F ree P D F C onverter 5.0 U nregistered

Transkrypt

F ree P D F C onverter 5.0 U nregistered
Na podstawie pomysłów
d
nr
CZĘŚĆ PIERWSZA
U
opublikowanych na stronie
„Wiki The Republic Era”
ee
PD
F
C
on
ve
rte
r5
.0
pod pseudonimem „Kaijo”
Fr
te
eg
By MoustachePL
is
KAMPANIA
re
STAR WARS:
d
re
te
is
eg
rok 802 przed Bitwą o Yavin
nr
MASAKRA
Płonący stos ciał wyrzucił pod ciemniejące niebo snop iskier w momencie,
U
w którym to na niego ciśnięto kolejne zwłoki. Zielono i fioletowoskórzy żo
łnierze zaciągali na buchające gryzącym dymem i jasnym płomieniem stosy
dziesiątki ciał. Lwia część z nich pozbawiona była jakiegoś ważnego elementu,
r5
.0
najczęściej głowy.
Draethotianin patrzył na to ponure wydarzenie z niemym zachwytem.
Fala Mocy przeszywała jego ciało, gdy on- dostrojony do Ciemnej strony- stał na
górującym nad polem wzgórzu. Zlikwidował ostatnią iskierkę buntu, ostatnią
komórkę Rebelii. Calthon już nigdy nie wystąpi przeciwko Imperium. Obrazy
rte
rzezi będą nadwyraz realne w ich umysłach, wspomnienia zbyt świeże. Jeżeli
szok Calthonian minie- on, Darth Eqlips przeprowadzi podobną rzeź. Jeżeli po
raz kolejny nie wywrze ona wrażenia na potencjalnych rebeliantach- zostanie
ve
powtórzona. Był gotów wymordować całą planetę, byleby tylko nikt więcej nie
śmiał rozsiewać buntowniczej propagandy w jego Imperium.
Mimo iż nie chciał tracić olbrzymich ilości czasu na tłumienie rebelii, to
on
tylko pozbycie się lokalnych podjudzaczy buntu pozwoli mu skupić się na celu
zdecydowanie większym i trudniejszym do osiągnięcia. Gdy uda mu się go
ROZMOWA
PD
F
C
jednak zrealizować… Galaktyka nie będzie już taka sama.
Pokład 26.- ten, na którym mieściły się kajuty Jedi- był niemalże
opustoszały. 33 strażników pokoju rozeszło się po całym statku, poszukując
dodatkowych informacji o ich misji, bądź też aktualności z innych, bardziej
ee
spokojnych części Galaktyki.
Krążownik właśnie wyszedł z nadprzestrzeni. Nazajutrz mieli wylądować
na powierzchni planety- ten właśnie fakt był tematem rozmowy trzech młodych
Fr
mężczyzn przebywających na korytarzu pokładu. Wszyscy trzej byli Jedi. Dwóch-
d
re
ubrany w tradycyjną szatę młodzian z czupryną włosów barwy ciemego blondu
oraz nieco starszy, odziany w biały, żołnierski T-shirt- było rycerzami, zaś trzeci-
te
najmłodszy i jasnowłosy- miał stopień padawana.
-Powinniśmy interweniować jak najszybciej. Trzeba pozbyć się tego
is
komicznego ścierwa!- mówił delikatnie podenerwowany rycerz odziany w szatę.
Był to DeNorman Lanasheph, znany ze swoich radykalnych poglądów i ślepego
eg
zapatrzenia w ideologię Jedi.
-Ależ spokojnie, dowództwo wie, co robi- wyrzekł z delikatnym u
śmieszkiem na twarzy najstarszy Jedi. Nazywał się Teophillio DaBackermaan,
nr
przez znajomych zwany Teo. On, w przeciwieństwie do DeNormana, często
wyrażał poglądy niezgodne z filozofią Zakonu. Niejednokrotnie krytykował dzia
łania Jedi, jak i poglądy większości republikańskich polityków.
U
Padawan od kilku minut nie uczestniczył w dyskusji. Nie chciał
przeszkadzać bardziej doświadczonym kolegom w wymianie poglądów.
r5
.0
Ten milczący młodzieniec znany był jako Ruleus. Był jednym z najbardziej
obiecujących kandydatów na rycerza Jedi, a misja na Aquillanie miała być jego
pierwszym kontaktem ze znaczącym niebezpieczeństwem.
Jedi wyczuwali w bojowniczych Fellanitarianach jakiś pierwiastek
Ciemnej strony. Uważali, iż na ich czele może stać upadły rycerz Jedi, a być mo
strażników pokoju.
rte
że i kilku. To był powód, dla którego na Aquillana zostały wysłane aż trzy tuziny
- Ten tajemniczy Upadły musi być niezwykle inteligentny i przebiegły,
skoro z tak prymitywnie brutalnej rasy jak Fellanitarianie zbudował twór pa
ve
ństwowy, którego zaczyna obawiać się Republika- stwierdził DeNorman
- To nie podlega wątpliwości. Jednostka nazbyt inteligentna…- wysnuł
aluzję Teo. W Mocy wyczuł niepewność i zamyślenie rozmówcy. Lanasheph nie
on
zrozumiał.
- Czegokolwiek by nie powiedzieć, cokolwiek by przemilczeć fakt, iż
musimy się z nim zmierzyć zmianie nie ulega- rozległ się głos zza pleców m
C
łodych Jedi. Wszyscy trzej obejrzeli się za siebie, by ujrzeć równie wysoką, co
brodatą sylwetkę mistrza Shayka Tomaha. Zabracki mistrz najwyraźniej powróci
F
ł już z holonarady z pozostałą częścią Rady.
PD
-Dobrze powiedziane, mistrzu Tomah- wyrzekł DaBackermaan.
OBSERWACJA
Skrzące się srebrzystym blaskiem w promieniach wschodzącego słońca,
ee
trójkątne krążowniki przecinały pomarańczowo- różowe niebo Aquillana.
Fellanitarianie podnieśli głowy, kierując wzrok na republikańskie statki. W
Fr
obozie zawrzało.
d
re
Wiedział, że on, Darth Eqlips niedługo stanie przed szansą na
zrealizowanie tego, o co Sithowie walczyli od dziesięcioleci. Jeżeli ukaże siłę
eg
is
W OGNIU BITWY
te
fellanitariańskiego imperium w tym starciu, Republika zadrży...
Ostrze syknęło i zalśniło pomarańczowym blaskiem. Shayk Tomah zacisną
ł prawą dłoń na srebrzystej rękojeści, lewą dając sygnał do ataku. Ze zbitej masy
posypały się czerwone i zielone wiązki laserowe.
nr
żołnierzy, biegnącej w stronę wskazywaną przez wyciągniętą dłoń mistrza Jedi,
Gdy pierwsza kolumna żołnierzy rzuciła się w wir bitwy, mistrz Tomah
U
spojrzał na grupkę siedmiu postaci odzianych w długie, brązowe szaty. Jedi wcią
ż czekali na swoją kolej.
r5
.0
Mistrz Tomah również czekał. Czekał na sytuację krytyczną. Nie chciał
posyłać rycerzy w roli rzeźników, którzy wpadną na pole bitwy jako malownicze
tornado różnokolorowych ostrzy świetlnych, zabijając wszystko, co stanie im na
drodze. Jedi od dawna nie byli stawiani w roli żołnierzy, nie wiedzieli, jak mają
się zachować na polu bitwy, często nie rozumieli skomplikowanych taktyk
wojskowych.
rte
Zabracki mistrz popatrzy na twarze strażników pokoju, mających już za
chwilę wziąć udział w bitwie. Wyglądali dokładnie tak, jak strażnik pokoju, maj
ący wziąć udział w bitwie- zmieszani, niepewni swoich umiejętności, szans i
ve
sensu swojej egzystencji. Przecież mieli chronić pokój…
Tomah odrzucił natrętną myśl o hipokryzji Zakonu. Wiedział, przecież, że
całe to działanie ma na celu zlikwidowanie potencjalnego zagrożenia w
***
C
on
zarodku. Mieli utrzymać pokój…
Teo zlustrował wzrokiem pole bitwy. Wyglądało jak każde pole bitwy-
F
usiane zwłokami i rannymi, pomiędzy którymi śmigają laserowe wiązki z
blasterów odzianych w zbroje żołnierzy. Zastanawiało go tylko jedno- gdzie, w
PD
tym wszystkim, miejsce dla Jedi? Dla obrońców pokoju..
Mieli likwidować zagrożenie w zarodku, gasić płomień zła. Zostali wysłani
na Aquillana dlatego, iż działaniami wrogiego państwa może kierować u
żytkownik Ciemnej strony. Po raz kolejny mieli zachwiać równowagę mocy…
ee
przeważyć szalę na tę jasną stronę.
Teo zastanawiał się, dlaczego zakon nieustannie mieszający się w
konflikty próbuje zwać się „strażnikami pokoju” oraz nad tym, dlaczego Jedi co
Fr
rusz starają się likwidować każdy przejaw Ciemnej strony, jednocześnie głosząc
d
re
Galaktyce, iż starają się zachować równowagę.
te
***
is
Fioletowa smuga przecięła powietrze. Robił to. Szedł przed siebie,
dostrojony do Mocy, siekając każdego żołnierza w fellanitarskim pancerzu.
eg
Bitwa nie szalała wokół, to on był epicentrum bitwy. Klinga przecinała cia
ła, a- nadstawiona- blokowała laserowe wiązki.
Zrobił to. Poszedł w bój, by oczyścić Galaktykę z zagrożeń Republiki.
nr
Bił się o Aquillana. Bił się o Republikę. Bił się o Zakon.
Ale, czy bił się o swoje przekonania?
Czy Teophillio DaBackermaan chciał poświęcać swoje zasady moralne,
U
wyzbywać się ich tylko dlatego, że tak zostało mu nakazane? Czy zabijał, bo tak
zostało mu nakazane?
r5
.0
Fioletowa klinga przecięła powietrze raz jeszcze…
POJEDYNEK
Pomarańczowe i zielone światła świetlnych ostrzy rozjaśniały korytarz.
ogromnego zaniepokojenia.
rte
Dwójka dzierżących rzekome ostrza ludzi poruszała się powoli, ostrożnie, mimo
Wyczuwali Ciemną stronę. Wiedzieli, że są już blisko.
ve
Korytarz ciągnął się prosto przez dłuższy okres czasu, wchodząc coraz
bardziej w głąb skały. Jedi przemierzali go, pozostając w dostrojeniu z Mocą.
W pewnym momencie tunel ostro zakręcał w lewo. Za tą właśnie odnogą
on
natężenie Ciemnej strony sięgało zenitu. Shayk Tomah i DeNorman Lanasheph
spojrzeli po sobie. Teraz byli pewni, że konfrontacja jest nieunikniona.
Nagle ściany korytarza zapłonęły. Zapłonęły światłem dziesiątek
C
pochodni, rozmieszczonych równomiernie, w pewnej odległości od siebie. W
tym świetle piewcy Jasnej strony ujrzeli wysoką sylwetkę Draethosianina, stoj
ącego przed nimi z rękoma założonymi za plecami.
F
W Mocy płonął aurą Ciemnej strony tak mocno jak płonęły naścienne
pochodnie. Jego dziobata twarz nie wyrażała żadnych emocji, jednakże w
PD
spojrzeniu żółtych ślepi dostrzec można było wyraźny poblask ekscytacji.
- Poddaj się, Upadły!- wrzasnął DaNorman- masz jeszcze szansę!
Słowa Jedi nie wywarły na Draethosianinie żadnego wrażenia. Stał dalej
ee
wyprostowany, niewzruszony niczym posąg.
Mistrz Tomah wyczuł nienawiść kipiącą z DeNormana, jednakże było już
za późno. Zielona smuga przecięła powietrze, jednakże świetlista klinga broni
Fr
Lanashepha ześlizgnęła się po szkarłatnym ostrzu wydobytego w ułamku
d
re
sekundy miecza upadłego Jedi.
To samo ostrze już chwilę później pomknęło w stronę młodego Jedi,
te
zostawiając za sobą smugę czerwieni. Tomah podjął decyzję w ułamku sekundy.
Doskoczył do przeciwnika i zablokował cios. Następny, napędzany siłą
is
Ciemnej strony, skierowany został już w niego. Uderzenie było na tyle silne, że
odrzuciło starającego się je zablokować Jedi do tyłu. Draethosianin nie mógł
eg
pozwolić sobie na niewykorzystanie takiej sytuacji. Jednak, gdy szkarłatne
ostrze pomknęło w stronę zabrackiego mistrza, ześlizgnęło się po raz kolejny po
ostrzu broni Jedi. Tym razem zielonym, należącym do młodszego członka
nr
Zakonu.
Ten ruch wzbudził w Darthu Eqlipsie niekontrolowaną już falę nienawiści.
Uderzył z całą dostępną mu mocą w DeNormana, który- przy wielkim wysiłku-
U
zblokował cios.
Te kilka chwil dało mistrzowi Tomahowi czas do otrząśnięcia się. Zabrak
r5
.0
powstał, po czym runął w morderczym ciosie pomarańczowej klingi w stronę
Upadłego. Ten jednak momentalnie zorientował się w sytuacji, posłał podmuch
Mocy w stronę DeNormana, odrzucając go na parę metrów w tył, po czym
zaatakował mieczem rozpędzonego Shayka. Prawa dłoń Jedi pofrunęła w górę
po niezwykle sprytnym uderzeniu wyprowadzonym przez Eqlipsa.
Oszołomiony mistrz runął na ziemię, a ostateczny cios czerwonej klingi ju
rte
ż chwilę później pozbawił go głowy.
Krzyk wydarł się z gardła DeNormana. Eqlips obrócił się w jego stronę, po
czym zacisnął na jego gardle morderczy uścisk Mocy. Jedi poczuł, jak z każdą
ve
sekundą uchodzi z niego życie. Ostatnim, co zobaczył przed utratą przytomności
był las kolorowych ostrzy i ciemnych postaci, otaczających jego niedoszłego
Fr
ee
PD
F
C
on
zabójcę.

Podobne dokumenty