Wiadomości Polonijne
Transkrypt
Wiadomości Polonijne
NR 613 LUTY 2013 ROK ZAŁ. 1948 ZJEDNOCZENIE POLSKIE W JOHANNESBURGU Szanowni Państwo! CENA: R 35,Na moim drzewie figowym dojrzały owoce. „Latoś obrodziło” w figi. W ostatnim roku było wiele niespełnionych obietnic, czyli „Figa z makiem, z pasternakiem” jak mówi stare przysłowie o czymś, co jest nieosiągalne. Kryzys, który zawładnął światem, miał zniknąć. Miały polepszyć się warunki ekonomiczne nie tylko krajów, ale rodzin, a jednak bezrobocie światowe rośnie i tylko naiwni twierdzą, że problem nie istnieje. Na naszych oczach dokonuje się walka mocarstw o surowce i dominację na rynkach światowych. Następuje przetasowanie i dotychczasowe kolosy zachwiały się w swych podstawach. - Czy to jest koniec świata? Świata jaki jest nam znany? Niezauważalnie dla zwykłych śmiertelników, na rynku światowym następuje kumulowanie metali szlachetnych: złota, platyny, uranu. Według badania niezależnego konsultanta GFMS (Gold Fields Mineral Services), w roku 2012 banki centralne na całym świecie kupiły więcej sztabek złota niż kiedykolwiek w ostatnich 50. latach. Złoto jest częścią rezerwy walutowej. Na świecie największymi rezerwami złota dysponują USA. Większość z nagromadzonych 8133 ton jest składowana w skarbcu w Fort Knox w stanie Kentucky. Mniejsze ilości są trzymane w kilku mennicach, m.in. w Denver i Filadelfii. Złoto w USA nie było audytowane od ponad 60. lat i może się okazać, że „wyparowało”. Znawcy są pewni, że złoto USA nie istnieje, a sam kraj jest zadłużony nie do oszacowania. Niemcy dysponują drugimi co do wielkości rezerwami złota na świecie. Pod koniec 2012 roku rezerwy złota Bundesbanku wynosiły 3391 ton, jednak 96 procent własnych rezerw trzymają poza krajem. Sprawa jest tajna, ale jak powszechnie wiadomo, większość złota Niemcy składują w skarbcach Rezerwy Federalnej w USA, Banku Anglii i Banku Francji. Niemiecki Bank Centralny zapowiedział częściowe zlikwidowanie depozytu złota za granicą. Padają pytania o taki krok Bundesbanku. Niektórzy sugerują, że inspekcja ma związek ze skandalem ze sztabkami wolframu wtopionymi w złoto. Amerykański Fed od lat 50. nie wpuścił audytorów do Fortu Knox, więc nie wiadomo, ile złota fizycznie się w nim znajduje. Przypomina się PRLowski dowcip: - ile cukru jest w cukrze? Teraz Niemcy mają nie lada problem, aby sprawdzić - ile złota jest w złocie? Będą musieli przetopić sztabki, odebrane z depozytu z USA w celu stwierdzenia ich próby i ilości. Problem jednak jest istotny, gdyż Niemcy kilka miesięcy temu poprosili o przetransportowanie złota z Nowego Yorku do Frankfurtu. Do chwili obecnej ich prośba trafia w próżnię. „Figa z makiem!” Holandia, też wywiozła swoje złoto do USA, Kanady i Wielkiej Brytanii, niebagatelną ilość 612 ton. Miało to dać zabezpieczenie przed wojną w latach 30. XX wieku. W Amsterdamie znajduje się nieco ponad 10 procent miejscowych zasobów. Polska trzyma swój złoty depozyt oceniany na 103 tony w Bank of England. W razie jakiejś sytuacji krytycznej jak wojna, w której jesteśmy po przeciwnych stronach z krajem depozytariusza, możemy usłyszeć: -„Figa z makiem!" Narzuca się wręcz stwierdzenie, że jeśli kogoś stać na złoto, to stać i na dobry sejf. Zasada przechowywania złota w nie swoim skarbcu jest conajmniej dziwna. Ale to są pozostałości zimnej wojny. Teraz układ partnerski przetasował się w świecie i przechowywanie złota poza krajem może budzić nie tylko wątpliwości, ale i niepokój związany z ryzykiem utraty kontroli nad zasobami i odzyskaniem zdeponowanej własności. Rosja i Chiny budują rezerwy w swoich państwach. Rosja ma w swoich rezerwach aż 10 procent w złocie. Chiny, poprzez zakupy chcą zwiększyć udział złota do ponad 2 procent. Oficjalne rezerwy złota posiadane przez Chiny wynoszą 1.054 ton i są to informacje z czerwca 2009. Prezes rządu chińskiego postuluje, aby zwiększyć rezerwy złota do 6.000 ton w ciągu 3-5 lat oraz do 10.000 ton w ciągu 10 lat. Oznacza to konieczność skupowania 40% światowej produkcji złota do roku 2020. Zaprzestano jednak upubliczniania danych, może z obawy, iż może to wpłynąć na poszybowanie cen złota. Tylko dyskrecja jest w stanie zapewnić sukces skupu przez Chiny jak największej ilości złota. W złoto zaczynają inwestować inni gracze rynków finansowych. W sytuacji kompletnego rozpadu systemu monetarnego nie ma innego wyjścia jak powrót do złota w tej czy innej formie i wygląda na to, iż to właśnie Chiny są najbardziej zaawansowane we wdrażaniu nowego systemu. Innym państwom, jak na razie to się nie udało, przewroty polityczne i zamieszki unicestwiły plany. Przy obalaniu prezydenta Tunezji była mowa o tym, że uciekał ze złotem. W przypadku Kadafiego i rewolucji w Libii, temat złota bardzo mocno był akcentowany. Jest więcej niż pewne, że nowe rządy zdeponowały złoto tych krajów w bezpiecznym miejscu, czyli za granicą... Jak uważają analitycy, złotego kruszcu na całej Ziemi jest wielokrotnie mniej, niż zapisano w papierach wartościowych czy wirtualnie. To jest gigantyczna bańska spekulacyjna, która jak pęknie to może pogrzebać całą światową gospodarkę. Banki centralne jak dotąd są w stanie manipulować stopami procentowymi, co pozwala rządom na obsługę swojego zadłużenia przy niskich kosztach. Jednak nagły duży wzrost zainteresowania metalami szlachetnych może zwiastować, że w perspektywie kilkunastu miesięcy, świat może doznać "katastrofy finansowej." Wszyscy się czają, ale jak ktoś powie: - sprawdzamy rezerwy w złocie! – Och, to może się wszystko zawalić jak domek z kart. Posypią się figi, jak z mojego drzewa, które „latoś obrodziło”. Póki co, zakrojone są na szeroką skalę akcje ratowania firm z Wall Street oraz zacierania śladów. Sekretarz skarbu uważa, że podjął prawidłowe kroki mające nie dopuścić do upadku systemu finansowego. Nad moim domem w Johannesburgu zajaśniała tęcza. Idę do ogrodu zbierać figi... Barbara M. J. Kukulska Adres: ZJEDNOCZENIE POLSKIE W JOHANNESBURGU P.O.BOX 2474 PARKLANDS 2121 POLISH ASSOCIATION IN JOHANNESBURG Republic of South Africa ☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼ WIADOMOŚCI POLONIJNE: Redaktor naczelna: Barbara M.J.Kukulska tel./fax.+27 11 793 3851(dom) mobile: +27 82 4011 793 email: [email protected] Współpraca: Janek Kopeć tel: +27 11 616 1005 (dom) Magdalena Liberda tel. +27 11 795 4252(dom) ZARZĄD ZJEDNOCZENIA: Prezes Barbara M.J.Kukulska tel/fax. 011 793 3851 mobile: 082 4011 793 email: [email protected] Wiceprezes Tomasz Kühn tel. 011-615 4860(dom) mobile: 083 6444 706 Wiceprezes/ Skarbnik Andrzej Tlaga tel. 011-849 0385(praca) fax: 011 849 3343 tel. 011-849 2572(dom) Sekretarz Marek Kukulski tel. 011-793 3851 (dom) Fotoreporter Jan Kopeć tel. 011-616 1005(dom) Zbigniew Skrzypczak tel. 011- 462 6943 082 891 5986 KOMISJA REWIZYJNA: Przewodniczący: Tomasz Kurek tel.011-616 1987 (dom) Członkowie Komisji: Jadwiga Kopeć tel. 011 – 616 1005 Krzysztof Jabrzemski tel. 011 -615 6700 POLISH ASSOCIATION ACC. NO.: 10 351 60 805 Bank: ABSA Branch: 508-005 SKŁADKI CZŁONKOWSKIE : K.Płaskociński(2011-2012) R500,W.Radaelli (2012-2013) R340,A.Korzeniewska (2012) R250,L.Tumiel (2012) R170,J.J. Grzywacz (2013) R250,B.T.Rogoża (2013) R250,B.M.Kukulscy (2013) R170,M.Liberda (2013) R200,M.A.Misiewicz (2013) R170,G.S.Adamscy (2013) R250,Cz.H.Zdziarscy (2012-2013) R500,REKLAMA: KRISCO TRAVELS FUNDUSZ PRASOWY: K.Płaskociński R 100,W.Radaelli R 110,L.Tumiel R 30,E.Szymańska (Londyn) R 650,Dr.H.Skorla R 100,B.T.Rogoża R 50,B.M.Kukulscy R 80,E.Z.Moczarny R 50,M.A.Misiewicz R 30,B.A.Mańko R 150,Dr J.Pielichowska R1.000,- R750,- PROŚBA: Przy wpłacie na konto, prosimy o podanie nazwiska! ZAPISUJCIE SIĘ DO ZJEDNOCZENIA POLSKIEGO W JEDNOŚCI SIŁA! v h „Największą mądrością jest umieć jednoczyć, a nie rozbijać.” Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński Kochani Moi, Doznaję od Was tylu dowodów życzliwości, że aż nie starcza słów na podziękowanie. Otrzymałam mnóstwo życzeń, które napewno spełnią się w 2013 roku i będą siłą napędową dla mojej pracy społecznej. Jesteście wspaniali, że regulujecie składki członkowskie i możemy kontynuować wydawanie „Wiadomości Polonijnych”, na które idzie gros pieniędzy przez Was wpłacanych. Listów i maili jest tak dużo, iż z żalem widzę, że nie ma miejsca, aby je zamieścić; może w następnym numerze. Wybrałam teraz życzenia, które są wyjątkowe:: Niestrudzona, Szanowna, Kochana, Niedościgniona Pani Prezes, Składamy ogromne podziękowania za trud w swojej roli. Słowa nie oddadzą oceny skutków Pani działalności. Inspiracja Ducha św i Łaska Boża są widoczne w Pani słowach i pracy dla dobra społeczności, na którą Pani oddziaływuje. Z głębi serca prosimy Stwórcę o błogosławieństwa potrzebne do wykonania Jego woli, ku Jego chwale a ludziom przynoszący pożytek. Z pokorą, admiracją i szacunkiem – (...) Moi Drodzy, czuję się zaszczycona taką oceną i ze swej strony dołożę wszelkich starań, aby nie zawieść Waszego zaufania. Oby tylko dopisywało zdrowie i starczyło sił! Przed nami JUBILEUSZ 65. lecia naszej organizacji i planujemy uroczyste obchody w maju br. Wasza całym sercem W jednej osobie - Redaktor i Prezes - Basia Z życia Polonii ~ w telegraficznym skrócie * W styczniu br. rozpoczęła pracę nowej kadencji J.E. Ambasador Anna Raduchowska-Brochwicz. Delegacja Zarządu Zjednoczenia Polskiego w Johannesburgu oficjalnie przywitała Panią Ambasador i życzyła konstruktywnej współpracy z Polonią. * Ambasada RP w Pretorii witryny: http://www.pretoria.msz.gov.pl strony w jęz.polskim i jęz.angielskim. * Wydział Promocji Handlu i Inwestycji w Johannesburgu, 56 Sixth St., Houghton: www.johannesburg.trade.gov.pl Przypominamy o spotkaniach biznesowych. Zgodnie z zapowiedzią uruchomione zostały w Wydziale trzy programy współpracy w zakresie stałego kontaktu ze środowiskiem biznesowym Polonii w RPA realizowane przez comiesięczne spotkania w siedzibie WPHI Johannesburg. Terminy w I kwartale: 1/02 i 1/03. Info w numerze 612 Wiadomości Polonijnych lub mailowo: [email protected] * Czesława B.Zdziarska pracuje od wielu lat w firmie ESCOM. Otrzymała DYPLOM UZNANIA za osiągnięcia w dziedzinie inżynierii i technologii, przyznany przez WiEBE, Women in Engineering and the Built Environment University of Johannesburg. GRATULUJEMY ! * Msza Św. w każdą niedzielę o godz. 9:30, w kościele polskim św. Józefa przy Wolfgang & Ivy w Norwood, Proboszcz parafii - Ks. Faustyn Jankowski tel./fax.: 011 882 6644. Spowiedź św. przed każdą Mszą św. i po Mszy św. * Biblioteka Polska czynna w niedzielę od 8:30 do godz.11:45 (z przerwą na Mszę św. pomiędzy 9:30 do 10:30) JUBILEUSZOWE à à à WALNE ZGROMADZENIE W NUMERZE: SPRAWOZDAWCZE ZJEDNOCZENIA POLSKIEGO W JOHANNESBURGU 65. LAT ! È 9 MARCA 2013 ROKU (sobota) godz. 15:00; quorum 15:15 miejsce: Wydział Promocji Handlu RP; Houghton, 56, 6th Street Zapraszamy Członków Zjednoczenia i Sympatyków! Zapraszamy: J.E. Ambasador Annę Raduchowską-Brochwicz Panią Konsul Irenę Juszczyk, Pana Radcę Ryszarda Nowosielskiego i Pana Sławka Sonarskiego. Oprócz części oficjalnej, będzie otwarta WYSTAWA ARCHIWALNYCH ZDJĘĆ i WIADOMOŚCI POLONIJNYCH SMAKOWITE POLSKIE CIASTA, LAMPKA WINA DO WYBORU I KOLORU – BIAŁE I CZERWONE Zarząd Zjednoczenia * Ks. Stanisław Jagodziński cell: 083 468 6985 kaplica Miłosierdzia Bożego w Walkerville. Msza św. w każdą niedzielę o godz.8 rano w jęz. angielskim Wpłaty na budowę kościoła miło widziane, za darczyńców odprawiana jest Msza św. dziękczynna. Standard Bank-Meyerton, branch:01 4537, Divine Mercy Church Building Fund Acc No. 02 801 7382. Artykuł wstępny - B.M.J.Kukulska Zarząd Zjednoczenia Polskiego Składki członkowskie; Słowo - Basia Z życia Polonii – skrót. (bmj) Powstanie Styczniowe 150.rocznica - B.M.J.Kukulska Dzień św. Walentego, wiersze – L.Komaiszko z Belgii Jadwiga Kaczyńska-Matka Prezydenta RP i Premiera RP – B.M.J.Kukulska Kardynał Józef Glemp nie żyje – B.M.J.Kukulska W 20 lat przez Polskę- J.Szlechta Nowy York Wiatr wieje tam, gdzie chce... B.M.J.Kukulska Z mrozów Syberii pod słońce Afryki. W 70.rocznicę polskich Sybiraków – dr H.Chudzio z Krakowa Znaki pamięci na tułaczym szlaku – D.Sedlak z Katowic Polacy na końcu świata - Dzieci z Pahiatua – T.Augustyniak; onet.pl Pamiętnik Sybiraczki, Jubileusz 70.lecia przyjazdu do Oudtshoorn – H.Cieślakówna * Zespół Tańca „Orzeł Biały” pod kierunkiem Tomka Kühn’a zaprasza Polesie – ślady polskiej kultury i chętnych na lekcje tańca. Zgłoszenia do Kierownika Zespołu Tomka Kühn’a. polskiej historii – tekst: B.Wika, zdjęcia: S.Wika; koresp. z Tych * Brydż Towarzyski w każdy piątek o godz. 18.30 w Sali Parafialnej przy kościele w Norwood na rogu ulic: Wolfgang & Ivy dzielnica Norwood. REKLAMY: Szczegóły: Andrzej Bona-Wysocki 082 857 6746 lub Andrzej Marek 082 576 9854. - Krisco Travel, - Aero travel Tours, • Polskie Smaki: serniki, makowce, pączki, pasztety, biały ser, - Tłumaczenia: polski, angielski, zimne nóżki, sałatki jarzynowe, pierogi z owocami itd., kapusta afrikaans. kiszona i... wiele atrakcji smakowych wyrobów delikatesowych! Zamówienia: Maria tel. 011 482 2138, cell. 082 263 6989 Sprzedaż po Mszy św. w Norwood, róg ulic: Wolfgang & Ivy Na wesoło: Jaś urwis. (bmj) Barbara M.J. Kukulska POWSTANIE STYCZNIOWE 150. rocznica Powstanie Styczniowe, to polski zryw narodowy Imperium Rosyjskiemu, ogłoszone przeciwko MANIFESTEM 22 STYCZNIA 1863 roku wydanym w Warszawie przez Tymczasowy Rząd Narodowy, spowodowane narastającym rosyjskim terrorem wobec polskiego biernego oporu (Wikipedia). Wybuchło 22 stycznia 1863 w Królestwie Polskim i 1 lutego 1863 w byłym Wielkim Księstwie Litewskim, trwało do lata 1864. Zasięgiem objęło tylko zabór rosyjski: Królestwo Polskie oraz ziemie zabrane – Litwę, Białoruś i część Ukrainy. Wybuch powstania został poprzedzony kilka lat wcześniej wieloma manifestacjami patriotycznymi na terenie Warszawy (m.in. obchodami rocznicy wybuchu powstania listopadowego 1830-1831, procesjami, pochodami o charakterze patriotyczno-religijnym), krwawo tłumionymi przez władze rosyjskie. Uformowały się dwa przeciwstawne obozy: czerwonych – dążących do wybuchu powstania oraz białych – przeciwników jakichkolwiek zrywów zbrojnych. Powstanie Styczniowe zostało przyspieszone przez pobór do wojska rosyjskiego ludności polskiej – tzw. branka. Brankę przeprowadzono w Warszawie niespodziewanie w nocy z 14 na 15 stycznia 1863 r. Branka dała sygnał do wybuchu powstania. Tymczasowy Rząd Narodowy ogłosił Manifest powstańczy w dniu 22 stycznia 1863 roku, w którym wzywał do walki z zaborcami: Polska nie chce, nie może poddać się bezspornie temu sromotnemu gwałtowi, pod karą hańby przed potomnością powinna stawić energiczny opór. Zastępy młodzieży walecznej, młodzieży poświęconej, ożywione gorącą miłością Ojczyzny, niezachwianą wiarą w sprawiedliwość i w pomoc Boga, poprzysięgły zrzucić przeklęte jarzmo lub zginąć. Za nią więc, Narodzie Polski, za nią! (...)Do broni więc, Narodzie Polski, Litwy i Rusi, do broni, bo godzina wspólnego wyzwolenia już wybiła, stary miecz nasz wydobyty, święty sztandar Orła, Pogoni i Archanioła rozwinięty. Herb powstańczy: Polska (Orzeł Biały), Litwa (Pogoń) i Ruś (Michał Archanioł) Wybuch powstania styczniowego podważył rodzący się sojusz francusko-rosyjski. Cesarz Francji Napoleon III Bonaparte zwrócił się do cesarza Aleksandra II z odręcznym pismem, w którym zażądał przywrócenia Królestwu Polskiemu statusu konstytucyjnego z 1815. O poparcie swych starań zwrócił się do ambasadora brytyjskiego. Jednocześnie za pośrednictwem cesarzowej Eugenii nawiązał negocjacje z ambasadorem austriackim Richardem Klemensem, księciem von Metternich-Winneburg. Zaproponował mu odbudowanie Polski pod berłem jednego z habsburskich arcyksiążąt. Austria odzyskałaby wtedy Śląsk i hegemonię w Niemczech, Włosi Wenecję, Francja zagarnęłaby lewy brzeg Renu. Władze carskie zaleciły Francji nie wtrącanie się w kwestię polską, o ile życzy sobie ona zachować przyjaźń z Rosją. Rządy brytyjski i austriacki wyrażały gotowość dyplomatycznego popierania sprawy polskiej bez uciekania się do wojny. 15 lutego 1863 Napoleon III powiadomił przywódcę Hôtelu Lambert ks. Władysława Czartoryskiego, że powstanie polskie powinno trwać, bowiem sprawa polska staje się europejską. To skłoniło 16 lutego stronnictwo białych do poparcia insurekcji. We Francji powstańcy zyskali sympatię środowisk katolickich, liberalno-masońskich, socjalistycznych. Zbierano składki na rzecz powstania, sprawa polska stała się jednym z tematów agitacji przedwyborczej w zmaganiach rządu francuskiego z opozycją. Uliczne wystąpienia antyrosyjskie tłumiła francuska policja. Londyńscy demokraci zorganizowali wyprawę morską na pomoc polskim powstańcom. W nocy z 21 marca na 22 marca 1863 wyruszył z Londynu wynajęty parowiec Ward Jackson, wiozący na pokładzie 185 ochotników różnej narodowości, 2 działa, tysiące karabinów. Organizatorami wyprawy byli Giuseppe Mazzini, Aleksander Hercen, Nikołaj Piotrowicz Ogariow, w Danii wszedł na pokład Michał Bakunin. Wywiad rosyjski był o wszystkim od początku poinformowany, Flota Bałtycka postawiona została w stan pogotowia. Rząd szwedzki pod naciskiem Rosji internował statek w porcie Malmö. W brytyjskiej Izbie Gmin, parlamencie włoskim w Turynie, nawet w Sejmie pruskim w Berlinie w czasie debat przeważały głosy przychylne dla sprawy polskiej, nie łączyło się to jednak z podejmowaniem konkretnych działań tych państw. Wspólny nacisk mocarstw spowodował, że już na początku marca 1863 Otto von Bismarck i Aleksander Gorczakow zrezygnowali ze stosowania zapisów konwencji Alvenslebena. 17 kwietnia tego roku Wielka Brytania, Francja i Austria wystąpiły równocześnie z notami w sprawie polskiej w Sankt Petersburgu. Dyplomacji francuskiej udało się skłonić państwasygnatariuszy traktatów wiedeńskich do podobnego wystąpienia. Swoje noty wysłały: Szwecja, Dania, Królestwo Niderlandów, Hiszpania i Portugalia. Podobnie postąpiły Włochy i Imperium osmańskie. Trzy mocarstwa przedstawiły 17 i 18 czerwca wspólny plan uregulowania kwestii polskiej. Tzw. sześć punktów, zakładało: amnestię, przedstawicielstwo narodowe, polską administrację, sądownictwo i szkolnictwo, swobodę wyznaniową, praworządny system poboru do wojska. Dla przeprowadzenia tych postulatów mocarstwa proponowały zwołanie kongresu sygnatariuszy traktatów wiedeńskich, a na czas jego trwania zamierzały narzucić stronom zawieszenie broni. Rząd Narodowy (Karola Majewskiego) zastrzegł, że postulaty te powinny być rozciągnięte także na ziemie zabrane, a nadzór nad wykonywaniem tych postanowień powinien być sprawowany przez międzynarodową komisję kontrolną. Odrzucając to ultimatum Rosja ryzykowała wybuch wojny z koalicją brytyjsko-francusko-austriacką. Mimo to car odrzucił te warunki 7 lipca 1863. Osamotniona przez swych sprzymierzeńców Francja 7 sierpnia podjęła decyzję o nie wszczynaniu działań zbrojnych przeciwko Imperium Rosyjskiemu. Jeszcze 5 listopada 1863 Napoleon III postulował zwołanie konferencji międzynarodowej w związku z sytuacją w Polsce. W 1864 po wybuchu wojny o Szlezwik Austria ostatecznie powróciła do sojuszu państw zaborczych. 29 lutego tego roku władze austriackie proklamowały w Galicji stan oblężenia. 8 marca w Paryżu zawarto układ polsko-węgierski o jednoczesnych powstaniu zbrojnym przeciwko Austrii. Parafowali go: gen. György Klapka i Józef Ordęga. Romuald Traugutt zatwierdził go 7 kwietnia 1863 roku. Dla stanów Unii w Ameryce Północnej pogrążonych w wojnie secesyjnej wybuch powstania styczniowego oznaczał odsunięcie groźby interwencji Francji i Wielkiej Brytanii po stronie Skonfederowanych Stanów Ameryki. Dyplomaci unii odcięli się od wspólnego wystąpienia francusko-austriacko-brytyjskiego w sprawie polskiej, popierając we wszystkim „liberalną Rosję przeciwko reakcyjnej, katolickiej i despotycznej Polsce”. Nie nadeszła żadna pomoc z zagranicy, na jaką liczono, zwłaszcza z Francji. Mocarstwa zachodnie poprzestały na wydaniu bardzo ogólnych deklaracji dyplomatycznych, uważając polską insurekcję za wewnętrzną sprawę Imperium Rosyjskiego. Jedynie papież Pius IX w swojej mowie tronowej z 24 kwietnia 1864 ostro wystąpił w obronie Polaków: sumienie mnie nagli, abym podniósł głos przeciwko potężnemu mocarzowi, którego kraje rozciągają się aż do bieguna... Monarcha ten prześladuje z dzikim okrucieństwem naród polski i podjął dzieło bezbożne wytępienia religii katolickiej w Polsce. Powstanie ze względu na znaczną dysproporcję sił stron walczących przybrało formę wojny partyzanckiej. Stoczono 1229 rozproszonych potyczek i mniejszych bitew, w tym 956 w Kongresówce, 236 na Litwie, pozostałe na Białorusi i Ukrainie. Oddziały polskie unikały walnej bitwy, która mogła się zakończyć totalną porażką powstania. W wojskach powstańczych służyło łącznie ok. 200 tysięcy ludzi. Mimo początkowych sukcesów zakończyło się klęską powstańców, z których szacuje się 20 tysięcy zostało zabitych w walkach, blisko 1 tysiąca straconych, ok. 38 tysięcy skazanych na katorgę lub zesłanych na Syberię, a ok. 10 tysięcy wyemigrowało. Powstanie trwało wyjątkowo długo (przyjmuje się, że walki trwały ponad 15 miesięcy). Ocenia się, że tak długi i zażarty opór możliwy był wyłącznie dzięki fenomenowi istnienia dobrze zorganizowanego i funkcjonującego polskiego państwa podziemnego. Istotną rolę, jeśli chodzi o działania zbrojne odegrał Romuald Traugutt, który zyskał wielką sławę jako dyktator powstania. Dowodził on jednym z oddziałów, a wszystkie swoje działania poświęcił ratowaniu tego zrywu, do końca walczył o niepodległość. Traugutt starał się wciągnąć do walk ludność chłopską, głosząc hasło działania „z ludem i przez lud”. Faktycznie udział chłopów w oddziałach partyzanckich znacznie wtedy wzrósł. Lecz opuścili je oni, po ogłoszeniu 2 marca 1864 r. dekretu carskiego o uwłaszczeniu i przyznaniu chłopom na własność użytkowaną przez nich ziemię. Działalność rosyjskich komisji śledczych doprowadziła wkrótce do rozbicia organizacji powstańczej. W nocy z 10 na 11 kwietnia 1864 roku na skutek denuncjacji rosyjska policja aresztowała Traugutta w jego warszawskiej kwaterze. Więziony na Pawiaku, następnie przewieziony do X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, podczas śledztwa nie zdradził towarzyszy. Rosyjski sąd wojskowy skazał go na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano na stokach Cytadeli Warszawskiej 5 sierpnia 1864 roku o godz. 10. Tuż przed egzekucją, której świadkiem był 30. tysięczny tłum, dyktator ucałował krzyż. Razem z Trauguttem stracono innych uczestników powstania: Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyskiego, Romana Żulińskiego i Jana Jeziorańskiego. Rosjanie rozpoczęli represje natychmiast po stłumieniu powstania – wiele tysięcy ludzi przypłaciło życiem udział w powstaniu – zginęli podczas potyczek lub zostali zamordowani przez wojska rosyjskie. Kilkadziesiąt tysięcy uczestników walk zesłano na Syberię. Władze rosyjskie przystąpiły też do wzmożonej rusyfikacji społeczeństwa polskiego, mającej na celu upodobnienie Kongresówki do innych prowincji Imperium Rosyjskiego. Szczególnie krwawo Rosjanie rozprawili się z powstaniem na Litwie, którą terroryzowały egzekucje Michaiła Murawjowa generał-gubernatora „Wieszatiela”. Rozstrzelali bądź powiesili 700 osób, ok. 40 tys. wysłano etapami na katorgę na Sybir. Skonfiskowano 1660 majątków szlacheckich, oddając je na licytację lub obdarowując nimi oficerów rosyjskich. W ramach represji miastom, które czynnie popierały powstanie odebrano prawa miejskie, powodując ich upadek, skasowano również wszystkie klasztory w Królestwie, które były głównymi ośrodkami polskiego oporu. Epilogiem tego zrywu narodowego był wybuch powstania zabajkalskiego w czerwcu 1866, zorganizowanego przez polskich zesłańców. Po upadku powstania Kraj i Litwa pogrążyły się w żałobie narodowej. W roku 1867 zniesiono autonomię Królestwa Polskiego, jego nazwę i budżet, w 1869 zlikwidowano Szkołę Główną Warszawską, w latach 1869–1870 setkom miast wspierających powstanie odebrano prawa miejskie doprowadzając je tym samym do upadku, w roku 1874 zniesiono urząd namiestnika, w 1886 zlikwidowano Bank Polski. Rozpoczęto intensywną rusyfikację ziem polskich. Po stłumieniu powstania znaczna część społeczeństwa Królestwa i Litwy uznała dalszą walkę zbrojną z zaborcą rosyjskim za bezcelową. Klęska powstania była ogromnym wstrząsem dla Polaków. Wśród znacznej części społeczeństwa zapanowało przeświadczenie o beznadziejności wszelkiej walki zbrojnej. Rząd carski stopniowo likwidował resztki autonomii Królestwa Polskiego, którego nazwę zmieniono na Kraj Nadwiślański. Największe powstanie wolnościowe, pozostawiło trwały ślad w polskiej literaturze: Eliza Orzeszkowa – Nad Niemnem, Maria Dąbrowska – Noce i dnie, Stefan Żeromski – Wierna rzeka. Wybitni malarze polscy uwiecznili na swoich obrazach bitwy Powstania Styczniowego, powstańców. Byli to: Jan Matejko (1838-1893), Wojciech Kossak (1857-1942), Henryk Pillati (1832-1894), Aleksander Lesser (1814-1884), Aleksander Sochaczewski (18431923), Juliusz Kossak (1824-1899), Józef Chełmoński (1849-1914), Michał Elwiro Andriolli (1836-1893), Maksymilian Gierymski (1846-1874), Tadeusz Ajdukiewicz (1852-1916), Jan Rosen (1854-1936), Władysław Malecki (1836-1900), Stanisław Witkiewicz (1851-1915), Jacek Malczewski (1854-1929). Dzieła te zdobią muzea w krajach europejskich. Obraz namalowany w 1865 r. przez Juliusza Kossaka, Bitwa pod Ignacewem -bitwa pod Ignacewem rozegrała się 8 maja 1863 r. W 70. rocznicę wybuchu powstania w 1933 roku, odbyła się manifestacja patriotyczna pod krzyżem Traugutta w Warszawie. Przemawiał wówczas generał Edward Rydz- Śmigły: W przemijających stuleciach dziejów narodu są wielkie daty i wielkie pokolenia, oddzielające od siebie przestrzeniami czasu, epokami, pozornie zaprzeczającymi wielkości, próchniejącej w mogiłach. Zdawałoby się, że nie ma ciągłości, że jest tylko przypadek i każdy dzień jest nowy, bez wczoraj i bez jutra. Nie, tak nie jest. Poprzez dzieje naszego narodu dąży niestrudzona, nieśmiertelna sztafeta pokoleń, niosąc honor i wielkość narodu. Dąży ona od początku istnienia Polski. W 150. rocznicę wybuchu powstania Prezydent RP Bronisław Komorowski zamieścił na website prezydent.pl referat: Powstanie Styczniowe, którego 150. rocznicę obchodzimy w tym roku, to jedno z najbardziej dramatycznych i ważnych wydarzeń w naszej historii nowożytnej. Podjęto tę walkę w skrajnie trudnych warunkach i była ona świadectwem wielkiej narodowej determinacji w dążeniu do odbudowania własnego, suwerennego państwa polskiego. I choć Powstanie zakończyło się porażką, to płynące z niego doświadczenia Polacy wykorzystali w dalszych działaniach na rzecz niepodległości, uwieńczonych sukcesem w listopadzie 1918 roku. „Dla nas, żołnierzy wolnej Polski – stwierdził w rozkazie z 21 stycznia 1919 roku Józef Piłsudski – powstańcy 1863 roku są i pozostaną ostatnimi żołnierzami Polski, walczącej o swą swobodę, pozostaną wzorem wielu cnót żołnierskich, które naśladować będziemy.” Były minister kultury Kazimierz Michał Ujazdowski podkreśla, że powstańczy zryw, w którym ramię w ramię walczyli mieszkańcy byłej Rzeczypospolitej różnych narodowości, wynikał z umiłowania wolności. Z okazji rocznicy w całym kraju odbędą się uroczystości okolicznościowe: apele, składanie kwiatów na mogiłach Powstańców, Msze św. w kościołach, modlitwy ekumeniczne, apele poległych, oraz rekonstrukcja historyczna walk powstańczych. Zostały wybite dwie monety okolicznościowe upamiętniające 150. rocznicę Powstania Styczniowego – srebrna dziesięciozłotówka oraz 2 zł ze stopu Nordic Gold, które Narodowy Bank Polski wprowadza do obiegu. Rok 2013 na Litwie, został ogłoszony Rokiem Powstania Styczniowego. Otwarta zostanie wystawa prac Artura Grottgera w Muzeum Sztuki Użytkowej w Wilnie. „Wiedza o powstaniu styczniowym na Litwie nie jest wystarczająca, dlatego też rozpoczynające się obchody są dobrą okazją do pogłębienia tej wiedzy i nowego spojrzenia na wydarzenia 1863 roku” powiedział doradca premiera Litwy Vilius Kavaliauskas. W ubiegłym roku na dziedzińcu tego Muzeum odsłonięto tablicę upamiętniającą uczestników powstania. Wybito też monetę pamiątkową. Rządowy program obchodów na Litwie przewiduje wydanie znaczka upamiętniającego powstanie, nakręcenie filmu dokumentalnego o wydarzeniach lat 1863-1864, a także przygotowanie specjalnego programu edukacyjnego w litewskiej telewizji. Oprac. na podstawie artykułów z Internetu: Barbara M.J. Kukulska. - W czasach komunistycznych PRLu podręczniki do historii zamieszczały tylko lakoniczne wzmianki dotyczące Powstania Styczniowego. Temat był drażliwy, gdyż dotyczył ucisku „naszego Wielkiego Brata” na Narodzie polskim. Czasy były podobne i nie należało się „wychylać”, gdyż groziło to represjami i prześladowaniami. Dzień św. Walentego Dla Pań i Panów: Walentynek i Walentych (14 lutego każdy nosi to imię!), dedykujemy poezję autorstwa Leokadii Komaiszko, zaprzyjaźnionej z nami z Międzynarodowych Forum Mediów Polonijnych. Leokadia to poetka, dziennikarka, literatka, fotografik. Urodzona na Litwie na Wileńszczyźnie, studia dziennikarskie skończyła w Mińsku na Białorusi, a w latach 90. zeszłego stulecia osiedliła się w Liege w Belgii. Włada językami: polskim, litewskim, rosyjskim, białoruskim, francuskim, niemieckim, angielskim. rozumie języki włoski i niderlandzki. Stworzyła, redaguje i wydaje w języku polskim „Listy z daleka”, czasopismo Ogólnoświatowego Korespondencyjnego Klubu Emigrantów (1996), które zostało włączone do Biblioteki Klasycznych Tekstów Literatury Świata, realizowanej w ramach projektu UNESCO. Jako poetka ma w swoim dorobku pięć indywidualnych tomików poetyckich: „W stronę światła” (1992), „Motyle na łąkach dzieciństwa” (1993), „Zielonosenne kaktusy” (2003), „Tajemny kwiat ruty”(2008) oraz „Leodium qui sera à moi” (grudzień 2010) – po francusku. Jest autorką tomu reportaży o krzyżowych drogach Polaków na Wschodzie pt.: Zdjęcie wykonał Aleks. Piotrowski z Kubani w Rosji „Nawet ptaki wracają”(1999) i tegoż tomu w języku francuskim „Même les oiseaux – ŚFMP; reviennent” (2006) oraz zbioru szkiców literackich o losach Polaków starszego pokolenia w Leokadia Komaiszko Niemczech: „Wiatr z Hamburga” (2005). W domów wnętrzach W domów wnętrzach ludzkie serca mieszkają. Ciasnotę jednych rozpycham. Zimnicę innych nagrzewam. Dzień na dzień się nakłada, akceptację wznosi. Aż znów uścisnę uniwersum progu własnego. Doba za dobą, się sobą upojnie nasycać będziemy. Pełnię naszą scaloną przypilnuje mąż zaskoczony. wrzesień 2010, Liège, Belgia Oczyszczanie Zielone rośliny w domu i brunatne w ogrodzie Rozmarza jesień. I deprymuje. Taki gość Kiedy wiersz rytmem powietrza w ciszy zgęszczonej zapuka, odkładam wszystko, nawet sen i drzwi pospiesznie otwieram Wiem: drugi raz się nie zjawi - taki gość ! 2004, Belgia Żyjemy... Poziom trawy.... Pszczół pracujących. .. Żyjemy... Poziom zwierząt. Miłość ich futerkowa .. Żyjemy... W poprzek snów, w zatarciu marzeń Lato 2012 (1) Zjeść trochę poziomek we własnym ogrodzie Na trawniku świeżo przyciętym obok kota rozleniwionego poleżeć. Pachnie sianem. W różach Walonii i dzięcielinie, w Wileńszczyzny piwoniach złote slońce chciwie pobierać Kolorowe me synonimy. Nie martwić się o nic, o nikogo się nie bać. Płynąć. W melodiach liści i listów powiewnie płynąć. Wznosić Świadome Święto. czerwiec 2012, Belgia Przez szyby trwa oczyszczanie Moich linii co wewnątrz . I tej siatki - na zewnątrz. listopad 2011, Belgia Żyjemy Czas jak otwarta walizka, co ją czymkolwiek zapelniać należy. Bo jakże – gdy pusta? Bo jakże tak iść ... bez bagażu? A Olimp bogów za nami tęskni. grudzień 2011, Liège, Belgia Planeta się zmienia Planeta się zmienia… lub może ewoluje jak przez wieki wieków ? Postrzegamy – uświadamiany ze skorup ciasnych wyzierając. Na nasz rozwój czekamy jak na wiosnę. 16 grudnia 2011 Kalimera* (j.grecki: dzień dobry) Witajcie mi porannie aloesy, cytrusy i pelargonie. Gniazdo jaskółcze i jaszczurcze, ciche gaje oliwne. Na znanym mi skądinąd balkonie wschodni ludzie kawę piją. Na paluszkach stając szklankę wody podnoszę: za Przyrody zdrowie! 2011, Corfu, Grecja Razem Nie respektując ludzi nie szanujemy siebie. Wszyscyśmy tu srebrną nicią powiązani. Razem się podnosimy. I opadamy wspólnie. Pojąć - falowanie ! październik 2011, Belgia Wszystko dojrzewa Żeby dobrze rozmawiać – trzeba zatęsknić I odczekać by właściwie napisać By pojąć że kocham – nie muszę tracić. 04 luty 2012, Belgia Tak blisko Jesteśmy tak blisko absolutnego spełnienia. Słyszę gołębich skrzydeł muzykę, kiedy wachlując poranne powietrze za oknem sypialni, lądują w ogrodzie. Ciekawe traw nocą urosłych?.. Z nieśmiałym uśmiechem róże się budzą - całowane namiętnie przez pracujące od świtu pszczoły. Poziewa kot szary, półdziki, na śniadanie czekając w jego oczach zielonych tkwi przywiązanie. O ziemio, cudownie piękna, o życia doskonały artyzmie ! I tylko jedno pytanie się cieniem wydłuża: czy po to by piękno było coraz pełniejsze - przechodzą próg życia zbyt wcześnie - niewinne dziewczynki, delikatne kobiety, dusze wrażliwe?.. Raj utracony ludzkich serc i umysłów. Zapokrzywiliśmy nasze cudowne onegdaj ogrody. Społeczeństwo śpi chore. Wykrzywione patrzą obrazy. Siła, co zamiast chronić, nas niszczy. Mój Ojciec za... Progiem. Mój Brat. I dwie Babcie. Znałam ich. I kochałam. ...Tak blisko spełnienia jesteśmy. A jednak coś nie gra !.. 2006, Belgia układ strony: Barbara M.J.Kukulska Barbara M.J.Kukulska Jadwiga Kaczyńska - Matka Prezydenta RP i Premiera RP Matka, która pracowała wtedy jako polonistka w jednym z warszawskich liceów, zrezygnowała z pracy na pół roku i towarzyszyła synom podczas kręcenia filmu. W synach obudziła pasję poznawania świata poprzez lektury, czytała im do 13. roku życia. Chłopcy też interesowali się książkami, czytali bardzo dużo i to zostało im na całe życie. Pani Jadwiga chodziła z synami do teatru i do kina, rozbudziła w nich zainteresowanie literaturą i sztuką. Pytana w jednym z wywiadów, czy ma poczucie, że dobrze wychowała synów, tak odpowiedziała: "Myślę, że nieźle. Bo ja ich po prostu bardzo lubiłam, oprócz miłości do nich. Oni są bardzo mili, mają poczucie humoru. A jako bracia kochają się bardzo. Obaj są uczuciowi. A dziećmi byli naprawdę przezabawnymi. No i ważne, że mimo ich posiadania mogłam też zrobić wiele zawodowo. Nie byli tacy zaborczy, jak niektóre dzieciaki". W domu rodzinnym, który stworzyła pani Jadwiga, było wielkie przywiązanie do poważnej, prawdziwej historii. Bracia opowiadali potem wielokrotnie o swoim tradycyjnym, patriotycznym domu, o tym, jak wielki wpływ miał na nich i ich dalsze losy. "To był przede wszystkim dom starannego wychowania. W którym głośno się czyta ważne lektury, rozmawia z dziećmi o świecie" mówił Lech Kaczyński prezydent RP. Pani Jadwiga, absolwentka wydziału polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, oprócz miłości do synów, nie zrezygnowała z pochłaniania książek. Znała wszystkie nowości, wszystkie wznowienia, zawsze bardzo ją ciekawiło, co dzieje się na rynku wydawniczym. Wychowanie Lecha i Jarosława spoczęło głównie na jej barkach. Mąż Rajmund Kaczyński pracował na kilku etatach: wykładał na tzw. Sorbonie przy Politechnice Warszawskiej, potem na Wydziale Inżynierii Sanitarnej PW, dorabiał w biurach projektowych. Jadwiga Kaczyńska po urodzeniu synów, a Lech i Jarosław Kaczyński przyszli na świat, kiedy była na trzecim roku studiów, napisała pracę magisterską u profesora Juliana Krzyżanowskiego. Potem przez osiem lat pracowała w szkole i w Instytucie Badań Literackich PAN. Opracowała monografię bibliograficzną Leona Kruczkowskiego, autora "Niemców". W Instytucie poznała też Jana Józefa Lipskiego, publicystę, opozycjonistę, założyciela KOR. Zaprzyjaźnili się, a po śmierci Jana J.Lipskiego w 1991 roku - Jadwiga Kaczyńska opracowała bibliografię Chłopcy byli do siebie podobni i zostali wybrani wszystkich jego publikacji. do roli bliźniaków w filmie "O dwóch takich, co Była także współautorką "Słownika pseudonimów ukradli księżyc", który stał się kinowym przebojem w pisarzy polskich XV wieku - 1970 rok". roku 1961. Jadwiga Kaczyńska z domu Jasiewicz urodziła się 31 grudnia 1926 r. w Starachowicach. Zmarła w Warszawie po długiej chorobie w dniu 17 stycznia 2013 roku. Imię otrzymała po matce ojca - Jadwidze Jasiewicz, lecz nie lubiła tego imienia. Mówiono do niej Dada. Jej rodzicami byli Aleksander Jasiewicz i Stefania z Szydłowskich. Ojciec, z zawodu inżynier budownictwa, pochodził z rodu Jasiewiczów herbu Rawicz. W czasie II wojny światowej była sanitariuszką Szarych Szeregów na Kielecczyźnie. Wstąpiła do konspiracyjnego harcerstwa w 1941 r., miała wówczas 14 lat. Nadano jej pseudonim Bratek, należała do zastępu Zioła, zrzeszającego łączniczki. Po przyspieszonym kursie medycznym skierowano ją do pracy w starachowickim szpitalu, gdzie trafiali żołnierze ranni w akcji Burza. Matka, a nie ojciec Rajmund Kaczyński (żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego) stała się dla braci Kaczyńskich - rodzinnym bohaterem wojennym. Miała dar opowiadania i synowie chłonęli z wielkim zainteresowaniem jej opisy wojny, konspiracji, walk, w jakich uczestniczyli jej starsi koledzy, wreszcie jej własne zaangażowanie w konspirację. Jadwiga wyszła za mąż za Rajmunda w 1948 r. Poznali się podczas balu karnawałowego na Politechnice Warszawskiej. Rajmund starszy o pięć lat, był studentem wydziału mechanicznego Politechniki Łódzkiej. Jadwiga miała 20 lat, studiowała polonistykę na Uniwersytecie. „Rajmund - jak wspominała oświadczył się jej po sześciu miesiącach. Rok po ślubie - 18 czerwca 1949 r. - na świat przyszli chłopcy”. Wcześniej miała narzeczonego Leszka Jastrzębskiego i drugiemu synowi, z powodu sentymentów dała imię Lech. Dzień urodzin Jarosława i Lecha zawsze był dla niej świętem. Rodziła w domu, gdyż panowała wtedy epidemia pęcherzycy i lekarka uważała, że tak będzie bezpieczniej. Nie orientowała się chyba, że miały być bliźniaki. O tym, że została matką dwóch synów dowiedziała sie od położnej. Najpierw zobaczyła Jarka, a jakiś czas później urodził się Leszek. W 2005 roku została uhonorowana tytułem Człowieka Roku "Życia Warszawy" za "stworzenie domu, w którym rodził się świat wartości zmieniających Polskę". Jadwiga Kaczyńska wśród koleżanek w pracy wyrobiła sobie opinię osoby cichej, spokojnej, ze specyficznym, melancholijnym poczuciem humoru. Lubiła gotować i dużo w kuchni eksperymentowała. Towarzyska, zawsze otoczona wianuszkiem przyjaciół. Była bardzo życzliwa ludziom, otwarta na nich. Pomimo, że była tak czynna zawodowo, to ona, matka, miała więcej czasu dla dzieci niż mąż. A Jarosław i Lech chodzili czyści, doprasowani, wyedukowani, nawet w czasach, kiedy ciężko było związać koniec z końcem. Bracia Kaczyńscy nigdy nie ukrywali, jak bliska więź łączy ich z matką, podkreślali przywiązanie do niej niemal na każdym kroku, o ojcu Rajmundzie wspominali rzadko. "Zawsze byłem trochę bliżej z mamą. Ojciec całe dnie spędzał w pracy, miał mniejszy wpływ na moje życie. Później jako młodzieniec miałem pewne trudności w kontaktach z ojcem, jego wyróżniał bardzo stanowczy charakter. No i jego opiekuńczość!” wspominał w wywiadach Lech Kaczyński prezydent RP. To Jadwiga Kaczyńska pozwalała synom na wakacjach konstruować tratwy i pływać nimi po stawie albo spuszczać z łańcuchów wszystkie psy w okolicy i gonić do wody, aby wypłukały z sierści skaczące po nich stada pcheł. Była młodą matką i pewnie wciąż tkwiła w niej ta odrobina beztroski i szaleństwa, tak typowa dla każdego młodego człowieka. Karierę polityczną Lecha i Jarosława obserwowała z boku, ale bracia podkreślali, że miała wpływ na ich decyzje, a oni sami zawsze liczyli się z jej zdaniem. Cały czas mieszkała z Jarosławem w ich mieszkaniu na Żoliborzu. Ale nawet kiedy Jarosław wyjeżdżał gdzieś w teren, codziennie kontaktował się z matką. Wypytywał o zdrowie, zbierał recenzje swoich publicznych wystąpień. Podobnie brat bliźniak Lech. Ta więź rodzinna dziwiła niektórych polityków i dziennikarzy, którzy nie mogli tego zrozumieć i wyrażali się lekceważąco i złośliwie o tej wyjątkowej przyjaźni łączącej dorosłych synów z matką. A przecież powinno to budzić uznanie i szacunek, że w obecnym nowomodnym świecie, niszczącym wartości i więź rodzinną, są jeszcze polskie domy, gdzie uznawane są tradycje polskiej kultury. Rzadko udzielała wywiadów, ale w roku 2007 powiedziała: „Jestem dumna z moich synów, ale staram się mieć dystans. Bez dystansu to ja bym w ogóle nie wytrzymała tego wszystkiego, chociaż jestem chyba dosyć twarda. Oglądam telewizję, czytam prasę. Niektóre komentarze, ataki mnie bolą". Męża Rajmunda, zmarłego w 2005 roku, tak wspominała: „Przeżyliśmy razem 56 lat, głównie w harmonii. Nie myśleliśmy nigdy o tym, że któreś z nas odejdzie pierwsze. Wychowaliśmy razem dzieci, przechodziliśmy przez różne, także trudne chwile. Mąż do końca był o mnie zazdrosny. To mnie bardzo bawiło, ale naprawdę czułam się ciągle kobietą. W tej chwili bardzo mi go brak". Pięć lat później, 10 kwietnia 2010 roku zginął w katastrofie pod Smoleńskiem syn Leszek, prezydent Polski wraz z żoną Marylką. Przebywała wtedy w szpitalu i dowiedziała się o tym nieszczęściu dużo później. Bardzo to przeżyła. Jeszcze większą matczyną miłością starała się otoczyć syna Jarka, który opiekował się nią troskliwie, pomimo wielu obowiązków zawodowych. Przez ostatnie lata chorowała, a syn Jarosław, aby mieć Ją bliżej przy sobie, w ich mieszkaniu stworzył komfortowe warunki dla chorej. Jednak potrzebna była stała opieka lekarska i co jakiś czas matka przebywała w szpitalu. Tam też zmarła w dniu 17 stycznia 2013 roku w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ul. Szaserów w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe zgromadziły kilkutysięczną grupę ludzi: przedstawicieli rządu i Sejmu, polityków różnych partii i przedstawicieli PiSu z całej Polski oraz licznych organizacji pozarządowych i stowarzyszeń, którzy przybyli do Warszawy autokarami. Mszy świętej pogrzebowej, która odbyła się w dniu 23 stycznia 2013 roku, w Bazylice Świętego Krzyża w Warszawie przewodniczył metropolita warszawski arcybiskup Kazimierz Nycz; obecni byli m.in.: metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź, biskup diecezji drohiczyńskiej Antoni Dydycz. Bp Antoni Dydycz wspomniał, że Jadwiga Kaczyńska pięknie wypełniała posłannictwo matki. Przytoczył jej słowa: - "Muszę jeszcze trochę pożyć dla Jarka, codziennie odmawiam różaniec, mam swoje modlitwy, one ochraniają Jarka tu na ziemi. Pani Jadwiga - mama, babcia i prababcia - zasłużyła w swoim ziemskim życiu na wielką nagrodę, na zamieszkanie w Domu Ojca, obok męża, rodziców, syna i wielu innych bliskich osób. Życie Jadwigi Kaczyńskiej było życiem matki i Polki, życiem człowieka nauki i pracy. Dziękuję ci, mamo Jadwigo za wspaniałe wychowanie synów: prezydenta Polski - już męczennika, i premiera Rzeczypospolitej Polskiej.” Pogrzeb odbył się na warszawskich Starych Powązkach. -„Mama pobożnie żyła i święcie umierała. Proszę Boga, żeby dostąpiła szczęścia wiecznego”. – powiedział Jarosław Kaczyński podczas uroczystości pogrzebowych swojej mamy. Kardynał Józef Glemp nie żyje Barbara M.J. Kukulska Za swoją dewizę Józef Glemp obrał zawołanie: Caritati in iustitia - czynić sprawiedliwość w miłości. Ksiądz kardynał Józef Glemp urodził się 18 grudnia 1929 r. w Inowrocławiu, w rodzinie robotniczej. Zmarł w Warszawie 23 stycznia 2013 roku. Miał 83 lata. Jego ojciec Kazimierz był powstańcem wielkopolskim. Józef Glemp podczas okupacji został zmuszony do pracy w niemieckim gospodarstwie rolnym. Po wyzwoleniu, w marcu 1945 r., rozpoczął naukę w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu, które ukończył w roku 1950. Po maturze zgłosił się na polonistykę. Jednak przed rozpoczęciem studiów zaczęło w nim kiełkować powołanie, wstąpił więc do seminarium duchownego w Gnieźnie. Odbył tam dwuletnie studia filozoficzne, a studia teologiczne kontynuował w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu. Święcenia kapłańskie otrzymał 25 maja 1956 r. w Gnieźnie, z rąk biskupa Franciszka Jedwabskiego, który udzielił ich w zastępstwie internowanego wówczas kardynała Stefana Wyszyńskiego. Był to okres ingerencji władz państwowych w sprawy wewnętrzne Kościoła, dlatego Józef Glemp nie otrzymał zgody na podjęcie pracy w wyznaczonej przez władze kościelne parafii. Dopiero po zmianie sytuacji politycznej, podjął obowiązki kapelana sióstr dominikanek w Mielżynie pod Gnieznem. W tym okresie był również kapelanem sióstr Sacré Coeur w Polskiej Wsi koło Pobiedzisk. Stamtąd został przeniesiony do parafii Wniebowzięcia NMP w Węgrowu. Następnie został wysłany do Rzymu, gdzie zrobił doktorat z prawa kościelnego i świeckiego. W 1964 otrzymał również tytuł adwokata Roty Rzymskiej. 1 grudnia 1967 roku rozpoczął pracę w Sekretariacie Prymasa Polski w Warszawie. Stał się jednym z najbliższych współpracowników i powierników kard. Wyszyńskiego. Pracował jako referent do spraw prawnych i przez pewien czas pełnił także obowiązki rzecznika prasowego Sekretariatu. Jako kapelan i sekretarz Prymasa towarzyszył mu podczas wielu uroczystości kościelnych na terenie Polski, a także w licznych podróżach do Rzymu - uczestniczył w audiencjach u papieża Pawła VI, mógł z bliska obserwować prace synodów biskupów w Rzymie i brał udział w wielu ważnych rozmowach z przedstawicielami rządu PRL. W 1975 r. ks. dr Józef Glemp został powołany na stanowisko sekretarza Komisji Episkopatu Polski do spraw instytucji polskich w Rzymie i został członkiem Komisji Episkopatu do spraw rewizji prawa kanonicznego. Pełnił także obowiązki kuratora Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Imienia Jezus. W tym czasie był duszpasterzem warszawskich prawników. W 1972 roku otrzymał godność kapelana honorowego, a cztery lata później kanonika gremialnego Kapituły Prymasowskiej w Gnieźnie. W latach 1972-1979 prowadził zajęcia z prawa rzymskiego, a później ćwiczenia z prawa małżeńskiego na Wydziale Prawa Kanonicznego Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W marcu 1975 zrobił na tej uczelni doktorat. W marcu 1979 r. Józef Glemp został mianowany biskupem diecezji warmińskiej. Święcenia biskupie otrzymał w bazylice prymasowskiej w Gnieźnie 21 kwietnia 1979 r., z rąk kardynała Prymasa Stefana Wyszyńskiego. 7 lipca 1981 roku ks. biskup Józef Glemp został mianowany przez papieża Jana Pawła II arcybiskupem metropolitą warszawskim i gnieźnieńskim, Prymasem Polski. Został wtedy opiekunem duszpasterstwa Polonii zagranicznej i ordynariuszem na terenie Polski dla Kościołów obrządku grekokatolickiego i ormiańskiego. Przez 23 lata (do 2004 r.) przewodził Konferencji Episkopatu Polski i polskiemu Kościołowi. 2 lutego przypadłaby 30. rocznica nadania prymasowi seniorowi godności kardynalskiej przez Jana Pawła II. W grudniu 2009 r. przestał pełnić funkcję prymasa Polski. Tytuł ten powrócił do gnieźnieńskiej stolicy biskupiej, z którą jest historycznie związany, Ks. Glempowi zaś przysługiwał dożywotni tytuł prymasa seniora. Był wielkim inicjatorem powrotu do idei budowy Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie w Warszawie. Znajduje się w niej Panteon Wielkich Polaków. Prymas senior był honorowym obywatelem Warszawy. Był członkiem watykańskiej Kongregacji dla Kościołów Wschodnich, Papieskiej Rady do spraw Kultury, Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej i honorowym członkiem Papieskiej Międzynarodowej Akademii Maryjnej. Pełnił również funkcje wielkiego kanclerza Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie Był doktorem honoris causa m.in. Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, Villanova University w Filadelfii, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, University of Santo Tomas w Manili na Filipinach, Universita degli Studi di Bari we Włoszech, Seton Hall University w South Orange NY w USA, Loyola University w Chicago i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Postawa prymasa przyczyniła się do beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. Ksiądz Stanisław Małkowski, kapelan „Solidarności” wspomina, że kardynał Glemp w sprawach ojczyzny był wyważony i odpowiedzialny. Kontynuował linię prymasa Wyszyńskiego, który rozróżniał racje głowy i racje serca. Kiedyś powiedział, że skoro głowa jest wyżej niż serce, to racje serca winny ustąpić wobec racji głowy. W marcu ubiegłego roku kard. Glemp poinformował, że przeszedł operację płuca związaną z usunięciem zmian nowotworowych. "Nie mam nic do ukrycia, a nawet mniemam, że podanie szczegółów o kondycji fizycznej ułatwi skierowanie myśli do Dawcy życia i do Tej, którą nazywamy Uzdrowieniem chorych" - napisał wtedy kard. Glemp w oświadczeniu. Pomimo choroby w ostatnich miesiącach kard. Glemp uczestniczył w najważniejszych uroczystościach kościelnych. Ks. Stanisław Małkowski, kapelan Solidarności stwierdza: „Dziś, gdy nasza ojczyzna jest zagrożona w swojej wierze, w kulturze, w swej tożsamości, w suwerenności - ufam, że śp. prymas Glemp dołączył do grona orędowników, którzy wstawiają się u Boga w jej intencji. Ta walka o Polskę ma bowiem wymiar widzialny i niewidzialny - fizyczny i duchowy. Jestem wdzięczny, że dołączył do Krucjaty Różańcowej za ojczyznę. Wśród kilkunastu biskupów ofiarowywał codzienny różaniec, by Polska była wierna, by spełniły się Śluby Jasnogórskie z 1956 roku”. Kardynał senior Józef Glemp zmarł 23 stycznia 2013 roku w Warszawie w szpitalu przy ul. Płockiej w wieku 83 lat. Zostanie pochowany w krypcie pod Katedrą Warszawską na Starym Mieście – poinformował kardynał Kazimierz Nycz. Uroczystości pogrzebowe potrwają trzy dni. Pożegnanie kardynała Glempa ma rozpocząć się 26 stycznia br. (sobota). „W sobotę trumna zostanie od godz. 11 do wieczora wystawiona w kościele sióstr wizytek przy Krakowskim Przedmieściu. W niedzielę 27 stycznia 2013 r. trumna trafi do kościoła św. Krzyża, o godz.16 zacznie się msza żałobna. W poniedziałek odbędzie się Msza święta pogrzebowa i odprowadzenie trumny do krypty pod Archikatedrą Warszawską, gdzie pochowani są królowie, prezydenci, a przede wszystkim arcybiskupi warszawscy” - zapowiedział ksiądz kardynał Kazimierz Nycz. Autor: JANUSZ M. SZLECHTA Nowy York - USA W 20 lat przez Polskę Rozmowa ze Stanisławem Lisem – prezesem Małopolskiego Forum Współpracy z Polonią w Tarnowie, dyrektorem biura organizacyjnego XX Światowego Forum Mediów Polonijnych W tym roku po raz 20. odbyło się Światowe Forum Mediów polskiej historii. Efektem Forum było podpisanie wielu Polonijnych. Tym razem na trasie Tarnów – Rzeszów – porozumień i kontraktów dotyczących współpracy Kraków – Warszawa. gospodarczej, kulturalnej i turystycznej przez polskie firmy i gminy z partnerami w Europie i świecie. Na przykład miasto Tarnów nawiązało współpracę z partnerskim miastem w obwodzie archangielskim w Rosji – Kotłasem. Innym przykładem wymiernych korzyści płynących z Forum jest wybudowanie sali gimnastycznej w Smęgorzowie (gmina Dąbrowa Tarnowska, woj. małopolskie) dzięki wsparciu finansowemu Polonii z Kanady. No bo jak kiedyś powiedział Karol Szymanowski: "dziennikarze na najwyższym poziomie Jest pan pomysłodawcą i twórcą tego niezwykłego nadają barwę i wyraz epoce, w której żyją". wydarzenia. I po raz dwudziesty wiele osób zadawało XX Światowe Forum Mediów Polonijnych jak zwykle zaczęło pytanie: czy warto organizować takie "zbiegowisko"? Kto ma się w Tarnowie – 10 września. Zakończyło się 17 września z tego korzyść oprócz uczestników, którzy mają do dyspozycji spotkaniem w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Jaka była eleganckie hotele, autobusy, wożą się tam i z powrotem po pierwsza pana refleksja po powrocie do Tarnowa? Polsce? – Miałem poczucie satysfakcji i ulgi, że jednak udało się – Odpowiem wprost i zdecydowanie – warto! Tylko ktoś, kto doprowadzić Forum szczęśliwie do końca i zakończyć zupełnie nie rozumie idei tych spotkań, może mieć sukcesem – bo dla mnie nie ulega wątpliwości, że był to wątpliwości. Co roku przyjeżdża do Tarnowa około 150 sukces organizacyjny, programowy i merytoryczny. I dziennikarzy polskich i polonijnych z blisko 30 krajów, pomyślałem sobie, że te 20 lat to był czas ogromnej pracy, m.in.: z Australii, Austrii, Argentyny, Białorusi, Czech, która nie poszła na marne. I że te 20 lat pozostało w sercach i Danii, Egiptu, Francji, Grecji, Holandii, Izraela, Kanady, umysłach blisko tysiąca polskich dziennikarzy, którzy Mołdawii, Niemiec, Rosji, RPA, Słowacji, Szwecji, Ukrainy, pracują w mediach w kilkudziesięciu krajach świata. USA i Wielkiej Brytanii. W tym roku zaproszenie przyjęło Niektórzy są stałymi uczestnikami Forum, uczestniczyli w 12 130 dziennikarzy z 27 krajów. Oznacza to, że we wszystkich czy nawet 15 spotkaniach. I oczywiście zadałem sobie 20 spotkaniach uczestniczyło w sumie 3250 dziennikarzy pytanie – co dalej? polonijnych i krajowych. No właśnie, już w trakcie trwania XX Forum wielu Owocem obecności dziennikarzy polonijnych na Forum jest uczestniczących w nim dziennikarzy z niepokojem zadawało co roku od 3 do 5 tysięcy faktów medialnych w postaci po cichu bądź głośno pytanie: co dalej, czy Forum będzie artykułów w prasie polonijnej i na ponad 200 portalach trwać? internetowych, a także audycji radiowych i programów – Musimy zdawać sobie sprawę z dwóch faktów: po telewizyjnych. Oznacza to, że Forum ma olbrzymią moc pierwsze – Forum organizowane jest przez organizację oddziaływania promocyjnego. Nieprzypadkowo Instytut społeczną, przez ludzi sprawnych i mobilnych, ale bez Obserwatorium Mediów w Strasburgu we Francji, już przy żadnego zaplecza finansowego; po drugie – kryzys realizacji XV ŚFMP, uznał to wydarzenie za największe gospodarczy w Polsce od paru lat dawał się nam we znaki, przedsięwzięcie w dziedzinie mediów w Europie i świecie. ale w tym roku odczuliśmy go w sposób wręcz dramatyczny Dotychczas uczestnicy Forum odwiedzili 12 regionów w – nie ma pieniędzy publicznych, nie mają pieniędzy Polsce, pokonując trasę autokarami; tylko raz pojechaliśmy samorządy... Ważnymi sponsorami Forum są duże pociągiem – z Tarnowa na Pomorze. W 1999 roku przedsiębiorstwa prywatne i nagle okazało się, że rozmowa o pokazywaliśmy dziennikarzom polskim ze świata uroki 20 czy 10 tysiącach złotych stała się bardzo trudna. W ciągu Małopolski i królewskiego Krakowa, a rok później – ostatnich lat zniknęło z rynku w Polsce wiele firm, Podkarpacia i Rzeszowa. W 2001 roku byliśmy w Łodzi i samorządy mają coraz większe obciążenia – i coraz trudniej województwie łódzkim, a w 2002 podziwialiśmy pozyskać nam sponsora, który chce wyłożyć pieniądze. Kilka województwo świętokrzyskie i jego stolicę – Kielce. W 2003 dużych firm oczywiście nas wsparło, ale to już jest inny roku byliśmy w Lublinie i woj. lubelskim, a w 2004 - w świat. Trójmieście i na Pomorzu. W 2005 roku gościły nas Również nastąpiło zakłócenie w kwestii wydawania środków Katowice i kilka miast woj. śląskiego. Rok później udaliśmy na Polonię. Dotychczas dysponentem tych środków był Senat się na Mazury, oczywiście nie omieszkaliśmy odwiedzić RP, ale pieniądze te – na mocy nowej ustawy – przejęło Olsztyna. W 2007 r. przyszedł wreszcie czas na dokładne Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Okazuje się, że w nowej poznanie woj. mazowieckiego i Warszawy. W 2008 roku sytuacji mniejsi organizatorzy, którzy robią mniejsze wróciliśmy do Małopolski, a w 2009 - na Śląsk. W 2010 projekty, praktycznie zostali wyłączeni z dofinansowania. wybraliśmy się do gospodarnej Wielkopolski, a w roku Poza Stowarzyszeniem Wspólnota Polska, Fundacją Pomoc ubiegłym dziennikarzy ze świata zawieźliśmy do Polakom na Wschodzie i kilkoma jeszcze innymi województwa zachodniopomorskiego. Jubileuszowe, XX organizacjami pozostałe praktycznie straciły możliwość Forum, postanowiliśmy przeżyć w miejscach znanych i dofinansowywania swoich projektów. Dlatego lubianych, czyli w Tarnowie i okolicach, w Rzeszowie, organizowanie Forum przychodzi nam z coraz większym Krakowie i na koniec w Warszawie. trudem. Ja jestem zwolennikiem kończenia projektu w W ten sposób uczestnicy corocznych spotkań odwiedzili momencie, kiedy osiąga on największy sukces. Forum jest ponad 130 miast, gmin i miejsc ważnych dla Polaków i organizowane od roku 1993. Jest znakomitą platformą promocji gospodarczej, kulturalnej i turystycznej różnych regionów Polski - to nie podlega dyskusji. Wypracowana przez nas formuła znakomicie zdawała egzamin, ale powoli ulega wyczerpaniu. Nie mogę dzisiaj powiedzieć jednoznacznie co dalej – czy Forum będzie, czy też nie... Pracujemy nad nową formułą, która z całą pewnością wykorzysta dorobek 20 lat Światowego Forum Mediów Polonijnych, ale programowo i organizacyjnie w przyszłości powinno ono wyglądać inaczej. Jak? Szukamy pomysłów oraz sojuszników i mam nadzieję, że do końca roku 2012 będę w stanie dać odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli Forum w nowym kształcie dojdzie do skutku to na pewno odbędzie się we wrześniu 2013 roku – a więc zachowamy ten sam termin. Skoro mówimy o pieniądzach – to ile kosztuje Forum i skąd macie pieniądze na jego organizację? – Całe przedsięwzięcie kosztuje około 500 tysięcy złotych, a więc ponad 160 tysięcy dolarów. W tym roku mieliśmy ponad stu partnerów – włącznie z Parlamentem Europejskim, Senatem RP, kilkoma ministerstwami, kilkoma wojewodami i marszałkami województw, prezydentami i burmistrzami miast – którzy wsparli nas finansowo. Były to wpłaty w wysokości minimum 500 złotych, ale także pomoc finansowa w postaci pokrycia kosztów obiadów, kolacji, transportu czy występu artystów... Chciałbym podkreślić, że Senat – mimo zmiany zasad finansowania działalności na rzecz Polonii – wsparł nas w tym roku dużą kwotą, bo dał nam aż 80 tysięcy złotych. Nasze finanse są bardzo przejrzyste, co roku dokładnie się rozliczamy ze wszystkimi partnerami i dokładnie jest wiadomo kto i jaką kwotą wsparł organizację kolejnego Forum. Jeśli nie uda nam się zebrać wystarczającej kwoty pieniędzy, to musimy ją dozbierać w ciągu kolejnych miesięcy, realizując inne projekty. Jest to największe partnerstwo publiczno-prywatne w Polsce i w Europie, a chyba i w świecie. Na plakatach i w różnych wydawnictwach widać, że mamy za każdym razem ponad stu partnerów, dzięki którym udaje się zrealizować tak ogromne przedsięwzięcie. Na co dzień dostrzegamy, że zmienia się sytuacja Polaków na Wschodzie, ale także na Zachodzie – nie zawsze, niestety, na lepsze. To zapewne też ma wpływ na koszty i kształt Forum... – Oczywiście. Spora grupa dziennikarzy, głównie ze Wschodu, w tym roku nie przyjechała do Tarnowa, bo nie udało im się uzyskać dofinansowania ze strony Wspólnoty Polskiej czy innych organizacji na pokrycie kosztów podróży, co w latach minionych było niemal regułą. Na pewno jest większa otwartość środowisk polskich na Wschodzie i władz tych krajów, w których żyją Polacy, aniżeli kiedyś, łatwiej też o dostęp do informacji. Ale kryzys dotyka wszystkich. Nieprzypadkowo pojawiła się w Europie fala emigracyjna Polaków za chlebem. A ponadto internet sprawia, że coraz mniej jest gazet, natomiast przybywa portali internetowych - co wymaga innego podejścia do organizowania Forum. Ale przecież Forum to nie tylko pieniądze, czy też konkretne umowy na pieniądze przeliczalne... W Tarnowie narodziła się "forumowa rodzina", dzięki której istnieje pozaforumowe życie, objawiające się nie tylko w postaci spotkań towarzyskich, ale i wzajemnej pomocy finansowej, dziennikarskiej czy w rozwiązywaniu różnych życiowych problemów. Najlepszym tego przykładem jest fakt, że zaraz po przetoczeniu się huraganu Sandy nad wschodnimi stanami USA otrzymałem kilkadziesiąt telefonów i e-maili z całego świata. Tadziu Urbański ze Sztokholmu, Leokadia Komaiszko z Brukseli czy Julia Skidan z Krasnojarska z dalekiej Syberii, pytali: "a co u ciebie, nie zalała cię woda? Nie potrzebujesz pomocy?" – To pokazuje, że warto Forum organizować. Światowe Forum Mediów Polonijnych jest dla mnie przede wszystkim wielką i fantastyczną przygodą, nie mógłbym bez niego normalnie oddychać. Co roku na nowo odkrywam jego niesamowity smak. W moim przekonaniu największym jego sukcesem jest fakt, iż stało się własnością nie tylko organizatorów, ale i wszystkich jego uczestników. Forum jest ważnym miejscem debaty, wyrażania opinii w sprawach istotnych dla Polaków mieszkających poza granicami Polski, które trafiają potem do polskiego parlamentu i rządu. Tutaj też rodzą się pomysły i sposoby ich realizacji w zakresie promocji Polski i tworzenia jej pozytywnego wizerunku w świecie. Należy pamiętać, że w czasach, kiedy narodziło się Forum, a więc w roku 1993, tak naprawdę niewiele wiedzieliśmy o Polakach mieszkających na Wschodzie. Forum stało się wydarzeniem przyciągającym rodaków z Ukrainy, Gruzji, Kazachstanu, Białorusi, Litwy, Łotwy czy Rosji. Z drugiej strony Forum stało się płaszczyzną pomocy dla dziennikarzy i ludzi tworzących polskie organizacje i media w krajach byłego Związku Radzieckiego. Wszyscy będziemy pamiętać o pomocy, jakiej udzielał "Nowy Dziennik" z Nowego Jorku dla Polskiego Radia Lwów. Na Forum narodziło się wiele przyjaźni, które owocują odwiedzinami w krajach zamieszkania czy realizacją wspólnych projektów. Dzięki Forum Sabina Giełwanowska z Wilna poznała Irka Lemansa z Winnipegu i dzisiaj są małżeństwem. Mieszkają w Winnipegu w Kanadzie i razem prowadzą tam polskie radio. Na Forum narodził się też jedyny w swoim rodzaju kabaret "dEFEKT". Każdemu z nas, zarówno uczestnikom, jak i organizatorom, coś dobrego Światowe Forum Mediów Polonijnych wniosło do naszego życia. Każdy ma do opowiedzenia swoją historię z nim związaną. Grono tych, którzy pracują przy organizacji Forum, nie jest wielkie. Komu zatem należą się podziękowania za jego organizowanie, a szczególnie za zorganizowanie dwudziestego spotkania? – Jolancie Kwiek i jeszcze raz Jolancie Kwiek, która pełni funkcję wiceprezesa Małopolskiego Forum Współpracy z Polonią. Gdyby nie Jola, która wzięła na siebie prowadzenie biura i koordynację wszystkich przedsięwzięć organizacyjnych związanych z Forum, to ja absolutnie bym sobie nie poradził. Stanisław Lis – i jego prawa ręka Jolanta Kwiek, Foto: Janusz M. Szlechta Wielkie podziękowania należą się również Iwonie Surman, która zajęła się przygotowaniem oprawy graficznej, wszystkich wystaw i wydawnictw związanych z Forum oraz Małgosi Sajdak, która – jako wiceprezes stowarzyszenia – poświęciła mnóstwo czasu i wysiłku na załatwienie różnych spraw. Dziękuję także pracownikom biura stowarzyszenia: Magdalenie Ogieli i Pawłowi Kwiekowi, którzy wykonywali czarną, niewidoczną na co dzień robotę. Dziękuję Halinie Wojtanowskiej, Magdalenie Lis i Józefowi Komarewiczowi którzy prowadzili biuro prasowe; Jackowi Krasowi, który prowadził ekipę filmową, utrwalającą kamerami to, co działo się na Forum. Reginie Cyganik i jej córce Kai należą się słowa uznania za przygotowanie i wydanie świetnej książki o Forum i jego uczestnikach, zatytułowanej "Ja to mam szczęście… 20 lat Światowego Forum Mediów Polonijnych 1993-2012". Książka ta dokumentuje przeżycia, radości i refleksje uczestników Forum. Wydana została przez Stowarzyszenie Małopolskie Forum Współpracy z Polonią, przy wsparciu finansowym prezydenta miasta Gdyni. Kamil Cyganik znakomicie – jak co roku – wydawał "Wici", czyli gazetę, która na co dzień towarzyszyła nam podczas Forum. W Tarnowie odbywają się ciekawe wydarzenia: Europejskie Forum Inwestycyjne i Europejskie Forum Kultury organizowane przez Tarnowską Fundację Kultury. Dochodzi oczywiście Światowe Forum Mediów Polonijnych. Są to wydarzenia dużej rangi, które wyrastają ponad miasto i region. Dlaczego akurat w tym mieście są organizowane takie wydarzenia? Czy mają one wpływ na życie mieszkańców? – Tarnów ma szczęście do ludzi, którzy mają świetne pomysły, są kreatywni i potrafią swoje pomysły realizować. Miasto dowodzone jest przez mądrych ludzi, którzy potrafią wykorzystać te pomysły. Na przykład Krzysztof Głomb, też tarnowianin, prowadzi projekt "Miasta w internecie". Tarnowska Fundacja Kultury, która powstała w roku 1990 i jest jedną z najstarszych fundacji w Polsce, realizuje wiele świetnych projektów, które mają duży wpływ na kształtowanie wizerunku Tarnowa. Europejskie Forum Inwestycyjne - to z kolei jest oczko w głowie prezydenta miasta Ryszarda Ścigały. Tarnowskie Azoty wyrastają na jeden z największych i najnowocześniejszych zakładów chemicznych w Europie. Tak więc w Tarnowie jest dobry klimat do realizacji różnych projektów. Dzięki temu miasto buduje swój wizerunek, a to się przekłada na ewidentne korzyści dla mieszkańców. Podczas naszej wspólnej podróży, trwającej 20 lat, wiele przeżyliśmy i wiele nauczyliśmy się. Dziękuję panu za tę piękną podróż. Chciałbym, aby wciąż trwała... Czekamy na wiadomość, czy mamy się szykować do kolejnego jej etapu. – No cóż, zobaczymy... Dodam, że na zakończenie XX Forum, w dowód uznania dla wielu jego uczestników, dla naszych przyjaciół, partnerów i współorganizatorów, wręczyliśmy 60 "Aniołów" – pięknych figur zaprojektowanych i wyrzeźbionych w drewnie przez tarnowską artystkę Małgorzatę Sajdę. Fundatorami nagród byli: Małopolskie Forum Współpracy z Polonią, prezydent Tarnowa, Wydział Marki Miasta Tarnowa i Ministerstwo Środowiska. Uczestnikom Forum życzę pięknej weny dziennikarskiej. Życzę także, aby starali się wykorzystywać i przenosić do swoich środowisk w krajach, w których żyją, tę atmosferę, która zawsze jest na Forum: koleżeństwa, przyjaźni, serdeczności i wzajemnej pomocy. Dziękuję panu za rozmowę i mam nadzieję, że jednak Forum będzie trwać. ROZMAWIAŁ: JANUSZ M. SZLECHTA REDAKCJA „WIADOMOŚCI POLONIJNYCH” Z ostatniej chwili: Odbędzie się Forum 4. dniowe we wrześniu 2013 roku! Felieton Barbary M.J. Kukulskiej zamieszczony w książce „Ja to mam szczęście... - 20 lat Światowego Forum Mediów Polonijnych” – autorki: Regina Cyganik, Kaja Cyganik. Wiatr wieje tam, gdzie chce... Nieoczekiwanie zostałam zaproszona na XIII Światowe Forum Mediów Polonijnych. Była połowa 2005 roku, wybierałam się wówczas po raz kolejny do Polski i planowałam podróż na wrzesień. Właśnie termin mojego wyjazdu spowodował, że padła propozycja, abym nieomal przy okazji reprezentowała Republikę Południowej Afryki na Forum Mediów Polonijnych. Po raz pierwszy usłyszałam wtedy o Forum, choć od kilku już lat wydawałam pismo Wiadomości Polonijne w Johannesburgu. Entuzjastycznie natychmiast zgłosiłam swój udział oraz napisałam pracę na konkurs im. Henryka Cyganika Powroty do źródeł. Miałam wielką tremę, gdyż nigdy nie brałam udziału w konkursach literackich. Studia techniczne i praca zawodowa spowodowały, że przedmioty ścisłe to była moja mocna strona. W napisanie reportażu Moje serce zostało w Polsce relacjonującego pierwszą wycieczkę do Polski Sybiraków z RPA i w przygotowania do Forum, włożyłam wiele wysiłku. Pełna emocji oczekiwałam na rozpoczęcie zjazdu w Tarnowie. Nie znałam środowiska dziennikarzy polonijnych, ale od zaraz po wyjściu z pociągu w Tarnowie spotkałam uczestników udających się też na Forum i w zupełnie niekonwencjonalny sposób poznałam Agnieszkę Budę Rodriguez z Kanady, kilkakrotną laureatkę pierwszych nagród w konkursach. Również w hotelu podczas zakwaterowywania, poczułam się, że jestem oczekiwanym gościem miło przyjętym przez organizatorów. Ta serdeczna atmosfera od początku spowodowała, że wśród grupy Polaków przybyłych z całego świata, nie czułam się wyobcowana ani osamotniona, pomimo że sama przybyłam z kraju springboka spod Krzyża Południa. Liczne spotkania i bardzo napięty program Forum nie przeszkadzał mimo wszystko w integracji, wymianie wizytówek. Rozmowy z dziennikarzami, z reporterami radiowymi i telewizyjnymi, w których byłam reprezentantką Polonii z egzotycznego kraju, spowodowały zbliżenie i wymianę doświadczeń oraz publikacje o mojej Polonii w różnych krajach. Na uwagę zasługiwał ciekawy felieton Janusza M.Szlechty Jak trwoga, to do Basi.., który ukazał się w gazecie Nowy Dziennik w Nowym Jorku. Kontakty z uczestnikami Forum zaowocowały i przydały się w mojej pracy prezesa organizacji polonijnej. W roku 2008, z okazji 60.lecia założenia Zjednoczenia Polskiego w Johannesburgu, przyjechała do RPA redaktor Regina Cyganik z Krakowa z ekipą TVP Polonia. Przeprowadzono wiele wywiadów z nauczycielami i dziećmi Szkoły Polskiej im. Jana Pawła II, sfilmowano występy młodzieży z Zespołu Tańca Ludowego, nagrano koncert Orkiestry Symfonicznej pod batutą Bernarda Woźny. Rozmawiano z Sybirakami, Polakami z emigracji solidarnościowej, seniorami Polonii m.in. z moją matką Marią Dulską, której brakowało wtedy kilku miesięcy do skończenia stu lat. Powstały interesujące filmy: Polska pod Krzyżem Południa, Saga Rodu Kukulskich – Czteropokoleniowa rodzina w RPA, które były emitowane w TVP Polonia na cały świat. Wizyta koleżanki z Forum, reprezentującej Telewizję Polonia wywarła na nas wszystkich duże wrażenie. Ale nie tylko, my mieszkańcy Johannesburga wspominaliśmy z łezką w oku jej pobyt, ona też po powrocie do kraju myślała o nas ciepło. Basiu kochana, Dziś u nas pochmurnie, deszczowo, zimno i listopadowo. Tęsknię za słońcem. Tęsknię za Afryką i za Wami. To rzeczywiście była przygoda życia i dziękuję Bogu, że mi się zdarzyła. Całuję serdecznie Was wszystkich. Zajmujecie szczególne miejsce w moim sercu. Regina Cyganik. Emisje filmów wywołały eksplozję kontaktów mailowych, telefonicznych z różnych stron świata. Polonia z Południowej Afryki budziła zainteresowanie i zaczęła być dostrzegana w świecie. Podczas rozmowy na żywo z Radiem Toronto w grudniu, otrzymałam od Ilony Girzewskiej z Kanady wirtualnie śnieg w termosie, aby się schłodzić w upalny letni dzień. Natomiast ode mnie słuchacze w Toronto dostali promienie słońca mieniące się tęczą w kroplach rosy. Wybierałam się na XVI Forum, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam, gdyż moja stuletnia wówczas matka niezbyt dobrze się czuła. Każdego dnia odbierałam informacje i pisałam maile do organizatorów: Kochani! Nie udało mi się przyjechać na Forum Mediów Polonijnych, ale dzięki Waszym komunikatom w internecie i mailom - jestem z Wami i choć dzielą nas tysiące kilometrówuczestniczę na żywo w spotkaniach Forumowców. Z wielkim zainteresowaniem prześledziłam nazwiska osób nagrodzonych podczas obecnego zjazdu Forum. I okazało się, że Moi Przyjaciele - bliskie mi osoby zostały przez Was wyróżnione: Regina Cyganik, Alek Fiszer - otrzymali nagrody państwowe; Agata Lewandowska i Janusz Szlechta - nagrody za złożone prace na konkurs. Gratuluję! Tą drogą pragnę przekazać moje najwyższe uznanie i zapewnienie, że choć przebywam na drugiej półkuli, gdzie teraz budzi się wiosna- jednak całym sercem jestem z Wami! Mam również słowa uznania dla Biura Prasowego. Moi Drodzy, Wasze komunikaty to dla mnie przebywającej w Johannesburgu „raj dla dusz”! Czytam Wasze reportaże i wiadomości z olbrzymim zainteresowaniem. Doceniam Waszą niezmordowaną pracę polegającą na tym, aby przelać na papier to co w danym dniu wydarzyło się, a także zamieścić wywiady z wybitnymi osobami, które gościnnie odwiedziły Forum. Dziękuję serdecznie i życzę niezmordowanej energii do twórczej pracy. Czekam każdego dnia na kolejne informacje. Przesyłam dla Wszyskich Forumowców - promienne, słoneczne pozdrowienia z Johannesburga. Basia. Dla mojej matki w prezencie, zapisałam w maju 2009 roku, historię jej życia. Tekst Nestorka Polonii – Stuletnia Jubilatka w RPA wraz z archiwalnymi zdjęciami ukazał się w pismach polonijnych w wielu krajach m.in.: Polsce, Belgii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Australii i Południowej Afryce. Życzenia dla Nestorki przyszły od braci forumowej z całego świata. Ilość listów elektronicznych była tak duża, że blokowała się skrzynka komputera. Maile przesyłali nie tylko znajomi z Forum, ale ich przyjaciele, którzy oglądali film o czteropokoleniowej rodzinie i pragnęli dołączyć do kręgu bliskich osób. Ta więź z dziennikarzami i kontakty poprzez wymianę listów inspirują do nowych wyzwań. Wywiązuje się współpraca i wzajemna pomoc. Wynikiem tego są reportaże, wywiady telewizyjne, audycje radiowe publicystyczne z Polakami zamieszkałymi w różnych krajach: Niemczech, Kanadzie, Anglii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji, Ukrainie, Białorusi, Słowacji, Czechach. Na zamówienie Agaty Lewandowskiej z Berlina przed świętami Bożego Narodzenia powstał cały zbiór felietonów o świętowaniu, zakończeniu roku w różnych kulturowo krajach. Artykuły te ukazały się nie tylko w piśmie Kontakty wydawanym w Niemczech, ale w Wiadomościach Polonijnych w Johannesburgu oraz w pismach polonijnych w odległych krajach. W roku 2010, dla Monitora Polonijnego wydawanego w Republice Słowackiej, redaktor naczelna pisma Małgorzata Wojcieszyńska zainicjowała cykl publikacji pt. Rozsiani po świecie, którego autorami byli znajomi z Forum. Mój tekst nosił tytuł Tęczowy naród. Nawiązałam przyjaźń z redaktor naczelną Listów z daleka wydawanych w Belgii w Liege, z Leokadią Komaiszko, która widzi otaczający świat oczami poetki. W Wiadomościach Polonijnych redagowanych przeze mnie wielokrotnie umieszczałam wiersze Leokadii, które były pozytywnie oceniane przez moich czytelników. Leokadia natomiast w swoim piśmie, zamieszcza moje felietony, eseje poetyckie, zdjęcia z Johannesburga. Piszemy do siebie często i czasem właśnie Leokadia pobudza mnie do rozwinięcia tematu i tak powstały m.in.: Afrykańska zima, Dżakarandy oszałamiające fioletem. Wymieniamy między sobą życzenia imieninowe, świąteczne. Kochani, przesyłam życzenia szczęśliwego Nowego Roku. Oby był obfity we wszystko co najlepsze. A także by więzy między Polakami mieszkającymi w różnych krajach świata stały się bliższe, życzliwsze i bardziej przyjazne. Z serdecznością - Leokadia Komaiszko Listy z daleka. Tworzymy rodzinę Forumowców, wspieramy się w trudnych sytuacjach, nawzajem sobie pomagamy. Moje XIX ŚFMP było jak spotkanie po kilku latach w gronie rodzinnym, serdeczne i ciepłe. Rutynę codziennych dni uatrakcyjniają komunikaty od Miodzia Gajowego ze Szwecji. I choć Tadeusz Urbański mieszka w Sztokholmie a ja w Johannesburgu, nie ma to żadnego znaczenia. Wróciliśmy z Forum do domu, ale nie całkiem. W naszej pamięci snują się osoby, krajobrazy i przeżycia. Codzienność już nie tak bardzo doskwiera, ale Forum nie daje o sobie zapomnieć. Tak niestety będzie do grudnia. Wtedy, rzucimy się po zakupy, głowy będziemy mieli zajęte organizacją Bożego Narodzenia i planami sylwestrowymi. To chyba dobrze, gdyż teraźniejszość musi mieć za pożywkę kromkę naszego zagranicznego czy powszedniego chleba, a nie obrazy ze Skansenu Chleba, który odwiedziliśmy miesiąc temu. Pozdrawiam serdecznie - Wasz Gajowy po Sezonie. Informacje przekazywane przez Tadzia - Gajowego w lekko ironicznej formie, są zawsze na czasie i bliskie. I to jest ważne. Ta więź pomiędzy nami, ponad barierami czasowymi i przestrzennymi. To jest piękne i daje radość! Świadomość, że jest ktoś, kto na drugiej półkuli, czy na odległym kontynencie pomyślał przez chwilę o mnie mieszkającej w Południowej Afryce, daje chęć do pracy, uskrzydla, powoduje lekkość wiatru, który wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Barbara M.J. Kukulska dr Hubert Chudzio korespondencja z Krakowa Z mrozów Syberii pod słońce Afryki. W 70. rocznicę przybycia polskich Sybiraków do Afryki Wsch. i Płdn. – dr Jan Ciechanowski oraz prof. Andrzej Kunert swoją Misja Uniwersytetu Pedagogicznego w Ugandzie W dniach 28 października – 6 listopada 2012 roku obecnością uświetnili uroczystość otwarcia odbudowanego w Ugandzie gościła misja Uniwersytetu Pedagogicznego z cmentarza. Krakowa. Pracownicy Instytutu Historii oraz Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń zorganizowali w Namugongo pod Kampalą międzynarodową konferencję naukową: „Polscy Sybiracy w Afryce Wschodniej w latach 1942-1952”. Wzięło w niej udział ponad 40 osób z czterech kontynentów. W sesji między innymi czynnie uczestniczyli ministrowie: prof. Andrzej Kunert (Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa) oraz dr Jan Ciechanowski (Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych). Powodem wyjazdu do Ugandy było uroczyste otwarcie cmentarza polskich Sybiraków w Koji, którego odbudowę zainicjowali w 2009 r. pracownicy UP. 4 listopada 2012 r. odbyła się uroczystość otwarcia odbudowanego polskiego cmentarza w Koji nad Jeziorem Wiktorii w Ugandzie. Nekropolia ta jest jedyną pozostałością po istniejącym na tym terenie w latach 1942–1951 polskim osiedlu (ok. 3 tys. mieszkańców). Koja była jednym z 22 ośrodków w Afryce Wschodniej i Południowej, w których schronienie po opuszczeniu Związku Sowieckiego znalazła polska ludność cywilna (w liczbie ok. 18 tys.). W osiedlach dobrze funkcjonowało polskie szkolnictwo, prężnie rozwijało się harcerstwo, kwitła polska kultura. Dziś ślad po Polakach na Czarnym Lądzie znaczą wybudowane przez nich kościoły, a także pozostałe tam cmentarze. W 2009 r. do Afryki Wschodniej wyruszyła misja naukowa z Uniwersytetu Pedagogicznego, którą kierował dr Hubert Chudzio. Celem misji była dokumentacja i renowacja istniejących tam trzech największych polskich cmentarzy w Tengeru (Tanzania), Koji i Masindi (Uganda). O ile dwa z nich zachowane były w dobrym stanie, o tyle nekropolia w Koji była bardzo mocno zdewastowana. Stąd, podczas rozmów uczestników misji UP z salezjaninem ks. Ryszardem Jóźwiakiem, narodziła się idea jej odbudowy. Środki na ten cel przekazali przede wszystkim sami Sybiracy (a także ich znajomi, w tym pracownicy UP) – dawni mieszkańcy osiedla Koja, mieszkający obecnie w Polsce, ale także w Kanadzie, USA, Wielkiej Brytanii, czy Australii. Idea uzyskała również wsparcie ze strony Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa. Przedstawiciele tych instytucji Na nekropolii postawiono 97 betonowych symbolicznych krzyży. Odnowiono pomnik znajdujący się w centralnym punkcie cmentarza, alejkę główną, wyremontowano mur otaczający nekropolię. Pracami budowlanymi kierował polski ksiądz, salezjanin, Ryszard Józwiak, który w nieodległym Namugongo prowadzi ośrodek dla chłopców z ulicy. Uroczystej Mszy Świętej przewodniczył kardynał Emmanuel Wamala. Uroczystość uświetniły występy dzieci z miejscowych szkół oraz orkiestry i grupy akrobatycznej z salezjańskiego ośrodka w Namugongo. Minister Jan Ciechanowski odznaczył medalem „Pro Memoria” dr. Huberta Chudzio. W związku z intencją zachowania cmentarza w dobrym stanie na dalsze lata, narodziła się idea wybudowania w Koji szkoły imienia Polskich Sybiraków. Byłby to żywy pomnik, świadczący o losach polskich Sybiraków na Czarnym Lądzie, a także krok w przyszłość w sferze stosunków polsko-ugandyjskich. Pierwsze wpłaty na budowę szkoły zadeklarowali już obecni na uroczystościach polscy Sybiracy z kraju, a także z Australii i Kanady. Sześcioosobową misję UP w składzie: dr Hubert Chudzio, dr Adrian Szopa, mgr Anna Hejczyk, mgr Alicja Śmigielska, mgr Mariusz Solarz i student Krzysztof Śmigielski gościł w Ugandzie ks. Ryszard Jóźwiak. Piękne przyjęcie wysłannikom Na zdjęciu od prawej: dr Hubert Chudzio, dr Adrian Szopa, mgr Anna Hejczyk, mgr Alicja Śmigielska, mgr Mariusz Solarz, student Krzysztof Śmigielski. UP przygotowała także ambasada polska w Nairobi, na czele z ambasadorem Markiem Ziółkowskim i panią konsul Katarzyną Jaworowską. W konferencji i otwarciu cmentarza w Koji wzięli udział Sybiracy (10 osób), byli mieszkańcy Koji. Przyjechali z Polski, Kanady i Australii. Danuta Sedlak Prezes Związku Sybiraków Katowice ZNAKI PAMIĘCI NA TUŁACZYM SZLAKU W 70. rocznicę przybycia do Afryki – 4 listopada 2012 roku – dokonaliśmy otwarcia odnowionego cmentarza polskich tułaczy w Koji nad jeziorem Wiktorii. Było to możliwe dzięki ogromnemu zaangażowaniu inicjatorów tego pomysłu: dr Huberta Chudzio, o. salezjanina Ryszarda Jóźwiaka, a także dawnych mieszkańców osiedla rozsianych po całym świecie, którzy wspomogli finansowo realizację projektu. Otwarcie cmentarza odbyło się w obecności miejscowych władz, przedstawicieli władz polskich w osobach ministrów: prof. Andrzeja Kunerta, dr Jana Ciechanowskiego, ambasadora i konsula RP z Nairobi. W uroczystości uczestniczyli dawni mieszkańcy osiedla: z Polski, Kanady, Australii oraz tłumy odświętnie ubranych tubylców. Przy ołtarzu tonącym w biało-czerwonych kwiatach mszę św. celebrował ugandyjski kardynał Emmanuel Wamala w asyście miejscowych kapłanów i misjonarza o. Ryszarda Jóźwiaka, Namioty udekorowane w nasze narodowe barwy, chroniły przed żarem równikowego słońca. Po mszy, osoby szczególnie zasłużone dla sprawy odnowienia cmentarza uhonorowano medalami „Pro Patria”. Część oficjalną zakończyły krótkie przemówienia naszych gości. Minister dr Jan Ciechanowski–kierownik Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych – powiedział, że ci którzy spoczywają na afrykańskiej ziemi nie doczekali wolnej Ojczyzny, więc wolna Polska przybywa do nich w pielgrzymce. Koja nad jeziorem Wiktorii to kolejne święte dla Polaków miejsce na tułaczym szlaku armii gen. Władysława Andersa. Generała, który uratował tysiące ofiar totalitaryzmu od niechybnej śmierci. Zdaniem ministra wszystkie drogi tułaczy należy poznać i upamiętnić. W imieniu dawnych mieszkańców Koji – p. Józef Czemierzewski z Australii zwrócił uwagę na to, iż „Ważne jest dla nas, aby pamięć o tych, którzy tu zostali nie wygasła. Należy nawiązać stały kontakt pomiędzy lokalną szkołą i polską społecznością, by następne pokolenia chciały odwiedzać miejsca gdzie ich przodkowie znaleźli ocalenie.” Na zakończenie w bogatym repertuarze artystycznym wystąpiła młodzież z okolicznych szkół. Dla podkreślenia szczególnej wagi uroczystości otwarcia odnowionego cmentarza naukowcy z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie pod kier. Dr Hurbert Chudzio zorganizowali sesję naukową: „Polscy Sybiracy w Afryce w latach 1942 – 1952.” Uczestnikom spotkania pokazano filmy: „Wyszli z ziemi niewoli”, „Pamiętamy. Polskie cmentarze w Afryce Wschodniej”, „Afryka mojego dzieciństwa”. Pracownicy Uniwersytetu Pedagogicznego zreferowali następujące zagadnienia: - Czasopisma polskie na terenie Afryki w latach 40-tych - mgr A. Hejczyk - Polskie szkolnictwo w Afryce w latach 1942 – 1952 - dr A. Szopa - Efekty prac dokumentujących polskie cmentarze w Afryce mgr M. Solorz - Sybiracy – Afrykańczycy w Kanadzie - mgr A. Śmigielska A teraz pozwolę sobie na osobiste refleksje związane z naszym pobytem w gościnnej Ugandzie. Przygarnął nas o. Ryszard Jóźwiak na misji Don Bosco. W pięknym nowym Domu Pielgrzyma zostali zakwaterowani dawni mieszkańcy osiedla. Grupa ta powiększyła się o najmłodsze pokolenie. Koledzy przywieźli swoje dzieci i dorosłe wnuki, by pokazać im fragment swojego tułaczego szlaku. Potomkowie Bronka Szołopiaka z Kanady, Józka Czemierzewskiego i Michała Chłopickiego z Australii szybko nawiązali bliski kontakt. Przyjemnie było patrzeć na nich – tacy urodziwi, roześmiani, rozgadani, chętni do pomocy, zwłaszcza w kuchni pod okiem szefowej Angeli – żywej reklamy sztuki kulinarnej. Po oficjalnych uroczystościach czas mieliśmy wypełniony rozmowami, spotkaniami trwającymi do późnych godzin nocnych. Do szczególnie interesujących zaliczam informacje o organizacji życia w osiedlu przekazane nam przez prof. A. Dobrońskiego. Profesor będąc w muzeum im. W. Sikorskiego w Londynie, zapoznał się z dokumentacją Koji i był zdumiony rzetelnością i bogactwem prowadzonych kronik. My kilkuletnie dzieci nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że żyjemy w małym miasteczku w którym istnieje podział pracy, gdzie wszystko jest przemyślane i zaplanowane, w którym działa służba zdrowia, szkolnictwo, harcerstwo i kwitnie życie kulturalne. A było tak dlatego, że mimo zróżnicowania środowisk z których wywodzili się mieszkańcy osiedla – wszyscy harmonijnie współdziałali, by dobrze nam się żyło. Drobne konflikty zdarzały się, lecz działała służba porządkowa, która reagowała natychmiast. Rytm dnia wyznaczały nam obowiązki szkolne lub zabawy, gdy nie było nauki. Jakich wspaniałych mieliśmy nauczycieli i wychowawców! Wspominamy ich ze wzruszeniem i wdzięcznością, bo na stałe zapisali się w nasze j pamięci. A oto dowód: Michał Chłopicki opowiadał jak kiedyś nauczycielka wyznaczyła im zadanie domowe: „przedstaw w skali domek w którym mieszkasz”. Michał zapamiętał wymiary domku, teraz po latach wykonał go w skali 1:20 i z dumą nam zaprezentował. Z uznaniem i rozrzewnieniem oglądaliśmy chatkę w jakiej spędziliśmy kilka lat. Zwłaszcza podziw budził dach – do złudzenia imitujący strzechę z trawy słoniowej z którego na nasze moskitiery spadały jaszczurki, a czasami zabłąkał się jakiś wąż. Ktoś wpadł na pomysł, że eksponat, który został przywieziony przez Michała z Australii – mógłby być zalążkiem izby pamięci. No tak, ale izba pamięci nie może mieścić się w byle baraku, jakim jest obecna szkoła. I tak narodził się plan wybudowania nowej szkoły. I popłynęły marzenia – ta szkoła – Pomnik nosiłaby im. „Zesłańców Sybiru”, a uczniowie byliby opiekunami naszego cmentarza, bo przecież wysiłek związany z odnową nie można zniweczyć zaniedbaniem. Stanęło na tym, że wszyscy uczestnicy zjazdu w Ugandzie zaakceptowali projekt i postanowili, że Komitet odbudowy Cmentarza przekształci się w Komitet Budowy Szkoły. Z optymizmem przystępujemy do pozyskiwania sojuszników dla zdobycia środków umożliwiających realizację projektu i z nadzieją, że znowu za dwa lata spotkamy się na misji by przeciąć wstęgę otwarcia kolejnego znaku pamięci na tułaczym szlaku. Na zdjęciu: wśród uczniów szkoły, dr Halina Machalska (od lewej) oraz mgr prawa Danuta Sedlak- Sybiraczki, rodzone siostry, które przyjechały w roku 1942 do Afryki środkowej i spędziły tam swoje dzieciństwo. Polacy na końcu świata - Dzieci z Pahiatua Dzieci z Pahiatua to najważniejsza i jedna z najbardziej zapomnianych fal polskiej emigracji do Nowej Zelandii. Teraz ostatni z nich nie wiedzą, jak przekazać swoje tradycje innym Polakom na Antypodach. - Ci, którzy przyjeżdżają tu teraz, chcą rozpocząć nowe życie i trzymają się jak najdalej od polskich spraw – wzdycha John Roy-Wojciechowski. Ten 79-latek przypłynął do Nowej Zelandii pod koniec II wojny światowej z grupą kilkuset Polaków, głównie dzieci. Dziś jest konsulem honorowym w Auckland i prowadzi tam polonijne muzeum. Wojenne losy rzuciły Wojciechowskiego najpierw ze wschodnich kresów II RP na Syberię, a później – razem z armią Andersa – do Persji. Stamtąd, wraz z innymi sierotami, dotarł na drugą stronę globu. Kiedy zaproszone przez nowozelandzki rząd dzieci dorosły, zapoczątkowały prężną polonijną działalność, ale być może wkrótce nie zostanie już nikt, kto mógłby je zastąpić. Z Polski do Persji. Wojciechowski został deportowany z rodzinnego Polesia w lutym 1940 roku. O wywiezieniu go wraz z matką, starszym bratem i trzema siostrami na mroźny wschód zadecydowały sowieckie władze. Ojca rozstrzelano z polecenia NKWD. Podobny los spotkał wiele rodzin z Kresów Wschodnich. Ponad rok później pukanie do drzwi usłyszała Krystyna Skwarko. Jej mąż już wcześniej został wysłany do kopalni na północy Rosji. Teraz uzbrojeni w rewolwery funkcjonariusze kazali jej się spakować. Razem z dwójką kilkuletnich dzieci załadowano ją na ciężarówkę i nad ranem odwieziono na stację, a później towarowym pociągiem wyprawiono w drogę do jednego z kołchozów. Kobiety musiały tam pracować w polu, tłocząc się z dziećmi w niewielkich chatach. I tak było to znacznie lepsze, niż praca przy wyrębie lasu. John RoyWojciechowski zapamiętał, że jego matka miała lżejsze zajęcie, w piekarni. – Mieszkaliśmy w barakach, zupełnie nie było w nich prywatności, ale dzięki mamie mieliśmy trochę więcej jedzenia, niż inni – wspomina. Był za mały, żeby pracować, ale nie uniknął sowieckiej edukacji. – Uczyli nas, że Stalin jest bogiem – mówi. Krystyna Skwarko, która swoją tułaczkę opisała w książce "The Invited", wspomina, że zesłanym do łagrów zapowiedziano, że zostaną w nich do końca życia. Dlatego początkowo nie uwierzyli w postanowienia traktatu SikorskiMajski. Kiedy hilterowskie Niemcy zaatakowały ZSRR, Stalin uznał, że polscy żołnierze mogą mu się przydać, dlatego postanowił uwolnić ich z obozów pracy. To samo dotyczyło cywilów. Tworzone przez generała Andersa polskie oddziały pomogły im w opuszczeniu Rosji i udaniu się do Uzbekistanu. Skwarko, nauczycielka z dwudziestoletnim stażem, zajęła się tam sierotami. Samotni ojcowie, którzy chcieli przyłączyć się do armii formowanej nad Morzem Kaspijskim zostawiali swoje dzieci w sierocińcu, w którym pracowała. Wielu z nich zginęło później pod Monte Cassino i w innych bitwach zachodniego frontu. Drogą morską, razem z żołnierzami, dzieci trafiły do Persji, gdzie zajęli się nimi Brytyjczycy. Ciągle przyjeżdżały kolejne transporty. W jednym z nich był Wojciechowski. Po przyjeździe do Persji jego matka trafiła do szpitala z zaawansowaną gruźlicą, której nabawiła się na Syberii. Wkrótce zmarła. Brat wstąpił do polskiego wojska, a przy małym Janku zostały tylko dwie starsze siostry. W irańskim Isfahanie mieli spędzić zaledwie osiemnaście miesięcy, bo wkrótce Anglicy nie byli już w stanie utrzymywać tam tysięcy dzieci. Nowozelandzki eksperyment. Nowy dom dla części z nich znaleziono dzięki pomysłowi polskiej arystokratki. Hrabina Maria Wodzicka, żona polskiego konsula w Wellington, w 1943 roku odwiedziła grupę polskich uchodźców z Persji, płynących przez Nową Zelandię do Meksyku. Sprawą sierot wojennych zainteresowała żonę nowozelandzkiego premiera, który zaoferował pomoc dla kilkuset osób. W ten sposób grupa 733 dzieci i ponad stu opiekunów z Isfahanu dotarła nad Zatokę Perską i popłynęła do Bombaju. Tam wsiadła na amerykański okręt USS General Randall i wypłynęła w rejs do Wellington. Młodzi podróżnicy, którzy w Iranie nabrali nowych sił, bardzo chcieli odkryć nieznany, fascynujący kraj. Słowo "Antypody" i wyczytane w książkach informacje o kulturze Maorysów stały się nagle bardzo popularne. Statek wpłynął wreszcie do portu 31 października 1944 roku. Następnego dnia pasażerowie zeszli na ląd. Na południowej półkuli listopad oznacza późną wiosnę, a soczyście zielona Wyspa Północna w oczach przybyszów, przyzwyczajonych do pustynnego irańskiego krajobrazu, wyglądała jak baśniowa kraina. Był ciepły, słoneczny dzień. Zachował się materiał filmowy pokazujący małych Polaków schodzących po trapie na ląd. Taszczący wielkie torby kilkulatkowie byli zadbani. Mieli na sobie dziecinne płaszczyki, skautowskie mundurki i berety. Na filmie widać stos pakunków i kobiety pomagające dzieciom po zejściu na ląd. Wkrótce dwoma specjalnymi pociągami Polacy zostali przewiezieni do miejsca przeznaczenia. Na stację zwieziono kilkuset uczniów stołecznych szkół, którzy machali małym imigrantom polskimi nowozelandzkimi flagami. Wreszcie nowoprzybyli dotarli ciężarówkami do specjalnego obozu koło miejscowości Pahiatua. Planowano, że po wojnie wraz z opiekunami wrócą nad Wisłę, ale obóz miał być ich domem dłużej, niż się spodziewali. Po konferencji jałtańskiej wschodnia część Polski, z której pochodziły dzieci, została przyłączona do ZSRR. Nie było już domu, do którego można byłoby wrócić. Chociaż rząd Polski Ludowej dwukrotnie domagał się przysłania dzieci do kraju, to Nowozelandczycy odmówili. Premier Peter Fraser zaoferował jednak dzieciom możliwość powrotu do Polski na koszt rządu w Wellington, jeśli wyrażą taką chęć. Większość nie wyraziła. Intensywnie przygotowywano dzieci do życia w nowym domu, kładąc nacisk na naukę angielskiego. Języka gospodarzy zaczęli się uczyć także dorośli opiekunowie, zwłaszcza, że nieporozumienia w sklepach i urzędach zdarzały się nierzadko. Mina pewnego sprzedawcy, którego zamiast o pół tuzina poproszono o pół tysiąca jaj, musiała być bezcenna. Drugie dzieciństwo. Polski rząd na uchodźstwie w końcu szybko przestał współfinansować działalność obozu w Pahiatua. Trzeba było obniżyć koszty, więc opiekunowie zaczęli hodować własne warzywa, sami zajęli się także kuchnią i pralnią. Po szkolnych zajęciach dzieci sprzątały i zajmowały się roślinami. Ale rozrywek nie brakowało. - Stalin zabrał moje dzieciństwo – Roy-Wojciechowski mówi o tym, jak o najbardziej naturalnej rzeczy na świecie. – Ale w Nowej Zelandii znalazłem je znowu – dodaje. W weekendy Pahiatua odwiedzały setki Nowozelandczyków i potomkowie polskich imigrantów z XIX wieku. Mieszkańcy z ciekawością poznawali tradycje nowoprzybyłych i oglądali tańce ludowe, w zamian organizując koncerty i maoryskie pokazy taneczne. Czas wolny od lekcji wypełniały też zajęcia harcerskie i śpiewy przy ognisku, a niedziele i międzyszkolne zawody były dla dzieci okazją do sportowych zmagań z urodzonymi na tutejszych wyspach rówieśnikami. Chłopcy grali najpierw głównie w krykieta, ale później bardziej popularne stały się koszykówka i rugby. Boże Narodzenie 1944 roku mieszkańcy obozu spędzili w dobrych humorach. Wszyscy wychowankowie i opiekunowe dostali od Czerwonego Krzyża prezenty. W kolejnym roku część dzieci została przeniesiona do lokalnych szkół: państwowych i katolickich. Wcześniej mogły spędzić dwa tygodnie u nowozelandzkich rodzin. Zaczęło się to, co ostatecznie musiało się stać. Trzeba było stanąć przed trudnymi wyborami. Po wojnie niektórzy krewni mieszkańców obozu, w tym zdemobilizowani żołnierze, zaczęli z różnych stron świata ściągać do Wellington, by zabrać swoich bliskich. Co najmniej kilkadziesiąt osób opuściło w ten sposób gościnny kraj, ale większość związała się z nim na stałe. Ostatnia grupa dzieci opuściła obóz 15 kwietnia 1949 roku. Wkrótce większości przyznano nowozelandzkie obywatelstwo, z dumą opisując ich jako pierwszych uchodźców wojennych przyjętych przez Nową Zelandię. Niespełna dwumilionowy kraj potrzebował rąk do pracy, dlatego z otwartymi ramionami przyjął nowych obywateli. Polonia na Antypodach. W latach sześćdziesiątych zrealizowano film dokumentalny, mający pokazać, jak polscy imigranci wrośli w nowozelandzkie społeczeństwo. Jego autorzy rozmawiali ze studentem ostatniego roku medycyny, kobietą pracującą w jednej z agend UNESCO, właścicielami firmy budowlanej, kasjerem i elektrykiem. Z zebranych później szczegółowych danych wynika, że wielu polskich mężczyzn znalazło pracę w portach i fabrykach, część została hydraulikami i urzędnikami. Znalazł się też introligator, geolog, dziennikarz i zegarmistrz oraz dwóch artystów-malarzy. Kobiety najczęściej znajdowały pracę w sklepach i fabrykach, ale również jako recepcjonistki i urzędniczki. Większość nie zapomniała o swoich korzeniach. Już w 1948 roku powstało pierwsze polskie stowarzyszenie, a dziś istnieje 11 polonijnych instytucji. Polonia zajmowała się organizowaniem spotkań i promocją swojej kultury. W 1975 roku z jej inicjatywy odsłonięto pomnik przypominający o Dzieciach z Pahiatua. Jednak peerelowski rząd o nich nie pamiętał. Dopiero od niecałych dwunastu lat Dzieci z Pahiatua mogły bez problemu dostać polskie paszporty, choć niektórym udało się to wcześniej. Stanisław Manterys, dziś 77-letni emerytowany księgowy, po opuszczeniu obozu w Pahiatua chodził do katolickich gimnazjów, najpierw w Oamaru, później w Wellington. Wziął ślub z Haliną Polaczuk, Polką z powojennej emigracji, z którą wychował trójkę dzieci. W 1994 roku para zdecydowała się na powrót do kraju i zamieszkanie w Warszawie, jednak więzy z nową ojczyzną okazały się zbyt silne: po siedmiu latach państwo Manterysowie wrócili na przedmieścia nowozelandzkiej stolicy, nadal redagowali jednak książki o historii polskiej emigracji w Nowej Zelandii. Więzów z Polską nie zerwał także John RoyWojciechowski. Został prawdopodobnie najbogatszym wśród imigrantów, ożenił się z Nowozelandką, która urodziła mu szóstkę dzieci. Pracował jako dyrektor w kilku dużych firmach, działał społecznie i sfinansował powstanie studium kultury i języka polskiego na uniwersytecie w Auckland. W 1999 roku został polskim konsulem honorowym w tym mieście. Co roku kilka letnich tygodni spędza w domu pod Lublinem, chętnie odwiedza też szkoły. Daleko od Polski. W 2009 roku Dzieci z Pahiatua świętowały kolejną rocznicę swojego przybycia do nowego kraju. Zdaniem doktora Dariusza Zdziecha, prezesa towarzystwa naukowego badającego region, to najbardziej zjednoczona grupa nowozelandzkiej Polonii. Po 1989 roku do Nowej Zelandii zaczęli ściągać zupełnie inni Polacy. – Najnowsza emigracja nie czuje nadmiernej potrzeby tworzenia Polski w Nowej Zelandii – wyjaśnia doktor Zdziech. Dzięki internetowi kontakt z pozostawioną rodziną i informacje o kraju są o wiele łatwiej dostępne, niż dawniej. Wśród nowych emigrantów można się spotkać z deklaracjami, że nie po to opuszczali Polskę z jej wadami i problemami, żeby przypominać sobie o nich w kręgu miejscowej Polonii. – Szukają głównie pracy, nowych możliwości, łatwiejszych i mniej biurokratycznych procedur, innego stylu życia – wylicza badacz. Podczas spisu powszechnego w 2006 roku około dwóch tysięcy osób przyznało się do polskich korzeni. Liczba ta pozostaje niezmienna od kilkudziesięciu lat, a w masowej imigracji przeszkadzają ograniczenia prawne. Sławomir Stoczyński, konsul RP w Wellington: - „Jeśli nawet przepisy imigracyjne uznamy za rygorystyczne, nie przeszkadza to w osiedlaniu się Polaków będących partnerami obywateli Nowej Zelandii. Dotyczy to głównie młodych Polek, przyjeżdżających z mężami, narzeczonymi i partnerami poznanymi w Anglii lub Irlandii”. To jednak nie wystarcza i Polacy są coraz mniej widoczni w ojczyźnie kiwi, a polskość staje się domeną starszych. - To duży problem – mówi Roy-Wojciechowski. Wkrótce może zabraknąć chętnych do prowadzenia muzeum i organizowania spotkań kulturalnych. Na razie polonijni działacze aktywnie pracują i planują kolejny zjazd Dzieci z Pahiatua na 2014 rok, w siedemdziesiątą rocznicę ich pojawienia się na Antypodach. – Nie wiem, ilu staruszków przyjdzie na uroczystości. Ja będę na pewno – uśmiecha się polski konsul honorowy. Autor: Tomasz Augustyniak; Źródło: Onet ZWIASTUN... JUBILEUSZ 70.LECIA W KWIETNIU 2013 r. PRZYPADA PRZYJAZDU DZIECI POLSKICH DO OUDTSHOORN. Zaczynamy druk wspomnień Sybiraczki. Dziękujemy córce - Krysi Jaworskiej - za udostępnienie przepisanego na komputerze tekstu. Opracowanie: Barbara M.J.Kukulska Pamiętnik Sybiraczki Ze wzruszeniem przerzucam kartki zeszytu spisane 70. lat temu. Pożółkły papier, gdzieniegdzie zniszczony, zapis ołówkiem kopiowym w zeszytach. W opracowaniu, zachowany został oryginalny styl. Odtworzone wspomnienia koszmarnych wydarzeń wysiedlenia z domu rodzinnego w roku 1940. Spisała te wspomnienia Helena Cieślakówna, która w grupie 500. Dzieci Polskich wraz z nauczycielami dotarła do raju, jakim określano wówczas Południową Afrykę. W Oudtshoorn dzieci znalazły opiekę i godziwe warunki życia. (bmj) Pamiętnik - Heleny Cieślakówny, pisany w 1943 roku (urodzonej 8 maja 1925r.) Mieszkałam z rodzicami i rodzeństwem we wsi Bucniów pow. Tarnopol. Tatuś mój był kierownikiem szkoły, było nas sześcioro rodzeństwa. Najstarszy brat Józef chodził już do trzeciej gimazjalnej. Chorował bardzo często. W tym czasie skręcił sobie kręgosłup, nowe z nim zmartwienie. Siostra Zosia, młodsza od niego, a starsza ode mnie ukończyła siedem klas, dalej nie mogła się uczyć, gdyż była chora na serce. Zdjęcie z archiwum rodzinnego: 13. letnia Helena Cieślakówna, 1938 rok Tarnopol Ja zaś zaczęłam chodzić do gimnazjum. Do szkoły chodziłam w Tarnopolu, codziennie jeździłam pociągiem. Romcia również chodziła do szkoły w Tarnopolu. Adaś chodził na wsi do szkoły. Kazio zaś jeszcze nie chodził. Dnie przechodziły na nauce i rozrywkach, było nam dobrze, chociaż czasami były dnie, o których nie warto wspominać. W 1939 r. zupełnie się zmieniło. Tatuś wrócil spowrotem do Bucniowa i inne życie nastąpiło. Ale nie trwało to długo. W jesieni wybuchła ta straszna, o której tylko słyszałam a nie widziałam, WOJNA. Słowo „wojna” było dla mnie straszne, ale jeszcze straszniejsze było dla nas Polaków, gdy Sowieci wkroczyli do Polski i zajęli ziemie nasze. Działo się coś okropnego. Od pierwszego dnia zaczęły się aresztowania. W Tarnopolu walka trwala przez trzy dni; Moskale spalili kościół dominikański. Straszna to była chwila, gdy bolszewicy wkroczyli, Ukraińcy nie dawali nam spokoju. Folwark rozgrabili w jednym dniu. Bolało mnie to bardzo, że wyrośli na polskiej ziemi, a teraz mówią, że im było źle. Tatuś nie nocował w domu, ukrywał się. Jednego dnia mamusia pojechała do bliskiego miasteczka, Mikulińce, gdyż chciała nieco kupić. Było już ciemno, a mamusia nie przyjeżdżała. Tatuś posłał mnie do stróża szkoły, żeby przyszedł. Gdy wracałam zobaczyłam gromadę ludzi koło naszego domu. Struchlałam, gdy zobaczyłam dwóch bolszewików, zaś tatusia opartego o bramę. Na piersiach miał przyłożone dwie lufy rewolwerowe. Widziałam, że tatusia aresztują. Sama nie wiem co mam robić. Zosia dostała ataku serca. Biegnę do niej, podałam jej krople, chcę ją uspokoić, a ona ciągle mówi, że tatę aresztują i co będzie, gdy mamy nie ma. Poszłam na podwórko zobaczyć co się dzieje. Bolszewicy już odjechali. Tatuś stał na podwórku i coś mówił do jednego Ukraińca. Usłyszałam tylko tyle, żeby poszedł i pokazał, gdzie mieszka sołtys. Zrozumiałam, o co chodzi. Chodziło o rewolwer. Tatuś oddał na przechowanie rewolwer do sołtysa, a teraz oni żądali rewolwer. Byłam bardzo ucieszona, że tatusia nie aresztowali. Za kilka minut przyjechala mama, siostra zupełnie się uspokoiła. Tatuś chciał żebyśmy pojechali do Przeworska, ale myśmy nie chcieli i tatuś musiał ustąpić, chociaż bardzo chciał jechać. Na jakiś czas rozstałam się wtedy z rodzicami, gdyż musiałam zacząć naukę. Przez miesiąc nie widziałam się z rodzicami i rodzeństwem. Tęskno mi było za nimi. Pierwszy raz w życiu rozstałam się z nimi. Jednego dnia przyszedl brata kolega i powiedział, że nas wysiedlają. Do 25 grudnia 1939 roku, mamy opuścić mieszkanie. Znowu nowe zmartwienie. Za wszelką cenę chciałam dostać się do domu. Zaczęły pociągi jeździć. Pojechałam do domu. Gdy weszłam do mieszkania, witano mnie jak gdyby dawno nie widzieli. Kuchnia nasza była duża, a teraz nie było którędy się obrócić. W jednym pokoju mieszka nauczycielka Żydówka. Drugi pokój pusty. Narazie dali nam spokój. Pozwolili mieszkać w kuchni. Tatuś nie uczył gdyż, nie chciał. Mało kiedy nocował w domu. Ciągle się ukrywał. Święta Bożego Narodzenia spędziłam w domu. Dali nam wolne. Święta spędziłam nie bardzo wesoło. Nie biegałam tak jak dawniej z pokoju do pokoju. Nie cieszyła mnie nawet choinka. Cóż mnie mogła cieszyć, kiedy okna musiały być zasłonięte. Trzeba było uważać, żeby coś nie powiedzieć i każdy stuk wprowadzał mnie w odrętwienie. Ciągle myślałam, że pod oknami i drzwiami stoją bolszewicy, żeby tatę aresztować. Po kolacji wigilijnej tatuś wyszedł. Całą noc tatusia nie było w domu. Przez całe święta chodziłam jak nie ta. Nic mnie nie mogło rozweselić. Jedyne słowo, mogłoby rozweselić to, że Polska nasza biedna Ojczyzna jest wolna. Jednego dnia, a było przed nowem rokiem, mamusi nie było w domu. Tatuś pojechał do rejestracji oficerów. Było to wieczorem, ktoś silnie zapukał do drzwi. Pobiegłam otworzyć. Myślałam, że mamusia albo tatuś. Tymczasem, nie przyszli rodzice, ale milicjant Ukrainiec. Zapytal mnie, gdzie jest tatuś. Powiedziałam mu, ale nie chciał wierzyć i kazał nam poszukać tatusia i zaraz, żeby poszedł na milicję. My jemu powiedzieliśmy, żeby sam poszukał jeśli tatuś jest potrzebny. On zezłościł się i poszedł. Za kilka minut, ktoś zaczął znowu walić w drzwi. Wiedziałam, że znowu, któryś z Ukraińców. Rzeczywiście przyszedl drugi milicjant, który u nas pracował i tylko z tego żył, co u nas zarobił, a teraz przyszedl po tatusia. Wszedl do mieszkania, ale gdy przekonał się, że tatusia nie ma, poszedł. Jednak, gdy odchodził pogroził nam. - Jeżeli tatuś natychmiast nie przyjdzie, to zobaczycie co wam zrobią! Za jakiś czas przyszła mamusia. My zaczęliśmy opowiadać. Mamusia domyślała się o co chodzi i powiedziała, że napewno tatusia chcą aresztować. Czem prędzej wysłała wujka Ludwika do Tarnopola. Wujek poszedł i ostrzegł tatę, żeby nie przychodził do domu. Tatuś uparł się i chciał wracać, ale dał się uprosić i nie wrócił do domu. dalszy ciąg w następnym numerze... ) ) ) Wpisy koleżanek i kolegów do PAMIĘTNIKÓW Heleny Cieślakówny w: Isfahan (Persja), na statku „Dunera” i w Oudtshoorn. Zamieszczam tylko niektóre z licznych zapisów „dla Heli na pamiątkę”. tekst: Bożena Wika zdjęcia: Stanisław Wika korespondencja z Polski Polesie – ślady polskiej kultury i polskiej historii Parafia Miłosierdzia Bożego w Ostrowie Wlkp. zorganizowała w sierpniu 2012 roku wyjazd za wschodnią granicę Polski, do Białorusi. Proboszcz ks. Andrzej Szudra, wraz z właścicielem ostrowskiego Biura Podróży Travel&STYL oraz Pani Basia Twardosz-Droździńska z Łodzi, byli naszymi przewodnikami. Przed wyjazdem słyszałam, że Białoruś to kraj, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Ja, z tej podróży przywiozłam wspomnienia: nowoczesne miasta, odrestaurowane przedwojenne domki i kamieniczki, czystość i spokój na ulicach, a przede wszystkim atmosferę naszej polskiej historii. Właściwie mogę śmiało powiedzieć, że mimo swej nazwy „Śladami św. Andrzeja Boboli”, była to wycieczka śladami kultury i historii Polski. Wizyta na tych ziemiach była dla mnie źródłem ogromnych wzruszeń. Byliśmy na terenach, które w wyniku Unii polskolitewskiej przez 500 lat, stanowiły wschodnie rubieże Polski. Tu rozgrywała się również polska historia, tu ginęli polscy żołnierze broniąc tych terenów przed Krzyżakami, Szwedami, Moskalami, Czerwonogwardzistami, a także przed Niemcami. Podróż po Białorusi rozpoczęliśmy od Grodna. Jest to bardzo stare miasto leżące nad Niemnem, któremu przywileje i prawa miejskie nadał już w XV wieku król Władysław Jagiełło. Przez lata było często niszczone, palone i rabowane. Pokazano nam stary i nowy zamek królewski. Stary zamek, zbudowano na wysokiej skarpie nad samą rzeką, był świadkiem wielu wydarzeń ważnych w historii obu narodów. Tu zmarli trzej królowie polscy: w roku 1492 Kazimierz Jagiellończyk, św. Kazimierz królewicz i w 1586 roku Stefan Batory, który najbardziej przyczynił się do rozbudowy i znaczenia tego miasta. Nowy zamek, usytuowany bardzo blisko starego, pamięta chwile ostatniego sejmu rozbiorowego i zgody króla Stanisława Augusta Poniatowskiego na rozbiór Polski. Tu też podpisał on własną abdykację w 1795 roku i przebywał przez dwa lata, aż do śmierci Carycy Katarzyny, kiedy to został wezwany do Petersburga, gdzie w krótkim czasie zmarł. W czasie ostatniej wojny zamek był całkowicie zniszczony; została tylko brama wjazdowa, która daje wyobrażenie o wspaniałości budowli. Za czasów radzieckich zamek odbudowano, ale już, jako nowoczesną budowlę z przeznaczeniem na siedzibę Komitetu Centralnego Partii. Teraz mieści się w nim Muzeum oraz Biblioteka Publiczna. W Grodnie zwiedzaliśmy też dworek, w którym przez 16 lat, mieszkała Eliza Orzeszkowa. Ta polska pisarka poświęcała wiele czasu na akcje filantropijne i społeczne. Po śmierci swego drugiego męża Stanisława Nahorskiego, w swoim domu prowadziła bibliotekę i szkołę dla dziewcząt. Odegrała w życiu społecznym Grodna dużą rolę; grodzianinie nie zapomnieli jej. Pochowana została, wspólnie z mężem, na starym cmentarzu parafialnym. Byliśmy tam. Grób jest zadbany mimo, że minęło już od jej śmierci przeszło 100 lat. W okresie międzywojennym, staraniem Zofii Nałkowskiej, został wykonany biust pisarki. W czasie II wojny światowej pomnik ukryto, a w 1949 roku ponownie ustawiono go na skwerze przy ul. Orzeszkowej, nieopodal jej domu. W dworku widzieliśmy też rękopis powieści „Nad Niemnem". Był nam bardzo bliski, gdyż wcześniej odwiedziliśmy, we wieś Bohatyrewicze, grób Jana i Cecylii, zbiorową mogiłę powstańców z 1863 roku, a również parę chwil spędziliśmy na brzegu rzeki Niemen, gdzie oczami wyobraźni, spotkaliśmy postacie Justyny Orzelskiej i Jana Bohatyrowicza. Wieś Bohatyrowicze - grób Jana i Cecyli Droga nasza wiodła również przez Nowogródek. Tam na wzgórzu widzieliśmy ruiny zamku z czasów pierwszych władców Litwy (Mendog 1253), w którym często przebywali również polscy królowie. Król Władysław Jagiełło w nowogrodzkiej farze (chyba jeszcze w poprzedniej–drewnianej) brał ślub ze swą czwartą żoną Zofią Holszańską zwaną Sonką (późniejszej matki Jagiellonów). Inscenizację teatralną pt. „Ślub Jagiełły” młodzi białoruscy artyści pokazali nam na zamku w Lida. Przedstawienie chyba dobrze oddawało nastrój takich uczt. Oczywiście będąc w „nowogródzkiej stronie” należy podążać śladami Adama Mickiewicza. Zawędrowaliśmy do domu wieszcza, wybudowanego przez jego ojca, na kilka lat przed urodzeniem Adama. Mieści się tam Muzeum imienia poety. Tamtejsza przewodniczka z wielką pasją opowiadała o jego dzieciństwie w Nowogródku, latach spędzonych na obczyźnie wśród emigracji polskiej i jego twórczości. Opowiadanie przeplatała deklamacją wierszy o jeziorze Świteź, o młodzieńczej miłości do Maryli oraz mickiewiczowskich ballad. Odwiedziliśmy nowogródzką Farę, gdzie na ścianie znajduje się informacja, że „W murach tego kościoła został ochrzczony dnia 12 lutego 1799 roku Adam Mickiewicz”. Modliliśmy się przed obrazem „Panny Świętej”, która wysłuchała próśb płaczącej matki Mickiewicza i cudem przywróciła jej syna do zdrowia. Wysłuchaliśmy dziejów męczeńskiej śmierci 11 sióstr polskich karmelitanek, które w 1943 roku zostały zamordowane przez Niemców. Opowiedziała nam je młoda białoruska zakonnica po polsku. W Nowogródku, choć jest to miasto już od dwustu lat związane z Mickiewiczem, dopiero w 1992 roku postawiono jego pomnik. Za to obok wzgórza zamkowego znajduje się Kopiec Mickiewicza usypany przez naród w hołdzie poecie już w okresie II Rzeczypospolitej (19241931). Radziwiłła „Panie Kochanku”; och, gdyby mury mogły mówić. Dziś zamek jest świeżo po renowacji i udostępniono do zwiedzania 36 sal, które zachwycają wystrojem, złoceniami, ozdobnymi sufitami i myśliwskimi trofeami. Muzeum pamięci Czesława Niemena w Starych Wasiliszkach Byliśmy też w miejscowości Stare Wasiliszki, gdzie w 1939 roku urodził się i mieszkał do 1958 roku, inny znany polski artysta Czesław Niemen. Pisał piosenki, które wzruszały oraz utwory muzyczne, które nikogo nie pozostawiały obojętnym. Miejsce jego urodzenia, mały drewniany domek, cały w kwiatach, jest obecnie zamieniony na Muzeum jego imienia. Byliśmy wzruszeni opowieścią opiekuna tego obiektu o dzieciństwie i młodości Niemena. Dowiedzieliśmy się, że pochodził z bardzo muzykalnej rodziny; rodzice, jak i jego rodzeństwo, od młodych lat grali na różnych instrumentach i śpiewali w chórze kościelnym. Wizyta w tym miejscu pobudziła moją pamięć; po głowie chodziły mi jeszcze długo słowa i melodia moich ulubionych utworów w jego wykonaniu: „Dziwny jest ten świat” i „Czy mnie jeszcze pamiętasz” Nie zachowując chronologii zwiedzania wymienię bardzo dla mnie ciekawe miejsca - mianowicie radziwiłłowskie zamki w Mirze i Nieświeżu. Mir – zamek Radziwiłłów Mirski zamek jest najcenniejszym zabytkiem gotycko-renesansowym na Białorusi. W 2000 roku został wpisany na Listę Dziedzictwa UNESCO w dziedzinie kultury. W ręce Radziwiłłów przeszedł on już w roku XVI wieku, i to oni nadali mu charakter budowli pałacowej. A, że pałac był piękny, widzieliśmy sami. Dotąd jeszcze wspomina się o wystawnych ucztach organizowanych przez wojewodę wileńskiego Karola Stanisława Dziedziniec pałacowy w Nieświeżu Osobiście zachwycił mnie, jeszcze bardziej, znajdujący się od roku 2005 na Liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, zamek w Nieświeżu. Ta jedna z najwspanialszych magnackich rezydencji usytuowana jest nad rzeką Uszą. Dostać się do niej można tylko przez sztucznie usypaną groblę. Jest to zamek w dosłownym tego słowa znaczeniu. Posiada fosy, zwodzony most, baszty i inne architektoniczne cuda starych siedzib magnackich. Zbudowany został w drugiej połowie XVI wieku „z pańską fantazją”, przez Mikołaja Krzysztofa RadziwiłłaSierotkę, znanego pamiętnikarza i podróżnika po Ziemi Świętej. Zamek miał 170 sal, z których najpiękniejszymi były: Królewska, Złota, Marmurowa i Myśliwska. Były w nich cenne kolekcje broni, malarstwa, monet oraz bogata biblioteka. Oprócz okresów wspaniałości i sławy, zamek miał również momenty tragiczne. Duże zniszczenia poczynili Szwedzi; grabili go także Rosjanie i Niemcy. Jednak najgorzej z zamkiem obeszła się władza radziecka. W pałacu urządzono szpital dla partyjnej i państwowej „nomenklatury" oraz kołchozowe sanatorium. Przerabiali, przemalowywali i przestawiali. Po zmianach ustrojowych, gdy Nieśwież znalazł się w granicach Białorusi, na szczęście dla zamku, na szczeblu prezydenckim zapadła decyzja o odbudowie dawnej rezydencji. To, co zobaczyłam w Nieświeżu obecnie, budzi uznanie. Jakże bardzo ucieszyłam się, przeczytawszy niedawno, że Książę Antoni Radziwiłł z Antonina koło Ostrowa Wlkp. otrzymał, od cara Aleksandra, Mir i Nieśwież. Było to w 1813 roku, po śmierci Księcia Dominika Radziwiłła, zmarłego z ran odniesionych w armii napoleońskiej. Czytając tę informację natychmiast myśl moja pobiegła do przepięknego dziedzińca nieświeskiego, z herbem radziwiłłowskim w tympanonie nad frontem pałacu. Janów Poleski i Pińsk to miasta związane z życiem i męczeńską śmiercią św. Andrzeja Boboli zwanego „Apostołem Pińszczyzny”. Gdy przybyliśmy do Janowa przywitała nas tam wielka ulewa; istne oberwanie chmury. Nie wychodziliśmy nawet z autokaru. Staszek zrobił tylko zdjęcie dwom krzyżom (prawosławny i katolicki), które w miejscu pojmania świętego przez kozaków, postawiły nie tak dawno władze białoruskie nazywając je krzyżami W wyniku tych walk twierdza została poważnie zniszczona. pojednania. Krzyże pojednania (prawosławny i katolicki) w miejscu pojmania Andrzeja Boboli w Janowie Poleskim. Monumentalna brama wejściowa do Twierdzy Brzeskiej Wspominając Pińsk zawsze będę miała w pamięci Panią Tatianę – przewodniczkę, która zwracała się do nas z uszanowaniem „Szanowni goście”. Opowiadała bardzo ciekawie o prawie tysiącletniej historii miasta, która często przeplatała się z historią Polski i tak np.: usłyszałam i zapamiętałam, że król Zygmunt Stary nadał mu liczne przywileje i podarował Bonie, której reformy przyśpieszyły rozwój miasta. Pińsk szczyci się między innymi tym, że w nim urodzili się biskup, historyk i poeta Adam Naruszewicz oraz pisarz i reporter Ryszard Kapuściński. W przeszłości mieszkało tu także wielu innych sławnych ludzi, jak wspomniany już św. Andrzej Bobola, szambelan królewski Mateusz Butrymowicz, (którego pałac oglądaliśmy), jego wnuk grafik Napoleon Orda, oraz wiele osobistości pochodzenia żydowskiego. Przewodniczka zwracała uwagę na to, że dla miasta okres, gdy był pod rządami sowietów „to okres dramatów ludzi i zabytków”. Komuniści likwidowali, lub przeznaczali na inne cele, świątynie i klasztory. A dumę miasta, XVII - wieczny kościół św. Stanisława, w krypcie którego był grób św. Andrzeja Boboli, wysadzili w powietrze w 1953 r. na rozkaz Nikity Chruszczowa. Pani Tatiana z dumą pokazała nam zabudowania uniwersyteckie, gdzie ona sama była wykładową krajoznawstwa. Starym mostem przejechaliśmy rzekę Pinę. Zwrócono nam uwagę na pozostałości po zabudowie portowej oraz miejsce, gdzie łączy się Pina z Prypecią. Tatiana zapraszała nas też do odbycia, w sezonie letnim, rejsu po obu rzekach, nad którymi leży Pińsk. Przemieszczając się między tymi miastami mijaliśmy, wytyczone w końcu XVIII wieku staraniem Butrymowicza i Michała Ogińskiego kanały: Królewski i Ogińskiego. Podniosły one bardzo znaczenie Pińska, jako miejsca przeładunkowego towarów. Obecnie ich gospodarcze znaczenie jest żadne; stanowią zarośnięte trawą i oczeretami rowy. Ostatnim miejscem na drodze naszych wojaży po białoruskich ziemiach był Brześć, położony nad Bugiem przy ujściu Muchawca, tuż przy granicy z Polską. Zwiedzaliśmy największą atrakcję turystyczną miasta Twierdzę Brzeską, która jest zespołem fortyfikacji obronnych. W zaciętych walkach we wrześniu 1939 r., z rąk Niemców ginęli tam żołnierze polscy, a w 1941 r. za sprawą tych samych Niemców ginęli żołnierze radzieccy. Młodziutka przewodniczka, wydawała się znać tylko historię walk żołnierzy radzieckich, gdyż ani razu nie wspomniała o bohaterskiej obronie Twierdzy przez Polaków. Zachowane fragmenty fortów stanowią dziś muzeum-mauzoleum chętnie odwiedzane przez ludność z całego byłego Związku Radzieckiego. Pomnik bohatera radzieckiego w Twierdzy Brzeskiej Na zdjęciu pod parasolką, autorka reportażu: Bożena Wika Trasa naszej wycieczki wiodła przez jeszcze wiele innych miejscowości, w których odwiedzaliśmy kościoły katolickie z licznymi Sanktuariami Maryjnymi oraz prawosławne cerkwie. Ale opowieści o tych miejscach posiadałyby całkiem inny klimat; też bardzo ciekawy. Biorąc pod uwagę wiadomości, które dotąd posiadałam o Białorusi, oparte na informacjach podawanych w polskich mediach, byłam przekonana, że zastanę tam krajobraz zdewastowany, zniszczony przez kołchozy i reżim Łukaszenki. Lecz nie taka jest rzeczywistość. Zauważyłam, że nadal najbardziej charakterystycznym elementem poleskiego krajobrazu są bagna, choć już mocno przesuszone przez meliorację, którą na wielką skalę, stosuje się tu już od ponad 50 lat. Ziemia, dobrze nawodniona, uprawiana jest w 100%; nigdzie żadnych odłogów. Budynki w wioskach, choć w dużej mierze drewniane i pokryte eternitem, stoją w małych ogródkach pełnych kwiatów. Jeżdżąc dobrymi drogami zauważa się wiele symptomów dbania o kraj i ludzi. np.: czyste, świeżo pomalowane przystanki autobusowe widziane na całej trasie naszej podróży. Będę zapraszała moich znajomych na wyprawę po Polesiu, bo z tymi ziemiami, nierozerwalnie, wiąże się nasza historia. rok założenia 1991 OFERUJE BILETY LOTNICZE każdymi liniami lotniczymi. NOWOŚĆ: SANATORIA W POLSCE wycieczki zagraniczne i lokalne, Nasza najlepsza polska tenisistka Agnieszka Radwańska, 4. w rankingu światowym, w 2013 roku pokazała swoje najwyższe umiejętności i wygrała kolejno 13. meczów, jednak w 14. natrafiła na Chinkę Na Li i pomimo gry „na całość”, nie udało jej się dojść do finałów Wielkiego Szlema w Melbourne w Australii. Mecz rozpoczął się o godz. 1 w nocy z 21 na 22 stycznia 2013 r. i trwał do 3 nad ranem. Pod sportowym komentarzem zostawił swój wpis w internecie miłośnik gry naszej „Isi”: Jaś urwis: Moja Ty tenisowa Księżniczko, dlaczego tak mnie dziś w nocy zawiodłaś??! To ja dla Ciebie moja Ty Perełko nie poszedłem spać i postawiłem u buka całego tysiączka, a Ty co? Znów zagrałaś pokazując swoje stare Szybko, tanio i solidnie. oblicze? Na co moja Ty Myszko liczyłaś, że z Na Li w Australia Open to tak sobie Wszystko zalatwiamy telefonicznie albo emailem wygrasz czekając jedynie na jej błędy? Skowronku Ty mój tenisowy, no przecież Ty już dorosłaś i wiesz, że to tak się nie da z taką tenisistką, jak Na Li. tel: 012-329 1526 Halina Bojara fax: 086210 6439 No rozumiem, gdybyś nie potrafiła, Ty moja Konwalijko grać aktywnie i [email protected] Cell 082 324 8808 skutecznie, ale Ty przecież potrafisz i to z roku na rok coraz to lepiej! Skype: halusia595 Kociątko moje Ty serdeczne, no dlaczego Ty mi taki zawód zafundowałaś w chwili, gdy ja tak mocno w Ciebie wierzyłem. www.kriscotravel.co.za Ty wiesz, mój Ty Kurczaczku, że ja obstawiałem co najmniej pól finał z www.limohire.co.za Twoim udziałem... a po cichu to i nawet sam finał! www.krisco.pl (polska strona) No, kurcze pieczone, a tutaj zawód, a tutaj ból! Bo i tysiączek poszedł do Żyda i nie wrócił, bo i nadzieje rozbudziłaś okrutnie. Ale już dobrze, moja Ty śliczna Dziewczynko, już nie wymawiajmy sobie tych naszych błędów, jutro też jest dzień, a TŁUMACZENIA: polski, angielski, afrikaans. po nim następny, i następny i przyjdzie czas na kolejnego Anna Netherlands i Katarzyna Znatowicz szlema, gdzie, ja wiem, w końcu zaskoczysz i zrobisz to, na co 082 350 2562 076 248 0924 Cię stać, moja Ty Lamparciczko cudna, moje Ty drop shot'owa piękności, moje Ty serce! [email protected] [email protected] No już, główka do góry i pójdźmy w końcu pośpiochać, bo wypocząć też trzeba, nabrać sił. Dobranoc, moja Ty Królewno. Tłumaczki przysięgłe Sądu Najwyższego w RPA wypożyczanie samochodów, ubezpieczenia podczas podróży, zakwaterowanie. Już od ponad 20 lat Aero Travel Tours oferuje najwyższej jakości serwisy turystyczne: Bilety lotnicze krajowe i zagraniczne, • Zwiedzanie Afryki dla osób indywidualnych i grup, • Wycieczki pobytowe i objazdowe w każdy zakątek świata, • Rezerwacje hotelowe i w parkach narodowych, • Wynajem samochodów, • Ubezpieczenia turystyczne, • Transfery lotniskowo-hotelowe. Nasz pełny zakres usług na stronie: www.aerotraveltours.com Zapraszamy firmy i organizacje do współpracy - oferujemy specjalne stawki dla klientów korporacyjnych. Tel: 011 791-1771/3 Fax: 011 791-1775 Cell: 082 9010 896 Unit D13. Lifestyle Riverfront Office Park. Bosbok Rd. Randpark Ridge 2156. Informacji udzielają: Viola, Beata i Kasia e-mail: [email protected]