Rośnie brzoza w Elblągu [podpis] Paweł Kwaśniewski MAGAZYN nr

Transkrypt

Rośnie brzoza w Elblągu [podpis] Paweł Kwaśniewski MAGAZYN nr
Rośnie brzoza w Elblągu
[podpis] Paweł Kwaśniewski
MAGAZYN nr 46 dodatek do MAGAZYN, dodatek do Gazety Wyborczej nr 272, wydanie z dnia
22/11/1996 REPORTAŻ, str. 28
- Wierzę, że starówka będzie żywym miastem. I to będzie nasze centrum - mówi Witold GintowtDziewałtowski, prezydent Elbląga. - Sprzedam, jak Boga kocham, sprzedam i kłopot z głowy zaklina się Stanisław Breś, właściciel kamienicy na elbląskiej starówce.
Trzy linie tramwajowe przecinają miasto, które nie ma środka. Jeszcze niedawno, przed wojną (pół
wieku to ułamek historii grodu), nad rzeką Elbląg stała starówka. To w niej koncentrowało się życie
miasta.
- Ruscy weszli, bili się z naszymi - mówi Klaus Schiemke, przedwojenny mieszkaniec Elbląga, dziś
w podróży sentymentalnej. - Zostały gruzy.
Hektary cegieł, zburzona katedra św. Mikołaja, wypalone kamieniczki przy ul. Świętego Ducha.
Cegły ładowano na ciężarówki. Setki ciężarówek na gdańskiej drodze. Jedne jechały do Trójmiasta,
inne do stolicy. Tam odbudowa miała priorytet.
W Elblągu tuż po wojnie odbudowano tylko dziewięć kamieniczek przy dzisiejszej ul. Wigilijnej.
W roku 1956, po ośmiu latach pracy, skończono odbudowę wieży katedralnej. To wszystko.
- Nawet nie było wielkiej woli odbudowy - mówi Maria Lubocka-Hoffmann, wojewódzki
konserwator zabytków w Elblągu. - Tu wszyscy są napływowi, 350 dzieci uczy się ukraińskiego.
W roku 1958 zniwelowano dwadzieścia hektarów po rozebranej starówce. Wyrosła trawa, a potem drzewa samosiejki. Wymarzony teren dla wagarowiczów i amatorów taniego, porannego wina.
Smutne miasto, dobry czas
Maria Lubocka-Hoffmann przyjechała do Elbląga z Trójmiasta zaraz po obronie dyplomu z historii
sztuki. To było w roku 1975, gdy Elbląg został województwem. Przyjechała na rok, dwa.
- To było smutne, prowincjonalne miasto. Ale trafiłam w dobry czas.
Została do dziś. O budowie starówki wie wszystko. Słowa "odbudowa" nie używa. To ona
zdecydowała, że kamieniczek nie będzie się wiernie rekonstruować.
- Jeszcze w latach siedemdziesiątych - opowiada - była koncepcja centrum bez ludzi: betonowe
biurowce, dom towarowy, żadnych mieszkań.
Do koncepcji przyznaje się dr Szczepan Baum:
- W roku 1959, tuż po studiach, zrobiłem z kolegami studium zagospodarowania tego miejsca odpowiednie do tamtego czasu, tamtego myślenia, tamtych możliwości. Nie ma się czym chwalić.
Na szczęście nic z tego nie wyszło.
W roku 1975 przeciw tym planom zaprotestował gdański oddział Stowarzyszenia Architektów
Polskich. Urządzono seminarium, na które zaproszono specjalistów z Wyższej Szkoły Sztuk
Plastycznych (prof. Ryszard Semka), z Instytutu Architektury i Urbanistyki Politechniki Gdańskiej
(prof. Wiesław Anders) i z Miastoprojektu (dr Szczepan Baum).
Na seminarium SARP-u postanowiono stworzyć nowy plan szczegółowego zagospodarowania
starówki. Trzy lata później projekt był gotowy.
- Inwestorzy i wykonawcy nie kwapili się jednak - wspomina prof. Ryszard Semka. - Teren trudny,
torfowy, dużo wody. Potrzeby mieszkaniowe były olbrzymie, a przecież łatwiej budować
wielkopłytowe osiedla na skraju miasta. Ale za koncepcję zabudowy dostaliśmy w roku 1980
nagrodę ówczesnego Ministerstwa Administracji i Gospodarki Terenowej.
Maria Lubocka-Hoffmann:
- Na fali sierpniowych zmian Henryk Bagiński, architekt i szef Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi
Elbląskiej "Jaszczur", założył z kolegami Zespół Budownictwa Mieszkalno-Usługowego. Potem
ZBMU rozpadł się na wiele mniejszych spółdzielni mieszkaniowych, zrzeszających prywatnych
inwestorów. To była niekonwencjonalna szansa na starówkę. Tym bardziej że władze miasta nie
miały nic przeciw temu, choć był to dopiero rok 1983.
Także willa Wałęsy
Szczepan Baum i prof. Semka zostali generalnymi projektantami Starego Miasta. Pod ich okiem
nad planami kamienic pracował Zespół Autorskich Pracowni Architektonicznych w Gdańsku.
- Zaczęła się przygoda i dzieło mojego życia - ocenia Szczepan Baum, choć na brak realizacji nie
może narzekać: Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, Dom Technika,
wielokrotnie nagradzany kościół w Straszynie, hotel Heweliusz, Port Lotniczy w Rębiechowie pod
Gdańskiem, nowa willa Wałęsy.
Prof. Semka przyznaje mu rację, choć i on zrealizował się zawodowo i społecznie. Projektował
m.in. pomnik Stoczniowców w Gdyni, był prezesem SARP-u w latach 1980-81, jest członkiem
Rady Międzynarodowej Unii Architektów.
Do dziś Baum i Semka zaprojektowali ponad 140 elewacji elbląskich kamieniczek.
Dekalog i jak kto chce
Generalni projektanci ułożyli dziesięć przykazań budowy Starego Miasta. Domagali się
zachowania: historycznego układu ulic, historycznej zabudowy frontowej z przedprożami i
podziałem na kamienice, liczby kondygnacji, ceramicznego pokrycia dachów, funkcji mieszkalnousługowej.
Dopuszczali jednak "operowanie współczesną formą i detalem, stosowanie rozwiązań
funkcjonalnych mieszkań i usług według indywidualnych potrzeb mieszkańców".
- Mówiąc po prostu: z zewnątrz mają być kamieniczki zbudowane według starych planów, ale z
nowymi fasadami, a wewnątrz - co kto chce - mówi Jolanta Wołodźko ze Stowarzyszenia "Elbląska
Starówka", grupującego prywatnych inwestorów.
Nie obyło się bez zgrzytów. Architekci zaprojektowali podziemne garaże. Konserwator Maria
Lubocka-Hoffmann krzyknęła:
- Po moim trupie! Kamienice będą odbudowywane na starych fundamentach.
- Może to i lepiej - mówi dziś Szczepan Baum. - Gdyby wyburzono historyczne fundamenty,
kamienice trzeba by stawiać na palach, izolować od wody podskórnej. To by podrożyło budowę.
Ale wyrzucenie samochodów poza Stare Miasto to niedogodność dla mieszkańców.
Niemcy podpatrują
Chicago, Barcelona, Bruksela, Berlin. I jeszcze Anglia, Francja, Chiny, Rosja. To miejsca, w
których Szczepan Baum i Ryszard Semka pokazywali koncepcję odbudowy Starego Miasta w
Elblągu. Wykonano olbrzymią pracę - zaprojektowano 65 kamienic jednorodzinnych, 25
dwurodzinnych, 6 - czterorodzinnych, 204 mieszkania w budownictwie wielorodzinnym, 150
punktów usługowych i handlowych.
Profesor Semka:
- Opracowaliśmy setki typów okien, drzwi, dziesiątki odmian balustrad. Elewacje rysowaliśmy w
skali 1:50. Niektóre detale w dwóch wiernie zrekonstruowanych kamienicach opracowaliśmy nawet
w skali 1:1. W sumie nasze projekty to 2 km bieżące ciągów ulicznych. Do Elbląga przyjeżdżali
architekci z Niemiec, by podpatrywać, jak to się robi.
Fasady: tynk biały, beżowy lub cegła licowa. Czasem wykończone czarnym drewnem. Zwieńczenia
w romby, trójkąty, półkola, ażury.
Gdzieniegdzie rozeta i balkonik (o balkony jest największa bitwa, bo przed wojną ich prawie nie
było, a dzisiejszy kamienicznik nie wyobraża sobie bez nich życia). Fasady projektowane
oszczędnie, bez nadmiaru dekoracji, płynnie przechodzą jedna w drugą.
- Projektujemy od razu cały ciąg fasad, dlatego poszczególne ulicesą plastycznie spójne - mówi
Szczepan Baum.
Życie jednak wprowadza bałagan - na zamieszkanych kamienicach pojawiają się anteny satelitarne.
- Rozwiązaniem jest telewizja kablowa - mówi Jolanta Wołodźko. - Ale firma chce okablować
kamieniczki na zewnątrz, bo łatwiej, a na to my się nie możemy zgodzić.
Wykopano lutnię i warkocz
Gdy na początku lat osiemdziesiątych pierwsi kandydaci na kamieniczników odkopali fundamenty,
Maria Lubocka-Hoffmann powiedziała: - Stop! Trzeba zrobić badania archeologiczne.
Do Elbląga przyjechali gdańscy archeolodzy Tadeusz i Grażyna Nawrolscy z ekipą. Zaczęli kopać.
- I kopiemy do dziś - mówi Grażyna Nawrolska, która po śmierci męża prowadzi badania. - Już 16
lat. To największe wykopaliska w Polsce, a może i w Europie. Przekopaliśmy już hektar ziemi do
pięciu metrów w głąb, ale to wciąż tylko parę procent starówki. Dopiero po naszych badaniach
działka idzie na sprzedaż. Badania finansuje miasto.
- Na archeologów wydajemy rocznie 2 mld starych złotych - mówi Witold Gintowt-Dziewałtowski.
- Dużo, ale to tylko 0,3 proc. miejskiego budżetu.
Grażyna Nawrolska: - Zbadaliśmy 50 podwórek, odkopaliśmy 120 latryn. Latryny to smród
konserwowany przez wieki, ale też skarbnica wiedzy o epoce. Znaleźliśmy i zdokumentowaliśmy
ponad pół miliona przedmiotów, w tym dwa tysiące całych. Ostatnio znaleźliśmy długi kasztanowy
warkocz. Najciekawsze wykopaliska to sensacyjne tabliczki woskowe do pisania rylcem i XVwieczna lutnia. Brakuje nam tylko biżuterii.
Najpiękniejsza polska toaleta
Klaus Schiemke, ten w podróży sentymentalnej, mówi o przeszłości: - Tu był rzeźnik, tu knajpa,
fryzjer, sklep kolonialny. Niby to samo, a kolory, okna inne. Takie klassiche moderne.
Jolanta Wołodźko, dyrektor Stowarzyszenia "Elbląska Starówka", mówi o teraźniejszości i
przyszłości: - Tu jest najlepsza pizzeria w mieście, bank jeden i drugi, szkoła języka angielskiego,
sklep metalowy. A tu na rogu będzie prywatny hotel.
Wzdłuż Starego Rynku (Elbląg nie miał klasycznego rynku - jego rolę spełniała główna ulica)
śliczne nowe kamieniczki z zadbanymi przedprożami i eleganckimi kafejkami sąsiadują z
budowlanym bałaganem. Glina zamiast chodników, trawa po kolana. Nie wiadomo, podziwiać
elewacje czy patrzeć pod nogi.
Mostowa, Sukiennicza, Garbary, Wieżowa, Wigilijna, Świętego Ducha to ulice już zabudowane: na
piętrach mieszkania prywatne, na parterach sklepy, galeria, puby, usługi komputerowe. W piwnicy
Piano Baru najpiękniejsza chyba toaleta w Polsce - nowoczesna armatura i średniowieczna cegła.
Między kamieniczkami parkują turystyczne autobusy firmy Ost Reise Service.
Każdy swoim tempem
Jolanta Wołodźko wylicza:
- W 70 kamienicach mieszka 750 osób, w budowie natępnych 60 domów, 40 jeszcze nie zaczęto.
Największa powierzchnia mieszkalna na starówce to 180 metrów, średnia w budownictwie
komunalnym - 44, spółdzielczym - 61, indywidualnym - 80. Na 286 zaprojektowanych lokali
usługowych działa już 90. Jest jeden zakład produkcyjny - to Pol-cotex, fabryka odzieżowa. Na
razie kapitał zagraniczny się nie zaangażował, a inwestorzy budują za gotówkę.
Jolanta Wołodźko wylicza cztery rodzaje inwestowania - spółdzielcze (raczej dychawiczne),
indywidualne (tego najwięcej i najwięcej z nim kłopotów, bo każdy buduje swoim tempem i ma
inne wymagania), developerskie (np. Przedsiębiorstwo Budowlane "Starówka" - wykupuje całe
kwartały, buduje za własne pieniądze, potem sprzedaje na wolnym rynku - ok. 1,1 tys. PLN za 1
mkw.) i zakładowe (fabryka Elzam zbudowała cały kwartał mieszkań dla pracowników).
- Z moich obserwacji - mówi Władysław Gliniecki, mieszkaniec starówki i właściciel firmy
budowlanej, która postawiła dziesięć kamienic - budują się tu młodzi, którzy zrobili pieniądze po
roku 1989 roku, drobni biznesmeni i kupcy oraz majętni rodzice dla swoich dzieci.
Blok i kamienica
Zamech był największą fabryką regionu - produkował kotły parowe, wyposażenie okrętowe. Część
zakładu kupił międzynarodowy koncern ABB, pozostałość przekształciła się w spółkę Elzam.
Wizytówką spółki jest hotel w centrum miasta i kwartał mieszkaniowy na starówce między Starym
Rynkiem, Wieżową i Kowalską, naprzeciw katedry. Wśród kamienic prywatnych inwestorów
można go rozpoznać od razu - budowany z jednej bryły, podział na kamieniczki ma umowny - od
rynny do rynny.
- To nieprawda - mówi Szczepan Baum. - Mieszkania mają szerokość starych fundamentów i
kamienic. Inaczej niż na starówkach warszawskiej i gdańskiej, gdzie podziały są iluzją elewacji, a
mieszkania ciągną się z jednej do drugiej kamienicy.
Trzy czwarte elzamowskiego kwartału stoi na palach.
- To pozostałość po nie dokończonej budowie domu handlowego - opowiada prof. Semka. - Były
już wylane piwnice, więc musieliśmy to jakoś zagospodarować.
- Mieszkańcy tego domu - dodaje architekt - to nasi najlepsi współpracownicy. Wkładali w budowę
własną pracę, wszystkie detale wykonywali z milimetrową dokładnością. Inaczej niż prywatni,
którzy chcą budować jak najszybciej za jak najmniejsze pieniądze.
Do Krzysztofa, inżyniera z Elzamu, wchodzi się wąską klatką schodową. Lamperia pomalowana
olejną sepią z brązowym szlaczkiem.
- Mieszkamy tak samo jak w bloku, tyle że ładnym. Z kamienicznikami nic nas nie łączy, to inne
światy, inne problemy, także inne pieniądze. Nawet im nie mówię "dzień dobry", bo ich nie
rozpoznaję.
Piotr Pałdyna, kamienicznik:
- Nigdy nie myślałem o elzamowcach jak o mieszkańcach starówki.
Ksiądz Mieczysław Józefczyk z parafii św. Mikołaja:
- Elzamowcy - naród poczciwy, ale środowisko jeszcze nie zintegrowane. Wokoło piasek i błoto.
Mówię: Dzieci bawcie się przy kościele, a rodzice nie puszczają.
W huku Kazamatów
Tadeusz Matulewski ma dom na rogu Starego Rynku i Garbary. Na parterze otworzył sklep z
materiałami instalacyjnymi i biuro swojej firmy budowlanej. Zna na starówce wszystkie plotki.
- Chyba pięciuset prywatnych inwestorów się przewinęło. Jedni bankrutowali, inni kończyli dzieło.
B. zbudował dom, ale nie chciał już na niego patrzeć. Sprzedał chałupę i ze szczęścia tydzień pił.
Albo ci z Mostowej - zaczynali jako małżeństwo i tak tyrali, że się rozwiedli. Są osobno, a mają 24
tysiące wspólnych cegieł. Teraz ciągną w górę dwie kamienice sczepione bokiem.
Przy ul. Wigilijnej kamienicę postawiła Teresa Polanowska z synem. Żartuje, że miejsce pod dom
zawczasu sobie przygotowała - w latach pięćdziesiątych odgruzowywała tę część starówki, cegły
woziła do Warszawy. Dziś w tym miejscu ma własny piękny dom z ogródkiem.
Właścicielka Piano Baru (tego z najładniejszą toaletą w Polsce) mówi, że odstępne za kamienicę
dała w aparatach fotograficznych. Stan techniczny domu był rozpaczliwy - tynk wpadał do zupy, a
po deszczu zalewało piwnicę.
Ryszard Maryniak, handel sukniami ślubnymi, ma problem z sąsiadką: - Już pół miliarda straciłem
przez nią - narzeka. - Nie ciągnie swojej roboty, to i moja stoi, ściana przemarza, muszę ostro w
zimie dogrzewać, instalacje nie dokończone. Niech to komuś sprzeda, kto ma pieniądze.
Iwona i Mirek Fabińscy na swój dom zarobili we Włoszech. Kupili stan surowy. Poprzedni
właściciel tak zaniedbał budowę, że wokół wyrósł tatarak. Na parterze i w piwnicy założyli pub.
Ceny wyższe niż w Warszawie.
Iwona: - Jesteśmy twardzi, więc nie narzekamy. Na początku chcieliśmy mieć klub dla wszystkich,
ceny dostępne, to nam się żulia zalęgła. Tu nie ma studentów, miasto robotnicze. W dodatku
Kazamaty otworzyli.
Kazamaty to największa w Polsce dyskoteka. Po północy leci dwustubitowe techno. Kazamaty
zbierają co noc tłum elblążan i mieszkańców szeroko pojętego regionu.
Iwona: - Mirek ma pomysł, żeby zrobić klub zamknięty, ekskluzywny. Gość płaci za kartę wstępu
słono, a rachunki reguluje raz w miesiącu. Może to wypali i będziemy w stanie wykończyć górę.
Tak bym chciała na zimę zamieszkać na swoim.
Niemiec chciał, ale przegrał
Roman Szwarc wynajął trzy lata temu pokój na zapleczu oddziału Banku DepozytowoKredytowego w kompleksie Elzamu. Postawił komputer i biurko, zarejestrował firmę pod nazwą
Cumulus. Wycenia nieruchomości, pośredniczy w handlu mieszkaniami.
- To w przyszłości będzie centrum - mówi - dlatego postarałem się o to miejsce. Ale na
mieszkańcach starówki nie zarobiłbym na chleb. Nie ma wtórnego rynku kamienic. Jeszcze dwa
lata temu coś by się znalazło. Teraz wolnych działek brak. I nowych chętnych jak na lekarstwo. To
nie jest bogaty region. Ci, którzy mieli pieniądze i chcieli tu mieszkać, już zainwestowali. Za
wcześnie, by mieszkała tu tylko elita. Żyję z wycen na mieście.
Pan Roman twierdzi, że jednorodzinną kamienicę o powierzchni około 300 mkw. można zbudować
za 250 tys. PLN. Cena wywoławcza gruntu wynosi 300-350 PLN za metr. Podobne są koszty
budowy plomby w śródmieściu Elbląga.
- Teraz obcokrajowcy mogą kupować do 4 tys. mkw. ziemi bez żadnego pozwolenia - może to ich
przyciągnie. W staromiejskich warunkach to wszak cały kwartał. We wrześniu był już chętny jeden
Niemiec. Ale przegrał przetarg z miejscową firmą developerską.
Gorzej z tacą
Ksiądz Mieczysław Józefczyk lubi trochę ponarzekać. Kiedyś było lepiej, łatwiej, parafia większa.
Ale 30 lat temu ludzie poszli do bloków - osiedla Zawada, Nad Jarem, Fromborska.
- Kamienicznicy są zajęci budową, a nie wiarą - mówi ksiądz infułat o nowych sąsiadach. - Teraz
powoli nadchodzi faza obudzenia. Gorzej z tacą. W lecie można wytrzymać, ale zimą... Samo
ogrzewanie to 5 tys. złotych miesięcznie. Nam nie przeszkadza, że tu mają być nocne kluby,
kawiarnie, puby. Byleby młodzi umieli się bawić, a nie siedzieć na ławce, konsumować, a potem
celny rzut butelką w witraż.
Szczapa, barman w Tanku, młodzieżowym klubie nieopodal starówki: - Siedzą na ławkach, bo w
staromiejskich pubach za drogo. Wszystko ustawione pod Niemca.
Dziamgo, wielki facet w długich włosach, dodaje: - Nawet w menu niemieckie słowa mają większą
czcionkę niż polskie. Życia nocnego tu nie będzie, bo knajpy otwarte tylko do dziesiątej. To jak
żyć?
Zawiodła rzeka
Jednak życie wkrada się na starówkę. Nie tylko to knajpiane do dziesiątej w nocy. Zwykłe także były już pierwsze narodziny, śluby, rozwody i zgony. Ktoś zbankrutował, ktoś inny otworzył nowy
sklep. Biznesmen z Poznania buduje tutaj kamienicę, żeby mieć bazę wypadową do Kaliningradu.
Jest już lokalny notariusz i hydraulik "złota rączka".
- Jeszcze brakuje staromiejskich, naszych, dziwek i złodziei - mówi pan Zenon, właściciel
mieszkania w kamienicy na Wigilijnej. - Wtedy dopiero miasto będzie miało cały przekrój
społeczny i będzie żyło jak przed wojną, jak przez całe wieki.
Jolanta Wołodźko: - Marzy mi się socjolog, który zbada, jak się odbudowuje mieszczaństwo.
Mieszczaństwo Elbląga bowiem to ponad siedem wieków historii. Pierwsza pisana wzmianka o
mieście pochodzi z roku 1237, gdy Krzyżacy założyli na późniejszej Wyspie Spichrzów
prowizoryczny obóz. Wkrótce zaczęli budować zamek na wschodnim brzegu rzeki; mieszkał w nim
mistrz krajowy zakonu. Pierwszą murowaną kamienicę zbudowano w roku 1301. Po przeniesieniu
rezydencji Wielkiego Mistrza z Wenecji do Malborka w 1309 roku, Elbląg jest już tylko siedzibą
komtura i Wielkiego Szpitalnika. Liczbę ludności z załogą, giermkami, pachołkami rodzinami
świeckich mieszkańców określa się wtedy na 300-500 osób. W roku 1454 wybucha zbrojne
powstanie mieszkańców. Krzyżacki zamek legł w gruzach. Następne wieki to walki, pożary i handel
(na nabrzeżu rzeki znajdował się targ, cumowały tu dziesiątki barek). Elbląg przechodzi z rąk do
rąk; był we władaniu Polaków, Prusaków, Szwedów, Brandenburczyków.
Maria Lubocka-Hoffmann, wojewódzki konserwator zabytków: - To miasto zawsze walczyło o
swoje miejsce na ziemi. W XIX wieku rzeka się zapiaszczyła, mieszczanie się na niej zawiedli.
Elbląg podupadł, ale przetrwał.
Na cztery ręce
Zenon Radej, właściciel kamienicy i zakładu czyszczenia odzieży skórzanej na rogu Starego Rynku
i Świętego Ducha, był pierwszym mieszkańcem odbudowywanej starówki. Wprowadził się jeszcze
przed podpisaniem dokumentów o odbiorze konserwatorskim i budowlanym kamienicy (większość
mieszkańców do dziś nie ma takich papierów).
Opowiada:
- Wcześniej mieszkałem niedaleko, na głównej ulicy, ale zawsze marzyłem, by tu osiąść.
Interesowałem się Starym Miastem, mam przedwojenne fotografie. Niestety, nie trafiłem na zdjęcie
mojego domu. Tu był biedniejszy kawałek starówki, obok szpitala. Pomagałem archeologom kopać
w moich fundamentach, ale nic nie znaleźliśmy.
- Pierwszy raz uczestniczę naocznie w odkrywaniu historii - mówi Katarzyna Piaseczny z ul.
Wieżowej - Z moich okien widać, jak archeolodzy wyciągają z ziemi stare butelki. Ale nie mam
pojęcia, co się mieściło w moim domu przed wojną. Dopiero co się wprowadziliśmy.
- Czy dwie, trzy wizyty w muzeum można nazwać zainteresowaniem przeszłością starówki? zastanawia się młody architekt Piotr Pałdyna z ul. Kumieli.
Kamienicę zaczęli budować jego rodzice, nauczyciele, ale nie dali rady finansowo. Pan Piotr z żoną
informatykiem ma na parterze sklep z komputerami, dużo projektuje w Belgii, więc powoli
wykańcza dom.
- Wiem tyle, że moja ulica miała trzydzieści numerów. Dziś ma trzy, ale czy odpowiadają
wcześniejszej numeracji? Projekty nowych kamienic to też już przestarzała architektura, myślenie z
lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych. Zwłaszcza reprezentacyjne budynki, banki mogłyby mieć
nowocześniejszą formę. Więcej szkła, a nawet metalu nie powinno zaszkodzić cegle licowej.
Lutowy numer miesięcznika "Architektura i Biznes" zaatakował: "[...] Czy wraz ze zmianami
stylistycznymi w architekturze narastający systematycznie wystrój architektoniczny staromiejskiego
zespołu wytrzyma >>rękę<< tylko dwóch autorów?
Szczepan Baum, jeden z autorów: - Nie można nas wyłączyć tylko dlatego, że zrobiliśmy już tak
dużo. Poza tym zawsze jesteśmy otwarci na nowe pomysły, można z nami dyskutować, namawiać
na własne rozwiązania.
Sąsiad - rabatki, sąsiadka - piaskownicę
Stanisław Breś ma biuro w piwnicy, pod sklepem z artykułami metalowymi. Piwnica jest wyklejona
niebieską tapetą w zielone kwiaty. Biurko, komputer. Stanisław Breś coraz mniej interesuje się
starówką. Po pięciu latach, które spędził na ul. Mostowej, zdecydował się sprzedać dom.
- Mieszczaństwo rodzi się tu w bólach i kłótniach - tłumaczy. - Za te same pieniądze postawię willę
z ogródkiem, otoczę płotem i nikt mi nie wejdzie. A tu - podwórko wspólne, bez wytyczonych
granic. Ja chcę parkować samochód, sąsiadka chce mieć piaskownicę, sąsiad przerzuca śmieci pod
drzwi sąsiada, a facet z przeciwka zakłada rabatki.
Pan Andrzej, właściciel posesji i hurtowni w sąsiedztwie, wpadł na plotki:
- No, nie jest aż tak źle. Z niektórymi się przyjaźnimy. Ale ludzi trudno skleić. Każdy zalatany,
zapatrzony w swoje. Miasto też nam zalazło za skórę. Jak się tu wprowadzaliśmy, obiecywali złote
góry. Mieli nam sfinansować wykonanie fasad. Grosza nie dostaliśmy. Jak budowaliśmy, to trzeba
było co do centymetra trzymać się projektu, a teraz o swoich powinnościach miasto zapomniało wszędzie błoto, nie ma chodników, oświetlenia, koszy na śmieci. A podatki płacimy, jak inni
elblążanie.
Starówkowicze mają wspólne przyłącza wody, gazu, elektryczności. Jeden licznik na ośmiu,
dziesięciu, a nawet dwudziestu właścicieli. Więc robią podliczniki i kłócą się, kto ile ma zapłacić.
Pan Andrzej:
- Dałem za wygraną i z własnej kieszeni płacę za światło na klatce schodowej. Trzeba zrobić
rewolucję i oderwać się od miasta. Założymy własną gminę i podatki będą w naszej kasie.
W jednej kamienicy sypialnia, w drugiej salon
Mieszkańcy znad Piano Baru, tego z najładniejszą toaletą w Polsce, poradzili sobie z licznikami i ze
sobą bez kłótni. Może dlatego, że mieszkania kupili od firmy developerskiej i wprowadzili się na
gotowe. Zajmują cztery lokale w dwóch kamienicach, ale adres jest jeden: ul. Wieżowa 15/16. To
znaczy, że część każdego mieszkania jest w jednej kamienicy, a część w drugiej.
- W której się lepiej mieszka? - pytam Katarzynę Piaseczny.
- W każdej inaczej. Pod piętnastką mamy ciche sypialnie, w drugiej części mamy kuchnię i salon. Z
sąsiadami podzieliliśmy się obowiązkami - jedni zajmują się gazem, inni wodą. Postanowiliśmy
także założyć wspólną kasę remontową. Powoli będziemy zbierać pieniądze na naprawy. Takie
mieszkania wymuszają na lokatorach odpowiedzialność za wspólną własność.
Tak było z brzozą. Rosła na podwórku. Mała, chuda, jedyna. Katarzyna Piaseczny zobaczyła, że
archeolodzy chcą ją wykopać, bo przeszkadza w badaniach. Zaprotestowała. - Przecież podwórko
to moja współwłasność - mówi. - To tak, jakby ktoś obcy wszedł do mojego ogródka. Pokłóciłam
się strasznie. Musimy się wciąż uczyć naszej własności i miasto musi zrozumieć, że to nasze.
I brzoza została.
[podpisy pod foto]
Elbląska starówka.
Powyżej: Stary Rynek;
Na sąsiedniej stronie u góry: podwórko przy ulicy Wieżowej;
U dołu: ulica Św. Ducha.
Z zewnątrz będą kamieniczki zbudowane według starych planów, ale z nowymi fasadami, a
wewnątrz - co kto chce.
° Na podstawie księgi adresowej Elbląga z 1928/29 r. udało się ustalić, kto mieszkał w niektórych z
opisanych kamienic:
* Stary Rynek 33
Dziś zakład czyszczenia odzieży skórzanej; właścicielem kamienicy i zakładu jest Zenon Radej.
Dawniej własność Jenny Adameit. Była tu prawdopodobnie trafika Maxa Toeppela. Pod tym
adresem mieszkała także rodzina kupiecka Walter i Gerda Conrad.
* Stary Rynek 15
Dziś własność Andrzeja Konończuka i siedziba jego firmy Andrex.
Dawniej mieścił się tu sklep obuwniczy berlińskiej spółki Tact Conrad & Co. Na piętrze mieszkali:
Otto Stoige, nauczyciel tańca, i inspektor Ernst Moct.
* Mostowa 12
Dziś właścicielem sklepu metalowego i całej kamienicy jest Stanisław Breś.
Dawniej dom należał do kupca Rudolfa Rogalskiego. Mieszkanie na piętrze wynajmowała
księgowa Anna Frischbutter.
* Mostowa 8
Dziś sklep i hurtownia odzieży, mieszka tu m.in. zaprzyjaźniony z Stanisławem Bresiem jego sąsiad
pan Andrzej (ten, który z własnej kieszeni płaci za światło na klatce schodowej, współwłaściciel
kamienicy).
Dawniej kamienica także wielorodzinna. Cztery zameldowane familie to właściciel Wolf Wertelska,
nauczycielka Emma Struwe, wdowa Ada Krassen i Therese Behrmann, utrzymująca się z inwestycji
giełdowych.
* Wieżowa 15/16
Dziś w piwnicach Piano Bar, na górze cztery mieszkania, m.in. Katarzyny Piaseczny.
Dawniej dwie osobne kamienice. Jedna, tam gdzie pani Katarzyna ma sypialnię, należała do
farbiarza Ernsta Gilbersa. Na piętrze mieszkało małżeństwo urzędników Bengsch. W drugiej (tam
gdzie Katarzyna Piaseczny ma salon) mieszkali sami panowie - stolarz, robotnik budowlany, murarz
i agent handlowy Adolf Willatowski.
* Kumieli 2
Dziś kamienica architekta Piotra Pałdyny. Na parterze sklep Optimusa.
Dawniej mieszkała tu robotnicza rodzina Dreher i Willy Gerwin, inwalida wojenny.
Paweł Kwaśniewski
[autor fot./rys] Fot. Andrzej Iwańczuk
RP-DGW_D
Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione.

Podobne dokumenty