~Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema

Transkrypt

~Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
UNIWERSYTET ŚLĄSK I
WYDZIAŁ FILOLOGICZNY
Instytut Bibliotekoznawstwa
i Informacji Naukowej
Michał Dębicki
nr albumu: 193314
WIZJE BIBLIOTE K
PRZYSZŁOŚCI
W
T W Ó R C Z O Ś C I
STANISŁAWA LEMA
PRACA LICENCJACKA
Prof. UŚ dr hab. Teresa Wilkoń
Katowice 2011
Z całego serca podziękować pragnę
za wszelką pomoc i ciepłe słowa
mojemu promotorowi,
Pani profesor Teresie Wilkoń.
Skierowała Pani moje szalone, biblioteczne
pomysły na właściwą orbitę, dzięki czemu
zamiast chaosu mogło narodzić się coś
przypominającego względny kosmos...
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
4
Wyrażam zgodę na udostępnienie mojej pracy dyplomowej licencjackiej
dla celów naukowo-badawczych.
.................................................................................
DATA
.................................................................................
PODPIS AUTORA PRACY
Słowa kluczowe:
STANISŁAW LEM – BIBLIOTEKA – FUTUROLOGIA
Oświadczenie autora pracy
Świadomy odpowiedzialności prawnej oświadczam, że niniejsza praca dyplomowa została napisana przeze mnie samodzielnie i nie zawiera treści uzyskanych
w sposób niezgodny z obowiązującymi przepisami.
Oświadczam również, że przedstawiona praca nie była wcześniej przedmiotem
procedur, związanych z uzyskaniem tytułu zawodowego w wyższej uczelni.
Oświadczam ponadto, że niniejsza wersja pracy jest identyczna z załączoną wersją elektroniczną.
.................................................................................
DATA
.................................................................................
PODPIS AUTORA PRACY
5
Spis treści
Spis treści
Wstęp .......................................................................................................................... 7
Rozdział I
Od anatomii do science fiction. Wspomnienia Przeszłości ............................... 15
Rozdział II
Od papieru do Internetu. Wokół teraźniejszości ................................................ 21
Rozdział III
Od kryształu do fantomu. Odległa Przyszłość.................................................... 33
Zakończenie ............................................................................................................. 49
Aneks
Antologia wybranych wizji bibliotek w twórczości Stanisława Lema ............... 55
Bibliografia ............................................................................................................... 61
Spis ilustracji i wykresów ........................................................................................ 64
Streszczenie .............................................................................................................. 65
7
Wstęp
Wstęp
B
iblioteki bez czytelników. Biblioteki bez ścian. Biblioteki bez bibliotekarzy.
Biblioteki bez książek... Więcej: automaty do zwrotów i wypożyczeń; indeksowanie i wyszukiwanie za pomocą żywego języka naturalnego; scentralizo-
wane, maszynowe katalogowanie formalne i rzeczowe; automatyczne streszczenia i tłumaczenia dokumentów; dostęp pełnotekstowy bez wychodzenia z domu; papier
elektroniczny zamiast książki papierowej; autentyczne syntezatory mowy; rzeczywistość
wirtualna; sieci neuronowe; sztuczna inteligencja...
Cóż jeszcze wróżą, o czymże jeszcze marzą i jakież to jeszcze koszmary nawiedzają
ówczesnych bibliotekoznawców i czytelników? Które z ich wizji się spełnią, a które pozostaną jedynie bezpodstawnymi obawami czy nieosiągalnymi mrzonkami? Jaka w końcu
będzie ta biblioteka XXI wieku? Czy w złotej erze postępu cywilizacyjnego wciąż będzie
dla niej miejsce? A jeśli tak, to jak bardzo zostanie przeobrażona, by się dostosować do tak
dynamicznej rzeczywistości? W co w końcu wyewoluuje tradycyjna, papierowa książka?
No i na czym polegać będzie zawód bibliotekarza, o ile nie stanie się wymarłym gatunkiem
naukowca?
Belgijski badacz, twórca Uniwersalnej Klasyfikacji Dziesiętnej i inicjator światowej bibliografii, Paul Otlet, niemal 80 lat temu spisał swoją wizję przyszłości. W ramach projektu
Mundaneum, mającego być naukowym centrum świata, mieszczącym się w Brukseli, opracował uniwersalną encyklopedię dokumentacyjną, w której upatruje się pierwowzór Wikipedii.
Była ona efektem przetwarzania fragmentów i całości tekstów, sklasyfikowanych za pomocą
UKD. Ze względu na jej budowę, przypominającą biblioteczny katalog, Otlet opracował specjalne szafki dokumentacyjne oraz własny system sporządzania kart1. Zastanawiał się, co
jeszcze należy wynaleźć, by ułatwić dostęp do wiedzy i przyśpieszyć pracę człowieka.
W swym Traktacie o dokumentacji (Le Traité de Documentation) pisał o nowych technikach druku
i podręcznych urządzeniach do kopiowania dokumentów; o maszynach, tłumaczących teksty,
Osiągnięcia i wynalazki Paula Otleta omawiała B. Sosińska-Kalata w swoim wystąpieniu podczas konferencji
„Paul Otlet – architekt wiedzy”, która odbyła się 17 grudnia 2009 r. w Katowicach. Opisuje je też: H. Zarębska:
Śmiałe pomysły Paula Otleta – belgijskiego naukowca, twórcy informacji naukowej. „Nowa Biblioteka” 2010, nr 2, s. 88-92.
1
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
8
przekształcających mowę w pismo i na odwrót, wspomagających pracę edytorską,
umożliwiających zdalne zapisanie lub odczytanie treści książki, umieszczonej w wielkich repozytoriach. W swojej wizji przyszłości ujrzał mechaniczne miejsce pracy – biurko z ekranem,
połączone z globalną siecią bibliotek z wszystkimi możliwymi książkami: „perhaps the work-desk
of the future might consist only of a screen or multiple screens and a telephone call up documents automatically
on the screen”2. Same książnice widział w jednej, spójnej sieci hierarchicznej ze światową biblioteką na czele, zdalnie skupiającą multimedialne zbiory wszystkich bibliotek – od lokalnych do
narodowych. Dziś wiemy, że marzenia Paula Otleta, spisane przecież w 1934 roku, spełniły
się pod postacią kserokopiarek, druku cyfrowego, cyfrowych bibliotek czy sieci WWW.
Przewidział nawet łączność bezprzewodową, opartą na falach radiowych, oraz dokumenty
multimedialne, wspomagające tekst i obraz dźwiękiem. Był bowiem świadom potrzeby wielofunkcyjności, miniaturyzacji, wzajemnej koordynacji oraz wielozadaniowości tychże
mechanicznych mózgów – maszyn, które dziś nazywamy komputerami3.
W ślad za Paulem Otletem kolejni badacze poszukiwali nowych, lepszych rozwiązań wymiany ludzkiej myśli. Vannevar Bush w 1945 roku opublikował pracę As we may
think, upatrując usprawnienie komunikacji ludzkiej w wymianie tradycyjnego papierowego
nośnika na inny4. Joseph Carl Robinett Licklider w swojej pracy Libraries of the future z 1965
roku poszukiwał nowych zastosowań dla – wtedy niezbyt jeszcze poręcznych i efektywnych – komputerów, mogących być dobrą alternatywą dla książki papierowej 5. Alan Kay
pod koniec lat ’60 w komputerach widział już zarówno narzędzia edukacji, jak i wzmacniacze fantazji i intelektu6.
Co o przyszłości mogą powiedzieć sami pracownicy bibliotek? Przeglądając nowsze
numery Bibliotekarza, znajdujemy wiele artykułów poświęconych Bibliotece+7, Bibliotece
2.08, digitalizacji9, e-learningowi10; dowiadujemy się o funkcjonowaniu bibliografii narodo-
P. Otlet: International organisation and dissemination of knowledge. Selected essays of Paul Otlet. Translated and edited by
W. B. Rayward. Amsterdam 1990, s. 8. Dokument znaleźć można w serwisie Google Books (w trybie kontekstowym) pod adresem: http://books.google.com/books?id=8LMPAQAAMAAJ [dostęp: 27 lutego 2011]. Pełny
tekst traktatu dostępny jest pod adresem: https://www.ideals.illinois.edu/handle/2142/8645 [dostęp: 27 lutego
2011].
3 Tamże, s. 7-9, 89, 189-190, 208.
4 M. Góralska: Cyfryzacja kultury książki – koncepcje i realizacje. „Bibliotheca Nostra” 2009, nr 3/4, s. 14.
5 Tamże, s. 14-15.
6 Tamże, s. 15-16; H. Rheingold: Narzędzia ułatwiające myślenie. Historia i przyszłość metod poszerzania możliwości umysłu.
Warszawa 2003, s. 289.
7 O programach unowocześniania bibliotek publicznych pisze np. J. Wołosz: Biblioteka+ i Program Biblioteczny
PAFW w sukurs bibliotekom publicznym. „Bibliotekarz” 2008, nr 9, s. 2-5.
8 Kwestią tą zajęła się na przykład D. Ostrowska: Od Web 2.0 do Biblioteki 2.0. „Bibliotekarz” 2008, nr 3, s. 10-13.
9 Zagadnienie to porusza chociażby J. Wojciechowski: Pomiędzy drukiem a digitalizacją. „Bibliotekarz” 2008, nr 4,
s. 3-7.
2
9
Wstęp
wej w formacie PDF11; brniemy przez morze tekstów, poświęconych książnicom cyfrowym oraz komputeryzacji placówek tradycyjnych12. Zagadnienia sieci neuronowych lub
sztucznej inteligencji zdają się być jakimś nieistotnym fantazmatem, nie wiążącym się
w żaden sposób z „tu i teraz”. Być może i dobrze, że fachowi bibliotekarze twardo stąpają
po ziemi, zajmując się aktualnymi problemami rzeczywistości, których przecież nie brakuje. Choć swoją drogą takie podejście może przypominać poruszanie się po omacku
w gęstej mgle – nietrudno zabłądzić, nie widząc celu, do którego zmierzamy.
Studiując współczesne prognozy, stawiane przez teoretyków bibliotekoznawstwa
i informacji naukowej, można odczuć pewien niedosyt. Czytamy na przykład, że biblioteka
wirtualna, rozumiana jako zasoby cyfrowe dostępne przez Internet, jest „realizacją odwiecznego marzenia ludzkości o nieograniczonym dostępie do bezkresnego zasobu informacji”13. Od publikacji powyższych słów Juranda Czermińskiego mija niemal 15 lat, a wirtualne książnice Internetu ani nie mają nieograniczonego dostępu, ani bezkresnych zasobów. Odwieczne marzenie ludzkości ciągle nie zostało spełnione. W dodatku nie zapowiada się, by w najbliższej
przyszłości mogło się ziścić – choćby ze względu na aktualną politykę wydawców, obawiających się o rynek zbytu. Czytamy, że „biblioteka cyfrowa jest szczytowym etapem rozwoju każdej biblioteki tradycyjnej”14. Czyżbyśmy mieli uwierzyć na słowo, że biblioteka, ewoluująca od
tysiącleci, właśnie na naszych oczach osiąga swój cywilizacyjny kres? Swój szczytowy etap?
Być może odważniejszą wizję przedstawia Urszula Ganakowska, choć również zatrzymuje
swą prognozę na tym, co technicznie osiągalne mogłoby być nawet i dzisiaj. Badaczka jest
zdania, że jedyną pewną tendencją rozwoju bibliotek jest digitalizacja:
cała wiedza ludzka prędzej czy później zostanie zdygitalizowana, i to nie tylko
wszystkie książki i inne materiały papierowe, ale również wszystkie zbiory dzieł
sztuki: obrazy, rzeźby, obiekty architektoniczne i krajobrazowe, wszystkie
okazy przyrody i zjawiska naturalne; jednym słowem wszystkie odbierane
przez człowieka sensacje sensoryczne ulegną zapisowi elektronicznemu, od
obiektów wizualnych i dźwiękowych po zapachy i być może również smaki
i doznania dotykowe.15
Zob. np.: A. Wołodko, B. Bednarek-Michalska: BIBWEB – kurs e-learningowy dla bibliotekarzy. „Bibliotekarz”
2008, nr 5, s. 31-32.
11
Dużo uwagi poświęcono tej tematyce w sprawozdaniu: VI Ogólnokrajowa Narada Bibliografów. „Bibliotekarz”
2009, nr 1, s. 22-25.
12 W samych latach 2008-2009 opublikowano na łamach Bibliotekarza aż 40 prac teoretycznych lub dotyczących
konkretnych bibliotek komputeryzowanych albo cyfrowych (według badań własnych autora pracy).
13 J. B. Czermiński: Od biblioteki elektronicznej do biblioteki wirtualnej. W: Elektroniczna przyszłość bibliotek akademickich.
Pod red. W. Pindlowej. Kraków 1997, s. 163.
14 Tamże, s. 161.
15 U. Ganakowska: Wyrok na książkę tradycyjną? W: Dokąd zmierzamy? Książka i jej czytelnik. Materiały z II konferencji
naukowej zorganizowanej przez Bibliotekę Główną Uniwersytetu Szczecińskiego, Międzyzdroje, 20-22 września 2007 r. Pod
red. R. Gazińskiego. Szczecin 2008, s. 131-132.
10
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
10
Pisze się dziś wiele zarówno o wzajemnej rywalizacji jak i o swoistej synergii książki
cyfrowej i drukowanej16, acz „dyskusja na temat, co jest lepsze, lub co zwycięży: książka papierowa
czy elektroniczna (eBook), staje się coraz bardziej bezprzedmiotowa” 17. Ale czy rzeczywiście ograniczać trzeba nasze postrzeganie jedynie do tych dwóch mediów? Wszak zarówno papierowa, jak i elektroniczna „książka sama w sobie jest tylko jedną z wielu możliwych form, w jakich
przejawiać się może informacja”18. Historia zna ich wiele: od tabliczki glinianej, drewnianej,
przez liście palmowe, papirus, jedwab, pergamin, papier, aż do mikrofilmu i papieru
elektronicznego; od rękopiśmiennej do hipertekstowej; od zwoju do ekranu komputera.
Wobec takiej wielości sposobów istnienia książki zdrowy rozsądek podpowiada, że ewolucja jej formy bynajmniej się nie zakończyła. W końcu nasza cywilizacja ma przed sobą jeszcze wiele do odkrycia, a możliwe, że ograniczona jest jedynie ludzką wyobraźnią i ludzkimi
zdolnościami poznawczymi.
Zapytajmy zatem: gdzie jest „Paul Otlet” epoki cyfrowej? Być może odpowiedzi na
tak zadane pytanie, pytanie o przyszłość bibliotek, należy szukać po prostu w... literaturze
science fiction? Nie bez przyczyny przecież polski teoretyk i historyk literatury, Jan Trzynadlowski, „określa ją mianem »powieści o przyszłości«. Niewątpliwie czas jest podstawowym tworzywem i czynnikiem konstrukcyjnym fantastyki, a literatura ta odzwierciedla ludzką fascynację przyszłością”19. Jednocześnie „wyrosła z fascynacji możliwościami, jakie oferuje człowiekowi nauka i technika”20.
Science fiction w swej klasycznej formie powstało w drugiej połowie XIX wieku
wraz z utworami Verne’a czy Wellsa21; w ujęciu popularnym – na początku wieku XX
w związku z opowiadaniami umieszczanymi na łamach amerykańskich czasopism takich
jak „Amazing Stories” lub „Astounding Science Fiction”22. Już od swych początków fantastyka naukowa stawia przed sobą dość poważne zadania i, choć „ambicją zdecydowanej większości utworów tego gatunku jest przede wszystkim dostarczenie czytelnikowi rozrywki, jednak [...] twórcom publikującym w popularnych pismach przyświecał »wyższy« cel: propagowanie nauki bądź prognozoO zaletach współistnienia książki drukowanej i elektronicznej w obliczu nowych mediów i rozważań teoretyków kultury takich jak Marshall McLuhan pisali: M. Polarczyk, R. Tomaszewska: Drukowane i elektroniczne. Synergia
czy wykluczenie. W: Dokąd zmierzamy..., s. 325-326.
17 U. Ganakowska: Wyrok na książkę tradycyjną..., s. 131.
18 J. Pacek, S. D. Kotuła: Książka wolna od formy. W: Dokąd zmierzamy..., s. 162.
19 T. Pindel: Zjawy, szaleństwo i śmierć. Fantastyka i realizm magiczny w literaturze hispanoamerykańskiej. Kraków 2004,
s. 43-44.
20 A. Niewiadowski, A. Smuszkiewicz: Leksykon polskiej literatury fantastycznonaukowej. Poznań 1990, s. 282.
21 Konkretniej chodzi o Wyprawę do wnętrza Ziemi (1864) lub Podróż na księżyc (1865) J. Verne’a oraz np. Wehikuł
czasu H. G. Wellsa (1985). Zob. Słownik rodzajów i gatunków literackich. Red. G. Gazda, S. Tyniecka-Makowska.
Kraków 2006, s. 685.
22 T. Pindel: Zjawy, szaleństwo i śmierć..., s. 39.
16
11
Wstęp
wanie jej osiągnięć”23. Sam Stanisław Lem wylicza, że science fiction parać się winno modelarstwem antropologicznym lub socjalnym, beletrystyką futurologiczną, eksperymentalnomodelową antropologią, prognozowaniem przyszłej nauki albo hipotetycznym budowaniem innych cywilizacji i odmiennych środowisk24. Twórczość taka stanowi zatem „realistyczne spekulacje o możliwych przyszłych wydarzeniach, oparte na gruntownej znajomości świata i zrozumieniu jego istoty”25 chociaż, co podkreśla Edyta Rudolf, „twierdzenie takie znalazłoby
potwierdzenie tylko w odniesieniu do dobrych powieści, stanowiących niewielki procent ogólnej produkcji”26.
Vera Graaf mianem science fiction określa „taką formę prozy spekulatywnej, która niemożliwemu
w dzisiejszym czasie daje pozór możliwego przy pomocy środków naukowych lub pseudonaukowych. Przy
czym spekulacje muszą mieć za podstawę współczesny naukowy obraz świata i nie tracić widocznego
z nim związku”27. Innymi słowy o tej odmianie literatury można „mówić dopiero wówczas, gdy
w jednym i tym samym utworze spotyka się fantastyczne zjawisko z próbą jego racjonalnego lub
pseudonaukowego wyjaśnienia”28. To właśnie naukowy sposób motywowania niezwykłych
zjawisk świata przedstawionego odróżnia science fiction od fantasy, baśni lub powieści
grozy. Jak to objaśnia Antoni Smuszkiewicz, „znaczy to, że każdy fenomen fantastyczny otrzymuje
jakieś racjonalne, niby-naukowe uzasadnienie”29. Bardziej obrazowo: „autor fantastyki naukowej [...]
wymyśla jakieś zjawisko, a następnie próbuje objaśnić je istniejącymi prawami nauki” 30, jak pisze
Umberto Eco.
Jednoznaczne określenie, czym jest science fiction, sprawia wiele trudności autorom i teoretykom literatury. Na dziedzinę tą patrzeć można z wielu perspektyw, ponadto
wymyka się spod sztywnych ram literackich, skoro od dawna obecna jest w komiksie czy
filmie. Nie może więc dziwić, że każdy z badaczy preparuje własną jej definicję. Najważniejsze wyróżniki gatunkowe, omówione już w powyższym akapicie, zbiera np. Słownik
rodzajów i gatunków literackich, którego redaktorzy sprawę ujmują tak:
Science fiction (fantastyka naukowa) – odmiana literatury fantastycznej, proza
fantastycznonaukowa, w której świat przedstawiony usytuowany jest wobec
czasu spisania i odbioru w przyszłości. Dominującą rolę w kształtowaniu faTamże, s. 44-45.
S. Lem: Fantastyka i futurologia. T. 1. Kraków 1970, s. 98-103. W nowym wydaniu Lem rewiduje poglądy w rozdziale Epistemologia fantastyki, skupiając się głównie na problemach futurologii, a nie wyznacznikach gatunkowych
fantastyki naukowej – zob. Tegoż: Fantastyka i futurologia. T. 1. Kraków 2003, s.131-142. Na obecność takich
przekonań Lema w pierwszym wydaniu Fantastyki i futurologii zwraca uwagę T. Pindel: Zjawy, szaleństwo i śmierć...,
s. 45. Zob. też: M. Wróblewski: Czytanie przyszłości. Polska fantastyka naukowa dla młodego odbiorcy. Toruń 2008, s. 50.
25 E. Rudolf: Świat istot fantastycznych we współczesnej literaturze popularnej. Wałbrzych 2001, s. 29.
26 Tamże, s. 29.
27 Cyt. za: E. Rudolf: Świat istot fantastycznych..., s. 29.
28 A. Niewiadowski, A. Smuszkiewicz: Leksykon..., s. 14.
29 Tamże, s. 282.
30 T. Pindel: Zjawy, szaleństwo i śmierć..., s. 43.
23
24
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
12
buły ma fantastyczna wizja naukowa, czy pseudonaukowa, oparta na prognozach dotyczących przyszłego rozwoju techniki, społeczeństwa, czy ludzkości,
jakie były w momencie powstania utworu przedmiotem zainteresowania badaczy. Zjawiska opisywane w utworach tego typu muszą być quasi naukowo
umotywowane, konieczne jest bowiem zachowanie pozorów naukowego myślenia. Naukowa motywacja stanowi cechę wyróżniającą s. f. spośród innych
odmian literatury fantastycznej.31
Dookreślić należy jeszcze samą fantastykę czy literaturę fantastyczną, będącą pojęciem szerszym od science fiction. Na potrzeby tej pracy przyjęto definicję, proponowaną
przez Antoniego Smuszkiewicza:
Fantastyka jest to specyficzny typ twórczości literackiej, budujący świat
przedstawiony celowo tak odmiennie od przyjętych wyobrażeń o rzeczywistości, że nie można go w żaden sposób identyfikować z jej obrazami kreowanymi
w utworach realistycznych.32
Powtórzmy w tym miejscu, że to „motywacja jest czynnikiem wyodrębniania odmian takich
jak: fantastyka baśniowa, fantastyka grozy, fantastyka naukowa czy fantasy”33.
Trzeba mieć jednak na względzie to, że według obiegowych opinii „dzieła zaliczane
do tych gatunków należą niemal bez wyjątku do literatury popularnej i przez krytykę często traktowane
są jako utwory gorszej kategorii”34. Jakże zatem w owej gorszej kategorii odnaleźć tego „Paula
Otleta” epoki cyfrowej, który miałby nam wywróżyć przyszłe biblioteki? Zaiste byłoby to
trudne zadanie – szczególnie na gruncie polskiej fantastyki naukowej. Wszak pytając
o przyszłość bibliotek, pytamy o przyszłość nauki, cywilizacji, człowieka. By odpowiedzieć, trzeba by być zarówno wynalazcą, znawcą książek, wizjonerem, filozofem, jak
i może nawet geniuszem. Trzeba by mieć niezwykłą wyobraźnię i intuicję. Zaiste byłoby to
trudne zadanie – gdybyśmy na gruncie polskiej fantastyki naukowej nie mieli Stanisława
Lema, którego twórczość trudno byłoby nazwać utworami gorszej kategorii.
Zajmijmy się więc twórczością Stanisława Lema – ale nie wszelkimi jej cechami
i wątkami, gdyż na tak monograficzne ujęcie wypadałoby poświęcić znacznie więcej
miejsca niż jest w niniejszej pracy. Skupmy się tylko na wąskim wycinku tejże twórczości –
jedynie na wizjach przyszłych bibliotek – głównie tych, które przejawiają się w dziełach
Lema jako elementy świata przedstawionego.
Science fiction jawi się zatem jako naukowo umotywowany utwór o przyszłości.
Podkreślić trzeba, że jest to jedynie fikcja, toteż nie można się po niej spodziewać bezwzględnych i nieomylnych prognoz, nawet gdy przedmiotem badań niniejszej pracy jest
Słownik rodzajów..., s. 684. Dość podobnie odmianę science fiction ujmuje Słownik literatury popularnej.
Red. T. Żabski. Wrocław 2006, s. 307.
32 A. Niewiadowski, A. Smuszkiewicz: Leksykon..., s. 271-272.
33 Tamże, s. 272.
34 T. Pindel: Zjawy, szaleństwo i śmierć..., s. 26-27.
31
13
Wstęp
spuścizna takiego wizjonera jak Stanisław Lem. Zresztą „obecnie nikt nie oczekuje od gatunku
wieszczych zdolności, a co najwyżej niesprzeczności z nauką współczesną”35, jak pisze Tomasz Pindel.
Jednakże perspektywa poznania uprawdopodobnionych w naukowy sposób wizji przyszłych bibliotek takiego twórcy jak Stanisław Lem zdaje się być równie ciekawa, jeśli nie
ciekawsza...
Badając dzieła Stanisława Lema, można odnieść wrażenie pewnego porządku,
pewnej chronologicznej zależności. Otóż im Lem młodszy, tym wizje bibliotek śmielsze,
dalej sięgające w przyszłość; im starszy – tym bardziej zracjonalizowane, ostrożniejsze
i skupione na bliższych czasowych horyzontach. Niniejsza praca stara się zweryfikować
słuszność powyższej tezy, zbadać przyczyny takiego stanu rzeczy oraz przekonać się, czy
rzeczywiście można Lema nazwać „Paulem Otletem” epoki cyfrowej.
Przeprowadzono badania wszystkich tekstów Stanisława Lema, do których udało
się dotrzeć autorowi pracy. Posłużono się w nich głównie metodą analizy i krytyki piśmiennictwa, w tym przypadku polegającą na zgromadzeniu możliwie kompletnej kolekcji
takich fragmentów literackich z twórczości Stanisława Lema, które bezpośrednio dotyczą
bibliotek. Zbieranie danych odbyło się w sposób półautomatyczny z użyciem skanera,
komputera i arkusza kalkulacyjnego jako narzędzi badawczych, za pomocą których utworzono pełnotekstowy zbiór utworów. Wyszukane z niego fragmenty podlegały wstępnej
selekcji, typologii i interpretacji, tworząc w ten sposób bazę danych, zawierającą 164 rekordy (cytaty dotyczące bibliotek), pochodzące z całej twórczości Stanisława Lema.
W trakcie dalszych badań posłużyły one analizie i opracowaniu wniosków.
Opierając się na zebranych materiałach, autor pracy stara się prześledzić zdanie
Lema na temat bibliotek, jednak w związku z postawioną tezą zasadniczo czyni to w porządku odwrotnym do chronologicznego – od najmłodszych do najstarszych wizji, ale jednocześnie od najostrożniejszych do najdalej sięgających w przyszłość. Wpierw badane są
zatem późne teksty eseistyczne i felietonistyczne – zracjonalizowane i dotyczące m.in. Internetu i względnie nowych nośników informacji (rozdział II: Od papieru do Internetu. Wokół
teraźniejszości). Stopniowo ukazywane są coraz starsze teksy pisarza, sięgające jednak coraz
dalej w przyszłość – skupiono się głównie na Powrocie z gwiazd i Obłoku Magellana (rozdział
III: Od kryształu do fantomu. Odległa Przyszłość). Oba rozdziały poprzedza wprowadzenie,
omawiające biograficzne związki Lema ze światem książki (rozdział I: Od anatomii do science
fiction. Wspomnienia przeszłości). Do pracy dołączono aneks, w którym zamieszczono – już
35
Tamże, s. 43.
14
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
w układzie chronologicznym – ważniejsze wizje bibliotek, które w tekście głównym
przytoczone zostały wybiórczo ze względu na ich objętość, a dla pracy stanowią istotny
punkt odniesienia.
Od anatomii do science fiction
Wspomnienia Przeszłości
15
Rozdział I
Od anatomii do science fiction
Wspomnienia Przeszłości
S
tanisław Lem, autor Solaris i Cyberiady, przyszedł na świat w bibliotece. Przynajmniej w pewnym sensie. Bez dostępu do książek niewątpliwie wyrósłby na
jakiegoś tam Lema – lekarza, tłumacza czy montera samochodowego 1 – zupeł-
nie jednak niepodobnego do tego, którego dziś znamy. Bowiem ten Stanisław Lem, którego dziś znamy, nie mógłby istnieć bez książek – więź, jaka łączyła go z tym papierowym
światem, miała fundamentalny i – od najmłodszych lat – iście magnetyczny charakter. Jak
sam pisze w Wysokim Zamku, swojej autobiografii, już w przedwojennym Lwowie ojcowska „biblioteka, że pozamykana, pociągała mnie. Mieściła przede wszystkim książki lekarskie, anatomiczne atlasy ojca [...] Było to trochę podobne do oglądania katalogów wielkich dziecięcych budownictw,
gdzie najpierw narysowane są poszczególne ośki, dźwignie, kółka, a potem, na dalszych stronach, pokazane konstrukcje, które można z nich składać. Możliwe, że osteologiczne atlasy apelowały do moich,
później zresztą mających się ocknąć dopiero, konstruktorskich zainteresowań” 2. Najpewniej to
właśnie książki, czytane potajemnie przy wielkim biurku ojca w jego gabinecie, rozbudziły
w Lemie pokłady konstruktorskiej wyobraźni. Z pasją odkrywcy poznawał wszelkie
anatomiczne ośki, dźwignie i kółka ludzkiego ciała; zaintrygowany badał, jak działają i co
można z nich zbudować. Niezwykłą ciekawość świata zaspokajał lekturą encyklopedii,
która stała się „doskonałym uzupełnieniem sondowań przeprowadzanych w ojcowskiej bibliotece.
Niejedna też grawiura stała się zapewne natchnieniem moim później, gdy opętała mnie namiętność
robienia wynalazków”3. Jako ledwo trzynastolatek zbudował własny silnik elektryczny,
później zajmował się elektrolizą wody, konstruował przeróżne maszyny i aparaty, „mając za
przewodnik grubą książkę niemiecką, drukowaną gotykiem, Elektrotechnisches Experimentierbuch” 4.
Pierwsze otrzymane pieniądze ze stypendium na Instytucie Medycznym przeznaczył na
To autentyczne zajęcia, jakimi parał się Stanisław Lem – od 1940 roku rodzinną tradycją studiował we lwowskim Instytucie Medycznym, jednak skończył je na Uniwersytecie Jagiellońskim ze względu na drugą wojnę
światową. W jej trakcie pracował jako monter i spawacz w firmie samochodowej. Podczas nauki w Krakowie
tłumaczył podręczniki z języka rosyjskiego. Zob.: E. Balcerzak: Stanisław Lem. Warszawa 1973, s. 7-8.
2 S. Lem: Wysoki zamek. Kraków 2006, s. 19-20.
3 Tamże, s. 52-53.
4 Tamże , s. 121.
1
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
16
podzespoły do swych wynalazków. Pasjonował się także teorią, przelewając swą nadziemską wyobraźnię na papier – zapełniając całe zeszyty projektami przyrządów, przekładni,
samochodów, samolotów, machin bojowych, perpetuum mobile...
Z czasem, gdy prywatny księgozbiór
Lema zaczął obfitować „coraz bardziej w książki
popularnonaukowe, rozmaite Dziwy Przyrody, Tajemnice Wszechświata”5, z wszystkich tych wyczytanych osiek, dźwigni i kółek niczym z klocków
składać zaczął już nie maszyny, ale zupełnie
nowe gatunki fantastycznych stworzeń. Prócz
drapieżnych następców dinozaurów starał się
nawet doprowadzić do mariażu biologii z tech-
Rys. 1. Rysunek Stanisława Lema
Źródło: W. Orliński: Co to są sepulki? Wszystko o Lemie . Kraków 2007, s. 233
niką, projektując zwierzę skrzyżowane z lokomotywą, mające koła zamiast nóg6.
Wtedy jeszcze, tuż przed drugą wojną światową, Lem nie wiedział, że ta zabawa
wyobraźnią będzie kamieniem milowym dla późniejszej jego twórczości science fiction.
Każdy bowiem autor parający się fantastyką podobnie bawi się w Boga, stwarzając świat na
nowo, wyposażając go we własną faunę i florę, gromady niezwykłych stworzeń i społeczeństwa mieszkańców, mających własną historię, filozofię, prawa, wierzenia i technologie.
Jednak to właśnie książki – od ojcowskich atlasów anatomicznych po Tajemnice Wszechświata – były w tym wypadku inspiracją większości tych stwórczych aktów.
Młodzieńczy okres lwowski, związany z domowym księgozbiorem, w którym
„większość zwalistych ksiąg w centralnej części biblioteki odnosiła się do chorób nosa, gardła i uszu” 7,
skończył się bezpowrotnie w roku 1946 – wraz z wyjazdem całej rodziny do Krakowa
w ramach akcji repatriacyjnej8. „Kamienica, kilkupokojowe mieszkanie, biblioteka – wszystko
przepadło i na czterech drewnianych skrzynkach ruszyliśmy pociągiem do Krakowa” 9, sama zaś
„biblioteka pochłonięta została w całości przez chaos wojny i nie zostało po niej śladu” 10.
Nowy rozdział życia rozpoczyna Lem swoim debiutem literackim, wydając Człowieka z Marsa (napisanego jeszcze we Lwowie) jako powieść w odcinkach na łamach „NoTamże, s. 124.
Wszystkie te i inne stworzenia oraz wynalazki opisuje Stanisław Lem tamże, s. 119-125.
7 Tamże, s. 20.
8 A. Doboszewska: Kalendarium życia i twórczości Stanisława Lema. W: J. Jarzębski: Wszechświat Lema. Kraków 2003,
s. 318.
9 S. Lem: Dramat i farsa. W: Tegoż: Krótkie zwarcia. Kraków 2004, s. 302.
10 Tegoż: Wysoki zamek..., s. 24.
5
6
Od anatomii do science fiction
Wspomnienia Przeszłości
17
wego Świata Przygód”. Sam jego stosunek do bibliotek ulega wtedy pewnym zmianom, powodowanym niewątpliwie czynnikami politycznymi, które po latach otwarcie przyrównuje
do okupacji hitlerowskiej: „Tak, byliśmy okupowani. Wczoraj, kiedy robiłem porządki w bibliotece,
znalazłem książkę [...], która opowiada, co się działo z naszym książkowym dorobkiem w latach
1950-1952. [...] Władze nasze na rozkaz Moskwy zniszczyły więcej książek aniżeli Hitler w tak
fatalnie przyjmowanych przez świat całopaleniach”11. Z książnicami Polski Rzeczpospolitej Ludowej, czy bloku wschodniego w ogóle, ma do czynienia tyle tylko, ile to niezbędne, lub tylko
z tymi, które w jakiś sposób omijały represje władzy ludowej. U progu XXI wieku wraca
wspomnieniami do warszawskiej biblioteki Związku Literatów – jedynego miejsca, w którym czytać mógł paryską „Kulturę” „jak ktoś, kto się przed uduszeniem ratuje ożywczym strumieniem tlenu”12. W jednym z esejów opisuje swojego krakowskiego mentora, Mieczysława
Choynowskiego, który składał własny księgozbiór naukowy z dzieł przysyłanych mu przez
amerykańskie uniwersytety w zamian za ofiarowane im tytuły rosyjskie13. W innym jeszcze
tekście wraca pamięcią do moskiewskiej biblioteki im. Gorkiego, w której miał autorski
występ w towarzystwie Konstantina Fieoktistowa, rosyjskiego kosmonauty z pierwszego
lotu załogowego14. Zdecydowanie jednak lepiej wspomina Stanisław Lem bibliotekarstwo
niemieckie, z którym zetknął się w roku akademickim 1982/1983 w Berlinie, gdzie prowadził serię wykładów z filozofii przypadku:
Żyło się fantastycznie, [...] ale przede wszystkim radowałem się obsługą biblioteczną taką, jakiej nigdy przedtem nie miałem i nigdy już nie będę miał.
Wypisywałem tylko zamówienia i składałem je na stoliku przed drzwiami
mieszkania. To, co można było znaleźć w Berlinie, dostawałem od razu; to, co
znajdowało się w którejś z niemieckich bibliotek – na drugi dzień; a jeśli
książkę trzeba było sprowadzić z Londynu albo z Ameryki, trwało to aż trzy
dni...15
Widać wyraźnie, że Lemowi książki były niezbędne do życia tak, jak tlen jest niezbędny, by się ratować przed uduszeniem. Sytuacja polityczna bez ustanku dusiła go sztywnym
reżimem PRL-u wobec światowej literatury, wielowymiarową cenzurą, brakiem możliwości
sprowadzania potrzebnych książek, przejęciem Związku Literatów Polskich przez przychylnych partii pisarzy, czy wreszcie: wprowadzeniem stanu wojennego, który obudził
Tegoż: Bezwstyd. W: Tegoż: Krótkie zwarcia..., s. 412.
S. Lem: Świat na krawędzi. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Tomasz Fiałkowski. Kraków 2001, s. 89. Lem dokładniej sytuację tą opisuje w: tegoż: Książę Niezłomny. W: Tegoż: Krótkie zwarcia..., s. 352-353 a także w: tegoż: Busola
z Maisons-Laffitte. W: Tegoż: Krótkie zwarcia..., s. 349.
13 Tegoż: Wspomnienie o Mieczysławie Choynowskim. W: Tegoż: Krótkie zwarcia..., s. 339.
14 S. Lem: Świat na krawędzi..., s. 102. Konstantin Fieoktistow był jednym z trzech kosmonautów załogi
Woschoda 1, który wystartował 12 października 1964 roku. Zob. Kronika techniki. Oprac. M. B. Michalik.
Warszawa 1992, s. 503.
15 S. Lem: Świat na krawędzi..., s. 82.
11
12
18
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
w tym genialnym lwowiaku traumatyczne doświadczenia z drugiej wojny światowej16.
Mimo wszelkich tych zawirowań zamiłowanie Lema do książek nie cichnie, a może nawet
tym silniej „problem lektury zajmuje centralne miejsce wśród kwestii interesujących pisarza i określających jego światopogląd”17. Już sama analiza metaforyki używanego przez niego języka
wykazuje, że księgozbiory, regały i woluminy ciągle „chodzą mu po głowie”.
Co krok napotykamy na jakieś złożone zagadnienia, z których „każde wymagałoby
tomu co najmniej, jeśli nie biblioteki”18; temat związany z metodologią ewolucyjną określa Lem
jako rozdział, po chwili dodając, że „właściwie nie jest to rozdział, ale olbrzymia biblioteka” 19;
natomiast „problematykę AI ogarnia dzisiaj literatura, której nie pomieści byle uniwersytecka biblioteka”20; inne jeszcze kwestie pozwalają „wypełnić biblioteczne sale tysiącami tomów”21. Gdy tylko
ma zamiar napisać o ogromnej ilości informacji z jakiejś dziedziny, to niemal odruchowo
sięga po zwrot, że od tego zbytku aż „trzeszczą biblioteki”22, że wiedza ta „rozsadza biblioteki
globu!”23 albo w ogóle „rozsadza biblioteki, zatapia księgarnie i kioski gazetowe, zdębia telewizyjne
ekrany, piętrząc się nadmiarem”24. Kiedy stara się pokazać z kolei, jak nasza wiedza jest uboga,
znowuż sięga po tą samą metaforę – i tak na przykład czytamy, że „książka nie zawiera
»wszystkiego o człowieku«, bo to niemożliwe. »Wszystkiego« o nim nie zawierają największe biblioteki
świata”25. W idiolekcie Stanisława Lema biblioteka jawi się jako wygodny, metaforyczny
środek do określenia ilości informacji.
Oczywiście przez podane tu przykłady przebija się poza tym dość wyraźna i stała,
choć oczywiście standardowa, symbolika biblioteki jako źródła wiedzy. Wiele utworów
beletrystycznych jest zbudowanych w zgodzie z tym stereotypowym ujęciem. Całe armie
swoich bohaterów wysyła Lem do bibliotek, by uzupełniali wiadomości z historii i kultury
odległych cywilizacji26, badali przeróżne dziedziny futurystycznej nauki; by za jej pomocą
Takie nieprzychylne twórczości czynniki wylicza w swojej książce syn Stanisława Lema, T. Lem: Awantury na tle
powszechnego ciążenia. Kraków 2009, s. 200-201.
17 J. Jarzębski: Wszechświat Lema. Kraków 2003, s. 249.
18 S. Lem: Summa technologiae. Kraków 2000, s. 210.
19 Tamże, s. 33.
20 Tegoż: Zagadki. W: Tegoż: Tajemnica chińskiego pokoju. Kraków 1996, s. 193.
21 Tegoż: Wizja lokalna. Kraków 1998, s. 167.
22 Tegoż: Do moich czytelników. W: Tegoż: Rozprawy i szkice. Kraków 1975, s. 11.
23 Tegoż: Doskonała próżnia. W: Tegoż: Biblioteka XXI wieku. Kraków 2003, s. 32.
24 Tamże, s. 72.
25 Tegoż: Prowokacja. W: Tegoż: Biblioteka..., s. 330.
26 Weźmy za przykład choćby Ijona Tichego, który przed wyruszeniem w kosmiczną podróż na planetę Encję
studiuje tamtejszą kulturę w archiwum encjańskim: „Uznałem za rozsądne rozpoczęcie ich lektury od podręczników historii,
i to najstarszych, ażeby pójść niejako śladem naturalnego rozwoju społecznego, a zarazem umysłowego nieznanych istot. Miejscem
mych zmagań z sążnistymi tekstami stało się biurko, porządnie oświetlone nisko zsuniętą lampą. [...] W ogromnej bibliotece było
cicho jak makiem zasiał. Prócz szelestu przewracanych kartek rozlegały się w niej od czasu do czasu moje ciche westchnienia” –
tegoż: Wizja lokalna..., s. 79.
16
Od anatomii do science fiction
Wspomnienia Przeszłości
19
zaspokoili szalony nieraz głód wiedzy – jedna z postaci powie wręcz: „Jak ja się rzuciłem na
statystyki zjawisk pozazmysłowych! Pognałem do biblioteki, jakbym miał ogień za kołnierzem” 27. Niejedna dysputa uczonych rozgrywa się wśród regałów i katalogów. Może i rzeczywiście to
najodpowiedniejsze miejsce dla wszelkiej maści narad naukowych28, jak i rozwiązywania
całych serii nurtujących kwestii badawczych – jak choćby tej związanej z jednym z dubletów, mieszkającym na planecie Eden. Grupa zapalonych naukowców z taką pasją starała
się nawiązać z nim kontakt, że ich pokładowa biblioteka, w której się starali tego dokonać,
„przedstawiała obraz przerażający. Stoły, podłoga, wszystkie wolne fotele zawalone były stosami książek, atlasów, pootwieranych albumów, setki zarysowanych arkuszy walały się pod nogami, pomieszane
z książkami leżały części aparatów, kolorowe plansze [...] Siedzieli naprzeciw dubelta, zarośnięci,
z przekrwionymi oczami i pili kawę z wielkich kubków”29.
Czym jeszcze są dla Lema biblioteki i czemu, prócz funkcji informacyjnej, mają
jeszcze służyć?
W Solaris biblioteka staje się ludzką próbą okiełznania wszechświata, „oswojenia”
możliwie największej ilości wiedzy, jaką człowiek jest w stanie zebrać – „temu właśnie służy
cała biblioteka zgromadzona we wnętrzu Stacji, plon stu lat wysiłków, aby to, co jest nieludzkie czy pozaludzkie i co nie podlega uczłowieczeniu językowemu ani żadnemu innemu, jakoś jednak przyszpilić do
foliantów ludzkiej wiedzy”30.
W Wizji lokalnej encjańska biblioteka jest próbą oswojenia już nie wiedzy, ale swego
gościa – w tym wypadku Ijona Tichego. Gdy przybywa na odległą planetę, Encję, jej
mieszkańcy w gościnności swojej organizują mu przytulne pomieszczenie, które wyposażono między innymi w „oszklone szafy, jedne biblioteczne, pełne grubych książek, wśród których
dostrzegłem tomy roczników Lloyda, inne z modelami okrętów żaglowych i parowych, i znów pomyślałem,
że zadają sobie doprawdy zbyt wiele trudu, urządzając takie przedstawienie na okazję jednej rozmowy
z Ziemianinem!”31 Szafy pełne grubych książek oczywiście nie służą tu celom informacyjnym –
mają jedynie sprawić przytulne wrażenie, imitować gabinet naukowy lub właśnie bibliotekę, by Ijon Tichy – będący przecież zapalonym badaczem i odkrywcą – poczuł się jak we
własnym domu. W końcu gdzie indziej – aniżeli między regałami i katalogami – mieszkają
naukowcy? Tym bardziej podkreśla to sytuacja z encjańskiego archiwum, które Ijon Tichy
S. Lem: Formuła Lymphatera. W: Tegoż: Zagadka. Kraków 2003, s. 237.
Taką naukową naradę zarządza np. doktor Horpach, mówiąc: „Zwołamy teraz naradę; wolałbym tego nie robić, bo kroi
się na wielką dyskusję, namiętności naukowe rozgorzeją, ale innej rady nie widzę. Za pół godziny w głównej bibliotece” – S. Lem:
Niezwyciężony. Kraków 2002, s. 109.
29 Tegoż: Eden. Kraków 1999, s. 259.
30 Tegoż: Stacja Solaris. W: Tegoż: Krótkie zwarcia..., s. 376.
31 Tegoż: Wizja lokalna..., s. 248.
27
28
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
20
przestudiował przed wyjazdem w tą odległą podróż32. Okazało się być ono miejscem
alienacji, miejscem społecznego wykluczenia. Jak wspomina, „studia zajęły mi już pięć tygodni;
pozostawały jeszcze prawie dwa miesiące przymusowego pobytu w Szwajcarii, lecz zdawało się to niczym
wobec nie przemierzonych dotąd, następnych sal olbrzymiej biblioteki. Nie upadałem jednak na duchu,
choć stałem się kompletnym odludkiem”33.
Oczywiście u Lema nie brakuje też bibliotek o bardziej trywialnych funkcjach – jak
chociażby rozrywkowych czy odpoczynkowych. Takim właśnie czynnościom oddają się
pracownicy Instytutu, gdy po pracy docierają „do biblioteki. Tutaj obaj usiedli przy wielkim oknie
wychodzącym na park. Siołło poczęstował Czwartka papierosem i sam z zadowoleniem zaciągnął się
dymem. Lubił po pracy odpocząć chwilę w tym właśnie miejscu, gdyż szczególny spokój przynosiło mu
zarówno sąsiedztwo wysokich półek pełnych ciemnych tomów, jak i wielkich drzew parku gnących się
teraz w wichurze za oknami”34. Jak widać, do rozerwania się w bibliotece nie potrzeba nawet
otwierać książek – wystarczy samo ich sąsiedztwo na wysokich półkach, możliwość oddania się
nałogom przy jednoczesnej względnej bliskości natury. Względnej, gdyż wielkim oknem oddzielono ich od tych wielkich drzew parku gnących się w wichurze. W odróżnieniu od natury to
biblioteka, naukowo uporządkowany kosmos ciemnych tomów, jest tym bezpiecznym miejscem o przyjaznej atmosferze, w którym można się schronić od otaczającego nas chaosu –
czyli od problemów codzienności.
Zob. rozdział I, przyp. 26.
S. Lem: Wizja lokalna..., s. 122.
34 Tegoż: Topolny i Czwartek. W: Tegoż: Sezam. Warszawa 1955, s. 33.
32
33
Od papieru do Internetu
Wokół teraźniejszości
21
Rozdział II
Od papieru do Internetu
Wokół teraźniejszości
P
rzyjrzawszy się dokładniej wizjom bibliotek, jakie Stanisław Lem spisał na
kartach swych dzieł science fiction, dojść można do dość zaskakującego wniosku. Otóż większość tychże wizji przedstawia nie futurologiczne, a zupełnie
tradycyjne, papierowe książnice – z regałami, kartkowymi katalogami i książkami w postaci
kodeksów... Wspomniany już statek kosmiczny, który rozbił się na planecie Eden, był właśnie w taką bibliotekę wyposażony, a jej zbiory przydały się tuż po katastrofie. Bynajmniej
nie do czytania... Kosmonauci brali z niej głównie „atlasy gwiazdowe nieba, bardzo wielkie
i grube. | Budowali z nich piramidę, jak z cegieł”1, by sięgnąć ręcznej korby, otwierającej właz,
przewróconego na bok, statku. Na co dzień jednak biblioteki pokładowe służyć miały rozrywce i kształceniu – jak w przypadku Ijona Tichego, który, wybierając się w Podróż trzynastą, postanowił „cały czas lotu, obliczany na lat dziewięć, poświęcić samokształceniu w dziedzinie filozofii. Jakoż wystartowałem z Ziemi w rakiecie od klapy po dziób wypełnionej półkami bibliotecznymi,
uginającymi się pod ciężarem najszczytniejszych płodów ducha ludzkiego” 2. Z kolei na ścianach, urządzonej na marynarską modłę, kabiny nawigacyjnej w statku Pirxa „ciągnęły się wpuszczone
w boazerię, zwaliste szafy biblioteczne”3.
Równie papierowe są u Lema biblioteki stacjonarne – wspomnijmy choćby tą,
w której profesor Siołło i magister Czwartek palili papierosy i oglądali wichurę za oknem.
Zresztą profesor ten ma cały pokój, w którym „aż po sufit wznosiły się wypełnione książkami
półki”4. Równie papierowymi zbiorami szczyci się biblioteka zakazanych starodruków,
których strzeże przed zapędami politycznej cenzury zastęp robotycznych zakonników. Po
niespodziewanej kontroli, przez którą wszystkie księgi pośpiesznie ukryli w głębinach
klasztornej studni, „ojcowie bibliotekarze zamartwiali się, bo do jednego nieszczelnego pojemnika dostała się woda, więc trzeba było zaraz przekładać bibułą przemoczone kartki starodruków, przeor zaś,
S. Lem: Eden. Kraków 1999, s. 11.
Tegoż: Z dzienników gwiazdowych Ijona Tichego. W: Tegoż: Dzienniki gwiazdowe. Kraków 2001, s. 105.
3 Tegoż: Terminus. W: Tegoż: Opowieści o pilocie Pirxie. Kraków 1999, s. 71.
4 Tegoż: Topolny i Czwartek. W: Tegoż: Sezam. Warszawa 1955, s. 40-41.
1
2
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
22
to jest ojciec robot [...]siedział przez cały czas rewizji”5 na zapomnianym w ogólnym zamęcie podręczniku historii, czytanym uprzednio przez Ijona Tichego, który w swej Podróży dwudziestej
pierwszej odwiedza właśnie niniejszy klasztor. To ten sam gwiezdny podróżnik, który przekopywał ciężkie – i oczywiście: papierowe – tomy we wspomnianym wcześniej encjańskim
archiwum na Ziemi. Napotkał tam nawet pomyłki klasyfikacji rzeczowej w kartkowym
katalogu:
jakiś bałwan bibliotekarz umieścił cały dział Nacjomobilistyki razem z Automobilistyką pod hasłem Transport i Komunikacja Miejska; ja natomiast szukałem pod „Doktryny Polityczne”, „Polityczne doktryny”, „Ideologie” i tak dalej.
Na właściwe regały natrafiłem zupełnie przypadkowo, kiedy potrzebny mi był
bardzo gruby i ciężki tom do wygładzenia spodni, bom je czasem zdejmował
dla wygody i dostrzegłem, jak są pomięte, a trudno było chodzić do ministerstwa z żelazkiem i deską do prasowania.6
Na kartach swych dzieł komentuje Stanisław Lem jeszcze kilka innych tendencji
czy wręcz patologii, związanych z tradycyjną książką. W Topolnym i Czwartku pracownik
Instytutu narzeka na użytkownika, którzy zwraca egzemplarze „popstrzone na marginesach
hieroglificznymi zapiskami. Bibliotekarz ścierał gryzmoły gumką i klął się, że nie da więcej żadnej
książki niechlujnemu czytelnikowi”7. Krytykowane jest również próżne kolekcjonerstwo, wedle
którego zbudowana została podręczna biblioteka przydzielona matematykowi, Piotrowi
Hogarthowi, bohaterowi Głosu Pana. „Ten, kto ją kompletował, był zupełnie pewien, że książki są
tym więcej warte, im więcej kosztują. Były wiec encyklopedie, dzieła z historii matematyki i historii nauki
– nawet o kosmogonii Majów. Panował tam idealny ład w obrębie grzbietów oraz opraw, jak również
kompletny bezsens w drukowanej treści – przez cały rok nie skorzystałem ani razu z mojej biblioteki”8.
Takich lub podobnych papierowych bibliotek jest w futurystycznych światach
Lema całe zatrzęsienie (nie mówiąc już o wystąpieniach metaforycznych). Znajdziemy je9
w cyklu o pilocie Pirxie (Opowieści o pilocie Pirxie, Ananke, Terminus), w awanturniczych podróżach Ijona Tichego (Kongres futurologiczny, Wizja lokalna, Pokój na Ziemi, Dzienniki Gwiazdowe, Ze wspomnień Ijona Tichego – w tym: Ratujmy kosmos oraz Pożytek ze smoka), licznych
opowiadaniach i cyklach opowiadań (Topolny i Czwartek, Przyjaciel, Cyberiada) oraz powieściach (Eden, Solaris, Pamiętnik znaleziony w wannie, Głos Pana, a nawet półfantastyczna powieść detektywistyczna, Katar). Biblioteki tradycyjne przewijają się od debiutu literackiego
Lema (Człowiek z Marsa – wydany w roku 1946), aż do ostatniej powieści (Fiasko – 1987).
Tegoż: Z dzienników gwiazdowych..., s. 226.
Tegoż: Wizja lokalna. Kraków 1998, s. 106.
7 Tegoż: Topolny i Czwartek..., s. 17.
8 Tegoż: Głos Pana. Kraków 2002, s. 99-100.
9 Na podstawie badań własnych autora pracy.
5
6
Od papieru do Internetu
Wokół teraźniejszości
23
Doprawdy dziwne zjawisko! Fakt takiej wielości bibliotek papierowych powinien co
najmniej zastanowić. Tak samo jak upór, który każe Lemowi wygospodarowywać miejsce
na podręczny księgozbiór w najmniejszej nawet kosmicznej rakiecie. Dlaczego w futurystycznym świecie pełnym różnorodnych robotów, niezwykłych obcych cywilizacji, sztucznej inteligencji i technicznych rewolucji wciąż mamy do czynienia z tradycyjnymi bibliotekami, wypełnionymi papierowymi kodeksami? Czyżby ktoś taki jak Lem nie miał pomysłu
na biblioteki przyszłości? A może uznał, że taka forma dystrybucji informacji i wiedzy jest
optymalna i żadne unowocześnienia nie są potrzebne?
Patrząc jednak na to, w jakim świetle ukazane są te biblioteki, można dojść do
zgoła odmiennych wniosków – w końcu wiele z nich, a już szczególnie cykl z Ijonem Tichym, zwanym przecież nieraz gwiezdnym baronem Münchhausenem lub kosmicznym
Guliwerem10, krytykuje na różne sposoby świat przedstawiony lub wręcz w całości wpisuje
się w konwencję groteskowo-satyryczną. A satyra to wszak nic innego jak utwór „ośmieszający lub piętnujący ukazywane w nim zjawiska”11, którymi w tym wypadku są właśnie biblioteki.
Bałwan bibliotekarz, który dostawił w katalogu rzeczowym Nacjomobilistykę do Automobilistyki; próżne kolekcjonerstwo, charakteryzujące się bezsensem w drukowanej treści; niechlujni
czytelnicy piszący po marginesach; nieodporne na działanie wody starodruki, które przemoczone przekładać trzeba bibułą; rakieta kosmiczna, uginająca się pod ciężarem najszczytniejszych
płodów ducha; księgozbiór w Edenie, przydający się głównie do zbudowania z niego prowizorycznej drabiny i otwarcia statku.
Fragmenty te aż przesiąknięte są krytyką wykierowaną w tradycyjną książkę. Wśród
futurystycznych machin i urządzeń zdaje się być zbyt delikatna, nazbyt ciężka, za wielka,
niepraktyczna, kłopotliwa w opracowaniu, a czasem nawet niepotrzebna i bezwartościowa.
Przynajmniej tak mniej więcej ocenia tą kwestię Kris Kelvin, główny bohater Solaris, „odstawiając na półkę tom, tak ciężki, że musiałem przytrzymać go obiema rękami, pomyślałem, że nasza
wiedza o Solaris, wypełniająca biblioteki, jest bezużytecznym balastem i trzęsawiskiem faktów”12. Za
jakiś czas doda jednak, opisując ten sam regał, że „był to nie tyle luksus, co najmniej zresztą wątpliwy, ile wyraz pamięci i szacunku wobec pionierów solaryjskiej eksploracji”13. W Solaris książka
papierowa jest zatem luksusem – czyli jest rzadka, egzotyczna, może także droga; luksusem
Cykl ten dla samego Lema jest „czymś pośrednim między powiastką filozoficzną typu wolteriańskiego, a z lekka groteskową
münchhauseniadą” – cyt. za: A. Smuszkiewicz: Stanisław Lem. Poznań 1995, s. 94. Do bohatera Swifta przyrównuje
Tichego również sam Lem, co szczegółowiej objaśnia E. Balcerzak: Stanisław Lem. Warszawa 1973, s. 82-84 oraz
J. Jarzębski: Spór między Münchhausenem a Guliwerem. W: S. Lem: Dzienniki gwiazdowe..., s. 515-519.
11 M. Głowiński [i in.]: Słownik terminów literackich. Red.: J. Sławiński. Wrocław 2000, s. 497.
12 S. Lem: Solaris. Kraków 2002, s. 27.
13 Tamże, s. 122.
10
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
24
ponadto wątpliwym – a to pozwala myśleć, że już same postacie świata przedstawionego
mają świadomość ułomności i wad papierowej książki. Przechowują jednak ten bezużyteczny
balast przez wzgląd na tradycję oraz pamięć i szacunek wobec jego autorów – być może
mowa jest tu o podobnej odmianie szacunku do tej, którą okazywali starodrukom robotyczni bracia zakonni...
Skąd jednak czerpią wiedzę naukowcy ze stacji na Solaris, skoro papierowe książki
są jedynie skamieliną zamierzchłej epoki cywilizacyjnej? Otóż czerpią ją z tej samej biblioteki, tyle że z jej „pomieszczenia głównego, którego lwią część wypełniają kasety mikrofilmów. Są na
nich utrwalone drobne ułamki wnętrza symetriad, oczywiście dawno już nie istniejących, a jest ich tam, nie
zdjęć, ale całych szpul, ponad dziewięćdziesiąt tysięcy”14. Również w Niezwyciężonym (1964) biblioteki „kryły w sobie książki i mikrofilmy”15. Oczywiście dzisiaj, po kilkudziesięciu latach, już
nikt poważnie nie wiąże przyszłości bibliotek z mikrofilmami, ale i Lem nie zatrzymuje się
na nich w swoich wizjach i proponuje inne jeszcze alternatywy dla papierowej książki...
Pomysł taki pojawia się już w opowiadaniu Młot z roku 1959. Umieszczonymi
w bibliotece pokładowej planami rakiety, w której odbywa się akcja, zadrukowano „dwieście
dwanaście tomów in quarto – techniczna dokumentacja statku. Nie. Zarys dokumentacji. Szczegóły dalsze – na ferromagnetycznych wstęgach, we wzorcowni”16. Z Podróży jedenastej Dzienników Gwiazdowych
(1961) dowiadujemy się o innym jeszcze statku kosmicznym, który „wiózł na swym pokładzie
[...] szereg pojemników rtęciowej pamięci syntetycznej, których odbiorcą miał być Uniwersytet Mleczny
w Fomalhaut. Zawierały one dwa rodzaje wiadomości: z zakresu psychopatologii oraz leksykologii archaicznej”17. Wreszcie czytamy w Cyberiadzie (1965), że jeden z jej dwóch głównych robotycznych bohaterów, Trurl, po burzliwej debacie z drugim, swym przyjacielem i rywalem, Klapaucjuszem,
wziął tedy z bibliotecznych półek gromadę dzieł poświęconych opisom niezliczonych społeczności i pochłaniał je z godną podziwu chyżością. A że mimo
to zbyt wolno zapełniał sobie umysł potrzebnymi faktami, przywlókł z piwnicy
osiemset kaset rtęciowej, ołowiowej, ferromagnetycznej i krionicznej pamięci,
popodłączał je wszystkie kabelkami do swego jestestwa i w ciągu kilku sekund
załadował sobie jaźń czterema trylionami bitów samej najlepszej i najbardziej
otchłannej informacji, jaką tylko można znaleźć w pomroce gwiazd, na globach, a też na stygnących słońcach, zamieszkanych przez cierpliwych dziejopisów. Była to dawka tak silna, że zatrzęsło nim od stóp do głów; posiniał, oczy
wyszły mu nieco na wierzch, chwycił go nadto szczękościsk i przykurcz
Tamże, s. 136.
Tegoż: Niezwyciężony. Kraków 2002, s. 58. Załoga Niezwyciężonego odnajduje mikrofilmy również na pokładzie
Kondora, bliźniaczego statku: „w przyległej bibliotece jak wysypana z worka kasza leżały mikrofilmy, częściowo rozwinięte
i splątane wielkimi śliskimi kłębami” – tamże, s. 48.
16 Tegoż: Młot. W: Tegoż: Zagadka. Kraków 2003, s. 214.
17 Tegoż: Z dzienników gwiazdowych..., s. 63.
14
15
Od papieru do Internetu
Wokół teraźniejszości
25
ogólny, a też zadygotał, jakby nie historiozofią i historiografią, lecz piorunem
został porażony.18
W większą dawkę krytyki wobec nowych form książek (i postępu cywilizacyjnego
w ogóle) obfituje opublikowane w 1973 roku, w satyrycznym czasopiśmie „Szpilki”, opowiadanie z cyklu wspomnień Ijona Tichego, Profesor A. Dońda. Tytułowy uczony przewidział katastrofę informacyjną na Ziemi – gdy przepowiednia się ziściła, „najmocniej dała się
we znaki krajom rozwiniętym. Ileż bibliotek skomputeryzowano w ostatniej dekadzie! Aż tu z taśm,
kryształów, ferrytowych tarcz, kriotronów w ułamku sekundy wyparował ocean mądrości. [...] Im kto
wyżej wlazł na drabinę postępu, tym gwałtowniej z niej rymnął”19.
Ferromagnetyczne wstęgi taśmy, pojemniki rtęciowej pamięci syntetycznej, ferrytowe tarcze,
kryształy, kriotrony oraz kasety ołowiowej i krionicznej pamięci przywodzą na myśl cały arsenał
cybernetycznych neologizmów, tak bardzo charakterystycznych dla utworów Stanisława
Lema – szczególnie tych o zabarwieniu groteskowo-satyrycznym. Dla Jana Błońskiego jest
wręcz oczywiste, że „intelekt [...] fantastykę naukową sprowadza do kwestii wynalazczości językowej
– barwne strumy, kurdle i rybony Lema”20. Wszak nierzadko to właśnie warstwa leksykalna
stwarza obok obecnego tu komizmu tą iluzję odmienności, to złudzenie względnej prawdziwości wykreowanego świata fantastycznego. Tworzone przez literaturę wzorce i modele
– i to nie tylko satyry i groteski jak w tym wypadku – zdeterminowane są właśnie przez
język21.
Wizja przyszłości opisana takim właśnie językiem jest tym bardziej uprawdopodobniona, że inspiracją dla niektórych z tych nośników informacji o dziwnie brzmiących
nazwach nie jest wcale skłonna do neologizmów wyobraźnia Lema, a po prostu rzeczywistość. Okazuje się bowiem, że pewne, wspomniane tu typy pamięci, były wykorzystywane
w konstrukcjach wczesnych komputerów – i to mniej więcej w tych samych czasach,
w których powstawała Cyberiada czy Dzienniki Gwiazdowe. Pamięci rtęciowe, które Lem użył
po raz pierwszy w 1961 roku, stosowano już w latach ’50 – również w Polsce22. Taśmy
magnetyczne planował wykorzystać w swojej maszynie już Alan Turing w latach ’40, jako
pamięć masowa służyły już od początku lat ’50, zyskując tak dużą popularność, że korzysta
Tegoż: Kobyszczę. W: Tegoż: Cyberiada. Kraków 2002, s. 228-229.
Tegoż: Ze wspomnień Ijona Tichego. W: Tegoż: Dzienniki gwiazdowe..., s. 497.
20 J. Błoński: Szanse science-fiction. „Życie Literackie” 1961, nr 31.
21 J. Rothfork: Cybernetyka a humanistyczna proza fabularna: „Cyberiada” Stanisława Lema. W: Lem w oczach krytyki światowej. Red.: I. Smorąg. Kraków 1989, s. 256.
22 Pamięć taką zwano rtęciową linią opóźniającą – wykorzystywała zjawisko szybszego rozchodzenia się dźwięku
w ośrodku rtęci. Rozwiązania tego typu stosowano w takich komputerach jak ENIAC, EDSAC lub polski XYZ,
uruchomiony w 1958 roku. Zob. T. Bilski: Pamięć. Nośniki i systemy przechowywania danych. Warszawa 2008, s. 53-54.
18
19
26
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
się z nich do dziś – w urządzeniach zwanych strimerami23. Pamięć ferrytową, inaczej rdzeniową, także zaczęto stosować w latach ’50 XX wieku. Produkowały ją między innymi zakłady Elwro we Wrocławiu, a wykorzystywano jako pamięć operacyjną w polskich komputerach z lat ’60 – w tym w Odrze24. Amerykański badacz i wynalazca, Stanford Ovshinsky, w 1966 roku opatentował technologię zapisu danych na nośniku krystalicznym, trzy
lata później Charles Sie na Iowa State University opublikował swoją rozprawę naukową na
ten temat25, zaś po kolejnych 4 latach, w 1973 roku, o tychże kryształach wspomina już
profesor Affidavid Dońda – oczywiście w odległej przyszłości świata przedstawionego
utworu. Ten sam motywacyjny mechanizm obserwujemy w przypadku mikrofilmów: Polska Biblioteka Narodowa ledwo w 1950 roku zaczęła produkować pierwsze ich egzemplarze z najcenniejszymi zbiorami26, a już w 196027 znalazły swe odbicie w Solaris jako
standardowe, upowszechnione medium przekazu informacji.
Już samo zestawienie z sobą tych dat wdzięcznie wskazuje na podstawę wszelkich
prognoz, jakie snuł w swych dziełach Stanisław Lem. Co chyba oczywiste, były nią najnowsze osiągnięcia nauki i techniki, które skrupulatnie śledził w prasie fachowej i uznawał
za obiektywne28. Pod tym kątem pisarstwo, którym się trudnił, mocno przypomina
meteorologię. Im świeższymi i dokładniejszymi danymi dysponują stacje pogodowe, tym
O tym typie pamięci wspomina H. Kaufmann: Dzieje komputerów. Warszawa 1980, s. 121. Szczegółowo charakterystykę i przeróżne standardy magnetycznych pamięci taśmowych opisuje: T. Bilski: Pamięć..., s. 277-318.
24 Prócz Odry 1013, 1204 i 1305 pamięć ferrytową stosowano we wcześniejszych konstrukcjach – ZAM 21 oraz
ZAM 41. Do dziś wyszła już z użycia, acz bywa jeszcze używana w pojazdach wojskowych lub kosmicznych ze
względu na podtrzymywanie danych bez zasilania. Zob. Tamże, s. 242-243; A. Freedman: Encyklopedia komputerów.
Tł.: M. Dadan [i.in.]. Gliwice 2004, s. 572; Pamięć ferrytowa. W: Wikipedia. Wolna encyklopedia [online]. [dostęp:
13.05.2011]. World Wide Web: http://pl.wikipedia.org/wiki/Pamięć_ferrytowa
25 T. Bilski: Pamięć..., s. 541-542; Phase-change memory. W: Wikipedia. The free encyclopedia [online]. [dostęp:
13.05.2011]. World Wide Web: http://en.wikipedia.org/wiki/Phase-change_memory
26 Zob. np. E. Potrzebnicka: Ochrona zbiorów a nowoczesne technologie. „Biuletyn Informacyjny Biblioteki Narodowej”
2006, nr 4, s.14 [online]. [dostęp: 29.04.2011]. World Wide Web:
http://www.bn.org.pl/download/document/1246021870.pdf; T. Szczęsna: Program mikrofilmowania czasopism
i innych dokumentów polskich bibliotek, realizowany w Bibliotece Narodowej. „Notes Konserwatorski” 2000, nr 4, s. 46-55.
Same mikrofilmy są jednak znacznie starsze – pierwszy egzemplarz wykonał w 1850 roku angielski optyk,
J. B. Dancer, oprawiając zminiaturyzowane zdjęcie królowej Wiktorii. Zob. Kronika techniki..., s. 244. Entuzjastą
mikrofilmowania dokumentów był Paul Otlet – wobec zbyt nieporęcznego papieru w 1906 roku, „wraz z chemikiem Robertem Goldschmidtem, zaproponowali »mikrofilm« jako wzorcową formę nowej, ekonomicznej książki” – H. Zarębska:
Śmiałe pomysły Paula Otleta – belgijskiego naukowca, twórcy informacji naukowej. „Nowa Biblioteka” 2010, nr 2, s. 85.
27 Podawane w niniejszej pracy, daty przy utworach Stanisława Lema dotyczą najczęściej momentu ich powstania,
a nie – wydania. W wypadku braku możliwości ustalenia czasu powstania utworu, daty podawane są za: A. Doboszewska: Kalendarium życia i twórczości Stanisława Lema. W: J. Jarzębski: Wszechświat Lema. Kraków 2003, s. 316-333.
28 Sam Lem w rozmowie z Beresiem podkreśla, jak istotne jest dla niego naukowe umotywowanie i naukowa
inspiracja swych prognoz – jak mówi, „wziąłem za wzorce nie wizje »z powietrza«, ale wielkie przebiegi ewolucyjne, bo te
niewątpliwie istnieją, i technologię, którą operuje ewolucja w naszych ciałach, bo to nie jest mrzonka, lecz fakt” – S. Lem: Tako
rzecze... Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś. Kraków 2002, s. 346. Prasę fachową, z której między
innymi czerpie takie naukowe inspiracje, przeciwstawia piśmiennictwu futurologicznemu i popularnonaukowemu,
o którym ma zdanie dość nieprzychylnie: „periodyki stricte naukowe, takie jak na przykład »Science«, »Nature« czy »Priroda« zawsze podają wiadomości ścisłe i ostrożne, natomiast pisma takie jak »Science et vie« lub prasa popularnonaukowa śmiało
szybują na skrzydłach fantazji i sensacji, żeby zwiększyć sobie sprzedaż” – tamże, s. 519.
23
Od papieru do Internetu
Wokół teraźniejszości
27
trafniejszą lub dalej sięgającą w przyszłość prognozę są w stanie sporządzić. Z literaturą
science fiction jest podobnie – stanowi mniej lub bardziej energiczną reakcję na rozwój
cywilizacji, starając się przewidzieć jej dalsze kroki na podstawie tych, które aktualnie są
widoczne.
Nowe media, jakie zaprezentował w swych utworach Stanisław Lem, stoją w różnych konfiguracjach wobec książki tradycyjnej. Jednakże brakuje wśród nich wariantu
skrajnie „postępowego”, który by huraoptymistycznie zaakceptował wszystko, co przynosi
z sobą technologiczny postęp. Najbardziej „postępowe” z tych przykładów jest Solaris
z biblioteką mikrofilmów – nośniki alternatywne stopniowo wypierają tradycyjne kodeksy
– papierowe książki przechowuje się tam już tylko przez wzgląd na tradycję oraz szacunek
wobec ich autorów, gdyż na dobrą sprawę stanowią bezużyteczny balast.
Najbardziej ugodowa wersja rozwoju wydarzeń (nazwijmy ją modelem „przejściowym”) zakłada współistnienie starych i nowych form, a wręcz ich wzajemne się uzupełnianie (tak to przebiega w Młocie lub Niezwyciężonym).
W zasadzie chyba najbardziej typowy dla rozwoju cywilizacji jest model, który roboczo można by nazwać „zachowawczym” – za jedyne właściwe uznaje formy stare, nowe
traktując jako gorsze, pomimo ich zalet. Trurl sięga do bibliotecznych półek odruchowo,
z przyzwyczajenia. Szybko się jednak orientuje, że w sytuacji pilnej informacyjnej potrzeby
zbyt wolno zapełnia sobie umysł potrzebnymi faktami. Ze źródeł alternatywnych korzysta jednak
niechętnie, skoro przetrzymuje je w piwnicy, pomimo że różnica w szybkości przyswajania
wiedzy jest olbrzymia i trudna do zakwestionowania. Gigantyczną nawet na dzisiejsze warunki porcję danych29 Trurl załadował sobie w ciągu kilku sekund, aż dostał drgawek,
szczękościsku i przykurczu ogólnego z tego pośpiechu. Równie niezwykły jest sposób odczytu
tych informacji – dziś jeszcze trudno sobie wyobrazić, byśmy, chcąc się czegoś dowiedzieć,
podłączali swoją jaźń bezpośrednio do cyfrowych nośników30. Choć w zasadzie nie jest to
może nic nadzwyczajnego, zważając na oczywisty fakt, że główny bohater Cyberiady jest
robotem.
Cztery tryliony bitów to w przeliczeniu 466 milionów terabajtów (według obliczeń autora pracy). Dla porównania:
prezes zarządu firmy Google, Eric Schmidt, szacuje cały obecny Internet na zaledwie 5 milionów terabajtów –
zob. B. McGuigan: How Big is the Internet? [online]. [dostęp: 30 kwietnia 2011]. World Wide Web:
http://www.wisegeek.com/how-big-is-the-internet.htm. Transfer tak gigantycznej ilości danych – zarówno naszego Internetu, jak i zawartości piwnicy Trurla – w ciągu zaledwie kilku sekund to jak na razie bardzo odległe
science fiction.
30 Motyw łączenia świadomości z cyfrową informacją jest często eksploatowany przez fantastykę – już samych
realizacji filmowych jest cała rzesza – od Pamięci absolutnej przez Johnny’ego Mnemonica i Matrixa do choćby Avatara.
29
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
28
Model „zachowawczy” przypomina współczesny rynek książki, w który nieśmiało
wdzierają się elektroniczne publikacje na elektronicznych nośnikach, gdyż czytelnicy wciąż
chętniej jeszcze sięgają po papierowe kodeksy, a wszelkie techniczne nowinki chowają na
razie do metaforycznej „piwnicy”.
Skrajną realizacją modelu „zachowawczego” jest wariant, który moglibyśmy nazwać
wręcz „recesywnym”. Polega na negatywnym podejściu do rozwoju cywilizacyjnego, wręcz
postawieniu tegoż rozwoju do góry nogami... Profesor A. Dońda, w którym takie stanowisko
się pojawia, jest oczywiście groteskową opowiastką, z natury rzeczy wywracającą świat na
opak. Niemniej jednak sam Lem w wywiadzie z Beresiem zastanawia się, „czemu istnienie
ludzkie wchodzi w fazę cywilizacji technologicznej, a potem dąży w kierunku technologicznej pułapki,
z której nie widzę takiego wyjścia, które by nie miało charakteru autolikwidacyjnego”31.
Obecna przecież nie tylko u Lema katastroficzna wizja przyszłości, w której ludzkość sięga kresu rozwoju i doprowadza się do autodestrukcji, być może ma swe źródło
w lęku przed tym, co nowe, nieznane i postępowe. W skali mikro takim nowym i nieznanym może być najnowsza zdobycz techniki, wynalazek, powiedzmy: książka elektroniczna,
której w pierwszej chwili nie jesteśmy w stanie ogarnąć rozumem. Natomiast w skali
makro – wobec milionów lat powolnej ewolucji – takim nieogarniętym, nagłym „wynalazkiem” może być i cała ludzka cywilizacja32... W końcu to ledwo kilka tysięcy lat – z perspektywy ewolucji życia na Ziemi: krótki, nagły przebłysk nieznanego. W modelu „zachowawczym” dawałby więc znać o sobie pewien konserwatyzm myślowych horyzontów
i skłonność do przyzwyczajeń. We względnie łagodnym, podstawowym modelu „zachowawczym” objawiałoby się to jedynie pewną bierną niechęcią i niepewnością wobec
nowości; wariant „recesywny” widzi w tej nowości zagrożenie życia na Ziemi i aktywnie się
jej przeciwstawia – to ci sfrustrowani rzeczywistością, „którzy niszczą, żeby uratować stan
aktualny lub powrócić do jakiejś cudownej arkadii – jak ci luddyści, niszczący w dziewiętnastym wieku
maszyny parowe”33. Wszystko miałoby swe źródło w lęku.
Stanisława Lema mimo wszystko „interesuje bardziej ta mniej prawdopodobna droga od
bardziej prawdopodobnej, jaką jest zbiorowe samobójstwo ludzkości” 34. Można jednak pytać, skąd
w nim tak czarne, pesymistyczne scenariusze przyszłości? Dlaczego te futurystyczne rtęciowe pamięci syntetyczne, ferrytowe tarcze, kryształy i kriotrony tracą nagle sens i ich twórca uniceS. Lem: Tako rzecze..., s. 313.
Mechanizmy te, w kontekście cielesności i duchowości człowieka, objaśnia A. Kępiński: Lęk. Kraków 2002,
s. 51-52.
33 S. Lem: Tako rzecze..., s. 286.
34 Tamże, s. 346.
31
32
Od papieru do Internetu
Wokół teraźniejszości
29
stwia je wszystkie, by z nich w ułamku sekundy wyparował ocean mądrości? Oczywiście wizja, w
której „komputeryzacja skręci łeb cywilizacji”35, to jedynie jeden z wielu możliwych scenariuszy
rozwoju, czemu jednak miałby być bardziej prawdopodobny? Czyżby ktoś taki jak Stanisław
Lem mógł przelęknąć się przyszłości – tego nagłego i nieznanego?
Może i trudno się dziwić, skoro technologie z lat ’50, które Lem wtłoczył w latach
’60 do swoich dzieł jako niewiarygodnie futurystyczne, już w latach ’70 odchodzą do lamusa. Użyte w 1960 roku mikrofilmy były w Solaris atrybutem przyszłości, 15 lat później,
w Katarze, oznaczają już element charakterystyczny dla świata współczesnego36. Dziś,
w dobie digitalizacji niemalże już stanowią ten bezużyteczny balast, którym według Solaris stać
się miały nie mikrofilmy, a książki. Jakakolwiek konkretna prognoza traci sens – a im bardziej uściślona i im bardziej długoterminowa, tym rzadziej się sprawdza. Takie tempo rozwoju techniki może z jednej strony przerazić, z drugiej – zniechęcić do jakiegokolwiek
przewidywania przyszłości. W istocie, późniejsza „fantastyka naukowa odchodzi od zachwytu
nad rozwojem nauki i techniki oraz optymistycznych wizji przyszłości, budowanych na naukowych przesłankach. Zaczyna wyrażać niepokoje współczesnego człowieka, przerażonego szybkim tempem rozwoju
cywilizacji naukowo-technicznej”37.
To dość znamienne, że rzeczywiście Stanisław Lem z czasem wycofuje się ze swych
optymistycznych pomysłów na przyszłość, a po roku 1989 w zasadzie porzuca beletrystykę
i zajmuje się tylko eseistyką i felietonistyką. Spytany w 2001 roku o przyczynę takiego stanu
rzeczy odpowiada, że do takiej formy pisarstwa po prostu już go nie ciągnie; że nie odczuwa już radości z tworzenia nowych światów; że teksty dyktować musi swemu sekretarzowi, co przy prozie fabularnej nie stanowi zbytniej motywacji; mówi wręcz: „prawdę powiedziawszy, straciłem już apetyt na beletrystykę”38 – szczególnie na ówczesnym rynku wydawniczym. W stosowym momencie wycofuje w się literacki cień, nie chcąc kończyć tak, „jak
kończyli Prus, Żeromski, Sienkiewicz, [...] lepiej już nic nie pisać niż pisać tak słabo. Nie mam już
poczucia, że jeszcze coś muszę. [...] Straciłem ochotę, straciłem wiarę, że mogę napisać jeszcze coś takiego
jak Solaris”39, odpowiada w wywiadzie Stanisławowi Beresiowi. Lem łamie beletrystyczne
pióro, jak sam mówi, również
ze względu na to, że znam zbyt wiele faktów, które wymagałyby wyruszania
w nieprzyjemną przyszłość. Ona jest naprawdę groźna. Jak długo te wyprawy
Tegoż: Ze wspomnień Ijona Tichego..., s. 494.
W Katarze, a więc powieści, której akcja rozgrywa się we współczesności, użyto „mikrofilmy ze wszystkimi materiałami, by ilustrować prelekcję”, zorganizowaną w bibliotece – zob. Tegoż: Katar. Kraków 1998, s. 53.
37 A. Niewiadowski, A. Smuszkiewicz: Leksykon polskiej literatury fantastycznonaukowej. Poznań 1990, s. 283.
38 S. Lem: Tako rzecze..., s. 557.
39 Tamże, s. 559-560.
35
36
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
30
myślowe odbywały się w przestrzeni Cyberiady albo Dzienników gwiazdowych, nie miało to jeszcze takiej realnej wyporności jak teraz, bo było trochę
jak pływanie we śnie. Obecnie jednak wiele z tych paskudnych rzeczy już się
realizuje.40
Sny Lema o przyszłości poczęły się spełniać na jego oczach. Tyle że na jawę zdały
się przedostawać nie sny, a wręcz koszmary: niczym w grotesce „rzeczywistość realizowała
moje fantasmagorie zbyt często w karykaturalnych wykoślawieniach”41. Już na początku lat ’80 (choć
co prawda w kontekście stanu wojennego) przyznaje: „osobiście, na podstawie tego, co się obecnie
dzieje, obawiam się bardzo dwudziestego pierwszego wieku” 42. Na progu nowego stulecia przyszłość jawi się oczom Lema jako naprawdę groźna, a przynajmniej jako niebezpieczna.
Z taką samą obawą wypowiada się o Internecie, wielokrotnie podkreślając problemy i zagrożenia z nim związane. Pisze choćby o trudności odfiltrowania danych wartościowych od informacyjnego szumu czy wręcz informacji bezwartościowej; o izolacji użytkownika rzeczywistości wirtualnej od rzeczywistego świata43. Globalna sieć, jaka rozwinęła
się pod koniec XX wieku zdaje się rozmijać z oczekiwaniami Lema – po prostu mu się nie
podoba, żeby nie powiedzieć, że czuje do niej obrzydzenie. Dostrzega bowiem korzyść
z tego, że
człowiek, siedząc w domu, może mieć dostęp do wszystkich bibliotek świata,
także wideobibliotek, może oddawać się intensywnej wymianie myśli z bezlikiem ludzi dzięki udoskonalonej e-mail, elektronicznej poczcie, może oglądać
dzieła sztuki, obrazy mistrzów i może przez siebie na ekranie swego komputera koncypowane rysunki czy obrazy słać na wszystkie strony świata, może
uprawiać intensywną działalność gospodarczą, kupując i sprzedając jakieś papiery wartościowe, akcje, może uwodzić urocze osoby przeciwnej płci lub też
być przez nie uwodzonym i może czasem nie być nawet pewny, czy ma do
czynienia z erotycznymi fantomami, czy też z osobami z krwi i kości, może
oglądać dalekie kraje, ich pejzaże... i tak dalej, może wszystko bez najmniejszego ryzyka (ewentualnie wyjąwszy finansowe)... lecz przecież wciąż pozostaje
w samotności i to, co przeżywa, jest wynikiem ogromnego rozpostarcia i planetarnego aż przedłużenia i rozprzestrzenienia jego sensorium, tj. całości jego
zmysłów. A jeżeli tak jest, to mogę tylko powiedzieć, iż za żadne skarby świata
z tak doszczęśliwionym człowiekiem, mającym tak wspaniałe i tak iluzoryczne
zarazem szanse spełniania wszelkich życzeń, nigdy bym nie był gotów się zamienić.44
Kto by pomyślał, że Stanisław Lem w obliczu globalnej sieci stwierdzi, że nie chce
mieć z nią nic wspólnego? Przeciwstawia się oferowanej przez nią iluzoryczności, sztuczności i pozornej wspaniałości. Za żadne skarby nie chce należeć do tego jakże futurystyczTamże, s. 559.
Tamże, s. 562.
42 Tamże, s. 291-292.
43 Tegoż: Sex Wars. Kraków 2004, s. 137.
44 Tegoż: Labirynty informacji. W: Tegoż: Moloch. Tajemnica chińskiego pokoju. Bomba megabitowa. Kraków 2003, s.142143.
40
41
Od papieru do Internetu
Wokół teraźniejszości
31
nego świata ludzi o rozpostartych na całą planetę zmysłach – komunikujących się z bezlikiem ludzi, podróżujących po całej Ziemi, prowadzących działalność gospodarczą czy nawet uwodzących urocze osoby przeciwnej płci, nie ruszając się przy tym z fotela i praktycznie
nie podejmując żadnego ryzyka. Dla Lema to iluzja – spełniona wizja przyszłości, ale karykaturalnie wykoślawiona. To jakieś cywilizacyjne wynaturzenie, przez które nie wiemy już, czy
mamy do czynienia z fantomami, czy też z rzeczywistością z krwi i kości. Czyżby jednak pragnął tą krytyką uratować stan aktualny lub powrócić do jakiejś cudownej arkadii sprzed epoki globalnej sieci?
W takim kontekście nie zaskakuje już opinia Lema, że „twierdzenie, jakoby Internet
mógł zastąpić księgarnie, biblioteki, książki po prostu – brzmi fatalnie. Trochę tak, jakby ktoś się zdalnie żenił, mając partnerkę na drugim końcu świata. Książka nie jest tylko przedmiotem – chce się ją
wziąć do ręki, przekartkować, ot, jak ja z przedwojennym wydaniem Ogniem i mieczem teraz czynię” 45.
Stanisław Lem, będący przeciwnikiem książki elektronicznej i Internetu, przypomina własnego bohatera z Cyberiady, Trurla, który, mając dostęp do znacznie szybszych kaset rtęciowej, ołowiowej, ferromagnetycznej i krionicznej pamięci, wciąż sięga po papierowe książki do bibliotecznych półek. Lem może i nie jest aktywnym przeciwnikiem technologicznego rozwoju, ale
w swych esejach postuluje raczej bierny model „zachowawczy”. Bo czy może oznaczać coś
innego stwierdzenie, że „żadne miniaturyzacje i giętkie folie nie skokietują kogoś takiego jak ja, kto
woli prawdziwą książkę. Dla mnie to są takie same pokusy jak te plastikowe lalki naturalnej wielkości,
które dają złudzenie dotykania ludzkiej skóry, mają wszystkie otwory do współżycia seksualnego, a na
dodatek mówią czułym głosem”46. Technologia współczesnego świata już Lemowi nie imponuje. Oczywiście wie o istnieniu tych giętkich folii (czyli e-czytników) czy innych technologicznych „plastikowych lalek”, ale wszystkie te współczesne pokusy schował do swej „piwnicy” i nie odczuwa najmniejszej potrzeby jej otwierania. Czasem tylko, nie kryjąc niechęci,
ostatecznie dopuszcza rozwiązania „przejściowe”, skoro uznaje, że „sieci nie powinny [...] po
prostu z a s t ą p i ć bibliotek, czy to publicznych, czy naukowo-uniwersyteckich: nie powinny bowiem
niczego zastępować, jako składowiska informacji sposobem w y ł ą c z n y m ”47.
Lem w ostatnich latach swego życia praktycznie nie wychyla się za XXI wiek, zajmuje się najbliższym horyzontem cywilizacyjnego postępu – może dlatego, że „nie ma nic
bardziej denerwującego nad lekturę samoośmieszających się prognoz sprzed kilku czy kilkunastu lat które
Tegoż: Cave Internetum. W: Tegoż: Dziury w całym. Kraków 1997, s. 33.
Tegoż: Tako rzecze..., s. 508.
47 Tegoż: Rozstaje informatyczne. W: Tegoż: Moloch..., s. 392.
45
46
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
32
były wycelowane w rok dwutysięczny, a trafiły w próżnię”48. Mimo dostępu do aktualnych danych
naukowych nie stawia już kolejnych prognoz – przyszłość zdaje się być naprawdę groźna,
toteż Lem nie chce w niej uczestniczyć, poza tym nie ma już poczucia, że jeszcze coś musi.
Czyżby zatem były to wszystkie wizje futurystycznych bibliotek, jakie możemy
znaleźć w jego dziełach? Otóż nie! By odnaleźć resztę, musimy zawrócić z tego internetowego rozczarowania z początku XXI wieku, przelecieć obok niepokojów z okolic stanu
wojennego, obok informacyjnego katastrofizmu z lat ‘70, obok pamięci rtęciowych, tarcz ferrytowych i kriotronów oraz masy papierowych bibliotek z papierowymi kodeksami. Zatrzymajmy się w roku 1960, w którym powstaje Powrót z gwiazd...
48
Tegoż: Tako rzecze..., s. 260.
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
33
Rozdział III
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
A
stronauta Hal Bregg, główny bohater Powrotu z gwiazd, po dziesięciu latach
podróży kosmicznej w statku o dumnej nazwie „Prometeusz” wraca na Ziemię. Jednakże na jej powierzchni (na wskutek pewnych paradoksów czaso-
przestrzennych) upłynęło aż 127 lat1. Starając się odnaleźć w nowej, zupełnie mu nieznanej rzeczywistości, Bregg zaszedł pewnego dnia do księgarni. Jednakże „nie było w niej książek. Nie drukowano ich już od pół wieku bez mała.”2 Pełen rozczarowania uświadomił sobie,
że:
Nie można już było szperać po półkach, ważyć w ręce tomów, czuć ich ciężaru, zapowiadającego rozmiar lektury. Księgarnia przypominała raczej elektronowe laboratorium. Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. [...] Robot, który mnie obsługiwał, sam był encyklopedią, dzięki temu, że – jak mi
powiedział – jest bezpośrednio podłączony poprzez elektronowe katalogi
z wzornikami wszelkich możliwych dzieł na całej Ziemi. W księgarni
znajdowały się zasadniczo tylko pojedyncze „egzemplarze” książek, a kiedy
ktoś ich potrzebował, utrwalało się treść pożądanego dzieła w kryształku.
Oryginały – krystomatryce – były niewidzialne, mieściły się za emaliowanymi
bladym błękitem stalowymi płytami. Tak więc książkę niejako drukowało się za
każdym razem, kiedy ktoś jej potrzebował. Sprawa nakładów, ich wysokości,
wyczerpywania przestała istnieć. Było to naprawdę wielkie osiągnięcie, a jednak
żal mi było książek.3
Małe kryształki z utrwaloną treścią pozbawione większości problemów, z którymi borykały się od wieków papierowe kodeksy. Zminiaturyzowany nośnik krystaliczny z utrwalaną na poczekaniu publikacją wręcz nie zna idei nakładu – produkuje się dokładnie tyle
egzemplarzy, na ile jest zapotrzebowanie. Nigdy ich nie brakuje, ani nigdy nie zalegają niepotrzebnie w magazynach. Zadaniem wydawcy, o ile założymy jego istnienie, jest jedynie
dostarczenie księgarniom niewidzialnych (być może elektronicznych) krystomatryc. Cały
proces dystrybucji można by porównać do dzisiejszego cyfrowego druku na żądanie, którego Lem, pisząc w 1960 roku Powrót z gwiazd, oczywiście jeszcze nie znał. Jak pisze Łukasz
Zgodnie ze szczególną teorią względności czas w poruszającym się układzie odniesienia (w tym wypadku
w statku kosmicznym) płynie wolniej (zjawisko dylatacji czasu), co ilustrowane jest zwykle poprzez paradoks
bliźniąt. Zob. np. W. Orliński: Co to są sepulki? Wszystko o Lemie. Kraków 2007, s. 177.
2 S. Lem: Powrót z gwiazd. Kraków 1999, s. 87.
3 Tamże, s. 87-88.
1
34
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
Gołębiewski, „druk cyfrowy sprawia, że znikają pojęcia nakładu wyczerpanego i przeszacowanego,
żywotność książki wydłuża się praktycznie w nieskończoność”4. W wizji Lema zadanie drukarni
przejęła sama księgarnia – tak jak na przykład dziś rolę fabryk, produkujących karty doładowujące dla sieci telefonii komórkowej, przejęły najprostsze kioski, drukujące równoprawny produkt na poczekaniu w razie potrzeby. Dzisiejsze księgarnie oczywiście jeszcze
nie drukują papierowych książek na poczekaniu, choć technicznie byłoby to nawet możliwe (niemożliwe tylko pod kątem ekonomicznym). Jednakże „druk” książki elektronicznej
w swej cyfrowej, niepapierowej postaci (czyli utrwalenie publikacji na nośniku) byłby równie prosty jak w Powrocie z gwiazd. Taki „druk” jest pod każdym względem obecnie możliwy, acz w tradycyjnych księgarniach dziś już by się nie przyjął. Trudno sobie wyobrazić
księgarnie nagrywające książki choćby na pendrive’y – trudno sobie to wyobrazić w dobie
księgarń internetowych. Wykorzystują one całkiem podobny proces jak u Lema, choć fizyczny, namacalny nośnik traci w tym wypadku na znaczeniu. Ale cyfrowe e-booki – tak
samo jak kryształki z utrwaloną treścią – nie znają problemów nakładu.
Stanisław Lem w Powrocie z gwiazd ani słowem nie wspomina o bibliotekarzach.
Pewne przesłanki pozwalają jednak sądzić, że ktoś musi pełnić ich funkcje. Można się jedynie domyślać, że podobnie jak robot-sprzedawca z księgarni zbudowani byliby nie z krwi
i kości, a z obwodów i tranzystorów, o ile w ogóle mieliby fizyczną postać. Ich rolą byłoby
wpisanie publikacji w elektronowe katalogi z wzornikami wszelkich możliwych dzieł na całej Ziemi
oraz sprawowanie nad tymi zbiorami pieczy. Mamy tu bowiem do czynienia ze spójną
i kompletną siecią katalogów elektronicznych (i ktoś lub coś musi je tworzyć). Więcej nawet: katalogi te umożliwiają zdalny dostęp pełnotekstowy do treści publikacji, skoro robotsprzedawca dzięki podłączeniu do nich sam był encyklopedią. Najwidoczniej jednak bezpośrednie użytkowanie tych zbiorów możliwe jest jedynie dla maszyn, skoro ludzie zmuszeni
są nadal do korzystania z księgarni, bibliotek, elektronowych laboratoriów albo raczej centrów
informacyjnych, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli. Wszystkie te placówki w wizji Powrotu
z gwiazd zlewają się bowiem w jedno – ich usługi są nieodpłatne, tradycyjne księgarnie nie
zwykły przecież oddawać swym klientom na własność nieograniczonej liczby książek zupełnie za darmo. Wszak „tylko za stare książki trzeba było płacić”5 w antykwariatach
z papierowymi pamiątkami z zamierzchłej epoki.
Ł. Gołębiewski: Śmierć książki. No future book [online]. Warszawa 2009. [dostęp: 08.04.2011]. World Wide Web:
http://www.nofuturebook.pl/no-future-book/druk-na-zadanie--2_264.html
5 S. Lem: Powrót z gwiazd..., s. 88.
4
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
35
Nieograniczony dostęp do wszelkich dzieł, jakie tylko ludzkość zdołała spisać, jest
oczywiście przejawem utopijności świata przedstawionego6 – w tym wypadku pod postacią
wyidealizowanego komunizmu. Bezpłatne publikacje to ledwo kropla w morzu: darmowe
są również mieszkania, pożywienie, ubrania, transport publiczny – słowem „życie nic nie
kosztuje”7. Więcej: całe społeczeństwo zostało do reszty przeobrażone przez proces nazwany betryzacją, rugujący wszelkie zachowania agresywne. Oto ludzkość pozbawiona
największego znanego jej zagrożenia, jakim dotąd sama była dla siebie. Nawet drapieżne
zwierzęta wykastrowano z ich krwiożerczych instynktów – na Ziemi „już nie ma drapieżników”8 – wszystkie poddano betryzacji. Aż rzec by się chciało słowami proroka Izajasza, iż
„wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem” (Iz 11:6)9. W tak idealnym świecie niedopatrzeniem byłoby komukolwiek kazać płacić
za wiedzę czy choćby informację.
Jednak, czego można się było spodziewać, taka utopia wcale nie przypadnie do gustu temu turyście z przeszłości, czyli głównemu bohaterowi powieści. Życie takie, choć
darmowe i bezpieczne, zdaje się być przewidywalne i zupełnie bez smaku – czyli sztuczne,
iluzoryczne i tylko pozornie szczęśliwe, bo pozbawione jakiegokolwiek ryzyka – chciałoby
się rzec słowami starszego o niemal czterdzieści lat Lema. Jakże dobrze widać, z jaką dokładnością wyśnił on sobie przyszłość w Powrocie z gwiazd. Gdy pisał w roku 1997 o tym, że
książka nie jest tylko przedmiotem – chce się ją wziąć do ręki, przekartkować10, powtarzał jedynie
słowa włożone w 1960 roku w usta Hala Bregga, zdecydowanie zawiedzionego rzeczywistością, w której szperanie po półkach czy ważenie tomów w ręce przestało być możliwe. To ten
sam – konserwatywny, powiedzielibyśmy: „zachowawczy” – Lem... Bregg (możliwe, że
podobnie jak jego literacki stwórca na przełomie wieków)11 z nostalgią wspomina czasy
spędzone przy „mikrofilmach, z których składała się biblioteka »Prometeusza«”12. Zaskakujące
nowości futurystycznego świata nie robią na nim wrażenia, a ich opis jest wprawdzie rzeczowy, ale przede wszystkim suchy i pozbawiony emocji. Ani pół słowem się nie zadziwia
– nawet gdy olbrzymie, dokonane w księgarni, „zakupy mieściły się w jednej kieszeni, choć było
Kwestię utopii w Powrocie z gwiazd szczegółowo omawia M. M. Leś: Stanisław Lem wobec utopii. Białystok 1998,
s. 85-104.
7 S. Lem: Powrót z gwiazd..., s. 59.
8 Tamże, s. 81.
9 Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych. Red.: A. Jankowski, L. Stachowiak,
K. Romaniuk. Poznań, Warszawa 1971, s. 859.
10 Zob. rozdział II, przyp. 45.
11 Wkładanie autora w ciało głównego bohatera powieści oczywiście bywa dla literaturoznawcy błędem niewybaczalnym – tym bardziej ze względu na ich chronologiczną rozbieżność rzędu czterdziestu lat, acz ta przewrotna
pokusa pozostaje – choćby przez ukazane tu podobieństwo w podejściu do tradycyjnej książki.
12 S. Lem: Powrót z gwiazd..., s. 87.
6
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
36
tego prawie trzysta tytułów”13. Nad niezwykłymi urządzeniami, służącymi do odczytu
krystalicznych książek, równie chłodno przechodzi do porządku dziennego: ogranicza się
po raz kolejny do maksymalnie zobiektywizowanego opisu. W końcu to tylko zwykłe narzędzie, będące prostym dodatkiem do zakupów – zupełnie jak np. słuchawki do odtwarzacza MP3. Kryształowe nośniki
czytać można [...] było przy pomocy optonu. Był nawet podobny do książki,
ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się
na niej kolejne karty tekstu. Ale optonów mało używano, jak mi powiedział
robot-sprzedawca. Publiczność wolała lektony – czytały głośno, można je było
nastawiać na dowolny rodzaj głosu, tempo i modulację. Tylko naukowe publikacje o bardzo małym zasięgu drukowano jeszcze na plastyku imitującym papier.14
Obserwując współczesny rynek czytników e-booków, bazujących na wynalazku papieru elektronicznego, możemy śmiało przyznać, że Lem znów trafił w dziesiątkę. W istocie
– urządzenia takie mają postać jednej, jedynej stronicy między okładkami; nierzadko też wyposażone
są w ekrany dotykowe, by za dotknięciem pojawiały się kolejne karty tekstu15. Coraz większa
popularność książki mówionej (czyli tak zwanych audiobooków) – jak widać – także została
Rys. 2. Czytnik Skiff e-reader
Źródło: http://www.wired.com/gadgetlab/2010/01/e-reader-skiff-to-debut-on-sprint/
przepowiedziana przez Lema. Natomiast futurystyczne lektony z jego wizji to obecnie nie przyszłość, a najzwyczajniejsza teraźniejszość.
Niejedna polska biblioteka, chcąc wyrównywać szanse osób niepełnosprawnych, wyposażyła się już w autolektory lub w czytaki. Szczególnie te drugie przypominają urządzenia
rodem z Powrotu z gwiazd, choć jak na razie przeznaczone są raczej dla osób niewidomych.
Rolą kryształowego nośnika z treścią książki pełni w nich niewiele tylko większa karta SD
(jeszcze do niedawna używana jedynie w fotografii) lub pendrive, podłączany do portu
USB. Czytaka nastawić można na dowolne tempo, ma kilka rodzajów głosu, no i przede
wszystkim – jak sama nazwa wskazuje – czyta głośno: nawet po angielsku. Bez względu na
język jak na razie zupełnie nie rozumie, co czyta, ale specjalnie mu to nie przeszkadza.
Zresztą bez sztucznej inteligencji trudno wyobrazić sobie, by cyfrowy lektor odczytał
Tamże, s. 87.
Tamże, s. 87.
15 Obecny rynek e-czytników, ich wady i zalety prezentuje: A. Pulikowski: Elektroniczna książka w elektronicznym
czytniku – nowy sposób obcowania z tekstem. „Bibliotheca Nostra” 2009, nr 3/4, s. 24-30.
13
14
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
37
dzieło z aktorską interpretacją – dzisiejsze syntezatory mowy są coraz doskonalsze, ale wymagana do takich zadań semantyka wciąż trudna
jest do wyjaśnienia maszynie16.
W przedstawionej tu wizji powinny nas
zaintrygować te naukowe publikacje, które drukowano jeszcze na plastyku imitującym papier. Futurystyczny, cyfrowy świat, optony, lektony, kryszta-
Rys. 3. Czytak Plus
łowe nośniki, a tu: zwykłe, tradycyjne, druko-
Źródło: http://www.rehabit.pl/?47,czytak-plus
wane kodeksy, których jedyną innowacją jest
„plastikowy papier”. Wielu badaczy – z Lemem na czele – wierzy, że papierowa książka nie
zaginie w przyszłości – że ciągle mieć będzie swoich zwolenników – tak jak dzisiaj obok
Internetu wciąż istnieje jeszcze telewizja; obok telewizji wciąż istnieje radio; a obok radia –
gazety i czasopisma. Żadne z tych wiekowych mediów jak na razie nie zaginęło, choć
może jedynie nieznacznie zmieniło swoje pola zainteresowań czy środki wyrazu, pełniąc
obecnie odmienne funkcje niż niegdyś. Wciąż są jeszcze ludzie, którzy czytają prasę
codzienną zamiast internetowych serwisów informacyjnych, albo ślą papierowe listy
zamiast e-maili – innymi słowy „sierp ustąpił miejsca kosie, a ta – kombajnowi, choć kosą,
gdzieniegdzie, dalej się ścina trawę”17.
Czyżby zatem w Powrocie z gwiazd to właśnie świat nauki był taką „zachowawczą”
enklawą konserwatyzmu i przywiązania do tradycji, która w obliczu nowych mediów dalej
woli stare środki przekazu? Nie dziwi przecież, gdy Hal Bregg wyciąga przywiezione
z przeszłości atramentowe pióro z zamiarem czynienia notatek podczas lektury z ekranu
optonu zamiast sięgnąć po jakiś elektroniczny notes18. Nie dziwi podobne zachowanie
profesora Thurbera, znajomego z lotu kosmicznego na „Prometeuszu”: „biurko, przy którym
pracował, zawalone było papierami i książkami – prawdziwymi książkami – a na drugim, mniejszym,
obok, leżały całe garście krystalicznego „zboża” i rozmaite aparaty. Przed sobą miał stos arkuszy i pióWizję urządzenia rozumiejącego ludzką mowę oraz mówiącego ze zrozumieniem Lem przedstawia w Kociaku
zdalnie sterowanym z 1957 roku. Maszyna taka odbiera dźwięki i zestawia je z „»biblioteką widm« znajdującą się w jej
elektronowej pamięci i na tej podstawie stwierdza, jaki dźwięk został właśnie wypowiedziany. Z dźwięków składa słowa, zestawia
je z posiadanymi w »rezerwuarach« pamięci semantycznej i, postępując tak, może »zrozumieć« wypowiedziane. »Mowa« maszyny
polega w zasadzie na procesie przebiegającym w kierunku odwrotnym do opisanego” – S. Lem: Kociak zdalnie sterowany.
W: Tegoż: Wejście na orbitę. Okamgnienie. Warszawa 2010, s. 187.
17 U. Ganakowska: Wyrok na książkę tradycyjną? W: Dokąd zmierzamy? Książka i jej czytelnik. Materiały z II konferencji
naukowej zorganizowanej przez Bibliotekę Główną Uniwersytetu Szczecińskiego, Międzyzdroje, 20-22 września 2007 r. Pod
red. R. Gazińskiego. Szczecin 2008, s. 131.
18 S. Lem: Powrót z gwiazd..., s. 127.
16
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
38
rem – maczanym w atramencie! – robił notatki na marginesach”19. Tą pasję do prawdziwych książek
podziela i Bregg: „Dowiedziawszy się, że istnieją antykwariaty z papierowymi książkami, odszukałem jeden. Rozczarowałem się; pozycji naukowych prawie nie było.”20. Takie zachowanie też nie
może dziwić. Obie te postacie pochodzą przecież z przeszłości względem świata przedstawionego, toteż papierowe książki czy atramentowe pióra stanowią dla nich istny sentymentalny fetysz – przypominają im świat przeszłości, do którego nigdy już nie wrócą. Ale
futurystyczna nauka? Po cóż jej te drukowane naukowe publikacje? Odpowiedzią zdaje się być
jedynie chęć zaspokojenia swych próżnych, narcystycznych pragnień albo chęć podniesienia własnego prestiżu na arenie nauki. Tak w końcu dzieje się i dzisiaj choćby z czasopismami naukowymi, które służą już nie tak bardzo do szybkiego przekazywania informacji,
a w dużej mierze do awansu w hierarchii naukowej21.
Krystaliczna książka nie zna zatem nakładu. Nie zna starzenia się papieru, mikroorganizmów, szkodników, pożarów, poza tym praktycznie nie zna nawet wagi i objętości,
skoro krystomatryce są wręcz niewidzialne, a kilkutysięczny księgozbiór to zaledwie „garść
krystalicznego zboża – tak wyglądały książki”22 przyszłości widziane przez Stanisława Lema
z perspektywy roku 196023. Z dzisiejszej perspektywy, późniejszej ledwo o pięćdziesiąt lat,
czegoś nam jednak w tej wizji brakuje. Trudno byłoby się spodziewać, że na rzecz książek
nagrywanych w księgarniach na nośniki ludzkość zrezygnuje z Internetu, skoro już dziś
mamy internetowe sieci sprzedaży zarówno książek tradycyjnych, jak i e-booków, a e-czytniki łączą się z Internetem, by pobierać kolejne publikacje, i to w dodatku bezprzewodowo24.
Tą właśnie kwestię, kwestię pewnego rozminięcia się cywilizacyjnych dróg, poruszył Stanisław Bereś, zarzucając Lemowi podczas wywiadu w 2001 roku, że przecież „nie
Tamże, s. 250.
Tamże, s. 88.
21 Dopowiedzieć można słowami Stanisława Beresia: „we wszystkich technologicznych gałęziach poznania panuje pełna
merkantylizacja, gdyż uczony ciągnięty jest za jeden rękaw przez przemysł nastawiony na szeroko rozumianą konsumpcję, a za
drugi przez przemysł zbrojeniowy. Wynika z tego, że autonomia nauki światowej została już całkowicie zgwałcona i nie jest możliwe uprawianie nauki »czystej«” – S. Lem: Tako rzecze..., s. 261.
22 S. Lem: Powrót z gwiazd..., s. 87.
23 Zaznaczyć jednak trzeba, że użyte w Powrocie z gwiazd określenie książek jako garści krystalicznego „zboża” pozwala
upatrywać pierwowzoru krystalicznego nośnika w Astronautach z 1951 roku. Bohaterowie tej powieści, eksplorując
pozostałości wymarłej cywilizacji z Wenus, natrafiają na pomieszczenie, w którym „na przegrodach wnęk i pod nimi
leżały stosy srebrzystych ziaren, takich samych jak te, które wziąłem kiedyś za metalowe owady. Arseniew przypuszczał, że pomieszczenie to jest czymś w rodzaju archiwum lub biblioteki. Za jego przykładem wypełniłem kieszenie metalowymi ziarnami” –
S. Lem: Astronauci. Kraków 2004, s. 331. Jednak w 1951 roku Lem tą wizję jedynie zasygnalizował, w pełni ją
przedstawił w dziełach późniejszych.
24 Tak czyni np. e-czytnik Kindle, który książki pobierać może bezpośrednio z internetowej księgarni Amazon,
która w 2009 roku sprzedała więcej e-booków niż tradycyjnych książek. Zob. A. Pulikowski: Elektroniczna
książka..., s. 26; Ł. Gołębiewski: Śmierć książki..., http://www.nofuturebook.pl/no-future-book/e-ksiazka-2_186.html
19
20
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
39
trzeba gromadzić w domu zwałów chipowych kryształków, wystarczy »odpalić« komputer i wejść do sieci
internetowej. Pan prognozował zatem postępy miniaturyzacji, tymczasem powstała sieć” 25. Iście
prowokujący zarzut, wszak któż mógłby przewidzieć w 1960 roku powstanie Internetu?
Pomijając Paula Otleta, który to zrobił już w 1934. Jak odpowiedział Beresiowi Lem?
Krótko i zwięźle: „proszę wrócić do Obłoku Magellana. Tam ten pomysł nazywa się triony” 26.
Triony? Cóż za triony? By się przekonać, trzeba się rzeczywiście wrócić w czasie –
o siedem lat, do roku 1953. Wtedy właśnie powstawał Obłok Magellana, ledwo dwa lata po
wydaniu pierwszej książki Lema – Astronautów. Trzeba być może podkreślić, że także i ta
powieść po latach będzie przez swego autora dość nisko oceniana – podobnie zresztą jak
niemal cała wczesna twórczość. W wywiadzie z Beresiem sam stwierdzi, że w Astronautach
„wszystko gładkie, wyważone w proporcjach, [...] zupełna naiwność przeziera z kart tej książki. Jakaż
to dziecinada, że w roku dwutysięcznym będzie taki piękny i wspaniały świat...”27. O Powrocie z gwiazd
powie: „Razi mnie sentymentalizm tej książki, krzepa bohaterów, papierowość bohaterki. [...] Ten
świat jest zbyt płaski, jednowymiarowy”28. Zresztą „na tym samym poziomie znajduje się Obłok Magellana, szczególnie ze względu na swoją warstwę językową”29. Kreacja społeczeństwa – naiwna, styl –
bezpłciowy, bohaterowie – papierowi, świat – płaski, język – nijaki. W dodatku wszystko
przesiąknięte socrealizmem, a miejscami przypomina „hurascjentyczną fantastykę anglosaskich
autorów takich jak Asimov czy Clarke”30. A kryształowe książki? A triony? Do nich Lem zdaje
się mieć stosunek co najmniej obojętny...
W Obłoku Magellana wizję trionowych książek poznajemy z relacji lekarza pokładowego – nieco egoistycznego samotnika, jednego z ponad dwustu uczestników kosmicznej
wyprawy międzygwiezdnej do układu Alpha Centauri. Całą narrację stanowi prowadzony
przez niego głosowy pamiętnik, zapisywany na kryształowych nośnikach – tych samych,
które w 1960 opisane zostaną w Powrocie z gwiazd. Jednak we wcześniejszym o siedem lat
Obłoku Magellana wizja przyszłych książek zaskakująco zdaje się być pełniejsza, podąża
zresztą nieco odmienną ścieżką rozwoju technicznego, pod pewnymi względami bliższą
naszej współczesności. Kryształowe nośniki, jako podręczna pamięć, stanowią w niej jedynie tło dla znacznie ciekawszych i mających dużo większe możliwości trionów. Ich historia, poprzedzona długim, bo dość „zachowawczym”, okresem perturbacji z tradycyjną
S. Lem: Tako rzecze..., s. 508.
Tamże, s. 508.
27 Tamże, s. 81.
28 Tamże, s. 81-82.
29 Tamże, s. 81.
30 W. Orliński: Co to są sepulki..., s. 157.
25
26
40
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
formą książki i z coraz szybszym narastaniem dorobku piśmienniczego, w powieści rysuje
się tak:
w roku 2531 światowa narada najwybitniejszych specjalistów ustaliła zupełnie
nowy sposób utrwalania myśli ludzkiej.
Posłużyły do tego dawno już odkryte, lecz stosowane tylko w technice triony –
kryształki kwarcu, których strukturę cząsteczkową można trwale zmieniać działaniem drgań elektrycznych. Nie większy od ziarnka piasku kryształek mógł
zawrzeć w sobie ilość informacji równoważną starożytnej encyklopedii. [...]
Stworzona została jedyna na całej kuli ziemskiej Biblioteka Trionowa, w której
odtąd miały być magazynowane wszelkie bez wyjątku płody pracy umysłowej.
Specjalnie wiele trudu pochłonęło przełożenie na język współczesny dzieł
odziedziczonych po kulturach starożytnych, dla umieszczenia ich w Bibliotece
Trionowej. Ten gigantyczny zbiór tworów umysłowości ludzkiej posiada urządzenia umożliwiające każdemu mieszkańcowi Ziemi doraźne korzystanie
z dowolnej, byle utrwalonej w jednym z miliardów kryształów informacji, a to
dzięki prostemu urządzeniu radiotelewizyjnemu. Posługujemy się nim dziś, nie
myśląc wcale o sprawności i potędze tej olbrzymiej, niewidzialnej sieci opasującej glob; czy w swej pracowni australijskiej, czy w obserwatorium księżycowym, czy w samolocie – ileż razy każdy z nas sięgał po kieszonkowy odbiornik
i wywoławszy centralę Biblioteki Trionowej wymieniał pożądane dzieło, by
w ciągu sekundy mieć je już przed sobą na ekranie telewizora. Nikt nie zastanawia się nawet nad tym, że dzięki doskonałości urządzeń z każdego trionu może
jednocześnie korzystać dowolnie wielka ilość odbiorców, nie przeszkadzając
sobie wzajem w najmniejszej mierze.31
W zasadzie do tego momentu moglibyśmy sobie tę wizję wyobrazić nawet poprzez
współczesne wynalazki: dzisiejsze dyski magnetyczne lub optyczne bez najmniejszego
trudu mogą zawrzeć w sobie ilość informacji równoważną starożytnej encyklopedii – szczególnie takiej papierowej32. Z łatwością możemy sobie wyobrazić jedyną na całej kuli ziemskiej bibliotekę, która zbiera wszelkie bez wyjątku płody pracy umysłowej – takie ogólnoświatowe repozytoria wiedzy już istnieją i wciąż się rozwijają (weźmy za przykład Europeanę lub Bibliotekę
Kongresu) – nawet jeśli nie według idei centralizacji, a jedynie jako rozproszone konsorcja.
Z każdego z posiadanych przez nie elektronicznych zasobów może jednocześnie korzystać
dowolnie wielka ilość odbiorców, podłączonych za pośrednictwem prostego urządzenia radiotelewizyjnego, zwanego dziś powszechnie komputerem. Wszak dzisiaj właśnie komputer pozwala
na doraźne korzystanie z dowolnej cyfrowej publikacji, a jest to możliwe dzięki olbrzymiej, niewidzialnej sieci opasującej glob. Toż to nic innego jak Internet – wzbogacony nawet o bezprzewodową łączność wi-fi lub GPRS! Z cyfrowych bibliotek, jak i innych zasobów globalnej
sieci, możemy przecież korzystać zarówno w pracowni, obserwatorium, jak i nawet w samolocie –
S. Lem: Obłok Magellana. Kraków 2005, s. 146-147.
Współczesne dyski twarde mogłyby mieć natomiast problem ze zmieszczeniem na powierzchni odpowiadającej
ziarnku piasku typowej encyklopedii multimedialnej. Według uproszczonych obliczeń autora tej pracy, podołać
temu zadaniu mogłyby dopiero standardowe dyski twarde o pojemności około 4TB/talerz. Obecnie sprzedawane, typowe dyski mają w najlepszym wypadku pięciokrotnie niższą gęstość zapisu danych, acz postęp w tej
dziedzinie jest dość dynamiczny.
31
32
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
41
mamy nawet kieszonkowe odbiorniki w postaci laptopów, palmtopów czy, najdynamiczniej
się rozwijających, telefonów komórkowych. Oto mamy polskiego „Paula Otleta”, polskiego „proroka Internetu” – a przecież pisał Obłok Magellana ledwo w 1953 roku. Dziś to
wszystko jest dla nas nad wyraz oczywiste; wtedy były to nierealne, futurystyczne mrzonki,
nie bez powodu odsunięte w przyszłość aż do XXVI wieku.
Pamiętajmy jednak, że gdy w końcu XX wieku wizja Internetu ziszcza się w rzeczywistości33, gdy użytkownicy otrzymują dostęp do wszelkich bibliotek, zaczynają
podróżować po całym świecie, komunikują się z bezlikiem ludzi, nie wychodząc nawet
z domów, Lem sprzeciwia się globalnej sieci, pisząc, że z takim właśnie użytkownikiem,
tak doszczęśliwionym człowiekiem nigdy by nie był gotów się zamienić34... Widać nie o takim Internecie śnił Lem. Bo i pomimo tak wielu podobieństw, utożsamianie opisanych w Obłoku Magellana urządzeń technicznych z wynalazkami współczesnymi niesie poważne spłycenie tej
futurystycznej wizji. Nie stworzyliśmy przecież jeszcze pełnego odpowiednika centralnej
Biblioteki Trionowej – „obecnie w formie cyfrowej mamy mniej niż dwa procent tego, co zostało na
świecie opublikowane w formie książkowej”35. Nie odczuwamy pilnej potrzeby przełożenia na język
współczesny dzieł odziedziczonych po kulturach starożytnych – bez względu na to, czy miałoby to
oznaczać uwspółcześnienie archaicznych tekstów, czy raczej – przetłumaczenie ich na jeden, wspólny język. Nadmiernym uproszczeniem jest również przyrównanie do naszych
komputerów tych prostych urządzeń radiotelewizyjnych – mają one bowiem zupełnie odmienne
możliwości:
Telewizja nasza, w przeciwieństwie do średniowiecznej, jest barwna i plastyczna, obrazy jej dają pełne złudzenie rzeczywistości, i człowiek ślęczący
u telewizora nad powieścią czy pracą naukową nawet nie pomyśli o tym, że
czytane dzieło czy oglądany przedmiot nie istnieją „naprawdę” w takiej postaci,
w jakiej jawią się przed nim, to jest jako ważki tom, barwna plansza czy odłamek minerału, ale że to są tylko obrazy przestrzenne, wytwarzane w polu elektrycznym, a powstawaniem ich rządzi z oddali wprawiony w ruch jego rozkazem trion.36
Telewizory z Obłoku Magellana mają zatem niewiele wspólnego z naszymi, „średniowiecznymi” odbiornikami. Są podstawowymi urządzeniami do zdalnego odczytu informacji
zawartej w trionie. Przedstawiają ją w formie fantomowej – w pełni trójwymiarowej, barwnej i plastycznej, dając pełne złudzenie rzeczywistości. Zjawisko takie można by porównać z ideą
Oczywiście początki Internetu wiążą się z powstaniem ARPANET-u w 1969, jednak takie jego możliwości,
jakie opisał Lem w Obłoku Magellana, a już tym bardziej Internet w Polsce przypadają dopiero na lata ’90. Zob.
Komputery. Multimedia. Internet. Leksykon. Warszawa 1997, s. 18.
34 Zob. rozdział II, przyp. 44.
35 Ł. Gołębiewski: Śmierć książki..., http://www.nofuturebook.pl/no-future-book/e-biblioteki--2_237.html
36 S. Lem: Obłok Magellana..., s. 148.
33
42
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
hologramu z innych dzieł science fiction, jednak wypada od nich znacznie lepiej, skoro
odbiorca nie jest często w stanie odróżnić wirtualnego (sztucznie wytworzonego w polu elektrycznym) przedmiotu od rzeczywistości. Takim fantomowym wizerunkiem może stać się
nie tylko książka, ale i barwna plansza czy odłamek minerału lub „na przykład obraz starożytnego
mistrza da Vinci, przedstawiający Monę Lizę”37. Innymi słowy – „każdą rzecz, jaka istnieje, można
dzisiaj, jak to się mówi, »mieć trionem«”38. Więcej: technologia prostych urządzeń radiotelewizyjnych
(które z naszego punktu widzenia oczywiście prostymi się nie zdają) umożliwia nawet
przekazywanie obrazów żywych ludzi: główny bohater Obłoku Magellana wspomina, jak to
w dzieciństwie się oszukał, chcąc podczas rodzinnego spotkania „wleźć na kolana siedzącego
najbliżej stryja Nariana; jakże się jednak przeląkłem, kiedy moje wyciągnięte ręce przeszły przez postać
stryja jak przez powietrze”39. Możliwości trionów jako nośników informacji – przetwarzanej
na życzenie w fantom, udający rzeczywistość – wydają się być wręcz nieograniczone:
Trion może magazynować nie tylko obrazy świetlne, [...] a więc podobizny
stronic książkowych, nie tylko wszelkiego rodzaju fotografie, mapy, obrazy,
wykresy czy tablice, jednym słowem wszystko, co można przedstawić w sposób dostępny odczytaniu wzrokiem. Trion może magazynować równie łatwo
dźwięki, a więc głos ludzki, jak i muzykę, istnieje też metoda zapisu woni –
krótko mówiąc, każda postrzegalna zmysłami rzecz może zostać utrwalona,
przechowana i na żądanie przekazana odbiorcy. Wreszcie trion może zawierać
zapis „recepty produkcyjnej”. Połączony z nim drogą radiową automat wykonuje potrzebny odbiorcy przedmiot [...], trudno bowiem rozsyłać we wszystkie
części Ziemi niewyobrażalną różnorodność dóbr, jakich może ktoś z rzadka
zapragnąć.40
W tym kontekście dobrze widać, że centralna Biblioteka Trionowa, magazynując
wszelkie bez wyjątku płody pracy umysłowej, nie gromadzi samych książek. Wytworami ludzkiej
pracy umysłowej są przecież i fotografie, i obrazy, i nagrania ludzkiego głosu, i utwory muzyczne, i technologie produkcyjne. Biblioteka idealna powinna kolekcjonować wszelkie
wytwory kultury, jakie tylko jesteśmy w stanie utrwalić. Aż wrócić wypada do Urszuli Ganakowskiej, która przewiduje, że wszystkie odbierane przez człowieka sensacje sensoryczne ulegną
zapisowi elektronicznemu, od obiektów wizualnych i dźwiękowych po zapachy i być może również smaki
i doznania dotykowe41. Powtarzana, zarówno przez badaczkę jak i przez Lema, opinia, że maTamże, s. 149.
Tamże, s. 149.
39 Tamże, s. 14. Podobne konferencje na odległość prowadzone są już dzisiaj – także za pośrednictwem tej olbrzymiej, niewidzialnej sieci opasującej glob – jednak nie za pomocą fantomów rzeczywistych osób, wytwarzanych w polu
elektrycznym w świecie realnym, a za pomocą ich edytowalnych awatarów w świecie wirtualnym. Technologię taką
umożliwia np. amerykański świat wirtualny Second Life (http://secondlife.com [dostęp: 15 kwietnia 2011]), którego poza komunikacją i rozrywką używa się już jako narzędzia do edukacji, pracy (np. spotkania z klientami) czy
nawet kontaktów dyplomatycznych.
40 S. Lem Obłok Magellana..., s.148.
41 Zob. Wstęp, przyp. 15.
37
38
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
43
gazynować trzeba wszystko bez wyjątku, zdaje się nam dzisiaj dość paradoksalna – choćby
wobec tempa namnażania się informacji w Internecie. Już samo gromadzenie takiej ilości
danych jest przy obecnym rozwoju techniki praktycznie niemożliwe, a co dopiero odpowiednie ich opracowanie. Ale być może jesteśmy dziś jak ten Angielski astronom królewski, który „miał nieszczęście na progu XX wieku powiedzieć, że lot maszyny cięższej od powietrza nie
jest możliwy; w pięć lat potem bracia Wright już latali...”42.
Jednak w 1953 roku Lem bynajmniej nie prognozuje takiego rozwoju na pięć lat –
od centralnej Biblioteki Trionowej ciągle jeszcze wiele nas dzieli. Tą technologiczną i społeczną przepaść między teraźniejszością a przyszłością podkreśla Lem nie tylko odsunięciem akcji powieści aż do XXVI wieku, ale również dość ironicznym stosunkiem głównego bohatera do historii jego własnej cywilizacji. To tak jak nam, żyjącym w XXI wieku,
zdarza się drwić ze średniowiecza. W Obłoku Magellana mianem „średniowiecznej” określa
się dwudziestowieczną telewizję. Tak zresztą traktowana jest cała nasza teraźniejszość
i najbliższa przyszłość. Zresztą co chwilę natrafiamy na dzieła odziedziczone po kulturach starożytnych czy starożytne encyklopedie, które wcale nie muszą odnosić się do antyku, skoro za
chwilę do tego samego przedziału czasowego trafia zarówno obraz starożytnego mistrza da
Vinci, jak również ludzie, którzy „w starożytności [...] niepokoili się myślą, że automaty mogłyby
powstać przeciw człowiekowi”43 – a przecież takie „lęki człowieka przed maszynami znalazły wyraz
w trzech prawach robotyki [...] Asimova”44 z roku 194245.
Według takiej XXVI-wiecznej optyki problem coraz szybszego namnażania się bibliotecznych zbiorów to średniowiecze... Co nie zmienia faktu, że Lem problem ten zauważa i nie pozostaje wobec niego obojętny. Tworząc w połowie XX stulecia na potrzeby
powieści fikcyjną wizję rozwoju cywilizacyjnego, przewiduje nieuchronny kres książki drukowanej – „już w XX i XXI wieku takie magazynowanie informacji było utrudniającym życie anachronizmem”46. Ze względu jednak na maniakalny wręcz upór i przywiązanie do tradycji,
S. Lem: Świat na krawędzi. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Tomasz Fiałkowski. Kraków 2001, s. 244-245.
Tegoż: Obłok Magellana..., s. 265.
44 E. Rudolf: Świat istot fantastycznych we współczesnej literaturze popularnej. Wałbrzych 2001, s. 100.
45 Jest to data publikacji opowiadania Runaround (Zabawa w berka) Isaaca Asimova, zawierającego słynne trzy
prawa robotyki, a zamieszczonego w Astounding Science Fiction – zob. Science Fiction Writers. Critical Studies of the
Major Authors from the Early Nineteenth Century to the Present Day. Editor: E. F. Bleiler. New York 1982, s. 268; Słownik literatury popularnej. Red. T. Żabski. Wrocław 2006, s. 19. Wynikałoby stąd, że cezura „starożytności” mogłaby
sięgać nawet czasów powstania Obłoku Magellana. Trudno jednak zweryfikować, czy Lem, pisząc to dzieło
w 1953, znał już opowiadanie Asimova z 1942; pewne jest natomiast, że i w Fantastyce i futurologii miał do trzech
praw robotyki stosunek równie nieprzychylny jak w Obłoku... – zob. S. Lem: Fantastyka i futurologia. T. 2. Kraków
2003, s. 64-66.
46 S. Lem Obłok Magellana..., s 145.
42
43
44
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
wciąż stosowano papier jako główny nośnik informacji. „Centralne biblioteki kontynentów posiadały w roku 2100 przeciętnie po 90 milionów książek”47, a już w 2150 największe z nich
miały po siedmiuset katalogujących bibliotekarzy. Obliczano wtedy, że za sto
lat w każdej bibliotece będzie ich musiało pracować około trzech tysięcy, a po
dalszych dwustu latach – około stu osiemdziesięciu tysięcy. Nieodparcie nasuwała się groteskowa wizja świata z roku 2600, pokrytego grubą warstwą książek i katalogów; cała ludzkość musiałaby się przemienić w bibliotekarzy czuwających nad bezustannie rosnącymi stosami dzieł.48
Ten na wskroś czarny scenariusz przyszłości obrazuje jasno, że tradycyjne bibliotekarstwo zupełnie nie przystaje do tempa rozwoju informacyjnego; że brak zmian w sposobie bibliotekarskiego myślenia dąży do całkowitego paraliżu, przy którym znalezienie potrzebnych danych graniczy z cudem lub trwa niemiłosiernie długo. Dzisiaj oczywiście doskonale to wiemy, acz nowości techniczne siłą rzeczy zawsze spotykają się z oporami ze
strony emocjonalnie przywiązanych do tradycji czy po prostu do niej przyzwyczajonych
użytkowników. Dziś takie obiekcje budzi książka elektroniczna, jeszcze niedawno sprzeciwiano się komputerowym katalogom, wcześniej była kolej na mikrofilmy, mikrofisze –
wszystkie te cywilizacyjne kroki naprzód powodowane były i są widmem coraz szybciej
narastającej informacji. Podobnie zresztą w wizji z Obłoku Magellana – „tworzono biblioteki
specjalne, działowe, wprowadzono masowo mikrofilmy, skonstruowanie zaś automatów katalogujących
zlikwidowało karykaturalną wizję ludzkości przemienionej w jeden ogromny zespół strażników ksiąg”49,
aż wreszcie, po wszystkich rozwiązaniach pośrednich, zdecydowano się na wykorzystanie
trionów, jak pamiętamy, dawno już odkrytych, lecz stosowanych tylko w technice. One także musiały pokonywać zastałe przyzwyczajenia,
że z papierowego tomiska, stojącego na półce w pokoju, szybciej można skorzystać niż z trionu odległego nieraz o tysiące kilometrów. Nic bardziej fałszywego nad ten pogląd; aby skorzystać z książki, trzeba wstać, podejść do półek,
wybrać potrzebne dzieło – wszystko to zabiera kilkanaście sekund czasu, gdy
tymczasem od wywołania Trionowni i podania hasła do ujrzenia żądanego
dzieła w telewizorze upływa tylko tyle czasu, ile go trzeba automatom nastawni
katalogującej oraz falom radiowym na przebycie przestrzeni dzielącej Trionownię od odbiorcy. Czas ten wyraża się zazwyczaj ułamkiem sekundy.50
Przypomnijmy po raz kolejny, że tekst ten powstał w roku 1953 – jednak wygląda,
jakby został żywcem wzięty z bieżącej dyskusji na temat wyższości e-booków nad książką
Tamże, s. 146.
Tamże, s. 146. Pod koniec lat ‘60, omawiając ówczesną sytuację uczonych w kontekście kryzysu informacyjnego, Lem ponownie przytoczył tą groteskową prognozę, stwierdzając, że wciąż „zabawia się nas obliczaniem,
w którym to roku następnego tysiąclecia wszyscy żyjący będą się musieli zmienić w bibliotekarzy. Bardzo to zabawne rachunki
i bardzo niezabawna sytuacja” – tegoż: Summa technologiae. Posłowie do dyskusji. W: Tegoż: Rozprawy i szkice. Kraków
1975, s. 298.
49 S. Lem Obłok Magellana..., s. 146.
50 Tamże, s. 147-148.
47
48
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
45
drukowaną. Wystarczy tylko podmienić „Trionownię” na cyfrowe biblioteki; argumenty
pozostają te same. Odległa nieraz o tysiące kilometrów książka elektroniczna okazuje się być
wygodniejsza, szybsza, a nawet bliższa od tej która stoi na półce w pokoju. Jednak jakich byśmy tu zalet nie dopisali, pierwsi użytkownicy i tak będą niechętnie nastawieni do nowości
– i to bez względu na to, czy będziemy mieć do czynienia z nową formą książki, nowym
spojrzeniem na pochodzenie ludzkiego gatunku czy nową teorią układu słonecznego. Ludzie taką już mają naturę, że, przyzwyczajeni do tradycyjnych metod i sprawdzonych torów
myślenia, będą się upierać, że z papierowego tomiska szybciej można skorzystać albo narzekać, że
nie można już szperać po półkach, ważyć w ręce tomów, czuć ich ciężaru, zapowiadającego rozmiar lektury, jak to określił Hal Bregg.
Co ciekawe, postawienie naprzeciw siebie dwóch wizji przyszłych książek i bibliotek – tej z Obłoku Magellana oraz tej z Powrotu z gwiazd – w istocie przypomina debatę między zwolennikami a przeciwnikami elektronicznej książki. Pierwsza widzi w trionach rozwiązanie wszelkich problemów ludzkości; druga – wytworzona w wyobraźni Lema po
siedmiu latach – stanowi jakby refleksję nad swą poprzedniczką. Nie odżegnuje się co
prawda od utopii komunistycznego hasła „każdemu według jego potrzeb”, ale poddaje
w wątpliwość ten cywilizacyjny huraoptymizm; to naiwne wierzenie, że nauka czyni świat
doskonalszym. Powrót z gwiazd jest zresztą prognozą dalece ostrożniejszą, skoro jej autor
usunął z niej tą nadmiernie futurystyczną wizję olbrzymiej, niewidzialnej sieci opasującej glob oraz
wszelkie konkretne daty.
Przyszły twórca Solaris, pełen entuzjazmu i pomysłów, wykreował bibliotekę przyszłości – zcentralizowaną, ogólnodostępną, wszechstronną; taką, która gromadzi wszystko
bez wyjątku, a „zasięgiem swej emisji ogarnia cały system słoneczny”51. Włączył ją w całości w ten
idealny, futurystyczny świat, by po kilku latach wszystko to poddać w wątpliwość, zastanawiając się, jak w jego realiach odnalazłby się względnie współczesny człowiek? We
wspomnianym Solaris, powstałym w podobnym przecież czasie co Powrót z gwiazd, rozważać możemy, czy porozumienie między człowiekiem a zupełnie obcą, do niczego niepodobną istotą jest w ogóle możliwe? Planetarny twór solaryjski jest przykładem, „ekstremalnie
odległej od naszych umiejętności technologii, oceanu, który potrafi robić to, co człowiek musi uznać za
cud”52. Jesteśmy tak bardzo ograniczeni zmysłami, bagażem kultury, tradycji czy własnych
doświadczeń, że na dobrą sprawę nie potrafimy na świat spojrzeć inaczej aniżeli „po
51
52
Tamże, s. 150.
S. Lem: Tako rzecze..., s. 122.
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
46
ludzku”, a w zasadzie: inaczej aniżeli „po swojemu”. Postrzegając otaczającą nas rzeczywistość, wkładamy ją w twarde ramy własnej kultury, z których bardzo ciężko jest się wydostać. Lem powtórzył to zdanie w Fiasku, zaś prócz niego pisał o tym choćby Kapuściński,
formułując podstawowe prawo kultury, według którego „dwie cywilizacje nie potrafią się dobrze
poznać i zrozumieć”53. Zatem człowiek w obcej kulturze widzi jedynie lustro, w którym dostrzega tylko siebie – w końcu „można żyć razem, pod jednym dachem, a jednak nie sposób się porozumieć, znaleźć wspólny język”54. Kępiński pisze, że człowiek „nie może spojrzeć na świat innym
niż ludzkie spojrzeniem. [...] Koń patrzy na świat oczyma konia, pies – psa, żaba – żaby itd. Pies nie
widzi świata jak my, a my nie potrafimy popatrzeć na świat tak jak pies”55. Innymi słowy: „nasz
sposób myślenia dyktuje, jak postrzegamy świat”56.
Obserwując Hala Bregga z Powrotu z gwiazd, zadajemy sobie podobne pytanie: czy
współczesny człowiek, obciążony kulturą, doświadczeniami i wyuczonymi schematami
interpretowania rzeczywistości, byłby w stanie pojąć przyszłość – z jego perspektywy zupełnie obcą i do niczego niepodobną? 127 lat, które niczym wehikuł czasu przebywa
„Prometeusz”, to olbrzymia technologiczna i społeczna przepaść, której być może w ogóle
nie da się zrównoważyć – wszak „przestawienie zwrotnicy ludzkiej mentalności jest bardzo trudnym
i powolnym procesem”57.
Natomiast Hal Bregg swoją zwrotnicę mentalności przestawia nad wyraz szybko, z futurystycznej Ziemi rozumiejąc całkiem sporo. Asymiluje się do tego stopnia, że na koniec
powieści „wraca tam, »gdzie jest jego dom«. U boku zbetryzowanej kobiety, przyszłej matki jego zbetryzowanych dzieci”58. Być może właśnie ten optymizm – ta nadmierna wiara w zdolności
poznawcze człowieka – przesądził o tym, że po latach Lem dobrze mówić będzie tylko
o pesymistycznym Solaris, podczas gdy Powrót z gwiazd negatywnie oceni jako zbyt płaski, jednowymiarowy, dochodząc do wniosku, że „autorowi nie wolno robić bohaterom przyjemności dlatego,
że im sprzyja”.
Snuć można dowolną liczbę wizji na temat tego, jak wyglądać będzie świat za 127
lat oraz jak Hal Bregg, czy wręcz my sami, byśmy się zachowali w jego realiach. Być może
jednak łatwiej będzie odwrócić sytuację i zastanowić się, w jakim stopniu by zrozumiał ten
nasz XXI wiek człowiek wzięty bezpośrednio z roku 1884 – dokładnie sprzed 127 lat. Nie
R. Kapuściński: Cesarz. Warszawa 2010, s. 46.
Tegoż: Heban. Warszawa 2007, s. 98.
55 A. Kępiński: Lęk. Kraków 2002, s. 48.
56 J. Aitchison: Ziarna mowy. Warszawa 2002, s. 156.
57 S. Lem: Tako rzecze..., s. 427.
58 W. Orliński: Co to są sepulki..., s. 177-178.
53
54
Od kryształu do fantomu
Odległa Przyszłość
47
znałby przecież ani radia, ani telewizji, ani nawet kinematografii. Nie doświadczyłby jeszcze wrażenia wjeżdżającego na salę kinową parowozu59; w odbiorniku telewizyjnym czy
radiowym z uporem maniaka szukałby schowanych małych ludzi, nadających audycje; panicznie bałby się samochodów i samolotów, a telefon bezprzewodowy uznałby za fizycznie niemożliwy – przecież ledwo przed „kilku laty”, w roku 1876, Elisha Gray i Alexander
Bell wynaleźli jego przewodową wersję60. Czym – dla kogoś tak bardzo oderwanego od
kontekstu kulturowego – byłby komputer, skład DTP, druk na żądanie, książka elektroniczna, biblioteka cyfrowa czy w ogóle Internet? Wszystko to musiałby uznać za cud, jeśli
wręcz nie za magię61... Czy jakiekolwiek porozumienie między tymi dwoma, zupełnie odmiennymi światami byłoby w ogóle możliwe62? Człowiek taki mógłby raczej przypominać,
wyjęte z dwunastego stulecia, postacie z francuskiej komedii Goście, Goście, grane przez Jeana Reno i Christiana Claviera. A my? Według Obłoku Magellana żyjemy przecież w średniowieczu. Jak komicznie byśmy wyglądali, gdybyśmy jakimś trafem nagle się znaleźli
w roku 2138 i, zważając na wciąż rozpędzający się rozwój techniki, czy bylibyśmy w stanie
cokolwiek z tego zrozumieć?
Mowa o filmie Przybycie pociągu na dworzec w La Ciotat, który w styczniu 1896 roku wywarł na paryskiej widowni
ogromne wrażenie. Był to jeden z pierwszych filmów autorstwa braci Lumière. Zob. Kronika filmu. Oprac.
M. B. Michalik. Warszawa 1995, s. 8.
60 Uczynili to niezależnie od siebie – zob. Kronika techniki. Oprac. M. B. Michalik. Warszawa 1992, s. 297.
61 Powód tego swoistego „szoku przyszłością” sprowadzać można niewątpliwie do dokonującej się na naszych
oczach rewolucji informatycznej i telekomunikacyjnej – trzeciej z kolei po agrarnej i przemysłowej w nomenklaturze Tofflera. Epoka postindustrialna, jaka nastała, wyraźnie modyfikuje tempo życia, sposoby pracy czy znaczenie komunikacji międzyludzkiej – zob. D. Grygrowski: Dokumenty nieksiążkowe w bibliotece. Warszawa 2001, s.
93-94.
62 Jak mówi sam Lem w wywiadzie z Beresiem, „nawet porozumiewanie się ludzi pochodzących z różnych epok historycznych
nie jest wcale rzeczą prostą, gdy nie ogranicza się do łyżki, talerza, i tego, co się na nim znajduje” – S. Lem: Tako rzecze..., s.
317.
59
49
Zakończenie
Zakończenie
T
rudna to sztuka prognozować przyszłość. Trudna, jeśliby chcieć się wyrwać
ze strywializowanego, futurologicznego porządku, naszpikowanego postaciami humanoidalnych ufoludków czy podróżami w czasie i hiperprzestrzeni,
jakimi fantastyka od lat z powodzeniem karmi swego czytelnika. „Można mu wmawiać, co się
żywnie podoba. Na tym fakcie pasożytuje dziewięćdziesiąt dziewięć procent science fiction”1.
Stanisław Lem, jako jeden z nielicznych autorów, przeciwstawia się temu ogólnemu, goniącemu za sensacją nurtowi, uznając sztandarowe wątki tego gatunku za pozbawione wiarygodności. Dla wielu staje się przez to nieatrakcyjny i niezrozumiały, acz dla
garstki swych czytelników... iście genialny lub wręcz nieprawdopodobny2. Jednak nawet
wobec tego nie możemy po wizjach, zapisanych w jego dziełach, spodziewać się stuprocentowej sprawdzalności. Stanowią one raczej dobrze umotywowane naukowo scenariusze
przyszłych potencjalnych wydarzeń i sytuacji antropologiczno-społecznych. Książki i biblioteki występują w tychże scenariuszach w różnorodnych rolach i formach – zależą bowiem od różnych uwarunkowań, środowisk, światopoglądów, jak i różnego rozwoju hipotetycznych cywilizacji. Jak pokazano w niniejszej pracy, rzeczywistość nierzadko dościgała
futurystyczne wizje Lema – wiele z nich się ziściło (np. optony i lektony z Powrotu z gwiazd),
niektóre przedawniły (np. pamięci ferrytowe i rtęciowe z podróży i wspomnień Ijona Tichego), inne jeszcze okazały się karykaturalnie wykoślawione (choćby wizja globalnej sieci
z Obłoku Magellana). Wobec tak kapryśnie działającej rzeczywistości „uszczegółowienie prognoz
jest niezwykle trudne [...]. Można postawić kierunkowskaz, ale nie da się wejść w szczegóły”3.
Można w tym miejscu zapytać, czy jakiekolwiek przewidywanie przyszłości ma jakiś
większy sens, skoro sam Lem u progu XXI wieku mówi, że „wszystkie proroctwa to kupa śmiechu. [...] Futurologii jako nauki nie ma. To zawracanie głowy. Dało się na to nabrać dość dużo ludzi,
S. Lem: Tako rzecze... Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś. Kraków 2002, s. 93.
Sam Philip K. Dick w pewnym momencie swojego życia uznał Stanisława Lema za komunistyczną organizację,
chcącą zmonopolizować światowy rynek fantastyki. Dick wysłał donos do FBI, twierdząc, że „Lem jest prawdopodobnie raczej złożonym komitetem niż jednostką ludzką, pisze bowiem w wielu różnych stylach i czasem zna języki obce, a czasem
nie” – cyt. za: W. Orliński: Co to są sepulki? Wszystko o Lemie. Kraków 2007, s. 61.
3 S. Lem: Świat na krawędzi. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Tomasz Fiałkowski. Kraków 2001, s. 244-245.
1
2
50
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
również światłych”4. Futurologia za każdym razem okazuje się być jedynie poważnym uproszczeniem rozwoju cywilizacji5 – czego byśmy nie powiedzieli o przyszłości, to ta przyszłość
i tak nas zaskoczy, gdy nadejdzie. Zbyt wiele samoośmieszających się prognoz trafiło w próżnię.
Być może dlatego Lem pod koniec swego życia już nie wierzy w możliwość skutecznego
porozumienia się z obcą cywilizacją ani nawet w możliwość spotkania jej w kosmosie6,
choć jeszcze w latach ’80 problem odnalezienia wspólnego języka był dla niego zagadką
bez odpowiedzi7, a w latach ’50 i ’60 wiele jego powieści pokazywało, że kontakt taki jest
możliwy, acz oczywiście bardzo trudny do przeprowadzenia (oczywiście za wyjątkiem najbardziej pesymistycznego Solaris, według którego porozumienie ostatecznie możliwe jednak nie jest). Da się zauważyć pewną ogólną tendencję – powolną przemianę od entuzjasty, konstruującego w wolnym czasie nowe wynalazki i projektującego nowe gatunki fantastycznych stworzeń, do sceptyka, uznającego to wszystko za zawracanie głowy. Przemiana ta
odbiła swe piętno także w wyobrażeniach książek i bibliotek.
Przeprowadzone badania pokazują, że rzeczywiście najlepiej rozwiniętą i chyba
najbardziej przyszłościową wizją bibliotek jest koncepcja trionów z Obłoku Magellana, spisana w 1953 roku, a przewidująca powstanie tej olbrzymiej, niewidzialnej sieci opasującej glob,
zwanej dzisiaj Internetem. Ledwo w 1945 roku Vannevar Bush rozmyślał o wymianie tradycyjnego papierowego nośnika na inny dla usprawnienia wymiany ludzkiej myśli, ledwo
w 1965 Joseph Carl Robinett Licklider roku stwierdził, że można do tego celu użyć matematycznych maszyn liczących, zwanych później komputerami8. Dwanaście lat przed Lickliderem Stanisław Lem napisał, że idealną alternatywą książki papierowej byłyby odpowiednie telewizory, umożliwiające zdalny odczyt dokumentu – w pełni trójwymiarowy,
barwny, plastyczny, i dający pełne złudzenie rzeczywistości. Za nośnik obrał kryształ, zwany
w Obłoku Magellana trionem. W informacyjnym centrum świata postawił jedyną na całej kuli
ziemskiej Bibliotekę Trionową, zbierającą wszelkie bez wyjątku płody pracy umysłowej – niczym
Mundaneum z wizji Paula Otleta. Potrzeba więcej, by obu wizjonerów postawić w jednym
szeregu i nazwać Lema „Paulem Otletem” epoki cyfrowej?
Poszukując kolejnych wizji bibliotek przyszłości, nie znajdziemy już nic, co byłoby
tak rozbudowane i tak postępowe jak triony z Obłoku Magellana. Kryształowe książki z Powrotu z gwiazd, pisanego w 1960 roku, przypominają nieco swych starszych braci. Jednak
Tegoż: Tako rzecze..., s. 258.
J. Jarzębski: Wszechświat Lema. Kraków 2003, s. 276.
6 S. Lem: Tako rzecze..., s. 512-513.
7 Tamże, s. 315.
8 Zob. Wstęp, przyp. 5.
4
5
Zakończenie
51
późniejsza o siedem lat wizja brutalnie wyrugowana została zarówno z globalnej sieci, jak
i z centralnej biblioteki oraz tych niezwykłych telewizorów, umożliwiających fantomowe
odtworzenie dowolnej książki czy w ogóle dowolnego fragmentu rzeczywistości. Zamiast
tego mamy stacjonarne księgarnie, „drukujące” w razie potrzeby kryształowe książki oraz
lektony i optony, łudząco podobne do dzisiejszej myśli technicznej reprezentowanej przez
czytniki e-booków i audiobooków.
W dziełach jeszcze późniejszych – z lat ’60 i ’70 – Lem, zainspirowany ówczesnymi
odkryciami techniki, wtłacza do bibliotek swych światów wpierw ferromagnetyczne taśmy,
następnie mikrofilmy, pojemniki rtęciowej pamięci syntetycznej, ferrytowe tarcze i wiele innych.
Nośniki te, zaczerpnięte ze współczesnej Lemowi rzeczywistości, służą w utworach jako
przejaw futuryzmu – jak choćby mikrofilmy, które w Solaris niemal wyparły już książki
papierowe. Tak entuzjastycznie tam użyte w świecie rzeczywistym szybko tracą swoją ważność – cywilizacja okazuje się zmierzać w innym kierunku. Gdy pod strzechy trafia Internet, Lem podchodzi do niego już z rezerwą, zupełnie odżegnując się już od futurologii,
snując za to dość pesymistyczne wizje, związane z niebezpieczeństwami rozwoju globalnej
sieci. W zasadzie nie chce mieć z nią nic wspólnego – nawet jeśli w tak wielu miejscach
przypomina jego własną wizję z Obłoku Magellana.
Ta chronologiczna zależność, zasugerowana w tezie niniejszej pracy, nie jest jednak
tak regularna, jak mogłoby się początkowo zdawać. Od początku do końca twórczości,
przewijają się przez futurystyczne światy Lema biblioteki tradycyjne, zasypując papierowymi kodeksami pokłady statków kosmicznych i niezliczone sale na przeróżnych planetach. Wśród 164 zebranych fragmentów aż 73 (czyli 44%) przedstawia papierowe książnice. Natomiast te, które poszukują w jakiś sposób nowych rozwiązań dla książek i bibliotek przyszłości (czyli triony, kryształy i względnie nowe nośniki danych i opinie na temat Internetu) stanowią łącznie zaledwie 20%. Zaproponowana teza sprawdza się zatem
tylko do pewnego wycinka – choć bardzo istotnego wycinka – całości.
Luźne pomysły i spostrzeżenia związane z bibliotekami oraz te fragmenty, których
nie można na podstawie kontekstu w sposób jednoznaczny przyporządkować do konkretnej klasy, tworzą grupę ogólnych idei bibliotecznych. Ponadto całkiem dużo miejsca
w swej twórczości przeznacza Stanisław Lem na wspomnienia związane z bibliotekami –
czy to medycznym księgozbiorem ojca, zaprezentowanym w Wysokim zamku, czy to
prywatnym książkom, czy też przeróżnymi książnicami w Polsce lub Europie, do których
wraca w felietonach i esejach. Tak liczne wspomnienia wraz z liczniejszą jeszcze kolekcją
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
52
środków stylistycznych, bazujących na wizerunku, symbolice czy cechach bibliotek,
pokazują dość wyraźnie, że placówki te, jak i gromadzona przez nie spuścizna ludzkiej
myśli, są szczególnie dla Lema bliskie.
biblioteka trionowa
5%
książka kryształowa
3%
nowe nośniki
informacji
7%
biblioteki wobec
Internetu
5%
biblioteczna
metaforyka
14%
biblioteczna metaforyka
ogólne idee
biblioteczne
9%
wspomnienia
o bibliotekach
12%
ogólne idee biblioteczne
wspomnienia o bibliotekach
biblioteki papierowe
biblioteki wobec Internetu
nowe nośniki informacji
biblioteki
papierowe
45%
książka kryształowa
biblioteka trionowa
Wykres 1. Podział bibliotek w dziełach Stanisława Lema
źródło: badania własne
Trudno w obliczu takiej wielości futurologicznych wizji uciec od pytania, czy biblioteki w przyszłości w ogóle będą potrzebne? Lem pod koniec XX wieku zdaje się odpowiadać, że nic nie powinno po prostu z a s t ą p i ć bibliotek sposobem w y ł ą c z n y m. Natomiast Lem młodszy o pół wieku odważnie postuluje, że wystarczy jednolita, centralna Biblioteka Trionowa lub jej odpowiednik, a wtedy biblioteki regionalne, wojewódzkie, miejskie
oraz gminne staną się bezużytecznym balastem – bo i „jaki będzie sens istnienia bibliotek publicznych, uniwersyteckich czy szkolnych w sytuacji, gdy każdy tytuł będzie dostępny on-line?”9 Równie niepewna jest zatem i potrzeba bibliotekarzy, skoro już dziś „nie potrzebujemy w bibliotece obecności
użytkowników. Już teraz istnieją techniczne możliwości zdalnego udostępniania zainteresowanym wszystkiego, co mogą znaleźć w naszej bibliotece”10, mówi Marek Nahotko. Niewiele brakuje, by po
zawodzie z wielowiekową tradycją ostał się robot-bibliotekarz, co sam jest encyklopedią, albo
robot-zakonnik, którego jedyną funkcją jest sprawowanie pieczy nad zbiorem starodruków. Pozostaje mieć nadzieję, że bibliotekarze nie wykażą się „recesywnym” podejściem
do nadchodzących zmian – jak ci luddyści, niszczący w dziewiętnastym wieku maszyny parowe.
Oczywiście nie podlega wątpliwości to, że śmiała wizja Biblioteki Trionowej i fantomowych odbiorników nie może być absolutnym kresem rozwoju cywilizacyjnego nawet,
jeśli spełnić by się miała co do joty. Chcąc sięgnąć dalej w przyszłość, może musielibyśmy
Ł. Gołębiewski: Śmierć książki. No future book [online]. Warszawa 2009. [dostęp: 16.05.2011]. World Wide Web:
http://www.nofuturebook.pl/no-future-book/e-biblioteki--3_250.html
10 M. Nahotko: głos w dyskusji panelowej. W: Elektroniczna przyszłość bibliotek akademickich. Pod red. W. Pindlowej.
Kraków 1997, s. 178.
9
Zakończenie
53
się – nieco przewrotnie, choć w zasadzie zgodnie z zarysowaną chronologiczną zależnością
– cofnąć do jeszcze wcześniejszych tekstów Stanisława Lema. Może mogłaby to być Teoria
funkcji mózgu, pisana jeszcze we Lwowie. Wówczas traktował tą pracę bardzo poważnie,
choć po przyjeździe do Krakowa porzucił ją po rozmowie ze swym przyszłym mentorem,
Mieczysławem Choynowskim, który to „od razu też powiedział mi, że moja Teoria funkcji mózgu
jest jednym stekiem bzdur”11. Lem zachował przez sentyment ten stek bzdur długi na kilkaset
stron, choć uznawał go za zupełnie bezwartościowy i nigdy nie go nie wydał12.
Kto wie? Być może Teoria funkcji mózgu rozważa inne jeszcze możliwości usprawnienia komunikacji międzyludzkiej? Lem nigdy nie krył sceptycyzmu wobec telepatii i tym
podobnych pozazmysłowych fajerwerków, acz w rozmowie z Beresiem przyznał, „że międzyosobnicze przekazywanie stanów systemu neuralnego wprost byłoby bardzo korzystne. Trudno podać
sytuację, w której byłoby to nieużyteczne”13. Możliwość bezpośredniej komunikacji jednego umysłu z drugim, komunikacji nieograniczonej sztywnymi ramami słów zaiste mogłaby zrewolucjonizować jakże nieraz niedoskonały przekaz ludzkiej myśli. Gdybyśmy zaś mogli
taki stan systemu neuralnego zapisać na jakimś nośniku, rewolucja niewątpliwie sięgnęłaby bibliotek i książek – stworzonych przecież po to, by jak najlepiej umożliwić wymianę ludzkiej myśli.
To zagadnienie dalece jednak wykracza poza niniejszą pracę i należałoby poświęcić
mu odrębne badania. Podobnie wypadałoby zweryfikować, czy postawiona w tej pracy
teza, uzależniająca śmiałość wizji od wieku autora, jest słuszna również względem innych
futurystycznych wątków w twórczości Stanisława Lema, a nie tylko samych książek i bibliotek.
Podsumowując, może rzeczywiście należałoby powtórzyć kasandryczne proroctwo
Łukasza Gołębiewskiego, że „nastają nowe czasy, o których bibliotekarze mają prawo myśleć z przerażeniem. Nadciąga zmierzch tradycyjnych bibliotek”14. Może warto byłoby tą czarną wizję przeciwstawić słowom Andrzeja Sapkowskiego, mówiącym, że „coś się kończy, coś się zaczyna”?...
S. Lem: Świat na krawędzi..., s. 57.
Tegoż: Tako rzecze..., s. 35, 42.
13 Tamże, s. 335.
14 Ł. Gołębiewski: Śmierć książki..., http://www.nofuturebook.pl/no-future-book/e-biblioteki--3_250.html
11
12
Antologia wybranych wizji bibliotek
w twórczości Stanisława Lema
55
Aneks
Antologia wybranych wizji bibliotek
w twórczości Stanisława Lema
Obłok Magellana [1953]
Każdy z nas, współczesnych, posiada sztukę pisania, jednakowoż nieczęsto przychodzi
czynić z niej użytek; co się tyczy pisma, to muszę przyznać, że w skryty podziw dla starożytnych
wprawia mnie ta ich umiejętność; ilekroć przyszło mi napisać więcej niż kilkanaście zdań, odczuwałem rychło tak silne zmęczenie ręki, że musiałem czynić dłuższe przerwy. Historycy tłumaczyli
mi, że dawniej, kiedy sztukę kaligrafii wpajano dzieciom od najwcześniejszej młodości, organizm
odpowiednio przystosowywał się do tego i ludzie potrafili podobno pisać całymi godzinami – wierzę w to, choć rzecz wydaje mi się dziwna.
Za jeszcze dziwniejszy uważam upór czy raczej konserwatyzm, z jakim przez długie wieki
stosowano archaiczny sposób magazynowania wszelkiej wiedzy w sporządzonych z papieru książkach – jest to zdumiewający dowód bezwładności nawyków, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Stosując odziedziczone środki, ludzie często komplikują sobie przez to wiele problemów,
które, rozważone w oderwaniu od tradycji, dałyby się pokonać znacznie prościej i szybciej.
Dokumenty pisane istnieją (moja wiedza historyczna jest bardzo uboga), jak się zdaje, od
wielu tysięcy lat; różne cywilizacje wytworzyły odmienne rodzaje pisma. Wynalazek druku przyniósł wielkie udogodnienia, sądzę jednak, że już w XX i XXI wieku takie magazynowanie informacji było utrudniającym życie anachronizmem. Jak wiadomo, istniały wówczas tak zwane biblioteki
publiczne, nieustannie kompletujące zestawy istniejących druków; już z końcem XX wieku każdy
wielki księgozbiór liczył kilkanaście do kilkudziesięciu milionów tomów i proces wzrostu ich liczby
przyśpieszył się po zapanowaniu komunizmu i związanym z tym upowszechnieniem oświaty.
Centralne biblioteki kontynentów posiadały w roku 2100 przeciętnie po 90 milionów książek, ich
fundusz podstawowy podwajał się co dwanaście lat i już w pół wieku później największe, takie jak
berlińska, londyńska, leningradzka czy pekińska, miały po siedmiuset katalogujących bibliotekarzy.
Obliczano wtedy, że za sto lat w każdej bibliotece będzie ich musiało pracować około trzech tysięcy, a po dalszych dwustu latach – około stu osiemdziesięciu tysięcy. Nieodparcie nasuwała się
groteskowa wizja świata z roku 2600, pokrytego grubą warstwą książek i katalogów; cała ludzkość
musiałaby się przemienić w bibliotekarzy czuwających nad bezustannie rosnącymi stosami dzieł,
gdyż proces ich starzenia się i wycofywania z bibliotek był – w epoce coraz powszechniejszej
twórczości umysłowej – wielokrotnie powolniejszy od tempa, w jakim pojawiały się nowe.
Wprowadzane w pierwszej połowie trzeciego tysiąclecia innowacje miały charakter zachowawczy. Tworzono biblioteki specjalne, działowe, wprowadzono masowo mikrofilmy, skonstruowanie zaś automatów katalogujących zlikwidowało karykaturalną wizję ludzkości przemienionej
w jeden ogromny zespół strażników ksiąg, nadal jednak powstawały katalogi katalogów i bibliografie bibliografii i proces ten wikłał się coraz bardziej, tak że wreszcie, koło roku 2400, uczony potrzebujący jakiegoś starego dzieła musiał na nie czekać czasem i tydzień, rzecz, która wydaje się
nam nonsensem z uwagi na to, że ówcześni ludzie na dobrą sprawę mieli już do dyspozycji środki
techniczne pozwalające odmienić radykalnie tak niekorzystny stan rzeczy.
Mimo to sprzeczność między archaicznymi formami przechowywania wiedzy a jej nową
treścią narastała aż do połowy tysiąclecia; dopiero w roku 2531 światowa narada najwybitniejszych
specjalistów ustaliła zupełnie nowy sposób utrwalania myśli ludzkiej.
Posłużyły do tego dawno już odkryte, lecz stosowane tylko w technice triony – kryształki
kwarcu, których strukturę cząsteczkową można trwale zmieniać działaniem drgań elektrycznych.
Nie większy od ziarnka piasku kryształek mógł zawrzeć w sobie ilość informacji równoważną sta-
56
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
rożytnej encyklopedii. Reforma nie ograniczyła się tylko do zmiany sposobów zapisu; decydujące
było wprowadzenie jakościowo nowego sposobu korzystania z trionów. Stworzona została jedyna
na całej kuli ziemskiej Biblioteka Trionowa, w której odtąd miały być magazynowane wszelkie bez
wyjątku płody pracy umysłowej. Specjalnie wiele trudu pochłonęło przełożenie na język współczesny dzieł odziedziczonych po kulturach starożytnych, dla umieszczenia ich w Bibliotece Trionowej. Ten gigantyczny zbiór tworów umysłowości ludzkiej posiada urządzenia umożliwiające
każdemu mieszkańcowi Ziemi doraźne korzystanie z dowolnej, byle utrwalonej w jednym z miliardów kryształów informacji, a to dzięki prostemu urządzeniu radiotelewizyjnemu. Posługujemy się
nim dziś, nie myśląc wcale o sprawności i potędze tej olbrzymiej, niewidzialnej sieci opasującej
glob; czy w swej pracowni australijskiej, czy w obserwatorium księżycowym, czy w samolocie – ileż
razy każdy z nas sięgał po kieszonkowy odbiornik i wywoławszy centralę Biblioteki Trionowej
wymieniał pożądane dzieło, by w ciągu sekundy mieć je już przed sobą na ekranie telewizora. Nikt
nie zastanawia się nawet nad tym, że dzięki doskonałości urządzeń z każdego trionu może jednocześnie korzystać dowolnie wielka ilość odbiorców, nie przeszkadzając sobie wzajem w najmniejszej mierze.
W pierwszych wiekach po reformie istniały jeszcze księgozbiory stanowiące własność
osobistą rozmaitych uczonych. Był to niewątpliwie dowód konserwatyzmu, który zdawał się podpowiadać, że z papierowego tomiska, stojącego na półce w pokoju, szybciej można skorzystać niż
z trionu odległego nieraz o tysiące kilometrów. Nic bardziej fałszywego nad ten pogląd; aby skorzystać z książki, trzeba wstać, podejść do półek, wybrać potrzebne dzieło – wszystko to zabiera
kilkanaście sekund czasu, gdy tymczasem od wywołania Trionowni i podania hasła do ujrzenia
żądanego dzieła w telewizorze upływa tylko tyle czasu, ile go trzeba automatom nastawni katalogującej oraz falom radiowym na przebycie przestrzeni dzielącej Trionownię od odbiorcy. Czas ten
wyraża się zazwyczaj ułamkiem sekundy. Tylko odbiorcy przebywający na drugiej półkuli księżyca
muszą czekać o półtorej sekundy dłużej.
Trion może magazynować nie tylko obrazy świetlne, sprowadzone do zmian jego struktury
krystalicznej, a więc podobizny stronic książkowych, nie tylko wszelkiego rodzaju fotografie, mapy,
obrazy, wykresy czy tablice, jednym słowem wszystko, co można przedstawić w sposób dostępny
odczytaniu wzrokiem. Trion może magazynować równie łatwo dźwięki, a więc głos ludzki, jak
i muzykę, istnieje też metoda zapisu woni – krótko mówiąc, każda postrzegalna zmysłami rzecz
może zostać utrwalona, przechowana i na żądanie przekazana odbiorcy. Wreszcie trion może zawierać zapis „recepty produkcyjnej”. Połączony z nim drogą radiową automat wykonuje potrzebny
odbiorcy przedmiot i w taki sposób mogą zostać zaspokojone nawet najwymyślniejsze zachcianki
fantastów pragnących mieć meble w stylu starożytnym czy najniezwyklejsze odzienie, trudno bowiem rozsyłać we wszystkie części Ziemi niewyobrażalną różnorodność dóbr, jakich może ktoś
z rzadka zapragnąć.
Telewizja nasza, w przeciwieństwie do średniowiecznej, jest barwna i plastyczna, obrazy jej
dają pełne złudzenie rzeczywistości, i człowiek ślęczący u telewizora nad powieścią czy pracą naukową nawet nie pomyśli o tym, że czytane dzieło czy oglądany przedmiot nie istnieją „naprawdę”
w takiej postaci, w jakiej jawią się przed nim, to jest jako ważki tom, barwna plansza czy odłamek
minerału, ale że to są tylko obrazy przestrzenne, wytwarzane w polu elektrycznym, a powstawaniem ich rządzi z oddali wprawiony w ruch jego rozkazem trion.
Gdyby rola trionów ograniczała się tylko do wyparcia niewygodnej, staroświeckiej formy
magazynowania wiedzy, dalej do umożliwienia każdemu korzystania z dzieł współczesności i starożytności, z jej sztuk teatralnych, symfonii, utworów poetyckich, z całego skarbca kultury człowieczej, wreszcie do uproszczenia systemu rozprowadzania dóbr użytkowych, byłaby bardzo
wielka, ale rola ta okazała się nieporównanie poważniejsza i zapoczątkowała przemiany psychiczne, o jakich pierwsi reformatorzy nawet nie marzyli.
Niemało kłopotu sprawiał teoretykom i felicytologom społeczeństwa komunistycznego
w jego wcześniejszej fazie problem unikalności pewnych przedmiotów będących bądź to
wytworem natury, bądź dziełem człowieka. Podstawowa zasada komunizmu, głosząca: „każdemu
wedle jego potrzeb”, zdawała się zawodzić w tym jednym wypadku; na Ziemi znajdowało się
bowiem wiele rzeczy istniejących wyłącznie w nielicznych lub pojedynczych egzemplarzach.
Należały do nich na przykład płótna malarskie mistrzów, rzeźby, kosztowności i wiele podobnych.
Antologia wybranych wizji bibliotek
w twórczości Stanisława Lema
57
Zdawało się oczywiste, że każdy z takich unikatów może posiadać albo tylko jeden człowiek, albo
też należy je uczynić dostępną dla ogółu własnością społeczną. Rozwiązanie praktyczne szło
w kierunku uspołecznienia, nie wszyscy jednak byli z niego zadowoleni.
Naturalnie można było stwarzać wierne kopie i powielać je, ale też były to tylko kopie.
Odziedziczone po poprzednich formacjach ustrojowych pojęcie „posiadania” porodziło niemało
osobliwych potworków. Jednym była tak zwana „mania kolekcjonerska”. Dotknięci nią gromadzili
najrozmaitsze przedmioty, poczynając od dzieł sztuki, a kończąc na monetach i roślinach. Tak
wyglądał jeden zaułek skomplikowanego problemu „posiadania”. Inny przedstawiał również niemałe trudności. Nieustannie rosnąca produkcja dóbr pozwalała każdemu zaopatrzyć się we
wszystko, czego tylko zapragnął, bez względu na to, czy rzeczy te naprawdę były mu potrzebne,
czy też miały tylko zaspokoić „głód posiadania”. Zjawisko radości płynącej z samego faktu „zdobycia czegoś na własność”, dla nas bezsensowne i wręcz humorystyczne, rodziło wtedy wiele niełatwych do rozwikłania problemów. Mówiło się na przykład, że w przyszłości każdy będzie miał
tak wiele różnych rzeczy, iż nad automatami pełniącymi pieczę nad tą jego własnością będą musiały czuwać inne automaty, nad tymi znów inne i tak dalej. Był to znów groteskowy aspekt przyjętej od przodków konserwatywnej postawy psychicznej.
Zastosowanie techniki trionowej raz na zawsze zlikwidowało wszystkie podobne pseudoproblemy. Każdą rzecz, jaka istnieje, można dzisiaj, jak to się mówi, „mieć trionem”, to znaczy za
pośrednictwem odpowiedniego trionu. Jeśli ktoś ma ochotę posiadać na przykład obraz starożytnego mistrza da Vinci, przedstawiający Monę Lizę, może obraz ten, wywołany trionem, zawiesić
w ramach ekranu telewizyjnego w swym mieszkaniu i do syta napawać się jego pięknem, a gdy mu
się znudzi, może go unicestwić jednym naciśnięciem wyłącznika. Zagadnienie „oryginału” upadło
z chwilą, kiedy oryginałami są kryształki kwarcowe, z których „posiadania” nic nikomu przyjść nie
może, że zaś wszystko, co tworzy technika trionowa, stanowi wierne odbicie rzeczywistości,
trudno mówić o kopiach; powstają bowiem struktury całkowicie tożsame czy to pod postacią
dźwięków muzycznych, czy obrazów, czy książek, tyle że dające się w każdej chwili wskrzesić bądź
unicestwić – coś w rodzaju wypełniania życzeń w starożytnych baśniach. Nikt z nas nie widzi
w tym nic dziwnego, przeciwnie, dziwne wydają się obyczaje starożytności, która widziała szkopuły tam, gdzie z żyjących nikt ich nie dostrzega, ale to jest już zagadnienie historycznej zmienności postaw, o którym nie pokuszę się wydawać sądów.
Centralna trionownia ziemska zasięgiem swej emisji ogarnia cały system słoneczny; nawet
podróżnicy w statkach docierających do orbity Jowisza mogą z niej korzystać, tyle że od wywołania centrali do pojawienia się żądanej rzeczy upływa tym więcej czasu, im dalej od Ziemi znajduje
się okręt.
Geę w jej podróży gwiazdowej doganiał potężny potok ziemskiej emisji trionowej, lecz
w miarę przedłużania się podróży czas między wysłaniem sygnału i otrzymaniem odpowiedzi rósł
nieustannie. Gdy na żądane dzieło czekać trzeba było nieomal dwanaście godzin, korzystanie
z ziemskich trionów stało się praktycznie niemożliwe i nastąpił wielki, przez wszystkich z podnieceniem oczekiwany moment przejścia na triony okrętu.
Gea była pierwszym na świecie statkiem zaopatrzonym we własny zestaw trionów, oczywiście nieporównanie mniejszy od ziemskiego, a jednak liczący około pół miliarda egzemplarzy.
Chwilę przełączenia naszych podręcznych telewizorów z emisji ziemskiej na okrętową arbitralnie
wyznaczono na południe setnego dnia podróży; w tej chwili, na znak dany przez pierwszego astrogatora w centralnej sterowni, uruchomiono trionownię okrętową; odtąd byliśmy już odcięci od
emisji ziemskiej.
Oczywiście potok radiowych wiadomości dalej pulsował między okrętem i Ziemią; potężne nadawcze stacje zapewniały nam łączność nawet u celu podróży, przy gwiazdach Centaura,
lecz przesyłanie wieści trwało coraz dłużej. Najpierw były to dni i mówiliśmy wtedy z uśmiechem,
że wracają czasy tak zwanej poczty, która w okresach równych dobom ziemskim przekazywała
wiadomości od człowieka do człowieka; potem jednak pomiędzy nami a Ziemią poczęły stawać
tygodnie i miesiące; mknące jak światło fale radiowe coraz dłuższą przebyć musiały drogę, nim
dotarły do Ziemi. Tak rosła i powiększała się nasza gwiazdowa samotność.1
1
S. Lem: Obłok Magellana. Kraków 2005, s. 145-151.
58
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
Powrót z gwiazd (1960)
Całe popołudnie spędziłem w księgarni. Nie było w niej książek. Nie drukowano ich już
od pół wieku bez mała. A tak się na nie cieszyłem, po mikrofilmach, z których składała się biblioteka „Prometeusza”. Nic z tego. Nie można już było szperać po półkach, ważyć w ręce tomów,
czuć ich ciężaru, zapowiadającego rozmiar lektury. Księgarnia przypominała raczej elektronowe
laboratorium. Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było przy pomocy
optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu. Ale optonów mało używano, jak mi powiedział robot-sprzedawca. Publiczność wolała lektony – czytały głośno, można je było nastawiać na
dowolny rodzaj głosu, tempo i modulację. Tylko naukowe publikacje o bardzo małym zasięgu
drukowano jeszcze na plastyku imitującym papier. Tak że wszystkie moje zakupy mieściły się
w jednej kieszeni, choć było tego prawie trzysta tytułów. Garść krystalicznego zboża – tak
wyglądały książki. Wybrałem sporo dzieł historycznych, socjologicznych, trochę statystyki,
demografii i to, co dziewczyna z Adaptu poleciła mi z psychologii. Parę większych podręczników
matematycznych, większych oczywiście w sensie zawartej treści, a nie rozmiarów. Robot, który
mnie obsługiwał, sam był encyklopedią, dzięki temu, że – jak mi powiedział – jest bezpośrednio
podłączony poprzez elektronowe katalogi z wzornikami wszelkich możliwych dzieł na całej Ziemi.
W księgarni znajdowały się zasadniczo tylko pojedyncze „egzemplarze” książek, a kiedy ktoś ich
potrzebował, utrwalało się treść pożądanego dzieła w kryształku.
Oryginały – krystomatryce – były niewidzialne, mieściły się za emaliowanymi bladym błękitem stalowymi płytami. Tak więc książkę niejako drukowało się za każdym razem, kiedy ktoś jej
potrzebował. Sprawa nakładów, ich wysokości, wyczerpywania przestała istnieć. Było to naprawdę
wielkie osiągnięcie, a jednak żal mi było książek. Dowiedziawszy się, że istnieją antykwariaty z papierowymi książkami, odszukałem jeden. Rozczarowałem się; pozycji naukowych prawie nie było.
Literatura rozrywkowa; trochę dziecięcej, nieco roczników starych pism.
Kupiłem (tylko za stare książki trzeba było płacić) trochę bajek sprzed czterdziestu lat,
żeby się zorientować, co uważają teraz za bajki – i udałem się do składnicy sportowej.2
Dzienniki gwiazdowe (1961)
Statek „Bożydar II” wiózł na swym pokładzie, poza drobnicą przeznaczoną dla armatorów Procyona, szereg pojemników rtęciowej pamięci syntetycznej, których odbiorcą miał być
Uniwersytet Mleczny w Fomalhaut. Zawierały one dwa rodzaje wiadomości: z zakresu psychopatologii oraz leksykologii archaicznej. Należy sądzić, iż Kalkulator, rozrastając się, pochłonął owe
pojemniki. Tym samym wcielił w siebie całokształt wiedzy o takich kwestiach, jak historia Kuby
Rozpruwacza i dusiciela z Gloomspick, jak biografia Sachera-Masocha, jak pamiętniki markiza de
Sade, jak protokoły sekty flagellantów z Pirpinact, jak oryginał książki Murmuropoulosa Pal
w przekroju wieków oraz słynny biały kruk biblioteki w Abbercrombie – Dźganie, rzecz w rękopisie,
przez ściętego w 1673 roku w Londynie Hapsodora, który znany był pod przezwiskiem „Naszyjnik niemowląt”. Także oryginalny utwór Janicka Pidwy Małe torturatorium, tegoż autora Duśba,
Kośba i Palba – przyczynek do katografii oraz jedyny w swoim rodzaju unikat – Jadłospis olejowy, spisany
przedśmiertnie przez O. Galvinariego z Amagonii. W owych fatalnych pojemnikach znajdowały
się też odcyfrowane z kamiennych tafli protokoły posiedzeń sekcji kanibalów związku literatów
neandertalskich, jak również Rozważania stryczne wicehrabiego de Crampfousse; jeżeli dodam, że
znalazły w nich też miejsce dzieła takie, jak Morderstwo doskonale, Tajemnica czarnego trupa czy ABC
mordu Agaty Christie, to możecie sobie, panowie, wyobrazić, jaki to miało straszny wpływ na
niewinną skądinąd osobowość Kalkulatora.3
2
3
Tegoż: Powrót z gwiazd. Kraków 1999, s. 87-88.
Tegoż: Z dzienników gwiazdowych Ijona Tichego. W: Tegoż: Dzienniki gwiazdowe. Kraków 2001 s. 63-64.
Antologia wybranych wizji bibliotek
w twórczości Stanisława Lema
59
Wizja lokalna (1981)
Udzieliwszy mi tonem dobrotliwym, lecz kategorycznym tej admonicji, Strümpfli przestrzegał mnie przed tykaniem głównego katalogu, bo ma ponad 40 000 pozycji, więc tylko się
w nim zagubię. Wręczył mi kartkę z najważniejszymi tytułami, przygotowaną przez życzliwego
magistra Brabandera, poklepał mnie po ramieniu, uśmiechnął się i poszedł spać, zostawiając mnie
sam na sam z bibliotecznym labiryntem.
Mając kartkę radcy za nić Ariadny, zawahałem się przez chwilę między termosem i piersiówką, wychyliłem wreszcie haust koniaku, by dodać sobie odwagi, i wziąłem się do harowki,
literalnie zakasawszy rękawy, gdyż najstarsze raporty pokrywał grubą warstwą kurz, a nie chciałem
sobie zbytnio pobrudzić koszuli. [...]
Planeta została tedy objęta kwarantanną i gromadzone potem materiały uzyskano wyłącznie dzięki nawiązaniu kontaktów radiowych z typowym dla nich opóźnieniem w czasie. Właściwie
rad byłem nawet, doszedłszy do tego miejsca tajnych raportów, że wszystkie dalsze informacje
o Encji i Encjanach pochodzą wprost od nich, nie będą zatem zniekształcone uprzedzeniami właściwymi ludziom. Niemniej czekała mnie ciężka i długa robota, bo objawiając niemały altruizm
kosmiczny, Encjanie przekazali nam setki swoich dzieł, traktatów, podręczników, a nawet gazet
i innych druków ulotnych.
Uznałem za rozsądne rozpoczęcie ich lektury od podręczników historii, i to najstarszych,
ażeby pójść niejako śladem naturalnego rozwoju społecznego, a zarazem umysłowego nieznanych
istot. Miejscem mych zmagań z sążnistymi tekstami stało się biurko, porządnie oświetlone nisko
zsuniętą lampą. Mając po lewicy termos, a po prawicy keksy, zabrałem się do pierwszego tytułu,
włożywszy jeszcze na wszelki wypadek odkręconą piersiówkę koniaku do wysuniętej poręcznie
szuflady tak, żem mógł po nią sięgnąć na oślep, nie odrywając oczu od gęsto zadrukowanych stronic. W ogromnej bibliotece było cicho jak makiem zasiał. Prócz szelestu przewracanych kartek
rozlegały się w niej od czasu do czasu moje ciche westchnienia, z upływem godzin coraz bardziej
podobne do powściąganych stęknięć, bo też za nielekką wziąłem się sprawę. Jak to mam we zwyczaju, przejrzałem najpierw bibliografię, zamieszczoną na końcu studiowanego dzieła, i dała mi
poniekąd do myślenia, bo nazwiska uczonych cytowane przez encjańskiego historyka brzmiały:
Tzirrtzwarraquax, Tirrlitriplirrlipitt, Qiuqiuxix, Quorrstiorrquiorr, Cwidtderduduck, i podobnie. [...]
Okazało się później, że wszystko to miało całkiem zdrowy sens, ale umęczyłem się setnie
i nazłościłem, nimem go ogarnął, bo stałem tej nocy nad stertą odrzuconych tomów, patrząc na
szeregi nie ruszonych jeszcze na półkach z taką beznadziejną irytacją, jak człowiek, który chce
wskoczyć do pędzącego pociągu, bo musi, a zarazem wie, że może przy tym kark skręcić. Rękę
obciągał mi potężny tom Słownika luzano-kurdlandzkiego i poczułem piekącą chęć, by rąbnąć nim
o podłogę, co przyniosłoby mi nie lada ulgę, bo choleryk ze mnie, ale powściągnąwszy się, wziąłem tylko stary, w kącie umieszczony stojak na kapelusze i huknąłem nim jak taranem w drzwi
wielkiej szafy z aktami, gdyż były dębowe i tym samym wytrzymałe. Stojak, co prawda trzasnął, ale
ustawiłem go przy ścianie tak, żeby odłamane ramiączko oparło się o nią i szkoda nie była widoczna. Mógłby kto pomyśleć, że powinienem te nocne awantury pominąć, skoro wystawiają nie
najlepsze świadectwo i moim nerwom, i mej lotności, uważam jednak, że taki krytyk myliłby się
grubo, gdyż sposoby, jakimi dochodzi się wiedzy, nie są dla tej wiedzy całkiem obojętne. Połamanie stojaka bardzo dobrze mi zrobiło. Ułagodzony, zabrałem się do szukania lektur, chodząc
wzdłuż półek i wybierając to, co wpadło mi w oko, jakkolwiek i ta metoda nie była zbyt mądra,
zorientowałem się bowiem poniewczasie, że sięgam po szczególnie ładne, solidnie oprawne tomy,
a wszak nie suknia zdobi ciało. Była to niestety przeważnie lektura dla zaawansowanych luzanistów, zdolna przyprawić o rozpacz, bo miałem, czego chciałem – byłem u źródeł, skarbnica
wszelkich wiadomości o Encji stała przede mną otworem, i nic nie potrafiłem z nią począć. Kusiło
mnie nawet, żeby wyrwać radcę ze snu telefonem o pomoc, ale wstydziłem się, więc otarłszy pot
z czoła, a kurz z zabrudzonych rąk, ruszyłem do nowego natarcia. [...]
Siedziałem w środku dużego miasta, a całkiem jak Robinson Crusoe na bezludziu. [...] Na
grzbietach przewertowanych już książek robiłem kredą znaki, żeby do nich nie wracać. Wciąż miałem i tak wrażenie, że grzęznę w rozmaitych drobiazgach i głupstwach. [...] Długo nie mogłem się
60
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
połapać w tym rozgardiaszu, bo nie znałem doktryny politycznej Człaków, a nie znałem jej, albowiem jakiś bałwan bibliotekarz umieścił cały dział Nacjomobilistyki razem z Automobilistyką pod
hasłem Transport i Komunikacja Miejska; ja natomiast szukałem pod „Doktryny Polityczne”,
„Polityczne doktryny”, „Ideologie” i tak dalej. Na właściwe regały natrafiłem zupełnie przypadkowo, kiedy potrzebny mi był bardzo gruby i ciężki tom do wygładzenia spodni, bom je czasem
zdejmował dla wygody i dostrzegłem, jak są pomięte, a trudno było chodzić do ministerstwa
z żelazkiem i deską do prasowania. [...]
Studia zajęły mi już pięć tygodni; pozostawały jeszcze prawie dwa miesiące przymusowego
pobytu w Szwajcarii, lecz zdawało się to niczym wobec nie przemierzonych dotąd, następnych sal
olbrzymiej biblioteki. Nie upadałem jednak na duchu, choć stałem się kompletnym odludkiem,
przesypiając dni i budząc się, kiedy dokoła Szwajcarzy załatwiwszy z satysfakcją porcję codziennych interesów, kierowali się w bamboszach do pościeli. Ja natomiast, z teczką wypchaną zapasami
kawy, cukru i tartinkami, bo na sam widok krakersów i keksów już niedobrze mi się robiło, maszerowałem pustoszejącymi ulicami do Emeszetu.4
Sex Wars (1994)
Być może coraz trudniejsze stanie się rozróżnianie ziarna od plew, prawdy od kłamstwa,
danych autentycznie wzbogacających wiedzę od falsyfikatów, a przede wszystkim odsiewanie informacyjnego śmiecia. Wirtualne biblioteki, wirtualne domy towarowe stają się wirtualnymi labiryntowiskami. Nie wiem czemu, już teraz wykraczając poza obszar tych wszystkich elektronicznych zmagań, ideałem godnym ścigania i doścignięcia zdaje się fanatykom informacyjnej autostrady i jej bocznych odgałęzień (jak Cyberspace) – człowiek zamknięty w uszczelnionym kokonie
elektronicznym, który z innymi ludźmi może się komunikować przede wszystkim za pośrednictwem sieci, który poprzez przewody, dzięki pajęczynie elektronowej, może, nie ruszając się z fotela, zastygły w jednym miejscu, zwiedzać kontynenty, nabywać, kupować, inwestować, poznawać
innych ludzi, wieść z nimi dyskursy, grać w sto tysięcy rozmaitych gier i loterii, doznawać rozkosznych szoków na widok innopłciowej nagości, a wreszcie, jak to nazwałem ongiś, podlegać fantomatyzacji.5
4
5
Tegoż: Wizja lokalna. Kraków 1998, s. 75, 79-80, 94-95, 105-106, 122.
Tegoż: Sex Wars. Kraków 2004, s. 137.
61
Bibliografia
Bibliografia
1. BIBLIOGRAFIA PODMIOTOWA1
1.1.
1.2.
1.3.
1.4.
1.5.
1.6.
1.7.
1.8.
1.9.
1.10.
1.11.
1.12.
1.13.
1.14.
1.15.
1.16.
1.17.
1.18.
1.19.
1.20.
1.21.
1.22.
1.23.
1.24.
1.25.
1.26.
1.27.
1.28.
1.29.
1.30.
1.31.
1.32.
1.33.
1.34.
1.35.
1.36.
1.37.
1.38.
1.39.
1.40.
1.41.
1.42.
1.43.
1.44.
1.45.
Lem S.: Altruizyna, czyli opowieść prawdziwa o tym, jak pustelnik Dobrycy Kosmos uszczęśliwić zapragnął i co
z tego wynikło. W: Tegoż: Cyberiada. Kraków 2002.
— Ananke. W: Tegoż: Opowieści o pilocie Pirxie. Kraków 1999.
— Astronauci. Kraków 2004.
— Bajka o trzech maszynach opowiadających króla Genialona. W: Tegoż: Cyberiada. Kraków 2002.
— Bezwstyd. W: Tegoż: Krótkie zwarcia. Kraków 2004.
— Biblioteka XXI wieku. W: Tegoż: Biblioteka XXI wieku. Kraków 2003.
— Busola z Maisons-Laffitte. W: Tegoż: Krótkie zwarcia. Kraków 2004.
— Butelka i gąsiorek. W: Tegoż: Dziury w całym. Kraków 1997.
— Cave Internetum. W: Tegoż: Dziury w całym. Kraków 1997.
— Człowiek z Marsa. Kraków 2004.
— Do moich czytelników. W: Tegoż: Rozprawy i szkice. Kraków 1975.
— Doskonała próżnia. W: Tegoż: Biblioteka XXI wieku. Kraków 2003.
— Dramat i farsa. W: Tegoż: Krótkie zwarcia. Kraków 2004.
— Eden. Kraków 1999.
— Edukacja Cyfrania. W: Tegoż: Cyberiada. Kraków 2002.
— Falsyfikat. W: Tegoż: Wejście na orbitę. Okamgnienie. Warszawa 2010.
— Fantastyka i futurologia. T. 1. Kraków 1970.
— Fantastyka i futurologia. T. 1-2. Kraków 2003.
— Fiasko. Kraków 1999.
— Formuła Lymphatera. W: Tegoż: Zagadka. Kraków 2003.
— Głos Pana. Kraków 2002.
— Golem XIV. Kraków 1999.
— Inteligencja naturalna. W: Tegoż: Moloch. Tajemnica chińskiego pokoju. Bomba megabitowa. Kraków 2003.
— Katar. Kraków 1998.
— Klient Panaboga. W: Tegoż: Sezam. Warszawa 1955.
— Kobyszczę. W: Tegoż: Cyberiada. Kraków 2002.
— Kociak zdalnie sterowany. W: Tegoż: Wejście na orbitę. Okamgnienie. Warszawa 2010.
— Kongres futurologiczny. Ze wspomnień Ijona Tichego. Kraków 2002.
— Książę Niezłomny. W: Tegoż: Krótkie zwarcia. Kraków 2004.
— Labirynty informacji. W: Tegoż: Moloch. Tajemnica chińskiego pokoju. Bomba megabitowa. Kraków 2003.
— Młot. W: Tegoż: Zagadka. Kraków 2003.
— Niezwyciężony. Kraków 2002.
— O poznaniu pozazmysłowym. W: Tegoż: Rozprawy i szkice. Kraków 1975.
— Obłok Magellana. Kraków 2005.
— Odruch warunkowy. W: Tegoż: Opowieści o pilocie Pirxie. Kraków 1999.
— Pamiętnik znaleziony w wannie. Kraków 2000.
— Pokój na Ziemi. Kraków 1999.
— Powrót do Leśmiana. W: Tegoż: Dziury w całym. Kraków 1997.
— Powrót z gwiazd. Kraków 1999.
— Powtórka. W: Tegoż: Cyberiada. Kraków 2002.
— Prowokacja. W: Tegoż: Biblioteka XXI wieku. Kraków 2003.
— Przyjaciel. W: Tegoż: Zagadka. Kraków 2003.
— Rozstaje informatyczne. W: Tegoż: Moloch. Tajemnica chińskiego pokoju. Bomba megabitowa. Kraków 2003.
— Sex Wars. Kraków 2004.
— Siedem wypraw Trurla i Klapaucjusza. W: Tegoż: Cyberiada. Kraków 2002.
Do bibliografii włączono wszystkie dzieła Stanisława Lema, w których stwierdzono obecność bibliotek – czy to
w warstwie świata przedstawionego, czy choćby w warstwie językowej (biblioteczna metaforyka).
1
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
62
1.46.
1.47.
1.48.
1.49.
1.50.
1.51.
1.52.
1.53.
1.54.
1.55.
1.56.
1.57.
1.58.
1.59.
1.60.
1.61.
1.62.
1.63.
— Solaris. Kraków 2002.
— Stacja Solaris. W: Tegoż: Krótkie zwarcia. Kraków 2004.
— Sto trzydzieści siedem sekund. W: Tegoż: Zagadka. Kraków 2003.
— Summa technologiae. Kraków 2000.
— Summa technologiae. Posłowie do dyskusji. W: Tegoż: Rozprawy i szkice. Kraków 1975.
— Śledztwo. Kraków 2001.
— Świat na krawędzi. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Tomasz Fiałkowski. Kraków 2001.
— Tajemnica chińskiego pokoju. W: Tegoż: Moloch. Tajemnica chińskiego pokoju. Bomba megabitowa. Kraków
2003.
— Tako rzecze... Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś. Kraków 2002.
— Terminus. W: Tegoż: Opowieści o pilocie Pirxie. Kraków 1999.
— Topolny i Czwartek. W: Tegoż: Sezam. Warszawa 1955.
— Wizja lokalna. Kraków 1998.
— Wspomnienie o Mieczysławie Choynowskim. W: Tegoż: Krótkie zwarcia. Kraków 2004.
— Wysoki zamek. Kraków 2006.
— Z dzienników gwiazdowych Ijona Tichego. W: Tegoż: Dzienniki gwiazdowe. Kraków 2001.
— Zagadki. W: Tegoż: Moloch. Tajemnica chińskiego pokoju. Bomba megabitowa. Kraków 2003.
— Ze wspomnień Ijona Tichego. W: Tegoż: Dzienniki gwiazdowe. Kraków 2001.
— Życie w próżni. W: Tegoż: Krótkie zwarcia. Kraków 2004.
2. BIBLIOGRAFIA PRZEDMIOTOWA
2.1. science fiction, Stanisław Lem i jego twórczość
2.1.1.
2.1.2.
2.1.3.
2.1.4.
2.1.5.
2.1.6.
2.1.7.
2.1.8.
2.1.9.
2.1.10.
2.1.11.
2.1.12.
2.1.13.
2.1.14.
2.1.15.
2.1.16.
2.1.17.
2.1.18.
2.1.19.
Balcerzak E.: Stanisław Lem. Warszawa 1973.
Błoński J.: Szanse science-fiction. „Życie Literackie” 1961, nr 31.
Brzóstowicz-Klajn M.: Historia. Literatura. Fantastyka. W: Ruchome granice literatury. W kręgu teorii
kulturowej. Pod red. S. Wysłouch, B. Przymuszały. Warszawa 2009.
Doboszewska A.: Kalendarium życia i twórczości Stanisława Lema. W: J. Jarzębski: Wszechświat Lema.
Kraków 2003.
Jarzębski J.: Spór między Münchhausenem a Guliwerem. W: S. Lem: Dzienniki gwiazdowe. Kraków
2001.
— Wszechświat Lema. Kraków 2003.
Kuncewicz P.: Leksykon polskich pisarzy współczesnych. T. 1. Warszawa 1995.
Lem T.: Awantury na tle powszechnego ciążenia. Kraków 2009.
Leś M. M.: Stanisław Lem wobec utopii. Białystok 1998.
Niewiadowski A., Smuszkiewicz A.: Leksykon polskiej literatury fantastycznonaukowej. Poznań 1990.
Orliński W. : Co to są sepulki? Wszystko o Lemie. Kraków 2007.
Pindel T.: Zjawy, szaleństwo i śmierć. Fantastyka i realizm magiczny w literaturze hispanoamerykańskiej.
Kraków 2004.
Rothfork J.: Cybernetyka a humanistyczna proza fabularna: „Cyberiada” Stanisława Lema. W: Lem
w oczach krytyki światowej. Red.: I. Smorąg. Kraków 1989.
Rudolf E.: Świat istot fantastycznych we współczesnej literaturze popularnej. Wałbrzych 2001.
Science Fiction Writers. Critical Studies of the Major Authors from the Early Nineteenth Century to the
Present Day. Editor: E. F. Bleiler. New York 1982.
Słownik literatury popularnej. Red. T. Żabski. Wrocław 2006.
Słownik rodzajów i gatunków literackich. Red. G. Gazda, S. Tyniecka-Makowska. Kraków 2006.
Smuszkiewicz A.: Stanisław Lem. Poznań 1995.
Wróblewski M.: Czytanie przyszłości. Polska fantastyka naukowa dla młodego odbiorcy. Toruń 2008.
2.2. Przyszłość książek i bibliotek
2.2.1.
2.2.2.
2.2.3.
2.2.4.
2.2.5.
Czermiński J. B.: Od biblioteki elektronicznej do biblioteki wirtualnej. W: Elektroniczna przyszłość
bibliotek akademickich. Pod red. W. Pindlowej. Kraków 1997.
Ganakowska U.: Wyrok na książkę tradycyjną? W: Dokąd zmierzamy? Książka i jej czytelnik.
Materiały z II konferencji naukowej zorganizowanej przez Bibliotekę Główną Uniwersytetu Szczecińskiego,
Międzyzdroje, 20-22 września 2007 r. Pod red. R. Gazińskiego. Szczecin 2008.
Gołębiewski Ł.: Śmierć książki. No future book [online]. Warszawa 2009. Dostępny w Internecie:
http://www.nofuturebook.pl/no-future-book [dostęp: 08.04.2011].
Góralska M.: Cyfryzacja kultury książki – koncepcje i realizacje. „Bibliotheca Nostra” 2009, nr 3/4,
s. 24.
Grygrowski D.: Dokumenty nieksiążkowe w bibliotece. Warszawa 2001
63
Bibliografia
2.2.6.
2.2.7.
2.2.8.
2.2.9.
2.2.10.
2.2.11.
2.2.12.
2.2.13.
2.2.14.
2.2.15.
2.2.16.
2.2.17.
Ostrowska D.: Od Web 2.0 do Biblioteki 2.0. „Bibliotekarz” 2008, nr 3.
Otlet P.: International organisation and dissemination of knowledge. Selected essays of Paul Otlet.
Tłum. i oprac. W. B. Rayward. Amsterdam 1990.
Pacek J., Kotuła S. D.: Książka wolna od formy. W: Dokąd zmierzamy? Książka i jej czytelnik.
Materiały z II konferencji naukowej zorganizowanej przez Bibliotekę Główną Uniwersytetu Szczecińskiego,
Międzyzdroje, 20-22 września 2007 r. Pod red. R. Gazińskiego. Szczecin 2008.
Polarczyk M., Tomaszewska R.: Drukowane i elektroniczne. Synergia czy wykluczenie. W: Dokąd
zmierzamy? Książka i jej czytelnik. Materiały z II konferencji naukowej zorganizowanej przez Bibliotekę
Główną Uniwersytetu Szczecińskiego, Międzyzdroje, 20-22 września 2007 r. Pod red. R. Gazińskiego.
Szczecin 2008.
Potrzebnicka E.: Ochrona zbiorów a nowoczesne technologie. „Biuletyn Informacyjny Biblioteki
Narodowej” 2006, nr 4, s.14 [online]. [dostęp: 29.04.2011]. World Wide Web:
http://www.bn.org.pl/download/document/1246021870.pdf
Przyszłość bibliotek w Polsce. Materiały z ogólnopolskiej konferencji. Warszawa, 12-13.10.2007 r.
Red. J. Sadowska. Warszawa 2008.
Pulikowski A.: Elektroniczna książka w elektronicznym czytniku – nowy sposób obcowania z tekstem.
„Bibliotheca Nostra” 2009, nr 3/4.
Wojciechowicz A.: Biblioteka moich marzeń. „Bibliotekarz” 2009, nr 5.
Wojciechowski J.: Pomiędzy drukiem a digitalizacją. „Bibliotekarz” 2008, nr 4.
Wołodko A., Bednarek-Michalska B.: BIBWEB – kurs e-learningowy dla bibliotekarzy.
„Bibliotekarz” 2008, nr 5.
Wołosz J.: Biblioteka+ i Program Biblioteczny PAFW w sukurs bibliotekom publicznym. „Bibliotekarz”
2008, nr 9.
Zarębska H.: Śmiałe pomysły Paula Otleta – belgijskiego naukowca, twórcy informacji naukowej. „Nowa
Biblioteka” 2010, nr 2.
2.3. Inne konteksty
2.3.1.
2.3.2.
2.3.3.
2.3.4.
2.3.5.
2.3.6.
2.3.7.
2.3.8.
2.3.9.
2.3.10.
2.3.11.
2.3.12.
2.3.13.
2.3.14.
2.3.15.
2.3.16.
2.3.17.
2.3.18.
Aitchison J.: Ziarna mowy. Warszawa 2002.
Bilski T.: Pamięć. Nośniki i systemy przechowywania danych. Warszawa 2008.
Freedman A.: Encyklopedia komputerów. Tł.: M. Dadan [i.in.]. Gliwice 2004.
Głowiński M. [i in.]: Słownik terminów literackich. Red.: J. Sławiński. Wrocław 2000.
Kapuściński R.: Cesarz. Warszawa 2010.
— Heban. Warszawa 2007.
Kaufmann H.: Dzieje komputerów. Warszawa 1980.
Kępiński A.: Lęk. Kraków 2002.
Komputery. Multimedia. Internet. Leksykon. Warszawa 1997.
Kronika filmu. Oprac. M. B. Michalik. Warszawa 1995.
Kronika techniki. Oprac. M. B. Michalik. Warszawa 1992.
McGuigan B.: How Big is the Internet? [online]. [dostęp: 30 kwietnia 2011]. World Wide Web:
http://www.wisegeek.com/how-big-is-the-internet.htm
Pamięć ferrytowa. W: Wikipedia. Wolna encyklopedia [online]. [dostęp: 13.05.2011]. World Wide
Web: http://pl.wikipedia.org/wiki/Pamięć_ferrytowa
Phase-change memory. W: Wikipedia. The free encyclopedia [online]. [dostęp: 13.05.2011]. World Wide
Web: http://en.wikipedia.org/wiki/Phase-change_memory
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych. Red.: A. Jankowski,
L. Stachowiak, K. Romaniuk. Poznań, Warszawa 1971.
H. Rheingold: Narzędzia ułatwiające myślenie. Historia i przyszłość metod poszerzania możliwości umysłu.
Warszawa 2003.
Szczęsna T.: Program mikrofilmowania czasopism i innych dokumentów polskich bibliotek, realizowany
w Bibliotece Narodowej. „Notes Konserwatorski” 2000, nr 4, s. 46-55.
VI Ogólnokrajowa Narada Bibliografów. „Bibliotekarz” 2009, nr 1.
64
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
Spis ilustracji i wykresów
Rysunek 1. Rysunek Stanisława Lema ......................................................................... 16
Rysunek 2. Czytnik Skiff e-reader ................................................................................ 36
Rysunek 3. Czytak Plus ................................................................................................. 37
Wykres 1. Podział bibliotek w dziełach Stanisława Lema ........................................ 52
65
Streszczenie
Michał Dębicki
Wizje bibliotek przyszłości w twórczości Stanisława Lema
Streszczenie
W pracy omówiono literackie wyobrażenia przyszłych książek i bibliotek w prozie
science fiction, utworach groteskowych, wywiadach i esejach Stanisława Lema. Na podstawie autobiografii i wywiadów ukazano jego związki ze światem książek i bibliotek – ich
szczególne miejsce w światopoglądzie tego autora zdradza również zasygnalizowana
w pracy specyfika języka utworów. Zaprezentowano, widoczne w eseistyce, jego zdanie na
temat bibliotek wobec Internetu; natomiast z futurystycznego świata przedstawionego
powieści i opowiadań zebrano względnie nowe i zmodyfikowane formy książki oraz liczną
grupę tradycyjnych bibliotek papierowych. Zaproponowano trzy, obecne w prozie Lema,
modele podejścia do przyszłościowych bibliotek – postępowy, przejściowy i zachowawczy.
Dokonano klasyfikacji bibliotek przyszłości, zgromadzonych z całej twórczości pisarza.
Największą uwagę skupiono na dwóch, najlepiej dopracowanych i zarazem najdalej odbiegających w przyszłość, wizjach: książki kryształowej z Powrotu z gwiazd oraz biblioteki trionowej z Obłoku Magellana. Spostrzeżono zależność, że im Stanisław Lem młodszy, tym
wizje bibliotek z jego dzieł śmielsze, dalej sięgające w przyszłość; im starszy – tym bardziej
zracjonalizowane, ostrożne i skupione na bliższych czasowych horyzontach.

Podobne dokumenty