Gazeta Wyborcza / Kraj / Kraj Łętowska o apelu: Niech się Kościół
Transkrypt
Gazeta Wyborcza / Kraj / Kraj Łętowska o apelu: Niech się Kościół
Gazeta Wyborcza / Kraj / Kraj Łętowska o apelu: Niech się Kościół domaga tego, czy owego. Ale czemu władza temu ulega? Rozmawiała Ewa Siedlecka 17.10.2014 , aktualizacja: 17.10.2014 16:59 Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,16820740,Letowska_o_apelu__Niech_sie_Kosciol_domaga_tego __czy.html#ixzz3GURGF5Iw Ewa Siedlecka: Skąd się wziął apel? Prof. Ewa Łętowska, Instytut Nauk Prawnych PAN: Chaos w dyskursie publicznym, wymieszanie rzeczy ważnych i nieważnych, michałków typu, że Kościół katolicki krytykuje "Harry'ego Pottera" i amulety, z przejawami usłużności władz świeckich wobec Kościoła. Chcemy wskazać na to, co ważne. Kościół ma pełne prawo głosić swoje nauki i oceny. Ale nie wolno mu nie podporządkowywać się obowiązującemu prawu. A władze państwowe mają obowiązek pilnować, aby nie został zachwiany porządek konstytucyjny, aby wartości ustanowione w konstytucji, takie jak autonomia państwa względem Kościołów, były przestrzegane. Apel jest adresowany do władz, nie do Kościoła. Pojawiają się głosy - np. b. wiceministra sprawiedliwości i eksperta Konferencji Episkopatu Michała Królikowskiego - że państwo wcale nie ma być neutralne. Że konstytucja jest oparta na wartościach chrześcijańskich i nie pada w niej sformułowanie, że państwo ma być świeckie czy neutralne. - Nie ma takich słów w tekście konstytucji. Ale jest zasada autonomii, a w preambule odwołanie do "wierzących w Boga, jak i niepodzielających tej wiary". A więc wspólny mianownik musi objąć wszystkich. A mianownik wyznaniowy obejmuje tylko wyznawców. Aby objąć wszystkich - państwo musi być niezależne od aksjologii ściśle wyznaniowej. Zresztą "autonomia i niezależność " to terminologia II Soboru Watykańskiego, a więc nie można twierdzić, że to jest sprzeczne z nauką Kościoła. Na niedawnym posiedzeniu Konferencji Episkopatu były sędzia Trybunału Konstytucyjnego prof. Wojciech Łączkowski wygłosił referat, w którym mówiąc o stosunkach państwo - Kościół, stwierdził: "szlachetnie brzmiąca deklaracja konstytucyjna głosząca bezstronność władz publicznych jest pusta (...) i niemożliwa do zrealizowania" (cytuję za KAI, bo wystąpienie, jak mnie poinformowano w sekretariacie KEP, jest niejawne). Mogę się domyślać, że chodziło mu o to, że rządzący - także trzecia władza, czyli sędziowie - najczęściej są w Polsce katolikami, więc nie są neutralni. - Wszyscy mają jakieś poglądy. Prof. Łączkowski też. I ja. Ale jest taka anegdota na temat sędziowskiej niezawisłości o sędzim, który lubił chudy ser, więc łagodnie potraktował kobietę, którą sądził za sprzedawanie mleka chudego jako tłuste. A chodzi o to, by nie można było poznać po zachowaniu sędziego na sali, jaki ser lubi. Czy to nie utopia? Posłowie są katolikami i jak im Kościół zagrozi ekskomuniką - to zagłosują pod jego dyktando. - Jak się idzie do władzy - to trzeba mieć odpowiedzialność i kręgosłup. Belgijski król Baudouin, gdy dostał w latach 90. do podpisania ustawę zezwalającą na aborcję, to na kilka dni abdykował, by mógł ją podpisać przewodniczący parlamentu. Mimo że był gorliwym katolikiem, nie przyszło mu do głowy, by negować demokratyczną decyzję parlamentu. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce rządzących nie stać na to, by rozdzielić własne poglądy religijne od służby publicznej. Albo żeby przynajmniej usiłować. No, ale Baudouin pewno miał szersze horyzonty. Rządzący, jak każdy, mają - jak mówi konstytucja - wolność "wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie". - Mają wolność i mogą mieć poglądy, jakie chcą, ale nie powinni ich narzucać innym. Wolność uprawiania kultu nie obejmuje wolności demonstrowania swojej religii podczas pełnienia obowiązków publicznych. Chodzi o sferę prywatną. Jeśli prezydent czy premier zechce iść na pielgrzymkę - może, ale jako człowiek, a nie funkcjonariusz publiczny. To i tak zostanie publicznie zauważone i odebrane politycznie. - Trudno, on ma prawo. Ale nie musi z niego korzystać. Ja bym na jego miejscu nie skorzystała. Właśnie po to, aby uszanować ten wspólny, konstytucyjny mianownik obejmujący także "niepodzielających tej wiary". Za chwilę będą obchody Święta Niepodległości. Tradycyjnie rozpoczną się, w części oficjalnej, mszą za ojczyznę, na której będą prezydent i zapewne premier. - Obrzędowość występuje we wszystkich krajach, tylko w Polsce - bez opamiętania. Ja rozumiem, że prezydent ma prawo uczestniczyć w mszy za ojczyznę, ale ona nie powinna być elementem oficjalnego planu uroczystości. Jeśli jest to element uroczystości oficjalnych, to niektóre osoby będą zmuszone do uczestnictwa w niej wbrew woli. Choćby żołnierze, którzy idą na rozkaz. Charakter państwowej uroczystości powinien być świecki, msza powinna być punktem nieoficjalnym i nieobowiązkowym, uzupełniając ten program. Można odmówić pójścia, powołując się na wolność sumienia. - Ale stawia się tych odmawiających w niewygodnej sytuacji. Sama nieraz w takiej sytuacji byłam, więc wiem, jak to smakuje. A przez część osób odmowa uczestniczenia w uroczystości religijnej bywa odbierana jako antykościelna demonstracja. Niedawno w Warszawie posadzono drzewo pamięci w czasie rocznicy powstania warszawskiego. W akcie erekcyjnym napisano, że działo się to w roku tym a tym, gdy prezydentem Warszawy był ten a ten, a metropolitą warszawskim ten a ten. Nie chodziło o inwestycję kościelną. Pytają mnie: a co to pani szkodzi? Odpowiadam: mnie to nic nie szkodzi, ja sobie poradzę. Mnie to razi. Podobnie jak posyłanie żołnierzy czwórkami na mszę. Mnie nie przeszkadzają wiszące krzyże. Mnie przeszkadza ostentacja, która im towarzyszy. A także atmosfera moralnego szantażu, w jakiej odbywa się dyskusja. Myśmy porzucili w 1989 roku jedną laskę "jedynie słusznej" ideologii, żeby natychmiast podeprzeć się inną, równie "jedynie słuszną". Nam - sygnatariuszom apelu - nie przeszkadza, że Kościół domaga się tego czy owego. Nam przeszkadza, że władza temu ulega. To jedna przyczyna wydania tego apelu. Druga jest taka, że sprzeciwiamy się poglądom na konstytucję, które pani zacytowała. Nie jest prawdą, że skoro konstytucja nie używa słów, że władza czy państwo mają być "świeckie" czy "neutralne", to znaczy, że zezwala, aby było faktycznie wyznaniowe. I nie jest tak - jak twierdzi prof. Łączkowski - że idea neutralności państwa jest nie do zrealizowania w praktyce. Są przykłady ze świata, no i trzeba chcieć. Co złego dla państwa czy społeczeństwa wynika z tej uległości władzy wobec Kościoła? - To, że następuje polaryzacja społeczeństwa. Wszyscy boleją nad tym, że Polska się rozpadła politycznie na dwie części. Tymczasem uległość władzy wobec Kościoła i napór Kościoła na narzucenie wszystkim swojej ideologii jeszcze ten podział pogłębiają. Poza tym dla mnie jako prawniczki - bolesna jest hipokryzja prawa: to, że wypacza się pod ideologiczne dyktando interpretację konstytucji choćby takich pojęć jako rodzina. Boli mnie dorabianie konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet gęby "genderu", rozumianego jako wynalazek szatana, pod którego patronatem dzieją się wszelkie nieprawości. Boli mnie to, co się robi z lekarską klauzulą sumienia, wypaczając całkowicie jej sens, który chroni nie tylko sumienie lekarza, ale też dobro pacjenta. Tego właśnie zabrania preambuła konstytucji: zamknięcia się w jednej aksjologii i wyrzucenia "niepodzielających tej wiary" poza nawias. Boli mnie, że państwo - za pomocą Komisji Majątkowej - dopuściło do pokrzywdzenia majątkowego ludzi i gmin na rzecz Kościoła. I boli mnie, że gminy teraz wolą domagać się za to rekompensaty od państwa, czyli podatników, niż dochodzić od Kościoła zwrotu tego, co nabył w drodze "niesłusznego wzbogacenia". Bo choć to prawnie proste, to może naraziłoby władze samorządowe na krytykę za "atak na Kościół". Zresztą odsyłam do komentarzy, jakie zbiera nasz apel. Czy w tej chwili w Polsce niekatolicy są w opresji? - Nie są prześladowani. Ale na pewno czują się niekomfortowo. Są jak widz w teatrze: wszyscy klaszczą, a im się przedstawienie nie podobało, ale jak nie wstaną i nie zaklaszczą, to wszyscy będą się im przyglądać z dezaprobatą. Atmosfera przy ideologicznie gorących tematach jest duszna, nie można uchwalić szeregu potrzebnych ustaw, żąda się psucia prawa jak w przypadku klauzuli sumienia. Władza nie zadaje sobie trudu zdefiniowania, na czym polega jej powinność zachowania niezależności i autonomii. Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,16820740,Letowska_o_apelu__Niech_sie_Kosciol_domaga_tego __czy.html#ixzz3GURc6rSX