Morsko – Kult figurki Dymiąc i hucząc
Transkrypt
Morsko – Kult figurki Dymiąc i hucząc
Numer 2 Grudzień 2006 Br oń i Bi S e-S tr zelectwo Morsko – Kult figurki Dymiąc i hucząc 375 słów od Killera... Tym razem w numerze Z łośliwi twierdzą, że gdzie jest dwóch Polaków, tam są trzy partie. I chyba niestety mają rację. Przedstawiciele naszego społeczeństwa najwyraźniej sobiepaństwo mają we krwi. Gdzie jakiś cel połączy grupkę ludzi, za chwilę następują podziały. Najgorsze jest to, że podzielone grupy natychmiast zaczynają się kłócić ba, mało powiedziane – żreć! Zasada TKM najwyraźniej dominuje w polityce wielkiej i tej maleńkiej, sprowadzonej do niewielkiego w końcu – w stosunku do populacji kraju – środowiska nazwijmy to ogólnie, użytkowników wiatrówek. I nie tylko. Skądinąd wiadomo, że te same problemy trapią grupy czarnoprochowe, ludzi od IPSC, krótko mówiąc wszystkich od posłów parlamentu począwszy, na babciach klozetowych skończywszy. W imię takiego pojmowania rzeczy utopiono j e d y n ą imprezę towarzyską środowiska wiatrówkowego, imprezę legendę, imprezę której założeniem, hasłem i myślą przewodnią było „spotkajmy się, po to by zobaczyć swoje twarze na żywo, napić się piwa, porozmawiać i p r z y o k a z j i wspólnie postrzelać. Zamiast tego mamy zawody, o randze wprawdzie międzynarodowej, ale przecież nie o to w idei Morska chodziło. Co gorsza, policyjni urzędnicy, jak zwykle pazerni na władzę szykują kolejny zamach na naszą wolność i nasze obywatelskie prawa. Przygotowywana po cichu nowelizacja ustawy o broni i amunicji – po cichu, bo jak głosi zasada „ostrzeżony – uzbrojony” – ma odebrać nam i nie tylko nam tę odrobinę którą osiągnęliśmy dotychczas. Powstaje więc pytanie co w takiej sytuacji zrobi ta część społeczeństwa, nie należąca do zmilitaryzowanych struktur i formacji, grupa ludzi chcących posiadać jakąkolwiek broń i z niej strzelać „bo tak!”, bo po prostu i zwyczajnie ma na to ochotę? I jako wolni obywatele ponoć wolnego państwa ma do tego absolutne prawo? Ugrzęźnie w swoich partykularnych walkach o rzuconą kość, czy wreszcie skonsoliduje się w obliczu zagrożenia? Czy też post factum westchnie po raz kolejny „ale nas udupili...”? Trzeba przyznać, że w tej ogromnej masie strzelców rozmaitych są aktywne grupy, nie myślące tylko „byle do kolejnych zawodów”. Po prostu robiące swoje, bez przejmowania się czyjąś indolencją i niechęcią. Na dobrą sprawę stanowią one jedyną szansę dla nas wszystkich, którzy chcą po prostu spokojnie żyć i strzelać. Może więc najwyższy czas by ci ludzie podjęli rozmowy, i to rozmowy konstruktywne, nie oparte na postawach roszczeniowych i chciejstwie, a na szeroko pojętym wspólnym interesie – „dobru wszystkich”? Czy też mamy się po raz kolejny obudzić z przysłowiową „ręką w nocniku?” Hunterzy na śniegu str. 4 Tort, gospodarka rabunkowa i nowe pomysły str. 5 Kult figurki str. 8 Mało znany pneumatyk str. 15 PCP dla mas str. 17 Tak wiele za tak niewiele! str. 21 Sposób na niesforne peletki str. 23 Dymiąc i hucząc str. 24 Bi S Broń i e-Strzelectwo fax (22) 76-76-138 [email protected] Redaguje zespół Redaktor naczelny: Tomasz Cegiełka [email protected] Sekretarz prowadzący wydania: Radosław Baturo [email protected] 0-691-220-355 Sekretarz redakcji: Miłosław Majstruk [email protected] 0-502 675-240 Zespół: Marcin Abratowski, Jacek Bonecki (foto), Tomasz Gębala, Piotr Kuczyński, Stefan Nyka (foto), Piotr Szamowski, Adrian Zoruk. Współpracują: Radosław Cholewiński, Jarosław Matuszewski, Tomasz Wełnicki. Wydawca: „CEKAUS” – Izabela Majstruk ul. Leśna 21A/20 05-110 Jabłonna Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk, kopiowanie, rozpowszechnianie materiałów w jakiejkolwiek formie w całości lub fragmentach tylko za pisemna zgodą redakcji. Wydawnictwo bezpłatne. Wszelkie formy czerpania korzyści ze sprzedaży jest niezgodne z prawem i będzie ścigane. Na okładce: Legenda Morska – kuchmistrz Bogdan Biskup Radosław „Killer” Baturo 2 Broń i e-Strzelectwo Fikcje i fakty n Kolejny bubel w drodze? Od dłuższego czasu docierają do nas plotki o szykowanej nowelizacji Ustawy o broni i amunicji. W końcu udało się nam uzyskać bardziej konkretne, choć nadal nieoficjalne informacje. Nowelizacja szykowana jest przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, a projekt przewiduje znaczne zaostrzenie dostępu do broni. W interesującym nas temacie planuje się obniżenie limitu energii wylotowej wiatrówek do 7.5J, zaś broń czarnoprochowa ma podlegać rejestracji. Jak widać o skutkach takich unormowań prawnych nikt nie pomyślał... Oczywiście postaramy się przyjrzeć bliżej temu projektowi i informować naszych Czytelników na bieżąco. n Webley Xocet „handlarzy” z nakazem przeszukania, i za każdym razem ciężko pracuje by postawić zarzuty tym niezwykle groźnym dla porządku III RP przestępcom. Obserwujemy te działania z coraz większym zaniepokojeniem. Ponieważ sprawa bezprawnego rozporządzenia wprowadzającego obowiązek posiadania koncesji na handel czymś co bronią nie jest interesuje nas od dawna, prosimy wszystkie osoby które są poszkodowane przez takie działania, lub wobec których toczy się postępowanie, o kontakt z redakcją. Postaramy się udzielić skutecznej pomocy. n Casino Royale Trwa kampania reklamowa oparta na nowym filmie o Jamesie Bondzie. Limitowana seria Umarex Walther CP-99 pojawiła się już w sprzedaży; pistolet z tłumikiem kosztuje 677 zł, z tłumikiem i celownikiem laserowym kosztuje 777 zł. Każdy pistolet ma unikalny numer, zaczynający się od JB007-xxx (James Bond, agent 007). Dodatkowo firma Kolter wprowadziła nietypowy gadżet reklamowy – talię kart do gry z wiatrówkami w zamiast figur. n Nowy warszawski salon Koltera Upadek firmy Webley i wykupienie jej za milion funtów przez Aigunsport (AGS) było wydarzeniem które w zeszłym roku wzbudziło wiele emocji. W sierpniu ruszyła produkcja Xoceta i Stingraya, teraz do Polski dotarła pierwsza dostawa nowych wiatrówek. Na razie tylko jeden model Webley Xocet. Dystrybutorem jest firma Kolter (bron.pl) z Częstochowy. Cena detaliczna 999 zł. n Crosman PRO77CS W poprzednim numerze wspominaliśmy o nowym pistolecie Crosmana. PRO77CS nawiązuje stylistyką do Walthera CP99 Compact, i tak jak on strzela kulkami BB oraz ma system “blow-back” – czyli przy strzale następuje odrzut zamka. Co ciekawe firma Crosman oraz większość sprzedawców na świecie unika nawiązania do P-99, w Polsce jednak jest inaczej. W nazwie występuje wprost słowo Walther. U polskiego dystrybutora, TM-Militara (militaria.pl), PRO77CS kosztuje 449 zł n MSWiA kontra „handlarze bronią” Do redakcji docierają niepokojące sygnały świadczące o nasileniu akcji ścigania „handlarzy bronią”. W cudzysłowie, gdyż chodzi o firmy czy osoby handlujące wiatrówkami z lufą gwintowaną o energii wylotowej śrutu poniżej 17J. Czyli nie będącymi bronią w rozumieniu Ustawy o broni i amunicji, mimo to wciągnięte bezprawnie pod obrót koncesjonowany. Policja zamiast ścigać prawdziwych bandziorów coraz częściej pojawia się u takich W Warszawie, na ul. Puławskiej 99, 2 grudnia otwarty został nowy salon firmowy Koltera. Jest to kolejny punkt warszawskiego przedstawiciela tej firmy – Kolter Janki. Niewielkie wnętrze urządzono przytulnie i ze smakiem w stylu westernowo-rustykalnym, a miła obsługa proponuje do obejrzenia i „pomacania” całą ofertę handlową częstochowskiej centrali. Niedługo ruszy też sprzedaż broni i akcesoriów czarnoprochowych. Z ciekawostek należy wspomnieć również o miniaturowej strzelnicy dla chcących RoB wypróbować wybraną wiatrówke. n Nowy tłumik Loguna Logun wypuścił nowy tłumik QGS. Tym razem jest wykonany z jednego kawałka aluminium, dzięki czemu dużo lepiej nadaje się do wiatrówek łamanych. Duża siła przykładana do tłumika przy naciąganiu może bowiem spowodować deformację tuleji. Tłumik posiada standardowy gwint UNF. n Otwarto sklep Militaria.pl w Warszawie Także w Warszawie otwarty został nowy salon firmowy Militaria.pl. W bardzo dobrej lokalizacji, na ul. Tamka 49. Broń i e-Strzelectwo 3 1 Zimowe zawody H-FT open „Hunterzy” na śniegu Salon urządzono nowocześnie, z jasną, przejrzystą ekspozycją. Oferta jest szeroka, wiatrówki (łącznie z Air Arms EV2), noże, latarki, paintball, air-soft, wszelakie akcesoria... Niedługo ma pojawić się tam i broń myśliwska. Personel jest uprzejmy i miły, co prawda widać u nich drobne braki w wiedzy, ale to normalne na początku. Przyznać trzeba, że sprzedawcy starają się by nikt nie wyszedł niezadowolony. Dobra lokalizacja i ogromny napis Militaria.pl powodują że do sklepu zagląda wielu przypadkowych przechodniów. n Brocock w drodze W tych dniach mają pojawić się w sprzedaży wiatrówki w systemie Brococka. Rewolwer Magnum (649 zł) oraz pistolet PPK (699 zł). Naboje brocokca mają kosztować 35 zł/szt, 199 zł/6 szt. opr. Mil Grudniowy Arsenał w sprzedaży od 14. W Zabrzu, 6 stycznia 2007r, wiatrówkowicze przywitają nowy rok we własnym gronie, na pierwszych strzeleckich zawodach zimowych. Grupa „HUNTER” z Rudy Śląskiej, organizuje bowiem spotkanie strzeleckie jakiego jeszcze nie było. Impreza odbędzie się w pięknym, 38 hektarowym i malowniczym zabrzańskim „Kąpielisku Leśnym”, położonym parę kilometrów od centrum miasta. Zawody będą polegały na strzelaniu do 40 celów rozłożonych wzdłuż znajdującego się tam akwenu wodnego. Z uwagi na warunki atmosferyczne, które mogą znacznie utrudnić organizację jak i samo strzelanie, zdecydowano się na kategorię OPEN. Daje ona zawodnikom FT i HFT wyrównane szanse, a samo strzelanie – zdaniem organizatorów – będzie bardziej emocjonujące. Po zakończeniu toru zawodnicy, i zgłoszone osoby towarzyszące, będą mogli spożyć gorący posiłek w oczekiwaniu na wyniki. Po zawodach, ci którzy pozostaną do niedzieli spędzą wspólnie czas przy ognisku i pieczeniu kiełbasek oraz wspólnych rozmowach o wszystkim i o niczym. Harmonogram zawodów: l 8:00 – otwarcie strzelnicy technicznej l 9:45 – losowanie grup i ogłoszenie regulaminu l 10:00 – wyjście na tor l ok.14:00 – zliczanie punktów l ok.15:00 – ogłoszenie wyników Koszty: l 35zł – zawodnik l 20zł - os. towarzysząca l 15zł - nocleg kanadyjka (dostępne jest 10 miejsc noclegowych na kanadyjkach z czystą pościelą) l 7,50zł - nocleg podłoga. Osoby chcące spać na podłodze muszą się zaopatrzyć w śpiwory. Zgłoszenia proszę wysyłać na adres: [email protected]. Zgłoszenie musi zawierać: imię, nazwisko, rodzaj wizyty (zawodnik/osoba towarzysząca), chęć noclegu (podłoga/kanadyjka) czas pobytu, oraz termin przyjazdu. Organizatorzy będą w ośrodku od piątku popołudnia do niedzieli. „Hunterzy” obiecują również odziennie wieczorem odpowiadać na maile, z podaniem kwoty do przelewu. Oragznizatorzy proszą o wpłaty na konto do 15.12.2006r – to one będą potwierdzeniem rezerwacji, jednocześnie przepraszając za konieczność wpłat z góry. Marcin Peła 4 Broń i e-Strzelectwo Kolter Cup Tort, gospodarka rabunkowa i nowe pomysły Tomasz „Cypis” Gębala, Miłosław Majstruk Firma Kolter z Częstochowy (bron.pl) jest dobrze znana na rynku wiatrówkowym. Z małego sklepu, dystrybutora Umarexa, w przeciągu dwóch lat wyrosła na znaczącego gracza na rynku. Niewiele czasu było potrzeba, żeby firma ta zauważyła potrzebę aktywnego włączenia się w środowisko strzelców wiatrówkowych. Coroczne wizyty w Morsku, sponsorowanie różnych imprez, są stałym elementem promocji. Firma ta szybko zauważyła, że nie tylko uczestnictwo jest potrzebne. Rynek trzeba także tworzyć. Dwa lata temu Kolter zorganizował coś w rodzaju ligii internetowej - czyli rywalizacji opartej na wynikach zgłaszanych przez uczestników. Pomysł stary, ale bardzo dobry z punktu widzenia tak środowiska, jak i reklamy. Niestety, ograniczone możliwości spowodowały, że pierwszegy Kolter Cup był realizowany na małą skalę. Potem pomysł zarzucono. W wersji szczątkowej Kolter Cup odbywał się w Morsku, ale było to proste strzelanie do tarczy. Wiosną do firmy Kolter, jako stałego sponsora, zgłosił się Klub Normalnych Inaczej, by zrewanżować się za okazaną pomoc. Członkowie KNI zaproponowali stworzenie Kolter Cup od podstaw, jako dużego, rozbudowanego projektu. Firma Kolter sfinansowała projekt, powstała strona internetowa (www.koltercup.pl). Prowadzenia Pucharu podjął się Klub Normalnych Inaczej, Kolter firmuje puchar i udziela wsparcia finansowego. Zasady rozgrywek Stworzone zostały zasady rozgrywek. Kolter Cup został podzielony na konkurencje: karabin pneumatyczny strzelany na 10, 25 i 50m oraz pistolet pneumatyczny na 10 i 25m. Zawodnik oddaje 20 strzałów w 10 minut z postawy stojącej, do standardowych tarcz sportowych. Walczy się zaś o Puchar zbierając punkty. Kolter Cup dzieli się na trzy formy rywalizacji, połączone ze sobą punktacją, wliczanych do całości Pucharu. Pierwsza część to Liga Internetowa. Tutaj uczestnik zgłasza swoje wyniki za pomocą internetu. Wprowadza je na stronie internetowej www.koltercup.pl. Wyniki oczywiście nie są weryfikowane, zakłada się uczciwość zgłaszającego. W końcu co z tego, że się wpisze same 200 pkt i pokona się konkurentów, skoro to niczego nie daje? A w przypadku rozegrania zawodów przy świadkach, wstyd przeogromny. Liga Internetowa daje za to możliwość obserwowania wyników swoich jak i kolegów, analizy rozwoju umiejętności strzeleckich. Liga Internetowa daje punkty liczone do całościowego Pucharu. Najlepszy wynik zgłoszony w danym miesiącu przechodzi do punktacji Pucharu. I tak miesiąc w miesiąc, aż do zamknięcia rocznej edycji Pucharu. Drugi element Kolter Cup to Zawody Lokalne. Tutaj jest pole do współpracy z klubami czy grupami lokalnymi, które organizują zawody. Przy okazji (lub tylko w tym celu) mogą zorganizować rozgrywki zgłoszone w ramach Kolter Cup. Tak zgłoszone zawody powodują że punkty wystrzelane w zaBroń i e-Strzelectwo 5 wodach pojawiają się na liście wyników w lidze internetowej. Jako że zawody te odbywają się pod okiem sędziów, a wyniki są weryfikowalne, umożliwia to uzyskanie większej ilości punktów liczonych do Pucharu. Każde zawody otrzymują swój mnożnik. Na przykład duże, prestiżowe zawody otrzymają mnożnik x3. Czyli wystrzeliwując 163 pkt, do Pucharu wlicza się 489 pkt. Biorąc pod uwagę że z Ligi Internetowej można uzyskać maksymalnie 200 pkt, udział w zawodach jest wyraźnie faworyzowany. No cóż, tym bardziej nie opłaca się podawać fałszywych wyników... Jeśli mój artykuł miałby być tylko zapowiedzią nowego wydarzenia w środowisku wiatrówkowym, to wypadałoby w tym miejscu zakończyć. Jednak zadałem sobie pytanie “Po co”? Po co tego typu zawody, imprezy, przedsięwzięcia są organizowane? Po co wiele osób, społecznie, poświęcając swój prywatny czas, zajmuje się organizacją, pracą społeczną? Jaki jest tego sens? Odpowiedź nie jest prosta. Tytuł artykułu pokazuje jednak powody. Zaciekawieni? Finał Ustawa o broni i amunicji z 1999 roku, oraz jej nowelizacja w 2001 roku dała możliwość tysiącom ludzi posiadania, bez biurokratycznych formalności, przyrządu do strzelania wiatrówki z energią wylotową poniżej 17J. W ten sposób ludzie zaczęli spełniać swoje marzenia, a mówiąc “marketingowo” - zaspokajać swoje potrzeby (marzenia to nic innego jak odzwierciedlenie potrzeb). Pojawił się tort, rynek w postaci potrzeb ludzi. Sprytni przedsiębiorcy bardzo szybko dostrzegli możliwość szybkiego zysku i rynek zalały produkty wiatrówkowe i wiatrówko-podobne. Tort został podzielony między różne firmy, a te przeżywały hossę. Obroty liczone były zapewne w milionach złotych. Ręce zacierali właściciele firm, państwo gratulowało sobie mądrej decyzji bo podatki ze sprzedaży wiatrówek i “okolic” płynęły szeroką rzeką do państwowej kieszeni. Zadowoleni byli również i klienci. Rynek wiatrówkowy zalały masy sprzętu. Można było kupować do “wyboru do koloru”. Począwszy od najtańszego sprzętu za 100–200 zł a skończywszy na profesjonalnym sprzęcie za wiele tysięcy złotych. Nikt jednak, ani właściciele firm, ani strzelcy, nie patrzyli dalej niż czubek własnego nosa – szybki zysk i natychmiastowa korzyść. Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu i wyjaśnijmy parę kwestii. Popyt czyli chęć kupna, potrzeba do zaspokojenia, kształtuje podaż czyli ilość oferowanego produktu bądź usługi które zaspokoją popyt. To jedna z podstawowych zasad wolnorynkowych. Potrzeby ludzkie (popyt) jednego lub podobnego rodzaju (np. chęć posiadania wiatrówki) to segment rynku, ów tort dopodziału między tych co te potrzeby zaspokajają firmy. Niektóre segmenty rynku są bardzo wąskie mało ludzi ma podobną potrzebę. Inne bardzo duże i praktycznie niewyczerpalne – np. odbiorcy papieru toaletowego. Rynek potencjalnych odbiorów wiatrówek i sprzętu z nim związanego jest wbrew pozorom bardzo wąski. Ilość odbiorów jest bardzo ograniczona. Na dodatek, z uwagi na trwałość sprzętu (to nie papier toaletowy, który się szybko zużywa), rynek bardzo łatwo nasycić. I właśnie to obserwuje się od miesięcy. Spada sprzedaż sprzętu nowego, ceny używanego lecą na pysk. Przedsiębiorcy dziwią się co się dzieje. Obniżają ceny, stosują nieetyczne, by nie rzec niezgodne z prawem chwyty, stosują bardziej agresywną reklamę i... nic. Zyski spadają. Dlaczego? To zemsta Na koniec rozegrany będzie Finał Kolter Cup, w Częstochowie, 16 czerwca 2007. Staną tam w szranki najlepsi, jako najważniejsze zawody będą one miały największy wpływ na punktację. Tam jednoznacznie wyłonieni zostaną zwycięzcy w poszczególnych konkurencjach, i ci wyjadą z Pucharem. Strona startowa Kolter Cup. Czym właściwie różni się Kolter Cup od normalnej Ligi Internetowej, spotykanej czasami w sieci? Impuls do rozwoju Elastyczność formuły umożliwia rozbudowę o dodatkowe konkurencje, nie tylko tarczowe. Pozwala na tworzenie klubów i rywalizowanie grupowe. Staje się więc dobrą platformą by zaprosić do rywalizacji szkoły, by dać impuls do zainteresowania strzelaniem nauczycieli wychowania fizycznego. Pomoc i wsparcie dla Zawodów Lokalnych zachęci lokalne środowiska strzelców do rywalizacji, a także do organizowania zawodów. Dostaną więc one narzędzie by ściągnąć do siebie ludzi zainteresowanych strzelaniem. A jak pokazuje rozwój grup lokalnych FT/HFT, jest to bardzo dobry impuls by się zrzeszać. Na koniec do kalendarza imprez dochodzą poważne, duże zawody wiatrówkowe w Częstochowie (15-17 czerwca). W perspektywie kilku najbliższych lat, Kolter Cup okazać się może czynnikiem wpływającym pozytywnie na rozwój środowiska wiatrówkowego. 6 Broń i e-Strzelectwo Po co to wszystko? rynku (segmentu rynku dotyczącego sprzedaży wiatrówek) za rabunkową gospodarkę jej zasobami. Wszyscy wiedzą jak wygląda rabunkowa gospodarka lasami? Jasne. Wycina się stare drzewa i nie sadzi nowych. Po pewnym czasie nie ma wogóle drzew. Zostaje pustynia. Dokładnie to zrobiły firmy związane z wiatrówkami. Wyeksploatowały rynek! Zasypały go wiatrówkami i... nie dały nic w zamian. Ludzie, którzy chcieli mieć wiatrówki, już je mają. Nastrzelali się, wiatrówki stoją po kątach a oni nie mają pomysłu co dalej z nimi robić. Wspólnie zjedliśmy ten tort. To był akt ostatni. Kurtyna. Bez oklasków. Handlowcy dzielą się na tych co nie potrafią przewidzieć reakcji rynku (to są osły a nie handlowcy), tych co potrafią przewidzieć reakcje rynku (to są handlowcy przeciętni), oraz tych co rynki k r e u j ą (to są ci najlepsi). Ci ostatni rynki tworzą, tworzą zapotrzebowania na dany produkt. Bzdura? Bynajmniej. Wszyscy pamiętaj zapewne reklamę papierosów Malboro kowboj, silny mężczyzna, macho, pali tylko Malboro. Chcesz być jak on, pal Malboro. To jest właśnie kreowanie rynku. Podobne przykłady znajdziemy w prawie każdej profesjonalnej reklamie. Koniec snu zimowego... Niestety, na nasze nieszczęście, handlowcy firm związanych z wiatrówkami byli zaledwie tymi przeciętnymi. Świetnie potrafili przewidzieć reakcje rynku ale nie patrzyli dalej niż czubek własnego nosa. Świadomie napisałem „byli”. Niektórzy z nich ocknęli się z letargu i we współpracy ze środowiskiem wiatrówkowym zaczęli myśleć jak to zmienić by rynek dla wspólnej korzyści ocalić. Pojawiła się świadomość, że rynek trzeba wykreować, by obecnym właścicielom wiatrówek wskazać sposób do czego i jak wiatrówek używać. I tu wracamy do początku tekstu i pytania „po co?” Z takiej perspektywy odpowiedź wydaje się prosta. Zarówno nam, strzelcom pneumatycznym, jak i sprzedawcom takiego sprzętu, egoistycznie zależy na tym by rynek był żywy. Świetnie zrozumieli to organizatorzy imprez związanych ze strzelectwem pneumatycznym, twórcy stron internetowych czy innych źródeł informacji, czy przedsięwzięć takich jak Kolter Cup. Oni to angażują się w popularyzację tego hobby. Zaczynają to też rozumieć niektóre firmy. Ot, choćby Delta Optical, Kolter czy Incorsa. Chodzi o znalezienie takiej formuły używania wiatrówek, takiego stylu bycia lub sposobu spędzania wolnego czasu, który stałby się dostępny finansowo i atrakcyjny dla jak największej rzeszy posiadaczy wiatrówek. I przyciągał nowych. Stąd właśnie pomysły na zloty i różnego rodzaju zawody czy rywalizację. Stąd tytaniczna wręcz praca ochotników przy organizowaniu imprez, czy źródeł informacji. Stąd też nieustanne poszukiwania atrakcyjniejszej formuły zawodów FT/HFT (nocne HFT czy też zorganizowane pierwszy raz w Polsce SFT), Strzelectwo Sylwetkowe, Praktyczny Pistolet Pneumatyczny, Kolter Cup. Bez możliwości atrakcyjnego wykorzystania wiatrówek, staną się one tylko drogim i niepotrzebnym gadżetem. Dzięki zaistnieniu takiej świadomości i grupie osób społecznie zaangażowanych, ze wsparciem sponsorów, wydaje się że stracone lata da się jednak uratować. Dzięki ciężkiej pracy i sporym kosztom, ale jednak rynek wiatrówkowy zostanie odbudowany. Czego wam i sobie życzę. Tomasz Gębala, Miłosław Majstruk Grafika: Stefan Nyka Historia zlotów w Morsku Kult figurki Miłosław Majstruk „Jakiś czas temu, a dokładnie zaraz po spotkaniu w Ebern napisałem, że źle będzie gdy sednem spotkań będą wyniki, bo zamiast dobrej zabawy i ogólnie popularyzacji sportów strzeleckich. Skończymy jak widownia żużla albo piłki nożnej, przed telewizorami... Zacznie się wyścig szczurów.” Piotr Polak, forum bron.iweb.pl, przed jesiennym Morskiem, 14 września 2003 Zlot organizowany w Morsku od dawna jest określany jako kultowy. Wiara nie podlega logice, stąd też od dawna jakakolwiek próba dyskusji o Morsku traktowana jest jako zamach na świętość. W efekcie dla większości strzelców Morsko po prostu jest i będzie, to co się na nim odbywa jest oczywiste, zaś władza ludzi odpowiedzialnych za zlot nie podlega dyskusji. Większość ludzi też nie wie lub zapomniała skąd, jak i po co Zlot w Morsku powstał. kach była strona Piotra „Pitera” Makucha (www.guns.com.pl), szczytem marzeń był HW-77, a oprócz kilku (!) modeli chinek kupić można było Gamo 440, Dianę 54, HW-40 i kilka modeli Umarexa. Lista dyskusyjna była więc jednym źródłem wiarygodnych informacji i jednyną w miarę zgraną grupą ludzi dla których wiatrówki były formą hobby. 11-12 sierpnia 2001 roku odbył się pierwszy zlot w Urlach. Była to okazja żeby się poznać osobiście, pogadać na przeróżne tematy, wymienić się doświadczeniami, obejrzeć zabawki, no i oczywiście postrzelać. Z czego i do czego to już było mniej ważne. I taka atmosfera zlotu została podtrzymana i na kolejnych spotkaniach. Następne były zawody zorganizowane 9 czerwca 2002 roku przez ludzi z Warszawy. Odbyło się wtedy poważne strzelanie do tarczy, do tego Piotr Makuch zorganizował coś w rodzaju strzelania FT, do papierowych figurek zwierząt. Padła wtedy propozycja by istniejące nieformalne grupy lokalne organizowały po kolei zloty. Stąd kolejny zlot odbył się we Wrocławiu, 7-8 września 2002. Była to chyba najlepsza tego typu impreza w całej historii. Odbyła się na terenie poniemieckiej strzelnicy, zostały świetnie zorganizowane zawody tarczowe, i jak w Warszawie, strzelanie FT do papierowych zwierzaków. Fotograf ryzykował życiem, by uwiecznić tę chwilę... W pomroce dziejów niknie lista dyskusyjna prowadzona przez firmę Alert z Łodzi. Ponieważ z bronią do czynienia miała tylko nieliczna grupa ludzi, lista była kameralna, a wraz z pojawieniem się wiatrówek gładkolufowych traktująca głównie o nich. Przeniesienie listy do firmy Hieroglif, i poprowadzenie jej przez Tomasza „Szerszenia” Misterkę w 2001 roku, to początek bytu już bardziej znanego listy dyskusyjnej bronpalna.netla.pl (od adresu domeny na którą słało się maile w ramach działania listy). Lista była niewielka, grupowała jednak hobbystów z całego kraju. Stąd atmosfera była przyjacielska, klubowa, a i tematy poruszane były wszelakie. Noże, latarki, łuki, aparaty fotograficzne, komputery... czy choćby psy i koty. To były czasy kiedy jedynym źródłem informacji o wiatrów- 8 Broń i e-Strzelectwo ... i rekereacyjne strzelanko na torze. Na pierwszych zlotach panowała familijna atmosfera... Wieczorem oczywiście impreza, całonocne pogaduszki przy piwie i kiełbaskach. Jerzy Nazarko zaporoponował, że Śląsk zorganizuje zlot w Morsku, ośrodku które znał ze zlotów Mini Morrisów. I tak po raz pierwszy, na jesieni 2002 roku, odbył się zlot wiatrówkowy w Morsku. Nikt nie przypuszczał wtedy że Morsko stanie się od tego momentu miejscem które można określic mianem kolebki polskiego FT. Pierwszy zlot, 26-27 listopada 2002, odbył się przy niewielkiej jak na normy Morska liczbie uczestników. Około 60 osób zjawiło się na zlocie, organizowanym prze Jerzego Nazarko i Andrzeja „Andreasa” Skibę, ludziach którzy ... co widać było także na torach. stali się potem podstawą istnienia zlotów w Morsku. Tym razem głównym punktem programu były zawody FT, po raz pierwszy strzelanie do metalowych figurek (całych 11 sztuk). Oczywiście regulamin istniał w wersji mocno odbiegającej od aktualnej, a o podziale na HFT i FT ledwo się wspominało. Sezon w roku 2003 znowu otworzyli Jerzy z Andrzejem. Morsko odbyło się w dniach 25-27 kwietnia. Ponieważ nie było chętnych do przygotowania kolejnego zlotu, do organizacji jesiennego spotkania zgłosili się strzelcy z Krakowa. Okazało się jednak, że mają problem z miejscem, zapadła więc decyzja, żeby zlot ten odbył się także w Morsku. Kłopoty organizacyjne krakowiaków doprowadziły do tego, że wsparcia udzielił znów Andrzej Skiba, de facto stając się organizatorem tego zlotu. Wytworzyła się długo obowiązująca praktyka za część zlotową odpowiada Andrzej Skiba, za zawody Jerzy Nazarko, za zapisy Marcin “M_A_P” Pasek, a za kuchnię Bogdan Biskup. Oczywiście znowu w ramach zlotu odbyły się zawody FT, znowu lepiej przygotowane, i z wyraźniejszym ak- Jesienne Morsko w 2002 – zlot, zabawa i słynna śliwówka wrocławska... centem na rywalizację sportową. Po raz pierwszy zagościli też w Morsku sponsorzy (Incorsa która gościła później na każdym Morsku, aż do jesieni 2006). Morsko w 2003 roku, to kolejne dwa zloty, ze swoją specyficzną atmosferą. Najważniejsze nie były jednak zawody, lecz zlot. Startował każdy, dla wyników bądź zabawy, najważniejsze było to żeby się spotkać. Ludzie którzy znali się z listy dyskusyjnej bądź forum mieli okazję poznać się osobiście. Był to czas na dyskusje na tematy wszelakie, długie nocne rozmowy, oglądanie wiatrówek, noży, latarek i innych zabawek, wymianę doświadczeń. Ludzie przyjeżdżali z rodzinami, coraz więcej chętnych było na wydłużenie czasu trwania. Zlot bowiem trwał od piątku przez sobotę do niedzieli, zaś najtwadsi przyjeżdżali już w czwartek. Zwyczajem stawała się ogromna impreza w sobotę wieczorem, po ogłoszeniu wyników i rozdaniu nagród. Od początku nieodłącznym elementem Morska stał się kucharz Bogdan. Człowiek o nietuzinkowej posturze i zamiłowaniu do zawodu. Jego kuchnia od razu stała się obiektem westchnień, a serca wszystkich podbiła jego ciężka praca by w każdego wepchnąć tyle jedzenia ile osobnik ważył. Dzień kończył się pod... eee, przy stołach... Rok 2003 sygnalizował pewne zmiany. Rozrastające się forum iweb.pl, oraz rosnąca liczba strzelców którzy grupowali się wokół nowego medium oznaczała schyłek i bliski upadek listy dyskusyjnej bronpalna.netla.pl. Nałożyło się na to również powolne rozpadanie się nieformalnych grup które powstały dotychczas w różnych miejscach Polski. To były główne przyczyny które spowodowały, że dalsze zloty w Polsce, poza Morskiem, się nie odbyły. I tak powstała tradycja 10 Broń i e-Strzelectwo dwóch zlotów w Morsku wiosennego i jesiennego. Przez długi czas bowiem były to bowiem jedyne duże spotkania strzeleckie w Polsce. Jednocześnie następował rozwój polskiego FT. Największą przeszkodą było polskie prawo, narzucające wiatrówki gładkolufowe. Nowelizacja Ustawy o broni i amunicji pozwalała rozszerzyć perspektywy, stąd też FT, jako konkurencja nie podlegająca PZSS, wzbudzała największe zainteresowanie i nadzieje. Już na wiosnę zaczął dojrzewać pomysł zawiązania stowarzyszenia które zajmowałoby się FT, mocno promowany przez Adriana „Freda” Bismora, zawodnika niemieckiej drużyny FT. Odbyły się pierwsze dyskusje na temat regulaminów, ciągle jednak brakowało doświadczenia. Cappo di Tutti Cappi zlotu w Morsku Andrzej „Andreas” Skiba. 5-6 lipca 2003 odbyły się Mistrzostwa Niemiec FT w Ebern. Były to pierwsze zawody zagraniczne na których wystąpili zawodnicy z Polski. Nawiązane tam kontakty jak i uzyskane doświadczenie nadały ton dalszym działaniom w środowisku wiatrówkowym w Polsce. 28 grudnia 2003 roku na strzelnicy ZKS odbyło się spotkanie założycielskie PFTA. Stowarzyszenie to miało nie tylko zajmować się FT, ale również reprezentować wszystkich amatorskich i rekreacyjnych strzelców wiatrówkowych. Początkiem 2004 roku padła propozycja by Morsko zorganizowało PFTA. Zlot 23-25 kwietnia 2004 zorganizował jak zwykle Jerzy z Andrzejem, a zawody już ekipa PFTA (Marek „Wemar” Wesołowski, Krzysztof „Saradog” Bosak) z wsparciem wolontariuszy (z legitymacjami i bez). Profesjonalnie. Po raz pierwszy Morsko odwiedzili zawodnicy z Niemiec. Oczywiście jak zwykle pada kolejny rekord frekwencji (tym razem ok. 150 osób). Jesienne Morsko 22-24 października 2004 przynisło jeszcze większy nacisk na zawody FT/HFT. Morsko w 2004 roku to co prawda nadal zloty, jednak już zawody stają się znaczącym ich elementem. I coraz bardziej widoczna obecność PFTA i FT/HFT. Niewątpliwy związek z tym miała dominująca pozycja PFTA w Morsku, wynikająca z przychylnego nastawienia organizatorów. PFTA bowiem po spotkaniu założycielskim przez długie miesiące nic nie robiła, z braku pomysłów i braku działania zmarnował się początkowy zapał. W 2004 roku PFTA zmieniało statut, zmieniało rejestrację, i istniało właściwie tylko w Morsku. Andrzej i Jerzy, jako organizatorzy, popierając ideę która stała za tą organizacją, oddali zlot w ręce PFTA. Oznaczało to że zloty odbywały się jak dotychczas, jednak zawody FT/HFT organizowane były oficjalnie przez PFTA. Pośrednio więc sukces imprezy spływał na rzecz stowarzyszenia, Morsko stało się okazją by propagować PFTA. W naturalny sposób, stworzone zostało równanie: PFTA = Morsko. Ponieważ strzelcy FT są najaktywniejszą grupą w PFTA, równanie zostało uproszczone do postaci Morsko = FT. Pozycję tę potwierdziła decyzja o podjęciu organizacji Mistrzostw Świata FT, firmowanych przez PFTA, lecz organizowanych przez stary zespół. Jednocześnie jednak zauważony został przez organizatorów problem utraty zlotowego, towarzyskiego charakteru imprez w Morsku, i podjęte zostały pierwsze kroki by ten proces zatrzymać czy wręcz cofnąć. Priorytetem jednak były Mistrzostwa Świata, jako kluczowe dla całego środowiska wiatrówkowego, i to nie tylko FT. Trzy następne zloty miały więc stać się poligonem doświadczalnym na którym można by przetestować wszystkie rozwiązania niezbędne do organizacji tak prestiżowej imprezy. Wiosenne Morsko, 22–24 kwietnia 2005, pobiło kolejny rekord frekwencji – 170 osób. Liczba uczestników już dawno przekroczyła możliwości ośrodka, stąd w zakwaterowanie zaczęto angażować pobliskie hotele. Jak zwykle za organizację zlotu odpowiadał Andrzej Skiba, zaś za zawody tym razem Jerzy Nazarko. Po raz pierwszy przybyli goście z Anglii, Rosji, Litwy, zwyczajowo z Niemiec, mocno podnosząc prestiż imprezy i zmieniając Morsko w zawody prawdziwie międzynarodowe. Oczarowanie gości Morskiem zapewniło przychylność i decyzję o organizowaniu Mistrzostw Świata w Polsce. Na jesieni, 15–18 września 2005, Morsko gościło ok. 190 osób. W ramach zmian rozegrano po raz pierwszy inne niż FT/HFT konkurencje – odbyły się zawody PPP. Widoczny stał się też zarys podziału imrez w Morsku. Podczas wiosennego Morska kładziono nacisk na zawody, natomiast jesienne było bardziej „zlotowe”. W 2005 roku widać już było wyraźnie dominującą rolę zawodów FT/HFT w Morsku. I pomimo rozegranego PPP, oczywiste było że Morsko zostało przez FT/HFT zdominowane. Podstawą Morska zawsze był Andrzej „Andreas” Skiba, który zajmował się organizowaniem zlotu, noclegami, wyżywieniem, zapisami, całym tzw. „dołem” – bo „góra” to były zawody, gdyż tory zwyczajowo biegły wokół pobliskiego wzniesienia. Zawodami zajmował się Jerzy Nazarko. Nadzorował rozstawianie i ściąganie torów, zajował się sędziowaniem, losowaniem grup, porządkiem na torze. Kuchnia zaś to była domena Bogdana. Od początku też „Andreas” chciał oddać prowadzenie Morsko komuś innemu, poświęcał bowiem temu za dużo czasu kosztem rodziny czy firmy, ponosił też poważne koszty związane z przejazdami, telefonami, itd. Pomimo wielokrotnych nalegań odmawiał przyjęcia jakiejkolwiek „gratyfikacji”, z trudem dał się namówić na częściową (wobec całości nakładów pracy) rekompensatę kosztów. Rezygnacja Adrzeja dała się odczuć od razu brakiem zainteresowania organizatorów czymkolwiek więcej niż FT/HFT, nie wspominając wręcz o propozycjach rozwoju imprezy w innym kierunku niż zawody. Główny „winowajca” Morska – Jerzy „JerzyN” Nazarko. Wiosenny zlot, 21-23 kwietnia 2006, to były właściwie zawody w czystej formie. Oczywiście można to zrozumieć, był to w końcu ostatni trening przed Mistrzostwami Świata. Stawili się licznie goście z zagranicy, impreza miała odpowiednią otoczkę „międzynarodowości”. 24-26 sierpnia 2006 roku odbyły się w Morsku Mistrzostwa Świata FT. Okazały się być wielkim sukcesem. Magia Morska zadziałała i tym razem... Zaczęło się na serio – ekipa niemiecka omawia taktykę. Tydzień po jesiennym Morsku 2005 Andrzejowi postawiono zarzuty o malwersację, dorabianie się na Morsku, samowolę finansową. Oskarżenie postawione zostało przez czołowych działaczy PFTA, pretekstem była zdobyta przez nich informacja, że na pobyt w Morsku można uzyskać duże zniżki. Nie wzięli oni pod uwagę, że inaczej wygląda sytuacja gdy zlot odbywa się z własną kuchnią, inaczej jak korzysta się z całego ośrodka... Tak naprawdę chodziło jednak o odmowę przekazania PFTA pieniędzy z opłat startowych. Andrzej przekazał je w formie zaliczki na poczet figurek do FT, niezbędnych do rozegrania Mistrzostw Świata, PFTA zaś miało inną koncepcję wykorzystania tych środków. Dla każdego znającego „Andreasa” te zarzuty były śmieszne, tym bardziej że wystarczyło sięgnąć po telefon i wątpliwości rozwiać w przeciągu 5 minut. Po takim postawieniu sprawy Andrzej zachował się jak człowiek honoru i zrezygnował z organizowania Morska w trybie natychmiastowym. To trochę otrzeźwiło adwersarzy, zwłaszcza wobec zbliżających się Mistrzostw Świata. Było jednak za późno, niesmak pozostał, a „Andreas” przestał angażować się w sprawy zlotów w Morsku. Prowadzenie imprez w Morsku przejął Jerzy Nazarko. 12 Broń i e-Strzelectwo Niereformowalny pistoleciarz Michał „M_A_P” Pasek (pierwszy z lewej), z animatorami polskiego FT. Ostatni zlot, jesienny, zlot w Morsku, 13-15 października o mały włos by się nie odbył. Do końca nie był znany termin, organizatorzy stracili zapał, dopiero gdy ludzie zaczęli się zwoływać, by samemu sobie zorganizować spotkanie, ruszyły zapisy. Na jesiennym zlocie w tym roku jednak Jerzy się nie pojawił – organizacja zlotu spadła więc na barki Mariusza „Maziego” Kuracha, zaś zawodami zajęło się oficjalnie PFTA. Atmosfera jednak była całkowicie inna. Opadły emocje związane z Mistrzostwami Świata, jesienne Morsko stało się po prostu kolejnymi zawodami przewidzianymi w Pucharze PFTA. Ostatnimi, kończącymi, więc dyskusja o jesiennym Morsku więcej zawierała obaw o to gdzie odbędzie się finał Pucharu, niż obaw o przyszłość Morska jako kultowego zlotu wiatrówkowiczów. Sam przebieg jesiennego Morska pokazał że uczestnicy w ogromnej większości zainteresowani byli tylko zawodami. Zniknęły resztki atmosfery zlotu, spotkania... Rok 2006 w Morsku minął pod znakiem zawodów. Było to przypieczętowaniem tendencji widocznej od dawna. Powstające grupy lokalne, organizujące regularnie spotkania i zawody, zmniejszają zapotrzebowanie na zlot masowy. Zlot, czyli imprezę której głównym celem jest spotkanie się. Zlot w Morsku, jako impreza coraz droższa, umiejscowiona daleko, przestaje być atrakcyjna. Za to pozostała atrakcyjność Morska jako zawodów. To tutaj zaczyna i kończy się Puchar PFTA, to tutaj można sprawdzić się w rywalizacji. Elegancko komponuje się w to pomysł organizatorów by wiosenne Morsko było nieoficjalnymi mistrzostwami świata w FT/HFT, bądź oficjalnymi Mistrzostwami Kontynentu. Przyszłość należy bowiem do Morska jako największych w Polsce zawodów FT i HFT. Jako zawody zaczynające i kończące Puchar PFTA. Jeśli PFTA zrezygnuje z Morska impreza ta przejdzie do legendy, jako że straci rację bytu. Gdyż Morsko w pełni zostało przejęte przez PFTA i od niej jest zależna. Dziewiąte z kolei zawody nie budzą już takich emocji... PFTA nie powstało na bazie Morska. Ono powstało dzięki Morsku. Nigdy nie było organizatorem zlotu, tylko dzięki dobrej woli i zaproszeniu organizatorów mogło podeprzeć swoje istnienie na tej imprezie strzeleckiej. To dzięki zlotom w Morsku PFTA szybko uzyskało dużą ilość figurek do FT, dzięki czemu mogło wesprzeć grupy lokalne, wspomagając ich działalność i wypełniając swoje cele statutowe. To Morsko rozpropagowało Field Target jako konkurencję, co zaliczone zostało jako zasługa PFTA. Zawody w Morsku były swojego czasu jedynymi, a zawsze najważniejszymi wydarzeniami w kalendarzu PFTA. Zlot w Morsku stał się stałym punktem na którym PFTA mogła się oprzeć i którym mogła się pochwalić. Powstało powszechne skojarzenie, że Morsko równa się PFTA. Sposób w jaki został potraktowany Andrzej Skiba pokazał, że nie tylko ludzie z zewnątrz, ale nawet w PFTA przekonanie to stało się prawdą. I teraz przyszłość Morska leży w rękach PFTA. Gdzie więc podąża Morsko, kolebka polskiego FT i HFT, Mekka wiatrówkowiczów, magiczne miejsce każdego „wiatrowego” strzelca? Na pewno wiosenne Morsko to duże, międzynarodowe zawody FT i HFT. Tutaj widać wolę organizatorów by międzynarodową sławę Morska wykorzystać. Jesienne Morsko z kolei to szansa na powrót do korzeni, czyli zlot połączony z zawodami FT/HFT. Choć tegoroczny, jesienny zlot tego nie potwierdza. Czy organizatorzy wykażą się wolą by jesienne Morsko utrzymać przy życiu? Kto właściwie jest organizatorem Morska? Pisząc ten tekst zdaję sobie sprawę że spotkam się z potężnymi głosami oburzenia, i argumentami mającymi udowodnić że nie mam racji. Cóż. Kult nie podlega ocenie. Jednak zanim ktoś krzyknie by mnie ukamieniować za świętokradztwo, niech najpierw spojrzy na Morsko. Jakie było, i co z niego zostało. A potem zacznie rzucać kamieniami. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę, że posłańca przynoszącego złe wieści niekoniecznie trzeba zaraz pozbawiać głowy... ... jak też i zabawa przy stołach. Byłem obecny na każdym zlocie w Morsku, od pierwszego, poprzez Mistrzostwa Świata, do ostatniego. Widzę jak zmienia się podejście ludzi przyjeżdżających do Morska, widzę jak się bawią, czego oczekują, o czym dyskutują na forum lub w Morsku. Widać że zawody stają się priorytetem, reszta to tylko miły do nich dodatek. Widzę w Morsku coraz mniej nowych twarzy. Widać, że dla nowych strzelców Morsko przestało być atrakcyjne. Dla nich nie jest to zlot, lecz jedynie kolejne z serii zawodów. Widzę zmianę podejścia sponsorów, firm które od dawna są gośćmi w Morsku. To akurat nie dziwi. O ile Morsko jako zlot było imprezą na której trzeba się pokazać, o tyle Morsko jako zawody są dużo mniej atrakcyjne. W końcu na zawody przyjeżdżają ludzie którzy już kupili to co im niezbędne, a jeśli wymieniają sprzęt – to świetnie wiedzą na jaki. Zobaczyli go u kolegów, i ci ich do niego przekonali. Stoiska pokazowe nie są im potrzebne. Na razie Morsko broni się swoją legendą, jest miejscem w którym „należy bywać”. Jeśli sponsorzy dokonają analizy kosztów i korzyści mogą przestać uczestniczyć w Morsku. A co najważniejsze, widzę jak coraz mniej osób z tego pierwotnego grona bywalców gości w Morsku. Pomimo tego, że strzelają, że są aktywni. Morsko przestało być dla nich Mekką, przestało być ich miejscem magicznym. Przestało być ich... Miłosław Majstruk Zdjęcia: Marcin „Maab” Abratowski Jacek „Bono” Bonecki Tomasz „Teston” Kawałek Artur Mikita Stefan „Stn” Nyka 14 Broń i e-Strzelectwo Iż 46 Mało znany pneumatyk Bartosz „Wavi” Ostrowicz Iżewskie zakłady mechaniczne są firmą z wielkimi tradycjami w konstruowaniu i wytwarzaniu broni. Jednym z ich produktów jest do niedawna mało znany i popularny w Polsce pistolet matchowy IŻ 46. Dane techniczne: Kaliber . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4,5 mm Rozmiar. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 420x200x50 mm Długość lufy. . . . . . . . . . . . . . . . 280 mm Długość linii celowania . . . . . . . 365 mm Ciężar Max . . . . . . . . . . . . . . . . 1,3 kg Ciężar spustu regulowany . . . . . 4,0-10,0 N Skok języka spustowego regulowany 0,2-2,0 mm Prędkość początkowa śrutu dla : wersji 46 . . . . . . . . . . . V min 120, V max 170 m/s wersja 46M . . . . . . . . . V min 140, V max 170 m/s No cóż nie sądźmy po pozorach. Pistolet otrzymujemy (niestety) w szarym kartonie, w którym znajduje się sam pistolet, instrukcja i zawinięte w nieśmiertelny szary natłuszczony papier części zapasowe. W zależności co w fabryce mieli tak dają. Zazwyczaj są to śrubokręt, wybijak, wycior, komplet zapasowych muszek i szczerbinka (opcja), zapasowe uszczelki (opcja). Pistolet wyposażony jest w profilowaną drewnianą rękojeść. Rękojeść jest w miarę dobrze wykonana i dobrze pasuje do dłoni, choć powinno się ją traktować jako materiał do indywidualnego dopasowania. Rękojeść ma regulowaną pół- Pistolet Iż 46 przeznaczony jest do strzelania konkurencji olimpijskiej Pp60 oraz Pp40 wg. regulaminu ISSF, wymiarami oraz parametrami spełnia wszystkie wymogi. Pistolet ten działa na zasadzie wstępnego sprężania powietrza (PCA) w cylindrze znajdującym się pod lufą. Sprężone w nim powietrze służy do napędu śrutu w momencie strzału. Wygląd pistoletu jakby z innej epoki, na pierwszy rzut oka sprawia iż nie jest wart jakiegokolwiek zainteresowania. Rękojeść w wersji standard wymaga starannego dopasowania do dłoni. Iż 46 – za mało na wyczyn, ale do trenigów wystarczy. kę. Muszka mocowana za pomocą śrubki jest wymienna, można sobie dopasować takiej szerokości jaką preferujemy. Szczerbinka została wykonana z kawałka blaszki, i przykręcona na dwie śrubki. Rozwiązanie nie najnowsze, ale proste i skuteczne. Będące w komplecie zapasowe szczerbinki z różnymi szerokościami wycięcia dają nam możliwość odpowiedniego dopasowania do naszych preferencji. Mechanizm regulacji szczerbinki dobrze pracuje, z wyraźnymi „klikami” i powtarzalnie. Mechanizm spustowy, jak przystało na matchowy pistolet, jest w pełni regulowany. Posiada 5 punktów regulacji i nie Broń i e-Strzelectwo 15 ma problemu by sobie wszystko poustawiać tak jak nam to odpowiada, oczywiście należy pamiętać że wg ISSF ciężar spustu musi wynosić 0.5 kg. Obsługa i ładowanie: By oddać strzał wpierw należy sprężyć powietrze w cylindrze. Dokonuje się tego za pomocą dźwigni. Płynnym ruchem odociąg się ją do maksymalnie na trening na „sucho”, bez sprężania powietrza w cylindrze. Kolejną uwagą jest by nieużywany pistolet zostawiać z „klapą” portu ładowniczego wyczepioną z uchwytu ślizgowego. Wtedy o-ringi które tam są nie ulegną za szybkiemu spłaszczeniu. Z racji iż pistolet ten nie jest już nowoczesną konstrukcją, oraz fakt że lata świetnośći PCA są już za nim, pistolet ten polecałbym strzelcom którzy strzelają dla siebie i swoich upodobań, na przykład w grupie powszechnej. Oczywiście, że nikt wyczynowemu zawodnikowi nie zabroni z niego strzelać i osiągać bardzo wysokie wyniki, ale nie oszukujmy się, to nie jest ta klasa broni co FWB, Morini czy Steyr. Najważniejszym atutem będzie tu cena Iża. Za nowy pistolet trzeba zapłacić ok. 1200-1500 zł, a za używany do 1000 zł. Dźwignia sprężania. przodu, wtedy „powinna” (patrz uwagi) unieść się nam „ klapa” portu ładowniczego odsłaniając wejście do lufy. Następnie dzwignię należy płynnym i zdecydowanym ruchem cofnąć do końca, ponieważ w tym momencie następuje sprężanie powietrza. Następnie należy umieścić śrut bezpośrednio w lufie i zatrzasnąć „ klapę” portu ładowania. Pistolet jest wówczas gotowy do strzału. Otwarty port ładowania. Sam strzał jest krótki i cichy, co jest efektem małej prędkości początkowej, w granicach110-130 m/s. Iż jest bardzo spokojny przy strzale, praktycznie nie ma żadnego podrzutu, ciche „pac” i dźwięk kulochwytu. Pistolet z racji swojej konstrukcji ciąży na lufę, dlatego należy go ująć pewniej, choć są to raczej inwidualne odczucia. Ocena skupienia: Można by było powiedzieć iż ten pistolet sam strzela dziesiątki, co oczywiście nie jest prawdą. Sprzyja temu długa linia celowania – 365 mm, doskonałej jakości lufa oraz niska prędkość wylotowa śrutu. Dobry strzelec spokojnie uzyska skupienie na poziomie 9-10 mm lub lepszym (patrz zdjęcie tarczy; 10 strzałów, śrut Tomitex LOK). Z własnych obserwacji zauważyłem, że system ładowania opisany powyżej nie jest najlepiej rozwiązany. Końcowy ruch dźwigni, który ma wymuszać otwarcie „klapy” portu ładowniczego, nie zawsze tego dokonuje, stwarzając stresowe sytuacje. Dobrym rozwiązaniem jest wcześniejsze ręczne uniesienie „klapy” aż do zatrzaśnięcia. Takie działanie pozwala nam też 16 Broń i e-Strzelectwo Muszka. Opcjonalnie dostępne są inne o różnej szerokości. Na pewno w moim odczuciu nie jest to pistolet do wstępnego szkolenia. Dla młodego adepta będzie on za trudny do opanowania. Pistolet Iż 46 stanowi ciekawą konstrukcję oraz pokazuje chęć dogonienia zachodnich trendów w konstrukcji broni pneumatycznej przez firmę Baikał (IZH). Rosjanie, jak to niestety u nich bywa, zrobili doskonałej jakości lufę, ale reszta pistoletu już jest wykonana znacznie gorzej. Mój osobisty egzemplarz jest prosto rodem z fabryki w Iżewsku i był przeznaczony na rynki europejskie. Porównując go do Iża przywiezionego z USA różnice w jakości wykonania było widać gołym okiem (lepszej jakości oksyda, materiał na rękojeść). Pistolet ten doczekał się pewnych modyfikacji (wersja 46M), polegających na wydłużeniu cylindra (daje nam to możliwość zassania większej dawki powietrza i jego sprężeniu), czego efektem jest wyższa prędkość początkowa śrutu a co za tym idzie – niestety odczuwalny odrzut. Tarcza testowa, śrut Tomitex LOK dziesięć strzałów na 10 m. Bartosz Ostrowicz Zdjęcia: autor FX Typhoon PCP dla mas Radosław Cholewiński Czy można kupić karabinek PCP, który będzie tani, celny, lekki i korzystać z niego będzie mogła cała rodzina od lat 8 do 108? Do niedawna nie było to proste – na rynku była tylko CZ 200S. Ten stan rzeczy zmienił się dzięki szwedzkiemu producentowi FX Airguns, który w 2004 roku zaprezentował karabinek FX Typhoon prosty, jednostrzałowy model, który pojawił się najpierw na rynku brytyjskim jako Logun Solo. FX jest synonimem jakości znanym z takich produktów jak FX2000 czy FX Revolution. Produkowane przez Szwedów karabinki sprzedawane są nie tylko jako FX spotkać je można również pod markami Logun czy Webley. Żadnego jednak z produktów fabryki Tomasa Axelssona nie można było na- słabo szkoda, bo to świetny sprzęt. Niedawno trafił pod mój dach właśnie taki karabinek – FX Typhoon. Występuje on jak i jego brat – Logun Solo w dużej liczbie odmian różniących się od siebie lufami, łożami, wielkością zbiorników czy energią. Opiszemy tu model wyposażony w lufę wyczynową Lo- FX z fabryki Axelssona jest jak Volvo – solidnie i dość starannie wykonany, „poważny” przyrząd do strzelania. Tu w wersji z osadą z tworzywa sztucznego. zwać tanim. Typhoon taki jest, podana przez producenta cena zaskoczyła wielu znawców tematu. Po raz drugi na rynku znalazła się wiatrówka PCP kosztująca w podstawowej konfiguracji poniżej 2000zł. Często nawet grubo poniżej, biorąc pod uwagę dołączane przez wielu sprzedawców do karabinka dodatki (jak chociażby tłumik kosztujący normalnie co najmniej 200zł) czy od casu do czasu ogłaszane promocje. Oczywiście nijak się to ma do rynku np. brytyjskiego, gdzie i płace są wyższe i kwota, którą trzeba za ten karabinek wyłożyć to niewiele ponad 200 funtów. W Polsce dość długo można było kupić wyłącznie modele markowane przez Loguna, zwane Solo. FX pod własną nazwą wszedł na polski rynek stosunkowo niedawno, stąd między innymi karabinki tego producenta są znane stosunkowo thara Walthera o średnicy 14mm, ze zbiornikiem o pojemności 148 cm3 i z syntetyczną osadą. Standardowo karabinek nie jest wyposażany w tłumik w opisywanym egzemplarzu tłumik to przykład czasem doda- Dane techniczne: Kaliber...................4,5mm Dugość...................92cm (syntetyk) 94cm (drewno) Masa .....................1,9kg (syntetyk) 2,5kg (drewno) Lufa .......................Lothar Walther 50cm Kartusz...................148cm3, 330mm długości Spust......................regulowany 250-750g Broń i e-Strzelectwo 17 Lufa Lothara Walthera, na końcu zabezpieczony nakrętką standardowy gwint 14 UNF. wanych przez sprzedawców prezentów. Typhoon jest w tej chwili w Polsce sprzedawany przez kilka firm i jego ceny wahają się w zależności od sklepu i zastosowanej w danym momencie promocji od 1600 do 1990zł. Model z łożem wykonanym z orzecha jest przeciętnie o 700zł droższy. Tak więc względy ekonomiczne każą przychylniejszym okiem spojrzeć na plastik. Choć takie rozwiązanie nie należy do szczególnie estetycznych przemawia za nim niezwykła lekkość całego karabinka ważącego bez lunety zaledwie 1,9kg. Jest to absolutny rekord świata – nie istnieje lżejszy karabin PCP od Typhoona, co czyni z niego fantastyczny wybór dla kobiet, dzieci i młodzieży. Druga zaleta plastikowego łoża to całkowita odporność na warunki atmosferyczne jest bezdyskusyjna, szczególne w sytuacji gdy karabinkiem będzie posługiwało się kilka osób i żaden z użytkowników nie będzie specjalnie przejmował się konserwacją, czego wymaga prawie każda drewniana osada. Karabinek występuję również z lufą standardową produkcji koreańskiej firmy Eun Jin o średnicy 12mm. Można również zamówić egzemplarz z osłoną lufy będącą zintegrowanym tłumikiem, karabinek jest wtedy dłuższy o 10cm a cała lufa ma średnicę 16mm. Lufę Lothara Walthera łatwo rozpoznać – jej mocowanie w breech blocku wykonane jest z mosiądzu. Cechą szczególną odróżniającą Typhoona od modelu Solo jest możliwość bezproblemowego wykręcenia kartusza i wstawienia w jego miejsce kartusza większego, o pojemności 180 cm3 i długości 400mm. Kartusz taki standardowo montowany jest w wersjach FAC. Można też w celu zabrania Niektórzy sprzedawcy dokładają tłumik gratis. Tu akurat pokazujemy firmowy tłumik FXa. „na pokład” większego zapasu powietrza odkręcić zawór ładujący (w przypadku FX’a z nowszych serii produkcyjnych przystosowany do montażu obejmy lufy) i wkręcić przedłużkę kartusza o pojemności 45cm3 i długości 10cm. W skrajnym przypadku posiadacz modelu z lufą w osłonie może nawet założyć największy zbiornik i przedłużkę, co daje już całkiem solidne 225 cm3 pojemności kartusza. Tak skonfigurowane modele stały się popularne w USA. Niestety, 18 Broń i e-Strzelectwo u nas wiąże się to z bardzo długim czasem oczekiwania na realizację zamówienia i odpowiednio wyższą ceną. Rzut oka na karabinek przekonuje, że mamy do czynienia z maksymalnie uproszczoną konstrukcją. Cel był jeden – minimalizacja kosztów bez utraty funkcjonalności i celności. Niestety to uproszczenie widać też po syntetycznym łożu, tanim, lecz nie spełniającym wszystkich wymagań ergonomii. Baka jest nieco za niska już dla celowników optycznych posadzonych na średnim montażu, brak normalnej stopki powoduje ślizganie się kolby w dołku a profil osłony spustu może przeszkadzać niektórym osobom o krótszych rękach próbujących strzelać w postawie stojącej z chwytem matchowym. Fabryka mogła się lepiej postarać nieco inny kształt matryc wtryskowych załatwiłby sprawę kształtu i rozmiarów łoża już na etapie projektowania. Nie zmienia to faktu, że zarówno ja – osobnik sporych rozmiarów – jak i moja, należąca raczej do istot drobnych żona, nie mamy specjalnego problemu ze złożeniem się z tego łoża, więc nie jest tak całkiem źle. Tłumik, separator, do wyboru, do koloru. Pod lufą widoczny port dla szybkozłączki. Mechanika jednak to popis szwedzkiej precyzji i prostoty wykonania. Co pozostaje z karabinka po zdjęciu łoża (mocowanego banalnie na jedną śrubę imbusową od spodu) i wykręceniu kartusza? Nic… no, prawie nic. Mamy przed sobą lufę przymocowaną do kawała lakierowanej stali i nic więcej. Kanciasty breech blok mieści wszystko, co potrzeba. Lufa osadzona w górnej części breech blocku kontrowana jest na dwa małe kołki imbusowe ma port ładowania wykonany w całości z mosiądzu. Z materiału tego wykonano również prawie cały popychacz z mechanizmem napinającym sprężynę bijnika. Prawie cały, bo FX pożałował materiału i rączka przeładowania pracująca „karabinowo” jest z oksydowanej stali. Wewnątrz modułu breech bloku znajduje się zawór kartusza, cały mechanizm spustu i zawór upustowy. Z tyłu umieszczono również śrubę, która w pewnym zakresie umożliwia regulację energii. Niestety blok nie jest oksydowany, lecz lakierowany i widać to tam, gdzie lakier się już wykruszył w wycięciu, gdzie porusza się dźwignia przeładowania. W zasadzie jedynym elementem oksydowanym jest lufa bo kartusz również polakierowano. Spust w szwedzkim karabinku jest po prostu świetny. Świetny, bo prosty. Możliwość regulacji długości pierwszej drogi oraz oporu drugiego połączone z dobrym profilem języka, dają możliwość dostosowania go do prawie każdego strzelca. Jest dobrze wyczuwalny i wystarczająco czuły. Dotyk muchy może go nie zwolni (nie znam muchy ważącej 250 gramów) lecz sporo karabinków może brać przykład z tego mechanizmu. Moment strzału jest dobrze zaznaczony a brak wibracji sprężyny Stalowy „breech-block” zawiera właściwie wszystkie mechanizmy wiatrówki. zbijaka to miłe zaskoczenie w budżetowym karabinku. Niestety – jednak niezbyt dokładnie wykończonym. Niedokładności ujawniają się w momencie naciągania. Niezbyt dokładne smarowanie i chyba brak poprawnej polerki elementów współpracujących skutkują nieco chropowatym ruchem dźwigni naciągu pracującej przez to nieco „na raty”. Zasadniczo jest to również skutek drogi dźwigni (góra-tył-dół) bez płynnych przejść, poruszającej się w kanciastym otworze prowadzącym. Przejdźmy jednak do tego, co tygryski lubią najbardziej – trafiania. Tak, trafiania, bo strzelanie z tego karabinka to nie strzelanie tylko trafianie. Oczywiście w rękach strzelca, który już wie, jak się je ten chleb. Ponieważ ja jednak do nich nie należę, karabinek do testów skupienia oddałem w ręce osoby zdecydowanie bardziej doświadczonej i przede wszystkim dużo lepszego strzelca. Niestety, z braku odpowiedniego terenu i oprzyrządowania testy te nie są do końca miarodajne. Wykonane one zostały na świeżym powietrzu przy nierówno wiejącym wietrze od 2 do 4 m/s z podparciem karabinka o skrzynkę narzędziową z kocem na wierzchu. Daje to jednak pewien pogląd na możliwości tej prostej ale jakże skutecznej Ładowanie kartusza jest banalnie proste – wciskamy złączkę w otwór i odkręcamy zawór butli. konstrukcji. Wykonanie tego testu w odpowiednich warunkach gwarantuje uzyskanie lepszych wyników bez najmniejszych wątpliwości. Test wykonany został śrutem JSB Exact 4.51 bez sortowania, ważenia, mycia, olejowania i innych magicznych procedur strzelców FT znanych tylko im; po prostu, z pudełka kupionego w sklepie. Niestety tarcza z 50m wyraźnie naznaczona jest piętnem wiatru. Karabinek strzela znakomicie, a ilość możliwych do osiągnięcia strzałów z tak małego kartusza – w karabinku bez regulatora – jest dość zaskakująca. Producent dla Loguna Solo Broń i e-Strzelectwo 19 podaje 80 strzałów, z czego ok. 60 jest tak naprawdę efektywne. W przypadku FX Typhoona 70 strzałów mieści się w zakresie od 248 do 238 m/s, potem kolejne 20 to stopniowy spadek energii i, co za tym idzie, prędkości do 226m/s. Oznacza to, że każdy, kto zdecyduje się wykorzystać karabinek w zawodach HFT może przejść tor na jednym ładowaniu kartusza. Pięćdziesiąt strzałów mieści się w spadku prędkości o 4m/s, co jest w zasadzie bez znaczenia dla opadu i punktu trafienia na dystansie do 41m będącego maksymalnym dla międzynarodowych przepisów HFT. Ile stabilnych strzałów „wyciągniemy” z kartusza 225cm3? Tego nie wiem, lecz jeśli zastosujemy proste proporcje to powinno być ich nawet 100. Zastosowanie karabinka do FT jest jednak w zasadzie niemożliwe ze względu na kształt łoża i masę tu większa dawać jednak będzie wyższą stabilność pozycji. Pewnym problemem może być fakt, iż posiadany przeze mnie egzemplarz ma dla sporej ilości strzałów energię wyższą od 16,3J przyjętych Szybkozłączka i port ładowania w całej okazałości. jako limit dla karabinków PCP na zawodach. Tutaj z pomocą przyjdzie jednak wcześniej opisana śruba do regulacji energii. Metodą prób i błędów z wyczuciem posługując się właściwie dobranym narzędziem możemy ustawić energię na około 16J. Wnioski na koniec? Zapytałem żonę…. Powiedziała wprost – jak się dobrze wyceluje, to się trafi. Ten karabinek długo będzie strzelał lepiej niż każdy przeciętny jego użytkownik. Gdy staniemy się mistrzami wtedy być może kupimy sprzęt o wiele lepszy i o wiele droższy, ale na dzisiaj FX Typhoon wydaje się być produktem nie do przebicia. Cena, masa, prostota predestynują go do strzelania czysto rekreacyjnego, lecz lufa Lothara Walthera aż prosi się o użycie karabinka na zawodach. Poważny dylemat staje przed potencjalnymi kupcami zastanawiającymi się do tej pory nad zakupem Air Armsa A400… Miałem możliwość strzelać z tego karabinka i jednak wybrałem Typhoona. Czy sam go polecę? Tak, choć musicie zdecydować sami – drewno i tradycja z lufą cieniutką jednak jak słomka czy szwedzki klocek z możliwością rozbudowy i prostackim plastikowym łożem. Ocena? Niech będzie szkolna, od 1 do 5: Konstrukcja . . . . . . . . . . . 4+ Ergonomia . . . . . . . . . . . 4 Jakość. . . . . . . . . . . . . . . 4+ Celność . . . . . . . . . . . . . . 5 Wartość zakupu. . . . . . . . 5 Ocena ogólna . . . . . . . . . 4+ Radosław Cholewiński Zdjęcia: Karol „Diesel” Kiełbasiński 20 Broń i e-Strzelectwo Delta Otical Classic 3-9x40 Tak wiele za tak niewiele! Jarosław „Yaro” Matuszewski Firma Delta Optical to znany już od kilku lat dostawca sprzętu optycznego różnych marek a także zamawiająca produkcję lornetek czy celowników optycznych u podwykonawców i rozprowadzająca je pod swoją marką. W roku 2006 firma zainteresowała się rynkiem celowników optycznych wyższej klasy. Skutkiem tego pojawiła się seria Titanium – sprzętu produkcji japońskiej. Celowniki te natychmiast zdobyły sobie uznanie strzelców z powodu najwyższego w swoich klasach cenowych stosunku jakości do ceny. Udało się to osiągnąć dzięki polityce niskiej marży i omijania pośredników. Myśliwi wysoko ocenili model 2,5-10x56 z podświetlaną siatką, jako tańszy a jakościowo lepszy od większości amerykańskich marek, a nawet od starszych modeli Meopty. Miłośnicy wiatrówek chętnie sięgają po model oparty na znanym V16 firmy Weaver, czyli Titanium 4-16x42 z siatką Mildot. Większość strzelców pneumatycznych potrzebuje jednak celownika małego, kompaktowego, odpornego na odrzut karabinków sprężynowych a jednocześnie w cenie o połowę mniejszej jak „duża” Delta. Wychodząc naprzeciw temu zapotrzebowaniu Delta Optical zrobiła podobny krok jak w przypadku 4-16x42. Oparła konstrukcję swojego celownika na znanym i cenionym celowniku Bushnell Trophy 3-9x40 Mildot. W efekcie oferuje zbliżony celownik pod swoją nazwą i w znacznie niższej cenie, bo pozbawionej pośrednika który markował produkty swoją nazwą. Delta Optical Classic 3-9x40 jest to bardzo zgrabny kompakt. celownik wykonany jest bardzo solidnie jak na swoja klasę, bardzo mocno wyróżnia się na plus w stosunku do Delta Optical Classic to celownik budżetowy, pozwalający nam wyjść ze sklepu z optyką świetnej klasy i... gotówką w portfelu. Broń i e-Strzelectwo 21 chińskich produktów w podobnej cenie. Zupełnie inna jest klasa wykończenia, spasowanie elementów czy praca pokrętła zmiany powiększenia. Ocenę parametrów optycznych dokonałem na podstawie porównań z innymi modelami celowników: Nikon Monarch 6x42 i Nikko&Stirling Gold Crown 4-12x42 ustawiony na 6x. Takie porównanie stawia w nieco gorszym świetle opisywany celownik bo ma o 2 mm mniejszą średnicę obiektywu od pozostałych, co przekłada się na 10% mniejszą powierzchnię. Mimo tego jasność obrazu nieznacznie ustępowała Nikonowi ale wyraźnie przewyższała produkt chiński Nikko&Stirling. Porównanie tych trzech celowników dało zaskakująco małą różnicę w przejrzystości, kontraście, rozdzielczości i odwzorowaniu barw między Nikonem a Deltą Optical Classic, jednocześnie pokazało ogromną przepaść jaka je dzieli od Nikko Gold Crown. Nie zaobserwowałem wyraźnych zniekształceń obrazu, także przy samych brzegach, w odróżnieniu od Nikko&Stirling w którym można było zaobserwować większość jest ponacinany dla pewniejszego chwytu i ma wystający element pozwalający na łatwiejsze i pewniejsze kręcenie. Siatka to klasyczny Mildot wyskalowany na maksymalnym powiększeniu 9x. Rozmiary są dobrane tak, że linie nie są na tyle grube żeby przysłaniać cele, a jednocześnie są do- Niskie, nie znaczy jednak niewygodne. Pokrętła są dobrze dobrane, i doskonale dają się „wyczuć” w trakcie przystrzeliwania. Takie pierścienie regulacji – powiększenia z lewej i korekcji wzroku z prawej znamy, ale z produktów ze znacznie wyższej półki. brze widoczne i pozwalają na precyzyjne celowanie. Regulacja to wygodne, niskie wieżyczki do regulacji palcami bez żadnych narzędzi a nie niewygodne maleńkie wypustki znane z Bushnella serii Trophy czy Legend. Pokrętła pracują ze średnim oporem i wyraźnie lepiej jak w serii Legend. Czy jest jakiś podobny celownik w cenie poniżej 400zł oferujący tak wiele? Obecnie można znaleźć tylko wyraźnie gorsze pod każdym względem chińskie produkty o wątpliwej jakości i nieprzewidywalnym działaniu. Firma oferuje też bardzo dobrą obsługę klienta i serwis gwarancyjny. Jeśli się zda- typowych wad w elementach optycznych i brunatno-żółty, mętny obraz. Nowy celownik Delty oferuje bardzo przyzwoity obraz, ma lekko ciepły odcień, podobny jak celowniki IOR Bucuresti w większości serii. Szkło oczywiście już nie ma tej przejrzystości czy rozdzielczości, ale w IOR jest ono przecież wielokrotnie droższe. Podsumowując Delta Optical Classic 3-9x40 wybija się ponad wszystkie inne w tej klasie cenowej. Obiektyw jest zogniskowany na 90m i nie ma regulacji, pozostaje więc własnoręczne przestawienie na krótszy dystans. Bardzo dobrze rozwiązana jest korekta wady wzroku okularu, działa na tej samej zasadzie jak w europejskich markowych celownikach – jest to ruchomy pierścień wystający z obudowy. Pierścień powiększenia pracuje średnio lekko, Doskonałe wykonanie, bardzo dobra obsługa i świetny serwis gwarancyjny. Czegóż można chcieć więcej za około 400 zł? rzy jakiś defekt (co może pojawić się nawet w najdoskonalszych celownikach europejskiej klasy) to sprzęt jest wymieniany na nowy od ręki. Z takim podejściem do rynku, kupujących, stosunkiem jakości do ceny można śmiało powiedzieć, że to będzie kolejny hit z Delta Optical. Obiektyw średnicy 40 mm nie ma regulacji więc z „ostrzeniem w zakresach wiatrówkowych” mogą być kłopoty. 22 Broń i e-Strzelectwo Jarosław “Yaro” Matuszewski Zawieszka na śrut Sposób na niesforne peletki zawieszki ze swoim logiem, i rozdając je jako gadżety reklamowe. Stąd zielone zawieszki są najpopularniejszym widokiem na wszelkich zawodach. Zalety takiej zawieszki na śrut są niezaprzeczalne. Śrut mamy pod ręką, nie trzeba się schylać czy grzebać po kieszeniach. Śrut się nie zapiaszczy, o ile będziemy pamiętać o zawieszce gdy przyjmujemy pozycję leżącą. Taki sposób przenoszenie powoduje także że nie pogubimy śrutu ani go nie rozsypiemy. Użytkownicy PCP znaleźli na zawieszki dodatkowe zastosowanie. Znając liczbę stabilnych strzałów swoich wiatrówek, w zawieszki wkładają odpowiednią ilość śrutu. Dzięki temu wiadomo, że jeśli skończył się śrut to nadszedł czas na napompowanie wiatrówki. Pomysł oczywiście można wykorzystać inaczej. W przypadku gdy liczba strzałów jest ustalona, zawieszkę napełnia się tak żeby nie musieć liczyć oddanych strzałów. Pusta zawieszka oznacza koniec strzelania. Wadą jest oczywiście konieczność ręcznego wkładania śrutu w zawieszkę... ale niestety, wygoda kosztuje. Miłosław Majstruk Zdjęcia: Stefan „Stn” Nyka, Kawałek pianki z mikrogumy (najlepsze są te z podkładek pod mysz), wybijak 4 mm, nóż i trochę cierpliwości, a skończy się problem gubiących się śrucin. Śrut bywa kłopotliwy w użytkowaniu, oczywiście przed wystrzeleniem. Powienien być przechowywany tak żeby nie był poddany wstrząsom, bo to nie sprzyja celności. Do tego nie powinien być zapiaszczony ani zabrudzony. Tylko jak tego dokonać jak najczęściej strzela się gdzieś w terenie? Standardowe pudełko lubi się wywrócić i rozsypać zawartość w trawę. Do tego przy strzelaniu z pozycji stojącej ciągłe schylanie się nie jest najprzyjemniejsze, chociaż niewątpliwie sprzyja kondycji fizycznej. Problemy te są szczególnie odczuwalne na wszelkiego typu zawodach, gdzie nie tylko brak wygody daje się odczuć, ale też czynności jakie trzeba wykonać z pudełkiem śrutu zanim załadowana zostanie wiatrówka, często są dłuższe niż samo strzelanie. Najprostszym sposobem rozwiązania problemu jest tzw. „zawieszka na śrut”, czasem nazywana „matą na śrut”. Jest to po prostu kawałek miękkiej gumy (najczęściej z podkładki do myszki komputerowej) z wyciętmi otworkami o średnicy ok. 4 mm. Ważne żeby średnica otworów oraz grubość pianki byla prawidłowo dobrana do zastosowanego materiału, tak żeby śruty w lekko wchodziły, a same nie wypadały. W te otwory wkładamy śrut, a zawieszkę wieszamy na szyi lub przyczepiamy do wiatrówki czy ubrania. Rozwiązanie proste i skuteczne, choć kłopotliwe, gdy taką zawieszkę trzeba wykonać samodzielnie. Pomysł wykorzystała firma Kolter, produkując Miłośnicy „czarnego proszku” Dymiąc i hucząc Marcin „Maab” Abratowski Rzeczą charakterystyczną bywa, że jeżeli ktoś ma jakieś konkretne hobby, to najczęściej nie ogranicza się tylko do tej jednej dziedziny, ale swoje zainteresowanie rozszerza na obszary pokrewne. Strzelectwo nie jest tu wyjątkiem i bardzo często spotykamy zapaleńców, którzy bezproblemowo łączą różne jego formy. Oczywiście dotyczy to pasjonatów, a nie osobników epatujących otoczenie posiadaniem „klamki”, nawiedzonych myśliwych widzących w każdym kłusownika, czy (mili)policjantów zakładających, że każdy ma co najmniej zamiary przestępcze, tylko jeszcze go nie złapano. Podczas spotkań w naszym, strzeleckim gronie, bardzo szybko wiadomo, kto z nas jaką ma broń, i jaki ma stosunek do innych form strzelectwa. Najczęściej, jak się okazuje, bardzo pozytywnie zakręcony. I ze mną było podobnie. Mając już pewien staż w klubie strzeleckim, i strzelając z broni współczesnej, poznałem kilka fantastycznych osób, które pokazały mi jak fajnie i bezpiecznie można bawić się strzelając z wiatrówki. A potem przyszedł ten dzień, gdy po przyjściu na strzelnicę, zastałem tam kolegę z Coltem Navy w garści. W dodatku dał mi z niego postrzelać. Wpa- dłem! Teraz ja, z niezłym jak dotąd skutkiem, pokazuję kolegom urok strzelectwa czarnoprochowego. „Rodzinka” Colta, od góry karabinowy Colt Root po najmniejszy model „kieszonkowy”. Kaseta-przybornik do Colta Navy. 24 Broń i e-Strzelectwo Obecnie strzelcy wiatrówkowi korzystają z dobrodziejstw wreszcie normalnej ustawy, i mogą się cieszyć swoim hobby w miarę swobodnie. Ponieważ zdobycie broni palnej sportowej nadal jest drogą przez mękę, chciałbym wszystkich zachęcić do skorzystania z owego, wspomnianego wyżej dobrodziejstwa ustawowego – broni czarnoprochowej skonstruowanej przed 1850 rokiem. Wprawdzie w tej dziedzinie strzelectwa nadal jeszcze nie wszystko jest normalne, i istnieją jeszcze kłody, które należy pokonywać, ale nawet do najbardziej zagorzałych przeciwników „broni bez pozwolenia”, zaczęło powoli docierać, że nasze regulacje prawne są zgodne z europejskimi, a obywatele wcale nie są głupsi niż w innych krajach. Pamiętam z okresu wprowadzania nowelizacji całkiem poważne przestrogi dotyczące strzelanin, napadów i szeroko pojętego bandytyzmu, który miał rozkwitać dzięki wprowadzeniu liberalizacji prawa. Praktyka dowiodła, że nic takiego nie miało miejsca, a wypadków (statystycznie nie do uniknięcia) wcale nie było tak dużo. Sytuacja wygląda następująco, broń można kupić w zasadzie bezproblemowo (inną sprawą są ceny, ale to szerszy problem). Akcesoria – pociski i kapiszony są również dostępne (z wyjątkiem „nadpoprawnych” sklepów), problemem pozostaje kupno prochu. Jest to zresztą problem względny, bo po zaznajomieniu się z innymi strzelcami, okazuje się że są kanały dystrybucji, i że proch można kupić. Ale oficjalnie mało który sklep proch sprzedaje, i o ile sytuacja prawna powoli się przeciera (amunicja do broni bez pozwolenia również nie wymaga pozwoleń – tak mówi ustawa), to problemem jest dwojakie traktowanie czarnego prochu przez prawo. Jako element amunicji - podlega takim samym ograniczeniom jak każda inna, ale jest on też niestety traktowany jako materiał wybuchowy, i to stwarza dla sprzedawców kłopot, przez co nie chcą prochu mieć na stanie i sprzedawać. Ale jak wspomniałem, można sobie ze zdobyciem prochu poradzić. Strzał! Potężny basowy huk i mnóstwo dymu. Broń można mieć różnoraką. Inwencja naszych przodków była o wiele większa niż ich możliwości technologiczne. Mamy dostęp do broni gładkolufowej i gwintowanej, ładowanej odprzodowo i odtylcowo, a nawet wielostrzałowej. Podstawowy podział zależy od rodzaju zapłonu – najwcześniej pojawił się przytykowy i lontowy, potem zegarmistrzowskie majstersztyki – zamki kołowe, niestety broń taka rzadko występuje w postaci replik, najczęściej są to jednostkowe wyroby rusznikarzy, mających dodatkowo zacięcie artystyczne i historyczne. Najczęściej obecnie spotkamy fabrycznie produkowane repliki z zapłonem skałkowym – wymagającym dobrej znajomości jego obsługi, ale dostarczające wspaniałych wrażeń podczas strzelania, oraz najpopularniejsze – z zamkiem kapiszonowym, gdzie jak nazwa wskazuje, elementem inicjujacym jest zapłon uderzonego kapiszona osadzonego na kominku połączonym z komorą prochową. Najwięcej nabywców znajdują rewolwery, ten typ broni pociąga wiele osób swoją wielostrzałowością, niestety, bywa też traktowany jako namiastka broni współczesnej, ale to też problem dotyczący wiatrówek. Nie wszyscy chcą zrozumieć prosty fakt, że repliki broni dawnej, choć wykonane ze współczesnych materiałów, nadal mogą być zawodne w działaniu. A kiedyś – no cóż, po prostu wszyscy mieli takie więc nie by- ło problemu. Dla przyszłego posiadacza istnieje możliwość zostania właścicielem replik kilku modeli Colta w kalibrach od .31 do .44, i są to następujące modele: Paterson, Walker, Pocket, Dragoon i Navy. Rewolwery innych marek, choć także dostępne w postaci replik, jak Remington, Starr czy Le Matt, niestety nie mieszczą się w ramach ustawy i wymagają pozwolenia. Rewolwery są bronią gwintowaną, doskonale nadającą się do strzelania rekreacyjnego, choć dobre egzemplarze w rękach doświadczonych strzelców pozwalają na osiąganie naprawdę niezłych wyników. Le Page – pistolet tego typu niegdyś był bronią „podróżną” lub pojedynkową. Popularne są również sztucery i gwintowane karabiny wojskowe. Dostępne w kalibrach od .31 do .58, są na ogół bronią bardzo celną, dającą mnóstwo satysfakcji wielbicielom precyzyjnego strzelania na większe dystanse. Najpopularniejsze są repliki bazujące na konstrukcji amerykańskich sztucerów Hawkena i Kentucky, które mogą być skałkowe i kapiszonowe. Spusty często wyposażane są w przyspiesznik, a cała broń jest dość podatna na inwencję posiadacza dotyczącą poprawek lub zdobienia. Karabiny wojskowe to broń specyficzna, piękna w swojej prostocie, najczęściej masywna i zawsze w dużym kalibrze. W rękach nigdy nie wygląda filigranowo i co najważ- Strzelanie do rzutków. Tak jak współcześnie, tylko ładowanie broni trwa dłużej... niejsze – te repliki są z reguły dobrze dopracowane i wykończone. Z tej broni strzela się nawet na kilkaset metrów. Na krótkim dystansie doskonałe wyniki w strzelaniu precyzyjnym można osiągać z pistoletów. Też spotykane jako skałkowe, najczęściej jednak kapiszonowe, wyposażane w przyśpieszniki i lufy z dobrym gwintem, w rękach wprawnych strzelców pozwalają dziurawić tarczę nie gorzej niż broń współczesna. I choć też sporo replik opartych na kon- 26 Broń i e-Strzelectwo strukcjach amerykańskich, to najlepsze są te bazujące na europejskich wzorach. To bardzo piękna broń, często starannie wykonana już przez fabrykę, ale też podatna też na zabiegi właściciela. Możliwości są duże. A dla tych, których nie pasjonuje dokładne punktowanie tarczy jest broń gładkolufowa – karabiny i pistolety wojskowe dużego kalibru oraz strzelby myśliwskie jedno i dwulufowe. Gładkolufowa broń wojskowa to przede wszystkim ta o zapłonie skałkowym, a strzelanie głównie kulą. Niezwykła uroda zamka skałkowego, połączona z najczęściej jeszcze XVIII wieczną formą broni, potrafi być urzekająca. Karabiny wojskowe to wielka i potężna broń, pistoletom zresztą też niczego nie brakuje. Nie da się z tego strzelać precyzyjnie, ale wbrew obiegowej opinii nie była to wcale broń niecelna, a wręcz jak na gładką lufę i ołowianą kulę, potrafi zadziwić. Cechą charakterystyczną jest dość częsty brak muszki na lufie, i praktycznie z reguły brak szczerbiny. Celowało się po lufie, wykorzystując elementy konstrukcyjne broni – śrubę, bączki, jako punkty od- Amunicja Leucheux produkowana fabrycznie. niesienia. Strzelby myśliwskie mogą być również skałkowe, choć tu dominują kapiszonowe, i można z nich strzelać kulami i śrutem. Z kul strzela się podobnie jak ze współczesnych brenek. A śrut – to strzelanie do rzutek, konkurencja dynamiczna i widowiskowa, dająca mnóstwo satysfakcji. Strzela się podobnie jak z broni współczesnej, tyle że śrut wolniej lata (bo wolniej się spala proch czarny), i często nie jest w stanie dogonić rzutka. Powoduje to konieczność nieco innego celowania, zakładającego czasem spore wyprzedzenie. Przy wolniejszych rzutkach o krótkim dolocie, zabawa jest przednia. Warto również wspomnieć o karabinach Scharpsa, ładowanych odtylcowo papierowym ładunkiem zawierającym proch, przybitkę i kulę (kapiszon jest osobno) cechujących się niezłą celnością i sporą szybkostrzelnością, choć wymagających wielkiej dbałości w obsłudze. Albo o karabinie rewolwerowym Colt Root – używanym w powstaniu styczniowym, pozwalającym na sześć strzałów jak z normalnego rewolweru, ale za to na dystansie karabinowym. Karabin ten nie zdobył popularności z uwagi na przedmuchy (można je jednak poważnie zredukować) i wymuszenie pozycji strzeleckiej (w rewolwerach nie wolno trzymać ręki przed bębnem), ale jest to naprawdę bardzo ciekawa broń, warta uwagi. No i na koniec Lefaucheux – system amunicji myśliwskiej opracowany w 1837 roku, a więc niesprzeczny z ustawą (naboje rewolwerowe są już późniejsze). Do broni tej stosuje się naboje scalone (była to pierwsza udana konstrukcja takiego ładunku), z zapłonem trzpieniowym. Replik brak, ale jest sporo dobrze zachowanych oryginałów, przeważnie w kalibrze wagomiarowym 16. Są to strzelby gładkolufowe, myśliwskie, bardzo często pięknie wykonane. Sama elaboracja amunicji jest jednak pracochłonna i trudna, a niewypały dość częste, co sprawia, że jest to broń dla prawdziwych pasjonatów. Jak dotąd nikt nie importuje tej amunicji w fabrycznym wykonaniu. Oczywiście, jak w każdej innej dziedzinie strzelectwa decydując się na zakup broni, stajemy przed wyborem. Można kupić broń „budżetową”, całkowicie bezpieczną, jednak uproszczoną w konstrukcji i wykończeniu, nadającą się wspaniale do szeroko rozumianego strzelania rekreacyjnego. Można tez zdecydować się na zakup z „wyższej póki” otrzymując broń wykonaną starannie, z dobrych materiałów, pozwalającą na osiąganie bardzo dobrych wyników tym, którzy na dodatek potrafią jeszcze strzelać. I jest jeszcze jedna możliwość – zakup zestawu do samodzielnego montażu. WyFowler jedna z popularniejszych, jednolufowych strzelb gładkolufowych. „Kit” do samodzielnego montażu i wykończenia. Przy odrobinie umiejętności manualnych można stworzyć broń niepowtarzalną. maga to wbrew pozorom sporych umiejętności i silnej motywacji, ponieważ elementy zestawów często są źle spasowane. Jednak właśnie ta droga pozwala na uzyskanie wspaniałych efektów, czasem niemożliwych nawet do osiągnięcia na drodze poprawianie broni gotowej. Ceny zestawów są nieco niższe, ale należy pamiętać o nakładach na poprawki, materiały i pracę własną. Za to efekt potrafi wprawić w zachwyt. Wszystkim strzelającym z wiatrówek, a obawiającym się broni palnej, powiem, że strzelanie z broni czarnoprochowej jest naprawdę przyjemne. Na ogół brak jest tak charakterystycznego dla broni współczesnej „kopnięcia”. Proch spala sie wolniej, i choć pociski są duże, to dynamika strzału jest bardziej rozłożona w czasie. O ile nie strzelamy w pomieszczeniu, lub pod zadaszeniem, to i huk jest całkiem znośny, ma bardziej basowe brzmienie niż w broni współczesnej, co powoduje że jest zdecydowanie mniej dotkliwy. Podczas strzału powstaje sporo dymu, taki juz urok czarnego prochu, za to o zmierzchu „efekty pirotechniczne” dostarczają dodatkowych wrażeń, szczególnie obserwatorom. Sama broń wymaga od właściciela znajomości obsługi i dużej dozy dbałości, ale przecież nie jest to wadą, o ile ktoś nie wymaga od niej, żeby zastępowała ona broń współczesną. Jest to zresztą główny argument przeciw takiemu podejściu do tej broni. Jak każda broń jest z zasady niebezpieczna, ale to wiemy i z tym sie liczymy, wystarczy oprócz znajomości zasad posiadać też umiejętność myślenia i przewidywania skutków swojego zachowania, żeby móc bardzo bezpiecznie oddawać się swojemu hobby. Jak więc widać, są spore możliwości znalezienia czegoś dla siebie. I choć czarnoprochowce po strzelaniu wymagają solidnego mycia, strzelec zresztą też, nabijanie jest pracochłonne, co i tak nie zawsze kończy się odpaleniem, to jednak mają i swoje zalety. Niespieszne strzelanie sprzyja konwersacjom, wyluzowuje i odrywa od codzienności. Konieczność umycia broni można zamienić na kolejną chwilę dla siebie. A w dodatku, taka broń cieszy samym swoim kształtem, przypomina, że nie wszystko musi być podporządkowane funkcji, że forma też jest istotna. Ale to chyba strzelcy wiatrówkowi także cenią, i jest to wspólne dla nas wszystkich. Marcin „Maab” Abratowski Zdjęcia: ze zbiorów autora Broń i e-Strzelectwo 27
Podobne dokumenty
Niebezpieczne azjatki Produkt Roku 2006 Polowanie na
zwanego strzelaniem. Następnym elementem jest tzw. system-korpus, czyli cylinder metalowy, wewnątrz którego znajduje się zespół tłoka sprężającego powietrze, sprężyny napędzającej, spustu umożliwia...
Bardziej szczegółowo