Kultura dla rewitalizacji Panel: Cele społeczne w procesach
Transkrypt
Kultura dla rewitalizacji Panel: Cele społeczne w procesach
Kultura dla rewitalizacji Panel: Cele społeczne w procesach rewitalizacji arch. Ewa Kipta, Prezes Stowarzyszenia „Forum Rewitalizacji” Wprowadzenie Jeśli Kulturę traktować jako sumę wartości materialnych i niematerialnych decydujących o zdolności twórczego współżycia znaczącej liczby ludzi skupionych na stosunkowo niedużym obszarze, z poszanowaniem walorów Natury tego obszaru, to obejmuje ona pełne spektrum zjawisk społecznoprzestrzennych zachodzących we wszelkich trwale zaludnionych miejscach. Ta zdolność decyduje o tym, że umiemy nie tylko w miarę zgodnie i bezpiecznie żyć w miastach, miasteczkach i wsiach, ale wręcz czerpać z tego wielorakie korzyści. Bez tej zdolności groziłaby nam darwinowska „walka o byt” i „bagno behawioralne”. Miasta (niezależnie od ich wielkości) czy wsie są zbyt często niedostatecznie zdefiniowane, zbyt często przyjmowane za „pojęcie pierwotne”, niemal jako twór naturalny, a nie tworzone i bezustannie przekształcane środowisko życia ludzi. Zbyt często też wartościujemy je (im większe , tym lepiej) bez zrozumienia dla ich specyfiki, dla ich roli w życiu społeczeństw. Nie zastanawiamy się nad tym, że są wytworem Kultury, a jednocześnie same ją wytwarzają. Kultura wsi opiera się przede wszystkim na zdolności korzystania z zasobów i właściwości Natury i transferowania tych korzyści. Kultura miasta powstaje przede wszystkim w relacji między różnymi ludźmi i dobrami (także tymi ze wsi), zależy od urozmaicenia tych relacji i zdolności wpisania ich w przestrzeń. Żadna z nich nie jest „gorsza”, są tylko inne. Trzeba wreszcie zauważyć, że miasta i wsie są w coraz większym stopniu efektem dobrowolnego (choć nie zawsze uświadomionego) wyboru swoich mieszkańców o trwaniu we wspólnej społeczności. Wolność tego wyboru jest znacznie większa niż w przypadku przynależności do Rodziny, czy Narodu i wzrasta wraz ze zmianami cywilizacji. Tak więc jakość Kultury konkretnego miasta i jego dzielnicy, czy też określonej wsi , staje się coraz istotniejszym czynnikiem decydującym o indywidualnych wyborach o przynależności do tej lub innej społeczności lokalnej. Stąd też wniosek, że kierunki migracji, czyli ”głosowanie nogami” stają się w naszych warunkach kluczowym miernikiem nie tylko jakości życia, ale szerzej, jakości Kultury. Na Kulturę miasta czy wsi składa się wiele czynników, a między nimi: relacje międzyludzkie i przestrzeń dla nich kształtowana, charakter i kod znaczeń przestrzeni organizujący te relacje w różnej skali i zakresie celów, poziom bezpieczeństwa publicznego i zaufania, dostępność i otwartość kontaktów, rytmy dobowe, cykle pór roku, proces wymiany pokoleń i zdolność do kumulowania ich materialnego i niematerialnego dorobku. To co zazwyczaj obejmuje się termin „kultura” najczęściej odnosi się do stosunkowo niewielkiego fragmentu tego zakresu, ale stanowi spoiwo życia miejskiego równie istotne jak relacje ekonomiczne. Ważne, by zarówno animatorzy kultury, ekonomiści i inni organizatorzy życia tych wspólnot, jak i wszelkiego rodzaju inżynierowie (skupieni na ogół na przestrzeni i jej wyposażaniu) mieli tego świadomość. Obszary zdegradowane, lub degradujące się to miejsca w których te relacje i zależności zostały naruszone, gdzie zanika dbałość o dotychczasowe dobra materialne i duchowe, w tym zdolność należytego utrzymania jakości przestrzeni, z których z każdym „emigrantem” wycieka żywotność i narasta bezradność , a warunki życia stają się coraz bardziej uciążliwe. „Dobrze wychowane panienki” z innych części miasta uczone są by unikać tych miejsc, a za ich przykładem idą przedsiębiorcy. Lokalna społeczność staje się wspólnotą ludzi izolowanych, mniej lub bardziej „przegranych” z przyczyn coraz bardziej od nich niezależnych. Wyjście z tego stanu jest niemożliwe bez wsparcia i koordynacji, bez oddziaływania na wszystkie niesprawne aspekty i zależności. Aby to przeprowadzić, konieczne jest nie tylko naprawianie remontami zewnętrznych objawów kryzysu. Potrzebna jest właściwa diagnoza problemów – oparta na wiedzy „obiektywnej”, wzbogaconej lokalną ekspertyzą – oraz wiele działań „leczących” chore relacje w sposób dostosowany do potrzeb, „szytych na miarę” i realizowanych wspólnie przez inicjatorów i lokalnych aktorów. Rewitalizacja jawi się więc jako proces kulturowy polegający na przywracaniu zdolności twórczego współżycia w miejscach i społecznościach, w których jej zanikanie jest objawem długotrwałym, dotyczącym równolegle przestrzeni i jakości życia. W wymiarze doświadczeń prywatnych, mieszkańcy terenów zdegradowanych lub degradujących się są ludźmi doświadczonymi porażką, często całym zestawem klęsk życiowych, których przyczyny leżą w dużej mierze poza ich sferą wpływów. Nic więc dziwnego, że czują się skrzywdzeni, cierpią na deficyt nadziei, a w obliczu zapowiedzi jakichkolwiek zmian (nawet na lepsze) odczuwają przede wszystkim lęk przed kolejną porażką. Stan beznadziei tłumaczy także wiele patologii społecznych obserwowanych w tych miejscach – zwłaszcza związanych z alkoholizmem i innymi uzależnieniami. Pozostaje pytaniem, na ile wandalizm w tych społecznościach bywa objawem źle używanej kreatywności, dążeniem do pozostawienia „śladu na ziemi” pozbawionym szans na to, by ten ślad był użyteczny? To i inne podobne pytania mają różne odpowiedzi w odniesieniu do różnych osób i miejsc. Ale na ich podstawie można szukać rozwiązań na rzecz poprawy – choćby w zakresie bezpieczeństwa publicznego, bez którego trudno myśleć o wprowadzeniu innych użytkowników. 1. Kiedy możemy mówić osiągnięciu celów społecznych w procesach rewitalizacji? Określenie stanu docelowego rewitalizacji jest warunkiem należytego uzasadnienia podjęcia rewitalizacji – zarówno na użytek społeczności obejmowanej tym procesem, jak i wobec podmiotów mających na uwadze interesy całego miasta lub innych jego dzielnic. Bez przesady można stwierdzić, że efekty społeczne oddają całą istotę zamierzeń rewitalizacyjnych. Można je scharakteryzować następująco: Cel wewnętrzny: kiedy większość lokalnej społeczności „staje na nogi”: podejmuje zatrudnienie i aktywność gospodarczą, rozwiązuje problemy rodzinne i społeczne w trybie samopomocy, poprawia swoje warunki życia, uczestniczy w wydarzeniach i je organizuje, a więc osiąga poziom zaradności i integracji „pozytywnej” (z patriotyzmem lokalnym nie wymagającym „wroga”), a więc także zdolność do akceptacji „nowych” członków społeczności; Cel wewnątrz-miejski(-gminny): kiedy z obszaru rewitalizacji zostaje zdjęte odium strefy niebezpiecznej, a walory (użytkowe, przestrzenne i kulturowe) są dostrzegane przez mieszkańców całego miasta (gminy) jako wartościowe (w tym momencie zaczyna się otwarcie na „nowych” mieszkańców i włączenie w normalnie funkcjonujący układ relacji); Cel „zglobalizowany”: kiedy pojawia się „wartość dodana” do specyfiki miasta, wyrastająca z walorów lokalnych obszaru rewitalizowanego, a społeczność i obszar rewitalizacji stają się jedną z unikalnych cech miasta i jego „produktem markowym” (tak stało się choćby w przypadku Nikiszowca, czy Starego Miasta w Lublinie) Miałam niewątpliwą satysfakcję obserwowania realizacji celu wewnętrznego w Lublinie, na Starych Bronowicach i Kośminku, zamieszkanych łącznie przez 7,5 tysiąca mieszkańców. Te dwie dzielnice, przyrównywane do slumsów i przeznaczane od lat 70tych do wyburzenia pod nowe osiedla, potrzebowały zaledwie 6 lat, aby dynamika poprawy objęła 75% działek (w większości prywatnych) i ze stanu ostrego kryzysu wejść do „dolnej strefy stanów średnich” – z wyjątkiem paru uliczek z wyższą zabudową czynszową. Nawet zaniechanie wsparcia tego procesu przez samorząd, po wyborach w 1998 roku, nie wyhamowało procesu poprawy. Partycypacja mieszkańców w określaniu wizji zmian i dostosowanie celów do ich potrzeb uruchomiły ich aktywność i w pierwszych 6 latach sprawiły, że koszty wsparcia publicznego nie przekroczyły 18 % ostrożnie szacowanych kosztów wszystkich inwestycji. Po kolejnych 4 latach mógł tam powstać zespół nowych budynków mieszkalnych TBSu, a nowi mieszkańcy wprowadzili się bez oporów i konfliktów. Teraz planowane są dalsze, komercyjne już inwestycje, co oznacza, że przybliża się osiągnięcie celu wewnątrz-miejskiego. Jeśli te inwestycje uwzględnią walory historycznej kompozycji obu dzielnic, jest szansa, aby stały się jednymi z najciekawszych i atrakcyjnych dzielnic powiązanych bliskimi relacjami z centrum miasta. Stare Miasto w Lublinie z kolei ożyło pod wpływem poprawy bezpieczeństwa i infrastruktury, odzyskując powiązania piesze z resztą centrum miasta. Tym inwestycjom z lat 1995-2003, towarzyszyło budowanie aktywności kulturalnej. Już w 1997 to połączenie uruchomiło rozwój przedsiębiorczości usługowej, głównie gastronomicznej, bardzo często powiązanej z ofertą kulturalną. To wystarczyło by przyciągnąć najpierw studentów (odpornych na „złą sławę” tego miejsca), a w ślad za nimi innych klientów. Inwestorzy prywatni zainteresowali się renowacjami kamienic staromiejskich dopiero w 2003 roku, po zakończeniu modernizacji infrastruktury i utrwaleniu aktywności komercyjnej. Pełne „odczarowanie” złych skojarzeń Stare Miasto zawdzięcza serii wydarzeń kulturalnych, które w latach 2007-10 odbyły się w ramach starań o tytuł ESK 2016. Tak, w ciągu niespełna 15 lat udało się osiągnąć drugi i trzeci cel, w znikomym stopniu odnosząc się do zakresu objętego celem wewnętrznym. Coraz wyraźniej widać jednak potrzebę podjęcia takich działań, aby uzupełnić atrakcyjność „zewnętrzną” normalną, codzienną aktywnością mieszkańców, choćby dla zapewnienia pełniejszego poczucia bezpieczeństwa. Bez niej Stare Miasto stanie się atrakcyjnym, zabytkowym „skansenem” w sercu miasta. Szkoda by było. Te dwa przykłady pokazują jak różne mogą być ścieżki rewitalizacji – prowadzone między tym, co potrzebne, a tym, co możliwe. W gruncie rzeczy rewitalizacja jest dość długotrwała, ale ważne w niej są nie tyle efekty „końcowe”, zwieńczone uroczystym przecięciem wstęgi, ile raczej etapy stopniowych zmian. One budują fundament pod dalsze zmiany, włączając stopniowo obszary kryzysowe w normalny proces życia całego miasta. Rewitalizacja raczej stopniowo wygasa, niż daje okazję do szumnego zakończenia. Poprawa jakości przestrzeni jest w tym procesie niezbędna, ale w wysokim stopniu niewystarczająca. Wynika wprost z oczywistego sprzężenia zwrotnego pomiędzy jakością życia a jakością przestrzeni w której to życie się toczy. 2. Jak formułować cele społeczne rewitalizacji? Jako społeczny proces dynamicznych zmian, rewitalizacja wymaga raczej scenariusza kolejno wyłaniających się celów społecznych, niż statycznego ich określenia. Stąd potrzeba ich określania „krok po kroku” (step-by-step) i systematycznego weryfikowania adekwatności tych celów w relacji do zmieniających się potrzeb. Etapy te można usystematyzować, ale tylko po to by łatwiej je sprecyzować dla konkretnej społeczności i w odpowiednim czasie: Na etapie przygotowania programu kluczowym celem jest redukowanie lęków przed zmianami i budowanie nadziei (etap przedwstępny, istotny do czasu wykazania realności zmian). Ten etap bywa „bolesny” dla animatorów, gdyż wymaga cierpliwego wysłuchania wszystkich problemów, żalów i pretensji wyrażających te lęki i obawy. Ale daje też wiedzę o specyfice sytuacji i pomaga zazwyczaj wyłonić lokalnych reprezentantów. Dopiero po osłabieniu poziomu lęków możliwe jest włączenie lokalnej społeczności w programowanie rewitalizacji, rozpoczęcie myślenia o poprawie, obejmującej nie tylko indywidualne aspiracje, ale także dobra wspólne – nie zawsze oczywiste dla zewnętrznych ekspertów i nie do końca uświadamiane przez mieszkańców. Korzystne dla jakości tego etapu bywa uczestnictwo lokalnych reprezentantów, którzy zbierają opinie sąsiadów i przekazują je do zespołu programującego, zdobywając przy okazji status lokalnych liderów zmian. Poczucie współautorstwa programu rewitalizacji redukuje wiele barier psychologicznych, a przede wszystkim nieufność wobec nadchodzących zmian. Nie trzeba chyba dodawać, że istotą tego etapu jest wspólne ustalenie optymalnego zakresu i kolejności zmian, z poszanowaniem możliwości i ograniczeń zainteresowanych stron. W miarę wspólnego definiowania programu rosną umiejętności korzystania z możliwości zmian, które mogą wymagać dodatkowej edukacji lub indywidualnego doradztwa umożliwiających sprawne partnerstwo lub samodzielne (synergiczne) wykorzystanie zmian do uruchomienia indywidualnej aktywności (dotyczy to np. inicjowania przedsiębiorczości lub remontów na własne potrzeby). To bardzo ważny element inicjujący wdrażanie programu, dzięki któremu można przełamywać dominujące zazwyczaj poczucie bezradności. Udział w realizacji ustalonych elementów programu (na potrzeby własne i wspólne, ale także w ramach pomocy wzajemnej) – daje lokalnej społeczności świadomość sprawczości zmian, wzmacnia poczucie (współ)autorstwa zmian, co w środowiskach tak doświadczonych ma niezwykłe działanie oczyszczające z negatywnych emocji. Jest wręcz istotą terapii społecznej, a nierzadko także indywidualnej. Dlatego ważne jest także organizowanie „świętowania” efektów cząstkowych. Potrzebują go wszyscy uczestnicy rewitalizacji (lokalni aktorzy, firmy komunalne, czy inwestorzy zewnętrzni), nie wyłączając polityków, którzy „firmują” całość tego długotrwałego procesu (z braku szans na „przecięcie wstęgi” na koniec rewitalizacji). Zauważenie zakończenia remontu czy otwarcia świetlicy musi się „przebić” przez doniesienia o kolejnej awanturze, bo w takim środowisku jest wydarzeniem znacznie bardziej wyjątkowym i znaczącym. Jego autorzy powinni być należycie docenieni, by znaleźć naśladowców. Fascynujące w rewitalizacji jest to, że każda dokonana „w realu” zmiana, czy zakończony etap, otwiera kolejne możliwości, prowadzi do zainteresowania nowych aktorów. Ten proces nie jest zazwyczaj możliwy do przewidzenia na początku, a więc stwarza konieczność aktualizacji programu. W miarę realizacji podstawowych potrzeb indywidualnych, coraz wyraźniej pojawiają się potrzeby wyznaczania kolejnych celów wspólnych i integracja wokół ich realizacji. Animowanie takich zmian w odpowiednich momentach pozwala radykalnie przybliżać moment osiągnięcia drugiego i trzeciego ze spodziewanych efektów rewitalizacji (efektu wewnątrz-miejskiego i „globalnego”) Niezależnie od powyższych celów społecznych, „kroczących” w miarę zaawansowania procesu, istnieje też kilka stałych celów natury społecznej, które wynikają z elementarnej odpowiedzialności i empatii (wchodzących wszak w zakres Kultury). Należą do nich: budowanie i utrzymywanie społecznej wiarygodności procesu zmian i jego koordynatorów, obejmujące przede wszystkim dostosowanie celów do rzeczywistych potrzeb, ale także przejrzystość działań i intencji koordynatorów oraz ich dostępność i łatwość kontaktu; zdolność reagowania na potrzeby „słabszych” członków społeczności i włączania ich w proces zmian (samopomoc, pomoc chorym i starszym ludziom, wsparcie dla rodzin patologicznych i reagowanie na objawy nawrotu kryzysów); rozpoznawanie i uruchamianie lokalnych potencjałów kreatywności, zwłaszcza wśród młodego pokolenia (warunki rozwoju rodzimych talentów, budowanie lokalnej elity liderów); budowanie i utrzymywanie relacji wzajemnego szacunku i zaufania między aktualnymi i potencjalnymi uczestnikami rewitalizacji – w czym bardzo pomocne bywa stosowanie coraz bardziej zapomnianej, a w obszarach kryzysowych nadzwyczaj deficytowej KURTUAZJI. W naszych czasach nie powstaje ona spontanicznie, a warto ją stosować, przynajmniej jako najtańszą formę „kompensacji” doświadczania upokarzających warunków życia. Rewitalizacja otwiera też możliwości organizacji niezależnych projektów społecznych i kulturalnych, które mogą uzupełnić i urozmaicić dość żmudny proces regeneracji, zaoferować inne, niż dotychczasowe sposoby spędzania czasu. Dobrym przykładem takiego projektu jest „Most Kultury” organizowany przez lubelskie Centrum Kultury pod kierunkiem Szymona Pietrasiewicza. Polega on na organizowaniu w miesiącach wakacyjnych niemal całodobowej oferty aktywności i wydarzeń plenerowych na odrestaurowanym zabytkowym moście leżącym na styku czterech „trudnych” dzielnic (w tym wspomnianych już Starych Bronowic). W zależności od pory dnia zmieniają się grupy wiekowe uczestników i charakter tych wydarzeń, ale osią pomysłu jest upowszechnianie uczestnictwa w kulturze oraz jej dostępność, połączone z odkrywaniem walorów sąsiednich przestrzeni. Trzy edycje tego projektu (od 2013 roku) przyciągają coraz więcej uczestników stając się bardzo pożądanym letnim świętem nie tylko dla społeczności lokalnych, ale i dla całego miasta. 3. W jakiej perspektywie czasowej powinniśmy projektować takie działania? Przyjmuje się zazwyczaj, że wychodzenie społeczności i obszaru zdegradowanego z ciężkiego kryzysu trwa około 20 lat. Obejmuje to okres nie tylko zwykłej poprawy warunków życia, ale też i wzrastania młodego pokolenia zakorzenionego lokalnie, ale już wolnego od kryzysowego stygmatu. Dopiero w tak długim czasie daje się wykazać zerwanie tendencji do dziedziczenia bezradności życiowej. Powierzchowna poprawa w przestrzeni i w funkcjonowaniu obszaru bywa zauważalna dużo wcześniej, ale bez zakorzenienia jej efektów w nawykach społecznych, pogłębiania potrzeby dalszej poprawy, wciąż możliwy jest nawrót kryzysu. Dlatego tak ważne jest uspołecznienie procesu zmian i prawdziwa, nie udawana, partycypacja mieszkańców. W gruncie rzeczy chodzi o upodmiotowienie lokalnej społeczności w konstruktywnych i kreatywnych relacjach z przestrzenią swego życia, a to trwa zawsze dłużej niż jakikolwiek proces inwestycyjny. Zachętą do podejmowania tak długotrwałego wyzwania w naszych „pospiesznych” czasach jest fakt, że efekty cząstkowe pojawiają się znacznie szybciej. Na Starych Bronowicach wystarczyło 7 lat (199298) aby „usamodzielnić” proces poprawy, toczący się dalej niemal bez wsparcia władz miasta. Na lubelskim Starym Mieście ożywienie zaczęło się już po 2 latach (od 1997 roku), a przekroczenie punktu krytycznego poprawy dokonało się w ciągu 15 lat (2010). Nikiszowiec czy Księży Młyn są postrzegane jako atrakcje w swoich miastach po zaledwie pięciu latach rewitalizacji. Jednak, mimo niewątpliwych sukcesów, trudno uznać którykolwiek z tych projektów za skończony. To jednak pozwala mieć nadzieję, że Narodowy Plan Rewitalizacji, tworzony na okres sięgający jedynie do 2022 roku, ma szansę przynieść widoczne efekty cząstkowe. Jednak warunkiem ich utrwalenia jest determinacja w kontynuowaniu rewitalizacji przez co najmniej kolejną dekadę. O ile przewidywalność polityczna i ekonomiczna rzadko sięga dalej niż okres czteroletnich kadencji, to zmiany środowiska i stylu życia mierzy się w rytmie cyklów pokoleniowych. To zasadniczo inny punkt widzenia. W tym kontekście wypada mi przestrzec przed długotrwałymi skutkami błędów, które długo pozostają w pamięci mieszkańców, a nawet zdają się podlegać procesowi dziedziczenia. Jako ilustrację tego zjawiska przytoczę znów przykład lubelskiego Starego Miasta. W latach 70tych ubiegłego wieku opracowano wyjątkowo dobry w tamtych warunkach plan rewaloryzacji. Autorzy planu dołożyli starań, aby był on dobrze osadzony w realiach społecznych, poddając go intensywnym konsultacjom i badaniom społecznym. Niestety plan ten nigdy nie doczekał się założonej skali finansowania, a jedną z jego tez – wówczas oczywistych – była tak zwana „przebudowa społeczna”. W odbiorze mieszkańców oznaczało to, iż zostali uznani za „nieodpowiednich” użytkowników tego miejsca (co zresztą częściowo nie było pozbawione racji, wobec ówczesnej polityki społecznej i mieszkaniowej). Kiedy po upływie ćwierćwiecza, w 1995 roku opracowywaliśmy strategię rewitalizacji Starego Miasta, najmniej aktywną grupę interesariuszy stanowili właśnie mieszkańcy. Wysyłali wprawdzie pojedynczych „emisariuszy” na spotkania konsultacyjne, ale odniosłam wrażenie, że ich rola ograniczała się do sprawdzania stanu zagrożenia zmianami. Ten brak zaufania zdaje się utrzymywać do dziś, pomimo dokonania wielu zmian na lepsze. 4. Czy możemy wyodrębnić wskaźniki użyteczne dla planowania i mierzenia efektów prowadzonych działań kulturalnych wspierających procesy rewitalizacji? Mierzalność efektów działań kulturalnych jest zawsze problematyczna. Oczywiście wskaźniki ilościowe dają pewien obraz zasadności wydawania publicznych pieniędzy , ale istotą kultury jest przecież JAKOŚĆ życia. Efekty rewitalizacji – zwłaszcza społeczne – nie są od razu widoczne w statystykach. To raczej „historie” pojedynczych ludzi, czy rodzin, którym udało się wyjść ze stanu beznadziei, odkryć swoje zdolności i je wykorzystać. Myślę, że ważna jest tu ilość takich „historii” i jej efekty – drewniane rzeźby na podwórkach Nikiszowca, wystawy prac dziecięcych na „Moście Kultury”, dobrze zakomponowane, artystyczne i wspólnie tworzone graffiti. Nie można zmierzyć ilości zażegnanych konfliktów rodzinnych czy problemów osobistych, a to by chyba był dobry wskaźnik. Z czasem te efekty znajdą odbicie w statystykach bezpieczeństwa publicznego, wykorzystaniu przestrzeni plenerowych czy ilości turystów, ale tu działają zbyt złożone uwarunkowania, by odnosić je tylko do działań kulturalnych. Jedno jest pewne: życie w trudnych warunkach zmusza do kreatywności. Moment przyrostu nadziei pozwala ją uruchomić nie tylko na potrzeby przetrwania. Działania kulturalne mogą ten przypływ kreatywności wykorzystać dla dobra całej wspólnoty. Każda aktywność kulturalna wygenerowana z inicjatywy lokalnej świadczy o „powrocie do zdrowia” całej społeczności. Może więc liczyć ilość takich, choćby nawet małych, wydarzeń? Podsumowując :Kultura leży w centrum procesu rewitalizacji, nawet jeśli nie występuje jako odrębna pozycja kosztorysu czy harmonogramu. Ośmielam się twierdzić, że bez niej rewitalizacji grozi nadmierna „technologiczność”, inwestycyjno-socjalna inżynieria, rozmijająca się z wieloma potrzebami społeczności zdegradowanego obszaru i całego miasta. Czasem wystarczy, że kultura polega na empatii wobec osób w niej uczestniczących, innym razem pozwala ona przygotować się i dotrwać do możliwości osiągania bardziej namacalnych i trwałych efektów. Ważne jest jednak, aby nie ulegała pokusie ucieczki od rzeczywistości – ale by kierowała nią intencja uczestnictwa w szerszym, nie zawsze wzniosłym procesie poprawy. Przyzwyczailiśmy się traktować zaniedbane dzielnice jako „wstydliwe”. Tymczasem takie miejsca są obecne w każdym, nawet najbardziej dostatnim i kulturalnym mieście. Prawdziwym wstydem, o wymiarze cywilizacyjnym, jest jedynie zaniechanie dążenia do poprawy, tylko dlatego, że nie daje to natychmiastowego efektu „WOW!”.