Polityczny konkurent nie jest wrogiem
Transkrypt
Polityczny konkurent nie jest wrogiem
Parytety i kobiety OFENSYWA W SEJMIE Nr 11/37 listopad 2010 egzemplarz bezpłatny ISSN: 1897-936X OGÓLNOPOLSKA GAZETA PLATFORMY OBYWATELSKIEJ PO P olityka to także sztuka rozpychania się łokciami i nie ulega wątpliwości, że w tej konkurencji nasi panowie są o niebo lepsi. Dlaczego? Ano m.in. dlatego, że płeć piękna tak jest skoncentrowana na podporządkowaniu sobie tych facetów w życiu prywatnym, że nawet największy demokrata (o domowych satrapach i zwolennikach tzw. tradycyjnego modelu podziału ról tu nie myślę) chce mieć kawałek przestrzeni, w której to on, a nie ona, jest górą. Student z profesorem razem budują satelitę MINISTER O REFORMACH Iwona Śledzińska-Katarasińska str. 9 N ajwiększym sukcesem ostatniego 20-lecia jest pięciokrotny wzrost liczby studentów. Ale w tym samym czasie przybyło tylko kilka procent pracowników naukowych. Kadra pracuje na dwóch lub trzech etatach. To powoduje, że na niektórych kierunkach poziom pozostawia wiele do życzenia. Masowość kształcenia doprowadziła do tego, że relacje mistrz – student zostały zaburzone. To musi się zmienić – zapowiada prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego. Czytaj str 3. Polityczny konkurent nie jest wrogiem Wyplenić nienawiść Premier Donald Tusk przemawiał z trybuny sejmowej wyraźnie poruszony łódzką tragedią Jest nam wszystkim bardzo, bardzo przykro, że po tak wielu latach w Polsce znowu doszło do takiego zdarzenia. Bo rzeczywiście Polska była i w Europie, i na świecie krajem dość wyjątkowym w sensie pozytywnym. Aktów przemocy o podłożu politycznym było relatywnie niedużo, a zamachów czy ataków, których efektem była śmierć człowieka, było bardzo niewiele. Takie akty przemocy zawsze budzi³y g³êbokie poruszenie w skali ca³ego narodu. I tak jest, jak s¹dzê, równie¿ teraz. W naszej tradycji le¿y, ¿eby w obliczu śmierci dawaæ œwiadectwa solidarności, mi³oœci i wzajemnego wsparcia. To, co najgorsze mog³oby nam siê zdarzyæ, to gdybyœmy z tej œmierci wyci¹gnêli fa³szywe wnioski. Bo jeœli tak by siê mia³o staæ, ¿e po tym zdarzeniu nie zmienimy siê na lepsze, to nie chwa³a, a hañba bêdzie towarzyszy³a polskiej polityce i nam wszystkim. Po zdarzeniach w biurze PiS w £odzi powinniœmy od³o¿yæ pokusê „kiczu pojednania” i wejœæ na trudn¹ drogê poprawy jêzyka i intencji. Jeœli potrafimy sobie wyt³umaczyæ, ¿e nie chodzi o polityczne gesty, wtedy ta œmieræ nie bêdzie znakiem triumfu tego, co z³e w ka¿dym cz³owieku i tego co siê objawi³o w tym morderstwie w sposób przygnêbiaj¹cy ka¿dego Polaka. Czy mo¿na wypleniæ nienawiœæ i twarde, ciê¿kie oskar¿enia, które pojawiaj¹ siê w jêzyku debaty publicznej nieustannie? Wydawa³oby siê to marzeniem irracjonalnym, ale uda³o siê wypleniæ z debaty publicznej antysemityzm. Widaæ wyraŸnie, jak poprawny jêzyk potrafi te¿ naprawiaæ FOTO SŁAWOMIR KAMIŃSKI/AGENCJA GAZETA ludziom dusze i serca. Wiemy, ¿e Jeœli nie zmienimy siê na lepsze, spory, ró¿nice zdañ, pogl¹dów, nawet to bêdzie nam towarzyszy³a hañba. bardzo ciê¿kiego kalibru, to jest A wyborcy od nas oczekuj¹ powagi, w ogóle istota demokracji, polityki. spokoju i odpowiedzialnoœci – poJednym z fundamentów kultury de- wiedzia³ premier Donald Tusk w sejmokracji jest fakt, ¿e polityczny kon- mowej informacji o dzia³aniach rz¹du kurent to nie jest wróg, którego trzeba po ataku na biuro PiS w £odzi. zniszczyæ s³owem albo czynem. Co na ten temat powiedzia³ prezes ¯e polityczny konkurent to nie Kaczyñski str. 2. jest œmiertelny przeciwnik, którego Premier Tusk odpowiedzia³ na trzeba zdyskwalifikowaæ epitetem, s³owa Kaczyñskiego w kuluarach: Nie ciê¿kim oskar¿eniem, bolesn¹ insy- mo¿e byæ tak, ¿e prezes du¿ej partii nuacjê, a w sytuacjach skrajnych, mówi o premierze czy prezydencie: kiedy mamy dozczynienia z ob³êdem ruskiTuskiem agent czy zdrajca. Rozmowa premierem Donaldem – str. 3, 4, 5 nienawiœci, nawet zamachem. 2 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej listopad 2010 Z PRASY Wildstein o premierze Tusku Nadszedł czas na zbudowanie solidarności energetycznej – nagroda dla polskiego europosła – Wspólna Europa zaczęła się od budowania Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Teraz nadszedł czas na zbudowanie solidarności energetycznej naszego kontynentu. Musimy się uniezależnić od szantażu dostawców. Głównym zadaniem jest stworzenie z UE lidera technologii odnawialnej, czyli zielonej energii – pisze na swojej stronie internetowej Bogusław Sonik, europoseł Platformy Obywatelskiej. 29 września z rąk Jose Manuela Barroso odebrał kryształową statuetką w kształcie gwiazdy, za „pracę nad raportem na temat kompetencji UE w nadzorze i inspekcji platform wiertniczych na wodach europejskich”. Bogusław Sonik, laureat w kategorii Energia, jest jedynym nagrodzonym w tym roku posłem z Polski. Anglojęzyczny wydawany w Brukseli miesięcznik „The Parliament Magazine” już po raz szósty nagrodził najlepszych eurodeputowanych, wyróżniających się w poszczególnych dziedzinach aktywności. Sonik w parlamencie europejskim zasiada już drugą kadencję. Jest wiceprzewodniczącym komisji ochrony środowiska Parlamentu Europejskiego i opiniodawcą do sprawozdania ws. bezpieczeństwa dostaw gazu. Jako jedyny Polak jest członkiem delegacji PE na szczyty klimatyczne. Był jednym z pierwszych polskich posłów, którzy na forum Parlamentu Europejskiego informowali o zagrożeniach związanych z planami budowy Gazociągu Północnego. - Po sześciu latach obecności Polski w Unii Europejskiej i naszej walki o bezpieczeństwo energetyczne Europa zaczęła wreszcie rozumieć nasz punkt widzenia i dostrzegać konieczność wzmocnienia tej polityki. Pierwszym poważnym krokiem w tym kierunku było przyjęte niedawno przez europarlament rozporządzenie o bezpieczeństwie dostaw gazu, które określa sposób unijnej reakcji na ewentualne kryzysy gazowe i postuluje poszanowanie solidarności energetycznej pomiędzy poszczególnymi krajami wspólnoty – twierdzi europoseł Sonik. Polskie media odnotowały nagrodę dla Bogusława Sonika, ale nie poświęciły jej wiele miejsca. Z bezpieczeństwem energetycznym w kategorii news zdecydowanie wygrywają takie wydarzenia jak założenie kolejnej partyjki z marginesu politycznego, Taniec z gwiazdami albo marsz z pochodniami. AT N 20 października prezydent Bronisław Komorowski odsłonił w Sejmie pamiątkową tablicę ku pamięci 18 parlamentarzystów, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Marszałek Sejmu Maciej Płażyński został dodatkowo uhonorowany tablicą przy marszałkowskim wejściu do sali posiedzeń. FOTO PO N „Szkło kontaktowe” trzeba zlikwidować ie chcę zajmować się banalnymi przykładami, cytatami z Palikota, Niesiołowskiego, choć istnieje niewątpliwy związek między wydarzeniem a tymi cytatami. Zajmę się sprawami poważnymi. Mamy do czynienia z potężnym atakiem nie na partię polityczną, ale na wielką część społeczeństwa, na ludzi, którym się odmawia praw obywatelskich. „Zabierz babci dowód”. Mówią, że na moją partię głosują ludzie ze wsi. A oni nie mają praw obywatelskich? Że nasz elektorat jest bardziej religijny. Jego prawa powinny być podważane? Takie same prawa mają lepiej i gorzej wykształceni, wierzący i niewierzący, atakowani przez Tuska ze skutkami, które skończyły się jedną wielką tragedią i teraz drugą. Pytamy o praworządność. Czy obywatele mają równe prawo do ochrony. A co działo się pod krzyżem? Ludzie byli bici, było gaszenie papierosów na szyjach modlących się ko- biet, oddawanie moczu na palące się znicze. Była policja, nie było interwencji, widać miała taki rozkaz. Bez prawdy nie ma możliwości funkcjonowania demokracji. W demokracji funkcjonuje prawda i mechanizm kontrolowania tej prawdy. Przedstawianie manifestacji 10 października jako faszystowskiej z1933 roku, żądanie Trybunału Stanu. Ten potworny lęk przed katastrofą smoleńską, ta furia, która wybuchła, to był atak na prawdę, kampania przeciwko mnie (…) Szkło kontaktowe trzeba zlikwidować, Polska nie może z tym funkcjonować normalnie (...) pojęcie NARÓD jest dla was za trudne. PiS i PO mają radykalnie odmienne programy. Podział istnieje i jest ogromny. Czy ten podział musi prowadzić do napięć, które wystawiają prezydenta na lot osobny, zamiast wspólnego lotu? Jarosław Kaczyński w Sejmie 20.10.10 Lady Zgaga z chórem i zdradziecki kot awołując do politycznego niewykorzystywania łódzkiej tragedii, Donald Tusk zastosował tę samą strategię co w wypadku katastrofy smoleńskiej. Nie wykorzystywać politycznie, czyli nie rozliczać z niczego rządzących. Atrakcyjny to program dla nich i wspierających ich środowisk. Bronisław Wildstein, Rzeczpospolita 21.10.2010 Tusk o słowach Kaczyńskiego G dyby polska polityka miała wyglądać tak, że każda wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego spotyka się z symetryczną odpowiedzią, to mielibyśmy piekło na ziemi. Donald Tusk, Gazeta Wyborcza 21.10.2010 Warzecha o talentach premiera D onald Tusk zajął się nawoływaniem o umiarkowanie, o stonowanie nastrojów, o wygaszenie emocji. Apogeum było jego wczorajsze wystąpienie w Sejmie, dobrze wyćwiczone aktorsko. Z etycznego i faktycznego punktu widzenia był to popis rzadkiej hipokryzji. Oto bowiem szef Stefana Niesiołowskiego, Kazimierza Kutza i dawniej posła z Lublina zbolałym tonem wywodzi, że chrześcijańska postawa polega na szacunku dla czyjejś śmierci. Łukasz Warzecha, Rzeczpospolita 21.10.2010 NOTATKI BIEŻĄCE JACKA FEDOROWICZA S łynny agent Piękny Tomek już nie pracuje w CBA, przeszedł na emeryturę. CBA odetchnęło. Dotychczas musiało trzymać w rezerwie spore kwoty, by w razie intensywniejszych działań operacyjnych agenta Tomka mieć z czego płacić alimenty. W trakcie swego przemówienia w Kongresowej Janusz Palikot wyraził się z dezaprobatą o znacznej nadwadze zauważalnej u przeważającej większości wysoko postawionych przedstawicieli pewnego środowiska. Ten akurat fragment wypowiedzi nie pozostał bez echa. Już prawie każda kuria zatrudnia ojca dietetyka i księdza instruktora fitness. Jarosław Kaczyński zawiesił w prawach członka partii swego jedynego kota. Pod zarzutem, że miauczał zbyt liberalnie i łasił się do Kluzik-Rostkowskiej. Nawiasem mówiąc Kluzik-Rostkowska po swych śmiałych wypowiedziach zyskała w partii przydomek Luzik-Rostkowska. Prezesowi naraziła się szczególnie, gdy w zeszłym tygodniu przez pomyłkę powiedziała o panu Komorowskim „prezydent”, którym to pan Komorowski nie jest i nigdy nie będzie. Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu, w którym wyjaśnił, że mówiąc o rosyjsko-niemieckim kondominium, jakim stała się Polska, miał na myśli nie tylko utratę suwerenności, ale i upadek moralny. Kraj, w którym popiera się środki antykoncepcyjne, to przecież kondom-inium. Karty bankomatowe stały się tak popularne, że już prawie każdy obywatel ma swój numer PIN. Jarosław Kaczyński żałuje, że gdy był przy władzy, nie zdążył wprowadzić zasady, że każdy obywatel ma przydzielony obok numeru PIN, także numer IPN. Weszliśmy w posiadanie sensacyjnego materiału. Jest to cudem zdobyta kopia zapisków Jarosława Kaczyńskiego dokonanych w jego osobistym notatniku. Okazuje się, że Jarosław Kaczyński ma już zaplanowane kolejne metamorfozy. Zapisał je sobie w celu uniknięcia pomyłek, przypadkowych powtórzeń, a pewnie także po to, by po prostu nie zapomnieć. Oto daty przeistoczeń i opisy najbliższych wcieleń: 29 X – refleksyjny intelektualista z kompleksami 3 XI – bezwzględny bojownik o prawdę 1 XII – neurastenik, drobny, w okularach, bierze prochy 11 XII – postawny blondyn metr dziewięćdziesiąt, zna karate 21 XII – ateista, antyklerykał Tyle na razie. Z ostatniej chwili. „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” zaśpiewał na Krakowskim Jarosław Kaczyński wraz z chó- rem niezmieszanym. Potem doszedł do wniosku, że powinien być konsekwentny i zszedł do podziemia. Stamtąd będzie kierował partyzantką i wysadzał pociągi. I jeszcze garść informacji ze świata pop-kultury. Pewna piosenkarka postanowiła zrobić karierę szczerze przyznając się do swego trudnego charakteru. Przybrała pseudonim artystyczny Lady Zgaga. Ogromny aczkolwiek zupełnie niespodziewany sukces frekwencyjny odniósł wznowiony niedawno film dokumentalny Jana Łomnickiego o życiu słynnego komika Adolfa Dymszy, zatytułowany „Pan Dodek”. Tłumy widzów szturmowały kino, ponieważ rozeszła się plotka, że to film o pierwszym mężu Dody. Licząc na podobną pomyłkę w nadchodzących wyborach na stanowisko prezydenta Krakowa kandyduje działacz PiSu pan Duda. PO OGÓLNOPOLSKA GAZETA PLATFORMY OBYWATELSKIEJ Biuletyn przeznaczony do użytku wewnętrznego, kolportowany bezpłatnie. Wydawca: Platforma Obywatelska RP ul. Andersa 21, 00-159 Warszawa Redakcja: Elżbieta Misiak-Bremer (redaktor naczelna) Projekt i opracowanie graficzne: Jacek Gałązka, exPress www.ex-press.com.pl Adres do korespondencji: ul. Marszałkowska 87 m. 85 00-683 Warszawa e-mail: [email protected] Naukę widzę wspaniałą listopad 2010 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 3 Trzeba podnieść jakość kształcenia i poziom badań naukowych Rozmowa z profesor Barbarą Kudrycką, minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. – Pani młodsza córka dopiero przymierza się do studiów. Będzie studiowała w Polsce? Bardzo bym chciała. Ona też by chciała? Ma jeszcze trzy lata na decyzję. Ale prawdą jest, że dzieci wielu profesorów studiują za granicą. – Dlaczego? – Zwłaszcza profesorowie mają pełną świadomość, że ich dzieci gruntowne wykształcenie mogą uzyskać za granicą na renomowanych uczelniach. I myślę tu nie tylko o London School of Economic, Oxford czy Cambridge. Nawet nie tak sławne, mniej znane uczelnie francuskie czy niemieckie są dużo wyżej w rankingach niż polskie. Nasze są w czwartej setce. – Bywało lepiej. – Problem narodził się, kiedy rozpoczęło się kształcenie masowe. Liczba studentów wzrosła pięciokrotnie, a przybyło tylko kilka procent pracowników naukowych. Kadra pracuje na dwóch lub trzech etatach. Na niektórych kierunkach poziom pozostawia wiele do życzenia. Sztywne standardy nauczania ustalane przez ministra, doprowadziły do tego, że uczelnie wyższe traktowane są jak szkoły. Wystarczy zrealizować program i kropka. A przecież studentów należy kształcić poprzez włączenie ich w proces badawczy, np. wówczas, gdy profesor ze studentem buduje satelitę czy tworzy materiały przyszłości na biotechnologii. Włączenie w proces badawczy następuje także wtedy, gdy studenci uczestniczą w zbieraniu i opracowywaniu materiałów źródłowych w badaniach humanistycznych lub społecznych. Masowość kształcenia zaburzyła relacje mistrz – student. Nawet niekiedy na studiach magisterskich jest bardzo wielu studentów, którzy mają znikomy kontakt z profesorami i z rzadka możliwości indywidualnej współpracy. To musi się zmienić. –Skorotakbrakujekadryczydobrympomysłem było otwarcie Uniwersytetu np. w Szczecinie? – Uważam, że każde wykształcenie wyższe wnosi pewną wartość dodaną w rozwój człowieka. Nawet zdobyte na mniejszej uczelni o niższej renomie. Jeśli chodzi o Szczecin, to ten ośrodek w pełni zasługuje na uniwersytet. To duże miasto, które powinno być ośrodkiem akademickim. Ma potencjał wystarczający, aby zbudować kadrę. Może znakomicie współpracować także z wieloma uczelniami z Niemiec ze względu na położenie geograficzne. Wszystko zależy od tego jak się inwestuje w kadry. To dobrze, że powstały nowe uniwersytety, że stworzono Państwowe Wyższe Szkoły Zawodowe, a także że powstało wiele uczelni niepublicznych. To największy sukces ostatniego 20-lecia, że mamy tak wysoki postęp skolaryzacji. Teraz musimy ten sukces ilościowy przekuć w jakościowy. –Toczemujestznaszymiuczelniamitakźle,skoro jest tak dobrze? – Nie nastąpiło jeszcze przeorientowanie na konkurowanie jakością. Do tego dochodzi czynnik obiektywny, – Od kiedy? – Reforma szkolnictwa wyższego, która jest obecnie przedmiotem prac w Sejmie, według naszych zamierzeń ruszy od 1 października 2011 roku, po tym, jak obecnie od 1 października tego roku weszła w życie reforma nauki, z nowymi zasadami finansowania badań naukowych, zmianami w Polskiej Akademii Nauk i działaniu instytutów badawczych, czyli dawnych jednostek badawczo-rozwojowych. Oczywiście wiele z zamierzeń poprawiających jakość i konkurencyjność w szkolnictwie wyższym realizujemy już od pewnego czasu, jak choćby program kierunków zamawianych czy też poprawa jakości dydaktyki finansowana z funduszy strukturalnych. Ambitne uczelnie mogą więc się reformować już dziś. Pakt dla polskiej nauki Pakiet sześciu ustaw został przyjęty przez Sejm przytłaczającą większością głosów. Reforma wprowadza zasady projakościowego finansowania nauki na zasadach otwartej konkurencyjności, rzetelności i przejrzystości. Na szczególne wsparcie mogą liczyć młodzi wybitni naukowcy. Nowo powołane Narodowe Centrum Nauki to instytucja, w której wybitni uczeni i eksperci zdecydują o rozdziale publicznych środków. Minimum 20 proc. swoich środków przeznaczać będzie na badania prowadzone przez początkujących naukowców. Zreformowane Narodowe Centrum Badań i Rozwoju odpowiada za kreowanie strategicznych dla rozwoju Polski programów badań oraz za finansowanie badań wdrożeniowych. Jego zadaniem jest włączanie podmiotów gospodarczych we współpracę z sektorem nauki. O środki na badania mogą występować nie tylko jednostki naukowe, uczelnie, ale także osoby fizyczne. Ważną rolę w nowym systemie pełnić ma Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych. Jego zadaniem będzie rzetelna ocena jakości i efektów badań naukowych. Reforma wprowadziła zakaz podległości służbowej osób spokrewnionych i spowinowaconych w instytutach naukowych. Pozwoli to na skuteczną walkę z nepotyzmem i budowanie karier naukowych wyłącznie w oparciu o naukowe sukcesy. Nowe prawo wzmacnia też walkę z plagiatami i nieuczciwością naukową. Przy Polskiej Akademii Nauk powstanie Komisja ds. Etyki w Nauce. W ślad za pakietem ustaw naukowych, który wszedł w życie 1 października, do Sejmu trafił pakiet nowelizacji reformujących szkolnictwo wyższe i karierę akademicką. jakim jest niż demograficzny. Z roku na rok coraz mniej maturzystów będzie podejmować studia. Uczelnie muszą przestać się skupiać na marketingu nakierowanym na pozyskanie jak największej liczby studentów, a zacząć pracować nad jakością badań i kształcenia, aby w ten sposób budować własną markę i pozycję w systemie szkolnictwa polskiego i europejskiego. Wsparcie państwa dla uczelni będzie wkrótce bardziej zróżnicowane i oparte na kryteriach jakości. Dodatkowe środki będą mogły uzyskiwać jednostki najlepsze, zarówno publiczne, jak i niepubliczne. – I wtedy te słabe znikną z rynku same. – Efektem naszych reform nie ma być znikanie uczelni publicznych czy niepublicznych, ale podnoszenie jakości kształcenia i badań naukowych. My gwarantujemy cały czas tę samą pulę finansowania na dydaktykę i funkcjowanie uczelni, a do najlepszych trafią środki dodatkowe z nowego funduszu projakościowego. Oczywiście uczelnie powinny szukać jeszcze innych środków poprzez znalezienie odpowiedniego profilu czy wykorzystanie Minister Barbara Kudrycka ma nadzieję, że kiedy za trzy lata jej córka dostanie się na studia, zauważy skutki reformy specyfiki regionu. Duże uczelnie uniwersyteckie, które chcą kształcić humanistów, przyszłych nauczycieli, przyszłych prawników, powinny dalej funkcjonować, ale dbając o to, aby wpisywać się w potrzeby regionu. Uczelnie na zachodzie Polski mogą np. ocenić, że potrzebna jest w większym zakresie germanistyka, a na wschodzie nauczanie języka rosyjskiego. Natomiast te mniejsze uczelnie, także uniwersytety przymiotnikowe, PWSZ-y, niektóre politechniki powinny jeszcze precyzyjniej odpowiadać na potrzeby rynków lokalnych i do nich dopasowywać swoje programy. Powinny współpracować z samorządami w opracowywaniu strategii na przyszłość i do tej strategii dopasowywać kierunki studiów. Na wschodzie jest zapotrzebowanie na kształcenie przyszłych celników ze względu na wspólną granicę UE. Kierunki kształcące ekspertów w produkcji ekologicznej żywności powinny powstawać na uczelniach ulokowanych w bliskości obszarów rolniczych. Tam, gdzie są pokłady bogactw naturalnych – powinni być kształceni chemicy, geologowie. To też sposób na uniknięcie bezrobocia – I samodzielnie starać się o środki, których im, jak mówią, brakuje, zwłaszcza na badania? – Granty na badania wszędzie na świecie uzyskuje się w ramach konkursów. Podobną praktykę upowszechniamy już od kilku lat w Polsce, a wraz z wejściem reformy nauki 1 października br. czynimy z tego naczelną zasadę w dystrybucji środków. Ogromne kompetencje przekazujemy bowiem dwóm niezależnym agencjom płatniczym: nowemu Narodowemu Centrum Nauki w badaniach podstawowych oraz Narodowemu Centrum Badań i Rozwoju w naukach wdrożeniowych. To naukowcy i eksperci poprzez przejrzyste procedury konkursowe będą przyznawać środki na badania. Takie mechanizmy są szczególnie istotne wobec rosnących nakładów na naukę – w porównaniu z 2007 rokiem obecnie w budżecie, mimo kryzysu, mamy na naukę 2 mld zł więcej. Reforma nauki ma także pomóc w odwróceniu niekorzystnych proporcji udziału sektora prywatnego w finansowaniu badań. W najwyżej rozwiniętych państwach ten poziom sięga nawet 70 procent, podczas gdy w Polsce jest to tylko 30 procent. –PowtarzaPaniMinister,żeuczelniepowinny,ale czy to zrobią? – Myślę, że coraz więcej uczelni widzi taką potrzebę, a przede wszystkim szansę na własny rozwój. – Kiedy pracownicy nauki zaczną się cieszyć nie tylko prestiżem, ale i dobrymi zarobkami? – Już tak jest. Od lat profesorowie to najbardziej szanowana grupa zawodowa. A pęd młodych Polaków do wiedzy przyczynił się do niespotykanego rozwoju nauki, a tym samym stworzenia jej pracownikom dodatkowych szans awansu. Znakomici naukowcy świetnie odnajdują się w warunkach konkurowania o środki z funduszy strukturalnych i czerpią z tego satysfakcję, także finansową. Nowelizacja prawa o szkolnictwie wyższym pozwoli rektorom swobodnie ustalać pensum. To pozwoli różnicować zarobki kadry w zależności od jakości pracy. – A co ich do tego zmusi? – Obiektywne uwarunkowania, jak rosnąca konkurencja, a także narzędzia, które gwarantujemy w reformie. Mam na myśli przede wszystkim autonomię programową. Każda uczelnia stworzy własne interdyscyplinarne nowatorskie kierunki studiów. Środowisko naukowe będzie mogło wykorzystać swoją kreatywność i ogromny potencjał, aby przygotować nowe kierunki. Ale też weźmie na siebie więcej odpowiedzialności za jakość kształcenia i przyszłe zawodowe losy absolwentów. – Czy za trzy lata, kiedy Pani córka zostanie studentką, zauważy już efekty reform? – Gros szkół już weszło na ścieżkę reform i odważnej konkurencji. Od samych uczelni zależy, na ile skorzystają z szans, jakie daje reforma, takich jak swoboda programowa. Jestem przekonana, że za trzy lata na ambitnych najlepszych uczelniach ambitni, zdolni studenci będą mogli realizować swoje naukowe pasje pod okiem uczonych mistrzów i to w najnowocześniejszych laboratoriach. To tyleż optymistyczna, co realna wizja. Beata Ostrowska FOTO ANDRZEJ STAWIŃSKI/REPORTER wśród absolwentów. Ważnym sposobem pozyskiwania dodatkowych środków, a jednocześnie wkładem w rozwój kraju i regionów, powinna być także komercjalizacja wyników badań. Jesteśmy właśnie w przededniu prezentacji przewodnika po komercjalizacji dla uczelni, który pomoże im w przekładaniu osiągnięć naukowych na sukces komercyjny. 4 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej listopad 2010 Poseł Sławomir Rybicki , młodszy brat śp. Arkadiusza Rybickiego wspomina tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej brata. Czemu, Cieniu, odjeżdżasz? “ FOTO WITOLD ROZBICKI, MICHAŁ SZLAGA/REPORTER W działalności Arama nie można się było doszukać śladów cynizmu Niełatwo mi mówić o Aramie, moim starszym bracie, bo to był brat, który wskazywał drogę i – jak mówi poeta – prostował ścieżki… Gdy myślę o Aramie jako o parlamentarzyście – to przede wszystkim widzę go na trybunie sejmowej w chwili, gdy przedstawiał projekt nowelizacji ustawy o IPN. To była sprawa, która absorbowała go do ostatniego niemal dnia. Ważny projekt. Chodziło przede wszystkim o odpolitycznienie tej instytucji, o wyeliminowanie z życia politycznego gry teczkami, która przez lata zatruwała atmosferę w Polsce. Jego poglądy na lustrację ewoluowały, początkowo był dość radykalnym jej zwolennikiem, ale wraz z upływem czasu przekonał się, że losy ludzkie mogą być bardziej skomplikowane niż to się na pierwszy rzut oka wydaje: ta sama osoba może najpierw zachować się źle, szczególnie jeśli była nękana i szantażowana, a potem wykazać się heroizmem. I że materiałów z ubeckich archiwów nie można traktować jak prawdy objawionej. A że tak je traktowano – dowodów mieliśmy aż nadto. Zaangażował się zatem w projekt nowelizacji tej ustawy z wielkim zapałem i przekonaniem. Mówił: Polska wbrew temu o czym chce nas przekonać IPN, nie jest krajem agentów, ale ludzi, którzy stawili czoło komunizmowi. I był w tym, co mówił wiarygodny, bo stał za nim cały jego wspaniały życiorys. Widzę go więc na trybunie sejmowej, gdy przekonuje do swojego projektu, mówi o tym, że należy ograniczyć wpływ polityków na Instytut Pamięci Narodowej i przekazać kompetencje środowiskom akademickim. Tu przerywa mu poseł Pięta wołając: Agenturze! Oddajecie IPN w ręce esbeckich agentów! Słyszę posła Girzyńskiego krzyczącego: Tusk na prezesa IPN!!! I głos z sali: A gdzie tam Tusk, lepszy Kiszczak!!! I znowu Girzyński: Wybierzmy Kiszczaka! Aram był bardzo wrażliwym człowiekiem, może nawet zbyt wrażliwym na polityka i choć nie pokazywał tego po sobie, bardzo te ataki posłów Prawa i Sprawiedliwości przeżywał. Ale odważnie stawiał im czoło, bo był przekonany, że ma rację. Tak, Aram był człowiekiem odważnym. W PRL szedł pod prąd i płacił za to wysoką cenę. Także w wolnej Polsce, do powstania której walnie się przyczynił, nie wahał się głosić swoich poglądów, nieraz niepopularnych, choć narażał się przez to na brutalne ataki. Gdy myślę o Aramie jako o parlamentarzyście to nasuwa mi się jeszcze jeden przykład jego stylu działania. Chodziło także o sprawę budzącą wielkie namiętności, a mianowicie o święto Trzech Króli. Jak pamiętamy, pod projektem obywatelskim, w którym domagano się przywrócenia 6 stycznia dnia wolnego od pracy, zebrano ponad siedemset tysięcy podpisów. Projekt w Sejmie został odrzucony głównie głosami PO. Uważaliśmy, że Polski nie stać, szczególnie w dobie kryzysu, na dodatkowy wolny dzień. Nic nie mieliśmy oczywiście i nie mamy przeciwko samemu świętu Trzech Króli. Pamiętam od dzieciństwa, że cała nasza rodzina uczestniczyła w tym dniu w mszy świętej, a mama przygotowywała bardziej uroczystą kolację. Jeden z posłów PiS, nawiasem mówiąc mieszkający kiedyś przy tej samej ulicy co rodzina Rybickich, publicznie zarzucił Aramowi sprzeniewierzenie się tradycji i przypomniał, że kiedyś spotykali się w tym dniu w kościele. Bardzo to Arama dotknęło, bo był człowiekiem głębokiej wiary. Nie obnosił się z nią jednak i nie wykorzystywał w sejmowych pyskówkach. Platforma zaproponowała kompromisowe rozwiązanie. Referował je właśnie poseł Arkadiusz Rybicki. Zaproponowaliśmy wprowadzenie dnia wolnego od pracy 6 stycznia, ale jed- Miał nadzieję, że zamieni parę zdań z Leszkiem Kaczyńskim, znajomym z celi w Strzebielinku. Nie dowiemy się, czy tak się stało Arama parlamentarzysty – o stoczniowych dźwigach. Bardzo zabiegał o ich ocalenie jako swoistego pomnika Sierpnia 1980 roku. Bo polityka historyczna była dla niego bardzo ważna, wbrew próbom zawłaszczenia jej przez jedną tylko opcję polityczną. Był historykiem z wykształcenia, kochał Gdańsk i chciał, by nie zatracił swojego charakteru i na zawsze pozostał miastem Solidarności. Ale wracam do Sejmu. Mało się mówiło o tym, że Aram jako poseł nie zapominał o tych dawnych opozycjonistach, którym nie powiodło się w życiu, którzy nie radzili sobie w wolnej Polsce. W imieniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka występował dla nich o pomoc materialną, a także o przedłużenie okresu wypłacania odszkodowań osobom represjonowanym w PRL. Mówiąc o Aramie, nie mogę pominąć Solidarności, bo Aram od momentu namalowania tablic z postulatami pozostał wierny pannie S. Przyczynił się do powołania Europejskiego Centrum Solidarności, uznając je za instytucję ważną dla zachowania pamięci o kraju i mieście, w którym „wszystko się zaczęło”. Domagał się na forum parlamentarnym zwiększenia dotacji państwowych na rozwój i działalność ECS. A skoro mówię o ECS, którego siedziba, jak wiemy, znajduje się na terenie stoczni, to muszę jeszcze wspomnieć – choć to już nie dotyczy Aram był posłem drugą kadencję. Tak się złożyło, że to ja, młod- nocześnie zniesienie przepisu nakazującego dawanie pracownikom dnia wolnego w zamian za święto przypadające w sobotę. Wydawałoby się, że wszyscy powinni być zadowoleni, a tymczasem posłanka Paluch wołała: – To odwracanie kota ogonem! – Inni buczeli. Był to już jednak tylko dowód ich bezradności i naszego sukcesu. W 2011 roku dzień 6 stycznia będzie już dniem wolnym od pracy. Aram był też przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu na rzecz Osób z Autyzmem. To zrozumiałe, że interesował się tą tematyką, wiedział bowiem co znaczy autystyczne dziecko w rodzinie i starał się jak mógł wpłynąć na zmianę ustawodawstwa tak, by pomóc rodzinom borykającym się z problemami autyzmu na co dzień. Poseł Sławomir Piechota, sam poruszający się na wózku inwalidzkim, przewodniczący komisji Polityki Społecznej i Rodziny, z którym Aram blisko współpracował, mówił mi, że go podziwiał, bo Aram bardzo kochał swojego syna i nigdy nie traktował swojego doświadczenia w kategoriach pokrzywdzenia przez los, a tak właśnie często bywa w rodzinach dzieci niepełnosprawnych. Zabiegał o możliwość edukacji dzieci autystycznych, o leki i inne sprawy ważne dla chorych. Podjął starania, by Sejm przyjął Kartę Praw Osób z Autyzmem. Nie zdołał już tej sprawy doprowadzić do finału… szy brat, znalazłem się w parlamencie wcześniej i ja wprowadzałem go do Sejmu. Ale właściwie nikt nie musiał mu pomagać, był od dawna politykiem samodzielnym, twórczym, mającym szacunek w wielu środowiskach. Był też politykiem poważnym, co dziś nie jest częste. Czy widzieliście kiedyś Arama uczestniczącego w telewizyjnych pyskówkach? Ja nigdy. Rzadko zabierał głos, ale gdy już to robił, mówił o sprawach ważnych dla Polski i dla Polaków. I jeszcze jedno. Od lat pracuję w Komisji Etyki Poselskiej, zdobyłem dużą wiedzę na ten temat i proszę mi wierzyć, że cynizm w działalności posłów jest często aż nadto widoczny. Śladu cynizmu natomiast nie można było znaleźć w działalności Arama. Ani cynizmu, ani prywaty. Wszystko pro publico bono. Rozmawiałem z Aramem w piątek wieczorem przed wylotem do Smoleńska. Był bardzo przejęty, bo od dawna pragnął odwiedzić katyńską nekropolię. Mówił też, że cieszy się z tej podróży, bo będzie miał okazję porozmawiać w samolocie z Januszem Kurtyką i wyjaśnić mu pewne sprawy. Miał także nadzieję, że zamieni parę zdań z Leszkiem Kaczyńskim, starym znajomym ze wspólnej celi w Strzebielinku. Nigdy nie dowiemy się, czy tak się stało. I na koniec chciałbym przypomnieć fragment wiersza Cypriana Norwida „Bema pamięci żałobny rapsod”, którego tytuł przywołał kiedyś w Sejmie Aram, zabiegając o uczczenie Norwidowskiej rocznicy. Czemu, Cieniu, odjeżdżasz ręce złamawszy na pancerz, Przy pochodniach, co skrami grają około twoich kolan? Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan, Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz… Czemu, Cieniu, odjeżdżasz? Zarząd listopad 2010 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 5 Odpowiedzialni za Platformę Przewodniczący i jego zastępcy FOTO PO (5) Przewodniczący Donald Tusk Donald Tusk – przewodnicz¹cy Platformy Obywatelskiej. Pe³ni tê funkcjê nieprzerwanie od 1 czerwca 2003. W ostatnich wyborach 26 czerwca tego roku zdoby³ prawie 100 proc. g³osów. Z 875 delegatów na zjazd krajowy, przeciwko jego kandydaturze g³osowa³o 11 osób, a wstrzyma³y siê 3. Donald Tusk jako przewodniczący PO nie jest specjalnie krytykowany. Jako premier zbiera lawinę zarzutów, że rząd niczego nie robi. Krytycy nie są łaskawi zauważyć takich „drobiazgów” jak strajk celników i beznadziejnie unieruchomione lotnisko – a właśnie wchodziliśmy do Schengen – na starcie pełnienia funkcji premiera. Krytycy nie zauważyli, co zrobił, kiedy złotówka leciała na łeb na szyję, a jednak nie poleciała. Jak to się stało, że Polska była zieloną plamą na mapie Europy. Może to dobrze, że premier nic nie robi? I wiceprzewodniczący Wiceprzewodnicząca Wiceprzewodnicząca Wiceprzewodniczący Grzegorz Schetyna Hanna Ewa Kopacz Radosław Sikorski Mówią o nim „Hetman”, prawa ręka Drobna, zadbana kobieta rzucona przez Już w szkole mówili o nim „polityczne przewodniczącego Donalda Tuska. Gronkiewicz-Waltz Donalda Tuska na „najtrudniejszy od- ziółko”. W 1981 roku w liceum zorgaPodczas ostatniej Rady Krajowej PO, premier powiedział: „Byliśmy z Grzegorzem jak dwie ręce, teraz musimy być jak jedna pięść”. Skutecznie wprowadza w życie pomysły i idee. Dzięki jego wysiłkowi Platforma Obywatelska stworzyła stabilne struktury regionalne. Wykonał zadanie sprofesjonalizowania partii. W Platformie od 2001 roku, wcześniej był członkiem Unii Wolności i Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Działalność opozycyjną rozpoczął w latach 80. Od 1997 roku jest posłem na Sejm z Dolnego Śląska. W 2007 roku został wicepremierem, ministrem spraw wewnętrznych i administracji, a od roku 2009 szefem klubu parlamentarnego PO. Od 8 lipca 2010 jest marszałkiem Sejmu. Jego największą pasją jest piłka nożna. Kolekcjonuje klubowe koszulki. Najlepszy polityk wśród menedżerów, najlepszy menedżer wśród polityków. Prezydent Warszawy od roku 2006, cieszy się zaufaniem warszawiaków. Współpracowników dobiera według profesjonalizmu a nie z klucza partyjnego. Jest członkiem Platformy Obywatelskiej od 2005 roku. Wcześniej była m.in. prezesem NBP, a od 2001 do 2004 była wiceprezesem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. W latach 1994, 1997, 1998 i 1999 została zaliczona przez prestiżowy amerykański miesięcznik finansowy „Global Finance” do grona najlepszych prezesów banków centralnych na świecie. Jest profesorem Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Doceniana przez dziennikarzy, bo „zawsze mówi z sensem”. cinek” resortu zdrowia. Ewa Kopacz przez trzy lata zbudowała sobie opinię niezłomnej reformatorki opieki zdrowotnej w Polsce, walczącej o prawa pacjenta i jakość usług medycznych. Nie uległa naciskom koncernów farmaceutycznych i nie zakupiła szczepionki przeciwko świńskiej grypie, za co w Brukseli powitaną ją owacją na stojąco. Wstaje zza biurka, jeśli gdzieś rozgrywają się ludzkie dramaty. Po tragedii w Smoleńsku poleciała do Moskwy, żeby wspierać rodziny ofiar, dołączyła do lekarzy, którzy przeprowadzali sekcje zwłok. Do tej pory dostaje listy z podziękowaniami od wdzięcznych pacjentów, którzy byli jej podopiecznymi, gdy wykonywała jeszcze zawód lekarza. W Platformie Obywatelskiej jest od 2001 roku, wcześniej była członkiem Unii Wolności. nizował strajk protestacyjny, powołał komitet strajkowy i osobiście wykonał z połówki ziemniaka jego pieczątkę. Studiował w Oksfordzie, był dziennikarzem brytyjskich mediów, pisał korespondencje m.in. z Afganistanu, Angoli, Rumunii, jest autorem książek. Do Platformy Obywatelskiej wstąpił w roku 2007. Donald Tusk powołał go na stanowisko ministra spraw zagranicznych. Radosław Sikorski jest współautorem sukcesu Polski na arenie międzynarodowej i wysokiej pozycji, jaką nasz kraj zdobył w Unii Europejskiej i na świecie po objęciu urzędu premiera przez Donalda Tuska. W partyjnych prawyborach Radosław Sikorski był kontrkandydatem Bronisława Komorowskiego na urząd prezydenta. Całkiem nowe władze Platformy Obywatelskiej ok, w jakim przyszło PO przeprowadzić zmiany statutowe i wybór nowych władz partii, nie sprzyjał spokojnej debacie i pracy organizacyjnej. Katastrofa w Smoleńsku wydarzyła się i przewróciła wszelkie plany wyborów władz regionalnych, które tym samym zostały przesunięte na inny termin. Potem przyszła prezydencka kampania wyborcza. W efekcie R w czasie zaplanowanej na 26 czerwca konwencji wyborczej PO wybrany został tylko przewodniczący Donald Tusk (ponad 90 % głosów), a konwencja musiała bardziej skupić się na kampanii wyborczej. Był to czas ogromnego napięcia wyborczego przed drugą turą wyborów i to spotkanie i wystąpienie Donalda Tuska miało niewątpliwie decydujące znaczenie dla wyników. Druga część konwencji wyborczej odbyła się w Warszawie 25 września. Wtedy dokonano zmiany statutu i wyboru nowej Rady Krajowej, która 8 października wybrała czworo wiceprzewodniczących i czworo członków zarządu. Poza tymi osobami, członkami zarządu według nowego statutu stali się wszyscy przewodniczący regionów. Członkowie Klubu Parlamentarnego PO wybrali prezydium W dniu 21 października, podczas specjalnego posiedzenia Klubu Parlamentarnego Platforma Obywatelska, parlamentarzyści PO wybrali skład Prezydium KP PO. W sierpniu posłowie i senatorowie wyłonili Kolegium KP PO, w skład którego wchodzi ośmiu wiceprzewodniczących, sekretarz, skarbnik oraz przewodniczący Klubu Senatorów PO. Do składu Prezydium zaliczają się członkowie Kolegium, przedstawiciele Klubu Senatorów PO: Łukasz Abgarowicz, Mieczysław Augustyn, Roman Ludwiczuk, Mariusz Witczak oraz szesnastu reprezentantów regionów, któ- rych wczoraj wybrano. W tym gronie znaleźli się: Bożenna Bukiewicz (Lubuskie), Janusz Cichoń (Warmińsko-Mazurskie), Andrzej Gut-Mostowy (Małopolskie), Andrzej Halicki (Mazowieckie), Grzegorz Karpiński (Kujawsko-Pomorskie), Józef Klim (Podlaskie), Tomasz Kulesza (Podkarpackie), Arkadiusz Litwiński (Zachodniopomorskie), Aldona Młyńczak (Dolnośląskie), Sławomir Neumann (Pomorskie), Janina Okrągły (Opolskie), Zbigniew Pacelt (Świętokrzyskie), Halina Rozpondek (Śląskie), Adam Szejnfeld (Wielkopolskie), Iwona Śledzińska-Katarasińska (Łódzkie), Stanisław Żmijan (Lubelskie). Zarząd 6 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej listopad 2010 Danuta Pietraszewska Region kujawsko-pomorski Region lubelski Region lubuski Tomasz Lenz Stanisław Żmijan Bożenna Bukiewicz Jadwiga Rotnicka – ma 41 lat, pochodzi z Gębic niedaleko Mogilna. Z wykształcenia jest historykiem. Sprawności politycznej nabierał pracując jako asystent posła Jana Wyrowińskiego i w trakcie praktyk w biurze posła do PE Nirija Deva w Brukseli. A także podczas praktyk w brytyjskiej Westminster Foundation for Democracy. Jako wykładowca National Democratic Institute for International Affairs zajmował się realizacją projektów na rzecz demokracji w państwach Europy ŚrodkowoWschodniej oraz Azji. Do dziś współpracuje z Europejskim Instytutem na rzecz Demokracji. W 2005 roku został wybrany posłem do Sejmu. Funkcję przewodniczącego Zarządu regionu kujawsko-pomorskiego pełni nieprzerwanie od 2006. Skutecznie gasi spory między Bydgoszczą a Toruniem. Podwładni mówią o nim, że jest jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”. Tomasz Lenz ma dwoje dzieci: sześcioletnią Michalinę i jedenastoletniego Maksymiliana. Odpoczywa jeżdżąc rowerem po górach. Nie znosi dźwięku budzika. – inżynier, poseł na Sejm RP IV, V i VI kadencji. W 1980 ukończył studia inżynierskie na Wydziale Budownictwa Politechniki Lubelskiej. Od 1982 do 1983 był słuchaczem Szkoły Podchorążych Rezerwy w Inowrocławiu. Od 1983 kierował pracownią w Dyrekcji Okręgowej Dróg Publicznych w Lublinie. Potem przez 5 lat pełnił funkcję zastępcy dyrektora Rejonu Dróg Publicznych we Włodawie, a następnie był dyrektorem Rejonu Dróg Publicznych w Międzyrzecu Podlaskim. Od 1992 do 2000 był dyrektorem, a od 2000 prezesem zarządu Przedsiębiorstwa DrogowoMostowego w Międzyrzecu Podlaskim. Do dużej polityki przyszedł z samorządu. W latach 1990-1998 zasiadał w Radzie Miejskiej Międzyrzeca Podlaskiego, a potem w Sejmiku Województwa Lubelskiego. W PO od momentu jej powstania. Po odejściu Janusza Palikota został pełniącym obowiązki przewodniczącego regionu lubelskiego. – pochodzi z Żar. Z wykształcenia jest inżynierem mechanikiem. Była kierownikiem działu postępu technicznego w fabryce dywanów Novita. Kilka lat spędziła wraz z rodziną w USA. Wrócili w 1986 r. Cztery lata później założyła Biuro Obrotu Nieruchomościami, które dziś prowadzi jej mąż, zielonogórski radny. Była jedną z osób, które współtworzyły Platformę Obywatelską w Lubuskiem. W 2005 r. wystartowała w wyborach do parlamentu i trafiła na Wiejską. Szefem PO w regionie jest od 2006 roku. Współpracownicy twierdzą, że jest niezwykle stanowcza w dążeniu do celu. Życzliwi mówią o niej Żelazna Dama. Mniej życzliwi Baronowa. Na pytanie o priorytet pracy w Zarządzie odpowiada krótko: „Będę dbać o jedność Platformy Obywatelskiej” i dodaje, że nie podoba jej się to, że kolega z regionu, Kazimierz Kutz lekkomyślnie porzucił klub parlamentarny PO. – Będę dbać o to, żeby wszystkie ustawy i regulacje dotyczące Śląska i Ślązaków znalazły w Sejmie pozytywny finał – mówi poseł Danuta Pietraszewska. Podkreśla swoje przywiązanie do Śląska i z dumą mówi, że „w śląskim duchu” wychowała swoje dzieci. Posłanka Pietraszewska jest w Platformie Obywatelskiej od 2002 roku. W Sejmie – od 2005 roku. Przez wiele lat była nauczycielką, potem samorządowcem. Bardzo oddana sprawom społecznym i edukacji. W Sejmie pracuje w dwóch komisjach: Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Spraw Społecznych. Ma opinię skutecznej, pracowitej i systematycznej. W regionie wyborcy cenią ją też za to, że jest „dostępna” i bardzo oddana sprawom Śląska. Wielkopolska senator Platformy Obywatelskiej. Do PO wstąpiła w 2007 roku. Podkreśla swoje zaangażowanie w pracę samorządową. – To tam zdobyłam i polityczne doświadczenie, i przekonanie, jak ważny jest rozwój regionów. Dlatego widzę Senat przede wszystkim jako Izbę, która szczególnie troskliwie opiekuje się samorządami – mówi Jolanta Rotnicka. Jolanta Rotnicka jest związana z Uniwersytetem Poznańskim, gdzie zrobiła doktorat z geografii fizycznej (specjalność – hydrologia). W 1989 r. na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie uzyskała stopień doktora habilitowanego tej samej specjalności. Działa w stowarzyszeniach charytatywnych, na rzecz dzieci niepełnosprawnych i w klubie Rotary. Jest członkiem Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania im. Cyryla Ratajskiego oraz honorowym członkiem Klubu BPW (Business and Professional Women Club). Cezary Grabarczyk Jest członkiem Platformy Obywatelskiej od 2001 roku, czyli od chwili jej powstania. Współkieruje strukturami łódzkimi partii. W rządzie Donalda Tuska ma trudne zadanie – jest ministrem infrastruktury i musi nadgonić wieloletnie zaniedbania w jej rozwoju. Szuka kompromisów, a słowo „współpraca” odmienia przez wszystkie przypadki. W rozmowie z „Newsweekiem” Cezary Grabarczyk mówił niedawno: – Cieszy mnie, że doszło do pojednania między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną, oczywiście, jeśli prawdą były spekulacje medialne o ich sporze. Dobra współpraca liderów służy bowiem celowi, jakim jest zwycięstwo wyborcze Platformy.” W latach 2004, 2005, 2006 i 2007 był wyróżniany przez tygodnik „Polityka” w rankingu najlepszych posłów IV i V kadencji. Ceni Internet, ma konto na Facebooku. Paweł Graś Człowiek do zadań specjalnych, bardzo oddany idei Platformy. Są podejrzenia, że nigdy nie wyjeżdża na urlop i nie odpoczywa. Bardzo lubiany przez kolegów. Ma słabość do munduru i do służb specjalnych. Gdy był doradcą w rządzie prof. Jerzego Buzka, zaczął współpracę z GROM. Żołnierze jednostki do tej pory uważają go za swojego nieformalnego rzecznika. Ukończył politologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, już podczas studiów zaangażował się w działalność opozycyjną. W Platformie Obywatelskiej jest od 2001 roku, a w Sejmie RP – od 1998 roku. Był m.in. członkiem Komisji Obrony Narodowej i Komisji Spraw Zagranicznych. Wchodził również w skład Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, a także w dwóch komisji nadzwyczajnych tworzących ustawy o Agencji Wywiadu, Kontrwywiadu i Wojskowych Służbach Informacyjnych. Paweł Graś umie dogadać się niemal z każdym, jako szef sądu koleżeńskiego Platformy zawsze skutecznie gasił personalne pożary. Ten talent pomaga w pełnieniu funkcji rzecznika rządu premiera Donalda Tuska. Jest mistrzem riposty. W czasie kampanii zwrócił się do PiSu z pytaniem: – A swojego kandydata nauczyliście już hymnu narodowego? Region podlaski Damian Raczkowski – 34 lata. O takich jak on Donald Tusk mówi, że są przyszłością partii. Jeden z najmłodszych szefów regionów. Prawnik, przedsiębiorca. Do wielkiej polityki przyszedł z samorządu. Od 2001 należy do Platformy Obywatelskiej, był radnym gminy Choroszcz, a potem powiatu białostockiego i wicestarostą. Od 2005 poseł na Sejm. Poseł z tych bardziej aktywnych. Ma na koncie 97 interpelacji i 17 zapytań. Wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Zdrowia. Żonaty. Jak sam, pisze jest szczęśliwym ojcem Tymoteusza i Gabrieli. Po godzinach trenuje Taek-won-do. Skarbnik Łukasz Pawełek – ma 31 lat, mieszka w Krakowie. Skończył prawo na UJ, studiował też zarządzanie i marketing. W PO od początku jej istnienia. Regionalny pełnomocnik finansowy podczas ostatnich kampanii wyborczych. W wolnym czasie słucha jazzu i jeździ na rowerze. W ubiegłym roku w 5 dni pokonał rowerem trasę z Krakowa na Hel. Pozostaje w stanie bezżennym. Region warmińsko-mazurski Jacek Protas – z wykształcenia nauczyciel wychowania fizycznego, trener koszykówki. Ukończył studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku i studia podyplomowe na kierunku zarządzanie w administracji publicznej Uniwersytetu WarmińskoMazurskiego w Olsztynie. W latach 90. zasiadał w radzie miejskiej, w latach 1996-1998 pełnił funkcję jej przewodniczącego. W 1998 i 2002 uzyskiwał mandat radnego powiatu. W 2000 objął stanowisko starosty powiatu lidzbarskiego. W Platformie od 2001 roku. Po wyborach samorządowych w 2006 został powołany przez sejmik województwa na stanowisko marszałka warmińsko-mazurskiego. Od 2006 przewodniczy także zarządowi regionu Platformy Obywatelskiej. W 2008 został przewodniczącym Komisji ds. Polski Wschodniej Związku Województw Rzeczypospolitej Polskiej, podczas Kongresu XX-lecia Samorządu Terytorialnego w 2010 został wybrany na prezesa zarządu Związku Województw RP. W 2009 powołano go na prezydenta Euroregionu Bałtyk. Perfekcjonista, zawsze stara się być najlepszy. Nie toleruje braku profesjonalizmu. Jest żonaty, ma syna. Rodzinny sport to żeglarstwo i kajakarstwo. Początki wspólnej pasji były trudne. Jacek Protas długo przekonywał żonę do kajaka. W końcu się udało, ale po 10 minutach spływu zerwała się burza z piorunami. Jeszcze dłużej trwało przekonywanie małżonki, że nie zawsze tak być musi. Region śląski TomaszTomczykiewicz – w partii postrzegany jest przez jednych jako „człowiek Schetyny”, przez innych jako bliski współpracownik premiera, jego „prawa ręka” na Śląsku, a sam uważa się za człowieka Platformy. Uchodzi za jednego z najelegantszych posłów. Z dużymi sukcesami kieruje śląskimi strukturami partii – jednymi z najliczniejszych w kraju. Urodził się 49 lat temu w Pszczynie, w rodzinie, w której tradycje pracy samorządowej sięgają lat 30. Skończył Wydział Inżynierii Sanitarnej i Wodnej na Akademii Krakowskiej i studia podyplomowe w zakresie zarządzania w Szkole Głównej Handlowej. W 1998 roku został radnym Sejmiku Województwa Śląskiego i burmistrzem Pszczyny. Działał w Unii Polityki Realnej i Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym. Platformę Obywatelską reprezentuje od 2001 r. Od tego czasu jest nieprzerwanie posłem. W 2003 roku wybrano go na przewodniczącego PO regionu śląskiego; ponownie objął tę funkcję w 2006. W Sejmie zasiada w nadzwyczajnej sejmowej komisji śledczej ds. wyjaśnienia śmierci Barbary Blidy. W 2010 roku po raz trzeci został wybrany na szefa śląskich struktur PO. Wynik głosowania dobrze obrazuje jego pozycję na Śląsku – nie miał nawet kontrkandydata, a spośród 648 delegatów na zjazd, tylko 21 nie udzieliło mu poparcia. Od lipca 2010 jest szefem klubu PO. Tomczykiewicz jest żonaty, ma dwoje dzieci. Ich rodzinne hobby to narciarstwo i żeglarstwo. Zarząd listopad 2010 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 7 Region łódzki Region małopolski Region mazowiecki Region opolski Andrzej Biernat Ireneusz Raś Andrzej Halicki Leszek Korzeniowski Zbigniew Rynasiewicz – z wykształcenia pedagog i specjalista od zarządzania sportem. Od 1988 do 1996 pracował jako nauczyciel w Szkole Podstawowej w Konstantynowie Łódzkim. Był jednym ze współtwórców, a do 1996 dyrektorem Centrum Sportu i Rekreacji w tym mieście. W 1997 wstąpił do ROP. Był wiceprzewodniczącym jego struktur w Łodzi. Z partii odszedł w 1999. W 2005 z listy Platformy Obywatelskiej został wybrany posłem. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz drugi uzyskał mandat poselski. Podwładni mówią o nim Milord, bo baronowie w Łódzkiem się nie przyjęli. Lubi piłkę nożną, a zwłaszcza strzelać gole. Nie znosi kłamstwa i obłudy. Kiedy nie można dodzwonić się do Andrzeja Biernata, trzeba wybrać numer Ireneusza Rasia i prosić, aby przekazał mu aparat. – wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PO, przewodniczący Regionu Małopolskiego. Z wykształcenia historyk, poseł na Sejm V i VI kadencji, samorządowiec. W latach 1999-2002 pełnił funkcję dyrektora Kancelarii Prezydenta Miasta Krakowa Andrzeja Gołasia. W latach 2002–2005 był radnym Krakowa, wybranym z listy PiS. Pełnił też funkcję przewodniczącego Dzielnicy XVI Miasta Krakowa. W 2005 z listy Platformy Obywatelskiej w okręgu krakowskim został wybrany posłem V kadencji. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz drugi uzyskał mandat. Jest członkiem katolickiej organizacji Rycerze Kolumba. Jego starszym bratem jest kapłan archidiecezji krakowskiej, ks. Dariusz Raś, osobisty sekretarz Stanisława kardynała Dziwisza. Podwładni mówią o nim Hiperrobociarz, bo pracuje od świtu do zmierzchu. Lubi piłkę nożną, włoskie jedzenie i taniec. Nie znosi kłamstwa i lenistwa. Poseł Ireneusz Raś jest człowiekiem szalenie zapracowanym. Trudno się do niego dodzwonić. Znaleźli jednak na to sposób parlamentarzyści Platformy: kiedy się nie mogą z nim skontaktować, dzwonią do posła Andrzeja Biernata, bo wiedzą, że poseł Raś na pewno jest obok. – ukończył studia na Wydziale Handlu Wewnętrznego SGPiS w Warszawie, w zakresie ekonomiki transportu lotniczego. W latach 80. był działaczem opozycji, członkiem podziemnych, międzyuczelnianych oraz krajowych władz Niezależnego Zrzeszenia Studentów oraz liderem NZS na SGPiS. W latach 1990–1992 był rzecznikiem prasowym i członkiem władz krajowych Kongresu Liberalno-Demokratycznego oraz rzecznikiem prasowym Klubu Parlamentarnego. W latach 90. pracował jako szef działu spraw publicznych, a następnie dyrektor w amerykańskiej agencji Burson-Marsteller. W 1993 był doradcą ministra przekształceń własnościowych, a w 1994 pełnił funkcję rzecznika Programu Powszechnej Prywatyzacji. Był także członkiem Rady Krajowej Unii Wolności. Od 1996 prowadził stworzoną przez siebie agencję GGK Public Relations, działającą w ramach międzynarodowej agencji Lowe GGK. W grudniu 2007 zrezygnował z tej działalności, zostając posłem zawodowym. Od 2001 należy do Platformy Obywatelskiej. W maju 2010 został przewodniczącym regionu mazowieckiego Platformy Obywatelskiej. Kocha dyskusje, podróże i psy. – urodził się 55 lat temu w Warszawie. Z wykształcenia inżynier rolnik. Studiował na Akademii Rolniczej we Wrocławiu. W latach 70. przez trzy lata należał do PZPR. Od 1990 roku z powodzeniem prowadzi własny biznes. Od 2001 należy do Platformy Obywatelskiej. W tym samym roku został wybrany po raz pierwszy posłem na Sejm i od tego czasu zasiada w parlamencie nieprzerwanie. Zajmuje się głównie problematyką rolnictwa. Funkcję przewodniczącego regionu opolskiego pełni drugą kadencję. Znany z niechęci do „załatwiania” czegokolwiek. Poseł jest od stanowienia prawa – twierdzi – a nie od załatwiania peronu, dzwonu czy wozu strażackiego. Od lat mieszka w Praszce. Jest żonaty, ma troje dzieci. Region świętokrzyski Marzena Okła-Drewnowicz – ukończyła socjologię na Wydziale Nauk Społecznych KUL. Pracowała w rejonowym urzędzie pracy, następnie w latach 1998-2007 była zastępcą dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Skarżysku-Kamiennej. Pracowała także jako nauczyciel m.in. w Zakładzie Doskonalenia Zawodowego oraz wykładowca w Centrum Kształcenia Pracowników Służb Społecznych. Kierowała miejskimi strukturami Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, zakładała też lokalne organizacje. W 2006 z ramienia Platformy Obywatelskiej została wybrana radną sejmiku świętokrzyskiego. W Sejmie od 2007 roku. Zasiada w Komisji Polityki Społecznej. Od 22 maja 2010 przewodnicząca regionu świętokrzyskiego PO. Ładniejsza twarz PO. Lubi się podobać i być w kręgu zainteresowania. Współpracownicy mówią o niej torpeda, bo dziennie załatwia więcej spraw niż normalny człowiek w tydzień. Śmieją się, że pani przewodnicząca czuje się najlepiej, kiedy wokół ma tłum ludzi potrzebujących jej pomocy. Ma męża i dwoje dzieci. Region pomorski Sekretarz Sławomir Nowak Andrzej Wyrobiec – minister Nowak – 36-letni polityk, z wykształcenia politolog. Działalność społeczno-polityczną zaczynał od członkostwa w Kongresie Liberalno-Demokrat ycznym (1993–1994); po połączeniu z Unią Demokratyczną w 1994 członek Unii Wolności. Przez dwie kadencje (1998–2002) pełnił funkcję szefa młodzieżówki UW – Stowarzyszenia Młodzi Demokraci, którą wyprowadził z tej partii w 2001, podpisując jednocześnie umowę stowarzyszeniową z Platformą Obywatelską. Trzy razy wybierany do Sejmu z list PO. Złożył mandat, kiedy został sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta ds. kontaktów z Rządem i Parlamentem. Od 2007 do 26 października 2009 sekretarz szef gabinetu politycznego premiera Donalda Tuska, od 21 października 2009 do 5 sierpnia 2010 wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, od 22 maja 2010 przewodniczący regionu pomorskiego PO. Szef kampanii Bronisława Komorowskiego. W Platformie przezywany żartobliwie „pięknym Sławkiem” – słynie z nienagannego wyglądu. – mówią o nim, że jest człowiekiem platformą pomiędzy Krakowem a Warszawa, pomiędzy finansami a polityką. Stanowczy, sympatyczny i otwarty. Dobry organizator. Rocznik 1964, żonaty, dwóch synów, (Łukasz 22 lata i Michał 17 lat), historyk, w latach 1989-94 dyrektor programowy Studenckiego Centrum Kultury „Pod Jaszczurami” oraz studenckich festiwali piosenki w Krakowie. 1994-96 kierownik wydziału promocji, później radca Izby Przemysłowo- Handlowej w Krakowie, 1996-2006 przedsiębiorca. Absolwent podyplomowych studiów na kierunku rachunkowości i finansów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.W Platformie od początku istnienia partii. Wcześniej KLD i Unia Wolności. Od 2006 pełnomocnik finansowy Platformy Obywatelskiej i zastępca skarbnika PO. W 2009 został skarbnikiem Platformy. Teraz sekretarzem. Region wielkopolski Rafał Grupiński – polonista, historyk i animator kultury, krytyk literacki, poeta, publicysta, wydawca, przedsiębiorca, wykładowca akademicki, poseł na Sejm V i VI kadencji, były sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W 1980 brał udział w zakładaniu szkolnego koła NSZZ „Solidarność” w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Był współzałożycielem Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność” Pracowników Oświaty i Wychowania w Wielkopolsce. Członek Senatu ASP w Poznaniu przez dwie kadencje, współtwórca reformy uczelni i jej nowego statutu na początku lat 80. Zasiadał także m.in. w radzie Fundacji Pogranicze, radzie programowej Radia Merkury Poznań i radzie Fundacji 750-lecia Lokacji Miasta Poznania. Jest autorem i współautorem publikacji z zakresu historii kultury i literatury polskiej, programów telewizyjnych oraz podręczników do nauczania języka polskiego. W latach 1991–1994 należał do Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a w latach 1994–1997 do Unii Wolności. Od 2004 jest członkiem Platformy Obywatelskiej. W 2005 z listy PO został wybrany posłem V kadencji w okręgu kaliskim. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz drugi uzyskał mandat poselski. Od 16 listopada 2007 pełnił funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. 7 października 2009 podał się do dymisji. Dwa tygodnie później został wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. 26 października tego samego roku odszedł z rządu. 22 maja 2010 został wybrany na przewodniczącego PO w województwie wielkopolskim, pokonując Waldego Dzikowskiego. Region podkarpacki – 47 lat. Historyk. W Sejmie zasiada już trzecią kadencję. Po raz pierwszy został posłem z ramienia AWS. W 2001 bez powodzenia ubiegał się o reelekcję z listy AWSP. Od 2002 do 2005 był radnym i starostą powiatu leżajskiego. Na tym stanowisku zapracował na opinię polityka bardzo skutecznego, otwartego, skupionego na myśleniu o przyszłości. W 2005 ponownie został posłem na Sejm V kadencji, wybranym w okręgu rzeszowskim z listy Platformy Obywatelskiej. Zasiadał w Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz trzeci uzyskał mandat poselski. W VI kadencji został przewodniczącym Komisji Infrastruktury. W 2010 stanął na czele struktur PO w województwie podkarpackim. Potrafi zdobywać przyjaciół i używać argumentów. Region zachodniopomorski Stanisław Gawłowski – z wykształcenia magister ekonomii, drugą kadencję poseł na Sejm, od 16 listopada 2007 sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa. Przygodę z polityka zaczął w drugiej połowie lat 80. – działał w ruchu Wolność i Pokój, kolegował się wtedy z Przemysławem Gosiewskim – obaj mieszkali w Darłowie. W 1988 wstąpił do KPN. W 1996 został zastępcą burmistrza Darłowa. Do PO wstąpił zaraz po jej powstaniu. Mówi, że było to jak powiew świeżego powietrza. W latach 1998-2002 zasiadał w sejmiku zachodniopomorskim. Z tego okresu pochodzi anegdota. Radny rządzącej partii wygłaszał referat na temat ochrony środowiska. Nagle wstał Gawłowski, stwierdził, że podawane liczby są nieprawdziwe i podał inne. Referujący zbladł i nie polemizując wrócił na miejsce. Gawłowski pytany skąd wziął dane, odparł: nie pamiętam, ale weryfikacja zajmie mu (referującemu) ponad rok. Z sejmiku następnie do 2005 roku zajmował stanowisko zastępcy prezydenta Koszalina. Niezawodny. Profesjonalista. Dużo wymaga od siebie i innych. Z Warszawy co tydzień jeździ do Koszalina pilnować spraw regionu i spotkać się z żoną. Kiedy czas pozwoli, uprawia żeglarstwo. Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej ofensywa ustawodawcza Platformy Obywatelskiej 8 listopad 2010 Dylematy wokół in vitro I skutecznie, i bezpiecznie Obecnie w Sejmie jest 8 projektów ustaw dotyczących metody in vitro: dwa lewicy, dwa z PiS i cztery z PO. O brzmieniu przepisów, które ostatecznie przyjmie parlamentpowinnyzadecydowaćtrzykwestie: bezpieczeństwo zdrowotne pacjentek, skuteczność metody i ochrona zarodka. Agnieszka KozłowskaRajewicz FOTO PO Sprawa bezpieczeństwa dla kobiety wiąże się z koniecznością przeprowadzenia terapii (stymulacji) hormonalnej. Terapia ta nie jest obojętna dla zdrowia kobiety. Może okazać się wręcz niebezpieczna. I dlatego, jeżeli jest możliwe pozyskanie jednorazowo większej liczby komórek jajowych, trzeba to wykorzystać, komórki zapłodnić i zamrozić, albo zamrozić komórki niezapłodnione. W czasie jednego cyklu stymulacji hormonalnej można pobrać od kilku do kilkunastu komórek jajowych. Nie wszystkie udaje się zapłodnić, czasami z kilkunastu komórek jajowych powstaje tylko kilka zarodków. Ciąża i poród zmieniają fizjologię kobiety, dlatego zdarza się, że po jednym czy dwóch ciążach z in vitro, trzecia jest już naturalna. W tym sensie in vitro można uznać za metodę leczenia – skoro przywraca płodność. Co do ustaw, można je pogrupować na dwie kategorie: jedna dotycząca kwestii medycznych, nadzoru nad wy- konywaniem świadczenia, koniecznych kwalifikacji kadry, wymagań sanitarnych i technicznych dla przechowywania komórek płciowych i zarodków, procedury postępowania z nadliczbowymi zarodkami, regulacji dotyczących diagnostyki preimplantacyjnej (badania zarodków na obecność wybranych genów). I druga kategoria – ogólne przepisy bioetyczne: np. zakaz klonowania człowieka, zakaz prowadzenia inwazyjnych badań na zarodkach, generalnie przepisy, które mówią co można, a czego nie w nauce i medycynie. Np. nie można handlować komórkami i narządami ludzkimi, sprzedawać własnych komórek płciowych czy utworzonych in vitro zarodków; nie można prowadzić badań genetycznych bez zgody i wiedzy zainteresowanych. Musimy pamiętać, komórek płciowych nie można traktować tak jak komórek wątroby czy serca. I nie można moralnych naszym zdaniem rozwiązań narzucać innym. Dyskusja na ten temat jest trudna, bowiem każdy zabieg medyczny jest dobrowolny. Jeżeli ktoś uważa, że zamrożenie jest naruszeniem godności zarodka, nie musi tego zabiegu stosować. Skąd brać te kobiety? Szklany inkubator, którego użyto do pierwszego w historii zapłodnienia in vitro FOTO GEOFFREY ROBINSON/REX FEATURES/EAST NEWS Wg wypowiedzi Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz Kwoty to początek drogi do parytetów Halina Rozpondek FOTO PO – W Platformie jest dwadzieścia procent kobiet. Aż czy tylko? – Generalnie kobiety do partii politycznych się nie garną. Sądzę, że jest nas tyle, ile chce i ma potrzebę aktywnego uczestnictwa w życiu politycznym. Wokół mnie jest wiele wykształconych, inteligentnych kobiet, które choć interesują się polityką, to nie chcą w niej brać udziału. Kiedy proponuję im start w wyborach może jedna na dziesięć powie, że się zastanowi. Mówią: Halina, nie umiałabym się znaleźć w takiej atmosferze. My jesteśmy trochę inaczej skonstruowane, delikatniejsze, bardziej wrażliwe i na ostrzejsze zachowania polityczne nie bardzo przygotowane. Przekonuję kobiety, że gdyby było nas w parlamencie więcej, około 30-40 proc., to być może atmosfera debaty by się zmieniła. Byłaby lżejsza, pełniejsza po prostu. Takich zachowań jest mniej w samorządach, bo tam się załatwia konkretne lokalne sprawy. Często słyszę, że kobiety są odsuwane i nie mają możliwości znalezienia się na listach wyborczych. Tymczasem układamy teraz listy do Rady Częstochowy i jest na nich 12 kobiet na 56 miejsc. Nie ma po prostu chętnych. My tak naprawdę samą ustawą tego nie zmienimy. Ani kwoty, ani parytety nie spowodują, że kobiety zechcą tłumnie startować w wyborach samorządowych, a tym bardziej parlamentarnych. 23.10.2010 – zwolennicy parytetów protestują pod Sejmem Traktujmy to jako pierwszy krok. Trzeba zacząć pracę u podstaw. Zauważyłam, że wiele kobiet na wsiach chętnie angażuje się w życie społeczne, decydując się zostać sołtyskami. Rozpoczęłam więc przed wyborami szkolenia w gminach i w powiatach, pod hasłem „zostań radną”. Prowadzę je dla wszystkich kobiet z różnych partii. Trzeba kobiety przekonać, że wiele potrafią i że powinny brać sprawy lokalne w swoje ręce. – Proszę powiedzieć, czemu zdecydowaliście zapisać w ustawie kwoty, a nie parytety? FOTO STANISŁAW KOWALCZUK/EAST NEWS – Uważam, że jest jeszcze za wcześnie, aby zaczynać od pułapu na poziomie 50 proc., bo nasza tradycja i mentalność nie pozwoli w pełni na realizację parytetów. No i chętnych kobiet może zabraknąć… Ale od czegoś trzeba zacząć i zaczęliśmy od 35 proc. – Nie ma Pani wrażenia, że to jest pozorowanie działań? – Nie uważam tak. Wolałabym jednak, żeby w Polsce udało się zwiększyć udział kobiet w polityce nie ustawowo, ale przez zmianę świadomości społecznej. Dobrze by było, aby nasze społeczeństwo nabrało wreszcie przekonania, że kobiety w samorządzie i w parlamencie są nie tylko dobre, ale czasami dużo lepsze niż mężczyźni. Gdyby było nas więcej w Sejmie i samorządzie, wizerunek polityki mógłby się zmienić. Potrzebujemy jednak intensywnej współpracy mediów. Przecież to one w znacznej mierze kreują fatalny obraz polityki, eksponując głównie ekscesy. To zniechęca potencjalnych kandydatów na polityków. Nie tylko kobiety. Z drugiej strony, może gdyby w polityce było więcej kobiet jej obraz zmieniłby się na korzyść? AT Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Pójdziemy własną drogą Parytety? Niekoniecznie FOTO STANISŁAW KOWALCZUK/EAST NEWS Nic tak nie zabija szczytnych idei, jak kiepskie wykonanie Platforma szczyci się całkiem przyzwoitym odsetkiem pań w poselskich i rządowych ławach, wewnętrzną regulacją wymagającą umieszczenia przynajmniej jednej kobiety w pierwszej trójce kandydatów na listach wyborczych, znanymi i wpływowymi europosłankami, zapowiedzią dalszej feminizacji list wyborczych i wreszcie autentyczną wolą szefa partii, by kobiety promować, wspierać i dowartościowywać. Nic więc dziwnego, że trudno w klubie parlamentarnym znaleźć wiele zwolenniczek ustawowego parytetu proponowanego przez Kongres Kobiet Polskich; jeśli już to PO gotowa jest zabiegać o 30-, 35-procentową kwotę kandydatek na listach wyborczych i równie znaczący, a nawet wyższy procent pierwszych miejsc na tychże listach oddany paniom. Przeciwniczki 50-procentowego parytetu, do których należy także niżej podpisana, argumentują niezupełnie bez sensu, że nic tak nie zabija szczytnych idei, jak kiepskie wykonanie. A co to za wykonanie, jeśli podstawowym kryterium udziału w życiu publicznym miałaby być płeć? Wyrównanie szans – zgoda, ale nic na siłę, bo przeciwnicy tego typu rozwiązań, a tych przecież w męskim świecie polityki nie brakuje, dostają do ręki superargument: wiadomo, nic niewarta, „z łapanki”… I nieważne, ile oni sami są warci, ani też kto tak naprawdę na tych listach byłby lepszy. Polityka to także sztuka rozpychania się łokciami i nie ulega wątpliwości, że w tej konkurencji nasi panowie są o niebo lepsi. Dlaczego? Ano m.in. dlatego, że płeć piękna tak jest skoncentrowana na podporząd- kowaniu sobie tych facetów w życiu prywatnym, że nawet największy demokrata (o domowych satrapach i zwolennikach tzw. tradycyjnego modelu podziału ról tu nie myślę) chce mieć kawałek przestrzeni, w której to on, a nie ona, jest górą. A jest, bo kobiety dodatkowo świetnie potrafią walczyć same z sobą i dość łatwo ulegają stereotypom, że polityka to jest jednak męska rzecz. Parytet jako remedium na ten pochodzący z epoki kamienia łupanego obyczaj jest chyba mało skutecznym instrumentem, a powoływanie się na zagraniczne wzorce, choćby skandynawskie, ma taki sam sens, jak powoływanie się na takie same wzorce w każdej innej dziedzinie. Każde społeczeństwo musi przejść własną drogę i w tej akurat sprawie dość wysokie kwoty udziału kobiet na listach wyborczych wydają się rozwiązaniem optymalnym. Ale, jak to często bywa, teoria sobie, a życie sobie. Otóż w tak postępowej a zarazem politycznie poprawnej Platformie zaryzykowano przetestowanie zasady prawie parytetu podczas wyboru nowych władz klubu. W skład 11-osobowego kolegium, w którym obok przewodniczącego zasiada 8 wiceprzewodniczących, sekretarz, skarbnik i niejako z urzędu jako 12. osoba przewodniczący klubu senatorów weszły jedynie trzy panie. Na szczęście przy wyborach całego prezydium klubu PO do władz klubu doszło pięć pań, co trochę poprawiło damskie platformiane humory. Iwona Śledzińska-Katarasińska FOTO PO Iwona Śledzińska-Katarasińska Politycy muszą się bardziej postarać Po pierwsze – informacja - Obywatel ma być lepiej poinformowany,żebywybieraćbardziejświadomie, a politycy muszą się bardziej postarać, żeby głosdostać – taki jestcel złożonego do laski marszałkowskiej poselskiego projektu ustawy o finansowaniu partii politycznych – mówi posłanka Agnieszka Pomaska, współautorka projektu. Jeśli ustawa zostanie przegłosowana w planowanym terminie od przyszłego roku partie będą musiały 25 proc. subwencji przeznaczyć na zaplecze eksperckie. Autorzy projektu zakładają, że powstaną fundacje polityczne jako oddzielne podmioty prawne będące zapleczem dla partii. To pozwoli stanowić prawo lepszej jakości, co jest realną korzyścią dla wy- borców. Poza tym fundacje powinny się zajmować szeroko rozumianą działalnością edukacyjną. Partie polityczne dzisiaj działają od wyborów do wyborów. Środki finansowe kumuluje się i gromadzi na okres wyborczy, tymczasem partie powinny się koncentrować na angażowaniu wyborców między kampaniami. Nie ma nic złego w tym, że będzie to działanie sprofilowane partyjnie. Będą fundacje lewicowe, prawicowe, centroprawicowe, ale każdy obywatel będzie mógł wybrać z tej oferty coś dla siebie. Ludzie tym chętniej z niej skorzystają, jeśli nie będzie się to wiązać z członkostwem w partii politycznej. Fundacje i instytuty mają ogromną misję do spełnienia – zachęcić ludzi do aktywności. Koniec z kasą na telewizyjne spoty FOTO IRIS IMAGES/CORBIS Kolejny krok w budowaniu świadomości obywatelskiej to zakaz wydawania subwencji na telewizyjne spoty i billboardy. 30-sekundowe bardzo kosztowne spoty w niezwykle uproszczony sposób sprzedają jedynie wizerunek partii i nic poza tym. Chcemy to zmienić. Chcemy zmusić partie do prowadzenia kampanii bezpośredniej. Obowiązujący system proporcjonalny mało wymaga od poszczególnych polityków. W wyborach decydująca jest magia marki. Można zostać posłem zbierając zaledwie kilkaset głosów. Nasza ustawa zmusi polityków do zbliżenia się z wyborcami. Polityk stanie się mniej anonimowy i łatwiej będzie go rozliczyć. To niewątpliwy zysk dla obywatela. Agnieszka Pomaska FOTO PO ofensywa ustawodawcza Platformy Obywatelskiej listopad 2010 9 ofensywa ustawodawcza Platformy Obywatelskiej 10 Proceder pani Basi Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej listopad 2010 Ustawa żłobkowa potrzebna bardziej niż becikowe Jako dziecko współuczestniczyłam w nielegalnej działalności gospodarczej pani Basi. Gdyby pani Basia działała na rynku teraz, to miałaby i legalne pobory i pensję, i może nawet dostałaby dotacje z funduszy strukturalnych. Jolanta Fedak FOTO PO Moja mama, tak jak niemal wszystkie w naszym mokotowskim bloku, wróciła po urlopie macierzyńskim do pracy. A mnie, moją sąsiadkę – rówieśniczkę i o rok starszego chłopca, odprowadzano na kilka godzin dziennie do pani Basi. Była wdową, miała po mężu niewielką rentę i córkę, która chodziła do szkoły. Pani Basia prowadziła nielegalny proceder – opiekowała się nami, gdy rodzice byli w pracy. Mieszkała na tej samej klatce, przychodziliśmy do niej z naszymi zabawkami, dostawaliśmy jedzenie. Nie pamiętam wielu szczegółów, ale pamiętam, że byłam w jej domu szczęśliwa. I pamiętam, że dużo nam czytała, nauczyła rysować i nigdy nie narzekała, że ktoś z nas się ubrudził. W czasie spaceru w parku Morskie Oko mijaliśmy często STRASZNY DOM. To był żłobek. Byliśmy pewni, że tam męczą dzieci. Pani Basia uratowała moją mamę, która Straszne miejsce z pewnością nie oddałaby mnie do STRASZNEGO DOMU i pewnie musiałaby się zwolnić z pracy. Dzisiaj przyznaję, że to dzięki pani Basi mogła w spokoju pracować i wcale się o mnie nie martwiła. Dzisiaj pani Basia stałaby się oficjalnie „opiekunem dziennym”, dostałaby legalną pensję, a budżet państwa odprowadziłby za nią składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Z czasem pani Basia mogłaby otworzyć klubik dziecięcy i ubiegać się o dofinansowanie z funduszy europejskich lub strukturalnych. Ale mogłaby też poczuć na plecach oddech konkurencji – gdyby pracodawca mojej mamy, zgodnie z nową ustawą, zechciał otworzyć żłobek przy zakładzie pracy. W myśl nowej ustawy koszty ich zakładania i utrzymywania mógłby wliczyć w koszty uzyskania przychodu. A mama pewnie wybrałaby to miejsce, które bardziej by mi się spodobało. Dzięki nowemu prawu ma powstać w ciągu czterech lat około 400 tys. nowych miejsc opieki nad dziećmi. W tych większych nie będzie już trzeba zatrudniać wyłącznie personelu medycznego. Więcej takich Baś Dzięki ustawie czterysta tysięcy dzieci zyska opiekę w żłobku FOTO AGENCJA SE/EAST NEWS Anna Kwiatkowska Minister Kopacz reformuje szpitale Ekonomia dobra dla zdrowia – Reforma służby zdrowia nie jest jednorazowym aktem, tylko niekończącym się procesem.W kategoriachekonomicznych ochrona zdrowia może być traktowana jako gałąź gospodarki – nie ma żadnych przeszkód – uważa Ewa Kopacz, minister zdrowia. Ewa Kopacz FOTO PO Rozpatrując problemy związane z ochroną zdrowia i z kosztami tejże ochrony, musimy zauważyć dwa kluczowe zjawiska, występujące nie tylko w Polsce. Pierwsze, bardzo ważne – to brak naturalnego ograniczenia popytu na usługi lecznicze i badania diagnostyczne, jeśli te usługi i badania są finansowane ze źródeł publicznych. Drugie, równie ważne, to takie, że wraz z postępem wiedzy i rozwojem techniki rosną możliwości, ale wraz z nimi rosną koszty leczenia. W debacie na temat wprowadzanych przez rząd ustaw nie przebija świadomość tych zjawisk w argumentach dyskutantów. Kontrowersji nie budzą i nie wywołują głosów krytyki ze strony opozycji ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia i nowelizacji ustawy o świadczeniach finansowanych ze środków publicznych, rozszerzającej zakres danych osób oczekujących na świadczenia, co ma ułatwić NFZ monitorowanie list. Nie wzbudza też zastrzeżeń projekt założeń do nowej ustawy o badaniach klinicznych. Placówki służby zdrowia przekształcone w prywatne spółki działają sprawniej FOTO WLODZIMIERZ WASYLUK/REPORTER Wiele dyskusji wywołują natomiast trzy najważniejsze ustawy w pakiecie: ustawa o działalności leczniczej, ustawa o refundacji leków, nowelizacja ustawy o prawach pacjenta i nowelizacja ustawy o zawodzie lekarza. Ustawa o działalności leczniczej jest niewątpliwie fundamentem zasadniczych zmian w lecznictwie. To podobną do tej ustawę zawetował prezydent Lech Kaczyński, a teraz ustawę krytykuje zarówno opozycja z prawa jak i z lewa, a także Naczelna Rada Lekarska. Tymczasem w praktyce okazuje się, że niemal wszystkie szpitale rzucone na rynek, czyli przekształcone w spółki, działają znacznie sprawniej i gospodarują znacznie bardziej ekonomicznie. Prawo farmaceutyczne też wywołuje ostrą krytykę, choć trudno dojść o tego, o co chodzi krytykom. Nasuwa się jedna myśl, że ustawa ta narusza korzyści wielkich firm farmaceutycznych, mnożąc korzyści finansów NFZ i pacjentów. Zatem warto zaufać minister Kopacz, która oparła się owczemu pędowi do kupowania szczepionek na świńską grypę i pokazała, jak naruszać interesy wielkich korporacji farmaceutycznych. Ustawa u umiejętnościach lekarskich też wywołuje krytykę z powodu zniesienia LEP i skrócenia czasu studiów medycznych. Zdaniem premiera Donalda Tuska LEP, czyli egzamin po stażu, to jedna z biurokratycznych barier, opóźniająca wejście na rynek pożądanych specjalistów. Krytykowana przez Naczelną Radę Lekarską jest też ustawa o prawach pacjenta, szczególnie w kwestii możliwości uzyskiwania odszkodowań za błędy w procesie leczenia bez konieczności prowadzenia spraw sądowych. Radzie nie podoba się, że orzekanie o błędzie lekarskim będzie leżało w rękach specjalnych komisji, a nie jak dotąd, sądu. Tak, jakby sąd w swoich orzeczeniach nie musiał korzystać z opinii fachowców – lekarzy. Debata na temat dodatkowych ubezpieczeń dopiero przed nami. I jeszcze jedna uwaga: nikt nie ma odwagi głośno powiedzieć tego, o czym wszyscy mówią między sobą. Tego mianowicie, że w Polsce mamy za dużo, w dodatku źle wykorzystywanych szpitali. Każda próba zamknięcia jakiegoś szpitala wywołuje falę gwałtownych EMB protestów. listopad 2010 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 11 Samorządowcy chcą jasnych praw i obowiązków Żeby lepiej wydawać pieniądze Po raz pierwszy w debacie o reformie służby zdrowia wyraźnie i głośno odezwały się samorządy, na których spoczywa obowiązek organizowania i prowadzenia polityki zdrowotnej oraz prowadzenia większości szpitali na swoim terenie. Na pierwszym Samorządowym Kongresie Zdrowia samorządowcy przyjęli memorandum, przekazane rządowi i parlamentowi. Domagają się m.in. dokładnego określenia ich praw i obowiązków w systemie służby zdrowia. – Chcielibyśmy być autorami swoich lokalnych czy regionalnych programów rozwoju ochrony zdrowia. Teraz w Polsce nie ma zarządcy systemu i w to miejsce wchodzi NFZ, który decyduje o tym, co będzie się rozwijało, a co nie. Tymczasem my też dajemy środki na ochronę zdrowia i chcemy mieć na tę dziedzinę wpływ – mówi Marek Wójcik ze Związku Powiatów Polskich. Samorządowcy chcieliby też, aby ich placówki medyczne mogły świadczyć odpłatne usługi. – Nie stać nas na to, aby kupić maszynę za milion złotych i wykorzystywać ją tylko przez trzy dni w tygodniu, bo na więcej nie pozwala kontrakt z NFZ-em – przekonywał Wójcik. – Prawo do działalności komercyjnej, niemożliwej w placówkach publicznych, może być zachętą do przekształcania szpitali w spółki – sądzi rzecznik resortu zdrowia Piotr Olechno. Janusz Krakowian, wicestarosta częstochowski (Platforma Obywatelska) od lat zajmujący się w powiecie ochroną zdrowia, ma i wiedzę, i doświadczenia. Oraz własne recepty. – System organizacji szpitalnych placówek powinien mieć charakter mieszany, zawierać w sobie wszystkie formy organizacyjne: zachowane zakłady publiczne, sprywatyzowane, dzierżawione. Skala marnotrawstwa w obecnym systemie jest wprost niewyobrażalna. Jeśli teraz nie położy się temu tamy, to kiedy? Powstają ogromne długi, bo przeważa myślenie – jak zabraknie pieniędzy, to radni dołożą. Nie powinni dokładać, bo pieniędzmi gospodarować Skomercjalizowany szpital w Blachowni (Częstochowskie) osiągnął w pierwszym okresie działania 100 tys. zlotych zysku. Starostwo już do niego nie dokłada. FOTO PO można lepiej. Trzeba tylko ze szpitali wyeliminować politykę i okaże się, że większość rzeczy zaczyna działać – twierdzi Krakowian. W częstochowskim powiecie są szpitale wojewódzkie, są i powiatowe, którymi zarządza starostwo. Szpital powiatowy w Blachowni, którego zadłużenie stanowiło około 18% rocznego budżetu powiatu, został od 1 maja ubiegłego roku wydzierżawiony prywatnemu dzierżawcy (lekarzowi), który wygrał rozpisany przetarg. Rzeczoznawca wycenił czynsz dzierżawny na minimum 104 tysiące złotych. Zarząd powiatu oczekiwał od chętnych deklaracji inwestycji minimum 5 mln zł w pierwszych 5 latach (czas dzierżawy określono na 30 lat). Zwycięzca zobowiązał się do inwestycji ponad 20 mln zł, a czynsz dzierżawny, który zaproponował, wynosi 120 tysięcy zł. Publiczny szpital powiatowy w Blachowni dysponujący kontraktem z NFZ w wysokości 4,3 mln zł, w pierwszym kwartale 2009 roku stracił prawie 1,5 mln zł. Po wydzierżawieniu go prywatnemu przedsiębiorcy, w analogicznym okresie roku 2010, mając do dyspozycji nieco mniejszy kontrakt, osiągnął niewielki zysk blisko 100 tys. zł. Na czym zaoszczędzono? Głównie na zużyciu materiałów i energii oraz tzw. usługach obcych. – Nie zwolniono tam ani jednego pracownika, nie zlikwidowano ani jednego oddziału, a poziom tzw. nadwykonań wyniósł 13,67 % . Tak więc, wbrew szerzonym opiniom, w tym niepublicznym przecież szpitalu nie odsyła się pacjentów z kwitkiem – mówi Krakowian. W Blachowni wbrew oczekiwaniom krytyków pacjenci nie leżą głodni na podłodze. W dodatku nie płacą za leczenie, bo szpital funkcjonuje dalej w systemie finansowania przez NFZ. Janusz Krakowian podkreśla, że dla pacjenta tak naprawdę ważne jest, kto płaci za leczenie, a nie kto zarządza szpitalem. Czy można więc zarządzać szpitalem w sposób racjonalny? W roku 2008 powiat na rzecz szpitala przeznaczył ponad 800 tys. zł dotacji. W roku ubiegłym nie wydał na szpital nic, a z tytułu czynszu zyskał blisko pół mln złotych. My dziś za te pieniądze budujemy drogi i chodniki!!! Praktyka i doświadczenia zarówno w powiecie częstochowskim, jak i w ponad 100 szpitalach, które przestały być zakładami publicznymi, nie mówiąc o tych całkiem prywatnych, wybudowanych od fundamentów, wskazuje, że opieka medyczna nie jest w nich gorsza, niż w SPZOZ-ach, mimo że Narodowy Fundusz Zdrowia nie traktuje ich w ten sam sposób, co szpitale niesprywatyzowane. – NFZ boi się dać złotówkę więcej jednostce prywatnej – mówi Janusz Krakowian. Jego zdaniem w dyskusji, która za chwilę się rozpocznie, będą padać argumenty demagogiczne. Np. ten, że państwo musi zachować kontrolę, bo sektor ochrony zdrowia jest strategiczny. – Produkcja żywności, jest jeszcze bardziej strategiczna, a mimo to sprywatyzowana jest w 100 procentach. I co, chodzimy głodni? – pyta retorycznie wicestarosta. Piotr Rachtan 12 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej listopad 2010 P Fundusz sołecki sprawdził się po roku Platforma wspiera wieś Senator Roman Ludwiczuk Z senatorem Romanem Ludwiczukiem rozmawiamy o podsumowaniach. – Żałuje Pan, że z partii odszedł Janusz Palikot? – Janusz ma duże aspiracje. – Jesteście na Ty? – W Platformie jak w rodzinie, ale nie przechodziliśmy na Ty korzystając z produktów Janusza. Nie wszystko co poseł Palikot mówi, przeszłoby mi przez usta. Ale cenię go za odwagę i za osiągnięcia w biznesie. Jest jako przedsiębiorca spełniony. – Ale w polityce jeszcze nie… – Może chce być Napieralskim. – Janusz Palikot przed sądem koleżeńskim Platformy już raczej nie stanie. Może więc Pan ocenić jego wypowiedzi tak, jakby Pan nie był członkiem tego sądu. – Granice także w polityce powinny obowiązywać. Te granice w moim przekonaniu przekracza prezes Jarosław Kaczyński. – Pan zawsze gra fair play? – Staram się nie przekraczać granic przyzwoitości, dobrego smaku i nie ranić niczyich uczuć. – Przenosi Pan do polityki zasady obowiązujące w sporcie czy do sportu obowiązujące w polityce? – Lubię gry zespołowe. W sporcie i w polityce. Podstawą jest zespół. Bez niego niczego się nie osiągnie. Ale wszędzie potrzebny jest lider, który nada kierunek i tempo. – Kończy się Pana kadencja jako szefa Polskiego Związku Koszykówki. Będzie Pan FOTO EASTWAY/REPORTER prezesem na następne 4 lata? – Zaczynałem z 6 mln 300 tys. długu. Codziennie związek odwiedzało kilku komorników. Pracownicy od miesięcy nie oglądali swoich pensji. Z jednym z członków zarządu wyciągaliśmy prywatne pieniądze, żeby przed Wiekanocą cokolwiek ludziom wypłacić. Jeden z reprezentantów przed meczeem rozcinał sobie koszulkę, bo się w niej nie mieścil. Tak zaczynaliśmy. A kończymy bez długów, z pozyskanymi sponsorami, z bardzo dobrze zorganizowanymi mistrzostwami Europy, na których PZ Kosz zarobil 4 mln zlotych. To ewenement, że organizator takiej imprezy nie tylko nie dołożył, a jeszcze zarobił. Myślę, że ta praca zostanie doceniona. Chociaż wiem, że mam charakter ciężki. – W związku wszyscy już ubrani, najedzeni i mają wypłaty, a kiedy postęp w rankingu? – I tak jesteśmy lepsi niż inna popularna dyscyplina. Poziom sportowy przyjdzie z czasem. Trzeba sobie wychować liczną grupę grających w koszykówkę, żeby było z kogo tworzyć reprezentację. Wspólnie z SKS przygotowujemy program wejścia koszykówki do szkół. Moja fundacja od czterech lat prowadzi szkolną ligę koszykówki w Walbrzychu. W lidze gra 9 szkół podstawowych i 9 średnich. Kaźda drużyna musi mieć przynajmniej 15 kibiców i zespół taneczny. Każda szkoła ma też zespół redakcyjny. My zapewniamy sprzęt, sędziów i transport. Zachęcam do współpracy koszykarzy Górnika Wałbrzych – do każdej szkoły przypisany jest jeden zawodnik. Moim marzeniem jest, żeby taki projekt funkcjonował w każdym województwie. – A skąd u Pana – mieszczucha z urodzenia i wyboru – zainteresowanie problemami wsi? – Przyjaźnię się z wieloma ludźmi związanymi ze wsią. W senacie mamy np. przewodniczącego Stowarzyszenia Sołtysów Polskich Janka Niewiarowskiego. Rozmawiamy dyskutujemy, zastanawiamy się. – Wynikiem tych rozmyślań była ustawa o funduszach sołeckich. Mija rok od momentu jej wprowadzenia. Jak wypadł bilans? – Ustawa bardzo dobrze wpisała się w lokalne społeczności. Około 60 proc. sołectw korzysta z tego narzędzia. Ale to za mało, żeby odtrąbić sukces. Chcielibyśmy, żeby korzystały wszystkie. Dlatego latem, przed kolejnym terminem składania wniosków o dotacje (minął 30 września – red.) postanowiliśmy spotkać się z sołtysami, zachęcić ich do korzystania z możliwości, jakie dają fundusze. Wydaliśmy broszurę sfinansowaną z naszych senackich środków: Tak dla polskiej wsi. Dostał ją każdy sołtys. Opisujemy w niej cele i procedury uzyskiwania funduszy. Senatorowie PO wspomagani przez posłów odbyli ponad 100 spotkań na wsiach w całej Polsce. Do pomocy starającym się o dotacje z funduszu sołtysom zatrudniliśmy trenerów ściśle współpracujących ze Stowarzyszeniem Sołtysów Polskich. Każdy sołtys może się zwrócić do trenera z zapytaniem ile środków, na jakie cele i w jaki sposób może uzyskać. Trenerzy pomogą także sporządzić wnioski. Na nasze spotkania zapraszaliśmy także wójtów i burmistrzów, żeby mieli świadomość, że warto o funduszach rozmawiać ze swoimi mieszkańcami i wspomagali sołtysów w ich staraniach. – Na co najczęściej sołtysi wydawali pieniądze w tym roku? – To nie są duże sumy – kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy, w zależności od liczby mieszkańców danej wsi. Fundusz zwraca od 10 do 30 proc. wartości inwestycji. Sołtysi finansowali bardzo lokalne inicjatywy: boiska, remonty świetlic, adaptacje budynków na przedszkola, modernizacje szkół, budowy chodników. Często jakieś tablice pamiątkowe. Czasem rajdy czy inne imprezy integracyjne dla mieszkańców. Drobne rzeczy, ale najbardziej tym małym społecznościom potrzebne. – Jakie uwagi po roku funkcjonowania funduszu pojawiają się najczęściej? – Ogólna opinia o ustawie jest bardzo pozytywna. Sołtysi bardzo sobie chwalą fundusz, wiele rzeczy chcieliby w ramach tych środków robić, niestety czasem są one zbyt niskie w stosunku do rozbudzonych ambicji. Ale są i ograniczenia dotyczące procedury – wypłata odbywa się za pośrednictwem gminy. Sołtysi chcieliby gminę ominąć. – A co na to ustawodawca? – Zależało nam na bezpieczeństwie w rozliczaniu. Sołtysi bezapelacyjnie muszą decydować o przeznaczeniu tych pieniędzy. Ale lepiej, żeby procedurami rozliczeniowymi zajmowali się profesjonaliści, którzy robią to na co dzień w gminie. Szczególnie tam, gdzie sołectwa są bardzo duże a co za tym idzie, kwoty z funduszu bywają znaczne. – Co fundusze mają zmienić na wsi? – Zależy nam na wyzwoleniu aktywności mieszkańców na rzecz swoich małych ojczyzn. To już się na wsiach dzieje. A fundusz sołecki daje im ogromną szansę na rozwój i integrację. Poczucie mocy stanowienia o sobie. Sołtysi dysponują niewielkimi wprawdzie środkami, ale realizują własne cele i pomysły. To niebywale aktywizuje tych ludzi a co za tym idzie, zmienia obraz wsi. Pozwala jej mieszkańcom wyzwolić się z marazmu. Wieś to obszar, który Platformę żywo interesuje. Teraz rodzi się następny pomysł dotyczący rozwoju wsi a związany z OSP. – Chcecie wykończyć Pawlaka? – Absolutnie nie. Ale chcemy wspomóc małe społeczności. Uciec od etykiety, że Platforma to głównie duże miasta. Jesteśmy partią otwartą. – Wśród tych licznych aktywności wystarcza Panu czasu na rodzinę? – Moim dzieciom granice wytyczała żona. Mnie ciągle nie było. Ale jestem zadowolony z tego kim są moje dzieci. Syn pracuje w dużej firmie, bardzo go tam cenią jako specjalistę. Córka uczy się w II klasie liceum. Została przewodniczącą Młodzieżowej Rady Wałbrzycha. – Pańska krew! – Tak mówią, ale wolałbym, żeby polityką się nie zajmowała, bo to ciężki i niewdzięczny kawałek chleba. Ale charakter ma po mnie i perswazje nie pomogą – zrobi co zechce. listopad 2010 Demokracja na dworcu, czyli wszędzie “ Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 13 Protest przeciwko protestom W Stuttgarcie szaleją obywatele „protestanci”, ci, którzy czynnie wyrażają protest przeciw budowie nowego dworca. Przy tej okazji ujawnia się problem ogólniejszy, wykraczający daleko poza Stuttgart. Praktycznie na cały demokratyczny świat. Skierowany jest on, ten protest, przeciw władzom miejskim, które sobie ci obywatele wybrali w celu sprawnego zarządzania miastem. W takim pojęciu mieszczą się też inwestycje poprawiające życie mieszkańców, jak w tym wypadku, czyli zastąpienie starego dworca tzw. czołowego – przelotowym. Wiąże się to nie tylko z usprawnieniem kursowania pociągów, ale z odzyskaniem dla miasta kilometrów kwadratowych terenów, zajętych teraz przez rozjeżdżające się w różnych kierunkach przez śródmieście tory. Charakterystyczne jest, że nie ma właściwie żadnych racjonalnych argumentów przeciw budowie tego dworca (poza finansowymi – koszty są rzeczywiście ogromne), a cały protest obraca się w sferach estetyki – że stary dworzec ładny; praktyczności – że jeszcze może służyć i... jakże dobrze u nas znanej zazdrości, żeby ktoś przypadkiem nie zarobił. Argument, że miasto zyska wspaniałe tereny w drogim śródmieściu, jest odpierany oskarżeniami, że będzie w tym miejscu budowało mieszkania dla bogaczy. Oczywiście, że będzie. I ciekawe, co by ci sami demonstranci powiedzieli, gdyby miasto w centrum postawiło domy socjalne. A fakt, że ci bogaci w tych mieszkaniach w dużej części pokryją tę część kosztów budowy, która przypada na miasto, jakoś do demonstrujących nie przemawia. Nie chcą i już, a dlaczego nie chcą, to nieważne, ważne, że mają prawo demonstrować. Żyjemy świadomi konieczności zmian w świecie. Z za- Dobrze by było mieć lotnisko gdzieś bliżej, ale żeby samoloty nie hałasowały. Jeżeli już, to komuś innemu. A jak nie, lotniska nie będzie zdrością patrzymy na tych, co już są dalej od nas, którzy już są nowocześniejsi. Idąc do wyborów pilnie zważamy na to, co kandydaci nam w kwestii zmian obiecują, a gdy nic się nie zmienia, jesteśmy niezadowoleni. Nawet psioczymy, że rząd nic nie robi. Np. autostrad nie budują, a obiecali. Autostrady są potrzebne i muszą być. Ale, ale, hola! Nie tędy! Tu to ja akurat mieszkam, nie będą mi auta hałasowały pod nosem. Idźcie sobie gdzie indziej, a jak nie, to wam taki protest obywatelski zorganizuję, że się nie pozbieracie. Dobrze by było mieć lotnisko gdzieś bliżej, ale żeby samoloty nie hałasowały. Jeżeli już, to komuś innemu. Bo inaczej protest, a jak tamci inni zaprotestują, to protest przeciw protestowi. Lotniska nie będzie. No i bardzo dobrze – taka była wola ludu. Lud woli furmankę – ludu sprawa. Paranoja zaczyna się wtedy, gdy pro- testuje się dla sztuki. Przeciw bankom, przeciw szczepionce, za szczepionką, przeciw reformom, albo za nimi, przeciw przedszkolu na Rolnej, za przedszkolem na Polnej, przeciw budowie masztu komunikacyjnego (jeden pozytyw, że przynajmniej nie mogą się wezwać przez komórki), przeciw zamknięciu basenu z braku pieniędzy w gminie i przeciw podatkom na rzecz tej gminy. Przeciw placowi zabaw (emeryci z aparatami słuchowymi), za placem zabaw (emeryci, którzy na aparat słuchowy nie mogą sobie pozwolić, ci ostatni, jako ubodzy mają za sobą dodatkowo prawo moralne). Gdyby w latach Wystawy Światowej w Paryżu protesty obywatelskie były tak rozpowszechnione jak dzisiaj, oburzonym przeciwnikom monstrualnego zeszpecenia miasta na pewno udałoby się zmobilizować rzesze oburzonych obywateli i wieży Eiffla dziś by nie było. Na szczęście w latach 80. XIXw. na ulice wychodziły głównie sufrażystki, a że zostało im to aż do dziś, chwalebnie świadczy o wadze ich postulatów. Nieważne. Dziś też by wieża Eiffla nie powstała, tak jak nie powstanie pewnie boisko w K., sortownia śmieci w S., biogazownia w W., obwodnica w U., elektrownia atomowa gdziekolwiek. Zaniechanie budowy tych obiektów zaowocuje niewątpliwie demonstracjami na rzecz unowocześniania kraju i protestami przeciw brakowi boiska w K., nieistnieniu sortowni śmieci w S., nieobecności biogazowni w W. i elektrowni atomowej gdziekolwiek. Do tego ostatniego zwłaszcza przyłączą się niewątpliwie przeciwnicy zatruwania atmosfery dwutlenkiem węgla, ramię w ramię z wrogami zamykania kopalń, bezrobotni liczący na jakąkolwiek pracę, oraz przepracowani entuzjaści żabki rzekotki, koczującej na tych właśnie terenach. Warszawska demonstracja związków zawodowych przeciwko cięciom budżetowym FOTO MARIUSZ GACZYNSKI/EAST NEWS A tymczasem duże projekty wymagają wieloletnich przygotowań. We wspomnianej wyżej sprawie dworca w Stuttgarcie, przygotowania do budowy trwały od dziesięciu lat. Także w przestrzeni publicznej: obwieszczenia, artykuły, dyskusje, sugestie, zmiany i przynajmniej dwa razy wybory samorządowe, w których obywatele dwa razy opowiedzieli się za projektem, wybierając do władz miasta jego zwolenników. Dziś, gdy przychodzi do realizacji – wychodzą na ulicę stawiając pod znakiem zapytania cały proces demokratyczny. To po co nam ta cała demokracja, dyskusje, programy, wybory, kiedy i tak każda mniejszość, byle wystarczająco hałaśliwa, jest w stanie blokować każde rozsądne działanie z najbłahszych nawet powodów? Po to właśnie, by tę możliwość miała. Czasów, gdy tej możliwości nie miała, nie wspominamy z tęs- knotą. Ale wolność, jak to zwykle, nakłada na nas także obowiązki, Przede wszystkim obowiązek umiaru. Dlatego takie protesty wbrew pozorom nie mają nic wspólnego z demokracją. Raz ustalonych postanowień nie wolno zmieniać. Jeżeli będzie inaczej, jeżeli nie będziemy się trzymać ustaleń, Polska znajdzie się w zastoju, gdyż wszystko, co zostało wynegocjowane, będzie zagrożone protestami mniejszości i nie będzie można zrobić nic. Demokracja przedstawicielska, z której jesteśmy słusznie (po latach dyktatury) dumni, nie będzie warta złamanego szeląga. Zwłaszcza w czasach wyborów samorządowych kandydaci muszą wyjątkowo zważać na jasne przedstawianie swojego programu, głosujący zaś uważnie się w to wsłuchiwać i zapamiętać. A w razie wątpliwości pytać. Żeby potem nie było... Andrzej Kołaczkowski PIOTR RACHTAN KONTRA JOANNA LICHOCKA Nie chodzi o to, kto pyta. Ważne, o co pyta Ktojeszczedzisiajpamiętakilkuminutowe wystąpienie dziennikarki Lichockiej w czasie debaty kandydatów na prezydenta RP, kończące się stwierdzeniem, że państwo źle działa, państwo jest fatalne, państwojestsłabe.Ipytaniemdopanów Kaczyńskiego i Komorowskiego: czy panowie podzielają ten pogląd, a jeżeli tak, to jakie mają zamiar podjąć działania żeby tę sytuację zmienić? Piotr Rachtan skierował wniosek do Rady Etyki Mediów, oceniając, że Lichocka prezentowała stanowisko opozycji, a nie obiektywnego dziennikarza. Już po trzech miesiącach doczekał się odpowiedzi REM. „Rada Etyki Mediów uznała, że zachowanie dziennikarki naruszyło zapisaną w Karcie Etyki Mediów Zasadę Obiektywizmu, co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.” To nie jedyny zarzut Rachtana dotyczący stronniczości TVP w debatach prezydenckich wysłany i potwierdzony przez REM, ale ten jest dosyć wyraźny dla niezorientowanego czytelnika. Piotr Rachtan upublicznił otrzymane po trzech miesiącach oświadczenie REM. I tym uczynkiem bardzo się był naraził REM i „Rzeczpospolitej”, która 11.10 w tekściku „Lichocka bez krytyki REM” podała, że to nie REM wydała cytowane przez Rachtana oświadczenie, a tylko jej członek Michał Bogusławski napisał list ( na firmowym papierze REM!). Ponadto „Rz” zacytowała Joannę Lichocka, która wyznała, że to niepokojące, że część REM przytakuje skargom czło- wieka zaangażowanego w działalność jednej partii. I to by było na tyle w tej malutkiej ilustracji wielkiej sprawy. Bo sprawa jest wielka nie z powodu Lichockiej czy Rachtana. „Rz” kompletnie nie obeszło meritum sprawy, tylko kto, co, po co i dlaczego? Czy Piotr Rachtan jest zaangażowany w działalność innej partii? A co to ma do rzeczy?! Co to znaczy zaangażowanie? Czy to ma znaczyć, że członek jakiejkolwiek partii nie ma prawa oceniać bezstronności dziennikarzy? Mimo że Rachtan często pisuje do „POgłosu”, nie wiemy czy jest członkiem PO, dotąd nie mieliśmy żadnej wiedzy, że on kiedyś ponoć kandydował z listy PO do Sejmu, nikt nie wiedział, że napisał o debacie do REM, a odpowiedź REM redakcja „POgłosu” poznała z „Kontratekstów”. I jaki to ma związek z zarzutami wobec Lichockiej? Znacznie ciekawsze byłoby przedstawienie stanowiska innych niż Bogusławski członków REM, którzy braku obiektywizmu u dziennikarki nie dostrzegli. 14 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej N listopad 2010 Dziękujemy za już, prosimy o asza prośba o uwagi na temat pisma, jego treści, szaty graficznej, tematów, jakie poruszamy, zaowocowała mnóstwem listów. Z jednej strony pokazały nam one, co robimy źle, czego nie robimy wcale, a co nam nie wyszło, z drugiej strony jak bardzo to co robimy (nawet jeśli źle), jest potrzebne. Bardzo dużo listów dotyczy sprawy, która leżała właściwie u podstaw „POgłosu”: uzbrojenie czytelników w argumenty mające przekonywać ludzi do PO, w informacje pozwalające odpierać ataki konkurencji. Rzeczywiście jesteśmy państwu winni więcej informacji o działaniach klubu poselskiego, o przebiegu realizacji podjętych zo- Szanowna Redakcjo! Prosicie o napisanie ewentualnych życzeń odnośnie tematyki pisma. Mam dwa postulaty: Do kół nie docierają żadne wiadomości o pracy klubu poselskiego PO. Wielokrotnie na zebraniach koła poruszano ten temat. Proponuję, aby w piśmie dawać przynajmniej kalendarium spotkań klubu i krótkie wzmianki o tematyce i posłach zabierających głos. Zdopingowanie posłów, aby zechcieli od czasu do czasu przybyć na spotkanie koła i opowiedzieli o swojej działalności. Alicja Kosiorowska, Sopot „POgłos” to bardzo ciekawa gazeta, ale chyba trochę przesłodzona. Myślę, że warto przypominać o zobowiązaniach wobec wyborców i motywować naszych przedstawicieli w parlamencie o realizacji obietnic. Mniej lukru, bo zasklepia umysł. Więcej fermentu, bo ożywia i mobilizuje! Marcin Świtała, Częstochowa Wydaje mi się, że warto obszerniej prezentować inicjatywy ustawodawcze wraz z uzasadnieniem (w tym propozycje argumentacji wobec krytyki tych inicjatyw). Szeregowi członkowie PO winni pełnić ważną rolę w rozpowszechnianiu informacji o działaniach rządu i klubu parlamentarnego, ale powinniśmy być w tym celu uzbrajani w argumenty. Warto też promować najciekawsze działania podejmowane w różnych regionach czy powiatach. Wojciech Maroszek, Żory Może nie zaszkodziłoby dodać dział, nazwijmy go „mała ojczyzna”, gdzie będą relacje choćby krótkie z regionów, a już szczególnie z tych mniejszych miejscowości, gdzie PO jest obecna. Wojciech Bojarski, Kielce Wolałabym nie mieć wrażenia, że się mnie ciągle agituje. Jestem członkiem PO i nie trzeba mnie przekonywać do PO. Natomiast dobrze by było za pomocą tego pisma utrzymywać kontakt między członkami partii, poznawać ich opinie, pomysły. Przydałaby się też jakaś polemika. Brakuje mi czegoś takiego jak dział listów od czytelników. Powinny być ze dwie strony na artykuły, listy, postulaty pisane przez zwykłych ludzi. No i koniecznie dział pytań do premiera, członków rządu, posłów, oczywiście z odpowiedziami. Może dział samorządowy, żeby można się było dowiedzieć co robi PO w całej Polsce. Poza tym, np. zdjęcia dokumentujące działalność samorządową. bowiązań i powodach opóźnień i zaniechań, o ścierających się wewnątrz partii stanowiskach. A przede wszystkim, jak napisała jedna z czytelniczek o tym „dlaczego właśnie tak, a nie inaczej”. Łatwiej pokonać przeciwnika, gdy ma się wiedzę o przyczynach podejmowania decyzji. Dlaczego min. Rostowski nie chce wszystkim podsypać, jak proponuje PiS i jakiego spodziewa się wpływu na gospodarkę, podejmując konkretne kroki. Z tym wiąże się kolejny postulat. Oto fragment listu: „Proszę aby „POgłos” nie był narzędziem do przekonywania przekonanych i lansowania różnych posłów. Lepiej by spełniał swoje zadanie, gdyby był forum dyskusji nad planami politycznymi, programami i próbował odpowiedzieć na pytanie – jaka ma być PO?” Potrzebę takiej dyskusji potwierdzają liczne pytania o zasadnicze dla filozofii Platformy sprawy z pakietu 4xTAK. Co z JOWami? Co z Senatem? Co ze zmniejszeniem liczby posłów? Jest jasne, że do tej pory nie było możliwości przeprowadzenia tych reform, czy da się przeprowadzić w czystej formie, pokażą przyszłoroczne wybory. Będziemy się starali być godnym forum dla takich dyskusji. Bardzo, ale to bardzo wiele osób wytykało nam brak zainteresowania pracą lokalnych struktur. Tymczasem liczba informacji Ludzi nie trzeba agitować, ludzi trzeba motywować. Najlepszą motywacją jest zaangażowanie. A żeby ludzi angażować, trzeba im pokazać, że mają wpływ na to, co się w partii dzieje, że każdy członek może zabrać głos i inni jego zdanie poznają, może skomentują. Magdalena Koczorowska-Szlassa, Wiązowna Proszę o otwarcie na waszych łamach tematów dotyczących sprawnej organizacji Platformy Obywatelskiej. Zgłosiłem w swoim czasie na stronach internetowych chęć wstąpienia do PO. Ponad rok nie otrzymałem mimo monitów żadnej odpowiedzi. W końcu z pomocą jednego z członków PO udało mi się wejść do jednego z kół PO. Żona zniechęcona przedłużającą się procedurą zrezygnowała z członkostwa. Odnoszę wrażenie, że PO dalekie jest od sprawnie zorganizowanej, współczesnej partii politycznej. Mobilizacja partii tylko z okazji wyborów to zbyt mało dla wypracowania trwałej silnej pozycji w życiu politycznym kraju. Proszę zwrócić uwagę jak sprawnie działa np. niemiecka CDU, a jakie ma z tego tytułu osiągnięcia. Tomaszewski, Sopot Nie wyobrażam sobie, że można być czynnym członkiem PO i nie czytać „POgłosu”. Gazeta jest zredagowana profesjonalnie, ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Osobiście uważam, że w wydawnictwie powinien się znaleźć kącik informacyjny na temat wydarzeń kulturalnych, nowości wydawniczych. Może też stała pozycja na temat polityki zagranicznej. Zdzisław Dudek, Radomsko Dobrze by było publikować w „POgłosie” tematykę skierowaną do lokalnych działaczy samorządowych: - jak kreować swój wizerunek - jak przygotować się do wystąpień publicznych - jak prowadzić dyskusje. Andrzej Ludwikowski, Poraj Piszcie do nas pod adresem: redakcja „POgłosu”, 00-683 Warszawa, ul. Marszałkowska 87 m 85 napływających z terenu była dotychczas bliska zeru, a przecież to właśnie państwa informacje wystarczą, by każdy numer tętnił życiem struktur lokalnych. Więc korzystam z tej okazji, by prosić o listy, a w listach dyskusje, spory, opisy problemów. My ze swojej strony zobowiązujemy się dostarczać Elżbieta Misiak-Brewięcej opinii eksperckich, mer, redaktor naFOTO PO więcej informacji o aktua- czelna lnych pracach legislacyjnych, mniej pompy, więcej konkretnej amunicji. Całkiem niemała liczba czytelników postulowała wprowadzanie do „POgłosu” działu rozrywkowego, sportu, a nawet kącika dziecięcego. Jak bardzo byśmy nie chcieli, aby już dziecko w kołysce głosowało na Platformę, tej ostatniej prośby chyba nie da się spełnić. Dwie pierwsze też będzie trudno, gdyż nawet jeśli na rzecz poszerzonych opinii eksperckich, których obecność w piśmie jest konieczna, mocno ograniczymy „lansowanie posłów” – czyli wywiady z czołowymi po- Moim zdaniem gazeta powinna się składać z działów np. polityka zagraniczna; co zrobiło się w polityce zagranicznej, sport: informowanie członków PO NT. działalności w sprawie EURO 2012 jak i projektu Orlik, jak idą inwestycje itp. Powinny się też ukazywać informacje prezentujące oficjalne stanowisko partii w ważnych sprawach, tak aby zwykły członek PO mógł bronić swojej partii podczas wymiany zdań z innymi obywatelami. Mniej o politykach tych, którzy i tak występują dużo w mediach, ale więcej o tych mniej znanych a równie intensywnie działających. Łukasz Zwierzchowski, Gryfice Ciekawym kierunkiem rozwoju „POgłosu” byłoby dodanie doń wkładek o charakterze regionalnym. Oprócz tej wielkiej polityki na szczeblu ogólnokrajowym wszyscy funkcjonujemy przede wszystkim w swoich małych ojczyznach i tego elementu w wydawanej przez państwa publikacji mnie osobiście brakuje. Rafał Bieniek, Łódź Proszę o więcej artykułów prezentujących stanowisko PO w kluczowych sprawach resortowych i poglądowych. Stefan Oleszczak, Biłgoraj „POgłos” świetny, tylko o Młodych Demokratach niewiele. Adam Olejnik, Gorzów Wielkopolski Lekturę zaczynam od strony 2 – artykułami Z Prasy i Notatkami Jacka Fedorowicza – dla mnie ekstra. Ciekawe są także informacje dotyczące prac ministrów obecnego rządu. I na końcu gazety mam możliwość poznania ludzi znanych w PO, o których dotychczas nic nie wiedziałem. Roman Tobór, Piekary Śląskie Moje uwagi i postulaty co do treści „POgłosu”: 1. Więcej krytyki i otwartości dotyczącej życia listopad 2010 więcej staciami Platformy (a naszym zdaniem wnoszą one jednak istotną wiedzę o pracach legislacyjnych), miejsca dużo nie zyskamy. A jeżeli uda nam się wprowadzić naprawdę żywy i dobrze funkcjonujący dział listów i wymiany doświadczeń, to zajmie on tyle miejsca, że może trzeba będzie zacząć myśleć o powiększeniu objętości pisma. Bo na listy miejsce być musi, zwłaszcza te z pomysłami, z krytycznymi uwagami, z troską i złością, bo to one odzwierciedlają to, co członków partii nurtuje i ich zastrzeżenia, na które trzeba reagować. I serdecznie Autorów Listów pozdrawiamy. Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Modry Efekt pana posła 15 Na szczęście politycy Platformy zajmują się nie tylko polityką Redakcja wewnątrzpartyjnego, 2. Uwypuklenie misji edukacyjnej w szerokim zakresie (historia współczesna, samorząd, parlament w tym europejski) 3. Mniej autoreklamy. Ryszard Romański, Częstochowa „POgłos” jest potrzebny. Nie mam większych zastrzeżeń, jako artysta jednak uważam, że zbyt mało jest informacji o sztuce i kulturze. Przecież wśród członków PO jest, jak sądzę, sporo artystów, którzy mogliby kilka informacji na ten temat przekazać. Rząd, jaki by on nie był, przez te wszystkie lata, a trochę ich minęło, do kultury miał zawsze stosunek, nazwałbym go życzliwie, obojętny. Chciałbym aby mój rząd tę przypadłość zmienił. Rozmawiałem swego czasu ze śp. posłem Rybickim na ten temat. Dyskusja była ciekawa. Brała w nim udział również posłanka, a moja koleżanka Teresa Piotrowska. Artysta jako polityk nie jest postrzegany zbyt korzystnie, można to zmienić?! Janusz A. Bałdyga, Bydgoszcz Andrzej Halicki jako przewodnik stada Jest nieźle. Pismo z założenia zapewne koncentruje się na wydarzeniach znaczących w skali kraju. Ta tematyka prezentowana jest dobrze. Czego brakuje do uzyskania oceny bardzo dobrej: 1. Brak odwagi do zaprezentowania spraw polemicznych w PO. Próby zdefiniowania fundamentów sporów, linii podziałów. Sam fakt istnienia frakcji w PO jest tak oczywisty, że w piśmie dla członków PO nie można tego przemilczać. 2. Praca organiczna na poziomie znanych mi struktur powiatowych i kół PO nie istnieje. Fikcja funkcjonowania kół i ich rzeczywistych członków powinna być zauważona przez centralne pismo PO. Marek Płonka, Kęty Kiedy Andrzej Halicki wraca do domu w Wilczej Górze pod Warszawą, rzuca się na niego ogromne stado. Naprawdę, bardzo duży format. Pięć błękitnych dożyc. Andrzej Halicki, przewodniczący mazowieckiej PO, poseł Platformy i szef sejmowej komisji spraw zagranicznych dzieli z żoną, dziennikarką Agnieszką Sową-Halicką wielką pasję – od lat prowadzą hodowlę niemieckich dogów „Modry Efekt”. Dom państwa Halickich stoi w Wilczej Górze, na skraju lasu. Haliccy przeprowadzili się do niego w roku 2008. – Budowaliśmy go z myślą o psach – wspomina Andrzej Halicki – Poprosiliśmy najpierw znanego architekta, żeby przygotował projekt, uwzględniając to, że będziemy mieszkać z naszymi dogami. Obraził się. Powiedział, że nie będzie projektował domu dla psów i sobie poszedł. Następna ekipa projektowa pracowała już pod kierunkiem Agnieszki. Dół domu podzielono na trzy zasadnicze części. Jedną zajmują Haliccy. Ale w pomieszczeniu, gdzie pracuje pani domu, na podłodze leży wielki materac. Na posłaniu mieszczą się wszystkie psy. Kiedy gospodyni pracuje, suki zwykle śpią jedna przy drugiej. Druga część domu to królestwo psów. Mają tam swój przedpoDom dla psów Pozwolę sobie przekazać kilka uwag, które mogłyby przyczynić się do uatrakcyjnienia pisma: 1. Wskazane byłoby wprowadzenie działu Z życia regionów i powiatów, gdzie można by zamieszczać krótkie informacje o działaniach, wydarzeniach i ciekawych inicjatywach PO w powiatach i regionach. 2. Prezentując Znanych w PO uwzględnić w metryczkach ich zainteresowania kulturalne, muzyczne, hobby, sposób spędzania wolnego czasu. 3. W dziale Znani w PO prezentować nie tylko posłów i senatorów, ale również ludzi z terenu, np. burmistrzów, starostów, marszałków z PO, najaktywniejszych radnych a także członków PO znanych z innych dziedzin, np. wybitnych sportowców, artystów, naukowców itp. 4. Atrakcyjność gazety podniósłby niewątpliwie dział rozrywki z krzyżówką o tematyce związanej z PO. 5. Prezentować ciekawe strony internetowe, uwzględniające problematykę PO lub inne, ale przydatne w działalności PO. Jan Urbaniak kój, pokój, jadalnię i… łazienkę z prysznicem. Jest też część wspólna z bardzo wysokim salonem i otwartą kuchnią. Na piętro psy wstępu nie mają. Andrzej Halicki zapewnia, że mimo krążącego po salonie stada udaje się przyjmować gości. Psy wiedzą, że muszą zachowywać się zgodnie z obowiązującym w domu savoir-vivre’em. Do psów należy też ogromny teren wokół domu. – Trudno nam mieć zadbany ogródek – przyznaje Andrzej Halicki. – Nasze dziewczyny dokładnie przekopują grządki i nie chcą uszanować estetyki rabatów. Dlatego postawiliśmy na naturalność. Wokół domu mamy leśną ściółkę, poszycie, trochę łąkowej roślinności. Jest dogoodporna. Agnieszka Sowa-Halicka wspomina: – Od koleżanki za obietnicę oddania jej szczeniaka z pierwszego miotu Indii dostałam malutką suczkę. India żyła przeszło 12 lat. Zmarła w 1995 roku. Wtedy jeszcze nie myślałam o hodowli. Dwa lata póżniej, w maju 1997 roku, dostałam w prezencie od męża Zuzię z hodowli Herbu Zadora Moniki Dowgiałło. Z niespełna półtoraroczną suką pojechaliśmy na pierwszą wystawę. Mąż pomylił klasy – młodziutką Zuzię zgłosił do klasy otwartej. Zuzia wyPierwsza była India FOTO PO grała klasę, a potem porównanie z championem. Nie zapomnę tych braw, kiedy nasz syn Armin, niewiele wyższy od suki w kłębie, szedł z nią samodzielnie po ringu honorowym trzymając w ręku smycz. W 1999 roku Andrzej Halicki zarejestrował hodowlę niemieckich dogów błękitnych o przydomku „Modry Efekt” (na cześć podziemnego czeskiego zespołu rockowego). W sierpniu 2001 Zuzia urodziła pierwszy miot hodowli – „A” (na tę literę zaczynają się wszystkie imiona szczeniąt). Suczka Aszra z tego miotu jest teraz seniorką stada, którą tworzą jej córki, wnuczki i prawnuczki. Najmłodsza, Kreola, wciąż jeszcze rośnie. We wrześniu 2010 roku dziewięcioletnia ASZRA po raz drugi zdobyła tytuł Zwycięzcy Klubu Weteranów. Potem odebrała kolejną nagrodę – I miejsce w rankingu Wystawowym Klubu Doga. Syn Aszry, Figaro, zdobył Zwycięstwo Klubu, a „Modry Efekt” otrzymał II miejsce w rankingu polskich hodowli. – Każdy nasz pies jest inny, mają różne charaktery, usposobienie, różne słabości. Ale wszystkie tak samo kochamy, a one odwdzięczają nam się swoją bezgraniczną miłością. To uczucie naprawdę w bardzo dużym formacie – mówi Andrzej Halicki. Modry Efekt Joanna Wóycicka OBYWATELSKA Idealny polityk łączy porządek serca i rozumu Wygrywa ten, kto potrafi przekonać jak najwięcej ludzi tłum. Elita rządzi. Tusk wprowadził element amerykańskiego stylu prowadzenia polityki – polityk to jest ktoś z sąsiedztwa. Jestem chłopak z gdańskiego podwórka, koleś, który kopie piłkę itd. – mówi Tusk Polakom. Nagle się okazało, że polityka zeszła pod strzechy. Oczywiście można zarzucać, że nie ma wielkich polityków na miarę Adenauera. Dziś na szczęście nie mamy takich momentów, żebyśmy potrzebowali Bóg wie jakich decyzji. Ja się cieszę tą małą stabilizacją. Z Jarosławem Makowskim, szefem Instytutu Obywatelskiego PO rozmawia Elżbieta Misiak-Bremer. – Jakie cechy, jakie predyspozycje trzeba mieć, żeby wygrywać wybory? Czy istnieje mechanizm, który sprawia, że wygrywają najlepsi? – Oczywiście, ze wszech miar byłoby dobrze, gdyby wygrywali najlepsi. Wiemy jednak, że w demokracji nie zawsze tak jest. Churchill jest tego najlepszym przykładem. W polityce nie doceniamy języka, a słowa to więcej niż krew. Wygrywa ten, kto buduje taką opowieść o regionie, mieście, Polsce, o sobie, która w jakiś sposób ludzi uwiedzie. Liberałowie mówią: sfera publiczna ma być racjonalna, przewidywalna, nudna. Według mnie bez wielkich uczuć nie buduje się wielkich rzeczy. Pasteur mówił o porządku rozumu i porządku serca. W polityce najlepiej, żeby było jedno i drugie. Idealny polityk to ten, który umie znaleźć balans pomiędzy porządkiem serca a porządkiem rozumu. – Czy to nie jest tak, że demokracja wycina wielkie indywidualności. Demokracja wybiera miernoty. Ludzie w swojej masie tak naprawdę nie bardzo kochają tych, co ponad nimi wyrastają? – Oczywiście, że takie zjawisko występuje. My Polacy mamy tendencję do ściągania. Żeby być indywidualnością trzeba być silnym, unieść ciężar. To jest jedna rzecz. Druga rzecz to taka, że indywidualności, autorytety, postacie charyzmatyczne są przyzywane w krytycznych momentach. Odwołujemy się do nich, jak już widać, że nam nie wychodzi, kiedy się budzimy i widzimy, że sami sobie nie – Dzięki kościołowi jestem ateistą, ale dzięki Bogu jestem wierzący – mówi o sobie Jarosław Makowski, dyrektor Instytutu Obywatelskiego. Absolwent Wydziału Filozoficznego Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz Papieskiego Wydziału Teologicznego Bobolanum w Warszawie. FOTO TOMASZ WIECH/AGENCJA GAZETA dajemy rady i musimy sięgnąć po tych, którzy wśród nas są najlepsi. – To nie jest świadomy proces. – To sytuacja stwarza przywódców. W moim przekonaniu na to, że ktoś wyrasta na przywódcę, tak jak Donald Tusk, składa się wiele czynników. Dzisiaj niektórzy biją się w pier- si, że w 2007 roku chcieli zawierać koalicję z Lewicą, LPR, Samoobroną. Tusk powiedział „Nie. Idziemy na wybory”. Uczyniło to z niego zupełnie innego polityka. On wtedy poczuł napięcie społeczne i ciśnienie na zmianę. Odczytał to bardzo dobrze, tak jak później prezydenturę. W Polsce było przekonanie, że jest elita i jest – Czy umiejętność, która pozwala wygrać wybory, przekłada się na umiejętności potrzebne w rządzeniu? – Potrzebujemy liderów politycznych do wygrywania i bardzo rzetelnych polityków, którzy będą nam organizować państwo, pisać dobre prawo, rządzić gminą, rządzić miastem itd. W Polsce ławka ludzi, którzy mogą sprawnie i efektywnie zarządzać gminą, powiatem czy ministerstwem jest paradoksalnie krótka. Dobry przywódca to ten, który potrafi zbudować zespół, sięgać po ludzi. Także ekspertów. Partie polityczne nie traktują instytucji eksperckich poważnie. Może teraz to się zmieni. Polityka to jest gra zespołowa. Tusk dobrze to rozumie. Może dlatego, że umie grać w piłkę nożną. Musimy pamiętać, że wybory wygrywa się dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla wyborców danej partii. Koalicje dużo łatwiej tworzyć wokół spraw niż wokół ludzi. Dziś taką sprawą, która może zrewolucjonizować nasz kraj, jest lansowana przez rząd ustawa żłobkowa. My nie potrzebujemy kolejnego muzeum, my potrzebujemy ustawy żłobkowej, bo mamy niż demograficzny. – W jaki sposób przestawić polityków z działań nastawionych na utrzymanie władzy na działania na rzecz Polski i Polaków? – Mieliśmy rząd premiera Buzka, który szedł do władzy i zrobił cztery wielkie reformy. Było wiadomo, że po przeprowadzeniu tych reform, które uderzą w wiele grup interesów, które przemeblują kraj, Buzek straci. Przegrał. Był oceniany jako jeden z najgorszych premierów. Dziś jest uznany za męża opatrznościowego. Można iść do władzy z takim przeświadczeniem, że pewne rzeczy trzeba zrobić nawet za cenę utraty władzy. Taką postawę reprezentował Jerzy Buzek. Dziś ludzie są mu wdzięczni za to, co zrobił. Z drugiej strony są sytuacje, kiedy trzeba spróbować znaleźć balans między koniecznymi reformami a troską o tych, którzy w wyniku tych reform mogą stracić i w takiej sytuacji jest rząd Tuska. Dziś krytykuje się ten rząd, że nie robi wielkich reform. Minister Boni uczciwie powiedział: możemy to zrobić, ale zaraz potem będziemy musieli zwijać żagle. My chcemy rządzić w dłuższej perspektywie. Nie mamy noża na gardle, tak jak miał go Buzek. Dziś możemy sobie pozwolić, żeby rozłożyć reformy w czasie. Nie uważam, że dobry polityk to taki, który reformuje nie patrząc na koszty. Jestem za uprawianiem polityki, która liczy się z człowiekiem. Człowiek ma być drogą państwa, a nie państwo drogą człowieka. – Czy ma Pan jeszcze jakąś wielką myśl? – Masy bez idei są ślepe, idee bez mas są bezsilne. Ta zasada dotyczy poziomu ogólnopolskiego i samorządowego. Żeby działać trzeba myśleć. Instytut Obywatelski Platformy Obywatelskiej Rzeczypospolitej Polskiej Instytut Obywatelski stanowi ekspercki think tank badawczo-analityczny. Głównym celem Instytutu Obywatelskiego jest promowanie i upowszechnianie idei obywatelskości, wskazanie konieczności zaangażowania obywateli w życie publiczne, wypracowanie mechanizmów współpracy umożliwiających i rozwijających kooperację pomiędzy politykami różnych szczebli, przedstawicielami mediów i obywatelami. Dlatego działalność Instytutu sprowadza się między innymi do: prowadzenia projektów badawczych i analitycznych pomagających budować autentyczne społeczeństwo obywatelskie, inicjowania debat społecznych angażujących polityków różnych szczebli, dziennikarzy, naukowców, przedstawicieli organizacji pozarządowych i działaczy społecznych, a także samych obywateli, wskazywania zagrożeń dla jakości życia publicznego, proponowania usprawnień i wypracowania narzędzi wspomagających rozwój społeczeństwa obywatelskiego.