W poszukiwaniu mazurskich tradycji Święta w naszych domach Co
Transkrypt
W poszukiwaniu mazurskich tradycji Święta w naszych domach Co
Nr - Historia Literatura Kultura- Przystań! 1 w numerze: W poszukiwaniu mazurskich tradycji Święta w naszych domach Co w poezji piszcz y? Święta! Książki z nasz ych półek Drodzy Czytelnicy! Oddajem y do Waszych rąk pierwsz y numer czasopisma „Prz ystań”, które według zamierzeń ma ukazywać się jako nieregularnik, by prz ypominać o najistotniejsz ych wydarzeniach historycznych, literackich i kulturalnych naszej „małej” i „dużej” ojcz yzny. W pierwsz ym numerze pragniem y prz ybliżyć zwyczaje związane z Wigilią i świętami Bożego Narodzenia, obchodzonymi przez Mazurów – dawnych mieszkańców t ych ziem. Uchylam y też drzwi i wpuszczam y zagubionego wędrowca, by zobacz ył, jak święta są obchodzone w naszych domach. Dzielimy się poezją, niczym wigilijnym opłatkiem, a kończąc dajem y prezent y w postaci recenzji książek z nasz ych półek i zachęcamy do ich przecz ytania. Celem, który nam prz yświeca jest rozbudzenie zainteresowania przeszłością i literaturą, poprzez prezentowanie treści często wychodzących poza ministerialn y program nauczania historii i jęz yka polskiego, publikowanie poezji t ych znanych i cenionych, i t ych którz y debiutują na łamach „Prz ystani”. Stawiam y na uczniowską akt ywność i zaangażowanie w tworzeniu kolejnych numerów. Bądźcie, jak młodzi z „Ody do młodości” Adama Mickiewicza i „nad martwym wzlatujcie światem”. A z okazji urocz ystości Bożego Narodzenia, życz ym y wsz ystkim spokoju ducha. Nie zapominajcie, cz ym w istocie są te święta. Klasa I Gimnazjum i Piotr Sowiński Zespół Szkół w Szkotowie Szkoła Podstawowa i Gimnazjum im. ks. Jana Twardowskiego Szkotowo 2012 W p o s z u ki w a n i u ma z u r s ki c h t r a d y c j i W obliczu komercjalizacji świąt Bożego Narodzenia (i zresztą – każdych innych), kolorowych lampek, zdobiących sklepowe witryny, reklam i nachalnych świątecznych promocji, można czuć się nieco zagubionym. Stopniowe odchodzenie od świątecznych tradycji (w radykalnym wydaniu – zamiast wspólnej wigilijnej kolacji – oglądanie powtarzanego nieprzerwanie od kilkunastu lat pewnego filmu), może w przyszłości sprawić, że młodsze pokolenia będą traktowały święta, jak kolejny dzień powszedni, z tym że wolny od pracy albo szkoły. Tak wygląda współczesność, tak może wyglądać przyszłość. A jak to było w przeszłości? Jak wyglądały święta na terenach, na których obecnie mieszkamy? Jak wigilię i święta bożego narodzenia obchodzili Mazurzy? Rok Mazurów wyznaczały święta kościelne. Na mazurskiej ziemi spotykały się ze sobą zarówno zwyczaje ewangelickie i katolickie, jak również kultura słowiańska i niemiecka 1 . Jedne z najwspanialszych uroczystości związane są ze świętami Bożego Narodzenia, trwającymi w tradycji ludowej od Wigilii Bożego Narodzenia do Trzech Króli. Święta te nazywane były godnymi lub godnimi2. Dzień wigilii nie należał do godnych świąt i znacznie różnił się od obchodzonego współcześnie. Mazurzy w tym dniu nie przestrzegali postu i nie urządzali kolacji typowo wigilijnej. Potrawy nie różniły się od potraw dnia codziennego. Nie dzielili się opłatkiem, a choinkę często zastępowali snopkami zboża ustawianymi w czterech kątach izby. Prezenty dzieciom przynosił Mikołaj, na terenie działdowszczyzny nazywany Nikolausem, na ziemi ostródzkiej – Pikolusem; niekiedy funkcję Mikołaja pełnił „sługa z szemlem” (siwym koniem). Niegdyś jedną z najwspanialszych uroczystości mazurskich, na którą czekała cała wieś była tzw. Jutrznia na Gody, wywodząca się z tradycji misteriów religijnych. Jutrznia to pora przed wschodem słońca, a Gody to inaczej święta Bożego Narodzenia. O Jutrzni tak pisał mazurski historyk Max Toeppen: „Główne role odgrywają przybierający postać aniołów uczniowie (…), odziani są w biały strój (…) i wysokie korony z kwiatów wykonanych z pozłacanego papieru, dziewczęta natomiast zakładają wianki. Pojawiają się w kościele niosąc świece (…) i rozpoczynają śpiewać antyfony, wygłaszając osobo lub chórem na tę uroczystość ewangelię (…). W ceremonii tej żywo uczestniczy cała ludność polska, a również i wielu Niemców. Już od drugiej albo trzeciej nad ranem w domach widać poruszenie. Uroczystość rozpoczyna się około godziny czwartej. Z Polaków nie przybywają na nią jedynie chorzy i słabi”3. Po zakończeniu Jutrzni, w święto Bożego Narodzenia, udawano się do kościoła. Brano ze sobą małe wiązki zboża każdego gatunku, ponieważ wierzono, że ziarno przyniesione z kościoła zwiększy plony. Na niewłaściwym miejscu było odwiedzanie krewnych. Pierwszy dzień świat obchodzono jedynie w gronie najbliższej rodziny. Dopiero drugiego dnia odwiedzano się wzajemnie. W kolejnych dniach po mazurskich wsiach wędrowali kolędnicy, przebrani za zwierzęta: kozę, bociana i niedźwiedzia. W korowodzie pojawiali się także: baba zbierająca datki, grajek, kominiarz, a czasem „żyd” lub „cygan”. Zespoły tego typu nazywano „rogalami”4. Bożonarodzeniowe uroczystości kończyły się w dniu Trzech Króli, kiedy to grupy przebierańców odgrywały jasełkowe przedstawienia o królu Herodzie, zwane „Herodami”. 1 P.S. A. Kossert, Mazury. Zapomniane południe Prus Wschodnich., Warszawa 2004, s. 127. A. Szyfer, Zwyczaje, obrzędy i wierzenia Mazurów i Warmiaków, Olsztyn 1975, s. 18. 3 M. Toeppen, Historia Mazur, Olsztyn 1995, s. 403. 4 B. Kuźniewski, H. Żebrowska, Wierzenia i zwyczaje, [w:] Warmiacy i Mazurzy, red. B. Kuźniewski, Olsztynek 2002, s. 147. 2 Święta w naszych domach W moim domu na Boże Narodzenie tradycje są obchodzone powagą i pamięcią o tych, którzy odeszli. Co roku ubieramy choinkę. Nie zapominamy nigdy o sianku pod obrusem. Zawsze zostawiamy jedno miejsce dla tego, który może nas odwiedzić. Przed skosztowaniem potraw, dzielimy się opłatkiem. A zawsze po wigilii chodzimy na pasterkę. Klaudia Kucińska U mnie w domu, podczas wieczerzy wigilijnej zawsze przygotowujemy wolne nakrycie przy stole świątecznym. Pięknej choinki, opłatka i oczywiście rodzinnej atmosfery nigdy nie zabraknie. Katarzyna Klach Święta w moim domu są raczej tradycyjne. Jak w każdej tradycyjnej rodzinie na stole widnieje dwanaście potraw. Jest na nim biały obrus, a pod nim sianko. Przed wieczerzą dzielimy się opłatkiem, świecą lampki na choince. W trakcie wigilii nigdy nie odchodzimy od stołu, przy którym jest fajna atmosfera. Opowiadamy sobie śmieszne historyjki, które wydarzyły się w ciągu roku. Patrycja Rutkowska Święta w moim domu odbywają się tak, jak wynika z tradycji. Zasiadamy do stołu, na którym jest dwanaście potraw. Po posiłku dajemy sobie prezenty, wszyscy się cieszymy i śpiewamy kolędy. Nie zostawiamy wolnego krzesła przy stole, ponieważ nie mamy przy nim zbyt dużo miejsca. Te święta szczególnie się mi podobają! Bardzo kocham swoją rodzinę! Dominika Gdowik Co w poezji piszczy? Święta! Moje święta W pokoju już stoi ubrana. Chociaż świat mroźny – świat zaklęty. 1942. Noc wigilijna Przy stole zasiadła już cała rodzina. Wesoło wszyscy śpiewamy kolędy. Wieczorny szatan monetę zimną ważył na dłoni... Czekamy do północy – świat zaklęty. Parzyła izby zamieć świeczek, Już czas do kościoła iść na pasterkę. kiedy śmieszne figurki zatargały jak w dzwonnicach Kolęd śpiewania wypędza nas zimno. sznurkiem, A potem – uniosły stopy na bojaźliwy centymetr – wracam do domu pod ciepłą kołderkę. nie mogły odlecieć. Żaneta Niedziałkowska Gimnazjum *** Wplatał lepkie palce w oczy śnieg, no i szeptał, uporczywie szeptał; szatan załkał w szubienicę jak w flet Pada śnieg, i rozwiesił płacz w drzewie jak szkiełka. płatek za płatkiem, śnieżynka za śnieżynką. Otuliły mój dom srebrnym puchem. Więc choinka. – A na sznurku pajacyk, kolędować Małemu, niech krzepnie, pójdź – złóż dary – nie wystarcza popatrzeć – drzewko smutne, a u ciebie świece. W domu tylko ja i ogień w kominku, i tykanie zegara. Spoglądam na zabawki, ale one milczą. Lulajże w powrozie, lulajże na haku, niech się wyśni obrus biały i błyszcząca jodła. Szept przygarnął – z tego szeptu twój opłatek i ojczyzna ciemniejąca w nagłych gwiazdach z ognia. I ściany nieruchome, Tadeusz Gajcy i rzeźby nieruchome, - polski poeta, dramatopisarz, prozaik i krytyk literacki. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. „pokolenia Kolumbów”. Studiował filologię polską na kursach podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego. Redaktor konspiracyjnego czasopisma „Sztuka i Naród”. Od 1943. żołnierz Armii Krajowej, zginął w powstaniu warszawskim. Debiutował w 1943 roku tomem „Widma”. i wszystko inne nieruchome. Cisza. One czekają na przyjście Wigilii. Weronika Krazue Książki z naszych półek Stephenie Meyer , Przed świtem, przeł. J. Urban, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2009 „Przed świtem” to książka autorstwa Stephenie Meyer. Jest to czwarta część sagi „Zmierzch” przetłumaczonej na 35 języków i sprzedanej w ponad 42 milionach egzemplarzy na całym świecie. Sama autorka po ukazaniu się „Zmierzchu” została obwołana „najbardziej obiecującą początkującą pisarką roku”. Kiedy dwa lata temu ukazał się Zmierzch, nikt nie przypuszczał, że rozpocznie on serię, na której punkcie oszaleją tysiące nastolatek z całego świata. Historia miłości zwykłej śmiertelniczki i wampira okazała się strzałem w dziesiątkę i przyniosła jej autorce sławę i pieniądze. Wszystko co dobre kiedyś się jednak kończy, i oto nadszedł czas, tomu definitywnie kończącego sagę. Dla osób nie będących w temacie wypadałoby pokrótce przedstawić, o co w „Zmierzchu” chodzi. Oto pewnego dnia przeciętna nastolatka, Bella Swan, przeprowadza się do ojca, do miejscowości Forks, w której promienie słońca są rzadkością. Poznaje tu rodzinę Cullenów i z miejsca zdobywa serce najmłodszego jej członka, Edwarda. Po bliższym poznaniu okazuje się, że chłopak jest wampirem, co jednak wydaje się Belli nie przeszkadzać. Uczucie między nimi rozwija się, choć stają mu na przeszkodzie pewne decyzje, wilkołaki i kilka żądnych krwi wampirów. Ostatecznie wszystkie te problemy udaje się pokonać i dwoje zakochanych wkracza w nowy etap życia. Najwyższa pora na ślub i zamianę Belli w wampirzycę. Nie da się zaprzeczyć, że saga „Zmierzchu” to bajka o brzydkim Kopciuszku, który poznał swego księcia i przeistoczył się w piękną księżniczkę. W międzyczasie pojawiają się problemy, zagrożenia życia, konkurent do ręki Kopciuszka, ale to jednak wciąż bajka. Patrząc z tej strony, przesadnie szczęśliwe zakończenie jakoś łatwiej przełknąć. Wampiry i wilkołaki to również wyobraźnia Stephenie. Polecam całą sagę wszystkim, którzy lubią gdy w książkach jest dużo wyobraźni, pomysłów oraz dużo niezapomnianych przez bohaterów przygód. Stephenie Meyer czerpie pomysły z wielu źródeł – od mitologii po współczesną literaturę science fiction, nie można więc jej książek nazwać wybitnie nowatorskimi. Oryginalność Meyer polega na tym, ze połączyła legendę z romansem, a wszystko to ubrała w prosty język. Jest to książka przeznaczona w szczególności dla nastolatków, dla których w ostatnim czasie nie wydano żadnego bestsellera. Jednym z większych plusów są oczywiście dalsze losy Belli i Edwarda – pary porównywanej do Romea i Julii. Przesłanie książki nie jest szczegółowo określone. Cała saga opowiada o miłości, więc przesłaniem może być zachęta do walki o nią. Całość przykuwa uwagę. Cieszę się, że w tej części cały czas działo się coś ciekawego. W poprzednich książkach brakowało akcji, która pojawiała się zawsze pod koniec powieści, tu natomiast jest inaczej... Szkoda tylko, że to już koniec tej ujmującej historii o rodzinie wampirów, oraz wilkołaków. Twórczości Meyer nie mam nic do zarzucenia, natomiast co do polskiego wydania mam kilka zastrzeżeń – w książce pojawiało się mnóstwo literówek. Książka ta, jest bardzo wciągająca i bardzo dobrze się ją czyta. „Przed Świtem” trzeba określić mianem świetnej powieści. Polecam! Patrycja Rutkowska Imre Kertész, Los utracony, przeł. K. Pisarska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2002 Los nastolatka Jednym z najobszerniejszych nurtów w polskiej literaturze współczesnej jest tzw. „literatura obozowa”. Składają się na nią liczne pamiętniki, powieści autobiograficzne, wspomnienia oraz utwory mniej lub bardziej wprowadzające elementy fikcji; „Medaliony” Zofii Nałkowskiej, „Pożegnanie z Marią” Tadeusza Borowskiego, „Z otchłani” Zofii Kossak-Szczuckiej, „Inny świat” Gustawa HerlingaGrudzińskiego na dobre weszły do kanonu polskiej literatury. Większość z tych utworów czerpie z doświadczeń obozowych osób dorosłych. Podobną sytuację można zaobserwować w twórczości zagranicznej. Z tego schematu wyłamał się Imre Kertész w powieści „Los utracony” (pierwsze wydanie w 1975 roku). Kertész to węgierski pisarz żydowskiego pochodzenia, który za swoją twórczość w 2002 roku otrzymał literacką Nagrodę Nobla. Jury tak uzasadniało swój wybór: „za pisarstwo, które wynosi doświadczenia jednostki ponad przeciwieństwa brutalnej historii”. „Los utracony” to historia piętnastoletniego chłopca Görgego Kövesa, który z rodzinnego Budapesztu trafia do obozu Auschwitz-Birkenau, a następnie do Buchenwaldu i Zeitz. Tam poznaje nieludzkie prawa i zasady. Widzi krematoria i stosy zwłok. Głodny, poniżany i bity, zmuszany do wielogodzinnej pracy, marzy już tylko o szybkiej śmierci. Jednak, nawet to nie jest mu dane. Los bywa przewrotny. Chłopcu udaje się przeżyć i powrócić do domu, który jednak nie jest już jego domem, gdyż został on zajęty przez nowych lokatorów. Wyjątkowość tej książki tkwi w odświeżeniu już nieco skostniałego sposobu mówienia o „czasach pogardy”. Nie przeszkadza w tym nawet nieco zawiły i „ciężkawy” język tej powieści (liczne dopowiedzenia i dygresje), który niewyrobionemu czytelnikowi może sprawić pewne kłopoty. Świat obozu widziany oczyma dziecka to świat naiwny. Nie ma w nim wielkich pytań o przyczyny zła i granice człowieczeństwa, albo są one stawiane po cichu, w dyskretny sposób. Główny bohater nie sprzeciwia się obozowej rzeczywistości, akceptuje ją taką, jaka jest, nie użala się nad swoim losem, nie złorzeczy oprawcom. A to już wymaga heroizmu. Odwagi, której w młodym pokoleniu jest chyba coraz mniej. I jeszcze jedna ważna kwestia. Czy można żyć po „piekle obozów”? Bohater powieści Kertésza daje jasną odpowiedź na to pytanie: „Z takim bagażem nie można rozpoczynać nowego życia – i w tym miał trochę racji, musiałem przyznać. Tyle że nie całkiem rozumiałem, dlaczego żądają ode mnie czegoś, co jest niemożliwe, i nawet zauważyłem, że co się wydarzyło, to się wydarzyło, i że w końcu nie mogę rozkazywać mojej pamięci. Nowe życie, uważałem, mógłbym rozpocząć tylko wtedy, gdybym się na nowo urodził albo gdyby spotkała mnie jakaś krzywda, choroba lub coś w tym rodzaju, czego mi, mam nadzieję, nie życzą. – Zresztą – dodałem – nie zauważyłem koszmarów – i wtedy, widziałem, bardzo się zdziwili.” Polecam! P.S.