Polityczny konkurent nie jest wrogiem

Transkrypt

Polityczny konkurent nie jest wrogiem
Parytety
i kobiety
OFENSYWA W SEJMIE
Nr 11/37
listopad 2010
egzemplarz
bezpłatny
ISSN: 1897-936X
OGÓLNOPOLSKA
GAZETA
PLATFORMY
OBYWATELSKIEJ
PO
P
olityka to także sztuka rozpychania się łokciami i nie ulega wątpliwości, że w tej konkurencji
nasi panowie są o niebo lepsi. Dlaczego? Ano m.in. dlatego, że płeć
piękna tak jest skoncentrowana na
podporządkowaniu sobie tych facetów
w życiu prywatnym, że nawet największy demokrata (o domowych satrapach i zwolennikach
tzw. tradycyjnego modelu
podziału ról tu nie myślę)
chce mieć kawałek przestrzeni, w której to on,
a nie ona, jest górą.
Student z profesorem
razem budują satelitę
MINISTER O REFORMACH
Iwona Śledzińska-Katarasińska
str. 9
N
ajwiększym sukcesem ostatniego 20-lecia jest pięciokrotny
wzrost liczby studentów. Ale
w tym samym czasie przybyło tylko
kilka procent pracowników naukowych. Kadra pracuje na dwóch lub
trzech etatach. To powoduje, że na
niektórych kierunkach poziom pozostawia wiele do życzenia. Masowość
kształcenia doprowadziła do tego, że
relacje mistrz – student zostały zaburzone. To musi się zmienić – zapowiada prof. Barbara Kudrycka,
minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Czytaj str 3.
Polityczny konkurent nie jest wrogiem
Wyplenić nienawiść
Premier Donald Tusk przemawiał z trybuny sejmowej wyraźnie poruszony łódzką tragedią
Jest nam wszystkim bardzo, bardzo
przykro, że po tak wielu latach w Polsce
znowu doszło do takiego zdarzenia. Bo
rzeczywiście Polska była i w Europie,
i na świecie krajem dość wyjątkowym
w sensie pozytywnym. Aktów przemocy
o podłożu politycznym było relatywnie
niedużo, a zamachów czy ataków, których efektem była śmierć człowieka,
było bardzo niewiele.
Takie akty przemocy zawsze
budzi³y g³êbokie poruszenie w skali
ca³ego narodu. I tak jest, jak s¹dzê,
równie¿ teraz.
W naszej tradycji le¿y, ¿eby w obliczu śmierci dawaæ œwiadectwa solidarności, mi³oœci i wzajemnego
wsparcia. To, co najgorsze mog³oby
nam siê zdarzyæ, to gdybyœmy z tej
œmierci wyci¹gnêli fa³szywe wnioski.
Bo jeœli tak by siê mia³o staæ, ¿e po
tym zdarzeniu nie zmienimy siê na
lepsze, to nie chwa³a, a hañba bêdzie
towarzyszy³a polskiej polityce i nam
wszystkim.
Po zdarzeniach w biurze PiS
w £odzi powinniœmy od³o¿yæ pokusê
„kiczu pojednania” i wejœæ na trudn¹
drogê poprawy jêzyka i intencji. Jeœli
potrafimy sobie wyt³umaczyæ, ¿e nie
chodzi o polityczne gesty, wtedy ta
œmieræ nie bêdzie znakiem triumfu
tego, co z³e w ka¿dym cz³owieku
i tego co siê objawi³o w tym morderstwie w sposób przygnêbiaj¹cy
ka¿dego Polaka.
Czy mo¿na wypleniæ nienawiœæ
i twarde, ciê¿kie oskar¿enia, które pojawiaj¹ siê w jêzyku debaty publicznej
nieustannie? Wydawa³oby siê to marzeniem irracjonalnym, ale uda³o siê
wypleniæ z debaty publicznej antysemityzm. Widaæ wyraŸnie, jak poprawny jêzyk potrafi te¿ naprawiaæ
FOTO SŁAWOMIR KAMIŃSKI/AGENCJA GAZETA
ludziom dusze i serca. Wiemy, ¿e
Jeœli nie zmienimy siê na lepsze,
spory, ró¿nice zdañ, pogl¹dów, nawet to bêdzie nam towarzyszy³a hañba.
bardzo ciê¿kiego kalibru, to jest A wyborcy od nas oczekuj¹ powagi,
w ogóle istota demokracji, polityki. spokoju i odpowiedzialnoœci – poJednym z fundamentów kultury de- wiedzia³ premier Donald Tusk w sejmokracji jest fakt, ¿e polityczny kon- mowej informacji o dzia³aniach rz¹du
kurent to nie jest wróg, którego trzeba po ataku na biuro PiS w £odzi.
zniszczyæ s³owem albo czynem.
Co na ten temat powiedzia³ prezes
¯e polityczny konkurent to nie Kaczyñski str. 2.
jest œmiertelny przeciwnik, którego
Premier Tusk odpowiedzia³ na
trzeba zdyskwalifikowaæ epitetem, s³owa Kaczyñskiego w kuluarach: Nie
ciê¿kim oskar¿eniem, bolesn¹ insy- mo¿e byæ tak, ¿e prezes du¿ej partii
nuacjê, a w sytuacjach skrajnych, mówi o premierze czy prezydencie:
kiedy
mamy dozczynienia
z ob³êdem
ruskiTuskiem
agent czy zdrajca.
Rozmowa
premierem
Donaldem
– str. 3, 4, 5
nienawiœci, nawet zamachem.
2
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
listopad 2010
Z PRASY
Wildstein
o premierze Tusku
Nadszedł czas na zbudowanie
solidarności energetycznej
– nagroda dla polskiego europosła
– Wspólna Europa zaczęła się od budowania Europejskiej Wspólnoty
Węgla i Stali. Teraz nadszedł czas na
zbudowanie solidarności energetycznej naszego kontynentu. Musimy się
uniezależnić od szantażu dostawców.
Głównym zadaniem jest stworzenie
z UE lidera technologii odnawialnej,
czyli zielonej energii – pisze na swojej stronie internetowej Bogusław
Sonik, europoseł Platformy Obywatelskiej.
29 września z rąk Jose Manuela
Barroso odebrał kryształową statuetką w kształcie gwiazdy, za „pracę
nad raportem na temat kompetencji UE w nadzorze i inspekcji platform wiertniczych na wodach
europejskich”. Bogusław Sonik,
laureat w kategorii Energia, jest jedynym nagrodzonym w tym roku
posłem z Polski.
Anglojęzyczny wydawany w Brukseli miesięcznik „The Parliament
Magazine” już po raz szósty nagrodził najlepszych eurodeputowanych,
wyróżniających się w poszczególnych dziedzinach aktywności.
Sonik w parlamencie europejskim zasiada już drugą kadencję.
Jest wiceprzewodniczącym komisji
ochrony środowiska Parlamentu
Europejskiego i opiniodawcą do
sprawozdania ws. bezpieczeństwa
dostaw gazu. Jako jedyny Polak jest
członkiem delegacji PE na szczyty
klimatyczne. Był jednym z pierwszych polskich posłów, którzy na
forum Parlamentu Europejskiego
informowali o zagrożeniach związanych z planami budowy Gazociągu Północnego.
- Po sześciu latach obecności
Polski w Unii Europejskiej i naszej
walki o bezpieczeństwo energetyczne Europa zaczęła wreszcie rozumieć nasz punkt widzenia i dostrzegać konieczność wzmocnienia
tej polityki.
Pierwszym poważnym krokiem
w tym kierunku było przyjęte niedawno przez europarlament rozporządzenie o bezpieczeństwie dostaw gazu, które określa sposób
unijnej reakcji na ewentualne kryzysy gazowe i postuluje poszanowanie solidarności energetycznej
pomiędzy poszczególnymi krajami
wspólnoty – twierdzi europoseł
Sonik.
Polskie media odnotowały nagrodę dla Bogusława Sonika, ale
nie poświęciły jej wiele miejsca.
Z bezpieczeństwem energetycznym w kategorii news zdecydowanie wygrywają takie wydarzenia jak
założenie kolejnej partyjki z marginesu politycznego, Taniec z gwiazdami albo marsz z pochodniami.
AT
N
20 października prezydent Bronisław Komorowski odsłonił
w Sejmie pamiątkową tablicę ku pamięci 18 parlamentarzystów, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Marszałek
Sejmu Maciej Płażyński został dodatkowo uhonorowany
tablicą przy marszałkowskim wejściu do sali posiedzeń.
FOTO PO
N
„Szkło kontaktowe” trzeba zlikwidować
ie chcę zajmować się banalnymi przykładami, cytatami
z Palikota, Niesiołowskiego,
choć istnieje niewątpliwy związek
między wydarzeniem a tymi cytatami.
Zajmę się sprawami poważnymi.
Mamy do czynienia z potężnym
atakiem nie na partię polityczną, ale
na wielką część społeczeństwa, na
ludzi, którym się odmawia praw obywatelskich. „Zabierz babci dowód”.
Mówią, że na moją partię głosują ludzie ze wsi. A oni nie mają praw obywatelskich? Że nasz elektorat jest
bardziej religijny. Jego prawa powinny
być podważane? Takie same prawa
mają lepiej i gorzej wykształceni, wierzący i niewierzący, atakowani przez
Tuska ze skutkami, które skończyły
się jedną wielką tragedią i teraz drugą.
Pytamy o praworządność. Czy
obywatele mają równe prawo do
ochrony. A co działo się pod krzyżem?
Ludzie byli bici, było gaszenie papierosów na szyjach modlących się ko-
biet, oddawanie moczu na palące się
znicze. Była policja, nie było interwencji, widać miała taki rozkaz.
Bez prawdy nie ma możliwości
funkcjonowania demokracji. W demokracji funkcjonuje prawda i mechanizm kontrolowania tej prawdy.
Przedstawianie manifestacji 10 października jako faszystowskiej z1933
roku, żądanie Trybunału Stanu. Ten
potworny lęk przed katastrofą smoleńską, ta furia, która wybuchła, to był
atak na prawdę, kampania przeciwko
mnie (…) Szkło kontaktowe trzeba
zlikwidować, Polska nie może z tym
funkcjonować normalnie (...) pojęcie
NARÓD jest dla was za trudne.
PiS i PO mają radykalnie odmienne programy. Podział istnieje
i jest ogromny. Czy ten podział musi
prowadzić do napięć, które wystawiają prezydenta na lot osobny, zamiast wspólnego lotu?
Jarosław Kaczyński
w Sejmie 20.10.10
Lady Zgaga z chórem i zdradziecki kot
awołując do politycznego niewykorzystywania łódzkiej tragedii, Donald Tusk zastosował
tę samą strategię co w wypadku katastrofy smoleńskiej. Nie wykorzystywać politycznie, czyli nie rozliczać z
niczego rządzących. Atrakcyjny to
program dla nich i wspierających ich
środowisk.
Bronisław Wildstein, Rzeczpospolita 21.10.2010
Tusk o słowach
Kaczyńskiego
G
dyby polska polityka miała
wyglądać tak, że każda wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego
spotyka się z symetryczną odpowiedzią, to mielibyśmy piekło na ziemi.
Donald Tusk, Gazeta Wyborcza 21.10.2010
Warzecha
o talentach premiera
D
onald Tusk zajął się nawoływaniem o umiarkowanie,
o stonowanie nastrojów,
o wygaszenie emocji. Apogeum było
jego wczorajsze wystąpienie w Sejmie, dobrze wyćwiczone aktorsko.
Z etycznego i faktycznego punktu widzenia był to popis rzadkiej hipokryzji. Oto bowiem szef Stefana
Niesiołowskiego, Kazimierza Kutza
i dawniej posła z Lublina zbolałym
tonem wywodzi, że chrześcijańska
postawa polega na szacunku dla czyjejś śmierci.
Łukasz Warzecha, Rzeczpospolita 21.10.2010
NOTATKI BIEŻĄCE JACKA FEDOROWICZA
S
łynny agent Piękny Tomek już nie
pracuje w CBA, przeszedł na emeryturę. CBA odetchnęło. Dotychczas musiało trzymać w rezerwie spore
kwoty, by w razie intensywniejszych działań operacyjnych agenta Tomka mieć
z czego płacić alimenty.
W trakcie swego przemówienia
w Kongresowej Janusz Palikot wyraził się
z dezaprobatą o znacznej nadwadze zauważalnej u przeważającej większości
wysoko postawionych przedstawicieli
pewnego środowiska. Ten akurat fragment
wypowiedzi nie pozostał bez echa. Już
prawie każda kuria zatrudnia ojca dietetyka i księdza instruktora fitness.
Jarosław Kaczyński zawiesił w prawach członka partii swego jedynego kota.
Pod zarzutem, że miauczał zbyt liberalnie
i łasił się do Kluzik-Rostkowskiej. Nawiasem mówiąc Kluzik-Rostkowska po
swych śmiałych wypowiedziach zyskała
w partii przydomek Luzik-Rostkowska.
Prezesowi naraziła się szczególnie, gdy
w zeszłym tygodniu przez pomyłkę powiedziała o panu Komorowskim „prezydent”, którym to pan Komorowski nie jest
i nigdy nie będzie.
Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu, w którym wyjaśnił, że mówiąc o rosyjsko-niemieckim kondominium, jakim
stała się Polska, miał na myśli nie tylko
utratę suwerenności, ale i upadek moralny.
Kraj, w którym popiera się środki antykoncepcyjne, to przecież kondom-inium.
Karty bankomatowe stały się tak popularne, że już prawie każdy obywatel
ma swój numer PIN. Jarosław Kaczyński
żałuje, że gdy był przy władzy, nie zdążył
wprowadzić zasady, że każdy obywatel
ma przydzielony obok numeru PIN, także
numer IPN.
Weszliśmy w posiadanie sensacyjnego
materiału. Jest to cudem zdobyta kopia
zapisków Jarosława Kaczyńskiego dokonanych w jego osobistym notatniku. Okazuje się, że Jarosław Kaczyński ma już
zaplanowane kolejne metamorfozy. Zapisał je sobie w celu uniknięcia pomyłek,
przypadkowych powtórzeń, a pewnie
także po to, by po prostu nie zapomnieć.
Oto daty przeistoczeń i opisy najbliższych
wcieleń:
29 X – refleksyjny intelektualista
z kompleksami
3 XI – bezwzględny bojownik
o prawdę
1 XII – neurastenik, drobny, w okularach, bierze prochy
11 XII – postawny blondyn metr
dziewięćdziesiąt, zna karate
21 XII – ateista, antyklerykał
Tyle na razie.
Z ostatniej chwili. „Ojczyznę wolną
racz nam wrócić Panie” zaśpiewał na Krakowskim Jarosław Kaczyński wraz z chó-
rem niezmieszanym. Potem doszedł do
wniosku, że powinien być konsekwentny
i zszedł do podziemia. Stamtąd będzie
kierował partyzantką i wysadzał pociągi.
I jeszcze garść informacji ze świata
pop-kultury. Pewna piosenkarka postanowiła zrobić karierę szczerze przyznając
się do swego trudnego charakteru. Przybrała pseudonim artystyczny Lady Zgaga.
Ogromny aczkolwiek zupełnie niespodziewany sukces frekwencyjny odniósł
wznowiony niedawno film dokumentalny
Jana Łomnickiego o życiu słynnego komika Adolfa Dymszy, zatytułowany „Pan
Dodek”. Tłumy widzów szturmowały
kino, ponieważ rozeszła się plotka, że to
film o pierwszym mężu Dody.
Licząc na podobną pomyłkę w nadchodzących wyborach na stanowisko prezydenta Krakowa kandyduje działacz
PiSu pan Duda.
PO
OGÓLNOPOLSKA
GAZETA
PLATFORMY
OBYWATELSKIEJ
Biuletyn przeznaczony do użytku
wewnętrznego, kolportowany bezpłatnie.
Wydawca:
Platforma Obywatelska RP
ul. Andersa 21, 00-159 Warszawa
Redakcja:
Elżbieta Misiak-Bremer (redaktor naczelna)
Projekt i opracowanie graficzne:
Jacek Gałązka, exPress
www.ex-press.com.pl
Adres do korespondencji:
ul. Marszałkowska 87 m. 85
00-683 Warszawa
e-mail: [email protected]
Naukę widzę wspaniałą
listopad 2010
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
3
Trzeba podnieść jakość kształcenia i poziom badań naukowych
Rozmowa z profesor Barbarą
Kudrycką, minister Nauki
i Szkolnictwa Wyższego.
– Pani młodsza córka dopiero przymierza się do
studiów. Będzie studiowała w Polsce?
Bardzo bym chciała. Ona też by
chciała? Ma jeszcze trzy lata na decyzję. Ale prawdą jest, że dzieci wielu
profesorów studiują za granicą.
– Dlaczego?
– Zwłaszcza profesorowie mają
pełną świadomość, że ich dzieci gruntowne wykształcenie mogą uzyskać za
granicą na renomowanych uczelniach.
I myślę tu nie tylko o London School
of Economic, Oxford czy Cambridge.
Nawet nie tak sławne, mniej znane
uczelnie francuskie czy niemieckie są
dużo wyżej w rankingach niż polskie.
Nasze są w czwartej setce.
– Bywało lepiej.
– Problem narodził się, kiedy rozpoczęło się kształcenie masowe. Liczba
studentów wzrosła pięciokrotnie,
a przybyło tylko kilka procent pracowników naukowych. Kadra pracuje na
dwóch lub trzech etatach. Na niektórych kierunkach poziom pozostawia
wiele do życzenia. Sztywne standardy
nauczania ustalane przez ministra, doprowadziły do tego, że uczelnie wyższe
traktowane są jak szkoły. Wystarczy
zrealizować program i kropka. A przecież studentów należy kształcić poprzez
włączenie ich w proces badawczy, np.
wówczas, gdy profesor ze studentem
buduje satelitę czy tworzy materiały
przyszłości na biotechnologii. Włączenie w proces badawczy następuje także
wtedy, gdy studenci uczestniczą w zbieraniu i opracowywaniu materiałów
źródłowych w badaniach humanistycznych lub społecznych. Masowość
kształcenia zaburzyła relacje mistrz
– student. Nawet niekiedy na studiach
magisterskich jest bardzo wielu studentów, którzy mają znikomy kontakt
z profesorami i z rzadka możliwości indywidualnej współpracy. To musi się
zmienić.
–Skorotakbrakujekadryczydobrympomysłem
było otwarcie Uniwersytetu np. w Szczecinie?
– Uważam, że każde wykształcenie
wyższe wnosi pewną wartość dodaną w
rozwój człowieka. Nawet zdobyte na
mniejszej uczelni o niższej renomie.
Jeśli chodzi o Szczecin, to ten ośrodek
w pełni zasługuje na uniwersytet. To
duże miasto, które powinno być ośrodkiem akademickim. Ma potencjał wystarczający, aby zbudować kadrę. Może
znakomicie współpracować także z wieloma uczelniami z Niemiec ze względu
na położenie geograficzne. Wszystko
zależy od tego jak się inwestuje w kadry.
To dobrze, że powstały nowe uniwersytety, że stworzono Państwowe Wyższe
Szkoły Zawodowe, a także że powstało
wiele uczelni niepublicznych. To największy sukces ostatniego 20-lecia, że
mamy tak wysoki postęp skolaryzacji.
Teraz musimy ten sukces ilościowy
przekuć w jakościowy.
–Toczemujestznaszymiuczelniamitakźle,skoro
jest tak dobrze?
– Nie nastąpiło jeszcze przeorientowanie na konkurowanie jakością. Do
tego dochodzi czynnik obiektywny,
– Od kiedy?
– Reforma szkolnictwa wyższego,
która jest obecnie przedmiotem prac
w Sejmie, według naszych zamierzeń
ruszy od 1 października 2011 roku, po
tym, jak obecnie od 1 października tego
roku weszła w życie reforma nauki,
z nowymi zasadami finansowania
badań naukowych, zmianami w Polskiej
Akademii Nauk i działaniu instytutów
badawczych, czyli dawnych jednostek
badawczo-rozwojowych. Oczywiście
wiele z zamierzeń poprawiających jakość i konkurencyjność w szkolnictwie
wyższym realizujemy już od pewnego
czasu, jak choćby program kierunków
zamawianych czy też poprawa jakości
dydaktyki finansowana z funduszy
strukturalnych. Ambitne uczelnie mogą
więc się reformować już dziś.
Pakt dla
polskiej nauki
Pakiet sześciu ustaw został przyjęty
przez Sejm przytłaczającą większością
głosów. Reforma wprowadza zasady
projakościowego finansowania nauki
na zasadach otwartej konkurencyjności,
rzetelności i przejrzystości. Na szczególne wsparcie mogą liczyć młodzi wybitni naukowcy.
Nowo powołane Narodowe Centrum Nauki to instytucja, w której wybitni uczeni i eksperci zdecydują o
rozdziale publicznych środków. Minimum 20 proc. swoich środków przeznaczać będzie na badania prowadzone
przez początkujących naukowców. Zreformowane Narodowe Centrum Badań
i Rozwoju odpowiada za kreowanie
strategicznych dla rozwoju Polski programów badań oraz za finansowanie
badań wdrożeniowych. Jego zadaniem
jest włączanie podmiotów gospodarczych we współpracę z sektorem nauki.
O środki na badania mogą występować nie tylko jednostki naukowe,
uczelnie, ale także osoby fizyczne.
Ważną rolę w nowym systemie pełnić
ma Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych. Jego zadaniem będzie rzetelna
ocena jakości i efektów badań naukowych. Reforma wprowadziła zakaz
podległości służbowej osób spokrewnionych i spowinowaconych w instytutach naukowych. Pozwoli to na
skuteczną walkę z nepotyzmem i budowanie karier naukowych wyłącznie
w oparciu o naukowe sukcesy.
Nowe prawo wzmacnia też walkę
z plagiatami i nieuczciwością naukową.
Przy Polskiej Akademii Nauk powstanie
Komisja ds. Etyki w Nauce. W ślad za
pakietem ustaw naukowych, który
wszedł w życie 1 października, do
Sejmu trafił pakiet nowelizacji reformujących szkolnictwo wyższe i karierę
akademicką.
jakim jest niż demograficzny. Z roku
na rok coraz mniej maturzystów będzie
podejmować studia. Uczelnie muszą
przestać się skupiać na marketingu nakierowanym na pozyskanie jak największej liczby studentów, a zacząć
pracować nad jakością badań i kształcenia, aby w ten sposób budować
własną markę i pozycję w systemie
szkolnictwa polskiego i europejskiego.
Wsparcie państwa dla uczelni będzie
wkrótce bardziej zróżnicowane i oparte
na kryteriach jakości. Dodatkowe
środki będą mogły uzyskiwać jednostki najlepsze, zarówno publiczne, jak
i niepubliczne.
– I wtedy te słabe znikną z rynku same.
– Efektem naszych reform nie ma
być znikanie uczelni publicznych czy
niepublicznych, ale podnoszenie jakości kształcenia i badań naukowych. My
gwarantujemy cały czas tę samą pulę finansowania na dydaktykę i funkcjowanie uczelni, a do najlepszych trafią
środki dodatkowe z nowego funduszu
projakościowego. Oczywiście uczelnie
powinny szukać jeszcze innych środków poprzez znalezienie odpowiedniego profilu czy wykorzystanie
Minister Barbara Kudrycka ma nadzieję, że kiedy za trzy lata jej
córka dostanie się na studia, zauważy skutki reformy
specyfiki regionu. Duże uczelnie uniwersyteckie, które chcą kształcić humanistów,
przyszłych
nauczycieli,
przyszłych prawników, powinny dalej
funkcjonować, ale dbając o to, aby wpisywać się w potrzeby regionu.
Uczelnie na zachodzie Polski mogą
np. ocenić, że potrzebna jest w większym zakresie germanistyka, a na
wschodzie nauczanie języka rosyjskiego. Natomiast te mniejsze uczelnie,
także
uniwersytety
przymiotnikowe, PWSZ-y, niektóre politechniki
powinny jeszcze precyzyjniej odpowiadać na potrzeby rynków lokalnych i do
nich dopasowywać swoje programy.
Powinny współpracować z samorządami w opracowywaniu strategii na
przyszłość i do tej strategii dopasowywać kierunki studiów. Na wschodzie
jest zapotrzebowanie na kształcenie
przyszłych celników ze względu na
wspólną granicę UE. Kierunki kształcące ekspertów w produkcji ekologicznej żywności powinny powstawać na
uczelniach ulokowanych w bliskości
obszarów rolniczych. Tam, gdzie są pokłady bogactw naturalnych – powinni
być kształceni chemicy, geologowie. To
też sposób na uniknięcie bezrobocia
– I samodzielnie starać się o środki, których im,
jak mówią, brakuje, zwłaszcza na badania?
– Granty na badania wszędzie na
świecie uzyskuje się w ramach konkursów. Podobną praktykę upowszechniamy już od kilku lat w Polsce, a wraz
z wejściem reformy nauki 1 października br. czynimy z tego naczelną zasadę
w dystrybucji środków. Ogromne kompetencje przekazujemy bowiem dwóm
niezależnym agencjom płatniczym: nowemu Narodowemu Centrum Nauki
w badaniach podstawowych oraz Narodowemu Centrum Badań i Rozwoju
w naukach wdrożeniowych.
To naukowcy i eksperci poprzez
przejrzyste procedury konkursowe
będą przyznawać środki na badania.
Takie mechanizmy są szczególnie istotne wobec rosnących nakładów na
naukę – w porównaniu z 2007 rokiem
obecnie w budżecie, mimo kryzysu,
mamy na naukę 2 mld zł więcej. Reforma nauki ma także pomóc w odwróceniu niekorzystnych proporcji
udziału sektora prywatnego w finansowaniu badań. W najwyżej rozwiniętych państwach ten poziom sięga
nawet 70 procent, podczas gdy w Polsce jest to tylko 30 procent.
–PowtarzaPaniMinister,żeuczelniepowinny,ale
czy to zrobią?
– Myślę, że coraz więcej uczelni
widzi taką potrzebę, a przede wszystkim
szansę na własny rozwój.
– Kiedy pracownicy nauki zaczną się cieszyć nie
tylko prestiżem, ale i dobrymi zarobkami?
– Już tak jest. Od lat profesorowie
to najbardziej szanowana grupa zawodowa. A pęd młodych Polaków do wiedzy przyczynił się do niespotykanego
rozwoju nauki, a tym samym stworzenia jej pracownikom dodatkowych
szans awansu. Znakomici naukowcy
świetnie odnajdują się w warunkach
konkurowania o środki z funduszy
strukturalnych i czerpią z tego satysfakcję, także finansową. Nowelizacja prawa
o szkolnictwie wyższym pozwoli rektorom swobodnie ustalać pensum. To pozwoli różnicować zarobki kadry
w zależności od jakości pracy.
– A co ich do tego zmusi?
– Obiektywne uwarunkowania, jak
rosnąca konkurencja, a także narzędzia,
które gwarantujemy w reformie. Mam
na myśli przede wszystkim autonomię
programową. Każda uczelnia stworzy
własne interdyscyplinarne nowatorskie
kierunki studiów. Środowisko naukowe
będzie mogło wykorzystać swoją kreatywność i ogromny potencjał, aby przygotować nowe kierunki. Ale też weźmie
na siebie więcej odpowiedzialności za jakość kształcenia i przyszłe zawodowe
losy absolwentów.
– Czy za trzy lata, kiedy Pani córka zostanie studentką, zauważy już efekty reform?
– Gros szkół już weszło na ścieżkę
reform i odważnej konkurencji. Od samych uczelni zależy, na ile skorzystają
z szans, jakie daje reforma, takich jak
swoboda programowa. Jestem przekonana, że za trzy lata na ambitnych najlepszych uczelniach ambitni, zdolni
studenci będą mogli realizować swoje
naukowe pasje pod okiem uczonych
mistrzów i to w najnowocześniejszych
laboratoriach. To tyleż optymistyczna,
co realna wizja. Beata Ostrowska
FOTO ANDRZEJ STAWIŃSKI/REPORTER
wśród absolwentów. Ważnym sposobem pozyskiwania dodatkowych środków, a jednocześnie wkładem w rozwój
kraju i regionów, powinna być także komercjalizacja wyników badań. Jesteśmy
właśnie w przededniu prezentacji przewodnika po komercjalizacji dla uczelni,
który pomoże im w przekładaniu osiągnięć naukowych na sukces komercyjny.
4
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
listopad 2010
Poseł Sławomir
Rybicki , młodszy
brat śp. Arkadiusza
Rybickiego wspomina tragicznie
zmarłego
w katastrofie smoleńskiej brata.
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz?
“
FOTO WITOLD ROZBICKI, MICHAŁ SZLAGA/REPORTER
W działalności Arama nie można się było doszukać śladów cynizmu
Niełatwo mi mówić o Aramie, moim
starszym bracie, bo to był brat, który
wskazywał drogę i – jak mówi poeta
– prostował ścieżki…
Gdy myślę o Aramie jako o parlamentarzyście – to przede wszystkim
widzę go na trybunie sejmowej
w chwili, gdy przedstawiał projekt nowelizacji ustawy o IPN. To była
sprawa, która absorbowała go do
ostatniego niemal dnia. Ważny projekt. Chodziło przede wszystkim
o odpolitycznienie tej instytucji, o wyeliminowanie z życia politycznego gry
teczkami, która przez lata zatruwała
atmosferę w Polsce.
Jego poglądy na lustrację ewoluowały, początkowo był dość radykalnym jej zwolennikiem, ale wraz
z upływem czasu przekonał się, że
losy ludzkie mogą być bardziej skomplikowane niż to się na pierwszy rzut
oka wydaje: ta sama osoba może najpierw zachować się źle, szczególnie
jeśli była nękana i szantażowana,
a potem wykazać się heroizmem. I że
materiałów z ubeckich archiwów nie
można traktować jak prawdy objawionej. A że tak je traktowano – dowodów mieliśmy aż nadto.
Zaangażował się zatem w projekt
nowelizacji tej ustawy z wielkim zapałem i przekonaniem. Mówił: Polska
wbrew temu o czym chce nas przekonać IPN, nie jest krajem agentów, ale
ludzi, którzy stawili czoło komunizmowi.
I był w tym, co mówił wiarygodny,
bo stał za nim cały jego wspaniały życiorys. Widzę go więc na trybunie sejmowej, gdy przekonuje do swojego
projektu, mówi o tym, że należy ograniczyć wpływ polityków na Instytut
Pamięci Narodowej i przekazać kompetencje środowiskom akademickim.
Tu przerywa mu poseł Pięta wołając:
Agenturze! Oddajecie IPN w ręce esbeckich agentów! Słyszę posła Girzyńskiego krzyczącego: Tusk na
prezesa IPN!!! I głos z sali: A gdzie
tam Tusk, lepszy Kiszczak!!! I znowu
Girzyński: Wybierzmy Kiszczaka!
Aram był bardzo wrażliwym człowiekiem, może nawet zbyt wrażliwym
na polityka i choć nie pokazywał tego
po sobie, bardzo te ataki posłów
Prawa i Sprawiedliwości przeżywał.
Ale odważnie stawiał im czoło, bo był
przekonany, że ma rację. Tak, Aram
był człowiekiem odważnym. W PRL
szedł pod prąd i płacił za to wysoką
cenę. Także w wolnej Polsce, do powstania której walnie się przyczynił,
nie wahał się głosić swoich poglądów,
nieraz niepopularnych, choć narażał
się przez to na brutalne ataki.
Gdy myślę o Aramie jako o parlamentarzyście to nasuwa mi się jeszcze jeden przykład jego stylu
działania. Chodziło także o sprawę
budzącą wielkie namiętności, a mianowicie o święto Trzech Króli.
Jak pamiętamy, pod projektem
obywatelskim, w którym domagano
się przywrócenia 6 stycznia dnia wolnego od pracy, zebrano ponad siedemset tysięcy podpisów. Projekt
w Sejmie został odrzucony głównie
głosami PO. Uważaliśmy, że Polski
nie stać, szczególnie w dobie kryzysu,
na dodatkowy wolny dzień. Nic nie
mieliśmy oczywiście i nie mamy przeciwko samemu świętu Trzech Króli.
Pamiętam od dzieciństwa, że cała
nasza rodzina uczestniczyła w tym
dniu w mszy świętej, a mama przygotowywała bardziej uroczystą kolację.
Jeden z posłów PiS, nawiasem mówiąc mieszkający kiedyś przy tej
samej ulicy co rodzina Rybickich,
publicznie zarzucił Aramowi sprzeniewierzenie się tradycji i przypomniał, że kiedyś spotykali się w tym
dniu w kościele. Bardzo to Arama dotknęło, bo był człowiekiem głębokiej
wiary. Nie obnosił się z nią jednak
i nie wykorzystywał w sejmowych pyskówkach.
Platforma zaproponowała kompromisowe rozwiązanie. Referował je
właśnie poseł Arkadiusz Rybicki. Zaproponowaliśmy wprowadzenie dnia
wolnego od pracy 6 stycznia, ale jed-
Miał nadzieję,
że zamieni parę
zdań z Leszkiem
Kaczyńskim,
znajomym z celi
w Strzebielinku.
Nie dowiemy
się, czy tak się
stało
Arama parlamentarzysty – o stoczniowych dźwigach. Bardzo zabiegał o ich
ocalenie jako swoistego pomnika
Sierpnia 1980 roku. Bo polityka historyczna była dla niego bardzo ważna,
wbrew próbom zawłaszczenia jej przez
jedną tylko opcję polityczną. Był historykiem z wykształcenia, kochał
Gdańsk i chciał, by nie zatracił swojego
charakteru i na zawsze pozostał miastem Solidarności.
Ale wracam do Sejmu. Mało się
mówiło o tym, że Aram jako poseł nie
zapominał o tych dawnych opozycjonistach, którym nie powiodło się
w życiu, którzy nie radzili sobie
w wolnej Polsce. W imieniu Komisji
Sprawiedliwości i Praw Człowieka
występował dla nich o pomoc materialną, a także o przedłużenie okresu
wypłacania odszkodowań osobom represjonowanym w PRL.
Mówiąc o Aramie, nie mogę pominąć Solidarności, bo Aram od momentu namalowania tablic z postulatami pozostał wierny pannie S.
Przyczynił się do powołania Europejskiego Centrum Solidarności, uznając je za instytucję ważną dla
zachowania pamięci o kraju i mieście,
w którym „wszystko się zaczęło”. Domagał się na forum parlamentarnym
zwiększenia dotacji państwowych na
rozwój i działalność ECS.
A skoro mówię o ECS, którego
siedziba, jak wiemy, znajduje się na terenie stoczni, to muszę jeszcze
wspomnieć – choć to już nie dotyczy
Aram był posłem drugą kadencję. Tak się złożyło, że to ja, młod-
nocześnie zniesienie przepisu nakazującego dawanie pracownikom dnia
wolnego w zamian za święto przypadające w sobotę.
Wydawałoby się, że wszyscy powinni być zadowoleni, a tymczasem
posłanka Paluch wołała:
– To odwracanie kota ogonem!
– Inni buczeli. Był to już jednak tylko
dowód ich bezradności i naszego sukcesu. W 2011 roku dzień 6 stycznia
będzie już dniem wolnym od pracy.
Aram był też przewodniczącym
Parlamentarnego Zespołu na rzecz
Osób z Autyzmem. To zrozumiałe, że
interesował się tą tematyką, wiedział
bowiem co znaczy autystyczne
dziecko w rodzinie i starał się jak
mógł wpłynąć na zmianę ustawodawstwa tak, by pomóc rodzinom borykającym się z problemami autyzmu
na co dzień. Poseł Sławomir Piechota,
sam poruszający się na wózku inwalidzkim, przewodniczący komisji Polityki Społecznej i Rodziny, z którym
Aram blisko współpracował, mówił
mi, że go podziwiał, bo Aram bardzo
kochał swojego syna i nigdy nie traktował swojego doświadczenia w kategoriach pokrzywdzenia przez los,
a tak właśnie często bywa w rodzinach dzieci niepełnosprawnych. Zabiegał o możliwość edukacji dzieci
autystycznych, o leki i inne sprawy
ważne dla chorych. Podjął starania, by
Sejm przyjął Kartę Praw Osób z Autyzmem. Nie zdołał już tej sprawy doprowadzić do finału…
szy brat, znalazłem się w parlamencie wcześniej i ja wprowadzałem go
do Sejmu. Ale właściwie nikt nie
musiał mu pomagać, był od dawna
politykiem samodzielnym, twórczym, mającym szacunek w wielu
środowiskach. Był też politykiem
poważnym, co dziś nie jest częste.
Czy widzieliście kiedyś Arama
uczestniczącego w telewizyjnych pyskówkach? Ja nigdy. Rzadko zabierał głos, ale gdy już to robił, mówił
o sprawach ważnych dla Polski i dla
Polaków.
I jeszcze jedno. Od lat pracuję
w Komisji Etyki Poselskiej, zdobyłem
dużą wiedzę na ten temat i proszę mi
wierzyć, że cynizm w działalności posłów jest często aż nadto widoczny.
Śladu cynizmu natomiast nie można
było znaleźć w działalności Arama.
Ani cynizmu, ani prywaty. Wszystko
pro publico bono.
Rozmawiałem z Aramem w piątek wieczorem przed wylotem do
Smoleńska. Był bardzo przejęty, bo
od dawna pragnął odwiedzić katyńską nekropolię. Mówił też, że cieszy
się z tej podróży, bo będzie miał
okazję porozmawiać w samolocie
z Januszem Kurtyką i wyjaśnić mu
pewne sprawy. Miał także nadzieję,
że zamieni parę zdań z Leszkiem
Kaczyńskim, starym znajomym ze
wspólnej celi w Strzebielinku.
Nigdy nie dowiemy się, czy tak
się stało.
I na koniec chciałbym przypomnieć fragment wiersza Cypriana
Norwida „Bema pamięci żałobny rapsod”, którego tytuł przywołał kiedyś
w Sejmie Aram, zabiegając o uczczenie Norwidowskiej rocznicy.
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają
około twoich kolan?
Miecz
wawrzynem
zielony
i gromnic płakaniem dziś polan,
Rwie się sokół i koń twój podrywa
stopę jak tancerz…
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz?
Zarząd
listopad 2010
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
5
Odpowiedzialni za Platformę
Przewodniczący i jego zastępcy
FOTO PO (5)
Przewodniczący
Donald Tusk
Donald Tusk – przewodnicz¹cy Platformy Obywatelskiej. Pe³ni tê funkcjê nieprzerwanie od 1 czerwca 2003.
W ostatnich wyborach 26
czerwca tego roku zdoby³ prawie 100
proc. g³osów. Z 875 delegatów na
zjazd krajowy, przeciwko jego kandydaturze g³osowa³o 11 osób,
a wstrzyma³y siê 3.
Donald Tusk jako przewodniczący PO nie jest specjalnie krytykowany. Jako premier zbiera lawinę
zarzutów, że rząd niczego nie robi.
Krytycy nie są łaskawi zauważyć takich „drobiazgów” jak strajk celników
i beznadziejnie unieruchomione lotnisko – a właśnie wchodziliśmy do
Schengen – na starcie pełnienia funkcji premiera. Krytycy nie zauważyli,
co zrobił, kiedy złotówka leciała na łeb
na szyję, a jednak nie poleciała. Jak to
się stało, że Polska była zieloną plamą
na mapie Europy. Może to dobrze, że
premier nic nie robi?
I wiceprzewodniczący Wiceprzewodnicząca Wiceprzewodnicząca Wiceprzewodniczący
Grzegorz Schetyna Hanna
Ewa Kopacz
Radosław Sikorski
Mówią o nim „Hetman”, prawa ręka
Drobna, zadbana kobieta rzucona przez Już w szkole mówili o nim „polityczne
przewodniczącego Donalda Tuska. Gronkiewicz-Waltz
Donalda Tuska na „najtrudniejszy od- ziółko”. W 1981 roku w liceum zorgaPodczas ostatniej Rady Krajowej PO,
premier powiedział: „Byliśmy z Grzegorzem jak dwie ręce, teraz musimy być
jak jedna pięść”. Skutecznie wprowadza
w życie pomysły i idee. Dzięki jego wysiłkowi Platforma Obywatelska stworzyła stabilne struktury regionalne.
Wykonał zadanie sprofesjonalizowania partii. W Platformie od 2001
roku, wcześniej był członkiem Unii
Wolności i Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Działalność opozycyjną rozpoczął w latach 80. Od 1997
roku jest posłem na Sejm z Dolnego
Śląska.
W 2007 roku został wicepremierem, ministrem spraw wewnętrznych
i administracji, a od roku 2009 szefem
klubu parlamentarnego PO. Od 8 lipca
2010 jest marszałkiem Sejmu. Jego największą pasją jest piłka nożna. Kolekcjonuje klubowe koszulki.
Najlepszy polityk wśród menedżerów,
najlepszy menedżer wśród polityków.
Prezydent Warszawy od roku 2006,
cieszy się zaufaniem warszawiaków.
Współpracowników dobiera według
profesjonalizmu a nie z klucza partyjnego. Jest członkiem Platformy Obywatelskiej od 2005 roku.
Wcześniej była m.in. prezesem
NBP, a od 2001 do 2004 była wiceprezesem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. W latach 1994, 1997,
1998 i 1999 została zaliczona przez
prestiżowy amerykański miesięcznik
finansowy „Global Finance” do grona
najlepszych prezesów banków centralnych na świecie. Jest profesorem
Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała
Stefana Wyszyńskiego. Doceniana
przez dziennikarzy, bo „zawsze mówi
z sensem”.
cinek” resortu zdrowia. Ewa Kopacz
przez trzy lata zbudowała sobie opinię
niezłomnej reformatorki opieki zdrowotnej w Polsce, walczącej o prawa pacjenta i jakość usług medycznych.
Nie uległa naciskom koncernów
farmaceutycznych i nie zakupiła szczepionki przeciwko świńskiej grypie, za
co w Brukseli powitaną ją owacją na
stojąco. Wstaje zza biurka, jeśli gdzieś
rozgrywają się ludzkie dramaty. Po tragedii w Smoleńsku poleciała do
Moskwy, żeby wspierać rodziny ofiar,
dołączyła do lekarzy, którzy przeprowadzali sekcje zwłok.
Do tej pory dostaje listy z podziękowaniami od wdzięcznych pacjentów,
którzy byli jej podopiecznymi, gdy wykonywała jeszcze zawód lekarza.
W Platformie Obywatelskiej jest od
2001 roku, wcześniej była członkiem
Unii Wolności.
nizował strajk protestacyjny, powołał
komitet strajkowy i osobiście wykonał z połówki ziemniaka jego pieczątkę. Studiował w Oksfordzie, był
dziennikarzem brytyjskich mediów,
pisał korespondencje m.in. z Afganistanu, Angoli, Rumunii, jest autorem
książek.
Do Platformy Obywatelskiej
wstąpił w roku 2007. Donald Tusk
powołał go na stanowisko ministra
spraw zagranicznych. Radosław Sikorski jest współautorem sukcesu
Polski na arenie międzynarodowej
i wysokiej pozycji, jaką nasz kraj zdobył w Unii Europejskiej i na świecie
po objęciu urzędu premiera przez Donalda Tuska.
W partyjnych prawyborach Radosław Sikorski był kontrkandydatem
Bronisława Komorowskiego na urząd
prezydenta.
Całkiem nowe władze Platformy Obywatelskiej
ok, w jakim przyszło PO przeprowadzić zmiany statutowe i wybór nowych władz partii, nie sprzyjał
spokojnej debacie i pracy organizacyjnej.
Katastrofa w Smoleńsku wydarzyła się
i przewróciła wszelkie plany wyborów władz
regionalnych, które tym samym zostały
przesunięte na inny termin. Potem przyszła
prezydencka kampania wyborcza. W efekcie
R
w czasie zaplanowanej na 26 czerwca konwencji wyborczej PO wybrany został tylko
przewodniczący Donald Tusk (ponad 90 %
głosów), a konwencja musiała bardziej skupić się na kampanii wyborczej. Był to czas
ogromnego napięcia wyborczego przed
drugą turą wyborów i to spotkanie i wystąpienie Donalda Tuska miało niewątpliwie
decydujące znaczenie dla wyników.
Druga część konwencji wyborczej odbyła się w Warszawie 25 września. Wtedy
dokonano zmiany statutu i wyboru nowej
Rady Krajowej, która 8 października wybrała czworo wiceprzewodniczących
i czworo członków zarządu. Poza tymi osobami, członkami zarządu według nowego
statutu stali się wszyscy przewodniczący
regionów.
Członkowie Klubu Parlamentarnego PO wybrali prezydium
W dniu 21 października, podczas specjalnego posiedzenia Klubu Parlamentarnego Platforma Obywatelska,
parlamentarzyści PO wybrali skład Prezydium KP PO. W sierpniu posłowie i senatorowie wyłonili Kolegium
KP PO, w skład którego wchodzi ośmiu wiceprzewodniczących, sekretarz, skarbnik oraz przewodniczący Klubu
Senatorów PO.
Do składu Prezydium zaliczają się członkowie Kolegium, przedstawiciele Klubu Senatorów PO: Łukasz Abgarowicz, Mieczysław Augustyn, Roman Ludwiczuk, Mariusz Witczak oraz szesnastu reprezentantów regionów, któ-
rych wczoraj wybrano. W tym gronie znaleźli się: Bożenna Bukiewicz (Lubuskie), Janusz Cichoń (Warmińsko-Mazurskie), Andrzej Gut-Mostowy (Małopolskie), Andrzej Halicki (Mazowieckie), Grzegorz Karpiński (Kujawsko-Pomorskie), Józef Klim (Podlaskie), Tomasz Kulesza (Podkarpackie), Arkadiusz Litwiński (Zachodniopomorskie),
Aldona Młyńczak (Dolnośląskie), Sławomir Neumann (Pomorskie), Janina Okrągły (Opolskie), Zbigniew Pacelt
(Świętokrzyskie), Halina Rozpondek (Śląskie), Adam Szejnfeld (Wielkopolskie), Iwona Śledzińska-Katarasińska
(Łódzkie), Stanisław Żmijan (Lubelskie).
Zarząd
6
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
listopad 2010
Danuta Pietraszewska
Region kujawsko-pomorski
Region lubelski
Region lubuski
Tomasz Lenz
Stanisław Żmijan
Bożenna Bukiewicz
Jadwiga Rotnicka
– ma 41 lat, pochodzi z Gębic niedaleko Mogilna.
Z wykształcenia jest
historykiem.
Sprawności politycznej nabierał pracując jako asystent
posła Jana Wyrowińskiego i w trakcie praktyk w biurze posła do PE Nirija
Deva w Brukseli. A także podczas
praktyk w brytyjskiej Westminster Foundation for Democracy. Jako wykładowca National Democratic Institute
for International Affairs zajmował się
realizacją projektów na rzecz demokracji w państwach Europy ŚrodkowoWschodniej oraz Azji. Do dziś
współpracuje z Europejskim Instytutem na rzecz Demokracji.
W 2005 roku został wybrany posłem do Sejmu. Funkcję przewodniczącego Zarządu regionu kujawsko-pomorskiego pełni nieprzerwanie
od 2006. Skutecznie gasi spory między
Bydgoszczą a Toruniem. Podwładni
mówią o nim, że jest jak Tommy Lee
Jones w „Ściganym”. Tomasz Lenz ma
dwoje dzieci: sześcioletnią Michalinę
i jedenastoletniego Maksymiliana. Odpoczywa jeżdżąc rowerem po górach.
Nie znosi dźwięku budzika.
–
inżynier,
poseł na Sejm RP
IV, V i VI kadencji.
W 1980 ukończył
studia inżynierskie
na Wydziale Budownictwa Politechniki Lubelskiej.
Od 1982 do 1983
był
słuchaczem
Szkoły Podchorążych Rezerwy w Inowrocławiu. Od 1983 kierował pracownią w Dyrekcji Okręgowej Dróg
Publicznych w Lublinie. Potem przez
5 lat pełnił funkcję zastępcy dyrektora
Rejonu Dróg Publicznych we Włodawie, a następnie był dyrektorem Rejonu Dróg Publicznych w Międzyrzecu Podlaskim. Od 1992 do 2000
był dyrektorem, a od 2000 prezesem
zarządu Przedsiębiorstwa DrogowoMostowego w Międzyrzecu Podlaskim. Do dużej polityki przyszedł
z samorządu. W latach 1990-1998 zasiadał w Radzie Miejskiej Międzyrzeca Podlaskiego, a potem w Sejmiku Województwa Lubelskiego.
W PO od momentu jej powstania. Po
odejściu Janusza Palikota został pełniącym obowiązki przewodniczącego
regionu lubelskiego.
– pochodzi
z Żar. Z wykształcenia jest inżynierem mechanikiem.
Była kierownikiem
działu
postępu
technicznego
w fabryce dywanów Novita. Kilka
lat spędziła wraz
z rodziną w USA. Wrócili w 1986 r.
Cztery lata później założyła Biuro
Obrotu Nieruchomościami, które
dziś prowadzi jej mąż, zielonogórski
radny. Była jedną z osób, które
współtworzyły Platformę Obywatelską w Lubuskiem. W 2005 r. wystartowała w wyborach do parlamentu
i trafiła na Wiejską. Szefem PO w regionie jest od 2006 roku. Współpracownicy twierdzą, że jest niezwykle
stanowcza w dążeniu do celu. Życzliwi mówią o niej Żelazna Dama.
Mniej życzliwi Baronowa.
Na pytanie o priorytet pracy w Zarządzie odpowiada krótko: „Będę dbać o jedność Platformy Obywatelskiej” i dodaje, że nie podoba jej się to, że
kolega z regionu, Kazimierz Kutz lekkomyślnie porzucił klub parlamentarny PO. – Będę dbać o to,
żeby wszystkie ustawy i regulacje dotyczące Śląska
i Ślązaków znalazły w Sejmie pozytywny finał
– mówi poseł Danuta Pietraszewska. Podkreśla
swoje przywiązanie do Śląska i z dumą mówi, że „w śląskim duchu”
wychowała swoje dzieci. Posłanka Pietraszewska jest w Platformie
Obywatelskiej od 2002 roku. W Sejmie – od 2005 roku. Przez wiele
lat była nauczycielką, potem samorządowcem. Bardzo oddana sprawom społecznym i edukacji. W Sejmie pracuje w dwóch komisjach:
Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Spraw Społecznych. Ma opinię skutecznej, pracowitej i systematycznej. W regionie wyborcy cenią ją też
za to, że jest „dostępna” i bardzo oddana sprawom Śląska.
Wielkopolska senator Platformy Obywatelskiej.
Do PO wstąpiła w 2007 roku. Podkreśla swoje zaangażowanie w pracę samorządową. – To tam zdobyłam i polityczne doświadczenie, i przekonanie,
jak ważny jest rozwój regionów. Dlatego widzę
Senat przede wszystkim jako Izbę, która szczególnie
troskliwie opiekuje się samorządami – mówi Jolanta Rotnicka. Jolanta Rotnicka jest związana z Uniwersytetem Poznańskim, gdzie zrobiła doktorat z geografii fizycznej (specjalność
– hydrologia). W 1989 r. na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie
uzyskała stopień doktora habilitowanego tej samej specjalności.
Działa w stowarzyszeniach charytatywnych, na rzecz dzieci niepełnosprawnych i w klubie Rotary. Jest członkiem Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania im. Cyryla Ratajskiego oraz honorowym
członkiem Klubu BPW (Business and Professional Women Club).
Cezary Grabarczyk
Jest członkiem Platformy Obywatelskiej od 2001
roku, czyli od chwili jej powstania. Współkieruje
strukturami łódzkimi partii. W rządzie Donalda
Tuska ma trudne zadanie – jest ministrem infrastruktury i musi nadgonić wieloletnie zaniedbania
w jej rozwoju. Szuka kompromisów, a słowo
„współpraca” odmienia przez wszystkie przypadki.
W rozmowie z „Newsweekiem” Cezary Grabarczyk
mówił niedawno: – Cieszy mnie, że doszło do pojednania między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną, oczywiście, jeśli prawdą
były spekulacje medialne o ich sporze. Dobra współpraca liderów
służy bowiem celowi, jakim jest zwycięstwo wyborcze Platformy.”
W latach 2004, 2005, 2006 i 2007 był wyróżniany przez tygodnik
„Polityka” w rankingu najlepszych posłów IV i V kadencji. Ceni Internet, ma konto na Facebooku.
Paweł Graś
Człowiek do zadań specjalnych, bardzo oddany
idei Platformy. Są podejrzenia, że nigdy nie wyjeżdża na urlop i nie odpoczywa. Bardzo lubiany przez
kolegów. Ma słabość do munduru i do służb specjalnych. Gdy był doradcą w rządzie prof. Jerzego
Buzka, zaczął współpracę z GROM. Żołnierze jednostki do tej pory uważają go za swojego nieformalnego rzecznika. Ukończył politologię na
Uniwersytecie Jagiellońskim, już podczas studiów zaangażował się
w działalność opozycyjną. W Platformie Obywatelskiej jest od 2001
roku, a w Sejmie RP – od 1998 roku. Był m.in. członkiem Komisji
Obrony Narodowej i Komisji Spraw Zagranicznych. Wchodził również w skład Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, a także
w dwóch komisji nadzwyczajnych tworzących ustawy o Agencji Wywiadu, Kontrwywiadu i Wojskowych Służbach Informacyjnych.
Paweł Graś umie dogadać się niemal z każdym, jako szef sądu koleżeńskiego Platformy zawsze skutecznie gasił personalne pożary. Ten
talent pomaga w pełnieniu funkcji rzecznika rządu premiera Donalda
Tuska. Jest mistrzem riposty. W czasie kampanii zwrócił się do PiSu z pytaniem: – A swojego kandydata nauczyliście już hymnu narodowego?
Region podlaski
Damian Raczkowski
– 34 lata. O takich jak on Donald
Tusk mówi, że są
przyszłością partii.
Jeden z najmłodszych szefów regionów.
Prawnik,
przedsiębiorca. Do
wielkiej polityki
przyszedł z samorządu. Od 2001 należy do Platformy
Obywatelskiej, był radnym gminy Choroszcz, a potem powiatu białostockiego
i wicestarostą. Od 2005 poseł na Sejm.
Poseł z tych bardziej aktywnych. Ma na
koncie 97 interpelacji i 17 zapytań.
Wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Zdrowia. Żonaty. Jak sam, pisze
jest szczęśliwym ojcem Tymoteusza
i Gabrieli. Po godzinach trenuje Taek-won-do.
Skarbnik
Łukasz Pawełek
– ma 31 lat,
mieszka w Krakowie. Skończył
prawo na UJ, studiował też zarządzanie i marketing. W PO od
początku jej istnienia. Regionalny
pełnomocnik finansowy podczas ostatnich kampanii wyborczych. W wolnym czasie słucha jazzu i jeździ na
rowerze. W ubiegłym roku w 5 dni
pokonał rowerem trasę z Krakowa na
Hel. Pozostaje w stanie bezżennym.
Region warmińsko-mazurski
Jacek Protas
– z wykształcenia nauczyciel wychowania fizycznego, trener koszykówki. Ukończył
studia na Akademii
Wychowania Fizycznego w Gdańsku i studia podyplomowe na kierunku zarządzanie w administracji
publicznej Uniwersytetu WarmińskoMazurskiego w Olsztynie. W latach
90. zasiadał w radzie miejskiej, w latach 1996-1998 pełnił funkcję jej przewodniczącego. W 1998 i 2002
uzyskiwał mandat radnego powiatu.
W 2000 objął stanowisko starosty powiatu lidzbarskiego.
W Platformie od 2001 roku. Po
wyborach samorządowych w 2006
został powołany przez sejmik województwa na stanowisko marszałka
warmińsko-mazurskiego. Od 2006
przewodniczy także zarządowi regionu
Platformy Obywatelskiej. W 2008 został przewodniczącym Komisji ds. Polski Wschodniej Związku Województw
Rzeczypospolitej Polskiej, podczas
Kongresu XX-lecia Samorządu Terytorialnego w 2010 został wybrany na
prezesa zarządu Związku Województw
RP. W 2009 powołano go na prezydenta Euroregionu Bałtyk. Perfekcjonista, zawsze stara się być najlepszy.
Nie toleruje braku profesjonalizmu.
Jest żonaty, ma syna. Rodzinny sport to
żeglarstwo i kajakarstwo. Początki
wspólnej pasji były trudne. Jacek Protas długo przekonywał żonę do kajaka.
W końcu się udało, ale po 10 minutach
spływu zerwała się burza z piorunami.
Jeszcze dłużej trwało przekonywanie
małżonki, że nie zawsze tak być musi.
Region śląski
TomaszTomczykiewicz
– w partii postrzegany
jest
przez
jednych
jako
„człowiek
Schetyny”, przez
innych jako bliski
współpracownik
premiera,
jego
„prawa ręka” na
Śląsku, a sam
uważa się za człowieka Platformy.
Uchodzi za jednego z najelegantszych posłów. Z dużymi sukcesami
kieruje śląskimi strukturami partii
– jednymi z najliczniejszych w kraju.
Urodził się 49 lat temu w Pszczynie,
w rodzinie, w której tradycje pracy
samorządowej sięgają lat 30. Skończył Wydział Inżynierii Sanitarnej
i Wodnej na Akademii Krakowskiej
i studia podyplomowe w zakresie zarządzania w Szkole Głównej Handlowej. W 1998 roku został radnym
Sejmiku Województwa Śląskiego
i burmistrzem Pszczyny. Działał
w Unii Polityki Realnej i Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym.
Platformę Obywatelską reprezentuje
od 2001 r. Od tego czasu jest nieprzerwanie posłem. W 2003 roku
wybrano go na przewodniczącego
PO regionu śląskiego; ponownie
objął tę funkcję w 2006. W Sejmie
zasiada w nadzwyczajnej sejmowej
komisji śledczej ds. wyjaśnienia
śmierci Barbary Blidy. W 2010 roku
po raz trzeci został wybrany na szefa
śląskich struktur PO. Wynik głosowania dobrze obrazuje jego pozycję
na Śląsku – nie miał nawet kontrkandydata, a spośród 648 delegatów
na zjazd, tylko 21 nie udzieliło mu
poparcia. Od lipca 2010 jest szefem
klubu PO. Tomczykiewicz jest żonaty, ma dwoje dzieci. Ich rodzinne
hobby to narciarstwo i żeglarstwo.
Zarząd
listopad 2010
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
7
Region łódzki
Region małopolski
Region mazowiecki
Region opolski
Andrzej Biernat
Ireneusz Raś
Andrzej Halicki
Leszek Korzeniowski Zbigniew Rynasiewicz
– z wykształcenia
pedagog
i specjalista od zarządzania sportem. Od 1988 do
1996
pracował
jako nauczyciel
w Szkole Podstawowej w Konstantynowie Łódzkim.
Był jednym ze współtwórców, a do
1996 dyrektorem Centrum Sportu
i Rekreacji w tym mieście.
W 1997 wstąpił do ROP. Był
wiceprzewodniczącym jego struktur
w Łodzi. Z partii odszedł w 1999.
W 2005 z listy Platformy Obywatelskiej został wybrany posłem. W wyborach parlamentarnych w 2007 po
raz drugi uzyskał mandat poselski.
Podwładni mówią o nim Milord, bo
baronowie w Łódzkiem się nie przyjęli. Lubi piłkę nożną, a zwłaszcza
strzelać gole. Nie znosi kłamstwa i
obłudy. Kiedy nie można dodzwonić
się do Andrzeja Biernata, trzeba wybrać numer Ireneusza Rasia i prosić,
aby przekazał mu aparat.
– wiceprzewodniczący Klubu
Parlamentarnego
PO, przewodniczący Regionu Małopolskiego. Z wykształcenia historyk, poseł na Sejm
V i VI kadencji, samorządowiec.
W latach 1999-2002 pełnił funkcję dyrektora Kancelarii Prezydenta Miasta
Krakowa Andrzeja Gołasia. W latach
2002–2005 był radnym Krakowa, wybranym z listy PiS. Pełnił też funkcję
przewodniczącego Dzielnicy XVI
Miasta Krakowa. W 2005 z listy Platformy Obywatelskiej w okręgu krakowskim został wybrany posłem
V kadencji. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz drugi uzyskał
mandat. Jest członkiem katolickiej organizacji Rycerze Kolumba. Jego starszym bratem jest kapłan archidiecezji
krakowskiej, ks. Dariusz Raś, osobisty sekretarz Stanisława kardynała
Dziwisza. Podwładni mówią o nim
Hiperrobociarz, bo pracuje od świtu
do zmierzchu. Lubi piłkę nożną, włoskie jedzenie i taniec. Nie znosi kłamstwa i lenistwa. Poseł Ireneusz Raś
jest człowiekiem szalenie zapracowanym. Trudno się do niego dodzwonić. Znaleźli jednak na to sposób
parlamentarzyści Platformy: kiedy się
nie mogą z nim skontaktować, dzwonią do posła Andrzeja Biernata, bo
wiedzą, że poseł Raś na pewno jest
obok.
– ukończył studia na Wydziale
Handlu Wewnętrznego SGPiS w Warszawie, w zakresie
ekonomiki transportu lotniczego.
W latach 80. był
działaczem opozycji, członkiem podziemnych, międzyuczelnianych oraz
krajowych władz Niezależnego Zrzeszenia Studentów oraz liderem NZS
na SGPiS. W latach 1990–1992 był
rzecznikiem prasowym i członkiem
władz krajowych Kongresu Liberalno-Demokratycznego oraz rzecznikiem prasowym Klubu Parlamentarnego. W latach 90. pracował
jako szef działu spraw publicznych,
a następnie dyrektor w amerykańskiej
agencji Burson-Marsteller. W 1993
był doradcą ministra przekształceń
własnościowych, a w 1994 pełnił
funkcję rzecznika Programu Powszechnej Prywatyzacji. Był także
członkiem Rady Krajowej Unii Wolności. Od 1996 prowadził stworzoną
przez siebie agencję GGK Public Relations, działającą w ramach międzynarodowej agencji Lowe GGK.
W grudniu 2007 zrezygnował z tej
działalności, zostając posłem zawodowym. Od 2001 należy do Platformy
Obywatelskiej. W maju 2010 został
przewodniczącym regionu mazowieckiego Platformy Obywatelskiej. Kocha
dyskusje, podróże i psy.
– urodził się 55
lat temu w Warszawie. Z wykształcenia
inżynier rolnik. Studiował na Akademii
Rolniczej we Wrocławiu. W latach 70.
przez trzy lata należał do PZPR. Od
1990 roku z powodzeniem prowadzi własny biznes. Od
2001 należy do Platformy Obywatelskiej. W tym samym roku został wybrany po raz pierwszy posłem na Sejm
i od tego czasu zasiada w parlamencie
nieprzerwanie. Zajmuje się głównie
problematyką rolnictwa. Funkcję przewodniczącego regionu opolskiego pełni
drugą kadencję. Znany z niechęci do
„załatwiania” czegokolwiek. Poseł jest
od stanowienia prawa – twierdzi
– a nie od załatwiania peronu, dzwonu
czy wozu strażackiego. Od lat mieszka
w Praszce. Jest żonaty, ma troje dzieci.
Region świętokrzyski
Marzena
Okła-Drewnowicz
– ukończyła
socjologię na Wydziale Nauk Społecznych
KUL.
Pracowała w rejonowym urzędzie
pracy, następnie
w latach 1998-2007
była zastępcą dyrektora Miejskiego
Ośrodka Pomocy Społecznej w Skarżysku-Kamiennej.
Pracowała także jako nauczyciel
m.in. w Zakładzie Doskonalenia Zawodowego oraz wykładowca w Centrum Kształcenia Pracowników
Służb Społecznych. Kierowała miejskimi strukturami Towarzystwa
Przyjaciół Dzieci, zakładała też lokalne organizacje. W 2006 z ramienia Platformy Obywatelskiej została
wybrana radną sejmiku świętokrzyskiego.
W Sejmie od 2007 roku. Zasiada
w Komisji Polityki Społecznej. Od 22
maja 2010 przewodnicząca regionu
świętokrzyskiego PO. Ładniejsza
twarz PO. Lubi się podobać i być
w kręgu zainteresowania. Współpracownicy mówią o niej torpeda, bo
dziennie załatwia więcej spraw niż
normalny człowiek w tydzień. Śmieją
się, że pani przewodnicząca czuje się
najlepiej, kiedy wokół ma tłum ludzi
potrzebujących jej pomocy. Ma męża
i dwoje dzieci.
Region pomorski
Sekretarz
Sławomir Nowak
Andrzej Wyrobiec
–
minister
Nowak – 36-letni
polityk, z wykształcenia
politolog.
Działalność społeczno-polityczną
zaczynał od członkostwa w Kongresie Liberalno-Demokrat ycznym
(1993–1994); po połączeniu z Unią
Demokratyczną w 1994 członek Unii
Wolności. Przez dwie kadencje
(1998–2002) pełnił funkcję szefa młodzieżówki UW – Stowarzyszenia
Młodzi Demokraci, którą wyprowadził z tej partii w 2001, podpisując jednocześnie umowę stowarzyszeniową
z Platformą Obywatelską. Trzy razy
wybierany do Sejmu z list PO. Złożył
mandat, kiedy został sekretarzem
stanu w Kancelarii Prezydenta ds.
kontaktów z Rządem i Parlamentem.
Od 2007 do 26 października 2009 sekretarz szef gabinetu politycznego
premiera Donalda Tuska, od 21 października 2009 do 5 sierpnia 2010
wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, od
22 maja 2010 przewodniczący regionu
pomorskiego PO. Szef kampanii Bronisława Komorowskiego. W Platformie przezywany żartobliwie „pięknym
Sławkiem” – słynie z nienagannego
wyglądu.
– mówią
o nim, że jest
człowiekiem
platformą pomiędzy Krakowem a Warszawa, pomiędzy
finansami a polityką. Stanowczy, sympatyczny i otwarty. Dobry organizator.
Rocznik 1964, żonaty, dwóch
synów, (Łukasz 22 lata i Michał 17
lat), historyk, w latach 1989-94 dyrektor programowy Studenckiego
Centrum Kultury „Pod Jaszczurami” oraz studenckich festiwali
piosenki w Krakowie. 1994-96 kierownik wydziału promocji, później
radca Izby Przemysłowo- Handlowej w Krakowie, 1996-2006 przedsiębiorca. Absolwent podyplomowych studiów na kierunku rachunkowości i finansów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.W Platformie od początku
istnienia partii. Wcześniej KLD
i Unia Wolności. Od 2006 pełnomocnik finansowy Platformy Obywatelskiej i zastępca skarbnika PO.
W 2009 został skarbnikiem Platformy. Teraz sekretarzem.
Region wielkopolski
Rafał Grupiński
– polonista,
historyk i animator
kultury, krytyk literacki, poeta, publicysta, wydawca,
przedsiębiorca, wykładowca akademicki, poseł na
Sejm V i VI kadencji, były sekretarz
stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W 1980 brał udział w zakładaniu szkolnego koła NSZZ
„Solidarność” w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Poznaniu.
Był współzałożycielem Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność” Pracowników Oświaty i Wychowania
w Wielkopolsce. Członek Senatu ASP
w Poznaniu przez dwie kadencje,
współtwórca reformy uczelni i jej nowego statutu na początku lat 80. Zasiadał także m.in. w radzie Fundacji
Pogranicze, radzie programowej
Radia Merkury Poznań i radzie Fundacji 750-lecia Lokacji Miasta Poznania. Jest autorem i współautorem
publikacji z zakresu historii kultury
i literatury polskiej, programów telewizyjnych oraz podręczników do nauczania języka polskiego. W latach
1991–1994 należał do Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a w latach
1994–1997 do Unii Wolności. Od
2004 jest członkiem Platformy Obywatelskiej. W 2005 z listy PO został
wybrany posłem V kadencji w okręgu
kaliskim. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz drugi uzyskał
mandat poselski. Od 16 listopada
2007 pełnił funkcję sekretarza stanu
w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
7 października 2009 podał się do dymisji. Dwa tygodnie później został
wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej.
26 października tego samego roku odszedł z rządu. 22 maja 2010 został wybrany na przewodniczącego PO
w województwie wielkopolskim, pokonując Waldego Dzikowskiego.
Region podkarpacki
– 47 lat. Historyk. W Sejmie zasiada już trzecią
kadencję. Po raz
pierwszy został posłem z ramienia
AWS. W 2001 bez
powodzenia ubiegał się o reelekcję
z listy AWSP.
Od 2002 do 2005 był radnym i starostą powiatu leżajskiego. Na tym
stanowisku zapracował na opinię polityka bardzo skutecznego, otwartego, skupionego na myśleniu
o przyszłości. W 2005 ponownie został posłem na Sejm V kadencji, wybranym w okręgu rzeszowskim
z listy Platformy Obywatelskiej. Zasiadał w Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz trzeci
uzyskał mandat poselski. W VI kadencji został przewodniczącym Komisji Infrastruktury. W 2010 stanął
na czele struktur PO w województwie
podkarpackim. Potrafi zdobywać
przyjaciół i używać argumentów.
Region zachodniopomorski
Stanisław Gawłowski
– z wykształcenia magister ekonomii, drugą kadencję poseł na
Sejm, od 16 listopada 2007 sekretarz stanu w Ministerstwie
Rolnictwa. Przygodę
z polityka zaczął
w drugiej połowie lat 80. – działał
w ruchu Wolność i Pokój, kolegował
się wtedy z Przemysławem Gosiewskim – obaj mieszkali w Darłowie.
W 1988 wstąpił do KPN. W 1996
został zastępcą burmistrza Darłowa.
Do PO wstąpił zaraz po jej powstaniu. Mówi, że było to jak powiew
świeżego powietrza. W latach 1998-2002 zasiadał w sejmiku zachodniopomorskim. Z tego okresu
pochodzi anegdota. Radny rządzącej
partii wygłaszał referat na temat
ochrony środowiska. Nagle wstał
Gawłowski, stwierdził, że podawane
liczby są nieprawdziwe i podał inne.
Referujący zbladł i nie polemizując
wrócił na miejsce. Gawłowski pytany skąd wziął dane, odparł: nie pamiętam, ale weryfikacja zajmie mu
(referującemu) ponad rok. Z sejmiku
następnie do 2005 roku zajmował
stanowisko zastępcy prezydenta Koszalina. Niezawodny. Profesjonalista.
Dużo wymaga od siebie i innych.
Z Warszawy co tydzień jeździ do Koszalina pilnować spraw regionu
i spotkać się z żoną. Kiedy czas pozwoli, uprawia żeglarstwo.
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
ofensywa ustawodawcza Platformy Obywatelskiej
8
listopad 2010
Dylematy wokół in vitro
I skutecznie, i bezpiecznie
Obecnie w Sejmie jest 8 projektów ustaw
dotyczących metody in vitro: dwa lewicy,
dwa z PiS i cztery z PO. O brzmieniu przepisów, które ostatecznie przyjmie parlamentpowinnyzadecydowaćtrzykwestie:
bezpieczeństwo zdrowotne pacjentek,
skuteczność metody i ochrona zarodka.
Agnieszka
KozłowskaRajewicz
FOTO PO
Sprawa bezpieczeństwa dla kobiety
wiąże się z koniecznością przeprowadzenia terapii (stymulacji) hormonalnej.
Terapia ta nie jest obojętna dla zdrowia
kobiety. Może okazać się wręcz niebezpieczna. I dlatego, jeżeli jest możliwe pozyskanie jednorazowo większej liczby
komórek jajowych, trzeba to wykorzystać, komórki zapłodnić i zamrozić, albo
zamrozić komórki niezapłodnione.
W czasie jednego cyklu stymulacji hormonalnej można pobrać od kilku do
kilkunastu komórek jajowych. Nie
wszystkie udaje się zapłodnić, czasami
z kilkunastu komórek jajowych powstaje tylko kilka zarodków.
Ciąża i poród zmieniają fizjologię
kobiety, dlatego zdarza się, że po jednym czy dwóch ciążach z in vitro, trzecia jest już naturalna. W tym sensie in
vitro można uznać za metodę leczenia
– skoro przywraca płodność.
Co do ustaw, można je pogrupować na dwie kategorie: jedna dotycząca
kwestii medycznych, nadzoru nad wy-
konywaniem świadczenia, koniecznych kwalifikacji kadry, wymagań sanitarnych i technicznych dla przechowywania komórek płciowych i zarodków, procedury postępowania
z nadliczbowymi zarodkami, regulacji
dotyczących diagnostyki preimplantacyjnej (badania zarodków na obecność
wybranych genów).
I druga kategoria – ogólne przepisy bioetyczne: np. zakaz klonowania
człowieka, zakaz prowadzenia inwazyjnych badań na zarodkach, generalnie
przepisy, które mówią co można,
a czego nie w nauce i medycynie. Np.
nie można handlować komórkami i narządami ludzkimi, sprzedawać własnych komórek płciowych czy utworzonych in vitro zarodków; nie można
prowadzić badań genetycznych bez
zgody i wiedzy zainteresowanych. Musimy pamiętać, komórek płciowych nie
można traktować tak jak komórek wątroby czy serca. I nie można moralnych
naszym zdaniem rozwiązań narzucać
innym.
Dyskusja na ten temat jest trudna,
bowiem każdy zabieg medyczny jest
dobrowolny. Jeżeli ktoś uważa, że zamrożenie jest naruszeniem godności
zarodka, nie musi tego zabiegu stosować.
Skąd brać te kobiety?
Szklany inkubator, którego użyto do pierwszego w historii zapłodnienia in vitro
FOTO GEOFFREY ROBINSON/REX FEATURES/EAST NEWS
Wg wypowiedzi Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz
Kwoty to początek drogi do parytetów
Halina Rozpondek
FOTO PO
– W Platformie jest dwadzieścia procent kobiet. Aż czy tylko?
– Generalnie kobiety do partii
politycznych się nie garną. Sądzę, że
jest nas tyle, ile chce i ma potrzebę
aktywnego uczestnictwa w życiu politycznym. Wokół mnie jest wiele wykształconych, inteligentnych kobiet,
które choć interesują się polityką, to
nie chcą w niej brać udziału. Kiedy
proponuję im start w wyborach może
jedna na dziesięć powie, że się zastanowi. Mówią: Halina, nie umiałabym
się znaleźć w takiej atmosferze. My
jesteśmy trochę inaczej skonstruowane, delikatniejsze, bardziej wrażliwe i na ostrzejsze zachowania
polityczne nie bardzo przygotowane.
Przekonuję kobiety, że gdyby było nas
w parlamencie więcej, około 30-40
proc., to być może atmosfera debaty
by się zmieniła. Byłaby lżejsza, pełniejsza po prostu.
Takich zachowań jest mniej w samorządach, bo tam się załatwia konkretne lokalne sprawy. Często słyszę,
że kobiety są odsuwane i nie mają
możliwości znalezienia się na listach
wyborczych. Tymczasem układamy
teraz listy do Rady Częstochowy i jest
na nich 12 kobiet na 56 miejsc. Nie ma
po prostu chętnych. My tak naprawdę
samą ustawą tego nie zmienimy. Ani
kwoty, ani parytety nie spowodują, że
kobiety zechcą tłumnie startować
w wyborach samorządowych, a tym
bardziej parlamentarnych.
23.10.2010 – zwolennicy parytetów protestują pod Sejmem
Traktujmy to jako pierwszy krok.
Trzeba zacząć pracę u podstaw. Zauważyłam, że wiele kobiet na wsiach
chętnie angażuje się w życie społeczne, decydując się zostać sołtyskami. Rozpoczęłam więc przed
wyborami szkolenia w gminach
i w powiatach, pod hasłem „zostań
radną”. Prowadzę je dla wszystkich
kobiet z różnych partii. Trzeba kobiety przekonać, że wiele potrafią i że
powinny brać sprawy lokalne w swoje
ręce.
– Proszę powiedzieć, czemu zdecydowaliście
zapisać w ustawie kwoty, a nie parytety?
FOTO STANISŁAW KOWALCZUK/EAST NEWS
– Uważam, że jest jeszcze za
wcześnie, aby zaczynać od pułapu na
poziomie 50 proc., bo nasza tradycja
i mentalność nie pozwoli w pełni na
realizację parytetów. No i chętnych kobiet może zabraknąć… Ale od czegoś
trzeba zacząć i zaczęliśmy od 35 proc.
– Nie ma Pani wrażenia, że to jest pozorowanie działań?
– Nie uważam tak. Wolałabym
jednak, żeby w Polsce udało się
zwiększyć udział kobiet w polityce nie
ustawowo, ale przez zmianę świadomości społecznej. Dobrze by było,
aby nasze społeczeństwo nabrało
wreszcie przekonania, że kobiety
w samorządzie i w parlamencie są nie
tylko dobre, ale czasami dużo lepsze
niż mężczyźni.
Gdyby było nas więcej w Sejmie
i samorządzie, wizerunek polityki
mógłby się zmienić. Potrzebujemy
jednak intensywnej współpracy mediów. Przecież to one w znacznej mierze kreują fatalny obraz polityki,
eksponując głównie ekscesy. To zniechęca potencjalnych kandydatów na
polityków. Nie tylko kobiety. Z drugiej strony, może gdyby w polityce
było więcej kobiet jej obraz zmieniłby
się na korzyść?
AT
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Pójdziemy własną drogą
Parytety? Niekoniecznie
FOTO STANISŁAW KOWALCZUK/EAST NEWS
Nic tak nie zabija szczytnych idei, jak kiepskie wykonanie
Platforma szczyci się całkiem przyzwoitym odsetkiem pań w poselskich i rządowych ławach, wewnętrzną regulacją
wymagającą umieszczenia przynajmniej jednej kobiety w pierwszej trójce
kandydatów na listach wyborczych,
znanymi i wpływowymi europosłankami, zapowiedzią dalszej feminizacji
list wyborczych i wreszcie autentyczną
wolą szefa partii, by kobiety promować,
wspierać i dowartościowywać.
Nic więc dziwnego, że trudno
w klubie parlamentarnym znaleźć
wiele zwolenniczek ustawowego parytetu proponowanego przez Kongres
Kobiet Polskich; jeśli już to PO gotowa
jest zabiegać o 30-, 35-procentową
kwotę kandydatek na listach wyborczych i równie znaczący, a nawet wyższy procent pierwszych miejsc na
tychże listach oddany paniom.
Przeciwniczki 50-procentowego
parytetu, do których należy także
niżej podpisana, argumentują niezupełnie bez sensu, że nic tak nie zabija
szczytnych idei, jak kiepskie wykonanie. A co to za wykonanie, jeśli podstawowym kryterium udziału w życiu
publicznym miałaby być płeć? Wyrównanie szans – zgoda, ale nic na
siłę, bo przeciwnicy tego typu rozwiązań, a tych przecież w męskim świecie polityki nie brakuje, dostają do
ręki superargument: wiadomo, nic
niewarta, „z łapanki”… I nieważne, ile
oni sami są warci, ani też kto tak naprawdę na tych listach byłby lepszy.
Polityka to także sztuka rozpychania się łokciami i nie ulega wątpliwości, że w tej konkurencji nasi
panowie są o niebo lepsi. Dlaczego?
Ano m.in. dlatego, że płeć piękna tak
jest skoncentrowana na podporząd-
kowaniu sobie tych facetów w życiu
prywatnym, że nawet największy demokrata (o domowych satrapach
i zwolennikach tzw. tradycyjnego
modelu podziału ról tu nie myślę)
chce mieć kawałek przestrzeni, w
której to on, a nie ona, jest górą. A
jest, bo kobiety dodatkowo świetnie
potrafią walczyć same z sobą i dość
łatwo ulegają stereotypom, że polityka to jest jednak męska rzecz. Parytet jako remedium na ten
pochodzący z epoki kamienia łupanego obyczaj jest chyba mało skutecznym
instrumentem,
a powoływanie się na zagraniczne
wzorce, choćby skandynawskie, ma
taki sam sens, jak powoływanie się
na takie same wzorce w każdej innej
dziedzinie. Każde społeczeństwo
musi przejść własną drogę i w tej
akurat sprawie dość wysokie kwoty
udziału kobiet na listach wyborczych
wydają się rozwiązaniem optymalnym.
Ale, jak to często bywa, teoria
sobie, a życie sobie. Otóż w tak postępowej a zarazem politycznie poprawnej Platformie zaryzykowano
przetestowanie zasady prawie parytetu podczas wyboru nowych
władz klubu. W skład 11-osobowego kolegium, w którym obok
przewodniczącego zasiada 8 wiceprzewodniczących, sekretarz, skarbnik i niejako z urzędu jako 12. osoba
przewodniczący klubu senatorów
weszły jedynie trzy panie. Na szczęście przy wyborach całego prezydium klubu PO do władz klubu
doszło pięć pań, co trochę poprawiło
damskie platformiane humory.
Iwona
Śledzińska-Katarasińska
FOTO PO
Iwona
Śledzińska-Katarasińska
Politycy muszą się bardziej postarać
Po pierwsze – informacja
- Obywatel ma być lepiej poinformowany,żebywybieraćbardziejświadomie,
a politycy muszą się bardziej postarać,
żeby głosdostać – taki jestcel złożonego
do laski marszałkowskiej poselskiego
projektu ustawy o finansowaniu partii
politycznych – mówi posłanka Agnieszka
Pomaska, współautorka projektu.
Jeśli ustawa zostanie przegłosowana w planowanym terminie od
przyszłego roku partie będą musiały 25
proc. subwencji przeznaczyć na zaplecze eksperckie. Autorzy projektu zakładają, że powstaną fundacje
polityczne jako oddzielne podmioty
prawne będące zapleczem dla partii.
To pozwoli stanowić prawo lepszej jakości, co jest realną korzyścią dla wy-
borców. Poza tym fundacje powinny
się zajmować szeroko rozumianą działalnością edukacyjną. Partie polityczne
dzisiaj działają od wyborów do wyborów. Środki finansowe kumuluje się
i gromadzi na okres wyborczy, tymczasem partie powinny się koncentrować na angażowaniu wyborców
między kampaniami. Nie ma nic złego
w tym, że będzie to działanie sprofilowane partyjnie. Będą fundacje lewicowe, prawicowe, centroprawicowe,
ale każdy obywatel będzie mógł wybrać z tej oferty coś dla siebie. Ludzie
tym chętniej z niej skorzystają, jeśli nie
będzie się to wiązać z członkostwem
w partii politycznej. Fundacje i instytuty mają ogromną misję do spełnienia – zachęcić ludzi do aktywności.
Koniec z kasą na telewizyjne
spoty FOTO IRIS IMAGES/CORBIS
Kolejny krok w budowaniu świadomości obywatelskiej to zakaz wydawania subwencji na telewizyjne spoty
i billboardy. 30-sekundowe bardzo
kosztowne spoty w niezwykle uproszczony sposób sprzedają jedynie wizerunek partii i nic poza tym. Chcemy to
zmienić. Chcemy zmusić partie do
prowadzenia kampanii bezpośredniej.
Obowiązujący system proporcjonalny
mało wymaga od poszczególnych polityków. W wyborach decydująca jest
magia marki. Można zostać posłem
zbierając zaledwie kilkaset głosów.
Nasza ustawa zmusi polityków do zbliżenia się z wyborcami. Polityk stanie
się mniej anonimowy i łatwiej będzie
go rozliczyć. To niewątpliwy zysk dla
obywatela.
Agnieszka
Pomaska
FOTO PO
ofensywa ustawodawcza Platformy Obywatelskiej
listopad 2010
9
ofensywa ustawodawcza Platformy Obywatelskiej
10
Proceder pani Basi
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
listopad 2010
Ustawa żłobkowa potrzebna bardziej niż becikowe
Jako dziecko współuczestniczyłam w
nielegalnej działalności gospodarczej
pani Basi. Gdyby pani Basia działała na
rynku teraz, to miałaby i legalne pobory i pensję, i może nawet dostałaby
dotacje z funduszy strukturalnych.
Jolanta
Fedak
FOTO PO
Moja mama, tak jak niemal
wszystkie w naszym mokotowskim
bloku, wróciła po urlopie macierzyńskim do pracy. A mnie, moją sąsiadkę – rówieśniczkę i o rok
starszego chłopca, odprowadzano na
kilka godzin dziennie do pani Basi.
Była wdową, miała po mężu niewielką rentę i córkę, która chodziła
do szkoły. Pani Basia prowadziła nielegalny proceder – opiekowała się
nami, gdy rodzice byli w pracy.
Mieszkała na tej samej klatce, przychodziliśmy do niej z naszymi zabawkami, dostawaliśmy jedzenie.
Nie pamiętam wielu szczegółów, ale
pamiętam, że byłam w jej domu
szczęśliwa. I pamiętam, że dużo nam
czytała, nauczyła rysować i nigdy nie
narzekała, że ktoś z nas się ubrudził.
W czasie spaceru w parku Morskie
Oko
mijaliśmy
często
STRASZNY DOM. To był żłobek. Byliśmy pewni, że tam męczą dzieci. Pani
Basia uratowała moją mamę, która
Straszne miejsce
z pewnością nie oddałaby mnie do
STRASZNEGO DOMU i pewnie musiałaby się zwolnić z pracy. Dzisiaj
przyznaję, że to dzięki pani Basi mogła
w spokoju pracować i wcale się o mnie
nie martwiła.
Dzisiaj pani Basia stałaby się oficjalnie „opiekunem dziennym”, dostałaby legalną pensję, a budżet
państwa odprowadziłby za nią składki
na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Z czasem pani Basia mogłaby
otworzyć klubik dziecięcy i ubiegać
się o dofinansowanie z funduszy europejskich lub strukturalnych. Ale
mogłaby też poczuć na plecach oddech konkurencji – gdyby pracodawca mojej mamy, zgodnie z nową
ustawą, zechciał otworzyć żłobek przy
zakładzie pracy. W myśl nowej ustawy
koszty ich zakładania i utrzymywania
mógłby wliczyć w koszty uzyskania
przychodu. A mama pewnie wybrałaby to miejsce, które bardziej by mi
się spodobało.
Dzięki nowemu prawu ma powstać w ciągu czterech lat około 400
tys. nowych miejsc opieki nad
dziećmi. W tych większych nie będzie już trzeba zatrudniać wyłącznie
personelu medycznego.
Więcej takich Baś
Dzięki ustawie czterysta tysięcy dzieci zyska opiekę w żłobku
FOTO AGENCJA SE/EAST NEWS
Anna Kwiatkowska
Minister Kopacz reformuje szpitale
Ekonomia dobra dla zdrowia
– Reforma służby zdrowia nie jest jednorazowym aktem, tylko niekończącym się
procesem.W kategoriachekonomicznych
ochrona zdrowia może być traktowana
jako gałąź gospodarki – nie ma żadnych
przeszkód – uważa Ewa Kopacz, minister
zdrowia.
Ewa Kopacz
FOTO PO
Rozpatrując problemy związane z
ochroną zdrowia i z kosztami tejże
ochrony, musimy zauważyć dwa kluczowe zjawiska, występujące nie tylko
w Polsce. Pierwsze, bardzo ważne – to
brak naturalnego ograniczenia popytu
na usługi lecznicze i badania diagnostyczne, jeśli te usługi i badania są finansowane ze źródeł publicznych.
Drugie, równie ważne, to takie, że wraz
z postępem wiedzy i rozwojem techniki
rosną możliwości, ale wraz z nimi
rosną koszty leczenia. W debacie na
temat wprowadzanych przez rząd
ustaw nie przebija świadomość tych
zjawisk w argumentach dyskutantów.
Kontrowersji nie budzą i nie wywołują głosów krytyki ze strony opozycji ustawy o systemie informacji w
ochronie zdrowia i nowelizacji ustawy
o świadczeniach finansowanych ze
środków publicznych, rozszerzającej
zakres danych osób oczekujących na
świadczenia, co ma ułatwić NFZ monitorowanie list. Nie wzbudza też zastrzeżeń projekt założeń do nowej
ustawy o badaniach klinicznych.
Placówki służby zdrowia przekształcone w prywatne spółki działają
sprawniej
FOTO WLODZIMIERZ WASYLUK/REPORTER
Wiele dyskusji wywołują natomiast
trzy najważniejsze ustawy w pakiecie:
ustawa o działalności leczniczej,
ustawa o refundacji leków, nowelizacja
ustawy o prawach pacjenta i nowelizacja ustawy o zawodzie lekarza.
Ustawa o działalności leczniczej
jest niewątpliwie fundamentem zasadniczych zmian w lecznictwie. To podobną do tej ustawę zawetował
prezydent Lech Kaczyński, a teraz
ustawę krytykuje zarówno opozycja z
prawa jak i z lewa, a także Naczelna
Rada Lekarska. Tymczasem w praktyce okazuje się, że niemal wszystkie
szpitale rzucone na rynek, czyli przekształcone w spółki, działają znacznie
sprawniej i gospodarują znacznie bardziej ekonomicznie.
Prawo farmaceutyczne też wywołuje ostrą krytykę, choć trudno dojść o
tego, o co chodzi krytykom. Nasuwa się
jedna myśl, że ustawa ta narusza korzyści wielkich firm farmaceutycznych,
mnożąc korzyści finansów NFZ i pacjentów. Zatem warto zaufać minister
Kopacz, która oparła się owczemu pędowi do kupowania szczepionek na
świńską grypę i pokazała, jak naruszać
interesy wielkich korporacji farmaceutycznych.
Ustawa u umiejętnościach lekarskich też wywołuje krytykę z powodu
zniesienia LEP i skrócenia czasu studiów medycznych. Zdaniem premiera
Donalda Tuska LEP, czyli egzamin po
stażu, to jedna z biurokratycznych barier, opóźniająca wejście na rynek pożądanych specjalistów.
Krytykowana przez Naczelną
Radę Lekarską jest też ustawa o prawach pacjenta, szczególnie w kwestii
możliwości uzyskiwania odszkodowań za błędy w procesie leczenia bez
konieczności prowadzenia spraw sądowych. Radzie nie podoba się, że
orzekanie o błędzie lekarskim będzie
leżało w rękach specjalnych komisji, a
nie jak dotąd, sądu. Tak, jakby sąd w
swoich orzeczeniach nie musiał korzystać z opinii fachowców – lekarzy.
Debata na temat dodatkowych
ubezpieczeń dopiero przed nami.
I jeszcze jedna uwaga: nikt nie ma
odwagi głośno powiedzieć tego, o czym
wszyscy mówią między sobą. Tego
mianowicie, że w Polsce mamy za dużo,
w dodatku źle wykorzystywanych szpitali. Każda próba zamknięcia jakiegoś
szpitala wywołuje falę gwałtownych
EMB
protestów.
listopad 2010
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
11
Samorządowcy chcą jasnych praw i obowiązków
Żeby lepiej wydawać pieniądze
Po raz pierwszy
w debacie o reformie służby zdrowia
wyraźnie i głośno
odezwały się samorządy, na których spoczywa
obowiązek organizowania i prowadzenia polityki
zdrowotnej oraz
prowadzenia większości szpitali na
swoim terenie.
Na pierwszym Samorządowym
Kongresie Zdrowia samorządowcy
przyjęli memorandum, przekazane
rządowi i parlamentowi. Domagają się
m.in. dokładnego określenia ich praw
i obowiązków w systemie służby
zdrowia.
– Chcielibyśmy być autorami swoich lokalnych czy regionalnych programów rozwoju ochrony zdrowia. Teraz
w Polsce nie ma zarządcy systemu i w
to miejsce wchodzi NFZ, który decyduje
o tym, co będzie się rozwijało, a co nie.
Tymczasem my też dajemy środki na
ochronę zdrowia i chcemy mieć na tę
dziedzinę wpływ – mówi Marek Wójcik ze Związku Powiatów Polskich.
Samorządowcy chcieliby też, aby
ich placówki medyczne mogły świadczyć odpłatne usługi.
– Nie stać nas na to, aby kupić maszynę za milion złotych i wykorzystywać ją tylko przez trzy dni w tygodniu,
bo na więcej nie pozwala kontrakt
z NFZ-em – przekonywał Wójcik.
– Prawo do działalności komercyjnej, niemożliwej w placówkach publicznych, może być zachętą do
przekształcania szpitali w spółki – sądzi
rzecznik resortu zdrowia Piotr Olechno.
Janusz Krakowian, wicestarosta
częstochowski (Platforma Obywatelska) od lat zajmujący się w powiecie
ochroną zdrowia, ma i wiedzę, i doświadczenia. Oraz własne recepty.
– System organizacji szpitalnych
placówek powinien mieć charakter
mieszany, zawierać w sobie wszystkie
formy organizacyjne: zachowane zakłady publiczne, sprywatyzowane, dzierżawione. Skala marnotrawstwa
w obecnym systemie jest wprost niewyobrażalna. Jeśli teraz nie położy się temu
tamy, to kiedy? Powstają ogromne długi,
bo przeważa myślenie – jak zabraknie
pieniędzy, to radni dołożą. Nie powinni
dokładać, bo pieniędzmi gospodarować
Skomercjalizowany szpital w Blachowni (Częstochowskie) osiągnął w pierwszym okresie działania 100
tys. zlotych zysku. Starostwo już do niego nie dokłada.
FOTO PO
można lepiej. Trzeba tylko ze szpitali
wyeliminować politykę i okaże się, że
większość rzeczy zaczyna działać
– twierdzi Krakowian.
W częstochowskim powiecie są
szpitale wojewódzkie, są i powiatowe,
którymi zarządza starostwo. Szpital powiatowy w Blachowni, którego zadłużenie stanowiło około 18% rocznego
budżetu powiatu, został od 1 maja
ubiegłego roku wydzierżawiony prywatnemu dzierżawcy (lekarzowi), który
wygrał rozpisany przetarg. Rzeczoznawca wycenił czynsz dzierżawny na
minimum 104 tysiące złotych. Zarząd
powiatu oczekiwał od chętnych deklaracji inwestycji minimum 5 mln zł
w pierwszych 5 latach (czas dzierżawy
określono na 30 lat). Zwycięzca zobowiązał się do inwestycji ponad 20 mln
zł, a czynsz dzierżawny, który zaproponował, wynosi 120 tysięcy zł.
Publiczny szpital powiatowy w Blachowni dysponujący kontraktem z NFZ
w wysokości 4,3 mln zł, w pierwszym
kwartale 2009 roku stracił prawie 1,5 mln
zł. Po wydzierżawieniu go prywatnemu
przedsiębiorcy, w analogicznym okresie
roku 2010, mając do dyspozycji nieco
mniejszy kontrakt, osiągnął niewielki
zysk blisko 100 tys. zł. Na czym zaoszczędzono? Głównie na zużyciu materiałów i energii oraz tzw. usługach obcych.
– Nie zwolniono tam ani jednego
pracownika, nie zlikwidowano ani jednego oddziału, a poziom tzw. nadwykonań wyniósł 13,67 % . Tak więc,
wbrew szerzonym opiniom, w tym
niepublicznym przecież szpitalu nie
odsyła się pacjentów z kwitkiem
– mówi Krakowian.
W Blachowni wbrew oczekiwaniom krytyków pacjenci nie leżą głodni
na podłodze. W dodatku nie płacą za leczenie, bo szpital funkcjonuje dalej
w systemie finansowania przez NFZ. Janusz Krakowian podkreśla, że dla pacjenta tak naprawdę ważne jest, kto płaci
za leczenie, a nie kto zarządza szpitalem.
Czy można więc zarządzać szpitalem w sposób racjonalny?
W roku 2008 powiat na rzecz szpitala przeznaczył ponad 800 tys. zł dotacji. W roku ubiegłym nie wydał na
szpital nic, a z tytułu czynszu zyskał blisko pół mln złotych. My dziś za te pieniądze budujemy drogi i chodniki!!!
Praktyka i doświadczenia zarówno
w powiecie częstochowskim, jak
i w ponad 100 szpitalach, które przestały być zakładami publicznymi, nie
mówiąc o tych całkiem prywatnych,
wybudowanych od fundamentów,
wskazuje, że opieka medyczna nie jest
w nich gorsza, niż w SPZOZ-ach, mimo
że Narodowy Fundusz Zdrowia nie
traktuje ich w ten sam sposób, co szpitale niesprywatyzowane.
– NFZ boi się dać złotówkę więcej
jednostce prywatnej – mówi Janusz
Krakowian.
Jego zdaniem w dyskusji, która za
chwilę się rozpocznie, będą padać argumenty demagogiczne. Np. ten, że państwo musi zachować kontrolę, bo sektor
ochrony zdrowia jest strategiczny.
– Produkcja żywności, jest jeszcze
bardziej strategiczna, a mimo to sprywatyzowana jest w 100 procentach. I co,
chodzimy głodni? – pyta retorycznie
wicestarosta.
Piotr Rachtan
12
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
listopad 2010
P
Fundusz sołecki sprawdził się po roku
Platforma wspiera wieś
Senator Roman Ludwiczuk
Z senatorem Romanem Ludwiczukiem rozmawiamy o podsumowaniach.
– Żałuje Pan, że z partii odszedł Janusz Palikot?
– Janusz ma duże aspiracje.
– Jesteście na Ty?
– W Platformie jak w rodzinie, ale
nie przechodziliśmy na Ty korzystając z produktów Janusza. Nie
wszystko co poseł Palikot mówi, przeszłoby mi przez usta. Ale cenię go za
odwagę i za osiągnięcia w biznesie.
Jest jako przedsiębiorca spełniony.
– Ale w polityce jeszcze nie…
– Może chce być Napieralskim.
– Janusz Palikot przed sądem koleżeńskim
Platformy już raczej nie stanie. Może więc
Pan ocenić jego wypowiedzi tak, jakby
Pan nie był członkiem tego sądu.
– Granice także w polityce powinny obowiązywać. Te granice
w moim przekonaniu przekracza prezes Jarosław Kaczyński.
– Pan zawsze gra fair play?
– Staram się nie przekraczać granic przyzwoitości, dobrego smaku
i nie ranić niczyich uczuć.
– Przenosi Pan do polityki zasady obowiązujące w sporcie czy do sportu obowiązujące w polityce?
– Lubię gry zespołowe. W sporcie i w polityce. Podstawą jest zespół.
Bez niego niczego się nie osiągnie. Ale
wszędzie potrzebny jest lider, który
nada kierunek i tempo.
– Kończy się Pana kadencja jako szefa Polskiego Związku Koszykówki. Będzie Pan
FOTO EASTWAY/REPORTER
prezesem na następne 4 lata?
– Zaczynałem z 6 mln 300 tys.
długu. Codziennie związek odwiedzało
kilku komorników. Pracownicy od
miesięcy nie oglądali swoich pensji. Z
jednym z członków zarządu wyciągaliśmy prywatne pieniądze, żeby przed
Wiekanocą cokolwiek ludziom wypłacić. Jeden z reprezentantów przed meczeem rozcinał sobie koszulkę, bo się
w niej nie mieścil. Tak zaczynaliśmy.
A kończymy bez długów, z pozyskanymi sponsorami, z bardzo dobrze
zorganizowanymi mistrzostwami Europy, na których PZ Kosz zarobil 4
mln zlotych. To ewenement, że organizator takiej imprezy nie tylko nie dołożył, a jeszcze zarobił. Myślę, że ta
praca zostanie doceniona. Chociaż
wiem, że mam charakter ciężki.
– W związku wszyscy już ubrani, najedzeni
i mają wypłaty, a kiedy postęp w rankingu?
– I tak jesteśmy lepsi niż inna popularna dyscyplina. Poziom sportowy
przyjdzie z czasem. Trzeba sobie wychować liczną grupę grających w koszykówkę, żeby było z kogo tworzyć
reprezentację. Wspólnie z SKS przygotowujemy program wejścia koszykówki do szkół. Moja fundacja od
czterech lat prowadzi szkolną ligę koszykówki w Walbrzychu. W lidze gra
9 szkół podstawowych i 9 średnich.
Kaźda drużyna musi mieć przynajmniej 15 kibiców i zespół taneczny.
Każda szkoła ma też zespół redakcyjny. My zapewniamy sprzęt, sędziów i transport. Zachęcam do
współpracy koszykarzy Górnika Wałbrzych – do każdej szkoły przypisany
jest jeden zawodnik. Moim marzeniem jest, żeby taki projekt funkcjonował w każdym województwie.
– A skąd u Pana – mieszczucha z urodzenia
i wyboru – zainteresowanie problemami
wsi?
– Przyjaźnię się z wieloma ludźmi
związanymi ze wsią. W senacie mamy
np. przewodniczącego Stowarzyszenia Sołtysów Polskich Janka Niewiarowskiego. Rozmawiamy dyskutujemy, zastanawiamy się.
– Wynikiem tych rozmyślań była ustawa
o funduszach sołeckich. Mija rok od
momentu jej wprowadzenia. Jak wypadł bilans?
– Ustawa bardzo dobrze wpisała
się w lokalne społeczności. Około 60
proc. sołectw korzysta z tego narzędzia. Ale to za mało, żeby odtrąbić
sukces. Chcielibyśmy, żeby korzystały
wszystkie. Dlatego latem, przed kolejnym terminem składania wniosków
o dotacje (minął 30 września – red.)
postanowiliśmy spotkać się z sołtysami, zachęcić ich do korzystania
z możliwości, jakie dają fundusze.
Wydaliśmy broszurę sfinansowaną z naszych senackich środków:
Tak dla polskiej wsi. Dostał ją każdy
sołtys. Opisujemy w niej cele i procedury uzyskiwania funduszy. Senatorowie PO wspomagani przez
posłów odbyli ponad 100 spotkań na
wsiach w całej Polsce.
Do pomocy starającym się o dotacje z funduszu sołtysom zatrudniliśmy trenerów ściśle współpracujących ze Stowarzyszeniem
Sołtysów Polskich.
Każdy sołtys może się zwrócić
do trenera z zapytaniem ile środków,
na jakie cele i w jaki sposób może
uzyskać. Trenerzy pomogą także
sporządzić wnioski.
Na nasze spotkania zapraszaliśmy także wójtów i burmistrzów,
żeby mieli świadomość, że warto
o funduszach rozmawiać ze swoimi
mieszkańcami i wspomagali sołtysów w ich staraniach.
– Na co najczęściej sołtysi wydawali pieniądze w tym roku?
– To nie są duże sumy – kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy, w zależności od liczby mieszkańców danej
wsi. Fundusz zwraca od 10 do 30
proc. wartości inwestycji. Sołtysi finansowali bardzo lokalne inicjatywy:
boiska, remonty świetlic, adaptacje
budynków na przedszkola, modernizacje szkół, budowy chodników.
Często jakieś tablice pamiątkowe.
Czasem rajdy czy inne imprezy integracyjne dla mieszkańców. Drobne
rzeczy, ale najbardziej tym małym
społecznościom potrzebne.
– Jakie uwagi po roku funkcjonowania funduszu pojawiają się najczęściej?
– Ogólna opinia o ustawie jest
bardzo pozytywna. Sołtysi bardzo
sobie chwalą fundusz, wiele rzeczy
chcieliby w ramach tych środków
robić, niestety czasem są one zbyt
niskie w stosunku do rozbudzonych
ambicji.
Ale są i ograniczenia dotyczące
procedury – wypłata odbywa się za
pośrednictwem gminy. Sołtysi chcieliby gminę ominąć.
– A co na to ustawodawca?
– Zależało nam na bezpieczeństwie w rozliczaniu. Sołtysi bezapelacyjnie muszą decydować o przeznaczeniu tych pieniędzy. Ale lepiej,
żeby procedurami rozliczeniowymi
zajmowali się profesjonaliści, którzy
robią to na co dzień w gminie. Szczególnie tam, gdzie sołectwa są bardzo
duże a co za tym idzie, kwoty z funduszu bywają znaczne.
– Co fundusze mają zmienić na wsi?
– Zależy nam na wyzwoleniu aktywności mieszkańców na rzecz
swoich małych ojczyzn. To już się na
wsiach dzieje. A fundusz sołecki daje
im ogromną szansę na rozwój i integrację. Poczucie mocy stanowienia
o sobie. Sołtysi dysponują niewielkimi wprawdzie środkami, ale realizują własne cele i pomysły.
To niebywale aktywizuje tych
ludzi a co za tym idzie, zmienia obraz
wsi. Pozwala jej mieszkańcom wyzwolić się z marazmu. Wieś to obszar,
który Platformę żywo interesuje.
Teraz rodzi się następny pomysł dotyczący rozwoju wsi a związany z OSP.
– Chcecie wykończyć Pawlaka?
– Absolutnie nie. Ale chcemy
wspomóc małe społeczności. Uciec
od etykiety, że Platforma to głównie
duże miasta. Jesteśmy partią otwartą.
– Wśród tych licznych aktywności wystarcza
Panu czasu na rodzinę?
– Moim dzieciom granice wytyczała żona. Mnie ciągle nie było. Ale
jestem zadowolony z tego kim są
moje dzieci. Syn pracuje w dużej firmie, bardzo go tam cenią jako specjalistę. Córka uczy się w II klasie
liceum. Została przewodniczącą
Młodzieżowej Rady Wałbrzycha.
– Pańska krew!
– Tak mówią, ale wolałbym,
żeby polityką się nie zajmowała, bo
to ciężki i niewdzięczny kawałek
chleba. Ale charakter ma po mnie
i perswazje nie pomogą – zrobi co
zechce.
listopad 2010
Demokracja
na dworcu,
czyli wszędzie
“
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
13
Protest przeciwko protestom
W Stuttgarcie szaleją obywatele „protestanci”, ci, którzy czynnie wyrażają
protest przeciw budowie nowego
dworca. Przy tej okazji ujawnia się problem ogólniejszy, wykraczający daleko
poza Stuttgart. Praktycznie na cały demokratyczny świat.
Skierowany jest on, ten protest,
przeciw władzom miejskim, które
sobie ci obywatele wybrali w celu
sprawnego zarządzania miastem.
W takim pojęciu mieszczą się też inwestycje poprawiające życie mieszkańców, jak w tym wypadku, czyli
zastąpienie starego dworca tzw. czołowego – przelotowym. Wiąże się to
nie tylko z usprawnieniem kursowania pociągów, ale z odzyskaniem dla
miasta kilometrów kwadratowych terenów, zajętych teraz przez rozjeżdżające się w różnych kierunkach przez
śródmieście tory.
Charakterystyczne jest, że nie ma
właściwie żadnych racjonalnych argumentów przeciw budowie tego
dworca (poza finansowymi – koszty
są rzeczywiście ogromne), a cały protest obraca się w sferach estetyki – że
stary dworzec ładny; praktyczności
– że jeszcze może służyć i... jakże dobrze u nas znanej zazdrości, żeby ktoś
przypadkiem nie zarobił. Argument,
że miasto zyska wspaniałe tereny
w drogim śródmieściu, jest odpierany
oskarżeniami, że będzie w tym miejscu budowało mieszkania dla bogaczy. Oczywiście, że będzie. I ciekawe,
co by ci sami demonstranci powiedzieli, gdyby miasto w centrum postawiło domy socjalne. A fakt, że ci
bogaci w tych mieszkaniach w dużej
części pokryją tę część kosztów budowy, która przypada na miasto, jakoś
do demonstrujących nie przemawia.
Nie chcą i już, a dlaczego nie chcą,
to nieważne, ważne, że mają prawo
demonstrować. Żyjemy świadomi
konieczności zmian w świecie. Z za-
Dobrze by było
mieć lotnisko
gdzieś bliżej,
ale żeby samoloty
nie hałasowały.
Jeżeli już,
to komuś innemu.
A jak nie, lotniska
nie będzie
zdrością patrzymy na tych, co już są
dalej od nas, którzy już są nowocześniejsi. Idąc do wyborów pilnie zważamy na to, co kandydaci nam
w kwestii zmian obiecują, a gdy nic się
nie zmienia, jesteśmy niezadowoleni.
Nawet psioczymy, że rząd nic nie robi.
Np. autostrad nie budują, a obiecali.
Autostrady są potrzebne i muszą być.
Ale, ale, hola! Nie tędy! Tu to ja akurat mieszkam, nie będą mi auta hałasowały pod nosem. Idźcie sobie gdzie
indziej, a jak nie, to wam taki protest
obywatelski zorganizuję, że się nie pozbieracie.
Dobrze by było mieć lotnisko
gdzieś bliżej, ale żeby samoloty nie
hałasowały. Jeżeli już, to komuś innemu. Bo inaczej protest, a jak tamci
inni zaprotestują, to protest przeciw
protestowi. Lotniska nie będzie. No
i bardzo dobrze – taka była wola ludu.
Lud woli furmankę – ludu sprawa.
Paranoja zaczyna się wtedy, gdy pro-
testuje się dla sztuki. Przeciw bankom, przeciw szczepionce, za szczepionką, przeciw reformom, albo za
nimi, przeciw przedszkolu na Rolnej,
za przedszkolem na Polnej, przeciw
budowie masztu komunikacyjnego
(jeden pozytyw, że przynajmniej nie
mogą się wezwać przez komórki),
przeciw zamknięciu basenu z braku
pieniędzy w gminie i przeciw podatkom na rzecz tej gminy. Przeciw placowi zabaw (emeryci z aparatami
słuchowymi), za placem zabaw (emeryci, którzy na aparat słuchowy nie
mogą sobie pozwolić, ci ostatni, jako
ubodzy mają za sobą dodatkowo
prawo moralne).
Gdyby w latach Wystawy Światowej w Paryżu protesty obywatelskie
były tak rozpowszechnione jak dzisiaj,
oburzonym przeciwnikom monstrualnego zeszpecenia miasta na
pewno udałoby się zmobilizować rzesze oburzonych obywateli i wieży Eiffla dziś by nie było. Na szczęście
w latach 80. XIXw. na ulice wychodziły głównie sufrażystki, a że zostało
im to aż do dziś, chwalebnie świadczy
o wadze ich postulatów. Nieważne.
Dziś też by wieża Eiffla nie powstała,
tak jak nie powstanie pewnie boisko
w K., sortownia śmieci w S., biogazownia w W., obwodnica w U., elektrownia atomowa gdziekolwiek.
Zaniechanie budowy tych obiektów zaowocuje niewątpliwie demonstracjami na rzecz unowocześniania
kraju i protestami przeciw brakowi
boiska w K., nieistnieniu sortowni
śmieci w S., nieobecności biogazowni
w W. i elektrowni atomowej gdziekolwiek. Do tego ostatniego zwłaszcza
przyłączą się niewątpliwie przeciwnicy zatruwania atmosfery dwutlenkiem węgla, ramię w ramię z wrogami
zamykania kopalń, bezrobotni liczący
na jakąkolwiek pracę, oraz przepracowani entuzjaści żabki rzekotki, koczującej na tych właśnie terenach.
Warszawska demonstracja związków zawodowych przeciwko
cięciom budżetowym
FOTO MARIUSZ GACZYNSKI/EAST NEWS
A tymczasem duże projekty wymagają wieloletnich przygotowań.
We wspomnianej wyżej sprawie
dworca w Stuttgarcie, przygotowania
do budowy trwały od dziesięciu lat.
Także w przestrzeni publicznej: obwieszczenia, artykuły, dyskusje, sugestie, zmiany i przynajmniej dwa
razy wybory samorządowe, w których obywatele dwa razy opowiedzieli się za projektem, wybierając do
władz miasta jego zwolenników.
Dziś, gdy przychodzi do realizacji
– wychodzą na ulicę stawiając pod
znakiem zapytania cały proces demokratyczny.
To po co nam ta cała demokracja,
dyskusje, programy, wybory, kiedy
i tak każda mniejszość, byle wystarczająco hałaśliwa, jest w stanie blokować każde rozsądne działanie
z najbłahszych nawet powodów?
Po to właśnie, by tę możliwość
miała. Czasów, gdy tej możliwości
nie miała, nie wspominamy z tęs-
knotą. Ale wolność, jak to zwykle,
nakłada na nas także obowiązki,
Przede wszystkim obowiązek
umiaru. Dlatego takie protesty
wbrew pozorom nie mają nic wspólnego z demokracją. Raz ustalonych
postanowień nie wolno zmieniać. Jeżeli będzie inaczej, jeżeli nie będziemy się trzymać ustaleń, Polska
znajdzie się w zastoju, gdyż wszystko,
co zostało wynegocjowane, będzie
zagrożone protestami mniejszości i
nie będzie można zrobić nic.
Demokracja przedstawicielska,
z której jesteśmy słusznie (po latach
dyktatury) dumni, nie będzie warta
złamanego szeląga.
Zwłaszcza w czasach wyborów
samorządowych kandydaci muszą
wyjątkowo zważać na jasne przedstawianie swojego programu, głosujący
zaś uważnie się w to wsłuchiwać i zapamiętać. A w razie wątpliwości pytać.
Żeby potem nie było...
Andrzej Kołaczkowski
PIOTR RACHTAN KONTRA JOANNA LICHOCKA
Nie chodzi o to, kto pyta. Ważne, o co pyta
Ktojeszczedzisiajpamiętakilkuminutowe
wystąpienie dziennikarki Lichockiej
w czasie debaty kandydatów na prezydenta RP, kończące się stwierdzeniem, że
państwo źle działa, państwo jest fatalne,
państwojestsłabe.Ipytaniemdopanów
Kaczyńskiego i Komorowskiego: czy panowie podzielają ten pogląd, a jeżeli tak,
to jakie mają zamiar podjąć działania
żeby tę sytuację zmienić?
Piotr Rachtan skierował wniosek
do Rady Etyki Mediów, oceniając, że
Lichocka prezentowała stanowisko
opozycji, a nie obiektywnego dziennikarza. Już po trzech miesiącach doczekał się odpowiedzi REM.
„Rada Etyki Mediów uznała, że zachowanie dziennikarki naruszyło zapisaną w Karcie Etyki Mediów Zasadę
Obiektywizmu, co znaczy, że autor
przedstawia rzeczywistość niezależnie
od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.”
To nie jedyny zarzut Rachtana dotyczący stronniczości TVP w debatach
prezydenckich wysłany i potwierdzony
przez REM, ale ten jest dosyć wyraźny
dla niezorientowanego czytelnika. Piotr
Rachtan upublicznił otrzymane po
trzech miesiącach oświadczenie REM.
I tym uczynkiem bardzo się był naraził REM i „Rzeczpospolitej”, która
11.10 w tekściku „Lichocka bez krytyki REM” podała, że to nie REM wydała cytowane przez Rachtana
oświadczenie, a tylko jej członek Michał Bogusławski napisał list ( na firmowym papierze REM!). Ponadto
„Rz” zacytowała Joannę Lichocka,
która wyznała, że to niepokojące, że
część REM przytakuje skargom czło-
wieka zaangażowanego w działalność
jednej partii.
I to by było na tyle w tej malutkiej
ilustracji wielkiej sprawy. Bo sprawa
jest wielka nie z powodu Lichockiej czy
Rachtana. „Rz” kompletnie nie obeszło
meritum sprawy, tylko kto, co, po co
i dlaczego?
Czy Piotr Rachtan jest zaangażowany w działalność innej partii? A co
to ma do rzeczy?! Co to znaczy zaangażowanie? Czy to ma znaczyć, że członek jakiejkolwiek partii nie ma prawa
oceniać bezstronności dziennikarzy?
Mimo że Rachtan często pisuje do
„POgłosu”, nie wiemy czy jest członkiem PO, dotąd nie mieliśmy żadnej
wiedzy, że on kiedyś ponoć kandydował z listy PO do Sejmu, nikt nie wiedział, że napisał o debacie do REM,
a odpowiedź REM redakcja „POgłosu”
poznała z „Kontratekstów”. I jaki to ma
związek z zarzutami wobec Lichockiej?
Znacznie ciekawsze byłoby przedstawienie stanowiska innych niż Bogusławski członków REM, którzy braku
obiektywizmu u dziennikarki nie dostrzegli.
14
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
N
listopad 2010
Dziękujemy za już, prosimy o
asza prośba o uwagi na temat pisma, jego treści,
szaty graficznej, tematów, jakie poruszamy, zaowocowała mnóstwem listów. Z jednej strony pokazały nam one, co robimy źle, czego nie robimy wcale,
a co nam nie wyszło, z drugiej strony jak bardzo to co
robimy (nawet jeśli źle), jest potrzebne.
Bardzo dużo listów dotyczy sprawy, która leżała
właściwie u podstaw „POgłosu”: uzbrojenie czytelników w argumenty mające przekonywać ludzi do PO,
w informacje pozwalające odpierać ataki konkurencji. Rzeczywiście jesteśmy państwu winni więcej informacji
o działaniach klubu poselskiego, o przebiegu
realizacji podjętych zo-
Szanowna Redakcjo!
Prosicie o napisanie ewentualnych życzeń odnośnie tematyki pisma. Mam dwa postulaty:
Do kół nie docierają żadne wiadomości o pracy klubu
poselskiego PO. Wielokrotnie na zebraniach koła poruszano ten temat. Proponuję, aby w piśmie dawać przynajmniej kalendarium spotkań klubu i krótkie wzmianki
o tematyce i posłach zabierających głos.
Zdopingowanie posłów, aby zechcieli od czasu do czasu
przybyć na spotkanie koła i opowiedzieli o swojej działalności.
Alicja Kosiorowska, Sopot
„POgłos” to bardzo ciekawa gazeta, ale chyba trochę
przesłodzona. Myślę, że warto przypominać o zobowiązaniach wobec wyborców i motywować naszych przedstawicieli w parlamencie o realizacji obietnic. Mniej lukru, bo
zasklepia umysł. Więcej fermentu, bo ożywia i mobilizuje!
Marcin Świtała, Częstochowa
Wydaje mi się, że warto obszerniej prezentować inicjatywy ustawodawcze wraz z uzasadnieniem (w tym propozycje argumentacji wobec krytyki tych inicjatyw). Szeregowi
członkowie PO winni pełnić ważną rolę w rozpowszechnianiu informacji o działaniach rządu i klubu parlamentarnego,
ale powinniśmy być w tym celu uzbrajani w argumenty.
Warto też promować najciekawsze działania podejmowane
w różnych regionach czy powiatach.
Wojciech Maroszek, Żory
Może nie zaszkodziłoby dodać dział, nazwijmy go „mała
ojczyzna”, gdzie będą relacje choćby krótkie z regionów,
a już szczególnie z tych mniejszych miejscowości, gdzie PO
jest obecna.
Wojciech Bojarski, Kielce
Wolałabym nie mieć wrażenia, że się mnie ciągle agituje. Jestem członkiem PO i nie trzeba mnie przekonywać
do PO. Natomiast dobrze by było za pomocą tego pisma
utrzymywać kontakt między członkami partii, poznawać ich
opinie, pomysły. Przydałaby się też jakaś polemika. Brakuje
mi czegoś takiego jak dział listów od czytelników. Powinny
być ze dwie strony na artykuły, listy, postulaty pisane przez
zwykłych ludzi. No i koniecznie dział pytań do premiera,
członków rządu, posłów, oczywiście z odpowiedziami.
Może dział samorządowy, żeby można się było dowiedzieć co robi PO w całej Polsce. Poza tym, np. zdjęcia dokumentujące działalność samorządową.
bowiązań i powodach opóźnień i zaniechań, o ścierających
się wewnątrz partii stanowiskach. A przede wszystkim, jak
napisała jedna z czytelniczek o tym „dlaczego właśnie tak,
a nie inaczej”. Łatwiej pokonać przeciwnika, gdy ma się wiedzę o przyczynach podejmowania decyzji. Dlaczego min.
Rostowski nie chce wszystkim podsypać, jak proponuje PiS
i jakiego spodziewa się wpływu na gospodarkę, podejmując
konkretne kroki.
Z tym wiąże się kolejny postulat. Oto fragment listu:
„Proszę aby „POgłos” nie był narzędziem do przekonywania
przekonanych i lansowania różnych posłów. Lepiej by spełniał swoje zadanie, gdyby był forum dyskusji nad planami politycznymi, programami i próbował odpowiedzieć na pytanie
– jaka ma być PO?” Potrzebę takiej dyskusji potwierdzają
liczne pytania o zasadnicze dla filozofii Platformy sprawy
z pakietu 4xTAK. Co z JOWami? Co z Senatem? Co ze
zmniejszeniem liczby posłów? Jest jasne, że do tej pory nie
było możliwości przeprowadzenia tych reform, czy da się
przeprowadzić w czystej formie, pokażą przyszłoroczne
wybory. Będziemy się starali być godnym forum
dla takich dyskusji.
Bardzo, ale to bardzo wiele osób
wytykało nam brak zainteresowania pracą lokalnych
struktur. Tymczasem liczba informacji
Ludzi nie trzeba agitować, ludzi trzeba motywować. Najlepszą motywacją jest zaangażowanie. A żeby ludzi angażować, trzeba im pokazać, że mają wpływ na to, co się w partii
dzieje, że każdy członek może zabrać głos i inni jego zdanie
poznają, może skomentują.
Magdalena Koczorowska-Szlassa, Wiązowna
Proszę o otwarcie na waszych łamach tematów dotyczących sprawnej organizacji Platformy Obywatelskiej.
Zgłosiłem w swoim czasie na stronach internetowych chęć
wstąpienia do PO. Ponad rok nie otrzymałem mimo monitów żadnej odpowiedzi. W końcu z pomocą jednego z członków PO udało mi się wejść do jednego z kół PO. Żona
zniechęcona przedłużającą się procedurą zrezygnowała
z członkostwa.
Odnoszę wrażenie, że PO dalekie jest od sprawnie zorganizowanej, współczesnej partii politycznej. Mobilizacja
partii tylko z okazji wyborów to zbyt mało dla wypracowania trwałej silnej pozycji w życiu politycznym kraju. Proszę
zwrócić uwagę jak sprawnie działa np. niemiecka CDU,
a jakie ma z tego tytułu osiągnięcia.
Tomaszewski, Sopot
Nie wyobrażam sobie, że można być czynnym członkiem PO i nie czytać „POgłosu”. Gazeta jest zredagowana
profesjonalnie, ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło
być lepiej. Osobiście uważam, że w wydawnictwie powinien
się znaleźć kącik informacyjny na temat wydarzeń kulturalnych, nowości wydawniczych. Może też stała pozycja na
temat polityki zagranicznej.
Zdzisław Dudek, Radomsko
Dobrze by było publikować w „POgłosie” tematykę
skierowaną do lokalnych działaczy samorządowych:
- jak kreować swój wizerunek
- jak przygotować się do wystąpień publicznych
- jak prowadzić dyskusje.
Andrzej Ludwikowski, Poraj
Piszcie do nas pod adresem: redakcja „POgłosu”, 00-683 Warszawa, ul. Marszałkowska 87 m 85
napływających z terenu była
dotychczas bliska zeru, a przecież to właśnie państwa informacje wystarczą, by każdy
numer tętnił życiem struktur
lokalnych. Więc korzystam
z tej okazji, by prosić o listy,
a w listach dyskusje, spory,
opisy problemów.
My ze swojej strony zobowiązujemy się dostarczać Elżbieta Misiak-Brewięcej opinii eksperckich, mer, redaktor naFOTO PO
więcej informacji o aktua- czelna
lnych pracach legislacyjnych, mniej pompy, więcej konkretnej amunicji.
Całkiem niemała liczba czytelników postulowała wprowadzanie do „POgłosu” działu rozrywkowego, sportu,
a nawet kącika dziecięcego. Jak bardzo byśmy nie chcieli, aby
już dziecko w kołysce głosowało na Platformę, tej ostatniej
prośby chyba nie da się spełnić. Dwie pierwsze też będzie trudno, gdyż nawet jeśli na rzecz poszerzonych opinii eksperckich, których
obecność w piśmie jest konieczna,
mocno ograniczymy „lansowanie posłów” – czyli
wywiady z czołowymi po-
Moim zdaniem gazeta powinna się składać z działów np.
polityka zagraniczna; co zrobiło się w polityce zagranicznej,
sport: informowanie członków PO NT. działalności w sprawie EURO 2012 jak i projektu Orlik, jak idą inwestycje itp.
Powinny się też ukazywać informacje prezentujące oficjalne
stanowisko partii w ważnych sprawach, tak aby zwykły członek PO mógł bronić swojej partii podczas wymiany zdań
z innymi obywatelami. Mniej o politykach tych, którzy i tak
występują dużo w mediach, ale więcej o tych mniej znanych
a równie intensywnie działających.
Łukasz Zwierzchowski, Gryfice
Ciekawym kierunkiem rozwoju „POgłosu” byłoby dodanie doń wkładek o charakterze regionalnym. Oprócz tej
wielkiej polityki na szczeblu ogólnokrajowym wszyscy
funkcjonujemy przede wszystkim w swoich małych ojczyznach i tego elementu w wydawanej przez państwa publikacji mnie osobiście brakuje.
Rafał Bieniek, Łódź
Proszę o więcej artykułów prezentujących stanowisko
PO w kluczowych sprawach resortowych i poglądowych.
Stefan Oleszczak, Biłgoraj
„POgłos” świetny, tylko o Młodych Demokratach niewiele.
Adam Olejnik, Gorzów Wielkopolski
Lekturę zaczynam od strony 2 – artykułami Z Prasy
i Notatkami Jacka Fedorowicza – dla mnie ekstra. Ciekawe
są także informacje dotyczące prac ministrów obecnego
rządu. I na końcu gazety mam możliwość poznania ludzi
znanych w PO, o których dotychczas nic nie wiedziałem.
Roman Tobór, Piekary Śląskie
Moje uwagi i postulaty co do treści „POgłosu”:
1. Więcej krytyki i otwartości dotyczącej życia
listopad 2010
więcej
staciami Platformy (a naszym zdaniem wnoszą one jednak
istotną wiedzę o pracach legislacyjnych), miejsca dużo nie
zyskamy. A jeżeli uda nam się wprowadzić naprawdę
żywy i dobrze funkcjonujący dział listów i wymiany doświadczeń, to zajmie on tyle miejsca, że może trzeba
będzie zacząć myśleć o powiększeniu objętości pisma.
Bo na listy miejsce być musi, zwłaszcza te z pomysłami, z krytycznymi uwagami, z troską i złością,
bo to one odzwierciedlają to, co członków partii
nurtuje i ich zastrzeżenia, na które trzeba reagować.
I serdecznie Autorów Listów
pozdrawiamy.
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Modry Efekt
pana posła
15
Na szczęście politycy Platformy
zajmują się nie tylko polityką
Redakcja
wewnątrzpartyjnego,
2. Uwypuklenie misji edukacyjnej w szerokim zakresie
(historia współczesna, samorząd, parlament w tym europejski)
3. Mniej autoreklamy.
Ryszard Romański, Częstochowa
„POgłos” jest potrzebny. Nie mam większych zastrzeżeń,
jako artysta jednak uważam, że zbyt mało jest informacji
o sztuce i kulturze. Przecież wśród członków PO jest, jak sądzę,
sporo artystów, którzy mogliby kilka informacji na ten temat
przekazać. Rząd, jaki by on nie był, przez te wszystkie lata,
a trochę ich minęło, do kultury miał zawsze stosunek, nazwałbym go życzliwie, obojętny. Chciałbym aby mój rząd tę
przypadłość zmienił. Rozmawiałem swego czasu ze śp. posłem
Rybickim na ten temat. Dyskusja była ciekawa. Brała w nim
udział również posłanka, a moja koleżanka Teresa Piotrowska.
Artysta jako polityk nie jest postrzegany zbyt korzystnie,
można to zmienić?!
Janusz A. Bałdyga, Bydgoszcz
Andrzej Halicki jako przewodnik stada
Jest nieźle. Pismo z założenia zapewne koncentruje się na
wydarzeniach znaczących w skali kraju. Ta tematyka prezentowana jest dobrze.
Czego brakuje do uzyskania oceny bardzo dobrej:
1. Brak odwagi do zaprezentowania spraw polemicznych
w PO. Próby zdefiniowania fundamentów sporów, linii podziałów. Sam fakt istnienia frakcji w PO jest tak oczywisty, że
w piśmie dla członków PO nie można tego przemilczać.
2. Praca organiczna na poziomie znanych mi struktur powiatowych i kół PO nie istnieje. Fikcja funkcjonowania kół
i ich rzeczywistych członków powinna być zauważona przez
centralne pismo PO.
Marek Płonka, Kęty
Kiedy Andrzej Halicki wraca do domu
w Wilczej Górze pod Warszawą, rzuca się
na niego ogromne stado. Naprawdę,
bardzo duży format. Pięć błękitnych
dożyc.
Andrzej Halicki, przewodniczący
mazowieckiej PO, poseł Platformy
i szef sejmowej komisji spraw zagranicznych dzieli z żoną, dziennikarką
Agnieszką Sową-Halicką wielką pasję
– od lat prowadzą hodowlę niemieckich dogów „Modry Efekt”.
Dom państwa Halickich stoi
w Wilczej Górze, na skraju lasu. Haliccy przeprowadzili się do niego w
roku 2008.
– Budowaliśmy go z myślą
o psach – wspomina Andrzej Halicki
– Poprosiliśmy najpierw znanego architekta, żeby przygotował projekt,
uwzględniając to, że będziemy mieszkać z naszymi dogami. Obraził się.
Powiedział, że nie będzie projektował
domu dla psów i sobie poszedł. Następna ekipa projektowa pracowała
już pod kierunkiem Agnieszki.
Dół domu podzielono na trzy zasadnicze części. Jedną zajmują Haliccy. Ale w pomieszczeniu, gdzie
pracuje pani domu, na podłodze leży
wielki materac. Na posłaniu mieszczą
się wszystkie psy. Kiedy gospodyni
pracuje, suki zwykle śpią jedna przy
drugiej. Druga część domu to królestwo psów. Mają tam swój przedpoDom dla psów
Pozwolę sobie przekazać kilka uwag, które mogłyby przyczynić się do uatrakcyjnienia pisma:
1. Wskazane byłoby wprowadzenie działu Z życia regionów
i powiatów, gdzie można by zamieszczać krótkie informacje
o działaniach, wydarzeniach i ciekawych inicjatywach PO w powiatach i regionach.
2. Prezentując Znanych w PO uwzględnić w metryczkach ich
zainteresowania kulturalne, muzyczne, hobby, sposób spędzania wolnego czasu.
3. W dziale Znani w PO prezentować nie tylko posłów i senatorów, ale również ludzi z terenu, np. burmistrzów, starostów,
marszałków z PO, najaktywniejszych radnych a także członków
PO znanych z innych dziedzin, np. wybitnych sportowców, artystów, naukowców itp.
4. Atrakcyjność gazety podniósłby niewątpliwie dział rozrywki z krzyżówką o tematyce związanej z PO.
5. Prezentować ciekawe strony internetowe, uwzględniające
problematykę PO lub inne, ale przydatne w działalności PO.
Jan Urbaniak
kój, pokój, jadalnię i… łazienkę
z prysznicem. Jest też część wspólna
z bardzo wysokim salonem i otwartą
kuchnią. Na piętro psy wstępu nie
mają. Andrzej Halicki zapewnia, że
mimo krążącego po salonie stada
udaje się przyjmować gości. Psy wiedzą, że muszą zachowywać się zgodnie z obowiązującym w domu
savoir-vivre’em.
Do psów należy też ogromny
teren wokół domu.
– Trudno nam mieć zadbany
ogródek – przyznaje Andrzej Halicki.
– Nasze dziewczyny dokładnie przekopują grządki i nie chcą uszanować
estetyki rabatów. Dlatego postawiliśmy na naturalność. Wokół domu
mamy leśną ściółkę, poszycie, trochę
łąkowej roślinności. Jest dogoodporna.
Agnieszka Sowa-Halicka wspomina:
– Od koleżanki za obietnicę oddania jej szczeniaka z pierwszego
miotu Indii dostałam malutką suczkę.
India żyła przeszło 12 lat. Zmarła w
1995 roku. Wtedy jeszcze nie myślałam o hodowli. Dwa lata póżniej,
w maju 1997 roku, dostałam w prezencie od męża Zuzię z hodowli
Herbu Zadora Moniki Dowgiałło.
Z niespełna półtoraroczną suką pojechaliśmy na pierwszą wystawę. Mąż
pomylił klasy – młodziutką Zuzię
zgłosił do klasy otwartej. Zuzia wyPierwsza była India
FOTO PO
grała klasę, a potem porównanie
z championem. Nie zapomnę tych
braw, kiedy nasz syn Armin, niewiele
wyższy od suki w kłębie, szedł z nią
samodzielnie po ringu honorowym
trzymając w ręku smycz.
W 1999 roku Andrzej Halicki zarejestrował hodowlę niemieckich
dogów błękitnych o przydomku
„Modry Efekt” (na cześć podziemnego czeskiego zespołu rockowego).
W sierpniu 2001 Zuzia urodziła
pierwszy miot hodowli – „A” (na tę
literę zaczynają się wszystkie imiona
szczeniąt). Suczka Aszra z tego
miotu jest teraz seniorką stada, którą
tworzą jej córki, wnuczki i prawnuczki. Najmłodsza, Kreola, wciąż
jeszcze rośnie.
We wrześniu 2010 roku dziewięcioletnia ASZRA po raz drugi zdobyła
tytuł Zwycięzcy Klubu Weteranów.
Potem odebrała kolejną nagrodę
– I miejsce w rankingu Wystawowym
Klubu Doga. Syn Aszry, Figaro, zdobył Zwycięstwo Klubu, a „Modry
Efekt” otrzymał II miejsce w rankingu
polskich hodowli.
– Każdy nasz pies jest inny, mają
różne charaktery, usposobienie, różne
słabości. Ale wszystkie tak samo kochamy, a one odwdzięczają nam się
swoją bezgraniczną miłością. To
uczucie naprawdę w bardzo dużym
formacie – mówi Andrzej Halicki.
Modry Efekt
Joanna Wóycicka
OBYWATELSKA
Idealny polityk łączy porządek serca i rozumu
Wygrywa ten, kto potrafi
przekonać jak najwięcej ludzi
tłum. Elita rządzi. Tusk wprowadził
element amerykańskiego stylu prowadzenia polityki – polityk to jest
ktoś z sąsiedztwa. Jestem chłopak
z gdańskiego podwórka, koleś, który
kopie piłkę itd. – mówi Tusk Polakom.
Nagle się okazało, że polityka zeszła pod strzechy. Oczywiście można
zarzucać, że nie ma wielkich polityków na miarę Adenauera. Dziś
na szczęście nie mamy takich momentów, żebyśmy potrzebowali Bóg
wie jakich decyzji. Ja się cieszę tą
małą stabilizacją.
Z Jarosławem Makowskim,
szefem Instytutu Obywatelskiego PO rozmawia Elżbieta
Misiak-Bremer.
– Jakie cechy, jakie predyspozycje trzeba
mieć, żeby wygrywać wybory? Czy istnieje mechanizm, który sprawia, że wygrywają najlepsi?
– Oczywiście, ze wszech miar byłoby dobrze, gdyby wygrywali najlepsi. Wiemy jednak, że w demokracji
nie zawsze tak jest. Churchill jest tego
najlepszym przykładem. W polityce
nie doceniamy języka, a słowa to więcej niż krew. Wygrywa ten, kto buduje taką opowieść o regionie,
mieście, Polsce, o sobie, która
w jakiś sposób ludzi uwiedzie. Liberałowie mówią: sfera publiczna ma
być racjonalna, przewidywalna,
nudna. Według mnie bez wielkich
uczuć nie buduje się wielkich rzeczy.
Pasteur mówił o porządku rozumu
i porządku serca. W polityce najlepiej, żeby było jedno i drugie. Idealny
polityk to ten, który umie znaleźć balans pomiędzy porządkiem serca
a porządkiem rozumu.
– Czy to nie jest tak, że demokracja wycina
wielkie indywidualności. Demokracja
wybiera miernoty. Ludzie w swojej masie
tak naprawdę nie bardzo kochają tych, co
ponad nimi wyrastają?
– Oczywiście, że takie zjawisko
występuje. My Polacy mamy tendencję do ściągania. Żeby być indywidualnością trzeba być silnym, unieść
ciężar. To jest jedna rzecz. Druga
rzecz to taka, że indywidualności, autorytety, postacie charyzmatyczne są
przyzywane w krytycznych momentach. Odwołujemy się do nich, jak już
widać, że nam nie wychodzi, kiedy się
budzimy i widzimy, że sami sobie nie
– Dzięki kościołowi jestem ateistą, ale dzięki Bogu jestem wierzący – mówi o sobie Jarosław Makowski, dyrektor Instytutu Obywatelskiego. Absolwent Wydziału Filozoficznego
Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz Papieskiego Wydziału Teologicznego
Bobolanum w Warszawie.
FOTO TOMASZ WIECH/AGENCJA GAZETA
dajemy rady i musimy sięgnąć po
tych, którzy wśród nas są najlepsi.
– To nie jest świadomy proces.
– To sytuacja stwarza przywódców. W moim przekonaniu na to, że
ktoś wyrasta na przywódcę, tak jak
Donald Tusk, składa się wiele czynników. Dzisiaj niektórzy biją się w pier-
si, że w 2007 roku chcieli zawierać
koalicję z Lewicą, LPR, Samoobroną.
Tusk powiedział „Nie. Idziemy na wybory”. Uczyniło to z niego zupełnie innego polityka. On wtedy poczuł
napięcie społeczne i ciśnienie na
zmianę. Odczytał to bardzo dobrze,
tak jak później prezydenturę. W Polsce było przekonanie, że jest elita i jest
– Czy umiejętność, która pozwala wygrać wybory, przekłada się na umiejętności potrzebne w rządzeniu?
– Potrzebujemy liderów politycznych do wygrywania i bardzo rzetelnych polityków, którzy będą nam
organizować państwo, pisać dobre
prawo, rządzić gminą, rządzić miastem itd. W Polsce ławka ludzi, którzy
mogą sprawnie i efektywnie zarządzać gminą, powiatem czy ministerstwem jest paradoksalnie krótka.
Dobry przywódca to ten, który potrafi zbudować zespół, sięgać po
ludzi. Także ekspertów.
Partie polityczne nie traktują instytucji eksperckich poważnie. Może
teraz to się zmieni. Polityka to jest
gra zespołowa. Tusk dobrze to rozumie. Może dlatego, że umie grać
w piłkę nożną. Musimy pamiętać, że
wybory wygrywa się dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla wyborców
danej partii. Koalicje dużo łatwiej
tworzyć wokół spraw niż wokół
ludzi.
Dziś taką sprawą, która może zrewolucjonizować nasz kraj, jest lansowana przez rząd ustawa żłobkowa. My
nie potrzebujemy kolejnego muzeum,
my potrzebujemy ustawy żłobkowej,
bo mamy niż demograficzny.
– W jaki sposób przestawić polityków z działań nastawionych na utrzymanie władzy
na działania na rzecz Polski i Polaków?
– Mieliśmy rząd premiera Buzka,
który szedł do władzy i zrobił cztery
wielkie reformy. Było wiadomo, że po
przeprowadzeniu tych reform, które
uderzą w wiele grup interesów, które
przemeblują kraj, Buzek straci. Przegrał. Był oceniany jako jeden z najgorszych premierów. Dziś jest uznany za
męża opatrznościowego. Można iść
do władzy z takim przeświadczeniem,
że pewne rzeczy trzeba zrobić nawet
za cenę utraty władzy. Taką postawę
reprezentował Jerzy Buzek. Dziś ludzie są mu wdzięczni za to, co zrobił.
Z drugiej strony są sytuacje, kiedy
trzeba spróbować znaleźć balans między koniecznymi reformami a troską
o tych, którzy w wyniku tych reform
mogą stracić i w takiej sytuacji jest
rząd Tuska. Dziś krytykuje się ten
rząd, że nie robi wielkich reform. Minister Boni uczciwie powiedział: możemy to zrobić, ale zaraz potem
będziemy musieli zwijać żagle. My
chcemy rządzić w dłuższej perspektywie. Nie mamy noża na gardle, tak jak
miał go Buzek. Dziś możemy sobie
pozwolić, żeby rozłożyć reformy
w czasie. Nie uważam, że dobry polityk to taki, który reformuje nie patrząc
na koszty. Jestem za uprawianiem polityki, która liczy się z człowiekiem.
Człowiek ma być drogą państwa, a nie
państwo drogą człowieka.
– Czy ma Pan jeszcze jakąś wielką myśl?
– Masy bez idei są ślepe, idee bez
mas są bezsilne. Ta zasada dotyczy poziomu ogólnopolskiego i samorządowego. Żeby działać trzeba myśleć.
Instytut Obywatelski Platformy Obywatelskiej Rzeczypospolitej Polskiej
Instytut Obywatelski stanowi ekspercki think tank badawczo-analityczny. Głównym celem Instytutu Obywatelskiego jest promowanie i upowszechnianie idei obywatelskości, wskazanie konieczności zaangażowania obywateli w życie publiczne, wypracowanie mechanizmów współpracy umożliwiających i rozwijających kooperację pomiędzy politykami różnych szczebli, przedstawicielami mediów i obywatelami. Dlatego działalność Instytutu sprowadza się między innymi do: prowadzenia projektów badawczych i analitycznych pomagających budować autentyczne społeczeństwo obywatelskie,
inicjowania debat społecznych angażujących polityków różnych szczebli, dziennikarzy, naukowców, przedstawicieli organizacji pozarządowych i działaczy społecznych, a także samych obywateli, wskazywania zagrożeń dla jakości życia publicznego, proponowania usprawnień i wypracowania narzędzi wspomagających rozwój społeczeństwa obywatelskiego.

Podobne dokumenty