OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń
Transkrypt
OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń
OGRÓD DUCHA GÓR 1 OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 NR 1-3 KWARTALNIK – STYCZEŃ-WRZESIEŃ 2014 EGZEMPLARZ DO POBRANIA 2 Mali eleganci Barciel pszczołowiec (Trichodes apiarius) Kruszczyca złotawka (Cetonia aurata) Świerszcz polny (Gryllus campestris) Owady piękne OGRÓDsą DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 3 OGRÓD DUCHA GÓR KWARTALNIK MUZEUM PRZYRODNICZEGO w JELENIEJ GÓRZE dla MIŁOŚNIKÓW NATURY, EKOLOGII, OCHRONY PRZYRODY I MUZEALNICTWA PRZYRODNICZEGO Spis treści Nietoperz Nr 1-3/2014 Zespół redakcyjny LESZEK KOŚNY (redaktor) JOANNA MIELECH MONIKA STĘPIEŃ ALEKSANDRA NOWAK-ODELGA (sekretarz redakcji) Adres redakcji: Muzeum Przyrodnicze w Jeleniej Górze 58-560 Jelenia Góra, ul. Cieplicka 11A tel./fax 75 75 515 06 e-mail: [email protected] Czesław Janczarski Czy niedźwiedzie jaskiniowe żyły w okolicach dzisiejszej Jeleniej Góry5 Stanisław Firszt Z dziejów wód mineralnych w Cieplicach Śląskich7 Adolf Andrejew Dzieła sztuki wracają do Dolnego Śląska9 Aniela Daszewska DTP: www.adrem.jgora.pl Jelonek rogacz w Muzeum Przyrodniczym w Jeleniej Górze11 Na okładce: Leszek Kośny 1 OGRÓD DUCHA GÓR 4 Stara jodła w Górach Izerskich12 Roman Żurawek Koło Przewodników PTTK „Rzepiór”14 Barbara Kopydłowska W królestwie grzybów15 Maria Nienartowicz OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-2 • styczeń-czerwiec 2013 NR 1-3 KWARTALNIK – STYCZEŃ-WRZESIEŃ 2014 EGZEMPLARZ DO POBRANIA „Jeleń”, rys. Celina Jędrzejewska 20 Od Redakcji OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-2 • styczeń-czerwiec 2013 Podczas pleneru przy stawach w Podgórzynie Drodzy Czytelnicy, Miłośnicy przyrody oddajemy w Wasze ręce kolejny numer naszego czasopisma. Niestety nie udało się zachować jego charakteru kwartalnika. Powinien już ukazać się trzeci numer z 2014 roku, a jak widzicie jest to pierwszy zeszyt, który wydajemy za trzy kwartały. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 Sprawy związane z przenosinami Muzeum, niekończące się problemy związane z budową stałych wystaw tak nas pochłonęły, że musieliśmy odłożyć sprawy redakcyjne na później. Mamy nadzieję, że kolejny numer czwarty ukaże się we właściwym terminie, tj. w grudniu tego roku. 4 Edukacja ekologiczna NIETOPERZ Nietoperz nie lubi słońca Nietoperz to mysz latająca W dzień śpi na strychu nad nami. A jak? Do góry nogami. Ni to zwierzę, ni to ptak, dzień z nocą mu się myli. Tak, tak, dziwak to, moi mili. Czesław Janczarski Co tam leci? Toperz? – Nietoperz! – Jak nie toperz, to co? OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 5 Zapiski historyczne Stanisław Firszt Czy niedźwiedzie jaskiniowe żyły w okolicach dzisiejsze Jeleniej Góry? Niedźwiedź jaskiniowy (Ursus speleus) był w plejstocenie (300.000 lat temu) pospolicie występującym gatunkiem niedźwiedzi na obszarze niemal całej Europy. Jako osobny gatunek został opisany w 1794 roku przez młodego naukowca niemieckiego Johanna Christiana Rosenmüllera. Kości tego wymarłego ssaka odkrywano w jaskiniach (i tylko w nich) od kiedy tylko człowiek interesował się tymi szczególnymi miejscami wytworzonymi w sposób naturalny przez naturę. Odnajdywane pojedyncze kości, jak i całe szkielety niedźwiedzi pozwoliły odtworzyć tak wygląd, jak i zwyczaje tego osobliwego zwierzęcia. Niedźwiedź jaskiniowy był o co najmniej 30% większy od żyjącego do dzisiaj swego kuzyna niedźwiedzia brunatnego. Miał około 2 m długości, 1,7 m wysokości w kłębie i ważył 900-1000 kg. Miał dużą masywną głowę, bardzo mocną czaszkę i szczęki zaopatrzone w potężne kły. Przednia część ciała była wyższa od tylnej. Miał grube, gęste futro, prawdopodobnie koloru ciemnobrązowego. Samice były mniejsze od samców i rodziły od 2 do 3 młodych. Żył krócej od swych współczesnych kuzynów, bo tylko ok. 20 lat. Przypuszcza się, że w odróżnieniu od innych niedźwiedzi żył w grupach. Co jest ciekawe ten olbrzym odżywiał się przede wszystkim pokarmem roślinnym, choć z pewnością nie gardził upolowanymi innymi ssakami (szczególnie młodymi), padliną, rybami i innymi zwierzętami. Oprócz rozmiarów i upodobań żywieniowych odróżniał się od innych niedźwiedzi tym, że najczęściej, jak się przypuszcza, zajmował jaskinie, które stanowiły dla niego naturalne schronienie i to przez wiele stuleci. W jaskiniach rodził się, rozmnażał, zimował i umierał. Padłe i chore osobniki stawały się ofiarą innych ssaków penetrujących ich siedliska, np. hieny jaskiniowej. Świadczą o tym, np. odnajdywane rozwleczone kości niedźwiedzi w obrębie jaskini. Do dzisiaj naukowcy nie są jednomyślni co było przyczyną wyginięcia tego gatunku i kiedy to się dokładnie stało. Jedni przypuszczają, że było to 50.000 lat temu, kiedy konkurentem niedźwiedzia do zajmowania jaskiń stał się człowiek. Na dowód przytaczają fakt, że właśnie od tego momentu zaczęła gwałtownie zmniejszać się populacja tego gatunku, co zbiega się z momentem pojawienia się łowców i myśliwych paleolitu. Inni twierdzą, że wyginięcie niedźwiedzia jaskiniowego wiąże się z ochłodzeniem klimatu podczas ostatniego zlodowacenia i zubożeniem środowiska naturalnego, szczególnie wielu gatunków roślin, które były podstawą jego diety. Nastąpiło to ok. Polowanie na niedźwiedzia jaskiniowego przez paleolitycznych myśliwych, rys. Zdeněk Burian 25.000-18.000 lat temu. Faktem jest, że niedźwiedź jaskiniowy wyginął lub wymarł tysiące lat temu. Ślady jego bytności w europejskich jaskiniach są znajdywane przede wszystkim w namuliskach (kości), ale także na ścianach (ślady pazurów), na gliniastym podłożu (odciski łap) lub na nierównym podłożu (ślady zabaw młodych – „zjeżdżalnie”). Niedźwiedź jaskiniowy stał się też motywem w malarstwie jaskiniowym dawnych myśliwych lub czarowników np. w Jaskini Chauvet we Francji (rysunek datowany na 31.000 lat p.n.e.). Także na terenie Polski w wielu jaskiniach, szczególnie w Tatrach odkryto kości niedźwiedzi jaskiniowych. Szczątki tych zwierząt znaleziono też na terenie Dolnego Śląska, m.in. w jaskini krasowej w soczewie marmurów w dolinie potoku Jaskiniec w Górach Złotych w pobliżu wsi Radochów gm. Lądek Zdrój. Pierwsza wzmianka o odkryciach z tego miejsca pochodzi z 1757 roku. Dopiero w latach trzydziestych XX wieku przeprowadzono tam wykopaliska pod kierunkiem OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 G. Frenzela (1935 r.) i L. Zotza (1936 r.). W namuliskach Jaskini Radochowskiej odkryto kości ok. 20 różnych zwierząt prahistorycznych, w tym: kręgi szyjne, czaszkę i żuchwę niedźwiedzia jaskiniowego. Najbardziej jednak znaną jaskinią w Polsce, gdzie odkryto szczątki niedźwiedzia jaskiniowego jest Jaskinia Niedźwiedzia znajdująca się w Masywie Śnieżnika, w dolinie Kleśnicy w pobliżu Kletna. Znaleziono je przypadkowo podczas eksploatacji marmuru i odsłonięcia jaskini w 1966 roku. W 1967 roku wykopaliska paleontologiczne przeprowadził tam prof. A. Jahn. W namuliskach jaskini odkryto duże ilości kości niedźwiedzi jaskiniowych (stąd nazwa jaskini). Oba powyższe odkrycia wiążą się z rejonem Kotliny Kłodzkiej. Na naszym terenie też odkryto jaskinie, w których znaleziono kości niedźwiedzia jaskiniowego. Są one położone w niewielkiej odległości od centrum Jeleniej Góry. Pierwszego odkrycia dokonano na terenie byłej fabryki papieru w Czernicy 6 (daw. Dłużewo, niem. Langenau), gm. Jeżów Sudecki. W 1908 roku odkryto tu dwie jaskinie, a w namuliskach jednej z nich znaleziono szkielet niedźwiedzia jaskiniowego. Kości trafiły do zbiorów prywatnych i ich los nie jest znany. W 1942 roku prowadzono tam badania wykopaliskowe, ale już bez większych rezultatów.Czernica znajduje się ok. 6-7 km na płn.-zach. w linii prostej od centrum Jeleniej Góry. Drugie miejsce, gdzie w naszym regionie odkryto kości niedźwiedzia jaskiniowego to Wojcieszów (niem. Kauffung Kr. Schönau p. Kr. Goldberg) w Jaskini Północnej Dużej w obrębie wzniesienia Połom w Górach Kaczawskich, położonej 9 km na półn.-wsch. od centrum Jeleniej Góry. Tutaj jaskinię odkryto w latach 20tych XX wieku w obrębie kopalń wapienia. Badał ją legnicki geodeta, mierniczy i zapalony archeolog M. Hellmich. Pierwsze badania wykopaliskowe we wspomnianej jaskini w latach 1934-1936, przeprowadził archeolog dr L. Zotz. Odkrył w namuliskach kości zwierząt kopalnych (w tym niedźwiedzia jaskiniowego) oraz co ciekawe narzędzia kamienne i węgle drzewne (ślady palenisk). Znaleziska te potwierdzają, że jaskinię tę zamieszkiwali ludzie w okresie paleolitu, oraz fakt, że zajmowana była ona wcześniej przez niedźwiedzia jaskiniowego. Szczątki zwierząt i ślady palenisk wg odkrywcy świadczyć miały o praktykach związanych z kultem zwierząt przez dawnych myśliwych sprzed 30.000 lat. Znaleziska z Jaskini Północnej zostały zabrane do Wrocławia. Później ich część (część kości, w tym niedźwiedzi jaskiniowych) i kopie narzędzi krzemiennych przekazano do jeleniogórskiego Riesengebirg- svereins=Museum, gdzie były eksponowane do 1945 roku. Po wojnie, otwarte na krótko muzeum zostało zamknięte i pełniło funkcję muzealnej składnicy pomocniczej dla składnicy głównej mieszczącej się na Paulinum w Jeleniej Górze służącej dla ekip rewindykacyjnych prof. S. Lorentza. Przez Muzeum przewinęła się ogromna ilość muzealiów i dokumentacji archeologicznych z całego Dolnego Śląska, m.in. w 1946 roku prof. R. Jamka z Krakowa wraz z W. Kortą znaleźli tam księgi inwentarzowe muzealiów archeologicznych z muzeów wrocławskich z lat 1925-1933 oraz albumy z mapami w skali 1:25.000 z naniesionymi stanowiskami archeologicznymi. Był to dorobek ponad 100-letniej działalności śląskiej archeologii. Nie było to wszystko co dotyczyło archeologii, a znajdowało się w jeleniogórskim Muzeum. Dziś wiadomo, że przechowywano tu oryginalne rysunki tuszem do wrocławskich czasopism archeologicznych „Altschlesische Blätter”, „Altschlesien” oraz część ksiąg inwentarzowych i dokumentacji z badań terenowych. Niestety spora ilość tych archiwalnych i cennych materiałów została zniszczona w latach 50. i 60. XX wieku przez samych pracowników muzeum (nie było wśród nich archeologów). Resztki tych materiałów w latach 90. XX wieku przekazane zostały do Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu. Nieliczne eksponaty i dokumenty jakoś przetrwały i przechowywane były w różnych działach muzeum (Dziale Etnografii, Dziale Sztuki, a nawet w Pracowni Plastycznej). Uratowali je pracownicy muzeum: Halina Słomska, Katarzyna Kułakowska i Władysław Sierka. Lepsze czasy dla pozostałości po zbiorach archeologicznych Magiczne rytuały paleolitycznych myśliwych podczas polowania na niedźwiedzia jaskiniowego, rys. Zdeněk Burian Szkielet niedźwiedzia jaskiniowego nastały wraz z utworzeniem w Muzeum Okręgowym w Jeleniej Górze, 1 listopada 1989 roku przez dyrektora Stanisława Firszta, Działu Archeologiczno-Historycznego i zatrudnieniu archeologów: S. Skibińskiego, W. Grabowskiego, R. Rzeszowskiego. Zebrano wszystko, co ocalało, w jednym miejscu i okazało się wtedy, że odnalazły się kości niedźwiedzia jaskiniowego i kopie narzędzi krzemiennych z Jaskini Połom w Wojcieszowie. W 1966 roku Jaskinię Północną Dużą badał wykopaliskowo dr Z. Bagniewski, ale nie znalazł już śladów ani niedźwiedzi jaskiniowych ani ludzi. Poszukiwał on także wówczas znalezisk dokonanych przez dr L. Zotza, które uznano w końcu za zaginione. Nikt nie przypuszczał wówczas, że cały czas znajdowały się one w Muzeum Regionalnym (od 1976 roku Muzeum Okręgowym) w Jeleniej Górze. Po remoncie Muzeum Okręgowego w Jeleniej Górze w latach 90-tych XX wieku na piętrze tzw. „Patryzjum” (przybudówka do Muzeum – kopia kamienicy mieszczańskiej z XVIII wieku), urządzono niewielką ekspozycję archeologiczną. Na niej w jednej gablocie wystawiono pierwszy raz od 1945 roku znaleziska dr L. Zotza z Jaskini Północnej Dużej z Wojcieszowa. Po remoncie i rozbudowie Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze (nazwa od 2001 roku), kości niedźwiedzia jaskiniowego z Jaskini Połom w Wojcieszowie, w 2012 roku trafiły na stałą ekspozycję archeologiczną pt. „Najdawniejsze dzieje regionu jeleniogórskiego od pradziejów do średniowiecza”. Jeśli więc chcemy przekonać się naocznie, że niedźwiedź jaskiniowy żył w okolicach Jeleniej Góry, musimy wybrać się do Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze. Jaskinia Połom niestety jest niedostępna dla zwiedzających, a gdzie znajdują się jaskinie w Czernicy już nikt nie pamięta. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 7 Zapiski historyczne Adolf Andrejew Z dziejów wód mineralnych w Cieplicach Śląskich Dzieje wód mineralnych w Cieplicach Śląskich sięgają czasów wczesnopiastowskich. Według Józefa Sykulskiego, badacza historii Kotliny Jeleniogórskiej, miał je odkryć w roku 1175 śląski książę piastowski – Bolesław Wysoki. W roku 1281 książę piastowski Bernard, wnuk księcia legnickiego Henryka Pobożnego, 18 marca 1281 jako książę Śląska i Lwówka Śląskiego – dux Lovenberg – darował Joannitom, „na prośbę Hermana z Brunhornu, wielkiego mistrza zakonu na Niemcy i Polskę, źródła cieplickie. Wody te były określane łacińskim terminem „callidus fons” – gorące źródła. Darowizna ta obejmowała też ok. 1750 ha ziemi. Poza tym książę ten sprzedał szpitalnikom 100 włók gruntów (w owym czasie 1 włóka wynosiła ok. 7.666 ha) za cenę 100 grzywien srebra i dwie beczki wina. łożyciela piastowskiej linii świdnicko-jaworskiej – Bolka I „Jelenia Góra 20 marca 1288 Bolko, książę Śląska, pan na Lwówku, zezwala komturowi Fotis callidi, która zawsze ma być w posiadaniu zakonu Joannitów na budowę karczmy w Malinniku, czego świadkami byli obywatele Jeleniej Góry”. Liczenie się z mieszczanami Jeleniej Góry świadczyło o ich ówczesnej sile, zaś postawienie gospody w pobliżu ciepłych źródeł mówi o zwiększającej się frekwencji ludzi szukających zdrowia w wodolecznictwie. Skoro zatem nie wcześniej, to najpóźniej pod koniec XIII wieku Cieplice rozpoczęły swoją karierę uzdrowiskową. Od 1403 r. obudowany konstrukcją z desek, przeznaczony był dla ubogich, natomiast „basen kamienny” (kamienne mury wybite wewnątrz deskami) dla zamożnych. Podczas pobytu medyka basen drewniany był już tak zaniedbany, ujęcie wody było tak zdewastowane, że zwykła woda oziębiała się i zamulała zdrój leczniczy. Na prośbę ludzi ubogich medyk przy pomocy swego pacjenta, komendanta załogi na zamku Chojnik, naprawiał zdewastowane obiekty uzdrowiska. Komendant dostarczał bale i deski, sam lekarz opłacał częściowo robociznę. Odłączono i zasypano zimne źródło, zaś ciepłe obudowano drewnianą cembrowiną. Zwyczajowo kąpano się Od 1403 roku uzdrowiskiem zajmowali się cystersi Joannita (Joannici nosili czarne płaszcze z białymi krzyżami) Książę zwolnił zakonników na dwadzieścia lat od wszelkich ciężarów. Darowizna ta zapewne miała na względzie odpowiednie zagospodarowanie i użytkowanie źródeł leczniczych, ponieważ głównym zadaniem Joannitów – szpitalników była opieka nad chorymi. Że istotnie zajęli się oni tymi sprawami świadczył dokument wystawiony w 1288 r. przez za- uzdrowiskiem zajmowali się Cystersi. Ale o leczeniu balneologicznym w tym czasie nie da się powiedzieć nic bliższego. Pewne światło na prosperowanie uzdrowiska daje nam Pankracy Vulturinus w łacińskim dziele nazwanym „Panegirycus Silesiacus” powstałym w roku 1506 w Padwie. Uczony jeleniogórzanin prawdopodobnie o nazwisku Geyer, aczkolwiek opisywał tylko miasta śląskie – wychwalał też uzdrawiające źródła „cieplickie, do których zdąża obcy naród bogaty w pieniądze”. Ściślejsze wiadomości o uzdrowisku pochodzą jednak dopiero z listu lekarza Hoffmanna z Kostrzyna, przebywającego w Cieplicach w roku 1568. Według jego relacji w połowie XVI wieku „basen drewniany, OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 wtenczas do 6 godzin dziennie przed południem i trzy godziny po południu. Uczony medyk wśród przeciwwskazań zamieścił nawet taką informację „To kąpielisko nie toleruje Francuzów cierpiących na „francuską chorobę”, którzy dostają tu wielkich bólów”. Z tego pierwszego obszerniejszego źródła do dziejów Cieplic wynika, że jak na tamte warunki w uzdrowisku praktykowano całkiem dobrze zorganizowane lecznictwo balneologiczne, stosowano kurację kąpielową, pitną i natryskową, zatrudniono nawet kąpielowych lekarzy. Na podstawie zachowanych źródeł możemy założyć, że w XVI i XVII wieku korzystanie z uzdrowiska wcale nie było czymś wyjątkowym. 8 Michał Kazimierz Radziwiłł Tak mogło wyglądać kąpielisko cieplickie w XVII wieku Z powstałego w XVI wieku piśmiennictwa uzdrowiskowego uprawianego przeważnie przez ówczesnych lekarzy wynika, że na przełomie XVI i XVII stulecia rocznie notowano od 300 do 400 kuracjuszy oraz zapewniano od 6 do 8 tys. noclegów. Do odwiedzających Cieplice należy też doliczyć wielu przybyszy zdążających tu na dzień św. Jana, kiedy to miejscowe źródła miały posiadać szczególną moc uzdrawiającą. W tym czasie, gdy w Cieplicach stało zaledwie kilka domów murowanych i kilkadziesiąt drewnianych kwatery tamtejsze nie wystarczały, goście zmuszeni byli zatrzymywać się nawet w okolicznych wsiach. Kaspar Schwenckfeldt pisał w roku 1600 „Było wiele domów w pobliskich wsiach, które także użyczano obcym gościom”. Wsie dostarczały również żywność. Na początku XVII w. uzdrowisko cieplickie było już znane i odwiedzane do tego stopnia, że – jak pisano w 1619 r., pacjenci musieli zamawiać mieszkania i czas kąpieli na dwa, trzy miesiące naprzód. W roku 1677 przeszła przez Cieplice osobliwa karawana z Polski. Składały się nań: semeni z wielbłądami i mułami, chorągiew rajtarii, kilkudziesięciu husarzy, dragoni, poza tym księża, służba pokojowa i dworska, wszyscy to ludzie podkanclerzego litewskiego Michała Kazimierza Radziwiłła, od 1668 hetmana polnego litewskiego, żonatego z siostrą Jana III Sobieskiego. W orszaku księcia był też stolnik żmudzki Teodor Bilewicz. Jemu zawdzięczamy pierwszy w języku polskim znakomity opis Karkonoszy i Cieplic zawarty w złożonym z dwóch części pamiętniku z podróży dookoła Europy pt. Diariusz peregrynacji niemieckiej. (...) wybraliśmy się w dalszą drogę comis die 12 septembris do Hirschberg (Jelenia Góra) miasta, które ma abundantium (mnóstwo) różnych płócien, za którym o milę wody ciepłe z ziemi wynikają. Po tamecznemu się zaś zowie Warm Baden, a po naszemu Cieplice. Na którym miejscu stanęliśmy die 15 septembris, których wód varii pro variis różni na różności zażywają, w nich się kapiąc cordinarie (zazwyczaj) co dzień po kilka godzin, pro libitu suo / wedle swojej woli każdy: ale jednak nie na każdy defekt te wody remedium (lekarstwem), inszym zaś szkodzą bardziej niż pomagają, mianowicie którzy są chudnej kompleksji i na różne defekta. Ta zaś woda z ziemi na dwóch różnych miejscach, na których około na kształt kaplicę wymurowano in medio (po środku), zaś gdzie sama wynika woda, na kształt studni szerokiej z ławkami i niższymi i wyższymi podczas też tę wodę i często wylewają, a drugą wpuszczają. Ta woda habet calorem proportinatum (ma odpowiednią ciepłotę), w której po szyję siedzą patientes, a dequalem (równą) zawsze w zimie i lecie. Miejsca na domy, kamienie porządne pro excipiendis hospitibus (na przyjęcie gości) i wygoda wszelka quoad victum (względem wyżywienia). Wody zaś (ebulientes) wrzące mają te proprietate (właściwości): naprzód, że seaequaliter (równo) zawsze ciepłe: smród siarki i innych materii ognistych. Chusty, które w tej wodzie z kilka godzin pobędą, to non sunt durabiles (nie są trwałe), bo ich woda zje, i odorem illum retinent (zachowują ów zapach). Srebro w tę wodę umoczone zaraz jako węgiel czernieje, złoto zaś poleruje się. Owa zaś (woda) co wycieka tedy trzecią rurami wchodzi już ostygła: ta nie tak proficus (skuteczna), ale konie tą wodą leczą na zerwane, ochwat i inne defekta, co dziwne, że nie tylko ludziom, ale i bydlętom jest pomocna”. Z dawnych zabiegów balneologicznych stosuje się dzisiaj jedynie kąpiele i picie miejscowych wód cieplickich. W miejsce kąpieli tylko we wspólnych basenach z wodą mineralną, obecnie stosuje się różnorodne formy wodolecznictwa (natryski, masaże podwodne, baseny z wodą mineralną, kąpiele kwasowęglowe, kąpiele perełkowe, kąpiele w wannie z wodą mineralną, kąpiele wirowe). Obok tych rodzajów kąpieli, w procesie rehabilitacji stosuje się tampony borowinowe, okłady z pasty borowinowej z zakresu peleidoterapii. Działaniami wspomagającymi zabiegi są: inhalacyjnoolejkowe, mineralne, rodonowe, masaże klasyczne, zabiegi parafinowe (ciepło-lecznictwo), kinezyterapia (gimnastyka zbiorowa i indywidualna), elektrolecznictwo (galwanizacja, jonoforeza, tarrapula), kąpiele czterokomorowe, prądy diadynamiczne, (ultradźwięki) oraz terapię zajęciową (przygotowanie do zawodu i leczenia pracą). Własności lecznicze cieplickich wód mineralnych od wielu stuleci były wykorzystywane do leczenia różnych dolegliwości przybywających do tego uzdrowiska kuracjuszy. Zaliczano to uzdrowisko do najbardziej znanych kurortów na terenie Dolnego Śląska do końca XIX stulecia. Z leczniczego charakteru tych wód korzystają do dzisiaj liczni kuracjusze, nie tylko z Polski. Bibliografia 1. J. G. Bergmann, Beschreibung und Geschichte von Warmbrunn, Warmbrunn 1830. 2. A. Falkiewicz, M. Staszewska, Uzdrowiska dolnośląskie i ich okolice, Wrocław 1973. 3. E. F. Hausleutner, Warmbrunn und seine Schwefelquellen, Hirschberg 1836. 4. K. Hoffman, D. Herren, Caspari damals Hertzog Hanses zu Custrin Physici und Leibarztes, welcher an Hn.D. Paulum Lutherum Chur Furstli. Sachsische Leib. Medicum An. 1569 uberschickt. 5. R. Kincel, Sarmaci na Śnieżce, Wrocław 1973. 6. H. Knoblauch, Warmbrunn und seine Heilquellen, Warmbrunn. 7. G. P. Mogalla, Briefe uber die Bader Warmbrunn, nebst einigen Benerkungen Flinsberg und Liebwerda, Breslau 1797. 8. B. Preiss, Der Kurort Warmbrunn, seine warmen Schwefelquellen und die ihnen zugehörigen Heilanstatten, Breslau 1850. 9. Ilse Stiefvater, Caspar Schwenckfeldt (1563-1609) Arzt und Schrittmacher der naturnahen Medizin und der Balneologie in Schlesien, Breslau 1945. 10. J. Wendt, Die Thermen zu Warmbrunn im Schlesischen Riesengebirge, Breslau 1840. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 9 Muzealnictwo Anna Daszewska Dzieła sztuki wracają do Dolnego Śląska („Odra”, R. 1: 1945, nr 6, s. 6) „Wrocław, we wrześniu. Departament Ochrony Zabytków w Ministerstwie Kultury i Sztuki prowadził akcję rewindykacji, lecz akcja ta na skutek trudności transportowych itp. jest nieco zahamowana, leniwa, opóźniająca się i przykrojona na małą skalę. Nie mniej z radością witamy każde większe czy choćby najmniejsze znalezisko naszych zbiorów. Dr St. Lorentz, dyr. Muzeum Narodowego w Warszawie z pomocą pracowników Muzeum jeleniogórskiego znalazł w lipcu, w Hain koło Jeleniej Góry w hotelu turystycznym trzy obrazy Matejki (Rejtan, Batorego pod Pskowem i Unię Lubelską, z których dwa pierwsze zdobiły tam salę jadalną). On też zgromadził około 500 skrzyń w Świdnicy n. Bystrzycą ze zbiorami Muzeum Narodowego obecnie przewiezionych już do Krakowa. Stanisław Lorentz, w latach 1945-1950 dyrektor Naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków To wszystko jeszcze mało! Zaledwie znikoma część. Niemcy kradli wagonami. Wywieziony na przymusowe roboty do Cieplic k. Jeleniej Góry p. Pawelski (obecnie wiceburmistrz tej miejscowości) wyładowywał tam trzy wagony skrzyń z naszymi eksponatami muzealnymi. Znajdujemy zaledwie część. Gdzie reszta? Trzy wagony tego samego transportu – według informacji Pawelskiego poszły od razu – do Żytawy. Kazimierz Pawelski, przebywał w Cieplicach od 1942 roku; w 1945 roku ratował zabytki muzealne i dzieła sztuki zgromadzone w Uzdrowisku sterstwa Kultury i Sztuki dla rewindykacji zbiorów muzealnych – znalazł 22 sierpnia 19 skrzyń. Sześć małych skrzyń z numizmatyką Muzeum Warszawskiego a obok 2 większe nieco, rozbite – te z tekami zbiorów graficznych Stanisława Augusta. Przybyła na drugi dzień dr Sawicka wieloletnia pracownica Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego powitała je jako swe dobre znajome, upominając się o resztę pakowanych przez siebie – 12 skrzyń brakujących. Inne skrzynie z obrazami, z fragmentami rzeźb z kielichami mszalnymi, z jakimś skradzionym w Warszawie srebrem zabytkowym obok paki z kieliszkami cynograficznymi z krakowskiej drukarni Chmiela, następna znów skrzynia zawierała dwa wspaniałe gotyckie krzyże złote czy złocone z drogimi kamieniami – najprawdopodobniej ze skarbca wawelskiego. Dr Kieszkowski otwiera skrzynie protokolarnie. Zaglądamy do każdej. W następnej znajdujemy z wierzchu dwie indyjskie miniatury (prawdopodobnie z Muzeum Czartoryskich) oraz 2 depozyty cechu kuśnierzy krakowskich: obraz koronacji Matki Boskiej i Zwiastowania (Muzeum Czartoryskich), a pod nimi znajdujemy rękopisy i stare druki. Słucham opowiadań p. Pawelskiego i bibliotekarza Schaffgotschów – Wesselnego (Niemiec o polskim nazwisku), takich tu na Dolnym Śląsku więcej – jak to Pawelski – ogrodnik i palacz w pałacu Schaffgotschów w czasie walki i w okresie przejściowym w pierwszych dniach oswobodzenia tych ziem przez Armię Czerwoną, który przenosił skrzynie z pałacu zajętego przez wojsko do biblioteki aby były bezpieczne. Były to działania człowieka-patrioty, który w zawierusze wojennej nie zapomniał o dobrach kulturalnych swojego narodu ukrytych w tajemniczych skrzyniach, niby w trumnach z czerwoną cyferką: „Werschaner Museum”. Natychmiast złożył o nim raport przybyłym na te ziemie pierwszym przedstawicielom Państwa Polskiego – Komitetowi Rady Ekonomicznej. Tu już w kamiennej starej sieni Biblioteki i Muzeum Schaffgotschów (słynnego z bogatych zbioPontyfikał Erazma Ciołka, bogato iluminowany manuskrypt rów ornitologicznych) dr z lat 1506-1518 (Erazm Ciołek biskup płocki). Wywieziony z Witold Kieszkowski, zaKrakowa w 1944 roku został odnaleziony w Bibliotece Schafstępca generalnego kongotschów w Cieplicach w 1945 roku serwatora, delegat Mini- OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 10 Na ścianach wiszą dwa wielkie drzewa genealogiczne panów zamku setkami tabliczek z nazwiskami i herbami, gęsto upstrzone orłami piastowskimi, niby drzewko życia w naszym zdobnictwie ludowym z ptaszkami na gałęziach. Pierwsza tablica u dołu głosi: Piastus Crusviciensis-dildus. Polonicae Ethnarcha-Pobit A.D. 861. A potem Ziemovitus i Lescus IV – 921 i znów Ziemovitus. Aż dopiero Mieceslaus I. Polonarum Ethnarcha – Primus Christianus babtizatus i następnie Bolesław I Chrobry – Rex kreatur ab Ottone. I całe mnóstwo czerwieni i orłów wznosi się ku górze, gdzie dopiero wysoko wspierają je inne znaki. Już w górze nie widać dobrze tablicy, gdzie Barbara Agnes ks. Śląska (lignicka) poślubiła Hansa Ulricha Schaffgotscha v. Kynast (1625 r.). W sali tej nie znajdujemy jednak naszych zabytków sztuki zrabowanych nam w ostatniej wojnie. Przechodzimy Bibliotekę (80 tys. tomów). Z radością, a równocześnie z odcieniem żalu i urazy błyszczą nam oczy wędrujące po grzbietach ksiąg gdzie stare pożółkłe pergaminowe oprawy mienią się niekiedy barwą kości słoniowej – w źrenicach naszych nie wygasły jeszcze zwiewne, srebrne popioły Biblioteki Krasińskich, Załuskich i innych bibliotek warszawskich. W ostatniej sali za półkami książek dr Kieszkowski znajduje nasze obrazy. Liczymy – jest ich 39. Kolejne rozpoznajemy – oto słynny obraz z XV wieku zwany popularnie „WierzEwangeliarz emmeramski (pow. XI – pocz. XII w.); do Polski bięta” z Muzeum Natrafił za sprawą Judyty Marii (XI w.), jako posag Agnieszki, rodowego w Krakowie żony Księcia Władysława Wygnańca (XII w.). Przechowywany z Matką Boską i Dziew Bibliotece Kapitualnej Katedry Krakowskiej. Wywieziony ciątkiem i Wierzbięta – przez Niemców w 1944 roku odnalazł się w Bibliotece Schaffofiarodawcą. Znajdujegotschów w Cieplicach 1945 roku my dwóch krakowskich constable’ów (pejzaże) wspaniałego błyszczącego barwą Jordaensa wspaniały rząd nabijany turkusami z wy(Adoracja Dzieciątka – Muzeum Narodowe prawy wiedeńskiej Schaffgotscha (1683 r.). w Warszawie) Ribeira – św. Jana ChrzciciePo przeciwnej stronie wisi za szklaną szybą la (Tarnowskich z Dukli), Rosa de Tivoli wielki miecz katowski, którym został ścięty – Pasterza. Lamtego, portret kobiecy, Rutsinny przedstawiciel tego rodu, wmieszany daela – Krajobraz z młynem (warsz.), wiw sprawę zdrady Wallensteina. Te srogie lanowskiego Dietricha różową, pełną życia wyroki sądowe cesarza obwieszone pieczęi barwą Judytę – Cranacha w średniowieczciami, ważki symbolami władzy. Oto wspaniały, bogato iluminowany bezcennej wartości Kodeks Emmerański z XI wieku własność Kapituły Krakowskiej. Pontyfikał Erazma Ciołka, Mszał Tomickiego, jakiś brewiarz z XV wieku z Biblioteki Czartoryskich, Rękopis Nativitate Christi i kilka innych – tudzież kilka starych szeleszczących pergaminami, porywających oczy żywością malowideł i złoconych liter – modlitewników, wśród których jeden inkunabuł (druk z XV wieku). Pod ścianą stoją trzy wielkie XVII-wieczne obrazy ze scenami religijnymi któregoś z kościołów krakowskich. Przełożone są pięknymi skradzionymi gdzieś w Krakowie perskimi dywanami. Idziemy do biblioteki. Mają tam inne jeszcze jakieś nowe obrazy. Mijam salę Muzeum Schaffgotschów ze zbrojami i bronią. W oszklonej szafie spostrzegam Lucas Cranach St., „Judyta”, ok. 1530; dzieło w zbiorach polskich wywiezione przez Niemców w 1944 odnalezione w Bibliotece Schaffgotschów w Cieplicach. nym czepcu z martwą zielonawą głową św. Jana w dłoniach i inne. Obok cechowe malarstwo krakowskie: 6 wielkich średniowiecznych temper na drzewie. Po przejrzeniu obrazów znajdujemy również wetknięte w kącie między półkami książek przepiękny „dywan polski” z XVII wieku, gęsto przetykany złotem, ze zbiorów Gabinetu Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego i stary dywan kaukaski. Dr Kieszkowski protokółując znalezione dzieła sztuki, oświadcza, że w akcji rewindykacji jest to – jak dotychczas – pierwsze tak bogate znalezisko.” 1. Stanisław Lorentz (ur. 28 kwietnia 1899 – zm. 15 marca 1991), historyk sztuki, muzeolog; w latach 1936-1982 dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie; w latach 1945-1950 dyrektor Naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków 2. Kazimierz Pawelski (ur. 5 grudnia 1901 – zm. 20 października 1984), w marcu 1942 roku jako robotnik przymusowy trafił do Cieplic, gdzie pracował jako ogrodnik i palacz w pałacu, w majątku hrabiego Schaffgotscha, po wojnie organizował społeczność polską; od maja do jesieni 1945 roku był wiceburmistrzem Cieplic. 3. Witold Kieszkowski (ur. 25 lutego 1903 – zm. 10 września 1950), historyk sztuki; przed 1939 rokiem konserwator zabytków na województwa kresowe; w latach 1945-1949 wicedyrektor Naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 11 Muzealnictwo Jelonek rogacz w Muzeum Przyrodniczym w Jeleniej Górze Tuż obok wejścia do Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze zajął miejsce olbrzymi okaz chrząszcza jelonka rogacza (Lucanus cervus). Jest to wierna replika wykonana w odwzorowaniu ok. 25:1 (25-krotne powiększenie) o wymiarach 210 cm długości, 70 cm szerokości i prawie 120 cm wysokości. Pięknie prezentujący się rozwiązań. Coraz częściej pojawiają się one, w powstających licznie edukacyjnych parkach rozrywki. Autor jelonka rogacza wykonanego dla Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze, jest twórcą kilkudziesięciu innych modeli owadów stanowiących atrakcję turystyczną w „Parku Edukacyjno-Rozrywkowym Mikrokosmos”, znajdującym się w Ujeździe (województwo łódzkie). Także teatry podejmują podobne akcje edukacji ekologicznej. Olbrzymie modele owadów stanowiły scenografię i były bohaterami spektaklu „Co w trawie piszczy”, wystawianego w ostatnich latach we Wrocławskim Teatrze Lalek. Jelonek rogacz ustawiony przed siedzibą Muzeum to nie jedyny reprezentant swojego gatunku w zbiorach Muzeum Przyrodniczego. Entomologiczne zasoby zawierają kilkanaście egzemplarzy okazów naturalnych Lucanus cervus a wiele z nich pochodzi jesz„Mocno powiększony” chrząszcz jelonek wita gości cze z przedwojennych kolekcji. Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze Jelonek rogacz od roku 1952 znajchrząszcz przyciąga uwagę i budzi niemałe duje się w naszym kraju pod ścisłą ochrozainteresowanie, a co ważne chętnie pozuje ną gatunkową. Na dramatycznie niski stan do wspólnego zdjęcia. Okaz dermoplastyczpopulacji tego chrząszcz ma wpływ wiele ny jelonka jest nie tylko ozdobą, ale przede czynników. Najważniejsze z nich to: zanikawszystkim ważną pomocą dydaktyczną. jące naturalne siedliska czyli stare dąbrowy, W szeregu wystaw przyrodniczych przedniszczenie bądź wyłapywanie przez „kolekstawienie niewielkich rozmiarowo owadów, cjonerów”, bardzo długi bo aż czteroletni zawsze nastręcza wiele trudności. Ukazanie cykl rozwojowy. Los tego pięknego i rzadko owadów w powiększeniu, czy to w postaci występującego chrząszcza nie jest jednak zdjęć, czy przestrzennych modeli, znacznie obojętny naukowcom i przyrodnikom naułatwia wyeksponowanie trudno dostrzeszego regionu. W roczniku wydawanym galnych, u okazów naturalnych, elementów przez Muzeum Przyrodnicze – „Przyroda ich budowy. Jednym z przykładów zastosoSudetów”, opublikowane są wyniki poszuwania w aranżacji wystaw modeli owadów, kiwań jelonka w Przemkowskim Parku wykonanych w dużym powiększeniu, jest Krajobrazowym [Tom 10 (2007), s. 151ekspozycja czasowa z lat 90-tych zorganizo154]. Jak się okazuje, na tle ginących krajowana w Muzeum Przyrodniczym Instytutu wych populacji jelonka, ta z Dolnego Śląska Systematyki i Ewolucji Zwierząt Polskiej nie wygląda najgorzej. Odkryte stanowiska Akademi Nauk w Krakowie. Poświęconą napawają optymizmem jednak konieczne chrząszczom wystawę czasową wzbogasą zdecydowane działania ochrony siedlisk cał właśnie olbrzymi okaz przedstawiciela i tworzenia rezerwatów faunistycznych. tego rzędu owadów, wykonany perfekcyjnie W Borach Dolnośląskich jest jeszcze wiele przez artystę z Ukrainy. Jednak nie tylko miejsc, gdzie chrząszcz jelonek rogacz może w muzeach spotykamy przykłady takich znaleźć sprzyjające warunki do rozwoju. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 Leszek Kośny Inny aspekt obecności jelonka rogacza w muzeum to jego symbolika w kulturze i przedstawienia w sztuce. Owady ze względu na swoją specyficzną budowę czyli szkielet zewnętrzny, łatwo poddają się preparacji, najczęściej nie ulegając większym odkształceniom po wysuszeniu. Piękne formy i kolory charakterystyczne dla tej grupy zwierząt, spowodowały ich liczny udział w kolekcjach a także naśladownictwo wzorów stworzonych przez naturę, w różnych gałęziach sztuki. Nastawienie człowieka do jelonka rogacza nie zawsze było pozytywne. W niektórych kulturach uważano, że jelonek w swych żuwaczkach, podobnych do kleszczy stosowanych przez kowali, przenosi węgle z ognisk i podkłada pod domostwa powodując pożary. Na szczęście mamy także wiele przykładów gdzie jelonek rogacz bez zbędnych przesądów pozostaje inspiracją dla artystów. Znana jest piękna akwarela przedstawiająca jelonka, namalowana przez sławnego niemieckiego malarza i drzeworytnika z przełomu XV i XVI w. – Albrechta Dürera. Jelonek rogacz stał się też bohaterem współczesnej bajki napisanej przez Jana Brzechwę o tytule „Za króla jelonka”. Ilustracje do tej pięknej opowieści wykonał Jan Marcin Szancer. Dziś charakterystyczny wygląd jelonka i fakt, że jest gatunkiem zagrożonym, sprzyja wykorzystaniu jego wizerunku na znaczkach pocztowych oraz monetach. Jako wdzięczny model dla jubilerów zyskuje nie tylko popularność, ale funkcjonuje w ludzkiej świadomości co być może przesądzi o skuteczności działań nad jego ochroną. Okładka książki z „portretem króla Jelonka” 12 ' Ochrona środowiska Roman Żurawek Stara Jodła w Górach Izerskich Na części map turystycznych Gór Izerskich, na północnym stoku Kowalówki (888 m n.p.m.) umieszczono sygnaturę zabytkowego drzewa, opatrzoną podpisem Stara Jodła. Z opisu dowiadujemy się, że sygnatura ta oznacza najokazalsze drzewo na Dolnym Śląsku, o obwodzie 3,6 m i wysokości 35 m (Góry Izerskie, Mapa turystyczna...). Odnosi się ona do okazu jodły pospolitej (Abies alba) w jej naturalnym siedlisku i o istotnie rzadko spo- tykanych rozmiarach, wskazujących że Stara Jodła zapewne należała do nielicznych już w Sudetach reliktów naturalnego drzewostanu regla dolnego. Zapewne można by kwestionować jej pierwszeństwo wśród drzew wszystkich gatunków w zależności od przyjętego kryterium „okazałości”, a na pewno pod względem rozmiarów Stara Jodła nie mogłaby równać się z jodłami w Karpatach i na Roztoczu, gdzie drzewa tego gatunku osiągają wyso- Wyschnięta Stara Jodła na stoku Kowalówki kość 50 m i obwód pnia do 5, a nawet 9,5 m (Seneta 1991). Jeszcze na początku wieku nie należała ona wcale do najokazalszych osobników tego gatunku, choć znalazła się już w sporządzonym wówczas dla Śląska spisie godnych ochrony roślin (Schube, 1906), jako jodła rosnąca w pobliżu ruin Pogańskiej Kaplicy („Wolfgangskapelle”), o wysokości 38 m i obwodzie 3,5 m. Według danych Schubego (1906) największym okazem jodły na Śląsku było prawdopodobnie drzewo z Gór Bystrzyckich, z okolic Pokrzywna (obecnie należącego do Polanicy Zdrój), tzw. „Czarna Jodła”, której obwód mierzony na wysokości 1,25 m wyniósł 4,66 m, a wysokość 45 m, ponadto zarejestrował on kilka innych okazów rozmiarami wyraźnie przewyższających Starą Jodłę. Według dostępnych powojennych danych jednak (Jasnowski i Pałczyński, 1978) wśród pomnikowych jodeł na Dolnym Śląsku oraz ze stoków Ko- Kikuty Starej Jodły OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 13 walówki nie miał sobie równych. Wyjątkowe rozmiary drzewa sprawiły, że już w roku 1968 przyznano mu status pomnika przyrody, jakim formalnie cieszy się zresztą do dziś. Położenie drzewa wyznaczają współrzędne topograficzne płaskie skrócone x = 41775, y = 17725. Rosło ono na wysokości 662 m n.p.m. (Staffa i in., 1989), w obszarze źródliskowym Mrożynki, kilkadziesiąt metrów poniżej drogi trawersującej stoki Dłużca (867 m n.p.m.) i wiodącej na zachód od bezimiennej przełęczy pomiędzy Kowalówką a Tłoczyną (785 m n.p.m.). Postępująca od lat siedemdziesiątych klęska ekologiczna sudeckich lasów, która wyjątkowo dotkliwie zaznaczyła się w Górach Izerskich, nie ominęła Starej Jodły i jej otoczenia, za nic mając pomnikowy status drzewa. Kilkunastoletnia jodła uschła, a wiatr obłamał jej wierzchołek. Również gałęzie, z wyjątkiem najgrubszych, najbliższych pniu konarów, zniszczone zostały przez wiatr i śnieg. Leśnicy uprzątnęli obumarły las, pozostawiając jednak Starą Jodłę. Drzewo, co do tożsamości którego do niedawna wątpliwości nie pozostawiały jego majestatyczne rozmiary, widoczne było już z oddali, spod szczytu Tłoczyny czy Kowalówki. Obumarła jodła, pozbawiona dodatkowo ochrony ze strony sąsiadujących drzew, nie mogła długo opierać się wiatrowi. Runęła podczas jednej z jesiennych wichur w 1998 roku (informacja z Leśnictwa Kwieciszowice). Pień złamał się na wysokości 1,5-2,5 m nad gruntem. Tyle pozostało z „królowej sudeckich lasów” w końcu XX w. Pozostała jego najniższa część umożliwia jeszcze stosunkowo łatwe odszukanie miejsca, gdzie rosła Stara Jodła – królowa sudeckich lasów. Literatura: 1. Góry Izerskie, Mapa turystyczna, 1:50000. Przedsiębiorstwo Wydawnictw Kartograficznych im. Eugeniusza Romera, S.A. Warszawa – Wrocław, 1999. 2. Jasnowski M., Pałczyński A., 1978: Nasza przyroda. Województwo wrocławskie, legnickie, jeleniogórskie, wałbrzyskie. Liga Ochrony Przyrody, 1-392. 3.Meßtischblatt, 1:25000. Bl. Bad Flinsberg, 3007 (5158), Reichsamt für Landesaufnahme, 1924. 4. Schube T., 1906: Waldbuch von Schlesien. Nachweis der beachtenswerten und zu schützenden Bäume und Sträucher Schlesiens nebst einer Charakteristik seiner wichtigsten Holzgewächse. Verlag von Wilh. Gottl. Korn, Breslau, 1-180. 5.Seneta W., 1991: Dendrologia. Część druga. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1991, 1-378. 6.Staffa M., Janczak J., Mazurski K.R., Zając Cz., Czerwiński J., 1989: Słownik geografii turystycznej Sudetów. Tom I, Góry Izerskie. Wydawnictwo PTTK „Kraj”, Warszawa – Kraków, 1-124. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 14 Turystyka Barbara Kopydłowska Koło Przewodników PTTK „RZEPIÓR” Koło Przewodników PTTK „Rzepiór” zostało założone w 1965 roku przy Oddziale PTTK Wrocław – Śródmieście jako organizacja skupiająca nauczycieli i studentów i taki charakter zachowuje do dzisiaj. Od 1992 roku ma swoją siedzibę w Towarzystwie Miłośników Wrocławia, którego przychylność pozwala na uprawianie szerokiej działalności przewodnickiej w zakresie turystyki i edukacji, zwłaszcza że większość członków Koła legitymuje się wyższym wykształceniem, wszyscy natomiast posiadają któreś z następujących państwowych uprawnień przewodnickich: miejskie po Wrocławiu, terenowe po Dolnym Śląsku, górskie – sudeckie oraz pilota wycieczek turystycznych. Ponadto kilka osób posiada inne uprawnienia na inne regiony kraju, a znakomita większość legitymuje się kil- koma uprawnieniami turystycznymi oraz językowymi. Jest to jedyne Koło na Dolnym Śląsku, którego członkowie codziennie pełnią społeczne dyżury w siedzibie TMW, udzielając telefonicznie i na miejscu informacji o mieście i regionie. Oprowadzają corocznie ponad 500 wycieczek, przeprowadzają prelekcje i pogadanki w szkołach, zakładach specjalnej troski i in. Koło jest inicjatorem Rajdu Szlakiem Zabytków i Miejsc Upamiętnionych, członkowie Koła uczestniczą jako organizatorzy, jurorzy i opiekunowie grup w Wielkiej Nagrodzie Wrocławia, promują walory turystyczno-krajoznawcze Odry, Ziemi Milickiej, Ziemi Kłodzkiej i... Ziemi Jeleniogórskiej. Jesteśmy szczęśliwi, że naszym patronem jest RZEPIÓR Władca Karkonoszy. Grupa przewodników Koła Przewodników PTTK „Rzepiór” z wizytą w Szklarskiej Porębie w 2003 roku OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 O przyrodzie dla dzieci 15 Maria Nienartowicz W królestwie grzybów Przygoda z muchomorem Nasze skrzaciki wracały z kolejnej wycieczki w góry wraz ze swoim opiekunem, Karkonoszem, zmęczone ale szczęśliwe. Mimo że bolały je nóżki, dobry humor nie opuszczał małych piechurów, stać ich było na żarty i przekomarzanie się. Duch Gór spoglądał na wesołą gromadkę z rozbawieniem i sympatią. Dzięki maluchom jego życie stało też się barwniejsze, weselsze i ciekawsze. Minęli właśnie polankę, skąd roztaczał się wyjątkowy widok na góry. Ścieżka, którą podążały maluchy, skręcała w stronę lasu. Tam czekała niespodzianka. Pośród mchów, wrzosów i opadłego igliwia wyrosła prawdziwa kolonia muchomorów. Od największego do najmniejszego okazu wyglądały wyjątkowo pięknie: wystrojone w gładkie czerwone kapelusiki w białe kropeczki. Zachwycone skrzaty nie mogły oderwać od nich oczu. – Och, jakie piękne grzyby – westchnęła Mądrusa. – Zerwę Ci jeden grzybek – zaproponował Zadziorek, który dzisiaj tryskał dobrym humorem i energią. I zanim Duch Gór zdążył zaprotestować, biegł w stronę siostrzyczki z pięknym muchomorem. – Ten grzyb jest wyjątkowo niebez- pieczny – odezwał się opiekun. – Należy do grzybów niejadalnych i silnie trujących! Z tych grzybów w dawnych czasach wytwarzano truciznę na muchy, stąd jego nazwa – Muchomor. Malcy stanęli jak wryci i z wyrzutem spojrzeli na braciszka. Ten rzucił grzyb na ziemię i podeptał go, przestraszony. – Nie wolno bezmyślnie zrywać grzybów! – powiedział z powagą Duch Gór. – A potem je niszczyć – dodał. Tego już było dosyć, nawet naszemu Zadziorkow. Zawstydził się bardzo i sam poczerwieniał jak muchomorek. Pożałował go Karkonosz i powiedział: – Trudno, ale teraz już na pewno zapamiętasz, że tych grzybów nie należy zbierać, prawda? – Może opowiesz nam więcej o grzybach? Które z nich można zbierać, a które należy omijać z daleka – prosiły maluchy. – Dobrze, jeżeli tylko będę miał wolną chwilkę, wszystko wam opowiem. Nie miał serca gniewać się na swoich pupili. Po chwili skrzaciki ciekawe wiadomości otoczyły go wianuszkiem. – Zrobimy sobie chwilkę odpoczynku. O tutaj usiądziemy na powalonym pieńku, na zieloniutkim, mięciutkim mchu… Skrzaty w mig wykonały polecenie. – Grzyby dzielimy na dwie grupy: jadalne i niejadalne – wykrzyknęła nagle Jagódka. – Tak – mówił już dalej sam Duch Gór. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 – Jest jeszcze inny podział. Na blaszkowate i sitkowate. Jedne grzyby pod kapeluszem mają blaszki, inne siateczkę, a jeszcze inne rurki i… trudno wymienić wszystkie gatunki. A wśród nich są grzyby jadalne i niejadalne. – Należy zachować wyjątkową ostrożność przy zbieraniu grzybów z blaszkami – odezwał się Wiercioszek. – Masz rację! Nie należy zbierać grzybów, których nie jesteśmy pewni, o których nie wiemy na pewno, że są jadalne. Bo sprawa nie jest prosta. Wśród grzybów z blaszkami są też i wyjątkowo smaczne gatunki. – Jakie? Jakie? – dopytywały się zaciekawione skrzaciki. – Na przykład rydze, kanie, kurku czy opieńki. Te ostatnie rozpoznać najłatwiej, bo rosną na pieńkach powalonych lub wyciętych drzew, całymi koloniami (stąd nazwa –opieńki). Pojawiają się masowo pod koniec lata lub na początku jesieni. Trudniej rozpoznać rydza, który należy do mleczaków, a wśród nich jest wiele niejadalnych grzybów. Ale prawdziwy grzybiarz nie zgubi rydza, jeżeli pojawi się na jego drodze. Jajecznica na rydzach czy kurkach to prawdziwy smakołyk! Mniam, mniam! – rozmarzył się Karkonosz i mówił dalej: – Nawet wśród muchomorów znajdują się jadalne, ale lepiej nie ryzykować. Ale czas 16 na nas. Wracamy do domku, gdzie wypatrują was stęsknieni rodzice. – Dobrze – zgodziły się maluchy. – Idziemy! A czy będziesz nas uczył, jak rozpoznać grzyby? – dopytywał się Wścibinosek. – W najbliższych dniach nie będę miał czasu muszę sprawdzić, czy wszystkie górskie szlaki są bezpieczne – oznajmił Duch Gór, jednak widząc zawiedzione miny ulubieńców dodał – Jeżeli tylko wygospodaruję wolną chwilkę, wybiorę się z wami do lasu na grzyby. Teraz poproście rodziców, aby zabrali was na grzybobranie. Przydadzą się zapasy grzybków na zimę, można je przechowywać na różne sposoby: można je suszyć, marynować, solić a nawet zamrażać. – Koniecznie musimy poprosić rodziców – powiedział już zadowolony Wścibinosek. Gdy skrzaciki znalazły się w domku, nie mogły się doczekać, aby opowiedzieć rodzicom o tym, czego dowiedziały się od Ducha Gór. Najpierw musiały jednak oczyścić buciki, przebrać się, a potem wyszorować się dokładnie, a przede wszystkim łapki. Kiedy czyściutkie zasiadały do kolacji, aż przyjemnie było na nie popatrzeć. Tylko z zachowaniem przy stole i manierami były trochę na bakier. Jeden przed drugim chciały się popisać, czego dowiedziały się o grzybach. Początkowo rodzice popatrzyli z rozbawieniem na rozgadane towarzystwo, ale gdy Zadziorek potrącił niechcący Wiercioszka, a ten oblał się przepysznym, ale gorącym jeszcze sokiem z malin, nawet dla cierpliwych rodziców to już było za wiele. – Na rozmowę o grzybach przyjdzie czas, gdy zjecie kolację i posprzątacie po sobie – powiedział stanowczym głosem tata. Skrzaciki z apetytem spałaszowały smaczne kanapeczki z przepysznym dżemikiem z czarnych jagód. Potem szybciutko, ale dokładnie, umyły ząbki i rączki. I gdy już nic nie stało na przeszkodzie, opowiedziały rodzicom o przygodzie z muchomorem i o tym, że chciałyby się wybrać do lasu, aby nauczyć się rozpoznawać grzyby. Koniecznie chciałyby zobaczyć borowika, zwanego królem grzybów. – No dobrze, ale teraz trzeba iść spać, więc marsz do łóżeczek. Maluchom już zamykały się oczęta, więc polecenia nie trzeba było powtarzać. Wędrówka po górach zrobiła swoje. Już po chwili zapadła cisza, i tylko było słychać spokojne oddechy skrzacików. Następnego dnia szkraby były wy- jątkowo grzeczne i wykonywały bez marudzenia wszystkie polecenia rodziców. Mama uśmiechała się serdecznie do swoich dzieci, a i tato patrzył z miłością na swoje pociechy. – No dobrze już, dobrze! Byliście dzisiaj super! – powiedziała mama na koniec dnia. – Wybierzemy się jutro na grzybobranie! – Hura! Hura! – skrzaciki aż podskoczyły z radości. Grzybobranie Następny dzień okazał się wyjątkowy. Chociaż snuło się już babie lato i słoneczko nie świeciło tak mocno, było niezwykłe… Niebieściutkie niebo, bez jednej chmurki, cieplutko i kolorowo. Przepięknie… Maluchy włożyły wygodne buciki, bez protestu założyły kurteczki i wzięły do rączek malutkie koszyczki. Były gotowe na wyprawę do lasu. – A nożyki do ścinania grzybów? – upominała się Mądrusia. – No właśnie, mamy problem – powiedział tato. – Dlaczego? – dziwiły się maluchy. Jedni grzybiarze uważają, że grzybki należy ścinać, aby nie zniszczyć grzybni, inni są zdania, ze grzybki należy umiejętnie wykręcać z podłoża, aby grzybnia była jak najmniej uszkodzona, a potem należy nożykiem oczyścić trzonek grzybka. Skrzaciki cieszyły się bardzo z wyprawy do lasu, chciało im się tańczyć, podskakiwać, pokrzykiwać – ale wiedziały już, że w lesie nie można hałasować, niszczyć kory drzew czy bezmyślnie łamać gałązek. Las jest domem dla wielu zwierząt. Nie wolno im przeszkadzać ani ich płoszyć. Maluchy dobrały się parami – tak jest raźniej i bezpieczniej. Szły w stronę lasu nucąc wesołą melodię. Gdy zawędrowały w gęstwinę, ukazał im się niezwykły wi- dok. Pośród dorodnych świerków, w ściółce z opadłych igiełek, rosły piękne grzybki, cała rodzina, od maluszków po dorosłe… – Och, jakie piękne! – westchnęła z zachwytem Jagódka. Ale skrzaciki nie rzuciły się od razu do zbierania. Nauka nie poszła w las… – To jest borowik szlachetny zwany też królem grzybów – powiedział tata – bo jest nie tylko piękny, ale i wyjątkowo smaczny. Ma wspaniały kapelusz jasno lub ciemnobrązowy. Początkowo jest malutką kulką, ale później rośnie i rośnie… może być bardzo duży! Pod kapeluszem ma taką mięciutką siateczkę… jak gąbka. – No, dosyć tego gadania. Zbieramy grzybki! – zdecydowała mama. Skrzaciki schylały się po grzybki i starały się ostrożnie, jak ich rodzice, wykręcać je ze ściółki. Zbierały powoli i dokładnie, nie niszcząc przy tym ani jednego. – Kto zebrał najwięcej grzybków? – zapytała mama. – Chodźcie tu do mnie, sprawdzimy, czy nie pomyliliście borowika z goryczakiem żółciowym, niejadalnym grzybem, który lubi rosnąć przy prawdziwkach – postraszyła maluchy. Okazało się, że najwięcej zebrała Jagódka. Nikt też się nie pomylił i nie włożył do koszyczka niejadalnego grzyba. – To są jeszcze inne borowiki? – dopytywał się Wścibinosek. – Jest ich cała gromadka, niestety nie wszystkie są jadalne. Wiem, że nie zapamiętacie wszystkich, ale wymienię kilka z nich – powiedział tato. – Jadalne, to: borowiki szlachetne, sosnowe, królewskie i ceglastopore, a niejadalne: borowiki szatańskie, grubotrzonowe albo korzeniaste. – wyliczał tato. – Och! Ile się jeszcze musimy nauczyć! – westchnęła Mądrusia. – Nie smućcie się, nie wszystko na raz. Trzeba zbierać i zawsze sprawdzać. Lepiej nie zerwać najpiękniejszego grzyba, jeżeli OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 17 nie wiemy, czy jest jadalny – powiedział z powagą mama. – Idziemy dalej! – dodała wesoło. Maluchy wyglądały wyjątkowo w sowich pięknych, czerwonych czapeczkach. – Ojej! Ale ładny grzybek! Jaki ma piękny czerwony kapelusz! – zachwyciła się Stokrotka. Wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem, bo rzadko odzywała się w tak licznym gronie – była bardzo nieśmiała. A Stokrotka zaczerwieniona po uszy pokazała paluszkiem pod drzewko. – To koźlarz czerwony, zwany też kozakiem. Może mieć też kapelusz koloru pomarańczowego lub ceglastego, a trzon ozdobiony czarnymi kosmykami. Jest wyjątkowo piękny, ale po przekrojeniu przybiera kolor fioletowy – mówił tato. – I trudno go pomylić z innym grzybkiem. Kozaki lubią drzewa liściaste, można je znaleźć najczęściej pod osiką lub brzózką. Rozglądajcie się uważnie, bo mogą być też malutkie grzybki, uważajcie, by ich nie podeptać. Skrzaciki oglądały się wokoło i patrzyły też pod nóżki. Po chwili w koszyczkach przybyło grzybków – nie tylko koźlarzy, ale i maślaczków, które trudno zbierać po deszczach, bo są wtedy pokryte śluzem i wymykają się z łapek. Maślaczki są piękne i żółciutkie jak słonko. – Na dzisiaj dosyć! Koniec grzybobrania, bo czeka nas jeszcze dużo, dużo pracy. Grzyby trzeba szybko oczyścić i posortować. Do suszenia – pokroić w plasterki, do marynaty – wybrać malutkie. – Damy sobie radę. – odpowiedziały skrzaciki i dzielnie pomaszerowały z koszyczkami pełnymi grzybków w stronę polany. Droga powrotna zajęła im wyjątkowo mało czasu i po chwili maluchy były już w domku. Smakołyki z grzybów – Może chcecie odpocząć lub coś zjeść? – pytała zatroskana mama. – Nie, nie – wykrzyknęły maluchy zgodnym chórem. Zabieramy się do pracy, a później zjemy coś pysznego. Zgoda mamusiu? – poprosiły dzielne skrzaciki, które już chciały obejrzeć zbiory. – Zgoda! – powiedziała mama patrząc na pełne zapału maluchy. – Ale lepiej będzie wam się pracowało przy stolikach czy ławkach. Tato sortował grzyby: – Te kroimy, te nawlekamy na niteczki… Mama gdzieś na chwilę zniknęła. Nim maluchy się spostrzegły, zdradził ją zapach dochodzący z kuchni. Ugotowała przepyszną zupę grzybową. – Ojej! Ale jestem głodny! — westchnął Wścibinosek. – Ja też! Ja też! – przekrzykiwały się skrzaciki. – Musicie być cierpliwe. Zupka z grzybów gotuje się dłużej. – No dobrze! – odpowiedziały trochę zawiedzione brzdące i powróciły do swoich zajęć. Ani się obejrzały, praca była zakończona, a grzybki przygotowane na niteczkach do suszenia i w słoikach do marynowania. Koszyczki oczyszczone, śmieci wyrzucone, tylko łapki… wyjątkowo brudne. – Myjemy rączki! – zarządziła mama – bo zupka już ugotowana! Zapraszam do stołu! Nie trzeba było powtarzać. Skrzaciki błyskawicznie umyły łapki i zasiadły do stołu, aby po chwili z apetytem pałaszować pyszną zupę. Po dobrze wykonanej pracy jedzenie smakuje wyśmienicie. – Czy jutro też wybierzemy się na grzyby? – zapytała nieśmiało Stokrotka. – Wyprawę do lasu musimy odłożyć na później – powiedziała mama. – Jest jeszcze dużo pracy w domku i ogródku. Ale nie smuć się, Stokrotko. Gdy tylko wykonamy zaplanowane prace i nie będzie padał deszczyk, ruszymy do lasu. Po spacerze po lesie malcy szybko zapadli w sen. Na drugi dzień od samego rana, maluchy starały się być grzeczne, jak nie wiem co. Zasłały pięknie łóżeczka, posprzątały zabawki. Ba! pościerały nawet kurze i zamiotły podłogę. Starały się spełnić każde życzenie rodziców, tak że nie wiedzieć kiedy, było już po obowiązkach. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 – Zgoda! Słowa trzeba dotrzymywać. Jutro wybieramy się na grzyby. Chyba nie muszę przypominać, jak należy się do takiej wyprawy przygotować? – Wiemy, wiemy! – wykrzyknęły zgodnym głosem. Znowu na grzyby Rano skrzaciki zerwały się z łóżek jak nigdy dotąd, bo do lasu po grzyby warto wybrać się jak najwcześniej. Przygotowały kanapeczki i smakowite soczki, ponieważ postanowiły zjeść śniadanie w lesie. Na świeżym powietrzu jedzenie będzie smakowało wybornie. Tym razem wybrano inną ścieżkę leśną, aby poznać nowe miejsca, gdzie rosną grzyby. – O, jaki elegancki grzybek w brązowiutkim, zamszowym kapelusiku! – zachwycił się Wścibinosek. – Gdzie, gdzie? – dopytywały się maluchy, które nie mogły dostrzec mniejszego od borowika grzybka. – O, tutaj. I jeszcze jeden tutaj! – pokazał krasnoludek. – To są wspaniałe grzybki, które nazywają się podgrzybkami i rosną w lasach mieszanych – objaśnił tato. – Jest ich bez liku, prawie dziesięć gatunków: podgrzybek złotawy, brunatny, zajączek, czy… wszystkie są wyjątkowo smaczne, nadają się do suszenia, są doskonałym dodatkiem do wielu potraw. – Szukamy więc teraz podgrzybków! – rzekły maluchy i ani się nie obejrzały, jak koszyki były pełne tych smakowitych elegantów. – Już czas na śniadanie! Zrobimy sobie piknik na tej polance – rzekła mama, wyciągając ze swojego plecaka obrusik. 18 Rozłożyła go na trawie, potem wyjęła pojemniczek z pysznymi kanapkami. Tato otworzył termosy z malinową herbatką oraz wyciągnął z kosza smakowite jabłuszka. Po chwili całe rozbrykane towarzystwo siedziało grzecznie i już, już miało się zabrać do pałaszowania smakołyków, gdy mama zauważyła: – A łapki? Chcecie jeść z brudnymi rączkami? A fee! – Przecież nie ma tutaj wody! – odpowiedziały skrzaciki. – Jest – powiedział tato. – Tutaj w pobliżu przepływa górski potok, tam się umyjemy. Gdy skrzaciki umyły rączki, a Wścibinoska ledwo powstrzymano przed pluskaniem się w zimnej jeszcze wodzie, wszyscy zasiedli do posiłku, który smakował rzeczywiście wybornie. – Kto dzisiaj zebrał najwięcej grzybków? – A kto ma największego grzyba? Kto…? – przekomarzały się maluchy. – Najwięcej grzybków zebrała Mądrusia, a największego grzybka – borowika – Jagódka. – No czas już ruszać w drogę powrotną – postanowiła mama. Pamiętajcie, że czeka nas jeszcze sporo pracy z grzybami – jak wczoraj. Skrzaciki zerwały się raźno gotowe do drogi. – Och nie! Trzeba po sobie posprzątać! – stanowczo powiedziała mama. Zdumione skrzaciki spojrzały na siebie i na polankę, która rzeczywiście wyglądała okropnie. Pozbierały więc papierki po kanapkach, ogryzki, a nawet wyrzucone zrobaczywiałe grzybki. PRZECIEŻ NIE WOLNO ŚMIECI POZOSTAWIAĆ W LESIE! Gdy powrócili do domu z grzybkami, czekała ich wspaniała niespodzianka. Przed domem siedział Duch Gór. Skrzaciki postawiły szybciutko koszyczki z grzybkami i popędziły uściskać ukochanego przyjaciela. Wspinały się na kolana, chowały za pazuchę, ale Karkonosz nie miał im tego za złe. Lubił te wdzięczne maluchy. – Ale, ale! Powiedzcie, czego nauczyłyście się o grzybach? – zapytały maluchy. – Są grzyby jadalne i niejadalne, czy też trujące. – Są blaszkowate, rurkowate, kolczaste – wykrzykiwały jedne przed drugimi. – Hola, hola! – skarcił towarzystwo Karkonosz. Mówimy po kolei. Zanim opowiecie o gatunkach grzybów, powiedzcie jak należy przygotować się do grzybobrania. – Dla nas ważne są wygodne buty, a na grzybki należy przygotować koszyczek, oraz nożyk – powiedział z powagą Wścibinosek. – Dobrze! Bardzo dobrze! – pochwalił Duch Gór. – A jak wygląda grzybek?! – Ma kapelusik, który pod spodem może różnie wyglądać. Może mieć blaszki, albo sitka, albo rurki. – Kapelusiki są różnego koloru, osadzone na trzonku, takiej nóżce… – Dobrze, dobrze! – kiwał głową Karkonosz. Ale są też takie grzybki, które nie mają trzonków, nie rosną na ziemi, ale na drzewie, albo są schowane głęboko w ziemi – dodał Karkonosz. – Naprawdę! – zapytał zdziwiony skrzacik. – Jakie to grzybki? – Takim popularnym grzybkiem rosnącym na drzewie jest psiarek obrzeżony, porek brzozowy czy hubiak… niektóre grzybki wyglądają jak główki postrzępionej sałatki – to są szmaciaki, albo gałęziaki groniaste – bardzo ceniono przez grzybiarzy. Są też purchawki (najczęściej niejadalne), ale prawdziwym skarbem zakopanym w ziemi jest trufla, którą tylko niektóre zwierzęta, najczęściej dziki, mogą rozpoznać i wykopać z ziemi. Są to bardzo drogie grzybki zwane czarnymi diamentami. – Och, ojej! Nie wiedzieliśmy o takich ciekawych grzybkach – dziwiły się maluchy. – Nic nie szkodzi! Nie musicie znać wszystkich grzybów. Są od tego specjaliści. Taki znawca grzybów nazywa się MYKOLOG. – A co jest najważniejsze przy zbieraniu grzybów? – pytał dalej Karkonosz. – Zbieramy tylko zdrowe i znane nam grzybki. Nie łakomimy się na te malutkie, ani na bardzo dojrzałe grzyby. – A jaki grzybek podoba wam się najbardziej? – chciał wiedzieć Duch Gór. – Mnie borowik! Mnie kozaczek! Mnie malutka kurka! A mnie podgrzybek! – przekrzykiwały się maluchy. – A mnie podobają się muchomory! – powiedział z powagą Zadziorek. – Ha, ha, ha! – roześmiały się skrzaty. Przecież to trujące grzyby! – Jedne i drugie, jadalne i niejadalne, wśród których mogą być trujące – wszystkie są w lesie potrzebne. Odgrywają ważną rolę. Dlatego nie należy zrywać nawet jadalnych grzybów, które są pod specjalną ochroną – pouczał Duch Gór. Nie wolno też w lesie hałasować, niszczyć bezmyślnie roślin, czy drzew, nie należy też śmiecić. NALEŻY PO SOBIE ZOSTAWIĆ PORZĄDEK, ABY INNI MOGLI KORZYSTAĆ Z UROKÓW LASU – PIĘKNA PRZYRODY. Nie wolno zrywać kwiatów, niszczyć runa leśnego, wyrywać grzybki niejadalne, czy nieznane. Prowadzi to do pustoszenia środowiska, zanikają wtedy grzybodajne okolice. NIE WOLNO PRZYPOMINAM RAZ JESZCZE, ZRYWAĆ GRZYBÓW (NAWET NAJSMACZNIEJSZYCH), KTÓRE SĄ POD OCHRONĄ. ALE WY SPISALIŚCIE SIĘ WSPANIALE I WIELE NAUCZYLIŚCIE SIĘ. BĘDĄ Z WAS PRAWDZIWI GRZYBIARZE. TYLKO MUSICIE NABRAĆ DOŚWIADCZENIA. PAMIĘTAJCIE! LASY I PRZYRODĘ NALEŻY SZANOWAĆ I CHRONIĆ, ABY DŁUGO NAM SŁUŻYŁY, SPRAWIAŁY RADOŚĆ. OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 19 Żyj obok nas Salamandra plamista (Salamandra Salamandra) Górzyniec, fot. Tomasz Mielech OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014 20 Podczas pleneru przy stawach w Podgórzynie OGRÓD DUCHA GÓR • Nr 1-3 • styczeń-wrzesień 2014