Embrionalna godność osoby
Transkrypt
Embrionalna godność osoby
Nowy dokument watykański nt. bioetyki Embrionalna godność osoby Kościół nie sprzeciwia się nauce, ale jej złemu wykorzystaniu. Jeżeli badania zaczynają zagrażać człowiekowi – mówi – przestają służyć dobru ludzkości. Ks. Andrzej Muszala „Dignitas personae”, zaprezentowany przez Kongregację Nauki Wiary 12 grudnia, to dokument ważny. Porządkuje wiele zagadnień bioetycznych z zakresu biogenezy, czyli początków życia ludzkiego. Z drugiej strony większość przedstawianych tu rozwiązań była już prezentowana w papieskich encyklikach, wypowiedziach Jana Pawła II do naukowców i lekarzy, a przede wszystkim w instrukcji sprzed 21 lat – „Donum Vitae”. Dokument operuje konkretami, bo biologia i medycyna to nauki ścisłe, w których mówi się o konkretnych kazusach. Zamrażanie embrionów, klonowanie czy tworzenie hybryd zwierzęco-ludzkich, to zjawiska jednoznaczne: nie budzi zdziwienia potwierdzenie negatywnego stanowiska Kościoła wobec powyższych praktyk. Swoje „nie” „DP” mówi też wobec diagnostyki preimplementacyjnej, terapii genowej komórek embrionalnych i wszelkich metod, które niszczą embrion we wczesnym stadium. A także wobec sztucznego zapłodnienia oraz inseminacji homologicznej; w tych przypadkach powtarza swój głos wyrażony przed 21 laty w Donum vitae. Odpowiedzi pozytywnych jest mniej. Za etycznie godziwe Kongregacja uznała: terapię niepłodności, terapię genową komórek somatycznych i korzystanie z dorosłych komórek macierzystych w celach leczniczych. Takie proporcje opinii na „nie” i „tak” mogą sprawiać wrażenie, że Kościół jest przeciwnikiem korzystania z rozwoju nauki. Jednak punkt ciężkości leży gdzie indziej. Embrion jest dziś w centrum zainteresowania medycyny, filozofii, teologii, prawa, a instrukcja sprzeciwia się jego niszczeniu lub instrumentalnemu traktowaniu. A skoro bierze embriony w obronę, orzekając o niegodziwości pewnych metod medycznych – siłą rzeczy będzie kontrowersyjna. Nie sprzeciwia się nauce, ale jej złemu wykorzystaniu. Jeżeli badania zaczynają zagrażać człowiekowi – mówi – przestają służyć dobru ludzkości. Kościół, jak zaznacza „DP”, daje głos embrionom – przemawia w imieniu tych, którym głosu odmówiono. Nie rozstrzyga ostatecznie, czy embrion jest osobą czy nie, ale domaga się traktowania go jako osoby z przysługującym jej pakietem praw człowieka. Wydaje się, że tu właśnie znajduje się jądro całego sporu. Jedni uważają, że embrion nie ma jeszcze wielu cech pozwalających uznać go za osobę (nie został jeszcze implantowany, nie posiada zalążków układu nerwowego, może się jeszcze podzielić na dwa bliźniacze embriony itp.), więc zapewne duszy jeszcze nie posiada. Inni z kolei twierdzą, że embrion od samego początku jest osobą, na co wskazywać ma jego specyficzny genotyp, biologiczna tożsamość (wyrażająca się np. w zdolności regulacji homeostazy wewnątrzustrojowej), ciągłość rozwojowa, w której nie można wyodrębnić skokowych zmian istotowych itp. Jedna i druga grupa przytacza moc argumentów. Póki nie ma pewności, należy założyć, że embrion osobą ludzką jest. Stosując niezbyt ładne, ale adekwatne porównanie sytuacja wygląda tak, jak podczas polowania: jeśli jakiś niezidentyfikowany obiekt porusza się w zaroślach, a dzierżący strzelbę nie ma pewności czy jest nim dzik czy naganiacz, nie wolno mu strzelać, póki nie wykluczy wszelkiej wątpliwości. Ta prosta zasada prawna, pochodząca jeszcze z czasów rzymskich (in dubio favendum est reo) i chroniąca do dziś osoby słabsze może być - per analogiam – zastosowana do ludzkiego embrionu; gdyby ludzki zarodek nie był człowiekiem, należałoby to udowodnić. Bo jeśli nie, to narażamy się na niebezpieczeństwo masowego niszczenia wielu istnień ludzkich. Podajmy tu przykład z podwórka angielskiego. Uchwalony w maju br. Embryology Bill zakłada m. in. tworzenie hybryd zwierzęco-ludzkich, tzw. „admix” embryos („z/domieszanych embrionów”). Mogłyby one być tworzone za pomocą metody cytoplazmatycznej, polegającej na tworzeniu komórek macierzystych na drodze wprowadzenia do komórki zwierzęcej (z której usunięto uprzednio jądro) DNA komórki ludzkiej. Powstała hybryda zawiera ok. 99,9 % ludzkiego materiału genetycznego (w jądrze komórkowym) oraz 0,1 % genetycznego materiału zwierzęcego (w mitochondriach oocytu). W myśl brytyjskiej ustawy, metoda ta mogłaby stanowić szansę w poszukiwaniu nowych terapii takich chorób, jak uszkodzenie rdzenia kręgowego oraz innych zniszczonych szlaków nerwowych, chorób nowotworowych, Alzheimera, Parkinsona itp. Równocześnie stanowiłaby alternatywę do wykorzystania embrionów „nadliczbowych” pozostałych po in vitro. W świetle myślenia scjentystyczego postępowanie takie jawi się jako logiczne: natura ludzka nie stanowi już czegoś niezmiennego lecz jest zredukowana do mechanizmów znanych socjobiologii. Podstawowe kryterium moralności, jakim jest rozwój nauki i techniki, przynagla wręcz to tego typu działań w myśl zasady, iż „to, co jest technicznie możliwe, jest moralnie godziwe”. Z pozycji personalistycznej (i dodajmy także chrześcijańskiej), etyczny osąd tego typu technik wygląda jednak zgoła inaczej. Przypisanie ludzkiemu zarodkowi godności osobowej jest równoznaczne ze stwierdzeniem, iż nie może być on zredukowany tylko do elementu tkanki biologicznej. Stąd samo tworzenie takich zwierzęco-ludzkich zarodków, dodatkowo z intencją ich instrumentalnego wykorzystania, musi budzić moralny sprzeciw jako „przekroczenie granic nieprzekraczalnych” i niebezpieczną „zabawę w Boga” (playing God). Na horyzoncie pojawiają się od razu inne pytanie: czy powstała jednostka biologiczna byłaby jeszcze człowiekiem, czy też już kimś innym? Przykład hybryd ukazuje jak niebezpieczne jest wyciągnięcie embrionu poza dotychczasową strefę ochronną, jaką stanowił dla niego organizm kobiety. Rok 1978 był nie tylko naznaczony naukowym sukcesem w dokonaniu pierwszego sztucznego zapłodnienia, lecz – może o wiele bardziej – przekroczeniem pewnej granicy, w którym pozbawiono ludzki zarodek jego dotychczasowej naturalnej ochrony. Już starotestamentalny autor biblijny wysławiał Boga w jednym z psalmów: „Ty bowiem utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła. I dobrze znasz moją duszę, nie tajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi” (Ps 139, 13-15). Dziś jego modlitwa brzmiałaby zgoła inaczej. W niektórych kwestiach dokument pozostawia otwartą drogę, jak np. w przypadku tzw. „adopcji prenatalnej”. Z jednej strony autorzy „DP” uznają ją oni jako „propozycję godną pochwały”, z drugiej – stwierdzają, iż „niesie ona ze sobą wiele problemów”. Adoptowanie ludzkich zarodków przez inne pary małżeńskie nie zostało zatem jednoznacznie orzeczone jako niemoralne, choć dokument odnosi się do takiej praktyki z pewną rezerwą. Wydawać się może, że przyjmowanie przez rodziny embrionów nadliczbowych nie musi być jednoznacznie rozumiane jako aprobata praktyk medycznych, w których ludzkie zarodki narażone są na zniszczenie; podobnie jak i „okno życia” nie stanowi zachęty do porzucania noworodków. Oczywiście adopcja prenatalna niesie ze sobą wiele problemów natury prawnomoralnej, jednakże – jak pokazuje przykład wielu katolików angielskich – może być z powodzeniem stosowana w celu ratowania życia tych, którzy w przeciwnym razie skazani są na instrumentalne wykorzystanie lub zniszczenie. W bioetyce wciąż istnieją problemy, których nie sposób rozstrzygnąć jednoznacznie. Sfera ludzkich działań nie rysuje się w kontrastach biało-czarnych, szczególnie w tak trudnych kwestiach jak te, które związane są z próbą zaradzania dramatu niepłodności czy też poszukiwania nowych form terapii z wykorzystaniem komórek macierzystych. Medycyna i biologia są zbyt różnorodne, by dać się uchwycić w jednoznaczne orzeczenia. Stąd postulatem jest, by chrześcijanie sami podejmowali odpowiedzialne decyzje w świetle własnego sumienia, mając na względzie zawsze obiektywne dobro moralne. Kościół ma prawo formułować opinie etyczne; ma też obowiązek formować ludzi do odpowiedzialnych wyborów, sięgać do biblijnej wizji człowieczeństwa, do obrazów Ewangelii. I to w taki sposób, żeby małżonkowie zastanawiając się np. nad Wspomaganiem przy poczęciu czy adopcją prenatalną, postawili sobie pytanie: „Jak w naszej sytuacji zachowałby się Chrystus?” Notował Tomasz Ponikło Ks. Andrzej Muszala jest adiunktem w Międzywydziałowym Instytucie Bioetyki PAT i duszpasterzem akademickim, redaktorem „Encyklopedii Bioetyki” (Radom 2007).