Niedaleko Parku Yellowstone mieszkała, razem ze swoją rodziną

Transkrypt

Niedaleko Parku Yellowstone mieszkała, razem ze swoją rodziną
Niedaleko Parku Yellowstone mieszkała, razem ze swoją rodziną, 15-letnia Rosalyn. Dziewczyna
była szaloną nastolatką. Nie lubiła siedzieć w domu spokojnie, nic nie robiąc. Była żądną przygód
dziewczyną. Jej życie zmieniło się, gdy w gazecie przeczytała pewien artykuł…
Piątek 6;00.
Rosalyn obudziła się dziś o wiele wcześniej, niż zwykle. Dziewczyna miała się spotkać przed lasem z
kolegą, ale nie chciała, żeby ktokolwiek z domowników o tym wiedział. Zjadła śniadanie, rozczesała
gęste rude włosy, umyła się, wzięła plecak i chciała wyjść z domu , ale przed drzwiami zatrzymał ją
ojciec.
-Gdzie wychodzisz tak wcześnie?- spytał zdziwiony- Jest dopiero w pół do siódmej, a twoje lekcje
zaczynają się o ósmej.
Spanikowana Rosalyn nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale szybko wymyśliła wymówkę.
-Dzisiaj mamy próbę chóru przed lekcjami i ….pani Yana poprosiła żebyśmy przyszły wcześniej …n-na
zbiórkę. -powiedziała niepewnie.
-No dobrze, powiedzmy że uwierzyłem –powiedział z uśmiechem- ale wróć do domu zaraz po
lekcjach.
-Dobrze tato, obiecuję- powiedziała po czym przytuliła go na do widzenia i wyszła z domu.
Pobiegła w stronę lasu, który znajdował się zaledwie przecznicę dalej od szkoły. O siódmej była na
miejscu. Czekał tam już na nią jej przyjaciel z klasy-Will. Był on wysokim blondynem o niebieskich
oczach.
-Czemu tak długo? -spytał lekko zdenerwowany- Czekam już od 30 minut.
-Przepraszam, ojciec mnie chwile zatrzymał przed wyjściem.- usprawiedliwiła się.
-No mniejsza już o to. Po co kazałaś mi tu przyjść? Ten las jest opuszczony, co ty tu chcesz robić? spytał.
Rosalyn szybko wyjęła z kieszeni wycinek z zeszło tygodniowej gazety, na którym było napisane:
„POTWÓR Z LASU. PRAWDA CZY FAŁSZ?”
„Codziennie o północy w lesie przy ulicy Ciemnej 13 zaraz niedaleko Gimnazjum nr 3 słychać głośne
wycie. Niektórzy twierdzą, że to wilki inni, że pewnie to tylko wiatr.
Co okaże się prawdą? Czy potwór z lasu naprawdę istnieje?”
Pisała redaktor naczelna: Jackie Bloom.
-I ty w to wierzysz?- zakpił Will - Przecież Jackie Bloom jest walnięta. Z najmniejszej plotki potrafi
zrobić hałas na całe miasto. Mogę się założyć, że ten cały potwór z lasu w ogóle nie istnieje.
-Wiem, ale tym razem chcę to sprawdzić i chciałabym żebyś mi w tym pomógł - powiedziała pewna
siebie Rosalyn.- To jak? Wchodzisz w to?
- No dobra. Niech ci będzie- powiedział z uśmiechem- To co mam robić?
-Bądź tu dzisiaj po lekcjach i weź swoją kamerę. Jeśli nam się uda to nagramy tego potwora,
pójdziemy z tym do Jackie i być może dostaniemy jakąś nagrodę za to odkrycie.- powiedziała
rozradowana.
-Ok. A teraz chodź bo za 20 minut będzie dzwonek.- odrzekł Will.
Tego samego dnia po lekcjach w lesie. Godzina 15:00.
Dlaczego tak długo? –spytała lekko podirytowana Rosalyn.
Musiałem czekać dłuższą chwilę pod salką, żeby woźny ją otworzył i dopiero wtedy wyjąłem z szafki
kamerę.
-No ok. To wchodzimy - powiedziała dziewczyna.
Trochę się bała tego, co zobaczą w środku lasu, ale bardzo chciała sprawdzić , co tak naprawdę
wydaje te straszne odgłosy w nocy. Willowi w sumie one nie przeszkadzały, ale pomagał Rosalyn,
ponieważ od dawna skrywał to, że dziewczyna mu się podoba.
Im głębiej wchodzili w las, tym ciemniejszy się zdawał. Szli coraz dalej i dalej, ale nic ciekawego nie
widzieli. Minęły 3 godziny. Przyjaciele zmęczyli się tą ciągłą wędrówką więc postanowili odpocząć.
Usiedli na leżącym nieopodal ściętym pniu drzewa, a ponieważ byli głodni, to wyciągnęli
niedokończone kanapki i zjedli je.
Robiło się coraz ciemniej. Nastolatki postanowiły wrócić do domu i przyjść tu jutro z samego rana.
Wrócili się. Kompletnie nie widzieli, gdzie idą, więc Will włączył latarkę. Ponieważ miała słabą
baterię, wyłączyła się po chwili. Zrobiło się chłodno. Przyjaciele byli zmarznięci, zmęczeni i
kompletnie nie wiedzieli gdzie są.
- Która godzina?- spytała Rosalyn.
-Nie wiem, nie wziąłem zegarka, a komórkę mam głęboko w plecaku, nie znajdę jej teraz - odparł
zmartwiony chłopak.- Może ty spróbuj znaleźć swoją.
-O matko! A propos komórki, miałam wrócić zaraz po lekcjach. Muszę szybko zadzwonić do taty.
Wyjęła komórkę z plecaka. Była już prawie północ. Dziewczyna wystraszyła się. Zadzwoniła do taty,
ale nie przestawała iść. W pewnym momencie potknęła się o korzeń. Komórka wypadła jej i słychać
było tylko głośny trzask, więc pewnie się rozbiła. Will pomógł jej wstać. Nagle usłyszeli wiatr,
ruszające się liście drzew i…. dziki ryk. Chłopak zesztywniał jak słup soli, a dziewczyna mało co nie
zemdlała ze strachu. Kompletnie nic nie widzieli. Stanęli blisko siebie. Rosalyn złapała Willa za rękę.
Chłopak zarumienił się.
-J-już północ prawda?- spytała ze strachem.
-Tak. Ryk podobno słychać zawsze o północy - odpowiedział również przestraszony.
Stali w miejscu nie ruszając się. Will szybkim ruchem wyjął z plecaka komórkę. Zaświecił nią w stronę
krzaków. Nic nie było widać, ani słychać. Oboje ochłonęli trochę i starali się znaleźć drogę powrotną.
Niestety bezskutecznie.
-To koniec. Zabłądziliśmy- rozpłakała się Rosalyn.
-Musimy tu przenocować, nie ma innego wyjścia-odparł ciągle przestraszony- Jutro wstaniemy
wcześniej, znajdziesz komórkę i w szkole przebierzesz się w strój od wf-u, bo ten masz cały z błota.
Teraz chodźmy spać, bo już późno.
Zasnęli bardzo szybko. Nie mieli jednak pojęcia, że ktoś cały czas ich obserwuje. Na drzewie ktoś
siedział. Była to dziewczyna. Zeszła na dół po pniu, obejrzała nieznajomych. Nie wiedziała, że Rosalyn
usłyszała ją i nie śpi. Dziewczyna leżała w bezruchu i obserwowała postać stojącą nad nią. Zauważyła
tylko że to dziewczyna, po długich włosach które szybkim ruchem odbiły się w świetle księżyca.
Nieznajoma weszła na drzewo i tam jeszcze przez chwilę obserwowała przyjaciół. Później zasnęła tak
jak oni.
Sobota. 4:15.
Will obudził się jako pierwszy. Był nie wyspany ponieważ musiał spać na trawie w której było
mnóstwo małych kamyczków i połamanych gałęzi drzew. Skorzystał z okazji że Rosalyn jeszcze śpi i
postanowił odnaleźć jej komórkę. Poszedł ścieżką szukając sterczącego korzenia na którym potknęła
się dziewczyna. Zajęło mu to dłuższą chwilę ale w końcu znalazł korzeń i leżącą obok niego,
porozbijaną na części komórkę. Poskładał ją, włączył i wrócił na miejsce biwaku.
Rosalyn już nie spała. Wstała, i otrzepała się z gałązek i igiełek, na których leżała. Zauważyła Willa
idącego w jej stronę:
-Gdzie byłeś? -spytała.
-Szukałem twojej komórki.- odparł.
-I? Znalazłeś?- zaciekawiła się.
Tak- uśmiechnął się- Nic się nie stało, działa.- powiedział i podał komórkę koleżance.
Dziewczyna ucieszyła się, podziękowała i zobaczyła na ekranie 8 nie odebranych połączeń od taty.
Załamała się. Usiadła i była bliska płaczu. Will zobaczył, że Rosalyn jest smutna. Usiadł obok i przytulił
ją:
-Nie martw się- próbował ją pocieszyć- Powiesz tacie, że spałaś u mnie a telefon rozładował się i nie
zauważyłaś że dzwonił.
-Nie wiem, czy mi uwierzy.- odparła- Już rano go okłamałam.
Siedzieli tak dłuższą chwilę w ciszy, gdy nagle usłyszeli głośne kichnięcie. Dobiegało ono z gałęzi
drzewa. Spojrzeli oboje w górę. Na dość grubej gałęzi bardzo wysoko nad nimi siedziała nieznajoma,
która obserwowała Rosalyn w nocy. Miała bardzo długie poplątane brązowe włosy, brudną koszulkę i
rozdarte dżinsy. Brunetka siedziała nieruchomo na gałęzi i patrzyła się na dwójkę przyjaciół. Will
widząc że zachowuje się jak dzika zawołał do niej:
-Hej! Zejdź tu do nas, nie bój się, nic ci nie zrobimy.
Dzikuska zeskoczyła z drzewa i stanęła w bezpiecznej odległości od nieznajomych. Nie odzywała się.
Dokładnie przyglądała się dwójce nastolatków.
-Spróbuję do niej powoli podejść a ty się nie ruszaj- powiedziała Rosalyn do Willa i powoli
podchodziła do nieznajomej.
Dziewczyna dalej stała w bezruchu i przyglądała się temu co robi Rosalyn. Gdy dziewczyna była już
bardzo blisko, dzikuska zerwała się na równe nogi i uciekła, tym razem bardzo daleko. Rosalyn bardzo
zdziwiło to co widziała. Nieznajoma biegła na nogach i rękach. Tak jak małpa. Uciekała bardzo szybko
tak jakby bieganie na czterech kończynach nie sprawiało jej żadnego problemu, jakby biegała tak… od
zawsze. Wspięła się na drzewo nieopodal. Tym razem dwa razy dalej od dwójki przyjaciół. Will
podszedł do Rosalyn.
-Czy myślisz tak jak ja, że ta dziewczyna zachowuje się jak zwierzę?- spytał.
Nastolatka nie odpowiedziała na pytanie. Dalej stała w bezruchu. Była zszokowana tym co widziała
zaledwie parę sekund temu. Nie zamierzała się poddać, podbiegła w stronę nieznajomej i krzyknęła:
-Te, dzikus! Nie uciekaj tak przed nami. Jest dwa na jeden z nami nie masz szans! Znajdziemy cie tak
czy inaczej więc radzę ci się poddać od razu!
Zaraz za Rosalyn stał Will i powiedział cicho:
-Przestań krzyczeć. Nie wiemy nawet czy to „coś” nas rozumie.
Nieznajoma słyszała słowa Willa. Miała dosyć wysłuchiwania tych głupot więc odważyła się i
odpowiedziała:
-Ej ruda!! Słyszałam co mówisz na mój temat! I radze ci się wycofać. Takich jak ja jest tu więcej niż
myślisz. I jeszcze raz nazwiesz mnie dzikusem to sobie inaczej porozmawiamy! Też mam imię! Jestem
Vanessa a teraz wynocha z mojego terytorium. Macie dziesięć minut na opuszczenie lasu a jak nie to
zobaczycie na co mnie stać. A teraz żegnam!
Vanessa miała ciężki głos. Dlatego brzmiała bardzo strasznie. Will i Rosalyn nie zastanawiali się długo
co robić. Szybko wzięli swoje rzeczy i wybiegli z lasu.
-Ja tu jeszcze wrócę- pomyślała Rosalyn- nie odpuszczę Vanessie, dowiem się kim naprawdę jest i czy
w lesie jest więcej dzikusów takich jak ona. Nie odpuszczę…
Ten sam dzień. 15:30. Dom Rosalyn.
-Dlaczego nie odbierałaś telefonu??- spytał zdenerwowany ojciec.
Rosalyn nie była pewna czy dobrze robi ale wykorzystała wymówkę, którą wymyślił Will.
-Po lekcjach poszłam do Willa. Chciałam żebyśmy zrobili razem zadanie ale….
-Tato nie słuchaj jej!- krzyknęła starsza siostra Rosalyn, Winter- Młoda kłamie. Po lekcjach owszem
była z Willem, ale nie w jego domu. Oboje poszli do lasu.
Ojciec zastanowił się chwilę, popatrzył na brudną twarz córki i spytał:
-Dlaczego jesteś w stroju sportowym?
Rosalyn nie wiedziała co powiedzieć, nie chciała okłamywać ojca. Wiedziała dobrze, że zabronił jej
wyraźnie chodzić do tego lasu. Zanim cokolwiek powiedziała, odezwała się Winter:
-Ja wiem dlaczego- powiedziała i sięgnęła do plecaka Rosalyn gdzie były brudne ciuchy dziewczyny,
pokazała je ojcu- Dlatego. Ha! Mówiłam że była w lesie.
Podniosła brudne z ziemi i całe z igieł i liści spodnie, z których wypadł wycinek z gazety.
Ojciec podniósł go i przeczytał:
-,,Potwór z lasu”? Rosalyn nie mów mi, że szukacie z Willem tego potwora.
Rosalyn skuliła głowę. Winter uśmiechnęła się. Była zadowolona, że po raz pierwszy to nie ona miała
wpadkę tylko jej siostra. Od dawna czekała na ten moment. Nienawidziła swojej młodszej siostry
dlatego, że zawsze zgrywała idealną dziewczynkę i córeczkę.
Młodsza siostra dostała szlaban. Następnego dnia nie mogła wychodzić z domu. Siedziała w swoim
pokoju razem z Mo -jej kotem- i patrzyła przez okno. W pewnej chwili zadzwonił Will i spytał:
-Też masz szlaban?
-Mam. Ale i tak wyjdę z domu. Dowiem się kim jest Vanessa i po co przesiaduje w lesie skoro może
wrócić do domu.
-A skąd wiesz, że ma dom? Może uciekła i mieszka w lesie. Ma spokój bo mało kto tam chodzi.
-Ale słyszałeś jej słowa, że w lesie jest więcej takich jak ona. Ze niby co kolejni bezdomni?
-Daj sobie z nią spokój i nie idź tam dzisiaj. Widzieliśmy i tak wystarczająco dużo a jeszcze możesz
stracić zaufanie rodziców.
-Już straciłam. Winter mnie wkopała…
-Ona ci nie odpuści. Dlaczego ona się ciebie tak czepia?
-Nie mam pojęcia, muszę kończyć słyszę kroki, cześć.
-Pa.
Rosalyn miała rację. Do pokoju wszedł tata.
-Córeczko dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego nas okłamałaś? Mama jest załamana. Kiedyś byłaś inna…
spokojna, grzeczna. Teraz się zmieniłaś.
-Może dlatego, że ciągle wierzycie Winter? Cokolwiek powie na mój temat zawsze wierzycie jej a mi
nie dacie dojść do słowa…
-Ale przyznaj, że teraz miała racje…
-Miała….. ale… ale…. a z resztą co ja się będę próbować tłumaczyć. Tato wyjdź stąd chcę zostać sama.
Tato wyszedł.
Rosalyn chciała powiedzieć tacie co widziała w lesie. Vanessę, czyli być może tego potwora, dziki
krzyk, ale wiedziała, że ojciec i tak jej nie uwierzy. Siedziała teraz w ciszy, w ciemności i patrzyła na las
w świetle księżyca w oddali.
Była godzina 23:30.
Rosalyn otworzyła okno…. Powoli zasypiała na parapecie. Mo widząc że dziewczyna ma zamknięte
oczy, odwrócił się w stronę okna i obserwował co się dzieję na zewnątrz. Po chwili zauważył lecącego
nietoperza. Myśląc, że to ptak, wyskoczył przez okno zdzierając firankę i pobiegł w stronę lasu.
Godzina 00;00. Rosalyn obudził znowu ten dziki ryk. Spadła z parapetu, otrząsnęła się i zaczęła szukać
Mo po omacku. Nigdzie go nie było. Zauważyła też, że na oknie nie ma firanki. W ostatniej chwili
dziewczyna zauważyła cień biegnący za nietoperzem do lasu.
Wiedziała już że to Mo. Ubrała kurtkę, wzięła łuk i strzały, ulubione chrupki Mo, latarkę i komórkę, po
czym wyskoczyła przez okno i pobiegła do lasu. Nie do końca wiedziała po co wzięła ten łuk ze
strzałami ale wiedziała, że się przyda bo od dawna chodzi na strzelnicę ze swoim trenerem więc miała
pewną koncepcję tego wyboru. Gdy dotarła do lasu, wysypała na rękę garść kocich chrupek i
rozsypywała je po ścieżce, którą oświecała sobie latarką. Niestety, kota ani śladu. Rosalyn zaczęła się
martwić. Tymczasem z drzewa obserwowała ją Vanessa. Widząc, że dziewczyna rozsypuje coś na
ścieżce, zaczęła mieć podejrzenia, że nastolatka zaznacza drogę żeby móc wrócić tu jeszcze raz. Cicho
zeszła z gałęzi i powoli po cichu szła za Rosalyn. Niestety stanęła na patyk, który złamał się z trzaskiem
i zdradził jej obecność. Rosalyn przestraszyła się, szybko chwyciła łuk i napiętą strzałę trzymała
wycelowaną prosto w twarz Vanessy.
-Ej uważaj z tą bronią bo mnie zranisz.- powiedziała ironicznie Vanessa.
-Dlaczego za mną łazisz?!- oburzyła się Rosalyn.
-Opuść ten łuk to ci powiem.- odparła z lekką ironią brunetka.
Rosalyn opuściła łuk odwróciła się i nie zwracając uwagi na Vanessę rozrzucała dalej chrupki.
-Co to za świństwo? – nie dawała za wygraną Vanessa, wzięła jedno do buzi i wypluła po chwili. Matko jakie ohydztwo!
-To kocie chrupki geniuszu…- powiedziała Rosalyn- A teraz daj mi spokój! Będę tu tylko chwilę, i zaraz
wychodzę. Nie mam zamiaru być długo na „twoim terytorium”.
Vanessie zrobiło się przykro ze wcześniej tak źle potraktowała nową znajomą. Nie miała zamiaru
powiedzieć Rosalyn że w lesie jest jedyna. Chciała żeby nastolatka w pewnym sensie jednak trzymała
się na dystans bo się jej bała. Od dawna nie widziała w lesie człowieka. Postanowiła się poprawić.
-Pomóc ci może? -spytała.
-Daj mi spokój! Tak mi pomożesz.. –zdenerwowała się Rosalyn.- Najpierw traktujesz mnie i Willa jak
śmiecia a teraz co? Zgrywasz przyjaciółkę??
-Wiem, że źle was potraktowałam. Przepraszam. Chce się poprawić. Po prostu myślałam, że jesteście
kolejnymi łowcami chcącymi nagrać potwora…. Czyli mnie.
-Czyli to jednak ty jesteś potworem.-mówiła nie odwracając się- Przyznaję na początku chcieliśmy cie
nagrać ale myśleliśmy że ten ryk to sprawka jakiegoś dzikiego wilka czy coś w tym stylu.
-Ryk to sprawka mojego przyjaciela- małej małpki Ko-Ko- Ma naprawdę donośny ryk.
-Aha. A co małpa robi w lesie dlaczego nie jest w dżungli? I dlaczego nie mieszkasz w domu z rodziną
tylko w lesie?
-Nie musimy poruszać tego tematu. Nie lubię o tym gadać. A co do małpy to przyjdź tu jutro i coś
ciekawego ci pokażę. To kogo tu szukasz?
-Kota. Uciekł przez okno i pobiegł za nietoperzem do lasu. A mogę jutro zabrać ze sobą Willa?
-Pewnie. Czy twój kot miał na łebku firankę?
-Tak! Widziałaś go?
-Tak. Już po niego idę.- powiedziała Vanessa i pobiegła gdzieś w krzaki.
Wróciła po chwili z Mo na rękach. Kociak dalej miał na łebku firankę. Rosalyn podziękowała Vanessie
i przytuliła ją na pożegnanie.
-To będę jutro z Willem! Do zobaczenia!- uśmiechnęła się
-Pa!- krzyknęła Vanessa i pomachała ręką. Poczuła się miło bo po raz pierwszy od bardzo dawna nie
czuła się obca wśród ludzi.
Rosalyn szła szybko do domu z Mo na rękach. Cieszyła się, że odnalazła kota i przy okazji zyskała
nową koleżankę. Gdy dotarła pod okno pokoju, szybko weszła przez nie do domu i nie przebierając
się w piżamę wskoczyła do łóżka. Była bardzo zmęczona. Mo ułożył się wygodnie obok niej na kołdrze
i cicho mruczał.
Niedziela. 7:00. Dom Rosalyn.
Rosalyn obudziła się rano, zeszła na dół do kuchni i zrobiła sobie płatki z mlekiem. Mo przyszedł zaraz
za nią, usiadł koło lodówki i zaczął cicho pomiaukiwać. Nastolatka wiedziała o co chodzi. Kot był
głodny. Napełniła jego miskę ulubionymi chrupkami i postawiła w kącie kuchni. Mo podszedł do kąta i
słychać było tylko ciche chrupanie. Rosalyn siadła do stołu, i zaczęła jeść płatki. W tym momencie do
kuchni zeszła Winter. Wyciągnęła jogurt z lodówki i usiadła naprzeciw siostry.
-Widziałam cię wczoraj.- powiedziała jedząc jogurt.
-Ciekawe gdzie?- spytała Rosalyn ale chyba wiedziała o co chodzi Winter.
-Nie zgrywaj niewiniątka. Po północy wyszłaś z domu. Znowu do tego lasu. Czego ty tam szukasz co?nie dawała za wygraną.
-Nie twój interes.- odparła lekko już zdenerwowana Rosalyn.
-Mój może nie, ale rodziców na pewno.- zaszantażowała młodszą siostrę Winter.- Uważaj co robisz.
Mam cie na oku.
Po czym odsunęła się od stołu. Wyrzuciła puste opakowanie po jogurcie do kosza i poszła do siebie.
Rosalyn wiedziała na co stać Winter więc starała się jej unikać. Wstała, umyła miskę, wzięła Mo i
poszła do siebie. Po drodze spotkała ojca, który również się obudził.
-Rosalyn poczekaj- powiedział.- Chciałem porozmawiać.
Ale ona nie chciała czekać, pobiegła do siebie i zatrzasnęła drzwi. Mo zaczął bawić się gumową
myszką a ona zadzwoniła do Willa.
-Halo…- odezwał się niemrawy głos. Will zapewne dopiero się obudził.
-Spotkajmy się w lesie za pół godziny. Vanessa ma dla nas niespodziankę.
-Ta dzikuska? Mówiłem ci, daj sobie z nią spokój.
-Ale ona nie jest taka zła. Wczoraj Mo uciekł przez okno do lasu i ona pomogła mi go znaleźć. Przy
okazji opowiedziała mi że ma kolegę, małpkę o imieniu Ko-Ko, która…
-Zaraz, moment. Skąd małpa w lesie? Nie powinna być w dżungli?
-Przyjdź to się dowiesz- powiedziała Rosalyn i rozłączyła się.
Pół godziny później. Las.
Vanessa czekała już z Ko-Ko na nowych znajomych w lesie. Will i Rosalyn przybiegli tak szybko, jak
mogli i przywitali się z nową koleżanką.
Szli dłuższy czas. W końcu Rosalyn spytała:
-To gdzie w końcu idziemy?
-Zobaczysz.- odpowiedziała Vanessa- Mówiłam, że to niespodzianka.
Po dłuższej wędrówce doszli do rzeki. Przeszli przez pień drzewa przerzucony przez dwa brzegi i
dotarli do miejsca, w którym było mnóstwo lian zwisających z drzew, różnorodnych roślin,
kolorowych kwiatów i krzewów a mianowicie do dżungli.
-Łał jak tutaj pięknie.- powiedziała Rosalyn.
-Wiem.- odparła Vanessa z dumą- Tutaj urodził się Ko-Ko.
Will szedł i nic nie mówił. Był zszokowany, bo po raz pierwszy w życiu widział tak piękne i kolorowe
miejsce.
Trójka przyjaciół szła i oglądała dżunglę nie mając pojęcia, że za nimi skradała się Winter, która
obserwowała i fotografowała wszystko co widziała. Chciała w końcu przyłapać siostrę, żeby rodzice
mogli jej w końcu uwierzyć. Obecność Winter zdradziła kanapka z szynką, którą miała ze sobą.
Wyczuła ją Vanessa.
-Kto to jest?- spytała gdy odwróciła się do Winter.
To moja siostra- odpowiedziała Rosalyn. –Po co nas śledzisz?- zwróciła się do Winter.
-Naprawdę nie wiesz po co?- spytała ironicznie Winter.- Chcę cię w końcu przyłapać i uda mi się to bo
tu mam dowody na to że nie jesteś taka idealna.- powiedziała wskazując na aparat.
Rosalyn ruszyła w pogoń za siostrą. Zaraz za nią pobiegł Will a Vanessa pobiegła krzakami bo była
szybsza. Chciała przegonić przyjaciół a ich siostrę złapać przy rzece. Jej plan się udał. Gdy Winter była
już na pniu drzewa, zza krzaków rzuciła się na nią Vanessa i przygniotła ją do ziemi. Rosalyn wyrwała
jej z ręki aparat a Will pomógł Vanessie trzymać próbującą uciec starszą siostrę przyjaciółki. –
Zobaczmy co masz w tym aparacie- powiedziała Rosalyn i zaczęła sprawdzać zdjęcia.
Nie było ich wiele, tylko cała trójka najpierw idąca przez las potem na pniu przy rzece i w końcu
razem z Ko-Ko który dołączył do nich w dżungli.
-Dlaczego robiłaś te zdjęcia?!- krzyknęła Rosalyn- Wiesz, że chodzę do lasu i co? Chciałaś to pokazać
rodzicom?
-Żebyś wiedziała, że chciałam.- powiedziała Winter gdy już wstała, była cała z błota i z liści.- Miałam
dosyć tego, zawsze jestem tą drugą.
-Nie rozumiem…- powiedziała Rosalyn niepewnie.
-Nie kłam! Zawsze byłaś córeczką numer jeden. Zaraz odkąd pojawiliście się z matką w naszym domu!
Wszystko kręciło się wokół ciebie. Ja nikogo nie obchodziłam. Ojciec też zaczął obok ciebie latać. Nie
rozmawiali ze mną. Cokolwiek chciałam powiedzieć lub zrobić, ty miałaś pierwszeństwo. Miałam
dosyć. Dlatego chciałam cie upokorzyć, żeby rodzice w końcu zwrócili na mnie uwagę!
Rosalyn stała i nic nie mówiła. Dopiero po chwili zrozumiała że to co mówiła do niej Winter jest
prawdą. To ona zawsze była ulubioną córeczką rodziców a Winter nigdy nie chwalili.
-Mogłaś ze mną o tym porozmawiać a nie próbować skazać mnie na wieczny szlaban… -powiedziała
Rosalyn, wyrzuciła aparat w krzaki i odeszła bez słowa.
-Puść mnie dzikusie!- krzyknęła Winter.
-Jak mnie nazwałaś?!- krzyknęła Vanessa.
Słyszałaś jak!- odparła Winter.
Zdenerwowana Vanessa szarpnęła Winter i wrzuciła ją w kałużę błota. Nie wiedziała, że od chwili
przypatruje się temu Rosalyn.
-Co ty robisz?!- krzyknęła nastolatka- Odbiło ci? To jest moja siostra!
-Siostra, która chciała cie wydać rodzicom o ile pamiętasz.- odparła Vanessa.
-Wiem o tym. Ale tak czy siak to moja siostra i nigdy więcej jej tak nie rób.- powiedziała broniąc
starszej siostry- Will pomóż mi! –krzyknęła do Willa, który w tym czasie trzymał Ko-Ko na rękach.
Puścił małpkę i podbiegł do przyjaciółki.
-Chodź podniesiemy Winter.- powiedziała.
Podeszli do kałuży błota i chwycili pod pachy starszą siostrę. Po wyciągnięciu jej, Rosalyn wyciągnęła
chusteczki i wytarła siostrze twarz.
-Dlaczego mi pomagasz?- spytała Winter.
-Bo jesteś moją siostrą, czyli rodziną a rodzina zawsze musi sobie pomagać.- odparła Rosalyn z
uśmiechem.
W tym momencie Winter zrozumiała, że nie powinna wcześniej mścić się na młodszej siostrze tylko
szczerze z nią porozmawiać o tym co myśli. Żałowała, że zrozumiała to tak późno.
-Dziękuję.- powiedziała z uśmiechem do Rosalyn, po czym przytuliła ją.
Rosalyn zdziwiła się bardzo tym, co widzi, ale była bardzo szczęśliwa. Po raz pierwszy szczerze tuliła
się z siostrą.
Will był bardzo zadowolony z tego co widzi. Wtedy postanowił wyznać Rosalyn, co do niej czuje.
-Przyniosę twój aparat. – powiedziała Rosalyn do Winter.
Vanessa zniknęła gdzieś w drzewach a z nią Ko-Ko.
-Rosalyn!- krzykną Will.
-Co się stało?- odezwał się głos zza krzaków.
-Chciałem z tobą o czymś porozmawiać.
-Ok. Słucham uważnie.
-No więc…. Nie. Nie mogę ci tego powiedzieć.
-Will spokojnie. Weź głęboki oddech i….
- Podobasz mi się.- odparł od razu.
Rosalyn zamurowało. Nie wiedziała co powiedzieć ale po chwili zrozumiała, że Will też jej się podoba.
Uśmiechnęła się do chłopaka. Nastolatek już nie był taki spięty.
-To miłe. I cieszę się, że mi to powiedziałeś bo… ty mi też się podobasz. - odparła.
Will ucieszył się skrycie z tego powodu. Wziął dziewczynę za rękę, i odgarną jej kosmyk włosów z
lekko przybrudzonego błotem czoła. Rosalyn uśmiechnęła się. Serce biło jej jak szalone ale nie ze
strachu tylko z tak szybkiego przebiegu sytuacji.
Dziewczyna przytuliła się do chłopaka, który zadowolony objął ją. Stali tak dłuższą chwilę
uśmiechnięci lekko się bujając.
Zbliżał się wieczór. 19:00. Przed lasem.
Rosalyn i Will trzymając się za ręce wrócili do Winter, która wyszła już z lasu
-Co tak długo robiliście w dżungli?- spytała lekko zniecierpliwiona.
-Przecież szukałam twojego aparatu a Will mi pomagał.
Will oddał aparat Winter i puścił oko do Rosalyn, po czym szepnął jej do ucha ,,dzięki,,. Dziewczyna
uśmiechnęła się. Winter zauważyła że między parą przyjaciół dzieje się coś podejrzanego ale nie
chciała teraz wypytywać o co im chodzi bo robiło się późno. Postanowiła wszystko wydobyć z Rosalyn
w domu.
Gdy doszli do domu Rosalyn, młodsza siostra poprosiła Winter żeby weszła już do środka a ona
przyjdzie za chwilę. Winter zgodziła się i weszła do domu. W tym czasie przed domem Rosalyn
żegnała się z Willem.
-Widzimy się jutro w szkole?- spytała.
-No pewnie, jak zawsze.- odparł- To cześć.
Dziewczyna dała Willowi całusa i weszła po schodach do domu.
Will odwrócił się i za siatką ogrodzenia zobaczył cień, który zbliżył się do niego. To była Vanessa.
-Dlaczego nas śledzisz?!- spytał zdenerwowany.
-Siostra rudej ma zdjęcia na których widać postać podobną do potwora czyli mnie.- odparła.
-Nie nazywaj Rosalyn rudą!- krzyknął.
Krzyki usłyszała Rosalyn. Natychmiast zbiegła na dół.
-O proszę. A co ty tak nagle jej bronisz?.- powiedziała kpiąco Vanessa.
-Uważaj na słowa!- krzyknęła Rosalyn, która w tym momencie zbiegła na dół i usłyszała część
rozmowy Willa i Vanessy.- Czego tu szukasz?!
-Aparatu.- powiedział Will.- Chce zdjęć, które zrobiła twoja siostra. Na niektórych przecież byłam.
-A co boisz się, że cię wydamy?- spytała Vanessę z lekką ironią w głosie Rosalyn.
Winter też słyszała tą rozmowę. Wzięła łuk i strzały z pokoju Rosalyn (Winter też jak była młoda,
uczyła się strzelać z łuku) i zbiegła na dół.
-Aparatu nie dostaniesz!- krzyknęła starsza siostra do Vanessy.
-Zobaczymy. Chyba nie chcesz żeby twojej młodszej siostrzyczce coś się stało?- po czym rzuciła się na
Rosalyn.
Will obronił ją i popchał Vanessę na trawę tak że nie dotknęła nawet Rosalyn. W tym czasie Winter
wyjęła łuk i napiętą strzałę trzymała prosto w kierunku Vanessy przybitej do ziemi. Nie chciała jej
trafić tylko ją nastraszyć.
-To co? Zmieniłaś zdanie?- spytała Winter.
-Nigdy! Będę tu przychodzić codziennie. Będę was nawiedzać aż w końcu dostane aparat.
-Jak wolisz. Twój wybór. W takim razie jutro zdjęcia trafiają osobiście do Jackie Bloom. Ona zaś
odwiedzi twój las z łowcami którzy tak czy siak złapią cię. Nie odwołuję tego. Chciałaś wojny? Proszę
bardzo!
Will puścił Vanessę. Stanęła na równe nogi.
-Nie róbcie tego błagam!- prosiła Vanessa na kolanach.- gdzie podzieje się Ko-Ko?
-W zoo a gdzie? Z innymi małpami.- powiedział Will.
Rozpłakana Vanessa uciekła do lasu. Nie chciała słyszeć jak ona skończy. Winter weszła do domu.
Rosalyn przytuliła Willa na pożegnanie i weszła za nią.
Poniedziałek. 7:45. Szkoła Rosalyn.
Rosalyn weszła do szkoły. W szatni czekał już na nią Will. Dał jej całusa w policzek. Dziewczyna
uśmiechnęła się. Czuła się trochę dziwnie bo czekała aż Will spyta się jej czy zostanie jego dziewczyną
ale najwyraźniej Willowi się nie spieszyło.
-Nie nawiedzała cię już Vanessa w nocy? -spytał.
-Nie ale bałam się, że jeszcze przyjdzie i nie dałam rady zasnąć.- odparła ze smutkiem dziewczyna.
-Myślisz, że Winter na serio zaniesie zdjęcia Vanessy do studnia nagraniowego Jackie?
-Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony nie nawiedzała, by już nas i nie atakowała pierwszej
lepszej osoby z rzędu. Zaś z drugiej strony na pewno nie byłoby słychać ryku w nocy a wieści o
potworze nie byłoby już w ogóle w gazetach ani w telewizji.
-Mam pomysł. Pamiętasz kiedyś mówiłaś mi, że ona nie chce mówić o tym dlaczego mieszka w lesie,
a nie w domu. Może jak znajdziemy jej rodziców i pomożemy jej stać się znów normalną dziewczyną,
odwdzięczyłaby się nam tym, że nie słyszelibyśmy ryku i wieści o potworze z lasu ucichłyby same od
siebie.
-Faktycznie! Dobry plan i nie ma co dłużej zwlekać. Dzisiaj po lekcjach idziemy do lasu i dowiemy się
od niej czegoś. Miejmy nadzieje, że pożytecznego - uśmiechnęła się dziewczyna.
-Ok. A teraz chodź na lekcje. Zaraz dzwonek.- zaśmiał się Will.
14:30. Las.
Will i Rosalyn weszli do lasu. Niestety nigdzie nie znaleźli Vanessy.
-Chodź do dżungli. Myślę, że tam ją znajdziemy.-powiedziała Rosalyn.
Przeszli przez pieniek i zaczęli szukać po drzewach Vanessy. Szukali jej dłuższą chwilę aż w końcu
Rosalyn krzyknęła:
-Vanesso zejdź do nas, wiemy, że gdzieś tu jesteś. Chcieliśmy porozmawiać om tych zdjęciach z
aparatu!
Momentalnie przed nimi pojawiła się Vanessa. Cała zapłakana.
-Dajcie spokój- prychnęła- Twoja siostra nie musi tych zdjęć dawać tej redaktorce. Sama odejdę.
Wyjadę daleko stąd gdzieś gdzie nikt się o mnie nic nie dowie.
-Nie, nie musisz wyjeżdżać. Pamiętasz może, powiedziałaś mi kiedyś, że nie chcesz rozmawiać o tym,
że mieszkasz w lesie. Mogę wiedzieć dlaczego?
-Skoro i tak już się nie zobaczymy… No więc… jak miałam 8 lat uciekłam z domu. Rodzice nie zwracali
na mnie uwagi odkąd urodziła się moja młodsza siostra. Nie interesowałam ich. Czułam się odrzucona
nie chciana. Miałam dosyć tego, że rodzina mnie olała więc wyjechałam i przeprowadziłam się tutaj
do Cody. Zaczęłam, żyć z dala od ludzi bo czułam, ze do nich nie pasuję. Pewnego dnia gdy już tu się
zadomowiłam. Poszłam nad rzekę po wodę. Po drugiej stronie zauważyłam ludzi, którzy przeganiają
stado małp. Jednej nie zauważyli. To był właśnie Ko-Ko. Postanowiłam się nim zaopiekować. Od
tamtego momentu mieszkamy razem w lesie zdani na siebie. Zawsze razem…
Rosalyn i Will stali jak słupy soli. To co usłyszeli zszokowało ich.
-To, że przez jakiś czas rodzice zajmowali się młodszą siostrą nie znaczy, że całkowicie cie opuścili i cie
nie kochają.- powiedziała Rosalyn.
-Zrozumiałam to dopiero później. Niestety. Bałam się wrócić. Nie wiedziałam jak zareagują. Bałam się,
że mnie znienawidzą. Chciałabym teraz do niech wrócić. Ale nie wiem jak.
-Pomożemy ci!- krzyknęli Will i Rosalyn.
-Pobiegnę do domu. Przekonam Winter, żeby nie dawała zdjęć Jackie i ona też nam pomoże na sto
procent.
15:30. Dom Rosalyn.
-Nie pomogę jej.- krzyknęła Winter.- Najpierw traktuje mnie jak śmiecia a teraz chce pomocy?
-Ona nie ma rodziny! Chcemy jej z Willem pomóc żeby ją odnalazła a ty też się przydasz i to bardzo.prosiła Rosalyn. Z resztą nas na początku traktowała podobnie jak ciebie.
-No dobra. Pomogę wam. Ale jeden jej głupi wybryk a wycofuję się i radzicie sobie sami.- powiedziała
Winter.
Dziewczyny spakowały do plecaków prowiant, pieniądze, śpiwory, i jedzenie na dłuższy czas podróży.
Robiły to spokojnie ponieważ rodzice wyjechali na Zjazd Analityków we Francji i wrócą dopiero za
miesiąc. Wyszły z domu i pobiegły do lasu.
Tym czasem w lesie Will pomagał Vanessie się pakować. Ko-Ko siedział grzecznie i czekał.
-Już jesteśmy!- krzyknęła Winter.
Rosalyn podeszła do Vanessy i wzięła jej spakowaną torbę.
-To może my zobaczymy się wszyscy na parkingu przed szkołą a ja pójdę po auto i zatankuję.zaproponowała Winter.
-Ok.- odpowiedzieli Rosalyn i Will.
Vanessa bała się cokolwiek powiedzieć do Winter bo wiedziała, że dziewczyna jest na nią zła.
-Moment!- krzyknęła Rosalyn- Ty nie możesz pojechać w tych łachach. Idź się umyj do rzeki, a tu masz
świeże ciuchy na przebranie.
-Dziękuję- odparła Vanessa z uśmiechem.
Gdy już była daleko, Will powiedział do Rosalyn:
-Mądrze zrobiłaś. -uśmiechnął się- Myślę, że Vanessa to doceni.
-Też tak myślę.- dziewczyna przytuliła się do Willa.
Gdy Vanessa wróciła wyglądała bardzo ładnie. Tylko trzeba było ją rozczesać bo miała gęste i
okropnie poplątane włosy. Rosalyn wyjęła szczotkę i powoli rozczesywała włosy koleżanki aż w końcu
doszła do ładu a Vanessa wyglądała ślicznie. Nagle zadzwonił telefon nastolatki. Dzwoniła Winter.
-Gdzie wy jesteście?!- krzyknęła- Czekam już ud 15 minut! Chodźcie już czas nas goni.- powiedziała po
czym się rozłączyła.
Gdy wszyscy byli już w aucie, Winter włączyła radio. Ko-Ko, który siedział w tym czasie spokojnie na
ramieniu Vanessy wystraszył się po raz pierwszy słyszanego dźwięku i uderzył we włączony sprzęt.
-Uważaj na tę swoją małpę… -upomniała Vanessę na razie spokojnie Winter.- Kochani nie mamy
radia. Może uda mi się skombinować coś na następnym postoju.- powiedziała do Willa i Rosalyn.
Ruszyli.
17:00. W aucie.
Jechali już dłuższy czas. Rosalyn i Will rozmawiali i śmiali się w tylnych siedzeniach zaś Vanessa
siedziała zestresowana w przednim siedzeniu. Bała się popatrzeć na Winter bo wiedziała, że
dziewczyna jej nie lubi.
Jechali tak dłuższy czas. W pewnym momencie Winter powiedziała:
-Za chwilę będzie postój widzę już stację paliw.
Wszyscy bardzo się ucieszyli. Szczególnie Vanessa. Po chwili wysiedli.
-Will poszukaj kogoś kto by może nam odsprzedał radio. Ja pójdę zatankować i kupię jakieś napoje bo
jedzenia mamy jeszcze sporo.- powiedziała Winter.
-A ja cie może uczeszę co? Masz rozpuszczone włosy i widzę, że ci gorąco bo strasznie się spociłaś na
buzi.- powiedziała Rosalyn do Vanessy.
Dziewczyna przytaknęła. Usiadła bokiem na tylnym siedzeniu. Rosalyn wyjęła gumkę do włosów i na
szybko związała Vanessie koński ogon.
Po chwili wrócił Will. Nikt nie odsprzedał mu radia. Zaraz za nim wróciła Winter z reklamówką, w
której były dwie butelki z wodą truskawkową i jedna z Coca-Colą. Wrzuciła je do bagażnika. Jedną
zostawiła na tylnym siedzeniu dla swoich pasażerów i dla siebie. Wsiedli wszyscy do auta i ruszyli w
dalszą drogę. Przed nimi była jeszcze daleka droga do Wyomin, ale nie zamierzali się poddać.
21:30. W aucie.
Rosalyn zasnęła przytulona do Willa. On po chwili też. Winter zdziwił lekko ten widok. Wiedziała, że
Rosalyn nigdy nie przytuliła by Willa bo jest dla niej tylko przyjacielem. Powiedziała jej tak kiedyś
Rosalyn. Zaczęła mieć więc podejrzenia czy czasem przyjaciele nie są już parą. Vanessa jeszcze nie
zasnęła. Ko-Ko zaś spał już na jej kolanach. Dziewczyna siedziała sztywno na fotelu i patrzyła przez
okno mimo to że było już ciemno i nic nie widziała.
-Ty się mnie boisz czy co?- spytała szeptem Winter.
-Skąd ta myśl?- odparła Vanessa.
-Bo przez to okno już nic nie widać a ty dalej patrzysz.-zaśmiała się Winter.
-A dziwisz się, że się boję? Pewnie już dawno wysłałaś te zdjęcia - zdenerwowała się lekko Vanessa.
-Gdybym wysłała to już by cię tu z nami nie było. Czy ty nie widzisz, ze chcę ci pomóc?- spytała
Winter, której w tym momencie zrobiło się przykro.
Przepraszam.- odparła Vanessa.- Nigdy nie miałam przyjaciół i nie wiedziałam jak się zachować i co o
tym myśleć.
-Jak to „nigdy”?- zdziwiła się Winter.
-Rodzice trzymali mnie w domu jak na kagańcu. Nie chodziłam do podstawówki tylko przez chwilę do
przedszkola. Denerwowało mnie to trochę ale przynajmniej rodzice spędzali ze mną dużo czasu więc
nie marudziłam. Ale potem urodziła się Lucy czyli ta młodsza siostra a dalszą część już znasz.
-Nie martw się odnajdziemy twoich rodziców i wszystko wróci do normalności. Damy radę.pocieszyła ją Winter.- Idź już spać. Ja też już jestem zmęczona. Znajdę jakiś parking i tam się
zalokujemy. Jutro pobudka o 5:00 bo im szybciej dojedziemy i zaczniemy poszukiwania tym lepiej.
-Ok. To dobranoc.- powiedziała Vanessa i zasnęła momentalnie.
Winter po chwili dojechała do parkingu i również zasnęła.
Wtorek. 5:00. W aucie.
-Pobudka śpiochy!- krzyknęła Winter bo nikt z pasażerów nie zareagował na budzik.
Will, Rosalyn i Vanessa obudzili się od razu, lekko jeszcze zaspani. Ko-Ko zaś spał smacznie nie
wzruszony krzykiem dziewczyny.
-Zanim wyruszymy zjedzmy może jakieś kanapki.- zaproponowała Winter.
-Dwie już spleśniały.- powiedziała Rosalyn.
-To te z szynką prawda?- spytała starsza siostra.
-Tak.- odparła dziewczyna.
-Daj je do osobnej reklamówki. Wyrzucimy ją na postoju.- powiedziała Winter.
Ruszyli w dalszą podróż.
Rosalyn rozmawiała przyjemnie z Willem, Vanessa zaś z Winter. Wszystkim miło płynął czas. Ko-Ko
również się nie nudził. Siadał na przemian na kolanach Willa, Rosalyn i Vanessy a czasem nawet na
kolanach Winter. Niestety droga bardzo się dłużyła. Starsza siostra wjechała w jakieś pustkowie i
młodzież nie wiedziała gdzie jest. Paliwa w aucie było coraz mniej a długa i męcząca trasa się nie
kończyła.
-Gdzie my tak w ogóle jesteśmy?- spytał zmartwiony Will.
-Za 2 km ma być znak, który ma kończyć tą dziwną trasę i pewnie wtedy wyjedziemy na normalną
drogę.- odparła Winter.
Auto przyspieszyło. Jechali dość długo. Paliwa było już naprawdę mało a do Wyoming wciąż daleko.
Nigdzie nie było widać stacji benzynowej.
-To miejsce wygląda jak jedna wielka pustynia!- krzyknęła Vanessa.
-Bo to jest pustynia.- powiedziała ponuro Rosalyn.
-Coś tam widać w oddali.- powiedział Will.- To chyba ten znak.
To był znak a na nim pisało że droga prowadząca do Wyoming będzie dopiero za 5 kilometrów.
-O matko….- sapnęła Winter.- Pięć kilosów my na pewno nie zajedziemy na nie całym pół litrze
paliwa.
-To przełączysz na gaz.- podała pomysł Rosalyn.
-Faktycznie, dobry pomysł siostra!- uśmiechnęła się Winter- Na gazie pojedziemy trochę dłużej niż na
paliwie ale na razie wykorzystam paliwo i przełączę jak już będzie na rezerwie.
-No to jedziemy!- krzyknęli Will, Vanessa i Rosalyn.
Auto popędziło po szosie jak szalone. Po 30 minutach zostało do przejechania tylko 2 km. Wszyscy
bardzo się cieszyli. Po kolejnych 20 minutach auto wyjechało na normalną trasę i pędziło w stronę
najbliższej stacji benzynowej.
Gdy już tam dotarli, Winter poszła zatankować Rosalyn wyszła kupić picie i prowiant na dalszą drogę
a Vanessa została w aucie pilnować Ko-Ko.
13:00.
Gdy wszyscy znaleźli się z powrotem w aucie i zjedli kanapki postanowili nie zwlekać i jechać dalej. Do
Wyoming wciąż było daleko, ale paczka się nie poddawała. Wszystkim powoli nudziła się ciągła
podróż autem, ale nikt nie narzekał bo wszyscy chcieli pomóc Vanessie. Zaś ona bardzo się
denerwowała. Nie wiedziała dokładnie gdzie mieszkają jej rodzice i czy w ogóle ich znajdzie. Po chwili
lekkie zdenerwowanie Vanessy zauważyła Winter.
-Coś się stało? -spytała.
-Nie. Nic, nic.- odparła wzdychając.
-Nie rób z nas głupków widzimy że coś się dzieje.- wtrąciła się Rosalyn.
-No dobra powiem. Wiedziałam o rodzicach tylko tyle, że mieszkają w Wyoming. Nic więcej. Nie
wiem, pod jakim adresem jest ich dom. Zapomniałam już, ale może sobie przypomnę, jak
dojedziemy na miejsce.
-Czyli mam rozumieć, ze jedziemy na gapę? Nie wiemy gdzie dokładnie?! Przecież to miasto jest duże.
Sporo czasu zajmie nam przeszukiwanie go!- krzyknęła Winter.
Rosalyn i Will też się zdenerwowali. Vanessa bardzo chciała im pomóc wiec zaczęła szukać rzeczy,
które mogły bu pomóc w poszukiwaniach. Zrobiło jej się głupio bo nowi przyjaciele bardzo się dla niej
poświęcili a ona zawaliła sprawę.
-Co ty tam szukasz?- spytała Rosalyn.
-Czegoś co pomoże.- odparła Vanessa.
-W tej sytuacji już chyba nic nie pomoże.- powiedział ponuro Will.
-Ja się z tym zgodzę- dodała Rosalyn.
-Ej, no dajcie jej spokój! Może coś znajdzie i wtedy będziemy wiedzieli, gdzie szukać.- powiedziała
Winter.
Vanessa zabrała się za szukanie. Ko-Ko starał się pomagać. Rosalyn i Will też trochę pomogli. Vanessa
podawała im różne rzeczy z plecaka a oni sprawdzali czy nie ma na nich czegoś istotnego. Po
dłuższym szukaniu znaleźli zatarte zdjęcie na którym było niemowlę, mężczyzna i kobieta, a z tyłu
zdjęcia był adres: Koralowa 10A/14.
-Może tam zaczniemy poszukiwania?- spytała.
-Zastanawiam się czy to niemowlę to czasem nie jestem ja.- powiedziała Vanessa.
20: 45.
-Słuchajcie co robimy? -spytała Winter.- Idziemy do noclegowni czy śpimy w aucie na parkingu pod
sklepem?
-Ja myślę, że może śpijmy w aucie. Rano ja skoczę do sklepu i kupię coś do jedzenia i od razu ruszymy
w drogę.- powiedziała Rosalyn.- A ile zostało jeszcze do celu?
-Trochę drogi jeszcze jest ale jedziemy już cały czas ulicą i nie zgubimy się na sto procent.poinformowała Winter.
Auto zajechało na parking i pasażerowie zasnęli momentalnie.
Środa. 4:30.
-Wstajemy!- wrzasnęła Winter bo znowu nikt nie zareagował na budzik. Zaczęła rozumieć, że chyba
specjalnie.- Rosalyn idź do sklepu. Nie wymigasz się, że otwierają o 6:00 bo ten jest cało dobowy.
Dziewczyna wyszła z auta i weszła do sklepu. Po chwili wyszła z pełną torbą zakupów.
-Ile ci zostało?- spytała Winter.
-30zł- odparła jeszcze zaspana młodsza siostra.
-Tak mało? Z całej stówki? Nie rozumiesz że musimy oszczędzać?
-Trzeba było zaparkować przy sklepie gdzie nie ma chleba za 3,50zł i litra wody za 5,80zł. Dokupiłam
jeszcze trochę innych rzeczy.
Winter nic nie odpowiedziała. Ruszyli dalej w trasę.
Do Wyoming nie było już daleko, 30 km i będą na miejscu. Grupa bardzo się cieszyła. Czekali tylko,
żeby dojechać i spytać kogoś gdzie znajduje się o adres ze zdjęcia. Vanessa była bardzo
podekscytowana.
Po dłuższej jeździe w końcu dojechali.
13:00.
Winter zaparkowała na pierwszym lepszym parkingu. Wysiedli.
Nie wiedzieli gdzie dokładnie są ale Vanessa była bardzo podekscytowana, co zauważyła grupa.
Podeszli do przypadkowego przechodnia:
-Przepraszam czy wie pani może gdzie jest ta ulica?- wskazała na zdjęcie Vanessa.
Kobieta nie miała zamiaru patrzeć na zdjęcie. Patrzyła na Vanessę dość długo po czym ta uznała, że
blondynka nie ma zamiaru im pomóc i poszła z przyjaciółmi dalej.
-Vanessa!- krzyknęła kobieta.- Nie pamiętasz mnie? To ja, Mavis twoja ciocia, siostra twojej mamy….
kobiety ze zdjęcia!
Vanessa stanęła w miejscu, popatrzyła na zdjęcie i wszystko sobie przypomniała. Gdy Mavis podeszła
do niej, wszystko jej wyjaśniła. Całą historię aż po osoby ze zdjęcia. Vanessa była załamana.
Dowiedziała się, że jej rodzice nie wrócili odkąd tylko wyruszyli jej szukać a siostra mamy razem z jej
młodszą córką zamieszkały w jej ich domu. Nikt nie wiedział dlaczego nie wrócili tak samo jak jej
ciotka. Vanessa nie wiedziała co robić, zostać z ciotką czy ruszyć w drogę powrotną ze swoimi
przyjaciółmi i zamieszkać w lesie tam gdzie ma więcej znajomych. Zapytała ciocię:
-A gdzie moja młodsza siostra?
-Lucy? W domu. Zawołam ją.
Wszyscy czekali aby poznać siostrę Vanessy. Rosalyn i Will nie odzywali się. Winter zastanawiała się
czy nie przygarnąć Vanessy pod swój dach.
Po chwili z bloku wyszła mała blond włosa dziewczynka, o dużych szarych oczach. Podeszła do ciotki i
stanęła obok niej nie odzywając się. Rosalyn i Will byli lekko zdziwieni, bo mała dziewczynka stała
przed nimi ubrana w podarte dżinsy i brudną bluzkę czyli dokładnie tak samo, jak Vanessa, kiedy po
raz pierwszy zetknęli się z nią w lesie, a przecież blondynka mieszkała w bloku, a nie na pustkowiu.
Ciotka jej zaś była ubrana normalnie, czyli w takie ciuchy, jak oni- czyste i niepodarte.
-Vanesso poznaj swoją siostrzyczkę Lucy.- powiedziała ciotka.
-Cześć- powiedziała Vanessa.
Lucy nie odzywała się. Stała obok cioci i patrzyła tu na nią, tu na nowych znajomych.
-Jest nieśmiała. Lucy przywitaj się z siostrą.- powiedziała szorstko po czym popchała małą
dziewczynkę w stronę siostry tak mocno, że ta upadła na ziemię i rozdrapała sobie rękę.
Rosalyn i Will podnieśli małą i schowali za sobą. Lucy była bliska płaczu.
-Odbiło ci?!- krzyknęła Vanessa do ciotki.- Dlaczego to zrobiłaś?
-Ta mała od dawna mnie denerwuje. Nigdy nie robiła tego co jej karzę. Była uparta tak samo jak
twoja matka. Możesz ją sobie wziąć. Mi nie jest do niczego potrzebna.- prychnęła ciotka.
Lucy usłyszała to i rozpłakała się. Vanessa nic nie odpowiedziała na słowa ciotki. Zrozumiała, że ta nie
jest do końca normalna. Wzięła 6-latkę na ręce, odwróciła się i powiedziała do grupy:
-Nie mamy tu już czego szukać. Wracajmy do domu.
-Idziemy.- powiedziała Winter.- Czeka nas długa droga. Ale moment…- po czym zwróciła się
powrotem do ciotki Vanessy i powiedziała do niej- Będzie pani przynajmniej na tyle łaskawa i da nam
trochę drobnych na podróż?
Ciotka bez słowa wyjęła z kieszeni kurtki portfel i dała Winter 300 zł
-Dziękuję.- powiedziała oschle Winter i pobiegła do grupy, która stała już przy aucie. Czekała ich długa
droga do domu.
(To co przydarzyło się naszym bohaterom dotychczas to tylko początek. Prawdziwa przygoda miała
się rozpocząć po powrocie do Cody)
Sobota. 9:00. Pod domem Rosalyn.
- Jak myślisz? Jak zareagują rodzice na 2 nowe osoby w domu?- zwróciła się Winter do młodszej
siostry.
-To może my jednak wrócimy do lasu? Tam też mamy dobrze.- wtrąciła Vanessa.
-Nie. Najpierw spróbujemy tu a potem się pomyśli.- powiedziała Rosalyn.
Po czym zapukała do drzwi i czekała aż ktoś otworzy. Wszyscy byli bardzo zestresowani.
-Winter, Rosalyn córeczki! Gdzie byłyście tak długo?- spytała mama zaraz po otworzeniu drzwi.
Te nic nie odpowiedziały. Wszyscy weszli do domu. Matka sióstr była bardzo zaskoczona widokiem 2
nowych osób i małpy na ramieniu jednej z nich.
-To może ja to wytłumaczę.- powiedziała Winter nie czekając na jakiekolwiek zdanie jej matki.
Wszyscy usiedli przy stole w salonie. Lucy na kolanach Vanessy. Will obok Rosalyn a Winter obok
mamy. Tłumaczenie Winter trwało dość długo. Co jakiś czas dopowiadali się do tego Will i Rosalyn a
zaraz po nich Vanessa. Tak cała opowieść złożyła się w jednolitą całość. Po dłuższej chwili mama
wszystko zrozumiała ale wciąż była zszokowana. Padło pytanie:
-Możemy tu przez jakiś czas zamieszkać?- spytała Vanessa.
-Wiecie co dzieci?- spytała mama wszystkich siedzących przy stole.- Nigdy nie sądziłam że taka
sytuacja zdarzy się w naszej rodzinie, ale skoro już się zdarzyła to trzeba ją rozsądnie przemyśleć a
nie działać gwałtownie i pochopnie. Kochane nasze nowe znajome, możecie tu przez jakiś czas
zamieszkać ale trzeba wam znaleźć nowy dom i rozwikłać sprawę nie do końca normalnej ciotki.
-Dziękujemy proszę pani.- powiedziała Vanessa życzliwie i skromnie.
-Mów mi „mamo”. –uśmiechnęła się pani Lidia (mama Rosalyn i Winter)- a teraz idźcie się umyć, Will
i Rosalyn posprzątajcie w aucie a ty Winter pomożesz mi ugotować obiad.
Gdy każdy zrobił swoje a Vanessa razem z Lucy wyszły umyte z łazienki, czas było zacząć
przygotowanie nowego pokoju dla sióstr. Na końcu korytarza na 2 piętrze był nieodnowiony pokój
który nie należał do nikogo z domowników. Było w nim tylko łóżko dwuosobowe i komoda.
Will, Vanessa i Rosalyn zaczęli przygotowania nowego pokoju. Lucy zaś bawiła się z Mo który szybko
się z nią zaprzyjaźnił. Po 2 godzinach pokój był już gotowy. Wyglądał o wiele ładniej gdy już
sprzątnęło się kurze, pozamiatało podłogę i umyło okna. Lucy zaczęła wkładać swoje ubrania i inne
rzeczy do komody a Vanessa pobiegła do lasu razem z Ko-Ko po swoje rzeczy. Wrócili po 30 minutach.
W tym czasie pani Lidia razem z córkami powiesiły w pokoju dziewczyn lustro a Will przewiercił małą
półkę. Po czym Rosalyn na szerokim parapecie położyła gruby kocyk dla Ko-Ko, żeby też mógł mieć
swoje miejsce w domu. Dziewczyny były bardzo szczęśliwe, tak samo jak domownicy.
Ten sam dzień. 20:30. W domu Rosalyn.
Przy stole. Nadszedł czas kolacji.
-Życzę wszystkim smacznego- powiedziała pani Lidia do wszystkich siedzących.
-Dziękujemy- odpowiedzieli chórem wszyscy.
Zaczęli jeść. Przy stole było pełno wesołych buziek pałaszujących pyszne kanapeczki z szynką i sałatkę
jajeczną przyrządzoną przez Winter. Po zjedzeniu wszyscy poszli do swoich pokoi.
Miesiąc później.
Vanessa utuliła Lucy do snu i przyszła do pokoju Rosalyn.
-Hej, nie przeszkadzam?- spytała stojąc w drzwiach.
-Wchodź- odpowiedziała Rosalyn.- Siadaj sobie.- powiedziała klepiąc w miejsce obok niej. Vanessa
siadła ale nie za bardzo wiedziała co powiedzieć.
-Co ty taka skrępowana?- spytała Rosalyn.- Coś się stało?
Vanessa uśmiechnęła się na znak że nie. Po chwili Rosalyn otworzyła okno i zaczęła cicho gwizdać.
Szybko usłyszała odpowiedź. To Will, który czekał na znak, żeby móc przyjść do jej domu.
Po chwili do pokoju Rosalyn weszła też Winter. Przyszła dopiero po dłuższym czasie ponieważ czekała
aż rodzice zasnął. Zebrali się już wszyscy.
-Po co tu jesteśmy?- spytała Vanessa.
-Zwołałam was wszystkich tutaj, żebyśmy wspólnie pomyśleli nad odnalezieniem rodziców Vanessy.powiedziała Rosalyn.
-Ale przecież nie mamy żadnych śladów, zdjęć, listów. Nic z tych rzeczy - odparła Vanessa.
-Przecież, wiemy już jedno.- powiedział Will.
-A mianowicie to gdzie mieszka twoja ciotka.- stwierdziła Winter.
-Ja już mam nawet plan.- powiedziała rozradowana Vanessa.- Myślę, że pojedziemy tam jeszcze raz
i…. -Vanessa nie była pewna swojego planu.
-Powiedz Vanesso, przecież jesteśmy tu z tobą, wesprzemy cię.- powiedział Will. Vanessa dalej nie
była pewna tego co mówi ale cieszyła się, że odnalazła Lucy i zyskała nową ,,rodzinę”, więc
postanowiła powiedzieć co miała na myśli.
-Myślałam… że może byśmy ruszyli tam ponownie. Może w domu Mavis bym znalazła coś co
pomogło by odnaleźć mi moją rodzinę.
-Ale przecież Mavis cie nie wpuści do domu. –powiedziała Winter.
-Kto powiedział, że będę ją prosić o pozwolenie. -powiedziała ironicznie Vanessa.
Rosalyn uśmiechnęła się. Winter podobnie. Will zaś siedział i nic nie mówił. Nie był pewien, czy plan
Vanessy wypali.
Niedziela: 7:30, kuchnia.
Vanessa obudziła się pierwsza. Siedząc przy stole i pijąc herbatę rozmyślała nad tym jak dyskretnie
wyszukać w walizce Lucy czegoś co mogło by pomóc im włamać się do domu Mavis. Po 10 minutach
do kuchni zeszła Winter. Bez słowa siadła naprzeciwko Vanessy i spytała:
-Myślałaś coś jeszcze o tym swoim planie? A co konkretnie zaplanowałaś?
Vanessa przez chwilę siedziała w milczeniu aż w końcu odpowiedziała:
-Myślałam, że może bym jakimś sposobem weszła a raczej… jak by to ująć.. pod nieobecność Mavis
,,włamała się” do jej domu.
-I to jest twój plan?- spytała lekko zdziwiona Winter.- szczerze myślałam, że wymyślisz coś… no nie
wiem.. mocniejszego?
-Mocniejszego? W jakim sensie?
-No wiesz, to jest z jednej strony też twój dom i ty nie musisz błagać Mavis o możliwość wejścia.powiedziała Winter po czym wstała od stołu, ubrała się i stanęła przed drzwiami- Zastanów się nad
tym co chcesz naprawdę zrobić. Już nie musisz się przed nikim ukrywać.- dodała i wyszła.
Nagle z góry zeszła Lucy a zaraz za nią Rosalyn i Mo.
-Cześć szkrabie.- powiedziała wesoło Vanessa.
Lucy rozpędziła się i ze śmiechem wskoczyła Vanessie na kolana.
-Co dzisiaj robimy Van?- spytała dziewczynka.
-Idziemy na zakupy.- wtrąciła z uśmiechem Rosalyn - Will zaraz przyjdzie i pójdziemy razem.powiedziała po czym wsypała świeże chrupki i mleko do misek i podała je Mo pod nos. Następnie
zrobiła sobie i Lucy śniadanie. Mała dziewczynka szybko spałaszowała kanapeczkę z dżemem
truskawkowym a Vanessa wytarła jej buzię. Nagle z jej kieszeni wypadły klucze.
-Co to?- spytała starsza siostra.
-Klucze od domu cioci. Trzymałam je pod poduszką cały czas. –uśmiechnęła się dziewczynka.
Dlaczego na to nie wpadłam- pomyślała Vanessa. Zgarnęła klucze z podłogi i wstała od stołu.
9:30. Przedpokój.
Wszyscy ubrali się i wyszli na podwórze, gdzie czekał już na nich Will. Lucy szła za rączkę z Vanessą a
Will za rączkę z Rosalyn. Z uśmiechami na ustach cała grupa kierowała się na przystanek autobusowy.
10:00. Sklep.
Will z zakupami ze sklepu spożywczego czekał na dziewczyny przed wejściem do sklepu odzieżowoobuwniczego. Nie lubił zakupów (oprócz w spożywczym) Tym czasem mała Lucy przymierzała śliczne
różowe sandałki. Vanessa zaś przeszukiwała sterty różnych bluzek ale nie wiedziała na jakie się
zdecydować bo nigdy nie była na zakupach. Rosalyn często pomagała jej w wyborze. Lucy wybrała już
odpowiednie dla siebie ciuchy i buty. Była bardzo zadowolona ze swojego wyboru. Z uśmiechem na
twarzy pobiegła do Vanessy. Ta w tym momencie siedziała w przebieralni i mierzyła jeansy które
wpadły jej w oko. Była to już 3 para. Rosalyn na obolałych nogach czekała na Vanessę i przy okazji
pośpieszała ją bo dość długo siedziały już w jednym sklepie. Will powoli zasypiał już na ławce. Nudził
się więc postanowił znaleźć dziewczyny. Po pół godzinie cała gupa wyszła razem ze sklepu i
pokierowała się w stronę domu.
13:00. Dom.
Gdy już dotarli, w domu czekała na nich Winter. Dziewczyna zrobiła obiad z resztek z lodówki.
Cieszyła się, że przyjaciele już przyszli bo jedzenie powoli stygło. Wszyscy przebrali się i siedli do stołu.
–Smacznego- pożyczyła Winter.
Wszyscy zapatrzeni w swoje talerze jedli z zapałem. Byli strasznie głodni po 3 godzinnym okupywaniu
sklepu.
-Gdzie są rodzice?- spytała Rosalyn.
-Na kolejnym wyjeździe za granicą- odparła Winter po czym z powrotem zapatrzyła się w talerz.
-Wiecie co?- powiedziała Vanessa- Tyle już was znam a kompletnie nie wiem ile macie lat.
-Ja mam 23, Rosalyn i Will po 15 bo chodzą do jednej klasy, a ty ile masz lat?- spytała Winter.
-16- powiedziała z uśmiechem Vanessa- a Lucy 6.
Mała Lucy zapatrzona dotychczas w swój talerz, uniosła głowę znad zupy i popatrzyła wesoło na
przyjaciół. Rosalyn patrzyła w tym czasie na Willa. Myślała coraz poważniej nad tym czy nie pogadać z
nim o ich nowej relacji. Wiedziała już, że podoba się Willowi ale nie jest już tego tak pewna. Chłopak
od nie dawna traktował ją znowu jak koleżankę. Winter zauważyła, że jej siostra chodzi jakaś
przybita. Postanowiła z nią porozmawiać. Po obiedzie zaniosła talerze do zlewu, umyła je i pobiegła
do pokoju Rosalyn. Na szczęście siostra była sama. Patrzyła przez okno i głaskała Mo który siedział jej
na kolanach i mruczał.
-Siostra możemy pogadać?- spytała Winter.
-A o czym?- udała zdziwioną Rosalyn.
-Dobrze wiesz. Chodzi o ciebie i Willa. Przez ostatni miesiąc chodziłaś cała w skowronkach a od paru
dni coraz bardziej wydajesz mi się smutna i przygnębiona.
-Will miesiąc temu powiedział że mu się podobam..
-Tak coś podejrzewałam- uśmiechnęła się Winter- I co? Jesteście parą?- pytała coraz bardziej
zaciekawiona.
Rosalyn rozpłakała się.
-Nie… właśnie nie jesteśmy… od jakiegoś czasu wydaję mi się, że znowu traktuje mnie jak
koleżankę…. Że już dla niego nic nie znaczę.
-Nie myśl tak młoda. Może niedługo zdarzy się coś po czym całkowicie zmienisz nastawienie do
Willa.- powiedziała po czym z naciśniętymi zębami pobiegła do domu Willa.
Tak bardzo się spieszyła, że pod jego domem była już po 5 minutach. Zaczęła walić w drzwi z całej
siły. Po chwili drzwi się otworzyły i przed jej oczami pojawił się Will.
-Zdrajca!- krzyknęła zaraz gdy go zobaczyła- Co ci zrobiła moja siostra?! Dlaczego ją tak ranisz?!
-Wejdź.- powiedział cicho.
Winter opanowała swoje nerwy. Weszła nie spuszczając oka z Willa.
-Czyli już wszystko wiesz.- powiedział Will. -Matko…
-Co jest?- spytała zdziwiona Winter.
-Nie wiem, co robić.- wydusił po chwili.- Bardzo chciałem jej jakoś zaimponować, ale… nie
wiedziałem, jak to zrobić. Chcę ją mieć przy sobie, ale teraz mam dużo na głowie i nie wyrabiam.
-No to może byś jej to łaskawie powiedział, a nie doprowadzał ją do depresji?- powiedziała z irytacją
Winter.
-Nie pomyślałem o tym…. -burkną Will
-Nie pomyślałeś?!- zdenerwowała się starsza siostra. –To chodź teraz ze mną i przeproś ją.
-I może kupię jakieś kwiaty?- spytał niepewnie.
-Róże będą idealne.- uśmiechnęła się Winter.
Wyszli z mieszkania i poszli w stronę domu Rosalyn. Ta w tym czasie leżała na łóżku a obok niej
siedzieli Mo i Vanessa. Nastolatka wypłakiwała się w poduszkę.
Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi.
-Van… otwórz… -chrypnęła Rosalyn.
Vanessa podeszła do drzwi. Otworzyła je i wtedy bez żadnego słowa do mieszkania wparował Will a
za nim spokojnie weszła Winter.
Will wszedł do pokoju Rosalyn. Ta z dziwiła się na jego widok. Wstała z łóżka i usiadła patrząc na
niego bez słowa. Will od razu podszedł do niej, usiadł na łóżku, i dał jej róże. Dziewczyna nie
wiedziała co powiedzieć. Patrzyła na kwiaty i nie odrywała od nich wzroku aż do momentu, w którym
Will powiedział:
-Rosalyn przepraszam, że cię ostatnio zaniedbywałem… -Will opowiedział Rosalyn dokładnie to samo,
co Winter wcześniej.
Dziewczyna patrzyła na niego bez słowa. Po chwili uśmiechnęła się i powiedziała:
-Myślałam, że już mnie nie lubisz….
Will uśmiechną się i pocałował Rosalyn. Dziewczyna ucieszyła się z tego w myślach. Przytuliła Willa.
-Piękne kwiaty -powiedziała.
-Starałem się dla ciebie- odparł.
Całej tej rozmowie przez drzwi przysłuchiwały się Winter i Vanessa. Obie zaczęły cicho chichotać.
16:30. Przed drzwiami domu Rosalyn.
-Cieszę się, że się pogodziliśmy- powiedziała Rosalyn z radością.
-Ja też- uśmiechną się Will.
-Na pewno nie chcesz zostać u nas na noc?- spytała dziewczyna.
-Niee… powinienem już wracać.- powiedział.
-Jak wolisz.- odparła nastolatka i przytuliła Willa na pożegnanie.
Chłopak zszedł ze schodów i znikną za budynkiem.
-Tak bardzo bym chciała, żebyśmy byli już parą. –powiedziała cicho.
-I jak wam poszło?- zaskoczyła ją od tyłu Winter.
-Myślę, że dobrze.
-Cieszę się.
Dobry humor Rosalyn poprawiła Vanessa. Dziewczyna opowiedziała jej historię z kluczami i jak je
zdobyła. Winter stwierdziła, że mogą ruszać już następnego dnia.
Dzieci omówiły to jeszcze z rodzicami. Ci oczywiście się na początku nie zgodzili, ale po dłuższym
przekonywaniu wyszło na to, że ruszają o 5:30.
Ten sam dzień. 18:00 Pod domem Willa.
-Cześć skarbie.- powiedział gdy zobaczył uradowaną Rosalyn.
-Cześć. Jedziesz jutro z nami do Wyoming?
-Chodzi o Vanessę prawda?- spytał ponuro.
-N-no tak, przecież obiecaliśmy jej pomóc. A Vanessa znalazła klucze do domu Mavis.
-A to już inna historia. Ok. Jadę tylko o której wyjeżdżacie i kiedy mam być pod waszym domem?
-Bądź dwadzieścia po piątej. Do zobaczenia.- powiedziała i już chciała iść ale Will złapał ją za rękę.
-Posłuchaj. Chciałbym jeszcze ci zadać jedno ważne dla mnie pytanie. Wahałem się z nim od 4 dni ale
teraz już jestem pewien, że muszę ci je zadać.
Rosalyn wiedziała dokładnie, o jakie pytanie chodzi. Czekała z bijącym sercem i z uśmiechem na
ustach aż nagle z ust Willa wypadło:
-Zostaniesz moją dziewczyną?
Nastolatkę zamurowało. Była taka rozradowana, że nie mogła z siebie wydusić nawet słowa. Z radości
rzuciła się Willowi na szyję i dopiero wtedy zaczęła z radości krzyczeć:
-Tak! Oczywiście, że tak!
Will mocno przytulił Rosalyn i dopiero po chwili, gdy ją w końcu puścił, powiedział:
-Bardzo się cieszę, że wreszcie udało mi się ciebie o to poprosić. To do zobaczenia jutro. Pa.uśmiechną się, puścił oko i zamkną drzwi.
Rozradowana Rosalyn wróciła pędem do domu. Tam szybko krzyknęła:
-Zapytał się! Juhu!!
-Brawo!!- krzyknęły razem Vanessa i Winter. Lucy nie wiedziała o co chodziło ale cieszyła się razem z
dziewczynami.
Poniedziałek. 4:00.
-Wstawać!- wpadła do pokoju Rosalyn, Vanessa.
-Już… moment….- sapnęła Rosalyn ale nie zdążyła dłużej poleżeć ponieważ na jej brzuch po chwili
wskoczyła Lucy. Mo zadowolony leżał w kącie łóżka pod ścianą.
-Zazdroszczę ci kudłaczu- powiedziała z uśmiechem do kota Rosalyn - gdzie jest Winter?- zwróciła się
do Vanessy.
-Piętnaście minut temu wyjechała zatankować.
-To mamy jeszcze trochę czasu. Wczoraj się spakowałam więc... moment. Will już przyszedł?
-Nie. Najwyraźniej mu się nie spieszy.
Rosalyn wyraźnie posmutniała.
-Może nie przyjdzie?- spytała rozżalona. – Zaraz do niego pobiegnę i się spytam, czy jedzie z nami.
Albo nie. Napiszę do niego.
-Uspokój się. Przyjdzie n pewno za chwilę. Zejdźmy na dół, zjemy śniadanie i jak nie przyjdzie do 15
po to pojedziemy bez niego i tyle. I ewentualnie szybko do niego pobiegniesz sprawdzić co z nim.
-Ok.
Dziewczyny zeszły na parter, a tam zjadły śniadanie i ubrały się. Długie oczekiwanie na Winter powoli
je nudziło. Will też nie przychodził. Rosalyn była coraz bardziej smutna. Vanessa traciła nadzieje bo
bardzo zależało na tym wyjeździe a nie była już pewna czy gdziekolwiek wyjadą.
5:10. Przed domem Rosalyn.
-Ugh… Gdzie on jest….. i ona też?!- spytała Vanessa przygnębiona.
-Spokojnie Van. Zaraz przyjdą.- pocieszyła ją Rosalyn.
Po chwili poczuła jak czyjeś ręce zasłaniają jej oczy. To Will. Chłopak przeprosił za spóźnienie. Po 15
minutach przyjechała Winter. I ruszyli w drogę.
Środa. 8:30 Dom Mavis.
-Boję się – wydukała Vanessa. Od godziny nie mówiła nic innego.
-Spokojnie. Jesteśmy z tobą.- pocieszyła ją Winter.
Vanessa podeszła do drzwi. Niepewnie wsadziła klucz w zamek i otworzyła je. O dziwo w domu nie
było nikogo. Mavis zapewne gdzieś wyjechała. Przyjaciele przeżyli szok gdy nagle zza ściany wyszła
młoda kobieta a za nią mężczyzna. Dorośli patrzyli się na grupę ze zdziwieniem. Kobieta była
wpatrzona w Vanessę. Zza nastolatki wybiegła Lucy. Wpadła w objęcia kobiety i zaczęła krzyczeć:
-Mama! Mamusia!
Vanessę zamurowało. To ta kobieta i mężczyzna byli na zdjęciu. A bobasem była właśnie ona.
-Vanesso….- wykrztusiła kobieta. – Czy to naprawdę ty?
-Mamo- wzruszyła się Vanessa.- O matko jak się cieszę, ze cię widzę!
Pobiegła do mamy, tato też ją przytulił. Wszyscy się uradowali. Vanessa płakała ze szczęścia Lucy
tuliła się mocno do taty. Nikt nie zwracał już uwagi na Winter, Willa i Rosalyn. Ci więc postanowili
wyjść. Stanęli przy aucie.
-To chyba już koniec naszej historii, co nie?- spytała Rosalyn.
-Na to wygląda- odparł Wil.
Mieli już wsiadać do auta, gdy nagle z domu wypadła, jak burza Vanessa, a za nią Lucy.
-Gdzie wy idziecie?- spytała.
-Do domu. Nasza historia kończy się tutaj.- Powiedział Will
-Gratuluję ci Van. Znalazłaś rodziców. Teraz już musimy się rozstać.-dodała Rosalyn
-Może zostaniecie na obiad?- spytała Vanessa
-Musimy jechać. Długa droga przed nami.- powiedziała Winter do pozostałych.- Żegnaj Vanessa.
Po czym wsiedli do auta i odjechali.
2 tygodnie później. Dom Rosalyn. 12:40
-Tęskno mi za Vanessą- powiedziała Rosalyn.
-Mi też.- dodał Will -Głupio trochę, że to musiało się tak skończyć.
-Może się nie skończyło.
-Ehh… na pewno się skończyło. Przecież, ona…. Jej już nie ma. Cieszy się z rodziną w Wyoming
Will nic na to nie odpowiedział. Poszedł do kuchni. Wrócił z sokiem pomarańczowym. Usiadł koło
Rosalyn na łóżku, Para przyglądała się słońcu i lasowi. Przypominali sobie chwile w których
zapoznawali się z Vanessą w lesie. Nagle Rosalyn o czymś sobie przypomniała.
-Przecież nie wszystko jeszcze stracone. Został aparat i zdjęcia.
-Ale te zdjęcia to tylko momenty i głównie tylko zamazane części jej twarzy i innych części ciała.
-Faktycznie.
Siedzieli przytuleni do siebie. Nagle do drzwi ktoś zaczął się dobijać. Rosalyn i Will pobiegli na dół
zobaczyć kto to. Rosalyn sprawdziła w wizjerze i powiedziała:
-Historia rozpoczyna się na nowo.- otworzyła drzwi i wpadła Vanessie w ramiona.- Wiedziałam, że
wrócisz, wiedziałam!
-Cześć Rosalyn. –powiedziała radośnie Vanessa.- Mam newsa.
-Opowiadaj.- powiedziała Rosalyn.
Vanessa opowiedziała jej, że Mavis uciekła i wróciła po paru dniach po swoje rzeczy. Nie wróciła już
więcej.
-A co cię tu sprowadziło?- spytała Rosalyn,
W tym momencie do pokoju wpadła Winter.
-Wszystko słyszałam! Brawo!
Wszyscy się przytulili.
-Lucy i rodzice zostali w domu- powiedziała Vanessa- Ja postanowiłam odwiedzić starych dobrych
znajomych… którzy dali mi nowe życie.
Rosalyn się popłakała. Will ją przytulił. Vanessa i Winter uśmiechnęły się.
Vanessa została na obiad. Pojechała dopiero następnego dnia wieczorem.
Od tamtej chwili przyjeżdżała regularnie co miesiąc. Nie chciała stracić swoich przyjaciół. Zawsze po
przyjeździe zostawała na dwa dni w domu Rosalyn.
5 lat później.
Rosalyn i Will poszli na te same studia do Wyoming. Dzięki temu mogli codziennie widywać się z
Vanessą. Ta nie ukrywała radości. Co kilka tygodni odwiedzała ich Winter. Wszyscy cieszyli się, że tak
skończyła się ta historia. Ko-Ko trafił do miejskiego ZOO i mógł być codziennie odwiedzany przez
przyjaciół. Codziennie wspominali sobie miło jak to było gdy się poznali itp. Rosalyn i Will byli nadal
szczęśliwą parą. Kto wie może w przyszłości będą planować coś więcej. Losy pięciorga przyjaciół
skończyły się dobrze. Grupa często się spotyka i razem chodzą w różnie ciekawe miejsca. Lucy zaczęła
chodzić do szkoły. Przyjaciele gratulują jej dobrych wyników. Vanessa nie poszła do szkoły. Bała się
jak nadrobi tyle lat zaległości. W nauce podstaw pomagają jej Rosalyn i Will. Dziewczyna dobrze czuje
się w ich towarzystwie.
Grupa przyjaciół obiecała sobie że nigdy się nie opuści i że już zawsze będą razem.
KONIEC.

Podobne dokumenty