OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń

Transkrypt

OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń
OGRÓD DUCHA GÓR
1
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
NR 1-3
KWARTALNIK – STYCZEŃ-WRZESIEŃ 2014
EGZEMPLARZ DO POBRANIA
2
Mali eleganci
Barciel pszczołowiec (Trichodes apiarius)
Kruszczyca złotawka (Cetonia aurata)
Świerszcz polny (Gryllus campestris)
Owady
piękne
OGRÓDsą
DUCHA
GÓR
• Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
3
OGRÓD DUCHA GÓR
KWARTALNIK
MUZEUM PRZYRODNICZEGO
w JELENIEJ GÓRZE
dla
MIŁOŚNIKÓW NATURY, EKOLOGII,
OCHRONY PRZYRODY I MUZEALNICTWA
PRZYRODNICZEGO

Spis
treści
Nietoperz
Nr 1-3/2014
Zespół redakcyjny
LESZEK KOŚNY
(redaktor)
JOANNA MIELECH
MONIKA STĘPIEŃ
ALEKSANDRA NOWAK-ODELGA
(sekretarz redakcji)
Adres redakcji:
Muzeum Przyrodnicze w Jeleniej Górze
58-560 Jelenia Góra, ul. Cieplicka 11A
tel./fax 75 75 515 06
e-mail: [email protected]
Czesław Janczarski
Czy niedźwiedzie jaskiniowe żyły
w okolicach dzisiejszej Jeleniej Góry5
Stanisław Firszt
Z dziejów wód mineralnych w Cieplicach Śląskich7
Adolf Andrejew
Dzieła sztuki wracają do Dolnego Śląska9
Aniela Daszewska
DTP: www.adrem.jgora.pl
Jelonek rogacz w Muzeum Przyrodniczym
w Jeleniej Górze11
Na okładce:
Leszek Kośny
1
OGRÓD DUCHA GÓR
4
Stara jodła w Górach Izerskich12
Roman Żurawek
Koło Przewodników PTTK „Rzepiór”14
Barbara Kopydłowska
W królestwie grzybów15
Maria Nienartowicz
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-2 • styczeń-czerwiec 2013
NR 1-3
KWARTALNIK – STYCZEŃ-WRZESIEŃ 2014
EGZEMPLARZ DO POBRANIA
„Jeleń”, rys. Celina Jędrzejewska
20

Od Redakcji
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-2 • styczeń-czerwiec 2013
Podczas pleneru przy stawach
w Podgórzynie
Drodzy Czytelnicy, Miłośnicy
przyrody oddajemy w Wasze ręce
kolejny numer naszego czasopisma. Niestety nie udało się zachować jego charakteru kwartalnika.
Powinien już ukazać się trzeci
numer z 2014 roku, a jak widzicie
jest to pierwszy zeszyt, który wydajemy za trzy kwartały.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
Sprawy związane z przenosinami Muzeum, niekończące się
problemy związane z budową
stałych wystaw tak nas pochłonęły, że musieliśmy odłożyć sprawy
redakcyjne na później. Mamy nadzieję, że kolejny numer czwarty
ukaże się we właściwym terminie,
tj. w grudniu tego roku.
4
Edukacja ekologiczna
NIETOPERZ
Nietoperz nie lubi słońca
Nietoperz to mysz latająca
W dzień śpi na strychu
nad nami.
A jak?
Do góry nogami.
Ni to zwierzę, ni to ptak,
dzień z nocą mu się myli.
Tak, tak,
dziwak to, moi mili.
Czesław Janczarski
Co tam leci? Toperz?
– Nietoperz!
– Jak nie toperz, to co?
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
5

Zapiski historyczne
Stanisław Firszt
Czy niedźwiedzie jaskiniowe żyły
w okolicach dzisiejsze Jeleniej Góry?
Niedźwiedź jaskiniowy (Ursus speleus) był w plejstocenie (300.000 lat temu) pospolicie występującym gatunkiem niedźwiedzi na obszarze niemal całej Europy. Jako osobny gatunek został opisany w 1794 roku przez młodego naukowca niemieckiego Johanna Christiana Rosenmüllera. Kości tego wymarłego ssaka odkrywano w jaskiniach (i tylko w nich) od kiedy tylko człowiek interesował się tymi szczególnymi miejscami wytworzonymi w sposób naturalny przez naturę. Odnajdywane pojedyncze
kości, jak i całe szkielety niedźwiedzi pozwoliły odtworzyć tak wygląd, jak i zwyczaje tego osobliwego zwierzęcia.
Niedźwiedź jaskiniowy był o co najmniej 30% większy od żyjącego do dzisiaj
swego kuzyna niedźwiedzia brunatnego.
Miał około 2 m długości, 1,7 m wysokości w kłębie i ważył 900-1000 kg. Miał
dużą masywną głowę, bardzo mocną
czaszkę i szczęki zaopatrzone w potężne
kły. Przednia część ciała była wyższa od
tylnej. Miał grube, gęste futro, prawdopodobnie koloru ciemnobrązowego. Samice były mniejsze od samców i rodziły
od 2 do 3 młodych. Żył krócej od swych
współczesnych kuzynów, bo tylko ok. 20
lat. Przypuszcza się, że w odróżnieniu od
innych niedźwiedzi żył w grupach. Co jest
ciekawe ten olbrzym odżywiał się przede
wszystkim pokarmem roślinnym, choć
z pewnością nie gardził upolowanymi
innymi ssakami (szczególnie młodymi),
padliną, rybami i innymi zwierzętami.
Oprócz rozmiarów i upodobań żywieniowych odróżniał się od innych
niedźwiedzi tym, że najczęściej, jak się
przypuszcza, zajmował jaskinie, które
stanowiły dla niego naturalne schronienie i to przez wiele stuleci. W jaskiniach
rodził się, rozmnażał, zimował i umierał.
Padłe i chore osobniki stawały się ofiarą
innych ssaków penetrujących ich siedliska, np. hieny jaskiniowej. Świadczą
o tym, np. odnajdywane rozwleczone kości niedźwiedzi w obrębie jaskini.
Do dzisiaj naukowcy nie są jednomyślni co było przyczyną wyginięcia tego
gatunku i kiedy to się dokładnie stało.
Jedni przypuszczają, że było to 50.000 lat
temu, kiedy konkurentem niedźwiedzia
do zajmowania jaskiń stał się człowiek.
Na dowód przytaczają fakt, że właśnie
od tego momentu zaczęła gwałtownie
zmniejszać się populacja tego gatunku,
co zbiega się z momentem pojawienia
się łowców i myśliwych paleolitu. Inni
twierdzą, że wyginięcie niedźwiedzia jaskiniowego wiąże się z ochłodzeniem klimatu podczas ostatniego zlodowacenia
i zubożeniem środowiska naturalnego,
szczególnie wielu gatunków roślin, które
były podstawą jego diety. Nastąpiło to ok.
Polowanie na niedźwiedzia jaskiniowego przez paleolitycznych myśliwych,
rys. Zdeněk Burian
25.000-18.000 lat temu. Faktem jest, że
niedźwiedź jaskiniowy wyginął lub wymarł tysiące lat temu.
Ślady jego bytności w europejskich
jaskiniach są znajdywane przede wszystkim w namuliskach (kości), ale także na
ścianach (ślady pazurów), na gliniastym
podłożu (odciski łap) lub na nierównym
podłożu (ślady zabaw młodych – „zjeżdżalnie”). Niedźwiedź jaskiniowy stał się
też motywem w malarstwie jaskiniowym
dawnych myśliwych lub czarowników np.
w Jaskini Chauvet we Francji (rysunek
datowany na 31.000 lat p.n.e.).
Także na terenie Polski w wielu jaskiniach, szczególnie w Tatrach odkryto
kości niedźwiedzi jaskiniowych. Szczątki
tych zwierząt znaleziono też na terenie
Dolnego Śląska, m.in. w jaskini krasowej
w soczewie marmurów w dolinie potoku
Jaskiniec w Górach Złotych w pobliżu wsi
Radochów gm. Lądek Zdrój. Pierwsza
wzmianka o odkryciach z tego miejsca
pochodzi z 1757 roku. Dopiero w latach
trzydziestych XX wieku przeprowadzono tam wykopaliska pod kierunkiem
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
G. Frenzela (1935 r.) i L. Zotza (1936 r.).
W namuliskach Jaskini Radochowskiej
odkryto kości ok. 20 różnych zwierząt
prahistorycznych, w tym: kręgi szyjne,
czaszkę i żuchwę niedźwiedzia jaskiniowego.
Najbardziej jednak znaną jaskinią
w Polsce, gdzie odkryto szczątki niedźwiedzia jaskiniowego jest Jaskinia Niedźwiedzia znajdująca się w Masywie Śnieżnika, w dolinie Kleśnicy w pobliżu Kletna.
Znaleziono je przypadkowo podczas eksploatacji marmuru i odsłonięcia jaskini
w 1966 roku. W 1967 roku wykopaliska
paleontologiczne przeprowadził tam prof.
A. Jahn. W namuliskach jaskini odkryto
duże ilości kości niedźwiedzi jaskiniowych
(stąd nazwa jaskini).
Oba powyższe odkrycia wiążą się
z rejonem Kotliny Kłodzkiej. Na naszym
terenie też odkryto jaskinie, w których
znaleziono kości niedźwiedzia jaskiniowego. Są one położone w niewielkiej odległości od centrum Jeleniej Góry.
Pierwszego odkrycia dokonano na
terenie byłej fabryki papieru w Czernicy
6
(daw. Dłużewo, niem. Langenau), gm.
Jeżów Sudecki. W 1908 roku odkryto tu
dwie jaskinie, a w namuliskach jednej
z nich znaleziono szkielet niedźwiedzia jaskiniowego. Kości trafiły do zbiorów prywatnych i ich los nie jest znany.
W 1942 roku prowadzono tam badania
wykopaliskowe, ale już bez większych rezultatów.Czernica znajduje się ok. 6-7 km
na płn.-zach. w linii prostej od centrum
Jeleniej Góry.
Drugie miejsce, gdzie w naszym regionie odkryto kości niedźwiedzia jaskiniowego to Wojcieszów (niem. Kauffung
Kr. Schönau p. Kr. Goldberg) w Jaskini
Północnej Dużej w obrębie wzniesienia
Połom w Górach Kaczawskich, położonej
9 km na półn.-wsch. od centrum Jeleniej
Góry. Tutaj jaskinię odkryto w latach 20tych XX wieku w obrębie kopalń wapienia. Badał ją legnicki geodeta, mierniczy i
zapalony archeolog M. Hellmich.
Pierwsze badania wykopaliskowe we
wspomnianej jaskini w latach 1934-1936,
przeprowadził archeolog dr L. Zotz. Odkrył w namuliskach kości zwierząt kopalnych (w tym niedźwiedzia jaskiniowego)
oraz co ciekawe narzędzia kamienne
i węgle drzewne (ślady palenisk). Znaleziska te potwierdzają, że jaskinię tę zamieszkiwali ludzie w okresie paleolitu,
oraz fakt, że zajmowana była ona wcześniej przez niedźwiedzia jaskiniowego.
Szczątki zwierząt i ślady palenisk wg odkrywcy świadczyć miały o praktykach
związanych z kultem zwierząt przez dawnych myśliwych sprzed 30.000 lat. Znaleziska z Jaskini Północnej zostały zabrane
do Wrocławia. Później ich część (część
kości, w tym niedźwiedzi jaskiniowych)
i kopie narzędzi krzemiennych przekazano do jeleniogórskiego Riesengebirg-
svereins=Museum, gdzie były eksponowane do 1945 roku. Po wojnie, otwarte
na krótko muzeum zostało zamknięte
i pełniło funkcję muzealnej składnicy pomocniczej dla składnicy głównej mieszczącej się na Paulinum w Jeleniej Górze
służącej dla ekip rewindykacyjnych prof.
S. Lorentza. Przez Muzeum przewinęła
się ogromna ilość muzealiów i dokumentacji archeologicznych z całego Dolnego
Śląska, m.in. w 1946 roku prof. R. Jamka
z Krakowa wraz z W. Kortą znaleźli tam
księgi inwentarzowe muzealiów archeologicznych z muzeów wrocławskich
z lat 1925-1933 oraz albumy z mapami
w skali 1:25.000 z naniesionymi stanowiskami archeologicznymi. Był to dorobek
ponad 100-letniej działalności śląskiej
archeologii. Nie było to wszystko co dotyczyło archeologii, a znajdowało się
w jeleniogórskim Muzeum. Dziś wiadomo, że przechowywano tu oryginalne
rysunki tuszem do wrocławskich czasopism archeologicznych „Altschlesische
Blätter”, „Altschlesien” oraz część ksiąg
inwentarzowych i dokumentacji z badań
terenowych. Niestety spora ilość tych archiwalnych i cennych materiałów została
zniszczona w latach 50. i 60. XX wieku
przez samych pracowników muzeum (nie
było wśród nich archeologów). Resztki
tych materiałów w latach 90. XX wieku
przekazane zostały do Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu. Nieliczne
eksponaty i dokumenty jakoś przetrwały
i przechowywane były w różnych działach muzeum (Dziale Etnografii, Dziale
Sztuki, a nawet w Pracowni Plastycznej). Uratowali je pracownicy muzeum:
Halina Słomska, Katarzyna Kułakowska
i Władysław Sierka. Lepsze czasy dla pozostałości po zbiorach archeologicznych
Magiczne rytuały paleolitycznych myśliwych podczas polowania na niedźwiedzia
jaskiniowego, rys. Zdeněk Burian
Szkielet niedźwiedzia jaskiniowego
nastały wraz z utworzeniem w Muzeum
Okręgowym w Jeleniej Górze, 1 listopada 1989 roku przez dyrektora Stanisława
Firszta, Działu Archeologiczno-Historycznego i zatrudnieniu archeologów: S.
Skibińskiego, W. Grabowskiego, R. Rzeszowskiego. Zebrano wszystko, co ocalało, w jednym miejscu i okazało się wtedy,
że odnalazły się kości niedźwiedzia jaskiniowego i kopie narzędzi krzemiennych
z Jaskini Połom w Wojcieszowie.
W 1966 roku Jaskinię Północną
Dużą badał wykopaliskowo dr Z. Bagniewski, ale nie znalazł już śladów ani
niedźwiedzi jaskiniowych ani ludzi. Poszukiwał on także wówczas znalezisk dokonanych przez dr L. Zotza, które uznano
w końcu za zaginione. Nikt nie przypuszczał wówczas, że cały czas znajdowały się
one w Muzeum Regionalnym (od 1976
roku Muzeum Okręgowym) w Jeleniej
Górze.
Po remoncie Muzeum Okręgowego w Jeleniej Górze w latach 90-tych XX
wieku na piętrze tzw. „Patryzjum” (przybudówka do Muzeum – kopia kamienicy
mieszczańskiej z XVIII wieku), urządzono niewielką ekspozycję archeologiczną.
Na niej w jednej gablocie wystawiono
pierwszy raz od 1945 roku znaleziska dr
L. Zotza z Jaskini Północnej Dużej z Wojcieszowa.
Po remoncie i rozbudowie Muzeum
Karkonoskiego w Jeleniej Górze (nazwa
od 2001 roku), kości niedźwiedzia jaskiniowego z Jaskini Połom w Wojcieszowie,
w 2012 roku trafiły na stałą ekspozycję
archeologiczną pt. „Najdawniejsze dzieje
regionu jeleniogórskiego od pradziejów
do średniowiecza”.
Jeśli więc chcemy przekonać się
naocznie, że niedźwiedź jaskiniowy żył
w okolicach Jeleniej Góry, musimy wybrać się do Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze. Jaskinia Połom niestety jest
niedostępna dla zwiedzających, a gdzie
znajdują się jaskinie w Czernicy już nikt
nie pamięta.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
7

Zapiski historyczne
Adolf Andrejew
Z dziejów wód mineralnych
w Cieplicach Śląskich
Dzieje wód mineralnych w Cieplicach
Śląskich sięgają czasów wczesnopiastowskich. Według Józefa Sykulskiego, badacza
historii Kotliny Jeleniogórskiej, miał je odkryć w roku 1175 śląski książę piastowski –
Bolesław Wysoki.
W roku 1281 książę piastowski Bernard, wnuk księcia legnickiego Henryka
Pobożnego, 18 marca 1281 jako książę Śląska i Lwówka Śląskiego – dux Lovenberg –
darował Joannitom, „na prośbę Hermana
z Brunhornu, wielkiego mistrza zakonu na
Niemcy i Polskę, źródła cieplickie. Wody te
były określane łacińskim terminem „callidus
fons” – gorące źródła. Darowizna ta obejmowała też ok. 1750 ha ziemi. Poza tym książę
ten sprzedał szpitalnikom 100 włók gruntów
(w owym czasie 1 włóka wynosiła ok. 7.666
ha) za cenę 100 grzywien srebra i dwie beczki
wina.
łożyciela piastowskiej linii świdnicko-jaworskiej – Bolka I „Jelenia Góra 20 marca
1288 Bolko, książę Śląska, pan na Lwówku,
zezwala komturowi Fotis callidi, która zawsze ma być w posiadaniu zakonu Joannitów na budowę karczmy w Malinniku, czego świadkami byli obywatele Jeleniej Góry”.
Liczenie się z mieszczanami Jeleniej Góry
świadczyło o ich ówczesnej sile, zaś postawienie gospody w pobliżu ciepłych źródeł
mówi o zwiększającej się frekwencji ludzi
szukających zdrowia w wodolecznictwie.
Skoro zatem nie wcześniej, to najpóźniej
pod koniec XIII wieku Cieplice rozpoczęły swoją karierę uzdrowiskową. Od 1403 r.
obudowany konstrukcją z desek, przeznaczony był dla ubogich, natomiast „basen kamienny” (kamienne mury wybite wewnątrz
deskami) dla zamożnych. Podczas pobytu
medyka basen drewniany był już tak zaniedbany, ujęcie wody było tak zdewastowane,
że zwykła woda oziębiała się i zamulała zdrój
leczniczy. Na prośbę ludzi ubogich medyk
przy pomocy swego pacjenta, komendanta
załogi na zamku Chojnik, naprawiał zdewastowane obiekty uzdrowiska. Komendant
dostarczał bale i deski, sam lekarz opłacał
częściowo robociznę. Odłączono i zasypano
zimne źródło, zaś ciepłe obudowano drewnianą cembrowiną. Zwyczajowo kąpano się
Od 1403 roku uzdrowiskiem zajmowali się cystersi
Joannita (Joannici nosili czarne płaszcze
z białymi krzyżami)
Książę zwolnił zakonników na dwadzieścia lat od wszelkich ciężarów.
Darowizna ta zapewne miała na
względzie odpowiednie zagospodarowanie
i użytkowanie źródeł leczniczych, ponieważ
głównym zadaniem Joannitów – szpitalników była opieka nad chorymi. Że istotnie zajęli się oni tymi sprawami świadczył
dokument wystawiony w 1288 r. przez za-
uzdrowiskiem zajmowali się Cystersi. Ale
o leczeniu balneologicznym w tym czasie
nie da się powiedzieć nic bliższego. Pewne światło na prosperowanie uzdrowiska
daje nam Pankracy Vulturinus w łacińskim
dziele nazwanym „Panegirycus Silesiacus”
powstałym w roku 1506 w Padwie. Uczony
jeleniogórzanin prawdopodobnie o nazwisku Geyer, aczkolwiek opisywał tylko miasta śląskie – wychwalał też uzdrawiające
źródła „cieplickie, do których zdąża obcy
naród bogaty w pieniądze”.
Ściślejsze wiadomości o uzdrowisku
pochodzą jednak dopiero z listu lekarza
Hoffmanna z Kostrzyna, przebywającego w
Cieplicach w roku 1568. Według jego relacji w połowie XVI wieku „basen drewniany,
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
wtenczas do 6 godzin dziennie przed południem i trzy godziny po południu. Uczony
medyk wśród przeciwwskazań zamieścił
nawet taką informację „To kąpielisko nie toleruje Francuzów cierpiących na „francuską
chorobę”, którzy dostają tu wielkich bólów”.
Z tego pierwszego obszerniejszego
źródła do dziejów Cieplic wynika, że jak
na tamte warunki w uzdrowisku praktykowano całkiem dobrze zorganizowane lecznictwo balneologiczne, stosowano kurację
kąpielową, pitną i natryskową, zatrudniono
nawet kąpielowych lekarzy.
Na podstawie zachowanych źródeł
możemy założyć, że w XVI i XVII wieku korzystanie z uzdrowiska wcale nie było czymś
wyjątkowym.
8
Michał Kazimierz Radziwiłł
Tak mogło wyglądać kąpielisko cieplickie
w XVII wieku
Z powstałego w XVI wieku piśmiennictwa uzdrowiskowego uprawianego przeważnie przez ówczesnych lekarzy wynika,
że na przełomie XVI i XVII stulecia rocznie
notowano od 300 do 400 kuracjuszy oraz
zapewniano od 6 do 8 tys. noclegów. Do
odwiedzających Cieplice należy też doliczyć
wielu przybyszy zdążających tu na dzień św.
Jana, kiedy to miejscowe źródła miały posiadać szczególną moc uzdrawiającą. W tym
czasie, gdy w Cieplicach stało zaledwie kilka
domów murowanych i kilkadziesiąt drewnianych kwatery tamtejsze nie wystarczały,
goście zmuszeni byli zatrzymywać się nawet
w okolicznych wsiach. Kaspar Schwenckfeldt pisał w roku 1600 „Było wiele domów
w pobliskich wsiach, które także użyczano
obcym gościom”. Wsie dostarczały również
żywność. Na początku XVII w. uzdrowisko
cieplickie było już znane i odwiedzane do
tego stopnia, że – jak pisano w 1619 r., pacjenci musieli zamawiać mieszkania i czas
kąpieli na dwa, trzy miesiące naprzód.
W roku 1677 przeszła przez Cieplice osobliwa karawana z Polski. Składały
się nań: semeni z wielbłądami i mułami,
chorągiew rajtarii, kilkudziesięciu husarzy,
dragoni, poza tym księża, służba pokojowa
i dworska, wszyscy to ludzie podkanclerzego litewskiego Michała Kazimierza Radziwiłła, od 1668 hetmana polnego litewskiego, żonatego z siostrą Jana III Sobieskiego.
W orszaku księcia był też stolnik
żmudzki Teodor Bilewicz. Jemu zawdzięczamy pierwszy w języku polskim znakomity opis Karkonoszy i Cieplic zawarty
w złożonym z dwóch części pamiętniku z
podróży dookoła Europy pt. Diariusz peregrynacji niemieckiej.
(...) wybraliśmy się w dalszą drogę
comis die 12 septembris do Hirschberg (Jelenia Góra) miasta, które ma abundantium
(mnóstwo) różnych płócien, za którym
o milę wody ciepłe z ziemi wynikają. Po
tamecznemu się zaś zowie Warm Baden,
a po naszemu Cieplice. Na którym miejscu
stanęliśmy die 15 septembris, których wód
varii pro variis różni na różności zażywają,
w nich się kapiąc cordinarie (zazwyczaj) co
dzień po kilka godzin, pro libitu suo / wedle
swojej woli każdy: ale jednak nie na każdy
defekt te wody remedium (lekarstwem),
inszym zaś szkodzą bardziej niż pomagają,
mianowicie którzy są chudnej kompleksji
i na różne defekta.
Ta zaś woda z ziemi na dwóch różnych
miejscach, na których około na kształt kaplicę wymurowano in medio (po środku),
zaś gdzie sama wynika woda, na kształt
studni szerokiej z ławkami i niższymi
i wyższymi podczas też tę wodę i często wylewają, a drugą wpuszczają. Ta woda habet
calorem proportinatum (ma odpowiednią
ciepłotę), w której po szyję siedzą patientes,
a dequalem (równą) zawsze w zimie i lecie.
Miejsca na domy, kamienie porządne pro
excipiendis hospitibus (na przyjęcie gości)
i wygoda wszelka quoad victum (względem
wyżywienia).
Wody zaś (ebulientes) wrzące mają te
proprietate (właściwości): naprzód, że seaequaliter (równo) zawsze ciepłe: smród
siarki i innych materii ognistych. Chusty,
które w tej wodzie z kilka godzin pobędą,
to non sunt durabiles (nie są trwałe), bo ich
woda zje, i odorem illum retinent (zachowują ów zapach). Srebro w tę wodę umoczone
zaraz jako węgiel czernieje, złoto zaś poleruje się. Owa zaś (woda) co wycieka tedy
trzecią rurami wchodzi już ostygła: ta nie
tak proficus (skuteczna), ale konie tą wodą
leczą na zerwane, ochwat i inne defekta, co
dziwne, że nie tylko ludziom, ale i bydlętom
jest pomocna”.
Z dawnych zabiegów balneologicznych stosuje się dzisiaj jedynie kąpiele i picie miejscowych wód cieplickich. W miejsce kąpieli tylko we wspólnych basenach
z wodą mineralną, obecnie stosuje się różnorodne formy wodolecznictwa (natryski,
masaże podwodne, baseny z wodą mineralną, kąpiele kwasowęglowe, kąpiele perełkowe, kąpiele w wannie z wodą mineralną, kąpiele wirowe). Obok tych rodzajów kąpieli,
w procesie rehabilitacji stosuje się tampony
borowinowe, okłady z pasty borowinowej
z zakresu peleidoterapii. Działaniami wspomagającymi zabiegi są: inhalacyjnoolejkowe, mineralne, rodonowe, masaże klasyczne, zabiegi parafinowe (ciepło-lecznictwo),
kinezyterapia (gimnastyka zbiorowa i indywidualna), elektrolecznictwo (galwanizacja,
jonoforeza, tarrapula), kąpiele czterokomorowe, prądy diadynamiczne, (ultradźwięki)
oraz terapię zajęciową (przygotowanie do
zawodu i leczenia pracą).
Własności lecznicze cieplickich wód
mineralnych od wielu stuleci były wykorzystywane do leczenia różnych dolegliwości
przybywających do tego uzdrowiska kuracjuszy. Zaliczano to uzdrowisko do najbardziej znanych kurortów na terenie Dolnego
Śląska do końca XIX stulecia. Z leczniczego
charakteru tych wód korzystają do dzisiaj
liczni kuracjusze, nie tylko z Polski.
Bibliografia
1. J. G. Bergmann, Beschreibung und Geschichte von Warmbrunn, Warmbrunn 1830.
2. A. Falkiewicz, M. Staszewska, Uzdrowiska dolnośląskie i ich okolice, Wrocław 1973.
3. E. F. Hausleutner, Warmbrunn und seine Schwefelquellen, Hirschberg 1836.
4. K. Hoffman, D. Herren, Caspari damals Hertzog Hanses zu Custrin Physici und Leibarztes, welcher an
Hn.D. Paulum Lutherum Chur Furstli. Sachsische Leib. Medicum An. 1569 uberschickt.
5. R. Kincel, Sarmaci na Śnieżce, Wrocław 1973.
6. H. Knoblauch, Warmbrunn und seine Heilquellen, Warmbrunn.
7. G. P. Mogalla, Briefe uber die Bader Warmbrunn, nebst einigen Benerkungen Flinsberg und Liebwerda,
Breslau 1797.
8. B. Preiss, Der Kurort Warmbrunn, seine warmen Schwefelquellen und die ihnen zugehörigen Heilanstatten, Breslau 1850.
9. Ilse Stiefvater, Caspar Schwenckfeldt (1563-1609) Arzt und Schrittmacher der naturnahen Medizin und
der Balneologie in Schlesien, Breslau 1945.
10. J. Wendt, Die Thermen zu Warmbrunn im Schlesischen Riesengebirge, Breslau 1840.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014

9
Muzealnictwo
Anna Daszewska
Dzieła sztuki wracają do Dolnego Śląska
(„Odra”, R. 1: 1945, nr 6, s. 6)
„Wrocław, we wrześniu.
Departament Ochrony Zabytków w Ministerstwie Kultury i Sztuki prowadził akcję
rewindykacji, lecz akcja ta na skutek trudności transportowych itp. jest nieco zahamowana, leniwa, opóźniająca się i przykrojona na małą skalę.
Nie mniej z radością witamy każde
większe czy choćby najmniejsze znalezisko
naszych zbiorów.
Dr St. Lorentz, dyr. Muzeum Narodowego w Warszawie z pomocą pracowników Muzeum jeleniogórskiego znalazł
w lipcu, w Hain koło Jeleniej Góry w hotelu
turystycznym trzy obrazy Matejki (Rejtan,
Batorego pod Pskowem i Unię Lubelską,
z których dwa pierwsze zdobiły tam salę jadalną). On też zgromadził około 500 skrzyń
w Świdnicy n. Bystrzycą ze zbiorami Muzeum Narodowego obecnie przewiezionych
już do Krakowa.
Stanisław Lorentz, w latach 1945-1950
dyrektor Naczelnej Dyrekcji Muzeów
i Ochrony Zabytków
To wszystko jeszcze mało! Zaledwie
znikoma część. Niemcy kradli wagonami.
Wywieziony na przymusowe roboty do
Cieplic k. Jeleniej Góry p. Pawelski (obecnie
wiceburmistrz tej miejscowości) wyładowywał tam trzy wagony skrzyń z naszymi
eksponatami muzealnymi. Znajdujemy
zaledwie część. Gdzie reszta? Trzy wagony
tego samego transportu – według informacji Pawelskiego poszły od razu – do Żytawy.
Kazimierz Pawelski, przebywał w Cieplicach od 1942 roku; w 1945 roku ratował
zabytki muzealne i dzieła sztuki zgromadzone w Uzdrowisku
sterstwa Kultury i Sztuki dla rewindykacji
zbiorów muzealnych – znalazł 22 sierpnia
19 skrzyń.
Sześć małych skrzyń z numizmatyką
Muzeum Warszawskiego a obok 2 większe
nieco, rozbite – te z tekami zbiorów graficznych Stanisława Augusta. Przybyła na drugi
dzień dr Sawicka wieloletnia pracownica
Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego powitała je jako swe dobre znajome, upominając się o resztę pakowanych przez siebie – 12
skrzyń brakujących.
Inne skrzynie z obrazami, z fragmentami rzeźb z kielichami mszalnymi, z jakimś
skradzionym w Warszawie srebrem zabytkowym obok paki z kieliszkami cynograficznymi z krakowskiej drukarni Chmiela,
następna znów skrzynia zawierała dwa
wspaniałe gotyckie krzyże złote czy złocone
z drogimi kamieniami – najprawdopodobniej ze skarbca wawelskiego.
Dr Kieszkowski otwiera skrzynie protokolarnie. Zaglądamy do każdej. W następnej znajdujemy z wierzchu dwie indyjskie
miniatury (prawdopodobnie z Muzeum
Czartoryskich) oraz 2 depozyty cechu kuśnierzy krakowskich: obraz koronacji Matki
Boskiej i Zwiastowania (Muzeum Czartoryskich), a pod nimi znajdujemy rękopisy
i stare druki.
Słucham opowiadań p. Pawelskiego
i bibliotekarza Schaffgotschów – Wesselnego (Niemiec o polskim nazwisku), takich tu
na Dolnym Śląsku więcej – jak to Pawelski –
ogrodnik i palacz w pałacu Schaffgotschów
w czasie walki i w okresie przejściowym
w pierwszych dniach oswobodzenia tych
ziem przez Armię Czerwoną, który przenosił skrzynie z pałacu zajętego przez wojsko
do biblioteki aby były bezpieczne. Były to działania
człowieka-patrioty, który
w zawierusze wojennej nie
zapomniał o dobrach kulturalnych swojego narodu
ukrytych w tajemniczych
skrzyniach, niby w trumnach z czerwoną cyferką:
„Werschaner
Museum”.
Natychmiast złożył o nim
raport przybyłym na te
ziemie pierwszym przedstawicielom Państwa Polskiego – Komitetowi Rady
Ekonomicznej.
Tu już w kamiennej starej sieni Biblioteki
i Muzeum Schaffgotschów
(słynnego z bogatych zbioPontyfikał Erazma Ciołka, bogato iluminowany manuskrypt
rów ornitologicznych) dr
z lat 1506-1518 (Erazm Ciołek biskup płocki). Wywieziony z
Witold Kieszkowski, zaKrakowa w 1944 roku został odnaleziony w Bibliotece Schafstępca generalnego kongotschów w Cieplicach w 1945 roku
serwatora, delegat Mini-
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
10
Na ścianach wiszą dwa wielkie drzewa
genealogiczne panów zamku setkami tabliczek z nazwiskami i herbami, gęsto upstrzone orłami piastowskimi, niby drzewko życia
w naszym zdobnictwie ludowym z ptaszkami na gałęziach.
Pierwsza tablica u dołu głosi: Piastus
Crusviciensis-dildus. Polonicae Ethnarcha-Pobit A.D. 861. A potem Ziemovitus
i Lescus IV – 921 i znów Ziemovitus. Aż
dopiero Mieceslaus I. Polonarum Ethnarcha – Primus Christianus babtizatus i następnie Bolesław I Chrobry – Rex kreatur ab
Ottone. I całe mnóstwo czerwieni i orłów
wznosi się ku górze, gdzie dopiero wysoko
wspierają je inne znaki. Już w górze nie widać dobrze tablicy, gdzie Barbara Agnes ks.
Śląska (lignicka) poślubiła Hansa Ulricha
Schaffgotscha v. Kynast (1625 r.). W sali tej
nie znajdujemy jednak naszych zabytków
sztuki
zrabowanych
nam w ostatniej wojnie.
Przechodzimy Bibliotekę (80 tys. tomów). Z radością,
a równocześnie z odcieniem żalu i urazy
błyszczą nam oczy wędrujące po grzbietach
ksiąg gdzie stare pożółkłe pergaminowe oprawy mienią się niekiedy
barwą kości słoniowej –
w źrenicach naszych nie
wygasły jeszcze zwiewne, srebrne popioły
Biblioteki Krasińskich,
Załuskich i innych bibliotek warszawskich.
W ostatniej sali za półkami książek dr Kieszkowski znajduje nasze
obrazy. Liczymy – jest
ich 39. Kolejne rozpoznajemy – oto słynny
obraz z XV wieku zwany popularnie „WierzEwangeliarz emmeramski (pow. XI – pocz. XII w.); do Polski
bięta” z Muzeum Natrafił za sprawą Judyty Marii (XI w.), jako posag Agnieszki,
rodowego w Krakowie
żony Księcia Władysława Wygnańca (XII w.). Przechowywany
z Matką Boską i Dziew Bibliotece Kapitualnej Katedry Krakowskiej. Wywieziony
ciątkiem i Wierzbięta –
przez Niemców w 1944 roku odnalazł się w Bibliotece Schaffofiarodawcą. Znajdujegotschów w Cieplicach 1945 roku
my dwóch krakowskich
constable’ów (pejzaże)
wspaniałego błyszczącego barwą Jordaensa
wspaniały rząd nabijany turkusami z wy(Adoracja Dzieciątka – Muzeum Narodowe
prawy wiedeńskiej Schaffgotscha (1683 r.).
w Warszawie) Ribeira – św. Jana ChrzciciePo przeciwnej stronie wisi za szklaną szybą
la (Tarnowskich z Dukli), Rosa de Tivoli
wielki miecz katowski, którym został ścięty
– Pasterza. Lamtego, portret kobiecy, Rutsinny przedstawiciel tego rodu, wmieszany
daela – Krajobraz z młynem (warsz.), wiw sprawę zdrady Wallensteina. Te srogie
lanowskiego Dietricha różową, pełną życia
wyroki sądowe cesarza obwieszone pieczęi barwą Judytę – Cranacha w średniowieczciami, ważki symbolami władzy.
Oto wspaniały, bogato iluminowany
bezcennej wartości Kodeks Emmerański z
XI wieku własność Kapituły Krakowskiej.
Pontyfikał Erazma Ciołka, Mszał Tomickiego, jakiś brewiarz z XV wieku z Biblioteki
Czartoryskich, Rękopis Nativitate Christi i
kilka innych – tudzież kilka starych szeleszczących pergaminami, porywających oczy
żywością malowideł i złoconych liter – modlitewników, wśród których jeden inkunabuł (druk z XV wieku).
Pod ścianą stoją trzy wielkie XVII-wieczne obrazy ze scenami religijnymi któregoś z kościołów krakowskich. Przełożone
są pięknymi skradzionymi gdzieś w Krakowie perskimi dywanami.
Idziemy do biblioteki. Mają tam inne
jeszcze jakieś nowe obrazy. Mijam salę
Muzeum Schaffgotschów ze zbrojami i
bronią. W oszklonej szafie spostrzegam
Lucas Cranach St., „Judyta”, ok. 1530;
dzieło w zbiorach polskich wywiezione przez
Niemców w 1944 odnalezione w Bibliotece
Schaffgotschów w Cieplicach.
nym czepcu z martwą zielonawą głową
św. Jana w dłoniach i inne. Obok cechowe
malarstwo krakowskie: 6 wielkich średniowiecznych temper na drzewie.
Po przejrzeniu obrazów znajdujemy
również wetknięte w kącie między półkami
książek przepiękny „dywan polski” z XVII
wieku, gęsto przetykany złotem, ze zbiorów
Gabinetu Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego i stary dywan kaukaski.
Dr Kieszkowski protokółując znalezione dzieła sztuki, oświadcza, że w akcji rewindykacji jest to – jak dotychczas – pierwsze tak bogate znalezisko.”
1. Stanisław Lorentz (ur. 28 kwietnia
1899 – zm. 15 marca 1991), historyk sztuki, muzeolog; w latach 1936-1982 dyrektor
Muzeum Narodowego w Warszawie; w latach 1945-1950 dyrektor Naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków
2. Kazimierz Pawelski (ur. 5 grudnia
1901 – zm. 20 października 1984), w marcu
1942 roku jako robotnik przymusowy trafił
do Cieplic, gdzie pracował jako ogrodnik
i palacz w pałacu, w majątku hrabiego
Schaffgotscha, po wojnie organizował społeczność polską; od maja do jesieni 1945
roku był wiceburmistrzem Cieplic.
3. Witold Kieszkowski (ur. 25 lutego
1903 – zm. 10 września 1950), historyk
sztuki; przed 1939 rokiem konserwator zabytków na województwa kresowe; w latach
1945-1949 wicedyrektor Naczelnej Dyrekcji
Muzeów i Ochrony Zabytków.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014

11
Muzealnictwo
Jelonek rogacz
w Muzeum Przyrodniczym
w Jeleniej Górze
Tuż obok wejścia do Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze zajął miejsce
olbrzymi okaz chrząszcza jelonka rogacza (Lucanus cervus). Jest to wierna replika wykonana w odwzorowaniu ok. 25:1
(25-krotne powiększenie) o wymiarach
210 cm długości, 70 cm szerokości i prawie
120 cm wysokości. Pięknie prezentujący się
rozwiązań. Coraz częściej pojawiają się
one, w powstających licznie edukacyjnych
parkach rozrywki. Autor jelonka rogacza
wykonanego dla Muzeum Przyrodniczego
w Jeleniej Górze, jest twórcą kilkudziesięciu innych modeli owadów stanowiących
atrakcję turystyczną w „Parku Edukacyjno-Rozrywkowym Mikrokosmos”, znajdującym się w Ujeździe (województwo
łódzkie). Także teatry podejmują podobne akcje edukacji ekologicznej. Olbrzymie modele
owadów stanowiły scenografię
i były bohaterami spektaklu „Co
w trawie piszczy”, wystawianego
w ostatnich latach we Wrocławskim Teatrze Lalek.
Jelonek rogacz ustawiony
przed siedzibą Muzeum to nie jedyny reprezentant swojego gatunku w zbiorach Muzeum Przyrodniczego. Entomologiczne zasoby
zawierają kilkanaście egzemplarzy
okazów naturalnych Lucanus cervus a wiele z nich pochodzi jesz„Mocno powiększony” chrząszcz jelonek wita gości
cze z przedwojennych kolekcji.
Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze
Jelonek rogacz od roku 1952 znajchrząszcz przyciąga uwagę i budzi niemałe
duje się w naszym kraju pod ścisłą ochrozainteresowanie, a co ważne chętnie pozuje
ną gatunkową. Na dramatycznie niski stan
do wspólnego zdjęcia. Okaz dermoplastyczpopulacji tego chrząszcz ma wpływ wiele
ny jelonka jest nie tylko ozdobą, ale przede
czynników. Najważniejsze z nich to: zanikawszystkim ważną pomocą dydaktyczną.
jące naturalne siedliska czyli stare dąbrowy,
W szeregu wystaw przyrodniczych przedniszczenie bądź wyłapywanie przez „kolekstawienie niewielkich rozmiarowo owadów,
cjonerów”, bardzo długi bo aż czteroletni
zawsze nastręcza wiele trudności. Ukazanie
cykl rozwojowy. Los tego pięknego i rzadko
owadów w powiększeniu, czy to w postaci
występującego chrząszcza nie jest jednak
zdjęć, czy przestrzennych modeli, znacznie
obojętny naukowcom i przyrodnikom naułatwia wyeksponowanie trudno dostrzeszego regionu. W roczniku wydawanym
galnych, u okazów naturalnych, elementów
przez Muzeum Przyrodnicze – „Przyroda
ich budowy. Jednym z przykładów zastosoSudetów”, opublikowane są wyniki poszuwania w aranżacji wystaw modeli owadów,
kiwań jelonka w Przemkowskim Parku
wykonanych w dużym powiększeniu, jest
Krajobrazowym [Tom 10 (2007), s. 151ekspozycja czasowa z lat 90-tych zorganizo154]. Jak się okazuje, na tle ginących krajowana w Muzeum Przyrodniczym Instytutu
wych populacji jelonka, ta z Dolnego Śląska
Systematyki i Ewolucji Zwierząt Polskiej
nie wygląda najgorzej. Odkryte stanowiska
Akademi Nauk w Krakowie. Poświęconą
napawają optymizmem jednak konieczne
chrząszczom wystawę czasową wzbogasą zdecydowane działania ochrony siedlisk
cał właśnie olbrzymi okaz przedstawiciela
i tworzenia rezerwatów faunistycznych.
tego rzędu owadów, wykonany perfekcyjnie
W Borach Dolnośląskich jest jeszcze wiele
przez artystę z Ukrainy. Jednak nie tylko
miejsc, gdzie chrząszcz jelonek rogacz może
w muzeach spotykamy przykłady takich
znaleźć sprzyjające warunki do rozwoju.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
Leszek Kośny
Inny aspekt obecności jelonka rogacza
w muzeum to jego symbolika w kulturze
i przedstawienia w sztuce. Owady ze względu na swoją specyficzną budowę czyli
szkielet zewnętrzny, łatwo poddają się preparacji, najczęściej nie ulegając większym
odkształceniom po wysuszeniu. Piękne formy i kolory charakterystyczne dla tej grupy
zwierząt, spowodowały ich liczny udział
w kolekcjach a także naśladownictwo wzorów stworzonych przez naturę, w różnych
gałęziach sztuki. Nastawienie człowieka do
jelonka rogacza nie zawsze było pozytywne.
W niektórych kulturach uważano, że jelonek w swych żuwaczkach, podobnych do
kleszczy stosowanych przez kowali, przenosi węgle z ognisk i podkłada pod domostwa
powodując pożary. Na szczęście mamy także wiele przykładów gdzie jelonek rogacz
bez zbędnych przesądów pozostaje inspiracją dla artystów. Znana jest piękna akwarela
przedstawiająca jelonka, namalowana przez
sławnego niemieckiego malarza i drzeworytnika z przełomu XV i XVI w. – Albrechta
Dürera. Jelonek rogacz stał się też bohaterem współczesnej bajki napisanej przez
Jana Brzechwę o tytule „Za króla jelonka”.
Ilustracje do tej pięknej opowieści wykonał
Jan Marcin Szancer. Dziś charakterystyczny wygląd jelonka i fakt, że jest gatunkiem
zagrożonym, sprzyja wykorzystaniu jego
wizerunku na znaczkach pocztowych oraz
monetach. Jako wdzięczny model dla jubilerów zyskuje nie tylko popularność, ale
funkcjonuje w ludzkiej świadomości co być
może przesądzi o skuteczności działań nad
jego ochroną.
Okładka książki
z „portretem króla Jelonka”
12
' Ochrona środowiska
Roman Żurawek
Stara Jodła w Górach Izerskich
Na części map turystycznych Gór
Izerskich, na północnym stoku Kowalówki (888 m n.p.m.) umieszczono
sygnaturę zabytkowego drzewa, opatrzoną podpisem Stara Jodła. Z opisu
dowiadujemy się, że sygnatura ta oznacza najokazalsze drzewo na Dolnym
Śląsku, o obwodzie 3,6 m i wysokości
35 m (Góry Izerskie, Mapa turystyczna...). Odnosi się ona do okazu jodły
pospolitej (Abies alba) w jej naturalnym siedlisku i o istotnie rzadko spo-
tykanych rozmiarach, wskazujących
że Stara Jodła zapewne należała do
nielicznych już w Sudetach reliktów
naturalnego drzewostanu regla dolnego. Zapewne można by kwestionować jej pierwszeństwo wśród drzew
wszystkich gatunków w zależności od
przyjętego kryterium „okazałości”, a na
pewno pod względem rozmiarów Stara
Jodła nie mogłaby równać się z jodłami w Karpatach i na Roztoczu, gdzie
drzewa tego gatunku osiągają wyso-
Wyschnięta Stara Jodła na stoku Kowalówki
kość 50 m i obwód pnia do 5, a nawet
9,5 m (Seneta 1991). Jeszcze na początku wieku nie należała ona wcale do najokazalszych osobników tego gatunku,
choć znalazła się już w sporządzonym
wówczas dla Śląska spisie godnych
ochrony roślin (Schube, 1906), jako jodła rosnąca w pobliżu ruin Pogańskiej
Kaplicy („Wolfgangskapelle”), o wysokości 38 m i obwodzie 3,5 m. Według
danych Schubego (1906) największym
okazem jodły na Śląsku było prawdopodobnie drzewo z Gór Bystrzyckich,
z okolic Pokrzywna (obecnie należącego do Polanicy Zdrój), tzw. „Czarna
Jodła”, której obwód mierzony na wysokości 1,25 m wyniósł 4,66 m, a wysokość 45 m, ponadto zarejestrował
on kilka innych okazów rozmiarami
wyraźnie przewyższających Starą Jodłę. Według dostępnych powojennych
danych jednak (Jasnowski i Pałczyński, 1978) wśród pomnikowych jodeł
na Dolnym Śląsku oraz ze stoków Ko-
Kikuty Starej Jodły
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
13
walówki nie miał sobie równych. Wyjątkowe rozmiary drzewa sprawiły, że
już w roku 1968 przyznano mu status
pomnika przyrody, jakim formalnie
cieszy się zresztą do dziś.
Położenie drzewa wyznaczają
współrzędne topograficzne płaskie
skrócone x = 41775, y = 17725. Rosło
ono na wysokości 662 m n.p.m. (Staffa
i in., 1989), w obszarze źródliskowym
Mrożynki, kilkadziesiąt metrów poniżej drogi trawersującej stoki Dłużca
(867 m n.p.m.) i wiodącej na zachód
od bezimiennej przełęczy pomiędzy
Kowalówką a Tłoczyną (785 m n.p.m.).
Postępująca od lat siedemdziesiątych klęska ekologiczna sudeckich
lasów, która wyjątkowo dotkliwie zaznaczyła się w Górach Izerskich, nie
ominęła Starej Jodły i jej otoczenia, za
nic mając pomnikowy status drzewa.
Kilkunastoletnia jodła uschła, a wiatr
obłamał jej wierzchołek. Również gałęzie, z wyjątkiem najgrubszych, najbliższych pniu
konarów, zniszczone zostały
przez wiatr i śnieg. Leśnicy
uprzątnęli obumarły las, pozostawiając jednak Starą Jodłę.
Drzewo, co do tożsamości którego do niedawna wątpliwości
nie pozostawiały jego majestatyczne rozmiary, widoczne było
już z oddali, spod szczytu Tłoczyny czy Kowalówki.
Obumarła jodła, pozbawiona dodatkowo ochrony ze
strony sąsiadujących drzew, nie
mogła długo opierać się wiatrowi. Runęła podczas jednej
z jesiennych wichur w 1998 roku
(informacja z Leśnictwa Kwieciszowice). Pień złamał się na wysokości 1,5-2,5 m nad gruntem.
Tyle pozostało z „królowej sudeckich lasów” w
końcu XX w.
Pozostała jego najniższa część umożliwia jeszcze stosunkowo łatwe odszukanie miejsca, gdzie rosła Stara Jodła
– królowa sudeckich lasów.
Literatura:
1.
Góry Izerskie, Mapa turystyczna,
1:50000. Przedsiębiorstwo Wydawnictw
Kartograficznych im. Eugeniusza Romera, S.A. Warszawa – Wrocław, 1999.
2. Jasnowski M., Pałczyński A., 1978: Nasza przyroda. Województwo wrocławskie, legnickie, jeleniogórskie, wałbrzyskie. Liga Ochrony Przyrody, 1-392.
3.Meßtischblatt, 1:25000. Bl. Bad Flinsberg, 3007 (5158), Reichsamt für Landesaufnahme, 1924.
4. Schube T., 1906: Waldbuch von Schlesien. Nachweis der beachtenswerten und
zu schützenden Bäume und Sträucher
Schlesiens nebst einer Charakteristik
seiner wichtigsten Holzgewächse. Verlag
von Wilh. Gottl. Korn, Breslau, 1-180.
5.Seneta W., 1991: Dendrologia. Część
druga. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1991, 1-378.
6.Staffa M., Janczak J., Mazurski K.R.,
Zając Cz., Czerwiński J., 1989: Słownik
geografii turystycznej Sudetów. Tom
I, Góry Izerskie. Wydawnictwo PTTK
„Kraj”, Warszawa – Kraków, 1-124.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
14

Turystyka
Barbara Kopydłowska
Koło Przewodników PTTK „RZEPIÓR”
Koło Przewodników PTTK „Rzepiór” zostało założone w 1965 roku przy
Oddziale PTTK Wrocław – Śródmieście
jako organizacja skupiająca nauczycieli
i studentów i taki charakter zachowuje do
dzisiaj. Od 1992 roku ma swoją siedzibę
w Towarzystwie Miłośników Wrocławia,
którego przychylność pozwala na uprawianie szerokiej działalności przewodnickiej w zakresie turystyki i edukacji,
zwłaszcza że większość członków Koła
legitymuje się wyższym wykształceniem,
wszyscy natomiast posiadają któreś
z następujących państwowych uprawnień
przewodnickich: miejskie po Wrocławiu,
terenowe po Dolnym Śląsku, górskie
– sudeckie oraz pilota wycieczek turystycznych. Ponadto kilka osób posiada
inne uprawnienia na inne regiony kraju,
a znakomita większość legitymuje się kil-
koma uprawnieniami turystycznymi oraz
językowymi.
Jest to jedyne Koło na Dolnym Śląsku, którego członkowie codziennie pełnią społeczne dyżury w siedzibie TMW,
udzielając telefonicznie i na miejscu informacji o mieście i regionie. Oprowadzają corocznie ponad 500 wycieczek,
przeprowadzają prelekcje i pogadanki
w szkołach, zakładach specjalnej troski
i in. Koło jest inicjatorem Rajdu Szlakiem
Zabytków i Miejsc Upamiętnionych,
członkowie Koła uczestniczą jako organizatorzy, jurorzy i opiekunowie grup
w Wielkiej Nagrodzie Wrocławia, promują walory turystyczno-krajoznawcze
Odry, Ziemi Milickiej, Ziemi Kłodzkiej
i... Ziemi Jeleniogórskiej.
Jesteśmy szczęśliwi, że naszym patronem jest RZEPIÓR Władca Karkonoszy.
Grupa przewodników Koła Przewodników PTTK „Rzepiór” z wizytą w Szklarskiej Porębie w 2003 roku
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
O przyrodzie dla dzieci
15
Maria Nienartowicz
W królestwie grzybów
Przygoda
z muchomorem
Nasze skrzaciki wracały z kolejnej wycieczki w góry wraz ze swoim opiekunem,
Karkonoszem, zmęczone ale szczęśliwe.
Mimo że bolały je nóżki, dobry humor nie
opuszczał małych piechurów, stać ich było
na żarty i przekomarzanie się.
Duch Gór spoglądał na wesołą gromadkę z rozbawieniem i sympatią. Dzięki
maluchom jego życie stało też się barwniejsze, weselsze i ciekawsze.
Minęli właśnie polankę, skąd roztaczał się wyjątkowy widok na góry. Ścieżka,
którą podążały maluchy, skręcała w stronę
lasu. Tam czekała niespodzianka. Pośród
mchów, wrzosów i opadłego igliwia wyrosła prawdziwa kolonia muchomorów.
Od największego do najmniejszego okazu
wyglądały wyjątkowo pięknie: wystrojone w gładkie czerwone kapelusiki w białe
kropeczki. Zachwycone skrzaty nie mogły
oderwać od nich oczu.
– Och, jakie piękne grzyby – westchnęła Mądrusa.
– Zerwę Ci jeden grzybek – zaproponował Zadziorek, który dzisiaj tryskał dobrym humorem i energią.
I zanim Duch Gór zdążył zaprotestować, biegł w stronę siostrzyczki z pięknym
muchomorem.
– Ten grzyb jest wyjątkowo niebez-
pieczny – odezwał się opiekun. – Należy
do grzybów niejadalnych i silnie trujących! Z tych grzybów w dawnych czasach
wytwarzano truciznę na muchy, stąd jego
nazwa – Muchomor.
Malcy stanęli jak wryci i z wyrzutem
spojrzeli na braciszka. Ten rzucił grzyb na
ziemię i podeptał go, przestraszony.
– Nie wolno bezmyślnie zrywać grzybów! – powiedział z powagą Duch Gór.
– A potem je niszczyć – dodał.
Tego już było dosyć, nawet naszemu
Zadziorkow. Zawstydził się bardzo i sam
poczerwieniał jak muchomorek. Pożałował go Karkonosz i powiedział:
– Trudno, ale teraz już na pewno zapamiętasz, że tych grzybów nie należy zbierać, prawda?
– Może opowiesz nam więcej o grzybach? Które z nich można zbierać, a które
należy omijać z daleka – prosiły maluchy.
– Dobrze, jeżeli tylko będę miał wolną
chwilkę, wszystko wam opowiem.
Nie miał serca gniewać się na swoich
pupili. Po chwili skrzaciki ciekawe wiadomości otoczyły go wianuszkiem.
– Zrobimy sobie chwilkę odpoczynku.
O tutaj usiądziemy na powalonym pieńku,
na zieloniutkim, mięciutkim mchu…
Skrzaty w mig wykonały polecenie.
– Grzyby dzielimy na dwie grupy: jadalne i niejadalne – wykrzyknęła nagle
Jagódka.
– Tak – mówił już dalej sam Duch Gór.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
– Jest jeszcze inny podział. Na blaszkowate
i sitkowate. Jedne grzyby pod kapeluszem
mają blaszki, inne siateczkę, a jeszcze inne
rurki i… trudno wymienić wszystkie gatunki. A wśród nich są grzyby jadalne
i niejadalne.
– Należy zachować wyjątkową ostrożność przy zbieraniu grzybów z blaszkami
– odezwał się Wiercioszek.
– Masz rację! Nie należy zbierać grzybów, których nie jesteśmy pewni, o których nie wiemy na pewno, że są jadalne.
Bo sprawa nie jest prosta. Wśród grzybów
z blaszkami są też i wyjątkowo smaczne
gatunki.
– Jakie? Jakie? – dopytywały się zaciekawione skrzaciki.
– Na przykład rydze, kanie, kurku czy
opieńki. Te ostatnie rozpoznać najłatwiej,
bo rosną na pieńkach powalonych lub wyciętych drzew, całymi koloniami (stąd nazwa –opieńki). Pojawiają się masowo pod
koniec lata lub na początku jesieni. Trudniej rozpoznać rydza, który należy do mleczaków, a wśród nich jest wiele niejadalnych grzybów. Ale prawdziwy grzybiarz
nie zgubi rydza, jeżeli pojawi się na jego
drodze. Jajecznica na rydzach czy kurkach
to prawdziwy smakołyk! Mniam, mniam!
– rozmarzył się Karkonosz i mówił dalej:
– Nawet wśród muchomorów znajdują się
jadalne, ale lepiej nie ryzykować. Ale czas
16
na nas. Wracamy do domku, gdzie wypatrują was stęsknieni rodzice.
– Dobrze – zgodziły się maluchy. –
Idziemy! A czy będziesz nas uczył, jak
rozpoznać grzyby? – dopytywał się Wścibinosek.
– W najbliższych dniach nie będę miał
czasu muszę sprawdzić, czy wszystkie górskie szlaki są bezpieczne – oznajmił Duch
Gór, jednak widząc zawiedzione miny ulubieńców dodał – Jeżeli tylko wygospodaruję wolną chwilkę, wybiorę się z wami do
lasu na grzyby. Teraz poproście rodziców,
aby zabrali was na grzybobranie. Przydadzą się zapasy grzybków na zimę, można je
przechowywać na różne sposoby: można
je suszyć, marynować, solić a nawet zamrażać.
– Koniecznie musimy poprosić rodziców – powiedział już zadowolony Wścibinosek.
Gdy skrzaciki znalazły się w domku,
nie mogły się doczekać, aby opowiedzieć
rodzicom o tym, czego dowiedziały się
od Ducha Gór. Najpierw musiały jednak
oczyścić buciki, przebrać się, a potem wyszorować się dokładnie, a przede wszystkim łapki.
Kiedy czyściutkie zasiadały do kolacji,
aż przyjemnie było na nie popatrzeć. Tylko z zachowaniem przy stole i manierami
były trochę na bakier. Jeden przed drugim
chciały się popisać, czego dowiedziały się
o grzybach. Początkowo rodzice popatrzyli z rozbawieniem na rozgadane towarzystwo, ale gdy Zadziorek potrącił niechcący
Wiercioszka, a ten oblał się przepysznym,
ale gorącym jeszcze sokiem z malin, nawet dla cierpliwych rodziców to już było
za wiele.
– Na rozmowę o grzybach przyjdzie
czas, gdy zjecie kolację i posprzątacie po
sobie – powiedział stanowczym głosem
tata.
Skrzaciki z apetytem spałaszowały
smaczne kanapeczki z przepysznym dżemikiem z czarnych jagód. Potem szybciutko, ale dokładnie, umyły ząbki i rączki.
I gdy już nic nie stało na przeszkodzie,
opowiedziały rodzicom o przygodzie
z muchomorem i o tym, że chciałyby się
wybrać do lasu, aby nauczyć się rozpoznawać grzyby. Koniecznie chciałyby zobaczyć borowika, zwanego królem grzybów.
– No dobrze, ale teraz trzeba iść spać,
więc marsz do łóżeczek.
Maluchom już zamykały się oczęta,
więc polecenia nie trzeba było powtarzać.
Wędrówka po górach zrobiła swoje. Już po
chwili zapadła cisza, i tylko było słychać
spokojne oddechy skrzacików.
Następnego dnia szkraby były wy-
jątkowo grzeczne i wykonywały bez marudzenia wszystkie polecenia rodziców.
Mama uśmiechała się serdecznie do swoich dzieci, a i tato patrzył z miłością na
swoje pociechy.
– No dobrze już, dobrze! Byliście dzisiaj super! – powiedziała mama na koniec
dnia. – Wybierzemy się jutro na grzybobranie!
– Hura! Hura! – skrzaciki aż podskoczyły z radości.
Grzybobranie
Następny dzień okazał się wyjątkowy.
Chociaż snuło się już babie lato i słoneczko
nie świeciło tak mocno, było niezwykłe…
Niebieściutkie niebo, bez jednej chmurki,
cieplutko i kolorowo. Przepięknie…
Maluchy włożyły wygodne buciki, bez
protestu założyły kurteczki i wzięły do rączek malutkie koszyczki. Były gotowe na
wyprawę do lasu.
– A nożyki do ścinania grzybów? –
upominała się Mądrusia.
– No właśnie, mamy problem – powiedział tato.
– Dlaczego? – dziwiły się maluchy.
Jedni grzybiarze uważają, że grzybki
należy ścinać, aby nie zniszczyć grzybni,
inni są zdania, ze grzybki należy umiejętnie wykręcać z podłoża, aby grzybnia była
jak najmniej uszkodzona, a potem należy
nożykiem oczyścić trzonek grzybka.
Skrzaciki cieszyły się bardzo z wyprawy do lasu, chciało im się tańczyć, podskakiwać, pokrzykiwać – ale wiedziały już,
że w lesie nie można hałasować, niszczyć
kory drzew czy bezmyślnie łamać gałązek.
Las jest domem dla wielu zwierząt. Nie
wolno im przeszkadzać ani ich płoszyć.
Maluchy dobrały się parami – tak jest
raźniej i bezpieczniej. Szły w stronę lasu
nucąc wesołą melodię. Gdy zawędrowały
w gęstwinę, ukazał im się niezwykły wi-
dok. Pośród dorodnych świerków, w ściółce z opadłych igiełek, rosły piękne grzybki,
cała rodzina, od maluszków po dorosłe…
– Och, jakie piękne! – westchnęła
z zachwytem Jagódka. Ale skrzaciki nie
rzuciły się od razu do zbierania. Nauka nie
poszła w las…
– To jest borowik szlachetny zwany
też królem grzybów – powiedział tata –
bo jest nie tylko piękny, ale i wyjątkowo
smaczny. Ma wspaniały kapelusz jasno lub
ciemnobrązowy. Początkowo jest malutką
kulką, ale później rośnie i rośnie… może
być bardzo duży! Pod kapeluszem ma taką
mięciutką siateczkę… jak gąbka.
– No, dosyć tego gadania. Zbieramy
grzybki! – zdecydowała mama.
Skrzaciki schylały się po grzybki i starały się ostrożnie, jak ich rodzice, wykręcać je ze ściółki. Zbierały powoli i dokładnie, nie niszcząc przy tym ani jednego.
– Kto zebrał najwięcej grzybków? –
zapytała mama. – Chodźcie tu do mnie,
sprawdzimy, czy nie pomyliliście borowika z goryczakiem żółciowym, niejadalnym
grzybem, który lubi rosnąć przy prawdziwkach – postraszyła maluchy.
Okazało się, że najwięcej zebrała Jagódka. Nikt też się nie pomylił i nie włożył
do koszyczka niejadalnego grzyba.
– To są jeszcze inne borowiki? – dopytywał się Wścibinosek.
– Jest ich cała gromadka, niestety nie
wszystkie są jadalne. Wiem, że nie zapamiętacie wszystkich, ale wymienię kilka
z nich – powiedział tato. – Jadalne, to:
borowiki szlachetne, sosnowe, królewskie
i ceglastopore, a niejadalne: borowiki szatańskie, grubotrzonowe albo korzeniaste.
– wyliczał tato.
– Och! Ile się jeszcze musimy nauczyć!
– westchnęła Mądrusia.
– Nie smućcie się, nie wszystko na raz.
Trzeba zbierać i zawsze sprawdzać. Lepiej
nie zerwać najpiękniejszego grzyba, jeżeli
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
17
nie wiemy, czy jest jadalny – powiedział z
powagą mama. – Idziemy dalej! – dodała
wesoło.
Maluchy wyglądały wyjątkowo w sowich pięknych, czerwonych czapeczkach.
– Ojej! Ale ładny grzybek! Jaki ma
piękny czerwony kapelusz! – zachwyciła
się Stokrotka.
Wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem, bo rzadko odzywała się w tak
licznym gronie – była bardzo nieśmiała.
A Stokrotka zaczerwieniona po uszy pokazała paluszkiem pod drzewko.
– To koźlarz czerwony, zwany też kozakiem. Może mieć też kapelusz koloru
pomarańczowego lub ceglastego, a trzon
ozdobiony czarnymi kosmykami. Jest
wyjątkowo piękny, ale po przekrojeniu
przybiera kolor fioletowy – mówił tato. –
I trudno go pomylić z innym grzybkiem.
Kozaki lubią drzewa liściaste, można je
znaleźć najczęściej pod osiką lub brzózką.
Rozglądajcie się uważnie, bo mogą być też
malutkie grzybki, uważajcie, by ich nie podeptać.
Skrzaciki oglądały się wokoło i patrzyły też pod nóżki.
Po chwili w koszyczkach przybyło
grzybków – nie tylko koźlarzy, ale i maślaczków, które trudno zbierać po deszczach, bo są wtedy pokryte śluzem i wymykają się z łapek. Maślaczki są piękne
i żółciutkie jak słonko.
– Na dzisiaj dosyć! Koniec grzybobrania, bo czeka nas jeszcze dużo, dużo pracy.
Grzyby trzeba szybko oczyścić i posortować. Do suszenia – pokroić w plasterki, do
marynaty – wybrać malutkie.
– Damy sobie radę. – odpowiedziały
skrzaciki i dzielnie pomaszerowały z koszyczkami pełnymi grzybków w stronę
polany. Droga powrotna zajęła im wyjątkowo mało czasu i po chwili maluchy były
już w domku.
Smakołyki z grzybów
– Może chcecie odpocząć lub coś
zjeść? – pytała zatroskana mama.
– Nie, nie – wykrzyknęły maluchy
zgodnym chórem. Zabieramy się do pracy,
a później zjemy coś pysznego. Zgoda mamusiu? – poprosiły dzielne skrzaciki, które
już chciały obejrzeć zbiory.
– Zgoda! – powiedziała mama patrząc
na pełne zapału maluchy. – Ale lepiej będzie wam się pracowało przy stolikach czy
ławkach.
Tato sortował grzyby:
– Te kroimy, te nawlekamy na niteczki…
Mama gdzieś na chwilę zniknęła. Nim
maluchy się spostrzegły, zdradził ją zapach
dochodzący z kuchni. Ugotowała przepyszną zupę grzybową.
– Ojej! Ale jestem głodny! — westchnął Wścibinosek.
– Ja też! Ja też! – przekrzykiwały się
skrzaciki.
– Musicie być cierpliwe. Zupka z grzybów gotuje się dłużej.
– No dobrze! – odpowiedziały trochę
zawiedzione brzdące i powróciły do swoich zajęć.
Ani się obejrzały, praca była zakończona, a grzybki przygotowane na niteczkach
do suszenia i w słoikach do marynowania.
Koszyczki oczyszczone, śmieci wyrzucone, tylko łapki… wyjątkowo brudne.
– Myjemy rączki! – zarządziła mama
– bo zupka już ugotowana! Zapraszam do
stołu!
Nie trzeba było powtarzać. Skrzaciki
błyskawicznie umyły łapki i zasiadły do
stołu, aby po chwili z apetytem pałaszować
pyszną zupę. Po dobrze wykonanej pracy
jedzenie smakuje wyśmienicie.
– Czy jutro też wybierzemy się na
grzyby? – zapytała nieśmiało Stokrotka.
– Wyprawę do lasu musimy odłożyć
na później – powiedziała mama. – Jest
jeszcze dużo pracy w domku i ogródku.
Ale nie smuć się, Stokrotko. Gdy tylko
wykonamy zaplanowane prace i nie będzie
padał deszczyk, ruszymy do lasu.
Po spacerze po lesie malcy szybko zapadli w sen.
Na drugi dzień od samego rana, maluchy starały się być grzeczne, jak nie wiem
co. Zasłały pięknie łóżeczka, posprzątały
zabawki. Ba! pościerały nawet kurze i zamiotły podłogę. Starały się spełnić każde
życzenie rodziców, tak że nie wiedzieć kiedy, było już po obowiązkach.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
– Zgoda! Słowa trzeba dotrzymywać.
Jutro wybieramy się na grzyby. Chyba nie
muszę przypominać, jak należy się do takiej wyprawy przygotować?
– Wiemy, wiemy! – wykrzyknęły
zgodnym głosem.
Znowu na grzyby
Rano skrzaciki zerwały się z łóżek jak
nigdy dotąd, bo do lasu po grzyby warto
wybrać się jak najwcześniej. Przygotowały
kanapeczki i smakowite soczki, ponieważ
postanowiły zjeść śniadanie w lesie. Na
świeżym powietrzu jedzenie będzie smakowało wybornie.
Tym razem wybrano inną ścieżkę leśną, aby poznać nowe miejsca, gdzie rosną
grzyby.
– O, jaki elegancki grzybek w brązowiutkim, zamszowym kapelusiku! – zachwycił się Wścibinosek.
– Gdzie, gdzie? – dopytywały się maluchy, które nie mogły dostrzec mniejszego
od borowika grzybka.
– O, tutaj. I jeszcze jeden tutaj! – pokazał krasnoludek.
– To są wspaniałe grzybki, które nazywają się podgrzybkami i rosną w lasach
mieszanych – objaśnił tato. – Jest ich bez
liku, prawie dziesięć gatunków: podgrzybek złotawy, brunatny, zajączek, czy…
wszystkie są wyjątkowo smaczne, nadają
się do suszenia, są doskonałym dodatkiem
do wielu potraw.
– Szukamy więc teraz podgrzybków!
– rzekły maluchy i ani się nie obejrzały,
jak koszyki były pełne tych smakowitych
elegantów.
– Już czas na śniadanie! Zrobimy sobie piknik na tej polance – rzekła mama,
wyciągając ze swojego plecaka obrusik.
18
Rozłożyła go na trawie, potem wyjęła pojemniczek z pysznymi kanapkami. Tato
otworzył termosy z malinową herbatką
oraz wyciągnął z kosza smakowite jabłuszka. Po chwili całe rozbrykane towarzystwo
siedziało grzecznie i już, już miało się zabrać do pałaszowania smakołyków, gdy
mama zauważyła:
– A łapki? Chcecie jeść z brudnymi
rączkami? A fee!
– Przecież nie ma tutaj wody! – odpowiedziały skrzaciki.
– Jest – powiedział tato. – Tutaj
w pobliżu przepływa górski potok, tam się
umyjemy.
Gdy skrzaciki umyły rączki, a Wścibinoska ledwo powstrzymano przed pluskaniem się w zimnej jeszcze wodzie, wszyscy
zasiedli do posiłku, który smakował rzeczywiście wybornie.
– Kto dzisiaj zebrał najwięcej grzybków?
– A kto ma największego grzyba?
Kto…? – przekomarzały się maluchy.
– Najwięcej grzybków zebrała Mądrusia, a największego grzybka – borowika –
Jagódka.
– No czas już ruszać w drogę powrotną – postanowiła mama. Pamiętajcie, że
czeka nas jeszcze sporo pracy z grzybami
– jak wczoraj.
Skrzaciki zerwały się raźno gotowe do
drogi.
– Och nie! Trzeba po sobie posprzątać!
– stanowczo powiedziała mama. Zdumione skrzaciki spojrzały na siebie i na polankę, która rzeczywiście wyglądała okropnie.
Pozbierały więc papierki po kanapkach,
ogryzki, a nawet wyrzucone zrobaczywiałe grzybki.
PRZECIEŻ NIE WOLNO ŚMIECI
POZOSTAWIAĆ W LESIE!
Gdy powrócili do domu z grzybkami,
czekała ich wspaniała niespodzianka.
Przed domem siedział Duch Gór.
Skrzaciki postawiły szybciutko koszyczki
z grzybkami i popędziły uściskać ukochanego przyjaciela.
Wspinały się na kolana, chowały za
pazuchę, ale Karkonosz nie miał im tego
za złe. Lubił te wdzięczne maluchy.
– Ale, ale! Powiedzcie, czego nauczyłyście się o grzybach? – zapytały maluchy.
– Są grzyby jadalne i niejadalne, czy
też trujące.
– Są blaszkowate, rurkowate, kolczaste
– wykrzykiwały jedne przed drugimi.
– Hola, hola! – skarcił towarzystwo
Karkonosz. Mówimy po kolei. Zanim
opowiecie o gatunkach grzybów, powiedzcie jak należy przygotować się do grzybobrania.
– Dla nas ważne są wygodne buty,
a na grzybki należy przygotować koszyczek, oraz nożyk – powiedział z powagą
Wścibinosek.
– Dobrze! Bardzo dobrze! – pochwalił
Duch Gór. – A jak wygląda grzybek?!
– Ma kapelusik, który pod spodem
może różnie wyglądać. Może mieć blaszki,
albo sitka, albo rurki.
– Kapelusiki są różnego koloru, osadzone na trzonku, takiej nóżce…
– Dobrze, dobrze! – kiwał głową Karkonosz. Ale są też takie grzybki, które nie
mają trzonków, nie rosną na ziemi, ale na
drzewie, albo są schowane głęboko w ziemi – dodał Karkonosz.
– Naprawdę! – zapytał zdziwiony
skrzacik. – Jakie to grzybki?
– Takim popularnym grzybkiem rosnącym na drzewie jest psiarek obrzeżony,
porek brzozowy czy hubiak… niektóre
grzybki wyglądają jak główki postrzępionej sałatki – to są szmaciaki, albo gałęziaki
groniaste – bardzo ceniono przez grzybiarzy. Są też purchawki (najczęściej niejadalne), ale prawdziwym skarbem zakopanym
w ziemi jest trufla, którą
tylko niektóre zwierzęta,
najczęściej dziki, mogą rozpoznać i wykopać z ziemi.
Są to bardzo drogie grzybki
zwane czarnymi diamentami.
– Och, ojej! Nie wiedzieliśmy o takich ciekawych
grzybkach – dziwiły się maluchy.
– Nic nie szkodzi! Nie
musicie znać wszystkich
grzybów. Są od tego specjaliści. Taki znawca grzybów
nazywa się MYKOLOG.
– A co jest najważniejsze
przy zbieraniu grzybów? –
pytał dalej Karkonosz.
– Zbieramy tylko zdrowe i znane nam
grzybki. Nie łakomimy się na te malutkie,
ani na bardzo dojrzałe grzyby.
– A jaki grzybek podoba wam się najbardziej? – chciał wiedzieć Duch Gór.
– Mnie borowik! Mnie kozaczek!
Mnie malutka kurka! A mnie podgrzybek!
– przekrzykiwały się maluchy.
– A mnie podobają się muchomory! –
powiedział z powagą Zadziorek.
– Ha, ha, ha! – roześmiały się skrzaty.
Przecież to trujące grzyby!
– Jedne i drugie, jadalne i niejadalne,
wśród których mogą być trujące – wszystkie są w lesie potrzebne. Odgrywają ważną rolę. Dlatego nie należy zrywać nawet
jadalnych grzybów, które są pod specjalną
ochroną – pouczał Duch Gór.
Nie wolno też w lesie hałasować, niszczyć bezmyślnie roślin, czy drzew, nie
należy też śmiecić. NALEŻY PO SOBIE
ZOSTAWIĆ PORZĄDEK, ABY INNI
MOGLI KORZYSTAĆ Z UROKÓW
LASU – PIĘKNA PRZYRODY.
Nie wolno zrywać kwiatów, niszczyć
runa leśnego, wyrywać grzybki niejadalne,
czy nieznane. Prowadzi to do pustoszenia
środowiska, zanikają wtedy grzybodajne
okolice.
NIE WOLNO PRZYPOMINAM
RAZ JESZCZE, ZRYWAĆ GRZYBÓW
(NAWET
NAJSMACZNIEJSZYCH),
KTÓRE SĄ POD OCHRONĄ. ALE WY
SPISALIŚCIE SIĘ WSPANIALE I WIELE NAUCZYLIŚCIE SIĘ. BĘDĄ Z WAS
PRAWDZIWI GRZYBIARZE. TYLKO
MUSICIE NABRAĆ DOŚWIADCZENIA. PAMIĘTAJCIE! LASY I PRZYRODĘ NALEŻY SZANOWAĆ I CHRONIĆ,
ABY DŁUGO NAM SŁUŻYŁY, SPRAWIAŁY RADOŚĆ.
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
19
Żyj obok nas
Salamandra plamista (Salamandra Salamandra)
Górzyniec, fot. Tomasz Mielech
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014
20
Podczas pleneru przy stawach w Podgórzynie
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014

Podobne dokumenty