Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008

Transkrypt

Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Obywatelska inicjatywa
W
niedzielę 7. grudnia, w miejscowości Czarne Wielkie odbyła się uroczysta ceremonia
poświęcenia wyremontowanego kościoła.
Aktu tego dokonał Biskup Diecezji KoszalińskoKołobrzeskiej Edward Dajczak. Licznie zgromadzeni
wierni i zaproszeni goście byli
świadkami wielkiej uroczystości, której nie byłoby bez
zaangażowania lokalnej społeczności. Należy podkreślić,
że kapitalny remont kościoła
to zasługa wiernych. Prześledźmy drogę do poświęcenie
kościoła.
Już od kilku lat marzeniem
państwa Danuty i Władysława
Gąsieniców było ufundowanie
tabernakulum do kościoła
w Czarnem Wielkim. Z taką
propozycją zgłosiła się pani
Danuta do proboszcza parafii
Sikory – ks. Andrzeja Pawelca.
Ten, ucieszony z propozycji, zwrócił jednak uwagę,
że zamieszczenie nowego tabernakulum wymagałoby
wykonania wielu innych prac z tym związanych.
I tak narodził się pomysł wykonania generalnego
remontu. Niektórzy z politowaniem pukali palcem w
czoło, ale upór pani Danuty zwyciężył. W czerwcu
wybrano ją do Rady Kościoła. Już na pierwszym
spotkaniu poszerzonego składu tejże Rady został
przedstawiony plan rzeczowy remontu. Wyglądało
to „groźnie”. Ogrom prac przerażał, ale determinacja
była proporcjonalna do zadań. Jeszcze w tym samym
miesiącu rozpoczęto prace, w których uczestniczyli
mieszkańcy Czarnego Wielkiego, i okolicznych
wiosek. W planie przedsięwzięcia była wymiana
pokrycia dachowego na dachówkę, wymiana okien
i drzwi, remont stropu i sufitu, odnowa stolarki,
dobudowanie zakrystii, glazura podłogowa, remont
prezbiterium, wymiana sprzętu kościelnego, czyli
dosłownie całkowity remont kościoła.
Głównymi sponsorami byli Państwo Gąsienicowie. Pani Danuta wydeptywała ścieżki do potencjalnych sponsorów, którzy widząc zaangażowanie
miejscowej społeczności często spieszyli z pomocą.
Wkład w renowację miało wiele firm z terenu Czaplinka i okolic, a nawet z rodzinnych stron Pana
Władysława, „spod samiućkich Tater”. Niemałą
kwotę zebrali również mieszkańcy Czarnego Wielkiego, którzy zorganizowali we wsi kwestę na rzecz
kościoła.
Nieocenioną pomocą służył proboszcz ks. Andrzej Pawelec, który, jak się okazało, ma niemałe
pojęcie o budowlance i projektowaniu. Poprzez swoje
kontakty, poszukiwał sposobów na tanie zakupy
wszelkich materiałów i sprzętu. Wiele rzeczy np.
żyrandole, udało się zakupić wprost od producentów,
dzięki czemu zaoszczędzono wiele pieniędzy.
Codziennie było widać zaangażowanie wielu
osób, którzy w czynie społecznym, często po pracy,
spędzali wiele godzin przy remoncie. Niektórzy
przepracowali ponad 70 dni!!! Jako najbardziej
zaangażowanych pani Danuta wymienia: Zbigniewa
Mariaka, Michała Nieminionka, Tomasza Sobolewskiego, Marcina Chodorowskiego, Jana Olkowskiego
i Zbigniewa Kraskę. Jednocześnie podkreśla, że na
wyróżnienie zasługuje jeszcze wielu innych ludzi,
którzy w pocie czoła przyczynili się do uwieńczenia
społecznej inicjatywy. Mieszkańcy czują jednak niedosyt, gdyż miejscowy radny, Przewodniczący RM
Stanisław Kuczyński, nie wykazał żadnego zaangażowania w remont. Pani Danuta podkreśla, że liczyła
na jego pomoc tym bardziej, że pan S. Kuczyński jest
również członkiem Rady Kościoła.
Sprawdziło się stare porzekadło: „umiesz liczyć
– licz na siebie”.
Kościół dziś wygląda niesamowicie. Biskup podkreślał, że nie spodziewał się takich cudów. Ks. Andrzej jest dumny ze swoich wiernych i z kościoła.
Myśl, aby pozostawić po sobie coś dla potomnych, została w Czarnem Wielkim zrealizowana.
Kilkadziesiąt osób może spać spokojnie, wiedząc że
przez długie lata efekty ich pracy będą podziwiane
przez wszystkich, którzy wstąpią do miejscowej świątyni. Determinacja i wysiłek wielu ludzi sprawiły, że
spełniły się marzenia nie tylko Państwa Gąsieniców,
ale i ich wszystkich.
Po uroczystej ceremonii odbył się poczęstunek
w wiejskiej sali, która niedawno była remontowana.
Niestety, niedoróbki były usuwane do ostatnich chwil,
co wprawiło organizatorów poczęstunku w ogromne
zakłopotanie. Na szczęście udało się zdążyć, ale podczas spotkania na sali, tuż za plecami biskupa oderwał
się wieszak grzejnika. To pokazuje, jak odbierane są
prace, na które pieniądze wykładają podatnicy, czyli
MY WSZYSCY.
Redakcja „Kuriera Czaplineckiego” składa
wyrazy szczerego uznania wszystkim, którzy mieli
swój wkład w realizację tej pięknej inicjatywy. To widoczny przykład, że zaczynamy dorastać do wspólnej
odpowiedzialności za nasze małe ojczyzny.
Marcin Kowalski
„Pieśń Bożonarodzeniowa”
Od niepowtarzalnej prostoty do tradycji Bożego
Narodzenia – krótka historia kolędy „Cicha noc”.
Ś
więta Bożego Narodzenia to jedne z najbardziej oczekiwanych dni w każdym roku. Ich
uroczysta i niepowtarzalna atmosfera udziela
się wszystkim. Stajemy się wobec siebie życzliwsi,
bardziej wyrozumiali, puszczamy w niepamięć różne
urazy i przykrości doznane od innych osób, potrafimy
również wybaczać. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że
rozumiemy istotę przesłania tych dni, bo są to przede
wszystkim dni pojednania.
Iluminacje naszych domów, ogrodów, postacie
Mikołajów, reniferów i rozkrzyczane witryny sklepowe „polujące” na klientów, nie
ukazują prawdziwego oblicza
tych świąt.
W gronie rodzinnym ubieramy choinkę, obdarowujemy
się prezentami, zasiadamy przy
stole wigilijnym dzieląc się
opłatkiem, następnie idziemy
na Pasterkę. W tych wszystkich
czynnościach towarzyszą nam
kolędy…
Ich melodie i słowa sprawiają, że jest to czas niezwykły, czas pokoju i nadziei.
Wśród wielu kolęd śpiewamy
Kaplica Cichej Nocy w Oberndorfie
„Cichą noc” – najpiękniejszą
wśród wszystkich kolęd, o niepowtarzalnej melodii
i słowach. Ta najpopularniejsza kolęda świata ma
niezwykłą historię. Narodziła się w wyjątkowych
okolicznościach. Trzeba cofnąć się do pierwszych
lat XIX w.
W małym austriackim miasteczku przypominającym
raczej wieś – Oberndorfie pod Salzburgiem, tuż przy
granicy z Bawarią, trwały gorączkowe przygotowania do
corocznej uroczystej pasterki. W dzień przed wigilią 1818r.
wikary parafii Josef Mohr, podczas próby kościelnego
chóru zauważył, że organy są zepsute, po prostu myszy
przegryzły miech. Było zbyt mało czasu na ich naprawę,
wigilia już jutro. Ze swoim kłopotem udał się do pobliskiej
wsi Arnsdorf, gdzie przebywał jego przyjaciel organista
i nauczyciel Franz Gruber. Po długiej rozmowie postanowili, że skoro pasterka ma się odbyć bez akompaniamentu
organowego, trzeba parafianom dać coś nowego, jakąś
melodyjną pieśń. Po powrocie do Oberndorfu wikary Josef
Mohr usiadł przy swoim stole i w ciągu kilku godzin napisał wiersz o Dzieciątku i jego narodzinach w betlejemskiej
stajence, a organista Franz Gruber skomponował do niego
muzykę, prostą i okolicznościową, jak to sam określił. 24
grudnia 1818 r. w kościele pw. Św. Mikołaja w Oberndorfie
parafianie po raz pierwszy usłyszeli nową kolędę „Pieśń
Bożonarodzeniową”, tak pierwotnie ją nazwali autorzy.
Zaśpiewał ją organista Franz Gruber z dziecięcym chórem
przy akompaniamencie gitarowym Josefa Mohra. Okolicznej ludności bardzo spodobała się nowa kolęda, ale w tym
czasie nikomu się nie śniło, że będzie to najpopularniejsza
kolęda, która podbije kiedyś świat…
Z małego Oberndorfu kolęda wywędrowała do
Zillertallu, Lipska i Drezna, gdzie po raz pierwszy
słowa i nuty ukazały się w druku z tytułem „Cicha
noc” (Stille Nacht).
W roku 1822 zaprezentowano ją na zamku
w Fügen cesarzowi Austrii Franciszkowi I i carowi
Aleksandrowi I, który tak się nią zachwycił, że zaprosił
jej wykonawców – rodzinę Rainerów do Petersburga.
Była również ulubioną kolędą króla Fryderyka Wilhelma IV. W następnych latach podbiła kraje skandynawskie i dotarła do Nowego Yorku, a misjonarze
zapoznali z nią kraje Afryki i Ameryki Południowej.
Do czasów dzisiejszych pieśń została przetłumaczona
na ponad 100 języków, m.in. na japoński, eskimoski
i języki plemion afrykańskich. Wiele słynnych zespołów
muzycznych i słynnych wykonawców włączyło ją do
swojego repertuaru, śpiewał ją również Elvis Presley.
W Polsce pieśń ta przyjęła się dość późno, dopiero po
roku 1918. Słowa jednej z wersji w języku polskim
ułożył ok. 1930 r. Piotr Maszyński.
Kościół w Oberndorfie już nie istnieje, został rozebrany w 1913 r. na skutek uszkodzeń spowodowanych
przez powódź. Jednak by uczcić narodziny kolędy,
w 1937 r. na jego miejscu powstała okrągła kaplica,
w której znajdują się pamiątki po autorach kolędy
i materiały ukazujące historię jej powstania. W księdze
pamiątkowej widnieją słowa nieznanego autora: „Nie
zapominaj, że ta pieśń jest cennym darem Austrii nie
tylko dla mnie czy dla ciebie, ale dla całego świata”.
Na czym polega fenomen niezwykłej sławy tej
pieśni i zachwytu całego świata? Jej autorzy nie byli
profesjonalistami w twórczości artystycznej. Wikary
Josef Mohr nie był poetą, a organista Gruber nie był
sławnym muzykiem. Odpowiedź na to pytanie znajduje
się w słowach tej pięknej kolędy:
Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem,
A u żłobka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta,
Nad Dzieciątka snem,
Nad Dzieciątka snem.
Cicha noc, święta noc,
Pastuszkowie od swych trzód,
Biegną wielce zadziwieni,
Za anielskim głosem pieni,
Gdzie się spełnił cud
Gdzie się spełnił cud.
Cicha noc, święta noc,
Narodzony Boży Syn,
Pan wielkiego majestatu
Niesie dziś całemu światu
Odkupienie win,
Odkupienie win.
Na podstawie materiałów Joanny Sławińskiej
i Józefa Pielorza, Gość Niedzielny, 1990 r. oraz
http://pl.wikipedia.org/wiki/Cicha_noc
Ryszard Mrówka
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Dzięki Pani Genowefie Polak odnalazłam Brata!
D
zięki uprzejmości, wrażliwości i dobroci serca Pani Genowefy Polak
z Czaplinka rodzina Słomkowskich, a w szczególności Pani Irena, obecnie
Ziółkowska z Uhnina (woj. lubelskie) dowiedziała się po 65 latach prawdy o swoim bracie Józefie. Czasy wojenne dla tej rodziny były bardzo ciężkie.
Ojciec zginął na wojnie w 1942 r., matkę rozstrzelano w Białce w 1944 r., zostało
pięcioro dzieci.
Najmłodsza z sióstr zmarła po pięciu miesiącach życia. Pozostałą czwórkę
dobrzy ludzie wzięli na wychowanie. Trójka z nich utrzymywała kontakt z Teresą,
Ireną i Zdzisławem. Nie wiedzieli co dokładnie stało się z bratem Józefem. Pewna
rodzina wzięła Go żeby adoptować, ale po wielu latach nie można było dowiedzieć
się dokąd dokładnie wyjechali. W grę wchodziło 5 miejscowości: Komorze, Złocieniec, Jastrowie, Okonek i Szczecinek. Droga służbowa poszukiwań była długa
i nie dała spodziewanych efektów. Przed Wszystkimi Świętymi w 2008 r. znajoma,
Pani Wanda Kowalska-Winiczuk z Uhnina, wyjechała do swojej rodziny w Czaplinku. Tam próbowała odnaleźć ślad, ale na próżno. Razem ze swoją siostrą doszły
do wniosku, że musi im pomóc ktoś, kto jest dociekliwy i wytrwały w tropieniu
prawdy. Tym kimś okazał się reporter z GAWEXU, który wiedział, kto może im
pomóc. Wskazał na Panią Genowefę Polak. Ta Pani była tak wspaniała, że sama
zaczęła wędrówki od urzędu do urzędu w poszukiwaniu Józefa S.
Trafiła w końcu na adnotację urzędową w USC w Szczecinku: Józef Słomkowski ur. 1938 r. zmarł 13 maja 1950 r. w Szczecinku, zamieszkały ostatnio
w Okonku.
Nie była to dobra „wiadomość” jednak taka prawda jest lepsza od niewiedzy
i niepewności, którą Pani Irena i rodzina miała przez tyle lat.
w imieniu Rodziny
Zygmunt Skibicki
Podziękowania od Pani Ireny dla Pani Genowefy Polak.
Składam serdeczne podziękowanie Pani Genowefie za wspaniałą i bezgraniczną pomoc. Wyrażam szczególne uznanie i wdzięczność za tak trudny
i żmudny wysiłek, jaki włożyła Pani w odnalezienie mojego brata. Wkłada Pani
całe serce w pomoc innym ludziom, za co mogę być bardzo wdzięczna i bardzo
podziękować. Za wysiłek i czas poświęcony mojej sprawie również serdecznie
dziękuję. Pani bezinteresowna pomoc pokazuje, że są na świecie osoby które mają
wielkie serce, siłę i odwagę, aby nieść pomoc drugiemu człowiekowi. Dziękuję
także Opatrzności Boskiej, która postawiła na mojej drodze Panią Genowefę,
w wyniku czego odzyskałam wewnętrzny spokój.
Z całego serca BARDZO DZIĘKUJĘ.
XVII Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy
N
ajdłużej działającą w jedności i sile organizacją pozarządową powstałą w III
Rzeczypospolitej jest Fundacja Wielkiej
Orkiestry Świątecznej Pomocy, która powstała
w czasach niemalże kompletnej obojętności dla
spraw społecznych. Już 17 lat odbudowuje więzy
społeczne, które są tak ważne dla Polski i dla Polaków. To dzięki nim można zbudować bardzo wiele
dla przyszłych pokoleń. Tradycyjnie 11 stycznia,
w drugą niedzielę Nowego Roku, Fundacja WOŚP
prosić będzie darczyńców, aby wspomogli akcję,
bawiąc się na wszystkich orkiestrowych imprezach.
Tematem XVII Finału jest profilaktyka w dziedzinie
wczesnego rozpoznania chorób nowotworowych
u dzieci. Jego hasło brzmi: „WCZESNE WYKRYWANIE NOWOTWORÓW U DZIECI”.
Od początku swego istnienia Orkiestra „grała”
także w Czaplinku. Poprzedni finał Orkiestry odbył się
w nowej hali sportowej, i był szczególnie efektowny
i efektywny. „KURIER CZAPLINECKI” również
w nim aktywnie uczestniczył, wystawiając na licytację
swoją pierwszą stronę. Wygrał ją Kabel-Technik-Polska kwotą 900 zł, która wydatnie zasiliła skarbonkę z
czerwonym serduszkiem.
Także w tym finale wystawiamy na licytację
stronę tytułową styczniowego numeru naszego
miesięcznika. Na wylicytowanej stronie, po
uzgodnieniu z Redakcją, będzie można umieścić
panoramę swojego przedsiębiorstwa, zakładu lub
produktu, zdjęcie domu, rodziny, dziecka, swoje,
a nawet teściowej itp.
Mamy nadzieję, że wylicytowana zostanie jeszcze
wyższa, niż w ubiegłym roku kwota, a pieniądze te
przyczynią się do uratowania jakiegoś dziecięcego
życia, bądź zdrowia. Otwórzmy więc nasze serca,
a i serca dzieci będą się weselić!
Redakcja
Klasowy wyjazd do Gdańska-Oruni
J
edną z form wypoczynku i integracji klasy
gimnazjalnej 3b był wyjazd do Gdańska-Oruni.
Gościnność ks. Dyrektora i Proboszcza Dariusza
Presnala sdb oraz całej salezjańskiej wspólnoty była
ogromna. Na ten wyjazd nasza czaplinecka młodzież
przygotowywała się od początku roku szkolnego,
łącznie z planowanym odwiedzeniem miejsc historycznych, repertuarem kin i teatrów, zwiedzaniem
Trójmiasta. Nad wszystkim czuwał pan wychowawca
A. Pękalski i ks. katecheta. Już sama podróż kształtuje
młodego człowieka, bacząc na wykupienie biletów
na przejazdy PKP i komunikacji miejskiej, ucząc
się kultury podróżowania i pomagania bliźniemu.
Czas wyjazdu był dobrze zorganizowany, aby nasza
młodzież mogła jak najwięcej z niego skorzystać
i zwiedzić. W piątek po przyjeździe, zakwaterowaniu
i zwiedzeniu salezjańskiej placówki udaliśmy się na
odpoczynek. W sobotę po porannej toalecie i śniadaniu
wyjechaliśmy na sopockie molo i Bałtyckie Morze,
następnie udaliśmy się na Gradową Górę, aby podziwiać panoramę Gdańska i zwiedzić wystawę obrony
tego miasta w czasie bitwy ze Szwedami. Po obiednim
posiłku udaliśmy się na Westerplatte, podziwiając po-
mnik poległych żołnierzy, ujście Wisły do morza oraz
prom Baltiwia - pływający do Szwecji. Dysponując
czasem zrobiliśmy zakupy pamiątek, udaliśmy się do
kina Kameralnego na film „Graficiarze”. Po filmie
przespacerowaliśmy się ulicą Długą do Neptuna
i nad Motławę, dalej kościół świętej Brygidy z bursztynowym ołtarzem, a wszystko
kończąc pod bramą Stoczni Gdańskiej.
Trochę zmęczeni ale zadowoleni, udaliśmy
się na miejsce zakwaterowania. Po kolacji
i grach oratoryjnych oraz modlitwie i słówku
ks. Dyrektora udaliśmy się na spoczynek.
W niedzielę rano po śniadaniu, spakowaniu
i porządkach, udaliśmy się na Mszę Świętą,
którą koncelebrował ks. Waldemar Grzelec
sdb. Na sam koniec otrzymaliśmy drobne
upominki od ks. Dyrektora i Proboszcza
D. Presnala sdb, a po zrobieniu zdjęcia, opuściliśmy salezjańską placówkę. Bliżej dworca
Gdańsk Główny zjedliśmy pizzę nabierając
siły na powrót do naszego miasta marzeń.
Dziękujemy ks. Dyrektorowi D. Presnalowi sdb i całej salezjańskiej wspólnocie
za otwartość, gościnność i ukazanie nam wartości
bycia potrzebnym każdemu człowiekowi, działając
z wiarą i miłością.
ks. Jarosław Kobiałka
KURIER CZAPLINECKI - miesięcznik lokalny, kolportowany bezpłatnie, dostępny w formie elektr.: www.kurierczaplinecki.dsi.net.pl; www.dsi.net.pl; www.czaplinek.pl
Redaktor Naczelny: Zbigniew Dudor, tel. 602 372 119, e-mail: [email protected]. Redaguje Zespół. Adres redakcji: 78-550 Czaplinek, ul. Drahimska 70/2.
Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka, adres: 78-550 Czaplinek, ul. Pięciu Pomostów 1b, tel. 880 744 156, e-mail: [email protected]
Konto: Pom. Bank Spółdzielczy O/Czaplinek 93 8581 1027 0412 3145 2000 0001, NIP 2530241296, REGON 320235681, Nr rej. sąd.: Ns-Rej Pr 25/06.
Nakład: 1500 egz. Druk: TEMPOPRINT, 78-400 Szczecinek, ul. Harcerska 2, tel./fax: 94/ 374 41 80.
Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania, redakcyjnego opracowywania i adiustacji otrzymanych tekstów, selekcjonowania i kolejności
publikacji. Nie zwracamy materiałów nie zamówionych i nie ponosimy odpowiedzialności za treść listów, reklam i ogłoszeń. Drukujemy tylko materiały podpisane, można zastrzec personalia tylko do wiadomości redakcji. Nadesłane i publikowane teksty i listy nie muszą odpowiadać poglądom redakcji.
Ceny reklam: moduł podstawowy (10,3 x 4,5) w kolorze – 50 zł, czarno biały – 25 zł, ogłoszenie drobne – 10 zł.
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Mistrzostwa w szachach
22
listopada br. w Gimnazjum w Czaplinku
odbyły się IX Miejsko – Gminne Mistrzostwa Szkół w szachach.
Organizatorkami mistrzostw były: Renata Aleszko, Agnieszka Kaczmarek
i Maria Piotruś. Sędziowali
panowie: Krzysztof Parzuchowski i Tomasz Tynny.
W mistrzostwach wzięło udział 40 zawodników.
Byli to juniorzy ze szkół
podstawowych, gimnazjów
i szkoły średniej z terenu
województwa zachodniopomorskiego, tj. z: Białogardu,
Drawska Pomorskiego, Mielenka Drawskiego, Połczyna Zdroju, Trzcińca i Czaplinka. Sponsorami nagród
były czaplineckie firmy i instytucje: Kabel–Technik–
Polska, Rimaster, Pomorski Bank Spółdzielczy O/Czaplinek, Nadleśnictwo Czaplinek, UMiG w Czaplinku i
Rada Rodziców przy Gimnazjum w Czaplinku.
A oto wyniki reprezentantów Czaplinka.
W kategorii szkół podstawowych (klasy 1-3):
• dziewczęta – 2 miejsce Brożek Emma;
• chłopcy – 3 miejsce Żukowski Adrian.
W kategorii szkół podstawowych (klasy 4-6):
- chłopcy
2 miejsce Aleszko Mariusz.
W kategorii gimnazjów:
- dziewczęta
1 miejsce Oleszczuk Agata,
2 miejsce Dębowska Patrycja,
3 miejsce Dębowska Klaudia;
- chłopcy
1 miejsce Bachorowski Mateusz.
W kategorii szkół średnich:
- chłopcy
1 miejsce Sobczak Adrian.
Zwycięzcą całego Turnieju został Sobczak Adrian
z Czaplinka.
Laureatom w kategoriach wiekowych wręczono
statuetki, medale, dyplomy uznania oraz nagrody
rzeczowe. Pozostałym uczestnikom wręczono również dyplomy za udział w mistrzostwach oraz piękne
nagrody rzeczowe. W przerwach każdy mógł wypić
ciepłą herbatkę i zjeść ciasteczko. Turniej trwał od
rana do godzin popołudniowych. Wszyscy opuszczali
mury Gimnazjum uśmiechnięci i zadowoleni.
Janusz Kowalczyk
za stroną: http://wrota.czaplinek.pl.
Polityka ekologiczna gminy
Z
apewne większość mieszkańców naszej gminy szczyci się, że mieszka
w pięknej okolicy pełnej jezior i grzybnych lasów. Nasze władze również
zachwalają małą ojczyznę, a gmina ma ambicje nazywać się turystyczną. Nic
w tym dziwnego, skoro wiele podmiotów żyje z turystyki, a i wpływy do budżetu
z tego tytułu można szacować na grubo ponad pół miliona zł rocznie. Niestety, czystość naszych wód i lasów pozostawia coraz więcej do życzenia. Dzikie wysypiska
śmieci i nieszczelne szamba, oraz opróżnianie ich zawartości na okoliczne pola, to
największe nasze zmartwienie. Przyjrzyjmy się zatem, jak z tym procederem próbują
radzić sobie włodarze naszej gminy.
1. Nieczystości stałe (śmieci)
Od momentu zamknięcia gminnego wysypiska odpadów w Niwce pojawił się
problem dzikich wysypisk. Wielki wpływ na taki stan rzeczy miała ogromna podwyżka
opłat marszałkowskich za korzystanie ze środowiska, co w tłumaczeniu na prosty język
oznacza podniesienie opłat za przyjmowanie odpadów na wysypisko. Na początku
istnienia zakładu w Wardyniu Górnym cena za przyjęcie tony odpadów wynosiła 90
zł. W 2007 r. wzrosła do 160,50 zł i przewiduje się kolejny wzrost cen po 1. stycznia
2009 r. Nasi mieszkańcy zostali też pozbawieni możliwości indywidualnego wywiezienia śmieci. Nikt nie będzie przecież jechał ciągnikiem kilkadziesiąt kilometrów do
Wardynia, aby tam zdać śmieci. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że składowisko
w Niwce nie spełniało wymogów ekologicznych i jego zamknięcie było koniecznością.
Międzygminne składowisko odpadów w Wardyniu jest bardzo nowoczesne, spełnia
te wymogi i nie zagraża środowisku. Jednak duża odległość od Czaplinka powoduje
zwiększone koszty wywozy nieczystości stałych. Powoduje to nagminne spalanie
w kotłowniach przydomowych wszystkiego, co strawi ogień. Niewiele pomagają
akcje uświadamiające o zagrożeniach spowodowanych paleniem plastyków i innych
sztucznych tworzyw. Należy jednak podkreślić, że pani Burmistrz na spotkaniach
udziałowców spółki w Wardyniu stara się walczyć o niższe stawki za odbiór śmieci.
Niestety, kolejny wzrost stawek opłaty marszałkowskiej od nowego roku to już sprawa
przesądzona. Błędne koło się zamyka, a szczęśliwego końca nie widać.
Zapobiegać temu ma selekcja odpadów, jednak z tym zadaniem mieszkańcom
trudno się uporać. Dziwi to szczególnie dyrektora ZGK w Czaplinku, pana Mariana
Rutowicza, który podkreśla, że śmieci wysegregowane jako surowce wtórne oraz
szkło odbierane są NIEODPŁATNIE. Zatem zamiast palić butelki, czy gazety, powinniśmy je segregować, oszczędzając w ten sposób pieniądze i dbając o środowisko
naturalne. Czy w takich okolicznościach możemy liczyć na poprawę stanu czystości
naszych lasów i pól? Niedawno o dzikich wysypiskach śmieci pisała mieszkanka
Byszkowa. Zapewne w okolicach innych wsi, czy też Czaplinka jest podobnie. Czy
znajdzie się na to rada?
2. Nieczystości płynne (ścieki)
W zakresie odprowadzania ścieków sytuacja w gminie idzie w dobrym kierunku.
W ostatnich latach ulega rozbudowie sieć kanalizacyjna na terenie gminy. Z oczyszczalni korzystają już mieszkańcy Czaplinka, Starego Drawska, Drahimka i Łąki.
Potrzeby w tym zakresie są ogromne i wciąż rozważa się dalszą rozbudowę sieci.
Znacznie gorzej wygląda sprawa na wsiach nieposiadających kanalizacji. Kontrole
przeprowadzone przez Straż Miejską wykazują, że ogromna większość mieszkańców
lekceważy temat ścieków. Mało kto ma podpisaną umowę z firmami upoważnionymi
do odbioru nieczystości. Większość pozbywa się nieprzyjemnych odpadów płacąc
miejscowym, nielegalnym wywoźnikom, którzy następnie rozlewają je na okolicznych
ugorach. Wszystko, po przefiltrowaniu przez glebę, spływa z wodami powierzchniowymi do naszych jezior. Każdy zatem sam powinien odpowiedzieć sobie na pytanie,
dlaczego woda w jeziorach (a zwłaszcza w zatokach, np. Henrykowskiej) jest bardzo
mętna i ma brzydki zapach.
Podczas przeprowadzanych kontroli Straż Miejska pouczała mieszkańców. Pani
Burmistrz zapowiada, że przy następnych kontrolach funkcjonariusze nie będą już
tak wyrozumiali. Zwłaszcza, że gmina stara się rozwiązać cuchnący problem na
kilka sposobów.
Jednym z nich jest wsparcie z Gminnego Funduszu Ochrony Środowiska budowy
przydomowych oczyszczalni ścieków. Na ten cel przewiduje się w przyszłorocznym
budżecie 20 tys. zł. Wszyscy zainteresowani taką inwestycją mogą się starać o dofinansowanie proekologicznej inwestycji.
Innym przykładem wspierania mieszkańców jest dopłata do każdego m3 ścieków
odebranego z przydomowych szamb i dowiezionego do oczyszczalni ścieków w Czaplinku. Za opróżnianie takich zbiorników na terenie miasta i wsi ustalono cenę 17,33
zł/m3. Przy takich kosztach trudno się spodziewać, aby mieszkańcy zdecydowali się
dobrowolnie na legalizację procesu utylizacji ścieków. Pomysłem pani Burmistrz jest
dopłata w wysokości 50% wymienionej kwoty. Sprawia to, że koszt opróżnienia szamba
przez wyspecjalizowane zakłady jest podobny do nielegalnego procederu. Dodatkowo
nikt nie naraża się przy tym na ewentualne sankcje ze strony organów ścigania.
Oto przykład:
Za nielegalny wywóz beczki z nieczystościami o pojemności 4000 l (4 m3)
należy dziś zapłacić ok. 30 zł. Ta sama czynność przeprowadzona w sposób legalny
będzie kosztowała niecałe 35 zł. Do tego należy doliczyć koszty dojazdu samochodu
w wysokości 1,08 zł/km. Jeśli weźmiemy pod uwagę grożące nam mandaty okaże się,
że nie warto zatruwać swojego kąpieliska i wdychać nieprzyjemnej woni, a zadbać
o własny spokój i piękną okolicę.
Na wspomnianą dotację zaplanowano w budżecie na 2009 r. 40 tys. zł.
Biorąc pod uwagę powyższe działania można orzec, że dbałość o czystość naszej
gminy leży na sercu jej gospodarzom. Wiele do życzenia pozostawia jeszcze sposób
sprzątania terenów miejskich, szlaków turystycznych, dzikich wysypisk śmieci,
ale trwające prace napawają optymizmem. Na temat bieżącego sprzątania terenów
gminnych, selekcji odpadów i wywozu nieczystości porozmawiamy w styczniu
z dyrektorem Zakładu Gospodarki Komunalnej w Czaplinku, Marianem Rutowiczem.
Już dziś Czytelników serdecznie zapraszam do lektury.
Marcin Kowalski
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
„Nie garb się!” - nie wystarczy
J
ak informowaliśmy w Nr 27 Kuriera, 12 listopada otrzymaliśmy „Raport
dotyczący jakości postawy ciała dzieci z Publicznej Szkoły Podstawowej
w Czaplinku i Broczynie” opracowany przez zespół specjalistów z Katedry
Wychowania Fizycznego i Zdrowotnego Politechniki Radomskiej pod kierunkiem
doktorów Stanisława Nowaka i Stanisława Tuzinka.
Zespół przebadał w dniach 15-20.09.2008 r. 486 uczniów szkół podstawowych z Czaplinka i Broczyna w wieku 7-12 lat, a oto jak prezentuje się jakość
postawy ich ciała:
Wyniki te nie są optymistyczne, i nie różnią się od uzyskiwanych w badaniach
w środowiskach wielkomiejskich. Poniższy wykres obrazuje rozkład procentowy
wad postawy u przebadanych dzieci:
Jakość postawy ciała dziewczynek jest nieco lepsza niż chłopców (za wyjątkiem postawy skoliotycznej). Natomiast zaskakujące są porównania jakości
postawy ciała dzieci z Broczyna i z Czaplinka. Wbrew powszechnej opinii, że
na wsi są zdrowsze warunki życia, okazało się, że dwukrotnie częściej u dzieci
z Broczyna niż z Czaplinka występują odstające łopatki, a wady stóp są u nich
o prawie 50% częstsze.
Raport zawiera dużo takich zastanawiających i niepokojących informacji, ale
jego znaczna objętość (34 strony A-4) uniemożliwia zaprezentowanie go na łamach
Kuriera. Raport ten zostanie omówiony na konferencji naukowo-metodycznej
„ZAŁOŻENIA METODYCZNE KOREKCJI WAD POSTAWY CIAŁA W
GMINIE CZAPLINEK” z następującym programem:
SESJA PLENARNA
1. Rola środowiska zewnętrznego w procesie zapobiegania i leczenia wad
postawy ciała - dr Stanisław Tuzinek.
2. Jakość postawy ciała dzieci z Publicznej Szkoły Podstawowej w Czaplinku
i Broczynie (raport z badań) – dr Stanisław Nowak.
SESJA WARSZTATOWA
ABC postępowania korekcyjnego
1. Systematyka pozycji wyjściowych i ćwiczebnych.
2. Systematyka ćwiczeń specjalnych w korektywie.
3. Pozycje korekcyjne i hiperkorekcyjne.
4. Pozycje niskie i izolowane.
5. Korekcja najczęściej występujących wad postawy ciała.
6. Praca indywidualna z dzieckiem mającym wadę postawy i jego rodzicami.
SESJA WARSZTATOWA
Dedykowana szczególnie rodzicom i dzieciom
Elementy 24 godzinnego przeciwdziałania wadom postawy
1. Ćwiczenia korekcyjne w domu:
- prezentacja zestawów ćwiczeń domowych dla każdej wady;
- organizacja procesu postępowania korekcyjnego w domu.
2. Styl życia dziecka z wadą postawy ciała.
Konferencja ta odbędzie się w I kw. 2009 roku, z udziałem zainteresowanych
osób i instytucji wojewódzkich, powiatowych i gminnych. Musi być ona dobrze
przygotowana, jeśli ma zakończyć się, ku pożytkowi naszych dzieci, konkretnym
programem. Dlatego też nie doszła ona do skutku w pierwotnie planowanym
terminie grudniowym.
Przytoczę jeszcze tylko na koniec rekomendacje praktyczne zespołu badawczego:
1. Konieczne jest objęcie badanych dzieci, u których wystąpiły wady postawy
ciała, zajęciami gimnastyki kompensacyjno-korekcyjnej.
2. Z uwagi na przewagę wad o charakterze nawykowym, istnieje potrzeba powszechnego stosowania ćwiczeń wyrabiających nawyk prawidłowej postawy ciała
u dzieci, jako zasadniczy element profilaktyki i korekcji wad postawy ciała. W tym
celu koniecznym jest działanie w oparciu o metodę biofeedbecku (w uproszczeniu
– trening mózgu), z wykorzystaniem informacji o stanie postawy i równowagi
ciała. Są szerokie możliwości zastosowania współczesnej techniki w oparciu
o zastępcze sprzężenie zwrotne w procesie postępowania korekcyjnego.
3. Istnieje konieczność uświadomienia rodzicom dzieci, że skuteczność działań
profilaktycznych i korekcyjnych w dużej mierze zależy od ich podejścia do
problemu wad postawy ciała.
4. Konieczne jest stosowanie szeroko zakrojonej zinstytucjonalizowanej działalności profilaktycznej, w tym wspieranie szkolnego procesu wychowania fizycznego, tak, aby najlepiej służył zdrowiu młodych ludzi. Na lekcje wychowania
fizycznego powinni oni „chodzić po zdrowie”.
5. Konieczne jest umożliwienie udziału dzieciom i młodzieży w takich formach
działalności rekreacyjnej, które realizowane są w środowisku naturalnym („na
świeżym powietrzu” oraz w środowisku wodnym).
6. Należy zdiagnozować także czaplinecką młodzież gimnazjalną. Dane bibliograficzne i wyniki badań własnych, ten okres wiekowy wskazują, jako okres
nasilenia występowania wad postawy ciała (najczęściej ze znacznymi już deformacjami i dysfunkcjami narządów wewnętrznych).
A więc jest sporo do zrobienia, i jeśli chcemy by nasze dzieci miały piękną i zdrową postawę nie możemy ograniczać się do upominania ich: „Nie garb się!”.
Wiesław Krzywicki
Totalna porażka Czaplinka
w wyścigu po dotacje w ramach Narodowego programu budowy dróg lokalnych 2008 – 2011
W
poprzednim numerze z dużym optymizmem
pisałem na ten temat po wypowiedziach
pani Burmistrz. A co wyszło? Totalna klapa!
Ale po kolei...
Do biura wojewody zachodniopomorskiego wpłynęło109 projektów na ponad 136 mln zł! Do podziału
było 62,5 mln. 5 grudnia wojewoda zachodniopomorski podzielił pieniądze na „schetynówki”.
Komisja powołana przez wojewodę, złożona
z przedstawicieli Urzędu Wojewódzkiego, Urzędu
Marszałkowskiego, Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oraz Komendy Wojewódzkiej
Policji, wybrała do dofinansowania te najlepsze jej
zdaniem: 20 dróg gminnych i 14 dróg powiatowych.
Skorzystali ci, których projekty oceniono najwyżej
w skali do 150 punktów. Wśród gmin najlepszy był
Wałcz, który dostał 86 punktów. 79 punktów dostała
gmina Tychowo. Z powiatów najlepiej wypadł powiat
drawski (96 pkt.) i kołobrzeski (90 pkt.). Niestety,
żaden z projektów nie będzie realizowany w naszej
gminie, pomimo że ten program jest szansą raczej dla
mniejszych gmin, taka jak nasza!
Sporządzono listy rankingowe dla dróg gminnych
i dla dróg powiatowych. W przypadku dróg powiato-
wych alokacja wynosiła 29 892,8 tys. zł. Wpłynęło 40
projektów, z których rozpatrywano 38 projekty.
Powiat drawski złożył dwa projekty:
1. „Wykonanie przebudowy dróg powiatowych
1962 Z Ostrowice – Złocieniec i 1985 Z Złocieniec
– Kalisz Pomorski. Etap I Złocieniec – skrzyżowanie Żabin – 10,3 km” o wartości 5 880,39 tys. zł,
który został oceniony najwyżej z pośród wszystkich
projektów!
2. „Przebudowa drogi powiatowej 2001 Z i 2002
Z Czaplinek –Czarne Małe –Łysinin o długości 8,5
km. Etap I przebudowa drogi nr 2001 Z o długości
odcinka 5,523 km” o wartości 5 900 tys. zł, który
otrzymał 66 pkt., zajmując 15 lokatę, tuż za ostatnim,
który uzyskał dofinansowanie. Może uda się następnym razem...
Alokacja na drogi gminne wynosiła 32 474,6 tys.
zł. Wpłynęło 69 projektów, z których rozpatrywano
64 projekty.
Gmina Czaplinek złożyła projekt „Budowa dróg na
osiedlu mieszkaniowym „Wiejska” w ulicach Brzozowej i Akacjowej”, o długości 688 m, o wartości 1 111,8
tys. zł . Projekt został oceniony na zaledwie 17 pkt,
osiągając przedostatnie 63 miejsce w tym rankingu!
Czy osoby odpowiedzialne w ratuszu nie przyłożyły się do zrobienia porządnej oferty? Czy nikt
z decydentów nie ma sobie nic do zarzucenia? Czy
w naszym urzędzie nie ma kompetentnych osób, by
przygotować taki projekt? Kto za to odpowiada?!
Czy Rada Miejska nie powinna bliżej przyjrzeć się
tej problematyce?
Nie chcę sobie przypisywać mocy sprawczej, ale
czy wspomniany wniosek nie był złożony tylko „pro
forma”, bo ktoś na ten temat napisał w „Kurierze”,
więc trzeba było coś z tym zrobić, by „niepokornym
krytykantom” zamknąć usta? Czas robi swoje, sprawa
przyschnie, natomiast „czy się śpi, czy się leży, pensyjka co miesiąc się należy”! A czy Czaplinek będzie
się rozwijał, czy nie... kogo to obchodzi? A jednak
obchodzi! I to wielu... Pozostaje mi tylko współczuć
części mieszkańców Oś. Wiejska, że kolejny rok
przyjdzie im pokonywać w błocie i kurzu drogę do
swoich pięknych domów.
Pani Burmistrz, przed nami kolejne konkursy, jeśli
nic Pani nie zmieni w tej materii, to nawet nasze obecnie istniejące drogi staną się w niedalekiej przyszłości
„bezdrożami” Pojezierza Drawskiego!
Zbigniew Dudor
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Dziecięca krucjata
Z
ima jak zwykle zaskoczyła drogowców. Kiedy
na dworze zaczyna sypać śnieg i mróz drapie
po szybach, zasiadamy wygodnie w fotelu,
a kaloryfer gra ciepłą nutę, która rozgrzewa nasze
kości. Kto nie lubi takich wieczorów, kiedy zagrzebujemy się jak niedźwiedź w gawrze, oczekując
pierwszych promieni wiosny? Nasz dom wygląda jak
z bajki, a dym, który wydobywa się z naszego komina,
nadaje całemu obrazkowi element nierealności. Co
w tym nierealnego? O tym będzie mój artykuł...
Kiedy Redaktor Naczelny wręczył mi materiały, dotyczące działalności Fundacji
ARKA, podszedłem do całej
sprawy dość sceptycznie. Nie
chodzi nawet o to, że przejrzałem dokładnie zawartość
teczki, ale mam paskudną naturę niedowiarka. Ze względu na zbliżający się okres
grzewczy, miałem skoncentrować swoje siły twórcze na
akcji pt. „Kochasz dzieci nie
pal śmieci”. Kochasz dzieci
nie pal śmieci... Nie wiem
czy nasi drodzy Czytelnicy
zgodzą się z moją opinią, że
slogan jest wyjątkowo niefortunny? Niejeden wieszcz
przekręca się w grobie, kiedy czyta wychowanków
swojej spuścizny. Proszę sobie wyobrazić, jak zasiadam
w wygodnym fotelu, z kolorowymi broszurami i nietęgą
miną. Zaczynam czytać, i co...?
Miałem okazję zapoznać się z wieloma akcjami,
o charakterze ekologicznym. To czego nie odnalazłem
w ich działaniu, odnalazłem właśnie w ARCE. Konkretne działania i konkretni ludzie, którzy działają
przeciwko konkretnym zagrożeniom! Myślę, że temat
jest wart uwagi...
Fundacja Ekologiczna ARKA powstała w 2005r.,
z inicjatywy Wojciecha Owczarza. Organizacja zrzesza: działaczy ekologicznych, społecznych oraz nauczycieli. Głównym zadaniem fundacji jest edukacja,
zwłaszcza dzieci i młodzieży. ARKA może pochwalić
się licznymi akcjami o zasięgu ogólnopolskim. Działania ARKI to temat na książkę, a nie na skromny
artykuł. Jeżeli ktoś poczuje niedosyt, zapraszam do
odwiedzenia strony internetowej
- http://www.fundacjaarka.pl
„Kochasz dzieci nie pal śmieci”– czyli o co
w tym wszystkich chodzi?
Spalanie śmieci to problem ważny, którego nie
można bagatelizować. Zanieczyszczenie środowiska
dotyczy nas wszystkich. Czy chcemy tego czy nie,
jesteśmy częścią ekosystemu. Jeżeli coś zakłóca jego
naturalny cykl, z nami też nie dzieje się najlepiej.
Najprościej mówiąc – niszcząc środowisko, niszczysz
własne zdrowie. A oto kilka przykładów.
Spalanie odpadów w paleniskach domowych, oraz
na powietrzu, podczas sprzątania posesji, czy na ogródkach działkowych powoduje emisję do atmosfery:
1. Pyłów – które odkładają się w glebie i powodują
szkodliwe dla zdrowia człowieka i zwierząt zanieczyszczenie metalami ciężkimi.
2. Tlenku węgla – który jest trujący dla ludzi
i zwierząt, powoduje upośledzenie transportu krwi
w naszym organizmie.
3. Tlenku azotu – powoduje podrażnienia, a nawet
uszkodzenia płuc, po reakcji z parą wodną przyczynia
się do zakwaszenia wody deszczowej. Masz fajny samochód, działkę marzeń albo ładny domek? Smutna
wiadomość – kwaśne deszcze przyśpieszają korozje
metali, niszczenie budynków i obumieranie roślin.
4. Dwutlenek siarki – powoduje trudności w oddychaniu, niszczy rośliny i zakwasza wodę.
5. Chlorowodór – tworzy z parą wodną kwas solny.
6. Cyjanowodór – tworzy z wodą kwas pruski.
Czy Szanowny Czytelnik znał te fakty? Ja osobiście nie znałem. Znały je natomiast dzieci ze szkół
w: Warszawie, Gdańsku, Cieszkowie, Przeworsku,
Lipnicy Wielkiej, Poznaniu, Bielsku–Białej i wielu
innych miastach, które wzięły czynny udział w akcji
Fundacji Ekologicznej ARKA.
Wszystkie dzieciaki na zdjęciach w folderze, który
przeglądałem, są uśmiechnięte. Co w tym dziwnego?
Dzieci były w szkole i nie była to przerwa.
Fundacja ARKA dociera do młodzieży starszej
i młodszej za pomocą: wystaw edukacyjnych, spotkań
z kominiarzami, strażakami, lekarzami i osobami, które
mogą powiedzieć coś o problemie spalania śmieci.
Organizowane są także kolorowe hapenningi, które
odbywają się poza terenem szkoły i mają za zadanie
aktywizować całą społeczność lokalną. Organizacja
nie tylko poucza, ona także bawi. Młodzi ludzie utożsamiają się z problemem, poprzez branie aktywnego
udziału w walce o czyste powietrze.
Jako mieszkaniec Czaplinka często słyszę opinie
młodych ludzi, że nie ma tu co robić i nic się nie
dzieje. Może to jest właśnie droga? Szkoła powinna
pokazywać możliwości i kierunki rozwoju. Czemu nie
ekologia? Czemu nie walka o lepsze jutro? Młodość
lubi się utożsamiać z pięknymi ideałami, a walka
o coś słusznego to ideał, o który warto walczyć.
Problem spalania śmieci istnieje. Jeżeli ktoś go nie
widzi, czeka na niego „nagroda” w wysokości 5 000
zł, od strażników miejskich. Osobom, które mają
w zwyczaju pakować do pieca wszystko co jest pod
ręką, żeby ogrzać swoją gawrę, proponuję wrzucić do
pieca kilka szmat i starego kalosza, a następnie wejść
na dach i włożyć głowę do komina. Taka terapia odmieni poglądy, nawet najbardziej zagorzałych miłośników teorii palenia odpadów. Polecam stronę Fundacji
Arka wszystkim szkołom. Naprawdę warto.
Michał Uliński
O relacjach, czyli wspomnień zastępcy c.d.
C
złowiek to istota społeczna. Oznacza to, że
czy tego chcemy czy nie, musimy współżyć
i współpracować z innymi. Dzięki temu jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować i coś osiągnąć,
szczególnie pełniąc funkcje urzędowe, przy wykonywaniu pracy na rzecz innych, i za publiczne pieniądze.
Nie zawsze jest to proste.
Kiedy naładowany energią starałem się podzielić
z Panią Burmistrz swoimi spostrzeżeniami bądź pomysłami, lub choćby wyrazić opinię na jakiś temat,
zawsze słyszałem: „nie mam teraz czasu”, „nie teraz”,
i w końcu „nie zawracaj mi głowy swoimi pomysłami”. Myślałem, o co tu właściwie chodzi, po co się
angażować, i czy na pewno jestem potrzebny, skoro
szefowa wszystko wie najlepiej? Mimo to, jednak
próbowałem. Błąd. Okazało się, że nie tędy droga
do „serca” Pani Burmistrz. Znacznie łatwiej znaleźć
posłuch dzieląc się sensacjami typu: kto, gdzie, z kim,
i dlaczego. Każdemu zdarzy się czasem poplotkować.
Pełniąc jednak ważną dla miasta funkcję, moim zdaniem, powinna obowiązywać powściągliwość nawet
pomimo tego, że UMiG znajduje się przy Rynku.
Widząc brak chęci do współpracy zdecydowałem,
że trzeba o tym poważnie i otwarcie z Panią Burmistrz
porozmawiać, wyjaśnić wątpliwości, jednym słowem
oczyścić atmosferę. Rozmowa trwała około dwóch
minut; ja przekazałem swoje spostrzeżenia, a w zamian
usłyszałem: „nie mamy co oczyszczać, jestem zajęta”.
Spodziewałem się takiego przebiegu rozmowy, bowiem
już w dniu mojego powołania część radnych dostała
deklarację, „że jakby co, to Aleszkę zawsze można
odwołać” (źródło znane Pani Burmistrz).
Ciekawostką może być dla Czytelników i Radnych moja aktywność na komisjach RM, a raczej jej
brak. Przyczyna - zakaz zabierania głosu nałożony,
nie trudno się domyśleć przez kogo. Jak nie przyszed-
łem na komisję, to podobno się nie interesowałem.
Nie było więc pracy zespołowej (nie dotyczy Pani
Sekretarz). Może ze stanowiska zastępcy burmistrza
w gminie Czaplinek należałoby w ogóle zrezygnować,
przynajmniej w tej kadencji, tylko kogo będzie się
obarczać za wszelkie niepowodzenia, z kaprysami
natury włącznie.
Budowanie relacji biznesowych Naszej Pani
Burmistrz najlepiej będzie Czytelnikom ocenić na
przykładach.
Przykład 1. Kiedy w lutym ub.r. doprowadziłem
do zawarcia porozumienia o współfinansowaniu budowy parkingu przy ul. Grunwaldzkiej i Bydgoskiej
z firmą Kabel-Technik-Polska, jeszcze na etapie
realizacji zadania usłyszałem - „co z tego masz i dlaczego się tak spieszysz”. Wówczas mnie zatkało. Dziś
spieszę z wyjaśnieniami: mam ogromną satysfakcję,
że jeśli się chce, to można sprawnie, szybko i taniej.
Wiem, że w tym miejscu Czaplinka jest bezpieczniej,
że majątek ludzki nie tonie w błocie, że pojawił się ład
i porządek, że gmina zaoszczędziła kilkadziesiąt tysięcy złotych. Liczę na choć zbliżone, zagospodarowanie
tzw. plomby naprzeciwko bloku 31 przy ul. Długiej.
Ja zdążyłem rozpocząć. Stary wychodek, walące się
komórki, dzikie wysypisko śmieci, w tym miejscu już
zniknęły - trzeba tylko pozwolić dokończyć.
Pomimo tego, że wzajemne relacje z największym
pracodawcą w regionie nabrały nowego wymiaru,
kilka miesięcy później zakazano mi spotykać się
z Panem Prezesem w jego siedzibie.
Przykład 2. W październiku 2007 r. przedstawiciel firmy EPA (to ta od ferm wiatrowych) poprosił
o wspólny wyjazd w okolice Broczyna, aby fizycznie
zapoznać się z terenem pod planowaną, czy też proponowaną gminie inwestycję. Taka wycieczka nawet
z hipotetycznym inwestorem, to moim zdaniem nic
złego, elementarna kultura, żeby nie powiedzieć obowiązek gospodarza terenu. Efekt mojego wyjazdu…
groźba zwolnienia z pracy, nie tylko mnie zresztą.
W styczniu 2008 r. kolejna wizyta i propozycje
współpracy, w tym chęć dofinansowania potrzeb
wiejskich. Pani Burmistrz wybrała jednak spotkanie
z biskupem w Koszalinie.
Przykład 3. W lutym 2007 r. zarządca dróg wojewódzkich zaproponował wybudowanie profesjonalnego parkingu przy ul. Wałeckiej przed blokiem Nr
56. Warunek, jaki był potrzebny dla realizacji tego
przedsięwzięcia, to zgoda na usunięcie znajdujących
się tam chorych i częściowo usychających drzew. Taką
zgodę wyraziłem tym bardziej, że koncepcja obejmowała posadzenie pomiędzy parkingiem, a ciągiem
pieszym drzew nowych i ułożenie, każdy w swoim
zakresie (spółdzielnia przed blokiem, zarządca drogi
w obrębie parkingu, a gmina przed przychodnią zdrowia) kostki polbrukowej aż do ul. Poznańskiej. Jednak
nie doszło do stworzenia w tym miejscu wizytówki miasta i poprawienia bezpieczeństwa, ponieważ naczelny
gospodarz zmienił moją decyzję odnośnie zastąpienia
drzew chorych nowoczesną zielenią miejską.
Reasumując. Jest kilka zasad, którymi można
zjednać sobie ludzi, od biznesu po relacje w rodzinie i pracy. Czasami może być trudno wprowadzić je
w życie. Może jednak warto próbować, może warto
okazać szacunek dla poglądów rozmówcy. Może warto przyznać się do swoich błędów, zanim skrytykuje
się kogoś innego. Może warto dla dobra naszej gminy,
pozwolić działać wszystkim chętnym, lub po prostu
nie przeszkadzać. Może fałszywą przychylność warto
zastąpić elementarną uczciwością.
Robert Aleszko
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Rak piersi
C
zynniki ryzyka raka piersi
Ryzyko zachorowania na raka piersi wiąże się z miejscem zamieszkania: w mieście jest ono do dwóch razy większe, niż na wsi. Kolejne
czynniki ryzyka to: wczesny wiek pierwszej miesiączki (przed 12 r.ż.), późny
wiek menopauzy (powyżej 55 r.ż.), pierwszy poród po 30. r.ż., znaczna otyłość,
występowanie łagodnych zmian w sutku, brak potomstwa, dwa przypadki raka
sutka u najbliższych krewnych, wiek powyżej 50 lat. Przed rakiem piersi w pewnym stopniu chroni karmienie piersią, dlatego specjaliści zalecają mamom, by
karmiły piersią choćby przez kilka tygodni. Poza oczywistą korzyścią dla dziecka,
karmienie piersią zmniejsza ryzyko raka.
Najwięcej zachorowań na nowotwory złośliwe piersi, około 70%, występuje
u kobiet po menopauzie, między 50 - 70 rokiem życia. Im więcej chorych jest
w rodzinie, i im bliższy stopień pokrewieństwa z nimi, tym większe ryzyko zachorowania na raka. Rakowi piersi sprzyja nadmierne i przez dłuższy czas spożywanie
alkoholu, bowiem wątroba traci zdolność do metabolizowania estrogenów, co
prowadzi do podwyższenia poziomu tego hormonu we krwi i zwiększenia ryzyka
zachorowania na raka sutka. Ryzyko rozwoju raka piersi związane jest z otyłością.
U osób otyłych trudniej wykryć zmiany w piersiach, a komórki tłuszczowe, wytwarzając dodatkowe estrogeny, zwiększają ekspozycję na te hormony. Większe
ryzyko występuje u kobiet w okresie menopauzalnym, gdy zmienia się w ich
organizmie rozkład tkanki tłuszczowej. Uważa się, że tabelki antykoncepcyjne,
zawierające głównie estrogeny, jeśli w ogóle mają jakiś związek z rakiem piersi,
to być może jako czynnik ułatwiający i przyspieszający rozwój choroby, która już
wystąpiła; mogą też nieznacznie zwiększać ryzyko choroby u kobiet genetycznie
obciążonych oraz u kobiet stosujących doustne środki antykoncepcyjne przez co
najmniej 8 lat do zajścia w pierwszą ciążę.
Samobadanie piersi
Samobadanie piersi zaleca się kobietom w każdym wieku, w okresach między badaniami diagnostycznymi wykonywanymi na zlecenie lekarza, lub między
rutynowymi badaniami profilaktycznymi. Badanie piersi należy przeprowadzać
w tej samej fazie cyklu miesiączkowego, tj. 2-3 dni po miesiączce, żeby wykluczyć
nadwrażliwość brodawek i bolesność piersi. Kobiety niemiesiączkujące powinny
badać piersi raz w miesiącu. Aby umieć ocenić zmiany w piersiach i odpowiednio
wcześnie zgłosić je lekarzowi, kobieta powinna poznać strukturę swoich piersi.
Pierś w dotyku powinna mieć konsystencję (strukturę) rozluźnionego pośladka;
torbiel piersi przypomina konsystencją i sprężystością gałkę oczną; guzek piersi
z ograniczoną ruchomością skóry nad nim, przypomina chrząstki nosa. Większość
(prawie 80%) guzków wykrywanych palcami podczas samobadania, nie ma złośliwego charakteru. Samobadanie piersi składa się z dwóch etapów: oglądania
piersi oraz badania dotykowego - palpacji. Piersi należy oglądać kolejno: z rękami
na biodrach, podniesionymi do góry, opuszczonymi wzdłuż tułowia, w pozycji
pochylonej. Należy zwrócić uwagę na kształt piersi, ich wielkość i ułożenie, na
skórę, rozstępy, przebarwienia, włosy. Należy także ocenić otoczki brodawkowe
oraz same brodawki, czy nie są wciągnięte, zbadać okolicę nad - i podobojczykową oraz pachową - by stwierdzić, czy węzły chłonne nie są powiększone. Aby
ułatwić badanie w pozycji leżącej, trzeba umownie podzielić pierś na cztery części,
tzw. kwadranty, przeprowadzając krzyżujące się na brodawce dwie linie: poziomą
i pionową. W ten sposób powstają dwa kwadranty zewnętrzne i dwa wewnętrzne.
Badanie prawej piersi wykonuje się lewą ręką, trzymając prawą pod głową. W czasie
samobadania należy dotykać pierś całą długością palców, a badać opuszkami. Pierś
należy uciskać, wykonując ruchy w kształcie okręgów: od największego koła po
obwodzie piersi, robiąc przy tym małe kółka prostopadle do kierunku ruchu, aż do
brodawki. Ruchy promieniste wykonuje się tak, jakby pierś była tarczą zegara - od
brodawki w kierunku pełnych godzin: najpierw dwunastej, a następnie pierwszej,
drugiej itd. Należy także wykonywać niewielkie kółka w kierunku góra – dół. Nie
wolno pomijać badania palpacyjnego okolicy nadobojczykowej oraz pachowej.
Zmiany, jakie można dostrzec dzięki samodzielnemu badaniu piersi:
• zmiany skóry piersi: przebarwienia, naczyniaki, pieprzyki, celulit;
• wyciek z brodawki: wyłączając okres karmienia - nieprawidłowy jest wyciek
krwisty, mleczny lub bezbarwny;
• nadżerkę brodawki - zazwyczaj występuje w postaci niegojącej się krosty czy
wrzodzenia;
• zmianę kształtu otoczki - może zmienić swój dotychczasowy regularny
kształt;
• zmianę kształtu lub wielkości piersi - piersi mogą niesymetrycznie zmienić
swój wygląd;
• wyczuwalny ograniczony guzek piersi;
• wciągniętą brodawkę sutkową, która dotychczas wyglądała normalnie;
• obrzęk pod pachą;
• powiększenie lub obrzęk węzłów chłonnych.
Objawy, które powinny budzić niepokój
• bardziej niż dotychczas widoczne przez skórę naczynia żylne;
• zmiany w kolorze lub strukturze skóry;
• zmiany wielkości lub kształtu jednej piersi;
• dołki, zaciągnięcia lub owrzodzenia brodawki skóry na piersi, zmiany kształtu
lub zarysu brodawki;
• zmiany w wyglądzie brodawek, takie jak np. zaczerwienienia, strupki, wciągnięcia, łuszczenie naskórka;
• wyciek wydzieliny lub krwawienie z brodawek;
• obrzęk ramienia;
• skóra podobna do “skórki pomarańczy”;
• obecność nowego guzka, który nie znika po miesiączce i nie reaguje na zmiany
hormonalne cyklu menstruacyjnego.
Pilnej konsultacji lekarskiej wymagają: guz piersi niezmieniający się w trakcie
cyklu miesiączkowego oraz guz w dole pachowym.
Biuletyn profilaktyczny ZOW NFZ
10
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Metryka miasta
19
listopada 1286 r. Przemysł II, książę
Wielkopolski, późniejszy król Polski,
wystawił w Pyzdrach przywilej nadający
rycerskiemu zakonowi templariuszy znaczne obszary
w rejonie jeziora Drawsko i górnego biegu rzeki
Drawy. Sprowadzeni tu templariusze obrali za swą siedzibę istniejącą osadę Czaplinek i wznieśli tu zamek,
z którego zarządzali nadanymi terenami. Podnosiło
to rangę Czaplinka i prawdopodobnie w połączeniu
Przemysł II - grafika Aleksandra Lessera (1814-1884),
źródło: Wikipedia
z innymi czynnikami miastotwórczymi przyczyniło
się do tego, że ta osada, leżąca na trasie Szlaku Solnego w przesmyku między jeziorami Drawsko i Czaplino, otrzymała wkrótce prawa miejskie. Niestety, nie
zachowały się dokumenty potwierdzające dokładną
datę nadania Czaplinkowi praw miejskich. Niektórzy
historycy uważają, że miało to miejsce w roku 1291,
ale najczęściej przyjmuje się ogólnie, że nastąpiło to
między 1290, a 1334 rokiem. Z tego powodu, gdy
latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku z inicjatywy
członków Czaplineckiego Towarzystwa Kultury “Drawianie” postanowiono zorganizować obchody 700lecia miasta, powstał problem, w jaki sposób ustalić
rok jubileuszowy. Zwyciężyła koncepcja, by z braku
aktu nadania praw miejskich uznać za symboliczną
metrykę miasta - akt nadania z 1286 r. wystawiony
przez Przemysła II. W ramach obchodów 700-lecia
w czerwcu 1986 r. wydano jednodniówkę “Głos Czaplinka”. W tej wydanej jednorazowo okolicznościowej
gazecie opublikowany został artykuł “Metryka miasta”
(autorzy: Andrzej Połoński i Zbigniew Januszaniec),
zawierający przetłumaczone z łaciny fragmenty aktu
nadania Przemysła II. Oto one:
My, Przemysł II, z łaski bożej książę Wielkopolski
i Krakowa , czynimy wiadomym, że (…) pustkowie w
naszym władaniu będące koło rzeki Drawy i obok jeziora Drawsko, z którego wypływa rzeka Drawa, oraz
samo jezioro Drawsko dajemy i przekazujemy braciom
zakonu templariuszy. (Granica owego obszaru biegnie)
od wspomnianego już jeziora Drawsko idąc w górę do
jeziora zwanego Zerdna a od jeziora zwanego Zerdna
aż do drogi, która prowadzi z miasta Barwice do terytorium zwanego Krajna, tą drogą idąc aż do brodu na rzece zwanej Piława, od którego brodu idąc w dół korytem
tejże rzeki do jeziora Dołgie i przez to jezioro Dołgie,z
którego wypływa wspomniana rzeka, idąc w dół tej rzeki
aż do drogi marchijskiej, którą podążając w górę aż
pod trzy drzewa oznaczone krzyżem stojące w pobliżu
jeziora zwanego Lubizk, od tych drzew idąc prosto
naprzód aż do mostu zwanego „Berckenbrugege”, od
tego mostu idąc dalej aż do bagna Bzuczina, od bagna
Bzuczina aż do pięciu drzew oznaczonych krzyżem, od
tychże drzew aż do rzeki Drawy, którą podążając w górę
aż do wymienionego już jeziora Drawsko. ( Obszar ten)
z wszystkimi jeziorami , które wewnątrz wspomnianych
granic zostały zawarte lub w jaki sposób Janusz zwany
Kynstel z polecenia naszego wspomnianym braciom
wyznaczył i ograniczył z ( prawem) całkowitego
użytkowania rzek , łąk, jezior i lasów z pożytkami,
które są obecnie i będą uzyskane w późniejszym czasie,
nadajemy braciom zakonu templariuszy (…). Dajemy
tymże braciom szerokie uprawnienia budowania
i wznoszenia obwarowań, grodów i miast (…). Dane
w Pyzdrach w najbliższy wtorek przed dniem Świętej
Katarzyny Dziewicy, roku pańskiego 1286, przez ręce
notariusza dworu naszego.
Autorzy artykułu „Metryka miasta” z „Głosu
Czaplinka” po przytoczeniu powyższych fragmentów aktu nadania, opatrzyli je krótkim komentarzem,
który chcę teraz nieco rozszerzyć. Dokument ten jest
bowiem jedynym zachowanym z tamtego okresu
źródłem pisanym dotyczącym ziemi czaplineckiej
(tekst aktu nadania Przemysła II umieszczony
jest w Kodeksie Dyplomatycznym Wielkopolski,
t. 1 poz. 570) i wnosi kilka interesujących informacji
do szczupłego zasobu wiedzy o ówczesnych dziejach ziemi czaplineckiej. Spróbujmy podsumować
te informacje. Dokument powstał w czasie, gdy
w Polsce trwało rozbicie dzielnicowe. Z dokumentu Przemysła II jednoznacznie wynika, że nadane
w roku 1286 templariuszom tereny wchodziły
w skład Wielkopolski. Zauważmy jak długotrwałe
były konsekwencje tego faktu. Ziemia czaplinecka
aż do 1668 r. należała do województwa poznańskiego
a jeszcze dłużej bo aż do 1923 r. podlegała poznańskiej
administracji kościelnej. Ale powróćmy do dokumentu
Przemysła II. Głównym celem, którym kierował się
ten wielkopolski książę przekazując templariuszom
rozległe terytorium w okolicach jeziora Drawsko,
było wzmocnienie północno-zachodnich rubieży
Wielkopolski. Zadaniem templariuszy była obrona
granicy przed narastającą agresją Brandenburgii oraz
zagospodarowanie otrzymanych ziem na rzecz księcia wielkopolskiego. Znajduje to swój wyraz w tych
zapisach dokumentu, które uprawniają templariuszy
do budowania obwarowań, grodów i miast. Nadanie
templariuszom ziemi czaplineckiej ocenić należy jako
jedno z tych działań ambitnego i dalekowzrocznego
księcia, które zmierzały do ochrony rozbitych na
dzielnice ziem polskich przed obcym naporem oraz do
ich zjednoczenia. W 1294 r. udało mu się zjednoczyć
Wielkopolskę z Pomorzem Gdańskim. W roku 1295
jako najpotężniejszy z książąt piastowskich koronowany został on na króla Polski. Swą dalekowzroczną
politykę Przemysł II przypłacił życiem. W roku 1296
w Rogoźnie został on skrytobójczo zamordowany. Zabójstwo to przypisywane jest Brandenburczykom.
W dokumencie Przemysła II nie ma wzmianki ani o Czaplinku ani o
innych osadach. Może
wynikać to z faktu, że akt
nadania skupia się przede wszystkim na opisie
granic nadawanego obszaru. Zastanawia jednak
użyte w tekście słowo
„pustkowie”. Nadane
tereny mogły być wówczas słabo zaludnione z
powodu częstych w tym
okresie konfliktów granicznych; nie były to jednak
z pewnością tereny całkiem bezludne. Historycy są
przekonani o istnieniu na nadawanym templariuszom
obszarze osady o nazwie Czaplinek. Ponadto prace
wykopaliskowe dowiodły, ze na terenie ziemi czaplineckiej zorganizowane osadnictwo rozwijało się już
co najmniej od VIII wieku.
W treści dokumentu wielokrotnie użyte zostały
miejscowe nazwy topograficzne. Jak zwykle w przypadku średniowiecznych tekstów łacińskich, głównie
z uwagi na różnice w pisowni, niektóre nazwy użyto
w dokumencie w formie nieco zdeformowanej (np.
nazwę jeziora Drawsko określono jako „Dravzk”,
a rzekę Piławę określono jako „Pilawe” ale już rzekę
Drawę określono poprawnie jako „Drawa”). Niektóre
nazwy w przytoczonym wyżej tłumaczeniu podano
w formie identycznej jak w akcie nadania, np. jezioro
„Zerdna”, jezioro „Lubizk” czy bagno „Bzuczina”
z uwagi na mogące wystąpić rozbieżności w identyfikacji tych nazw. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie
użyte w tekście miejscowe nazwy topograficzne mają
niewątpliwe słowiańskie pochodzenie z wyjątkiem
jednej obco brzmiącej nazwy mostu „Berckenbrugege”. Jest to okoliczność bardzo wymowna, gdyż - jak
wynika z analizy aktu nadania - był to most na rzece
Dobrzycy leżący na trasie tzw. „drogi marchijskiej”
biegnącej w kierunku posiadłości brandenburskich.
Jak się domyślamy, nazwa „Berckenbrugege” (w tłumaczeniu: „Brzozowy Most”) nie została nadana przez
rodzimą ludność słowiańską lecz przez wędrujących
tą drogą przybyszów z Brandenburgii.
Z aktem nadania związana jest pewna zagadka.
Ten dokument z 1286 r. nazywa Przemysła II księciem Wielkopolski i Krakowa. Jest to dość dziwne,
gdyż źródła historyczne jednoznacznie wskazują, że
prawo do tytułowania się księciem Krakowa uzyskał
on dopiero w 1290 r. Ta intrygująca niespójność
skłoniła historyków do dociekań. Zastanawiano się,
czy niespójność ta spowodowana została tym, że
dokument był sporządzony lub odtworzony po fakcie,
z opóźnieniem (być może - jak domyślają się niektórzy w ramach porządkowania kancelarii młodego księcia,
przyszłego króla Polski), czy też należy skorygować
datę widniejącą na dokumencie. Zwolennicy tego ostatniego poglądu twierdzą, że odpowiednia interpretacja
zapisów zawartych w dokumencie pozwala skorygować
datę dokumentu z 19 listopada 1286 r. na 21 listopada
1290 r. W niektórych opracowaniach historycznych podawana jest z kolei data dokumentu: 21 listopada 1286
r. Rozbieżności interpretacyjne dotyczące kolejnego
dnia miesiąca wynikają z opisowego przedstawienia
daty wystawienia dokumentu („najbliższy wtorek przed
dniem Świętej Katarzyny Dziewicy”). Niepodważalnym
faktem jest natomiast to, że w treści tego dokumentu,
któremu przypadła rola metryki naszego miasta, wyraźnie podany jest rok 1286.
Zbigniew Januszaniec
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
11
12
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
„Fizyka może bawić”
P
od takim tytułem realizujemy innowację pedagogiczną w Liceum Ogólnokształcącym im.
3 Dywizji Strzelców Karpackich w Czaplinku.
Jest ona nowatorskim rozwiązaniem organizacyjnym
i metodycznym, mającym na celu poprawić jakość
pracy szkoły, wprowadzić coś nowego. Z taką ideą
stworzyłam innowację „Fizyka może bawić”, mającą
na celu promowanie fizyki wśród uczniów. Fizyka
w szkole jako przedmiot i wiedza, jest postrzegana
przez uczniów na różne sposoby. Część uczniów bardzo lubi tę naukę, natomiast większa część opowiada
się za tym, że jest to bardzo trudna i mało zrozumiała
dziedzina nauki.
Innowacja: „Fizyka może bawić”, jest realizowana
przez uczniów w ramach działalności Koła Fizycznego „Ciekawscy mądrale”. Realizacja innowacji
odbywa się na drodze:
• wykonywania przez uczniów prac projektowych;
poszerzania wiedzy fizycznej;
• przedstawiania fizyki w różnych formach - turniej,
wystawa doświadczeń itp.;
• promowania wiedzy fizycznej na różnych szczeblach edukacji.
Pierwsze efekty innowacji to gry dydaktyczne,
wykonane przez uczniów na zajęciach koła fizycznego.
Małgorzata Okulewicz
„Poczytaj mi przyjacielu”
T
o kolejna propozycja realizowana przez młodzież czaplineckiego LO w ramach projektu
„Działaj Lokalnie”.
„Przyjdź do nas, a my pomożemy Ci otworzyć
BRAMY FANTAZJI”.
Pod takim hasłem młodzież z Liceum Ogólnokształcącego im. 3 Dywizji Strzelców Karpackich w Czaplinku zachęca uczniów Szkoły
Podstawowej do czytania książek. Rozwija ich
wyobraźnię, pamięć, pomysłowość, wzbudza
ciekawość świata. Wszystko w ramach ogólnopolskiego projektu „Poczytaj mi przyjacielu”,
w którym uczniowie szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych czytają książki
najmłodszym.
Organizatorami projektu są młodzi ludzie, którzy
bardzo chętnie podejmują wyzwania, są gotowi do
współpracy, lubią spędzać czas z młodszymi koleżankami i kolegami. Mają mnóstwo ciekawych pomysłów
i chęci do działania. Zaplanowali oni cykliczne,
dwugodzinne spotkania, na których czytają książkę
J. J. Sempe, R. Goscinny. „Mikołajek i inne chłopaki”. Na każdym spotkaniu młodzież najpierw głośno
czyta wybrane przez siebie opowiadania, wspólnie
z dziećmi odtwarza odczytane historie, a następnie
w ramach zajęć plastycznych wspólnie z uczniami
wykonuje przepiękne prace artystyczne. Spotkania
te pozwalają zbudować emocjonalne więzi między
czytającymi i słuchającymi. Kształcą wśród młodzieży
odpowiedzialność i cierpliwość, pozwalają zbudować
poczucie wartości, pomagają pokonać nieśmiałość
oraz zdobyć doświadczenie w pracy na rzecz innych.
Korzyściami strony słuchającej jest niewątpliwie
zabawa, kreatywny rozwój i nauka.
koordynator projektu (nauczyciel j. angielskiego)
Alicja Giwojno
Dotychczas w ramach projektu odbyły się trzy
spotkania 25 X, 15 XI i 22 XI.
Oto krótka relacja z jednego z ze spotkań:
Nasze pierwsze spotkanie z dziećmi z klas I–III
Szkoły Podstawowej w Czaplinku odbyło się 25
października. Kiedy przyszliśmy na miejsce spotkania
byliśmy trochę zszokowani, gdyż zamiast piętnastki
dzieci (takiej ilości się spodziewaliśmy), zobaczyliśmy ich ponad 25. Silną grupą dziewięcioosobową
rozpoczęliśmy spotkanie.
Po przedstawieniu się i słowie wstępnym, przeczytaliśmy naszym młodszym kolegom kilka historyjek
tytułowego bohatera książki „Przygody Mikołajka”.
Po każdym opowiadaniu dzieci miały odpowiedzieć
na pytania związane z tekstem. Nasi młodsi koledzy
bardzo chętnie na nie odpowiadali. Po lekturze było
kilka zabaw i gier na rozruszanie naszej grupy.
Kiedy wróciliśmy do klasy, maluchy miały za
zadanie wykonanie pracy plastycznej na temat: „Moje
ulubione danie”. Każdy chętnie zabrał się do pracy.
Zaczęło się wielkie malowanie. Po wykonaniu prac,
każdy musiał wyjść na środek i zaprezentować to,
co narysował. Było trochę strachu - dzieci bały się
wypowiadać przed nami – starszymi. Była to dla nich
nowość, lecz pod koniec naszego spotkania bardziej
się ośmieliły.
Nasi mali koledzy są naprawdę fantastyczni,
a praca z nimi to czysta przyjemność. Z niecierpliwością czekamy na kolejne spotkania.
uczennica klasy I a Joanna Bobowska
Uczniowie LO na „tropie” Herberta
D
nia 26.11.2008 r. w sali CZOK-u odbył się
Finał Potyczek Herbertowskich zorganizowanych w 10 rocznicę śmierci poety. Organizatorami Potyczek był Czaplinecki Ośrodek Kultury
i Biblioteka Publiczna.
Projekt został dofinansowany przez „Fundację
Wspomagania Wsi”.
Konkurs miał na celu łączenie pokoleń we wspólnym odczytaniu, zrozumieniu i przedstawieniu poezji
Herberta. W projekcie wzięła udział m. in. czterosobowa drużyna uczniów z Liceum Ogólnokształcącego
w Czaplinku (opiekun drużyny- Pani Hanna Łodziato
– nauczyciel j. polskiego), nie zabrakło również
uczniów Gimnazjum i przedstawicieli czaplineckich
seniorów.
Ocenie Komisji podlegały następujące zadania :
• recytacja wiersza;
• quiz;
• rysowanie karykatury;
• prezentacja (multimedialna) filmów i zdjęć;
• etiuda;
• oraz albumy.
Każda z grup wykazała się bardzo dużym pozio-
mem wiedzy o Zbigniewie Herbercie, jak i ogromnymi
umiejętnościami aktorskimi. Ciekawość wzbudziły
filmy i prezentacje multimedialne dokumentujące
przygotowania każdej z grup do wielkiego finału.
Komisja miała nie lada orzech do zgryzienia, po
długich debatach ogłoszono… zwycięzców. Zostały
nimi wszystkie drużyny biorące udział w konkursie.
Joanna Szastko – klasa IIa LO
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
13
14
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
15
Wywiad z radnym
W
tym miesiącu, z uwagi na ciekawe i burzliwe wydarzenia na ostatnich posiedzeniach
Rady Miejskiej zaprosiliśmy do rozmowy
radnego Andrzeja Szwaję, który przyjął zaproszenie.
Andrzej
Szwaja jest emerytem. Na temat
swego wieku
wypowiada się
żartobliwie – podeszły. Wykształcenie wyższe,
ukończył Wydział
Budownictwa
i Architektury
na Politechnice
Szczecińskiej
z tytułem mgr
inż. budownictwa lądowego.
Człowiek o wielu zainteresowaniach. Szczególną
sympatią darzy muzykę. Chciałby zostawić coś po
sobie i stąd czerpie energię do pracy na rzecz społeczności lokalnej.
Kurier Czaplinecki: Jest Pan radnym po raz
pierwszy. Czy tak właśnie wyobrażał Pan sobie pracę
radnego?
Andrzej Szwaja: W swoim, dość długim życiu,
bywałem już radnym, ale w Czaplinku, rzeczywiście
po raz pierwszy. Pracy radnego nie musiałem sobie
wyobrażać, bo wiem jak powinna wyglądać, natomiast
w konfrontacji z rzeczywistością lokalną muszę przyznać, że doznałem niezłego wstrząsu. Z tak totalnie
ubezwłasnowolnionym i spacyfikowanym zespołem ludzi spotkałem się po raz pierwszy w życiu. Jako członkowi tego zespołu nie wypada mi jednak analizować
krytycznie postaw innych radnych, a moich kolegów
i koleżanek. Muszą istnieć jakieś poważne przyczyny
takiego stanu, przyczyny o których nie mam wiedzy,
i na które z pewnością nie mogę mieć wpływu.
Odpowiadając na drugą część pytania, muszę
stwierdzić, że dokładnie nie tak wyobrażałem sobie
pracę radnego w Czaplinku.
K.Cz.: W wyborach otrzymał Pan największe
poparcie spośród wszystkich startujących kandydatów
(33%). Czy czuje Pan presję oczekiwań wyborców?
A.S.: Z pewnym zdziwieniem stwierdzam, że
nie czuję żadnej presji oczekiwań ze strony moich
wyborców. Ze zdziwieniem i ze smutkiem, bo to oznacza, że społeczeństwo obywatelskie to jeszcze daleka
przyszłość. Ludzie wyraźnie nie wierzą, że sami mogą
coś zrobić dla poprawy własnego losu. Od lat zdani
na łaskę i niełaskę władzy, traktowani przedmiotowo
przez urzędy i instytucje, popadli w stan dziwnej
apatii, z której ten i ów ocknie się w okresie wyborów
czy innej burzy dziejowej, a potem szybko powraca
do poprzedniego stanu. Problem jest bardzo poważny,
i trochę jak błędne koło. Gdyby obywatele wybierali
swoich przedstawicieli spośród ludzi solidarnych
ze swoim elektoratem, a nie z drużyną trzymającą
władzę, to wówczas mogliby na nich liczyć. To się
w Polsce powtarza od lat i jakoś światła w tym tunelu
nie widzę. Sam jestem najlepszym przykładem człowieka usuniętego brutalnie przez zgrany kolektyw
z ważnej komisji Rady, za brak solidarności grupowej
i posiadanie własnego zdania. Jak to mówią na Podhalu - demokracja demokracją a ciupaga ciupagą!
K.Cz.: Od początku kadencji jest Pan raczej
w opozycji. Zabiera Pan głos we wszystkich sprawach
ważnych dla gminy, jednak większość radnych jest
innego zdania. Dlaczego?
A.S.: Nie jestem w opozycji! - wręcz przeciwnie,
jestem w koalicji. Formalnie, bo praktycznie wygląda
to tak, że nie mogąc postępować wbrew własnemu
sumieniu i rozumowi, często mam zdanie odmienne niż
moja „drużyna”. Nie jestem człowiekiem konfliktu dla
zasady. Nie potrafię jednak głosować za sprawą, którą
uważam (i mogę to udowodnić) za głupią, złą i szkodliwą dla społeczeństwa, od którego mam mandat.
K.Cz.: Czytając Pańskie artykuły w „Kurierze”
można odnieść wrażenie, że tylko Pan działa dla dobra
mieszkańców, inni radni zaś nie bardzo się angażują
i zagłębiają temat. Czy tak jest naprawdę, czy raczej
Pański przekaz jest nieco inny?
A.S.: To jest pytanie bez dobrej odpowiedzi.
Zawsze pisząc o jakimś problemie piszę w pierwszej
osobie i w swoim własnym imieniu. Moim celem jest
dostępne dla wszystkich opisanie sprawy i zaproponowanie racjonalnych rozwiązań. Do oceny słuszności
wrażeń po lekturze moich artykułów nie mam prawa,
to sprawa zbyt osobista.
K.Cz.: Niedawno został Pan usunięty z Komisji
Rozwoju Gospodarczego, Budownictwa, Infrastruktury, Ochrony Środowiska i Turystyki, co wzbudziło
wiele kontrowersji i podzieliło Radę. Jak Pan, na
spokojnie, ocenia to posunięcie?
A.S.: Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia.
Z jednej strony uczucie przegranej, z drugiej ogromnej
ulgi. Jeszcze nigdy w życiu nie zostałem wyrzucony
z żadnego zespołu w tak brutalny i niesprawiedliwy
sposób. Ulgę zaś przynosi mi świadomość, że już nie
muszę bezskutecznie „użerać się” z ludźmi, których
zanudzam swoimi wywodami, a oni i tak wiedzą jak
mają słusznie głosować. Całe uzasadnienie do wniosku o usunięcie mnie z Komisji było takie głupawe
i pozamerytoryczne, że sam czułem się zażenowany.
Rozumiem, że naruszyłem poczucie solidarności
grupowej radnych, ale zrobiłem to celowo. Nie
potrafię zaakceptować tego rodzaju solidarności,
gdyż uważam ją za zjawisko złe i powstałe z niskich
pobudek. Wydawało mi się, że pracując kilkadziesiąt
lat w wykonawstwie i nadzorze budowlanym, oraz
zajmując się organizacją procesów inwestycyjnych,
mogę się Czaplinkowi i jego społeczeństwu bardzo
przydać. Dalej tak myślę, choć w praktyce idzie mi
to jak po grudzie.
K.Cz.: Znany jest Pan z liberalnych poglądów.
Otwarcie jez. Drawskiego dla sportów motorowodnych, otwarcie ul. Ogrodowej, niechęć do fotoradarów
i pomysłu pobierania opłat za parkowanie to tylko
kilka Pańskich stanowisk. Czy uważa Pan, że takie
podejście może pomóc Czaplinkowi?
A.S.: Nie uważam, żeby moje poglądy były
szczególnie liberalne, raczej staram się mieć poglądy racjonalne. Co prawda, liberalizm jako taki, jest
bliski mojemu rozumowi, serce mam jednak po lewej
stronie. Wracając do Pańskiego pytania - poruszył
Pan kilka spraw, różnej wagi. O wszystkich pisałem
obszerne artykuły i omawianie ich kolejno, zajęłoby
zbyt wiele miejsca i czasu. Mogę odpowiedzieć ogólnie, że wszystkie moje poglądy i propozycje zawarte w
omawianych sprawach, podtrzymuję w całości. Nadal
uważam je za słuszne i jestem gotów tej słuszności
bronić na każdym forum. Najgorsze dla mnie jest
jednak to, że nikt mnie nie atakuje merytorycznie.
Uważam także, że moje podejście do tych spraw może
przynieść Czaplinkowi wiele korzyści, pod warunkiem
jednak, że moje propozycje zostaną zaakceptowane
i wdrożone.
K.Cz.: Jest Pan
gorącym orędownikiem powstania lotniska
w Broczynie. Pomijając
kwestie, o których pisał
Pan w swoich artykułach, czy wierzy Pan dziś
w powodzenie przedsięwzięcia?
A.S.: Jestem przekonany, że lotnisko już
w niedługim czasie będzie Czaplinkowi bardzo
potrzebne. Na szczęście,
sprawa ta posuwa się, wprawdzie powoli, ale jednak
w dobrym kierunku. Powodzenie tego przedsięwzięcia
uważam za możliwe i całkowicie realne, pod warunkiem jednak, że się po drodze nic nie spieprzy. Jesteśmy
dopiero na początku drogi, drogi długiej i niełatwej,
ale wartej wszelkich wysiłków i determinacji. To jest
zadanie, którego realizacja może w znaczący sposób
poprawić jakość życia całego mikroregionu.
K.Cz.: Wiele Pan pisał o obwodnicy. Czy oprócz
pisania próbował Pan podejmować jakieś działania
w tej kwestii?
A.S.: A pisanie, to nie jest działanie? Od dawna
staram się inspirować działania innych, kompetentnych osób i instytucji, wskazując możliwości i sposoby
realizacji celu. Robię, co mogę, ale jestem sam. Na
barykady jestem już za stary.
K.Cz.: Wielokrotnie, podczas sesji Rady Miejskiej,
głosował Pan przeciw stanowisku większości radnych.
Jak się Pan czuje ze świadomością, że wszystkie te
sprawy zostały załatwione inaczej, a pojedynczy głos
sprzeciwu ginął w nawale głosowań?
A.S.: Czuję się źle i głupio. Nigdy jednak nie
byłem oportunistą - to kwestia zasad. Obiecałem
sobie, że nie będę źle mówił o kolegach z Rady, więc
nie będę. Nie chciałbym jednak, żeby uważano mnie
za człowieka, który na starość zdziwaczał i sprzeciwia
się wszystkiemu i przy każdej okazji. Taką opinię już
mi jednak niektórzy dorabiają - to przykre. Muszę
tu przytoczyć pewien, charakterystyczny dla mojej
sytuacji, przykład. Przewodniczący Rady przedkłada
pod głosowanie projekt uchwały zgłoszonej przez
Burmistrza i zaopiniowany pozytywnie przez radcę
prawnego. Uchwała jest w sposób ewidentny niezgodna z prawem i zdrowym rozsądkiem, a dotyczy
autopoprawki do cudzego projektu, cudzego w sensie
autorstwa. W tej sytuacji radny Szwaja natychmiast
wstaje i wnosi o odłożenie głosowania do czasu, aż w
tej sprawie zajmie stanowisko autor projektu. Przewodniczący prosi radcę prawnego o opinię, ten zaś,
bez zmrużenia powiek stwierdza, że radny Szwaja nie
zna się na prawie i uchwałę można śmiało głosować.
Wszyscy patrzą na radnego z uprzejmym politowaniem, po czym zgodnie, całą drużyną, głosują „za”.
Tylko Szwaja jest przeciw, bo cóż innego mógł zrobić.
Nazajutrz okazuje się, że podjęto uchwałę niezgodnie
z prawem. Do dnia dzisiejszego uchwały nie poprawiono, a radny, z którego publicznie zrobiono głupka,
nie usłyszał nawet słowa „przepraszam”. Takie, lub
podobne sytuacje, powtarzają się co jakiś czas, a ja
się konsekwentnie sprzeciwiam. Daję słowo honoru, że
nie znoszę pieniactwa, ale w takich sytuacjach, choć
ze wstrętem - chłop musi!
K.Cz.: Największy sukces i największa porażka
w karierze radnego?
A.S.: To bardzo dobre pytanie. Mam jednak skrytą
nadzieję, że zarówno jedno jak i drugie, jest jeszcze
przede mną.
K.Cz.: Dziękuję za rozmowę.
A.Sz.: Również dziękuję i życzę wszystkim
Czytelnikom spokojnych Świąt w gronie rodzinnym
i z dala od polityki.
Marcin Kowalski
16
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Szanowny Panie Redaktorze!
Robiąc od lat za czarnego defetystę, czarnowidza, czarny charakter w Czaplinku, byłem już bliski nabycia kompleksów. Bo skąd tyle tej czerni, i czy pasuję do
naszego pięknego, zadbanego, dobrze rządzonego miasta z perspektywami, i kwitnącego pod każdym względem. Odzyskałem równowagę przypadkowo przeglądając
stare numery Kuriera, gdzie można spotkać takie oto perełki:
1. W programie wyborczym Pani Burmistrz zapisano wśród 15 ogólnie brzmiących punktów następujące postanowienia:
• organizowane będą cykliczne spotkania z mieszkańcami;
• podejmowane będą wszelkie starania dotyczące budowy obwodnicy;
• wspierane będzie budownictwo mieszkaniowe, w tym TBS;
• nastąpi poprawa opieki społecznej i otwarty będzie dom dziennego pobytu;
• wspierane będą inicjatywy poprawiające wizerunek miasta;
• będzie lepsza, bardziej oryginalna oferta kulturalna, sportowa i turystyczna.
Minęła już połowa kadencji, więc czas zadać kilka pytań:
• może uregulowano problem kompleksowego zagospodarowania przestrzennego, żeby poprawić „odbiór miasta”?
• może inicjatywa budowy baraków socjalnych, w tym o powierzchni 11 m2 na rodzinę, z wodą i WC wspólnymi, to jest to, na co oczekują mieszkańcy od 20 lat?
• ileż było tych spotkań z mieszkańcami, żeby można było zgłosić problemy, lub uzyskać jakieś przykłady sukcesów władzy?
• jaki jest konkretny efekt wielu głosów, wystąpień, artykułów na temat obwodnicy?
• czy zrealizowano choć część zapowiadanego programu likwidacji ruin, połamanych płotów, śmietników itp.?
• a może bogata oferta kulturalna i turystyczna zapobiegła systematycznemu zmniejszaniu się liczby turystów, i takich pożegnań, jak to usłyszane w sklepie: „żegnamy
się po 30 latach przyjazdów, bo w Czaplinku jest drogo, nie ma atrakcji, nie ma w pogotowiu lekarza, nie ma ryb w jeziorze, w sklepie i nie ma smażalni”.
2. W jednym z numerów Kuriera (Nr 6 z lutego 2007) była zamieszczona laurka-kolos nt. szans i możliwości zdobycia funduszy unijnych przez rozpoczynającą
pracę osobistość w UMiG. Mijają 2 lata i gdzie te fundusze?
3. W dwudziestu trzech numerach Kuriera było 25 publikacji nt. ekologiczne. Nie tylko krytycznych – były liczne wnioski, sugestie i propozycje, zmierzające do
poprawy naszego otoczenia. Czy kogoś w mieście zabolała głowa, albo inna część ciała, czy było to przedmiotem zainteresowania jakiegoś referatu, urzędu, komisji
RM, czy jakiegokolwiek adresata? Sytuacja jak w przedwojennym porzekadle: „pisz na Berdyczów”.
Mam znajomego naukowca-emeryta, z którym wymieniamy telefony, korespondencję, różne ciekawe opracowania. Znajomy zajmował się m.in. badaniem przedsiębiorczości, efektywności inwestycji i działaniem samorządów w regionie. Znajomy pyta jak to u nas jest, że wszystko idzie jak po grudzie, inaczej niż u sąsiadów?
Gdzie jest kadra, inteligencja, światli ludzie, czyli tzw. świecznik. Dyplomatycznie nie odpowiedziałem, ale przypomniałem sobie, że część tzw. świecznika przebudziła
się przed laty, stworzyła Stowarzyszenie, powołała gazetę. I co? Widocznie świecznikowi to wystarczyło. A przecież jeszcze przed otworzeniem gazety istniała już tzw.
publikacja społeczna w formie gablotowej i przyczyniła się m.in. do zmian w samorządzie. Była krytyczna, dociekliwa, inspirująca, niektórzy twierdzili, że napastliwa.
Czy nie należało jej zatem kontynuować w Kurierze, zamiast pisać mało istotne ciekawostki, laurki dla żyjących, w tym dla urzędników (najlepiej ze zdjęciami na ½
strony lub na okładce?). Komu służą seryjne, bałwochwalcze wywiady i artykuły o przedsiębiorcach i właścicielach fabryk? Czy nie lepiej pisać o problemach załogi,
pracowników, czyli zwykłych ludzi?
W mieście żyje – jak obliczają niektórzy – prawie 2,5 tys. emerytów i rencistów. Są też dwie organizacje emerytów. Czy powtarzające się opisy imprez i wycieczek
co zdrowszych, starszych ludzi (chwała im za to, że mają chęć) wyczerpuje problemy tej przeważającej części naszego społeczeństwa?
Pisząc powyższe uwagi podkreślam – nie po raz pierwszy zresztą – że nie robię tego dla leczenia własnego kompleksu niedosytu eksponowania w prasie. Miałem
bowiem nadzieję, że wywołam dyskusję, spowoduję refleksję po to, „aby coś się do cholery zmieniło w tym mieście!”.
Zygmunt Figarski
Panie Zygmuncie!
Pan także należał do tego „świecznika”, który niezadowolony ze sposobu sprawowania władzy przez nasze ówczesne lokalne władze, powołał do życia Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka i stworzył „Kurier Czaplinecki”. Ma Pan pełną świadomość, jakie cele statutowe stoją przed Stowarzyszeniem, i jakie zadania ma do
spełnienia miesięcznik - staramy się realizować misję niezależnej i otwartej trybuny. Dlatego ze zdziwieniem odbieram zarzuty stawiane Redakcji.
Nasz miesięcznik miał być i jest platformą dialogu i sporów, wymiany myśli i doświadczeń. „Kurier” nie jest miejscem jedynie na krytykę, choć niektórzy, w przeciwieństwie do Pana, tak to odbierają. Jesteśmy krytykowani, czy wręcz szykanowani za teksty krytyczne pod adresem władzy, teksty, które w Pańskim odczuciu noszą
znamiona bałwochwalstwa. Pomimo tego, będziemy nadal władzę kontrolować, ale także będziemy ją wspomagać w rozwiązywaniu i realizacji słusznych zamierzeń.
I to robimy - każda konstruktywna krytyka każdemu jest ze wszech miar potrzebna!
Wszelkie informacje zarówno o sukcesach, jak i porażkach naszych włodarzy i mieszkańców, należą się naszym Czytelnikom. Jak łatwo zauważyć, przekrój tematyczny artykułów publikowanych na łamach „Kuriera”, jest niezwykle zróżnicowany i głównie porusza problematykę, jaką żyje gmina. Zarówno ludzie pracy najemnej,
pracodawcy, urzędnicy, dzieci, młodzież, emeryci, etc., są podmiotami naszej rzeczywistości, którą każda grupa społeczna, zawodowa, a nawet towarzyska, na swój
sposób kształtuje – dlatego piszemy o wszystkich. Jeśli ktokolwiek swoim działaniem zasługuje na uznanie, to staramy się o tym pisać. Należy również pokazać, że
jesień życia nie musi polegać na siedzeniu w domu. Natomiast jeżeli proporcje zapisanych kolumn budzą zastrzeżenia – to jest tu pole do popisu dla każdego, również
dla Pana! Pańskie dotychczasowe publikacje dają świadectwo, iż bliskie i nieobce są Panu żywotne problemy mieszkańców.
Zapraszamy do dalszej współpracy dla dobra naszej lokalnej społeczności.
Redaktor Naczelny Zbigniew Dudor
Pożegnanie zasłużonego człowieka
W
dniu 24 listopada zmarł Ryszard Żukowski,
pierwszy dyrektor (od 01.01.1973 r.) Zakładów Podzespołów i Urządzeń Teletechnicznych TELKOMTELCZA w Czaplinku. Urodził
się 7 lipca 1937r.
w Chełmnie. Po
ukończeniu studiów na Politechnice Poznańskiej,
pracował w WZT
TELKOM-TELETRA jako kierownik narzędziowni.
Po przyjeździe do Czaplinka wykazał się energią,
zdecydowaniem, wiedzą i umiejętnością współpracy
z ludźmi. Kierował zakładem niecałe 5 lat, ale to
w tym czasie nastąpił jego szybki rozwój i rozpoczęta
została rozbudowa przy ul. Pławieńskiej, oraz zakończona budowa ośrodka wypoczynkowego (obecny
Drawtur). To on wydatnie przyczynił się do telefonizacji miasta i budowy osiedla mieszkaniowego przy
ul. Wałeckiej. My, jego byli współpracownicy, zapamiętaliśmy Go jako człowieka przyjaznego, wesołego
i dobrego. Do dzisiaj wspominane są integracyjne
imprezy, urządzane przez Niego kilka razy w roku.
I On nigdy nie zapomniał tego okresu w swym życiu.
Pokochał Czaplinek i często go odwiedzał.
Po powrocie do Poznania kierował, jako dyrektor
inwestycyjny, budową zakładów PZL Poznań, a następnie był dyrektorem naczelnym Fabryki Maszyn
Żniwnych Agromet. W końcu, do emerytury, był dyrektorem naczelnym PZL-WSK Poznań. Po odejściu
na emeryturę całe miesiące spędzał na ukochanej podpoznańskiej sadybie. Nie cieszył się nią jednak długo,
niełatwe dyrektorskie życie i trudny czas przemian
nadszarpnęły jego zdrowie. Zmarł nagle.
Został pochowany w dniu 28 listopada na Cmentarzu Jeżyckim w Poznaniu, a wśród odprowadzających Go w ostatniej drodze nie zabrakło 12 przyjaciół
z Czaplinka.
Na długo pozostanie w naszej pamięci.
Maciej Zakrzewski z przyjaciółmi
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
„Ale nas ciągnęło do swoich stron, za Bug, tam
gdzie żyliśmy, ale nie dało rady…” - O życiu i próbach budowania szczęścia oraz tworzeniu swojego
nowego miejsca na ziemi opowiada Państwu Pan
Zygmunt Żwirko.
Dagmara Kibitlewska - Żabińska
Jak doszło do tego, że zamieszkaliście w Czaplinku?
Na początku wywieźli nas do Irkucka. Byliśmy tam
6 lat. Po 6 latach przyjechaliśmy koło Szczecinka, potem do Szczecinka (tam był PUR), ale tam nam się nie
podobało i przeprowadziliśmy się do Siemczyna. Jak
mieszkaliśmy w Siemczynie to ojciec jako kołodziej,
koła robił z drzewa, ale później leśnicy przyjechali
i zabrali całe drzewo, bo było poniemieckie. I my
zabraliśmy się z Siemczyna i zamieszkaliśmy w Czaplinku, ale gdyby ojcu nie zabrali tego drzewa, to
byśmy dalej tam mieszkali.
A jak jechaliście z Irkucka, to inni Polacy z wami
też jechali?
Tak dużo Polaków jechało, to nie było tak, że
w jednym wagonie jedna rodzina. (…) W tamtą stronę
bardzo dużo, z Irkucka już mnie…
Jak wyglądała trasa?
Z Irkucka do Warszawy był ruski pociąg i przesiadki (…), a z Warszawy prosto do Chojny, ten sam
pociąg szedł i już przesiadek nie robili.
Cieszyli się ludzie jak jechali do Polski?
Cieszyli się i nie cieszyli się… Jak przyjechali
i zobaczyli 30 zł za 1 kg kiełbasy to strach! Przyjęć
nie było żadnych. Nikt nie witał, że to Polacy przyjechali. Dlatego ludzie byli niezadowoleni… W Rosji
jak ojciec ranny wrócił z wojny, to budował stajnie
i mieliśmy dobrze…
Bo była praca, płacili...
Tak. I później mogliśmy wyjechać gdzie chcieliśmy. Ale nas ciągnęło do swoich stron, za Bug, tam
gdzie żyliśmy, ale nie dało rady. I przyjechaliśmy tu,
zostaliśmy tak w Czaplinku i do tego czasu mieszkamy.
A w którym roku przyjechał pan do Czaplinka?
1946...
I jak Czaplinek wyglądał?
Mieszkania były wszędzie - teraz są już porozbierane - my mieszkaliśmy jak na Szczecinek się jedzie,
17
tam gdzie lipy są. I później Czajka, Kasprowicz, (bo
ja byłem radnym w tym czasie) chcieli, żeby drogę
na Szczecinek zrobić. Kraśniewski jeszcze kontakt
nawiązał i ściągnęli tam spychacze, dźwig i zaczęli
drogę robić. Tyle kosztowała, że nikt tego nie wrócił
nawet. Ale co zrobić, to takie czasy.
Dużo robili ludzie tak spontanicznie?
Tak, bo Czajka, Kasprowicz to się starali, chcieli
żeby ta droga tam była. Przecież gdyby tej drogi nie
było, to jak to objeżdżać?
Zanim wywieźli was do Irkucka to gdzie mieszkaliście?
Za Bugiem, Wójciszki.
A jeszcze ktoś z Czaplinka mieszkał tam z wami?
Tak, ale oni już nie żyją.
A jak dotarliście do Irkucka? Na siłę?
Przyjechali rano, zebrali na sali wszystkich.
Potem zawieźli na dworzec, staliśmy tam całą noc
i dzień, dopiero na drugi dzień do wagonu załadowali.
Z domu nie wzięliśmy nic.
Znowu trzeba było się dorabiać?
Pewno! Ciężkie warunki, ale co zrobić takie życie.
Ważne, że przeżyli!
A jak wracaliście do Polski to...
Wracaliśmy w trójkę i siostra w Moskwie się urodziła, położna jechała, mama była w ciąży.
Jak wracaliście do Polski to mieliście też walizkę
czy coś więcej?
Teraz to już mogliśmy wszystko zabierać. Każdy
to, co miał.
Ile pan miał lat wtedy?
Jak wywozili to 9 – 10 rok, a jak wracaliśmy to
16 rok już szedł.
Pierwsi tu byli ludzie ze Skierniewic, były między
wami zatargi?
Jak my przyjechaliśmy to już był spokój. Nie było
już bójek. Spokojnie było. Skierniewiaki wywozili
wszystko do centrali. Dużo ludzi było ze Skierniewic.
Jak zachowywali się Ci ludzie, którzy tu przyjechali?
My jak żeśmy tu przyjechali było w miarę stabilnie,
choć nikt się nie przejmował, co będzie za rok. Było
jak było. Nam dali taki budynek na Długiej (…), było
dużo domów pustych. (…)
Ojciec kupił dom jak przyjechaliśmy z Siemczyna
za 8000 i to była nasza własność.
8000 to dużo?
Tak, bardzo dużo! Później ojciec, jak ja nie chciałem gospodarzyć i poszedłem do pracy, to wziął oddał
to do Miejskiej Rady za darmo.
Ci z centralnej Polski to wywozili wszystko ze starych budynków. (…) ale prawda jest taka, że nasi też
wywozili, meble kupowali za grosze i sprzedawali.
Co tu dużo gadać! Polacy byli tacy, co ręce, palce
Niemcom wykręcali, żeby dali pieniądze! Okradali
ich ze wszystkiego. I wszystko tylko wywieźć! Tam
mieszkali w biednych domach, a tu takie po Niemcach
piękne mieli.
Tu, w tym domu mieszkała niemiecka rodzina.
Kiedyś przyjechała tu kobieta [Niemka], zostawiła
prezenty. Oglądała dom, była zadowolona, że się nie
wali, że coś się robi, dba.
Tu mieszkało dużo bogatych Niemców. Ci, co
przyjechali w 1944–45 r. to się nachapali, wzbogacili.
Mogli brać, co chcieli, bo tu pustki były. Jak my przyjechaliśmy, to była zerwana podłoga, bo było tam coś
pochowane. Taka samowola była, władza w większości
nie reagowała. A w niektórych wypadkach magistrat
przydzielał domy i wszystko.
Ludzie jak przyjeżdżali i zaczynali się osiedlać
to bawili się, zabawy były, co drugi dzień. Życie było
raczej beztroskie.
A kto pilnował porządku?
Milicja. Zrobili taką swoją milicję, chodzili,
sprawdzali. Ci, co przyjechali wcześniej, co tu byli
na robotach. Np. Kałka.
A Niemcy?
Niemców było mało, powiedzieli im, że albo
przyjmujecie obywatelstwo albo wyjeżdżacie. Musieli
uciekać. Przecież tu parę osób zostało.
W Siemczynie ten dom, co jest w nim poczta, to
tam Ważnego żona Niemka pracowała. Ważny ją tam
zapoznał. (…) Pamiętam jak Ruskie przyjechali i jeden
zaczął do Ewy się przystawiać, ojciec jak dorwał
dubeltówkę to chciał zastrzelić Ruskiego.
Mówiło się o tym, że będzie III wojna?
Tak, nikt się nie pchał na mieszkania duże, każdy
czekał, że pojedzie na swoje miejsce.
(…) Szanowali się ludzie, nie było zazdrości. Robiliśmy razem Wigilię. Pomagaliśmy sobie...
A teraz... teraz 52 rok idzie jak żonaty jestem...
Dziękuję bardzo.
Czaplinek 1 września 2005 r.
tów złotniczych oraz fabryk mydła. Ponad Nablusem
wznosi się 30 minaretów, z których największym jest
Al Kabir. Tutejszą atrakcją jest czynna łaźnia turecka,
wzniesiona w 1480 r. W murach niedokończonego
kościoła grekoprawosławnego znajduje się biblijna
studnia Jakuba. Kawałek dalej znajdowała się biała
kopuła przykrywająca grób Józefa, którego szczątki
zostały zabrane przez Żydów z Egiptu. Niestety, podczas drugiej Intifady, kopuła ta została zniszczona.
W takim to sławnym mieście urodził się dr Al
Kwaik. Mieszkają tam jego rodzice oraz 3 siostry
i 3 braci. On, po zdaniu matury w 1991 r., uzyskał
polskie stypendium dla obcokrajowców (wprowadzono je w PRL dla zdolnych, młodych ludzi z krajów
biednych i rozwijających się). Po półrocznym kursie
języka polskiego w Kielcach, podjął studia na Akademii Medycznej w Szczecinie. Wspomina pierwszy
miesiąc kursu i pierwszy miesiąc studiów jako bardzo
trudne, właśnie z powodu problemów językowych.
Poradził sobie jednak z nimi doskonale i w 1999 r.
ukończył studia medyczne.
Po studiach rozpoczął specjalizację z chorób
wewnętrznych w ramach etatu rezydenckiego na
Oddziale Kardiologii Szpitala Wojewódzkiego
w Szczecinie. Od września 2006 r. zatrudnił się
w „Eskulapie” i niektórzy czapliniacy mieli już
okazję poznać tego uśmiechniętego, sympatycznego
„El hakima”, a od listopada 2007 r. rozpoczął pracę
na Oddziale Wewnętrznym w Szpitalu Powiatowym
w Drawsku Pom.
Doktor Al Kwaik ma z byłą żoną dziesięcioletnią
córeczkę, która mieszka w Gdańsku. Nosi po palestyńskiej babce imię Miriam (Maria). W tym roku ożenił
się powtórnie i obecnie oczekuje drugiego dziecka,
a ja mu życzę dziedzica nazwiska rodowego Kwaik.
Bo Wahab to imię, a Al oznacza przynależność do
rodu Kwaik. W tym roku odwiedziła go matka i była
tak zachwycona Polską, że zamierza odwiedzić syna
w roku przyszłym. Nie budzi to zdziwienia syna, bo
w Palestynie, a szczególnie w Nablus, życie nie jest
łatwe. Miasto i jego mieszkańcy przeżywali dramaty
nie tylko w starożytności i w średniowieczu, ale
i współcześnie. W 1927 r. miasto zostało poważnie
zniszczone podczas trzęsienia ziemi. W 1936 r. stało
się siedzibą Palestyńskiego Komitetu Narodowego
i zajęło czołową pozycję w ruchu oporu przeciw kolo-
EL HAKIM
E
„Człowiek rodzi się wolny”
Jan Jakub Rousseau
l hakim znaczy po arabsku lekarz. Jest nim
doktor Wahab Al Kwaik, który od 2006 r.
leczy mieszkańców naszego powiatu. Pochodzi
z Nablus w Palestynie. Nablus to biblijne Sychem na
Zachodnim Brzegu Jordanu (63
km na północ od Jerozolimy),
założone ok. 4 tysięcy lat temu,
zasiedlone przez Samarytan,
którzy przetrwali w grupach
do dziś; zburzone w II wieku p.n.e., odbudowane przez
Rzymian jako Flavia Neapolis.
W 636 r. podbite przez Arabów
uzyskało nazwę Nablus (arabska wymowa Neapolis) i miano
„małego Damaszku”. Było
krótko stolicą łacińskiego Królestwa Jerozolimy. Liczy 120
tys. mieszkańców, znajduje się
w nim wiele cenionych warszta-
18
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
nializmowi i okupacji, co przyniosło mu miano „Góry
Ognia” (arab. Jabal en-Nar). Od 1995 r. kiedy to stało
się autonomicznym miastem, otoczone jest nielegalnymi osiedlami żydowskimi i posterunkami izraelskiej
armii. W 2002 r. zostało zaatakowane przez izraelską
armię, wspieraną przez F-16, helikoptery, czołgi i buldożery. Wiele budynków, szczególnie zabytkowych
w Starym Mieście, legło w gruzach, zginęły dziesiątki
mieszkańców, a setki zostało rannych.
Dlatego też dr Al Kwaik z Polską, a nie z Palestyną
wiąże swą przyszłość. W kwietniu 2007 r. uzyskał
II stopień specjalizacji z interny, ale nie planuje wyprowadzenia się z naszych pięknych okolic. Czuje
się w Polsce dobrze, nie spotkał się z objawami
szowinizmu czy rasizmu, mimo że charakterystyczna
uroda wskazuje na jego pochodzenie. Zaaprobował
też polskie obyczaje, w tym świąteczne, zwłaszcza
że mają charakter rodzinny, a w Palestynie więzi
rodzinne są szczególnie cenione. W Palestynie największym świętem o charakterze religijno-rodzinnym
jest Ramadan. Zaczyna się on trzydziestodniowym
postem, a kończy 3 dniami wolnymi od pracy, kończą
się także wcześniejsze ograniczenia. Dr Al Kwaik nie
praktykuje kultów religijnych, a to ułatwia aprobowanie zachowań religijnych innych ludzi.
Pytałem go jak widzi przyszłość Palestyny,
szczególnie po wyborze na prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy. Powiedział, że to nic nie
zmieni w istniejącej sytuacji, bo w USA i Europie
druga strona konfliktu (Izrael), jest postrzegana jako
oaza demokracji wśród pustyni terroru i zacofania.
Zachód nie dostrzega dramatycznej sytuacji Palestyńczyków i nagminnego łamania wszelkich praw
przez Izrael. Palestyńczyków jest ok. 10 mln. Oprócz
Palestyny część z nich zamieszkuje w Jordanii, a część
w Libanie i Syrii. 80% Palestyńczyków to Arabowie
wyznający islam. Ok. 15% Palestyńczyków jest wyznania różnych odłamów chrześcijaństwa, reszta jest
pochodzenia żydowskiego.
Dowiedziałem się też od mego rozmówcy, że
Arabowie uważają, iż pochodzą od najstarszego syna
Abrahama Izmaela. Narodził się on z Egipcjanki Hagar, niewolnicy żony proroka Sary, gdy miał on 86
lat. Gdy Sara urodziła syna Izaaka, Abraham wygnał
Izmaela wraz z jego matką Hagar. Przez jakiś czas
błąkali się po pustyni. Izmael dożył 137 lat, miał 12
synów, którzy dali początek plemionom o nazwach
pochodzących od ich imion, jako cały lud nazwali
się Arabowie. Świętym miastem Arabów jest Mekka (tak jak dla nas Częstochowa). Najważniejszym
w nim miejscem jest ceglana budowla zwana Kaaba.
Wokół niej wzniesiono niezwykły meczet Al-Haram, mogący pomieścić 300 tysięcy wyznawców.
Według podań Kaaba to dzieło Adama, zaś Abraham
i Izmael przebudowali je na wzór Boskiego Domu
w Niebie. Odbycie pielgrzymki do Mekki jest jednym z pięciu filarów Islamu i jest ona obowiązkiem
każdego muzułmanina. Pielgrzymkę taką planują na
przyszły rok rodzice doktora, a zapewne i rodzeństwo
z czasem ją odbędzie.
Może też odwiedzą Polskę, która stała się dla
doktora drugą ojczyzną. Tak było za jagiellońskich
czasów, kiedy Polska przygarniała cudzoziemców,
wzbogacając swą kulturę i siłę.
Życzę doktorowi Wahabowi Al Kwaik, aby
zawsze czuł się w nowej ojczyźnie człowiekiem
wolnym.
Wiesław Krzywicki
Kartki z historii Broczyna
W
latach 1939/40 Broczyno liczyło około 950 mieszkańców i 227 gospodarstw rolnych. Większość domów była zamieszkiwana przez dwie
rodziny, wiele budynków już nie istnieje, wokół wsi były też kolonie,
jeszcze dziś można trafić na ich fundamenty, wieś posiadała stacyjkę kolejową
linii: Czaplinek – Jastrowie. Z perspektywy ubiegłych lat można porównać dawną
wieś do współczesnej w zakresach: życia gospodarczego, świadczonych usług,
rzemiosła i handlu. W jednym z hannoverskich miesięczników „Chronik Kreis
Deutsch Krone” z 2003 r. został zamieszczony dość ciekawy artykuł o Broczynie
z tamtych lat. Można dowiedzieć się z niego również o ludziach, których nazwiska
widnieją na tablicy pamiątkowej przy cmentarzu ewangelickim we wsi. A oto treść
artykułu „Handwerk und Gewerbe in Brotzen”:
której właścicielem był Albert Wiese, a po nim Fr. Rabs, który również posiadał
salę taneczną (dzisiejsza świetlica). Na sali odbywały się ważniejsze spotkania
mieszkańców, uroczystości i częste zabawy. Było tu także kino i bilard. Dobrze
prosperowała miejscowa rzeźnia, której właściciel Emil Kempf codziennie dostarczał mieszkańcom wszelkiego rodzaju wyrobów mięsnych. Dużym uznaniem
cieszył się miejscowy ogrodnik Zonker, a później Kotzke – obydwaj dostarczali
duże ilości owoców, kwiatów i warzyw do Czaplinka i Wałcza. Świeżych ryb nigdy nie brakowało, dbał o to rybak Franz Heimann. Dużą rolę odgrywała firma
budowlana majstra Abrahama, pracowali kowale: Loose i Hugo Neumann. Nie
tylko okuwano konie, ale również wykonywano czynności, które dziś określamy jako
kowalstwo artystyczne: ozdobne bramy, ogrodzenia i różne dzieła na zamówienie.
Walter Marx sprowadzał wszelkie niezbędne narzędzia i maszyny rolnicze i sprzedawał je miejscowym rolnikom. Działała na terenie wsi spółdzielnia zaopatrująca
gospodarzy w pasze, paliwa, smary, oleje, węgiel, torf oraz świadczyła usługi
przewozowe – tą profesją zajmował się Otto Poley. Istniał też zakład szewski
Hugo Klatta. Wspólnym ogniwem gospodarczym była Genossenschaftsbrennerei,
czyli gorzelnia przy stacji Miłkowo, gdzie rolnicy miejscowi oraz z okolicznych
wsi mieli zbyt na ziemniaki”.
W tamtych czasach w Broczynie mieszkali tacy ludzie jak my, dzielili te same
troski, kłopoty, problemy i wątpliwości, po prostu żyli i pracowali.
W związku z listami, które otrzymuję od Czytelników, serdecznie dziękuję
za zainteresowanie. Na pytanie, dlaczego nie jest przedstawiana historia innych
miejscowości, informuję, że historia Broczyna opiera się na wspomnieniach jej
byłych mieszkańców oraz ich publikacjach. Ponadto istnieją opracowania historyka
Gustawa Brümera, mieszkającego niegdyś w Miłkowie, ale dotyczą one tylko
miejscowości tzw. „klucza broczyńskiego”, związanego z rodziną Golców. Jedynie
cztery wsie na naszym terenie mają ciekawe opracowania historyczne – zawarte
w książce H. Lupkego pt. „Die Goltzenherrschaften Heinrichsdorf – Warlang und
Brotzen – Machlin”, czyli Siemczyno, Warniłęg, Broczyno i Machliny.
Ryszard Mrówka
CHOCHLIK DRUKARSKI
Sklep i restauracja w dawnym Broczynie.
„Podstawą życia na wsi jest racjonalne gospodarowanie ziemią oraz hodowla
zwierząt. Na tym polega egzystencja wsi, która powinna być wspierana poprzez
świadczenie usług, handel i rzemiosło. Około jednego kilometra za Broczynem
u stóp niewielkiego wzgórza była niewielka fabryczka materiałów budowlanych
o nazwie „Sandsteinfabrik Hirsekorn”. Dostarczała okolicznej ludności cegłę,
dachówkę oraz żwir; stamtąd pochodzi cegła, z której zbudowany został młyn
Alberta Teske. Młyn oraz wiatraki Drägera i Klaubunde wytwarzały duże ilości
mąki oraz śrutę, których określone ilości wywożono do pobliskiego Czaplinka.
Piekarnia mistrza Petzke dostarczała codziennie świeże pieczywo, chleb, bułki
i ciasta. Piekarz realizował również wszelkie zamówienia na różne uroczystości.
We wsi funkcjonowały dwa sklepy; właścicielem jednego był Klaubunde (budynek
dawnej Gromadzkiej Rady Narodowej). W sklepie u Klaubunde było praktycznie
wszystko: świeże ryby, śledzie, wszelkiego rodzaju słodycze, mięso, kiełbasa, i co
dzisiaj trochę dziwne – buty, kombinezony, narzędzia gospodarcze i nafta. Jeszcze
zapewne dzisiaj pod warstwą farby kryje się napis „Materialwaren Handlung”.
Po prawej stronie budynku była restauracja – zajazd „Gasthof Deutsches Haus”,
W artykule „Żywa lekcja historii” w listopadowym KURIERZE błędnie
podałem, iż Pan Władysław Piotrowski ma 79 lat, zamiast 89. Przepraszam
Szanownego Weterana za pomyłkę.
Wiesław Krzywicki
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
19
Wieści z sesji
O
brady XXXII Sesji RM w dniu 21 listopada, pod nieobecność Przewodniczącego Stanisława Kuczyńskiego, prowadził po raz pierwszy Wiceprzewodniczący Marian Zalipski, nieźle sobie radząc.
Ta sesja wyjątkowo obfitowała w uchwały, podjęto ich ponad 20. Najwięcej
emocji wywołał projekt utworzenia samorządowej instytucji kultury – Gminnej
Biblioteki Publicznej. Zdaniem pani Burmistrz, Gmina ma obowiązek takiego
przekształcenia biblioteki. Wynika to z Ustawy o bibliotekach, której Art. 13, ust.
7 brzmi: Biblioteki nie mogą być łączone z innymi instytucjami oraz z bibliotekami szkolnymi i pedagogicznymi. Następnie Art. 18, ust. 2 brzmi: Bibliotekami
publicznymi są zorganizowane w formie instytucji kultury, Biblioteka Narodowa
oraz biblioteki jednostek samorządu terytorialnego. Ponadto Ustawa o organizacji
i prowadzeniu działalności kulturalnej w Art. 14. ust.1 mówi: Instytucje kultury
uzyskują osobowość prawną i mogą rozpocząć działalność z chwilą wpisu do
rejestru prowadzonego przez organizatora.
Wobec różnych interpretacji tych ustawowych zapisów przez samorządy,
Naczelny Sąd Administracyjny stanął na stanowisku, iż gminna biblioteka publiczna winna działać jako samorządowa jednostka organizacyjna, funkcjonująca
w formie instytucji kultury, finansowana z budżetu gminy jedynie za pomocą
dotacji. Ostatnio, rozpatrujący skargę miejscowego samorządu Wojewódzki Sąd
Administracyjny w Lublinie, opierając się na stanowisku NSA, uznał przytoczone
ustawowe zapisy za nakaz prowadzenia biblioteki w postaci odrębnej instytucji
kultury, a więc zapewniający jej niezależność organizacyjną, własne środki budżetowe i osobowość prawną.
Wobec tego, że nikt do tej pory jednak nie zmusza i nie ponagla gminy do
reorganizacji biblioteki, radny Wacław Mierzejewski zauważył, iż mnożona jest
kolejna, niepotrzebna instytucja, z nowymi strukturami i etatami. Radny Andrzej
Szwaja zaznaczył, iż projekt powołania odrębnego bytu ekonomicznego z całym
bagażem logistycznym właściwym osobie prawnej jest zły, i poważnie można go
rozpatrzyć dopiero po dokonaniu rachunku efektywności finansowej, a zwłaszcza
społecznej. W przypadku słusznej rezygnacji z projektu, zaoszczędzone środki
winny być przeznaczone na budowę windy i podjazdu dla osób niepełnosprawnych
w budynku przychodni przy ul. Wałeckiej. Brak tych urządzeń przy jednoczesnym
realizowaniu wielu inwestycji o celowości bardzo dyskusyjnej, jest skandalem
i plamą na reputacji Rady.
Po takich uwagach, nie nastąpiła żadna, dalsza merytoryczna dyskusja, co
do zasadności ustanowienia akurat teraz tego nowego tworu. O jego powołaniu
przesądziło jednak głosowanie. Za byli radni: Stanisław Kuczyński, Marian Zalipski, Ewa Sobczak, Anna Minkiewicz, Andrzej Polewacz, Zdzisław Łomaszewicz,
Bogdan Kalina, Władysław Wojtowicz, Andrzej Wesołowski i Roman Gajewski.
Przeciwni byli radni: Wacław Mierzejewski, Ryszard Mrówka, Andrzej Szwaja
i Kazimiera Waracka. Wstrzymał się od głosu radny Sebastian Matułojć.
Zgodnie z decyzją RM etaty w bibliotece będą wyglądały następująco:
-
dyrektor (1/4 etatu) - powoływany przez burmistrza;
-
starszy bibliotekarz (2 etaty);
-
pracownik redakcyjny „Grajdoła” (1 etat);
-
stażyści obsługujący GCI;
-
księgowość (1/4 etatu);
-
sprzątaczka (1/3 etatu).
Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka od 2 lat zabiega o prowadzenie rachunkowości Stowarzyszenia przez etatową księgową. Nadzieje takie, także dla innych
organizacji pozarządowych, od początku kadencji stwarza Pani Burmistrz. Podobno
żadne biuro rachunkowe na terenie gminy nie chce prowadzić takiej rachunkowości, a księgowe zatrudniane na etatach w UMiG oraz w instytucjach podległych
gminie nie mogą tego robić, ze względu na przeszkody prawne. A teraz okazuje
się, że można nawet tworzyć nowe etaty księgowych! Zwraca uwagę zupełnie
nowy etat, jakim jest „pracownik redakcyjny”. Wskazuje to, że bardzo poważnie
potraktowano zamiar reaktywowania „Grajdoła”, mającego niebagatelne zasługi
dla naszej lokalnej kultury. Ponadto ze słów pani Burmistrz wynikło, iż Gmina ma
obowiązek wydawania gazety samorządowej (jakież prawo to reguluje)?! Z kolei
jednak wypowiedź pani Burmistrz podczas dalszych obrad sesji, że pracownikiem
redakcyjnym (cokolwiek to znaczy) może być osoba z zatrudnienia interwencyjnego, stawia pod znakiem zapytania sens tej operacji. Chyba że, wśród „interwencyjnych” jest jakiś ukryty talent redakcyjno-informatyczno-organizatorski.
Dotychczas budżet biblioteki wynosił ok. 110 tys. zł, teraz będzie opiewał na
kwotę ok. 150 tys. zł. Ile z tej 40-tysięcznej różnicy pochłoną płace na nowych
etatach? Ile groszy pochłonie wydawanie „Grajdoła”? W jakim stopniu zwiększenie
funduszu na bibliotekę wpłynie na poprawę jakości i skuteczności jej misji? Zakłada
się, że biblioteka będzie pozyskiwać w dużej mierze fundusze z konkursów. Kto
zna mechanizmy rządzące konkursami, może takie pomysły po prostu wyśmiać!
Kto i jak analizował skutki i rezultaty utworzenia biblioteki w nowym wydaniu?
Czy tymi problemami zajmowała się Społeczna Rada Kultury, która pozytywnie
zaopiniowała projekt uchwały?
Ze smutkiem należy zauważyć, że projekt uchwały o powołaniu Gminnej Biblioteki Publicznej i projekt jej statutu przygotowano bardzo niechlujnie, co może
świadczyć albo o niekompetencjach autorów, albo o wielkim pośpiechu.
Adam Kośmider
STO LAT
W grudniu przypadają urodziny naszych zasłużonych dla Polski i dla
miasta weteranów. Są to:
Pani BARBARA PIECZYRAK
19 grudnia kończy 75 lat. Na początku wojny giną
od bomby jej dwaj bracia, niedługo potem Niemcy
rozstrzeliwują ojca, a w 1941 r. cała rodzina zostaje
osadzona w obozie w Potulicach. Po przetrwaniu
wojny wracają na zrujnowaną gospodarkę. W 1950 r.
jako siedemnastoletnia dziewczyna jedzie do Wałcza,
rozpoczyna samodzielne życie - pracuje na stanowisku
księgowej w POM. W 1952 r. wychodzi za mąż i przenosi się do Czaplinka, gdzie kończy szkołę średnią. Aż do
emerytury pracuje w Wojewódzkiej Bazie Zaopatrzenia
i Zbytu Przedsiębiorstw Mechanizacji Rolnictwa. Ma
3 synów, 6 wnuków i prawnuka.
Pani JÓZEFA KRUPSKA
31 grudnia kończy 90 lat. Urodziła się we wsi Zasiadły k/Garwolina w wielodzietnej rodzinie rolniczej.
Po śmierci rodziców, a miała wtedy 10 lat, najmowała
się do pracy u gospodarzy. Po wojnie chcąc poprawić
swój los, za namową koleżanki, wyjechała do pracy
w PGR w Łopatówku k/Bobolic. Tam wyszła za mąż
za Mieczysława Krupskiego, i już razem przeprowadzili się do Siemczyna, gdzie wspólnie pracowali, aż
do emerytury, w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej.
Urodziła 4 synów, z których doczekała się 11 wnucząt
i 6 prawnucząt. Wszyscy mieszkają na terenie dawnego
województwa koszalińskiego. Zachowała dobrą pamięć
i czasem wspomina, jak ciężkie miała życie. Teraz
troszczą się o nią syn Edward z żoną.
Pan BRONISŁAW ORLICKI
24 grudnia kończy 86 lat. Po wkroczeniu sowietów
pracuje jako listonosz, a potem jako zdun, wstępuje
do AK. Po rozbrojeniu oddziału zostaje wcielony do
Armii Czerwonej, a następnie do 2 Armii WP. Szlak
bojowy prowadzi przez Kraków, Sosnowiec, Poznań,
Szczecin, Wrocław. Przy forsowaniu Nysy Łużyckiej
zostaje w dniu 17 kwietnia 1945 r. ciężko ranny
w rękę i głowę. Po 3 miesiącach wraca do jednostki. Po
demobilizacji w 1946 r. jedzie do ojca, który osiedlił się
w Siemczynie. W 1950 r. żeni się, bierze gospodarstwo
rolne, którym zajmuje się do przejścia na emeryturę.
Pracuje społecznie. Doczekał się 3 dzieci, 6 wnuków
i 4 prawnuków. Mianowany na stopień podporucznika WP. Za zasługi wojenne
wielokrotnie odznaczany.
Pan WŁADYSŁAW PIOTROWSKI
15 grudnia kończy 89 lat. W 1939 r. po wkroczeniu sowietów zostaje wcielony do Armii Czerwonej.
W 1941 r. zostaje wysłany na front. W 1943 r. przeniesiono go do 1 DP im. T. Kościuszki. Jego szlak bojowy
wiedzie od Lenino do Zdbic, gdzie zostaje bardzo
ciężko ranny. Długo walczy ze śmiercią. Dopiero po
8 miesiącach wstaje z łóżka. Po wyjściu ze szpitala i demobilizacji, jako inwalida wojenny przyjeżdża do Machlin i obejmuje gospodarstwo
rolne. Tu się żeni z Polką, która w czasie wojny była na robotach przymusowych
w Złocieńcu. Doczekał się 2 synów, 4 wnuków i 2 prawnuków. Mianowany na
stopień podporucznika WP. Posiada wiele odznaczeń, a wśród Krzyż Kawalerski
Orderu Odrodzenia Polski.
Przyjmijcie drodzy jubilaci najserdeczniejsze życzenia bardzo długiego
życia w zdrowiu, pogodzie ducha i szczęściu rodzinnym .
Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka, Stowarzyszenie „Pokolenia” oraz
redakcja Kuriera Czaplineckiego.
20
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Uwaga na anteny !
M
ój „ulubieniec” prezes Kaczorkiewicz, rządzący (jeszcze) Spółdzielnią Mieszkaniową
w Czaplinku, znany z troski o zdrowie i życie
mieszkańców – pisałem o tym w poprzednim numerze,
postarał się tym razem o uszczęśliwienie mieszkańców
innej części miasta. Udostępnił mianowicie operatorowi telefonii komórkowej budynek mieszkalny
Spółdzielni przy ul. Długiej 31 w centrum miasta.
Zainstalowano tam trzy potężne maszty z antenami
i nadbudówkę z „bebechami”.
Sprawa budzi coraz większe zainteresowanie
mieszkańców, podnoszone są wątpliwości, trwa dyskusja. Po wielu różnych doświadczeniach z oficjelami
w Czaplinku, wszystko przemawia za tym, aby odpuścić temat, powiedzieć „moja chata z kraja”, że mi
nie zależy. Ale mi zależy, bo nie można się zachować
w stylu: „wiem, nie powiem”, milczeć, gdy się wie.
Miasto i ludzie w Czaplinku zasługują bowiem na
lepszy los, niż ten, jaki gotują im bezwzględni i pazerni ludzie. W szczególności mam na względzie interes
wielu moich byłych pracowników, którzy mieszkają
w tej części miasta, i którym jestem winien wdzięczność i szacunek za długoletnią współpracę.
Kiedy więc podzieliłem się tymi wątpliwościami
z różnymi ludźmi, otrzymałem wiele informacji oraz
przesyłki z różnych stron kraju. Są w tych materiałach
adresy internetowe i pocztowe członków obywatelskich
komitetów protestacyjnych, opinie, obserwacje, zestawienia i teksty aktów normatywnych, dane dotyczące
protokołów Najwyższej Izby Kontroli (77 stron), a także
obszerne, inżynierskie opracowanie na temat zagrożeń
związanych z niekontrolowanymi inwestycjami.
Lektura tych materiałów przyprawia o zawrót
głowy. Ich wymowa jest bowiem jednoznaczna. Podstawowym problemem jest teza o niedopuszczalności
instalowania anten telefonii komórkowej na dachach
domów mieszkalnych, na szpitalach, kościołach, zakładach karnych, w pobliżu szkół i przedszkoli, czyli
w sąsiedztwie dużych skupisk ludzkich. Promieniowanie elektromagnetyczne wytwarzane przez stacje
bazowe i przenoszone przez anteny, jest szkodliwe
dla zdrowia ludzkiego, powodując wiele schorzeń,
zwłaszcza nowotworowych, ale także innych, jak
nadciśnienie, depresje, aż do negatywnego wpływu
na rozrodczość włącznie.
W materiałach przytaczane są przykłady licznych
miejscowości, gdzie zaobserwowano takie skutki,
i gdzie podjęto akcje protestacyjne. Miejscowości te,
to: Słupsk, Brodnica, Gliwice, Świdnica, Polanica
Zdrój i wiele innych. M.in. w Polanicy, w mieście
kurorcie, protesty dotyczą umieszczenia anten na
wieży kościelnej. Z materiałów tych wynika niezbyt
optymistyczny obraz i perspektywa protestów.
W dzisiejszej dobie rozwoju techniki i technizacji
życia, w tym rozwoju telefonii komórkowej, zahamowanie tego procesu jest niemożliwe. Nie oznacza
to jednak, że nie można eliminować lub ograniczać
ujemnych skutków. Są liczne przykłady takiego
ograniczania, ale warunkiem jest postawa oficjeli
i przedstawicieli różnych instytucji dopuszczających,
sprawdzających, kontrolujących itp. inaczej mówiąc,
zdrowie ludności zależy od stopnia zaangażowania
po jej stronie lub „umoczenie” różnych odpowiedzialnych osób.
Można też doczytać się w materiałach jednego,
smutnego stwierdzenia: telefonia komórkowa, to
organizacja interesu, obejmująca 30 mln aparatów w Polsce (wg danych za 2005 r.), generująca
w skali światowej dochody w astronomicznej kwocie
jednego biliona dwieście miliardów dolarów. Stać
więc tę grupę interesów na finansowanie zarówno
pseudonaukowych badań, jak i zatrudnianie armii
dyspozycyjnych ekspertów, a także szafowanie „dowodami wdzięczności” w różnej postaci. Stąd też
pochodzi cała otoczka formalno-prawna i związana
z tym działalność przygotowawcza, zmierzająca do
wyeliminowania opornych i protestujących.
Z racji dużych wpływów do budżetu, nawet taka
instytucja jak Ministerstwo Ochrony Środowiska,
zwlekała z przetłumaczeniem i rozpowszechnieniem
zaleceń niezależnych instytucji międzynarodowych.
MOŚ twierdziło, że są to dokumenty „robocze”, a nie
uchwały Parlamentu Europejskiego.
Główny problem polega na tym, że wszelkie
normy i procedury poprzedzające instalacje, oparte
są na kryteriach techniczno-ekonomicznych, a nie na
warunkach biologicznych, właściwych człowiekowi
i jego środowisku. Normy są z reguły zawyżane,
ustalane hurtem, i powielane masowo, a kontrole
i badania dotyczą pomiarów natężeń pola w danym
momencie, a nie w sposób ciągły, przez monitoring.
Skutki ujemne spowodowane są bowiem oddziaływaniem w czasie, a nie w krótkim momencie. Nie ma
sensu ani miejsca przytaczać całej masy szczegółów
technicznych, norm, zaleceń itp. Świadomość zagrożeń jest oczywista. Na uwagę zasługuje również
pytanie – często występujące w materiałach - w jaki
sposób informowano i przekonywano mieszkańców,
w tym przypadku w bloku przy ul. Długiej 31, a także
pozostałych mieszkańców centrum miasta.
Pisząc powyższe uwagi spodziewam się, że te
problemy staną się przedmiotem konkretnej dyskusji
w mieście i spowodują zainteresowanie, np. w drodze
interpelacji na forum samorządu, konkretne stanowisko władz miasta w tej sprawie. Bo poza wszelką
dyskusją wydaje się fakt, że zainstalowanie tych
urządzeń na dachu domu mieszkalnego nie powinno
nastąpić, a jeżeli tak się stało, to urządzenia te powinny
być zdemontowane. Na taką działalność i przedsięwzięcia jest dość miejsca na terenach i wzniesieniach
wokół miasta. Sęk w tym, że terenami tymi nie włada
(jeszcze) prezes Spółdzielni Mieszkaniowej. Czy
jest to normalne, że za cenę korzyści finansowych
Spółdzielnia (czy tylko ona) może narażać ludzi na
niebezpieczeństwo?
Pytanie jest retoryczne, ale sądzę, że mimo
wszystko znajdą się w mieście ludzie, którzy podejmą
ten temat. Osobom zainteresowanym jestem skłonny
udostępnić do powielenia, rozpowszechnienia i wykorzystania posiadane materiały. Są nimi:
• adresy internetowe organizacji międzynarodowych,
w tym Europarlamentu i podległych organizacji;
• adresy i nazwiska członków komitetów protestacyjnych;
• wyniki obserwacji i badań różnych osób z w/w
komitetów;
• opracowanie pt.: „Telefonia komórkowa – masowy
eksperyment na ludziach – 2005r.”;
• informacja o wynikach kontroli środowiska przez
NIK na stronie internetowej: http://bip.nik.gov.
pl/bip/wynikikontroliwstep/inform2005/2005113/
px2005113.pdf.
Zygmunt Figarski
Andrzejki, jako kontynuacja dawnych tradycji
T
aki tytuł nosił wniosek o dotację w Lokalnym
Konkursie Grantowym, realizowanym przez
Stowarzyszenie Inicjatyw Społeczno-Gospodarczych Powiatu Drawskiego. Koło PZERiI
w Czaplinku na realizację tego zadania otrzymało
600 zł. Dziękujemy LOG oddział w Złocieńcu za to
wsparcie finansowe. Pozostałą kwotę uzyskaliśmy
dzięki składkom uczestników zabawy andrzejkowej. Nasze koło aktywnie działa od 6 lat. Zrzesza
w swoich szeregach około 100 członków i co roku
deklaracje członkowskie wypełniają nowi ludzie.
W programie związku jest min. budowanie więzi
międzypokoleniowych i przełamywanie stereotypu
człowieka starszego, poprzez inicjatywy spotkań integracyjnych i zajęć praktycznych z udziałem dzieci
i młodzieży. Przeciwdziałanie izolacji i samotności
ludzi starszych poprzez organizację różnorodnych
form spędzenia aktywnego czasu. W 2008 r. zaczęliśmy współpracować z kołami PZERiI w Łubowie
i Drawsku Pom. W najbliższym czasie nawiążemy
kontakty z Barwicami, ze Świerczyną i Wierzchowem. Kilkuosobowa grupa naszych członków doskonale bawiła się w świetlicy wiejskiej w Łubowie.
Bardzo miła atmosfera i dobry zespół muzyczny
„Relax” oraz wróżby, życzenia muzyczne, walczyk
czekoladowy, loteria fantowa spowodowały, że z żalem opuszczaliśmy gościnne progi zaprzyjaźnionego
Koła Terenowego w Łubowie. Niestety, zabrakło
sił, żeby wziąć udział w andrzejkach (26.11.08r.)
w Drawsku Pom. Dlatego w przyszłości unikajmy tego typu błędów i lepiej planujmy programy
w kołach PZERiI na rok 2009. Przez wspólne spotkania, ruch, taniec, muzykę, wróżby włączamy osoby
starsze do aktywnego spędzania czasu. Koło PZERiI
w Czaplinku zorganizowało andrzejki 28.11.2008r
w Czaplineckim Ośrodku Kultury. Było to możliwe
dzięki dobrej współpracy z kierownictwem CzOKu, z Janiną Gąszcz na czele. Przy wejściu na salę
widowiskową uczennice szkoły podstawowej wypowiadały zaklęcie: „hokus-pokus, czary-mary, aby
wróżba się spełniła, złóżmy swoje dary”, a każdy
uczestnik wrzucał grosik do miski z wodą.
Grosiki zostaną przekazane na akcję „Góra
Grosza”, aby pomnażały marzenia innych. Imprezę
otworzył Przewodniczący Zarządu Koła PZERiI
w Czaplinku Brunon Bronk, który przypomniał
o tradycji andrzejkowej i wyjaśnił, dlaczego te tradycje przetrwały aż do dziś i nadal cieszą się niesłabnącą
popularnością. Zachęcał do spotkań w ten magiczny
wieczór w gronie przyjaciół, oraz życzył wesołej
zabawy i spełnienia najskrytszych marzeń. Następnie
przywitał miłych gości w osobach:
• Przewodniczącego Zarządu Rejonowego PZERiI
w Drawsku Pom. Zbigniewa Szwajkowskiego wraz
z 9-osobową delegacją;
• Prezesa Stowarzyszenia Przyjaciół Czaplinka,
jednocześnie wydawcę Kuriera Czaplineckiego
Adama Kośmidra;
• Członka zespołu redakcyjnego i fotoreportera Kuriera Czaplineckiego Wiesława Krzywickiego;
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
• Właściciela Przedsiębiorstwa „BENEKO” Bernarda
Bubacza wraz z Małżonką;
• Prezesa Stowarzyszenia „AMETYST” Zygmunta
Skibickiego;
• Delegację z Klubu Seniora;
• Nauczycielki: Beatę Zielińską i Annę Lewandowską, które przygotowały program artystyczny
i wróżby andrzejkowe z kilkunastoosobową grupą
dzieci ze Szkoły Podstawowej;
• Uczennice II klasy Technikum Gastronomicznego
Alinę Sadowską i Ewelinę Dyśkowską, które pomagały w przygotowaniach i roznoszeniu posiłków
oraz napojów do stołów.
21
O tradycjach andrzejkowych pięknie opowiedziała pani Alicja Szczepańska.
Potem emeryci wręczyli uczniom gałązki wiśni,
które zakwitną w Wigilię Bożego Narodzenia. Każdy
uczestnik imprezy mógł skorzystać z różnorodnych
wróżb, które prowadziły uczennice starszych klas
Szkoły Podstawowej.
Wymienię tylko kilka:
• Co mówią kolory? Co oznaczają poszczególne karty?
• Kostki do gry. Ale z ciebie numerek! Jaki jesteś?
• Mowa kwiatów i owoców: Co lubisz? Powiem
jaki jesteś.
• Zajrzyj pod filiżanki i dowiedz się, co cię czeka?
Dzieci ze Szkoły Podstawowej w Czaplinku dały
różnorodne i wielobarwne widowisko taneczno-muzyczne. Za swój występ otrzymały rzęsiste brawa i słodycze.
W ramach programu „Działaj Lokalnie” emeryci
i renciści z koła PZERiI spotkają się z uczniami Szkoły
Podstawowej z okazji Mikołajek i wręczą im słodkie
podarunki. Członkowie koła opracują i przekażą Kartę
Wspomnień ze zdjęciami uczniów oraz pisemnym
podziękowaniem.
Razem z uczniami opracują i wydrukują broszurkę
pt.: „Wróżby wczoraj i dziś”, która zostanie rozprowadzona w szkole i wśród seniorów. Następną okazją
do spotkania będą Jasełka. Dzieci przygotują program
artystyczny, a seniorzy podzielą się wspomnieniami
z przygotowań i obchodów Świąt Bożego Narodzenia
ze swojego dzieciństwa. Wspólne robienie ozdób choinkowych i śpiewanie kolęd będzie cudownym przeżyciem dla trzech pokoleń i okazją do utrwalenia stałych
kontaktów PZERiI ze szkołami w Czaplinku.
Od godziny 20.00 do 1.00 po północy trwał bal dla
prawie 70 osób. Z różnorodnym repertuarem wystąpił
zespół Grucha-Band czyli rodzina Gruszkowskich
i Monika Szuta.
Dziękuję: Zarządowi PZERiI, Alicji Szczepańskiej, Wiesławowi Krzywickiemu, Wiktorowi Bojarskiemu, Bogdanowi Kurpiasowi, Danucie Kusa,
Teodozji Karbowiak, Ani Lewandowskiej, Beacie
Zielińskiej, Ewelinie Dyśkowskiej, Alinie Sadowskiej
i wielu innym, których nie wymieniłem. Przepraszam
Was za to, ale ramy artykułu mają swoje granice. Dziękuję anonimowym społecznikom za popularyzowanie
idei i wartości naszej organizacji.
Brunon Bronk
Żeglarskie andrzejki
28
listopada w Ośrodku Sportów Wodnych
odbyły się żeglarskie „Andrzejki”. Sala
była pełna, stoły uginały się od smako-
witych potraw i różnych napitków. Honorowym
gościem był kpt. Jerzy Borowski sekretarz Okręgowego Związku Żeglarskiego z Koszalina. Pięknie
grał na saksofonie, śpiewał dumki, romanse i skoczne
piosenki zaprzyjaźniony ukraiński muzyk Alek. Ale
i wszyscy uczestnicy imprezy mieli okazję zaśpiewać... „Sto lat!” dla dwóch Andrzejów z Czaplineckiego Bractwa Żeglarskiego: Cogla i Piskozuba.
Bo jak to w wierszu L.J. Kerna:
Słowa podzięki dla organizatorów udanej zabawy.
Imprezy takie integrują nasze żeglarskie środowisko
i sprzyjają podejmowaniu nowych inicjatyw.
Wiesław Krzywicki
Gdzie lądy nowe
I keje,
Współczesne odyseje,
Gdzie orze się
I sieje Tam wszędzie swoje trzy grosze
Zawsze wtrącają Andrzeje.
Zamiast wosku lano inne „gorące” płyny, więc
nastroje były też gorące. Zabawa trwała do rana. I ja
tam byłem...
Andrzejki w Gimnazjum
T
roszkę wcześniej bo w czwartek (27 listopada b.r.) w naszym Gimnazjum odbyła
się tradycyjna zabawa andrzejkowa. Pod
opieką wychowawców gimnazjaliści, przez trzy
godziny, z pasją oddawali się tańcom i andrzejkowym zabawom w rytm dyskotekowej muzy.
A przecież istotnym jest aby, w tym wieku, nauczyć
się zdobywać wiedzę i umiejętności, ale też i pra-
widłowe nawyki kulturalnej zabawy. Czy to się
udało? – spójrzmy poniżej:
Janusz Kowalczyk
za stroną: http://wrota.czaplinek.pl
22
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
Poetyckie Potyczki
28
Poezja to szczery głos duszy ludzkiej.
Stefan Żeromski
lipca 1998 r. w Warszawie zmarł polski wybitny poeta, dramatopisarz, eseista, autor słuchowisk Zbigniew Herbert.
W 10 rocznicę tej śmierci Sejm RP uchwalił rok 2008
ROKIEM ZBIGNIEWA HERBERTA. Urodził się on
29 października 1924 r. we Lwowie. W 1943 r. rozpoczął studia na konspiracyjnych kursach Uniwersytetu
Jana Kazimierza we Lwowie. Żołnierz Armii Krajowej. Od 1944 r.
w Krakowie, od
1948 r. w Sopocie,
od 1949 r. w Toruniu, a od 1950 r.
w Warszawie. Ukończył studia prawnicze i ekonomiczne
w Krakowskiej Akademii Handlowej
i Uniwersytecie Mikołaja Kopernika.
W latach 1965-1968
członek redakcji miesięcznika Poezja.
Pracował dorywczo jako ekonomista. Debiutował
w prasie 1948 r. W 1956 r. wydał pierwszy tomik
poetycki Struna światła, następnie Hermes, pies
i gwiazda (1957), Studium przedmiotu (1961), Napis
(1969), Pan Cogito (1974), 18 wierszy (1983), Raport
z oblężonego miasta (1983), Arkusz (1984), Elegia
na odejście (Paryż 1990), Rovigo (1992), Epilog
burzy (1998).
Pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego.
W ramach obchodów roku Zbigniewa Herberta
CzOKSiR zorganizował 26 listopada Wielopokoleniowe Potyczki Herbertowskie. Inwokacją do potyczek
był wiersz Herberta:
„Dziękuję Ci Panie, że stworzyłeś świat piękny
i różny, a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia”.
Potykały się w poetyckich szrankach 3 drużyny:
I. Seniorzy z teatru Yes pod kierunkiem Ewy
Tamulewicz:
1. Krystyna Wójtowicz - kapitan
2. Hanna Dyśkowska
3. Elżbieta Żbikowska
4. Stanisław Polak
II. Uczennice Gimnazjum pod kierunkiem Aliny
Karolewicz:
1. Aneta Nowicka - kapitan
2. Natalia Graczykowska
3. Aleksandra Zasławska
4. Magda Karska
III. Uczniowie Liceum Ogólnokształcącego pod
kierunkiem Aanny Łodziato:
1. Wojciech Bieniecki - kapitan
2. Natalia Krawiecka
3. Martyna Krawczyk
4. Kamila Wiktorska
Z gracją prowadziła potyczki Agata Mierzejewska, a oceniało występy drużyn jury w składzie: Hanna
Rymar (przewodnicząca), Jolanta Połońska, Eugenia
Szastko i Janina Gąszcz.
W trakcie trzymiesięcznych przygotowań drużyny wykonały piękne albumy, interesujące filmiki
i zdjęcia promujące potyczki w Czaplinku, artystyczne etiudy, no i „zakuły na blachę” wiedzę
o Herbercie i jego poezji. Stąd też poziom potyczek
był wyjątkowo wysoki i bardzo wyrównany. Drużyny
musiały wykazać się znajomością biografii poety
i jego twórczości, narysować karykaturę Herberta,
zaprezentować przygotowane filmiki i odegrać
krótkie etiudy. Jury musiało długo obradować zanim
podjęło salomonowy wyrok - przyznało wszystkim
drużynom pierwsze miejsce. Drużyny i opiekunowie
otrzymali wartościowe nagrody i ważniejsze chyba
od nich, rzęsiste brawa zachwyconej publiczności
(a sala była pełna). Jestem pewien, że poezja Zbigniewa Herberta pozostawiła u wszystkich uczestników
potyczek niezatarty ślad piękna i celności. Ja wyniosłem przekonanie, że kilka słów poety jest cenniejsze
niż gadanina polityków.
Wiesław Krzywicki
Weekend z ks. Bosko w Lądzie
W
ostatnią sobotę listopada nasza czaplinecka
młodzież brała udział w gimnazjalnym
weekendzie z ks. Bosko w Lądzie nad
Wartą. Naszą parafię reprezentowało 10 młodzieńców pod opieką ks. katechety. Spotkanie miało na
celu ukazanie młodzieży różnych zagrożeń, niebezpieczeństw i skutków igrania ze złym duchem oraz
trwałego bycia w ciężkim grzechu. Wszystkie te
sprawy dokładnie wyjaśnił zaproszony gość - prelegent ks. Maciej Chmielewski, egzorcysta diecezji
bydgoskiej. Ks. Maciej również przedstawił historię
kilku osób, które przeżyły nieszczęśliwe dręczenia
złego ducha i jego skutki. Młodzież czynnie reagowała na każdy poruszany temat, dociekała różnymi pytaniami wszystkiego na temat złego ducha.
Jak to bywa w salezjańskich spotkaniach, nie zabrakło miejsca i czasu na czynną rekreację i spotkania
z halową piłką nożną, siatkówką i koszykówką. Wolne
chwile, których i tak było mało, młodzież spędzała w
lądzkim Oratorium grając w bilarda, piłkarzyki lub
tenis stołowy. Wspólne gry, zabawy modlitwy i śpiewy łączyły całą ponad 60 osobową grupę z różnych
salezjańskich placówek. Każdy wyjazd uczy młodzież
realnego patrzenia na świat, zdobywania pewnej
kultury, dowartościowania tego, co już posiadamy.
Dziękujemy wszystkim za czynny udział w lądzkich
spotkaniach młodych, reprezentowanie naszego miasteczka i odnajdywanie swojego powołania.
ks. Jarosław Kobiałka
„POLICJA NA WESOŁO”
C
iekawe zapytania telefoniczne do dyżurnego
oraz problemy, z jakimi zgłaszają się obywatele do Policji w Drawsku Pomorskim:
1. Przez 3 dni obywatel dzwonił do dyżurnego
z prośbą o interwencję, ponieważ zauważył, że
w jednej ze wsi dorosłe bociany uciekły z gniazda pozostawiając w nim młode, które zapewne niechybnie
zginą z głodu i braku opieki rodziców.
2. Obywatel telefonicznie zgłosił, że na jednym
z płotów w mieście siedzi sowa, a jego zdaniem jest
dzień i ptak powinien spać.
3. O godz. 01:30 w nocy dzwoni obywatel do dyżurnego z informacją, że od 5 godzin siedzi w WC, gdyż
ma rozwolnienie, i co w tej sytuacji Policja mu radzi.
4. Dzwoni pani z informacją, że na placu zabaw
robotnicy montują karuzele, huśtawki dla dzieci, a ona
widzi, że nie wykonują swojej pracy uczciwie, gdyż
kręcą śruby w odwrotną stronę.
5. Nad ranem dzwoni petent ze skargą do dyżurnego, że dzisiejszej nocy Policja się nie popisała, bo
drogi są nieodśnieżone.
6. Przez kilka dni dzwoniła do dzielnicowego kobieta ze skargą, że sąsiad od dłuższego czasu kradnie
jej prąd z lodówki. Dzielny policjant w końcu załatwił
tę sprawę. Przyszedł do mieszkania pani i odłączył
kabel przymocowany do elementu chłodzącego
z tyłu lodówki. Kabel ten służył jako antena do radia
stojącego obok.
7. Obywatel zgłosił telefonicznie, że zakłócają
mu spokój nisko latające samoloty (w pobliży poligon
drawski).
Oczywiście obywatele nie szczędzą również szeregu obelg i przykrych słów, szczególnie dyżurnym,
będącym „na pierwszej linii ognia”. Zupełnie nie mają
szacunku dla ich codziennej, ciężkiej pracy. Lecz to
pozostawiam bez komentarza.
mł. asp. Anna Młynarczyk
Podziękowanie
Składamy serdeczne podziękowania
wszystkim, którzy złożyli nam kondolencje po tragicznej śmierci naszej
wnuczki Pauliny.
Dziadkowie – B.B. Stępińscy
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008
23
24
Kurier Czaplinecki - Grudzień 2008

Podobne dokumenty