Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Transkrypt
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Obywatelska inicjatywa W niedzielę 7. grudnia, w miejscowości Czarne Wielkie odbyła się uroczysta ceremonia poświęcenia wyremontowanego kościoła. Aktu tego dokonał Biskup Diecezji KoszalińskoKołobrzeskiej Edward Dajczak. Licznie zgromadzeni wierni i zaproszeni goście byli świadkami wielkiej uroczystości, której nie byłoby bez zaangażowania lokalnej społeczności. Należy podkreślić, że kapitalny remont kościoła to zasługa wiernych. Prześledźmy drogę do poświęcenie kościoła. Już od kilku lat marzeniem państwa Danuty i Władysława Gąsieniców było ufundowanie tabernakulum do kościoła w Czarnem Wielkim. Z taką propozycją zgłosiła się pani Danuta do proboszcza parafii Sikory – ks. Andrzeja Pawelca. Ten, ucieszony z propozycji, zwrócił jednak uwagę, że zamieszczenie nowego tabernakulum wymagałoby wykonania wielu innych prac z tym związanych. I tak narodził się pomysł wykonania generalnego remontu. Niektórzy z politowaniem pukali palcem w czoło, ale upór pani Danuty zwyciężył. W czerwcu wybrano ją do Rady Kościoła. Już na pierwszym spotkaniu poszerzonego składu tejże Rady został przedstawiony plan rzeczowy remontu. Wyglądało to „groźnie”. Ogrom prac przerażał, ale determinacja była proporcjonalna do zadań. Jeszcze w tym samym miesiącu rozpoczęto prace, w których uczestniczyli mieszkańcy Czarnego Wielkiego, i okolicznych wiosek. W planie przedsięwzięcia była wymiana pokrycia dachowego na dachówkę, wymiana okien i drzwi, remont stropu i sufitu, odnowa stolarki, dobudowanie zakrystii, glazura podłogowa, remont prezbiterium, wymiana sprzętu kościelnego, czyli dosłownie całkowity remont kościoła. Głównymi sponsorami byli Państwo Gąsienicowie. Pani Danuta wydeptywała ścieżki do potencjalnych sponsorów, którzy widząc zaangażowanie miejscowej społeczności często spieszyli z pomocą. Wkład w renowację miało wiele firm z terenu Czaplinka i okolic, a nawet z rodzinnych stron Pana Władysława, „spod samiućkich Tater”. Niemałą kwotę zebrali również mieszkańcy Czarnego Wielkiego, którzy zorganizowali we wsi kwestę na rzecz kościoła. Nieocenioną pomocą służył proboszcz ks. Andrzej Pawelec, który, jak się okazało, ma niemałe pojęcie o budowlance i projektowaniu. Poprzez swoje kontakty, poszukiwał sposobów na tanie zakupy wszelkich materiałów i sprzętu. Wiele rzeczy np. żyrandole, udało się zakupić wprost od producentów, dzięki czemu zaoszczędzono wiele pieniędzy. Codziennie było widać zaangażowanie wielu osób, którzy w czynie społecznym, często po pracy, spędzali wiele godzin przy remoncie. Niektórzy przepracowali ponad 70 dni!!! Jako najbardziej zaangażowanych pani Danuta wymienia: Zbigniewa Mariaka, Michała Nieminionka, Tomasza Sobolewskiego, Marcina Chodorowskiego, Jana Olkowskiego i Zbigniewa Kraskę. Jednocześnie podkreśla, że na wyróżnienie zasługuje jeszcze wielu innych ludzi, którzy w pocie czoła przyczynili się do uwieńczenia społecznej inicjatywy. Mieszkańcy czują jednak niedosyt, gdyż miejscowy radny, Przewodniczący RM Stanisław Kuczyński, nie wykazał żadnego zaangażowania w remont. Pani Danuta podkreśla, że liczyła na jego pomoc tym bardziej, że pan S. Kuczyński jest również członkiem Rady Kościoła. Sprawdziło się stare porzekadło: „umiesz liczyć – licz na siebie”. Kościół dziś wygląda niesamowicie. Biskup podkreślał, że nie spodziewał się takich cudów. Ks. Andrzej jest dumny ze swoich wiernych i z kościoła. Myśl, aby pozostawić po sobie coś dla potomnych, została w Czarnem Wielkim zrealizowana. Kilkadziesiąt osób może spać spokojnie, wiedząc że przez długie lata efekty ich pracy będą podziwiane przez wszystkich, którzy wstąpią do miejscowej świątyni. Determinacja i wysiłek wielu ludzi sprawiły, że spełniły się marzenia nie tylko Państwa Gąsieniców, ale i ich wszystkich. Po uroczystej ceremonii odbył się poczęstunek w wiejskiej sali, która niedawno była remontowana. Niestety, niedoróbki były usuwane do ostatnich chwil, co wprawiło organizatorów poczęstunku w ogromne zakłopotanie. Na szczęście udało się zdążyć, ale podczas spotkania na sali, tuż za plecami biskupa oderwał się wieszak grzejnika. To pokazuje, jak odbierane są prace, na które pieniądze wykładają podatnicy, czyli MY WSZYSCY. Redakcja „Kuriera Czaplineckiego” składa wyrazy szczerego uznania wszystkim, którzy mieli swój wkład w realizację tej pięknej inicjatywy. To widoczny przykład, że zaczynamy dorastać do wspólnej odpowiedzialności za nasze małe ojczyzny. Marcin Kowalski „Pieśń Bożonarodzeniowa” Od niepowtarzalnej prostoty do tradycji Bożego Narodzenia – krótka historia kolędy „Cicha noc”. Ś więta Bożego Narodzenia to jedne z najbardziej oczekiwanych dni w każdym roku. Ich uroczysta i niepowtarzalna atmosfera udziela się wszystkim. Stajemy się wobec siebie życzliwsi, bardziej wyrozumiali, puszczamy w niepamięć różne urazy i przykrości doznane od innych osób, potrafimy również wybaczać. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że rozumiemy istotę przesłania tych dni, bo są to przede wszystkim dni pojednania. Iluminacje naszych domów, ogrodów, postacie Mikołajów, reniferów i rozkrzyczane witryny sklepowe „polujące” na klientów, nie ukazują prawdziwego oblicza tych świąt. W gronie rodzinnym ubieramy choinkę, obdarowujemy się prezentami, zasiadamy przy stole wigilijnym dzieląc się opłatkiem, następnie idziemy na Pasterkę. W tych wszystkich czynnościach towarzyszą nam kolędy… Ich melodie i słowa sprawiają, że jest to czas niezwykły, czas pokoju i nadziei. Wśród wielu kolęd śpiewamy Kaplica Cichej Nocy w Oberndorfie „Cichą noc” – najpiękniejszą wśród wszystkich kolęd, o niepowtarzalnej melodii i słowach. Ta najpopularniejsza kolęda świata ma niezwykłą historię. Narodziła się w wyjątkowych okolicznościach. Trzeba cofnąć się do pierwszych lat XIX w. W małym austriackim miasteczku przypominającym raczej wieś – Oberndorfie pod Salzburgiem, tuż przy granicy z Bawarią, trwały gorączkowe przygotowania do corocznej uroczystej pasterki. W dzień przed wigilią 1818r. wikary parafii Josef Mohr, podczas próby kościelnego chóru zauważył, że organy są zepsute, po prostu myszy przegryzły miech. Było zbyt mało czasu na ich naprawę, wigilia już jutro. Ze swoim kłopotem udał się do pobliskiej wsi Arnsdorf, gdzie przebywał jego przyjaciel organista i nauczyciel Franz Gruber. Po długiej rozmowie postanowili, że skoro pasterka ma się odbyć bez akompaniamentu organowego, trzeba parafianom dać coś nowego, jakąś melodyjną pieśń. Po powrocie do Oberndorfu wikary Josef Mohr usiadł przy swoim stole i w ciągu kilku godzin napisał wiersz o Dzieciątku i jego narodzinach w betlejemskiej stajence, a organista Franz Gruber skomponował do niego muzykę, prostą i okolicznościową, jak to sam określił. 24 grudnia 1818 r. w kościele pw. Św. Mikołaja w Oberndorfie parafianie po raz pierwszy usłyszeli nową kolędę „Pieśń Bożonarodzeniową”, tak pierwotnie ją nazwali autorzy. Zaśpiewał ją organista Franz Gruber z dziecięcym chórem przy akompaniamencie gitarowym Josefa Mohra. Okolicznej ludności bardzo spodobała się nowa kolęda, ale w tym czasie nikomu się nie śniło, że będzie to najpopularniejsza kolęda, która podbije kiedyś świat… Z małego Oberndorfu kolęda wywędrowała do Zillertallu, Lipska i Drezna, gdzie po raz pierwszy słowa i nuty ukazały się w druku z tytułem „Cicha noc” (Stille Nacht). W roku 1822 zaprezentowano ją na zamku w Fügen cesarzowi Austrii Franciszkowi I i carowi Aleksandrowi I, który tak się nią zachwycił, że zaprosił jej wykonawców – rodzinę Rainerów do Petersburga. Była również ulubioną kolędą króla Fryderyka Wilhelma IV. W następnych latach podbiła kraje skandynawskie i dotarła do Nowego Yorku, a misjonarze zapoznali z nią kraje Afryki i Ameryki Południowej. Do czasów dzisiejszych pieśń została przetłumaczona na ponad 100 języków, m.in. na japoński, eskimoski i języki plemion afrykańskich. Wiele słynnych zespołów muzycznych i słynnych wykonawców włączyło ją do swojego repertuaru, śpiewał ją również Elvis Presley. W Polsce pieśń ta przyjęła się dość późno, dopiero po roku 1918. Słowa jednej z wersji w języku polskim ułożył ok. 1930 r. Piotr Maszyński. Kościół w Oberndorfie już nie istnieje, został rozebrany w 1913 r. na skutek uszkodzeń spowodowanych przez powódź. Jednak by uczcić narodziny kolędy, w 1937 r. na jego miejscu powstała okrągła kaplica, w której znajdują się pamiątki po autorach kolędy i materiały ukazujące historię jej powstania. W księdze pamiątkowej widnieją słowa nieznanego autora: „Nie zapominaj, że ta pieśń jest cennym darem Austrii nie tylko dla mnie czy dla ciebie, ale dla całego świata”. Na czym polega fenomen niezwykłej sławy tej pieśni i zachwytu całego świata? Jej autorzy nie byli profesjonalistami w twórczości artystycznej. Wikary Josef Mohr nie był poetą, a organista Gruber nie był sławnym muzykiem. Odpowiedź na to pytanie znajduje się w słowach tej pięknej kolędy: Cicha noc, święta noc, Pokój niesie ludziom wszem, A u żłobka Matka Święta Czuwa sama uśmiechnięta, Nad Dzieciątka snem, Nad Dzieciątka snem. Cicha noc, święta noc, Pastuszkowie od swych trzód, Biegną wielce zadziwieni, Za anielskim głosem pieni, Gdzie się spełnił cud Gdzie się spełnił cud. Cicha noc, święta noc, Narodzony Boży Syn, Pan wielkiego majestatu Niesie dziś całemu światu Odkupienie win, Odkupienie win. Na podstawie materiałów Joanny Sławińskiej i Józefa Pielorza, Gość Niedzielny, 1990 r. oraz http://pl.wikipedia.org/wiki/Cicha_noc Ryszard Mrówka Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Dzięki Pani Genowefie Polak odnalazłam Brata! D zięki uprzejmości, wrażliwości i dobroci serca Pani Genowefy Polak z Czaplinka rodzina Słomkowskich, a w szczególności Pani Irena, obecnie Ziółkowska z Uhnina (woj. lubelskie) dowiedziała się po 65 latach prawdy o swoim bracie Józefie. Czasy wojenne dla tej rodziny były bardzo ciężkie. Ojciec zginął na wojnie w 1942 r., matkę rozstrzelano w Białce w 1944 r., zostało pięcioro dzieci. Najmłodsza z sióstr zmarła po pięciu miesiącach życia. Pozostałą czwórkę dobrzy ludzie wzięli na wychowanie. Trójka z nich utrzymywała kontakt z Teresą, Ireną i Zdzisławem. Nie wiedzieli co dokładnie stało się z bratem Józefem. Pewna rodzina wzięła Go żeby adoptować, ale po wielu latach nie można było dowiedzieć się dokąd dokładnie wyjechali. W grę wchodziło 5 miejscowości: Komorze, Złocieniec, Jastrowie, Okonek i Szczecinek. Droga służbowa poszukiwań była długa i nie dała spodziewanych efektów. Przed Wszystkimi Świętymi w 2008 r. znajoma, Pani Wanda Kowalska-Winiczuk z Uhnina, wyjechała do swojej rodziny w Czaplinku. Tam próbowała odnaleźć ślad, ale na próżno. Razem ze swoją siostrą doszły do wniosku, że musi im pomóc ktoś, kto jest dociekliwy i wytrwały w tropieniu prawdy. Tym kimś okazał się reporter z GAWEXU, który wiedział, kto może im pomóc. Wskazał na Panią Genowefę Polak. Ta Pani była tak wspaniała, że sama zaczęła wędrówki od urzędu do urzędu w poszukiwaniu Józefa S. Trafiła w końcu na adnotację urzędową w USC w Szczecinku: Józef Słomkowski ur. 1938 r. zmarł 13 maja 1950 r. w Szczecinku, zamieszkały ostatnio w Okonku. Nie była to dobra „wiadomość” jednak taka prawda jest lepsza od niewiedzy i niepewności, którą Pani Irena i rodzina miała przez tyle lat. w imieniu Rodziny Zygmunt Skibicki Podziękowania od Pani Ireny dla Pani Genowefy Polak. Składam serdeczne podziękowanie Pani Genowefie za wspaniałą i bezgraniczną pomoc. Wyrażam szczególne uznanie i wdzięczność za tak trudny i żmudny wysiłek, jaki włożyła Pani w odnalezienie mojego brata. Wkłada Pani całe serce w pomoc innym ludziom, za co mogę być bardzo wdzięczna i bardzo podziękować. Za wysiłek i czas poświęcony mojej sprawie również serdecznie dziękuję. Pani bezinteresowna pomoc pokazuje, że są na świecie osoby które mają wielkie serce, siłę i odwagę, aby nieść pomoc drugiemu człowiekowi. Dziękuję także Opatrzności Boskiej, która postawiła na mojej drodze Panią Genowefę, w wyniku czego odzyskałam wewnętrzny spokój. Z całego serca BARDZO DZIĘKUJĘ. XVII Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy N ajdłużej działającą w jedności i sile organizacją pozarządową powstałą w III Rzeczypospolitej jest Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która powstała w czasach niemalże kompletnej obojętności dla spraw społecznych. Już 17 lat odbudowuje więzy społeczne, które są tak ważne dla Polski i dla Polaków. To dzięki nim można zbudować bardzo wiele dla przyszłych pokoleń. Tradycyjnie 11 stycznia, w drugą niedzielę Nowego Roku, Fundacja WOŚP prosić będzie darczyńców, aby wspomogli akcję, bawiąc się na wszystkich orkiestrowych imprezach. Tematem XVII Finału jest profilaktyka w dziedzinie wczesnego rozpoznania chorób nowotworowych u dzieci. Jego hasło brzmi: „WCZESNE WYKRYWANIE NOWOTWORÓW U DZIECI”. Od początku swego istnienia Orkiestra „grała” także w Czaplinku. Poprzedni finał Orkiestry odbył się w nowej hali sportowej, i był szczególnie efektowny i efektywny. „KURIER CZAPLINECKI” również w nim aktywnie uczestniczył, wystawiając na licytację swoją pierwszą stronę. Wygrał ją Kabel-Technik-Polska kwotą 900 zł, która wydatnie zasiliła skarbonkę z czerwonym serduszkiem. Także w tym finale wystawiamy na licytację stronę tytułową styczniowego numeru naszego miesięcznika. Na wylicytowanej stronie, po uzgodnieniu z Redakcją, będzie można umieścić panoramę swojego przedsiębiorstwa, zakładu lub produktu, zdjęcie domu, rodziny, dziecka, swoje, a nawet teściowej itp. Mamy nadzieję, że wylicytowana zostanie jeszcze wyższa, niż w ubiegłym roku kwota, a pieniądze te przyczynią się do uratowania jakiegoś dziecięcego życia, bądź zdrowia. Otwórzmy więc nasze serca, a i serca dzieci będą się weselić! Redakcja Klasowy wyjazd do Gdańska-Oruni J edną z form wypoczynku i integracji klasy gimnazjalnej 3b był wyjazd do Gdańska-Oruni. Gościnność ks. Dyrektora i Proboszcza Dariusza Presnala sdb oraz całej salezjańskiej wspólnoty była ogromna. Na ten wyjazd nasza czaplinecka młodzież przygotowywała się od początku roku szkolnego, łącznie z planowanym odwiedzeniem miejsc historycznych, repertuarem kin i teatrów, zwiedzaniem Trójmiasta. Nad wszystkim czuwał pan wychowawca A. Pękalski i ks. katecheta. Już sama podróż kształtuje młodego człowieka, bacząc na wykupienie biletów na przejazdy PKP i komunikacji miejskiej, ucząc się kultury podróżowania i pomagania bliźniemu. Czas wyjazdu był dobrze zorganizowany, aby nasza młodzież mogła jak najwięcej z niego skorzystać i zwiedzić. W piątek po przyjeździe, zakwaterowaniu i zwiedzeniu salezjańskiej placówki udaliśmy się na odpoczynek. W sobotę po porannej toalecie i śniadaniu wyjechaliśmy na sopockie molo i Bałtyckie Morze, następnie udaliśmy się na Gradową Górę, aby podziwiać panoramę Gdańska i zwiedzić wystawę obrony tego miasta w czasie bitwy ze Szwedami. Po obiednim posiłku udaliśmy się na Westerplatte, podziwiając po- mnik poległych żołnierzy, ujście Wisły do morza oraz prom Baltiwia - pływający do Szwecji. Dysponując czasem zrobiliśmy zakupy pamiątek, udaliśmy się do kina Kameralnego na film „Graficiarze”. Po filmie przespacerowaliśmy się ulicą Długą do Neptuna i nad Motławę, dalej kościół świętej Brygidy z bursztynowym ołtarzem, a wszystko kończąc pod bramą Stoczni Gdańskiej. Trochę zmęczeni ale zadowoleni, udaliśmy się na miejsce zakwaterowania. Po kolacji i grach oratoryjnych oraz modlitwie i słówku ks. Dyrektora udaliśmy się na spoczynek. W niedzielę rano po śniadaniu, spakowaniu i porządkach, udaliśmy się na Mszę Świętą, którą koncelebrował ks. Waldemar Grzelec sdb. Na sam koniec otrzymaliśmy drobne upominki od ks. Dyrektora i Proboszcza D. Presnala sdb, a po zrobieniu zdjęcia, opuściliśmy salezjańską placówkę. Bliżej dworca Gdańsk Główny zjedliśmy pizzę nabierając siły na powrót do naszego miasta marzeń. Dziękujemy ks. Dyrektorowi D. Presnalowi sdb i całej salezjańskiej wspólnocie za otwartość, gościnność i ukazanie nam wartości bycia potrzebnym każdemu człowiekowi, działając z wiarą i miłością. ks. Jarosław Kobiałka KURIER CZAPLINECKI - miesięcznik lokalny, kolportowany bezpłatnie, dostępny w formie elektr.: www.kurierczaplinecki.dsi.net.pl; www.dsi.net.pl; www.czaplinek.pl Redaktor Naczelny: Zbigniew Dudor, tel. 602 372 119, e-mail: [email protected]. Redaguje Zespół. Adres redakcji: 78-550 Czaplinek, ul. Drahimska 70/2. Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka, adres: 78-550 Czaplinek, ul. Pięciu Pomostów 1b, tel. 880 744 156, e-mail: [email protected] Konto: Pom. Bank Spółdzielczy O/Czaplinek 93 8581 1027 0412 3145 2000 0001, NIP 2530241296, REGON 320235681, Nr rej. sąd.: Ns-Rej Pr 25/06. Nakład: 1500 egz. Druk: TEMPOPRINT, 78-400 Szczecinek, ul. Harcerska 2, tel./fax: 94/ 374 41 80. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania, redakcyjnego opracowywania i adiustacji otrzymanych tekstów, selekcjonowania i kolejności publikacji. Nie zwracamy materiałów nie zamówionych i nie ponosimy odpowiedzialności za treść listów, reklam i ogłoszeń. Drukujemy tylko materiały podpisane, można zastrzec personalia tylko do wiadomości redakcji. Nadesłane i publikowane teksty i listy nie muszą odpowiadać poglądom redakcji. Ceny reklam: moduł podstawowy (10,3 x 4,5) w kolorze – 50 zł, czarno biały – 25 zł, ogłoszenie drobne – 10 zł. Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Mistrzostwa w szachach 22 listopada br. w Gimnazjum w Czaplinku odbyły się IX Miejsko – Gminne Mistrzostwa Szkół w szachach. Organizatorkami mistrzostw były: Renata Aleszko, Agnieszka Kaczmarek i Maria Piotruś. Sędziowali panowie: Krzysztof Parzuchowski i Tomasz Tynny. W mistrzostwach wzięło udział 40 zawodników. Byli to juniorzy ze szkół podstawowych, gimnazjów i szkoły średniej z terenu województwa zachodniopomorskiego, tj. z: Białogardu, Drawska Pomorskiego, Mielenka Drawskiego, Połczyna Zdroju, Trzcińca i Czaplinka. Sponsorami nagród były czaplineckie firmy i instytucje: Kabel–Technik– Polska, Rimaster, Pomorski Bank Spółdzielczy O/Czaplinek, Nadleśnictwo Czaplinek, UMiG w Czaplinku i Rada Rodziców przy Gimnazjum w Czaplinku. A oto wyniki reprezentantów Czaplinka. W kategorii szkół podstawowych (klasy 1-3): • dziewczęta – 2 miejsce Brożek Emma; • chłopcy – 3 miejsce Żukowski Adrian. W kategorii szkół podstawowych (klasy 4-6): - chłopcy 2 miejsce Aleszko Mariusz. W kategorii gimnazjów: - dziewczęta 1 miejsce Oleszczuk Agata, 2 miejsce Dębowska Patrycja, 3 miejsce Dębowska Klaudia; - chłopcy 1 miejsce Bachorowski Mateusz. W kategorii szkół średnich: - chłopcy 1 miejsce Sobczak Adrian. Zwycięzcą całego Turnieju został Sobczak Adrian z Czaplinka. Laureatom w kategoriach wiekowych wręczono statuetki, medale, dyplomy uznania oraz nagrody rzeczowe. Pozostałym uczestnikom wręczono również dyplomy za udział w mistrzostwach oraz piękne nagrody rzeczowe. W przerwach każdy mógł wypić ciepłą herbatkę i zjeść ciasteczko. Turniej trwał od rana do godzin popołudniowych. Wszyscy opuszczali mury Gimnazjum uśmiechnięci i zadowoleni. Janusz Kowalczyk za stroną: http://wrota.czaplinek.pl. Polityka ekologiczna gminy Z apewne większość mieszkańców naszej gminy szczyci się, że mieszka w pięknej okolicy pełnej jezior i grzybnych lasów. Nasze władze również zachwalają małą ojczyznę, a gmina ma ambicje nazywać się turystyczną. Nic w tym dziwnego, skoro wiele podmiotów żyje z turystyki, a i wpływy do budżetu z tego tytułu można szacować na grubo ponad pół miliona zł rocznie. Niestety, czystość naszych wód i lasów pozostawia coraz więcej do życzenia. Dzikie wysypiska śmieci i nieszczelne szamba, oraz opróżnianie ich zawartości na okoliczne pola, to największe nasze zmartwienie. Przyjrzyjmy się zatem, jak z tym procederem próbują radzić sobie włodarze naszej gminy. 1. Nieczystości stałe (śmieci) Od momentu zamknięcia gminnego wysypiska odpadów w Niwce pojawił się problem dzikich wysypisk. Wielki wpływ na taki stan rzeczy miała ogromna podwyżka opłat marszałkowskich za korzystanie ze środowiska, co w tłumaczeniu na prosty język oznacza podniesienie opłat za przyjmowanie odpadów na wysypisko. Na początku istnienia zakładu w Wardyniu Górnym cena za przyjęcie tony odpadów wynosiła 90 zł. W 2007 r. wzrosła do 160,50 zł i przewiduje się kolejny wzrost cen po 1. stycznia 2009 r. Nasi mieszkańcy zostali też pozbawieni możliwości indywidualnego wywiezienia śmieci. Nikt nie będzie przecież jechał ciągnikiem kilkadziesiąt kilometrów do Wardynia, aby tam zdać śmieci. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że składowisko w Niwce nie spełniało wymogów ekologicznych i jego zamknięcie było koniecznością. Międzygminne składowisko odpadów w Wardyniu jest bardzo nowoczesne, spełnia te wymogi i nie zagraża środowisku. Jednak duża odległość od Czaplinka powoduje zwiększone koszty wywozy nieczystości stałych. Powoduje to nagminne spalanie w kotłowniach przydomowych wszystkiego, co strawi ogień. Niewiele pomagają akcje uświadamiające o zagrożeniach spowodowanych paleniem plastyków i innych sztucznych tworzyw. Należy jednak podkreślić, że pani Burmistrz na spotkaniach udziałowców spółki w Wardyniu stara się walczyć o niższe stawki za odbiór śmieci. Niestety, kolejny wzrost stawek opłaty marszałkowskiej od nowego roku to już sprawa przesądzona. Błędne koło się zamyka, a szczęśliwego końca nie widać. Zapobiegać temu ma selekcja odpadów, jednak z tym zadaniem mieszkańcom trudno się uporać. Dziwi to szczególnie dyrektora ZGK w Czaplinku, pana Mariana Rutowicza, który podkreśla, że śmieci wysegregowane jako surowce wtórne oraz szkło odbierane są NIEODPŁATNIE. Zatem zamiast palić butelki, czy gazety, powinniśmy je segregować, oszczędzając w ten sposób pieniądze i dbając o środowisko naturalne. Czy w takich okolicznościach możemy liczyć na poprawę stanu czystości naszych lasów i pól? Niedawno o dzikich wysypiskach śmieci pisała mieszkanka Byszkowa. Zapewne w okolicach innych wsi, czy też Czaplinka jest podobnie. Czy znajdzie się na to rada? 2. Nieczystości płynne (ścieki) W zakresie odprowadzania ścieków sytuacja w gminie idzie w dobrym kierunku. W ostatnich latach ulega rozbudowie sieć kanalizacyjna na terenie gminy. Z oczyszczalni korzystają już mieszkańcy Czaplinka, Starego Drawska, Drahimka i Łąki. Potrzeby w tym zakresie są ogromne i wciąż rozważa się dalszą rozbudowę sieci. Znacznie gorzej wygląda sprawa na wsiach nieposiadających kanalizacji. Kontrole przeprowadzone przez Straż Miejską wykazują, że ogromna większość mieszkańców lekceważy temat ścieków. Mało kto ma podpisaną umowę z firmami upoważnionymi do odbioru nieczystości. Większość pozbywa się nieprzyjemnych odpadów płacąc miejscowym, nielegalnym wywoźnikom, którzy następnie rozlewają je na okolicznych ugorach. Wszystko, po przefiltrowaniu przez glebę, spływa z wodami powierzchniowymi do naszych jezior. Każdy zatem sam powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego woda w jeziorach (a zwłaszcza w zatokach, np. Henrykowskiej) jest bardzo mętna i ma brzydki zapach. Podczas przeprowadzanych kontroli Straż Miejska pouczała mieszkańców. Pani Burmistrz zapowiada, że przy następnych kontrolach funkcjonariusze nie będą już tak wyrozumiali. Zwłaszcza, że gmina stara się rozwiązać cuchnący problem na kilka sposobów. Jednym z nich jest wsparcie z Gminnego Funduszu Ochrony Środowiska budowy przydomowych oczyszczalni ścieków. Na ten cel przewiduje się w przyszłorocznym budżecie 20 tys. zł. Wszyscy zainteresowani taką inwestycją mogą się starać o dofinansowanie proekologicznej inwestycji. Innym przykładem wspierania mieszkańców jest dopłata do każdego m3 ścieków odebranego z przydomowych szamb i dowiezionego do oczyszczalni ścieków w Czaplinku. Za opróżnianie takich zbiorników na terenie miasta i wsi ustalono cenę 17,33 zł/m3. Przy takich kosztach trudno się spodziewać, aby mieszkańcy zdecydowali się dobrowolnie na legalizację procesu utylizacji ścieków. Pomysłem pani Burmistrz jest dopłata w wysokości 50% wymienionej kwoty. Sprawia to, że koszt opróżnienia szamba przez wyspecjalizowane zakłady jest podobny do nielegalnego procederu. Dodatkowo nikt nie naraża się przy tym na ewentualne sankcje ze strony organów ścigania. Oto przykład: Za nielegalny wywóz beczki z nieczystościami o pojemności 4000 l (4 m3) należy dziś zapłacić ok. 30 zł. Ta sama czynność przeprowadzona w sposób legalny będzie kosztowała niecałe 35 zł. Do tego należy doliczyć koszty dojazdu samochodu w wysokości 1,08 zł/km. Jeśli weźmiemy pod uwagę grożące nam mandaty okaże się, że nie warto zatruwać swojego kąpieliska i wdychać nieprzyjemnej woni, a zadbać o własny spokój i piękną okolicę. Na wspomnianą dotację zaplanowano w budżecie na 2009 r. 40 tys. zł. Biorąc pod uwagę powyższe działania można orzec, że dbałość o czystość naszej gminy leży na sercu jej gospodarzom. Wiele do życzenia pozostawia jeszcze sposób sprzątania terenów miejskich, szlaków turystycznych, dzikich wysypisk śmieci, ale trwające prace napawają optymizmem. Na temat bieżącego sprzątania terenów gminnych, selekcji odpadów i wywozu nieczystości porozmawiamy w styczniu z dyrektorem Zakładu Gospodarki Komunalnej w Czaplinku, Marianem Rutowiczem. Już dziś Czytelników serdecznie zapraszam do lektury. Marcin Kowalski Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 „Nie garb się!” - nie wystarczy J ak informowaliśmy w Nr 27 Kuriera, 12 listopada otrzymaliśmy „Raport dotyczący jakości postawy ciała dzieci z Publicznej Szkoły Podstawowej w Czaplinku i Broczynie” opracowany przez zespół specjalistów z Katedry Wychowania Fizycznego i Zdrowotnego Politechniki Radomskiej pod kierunkiem doktorów Stanisława Nowaka i Stanisława Tuzinka. Zespół przebadał w dniach 15-20.09.2008 r. 486 uczniów szkół podstawowych z Czaplinka i Broczyna w wieku 7-12 lat, a oto jak prezentuje się jakość postawy ich ciała: Wyniki te nie są optymistyczne, i nie różnią się od uzyskiwanych w badaniach w środowiskach wielkomiejskich. Poniższy wykres obrazuje rozkład procentowy wad postawy u przebadanych dzieci: Jakość postawy ciała dziewczynek jest nieco lepsza niż chłopców (za wyjątkiem postawy skoliotycznej). Natomiast zaskakujące są porównania jakości postawy ciała dzieci z Broczyna i z Czaplinka. Wbrew powszechnej opinii, że na wsi są zdrowsze warunki życia, okazało się, że dwukrotnie częściej u dzieci z Broczyna niż z Czaplinka występują odstające łopatki, a wady stóp są u nich o prawie 50% częstsze. Raport zawiera dużo takich zastanawiających i niepokojących informacji, ale jego znaczna objętość (34 strony A-4) uniemożliwia zaprezentowanie go na łamach Kuriera. Raport ten zostanie omówiony na konferencji naukowo-metodycznej „ZAŁOŻENIA METODYCZNE KOREKCJI WAD POSTAWY CIAŁA W GMINIE CZAPLINEK” z następującym programem: SESJA PLENARNA 1. Rola środowiska zewnętrznego w procesie zapobiegania i leczenia wad postawy ciała - dr Stanisław Tuzinek. 2. Jakość postawy ciała dzieci z Publicznej Szkoły Podstawowej w Czaplinku i Broczynie (raport z badań) – dr Stanisław Nowak. SESJA WARSZTATOWA ABC postępowania korekcyjnego 1. Systematyka pozycji wyjściowych i ćwiczebnych. 2. Systematyka ćwiczeń specjalnych w korektywie. 3. Pozycje korekcyjne i hiperkorekcyjne. 4. Pozycje niskie i izolowane. 5. Korekcja najczęściej występujących wad postawy ciała. 6. Praca indywidualna z dzieckiem mającym wadę postawy i jego rodzicami. SESJA WARSZTATOWA Dedykowana szczególnie rodzicom i dzieciom Elementy 24 godzinnego przeciwdziałania wadom postawy 1. Ćwiczenia korekcyjne w domu: - prezentacja zestawów ćwiczeń domowych dla każdej wady; - organizacja procesu postępowania korekcyjnego w domu. 2. Styl życia dziecka z wadą postawy ciała. Konferencja ta odbędzie się w I kw. 2009 roku, z udziałem zainteresowanych osób i instytucji wojewódzkich, powiatowych i gminnych. Musi być ona dobrze przygotowana, jeśli ma zakończyć się, ku pożytkowi naszych dzieci, konkretnym programem. Dlatego też nie doszła ona do skutku w pierwotnie planowanym terminie grudniowym. Przytoczę jeszcze tylko na koniec rekomendacje praktyczne zespołu badawczego: 1. Konieczne jest objęcie badanych dzieci, u których wystąpiły wady postawy ciała, zajęciami gimnastyki kompensacyjno-korekcyjnej. 2. Z uwagi na przewagę wad o charakterze nawykowym, istnieje potrzeba powszechnego stosowania ćwiczeń wyrabiających nawyk prawidłowej postawy ciała u dzieci, jako zasadniczy element profilaktyki i korekcji wad postawy ciała. W tym celu koniecznym jest działanie w oparciu o metodę biofeedbecku (w uproszczeniu – trening mózgu), z wykorzystaniem informacji o stanie postawy i równowagi ciała. Są szerokie możliwości zastosowania współczesnej techniki w oparciu o zastępcze sprzężenie zwrotne w procesie postępowania korekcyjnego. 3. Istnieje konieczność uświadomienia rodzicom dzieci, że skuteczność działań profilaktycznych i korekcyjnych w dużej mierze zależy od ich podejścia do problemu wad postawy ciała. 4. Konieczne jest stosowanie szeroko zakrojonej zinstytucjonalizowanej działalności profilaktycznej, w tym wspieranie szkolnego procesu wychowania fizycznego, tak, aby najlepiej służył zdrowiu młodych ludzi. Na lekcje wychowania fizycznego powinni oni „chodzić po zdrowie”. 5. Konieczne jest umożliwienie udziału dzieciom i młodzieży w takich formach działalności rekreacyjnej, które realizowane są w środowisku naturalnym („na świeżym powietrzu” oraz w środowisku wodnym). 6. Należy zdiagnozować także czaplinecką młodzież gimnazjalną. Dane bibliograficzne i wyniki badań własnych, ten okres wiekowy wskazują, jako okres nasilenia występowania wad postawy ciała (najczęściej ze znacznymi już deformacjami i dysfunkcjami narządów wewnętrznych). A więc jest sporo do zrobienia, i jeśli chcemy by nasze dzieci miały piękną i zdrową postawę nie możemy ograniczać się do upominania ich: „Nie garb się!”. Wiesław Krzywicki Totalna porażka Czaplinka w wyścigu po dotacje w ramach Narodowego programu budowy dróg lokalnych 2008 – 2011 W poprzednim numerze z dużym optymizmem pisałem na ten temat po wypowiedziach pani Burmistrz. A co wyszło? Totalna klapa! Ale po kolei... Do biura wojewody zachodniopomorskiego wpłynęło109 projektów na ponad 136 mln zł! Do podziału było 62,5 mln. 5 grudnia wojewoda zachodniopomorski podzielił pieniądze na „schetynówki”. Komisja powołana przez wojewodę, złożona z przedstawicieli Urzędu Wojewódzkiego, Urzędu Marszałkowskiego, Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oraz Komendy Wojewódzkiej Policji, wybrała do dofinansowania te najlepsze jej zdaniem: 20 dróg gminnych i 14 dróg powiatowych. Skorzystali ci, których projekty oceniono najwyżej w skali do 150 punktów. Wśród gmin najlepszy był Wałcz, który dostał 86 punktów. 79 punktów dostała gmina Tychowo. Z powiatów najlepiej wypadł powiat drawski (96 pkt.) i kołobrzeski (90 pkt.). Niestety, żaden z projektów nie będzie realizowany w naszej gminie, pomimo że ten program jest szansą raczej dla mniejszych gmin, taka jak nasza! Sporządzono listy rankingowe dla dróg gminnych i dla dróg powiatowych. W przypadku dróg powiato- wych alokacja wynosiła 29 892,8 tys. zł. Wpłynęło 40 projektów, z których rozpatrywano 38 projekty. Powiat drawski złożył dwa projekty: 1. „Wykonanie przebudowy dróg powiatowych 1962 Z Ostrowice – Złocieniec i 1985 Z Złocieniec – Kalisz Pomorski. Etap I Złocieniec – skrzyżowanie Żabin – 10,3 km” o wartości 5 880,39 tys. zł, który został oceniony najwyżej z pośród wszystkich projektów! 2. „Przebudowa drogi powiatowej 2001 Z i 2002 Z Czaplinek –Czarne Małe –Łysinin o długości 8,5 km. Etap I przebudowa drogi nr 2001 Z o długości odcinka 5,523 km” o wartości 5 900 tys. zł, który otrzymał 66 pkt., zajmując 15 lokatę, tuż za ostatnim, który uzyskał dofinansowanie. Może uda się następnym razem... Alokacja na drogi gminne wynosiła 32 474,6 tys. zł. Wpłynęło 69 projektów, z których rozpatrywano 64 projekty. Gmina Czaplinek złożyła projekt „Budowa dróg na osiedlu mieszkaniowym „Wiejska” w ulicach Brzozowej i Akacjowej”, o długości 688 m, o wartości 1 111,8 tys. zł . Projekt został oceniony na zaledwie 17 pkt, osiągając przedostatnie 63 miejsce w tym rankingu! Czy osoby odpowiedzialne w ratuszu nie przyłożyły się do zrobienia porządnej oferty? Czy nikt z decydentów nie ma sobie nic do zarzucenia? Czy w naszym urzędzie nie ma kompetentnych osób, by przygotować taki projekt? Kto za to odpowiada?! Czy Rada Miejska nie powinna bliżej przyjrzeć się tej problematyce? Nie chcę sobie przypisywać mocy sprawczej, ale czy wspomniany wniosek nie był złożony tylko „pro forma”, bo ktoś na ten temat napisał w „Kurierze”, więc trzeba było coś z tym zrobić, by „niepokornym krytykantom” zamknąć usta? Czas robi swoje, sprawa przyschnie, natomiast „czy się śpi, czy się leży, pensyjka co miesiąc się należy”! A czy Czaplinek będzie się rozwijał, czy nie... kogo to obchodzi? A jednak obchodzi! I to wielu... Pozostaje mi tylko współczuć części mieszkańców Oś. Wiejska, że kolejny rok przyjdzie im pokonywać w błocie i kurzu drogę do swoich pięknych domów. Pani Burmistrz, przed nami kolejne konkursy, jeśli nic Pani nie zmieni w tej materii, to nawet nasze obecnie istniejące drogi staną się w niedalekiej przyszłości „bezdrożami” Pojezierza Drawskiego! Zbigniew Dudor Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Dziecięca krucjata Z ima jak zwykle zaskoczyła drogowców. Kiedy na dworze zaczyna sypać śnieg i mróz drapie po szybach, zasiadamy wygodnie w fotelu, a kaloryfer gra ciepłą nutę, która rozgrzewa nasze kości. Kto nie lubi takich wieczorów, kiedy zagrzebujemy się jak niedźwiedź w gawrze, oczekując pierwszych promieni wiosny? Nasz dom wygląda jak z bajki, a dym, który wydobywa się z naszego komina, nadaje całemu obrazkowi element nierealności. Co w tym nierealnego? O tym będzie mój artykuł... Kiedy Redaktor Naczelny wręczył mi materiały, dotyczące działalności Fundacji ARKA, podszedłem do całej sprawy dość sceptycznie. Nie chodzi nawet o to, że przejrzałem dokładnie zawartość teczki, ale mam paskudną naturę niedowiarka. Ze względu na zbliżający się okres grzewczy, miałem skoncentrować swoje siły twórcze na akcji pt. „Kochasz dzieci nie pal śmieci”. Kochasz dzieci nie pal śmieci... Nie wiem czy nasi drodzy Czytelnicy zgodzą się z moją opinią, że slogan jest wyjątkowo niefortunny? Niejeden wieszcz przekręca się w grobie, kiedy czyta wychowanków swojej spuścizny. Proszę sobie wyobrazić, jak zasiadam w wygodnym fotelu, z kolorowymi broszurami i nietęgą miną. Zaczynam czytać, i co...? Miałem okazję zapoznać się z wieloma akcjami, o charakterze ekologicznym. To czego nie odnalazłem w ich działaniu, odnalazłem właśnie w ARCE. Konkretne działania i konkretni ludzie, którzy działają przeciwko konkretnym zagrożeniom! Myślę, że temat jest wart uwagi... Fundacja Ekologiczna ARKA powstała w 2005r., z inicjatywy Wojciecha Owczarza. Organizacja zrzesza: działaczy ekologicznych, społecznych oraz nauczycieli. Głównym zadaniem fundacji jest edukacja, zwłaszcza dzieci i młodzieży. ARKA może pochwalić się licznymi akcjami o zasięgu ogólnopolskim. Działania ARKI to temat na książkę, a nie na skromny artykuł. Jeżeli ktoś poczuje niedosyt, zapraszam do odwiedzenia strony internetowej - http://www.fundacjaarka.pl „Kochasz dzieci nie pal śmieci”– czyli o co w tym wszystkich chodzi? Spalanie śmieci to problem ważny, którego nie można bagatelizować. Zanieczyszczenie środowiska dotyczy nas wszystkich. Czy chcemy tego czy nie, jesteśmy częścią ekosystemu. Jeżeli coś zakłóca jego naturalny cykl, z nami też nie dzieje się najlepiej. Najprościej mówiąc – niszcząc środowisko, niszczysz własne zdrowie. A oto kilka przykładów. Spalanie odpadów w paleniskach domowych, oraz na powietrzu, podczas sprzątania posesji, czy na ogródkach działkowych powoduje emisję do atmosfery: 1. Pyłów – które odkładają się w glebie i powodują szkodliwe dla zdrowia człowieka i zwierząt zanieczyszczenie metalami ciężkimi. 2. Tlenku węgla – który jest trujący dla ludzi i zwierząt, powoduje upośledzenie transportu krwi w naszym organizmie. 3. Tlenku azotu – powoduje podrażnienia, a nawet uszkodzenia płuc, po reakcji z parą wodną przyczynia się do zakwaszenia wody deszczowej. Masz fajny samochód, działkę marzeń albo ładny domek? Smutna wiadomość – kwaśne deszcze przyśpieszają korozje metali, niszczenie budynków i obumieranie roślin. 4. Dwutlenek siarki – powoduje trudności w oddychaniu, niszczy rośliny i zakwasza wodę. 5. Chlorowodór – tworzy z parą wodną kwas solny. 6. Cyjanowodór – tworzy z wodą kwas pruski. Czy Szanowny Czytelnik znał te fakty? Ja osobiście nie znałem. Znały je natomiast dzieci ze szkół w: Warszawie, Gdańsku, Cieszkowie, Przeworsku, Lipnicy Wielkiej, Poznaniu, Bielsku–Białej i wielu innych miastach, które wzięły czynny udział w akcji Fundacji Ekologicznej ARKA. Wszystkie dzieciaki na zdjęciach w folderze, który przeglądałem, są uśmiechnięte. Co w tym dziwnego? Dzieci były w szkole i nie była to przerwa. Fundacja ARKA dociera do młodzieży starszej i młodszej za pomocą: wystaw edukacyjnych, spotkań z kominiarzami, strażakami, lekarzami i osobami, które mogą powiedzieć coś o problemie spalania śmieci. Organizowane są także kolorowe hapenningi, które odbywają się poza terenem szkoły i mają za zadanie aktywizować całą społeczność lokalną. Organizacja nie tylko poucza, ona także bawi. Młodzi ludzie utożsamiają się z problemem, poprzez branie aktywnego udziału w walce o czyste powietrze. Jako mieszkaniec Czaplinka często słyszę opinie młodych ludzi, że nie ma tu co robić i nic się nie dzieje. Może to jest właśnie droga? Szkoła powinna pokazywać możliwości i kierunki rozwoju. Czemu nie ekologia? Czemu nie walka o lepsze jutro? Młodość lubi się utożsamiać z pięknymi ideałami, a walka o coś słusznego to ideał, o który warto walczyć. Problem spalania śmieci istnieje. Jeżeli ktoś go nie widzi, czeka na niego „nagroda” w wysokości 5 000 zł, od strażników miejskich. Osobom, które mają w zwyczaju pakować do pieca wszystko co jest pod ręką, żeby ogrzać swoją gawrę, proponuję wrzucić do pieca kilka szmat i starego kalosza, a następnie wejść na dach i włożyć głowę do komina. Taka terapia odmieni poglądy, nawet najbardziej zagorzałych miłośników teorii palenia odpadów. Polecam stronę Fundacji Arka wszystkim szkołom. Naprawdę warto. Michał Uliński O relacjach, czyli wspomnień zastępcy c.d. C złowiek to istota społeczna. Oznacza to, że czy tego chcemy czy nie, musimy współżyć i współpracować z innymi. Dzięki temu jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować i coś osiągnąć, szczególnie pełniąc funkcje urzędowe, przy wykonywaniu pracy na rzecz innych, i za publiczne pieniądze. Nie zawsze jest to proste. Kiedy naładowany energią starałem się podzielić z Panią Burmistrz swoimi spostrzeżeniami bądź pomysłami, lub choćby wyrazić opinię na jakiś temat, zawsze słyszałem: „nie mam teraz czasu”, „nie teraz”, i w końcu „nie zawracaj mi głowy swoimi pomysłami”. Myślałem, o co tu właściwie chodzi, po co się angażować, i czy na pewno jestem potrzebny, skoro szefowa wszystko wie najlepiej? Mimo to, jednak próbowałem. Błąd. Okazało się, że nie tędy droga do „serca” Pani Burmistrz. Znacznie łatwiej znaleźć posłuch dzieląc się sensacjami typu: kto, gdzie, z kim, i dlaczego. Każdemu zdarzy się czasem poplotkować. Pełniąc jednak ważną dla miasta funkcję, moim zdaniem, powinna obowiązywać powściągliwość nawet pomimo tego, że UMiG znajduje się przy Rynku. Widząc brak chęci do współpracy zdecydowałem, że trzeba o tym poważnie i otwarcie z Panią Burmistrz porozmawiać, wyjaśnić wątpliwości, jednym słowem oczyścić atmosferę. Rozmowa trwała około dwóch minut; ja przekazałem swoje spostrzeżenia, a w zamian usłyszałem: „nie mamy co oczyszczać, jestem zajęta”. Spodziewałem się takiego przebiegu rozmowy, bowiem już w dniu mojego powołania część radnych dostała deklarację, „że jakby co, to Aleszkę zawsze można odwołać” (źródło znane Pani Burmistrz). Ciekawostką może być dla Czytelników i Radnych moja aktywność na komisjach RM, a raczej jej brak. Przyczyna - zakaz zabierania głosu nałożony, nie trudno się domyśleć przez kogo. Jak nie przyszed- łem na komisję, to podobno się nie interesowałem. Nie było więc pracy zespołowej (nie dotyczy Pani Sekretarz). Może ze stanowiska zastępcy burmistrza w gminie Czaplinek należałoby w ogóle zrezygnować, przynajmniej w tej kadencji, tylko kogo będzie się obarczać za wszelkie niepowodzenia, z kaprysami natury włącznie. Budowanie relacji biznesowych Naszej Pani Burmistrz najlepiej będzie Czytelnikom ocenić na przykładach. Przykład 1. Kiedy w lutym ub.r. doprowadziłem do zawarcia porozumienia o współfinansowaniu budowy parkingu przy ul. Grunwaldzkiej i Bydgoskiej z firmą Kabel-Technik-Polska, jeszcze na etapie realizacji zadania usłyszałem - „co z tego masz i dlaczego się tak spieszysz”. Wówczas mnie zatkało. Dziś spieszę z wyjaśnieniami: mam ogromną satysfakcję, że jeśli się chce, to można sprawnie, szybko i taniej. Wiem, że w tym miejscu Czaplinka jest bezpieczniej, że majątek ludzki nie tonie w błocie, że pojawił się ład i porządek, że gmina zaoszczędziła kilkadziesiąt tysięcy złotych. Liczę na choć zbliżone, zagospodarowanie tzw. plomby naprzeciwko bloku 31 przy ul. Długiej. Ja zdążyłem rozpocząć. Stary wychodek, walące się komórki, dzikie wysypisko śmieci, w tym miejscu już zniknęły - trzeba tylko pozwolić dokończyć. Pomimo tego, że wzajemne relacje z największym pracodawcą w regionie nabrały nowego wymiaru, kilka miesięcy później zakazano mi spotykać się z Panem Prezesem w jego siedzibie. Przykład 2. W październiku 2007 r. przedstawiciel firmy EPA (to ta od ferm wiatrowych) poprosił o wspólny wyjazd w okolice Broczyna, aby fizycznie zapoznać się z terenem pod planowaną, czy też proponowaną gminie inwestycję. Taka wycieczka nawet z hipotetycznym inwestorem, to moim zdaniem nic złego, elementarna kultura, żeby nie powiedzieć obowiązek gospodarza terenu. Efekt mojego wyjazdu… groźba zwolnienia z pracy, nie tylko mnie zresztą. W styczniu 2008 r. kolejna wizyta i propozycje współpracy, w tym chęć dofinansowania potrzeb wiejskich. Pani Burmistrz wybrała jednak spotkanie z biskupem w Koszalinie. Przykład 3. W lutym 2007 r. zarządca dróg wojewódzkich zaproponował wybudowanie profesjonalnego parkingu przy ul. Wałeckiej przed blokiem Nr 56. Warunek, jaki był potrzebny dla realizacji tego przedsięwzięcia, to zgoda na usunięcie znajdujących się tam chorych i częściowo usychających drzew. Taką zgodę wyraziłem tym bardziej, że koncepcja obejmowała posadzenie pomiędzy parkingiem, a ciągiem pieszym drzew nowych i ułożenie, każdy w swoim zakresie (spółdzielnia przed blokiem, zarządca drogi w obrębie parkingu, a gmina przed przychodnią zdrowia) kostki polbrukowej aż do ul. Poznańskiej. Jednak nie doszło do stworzenia w tym miejscu wizytówki miasta i poprawienia bezpieczeństwa, ponieważ naczelny gospodarz zmienił moją decyzję odnośnie zastąpienia drzew chorych nowoczesną zielenią miejską. Reasumując. Jest kilka zasad, którymi można zjednać sobie ludzi, od biznesu po relacje w rodzinie i pracy. Czasami może być trudno wprowadzić je w życie. Może jednak warto próbować, może warto okazać szacunek dla poglądów rozmówcy. Może warto przyznać się do swoich błędów, zanim skrytykuje się kogoś innego. Może warto dla dobra naszej gminy, pozwolić działać wszystkim chętnym, lub po prostu nie przeszkadzać. Może fałszywą przychylność warto zastąpić elementarną uczciwością. Robert Aleszko Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Rak piersi C zynniki ryzyka raka piersi Ryzyko zachorowania na raka piersi wiąże się z miejscem zamieszkania: w mieście jest ono do dwóch razy większe, niż na wsi. Kolejne czynniki ryzyka to: wczesny wiek pierwszej miesiączki (przed 12 r.ż.), późny wiek menopauzy (powyżej 55 r.ż.), pierwszy poród po 30. r.ż., znaczna otyłość, występowanie łagodnych zmian w sutku, brak potomstwa, dwa przypadki raka sutka u najbliższych krewnych, wiek powyżej 50 lat. Przed rakiem piersi w pewnym stopniu chroni karmienie piersią, dlatego specjaliści zalecają mamom, by karmiły piersią choćby przez kilka tygodni. Poza oczywistą korzyścią dla dziecka, karmienie piersią zmniejsza ryzyko raka. Najwięcej zachorowań na nowotwory złośliwe piersi, około 70%, występuje u kobiet po menopauzie, między 50 - 70 rokiem życia. Im więcej chorych jest w rodzinie, i im bliższy stopień pokrewieństwa z nimi, tym większe ryzyko zachorowania na raka. Rakowi piersi sprzyja nadmierne i przez dłuższy czas spożywanie alkoholu, bowiem wątroba traci zdolność do metabolizowania estrogenów, co prowadzi do podwyższenia poziomu tego hormonu we krwi i zwiększenia ryzyka zachorowania na raka sutka. Ryzyko rozwoju raka piersi związane jest z otyłością. U osób otyłych trudniej wykryć zmiany w piersiach, a komórki tłuszczowe, wytwarzając dodatkowe estrogeny, zwiększają ekspozycję na te hormony. Większe ryzyko występuje u kobiet w okresie menopauzalnym, gdy zmienia się w ich organizmie rozkład tkanki tłuszczowej. Uważa się, że tabelki antykoncepcyjne, zawierające głównie estrogeny, jeśli w ogóle mają jakiś związek z rakiem piersi, to być może jako czynnik ułatwiający i przyspieszający rozwój choroby, która już wystąpiła; mogą też nieznacznie zwiększać ryzyko choroby u kobiet genetycznie obciążonych oraz u kobiet stosujących doustne środki antykoncepcyjne przez co najmniej 8 lat do zajścia w pierwszą ciążę. Samobadanie piersi Samobadanie piersi zaleca się kobietom w każdym wieku, w okresach między badaniami diagnostycznymi wykonywanymi na zlecenie lekarza, lub między rutynowymi badaniami profilaktycznymi. Badanie piersi należy przeprowadzać w tej samej fazie cyklu miesiączkowego, tj. 2-3 dni po miesiączce, żeby wykluczyć nadwrażliwość brodawek i bolesność piersi. Kobiety niemiesiączkujące powinny badać piersi raz w miesiącu. Aby umieć ocenić zmiany w piersiach i odpowiednio wcześnie zgłosić je lekarzowi, kobieta powinna poznać strukturę swoich piersi. Pierś w dotyku powinna mieć konsystencję (strukturę) rozluźnionego pośladka; torbiel piersi przypomina konsystencją i sprężystością gałkę oczną; guzek piersi z ograniczoną ruchomością skóry nad nim, przypomina chrząstki nosa. Większość (prawie 80%) guzków wykrywanych palcami podczas samobadania, nie ma złośliwego charakteru. Samobadanie piersi składa się z dwóch etapów: oglądania piersi oraz badania dotykowego - palpacji. Piersi należy oglądać kolejno: z rękami na biodrach, podniesionymi do góry, opuszczonymi wzdłuż tułowia, w pozycji pochylonej. Należy zwrócić uwagę na kształt piersi, ich wielkość i ułożenie, na skórę, rozstępy, przebarwienia, włosy. Należy także ocenić otoczki brodawkowe oraz same brodawki, czy nie są wciągnięte, zbadać okolicę nad - i podobojczykową oraz pachową - by stwierdzić, czy węzły chłonne nie są powiększone. Aby ułatwić badanie w pozycji leżącej, trzeba umownie podzielić pierś na cztery części, tzw. kwadranty, przeprowadzając krzyżujące się na brodawce dwie linie: poziomą i pionową. W ten sposób powstają dwa kwadranty zewnętrzne i dwa wewnętrzne. Badanie prawej piersi wykonuje się lewą ręką, trzymając prawą pod głową. W czasie samobadania należy dotykać pierś całą długością palców, a badać opuszkami. Pierś należy uciskać, wykonując ruchy w kształcie okręgów: od największego koła po obwodzie piersi, robiąc przy tym małe kółka prostopadle do kierunku ruchu, aż do brodawki. Ruchy promieniste wykonuje się tak, jakby pierś była tarczą zegara - od brodawki w kierunku pełnych godzin: najpierw dwunastej, a następnie pierwszej, drugiej itd. Należy także wykonywać niewielkie kółka w kierunku góra – dół. Nie wolno pomijać badania palpacyjnego okolicy nadobojczykowej oraz pachowej. Zmiany, jakie można dostrzec dzięki samodzielnemu badaniu piersi: • zmiany skóry piersi: przebarwienia, naczyniaki, pieprzyki, celulit; • wyciek z brodawki: wyłączając okres karmienia - nieprawidłowy jest wyciek krwisty, mleczny lub bezbarwny; • nadżerkę brodawki - zazwyczaj występuje w postaci niegojącej się krosty czy wrzodzenia; • zmianę kształtu otoczki - może zmienić swój dotychczasowy regularny kształt; • zmianę kształtu lub wielkości piersi - piersi mogą niesymetrycznie zmienić swój wygląd; • wyczuwalny ograniczony guzek piersi; • wciągniętą brodawkę sutkową, która dotychczas wyglądała normalnie; • obrzęk pod pachą; • powiększenie lub obrzęk węzłów chłonnych. Objawy, które powinny budzić niepokój • bardziej niż dotychczas widoczne przez skórę naczynia żylne; • zmiany w kolorze lub strukturze skóry; • zmiany wielkości lub kształtu jednej piersi; • dołki, zaciągnięcia lub owrzodzenia brodawki skóry na piersi, zmiany kształtu lub zarysu brodawki; • zmiany w wyglądzie brodawek, takie jak np. zaczerwienienia, strupki, wciągnięcia, łuszczenie naskórka; • wyciek wydzieliny lub krwawienie z brodawek; • obrzęk ramienia; • skóra podobna do “skórki pomarańczy”; • obecność nowego guzka, który nie znika po miesiączce i nie reaguje na zmiany hormonalne cyklu menstruacyjnego. Pilnej konsultacji lekarskiej wymagają: guz piersi niezmieniający się w trakcie cyklu miesiączkowego oraz guz w dole pachowym. Biuletyn profilaktyczny ZOW NFZ 10 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Metryka miasta 19 listopada 1286 r. Przemysł II, książę Wielkopolski, późniejszy król Polski, wystawił w Pyzdrach przywilej nadający rycerskiemu zakonowi templariuszy znaczne obszary w rejonie jeziora Drawsko i górnego biegu rzeki Drawy. Sprowadzeni tu templariusze obrali za swą siedzibę istniejącą osadę Czaplinek i wznieśli tu zamek, z którego zarządzali nadanymi terenami. Podnosiło to rangę Czaplinka i prawdopodobnie w połączeniu Przemysł II - grafika Aleksandra Lessera (1814-1884), źródło: Wikipedia z innymi czynnikami miastotwórczymi przyczyniło się do tego, że ta osada, leżąca na trasie Szlaku Solnego w przesmyku między jeziorami Drawsko i Czaplino, otrzymała wkrótce prawa miejskie. Niestety, nie zachowały się dokumenty potwierdzające dokładną datę nadania Czaplinkowi praw miejskich. Niektórzy historycy uważają, że miało to miejsce w roku 1291, ale najczęściej przyjmuje się ogólnie, że nastąpiło to między 1290, a 1334 rokiem. Z tego powodu, gdy latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku z inicjatywy członków Czaplineckiego Towarzystwa Kultury “Drawianie” postanowiono zorganizować obchody 700lecia miasta, powstał problem, w jaki sposób ustalić rok jubileuszowy. Zwyciężyła koncepcja, by z braku aktu nadania praw miejskich uznać za symboliczną metrykę miasta - akt nadania z 1286 r. wystawiony przez Przemysła II. W ramach obchodów 700-lecia w czerwcu 1986 r. wydano jednodniówkę “Głos Czaplinka”. W tej wydanej jednorazowo okolicznościowej gazecie opublikowany został artykuł “Metryka miasta” (autorzy: Andrzej Połoński i Zbigniew Januszaniec), zawierający przetłumaczone z łaciny fragmenty aktu nadania Przemysła II. Oto one: My, Przemysł II, z łaski bożej książę Wielkopolski i Krakowa , czynimy wiadomym, że (…) pustkowie w naszym władaniu będące koło rzeki Drawy i obok jeziora Drawsko, z którego wypływa rzeka Drawa, oraz samo jezioro Drawsko dajemy i przekazujemy braciom zakonu templariuszy. (Granica owego obszaru biegnie) od wspomnianego już jeziora Drawsko idąc w górę do jeziora zwanego Zerdna a od jeziora zwanego Zerdna aż do drogi, która prowadzi z miasta Barwice do terytorium zwanego Krajna, tą drogą idąc aż do brodu na rzece zwanej Piława, od którego brodu idąc w dół korytem tejże rzeki do jeziora Dołgie i przez to jezioro Dołgie,z którego wypływa wspomniana rzeka, idąc w dół tej rzeki aż do drogi marchijskiej, którą podążając w górę aż pod trzy drzewa oznaczone krzyżem stojące w pobliżu jeziora zwanego Lubizk, od tych drzew idąc prosto naprzód aż do mostu zwanego „Berckenbrugege”, od tego mostu idąc dalej aż do bagna Bzuczina, od bagna Bzuczina aż do pięciu drzew oznaczonych krzyżem, od tychże drzew aż do rzeki Drawy, którą podążając w górę aż do wymienionego już jeziora Drawsko. ( Obszar ten) z wszystkimi jeziorami , które wewnątrz wspomnianych granic zostały zawarte lub w jaki sposób Janusz zwany Kynstel z polecenia naszego wspomnianym braciom wyznaczył i ograniczył z ( prawem) całkowitego użytkowania rzek , łąk, jezior i lasów z pożytkami, które są obecnie i będą uzyskane w późniejszym czasie, nadajemy braciom zakonu templariuszy (…). Dajemy tymże braciom szerokie uprawnienia budowania i wznoszenia obwarowań, grodów i miast (…). Dane w Pyzdrach w najbliższy wtorek przed dniem Świętej Katarzyny Dziewicy, roku pańskiego 1286, przez ręce notariusza dworu naszego. Autorzy artykułu „Metryka miasta” z „Głosu Czaplinka” po przytoczeniu powyższych fragmentów aktu nadania, opatrzyli je krótkim komentarzem, który chcę teraz nieco rozszerzyć. Dokument ten jest bowiem jedynym zachowanym z tamtego okresu źródłem pisanym dotyczącym ziemi czaplineckiej (tekst aktu nadania Przemysła II umieszczony jest w Kodeksie Dyplomatycznym Wielkopolski, t. 1 poz. 570) i wnosi kilka interesujących informacji do szczupłego zasobu wiedzy o ówczesnych dziejach ziemi czaplineckiej. Spróbujmy podsumować te informacje. Dokument powstał w czasie, gdy w Polsce trwało rozbicie dzielnicowe. Z dokumentu Przemysła II jednoznacznie wynika, że nadane w roku 1286 templariuszom tereny wchodziły w skład Wielkopolski. Zauważmy jak długotrwałe były konsekwencje tego faktu. Ziemia czaplinecka aż do 1668 r. należała do województwa poznańskiego a jeszcze dłużej bo aż do 1923 r. podlegała poznańskiej administracji kościelnej. Ale powróćmy do dokumentu Przemysła II. Głównym celem, którym kierował się ten wielkopolski książę przekazując templariuszom rozległe terytorium w okolicach jeziora Drawsko, było wzmocnienie północno-zachodnich rubieży Wielkopolski. Zadaniem templariuszy była obrona granicy przed narastającą agresją Brandenburgii oraz zagospodarowanie otrzymanych ziem na rzecz księcia wielkopolskiego. Znajduje to swój wyraz w tych zapisach dokumentu, które uprawniają templariuszy do budowania obwarowań, grodów i miast. Nadanie templariuszom ziemi czaplineckiej ocenić należy jako jedno z tych działań ambitnego i dalekowzrocznego księcia, które zmierzały do ochrony rozbitych na dzielnice ziem polskich przed obcym naporem oraz do ich zjednoczenia. W 1294 r. udało mu się zjednoczyć Wielkopolskę z Pomorzem Gdańskim. W roku 1295 jako najpotężniejszy z książąt piastowskich koronowany został on na króla Polski. Swą dalekowzroczną politykę Przemysł II przypłacił życiem. W roku 1296 w Rogoźnie został on skrytobójczo zamordowany. Zabójstwo to przypisywane jest Brandenburczykom. W dokumencie Przemysła II nie ma wzmianki ani o Czaplinku ani o innych osadach. Może wynikać to z faktu, że akt nadania skupia się przede wszystkim na opisie granic nadawanego obszaru. Zastanawia jednak użyte w tekście słowo „pustkowie”. Nadane tereny mogły być wówczas słabo zaludnione z powodu częstych w tym okresie konfliktów granicznych; nie były to jednak z pewnością tereny całkiem bezludne. Historycy są przekonani o istnieniu na nadawanym templariuszom obszarze osady o nazwie Czaplinek. Ponadto prace wykopaliskowe dowiodły, ze na terenie ziemi czaplineckiej zorganizowane osadnictwo rozwijało się już co najmniej od VIII wieku. W treści dokumentu wielokrotnie użyte zostały miejscowe nazwy topograficzne. Jak zwykle w przypadku średniowiecznych tekstów łacińskich, głównie z uwagi na różnice w pisowni, niektóre nazwy użyto w dokumencie w formie nieco zdeformowanej (np. nazwę jeziora Drawsko określono jako „Dravzk”, a rzekę Piławę określono jako „Pilawe” ale już rzekę Drawę określono poprawnie jako „Drawa”). Niektóre nazwy w przytoczonym wyżej tłumaczeniu podano w formie identycznej jak w akcie nadania, np. jezioro „Zerdna”, jezioro „Lubizk” czy bagno „Bzuczina” z uwagi na mogące wystąpić rozbieżności w identyfikacji tych nazw. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie użyte w tekście miejscowe nazwy topograficzne mają niewątpliwe słowiańskie pochodzenie z wyjątkiem jednej obco brzmiącej nazwy mostu „Berckenbrugege”. Jest to okoliczność bardzo wymowna, gdyż - jak wynika z analizy aktu nadania - był to most na rzece Dobrzycy leżący na trasie tzw. „drogi marchijskiej” biegnącej w kierunku posiadłości brandenburskich. Jak się domyślamy, nazwa „Berckenbrugege” (w tłumaczeniu: „Brzozowy Most”) nie została nadana przez rodzimą ludność słowiańską lecz przez wędrujących tą drogą przybyszów z Brandenburgii. Z aktem nadania związana jest pewna zagadka. Ten dokument z 1286 r. nazywa Przemysła II księciem Wielkopolski i Krakowa. Jest to dość dziwne, gdyż źródła historyczne jednoznacznie wskazują, że prawo do tytułowania się księciem Krakowa uzyskał on dopiero w 1290 r. Ta intrygująca niespójność skłoniła historyków do dociekań. Zastanawiano się, czy niespójność ta spowodowana została tym, że dokument był sporządzony lub odtworzony po fakcie, z opóźnieniem (być może - jak domyślają się niektórzy w ramach porządkowania kancelarii młodego księcia, przyszłego króla Polski), czy też należy skorygować datę widniejącą na dokumencie. Zwolennicy tego ostatniego poglądu twierdzą, że odpowiednia interpretacja zapisów zawartych w dokumencie pozwala skorygować datę dokumentu z 19 listopada 1286 r. na 21 listopada 1290 r. W niektórych opracowaniach historycznych podawana jest z kolei data dokumentu: 21 listopada 1286 r. Rozbieżności interpretacyjne dotyczące kolejnego dnia miesiąca wynikają z opisowego przedstawienia daty wystawienia dokumentu („najbliższy wtorek przed dniem Świętej Katarzyny Dziewicy”). Niepodważalnym faktem jest natomiast to, że w treści tego dokumentu, któremu przypadła rola metryki naszego miasta, wyraźnie podany jest rok 1286. Zbigniew Januszaniec Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 11 12 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 „Fizyka może bawić” P od takim tytułem realizujemy innowację pedagogiczną w Liceum Ogólnokształcącym im. 3 Dywizji Strzelców Karpackich w Czaplinku. Jest ona nowatorskim rozwiązaniem organizacyjnym i metodycznym, mającym na celu poprawić jakość pracy szkoły, wprowadzić coś nowego. Z taką ideą stworzyłam innowację „Fizyka może bawić”, mającą na celu promowanie fizyki wśród uczniów. Fizyka w szkole jako przedmiot i wiedza, jest postrzegana przez uczniów na różne sposoby. Część uczniów bardzo lubi tę naukę, natomiast większa część opowiada się za tym, że jest to bardzo trudna i mało zrozumiała dziedzina nauki. Innowacja: „Fizyka może bawić”, jest realizowana przez uczniów w ramach działalności Koła Fizycznego „Ciekawscy mądrale”. Realizacja innowacji odbywa się na drodze: • wykonywania przez uczniów prac projektowych; poszerzania wiedzy fizycznej; • przedstawiania fizyki w różnych formach - turniej, wystawa doświadczeń itp.; • promowania wiedzy fizycznej na różnych szczeblach edukacji. Pierwsze efekty innowacji to gry dydaktyczne, wykonane przez uczniów na zajęciach koła fizycznego. Małgorzata Okulewicz „Poczytaj mi przyjacielu” T o kolejna propozycja realizowana przez młodzież czaplineckiego LO w ramach projektu „Działaj Lokalnie”. „Przyjdź do nas, a my pomożemy Ci otworzyć BRAMY FANTAZJI”. Pod takim hasłem młodzież z Liceum Ogólnokształcącego im. 3 Dywizji Strzelców Karpackich w Czaplinku zachęca uczniów Szkoły Podstawowej do czytania książek. Rozwija ich wyobraźnię, pamięć, pomysłowość, wzbudza ciekawość świata. Wszystko w ramach ogólnopolskiego projektu „Poczytaj mi przyjacielu”, w którym uczniowie szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych czytają książki najmłodszym. Organizatorami projektu są młodzi ludzie, którzy bardzo chętnie podejmują wyzwania, są gotowi do współpracy, lubią spędzać czas z młodszymi koleżankami i kolegami. Mają mnóstwo ciekawych pomysłów i chęci do działania. Zaplanowali oni cykliczne, dwugodzinne spotkania, na których czytają książkę J. J. Sempe, R. Goscinny. „Mikołajek i inne chłopaki”. Na każdym spotkaniu młodzież najpierw głośno czyta wybrane przez siebie opowiadania, wspólnie z dziećmi odtwarza odczytane historie, a następnie w ramach zajęć plastycznych wspólnie z uczniami wykonuje przepiękne prace artystyczne. Spotkania te pozwalają zbudować emocjonalne więzi między czytającymi i słuchającymi. Kształcą wśród młodzieży odpowiedzialność i cierpliwość, pozwalają zbudować poczucie wartości, pomagają pokonać nieśmiałość oraz zdobyć doświadczenie w pracy na rzecz innych. Korzyściami strony słuchającej jest niewątpliwie zabawa, kreatywny rozwój i nauka. koordynator projektu (nauczyciel j. angielskiego) Alicja Giwojno Dotychczas w ramach projektu odbyły się trzy spotkania 25 X, 15 XI i 22 XI. Oto krótka relacja z jednego z ze spotkań: Nasze pierwsze spotkanie z dziećmi z klas I–III Szkoły Podstawowej w Czaplinku odbyło się 25 października. Kiedy przyszliśmy na miejsce spotkania byliśmy trochę zszokowani, gdyż zamiast piętnastki dzieci (takiej ilości się spodziewaliśmy), zobaczyliśmy ich ponad 25. Silną grupą dziewięcioosobową rozpoczęliśmy spotkanie. Po przedstawieniu się i słowie wstępnym, przeczytaliśmy naszym młodszym kolegom kilka historyjek tytułowego bohatera książki „Przygody Mikołajka”. Po każdym opowiadaniu dzieci miały odpowiedzieć na pytania związane z tekstem. Nasi młodsi koledzy bardzo chętnie na nie odpowiadali. Po lekturze było kilka zabaw i gier na rozruszanie naszej grupy. Kiedy wróciliśmy do klasy, maluchy miały za zadanie wykonanie pracy plastycznej na temat: „Moje ulubione danie”. Każdy chętnie zabrał się do pracy. Zaczęło się wielkie malowanie. Po wykonaniu prac, każdy musiał wyjść na środek i zaprezentować to, co narysował. Było trochę strachu - dzieci bały się wypowiadać przed nami – starszymi. Była to dla nich nowość, lecz pod koniec naszego spotkania bardziej się ośmieliły. Nasi mali koledzy są naprawdę fantastyczni, a praca z nimi to czysta przyjemność. Z niecierpliwością czekamy na kolejne spotkania. uczennica klasy I a Joanna Bobowska Uczniowie LO na „tropie” Herberta D nia 26.11.2008 r. w sali CZOK-u odbył się Finał Potyczek Herbertowskich zorganizowanych w 10 rocznicę śmierci poety. Organizatorami Potyczek był Czaplinecki Ośrodek Kultury i Biblioteka Publiczna. Projekt został dofinansowany przez „Fundację Wspomagania Wsi”. Konkurs miał na celu łączenie pokoleń we wspólnym odczytaniu, zrozumieniu i przedstawieniu poezji Herberta. W projekcie wzięła udział m. in. czterosobowa drużyna uczniów z Liceum Ogólnokształcącego w Czaplinku (opiekun drużyny- Pani Hanna Łodziato – nauczyciel j. polskiego), nie zabrakło również uczniów Gimnazjum i przedstawicieli czaplineckich seniorów. Ocenie Komisji podlegały następujące zadania : • recytacja wiersza; • quiz; • rysowanie karykatury; • prezentacja (multimedialna) filmów i zdjęć; • etiuda; • oraz albumy. Każda z grup wykazała się bardzo dużym pozio- mem wiedzy o Zbigniewie Herbercie, jak i ogromnymi umiejętnościami aktorskimi. Ciekawość wzbudziły filmy i prezentacje multimedialne dokumentujące przygotowania każdej z grup do wielkiego finału. Komisja miała nie lada orzech do zgryzienia, po długich debatach ogłoszono… zwycięzców. Zostały nimi wszystkie drużyny biorące udział w konkursie. Joanna Szastko – klasa IIa LO Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 13 14 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 15 Wywiad z radnym W tym miesiącu, z uwagi na ciekawe i burzliwe wydarzenia na ostatnich posiedzeniach Rady Miejskiej zaprosiliśmy do rozmowy radnego Andrzeja Szwaję, który przyjął zaproszenie. Andrzej Szwaja jest emerytem. Na temat swego wieku wypowiada się żartobliwie – podeszły. Wykształcenie wyższe, ukończył Wydział Budownictwa i Architektury na Politechnice Szczecińskiej z tytułem mgr inż. budownictwa lądowego. Człowiek o wielu zainteresowaniach. Szczególną sympatią darzy muzykę. Chciałby zostawić coś po sobie i stąd czerpie energię do pracy na rzecz społeczności lokalnej. Kurier Czaplinecki: Jest Pan radnym po raz pierwszy. Czy tak właśnie wyobrażał Pan sobie pracę radnego? Andrzej Szwaja: W swoim, dość długim życiu, bywałem już radnym, ale w Czaplinku, rzeczywiście po raz pierwszy. Pracy radnego nie musiałem sobie wyobrażać, bo wiem jak powinna wyglądać, natomiast w konfrontacji z rzeczywistością lokalną muszę przyznać, że doznałem niezłego wstrząsu. Z tak totalnie ubezwłasnowolnionym i spacyfikowanym zespołem ludzi spotkałem się po raz pierwszy w życiu. Jako członkowi tego zespołu nie wypada mi jednak analizować krytycznie postaw innych radnych, a moich kolegów i koleżanek. Muszą istnieć jakieś poważne przyczyny takiego stanu, przyczyny o których nie mam wiedzy, i na które z pewnością nie mogę mieć wpływu. Odpowiadając na drugą część pytania, muszę stwierdzić, że dokładnie nie tak wyobrażałem sobie pracę radnego w Czaplinku. K.Cz.: W wyborach otrzymał Pan największe poparcie spośród wszystkich startujących kandydatów (33%). Czy czuje Pan presję oczekiwań wyborców? A.S.: Z pewnym zdziwieniem stwierdzam, że nie czuję żadnej presji oczekiwań ze strony moich wyborców. Ze zdziwieniem i ze smutkiem, bo to oznacza, że społeczeństwo obywatelskie to jeszcze daleka przyszłość. Ludzie wyraźnie nie wierzą, że sami mogą coś zrobić dla poprawy własnego losu. Od lat zdani na łaskę i niełaskę władzy, traktowani przedmiotowo przez urzędy i instytucje, popadli w stan dziwnej apatii, z której ten i ów ocknie się w okresie wyborów czy innej burzy dziejowej, a potem szybko powraca do poprzedniego stanu. Problem jest bardzo poważny, i trochę jak błędne koło. Gdyby obywatele wybierali swoich przedstawicieli spośród ludzi solidarnych ze swoim elektoratem, a nie z drużyną trzymającą władzę, to wówczas mogliby na nich liczyć. To się w Polsce powtarza od lat i jakoś światła w tym tunelu nie widzę. Sam jestem najlepszym przykładem człowieka usuniętego brutalnie przez zgrany kolektyw z ważnej komisji Rady, za brak solidarności grupowej i posiadanie własnego zdania. Jak to mówią na Podhalu - demokracja demokracją a ciupaga ciupagą! K.Cz.: Od początku kadencji jest Pan raczej w opozycji. Zabiera Pan głos we wszystkich sprawach ważnych dla gminy, jednak większość radnych jest innego zdania. Dlaczego? A.S.: Nie jestem w opozycji! - wręcz przeciwnie, jestem w koalicji. Formalnie, bo praktycznie wygląda to tak, że nie mogąc postępować wbrew własnemu sumieniu i rozumowi, często mam zdanie odmienne niż moja „drużyna”. Nie jestem człowiekiem konfliktu dla zasady. Nie potrafię jednak głosować za sprawą, którą uważam (i mogę to udowodnić) za głupią, złą i szkodliwą dla społeczeństwa, od którego mam mandat. K.Cz.: Czytając Pańskie artykuły w „Kurierze” można odnieść wrażenie, że tylko Pan działa dla dobra mieszkańców, inni radni zaś nie bardzo się angażują i zagłębiają temat. Czy tak jest naprawdę, czy raczej Pański przekaz jest nieco inny? A.S.: To jest pytanie bez dobrej odpowiedzi. Zawsze pisząc o jakimś problemie piszę w pierwszej osobie i w swoim własnym imieniu. Moim celem jest dostępne dla wszystkich opisanie sprawy i zaproponowanie racjonalnych rozwiązań. Do oceny słuszności wrażeń po lekturze moich artykułów nie mam prawa, to sprawa zbyt osobista. K.Cz.: Niedawno został Pan usunięty z Komisji Rozwoju Gospodarczego, Budownictwa, Infrastruktury, Ochrony Środowiska i Turystyki, co wzbudziło wiele kontrowersji i podzieliło Radę. Jak Pan, na spokojnie, ocenia to posunięcie? A.S.: Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony uczucie przegranej, z drugiej ogromnej ulgi. Jeszcze nigdy w życiu nie zostałem wyrzucony z żadnego zespołu w tak brutalny i niesprawiedliwy sposób. Ulgę zaś przynosi mi świadomość, że już nie muszę bezskutecznie „użerać się” z ludźmi, których zanudzam swoimi wywodami, a oni i tak wiedzą jak mają słusznie głosować. Całe uzasadnienie do wniosku o usunięcie mnie z Komisji było takie głupawe i pozamerytoryczne, że sam czułem się zażenowany. Rozumiem, że naruszyłem poczucie solidarności grupowej radnych, ale zrobiłem to celowo. Nie potrafię zaakceptować tego rodzaju solidarności, gdyż uważam ją za zjawisko złe i powstałe z niskich pobudek. Wydawało mi się, że pracując kilkadziesiąt lat w wykonawstwie i nadzorze budowlanym, oraz zajmując się organizacją procesów inwestycyjnych, mogę się Czaplinkowi i jego społeczeństwu bardzo przydać. Dalej tak myślę, choć w praktyce idzie mi to jak po grudzie. K.Cz.: Znany jest Pan z liberalnych poglądów. Otwarcie jez. Drawskiego dla sportów motorowodnych, otwarcie ul. Ogrodowej, niechęć do fotoradarów i pomysłu pobierania opłat za parkowanie to tylko kilka Pańskich stanowisk. Czy uważa Pan, że takie podejście może pomóc Czaplinkowi? A.S.: Nie uważam, żeby moje poglądy były szczególnie liberalne, raczej staram się mieć poglądy racjonalne. Co prawda, liberalizm jako taki, jest bliski mojemu rozumowi, serce mam jednak po lewej stronie. Wracając do Pańskiego pytania - poruszył Pan kilka spraw, różnej wagi. O wszystkich pisałem obszerne artykuły i omawianie ich kolejno, zajęłoby zbyt wiele miejsca i czasu. Mogę odpowiedzieć ogólnie, że wszystkie moje poglądy i propozycje zawarte w omawianych sprawach, podtrzymuję w całości. Nadal uważam je za słuszne i jestem gotów tej słuszności bronić na każdym forum. Najgorsze dla mnie jest jednak to, że nikt mnie nie atakuje merytorycznie. Uważam także, że moje podejście do tych spraw może przynieść Czaplinkowi wiele korzyści, pod warunkiem jednak, że moje propozycje zostaną zaakceptowane i wdrożone. K.Cz.: Jest Pan gorącym orędownikiem powstania lotniska w Broczynie. Pomijając kwestie, o których pisał Pan w swoich artykułach, czy wierzy Pan dziś w powodzenie przedsięwzięcia? A.S.: Jestem przekonany, że lotnisko już w niedługim czasie będzie Czaplinkowi bardzo potrzebne. Na szczęście, sprawa ta posuwa się, wprawdzie powoli, ale jednak w dobrym kierunku. Powodzenie tego przedsięwzięcia uważam za możliwe i całkowicie realne, pod warunkiem jednak, że się po drodze nic nie spieprzy. Jesteśmy dopiero na początku drogi, drogi długiej i niełatwej, ale wartej wszelkich wysiłków i determinacji. To jest zadanie, którego realizacja może w znaczący sposób poprawić jakość życia całego mikroregionu. K.Cz.: Wiele Pan pisał o obwodnicy. Czy oprócz pisania próbował Pan podejmować jakieś działania w tej kwestii? A.S.: A pisanie, to nie jest działanie? Od dawna staram się inspirować działania innych, kompetentnych osób i instytucji, wskazując możliwości i sposoby realizacji celu. Robię, co mogę, ale jestem sam. Na barykady jestem już za stary. K.Cz.: Wielokrotnie, podczas sesji Rady Miejskiej, głosował Pan przeciw stanowisku większości radnych. Jak się Pan czuje ze świadomością, że wszystkie te sprawy zostały załatwione inaczej, a pojedynczy głos sprzeciwu ginął w nawale głosowań? A.S.: Czuję się źle i głupio. Nigdy jednak nie byłem oportunistą - to kwestia zasad. Obiecałem sobie, że nie będę źle mówił o kolegach z Rady, więc nie będę. Nie chciałbym jednak, żeby uważano mnie za człowieka, który na starość zdziwaczał i sprzeciwia się wszystkiemu i przy każdej okazji. Taką opinię już mi jednak niektórzy dorabiają - to przykre. Muszę tu przytoczyć pewien, charakterystyczny dla mojej sytuacji, przykład. Przewodniczący Rady przedkłada pod głosowanie projekt uchwały zgłoszonej przez Burmistrza i zaopiniowany pozytywnie przez radcę prawnego. Uchwała jest w sposób ewidentny niezgodna z prawem i zdrowym rozsądkiem, a dotyczy autopoprawki do cudzego projektu, cudzego w sensie autorstwa. W tej sytuacji radny Szwaja natychmiast wstaje i wnosi o odłożenie głosowania do czasu, aż w tej sprawie zajmie stanowisko autor projektu. Przewodniczący prosi radcę prawnego o opinię, ten zaś, bez zmrużenia powiek stwierdza, że radny Szwaja nie zna się na prawie i uchwałę można śmiało głosować. Wszyscy patrzą na radnego z uprzejmym politowaniem, po czym zgodnie, całą drużyną, głosują „za”. Tylko Szwaja jest przeciw, bo cóż innego mógł zrobić. Nazajutrz okazuje się, że podjęto uchwałę niezgodnie z prawem. Do dnia dzisiejszego uchwały nie poprawiono, a radny, z którego publicznie zrobiono głupka, nie usłyszał nawet słowa „przepraszam”. Takie, lub podobne sytuacje, powtarzają się co jakiś czas, a ja się konsekwentnie sprzeciwiam. Daję słowo honoru, że nie znoszę pieniactwa, ale w takich sytuacjach, choć ze wstrętem - chłop musi! K.Cz.: Największy sukces i największa porażka w karierze radnego? A.S.: To bardzo dobre pytanie. Mam jednak skrytą nadzieję, że zarówno jedno jak i drugie, jest jeszcze przede mną. K.Cz.: Dziękuję za rozmowę. A.Sz.: Również dziękuję i życzę wszystkim Czytelnikom spokojnych Świąt w gronie rodzinnym i z dala od polityki. Marcin Kowalski 16 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Szanowny Panie Redaktorze! Robiąc od lat za czarnego defetystę, czarnowidza, czarny charakter w Czaplinku, byłem już bliski nabycia kompleksów. Bo skąd tyle tej czerni, i czy pasuję do naszego pięknego, zadbanego, dobrze rządzonego miasta z perspektywami, i kwitnącego pod każdym względem. Odzyskałem równowagę przypadkowo przeglądając stare numery Kuriera, gdzie można spotkać takie oto perełki: 1. W programie wyborczym Pani Burmistrz zapisano wśród 15 ogólnie brzmiących punktów następujące postanowienia: • organizowane będą cykliczne spotkania z mieszkańcami; • podejmowane będą wszelkie starania dotyczące budowy obwodnicy; • wspierane będzie budownictwo mieszkaniowe, w tym TBS; • nastąpi poprawa opieki społecznej i otwarty będzie dom dziennego pobytu; • wspierane będą inicjatywy poprawiające wizerunek miasta; • będzie lepsza, bardziej oryginalna oferta kulturalna, sportowa i turystyczna. Minęła już połowa kadencji, więc czas zadać kilka pytań: • może uregulowano problem kompleksowego zagospodarowania przestrzennego, żeby poprawić „odbiór miasta”? • może inicjatywa budowy baraków socjalnych, w tym o powierzchni 11 m2 na rodzinę, z wodą i WC wspólnymi, to jest to, na co oczekują mieszkańcy od 20 lat? • ileż było tych spotkań z mieszkańcami, żeby można było zgłosić problemy, lub uzyskać jakieś przykłady sukcesów władzy? • jaki jest konkretny efekt wielu głosów, wystąpień, artykułów na temat obwodnicy? • czy zrealizowano choć część zapowiadanego programu likwidacji ruin, połamanych płotów, śmietników itp.? • a może bogata oferta kulturalna i turystyczna zapobiegła systematycznemu zmniejszaniu się liczby turystów, i takich pożegnań, jak to usłyszane w sklepie: „żegnamy się po 30 latach przyjazdów, bo w Czaplinku jest drogo, nie ma atrakcji, nie ma w pogotowiu lekarza, nie ma ryb w jeziorze, w sklepie i nie ma smażalni”. 2. W jednym z numerów Kuriera (Nr 6 z lutego 2007) była zamieszczona laurka-kolos nt. szans i możliwości zdobycia funduszy unijnych przez rozpoczynającą pracę osobistość w UMiG. Mijają 2 lata i gdzie te fundusze? 3. W dwudziestu trzech numerach Kuriera było 25 publikacji nt. ekologiczne. Nie tylko krytycznych – były liczne wnioski, sugestie i propozycje, zmierzające do poprawy naszego otoczenia. Czy kogoś w mieście zabolała głowa, albo inna część ciała, czy było to przedmiotem zainteresowania jakiegoś referatu, urzędu, komisji RM, czy jakiegokolwiek adresata? Sytuacja jak w przedwojennym porzekadle: „pisz na Berdyczów”. Mam znajomego naukowca-emeryta, z którym wymieniamy telefony, korespondencję, różne ciekawe opracowania. Znajomy zajmował się m.in. badaniem przedsiębiorczości, efektywności inwestycji i działaniem samorządów w regionie. Znajomy pyta jak to u nas jest, że wszystko idzie jak po grudzie, inaczej niż u sąsiadów? Gdzie jest kadra, inteligencja, światli ludzie, czyli tzw. świecznik. Dyplomatycznie nie odpowiedziałem, ale przypomniałem sobie, że część tzw. świecznika przebudziła się przed laty, stworzyła Stowarzyszenie, powołała gazetę. I co? Widocznie świecznikowi to wystarczyło. A przecież jeszcze przed otworzeniem gazety istniała już tzw. publikacja społeczna w formie gablotowej i przyczyniła się m.in. do zmian w samorządzie. Była krytyczna, dociekliwa, inspirująca, niektórzy twierdzili, że napastliwa. Czy nie należało jej zatem kontynuować w Kurierze, zamiast pisać mało istotne ciekawostki, laurki dla żyjących, w tym dla urzędników (najlepiej ze zdjęciami na ½ strony lub na okładce?). Komu służą seryjne, bałwochwalcze wywiady i artykuły o przedsiębiorcach i właścicielach fabryk? Czy nie lepiej pisać o problemach załogi, pracowników, czyli zwykłych ludzi? W mieście żyje – jak obliczają niektórzy – prawie 2,5 tys. emerytów i rencistów. Są też dwie organizacje emerytów. Czy powtarzające się opisy imprez i wycieczek co zdrowszych, starszych ludzi (chwała im za to, że mają chęć) wyczerpuje problemy tej przeważającej części naszego społeczeństwa? Pisząc powyższe uwagi podkreślam – nie po raz pierwszy zresztą – że nie robię tego dla leczenia własnego kompleksu niedosytu eksponowania w prasie. Miałem bowiem nadzieję, że wywołam dyskusję, spowoduję refleksję po to, „aby coś się do cholery zmieniło w tym mieście!”. Zygmunt Figarski Panie Zygmuncie! Pan także należał do tego „świecznika”, który niezadowolony ze sposobu sprawowania władzy przez nasze ówczesne lokalne władze, powołał do życia Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka i stworzył „Kurier Czaplinecki”. Ma Pan pełną świadomość, jakie cele statutowe stoją przed Stowarzyszeniem, i jakie zadania ma do spełnienia miesięcznik - staramy się realizować misję niezależnej i otwartej trybuny. Dlatego ze zdziwieniem odbieram zarzuty stawiane Redakcji. Nasz miesięcznik miał być i jest platformą dialogu i sporów, wymiany myśli i doświadczeń. „Kurier” nie jest miejscem jedynie na krytykę, choć niektórzy, w przeciwieństwie do Pana, tak to odbierają. Jesteśmy krytykowani, czy wręcz szykanowani za teksty krytyczne pod adresem władzy, teksty, które w Pańskim odczuciu noszą znamiona bałwochwalstwa. Pomimo tego, będziemy nadal władzę kontrolować, ale także będziemy ją wspomagać w rozwiązywaniu i realizacji słusznych zamierzeń. I to robimy - każda konstruktywna krytyka każdemu jest ze wszech miar potrzebna! Wszelkie informacje zarówno o sukcesach, jak i porażkach naszych włodarzy i mieszkańców, należą się naszym Czytelnikom. Jak łatwo zauważyć, przekrój tematyczny artykułów publikowanych na łamach „Kuriera”, jest niezwykle zróżnicowany i głównie porusza problematykę, jaką żyje gmina. Zarówno ludzie pracy najemnej, pracodawcy, urzędnicy, dzieci, młodzież, emeryci, etc., są podmiotami naszej rzeczywistości, którą każda grupa społeczna, zawodowa, a nawet towarzyska, na swój sposób kształtuje – dlatego piszemy o wszystkich. Jeśli ktokolwiek swoim działaniem zasługuje na uznanie, to staramy się o tym pisać. Należy również pokazać, że jesień życia nie musi polegać na siedzeniu w domu. Natomiast jeżeli proporcje zapisanych kolumn budzą zastrzeżenia – to jest tu pole do popisu dla każdego, również dla Pana! Pańskie dotychczasowe publikacje dają świadectwo, iż bliskie i nieobce są Panu żywotne problemy mieszkańców. Zapraszamy do dalszej współpracy dla dobra naszej lokalnej społeczności. Redaktor Naczelny Zbigniew Dudor Pożegnanie zasłużonego człowieka W dniu 24 listopada zmarł Ryszard Żukowski, pierwszy dyrektor (od 01.01.1973 r.) Zakładów Podzespołów i Urządzeń Teletechnicznych TELKOMTELCZA w Czaplinku. Urodził się 7 lipca 1937r. w Chełmnie. Po ukończeniu studiów na Politechnice Poznańskiej, pracował w WZT TELKOM-TELETRA jako kierownik narzędziowni. Po przyjeździe do Czaplinka wykazał się energią, zdecydowaniem, wiedzą i umiejętnością współpracy z ludźmi. Kierował zakładem niecałe 5 lat, ale to w tym czasie nastąpił jego szybki rozwój i rozpoczęta została rozbudowa przy ul. Pławieńskiej, oraz zakończona budowa ośrodka wypoczynkowego (obecny Drawtur). To on wydatnie przyczynił się do telefonizacji miasta i budowy osiedla mieszkaniowego przy ul. Wałeckiej. My, jego byli współpracownicy, zapamiętaliśmy Go jako człowieka przyjaznego, wesołego i dobrego. Do dzisiaj wspominane są integracyjne imprezy, urządzane przez Niego kilka razy w roku. I On nigdy nie zapomniał tego okresu w swym życiu. Pokochał Czaplinek i często go odwiedzał. Po powrocie do Poznania kierował, jako dyrektor inwestycyjny, budową zakładów PZL Poznań, a następnie był dyrektorem naczelnym Fabryki Maszyn Żniwnych Agromet. W końcu, do emerytury, był dyrektorem naczelnym PZL-WSK Poznań. Po odejściu na emeryturę całe miesiące spędzał na ukochanej podpoznańskiej sadybie. Nie cieszył się nią jednak długo, niełatwe dyrektorskie życie i trudny czas przemian nadszarpnęły jego zdrowie. Zmarł nagle. Został pochowany w dniu 28 listopada na Cmentarzu Jeżyckim w Poznaniu, a wśród odprowadzających Go w ostatniej drodze nie zabrakło 12 przyjaciół z Czaplinka. Na długo pozostanie w naszej pamięci. Maciej Zakrzewski z przyjaciółmi Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 „Ale nas ciągnęło do swoich stron, za Bug, tam gdzie żyliśmy, ale nie dało rady…” - O życiu i próbach budowania szczęścia oraz tworzeniu swojego nowego miejsca na ziemi opowiada Państwu Pan Zygmunt Żwirko. Dagmara Kibitlewska - Żabińska Jak doszło do tego, że zamieszkaliście w Czaplinku? Na początku wywieźli nas do Irkucka. Byliśmy tam 6 lat. Po 6 latach przyjechaliśmy koło Szczecinka, potem do Szczecinka (tam był PUR), ale tam nam się nie podobało i przeprowadziliśmy się do Siemczyna. Jak mieszkaliśmy w Siemczynie to ojciec jako kołodziej, koła robił z drzewa, ale później leśnicy przyjechali i zabrali całe drzewo, bo było poniemieckie. I my zabraliśmy się z Siemczyna i zamieszkaliśmy w Czaplinku, ale gdyby ojcu nie zabrali tego drzewa, to byśmy dalej tam mieszkali. A jak jechaliście z Irkucka, to inni Polacy z wami też jechali? Tak dużo Polaków jechało, to nie było tak, że w jednym wagonie jedna rodzina. (…) W tamtą stronę bardzo dużo, z Irkucka już mnie… Jak wyglądała trasa? Z Irkucka do Warszawy był ruski pociąg i przesiadki (…), a z Warszawy prosto do Chojny, ten sam pociąg szedł i już przesiadek nie robili. Cieszyli się ludzie jak jechali do Polski? Cieszyli się i nie cieszyli się… Jak przyjechali i zobaczyli 30 zł za 1 kg kiełbasy to strach! Przyjęć nie było żadnych. Nikt nie witał, że to Polacy przyjechali. Dlatego ludzie byli niezadowoleni… W Rosji jak ojciec ranny wrócił z wojny, to budował stajnie i mieliśmy dobrze… Bo była praca, płacili... Tak. I później mogliśmy wyjechać gdzie chcieliśmy. Ale nas ciągnęło do swoich stron, za Bug, tam gdzie żyliśmy, ale nie dało rady. I przyjechaliśmy tu, zostaliśmy tak w Czaplinku i do tego czasu mieszkamy. A w którym roku przyjechał pan do Czaplinka? 1946... I jak Czaplinek wyglądał? Mieszkania były wszędzie - teraz są już porozbierane - my mieszkaliśmy jak na Szczecinek się jedzie, 17 tam gdzie lipy są. I później Czajka, Kasprowicz, (bo ja byłem radnym w tym czasie) chcieli, żeby drogę na Szczecinek zrobić. Kraśniewski jeszcze kontakt nawiązał i ściągnęli tam spychacze, dźwig i zaczęli drogę robić. Tyle kosztowała, że nikt tego nie wrócił nawet. Ale co zrobić, to takie czasy. Dużo robili ludzie tak spontanicznie? Tak, bo Czajka, Kasprowicz to się starali, chcieli żeby ta droga tam była. Przecież gdyby tej drogi nie było, to jak to objeżdżać? Zanim wywieźli was do Irkucka to gdzie mieszkaliście? Za Bugiem, Wójciszki. A jeszcze ktoś z Czaplinka mieszkał tam z wami? Tak, ale oni już nie żyją. A jak dotarliście do Irkucka? Na siłę? Przyjechali rano, zebrali na sali wszystkich. Potem zawieźli na dworzec, staliśmy tam całą noc i dzień, dopiero na drugi dzień do wagonu załadowali. Z domu nie wzięliśmy nic. Znowu trzeba było się dorabiać? Pewno! Ciężkie warunki, ale co zrobić takie życie. Ważne, że przeżyli! A jak wracaliście do Polski to... Wracaliśmy w trójkę i siostra w Moskwie się urodziła, położna jechała, mama była w ciąży. Jak wracaliście do Polski to mieliście też walizkę czy coś więcej? Teraz to już mogliśmy wszystko zabierać. Każdy to, co miał. Ile pan miał lat wtedy? Jak wywozili to 9 – 10 rok, a jak wracaliśmy to 16 rok już szedł. Pierwsi tu byli ludzie ze Skierniewic, były między wami zatargi? Jak my przyjechaliśmy to już był spokój. Nie było już bójek. Spokojnie było. Skierniewiaki wywozili wszystko do centrali. Dużo ludzi było ze Skierniewic. Jak zachowywali się Ci ludzie, którzy tu przyjechali? My jak żeśmy tu przyjechali było w miarę stabilnie, choć nikt się nie przejmował, co będzie za rok. Było jak było. Nam dali taki budynek na Długiej (…), było dużo domów pustych. (…) Ojciec kupił dom jak przyjechaliśmy z Siemczyna za 8000 i to była nasza własność. 8000 to dużo? Tak, bardzo dużo! Później ojciec, jak ja nie chciałem gospodarzyć i poszedłem do pracy, to wziął oddał to do Miejskiej Rady za darmo. Ci z centralnej Polski to wywozili wszystko ze starych budynków. (…) ale prawda jest taka, że nasi też wywozili, meble kupowali za grosze i sprzedawali. Co tu dużo gadać! Polacy byli tacy, co ręce, palce Niemcom wykręcali, żeby dali pieniądze! Okradali ich ze wszystkiego. I wszystko tylko wywieźć! Tam mieszkali w biednych domach, a tu takie po Niemcach piękne mieli. Tu, w tym domu mieszkała niemiecka rodzina. Kiedyś przyjechała tu kobieta [Niemka], zostawiła prezenty. Oglądała dom, była zadowolona, że się nie wali, że coś się robi, dba. Tu mieszkało dużo bogatych Niemców. Ci, co przyjechali w 1944–45 r. to się nachapali, wzbogacili. Mogli brać, co chcieli, bo tu pustki były. Jak my przyjechaliśmy, to była zerwana podłoga, bo było tam coś pochowane. Taka samowola była, władza w większości nie reagowała. A w niektórych wypadkach magistrat przydzielał domy i wszystko. Ludzie jak przyjeżdżali i zaczynali się osiedlać to bawili się, zabawy były, co drugi dzień. Życie było raczej beztroskie. A kto pilnował porządku? Milicja. Zrobili taką swoją milicję, chodzili, sprawdzali. Ci, co przyjechali wcześniej, co tu byli na robotach. Np. Kałka. A Niemcy? Niemców było mało, powiedzieli im, że albo przyjmujecie obywatelstwo albo wyjeżdżacie. Musieli uciekać. Przecież tu parę osób zostało. W Siemczynie ten dom, co jest w nim poczta, to tam Ważnego żona Niemka pracowała. Ważny ją tam zapoznał. (…) Pamiętam jak Ruskie przyjechali i jeden zaczął do Ewy się przystawiać, ojciec jak dorwał dubeltówkę to chciał zastrzelić Ruskiego. Mówiło się o tym, że będzie III wojna? Tak, nikt się nie pchał na mieszkania duże, każdy czekał, że pojedzie na swoje miejsce. (…) Szanowali się ludzie, nie było zazdrości. Robiliśmy razem Wigilię. Pomagaliśmy sobie... A teraz... teraz 52 rok idzie jak żonaty jestem... Dziękuję bardzo. Czaplinek 1 września 2005 r. tów złotniczych oraz fabryk mydła. Ponad Nablusem wznosi się 30 minaretów, z których największym jest Al Kabir. Tutejszą atrakcją jest czynna łaźnia turecka, wzniesiona w 1480 r. W murach niedokończonego kościoła grekoprawosławnego znajduje się biblijna studnia Jakuba. Kawałek dalej znajdowała się biała kopuła przykrywająca grób Józefa, którego szczątki zostały zabrane przez Żydów z Egiptu. Niestety, podczas drugiej Intifady, kopuła ta została zniszczona. W takim to sławnym mieście urodził się dr Al Kwaik. Mieszkają tam jego rodzice oraz 3 siostry i 3 braci. On, po zdaniu matury w 1991 r., uzyskał polskie stypendium dla obcokrajowców (wprowadzono je w PRL dla zdolnych, młodych ludzi z krajów biednych i rozwijających się). Po półrocznym kursie języka polskiego w Kielcach, podjął studia na Akademii Medycznej w Szczecinie. Wspomina pierwszy miesiąc kursu i pierwszy miesiąc studiów jako bardzo trudne, właśnie z powodu problemów językowych. Poradził sobie jednak z nimi doskonale i w 1999 r. ukończył studia medyczne. Po studiach rozpoczął specjalizację z chorób wewnętrznych w ramach etatu rezydenckiego na Oddziale Kardiologii Szpitala Wojewódzkiego w Szczecinie. Od września 2006 r. zatrudnił się w „Eskulapie” i niektórzy czapliniacy mieli już okazję poznać tego uśmiechniętego, sympatycznego „El hakima”, a od listopada 2007 r. rozpoczął pracę na Oddziale Wewnętrznym w Szpitalu Powiatowym w Drawsku Pom. Doktor Al Kwaik ma z byłą żoną dziesięcioletnią córeczkę, która mieszka w Gdańsku. Nosi po palestyńskiej babce imię Miriam (Maria). W tym roku ożenił się powtórnie i obecnie oczekuje drugiego dziecka, a ja mu życzę dziedzica nazwiska rodowego Kwaik. Bo Wahab to imię, a Al oznacza przynależność do rodu Kwaik. W tym roku odwiedziła go matka i była tak zachwycona Polską, że zamierza odwiedzić syna w roku przyszłym. Nie budzi to zdziwienia syna, bo w Palestynie, a szczególnie w Nablus, życie nie jest łatwe. Miasto i jego mieszkańcy przeżywali dramaty nie tylko w starożytności i w średniowieczu, ale i współcześnie. W 1927 r. miasto zostało poważnie zniszczone podczas trzęsienia ziemi. W 1936 r. stało się siedzibą Palestyńskiego Komitetu Narodowego i zajęło czołową pozycję w ruchu oporu przeciw kolo- EL HAKIM E „Człowiek rodzi się wolny” Jan Jakub Rousseau l hakim znaczy po arabsku lekarz. Jest nim doktor Wahab Al Kwaik, który od 2006 r. leczy mieszkańców naszego powiatu. Pochodzi z Nablus w Palestynie. Nablus to biblijne Sychem na Zachodnim Brzegu Jordanu (63 km na północ od Jerozolimy), założone ok. 4 tysięcy lat temu, zasiedlone przez Samarytan, którzy przetrwali w grupach do dziś; zburzone w II wieku p.n.e., odbudowane przez Rzymian jako Flavia Neapolis. W 636 r. podbite przez Arabów uzyskało nazwę Nablus (arabska wymowa Neapolis) i miano „małego Damaszku”. Było krótko stolicą łacińskiego Królestwa Jerozolimy. Liczy 120 tys. mieszkańców, znajduje się w nim wiele cenionych warszta- 18 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 nializmowi i okupacji, co przyniosło mu miano „Góry Ognia” (arab. Jabal en-Nar). Od 1995 r. kiedy to stało się autonomicznym miastem, otoczone jest nielegalnymi osiedlami żydowskimi i posterunkami izraelskiej armii. W 2002 r. zostało zaatakowane przez izraelską armię, wspieraną przez F-16, helikoptery, czołgi i buldożery. Wiele budynków, szczególnie zabytkowych w Starym Mieście, legło w gruzach, zginęły dziesiątki mieszkańców, a setki zostało rannych. Dlatego też dr Al Kwaik z Polską, a nie z Palestyną wiąże swą przyszłość. W kwietniu 2007 r. uzyskał II stopień specjalizacji z interny, ale nie planuje wyprowadzenia się z naszych pięknych okolic. Czuje się w Polsce dobrze, nie spotkał się z objawami szowinizmu czy rasizmu, mimo że charakterystyczna uroda wskazuje na jego pochodzenie. Zaaprobował też polskie obyczaje, w tym świąteczne, zwłaszcza że mają charakter rodzinny, a w Palestynie więzi rodzinne są szczególnie cenione. W Palestynie największym świętem o charakterze religijno-rodzinnym jest Ramadan. Zaczyna się on trzydziestodniowym postem, a kończy 3 dniami wolnymi od pracy, kończą się także wcześniejsze ograniczenia. Dr Al Kwaik nie praktykuje kultów religijnych, a to ułatwia aprobowanie zachowań religijnych innych ludzi. Pytałem go jak widzi przyszłość Palestyny, szczególnie po wyborze na prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy. Powiedział, że to nic nie zmieni w istniejącej sytuacji, bo w USA i Europie druga strona konfliktu (Izrael), jest postrzegana jako oaza demokracji wśród pustyni terroru i zacofania. Zachód nie dostrzega dramatycznej sytuacji Palestyńczyków i nagminnego łamania wszelkich praw przez Izrael. Palestyńczyków jest ok. 10 mln. Oprócz Palestyny część z nich zamieszkuje w Jordanii, a część w Libanie i Syrii. 80% Palestyńczyków to Arabowie wyznający islam. Ok. 15% Palestyńczyków jest wyznania różnych odłamów chrześcijaństwa, reszta jest pochodzenia żydowskiego. Dowiedziałem się też od mego rozmówcy, że Arabowie uważają, iż pochodzą od najstarszego syna Abrahama Izmaela. Narodził się on z Egipcjanki Hagar, niewolnicy żony proroka Sary, gdy miał on 86 lat. Gdy Sara urodziła syna Izaaka, Abraham wygnał Izmaela wraz z jego matką Hagar. Przez jakiś czas błąkali się po pustyni. Izmael dożył 137 lat, miał 12 synów, którzy dali początek plemionom o nazwach pochodzących od ich imion, jako cały lud nazwali się Arabowie. Świętym miastem Arabów jest Mekka (tak jak dla nas Częstochowa). Najważniejszym w nim miejscem jest ceglana budowla zwana Kaaba. Wokół niej wzniesiono niezwykły meczet Al-Haram, mogący pomieścić 300 tysięcy wyznawców. Według podań Kaaba to dzieło Adama, zaś Abraham i Izmael przebudowali je na wzór Boskiego Domu w Niebie. Odbycie pielgrzymki do Mekki jest jednym z pięciu filarów Islamu i jest ona obowiązkiem każdego muzułmanina. Pielgrzymkę taką planują na przyszły rok rodzice doktora, a zapewne i rodzeństwo z czasem ją odbędzie. Może też odwiedzą Polskę, która stała się dla doktora drugą ojczyzną. Tak było za jagiellońskich czasów, kiedy Polska przygarniała cudzoziemców, wzbogacając swą kulturę i siłę. Życzę doktorowi Wahabowi Al Kwaik, aby zawsze czuł się w nowej ojczyźnie człowiekiem wolnym. Wiesław Krzywicki Kartki z historii Broczyna W latach 1939/40 Broczyno liczyło około 950 mieszkańców i 227 gospodarstw rolnych. Większość domów była zamieszkiwana przez dwie rodziny, wiele budynków już nie istnieje, wokół wsi były też kolonie, jeszcze dziś można trafić na ich fundamenty, wieś posiadała stacyjkę kolejową linii: Czaplinek – Jastrowie. Z perspektywy ubiegłych lat można porównać dawną wieś do współczesnej w zakresach: życia gospodarczego, świadczonych usług, rzemiosła i handlu. W jednym z hannoverskich miesięczników „Chronik Kreis Deutsch Krone” z 2003 r. został zamieszczony dość ciekawy artykuł o Broczynie z tamtych lat. Można dowiedzieć się z niego również o ludziach, których nazwiska widnieją na tablicy pamiątkowej przy cmentarzu ewangelickim we wsi. A oto treść artykułu „Handwerk und Gewerbe in Brotzen”: której właścicielem był Albert Wiese, a po nim Fr. Rabs, który również posiadał salę taneczną (dzisiejsza świetlica). Na sali odbywały się ważniejsze spotkania mieszkańców, uroczystości i częste zabawy. Było tu także kino i bilard. Dobrze prosperowała miejscowa rzeźnia, której właściciel Emil Kempf codziennie dostarczał mieszkańcom wszelkiego rodzaju wyrobów mięsnych. Dużym uznaniem cieszył się miejscowy ogrodnik Zonker, a później Kotzke – obydwaj dostarczali duże ilości owoców, kwiatów i warzyw do Czaplinka i Wałcza. Świeżych ryb nigdy nie brakowało, dbał o to rybak Franz Heimann. Dużą rolę odgrywała firma budowlana majstra Abrahama, pracowali kowale: Loose i Hugo Neumann. Nie tylko okuwano konie, ale również wykonywano czynności, które dziś określamy jako kowalstwo artystyczne: ozdobne bramy, ogrodzenia i różne dzieła na zamówienie. Walter Marx sprowadzał wszelkie niezbędne narzędzia i maszyny rolnicze i sprzedawał je miejscowym rolnikom. Działała na terenie wsi spółdzielnia zaopatrująca gospodarzy w pasze, paliwa, smary, oleje, węgiel, torf oraz świadczyła usługi przewozowe – tą profesją zajmował się Otto Poley. Istniał też zakład szewski Hugo Klatta. Wspólnym ogniwem gospodarczym była Genossenschaftsbrennerei, czyli gorzelnia przy stacji Miłkowo, gdzie rolnicy miejscowi oraz z okolicznych wsi mieli zbyt na ziemniaki”. W tamtych czasach w Broczynie mieszkali tacy ludzie jak my, dzielili te same troski, kłopoty, problemy i wątpliwości, po prostu żyli i pracowali. W związku z listami, które otrzymuję od Czytelników, serdecznie dziękuję za zainteresowanie. Na pytanie, dlaczego nie jest przedstawiana historia innych miejscowości, informuję, że historia Broczyna opiera się na wspomnieniach jej byłych mieszkańców oraz ich publikacjach. Ponadto istnieją opracowania historyka Gustawa Brümera, mieszkającego niegdyś w Miłkowie, ale dotyczą one tylko miejscowości tzw. „klucza broczyńskiego”, związanego z rodziną Golców. Jedynie cztery wsie na naszym terenie mają ciekawe opracowania historyczne – zawarte w książce H. Lupkego pt. „Die Goltzenherrschaften Heinrichsdorf – Warlang und Brotzen – Machlin”, czyli Siemczyno, Warniłęg, Broczyno i Machliny. Ryszard Mrówka CHOCHLIK DRUKARSKI Sklep i restauracja w dawnym Broczynie. „Podstawą życia na wsi jest racjonalne gospodarowanie ziemią oraz hodowla zwierząt. Na tym polega egzystencja wsi, która powinna być wspierana poprzez świadczenie usług, handel i rzemiosło. Około jednego kilometra za Broczynem u stóp niewielkiego wzgórza była niewielka fabryczka materiałów budowlanych o nazwie „Sandsteinfabrik Hirsekorn”. Dostarczała okolicznej ludności cegłę, dachówkę oraz żwir; stamtąd pochodzi cegła, z której zbudowany został młyn Alberta Teske. Młyn oraz wiatraki Drägera i Klaubunde wytwarzały duże ilości mąki oraz śrutę, których określone ilości wywożono do pobliskiego Czaplinka. Piekarnia mistrza Petzke dostarczała codziennie świeże pieczywo, chleb, bułki i ciasta. Piekarz realizował również wszelkie zamówienia na różne uroczystości. We wsi funkcjonowały dwa sklepy; właścicielem jednego był Klaubunde (budynek dawnej Gromadzkiej Rady Narodowej). W sklepie u Klaubunde było praktycznie wszystko: świeże ryby, śledzie, wszelkiego rodzaju słodycze, mięso, kiełbasa, i co dzisiaj trochę dziwne – buty, kombinezony, narzędzia gospodarcze i nafta. Jeszcze zapewne dzisiaj pod warstwą farby kryje się napis „Materialwaren Handlung”. Po prawej stronie budynku była restauracja – zajazd „Gasthof Deutsches Haus”, W artykule „Żywa lekcja historii” w listopadowym KURIERZE błędnie podałem, iż Pan Władysław Piotrowski ma 79 lat, zamiast 89. Przepraszam Szanownego Weterana za pomyłkę. Wiesław Krzywicki Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 19 Wieści z sesji O brady XXXII Sesji RM w dniu 21 listopada, pod nieobecność Przewodniczącego Stanisława Kuczyńskiego, prowadził po raz pierwszy Wiceprzewodniczący Marian Zalipski, nieźle sobie radząc. Ta sesja wyjątkowo obfitowała w uchwały, podjęto ich ponad 20. Najwięcej emocji wywołał projekt utworzenia samorządowej instytucji kultury – Gminnej Biblioteki Publicznej. Zdaniem pani Burmistrz, Gmina ma obowiązek takiego przekształcenia biblioteki. Wynika to z Ustawy o bibliotekach, której Art. 13, ust. 7 brzmi: Biblioteki nie mogą być łączone z innymi instytucjami oraz z bibliotekami szkolnymi i pedagogicznymi. Następnie Art. 18, ust. 2 brzmi: Bibliotekami publicznymi są zorganizowane w formie instytucji kultury, Biblioteka Narodowa oraz biblioteki jednostek samorządu terytorialnego. Ponadto Ustawa o organizacji i prowadzeniu działalności kulturalnej w Art. 14. ust.1 mówi: Instytucje kultury uzyskują osobowość prawną i mogą rozpocząć działalność z chwilą wpisu do rejestru prowadzonego przez organizatora. Wobec różnych interpretacji tych ustawowych zapisów przez samorządy, Naczelny Sąd Administracyjny stanął na stanowisku, iż gminna biblioteka publiczna winna działać jako samorządowa jednostka organizacyjna, funkcjonująca w formie instytucji kultury, finansowana z budżetu gminy jedynie za pomocą dotacji. Ostatnio, rozpatrujący skargę miejscowego samorządu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie, opierając się na stanowisku NSA, uznał przytoczone ustawowe zapisy za nakaz prowadzenia biblioteki w postaci odrębnej instytucji kultury, a więc zapewniający jej niezależność organizacyjną, własne środki budżetowe i osobowość prawną. Wobec tego, że nikt do tej pory jednak nie zmusza i nie ponagla gminy do reorganizacji biblioteki, radny Wacław Mierzejewski zauważył, iż mnożona jest kolejna, niepotrzebna instytucja, z nowymi strukturami i etatami. Radny Andrzej Szwaja zaznaczył, iż projekt powołania odrębnego bytu ekonomicznego z całym bagażem logistycznym właściwym osobie prawnej jest zły, i poważnie można go rozpatrzyć dopiero po dokonaniu rachunku efektywności finansowej, a zwłaszcza społecznej. W przypadku słusznej rezygnacji z projektu, zaoszczędzone środki winny być przeznaczone na budowę windy i podjazdu dla osób niepełnosprawnych w budynku przychodni przy ul. Wałeckiej. Brak tych urządzeń przy jednoczesnym realizowaniu wielu inwestycji o celowości bardzo dyskusyjnej, jest skandalem i plamą na reputacji Rady. Po takich uwagach, nie nastąpiła żadna, dalsza merytoryczna dyskusja, co do zasadności ustanowienia akurat teraz tego nowego tworu. O jego powołaniu przesądziło jednak głosowanie. Za byli radni: Stanisław Kuczyński, Marian Zalipski, Ewa Sobczak, Anna Minkiewicz, Andrzej Polewacz, Zdzisław Łomaszewicz, Bogdan Kalina, Władysław Wojtowicz, Andrzej Wesołowski i Roman Gajewski. Przeciwni byli radni: Wacław Mierzejewski, Ryszard Mrówka, Andrzej Szwaja i Kazimiera Waracka. Wstrzymał się od głosu radny Sebastian Matułojć. Zgodnie z decyzją RM etaty w bibliotece będą wyglądały następująco: - dyrektor (1/4 etatu) - powoływany przez burmistrza; - starszy bibliotekarz (2 etaty); - pracownik redakcyjny „Grajdoła” (1 etat); - stażyści obsługujący GCI; - księgowość (1/4 etatu); - sprzątaczka (1/3 etatu). Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka od 2 lat zabiega o prowadzenie rachunkowości Stowarzyszenia przez etatową księgową. Nadzieje takie, także dla innych organizacji pozarządowych, od początku kadencji stwarza Pani Burmistrz. Podobno żadne biuro rachunkowe na terenie gminy nie chce prowadzić takiej rachunkowości, a księgowe zatrudniane na etatach w UMiG oraz w instytucjach podległych gminie nie mogą tego robić, ze względu na przeszkody prawne. A teraz okazuje się, że można nawet tworzyć nowe etaty księgowych! Zwraca uwagę zupełnie nowy etat, jakim jest „pracownik redakcyjny”. Wskazuje to, że bardzo poważnie potraktowano zamiar reaktywowania „Grajdoła”, mającego niebagatelne zasługi dla naszej lokalnej kultury. Ponadto ze słów pani Burmistrz wynikło, iż Gmina ma obowiązek wydawania gazety samorządowej (jakież prawo to reguluje)?! Z kolei jednak wypowiedź pani Burmistrz podczas dalszych obrad sesji, że pracownikiem redakcyjnym (cokolwiek to znaczy) może być osoba z zatrudnienia interwencyjnego, stawia pod znakiem zapytania sens tej operacji. Chyba że, wśród „interwencyjnych” jest jakiś ukryty talent redakcyjno-informatyczno-organizatorski. Dotychczas budżet biblioteki wynosił ok. 110 tys. zł, teraz będzie opiewał na kwotę ok. 150 tys. zł. Ile z tej 40-tysięcznej różnicy pochłoną płace na nowych etatach? Ile groszy pochłonie wydawanie „Grajdoła”? W jakim stopniu zwiększenie funduszu na bibliotekę wpłynie na poprawę jakości i skuteczności jej misji? Zakłada się, że biblioteka będzie pozyskiwać w dużej mierze fundusze z konkursów. Kto zna mechanizmy rządzące konkursami, może takie pomysły po prostu wyśmiać! Kto i jak analizował skutki i rezultaty utworzenia biblioteki w nowym wydaniu? Czy tymi problemami zajmowała się Społeczna Rada Kultury, która pozytywnie zaopiniowała projekt uchwały? Ze smutkiem należy zauważyć, że projekt uchwały o powołaniu Gminnej Biblioteki Publicznej i projekt jej statutu przygotowano bardzo niechlujnie, co może świadczyć albo o niekompetencjach autorów, albo o wielkim pośpiechu. Adam Kośmider STO LAT W grudniu przypadają urodziny naszych zasłużonych dla Polski i dla miasta weteranów. Są to: Pani BARBARA PIECZYRAK 19 grudnia kończy 75 lat. Na początku wojny giną od bomby jej dwaj bracia, niedługo potem Niemcy rozstrzeliwują ojca, a w 1941 r. cała rodzina zostaje osadzona w obozie w Potulicach. Po przetrwaniu wojny wracają na zrujnowaną gospodarkę. W 1950 r. jako siedemnastoletnia dziewczyna jedzie do Wałcza, rozpoczyna samodzielne życie - pracuje na stanowisku księgowej w POM. W 1952 r. wychodzi za mąż i przenosi się do Czaplinka, gdzie kończy szkołę średnią. Aż do emerytury pracuje w Wojewódzkiej Bazie Zaopatrzenia i Zbytu Przedsiębiorstw Mechanizacji Rolnictwa. Ma 3 synów, 6 wnuków i prawnuka. Pani JÓZEFA KRUPSKA 31 grudnia kończy 90 lat. Urodziła się we wsi Zasiadły k/Garwolina w wielodzietnej rodzinie rolniczej. Po śmierci rodziców, a miała wtedy 10 lat, najmowała się do pracy u gospodarzy. Po wojnie chcąc poprawić swój los, za namową koleżanki, wyjechała do pracy w PGR w Łopatówku k/Bobolic. Tam wyszła za mąż za Mieczysława Krupskiego, i już razem przeprowadzili się do Siemczyna, gdzie wspólnie pracowali, aż do emerytury, w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej. Urodziła 4 synów, z których doczekała się 11 wnucząt i 6 prawnucząt. Wszyscy mieszkają na terenie dawnego województwa koszalińskiego. Zachowała dobrą pamięć i czasem wspomina, jak ciężkie miała życie. Teraz troszczą się o nią syn Edward z żoną. Pan BRONISŁAW ORLICKI 24 grudnia kończy 86 lat. Po wkroczeniu sowietów pracuje jako listonosz, a potem jako zdun, wstępuje do AK. Po rozbrojeniu oddziału zostaje wcielony do Armii Czerwonej, a następnie do 2 Armii WP. Szlak bojowy prowadzi przez Kraków, Sosnowiec, Poznań, Szczecin, Wrocław. Przy forsowaniu Nysy Łużyckiej zostaje w dniu 17 kwietnia 1945 r. ciężko ranny w rękę i głowę. Po 3 miesiącach wraca do jednostki. Po demobilizacji w 1946 r. jedzie do ojca, który osiedlił się w Siemczynie. W 1950 r. żeni się, bierze gospodarstwo rolne, którym zajmuje się do przejścia na emeryturę. Pracuje społecznie. Doczekał się 3 dzieci, 6 wnuków i 4 prawnuków. Mianowany na stopień podporucznika WP. Za zasługi wojenne wielokrotnie odznaczany. Pan WŁADYSŁAW PIOTROWSKI 15 grudnia kończy 89 lat. W 1939 r. po wkroczeniu sowietów zostaje wcielony do Armii Czerwonej. W 1941 r. zostaje wysłany na front. W 1943 r. przeniesiono go do 1 DP im. T. Kościuszki. Jego szlak bojowy wiedzie od Lenino do Zdbic, gdzie zostaje bardzo ciężko ranny. Długo walczy ze śmiercią. Dopiero po 8 miesiącach wstaje z łóżka. Po wyjściu ze szpitala i demobilizacji, jako inwalida wojenny przyjeżdża do Machlin i obejmuje gospodarstwo rolne. Tu się żeni z Polką, która w czasie wojny była na robotach przymusowych w Złocieńcu. Doczekał się 2 synów, 4 wnuków i 2 prawnuków. Mianowany na stopień podporucznika WP. Posiada wiele odznaczeń, a wśród Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Przyjmijcie drodzy jubilaci najserdeczniejsze życzenia bardzo długiego życia w zdrowiu, pogodzie ducha i szczęściu rodzinnym . Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka, Stowarzyszenie „Pokolenia” oraz redakcja Kuriera Czaplineckiego. 20 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Uwaga na anteny ! M ój „ulubieniec” prezes Kaczorkiewicz, rządzący (jeszcze) Spółdzielnią Mieszkaniową w Czaplinku, znany z troski o zdrowie i życie mieszkańców – pisałem o tym w poprzednim numerze, postarał się tym razem o uszczęśliwienie mieszkańców innej części miasta. Udostępnił mianowicie operatorowi telefonii komórkowej budynek mieszkalny Spółdzielni przy ul. Długiej 31 w centrum miasta. Zainstalowano tam trzy potężne maszty z antenami i nadbudówkę z „bebechami”. Sprawa budzi coraz większe zainteresowanie mieszkańców, podnoszone są wątpliwości, trwa dyskusja. Po wielu różnych doświadczeniach z oficjelami w Czaplinku, wszystko przemawia za tym, aby odpuścić temat, powiedzieć „moja chata z kraja”, że mi nie zależy. Ale mi zależy, bo nie można się zachować w stylu: „wiem, nie powiem”, milczeć, gdy się wie. Miasto i ludzie w Czaplinku zasługują bowiem na lepszy los, niż ten, jaki gotują im bezwzględni i pazerni ludzie. W szczególności mam na względzie interes wielu moich byłych pracowników, którzy mieszkają w tej części miasta, i którym jestem winien wdzięczność i szacunek za długoletnią współpracę. Kiedy więc podzieliłem się tymi wątpliwościami z różnymi ludźmi, otrzymałem wiele informacji oraz przesyłki z różnych stron kraju. Są w tych materiałach adresy internetowe i pocztowe członków obywatelskich komitetów protestacyjnych, opinie, obserwacje, zestawienia i teksty aktów normatywnych, dane dotyczące protokołów Najwyższej Izby Kontroli (77 stron), a także obszerne, inżynierskie opracowanie na temat zagrożeń związanych z niekontrolowanymi inwestycjami. Lektura tych materiałów przyprawia o zawrót głowy. Ich wymowa jest bowiem jednoznaczna. Podstawowym problemem jest teza o niedopuszczalności instalowania anten telefonii komórkowej na dachach domów mieszkalnych, na szpitalach, kościołach, zakładach karnych, w pobliżu szkół i przedszkoli, czyli w sąsiedztwie dużych skupisk ludzkich. Promieniowanie elektromagnetyczne wytwarzane przez stacje bazowe i przenoszone przez anteny, jest szkodliwe dla zdrowia ludzkiego, powodując wiele schorzeń, zwłaszcza nowotworowych, ale także innych, jak nadciśnienie, depresje, aż do negatywnego wpływu na rozrodczość włącznie. W materiałach przytaczane są przykłady licznych miejscowości, gdzie zaobserwowano takie skutki, i gdzie podjęto akcje protestacyjne. Miejscowości te, to: Słupsk, Brodnica, Gliwice, Świdnica, Polanica Zdrój i wiele innych. M.in. w Polanicy, w mieście kurorcie, protesty dotyczą umieszczenia anten na wieży kościelnej. Z materiałów tych wynika niezbyt optymistyczny obraz i perspektywa protestów. W dzisiejszej dobie rozwoju techniki i technizacji życia, w tym rozwoju telefonii komórkowej, zahamowanie tego procesu jest niemożliwe. Nie oznacza to jednak, że nie można eliminować lub ograniczać ujemnych skutków. Są liczne przykłady takiego ograniczania, ale warunkiem jest postawa oficjeli i przedstawicieli różnych instytucji dopuszczających, sprawdzających, kontrolujących itp. inaczej mówiąc, zdrowie ludności zależy od stopnia zaangażowania po jej stronie lub „umoczenie” różnych odpowiedzialnych osób. Można też doczytać się w materiałach jednego, smutnego stwierdzenia: telefonia komórkowa, to organizacja interesu, obejmująca 30 mln aparatów w Polsce (wg danych za 2005 r.), generująca w skali światowej dochody w astronomicznej kwocie jednego biliona dwieście miliardów dolarów. Stać więc tę grupę interesów na finansowanie zarówno pseudonaukowych badań, jak i zatrudnianie armii dyspozycyjnych ekspertów, a także szafowanie „dowodami wdzięczności” w różnej postaci. Stąd też pochodzi cała otoczka formalno-prawna i związana z tym działalność przygotowawcza, zmierzająca do wyeliminowania opornych i protestujących. Z racji dużych wpływów do budżetu, nawet taka instytucja jak Ministerstwo Ochrony Środowiska, zwlekała z przetłumaczeniem i rozpowszechnieniem zaleceń niezależnych instytucji międzynarodowych. MOŚ twierdziło, że są to dokumenty „robocze”, a nie uchwały Parlamentu Europejskiego. Główny problem polega na tym, że wszelkie normy i procedury poprzedzające instalacje, oparte są na kryteriach techniczno-ekonomicznych, a nie na warunkach biologicznych, właściwych człowiekowi i jego środowisku. Normy są z reguły zawyżane, ustalane hurtem, i powielane masowo, a kontrole i badania dotyczą pomiarów natężeń pola w danym momencie, a nie w sposób ciągły, przez monitoring. Skutki ujemne spowodowane są bowiem oddziaływaniem w czasie, a nie w krótkim momencie. Nie ma sensu ani miejsca przytaczać całej masy szczegółów technicznych, norm, zaleceń itp. Świadomość zagrożeń jest oczywista. Na uwagę zasługuje również pytanie – często występujące w materiałach - w jaki sposób informowano i przekonywano mieszkańców, w tym przypadku w bloku przy ul. Długiej 31, a także pozostałych mieszkańców centrum miasta. Pisząc powyższe uwagi spodziewam się, że te problemy staną się przedmiotem konkretnej dyskusji w mieście i spowodują zainteresowanie, np. w drodze interpelacji na forum samorządu, konkretne stanowisko władz miasta w tej sprawie. Bo poza wszelką dyskusją wydaje się fakt, że zainstalowanie tych urządzeń na dachu domu mieszkalnego nie powinno nastąpić, a jeżeli tak się stało, to urządzenia te powinny być zdemontowane. Na taką działalność i przedsięwzięcia jest dość miejsca na terenach i wzniesieniach wokół miasta. Sęk w tym, że terenami tymi nie włada (jeszcze) prezes Spółdzielni Mieszkaniowej. Czy jest to normalne, że za cenę korzyści finansowych Spółdzielnia (czy tylko ona) może narażać ludzi na niebezpieczeństwo? Pytanie jest retoryczne, ale sądzę, że mimo wszystko znajdą się w mieście ludzie, którzy podejmą ten temat. Osobom zainteresowanym jestem skłonny udostępnić do powielenia, rozpowszechnienia i wykorzystania posiadane materiały. Są nimi: • adresy internetowe organizacji międzynarodowych, w tym Europarlamentu i podległych organizacji; • adresy i nazwiska członków komitetów protestacyjnych; • wyniki obserwacji i badań różnych osób z w/w komitetów; • opracowanie pt.: „Telefonia komórkowa – masowy eksperyment na ludziach – 2005r.”; • informacja o wynikach kontroli środowiska przez NIK na stronie internetowej: http://bip.nik.gov. pl/bip/wynikikontroliwstep/inform2005/2005113/ px2005113.pdf. Zygmunt Figarski Andrzejki, jako kontynuacja dawnych tradycji T aki tytuł nosił wniosek o dotację w Lokalnym Konkursie Grantowym, realizowanym przez Stowarzyszenie Inicjatyw Społeczno-Gospodarczych Powiatu Drawskiego. Koło PZERiI w Czaplinku na realizację tego zadania otrzymało 600 zł. Dziękujemy LOG oddział w Złocieńcu za to wsparcie finansowe. Pozostałą kwotę uzyskaliśmy dzięki składkom uczestników zabawy andrzejkowej. Nasze koło aktywnie działa od 6 lat. Zrzesza w swoich szeregach około 100 członków i co roku deklaracje członkowskie wypełniają nowi ludzie. W programie związku jest min. budowanie więzi międzypokoleniowych i przełamywanie stereotypu człowieka starszego, poprzez inicjatywy spotkań integracyjnych i zajęć praktycznych z udziałem dzieci i młodzieży. Przeciwdziałanie izolacji i samotności ludzi starszych poprzez organizację różnorodnych form spędzenia aktywnego czasu. W 2008 r. zaczęliśmy współpracować z kołami PZERiI w Łubowie i Drawsku Pom. W najbliższym czasie nawiążemy kontakty z Barwicami, ze Świerczyną i Wierzchowem. Kilkuosobowa grupa naszych członków doskonale bawiła się w świetlicy wiejskiej w Łubowie. Bardzo miła atmosfera i dobry zespół muzyczny „Relax” oraz wróżby, życzenia muzyczne, walczyk czekoladowy, loteria fantowa spowodowały, że z żalem opuszczaliśmy gościnne progi zaprzyjaźnionego Koła Terenowego w Łubowie. Niestety, zabrakło sił, żeby wziąć udział w andrzejkach (26.11.08r.) w Drawsku Pom. Dlatego w przyszłości unikajmy tego typu błędów i lepiej planujmy programy w kołach PZERiI na rok 2009. Przez wspólne spotkania, ruch, taniec, muzykę, wróżby włączamy osoby starsze do aktywnego spędzania czasu. Koło PZERiI w Czaplinku zorganizowało andrzejki 28.11.2008r w Czaplineckim Ośrodku Kultury. Było to możliwe dzięki dobrej współpracy z kierownictwem CzOKu, z Janiną Gąszcz na czele. Przy wejściu na salę widowiskową uczennice szkoły podstawowej wypowiadały zaklęcie: „hokus-pokus, czary-mary, aby wróżba się spełniła, złóżmy swoje dary”, a każdy uczestnik wrzucał grosik do miski z wodą. Grosiki zostaną przekazane na akcję „Góra Grosza”, aby pomnażały marzenia innych. Imprezę otworzył Przewodniczący Zarządu Koła PZERiI w Czaplinku Brunon Bronk, który przypomniał o tradycji andrzejkowej i wyjaśnił, dlaczego te tradycje przetrwały aż do dziś i nadal cieszą się niesłabnącą popularnością. Zachęcał do spotkań w ten magiczny wieczór w gronie przyjaciół, oraz życzył wesołej zabawy i spełnienia najskrytszych marzeń. Następnie przywitał miłych gości w osobach: • Przewodniczącego Zarządu Rejonowego PZERiI w Drawsku Pom. Zbigniewa Szwajkowskiego wraz z 9-osobową delegacją; • Prezesa Stowarzyszenia Przyjaciół Czaplinka, jednocześnie wydawcę Kuriera Czaplineckiego Adama Kośmidra; • Członka zespołu redakcyjnego i fotoreportera Kuriera Czaplineckiego Wiesława Krzywickiego; Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 • Właściciela Przedsiębiorstwa „BENEKO” Bernarda Bubacza wraz z Małżonką; • Prezesa Stowarzyszenia „AMETYST” Zygmunta Skibickiego; • Delegację z Klubu Seniora; • Nauczycielki: Beatę Zielińską i Annę Lewandowską, które przygotowały program artystyczny i wróżby andrzejkowe z kilkunastoosobową grupą dzieci ze Szkoły Podstawowej; • Uczennice II klasy Technikum Gastronomicznego Alinę Sadowską i Ewelinę Dyśkowską, które pomagały w przygotowaniach i roznoszeniu posiłków oraz napojów do stołów. 21 O tradycjach andrzejkowych pięknie opowiedziała pani Alicja Szczepańska. Potem emeryci wręczyli uczniom gałązki wiśni, które zakwitną w Wigilię Bożego Narodzenia. Każdy uczestnik imprezy mógł skorzystać z różnorodnych wróżb, które prowadziły uczennice starszych klas Szkoły Podstawowej. Wymienię tylko kilka: • Co mówią kolory? Co oznaczają poszczególne karty? • Kostki do gry. Ale z ciebie numerek! Jaki jesteś? • Mowa kwiatów i owoców: Co lubisz? Powiem jaki jesteś. • Zajrzyj pod filiżanki i dowiedz się, co cię czeka? Dzieci ze Szkoły Podstawowej w Czaplinku dały różnorodne i wielobarwne widowisko taneczno-muzyczne. Za swój występ otrzymały rzęsiste brawa i słodycze. W ramach programu „Działaj Lokalnie” emeryci i renciści z koła PZERiI spotkają się z uczniami Szkoły Podstawowej z okazji Mikołajek i wręczą im słodkie podarunki. Członkowie koła opracują i przekażą Kartę Wspomnień ze zdjęciami uczniów oraz pisemnym podziękowaniem. Razem z uczniami opracują i wydrukują broszurkę pt.: „Wróżby wczoraj i dziś”, która zostanie rozprowadzona w szkole i wśród seniorów. Następną okazją do spotkania będą Jasełka. Dzieci przygotują program artystyczny, a seniorzy podzielą się wspomnieniami z przygotowań i obchodów Świąt Bożego Narodzenia ze swojego dzieciństwa. Wspólne robienie ozdób choinkowych i śpiewanie kolęd będzie cudownym przeżyciem dla trzech pokoleń i okazją do utrwalenia stałych kontaktów PZERiI ze szkołami w Czaplinku. Od godziny 20.00 do 1.00 po północy trwał bal dla prawie 70 osób. Z różnorodnym repertuarem wystąpił zespół Grucha-Band czyli rodzina Gruszkowskich i Monika Szuta. Dziękuję: Zarządowi PZERiI, Alicji Szczepańskiej, Wiesławowi Krzywickiemu, Wiktorowi Bojarskiemu, Bogdanowi Kurpiasowi, Danucie Kusa, Teodozji Karbowiak, Ani Lewandowskiej, Beacie Zielińskiej, Ewelinie Dyśkowskiej, Alinie Sadowskiej i wielu innym, których nie wymieniłem. Przepraszam Was za to, ale ramy artykułu mają swoje granice. Dziękuję anonimowym społecznikom za popularyzowanie idei i wartości naszej organizacji. Brunon Bronk Żeglarskie andrzejki 28 listopada w Ośrodku Sportów Wodnych odbyły się żeglarskie „Andrzejki”. Sala była pełna, stoły uginały się od smako- witych potraw i różnych napitków. Honorowym gościem był kpt. Jerzy Borowski sekretarz Okręgowego Związku Żeglarskiego z Koszalina. Pięknie grał na saksofonie, śpiewał dumki, romanse i skoczne piosenki zaprzyjaźniony ukraiński muzyk Alek. Ale i wszyscy uczestnicy imprezy mieli okazję zaśpiewać... „Sto lat!” dla dwóch Andrzejów z Czaplineckiego Bractwa Żeglarskiego: Cogla i Piskozuba. Bo jak to w wierszu L.J. Kerna: Słowa podzięki dla organizatorów udanej zabawy. Imprezy takie integrują nasze żeglarskie środowisko i sprzyjają podejmowaniu nowych inicjatyw. Wiesław Krzywicki Gdzie lądy nowe I keje, Współczesne odyseje, Gdzie orze się I sieje Tam wszędzie swoje trzy grosze Zawsze wtrącają Andrzeje. Zamiast wosku lano inne „gorące” płyny, więc nastroje były też gorące. Zabawa trwała do rana. I ja tam byłem... Andrzejki w Gimnazjum T roszkę wcześniej bo w czwartek (27 listopada b.r.) w naszym Gimnazjum odbyła się tradycyjna zabawa andrzejkowa. Pod opieką wychowawców gimnazjaliści, przez trzy godziny, z pasją oddawali się tańcom i andrzejkowym zabawom w rytm dyskotekowej muzy. A przecież istotnym jest aby, w tym wieku, nauczyć się zdobywać wiedzę i umiejętności, ale też i pra- widłowe nawyki kulturalnej zabawy. Czy to się udało? – spójrzmy poniżej: Janusz Kowalczyk za stroną: http://wrota.czaplinek.pl 22 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 Poetyckie Potyczki 28 Poezja to szczery głos duszy ludzkiej. Stefan Żeromski lipca 1998 r. w Warszawie zmarł polski wybitny poeta, dramatopisarz, eseista, autor słuchowisk Zbigniew Herbert. W 10 rocznicę tej śmierci Sejm RP uchwalił rok 2008 ROKIEM ZBIGNIEWA HERBERTA. Urodził się on 29 października 1924 r. we Lwowie. W 1943 r. rozpoczął studia na konspiracyjnych kursach Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Żołnierz Armii Krajowej. Od 1944 r. w Krakowie, od 1948 r. w Sopocie, od 1949 r. w Toruniu, a od 1950 r. w Warszawie. Ukończył studia prawnicze i ekonomiczne w Krakowskiej Akademii Handlowej i Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. W latach 1965-1968 członek redakcji miesięcznika Poezja. Pracował dorywczo jako ekonomista. Debiutował w prasie 1948 r. W 1956 r. wydał pierwszy tomik poetycki Struna światła, następnie Hermes, pies i gwiazda (1957), Studium przedmiotu (1961), Napis (1969), Pan Cogito (1974), 18 wierszy (1983), Raport z oblężonego miasta (1983), Arkusz (1984), Elegia na odejście (Paryż 1990), Rovigo (1992), Epilog burzy (1998). Pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego. W ramach obchodów roku Zbigniewa Herberta CzOKSiR zorganizował 26 listopada Wielopokoleniowe Potyczki Herbertowskie. Inwokacją do potyczek był wiersz Herberta: „Dziękuję Ci Panie, że stworzyłeś świat piękny i różny, a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia”. Potykały się w poetyckich szrankach 3 drużyny: I. Seniorzy z teatru Yes pod kierunkiem Ewy Tamulewicz: 1. Krystyna Wójtowicz - kapitan 2. Hanna Dyśkowska 3. Elżbieta Żbikowska 4. Stanisław Polak II. Uczennice Gimnazjum pod kierunkiem Aliny Karolewicz: 1. Aneta Nowicka - kapitan 2. Natalia Graczykowska 3. Aleksandra Zasławska 4. Magda Karska III. Uczniowie Liceum Ogólnokształcącego pod kierunkiem Aanny Łodziato: 1. Wojciech Bieniecki - kapitan 2. Natalia Krawiecka 3. Martyna Krawczyk 4. Kamila Wiktorska Z gracją prowadziła potyczki Agata Mierzejewska, a oceniało występy drużyn jury w składzie: Hanna Rymar (przewodnicząca), Jolanta Połońska, Eugenia Szastko i Janina Gąszcz. W trakcie trzymiesięcznych przygotowań drużyny wykonały piękne albumy, interesujące filmiki i zdjęcia promujące potyczki w Czaplinku, artystyczne etiudy, no i „zakuły na blachę” wiedzę o Herbercie i jego poezji. Stąd też poziom potyczek był wyjątkowo wysoki i bardzo wyrównany. Drużyny musiały wykazać się znajomością biografii poety i jego twórczości, narysować karykaturę Herberta, zaprezentować przygotowane filmiki i odegrać krótkie etiudy. Jury musiało długo obradować zanim podjęło salomonowy wyrok - przyznało wszystkim drużynom pierwsze miejsce. Drużyny i opiekunowie otrzymali wartościowe nagrody i ważniejsze chyba od nich, rzęsiste brawa zachwyconej publiczności (a sala była pełna). Jestem pewien, że poezja Zbigniewa Herberta pozostawiła u wszystkich uczestników potyczek niezatarty ślad piękna i celności. Ja wyniosłem przekonanie, że kilka słów poety jest cenniejsze niż gadanina polityków. Wiesław Krzywicki Weekend z ks. Bosko w Lądzie W ostatnią sobotę listopada nasza czaplinecka młodzież brała udział w gimnazjalnym weekendzie z ks. Bosko w Lądzie nad Wartą. Naszą parafię reprezentowało 10 młodzieńców pod opieką ks. katechety. Spotkanie miało na celu ukazanie młodzieży różnych zagrożeń, niebezpieczeństw i skutków igrania ze złym duchem oraz trwałego bycia w ciężkim grzechu. Wszystkie te sprawy dokładnie wyjaśnił zaproszony gość - prelegent ks. Maciej Chmielewski, egzorcysta diecezji bydgoskiej. Ks. Maciej również przedstawił historię kilku osób, które przeżyły nieszczęśliwe dręczenia złego ducha i jego skutki. Młodzież czynnie reagowała na każdy poruszany temat, dociekała różnymi pytaniami wszystkiego na temat złego ducha. Jak to bywa w salezjańskich spotkaniach, nie zabrakło miejsca i czasu na czynną rekreację i spotkania z halową piłką nożną, siatkówką i koszykówką. Wolne chwile, których i tak było mało, młodzież spędzała w lądzkim Oratorium grając w bilarda, piłkarzyki lub tenis stołowy. Wspólne gry, zabawy modlitwy i śpiewy łączyły całą ponad 60 osobową grupę z różnych salezjańskich placówek. Każdy wyjazd uczy młodzież realnego patrzenia na świat, zdobywania pewnej kultury, dowartościowania tego, co już posiadamy. Dziękujemy wszystkim za czynny udział w lądzkich spotkaniach młodych, reprezentowanie naszego miasteczka i odnajdywanie swojego powołania. ks. Jarosław Kobiałka „POLICJA NA WESOŁO” C iekawe zapytania telefoniczne do dyżurnego oraz problemy, z jakimi zgłaszają się obywatele do Policji w Drawsku Pomorskim: 1. Przez 3 dni obywatel dzwonił do dyżurnego z prośbą o interwencję, ponieważ zauważył, że w jednej ze wsi dorosłe bociany uciekły z gniazda pozostawiając w nim młode, które zapewne niechybnie zginą z głodu i braku opieki rodziców. 2. Obywatel telefonicznie zgłosił, że na jednym z płotów w mieście siedzi sowa, a jego zdaniem jest dzień i ptak powinien spać. 3. O godz. 01:30 w nocy dzwoni obywatel do dyżurnego z informacją, że od 5 godzin siedzi w WC, gdyż ma rozwolnienie, i co w tej sytuacji Policja mu radzi. 4. Dzwoni pani z informacją, że na placu zabaw robotnicy montują karuzele, huśtawki dla dzieci, a ona widzi, że nie wykonują swojej pracy uczciwie, gdyż kręcą śruby w odwrotną stronę. 5. Nad ranem dzwoni petent ze skargą do dyżurnego, że dzisiejszej nocy Policja się nie popisała, bo drogi są nieodśnieżone. 6. Przez kilka dni dzwoniła do dzielnicowego kobieta ze skargą, że sąsiad od dłuższego czasu kradnie jej prąd z lodówki. Dzielny policjant w końcu załatwił tę sprawę. Przyszedł do mieszkania pani i odłączył kabel przymocowany do elementu chłodzącego z tyłu lodówki. Kabel ten służył jako antena do radia stojącego obok. 7. Obywatel zgłosił telefonicznie, że zakłócają mu spokój nisko latające samoloty (w pobliży poligon drawski). Oczywiście obywatele nie szczędzą również szeregu obelg i przykrych słów, szczególnie dyżurnym, będącym „na pierwszej linii ognia”. Zupełnie nie mają szacunku dla ich codziennej, ciężkiej pracy. Lecz to pozostawiam bez komentarza. mł. asp. Anna Młynarczyk Podziękowanie Składamy serdeczne podziękowania wszystkim, którzy złożyli nam kondolencje po tragicznej śmierci naszej wnuczki Pauliny. Dziadkowie – B.B. Stępińscy Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008 23 24 Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008