Lipiec-Sierpień 2013
Transkrypt
CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT) NR 7–8 (467) LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 ROK KS. JANUSZA ST. PASIERBA www.miesiecznikpomerania.pl Gdańsk – dwukrotnie wolne miasto s. 21 POMORZE LATEM s. 10, 51 Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska W NUMERZE: 2 Od redaktora 3 Kòpc Kaszëbów. Hel – początek Polski 4 Bëtowsczé bëlné mòdło Elżbiéta Prëczkòwskô 6 Nadzwëkòwi albùm A.N. 10 Pomorski szlak ks. Pasierba 12 Rozwój królowej polskich rzek? Andrzej Busler 14 Żegluga Breogana (część 12) Jacek Borkowicz 16 Ùmiérelë z głodu jak mùchë Z Alfónksã Blockã gôdô Eùgeniusz Prëczkòwsczi 18 Wielojęzyczne Pomorze (część 1) Cezary Obracht-Prondzyński 21 Siedem lat z Napoleonem Marek Adamkowicz 24 Wëszłô ze Stëdzyńc. Z Łësniewa wëszłô. Tómk Fópka 26 W świecie chabrów, dzwonków i niezapominajek Z Edmundem Szymikowskim rozmawia A.M. 27 Kaszubszczyzna w sferze publicznej Bogusław Breza 30 Historia zamknięta w książkach Sławomir Lewandowski 32 Przyjaciół miej blisko Maria Pająkowska-Kensik 33 Pasierbowe świętowanie Bogdan Wiśniewski 34 Coraz dalej od morza Witosława Frankowska 36 „Pokorny sługa muzyki“ Rajmund Knitter 39 Za zasługi w działalności publicznej Andrzej Busler 40 Chlebnickie perełki Marta Szagżdowicz 41 Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 24. Latné ferie Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 43 Goręczyno. Od najdawniejszego osadnictwa do roku 1650 (część 1) Krzysztof Kowalkowski 46 47 48 51 53 54 56 60 62 64 64 66 69 71 72 74 76 80 82 83 85 91 92 Wieści z gdańskiego oddziału ZKP Teresa Juńska-Subocz Leno jeden taczi Matéùsz Bùllmann Tak o nas pisali... Józef Belgrau Na Kaszubach jest wszystko Jadwiga Bogdan Mój azyl w Borach Dominika Piotrowska Idol na nowi ôrt Matéùsz Bùllmann Kronikarz z kaszubskich lasów Maya Gielniak Z Alzacji do kroniki Pręgowa? Jerzy Łukaszewski Od Gduńska do Roztoczi bróm... Tomasz Szymański Prace mistrza Antoniego Kazimierz Ostrowski Prôce méstra Antona Tłóm. Ludmiła Gòłąbk Akòrdionista z Sëlëczëna Tatiana Slowi Kamienie Piotr Smoliński Wiersze. Marian Selin Z drugiej ręki Listy Lektury Wiedno Kaszëbë Eùgeniusz Prëczkòwsczi Finał konkursu genealogicznego Krzysztof Kowalkowski Trzecy najôzd Kaszëbów Katarzëna Główczewskô Klëka Tak na òkò Tómk Fópka Pëlckòwskô malëna Rómk Drzéżdżónk POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Od redaktora W przedostatni weekend czerwca odbyły się kolejne warsztaty dla piszących po kaszubsku organizowane przez „Pomeranię” i Biuro Zarządu Głównego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Dzięki finansowemu wsparciu Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji 20 obecnych lub przyszłych dziennikarzy już po raz trzeci mogło wspólnie pracować, pozbierać ciekawe materiały i wysłuchać rad bardziej doświadczonych kolegów. Tym razem spotkaliśmy się w Chojnicach. O szczegółach napiszemy szerzej w kolejnym numerze, ale już teraz warto zaznaczyć, że na wszystkich uczestnikach warsztatów wielkie wrażenie wywarł rozmach, z jakim działają ostatnio zrzeszeńcy i inni miłośnicy Pomorza na południu Kaszub, np. w pobliskiej Tucholi. Zwłaszcza dziennikarze z północnych Kaszub podkreślali, że nie spodziewali się, iż idea kaszubsko-pomorska jest tu tak silna. Wydawałoby się, że u nas łatwiej się pracuje na rzecz kaszubszczyzny, bo dookoła jeszcze sporo ludzi mówi po kaszubsku, procent Kaszubów jest o wiele wyższy niż w Chojnicach, ale tutaj ludzie wydają się bardziej niż my zafascynowani pomorską kulturą – mówiła znana z anteny Radia Kaszëbë Agnieszka Łukasik. Już teraz zapraszamy do lektury powarsztatowych tekstów, które będą się ukazywać w tegorocznych „Pomeraniach”. Może to być zarówno ciekawe, jak i pouczające zwłaszcza dla Kaszubów z północnej czy środkowej części naszego regionu. Warto poznać południowe Pomorze, zapaleńców, którzy bezinteresownie pracują na rzecz małej ojczyzny. Może także warto zrobić sobie rachunek sumienia i odpowiedzieć na pytanie, czy aby nie jesteśmy za bardzo rozpieszczeni, bo porównując się np. z oddziałem ZKP w Tucholi czy tamtejszym Bractwem Kurkowym, mamy cieplarniane warunki, a nie zawsze robimy więcej albo chociaż tyle samo... A regionalistom z południa dziękujemy za ich ciężką społeczną pracę i za pomoc przy organizacji warsztatów. Dariusz Majkowski PRENUMERATA OGŁOSZENIE Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny sa cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Instytut Polonistyki Akademii Pomorskiej w Słupsku zaprasza do wzięcia udziału w kolejnej edycji Studiów Podyplomowych Kwalifikacyjnych Metodyczno-Kulturoznawczych Nauczania Języka Kaszubskiego. Aby zamówić prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 2 Zajęcia będą się odbywały przez trzy semestry (2 semestry w SP nr 2 w Bytowie oraz 1 semestr na Wydziale Filologiczno-Historycznym Akademii Pomorskiej w Słupsku) w trybie zjazdów piątkowo-sobotnich, co dwa tygodnie. Zaczynamy od połowy września 2013 roku. Płatność za semestr 1600 zł. Komplet dokumentów, tj. podanie, kwestionariusz osobowy, CV, odpis dyplomu ukończenia studiów wyższych, dwa zdjęcia, kserokopię dowodu osobistego (aplikacje dostępne są na stronie www.apsl.edu.pl), należy składać do końca lipca 2013 roku na adres: prof. nadzw. dr hab. Adela Kuik-Kalinowska Instytut Polonistyki, Akademia Pomorska w Słupsku ul. Arciszewskiego 22 a, 76-200 Słupsk Tel. (59) 84 05 326, 507 518 993, E-mail: [email protected] ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Danuta Pioch (Najô Ùczba) Karolina Serkowska Maciej Stanke (redaktor techniczny) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Wiktor Pepliński Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Ludmiła Gołąbek Karolina Serkowska FOT. NA OKŁADCE Piotr Januszewski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK DRUKARNIA Waldemar Grzebyta Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim, zgodną z obowiązującymi zasadami, odpowiadają autorzy i tłumacze. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 PERYPETIE SPISOWE Ludu mój pomorski, niemy, wykowany Jak pomnik przeddziejowy z skandynawskich głazów, Piorunami dziejowej burzy poorany (...) (Aleksander Majkowski, 1911) Kamienny symbol przynależności Helskiej Kosy do Kaszub, do Pomorza, i długiego trwania tu „pomorskiego ludu” stanął nareszcie na wydartym morzu fragmencie helskiego cypla. O idei i historii budowy Kopca Kaszubów na krańcu Mierzei Helskiej pisaliśmy w majowym numerze naszego pisma. I oto w niedzielę 23 czerwca idea została urzeczywistniona. Na nowym lądzie, powstałym w wyniku umacniania morskiego brzegu, został usypany Kòpc Kaszëbów – rodzaj kurhanu z głazów, kamienny monument przypominający o tym, że w tym miejscu zaczynają się należące do polskiego państwa Kaszuby, czyli że jest to „Początek Polski”, jak napisano na pomniku. O kaszubskości monumentu-kopca świadczy i materiał, z jakiego został wykonany (pochodzące z Kaszub głazy – dzieło lodowca, a może stolemów?), i umieszczony w centralnym miejscu herb naszego regionu – Gryf Kaszubski. Przypomnijmy raz jeszcze, że autorem powstałego w 2007 roku projektu Kopca Kaszubów jest nieżyjący już architekt Bruno Wandtke, a głównymi pomysłodawcami: Tadeusz Muża i Zbigniew Chmaruk. Przedsięwzięcie udało się zrealizować dzięki wielu ludziom i instytucjom, sponsorami monumentu są bowiem Miasto Hel, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, Urząd Morski w Gdyni, koło partnerskie z miasta Hermeskeil, Hydrobudowa Gdańsk S.A., Nadleśnictwo Wejherowo, Restauracja Kutter, Kancelaria adwokacka Kopoczyński adwokaci i radcowie prawni oraz Przedsiębiorstwo Usługowo- -Transportowe OLTRANS. Samą jego organizacją zajęli się natomiast Mirosław Wądołowski – burmistrz Helu, Andrzej Królikowski – dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni, oraz Łukasz Grzędzicki – prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Wizerunek gryfa został wykonany przez Pracownię Kowalstwa Artystycznego Henryka Krolla, a napisy na kamieniach są dziełem należącej do Aleksandry i Tomasza firmy Kamieniarstwo-Lilla. Patronat honorowy nad projektem objęli Ryszard Stachurski, wojewoda pomorski, Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego, oraz ks. prof. Jan Perszon, organizator kaszubskich pielgrzymek z Helu na Jasną Górę. Lësatô kania. Òdjimk z ùczbòwnika Bëtowsczé bëlné mòdło ELŻBIÉTA PRËCZKÒWSKÔ W òstatnëch miesądzach szkólny kaszëbsczégò jãzëka mają wiele do ùczinkù z témą sparłãczoną z nowim przedmiotã „Włôsnô historiô i kùltura”, jaczi wchôdô do szkòłów òd séwnika latoségò rokù. Bądze to dodôwkòwi przedmiot dlô ùczniów zapisónëch na kaszëbsczi w piąti klasë spòdleczny szkòłë, w drëdżi klasë gimnazjum a téż w drëdżi klasë wëżigimnazjalnëch szkòłów. Òcena z niegò bądze liczonô do strzédny. Żebë szkólny bëlë przërëchtowóny do prowadzeniégò nowégò przedmiotu, Centrum Edukacyjnëch Inicjatiw w Kartuzach zòrganizowało czile kùrsów na tã témã prowadzonëch przez Dareka Szëmikòwsczégò. Je to jednakò leno dzélëk robòtë. Kò nót przëszëkòwac programë naùczaniégò, rozkładë materiałów, systemã òceniwaniô a òsoblëwie – ùczbòwniczi, chtërne szkólny mòglëbë wëzwëskac w swòji robòce. W tim môlu wôrt je sã bëlno przezdrzec na dokôz, jaczi mô przëgòtowóny part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Bëtowie. Je to ùczbòwnik Bëtowskô zemia. Swój ùdzél w jegò wëdanim miałë téż gminë bëtowsczégò krézu. Przërëchtowóny je òn przez karno lëdzy, 4 chtërny są – jak czëtómë w przedesłowim – „mòckò zrzeszony pò warkù i familiowò z tim dzélã Pòmòrzô”. Redaktorama są prof. dr hab. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi – prôcownik Gduńsczégò Ùniwersytetu, i Pioter Dzekanowsczi – gazétnik i dzejôrz kaszëbsczi z Bëtowa. Ùczbòwnik przëcygô piãknym wëzdrzatkã. Snôżé òdjimczi bëtowsczi nôtërë, mapë, wëkresë, a téż, co òsoblëwie je wôrt pòdczorchniãcô, zdjãca z dzysdniowégò żëcégò lëdzy w tëch stronach, dôwają òbrôz, że kaszëbizna je tam wcyg żëwô i baro wiele dzejaniów je z nią sparłãczonëch. Widzec je na nich téż, że w niejednëch sprawach bëtowsczi Kaszëbi mają dzél wikszé dobëca, jak jinszi. Przikładowò pòlską gwiôzdą w spiéwie je gwës Nataliô Szroeder, znónô czedës na całëch Kaszëbach chòcbë le z ùczbów kaszëbsczégò jãzëka w programie „Rodnô Zemia”. Tekstë tikającé sã geògrafii i przirodë są napisóné baro prostim jãzëkã, tak że niżódnégò jiwru ni ma w jich òdebranim i przekôzanim ùcznióm. Przë ùżëcym mapów, wëkresów mòżna w baro wizjowi i òbrôzowi spòsób przekazac dzecóm wiédzã, czemù Kaszëbë dzys wëzdrzą tak, jak je widzymë kòżdégò dnia. Òdjimczi nôtërë smiało mòglëbë wëzwëskac szkólny z jinszich dzélów Kaszëb, dze wiele z nëch roscënów ë zwierzãtów téż żëje. To je wiôlgô wôrtosc negò ùczbòwnika. Dobrze téż, że dodôwkã do ksążczi je platka, na chtërny zapisóné są tresce w PDF-ie. Mòżna je tej pùscëc na tôblëcã mùltimedialną i razã z dzecama òbgadac. Dôwô to dzél lepszé mòżnoscë nigle sóm ùczbòwnik na łôwce. W dzélu historicznym, òkróm krótkò przedstawionëch pradzejów naszi zemi, aùtór prima pòkôzôł drãdżé dzeje negò môla, chtëren colemało béł pògrańczną zemią. Jak napisóné je w ùczbòwnikù: „wszãdze ù naju nëkają jaczés dôwné grańce”, chtërne „wcyg żëją w pamiãcë i swiądze ùszłëch i dzysdniowëch mieszkańców naszich strón”. Bëlnym òbrazã tegò są mapë, z rozmajitëch cządów historicznëch, dzãka chtërnym letkò mòżna sã dokònac, jak nierôz drãgò sã tu żëło. Historiô bëtowsczi zemi ùsadzonô je na òglowëch dzejach Kaszëb i Pòmòrzégò, dlôte pò przeczëtanim całégò dzélu czëtińc mô pòdstawòwą wiédzã ò historie swòji Môłi Tatczëznë. W dzélu „Rodnô mòwa” nalézemë wiadła ò pochòdzënkù kaszëbsczi mòwë, wëapartnionëch dialektach ti zemi a téż òpisóné dzejania sparłãczoné z dzysdniowim rozwijã kaszëbsczégò jãzëka. Mómë na przëmiar artistów, jaczi wëszlë z bëtowsczi zemi. Trzeba tu wëmienic POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 ZE SZKÒŁOWI PÒLËCË chòcle pòétã Wacława Pòmòrsczégò, artistkã wësziwôrkã Ingã Mach czë żłobiôrzów Piotra Janka i Henrika Lepaka. Na òdjimkach je wiele dzecy i młodëch lëdzy, co swiôdczi ò tim, że kaszëbizna corôz barżi je achtnionô przez młodé pòkòlenié, òsoblëwie temù, że corôz mòcni wkrôczô do szkòłów. Cekawi je téż dzél „Gôdczi”, dze mómë krótczé wëjimczi dokazów rozmajitëch ùtwórców, co mô bëc taką zôchãcbą do sygniãcô pò wicy. W tim môlu nachôdô mësla, czemù nen dzél ò naszi mòwie mô leno z wiksza dzesãc strón, czej prziroda i historiô mają pò przeszło sztërdzescë. Do te je baro mało òpisënkù, a jesz dotikô òn òsoblëwie le dzejów lëteraturë. A kò je to ùczbòwnik ò bëtowsczi zemi pisóny z mëslą ò ùczbie dzôtk ti zemi – przecã nié blós z kaszëbsczich familiów. Tej nót bë bëło ùdokaznic, że kaszëbskô mòwa bëła i je na bëtowsczi zemi wôżnô. Temù dzëwùje inscenizowóny òdjimk z dôwny szkòłowi klasë na zôczątkù rozdzélu, jaczi pòkazywô, że je to cos, co bëło dôwno i wierã zadżinãło. Pòcwierdzywają to dalszé zdjãca, na chtërnëch wicy je kùlturë, jak dzejaniów kòle zachòwaniô i rozwiju rodnégò jãzëka (notabene szkòda, że w taczim przëtrôfkù nen rozdzél nie nazéwô sã równak „Rodnô mòwa i kùltura”). A trzeba doch mòcno rzec, że rodnô mòwa na bëtowsczi zemi je wiôlgą dzysdniową wôrtnotą, zaczinającë òd bùrméstra, co piãkno i chãtno pò kaszëbskù gôdô (a je to dosc rzôdczé na całëch Kaszëbach, pòza Kòscérzną), pò tôfle dwajãzëkòwé, co stoją kòle miast i wsów, jaż pò wiele zjawiszczów, co bëlno dozérają kaszëbiznã. Tu bëtowskô zemia mòcno téatrã stoji (to je w ksążce, le dze jindze i kąsk za mało), są tam bëlno rëchtowóné kònkùrsë „Rodny Mòwë”, chtërne dałë ju wiele laùreatów, są snôżé festiwale spiéwù, jak chòcbë „Współczesne aranżacje kaszubskie”, kùreszce rozwijô sã lëteratura. Jãzëk z lëteraturą to je fùńdameńt kaszëbiznë. Temù – chòc bëtowskô zemia donëchczôs nie bëła znónô z wielenë kaszëbsczich lëteratów – tim barżi wôrt je szerzi pòkazac wszëtczé te dzejania. Prowadzą je: Wacłôw Pòmòrsczi, Zbigniew Talewsczi i Robert Żmùda-Trzebiatowsczi ze swòjima wiérztama, Jón Natrzecy (Pioter Dzekanowsczi) z science fiction i kòmiksama, Ana Glëszczińskô i Józef Brusczi z pòwiôstkama, téż w dzélëkù Inga Mach, Teréza Tréder czë Adela Kuik-Kalënowskô. Przënôlégô kąsk żałowac, że POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 zafelało redaktora do bëlnégò òbrobieniô negò dzéla. Znajôrz rodny mòwë gwës bë téż dôł so pòkù z dzywnym i niepòtrzébnym słowã „apendiks” (ang. appendix), skòrno w kaszëbiznie mómë tak bëlné słowa, jak „dodôwk” abò „doparłãcznik”, ewentualno „dodatk”. Kùreszce lepszi je z łacëznë wzãti „aneks”. Trzeba tu rozmiôc, że nie je letkò òddac tëli tekstu pò kaszëbskù, kùli je w tim dzele. Nie wchôdómë tu głãbòk w jãzëkòwą stronã. To bë wëmôgało barżi gruńtowny analizë. Równak ju z wiérzkù je widzec wiôlgą i drãgą robòtã, za co chwała aùtoróm. Niżódné fele nie są w sztãdze òdebrac ksążce znanczi dobrégò dokazu dlô szkòłowi ùczbë. Temù chcã baro zachãcëc wszëtczé krézë kaszëbsczégò regionu, żebë téż pòspólno przërëchtowałë taczi – a mòże jesz përznã lepszi – dokôz ò swòjich stronach, jakno bëlną pòmòc do rozwiju kaszëbiznë i swòji lokalny pòdmiotowòscë. Bëtowskô zemia, redakcjô: Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, Pioter Dzekanowsczi, aùtorzë: Adóm Mòhr, Macéj Kwaskiewicz, Tomôsz Semińsczi, Kamil Kajkòwsczi, Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, Alina Werochòwskô, Pioter Dzekanowsczi. Dolmaczenié: Pioter Dzekanowsczi. Òdjimczi: Kazmiérz Rolbiecczi, Adóm Mòhr, Wacłôw Turzińsczi, Lészk Szarzińsczi, Ludwik Szréder. Wëdôwcë: Bëtowsczi Part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, „Kurier” s.c. Bëtowò 5 Nadzwëkòwi albùm Zemia Swiãtô – taką nazwą òpisëje Biblëjô historiczné teritorium Palestinë. Są to place, na jaczich dzejałë sã wôżné wëdarzenia znóné nama z Pismionów Stôrégò i Nowégò Testameńtu. Dlô chrzescëjanów je to przede wszëtczim Òjczëzna Jezësa Christusa. A dlô Kaszëbów? Dzysdniowé teritoria zajimóné przez Palestinã, Izrael czë Jordaniã, to swiãté môle, do chtërnëch pielgrzimùją rzmë z Pòmòrzégò wëprosëwac brëkòwné łasczi i téż dzãkòwac Bògù ë Nôswiãtszi Matince za dobro bëlnëch przemianów w Pòlsce pò 1989 r. Dlôte nie dzëwi kaszëbsczé pielgrzimòwanié do Zemi Swiãti, ùmieszczenié tam tôflów z „Òjcze nasz” (2000) i himnã „Magnificat” (2013) w jãzëkù kaszëbsczim. 6 POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 MAGNIFICAT KASZËBÓW Òd wiôldżégò „Magnificatu Kaszëbów” w zemi Zbôwcë (10–17.03.2013) minãłë ju trzë miesące. Wëdarzenié to, szerok opisóné w pòmòrsczich mediach, doczekało sã całowny dokumeńtacje. Wëdowizna Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniégò òpùblikòwa wiôldżi, farwny albùm, do chtërnégò òstôł dołączony dokùmeńtalny film przërëchtowóny przez TTM. Albùm mô sto dwadzesce stronów. Jak mòże chùtkò pòstrzéc, òstôł òn pòmëszlóny nié le jakno relacjô z jedny pielgrzimczi, ale i òglowi prowadnik pò swiãtëch placach. Òkã przëzércë zarô je widzec bògaté w òdjimczi starnë, cekawie złożoné. Cwiardô òprawa a zastosowóny fòrmat pionowi A4 sprôwiają, że knéga robi widzałé wrażenié. Człowiekòwi jaż chce sã zazdrzec bënë. Jedna jesz chwila zastanowieniégò. Cëż taczégò je na òbkłôdce? Nawetka jeżlë chtos nie biwôł w Zemi Swiãti, to pewno sã domësli, że pierszi òbkłôdkòwi òdjimk przedstôwiô nôwôżniészi z wszëtczich kòscołów na swiece – bazylikã Zmartwëchwstaniégò. Redakcjowô starna nie òstôwiô niżódnëch wątplëwòsców, że nad drëkã albùmù robiło niemôłé karno lëdzy. Ò kaszëbsczé słowò zadbôł przédny redaktór cządnika „Pomerania” Dark Majkòwsczi, chtëren prowadzy czëtińców pò wôżnëch placach w Zemi Swiãti. Słowa nie są le òpisanim samëch môlów a ùmëslënków aùtora, ale i mają swòje pòcwierdzenié w Swiãtëch Pismionach, chtërnëch wëjimczi aùtór mô ùdało wëbróné. Tekst òstôł pòdzelony na szesc dzélów. Pierszi pòswiãcony je „szlachóm Christusa…” Pózni przeczëtómë ò „zemi, gdze Bóg przëszedł na swiat”, „na jaką padło Bòżé Słowò”, ò „zemi żëwi i ùmarłi wòdë”, ò „Jerozolëmie, zemi smiercë i zmartwëchwstaniégò” i ò „môlach mãczi”. Piãknym dofùlowanim repòrtażu są kòmeńtarze i òpisë òdjimków, zrobioné przez dr Terézã Klein. Òsoblëwie ùceszą sã z nich lëdze, co jesz nie zdążëlë wëùczëc sã kaszëbiznë. Tekstë te są wej napisóné pò pòlskù. Bëlno ùbògacywają òne repòrtôż òprzez pòkazëwanié cekawëch faktów historicznëch. A że materiał przëszëkòwa teòlog, ùczennica sw. pamiãcë bpa prof. dr hab. Jana Bernarda Szladżi, tej mòżemë bëc gwës, że w ti prôcë mia wiôlgą starã ò rzetelnosc historiczną ë teòlogiczną prôwdã. Niemałą rolã w dobranim òdjimków òdegrôł ks. dzekón Marión Miotk, dëchòwi prowad- POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 nik pò Zemi Swiãti, tej i jegò zasłëdżi wôrt je pòdsztrichnąc. Całosc graficzno zaprojektowôł ë zrobił kòmpùtrowé łómanié Macéj Stanke, chtëren na co dzéń skłôdô „Pòmeraniã”. Zadanié nie bëło letczé. Kò na sto dwadzesce stronach mùszôł ùmieszczëc wicy jak 150 òdjimków, tematiczno przëpisónëch do tekstu repòrtażu D. Majkòwsczégò a òpisënków T. Klein. Samò òbzéranie zdjãców nie je zmùdné. Widzec je, a barżi jesz czëc: dinamikã. Òb czas łómaniô òstało zastosowóné cziles techników, dzãka chtërnym mòżemë ùzdrzec tak detale, jak panoramë czë wiôl- dżé òdjimczi na rozkłôdónëch stronach, w fòrmace łączonym A3. Na kùńcu je téż mòżnosc wëcąc kôrtkã z kòpią tôflë, na jaczi je wëpisóny tekst himnu „Magnificat”, mòże pòtemù ùmieszczëc jã w ramce ë pòwiesëc na scanie. Wôrt téż dac bôczenié na ùżëcé w òznaczeniach ë òpisënkach kòdu QR. Dlô tëch nieòbeznónëch jesz z tą techniką wëjasniwóm, że jidze tu ò zapisanié w specjalnym kòdze adresów internetowëch, dzãka chtërnym nasz smartfón, parłãczącë sã przez internet, pòkôże nama plac na kôrce google (Google Maps) i pòkôże nama m.jin. szaséje Jerozolëmë. Bãdzemë mòglë 7 MAGNIFICAT KASZËBÓW téż w òriginale òdsłëchac kôzania wëgłoszoné przez biskùpa Wiesława Smigla i ksãżi! W albùmie òstało wëkòrzistóné wiele òdjimków zrobionëch przez pielgrzimów – aùtorów tekstów i téż przez Areka Gòlińsczégò, Bògdana Czedrowsczégò, ks. Mariana Miotka. Przezérającë albùm a czëtającë tekstë repòrtażu, w òsmë placach nalézemë wëgłoszoné kôzania. Szesc z nich je aùtorstwa ks. bpa Wiesława Smigla, biskùpa pòmòcniczégò pelplińsczi diecezje ë pò jednym – ks. dzekana Mariana Miotka z Gniewina ë ks. Bartłomienia Wittbrodta z Pruszcza Gduńsczégò (òbadwa pò kaszëbskù). Cekawòstką je mòżebnota òdsłëchaniégò jich w òriginale przë ùżëcym mòbilczi. Pòdrechòwùjącë, dokôz ten je dobrze ë nowòczasno wëdóny. Mô ùniwersalną fòrmùłã. Je bëlnym prowadnikã pò Zemi Swiãti. Mòżemë sã z niegò baro wiele dowiedzec ò chrzescëjańsczi tradicji w Palestinie, ò dzejach zemi najégò Pana. Dokùmeńtëje téż nasze dzejanié, robòtã Kaszëbów. Dzãka technicznym nowiznóm mòże òn bëc czekawi téż dlô nômłodszégò pòkòleniégò Kaszëbów, chtërno mòże na przëmiar pòkazac swòjim starkóm, jak òdczëtac kòd QR. Materiał ten w rãkach szkólnégò mòże sã stac dobrim nôrzãdzã w codniowi edukacje, òsoblëwie na lekcjach religii, tak pò pòlsku, jak w kaszëbsczim jãzëkù. Nad redakcją całoscë czuwôł Arkadiusz Gòlińsczi, kòòrdinatór „Magnifi- catu Kaszëbów”. Ju na pierszich trzech stronach albùmù mòżemë przeczëtac ò deji, jakô przëswiéca òrganizatoróm ti dzãkòwny rézë. Czë ùdało sã zjiscëc plan pielgrzimczi – wiôldżé pòdzãkòwanié za to, co jakno Kaszëbi jesmë zrobilë? Czë albùm béł dobrą ùdbą ë sã ùdôł? Na to pitanié niech so kòżdi òdpòwié sóm pò jegò przeczëtanim i òbezdrzenim. A.N. ALBUM MAGNIFICAT KASZUBÓW W ZIEMI ŚWIĘTEJ DO NABYCIA W KSIĘGARNI INTERNETOWEJ www.kaszubskaksiazka.pl 8 POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 9 POMORSKI SALON KULTURALNY 10 Pomorski szlak ks. Pasierba POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 PROPOZYCJA NA LATO LUBAWA PELPLIN – 7 stycznia 1929 r. urodził się tu Janusz Stanisław Pasierb, na chrzcie świętym otrzymał imiona Janusz Stanisław Antoni. Miasto leży w województwie warmińsko-mazurskim. – w latach 1947–1952 Janusz St. Pasierb odbywał w tym mieście studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym. Na tutejszym cmentarzu znajduje się jego grób. WARTO ZOBACZYĆ: zabytkowy kościół pw. Nawiedzenia NMP zbudowany w 1861 r., kościół parafialny pw. św. Anny z 1330 r. z kaplicą Mortęskich z 1581 r., sanktuarium Matki Boskiej Lipskiej (przy parafii działa Muzeum Ziemi Lubawskiej), drewniany kościół pw. św. Barbary z 1673 r., pozostałości murów obronnych, ruiny zamku biskupów chełmińskich z XIV w., zespół szpitala miejskiego pw. św. Jerzego z II poł. XIX wieku. WARTO ZOBACZYĆ: zespół opactwa pocysterskiego z XIII– XIV w. z bogatym wyposażeniem, klasycystyczny pałac biskupi z ok. 1837 r., Muzeum Diecezjalne z bogatymi zbiorami sztuki gotyckiej (szczególnym eksponatem jest jedyny w Polsce egzemplarz Biblii Gutenberga), gotycki kościół pw. Bożego Ciała z ok. 1417 r. GRUDZIĄDZ – w 1952 r. ks. Pasierb został wikariuszem w tutejszym kościele pw. św. Mikołaja. Miasto zostało założone w 1291 r. (z tego roku pochodzi akt lokacji na prawie chełmińskim), ale najstarsze ślady bytności człowieka na tym terenie sięgają okresu późnego paleolitu, ok. 8000 lat p.n.e. Grudziądz jest położony na Pomorzu Nadwiślańskim, na prawym brzegu Wisły. WARTO ZOBACZYĆ: średniowieczny układ urbanistyczny Starego Miasta, mury miejskie z XIV/XV w. (m.in. Brama Wodna), na wzgórzu zamkowym pozostałości zamku krzyżackiego z 2. poł. XIII w., kamienice na Starym Mieście, od strony Wisły zespół spichrzów z XIII–XVII w., gmach dawnego Seminarium Nauczycielskiego, barokowy zespół poklasztorny benedyktynek: budynki klasztorne z XVII–XVIII w., tzw. Pałac Opatek z XVIII w. i kościół św. Ducha z XVI w., przebudowany w wieku XVII, Muzeum im. ks. Stanisława Łęgi. TYMAWA WARTO ZOBACZYĆ: zespół klasztorny pocysterski, gotycki z XIV–XV w. z bogatym skarbcem (cenny zbiór haftów liturgicznych z XVII–XVIII w.). TCZEW – w 1936 r. Janusz St. Pasierb rozpoczął tu naukę w szkole powszechnej. Jego ojciec był profesorem łaciny w miejscowym gimnazjum. W 1947 r. Janusz Pasierb zdał maturę w tutejszym Liceum Ogólnokształcącym. WARTO ZOBACZYĆ: gotycki farny kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego z XIII w., podominikański kościół pw. św. Stanisława Kostki z XIV w., fragmenty murów obronnych z XIV w., most kratowniczy z XIX w., Muzeum Wisły, Fabrykę Sztuk, budynek pierwszej w Polsce Państwowej Szkoły Morskiej z 1911 r., wiatrak typu holenderskiego z 1806 r. REDA – ks. Janusz St. Pasierb został tu wikariuszem w roku 1953. Miasto w Pradolinie Redy-Łeby. Na zachód od miasta znajduje się rozległa nizina, zwana Mościmi Błotami, a na północ – Kępa Rekowska. Przez miasto przebiegają ważne szlaki komunikacji drogowej i kolejowej. – miejscowość często pojawiająca się w twórczości ks. Pasierba. Wieś kociewska położona w gminie Gniew. Otoczona jest nadwiślańskimi wzgórzami, które oddzielają Tymawę od Wisły, płynącej w odległości niecałych 2 km na wschód. WARTO ZOBACZYĆ: neogotycki kościół pw. Wniebowzięcia NMP oraz św. Katarzyny Aleksandryjskiej, powstał w latach 1901–1903. WARTO ZOBACZYĆ: kościół parafialny pw. św. Michała Archanioła z XVII w., wyposażenie renesansowe i barokowe z XVII–XVIII w. – w tej miejscowości ks. Pasierb był ojcem duchownym w zakonie benedyktynek; wielokrotnie przebywał tutaj na wakacjach, wspomnienie pewnego lata POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 w tej wiosce przywołał w jednej z miniatur zamieszczonych w książce Haiku żarnowieckie. Pomorski szlak kulturowo-turystyczny ks. Pasierba to kolejna cegiełka społeczności tczewskiego ekonomika do budowania wiedzy o postaci ks. Janusza St. Pasierba – twórcy w przestrzeni kultury polskiej i europejskiej. Zespołowi Szkół Ekonomicznych w Tczewie 18 grudnia 1998 r. nadano imię ks. Janusza Stanisława Pasierba. Odtąd co roku odbywa się tu Święto Patrona. Z tej okazji organizowane są liczne konkursy: recytatorski, literacki, plastyczny, gastronomiczny, wiedzy o sztuce, a także o życiu i twórczości Patrona. Szkoła współpracuje z Fundacją im. ks. Janusza St. Pasierba w Warszawie. Co roku liczna grupa nauczycieli i wyróżniających się uczniów wyjeżdża do stolicy na uroczystości rocznicowe ku czci Patrona. Wśród działań wiążących się z osobą ks. Pasierba należy wymienić szkolne publikacje: Ks. Janusz St. Pasierb w anegdocie, Ks. Janusz St. Pasierb – Myśli, Ks. Janusz St. Pasierb – Patron Szkoły oraz płytę pt. „Nie czekaj na życie” z utworami poety w interpretacji uczniów, absolwentów i chóru szkolnego. Uczniowie wielokrotnie zwiedzali miejsca powiązane z Patronem lub te, które opisywał w swoich utworach. Skłoniło to dyrektora tczewskiego ZSE Jerzego Cisewskiego do nawiązania współpracy z Piotrem Kończewskim, dyrektorem biura Lokalnej Organizacji Turystycznej KOCIEWIE, w celu rozpoczęcia budowy szlaku kulturowo-turystycznego śladami ks. Janusza Stanisława Pasierba. ŻARNOWIEC 11 POMORSKA GOSPODARKA Rozwój królowej polskich rzek? Dlaczego nie wykorzystujemy potencjału transportowego Wisły? Odpowiedzi na to pytanie szukali uczestnicy konferencji „Po drugie: Autostrada wodna na Wiśle”. ANDRZEJ BUSLER Rozpoczynamy batalię, ale nie szukamy wrogów Konferencja została zorganizowana przez „Dziennik Bałtycki” i Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego. To jeden z punktów rozpoczętej w marcu kampanii na rzecz ożywienia gospodarczego królowej polskich rzek. Przez pierwsze trzy miesiące trwania akcji poparli ją m.in.: Marszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz, prezydent Lech Wałęsa, Jan Ryszard Kurylczyk (były wojewoda pomorski, jeden z inicjatorów akcji związanej z autostradą A1 w 2003 roku), 21 posłów, wiele osób prywatnych, urzędów, stowarzyszeń, w tym także Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Wśród około 200 uczestników debaty, która odbyła się 3 czerwca w gdańskim Dworze Artusa, znaleźli się m.in. wiceminister transportu Anna Wypych-Namiotko, europoseł Jarosław Wałęsa, posłowie Teresa Hoppe, Tadeusz Aziewicz i Stanisław Lamczyk, senator Leszek Czarnobaj, marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk i wicewojewoda pomorski Michał Owczarczak. Otwierający konferencję redaktor naczelny „Dziennika Bałtyckiego” Mariusz Szmidka nawiązał do historycznego gmachu, w którym zgromadzili się dyskutanci: Czujcie się jak królowie w odbudowie królowej polskich rzek. Marszałek Mieczysław Struk wspomniał, że dawną, XV- i XVI-wieczną siłę gospodarczą Gdańsk zawdzięczał właśnie Wiśle. Rozpoczynamy batalię, ale nie szukamy wrogów. Niestety powszechnie brakuje przeświadczenia, że Wisła jest potrzebna. Nie może się ona kojarzyć tylko z problemem powodziowym – mówił marszałek. 12 Konferencja przyciągnęła około dwustu uczestników. Fot. Sławomir Lewandowski Przykład idzie z Niemiec i Holandii W dalszej części spotkania szukano odpowiedzi na pytanie, dlaczego przez lata nie wykorzystujemy potencjału transportowego Wisły. Referaty przedstawili naukowcy z pomorskich uczelni (gdańskich i bydgoskich): prof. dr hab. Krystyna Wojewódzka-Król, prof. dr. hab. inż. Adam Bolt, prof. Zygmunt Babiński oraz Zbigniew Ptak z Urzędu Marszałkowskiego, Michał Górski z Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza i Halina Czarnecka – dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku. Zaprezentowano dokładną analizę korzyści, jakie może przynieść ożywienie ruchu transportowego na Wiśle. Już za parę lat, po zwiększeniu mocy przeładunkowej portów morskich w Gdańsku i w Gdyni, będzie to już nie tylko ewentualność, lecz konieczność, aby zachować płynność transportowania towaru na południe. Obecnie Wisła jest żeglowna jedynie w okolicy Gdańska i Krakowa. Najbardziej zaniedbana pozostaje jej środkowa część, przez lata nie poczyniono tam żadnych większych inwestycji. Od 140 lat następuje stopniowa degradacja komunikacyjna tej rzeki. Z przytoczonych prognoz statystycznych wynika, że w następnych latach popyt na transport znacząco wzrośnie. Już dziś zatem trzeba się przygotować na te wyzwania. Ożywienie transportowe Wisły mogłoby być jednym z narzędzi, które odciążyłyby transport kołowy – podkreślali uczestnicy konferencji. Jako pozytywne przykłady rozwoju transportu rzecznego podano świetnie rozbudowaną sieć dróg wodnych w Niem- POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 POMORSKA GOSPODARKA Goście konferencji pod Dworem Artusa w Gdańsku. Fot. Andrzej Busler czech i Holandii, gdzie przewożenie towarów rzekami jest sporym odciążeniem dla transportu samochodowego. W Niemczech funkcjonuje około trzystu portów rzecznych. Przewożenie towarów drogą wodną jest tańsze i bardziej ekologiczne zarówno od transportu samochodowego jak i kolejowego. Szlaki wodne zajmują mniejszą powierzchnię komunikacyjną. Jednak jak pokazują doświadczenia innych, wysoko rozwiniętych państw, konieczny jest zrównoważony rozwój wszystkich rodzajów transportu. Tylko wtedy możliwy będzie płynny przepływ towarów. Już za kilka lat, po znacznym zwiększeniu mocy przeładunkowej portów kontenerowych DCT w Gdańsku i BCT w Gdyni, Trójmiastu może grozić paraliż komunikacyjny. Dziennie oba porty będą opuszczać tysiące samochodów ciężarowych. Obecna sieć komunikacyjna Trójmiasta nie zdoła udźwignąć takiego natężenia ruchu. Inną, równoległą potrzebą jest stworzenie potężnych centrów logistycznych, mogących magazynować ogromne ilości towarów. Dawniej poważnym problemem było zbudowanie portów i wyładunek, dziś w dobie przewozów kontenerowych większe wy- POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 zwanie stanowi uruchomienie potężnych centrów logistycznych. Według planów zaprezentowanych podczas konferencji jedno z takich centrów połączonych z Wisłą mogłoby powstać w okolicy Bydgoszczy. Obecne porty rzeczne na Wiśle są przestarzałe i nieprzystosowane do nowoczesnego transportu. W momencie powstania wodnej autostrady na Wiśle konieczna będzie ich modernizacja lub tworzenie nowych. Ograniczyć zagrożenie powodziowe Kolejnym pozytywnym aspektem gospodarczego ożywienia Wisły byłby rozwój turystyki, i to szczególnie dla terenów słabo rozwiniętych, dotkniętych sporym bezrobociem. Obecnie przepłynięcie Wisły z południa na północ jest prawie niemożliwe. Królowa polskich rzek stoi otworem jedynie przed wyczynowcami. Z pewnością wielu czytelników „Pomeranii” pamięta wyprawę Wisłą znanego pomorskiego podróżnika Marka Kamińskiego. Ważnym tematem poruszonym podczas dyskusji było zagrożenie powodziowe, które potęguje brak uregulowania Wisły. Zabezpieczenie przeciwpowo- dziowe Wisły jest bardzo słabe, by nie powiedzieć: beznadziejne. Podczas ostatnich 40 lat rzeka wylała 45 razy, wyrządzając wielomiliardowe straty. Zdarzały się przypadki, że dotknięte powodzią miejscowości były zalane przez 49 dni. Ostatnia wielka powódź w 2010 roku kosztowała państwo polskie kilkanaście miliardów złotych. Uregulowanie Wisły ograniczyłoby do minimum zagrożenie powodziowe. Niestety przez lata środki z budżetu państwa na tego typu inwestycje są niewystarczające. Wszystko to przemawia za stworzeniem kompleksowego planu wykorzystania gospodarczego Wisły. Warto rozpocząć te prace już teraz, w 2013 roku, przygotowując się do realizacji nowych programów UE na lata 2014–2020. Pierwszym krokiem na drodze do osiągnięcia tego celu powinno być porozumienie marszałków województw. Podczas konferencji pojawiły się głosy, że obecny czas to ostatni moment na ratowanie transportu wodnego w Polsce, a dalsze zaniechania mogą spowodować totalną zapaść w tej kwestii w przyszłości. Podobnego problemu doświadcza dziś transport kolejowy. Obecnie modernizowane sieci kolejowe potrzebują do obsługi wysokiej klasy specjalistów, których mimo sporego bezrobocia trudno znaleźć. Jest to przykre następstwo likwidowania szkół kolejowych. Podczas konferencji wysunięto pomysł powołania ministerstwa odpowiedzialnego za gospodarkę wodną. Obecnie sprawami wodnymi zajmuje się sześć ministerstw, powoduje to często spory chaos biurokratyczny. Z pewnością lepszym modelem byłoby powołanie jednego gospodarza. Spotkanie zostało zakończone uchwaleniem stanowiska końcowego konferencji – dokumentu podsumowującego, w którym znalazły się zapisy dotyczące dalszych działań, jakie powinny podjąć rząd i samorządy. Organizatorzy zapowiedzieli, że zostanie on przesłany do premiera Donalda Tuska i kilku ministrów. 13 FENOMEN POMORSKOŚCI W 90-LECIE MIASTA KARTUZY Żegluga Breogana (część 12) Nad wybrzeżem Atlantyku, w galicyjskim mieście A Coruña, wznosi się masywny stołp zwany Wieżą Heraklesa. To w istocie najstarsza czynna morska latarnia świata: prawie dwa tysiące lat temu zbudowali ją Rzymianie. Z Heraklesem wspólnego ma niewiele. Znacznie lepiej umocowana w miejscowych legendach jest stojąca pod nią kamienna postać krzepkiego starca z mieczem i okrągłą tarczą. To król Breogan, miejscowy władca, król królów, który według podania, stojąc na czele 49 pomniejszych królów, podbił Irlandię. J A C E K B O R KO W I C Z Nie pytajmy, kiedy to się stało – mówimy wszak o postaci mitycznej. Jednak mit o Breoganie stanowi intrygujący trop dla historyka, znany jest bowiem także w Irlandii, od której A Corunię dzieli przecież tysiąc kilometrów oceanu. Breogan to zresztą imię pochodzące z północy: pod takim mianem zapisała króla średniowieczna „Księga podboju Irlandii”. W okolicach A Corunii bohater znany był początkowo jako Mnich Trezenzon, ale obecnie wszyscy nazywają go już Breoganem. Według opowieści król ten zbudował na nadmorskim klifie wieżę, tak wysoką, że z jej szczytu widać było na północnym horyzoncie niebieskawozielony pasek nieznanego brzegu. Młody Ith, syn króla, zapragnął poznać tamto miejsce i popłynął w jego kierunku. Niestety nie wrócił już do ojca, gdyż zabili go wyspiarze pochodzący z ludu Tuatha Dé Dannan. Wtedy to właśnie król Breogan, w akcie zemsty za śmierć syna, najechał i podbił ich wyspę. 14 Iberowie przed Celtami Irlandzkie kroniki, skrupulatnie notujące miejscowe wydarzenia do czterech tysięcy lat wstecz, konsekwentnie wskazują północno-zachodnią część Półwyspu Iberyjskiego jako miejsce, z którego dokonano inwazji na Zieloną Wyspę. Tych najazdów miało być kilka: od pierwszej wyprawy wodza Parthalona, poprzez Nemeda (który przybył tu aż ze Scytii, pokonując po drodze całe Morze Śródziemne), aż po Milezjan, nazywanych też Skotami. Te kronikarskie wzmianki o starożytnej genezie mogą być echem rzeczywistych fal najezdniczych, jakie być może dzielił od siebie kilkusetletni szmat czasu. Mitycznego Breogana zazwyczaj identyfikuje się z Milezjanami. Jeśli chodzi o fakt, że Irlandię przed Celtami zamieszkiwali Iberowie, to historycy w zasadzie zgodni są ze średniowiecznymi skrybami, aczkolwiek trwają spory, co należy przez ową nazwę rozumieć. Nie wchodząc w szczegóły, zwrócę tylko uwagę, że lud ten dał nazwę wspomnianemu już Półwyspowi Iberyjskiemu, na którym leży dzisiejsza Hiszpania z La Corunią. Iberowie pozostawili też swój ślad na terenie Irlandii: pod plemiennym mianem Erainn notowani są w jej średniowiecznej historii. Pan z Castro Kraina wokół miasta to (należąca do Hiszpanii) Galicja, stare królestwo, w którego herbie mszalny kielich nasuwa natrętne skojarzenia ze Świętym Graalem. Ten kraniec europejskiego kontynentu, a więc – wydawałoby się – totalna peryferia, paradoksalnie pełni ważną rolę w historii jego kultury i jego symboli: niedaleko A Corunii odnajdziemy przecież Santiago de Compostela, miejsce pielgrzymek równe w tradycji Rzymowi i Jerozolimie. Galicja to także zagłębie etniczności, lokalnej, a jednocześnie wspólnej korzeniami z resztą Europy. Jeszcze do końca XVIII w. miejscowe parafie nosiły starożytne nazwy plemion zamieszkujących ich terytoria. A gaita, galicyjska odmiana dud, to nic innego, jak nasze żywieckie gajdy, na których gra Joszko Broda. Obie nazwy oznaczają „kozę”, czyli umocowany do piszczałek miech z koziej skóry. Ową POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 FENOMEN POMORSKOŚCI kozę przyprowadzili ze sobą, ciągnąc ją nad Atlantyk aż z Beskidu, Wizygoci. Galicja to także strome skalne klify, od strony morza niebotyczne, bo sięgające nieraz 600 metrów wysokości. W głębi lądu, na wzgórzach, sterczą w niebo menhiry, resztki pradawnej świetności tej krainy. Menhiry, dolmeny… jest ich tutaj mnóstwo. Na początku XVII w. hiszpański król, któremu nie wystarczało złoto przywożone doń z Ameryki, rozkazał szukać go w „grobach szlachetnych Galicyjczyków”. Tutejsi chłopi rozkopali wtedy i zniszczyli kilka tysięcy tych megalitów. Ale większość pozostała nienaruszona. Nietrudno tu także trafić na ruiny budowanej z kamienia obronnej osady, zwanej przez miejscowych castro, zamkiem. W San Xiao, najbardziej na północ wysuniętym galicyjskim przylądku (znanym też jako Ortegal), zachowała się legenda o jednym z mieszkańców takich twierdz. Pan z Castro dołączył do irlandzkiej wyprawy Breogana, być może był jednym z towarzyszących mu 49 królów. Czciciele Luga Kim byli Tuatha Dé Dannan, których pokonali przybysze z Iberii? Historia zapewne nigdy nie odpowie jednoznacznie na to pytanie. Jednak archeologia wskazuje na ciekawy szczegół: duża część szkieletów osób pochowanych w okresie odpowiadającym mitycznej epoce tego ludu ma krótkie czaszki typu „lapońskiego” – takie same, jakie odnajdujemy w neolitycznych grobach naszego Pomorza. Tuatha Dé Dannan zapamiętani zostali jako jasnowłosi żeglarze, którzy oddawali cześć bogu Lugowi. Imię tego bóstwa, pana światła, przywodzi skojarzenia z Lugiami, ongiś zamieszkującymi ziemie dzisiejszej Polski. Ci Lugiowie, inaczej Ligowie z sienkiewiczowskiego Quo vadis, zapewne przekazali swe imię swoim następcom, dobrze nam znanym pod nazwą Lechici. Pierwotnie znaczyło ono „jaśni” albo „świetliści”, co może wskazywać na to, że mieli jasne, zapewne długie włosy. Jasnowłosi Albiones mieszkali też na północnym wybrzeżu Galicji, sąsiadując tam z mieszkającymi w głębi lądu Lougei, czcicielami boga Luga. Fot. commons.wikimedia.org Szczątki Lugiów odnajdujemy w grobach kultury przeworskiej. Pod względem antropologicznym nie byli pokrewni Finom ani Lapończykom, jednak nie to jest tutaj najważniejsze. Uparcie sugerując istnienie prehistorycznych kontaktów morskich między Morzem Śródziemnym a Bałtykiem, mówimy przecież o szlaku wędrówek mogących trwać długo, nawet kilka tysięcy lat. Przed Breoganem był Nemed i Parthalon. W tych wędrówkach mogły nadto brać udział – w osobnych falach lub jednocześnie – plemiona o różnym pocho- AKTUALNOŚCI Z ŻYCIA TWOJEGO ODDZIAŁU ZKP POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 dzeniu i języku, w pamięci potomnych zapewne identyfikowane wspólnie jako przybysze od strony morza. Kamienny król spod Wieży Heraklesa nie patrzy w kierunku Irlandii, lecz w drugą stronę, ku odległemu Morzu Śródziemnemu. Trudno powiedzieć, czy takie właśnie były intencje rzeźbiarza, ale jego Breogan, świadomie lub nie, zwraca się tam, skąd przybyli jego przodkowie, których odległych imion nie przekazały nam nawet legendy. A miejsce, gdzie stoi, to zaledwie połowa przebytej przez nich drogi… http://www.kaszubi.pl/listapartow 15 WÒJNOWI KASZËBI Ùmiérelë z głodu jak mùchë Alfónks Block mieszkô w Bólszewie jesz òd przedwòjnowégò czasu. Mô bez dzewiãcdzesąt lat. Wëchòwôł czwòro dzecy, mô wnuków i prawnuków. Ùrodzył sã 12 strëmiannika 1923 rokù w Wiczlënie kòle Gdini (dzys dnia to je dzél tegò miasta) z matczi Marii i òjca Józefa. Òjc robił w cementowni, mëmka gòspòdarza doma i wëchòwiwa jesz piãc bracy i sostrã Alfónksa. Dlô Was wòjna zaczãła sã tak pò prôwdze dopiérze w 1940 rokù… Przed wòjną më ju so spòkójno gòspòdarzëlë na gòspòdarstwie w Bólszewie. Na pòczątkù bëło tu wiele czëc ò mòrdach w Piôsznicë. Nama na szczescé nicht nic nie robił. Ale ju wczas na zymkù 1940 rokù szôłtës Roeske, to béł Miemc, sczerowôł mie na robòtë na Żuławë, do wsë Grabina Zameczek. Më ni mielë żódnëch papiorów. Mòglë z nama robic, co le chcelë. Tam bëło baro lëchò. Jô ni mógł strzëmac i tej na jeséń jô wërwôł. Òd te czasu jô sã mùszôł ùkrëwac. Ale to bëło téż lëchò, bò ti Miemcëska dërch najéżdżelë mòjich doma. Òni mëslelë mie tam dostac. Jô tej szedł précz, nôpierwi do Wejrowa, a tej do Czelna. Pózni jô rëgnął do brata, chtëren mieszkôł na Żuławach. Ale stąd jô mët mùszôł ale flot wërëwac, bò òni téż tam zazérelë. Tej – to ju béł marc 1941 rokù – jô szedł do niemiecczégò gbùra Hermana Jeszke w Kòstkòwie. Òn mie przëjął do robòtë. To béł dobri człowiek. Òn zameldowôł mie ù se i mie chronił. Tej delë òni Wami kùreszce bezpiek czë dali trzeba bëło sã jich strzéc? Na jaczis sztërk delë mie pòkù. Jô kòl te gbùra przerobił jaż bez trzë lata. Ale tej jô béł ju ùstny i zaczãlë mie dali nachadac. Òni chcelë, żebë jô pòdpisôł trzecą grëpã. Jô wiedzôł, czim to grozy, temù jô nie pòdpisôł. Ale tej téż jô tam ju ni miôł bezpiekù. Jô rôz wieczór jachôł na kòle òd starszich w Bólszewie do Kòstkòwa. 16 W Kniewie mie zatrzimelë szandarzë. Jeden sã nazéwôł Mielke. Òni mie wzãlë kòło i rzeklë, że reno móm so je halac ù tegò szandarë w Kniewie. Jô béł gwës, że òni mie chcą tam przëskrzënic, tej jô nie jachôł za tim kòłã. Wnet ò tim ju bëło wiedzec w Gniewinie. Mie krómòwi – òn sã nazéwôł Kranzus – rzekł, czemù jô te kòła nie halôł. To przëszło tej do szkalindżi. Za pôrã dni mie zatrzimelë na drodze. Òni znôwù sã pitelë, czemù jô nie pòdpisôł, a jô jima, że jô jem Pòlôchã i wiedno nim bądã. Tej òni mie pòbilë. Zrobilë rewizjã w mòji jizbie i dali bilë. Nalezlë òni dwa lëstë òd sëna Jeszczi, co béł przë niemiecczim wòjskù. To bëło zakôzóné pisac z niemiecczim żôłniérzã. Na szczescé dlô mie Jeszka sã wstawił za mną i mie wëbronił. Ale za to òni jemù corôz barżi psocëlë. To doch nie bëło mòżebné, żebë tak przedërchac ten czas. Kò jima tedë felowało żôłniérzów. Òni brelë mòcą. Jo, dwie niedzele pózni – to bëło w pòłowie maja 1944 rokù – bëła òbława. Òni mie téż schwôcëlë. Zawiozlë nas do sôdzë w Lãbòrgù. Nas bëło szesnôsce razã. Tam bëłë przesłëchë ò partizanach, ò naszi robòce, ò kòntaktach z Ruskama, wszëternôstkò òni pitelë. To miało wierã téż związk z tim, że czile dni rëchli partizani rozkrącëlë torë kòle Wejrowa. Jô téż przë tim béł. Nicht sã do niczegò nie przëznôł. Pò trzech niedzelach przesłëchów më mùszelë pòdpisac protokół, chòc më gò nie rozmielë. 9 czerwińca òni nas skłódkòwelë i zawiozlë do Gduńska, a pòtemù do lagru w Stutthofie. Alfónks Block To bëło tak samò lëché abò i gòrszé, jak niemiecczé wòjskò… Jo, kò to bëło straszné. Jô dostôł numer 36669. W tim czasu kòmendantã lagru béł Paul Hoppe. Na samim pòczątkù òni nas wnëkelë do łazni i lelë gòrącą wòdã. Jedny ùcékelë, a jô sã skùlił. Wòda mie mòcno òparza. Jô to zgłosył i òni mie delë do szpitala. To bëło jaż dzywno. Kò òni mòglë mie zarô dac do kòmòrë, le jô jesz wnenczas nie wiedzôł, co òni pòtrafią zrobic z człowiekã. Jô miôł tej wiele szczescégò. Pò miesądzu mie zanëkelë do robòtë przë pasykach plotłëch z szôtorów. Mòjich drëchów ju nie bëło. Òni z nima jachelë do lagru Police. Òni wszëtcë POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 WÒJNOWI KASZËBI zdżinãlë. Na jeséń jô dostôł zapôlenié płëc. Jô znôwù béł w szpitalu, ale sã jakòs wëdostôł nazôd. Do jedzeniô më dostelë le përznã chleba z nôgòrszi mączi i kąsk kawë bez cëkru. Do te përznã margarinë i marmòladë. Zupë bëłë ze zlëszałi kapùstë abò wrëków i na pół zgnitëch bùlew. Lëdze ùmiérelë z głodu jak mùchë. Jô téż béł ju prawie wëkùńczony. Në a tej przëszło to nôgòrszé – marsz smiercë. Jak Wë to pamiãtôce? To bëło 25 stëcznika 1945 rokù. Ò gòdzënie czwiôrti reno òni nas znëkelë na apelowim placu. Tam nas zortowelë na kòlonë. Jô trafił do szósti kòlonë. Tam bëło nôwicy Pòlôchów i Rusków. Razã kòl 1500 lëdzy. Wszëtczich razã szło kòl dwanôsce tësący. Më szlë kòżdégò dnia tak dwadzesce kilométrów w sniegù, w smiotach i strasznym mrozu. A wszëtcë doch ledwie żëlë. Më bëlë czësto wëgłodzałi i bez mòców. Czãsto më szlë téż òb noc bòcznyma drogama, bò główné bëłë dlô wòjska. Nocniczi bëłë w stodołach abò w kòscołach. Jak ti wachmani sã zachòwiwelë pòdług waji? To bëlë szalbiérze nad szalbiérzama. Jak chto le wëszedł, żebë złapac bùlwã czë wrëka z kòpca, tej òni zarô strzélelë. Tak òni zabilë kòl 70 lëdzy z mòji kòlonë. Jinszi ùmiérelë w drodze z głodu i mrozu. Dopiérze jak më doszlë do Niestãpòwa, tej przëszła nôdzeja, bò Kaszëbi zaczãlë nosëc nama jedzenié. W Żukòwie më dostelë cepłi môltëch. Dali më szlë przez Przedkòwò, Pòmieczëno, Łebnie, Lëzëno. Wszãdze më dostelë jesc. Wachmani téż sã zmienilë. Nie strzélelë ju do nas. Òni wierã dostelë strach, że to jich mòrdowanié sã wnet skùńczi. Tak a tak wiedno pòrenë z kòscołów wënôszelë czile trupów. Jak më doszlë do Rëbna, tej nas bëło ju ò sztërësta mni. Tam òni nas wpùscëlë w trzë baraczi. Jak doszła nastãpnô kòlona z trzësta Żëdama, tej zrobiło sã ò wiele gòrzi. Panowałë rozmajité chërë, do te straszny głód. Më jedlë nawetka zdechłé kònie. To miãso le bëło përznã pòdgòtowóné i zjadłé. W drëdżi pòłowie lutégò nastôł tifùs. Kòżdégò dnia ùmiérało òd 20 do 30 lëdzy. Dzys w tim placu je wiôldżi smãtôrz. Bez piãc niedzél ùmarło tam kòl òsmëset lëdzy, w tim dwasta Żëdów. POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Rodzëna Blocków. Alfónks stoji w tële na westrzódkù. Jak Wami sã ùdało wińc z tegò piekła? 9 marca kòl trzësta piãcdzesąt z piãcset, co òstało przë żëcym, rëszëło dali w drogã. Jô òstôł, bò jô nie béł ju zdatny do jidzeniô. Jô mëslôł, że jô w kòżdi chwilë ùmrzã. Le w tim nadeszlë Ruscë i nas wëzwòlëlë. Jô béł krótkò dodomù. Kò Rëbno nie je dalek òd Bólszewa, ale jô ni mógł tu jic, bò dërch tu szłë wòjska. Tej jô sã dostôł resztkama mòców do znajomëch w Kòstkòwie. Wszãdze szło fùl stutthofòwëch. Przede mną bëło jesz sztërzech jinszich Kaszëbów. To przódë tam wszëtcë pò kaszëbskù gôdelë. Ta gòspòdëni gôda, że òna ni mô placu. Òna mia téż wierã strach. A jô stojôł z tëłu nich i jô rzekł: „Grënczënô, a mie wë nie òtrzimôce?”. Tej òna sã przëzdrza na mie i rzekła: „Jes të to?. „Jo, jô to jem!”. Në i tak jô òstôł zretóny. Tam jô doszedł do se. Jak front przeszedł, tej mòji domôcy sã dowiedzelë, że jô tam jem, i halelë mie dodóm. Z Alfónksã Blockã z Bólszewa gôdôł Eùgeniusz Prëczkòwsczi. Òdjimczi z archiwùm EP 17 NASZE BOGACTWA Wielojęzyczne Pomorze (część 1) Zapis wystąpienia, które zostało wygłoszone podczas konferencji „Dwujęzyczność i wielojęzyczność bogactwem regionu” zorganizowanej przez Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku. CE Z A RY OBRACHT-PRONDZYŃSKI Językowe wyróżniki regionu Pomorze (Gdańskie, Wschodnie, dzisiejsze województwo pomorskie) było, historycznie rzecz ujmując, regionem wielojęzycznym. Nie wyróżniało się pod tym względem spośród innych części starego kontynentu, dla którego typowe i powszechne było wymieszanie językowe, sąsiedztwo języków, a z czasem także rywalizacja językowa, będące efektem ruchów migracyjnych, celowych działań państwa (władzy świeckiej), kościołów czy też procesów ekonomicznych (wymiana handlowa, pojawienie się rynku etc.). Z jednej strony na Pomorzu, podobnie jak w całej Europie i na wielu obszarach poza nią (choć może w nieco późniejszym okresie), wpływ na sytuację językową miało także, prócz czynników przywołanych wyżej, wynalezienie i upowszechnienie druku, a następnie rozwój mediów, wprowadzenie powszechnej edukacji, zwłaszcza zaś edukacji organizowanej przez narodowe, scentralizowane państwa, rozwój nauki odchodzącej od powszechnego języka wymiany naukowej, jakim była łacina, i zaczynającej używać języków narodowych (z dominacją okresowo francuskiego czy współcześnie angielskiego), wreszcie: rozwinięcie globalnej infosfery. Z drugiej jednak strony Pomorze zachowało swój specyficzny charakter pod względem językowym, na który składały się takie elementy, jak: - fenomen trwania społeczności kaszubskiej, posługującej się własną, choć wewnętrznie dość zróżnicowaną, mową (a także toczone od XIX wieku 18 Fot. Maciej Stanke spory wokół statusu i charakteru tej mowy, co z pewnością wpływało i na witalność języka, i na jego prestiż); - kolejne fale osadnictwa niemieckiego od wczesnego średniowiecza aż po wiek XX (żywotność różnych dialek- tów niemieckich przynoszonych i upowszechnianych przez osadników oraz upowszechnianie standardów języka niemieckiego); - utrzymujące się zróżnicowanie dialektalne polskiej społeczności Po- POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 NASZE BOGACTWA morza, zachowane – choć w ograniczonym, można powiedzieć, szczątkowym stanie – do dnia dzisiejszego (głównie gwary kociewskie i borowiackie); - trwały syndrom językowego sąsiedztwa słowiańsko- (polsko- i kaszubsko-)-germańskiego (procesy mieszania języków, zapożyczeń, dyfuzji, tworzenia lokalnych hybryd językowych etc.); - polityka językowa realizowana na terenie Pomorza przez władze świeckie i kościelne, w fazie nowoczesności i nacjonalizmu odznaczająca się wielokierunkową presją asymilacyjną; - nadmorskie położenie i rozwój dużych ośrodków miejskich na wybrzeżu oraz wzdłuż głównych rzek, co stanowiło element przyciągający różnych imigrantów, niosących także własny język; - historycznie ukształtowana zróżnicowana przestrzennie koncentracja grup językowych w regionie. Sytuacja językowa u progu współczesności Ostra i zdecydowana polityka realizowana przez państwo prusko-niemieckie od przynajmniej połowy XIX wieku, wspierana przez obydwa kościoły (ewangelicki przede wszystkim, a w dużej mierze także katolicki), spowodowała, że pod koniec wieku XIX i na początku wieku XX ukształtowała się specyficzna sytuacja językowa. Na terenie Pomorza (ówczesnej prowincji Prusy Zachodnie) funkcjonowały dwa języki standardowe o różnym prestiżu i społecznej pozycji, o różnej witalności i zakresie używalności, o różnym stopniu „widoczności” w sferze publicznej, wreszcie o różnym potencjale jako narzędzia awansu społecznego. Z całą pewnością uprzywilejowany, poprzez wsparcie państwa i jego agendy (system szkolny, administrację każdego typu, wojsko), ale także przez zakres używalności w niemal wszystkich sferach życia publicznego, był literacki język niemiecki. Był on też językiem awansu społecznego, szczególnie dla młodych ludzi chcących robić karierę w aparacie państwowym. W zupełnie innej sytuacji była literacka polszczyzna, której na Pomorzu w zasadzie – poza niewielkim kręgiem inteligencji – nie znano. Choćby z tego powodu, że nie była ona nauczana w szkołach (z nielicznymi wyjątkami, POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 np. Collegium Marianum). Wielką rolę odegrała tu polska prasa, o czym pisał Jan Karnowski: „Ta poczytność gazet świadczy także dobitnie o powszechnej umiejętności czytania. Wszak szkoła ludowa pruska przyswaja przynajmniej dzieciom znajomość liter łacińskich (polskich), dwuletnia nauka przygotowawcza do sakramentów św., a potem czytanie gazety, owego nowoczesnego elementarza, dokonuje reszty. Natomiast nieumiejętność pisania po polsku jest między ludnością wprost zastraszająca” (Ludność kaszubska w ubiegłem stuleciu, Kościerzyna 1911, s. 33). Pisać literacką polszczyzną po prostu na Pomorzu w szerszych warstwach społecznych nie umiano (nawet młodzi aspiranci do grupy inteligenckiej musieli się tego w trudzie i znoju uczyć). Szczególnie było to widoczne na Kaszubach: „Dzisiaj temu brakowi zaradzić trudno, gdyż u Kaszuby co do tego punktu trudność podwójna, tj. różnica dźwięków kaszubskich i polskich; nawet dość inteligentny Kaszuba rzadko poprawnie pisze; gdyż trudno pisać poprawnie, skoro poprawnych dźwięków nie ma się w uchu” (op. cit.). Pojawia się tu więc problem znacznego dialektalnego zróżnicowania językowego Pomorza, ale nie tylko ono miało znaczenie. Oto trzeba pamiętać, że w Kościele katolickim obowiązywała łacina, która po części pozostawała także językiem nauki i językiem nauczanym. W kościele ewangelickim dominowała niemczyzna, ale jeszcze w II połowie XIX wieku funkcjonowały parafie na Pomorzu Środkowym, gdzie nauczano i prawiono Słowo Boże po polsku (staropolszczyzną z naleciałościami kaszubskimi). Oprócz tego na Pomorzu powszechnie się posługiwano przynajmniej dwoma etnolektami niestandardowymi, o zróżnicowanych ambicjach, uznaniu społecznym i licznych wariantach lokalnych oraz środowiskowych. Pierwszym był plattdeutsch, który miał dodatkowo swoje specyficzne lokalne odmiany, np. kosznajderską, gdańską czy też mennonicką, z pozostałościami z języka niderlandzkiego. Zresztą mennonici, podobnie jak Żydzi, byli na Pomorzu bardzo dobrym przykładem pełnej asymilacji językowej i przyjęcia języka niemieckiego jako własnego. Bardziej skomplikowane było zróżnicowanie dialektalne, jeśli idzie o dia- lekty polskie Pomorza, badane skrupulatnie m.in. przez Kazimierza Nitscha. Można bowiem mówić na Pomorzu o dialektach po prawej strony Wisły: grudziądzkim, malborskim, lubawskim i chełmińskim, oraz po lewej stronie Wisły: krajniackim (złotowskim), borowiackim, kociewskim (K. Nitsch, Dialekty polskie Prus Zachodnich, „Materiały i Prace Komisji Językowej Akademii Umiejętności”, t. 3, 1907, s. 101–284, 305–395). Granice między tymi językowymi grupami/obszarami były w realiach ówczesnego Pomorza bardzo trudne do wytyczenia. Zachodziły procesy przenikania i zapożyczeń, tworzyły się lokalne inwarianty, hybrydy językowe, a jeszcze dochodziła do tego zróżnicowana świadomość językowa, silnie konfrontowana z praktyką życia publicznego, wymuszającą jednoznaczne deklaracje narodowe (dla których język właśnie miał być podstawą). Zmiany w I połowie XX wieku Dla sytuacji językowej Pomorza znaczenie zasadnicze miały dramatyczne wydarzenia, jakie zaszły w pierwszej połowie XX wieku. Bodaj nigdy w swoich dziejach region nasz nie przeżył tak głębokich zmian politycznych, ekonomicznych, narodowych, a w konsekwencji także językowych. Pierwszą odsłoną były skutki podziału Pomorza, będącego efektem traktatu pokojowego w Wersalu. Część pomorskich ziem przypadła Niemcom, część stała się Wolnym Miastem Gdańsk, a część weszła w skład odrodzonego państwa polskiego. Zmiany te wywołały masowe ruchy ludnościowe – migracje ludności polskiej z terenów przyznanych Niemcom, a przede wszystkim exodus Niemców z terenów, które znalazły się w województwie pomorskim. Jak głęboka zmiana zaszła, obrazują wyniki spisu powszechnego z 1931 roku, kiedy to właśnie pytano o język. Zdecydowana większość mieszkańców województwa pomorskiego deklarowała jako swój język ojczysty polski: na łączną liczbę mieszkańców 1 080 138 aż 969 386, czyli 89,7 proc. Spośród pozostałych najczęściej wskazywano język niemiecki – 105 400 oraz żydowski (jidysz) – 1822. Pozostałe języki występowały w zasadzie w śladowych ilościach, 19 NASZE BOGACTWA ale nie umniejsza to ich znaczenia. Tak czy inaczej region w pewnym stopniu pozostał wielojęzyczny, chociaż dawną dominację języka niemieckiego zastąpiła polszczyzna. Choć… była przecież ona nadal bardzo zróżnicowana, a w okresie tym spór wokół kaszubszczyzny wcale nie wygasł, jeśli wręcz nie nabrał nowej mocy (co zresztą wynikało z powodów zupełnie pozajęzykowych, mianowicie ekonomicznych i politycznych). Co więcej, w tym czasie mamy do czynienia z napływem na Pomorze sporej grupy migrantów z innych ziem polskich, co prowadziło do różnorodnych zderzeń językowych (Pomorzanie, nie tylko Kaszubi, byli w tych relacjach bardzo wyczuleni na podważanie jakości ich polszczyzny i częste przypadki wyśmiewania różnych gwarowych naleciałości, co zresztą robili ludzie, którzy sami posługiwali się elementami gwarowymi, jednak ich zdaniem „bardziej polskimi”, bo z Galicji czy też okolic Warszawy; sporo tego jeszcze pozostało w opowieściach rodzinnych na Pomorzu, choć szkoda, że nie stało się obiektem naukowych badań). Pamiętać trzeba, że utrzymywało się też zróżnicowanie dialektalne niemczyzny (Pomorze opuszczali głównie wojskowi, urzędnicy, osadnicy świeżej daty – dawni Pomorzanie niemieccy w zasadzie woleli pozostać, zwłaszcza jeśli na tym terenie mieli majątki). Zmienił się, co oczywiste, status języków polskiego i niemieckiego. Na terenie województwa pomorskiego polszczyzna literacka stała się językiem państwowym: administracji, wojska, szkolnictwa powszechnego (co szczególnie ważne). Jednak – co należy podkreślić – język niemiecki zachował silną pozycję. Istniało szkolnictwo niemieckie różnego typu i poziomu, niemczyzna była cały czas obecna w życiu ekonomicznym (co wiązało się z silną pozycją gospodarczą Niemców na Pomorzu), także w życiu kulturalnym. Niemczyzna dominowała też zdecydowanie w Wolnym Mieście Gdańsku i, oczywiście, na pomorskich terenach pozostawionych w Niemczech. Tu z kolei język polski był stale dyskryminowany, a losy polskiego szkolnictwa na ziemi bytowskiej są tego najlepszym dowodem (niezwykle silna była też presja asymilacyjna, skierowana głównie na młodych). Z językowego punktu widzenia dramatyczne były skutki wojny. Przede 20 Zdjęcie z konferencji „Dwujęzyczność i wielojęzyczność bogactwem regionu”. Fot. Beata Kwaśniewska wszystkim dyskryminacyjna polityka językowa okupantów, w skali niespotykanej nigdzie indziej na ziemiach polskich uderzająca w język polski (a w dużej mierze także w kaszubski). Efektem wojny były też ucieczki, a następnie wysiedlenie Niemców. Miało to dramatyczne skutki – język niemiecki obecny w krajobrazie kulturowym Pomorza od setek lat niemal zanika! Na pewno zaś znika ze sfery publicznej (na Pomorzu Zachodnim funkcjonowały szkoły niemieckie, ale zakończyły swój żywot, gdy po 1956 roku ruszyła fala migracji do Niemiec). Niemczyzna staje się językiem domowym, prywatnym, często wstydliwym, a czasami językiem rodzinnych tajemnic. Wysiedlenia i pełna dezintegracja pomorskiej wspólnoty niemieckiej oznaczała zanik dialektów niemieckich. Z kolei w wyniku Akcji Wisła pojawiła się na Pomorzu ludność ukraińska, także zróżnicowana dialektalnie, co było efektem celowej polityki władz polskich, aby osiedlać obok siebie osoby wywodzące się różnych części ziem ukraińskich. Z czasem pojawiły się także inne, choć niezbyt liczne grupy mniejszościowe. Do tego dodajmy migracje Polaków z różnych stron, co tworzyło specyficzną, lokalnie unikatową mieszankę gwarową. Przy czym – co należy podkreślić – powojenna polityka edukacyjna, ale też upowszechniający się model kulturowy powodowały, że naleciałości gwarowe były traktowane jako coś wstydliwego (efekt kompleksu wiejskiego), co prowadziło do szybkiego zanikania cech gwarowych w mowie osadników. Dotyczyło to także, a może szczególnie gwar pomorskich oraz kaszubszczyzny (siła tzw. kompleksu kaszubskiego). Jednocześnie jednak każda kolejna dekada oznaczała wzrost samoświadomości językowej Kaszubów, pojawianie się nowych praktyk językowych (szczególnie literackich) oraz rozwijające się badania i publikacje poświęcone głównie kaszubszczyźnie, ale także innym pomorskim odmianom gwarowym (monumentalny Atlas Językowy Kaszubszczyzny, słowniki ks. B. Sychty itd.). Dokończenie w następnym numerze. NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 Z HISTORII GDAŃSKA Siedem lat z Napoleonem Kiedy ktoś mówi o Wolnym Mieście Gdańsku, zazwyczaj przychodzą nam na myśl lata międzywojenne. Mniej osób wie, że podobny twór istniał u ujścia Wisły już wcześniej, u progu XIX wieku. Jego żywot, co prawda, był krótki, lecz określił gdańską rzeczywistość na wiele następnych dekad. M A R E K A D A M KO W I C Z W czerwcu br. w Ratuszu Głównego Miasta otwarto wystawę „Życie miasta w cieniu wojny i wielkiej polityki, czyli Wolne Miasto Gdańsk 1807–1813/14”. Ekspozycja, która będzie czynna do końca roku, przypomina o ważnym, acz mało znanym rozdziale w dziejach nadmotławskiego grodu. Jest to zarazem próba zbilansowania okresu, w którym rządy w stolicy Pomorza sprawowali Francuzi. Historycy, by wspomnieć chociażby dr. Andrzeja Nieuważnego, przypominają, że epoka napoleońska była dla Gdańska ostatnim momentem, w którym odgrywał on jeszcze istotną rolę na mapie Europy. Znaczenie miasta definiowało jego strategiczne położenie. Było ono bowiem kluczem do Bałtyku, ale też terenów położonych we wschodniej części kontynentu. Mimo to przez lata wrogie armie nie zapuszczały się w te okolice. Ostatni poważny konflikt toczył się tu w 1734 r. Potem był dopiero pierwszy rozbiór Polski w 1772 r., który doprowadził do otoczenia miasta pruskim kordonem, a po kolejnych 21 latach, na mocy drugiego rozbioru, wcielono je do Prus. Pod względem dramaturgii były to wydarzenia „błahe” w porównaniu z tym, co miało nastąpić w XIX w. Pierwsze oblężenie Jak zauważa dr Ewa Barylewska-Szymańska, kierownik Domu Uphagena w Gdańsku, pojawienie się w 1807 r. armii napoleońskiej było dla mieszkańców dużym zaskoczeniem. Wstrząs, jaki przeżyli, był tym silniejszy, że na własne oczy zobaczyli blitzkrieg swoich czasów. 14 października 1806 r. Napoleon pokonał POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Otwarcie wystawy poprzedziła inscenizacja wjazdu Napoleona do Gdańska. wojska Fryderyka Wilhelma III pod Jeną i Auerstedt, po czym rozpoczął triumfalny marsz w głąb państwa pruskiego. W ciągu kilku tygodni padł Berlin, Poznań, Warszawa. Fryderyk Wilhelm III musiał uciekać z rodziną, patrząc z przerażeniem, jak Napoleon zapuszcza się coraz dalej – aż za jeziora mazurskie. Cesarskie wojska stanęły też u wrót Gdańska. Tutaj pierwszą ofiarą konfliktu były podmiejskie osady. Dotkliwym ciosem było m.in. zrujnowanie Nowych Ogrodów i Siedlec, a więc terenów, które w XVIII w. pełniły funkcję rekreacyjnego zaplecza miasta. Swoje rezydencje miała w tej okolicy polska arystokracja, dla której Gdańsk, w dobie niepokojów targających Rzeczpospolitą, był prawdziwym azylem. W miarę postępów oblężenia coraz więcej zniszczeń odnotowywano w ob- rębie murów. Panikę wśród mieszkańców miasta wywołało bombardowanie, które Francuzi przeprowadzili nocą z 23 na 24 kwietnia. Wyrywani ze snu gdańszczanie byli przerażeni, widząc, jak armatnie kule spadają na Stare Miasto, ale też okolice Targu Węglowego i Targu Drzewnego. Mimo waleczności obrońców i prób przyjścia miastu z odsieczą, pod koniec maja 1807 r. pruski garnizon skapitulował. Rozpoczęło się wielkie sprzątanie. Napraw wymagały ulice i umocnienia, przede wszystkim zaś domy. Szacuje się, że zniszczonych zostało 700 budynków, a niemal 2000 zostało uszkodzonych. Francuskie porządki Napoleon, o którym często się mówi jako o wybawicielu Polski, w Gdańsku 21 Z HISTORII GDAŃSKA pozostawił po sobie jak najgorsze wspomnienie, i to mimo wielkich nadziei, jakie wiązano z jego osobą. Gdańszczanie spodziewali się, że miasto zostanie włączone do Księstwa Warszawskiego, będącego skądinąd skromną namiastką dawnej Rzeczpospolitej. Powód tych pragnień był całkiem przyziemny. Pomyślność miasta była możliwa tylko dzięki handlowi produktami (głównie zbożem) pochodzącymi z głębi Polski, Litwy i Ukrainy. Napoleon nie przejmował się tą prostą zależnością, dlatego negocjując w Tylży warunki pokojowe, wybrał dla Gdańska rozwiązanie zgoła karkołomne. Utworzył Wolne Miasto pod zwierzchnictwem króla saskiego i księcia warszawskiego Fryderyka Augusta oraz króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III. W rzeczywistości władzę nad Motławą powierzył mianowanemu przez siebie gubernatorowi, gen. Jeanowi Rappowi. Zgodnie z polityką Paryża, miasto zostało włączone do systemu blokady kontynentalnej. Wymierzony w Anglię zakaz handlu okazał się dla gdańskich kupców przysłowiowym gwoździem do trumny. Przez wieki Wyspy Brytyjskie były bowiem dla nich głównym kierunkiem eksportu, a skoro nie mogli z nimi handlować, tracili majątki. W ślad za tym umierało też miasto. O postępującym upadku najwięcej mówią liczby. O ile w 1805 r. do portu gdańskiego zawinęły 1194 statki, to za czasów francuskich, w 1811 r., wpłynęło ich... 50. Rok później, kiedy rozgorzała wojna z Rosją, Gdańsk odwiedziły już tylko 34 jednostki. Podobną tendencję zauważono w odniesieniu do statków wypływających. W 1805 r. było ich 1294 (rok wcześniej: 1478!), a w 1811 r. Gdańsk opuściło tylko 46 jednostek. Gdańszczanie imali się rozmaitych sposobów, żeby ominąć restrykcyjne przepisy, jednak nie poprawiło to ich losu. Trudno zresztą, żeby było inaczej. Na miasto nałożono kontrybucję w wysokości 20 mln franków, do której doszło 10 mln tytułem obietnicy połączenia miasta z Księstwem Warszawskim. Perspektywa zjednoczenia była mglista, za to pieniądze realne. Żeby je zdobyć, trzeba było wyprzedawać majątek i zaciągać zagraniczne pożyczki, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Rok ze śmiercią Prawdziwie tragiczny okazał się rok 1813, kiedy po wyprawie do Rosji losy 22 W dniu otwarcia ekspozycji przewodnikiem po niej był dr Andrzej Nieuważny. tzw. drugiej wojny polskiej odwróciły się i armia napoleońska poszła w rozsypkę. Wielonarodowej ekspedycji dotkliwe straty zadali Rosjanie, jednak straszniejsza okazała się zima. Generał Mróz pokonał Napoleona. Na przełomie 1812 i 1813 roku część niedobitków zamknęła się w gdańskiej twierdzy, którą rychło otoczyli Rosjanie i Prusacy. Na Bałtyku oblegającym sekundowali Anglicy. Ale śmierć w Gdańsku stała się codziennością, zanim jeszcze walki rozgorzały na dobre. Mieszkańców i wojskowych dziesiątkowały choroby, do których niebawem dołączył głód. Był on tak wielki, że zaczęto polować na psy i koty (dopóki ich nie zabrakło), a także mikroskopijne rybki z Raduni, na które w innych okolicznościach nikt by nawet nie spojrzał. Zdesperowani ludzie używali jako tłuszczu łoju ze świec, a dla zdobycia soli palono deski ze spichlerzy. W czerwcu walczące strony podpisały zawieszenie broni, które utrzymało się do sierpnia. Wtedy też rozpoczęła się ostatnia faza batalii. Była ona tym cięższa, że wojska rosyjsko-pruskie otrzymały działa oblężnicze. Miasto pustoszyły bomby, użyto również rac kongrewskich, czyli broni nowego typu. Według dr Ewy Barylewskiej-Szymańskiej, w trakcie walk z 1813 r. zniszczonych zostało niemal 1000 domów, z czego jedna trzecia nie nadawała się do odbudowy. Co ważne, spłonęło niemal 200 spichlerzy na Wyspie Spichrzów. Obrońcy stracili ostatnie zapasy, kupcy – resztki majątku. Kapitulacja była przesądzona; Polakom w służbie Napoleona pozwolono wrócić do domów, Francuzi poszli do niewoli. Jak podsumowuje wybitny znawca tych czasów, prof. Władysław Zajewski, Gdańsk w epoce napoleońskiej był miastem ostrych kontrastów społecznych, „gdzie życie codzienne ludności uboższej, utrzymującej się z pracy własnych rąk, było uciążliwe, ciężkie niedożywienie zaś szerokich grup społecznych, nasilające się choroby, zgony i ucieczki były stałym zjawiskiem. A jednak mimo tych ciężarów, rosnących trudności, inflacji i stagnacji gospodarczej spowodowanej przez blokadę kontynentalną tliła się w mieście iskra nadziei, iż przyszły pokój zmieni całkowicie sytuację Gdańska, a odrestaurowane związki z Księstwem Warszawskim zainaugurują nową epokę dobrobytu i pokoju. Dlatego Gdańsk czynił wszystko, aby przedłużyć obronę w 1813 r., bardzo lojalnie współpracując z gubernatorem Rappem”. W świetle relacji z epoki ocena prof. Zajewskiego wydaje się nazbyt optymistyczna. Nieprzypadkowo okres rządów francuskich doczekał się w późniejszej niemiecko-gdańskiej historiografii porównania z biblijnymi siedmioma chudymi latami. Z kolei dr Andrzej Nieuważny podkreśla, że Gdańsk był jedynym miastem w Europie, które w czasie wojen napoleońskich było dwukrotnie oblegane. Nie mogło to pozostać bez wpływu na sytuację miasta, ale też nastroje mieszkańców. POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 Z HISTORII GDAŃSKA Napoleon w gablotce Możliwość wyrobienia sobie własnego zdania o wydarzeniach z początku XIX w. daje wspomniana wystawa „Życie miasta w cieniu wojny i wielkiej polityki, czyli Wolne Miasto Gdańsk 1807–1813/14”. To już druga w ostatnich latach ekspozycja, którą na podobny temat przygotowało Muzeum Historyczne Miasta Gdańska (MHMG). W 2007 r. prezentowano tu wystawę „Gdańsk napoleoński”. Zarówno wtedy, jak i teraz wernisaż poprzedziła inscenizacja wjazdu Napoleona do Gdańska. Pora ku temu była jak najbardziej stosowna, cesarz bowiem rzeczywiście odwiedzał miasto w czerwcu. Za pierwszym razem bawił tu w 1807 r. wkrótce po zdobyciu twierdzy, następnie spędził w Gdańsku kilka dni przed wyprawą na Moskwę. Obok tej historycznej postaci, na otwarciu wystawy zjawiły się osobistości całkiem współczesne – Marszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz, który sprawuje honorowy patronat nad tą ekspozycją, przedstawiciel ambasady Republiki Francuskiej w Warszawie oraz urzędujący w Gdańsku konsule Federacji Rosyjskiej i Niemiec. Ich obecność miała wymiar symboliczny. Oto bowiem ludzie reprezentujący niegdysiejszych wrogów dzielili się refleksjami na temat wydarzeń sprzed 200 lat. Zgromadzone na wystawie przedmioty skłaniają do przemyśleń nie tylko dyplomatów. Dzięki nim można zobaczyć, jak wyglądała polityczna i gospodarcza sytuacja Wolnego Miasta, co wystawiano w teatrach, jakie były sprzęty codziennego użytku. Z racji wojennego tła epoki nie mogło zabraknąć militariów. Prezentowane eksponaty pochodzą z muzeów polskich, rosyjskich i francuskich. Są też obiekty należące do prywatnych kolekcjonerów, ale szczególne wrażenie robią przedmioty udostępnione przez potomków żołnierzy i oficerów, którzy brali udział w wojnach napoleońskich. Dopełnieniem ekspozycji w salach Ratusza Głównego Miasta jest inscenizacja na dziedzińcu. Odtworzono tam scenę walki o fragment miejskich umocnień. Zdaniem Adama Koperkiewicza, dyrektora MHMG, ekspozycja nie tylko przybliża wydarzenia sprzed wieków, ale może też być inspirująca dla współczesnych. Pokazuje bowiem, że nawet w najtrudniejszych czasach gdańszczaPOMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Na dziedzińcu Ratusza Głównego Miasta odtworzono scenę walki o gdańskie umocnienia. Niektóre pamiątki udostępnili potomkowie żołnierzy napoleońskich. nie potrafili wykazać się przedsiębiorczością, a miasto zdolne było podnieść się z ruin. Pielęgnowanie pamięci W kontekście wystawy warto zauważyć, że w ostatnich latach obserwuje się wzrost zainteresowania napoleońskim Wolnym Miastem, co zresztą wpisuje się w szerszą, ogólnopolską, a nawet europejską tendencję. W Gdańsku działają grupy rekonstrukcyjne odtwarzające wojsko polskie i pruskie, jest też grono osób wcielających się w postacie mieszczan z początku XIX stulecia. Unikatowa w skali kraju jest inscenizacja bitwy o Twierdzę Wisłoujście, w której udział biorą statki stylizowane na dawne okręty. Systematycznie przybywa też publikacji na temat epoki. Warto tu wymienić zbiór materiałów pokonferencyjnych Napoleon i Gdańsk. Pierwsze Wolne Miasto Gdańsk 1807–1813/14 i napisaną przez Andrzeja Nieuważnego monografię księcia Gdańska François Lefebvre’a Napoleoński marszałek i alzacka praczka, natomiast jesienią ma się ukazać kolejna publikacja tego autora „Miasto w ogniu”, będąca opisem pierwszego Wolnego Miasta. Dzięki takim działaniom być może utrwali się w społecznej świadomości wiedza, że Gdańsk w swoich dziejach był wolnym miastem dwa razy. Fot. Marek Adamkowicz 23 NÓTAMA PRZËKRËTÉ Wëszłô ze Stëdzéńc. Z Łësniewa wëszłô Jem zaczął pisac, bò ni mógł zgarac na to, co czuł jem w radio – pòwiedzôł ks. Antoni Peplińsczi dlô radia (pewno jinégò). To nagranié, razã z czilenôsce jegò frantówkama, jaczé przë gitarze zaspiéwa ze swòjim wùjã ksãdzã Celina Rubin, z d. Leszczińskô – nalazło sã na kaséce, jaką wëdało w 1990 rokù bëdgòsczé Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. TÓMK FÓPKA Kasétã òtmikô jedna z nôchãtni nóconëch kaszëbsczich piesniów: „Kaszëbë wòłają nas”, znónô téż jakno „Kaszëbsczé jezora”. Ksądz aùtór wëkònôł jã razã ze wspòmnióną miéwcką jednégò z nôsnôżniészich kaszëbsczich głosów. Ò ji spiéwie tak wspòmnął czile lat temù Leszk Szmëtka z Radia Gduńsk: Czej ji głos sã rozlégł przë òrganach w żukòwsczim kòscele, lëdze dorazu nie spiéwelë jak to z òrganistą – le słëchelë, jak òna spiéwô… Słëchajã kasétë i trzimiã w kòżdi rãce nótë ti piesnie. W lewi: spiéwniczk Kaszëbë wòłają nas z 1988, wëdóny przez gduńsczé zrzeszenié. W prawi, pòwstóną 21 lat pózni za sprawą gminë Serakòjce Antologiã lëteracczich dokôzów bracy Antóna i Aleksa Peplińsczich. Pòzéróm i merkóm. Tekst wëdrëkòwóny je ten sóm, chòcô w nowszi wersji ju pòdług terôczasnëch, pisënkòwëch wskôzów. I tu, i tuwò je „chto chce przeżëc” na pòczątkù. W nagranim duetu i wszëtczich jinëch je „kto chce spãdzëc”… KASZËBË WÒŁAJĄ NAS Chto chce przeżëc dobré wczasë, niech w stëdzyńsczé jedze lasë. Tam kaszëbsczi dobri lëdze pòmògą mù w kòżdi biédze. Refr. Stëdzyńsczé jezoro, stëdzyńsczi las, stëdzyńsczé Kaszëbë wòłają nas. Stëdzyńsczé jezoro, stëdzyńsczi las, Kaszëbë wòłają nas. 24 Chtëren nie wié, gdze to leżi, ten niech do Bëtowa bieżi. I na rénkù tupnie nogą, to mù kòżdi drogã pòdô. Òbùj sobie dłudżé bótë, zajedz do kaszëbsczi chôtë. I pros starkã, bë cë dała, swòje dzéwczã, żëlë chcała. Refr. Stëdzyńsczé jezoro… Refr. Stëdzyńsczé jezoro… Chto chce pòznac piãkné brutczi, niech wëjimnie swòje dëtczi. I wëjedze na Kaszëbë, roscą brutczi czejbë grzëbë. Chòc w Kaszëbach stôré chôtë, w nich dzéwczãta do robòtë. Z nich pòcecha je, jak trzeba, nie zafelô nigdë chleba. Refr. Stëdzyńsczé jezoro… Refr. Stëdzyńsczé jezoro… POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 NÓTAMA PRZËKRËTÉ W niedzelã, przed pôłnim, zwòniã do Celinë. W słëchùlce czëjã kòscelné òdpòwiescë wiérnëch. Mszô. Za sztót ju wiém: To tak samò wëszło. A wùjek nigdë nie zabróniôł zmieniac swòjich tekstów. Kòżdą pòsobną wersjã brôł „za swòją” – gôdô. W drëdżi sztrófce piesnie mòże tej wstawic swòje miasto abò wies, dze mùszi „tupnąc nogą”. Òriginalno je „Bëtowò” i „stëdzyńsczé jezoro”. To jezoro to Kłączno, nad jaczim leżi wies Stëdzéńce w pòwiôce bëtowsczim. Wklepiwóm „Kaszëbë wòłają nas” do mòji kòmpùtrowi bazë nagraniów i wëskakiwô… jedna wersjô – kòscerskò-fòlkloristicznô. Wpisywóm „Kaszëbsczé jezora” i móm… jedenôsce. Kòżdé karno mô co jinégò w drëdżi sztrófce: Szkòłowé karno Bławatki – pòd Chònice. Werónka Kòrthals, kapela Plesta i Kaszubianki – do Pùcka. Nasze Stronë z Wierzchùcëna za to do… Kartuz. Kapela Bas (ze Serakòjc) – dokładno na rondo w Kartuzach. Na rénk w tim miesce rôczi téż karno Kaszuby z Kartuz prawie i Kòmpanijô Wãdzëbôków zez Brus. Nadolanie – do Wejerowa na rénk. The Rozmish – do Stãżëcë, téż na rénk (dze tam je rénk?). Na sopòcczim hipòdromie z leżnotë pòtkaniô z JP II Kaszëbi pòspólno zabédowelë jaczés „Kaszërowò” – tëli czëc na platce „Zôrno słowa”… Do te kòl Plestë „jedze Zielka z fórą sana”... Kaszubianki spiéwią „Kaszëbsczé jezora, MÒRZE i las” i kąsk zmieniają melodią w refrenie. Damroka K. wëwrôcô „jezora” czësto na rãbë… Je jesz jedna piesniô tegò aùtora, „W łësniewsczich pùstkach”, w jaczi zmieniwô sã słowa zanôleżno òd te, chto jã spiéwie. W ŁËSNIEWSCZICH PÙSTKACH W łësniewsczich pùstkach cemny las. W łësniewsczich pùstkach cemny las. Kaszëbë do se wòłają nas. Kaszëbë wòłają nas. Refr. Tam jezora, pòla, piãkny las, tam le Kaszëbë wòłają nas. Tam Kaszëbë wòłają nas. W łësniewsczich pùstkach stôrô chëcz. W łësniewsczich pùstkach stôrô chëcz. W kaszëbsczi chëczë jô chcôłbëm bëc. W ti chëczë jô chcôłbëm żëc. POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Refr. Tam jezora, pòla… W łësniewsczich pùstkach brutczi są. W łësniewsczich pùstkach brutczi są. A do òżenczi to sã jaż rwią. A do òżenczi sã rwią. Refr. Tam jezora, pòla… Co tidzéń mùlcë z wszëtczich strón. Co tidzéń mùlcë z wszëtczich strón. Tam nas wòłają na wiôldżi zgón. Na wiôldżi wòłają zgón. Refr. Tam jezora, pòla… Ksądz Peplińsczi dostowôł ùdbã na piesniã w rozmajitëch môlach, czãsto w lese, na pòlach, na pùstkach... Czej jem ni miôł ani òłówka czë pióra… wzął jem sztëk kórë, chòcle brzozowi, i szpileczką kropkòwôł słowa i nótë, całą drogã nócył a doma grôł przë klawiérze – gôdô ksądz Peplińsczi we wspòmniónym wëwiadze. Łësniewò kòl Serakòjc. Pùstczi. A na tëch pùstkach „brutczi, co do òżenczi to sã jaż rwią” i dze: „co tidzéń wòłają na wiôldżi zgón”. Nick dzywnégò, że przë taczi zôchãcbie w ti gminie rodzy sã nôwiãcy dzecy w Pòlsce. Chcemë pòsłëchac, jak karna to spiéwią. Tej piszemë do sznëkrownika „pustka”. Trzë wskôzë. Kaszubianki i „pùstczi nadmòrsczé”. Redzanie i „kaszëbsczé pùstczi”. Kaszuby Wiele-Karsin – „pùstczi głodowsczé”… Wpisywóm: „stronach”. Sétmë dokazów. Koleczkowianie – w „szemùdzczich stronach”. Bas ze Serakòjc, Stolem z Chwaszczëna, chór Lutnia z Lëzëna, karno Kościerzyna – „w kaszëbsczich”. „W krokòwsczich stronach” – Nasze Stronë z Wierzchùcëna. Kaszuby z Kartuz – jak mëslita? – jo, „w kartësczich”. Cekawé, skądka sã bierze taczi dobiér słowów przë môlowim zjinacziwaniu piesniów probòszcza z Mscëszejc…? Miasto z rénkã, dze sã tupie, to colemało taczé – pòwiatowé. Czej ju rénk nie je brëkòwny – mòże to bëc nômiészô chòcle wies. Czë je to jaczé spòdlé do diskùsje ò kaszëbsczich stolëcach? Wierã nié. Równak kòżdi spiéwający te dwie frantówczi mòże pòdczorchnąc swój nômilszi plac na Kaszëbach. Swòją môłą òjczëznã. Przeprôszóm: Môłą Òjczëznã. NALÉZESZ NAJU NA FACEBOOK'U www.facebook.com/kaszubi 25 HAFT WCIĄŻ ATRAKCYJNY W świecie chabrów, dzwonków i niezapominajek Jedną z najbardziej prestiżowych wystaw haftu kaszubskiego jest coroczna, pokonkursowa ekspozycja w Lini. To pokłosie Wojewódzkiego Konkursu Haftu Kaszubskiego, który w tym roku odbył się już po raz osiemnasty. O tym wydarzeniu rozmawiamy z Edmundem Szymikowskim, wybitnym hafciarzem, pomysłodawcą i organizatorem konkursu. Na konkurs zgłaszają się hafciarze z całego Pomorza, reprezentanci różnych szkół haftu. Czy można stwierdzić, że niektóre prace są lepsze niż inne? Co o tym decyduje? W hafcie kaszubskim są pewne kanony. Atrakcyjność danej pracy polega na umiejętności komponowania tych stałych elementów. Jury bierze pod uwagę dobrze i atrakcyjnie wykonaną kompozycję. Liczy się też technika wykonania. Bardzo ważne jest to, aby hafty były zgodne z kanonami danej szkoły, nie można zatem dowolnie zmienić np. koloru. Jakie szkoły są reprezentowane podczas konkursu? Właściwie wszystkie. Zwiedzający ekspozycję pokonkursową może zachwycić się m.in. haftem szkoły puckiej. Wielką sztuką jest skomponowanie wzorów tej szkoły. Są tutaj przede wszystkim trzy dominujące, wyróżniające się elementy, czyli sieć, fale i mikołajek nadmorski. W hafcie szkoły żukowskiej odnajdziemy siedem kolorów, czyli trzy odcienie niebieskiego, żółty, czerwony, zielony, czarny. Zdarza się, że w tym hafcie pojawiają się elementy w kolorze brązowym, w sytuacji kiedy wyszyty jest koszyk lub wazon, w którym znajdują się kwiaty. Ciekawa wydaje się również szkoła borowiacka, w której haft wykonuje się w odcieniach bursztynu lub starego złota. W hafcie tym może się pojawić koronka. Piękny i oryginalny jest też haft najmłodszej szkoły, słupskiej. Prezentuje on głównie barwy zielone i niebieskie. Duża gama kolorów zdobi haft szkoły wdzydzkiej. W kompozycjach tych pojawia się pomarańczowy, czerwo- 26 ny, brązowy, nawet fioletowy. Natomiast w hafcie wejherowskim wypatrzeć można np. żółtą niezapominajkę (w żukowskim niebieską!). A w hafcie z Tucholi znajdujemy element typowy tylko dla tego regionu, czyli motyw rogu obfitości. Tegoroczna edycja Wojewódzkiego Konkursu Haftu Kaszubskiego jest już osiemnastą. Jakie tym razem było zainteresowanie konkursem? Z roku na rok to zainteresowanie rośnie. W tym roku, oprócz stałych uczestników, swoje prace dostarczyło około dwudziestu nowych osób dorosłych. Przed konkursem wysyłamy do hafciarzy zaproszenia. Oni często przekazują informacje innym miłośnikom haftu, którzy potem zgłaszają swój udział w konkursie. Niektórzy dowiadują się o naszym konkursie haftu w internecie. W jakich kategoriach oceniano prace? Komisja oceniała hafty w grupach wiekowych, osobno prace dzieci, młodzieży i dorosłych. W tym roku najliczniejszą grupą stanowiły osoby dorosłe, w konkursie uczestniczyło 83 dorosłych hafciarzy. Uczniów ze szkół podstawowych było 50, a gimnazjalistów ok. 20. Od wielu lat podczas konkursu pracuje stała komisja... To prawda. W skład jury wchodzą: Ewa Gilewska – pracownik Muzeum Etnograficznego w Gdańsku, Elżbieta Szymroszczyk-Ball – etnograf, Joanna Cichocka – kustosz adiunkt Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Po- Zdobywczynie pierwszego miejsca w XVIII Wojewódzkim Konkursie Haftu Kaszubskiego. Fot. Paulina Bigus morskiej w Wejherowie, Jadwiga Sommer – przewodnicząca Komisji Kultury i Oświaty Rady Gminy w Lini, i ja. Skąd pochodzą uczestnicy konkursu? Gdzie skupiają się twórcy haftu kaszubskiego? Hafciarki i hafciarze przysyłają prace nie tylko z województwa pomorskiego, ale i z kujawsko-pomorskiego, z Tucholi i okolic. Proszę przypomnieć, jakie są cele tego konkursu? Pamięć o tym, że sztuka Kaszub jest piękna. Szczególnie sztuka haftu kaszubskiego. Od samego początku celem konkursu było przypomnienie i zwrócenie uwagi, że coś takiego istnieje. Konkurs i jakość przysyłanych prac podnosi też nasz haft kaszubski do rangi sztuki. Bardzo dziękuję. Rozmawiała A.M. POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 POMORZE W MIĘDZYWOJNIU Kaszubszczyzna w sferze publicznej Często podkreślamy, że współcześnie język kaszubski jest coraz bardziej obecny w licznych sferach życia publicznego, a w swoich dziejach był jedynie mową domową, używaną do komunikacji w rodzinie i w kontaktach sąsiedzkich. Jednak takiemu poglądowi przeczy m.in. wiele przekazów źródłowych z okresu przedwojennego. W dodatku są to informacje nie tylko o działaniach znanych twórców i aktywistów kaszubskich, ale także zwykłych obywateli. B O G U S Ł AW B R E Z A Język kaszubski jako atrakcja? Patrząc przez pryzmat doniesień prasowych i różnych sprawozdań administracyjnych, można powiedzieć, że w okresie międzywojennym najczęściej publicznie kaszubszczyzna brzmiała podczas wystawianych amatorsko sztuk scenicznych, co niewątpliwie wpisywało się w ówczesne prądy kulturalne w ogóle. Co ciekawe, nie były to wyłącznie utwory znanych i docenianych do dziś autorów. Między innymi w 1930 r. w Kębłowie w powiecie wejherowskim pod kierunkiem miejscowych nauczycieli „wystawiono sztukę w języku kaszubskim »Nowa stodoła«” (w informacji prasowej nie podano jej autora). Niekiedy w polskojęzyczne utwory wplatano dialogi bądź monologi kaszubskie. Tak zrobiono na przykład w przedstawieniu amatorskim w Wielkim Klinczu pod Kościerzyną w roku 1935. Rok później wejherowski hotel Metropol przyciągał klientów reklamą, że podczas dancingu będzie przygrywał specjalny zespół, mający w repertuarze piosenki kaszubskie. Pokazuje to atrakcyjność języka kaszubskiego dla różnych środowisk ówczesnych Kaszub i fakt, że nie obawiano się wykorzystywać go publicznie przy wielu okazjach. Namacalnym tego dowodem była próba uatrakcyjnienia działalności Towarzystwa Ludowego w Kielnie. Otóż w 1929 r. postanowiło ono urozmaicić swoje zebrania poprzez „deklamację wyjątków dzieł w języku kaszubskim”, „aby dorastającą młodzież zachęcić do POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 wstępowania” do tej organizacji. Mogło to być skuteczne, skoro deklamacje w języku kaszubskim były obecne także w innych organizacjach związanych z Kościołem, także tych nastawionych na pracę z młodzieżą, w tym w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży. Atrakcyjność tę – zarówno w odniesieniu do mówiących po kaszubsku, jak i ich słuchaczy – potwierdza również fakt, że okazjonalnie i wybiórczo używano języka kaszubskiego na różnych spotkaniach, uroczystościach, nawet przygotowywanych przez organizacje, które wcześniej podejmowały działania (lub wystosowywały apele w tej sprawie) na rzecz wyeliminowania używania „zepsutej polszczyzny”, „języka gminu”, jak niekiedy określano kaszubszczyznę. Szczególnie moją uwagę zwróciło to, że na odbywających się w 1930 r. w kilkunastu miejscowościach dzisiejszego powiatu puckiego i wejherowskiego akademiach ku czci dziesiątej rocznicy powrotu Pomorza do Polski odśpiewano hymn kaszubski („Marsz kaszubski” Hieronima Derdowskiego) i jedna osoba wygłaszała po kaszubsku przemówienie. W Rewie był to „sołtys”, w Rumi „rolnik Zwara”. W Luzinie dodatkowo zaprezentowano kaszubskojęzyczny skecz P. Miotka. Najprawdopodobniej była to więc zorganizowana odgórnie akcja. Pierwsza lekcja kaszubskiego? Wśród okazjonalnych kaszubskich wystąpień warto wspomnieć jeszcze przynajmniej o dwóch wydarzeniach, gdyż dużo wskazuje na to, że miały one pionierski charakter. Podczas lokalnej konferencji nauczycielskiej w Kuźnicy w 1928 r. jeden z nauczycieli o nazwisku „Cejnowa” (na pewno był to znany kaszubski pisarz Józef Ceynowa, przed wojną m.in. nauczyciel w tej miejscowości) przeprowadził lekcję pokazową pt. „Mieszkańcy powiatu morskiego”, która „wzbudziła ogólne zainteresowanie, zwłaszcza znajomość narzecza kaszubskiego, którym posługiwał się lekcjodawca”. Czyżby więc była to pierwsza lekcja odbyta w języku kaszubskim i to w czasie, kiedy daleko jeszcze było do regionalizacji nauczania i wprowadzenia kaszubszczyzny do szkół? Z kolei w 1930 r. na zjeździe Związku Powiatów Województwa Pomorskiego 27 POMORZE W MIĘDZYWOJNIU w Wejherowie, w obecności trzydziestu starostów i kilkunastu innych ówczesnych dygnitarzy, urodzony w nieodległym Strzebielinie (jego ojciec był właścicielem ziemskim w pobliskim Donimierzu) pierwszy polski starosta wejherowski Stefan Dąbrowski, wówczas poseł na Sejm Rzeczpospolitej, „wygłosił przemówienie w języku kaszubskim [wytłuszczenie w oryginale – BB], za co podziękowano mu rzęsistymi brawami”. Skądinąd wiadomo, że używał on języka kaszubskiego również w kampanii przedwyborczej i przy innych okazjach już jako parlamentarzysta. Według wszelkiego prawdopodobieństwa był więc S. Dąbrowski pierwszym tak wysokiej rangi politykiem publicznie posługującym się kaszubszczyzną. W nurt okazjonalnego wykorzystywania języka kaszubskiego można wpisać jeszcze co najmniej podania, legendy i felietony publikowane w tym języku na łamach polskojęzycznej prasy regionalnej oraz kaszubskojęzyczne słuchowiska nadawane przez toruńską rozgłośnię Polskiego Radia. To między innymi one skłoniły niektórych polskich dziennikarzy, działaczy itp. do podkreślania „piękna języka kaszubskiego”. Przestrzegałbym jednak przed uznaniem tych wypowiedzi za przejaw rzeczywistego określenia przez nich kaszubszczyzny jako samodzielnego, odrębnego języka. Raczej należy przyjąć, że w tych przypadkach słowa „język” używano jako synonimu „mowy”, i służyło to nie tyle zaznaczeniu odrębności kaszubszczyzny, ile podkreśleniu miłej atmosfery panującej podczas kaszubskich wypowiedzi i faktu jej publicznego zaistnienia w ogóle. Niezwykle trudno precyzyjnie określić, w jakim stopniu publiczne wykorzystywanie języka kaszubskiego przyciągało Kaszubów, wprowadzało ich w dumę szczepową i nastawiało przychylniej do rzeczywistości panującej w II Rzeczpospolitej. Jedną z tego przyczyn są sprzeczne relacje o przebiegu tego typu wydarzeń. Były one bowiem często uzależnione od wielu czynników, także pozamerytorycznych. Dobrym tego przykładem są sprawozdania prasowe z wystawienia sztuki Jana Karnowskiego „Òtrok Swiãtowida” w Kartuzach w 1934 r. Według pisma „Zrzesz Kaszëbskô”, z którego w części wywodzili się organizatorzy tego przedsięwzięcia, była to bardzo udana inscenizacja, ciesząca się uznaniem publiczności. 28 Natomiast „Gazeta Kaszubska”, konkurująca i krytykująca to pierwsze czasopismo, informowała, że nie dopisała na niej miejscowa publiczność, bo „jeszcze nie docenia należycie znaczenia i wartości kultury regionalnej”. Problemy językowe w samorządach Nie można dać się zwieść wszystkim miłym dla Kaszubów i ich języka wypowiedziom także z innego powodu. Na ogół kończyły się one bowiem, kiedy język kaszubski przestawał być pewnym ozdobnikiem estetycznym, nadającym regionalnego kolorytu różnym ówczesnym przedsięwzięciom. Problemy (ze względów politycznych nie nagłaśniano ich) zaczynały się wtedy, gdy w koniecznych i bardzo licznych kontaktach pomiędzy Kaszubami a Polakami z głębi kraju strony przestawały się rozumieć. W 1936 r. policyjny sprawozdawca z przebiegu sądowego procesu członków jednej z organizacji mniejszości niemieckiej żalił się, że „Niektórzy świadkowie zeznają przed sądem po kaszubsku. Padają jędrne, twarde słowa, które niekiedy trudno zrozumieć”. Można sobie łatwo wyobrazić, że przez podobne trudności przechodziły także inne osoby, które w swojej pracy stykały się z Kaszubami posługującymi się wyłącznie językiem kaszubskim, chociażby sądowi protokolanci. Jednocześnie ta sytuacja jasno ukazuje, że w zasadzie kaszubszczyzna w życiu publicznym była traktowany tak, jak język polski. W każdym urzędzie Kaszuba mógł wypowiadać się po kaszubsku, chociaż jego wypowiedzi urzędnicy zapisywali w literackiej polszczyźnie. Pomijając w tym miejscu zagadnienia tożsamości etnicznej, było to zrozumiałe i oczywiste także dlatego, że tylko poprzez uznanie, że Kaszubi są Polakami, a kaszubszczyzna jest częścią języka polskiego, można było wykazać, że ludność polska przeważa liczbowo na terenie Kaszub nad społecznością niemiecką. Dodatkowo dawało to odpór niemieckiej propagandzie wykazującej odrębność Kaszubów i kaszubszczyzny od Polaków i polszczyzny. Nie można mieć wątpliwości, że temu ostatniemu celowi mogła służyć też akceptacja polskich władz państwowych dla różnych kaszubskich przedsięwzięć, w tym wspomnianych scenicznych przedstawień kaszubskich utworów i pionierskich wypowiedzi kaszubskojęzycznych. Ta jedność języka kaszubskiego i polskiego była jednak też przyczyną trudności polskiej administracji na Kaszubach i pewnej dwoistości jej zachowań. Moim zdaniem było to najbardziej kłopotliwe i jednocześnie najwyrazistsze w funkcjonowaniu przedwojennego samorządu lokalnego. Przedstawiciele polskiego państwa, w tym przede wszystkim starostowie, mieli czuwać, by organy tego samorządu poprawnie stosowały normy polskiego języka literackiego, zarówno w mowie, jak i w piśmie. W praktyce, szczególnie w latach dwudziestych ubiegłego wieku, okazało się to niemożliwe. Większość wybranych przez mieszkańców poszczególnych kaszubskich gmin (miejscowości) sołtysów i członków zarządów gminnych (ławników) znała wyłącznie język kaszubski i często niemiecki, a polskim językiem literackim nie była w stanie posługiwać się w stopniu zasługującym na akceptację przez urzędników wyższego stopnia. Gdzie mieli posiąść umiejętność mówienia literacką polsczyzną? W zaborczych szkołach, w których tępiono wszelkie przejawy polskości, czy na przykład w urzędach niemieckich, gdzie język polski był zakazany? W konsekwencji starostowie kaszubskich powiatów nagminnie odmawiali zatwierdzenia dokonanych wyborów sołtysów oraz ławników i zarządzali ponowne wybory, które przebiegały z takim samym skutkiem. Po prostu nie było tylu mieszkańców Kaszub, którzy by byli w stanie spełnić pod tym względem oczekiwania władz. Doszło więc do niepisanego kompromisu. Starostowie – nie mogąc znaleźć lepszego rozwiązania – zatwierdzali wcześniej kwestionowanych członków lokalnych samorządów. Z kolei zatwierdzeni szukali pomocy (także odpłatnej) wśród osób, które znały język polski, szczególnie, by prowadziły im w tym języku korespondencję. Jednocześnie się dokształcały, głównie na specjalnych kursach języka polskiego, prowadzonych niemalże we wszystkich kaszubskich szkołach. Niedostateczne władanie polszczyzną przez „gorliwych Polaków” Jak kruchy był to kompromis, najlepiej pokazuje sprawa Franciszka Górskiego, sołtysa w Koleczkowie (w powiecie wejherowskim) i jego współpracowników. W zasadzie była ona typowa dla wielu sporów pomiędzy członkami kaszubskich POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 POMORZE W MIĘDZYWOJNIU społeczności samorządowych a ich organami nadzoru. Jej wyjątkowość polegała jedynie na długotrwałości, gdyż ciągnęła się co najmniej cztery lata, a strony konfliktu dotarły z nią aż do Najwyższego Trybunału Administracyjnego w Warszawie, najwyższej instancji ówczesnego polskiego sądownictwa rozstrzygającego sprawy administracyjne. Otóż F. Górski sprawował urząd sołtysa od 1921 r., a jego postawa narodowa zyskiwała duże uznanie wśród oceniających go urzędników i funkcjonariuszy. W świetle późniejszego przebiegu wydarzeń warto zaznaczyć, że w poufnej opinii policji z 1924 r. uznano go za „gorliwego Polaka”. Mimo to w 1929 r. starosta nie zatwierdził jego ponownego wyboru na sołtysa (i dwóch innych koleczkowian jako ławników), „ponieważ nie władają dostatecznie językiem polskim”. Można domniemywać, że był to jedynie pretekst i coś innego stanowiło rzeczywisty powód niezatwierdzenia, ale znamienne, iż w taki sposób starosta uzasadnił swoją decyzję. Zarówno ówczesna Rada Gminy w Koleczkowie, jak i cała trójka niezatwierdzonych samorządowców wniosła odwołania do Wojewody Pomorskiego, a gdy ten podtrzymał stanowisko starosty, skierowała sprawę na drogę postępowania sądowego. Podnieśli w skardze między innymi następujące kwestie: 1. „rodowici Kaszubi byli zmuszeni za czasów pruskich uczęszczać do szkół pruskich, w których uczono nas jedynie w języku niemieckim i srogo katowano za mowę polską, a raczej w tym wypadku za gwarę kaszubską, przez zaborcę uznaną za mowę polską. Zaś mowy polskiej uczyli nas rodzice (…), dzięki czemu zdołaliśmy zachować gwarę kaszubską, którą dotychczas uważaliśmy za mowę polską”, 2. „nikt z nas w całej gminie nie włada dostatecznie językiem polskim tak w mowie, jak i piśmie, bo język nasz macierzyński jest językiem kaszubskim, a tego się nikt tak łatwo nie oduczy”*. Jak sądzę, starosta w wyniku tych twierdzeń zrozumiał, że jego dotychczasowa argumentacja może godzić w polską rację stanu, bo w kolejnych pismach chociaż podtrzymał opinię, że skarżący „słabo włada językiem polskim”, to – już po wydaniu zaskarżonej decyzji – uzupełnił jej uzasadnienie także o pozajęzykowe, obecnie trudne do weryfikacji, argumenty. Najbardziej żałuję, że Najwyższy Trybunał Administracyjny po piłatowsku POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 umył ręce, ze względów formalnych umarzając postępowanie, bez merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy. Dla historyka i prawnika byłaby to prawdziwa gratka poznać stanowisko najwyższego sądu administracyjnego II Rzeczpospolitej w kwestii, czy znajomość języka kaszubskiego była wystarczającym warunkiem, by móc pełnić funkcje w lokalnym samorządzie mimo nieznajomości polszczyzny. Historycznie skutkiem takiej postawy Trybunału było podtrzymanie w mocy decyzji starosty i wojewody, co na pewno nie przyczyniło się do umocnienia zaufania koleczkowskich Kaszubów do polskiego państwa. „Chamska mowa” zrujnowała mu karierę Żeby przedstawić od strony ludzkiej – niekiedy daleko idące – konsekwencje decydowania o przyszłości przedwojennych Kaszubów zależnie od stopnia znajomości przez nich literackiej polszczyzny, przytoczę nieco dłuższy fragment interesujących wspomnień Konstantego Bączkowskiego: „U mojej siostry został wtedy zakwaterowany młody aspirant oficerski (podchorąży) Jutrzenka-Trzebiatowski, Kaszuba z powiatu chojnickiego, który jako plutonowy zdobył stopień aspiranta oficerskiego za waleczność na froncie. Był odznaczony kilkakrotnie Krzyżem Walecznych i orderem Virtuti Militari. Był to urodzony żołnierz (…) i za wszelką cenę chciał poświęcić się służbie wojskowej. Dokształcał się pilnie, w czym – jeśli chodzi o język polski – trochę mu pomagałem. Tak jak mój brat Władek nie był w stanie opanować języka niemieckiego, tak on z mowy polskiej nie potrafił wyeliminować dialektu kaszubskiego (»chamskiej mowy«), co jego pokojowi dowódcy – pochodzący spoza Pomorza – określali jako brak inteligencji, dyskwalifikujący go jako oficera, mimo że był bardzo popularny wśród szeregowców. Przy powojennych awansach oficerskich pomijano go demonstracyjnie, aby go zmusić do opuszczenia wojska, aż wreszcie w roku 1922 lub 1923 dano mu ultimatum – albo odejść do życia cywilnego w stopniu aspiranta, albo zostać w wojsku w najstarszym wówczas stopniu podoficerskim chorążego zawodowego. Całe jego młodzieńcze marzenia o skromnej karierze oficerskiej w Wojsku Polskim zostały rozbite. Tego jego wrażliwa psychika, podważona prawdopodobnie już nerwicą frontową, nie wytrzymała. Podczas jego ostatniej służby oficera służbowego garnizonu ogarnął go obłęd. Nad ranem znalazł go podoficer służbowy zapłakanego w jakimś kącie podwórza koszarowego. Po wyjściu ze szpitala dla chorych umysłowo znalazł przytułek u swego brata, właściciela małego gospodarstwa rolnego odziedziczonego po rodzicach i tam pasał krowy. Żadnej renty inwalidzkiej mu nie przyznano, gdyż »jego niezdolność do pracy nie stała w żadnym związku ze służbą wojskową«. Wszystko, co otrzymał ze Skarbu Państwa, to 200 zł za order Virtuti Militari. Czasami odwiedzał nasz dom. Przychodził w swoim starym, rozwianym płaszczu wojskowym (…) i uśmiechając się łagodnie, opowiadał swoje przygody z życia pastucha. O wojnie i wojsku nie mówił tak, jakby ten rozdział w jego życiu nigdy nie istniał. Dla mnie był on prawdziwą personifikacją jakiegoś z walecznych rycerzy sienkiewiczowskich”. Wiem, że podobnych przypadków nie można uogólniać. Wiem też, że w międzywojniu byli ludzie – pochodzący również spoza Pomorza – którzy potrafili docenić zalety Kaszubów, nawet niewładających w pełni literacką polszczyzną, pomagający im w drodze życiowej. Nie może to jednak zmienić faktu, że za dużo w tym wszystkim było przypadku, szczęścia, za mało jednolitej, stałej polityki, właściwego podejścia, nie tylko ze strony państwa. Przede wszystkim – w moim odczuciu – II Rzeczpospolita nie potrafiła uczynić z kaszubszczyzny prawdziwego skarbca, ubogacającego wszystkie dziedziny ówczesnego życia publicznego. Dla dzisiejszego pokolenia Kaszubów pocieszeniem może być, że dzięki temu publiczne funkcjonowanie kaszubszczyzny w międzywojniu jest kolejnym pasjonującym tematem naszej regionalnej historii, pełnym niejednoznacznych meandrów i możliwości interpretacyjnych. * W tych cytatach poprawiono ortografię i styl, gdyż ich oryginały sporządziły osoby nieznające w pełni norm literackiej polszczyzny. Dodatkowo ich język jest już nieco archaiczny, mogłby być trudno zrozumiały dla współczesnego Czytelnika. Śródtytuły pochodzą od redakcji 29 INTERNETOWE SKARBY Historia zamknięta w książkach Niedawno pewien mój znajomy znalazł na jednym z portali aukcyjnych bardzo interesujące pozycje książkowe. To kilkunastostronicowy angielskojęzyczny przewodnik Polish Pomerania (Pomorze) oraz Kalendarz Morski z 1946 roku. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Pierwsza wspomniana publikacja została wydana w Nowym Jorku w 1933 roku sumptem Polish Information Service. 80-letnie wydawnictwo zakupione zostało za kilkanaście złotych i choć widać na nim ślady użytkowania (co nie powinno dziwić), jednak towar wart jest swojej ceny. Przewodnik po Pomorzu, którego cena przed ośmioma dekadami wynosiła 10 centów, skupia się na podstawowych sprawach charakterystycznych dla tego rodzaju wydawnictw, a więc przedstawione zostało położenie geograficzne Pomorza, jego populacja i oczywiście historia. O ile zawartość merytoryczna dwóch pierwszych rozdziałów nie budzi większych wątpliwości, o tyle zarys historyczny, choć przedstawiony bardzo ogólnie, pozostawia już nieco do życzenia. Zauważył to już poprzedni właściciel (być może ten, od którego został zakupiony przewodnik), i podkreślił błędną treść, m.in. to, że pierwszym królem Polski był… Mieczysław I. Tak więc zagłębiając się w lekturę angielskojęzycznego przewodnika po Pomorzu, trzeba podejść do niektórych zawartych tam wiadomości z lekką rezerwą. Niemniej wydawnictwo jest bardzo ciekawe, ilustrowane wieloma mapami z różnych epok i nawet znalezione w tekście błędy nie umniejszają wartości znaleziska. Kolejny skarb odkryty w internecie, to Kalendarz Morski wydany przez Ligę Morską w Gdyni w 1946 roku. Wydawnictwo, rozpoczynające się kilkoma propagandowymi hasłami i fragmen- tem przemówienia Bolesława Bieruta (ówczesnego prezydenta KRN), skupia się przede wszystkim na sprawach morskich. Znajdziemy tam charakterystykę polskich portów i podstawowe dane na ich temat oraz krótką encyklopedię największych portów świata. Zaznajomimy się m.in. ze słownikiem „często spotykanych wyrazów morskich”, poznamy rodzaje chmur, wiatrów, a także objaśnienia kategorii okrętów. Wartością dodaną tej publikacji, interesującą zapewne szczególnie gdynian, jest kilka ostatnich stron. Znajdziemy na nich m.in. reklamy przedsiębiorców związanych z miastem, takich jak KSIĘGARNIA Danuta Laskowicz, Gdynia, ul. Kwiatkowskiego 13 (róg facebook.com/kaszubi 30 Świętojańskiej) i „AUTO-WOSZ” – Akcesoria Samochodowe i Motocyklowe, Gdynia, ul. Abrahama 41. Jest tam również reklama PRZEMYSŁOWYCH ZAKŁADÓW RYBNYCH „SPOŁEM”, Gdynia, ul. Śledziowa 2, tel. 220-97, czy też wybrzeżowych oddziałów BANKU SPÓŁDZIELCZEGO „SPOŁEM”. Reklamie nie oparła się także „Gazeta Morska” – reklamująca się jako jedyny Morski Dziennik Wojskowy. Choć dzisiaj jesteśmy bombardowani reklamami z każdej strony, to jednak te sprzed ponad pół wieku czyta się i ogląda z niekłamaną przyjemnością. Warto rozejrzeć się wokół siebie lub zajrzeć do sieci w poszukiwaniu książkowych skarbów. DOŁĄCZ DO NAS POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 widzałé radio na Kaszëbach 800 000 słëchińców na Pòmòrzim dzéń w dzéń wôżné wiadła twòja òblubionô mùzyka pòzdrówczi ë kònkùrsë POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 31 Z KOCIEWIA Przyjaciół miej blisko MARIA PA J Ą KO W S K A - K E N S I K W ostatnich latach jesteśmy świadkami tworzenia, a właściwie mnożenia się, różnych form świeckiej tradycji. Chodzi mi na przykład o Dzień Przytulania (co akurat warto robić, bo podobno takie dobre, szczere przytulanie się do kogoś – Bliskiego – przedłuża życie o jeden dzień, zatem nie brońmy się przed tym) czy o Dzień Pocałunków (to jeszcze poważniejsza sprawa). Dzień Sprzątania Biurka – prawie rozbawia, choć przypomina o… codziennej konieczności. Jest i Dzień Pisania Listów. Oj, potrzebny, bo sztuka epistolarna rzeczywiście zanika. Na szczęście są jeszcze tacy, którzy piszą, nawet po kociewsku (tu dziękuję ci, Zyto)! Był też niedawno Dzień Sąsiada. Wtedy pomyślałam: jak dobrze mieć sąsiada, dobrego oczywiście, za miedzą, za ścianą. Oprócz prywatnych, indywidualnych są też zbiorowi, na przykład sąsiadują ze sobą regiony, kraje. I tu koniecznie warto trzymać się mądrej zasady: przyjaciół miej blisko, wrogów daleko… Z Kaszubami sąsiaduje Kociewie. Jest taka kraina, choć jeden historyk próbował mi ostatnio zepsuć humor na lato, przysyłając złośliwego e-maila, w którym stwierdził, „(...) że Kociewia nie ma, bo on w książkach nie znalazł (...)”. Póki co przemilczałam tę niedorzeczność (mówiąc najdelikatniej, co jest w mojej naturze), bo na kolejne piękne polskie lato chcę zachować prawdziwą pogodę ducha. Później będę musiała odpisać, bo nie mogę zostawić kogoś w takiej głębokiej niewiedzy. Właściwie, zajmowanie się przez lata czymś, czego nie ma, jest nawet ekscytujące. Można mieć dużo dobrej woli, wyrozumiałości, ale wszystko ma swoje granice. Wróćmy jednak do dobrego sąsiedztwa. Od zawsze bardzo cieszyło mnie to, że naszymi (tj. Kociewiaków, ładny etnonim – Kociewian – nie chce się przy- 32 jąć) najbliższymi sąsiadami są Kaszubi. Moje zauroczenie Kaszubami to inna sprawa. W tym wypadku chodzi o to, że powinniśmy o sobie wiedzieć, przyjaźnie współistnieć w obszarze polskiej kultury. Jak dobrzy sąsiedzi. Mogłabym tu podać wiele pozytywnych przykładów, na przykład ostatnio senator Kazimierz Kleina był życzliwie obecny na spotkaniu delegacji reprezentującej „Kociewski Magazyn Regionalny” z Parlamentarnym Zespołem Kociewskim. To ciekawe spotkanie, które zaszczycił marszałek i wicemarszałek senatu, jest zasługą senatora Andrzeja Grzyba. A wszystko to w ramach świętowania srebrnego jubileuszu „Kociewskiego Magazynu Regionalnego”. Nieco ponad 80 numerów tego bogatego w treści i ważnego dla regionalistów społeczno-kulturalnego magazynu zajmuje szczególne miejsce na półkach moich regionaliów. Teraz przygotowuję omówienie roli czasopisma w edukacji regionalnej. Wiele artykułów KMR ma charakter popularnonaukowy, więc powinny być znane wszystkim, którzy poważnie zajmują się historią, kulturą i życiem społecznym tego regionu – sąsiada Kaszub. Kociewscy działacze wiedzą, mówią o „Pomeranii”. Zastanawiam się, ilu Kaszubów zna nasz regionalny magazyn. Może warto to zbadać. Póki co, u progu kolejnego (kalendarzowego) lata cieszę się, że na początku lipca będę mogła uczestniczyć w Zjeździe Kaszubów we Władysławowie, a w sierpniu odbędzie się II Spotkanie Kociewiaków w Pelplinie. Będzie też dwudniowy Przegląd Zespołów Folklorystycznych (kociewskich, później pomorskich) w Piasecznie. No i na południu regionu, w Grucznie, kolejny Festiwal Smaku zorganizowany z rozmachem. W Polsce znalazł wielu naśladowców. I dobrze, swojskie jadło na to zasługuje. Organizatorem festiwalu jest Towarzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły, które właśnie świętuje swoje 15-lecie, a jego zasługi w ochronie dziedzictwa kulturowego Pomorza są naprawdę duże. Podczas jubileuszowej konferencji zagraniczni goście (głównie mennonici) z Niemiec, Kanady, Holandii usłyszeli, że w Polsce jest też Kociewie. Jak miło było to usłyszeć… regionalistce. POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 ROK KS. JANUSZA ST. PASIERBA Pasierbowe świętowanie Kiedy w 1996 r. w pelplińskim Liceum Ogólnokształcącym po raz pierwszy zorganizowano konkurs recytatorski poezji ks. Janusza St. Pasierba nikt zapewne nie przypuszczał, że z biegiem lat rozrośnie się on do dwudniowego Pomorskiego Festiwalu Poetyckiego – jednego z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w regionie. BOGDAN WIŚNIEWSKI Tegoroczna – już osiemnasta – edycja wpisała się w obchody Roku ks. Pasierba. Do Pelplina przyjechało ponad 180 młodych ludzi z 36 szkół, głównie z Pomorza (m.in. z Gdańska, Słupska, Władysławowa, Lęborka, Tczewa, Torunia, Starogardu Gd., Malborka i Kwidzyna). Po kilkuletniej przerwie pojawili się także uczniowie noszącego imię ks. Pasierba Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Żabnie k. Tarnowa, skąd pochodzili rodzice poety. „Takie małe Żabno, a tyle skrzyżowań dróg” – te słowa ks. Pasierba stały się główną myślą bardzo interesującego programu, w którym za pomocą tekstów swojego patrona i multimedialnej prezentacji młodzież przybliżyła aurę swojego (niegdyś galicyjskiego) miasteczka. Największy sukces odnieśli w tym roku reprezentanci Publicznego Gimnazjum nr 3 w Starogardzie Gdańskim. Dokonała tego grupa przygotowana przez Bogusławę Karankowską. Wielu wzruszeń dostarczył przygotowany przez nich program „Zatrzymaj się”, traktujący o roli czasu w życiu człowieka. Agnieszka Schleser z tej szkoły zdobyła I miejsce w kategorii recytacji, a jej koleżanki odniosły sukces w poezji śpiewanej (Weronika Jatkowska – I miejsce, Paulina Konieczka – III miejsce). I miejsce wśród recytatorów-licealistów zdobyła Elwira Płaczek (I LO Starogard Gd.). Bezkonkurencyjny w kategoriach literackich (juwenilia poetyckie i eseje) okazał się alumn Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie Adam Ryński. Wśród laureatów znaleźli się ponadto: Daniela Pawłowska i Wiktoria Dąbrowska (Ognisko Pracy Pozaszkolnej w Starogardzie Gd.) oraz Sergiusz Mizera i Paweł Tomasik (I LO Kwidzyn) – ex aequo II i III miejsce wśród recytatorów, Milena POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Fot. Roman Hudzik Wiśniewska (ZSP nr 2 Malbork) – II miejsce w kategorii poezja śpiewana, Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 w Malborku oraz Miejski Ośrodek Kultury w Pelplinie – II i III miejsce w kategorii programów poetycko-muzycznych. Nagrody literackie powędrowały do Krakowa (Arkadiusz Stosur – II miejsce w juweniliach poetyckich i III miejsce wśród eseistów), Wrocławia (Disa Witkowska – II miejsce za esej), Torunia (Natalia Niciejewska – III miejsce za esej) i Lęborka (Weronika Krużycka – III miejsce za juwenilia poetyckie). Laureaci trzech pierwszych miejsc w czterech kategoriach (recytacje, poezja śpiewana, juwenilia poetyckie i esej) otrzymali nagrody Marszałka Województwa Pomorskiego. Festiwal to nie tylko rywalizacja konkursowa. Prezes Fundacji im. ks. Janusza St. Pasierba Maria Wilczek wygłosiła referat ukazujący ks. Pasierba jako przewodnika na drodze wiary, a diakon Krzysztof Kranicki mówił o różnych sposobach interpretacji twórczości poety. Festiwalowa publiczność miała też możliwość zapozna- nia się z twórczością Jarosława Jakubowskiego, m.in. z jego najnowszym tomikiem poezji Święta woda. Wielkie zainteresowanie wzbudził koncert gdańskiego zespołu Kutabuk, złożonego z poety Artura Nowaczewskiego oraz instrumentalistów: Jacka Stromskiego i Jacka Nogi. Nie zabrakło stałych punktów programu, czyli wieczornego spotkania przy grobie ks. Pasierba i projekcji poświęconych mu filmów. Wydawnictwo „Bernardinum” przygotowało kiermasz książek. Ostatni akord tegorocznego Festiwalu miał miejsce w pelplińskiej bazylice katedralnej, o której ks. Pasierb pisał, że żadna z katedr świata nie przysłoniła jej w jego sercu. Najpierw odbył się koncert w wykonaniu Emanuela Bączkowskiego – jednego z najlepszych polskich organistów młodego pokolenia. Następnie teksty ks. Pasierba o Pomorzu czytał gdański aktor Jerzy Kiszkis (długoletni przewodniczący jury). A w krużgankach otwarto wystawę „Galilejska uroda Kociewia i Kaszub”, przygotowaną przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. 33 FESTIWAL PIEŚNI O MORZU Coraz dalej od morza Po pięcioletniej przerwie zabrzmiały w Wejherowie uroczyste dźwięki hejnału skomponowanego przez Henryka Hubertusa Jabłońskiego. Począwszy od lat 70. hejnał ten otwiera Ogólnopolski Festiwal Pieśni o Morzu. Tegoroczny XXI festiwal odbył się w dniach 7–8 czerwca w gmachu nowo wybudowanej Filharmonii Kaszubskiej. WITOSŁAWA FRANKOWSKA Do udziału w koncercie inauguracyjnym zaproszono cztery chóry realizujące projekt Wyszehradzkie Nuty – ze Słowacji, Czech, Węgier i Polski. Podczas gdy wszystkie zespoły zagraniczne wykorzystały możliwość zaprezentowania rodzimej kultury, zespół polski obrał kierunek... kosmopolityczny. Nie dość, że w jego repertuarze zabrakło pozycji związanych z charakterem festiwalu, to pominięto w nim kompozytorów polskich. Szkoda. Jak się nazajutrz okazało, problem z odpowiednim skonstruowaniem programu miały także niektóre chóry biorące udział w konkursie. Obok zespołów, które znakomicie dostosowały swój repertuar do formuły festiwalu, prezentując głównie utwory marynistyczne lub kaszubskie, były też takie, które ograniczyły się do wykonania utworu obowiązkowego na tle pozycji odległych od tematyki przewodniej o wiele mil, niekoniecznie morskich. A trzeba pamiętać, że ideą przewodnią festiwalu jest promowanie pieśni marynistycznej, pieśni Pomorza, pieśni regionu kaszubskiego. Publiczność oczekuje więc od wykonawców świeżego spojrzenia na muzykę tego regionu, odkrywczej interpretacji, dotarcia do mało znanych pozycji z kręgu tytułowej tematyki i sięgania po nowe kompozycje (w tym roku pojawiły się dwie: „Mała suita kaszubska” Szymona Godziemby-Trytka oraz utwór Anny Rocławskiej „Mòdlëtwa ò ùsmiéwk” do słów T. Fopkego). Podczas gdy w Polsce nie brakuje liczących się konkursów chóralnych o profilu uniwersalnym, Festiwal Pieśni o Morzu jest tylko jeden. Co za tym idzie, jest zbyt dużą szansą pro- 34 Zespół Wokalny Art’n’Voices podczas koncertu plenerowego w Parku im. A. Majkowskiego w Wejherowie. Fot. Dominika Studnicka (WCK) mocji dla pomorskich pieśni ludowych, by zastępować je – skądinąd bardzo pięknymi – pieśniami kurpiowskimi czy sieradzkimi, które pojawiły się w repertuarze niektórych chórów. Podczas prezentacji konkursowych zaznaczyła się ciekawa prawidłowość. Okazało się bowiem, że niejednokrotnie lepszą wymowę kaszubską prezentują zespoły spoza regionu aniżeli formacje lokalne. Do tych, które ze szczególnym pietyzmem podeszły do kwestii poprawności wymowy, należały Chór Młodzieżowy Canto z Zespołu Szkół Muzycznych im. Cz. Niemena we Włocławku, Chór Kameralny Akolada przy Bydgoskiej Szkole Wyższej oraz chór dziecięcy Państwowej Szkoły Muzycznej I st. w Wejherowie i Zespół Wokalny Art’n’Voices. W XXI festiwalu wystąpiło osiem chórów. Niewiele to, zważywszy na lata, gdy było ich nawet kilkanaście. Jak to zwykle bywa w czasie konkursowych przesłuchań, muzycznym wzruszeniom towarzyszyły także nieporozumienia artystyczne, np. wykonanie przez chór dziecięcy nastrojowej pieśni o miłości i roz- staniu dojrzałych ludzi („Òddzëkòwanié” Jana Trepczyka) w rytmie podniosłego… poloneza, gdzie towarzyszący fortepian dodatkowo jeszcze pogłębiał rozdźwięk między przesłaniem utworu a wizją (lub raczej jej brakiem) ze strony dyrygenta. Najpiękniej wykonanym utworem obowiązkowym w kategorii chórów mieszanych była bez wątpienia „Barkarola” Karola M. Prosnaka w finezyjnej interpretacji młodego zespołu Art’n’Voices. Utwór ten wykonany został z perfekcyjną intonacją, z racji kameralnej obsady – niemal ażurowo, mienił się całą gamą odcieni agogicznych, dynamicznych, kolorystycznych. Mówiąc krótko – zachwycił. Na słowa uznania zasłużył także chór z Włocławka, który doskonale poradził sobie z niełatwym opracowaniem pieśni „Të z Dargòlewa jes dzéwczã” Leona Łukaszewskiego czy chór dziecięcy PSM I st. w Wejherowie zmagający się z niełatwą harmoniką pieśni Andrzeja Hundziaka „Spôdô sniég”. Koncert finałowy, który odbył się przy szczelnie wypełnionej (mieszczącej blisko 370 osób) sali, przyniósł ze POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 FESTIWAL PIEŚNI O MORZU sobą kolejny występ „Grupy Wyszehradzkiej”. Tym razem wszystkie chóry połączone wykonały pieśń słowacką, węgierską, czeską i polską. Pięknie zabrzmiał „Hymn do Bałtyku” Feliksa Nowowiejskiego wykonany przez gości zza południowej granicy z bardzo dobrą wymową polską i równie wielkim zaangażowaniem. Płynny charakter wieczoru, pogodną atmosferę przesłuchań i samego koncertu zawdzięczał festiwal znakomitemu prowadzeniu Beaty Felczykowskiej, która z właściwą sobie swadą i wdziękiem nawiązała bliski kontakt z publicznością. Godnie sekundował jej prof. Zbigniew Bruna, w niebanalny sposób prezentujący werdykt jury. Choć wedle formuły festiwalu zwycięzcami są wszyscy chórzyści, jednak prawdziwy deszcz nagród spadł na wejherowski zespół Art’n’Voices. Wszystkie nagrody w pełni zasłużone, zespół bowiem wykazał się nie tylko sztuką ciekawego budowania programu, cechowała go również świetna dykcja, dbałość o oryginalną wymowę, wspomniana już czystość intonacji, wreszcie to, co cenię u wykonawców najbardziej – zabawa konwencją. Ta szczególnie zaznaczyła się podczas wykonywania ostatniej pozycji wieczoru – utworu „Masterpiece” Paula Draytona. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że zespół nie spocznie na laurach (nawet zasłużonych) i podąży szlakiem swoich świetnych poprzedników, prawdziwych mistrzów gatunku w rodzaju The King’s Singers czy poznańskiego zespołu Affabre Concinui. Serdecznie im tego życzę. Na koniec kilka uwag z perspektywy miejskiej. Pamiętając poprzednie edycje festiwali, trzeba odnotować, że wiele rzeczy się zmieniło. Zabrakło uroczystego przemarszu chórów, w jego miejsce pojawiły się nie zawsze sprzyjające wykonawcom koncerty plenerowe. Zamiast banerów, które skutecznie zapraszały mieszkańców miasta do udziału w koncertach festiwalowych – zainwestowano w zbyt mało widoczne plakaty. Zabrakło też tradycyjnego wystroju witryn sklepowych, które w latach 80. konkurowały z sobą w dziedzinie marynistycznej pomysłowości. Znakomitym pomysłem było za to zaproszenie do filharmonicznego foyer wejherowskich hafciarek prezentujących urodę regionalnych haftów i kunszt własnych rąk (w tym także kulinarny). Zważywszy na nieduży budżet festiwalu, jego gospodarze bardzo dobrze poradzili sobie z organizacją imprezy. Przyglądając się tegorocznej edycji festiwalu, nie sposób oprzeć się refleksji nad przemijaniem starych formuł i narodzinami tzw. nowej tradycji. Zważywszy na kilkuletnią przerwę w historii festiwalu, myślę, że trzeba dać mu czas na powrót do niegdysiejszego rozmachu, wyjście ponad region północny, szersze zainteresowanie miłośników pieśni chóralnej, utrwalenie krajowej rangi. Do tego potrzebne są jednak wyraźniejsze zapisy w regulaminie, bardziej ekspansywna reklama, odpowiednie środki. Oby dzięki organizacji tego rodzaju imprez miasto Wejherowo – nie darmo zwane duchową stolicą Kaszub – wykorzystało swą szansę, by być znane w Polsce nie tylko z Kalwarii, ale także z nowocześnie pojętej promocji kultury regionalnej. W końcu co jak co, ale nazwa obiektu o nazwie Filharmonia Kaszubska zobowiązuje. Jak to kiedyś mawiano: noblesse oblige. Połączone chóry Słowacji, Czech, Węgier i Polski. Fot. Dominika Studnicka (WCK) Jury w składzie: prof. Zbigniew Bruna (AM w Gdańsku), prof. Waldemar Górski (AM w Gdańsku, AS w Szczecinie), prof. Krzysztof Kusiel-Moroz (UM w Warszawie), prof. Przemysław Pałka (AM w Poznaniu), prof. Janusz Stanecki (AM w Bydgoszczy) ogłosiło następujący werdykt: Kategoria chórów dziecięcych • Brązowy Dyplom: Chór dziewczęcy Cantabile przy Zespole Szkół nr 1 w Redzie (dyr. Barbara Tańska) oraz Chór dziecięcy Szkoły Podstawowej nr 9 w Wejherowie (dyr. Olga Tomaszewska) Grand Prix Festiwalu • Zespół Wokalny Art’n’Voices Kategoria chórów szkół muzycznych • Srebrny Dyplom: Chór młodzieżowy Canto Zespołu Szkół Muzycznych im. Cz. Niemena we Włocławku (dyr. Marian Szczepański) oraz Chór dziecięcy PSM I st. im. F. Chopina w Wejherowie (dyr. Ewa Rocławska) Kategoria chórów mieszanych • Złoty Dyplom: Chór Sceny Muzycznej w Gdańsku (dyr. Beata Śnieg) oraz Zespół Wokalny Art’n’Voices • Srebrny Dyplom: Chór Kameralny Akolada przy Bydgoskiej Szkole Wyższej (dyr. Renata Szerafin-Wójtowicz) POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Wyróżnienia • dla Chóru Kameralnego Akolada z Bydgoszczy (dyr. Renata Szerafin-Wójtowicz) za najciekawszą prezentację utworu kaszubskiego, nagroda ufundowana przez oddział ZKP w Wejherowie • dla Beaty Śnieg (dyr. Chóru Sceny Muzycznej w Gdańsku) – najlepszego dyrygenta festiwalu • dla Zespołu Wokalnego Art’n’Voices za najlepiej wykonany utwór obowiązkowy, nagroda PZChiO • dla Zespołu Wokalnego Art’n’Voices za najlepszą prezentację utworu z towarzyszeniem fortepianu, nagroda ufundowana przez Towarzystwo Miłośników Muzyki w Wejherowie. Nagroda publiczności • Zespół Wokalny Art’n’Voices 35 POMORSCY ARTYŚCI „Pokorny sługa muzyki” W maju bieżącego roku przypadła 100. rocznica urodzin Lubomira Szopińskiego, pochodzącego z Kościerzyny wybitnego dyrygenta, pedagoga i kompozytora. Warto przypomnieć postać i dokonania tego wielkiego patrioty, społecznika-regionalisty i jednego z najlepszych powojennych chórmistrzów Polski. RAJMUND KNITTER Muzyka ważniejsza niż matura Lubomir Alojzy Szopiński przyszedł na świat 13 maja 1913 r. w Kościerzynie, w kupieckiej rodzinie o ziemiańskim rodowodzie Aleksandra Szopińskiego i Katarzyny z domu Weber. Dzieciństwo i młodość Lubomir spędził w rodzinnym mieście, pobierając naukę w szkole powszechnej, a następnie w gimnazjum, gdzie zaczynała się kształtować jego muzyczna pasja. Nieprzeciętny talent ujawnił się już w kilkuletnim Lubosiu, który bardzo szybko opanował umiejętność czytania nut, aby w ślad za matką i starszymi braćmi móc grać na fortepianie, snując także pierwsze własne melodie. To mu jednak nie wystarczało, i w krótkim czasie opanował także grę na skrzypcach i wiolonczeli. Pierwsze spotkanie Lubomira z amatorsko-zawodowym muzykowaniem miało miejsce w kościerskim gimnazjum, gdzie tak bardzo się zaangażował w działalność istniejącej tam orkiestry symfonicznej prowadzonej przez prof. Dawida Bruskiego, że zaniedbywał przedmioty obowiązkowe. Doprowadziło to do zatargów z dyrekcją szkoły i ostatecznie jej nieukończenia. Mimo braku świadectwa maturalnego w roku 1934 zostaje przyjęty do Polskiego Konserwatorium Muzycznego Macierzy Szkolnej w Wolnym Mieście Gdańsku. Tam jego nauczycielem jest prof. Kazimierz Wiłkomirski (1900– 1995), znany i ceniony wiolonczelista, dyrygent i kompozytor, który dojrzawszy tkwiący w młodzieńcu potencjał muzyczny, wprowadza go w arkana gry na wiolonczeli, dyrygentury oraz harmonii i kompozycji. 36 Rozpoczynając studia muzyczne, nie opuścił jednak Kościerzyny, nadal angażował się w pracę na rzecz amatorskiego ruchu muzycznego w tym mieście. Efektem jego działań było założenie w 1935 r. Towarzystwa Muzycznego organizującego liczne koncerty oraz kursy umuzykalnienia. Ta inicjatywa spotkała się z dezaprobatą miejscowej parafii i pewnej części kościerskiej społeczności, jako groźna konkurencja wobec kościelnego Chóru św. Cecylii. O sile i determinacji Szopińskiego na rzecz umuzykalniania mieszkańców Kościerzyny może świadczyć fakt, że w strukturach towarzystwa już w roku 1937 działały ok. 40-osobowa orkiestra symfoniczna (pod dyr. L. Szopińskiego) oraz chór mieszany (pod dyrekcją T. Janeckiego). Nie lada wyróżnieniem dla 23-letniego Lubomira było powierzenie mu najpierw funkcji dyrygenta, a później od 1937 r., kierownika polonijnego chóru Lutnia w Sopocie (wcześniej kierowanego przez prof. Kazimierza Wiłkomirskiego), którym dyrygował do wybuchu II wojny światowej. Nie był to jednak jedyny chór, którym Szopiński wówczas kierował. W swoim życiorysie napisał, że przed wojną prowadził jednocześnie 6 chórów w trzech miastach (Kościerzyna, Sopot i Gdańsk). Zwycięstwo pieśni Dobrze zapowiadającą się karierę muzyczną Lubomira Szopińskiego przerwał wybuch II wojny światowej. Nazwisko studenta z Kościerzyny znalazło się na niemieckiej liście proskrypcyjnej w związku z jego działalnością patriotyczną w Wolnym Mieście Gdańsku. 8 września 1939 r. zostaje aresztowany i poprzez obóz przejściowy w Gdańsku-Nowym Porcie oraz więzienie Schies- stange trafia w listopadzie 1939 r. do obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Tu jest więziony do kwietnia 1940 r., kiedy to wraz z kilkoma tysiącami więźniów zostaje przetransportowany do obozu w Sachsenhausen, aby po dwumiesięcznej kwarantannie ostatecznie znaleźć się w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen w Austrii, gdzie przeżył kolejne lata wojennej zawieruchy. Życie obozowe Szopińskiego dosyć obszernie zostało opisane w książce Leona Roppla pt. Zwycięstwo pieśni. W nieludzkich warunkach rozwijał obozowe muzykowanie, tworząc chóry (liczące nawet 200 osób różnych narodowości) i orkiestry, w czym widział istotny element ułatwiający przetrwanie więźniów. Pomimo chorób oraz ciężkich warunków bytowania wiele czasu i energii poświę- POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 POMORSCY ARTYŚCI cał komponowaniu. W 1940 r. współtworzy jedną z najpopularniejszych pieśni obozowych śpiewanych po wojnie w całym kraju pt. „Sen więźnia”. Kompozycja ta, do słów Zdzisława Karr-Jaworskiego (1908–1941), poety, którego Szopiński spotkał w Stutthofie, stała się dla Polaków uwięzionych w Mauthausen-Gusen pieśnią narodową, pieśnią o odległej ojczyźnie. O powstaniu tej kompozycji zachowała się ciekawa opowieść przytoczona w książce Leona Roppla. Lubomir Szopiński po przebyciu ciężkiej choroby (zapalenie płuc, do którego później dołączyło zapalenie ucha) został skierowany do pracy w pokojach obozowych SS-manów, gdzie cyklinował parkiety: „Tu pewnego razu zauważył w kącie pokoju wiolonczelę, swój ulubiony instrument. Jakżeby mógł powstrzymać się od wypróbowania instrumentu i zagrania nowo skomponowanej melodii? Wtem słyszy kroki. Wszedł SS-man. Szopiński odskoczył i skulił się. Spodziewał się co najmniej kopniaka i paru wyzwisk – a tu stało się inaczej. SS-man zapytał: – Co grałeś, Brahmsa czy Beethovena? – Ani jednego, ani drugiego – odpowiedział Lubomir. – To była moja kompozycja, którą sam stworzyłem tu w obozie. To Haftlingstraum… I stało się, że muzyka przemówiła sobie właściwym językiem. Być może, że piękno melodii oraz jej wykonanie do tego stopnia urzekły SS-mana, że nie wybuchnął gniewem, a Szopiński uzyskał nawet pozwolenie na dalsze działanie w tej dziedzinie połączone z możliwością zorganizowania małego zespołu śpiewaczego”. Oprócz „Snu więźnia” do bardziej znanych kompozycji Szopińskiego z okresu obozowego należą: „Elegia”, „Dumka – Od Dunaju sinych fal”, „Pieśń o szczęściu”, „Pieśń o piosence”, oraz marsz gusenowców „Dla nas słońce nie zachodzi”. Trudno określić, ile razy i ile osób pieśni Szopińskiego uratowały od śmierci, moc jego muzyki nie tylko bowiem dodawała otuchy i siły wielonarodowej rzeszy więźniów obozów koncentracyjnych, ale także zmiękczała skamieniałe serca oprawców, którzy niejednokrotnie pod jej wpływem potrafili pokazać ludzką twarz. Jedną z wielu relacji odnoszących się do obozowego życia w Gusen i ówczesnej działalności Szopińskiego są wspomnienia Szczepana Hamfela z 1947 r., znajdujące się w spuściźnie po Lubomi- POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 L. Szopiński – pierwszy z prawej – z rodzicami. rze Szopińskim przechowywanej w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. „Na tle krwiożerczych recydywistów i szalejącego terroru jak pięknie wyglądała garstka Polaków, których życie kulturalne przeczyło zasadzie »Homo homini lupus est«. Entuzjazm tych kulturalnych jednostek budził w ludziach wiarę w znaczenie dóbr kulturalnych jak: muzyka, literatura, malarstwo. Tej grupie ludzi przewodził niewątpliwie kol. Szopiński. On, jak bohater, nigdy o sobie nie myślał, w najgorszych warunkach zawsze widział obok siebie biedniejszych, których ciągle ratował i pocieszał. (…) Jego wybitne zdolności muzyczne, uprzejmość i uczynność zrobiły go od samego początku bardzo popularnym w całym obozie. Posiadając głęboką wiarę w potęgę pieśni, skupił wokół siebie grupę ludzi o pewnym wyrobieniu kulturalnym i uczył ich śpiewu. Początkowo w obozie wolno nam było tylko umierać – nic więcej; a jednak ten miłośnik muzyki i śpiewu nie zwracał uwagi na żadne trudności. Nocami w ustępach z umówioną garstką ludzi, mimo głodu i wycieńczenia pracą wytrwale ćwiczył śpiew. (...) Pierwszy jego występ zdumiał wszystkich, a przedstawiciele wszystkich narodów Europy znajdujących się w Gusen nie mogli nawet rywalizować z Polakami. (…) A ile on sił poświęcił na kompozycje obozowe, które się tam cieszyły tak wielkim uznaniem, gdyż w nich odtworzone były nasze najskrytsze myśli i pragnienia. (…) Przez jakiś czas miałem szczęście pomagać kol. Szopińskiemu w pracy kulturalnej, dzięki czemu poznałem gruntowniej jego ogromne możliwości i stał się dla mnie wzorem życia”. Powrót do Kościerzyny 5 maja 1945 r. Szopiński doczekał się oswobodzenia obozu w Gusen. Wśród radości więźniów dało się usłyszeć gromkie „Jeszcze Polska nie zginęła” i jakże wymowny w tym momencie hymn gusenowców „Dla nas słońce nie zachodzi” – śpiewane już nie tylko przez chórzystów Szopińskiego. Lubomir wraz z przyjaciółmi jeszcze przez kilka miesięcy pozostaje w Austrii i odwiedza główne ośrodki muzyczno-wokalne tamtejszej części Europy (Wiedeń, Ratyzbona, Mediolan), pogłębiając przez to swą wiedzę i zdobyte doświadczenie muzyczne. Zgodnie ze złożonym jeszcze w okresie obozowym przyrzeczeniem wraca jesienią 1945 r. do rodzinnego miasta. W tymże roku obejmuje kierownictwo nad kościerskim Chórem św. Cecylii oraz angażuje się w prowadzenie lokalnych chórów szkolnych i świetlicowych. Już w styczniu 1946 r. dyryguje 100-osobowym chórem podczas I Kongresu Kaszubskiego odbywającego się w Wejherowie. Rok później chór pod dyrekcją Szopińskiego wyśpiewuje sobie 37 POMORSCY ARTYŚCI na Zjeździe Kaszubskiego Okręgu Śpiewaczego w Lęborku pierwszą nagrodę – Wędrowną Lirę im. Augustyna Westphala. Wydarzenia te stanowią początek kariery zespołu oraz uznania dla samego dyrygenta, dając przepustkę do sal koncertowych w całej Polsce (Bydgoszcz, Gdańsk, Sopot, Warszawa, Wrocław, Zakopane). Chór św. Cecylii (występujący już wówczas w strojach kaszubskich) intensywnie się rozwija. W 1947 r. zostaje przy nim utworzona sekcja tańca kaszubskiego oraz kaszubska kapela ludowa. Tym samym tworzą się zręby przyszłego Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Kaszubskiej (ZPiTZK), który w latach 50. swym poziomem dorównuje państwowym Zespołom Pieśni i Tańca Mazowsze oraz Śląsk. Kościerski zespół oraz dyrygent mają wówczas aspiracje, aby stać się w przyszłości zespołem państwowym, reprezentującym region Kaszub i Pomorza. Niestety plany te nigdy nie zostają zrealizowane, a sam Szopiński, poirytowany napotykanymi trudnościami tworzonymi przez władzę oraz współpracowników z kościerskiego środowiska kulturalnego, decyduje się w 1950 r. na opuszczenie Kościerzyny. Przenosi się wówczas do Poznania, gdzie obejmuje stanowisko kierownika i dyrygenta Chóru Rozgłośni Polskiego Radia w Poznaniu, który prowadzi do chwili jego rozwiązania w 1953. Kolejnym wyzwaniem dla Szopińskiego było objęcie w kwietniu 1955 r. stanowiska chórmistrza i kierownika chóru w Ośrodku Instruktorów Artystycznych Centralnej Rady Związków Zawodowych (CRZZ) w Skolimowie, gdzie pracował do połowy 1956 r. Nie zerwał jednak kontaktów z rodzinnym miastem i Pomorzem, dokąd dojeżdżał, nadal prowadząc chór ZPiTZK i angażując się jako instruktor artystyczny w placówkach kulturalno-oświatowych. „Żył dla muzyki i cierpiał dla muzyki” Ostatecznie Kościerzynę i pracę na rzecz jej mieszkańców pozostawia w grudniu 1958 r., kiedy to przenosi się do Wrocławia, przyjmując stanowisko dyrygenta Chóru Polskiego Radia we Wrocławiu, które sprawuje do października 1960 r. Już wówczas na jego zdrowiu zaczynają odciskać swe piętno przeżycia obozowe oraz choroba nowotworowa. Po długotrwałych cierpieniach umiera 5 listopada 1961 roku, mając 48 lat. Pogrzeb Lubomira Szopińskiego odbył się w Kościerzynie cztery dni później. Stał się spóźnioną manifestacją uznania społeczności miasta dla zasług niedocenionego za życia dyrygenta, znakomitego kaszubskiego kompozytora i działacza. W ostatniej drodze życia towarzyszyli mu członkowie Chóru św. Cecylii, działacze i artyści z całego kraju, rodzina oraz współwięźniowie z obozu koncentracyjnego w Gusen, którzy nad mogiłą pożegnali „pokornego sługę muzyki”. Treściwym wyrazem jego życia jest nagrobne epitafium: „Żył dla muzyki i cierpiał dla muzyki”. Dla Lubomira Szopińskiego muzyka nie była jedynie profesją, ale także sposobem indywidualnej wypowiedzi jako człowieka oraz narzędziem jego działania. Nie pojmował jej wyłącznie w kategoriach estetycznych, lecz przede wszystkim w kategoriach egzystencjal- nych. Uważał, że muzyka współtworzy dobro, rozwija człowieczeństwo i poczucie jedności. Był człowiekiem, który patriotyzm rozumiał jako służbę i pracę na rzecz najbliższego otoczenia, zarówno obozowego jak i lokalnej społeczności kaszubskiej. Miłość do swej małej ojczyzny okazywał aktywną pracą na rzecz utrwalenia dorobku muzycznego Kaszub i podniesienia kultury muzycznej regionu, przedkładając to ponad indywidualną karierę w stołecznych ośrodkach czy też poza granicami kraju. Kościerzacy nie zapomnieli o Lubomirze Szopińskim. Jego imieniem została nazwana jedna z miejskich ulic oraz sala widowiskowa. Zostały mu również poświęcone dwie wystawy. Pierwszą, zorganizowaną przez Towarzystwo Śpiewacze im. Lubomira Szopińskiego (powstało w 10. rocznicę śmierci muzyka z inicjatywy jego byłych uczniów), zaprezentowano w Kościerzynie w 1974 r. Kolejna, pt. „Moja luba to piosenka. Życie i działalność Lubomira Szopińskiego (1913–1961)”, przygotowana przez Muzeum Ziemi Kościerskiej w Kościerzynie, została otwarta w listopadzie 2011 r. z okazji 50. rocznicy jego śmierci. WIRTUALNE KASZUBY KONKURS NA FILM EDUKACYJNY SZCZEGÓŁY ZNAJDZIESZ NA: WWW.KASZUBI.PL/O/WIRTUALNEKASZUBY 38 POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 MEDAL SREBRNA TABAKIERA ABRAHAMA Za zasługi w działalności publicznej W roku 2013, w którym przypada 90. rocznica śmierci Antoniego Abrahama, gdyński oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego uhonorował Medalami Srebrna Tabakiera Abrahama dwie osoby zasłużone dla Kaszub. ANDRZEJ BUSLER Oksywie jest częścią Gdyni, w której można odnaleźć wiele znaków dawnej historii – to obszar dawnego oksywskiego grodziska i jedna z najstarszych parafii na Pomorzu. Na tutejszym przykościelnym cmentarzu spoczywają zasłużone dla Kaszub postaci, m.in. Antoni Abraham i Bernard Chrzanowski. 21 czerwca, dwa dni przed wspomnianą rocznicą, odbyła się uroczystość wręczenia Medali Srebrna Tabakiera Abrahama. Poprzedziła ją msza święta z kaszubską liturgią słowa w kościele pw. Michała Archanioła w Gdyni-Oksywiu, odprawiona przez ks. Grzegorza Milocha. Przy oksywskim ołtarzu stanęły poczty sztandarowe ZKP Oddział w Gdyni oraz ze Szkoły Podstawowej nr 6 im. Antoniego Abrahama. Po mszy świętej złożono kwiaty na grobie Abrahama i jego żony Matyldy. Zebrani odśpiewali hymn kaszubski, a ks. Miloch poprowadził modlitwę. Następnie w Szkole Podstawowej nr 6, w sąsiedniej dzielnicy Gdyni-Obłużu, odbyła się uroczystość wręczenia Medali Srebrna Tabakiera Abrahama za zasługi w działalności publicznej na rzecz Kaszub. Kapituła przyznała w tym roku dwa medale. Przypadły one śp. Zygmuntowi Rompie – muzykowi, opiekunowi zespołów Krosniãta i Delfinki, oraz Tomaszowi Fopke – muzykowi, regionaliście i działaczowi kaszubskiemu. Po raz pierwszy w dwudziestoletniej historii tego wyróżnienia medal został przyznany pośmiertnie. Na galę wręczenia Medali przybyło blisko 150 osób z Gdyni, Gdańska, Chwaszczyna i Kołobrzegu. Na jednym z zaszczytnych miejsc przeznaczonych dla tegorocznych laureatów spoczęło zdjęcie śp. Zygmunta Rompy wraz z czerwoną różą. Uroczystość poprowadzili prezes gdyńskiego oddziału Zrzeszenia POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Gdyńscy Kaszubi pod pomnikiem Antoniego Abrahama. Fot. Ewelina Kroll Kazimierz Zorn i wiceprzewodniczący Rady Miasta Gdyni Jerzy Miotke. Laudację Zygmunta Rompy wygłosiła Ewa Andrzejewska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 6. To właśnie w tej szkole Zygmunt Rompa przez wiele lat prowadził, z dużymi sukcesami, zespół Krosniãta, którego działalność jest kontynuowana. Laudację drugiego z laureatów – Tomasza Fopke – zaprezentował Andrzej Busler, wiceprezes ZKP Oddział w Gdyni. Po tej części nastąpiło wręczenie medali. W imieniu Zygmunta Rompy wyróżnienie odebrała jego żona – Bożena Rompa, która zwracając się do zebranych, dziękowała Kapitule za uhonorowanie jej męża tym zaszczytnym wyróżnieniem. Tomasz Fopke, zabierając głos, podziękował Kapitule oraz rodzinie, a w szczególności swej żonie za wspieranie go w działalności kaszubskiej. Kolejnym punktem uroczystości było uhonorowanie stypendiami dziennikarskimi im. Izabelli Trojanowskiej. Tegorocznymi stypendystami zostali Magdalena Świerczyńska-Dolot z Radia Gdańsk i Adam Hebel z Twojej Telewizji Morskiej. Nagrody wręczyli członkowie Rady Funduszu Stypendialnego im. Izabelli Trojanowskiej – Artur Jabłoński i Andrzej Busler. Pierwszy z nich opowiedział o historii Funduszu, a także przedstawił życiorys Izabelli Trojanowskiej, jego patronki. W części artystycznej wystąpił zespół Krosniãta, prezentując kilka pieśni i tańców kaszubskich. 23 czerwca – w dziewięćdziesiątą rocznicę śmierci Antoniego Abrahama – gdyńscy Kaszubi i członkowie oddziału ZKP Dębogórze-Kosakowo spotkali się na Placu Kaszubskim w Gdyni przy pomniku króla Kaszubów. Wartę wystawiła Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza działająca przy Kole ZKP Gdynia Północ. Uroczystość rozpoczęto od odśpiewania hymnu kaszubskiego. Następnie prezes gdyńskiego oddziału ZKP przybliżył postać Abrahama, po czym delegacje oddziałów i kół ZKP złożyły kwiaty pod pomnikiem. Uroczystość uświetnił występ Zespołu Pieśni i Tańca Gdynia. Po jego zakończeniu część uczestników udała się do kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski na mszę z kaszubską liturgią słowa w intencji Antoniego Abrahama. 39 GDAŃSK MNIEJ ZNANY Chlebnickie perełki Ulica Chlebnicka leży pomiędzy najsłynniejszymi traktami Głównego Miasta – Długim Targiem i Mariacką. Kryje historie, których niejedna uliczka mogłaby jej pozazdrościć. M A RTA S Z A G Ż D O W I C Z Na zakupy Spacer zaczynamy od strony ulicy Piwnej. Chlebnicka rozpoczyna się przy jej skrzyżowaniu z ulicą Kramarską. Biegnie w kierunku Długiego Pobrzeża. Jej nazwa wzmiankowana była już w 1337 roku, ale jako Piekarska. Znajdowały się tu ławy chlebowe, czyli kramy, gdzie można się było zaopatrzyć w świeże pieczywo. Część ulicy zwana była Targiem Wąchanym. Sprzedawano tu między innymi mięso. Kiedyś, by przekonać się, czy jest świeże, trzeba je było po prostu powąchać W cieniu gotyku Pod numerem 14 znajduje się wyjątkowy dom. Możemy tu zobaczyć późnogotycką fasadę z 1520 roku. Jest nietypowa, bo choć gotycka, jednak ma kamienne dekoracje. Wzbudzała w Gdańsku wiele emocji. W XIX wieku władze miejskie nie zgodziły się, by sfinansować remont zaniedbanej wtedy kamienicy. Wyrok wywoływał oburzenie – fasada miała zostać rozebrana. I wtedy stał się cud. Losem nieszczęsnego domu zainteresował się sam król Prus Fryderyk Wilhelm III. Zakupił za 300 talarów rozłożoną na części fasadę. Do Poczdamu popłynął statek z ładunkiem 3700 kg, na który składało się 287 elementów kamieniarki. W 1825 roku słynny architekt Karl Friedrich Schinkel wkomponował je w Dom Rycerski na Wyspie Pawiej w Poczdamie. Tym sposobem gdańska fasada przetrwała do dziś. Na Chlebnickiej możemy podziwiać rekonstrukcję, którą wykonano w latach siedemdziesiątych XX wieku. Na attyce widnieje herb dawnych właścicieli domu – rodu Schlieffów. Byli właścicielami kamienicy w latach 1616–1752. Najwybitniejszy z tego rodu, Valentinus Schlieff 40 Fasady domów ulicy Chlebnickiej – z lewej Dom Anielski/Angielski, z prawej Dom Schlieffów. Fot. MS był historykiem i bibliografem. Zasłynął dzięki swym zbiorom, na które składało się 9 tysięcy druków. Po jego śmierci trafiły do Biblioteki Rady Miejskiej. żył Radę Miasta o złamanie glejtu. Tym razem młodzieniec odniósł sukces. Komisja królewska przyznała mu rację i nareszcie kochankowie mogli być razem. Miłość w opałach Nad ulicą góruje potężna kamienica numer 16. Mieszkała tu kiedyś piękna Barbara Rosenberg. Gdy do Gdańska zawitał młody kupiec z Londynu, zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Jednak zgodnie z ówczesnym prawem patrycjuszka nie mogła wyjść za cudzoziemca. A rodzice Barbary nie zamierzali łamać tej zasady. Młodzi spotykali się jednak mimo to i snuli marzenia o wspólnej przyszłości. Zdecydowali się pojechać do samego króla. Zygmunt August, widząc ich wielkie uczucie, wręczył Jakubowi list żelazny. Niestety gdańska Rada Miasta, nie zważając na łamanie prawa, oskarżyła Jakuba o porwanie młodej gdańszczanki. Zakochani zostali rozdzieleni – ku rozpaczy Barbary Jakub wtrącony został do Wieży Więziennej. Ale nawet tak tragiczny obrót sprawy nie złamał upartego londyńczyka. Oskar- Drapacz chmur Kamienica, w której się pierwszy raz spotkali, to Dom Anielski lub Angielski. Jest najwyższa w Gdańsku, ma aż osiem kondygnacji. Wzniesiona została w latach 1568–1570 na podstawie projektu Hansa Kramera. Właścicielem posiadłości był kupiec z Westfalli Dirck Lygle. Jednak choć szczyt jego domu zdobi figura anioła, nie ustrzegł on Lygle'a przed bankructwem. W XVII wieku kamienica służyła kupcom z Anglii, dlatego zwana jest również Angielską. Spotykali się tutaj na nabożeństwa. W 1772 roku na Chlebnickiej 16 urządzono hotel. Do znanych gości należał Julian Ursyn Niemcewicz, a także Jadwiga Łuszczewska – autorka Panienki z okienka. W 1945 roku kamienica została zniszczona, ale odbudowano ją w latach 1957–1959. Dziś Dom Anielski służy jako dom studencki Akademii Sztuk Pięknych. POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH ÙCZBA 24 Latné ferie RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Lato to pò pòlskù lato. Latowé ferie to wakacje letnie. Òb lato, to znaczi latem, lëdze jadą na wiwczasë, to je wczasy, żebë òdpòcząc òd robòtë. Taczich lëdzy nazéwómë letnikama, to je wczasowiczami. Równak niejedny miast òb lato òdpòczëwac – robią… Cwiczënk 1 Cwiczënk 2 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). Nalézë w teksce słowa, chtërne gôdają ò tim, co mòże robic òb lato. Wëpiszë je. (Znajdź w tekście słowa mówiące o tym, co można robić latem. Wypisz je). – Witôjtaż, bëńlowie! – Bóg zapłac. – Cëż wa robita? – Nick… rozmiszlómë, co mómë robic òb lato. – Dopiérze terô wa rozmiszlôta? Kò to je ju lëpińc… – Zôczątk lëpińca. Do kùńca latowëch feriów jesz, jesz… – Cëż wa môta wëmëszloné? – Jakbë to Wasce rzec… nick. – Wa le mùdzyta czas. Jô wama rzekã, cëż òb lato mòże robic. – Co? – Bawic sã, rézowac… – To sã tak fejn rzecze – bawic sã, rézowac, ale za co? – Jakùż za co? Za dëtczi. – Chtëż nama je dô? – Wa sami, tec mòże je zarobic. Òb lato je wiele robòtë, chòcbë nad mòrzã. W gòspòdach, wiwczasowëch dodomach. Mòże sprzedawac rëbë, pamiątczi abò lodë i pòpkòrn. – Bez całé lato robic? Jesce Wë czësto…! – Jô doch nie gôdôł, że całé lato, le jeden miesąc. W lëpińcu jic do robòtë, a w zélnikù za ne zarobioné dëtczi mòże dze wëjachac. – To bë bëła baro dobrô ùdba, leno dze më terô robòtã dostóniemë? Pewno wszëtczé place są ju zajãté. – Wierã nié… Zresztą, jô prawie do waju przëszedł w ti sprawie. Brëkùjã młodëch, mòcnëch w nogach a gãbie, lëdzy do robòtë… – Jo! A cëż më bë mielë robic? – Szpacérowac pò sztrądze a sã pieglëc. – Wasta ale bôjczi pòwiôdô. Za szpacérowanié a pieglenié jesz nicht nie płacy. – Jak wa mdzeta pò tim sztrądze szpacérowa, tej kòl ti leżnoscë wa bë letnikóm lodë a pòpkòrn sprzedôwa. – To nie je takô lëchô ùdba… słunuszkò, piôsk, wiaterk òd mòrza. Jo, jo, leno czë më bëlno na tim zarobimë? – Ò to wa sã ni mùszita jiscëc. Dëtka wa mdzeta mia jak… lodu. Pierszô pòzwa zajãcô to bawic sã. Zdrzë, jaczé znaczenia krëją sã pòd słowã „bawic”. (Pierwsza nazwa zajęcia to bawić się. Zobacz, jakie znaczenia się pod nią kryją). POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 1) bawić kogo: Òna sã zajimô bawienim dzecy. 2) przebywać, zatrzymać się gdzie: Më bawilë ù cotczi dwa dni. 3) trwać: To baro długò bawiło. Przełożë zdania na pòlsczi jãzëk (przełóż zdania na język polski): Nié wszëtcë lubią bawic dzecë. Nick tak długò nie bawi, jak żdanié na ferie. Jak długò të bawił ù drëcha? - Jinszé znaczenia krëją sã w fòrmie bawic sã (inne znaczenia kryją się w formie bawić się): 1) bawić się: Kòtczi sã bawią. 2) bawić się, hulać, używać życia: Niejedny nie chcą robic, le sã bawic. 3) zatrzymać się, nie spieszyć się, ociągać się: Co të sã tak bawisz z tą robòtą? Ùłożë i zapiszë zdania, w chtërnëch ùżëjesz słowa „bawic sã” w kòżdim z trzech znaczeniów. (Ułóż i zapisz zdania, w których użyjesz słowa „bawic sã” w każdym z trzech znaczeń). Cwiczënk 3 W niechtërnëch jãzëkach tak to ju je, że òd czasnika mòże twòrzëc pòstapné czasniczi. Sygnie dodac do niegò przedrostk i je ju słowò w nowim znaczenim. 41 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH (Tak to już jest w niektórych językach, że od czasownika można tworzyć czasowniki pochodne.Wystarczy dodać do niego przedrostek i już mamy słowo w nowym znaczeniu). bawic: 1) pòbawic, 2) wëbawic, 3) zabawic, 4) zbawic bawic sã: 1) pòbawic sã, 2) ùbawic sã, 3) zabawic sã - Przełożë zdania na kaszëbsczi jãzëk (przetłumacz zdania na język kaszubski): Lubię się bawić. Dawno już się tak nie ubawiłem, jak dziś. Jeszcze trochę się pobawcie, potem pójdziecie spać. Po skończeniu pracy zabawimy się. Pobaw chwilę dziecko, a potem połóż je spać. U nich nikt długo nie zabawi. Pan Bóg chce wszystkich zbawić. Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie. Przeczëtôj i dokùńczë zdania (przeczytaj i dokończ zdania): Bòjã sã rézowac… Baro lubiã rezã na… …nie je bezpiecznym ôrtã rézowaniô. Nôchùtczi sã rézëje… Cwiczënk 7 Czej jedny sã bawią i rézëją, jinszi mùszą robic. (Gdy jedni się bawią i podróżują, inni muszą pracować). Przë ùżëcym słowarza wëpiszë pòzwë warków, jaczich miéwcë òb lato ni mają czasu na bawienié sã i rézowanié.(Posługując się słownikiem, wypisz nazwy zawodów, których wykonawcy nie mają czasu latem na zabawę i podróżowanie). Cwiczënk 4 Òd słowa „bawic” mòże twòrzëc familiã słów (od słowa „bawic” można utworzyć rodzinę wyrazów): Cwiczënk 8 Przeczëtôj i wëłożë znaczenia zapisónëch niżi przësłowiów (przeczytaj i objaśnij znaczenia zapisanych niżej przysłów): bawidło, zabôwka, bawibiôłk, zabawa Pòdsztrëchnij słowa, jaczé pasëją do „bawibiôłka” (nôprzódka nalézë jich znaczenia w słowarzu). (Podkreśl słowa pasujące do „bawidamka” – najpierw znajdź ich znaczenia w słowniku). tuńcowanié, seczenié, spiéwanié, kôrbienié, szëcé, grabienié, rézowanié, szpilowanié, parfimòwanié, mùrowanié, strojenié sã, kòpanié Cwiczënk 5 Jak sã òb lato bawią wiôldżi, a jak dzecë? Co mògą robic razã? Rzeczë ò tim czile zdaniów. Nôprzódka równak przëszëkùj pòtrzébną słowiznã. Niechtërne czasniczi ju znajesz, nôleżi w słowarzach wëszukac pasowné jistniczi i jesz jinszé czasniczi. (Jak bawią się latem dorośli, a jak dzieci? Co mogą robić razem? Powiedz o tym w kilku zdaniach. Najpierw jednak przygotuj potrzebne słownictwo. Niektóre czasowniki już znasz, w słownikach należy znaleźć odpowiednie rzeczowniki i inne czasowniki). Robòta jesz nikòmù nie ùcekła, bò ni mô nóg. Chto reno wstaje, temù Pan Bóg daje, a chto długò spi, temù kòza bzdzy. Robòta sama sã nie zrobi. Chto chce co sprawic, mùszi sã zabawic. Kòt w rãkawicach mëszów nie chwôtô. Ùtrzëmac ster w rãce je nierôz cãżi, jak do niegò duńc SŁOWÔRZK Przë ùżëcym pòlskò-kaszëbsczégò słowarza zapiszë pòzwë bawidłów dlô dzecy. (Używając słownika polsko-kaszubskiego, zapisz nazwy dziecięcych zabawek). bawibiôłk – bawidamek; bawidło – zabawka, bëńlowie – kawalerowie, tu: młodzi, młodzież; chtëż – któż, kto; dëtczi – pieniądze; jiscëc sã – martwić się; leżnosc – okazja; mùdzëc czas – marnować czas; nick – nic; òb lato – latem; pieglëc sã – opalać się; plac – miejsce; prawie – właśnie; rézowac – podróżować; szpacérowac – spacerować; ùdba – pomysł; wasta – pan; zôczątk – początek; żdanié – czekanie UCZ SIĘ ONLINE Cwiczënk 6 Òb lato mòże téż wiele rézowac. Rézowanié wiedno sã òdbiwô przë ùżëcym jaczégòs sprzãtu: kòło, mòtór, bana, fliger, òkrãt, bôt, aùtobùs, aùto, tramwaj, trolejbùs, żôglówc, lotniô, balón. (Latem można też wiele podróżować. Podróżowanie zawsze odbywa się przy użyciu jakiegoś sprzętu…). 42 www.skarbnicakaszubska.pl POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 GORĘCZYNO – Z BADAŃ NAD HISTORIĄ WSI Od najdawniejszego (część 1) osadnictwa do roku 1650 Nazwa wsi Goręczyno, jak pisze Edward Breza w pracy Miejscowości gminy Somonino, pochodzi od imienia Gorzęta, utworzonego od dwuczłonowego imienia Gorzysław. Po raz pierwszy nazwę tę odnotowano w zapisie księcia Sambora II z 1241 r., który wymienia wieś Goranchino i Goruchino. KRZYSZTOF KOWALKOWSKI się lodu tworzyły pierwsze szlaki odpływu oraz wypełniały wszelkie zagłębienia terenu. W ten sposób powstały dzisiejsze rzeki i strumienie, jeziora rynnowe oraz oczka polodowcowe i tereny podmokłe. Pomiędzy Wysoczyzną Koszowatki a Wysoczyzną Jastrzębia znajduje się Rynna Ostrzycko-Rątowska. To tu przez Jezioro Ostrzyckie przepływa Radunia (biorąca swój początek w Jeziorze Stężyckim), nad którą znajduje się Goręczyno. Liczne zakola, jakie tworzy rzeka na całym odcinku, nadają temu regionowi uroku i tajemniczości. Region z bogatą siecią hydrograficzną Zabudowana w kształcie widlicy sołecka wieś Goręczyno leży w dolinie rzeki Raduni, u stóp wzniesień zwanych Wzgórzami Szymbarskimi, w otulinie Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. Wschodnią część Goręczyna ograniczają mokradła po dawnych strumieniach wpływających do Raduni. Region, w którym położone jest Goręczyno, odznacza się bardzo bogatą i różnorodną siecią hydrograficzną, której początki sięgają czasów ostatniego zlodowacenia skandynawskiego (XIV–XIII tys. Ślady osadnictwa z różnych epok Nieznana jest data powstania wsi. p.n.e.). Szczególne znaczenie w jego kształtowaniu miały okresy cofania się lądolo- Liczne wykopaliska we wsiach leżących du, kiedy wody pochodzące z wytapiania wokół Goręczyna mogą sugerować, że POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 i ono z dawna było zamieszkane. W wielu miejscach pętli jezior kaszubskich znajdowano ślady osadnictwa pochodzące z różnych epok. Najstarsze z nich, z okolic Chmielna i Stężycy (stanowiące pojedyncze znaleziska), pochodzą ze środkowej epoki kamienia (IV tys. p.n.e.). Kolejne, z epoki neolitu (III–II tys. p.n.e.), znajdowano m.in. na terenie gmin Stężyca i Somonino. Właśnie w tej ostatniej (do której należy Goręczyno) odkryto różne zabytki gliniane w stanowiskach archeologicznych w Wyczechowie. Dotychczasowe badania archeologiczne dotyczące epoki brązu i wczesnej epoki żelaza (ok. 500–400 p.n.e.) wskazują, że osadnictwo tego okresu lokowane było przede wszystkim pomiędzy jeziorami raduńskimi lub po ich zachodniej stronie. 43 GORĘCZYNO – Z BADAŃ NAD HISTORIĄ WSI Kolejne odkrycia odnoszące się do wsi będących w obrębie dawnej parafii goręczyńskiej dotyczą okresu wpływów rzymskich (II wiek p.n.e.). Groby skrzynkowe ludności pomorskiej odnajdowano w Goręczynie i Somoninie już w XIX wieku. Badania archeologiczne wskazują zatem na liczne osadnictwo istniejące od wieków w okolicach Goręczyna i w samej wsi. Brak jednak informacji potwierdzających ciągłość osadnictwa, a biorąc pod uwagę zmiany klimatyczne i idące za tym zmiany środowiska, można przyjąć, że miejsca, w których ludzie się osiedlali, nie były stałe. Dlatego też trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kiedy przybyli tu osadnicy, którzy dali początek dzisiejszej wsi. Najstarsza zapisana informacja o Goręczynie Sądząc z pierwszego zapisu dotyczącego wsi, a pochodzącego z 1241 r., Goręczyno miało już w tym czasie formę zorganizowanego osadnictwa o regionalnym znaczeniu, więc jego początków należy szukać znacznie wcześniej. Jednak aby ustalić konkretne daty, potrzebne jest przeprowadzenie prac archeologicznych, które pozwoliłyby na określenie rodzaju i zasięgu osadnictwa. Utrzymuje się przekonanie, potwierdzane przez wielu znawców dziejów Pomorza, że kasztelania goręczyńska we wczesnym średniowieczu była książęcą jednostką administracyjną, siedzibą kasztelana. W Goręczynie miał też znajdować się gród obronny, z którego kasztelan książęcy zawiadywał ziemiami obejmującymi wzgórza po obu stronach Raduni, ciągnące się od Ostrzyc do Żukowa. Co prawda w latach dwudziestych odkryto prawdopodobne miejsce lokalizacji grodu, lecz co dziwne, nigdy nie przeprowadzono badań archeologicznych, które potwierdziłyby te przypuszczenia. Opinia na temat istnienia w Goręczynie książęcej jednostki administracyjnej utrzymywała się jeszcze w latach siedemdziesiątych XX w. Dopiero badania Karola Modzelewskiego opublikowane w 1980 r. wykazały, że używany w XIII-wiecznych dokumentach termin „castellania” nie musi oznaczać tylko okręgu grodowego. Uważa on, że zwrot „castellania ecclesiae” (kasztelania kościelna) należy rozumieć jako kompleks dóbr kościelnych (biskupich) i wiążące się z tym uprawnienia biskupie. 44 Pierwsza pisana informacja o Goręczynie i ziemiach wkoło niego leżących, uznawanych za kasztelanię goręczyńską, związana jest z Samborem II. Pochodzi ona, jak już była mowa, z 1241 r., kiedy to Sambor II oddał wieś Goręczyno wraz z innymi wsiami oraz łowiskami biskupowi kujawskiemu Michałowi w zamian za zaległe dziesięciny. Jak pisze Błażej Śliwiński, znane są w tej sprawie dwa dokumenty wystawione 21 lutego 1241 r. w Toruniu, zawierające wykaz wsi i osad: jeden z 14, a drugi z 18 miejscowościami. Ten pierwszy wymieniał je w następującej kolejności: Ostriche, Goranchino, Vanckovo, Zakonici, Lessno, Vagnino, Semagnino, Kopino, Karlikouo, Rainikouo, Darganche, Raanei, Mieskouo, Slaucouo. Natomiast wedle drugiego dokumentu: Goruchino, Waccouo, Zaconici, Lesno, Kelpyno, Vazino, Dersino, Karlicouo, Borzce, Sadobardi, Vissecechouo, Semanino, Slavcovo, Borechouo, Ranei, Ranicovo, Darganze, Ostrice. Niektóre z ww. wsi istnieją do dziś, jak Goręczyno (Goranchino/Goruchino), Kiełpino (Kopino/Kelpyno), Dzierżążno (Dersino), Borcz (Borzce), Wyczechowo (Vissecechouo), Somonino (Semagnino/Semanino), Sławki (Slaucouo/Slavcovo), Rąty (Raanei/Ranei), Ostrzyce (Ostriche/Ostrice). Rozszyfrowując nazwy innych wsi, po analizie kolejnych dokumentów Błażej Śliwiński uważa wsie Waccouo, Zaconici, Lessno/Lesno, Sadobardi, Rainikouo/Ranicovo i Darganche/Darganze za zaginione już na przełomie XIII/XIV wieku. Vazino zostało wchłonięte przez Mezowo. Karlikouo/Karlicouo to wieś istniejąca jeszcze w 1558 r. w okolicy Żukowa i Sitna. Borechouo to późniejsze Worzechowo, dziś w obrębie wsi Sławki. Dokument pierwszy zaczynał się od wsi Ostrzyce i wymieniał tylko 14 osad, miał natomiast tę zaletę, że opatrzony był podpisami świadków i posiadał cztery pieczęcie. Świadkami byli: legat papieski Wilhelm z Modeny, krzyżacki mistrz krajowy pruski Poppon van Osterna, gwardian franciszkanów z Inowrocławia Mikołaj, scholastyk włocławski Jan, tamtejszy kanonik Wawrzyniec, kanonik kruszwicki Rodger i archidiakon pomorski Wacław. Drugi dokument, wymieniający 18 wsi, wśród których pierwszą było Goręczyno, nie zawierał listy świadków, a jedynie jedną taśmę pieczęci z odciśniętą pieczęcią Sambora II. Ponadto pierwszy dokument dawał mniejszy zakres władzy nad ofiarowanymi wsiami niż drugi. W drugim też darowany teren określa się jako kasztelanię goręczyńską. Profesor Śliwiński uważa, że najprawdopodobniej dokument drugi stanowi falsyfikat, a zatem jako wiarygodny należy przyjąć ten pierwszy, w którym wymieniono jedynie 14 wsi darowanych biskupowi, a więc bez Dzierżążna, Wyczechowa i Borcza, a z Ostrzycami jako wsią dominującą. Kasztelania książęca czy kościelna? Wracając do kwestii „kasztelanii goręczyńskiej” i koncepcji, że była to kasztelania kościelna, czyli kompleks dóbr kościelnych (biskupich) i związane z tym uprawnienia biskupie, należy raz jeszcze podkreślić, że w dokumencie Sambora II z 1241 r. – tym uznanym za prawdziwy – nie Goręczyno, a Ostrzyce wymieniane są jako pierwsze. Kolejny z naukowców Józef Spors, potwierdzając te spostrzeżenia, stwierdził, że gdyby już wcześniej istniała kasztelania goręczyńska, to Goręczyno jako gród wymienione byłoby jako pierwsze. Stwierdził również, że w falsyfikacie z 1241 r. opisana została każda wieś z osobna, a gdyby istniała wówczas kasztelania, to miałaby wcześniej ustalony zasięg terytorialny, jego zdaniem zatem użyte określenie „kasztelania” miało oznaczać uprawnienia biskupa na tym terenie. Przyjmując taki tok rozumowania za uzasadniony, należy stwierdzić, że kasztelania goręczyńska nie istniała przed 1241 r. Dopiero biskup Michał musiał zdecydować, aby centralnie położona wieś Goręczyno została siedzibą zarządcy gospodarującego otrzymanym terenem. Wówczas dopiero powstały tam zabudowania będące siedzibą zarządcy, na pewno stanowiące miejsce obronne. Także wtedy właśnie mogła powstać parafia goręczyńska i drewniany kościół. Są jednak zwolennicy teorii, że fundatorką kościoła była księżniczka Damroka, która w niedalekim Chmielnie miała swoją siedzibę. Przeor kartuzów Jerzy Schwengel (1697–1766), historyk i kronikarz, utrwalając to podanie, pisał, że pierwszy kościół (drewniany) został ufundowany przez księżniczkę Damrokę przed 1223 r. Jednak ta data nie jest udokumentowana, co więcej budzi kontrowersje, jako że śmierć Damroki przez część naukowców datowana jest na ok. 1280 r., co wykluczałoby ufundowanie przez nią kościoła przed 1223 r. (Interesującej analizy możliwych wariantów daty urodzenia POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 GORĘCZYNO – Z BADAŃ NAD HISTORIĄ WSI Damroki oraz jej rodziców dokonał Mirosław Konarski-Mikołajewicz w artykule „Księżniczka Damroka”, w numerze 7–8 „Pomeranii z roku 2003). Jak już wspomniano, ten pierwszy kościół w Goręczynie był drewniany i nosił wezwanie św. Agaty. Jego bardzo dawną budowę wywodzi przeor Schwengel z napisu na dzwonie z datą 1270 r.: Vetustatem ecclesiae campana major indieat et hodiedum personat in campanili ibidem referens aeri incisum sive infusum dignoscilibus literis Annum Domini MCCLXX. Podana tu rzymska data to rok 1270. Jednak fakt tak dawnego odlania dzwonu neguje ks. Romuald Frydrychowicz, pisząc w pracy Dzwony kościelne w diecezji chełmińskiej (Roczniki TNT, rocznik 32, Toruń 1925, s. 213), że chodziło tu prawdopodobnie o dzwon z przełomu XIV i XV w. Natomiast schematyzm diecezji chełmińskiej z 1904 r. wymienia parafię jako jedną z 25 najstarszych na Pomorzu, potwierdzając, że pierwszą patronką goręczyńskiej świątyni była św. Agata. Na skutek wojen pomiędzy Świętopełkiem i Samborem biskup na kilka lat utracił kasztelanię i odzyskał ją dopiero po powrocie Sambora na stolec książęcy. Jednak sama kasztelania wówczas i podczas następnych walk musiała zostać zniszczona, a że zlokalizowana była w terenie lesistym i pagórkowatym, nigdy nie przynosiła dobrych dochodów. Większą rolę gospodarczą mogło tu odgrywać jedynie rybołówstwo. Na podstawie ugody zawartej w Świeciu nad Wisłą 4 października 1282 r. ziemia goręczyńska powróciła we władanie Mestwina II, tracąc przy tym rolę kasztelanii. W zamian za to biskup Albierz uzyskał zgodę na bezpośrednie pobieranie dziesięciny od całej ludności dawnej dzielnicy lubiszewsko-tczewskiej. Biorąc pod uwagę wszystkie wyżej podane informacje, można przyjąć, że kasztelania goręczyńska istniała tylko w latach 1241–1282. Pod krzyżackim panowaniem Po śmierci Mściwoja II Pomorze, zgodnie z zawartą w Kępnie umową, przeszło w 1294 r. pod panowanie księcia wielkopolskiego Przemysła II, który w 1295 r. koronował się na króla Polski. Gdy Przemysł został rok później zamordowany, Pomorze (chyba tylko formalnie) należało do Władysława Łokietka (1296–1300) i Wacława II (1300–1306). Okres walk i ciągłych zmian władców wykorzystali POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Plebania w Goręczynie Brandenburczycy, zajmując Gdańsk i okoliczne ziemie. Sprowadzeni przez Łokietka Krzyżacy, mając pomóc w wypędzeniu Brandenburczyków, sami zajęli miasto, mordując jego znaczniejszych mieszkańców. W 1308 r. Pomorze zostało opanowane przez Krzyżaków. Gdy w 1323 r. z komturstwa gniewskiego wydzielono samodzielne wójtostwo tczewskie, podległe bezpośrednio Wielkiemu Mistrzowi w Malborku, Goręczyno z okolicznymi wsiami znalazło się w jego granicach. W 1357 r. wymieniany jest jedyny ważny w tej okolicy trakt wiodący z Żukowa przez Mezowo, Kiełpino, Goręczyno, Kościerzynę do Bytowa. Łączył więc ten szlak zamek krzyżacki w Bytowie z Gdańskiem, a przez Tczew z Malborkiem. W 1380 r. Wielki Mistrz Krzyżacki Winrich von Kniprode nadał wieś Somonino (60 włók) i pół wsi Goręczyno (30 włók) dwóm braciom: Nitschin i Berczelow. Drugą część wsi Goręczyno wraz z sądownictwem otrzymał Claucken. Według przywilejów byli oni fry von Ku und swyn von Hewgelde (wolni od krów i świń oraz opłat). Mieli także prawo sądu tak, jak i inni właściciele. W zamian za to mieli służyć podczas wojny, gdzie tylko potrzeba, uzbrojeni, z konie, także zamki będą nam pomagali budować na zawołanie (Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego, s. 705). Gdy Goręczyno przeszło na własność rycerską, parafia w tej wsi została objęta patronatem właścicieli wsi. W Goręczynie, jak przystało na wieś o tak dużym znaczeniu, była na pewno w tym okresie co najmniej jedna karczma. O goręczyńskim karczmarzu mówi się przy okazji przekazywania w 1385 r. karczmy w Kiełpinie niejakiemu Staszkowi. W 1392 r. komtur gdański Beffard nadał Januszowi Koschalitz i jego potomkom, na zasadach prawa chełmińskiego, młyn nad Radunią we wsi Goręczyno, z wolnym prawem połowu ryb na swoje potrzeby. Kolejny raz informacje o wsi Goręczyno występują w 1422 r., gdy w obecności sędziego ziemskiego oraz dwóch ławników została wyznaczona granica pomiędzy Goręczynem a wsią Ostrzyce (Ostritz). Pierwszym znanym z imienia proboszczem goręczyńskiej parafii był Christian (Krystian) wymieniany w 1429 r. W 1432 r. jako współwłaściciel Goręczyna wymieniany jest Jaśko, który był świadkiem lokacji wsi Gołubie. W tym miejscu należy dodać, że wg Śliwińskiego pierwsza udokumentowana wzmianka o parafii w Goręczynie pochodzi z 1387 r. W 1436 r. bracia z Goręczyna – Jeszke (Jaśko), Petrasch (Pietrasz), Swantke (Świętek), Mattis (Maciej) i Rudiger (Bartosz) – nadają nowy przywilej na prawie chełmińskim na swój młyn położony nad Radunią z łąką i rolą. Jako granica gruntu młynarza wymieniana była rzeczka Nietrzic (Nietrzyca). Nadanie przywileju należy tu rozumieć jako zawarcie nowego kontraktu z klasztorem w sprawie młyna we wsi. Najstarszy z braci Jaśko (Jeszke/ Jesko) od 1440 r. był ławnikiem ziemskim w okręgu tczewskim. Trzeba tu dodać, że bracia byli zwolennikami zakonu w okresie jego konfliktu ze Związkiem Pruskim. Dokończenie w kolejnych numerach, tam także wykaz źródeł i literatury przedmiotu. Fot. ze zbiorów autora 45 Wieści z gdańskiego oddziału ZKP 25–28 kwietnia – Członkowie ZKP Oddział w Gdańsku wybrali się na wycieczkę krajoznawczo-historyczną do Meklemburgii-Pomorza Przedniego, aby zapoznać się ze śladami cywilizacji i kultury Słowian Zachodnich. 11 maja – Przedstawiciele naszego oddziału uczestniczyli w uroczystości zawarcia związku małżeńskiego w katedrze oliwskiej przez Małgorzatę Bądkowską i Andrzeja Buslera. Ślub miał piękną kaszubską oprawę mszy św. (lektor J. Nacel, śpiew w wykonaniu A. Kucharskiej-Szefler oraz Zespołu Pieśni i Tańca Gdynia). 18 maja – W Szymbarku XX gody kapłaństwa wspólnie ze 120 zaproszonymi gośćmi (wśród których byli członkowie naszego oddziału) obchodził ks. kanonik Roman Skwiercz. Uroczystość jubileuszową rozpoczęto koncelebrowaną mszą św. z kaszubską liturgią słowa (w drewnianym kościółku w Centrum Edukacji i Promocji Regionu). Słowo Boże wygłosił oraz przedstawił kapłańską drogę jubilata ks. prałat W. Chistowski – proboszcz parafii pw. Bożego Ciała w Gdańsku-Morenie. 20–23 maja – członkowie naszego oddziału z prezesem P. Trawickim wzięli udział w projekcie Tydzień Kultury Kaszubskiej, przygotowanym przez A. Nowak-Tymińską w SP nr 16 na Oruni. Celem projektu była popularyzacja wiedzy o regionie, zapoznanie młodzieży z językiem (J. Nacel), historią Kaszub (P. Trawicki), haftem, obyczaja- 46 mi i smakami kuchni kaszubskiej (E.Ł. Rogalewscy, T. Subocz i H. Piekarek) oraz spotkanie z wybitnym Kaszubą H. Musą. Cieszy fakt, że przeprowadzone zajęcia zaowocowały zainteresowaniem nie tylko uczniów, ale też dyr. Niny Markiewicz-Sobieraj, otwartej na wprowadzenie do szkoły nauki języka kaszubskiego oraz rozważenie propozycji nadania szkole imienia Sługi Bożego bpa Konstantyna Dominika. 22 maja – W wieku 88 lat zmarła Gertruda Richert z Firogi, ur. w Rębiechowie, pochowana w Matarni. Na uroczystość pogrzebową zjechali wszyscy mieszkańcy Firogi, Klukowa, Bysewa i Matarni, bliżsi i dalsi sąsiedzi, wysiedleni z powodu budowy lotniska i linii kolejowej. Przywiodła ich tęsknota za miejscem urodzenia, koleżeństwem, językiem, za Kaszubami z jednej szkoły i parafii. 29 maja – W holenderskiej gazecie „De Stentor” ukazał się artykuł Benny'ego Koerhussa pt. „Boek eerbetoon aan Polen” (Książka w hołdzie dla Polski), będący relacją z uroczystości wręczenia burmistrzowi gminy Raalte Pietowi Zoonowi biografii polskiego pilota Alojzego Gusowskiego. Autor książki Krzysztof Kowalkowski (członek gdańskiego oddziału ZKP) oraz jego małżonka Elżbieta – bratanica A. Gusowskiego – w ten sposób chcieli podziękować mieszkańcom Raalte za pielęgnowanie znajdujących się na miejscowym cmentarzu grobów czterech polskich pilotów, którzy zginęli w katastrofie z 20 czerwca 1942 r. w okolicach Schoonheten po zbombardowaniu Osnabrück. Bratanica pilota podziękowała Appiemu Wassingowi – członkowi raaltowskiego Stowarzyszenia „Przyjaciół Polskiego Dziecka” za to, że historia II wojny światowej jest przekazywana uczniom. Burmistrz Piet Zoon planuje zaprosić rodziny poległych polskich pilotów na wspólne obchody Dnia Zwycięstwa w 2014 lub 2015 roku. 30 maja – Kaszubów biorących udział w procesji Bożego Ciała na Głównym i Starym Mieście abp Sławoj L. Głódź nazwał „solą gdańskiej ziemi”. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w procesji brała udział – w strojach kaszubskich – czteropokoleniowa rodzina Ewy i Łucjana Rogalewskich urodzonych w Gdańsku, z prababcią Ewą, w asyście sztandaru naszego oddziału. W kwietniu, maju i czerwcu – Z inicjatywy naszego oddziału w szkołach gdańskich, w Klukowie, Jasieniu, Migowie, Osowie, Wrzeszczu i Śródmieściu, oraz w Rumi prowadzone były zajęcia pt. „Język i kultura kaszubska”, współfinansowane przez Urząd Miejski w Gdańsku. Prowadzącymi naukę byli: historyk Iwona Joć, studentka Wioletta Dejk (prezes „Pomoranii”), Stowarzyszenie Twórców Ludowych, Oddz. Gdańsk (w zakresie rzeźby w glinie, haftu i malarstwa na szkle). Teresa Juńska-Subocz POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 Òdj. Matéùsz Bùllmann Leno jeden taczi Wszëtcë znajemë òbrôz żôłniérzów Czerwiony Armie jakno bùsznëch dobiwców. Na Nordze nawetka w ti témie nalézemë równak cos nowégò, jinégò. Tim razã chcemë zazdrzec do Môlégò Starzëna (z pòlska: Starzyńskiego Dworu) – tam pòtkac mòżna rusczégò żôłniérza, chtërnégò henëtny zwią Smùtnym. M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N Smùtny stoji na westrzódkù wsë ë w całim òkòlim kòżdi dobrze gò znaje. Chòc pò prôwdze jegò historiô nie je jasnô, nie je dobrze pòznónô. Jidze tu ò pòmnik rusczégò żôłniérza, ale w czësto jiny fòrmie jak ne òglowò znóné. Ten je bezbronny, bez nôdzeje, z głową spùszczoną w dół, przësadłi ë z piscą zacësnioną za krzeptã. Nie je dobiwcą – to, zdôwô sã, leno jedna takô szlachòta. Pòmnik òstôł pòstawiony w latach 50. XX stalata. Dlô kògò? Tegò do kùńca POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 nie je wiedzec, bò nie zachòwa sã niżódnô tôfla. Równak wersje są dwie. Niechtërny gôdają, że jidze tu ò żôłniérzów wzãtëch do niewòlë w rokù 1920 ë przëwiozłëch do robòtë w ne stronë. Drëgô wersjô mô w se chëba wicy prôwdë. We wspòmnieniach nôstarszich mieszkańców wsë zachòwa sã pamiãc ò tim, że do Môlégò Starzëna trafilë òb czas II swiatowi wòjnë sowiecczi żôłniérze wzãti do niewòlë przez Niemców. Tu mielë bëc zamkłi w stodole, co stojała le 20 métrów òd placu, gdzë dzysô je szlachòta. Mieszkańcóm wsë òsta zakôzóné kòntaktowanié sã z nima (pòdóbno nimò to ùdało sã pòdrzëcëc jima chleba). Czej Niemcë są wëcopiwelë, tej pòdług pamiãcë starszich spôlëlë stodołã raza z pòjmańczikama zamkłima bënë. Żódnô z nëch pòwiôstków nie je równak pòcwierdzonô. Pòmnik przez lata niszczôł ë dożdôł sã renowacje dopiérze w 2005 rokù. Tej nalôzł sã na nim téż nôdpis: „Umęczonym żołnierzom Armii Czerwonej – jeńcom hitlerowskiego reżimu 1942–1945”. Tak czë jinaczi pòmnik je òsoblëwi ë bëlno pòkazëje przede wszëtczim tragediã lëdzy òb czas wòjnë. 47 KASZUBY W ENCYKLOPEDII Tak o nas pisali… W bieżącym roku mija 150 lat od ukazania się tomu XIV monumentalnego, 28-tomowego dzieła Samuela Orgelbranda Encyklopedyja Powszechna (1859–1868). Jest to pierwsza wielka polska encyklopedia. W tomie XIV znajduje się obszerne, bo 10-stronicowe, hasło Kaszuby (s. 353–362). JÓZEF BELGRAU Kaszuby Dolne i Górne Samuel Orgelbrand (1810–1868) był warszawskim Żydem, absolwentem Rządowej Szkoły Rabinów, jednym z najwybitniejszych polskich wydawców i drukarzy. Wydana przez niego encyklopedia ma duże znaczenie dla mieszkańców Pomorza, choćby dzięki wspomnianemu hasłu. Obejmuje ono ciekawe i w miarę całościowe spojrzenie na Kaszuby z perspektywy połowy XIX wieku i ma charakter mocno polonocentryczny. Autorem hasła Kaszuby jest Franciszek Maxymilijan Sobieszczański (1813–1878), osoba o skomplikowanym życiorysie. Pochodzi z Bychawy na Lubelszczyźnie. Historyk, bibliofil, redaktor, drukarz, powstaniec listopadowy i więzień Cytadeli Warszawskiej. W zamian za darowane życie został agentem, a następnie cenzorem carskim. Nie przeszkadzało mu to w byciu polonocentrykiem. Opracowując podczas powstania styczniowego hasła w encyklopedii i wydając inne pisma, jako były cenzor bez problemu publikował treści propolskie. Encyklopedyczne hasło zaczyna się tak: „Kaszuby, tak zwana część ziemi dawnego polskiego Pomorza, zamieszkała przez ludność pochodzenia polskiego, która dociera na północ do Morza Bałtyckiego, na południe sięga do źródeł rzeki Fersy [Wierzycy], na wschód oddziela ją Radauna [Radunia] od ziemi Gdańskiej, na zachód graniczną rzeką jest Słupa (Stolpe) [Słupia] w Pomeranii” [w cytatach zachowano pisownię oryginału – przyp. red.]. Następnie autor dokonuje ciekawego podziału tego regionu. Powiaty lębor48 ski, bytowski i północna część powiatu wejherowskiego (do którego wówczas należała także ziemia pucka) tworzą u niego Kaszuby Dolne, a południe wejherowskiego, kartuski i kościerski należą jego zdaniem do Kaszub Górnych. Nazwy te nie przyjęły się w dalszej perspektywie czasowej, a Kaszuby Górne po 20 latach zostały zastąpione przez bardziej malownicze określenie Szwajcaria Kaszubska, zapożyczone (podobnie jak powyższy podział) także z cywilizacji niemieckiej. Puck stolicą Kaszub W haśle zamieszczono taki opis krajobrazu kaszubskiego: „Cały ten kraj należy do najpiękniejszych okolic dawnej Polski; rozkoszne doliny, poprzerzynane czystemi strumieniami i rzekami, otoczone łańcuchem pagórków, ustrojonych w miłą zieloność gęstych lasów, nadają tej ziemi ową uroczystość, która oko widza zachwyca i umysł jego rozwesela. Niektóre miejsca, jako to: góra Karola pod Oliwą, widok z Oksefskiej i Rurawskiej kępy na dalekie morze, POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 KASZUBY W ENCYKLOPEDII czarowne okolice Kartuz, należą do najpiękniejszych punktów Europy, które wspaniałością i powabem widoku stają się przedmiotem podziwu i zachwycenia wędrowców. Stolicą niejako kaszubskiej dzielnicy jest Puck (Putzig), nad zatoką od niego nazwaną położone, dość handlowe, ludne i historyję swą posiadające miasto”. Określenie kresowego Pucka jako stolicy Kaszub dziś może się wydawać zaskakujące. Jednak nadmorskie położenie dawało mu dostęp do świata, poza tym jedyną wówczas „twarzą” Kaszub był pochodzący z puckiej ziemi Florian Ceynowa. Autor artykułu hasłowego prezentuje też bogatą historię miasta wielokrotnie odgrywającego ważną rolę w dziejach Polski. Liczba Kaszubów Z artykułu dowiadujemy się, że „Od wschodu i zachodu mają Kaszubi za sąsiadów Niemców i tylko od południa wązkim klinem po nad Wisłą stykają się z resztą polskiej ludności”. Nazwę Kaszuby autor wywodzi od szuby, rodzaju kożucha. W dziejach regionu autor zwraca uwagę na bardzo trudne położenie Kaszubów będących już wcześniej w kleszczach zgermanizowanych książąt zachodniopomorskich i Krzyżaków. Podkreśla (do czego wrócimy niżej), że po reformacji na Kaszubach zachodnich także religia luterańska stała się czynnikiem germanizacji. „Ludność kaszubska w ziemi Labyborskiej i Bytowskiej, już prawie całkiem ustąpić musiała naciskowi żywiołów germańskich, tak, iż zaledwie 7 do 8 tysięcy teraz tylko liczą takich, którzy mowę i wyznanie religijne swoich ojców zachowali. W pozostałych atoli powiatach, które dopiero w r. 1773 przeszły pod panowanie pruskie, dość gęsto jest jeszcze zasiadły szczep Kaszubów. Na zasadzie najnowszych statystycznych danych, mieszkańcy podług wyznania dzielą się jak następuje (...) czyli w ogóle w tych trzech powiatach [wejherowskim, kartuskim i kościerskim] katolików jest 98 088, ewangelików 39 234 i żydów 1 116, razem 134 438. Katolików Niemców nie ma więcej jak 3 000: odliczywszy tych, a doliczywszy 8 000 Kaszubów pomorskich, liczba Kaszubów wyniesie 103 088”. Powiatowszczyzna Nieco kontrowersyjny, ale i trochę zabawny wydaje się akapit dotyczący języPOMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 ka kaszubskiego. „Mowa Kaszubów jest mową polską. Nie jest ona narzeczem, lecz tylko powiatowszczyzną, odróżnia się ona od mowy czysto polskiej tém: 1) że jej brak ogłady, bo nie była nigdy językiem piśmiennictwa, 2) że zepsutą jest zwrotami i wyrazami niemieckiemi, np. mówią tak: jestem przejechany, pięć dwadzieścia, halac (holen), 3) że przechowała dużo wyrazów starych czysto polskich np. skórznie (buty), 4) że prowincyjonalizmy posiada różne (...). Spółgłosek miękkich nie mają, a zatém mówią: sebe, lądze, dzece (...); k przed spółgłoską zamieniają zwykle w ch, np. chterzy (którzy); dopełniacz przymiotników, jak w rosyjskim kończy się na ho, np. dawneho. (...) Prowincyjonalizmy te głównie się znajdują w mowie Kaszubów dolnych, nie zaś w mowie Kaszubów górnych, którzy, trzeba przyznać, dość czystą mówią polszczyzną. (…) zamiast krótkiego i twardego y kładą przeciągłe e, mówią beli zamiast byli, dla tego Kaszubów dolnych, a mianowicie nad morzem mieszkających »Belokami« nazywają”. „Literatury kaszubskiej prawie wcale niema” Lata, w których powstała Encyklopedia, były dla Kaszub epoką narodzin tożsamości i powstawania języka pisanego. Nazwę Kaszuby zaczęto powszechnie stosować dopiero w I połowie XIX wieku. Dlatego też dalej czytamy: „Literatury kaszubskiej prawie wcale niema. Przed kilkunastu laty wyszły w Gdańsku: Rozmowa Polocha z Kaszebą przez Sena Wojkwojca ze Sławoszewa; Książeczka dla Kaszebów przez Wojkasena, i Kile słów wo Kaszebach o ich ziemi przez Wojkasena. Autorem tych pisemek jest doktór Ceynowa”. W encyklopedii wymienia się także „Mały katechizm od Marcina Lutra (…) przez Michała Pontana. (…)” z uwagą: „Pomimo iż na tytule powiedziano jest, że katechizm ten tłómaczony jest po słowiańsku, widać jednakże jest on pisany w polskim języku. Właściwości mowy kaszubskiej są tu bardzo rzadkie (...)”. Autor hasła formułuje następnie taki wniosek: „Ze wszystkich tych pomników najdowodniej przekonać się można, iż (...) mowa kaszubska (…) jest prowincyjonalizmem polskim. Kaszuba też każdy Polaka rozumie jak rodaka swego, mówiącego czysto narzeczem polskiém, bo to jest jego język własny. (...) I Polak również rozumie Kaszubę (...)”. „Postęp germanizacyji wstrzymują kobiety” Dalej autor analizuje żywotność „narodowego pierwiastku” u górnych i dolnych Kaszubów, u tych ostatnich, w przeważającej mierze protestantów z powiatów zachodnich, ów pierwiastek (czyli przywiązanie do polskości), „dogorywa i prawdopodobnie przed upływem lat pięćdziesięciu wyginie bez śladu”. Zdaniem autora dzieje się tak właśnie z powodu protestantyzmu, którego „Krzewicielem (...) jest tu żywioł niemiecki, północno-niemiecką cywilizacyję w około siebie rozpościerający. Słabe, zemdlałe plemię słowiańskie przyjmując protestantyzm, oddawało się niejako pod panowanie niemieckich idei i wykształcenia, a tém samém wrychle stawało się zdolnem przyjąć i język”. Odmienną rolę odgrywa natomiast, jego zdaniem, „katolicyzm, [który] jest nierozdzielną własnością polskiego żywiołu w tych stronach, a duchowieństwo dla samego już uchronienia swej owczarni od wpływów protestantyzmu, stara się stawiać odpór niemieckiemu parciu. (...) Z największą szybkością narodowość szczególnie niknie w Bytowskim powiecie. (...) Lud sam pojmuje ten stan rzeczy, lecz chociaż starcom smutno widzieć znikanie rodzinnej mowy, chociaż wiedzą dobrze i mówią o tém, że na wytępienie jej silnie Niemcy nastają, szemrania przecież na 49 KASZUBY W ENCYKLOPEDII to nie usłyszysz”. W powiatach wschodnich (katolickich) „Nauka w szkołach, do których każde dziecię uczęszczać bezwarunkowo musi, odbywa się po niemiecku, poczém każdy mężczyzna odbywając trzechletnią służbę wojskową, tém silniej wystawionym zostaje na działanie niemczyzny. Jakkolwiek jednak, w ten sposób wszyscy młodzi ludzie umieją już po niemiecku, postęp germanizacyji wstrzymują kobiety, zapominające wprędce czego się w szkole niemieckiej nauczyły, i używanie polskiego języka w kościele katolickim, do którego wszyscy Kaszubi pruscy należą”. Warto tu zwrócić uwagę na rolę kaszubskich kobiet w zachowaniu rodzimej mowy. Dzisiaj też pośród aktywistów i działaczy kaszubskich liczebnie przeważają kobiety, co mogą poświadczyć listy obecności w oddziałach ZKP. Następnie autor pisze o uchwale sejmu prowincji pruskiej w Królewcu z 1843 roku, „ażeby język polski, jako nie będący kaszubskim, w kościele usunąć, co zaś do kaszubskiego, jako niepiśmiennego i do dalszego rozwoju niezdolnego, takowy wszelkiemi możebnemi środkami wytępić”. Jednak Mrongowiusz, pastor w Gdańsku, popisał się swym intelektualnym sprytem oraz „korzystając ze swej naukowej powagi i zachowania u przeszłego króla pruskiego, upomniał się o krzywdę polskiemu językowi wyrządzoną, wykazując, że kaszubskie narzecze stoi do niego w podobnym, a nawet bliższym stosunku, jak np. mowa ludu w Bawaryi, lub Saxonii, do piśmiennego niemieckiego języka. Na zasadzie tej sentencyji, ministeryjum pruskie powróciło w r. 1846 używanie ojczystego języka do nauk religijnych w parafijach kaszubskich, w sześć zaś lat później poleciło używać go i w szkole, jako pomocniczego do nauczania dzieci po niemiecku”. Kuchnia i ubiór Opisując kuchnię kaszubską, autor artykułu podaje: „Groch, kasza, kartofle, kluski, są ich zwyczajném pożywieniem; mięso szczególniej wieprzowe, tylko w święta i uroczystości zjawia się na stole. Chleb pieką na wpół z żyta, na wpół z jęczmienia. Jest on czarny, twardy, ciężki i niezdrowy, ale nadaje zębom ich białość i blask słoniowej kości”. Ubiór Kaszubów sprzed 150 laty różnił się od obecnego ludowego stroju kaszubskiego. Nie ma tam mowy o ele50 mentach haftowanych, nieodzownych w dzisiejszym, co warto podkreślić, uroczystym ubiorze kaszubskim. „Zwyczajne ubranie Kaszuba składa się: z wielkich, całą stopę obejmujących, podwójnemi podeszwami z sowitém podkuciem uzbrojonych trzewików, włożonych na grube, wełniane, do kolan dochodzące pończochy, z krótkich, ciemnych płóciennych spodni, z sięgającego zaledwie do biodra, na wpół z wełny i przędzy tkanego, harnieją zwanego kaftana i z okrągłej, futrzanej, na wierzchu suknem krytej czapki. W święta harnieja ustępuje miejsca ciemno-brunatnej lub ciemno-granatowej, bez żadnych fałdów uszytej kamizelce, podobnie jak u innych włościan polskich, na wrębach czerwoném ozdobionej obszyciem i na haftki zamiast guzików się zapinającej. Zimą wkłada Kaszub na wierzch rodzaj krótkiego, wielce oryginalnego kożucha [szuba], złożonego z dwóch skór owczych, z których jedna przód, druga tył ciała okrywa. Kożuch ten ma przyszyte rękawy (…). Kobiety kaszubskie noszą wysoko na szyję zachodzące, gęsto na piersiach fałdowane koszule i niezbyt długie, czerwone lub białe spódnice. Piersi okrywa czarny, z dzianej w domu półwełnianej tkaniny, na przodzie kolorową wstążką sznurowany, stanik, z pod którego czerwona wygląda zakładka. Do świątecznego stroju wkłada się na to również czarny, z krótkiemi połami, na haftę zapinany kabacik. Włosy plotą w dwa warkocze, które obwiązują w koło głowy. Dziewczęta kładą na nie najprzód rodzaj białej zwitki, następnie czarny, na szerokość dłoni wysoki, sztywny, często czerwono przyozdobiony kołpaczek, zagłówek zwany. Mężatki pod zagłówkiem noszą biały czepiec, z suto w koło głowy wystającemi falbanami”. Serca czyste, ale w izbach brudno Najbardziej jednak jest zaskakujący opis charakteru i relacji społecznych Kaszubów. „Co do charakteru ludu, to rzadko na świecie podobnie łagodny, nabożny, otwarty spotkać można. Usposobienie jego religijne najlepiej się ukazuje z prawdziwej pokory, z jaką w kościele słuchają słowa Bożego; z uszanowania dla swego księdza lub pastora (...). Odznacza się on także swoją poczciwością i dobrocią. Kaszubi u siebie nic nie zamykają, a jednak o kradzieży, równie jak i o oszustwie, nigdy prawie we wsiach ich nie słychać. (...) W ogólności gmin kaszubski słynie z uczciwości swojej i przechodzi nią kolonistów niemieckich obok żyjących. W tych ostatnich daleko też więcej widać bydlęcej przyrody, niż w Kaszubach. Duchowieństwo ma na nich wpływ niezmierny. Obyczaje ich nie zepsute. Naruszenia wierności małżeńskiej prawie nigdy nie ma przykładów, dziewczęta zaś wzorowo się prowadzą. Co się tyczy społeczeńskiego ich bytu (...) Uczucia gromadzkiego zgoła dopatrzeć się u Kaszubów nie można. Bardziej jeszcze niż Niemiec, Kaszub lubi samotne mieszkanie i przy pierwszej zdarzonej okazyi, stara się wydalić z wioski, budując sobie odosobnioną zagrodę (...). W ogóle bowiem Kaszubi obdarzeni są bogatemi zdolnościami. Cokolwiek obaczą, uczą się łatwo, posiadają także w wysokim stopniu ducha przedsiębierczości i spekulacyji. Jak tylko czuje talara w kieszeni, myśli zaraz o nabyciu drugiego. Każdy Kaszub jest w duszy kupcem i przemysłowcem”. Po tej pozytywnej prezentacji Kaszubów autor zauważa także złe cechy w omawianej społeczności. „Jedną tylko mają wadę Kaszuby, to jest zbyteczne zamiłowanie w gorzałce, którą także gorzałką nazywają. Czystością w izbach także pochwalić się nie mogą (...)”. Badacze kaszubszczyzny Na koniec autor przechodzi do źródeł. „O ludzie tym, jego historyi, zwyczajach i obyczajach, dopiero od niedawna pisać zaczęli”. Pośród badaczy Kaszub wymienia m.in. pastora Lorka, hrabiego Rumiańcowa, Mrongowiusza, dra Bryllowskiego i Preisa, którego pracę O języku kaszubskim (sic) ze zdania sprawy Prajsa (Kraków, 1850) prezentuje. Dodaje jeszcze, że w Listach z zagranicy o Kaszubach pisał Jan Papłoński (1856) oraz „ (...) wyżej wspominany, zasłużony i jedyny pisarz kaszubski, doktor medycyny Floryjan Ceynowa. (...) Najdokładniejszą atoli ze wszystkich jest (...) rozprawa Alexandra Hilferdinga po rossyjsku Ostatki Słowian na południowym brzegu Bałtyckiego morza”, wydana w Petersburgu w 1862 r. Taki był z grubsza obraz Kaszub i Kaszubów w czasach powstawania języka pisanego, pojawiania się pierwszych utworów literackich, utrwalania podań ludowych oraz narodzin świadomości etnicznej. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 WARTO OBEJRZEĆ Na Kaszubach jest wszystko Przedwojenny zakład wulkanizacyjny, karbidówka rowerowa czy maszyna do robienia płatków owsianych – to tylko niektóre z zabytków zgromadzonych przez Kazimierza Kupera. Odwiedzając stworzone przez niego muzeum w Nowej Kiszewie-Chróstach, można zobaczyć, jak dawniej wyglądało życie na Kaszubach, ale nie tylko w tym regionie. Jest tu też bowiem trochę Wysp Brytyjskich, kozioł i fiat 126p. J A D W I G A B O G DA N Zbieram to, co pamiętam z tamtych czasów Nowa Kiszewa-Chrósty – niewielka miejscowość oddalona o kilkanaście kilometrów od Kościerzyny, przy drodze wojewódzkiej nr 214. Wzrok kierowcy podróżującego tą trasą może przyciągnąć ciekawa, dwuczłonowa nazwa wsi. Bardziej uważny znajdzie niewielki, trochę ukryty wśród drzew baner z napisem „Muzeum Sprzętu Rolniczego”. Zamieszczona na nim nazwa tylko w części oddaje to, co można dziś zobaczyć w muzeum Kazimierza Kupera. Zaczęło się od połowy lat 80. Pierwsza była brona, którą chciałem postawić sobie na trawniku – mówi twórca muzeum. Pochodzi z Kościerzyny, ale często bywał na gospodarstwie u swoich dziadków. To właśnie sentyment do tamtych czasów wzbudził u pana Kazimierza zbieracką pasję. Całe dzieciństwo i młodość spędziłem na kaszubskiej wsi, mam bardzo dobre wspomnienia. Relacje międzysąsiedzkie były wówczas zupełnie inne niż teraz, wszyscy sobie pomagali, dziś już tego nie ma – wspomina. – Zbieram to, co pamiętam z tamtych czasów. Część eksponatów mam po dziadku, który był kołodziejem. Jestem też częstym gościem na złomowisku, gdzie już mnie znają, wiedzą, co zbieram, zostawiają mi różne rzeczy, pytają, czy coś podobnego już mam. Młotek z XV wieku Jak kowal był samotny albo go żona wypędziła z domu, to żeby nie umarł z głodu, robił sobie gofry – mówi Kuper, pokazując nietypową gofrownicę na długiej POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Tę żniwiarkę najtrudniej było pozyskać. Dziś jest powodem do dumy. rączce, przystosowaną do wypiekania ciasta na otwartym ogniu. Gofrownica jest jednym z wielu eksponatów znajdujących się w kuźni. Na pierwszy plan wysuwają się, oczywiście, miech, kowadło i kilka dawnych wiertarek. Wśród nich najmłodszy eksponat w tym pomieszczeniu – wiertarka z 1914 roku, która nie wywierca, ale wytacza potężne otwory. W kuźni znajdziemy też najstarsze eksponaty z kolekcji zbieracza: To młotki płatnerskie, do wykuwania zbroi, które mogą pochodzić z XVI, a nawet XV wieku. Przed budynkiem kolejne osobliwości: podkowy miejskie i przedwojenny zakład wulkanizacyjny, który jak podkreśla właściciel, jest czymś bardzo rzadkim na naszym terenie. Kilkaset, może tysiąc Kuźnia jest jednym z trzech budynków przeznaczonych do wystawiania i przechowywania zgromadzonych przez kolekcjonera przedmiotów. Kolejny wypełniają narzędzia stolarskie, rolnicze oraz wozy. W trzecim budynku, którego wnętrze wystylizowane zostało na izbę mieszkalną, znajdują się sprzęty używane w gospodarstwie domowym: maszynka do robienia makaronu, do cięcia grochu i fasoli, do mielenia twarogu albo maku. Dalej centryfugi (czyli 51 WARTO OBEJRZEĆ wirówki), masielnice, przyrząd do cięcia tytoniu, a nawet forma do wypiekania ciasta w kształcie grzybów... Bez pomocy właściciela trudno byłoby wszystko zauważyć. Ile tego jest? Kilkaset, może tysiąc przedmiotów – mówi Kazimierz Kuper i prowadzi na zewnątrz, gdzie wyeksponowane są maszyny wykorzystywane do uprawy roli, w tym żniwiarka, z której właściciel jest wyjątkowo dumny. Dlaczego? Najtrudniej było ją zdobyć. To wydaje się wręcz niemożliwe, żeby ją pozyskać, w dodatku – znaleźć w tak dobrym stanie – podkreśla muzealnik-amator. Kaszuby w miniaturce Krajobraz utkany przez wystawione na sporej części działki maszyny rolnicze, których pozazdrościłoby pewnie niejedno muzeum, dopełniają trzy wybudowane przez Kazimierza Kupera budynki, przeznaczone dla odwiedzających gospodarstwo gości – młyn, chata gburska i oczywiście rybaczówka. We wnętrzu pierwszego z nich – niespodzianka. Ci, którzy do mnie przyjeżdżają, uczą się języka kaszubskiego, czyli łączą przyjemne z pożytecznym – mówi kolekcjoner, wskazując na stół z rysunkiem Kaszubskich Nut. Ten kaszubski krajobraz zdają się zakłócać ogromne głazy, przypominające fragment słynnego Stonehenge, czy też kamienny... bałwan. Pozory jednak mylą, przecież chyba każdy zna legendę o stworzeniu Kaszub, w której to naszemu regionowi przypadło to, co zostało po powstaniu reszty świata. Mamy więc na Kaszubach coś z Wysp Brytyjskich i Skandynawii – mówi Kazimierz Kuper, wskazując na kamiennego bałwana. – A to są głazy z ośmiotysięczników w Himalajach – dodaje z przymrużeniem oka gospodarz, wskazując na siedem znajdujących się przed kuźnią ogromnych kamieni. A na dowód, że na Kaszubach wszystko było, nawet życie prehistoryczne, mam to – mówi, pokazując znaleziony na swojej ziemi kamień z tajemniczą skamieliną. Przedwojenny zakład wulkanizacyjny. Sporą część działki państwa Kuperów zajmują zabytkowe maszyny rolnicze. Tu na tle zbudowanego 3 lata temu wiatraka. Fotografie JB Jakie jeszcze atrakcje przygotował dla zwiedzających właściciel muzeum w Nowej Kiszewie-Chróstach? Miłośników zwierząt ucieszy perspektywa pogłaskania oswojonych danieli, ko- zła i kuca. Ja zaś swoją wizytę w tym miejscu zakończyłam przejażdżką po malowniczej okolicy stuletnim wozem zaprzężonym w 25 koni mechanicznych Fiata 126p. XIX Chojnicka Noc Poetów 3 sierpnia 2013 52 Fosa Miejska w Chojnicach POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 ULUBIONE MIEJSCE NA POMORZU Mój azyl w Borach Pierwsze upały mogą być dokuczliwe, wybijać nasz organizm z rytmu. Często wtedy czujemy się gorzej. Przesilenie letnie szczególnie dotkliwie odczuwa moja babcia Brygida. Według niej lekarstwem na złe samopoczucie jest wizyta w pewnym miejscu... DOMINIKA PIOTROWSKA Tym miejscem jest bardzo mała wioska Młyńsk w Borach Tucholskich. Tak mała, że nazywa się ją właściwie osadą. Przy wjeździe do niej – polną drogą – nie ma żadnej tabliczki, na której na zielonym tle białą czcionką byłoby napisane „Młyńsk”. Tabliczka z tą nazwą, ale biała z czerwonym napisem, bardzo stara i zniszczona, znajduje się na płocie jednego z gospodarstw pośrodku wsi i zapewne dla wielu przechodniów stanowi zagadkę... Zagadką dla mnie, smutną, była ilość martwych żab, które widziałam na drogach. Dziadek mówił mi zawsze, że nie mam się martwić ich losem, że w tamtejszych lasach żyje bardzo dużo zwierząt. Niezależnie od tego, czy było to dla mnie pocieszeniem, miał rację, gdyż fauna Borów Tucholskich jest bardzo bogata i liczna. Chociaż dotąd nie udało mi się zobaczyć bobrów, jednak pozostawiają one po sobie tyle „dzieł” (niedaleko Młyńska płynie rzeka Wda), że nie wątpię w ich tu obecność. Bory Tucholskie to znakomite miejsce na przygody ornitologów amatorów. Kiedyś chciałam zobaczyć klucz żurawi, bo nie wiadomo dlaczego, ale w mojej dziecięcej wyobraźni jawiły się POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Fot. Maciej Stanke one jako ptaki i okazałe, i piękne. Kilka dni czekałam na nie z dziadkiem niemalże o świcie i kiedy w końcu się udało, byłam zawiedziona, bo żurawie wyglądały jak latające łabędzie. Nigdy natomiast nie zawodziły mnie bociany, których na okolicznych polach zawsze jest bardzo wiele. Niestety, jak wiadomo, zjadają żaby... Roślinność tych terenów nie wydawała mi się już taka fascynująca, chociaż jak podają źródła, Bory Tucholskie mogą się pochwalić między innymi sosnami, dębami, grabami, osikami, lipami, wrzosowiskami, żurawiną błotną czy bagnem zwyczajnym. Polecam tutejsze przepyszne jagody i maliny. Ale najbardziej Bory Tucholskie kojarzą mi się z grzybami. Mój dziadek to grzybiarz absolutny. Wciąż czuję zapach suszonych grzybów, których co roku pełno jest wokół naszego domku letniskowego, i słyszę narzekanie babci, która ma już dość jajecznicy z kurkami. Nigdy nie będę zapalonym grzybiarzem jak mój dziadek, ale dzięki niemu wiem przynajmniej, że na poranne grzybobranie nie powinno się wkładać sandałów. Bory Tucholskie to raj dla grzybiarzy. Może nie każdego roku obradzają równie obficie, jednak tamtejsze zbiory można śmiało nazwać zbiorami na skalę przemysłową. Początkujący zbieracze powinni jednak uważać, bo wśród wielu rosnących tu gatunków jadalnych można też spotkać na przykład gołąbka wymiotnego, którego spożycie, jak nazwa wskazuje, nie kończy się najlepiej. Bardzo nie lubię plażowania w Trójmieście, bo tam można dostać w głowę piłką lub niespodziewanie mieć oczy pełne piasku. Plaża przy Jeziorze Czechowskim niedaleko Młyńska jest tak mała, że nie pomieści amatorów siatkówki plażowej. Jezioro jest bardzo czyste i gdyby znalazło się tam miejsce na budkę z napojami czy kiełbasą, tamtejsi przedsiębiorcy mogliby zrobić niezły interes. Na razie jedyną tego typu atrakcją jest maszyna do robienia waty cukrowej, którą czasem można zobaczyć przy plaży. Oprócz bobrów, grzybów, żab i wody w Borach Tucholskich są też ludzie. Mieszkają tu Zaboracy (nazwa pochodzi od słów „za borami”), Borowiacy Tucholscy oraz Kociewiacy. Jednak w moich kontaktach z miejscowymi nigdy nie usłyszałam żadnej z tych nazw. Kontakty te zresztą ograniczały się głównie do pytania o drogę. Zawsze gdy tam jestem, wydaje mi się, że wieś jest podzielona fizycznie na dwie części – gospodarstwa miejscowych i domki letniskowe przyjezdnych, a obie z nich oddziela nie tylko leśna ścieżka. 53 KASZËBIZNA W MÙZYCE Idol na nowi ôrt Latos Kaszëbsczégò Idola mòżemë òbzerac w pòzmienionym wëzdrzatkù. Téż òb czas Zjazdu Kaszëbów. Nen kònkùrs, jaczi wiele młodëch lëdzy òtemknął na kaszëbiznã, stónie sã mést jesz barżi przëcygający... M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N Drësznota ë bëlnô zôbawa – tak mógłbë so pòmëslec ò kònkùrsu Kaszëbsczi Idol, czej sã pòsłëchô jegò ùczãstników. To gwës dobrze swiôdczi ò ti rozegracji. Pò prôwdze je to równak dlô spiéwôrzów – jesz amatorów – dosc drãgô robòta, leżnota do rozwiju ë téż dlô niechtërnëch wôżny pùnkt w karierze. Nié wiedno leno mùzyczny. Kònkùrs je òrganizowóny przez Radio Kaszëbë ju òd 2008 rokù. Dosc chùtkò zrobiło sã z niegò czësto wiôldżé medialné ë mùzyczné wëdarzenié. Ùdba szlachùjącô za òglowòpòlsczim „Idolã” przëcygô młodëch òd zôczątkù, bò dôwô stegnã, żebë sã pòkazac, sprôwdzëc, a wszëtkò na zôczątkù w fòrmie castingów, taczich jak znajemë z telewizjowëch programów. Ë tak samò bëło przë tim wiele smiéchù ë pewno téż kąsk nerwów dlô biôtkùjącëch sã ò plac w programie. Ti, co mielë szczescé, ë do te òstelë bëlno òbsądzony przez jury, mòglë w kòżdi edicje rechòwac na warkòwnie (żebë pòdnaszac swòje mòżlewòtë), medialną promòcjã, në i jednã z nôdgrodów. Kòżdi finalista brôł téż ùdzél w nagrëwanim platczi z kònkùrsowima sztëczkama. Kònkùrs mô swòje dwie starnë. Tã dlô jegò ùczãstników ë tã dlô nas wszëtczich – to je dlô òdbiérców. Chcemë zaczic òd pôrã słów ò ti drëdżi. Kaszëbsczi Idol gwës je jedną z ùdbów, chtërna rëszëła do przódkù kaszëbską mùzykã. Ùtwórcowie mielë dlô kògò ùsôdzac sztëczczi, te bëłë nagriwóné na platkach, przedstôwiele je w radio, pòwstôwałë do nich teledisczi. Kò to téż je ùbògacanié naszi kùlturë. Do tegò Kaszëbsczi Idol dôł nama cos nowòczasnégò. Kaszëbsczi kònkùrs dlô młodëch ë to taczi, że ni mùszelë jich do niegò wëpëchac 54 Òdj. Wérónika Kòrthals szkólny. Kònkùrs zòrganizowóny téż na nowòczasny ôrt. Bëło ò nim czëc w radio, mogł gò widzec w zdrzélnikù, bëło mòżna przińc na kòncertë w rozmajitëch môlach a głosowac na swòjich ùlubionëch spiéwôrzów, sélającë smsë. Jistno jak w wiôldżich, òglowòpòlsczich telewizjowëch produkcjach. A tegò kòl nas – trzeba przëznac – kąsk felowało. Na pierszô starna – dlô ùczãstników, to nié leno ju wspòmniónô wëżi promòcjô ë warkòwnie. To téż danié jima pòczëcô, że mòżna sparłãczëc swòje planë z jãzëkã kaszëbsczim ë z naszą kùlturą. Że mòżna wzerac na swòjã przińdnotã przez kaszëbskòsc. Jak gôdają lëdze, co brelë ùdzél w slédnëch edicjach Idola – dlô wiele z nich to téż béł plac, gdze biôtkòwelë sã ze swòjima słabòscama. Chòcbë ze strachã przed pùblicznyma wëstãpama. Pòdczorchiwô to latosy dobiwca nôdgrodë słëchińców – Kazmiérz Pòppel: Na casting jô szedł ze wzglãdów psychòlogicznëch, krótëchno gôdając, żebë przełómac pòstãpną greńcã. Wëstãpë na binie nie bëłë mie cëzé, ale to równak bëło cos czësto jinszégò. Nen kònkùrs miôł cësk na jich wëbiérë w żëcym: na jaczé sztudia szlë, gdze szukelë robòtë. A czerowôł òn nié blós do mùzyczi, ale téż do gazétnictwa czë szkòłowiznë. To dlôte – jak gôdô Wérónika Kòrthals, spiéwôczka òd zôczątkù związónô z kònkùrsã jakno prowadzącô POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 KASZËBIZNA W MÙZYCE / WAŻNE DATY DZIAŁO SIĘ w lipcu i sierpniu Òdj. z archiwùm Radia Kaszëbë warsztatë abò jakno juror – że dôwô òn snôżé doswiôdczenié. Młodi lëdze mają mòżlewòtã prezentowaniô sã na binie przed lëdzama. Biorą ùdzél w ùczbach wòkalnëch, tuńcownëch, dôwają wëwiadë, mają profesjonalną òdjimkòwą sesjã, a do te są w nôlepszim towarzëstwie. Latos Radio Kaszëbë nie òrganizëje swòjégò nôwôżniészégò kònkùrsu w taczim sztôłce, jaczi më znajemë. Mómë za to jegò rozwiniãcé – Kaszëbsczi Idol Live. Jak gôdô direktorka ë przédnô redaktorka Radia Kaszëbë Ana Kòscukewicz-Jabłońskô: projekt wzął sã z tegò, że përznã më czëlë, że czegòs felowało w ùszłëch edicjach Kaszëbsczégò Idola. Zdôwa sã nama, że mòżlëwòtë, jaczé ùdało sã wëzwòlëc dzãka kònkùrsowi, nie òstałë w całoscë wëzwëskóné. Dlôte ùrodzył sã Kaszëbsczi Idol POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Live, projekt, chtëren mô wlac wicy żëcégò, wicy energie w donëchczasną ùdbã. Nowô rozegracjô to cyg kòncertów, sparłãczoné z tim próbë ë warkòwnie, do chtërnëch òstelë wcygniãti finaliscë ùszłëch edicjów (to prawie òni zaprezentëją sã òb czas zjazdu we Wiôldżi Wsë). Spiéwôrzë ju z jaczims doswiôdczenim prezentëją dokazë pò kaszëbskù ë pò pòlskù. W tim téż kaszëbsczé wersje swiatowëch hitów. Mô to bëc baro bëlny bédënk dlô òdbiérców. Ju dzysô projekt Kaszëbsczi Idol, w dôwny ë nowi swòji wersji, to przënômni cziledzesąt lëdzy w niegò zaangażowónëch. To równak téż wiele, wiele wicy tëch, do chtërnëch docarł jegò brzôd. Zdôwô sã, że wôrt sprôwdzëc, co je przërëchtowóné dlô nas tim razã… • 1 VII 1913 – z inicjatywy Aleksandra Majkowskiego przy ul. Morskiej (obecnie ul. Bohaterów Monte Cassino) w Sopocie otwarto Muzeum Kaszubsko-Pomorskie. • 7 VII 1883 – w Kościerzynie urodził się Józef Magnus, kupiec, przemysłowiec, społecznik, filantrop, działacz społeczny, twórca pierwszej na Kaszubach fabryki cukierków, czekolady, konfitur i wafli „Magna”. Zmarł 28 kwietnia 1937 w Wejherowie. • 9 VII 1953 – w Łodzi zmarł Józef Jakóbkiewicz, lekarz, założyciel pierwszych harcerskich drużyn morskich, twórca Zakładu Dzieci Syberyjskich w Wejherowie, organizator Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Urodził się 16 września 1892 w Permie na Uralu (Rosja). • 13 VII 2003 – w Słupsku zmarła Anna Łajming, pisarka. Pisała głównie po polsku, ale treść i dialogi kaszubskie w utworach wyznaczają jej wysokie miejsce w literaturze kaszubskiej i ogólnopolskiej. Urodziła się 24 lipca 1904 w Przymuszewie. • 2 VIII 1993 – w Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym w Wieżycy rozpoczęło się I Sympozjum Polonii Pomorskiej. W następnych latach Sympozja przekształciły się w Spotkania Polonii Kaszubsko-Pomorskiej. • 3 VIII 1983 – w Gdyni zmarł Leon Jan Łuka, archeolog, muzeolog, bibliograf, założyciel i redaktor periodyku Muzeum Archeologicznego w Gdańsku „Pomorania Antiqua”, autor wielu publikacji z zakresu archeologii, laureat i kawaler wielu honorowych wyróżnień oraz odznaczeń, m.in. Medalu Stolema. Jego pasją było przede wszystkim propagowanie wiedzy archeologicznej z terenu Kaszub i Pomorza. Urodził się 1 kwietnia 1918 w Międzyrzeczu Lubuskim. • 10 VIII 1873 – w Jastarni urodził się Wawrzyniec Konke, rybak, szyper Żakowej Maszoperii Konkowej, szkutnik i stolarz. Konke jest m.in. bohaterem książki Augustyna Necla Z deszczu pod rynnę. Zmarł w Gdyni 14 października 1934 i pochowany został na cmentarzu parafialnym w Jastarni. • 14 VIII 1873 – w Brzeźnie Szlacheckim urodził się Augustyn Lew-Kiedrowski, rolnik, wójt, działacz społeczno-narodowy na Gochach. 24 października 1939 został aresztowany przez hitlerowców i po krótkim pobycie w więzieniu w Chojnicach rozstrzelany w Dolinie Śmierci koło tego miasta. Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie 55 Kronikarz z kaszubskich lasów M AYA G I E L N I A K Przez ostatnie 45 lat zapisał ponad 12 000 stron. Dla kogoś, kto w dalekiej przyszłości będzie się interesował historią, i to nie tylko leśnictwa, kroniki leśniczego Wojciecha Gwizdały będą stanowiły kopalnię informacji. 56 Fot. Maciej Stanke POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 SYLWETKI POMORZAN Początek w technikum W leśniczówce zamieszkać głuchej Pośród buków, leszczyn i dębów Pod stopami trzask gałązek suchych Górą słońce w prześwitach wyrębu W leśniczówce z marzeń wyjętej Nieobecny od wszystkiego innego Myśli nasze na klucz zamknięte Szumią cicho jak cynkowe rynny Tym wierszem Gałczyńskiego rozpoczyna się XXVIII tom kronik Wojciecha Gwizdały. Dalej autor zapisał tak: „19 stycznia 1981 roku, godzina 21.54, leśniczówka Dywan: Od tego momentu zacząłem pisać zeszyt inny nieco, bo tematyczny, poświęcony jednemu tylko zagadnieniu – leśnictwu, a ściślej, mojej pracy na terenie leśnictwa z uwzględnieniem wszystkich ważniejszych prac, planów i ludzi (...). Być może nie będzie to tylko informacyjny zapis tego, co robię. Może uda mi się wzbogacić ten tomik o inne dodatki, które zależeć będą od mojej inwencji i pomysłów. Przy okazji opiszę warunki przyrodnicze i siłę roboczą. A co z tego wyjdzie, okaże się na końcu”. Trzydzieści lat później, pod datą 25 października 2011 roku, napisał: „W dniu wczorajszym minęła 45-ta rocznica rozpoczęcia pisania kroniki. Dla mnie jest to ważna data (...). Nie sądziłem, że uda mi się dociągnąć z tym kronikarzowaniem aż tyle lat. I póki co, nie zamierzam zakończyć”. Pasją leśniczego Wojciecha Gwizdały jest pisanie. Zaczął pisać w II klasie technikum leśnego w Tucholi. Początkowo notował na bieżąco wszystko, co się działo. Chwila refleksji przyszła, gdy na lekcji polskiego usłyszał o pisarzu, który był autorem 32 tomów powieści. Zastanowił się, czy dałby radę tyle napisać. Wtedy to z dwoma kolegami postanowiliśmy, że będziemy lepsi od tego pisarza. Co to jest, 32 tomy przez całe technikum? – wspomina Wojciech Gwizdała. Pisaliśmy razem, na zmianę, tak więc często ta sama sytuacja jest opisana z paru punktów widzenia. Do dziś mam te zeszyty. Po szkole pisałem dalej. Nawet więcej, gdyż miałem dużo czasu i mnóstwo się działo. Miłość do lasu i książek Zawsze lubił literaturę. Dużo czytał. Był świetny z historii i z polskiego. Dlaczego został leśnikiem? Za nic nie POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Fot. M. Gielniak chciałem być nauczycielem jak moi rodzice, poloniści. Wystarczył mi codzienny widok stert zeszytów do poprawiania. Wybrałem las. I to był dobry wybór. W lesie też można przecież czytać światową literaturę. I pisać. Nikt nie zabrania, a i czasu jest więcej. Po technikum, w roku 1970, został leśniczym w leśnictwie Dywan w Nadleśnictwie Lipusz. Od lat prenumeruje „Literaturę na świecie”, śledzi nowości literackie, stara się być na bieżąco. Interesuję się literaturą – podkreśla W. Gwizdała. O książce „Imię Róży” wiedziałem pięć lat wcześniej, zanim się zrobił szum wkoło niej. Zawsze muszę w mojej kronice coś o aktualnym literackim Noblu napisać i lubię mieć jakąś rzecz danego noblisty na półce. Przeczytałem wielu modernistów amerykańskich, „Ulissesa”, dzieła filozofów. Mam masę książek i wszystkie przeczytałem. Gdy mieliśmy remont, to największy problem był, co z książkami zrobić. Te 60 zapisanych zeszytów, to zawsze gdzieś zmieszczę, ale książki? Z tym było gorzej. ze śmiechu. Zapisywałem wtedy wszystko, przepisy, jak się kaszki gotuje, ile razy pieluchy zmieniałem, co dzieci zbroiły, wszystko. Zapiski Wojciecha Gwizdały to skarbnica wiedzy o tym, jak się żyło dawniej, od lat 60. ubiegłego wieku do dziś. Autor mówi o nich: Nie jest to dziennik ani pamiętnik, to kronika. Od początku to była kronika. Początkowo pisał w grubych zeszytach. Po jakimś czasie zaczął wklejać do nich widokówki, bilety, programy teatralne, wszystkie ciekawe rzeczy. Kartki żywnościowe, kartki do głosowania, kartki na paliwo. Jest tu cała historia lat 80. Wszystko porządnie opisane, z datami. Kiedyś ze zdumieniem policzyłem, że mam już ponad 12 000 stron! Nie żebym miał bić jakieś rekordy, tak po prostu sam dla siebie byłem ciekaw, jak daleko w to pisanie zabrnąłem. Wpadłem w to i nie mogę przestać. To jest jak nałóg – mówi. Nałóg pisania Leśniczy Gwizdała pisze codziennie. Gdy dzieci były małe, pisał dla nich opowiadania, wierszyki, próbował wszystkiego z wyjątkiem sztuk teatralnych. Niedawno córki dobrały się do zapisków sprzed lat – opowiada – i czytając, płakały Kopalnia informacji Trudno jest oderwać się od czytania tych kronik. Są różnorodne i bardzo bogate w treść. Czytając je, wyobrażałam sobie, co znajdzie w nich kiedyś, może za 100, może za 200 lat, hipotetyczny badacz. 57 SYLWETKI POMORZAN Fot. M. Gielniak Przeczyta notatki z dnia codziennego, np. z 6.01.2011: „W tym roku 6 stycznia będzie pierwszym, od 1960 roku, Dniem Objawienia Pańskiego (potocznie nazywany Świętem Trzech Króli) wolnym od pracy (...)”, następnie znajdzie przytoczoną za Marco Polo legendę o trzech mędrcach oraz opis roślinki zwanej kadzidłem Cartera. Albo tę: „wtorek 29.11.2011. Tak jak wczoraj o 7.10 do lasu, by wydać drewno. Odbiorca – Complex. I tak jak wczoraj ciemno w domu i chłodno. A wszystko z powodu niedzielno-poniedziałkowej wichury, która nawiedziła północ kraju. Dawno nie było takich wichur. Mogłem zobaczyć w oddz. 92f, gdzie odbierałem dłużyce, jak wiatr potraktował nieosłoniętą ścianę lasu. Znowu będzie robota przy usuwaniu szkód. (...) Światło wróciło dopiero po 16.30 (od niedzieli – 18.00). Dobrze, że wypłatę zdajemy po 02.12. Odwykłem od pisania przy świecach”. Znajdzie informacje o pogodzie, opisy prac leśnych, opisy wywożonych asortymentów, telefonogramy z nadleśnictwa, programy balów leśnika, dotyczące różnych spraw decyzje nadleśniczego, inwentaryzacje zwie- 58 rząt łownych, opisy zakresu kontroli i szkoleń, opisy firm transportowych, firm tartacznych, stawki na usługi leśne, informacje o wszelkich zmianach na stanowiskach – od prostych leśniczych po dyrektorów generalnych i ministrów. Wśród tych wiadomości będzie miał dokładne opisy parków krajobrazowych, rezerwatów, rezerwatów biosfery, roślin, dziko żyjących zwierząt czy ptaków, np.: „Czajka – gnieździ się na podmokłych łąkach i pastwiskach o niskiej roślinności, z dostępem do płytkiej wody i odsłoniętej, miękkiej gleby, którą sonduje dziobem w poszukiwaniu drobnych bezkręgowców (...)”, lub „Arboretum Wirty położone jest na Pojezierzu Starogardzkim, na terenie nadleśnictwa Kaliska, leśnictwo Borzechowo, oddz. 37., zajmuje powierzchnię 33,61 ha, na której zgromadzono przeszło 450 gat. drzew i krzewów”. Zyska też szczegółowe informacje o nadleśnictwach, przykładowo: „Nadleśnictwo Kędzierzyn Koźle położone jest w środku kompleksu leśnego. Zabudowania, w skład których wchodzą dom, stajnia, stodoła i wieża, powstały w 1876 roku. Gospodarzem obiektu był do II woj- ny światowej łowczy książęcego rodu Hohenzollernów. (...) W latach 2005–2006 obiekt został pieczołowicie wyremontowany, z zachowaniem wszystkich istniejących jeszcze detali i obecnie znajduje się w nim siedziba nadleśnictwa (tu następuje dokładne wyszczególnienie wszystkich budynków) (…). Budynki N-ctwa, a szczególnie 35-metrowa wieża, górują nad okolicą i są widoczne z daleka”. Inny przykład: „Nadleśnictwo Miastko gospodaruje obecnie na pow. blisko 23 tys. ha, siedliska lasowe stanowią 46% powierzchni, najczęściej występującym typem siedliskowym jest BMśw, (…) mocno zróżnicowana rzeźba terenu, pokaźna ilość jezior – 54 i naturalnych cieków wodnych (...)” Wszystko to przeplatane wierszami znanych poetów – Szymborskiej, Leśmiana, Gałczyńskiego, Ejsmonda, Tetmajera i cytatami z literatury. Zbieranie folderów, map, widokówek Polskie parki narodowe to oczko w głowie leśniczego Gwizdały. Dokładnie je w swoich kronikach opisał, ilustrując wklejanymi mapkami, folderami, POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 SYLWETKI POMORZAN nadleśnictw, jedzie tam. Prosi o pieczątkę pod zdjęciem i jakiś wpis. Potem własnoręcznie opisuje to miejsce. Na jednym ze zdjęć widzimy budynek nadleśnictwa Trzebciny. Pod nim pieczątka i wpis: „Miło spotkać pasjonata. Dobrze, że jest ktoś, kto dokumentuje leśną teraźniejszość. Z życzeniami wytrwania w tej żmudnej pracy serdecznie pozdrawiam”. Dalej opis sporządzony przez kronikarza: „W 1880 r., w ówczesnym zaborze pruskim zostaje powołane do życia n-two Trzebciny. Jest jedną z najwcześniej utworzonych jednostek. Dzisiejsza siedziba nadleśnictwa mieści się w zabytkowym budynku. (...) Ogólna powierzchnia n-ctwa wynosi 16,6 tys. ha (…). 8588 ha terenu nadleśnictwa podlega ochronie w ramach Wdeckiego Parku Krajobrazowego (...)” Fot. z archiwum W. Gwizdały widokówkami. Kroniki uzupełnione są ogromnym zbiorem opracowań, albumów, informatorów. Wszystkim, co tylko udało mu się na dany temat zdobyć. Jest też notatka o zwycięzcach konkursu dla nadleśnictw „Zachwycać folderem” z dopiskiem: „ciekawe, czy uda mi się zebrać wszystkie foldery nadleśnictw”. Obecnie już prawie wszystkie konkursowe foldery ma na półce. Jak to gromadzę? Wysyłam list, a w nim piszę, że mam leśną kronikę i proszę o materiały. To mi przysyłają. A jak zwiedzam w czasie urlopu jakiś park czy inne miejsce, to idę do dyrektora, rozmawiam, pieczątkę do mojej kroniki biorę, zostawiam adres i potem mi regularnie różne promocyjne rzeczy przysyłają, kalendarze, widokówki, książki. Mam dzięki temu albumy, których w ogóle w sprzedaży się nie dostanie. Jak ktoś jest hobbystą, jak się czymś interesuje, to ludzie zawsze chętnie coś dadzą! – opowiada Wojciech Gwizdała. Dokumentowanie leśnej teraźniejszości W różnych miejscach kroniki znajduje się mnóstwo wpisów leśniczych, strażników leśnych, nadleśniczych, dyrektorów parków narodowych, kolegów z pracy, sekretarek, księgowych, dziennikarzy, lekarzy, strażaków. Chciałbym mieć wpisy wszystkich pracowników nadleśnictwa Lipusz. Jeszcze mi kilku brakuje – zwierza się. Od dwóch lat zeszyty zastąpiły pięknie ilustrowane kalendarze: leśny i myśliwski – prezent od Jarosława Czarneckiego, nadleśniczego nadleśnictwa Osusznica. Dopiero dzięki nim nasz kronikarz naprawdę rozwinął skrzydła. Kalendarze są duże, jest wiele miejsca do pisania pod każdą datą, a ilustracje związane z leśnictwem dały W. Gwizdale nowe pole do popisu. Stara się dotrzeć do ludzi widniejących na zdjęciach, prosi, by coś od siebie pod zdjęciem napisali. Gdy na zdjęciu są leśniczówki lub budynki Zabawa w Galla Gwizdałę W kronikach są też zamieszczane ciekawostki. Na przykład najkrótsza nazwa miejscowości w Polsce „Oś”, wpisy leśniczych o tym samym nazwisku, a czasem i imieniu: „leśniczy W. Gwizdała z pozdrowieniami dla leśniczego W. Gwizdały”. Albo relacja ze znalezienia „swojej” wioski: „Nie do końca mamy przegwizdane! Mamy swoją wioskę. Przypadkiem odkryłem miejscowość o nazwie Gwizdały. Jest tam jedyne w Europie muzeum gwizdków. Pojechaliśmy tam z żoną Teresą w czasie urlopu. Poszedłem do pani sołtys i od drzwi mówię: Ja jestem Gwizdała i należy mi się połowa podatków zbieranych w tej wsi! Śmiała się. Dostałem oczywiście pieczątkę i wpis do kroniki”. Wojciech Gwizdała mówi o sobie, że jest czymś w rodzaju reportera. Zadaje sobie jakiś temat, żeby go opisać, i pracuje nad nim. Opisuje miejsca, w których był, miejsca, które chce zwiedzić. Dzięki swojej pasji spotyka ciekawych ludzi, poznaje wiele interesujących miejsc, słyszy wiele historii, które potem opisuje. Czytał kroniki Jana Długosza, Wincentego Kadłubka i Galla Anonima. Mówi: Jestem jak ten Gall, ale nie Anonim, tylko Gwizdała. Ja się tym pisaniem po prostu bawię. No bo nie dlatego przestajemy się bawić, że się starzejemy, tylko dlatego się starzejemy, że przestajemy się bawić. A MOŻE PRENUMERATA? POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 s. 2 59 ŚLADAMI BAŚNI Z Alzacji do kroniki Pręgowa? Na całym świecie baśnie wędrują z okolicy do okolicy, z kraju do kraju. Zwykle autorzy takich przenosin bywają anonimowi, a literaturoznawcy mogą jedynie domyślać się czasu, dróg i okoliczności zachodzenia owego procesu. Tym ciekawsze jest, kiedy uda nam się na taki ślad trafić. JERZY ŁUKASZEWSKI Skąd się wzięły stolemy W 1923 roku Zachodniopruskie Wydawnictwo w Gdańsku wydało drukiem kronikę Pręgowa, napisaną przez tamtejszego proboszcza Brunona Lemke, a będącą owocem kwerendy źródeł niemieckojęzycznych, jakiej duchowny dokonał. Omawiając na wstępie czasy zasiedleń tych terenów po epoce lodowcowej, przytacza dwie opowieści. Jedna mówi o olbrzymach leżących w bursztynowych trumnach. Czy to tylko baśń? Tak, ale baśń mająca całkiem racjonalne i materialne źródło. Przede wszystkim należy pamiętać, czym w zamierzchłych czasach były dla ludzi baśnie, mity, sagi itp. Były to próby zrozumiałego opisania świata, co jak się wydaje, jest i zawsze było jedną z najistotniejszych potrzeb ludzkiej psychiki. Zrozumienie świata oznaczało dla człowieka uwolnienie się od lęku przed nieznanym, wytworzenie w sobie przekonania o przewidywalności zjawisk. Znane jest to już z kart Biblii, gdzie w księdze Genesis mamy scenę przedstawiającą Boga pokazującego Adamowi stworzony przez siebie świat. Charakterystyczne, że to nie Bóg, ale właśnie Adam nadaje rzeczom i istotom imiona. Nadanie imienia oznacza bowiem zrozumienie istoty danej rzeczy. Ten sam mechanizm stworzył kaszubskich stolemów. Ludzie mieszkający na terenie, na którym występuje duża ilość ogromnych głazów narzutowych, chcieli wiedzieć, skąd one się tam wzięły. Nic prostszego, jak obarczenie odpowiedzialnością za ich istnienie i rozmieszczenie olbrzymich istot, które dałyby sobie radę z wielotonowymi ciężarami. Od niepamiętnych czasów znajdowano na Kaszubach groby kultury pomorskiej zawierające wiele ozdób 60 Stolemka z Kaszubskiego Oka w Gniewinie. Fot. D.M. z bursztynu. Wydaje się więc, że proces zaistnienia w świadomości obrazu olbrzymów spoczywających w „bursztynowych” trumnach jest stosunkowo łatwy do odtworzenia. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę znajdowanie w grobach urn twarzowych, mogących w procesie „ubaśniowienia” zmienić się POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 ŚLADAMI BAŚNI w głowy zmarłych. Zważywszy rozmiary tych ceramicznych skarbów, zmarły musiałby być (proporcjonalnie) olbrzymiego wzrostu. Ale opowieści mające swe źródło w przetworzonej informacji o rzeczywistych znaleziskach mogły również stanowić rodzaj identyfikacji terenowej, być czymś w rodzaju pierwotnej geografii politycznej. Jeśli dwaj obcy ludzie, spotykając się, mówili: „Jestem stamtąd, gdzie stolemy zarzuciły bród głazami”, „Jestem stamtąd, gdzie olbrzymy śpią w bursztynowych trumnach”, to oprócz wszystkiego innego rozumieli się nawzajem i przestawali być sobie obcy. Na podstawie takich właśnie opowieści tworzone były często toponimy. Na wartość takich legend zwracał uwagę Godfryd Ossowski, pisząc, że często wskazują one na teren, którym warto się zainteresować. Alzacka legenda Dodatkowym argumentem jest fakt występowania opowiadań o olbrzymach w całym pasie ostatniego europejskiego zlodowacenia, gdzie rzeźba terenu zawierała elementy możliwe do opisania za pomocą postaci obdarzonych nadludzkimi rozmiarami, tak jak na Kaszubach. Trudno uznać to za przypadek. Nic więc dziwnego, że czasem trafi się na ślad transponowania podań z jednego końca Europy na drugi, jeśli treścią niezbyt odbiegają od miejscowych, a ujęciem tematu pasują do istniejącego już zbioru. Taka jest właśnie druga opowieść wspomniana przez proboszcza z Pręgowa, a którą lokuje on w dolinie Raduni. Nie znajdujemy tej legendy w kaszubskiej literaturze. Nie wspomina o niej Ramułt, nie odnotowuje jej Lorentz. Jest to o tyle ciekawe, że opowieść już w XIX wieku była dość znana i wykorzystywana przez najsławniejszych autorów, z braćmi Grimm włącznie Adelbert von Chamisso, opierając się na wersji Grimmów, napisał poemat, który przedstawia sprawę tak: W dolinie rzeki Hasel (Alzacja) wciąż widać ruiny starego zamku znanego jako Nideck. Płodna wyobraźnia ludowa nie omieszkała opleść go legendami. Opowiadano, że w dawnych czasach Nideck był zamieszkany przez rasę olbrzymów, do których należały okoliczne ziemie. Dobrzy to byli panowie i nigdy mieszkańcy równiny nie skarżyli się na ich rządy. Jednak pewnego dnia Gredel, nudząca się w ponurych murach zamku córka kasztelana, zmyliła czujność matki i wymknęła się do doliny, by zakosztować uroków swobody. Biegnąc i radośnie podskakując, nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że jej stopy druzgoczą całe połacie świerkowych lasów i niszczą wszystkie plony. Ach, ileż wrażeń dostarczała jej ta przechadzka! Miasteczko Haslach, do którego wkrótce dobiegła, wydało jej się najwspanialszą z zabawek. Zachwycił ją srebrzysty dźwięk dzwonów kościelnych, a domy wydawały się czekać, aż zamieszkają w nich jej lalki. Czubkiem palca otwierała okiennice, podczas gdy przerażeni mieszkańcy biegli skryć się w piwnicach. Gredel nie chciała wracać do rodzinnego zamku, nie zabrawszy ze sobą kilku z tych fascynujących drobiazgów. Pokazałaby je rodzicom i rozweselałyby one jej codzienną samotność. Rozpostarła więc na polu róg fartucha i szybkim ruchem zgarnęła na niego pług zaprzężony w woły i paru nieszczęsnych chłopów, którzy na próżno próbowali uciec. W paru susach wspięła się z powrotem na szczyt góry i, cała szczęśliwa, zaprezentowała ojcu swoje znalezisko. Postawiwszy na ogromnym zamkowym stole zaprzęg i ludzi, olbrzymka zabawiała się, popychając ich palcem i zmuszając do podążania w wybranym przez nią kierunku. Ale pan na zamku Nideck srodze się rozgniewał i grzmiącym głosem oznajmił: – To nie są zabawki, moja córko, a to, co robisz, jest bardzo złe. Gdyby ci mali ludzie nie uprawiali ziemi i nie siali zboża w dolinie, my, olbrzymy z gór, nie mielibyśmy co jeść. Dalej, pospiesz się! Zawiń zaprzęg i ludzi z powrotem w fartuch i jak najdelikatniej odstaw ich w miejsce, gdzie ich znalazłaś. Zawstydzona i skruszona Gredel pospieszyła wypełnić polecenie ojca. Tego dnia zrozumiała, jak bardzo wielcy tego świata potrzebują pracy skromnych i maluczkich. Piękna, bajka, która nie straciła aktualności. Zamek Nideck leży w Alzacji, w dolinie rzeki Hasel, daleko od Kaszub. Inspiracja nie tylko dla artystów Jak wspomniałem, von Chamisso opierał się na wersji Grimmów. Okazuje się jednak, że i ona nie jest najstarsza. Baśń o królewnie olbrzymce („Riesenspielzug”) zaczerpnęli z pisanej po alzacku opowieści autorstwa Charlotte Engelhardt-Schweighaeuser, wydanej w 1808 roku. Sama autorka powoływała się na opowiadanie znanego sobie gajowego z lasów w Nideck. Tekst Engelhardt-Schweighaeuser i kronikę Lemkego dzieli ponad sto lat. Czy możliwe, aby pręgowski proboszcz nie znał tej baśni? Można w to powątpiewać. Był człowiekiem na owe czasy stosunkowo dobrze wykształconym, a opowieść, jak się okazuje – znana. A może po prostu słysząc lokalne podania o stolemach, stwierdził, że znana mu alzacka baśń pasuje do tutejszej literatury? Kaszuby nie leżą w górach, ale teren jest mocno pofałdowany, co krok głazy narzutowe, przepiękny i głęboki jar Raduni z powodzeniem może zastąpić dolinę Hasel, a stolemy są tutaj codziennością. Wszystko do siebie pasuje. Dlaczego nie włączyć do tego nurtu pięknej alzackiej baśni z ponadczasowym morałem? Źródeł informacji Lemkego prawdopodobnie nigdy nie poznamy, ale to, że usiłował przenieść alzacką opowieść na teren Kaszub, świadczy o jego stosunku do miejsca duszpasterskiej pracy. Kaszuby nie mogły być mu obojętne, skoro nie wystarczył mu sam opis na podstawie źródeł, lecz postanowił go wzbogacić nowym elementem. Dla porządku odnotujmy tylko, że opowieść o królewnie olbrzymce inspirowała wielu artystów plastyków, co zaowocowało sporą ilością obrazów, rycin, rysunków i litografii. Wykorzystywano je nawet jako pocztówki, wydawane w dużych, jak na owe czasy, nakładach. Niewykluczone, że to właśnie one, jako docierające do największej ilości odbiorców, były źródłem, z którego czerpał pręgowski proboszcz. WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL PORTAL INFORMACYJNY ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 61 WIELKIE POMORZE Òd Gduńska do Roztoczi bróm… Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Gdańsku zorganizowało w tym roku wyprawę do Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Relację z tego wydarzenia przysłali do naszej redakcji Tomasz Szymański oraz Jan Kulas. Tę pierwszą prezentujemy poniżej, a drugi z wymienionych tekstów znajdą Państwo na naszej stronie internetowej oraz w kolejnym numerze „Tek Kociewskich”. TOMASZ SZYMAŃSKI W tym roku wybraliśmy się do krainy, w której każda nazwa miejscowości przypomina o słowiańskiej przeszłości tych ziem. Na mapie Meklemburgii-Pomorza Przedniego znajdziemy zarówno zwyczajne Gnojno, jak i dumny Kraków (obecnie zwany Krakow am See), w którym jak na miejscowość o takiej nazwie przystało, odbywały się sejmy rycerstwa meklemburskiego. Gryfia – Strzałów – Arkona Nazwa „Meklemburgia” pochodzi od miana słowiańskiego grodu Mechlin lub Mechelin, nieodparcie kojarzącego się z naszymi Mechelinkami. Wycieczkę rozpoczęliśmy od przejazdu przez wyspę Uznam, a głównym celem był Greifswald (Gryfia). Rytm życia miasta wyznacza założony w 1456 r. uniwersytet, znany nam przede wszystkim ze studiów Aleksandra Majkowskiego. Po latach tak wspominał swój pobyt w Gryfii: „Wielkie wrażenie wywarło na mnie pierwsze odwiedzenie krużganków starego uniwersytetu: w ścianie wmurowane widniały tam medaliony średnicy 1 metra z portretami książąt pomorskich, w kamieniu wyciosane. Nie mogę opisać siły wrażenia, jakie na mnie wywarły napisy umieszczone na tych medalionach, w których się często powtarzał ustęp: dux Pomeranum et Cassuborum – albo – et Cassubiae. Przypuszczam, że z tych napisów »Książę Kaszubów« strzeliła pierwsza iskra budząca mnie do pracy na polu politycznym” (J. Borzyszkowski, Aleksander 62 Majkowski (1876–1938). Biografia historyczna, Gdańsk – Wejherowo 2002). Drugi dzień wycieczki rozpoczęliśmy od zwiedzania Stralsundu (Strzałowa). Miasto jest szczególnie związane z naszymi dziejami. Tutaj 11 kwietnia 1254 r. zmarł nagle niespełna 20-letni Sobiesław III, jedyny syn księcia tczewskiego Sambora II. Patrząc z perspektywy dziejów, można rzec, iż był to przysłowiowy początek końca naszej rodzimej dynastii. Następnie udaliśmy się do Arkony, niegdyś najświętszego miejsca Słowiańszczyzny zachodniej, gdzie czczono Swantewita – Świętowita. Dzisiaj ze sławnego gardu pozostały jedynie resztki wałów. Patrząc na te skromne pozostałości, natychmiast przypomina się fragment powieści Majkowskiego „Żëcé i przigòdë Remùsa” o knowaniach Smętka: „Duńsczégò żôłniérza rãkama jô spôlił Rujańską Stannicã, a Swiãtowita stolëmny pòsąg rznął jem na zemiã, a z jegò rzezbą pokrëtëch człónków ùtłukł jem wiórë w òdziń pòd grónczi żôłniérsczi strawë” (wszystkie cytaty z powieści Majkowskiego pochodzą z wydania opublikowanego przez Oficynę Czec w 2010 r.). Wracając z Arkony, przejeżdżaliśmy nieopodal Altenkirchen (Cerkwica lub Kościelec Rański). W tej miejscowości znajduje się kościół, jeden z najstarszych na Rugii (jego budowę rozpoczęto ok. 1185 r. W ścianę tej świątyni – podobnie jak w mur bazyliki w Bergen auf Rügen (Góra) – została wmurowana tajemnicza płaskorzeźba. Istnieje wiele hipotez na ich temat, ale najpewniej przedstawione na nich postaci były związane z kultem Swantewita. Umieszczenie płaskorzeźb w chrześcijańskich świątyniach zapewne miało symbolizować triumf nowej wiary, ale i zachęcić głęboko przywiązanych do tradycji Słowian do odwiedzania nowych miejsc kultu. Zaryzykować można twierdzenie, że jeszcze przez długie lata Rugianie wewnątrz kościołów modlili się do boga najeźdźców, a na zewnątrz, po staremu, w ojczystej mowie wzywali Swantewita. Bë òżëlë znôwù w mòcë i chwale... Wielu wrażeń dostarcza wizyta w Parku Narodowym Jasmund na Rugii. Godne podziwu są wspaniałe kredowe klify z najsłynniejszą skałą zwaną Königsstuhl – Tron Królewski – wysokości 118 m. Dzisiaj te urwiska noszą nazwę Stubbenkammer, miano to wywodzi się od słowiańskiej nazwy Stopienne skały. Przypominają się słowa Ormuzda: „(...) rozeżglã płomiéń òd biôłégò Hélu pò Stopienny Kamiéń, bë òżëlë znowù w mòcë i chwale”. Kolejnego dnia opuściliśmy Pomorze Przednie, historyczną część dawnego księstwa zachodniopomorskiego. Symbolem Pomorza Zachodniego – zjednoczonego przez Bogusława X Wielkiego na początku XVI wieku – stała się dziewięciopolowa tarcza, składająca się z herbów ziem wchodzących w skład jego państwa. Znajduje się na niej również czarny Gryf Kaszubski. Książęta zachodniopomorscy używali jednak także innego godła – gryfa dzierżącego w prawych szponach miecz, a w lewych otwartą Biblię z dewizą Pro Deo et Patria (Za Boga i Ojczyznę). POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 WIELKIE POMORZE Przypuszczalnie ten herb zainspirował Aleksandra Majkowskiego do napisania ważkich słów, hasła Wid i Miecz, wielokrotnie pojawiającego się w powieści o Remusie. Patrząc na Rostock, nieodparcie przypomina się inny fragment największego kaszubskiego dzieła literackiego, w którym Pan Józef pokazuje Remusowi symboliczną mapę kaszubskiej ziemi i wspomina jej dawną chwałę oraz wielkość od Gduńska jaż do Roztoczi. Tragiczne dzieje zachodniej słowiańszczyzny Stolicą niemieckiego landu Meklemburgia-Pomorze Przednie jest Schwerin (Zwierzyn). Główną atrakcją miasta jest niesamowity, wręcz bajkowy zamek książąt meklemburskich. Główny wjazd do budynku jest zwieńczony konnym posągiem Niklota, władcy Obodrytów, wybitnego polityka i wodza, który w 1147 r. pokonał wyprawę krzyżową zorganizowaną przeciwko Słowianom połabskim. Brutalne metody nawracania sprawiły, że książę Niklot oraz Obodryci trzymali się starych wierzeń i pokładali nadzieję w rodzimych bogach. Krwawe i długotrwałe walki wyczerpały jednak siły Słowian, a o klęsce Związku Obodryckiego przesądziła secesja dwóch plemion oraz śmierć Niklota. Następcą księcia był Przybysław, założyciel dynastii władającej Meklemburgią do 1918 r., za którego panowania rozpoczął się gwałtowny proces germanizacji tych ziem. Ostatni męski potomek Przybysławiców Fryderyk Franciszek V zmarł w 2001 r. Tragiczne dzieje zachodniej słowiańszczyzny przypomina grodzisko w Gross Raden. Według niektórych hipotez jest to przesławna Radogoszcz, przed wiekami bardzo ważny ośrodek kultu, w którym czczono Swarożyca. Gród wraz z chra- Fot. ze zbiorów K. Kowalkowskiego mem został zmieciony z powierzchni ziemi w 1125 r. przez króla niemieckiego Lotara III. Ostateczny cios Swarożycowi zadał Burchard, biskup Halberstadtu, podczas wyprawy na przełomie lat 1067–1068. Duchowny upokorzył pokonanych Słowian, dosiadając i uprowadzając świętego rumaka bóstwa. Echo dawnych czasów w architekturze Przejeżdżając przez Meklemburgię i Pomorze Przednie, dość często spotyka się stare chaty kryte słomą lub trzciną (na ogół bardzo starannie utrzymane). Dachy większości budynków wieńczą tzw. śparogi, mające oprócz walorów estetycznych, przede wszystkim znaczenie magiczne. Podobne wykończenie chat było stosowane na ziemiach polskich, w szczególności na Kurpiach i Podlasiu. Meklembursko-pomorskie śparogi wyróżnia ich kształt – na ogół są wycinane w formie końskich głó- wek. Przypuszczać należy, że jest to echo dawnych słowiańskich czasów, wszak to koń był świętym zwierzęciem większości rodzimych bogów. Wyprawa do Meklemburgii i Pomorza Przedniego dostarczyła nam wielu wspaniałych wrażeń. Koniecznie trzeba wrócić do tej, jakże nam bliskiej! krainy. Zostało przecież jeszcze tyle przepięknych i godnych zwiedzenia miejsc. Koniecznie trzeba odwiedzić dawne pomorskie stolice: Bardo (Barth), Dymin (Demmin) i Wołogoszcz (Wolgast). Należałoby też zobaczyć m.in. ruiny sławnego i ongiś potężnego cysterskiego klasztoru Eldena, nieopodal Gryfii. Bardzo miło było nam gościć na naszej wyprawie przedstawicieli oddziałów Zrzeszenia w Redzie oraz Tczewie, serdecznie im dziękuję. Szczegółową relację z wyprawy można znaleźć na stronie naszego oddziału: www.kaszubi.pl/o/gdansk. Pod rozwagę… Oto kilka postulatów, które po zakończeniu wyprawy do Meklemburgii-Pomorza Przedniego zgłosił Jan Kulas: • Region Meklemburgia-Pomorze Przednie powinien być partnerskim regionem dla naszego województwa. Wskazane byłyby także bezpośrednie porozumienia o współpracy miast pomorskich i miast meklemburskich • Przedstawiciele naszych władz w strukturach Unii Europejskiej w Brukseli powinni nadal wspierać kierowanie środków unijnych na rekonstrukcję i promocję dziedzictwa Słowian Zachodnich na terenie Meklemburgii. • Trzeba jak najszybciej opracować i upowszechnić polsko-niemiecki przewodnik historyczno-krajoznawczy po Meklemburgii, w wersji językowej niemieckiej i polskiej. W ramach wzajemności byłoby warto podobny przewodnik o naszym regionie opracować w wersji niemieckiej, z myślą o turystach z Meklemburgii oraz innych części Niemiec. • Zachodzi pilna potrzeba opracowania i wydania monografii (biografii) Świętopełka II Wielkiego i księżniczki pomorskiej Małgorzaty Samborówny, późniejszej królowej Danii. • W szkołach naszego województwa jedną z podstawowych lektur powinna być historyczno-literacka książka Zofii Kossak-Szczuckiej pt. Troja Północy. POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 63 Z POŁUDNIA Prace mistrza Antoniego KAZIMIERZ OSTROWSKI Patrząc na ołtarz św. Antoniego lub ambonę zwieńczoną wo przybierała kształt figury naturalnej wielkości albo jak scefigurą św. Jana Chrzciciela, myślę jak starożytni: Dzieło chwa- na biblijna czy rodzajowa scenka myśliwska przeistaczały się li mistrza. Prawdziwie mistrzem nad mistrze był twórca tych w piękne, głęboko żłobione płaskorzeźby. Za następną wizytą dzieł (i innych w chojnickiej bazylice) Antoni Łangowski. Kościół podziwiać mogłem gotowe już dzieło, a często też nowe, właśzostał w 1945 r. niemal doszczętnie wypalony, Łangowski uległ nie rozpoczęte prace. Wspominam te spotkania jako rzadką okawówczas prośbom konserwatora zabytków i podjął się przez zję obserwowania procesu twórczego, osobliwe lekcje sztuki, kilka lat pracować nad wypoktórym towarzyszyły gawędy sażeniem świątyni w wytwory o wykonanych dawniej praswego talentu. Miał w tej dziecach, a przede wszystkim o nieAle mówiąc słowami gdysiejszym życiu w rodzinnym dzinie niemałe doświadczenie, bo już w latach trzydziestych Horacego: Nie wszystek Czersku. pod okiem artysty Mikołaja CiUrodzony w 1911 r., szkołę umarł. Twórcy powszechną ukończył Antoni chosza z Pelplina pracował był nad wystrojem nowego kościoła pozostawiają cząstkę Łangowski już w wolnej Polw Jastarni, który do dziś budzi sce, po czym wstąpił na naukę siebie potomnym. zawodu do zakładu stolarskieuznanie jako wzór estetycznej harmonii w sztuce sakralnej. go Józefa Sowy. Każdy stolarz W 1957 r. założył pracownię w owym czasie zdobywał też usług rzeźbiarskich i pracował odtąd na własny rachunek. Kilka- umiejętność snycerstwa, nie tylko meble bowiem, lecz także naście lat później, bywając w Czersku w ramach reporterskich boazerie, ramy i inne przedmioty powszechnego użytku wyobowiązków, często odwiedzałem warsztat przy ul. Piaskowej. magały artystycznego zdobnictwa. Od indywidualnego talentu Przyglądałem się, jak narysowana na kartonie postać stopnio- snycerza zależało, jak później wykorzysta zdobytą sprawność, Prôce méstra Antona Zdrząc na wôłtôrz sw. Antoniégò abò kazalnicã, nad chtërną górëje figùra sw. Jana Chrzcëcela, mëszlã tak, jakno môwielë starożëtny: Dzeło chwôli méstra. Prôwdzëwie méstrã nad méstrama béł ùtwórca nëch dokôzów (i jinszich w chònicczi bazylice) Antón Łangòwsczi. Kòscół béł w 1945 r. wnet czësto wëpôlony, Łangòwsczi ùlégł w nen czas prosbóm kònserwatora zabëtków i pòdjął sã przez czile lat robic nad wëpòsażenim swiątini w wëtwòrë swégò talentu. Miôł òn w tim òbrëmim niémôłé doswiôdczenié, kò ju w latach trzëdzestëch pòd òkã artistë Mikòłaja Cëchòsza z Pelplina miôł òn robioné nad wëòzdobą nowégò kòscoła w Jastarni, chtëren do dzys dnia je ùznôwóny za wzór esteticzny harmónii w sakralnym kùńszce. W 1957 r. założił òn prôcowniã rzezbiarską i òdnądka robił na włôsny rechùnk. Czilenôsce lat pózni, biwając w Czerskù z leżnotë mòjich repòrtersczich òbrzészków, czãsto òdwiédzôł jem warkòwniã przë sztrasë Piôskòwi. Przëzérôł jem sã, jak nacéchòwónô na kartonie pòstac krok za krokã przeòblôkô sã w sztôłt figùrë nôtëralny wiôlgòscë abò jak biblijnô scena, abò rodzajowi òbrôzk ò jachce przemieniwałë sã w snôżé, głãbòk żłobioné plaskatorzezbë. Przë nastãpnëch òdwiedzënach mógł jem pòdzëwiac gòtowé ju dzeło, a czãsto téż nowé, prawie rozpòczãté robòtë. Wspòminóm te spòtkania jakò rzôdką spò- 64 sobnosc do pòdzéraniô procesu twórczégò, òsoblëwé ùczbë kùńsztu, przë jaczich kôrbała jesma so ò wëkònónëch dôwni prôcach, a przede wszëtczim ò tim, jakno przódë wëzdrzało żëcé w jegò rodzynnym Czerskù. Antón Łangòwsczi, ùrodzony w 1911 r., szkòłã pòwszechną ùkùńcził ju w wòlny Pòlsce, pò czim wstąpił na szkòłã fachù do zakładu stolarsczégò Józefa Sowë. Kòżdi stolôrz w nen czas zdobiwôł téż ùmiejãtnoscë rzezbiarsczégò zdobnictwa, kò nié leno méble, ale téż bòazerie, ramë i jinszé przedmiotë pòwszechnégò ùżëtkù wëmôgałë artisticzny wëòzdobë. Òd indiwidualnégò talentu rzezbiarza zanôleżało, jak pózni wëzwëskô òn zdobëtą zrãcznosc, czë mdze w stanie przekroczëc cenką greńcã pòmidzë méstrowsczim rzemiãsłã a bëlnym kùńsztã. Łangòwsczimù przëszło to nad zwëk letkò, ju jakno młodi człowiek przed wòjną wërobił so nôzwëskò (taką samą drogã przeszedł jiny artista z Czerska Francëszk Mãczëkòwsczi). Nôrechli docenilë jegò kùńszt probòszczowie i bùdownicë kòscołów, timczasã żłobienié dekòracyjné òn òstawił na stronã, chòc i taczich ùsłëgów w miarã wòlnégò czasu nie òdmôwiôł. W 1973 r. chònicczi mùzealnik Julión Ridzkòwsczi pragnął ùtcëc Rok Kòpernikòwsczi i ùfùńdowôł dlô Parkù Tësąclecô w Chònicach pòpiersé wiôldżégò astronoma – robòtë POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 Z PÔŁNIA czy zdoła przekroczyć cienką granicę pomiędzy mistrzowskim rzemiosłem a prawdziwą sztuką. Łangowskiemu udało się to nad wyraz łatwo, już jako młody człowiek przed wojną zdobył sobie nazwisko (taką samą drogę przeszedł inny artysta z Czerska Franciszek Menczykowski). Najwcześniej docenili jego kunszt proboszczowie i budowniczowie kościołów, natomiast snycerstwo dekoracyjne zeszło na margines, choć i takich usług w miarę wolnego czasu nie odmawiał. W 1973 r. chojnicki muzealnik Julian Rydzkowski pragnął uczcić Rok Kopernikowski i ufundował dla Parku Tysiąclecia w Chojnicach popiersie wielkiego astronoma – roboty Łangowskiego. Minęło 40 lat, a pomniczek ów stoi tam nadal. Nieco później poprosiłem mistrza o wykonanie portretu Rydzkowskiego na jego 85. urodziny; nadzwyczaj udana płaskorzeźba została potem wykorzystana do sporządzenia odlewu na pomnik nagrobny. Niestety, brązowa kopia padła łupem złodzieja, lecz na szczęście jest oryginał. Współpraca chojnickiego oddziału Zrzeszenia z Antonim Łangowskim zaowocowała licznymi pamiątkami, które są świadectwem kaszubsko-pomorskiej historii. Są to m.in. pomnik ku czci Ceynowy, medalion na obelisku Jana Sobieskiego, pomnik Obrońców Chojnic przy ul. Świętopełka, tablica Pomordowanych Więźniów Zakładu Poprawczego 1939–1945, tablice pamiątkowe Józefa Słomińskiego w Lipnicy i wydarzeń z 1920 r. w Borowym Młynie, a także nagrobek Albina Makowskiego na chojnickim cmentarzu komunalnym. Prace z betonu wykonywał z synem Krzysztofem, który po ojcu przejął pracownię rzeźbiarską. Wiosną 1988 r. redakcja „Pomeranii” uhonorowała Łangowskiego Skrą Ormuzdową, ja zaś miałem wielką satysfakcję, wręczając artyście to wyróżnienie w imieniu redakcji. Było to Łangòwsczégò. Minãło 40 lat, a pòmniczk nen wcyg tam stoji. Kąsk pózni pòprosył jem méstra ò wëkònanié pòrtretu Ridzkòwsczégò na jegò 85. ùrodzëznë; nad zwëk ùdónô plaskatorzezba òstała pòtemù wëzwëskónô jakno mòdło do wëkònaniô òdlewù na pòmnik nagrobny. Niestetë, kòpia z brąksu stała sã zdobëczą złodzeja, na szczescé równak zachòwôł sã òriginał. Wespółrobòta chònicczégò partu KPZ z Antonã Łangòwsczim zabrzadowa wiele pamiątkama, chtërne są swiadectwã kaszëbskò-pòmòrsczi historii. Są to m.jin. pòmnik na czesc Cénôwë, medalion na òbeliskù Jana Sobiesczégò, pòmnik Òbrońców Chòniców przë ùlëcë Swiãtopôłka, tôfla ùpamiãtniwającô Pòmòrdowónëch Sôdzewëch Zakładu Pòprawczégò 1939–1945, tôfle pamiątkòwé Józefa Słomińsczégò w Lëpińcach i wëdarzeniów z 1920 r. w Bòrowim Młinië, a téż nagróbk Albina Makòwsczégò na chònicczim smãtôrzu kòmùnalnym. Prôce z betonu wëkònywôł ze sënã Krzisztofã, chtëren pò òjcu przejął prôcowniã rzezbiarską. Òb zymk 1988 r. redakcjô „Pòmeranii” ùtcëła Łangòwsczégò Skrą Òrmùzdową, jô zôs miôł jem wiôlgą satisfakcjã, czej jem wrãcziwôł artisce to wëróżnienié w jimieniu redakcji. Bëło to równak mòje òstatné z nim spòtkanié, bò ùmarł òn 14 czerwińca 1988 r., w wiekù 77 lat. Ale gôdając słowama Hòracégò: Nié wszeden ùmarł. Ùtwórcë òstôwiają sztëczk sebie pòtomnym. Piszã tej to wspòmnienié w dniu 25. roczëznë smiercë człowieka, chtërnégò szlachetnosc i serdecznosc, rozëmnosc i artizm bëłë nôwëższi próbë, a pòòstałë w pamiãcë wiele lëdzy. POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Jedna z rzeźb z chojnickiej bazyliki. Fot. Maciej Stanke jednak moje ostatnie z nim spotkanie, zmarł bowiem 14 czerwca 1988 r., przeżywszy 77 lat. Ale mówiąc słowami Horacego: Nie wszystek umarł. Twórcy pozostawiają cząstkę siebie potomnym. Piszę więc to wspomnienie w dniu 25. rocznicy śmierci człowieka, którego szlachetność i serdeczność, mądrość i artyzm były najwyższej próby, a pozostały w pamięci wielu. Przypominają mi pana Antoniego dzieła, z którymi mam możność stale obcować – na co dzień mam przed oczami jego relief według ryciny Daniela Chodowieckiego „Postój we wsi kaszubskiej”. Przëbôcziwają mie wastã Antona dokôzë, z jaczima móm spòsobnosc wcyg przestawac – na co dzéń móm przed òczama jegò relief wedle rëcënë Daniela Chòdowiecczégò „Pòstój we wsë kaszëbsczi”. Tłómaczenié Ludmiła Gòłąbk Piersny òbrôz Kòpernika w Parkù Tësąclecô. Òdj. Maciej Stanke 65 Akòrdionista z Sëlëczëna TAT I A N A S L O W I Zwëczajno je tak, że snienim artistë je wiôlgô bina, cziletësãcznô pùblika, ùrma gazétników na kòńcertach, nôlepszi kòńcertowé zale z jasnyma widama a akùstiką, w jaczi nick ju nie je do pòprawieniô. Zwëczajno artista – òsoblëwie młodi – chce wlezc w nen artistny swiat ë leno grac, grac, grac... Òn jednakò nie jë zwëczajnym artistą. Miast wiôldżégò gardu, w jaczim lżi je doprzińc do słëchińców a kriticzi, òn wëbrôł wies skrëtą strzód kaszëbsczich lasów, w jaczi kùlturalny żëcé krący są wkół remizë. W taczim placu chcôł żëc i twòrzëc. A że nie bëło do te warënków, tej ùmëslôł so je stwòrzëc. Nawetka żle òznacziwało to scygnienié na ną wies nôwiãkszich gwiôzdów jazzu, klasyczi a klezmersczi mùzyczi. Bò wedle niegò ta wies na to zasługòwała. 66 POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 Òdj. Maciej Stanke SKRA ÒRMÙZDOWÔ 2012 Do szczescô leno nen môl... Paùla Nowaka w Sëlëczënie a òkòlim znają wnetka wszëtcë. Gôdają ò nim ,,akòrdionista z Sëlëczëna” abò ,,nen òd festiwalu”. Nié wszëtcë jednakò wiedzą, że nie je òn rodzony w nym placu. Na swiat je òn przëszłi we Gduńsku ë tamò razã ze starszima mieszkôł, równak ju òd nômłodszich lat jezdzył z nima do Sëlëczëna. W dzecnëch latach jegò snienim bëło robic jakno banowi a mieszkac w ny wsë. Dzysô nad jezorã Môùsz mô dodóm, w jaczim mieszkô z białką Magdą a rocznym synkã, tej jak je widzec, jedno z jegò snieniów zjiscëło sã w całoscë. Za dzecka, czej jô wiedzôł, że jedzemë ze starszima na Kaszëbë, tej ju dzéń chùdzy jô miôł spakòwóné mòje zôbawczi a òb noc ni mógł spac, tak ni mógł żem so dożdac na no Sëlëczëno. Tedë do szczescô leno nen môl béł mie brëkòwny – gôdô Nowak. Nôwiãkszą mòją pasją w nym czasu bëłë banë. Përznã z tegò òstało mie do dzysô, ale kòlejôrzã kù reszce jô nie òstôł, nie wiém leno, czë na szczescé – smieje sã akórdionista. Chòcle słowò ò akòrdionie Jednakò wiôlgô zmiana jegò zainteresowaniów nie je przëpôdkòwô. Mùzyka bëła w jegò familëji òd wiedno. Na rozmajitëch instrumeńtach grelë – jegò ópa, òjc a téż rodzeństwò òjca. Paùel Nowak na muzyczną szkòłã zdecydowôł so ju pò nabòrze, jednakò dzãka pòmòcë òjca ùdało mù sã rëgnąc ùczbë. Na zôczątkù jô chcôł grac na fortepianie, jednakò tak wiôldżi instrumeńt béł drodżi a do te jesz nie zmiescyłbë sã w najim mieszkanim w blokù, tej stanãło na akòrdionie – òpòwiôdô. – Pòczątczi nie bëłë letczé, w drëdżim rokù nôùczi jô ju nie chcôł grac. Przë akòrdionie òstôł jem leno dzãka pòmòcë mòjégò òjca, chtëren jakno mùzyk wiedzôł, jak ze mną sadnąc a rozpëzglëc mój tôczel. Pòtemù szło ju lepi, a czej żem béł w mùzycznym liceùm, tej pòjachôł żem na akòrdionowé warkòwnie do Wejrowa, ë tej wëbùchła richtich pasja. Tedë zaczãła mie interesowac nié leno sama mùzyka, ale wszëtkò, co je zrzeszoné z akòrdionã – przëbôcziwô so Nowak. Dzysô wspòminô òn, że z gazétów wëcynôł wszëtczé artikle, w jaczich bëło chòcle słowò o akòrdionie. Do dzysô pamiãtô òn z jaczis wëdowiznë infòrmacjã, że cobë spalëc kalorie pò zjedzenim jednégò batona, nót je bez gòdzënã grac na akòrdionie. POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Òdj. Krzysztof Bernardyn Kòlekcjonéra nié le instrumeńtów W 1999 rokù dostôł jem przedwòjnowi akòrdión Tatra. Pò krótczim czasu taczich wëjątkòwëch instrumeńtów bëło ju 10, pòtemù 100, a pózni jesz wiãcy. Czej ùtrzimanié rosnący kòlekcje w mieszkanim w blokù stało sã drãdżé, zbiór zawãdrowôł do... sëszarni mieszczący sã na 11 piãtrze blokù. Terô Paùel Nowak mô jich ju trzësta. Dzél kòlekcje twòrzi ekspòzycjã Muzeum Akordeonu w Kòscérznie. Paùel Nowak to kòlekcjonéra nié leno akòrdionów, ale téż...akòrdionowech karnów. Béł abò je załóżcą abò nôleżnikã wiele kapelów. Są to: Klezmoret, Djangology, Armonica Orfeo, Almost Jazz Group, Milonga Baltica. Kòńcertëje téż z Tómka Òlszewsczim. Kù reszce ùczëc gò jidze na platce Kaszëbsczé Bajania, jakô wëdónô bëła łoni. Dlô ny slédny platczi w studiu Radia Gduńsk spãdzył czile gòdzënów, cobë stwòrzëc mùzyczną ilustracjã do kaszëbsczich bôjków. Wôrt je podsztrichnąc, że swòjã robòtã wëkònôł za darmôka. Òn sóm ò robòce nad platą òpòwiôdô tak: Jô nie béł gwës, czë dóm radã. Òb jeden dzéń nót bëło zrobic mùzykã do wnetka 20 bôjków, jaczé czuł jem pierszi rôz w żëcym. Ale ùdało sã ë przëszło mie z tegò wiele redotë. Czej słëchóm ti platë, ùsmiéchóm sã a gôdóm z satisfakcją ,,Alano! Fejn to wëszło”. Wëzwanié bëło tim wiãkszé, że Paùel Nowak kaszëbsczégò nie wëniósł z dodomù, bò ni miôł jak. Jem Kaszëbą samòzwańcã – deklarëje. Chòcô pò kaszëbskù rozmieje terô ju wszëtkò, a i rzeknąc mòże w nym jãzëkù wiele. A wszëtkò to przez cësk drëchów z Sëlëczëna, z jaczima sã bawił w dzecnëch latach: Czejbëm sã nie ùcził kaszëbsczégò, tej nie rozmiôłbëm pòłowë rzeczów, ò jaczich òni gôdelë. Dzysô z Kaszëbama je òn zrosłi baro mòckò. Widzec je to chòclebë òb czas Dnia Jednotë Kaszëbów, gdze je dirigeńtã nôwiãkszi akòrdionowi òrkestrë. Midzë jinyma dzãka jegò robòce ju czile razy ùdało sã pòbic rekòrd w jednoczasnym granim na akòrdionie jak nôwiãkszi wielenë mùzykańtów. Na ròbòta nie je letkô – w jeden dzéń na pôrã czilenôsceminutowëch próbach wnetka 200 sztëk lëdzy mùszi naùczëc sã razã, w jednym karnie, grac na akòrdionie. Ròbòta ta je tim barżi drãgô, że Kaszëbi jak je wiedzec, to baro ùpiarti lëdze: kòżden z nich graje nôlepi ë kòżden wié nôlepi, jak grac mô reszta. Cobë robic z taczim karnem, pò prôwdze nót je nalezc złoti westrzódk. Na szczescé òd lat akòrdionisce z Sëlëczëna to sã ùdôwô, co widzec bëło chòcle latos w Kòscérznie. Radiówc òd dzecnëch lat Akòrdionową lëgótkã Paùla Nowaka czëc je nié le w mùzyce, jaką graje, ale i w tim, jak ò nym instrumeńce òpòwiôdô. Przez trzë lata na antenie Radia Gduńsk prowadzył aùdicjã ,,Jazz na akordeon”. Rôz w miesądzu, pózno w nocë, czëc bëło stôré abò òsoblëwé akòrdionowé nagrania, jaczé zbiérôł. Wszëtkò to zbògaconé bëło jegò dopòwiescama. Radiowëch 67 SKRA ÒRMÙZDOWÔ 2012 szlifów jednakò nie zdobiwôł òn w gduńsczi radiostacje, ale w mieszkanim swòji babczë, gdze w dzecnëch latach za radiowi mikrofón robia mù... przedwòjnowô wiôlgô òstrzinka! Jô baro lubił sã tak zabôwiac, zresztą zamiłowanié do gôdaniô òstało mie do dzysô. Mòja pùblika ju wié, że òkróm graniô wiedno jesz cos òpòwiém – gôdô Nowak. – Ë chòcô mòże to bë nawetka nie szło mie nôlepi, to wiedno pocészóm sã tim, że politicë gôdają jesz wiãcy jak jô, a pò prôwdze są to richtich farmazónë. Dzãka taczémù przërównaniô ni móm kómpleksów – dodôwô. Swiatowé sławë w sëlëczińsczim lasu Òd czedë gróm na akòrdionie, jô wiedno chcôł zagrac kòńcert w Sëlëczënie – wdôrzô so. W 2002 rokù direktór Gminnégò Òstrzódka Kùlturë, Ireneùsz Kòrda, pòmógł mie zòrganizowac pierszi wëstãp, jaczi pòzwelësmë: Sulęczyńskie Spotkania Akordeonowe. Sukces sprawił, że jô pòmëslôł o tim, cobë wôrt bëło cygnąc ną ùdbã. Tedë jô jesz nawetka nie snił, że za dzesãc lat do malinczégò Sëlëczëna na nen festiwal przejeżdżiwac bãdą nôwiãkszi méstrowie negò instrumeńtu. W nëch pierszich latach akòrdionowé zetkania, to bëłë przódë mòje a mòjich drëchów kòńcertë. Znajemny mùzycë gòdzelë sã grac w Sëlëczënie za symboliczné dëtczi a cos do zjedzeniô. Równak mòje ambicje bëłë corôzkã wiãkszé a pò czile latach w môłi wsë strzód kaszëbsczégò lasu, bez profesjonalny binë, ùdało sã zòrganizowac kòńcertë gwiôzdów z zortu swiatowëch sławów, jaczich reczitalów drãgò bë bëło szukac w wiôldżich pòlsczich gardach. Grelë w Sëlëczënie Ludovic Beier, Kroke, Alpenkrainer cze Richard Galliano. Chòcô z nym slédnym nie bëło tak letkò. Czë lecy z nama Galliano? Béł 2011 rok, strzódk lata – kôrbi Nowak – wszëtkò bëło ju dopiãté na òstatny gùz. Jô ju béł na latawiszczu, cobë òdebrac Richarda Galliano a zawiezc na kòńcert. Tej jô òdebrôł telefón, że naji gwiôzdë jednakò nie bãdze. Jô jachôł nazôd do Sëlëczëna zmarachòwóny. Z drodżi ju zazwònił jem do direktora, cobë przërëchtowôł dlô mie krziż a kamë, cobë mie na placu ùkrziżowelë a ùkaminiowelë. Ireneùsz Kòrda namôwiôł mie, że skòrno wszëtkò je przërëchtowóné na kòńcert, tej móm zagrac. Dali z aùta jô zazwònił tedë do Dorotë Lulczi, cobë zaspiéwa. To béł pòniedzôłk ë w teatrze prawie mia wòlné, 68 Òdj. Krzysztof Bernardyn tej sã zgòdza. Na placu bez niżódny próbë zagralë jesmë jeden z nôlepszich najich kòńcertów. Pò prôwdze drãgò je grac, czej sã wié, że lëdze żdają na kògò jinszégò, ale w Sëlëczënie słëchińcë przëjãlë naji baro cepło. Pò wëstãpie wëlôz jem na kòscelną kôzalnicã ë òbiecôł lëdzóm, że skòrno móm jima òbiecóné, że Galliano mdze grac w Sëlëczenie, tej tak bãdze. Nôdłëgszi festiwal Ë bëło. Kòńcert Galliano òdbéł sã w sëlëczińsczim kòscele w niedzelã 23 rujana. Tim samim bëło to nôdłëgszé z akòrdionowëch pòtkaniów, kò dérowało òd zélnika. W Sëlëczënie òkòma turistnégò sezóna wiedno je pùsto, jednakò w dzéń przëjachaniô francësczégò akòrdionistë w malińczi wsë nie bëło gdze pòstawic aùta. Na wëstãp przëjachało fùl lëdzy. Richard Galliano zagrôł bëlno. Sëlëczëno w nen dzéń dobëło z niejedną filharmónią w wiôldżim gardze. Co wôżné, z Kùńsztã przez wiôldżé ,,K” mòżna bëło pòtkac sã w kaszëbsczi wsë za darmôka, tj. nie płacąc czileset złotëch za bilietë. To dobrô strona akòrdionowëch pòtkaniów, chòcô téż jejich nôwiãkszé wëzwanié, jaczémù corôzkã barżi drãgò je sprostac. Gminã corôz mni je stac na negò zortu rozegracëjã, co rokù pojôwiô są tej nen sóm, dëtkòwi tôczel. Wiôlgô pòpùlarnosc sëlëczińsczégò festiwalu sprawiła, że Nowak dostôł ju czile bédënków, cobë ,,przeprowadzëc” akòrdionowé pòtkania do jinech gardów. Chcelëbë je miec tak w Gdini, jak w Sopòce. W nëch gardach z jich fùńduszama midzënôrodnô rozegracëjô mògłabë sã òdbiwac z wiãkszim „rozmachã”. Wizjô przenieseniô kùsy, ale dlô Paùla Nowaka sprawa je jasnô: Jô placu festiwalu nie mdã mieniôł. Miłota do mòji wsë je za wiôlgô. POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 LITERATURA Kamienie Pamięci Mieczysława Czychowskiego PIOTR SMOLIŃSKI W Kartuzach, przy wejściu do podziemi Refektarza, dawnej jadalni zakonnej, leży kamień. Jest przymurowany do fundamentu. Został odkopany niedawno, kiedy robiono tu remont. Spoczywał pod ziemią ponad sześćset lat. Nie wiadomo, jak się tutaj znalazł. Pozornie ten kamień nie różni się niczym od dziesiątków innych, których jest mnóstwo przy klasztorze. Dopiero kiedy podejdzie się bliżej, widać na nim dziwne ślady. Jest to pięć wgłębień, wąskich i nienaturalnych. Można w nie włożyć palce... Było to w pierwszych latach istnienia klasztoru kartuzów na Pomorzu. Za murami zakonu zamieszkał pewien artysta. Mówił o sobie, że jest tutejszy, bo osiadł na tej ziemi po długiej wędrówce, a potem zbudował dom. Żył samotnie. Kiedy pytano go, komu służy, odpowiadał: „Jestem poddanym królowej Jadwigi”. Mówiono na niego Wincenty. Nikt jednak nie wiedział, jak się nazywa naprawdę – słowiańska wysepka na niemieckiej ziemi. Wincenty był zdolnym rzeźbiarzem, ale nikt nigdy jego rzeźb nie widział. Śmiano się z niego, że choć uważa się za rzemieślnika, nie ma prawej dłoni. Ludzie mówili: „Jak możesz rzeźbić, skoro nie masz prawej dłoni? Jak utrzymujesz narzędzia? Twoje dzieła muszą być nic nie warte. Nie chcemy ich oglądać”. Wincenty uspokajał się za każdym razem, kiedy zamiast słuchać obelg, zamyślał się i patrzył w niebo. Fascynowało go słońce. Zastanawiał się, co jest za nim. Nie wiodło mu się najlepiej, bo choć pracy w zakonie było mnóstwo, nie otrzymywał żadnych zleceń. Kartuzi zamawiali rzeźby w Gdańsku i Norymberdze, a o jego dziełach nie chcieli nawet słyszeć. Płacili olbrzymie kwoty znanym POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 „Baba”. Rzeźba w granicie. Mieczysław Czychowski, ok. 1965 r. Fot. M. Czychowski, z archiwum Wandy Czychowskiej. Rzeźba znajduje się w Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce. niemieckim artystom, a z czasem jeszcze bardziej wyzyskiwali okoliczną ludność. Pomagali im Krzyżacy, którzy od ponad stu pięćdziesięciu lat rządzili tą ziemią. Rzeźby Wincentego wyglądały inaczej niż te, które kupowali zakonnicy. Tamte figury były zazwyczaj drewniane, zawsze jednoznaczne i nieudolne, 69 LITERATURA pomalowane tanim, złotym tłuszczem. Jego – były głowami ludzkimi z surowego kamienia, jakby nieukończonymi. Wincenty często zostawiał twarze wykute tylko do połowy, bez oczu. Głowy wyglądały na przedwcześnie opuszczone, jak gdyby umarł rzeźbiarz, który chciał je do końca stworzyć. Drewniane postacie z klasztoru udawały. Były fałszywe, ich twarze nie wyrażały niczego: zazwyczaj brzydkie, z nienaturalnie długimi, krzywymi nosami i zezowatymi oczami. Wincenty widywał dwie takie rzeźby obok kościoła, kiedy raz do roku w Boże Ciało zakonnicy wpuszczali za bramy okoliczną ludność. Pierwszą była postać Maryi chodzącej po księżycu, odzianej w suknię z gwiazd, drugą – Chrystus na kuli słońca. Obie figury, umocowane w niewielkiej odległości, były skierowane twarzami do siebie. Patrzyły w nieokreślonym kierunku. Co roku Wincenty próbował ustawić się tak, aby rzeźby spojrzały mu w oczy, ale gdziekolwiek stanął, one zawsze oszukiwały. „Figury braci są fałszywe, nie oddają wielkości Boga. Stworzę głowę Chrystusa i podaruję ją zakonowi, aby ujrzał to, co zakrywają nieudolne posągi” – pomyślał, gdy po raz kolejny stanął na dziedzińcu. Zaraz uświadomił sobie, że nie może rozpocząć pracy, bo nie ma odpowiedniego kamienia – wszystkie, które leżały w promieniu kilkunastu kilometrów, zebrano, aby umocnić ściany świątyni. Praca nie była jeszcze skończona, więc głazy walały się pod murami, były ich setki. „Pójdę do braci i poproszę, aby dali mi okrągły kamień. Wtedy wyrzeźbię głowę, która pokaże wielkość Stwórcy” – tak postanowił i poszedł. Czekał kilka godzin, aż przeor go przyjmie. Ten wysłuchał Wincentego i powiedział: „Jak możemy dać ci głaz, skoro pójdzie na zmarnowanie? Musimy umacniać klasztor, aby stał tutaj na wieki i głosił chwałę Boga. Rzeźb, o których opowiadasz, nie chcę widzieć. Idź w pokoju i módl się o łaskę Pana”. Kiedy Wincenty wyszedł, była już noc. Kroczył przez pusty dziedziniec jak zbity pies. Polecono mu opuścić mury klasztoru, ale nie zważał na to. Zatrzymał się przy figurach Maryi i Chrystusa. Tym razem nie szukał ślepych spojrzeń, które i tak zgubiły się w mroku. Stanął pomiędzy rzeźbami. Podniósł głowę 70 i spojrzał w niebo z nienawiścią. Księżyc świecił. Z oczu Wincentego zaczęły płynąć łzy. On sam zbuntował się po raz pierwszy w życiu. Nagle podniósł uciętą rękę, jakby komuś groził. Przyłożył kikut do księżyca. Odszedł, gdy ten już się schował. Poszedł w stronę domu. Zatrzymał się nad rzeką, która łączyła dwa jeziora opływające klasztor. Usiadł na brzegu i zaczął wrzucać do wody małe kamienie. Obserwował, jak toną. Był już spokojny, wpatrywał się w biegnącą wodę, jak gdyby widział w niej coś więcej. Postanowił, że sam zdobędzie odpowiedni głaz, ale nie wiedział jeszcze jak. Nie miał konia i wozu, aby przywieźć go z daleka. Nie mógł iść piechotą, bo nie udźwignąłby tak wielkiego ciężaru – kamień musiał być duży, wielkości co najmniej pięciu głów ludzkich. Wrzucając kamienie do rzeki, myślał, że nie uda mu się wyrzeźbić tej głowy, że nawet gdyby chciał donieść głaz aż spod Gdańska, to nie miałby tyle siły. Brakowało mu pieniędzy, żeby opłacić pomocników. Siedział tak kilka godzin, niczego jednak nie wymyślił. W duchu poddał się. Rozmyślał, czy którąś z jego rzeźb można by podarować zakonowi. „Są zbyt niedoskonałe” – powiedział do siebie. Chciał pójść do domu, żeby się wyspać. Był już bardzo zmęczony. Wstał, chwycił ostatni kamień, zamachnął się z całej siły i wrzucił go do wody. Zdziwił się, gdy ten nagle odskoczył, podleciał do góry i dopiero potem opadł na dno, ale w innym miejscu. Wincenty wszedł do rzeki. Bał się spojrzeć. Schylił się tylko i jedyną dłonią dotknął tego, co było obok. Sprawdzał z niedowierzaniem kształt. Serce skoczyło mu do gardła, bo na dnie leżał ogromny głaz! Taki, którego potrzebował. Kamienia nie było widać wcześniej, kryła go mętna woda. Prawie z niej wystawał. Wincenty płakał ze szczęścia. Uniósł kikut i przyłożył go do słońca. Oślepiło go. Poczuł się mały wobec wielkości Boga. Ukląkł, oparł się na kamieniu i zaśpiewał pieśń dziękczynną. Zaczął myśleć, jak wydobyć głaz z dna rzeki. Sam nie dałby rady. Poszedł więc prosić o pomoc: najpierw swoich sąsiadów, potem dalszych znajomych. Wszędzie mu odmawiano. Tak przez kilka dni. Słyszał, że zwariował, że nie potrafi rzeźbić, że nie ma dłoni. Nie mógł pójść po pomoc do klasztoru, bo zakon- nicy zabraliby kamień. Zrezygnowany poszedł więc nad rzekę i ukląkł przy głazie. Próbował go podnieść, ale nic z tego. Nie płakał. Pomyślał tylko, że nie wyrzeźbi głowy Chrystusa... Oparł się o głaz, ze zmęczenia przymknął oczy i zasnął. Śnił mu się Judasz, który chciał się powiesić. Wsiadł na konia, przywiązał sznur do gałęzi i zacisnął na szyi. Koń ruszył. Oderwana głowa Judasza potoczyła się po czerwonym dywanie i wpadła do kościoła braci kartuzów. Zajęła pustą wnękę w bocznej ścianie, obok rzeźby świętego Tomasza. Przez otwarte okno wleciał kruk, usiadł na głowie i wydziobał z niej oboje oczu. Z oczodołów trysnęła krew i woda. Wincenty ocknął się z krzykiem. Ptaki, które obsiadły brzeg, wzleciały w niebo. Próbował walczyć ze snem, ale znowu stracił przytomność. Tym razem zobaczył rzeźby z dziedzińca. Stał, jak zwykle, pomiędzy nimi. Widział, jak Maryja i Jezus schodzą z cokołów. Zbliżali się powoli, a kiedy stanęli już blisko, szybkim ruchem połączyli go z sobą. Powstała z nich jedna głowa. Świeciła dziwnym światłem. Spojrzał w górę: zamiast słońca na niebie wisiał drewniany księżyc, a obok niego była kula, podobna do tej, na której wcześniej stał Chrystus. Znowu się obudził. Próbował wstać, ale nie mógł. Trzeci raz zasnął. Wydawało mu się, że widzi siebie w kaplicy. Kartuzi modlili się nad jego ciałem. Nad trumną wisiały trzy koguty. Płonęły, ale nie spalały się. Przyszedł Jezus i powiedział: „Wstań rzeźbiarzu!”. Kiedy Wincenty już miał się podnieść, koguty nadleciały i wyłupiły mu jedno oko. Ziemia zaczęła drżeć, a z sufitu pospadały kamienie. Jeden z nich zmiażdżył mu głowę. Wincenty otworzył oczy. Objął kamień i znowu spróbował go podnieść. Stracił resztki sił. Zrozumiał, że powinien iść do domu, bo nie spał kilka dni. Chciał odejść, ale poczuł, że nogi przymurowało mu do dna. Ręka zdrętwiała z zimna, nie chciała puścić głazu. Znowu uniósł kikut i spojrzał w słońce. Wydawało mu się, że kamień zamienił się w głowę Chrystusa. Taką samą, jaką chciał wyrzeźbić. Nagle Wincenty poczuł w sobie nadzwyczajną moc. Wykrzywił nienaturalnie palce i z nadludzką siłą zacisnął je na kamiennej twarzy... 2012 POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 Marian Selin W nym rokù lato jesz barżi niż przódë parłãczi sã nama z mòrzã, a nôbarżi z Hélską Sztremlëzną, kò to na ji kùńcu pòwstôł Kòpc Kaszëbów, a na pòczątkù – we Wiôldżi Wsë – òdbiwô sã w tim miesądzu latosy, ju XV Zjôzd Kaszëbów. Dlôte aùtorã, chtërnégò wiérztë më bë chcelë w latnym numrze pòkazac, mùszôł bëc mést nôbarżi znóny jastarnik, laùreat Medalu Stolema: Marian Selin. Jegò żëcé i dokazë sã mòckò zrzeszoné z Bôłtã, a jesz barżi z mieszkańcama Hélsczi Kòsë, chtërny żëją z mòrza i na mòrzu – z rëbôkama. Selin bò wej przez wiele lat béł niedosygłim kùstoszã rëbacczi chëczë-mùzeùm w Jastarnie, swòji rodzynny wsë. To bëło leno jedno z wiele zajãców tegò chòreògrafa, aranżérë, spiéwôka, ùsôdzcë i zbiérôcza nordowy piesnie... në i pòétë. I to slédné òbliczé Selina naji Czëtincë mògą ùzdrzec niżi. Wiérztë pòchòdzą z wëdónégò w 1996 rokù zbiérkù Niech wiater niese piesń, ale më je mómë przëpisóné z dwùch antologiów kaszëbsczi pòézji przërëchtowónëch przez Wëdowiznã Region: Dzëczé gãsë (2004) i Skrë ùsôdzkòwi mòcë (2010). Tobie mòrze Môli bôcëk Tobie mòrze himnów spiéwë! Tobie czesc ë chwala nasza, Të w pòtãdze ùwielbiony, Chòc ë serce môsz Judasza. Chòc môli mój bôcëk ë môli w nim wiosla Na mòrze wëplënã – nie rzucã rzemiosla, Na mòrze wëplënã, pòżegnajã krôj, Bò rëbaczëc mùszã, to je mój rôj. Dze walë brëzlëją, dze nordë wiéw czëjã, Tam drëwie mój bôcëk, tam ster mój czerëjã. Z dënëżką sã zybie malińczi mój bôt, Ë dze są ribczi, prowadzy mie rôd. Lat wiele ju kòżdô dënëżka mie znaje, Wiesolo mie niese, a wiaterk wcyg graje, Wiesolo mie niese, hen dalekò w swiat, Ten môli mój bôcëk, jedérny mój brat. Stark mój drodżi, brat ë òjce, Co na bôtach wëplënãlë, Bës jim mòrze żëcé dalo, Ùfny séc swòjã rzucelë. Le wezbróné twòje chrzebtë Grozë widok rozszôlali, Mòc pòtãżną òkôzelë – Wscekli pòtok briże biôli. (Dzëczé gãsë, s. 188–189) Marënarzu, òkrãtnikù! Të rëbôkù ë sternikù! Mòrze wzewac ce zaczinô Na Arkonë smiercë rëkù. Tobie, mòrze, zawierzëlë, Ti, co na tëch bôtach bieglë, A dzys w slonëch glãbiach martwi, Na gruńt twój, ò mòrze, leglë. (Skrë ùsôdzkòwi mòcë, s. 73) POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Òdj. Maciej Stanke 71 Z TELETRONIKA Wësziwónô fòtografiô Spiéwné Ùczbë, 24.05.2013 [kôrbiónka młodzëznë z gòscã programù, Ingą Mach, dzél 2.] [Inga Mach] (...) Mój zawód wëùczony to je fotograf. Fòtografiô to bëło mòje Bòże pòmagôj do dzysészi robòtë, bò to, co jô zrobia, to je richtich fòtografiô wësziwanô. [dzéwczã 1.] Dlô mie niepòjãté są te wszëtczé cénie w wësziwkach. Tegò sã ù jinëch artistów nie spòtikô. Przikładowò ta Matka Bòskô Swiónowskô mô na twarzë czile farwów, pò prôwdze: céniów. [IM] Bò to je wësziwanô fòtografiô, i cénie na ni są tak ùkłôdané, jak we fòtografii. A dlô fòtografa dopasowanié céni to je czësto mùzyka, jak mùzyka swiatła i céni. I jich tuńc. (...) [gôdka Eùgeniusza Prëczkòwsczégo z gòscã] – [EP] Inga Mach z Bëtowa, a tak pò prôwdze terô z Mądrzechòwa kòl Bëtowa, chtërna dzysô nama tak piãkno òpòwiôdô w lekcji, tã swòjã taką drogã zrzeszoną z sanktuarium swiónowsczim (...) zaczãła òd pewnégò taczégò żëcowégò wëpôdkù, chòrobë (...). [IM] To béł rok, chtërny më zwiemë czernobylski, czej miałam głowã jak swiãti Antoni (...), diagnoza: nowotwór kostny, në i tej trzeba bëło przestac fòtografòwac... Në tak sã wzãłam za tã robòtã, wësziwanié. Czë jô sã z tim pòradzã, czë to mie dô nié le jaką radosc, ale i zôróbk. I tak wolno, wolno, do przodu. Pierszé sztandarë, jaczé jem zrobia, bëłë za darmò robioné, społecznie. Miało to bëc sprôwdzenié, czë jô sobie z tim pòradzã. (...) – Rok czarnobilsczi, doktorzë gôdelë, że to wëzdrzi marnie ze zdrowim, z żëcym nawetka, ale wszëtkò sã ùdało. [IM] Nowotworu jem sã nie pozbëła, òn je. (...) Niedawno miałam przerzut, ale to trzeba pòtrafic pòkònac. Nié le że jô móm 72 tëli sëłë. Nigdë jô nie brała żódnëch przeciwbólowych, ani morfiny, którą miałam zapisane, i chiba to mie dało... i ta robòta téż mie mobilizuje, tak kôże mie nawet ò tim bólu zabôczëc. – Dzysô nawet, jak przezérómë wszëtcze të knédżi, ksãdżi rozmajité, to ta Królewô Kaszëb òna je tu wszãdze widocznô, nié blós tak sama, le téż na stanicach, hewò w Bëtowie (Zrzeszenia Kaszëbskò-Pòmòrsczégò), w Baninie, w rozmajitëch môlach. Pò prôwdze wiele tëch dzeł òstało pòswiãconé dlô Ni (...). [IM] A zaczãło sã to, jak më jachalë do Czãstochòwë i widzałam tam dekã na wôłtôrzu, chtërna mie sã nie widzała. Bëłam tak nawet zaskòczonô, że to bëła takô zwëkłô robòta, nié dosc dokładnô. Jak jô wëzdrowiejã, jô pòwiedza, tej jô tu zrobiã fajną dekã na wôłtôrz. Tak mijôł czas i jak jô przejacha drëdżi rôz do Czãstochòwë, to jem widza, że òni mają te antepedia, z diamentami, bursztynami, perłami naszëté, całô bògatosc bëła pokôzanô. Tej przeszlë do mie bëtowsczi Kaszëbë, chtërny chcelë miec swòjã stanicã. I tak sã zaczãło, że òni wëbrelë jakno patronkã do sztandaru Matkã Bòską Swiónowską. I terô trzeba bëło Ji szukac, gdze òna je. (...) Pò znalezeniu tej Matki Boskiej Swiónowskiej, to tak mie ùrzekła ta figùra, ta mésternô robòta (...). Jô widzałam ten kòscółk taczi małi, biédny, i tak sobie pomëslałam, że chiba Matka Bòskô Czãstochòwskô mô tëli, że òna mie tu wësłała, żebë jô tu robiała. (...) Wsłëchac sã w melodiã rodny mòwë Spiéwné Ùczbë, 31.05.2013 – [Eùgeniusz Prëczkòwsczi] Dzysô naszim gòscã je ksądz profesor Jan Walkùsz, chtëren przejachôł tu, do Chmielna, jaż z Lublëna, gdze òd lat robi na Katolëcczim Ùniwersytece Lubelsczim. Je tuwò co rokù na tim kònkùrsu „Rodnô Mòwa”. To je wierã kòl 20 lat (...). Czemù ksądz tu przëjéżdżô, co ksãdza cygnie do Chmielna w ten dzéń? [ks. prof. Jan Walkùsz] Nôpiérwi chcôłbëm rzec, że colemało jem kòżdégò rokù (...). A czemù przëjéżdżóm? To je baro czãżkò na to òdpòwiedzec. Ale jak sã człowiek tu wsłëchô w tã mùzykã, melodiã rodny mòwë, to tak z dala òna brzmi czësto jinaczi. I człowiek (...) òdmikô òczë i òd nowa (...) òdkriwô tą całą snôżotã naji mòwë, kùlturë. A przede wszëtczim je rôd z tegò, że dzôtczi sã garną do tegò, żebë (...) tã mòwã rozwijac. – (...) ksądz profesor, chtëren ju tëli lat je w KUL-u, (...) tak piãkno téż tą mòwą pòtrafi sã tuwò z nama pòwiadac. [JW] Në to je ta, jakbë Niemcë rzeklë, Muttersprache, i ti sã nie zabôczi, je wëpisónô w sercu. A na KUL-u jem ju òd 1984 rokù (...). Zajmùjã sã historią, zajmùjã sã téż lëteraturą (...), dzejama misji, Kòscołã na misjach. A kòżden przëjôzd tuwò, do Chmielna, to je téż takô leżnota dlô mie na nowò òdkrëc i (...) òbaczëc, jak bije to kaszëbsczé serce, kaszëbsczi mòwë, kùlturë. A Chmielno przez (...) te dwa dni staje sã taką (...) stolëcą kaszëbiznë. – I ksądz profesor zajmiwô sã sóm téż pisanim pò kaszëbskù, je czile ksążków, to je téż jaczis znak (...) przede wszëtczim ùmiłowaniô tegò, co tu òstało, co tu je. [JW] Je corôz mni czasu, żebë (...) pisac pò kaszëbskù, a zwłaszcza wiérztë, bò tëch òbòwiązków je corôz wiãcy (...), ale w jaczis mierze to je téż to zgłãbianié tëch wôrtnotów i mòżna (...) do tegò sygac wiedno. – Ksãże profesorze (...) a czim je rodnô mòwa dlô ksãdza (...)? [JW] Rodnô mòwa to je, przede wszëtczim, ta nasza tożsamòsc, gdze człowiek czëje, człowiek gôdô (...) człowiek (...) przez tã mòwã (...) òdnajdiwô sebie. (...) – I to słëchanié tëch dzecy i ti młodzëznë (...) to dôwô jaczis mòcë dlô dalszégò bëcégò, dzejaniô? [JW] To je taczé apartné rozszerzenié tegò pòla kùlturë (...). Ale jô tima dzôtkóm tak właściwie përznã zazdroszczã, że më taczi leżnotë ni mielë w naszich czasach, że ta kaszëbizna, mòwa, wiérztë, to wszëtkò bëło tak pòd przëkrëcym, żebë nie rzec, że bëło zakôzóné w ogóle. Tak że to wiôldżé swiãto (...) w Chmielnie to je téż dobri czas, żebë miec tã swiądnotã, że to rzeczywiście je ta nasza wiôlgô mòc i chwała. (...) Wôżné je, żebë ta kaszëbizna sã rozkòscérza na codzéń. Prôwdą je, że më żëjemë tą kaszëbizną òd swiãta (...). Kò trzeba bë bëło jesz zazdrzec, jak wëzdrzi nasza mòwa, nasz zwëk na codzéń. A jem ti dbë (...), że na codzéń corôz mni sã gôdô pò kaszëbskù. Piérwi bëło tak, że kaszëbizna òna bëła tak traktowónô, jak takô, pòwiédzmë, mòwa bële jakô. To bëła takô mòwa chłopskô. A dzys właśnie odwrotnie, że tam, w tëch chëczach ni ma ti POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 Z DRUGIEJ RĘKI mòwë, a ta kaszëbizna, òna przëszła na te wëższi rédżi i przëszła na te wiôldżé ùroczëstoscë. (...) O stołeczności Gdańska Spiéwné Ùczbë, 7.06.2013 – [Eugeniusz Pryczkowski] Dzisiaj rozmawiamy z Jerzem Naclem z Gdańska, działaczem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdańsku... [Jerzy Nacel] Oddziału gdańskiego (...). – Tak jest, oddziału gdańskiego, tego stołecznego moglibyśmy powiedzieć (...). Stołeczny gard czy nie? (...) [JN] Różnie o tym mówią, znany jest ten wierszyk Maryli Wolskiej, która jednak Gdańsk umieściła na pierwszym miejscu (...). Mnie się wydaje, że jednak Gdańsk jest stolicą Kaszub. Dlaczego? Dlatego że tutaj od zarania tego miasta istniały instytucje związane z książętami kaszubsko-pomorskimi (...). I tutaj jest dużo akcentów związanych z kaszubskością... – No chociażby wspomniani książęta kaszubsko-pomorscy. A tu jesteśmy przy pomniku upamiętniającym tego najsłynniejszego – Świętopełka Wielkiego. On tu stoi od kilku lat, wreszcie stoi (...). [JN] Ale muszę powiedzieć, że zanim powstał ten pomnik, w Oliwie już w latach chyba pięćdziesiątych powstało popiersie Świętopełka II. (...) Pomorzanie nazywają go Świętopełkiem Wielkim z uwagi na jego wielkie zasługi dla Pomorza (...). Ten pomnik powstał staraniem oddziału gdańskiego ZKP w 2010 roku. Było uroczyste odsłonięcie, związane to też było z 750. rocznicą powołania przez Świętopełka II Wielkiego Jarmarku świętego Dominika. (...) W 1227 właśnie Świętopełk sprowadził dominikanów. Tam w tle widać [ich] kościół św. Mikołaja, jeden z najstarszych kościołów gdańskich. Jeszcze może dodam: po śmierci Świętopełka Wielkiego, w 1266 roku, nastąpiła taka perygrynacja, czyli wędrówka ze zwłokami księcia, zanim spoczął w katedrze oliwskiej, to m.in. także tutaj jego zwłoki przez dzień czy dwa były (...). Jeżeli jesteśmy w katedrze oliwskiej, to proszę zwrócić uwagę na lewą stronę prezbiterium, gdzie są protoplaści nasi, powiedzmy: Subisławowie, czyli ród Subisławów, potem mamy Mszczuja I, Świętopełka Wielkiego i Mszczuja II, tego właśnie, który z Polską związał Pomorze, Kaszuby. POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 – Trzeba by powiedzieć, że troszeczkę zapomniana jest ta historia, a ona jest tak niezwykle istotna dla całej tej ziemi, dla Kaszubów zwłaszcza, więc powinniśmy do niej wracać, na lekcjach historii uczyć... [JN] Jest to niezwykle barwna historia, zwłaszcza sięganie do historii związanej ze Świętopełkiem II. Przecież ten człowiek sprawił to, że Pomorze stało się zupełnie samodzielną jednostką terytorialną. Dopiero Mszczuj II, jak już wspomniałem, w roku 1294 zmarł bezpotomnie i przekazał Pomorze Przemysłowi II [na mocy układu w Kępnie z roku 1282]. – I trzeba wspomnieć, że to jest ten moment szczególny w historii i dziejach Polski, gdyby nie ta chwila, ta mądrość kaszubskiego księcia, to kto wie, jakby tutaj było. [JN] Mogłoby tutaj być nawet w ten sposób, że byśmy stanowili oddzielne państwo. Nie wiadomo. Historycy na ten temat mają różne opinie. – Lub moglibyśmy też być całkowicie zniemczeni. [JN] Albo tak. Przeciwko temu zniemczeniu już od początku dużą rolę odegrał Świętopełk Wielki, ponieważ on właśnie najbardziej dokuczał Krzyżakom (sprowadzonym, jak wiadomo, w 1226 przez Konrada Mazowieckiego). On tej nawale krzyżackiej się przeciwstawił jako pierwszy (...). Ale musimy też pamiętać o tym, że on otworzył się na Europę, przecież (...) Gdańsk (...) otrzymał prawa według systemu lubeckiego. I to było wielkie na ówczesne czasy wydarzenie. My (...) – jeśli byśmy spojrzeli na Polskę w kontekście, w którym jest Pomorze – to odgrywaliśmy jedną z czołowych, uważam, ról w Polsce. (...) Wczoraj byłem na procesji w Gdańsku i na zakończenie procesji ks. arcybiskup Głódź w pięknych słowach podkreślił właśnie tę odwieczną obecność Kaszubów w Gdańsku. (...) Książki o dziejach Żukowa Spiéwné Ùczbë, 21.06.2013 – [Eugeniusz Pryczkowski] Dzisiaj naszym gościem jest pan profesor zwyczajny Andrzej Groth z Banina, związany przez wiele lat z Uniwersytetem Gdańskim, Akademią Pomorską w Słupsku (...), dziś emerytowany, ale cały czas aktywny twórczo. (...) tutaj mamy na stole sporo książek (...), a w nich ma pan profesor wielki swój udział. (...) to wszystko dotyczy Żukowa (...). [prof. Andrzej Groth] Rzeczywiście, Żukowo i klasztor norbertanek w Żukowie ma to szczęście, że wielu historyków, wielu amatorów interesowało się przeszłością tej miejscowości, ale takim fenomenem był klasztor norbertanek, i doczekał się wielu opracowań. Z tych opracowań chciałbym wymienić tę jedną z najstarszych i bardzo ważnych [publikacji] w dotychczasowych badaniach nad (...) dziejami tego klasztoru (...), wydaną jeszcze w 1963 roku. Autorem jej był profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (...) śp. Antoni Czachorowski. Napisał on wtedy (...) książkę dotyczącą uposażenia i organizacji klasztoru norbertanek w Żukowie od XIII do połowy XV wieku. (...) Dzięki niemu poznaliśmy tę najstarszą przeszłość. (...) Naukowcy, badacze się na nią powołują, bo to jest niejako kamień węgielny dla [prac o] przeszłości średniowiecznej Żukowa. – Również dla tych publikacji, które potem powstawały (...). [AG] Ja bym zwrócił uwagę na [książkę] sfinansowaną przez ówczesne władze miejskie Żukowa (... ), powstała licząca 500 stron monografia klasztoru, ale także i samej miejscowości, poczynając od tych najwcześniejszych informacji potwierdzonych źródłowo aż po współczesne nam czasy. (...) [jej] redaktorem naukowym był profesor (...) Uniwersytetu Gdańskiego Błażej Śliwiński (...). (...) chciałbym zwrócić uwagę także na tę książkę, pana Antoniego Grzędzickiego (...) ona była takim drogowskazem, w jakim kierunku badania miały pójść. Klasztor norbertanek i samo Żukowo zawsze inspirowały historyków, a zwłaszcza zbliżająca się 800. rocznica powstania miasta i powołania do życia klasztoru norbertanek. Na grubo jeszcze przed tą rocznicą historycy, ale także lokalni miłośnicy historii (...) sami badali i do badań zachęcali innych. I tutaj przypomnę o wielkim znaczeniu tej książki [pokazuje pracę Norbertańska siła Kaszub], ona jest plonem sesji naukowej (...) są tu materiały nad wyraz godne polecenia. (...) Ona zawiera szereg do tej pory nieznanych nam materiałów. (...) [W dalszej części rozmowy prof. Groth poleca jeszcze kilka publikacji dotyczących historii Żukowa]. 73 Do Redaktora Naczelnego „Pomeranii” Ponieważ zostałem wywołany do tablicy ze swego ustronia (z Konarzyn), zmuszony zabrać jestem głos. Moje pisanie dotyczy referatu P. Daniela Kalinowskiego „Môłé nié wiedno je piãkné… Slédné piãc lat kaszëbsczi lëteraturë” zamieszczonego w majowym numerze „Pomeranii” (wygłoszonego przez autora w debacie o stanie teraźniejszej kaszubskiej literatury, która odbyła się w marcu tego roku w Gdyni). I w referacie tym padło moje nazwisko razem z P. B. Karczewskim. Co prawda P. Karczewskiego nie znam, nie zetknąłem się jeszcze z Nim, chociaż mam Jego dwa tomiki. Ja, stary Kaszub, wychowany w Pucku, gdzie wiały północne wiatry, które mnie smagały, przyzwyczajony do tego wiatru, przyzwyczajony jestem do krzyku, nie tylko mew na złotej plaży, więc nie razi mnie to, co P. Kalinowski napisał o mnie w swym referacie. Otrzymałem „Ormuzdową Skrę”, która jest nagrodą przyznawaną od 1985 roku przez Kolegium Redakcyjne i zespół miesięcznika „Pomerania” za szerzenie wartości zasługujących na publiczne uznanie, pasje twórcze, propagowanie kultury kaszubskiej i innej pomorskiej, działanie bez rozgłosu, przezwyciężanie trudnych środowiskowych warunków, społeczne inicjatywy w dziedzinie kultury. I zgodnie z tym przesłaniem oraz z napisem na maczudze otrzymanej od Daniela Czapiewskiego: „Ambasador kultury kaszubskiej Henryk Musa” propaguję literaturę, kulturę nie tylko w kraju, ale i na świecie. Wstępując do oddziału banińskiego ZKP jako dwusetny członek, otrzymałem takie podziękowanie: „Serdeczno téż gratulëjemë piãknëch dokôzów pòéticczich. Dzãka Waszémù ùtwórstwù kaszëbskô lëteratura je bògatszô, a rodnô mòwa 74 mòcniészô. Dzãkùjemë za to wszëtkò i żëczimë dalszich sukcesów na kaszëbsczi niwie”. Czyli co, podziękowanie za „wierszyki” czy za porządną poezję kaszubską? Ale autor tego referatu dotknął mego „ojca chrzestnego” – P. Stanisława Pestkę, który niejako „błogosławił” mnie na mej drodze poetyckiej i w superlatywach oceniał mą „wierszomanię”. Genek Kupper, który w latach 80. prowadził razem z Adrianą Nagórską Klub Literacki im. Milczewskiego-Bruno na gdańskiej Morenie w swym tomiku mi ofiarowanym napisał tak: „Abyś był nie tylko imieniem, ale tych wierszy siłą, jak i świtem własnej poezji”. Było to na początku mej drogi literackiej, co dziś się spełniło. Jak do tej pory wydałem 9 tomików wierszy i 3 wydania prozą Muszelek Pamięci. Wiersze me religijne ukazały się w antologii A duch wieje kędy chce, byłem również obecny w antologii kaszubskiej poezji Skrë ùsôdzkòwi mòcë. Wiersze me i eseje ukazują się w kraju i za granicą w różnych wydawnictwach. Tam piszą o mym dorobku literackim, drukują mnie, a w kraju nie mogę „wejść” do ZLP, nawet nie mam wzmianek w „Pomeranii”. Ale nic to. Ważne, że robię swoje, jestem drukowany, wydawany, zapraszany i wszędzie propaguję Kaszuby, Puck – miasto mej młodości, literaturę kaszubską czy to w kraju, czy za granicą. Zostałem przyjęty do Międzynarodowego Stowarzyszenia Polskich Dziennikarzy, Pisarzy i Artystów z siedzibą w Szwecji, jestem członkiem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie oraz Zrzeszenia Literatów Polskich im. Jana Pawła II w Chicago w USA (to moje ostatnie członkostwo). W piśmie otrzymanym z zarządu tej ostatniej organizacji tak napisano: Zrzeszenie Literatów Polskich im. Jana Pawła II w Chicago przyznaje Panu Henrykowi Musa członkostwo ZLP im. Jana Pawła II za zasługi na rzecz literatury. Będzie zaszczytem dla naszego Zrzeszenia Pańska obecność w naszych szeregach. Znając znaczny dorobek twórczy, jak również wielką charyzmę pracy na niwie kulturalnej wraz z wrażliwością, dzięki Pańskiemu członkostwu Zrzeszenie Literatów im. Jana Pawła II może na nowo zaowocować. Niniejszym powiadamiamy, iż wniosek o przyjęcie, który padł 8 kwietnia 2013 roku na posiedzeniu Zrzeszenia, został przyjęty jednogłośnie”. Nie wspominam tu o krajowych stowarzyszeniach pisarskich, których również jestem członkiem... Czyżby i tam promowano „wierszomanię”? I jak do tej pory oprócz wyżej wspomnianej Skry Ormuzdowej (rok 2010) otrzymałem za mą „wierszomanię”, jak pisze P. Kalinowski, dwa razy nagrodę na Kościerskich Targach Książki Kaszubskiej i Pomorskiej. W 2011 roku otrzymałem za me „wierszyki” Literacką Nagrodę Miasta Puck. Nie wspomnę tu o wielu innych nagrodach, dyplomach, podziękowaniach za owe „wierszyki”. P. Kalinowski dotknął też moich Wydawców: Macieja Zarębskiego w Zagnańsku/Kielcach z wydawnictwa Świętokrzyskie Towarzystwo Regionalne – którego jestem również członkiem, dotknął rów- POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 LISTY nież Genka Pryczkowskiego z Banina z Wydawnictwa ROST. Czyżby ci Wydawcy wydawali mierne utwory miernych poetów? Dotknął również mych recenzentów: Zdzisława Łączkowskiego z Warszawy, Zofię Korzeńską z Kielc, trzech księży: Krzysztofa Lechowicza (Brat Wenanty) ze Strzegomia/Kielc, Mariana Kosińskiego (prezesa mego oddziału SAP w Lewinie Brzeskim), oraz proboszcza z Konarzyn, w których teraz mieszkam, Michała Mazurka. Czyżby wszyscy recenzenci, wydawcy popierali, wydawali, oceniali „wierszomanię”, a nie porządne utwory literackie? I czym się naraziłem P. Kalinowskiemu? Czyżbym napisał za dużo wierszy? Czyżby te wiersze nie pasowały do obrazu poezji P. Kalinowskiego? Czy P. Kalinowski ma tylko „przysięgłych” swych autorów wierszy i tekstów piosenek: Tomka Fopke, Hannę Makurat, Grzegorza Schramke? Może P. Kalinowski uważa, że moje wiersze to jest „wierszomania”, ale na nie zwrócili uwagę recenzenci, wydając pozytywne swe opinie. Skra Ormuzdowa była przyznana za działanie bez rozgłosu, propagowanie kultury kaszubskiej, przezwyciężanie trudności (m.in. z wydawaniem kolejnych tomików nie tylko wierszy, ale i esejów czy innych form pisarskich). Nie wiem, czy mój głos zostanie dostrzeżony, przeczytany. Ale nie o to chodzi. Będę dalej robił swoje jako „ambasador kultury kaszubskiej”. Z poważaniem Henryk Jerzy Musa KOT (Do listu Autor załączył listę swoich publikacji oraz wykaz stowarzyszeń literackich, do których należy – przyp. red.) Do PT Czytelnika mojego zbiorku wierszy Absolutnie nie zgadzam się z Panem Profesorem, że Płaczebóg, bohater moich wierszy, staje się Chrystusem Nazareńskim – to bardzo powierzchowna interpretacja tej postaci. Mój Płaczebóg ma tylko jedną wspólną cechę z Jezusem cierpiącym w Ogrodzie Oliwnym – pocenie POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 się krwią. Nawet słowo „bóg” zapisane małą literą sugeruje jego politeiczne pochodzenie. Ewentualnie słowo „bożamęka”, we współczesnym rozumieniu „krzyż Jezusa”, w poezji równie dobrze może to być kamienny posąg cierpiącego boga – patrona skazańców (wg A. Labudy). W kontekście kultury pogańskiej nabiera ono nowego znaczenia – jest to zatem swoista archaizacja słowa „bożamęka”. A zatem zamiast osadzania w realiach chrześcijańskich bardziej krystalizuje się tu tworzenie mitu wokół Gdyni, Świętej Góry, Klifu Oksywskiego. Oksywie w jednej z etymologii ludowych tłumaczone jest jako „solne oko” (jeden z tytułów wierszy Czôrnégò klédu), ponieważ mają się tam znajdować złoża soli – wiersze nawiązują do tej ludowej etymologii. „Czôrny kléd” rozumiany wyłącznie jako ubiór człowieka – to bardzo uproszczone tłumaczenie symbolicznego motywu przewijającego się przez wszystkie trzy części tomiku. A może Ty, Czytelniku, po prostu żartujesz? Wiersz „Na wãdrë”/ „Wiatr w żagle” nie jest umieszczony na żadną przeciwwagę „utyskiwaniom”. Gdzie te utyskiwania? Może w szukaniu przez czarownicę ratunku u pogańskiego bożka Płaczeboga? A może w walce upiora o swój byt? W tych wierszach nie ma ani użalania się nad sobą, ani zawodzenia czy krytykowania czegokolwiek lub kogokolwiek, ani też wyrzekania na cokolwiek podmiotu/ bohatera lirycznego. Wiersz „Na wãdrë”/ „Wiatr w żagle” jest puentą wydarzeń zarysowanych w utworach tego tomiku. Nie wiem, czy „w pisaniu Czai coś się wypaliło”, jak sugeruje Czytelnik, ale nagromadzenie podobnie brzmiących fraz w różnych sytuacjach i kontekstach jest celowe i bardzo istotne – przydane są w ten sposób nowe znaczenia. Poprzez te powtórzenia przywołana jest ich wieloznaczność, której być może nie zauważy czytelnik pobieżnie przelatujący przez wiersze. Czytelnik ma, oczywiście, prawo chcieć od poetki „tej miary, co Ida Czaja, poetyckich zabiegów”, jednak autorka Czôrnégò kledu ma bardzo wygórowaną świadomość wartości napisanego dzieła. Chcã le sã sztridowac z Wastą Profesorã wedle pòstacji Płaczebòga z mòjich wiérztów, cobë miôł bëc Nazareńsczim Christusã. To je, hewò, taczé chùtczé lôtanié pò wiérzkù lëtrów. Mój Płaczebóg le jednym merkã szlachùje za Jezësã cerpiącym w Òliwnym Ògardze – wej mòknienié krëwią. Nawetka słowò „bóg” zapisóné môłą lëtrą nadczidô ò jegò pòlitejiczny rózdze. Mòże téż prawie słowò „bòżômãka”, w dzysészim rozmienim „krziż Jezësa”, w ùsôdzkach nie brekùje bëc taczim wëjasnienim, a może téż znaczëc kamianą sztaturã cerpiącégò bòga – patróna skôzańców (wd. A. Labùdë). Czej wzérôłbë na pògańską kùlturã, nabiérô nowégò znaczënkù – wej, gwësnô archajizacjô słowa „bòżômãka”. Tedë barżi jak ùmôlenié w chrzescëjańsczich realiach dokònywô sã tuwò twòrzenie mitu wkół Gdinie, Swiãti Górë, Òksëwsczégò Klifù. Òksëwié wedle lëdowi etimòlodżi tłomaczoné je jakno „solné òkò” (jeden z titlów ùsôdzków Czôrnégò klédu) temu, że bënë mają tam bëc zleżënë solë – usôdzczi nawiązëją do ny lëdowi etimòlodżi. „Czôrny kléd” miôłbë le bëc ruchnã człowieka?! Hewò czësto prosté a nieòbmëslné tłomaczenié mòtiwu, jaczi sztrichô sã we wszëtczich trzech dzélach tomikù, do te jesz wëzeblokłé z symbólicznégò znaczënkù. Czëtińcu, Wë doch so wëpkùjece! Wiérzta „Na wãdrë”/ „Wiatr w żagle” nie je w niżódny procëmnoce do całownotë – hewò je pùãta. Dze Wë môce nalazłé jaczés wëbòliwanié czë skãczenié?! Ni ma niżódnëch, nawet czej czarzbóna szukô retënkù kòl Płaczebòga. Czarzbóna je òbsądzonô w tëch wiérztach ò czarzenié? Dëcht ni ma wiedzec, za co je skôzónô czarzbóna – je le jedno nadczidniãcé, że zôklãca są przicziną serbiznë w Gdinie: „Bôłt/schłądzy cénie serbiznë/pògòrchã zôklãców” „Bałtyk/pochłonie cienie szarugi/winę zaklęć”. Hewòtnô prziczina skôzaniô czarzbónë nie je prawie wôżnô dlô zamkłoscë. Mòże pò prôwdze je tak, jak Wë piszece, że w pisanim Idë Czajinë cos sã wëskwarzëło. Wëtikôce skòpicą szlachùjącëch frazów, le nie ùzdrzelë Wë, że w tëch pòwtórzeniach je ùmëslny szëk, jaczi nadôwô w rozmajitëch kòntekstach i jeleżnoscach nowi znaczënk, co sztrichô jich wieleznacznotã, jaczi Wë ni mòglë nalezc. Czëtińcowi ksążka może sã widzec abò nie brëkùje sã widzec, równak ji ùsôdzca mô tã ùdbã, że naléze sã czetińc-interpretatór, chtërnémù nie mdze drãgò wmiknąc w symbólikã i wieleznacznotã jãzëka Czôrnégò klédu. Ùsôdzca je tegò gwës. Ida Czajinô 75 Toruński biuletyn Należy się zgodzić z Bogdanem Chrzanowskim, że „»Biuletyn Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej« na trwałe zapisał się w upamiętnienie wydarzeń II wojny światowej, lat okupacji i powojennych. Zamieszczone na jego łamach artykuły naukowe, popularnonaukowe, omówienia najważniejszych wydawnictw, kroniki wydarzeń (…) sprawiły, że periodyk ten stał się ważnym wydawnictwem naukowym i edukacyjnym”. Stwierdzenie to można ukonkretnić również spostrzeżeniem, że to wydawane od dwudziestu czterech lat czasopismo jest także znaczącą serią dla poznania dziejów Kaszub i Kaszubów oraz dla szeroko pojętej kaszubskiej edukacji regionalnej. Nie tylko dlatego, że siłą rzeczy znajduje się w nim wiele szczegółowych odniesień do naszego regionu, na ogół służących przykładowej ilustracji szerszych procesów. Ponieważ zdecydowana większość tekstów zamieszczanych w biuletynie jest pisana z perspektywy ogólnopomorskiej bądź ogólnopolskiej, najciekawszym wydaje się, jak w jej świetle są uwidaczniane zagadnienia związane z naszą kaszubską małą ojczyzną i jej mieszkańcami. Można to wyraźnie zaobserwować w najnowszym numerze Biuletynu z 2012 r. Otwiera go referat znamienitego znawcy problematyki, Jana Szilinga pt. „Pomorzanie w Wehrmachcie” (opublikowany też w pracy zbiorowej pod takim samym tytułem i redakcją tegoż autora), czyli dotyczący tematu stale gorącego, także na Kaszubach. Patronuje mu motto zaczerpnięte ze wspomnień „kaszubskiego gbura”, Bolesława Jażdżewskiego z Lipuskiej Huty: „Czy to nasza wina, że zmuszeni zostaliśmy, aby iść do Wehrmachtu?”. Nic więc dziwnego, że w jego treści jest sporo informacji o kaszubskich miejscowościach i kaszubskich wehrmachtowcach, od Władysławowa po Chojnice. Znamienne jednak, że ani razu nie użyto w nim słów 76 „Kaszuby”, „kaszubski” itp. Mimo to po lekturze omawianego artykułu można wysnuć interesujący wniosek właśnie w odniesieniu do tego obszaru i jego mieszkańców. Otóż według J. Szilinga najbardziej, najmocniej unikali wpisu do III grupy niemieckiej listy narodowościowej (NLN) i powołania do niemieckiego wojska mieszkańcy powiatów chojnickiego, kartuskiego, kościerskiego, starogardzkiego, świeckiego i tucholskiego. Dodatkowo autor powołał się na treść pisma wyższego dowódcy SS i policji w Gdańsku do H. Himmlera, w którym ujęto informację, że wcielenia do Wehrmachtu unika najwięcej pomorskich mężczyzn z terenu powiatów kartuskiego i wejherowskiego. W świetle tego nie ulega wątpliwości, że Kaszuby należały do tej części Pomorza, w której Niemcom najtrudniej było przeprowadzać wpisywanie na NLN i skutecznie przymuszać do walki w niemieckim mundurze. Nie wiem, jak dalece przyczyną tego stanu rzeczy była kaszubskość mieszkańców poddawanych temu procederowi. Niech tą kwestią zajmą się kolejni badacze wgłębiający się w tę problematykę. Jednak – jak myślę – tego wniosku nie wolno pomijać w toczących się także współcześnie dyskusjach, sporach o postawie Kaszubów podczas II wojny światowej, o ich tożsamości i poczuciu narodowym. Za drugi, obok „Pomorzan w Wehrmachcie”, temat wiodący omawianego numeru Biuletynu można uznać działalność edukacyjną Muzeum Stutthof w Sztutowie, upamiętniającego dawny obóz koncentracyjny. Rzeczywiście jest ona bardzo różnorodna, wręcz imponująca. Na szczególną uwagę zasługują te spośród programów edukacyjnych, które mocno nastawione są na skłonienie osób odwiedzających Muzeum, by samodzielnie dochodziły do prawdy historycznej poprzez wręcz namacalne wczuwanie się w sytuację okupacyjną panującą na Pomorzu, w tym głównie w sztutowskim obozie. Temu celowi między innymi służy odbywana w grupach narodowych, polskich i niemieckich, analiza legalnej i nielegalnej korespondencji więźniów i kończąca ją wspólna dyskusja. Patrząc z kaszubskiej perspektywy, lekturze informacji o edukacji muzealnej towarzyszy dwoista refleksja. Po pierwsze warto zadać pytanie, w jakim stopniu kaszubscy działacze i nauczyciele wykorzystują ofertę Muzeum w Sztu- towie. Jestem pewien, że zdecydowanie w zbyt małym stopniu, a przecież obóz w Sztutowie to najczęstsze miejsce osadzania Kaszubów przez hitlerowców podczas okupacji, tych „przeciętnych”, jak również tych wybijających się, między innymi Jana Rompskiego. Z drugiej strony w ofercie edukacyjnej Muzeum jest wyraźnie za mało bezpośrednich nawiązań do problematyki kaszubskiej. Znalazłem tylko jedno – przygotowany przez Dariusza Szymikowskiego scenariusz lekcji muzealnej: „Losy Kaszubów w I połowie XX w. jako społeczności pogranicza polsko-niemieckiego”. A przecież na podstawie bogatych zbiorów tego Muzeum można opracować wiele pasjonujących kaszubskich tematów, poczynając od przedstawienia ciekawszych kaszubianów, ukazania różnic w podejściu okupanta do Kaszubów w porównaniu do pozostałych Pomorzan, prezentacji indywidualnych losów Kaszubów, których życie zmusiło do wkładania mundurów kilku walczących państw w czasie II wojny światowej itp. Nie miejsce tutaj na przedstawienie wszystkich „kaszubskich” refleksji, jakie nasuwają się po przejrzeniu omawianego numeru Biuletynu. Jest ich zaskakująco dużo. Dotyczą każdego jego działu, w tym też polemik, lektur, biogramów zmarłych członków podziemia, sprawozdań z działalności Fundacji itp. Koniecznie natomiast warto je uogólnić. Zawartość Biuletynu toruńskiej Fundacji udowadnia, że chcąc poznać dobrze dziedzictwo kulturowe Kaszub i ich współ- POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 LEKTURY czesność, nie można ograniczać się do własnych opłotków, lecz warto wgłębiać się też w to, co tylko z pozoru wydaje się mniej lub bardziej dalekie. Tym bardziej, że w ostatniej ofercie wydawniczej Fundacji znalazło się kilka interesujących pozycji rozprowadzanych – w zasadzie – nieodpłatnie, w tym ostatni numer Biuletynu i wspomniana książka Pomorzanie w Wehrmachcie. Bogusław Breza „Biuletyn Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej”, rocznik XXIV, rok 2012. Porządki w pręgowskich metrykach Księgi parafialne to bezcenne źródło wiedzy o naszych przodkach. Niestety, dostęp do nich najczęściej jest utrudniony – trzeba zmierzyć się z biurokracją w archiwach albo prosić proboszczów o pozwolenie na wgląd do dokumentów. Parafia Bożego Ciała w Pręgowie ma to szczęście, że jej metryki z przełomu XVII i XVIII w. doczekały się starannego opracowania. Benedyktyńską pracę wykonał Tadeusz Wilczewski, emerytowany wykładowca Politechniki Gdańskiej, który skoncentrował się na dwóch księgach, znajdujących się obecnie w Archiwum Archidiecezjalnym w Gdańsku. Zawarte w nich zapiski obejmują śluby, chrzty i pogrzeby od roku 1658 po 1710, choć zaznaczyć należy, że materiał ten jest niekompletny, pozostaje też w nim sporo niejasności. W ocenie Tadeusza Wilczewskiego liczne fakty wskazują na to, że wpisów do ksiąg metrykalnych dokonywano zwykle później, po ceremonii chrztu, ślubu lub pogrzebu. Proboszcz opierał się wtedy na własnej pamięci albo na notatkach. W takich przypadkach zdarzały się braki w zapisie, przekreślano wcześniejsze pomyłkowe wpisy lub pozostawało wolne miejsce do uzupełnienia – niekiedy na zawsze. W takim stopniu, w jakim było to możliwe, dane w metrykach zostały zweryfikowane. Docenić trzeba zwłaszcza trud związany z identyfikowaniem osób, dzięki czemu udało się ustalić nazwiska duchownych pełniących posługę w Pręgowie, ale przede wszystkim przywołać z mroku dziejów parafian, o których istnieniu świadczą dziś już tylko kościelne POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 księgi. Co ciekawe, mimo licznych zawieruch, jakie w ciągu wieków przetoczyły się nad pomorską ziemią, część nazwisk wciąż jest spotykana w tych okolicach. Jakkolwiek pod względem poznawczym opracowanie Tadeusza Wilczewskiego wydaje się kierowane głównie do osób zainteresowanych genealogią, to można w nim wyłowić również wiele ciekawostek obyczajowych. O niektórych zresztą informuje sam autor, który na przykład zauważa, że imię Maria w metrykach pręgowskich pojawia się po raz pierwszy w 1665 r. Wydaje się, że to nic takiego, tymczasem w XVII w. w katolickich księgach metrykalnych wpisywano jedynie imię Marianna, uważając wpis imienia Maria za... bluźnierstwo. Książka Tadeusza Wilczewskiego ukazała się w tradycyjnej, papierowej formie, ale osoby zainteresowane tematem ucieszy informacja, że jest ona dostępna również w internecie w ramach Federacji Bibliotek Cyfrowych. (MA) Tadeusz Wilczewski, Mieszkańcy parafii Pręgowo w drugiej połowie XVII wieku. Część 1. Źródła, Gdańsk 2012. Zasłużony kanonik 20 stycznia br. minęła pierwsza rocznica śmierci ks. Romana Lewandowskiego, pierwszego proboszcza bazyliki mniejszej w Chojnicach i honorowego obywa- tela tego miasta. Miłym i pożytecznym akcentem obchodów tej rocznicy było wydanie zbioru wspomnień o tym zasłużonym dla Kościoła i chojniczan kapłanie. Cel przygotowania publikacji trafnie ujął w przedmowie bp Wiesław Śmigiel: „pamięć ludzka jest zawodna, dlatego warto utrwalać historię i przypominać osoby, które ją tworzyły” (s. 4). Ksiądz Lewandowski urodził się w 1932 r. w Chełmży. W tym mieście ukończył w 1951 r. liceum ogólnokształcące, a następnie odbył studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie. Święcenia kapłańskie przyjął w wieku 25 lat, a później został wikariuszem w parafii św. Katarzyny w Brodnicy (1957–1967). Kolejna placówka to parafia św. Jakuba Apostoła w Żmijewie (dekanat brodnicki), gdzie przez siedem lat był proboszczem. Zasłynął tam jako utalentowany i oddany młodzieży katecheta. W tym okresie ukończył studia z zakresu prawa kanonicznego w Stołecznym Instytucie Prymasowskim. Pierwszego lipca 1975 r. dekretem biskupa ordynariusza Bernarda Czaplińskiego przeniesiony został na probostwo do Chojnic, gdzie istniał wakat po śmierci w 1974 r. ks. dra Arkadiusza Lissa. W kościele farnym pod wezwaniem Ścięcia św. Jana Chrzciciela i w chojnickiej parafii służył wiernym jako proboszcz przez 24 lata. Biskup diecezjalny prof. Jan Bernard Szlaga przeniósł go w stan spoczynku 30 czerwca 1999 r., a następnego dnia posługę kapłańską i administrowanie parafią przejął ks. Jacek Dawidowski. Najważniejszym wydarzeniem w czasie sprawowania przez ks. Lewandowskiego funkcji proboszcza w Chojnicach było wyniesienie miejscowej fary do rangi bazyliki mniejszej. Nastąpiło to 11 marca 1993 r. (niedawno chojniczanie z rozmachem świętowali z okazji 20-lecia tego doniosłego wydarzenia). Obok katedry pelplińskiej i kolegiaty koronowskiej jest to jedna z trzech bazylik w diecezji. W uznaniu zasług dla rozwoju życia religijnego i społecznego 9 października 2005 r. Rada Miejska podjęła uchwałę o nadaniu ks. kanonikowi tytułu honorowego obywatela miasta Chojnice. Więcej szczegółowych informacji na temat dokonań tego kapłana w Chojnicach znajdą Czytelnicy „Pomeranii” w artykule Doroty Knopek „Duszpasterz z powołania. Ksiądz kanonik Roman Lewandowski” 77 LEKTURY pomieszczonym w „Zeszytach Chojnickich” 2003, nr 18, s. 114–115. Rocznicowy tom wspomnień zawiera tuzin spisanych refleksji dotyczących księdza Lewandowskiego (8 autorstwa osób duchownych, m.in. biskupa J. Szamockiego, i 4 osób świeckich, m.in. prof. J. Knopka). Zbiór ten, bogato ilustrowany, opublikowany został jako 26. tom w serii wydawniczej Biblioteka Filomaty (członkiem kolegium redakcyjnego tej serii jest blisko związany z Chojnicami bp W. Śmigiel). Ks. prałat Jacek Dawidowski, od 14 lat zarządzający parafią Ścięcia św. Jana Chrzciciela, zapowiada już wydanie kolejnego tomu wspomnień. Warto byłoby pokusić się o kontynuację tego przedsięwzięcia i ukazać zmarłego przed rokiem kapłana „wymagającego i surowego” (s. 38) również z innej strony, np. jako nauczyciela religii wielu chojnickich maturzystów i znakomitego organizatora zajęć edukacyjno-religijnych dla młodzieży. Kazimierz Jaruszewski Ksiądz kanonik Roman Lewandowski 1932–2012. Pierwszy proboszcz bazyliki mniejszej, wyd. Bazylika pod wezwaniem Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Chojnicach, Chojnice 2013. Średniowiecza uroki różne Rok 2012 miał w kulturze kaszubskiej różnych patronów, choć w wyborze Zarządu Głównego Zrzeszenia 78 Kaszubsko-Pomorskiego byli to młodokaszubi. Warto jednak pamiętać, że dla Rady Gminy Wejherowo patronem był również Aleksander Labuda, którego postać i twórczość kilkakrotnie doczekały się w 2012 roku głębszego omówienia i interpretacji. W działaniach upamiętniających kaszubskiego felietonistę, publicystę i poetę od kilku lat celuje Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy w Bolszewie, która we współpracy z Gminą Wejherowo w 2005 roku wydała jego zbiorek wierszowanych wyjątków (zapisów epizodów) z czterech ewangelii pt. Ewanielskô spiéwa, w 2007 roku tom esejów i artykułów zatytułowany Wokół Aleksandra Labudy. W 105. rocznicę urodzin pod redakcją Sławomira Cholchy (we współpracy z Jakubem Mazgajczykiem), w 2008 roku religioznawczo-mitograficzne artykuliki zatytułowane Bògòwie i dëchë naj przodków. Przëłożënk do kaszëbsczi mitologii w opracowaniu Bogusławy i Jaromiry Labuddówien, a w 2011 roku opublikowano ten sam materiał, tyle że z dodatkiem tekstów pomorzoznawczych zatytułowanych W kręgu mitologii kaszubskiej. Pokłosie konferencji naukowej, którą to część przygotowali do druku Janina Borchmann i Bartłomiej Wiszowaty. W tymże roku pojawił się jeszcze opasły tom pt. Almanach Biblioteki Publicznej Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy w Bolszewie, w którym obok informacji o samej bibliotece odnajdziemy materiały o tym kaszubskim twórcy autorstwa kilku pomorskich regionalistów. W 2012 roku wyszły jeszcze dwie książki związane z ideologiem zrzeszeńców: biografia napisana przez córkę Jaromirę Twórcze życie Aleksandra Labudy. Zarys monograficzny oraz jego utwór sceniczny Z czasów Swiãtopôłka Bëlnégò. Òbrôzk w trzech aktach. Nieostatnie to propozycje wydawnicze z Labudą w roli głównej przygotowywane do druku przez bolszewską bibliotekę. Z literaturoznawczego punktu widzenia patrząc, warto zwrócić uwagę na wywołany tutaj dramat Z czasów Swiãtopôłka Bëlnégò, ponieważ pojawia się oto dla literatury kaszubskiej utwór autora od trzydziestu lat już nieżyjącego, lecz wciąż obecnego w kulturze kaszubskiej, co więcej twórcy „wciąż piszącego”. Wydanie utworu scenicznego było możliwe, ponieważ odnaleziony w zbiorach po Janie Trepczyku rękopis sztuki przepisał Edmund Kamiński, a tekst zweryfikował, wersję znormalizowaną i słowniczek przygotował Jerzy Treder. W książce oprócz aktualnego, standaryzowanego opracowania dramat pojawia się również w wersji autorskiej (oryginalnej), zapisanej w pisowni zrzeszyńców, ponadto opublikowano w niej skany rękopisu. Łącznie daje to efekt ciekawej filologicznie książki, która z jednej strony pokazuje nieznane wcześniej utwory klasyka literatury kaszubskiej, z drugiej zaś zaświadcza, że twórczość zrzeszyńców wciąż potrafi dziś inspirować nie tylko w zakresie literatury pięknej, ale również w sferze działalności edukacyjnej czy nawet plastyki… Sam dramat Z czasów Swiãtopôłka Bëlnégò nie jest utworem wybitnym, świadcząc raczej o pewnej konsekwencji tematycznej oraz ideologicznej autora, nie zaś o jego talencie dramaturgicznym. Głównym bowiem zadaniem sztuki jest wykreowanie obrazu rodziny kaszubskiej żyjącej w średniowieczu z poczuciem narodowej świadomości w państwie, którym zarządza władca idealny – książę Świętopełk. Takie dążenie wywołuje określone konsekwencje w braku rozwinięcia strony psychologicznej występujących tutaj postaci scenicznych czy niepogłębieniu tła historycznego i obyczajowego dla przedstawianych realiów. Dramat nominalnie ma trzy akty, lecz ze względu POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 LEKTURY na jego skrótowość bardziej należałoby pisać o zarysach aktów aniżeli pełnoprawnych częściach kompozycyjnych. Każdy z aktów ma po kilka scen, które wprowadzają kolejne postaci sztuki lub posuwają do przodu intrygę. Występuje tutaj zaledwie siedem person, z których najważniejszymi są Jónk Strëga – młody chłopak, który wyrusza na wojnę w obronie tatczëznë, jego matka Anna Strëżënô – czekająca od dwudziestu lat na powrót swego męża i ojca Jónka, wreszcie sam Florión Strëga, który wyruszył kiedyś na wojnę i został pojmany do niewoli na długie lata. Drugoplanowymi bohaterami są w sztuce Labudy sąsiad Strëdżi Szëmich Wòjk oraz Marichna – jego córka. W jeszcze mniejszym stopniu pojawiają się w dramacie najeźdźcy Kaszub: krzyżacki Knecht oraz woj Pòlôch. Pierwszy akt sztuki jest statyczny, ukazuje wnętrze chaty Strëgów, w której panuje nastrój smutku i tęsknoty. Matka rodziny wciąż rozmyśla o zagubionym mężu, a wszystkie pozytywne uczucia przelewa na syna Jónka. Sam chłopak zmienił się już zresztą w młodego mężczyznę, który nawiązał miłosną więź z córką sąsiada Marichną. Na tę sytuację nakłada się poczucie zewnętrznego zagrożenia, pojawiła się bowiem wiadomość o wojnie i konieczności obrony Pomorza przed atakiem sprzymierzonych sił Krzyżaków i Polaków. Mimo sprzeciwu i próśb matki Jónk w patriotycznym uniesieniu postanawia wyruszyć do wojów Świętopełka, aby bronić swej ojczyzny. Drugi akt dramatu Labudy to zaledwie trzy scenki, które ukazują niskie pobudki najazdu zewnętrznych wrogów na średniowieczne Kaszuby oraz przedstawiają atak Knechta i Pòlôcha na Jónka. Potem na ciężko zranionego młodzieńca natrafia stary Strëga. Opatruje rany chłopaka, nie wiedząc, że to jego syn. W ostatnim akcie dramatu dochodzi do rozwiązania scenicznej intrygi. Do rodzinnej chaty dociera Florión i zostaje rozpoznany przez żonę i przyjaciół. Później okazuje się, że Jónk nie umarł od poniesionych ran, lecz trafił do oddziałów Świętopełka. Wreszcie na koniec sztuki następuje moment rozpoznania ojca i syna, co pieczętuje wielką radość bohaterów. W tak zarysowanej intrydze Labuda umieścił kilka elementów ją wzbogacających, choć jednocześnie bierze to POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 w nawias historyzm dramatu. W pierwszym akcie Marichna wyszywa chustkę dla Jónka, wyjaśniając przy tym symbolikę kolorów oraz form haftu i sugerując, jakoby za czasów Świętopełka istniał już skodyfikowany model haftu kaszubskiego. Oprócz tego anachronizmu, w innym miejscu sztuki Labuda, wymieniając wojów Świętopełka, wspomina również Dobrogosta – co można odebrać jako intertekstualny akt nawiązania do poematu historycznego Leona Heykego Dobrògost i Miłosława. Najbardziej znacząco wygląda w dramacie kaszubska kwestia narodowotwórcza. Aby ją uwypuklić, Labuda uwznioślił postać Świętopełka, przekonując, że książę ów prowadził konsekwentną politykę narodowościową, co należy raczej do porządku mityzującej rzeczywistość literatury, nie zaś dążącej do obiektywizmu historii. Prowokacyjnie wygląda w dramacie scena, w której Krzyżak i Polak jako agresorzy Pomorza zastanawiają się nad dotychczasowymi walkami o te tereny. Dość kuriozalnie ułożył Labuda tę rozmowę, w której Krzyżak szydzi z Polaka, że jego rodacy nie potrafili zawładnąć Pomorzem. Gdyby Labuda był dobrym dramaturgiem, pewnie by tę scenę rozwinął lub pokazał także inną stronę, równie prowokacyjną: podziw Polaka dla Krzyżaków, że potrafili jednak złamać mieszkańców Pomorza, wypierając zarówno Kaszubów jak i Polaków z ich siedlisk. Labuda jednak jest w omawianym tutaj dramacie nie tyle artystą, co ideologiem, a zatem interesują go łatwe efekty emocjonalno-akademijne. Stąd właśnie wywodzi się ostatnie przesłanie sztuki: „I tak Pón Bóg lëtoscëwi czerëje losã lëdzy, zesylô smùtczi, chtërne pózni wënadgrôdzô redoscą. Bòdôjże chcôłbë tak czerowac losã nôrodu pòmòrsczégò, chtëren pò sédmë wiekach pòniewiérczi sã ze snu bùdzy, bë mógł zajasniec swim bëtã i swiécëc wôrtoscą mòralną tima, co zgrôwają i dulczą na òstatk naszégò żëcô nôrodowégò. Tak niech sã stónie!”. Owo przesłanie ukazuje zarówno siłę, jak i mitotwórstwo Labudy-artysty. Siłę, ponieważ nie można mu odmówić umiejętności budowania przejrzystych układów dobra i zła, pozytywów i negatywów, wzniosłego i niskiego. W takim zestawieniu kwestie kaszubskie zawsze są czymś nieskazitelnym i pięknym. Operowanie mitem przez Labudę, widoczne tak w liryce, jak i w tym utworze, polega na budowaniu z rzeczywistości fragmentarycznej pozorów bytów całościowych, z namiastek obrazów – niby to kompletnej panoramy. W przywoływanym tu dramacie będzie to operowanie terminem narodowość w odniesieniu do średniowiecza, mimo że tego typu konstrukt społeczny pojawił się dopiero w XIX wieku, lub wybór z zawiłych losów polityczno-administracyjnych Pomorza Wschodniego jednego z epizodów panowania księcia Świętopełka i podawania go jako stałej tendencji w relacjach z sąsiadami. Dla Labudy-artysty nie liczył się fakt, że Świętopełk nie tylko zwalczał Krzyżaków, ale i tworzył z nimi koalicję polsko-krzyżacką w najeździe na Prusów, że niewiele dla niego znaczyły walki z własnymi synami, gdyż ważniejsza jest dla niego chęć budowania ideału władcy i wykreowanie mitu kaszubskiego, średniowiecznego państwa. Dla takiego narodowotwórczego mitu poświęca Labuda historię. Oczywiście artysta ma prawo korzystać w swojej działalności z licentia poetica i może nawet nie ma potrzeby tak rozliczać Labudy za obecność w jego utworach anachronizmów… Szkoda jednak, że nie poświęcił czasu, aby swoje mity obudować większą ilością zabiegów literackich, może wówczas by tak nie irytowały swoją naiwnością. Daniel Kalinowski Aleksander Labùda, Z czasów Swiãtopôłka Bëlnégò, Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy w Bolszewie, Urząd Gminy Wejherowo, 2012. NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE WWW.KASZUBSKAKSIAZKA.PL NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE 79 MÒST DRËSZBË Wiedno Kaszëbë Rézë Kaszëbów z Kanadë na pòmòrsczé Kaszëbë stałë sã ju tradicją. A wszëtkò sã zaczãło w 1858 rokù, czej do Kanadë wërëgnął pierszi dzél emigrantów, lëdzy ùpichónëch przez prësczégò zôbòrcã. Dojachelë na òkrãce Agda do Quebec, stąd baną do Renfrew, a dali piechti. W rãce dostelë seczerë i hôczi. Pòsobné pòkòlenia Kaszëbów zaczãłë gòspòdarzëc w stanie Òntario. Dërch trzimelë sã rodny mòwë i zwëków. Tak colemało bëło do piãcdzesątëch lat ùszłégò wiekù. EÙGENIUSZ PRËCZKÒWSCZI Òżëwianié łączbë z pòmòrsczima Kaszëbama Jak jô béł môłi, tej jô gôdôł blós pò kaszëbskù. Tej jô szedł do szkòłë, në i jô sã zaczął ùczëc anielsczégò – wspòminô Dawid Szulëst (David Shulist), wielelatny przédnik Wilno Heritage Society, to je stowôrë, co zajimô sã dozéranim kaszëbsczi spôdkòwiznë w Kanadze. Zasłëdżi Szulësta, a rëchli jegò ùmarłégò tatka Môrcëna, dlô òżëwieniô łączbë z pòmòrsczima Kaszëbama są baro wiôldżé. W latach 70., 80. i 90. ùszłégò wiekù ti łączbë bëło równak baro mało. Jesz nie bëło ww. stowôrë. Z piersza wëjéżdżelë tam naszi ksãża (Francëszk Grëcza, Władisłôw Szulëst, Zbigórz Kùlwikòwsczi), pòtemù ùczałi i dzejôrze (prof. Édwôrd Bréza, prof. Tadéùsz Linkner, prof. Jerzi Samp, Wòjcech Etmańsczi, Francëszk Kwidzyńsczi z karnã Kaszuby z Kartuz, prof. Józef Bòrzëszkòwsczi). Dzãka tim rézóm pòwstôwałë wôrtné pùblikacje. Wiôldżé miałë téż znaczenié dokazë ks. Alojsiusa Rekòwsczégò, a òsoblëwie Shirley Mask-Connolly, laùreatczi Medalu im. Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od morza”, czë téż wielelatné dzejanié Anë Żurakòwsczi – laùreatczi Medalu Stolema z 1999 rokù i załóżcë, wespół z chłopã Januszã, Institutu Kaszëbë w Barry’s Bay. W nëch łączbach dzejałë le jednostczi. To sã czësto zmieniło dopiérze w òstatnëch latach. W 2007 rokù przëjachelë na Kaszëbë Dawid Szulëst i Édwôrd Szczipiór (Edward Chippior), chtëren je wiceprzédnikã Wilno Heritage Society. 80 Karno Ludowa Nuta z Hamilton w miszewkòwsczim Mùlkù. Òdj. z archiwùm EP Édwôrd béł pierszi rôz w Pòlsce. Dzãka jegò bëlny znajomòscë kaszëbsczégò sã fejn ùdało nawiązac wiele kóntaktów. Òb ten czas w Kanadze béł – zachãcony przez redakcjã programù „Rodnô Zemia” – Marión Górlëkòwsczi, co robił filmòwé òdjimczi. Pòtemù pòwstało wiele repòrtażów w Telewizji Gduńsk, pòkazywónëch nôwicy prawie w „Rodny Zemi”. Baro żëwô wespółprôca Słabò rok pózni bëła V Wòjewódzkô Kònferencjô Szkólnëch Regiónalëstów w Żukòwie. To bëło dëcht czësto wëdarzenié przełómòwé dlô naszi łączbë. Przëbëło na niã 20 sztëk delegatów Kaszëbów z Kanadë. Przemòwã ò kòniecznoscë dozéraniô jãzëka i kùlturë trzimôł Dawid Szulëst. Tam téż béł zrzeszony symbòliczny mòst drëszbë, jaczi je dërch wzmòcniwóny. Dzys dnia tak baro żëwô wespółprôca òpiartô je nôbarżi na spòdlim zagwësnieniów wërzekłëch na ti kònferencji. Swiadectwò Kaszëbów z Kanadë, co zachòwelë przez półtora wiekù swòjã tradicjã, a òsoblëwie jãzëk, je bezcenną wôrtoscą. Je to piãkny przikłôd dlô Kaszëbów z Pòmòrzégò, chtërny przerwelë jãzëkòwi pòkòleniowi przekôz. Jedinô szansa, żebë smùtné kónsekwencje tegò przerwaniégò bëłë miészé, sedzy w pòwszedny ùczbie kaszëbsczégò jãzëka w szkòłach i w jegò pòwszednym ùżëtkù w pùblicznym żëcym òkòma pòlsczégò jãzëka. Stón, w jaczim są kaszëbsczé tradicje i jãzëk w Kanadze, nôbëlni ùkôzało fejrowanié 150 lat emigracji. Bëło òno w zélnikù 2008 rokù. Jacha na nie zachtnô delegacjô Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Bëło to wiôldżé wëdarzenié, jaczé POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 MÒST DRËSZBË brewiter ùkôzało znaczenié łączbë téż na niwiznie minysterialny i rządowi. Merkac to bëło nôlepi pò rządowëch wëprzédnieniach i wielnëch pózniészich nôdgrodach, chtërne dostelë Dawid Szulëst, Shirley Mask-Connolly i jinszi. Na fejrze béł téż Daniél Czapiewsczi, chtërnémù pòznanié całi sprawë przëniosło ùdbã, żebë jednã z chëczi zbùdowónëch dôwno temù przez Kaszëbów w Kanadze sprowadzëc do Szimbarkù. Ji òtemkniãcé bëło w pòsobnym rokù. Z sédmë kanadijsczich gòscy, co bëlë na ti ùroczëznie òtemkniãcô chëczë pierszich kaszëbsczich òsadników w Centrum Edukacji i Promòcji Regionu, jaż szesc bëlno gôdało pò kaszëbskù. W tatczëznie swòjich serc Më mùszimë dërch wzmòcniwac ten mòst midzë nama! – pòdsztrichiwelë gòsce z Kanadë òbczas dosc dłudżégò bëcégò tu. Kò òbezdrzelë òni wiele wsów i miast, w tim pònorbertańsczi klôsztor w Żukòwie, Kartuzë, Serakòjce – kòlébkã rodu Szczipiórów, a òsoblëwie òkòlé Brus, Lëpùsza, Lesna, Parchòwa, Kòscérznë. Z tëch strón nôwicy jich wërézowało do Kanadë. Za kòżdą razą kanadijsczi Kaszëbi nawiedzają sanktuarium Królewi Kaszëb w Swiónowie. Tak bëło pierszi rôz w 2007 rokù i tak je wiedno. Nen môl stôł sã jich sanktuarium. Bez to kùlt Swiónowsczi Pani mòcënkò rozwijô sã w Kanadze. Nie bëło téż jinaczi òbczas òstatny jich gòscënë, jakô dérowa òd 16 do 30 czerwińca 2010 rokù. W Swiónowie bëlë òni na mszë swiãti 27 czerwińca. Òd kùstosza sanktuarium dostelë w darënkù trzë òbrazë z Królewą Kaszëb dlô szkòłów przë parafiach w Wilnie, Round Lake i Barry’s Bay. Zôs nôwôżniészim sztërkã jich bëcégò tu béł XII Zjôzd Kaszëbów w Pùckù, 26 czerwińca. Z rena bëlë na pielgrzimce na bôtach z pòłòstrowù Hél do Pùcka. Je to wëjątkòwi zwëk w Eùropie. Dzesątczi płëwającëch jednostków, sta kaszëbsczich fanów, czôrno-żôłté farwë, pòspólnô mòdlëtwa z arcëbiskùpã na westrzódkù wikù – to wszëtkò òstôwiô wrażenia nié do zabëcô. To je piãkny dlô nas czas – wzdichôł Ben Bùrchardt, chtëren òjczëznã tatków nawiédzôł ju drëdżi rôz. Nen piãkny czas mielë òni téż kòle fejrowaniô 20. roczëznë pismiona „Tatczëzna”, co bëła w Trzepòwie na farmie POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Kaszëbi z Kanadë na XII Zjezdze Kaszëbów w Pùckù. Òdj. z archiwùm EP Wòjcecha Etmańsczégò, i w czile jinszich placach tatczëznë swòjich serc, jak lubno gôdają ò rodny zemi. Bëlë téż na kaszëbsczich sobótkach w Rãbiechòwie, dze mòglë sã bëlno naceszëc zwãkã dzysdniowi kaszëbczi spiéwë, a nawetka pòspiéwac òbczas wieczórnégò zéńdzeniô. Tego nama kąsk felëje. Mùszimë wiãcy spiewac pò kaszëbskù ù se, w Kanadze – ùznôł Dawid Szulëst. Kò terô bądze to gwës barżi mòżebné, bò mają wicy kaszëbsczich spiéwników i wiele ksążków. Promòwanié kaszëbiznë spiéwã Na kaszëbskô spiéwa òsoblëwi mô zwãk w głosu chùrzistów karna Ludowa Nuta z Hamilton. Chùr skłôdô sã z pòtómków emigrantów z Pòlsczi. Jesz czile lat temù spiéwelë òni piesnie z jinszich dzélów naszégò kraju. Równak familijné łączbë czile chùrzistów z Kaszëbama z Kanadë i dôwné harcersczé òbòzë na zemi kòle Wilna zdzejałë, że no karno mòcno zazdrza do kaszëbsczégò repertuaru. Dëcht jedną z pierszich spiéwów je „Mòdłów zwón”, jaczi béł zaspiéwóny w Wilnie na fejrowanim 150 lat emigracji. Wnetka dostelë òni wszëternôstczé kaszëbsczé ruchna. Òbrobilë nastãpné rodné spiéwë. Robi to sóm zakòchóny w Kaszëbach lider karna Sławòmir Dudalsczi, absolwent Mùzyczny Akade- mii we Gduńskù. W łońsczim rokù bëlë òni z chùrã na pòlsczich Kaszëbach. Midzë jinszima wëstąpilë na Festiwalu Kaszëbsczich Filmów w Miszewkù. W łżëkwiace i maju latoségò rokù spiéwelë òni w Ottawie, Filadelfii, Doylestown (amerikańskô Czãstochòwa), Baltimore i czile jinszich môlach. Wszãdze òstôwiają nôlepszé wrażenié i promùją kaszëbiznã w dotądka jesz nieznóny fòrmie i wiôlgòscë. Witómë do nas! Nastãpny akt wzmòcniwaniô mòstu drëszbë to latosô gòscëna na pòlsczich Kaszëbach dwanôsce kanadijsczich Kaszëbów, na przódkù z Dawidã Szulëstã, òd 25 czerwińca do 8 lëpińca. W planach je midzë jinszima Truskawkobranie na Złoti Górze, òdwiedzënë w Chëczë Trapera w Szimbarkù, mòdlëtwë w sanktuarium Królewi Kaszëb w Swiónowie i przë papiesczim wôłtôrzu w Serakòjcach, Wdzydze, në i XV Zjôzd Kaszëbów w Wiôldżi Wsë. Je wiedzec, że mdze téż wiele zéńdzeniów w priwatnëch chëczach, dze pierszim jãzëkã gôdków mdze kaszëbsczi. W czasu, czej drasticzno dżinie ùżiwanié ny mòwë na Kaszëbach, te sztërczi dôwają nôdzejã, że – jak òni to chãtno gôdają: „Jedno, wiedno i na wiedno Kaszëbë!”. Westrzódtitle są òd redakcje. 81 „MOJA POMORSKA RODZINA” Finał konkursu genealogicznego SZKOŁY PODSTAWOWE Kategoria: drzewo genealogiczne • I miejsce – Matylda Turska ze Szkoły Podstawowej nr 81 w Gdańsku, • II – Marianna Zacharska ze SP nr 82 w Gdańsku, • III – Paulina Robotycka ze SP nr 81 w Gdańsku Kategoria: korzenie rodziny 24 maja tradycyjnie w Gimnazjum nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku odbył się finał VIII Konkursu Genealogicznego „Moja Pomorska Rodzina”, organizowany pod patronatem Prezydenta Miasta Gdańska Pawła Adamowicza i dofinansowany ze środków Miasta Gdańska. Organizatorem konkursu było Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Gdańsku przy współudziale Urzędu Miejskiego w Gdańsku, gdańskiego Gimnazjum nr 1, Stowarzyszenia Archiwistów Polskich Oddział Gdańsk oraz Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego. Uroczystości rozpoczął program artystyczny w wykonaniu młodzieży z gimnazjum-gospodarza. Po przywitaniu gości i finalistów konkursu przewodniczący jury Krzysztof Kowalkowski omówił prace konkursowe. Podkreślił, że uczniowie szukając informacji, które posłużyły do stworzenia zaprezentowanych prac, odwołali się do pamięci rodziców, dziadków i innych członków rodziny. Jest to bardzo cenne, bo to oni właśnie zachowali w swojej pamięci wspomnienia, które nieutrwalone odeszłyby wraz z nimi. Uczniowie podawali zwykle informacje o miejscu urodzenia swoich przodków, co pokaza- 82 ło, jak różnorodne jest pochodzenie dzisiejszych mieszkańców Gdańska. Wśród nich są bowiem Kaszubi i Kociewiacy, ale także osoby pochodzące z głębi Polski, z rejonów takich, jak poznańskie, sądeckie, tarnowskie, rybnickie, z terenów, które są dziś poza granicami Polski (Wilno, Lwów czy Kołomyja), a nawet z takich miast, jak Petersburg, które nigdy nie należały do Polski. Podczas odczytywania protokołu jury zwycięzcom wręczano dyplomy i nagrody, pozostałym uczniom dyplomy i drobne upominki, a nauczycielom dyplomy z podziękowaniami za pomaganie uczniom w pracy. Na zakończenie Maria Węgłowska, dyrektor Gimnazjum nr 1 im. Mikołaja Kopernika, zaprosiła wszystkich do obejrzenia wystawy pokonkursowej oraz ekspozycji „Tajna Organizacja Wojskowa Gryf Pomorski”, przygotowanej przez Instytut Pamięci Narodowej i Muzeum „Stutthof” w Sztutowie. Na finał wpłynęły 53 prace z 19 szkół. Spośród nich konkursowa komisja, w składzie: Krzysztof Kowalkowski, Edyta Ulwan-Olfans, Stanisław Flis, Hanna Jaszkowska, Mariusz Momont i Joanna Niwińska, wybrała najlepsze. W tabeli obok lista nagrodzonych. • I miejsce – Maxymilian Raczkowski ze SP nr 44 w Gdańsku, • II – Magdalena Stankiewicz i Emilia Lisius, obie ze SP nr 70 w Gdańsku, • III – Klaudia Łapińska ze SP nr 17 w Gdańsku i Mikołaj Żachowski z Niepublicznej Szkoły Podstawowej „Nasza Szkoła” Kategoria: album „Historia mojej rodziny” • I miejsce – Anna Koczyk ze SP nr 44 w Gdańsku, • II – Piotr Potrzebowski ze SP nr 58 w Gdańsku Kategoria: prezentacja multimedialna • I miejsce – Stanisław Brodowski ze SP nr 1 w Gdańsku, • II – Jakub Makarewicz ze SP nr 81 w Gdańsku GIMNAZJA Kategoria: korzenie rodziny • I miejsce – Adrian Polański z Gimnazjum nr 15 w Gdańsku i Sandra Ciołek z Gimn. nr 1 w Gdańsku, • III – Michał Gawroński z Gimn. nr 15 w Gdańsku Kategoria: album „Historia mojej rodziny” • Wyróżnienie – Rafał Markiewicz z Gimn. nr 1 (wpłynęła tylko jedna praca) Kategoria: prezentacja multimedialna • Wyróżnienie – Julia Wojtczyk z Gimn. nr 3 (wpłynęła tylko jedna praca) POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 Trzecy najôzd Kaszëbów Stolëca Eùropë parłãczi sã nama z Parlameńtã i òsobistoscama z òbrëmiégò pòliticzi. Le nie je tak wiedno – Bruksela biwô czasã zaczarzonô przez Kaszëbów z leżnoscë òbchòdzonëch w ni Kaszëbsczich Dniów. Westrzód farwnëch fanów eùropejsczich regionów czëc tedë kaszëbsczégò dëcha. KATARZËNA GŁÓWCZEWSKÔ Pierszi rôz dzejało sã to w 2006 rokù, czej môłi knôpiczk, symbòl Brukselë – Manneken Pis, òstôł òblokłi w kaszëbsczé ruchna na pôrã dniów. Drëdżim razã, łońsczégò rokù, òbôczëc i pòznac mòżna bëło białczi z Karna Wiejsczich Gòspòdëniów z Żukòwa. Czej dwa razë, to czemù nié trzecy? Ò tëch wszëtczich przëpôdkach miôł gôdóné Jón Kòzłowsczi. Jak mòżna bëło widzec, eùrodepùtowóny ni miôł tegò zabôczoné, bò z ùsmiéchã wspòminôł ò najazdach Kaszëbów i pamiątkach, jaczé òstawilë, òsoblëwie ò tobace. Kaszëbi nie dadzą sã tak chùtkò zabôczëc, tej kòżdô spòsobnosc je dobrô do pòdczorchiwaniô naji kùlturë. Deją Kaszëbsczich Dniów w Brukselë bëło pòkôzanié òsoblëwòsców Kaszub i tegò, że wôrt je nen region pòznac, a nôlepi òdwiedzëc. Dlô òrganizatorów z Regionalnégò Bióra Wòjewództwa Pòmòrsczégò w Brukselë wôżné bëło, żebë nie zabôcziwac ò kaszëbsczi krôjnie wëstrzód eùropejsczich wëszëznów POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 i głosno gadac ò swòji spôdkòwiznie z ji apartną kùlturą, nôtërą i jãzëkã, chtërnëch w pierszi rédze je mùsz bronic i miec starã ò jich rozwij tak, jak ò sebie samégò. Kaszëbsczé jezora i kùltura Pierszégò dnia òdbëło sã seminarium pt. „Jezora – wôrtné òbstoje nôtërë. Jak ùlepszëc stón jezórnëch ekòsystemów?”. Ò tim mielë gôdóné w Pòlsczi Ambasadze w Brukselë Kaszëbi, przedstôwcowie Wòjewódzczégò Fùńduszu Òchronë Strzodowiska i Wòdny Gòspòdarczi ze Gduńska i téż gòsce i prelegeńcë. Snôżota jezorów je przédną témą z leżnoscë òbchòdzeniégò latos Rokù Pòmòrsczich Jezorów w najim wòjewództwie. Problematika ta bëlno wpisała sã téż w Eùropejsczi Zelony Tidzéń (Green Week 2013), jaczi prawie bawił w parlameńce. To, że pòmòrsczé jezora są baro piãkné, wiémë, leno nié wszëtcë mómë swiądã, w jaczim niebezpiekù mògą sã nalezc za chwilã. Dlôte prawie prelegeńcë gôdelë ò tim, jak mòżemë (i mùszimë) chronic piãkno Kaszëbsczégò Pòjezerzô, jegò òsoblëwi ekòsystem, i czë rewitaliza- cjô zdegradowónëch jezorów je wcyg mòżebnô. Òkróm seminarium pòswiãconégò pòmòrsczim jezoróm bëtnicë mòglë òbezdrzec w pòlsczi ambasadze wëstôwk pt. „Pòmòrsczé jezora òbstoją biorozmajitoscë”. Ju rëchli nen pòkôzk widzec bëło w Marszôłkowsczim Ùrzãdze we Gduńskù, a terô w stolicë Belgii prezeńtowôł sã w anielsczim jãzëkù. Pò pòchwôlenim sã bòkadnoscą swòji rodë i czëstëch jezorów przëszedł czas na cos i dlô dëchã, i dlô cała. Kaszëbsczi region mógł sã zaprezeńtowac mieszkańcóm Brukselë. Całi wieczór słëchôł Kaszëbóm. Nie zafelowało tradicyjnégò jestkù, picégò zbòżowi kawë czë naléwczi… Wierã nôlepi szmakôł òdwiedzającym malënowi mùs i wòrztë. Ò kaszëbsczé szmaczi miałë starã białczi z dwùch stowôrów: Kaszubianki i Kobiet Zgorzałego. Niejedny téż òstelë rôczony tobaką, prosto z ùkrąconégò lësta. Kòl tëch dobroców Kaszëbi prezeńtowelë sã z lëdowim ùtwórstwã i rzezbą Zenona Peplińsczégò, jaczi pòkôzôł téż, jak sã żłobi w drewnie i graje na diôbelsczich skrzëpicach. Wnetka 200 lëdzy przëszło 83 Z BRUKSELË Òdj. Robert Włodarsczi na nen wieczór, gwësno téż przez to, że na zakùńczenié mòglë pòsłëchac folkòwi mùzyczi, rodã zez Brus, w wëkònanim karna Bubliczki. Kaszëbsczi wieczór nie béł przërëchtowóny leno dlô starszich. Dlô nômłodszich zaplanowóné bëłë warkòwnie z decoupage’u. Na pamiątkã dzecë wzãłë so dodóm zrobioné przez sebie malinczé bùdelczi òbklejoné kaszëbsczima mòdłama. A òb czas żdaniégò na wëschniãcé lakeru i kleju… pòsłëchałë bôjków i wiérztów w òriginalnym jãzëkù, jaczi gwësno pierszi rôz w żëcym czëłë. Razã ze zrobionyma bùdeleczkama dostałë dodóm platkã z kaszëbsczima bôjkama a dlô starszich terôczasné nótë „Młodi dlô Gduńska”. W parlameńce Pò wëdarzeniach z pierszégò dnia przëszedł czas na òdwiedzenié eùropejsczégò parlameńtu. Karno kaszëbsczich gòscy zarô wëapartniwało sã westrzód kòritarzów, nôbarżi przez swòje ruchna czë jãzëk. Niejedny pitelë sã jidącëch: „Skądka wa jesta?”. Zaczekawienié bëło téż pò drëdżi starnie. Gòsce z Pòlsczi zwiedzelë môl pòtkaniów eùropejsczich pòlitików, zazdrzelë do bióra Jarosława Wałãsë i do jinszich nórcëków wiôldżi 84 bùdowlë. Pò zwiedzanim czas béł i na òbtaksowanié „Parlamentarium”, to je bùdinkù, w chtërnym zaznajomic sã mòglë z historią Ùnii a téż drogama do wòlnotë w Eùropie, za pòmòcą rozmajitëch interaktiwnëch pòkôzków, wëstawów, òdjimków czë filmików. Kùlminacyjnym pòtkanim, wierã całi rézë, bëła kònferencjô ò regionalnëch jãzëkach zatitlowónô „Regionalné jãzëczi w eùropejsczi pòlitice i krajach-nôleżnikach Eùropejsczi Ùnii”. W seminarium wëstąpilë pòsélcowie Eùropejsczégò Parlameńtu, przedstôwcowie Eùropejsczi Kòmisji, gòsce z Belgii i przedstôwcowie regionów ze Szwecji i Włoch czë z Walii. Na kaszëbsczi ôrt przëwitôł wszëtczich pòsélc Jón Kòzłowsczi, chtëren na zôczątk swòji mòwë mùszôł so zażëc tobaczi. Pòczątk i kùńc negò seminarium nôleżôł do przedstôwców Kaszëbów. Dlô nich i dlô wszëtczich zéńdzonëch wôżną sprawą béł jãzëk jakno jeden z elemeńtów kùlturowi spôdkòwiznë pòmòrsczégò wòjewództwa. Pòtkanié przedstôwców rozmajitëch regionów Eùropë miało pòkazac, jak rozwijają sã regionalné jãzëczi, z jaczima problemama sã biôtkùją i jaczé rozwiązania mają wëmëszloné jich ùżëtkòwnicë. Pòsłëchanié, jak so radzą Kaszëbi, jak Frulianie a jak Walijczicë, miało bëc zôczątkã jaczis wikszi wespółrobòtë i wëmianë ùdbów. Jak miôł rzekłé Johan Häggman: jãzëkòwô pòlitika nôleżi do kòżdégò państwa, jaczé je w Ùnii, a nié do Ùnii. Nie je to żódnô òbwina wedle tëch państw, leno scwierdzenié faktu i szëkanié rozwiązaniégò dlô lepszégò rozwiju jãzëków. Jeżlë chòdzy ò Kaszëbów, ò jaczich miôł gôdóné przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniégò Łukôsz Grzãdzëcczi, nie je tak lëchò z kaszëbsczim jãzëkã w Pòlsce, bò je ùznôwóny w ni jakno jediny regionalny jãzëk. Z rokù na rok je wikszô lëczba ùczącëch sã kaszëbsczégò, ale wcyg pòtrzébny je czerënk na ùniwersytece i kòmpetentny szkólny. Stądka téż przédnik Zrzeszeniégò chcôł wëmienic sã doswiôdczeniama ze swòjima drëchama z jinëch krajów. Wszëtczim zanôlégô na tim, żebë chronic swój jãzëk, tej dlôcze i nie kòrzëstac z ùdbów i rozwiązaniów ju sprôwdzonëch w pòpùlarizacji jinëch jãzëków? A prawie jãzëk, jakno dzél naszi spôdkòwiznë, stanowi ò naszi kùlturowi tożsamòscë w Eùropie. Wëdarzenié krótczé a wôżné? Kaszëbsczé Dni w Brukselë trwałë òd 4 do 5 czerwińca latoségò rokù i bëłë zòrganizowóné przez Regionalné Bióro Wòjewództwa Pòmòrsczégò w Brukselë, chtërno dzejô w ramach Stowôrë „Pòmòrsczé w Eùropejsczi Ùnii” (Stowarzyszenie „Pomorskie w Unii Europejskiej”). W wëdarzenié włączëło sã téż Zrzeszenié Kaszëbskò-Pòmòrsczé, Wòjewódzczi Fùndusz Òchronë Strzodowiska i Gòspòdarczi Wòdny ze Gduńska i Pòmòrsczi Zespół Parków Krôjòbrazowëch. Patronat nad Kaszëbsczima Dniama òbjãlë pòsélcowie do Eùropejsczégò Parlameńtu z pòmòrsczégò wòjewództwa: Jón Kòzłowsczi i Jarosłôw Wałãsa, a téż Ambasadór Pòlsczi w Królestwie Belgii Artur Harazim. Mòże i nie bëło to za wiele, żebë dobrze pòkazac kaszëbską spòlëznã, ale ti mieszkańcowie Brukselë, co nigdë ni miele widzóné Kaszëbów ani nawetkã czëté ò nich, mòglë jich pòznac i òbezdrzec, pòszmakac kùchni czë pòsłëchac kaszëbsczégò słowa i mùzyczi. Gwësno czas pòkôże, czë te wëdarzenia dałë jaczis brzôd. POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 KLËKA MISZEWÒ. NI MA TO JAK KASZËBSCZI SPIÉW… tników bëło pòkôzanié dwùch dokazów pò kaszëbskù, w tim jeden patrona miszewsczi szkòłë. W jury sedzelë: Werónika Kòrthals, Tadéùsz Kòrthals i Eùgeniusz Prëczkòwski. Pò dłëdżich naradach wëbrelë dobiwców: Ùczniowie spòdlecznëch szkòłów z całégò pòmòrsczégò wòjewództwa mielë leżnosc brac ùdzél w VI Wòjewódzczim Kònkùrsu Piesni m. Jana Trepczika, chtëren òdbéł sã 16 maja. Jegò òrganizatorã bëła Spòdlecznô Szkòła m. Jana Trepczika w Miszewie i Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié Part w Baninie. Zadanim ùczãs- Kategòriô klas 0–I I – môl Kinga Domaszk z Lësëch Jóm, II – Wiktora Gùz i Filip Kąkól z Dzérzążna, III – Melaniô Òstrowskô i Jagòda Òstrowskô z Miszewa. Kategòriô klas II–III I môl – Marta Dąbrowskô i Kòrneliô Rożińskô z Żukòwa, II – Alicjô Szmùda z Lëzëna, III – Izabela Kùling z Dzérzążna; wëprzédnienié: Aleksandra Biłanicz z Banina i Wiktora Płotka z Lësëch Jóm. Kategòriô klas IV–VI I môl – Juliô Recław z Bòrzestowa, II – Patricjô Zgùtka z Brodnicë Górny, III – Paùlëna Gòrlikòwskô z Lësëch Jóm; wëprzédnienié: Magdaléna Malotka Trzebiatowskô i Magdaléna Danio z Dzérzążna. Wszëtcë, chtërny brelë ùdzél w kònkùrsu, dostelë diplomë i darënczi. jd, tłóm. KS Òdj. z archiwùm szkòłë w Miszewie CHOJNICE – BORZYSZKOWY. POŻEGNANIE J. MARCHLEWICZ 17 maja zmarła Jadwiga Marchlewicz, nestorka chojnickiego oddziału ZKP. Przeżyła cały wiek. Bardzo wielu krewnych, przyjaciół i znajomych żegnało ją z żalem, albowiem do ostatnich lat była czynna w życiu społecznym, ciesząc się zasłużonym uznaniem. Nie założyła własnej rodziny, lecz żyła wśród ludzi i nie była osamotniona. Urodziła się 11 lipca 1912 r. w Borzyszkowach (gm. Lipnica), tam spędziła młodość. W czasie wojny współpracowała z partyzantami TOW Gryf Pomorski i tajnie nauczała kaszubskie dzieci. Nauczanie stało się po wojnie jej zawodem i powołaniem. Zdobyła pedagogiczne wykształce- nie, pracowała jako nauczycielka w szkołach wiejskich w powiecie złotowskim. Najdłużej kierowała szkołą w miejscowości Trudna. W 1972 r. odeszła na emeryturę. Zamieszkała w Chojnicach i niezwłocznie włączyła się do działalności w różnych środowiskach. Przez ponad 20 lat była przewodniczącą Klubu Seniora przy Spółdzielni Mieszkaniowej. Działała w sekcji emerytów Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz w Związku Kombatantów RP – za okupacyjną działalność otrzymała nominację na ppor. WP oraz honorowe odznaczenia. Udzielała się w życiu parafii pw. Matki Bożej Królowej Polski, w miarę możności niosąc pomoc charytatywną. Była niestrudzoną śpiewaczką chóru Lutnia przy bazylice chojnickiej. Nigdy nie zapomniała o swej kaszubskiej tożsamości, była długoletnią i aktywną członkinią Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. W ub. roku uroczyście obchodziła w swej rodzinnej wsi 100. rocznicę urodzin, otrzymała z tej okazji bardzo wiele dowodów szacunku. Kochała ludzi i ludzie odwzajemniali się jej tym samym uczuciem. Pogrzeb Jadwigi Marchlewicz odbył się 22 maja w Borzyszkowach. Nad trumną pochyliły się sztandary, wśród nich stanica oddziału ZKP w Chojnicach. KO KOSAKOWO – AUSTRIA. PROMOWANIE KASZUB Grupy Kosakowianie i Dębogórskie Kwiatki uczestniczyły w międzynarodowym przeglądzie zespołów regionalnych, który odbywał się od 23 do 25 maja w Austrii. Zespoły prezentowały swoje umiejętności m.in. w Salzburgu. W salzburskich ogrodach oprócz kaszubskich śpiewaków i tancerzy występowały grupy z Litwy, Włoch, Hiszpanii, Węgier i Gruzji. W wolnych chwilach Kosakowianie i Dębogórskie Kwiatki mieli czas na zwiedzanie i muzyczne spotkania z grupami z innych krajów. POSŁUCHAJ POMERANII POMERANIA LËPIŃC 2013 Prezentacja zespołów i promocja Kaszub w Austrii była możliwa dzięki pracom organizacyjnym T. Czerwińskiej i H. Foltynowicz oraz wsparciu finansowemu Urzędu Gminy w Kosakowie. Danuta Tocke www.miesiecznikpomerania.pl/audio 85 KLËKA STARGARD SZCZECYŃSCZI. MSZÔ Z KASZËBSKĄ LËTURGIĄ W wëfùlowóny skòpicą stargardzczi kòlegiace pw. NMP Królewi Swiata 19 maja òsta òdprawionô mszô swiãtô z liturgią słowa w kaszëbsczim jãzëkù. Tegò dnia kòscół òzdobiony béł w kaszëbsczé stanice. Mszã swiãtą pòprowadzył ksądz Gracjón Serocyńsczi. Rôczoné bëło téż karno piesni i tuńca Sierakowice, chtërno zajãło sã mùzycznym dzélã mszë. Psalm pò kaszëbskù zaspiéwôł solista Szczecyńsczi Òperë i Òperetczi Édwôrd Piotrowsczi. Mòdlëtwã wiérnëch w rodny mòwie przeczëtôł Riszard Stoltmann – przédnik partu Kaszëbskò-Pòmòrsczé- gò Zrzeszeniô w Szczecënie. Msza przëcygnãła wiele mieszkańców Stargardu i zachãcëła do òdkrëwaniô swòjich pòmòrskò-kaszëbsczich kòrzniów. Na spòdlim tekstu Zdzysława Kòsykòwsczégò (przédnika Kòła KPZ w Stargardze Szczecyńsczim), tłóm. KS Na òdjimkù: pò mszë sw. Sierakowice zaspiéwałë czile dokazów ze swòjégò repertuaru. Òdj. z archiwùm stargardzczégò Kòła KPZ WEJROWÒ. PÒKÔZK I KÒNFERENCJÔ W PAŁACU W Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie 21 maja, w parce z projektã „Swiãti Kaszëb”, òdbëło sã ùroczësté zakùńczenié pòkôzkù dokùmeńtëjącégò żëcé i spòlëznowé dzejanié kaszëbsczich kapłanów i swiãté môle Kaszëb. Na wëstôwkù bëłë pamiątczi z parafii, pùblicznëch institucjów i téż zwëskóné òd priwatnëch lëdzy z całégò Pòmòrzô: òdjimczi, dokùmeńtë, liturgiczné ruchna, przedmiotë codniowégò ùżëtkù. Przédnym wëdarzenim bëła nôùkòwô kònferencjô pòd titlã „Błogòsławiony i Bòżi Słëdżë – kandidace na wôłtôrze”. Przedstawioné bëłë òsobë, chtërne zdżinãłë mãczelną smiercą òb czas II swiatowi wòjnë, a chtërne miałë mòcny cësk na rozwij dëchòwégò, kùlturowégò, spòlëznowégò i gòspòdarczo-pòliticznégò żëcô naji krôjnë. Bëlë to m.jin. błogòsławiony ksãża dzejający w Wòlnym Gardze Gduńskù – F. Rogaczewsczi i B. Kòmòrowsczi czë Kònstantin Dominik. Gôdóné bëło téż ò Bòżim kùlce w kaszëbsczich sanktuariach. Prelegeńtama bëlë: J.E. bp dr hab. Wiesłôw Smigel, prof. KUL, ks. kan. dr Wiesłôw Mazurowsczi – przédny pòstulator II karna pòlsczich mãczelników, ks. prałat dr Pioter Tisler – przédny pòstulator w beatifikacyjnym i kanonizacyjnym procesu Bòżégò Słëdżi bp. K. Dominika, ks. dr Krësztof Kòch – direktór Diecezjalny Bibloteczi w Pelplënie, ks. prałat Marión Szczepińsczi – kùstosz Kòscersczich Marijnëch Sanktuariów, ks. prałat Zdzysłôw Wirwicczi – probòszcz parafii pw. Wszëtczich Swiãtëch w Brusach, ks. Jón Flisykòwsczi – kùstosz Kalwarijsczégò Sanktuarium we Wielu, dr Tomôsz Semińsczi i Gabriela Pluto-Prądzyńskô – kùstosze z Zôpadnokaszëbsczégò Mùzeùm w Bëtowie. Referat wëgłosëła téż Izabela Katarzëna Bukòwskô, adiunkt Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie, chtërna równoczasno bëła kùratorã pòkôzkù, dała na niegò ùdbã i przédno òna gò zjiscëwała. Pòtkanié dofùlowałë cekawé wspòminczi i òpòwiescë pòzeszłëch lëdzy z całégò kraju, familiów i znajemnëch Błogòsławionëch i Bòżëch Słëgów. Artisticznym dzélã òb czas kònferencji zajãło sã karno sparłãczonëch kapelów Zaboracy z Czyczków i Kaszuby z Wiela i Kôrsëna. Ùroczëstosc skùńcził wëstãp chóru Dantiscanus z Gòwidlëna. M.B., tłóm. KS Òdj. z archiwùm MPiMKP w Wejrowie MIROCHÒWÒ. Z KÓMPASÃ W MIROCHÒWSCZICH LASACH IV Kaszëbsczi Rajd na Òrientacjã „Z Kómpasã”, òdbëwający sã 25 i 26 maja, béł bëlną leżnoscą, żebë rëszno spãdzëc czas przë piãkny nôtërze Kaszëbsczégò Pòjezerzô. Drodżi prowadzëłë m.jin. przez Mirochòwsczé Lasë, kòl jezorów Lëbigòsc, Turzicowégò, Wiôldżégò, Kamianégò. Wiôlgą atrakcją rajdu „Z kómpasã” béł jeden z kòntrolnëch pùnktów w òkòlim Parkù Miniatur w Strëszi Bùdze. Dlô bëtni- WWW.KASZUBI.PL 86 ków miónków przërëchtowóné bëło tam cepłé jestkù: żurk, kaszëbsczé sledze, arbata, kawa i worzta z ògniszcza, chtërno pôlëło sã nimò deszczu. j.b., tłóm. KS Na òdjimkù: Nimò zëmna i deszczu na stegnach rajdu bëło jaż 290 lëdzy. Òdj. ze zbiéru òrganizatorów wiadomości / komunikaty / fotorelacje POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 KLËKA CHMIELNO. SWIÃTO KASZËBIZNË Hewò rezultatë kònkùrsu: Kaszëbsczi deklamatorzë 25 maja wzãlë ùdzél w finale 42. Kònkùrsu Recytatorsczégò Kaszëbsczi Lëteraturë „Rodnô Mòwa” m. Jana Drzéżdżona w Chmielnie. Ùczãstnicë biôtkòwelë sã w 6 wiekòwëch kategòriach. Żebë dostac sã do slédnégò etapù, recytatorzë mùszelë przeńc eliminacje, jaczé warałë ju òd zôczątkù łżëkwiata w całim pòmòrsczim wòjewództwie. Nadzwëkòwim gòscã finału bëła białka patrona kònkùrsu – Ùrszula Drzéżdżón. Pòkôzóny òstôł téż wëstôwk òbrazów, jaczé pòwstałë pòd cëskã ksążczi Jana Drzéżdżona Twarz Smętka. Są to dokazë artistów dzejającëch przë bólszewsczi bibliotece. Przedszkòla i klasë „0” I môl – Andrzéj Galińsczi z Samòrządowégò Przedszkòlô w Przedkòwie, II – Òliwiô Depka Prądzyńskô z Zespòłu Szkòłów w Bòrowim Młinie, III – Agata Lessnaù ze Spòdleczny Szkòłë w Swôrzewie, Adrianna Stal ze Szkòłowò-Przedszkòłowégò Zespòłu w Bùkòwinie i Marta Melibruda ze Spòdleczny Szkòłë w Miechùcënie. Klasë I–III spòdlecznëch szkòłów I môl – Marta Witos ze Spòdleczny Szkòłë w Miechùcënie, II – Aleksandra Bòjanowskô ze Szkòłowò-Przedszkòłowégò Zespòłu w Bùkòwinie, III – Ana Bùrcon ze Spòdleczny Szkòłë nr 6 w Kòscérznie i Nataliô Kiedrowskô ze Spòdleczny Szkòłë w Czëczkòwach. Klasë IV–VI I môl – Juliô Pioch ze Spòdleczny Szkòłë nr 8 w Lãbòrgù, II – Judita Romahn ze Spòdleczny Szkòłë w Tuszkòwach i Adóm Dradrach ze Spòdleczny Szkòłë w Miechùcënie, III – Krësztof Czaja ze Spòdleczny Szkòłë w Bòrzestowie. Gimnazja I môl – Wiktoriô Kòzykòwskô z Zespòłu Szkòłów w Lëpùszu, II – Marcelina Brëlowskô z Gimnazjum w Chmielnie i Wòjcech Zielke z Zespòłu Szkòłów w Starzënie, III – Sylwiô Labùda z Zespòłu Spòdleczny Szkòłë i Pùblicznégò Gimnazjum w Przedkòwie i téż Angelika Grubba z Gimnazjum w Szëmôłdze. Wëżigimnazjowé szkòłë I môl – Wérónika Prëczkòwskô z X Òglowòsztôłcącégò Liceùm w Gdini, II – Samùel Priebe z Kaszëbsczégò Òglowòsztôłcącégò Liceùm w Brusach. Dozdrzeniałi Specjalnô nôdgroda – Mariô Lis z Wiôldżich Roczitków. j.b., tłóm. D.M. Òdj. j.b. RËNOWÒ. MÒCNÔ RIWALIZACJÔ I BËLNÔ ZÔBAWA I Mésterstwa Kaszub dlô Ridowników Amatorów w skôkanim przez zôwadë (Jeździeckie Mistrzostwa Kaszub Amatorów w skokach przez przeszkody) 25 maja zòrganizowelë Pałac pòd Bòcónim Gniôzdã i Kòniarniô Pałac Rënowò (Pałac pod Bo- cianim Gniazdem i Stajnia Pałac Runowo). Przédnym célã wëdarzeniô bëła integracjô môlowi spòlëznë przez propagòwanié ridowaniô, kònny turisticzi i pòkôzanié ekònomiczno-przirodniczo-kùlturalnëch mòcnëch strón kaszëbsczi krôjnë. Mésterstwa odbëłë sã w trzech kategòriach: „junior amator” (do 18 lat), „senior amator” (wëżi 18 lat) i „open” – dlô warkòwëch z III spòrtową klasą w skòkach przez zôwadë. Miónczi sparłãczoné bëłë z wiôldżim familiowim piknikã. Òb czas imprezë mógł obzerac wiele wëstãpów môlowëch karnów piesni i tuńca z Gminnëch Òstrzódków Kùlturë z Pòtãgòwa i Cewiców. Na placu piknikù gòscëło téż wiele wëstôwców, westrzód nich przirodniczé wôrtnotë naji krôjnë pòkazywałë Nadlesyństwa Łupawa, Lãbórg i Cewice, chtërne przërëchtowałë baro cekawé stojiszcza i kònkùrsë na binie. Wielno zeszlë sã artiscë i lëdowi ùtwórcë. Razã z białkama z kòłów wiejsczich gòspòdëniów prezentowelë kaszëbską kùlturã. Na skùńczenié mésterstwów bëło ùroczësté òzdôbianié dobiwców, dôwanié nôdgrodów, medalów i pùcharów. M.R., J.T., tłóm. KS Na òdjimkù: na dobiwców żdałë bëlné dëtkòwé i rzeczowé nôdgrodë. Òdj. ze zbiérów Pałacu pòd Bòcónim Gniôzdã WEJHEROWO. PO KASZUBSKU W PRAWIE CAŁEJ GMINIE Gmina Wejherowo – jako dwunasta w województwie pomorskim – będzie miała kaszubskie witacze z nazwami miejscowości. W konsultacjach społecznych na szesnaście sołectw zgodę na kaszubskie napisy wyraziło trzynaście wsi sołeckich: Bieszkowice, Bolszewo, Gościcino, Góra, Kąpino, Kniewo, Łężyce, Orle, Reszki, Sopie- videorelacje / wywiady / konkursy POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 szyno, Ustarbowo, Warszkowo, Zbychowo. Na razie zgody nie wyraziły: Gniewowo, Gowino i Nowy Dwór Wejherowski. sj WWW.KASZUBI.PL 87 KLËKA BÓLSZEWÒ. MÉSTROWIE SĄ WËBRÓNY! W bólszewsczi biblotece 29 maja òdbéł sã finał Krézowò-Gminnégò Kònkùrsu „Méster Bëlnégò Czëtaniô”. Célã miónków je m.jin. rozkòscérzanié kaszëbsczi lëteraturë i kùlturë a téż rozbùdzenié chãcë czëtaniô pò kaszëbskù i ùlepszanié ti rozmiałoscë. W finale wzãło ùdzél 28 ùczãstników: w kategòrii dlô ùczniów ze spòdlecznëch szkòłów (klasë IV–VI) – 12 lëdzy, w kat. dlô gimnazjalistów – 10, w kat. dlô ùczniów z wëżigimnazjalnëch szkòłów – 2, a w kat. dlô dozdrzeniałëch – 4 òsobë. Òrganizatorka kònkùrsu Janina Bòrchmann dlô kòżdi wiekòwi kategòrii mia òsóbné zestôwczi tekstów. Nômłodszi ùczãstnicë eliminacji pòkazywelë wëbróné bôjczi Alojzégò Nôgla. Gimnazjaliscë mielë za zadanié pòwiedzec, jak rozmieją wëbró- né felietonë Aleksandra Labùdë ze zbiéru Guczów Mack gôdô (z rozdzélu Kukuk). Ùczniowie z wëżigimnazjalnëch szkòłów mielë przedstawic wëbróné pòstacje bògów i dëchów, jaczé nalezlë w ksążce Aleksandra Labùdë Bògòwie i dëchë naj przodków. Wëzwanim dlô dozdrzeniałëch lëdzy bëła interpretacjô wëbrónëch tekstów aùtorstwa Rómana Drzéżdżona òpùblikòwónëch w ksążce Rómka&Tómka Kôrbiónka. Z felietónowi pòlëcë i w cządnikù „Pomerania” w latach 2005–2012. Pòwòłónô bëła kònkùrsowô kòmisjô w taczim zestôwkù: Tomôsz Fópka – przédnik, nôleżnicë: Bògùsława Labùdda, Wanda Lew-Czedrowskô, Ana Dunst i Téófil Sërocczi. Przë òbtaksowiwanim bëtników jury dôwało bôczënk m.jin. na taczé sprawë, jak: czëstosc i pòprawnosc wëmòwë, prawidłowé akceńtowanié, melodiã mòwë, sprawnosc w gôdanim pò kaszëbskù. W kategòrii dlô nômłodszich titel Môłi méster bëlnégò czëtaniô dostała Juliô Kùntz z gminë Lëzëno; II môl – Iwóna Fùrman z gm. Lëniô, a III Ana Miszke z gm. Wejrowò. Wëprzédnienié przëznóné bëło Mónice Barzowsczi z gm. Szëmôłd. W kategòrii dlô ùczniów gimnazjów titel Strzédny méster bëlnégò czëtaniô dosta Ana Bónk z gm. Lëzëno, II môl – Patricjô Bónk z gm. Wejrowo, a III reprezentëjącô gm. Łãczëce Alicjô Labùda. Wëprzédnienié òstało przëznóné Faùstinie Dosz z gm. Lëniô. W kategòrii wëżigimnazjalnëch szkòłów kònkùrsowô kòmisjô nie przëzna titla Méstra bëlnégò czëtaniô, le diplomë za ùdzél w kònkùrsu dostałë: Małgòrzata Lange z gm. Gòscëcëno i Dominika Halmann z Wejrowa. W kategòrii dlô dozdrzeniałëch titel Wiôldżi méster bëlnégò czëtaniô dosta Henrika Albeckô z gm. Wejrowò, II môl Lucyna Kòsznik z gm. Wejrowò, a III Mariô Wittstock z gm. Lëzëno. Wëprzédnienié jury przëznało Hildegardze Ribakòwsczi z gm. Lëzëno. Dobiwcowie dostelë nôdgrodë. Ti, co brelë ùdzél w finale kònkùrsu, a téż òpiekùnowie, òbsądzëcele i kòòrdinatorzë pierszégò etapù kònkùrsu – pamiątkòwé diplomë i ksążkòwé darënczi. Przédnictwò Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô przëznało Julii Kùnz dodôwkòwą nôdgrodã – mòżlëwòsc ùdzélu w nagranim platczi Akademii Kaszëbsczi Bôjczi. Òprac. Janina Bòrchmann, tłóm. KS Òdj. z archiwùm Pùbliczny Bibloteczi Gminë Wejrowò m. Aleksandra Labùdë CHOJNICE. O KASZUBACH W PARLAMENCIE Na program majowego zebrania oddziału ZKP w Chojnicach złożyły się promocja książki Pro memoria Stefan Bieszk (red. Józef Borzyszkowski) oraz spotkanie z wicemarszałkiem Senatu Janem Wyrowińskim. Nowa książka Instytutu Kaszubskiego z cyklu Pro memoria... powinna szczególnie zainteresować mieszkańców Chojnic, ponieważ Stefan Bieszk – poeta, dramaturg, pedagog, działacz kaszubski – był blisko i trwale z tym miastem związany. Przez 14 lat pracował jako nauczyciel w tutejszym gimnazjum klasycznym, był opiekunem harcerzy, orędownikiem wodniactwa, zaskarbił sobie szacunek i wdzięczność wychowanków. Historii Chojnic poświęcił trzy utwory drama- tyczne oraz kilka sonetów. Do końca życia miał w mieście wiernych przyjaciół. Zawartość grubego tomu przystępnie i interesująco zaprezentował słuchaczom Kazimierz Jaruszewski. Specjalnym gościem zrzeszeńców był senator Jan Wyrowiński, który w Chojnicach czuje się swojsko, ponieważ cztery lata uczył się tu w ogólniaku, dojeżdżając z rodzinnych Brus. Wicemarszałek opowiedział o swojej działalności w opozycji antykomunistycznej oraz początkach zaangażowania w polityce, o roli Senatu w procesie stanowienia prawa oraz o działalności Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego, którego pracami kieruje senator Kazimierz Kleina. Mówił także m.in. o tym, że obecnie klimat politycz- DOŁĄCZ DO NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO! 88 ny jest dla Kaszubów bardzo pomyślny, jeszcze nigdy w historii nie mieliśmy tak licznej reprezentacji w parlamencie, znacznie przewyższającej proporcje demograficzne. Status języka regionalnego, kaszubszczyzna w szkole i w urzędzie, pieniądze z budżetu państwa na edukację regionalną, dwujęzyczne nazwy miejscowości – to oznaki wielkiego postępu, jaki się dokonał od czasu, gdy stał na czele ZKP (w połowie lat 90.). Dano nam szansę, którą winniśmy wykorzystać dla rozwoju kultury i życia społecznego w naszej małej ojczyźnie. Gość odpowiedział na liczne pytania, spotkanie upłynęło w sympatycznej atmosferze. KO www.facebook.com/kaszubi POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 KLËKA WIERZCHUCINO. ŚPIEWALI I TAŃCZYLI Miejscowy oddział ZKP zorganizował 2 czerwca Przegląd Dziecięcych Zespołów Kaszubskich. Po raz dziewiąty odbył się w Wierzchucinie. Przegląd rozpoczął się mszą świętą i przemarszem ze strażacką orkiestrą przez wieś na Plac Kaszubski. W kategorii śpiew I miejsce zajął zespół Mùlczi z Miszewa, II miejsce – Ziemia Lęborska, III – Nasze Stronë z Wierzchucina. W kategorii taniec I miejsce uzyskał zespół Kaszëbskô Rôdzëzna z Lini, II – Lęborskie Słunuszka z Lęborka, III – Remusowe Skrzaty z Popowa. Przyznano dwa wyróżnienia: za śpiew – Luzińskim Dzwoneczkom, za taniec – zespołowi ze Szkoły Podstawowej z Ciekocina. W przeglądzie wystąpiło łącznie 207 osób. Dodatkową atrakcją był występ zespołu Młodzëzna z Banina. Wszyscy świetnie się bawili. Koncert prowadziła Anna Miąskowska. Jadwiga Kirkowska Zdj. Radosław Kamiński ŁUBIANA. DZÉŃ DZECKA Z HISTORIĄ Harcersczé karno Remùsowô Kara z Łubianë i môlowi part KPZ zòrganizowe- lë 2 czerwińca Dzéń Dzecka. Ùroczëzna zaczãła sã òd mszë swiãti i złożeniô kwiatów pòd pòmnikã pòstawionym na wdôr biôtczi pòd Łubianą, chtërna òdbëła sã 26 maja 1944 rokù z ùdzélã żołniérzów TOW Gryf Pomorski. Biôtkã òdegrelë harcerze z Łubianë. Ùczãstnicë imprezë mielë leżnosc przeńc Szlach Biôtczi pòd Łubianą i Remùsowëch Dołów – òpisónëch w romanie Aleksandra Majkòwsczégò. Òb czas festinu rozegrónëch bëło wiele kònkùrsów dlô dzecy, midzë jinszima: biedżi w miechach, quiz wiédzë ò Łubianie i familijné kònkùrencje. Ògniôrze z OSP w Łubianie przërëchtowelë pòkôz bòjowëch wòzów, a kòscersczé szandarowie pòkôzelë tresérkã służbòwégò psa i zòrganizowelë kònkùrs wiédzë ò bezpiekù. Czas dzecóm i mieszkańcóm ùfarwniła kaszëbskô kapela z Kòscérznë i kòncert Pawła Nowaka. P.K., tłóm. KS Òdj. Pioter Kwidzyńsczi CHOJNICE. W STOLICY DIECEZJI Trasa tegorocznej wycieczki chojnickiego partu ZKP wiodła na Kociewie. Spełniając życzenie niektórych członków, postanowiono odwiedzić bazylikę katedralną w Pelplinie. Z grupą chojnickich Kaszubów spotkał się, jak zawsze serdeczny, biskup Wiesław Śmigiel, z którym modliliśmy się przy grobie śp. biskupa Jana Szlagi. Następnie pod opieką przewodnika zwiedzaliśmy katedrę, pogłębiając swoją wiedzę o zgromadzonych w niej dziełach sztuki, o historii opactwa cystersów oraz diecezji chełmińskiej i – od 21 lat – pelplińskiej. Skarby sztuki, od romańskich i gotyckich rzeźb po misterne dzieła złotników gdańskich, podziwialiśmy w muzeum diecezjalnym. Drugą połowę dnia wypełniła i pouczająca, i rekreacyjna wizyta w ogrodzie dendrologicznym w Wirtach k. Zble- wa. Wspaniałe arboretum, założone w 1875 roku, zdumiewa bogactwem gatunków i odmian roślin, rodzimych i egzotycznych, olbrzymich drzew i różnorodnych kwiatów. W tym parku nawet ludzie mało wrażliwi stają się miłośnikami przyrody. KO GDAŃSK. LETNI JARMARK ETNOGRAFICZNY ROZPOCZĘTY W mieszczącym się w Spichlerzu Opackim w Oliwie Oddziale Etnografii gdańskiego Muzeum Narodowego zainaugurowano 8 czerwca wakacyjne, weekendowe spotkania ze sztuką ludową. Rozpoczęto od otwarcia kiermaszu sztuki ludowej i rękodzieła Pomorza oraz ekspozycji poplenerowej rzeźby (figuralne ule kłodowe). Muzeum zaplanowało na tegoroczne wakacje m.in. spotkania z kulturą kociew- POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 ską podczas tzw. Dnia Kociewskiego (25 sierpnia), na którym odbędą się prezentacje i sprzedaż wyrobów regionalnych. Czeka nas też prezentacja Kół Gospodyń Wiejskich z Kaszub i Kociewia podczas imprezy „Plony lata”. Natomiast 15 września Muzeum zorganizuje Dzień Kaszubski, który zakończy letni jarmark w Oliwie. Ponadto do 10 listopada w salach muzealnych trwać będzie wystawa prac Bogdana Lesińskiego (1935–2005), tczewskiego malarza nieprofesjonalnego. Warto śledzić wydarzenia odbywające się w Spichlerzu Opackim w Oliwie. Niestety strona internetowa gdańskiego Muzeum Narodowego oraz Oddziału Etnografii jest mało czytelna, dlatego lepiej zdobyć informacje o wakacyjnych imprezach telefonicznie! red. 89 KLËKA ŻUKÒWÒ. GMINA ÒFICJALNO DWAJÃZËKÒWÔ Òb czas nadzwëkòwi sesji Gardowi Radzëznë w Żukòwie 6 czerwińca zgódno pòdjãté òstałë trzë ùchwôlënczi tikającé sã taczich sprôw: ùstalenié dodôwkòwëch tradicyjnëch pòzwów môlów w kaszëbsczim jãzëkù, złożenié prosbë ò wpisanié gminë Żukòwò do registru gminów, w jaczich ùżiwóné są pòzwë w jãzëkach miészëznów, wëdanié zgòdë na wprowadzenié w gminie Żukòwò kaszëbsczégò jãzëka jakno pòmòcniczégò i złożenié prosbë ò wpisanié gminë Żukòwò do Ùrzãdowégò Registru Gminów, w chtërnëch ùżiwóny je pòmòcniczi jãzëk. Pismiono z wnioskã w ti sprawie òstało złożoné 11 gromicznika w Ùrzãdze Gminë w miono partów Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô z Chwaszczëno, Żukòwa i Banina, chtërne chùdzy pòdjãłë pasowné ùchwôlënczi. Pòdjãté dzejania i ùchwôlënczi dôwają gminie Żukòwò wiele ùstawòwëch mòżlëwòsców, w tim promòcjã przez pòkôzanié tôflów z pòlskò-kaszëbsczima pòzwama môlów. T.F., tłóm. KS CHWASZCZËNO. NÔLEPSZÔ STARNA W SÉCË W Senace RP 7 czerwińca òdbéł sã finał kònkùrsu „Sołectw@ w sieci”. Ò titel nôlepszi biôtkòwała sã m.jin. starna szôłtëstwa Chwaszczëno, jakô dobëła w wòjewódzczich eliminacjach i nalazła sã westrzód szesnôsce òglowòpòlsczich finalistów. Jurorzë òceniwelë przédno esteticzné i meritoriczné znanczi starnów. W jich karnie bëlë: przédnik Krajewi Stowôrë Szôłtësów senatór Ireneùsz Niewiarowsczi, przedstôwca Minysterstwa Administracji i Cyfrizacji, przedstôwca Związkù Wòjewództw RP, przedstôwca bùtenrządowëch òrganizacji, co zajimają sã infòrmacyjną spòlëzną na wsë, przedstôwca òkrãżô reklamòwëch agencjów i téż przédnô redaktorka pismiona „Gazeta Sołecka” Joana Iwanickô. Za nôlepszô òstała wëbrónô prawie starna z Chwaszczëna (www.chwaszczyno.pl). II môl dobëła starna www.wojcieszyce.info (lubùsczé wòjewództwò), a trzecy – www.mikolajewice.bnx.pl (starna szôłtëstwa z Wiôlgòpòlsczi). j.b., tłóm. D.M. Na òdjimkù: Michôł Witt (w westrzódkù) ùtwórca starnë chwaszczyno.pl. Òdj. Katarzëna Czerwińskô PRUSZCZ GDUŃSCZI.„BŁOGÒSŁAWIONY JE CZAS DLÔ KASZËBÓW” Ksądz, wanożnik, repòrtażista, fòtograf… dr Sławòmir Czalej béł głównym gòscã zéńdzeniô nôleżników Zrzeszeniégò w Pruszczu. 12 czerwińca w zalë parafie pw. sw. M. Kozalë aùtor ksążczi Pomorskie perły wnetka przez dwie gòdzënë prawił ò tim, co je nôpiãkniészé ë nôwôżniészé na Kaszëbach. Miłota do regionu, lëdze, co swiôdczą ò jegò mòcë ë co sprôwiają, że najô Tatczëzna mô w sobie walorë trudné do przecenieniégò. „Błogòsławiony je czas dlô Kaszëbów!” – z całą mòcą wëpòwiôdôł te słowa Czalej, môlowi ksądz wikary, ùczałi metafizyk, gazétnik, specjalista òd PR, absolwent szkòłë robieniô òdjimków prowadzony przez National Geographic. Przekònywôł téż, że na Kaszëbach je wszëtkò, co człowiekòwi je brëkowné do żëcégò i do zbawieniégò. Òpòwiôdôł to òb czas òbzéraniégò slajdów z kaszëbsczich mòrsczich pielgrzimków do Pùcka, z pùsti nocë, z białkama na kómbajnach, òdjimków młodëch, stôrëch a niefùlsprawnëch, co mają starã żëc tak, jakbë nieszczescé jich nie spòtkało. Wicy jak trzëdzesce sztëk lëdzy ni mògło ùwierzëc, jak wiele cekawégò mòżna nalezc na najich Kaszëbach, jak mô sã chãc słëchac ë dobré òkò. Wszëtcë ju żdają na pòsobné zéndzenié. A. Gòlińsczi Òdj. A.G. BOLSZEWO. NOWA SIEDZIBA DLA BIBLIOTEKI Znana z wielu inicjatyw kaszubskich Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy w Bolszewie uzyskała od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dotację na budowę nowej siedziby – 2 mln zł. Ponad milion zł dołoży samorząd gminny. Obecnie bi- 90 blioteka mieści się w pomieszczeniach piwnicznych Samorządowego Gimnazjum im. Jana Pawła II w Bolszewie. Książnica wydała liczne dzieła swojego patrona, inicjuje obchody jego urodzin. Ostatnio zapoczątkowała cenne coroczne wydarzenie – konkurs czytania tekstów literatury kaszubskiej Méster Bëlnégò Czëtaniô. Szefową biblioteki jest Janina Borchmann, laureatka Skry Ormuzdowej przyznawanej przez redakcję „Pomeranii”. sj POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ Tak na òkò TÓMK FÓPKA Pón Hilari zôs jamrëje: „Dze sã pòdza mòje brële?” W bùksach szukô i w surduce W prawim bóce, w lewim bóce Wszëtkò w szafach pòprzewrôcôł Maklô jupkã, ruchna nocné A mariczné – skãczi – bùksë! Chtos mie òkùlôrë ùkrôdł! Tak bë pewno pisôł jeden z nôlepszich pòlsczich pòétów Julian Tuwim, czejbë béł Kaszëbą. Ò òkùlôrach w całoscë wiele sã nie pisze. Je sã prosto nosy. Ale jak je nosëc, czej jich ni ma? A człowiek nie widzy. I mù sã to nie widzy, że nie widzy. Slépcëje. Blészczi sã abò czikrëje. Mrużi òczãta jak wnetkã toczk jaczi. Za to, czej mù zdrokù felô, tej jiné czëca mù sã òstrzą. Lepi czëje. Maklô. Cknie lepi. Ùszë szpëcëje, jãzëkã szmakô, pôlcama tikô. Òkùlôrë gwësno są z ła-cëznë przëjãté, kò „oculos”– to „òczë”. A ne brële? Chcemë sã przëzdrzec na zôpôd. Niemcë gôdają: Jeder sieht durch seine eigene Brille– kòżdi zdrzi przez swòje gwôsné brële. Pòzwã tej mómë rozgrëzłé. Chcemë jic dali… A czejbë tak kòżdi mógł widzec przez òkùlôrë to, co chce? Chcemë jachac do òkùlôrowégò krómù. (W Kartuzach są Brillowscë, co pò kaszëbskù zachãcywają do kùpieniô kòl nich… brëlów prawie). Tej w pasownym krómie kùpiwôsz to, co brëkùjesz. Dlô białk – snôżobrële. Zdrzą przez nie w zdrzadło i widzą sebie piãkniészą. I młodszą. I w nowëch ruchnach, co jich niżódnô jinô białka ni mô. Dlô tëch, co ni mają dëtków – dëtkòbrële. Przez nie widzysz dwa zera wiãcy na kònce a miészk sã robi dzél pãkatszi. A chłopi? Jaczé jima je wspòmòżenié pòtrzébné? Mòże gòłobrële. Jidzesz, zdrzisz a tuwò samé „rosołowé”. Czasã bë je mùsził wëłączëc. W kòscele chòcle… W specòkùlôrach szkólny ùzdrzą grzeczné dzecë w łôwkach. Krowa – trôwã. Môłpa – banóna a żôłniérz – kanónã (gôdajã tuwò ò niedodëtkòwiony pòlsczi armii). Piãkno pisze Agnészka Òseckô w swòji frantówce ò òkùlôrnikach: I te de, i te de, i te de… I tedë jo! Òkùlôrnikã nie je letkò bëc. To mùszi czëszczëc, bò ropą to zachòdzy. To sã wëczapie. Deszcz na to napadô. Wiedno mùszi miec cos na wëcercé skłów. I do ùmëcô. (Nôlepszi je Ludwik, co kòżdi statk òmëje). A jesz to sã pò nosu pùrgô. Spôdają tej taczé na zemiã. Sã tłëką. Skło z òprawë wëpôdô. Czasã za ùchã cësnie. Nosowi krzept òbcérô. Za òstro tuńcowac ni mòże, bò spadną. W kùszkanim przeszkôdzô – w całoscë, jak òbòje noszą. Mòże sobie wsadzëc skła kòntaktowé. Prosto – taką pléwkã na òkò. Kąsk szczipie. Òkò czerwienieje. Jak jaczi òpi, òszi abò wieszczi wëzdrzisz. Ale zdrzisz i widzysz. I głową mòżesz na bòczi òstro rëchac. Gôdają, że Kaszëbi bez tidzéń pò ùrodzenim są czësto slepi, ale czej ju òczë òtemkną, tej kòżdégò bòségò Antka przez sétmëcôlowi dél òbôczą. Mëszlã, że nié leno bòségò, ale i òbùtégò… Hmm, mòże tej prôwdzëwi Kaszëbi brëlów nie ùżiwają? Równak, czej ju nakôże noszenié takcos doktór òd òczów, je mùsz jic do òptika. I nie je to nen z góralsczégò szpòrtu ò piãc bracynach: – Wiele waji je bracynów i co robita? – Piãc sztëk. Chëczë bùdëjemë. Szterzëch je cesloma a jeden òptik. – Òptik? – Jo. Ceslowie z bôlów stôwiają chëcz, a òptik jã mechã òbtikô… Pòdobno w brëlach sedzy taczé stwòrzenié – dioptria. Nicht te nie widzôł i pewno temù je nót òkùlôrë nosëc. Na dôl i na bliżą, bò te dioptrie są różné. Tak na òkò. I na chłopsczi rozëm. Òptik zabédëje całą régã pasownëch òprôwków. Grëbszich a zmiartëch. Z drótu a z plastikù. Czôrnëch a biôłëch. Różewëch. Dlô białk i dlô chłopów. Dlô tëch, co nie wiedzą kògùm są, téż. Òkùlôrë pòmògą zachòwac pòwôgã przë słëchanim szpetnëch mòwów a smiésznëch gôdków. Pòstarzą, jak chto je za młodi. Òdmłodzą, czej chto… lubi młodze… Człowiek w òkùlôrach wëzdrzi na mądrzészégò. Zarô lepi prawi. Czasã brële wsôdzô i zesôdzô, jakbë klukã na jaje insztalowôł. Czasã miãgòli je w rãkach. Czasã przëgrizô… Mòże miec pôrã zortów òkùlôrów na jeden nos. Na czëtanié – jiné. Na w dôl wzeranié – jiné. Na słuńce – jiné. Do płiwaniô – téż jiné. Do spaniô? Do spaniô mùszi je scygnąc. Dac knérze òdpòcząc a òczoma. Leno dobrze je zapamiãtac, dze sã je òdłożi, bò pózni, renuchno, przëbôcziwô sã nen wiersz ò Hilarim… A czejbë tak kòżdi mógł widzec przez òkùlôrë to, co chce? (...) wiosną jakiś okularnik, skradnie swej okularnicy pocałunek. Wtem okular zajdzie mgłą, przemarznięte dłonie drżą (…) POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 91 Z BÙTNA Pëlckòwskô malëna RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Sedzôł jem so na łôwce przed mòją malinką chatinką a – Bò pòtrôwnica ni mòże rosc w ògrodze, leno w lese! òblizëjąc sã, pòdzérôł jem teskno na zôgónk, dze dozdrzeliwałë – krziknął lesny. mòje pòtrôwnice. – Hòla, hòla, wa mackòwie. Wa jesta dwaji pòmilony. – Dozdrzeliwôjta, dozdrzeliwôjta, chùtczi, chùtczi – za- Przecã to je malëna. klinôł jem je ùczëtą dzes mantrą. – Chùtczi, chùtczi, dozdrze– Jakô malëna? Pòtrôwnica! liwôjta, dozdrzeliwôjta... Cëczer dożdac sã ni mòże, smiotana – Matizer noga! To je truskawka! za wama żdaje. Dozdrzeliwôjta, dozdrzeliwôjta… – Nié! Malëna! Wtim ùczuł jem lesnégò: Żebë nié stôrô Truda, më bë trzeji mielë sã zabité. Nie wie– Do roscënów të gôdôsz? Z tobą to cë je ale lëchò. dzec czedë a skąd, Truda stanãła midzë nama a zawrzeszcza: – Sztël bądze, sadnij a pòw– Stôri a głupi! Jesta wa tôrzôj: dozdrzeliwôjta, dozdrzeczësto òbarchniałi?! Cëż wa Na pôłnim Pëlckòwa tak rikôta? liwôjta, chùtczi, chùtczi. Lesny skrzëwił mùniã, ale – Fejn, że wë jesce, Trudkò pòzéwają to truskawka. – rzekł sôdł. jem spòkójno. – Wë – Do czegò të pòwiôdôsz? Na nordze gôdają môce ju swòje lata… Do nëch gùrków? Jô cë dóm swòje lata! Jak pòtrôwnica. Zôs na jô cë– zarôzka Pòkrãcył jem przék głową. jednégò pãknã, – Do nëch truskawków? westrzódkù to je të… – Nié! – Jô chcôł rzec, że wë môce malëna. żëcowé – Do pùrtka jaczégò, tej do doswiôdczenié… Rzeczegò?! – znerwòwôł sã lesny. czëce nama, jakùż zwie sã na – Do mòjich pòtrôwniców! roscëna, co tuwò na tim zôgónkù rosce. – Jaczich pòtrôwniców? Truda tak sã przezdrza, chwaca jeden fejn czerwòny brzôd, Wstôł jem z łôwczi, pòdeszedł krócy zôgónka a pòkôzôł mù òszmaka a rzekła: swòje pòtrôwnice. – Na pôłnim Pëlckòwa pòzéwają to truskawka. Na nordze – Hewò, nëch, co tuwò, na tim zôgónkù roscą! gôdają pòtrôwnica. Zôs na westrzódkù to je malëna. Le tak – Tec to są truskawczi! pò prôwdze, prawie ną, co të tuwò môsz, bë miôł ùrzãdowò – Sóm jes truskawka. To są pòtrôwnice. pòzwac pëlckòwską malëną… jakô 27 lëstopadnika 2009 rokù – Pòtrôwnice roscą w lese. Dwadzesce lat z grëpą jô jem òsta zarejestrowónô Rozpòrządzenim Eùropejsczi Kòmisje pòd lesny a sã na tim znajã jak nicht! Pòtrôwnica, w łacëznie Fra- numrã 1155/2009… garia vesca, rosce w lese, mackù jeden të! Më stanãlë czësto baf. – Ale dze! Pòtrôwnica rosce tuwò, kòl mie w ògrodze! Môsz – Skądkaż wë to, Trudkò, wiéce? të krótczi wid!? – Kò móm smartfóna z internetã. Zdrzijta, tuwò le mùszi Wtim na pòdwòrzé wparził brifka. wcësnąc ną knąpã, wpisac słowò, jesz rôz knąpsnąc, a wùja – Cëż wa dwaji sã sztridëjeta? Waju je czëc jaż kòl stôri Gógel wszëtkò wama pòwié – Trudka zerwa jesz jeden brzôd, Trudë. pòłkła bez grëzeniô (kò gëbisë zabëła) a pòmôgającë so Gógle Nazôd sôdł jem na łôwkã, halôł lëftu a rzekł: Maps, szła na szragò dodóm. – Nen lesny je czësto… Jô tuwò mù pòkazëjã pòtrôwnicã, a òn mie gôdô, że to je truskawka. WWW.KASZUBI.PL 92 OFICJALNY PORTAL ZKP POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013 EDUKACYJNY DODÔWK DO „PÒMERANII”, NR 6 (68), LËPIŃC–ZÉLNIK 2013 Janusz Mamelsczi WDÔRË Z ÙSZŁËCH LAT Zéńdzenié piąté: z Janã Trepczikã – Szimkù, wiész të co? Baro mie sã widzało kòl Aleksandra Labùdë – rzekła Mónika. – Jo, mie téż. Temù w pòstãpną rézã më sã wëbierzemë do jegò wiôldżégò drëcha, Jana Trepczika. – Bãdze to długô réza, co? – Nié, më pòjedzemë do Wejrowa. Tam pò wòjnie zamieszkôł Trepczik, jak òn przëjachôł nazôd z wòjska Andersa. Przedtim òn béł w Belgijsczi i we Włosczi, dze zajimôł sã kòniama jakno żôłnérz w Wehrmahce. – Wejle, we Wehrmahce, jak Labùda – zawòła Mónika. – Òni mają wiele wiãcy pòspólnégò. Trepczik béł sã ùrodzył w Strëszi Bùdze, kòl Mirochòwa. Do szkòłë, jak Labùda, chòdzył do Mirochòwa. Pózni, jak Labùda, chòdzył do Kòscérznë, do seminarium dlô szkólnëch i tam razã z Labùdą zetkł sã z Léónã Hejką. A pózni Trepczik, tak jak Labùda, òstôł szkólnym. Nôprzód òn robił w Kartuzach, pózni w Miszewie. – Pò prôwdze, baro wiele jich parłãczi. – A to jesz nie je wszëtkò. Trepczik razã z Labùdą zakłôdôł Regionalné Zrzeszenié Kaszëbów w Kartuzach. Béł tam sekretérą. Razã z Labùdą zachôdôł téż do Aleksandra Majkòwsczégò. Baro wiele pisôł do rozmajitëch gazétów: do „Chëczë Kaszëbsczi”, „Grifa Kaszëbsczégò” i „Zrzeszë Kaszëbsczi”. Òn tam pisôł wiérztë, pòwiôstczi i rozmajité artikle. A pózni za swòje Wëdanié ùdëtkòwioné przez WËDANIÉ ÙDËTKÒWIONÉi PRZEZ Minystra Administracji Cyfrizacji MINYSTRA ADMINISTRACJI I CYFRIZACJI dzejanié dlô kaszëbiznë w 1934 rokù òstôł zesłóny do Wiôlgòpòlsczi i tam mùszôł robic jaż do wòjnë. – Jesz përznã a jô pòmëszlã, że Trepczik to je drëdżi Labùda – rzekła Mónika. – Nié, nié, wnetka sã dokònôsz, że to są czësto jiny lëdze. We wiele sprawach òni sã jinaczą. Kò tej chcemë le jachac. Za niedłudżi czas òni ju bëlë we Wejrowie i szlë sztrasą Dobëcô, dze terô mieszkôł Trepczik. Nim doszlë do dwiérzi dosc nowégò bùdinkù, òni ùczëlë głosné spiéwanié: Zemia Rodnô, pëszny kaszëbsczi kraju, òd Gduńska tu, jaż do Roztoczi bróm! – Jo, jo, jô cë gôdôł, że Trepczik jesz ce zadzëwùje – rzekł Szimón do Móniczi, czej ta sã na niegò znacząco przëzdrza. – A mùzyka ù niegò doma je we wiôldżim ùwôżanim. – Czó! Òn nie spiéwie sóm. – Nié, colemało òn spiéwie ze swòją drëgą białką, ji córką i ji chłopã. A przë tim jesz graje na skrzëpicach abò na klawérze. Òni mùszelë dosc długò klepac i zwònic do dwiérzi, nim rozspiéwóné towarzëstwò jich ùczëło. Na òstatkù òdemkła jim dwiérze paserzbica Trepczika, Zofiô. – Ach, wëbaczta nama, më tu grelë i spiéwelë tak głosno, że nic nie bëło czëc. Pòjta, pòjta dali! NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” I WDÔRË Z ÙSZŁËCH LAT – Lëchô to kòkòsz, co dobrze nie kôrkô. Dobrze, że szkólny òd mùzyczi lubi spiewac – zasmiôł sã Szimk. Òni wlezlë bënë, a przez niedomkniãté dwiérze Mónika ùzdrza chłopa sedzącégò przë klawérze. Òna zarô szepnã do Zofie: – Jenë, waju òjc je nawetka përznã pòdobny do Labùdë. Gãsté włosë zaczosóné do górë i do tëłu, dosc cenczi na gãbie, a nad lëpama nié za wiôldżi wąs. Lica dosc wiesołé, a w òczach rozëmnota i wiôlgô chãc do dzejaniô. – Jo, leno to nie je mój òjc, a òjczim – òdrzekła Zosza. – Tej Trepczik ni mô swòjich dzecy? – Mô z pierszą białką, co je ùmarłô w 1951 rokù. Z Anielą òn mô szesc dzecy: Bògùsławã, Mirosławã, Damrokã, Sławã, Swiãtopôłka i nieżëjącégò Mestwina. Timczasã Trepczik béł sã pòdniósł òd klawéra i zaprosył gòscy do stołu: – Sadnijta so tu, a më wama zaspiéwómë jesz jednã piesniã. Za sztót rozlégł sã znôwù wspaniałi spiéw: Hej! mòrze, mòrze – lubòtné mòrze, dze twòje grańce, dze twój kùńc? Melodiô bëła statecznô jak wiôlgòsc mòrza i kòlibiącô jak mòrsczé wałë. Mónika i Szimk czëlë sã, jakbë stojelë na wësoczim sztrądze i wzérelë na piãkny Bôłt. – Piãkno, baro piãkno – wòła Mónika, jak òni skùńczëlë, i razã z Szimkã głosno jima kôska. – Bóg zapłac wiele razy – òdrzekł Trepczik. – Piesniô je piãknô, bò przedstôwiô snôżotã Kaszëb. Tak pò prôwdze całi snôżotë Kaszëb nie òddô żódnô piesniô ani żódnô wiérzta, ale trzeba próbòwac i robic to chòc w jaczims dzélu. To jô zrozmiôł, jak jô béł dalek òd Kaszëb, we Wiôlgòpòlsce. Kaszëbie gwësno nôlepi w òjczëznie. Tam mie bëło tak pùsto za mòją tatczëzną, że jô wëdôł pierszi zbiérk piesniów. I tak to sã zaczãło. A terô tëch zbiérków zebrało sã wiãcy. – To mie je dosc dzywno, że Wë tak sã zajimôce spiéwanim. Wë doch ni môce żódny mùzyczny szkòłë dërch – rzekła Mónika. – Widzysz dzeckò. Jô móm mùzykã w swòjim sercu, tak jak Kaszëbë. Jô do te nie brëkùjã ekstra szkòłów. To je całé mòje żëcé: spiéwanié, ùkłôdanié melodiów i tekstów, zakłôdanié chórów i spiéwającëch karnów, naùczanié mùzyczi w szkòle, òrganizowanié festiwalów. Wszëtkò ù mie sã krący wkół mùzyczi i Kaszëb. – Przez wiele lat Wë bëlë szkólnym. A czegò Wë jesz ùczëlë? – Jo, tak to bëło. Òkróm mùzyczi jô jesz ùcził plasticzi, geògrafii i matematiczi. A terô trzënôsce lat jô ju jem na emeriturze. – Terô Wë mòżece so òdpòcząc – rzekła Mónika. II NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” – Ale dzeż tam! Jô ni móm czasu na òdpòczink. Jô wszëtczim gôdóm, pòjmë wprzódk z kaszëbizną, i sóm dôwóm przikłôd, jak to robic. Mój òjc mie rzekł: Nikòmù nie kładz na grzbiet miecha, co bës gò sóm nie chcôł dwigac. Terô jô rëchtujã kaszëbsczi słowôrz. Mëszlã, że taczi je baro pòtrzébny. Noczasnô kaszëbizna brëkùje jesz wiele nowëch słów, wiele niemiecczich je trzeba zastąpic naszima, kaszëbsczima. Wiele taczich słów móm nalazłé, wiele wëmëszloné. Wôżné je téż, żebë sã dogadac z pisënkã i żebë wszëtcë Kaszëbi piselë tak samò. Dopiérkù jesz nie wiém, chto ten słowôrz wëdô, kò mëszlã, że chtos taczi sã w kùńcu naléze. – A co z wajima piesniama? Wë môce ò nich zabôczoné? – Nié, nigdë na swiece, nié. Plech niemówny i kòt niełówny niewiele wôrcy. W òstatnëch latach w kùńcu zaczãlë je wëdawac. Dłudżi czas pò wòjnie béł z tim jiwer. A jesz na nas wiedno wadzëlë i straszné pòmòwë roznosëlë. Przed wòjną nie bëło wiele lepi. Kò cëż, ni ma so co do głowë brac. Tec wilk sã nie bòji baraniégò blekù. Na szczescé òd pôrã lat to sã zmieniło. W 1970 wëszedł zbiérk wiérztów Mòja stegna, w 1974 spiéwnik Rodnô zemia, a w 1978 Mòja chëcz. W 1975 wiérztë dlô nômłodszich Ùkłôdk dlô dzôtk, w 1977 zbiérk 80 wiérztów Òdecknienié. Na òstatkù latos wëszedł spiéwnik Lecë chòrankò z bez 80 piesniama. Jak widzyta, je tegò dosc wiele. Na jiné dzejanié jô ju jem za stôri, kò na mùzykã jesz nié. – Na jaczé dzejanié Wë jesce za stôri? – spitôł Szimk. – Mój Të Panie! Na jaczé dzejanié jô jem za stôri! Kò pò wòjnie më tu we Wejrowie òstro rëszëlë z kaszëbizną do przódkù. Nôprzód gazétë: „Zrzesz Kaszëbskô”, „Echo Ziemi Wejherowskiej”, a jak më założëlë Kaszëbsczé Zrzeszenié, tej jô pisôł w „Kaszëbach”, a tej w cządnikù „Pomerania”. A do te jesz dochôdało dzejanié jakno przédnik wejrowsczégò partu. W wòlnym czasu jô jezdzył pò Kaszëbach i zbiérôł dokazë kaszëbsczi kùlturë, a téż sztudérowôł kaszëbską mòwã. Pózni ùdało sã nama założëc Mùzeùm Pismieniznë i Mùzyczi Kaszëbskò-Pòmòrsczi. Taczé to bëło dzejanié! A terô jô ju jem przë latach, chòcô jesz wiedno tëlé je do zrobieniô. – Në jo, terô më ju mùszimë sã zbierac dodóm – rzekł Szimk. – Pòczekôjta jesz, zaspiéwiemë cos razã na kùńc. Mòże to, jô baro lubiã tã piesniã, mòże jã znajeta. Òna sã przëjã w Swiónowie, w mòji rodzynny parafii, i tam jã terô czãsto spiéwają. Tim razã Trepczik chwëcył skrzëpczi i za chwilã òni wszëtcë spiéwelë: Kaszëbskô Królewô! Bòżi, snôżi kwiat! Panëjesz ju nama hewò òd stalat... ÙCZNIOWIE STARSZICH KLASÓW SPÒDLECZNY SZKÒŁË Ludmiła Gòłąbk Czemù Kaszëbi mają w herbie grifa? Szkólny wëmieniwô rozmajité pòzwë zwierzãtów, dzecë mają za zadanié wczëc sã i zachòwëwac abò wëdawac pògłosë tak, jak te zwierzãta. 2. Gôdka ò sprawach sparłãczonëch z tekstã. Szkólny pòdôwô słowa-klucze: Pón Bóg, narada, królowie, ksążãta, céchë, grif. Dzecë na spòdlim nich próbùją pòwiedzec, ò czim bãdze tekst. 3. Pòwiôstka czëtónô przez szkólnégò, ùczniowie ùwôżno słëchają i sprôwdzają, kùli ze zdarzeniów ùdało jim sã przewidzec na spòdlim słów-kluczów. Czemù Kaszëbi mają w herbie grifa? Céle ùczbë Ùczéń: • czëtô i rozmieje kaszëbsczi tekst, • òdpòwiôdô na pëtania na spòdlim tekstu, • zabiérô głos w kôrbiónce, wëpòwiôdô swòje zdanié, • òpòwiôdô ò sprawach wënalazłëch w zdrojach wiédzë, • graje rolã przëszëkòwóną na spòdlim tekstu, • dofùlowiwô zestôwczi, • wëkazëje sã òglową wiédzą z dzysdniowego żëcégò Eùropë, • rozmieje sa pòsłużëc geògrafną kartą, • znaje wëzdrzatk céchù Kaszëb. Metodë robòtë • • • • robòta z tekstã, internetã kôrbiónka cwiczënczi w karnach drama Didakticzné pòmòce • Tekst pòwiôstczi dlô kòżdégò ùcznia, zestôwk z pòzwama mònarchiów dlô kòżdégò ùcznia, plansza ze zwrotama z cwiczënku 7, przistãp do internetu, słowarze, céchùnk grifa dlô kòżdégò ùcznia Dôwno, dôwno temù Pón Bóg zwòłôł na naradã wszëtczich królów, ksążãta i włodarzów z wszelejaczich kańtów swiata. „Waji je wiele – rzekł Pón – ale kòżdi nôród je jinszi i czim jinym sã w dzejach swiata òdznacził. Temù dzysô jô chcã waji nôdgrodzëc i dac znanczi na wdôr tegò, że wa jesta bëlnyma mòjima słëgama”. I tak kôzôł Bóg wëżłobic królom, ksążãtóm i włodarzóm miastów na jich tarczach przënôlégającé jim céchë. Jednëch òdznacził jaką roscëną, jinszich jaczim zwierzãcã abò jaką rzeczą. Włodarzowi Kòscérznë dôł Bóg w céchù miedwiedza i rzekł: „Wa dôwôta mie co rok słodczi miód! Môta tej miedwiedza”. Włodarzowi Gdini rzekł: „Wa dôwôta mie i lëdzom w Pòlsce rëbë, niech bãdą wają znanką”. I wëżłobił jim dwie rëbë. Czej przëszedł król Pòlsczi, Bóg rzekł: „Të jes baro mądri i môsz wiele szëkù. Cebie nicht nie dobãdze, bò të jes jak òrzéł – wòlny ptôch”. I wëżłobił królowi pòlsczémù òrzła z rozcygnionyma skrzidłama. Czej przëszedł ksążã kaszëbsczi Swiãtopôłk, Bóg namëslił sã i rzekł: „A co të bë chcôł miec? Wa, Kaszëbi, jesta sparłãczony z Pòlską. Tej mòże dostónieta téż òrzła – ale Pòlskô mô biôłégò, a wa mdzeta mia czôrnégò”. „Panie Bòże! – rzekł Swiãtopôłk – chòc më, Kaszëbi, sercã jesmë z Pòlską, to mómë nad mòrzã swòjã zemiã i brónimë naszégò mòrza jak lwë!”. „Môsz prôwdã, ksążã. Za tã dzyrskòsc wajim znakã niech bãdze Grif – pół-lew, a pół-òrzeł”. Tak hewò Kaszëbi mają swój céch – czôrnégò grifa na żôłtim pòspòdlim. Cyg ùczbë 4. Ùczniowie òpòwiôdają pò polskù, co przed sztótã ùczëlë. Robią to pò pòlskù – bò tak szkólny sprôwdzô, czë zrozmielë tekst. 1. Jigra na zaczątk: „Abrakadabra… Rôz dwa trzë, miedwiedzã jes terô të!, Abrakadabra… Rôz dwa trzë, môłą mëszką / môłpą / òrzłã / kòniã / lwã / kòtã/ psã itp. jes terô të!” 5. Na spodlim pierszégò akapitu ùczniowie wëpisywają jistniczi nazéwającé lëdzy zawòłónëch przez Bòga na naradã (królowie, ksążãta, włodarze). Wëdanié ùdëtkòwioné przez Minystra Administracji i Cyfrizacji NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” III ÙCZNIOWIE STARSZICH KLASÓW SPÒDLECZNY SZKÒŁË - Szkólny przedstôwiô zestôwk, w chtërnym stoji ò tim, gdze w dzysdniowi Eùropie są jesz mònarchie. Królestwa (pòlskô pòzwa) Królestwa (kaszëbskô pòzwa) Ksãstwa (pòlskô pòzwa) Ksãstwa (kaszëbskô pòzwa) Anielskô Andora Belgijskô Lëchtensztejn Dëńskô Luksembùrg Hòlandzkô Mònakò Norwéskô c z s e r ù K erie f Szpańskô Szwédzkô - Ùczniowie dopisywają pòlsczé pòzwë w zestôwkù i szukają na karce Eùropë tëch môlów. - Przë ùżëcym internetowi stronë sprôwdzają, jaczé fanë mô kòżdô z mònarchiów i szukają ti nôbarżi juwerny z pòlską faną. Òpòwiôdają téż ò tim, czim ta fana jinaczi sã òd pòlsczi. 6. Na spòdlim drëdżégò akapitu ùczniowie robią zestawienié. - Szukają pòzwë tëch, co przëszlë do Bòga, i wëpisywają w zesziwkù (włodôrz Kòscérznë, włodôrz Gdini, król Pòlsczi, ksążã Swiãtopôłk). - W teksce pòwiôstczi ùczniowie pòdczorchiwają słowa, jaczé Bóg gôdôł do kòżdégò z włodarzów. Na jich spòdlim ùstaliwają, co Stwórca dôł kòżdémù z nich w céchù i ùmôlniwają to przë zapisóny rëchli pòzwie włodarza. 7. Ùczniowie szëkùją sã do òdegraniô dramë. Szkólny dzeli jich na sztërë karna, w kòżdim są osobë przëchôdającé do Bòga i rozprôwiającé z nim ò darënkach. Nôleżi rëchli przëpòmnąc wskôzë dobrégo wëchòwaniô, wspòmnąc ò òbrzészkù dzãkòwaniô, a téż wprowadzëc zwrotë z fòrmą „Wë” (mòże bëc pòdónô na planszë). Baro Wóm dzãkùjã. Jaczi Wë jesce, Bòże, dobri! Jem szczestlëwi, że Jesce chcelë mie òbdarowac. Baro mie sã Waji darënk widzy. 8. Ùczniowie szukają w teksce wszëtczich wëjimków, z jaczich mòże dokònac òpisënkù grifa, i gôdają, jak nen céch wëzdrzi. Przë leżnoscë wëjasniwają téż, czemù grif (wedle słów pòwiôstczi) mô w se cos z òrzła, a cos z lwa. 9. Plasticznô prôca (zaczãtô na ùczbie i do dokùńczeniô doma) – ùczniowie mają za zadanié pòfarwic abò wëklejic céchùnk grifa mùrgloną bibùłą. IV NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” ZI? SÃ NE MALËNC CZIM JINACZĄ SÃC ZNANKÓW. NALÉZË DZE ROZEGRACJE ce e Ą: RUKCJ T S N I NO Z ZGÓD na żôłto K N Ë L – A WIJ M ńce, szorm na mòdro ono – PÒFAR el słu a – na z , wòd blónë wãbòruszk zerwòno ka, na c żeglówsczi, bala – – na bruno iôło. b k bù , deka wi na latawc eńtów òsta elem resztã JACZÉ P R ZËSŁOW GÒDE IÉ SÃ SK RËŁO W REBÙSU ŁP ? KÒ E=É K LISZK TOR BA AÙ Wëdanié ùdëtkòwioné przez Minystra Administracji i Cyfrizacji NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” V ÙCZNIOWIE GIMNAZJUM Lucyna Reiter-Szczigeł Projektowò o stolëmach (prôca na trzë ùczbë) Céle ùczbë Ùczéń: • czëtô ze zrozmienim kaszëbsczé tekstë, • szukô wiadłów w dërżéniowëch tekstach, • zabiérô głos w kôrbiónce, wëpòwiôdô swòje zdanié, • rozmieje sã pòsłużëc mediama do wëkònaniô nadóny robòtë, • graje role przëszëkòwóné na spòdlim tekstu, • rozmieje dokònac transfòrmacji tekstu pisónégò na jiné ôrtë tekstów kùlturë, • wëkazëje sã òglową wiédzą na tematë sparłãczoné z kùlturą Kaszëb, • rozmieje pòsłużëc sã słowarzama, • rozmieje dokònac przekładu tekstu. Metodë robòtë • • • • • • robòta z rozmajitima ôrtama tekstów prôca ze słowarzama prôca w karnach òdgrëwanié rolów robòta z internetã kôrbiónka Didakticzné pòmòce • • • • • VI tekstë legeńdów ò stolëmach (W stolëmòwi krôjnie, Òstatnô bitwa stolëmów, w: Zaklęta Stegna, Gdańsk 1985) słowôrz lëteracczich terminów Bedeker kaszubski R. Òstrowsczi i I. Trojanowsczi (zéwiszcze stolëmy) internetowô starna Klubù Sztudérów Pomorania: www.pomorania.pl hasło stolem ze słowarza B. Sëchtë (B. Sychta, Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej, t. V, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk 1972, s. 165) NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” Cyg ùczbë 1. GÒDZËNA Ò stolëmach na spòdlim legeńdów 1. Szkólny kôrbi z ùczniama ò tim, co to je legeńda. Szkòłownicë szukają hasła w słowarzu lëteracczich terminów. Przekłôdają definicjã na kaszëbsczi przë ùżëcym słowarzów, zapisëją pòspólno tekst na tôflë, przëbôcziwają ÙCZNIOWIE GIMNAZJUM przë leżnoscë ùstalenia tikającé sã gramaticzi i òrtografii zapisywónégò tekstu. 4. Na zakùńczenié ti ùczbë ùczniowie òpòwiôdają ò wszëtczim, czegò sã dowiedzelë ò stolëmach. 2. Wszëtcë przëstãpiwają do robòtë nad przëszëkòwónyma rëchli tekstama. Czile ùczniów zapòznało sã doma z rozdónyma przez szkólnégò tekstama i rozmieje je czëtac. Przedstôwiają je terôzka pòòstałim drëchóm (głosno czëtają). 3. GÒDZËNA 3. Ùczniowie pòdzelony na karna, w chtërnëch są ti, co czëtelë dokazë, szëkùją prezentacje swòjich dzejaniów (cygną kawle, na jaczich są wëpisóné fòrmë przëszëkòwaniô prezentacji: plan zdarzeniów, scygnienié tekstu, słowa-klucze). Pò skùńczenim robòtë wëbróny przedstôwca kòżdégò karna prezentëje robòtã. 4. Na spòdlim tekstów ùczniowie òpisëją wëzdrzatk stolëmów. 5. Wszëtcë razã wëcygają swiądë na témã tegò, ò czim prawiłë ze sobą stolëmë i co bëło przëczënama jich sztridów. Zapisanié notatczi z tegò dzejaniô (razã na tôblëcë, pózni do zesziwków). Ò stolëmach jinaczi Na tim zajãcym ùczniowie w karnach szëkùją òpracowanié wëbróny legeńdë ò stolëmach. (Wëbiér fòrmë z pòdónëch niżi – przez cygnienié kawlów; tekst legeńdë wëbiérają sami). 1. Legeńda o stolëmach – jakno rimòwónô wiérzta 2. Legeńda o stolëmach – scenarnik widzawiszcza 3. Legeńda o stolëmach – scenarnik kabaretowégò przedstôwkù 4. Legeńda o stolëmach – kòmiks dlô młodzëznë Pò zakùńczenim robòtë prezentëją ji wińdzënë. Jeżlë zafelô na to czasu, robią to na postãpny ùczbie. 6. Szkólny prowadzy z ùczniama gôdkã ò tim, jakô je legeńdowô dejô pòchôdaniô wielnëch kamów na Kaszëbach. (Mùszi też tuwò sã pòjawic wëjasnienié ò robòce lodnika, co te kamë przëniósł. Żelë je na to czas, mòże nalezc w internece wiadła ò nôwikszich na Kaszëbach kamach abò zlécëc tã robotã ùcznióm jakno domôcé zajãcé). 2. GÒDZËNA (òdbiwô sã w kòmpùtrowi salë, gdze je przistãp do internetu) Dzysdniowé fąksnérowanié terminu stolëm 1. Gôdka ò mòtiwie stolëmów w kaszëbsczi kùlturze na spòdlim hasła z bedekera R. Òstrowsczi i I. Trojanowsczi (pòdzél wiadłów na prôwdojuwerné i fantastné). 2. Ùczniowie zapòznôwają sã z internetową starną Pòmòranie, na chtërny je zakładka Medal Stolema. Czëtają ùmôlnioné tam infòrmacje. - Ùczniowie piszą notatkã ò przëznôwanim nôdgrodë Medal Stolema. (Chto może jã dostac, za co, jak czãsto odbiwô sã wrãcziwanié, òd czedë sã jã rozdôwô, chto jã przëznôwô, wiele laùreatów tegò medalu bëło do dzysdnia). 3. Na spòdlim zéwiszcza stolem ze słowarza B. Sëchtë ùczniowie wëpisywają zwrotë, wërażenia, frazeòlogizmë i rzeczónczi sparłãczoné z tim słowã. Wëdanié ùdëtkòwioné przez Minystra Administracji i Cyfrizacji NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” VII GRAMATIKA Hana Makùrôt Słowòbùdowizna jistników. Jistniczi òdjistnikòwé Dzél 3. Deriwatë prefiksalné Hewòtny articzel je kòntinuacją pòprzédnëch tekstów pòswiãconëch słowòbùdowiznie jistników mòtiwòwónëch przez jiné jistniczi. W slédnëch artiklach òstałë òpisóné taczé kategòrie, jak: białogłowsczé pòzwë, deminutiwné pòzwë, aùgmentatiwné pòzwë i pòzwë niedozdrzeniałëch jistotów. W tim numrze òstóną przedstawioné jistniczi òdjistnikòwé ùtwòrzoné za pòmòcą prefiksów. Òsoblëwò dóny mdze tuwò bôczënk na fòrmacje, jaczich znaczënk w ùprocëmnienim do słowòbùdowiznowégò spòdla bãdze sã jinacził z pòzdrzatkù na pòdrzãdnosc, nadrzãdnosc zjawiszcza, wiôlgòsc przewëższającą normã, dodôwkòwosc rzeczë, zjawiszcza czë znanczi, procëmnosc abò pierwòsznosc rzeczë, zjawiszcza czë znanczi. Kaszëbsczé fòrmacje prefiksalné mògą bëc twòrzoné za pòmòcą domôcëch fòrmantów (np. procëm-, pòd-), nié wiedno, chòc czãsto znónëch téż jinym słowiańsczim mòwóm, abò téż rzadzy cëzëch fòrmantów, colemało internacjonalnëch (np. arcë-, anti-). Znaczenié pòdrzãdnoscë je w kaszëbiznie wërôżóné znónym całi Słowianiznie, chòc w kaszëbsczim jãzëkù fòneticzno zaadaptowónym, prefiksã pòd-, np. pòdkòmisjô, pòdkòmitet, pòdòddzél. Nadrzãdnosc w kaszëbsczim jãzëkù colemało je wskazywónô internacjonalnym, przëjãtim przez kaszëbiznã za pòstrzédzëzną pòlaszëznë i zaadaptowónym fòneticzno, prefiksã arcë-, np. arcëksyżëc, arcëksyżëzna (deriwatë te fùnkcjonëją alternatiwno ze zesadzeniama: wiôlgòksyżëc, wiôlgòksyżëzna), arcëkapłanizna, arcëbiskùp, abò domôcym (tipicznym téż dlô całi Słowianiznë, chòc nié wiedno pòkazywającym sã w jinëch jãzëkach w jistnëch fùnkcjach) prefiksã nad-, np. nadinspektor. Prefiks nad- mô téż w kaszëbsczim jãzëkù jiné znaczënczi, m.jin. wërôżô jakąs wiôlgòsc przewëższającą normalną miarã rzeczë, zjawiszcza czë znanczi, np. nadprodukcjô, nadwrażlëwòta, abò òznôczô dodôwkòwòsc rzeczë, zjawiszcza czë znanczi, np. nadgòdzëna, nadbòkadnosc, naddostónk, nadwôga, nadwôrtnota (nót je dac bôczënk, że we wszëtczich nëch fùnkcjach prefiks nad- je notérowóny na òbéńdze całi zôpadny Słowianiznë). Fòrmacje ò znaczenim procëmnym do znaczeniô spòdlowégò słowa ùrôbióné są za pòmòcą domôcégò kaszëbsczégò fòrmantu procëm-, np. procëmdzejanié, procëmùderzënk, procëmwôrtnota, procëmbédowanié, procëmatak, procëmmònarchista, abò rzadzy przë ùżëcym internacjonalnégò prefiksu anti-, np. antiklerikalëzna, antichrist, antiteza (chòc wëdôwô sã, że dwa slédné przëmiarë mòże rozezdrzewac nié jakno deriwatë, ale jakno pòżëczczi w całoscë przëjimniãté za pòstrzédzëzną pòlaszëznë, a leno fòneticzno zaadaptowóné do kaszëbsczégò systemù). Na pierwòsznosc i genezã zjawiszcza wskôzywô znóny téż wszëtczim słowiańsczim jãzëkóm prefiks pra-, chtëren równak przódë dlô kaszëbiznë tipiczny nie béł i dostôł sã do kaszëbsczégò jãzëka za pòstrzédzëzną pòlaszëznë, pòkazywający sã m.jin. w nôslédnëch fòrmacjach: pragôdka, praczłowiek, pratatczëzna. Kaszubskie Bajania to spòlëznowô kampaniô realizowónô przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Radio Gduńsk. Pòwsta òna z mëslą ò dzecach, żebë ju òd nômłodszich lat pòznôwałë kùlturową spôdkòwiznã Kaszub. Jednym z célów kampanii je pòdniesenié w spòlëznie swiądë tegò, jak wiôldżé znaczenié mô czëtanié dzecóm. wicy na Redakcjô: Danuta Pioch. Òbrôzczi: Joana Kòzlarskô. Stałô wespółrobòta: Róman Drzéżdżón, Hana Makùrôt, Janusz Mamelsczi. VIII NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII”
Podobne dokumenty
Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP,
ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę ...
prof. Jerzy Samp (1951–2015)
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected]
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na str...
I Kaszëbsczi Ňdpůst w Pňlanowie s. 3–5
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP,
ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę ...
Październik 2013
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na
prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie
www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Grudzień 2013
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio
na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Witómë na Kaszëbach! KASZUBSKI SOPOT | ATRAKCJE ZJAZDOWE
Friedrich Lorentz. Jest autorem m.in. takich dzieł, jak Teksty słowińskie, Zarys ogólnej pisowni i składni pomorsko-kaszubskiej, Zarys etnografii kaszubskiej. Założył Kaszubskie Towarzystwo Ludozna...
Lipiec-Sierpień 2012
z prof. Jerzym Trederem, który w tym roku obchodził 70. urodziny, a 30 września
uroczyście zakończy pracę na Uniwersytecie Gdańskim. Na szczęście zapewnia,
że pracę dla kaszubszczyzny będzie kontyn...