Od „Borowic” do mazurskich domów z lodu

Transkrypt

Od „Borowic” do mazurskich domów z lodu
REPORTAŻ
fot. Ł. Oganowski
Na Sylwestra przed siedzibą
„Wspólnoty Mazurskiej”
w Giżycku stanęła budowla
wykonana z lodowych bloków
– dzieło młodego francuskiego
architekta Gildasa Boursina
i jego przyjaciół.
Anna Baranowska
o miejsce posiada niezwykłą aurę
i moc przyciągania ludzi z najróżniejszych miejsc świata – powiedział o położonej w centrum Giżycka zabytkowej siedzibie Stowarzyszenia
„Wspólnota Mazurska” (przed wojną piekarnia Ottona Regelskiego) francuski architekt Gildas Boursin. – Nie znam lepszego na realizację pomysłu, który chodził
za mną od dziecka: budowy domu z lodu.
Boursin dopiął swego, a jego polscy i
francuscy przyjaciele pożegnali odchodzący rok w efemerycznej konstrukcji lodowej, która stanęła na ganku mazurskiej
chaty. Materiał budowlany – wielkie lodowe bryły – przyjechał TIR-em w środku
nocy aż z wrocławskiej chłodni. Do sylwestra pozostały jeszcze cztery dni, a z nieba
lał deszcz i nic nie wskazywało na zmianę
pogody. Grupka giżyckich znajomych Boursina po wyładowaniu monstrualnych
kostek lodu zabezpieczyła je folią przed
roztopieniem. Mlecznej barwy ściany podciągnęli miejscowi mistrzowie kielni. Mury
zwieńczyła lekka konstrukcja dachu. Bu- strową północą impreza przenosi się na
dynku strzegły wyrzeźbione w lodzie anioły. chodnik przed Galerią. Wybuchają pierwWreszcie przyszedł ostatni wieczór sta- sze fajerwerki i życzenia wypowiadane w
rego roku. Boursin krząta się jeszcze na kilku europejskich językach. Pierre Bourganku kamieniczki, od lat nazywanej Gale- sin, ojciec Gildasa, prosi, by go nauczyć
rią. Tak ochrzcił ją Piotr Konstantynowicz, składania życzeń noworocznych po polktóry założył tu kilka lat temu kawiarnię. sku. Francuz, choć przyjeżdża na Mazury
Francuz rozgląda się wokół i wprowadza od kilkunastu lat, grzęźnie już na samym
ostatnie poprawki. Trzeba jeszcze popra- początku. Sformułowanie „szczęśliwego”
wić oświetlenie, zakamuflować przewody okazuje się nie do wymówienia, więc poelektryczne, bo za moment przyjdą goście. zostają uściski i toasty.
Po zamontowaniu iluminacji lodowa Galeria
widoczna jest z daleka.
Część lamp wbudowano w ściany, reflektory
ożywiły stróżujące
anioły. Fotografik Łukasz Oganowski pracuje nad dokumentacją
przedsięwzięcia. Zamawia u barmana czajnik
gorącej wody. Lodowy
bar wyjdzie korzystniej
na zdjęciu, gdy poleje
się go wrzątkiem.
Pierre Boursin odkrył Mazury także dla swojego syna.
Tuż przed sylwe-
TWOJE
4 MAZURY
ZIMA 2005
fot. Ł. Oganowski
Od „Borowic”
do mazurskich domów z lodu
Polski debiut Boursinów
Zapalonego myśliwego Pierre’a Boursina zaprosili na początku lat dziewięćdziesiątych do Polski przyjaciele z Węgorzewa. Francuza oczarowała dzika przyroda
Mazur. Na półwyspie Zielony Ostrów przy
granicy polsko-rosyjskiej zobaczył stepowiejący krajobraz i biegające wolno stada
koników polskich. To podziałało. Zaczął
rozglądać się za miejscem, do którego można byłoby przyjeżdżać tak często, jak tylko przyjdzie na to ochota. Zainicjował powstanie polsko-francuskiej spółki agrarnej.
Spółka przejęła były PGR Pozezdrze, a Pierre
upatrzył sobie popadające w ruinę gospodarstwo rolne na kolonii w Przerwankach.
Postanowił przywrócić obejściu pierwotny wygląd. Przez rok jeździł po okolicznych
wsiach, oglądał dawną architekturę mazurską. Liczył się każdy szczegół: wykończenie okiennic i drzwi, nawet kolor tynku.
Tak powstała, położona między jeziorami
Brząs i Wilkus a zakolem Sapiny, posiadłość „Borowice” – wypieszczona architektonicznie i wkomponowana w krajobraz,
niepodobna do budowanych obecnie nagminnie na Mazurach „hacjend”, straszących betonowymi kolumienkami ogrodzeń,
blaszanymi dachami i plastikowymi oknami.
W przeciwieństwie do swojego ojca,
Gildas mówi płynną polszczyzną. Od lat
spędzał z ojcem wakacje na Mazurach.
Cztery lata temu uzyskał francuskie stypendium, które pozwoliło mu ukończyć
architekturę na Politechnice Warszawskiej.
Wtedy nie znał ani słowa po polsku, ale
nie był sam. Jego kolega z Francji, też student architektury, znajdował się w identycznej sytuacji.
– Trzymaliśmy się razem i tak przeleciał rok – wspomina Gildas. – Włos zjeżył
mi się na głowie, gdy przyjaciel wyjechał
z Polski, a ja nadal nie potrafiłem się dogadać. Mimo wszystko nie zapisałem się
do szkoły językowej. Najlepszym nauczycielem było życie, moja dziewczyna i rewelacyjne polskie komedie takie jak
„Miś” czy „Rejs”.
Powrót z deportacji
Na początku wszystko tu wydawało się
inne niż we Francji. Gildasa raził brak pro-
fot. Ł. Oganowski
fot. Ł. Oganowski
Nietypowy materiał i nietypowe narzędzie rzeźbiarskie.
fesjonalizmu kelnerów w restauracjach i
nieuprzejmość sklepikarzy, którzy zachowywali się tak, jakby nie zależało im na
sprzedaży. Wielkie wrażenie wywarł na nim
stadion X-lecia, jedyny tak żywiołowo
funkcjonujący bazar, jakiego nie uświadczy się nie tylko we Francji, ale i w całej
Europie. Tysiące kramów, gdzie możesz
kupić wszystko: od zapałek po najzmyślniejsze elektroniczne gadżety. Taka dzikość
w centrum stolicy, wielojęzyczny gwar...
Gildas, zachwycony atmosferą drobnego
handlu w Warszawie, napisał pracę dyplomową o wkomponowaniu niewielkich bazarków i rodzinnych sklepików w urbanistykę wielkiego miasta. Dyplom obronił we
Francji. Wie, że Francuzi cenią sobie zalety drobnego handlu i ograniczają rozrost
wielkopowierzchniowych sklepów, dlatego z żalem patrzy na francuskie hipermarkety rosnące jak grzyby po deszczu w dużych polskich miastach. One zabijają drobny handel. Jako obcokrajowiec dostrzega
możliwości, nie zawsze doceniane przez
Polaków. W Polsce, pomimo normatywnych wzorców Unii Europejskiej, handel
nadal rozwija się spontanicznie, a państwo
narzuca niewiele ograniczeń. We Francji
ta branża jest pod całkowitą kontrolą urzędników. Boursin zdaje sobie z żalem sprawę, że ten nadwiślański dobrostan nie będzie trwał wiecznie.
Dwudziestosześcioletni Francuz swoją
przyszłość zdecydowanie wiąże z Polską.
Jeszcze rok temu, po tym jak niespodziewanie został z Polski deportowany, wszystko wyglądało inaczej. Był to czas, kiedy
polskie władze próbowały poprzez ostrzejsze egzekwowanie przepisów emigracyjnych wywrzeć nacisk na zachodnie kraje
Unii, aby szerzej otworzyły swoje rynki
pracy przed Polakami. Opieszałość war-
TWOJE
MAZURY 5
REPORTAŻ
Tyle jest tutaj
do zrobienia...
fot. Ł. Oganowski
szawskiej firmy architektonicznej, w której
wówczas pracował Gildas, sprawiła, że nie
dopełnione zostały formalności związane
z zalegalizowaniem jego pracy w Polsce.
– Doba w więzieniu sprawiła, że miałem zamiar się wycofać – żali się Francuz.
– Jak mnie w Polsce nie chcą, to trudno.
Na szczęście szybko się z tego otrząsnąłem. Założyłem w Warszawie firmę i teraz
pracuję na własne konto.
Najważniejsze
– ocalić marzenia
fot. Ł. Oganowski
Lodowa Galeria płynie. Deszcz i wiatr
powoli wygładzają rysy aniołów przed gankiem. Gildas, jego polsko-litewska dziewczyna Irina i giżyccy przyjaciele idą nad
Niegocin przywitać pierwszy dzień Nowego Roku. Trafiamy do byłego portu węglowego. Tutaj, kilkadziesiąt lat temu nie
było betonowego mola, a gdy przyszła
prawdziwa mazurska zima i lód na jeziorze
miał ponad metr grubości, wycinano w nim
kanał, biegnący w głąb jeziora. Wycięte
lodowe bryły ładowano do wyłożonych
trocinami wagonów na pobliskiej bocznicy kolejowej i wieziono „w Polskę”, aby
służył do celów chłodniczych. Ulubioną
zabawą dzieci z pobliskich ulic była wówczas przejażdżka na blokach lodu, spławianych kanałem.
W tym roku zima nie dopisała. Niegocin spokojnie faluje. W oddali widać wędkarza łowiącego ryby z łodzi. Lodowa efemeryda przed „Wspólnotą Mazurską” zostanie rozebrana następnego dnia. Całe zamieszanie wokół budowy wybudziło wielu
Irina i Gildas.
giżycczan z zimowego snu. Zaciekawieni
przystawali pod gankiem i pytali skąd wzięło się tyle lodu, skoro jeziora w tym roku
nie zamarzły. Na wieść, że materiał przyjechał aż z Wrocławia, niektórzy pukali się w
czoło, nie mogąc pojąć po co tyle zachodu, skoro za kilka dni wszystko zamieni się
w wodę. Byli też tacy, którzy nie wierzyli,
że lodowa budowla dotrzyma do Sylwestra. Później wielu z nich przybiegło tu o
północy, by przekonać się, czy uparty Francuz dopiął swego.
– Mam nadzieję, że ta realizacja pokazała mieszkańcom Giżycka, zwłaszcza
młodym, że warto być aktywnym, ponosić
pewne ryzyko i spełniać swoje marzenia,
nawet jeżeli inni będą wątpili w powodzenie ich realizacji – mówi Gildas.
Architekt Gildas Boursin, na pytanie,
co mu się podoba, a co go razi w zabudowie mazurskiej, odpowiada: Cieszę się
przede wszystkim, że tyle jeszcze zostało
tutaj do zrobienia. Bardzo podoba mu się
wtopiony w krajobraz ośrodek wypoczynkowy „Wiking” na półwyspie Kal. O ile
pozytywnie ocenia niedawno powstałe
nadbrzeże Mikołajek, bo to ożywiło turystycznie centrum miasta, a liczne deptaki
ograniczyły ruch samochodowy, to włos
na głowie jeży się mu na widok architektury Hotelu „Gołębiewski”. Przeglądał projekt giżyckiej Ekomariny i jest zdania, że
pomysł estakady, łączącej centrum miasta
z Niegocinem, to strzał w dziesiątkę. Boursin jest zdania, że współcześni budowniczowie powinni korzystać z doświadczeń
swoich mazurskich poprzedników. To zapobiegnie wielu niepotrzebnym nonsensom, takim jak płaski dach, który runie pod
własnym ciężarem po obfitych opadach
śniegu. Oczywiście, nie należy poprzestać
na samym naśladownictwie. Dobrze jest
też korzystać z nowoczesnych rozwiązań
np. dużych okien otwierających rozległy
widok na mazurskie przestrzenie. Architekt
ślęczący nad deską kreślarską nie może
przeoczyć bardzo ważnego aspektu - nowy
obiekt powinien być harmonijnie wkomponowany w krajobraz. Takimi przesłankami kierował się Gildas Boursin, współtworząc projekt kompleksu wypoczynkowego na Półwyspie Fuledzkim, gdzie zabudowania mają nawiązywać do pruskiej
architektury plemiennej.
Młody Francuz nie zamierza poprzestać
na giżyckiej realizacji lodowej. Już w lutym
w Warszawie, przy dawnym pałacu Branickich na Nowym Świecie, stanie kolejna
lodowa efemeryda. Tym razem pretekstem
będą walentynki. Lodowy pałac zakochanych będzie zdobiła klasycystyczna fasada, a atmosferę wewnątrz podgrzewać ma
basen wypełniony gorącą wodą. Na walentynkowym party będzie można spojrzeć
na zimowe jeziora mazurskie z niecodziennej zupełnie perspektywy, znanej jedynie
nurkom mającym odwagę wskoczyć zimą
do przerębla. Na wernisażu fotogramów
Łukasza Oganowskiego będzie można zobaczyć strukturę „mazurskiego bursztynu”
– tak autor zdjęć nazywa bryły lodu z wtopionymi fragmentami podwodnych roślin.
W dalszej kolejności Gildas Boursin chce
zachwycić lodowymi budowlami mieszkańców Gdańska, później marzy mu się lodowy podbój Francji.
TWOJE
6 MAZURY
ZIMA 2005

Podobne dokumenty