczył Łucję,
tak gwałtownie podskoczył
z wrażenia, że wszystkie
paczki wypadły mu z rąk”
Latarnia w środku lasu
Szymon Kiżuk
Podobno wszystko zaczęło się od wizji fauna, niosącego
pod pachą pakunek książek. Tak narodziła się jedna z najcudowniejszych opowieści literatury.
Szymon Kiżuk,
dziennikarz, czasem
bloger, czasem
fotograf. Dumny ze
swych krzyżackich
korzeni (pochodzi z
Torunia). Obserwuje
i pisze – ostatnio
przeważnie o Irlandii
Północnej, ale nie tylko.
Kiedy Clive Staples Lewis miał szesnaście lat, często
chodził do pobliskiego lasu w Crawfordsburn, mijając
gdzieś po drodze oryginalną starą latarnię. W jej świetle
miała się pojawić w wyobraźni młodego chłopca postać z
niecodziennej krainy.
Magiczny świat Narni jednego z najwybitniejszych synów Belfastu Clive’a Staplesa Lewisa tak naprawdę zaczął powstawać, gdy Clive był małym chłopcem. Opowieść
o cudownej krainie ukrytej za drzwiami starej szafy to
nie tylko bajkowa historia, ale i świadectwo duchowych
poszukiwań Lewisa, który przeszedł trudną wewnętrzną drogę od zerwania z chrześcijaństwem, przez twardy
agnostycyzm, aż do odnalezienia się w anglikanizmie.
Rodzina C. S. Lewisa przybyła do Irlandii Północnej w
XIX wieku z południowej Walii. Jego ojciec był prawnikiem, któremu nieobce były także zainteresowania artystyczno-literackie, literaturą zajmowała się też matka.
Dom był pełen książek, ale zainteresowania rodziców były
dość różne od tego, co narodziło się z czasem w wyobraźni chłopca. Jak pisze Michał Błażejewski w „Portrecie
24 | grudzień 2008 | December 2008
pisarza” – rodzice byli poukładani i solidni, nie istniały dla
nich krainy elfów. Clive urodził się w 1898 roku. Rodzina
najpierw mieszkała w Dundela Villas pod Belfastem, potem przeniosła się do Little Lea – kilkanaście mil dalej.
Obrazy w głowie
Tam upłynęły najpiękniejsze lata dzieciństwa Clive’a.
Kiedy miał sześć lat, w Little Lea urządził mały kącik pisarski. Pisał o zwierzętach zachowujących się jak ludzie
oraz dzielnych rycerzach. Gdzieś już wtedy rodziła się daleka i odległa jeszcze wizja Narni. „Obrazy same zjawiają
się w mojej głowie – ja tylko piszę o nich książki” – mówił
po latach pisarz. Dużo czytał. Często były to dziwne pozycje, jak dla bardzo młodego czytelnika. Clive, na przykład,
w wieku dziesięciu lat uważnie studiował „Raj utracony”
Miltona. Ślady tej lektury można odnaleźć w dzienniku
prowadzonym przez ekscentrycznego chłopca.
Wcześnie jednak skończyły się beztroskie czasy. Gdy Lewis miał dziesięć lat, po operacji nowotworu umarła jego
matka. Chłopiec trafił do Watford, do typowej angielskiej
szkoły z internatem, co było dla niego przeżyciem głęboko
traumatycznym. Szkoła okazała się bowiem kwintesencją
wszelkich złych cech, zresztą jeden z jego nauczycieli został później skazany za znęcanie się nad uczniami.
www.linkpolska.com
Walka z ateizmem
Po udziale w pierwszej wojnie światowej i
studiach w Oksfordzie, został tam przez następne trzydzieści lat. Zaprzyjaźnił się z J.
R. R. Tolkienem, który ponoć właśnie na postaci Lewisa wzorował zachowanie „niepochopnych” entów. Lewis miał zwyczaj wypowiadać się właśnie tak, jak znani z trylogii
ludzie drzewa: powoli, z namysłem, dostojnie i bez emocji... Lewis razem z Tolkienem
„Podczas wykładów Lewis
walczył z ateizmem z podobną żarliwością,
z jaką walczył
z Bogiem w
swej wczesnej
twórczości”
działali w nieformalnej grupie dyskusyjnej
Inklingów (Przeczuwających), gdzie rozmawiano o roli i kształcie literatury. Rozmowy te wpłynęły też na powrót Lewisa do
chrześcijaństwa.
www.linkpolska.com
Pisarz zaangażował się w życie duchowe.
Na antenie BBC prowadził cotygodniowe
krótkie prelekcje na tematy teologiczne. Podobne spotkania prowadził też na uczelni.
Podczas tych wykładów walczył z ateizmem
z podobną żarliwością, z jaką walczył z Bogiem w swej wczesnej twórczości. Na łamach
„The Guardian” publikował „Listy starego
diabła do młodego”, w których o problemach
zbawienia duszy ludzkiej rozprawiały diabły
– stary udzielał młodemu rad, jak doprowadzić do piekła duszę chrześcijanina...
Cykl „Opowieści z Narni”, które napisał,
gdy był już profesorem literatury średniowiecznej i renesansowej w Cambridge, to
także w jednej z wielu interpretacji metafora chrześcijańskiej wiary. Król Narni – Lew
Aslan składa dobrowolną ofiarę ze swego życia, by uchronić krainę przed złem, a potem
powraca, „wstając z martwych”, by triumfalnie zasiąść na tronie.
Po drugiej wojnie światowej zatwardziały
kawaler Lewis spotkał Joy Gresham, której
w końcu postanowił powiedzieć „tak”. Związek ten nie zaczął się zwyczajnie – najpierw
był bardzo intelektualny. Kiedy Joy poznała bliżej Lewisa, jej małżeństwo rozpadało
się. Ona zbliżała się do czterdziestki, Lewis
miał już ponad sześćdziesiąt lat. Dopiero po
czterech latach znajomości, w 1956 roku,
Joy (już po rozwodzie) i Clive zawarli związek małżeński. A rok później wykryto u Joy
początki raka kości. Ta sama choroba, która
zabrała Lewisowi matkę i ojca, zabiła Joy
Gresham w 1960 roku.
Do Irlandii Północnej Lewis na dłużej nie
wrócił już nigdy – po śmierci ojca w 1930
roku sprzedał Little Lea. Został pochowany
w Oksfordzie.
Narnia pod Belfastem
Dzisiaj, po ponad osiemdziesięciu latach
od tamtych dni, kiedy przyszły pisarz wspinał się z piasków plaży nad prowadzącą
do Belfastu zatoką, ten las
nie jest już taki dziki, wydeptane ścieżki zastąpiły szlaki
sypane tłuczniem, ale gdzieś
wciąż czuć zapach Narni.
Wciąż rosną wielkie drzewa
otulone kożuchem bluszczu,
między głazami przepływają
strumyczki. Czasem aż wydaje się, że gdzieś zza zarośli,
za zakrętem ścieżki wyjdzie
faun z paczką książek. A latarnia, która zabłysła w magicznym lesie Narni, stoi dziś podobno przy
jednym z domów przy Holywood Road w
Belfaście.
Jad
Charliego
DOBRA KSIĄŻKA
LINKkultura
Aleksandra Łojek-Magdziarz
Charlie Brooker strzyka jadem. Wolno mu, bo jest wielbionym felietonistą
„The Guardian”. Obcesowy i bezczelny, krytykuje wszystko i wszystkich.
Konsekwentna miłość brytyjskich czytelników pchnęła go do tego, że wydał
kolejny zbiór swoich felietonów, w których na strzępki rozdziera polityków,
neurotycznych rodziców, fanatyków religijnych i samego siebie. O „Daily Mail”
pisze, że jest to „niekoniecznie gazeta, a
raczej sprzedawany na raty przewodnik
po umyśle idioty”, przeciwników teorii
Darwina opisuje jako „wylegujące się
na kanapach ofiary poważnego wylewu
krwi do mózgu, które oglądając «Gdzie
jest Nemo» na DVD wierzą, że opowieść
tocząca się na ich oczach jest prawdziwa, ekran wypełniony jest wodą i gadającymi rybkami, a rzeczywistość tak
naprawdę składa się z nich i Nemo”.
Brooker słynie z niekonwencjonalnych pomysłów. Gdy w Londynie wprowadzono opłatę za wjazd autem do centrum i nie wszyscy kierowcy zawracali
sobie nią głowę, Brooker zaproponował
zatrudnienie snajpera. Oczywiście, jak
sam przyznał, mieszkańcy Londynu
nadal nie będą się niczym przejmować,
dopóki snajper nie odstrzeli paru łamiących prawo śmiałków. Nie jednego, tylko
od razu kilku dla zrobienia większego
wrażenia. Potem tylko należy zamontować w wielu miejscach tabliczkę z napisem „Uwaga! On patrzy!”.
Przy lekturze Brookera warto mieć
przy sobie słownik angielskich wulgaryzmów. Ale nie tych najgorszych, bo
Charlie przeklina bardzo twórczo.
Charlie Brooker, The Dawn of
the Dumb: Dispatches from the
Idiotic Frontline (Poranek głupców
- doniesienia z frontu), Faber and
Faber 2007, cena £9,99
LINKreklama
Tajemnica smaku
polskich wędlin
Polska żywność na Wyspach to nie tylko
ta sprowadzana z ojczyzny. To również ta
produkowana tutaj, z lokalnych składników.
Na czym więc ta jej „polskość” polega? Czy produkowana tutaj
żywność może być nawet lepsza od tej polskiej? Na to oraz
kilka innych pytań odpowiada Tomasz Michalski, współwłaściciel
zakładu „Kabanos”, który już od półtora roku produkuje polskie
wędliny w północnoirlandzkim Coleraine.
cy do legalnej produkcji pod pełnym nadzorem
rynku jest wiele odmian kiełbasy, ale wszystkie
Piotr Julecki: W jaki sposób udaje wam się uzysanitarnym. Numer ten upoważnia również do
smakują właściwie tak samo. Filozofią dużych
skać smak polskich wędlin w Irlandii Północnej?
eksportu za granicę i znajduje się na etykietce
zakładów jest, że produkt ma przede wszystkim
Tomasz Michalski: Utrzymujemy bardzo silne
każdego naszego produktu. Jeśli jakaś firma nie
ładnie wyglądać i być jak najtańszy, aby mógł
kontakty handlowe z ojczyzną, ponieważ reguposiada takiego numeru, oznacza to, że produkonkurować z innymi. Dopiero od niedawna odlarnie zaopatrujemy się tam w przyprawy niekuje nielegalnie.
radzają się w Polsce małe masarnie, które zazbędne do produkcji polskich kiełbas. 26 rodzaPJ: Produkcja to jeszcze nie wszystko, trzeba
miast na cenę stawiają na jakość. Taka jest rówjów polskiej kiełbasy to nasz okręt flagowy...
również zapewnić zbyt towarów...
nież nasza dewiza. Ludzie dość już mają bezPJ: Rozumiem, że wyroby są produkowane z
TM: Tak. I dlatego oprócz własnego sklepu firsmakowych wędlin, wolą zapłacić trochę więcej,
irlandzkiego mięsa, ale z polskimi przyprawami?
mowego „Kabanos”, który otworzyliśmy
TM: Tak. Cała tajemnica smaku polskiej
w Coleraine, nasze wędliny trafiają rówkiełbasy tkwi w przyprawach. Są nie do
nież do sieci tutejszych supermarketów,
zastąpienia. Pomijając już trudności i
takich jak Centra, Spar czy Super Valu i
koszty dostarczenia mięsa z Polski, muoczywiście do polskich sklepów.
szę powiedzieć, że tutejsze jest znacznie
PJ: Jakie macie plany na przyszłość, tę
lepsze gatunkowo i mniej tłuste.
bliższą i tę dalszą?
PJ: Ale przecież my, Polacy, uważamy, że
TM: W tej chwili skupiamy się na pozyprodukty naturalne mamy najlepsze…
skiwaniu odbiorców ze Szkocji oraz ReTM: Nic bardziej mylnego. To właśnie w
publiki Irlandii. Rynek północnoirlandzki
Polsce obecnie stosuje się do wyrobów
właściwie mamy opanowany, a poza
mięso gorszej jakości. Ponieważ więktym deklarowaliśmy, że będziemy dużo
szość małych zakładów upadła, zostały
eksportować. Chcemy również produtylko te duże, idące na masową produkkować i sprzedawać więcej wędlin plację, stosujące niższej jakości mięso, za
26 rodzajów polskiej kiełbasy to nasz okręt flagowy... Na zdjęciu
sterkowanych.
to tańsze. Chodzi o to, aby produkować
Tomasz Michalski i Robert McAfee - właściele firmy Kabanos
PJ: Dziękuję za rozmowę.
jak najtaniej, ale dużo i w ten sposób geTM: Ja również i pozdrawiam czytelników magaale jeść naprawdę smacznie. Dlatego nasze wynerować jak najwyższe zyski. Efekt jest taki, że
zynu „Link Polska”.
roby jakością wygrywają ze sprowadzanymi do
na półkach sklepowych coraz częściej widzimy
Piotr Julecki
tutejszych supermarketów wędlinami z Polski.
ładnie zapakowane plasterki szynki, która jedPosiadamy również numer E.E.C. uprawniająnak smakiem bardziej przypomina trociny, a na
LINKhistoria
Koniczynowe pląsy
Piotr Miś,
dziennikarz, prawnik.
Wielbiciel historii,
pieniędzy oraz płci
przeciwnej. Z redakcją
związany od początku
powstania magazynu.
Obecnie mieszka w
rodzinnej Łodzi.
„Comhlan” z Krakowa, „Ellorien” z Wrocławia czy toruński „Kells” to jedne z licznych polskich zespołów tańca irlandzkiego. Swe umiejętności prezentują na specjalnie organizowanych festiwalach
koniczynowych pląsów, jak Warsaw Fies lub krakowski Ista Fies. Polska nie jest wyjątkiem. Wśród
fascynatów można znaleźć przedstawicieli wielu światowych nacji, od USA po Rosję. Podobna
siła i zasięg oddziaływania związane są niezaprzeczalnie z wielowiekową tradycją, która w swych
początkach sięga czasów starożytnych.
Celtowie należeli do ludów posiadających świetnie rozwiniętą cywilizację. Choć
pewnie Rzymianie, jak to mieli w zwyczaju, uznaliby ich za nieokrzesanych barbarzyńców. Z zaawansowaniem cywilizacyjnym wiąże się wszelako „syndrom pełnego
brzucha”. Nowe narzędzia, techniki uprawy
roli sprawiają, że można mniej pracować, a
odłożone grosiwo przepić lub, jak kto woli,
przetańczyć. Celtowie preferowali zapewne
obie te czynności na raz. Poprzestańmy jednak na tańcu.
Najwcześniejsze o nim podania giną w
mroku dziejów. Mimo wysiłku tutejszych
mnichów, trawiących swe żywoty na modłach, kopiowaniu wszelakich tekstów, jakie wpadły im w ręce oraz opisywaniu rozmaitych zjawisk kulturowych. Gros z tej
pracy wzięło w łeb, gdy na Wyspę raczyli
zawitać przybysze, których głównym hobby były gwałt i pożoga - wikingowie. Puścili
z dymem wszystkie niemal księgi dotyczące tańca. Na szczęście ma on to do siebie, że lepiej go uprawiać niż o nim czytać.
Koniczynowi wyspiarze czynili to skwapliwie, dzięki czemu zachowali swe tradycje
mimo zniszczeń. Pozwoliło to na ich odrodzenie po klęsce wikingów pod Clontarf, zadanej przez króla Briana Boru. Przybysze
zmuszeni do osiadłego życia miecz zamienili na stragan, a zbójecką energię na żądzę
zysku. Irlandczycy natomiast mogli już pląsać do woli. Sprzyjały temu narodziny tzw.
feisanna. Na te swoiste targi połączone z zawodami tanecznymi zjeżdżała z okolicznych
miasteczek i wiosek cała koniczynowa brać.
Oprócz zaopatrzenia w niezbędne wyroby
rzemiosła, można tam było poopowiadać o
starych bojowych Irlandczykach, napić się i
ponarzekać na gderliwe żony, leniwych wyrostków, sromotę doczesnego żywota oraz
władców ciemiężycieli. Ale przede wszystkim odreagować troski w tańcu. I tak przez
setki wiosen do dzisiaj. Każdy przeto zwolennik czystego, nieskalanego żywota, stroniący od uciech wszelakich jako od diabelskiej przypadłości, powinien zaakceptować
jedną niezaprzeczalną prawdę. Umiłowanie
rozrywek zakotwiczone bez wątpienia mocno i gruntownie w irlandzkiej duszy oraz
sposobie bycia doprowadziło przez wieki
wypitej whiskey i wytańczone kilometry do
zachowania nam owej tradycji do dzisiaj.
www.linkpolska.com
Oto jest niepodważalny wkład zielonego narodu dla europejskiej... co ja mówię, światowej cywilizacji!
Po zadomowieniu się na Szmaragdowej
Wyspie kolejnych, tym razem angielskich zbrojnych turystów, wszelkie obyczaje celtyckie zaczęły ponownie zanikać.
Zakazywano w owych latach wielu rzeczy.
Od edukacji katolickich dzieci po grę na
tzw. uileann pipes (dudach irlandzkich).
Trudno jednak zabronić tańca, a ten jest
świetnym nośnikiem tradycji. Pojawiają się
Taniec irlandzki jest świetnym nośnikiem tradycji
tańce grupowe, jak jigi, Rince Fada, w którym pary skierowane są naprzeciw siebie.
Jak również (chyba niebezpieczne) sword
dances (tańce z mieczami) lub Irish Hey –
wykonywane w okręgu. Wszystkie skoczne
i żywiołowe, charakterystyczne, zdawałoby
się, bardziej dla południowej Europy niż jej
północnych krańców.
Na przekór zakazom w XVIII wieku na
arenę dziejów, czy też w tym wypadku raczej scenę lub parkiet dziejów, wkraczają tzw. Mistrzowie Tańca (Dance Masters).
Każdy z nich chadzał od wioski do wioski,
a rodzina, którą wybrał na swoją „ofiarę”,
musiała takiego ugościć i żywić przez kilka tygodni. W dodatku miała jego wizytę za
wielki honor, zaszczyt i powód do wioskowego prestiżu. Poza tym, na koniec pobytu, w
czasie tzw. nocy korzyści, cała osada zrzucała się na wynagrodzenie dla owego specjalisty. Ponoć w niezłej jak na tamtejsze stosunki wysokości. Oprócz tańca Mistrzowie
uczyli również fechtunku. Bardzo przydatnego, zwłaszcza w kontaktach z sąsiadami
z pobliskiej Anglii. Zakładali także szkoły, z
których najznamienitsze powstały w Cork,
Limerick czy hrabstwie Kerry. W okresie
działalności Mistrzów, oprócz rozpowszechnienia i doprecyzowania zasad dawnych
tańców, doszło do powstania wielu nowych.
Popularny był zwłaszcza tzw. Cake Dance
(taniec wokół ciasta), będący swoistą rywalizacją o umieszczony w środku grupy wykonawców smakołyk. Upowszechnił się także zwyczaj tańczenia z rękoma ułożonymi sztywno wzdłuż tułowia, zamiast wcześniejszej gestykulacji. Miało to ponoć wynikać z konieczności ukrywania się przed
Anglikami. Często w ciasnych pomieszczeniach, gdzie wymachiwanie kończynami
mogłoby narazić na guza koniczynowego
współtowarzysza. Stroje wykonawców były
raczej skromne. Mistrzowie we frakach, kapeluszach, bryczesach, białych pończochach
i obowiązkowo w czarnych butach z ogromnymi sprzączkami. Tancerki w płaszczach
z kapturami z dominującymi kolorami białym i zielonym. Jak ognia unikano czerwonego, kojarzonego z Anglikami.
Odrodzenie w irlandzkiej literaturze i powstanie Ligi Gaelickiej z końca XIX wieku oznaczało ponowny rozkwit irlandzkiej
kultury. Wówczas już nieco zapomnianej i
zakurzonej. W tańcach doprecyzowano reguły i kroki, których poprawności strzec
miała utworzona w 1929 roku Komisja
Tańca Irlandzkiego. Kontrolująca do dzisiaj wszystkie liczące się, nie tylko irlandzkie, ale także polskie i inne światowe zespoły tańca.
Nadchodzący bal sylwestrowy jest świetną okazją na pożegnanie starego roku jednym z pradawnych irlandzkich tańców.
Imprezę można zacząć samodzielnie, dając
pokaz lekkiego softshoe (taniec w miękkich
butach). Później nieco z przytupem, prezentując tap dance, czyli step irlandzki. W kolejnej fazie rozbawienia gości można spróbować tańca setowego, nawiązującego do
francuskich i wykonywanego parami. A na
koniec, gdy ferajna pozbawiona wszelkich
zahamowań, doskonały będzie tzw. taniec
grupowy, jak jigi lub Rince Fada, i tak do
rana, i jeszcze dłużej.
December 2008 | grudzień 2008 | 27
Sklepy
życzą udanych zakupów
oraz Wesołych Świąt!
z Politą będziesz miał
udane święta!
Zapewniamy
najniższe ceny
w Belfaście!
Adresy sklepów:
POLITA, Unit 1, 156 North Street,
Belfast, BT1 1LF
nowy adres!
wnard
s Rd
Alb
ge
rid
b
ert
rS
t
ate
Co
nn
sw
Newto
Rib
(blisko Connswater
Shopping Centre)
ble
St
POLITA, 366 Newtownards Road,
Belfast, BT 4 1HG
Rd
Connswater
Shopping Centre
EUROPEAN
DELICATESSEN,
5 Central Avenue, Bangor, BT20 3AF
ⅴ
ⅴ
ⅴ
ⅴ
ⅴ
ⅴ
ⅴ
U nas kupisz:
Karp, Śledzie
Twaróg na sernik
Masa makowa
Kapusta kiszona
Ogórki kiszone
Kiełbasa do bigosu
Ciasta na zamówienie
LINKfelieton
Śnieg w szklance
zmieniało kolory, deformowało dźwięk. Gdy ktoś otwierał
drzwi i wpuszczał z zewnątrz chłodną bryzę, wszyscy milkli. Niektórzy odwracali się w jego stronę i z zachmurzonymi minami mierzyli intruza od stóp do głów. Inni kulili się tylko, a ich twarze wykrzywiał grymas cierpienia i
obrzydzenia. Dopiero po kilku sekundach wszystko wracało do normy.
Apogeum mojej nienawiści do tego białego… przypada na ostatnie lata studiów. Wtedy to wynająłem śliczne
mieszkanko przy ulicy Kościuszki i w zamian za znaczną
obniżkę czynszu zgodziłem się pełnić obowiązki gospodarza domu, czyli ciecia. Jeszcze było ciemno, gdy dygocący
wysuwałem się z ciepłej pościeli i z wielką łopatą w ręce
stawałem przed bramą kamienicy. Na moich ustach zamarzały złorzeczenia, przy których milkły ptaki, a psy z
podkulonymi ogonami chowały się w bramach. I zaczynałem nierówną walkę. Sam z łopatą w z góry przegranej bitwie. Ja przeciwko milionom, ba, miliardom otaczających
mnie filigranowych żołnierzy, którzy na ziemi, pod twardą stopą przechodnia, zamieniali się w twardy jak kamień
lód. Walczyłem i przegrywałem. Gdy kończyłem odśnieżać
jedną część chodnika, na innej, odśnieżonej chwilę wcześniej, ze zgrozą odkrywałem niewielką, lecz stale rosnącą powłokę białego przekleństwa. Wyglądało to jakby ziemia pleśniała. Z niecierpliwością śledziłem prognozy pogody w oczekiwaniu na pierwsze pierwiosnki. Z tym większą satysfakcją oglądałem pod koniec marca resztki białej armii. Już nawet nie białej. Osmolone samochodowymi spalinami, pokryte pomarańczowym kożuchem niedopałków, zhańbione niedobitki dumnych zasp przytulały
się do przyulicznych drzew. Nie były już groźne, zdychały. Moje serce rosło.
Od kilku lat nie ma śniegu w moim życiu – z pewnością
tak jest lepiej. To znaczy jest trochę, ale niewiele. Tak w
sam raz. Czasem myślę sobie, że to nawet nie o śnieg chodzi, tylko o ilość, o proporcje. Teraz zdarza mi się nawet
lubić śnieg! I to jaki?! Ciężki, wodnisty, marcowy, składający się z kawałeczków lodu! Najważniejsze, żeby wypełniał szklankę w trzech czwartych pojemności. Całość dopełniamy białym rumem, sokiem z limonki i syropem cukrowym. Większe ilości śniegu wolę oglądać w telewizji...
Fot. Mary Supe
Maciej Przybycień,
dziennikarz, redaktor,
publicysta, absolwent
polonistyki krakowskiej
Akademii Pedagogicznej. Współpracował z
telewizją BBC podczas
tworzenia programu
dokumentalnego dotyczącego środowisk
polonijnych w Hull.
Nie lubię śniegu. Nigdy nie lubiłem. No może kiedyś
w dzieciństwie, dopóki jeździłem na sankach. Jak mi
się połamały, to przestałem lubić śnieg. I nie lubię go do
dzisiaj.
Pamiętam wczesnozimowy wieczór. Byłem w szóstej,
może siódmej klasie podstawówki, a to były pierwsze opady tamtej zimy. W żółtym świetle ulicznych latarni pojawiły się miliony płatków. Moi koledzy oszaleli, biegali jak
w amoku. Na wywieszone jęzory próbowali łapać pojedyncze śnieżynki. Co bardziej zdesperowane indywidua wybierały śnieg zza wycieraczek zaparkowanych samochodów i usiłowały lepić śnieżki, później rzucały nimi do koleżanek. Nie trzeba chyba dodawać, z jakim skutkiem. W
trupio bladym świetle wirujące płatki wyglądały jak łupież. Przerażające i żałosne. Zdegustowany oglądałem
to osobliwe widowisko. Przecież śnieg jest nieprzyjemny, rozmyślałem. Jest zimny i mokry; co gorszego można
sobie wyobrazić? Wiedziałem także, że śnieg jest niebezpieczny; równie łatwo ginęli w nim zabłąkani pijacy, jak i
niezwyciężone armie. Śnieg nawet nie ma koloru, myślałem i nikt nie był w stanie mnie przekonać, że biały to kolor. Biało jest właśnie wtedy, jak żadnego koloru nie ma.
Nienawiść do białego puchu (co za idiotyczna nazwa) zabrałem ze sobą na studia. W przemoczonych butach przemykałem między instytutami, barami i akademikiem.
Nieraz, gdy za oknami biblioteki szalała śnieżna wichura, zgrabiałymi, czerwonymi z zimna palcami przerzucałem wytłuszczone stronice, zgłębiając tajemnice ludzkiej
myśli. Z niepokojem patrzyłem wtedy na okno. I mimo że
odległość pomiędzy barem a biblioteką nie była specjalnie duża, na miejsce docierałem kompletnie przemoczony.
Najprzyjemniej było właśnie w barach. Klienci siedzieli
na wysokich stołkach, zazwyczaj twarzami do baru a tyłem do drzwi. Ich ubrania wolno tajały i parowały. Nowi,
wchodzący dopiero do środka, z niesmakiem otrzepywali się ze śniegu. Później, na przemian, to chuchali w dłonie, to energicznie je rozcierali. Błogość na ich twarzach
przychodziła chwilę później, nad szklaneczkami gorącej
żołądkowej, w których pływały fikuśnie przybrane goździkami plastry cytryny. Wszechobecna para mieszała się
z tytoniowym dymem. Mokre, ciepłe i lepkie powietrze
www.linkpolska.com
November 2008 | listopad 2008 | 29
LINKwiedza
Pytania naiwne
i wcale nieproste
Opracowały:
Aleksandra Łojek-Magdziarz
Sylwia Stankiewicz
Ulubione pytanie dzieci to: „Dlaczego?”, zwłaszcza zadawane w seriach. Pytanie to i inne pochodne stanowią
świetny tester na cierpliwość rodzicielską. Jeden z wybitniejszych polskich satyryków Antoni Słonimski napisał
kiedyś żartobliwie, że rekord wytrzymałości w maratonie pytań należał do pewnej matki, która uderzyła dziecko
dopiero po trzydziestym pytaniu z kolei, które brzmiało: „Dlaczego mamusia gryzie termos?”.
Dorosłym odebrano prawo zadawania prostych pytań, choć to właśnie oni są pierwszą linią frontu, gdy dziecięca ciekawość zostanie rozbudzona. Muszą znajdować odpowiedzi na pytania w okamgnieniu i bez wahania.
A przecież i nas nurtują różne problemy, których rozstrzygnięcie niekoniecznie padło na lekcjach fizyki czy geografii w szkole… albo na które kiedyś nie odpowiedzieli nasi rodzice. Oto próbka takich pytań.
Dlaczego dzięcioła nie boli głowa od
stukania?
Bo mały skądinąd mózg dzięcioła znajduje się
w dużej czaszce wypełnionej płynem. Dlatego
dzięciołowe kompulsywne stukanie nie doprowadza go do szału. Inaczej ma się sprawa z istotą
ludzką, która w obecności dzięciołowego stukania
może zacząć kontemplować morderstwo na ptaszku, zwłaszcza gdy sama ma migrenę.
Dlaczego siwieją nam włosy?
Bo z wiekiem wytwarzamy mniej pigmentu.
Siwienie jest indywidualne, ale nie dajmy się nabrać na zdjęcia gwiazd czy innych znanych postaci, które nie mają siwych włosów, a liczą sobie więcej niż …dzieści lat. Farby z pewnością skrywają
srebrne nitki.
Czy ryby piją wodę?
Tak. I mają jej zawsze pod dostatkiem. Co
ciekawe, ryby słonowodne piją więcej wody od
słodkowodnych.
Jak działa wykrywacz kłamstw?
To proste – wykrywa zmiany w temperaturze
ciała i jej potliwość. Gdy człowiek kłamie, zmienia
mu się rytm serca, poci się bardziej niż zwykle.
Ale nie zawsze. Niektórzy ludzie potrafią oszukać
i wykrywacz kłamstwa, dlatego zeznania przy
użyciu tego urządzenia nie są traktowane jako
dowód.
30 | grudzień 2008 | December 2008
Dlaczego w Bałtyku nie występuje
zjawisko pływów?
Występuje, ale bardzo małe – pływy dochodzą
maksymalnie do kilkudziesięciu centymetrów
rocznie. Jest to bowiem bardzo płytkie morze typu
śródziemnego (czyli znajdujące się na kontynencie), więc nad Bałtykiem można spać spokojnie w
przeciwieństwie do plaż Morza Północnego, gdzie
lepiej nie spać, ale i tak się raczej nie da, bo za
zimno.
Dlaczego człowiek śni?
Tego tak do końca nie wie nikt. Jedyne, co na
pewno wiadomo to fakt, że mózg bezustannie potrzebuje stymulacji, by pracować. Wiadomo też, że
sny pojawiają się w fazie REM (szybkich ruchów
gałek ocznych – Rapid Eye Movement) i że Freud
mocno przesadził, co ładnie sparafrazował Antoni
Słonimski, pytając: „Wiem, że jeśli mi się śni szafa, oznacza to organy żeńskie. Ale jeśli mi się śnią
organy żeńskie, czy oznacza to szafę”?
Dlaczego papryczki chilli są ostre?
Bo atakują je rozmaite mikroorganizmy. Owady
rzeźbią w skórce warzywa otworki, które ułatwiają drogę infekcjom grzybiczym. Grzyby dostają się
do środka i niszczą nasiona, więc rozmnażanie
papryczek staje się wtedy niemożliwe. Dlatego
papryczki wykształciły ostry smak, żeby owadom
skołowaciały owadzie języki (czyli różnego rodzaju ssawki i inne trąbki).
LINKwiedza
Czy w kosmosie jest głośno?
Nie. W kosmosie panuje głucha cisza.
Dźwięk nie może się poruszać w próżni,
zatem wszystkie filmowe statki kosmiczne
hałasują tylko w wyobraźni rozmaitej maści
twórców.
Dlaczego kobiety rzadziej chrapią niż mężczyźni?
Bo nie mają przerośniętej krtani i smuklejszą (zazwyczaj) szyję, wyjąwszy może
niektóre pływaczki z byłego bloku wschodniego. To sprawia, że powietrze przepływa
dużo łatwiej. Chrapanie dopada zwykle kobiety dopiero po menopauzie, bo wtedy spada ilość estrogenów w organizmie. Utrata
tych hormonów powoduje, że mięśnie wokół
gardła i krtani wiotczeją.
Dlaczego podróż samolotem ze
wschodu na zachód trwa dłużej
niż z zachodu na wschód?
Dzieje się tak z powodu wiatrów, które
w górnej warstwie atmosfery zawsze wieją
z zachodu na wschód. Dlatego, gdy samolot leci w odwrotną stronę, musi walczyć
z wiatrem.
chemicznych to gazy, które wydobywają się
z cebuli. Brzydki zapach to zatem nic innego, jak gazy cebulowe, świadczące zresztą o
tym, że warzywo jest prawidłowo trawione.
Dlaczego wilki wyją do księżyca?
Przede wszystkim wilki w ogóle lubią wyć
i nie potrzebują do tego szczególnych powodów, choć oczywiście czasami lubią wyć
bardziej, a czasami mniej. Wyją towarzysko,
rekreacyjnie, czasem z żałości, a czasem z
radości. Mitem jest jednak fakt, że szczególnie chętnie wyją do księżyca. W jaśniejsze
noce wilki są po prostu bardziej aktywne,
więc wydawać się może, że tak się dzieje. A
poza tym to lepiej brzmi, gdy się siada do
pisania horroru.
Dlaczego wiatr wieje?
Z powodu różnic w ciśnieniu atmosferycznym. Lokalne wiatry charakterystyczne dla
różnych terenów noszą interesujące nazwy:
doctor wieje w tropikach, halny w górach
południowej Polski, afganiec w Tadżykistanie (ale nie odwrotnie) i helm w północnej
Anglii.
Dlaczego alkohol nie zamarza?
Dlaczego sępom zdarza się
zwymiotować?
Zamarza, tylko potrzebuje niższej temperatury niż woda. Alkohol etylowy zamarza w
temperaturze ok. minus 114 stopni Celsjusza. Wszystko zależy od zawartości alkoholu
w danym płynie. Niskoprocentowe napoje,
jak piwo, mogą zamarznąć w zamrażarce.
Wysokoprocentowe raczej nie, bo temperatura w standardowej zamrażarce nie jest aż
tak niska.
Co to jest słuch doskonały i dlaczego jedni go mają, a inni nie?
Ktoś, kto jest obdarzony słuchem absolutnym, potrafi zawsze określić wysokość słyszanego wdzięku, nie dysponując żadnym
odniesieniem. Nie wiadomo, dlaczego jedni
go mają, a inni nie. Ze znanych postaci słuch
absolutny mieli Fryderyk Szopen i Mozart.
I wcale nie jest to takie przyjemne – osoba
ze słuchem absolutnym może bardzo cierpieć, słuchając prób wokalnych innych ludzi.
Albo gdy dziecię sąsiada trenuje wprawki na
pianinie.
Co się stanie, jeśli w samochód
strzeli piorun?
Samochód nadaje się wówczas tylko na
złom, ale pasażerowie, poza oczywistym szokiem psychicznym, pozostaną nietknięci. I
mają potem wiele do opowiedzenia, co jest
jedyną zaletą zdarzenia. Dzieje się tak, nie
tylko dlatego, że samochód ma gumowe opony, ale dlatego też, że stanowi tzw. puszkę
Faradaya, która blokuje zewnętrzne pola
elektryczne i chroni przed wyładowaniami
elektrostatycznymi. Ale nadal uderzenie
pioruna w samochód będzie bardzo nieprzyjemnym przeżyciem.
Dlaczego po zjedzeniu cebuli zapach, który wydobywa się z ust,
jest nieprzyjemny?
Z powodu chemikaliów, które znajdują
sie w komórkach cebuli. Uwalniają się one,
kiedy cebulę przegryzamy (albo kroimy), a
kiedy warzywo przeżute już mocno znajdzie
się w żołądku, nasze soki żołądkowe dalej nad nim pracują. Część tych związków
Sępy mają bardzo niedobry PR. Tymczasem to wrażliwe istoty, których jedyną wadą
jest to, że żywią się padliną. Podobnie jak
człowiek, tylko ten lubi dodatkowo padlinę
posypać ziołami i usmażyć, wyjąwszy naturalnie tatara. Sępy są tak delikatnej konstrukcji psychicznej, że kiedy sępa przestraszyć – wymiotuje.
Czy na półkuli północnej tornada kręcą się w inną stronę niż
na półkuli południowej?
Tak. Na półkuli południowej tornada wirują zwykle zgodnie z ruchem wskazówek
zegara, zaś w stronę przeciwną na półkuli północnej. Gdyby ktoś zatem obudził się
pewnego dnia, nie wiedząc, gdzie się znajduje, a dzień wcześniej miał przy sobie kartę
kredytową, wystarczy mu maleńkie tornado, by określił półkulę. Zdarza się jednak
czasami, że zdziczałe tornado rotuje wcale
nie tak, jak być powinno – na szczęście bardzo rzadko.
Dlaczego zwierzęta mogą przeczuć niektóre klęski żywiołowe?
Do dziś nie wiadomo. Istnieją dwie teorie
– że zwierzęta wcześniej od człowieka czują
wibracje ziemi, a druga teoria mówi, że wyczuwają zmiany elektryczne w powietrzu.
Zatem, jeśli ktoś mieszka w strefie sejsmicznej, niech bacznym wzrokiem obserwuje
swojego kota.
Dlaczego ogórek nie śpiewa?
Zapytał kiedyś Gałczyński i nie wiedział,
jak się myli. Choć nieznane są jeszcze ogórkowe arie, to fizycy dowiedli, że ogórek kiszony może zaśpiewać, gdy zostaną spełnione następujące warunki: w czubki 4 ogórków
kiszonych należy wbić po 2 gwoździe – jeden
cynkowy, jeden miedziany. Następnie łączy
się je drutem z klamerkami. Gdy dotkniemy nimi np. pozytywki, urządzenie zaczyna
grać! A to dlatego, że metale w kwasie oddają elektrony i ogórki stają się baterią.
Na podstawie „The Independent”, www.howstuffworks.com itp.
www.linkpolska.com
December 2008 | grudzień 2008 | 31
Aotearoa
chmura na antypodach
Kajetan Cyganik
Odległa i mistyczna Nowa Zelandia
jawiła mi się zawsze jako kraj schowany za mgłą. Ukryty za grubą warstwą
chmur, którą trzeba przebić, aby dostać
się do raju na ziemi. Było w tym trochę
prawdy, bo Aotearoa (to maoryska nazwa wysp) oznacza długą białą chmurę
i tak ochrzcili ją legendarni założyciele,
przybywający tu na prymitywnych łodziach z archipelagów Polinezji.
Kajetan Cyganik
– student V roku socjologii Uniwersytetu
Jagiellońskiego w
Krakowie, a obecnie
również menedżer i
zawodnik pierwszoligowej drużyny rugby
Salwator Juvenia.
Choć z urodzonia
krakus, wychował się
na halach Beskidu
Sądeckiego, w miłości
do gór wszelakich.
Do dziś odwiedził już
większość krajów
europejskich, Rosję z
okien Kolei Transsyberyjskiej, Mongolię,
Chiny, Nową Zelandię
oraz większość krajów
Ameryki Południowej.
Kiedy kapitan James Cook opisywał brzegi Nowej Zelandii, opuszczał Europę na długi czas. Każda z trzech
wypraw osiemnastowiecznego odkrywcy trwała 3 lata,
przy czym ponad rok zabierał sam rejs na antypody. Dziś
wystarczy „zaledwie” 27 godzin w samolocie, co najmniej
z dwiema przesiadkami, żeby na lotnisku w Auckland stanąć twarzą w twarz z demonicznymi maoryskimi rzeźbami, groźnie wystawiającymi języki i świecącymi oczami z
masy perłowej. Celnik przy odprawie wita nas rodzimym
„dzień dobry”, bo jest potomkiem Polaków przywiezionych
tu z Syberii podczas wojny.
Ciało oposa
Nowa Zelandia, choć terytorialnie należy do krajów
średniej wielkości, słynie ze swej różnorodności. Wystarczy 15 minut jazdy samochodem, aby z porośniętych iglastym lasem wzgórz wjechać na soczyście zielone pastwiska upstrzone białymi grzbietami owiec, a chwilę później
znaleźć się nad poszarpanym skalistym brzegiem oceanu.
U podnóży wulkanów ciągną się czarne plaże, a z Alp Południowych, błękitnymi jęzorami, do poziomu lasu tropikalnego schodzą lodowce. Dlatego właśnie najlepszym
sposobem na podróżowanie jest wypożyczony samochód.
Na pustych drogach lewostronny ruch nie stanowi żadnej
bariery.
Trudno natomiast przyzwyczaić się do futrzanych ciał
rozjechanych oposów. Na Aotearoa przed przybyciem człowieka nie mieszkały żadne ssaki. Sprowadzone z Australii i chronione tam oposy okazały się zmorą tutejszych
lasów, bo niszczą drzewostan i ściółkę leśną. Są także
największymi wrogami ptaków kiwi, którym wyjadają
jaja z gniazd. Mamy zatem do czynienia ze swoistym polowaniem na drogach – w sklepach można kupić koszulki
zachęcające do przyspieszenia na widok oposa, a jedna z
firm wypożyczających samochody umieściła na swych wozach statystyki rozjechanych szkodników.
Jest to jednak jedyny nieprzyjemny widok w trakcie jazdy poprzez wyspy. Kraj wygląda jak wymarły i godzinami
nie dostrzega się żywej duszy. Znaki ostrzegają o braku
stacji benzynowej przez kolejne 150 kilometrów, a jedynym stałym elementem przesuwających się za oknami
krajobrazów są owce. 40 milionów tych stworzeń przypada na 4 miliony mieszkańców. Bywa, że miejsca wypasu
przecinają ścieżki turystyczne, które prowadzą na dziewicze plaże czy do wodospadów. Dobrze oznakowany początek tych szlaków znajduje się na ogół przy drogach.
Bulgocząca wyspa
Wyspa Północna wulkanami stoi. W muzeum Auckland
można zobaczyć symulację zagrożenia, jakie stanowią
kratery znajdujące się na dnie zatoki, nad którą położone jest miasto. W małym drewnianym domku siada się
przed telewizorem. Na ekranie widać parę unoszącą się
nad powierzchnią wody. Po chwili obraz, a razem z nim
i domek zaczynają się trząść. Na ekranie wybucha słup
pyłu i lawy, który szybko przysłania cały obraz, a w pomieszczeniu gaśnie światło.
Aktywność geotermalna nie jest jednak tylko zagrożeniem, ale przede wszystkim atrakcją turystyczną. Czarne, skrzące się w słońcu powulkaniczne plaże zachwycają
LINKturystyka
Te Whanganui-A-Hei (Cathedral Cove). Fot. Gavin Mills
każdego podróżnika. Ciągną się kilometrami i często są
zupełnie opustoszałe. Na horyzoncie, niczym Góra Przeznaczenia, wyrasta wulkan Taranaki. Na szczyt, który
zwieńczony jest ośnieżonym kraterem i z którego rozciąga
się widok na wybrzeże, można wejść w przeciągu jednego
dnia.
Zupełnie inaczej wygląda jednodniowy trekking w Parku Narodowym Tongariro, gdzie przechodzi się pomiędzy
całym zespołem wulkanów. Dreszczu emocji dodaje często
burcząca pod stopami ziemia i ostrzeżenia o drogach ewakuacji w razie erupcji. Dymiące żółtawe dziury wydzielają straszliwy odór. Po drugiej stronie masywu rozciąga
się baśniowy krajobraz wzgórz porośniętych płowymi
trawami położonego u ich stóp jeziora Taupo. W jego sąsiedztwie znajduje się kolejna powiązana z aktywnością
wulkaniczną atrakcja, czyli geotermalny park w Rotorua.
Tutaj rozpadliny skalne wypełnione są bulgocącym grafitowym błotem. Nad kompleksem unoszą się ciepłe dymy
o ostrym zapachu. W pobliżu można wziąć błotną kąpiel
oraz podziwiać gejzer pobudzany przez pracownika parku
za pomocą płatków mydlanych. Prowadzący pokaz wsypuje zawartość niedużego pudełka do dymiącego białego
stożka, z którego już po chwili tryska, wysoki na 20 metrów, strumień gorącej wody. Jedynym mankamentem całej wycieczki jest zapach, który wsiąka w ubrania i przykleja się do nozdrzy, towarzysząc odwiedzającym jeszcze
przez długie godziny.
Fiordy, lodowce i dżungle Wyspy
Południowej
Pół życia na południu Nowej Zelandii to za mało, żeby
nacieszyć się widokami. W najbardziej na północ wysuniętym punkcie można godzinami spacerować po szerokich i niekończących się szarych plażach o przyjemnym,
miękkim piasku. Niektóre, schowane pomiędzy cyplami,
zachwycają łukami skalnymi i jaskiniami. Kilkadziesiąt
kilometrów dalej droga tysiąca zakrętów prowadzi do Golden Bay. Tu piasek jest ostry i ma głęboką barwę złota.
Kolejka linowa w Wellington. Fot. Sefton Billington
Krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Z Alp Południowych
do tropikalnego lasu schodzą dwa
Maoryskie rzeźbienia.
ogromne lodowce – Franz Joseph
Fot. Hsichen Hsieh
Glacier i Fox Glacier. Na oba można wspiąć się z przewodnikiem.
Agencje wypożyczają raki i siekiery śnieżne, a dla osób z bardziej
zasobnym portfelem istnieje możliwość lotu helikopterem na szczyt
lodowca, gdzie błękit jęzora jest najczystszy, a w niebo strzela Mount
Cook (3754 m n.p.m.) – najwyższy szczyt obu wysp.
Po kilku godzinach jazdy na południe trafia się do krainy jezior, z
których wód wyrastają góry o łagodnych i malowniczych zboczach.
Tu położone jest też Queenstown – najdroższe i najbardziej turystyczne miasto kraju. Stolica bungee jumping i scenerii z kilkudziesięciu hollywoodzkich produkcji. W pobliskim Deer Park na złotych
łąkach można karmić jelenie, łanie, lamy, a nawet muflony i bizony.
Jeszcze trochę na południe i ląduje się pośród deszczowych fiordów,
gdzie pada przez 240 dni w roku.
Pomiędzy rugby a „Władcą Pierścieni”
Podziwiając kolejne krajobrazy Aotearoa, człowieka zaczyna dotykać wrażenie pustki i samotności. Odczuwa się brak „ducha” i atmosfery, którą tworzą ludzie. Mieszkańcy zwykli nazywać samych
siebie Kiwis, od nielota, który jest symbolem wysp. Społeczeństwo
zostało zorganizowane na styl brytyjski i, moim zdaniem, brakuje
mu własnego charakteru. Maorysi doskonale zasymilowali się z kolonistami, ale swoje praktyki i obrzędy kultywują za zamkniętymi
drzwiami marae (domów spotkań), gdzie biały nie ma wstępu.
Nowa Zelandia to trzy proste skojarzenia: rugby, „Władca Pierścieni” i sporty ekstremalne. Rugby przesiąknięte jest elementami
maoryskimi, jak wojenny taniec haka, pełen groźnych gestów i przerażających min, wykonywany przed meczami reprezentacji nazywanej All Blacks, czy tatuaży, które na nogach i ramionach ma prawie
każdy z rugbystów. Rugby jest wszędzie, ale z powodu napływu emigracji z Samoa i Tonga, z jeszcze większymi od Maorysów chłopcami, biali mieszkańcy coraz częściej przerzucają się na piłkę nożną.
Foka wygrzewająca się w promieniach popołudniowego słońca na Półwyspie Otago.
Fot. Sam Veres
Wulkan Tongariro. Fot. Kinga Nazimek
Młodsi uprawiają też bungee jumping, zorbing (zabawa polegająca
na staczaniu się ze zbocza lub spływaniu rwącą rzeką w podwójnej
nadmuchiwanej kuli wykonanej z mocnego tworzywa) czy skydiving,
z których usiłuje się zrobić wizytówkę kraju. Podobnie jak z „Władcy
Pierścieni”. Po obu wyspach porozrzucane są miejsca, gdzie kręcono
film. Sprzedaje się przewodniki po planie filmowym, w ziemię wetknięte są tabliczki znaczące upadek Aragorna z konia, a nieopodal
Hamilton można zobaczyć Shire – pozostałe na zielonych pastwiskach, ziejące czarnymi dziurami frontony hobbickich domostw.
Jak wygląda życie przeciętnego mieszkańca? Dogląda farmy lub
idzie do biura, po czym wraca do domu, pije piwo i ogląda rugby.
W porównaniu z bogatą kulturowo Ameryką Południową czy Azją,
Nowa Zelandia wypada blado i pozostawia bardzo wyblakły obraz
mieszkańców. Mimo to trzeba pamiętać, że mieszkają oni w raju i to
czyni ich jednymi ze szczęśliwszych ludzi na naszym globie.
VADEMECUM PODRÓŻNIKA
Przelot. Bilet lotniczy – 4,5 tys. zł w dwie strony z Frankfurtu lub
Londynu (najlepiej liniami Quantas).
Transport. Wypożyczenie samochodu – w sezonie od 23 $ za dzień.
Akceptuje się każde unijne prawo jazdy.
Nocleg. Hotele od 20 $ za noc, campingi od 6 $, miejsca piknikowe
dostępne są za darmo.
Koszty. Praktycznie wszystko na wyspach kosztuje więcej niż w
Polsce. Spora porcja ryby z frytkami (tradycyjne fish & chips) kosztuje od 6-10 $, pizza 12-20 $, chleb krojony 3 $, butelka piwa 2,5 $,
ogromna tabliczka doskonałej czekolady 5 $.
Co jeść? Poza brytyjsko–amerykańską tłustą kuchnią można spróbować nowozelandzkich, czerwonych, słodkawych ziemniaków o nazwie kumara. Z maoryskich potraw – hangi, które oznacza bardziej
ceremonię przygotowania mięsa z warzywami niż samą potrawę. Całe
danie umieszcza się pod ziemią na gorących kamieniach oblanych
wodą i gotuje na parze.
Co warto zobaczyć? Wszystko.
Kiedy pojechać? Lato i najlepsza pogoda na odwiedziny to okres od
listopada do końca marca.
Czy wiesz, że... ?
Maorysi, pierwsi mieszkańcy Nowej Zelandii, przybyli tu z innych wysp Polinezji
na drewnianych łodziach, podążając za migrującymi na południe ptakami.
Ich bogata kultura opierała się na kulcie siły i walki. Stąd wielka różnorodność
tańców wojennych, znanych pod wspólną nazwą: haka. W jej trakcie tancerze starają się przestraszyć przeciwnika agresywnymi gestami oraz charakterystycznym wytrzeszczaniem oczu i wystawianiem języka. Hakę „Ka mate”
przed swoimi meczami tańczą rugbyści All Blacks.
Maorysi, przybywających coraz liczniej białych kolonistów nazwali Pakeha, co
w jednym z polinezyjskich narzeczy oznacza świnię.
W Nowej Zelandii, pomimo doskonałych stosunków między potomkami kolonistów i ludnością rdzenną, powstał ruch oporu, żądający niepodległej, maoryskiej Aotearoa. Organizacja nosi nazwę Tino Rangatiratanga.
Najdłuższa nazwa miejscowości w Nowej Zelandii to:
Taumatawhakatangihangakoauauotamateat.
www.linkpolska.com
LINKsport
Królowie gór
Tomek Kurkowski
„My, alpiniści, kochamy życie tym mocniej, im bliżej jesteśmy chwili, kiedy możemy je utracić.
Nikt nie idzie w góry, aby w nich zginąć” – stwierdziła przed laty Wanda Rutkiewicz. Niestety
przegrała z siłami natury w 1992 roku, w okolicach Kanczendzongi. Trzy lata wcześniej od
południowej ściany Lhoce (Lhotse) odpadł fenomen polskiego alpinizmu, zdobywca korony
Himalajów, Jerzy Kukuczka. Oboje byli akurat u szczytu... swojej sławy.
Samotna dusza
Wanda Rutkiewicz była typem samotnika, niespokojną duszą polskiego alpinizmu.
Ekscentryczką z jasną wizją swojej kariery.
Krótko pracowała w zawodzie, była inżynierem elektronikiem. Szerokim łukiem ominęła okres macierzyństwa, który mógł zakłócić
porządek jej świata. Nigdy też nie zbudowała trwałego związku – miała za mocny charakter. Jej wspinaczka była rodzajem ucieczki od realnych problemów, jej remedium na
samotność. „Była wspaniałą kobietą. Jej
tragedią była samotność, jakiej doświadczają wielkie gwiazdy. Na warszawskiej ulicy
każdy ją rozpoznawał. Ale przychodziła do
domu, a za drzwiami była pustka. Zostawiła
zawód, macierzyństwo, przegrała rodzinę”
– tak zapamiętał ją Krzysztof Wielicki, najbardziej utytułowany, po Kukuczce, polski
alpinista. Na dodatek Rutkiewicz była bardzo ambitna, nie lubiła korzystać z szerpów
(tragarzy wysokogórskich), wszystko wolała
robić sama. „Wspinaczka to nie przedszkole
z opiekunką do dzieci” – mawiała. Chociaż
ceniła sobie towarzystwo innej osoby podczas wyprawy: „Nie musi mi pomagać - wystarczy, że czuję jej obecność” – twierdziła.
Nie zdążyła powrócić z jednej wyprawy, a
już organizowała następną. Żyła na pełnych
obrotach, w pośpiechu, jakby goniła stracone
chwile. Inwestowała w to całą swoją energię
Jerzy Kukuczka i Andrzej Czok podczas wyprawy na
Mount Everest wiosną 1980 r. Zdobyli szczyt nową drogą
19 maja 1980 r. Fot. Andrzej Heinrich
i wszystkie oszczędności. Była himalaistką
z krwi i kości. Kiedy inni rzucali czekany
w kąt, by odpocząć, ona już angażowała się
w nową ekspedycję. Nie potrafiła przestać,
może nie chciała, może nie umiała...
Papieskie namaszczenie
Kiedy w październiku 1978 roku Karol
Wojtyła wstępował na Stolicę Piotrową,
Rutkiewicz zdobywała najwyższy szczyt na
ziemi – Mount Everest – jako trzecia kobieta w historii i pierwsza Europejka. „Dobry
Bóg tak chciał, że tego samego dnia weszliśmy tak wysoko” – miał później zażartować
polski papież podczas prywatnej audiencji w
Watykanie. Rutkiewicz pierwsza przetarła
kobietom szlak na „górę gór”, czyli słynne
K2 (8611 m) i weszła na arcytrudny szczyt
Nanga Parbat (8126 m). Bez przerwy biła
rekordy we wspinaczce bez tlenu. W sumie
udało się jej zdobyć 8 z 14 szczytów korony
Himalajów. Ostatni szczyt, Manaslu, planowała zdobyć zimą 1992 roku lub na wiosnę 1993. Jej plany pokrzyżowała tragiczna
śmierć w dość tajemniczych okolicznościach
(nigdy nie odnaleziono jej ciała). „Nie dopuszczam myśli, iż śmierć w górach może
mnie dotknąć. Ginęli inni, ja jeszcze żyję i
dalej będę się wspinać. Robię to, gdyż nie
godzę się ze śmiercią innych” – tłumaczyła
przed laty.
Wanda Rutkiewicz w Sokolikach w 1968 r.
14 x 8 tysięcy
Tomek Kurkowski
Absolwent nauk politycznych, zapalony
kibic sportowy i miłośnik dalekich wypraw.
Interesuje się kulturą
Indian amerykańskich,
w wolnym czasie
szusuje na nartach.
Zaledwie ośmiu lat potrzebował Jerzy Kukuczka na powtórzenie wyczynu legendarnego włoskiego alpinisty Reinholda Messnera – pierwszego zdobywcy korony Himalajów (ten zaczął dużo wcześniej i potrzebował
na zdobycie 14 ośmiotysięczników 17 lat).
„Nie jestem najlepszym alpinistą świata –
nigdy tak o sobie nie myślałem. Mogę się
określić tylko w jednej konkurencji, którą
nazwałbym – 14 x 8 tysięcy. W tej konkurencji jestem drugi” – powiedział na rok przed
śmiercią. Na 11 z 14 ośmiotysięczników
wchodził nowymi drogami, 5 zdobył w stylu alpejskim, cztery z nich po raz pierwszy
w zimie. Średnio po każdej wyprawie tracił
12 – 14 kilogramów. Wielokrotnie ocierał
się o śmierć. Najbliżej zajrzała mu w oczy
podczas schodzenia z Czo Oju, gdy w ciemnościach runął w przepaść. Długo dochodził
też do siebie po tragicznym wypadku swojego kolegi po fachu, Tadeusza Piotrowskiego,
podczas wyprawy na „przeklętą” dla Polaków Kanczendzongę.
Szach-mat
Wspinaczka nie była jego hobby, była
czymś więcej. Wielką pasją i miłością do gór.
Pierwsze szlify zdobywał w Tatrach. Prawdziwym wyzwaniem były jednak Himalaje.
Do nich musiał dojrzeć. „Trzeba mieć trochę
doświadczeń, trochę się pobać, pomęczyć,
dostać w d...” – uważał. Jego wyczyny miały posmak rywalizacji. „My, Polacy, bardziej
sportowo od innych traktujemy himalaizm”.
W 1988 roku, na Igrzyskach Olimpijskich
w Calgary, Kukuczka odebrał symboliczny
srebrny medal olimpijski. Reinholdowi Messnerowi, który odmówił przyjęcia medalu,
uzasadniając, że alpinizm to twórczość a
nie sportowa rywalizacja, odpowiedział: „W
alpinizmie jak w szachach jest miejsce na
swego rodzaju twórczość i sportową rywalizację. Gdyby jej zabrakło, być może nigdy
bym się nie wspinał”. Rok później południowa ściana Lhoce wydała na niego wyrok
śmierci. W październiku 1989 roku na wysokości 8300 metrów, podczas ataku szczytowego, pękła lina. Polski alpinista zginął.
Jego ciało pochowano w szczelinie u podnóża tybetańskiego kolosa. Historia zatoczyła
koło – Lhoce okazało się jego pierwszym i
ostatnim ośmiotysięcznikiem.
December 2008 | grudzień 2008 | 35
Kancelaria Prawna
Reavey & Company
Solicitors
oferuje swoje usługi prawne
w języku polskim
Więcej informacji znajdziesz na Naszej
stronie internetowej:
www.reavey-ni.com/polish
Oferujemy usługi tłumacza.
Polaków niemówiacych po angielsku prosimy o wysłanie
e-maila na [email protected], Polaków władających
językiem angielskim w stopniu komunikatywnym
prosimy o telefon pod numer:
•tel.: 028 90 860335 (Newtownabbey)
•tel.: 028 93 355535 (Carrickfergus)
KANCELARIA PRAWNA MSM
USŁUGI PRAWNE DOSTĘPNE W JĘZYKU POLSKIM
Pierwsza konsultacja prawna za darmo
POMOC PRAWNA W NASTĘPUJĄCYCH
DZIEDZINACH PRAWA
Prawo cywilne
Prawo rodzinne
Prawo karne
Prawa człowieka
Prawo pracy
Sprzedaż, kupno domów
oraz umowy dotyczące kredytów hipotecznych
BEZPŁATNA LINIA: 0800
7836490
24-GODZINNA USŁUGA - ADWOKAT NA WEZWANIE
W PRZYPADKU ZATRZYMANIA PRZEZ POLICJĘ
Nasze biura znajdują się na terenie:
Belfastu, Lisburn oraz Omagh
Kontakt: Judyta Steliga, tel.: 028 9032 1409
POLSKIE DELI
Nowo otwarty polski sklep w Belfaście!
Szeroki wybór produktów różnych firm
CAFÉ
POLSKA
W naszej kawiarni możesz
Atrakcyjne ceny!
- chleb za jedyne £0,89
- wędliny od £1
- nabiał
- soki
- słodycze
- i wiele innych artykułów
spożywczych
- gazety
- odżywki dla sportowców
a
a
a
a
Ponadto oferujemy
przelewy pieniężne
od £5!
zjeść na ciepło m.in.:
- polskie pierogi
- zupy
wypić polską kawę
zjeść świeże kanapki i polskie ciasto!
skorzystać z Internetu
– jedyne £1.50/godzina i dzwonić
do Polski przez Skype za darmo!
T
ŚWIĄ
H
C
Y
UDAN ZENIA!
Y
M
Y
Z
ŻYC GO NAROD
BOŻE
SIĘ
Y
M
J
A
TK
SPO
W
CAF
A
K
S
L
È PO
Chcesz wiedzieć więcej?
Przyjdź do nas lub skontaktuj się
z Mariuszem (informacje w języku polskim)
Adres:
120 Lisburn Road
Belfast BT9 6AH
Godziny otwarcia:
pon. - ndz. 9:00 - 22:00
Tel.: 02890681913
E-mail: [email protected]
O niewłaściwym całowaniu
i autobusach opilców
Aleksandra Łojek-Magdziarz
Całowanie niewłaściwych osób na przyjęciu świątecznym, wyznanie szefowi miłości na
forum publicznym, głośne oskarżanie kolegów z pracy o wsypywanie do drinków polonu,
zaśnięcie na drukarce lub nagłe zwiotczenie w drodze do domu to całkiem zwyczajne zachowania podczas organizowanych w Wielkiej Brytanii grudniowych zabaw firmowych.
Mówiący bar
Najczęściej żałowanym postępkiem uczestników firmowych przyjęć jest... całowanie niewłaściwej osoby. Zdarza się to co trzeciemu
balującemu. Przy czym nie chodzi o całowanie przy składaniu życzeń
(bo wtedy i statystyka by się drastycznie podniosła), ale oddawanie
się namiętnościom, których się później żałuje. Strony internetowe
i inne media brytyjskie wypełnione są zatem dokładnymi wytycznymi, sugerującymi, co robić, jeśli nagle na imprezie bożonarodzeniowej ktoś nam się spodoba. Otóż należy wtedy zebrać myśli i zastanowić się poważnie, czy dana osoba podobała nam się przedtem.
Jeśli niekoniecznie, to oznacza, że przemawia przez nas tzw. free bar,
czyli darmowy bar, opłacony przez szefa. Jeśli mężczyźni poczują nagły przypływ uczuć do koleżanki z pracy i nie są w stanie z jakichś
niewytłumaczalnych powodów przypomnieć sobie, dlaczego im się
właściwie nie podobała przez cały rok, powinni zacząć tanczyć. Gdy
wydaje im się, że tańczą fantastycznie, stanowi to niezbity dowód, iż
powinni natychmiast przestać pić i porzucić namiętne myśli o swoim
obiekcie zainteresowań.
Kocham pana, panie szefie
Innym typowym zachowaniem jest olśnienie, że właśnie nastał
moment wyznania miłości własnemu szefowi/wygarnięcia mu całej prawdy o jego złośliwym charakterze i ograniczonym IQ (niepotrzebne skreślić). Uczucia te, być może prawdziwe, ale zdecydowanie
wzmocnione czwartą Krwawą Mary, nie muszą dojść do głosu, kiedy
szef, rozchełstany, chwiejnym krokiem podchodzi do urządzenia karaoke. Być może nie będzie w nastroju, by wysłuchać, że się go kocha
miłością wiernopoddańczą/nienawidzi z całej duszy i przeklina go do
dziesiątego pokolenia naprzód i wstecz oraz że jest najwspanialszym/
najbardziej podłym szefem, jakiego mogliśmy sobie wyobrazić. Lepiej jednak pozwolić, by pryncypał pozostał nieświadom targających
nami silnych uczuć. Niezależnie od ich wektora. Tym bardziej, że badania The British Greyhound Racing Board (Brytyjskiego Komitetu
Wyścigów Chartów) z 2008 roku wyraźnie pokazują, że pracownicy
brytyjskich firm boją się jak ognia tego, że w czasie imprez z różnych
powodów muszą wchodzić w mniej lub bardziej serdeczne kontakty z
ludźmi, z którymi wcale nie chcą mieć nic wspólnego poza pracą.
Prawnik w oczekiwaniu
Na szefach brytyjskich spoczywa duża odpowiedzialność, ponieważ według litery prawa, a dokładniej Discrimination Act (Ustawy
www.linkpolska.com
o dyskryminacji), muszą postępować bardzo ostrożnie, by nie ciągano ich później po sądach za prześladowanie mniejszości. I tak, gdy
wysyłają zaproszenia na imprezę bożonarodzeniową, muszą dopilnować, by nie reklamowano na nich alkoholu (bo pracownicy mogą
być niepijącymi muzułmanami) i mięsa wieprzowego (bo, prócz muzułmanów, mogą w firmie pracować też żydzi) czy wołowego (gdyby
w firmie byli hindusi). Muzyka, która imprezie towarzyszyć będzie,
nie może być zanadto młodzieżowa, bo oznaczałoby to dyskryminację
osób starszych (czyli tzw. ageizm). Co prawda, okazuje się, że parę
milionów Brytyjczyków ma problemy z odczytaniem słów piosenek,
jakie próbują dziarsko wyśpiewać w tradycyjnym konkursie karaoke. Seniorzy, pochodzący z pokolenia osób bardziej obeznanych
z drukiem, często ratują sytuację, ale też nie mogą być zanadto
uprzywilejowani.
Szefowie są zobowiązani zapewnić pracownikom bezpieczny dojazd do domu (żeby pijana horda nie pogubiła się gdzieś po drodze,
nie uległa wypadkowi, nie została zgwałcona itp). Prawnicy ostrzą
sobie co roku zęby, wiedząc, że zaczyna się sezon pozwów, dzięki którym będą mogli jechać na zasłużone wakacje.
Autobus opilców
Wiele firm w obliczu globalnego kryzysu decyduje się, by nie organizować w tym roku tradycyjnych spotkań w firmie. Z powodu cięcia
kosztów. Nie oznacza to, że ci, którzy chcą się bawić, nie będą mogli
– zrobią to w okolicznych pubach, na co – właśnie z powodu kryzysu – bardzo liczą ich właściciele i być może szefowie, którzy chętnie
zrzucą z siebie odpowiedzialność za dobór muzyki i zabaw.
Gdy pracownicy postanowią spotkać się na zabawę w pubie, a potem przydarzy im się nagłe zwiotczenie w dużych miastach wielkiej
Brytanii (np. w Londynie czy Belfaście) uratować ich mogą „autobusy opilców”, czyli tzw. binge buses. Profesjonalni paramedycy zgarniają z ulic ściętych pomrocznością jasną, by za pomocą kroplówki
lub płukania żołądka przywrócić ich społeczeństwu. Autobusy opilców kursują głównie w piątki i soboty. Na pokładzie znajdują się
schludne pojemniczki do wymiotowania, jednorazowe serwetki dla
tych, którzy już pojemniczków nie potrzebują, nosze i pasy do tych
noszy przytwierdzone (dla walczących z białymi myszami). Statystyki bowiem mówią, że co piąta osoba zasypia w środkach transportu
publicznego i nie wie, po obudzeniu się i przetrzeźwieniu, gdzie jest,
a co trzecia bardzo źle się sprawuje żołądkowo. Autobusy opilców ingerują w podobnych sytuacjach. Nie musi tego robić szef ani firmowe
służby porządkowe.
December 2008 | grudzień 2008 | 37
Fot. Donald Cook
Fot. Scott Snyder
LINKcafé
LINKcafé
Święta Bożego
Narodzenia dla Polaków
to święta wręcz
narodowe. Mało która
polska rodzina jest sobie
w stanie wyobrazić
Boże Narodzenie bez
świątecznego drzewka,
prezentu pod nim czy
wigilijnych zapachów.
Suszone grzyby,
świerk, gorące słodkie
wypieki, pierniki i świeżo
wypastowana podłoga.
Tak przynajmniej jest w
moim domu.
Helena Kubajczyk
jest absolwentką
Akademii Sztuk
Pięknych w Poznaniu.
Wielbicielka sztuki
wszelakiej, również
kulinarnej. Obecnie
mieszka w Poznaniu.
Świąteczny barszczyk z uszkami
Na grudzień nic lepszego niż przepis na prawdziwy barszcz na
zakwasie. A do tego uszka z grzybami – świąteczna potrawa,
bez której wigilia nie mogłaby się obyć.
ZAKWAS
BARSZCZ
Składniki:
Składniki:
1kg buraków
3 – 4 ząbki czosnku
sól
włoszczyzna (czyli marchew,
pietruszka, seler, por)
1 kg buraków
2 – 3 ziarna ziela angielskiego
2 – 3 liście laurowe
kilka ziaren pieprzu
2 – 3 łyżeczki majeranku
czosnek według uznania
2 – 3 suszone grzyby
sól do smaku
Zakwas buraczany kwasimy do
10 dni przed gotowaniem barszczu właściwego. Do dużego słoja, najlepiej 3-litrowego, siekamy buraki, czosnek. Całość uzupełniamy przegotowaną, osoloną
i wystudzoną wodą. Odstawiamy
w ciepłe miejsce, przykrywając
czystą bawełnianą szmatką przepraną bez detergentów (nigdy nie
używamy wyjałowionej gazy, bo
zamiast zakwasu wyjdzie nam
śmierdząca breja z zepsutych
buraków).
38 | listopad 2008 | November 2008
W dużym garze nastawiamy
włoszczyznę z grzybami. Im więcej jej damy, tym wywar będzie
bardziej esencjonalny. Po około
godzinie gotowania wywaru należy zmniejszyć ogień, dodać posiekane świeże buraki oraz do
całości dolać zakwas. Im więcej
zakwasu dodamy, tym bardziej
kwaśny będzie barszcz. Można
się pokusić o doprawienie barszczu większą ilością świeżo zmielonego pieprzu, cukru, a nawet cytryny. Dodajemy majeranek i czosnek przeciśnięty przez praskę.
Tak przygotowany barszcz zostawiamy na ogniu, by delikatnie się
podgrzewał, ale uważamy, by nie
doprowadzić do wrzenia, wówczas
straci kolor.
Fot. H. Kubajczyk
Do barszczu wigilijnego niezbędne są uszka. By zrobić domowe, można wykorzystać przepis na ciasto na pierogi i wypełnić
je farszem z gotowanych i zmielonych grzybów z dodatkiem drobno
siekanej, podsmażonej cebulki.
WAŻNE: Jeżeli zakwas nie wyjdzie, bo i najlepszym gospodyniom czy kucharzom się zdarza,
nikt nie będzie dociekał, czy nie
użyliśmy np. zakwasu buraczanego dostępnego w sklepie. Warto
go mieć w zanadrzu. Ale życzę powodzenia i trzymam kciuki, bo udany barszcz to ogromna
satysfakcja.
LINKcafé
8
2 9
4
5 3
8
8
4 1
7 1
5 6 3
8 7 2
8 3 1
7 5
1 9
2
2
6 1
8
2
7
9 9
1
Rozwiąż krzyżówkę i wygraj
nagrodę niespodziankę!
Hasło oraz imię i numer telefonu
prosimy przesyłać pod adres:
Rozrywka,
Link Polska Magazine,
1a Market Place,
Carrickfergus BT38 7AW
lub [email protected]
Zwycięzcą losowania listopadowej
krzyżówki (aforyzm Antoniego
Regulskiego, „Lanie wody rybom nie
szkodzi”) została Pani Elżbieta Ziarno
z Craigavon.
GRATULUJEMY!
Niektóre zwierzęta
w obliczu zimowego
głodu dla oszczędzenia energii zapadają
w sen zimowy. Tętno i
szybkość oddychania
ulega u nich znacznemu spowolnieniu,
obniża się mocno temperatura ciała.
Zwierzęta przestają jeść, w niektórych
przypadkach wstrzymane zostaje również wydalanie. Okazuje się, że udomowiona złota rybka również zasypia na
zimę. Jeśli tylko nie mieszka w akwarium, a żyje na swobodzie, zapada w
stan hibernacji na czas chłodów, by je
przetrwać. Unosi się w wodzie tuż pod
krą lodową. Jej metabolizm jest zwolniony. Jedyne niebezpieczeństwo, jakie
jej grozi, to stanie się głównym składnikiem śniadania jakiegoś wodnego
drapieżnika albo zatrucie amoniakiem,
jaki wydala w odchodach.
CYTAT MIESIĄCA
Sen zimowy
złotej rybki
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć
jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było
odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś
mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie.
Phil Bosmans
Sudoku
Należy wypełnić diagram w taki sposób, aby w każdym wierszu, w każdej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz
kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać.
RYSUNEK: DOROTA MAZUR
Dorota Mazur,
absolwentka liceum
plastycznego w
Szczecinie i komunikacji wizualnej Politechniki Koszalińskiej.
Pasjonatka rysunku i
tańca. Od niedawna
mieszkanka Poznania.
www.linkpolska.com
December 2008 | grudzień 2008 | 39
UNIVERSAL SALON
W
W BELFAŚCIE!
BELFAŚCIE!
Unique Hairdressing Salon
JEDYNY POLSKI ZAKŁAD FRYZJERSKI
JEDYNY POLSKI ZAKŁAD FRYZJERSKI
damskie, męskie
* strzyżenia
włosów
Atrakcyjne ceny!
* koloryzacja
*
Profesjonalna i miła obsługa
* regeneracja
*
w języku polskim!
* odbudowa włosów
Krzysztof Łapawa
tel: 0796 362 94 07 e-mail: [email protected]
p
on
elef
Na t órkowy
kom lski
o
do P
p
Z Twojej komórki
wyślij sms o treści
HALO
na numer 80556, by otrzymać 5 funtów na rozmowy
na numer 84459, by otrzymać 3 funty na rozmowy
text-n-talk.com
Full instructions and access numbers will be sent to you by text. Ask bill
payer’s permission. Calls charged per minute. Reverse billing service. Calls to
020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of
inclusive mobile minutes. Calls to mobiles may cost more. A connection
charge equal to the rate per minute for the relevant destination is charged on
each call. This is an Auto credit service. To stop auto credit text STOP to
number you initially text to. Credit lasts 90 days from first use.
Słowacja
3p
Litwa
3p
Litwa tel.kom.
9p
Słowacja tel.kom. 11p
damskie, męskie
* strzyżenia
koloryzacja włosów
* regeneracja
* odbudowa włosów
*
ceny!
* Atrakcyjne
Profesjonalna i miła obsługa
* w języku polskim!
New
town
ards
Rd
d Rd
ge
edR
rritdbgri
b
t
e
r
b
el
lbA
Unique
Hairdressing
Salon A
UNIVERSAL
SALON
366 Newtownards Road, Belfast BT4
BT 1HG
(blisko Connswater Shopping Centre)
tel.: 07596126399
0123456789
Co
Connsw
nn at
sw er
ate St
rS
t
1 6.5
on
elef
Na t onarny
j
c
i
sta
olsk
do P
Rib
Rib ble
ble St
St
DZIAŁAMY NA TERENIE SZKOCJI! (EDYNBURG I OKOLICE)
Connswater
Connswater
Sho
ppi
ng
Sho
ppi
ng
Centre
Centre
PRZESYŁANIA PIENIĘDZY
P
P
P
P PRZESYŁAJ NA KONTO PLN I GBP
OSZCZĘDNOŚĆ, WYGODA, CZAS
P
P SZYBKOŚĆ,
KREDYTU, OPŁATY ZA MIESZKANIE
P
P SPŁATY
NASI AGENCI
RACHUNKI
P
P
niezawodny i bezpieczny system
i wiele innych
od
£5
184 Lisburn Road, Belfast
(polskie biuro Baltica)
97 Cregagh Road, Belfast
(polski sklep Bon Appetite)
28 Upper Water Street, Newry
(polski sklep Polonia)
43 Darling Street, Enniskillen
(polski sklep Orzeł)
Market Square, Dungannon
(polski sklep Polonia)
www.easysend.pl
Tel.: 028 90 296 296
sklepy
POLONIA
zapraszają swoich klientów do udziału w konkursie świątecznym!
Do wygrania sprzęt AGD! Ponadto zapewniamy:
Adresy sklepów:
Newry: 28 Water Street
Dungannon: Market Square
*
*
*
najtańszą na rynku usługę przekazu pieniędzy
na konta w Polsce, dzięki współpracy z firmą Easy Send
miłą i fachową obsługę, korzystne ceny
częste dostawy świeżych produktów
Sklepy Polonia to jedyne polskie sklepy
na terenie Newry i Dungannon!
Jeśli miałeś wypadek w Irlandii Płn.,
Anglii lub Szkocji - nie z Twojej winy
NORTHER
IRELANDN
EXPRESS
przesyłki
IRLANDIA PÓŁNOCNA – POLSKA - IRLANDIA PÓŁNOCNA
Oferujemy przesyłki paczek, przeprowadzki, przewóz
towarów, przewóz zwierząt, przewóz samochodów na
lawecie, możliwość negocjacji cen, możliwość
wynajęcia całego samochodu.
Kompleksowa obsługa od drzwi do drzwi.
07894477548
07922227434
SZKOŁA JĘZYKA ANGIELSKIEGO
“EFECT”
Angielski 4 razy szybciej!
CENISZ SWÓJ CZAS?
PRZYJDŹ DO NAS
•
•
•
•
•
Metoda
Metoda
CallanaCallana
SZYBKIE EFEKTY
GWARANCJA
SUKCESU
MAŁE GRUPY (DO 10
OSÓB)
LEKCJE PRÓBNE
BRAK ZADAŃ
DOMOWYCH
WWW.EFECT.CO.UK
email:[email protected]
tel: 07521988954
Ravenhill Business Park
Ravenhill Road, Belfast
ogłoszenia społeczne
I
K
Ł
Y
S
E
PRZ
Przesyłki
Polska-Irlandia Północna-Szkocja-Anglia i z powrotem
Przeprowadzki
Transport samochodów
Zakupy w Polsce, tanio
PACK-MAN
07840478134
tel.:
lub 07873145750
POSZUKIWANI:
URSZULA ELŻBIETA MACHOWSKA
Wiek w momencie zaginięcia: 23 lat
Ostatnie miejsce pobytu: Londyn, Wielka
Brytania
Data zaginięcia: 28 października 2008
Kolor oczu: niebieskie / Wzrost: 165 cm
Znaki szczególne: zdeformowany czwarty palec u prawej dłoni
TRANSPORT Irlandia Północna
i Republika Irlandii
POLSKA
Samochody, motory, quady, sprzęt budowlany i rolniczy,
przesyłki kurierskie i inne nietypowe rzeczy
Tel.: 07599706767
07599706766
Regularny transport przesyłek
Polska-Irlandia Północna-Polska
oferujemy:
bardzo atrakcyjne ceny
ubezpieczone przesyłki
kompleksową obsługę
From DOOR TO DOOR
obsługę klientów
indywidualnych
usługę
„zamów kuriera on-line”
Wyszła z domu nie pozostawiając żadnej wiadomości. Z domu
zniknęło dużo jej rzeczy (w tym paszport), stąd podejrzenie, że
przebywa na terenie Londynu. Może wymagać pomocy lekarza.
MICHAŁ MIGAŁA
Michał dzisiaj ma 28 lat. Wyszedł z domu 14
lipca 2007 roku około godz. 22. Michał choruje na schizofrenię. Ma zielone oczy i bliznę
na obojczyku. Stroni od ludzi, co manifestuje
postawą – wysoki (183 cm), przygarbiony chłopak z głową wciśniętą w ramiona. Michał po
raz ostatni widziany był w domu rodzinnym w
Żyrakowie. Dzisiaj może przebywać wszędzie,
niewykluczone, że także na terenie Wielkiej
Brytanii.
Kontakt: ITAKA - Centrum Poszukiwań Ludzi
Zaginionych, tel.: 0801247070, 226547070
lub z polską policją. Więcej: www.zaginieni.pl.
Samarytanie
Czujesz się źle? Jesteś nieszczęśliwy? Samotny? Masz myśli samobójcze? Zadzwoń,
porozmawiaj z nami. Jeśli przechodzisz ciężkie chwile, nie zamykaj się w sobie. Jesteśmy
dla Ciebie, gdy się czymś martwisz, czujesz
się zdenerwowany albo smutny, gdy po prostu
potrzebujesz z kimś porozmawiać.
Zawsze czekamy na Ciebie.
Dzwoń całodobowo: 08457 909090
Napisz e-mail: [email protected]
Napisz list: Chris, P.O. Box 9090, Stirling FK 2SA
www.islandexpress.eu
IslandExpress s.c.
tel.kom. +48 515 280 526 tel.kom. +48 515 280 527 tel.
+48 76 856 50 54
Telefon odbierze osoba anglojęzyczna, ale
rozpoznawszy język przekieruje Cię do polskojęzycznego woluntariusza lub ten po chwili
oddzwoni do Ciebie.
Samarytanie to organizacja oferująca emocjonalne wsparcie w trudnych chwilach.
Nie osądzamy, zapewniamy dyskrecję.
Bodybuilding4you_Ogloszenie_Link_Irlandia_63x41 copy.pdf 13/06/2008 20:12:17
KLUB DLA DZIECI I MŁODZIEŻY
KAMELEON
Zapraszamy na zajęcia w każdy
poniedziałek od 18:15 – 20:00
Dwie grupy wiekowe
Juniorzy 5 – 10 lat / Seniorzy 11 – 18 lat
New Mossley Prezbiterian Church
2 Ballycraigy Way, Newtownabbey BT36 5XH
Profesjonalne t³umaczenia i doradztwo jêzykowe w zakresie:
4Wype³nianie dokumentów 4Kancelarii Prawnych
4Dokumentów notarialnych 4Urzêdu Skarbowego
4Zasi³ków 4S¹du 4Policji 4Opieki medycznej
Wspó³pracujemy ze zwi¹zkami zawodowymi, ksiêgowymi,
a tak¿e z najlepszymi kancelariami prawnymi, notariuszami:
PATTERSON TAYLOR & Co.
JOHN G.H. WILSON & Co.
Tel.: 075 16 15 19 62
E-mail: [email protected]
Doradzamy, jak postêpowaæ w ró¿nych sytuacjach, pomagamy w wype³nianiu
formularzy, zapewniamy asystê profesjonalnych t³umaczy w spotkaniach
czy trudnych sytuacjach, tak¿e w terenie.
Nauczanie jêzyka angielskiego:
4Lekcje indywidualne/grupowe 4Oferty dla firm
4Specjalne kursy dla pracowników
LINK
POLSKA
Kursy dla dzieci i m³odzie¿y przygotowuj¹ce do egzaminów brytyjskich GCSE, FCE,
CAE, CPE. Przyjdź do nas, jeśli Twoje dziecko ma problemy z przygotowaniem
do egzaminów!
Zamieść
reklamę modułową!
Telefon kontaktowy
czynny 24 godziny na dobê:
Aneta Patriak
Tel.: +44 7787588140
E-mail: [email protected]
075 140 717 48
077 845 99 378
e-mail:
[email protected]
TATUAŻ ARTYSTYCZNY!
Stuprocentowy profesjonalizm
gwarantowany 17-letnim
doświadczeniem. Oferuję
szeroki wybór wzorów oraz
realizację własnych projektów.
Poprawki tatuaży i wykonywanie
portretów na skórze.
Atrakcyjne ceny!
Robert, tel.: 07842670086,
Belfast i okolice
Harlandic Male Voice Choir
Singers welcome
Practice Thursday 19.45
St George’s Church Hall High Street Belfast
www.harlandicmvchoir.org.uk
E: [email protected]
Contact Stephen Cupples tel: 9048 7265
Zapraszamy do Polskiego Sklepu Chatka
Oferujemy:
świeże pieczywo każdego dnia, swojskie kiełbasy,
szeroki asortyment innych produktów spożywczych,
prasę, książki, przesyłki pieniężne, wysyłki paczek do Polski.
Zapewniamy miłą i fachową obsługę
U nas poczujesz się jak u siebie!
Unit 3, 36-38 Barrack Street, Armagh BT60 1AB
M
M
Y
Dzwon do Polski
2p/min
tel. stacjonarny
Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy
a nastĊpnie numer docelowy
084 4831 3897
3ROVND
7p/min - 087 1412 3897
1LHPF\
2p/min - 084 4831 3897
6RZDFMD
3p/min - 084 4988 3897
,UODQGLD
3p/min - 084 4988 3897
97 9287
4
8
0
2
0
:
ta
n
e
li
K
a
g
u
Polska Obsá
www.auracall.co
m/glosik
Talking is Cheap!
*T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided
210x148_TTV_LINK
1 13/11/2008 15:27:40
by Auracall Ltd. Agents
required, pleasePOLSKA_3897_xmaPage
call 084 4545 3788.
Z komórki wybierz:
020 8497 3897
*
& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz
numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.
Y
MY
8 497 9287
0
2
0
:
ta
n
e
li
K
a
g
u
sá
b
Polska O
www.auracall.co
Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET
m/glosik
Talking is Cheap!
*T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Connection fee varies between
1.5p & 15p Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy
Fotokasty dostępne na:

Podobne dokumenty