Niebezpieczne azjatki Produkt Roku 2006 Polowanie na
Transkrypt
Niebezpieczne azjatki Produkt Roku 2006 Polowanie na
Numer 2 (4) Luty 2007 Br oń i Bi S e-S tr zelectwo Niebezpieczne azjatki Produkt Roku 2006 Polowanie na białe niedźwiedzie 333 słowa od Killera... Tym razem w numerze Przepis na rozczarowanie S ięgając pamięcią wstecz, do lat szczenięcych, jeszcze w szkole podstawowej namiętnie posługiwaliśmy się „sprzętem” w postaci oprawki zdjętej z ołówka automatycznego marki Koh-i-Noor, z której wystrzeliwało się „pociski” skręcone pracowicie z kulek plasteliny lub papierowych skrawków wydartych z zeszytu. „Zaliczenie” takiego trafienia było bolesne i haniebne, postrzelony miał obowiązek natychmiastowego strzału rewanżowego, najwyżej punktowane było trafienie adwersarza w ucho lub tył głowy. Nikt się nie przejmował tymi zabawami, zresztą była to (poza korkowcami) jedyna „broń” nam dostępna. Co najwyżej od czasu do czasu słyszeliśmy przestrogę starszych tylko nie traf go w oko. I tak żylibyśmy sobie (my dinozaury) w błogiej nieświadomości political correctnes do końca dni naszych, gdyby nie obudziła nas czwarta władza IV RP. Dziennikarze z natury rzeczy są powołani do informowania, im informacja jest rzetelniejsza, pokazująca rozmaite punkty widzenia, tym lepiej. Niestety, dziennikarstwo przez sam fakt publikacji, nagłośnienia jakiegoś zjawiska staje się opiniotwórcze. Szukanie nowości informacyjnych również nie służy rzetelności – sensacje są „wyciskane” na siłę i z byle czego. Ostatnim tego przykładem jest popis dziennikarza Polsatu, niejakiego Adama Bogoryji-Zakrzewskiego, który ze zdumieniem odkrył, że kawałek zwykłej rurki jest w stanie wystrzelić pocisk złożony ze szpilki i stabilizatora w postaci małego plastikowego lejka. A więc jest bronią. Na dodatek „śmiercionośną”, bo jak stwierdził ów światły reporter – Indianie południowoamerykańscy od wieków używają podobnej «zabawki» do polowania lub zabijania wrogów. Zapomniał jedynie biedaczyna dodać, że strzałki moczy się wówczas w kurarze, bowiem sama strzałka zaledwie przebija skórę. Pozwolę sobie znów przytoczyć słowa tego „światłego” człowieka – Interweniujemy wszędzie: od Sejmu, przez policję, do inspekcji handlowej. Dmuchawka – która może być użyta jako broń – nie podlega przepisom ustawy o broni i amunicji. Jest więc zabawką. Czy są szanse, że zostanie wycofana ze sprzedaży...? Dla informacji szanownego pana Bogoryji-Zakrzewskiego pragniemy dodać, iż śmiercionośnymi narzędziami są: siekiera (najwyższy odsetek zabójstw), nóż kuchenny, sztacheta (nie podlega przepisom ustawy), widelec, samochód i polny kamień. Pozostaje zatem życzyć owemu dziennikarzowi kolejnych wstrząsających materiałów interwencyjnych i dnia, w którym w polsatowskiej stołówce będzie musiał przedstawić policyjne zezwolenie. Na posługiwanie się nożem i widelcem. Polowanie na białe niedźwiedzie str. 12 Produkty Roku 2006 str. 16 Pistolet Norconia Germany str. 22 Remington Summit str. 26 Puder i falbanki str. 30 Problem regulowany str. 33 Witajcie nam dziś hiszpańskie dziewczyny str. 35 Proste rady na małe kłopoty str. 39 Nie wszystko złoto co się świeci str. 40 Pogwarki pana Jana str. 42 Rozwiązanie konkursu str. 45 Bi S Broń i e-Strzelectwo fax 022 76-76-138 [email protected] Redaguje zespół Redaktor naczelny: Radosław Baturo [email protected] 0-691-220-355 Sekretarz redakcji: Miłosław Majstruk [email protected] 0-502 675-240 Zespół: Marcin Abratowski, Jacek Bonecki (foto), Radosław Cholewiński, Tomasz Gębala, Paweł Heinzelman, Jan Kraśko, Piotr Kuczyński, Dorota Majcher, Jarosław Matuszewski, Stefan Nyka (foto), Marcin Pałucha, Piotr Szamowski, Tomasz Wełnicki, Hubert Zegarski, Adrian Zoruk Wydawca: CEKAUS – Izabela Majstruk ul. Leśna 21A/20 05-110 Jabłonna Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk, kopiowanie, rozpowszechnianie materiałów w jakiejkolwiek formie – w całości lub fragmentach – tylko za pisemna zgodą redakcji. Wydawnictwo bezpłatne. Wszelkie formy czerpania korzyści ze sprzedaży są niezgodne z prawem i będą ścigane. Na okładce: Zimowe HFT Hunterów w Zabrzu Radosław „Killer” Baturo 2 Broń i e-Strzelectwo str. 6 Fikcje i fakty n Rewolucja w Logunie Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy firma Logun planuje wycofanie z oferty wiatrówek Axsor, Mk. II Professional, Glad8tor i Domi8or. W ofercie pozostanie więc tylko S16. W zamian dostępny będzie długo oczekiwany Logun Eagle, w drewnianej osadzie. Wycofanie z oferty wiatrówek produkowanych przez szwedzkiego FXa ma też związek z planami wprowadzenia powtórnie na rynek Webleya Raidera w wersji z 10strzałowym magazynkiem. n Webley Typhoon Powrót Webleya na rynki trwa. Po karabinkach sprężynowych Xocet, Longbow i Patriot, wiatrówce PCP Webley Raider, do produkcji trafił pistolet bezodrzutowy Webley Typhoon. Jak widać po niemal roku, problemy z uruchomieniem produkcji są usuwane, i można się spodziewać, że do końca roku cała rodzina Webleya będzie dostępna w sklepach. n Umarex kontratakuje Targi Shot Show w USA są uważane za największe na świecie cywilne targi broni (i pokrewnych). W tym roku Umarex przedstawił swoje najnowsze wiatrówki. Beretta Elite II to pistolet na 18 kulek BB. Na pierwszy rzut oka wygląda jak skopiowanie rozwiązania z „Baby” Desert Eagle – czyli tani, „zabawkowy” odpowiednik „dużego brata” – Beretty 92FS Umarexu. Beretta Px4 Storm to kolejny pistolet z systemem „blow -back”, czyli zamkiem cofającym się przy strzale. Pod względem przyjętych rozwiązań widać wyraźne podobieństwo do CP-99 Compact. Jednak nie jest to tylko CP-99 Compact w nowym „ubranku”. Px4 ma magazynek na 16 śrutów BB... lub standardowych, diabolo. Czyżby więc pojawiła się konkurencja dla nieśmiertelnego Skifa? Największą niespodzianką jest jednak Beretta Cx4 Storm. To jednoznaczna odpowiedź na Crosmana NightStalkera – jest to karabinek zasilany nabojem CO2 88 g, automatycznie przeładowujący się po każdym strzale. Określenie „blowback” w przypadku NightStalkera jest nadinterpretacją, teraz chyba także nie będzie inaczej. Jednak Cx4 ma wyraźną przewagę nad konkurentem – posiada magazynek na 30 śrutów diabolo. Niestety, na pokazanie się tych wiatrówek w sprzedaży trzeba będzie jeszcze poczekać. Po premierze na Shot Show czeka je jeszcze pokaz na targach IWA... oraz wdrożenie do produkcji. Doświadczenie uczy, że w sklepach będą nie wcześniej jak za pół roku. n FX Verminator W zeszłym numerze pisaliśmy o nowych modelach szwedzkiego producenta wiatrówek. Okazuje się, że to nie Broń i e-Strzelectwo 3 koniec. FX Verminator to miniaturowy karabinek bazujący na dobrym, starym Gladiatorze. Jak nazwa wskazuje, z założenia jest to karabinek do polowania. Jest to 8-strzałowy karabinek PCP, o długości raptem 6–72 cm (przy blisko 100 cm Gladiatora), ważący 2,4 kg (przy 3,1 kg w przypadku Gladiatora). Rozkładanie i przenoszenie Verminatora w walizce jest raczej efektownym chwytem marketingowym, jako że Gladiator posiada połączone zbiorniki przednie i tylnie. Oznacza to, że wykręcenie tylnej, głównej butli powoduje ucieczkę powietrza z rurowego, przedniego zbiornika. Funkcjonalność takiego rozwiązania jest raczej wątpliwa. Zauważyć jednak trzeba, że moda na miniaturowe, rozkładane wiatrówki trwa, bez względu na minimalne zainteresowanie ze strony kupujących. n Hatsan 85X regulacja ostrości (SF – Side Focus), podświetlana siatka celownicza SCB (Small Calibre Ballistic) wzorowana na znanej MP-8, duże pokrętła wieżyczek typu „target”, z możliwością resetowania (wyzerowania). Dodatkowo w komplecie jest duże boczne koło, osłona przeciwsłoneczna (sunshader) i zakrywki flip-open. W tej chwili dostępne są celowniki 3–12x44 w cenie 1379 zł, 6–24x56 za 1649 zł oraz 8–32x60 za 1899 zł. Celowniki te opiszemy w jednym z najbliższych numerów Biesa. n Crosman T4 Turecka firma Hatsan wypuściła dodatkowy wariant starego Hatsana 85. Zgodnie ze standardową praktyką na świecie, jest to bazowy Hatsan 85, wyposażony dodatkowo w aluminiowy tłumik i celownik optyczny Optima 3–9x32. Hatsan 85X jest dostępny z osadą czarną, w kamuflażu Mossy Oak oraz w wersji Magic Wood – plastikowa osada jest pomalowana tak, że imituje drewno. n Targi broni IWA od9 do 12 marca odbędą się w Norymberdze doroczne, największe w Europie targi broni. W tej chwili określenie „targi broni” straciło swoją wyrazistość – coraz większy udział w wystawie mają firmy okołobranżowe. Stąd ogrom stoisk z nożami, akcesoriami myśliwskimi czy survivalowymi, a także, oczywiście, z wiatrówkami. Wystarczy wspomnieć, że w trakcie targów wręczana jest prestiżowa w świecie noży IWA International Knife Award. W sprzedaży pojawił się nowy pistolet Crosmana. T4 jest pistoletem na CO2, zasilanym z 8-komorowego magazynka koszykowego. Wbrew podawanym informacjom nie jest zalecane używanie śrutu BB. Dostęp do magazynka uzyskujemy po naciśnięciu dźwigni, która w broni palnej powoduje zwolnienie magazynka, zamykamy zaś po odciągnięciu zamka. Nabój CO2 schowany jest w rękojeści, w wysuwanym „magazynku”. Całość dość nieźle symuluje „broń palną”. U polskiego dystrybutora, w firmie TMMlitaria (militaria.pl), wersja bazowa kosztuje 565 zł. Wersja T4 OPTS, z kompensatorem, latarką taktyczną i kolimatorem kosztuje 999 zł. n Brocock ME 38 Magnum n Celowniki MTC Optics Ofertę celowników w firmie Kolter wzbogaciły modele firmy MTC Optics. Celowniki projektuje znany angielski strzelec FT, Gary Cooper, a wykonywane są, jak się zdaje, standardowo w Chinach. Charakterystyczną cechą celowników MTC jest tubus o średnicy 30 mm, boczna 4 Broń i e-Strzelectwo W sprzedaży pojawiły się rewolwery Brococka. U dystrybutora, w firmie Kolter (bron.pl), model Compact kosztuje 599 zł, zaś standardowy Magnum, dostępny w kalibrze 4,5 i 5,5 mm kosztuje 649 zł. n Reklamy i reklamodawcy Daje się zauważyć, że Bies się rozwija. Rośnie objętość, rośnie popularność. Wystarczy, że nadmienię, iż pierwszy numer został ściągnięty 21 tysięcy razy, drugi 11 tysięcy razy, a trzeci blisko 15 tysięcy razy. To cieszy. Jednak transfer na serwerze jest właśnie tym, za co dostajemy faktury. Razem z wewnętrznym obiegiem plików niezbędnych do pracy redakcji, są to już setki gigabajtów. Dodatkowo utrzymanie redakcji na minimalnym poziomie funkcjonalności oznacza koszty telefonów, przesyłania, sprzętu, kont pocztowych, itp drobiazgów, które jednak generują dość spore koszty. Przez cały czas Bies jest tworem społecznym. Autorzy piszą za darmo, zdjęcia otrzymujemy za darmo, a graficy łamią pismo za darmo. Cieszy zapał ludzi zaangażowanych w pismo, jednak zdawać sobie należy sprawę, że zapał się kiedyś skończy. A autorzy także ponoszą koszty, choćby śrutu, strzelnicy, baterii, wyjazdów w teren, drobnego sprzętu. Ciągle pokrywają je z własnej kieszeni, w zamian za uścisk dłoni prezesa. Zapewnienie autorom minimalnej wierszówki staje się w tej sytuacji wymogiem elementarnej przyzwoitości. W przypadku gdy zaczniemy płacić za teksty, zarówno wybór autorów, jak i atrakcyjność artykułów wzrośnie, jako że wiele jest osób piszących ciekawie, piszących dobrze, ale... nie za darmo. Na koniec niejako zostawiam kwestię niezbędnego profesjonalizowania się redakcji.Ogrom prac związanych z prowadzeniem pisma wymaga zatrudnienia kogoś na etacie, nie mówiąc, że utrzymanie poziomu Biesa wymaga korekty z prawdziwego zdarzenia. Chcielibyśmy się nadal rozwijać, jednak zanim to nastąpi, musimy mieć środki na pokrycie bieżących kosztów redakcji. Dlatego w Biesie pojawiają się reklamy. Zdajemy sobie sprawę, że w dobie wszechobecnych reklam nie cieszy to naszych czytelników, ale jest to jedyne źródło finansowania pisma, wszak Bies jest czasopismem bezpłatnym. Nie zamierzamy wprowadzać odpłatności za Biesa, nie chcemy także ograniczać dostępu do numerów archiwalnych, gdyż, jak widać, przez cały czas cieszą się one zainteresowaniem. Niestety, w chwili obecnej wpływy nie wystarczają nawet na pokrycie połowy kosztów redakcji dlatego, reklamy będą. I powinno być ich dużo więcej. Stąd też prośba do Szanownych Czytelników. Szukamy reklamodawców. Będziemy wdzięczni za pomoc, pozwoli to nam utrzymać się... i rozwijać. opr. Mil Niebezpieczne azjatki Przepis na rozczarowanie Adrian „madrian” Zoruk Ostatnie liberalizacje prawa, dotyczącego dostępu do niektórych rodzajów broni, spowodowały zwiększone zainteresowanie bronią pneumatyczną. Szczególnie zaś w segmencie Air Soft Gun oraz wiatrówek o energii wylotowej pocisku poniżej 17 J. Segment ASG, choć to też są wiatrówki, zostawiam jego miłośnikom. My zajmiemy się wiatrówkami poniżej 17 J, czyli tzw. w limicie. Od strony prawnej zakup takiej wiatrówki nie jest obwarowany ŻADNYMI przepisami i rygorami. Może je kupić każdy i używać PRAWIE wszędzie. O tym, co znaczy „prawie” świadczy maksyma – Prawa jednostki kończą się tam, Niebezpieczna Norconia Master, Magnum Sport, B-3, B-4, Smith&Weson 290 lub Lider 44 – nie dajmy się zwariować – to wszystko jeden karabinek Lepsza celność dzięki stałej lufie? gdzie zaczynają się prawa innych. Wbrew panującej opinii, do zakupu takiej wiatrówki nie trzeba być pełnoletnim (przede wszystkim wbrew temu, co sugerują niektórzy sprzedawcy i firmy) ani posiadać zezwolenia. Dodajmy do tego tradycje militarne, chęć posiadania prawie broni, przypomnienia sobie dzieciństwa i wiele innych motywów nabycia wiatrówki. 6 Broń i e-Strzelectwo Tu zaczynają się schody: jaką wiatrówkę wybrać? Większość osób nie ma z tym problemu. Wystarczy włączyć telewizor na reklamy czy otworzyć różnej maści gazetki z reklamami, by znaleźć cały wybór całkiem tanich wiatrówek. Jest tylko jedno ale – 80% asortymentu to wiatrówki produkcji chińskiej. Wystarczy dokładniej obejrzeć zdjęcia w reklamach, by przekonać się, że mimo bogactwa nazw, tak naprawdę mamy do dyspozycji tylko kilka typów wiatrówek różniących się ceną, nazwą handlową, teoretycznym krajem pochodzenia i parametrami w opisach. Tu pierwsza pułapka, mająca nas skłonić do zakupu tych wyrobów. Opisy w reklamach są już swoistym słownikiem niedomówień, alegorii, przeinaczeń i sprzeczności oraz wyjątkowo inteligentnie podanej negatywnej prawdy. Na przykład tekst: prosty i trwały system montażu oznacza po prostu, że konstrukcja jest prosta (baaardzo) i... trwale zmontowana, czyli po prostu zanitowana lub zaspawana. W tym wypadku trwały sposób montażu oznacza, że wiatrówki w razie awarii zwyczajnie naprawić się nie da. Tego typu kwiatków w opisach jest całe mnóstwo i trzeba dokładnie je analizować. Pełne są mitów, mających usprawiedliwić oferowanie właśnie tego karabinka – że gładkie lufy dają większą szybkość wylotową śrutu, że stała lufa jest celniejsza od łamanej itp. Przypadkowego klienta taka ilość „rzetelnych” informacji, których i tak nie ma jak sprawdzić, oszałamia i szybko przekonuje do utraty pieniędzy. Dodajmy do tego kosmiczne parametry typu prędkość śrutu 320 m/s i inne bzdury. Nakłania się klientów nawiązaniami do znanych z solidności nacji jako rzekomymi producentami, co ma nas przekonać o wysokiej jakości towaru. Stąd wysyp całej maści pseudoniemieckich i pseudobrytyjskich wiatrówek – Norconia, Magnum, Lider, British Mark. Tak wygląda mniej więcej folklor zakupu pierwszej wiatrówki. Zainteresowany klient szuka towaru, znajduje taki ładnie opisany, o wręcz cudownych możliwościach i do tego nie- „Precyzyjne wykonanie” zatrzasku dźwigni naciągu przyzwoicie tani. Bardzo szybko i bez zastanowienia wchodzi zatem w posiadanie wybranego modelu. Wyjaśnijmy najpierw, co to właściwie jest wiatrówka. Wiatrówka to urządzenie pneumatyczne wystrzeliwujące pocisk za pomocą energii sprężonego gazu. Skupmy się tu na wiatrówkach sprężynowych jako najtańszych i najpowszechniejszych. Wiatrówka taka składa się z lufy, której jedna strona służy do ładowania śrutu, a druga do jego „usuwania” Szczerbinka umieszczona 10 cm od oka strzelca zapewnia „niezbędną precyzję strzału”... zwanego strzelaniem. Następnym elementem jest tzw. system-korpus, czyli cylinder metalowy, wewnątrz którego znajduje się zespół tłoka sprężającego powietrze, sprężyny napędzającej, spustu umożliwiającego kontrolowane zwolnienie tłoka i ewentualnie prowadnic utrzymujących sprężynę w ryzach. Już widać, o ile bardziej skomplikowana jest wiatrówka w porównaniu z bronią palną, która tak naprawdę jest tylko rurą z ruchomym końcem do jej zatkania. To, czy wiatrówka jest dobra czy zła jest wynikiem współpracy wszystkich elementów systemu. W teoretycznie idealnej wiatrówce spust powinien zwalniać tłok w jak najkrótszym czasie, tłok powinien poruszać się idealnie równolegle do osi korpusu, a jego uszczelka nie powinna dopuszczać do uciekania gazu z komory sprężania (to przestrzeń pomiędzy końcem tłoka a końcem korpusu od strony lufy). Sprężyna również powinna prostować się bez zacięć. Kiedy tłok prawie dociera do końca korpusu, śrut nadal powinien być w lufie, tak by w komorze sprężania wytworzyła się poduszka powietrzna wyhamowująca rozpędzony tłok. Śrut powinien opuścić lufę tuż przed dotknięciem dna korpusu przez tłok, co powoduje silne uderzenie i drgnięcie całej wiatrówki. Jak widać, zaprojektowanie dobrej wiatrówki wymaga sporej wiedzy, doświadczenia i przemyślanego projek- tu, a przede wszystkim wysokiej jakości i dobrego spasowania części i świetnej klasy materiałów. Oczywiście, system trzeba trzymać. Do tego służy osada zwykle drewniana lub polimerowa. Ergonomia osady jest jednym z najważniejszych składników celnego strzelania. Dobrej jakości osada musi wymuszać na strzelcu jak najdokładniejsze powtarzanie chwytu i postawy oraz ułatwiać mu celowanie i amortyzację odrzutu. Czego oczekujemy od naszej wiatrówki? Większość odpowie, że przede wszystkim oczekuje zabawy i przyjemności ze strzelania. A parametry, takie jak celność czy jakość, jej nie interesują. Z tego powodu wiele osób utwierdza się w przekonaniu, że do zabawy przy grillu wystarczy im najtańsza wiatrówka, bo to tylko rekreacja, a strzelać się będzie do puszek. Już widać sprzeczność. Rekreacja ma nam zapewnić wypoczynek, zabawę i przyjemność. Dlaczego mamy się tego pozbawiać? A dlaczego się tego pozbawiamy? Obecnie wiatrówki chińskie są produkowane przez takie firmy, jak Industry Brand i BAM. To właśnie z tych firm pochodzi ... i „precyzja” od strony strzelca zdecydowana większość tanich wiatrówek. Tu ciekawostka. Większość podstawowych modeli tych firm, jest sprzedawana przez producenta w hurcie za ok. 40 zł sztuka... U nas najtańsza wiatrówka kosztuje ok. 90 zł... A są modele dochodzące do 300 zł. Co dostajemy za owe 40 zł kosztów produkcji (wiem, że producent też coś zarabia, ale przypuśćmy, że ma dobre serce i nic nie chce zarobić)? Po pierwsze, osada. W wiatrówkach markowych, nawet tych najtańszych, używa się co najmniej drewna bukowego – taniego, łatwego w obróbce przemysłowej i ładnego. Koszt klocka, wystarczającego na wykonanie przeciętnej osady to ok. 50–80 zł. Z czego zatem wykonują łoża Chińczycy? Z sosny... tak, z tej zwykłej, rozsychającej się sosny. Mało tego. Drewno na osa- rozsądne „azjatyckie tygrysy” znalazły sposób. Jest nim zwykły lakier. Dla zamaskowania mankamentów jego warstwa jest przynajmniej 4 razy grubsza niż być powinna. Przyjemnie coś takiego trzymać nie jest. Gruba warstwa lakieru i spocone dłonie nie ułatwiają celowania i amortyzowania odrzutu. Tak wygląda czoło fabrycznie nowego tłoka. To czerwone to nie jest smar... Mechaniczne części też trzeba z czegoś wykonać. Materiałem oczywistym jest stal. Ale dobra stal też kosztuje, zatem trzeba użyć tańszej, a raczej najtańszej. To już nie stal, to srebrna plastelina. Każdy, kto kupił kiedyś śrubokręt w promocji, wie, jak łatwo się taki materiał zrywa i ugniata. Z takiej stali można wykonać obudowę, lufę, tłok, spust. W ostateczności można i sprężynę. Zwykłe hartowanie wg norm jakości Chińczyków i już jest coś spiralnie zwiniętego, co udaje sprężynę. Korona? Nie ma sprawy. Zapomniano tylko o usunięciu zadziorów Norconia Germany, Norconia Germany Premium, B-2, Magnum, Smith & Weson 240, lub Lider 3 – im dłuższa nazwa, tym wyższa cena – 100 zł za słowo dy broni czy wiatrówek trzeba sezonować przez wiele lat. To znów podnosi koszty surowca. Chińczycy zatem stosują sosnę niesezonowaną. Ale takie drewno po paru miesiącach się wypacza pod wpływem wilgoci, a schnąc pęka. Jednak i na to 8 Broń i e-Strzelectwo Jak jeszcze zbić koszty? Można ograniczyć się do zgrubnego wykonania elementów – oszczędność czasu i pracy. Można obniżyć kontrolę jakości na rzecz szybkości i ilości produkcji. Czym jeszcze zbić cenę? Oczywiście uproszczeniem projektu. Zatem nikt nie bawi się w wyliczanie objętości komór sprężania, skoków tłoka, cykli pracy elementów mechanicznych. Byle tłok wszedł do rury, byle sprężyna weszła do środka, byle wszystko się trzymało. Co otrzymujemy po tym wszystkim – produkt wiatrówkopodobny. Coś, co po przeliczeniu na surowce byłoby warte może ok. 10 zł. Mierzone na wielu modelach „chinek” , prędkości wylotowe kształtują się na poziomie ok. 150–180 m/s. Energia wylotowa waha się w okolicach 8–11 J. Słowa „waha się” doskonale oddają to, co się dzieje w czasie strzelania. Strzały są mało stabilne i przez to zwiększa się rozrzut. Zgrubne wykończenie elementów skutkuje nierównomierną pracą mechaniki. Elementy trą o siebie, bardzo hałasują i ścierają Regulacja szczerbinki. Coś się popsuło już w fabryce? się. Powstające wibracje są bardzo silne. Brak dopracowanych systemów pneumatycznych sprawia, że nie ma poduszki powietrznej hamującej tłok. W rezultacie, przy każdym strzale tłok uderza o ściankę korpusu. Dla strzelca oznacza to dzwonienie zębów, zerwany strzał, siniak na ramieniu i rosnącą frustrację. Miękka stal konstrukcji bardzo łatwo poddaje się naprężeniom mechanicznym. Zaskakująco łatwo skrzywić lufę lub wgnieść cylinder. Powstające wibracje błyskawicznie odkręcają wszystkie śruby, jakie są (a dużo ich nie ma). Lufy często są wykonane koszmarnie. Gwinty, nacinane tępymi i niesprawnymi narzędziami, nie trzymają kalibru na swojej długości. Powszechne są wypadki utknięcia przekoszonego śrutu w lufie. Próby naprawy przez jego wypchnięcie często kończą się jeszcze większym uszkodzeniem lufy, niewiele twardszej niż śrut, z jakiego się strzela. Nitowana konstrukcja systemu, rzekomo trwała, również błyskawicznie się psuje. Nity się ścierają, ich gniazda rozkalibrowują, powstają luzy. Równie szybko wyrabia się mocowanie lufy w szczękach cylindra i lufa po prostu sobie „lata”. Wcale nie lepiej jest w wiatrówkach ze stałą lufą. Często jest ona wygięta lub osadzona nieosiowo. W rezultacie, montowanie lunety nie ma nawet sensu, bo po prostu jej nie wy- „Wysokiej jakości wykończenie detali”... zerujemy, zaś potężne wibracje, rzekomo świadczące o mocy sprzętu, błyskawicznie niszczą te lunetopodobne coś dodawane w gratisowych dodatkach. Wiatrówki dolnego naciągu (B-3, B-4, Lider 44, Norconia Germany Master, Magnum Sport i ich klony pod różnymi nazwami) nie mają żadnych zabezpieczeń przed zwolnieniem tłoka. Charakterystyczną cechą takiego systemu jest to, że ładując śrut wsuwamy palce pomiędzy tłok a ściankę korpusu. Przysłowiowe młot i kowadło. Jeśli w tym momencie puści spust (wykonany z bardzo miękkiej stali poddanej silnemu obciążeniu), to tłok po prostu nam w te palce uderzy z siłą sporego młotka. „Lepsze osadzenie lufy w zawiasie wpłynęło na celność wiatrówki...”. Przy zepsutej „chince”, zapomnijcie o gwarancji. Większość serwisów odsyła nienaprawione egzemplarze, mówiąc, że wszystko jest dobrze lub zwala awarię na karb niewłaściwego użytkowania, co oznacza automatyczną utratę gwarancji i stratę pieniędzy, zaś koszt naprawy może sięgnąć nawet 80% ceny nowego karabinka. Podsumowując, wydając przeciętnie 150 zł za coś, co jest warte maksymalnie 30–40 zł, przepłacamy nawet do 500%. Tak wysokiego przebicia nie ma żadna markowa wiatrówka. „Profilowana kolba wykonana z drewna”... sosnowego Na stronie www.airguns.pl jest opisany taki przypadek, zakończony niestety amputacją dwóch palców (tytuł artykułu: Dramat z chinką w tle). Ponieważ nie był to jedyny przypadek, firma Industry Brand podjęła odpowiednie kroki i... zaleca trzymanie dźwigni naciągu, będącej równie pewnym zabezpieczeniem. Konstrukcji wiatrówek nie poprawiła. W markowych wiatrówkach dolnego lub bocznego naciągu stosuje się nawet do trzech oddzielnych zabezpieczeń, zapobiegających zwolnieniu tłoka w takiej sytuacji, a nawet, gdy Po szczerbince widać, że jest to wersja luksusowa Płacimy, nie dostając w zamian wiatrówki do rekreacji, tylko narzędzie do masochistycznych tortur, niespełniające podstawowej funkcji wiatrówki do rekreacji – dostarczania rozrywki, przyjemności i zabawy. Po początkowej fascynacji, co jest normalne w wypadku kupowania wymarzonego gadżetu, odNorconia Germany Professional, Norconia Germany Professional Plus, albo B-23. Najlepiej wykonana z „chinek” już do tego dojdzie, tłok jest po drodze wyhamowywany i blokowany. Jeszcze nie było przypadku, by wiatrówki dolnego lub bocznego naciągu Diana czy Air Arms obcięły palec swojemu posiadaczowi. „Chinki” zaliczyły już wiele takich wypadków na całym świecie. Mamy już marną jakość, bardzo niską kulturę pracy, wysoką awaryjność, niedoróbki w wykonaniu. Przeciętna „chinka”, wytrzymuje ok. 23 miesięcy użytkowania. Dla porównania, są radzieckie IŻe-38, które spędziły na strzelnicach LOK i w wesołych miasteczkach ponad 20–30 lat, wymagając tylko wymiany sprężyny i uszczelek. 10 Broń i e-Strzelectwo Zakończenie lufy świadczy o tym, że wzorów szukano w fabryce Gamo Biesa. W przypadku „chinek” prawdą jest stare powiedzenie za g...o się płaci, to i g...o się dostaje. Na nowe markowe wiatrówki do rekreacji można wydać od 300 do nawet 1500 zł i tu każda złotówka ma swoje uzasadnienie. Kupujemy jakość. Celny sprzęt, dający masę zabawy i zapewniający dużą przyjemność w trakcie zabawy. Sprzęt bezpieczny i nieawaryjny. I wcale nie mam tu na myśli tych najdroższych. Adrian „madrian” Zoruk Zdjęcia: ze zbiorów redakcji Czy to nie przypomina Gamo Huntera? krywamy, że hałas nas męczy, a zgrzyty dartego metalu denerwują. Niecelność błyskawicznie powiększa stres i frustrację, zacinające się mechanizmy utrudniają korzystanie z nowej zabawki. Wkrótce potem pęka przehartowana lub niedohartowana sprężyna. I tak kończy się nasza przygoda ze strzelaniem. Po prostu szkoda nam pieniędzy na nowy złom, a negatywne doświadczenia utwierdzają nas w przekonaniu, że to nie dla nas. Natomiast zakup 2–3 razy droższego karabinka markowego, wydaje się paranoją – po co kupować znacznie droższy sprzęt, skoro te wiatrówki to taki złom? ...części kciuka i palca wskazującego lewej dłoni Smutne skutki strzelania z B-3 kupionej na Allegro – amputacja... Nic bardziej mylnego! „Chinki” reprezentują tak niską klasę, że nie powinny być nawet nazywane wiatrówkami. To sprzęt do wyciągania pieniędzy. Często nabywca jest namawiany do zakupu dziwnych artefaktów, które przyczyniają się do jeszcze szybszego zniszczenia tej mizernej podróbki – lotek stalowych, stalowych śrutów, kulek, metalowych wyciorów, żrących płynów do „czyszczenia broni”, które błyskawicznie korodują marną stal „chinki” itp. Jeśli jednak zakupiłeś już „chinkę” i jakoś ci leży, strzelaj z niej do upojenia. Unikaj jednak kontaktów z innymi wiatrówkami produkcji niechińskiej, ponieważ zwykle kończy się to wyrzuceniem „chinki” i desperackim zdobywaniem funduszy na nowej klasy karabinek. Stawiając kropkę nad i, zdradzę tylko, że stosunkowo dobre i markowej klasy wiatrówki można nabyć taniej niż „chinki”. Ale o tym napiszemy w którymś z kolejnych numerów Polowanie na białe niedźwiedzie... ...czyli nieubłagany koniec sezonu Magda „Mahda" Iwańska Nadeszła zima, a wraz z nią nieubłagany koniec sezonu. W związku z tym zalegamy w domu i z utęsknieniem wypatrując wiosny, powoli zapadamy w sen zimowy. Z tego letargu postanowili nas wyrwać Hunterzy organizując I Zimowe Zawody H+FT. Na miejsce spotkania wybrano ośrodek MOSiR w Zabrzu. Ponieważ każdy tęsknił już powoli nie tylko za postrzelaniem do figurek, ale także za spotkaniem dawno niewidzianych kolegów, to 6 stycznia w ośrodku stawiła się liczna, zwarta i gotowa grupa chętnych, aby wyjątkowo wcześnie zacząć nowy sezon strzelecki. Tor składający się z 20 stanowisk (każde po dwie figurki) został ustawiony wokół pustego o tej porze roku zbiornika wodnego, na odległościach od 8 do 41 m. Zawodnicy we wcześniej rozlosowanych grupach po 3 bądź 4 osoby, poruszali się brzegiem basenu przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Zawody odbywały się w kategorii open, bez podziałów na HFT i FT (punktacja jak dla HFT), czyli każdy mógł kręcić czym tylko chciał i jak chciał. A znalazł się nawet jeden śmiałek, „stary wyjadacz" wiatrówkowy, Jerzy Nazarko, który w ogóle zrezygnował z lunety, pozostając tylko i wyłącznie przy muszce i szczerbince. To, jak mu się udawało zestrzelić niektóre figurki, których nie położyli koledzy z optyką, pozostanie na zawsze jego tajemnicą. Pozycje strzeleckie również były dowolne, pod warunkiem że dotykało się słupka, a język spustowy nie przekraczał linii strzelania. Skoro pozycje były dowolne (dozwolono wykorzystywać wszelkie elementy terenu), to wydawać by się mogło, że zawody nie będą należeć do specjalnie trudnych. Nic bardziej mylnego. Pozornie łatwy tor okazał się pełen niespodzianek. Pozycje wymuszały natura i rzeźba terenu połączone z odrobiną „złośliwości" organizatorów. A to jakieś gałązki, a to trawa, a to kamienie ustawione akurat tam, gdzie człowiek zamierzał się ułożyć do pozycji leżącej. „Yeti znów na wolności” – grzmiała następnego dnia cała śląska prasa. Autorka reportażu usiłowała swym wdziękiem Furorę zrobiły dwie figurki ustawione oswoić tajemnicze monstrum. A to tylko kolega Jędrek, który przywdział perfekcyjne zimowe maskowanie. praktycznie jedna za drugą. Kto nie Nie przewidział jednego – braku śniegu 12 Broń i e-Strzelectwo Gdyby ktoś pytał, to stanie w kolejce jest takim narodowym sportem Polaków. Następnym zaraz po HFT... zestrzelił pierwszej musiał się mocno nagimnastykować nad drugą. Po ukończeniu zawodów na wszystkich zmarzniętych i zgłodniałych zawodników czekała ciepła świetlica i kolega „Capello” wraz z suto zastawionym stołem (bigos okazał się tak smaczny, że istnieją podejrzenia o przemycanie tego specjału na zapas w kieszeniach). Kiedy już wszyscy się najedli i odtajali po paru godzinach wędrówki z karabinkiem, nadeszła pora rozdawania nagród i oklaskiwania wygranych. Na pudle paradoksalnie stanęli ci, którzy najmniej pudłowali. Zaszczytne I miejsce zajął Dariusz Szybist z wynikiem 99 punktów, II miejsce – Kazimierz Olejarz (85 punktów) a na III, tracąc tylko 2 punkty do II, uplasował się Janusz Janiszewski. Ponadto przyznano trzy wyróżnienia: Mariusz Żydziak w kategorii karabin sprężynowy do 16,3 J, Dariusz Mazan – karabin sprężynowy do 10 J i Mariusz Kapuścik – karabin sprężynowy do 8 J. Tym sposobem zakończono część bardziej oficjalną i można było przejść do części integracyjno-towarzyskiej. Warunki atmosferyczne sprawiły, że zorganizowanie wcześniej planowanego ogniska okazało się niemożliwe, więc „nocne Polaków rozmowy” przeniosły się pod dach. Brak ogniska jednak nie wpłynął na atmosferę. Zawody od początku rozgrywane były „bez parcia na wynik”, w formie zabawy, co być może nie poskutkowało oszałamiającą liczbą punktów, za to znakomicie wpłynęło na samopoczucie startujących. Ciekawie ułożony tor, przyjazna atmosfera, dobre jedzenie... „El Mariachi” w akcji... Czy to tylko niewinny duet muzyków z fagotami .177? Ale aby nie przesadzać z chwaleniem i nie pozwolić organizatorom spocząć na laurach, trzeba wytknąć pewne niedopatrzenie. Brakowało czegoś, co z początku wydawało się niezbędne przy tych zawodach. Mianowicie zabrakło... śniegu. Niestety, pogoda nie stanęła na wysokości zadania i uraczyła nas deszczem i iście jesienną pluchą, więc zamiast bitwy na śnieżki, można sobie było urządzić co najwyżej zapasy w błocie. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym sposobem jest jeszcze jeden powód, aby za rok zorganizować kolejne zawody. Trzeba się w końcu przekonać, jak to jest brnąć z wiatrówką po pas w śniegu, a ci najbardziej wytrwali będą sobie mogli ulepić wygodne siedziska przy stanowiskach. Bo w końcu śnieg to też część terenu. Może więc powstanie „nowa świecka tradycja” i od tej pory będziemy z utęsknieniem wypatrywać niekoniecznie nadejścia wiosny, ale właśnie zimy. I to takiej z zaspami śnieżnymi. Magda „Mahda” Iwańska Zdjęcia: Stefan „Stn” Nyka Hatsan w akcji „No dobra, to ile wpisujemy?” Kolejna paskudna figurka. Odszukać cel trudno, a trafić jeszcze trudniej Zator na torze? Nie, kolejna okazja do pogawędki Figurki do FT potrafia być śmiertelnie niebezpieczne. Stąd polujemy na nie z zasiadki 14 Broń i e-Strzelectwo Na skróty przez jezioro. Podobno Mojżesz też tak potrafił. Niech żyją Organizatorzy!!! Ekipa redakcji Biesa w akcji... W tym wypadku określenie „Fotel Target” nabiera specjalnego znaczenia Kolejny narodowy klasyk – jeden pracuje, a reszta się przygląda... Produkty roku 2006 Jak wspominaliśmy w zeszłym miesiącu, przełom roku zawsze jest okresem rozliczeń i podsumowań. Nie chcąc się na tym polu wyróżniać, postanowiliśmy zorganizować też naszą wersję podsumowania roku 2006. Mamy więc niezmierną przyjemność zaprosić Szanownych Czytelników do udziału w konkursie na Produkt i Wydarzenie Roku. Zarówno produkty, jak i wydarzenia podzieliliśmy na kategorie. Premiera roku dotyczy produktu, którego pojawienie się na rynku wzbudziło najwięcej zamieszania bądź zostało przeprowadzone w zauważalny, mocno dyskusyjny sposób. Z kolei wydarzenie roku, to coś, co wzbudziło najwięcej emocji. W każdej kategorii głosować można na jedną pozycję. Konkurs przeprowadzamy do 5 marca 2007. Zgłoszenia prosimy przesłać na e-mail: [email protected]. Dla osób, które najlepiej wytypują wygrane pozycje przewidzieliśmy nagrody-niespodzianki. Wiatrówki – karabinki sprężynowe Hatsan 55/70 Theoben Evolution Karabinek z gas-ramem, uważany za najlepszą wiatrówkę rekreacyjną. Artykuł o tej wiatrówce, który ukazał się 2 lata temu w „Arsenale”, zapoczątkował ogromną popularność tego drogiego jednak karabinka. Najpopularniejsza, poza jednorazowymi wiatrówkami produkcji chińskiej, wiatrówka na rynku. To od tego Hatsana zaczyna przygodę z wiatrówkami ogromna większość strzelców. Niska cena, przy systematycznie poprawianej konstrukcji i rosnącej jakości to zalety. Spore kopnięcie i niespecjalnie wysoka kultura pracy to wady. Dla początkujących „maniaków mocy” Hatsan jest pozycją obowiązującą, zwłaszcza że poddany tuningowi potrafi zadziwić... Air Arms TX 200 Slavia 634 Najpopularniejszy, przez wielu uważany za najlepszy, karabinek do FT/HFT. Dolny naciąg, duża celność i niezawodność, wysoka kultura pracy, a wszystko przy atrakcyjnej cenie, decydują o nieustającej popularności tej wiatrówki. Po latach CZ wypuściła wiatrówkę o większej energii niż stare popularne Slavie. Pomimo chorób wieku dziecięcego Slavia 634 jest na dobrej drodze, by zastąpić słynne poprzedniczki. Na pewno zachowała zalety modeli 630/631 niezawodność, celność, prostotę... i cenę. Jako pierwsza wiatrówka zdobywa coraz większą popularność. 16 Broń i e-Strzelectwo Weihrauch HW-50S Od dłuższego czasu HW-50S jest obowiązkową pozycją we wszelkich wykazach „wiatrówek dla początkującego”. Pomimo stosunkowo wysokiej ceniy jak na pierwszą wiatrówkę, popularność tego modelu nie maleje. „PCP dla początkujących”, skutecznie dystansując na tym polu słynną CZ-200. FX Revolution Wiatrówki – karabinki CO2/PCP/PCA Air Arms S400 Najpopularniejszy karabinek PCP wśród strzelców tak rekreacyjnych, jak i zawodników FT/HFT. A wszystko dzięki dobrej jakości, celności, no i atrakcyjnej cenie. Nie ma co ukrywać – S400 to klasyka wśród PCP. Daystate MK 3 Pierwsza seryjnie produkowana wiatrówka PCP... samopowtarzalna. Niepowtarzalna konstrukcja, niesamowita skuteczność i celność dają Revolution pełne prawo do miana wiatrówki rewolucyjnej. Wiatrówki – pistolety Walther CP 99 Compact Elektronika wchodzi coraz częściej tam, gdzie nikt się nie spodziewa. A zwłaszcza nikt nie oczekiwałby tego w wiatrówkach. Jednak Daystate stworzył karabinek kontrolowany przez elektronikę. I o dziwo, zrobił go bardzo udanie. Umarex 850 AirMagnum Następca popularnego PPK/S, CP-99 Compact stał się szybko podstawowym „puszkobijcą”. System blow-back, czyli ruchomego przy strzale zamka daje niesamowitą frajdę przy strzelaniu. No i zapewnia imponującą szybkostrzelność, zwłaszcza dzięki prosto rozwiązanej zmianie magazynka. Weihrauch HW 40 Pierwsza wiatrówka CO2 która nie okazała się zabawką. Oferuje nie tylko świetną zabawę i miłą, „bezsiłową” obsługę, ale także dobrą celność i wysoką jakość. FX Typhoon/Logun Solo Wiatrówka o najlepszym stosunku cena-jakość. Dzięki atrakcyjnej cenie staje się coraz bardziej popularna jako Broń i e-Strzelectwo 17 Obowiązkowa pozycja w ofercie dla strzelców pragnących czegoś więcej niż dziurkowania tarczy. Prosty, niezawodny, celny, jest chyba najpopularniejszym pistoletem „z ambicjami”. Przez wzgląd na plastikową obudowę i niemieckie pochodzenia zwany „trabantem”. w magazynku, zrzut magazynka, przeładowanie przez odciągnięcie „zamka”) wyparł swoich starszych, w pełni metalowych braci. CP-99 stał się więc najpopularniejszym pistoletem-repliką na CO2. Rohm Twinmaster Action/Combat Celowniki optyczne Delta Optical Titanium 4–16x42 Twinmaster stał się słynny w erze wiatrówek gładkolufowych dzięki lufie poligonalnej, której nie obejmowały ograniczenia starej ustawy o broni i amunicji. Teraz przeżywa swój renesans dzięki całorocznej promocji cenowej, która zachęciła do zakupu Twinmastera ogromną liczbę strzelców. Celownik ten, mimo początkowej nieufności, szybko wyrobił sobie pozycję jednego z najlepszych w swoim przedziale cenowym. Okazało się, że za wysoką jakość niekoniecznie trzeba płacić majątek. BlowAir Bushnell Trophy 3–9x40 Najprostszy i najtańszy pistolet, który nadaje się do strzelania. Zdumiał wszystkich swoimi możliwościami, przy cenie na poziomie chińskich pistoletów jednorazowych. Stąd BlowAir spotykany jest nawet u strzelców niezainteresowanych pistoletami. Najpopularniejszy celownik na wiatrówki, mimo że właściwie nie bardzo się na nie nadaje. Niska cena i dobrze znana wytrzymałość spowodowała, że w 2006 roku grono użytkowników tego celownika wzrosło w niewiarygodny sposób. Walther CP-99 Bushnell Trophy 4–12x40 Klasyczny już pistolet Umarexu. Dzięki rozwiązaniom nawiązującym do swojego bojowego pierwowzoru (nabój CO2 Wywołany konkurencją oraz niską wartością dolara spadek ceny spowodował istny boom na ten celownik. Świetnie nadający się na wiatrówki przez wzgląd zarówno na ostrzenie od 10 m jak i wytrzymałość, stał się podstawowym wyborem dla strzelców lubiących duże powiększenia. 18 Broń i e-Strzelectwo Nikkko Stirling Gold Crown 2–7x32 Airking Niska cena i montaż w komplecie spowodował, że Nikko Airking stał się najchętniej kupowanym celownikiem „budżetowym”. Stąd celownik ten można teraz spotkać na dużej liczbie „wiatrówek dla początkujących”. AGS 3–9x40 Sapphire Wytrzymałość celowników, oraz parametry dedykowane dla wiatrówek to nie wszystko, żeby odnieść sukces. W przypadku AGS jest to też cena. Stał się więc ten celownik świetnym wyborem dla początkujących. Akcesoria Chronograf Combro cb-625 Mk. IV Regularna kontrola prędkości wylotowej jest niezbędna każdemu bardziej zaawansowanemu właścicielowi wiatrówek. Combro dzięki atrakcyjnej cenie, niewielkim wymiarom i prostocie obsługi stał się pierwszym masowym chronografem. Okulary strzeleckie Peltor Maxim Ballistic Strzeleckie okulary ochronne są ważnym, choć niedocenianym elementem wyposażenia strzelca. Maxim Ballistic nie tylko okazały się wytrzymałe. Są także wygodne, a do tego w cenie okularów przeciwsłonecznych. Montaż SportsMatch E59 Premiera roku Delta Optical Titanium 4–16x42 Wejście tego celownika na rynek wywołało małą burzę połączoną z trzęsieniem ziemi. W ofercie firmy znanej z chińskich celowników pojawiła się bowiem pozycja, która w stosunku cena: jakość pozostawiła konkurencję daleko w tyle. Umarex 850 AirMagnum Karabinki na CO2 kojarzą się przede wszystkim z zabawkami, zwłaszcza jeśli noszą nazwę Umarex. AirMagnum nieoczekiwanie okazał się pierwszym porządnie, profesjonalnie wykonanym karabinkiem, który może śmiało konkurować z bardziej poważnymi rówieśnikami. BlowAir Chyba nie ma montażu, który wywołał tyle emocji. Pierwszy tani, budżetowy montaż SportsMatcha, do tego osiowy, szybko zyskał tylu zwolenników co przeciwników. Nie zmienia to faktu, że stał się szybko popularny wśród strzelców początkujących, chcących tanio skompletować dobry zestaw do strzelania. Pistolet sprężynowy, który okazał się, wbrew pozorom i cenie, z całkiem innej półki niż konkurencyjne produkty z Chin. Wszedł przebojem między strzelców wiatrówkowych, zdobywając coraz większą popularność jako pistolet dla początkującego. Rohm Desperado Zawieszka na śrut Kolter Pierwszy karabinek Twinmastera o militarnym, snajperskim wyglądzie. Włożony w pokrowiec w kształcie gitary nawiązując do słynnego filmu, wzbudził powszechną uwagę i zainteresowanie. Ten przydatny kawałek mikrogumy z otworkami na śrut stał się nieodłącznym elementem wszelkich zlotów i zawodów, wisząc na szyjach uczestników. Dzięki powszechnemu rozdawaniu zawieszki jako gadżetu reklamowego, zawieszka jest najbardziej widocznym wyróżnikiem strzelców. Norica Titan Śrut JSB Exact Odpowiedź hiszpańskiej firmy na rosnącą konkurencję z Chin i Turcji. Mały, lekki i tani karabinek okazał się skuteczną alternatywą, zdobywając coraz większą popularność. Hatsan 125 Bezapelacyjnie najpopularniejszy śrut wśród strzelców. Mimo stosunkowo wysokiej ceny szeroko stosowany jako najcelniejszy w strzelaniach na dalekie dystanse, szczególnie w zawodach FT i HFT. 20 Broń i e-Strzelectwo „Armata pneumatyczna” w wykonaniu tureckiego Hatsana, mająca uzupełnić ofertę o duży, poważny karabinek. Wywołał równie dużo nadziei, jak i rozczarowań wśród zwolenników limitowych wiatrówek. Peltor Maxim Ballistic Wydarzenie roku Tanie i wygodne wspomniane już okulary strzeleckie, o niewiarygodnej wytrzymałości. Pierwsze, okulary które naprawdę trafiły „pod strzechy”, stając się najczęściej spotykanymi wśród strzelających. Sprawa Andrzeja Kliszewskiego Daystate Marlin Zarowno donosy o handel wiatrówkami poniżej 17 J bez koncesji jak i sprawa sądowa przeciwko właścicielowi firmy „AK Hobby”, znanego dostawcy wiatrówek z Niemiec, zbulwersowała i zmobilizowała środowisko strzelców wiatrówkowych. To, że Andrzej Kliszewski jest kolegą ze zlotów i zawodów, wystarczyło, żeby jego sprawa została potraktowana jako priorytetowa. Dział Wiatrówkowy w „Arsenale” Długo oczekiwana wersja rozwojowa Harriera X2, tym razem w nowym „wdzianku”. Merlin przywrócił zainteresowanie firmą Daystate, stając się pokazowym karabinkiem angielskiej firmy. Daystate MK 3 FT-R W styczniowym numerze „Arsenału” po raz pierwszy pojawił się dział poświęcony wiatrówkom. Odtąd w każdym numerze ukazywały się artykuły skierowane do strzelców wiatrówkowych. Jest to pierwszy i jedyny taki dział w czasopismach fachowych. Mistrzostwa Świata FT W sierpniu odbyły się zorganizowane w Polsce, w Morsku, Mistrzostwa Świata FT. Okazały się nie tylko sukcesem organizacyjnym – polska drużyna zajęła 3 miejsce, po raz pierwszy dystansując reprezentację Niemiec, naszych nauczycieli FT. Przejęcie Weihraucha przez Incorsę Firma dopasowała swój sztandarowy model MK 3 do wymogów strzelców FT. Jest to pierwsza próba powrotu na ten wąski i wymagający rynek. Keseru MicroDealer Pojawienie się wiatrówek Weihraucha w ofercie Incorsy spowodowało długo oczekiwaną zmianę. Ceny zostały sprowadzone do realnego poziomu, wiatrówki stały się dostępne dla wszystkich chętnych. Wejście Delty Optical w celowniki ze średniej półki cenowej Delta Optical, znana ze sprzedaży chińskich celowników, wprowadziła na rynek dwa celowniki dedykowane wiatrówkom. Model Titanium 4–16x42 i Classic 3–9x40, w bardzo atrakcyjnych cenach, okazały się być z całkiem innej półki niż dotychczasowa oferta Delty Optical. W efekcie Delta nie tylko weszła z ofertą w średnią półkę cenową, ale zaczęła też przejmować coraz większą część tego rynku. Upadek i wykupienie Webleya przez AGS Wiatrówka z nieznanej węgierskiej firmy, o bojowym wyglądzie MicroUzi, strzelająca ogniem ciągłym. Nietuzinkowy wygląd, niestandardowe działanie, nieznana firma – to wystarczyło, żeby wywołać zainteresowanie. Crosman NightStalker Bankructwo Webleya oznaczało koniec wyśmienitej rodziny wiatrówek, od lat znanej na rynku. Okazało się jednak, że Webley został wykupiony przez angielską firmę AGS, która wznowiła produkcję wiatrówek sprężynowych. Pierwszy model, Webley Xocet, trafił już do sprzedaży i okazało się, że upadek i zmartwychwstanie Webleya nie wpłynęły negatywnie na jakość tych karabinków. Pierwsza masowa wiatrówka samopowtarzalna na CO2. Crosman ostro powrócił na rynek tanich wiatrówek rekreacyjnych, popularnych „puszkobijców”. Broń i e-Strzelectwo 21 Biednego nie stać na tandetę Pistolet Norconia Germany Miłosław Majstruk Jest naturalne, że każdy kombinuje, jak zapłacić najmniej. Szczególnie, jeśli nie ma się problemów z nadmiarem gotówki. Nie inaczej jest w przypadku strzelców wiatrówkowych. Szczególnie tych, którzy swój kontakt z wiatrówkami dopiero zaczynają. Bo czyż nie jest marnotrawstwem wydanie 429 zł na „wyrafinowaną konstrukcję” wiatrówki Diana-3, skoro za 139 zł można mieć „dobry produkt w niezwykle atrakcyjnej cenie” i do tego także z „renomowanej niemieckiej firmy”? Połysk lakieru, czerń oksydy – kto się skusi... tego czekają kłopoty Jak powszechnie wiadomo, jestem „miłośnikiem” produktów pochodzących z dalekiego kraju o nazwie Chiny. Nie, nie mam nic do Chińczyków. Chinki nawet bardzo lubię, o ile to nie są... wiatrówki, bo niestety jest ona podstawowym tanim produktem, z jakim spotyka się nasz, szukający oszczędności, potencjalny miłośnik wiatrówek. Potencjalny, bowiem po doświadczeniu z „chinką” mało kto jest w stanie w miłości wytrwać. Wszak platoniczne związki nie są trwałe... Ale, ale... rozpisuję się o jakichś tajemnych związkach, a nie zakończyłem myśli. Otóż zarzuca mi się, że jestem tendencyjny, niesprawiedliwy, że uwziąłem się na wiatrówki produkcji chińskiej, a szczególnie na jednego z ich dystrybutorów. Tak, nie lubię chińskich wiatrówek. Tak, jestem tendencyjny. Tak, jestem niesprawiedliwy. Tak, uwziąłem się na 22 Broń i e-Strzelectwo firmę, która oszukuje klientów, sugerując im, że niemiecka jakość jest przypisana do chińskiego produktu o niemieckiej nazwie. Przyznaję się. Tylko dlaczego taka ze mnie świnia? Otóż, Drogi Czytelniku, uważnie popatrz, co ci zaprezentuję. Pistolet renomowanej niemieckiej firmy Norconia. Łamaną wiatrówkę sprężynową produkcji chińskiej. Pistolet, jak wygląda, każdy widzi. Drewniana rękojeść, metalowy korpus i lufa. Muszka, szczerbinka. Nic szczególnego, popatrzmy więc na szczegóły. Pistolet otrzymujemy w eleganckim białym, rozpadającym się pudełku z cienkiej tektury. Na opakowaniu jest napisane jedyne prawdziwe zdanie: Made FOR Norconia Germany. I oznaczenie chińskie modelu S2PH. O dziwo, w środku pudełka jest styropianowa dwuczęściowa wytłoczka, w której leży pistolet. Nie jest to, co prawda, walizka znana z opisanego w listopadowym numerze Biesa pistoletu Blow Air, ale trzeba przyznać, że do czasu aż tekturowe „etui” się nie rozpadnie, pistolet jest dobrze zabezpieczony. Pistolet jest też porządnie zakonserwowany. To plus, zwłaszcza że musi przetrzymać morską podróż z Chin do Europy. Stąd też śladów rdzy nie widać. Nie, nie jestem tendencyjny! Niejeden raz widziałem fabrycznie nowe wiatrówki chińskie, które po wyjęciu z pudełka błyszczały brązowymi plamami rdzy. Tak więc, po zniszczeniu pudełka poprzez jego otwarcie możemy sobie pistolet Norconia Germany obejrzeć. Metalowe części pokryte są jednolitą czarną oksydą. To zaleta, ale widać też wyraźne ślady po narzędziach, co świadczy o niechlujnym wykończeniu elementów. Na korpusie jest wyfrezowana krótka szyna, na którą założona jest szczerbinka. Szczerbinka jest jedynym elementem wiatrówki, która nie budzi zastrzeżeń. Jest regulowana w pionie i poziomie, i choć prosto wykonana, to chodzi z wyraźnymi klikami i poprawnie. Co ważne, nie ma żadnych luzów. Ciekawe, że na pokrętle do regulacji w poziomie strzałki są oznaczone chińskimi znaczkami. Oczywiste jest bowiem, że każdy zna chińskie „krzaczki” ozna- Powinna być płaska a jednak kostka ma wyraźny skos... czające kierunki „lewo-prawo”. Na końcu korpusu mamy plastikowy korek utrzymujący sprężynę w środku. Biorąc pod uwagę jakość i grubość plastiku, rozbieranie pistoletu można będzie wykonać kilka razy. Później proponowałbym nie trzymać na wysokości twarzy pistoletu z napiętą sprężyną. Oko może źle znieść uderzenie korka, sprężyny i tłoka, gdy za którymś razem całość wyskoczy na spacer z powodu wyrobienia plastiku. Z przodu korpusu zamocowano lufę. Wygląda to solidnie – potężna śruba będąca jednocześnie osią obrotu lufy, do tego druga śruba mająca stanowić kontrę uniemożliwiającą odkręcenie się śruby głównej. Solidne, porządne, na światowym poziomie. Luzu lufy brak... do czasu aż złamiemy lufę. Wtedy okazuje się, że na szczękach jest spory luz, a tym, co stabilizuje lufę po zamknięciu jest całkowicie płaska powierzchnia kostki lufy. Kostka jest płaska, bowiem w XXI wieku Chińczycy nadal stosują skórzaną uszczelkę lufy. Do tego niechlujnie dopasowaną, co w efekcie w nowym pistolecie wygląda tak samo jak w 40-letniej Slavii ZVP. Wspaniałe rozwiązanie kabłąka spustu. Wiejski kowal zrobiłby to znacznie staranniej Tutaj pragnę zwrócić uwagę na jedną ciekawostkę historyczną. Otóż pistolet Norconia Germany to nic innego tylko kopia pistoletu Českiej Zbrojovki. W połowie lat 60. XX w. CZ wypuściła swój pierwszy pistolet o nazwie Slavia ZVP. Został on skopiowany przez Chińczyków. Wymienność części jest prawie stuprocentowa... prawie, bowiem niedokładne wykonanie wymusza nieraz dodatkową obróbkę części, by pasowały do ZVP. Jak widać na zdjęciach, poza drobnymi zmianami konstrukcyjnymi mającymi uprościć produkcję, jest to nadal ten sam pistolet. I uszczelka lufy nadal taka sama, jak 40 lat temu. Powróćmy jednak z czasów prehistorycznych do skansenu XXI wieku o nazwie Norconia Germany. Zatrzask lufy trzyma tak sobie, pod naciskiem ręki widoczny jest 3-mm luz, na razie kontrowany, jednak w miarę eksploatacji i zużywania się blokady zaowocuje on takim opadem lufy. A jeśli mówimy o opadzie lufy... to jest to przypadłość większości „chinek”. Tutaj mamy jednak do czynienia z czymś niewiarygodnym. Kostka lufy ścięta jest pod kątem, przez co powierzchnia z wejściem lufy jest pod kątem do korpusu. Po zamknięciu lufa więc... patrzy do góry, czyli zamiast klasycznego opadu, mamy wzwód lufy. I niech ktoś powie, że chińskie produkty nie potrafią zaskoczyć! A ja nie mogę powstrzymać się od seksualnych aluzji. Może dlatego, że mam seksualne podejście do chińskich wiatrówek... Curiosum na skalę XXI wieku – skórzana uszczelka lufy. Nie oczekujcie, że przeżyje długo... Lufa jest gwintowana, o szerokich i głębokich bruzdach. Wylot lufy jest nawet poprawnie obrobiony (korony za tą cenę nie ma co się spodziewać), jednak wejście lufy obrobione nie jest. Ot, jak obcięli kostkę, tak zostało. Na końcu lufy jest plastikowa nakładka z muszką. Ten, kto to wymyślił, powinien być wrzucony do Hadesu i za karę przez wieki naciągać ów pistolet! Ostre krawędzie i szpic muszki przy naciąganiu wpijają się boleśnie w rękę. W ZVP muszka jest mała, dzięki czemu bierze się ją między palce dłoni, w Norconii Germany, niestety, to nie działa. Duża siła potrzebna do naciągnięcia sprężyny komfortu nie powiększa. A właśnie, czas najwyższy przejść do mechanizmów. Przyznaję od razu – nie jestem masochistą, odpuściłem sobie rozkręcanie pistoletu. Wystarczą wrażenia. Przy naciąganiu czuć i słychać ściskaną sprężynę. A ściśle rzecz biorąc, to czuć i słychać, jak się sprężyna wypacza z powodu braku sensownej prowadnicy. Nie wróży to dobrze żywotności sprężyny, no ale chyba na tym etapie czytania nie spodziewasz się, Broń i e-Strzelectwo 23 to pistolet, co prawda, byle jaki, ale za to kosztuje tylko 139 zł, wiadomo więc, że cudów nie będzie. Oczywiście, zgadzam się. Popatrzmy więc, jak strzela. Przecież po to kupuje się wiatrówkę, by strzelać... i trafiać. Żeby nie być posądzonym o tendencyjność, a także chcąc zachować resztę zdrowia psychicznego, pistolet wręczyłem koledze ze strzelnicy. Pistoleciarz, więc da sobie radę. Tarcza Ppn, o wymiarach 17x17 cm pojechała na 10 m. Strzał, drugi, trzeci... czysto. No, faktycznie, trzeba ustawić szczerbinkę. Trochę kręcenia, trochę strzałów... nie wiadomo, gdzie śrut pada. Zaprezentujmy to jeszcze raz – ściskanie rękojeści zapewnia bolesne doznania drogi czytelniku, że będzie ona trwała? Do naciągnięcia sprężyny wymagana jest spora siła, co daje wrażenie niesamowitej energii wylotowej tego pistoletu. Sam strzał jest szybki i energiczny, czyli tutaj Chińczycy poprawnie skopiowali ZVP. Spust jest metalowy, przeraźliwie twardy, co akurat jest normą w chińskich wiatrówkach. Osiągnięcie jakiegokolwiek sensownego wyniku przy takim spuście wymaga ogromnego samozaparcia, tym bardziej że wysoko umieszczony środek ciężkości powoduje, iż pistolet trudno stabilnie trzymać. Detale kostki i wspaniały lakier na drewienku No to tarcza jedzie na 5 m. Strzał, drugi, trzeci... tarcza czysta. I nadal nie wiadomo, gdzie śrut trafia. Miałem naprawdę zabawę, gdy kolega tłumiąc furię ustawił tarczę na 2 m. Tłumacząc kolegom strzelającym obok, że „Miłek znowu będzie tendencyjny wobec «chinek»...”. Strzał, drugi, trzeci... w prawym górnym rogu pojawiła się przestrzelina. Szybka regulacja szczerbinki i strzały ułożyły się na górze... ale pośrodku. Muszka – hardcore dla twardzieli – dobrze, że jest Osada pistoletu wykonana jest z drewna nieokreślonej faktury – z pęknięć i miękkości obstawiam sosnę. Drewno pokryte jest, na chińską modę, potwornej grubości warstwą lakieru. Anatomiczna rękojeść staje się więc tutaj zbytecznym luksusem, gdyż w spoconej dłoni lakier ma przyczepność porównywalną z tą, jaką ma Małysz w locie do śniegu. Do tego kabłąk spustu jest chamsko przykręcony do chwytu. W ZVP śruba ta jest umieszczona we wgłębieniu, tutaj nikt sobie tym głowy nie zawracał. W efekcie w czasie mocnego ściskania Norconii Germany (co przy tym spuście jest obowiązkowe) śruba ta wrzyna się palec. Szczyt ergonomii profilowanej rękojeści został więc zachowany... na chiński sposób. Na koniec dodam parę wrażeń od innych użytkowników – odkręcająca się i luzująca szczerbinka, lufa i śruby osady. Do tego fatalnej jakości metal i miękkie, kiepskiej jakości drewno, użyte jako materiały, powodują zerową praktycznie żywotność pistoletu. Przy 30- 40-letnich Slaviach ZVP działających idealnie do dzisiaj przepaść technologiczna jest wymiarów kanionu Colorado. No, to teraz każdy widzi, jak pistolet Norconia Germany wygląda. Rozumiem, nie przekonałem was. Cóż, w końcu jest 24 Broń i e-Strzelectwo Przepraszam – jak było w prawo?! Tarcza pojechała na 10 m. Seria dziesięciu strzałów, tarcza została czysta. Niestety, regulacja się skończyła. Szczerbinka była maksymalnie skręcona w dół. Okazało się, że pistolet bije do góry tak mocno, iż na 10 m wymaga poprawki ok. 20 cm poniżej, żeby trafić w cel! Ku rozbawieniu wszystkich, z odpowiednią dawką słów, których cytować nie będę, pistolet został zdyskwalifikowany, jako nienadający się do niczego. Zaraz, zaraz, powie ktoś. Ale on kosztuje 139 zł! Czego się tu spodziewać? No cóż, cierpliwość moja się kończy, więc uściślijmy pojęcia. Wiatrówka służy do strzelania. I trafiania. Ponieważ jest to mały kaliber i mała energia, strzela się na bliskie dystanse, za to z dużą precyzją. To jest zastosowanie wiatrówki. Pistolet na śrut diabolo (czyli typowy grzybek) na 10 m bez problemu powinien zmieścić się w tarczy o wymiarach 10 x 10 cm. Mało tego, taki wynik w przypadku pistoletów amatorskich, ale przeznaczonych do strzelania do tarczy, można osiągnąć na 25 m. To naprawdę niewiele wymagać trafienia w cel wielkości puszki od piwa na 10 m. Pistolet Norconia Germany takiej sztuki dokonać nie może. Jeśli Chińczycy nie potrafią dokonać tak prostej czynno- Dane techniczne Kaliber . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4,5 mm (.177) Prędkość początkowa . . . . . . . . 110 m/s Energia kinetyczna pocisku . . . . poniżej 17 J Lufa gwintowana Długość . . . . . . . . . . . . . . . . . . 330 mm Długość lufy . . . . . . . . . . . . . . . 180 mm Waga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1100 g Proszę więc nie mówić o cenie, bo te pieniądze można wydać lepiej. A nawet gdyby Norconia Germany kosztowała 50 zł, to i tak lepszy będzie zakup butelki wódki i wypicie w doborowym towarzystwie. Przyjemność może jednorazowa, jednak zdecydowanie większa. regulowana szczerbinka wszystko poza szczerbinką Wiatrówka zdyskwalifikowana. W żadnych okolicznościach nie polecamy! Miłosław Majstruk Zdjęcia: Radosław „Killer” Baturo W sumie najstaranniej wykonany element całego pistoletu. Jednakże 139 zł to trochę za drogo jak za samą regulowaną szczerbinkę tej klasy... ści, jak w miarę prawidłowe (w końcu szczerbinka ma ogromne możliwości regulacji nawet i 1,5 m na 10 m) zamocowanie lufy, to czego można się spodziewać po tym pistolecie? Niczego. Ani jakości, ani precyzji, ani niezawodności. Testowałem niemal wszystkie modele wiatrówek sprzedawanych pod nazwą Norconia Germany. Może i są egzemplarze nadające się do strzelania, jednak wszystkie, które miałem w ręku, miały źle osadzone lufy, wykonanie zaś wołało o pomstę do nieba. Niechlujne wykonanie i krzywa lufa świadczy o braku szacunku do klienta. Czy teraz rozumiecie, dlaczego nie mam szacunku do chińskich produktów wiatrówkopodobnych? Tak niedorobione przedmioty nie zasługują na miano wiatrówek. Są to wyroby wiatrówkopodobne. Niby ma lufę, niby strzela, ale... tylko udaje wiatrówkę. Oczywiście, powraca ciągle argument o cenie. Cóż, dziwiłem się, gdy kolega oddał artykuł o tureckim pistolecie Blow Air. Z powątpiewaniem odniosłem się do jego zachwytów, jednak on był autorem i redakcja nie wstrzymała materiału. Wszak stwierdził, że za te pieniądze to jest zabawka rewelacyjna. Nie rozumiałem tego. Teraz, gdy przetestowałem pistolet Norconia Germany, rozumiem. Za 40 zł więcej kupić można coś, co strzela, co trafia, co daje frajdę. Biednego nie stać na oszczędzanie, a już na pewno nie na kupowanie czegoś, co nie działa poprawnie i szybko się popsuje. Nie wszystko złoto co markowe Remington Summit Miłosław Majstruk Większość ludzi zaczynających zabawę z wiatrówkami jest zainteresowana tylko dwoma kryteriami – ceną i MOCĄ. O ile cena jest zrozumiałym czynnikiem wpływającym na wybór wiatrówki, o tyle przykładanie uwagi do MOCY jest co najmniej niezrozumiałe. Połącznie mocnej wiatrówki i niskiej ceny skutkuje poważnymi wadami – wiatrówka nieprzyjemnie kopie w ramię, wierzga przy strzale bijąc po szczęce, celność jest żenująco niska, a awaryjność duża. Jednak, skoro klient sobie życzy, to nie dziwi fakt, że wiele firm wprowadza do swojej oferty „armaty pneumatyczne” – ot, choćby Gamo Hunter 1250, Hatsan 125 czy właśnie... Remington Summit. i pokrętłami typu „target” (wieżyczkami), no i montaż dwuczęściowy w komplecie. A wszystko za 1109 zł. Wiatrówkę otrzymujemy w eleganckim, solidnym i dobrze zabezpieczającym zawartość pudełku. Już na pierwszy rzut oka widać jednak, że Remington Summit to nic innego jak mocno powiększony Quest, czyli konstrukcja bazująca na starym, dobrym Gamo Hunter. Celownik nie jest założony na Remington Summit. Z Remingtonem nie ma nic wspólnego poza nazwą, ale ta MOC!!! wiatrówkę. O celowniku pisać nie będę, gdyż dużo lepiej zrobił to mój redakcyjny kolega, zapraszam więc na następne strony Biesa, by się z nim bliżej zapoznać. Remington Summit jest klasyczną, łamaną wiatrówką. Osada jest wykonana z bukowego drewna, niestety mocno lakierowanego, z ryflowaniami (nacięciami) ułatwiającymi pewny chwyt. Kolba zakończona jest gumową stopką. Metalowe części wiatrówki wykończone są starannie, pokryte jednolitą oksydą. Summit wygląda więc atrakcyjnie. Łamanie wiatrówki, przez wzgląd na długą lufę, nie stanowi większego problemu. Jednak jest mały kłopot. Otóż muszka jest niczym innym tylko mosiężnym bolcem, nie wiadomo dlaczego zakończonym kuliście. Typowy dla wiatrówkowicza odruch, by złapać za koniec lufy kończy się niemiłym uczuciem wbijania się gwoździa w rękę. Najgorsze, że do złamania lufy trzeba ją dość solidnie uderzyć od góry. Jeśli uderzy się Remington Summi od razu kusi nazwą znanego producenta broni. Nic bardziej mylnego, a Remington z tą wiatrówką, poza nazwą, nie ma nic wspólnego. Firma Crosman posiada prawa do używania nazwy handlowej, zaś wiatrówki o nazwie Remington są produkowane... w Chinach. Owszem, w porządnej jak na chińskie realia fabryce, jednak od razu wiadomo, że jakość nie będzie najmocniejszą stroną tego wyrobu. No, ale może cena, parametry, kultura pracy i inne czynniki spowodują, że Remington Summit jest świetnym wyborem dla początkującego, zafascynowanego MOCĄ wiatrówkowicza? Sprzedawany zestaw wygląda atrakcyjnie. Potężna, ponadmetrowa wiatrówka, według dystrybutora osiągająca prędkość 300 m/s, z obciążnikiem sugerującym założony tłumik, do tego w komplecie celownik optyczny 3–9x40 z Mil-Dotem 26 Broń i e-Strzelectwo w muszkę... boli, i to bardzo. Wiem coś na ten temat, wolę nie cytować mojej reakcji na taką „niespodziankę”. Pod względem ergonomii jest to rozwiązanie absurdalne. Równie absurdalna jest szczerbinka. Posiada ona światłowody, modne wszak teraz jest „Tru-Glo”. Tylko po co, skoro muszka światłowodu już nie ma. Ba, złocisty połysk od mosiężnej muszki skutecznie uniemożliwia strzelanie w słońcu, zaś połączenie czerwonych kropek i jasnej muszki uniemożliwia celne strzelanie. Ogólnie otwarte przyrządy celownicze są kuriozalne, jednym wytłumaczeniem dla takiej niedoróbki jest fakt, że Summit jest przeznaczony do strzelania z użyciem celownika optycznego, więc muszka i szczerbinka zostaną natychmiast zdemontowane. Tylko po co ludzi do tego tak boleśnie zmuszać? Lepiej było ich w ogóle nie montować... Stripping łoża i chwytu. Spust klasycznie zerżnięty z Gamo Na korpusie Summita jest wyfrezowana szyna do montażu celownika, klasyczny „jaskółczy ogon”. Dodatkowo, przewidując solidny odrzut tak mocnej wiatrówki, dysponujemy dwoma otworami pod kołek stopujący montażu. Największe zdziwienie budzi fakt, że przedni otwór jest wykonany... na wylot przez ściankę korpusu! Widać przez niego sprężynę wiatrówki. Jaki jest cel takiego rozwiązania? Ułatwienie dostępu do mechanizmów wodzie, piaskowi i innym zanieczyszczeniom? A może wiatrówka powinna oddychać? Nie wiem. Kolejna bzdura zgodna z chińską logiką. Czyli „niech się zepsiuje, byle sibciej, a my temu pomoziemy”. Choć mój kolega określa to lepiej – „Kupiłeś, to sp...laj”. Spust jest wykonany z metalu, osłona spustu z plastiku. Przed językiem spustowym znajduje się bezpiecznik, typowy dla Gamo. Przesunięcie go powoduje zablokowanie spustu. Chodzi bardzo twardo – zarówno bezpiecznik jak i spust. Jak na taką wiatrówkę, w końcu przy 17 J niespecjalnie wysiloną, to spust jest zdecydowanie za twardy. W efekcie zrywa się strzał, a to – jak wiadomo – nie sprzyja celności. Sam strzał nie należy do przyjemnych. Co dziwne przy tej masie wiatrówka dość mocno kopie. Do tego przy strzale wiatrówka podskakuje, ale także wykręca się na boki. Cykl strzału jest długi, co przy długiej lufie i podrzucie skutkuje dużym rozrzutem na tarczy. Remington Summit wymaga więc dobrego opanowania sprzętu, nie tylko dużego wysiłku i koncentracji przy strzelaniu. Nie jest to zatem wiatrówka dla początkujących. Wiatrówka bardzo długo i mocno diesluje, czyli spala nadmiar smarów. Nie jest to zdrowe dla uszczelki i sprężyny, stąd przed strzelaniem należałoby Summita rozebrać, wyczyścić i prawidłowo nasmarować. Światłowodowa szczerbinka. Z czym do muszki? Muszę przyznać, że poświęciłem sporo czasu, aby opanować Summita. Od razu jednak pojawił się problem z wyzerowaniem celownika – nie dało się tego zrobić. Strzelając z odpowiednią poprawką przez cały czas okazywało się, że nie jestem w stanie uzyskać 10 przestrzelin w tarczy o wymiarach 17 x 17 cm. – zarówno na 50, jak i na 25 m. Średni punkt trafienia wędrował z każdą serią, co skłoniło mnie, by bliżej obejrzeć celownik. Obejmy montażu od środka są wyłożone paskami z klejem. To już oznacza, że celownik będzie „pływał” w obejmach przy tak silnych kopnięciach wiatrówki. Po ich usunięciu sytuacja się jednak nie poprawiła. Okazało się też, że montaż przesuwa się po szynie. Zaraz, zaraz, zapytacie się pewnie. Jak to się przesuwa, skoro są otwory na kołek stopujący? Niestety, wymiary kolby i odległość od oka dla celownika Crosmana są takie, że montaż musi znajdować się jak najbliżej oka, czyli na końcu szyny, i kołek stopujący nie trafia w otwór. Praktycznie okazało się że kołek stopujący w montażu jest, otwory pod ten kołek w wiatrówce są, tylko że nie da się jednego z drugim połączyć. A siła odrzutu była taka, że w montażu wytarły się szczęki trzymające szynę. Świadczy to jednoznacznie, iż montaż, mimo że w komplecie, nadaje się może do czegoś, ale na pewno nie do Remingtona Summita. Wymieniłem montaż na SportsMatcha. Ponieważ celownik też nie budzi zaufania, wymieniłem go na Deltę Optical Titanium 4–16x42. Umocowałem wszystko solidnie... i nie pomogło. Owszem, poprawa skupienia była, jednak nadal nie dało się zmieścić 10 strzałów w tarczy. Średni punkt trafienia Napis „Made in China” rozwiewa wszelkie złudzenia co do amerykańskości karabinka Pomiar prędkości wylotowej jest standardowym elementem testu, więc mimo dyskwalifikacji, Remington Summit został zmierzony na chrono. Zrobiłem to, tym bardziej że dystrybutor, firma TM-Militaria, pisze wprost: Dzięki zastosowaniu silnych sprężyn i odpowiednio dobranych ciężarków po raz kolejny udało się zbliżyć się do maksymalnie dopuszczalnej prędkości początkowej 300 m/s. Przypominam wzór ze szkoły podstawowej. Ek= mV2/2 17 J=m*(300 m/s)2/2 Wynika z tego, że masa śrutu musiałaby wynosić 0,38 grama aby ta teza była prawdziwa. Niestety, dla śrutu ołowianego diabolo jest to niemożliwe..., czyli standardowo sprzedawca okłamuje klienta. Bo przecież jest na dole opisu adnotacja, że Remington Summit nie przekracza 17 J: UWAGA: Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem na posiadanie wiatrówki o mocy poniżej 17 J nie jest wymagane pozwolenie i są one dostępne w sprzedaży dla wszystkich osób pełnoletnich. Pomiary na chronografie firmy Shooting Chrony, model Beta Master, wykazały następujące parametry: dla śrutu 4,52 mm JSB Exact Express, o masie 0,51 g prędkość 270 m/s, energia 18,6 J dla śrutu 4,52 mm JSB Exact o masie 0,55 g prędkość 260 m/s, energia 18,6 J dla śrutu 4,52 mm JSB Exact Heavy o masie 0,67 g prędkość 230 m/s, energia 17,8 J Dla wyjaśnienia dodam, że było to po całym, długim przez wzgląd na problemy, cyklu testów, a więc wiatrówka już nie dieslowała, była dotarta, o czym też świadczyła niezła stabilność prędkości. Bezpośrednio po wyjęciu z pudełka Remington Summit ma dobre 2-3 J więcej. Całe szczęście dla mnie, że test odbywał się na atestowanej strzelnicy ZKS w Warszawie... Wniosek jest jednoznaczny. Remington Summit jest bronią pneumatyczną, podlegającą rejestracji. Dystrybutor, firma TM-Militaria, podając, że wiatrówka ta ma poniżej 17 J, wprowadza kupującego w błąd zmieniał się w losowy sposób, a różnica potrafiła sięgnąć nawet 20 cm. na 25 m! Momencik.... wiem, że jestem kiepskim strzelcem, wiem, że nie umiem strzelać z kopiących wiatrówek, ale są jednak pewne granice. W tarczę 17 x 17 cm na 25 m można trafić 10 na 10 razy z procy, a co dopiero z wiatrówki z celownikiem optycznym! Obejrzałem więc wiatrówkę. A dokładnie rzecz biorąc śruby mocujące system do osady. O dziwo, trzymały. Szczęki trzymające kostkę, w której jest osadzona lufa trzymają. Ale za słabo. Okazało się, że lufa jest za luźno zamocowana. Dokręciłem śrubę – nie da się złamać wiatrówki. Do tego okazało się, że zatrzask trzyma dość... hmm... dziwnie. Śrut załadowany, lufa prawidłowo zatrzaśnięta, a od delikatnego wstrząsu przy opieraniu wiatrówki lufa potrafi przesunąć się o parę milimetrów. I to nie tylko w dół, także na boki. Przy prawie półmetrowej lufie daje to potężny rozrzut. Niestety, nie jest to problem do rozwiązania tylko za pomocą śrubokręta, ale wymaga większej zabawy w warsztacie. To co tygrysy lubią najbardziej – mosiężna, kulista muszka. Co ciekawsze podobną można znaleźć w Niniejszym, z prawdziwą ulgą, Remington Gamo Hunter 1250 Summit został zdyskwalifikowany jako wiatrówka nienadająca się do strzelania. Przy wiatrówce za 1000 zł, narażając go na konsekwencje karne. Na posiadaczu wiatrówczyli ze średniej półki, konieczność fachowej ingerencji w fa- ki spoczywa bowiem obowiązek rejestracji, a więc także znabrycznie nowy sprzęt, by uzyskać jakiekolwiek skupienie jest jomości energii wylotowej, jaką ta wiatrówka posiada. Mało przesadą. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to zapraszam do lektury tego, firma TM-Militaria robi to świadomie, o czym jednotestu Webleya Xoceta, kosztującego praktycznie tyle samo znacznie świadczy fakt chwalenia się MOCĄ wiatrówki (test ukazał się w poprzednim Biesie). w opisie produktu. Pozwolę sobie zostawić czytelnikom ocenę moralną Najlepsze w Remingtonie Summicie pozwolę sobie pozosprzedawcy, który z premedytacją wprowadza w błąd kupustawić na deser. 28 Broń i e-Strzelectwo Dane techniczne Kaliber . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4,5 mm Długość całkowita . . . . . . . . . . . . . . 1143 mm Długość lufy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 484 mm Masa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3,53 kg Prędkość początkowa . . . . . . . . . . . . 260 m/s (JSB Exact, 0,55 g.) Energia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 J jącego, narażając go na konfiskatę wiatrówki i konsekwencje karne. Zadam tylko dwa pytania: Cyt. z opisu Summita: Po raz kolejny udało się zbliżyć do maksymalnej dopuszczalnej granicy 300 m/s – które więc jeszcze wiatrówki oferowane przez firmę TM-Militaria są bronią pneumatyczną, sprzedawaną nielegalnie przez tą firmę? Co na temat nielegalnej sprzedaży broni pneumatycznej przez firmę TM-Militaria sądzi Wydział Koncesji i Zezwoleń MSWiA oraz prokuratura? Coś poszło nie tak w fabryce. W prawym otworze pod kołek stopujący widać sprężynę. A może to tylko otwór do smarowania? eleganckie wykończenie celownik w komplecie twardy spust dziura w korpusie bezużyteczna, wręcz szkodliwa muszka kiepski celownik kiepski montaż niska kultura pracy fatalne mocowanie lufy energia powyżej 17 J Uwaga, broń pneumatyczna sprzedawana nielegalnie! Wiatrówka zdyskwalifikowana! Polecamy tylko wtedy gdy kosztuje 300 zł, i to tylko pod warunkiem solidnych przeróbek! Miłosław Majstruk Zdjęcia: Karol „Diesel” Kiełbasiński Redakcja pragnie podziękować firmie Delta Optical za udostępnienie celownika na potrzeby testów oraz firmie Cekaus za udostępnienie chronografu i niezbędnych akcesoriów. Celownik Crosman 3–9x40 AO Puder i falbanki Tomasz „Cypis" Gębala Jaka jest metoda, by zatrzymać spadającą sprzedaż samochodów? Robi się samochodom facelifting. To nic, że silnik nadal ma starą konstrukcję i jest nieekonomiczny, a zawieszenie oraz hamulce pamiętają epokę Freda Flinstona. Ważne jest, że „nowe" auto jest ładniejsze i przyciąga wzrok. Podobnie robi się w przypadku celowników optycznych. Bierze się stare elementy i z nich składa się celownik, który ma wyglądać na taktyczny. Bo taktyczność i profesjonalność jest obecnie jak najbardziej trendy. Identyczną technikę zastosowała firma Crosman w stosunku do celownika oferowanego w zestawie z karabinkiem Crosman Summit. Wygląd, estetyka i praca mechanizmów Biorąc do ręki po raz pierwszy ten celownik przeżyłem déja vu. Gdyby na celowniku nie było napisu Crosman, byłbym święcie przekonany, że trzymam w ręku któryś z modeli Walthera. Zmylić mogłyby jedynie dość nietypowe pokrętła zerowania, ale i tak wszystkie elementy celownika wyglądały mi znajomo. Celownik niewątpliwie ma chińskie pochodzenie, co potwierdza napis „Made in China". W komplecie z celownikiem dostajemy również, na oko dość dobrej jakości, jednoczęściowy montaż z kołkiem stopującym, imbusy do jego zamontownia oraz zakrywki typu bikini (dwie zakrywki spięte gumką). Taktyka i profesjonalizm to hasła, na które można sprzedać wszystko. Czy rzeczywiście? 30 Broń i e-Strzelectwo Celownik wykonany jest typowo dla tej półki cenowej. Metalowy tubus pomalowano proszkowo, grawerowane napisy wypełniono białą farbą. Całość jest czarno-biała. Bez szarości i innych zdobień. Stylistyka jest nieciekawa i mało efektowna. Pokrętło AO ma drobne ryflowania mające poprawiać pewność chwytu. Obraca się płynnie i bez zacięć. Podziałka wyskalowana jest w jardach i, o dziwo, dość poprawnie. Na pokrętle powiększenia, prócz karbowania, znajduje się wystający ząb ułatwiający obracanie nim. Obraca się płynnie i dość ciężko, ale... No właśnie, o tym „ale” będzie za chwilę. Celownik posiada również pokrętło korekcji wady wzroku na okularze. Najbardziej nietypowe ze wszystkiego są pokrętła zerowania. Wystylizowane są na pokrętła taktyczne. Duże z wyraźnym karbowanym „kapeluszem”. Nie są przykryte żadnymi zakrywkami! To dość ryzykowne zagranie ze strony producenta, obliczone, jak sądzę, tylko na efekt wizualny. Takie rozwiązanie, aby zapewniało dobrą powtarzalność nastaw, musi być wykonane ponadprzeciętnie. Musi być, po pierwsze, zaprojektowane tak, aby było w stanie znieść ewentualne uderzenia w owe pokrętła, pokrętła zaś muszą chodzić z dużym oporem, bardzo wyraźnym klikiem oraz być odpowiednio zabezpieczone przed zanieczyszczeniami i wodą. Żaden z tych warunków nie został spełniony. Pokrętła obracają się moim zdaniem stanowczo za lekko. Klik jest delikatny, a pomiędzy jednym klikiem a drugim wy- czuwalny jest luz. Po zdjęciu pokręteł (pokrętła mogą być resetowane) widoczny jest gumowy oring. Jednak w mojej ocenie, aby takie uszczelnienie było skuteczne, pokrętła muszą być ciaśniej osadzone na tej uszczelce. Tak jednak nie jest. Takie pokrętła zerowania plus widoczna wewnątrz przez soczewkę obiektywu prostota, by nie powiedzieć prymitywizm, mechanizmu zerowania, prawdopodobnie nie zapewnią zachowania nastaw w dłuższym okresie eksploatacji. Kolejną niedoróbką producenta jest brak punktu odniesienia dla podziałki na pokrętłach zerowania. Po co zatem podziałka? Nie wiem. Sama podziałka jest równie udziwniona, jak reszta pokrętła. Nie posiada równomiernego wypełnienia kreskami wokół obwodu, ale ma wyróżniony punkt zero oraz wyskalowaną w górę (na plus) i w dół (na minus) podziałkę. Podziałka nie zamyka się na obwodzie i w ten sposób część pokrętła Nieszczelne pokrętła, prymitywizm mechanizmu zerowania, brak punktu odniesienia do podziałki, najprostsze powłoki nie jest w ogóle opisana. Cel takiego na szkłach – ale czego żądać za tę cene? zamysłu jest mi nieodgadniony. Można się jedynie domyślać, że producent niesłusznie założył, iż po ki. Zgaduję jednak, sądząc po jakości obrazu, że powłoki, jewyzerowaniu celownika resetuje się pokrętła, a potem wystarczy śli są, to są najprostsze. Celownik przy powiększeniu x3 pozwala na ostrą obserjuż tylko wykonać po pół obrotu lewo/prawo lub góra/dół, by wnieść korektę na odległość lub wiatr. Wiedząc, że w tym celow- wację obiektów od 2,5 m do nieskończoności. Dla powiększeniku jeden pełny obrót to 15 MOA (pół obrotu jakieś 7 MOA), nia x9 minimalna odległość to ok. 7 m czyli całkiem przyzwooptymizm producenta jest nieuzasadniony. Zakładając, że zero icie, jak na celownik „wiatrówkowy”. Celownik może się też „pochwalić” sporym błędem paraw karabinku sprężynowym ustawimy na 25 m, nie mamy żadnych szans na wyzerowanie celownika na 50 m, zakładając, że laksy. Na przykład na odległości 20 m i AO ustawionym na przekręcimy tylko o pół obrotu pokrętło (7 MOA to ok. 10 cm 13–14 m (znacznik na pierścieniu AO 15 jardów) cel widać na 50 m). Opad na 50. metrze jest stanowczo większy dla wia- ostro. Jednak ruch oka schodzący z osi optycznej powoduje przesuniecie punktu celowania nawet i o 1 cm! – całkowity trówki w limicie 17 J. Na koniec zostawiłem sobie największego „babola”, to błąd celowania, jaki możemy popełnić, to ponad 2 cm. Dość „ale”, o którym wcześniej wspomniałem. Otóż, skręcając po- sporo i używając tego celownika należy o tym pamiętać, by krętła maksymalnie zgodnie z obrotami wskazówek zegara, nie być rozczarowanym niecelnymi strzałami. Siatka celownicza umieszczona jest w drugim planie nie dość, że pokręcanie wymaga użycia coraz większej siły, to jeszcze... blokuje możliwość przestawiania powiększenia! Coś optycznym (podziałka zmienia się wraz ze zmianą powiększenia). Siatka to nietypowy Mil-Dot. Nietypowy, bowiem wewnątrz niemiłosiernie trze i chrobocze. Totalna porażka! zamiast standardowych kropek – których rozmiary również posiadały przemyślane rozmiary kątowe ułatwiające Obraz szacowanie odległości – ma kreski, a i podziałki są cztery Ja już tu kiedyś byłem – można by powtórzyć za Maksiem z „Seksmisji”. Obraz jest również typowy dla takich (czytaj: tanich) celowników. Ciemny, z lekkim brązowawym zabarDane techniczne wieniem, o bardzo małym polu widzenia. Ta ostatnia cecha Średnica obiektywu . . . . . . . . . . 40 mm powoduje niewygodne szukanie celu i dość szybkie zmęczePowiększenie . . . . . . . . . . . . . . . od 3 do 9 nie wzroku. Na odległości 50 m jest to ok. 1,5 m. Pozostałe Średnica tubusu . . . . . . . . . . . . . 1" (25,4 mm) cechy celownika są jednak całkiem znośne. Zarówno konZakres AO. . . . . . . . . . . . . . . . . od 10 jardów trast, jak i rozdzielczość obrazu są zadowalające. Wprawdzie (ok. 9 m) do nieskończoności dalekie obiekty otoczone są wielobarwną delikatną obwódką, Zerowanie . . . . . . . . . . . . . . . . . Ľ M.O.A./klik ale nie można oczekiwać od taniego celownika doskonałego Zakres regulacji zerowania . . . . ok. 100 M.O.A. obrazu właściwego dla celowników wielokrotnie droższych. Siatka celownicza. . . . . . . . . . . . nietypowy Mil-Dot Nie zaobserwowałem również zniekształceń sferycznych. Waga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ok. 640 g Nigdzie w dokumentach dołączonych do celownika nie można wyczytać, czy i jakimi powłokami pokryte są soczewBroń i e-Strzelectwo 31 a nie pięć jak w standardowym Mil-Dotcie. Malutkie kreski umieszczone są na pionowych i poziomych liniach krzyża. Najciekawsze jest to, jak ową podziałkę wyskalowano. Przy powiększeniu x9 z odległości 20 m między najbliższymi kreskami mieści się 2,5 cm, co daje ok. 2 miliradiany. Siatka celownicza z kreskami co 2 miliradiany w tym celowniku to mało potrzebny gadżet. Przydatność takiej siatki jest mniej więcej taka sama, jak tylnego spojlera w fabrycznym małym fiacie, czyli żadna. Tak duże odstępy kątowe nie umożliwiają brania odpowiednio precyzyjnych poprawek. Ale może to i dobrze, bo siatka do najdelikatniejszych nie należy. Na 50 m zasłania ok. 8–10 mm. To też jest dość sporo. Użytkowanie Celownik zamontowałem na Hatsanie 55, czyli wiatrówce o dość mocnym i nieprzyjemnym odrzucie. Niestety nie miałem okazji przetestować celownika w dłuższym okresie, co mogłoby rzucić światło na jego trwałość, niezawodność, a tym samym przydatność do użycia na wiatrówkach sprężynowych. Udało mi się oddać kilkadziesiąt strzałów. Celownik bez problemów udało się wyzerować. Również dostarczony w zestawie montaż zapewnił solidne unieruchomienie celownika, mimo że świadomie nie użyłem kołka stopującego. W okresie użytkowania celownik trzymał zero. Zmiany nastaw powiększenia również nie miały wpływu na położenie zera. Jednakże kręcąc AO wyraźnie widać było zmianę położenia punktu trafienia. Pragnę podkreślić, że nie wynikało to z błędu paralaksy. Strzelając na dystansie 10 m i mając wyzerowany celownik dla tego dystansu z odpowiednio ustawionym AO, po zmianie dystansu na 20 m i ponownym ustawieniu AO przestrzeliny układały się wyraźnie po prawej stronie (lekko w górze, ale to wynikało prawdopodobnie z krzywej balistycznej). To niezbyt optymistyczna wiadomość, bo sprowadza regulację AO do nieprzydatnego dodatku. Trudno jest bowiem oczekiwać, że użytkownik każdorazowo po zmianie dystansu i zmianie AO, będzie celownik zerował. W połączeniu z pokrętłami zerowania, które miały podkreślać taktyczną solidność celownika, jest to chyba mało śmieszny żart producenta. Podsumowanie Nie widziałem nigdzie tego celownika dostępnego samodzielnie, a jedynie jako zestaw razem z karabinkiem Crosman Summit. Nie wiadomo zatem, ile kosztuje. Należy pamiętać, że jest to celownik bardzo przeciętny, w niczym nie przewyższający innych podobnych celowników na rynku. Uwzględniając parametry i jakość innych podobnych celowników, zakładając, że celownik nie miałby opisanych wad (blokowanie powiększenia w skrajnym położeniu, pokrętła zerowania oraz pływające zero po zmianie AO) pokusiłbym się wycenić sam celownik na 250–350 złotych. Wady tego celownika, stawiają go jednak w bardzo niekorzystnej pozycji względem innych, a być może nawet go dyskwalifikują. Dołożywszy bardzo przeciętny obraz i nieciekawą stylistykę jest prawdopodobne, że nie cieszyłby się dużą popularnością. Tomasz „Cypis" Gębala Zdjęcia : autor 32 Broń i e-Strzelectwo Montaż ATP61 – 30 mm Problem regulowany Tomasz „Cypis” Gębala Strzelcy, którzy używają karabinków pneumatycznych i chcą korzystać z optyki, skazani są na wybór celownika najczęściej spośród modeli produkowanych dla broni palnej. Dodatkowo, jeśli ma to być optyka przydatna do zastosowań konkurencji sportowej FT, wybór zawęża się jeszcze bardziej. Użytkownicy, wybierając z tego niewielkiego wachlarza celowników, zmuszani są do borykania się z jeszcze jednym problemem – zbyt małym, jak na potrzeby strzelań pneumatycznych, zakresem regulacji zerowania. Wynika to z tego, że trajektoria pocisku wystrzelonego z broni palnej, z uwagi na Montaż w opakowaniu jego dużo wyższą prędkość, jest bardziej płaska niż śrutu wystrzelonego z karabinka pneumatycznego. Dodatkowo, zerowanie karabinka pneumatycznego odbywa się na dystansach dużo bliższych. Celownikom dedykowanym broni palnej, w zastosowaniach wiatrówkowych brakuje regulacji góra–dół. Nie daje się zmusić celownika, by „patrzył” niżej. Na nieszczęście, nawet celowniki produkowane do konkurencji FT charakteryzują się najczęściej małym zakresem takiej regulacji. Nawet jeśli celownik uda się wyzerować, to pokrętło góra- dół pracuje w jednym ze skrajnych położeń. Jest to niekorzystne zarówno z punktu widzenia mechaniki celownika, jak i nieoptymalne, jeśli chodzi o jakość obrazu przekazywanego przez układ optyczny. Czyżby zatem była to sytuacja bez wyjścia? Nie. Producenci montaży zauważyli ten problem i np. firma Sports Match od dłuższego czasu produkuje jednoczęściowy montaż z tzw. mikroskosem – HOP19C. Jak łatwo się domyślić, mikroskos powoduje, że oś optyczna celownika nie jest położona równolegle do osi lufy. Przednia obejma montażu jest obniżona o ułamek milimetra względem tylnej obejmy. Celownik „patrzy w dół” i jest szansa, że jego zero znajdzie się w środku zakresu regulacji. Nie zawsze jednak fabrycznie ustalony mikroskos jest optymalny dla danego zestawu karabinek–celownik. Dlatego też ta sama firma wypuściła na rynek jednoczęściowy montaż regulowany – AOP55, czyli taki, w którym ów mikroskos daje się prawie dowolnie ustawiać. Jednoczęściowy montaż ma, niestety, jedną wadę (przy całej masie zalet) – zakrywa najczęściej od góry port ładowania śrutu i czyni ładowanie udręką. Lecz i tu firma SM wykazała się refleksem i w wyniku uwag zgłaszanych przez strzelców opracowała i wprowadziła do sprzedaży nowy montaż – dwuczęściowy i regulowany. Ten trochę przydługi wstęp prowadzi nas do tytułowego bohatera tego artykułu – wysokiego montażu Sports Match ATP61 – 30 mm. Montaż dostarczany jest w blistrze. Na zafoliowanej tekturce dostajemy dwie części montażu i... cztery(!) różnego rodzaju imbusy. Na odwrocie tekturki znajduje się instrukcja obsługi. Niestety, po angielsku. Cztery imbusy potrzebne do Broń i e-Strzelectwo 33 założenia montażu to ewenement. Nie bardzo też takie rozwiązanie mi się podoba. Cztery imbusy – niestety, nigdzie nie jest podane, jakich rozmiarów – powodują, że jest czego pilnować, by w przyszłości móc obsługiwać montaż. Jeden z montaży posiada kołek stopujący. Mogłoby się wydawać, że montaż umożliwia bardzo mały zakres regulacji. Jak podaje producent, wysokość jednej Rozwiązanie konstrukcyjne, jakie wprowadził producent, ma, według mnie, dwie wady. Pierwsza to liczba śrub regulacyjnych, a w zasadzie ich różne rozmiary, czego konsekwencją jest duża liczba różnych imbusów. Druga to przyjęcie optymistycznego założenia, że położenie górnej obejmy względem dolnej nie zmieni się, trzymając nastawy tylko dzięki tarciu. Elementy są malowane proszkowo, więc tak naprawdę nastawy zależą od jakości farby i jej przylegania do poszczególnych części! Takie rozwiązanie zdecydowanie mi się nie podoba. Możliwości regulacyjne wymuszają zachowanie odpowiedniej kolejności przy zakładaniu montażu na karabinek. Najpierw konieczne jest wstępne ustawienie go, tak by wykasować luz regulacyjny. Wstępnie unieruchamiamy montaż. Kładziemy celownik na kołyskach montażu i dokręcamy obejmy ustawiając krzyż w pionie i odstęp od oka. Dopiero teraz regulujemy podniesienie tyłu, tak by punkt trafienia zrównał się z punktem ce- ... i po wypakowaniu. Do obsługi potrzebne są aż cztery klucze imbusowe obejmy możemy regulować w zakresie od 22,5 mm do 23,8 mm. Jest to raptem 1,3 mm regulacji. Powinniśmy jednak uzmysłowić sobie, że dla rozstawu obejm montażu 100 mm – czyli dość typowego dla sporej części celowników – zakres regulacji punktu celowania na 50 m wynikający tylko z możliwości samego montażu to 65 cm! Nie ma takiego celownika, któremu nie dałoby się skompensować zakresu regulacji. Przyjrzyjmy się, jak wygląda sama budowa obejmy. Składa się z trzech części. Standardowej górnej, jak w zwykłym montażu, i niezależnej dolnej. Górna część wchodzi w dolną na wpust. Położenie (wysokość) ruchomej części ustalane Maksymalny skos montażu jest wstępnie za pomocą małej, ukośnie prowadzonej śrubki. Wpust górnej części jest blokowany z boku dwoma śrubami imbusowymi, które ściskają dolną część montażu, unieruchamiając górną. Takie rozwiązanie umożliwia ułożenie górnej obejmy względem dolnej nie tylko wyżej, ale również pod kątem. Ma to duże znaczenie, bo tylko wtedy obejmy montażu ułożą się prawidłowo na tubusie celownika. 34 Broń i e-Strzelectwo Obejma celownika wyraźnie przekrzywiona w lewo. To jest niedopuszczalne lowania na wybranym dystansie przy ustawieniu pokręteł regulacyjnych zerowania celownika w środkowych położeniach. Niestety, nawet tak znanemu i doświadczonemu producentowi nie udało się uniknąć wpadki. Elementy montażu robione są nie jako elementy frezowane, ale jako aluminiowe odlewy. Takie rozwiązanie jest oczywiście tańsze, ale zdecydowanie mniej precyzyjne. Efekt? Widać na zdjęciu. Górna część montażu po dokręceniu śrub wychylona jest wyraźnie w lewo (proszę zwrócić uwagę na szerokość szczeliny). Można zatem zapomnieć o osiowości i precyzji tak niezbędnych w przypadku montażu. Czy zatem warto używać takiego typu montażu? Na nasze nieszczęście czasami nie ma wyboru. Jednak wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe szczerze odradzam jego stosowanie. W szczególności dla ciężkiej optyki (np. specjalizowanej do FT) i karabinka sprężynowego. Sposób zaprojektowania i wykonania w trakcie eksploatacji będzie stwarzał niepotrzebne problemy i powodował frustrację u strzelca, gdy celownik będzie gubił zero. Celownik do testów dostarczyła firma Cekaus Tomasz „Cypis” Gębala Zdjęcia: autor Nie tylko wiatrówki są tandetne Witajcie nam dziś hiszpańskie dziewczyny... Marcin „maab” Abratowski Badziewie – tym mocno kolokwialnym terminem powszechnie określa się rzeczy marnej jakości, lub te które rozczarowały właścicieli. Takie słowo wyrywa się każdemu, kto zetknął sie z dziadowskim towarem. Na szczęście, świat nie jest czarno-biały, są na nim rzeczy dobre, złe i jeszcze dużo gorsze od tych złych. Kontrblacha zamka, której brakuje w tańszych replikach Ponieważ ten numer Biesa poświęcony jest robieniu w trąbę poczciwców poprzez wtykanie im bylejakich wiatrówek reklamowanych jako ósmy cud świata, także i dział czarnopro- Mosiężne elementy dodają autentyzmu i... klasy Oczywiście ta niska jakość dotyczy głównie oczekiwań użytkowników, szczególnie odnośnie do wyglądu, bowiem repliki po wyjęciu z pudełka działają w miarę poprawnie i całkowicie bezpiecznie. Jedną z podstawowych różnic pomiędzy tandetnymi wiatrówkami a „budżetowymi” czarnoprochowcami jest fakt, że te ostatnie zapewniają to, co najważniejsze – bezpieczne strzelanie. Gdyby ten warunek nie został Kentucky zmontowany własnoręcznie przez autora artykułu z zestawu wymagał sporo pracy i czasu chowy ma do dodania swoje trzy grosze, z tym wszakże zastrzeżeniem, że dotyczą broni jak by nie było silniejszej od wiatrówek, co powoduje, że normy jakości są zupełnie inne, eliminujące produkty niespełniające ściśle określonych kryteriów. Klasycznym przykładem niskiej jakości w broni CP są tanie hiszpańskie repliki, produkowane przez Ardesę lub Dikara. Lufa z wybitymi znakami prób ciśnieniowych. Tu nie ma żartów – te znaki są gwarancją naszego bezpieczeństwa Broń i e-Strzelectwo 35 Wnętrze lufy. W głębi widać gwinty i korek zamykający dno lufy spełniony, producent po prostu nie znalazłby zbytu na swoje towary, a procesy nie miałyby końca. Największe zastrzeżenia użytkowników dotyczą dość swobodnej interpretacji przez hiszpańskich mistrzów określenia replika, ich wyroby są niewątpliwie dobrymi replikami co do istoty działania, lecz odbiegają od oryginałów użytymi materiałami, wykończeniem czy jakością detali. W tym artykule mam zamiar pokazać, z jakimi wadami w hiszpańskich replikach można się spotkać, i na co warto zwrócić uwagę przy ocenie poszczególnych egzemplarzy, praktyka bowiem wskazuje, że bywa różnie, w zależności od tego, na co się trafi. Tania replika jest zrobiona z tanich materiałów i przeważnie niestarannie (tanio) wykończona. Zdarzają się wyjątki, ale nigdy nie są one przeznaczone na nasz rynek. Na początek warto zacząć od lufy, bo to najważniejszy element broni czarnoprochowej. Najczęściej jest to produkt solid- Lufa zakończona hakiem mocującym jej koniec w osadzie. Alternatywne mocowanie zwane jest warkoczem i jest blachą biegnącą po wierzchu osady ny, grubościenny, dobrze zakorkowany, żadnych kompromisów, porządna robota. I tyle dobrego można powiedzieć. Na pewno nie ulegnie uszkodzeniu – nawet w przypadku przeładowania prochem To jest ogromna zaleta, zapewnia nam wszakże bezpieczeństwo, i tym strzelającym, i tym stojącym obok. Z wykończeniem rzeczonej lufy jest już jednak różnie, widziałem krzywe ucięcie lufy, mające ślady narzędzia tnącego, a całość pokryta była oksydą. Brak korony albo jej nikłe wykonanie to praktycznie norma, a przecież wejście do lufy to newralgiczny punkt w broni odprzodowej – tędy pocisk jest ładowany, i tędy też wylatuje, warto więc zadbać o poprawienie po wytwórni. Oksyda na lufie bywa nierówna, często dająca wręcz coś w rodzaju łat, zaś punce ostrzału nabijane są nie zawsze czytelnie, a warto wiedzieć, co jest na nich wybite. Jeżeli zagłębimy się w lufę, to może się okazać, że gwint miewa ubytki, bywa zbyt płytki, a prawie zawsze jest w najprostszym wydaniu 1:66, przynajmniej w tych tanich replikach. Dobry dla kul, ale pociski wydłużone wymagają szybszego. Co ciekawe, najczęściej jest to jedna lufa dla wszystkich modeli, różnią się one tylko 36 Broń i e-Strzelectwo długością. W dodatku na rynek europejski Hiszpanie oferują praktycznie cała ofertę jedynie w kalibrze .45, a jeżeli ma to być inny kaliber, to tylko w tak zwanych „wiewiórkówkach”, gdzie stosowany jest tradycyjnie .32 (mały kaliber nie niszczy futerka). I choć w produkcji są też lufy kalibru .50 i większe, to trafiają prawie wyłącznie na rynek amerykański, może dlatego, że Amerykanie mogą z tej broni polować. Jak już wspomniałem, lufy są dobrze zakorkowane, aż za dobrze. W razie konieczności wykręcenia korka, nawet gdy Oryginał z epoki – kurek, zamek i brandka jest to robione w warsztacie, nie da się uniknąć drobnych skaleczeń na lufie. Po prostu gwinty są zaklejane, dopiero właściciel po trudach ogrzewania i wykręcenia, może korek wkręcić na specjalny smar, tak aby dawał się on prawie swobodnie wykręcać, czyli tak, jak powinno to być zrobione. Zaklejanie korka jest zapewne jakimś sposobem fabryki na odwodzenie użytkownika od rozkręcania lufy, albo obawą przed samorozkręcaniem tego połączenia, czymś w rodzaju dodatkowego zabezpieczenia. Ten sam problem dotyczy wykręcania brandtki, czyli elementu, w który wkręcany jest kominek, a w którego wnętrzu znajduje się kanał ogniowy przenoszący zapłon z kapiszona na dno lufy. Sama brandtka to osobny temat, nadmierne uproszczenie technologiczne (czytaj – potanienie produkcji) sprawiło, że we wszystkich tańszych replikach ma ona postać walca wkręconego w lufę. Oczywiście historycznie i takie występowały, ale w większości wypadków brandtka była elementem elegancko wyprofilowanym i dopasowanym do lufy, nierzadko zdobionym. Zaś to, co mamy w tanich replikach, to po prostu „element pełniący funkcję Replika dobrej firmy. Uproszczona brandka, ładny zamek i piękne drewno brandtki”, i to określenie najlepiej chyba oddaje rzeczywistość. Niestety, ale nie da się tego łatwo wymienić na brandtkę wyglądającą ładnie i historycznie. Po lufie czas na zamek. Też na ogół jest szczytem uproszczeń i obniżania kosztów produkcji. Często bez mostka, za to ze sztampowymi przetłoczeniami mającymi imitować grawerunek. Brak mostka odbija się na niskiej trwałości zamka, najbardziej obciążony element, czyli oś kurek–orzech nie ma dodatkowego oparcia i mocowana jest tylko w płycie zamka. Fakt, że te malutkie zamki (a jest to w zasadzie jeden i ten sam zamek we wszystkich tanich replikach) – czy to skałkowe, czy kapiszonowe – nie przenoszą dużych obciążeń, to mimo wszystko nadmierne ich uproszczenie odbija się na jakości. W mechanizmach spustowych dość powszechnym mankamentem jest brak elementów sprężynujących, sprawiających, że spust nie ma luzów i nie klekocze w pozycji swobodnej. Oczywiście spusty miewają wszelkie luzy, nawet i boczne. Często źle jest też dobrana oś obrotu języka spustowego, sprawiająca, że praca mechanizmów jest twarda, a ściąganie spustu wymaga sporej siły. Pocieszające jest to, że jeśli replika wyposażona jest w przyspiesznik spustu, to na ogół pracuje on poprawnie i daje się dość swobodnie regulować. Ale te najtańsze nie mają przyspieszników dzięki temu są właśnie najtańsze. Rozprawiwszy się z częścią mechaniczną, pora przejść do osady. Cechą charakterystyczną broni czarnoprochowej jest duża liczba elementów mosiężnych oraz ładne i przyjemne w dotyku drewno, co nadaje jej ten specyficzny charakter. Dla- Kurek, kominek i brandtka od góry. Widać również lufę mocowaną na warkocz Uproszczenia bardzo często polegają też na rezygnacji z elementów ozdobnych, takich jak patchbox czy kontrblacha zamka, a nawet bywa, że nie jest montowana stopka kolby. Elementy te można dokupić, można też dorobić samemu. Na pewno warto. Zdobienia broni były bardzo różne, najczęściej oddawały inwencję właściciela. I tak powinno pozostać, jednak brak ozdób to, jak łatwo się domyślić, nie wynik dbałości fabryki o pozostawienie wolnej ręki włascicielowi. Zawsze to jakaś oszczędność. Kiedy przyjrzymy się częściom z mosiądzu, to nierzadko można dostrzec braki w wykończeniu odlewu, polerowaniu, a nawet ślady po niedokładnym wypełnieniu formy podczas odlewania. Zadziwiające, ale podobne braki można dostrzec i na droższych replikach. Na szczęście, o ile wady nie są zbyt poważne, to mosiądze można samemu poprawić po fabryce, szczególnie jeśli decydujemy się też na poprawianie drewna osady. Jakość drewna to kolejny problem tanich replik. Jest oczywiste, że w przypadku niedrogiej repliki nie ma co liczyć na dobre jakościowo drewno orzechowe. Najczęściej jest to buczyna, tyle że ta najtańsza o brzydkim rysunku drewna i przeważnie bardzo miękka. A w trakcie strzelania i ładowania broni łatwo o wgniecenia. Drewno nie jest odpowiednio sezonowane, zdarzają się pęknięcia w trakcie użytkowania. Same osady obrobione są dobrze, to robią automaty według szablonu. To że szablon został spaprany i do broni często trudno jest się złożyć, to już inna sprawa. I nawet jeżeli pamiętamy, że bronią historyczną składać się powinno do ramienia, to i tak niewiele pomaga. Po prostu wymiary są uśrednione i nie wszystkim pasują, a w ofercie brak możliwości dobrania pod swoje potrzeby. Kiepskie drewno producenci maskują lakierem, czasem jest on nawet niezłej jakości, niezbyt błyszczący, i dobrze położony, najczęściej jednak jest zbyt śliski, i zbyt współczesny, po prostu razi na takiej Trzy pierwsze karabiny od góry to typowe, tanie repliki Ardesy – Deerhunter i Hawken. Na dole strzelba z górnej broni, ale jest za to tani i łatwy do zastosowapółki – Fowler – też nie bez wad nia w produkcji masowej, w dodatku dobrze tego, po prostu jest okropne, gdy producent stosuje elementy zabezpiecza drewno. Wiele osób nie godzi się z takim potrakaluminiowe lub plastikowe. Aluminium ma najczęściej imito- towaniem drewna. Trzeba wtedy lakier zdzierać i zabezpiewać stal, jest stosowane tam, gdzie wymagane są części sre- czyć powierzchnię tradycyjnie, a dobrze dobrana bejca sprabrzystostalowe, lub czernione. Bywa że aluminium jest po pro- wi, że drewno zyska zupełnie inny charakter. Przy okazji warstu lakierowane. Plastik zaś najczęściej imituje drewno, a do- to dorobić moletowanie kolby, którego najczęściej brak kładniej – drewniany pobojczyk. Paskudztwo. w tanim wydaniu fabrycznym. Broń i e-Strzelectwo 37 Można by przypuszczać, że wielu z tych problemów da się uniknąć, kupując zestaw do samodzielnego montażu. Nic bardziej mylącego, taki zestaw to nie lada kłopoty, a największym z nich jest to, że trzeba mieć warsztat, bo prawie nic do siebie nie pasuje. Można śmiało postawić hipotezę, że elementami zestawów są podzespoły, które nie dały się zastosować na linii montażowej. Po prostu nie pasowały, były złej jakości albo miały inne mankamenty, które sprawiły, że trafiły do osobnej skrzynki, a przemyślny producent postanowił i tak je sprzedać, tyle że tym razem przerzucając problem spasowania na barki nabywcy. Faktem jednak jest, że jeśli uda nam się poskładać i wykończyć replikę z zestawu, to jest ona z reguły o wiele ładniejsza od tej fabrycznej, a nakład pracy, jaki w nią włożono dodatkowo podnosi jej wartość, przynajmniej w oczach właściciela. Nie da się też ukryć, że łatwo dojść też do wniosku bardziej ogólnego, iż cała produkcja „z taniej półki” jaka trafia na nasz rynek, jest dużo gorsza od tej, która trafia choćby za Odrę. Wystarczy porównać karabinek kupiony u nas w sklepie, z tym kupionym w Niemczech. Niby to samo, ale ten z niemieckiego sklepu jest staranniej wykończony i w dodatku tańszy. Oczywiście, całe powyższe omówienie dotyczy tych najtańszych replik, mimo wszystko podkreślę raz jeszcze, że po wyjęciu wprost z pudełka jest to broń działająca poprawnie i bezpiecznie, w dodatku bardzo podatna na poprawki. Oczywiście Hiszpanie potrafią też robić piękne repliki, starannie wykończone i z dobrej jakości materiałów. Nie są one jednak już tanie, choć nadal często tańsze niż produkty innych producentów. Cóż, jakość kosztuje, dobra lufa, szybki gwint, ładne drewno, wysokiej jakości lakierowanie, które aż żal byłoby usuwać, to wszystko można znaleźć w hiszpańskich replikach „z górnej półki”. Niestety, powszechność tych gorszych i najprostszych sprawia, że często nabywcy nie mają zaufania do produktów lepszych oraz bardzo dobrych tego samego wytwórcy, i mimo wszystko poszukując gwarancji jakości, decydują się na zakup broni zupełnie innych producentów. A szkoda, bo miłe zaskoczenia też się zdarzają. Tak więc, podejmując decyzję o kupnie karabinu czy pistoletu czarnoprochowego, można się kierować ceną jako wyznacznikiem, warto jednak wiedzieć, że za niską ceną może iść marna celność broni, a na pewno słaba jakość wykończenia. Oczywiście nie każdy potrzebuje broni do idealnego dziurkowania tarczy na dużą odległość, przy strzelaniu bardziej rekreacyjnym strzela sie na mniejsze dystanse lub do większego celu i wtedy nawet gorsza broń dostarcza nam wiele radości, zwłaszcza, że przy niewielkim nakładzie pracy można wiele poprawić w wykończeniu, nadając indywidualny i niepowtarzalny charakter naszej broni, a polepszenie celności może być zaskakujące dla innych strzelców. Zresztą, wielu z nich wie, że Ardesa po poprawkach, w rękach dobrego strzelca to przeciwnik, z którym należy się bardzo liczyć. I to, co początkowo określiliśmy jako badziewie, niekoniecznie nim jest, a napewno nie powinno nim pozostać. Co się zaś tyczy rewolwerów, to też często pozostawiają wiele do życzenia, ale jest to temat na inny, i to niemały artykuł. Marcin „maab” Abratowski Zdjęcia: ze zbiorów autora 38 Broń i e-Strzelectwo Erotyczne spotkania z bronią, czyli... Proste rady na małe kłopoty Korzystając z własnych doświadczeń, postanowiłem napisać parę słów o tym, co każdy początkujący czarnoprochowiec wiedzieć powinien, a mianowicie o tych wszystkich wkurzających drobiazgach, których z reguły zapominamy zabrać ze sobą na strzelnicę. Wspomnę też o niezbyt groźnych, ale peszących i stresujących usterkach, które sami możemy (za pomocą wspomnianych już akcesoriów) naprawić. Pamiętajcie drogie smoluchy, że warto zabierać ze sobą takie małe i zdawałoby się nieistotne przedmioty, jak dwie, Śruba w brandce którą należy odkręcić. Problem w tym, że śruba ta często może być zapieczona i trudna do odkręcenia trzy szpilki, jakiś śrubokręt, oprócz drewnianego – mały młotek metalowy. Czasami przydaje się strzykawka z gumowym przewodem (może być taki do przewiązywania pacjentom ręki podczas pobierania krwi). Swego czasu myślałem też o klasycznym grajcarze do wyciągania uwięzłego w lufie pocisku ale powiem wam, że mimo iż widziałem parę razy to urządzenie w akcji to nigdy (przynajmniej na moich oczach) taka akcja nie zakończyła się powodzeniem. Owszem zdarzyło się, że w wyniku panicznych i nieostrożnych działań nie dość, że pocisk to jeszcze i rzeczony grajcar ugrzązł w lufie, raz widziałem, jak podczas takich działań grajcar został oderwany od tyczki, na której był zamocowany, inne z kolei grajcary gięły się, odkształcały drapiąc bruzdy gwintu i demolując tym samym wychuchane lufy. Najlepszą metodą na pozbycie się zaszpuntowanego w lufie pocisku – najlepszą, bo po wielokroć wypróbowaną przez piszącego te słowa jest wystrzelenie go za pomocą nieszkodliwego zabiegu, jaki zaraz opiszę. Często zdarza się, że zapalony strzelec zapomni o przestrzelaniu broni „na sucho”, tzn. bez kuli i prochu samym kapiszonem. Jest to konieczne, gdyż w komorze prochowej mogą gromadzić się resztki środka do smarowania broni. Jeśli zapomnimy o „suchym” strzale i nasypiemy prochu, to z reguły broń nie odpala – w komorze prochowej tłuszcz zmieszany z prochem stworzył nieprzyjemne błocko. Jeśli w lufie znajduje się kula, to szanse na jej wystrzelenie są znikome. Aby pozbyć się problemu musimy odkręcić śrubkę znajdującą się na brandce, szpilką (której nie zapomnieliśmy zabrać z domu), wyczyścić, na ile to możliwe, komorę prochową z błocka. Następnie dosypać prochu (nie za dużo, tak aby śrubka dała się swobodnie zakręcić), założyć kapiszon, zmówić paciorek i wystrzelić. Jak do tej pory ta metoda skutkowała w stu procentach. Nawet kiedy kula nie była dobita do końca, bo w połowie tej czynności zorientowałem się, że karabin nie jest przestrzelany, zawsze udało mi się dzięki tej metodzie pozbyć problemu. Dobrze jest mieć przy sobie niewielką latareczkę (najlepiej diodową), dobrze jest wiedzieć po odkręceniu śrubki, jak wygląda sytuacja w naszej komorze prochowej. Dobrze jest również zabierać na strzelnicę przecieraki filcowe i szczotki. Zdarza się często, że lufa nadmiernie się brudzi. Może to być spowodowane słabszym gatunkiem prochu, zawierającego oprócz grafitowanych kuleczek sporo miału, który nie cały spala się w lufie, osiada na jej ściankach i czasami może doprowadzić do uwięźnięcia wbijanej kuli w przewodzie lufy. Zdarza się to zwłaszcza w zimie podczas minusowych temperatur, kiedy stal ma tendencje do kurczenia się. Jedyna metoda to oczyszczenie lufy olejkiem do konserwacji lub szmatką zamoczoną w detergencie i przesmarowanie jej ad hoc. Ale i to nie zawsze pomaga, a jak już, to zwykle na krótko. Zwykle co dziesięć strzałów wypada lufę przeczyścić bo jedenasta kula może utknąć w połowie drogi. Pamiętajcie więc początkujący strzelcy, żeby mieć przy sobie takie akcesoria, jak klucz do kominków, śrubokręt, szpilki lub igłę do przepychania kominków (czasami można ją kupić w sklepach z bronią czarnoprochową) lub zrobić ją sobie samemu, przydaje się również mały młotek metalowy, jakieś obcęgi czy kombinerki, oczywiście przecieraki filcowe, szmatki bawełniane, jakiś detergent, coś do natłuszczania, np. WD40. Trochę tego jest, ale z takim wyposażeniem będziemy mogli poradzić sobie w każdej sytuacji awaryjnej. Piotr „Szaman" Szamowski Zdjęcia: Marcin „maab” Abratowski Brandka z góry. Wyraźnie widać kominek, który również warto przeczyścić Broń i e-Strzelectwo 39 Nie wszystko złoto, co się świeci… Radek Cholewiński Znacie to powiedzenie? Znacie, znacie. Złoto głupców to piryt, kiedyś często mylony z cennym kruszcem przez niewprawnych poszukiwaczy. Z opisywaną latarką może być całkiem podobnie, szczególnie gdy do zakupu szykować się będzie osoba zupełnie nieobeznana w temacie. Latareczka, którą zaprezentuję, to produkt chiński. Ma jedną cechę niezwykle pozytywną – cenę. Kosztuje toto… niecałe 8(!) złotych. No i na tym koniec, jeśli chodzi o plusy. Choć tak naprawdę, latarka tej ceny jest warta, bo działa i zadanie swoje spełnia – świeci. Cóż to za cudo? To po prostu 9 klasycznych diód białych średnicy 5 mm, zamkniętych wraz z 3 bateryjkami AAA w aluminiowej obudowie z szybką przed „żarnikiem”. Pierwsze wrażenie po rozpakowaniu – chińska tandeta. Obudowę wykonano z odpustowo błyszczącego aluminium I sama latarka. Niestety, nie jest ani „anti shock” ani „anti slip”. Po prostu kawał gładkiej aluminiowej rury Wash & Go – komplet latarka i baterie w blistrze 40 Broń i e-Strzelectwo (na opakowaniu dowcipnie – anti shock non-slip structure, do tego z błędem drukarskim) z próbą nieudolnego nacięcia ozdób w postaci 3 pierścieni w przedniej części, z czego jeden nie jest dokończony. Korpus w części środkowej jest gładki jak tafla szkła, a zakończenie wykonano w postaci osłoniętego półelastycznym plastikiem (nie gumą, o nie…) przycisku. Przycisk znajduje się w pierścieniu, ale z niego nieco wystaje, więc postawienie latarki odpada – kiwa się… Ale za to jest dziurka do sznureczka, który znajduje się w blistrze razem z latarką i bateriami (o których za chwilę). Niestety – dziurka bezużyteczna, znajdują się w niej opiłki pozostałe z nawiercania otworu, a próba wydłubania ich igłą nie do końca się udała. Sznurek, co prawda, da się założyć, ale – po pierwsze – kółeczko sznurka jest tak miękkie, że rozgina się po lekkim pociągnięciu, a po drugie, długość sznurka umożliwia założenie go na mniej więcej dwa palce. Baterie AAA – to kolejny błysk geniuszu chińskich inżynierów. Clou dowcipu? Są dużo lżejsze od normalnych baterii czy akumulatorów – jeden waży 5 g zamiast przepisowych ok. 12… Efekt? Baterie chińskie w chińskiej latarce wytrzy- mały do 50% mocy… 11 minut! Ale za to mają miernik. Mają…, nie, nie mają – okazał się nadrukowaną ozdobą. Nic to – poświecimy na akumulatorkach 1100 mAh i zobaczymy, co może latareczka. Zanim do tego przejdę, trzeba zaznaczyć, że białe diody w latarce nawet nie były selekcjonowane Pięć gramów zamiast “przepisowych” dwunastu. Rezultat? Zaledwie 11 minut świecenia. „Wskaźnik” okazał się nadrukowaną atrapą i okazało się, gdy baterie „zdychały”, że mamy do dyspozycji 4 diody o odcieniu białym, 2 żółte, 1 pomarańczową, 1 zieloną i 1 niebieską – cóż za bogactwo odcieni… A, byłbym zapomniał – deklarowana wodoszczelność jest dalece wątpliwa – latarka nie ma na gwincie żadnej uszczelki, a szczelność aluminium-aluminium przy jakości zastosowanej obróbki pozostawia sporo do życzenia. Deszcz wytrzyma, ale do kąpieli bym latarki nie zabrał… Akumulatorki załadowane, diody zasilane są bezpośrednio, blokami po trzy. I co my z tego mamy – światło raczej przeciętne, nawet jak na latarkę tego typu. Strumień maksymalny w luksach z 1 m to 87 jednostek, co daje 9,32 wyniku porównawczego według norm ustanowionych przez Flashlightreviews. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że już po 932 cm światło osiąga ledwo 1 lux. Razi w oczy na wyciągnięcie ręki, lecz niewiele z tego wynika, jest tak roz- proszone, że 1 metr od latarki plama światła ma pół metra średnicy – ładna, okrągła plama – ale słaba. Efektywność całkowita – 1050 (czyli 10,5 porównawczo) nie wygląda źle, ale to zasługa dużego rozproszenia strumienia. Czas pracy na akumulatorkach 1100 mAh wyniósł dwie godzi- ny, tylko, czy jest sens kupować do latarki za 8 złotych akumulatorki za 30? Do czego może posłużyć ten wynalazek? Chyba tylko jako breloczek do kluczy (o ile założy się coś innego niż oryginalny sznurek, np. porządne kółko) i latareczka mocno pomocnicza – aby trafić w zamek samochodowy czy w drzwiach domu po ciemku, albo żeby nie zwalić się ze schodów podczas podróży z sypialni na pięterku do toalety na parterze, świeci bowiem w całkowitych ciemnościach wystarczająco do wykonania prostych czynności – rozsypanych na podłodze śrubek za pomocą tej latarki już bym raczej nie szukał. Doświadczenie uczy, że nie zawsze najdroższe rzeczy są najlepsze, ale z pewnością najtańsze są z reguły najgorsze. Ta latarka to, niestety, potwierdza – bardzo tanie nigdy nie będzie dobre. Wystarczy spojrzeć na latarkę Inova X5, z takimi samymi diodami (tyle że pięcioma) – 2 razy lepsze parametry, fenomenalne wykonanie, dwunastokrotnie wyższa cena… Ale – ta chińska cena… Szkoda byłoby zgubić w samochodzie latarkę za 200 złotych, „chińczyk” jako światełko awaryjne raczej się sprawdzi, no i jak się zepsuje, nie będzie żal wyrzucać, to w końcu paczka papierosów lub 3 puszki jedynie słusznego napoju. Tyle można odżałować. Jest to latareczka na pewno lepsza od zakupu latarki z żarówką za 5 zł w hipermarkecie, choćby dlatego, że diody się nie przepalą za szybko. Jeśli kupujący zaakceptuje bardzo niską jakość wykonania – na pewno można używać latareczki bez żalu i poczucia wywalenia pieniędzy w błoto. Choć tak naprawdę – Chińczycy produkują dużo lepsze latarki. Radek Cholewiński Zdjęcia: autor Pogwarki Pana Jana Zakup Z ARAŻENI AG-AIDS, u których rozwinęły się syndromy GES i GAS (patrz Bies nr 1 (3)/07), prędzej czy później dokonują zakupu. Zakup, czyli nabycie określonego towaru – w tym przypadku karabinka pneumatycznego, celownika optycznego bądź też karabinka wraz z celownikiem – za określoną cenę, jest czynnością niezmiernie istotną w procesie rozwoju choroby, gdyż umożliwia jej dalszą ekspansję i tym samym zarażanie kolejnych ofiar. Rozróżniamy dwa podstawowe rodzaje zakupu: zakup wymuszony (zwany często kontrolowanym) i zakup naukowo-analityczny. Zakup wymuszony ma ścisły związek z konfrontacją pośrednią, kiedy to osobnik zarażony AG-AIDS poświęca cały swój czas na oglądanie katalogów, zdjęć internetowych oraz reklam telewizyjnych propagujących zalety tego czy innego karabinka. Szczególnie niebezpieczna jest ta ostatnia forma konfrontacji, gdyż prawie zawsze skutkuje ona natychmiastowym zakupem. Niebezpieczeństwo jest tym większe, że w telewizji polskiej reklamuje się głównie tani sprzęt bardzo złej jakości, o czym osobnik zarażony oczywiście nie wie. Ale ponieważ przemawiają do niego z ekranu „specjaliści”, „doświadczeni strzelcy” i przesympatyczny prowadzący – zawsze ten sam, zawsze z tą samą, jakże szczerą i otwartą twarzą – chory bezgranicznie mu wierzy, tym bardziej że pokazywane na ekranie karabinki są „świetne”, „bardzo celne”, „niezawodne” i „bezawa- PIÓRKIEM SZAMANA 42 Broń i e-Strzelectwo ryjne”. Nie mając skali porównawczej, dokonuje zakupu niejako wymuszonego, kontrolowanego przez reklamodawcę. Jak potwierdziły badania kliniczne BBS, zakup taki jest domeną osobników o wyjątkowo silnie rozwiniętym syndromie GAS oraz nieskażonych nadmiarem inteligencji. Równie zgubne skutki niesie z sobą zakup naukowo-analityczny. Zakupu tego dokonuje się po dogłębnym przestudiowaniu wszystkich dostępnych materiałów i opracowań na temat karabinków pneumatycznych, a ponieważ materiałów takowych praktycznie nie ma, chory prędzej czy później trafia na różnego rodzaju fora internetowe, gdzie ma nadzieję zdobyć potrzebną mu wiedzę. Trafiwszy na forum, przechodzi trzy fazy zagubienia: fazę chaosu totalnego, zawężonego i finalnego. Faza chaosu totalnego charakteryzuje się całkowitą niemożnością zrozumienia tego, co się czyta. Określenia i skróty, takie jak: tuningKit, prowadnica, kapelusz, zepto, PCP, PCA, DOC, DOT, GW, GL, MK3 FT PP, ChinaMać 4–70x150, AA Pro S PP + ZemstaMao 4x15, AAEV2 Kupaa + TaoZen 10–60x15, są dla chorego bełkotem szaleńca, a rysowanie lufy objawem złego gustu. Kiedy chory ośmieli się już zarejestrować i zadać pierwsze pytanie – najbardziej oczywiste, czyli: jaką kupić wiatrówkę? – otrzymuje odpowiedź rodem z forum kulinarno-optycznego – „Garnek zupy i lupka” – która nic mu oczywiście nie mówi. Faza chaosu totalnego trwa zwykle około miesiąca i przechodzi w fazę chaosu zawężonego. W fazie chaosu zawężonego chory zaczyna rozróżniać i rozumieć podstawowe określenia, i zdanie: Bierz Tx-a z poldkiem, a z SS daj se lepiej spokój staje się dla niego mniej więcej zrozumiałe. Wie już, że „diesel” to nie tylko samochód, że „plujka” może być „miodna” i że nie chodzi tu ani o muchę plujkę, ani o pszczołę, że istnieją „Kruszynki” i „Chinole”, że jest coś takiego jak „zero”, że „zero” może „skakać” i rzadko kiedy „trzyma”, że „FAC” nie ma nic wspólnego z angielskim przekleństwem, że są „killzony” i „spinnery”. W fazie tej perspektywa zakupu właściwego jest jeszcze dość odległa, bowiem chory musi przejść najpierw fazę chaosu finalnego. Faza chaosu finalnego charakteryzuje się względnym rozumieniem tekstu czytanego oraz powolnym dojrzewaniem decyzji o zakupie konkretnego modelu wiatrówki. Chory wie już o niej prawie wszystko. Potrafi rozpoznać ją na zdjęciu, zna jej osiągi i wymiary, zna wszystkie dane. Wybrany przez niego karabinek nawiedza go w marzeniach sennych, towarzyszy mu w myślach w szkole, na uczelni czy w pracy. W fazie chaosu finalnego chory zyskuje na tyle pewności siebie, że nie mając jeszcze własnej wiatrówki, zaczyna udzielać rad na forum, bywa że nawet na największym forum wiatrówkowym w Polsce, czyli na iwebie. Zna już wszystkich legendarnych bywalców – pilnie śledzi ich posty – wie, że „Yaro” – „Użytkownik, Moderator posiadający i dzielący się ogromną wiedzą opartą na doświadczeniu”, właściciel najlepszych wiatrówek, jakie tylko istnieją – może zbanować forumowicza za niepochlebne posty na temat pewnego rumuńskiego celownika optycznego, że „Tomacik” chodzi wszędzie z Olą, której lepiej nie spotkać, że forumowicz o nicku „mmajstruk” potrafi wszystkich zagadać i wszystko załatwić, że nad całym iwebem unosi się duch niejakiego PP, który strzela jak nikt. Oczywiście nie ma jeszcze śmiałości komentować ich wypowiedzi, a jeśli już, to krótkim postem: „Masz rację, ja też tak uważam”. Jednakże widać już, że osiągnął pewien poziom wiedzy, która to wiedza, choć wciąż jeszcze chaotyczna i nikła, pozwala mu podjąć niezmiernie ważną decyzję: kupuję wiatrówkę. Wiem już, jaką i kupuję. O ile zakup jako taki jest zwykle formalnością, o tyle w chwili, gdy karabinek znajdzie się wreszcie w domu, rozpoczyna się etap tak zwanego hołubienia. Rozróżniamy hołubienie zewnętrzne i hołubienie organoleptyczne. Zachowanie chorego w fazie hołubienia zewnętrznego przypomina zachowanie nieufnego dziecka lub sapera rozbrajającego minę. Po odejściu kuriera, który dostarczył paczkę, chory natychmiast udaje się w odosobnione miejsce, żeby dokonać oględzin wstępnych. Zaobserwowano, że rozpoczyna je od dokładnego obejrzenia samej paczki. Czynności tej towarzyszy zazwyczaj głaskanie opakowania, wielokrotne czytanie naklejki z adresem odbiorcy oraz rubryki z napisem „Zawartość”. Obejrzawszy paczkę, chory często podnosi ją i lekko potrząsa, sprawdzając, czy nie dochodzą z niej jakieś odgłosy. Nawet jeśli karabinek jest dobrze zapakowany i badanie wstrząsowe nie przynosi rezultatów, chory przytyka ucho do kartonu i uważnie nadsłuchuje. Wielokrotnie zaobserwowano również przypadki wąchania paczki, do czego dochodzi zazwyczaj tuż przed jej otwarciem. Proces hołubienia organoleptycznego jest rozbudowaną formą procesu hołubienia zewnętrznego. Stwierdzono, że po otwarciu paczki większość chorych nie wyjmuje od razu karabinka. Chorzy długo mu się najpierw przyglądają, delikatnie go głaszczą, a dopiero potem ostrożnie wyjmują. Do wyjęcia karabinka z paczki dochodzi niemal zawsze w pozycji siedzącej, ponieważ chory podświadomie boi się, że go upuści. Wyjąwszy karabinek, kładzie go sobie na kolanach i od tej chwili następuje wyraźna intensyfikacja procesu hołubienia organoleptycznego. Chory przekłada karabinek z boku na bok, bada wzrokiem każdy słój osady, wodzi palcem po lufie, wącha oksydę, wielokrotnie zaobserwowano przypadki lizania kolby i badania jej smaku. Co ciekawe, przykłada go do ramienia dopiero w ostatniej fazie hołubienia organoleptycznego. Przykłada bardzo delikatnie, zwykle w pozycji siedzącej, jakby wciąż nie dowierzał, że wiatrówka naprawdę już jest i jakby bał się, że lada chwila zniknie. Badania jednoznacznie wykazują, że jest to dla niego najprzyjemniejsza chwila, nie licząc pierwszego wystrzału. Chory dokonał zakupu i jest szczęśliwy. Nie zdaje sobie sprawy, że jest to dopiero początek długiej drogi przez mękę. Jan Kraśko Zdjęcie: Jacek „Bono” Bonecki Czas na rozwiązanie Konkurs redakcji Bi S W lutowym Biesie zadaliśmy proste pytanie o trzy wspólne detale na rysunku. Przyznamy się, że wbrew temu co sugerują na stronie www.militaria.pl, nie jesteśmy znawcami broni. Nie są też nimi nasi Czytelnicy, gdyż nie przyszły odpowiedzi wskazujące, że Crosman PRO77CS i policyjny Walther P99 na pierwszy rzut oka są identyczne. Niniejszym czas przyszedł na rozwiązanie konkursu. Odpowiedzi uznane przez Redakcję za prawidłowe to: 1. dźwignia zwalniania zamka 2. gniazdo na szynie Weavera 3. nacięcia na zamku 4. kropki na chwycie Ciekawe odpowiedzi, jakie otrzymaliśmy to: n oba to pistolety n mają rękojeść n mają spust n mają lufę n mają kulki w magazynku n obydwa mają literkę P na początku nazwy kodowej oraz „a” i „r” w nazwie n jednym i drugim można trafić do tarczy (Crosmanem np. rzucając) n obydwa zdjęcia zostały zrobione aparatem fotograficznym n obydwa zdjęcia mają jasne tło Niestety, chociaż zgodne z prawdą, to nie możemy ich uznać. Jako że konkurs należał do trudnych, nie ma wątpliwości co do zwyciezców. Jeśli udało nam się przekręcić czyjeś imię/nazwisko to przepraszamy, ale nie wszyscy pamiętali, żeby się wyraźnie podpisać. 1. Bartosz Ostrowicz – główna nagroda, Crosman PRO77CS użyty do testów. Jednak uznaliśmy, że skrajnie niesprawiedliwym będzie na pierwszą nagrodę wręczyć „coś” czego nie podarowalibyśmy nawet teściowej, jako główną nagrodę przydzieliliśmy pistolet Walther CP-99, ufundowany przez firmę Kolter. 2. Arkadiusz Kotara – ponieważ CP-99 został przeniesiony na pierwsze miejsce, jako drugą nagrodę, w miejsce „wyrobu wiatrówkopodobnego” Crosman PRO77CS, który miał iść na nagrodę, wręczamy Walthera CP-99 Compact, ufundowanego przez firmę Kolter. Jesteśmy przekonani, że da on dużo więcej satysfakcji, a stylistyką nadal pozostajemy w konwencji P-99. 3. Paweł Pawlaczyk – nagroda-niespodzianka, kabura wojskowa do WISTa, ufundowana przez firmę Cekaus. 4. Mikołaj Pietras – otrzymuje 10 kartuszy CO2 ufundowanych przez firmę Cekaus. 5. Damian Depciak – za piątą lokatę wręczamy oliwę do broni Ultra PKB, ufundowaną przez firmę Cekaus. Na koniec nagrody pocieszenia od Redakcji dla najbardziej aktywnych. Naklejka na samochód z Biesowym „strzelcem” oraz kalibrator do tarcz otrzymują: Ignacy Eidrigiewicz Bogumił Benisławski Edwin Zieliński Jarosław ... (Prosimy o podanie nazwiska) Michał Kowalski Robert Włodarczyk Wygranym i przegranym gratulujemy! Broń i e-Strzelectwo 45
Podobne dokumenty
Numer 1 Listopad 2006
„CEKAUS” – Izabela Majstruk ul. Leśna 21A/20 05-110 Jabłonna Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk, kopiowanie, rozpowszechnianie materiałów w jakiejkolwiek formie w całości lub fragmentach tylko za...
Bardziej szczegółowoMorsko – Kult figurki Dymiąc i hucząc
zainteresowania strzelaniem nauczycieli wychowania fizycznego. Pomoc i wsparcie dla Zawodów Lokalnych zachęci lokalne środowiska strzelców do rywalizacji, a także do organizowania zawodów. Dostaną ...
Bardziej szczegółowo