Jego tam nie ma

Transkrypt

Jego tam nie ma
REFLEKSJA
Słowo Biskupa Sandomierskiego
z listu pasterskiego
na Rok Adama Kardynała
Kozłowieckiego
Przyglądając się życiu kardynała Kozłowieckiego widzimy, że jego niezachwiana nadzieja i zdolność do kochania nawet w sytuacjach tragicznych jak piekło
obozu koncentracyjnego, była owocem komunii z Bogiem. Jeżeli mylimy nieraz
nadzieję z optymizmem a miłość z uczuciem i doznajemy z tego powodu rozczarowań, to dlatego, że liczymy tylko na własne siły lub na pomoc innych ludzi. Prorok
Jeremiasz ostrzega nas przed takim postępowaniem, mówiąc: Przeklęty mąż, który
pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca
swe serce ( Jr 17,5). Tymczasem każdy prawdziwie kochający i ufający, powierza się
całkowicie Bogu, do którego należy ziemia i wszystko co ją napełnia, świat cały i jego
mieszkańcy (Ps 24).
Takie myślenie kształtuje w człowieku modlitwa prywatna i we wspólnocie
Ludu Bożego, gromadzącego się na Mszy św. oraz na nabożeństwach. Kardynał
Kozłowiecki nigdy nie zaniedbywał modlitwy chociaż w obozie koncentracyjnym
bito za nią brutalnie więźniów. Kiedy nie mógł odprawiać Mszy Świętej odmawiał zawsze wszystkie jej części. Napisał we wspomnieniach: „Nie mam chleba
ani wina, ale mam własne udręczone ciało, własną duszę, która się garnie do Boga
i ofiaruje Mu wszystko”. Płynące stąd zjednoczenie z Chrystusem dawało mu siłę
przetrwania i życia według zasad Ewangelii.
(…) Kardynał Kozłowiecki uczy nas również umiarkowania w zaspokajaniu
potrzeb doczesnych i służenia innym tym co posiadamy. Powtarzał nieraz: „urodziłem się i wychowałem w dostatku ale nauczyłem się znosić biedę i ciężko pracować”. Dzisiaj nie brakuje tych, którzy uważają, że szczęście jest proporcjonalne do
posiadanych dóbr materialnych, a człowiek znaczy tyle ile ma. Tymczasem Chrystus przypomina nam, że nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie
jego nie zależy od jego mienia (Łk 12, 15).
+ Krzysztof Nitkiewicz
Biskup Sandomierski
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
3
Adam Kardynał
Kozłowiecki
Jego osoba, dzieło, pamięć
tekst
Ks. Marek Flis
Dyrektor administracyjny
P
oprzez obchody 100. rocznicy uro- dzi. Nawet, a być może szczególnie w swodzin Kardynała Adama Kozłowiec- jej śmierci, staje się prawdziwie wybitny.
kiego SJ, chcemy przybliżyć postać
A ta niezwykła droga rozpoczęła się
tego wielkiego syna polskiego Kościoła, w Hucie Komorowskiej k. Kolbuszowej,
misjonarza Afryki i więźnia niemieckich gdzie 1 kwietnia 1911 roku przyszedł na
obozów koncentracyjnych. To nie prawda, świat i jak sam mawiał „Urodziłem się
że dzisiaj brakuje autorytetów, ludzi, któ- w prima aprilis (zapewne to tłumaczy nierych można by naśladować w ich poświęceniu
Bogu, służbie człowiekowi i ojczyźnie. Kardynał Kozłowiecki jest
jednym z nich i dlatego warto przyjrzeć się
jego życiu i dziełom
/Słowa Pasterzy Diecezji Sandomierskiej/.
Składamy
dzięki
Bogu za wartość życia
kardynała Kozłowieckiego, bo jak mawia
Rodzice Kardynała: Adam i Maria z Janochów
stare rzymskie powiedzenie „nie ważne jak
długo się żyje, lecz jak dobrze”. George co owe niezwykłe pomysły Opatrzności
Bernard Shaw zauważył, że „życie zrównu- Bożej)”. Dalej droga ta wiodła przez parafię
je wszystkich ludzi; śmierć wywyższa tych chrztu – Majdan Królewski w granicach
wybitnych”.
obecnej diecezji sandomierskiej. ProwaKardynał Kozłowiecki dożył owocnie dziła przez Gimnazjum w Chyrowie i Popóźnego wieku, ale nikt kto go znał nie znaniu, nowicjat w Starej Wsi, Kraków
wątpi w jego wiarę, którą zarażał zarówno i Lublin. Święcenia kapłańskie przyjął dnia
tych zwyczajnych jak i prominentnych lu- 24 czerwca 1937 r. w Lublinie. Ojciec Ks.
Adama Kozłowieckiego długo nie mógł się
4
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
pogodzić ze wstąpieniem syna
do zakonu. Jak sam wspominał Kardynał: „ojciec pogodził
się z moim wyborem dopiero, kiedy odprawiałem Mszę
Świętą prymicyjną w Majdanie Królewskim”.
W czasie II wojny przeszedł „ucisk i strapienie”
w więzieniach w Krakowie,
Wiśniczu oraz w niemieckich
obozach w Auschwitz i Dachau. Oswobodzony 28 kwietnia 1945 roku, już następnego
Kardynał z braćmi zakonnymi w czasie studiów
dnia, wyjechał do Rzymu.
Skończyła się Jego gehenna,
czas nienawiści i przemocy. Ks. Kardynał o swoim „przełożonym” z obozu, którego
wracał pamięcią do tamtych lat. Mówił, spotkał przypadkowo na ulicy. Zaprosił
że „przeżycie tych strasznych lat, uważa za go do restauracji na posiłek i długo rozmaszczególną łaskę, jaką go Bóg obdarzył”.
wiali ze sobą. A na koniec stwierdził: „Dla
Najlepsze słowo, jakie wyrosło na zro- chrześcijanina przebaczenie jest dominanszonej krwią, potem i łzami glebie ucisku tą życia, bo modlimy się bowiem o to”. Jaki strapienia, to słowo: „Ach, jak dobra jest że wymowne to słowa w ustach człowieka,
dobroć!” Ocalenie widzi w dobroci. Wie- który tak bardzo doświadczył okrucieńrzy głęboko, owszem wie z doświadczenia, stwa i nienawiści.
że tylko dobroć, że tylko dobra wola może
Bardzo cenił swoją Ojczyznę. „Zozbudować lepszy świat – świat pokoju, za- stałem z Ojczyzny wyrwany w chwili dla
ufania, życzliwości i szczęścia na tym nie mnie najcięższej, ale w ciągu tych długich
najlepszym ze światów. Zachował wiarę lat pobytu w obozach myślą żyłem w Polw człowieka. W obozach spotkał różnych sce, o niej marzyłem, o niej dosłownie śniludzi, spod różnych znaków, zza różnych łem ciągle, i to mi było wolno. Każdej nocy
granic i wielorakiego języka, ale ilekroć przenosiłem się do tych najukochańszych
odezwała się w nim dobroć ludzka, dobroć stron: do Chyrowa, Starej Wsi, Lwowa,
słowa, spojrzenia, uśmiechu, wyciągniętej Zakopanego, Krakowa, Lublina, Poznapomocnej ręki, dobroć zaufania, współ- nia... Miałem nieraz pracę monotonną
czucia, łagodności, tyle razy ten człowiek i bezmyślną. Wówczas mogłem cały dzień
był bliźnim, więcej, był bratem! Jak wielu modlić się i marzyć... a dziś? Dziś Bóg żąda
z nas zniechęca się do wiary i poddaje wia- ode mnie, bym to wszystko porzucił. Bo
rę kompromisom w obliczu różnorodnych nie śmiem nawet marzyć o powrocie. To
niepowodzeń i trudności. Zapytany pod- wolno było w zamknięciu obozowym. Dziś
czas rekolekcji, które prowadził dla księży nawet myślami tam przenosić się nie mogę,
fideidonistów w Chilondze (Zambia), czy bo to budzi w sercu tęsknotę nieznośną
po wojnie spotkał się kiedykolwiek z któ- i bunt. Dziś nie podoba mi się żaden piękrymś ze swoich oprawców, to opowiedział ny widok, gdyż natychmiast uświadamiam
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
5
sobie, że to nie jest Polska. Ta Polska jest
piękna, nawet piękniejsza!”
Nieraz pisał do Polaków, że codziennie
modli się za Ojczyznę, żeby było lepiej, ale
nigdy za dobrze”.
Na Czarny Ląd Ksiądz Adam przybył
w 1946 r. Jak wspominał: „Praca na misjach nie była łatwa. Trzeba bowiem wziąć
pod uwagę, że Afrykańczycy zostali straszliwie skrzywdzeni przez białego człowieka.
Z tego powodu stracili dużo czasu. Kiedy
Europejczycy czy Amerykanie gwałtownie
Na afrykańskiej ziemi...
się rozwijali intelektualnie, technicznie
i gospodarczo, rdzenni mieszkańcy Afryki
byli używani jako narzędzia. Czarny Ląd
przez trzysta lat był rezerwatem niewolniczej pracy. Afrykańczyków porywano,
sprzedawano i kupowano. Kontynent ten
jest zapuszczony cywilizacyjnie i za to odpowiada biały człowiek. Teraz powinien
spłacić ten dług i pracować na rzecz Afryki
w Afryce. Najstarszym misjonarzem był
tam wówczas Ojciec z Francji (o. Moreau). Dał mi na początku lekcję, mówiąc,
że trudno jest zrozumieć tutejszych ludzi:
«Aby ich zrozumieć, człowiek musi być
6
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
noszony na plecach czarnej matki przynajmniej dwa lata»”.
Dalej Ksiądz Adam Kozłowiecki pisze: „Miałem świadomość, że musimy im
pomóc. W jaki sposób? Przede wszystkim
w rozwoju intelektualnym, ale i moralnym.
To oczywiście wymaga czasu. Ile lat potrzebowała Europa czy w ogóle biały człowiek,
by dojść na przykład do systemu demokratycznego? Zawsze powtarzałem, że demokracja ma wiele plusów: tych, którzy mają
władzę, można zmienić i oni muszą się
z tym liczyć. Słabością
demokracji jest natomiast fakt, że zakłada
mądrość większości,
a nie zawsze większość
jest rozumna i uczciwa.
Dlatego – pamiętając
o tych niebezpieczeństwach – trzeba pomóc
Afrykańczykom w budowaniu demokracji.
Jeżeli bowiem ktoś jest
wykształcony, ale nieuczciwy, jest człowiekiem niebezpiecznym”.
Dlatego też rozwinął ożywioną działalność wśród młodzieży,
szczególnie na polu szkolnictwa. Kiedy
w 1950 r. Stolica Apostolska podniosła
prefekturę Lusaki do rangi wikariatu, jego
pierwszym Administratorem Apostolskim
został mianowany Ksiądz Adam Kozłowiecki. Z gorliwością zabrał się do pracy,
odwiedzając parafie i placówki misyjne
w miasteczkach i w buszu oraz nawiązując osobiste kontakty z misjonarzami.
W latach 50-tych wybudował niższe seminarium duchowne, które później zostało podniesione do rangi wyższego seminarium. Był przywódcą, wizjonerem
wyprzedzając myślą swój czas. Ponadto, był
świadomy, iż prawdziwe zaangażowanie
w życie ludu Zambii, oznaczało potrzebę
posiadania przez Kościół swoich religijnych i duchownych pasterzy w rozsądnych
liczbach. Niezaprzeczalnie też oznaczało
to rdzenną hierarchię kościoła. Utrzymywał, że to nie wystarczy, by ukulturowić
liturgię, gdyż wszystkie aspekty życia kościoła musiały rozgrywać się w zambijskim
ciele.
Wzrost Kościoła na terenach misyjnych sprawił, że w 1955 r. Pius XII obdarzył Księdza Adama Kozłowieckiego
godnością biskupią oraz mianował go
wikariuszem apostolskim Lusaki. Uwieńczeniem pracy Biskupa Kozłowieckiego
było utworzenie w cztery lata później tj.
w 1959 r. przez błogosławionego Jana
XXIII pełnej struktury kościelnej, złożonej z sześciu diecezji i dwóch prefektur
apostolskich. Pierwszym arcybiskupem-metropolitą Lusaki został mianowany Biskup Kozłowiecki. Misja rodezyjska była
poważnym wkładem Kościoła polskiego
w misje zagraniczne.
Był aktywny w tych ważnych latach
prowadzących do uzyskania niepodległości przez Północną Rodezję w 1964 r., jak
też i w istotnych latach po jej odzyskaniu.
Jego politycznym założeniem było nie tylko poruszać sumienia, ale także kwestię
godności i praw ludu afrykańskiego.
Był człowiekiem wrażliwym na wszelkie ludzkie biedy – jedną z ważniejszych
przyczyn upatrywał w niesprawiedliwości
społecznej, spowodowanej systemem kolonialnym. Podkreślał, iż zadaniem Kościoła
jest niesienie pomocy ludziom pozbawionym podstawowych praw. Znakomitym
przykładem odwagi i troski o prawa człowieka był słynny list pasterski Ks. Arcybiskupa z 6 stycznia 1958 r., w którym
stanął w obronie równości i wprowadzenia sprawiedliwości społecznej w Rode-
Był biskupem Lusaki w latach 1955-1969
zji Północnej. List ten – przypominający
o niezbywalnych prawach każdego człowieka do życia, rozwijania swoich zdolności, do kultu i prawa do swobodnego zrzeszania się – dał mu powszechne uznanie.
Dokument ten został włączony później
do zbiorów pism i dokumentów Kongregacji Rozkrzewiania Wiary. Rok później Ks. Arcybiskup bierze czynny udział
w redagowaniu Memorandum, w którym
biskupi domagają się równouprawnienia
wszystkich ras w określaniu ustroju państwa i udziału w rządach. Kardynał Adam
uczestniczył w Soborze Watykańskim II,
którego założenia doprowadziły do zmian
w Kościele Katolickim. Uczestniczył
w Afrykańskim Synodzie w 1994 r. z polecenia papieskiego. Swoje krótkie pośrednictwo poprzedził słowami „świętuję
srebrny jubileusz swojej rezygnacji ze stanowiska Arcybiskupa Lusaki!” Sala SyPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011
7
Na misji w Mpunde
nodu wybuchła śmiechem. Kontynuował
mówiąc, iż zrezygnował w wieku 58 lat
przekazując kierowanie Kościołem Lusaki
rodowitemu Zambijczykowi. Gdyby miał
okazję zostać Arcybiskupem Lusaki, ponownie zrezygnowałby z tego samego powodu.
Po swojej rezygnacji w 1969 r. wrócił
do pracy parafialnej jako prosty misjonarz.
Być blisko ludzi, do których został posłany, to jego dewiza życiowa. Syn Boży przyszedł drogą prawdziwego wcielenia, aby
nieść ludziom Zbawienie. Jego niezwykłe
posłannictwo misyjne polegało na tym, że
zjednoczył się niemalże całkowicie z narodem afrykańskim. Stał się członkiem ich
społeczności, żył ich sprawami i problemami, stale służył pomocą i miłością. Pragnął,
aby afrykańska wspólnota chrześcijańska
stawała się znakiem obecności Bożej, aby
społeczność ta tworzyła rodziny przeniknięte duchem Ewangelii. Najwięcej czasu
i sił poświęcał Zambijczykom, docierał do
wiosek w buszu, do dzielnic miast, do rodzin, gdzie bezpośrednio niósł Dobrą Nowinę. Komunikatywność, bezpośredniość,
poczucie humoru, łatwość i operatywność
w posługiwaniu się słowem, zjednywała
8
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
mu ludzi i ułatwiała nawiązywanie z nimi kontaktów.
Istota dzieła, tego wyjątkowego misjonarza, jest wielka. Promieniująca miłość do
Boga, którą przekazuje innym,
szerząc Chwałę Najwyższego w tak wiarygodny, szczery
sposób, że ci którzy podlegali wpływom Ks. Kardynała
Adama Kozłowieckiego idą
za nim z podziwem, poczuciem bezpieczeństwa i ufnością, oddając się pod opiekę
Zbawiciela. Nauczyciel miłości do Boga, Ks. Kardynał,
pokazuje całym sobą, swoją działalnością
i postępowaniem, jak należy kochać Stwórcę. Jest wyrazicielem idei Kościoła, który
„temu jednemu pragnie służyć, ażeby każdy człowiek mógł odnaleźć Chrystusa, aby
Chrystus mógł z każdym iść przez życie”.
Służbę tę wykonuje posłusznie, z miłością i oddaniem, tam gdzie został posłany.
Jego dewizą były słowa: In Nomine Domini – W imię Pana. Wierzymy, że pierwszy,
a być może ostatni test wielkości człowieka
leży w jego pokorze. Posiadając ostre poczucie humoru, Kardynał Adam wiedział
jak się śmiać, a szczególnie z siebie. Czyż to
nie znak pokory a tym samym wielkości?
Św. Augustyn pisał „duma zmieniła aniołów w diabły; pokora sprawia, że ludzie stają się aniołami”. Te miejsca dały mu szansę obcowania ze zwykłymi ludźmi i bycia
obecnym wśród najuboższych, których tak
bardzo kochał.
W przeświadczeniu Kardynała wszystkie rodzaje pracy misyjnej, takie jak: ewangelizacja, budowanie nowych szkół i inne
projekty, nie mogą odwracać uwagi od
ludzkich serc. W liście do o. Stanisława
Czapiewskiego napisał: „Popierajcie nas
gorącymi modlitwami, bo cóż nam z tego,
że postawimy eleganckie szkoły, jeśli nie
będzie w nich dobrych katolików, a serca
urobić może jedynie łaska Boża przez was
uproszona”. Aby budować Kościół, oprócz
„łaski Bożej, którą najwyżej wyżebrać możemy” potrzebni są ludzie wiary, którzy by
głosili Dobrą Nowinę. Mówił: „co się stało
z naszym społeczeństwem religijnym i duchownym? Wchodzisz do ich domów, ich
kaplice mają krzesła i stoły, lecz nie widać
klęczników, więc podczas modlitw można tylko stać lub siedzieć. Bycie biskupem
oznacza zaczynanie i kończenie dnia na
kolanach”.
Ks. Kardynał Adam Kozłowiecki,
w nawale obowiązków, najwięcej sił znajdował w sobie pełniąc posługę duszpasterską. Wówczas stawało się możliwe i proste
to, co na pozór było takie trudne. Czerpiąc
siłę z modlitwy i energię z łaski Bożej zapominał o własnych potrzebach. Zawsze,
na koniec Mszy Świętej pytał zgromadzonych, czy zechcieliby przyjąć wiarę katolicką. Wiedział, że w mentalności Afrykańczyków leży trudność w podejmowaniu
jakichkolwiek decyzji i brak inicjatywy.
Po uzyskaniu przez Zambię niepodległości w 1964 r., przyjął obywatelstwo
zambijskie. Chciał, by utożsamiano go
z ludźmi Zambii i tym narodem. Rządy
Zambii, Wielkiej Brytanii, Francji jak też
i rząd Polski, uhonorowały go za „wybitną
służbę”. Kardynał otrzymał również kilka
honorowych doktoratów z kilku uniwersytetów, z których ostatni otrzymał od
Uniwersytetu Warszawskiego. W dniu 21
lutego 1998 r. Jan Paweł II kreował go kardynałem; po raz pierwszy kardynałem został Zambijczyk, w wieku 87 lat, w uznaniu
za wkład w ewangelizację Zambii. Został
zaliczony w poczet „100 najbardziej wpływowych Polaków za granicą”.
Mimo wielu obowiązków jakie wypełniał, żywo interesował się przemianami do-
Nie bał się podejmować trudnych,
i odważnych decyzji
konującymi się w Polsce. Tęsknił za naszym
krajem. Odwiedzał Polskę i w miarę możliwości swoje rodzinne strony. Po 15 latach
biskupstwa, 5 kwietnia 1970 r. odwiedził
rodzinną parafię w Majdanie Królewskim, w 1987 r. poświęcił kościół w Hucie
Komorowskiej, zaś w 1992 r. w Komorowie. Rodzinną Hutę odwiedził ponownie
w 1997 i 1998 r., kiedy to odbierał tytuł
honorowego obywatela gminy Majdan
Królewski. 17 czerwca 1999 r. uczestniczył
w uroczystości nadania Jego imienia Szkole Podstawowej w Hucie Komorowskiej.
Po raz ostatni, w roku 2001 r. odwiedził
parafię Majdan Królewski. W ostatnich
chwilach życia Kardynał zawsze podkreślał
jedno: „Przyjdzie moment, przyjdzie światło, ja wam powiem, kiedy przyjdzie i kiedy
odejdę”. I tak było w czwartek 28 września.
Po południu powiedział: „Już jestem gotoPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011
9
wy. Światło jest”. Zmarł 28 września 2007 r.
w szpitalu w Lusace.
Jesteśmy wszyscy bogatsi tym, że znaliśmy Kardynała Adama Kozłowieckiego.
Naszym najlepszym i ostatecznym hołdem
jego pamięci będzie, życie w prawdzie tak
jak on, bycie wiernym aż do końca, bycie
szczęśliwym oraz radowanie się z faktu bycia dzieckiem Boga.
Pewien francuski autor tak pisał o cierpieniu ziemi „wewnątrz każdej dzikości
jest wiosna”. Wewnątrz tej pustyni świata,
w której wszyscy żyjemy była wiosna zwana Kardynałem Adamem Kozłowieckim,
i to właśnie on sprawił, że rzeczywistość zambijska stała się piękna.
Był żywym symbolem przemian dokonanych na Czarnym Kontynencie. Tych,
którzy go znali, zadziwiał nie tylko pogodą
ducha, celnością dowcipu czy bezpośredniością i serdecznością. To, co najgłębiej rysuje się w pamięci, każdego kto go spotkał,
to jego wiara, która tak wiele „gór przeniosła” w okresie 61 lat pracy misyjnej. Każdy,
kto choć raz z nim się spotkał, pozostaje
pod jego wrażeniem. Jest to bowiem człowiek niezwykłej radości, promieniujący
serdecznością, ujmujący prostotą. Wielu
z nas miało możliwość osobistego poznania Kardynała, rozmów z Nim, doznania
promieniującego dobra, ale przede wszystkim niepowtarzalnego doświadczenia
wyjątkowości bogactwa Jego osobowości.
Ks. Kardynał Adam Kozłowiecki wypracował swoje godne i wysokie miejsce w historii misji w Afryce i dziejach myśli misyjnej.
Wpatrując się w postać Księdza Kardynała możemy powiedzieć, że Kościół
w Polsce i Zambii, a także cały Kościół powszechny został ubogacony Jego nieprzeciętną osobowością. Jesteśmy przekonani,
że Ksiądz Kardynał Adam Kozłowiecki
10
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Zambia uzyskała niepodległość w 1964 r.
swoją działalnością misyjną rozsławił Polskę na arenie międzynarodowej.
Dzisiejszy świat, który przeżywa problem zmieniających się relacji międzyludzkich i traktowania człowieka jako osoby
może mieć przykład i wzór do naśladowania w osobie Kardynała Adama Kozłowieckiego. Dzisiejszy świat potrzebuje
ludzi wielkodusznych, potężnych wiarą,
o niezłomnej nadziei i ogromnym sercu
by drugiemu człowiekowi nieść prawdę
w miłości. Bóg działa poprzez istoty ludzkie, więc Mu dziękujemy za zesłanie tak
gorliwego misjonarza jakim był Kardynał
Adam. Pozostawiając niezachwianą wiarę,
oddanie, poświęcenie oraz głęboką lojalność Kościołowi. Pomimo niskiej postury,
był kolosem swojej osobowości i z pewnością wiary. Dziękujemy za Jego świadectwo
wiary, miłości Boga i bliźniego, szczególnie
tego zwykłego i biednego człowieka i tę nadzieję w życie wieczne.
Czujemy się zobowiązani wobec następnych pokoleń do tego, by życie i działalność Kardynała o „Sercu bez granic”
odpowiednio udokumentować, godnie
ukazać, zainspirować do owocnych działań
i tym samym przyczynić się do odnowy życia społecznego w naszej Ojczyźnie.
Afryka
to inny świat
tekst
Publikowany wywiad został przeprowadzony
w roku 1998 i wyemitowany na antenie Radia Kraków.
Przedruk: Życie duchowe, 56/2008, s. 109-115
Anna kluz-łoś
Ojciec Księdza Kardynała nie chciał, by
wstąpił Ksiądz do Towarzystwa Jezusowego.
Było mi przykro, że nie od razu zaakceptował mój wybór, ponieważ byłem bardzo
przywiązany do ojca. Nie miałem jednak
najmniejszej wątpliwości, że Pan Bóg mnie
powołuje. Chciałem być jezuitą i do tego się
przygotowywałem. Mój ojciec – mówiąc nieco żartobliwie – był leśnikiem-maniakiem.
W powiecie kolbuszowskim i samborskim
posiadał olbrzymie lasy. Uważał, że największym skarbem jest ziemia. Kiedy mieliśmy jakieś kłopoty finansowe, sprzedawał kawałek
lasu. Mówił, że to stanowi podstawę naszej
egzystencji; na tym powinniśmy się opierać. Można uprawiać pszenicę, ziemniaki,
kapustę czy żyto. Przynosi to może większy
dochód, ale najpewniejszy jest las. Kiedy ojciec sprzedawał hektar lasu, równocześnie
sadził półtora hektara nowego. Kochając
las, tak naprawdę chciał naszego dobra. Myślał o mnie... A ja idąc do zakonu, miałem to
wszystko zmarnować. Pogodził się z moim
wyborem dopiero, kiedy odprawiałem Mszę
Świętą Prymicyjną w Majdanie Królewskim.
Jak to się stało, że wyjechał Ksiądz Kardynał na misje do Afryki?
Nieraz myślałem o misjach, ale nigdy na
poważnie... Wybuchła wojna i zajął się mną
Hitler. W 1939 roku zostałem aresztowany
Zdjęcie Kardynała z lat młodzieńczych
przez gestapo. Rok później trafiłem do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, a potem
w Dachau. Wtedy myślałem, marzyłem i śniłem o powrocie do domu. W Oświęcimiu byłem w pierwszej grupie osadzonych. Tydzień
wcześniej do obozu przywieźli kryminalistów z tarnowskiego więzienia, ale trzymali
ich jeszcze na tak zwanej kwarantannie. Nas,
z więzienia na Montelupich w Krakowie
i z Wiśnicza, od razu dali do obozu. Pamiętam mój obozowy numer: tysiąc sześć.
Naszymi przełożonymi – kapami – byli niemieccy kryminaliści. Mieli na swoich ubraniach naszyte zielone trójkąty. Jeden z nich
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
11
zapytał kiedyś o. Kazimierza Dembowskiego
(który potem zginął w komorze gazowej Dachau): „I ty wierzysz?”. „Tak, wierzę” – odpowiedział o. Kazimierz. Kapo spojrzał na
niego, pokiwał głową i powiedział: „Ja także
wierzyłem, ale jak będziesz tu tak długo jak
ja... Ja już nie wierzę”. To nie był zły człowiek... Modliłem się o wytrwanie w wierze.
Pamiętam, jak niektórzy więźniowie zapowiadali, że się zemszczą, rozprawią się ze swoimi prześladowcami. Nazwali ich „świniami”.
„Czy chcesz być taki sam jak oni? – pytałem.
– Kiedy tak z nami postępują, mówisz, że to
świnie. Jeśli jednak będziesz czynił, tak jak
obiecujesz, też będziesz świnią. Świat jest
lepszy z jedną świnią niż z dwiema”. Są dwie
rzeczy, które moim zdaniem wynaturzają
człowieka: skrajna nędza i łatwe życie. Nieraz pisałem do Polaków, że codziennie modlę
się za Ojczyznę, żeby było lepiej, ale nigdy za
dobrze.
Kota. Zapytał mnie wprost, gdzie według
mnie bardziej zagrożony jest Kościół –
w Rodezji Północnej czy w Polsce. Zdaniem
prof. Kota Kościół był bardziej zagrożony
w Polsce, dlatego za swój obowiązek uważał
pomoc Polakom w powrocie do Ojczyzny,
by mogli bronić kraju przed „bezbożnym komunizmem”. Miał na myśli przede wszystkim
księży, którzy przeszli obozy koncentracyjne,
i żołnierzy generała Andersa. Prof. Kot był
człowiekiem „systemu”, podkreślał jednak
zawsze, że nie jest komunistą. „Ja jestem
Mikołajczyk” –mówił. Bardzo mi imponował. Był człowiekiem światłym, rozumnym
i uczciwym. Chciałem więc wrócić do Polski. Dostaliśmy jednak wówczas list od naszego wikariusza generalnego. Proponował
on „tym, którzy przeżyli”, by zgłosili się do
pracy misyjnej w Rodezji Północnej. Była
tam bowiem misja powierzona polskim jezuitom, która znajdowała się w bardzo trudnej
i skomplikowanej sytuacji. Ówczesny prefekt
Po wyzwoleniu obozu w Dachau nie wrócił apostolski o. Bruno Wolnik pisał nawet, że
jednak Ksiądz Kardynał do Polski.
jeśli w ciągu pół roku nie przyjedzie do Rodezji co najmniej trzech nowych kapłanów,
Wyjechałem do Rzymu. Spotkałem tam będzie musiał niektóre placówki zamknąć.
polskiego ambasadora, prof. Stanisława Mój wyjazd do Afryki był więc podyktowany poczuciem obowiązku. Kiedy rozmawiałem
z wikariuszem, zaznaczył on, że nie może mi
„kazać” wyjechać, że to
nie jest rozkaz, ale życzenie. Powiedziałem mu,
że nie chcę jechać, ale
skoro takie jest jego życzenie – jadę. Do Rodezji Północnej przybyłem
14 kwietnia 1946 roku.
Najstarszym misjonarzem był tam wówczas
Francuz, o. Moreau. Dał
Przeżył obóz w Auschwitz i Dachau
mi na początku lekcję,
mówiąc, że trudno jest
12
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
zrozumieć
tutejszych
ludzi: „Aby ich zrozumieć, człowiek musi
być noszony na plecach
czarnej matki przynajmniej dwa lata”. Praca na
misjach nie była łatwa.
Trzeba bowiem wziąć
pod uwagę, że Afrykańczycy zostali straszliwie
skrzywdzeni przez białego człowieka. Z tego powodu stracili dużo czasu. Kiedy Europejczycy
czy Amerykanie gwałtownie się rozwijali inte„Dla mieszkańców Czarnego Lądu pierwsze miejsce zajmuje dziecko”.
lektualnie, technicznie
i gospodarczo, rdzenni
mieszkańcy Afryki byli używani jako narzę- o tych niebezpieczeństwach – trzeba pomóc
dzia. Czarny Ląd przez trzysta lat był rezer- Afrykańczykom w budowaniu demokracji.
watem niewolniczej pracy. Afrykańczyków Jeżeli bowiem ktoś jest wykształcony, ale nieporywano, sprzedawano i kupowano. Kon- uczciwy, jest człowiekiem niebezpiecznym.
tynent ten jest zapuszczony cywilizacyjnie
Czy jako misjonarz nie miał Ksiądz
i za to odpowiada biały człowiek. Teraz powinien spłacić ten dług i pracować na rzecz Kardynał wrażenia, że próbuje narzucić porządek, z którym rdzenni mieszkańcy Afryki
Afryki w Afryce.
mogą się nie zgadzać?
Świadomość tego była więc dużym obciąZarzuca się misjonarzom, że chcą triumżeniem. Nie bał się Ksiądz Kardynał takiej
falizmu i narzucają na misjach swoją kulturę.
bezpośredniej konfrontacji?
Owszem, chcemy triumfalizmu rozumiaNaturalnie to nie było łatwe. Miałem nego jako zwycięstwo prawdy i zwycięstwo
świadomość, że musimy im pomóc. W jaki krzyża. Nie chcemy też narzucać swojej kulsposób? Przede wszystkim w rozwoju inte- tury, ale dzielić się tym, co mamy najlepszelektualnym, ale i moralnym. To oczywiście go.
wymaga czasu. Ile lat potrzebowała Europa
Jak zatem prowadzić działalność misyjną
czy w ogóle biały człowiek, by dojść na przykład do systemu demokratycznego? Zawsze w Afryce?
powtarzałem, że demokracja ma wiele pluAfryka to zupełnie inny świat. Rozmasów: tych, którzy mają władzę, można zmienić i oni muszą się z tym liczyć. Słabością wiałem kiedyś z ofiarodawcami z Ameryki.
demokracji jest natomiast fakt, że zakłada Do katechizacji przysyłali na misje różne
mądrość większości, a nie zawsze większość biblijne obrazki. To może się podobało
jest rozumna i uczciwa. Dlatego – pamiętając w Ameryce, ale w Afryce trzeba odwołyPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011
13
wać się do miejscowej
kultury i rzeczywistości, w której żyją ci ludzie. Kiedy w czasie
lekcji religii w szkole
podstawowej pokazałem uczniom obrazek
„Ucieczka z Egiptu”,
dzieci wybuchnęły tylko śmiechem.
Odwołują się do zupełnie innej symboliki.
Był budowniczym kościołów i kaplic, ale także ducha i ludzkich sumień
Ważny wydaje się tu
zdrowy rozsądek. Często powtarzam, że po łasce Bożej to największy dar, jaki Pan Bóg daje bie ręce”. Uważali, że to niedorzeczne. Afryczłowiekowi. Pamiętam moją pierwszą lekcję ka to inny świat, ale trzeba próbować...
matematyki. Miałem pięć lat. Rodzice dla
mnie i mojego o rok starszego brata zatrudAfrykańczycy wierzą, że człowiek, który
nili nauczyciela. Na pierwszej lekcji zapytał nie założy rodziny, nie ma duszy.
on: „Ile jest jeden dodać jeden?”. Nie mogłem
rozwiązać tego problemu. Wtedy nauczyciel
Bardzo ciekawe są relacje rodzinne
wziął ołówki: jeden ołówek i jeden ołówek to w Afryce. Dla mieszkańców Czarnego Lądu
dwa ołówki. Abstrakcja przeszła w praktykę. pierwsze miejsce zajmuje dziecko. Nie wyNie należy wymagać za dużo. Afrykańczycy obrażają sobie małżeństwa bezdzietnego.
przywiązują się i są wdzięczni. Trzeba jednak Adopcja jest dla nich czymś obcym.
pamiętać, że Czarny Ląd to nie jest słodki
obrazek: mały pobożny Murzynek ze złożoJaki zatem jest ich stosunek do celibatu?
nymi do modlitwy rączętami. Nie!
W Afryce z celibatem są podobne proChrześcijaństwo i jego prawo moralne blemy jak w Europie. Afrykańczycy uważają,
trudno się przeszczepia na ten kontynent...
że muszą iść za głosem natury. Dlatego do
celibatu trzeba ich formować w seminariach.
Nie jest to proste. W szkole, w której pra- Kiedy pewien afrykański biskup zapytał
cowałem, miałem uczniów z dwóch różnych mnie, co ma robić w tej kwestii, odpowieszczepów. Między nimi wybuchła walka. działem: „Przede wszystkim okaż zrozumieSprawa wyglądała dość poważnie. Niektó- nie i sympatię, bo to jest ludzka słabość”.
rzy bojąc się, nocowali w buszu. Chciałem Dziś ludzie mówią, że to słabość niemożliwa
w końcu doprowadzić do zgody. Zawołałem do opanowania, a to nieprawda. Trzeba szudwóch chłopców z tych szczepów i powie- kać sposobu, budząc przede wszystkim ludzdziałem: „Musicie się pogodzić. Podajcie so- kie sumienia, także nasze – ludzi białych.
14
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Misyjne
wspomnienia
1 października 1940 roku. Jedną z naszych największych męczarni jest głód.
O chlebie i jedzeniu myśli się stale. O nim
się mówi, o nim się śni. Stwierdzamy trafność przysłowia: głodnemu zawsze chleb
na myśli. Praca wyczerpuje nas do ostateczności, a jedzenia dają tyle, by nie umrzeć
zaraz, lecz umierać powoli, z utraty sił.
Oczekując śmierci głodowej, pracuje się
tymczasem dla Trzeciej Rzeszy. Wszyscy
cierpią okropnie z powodu głodu. Większość wygląda już jak chodzące kościotrupy. Bracia Żeleźniak i Krzysiek są całkowicie wycieńczeni. Chodzą z błędnym
wyrazem oczu. Ojciec Turbak przyznał
mi się, że zniża się już do żebraniny. Reszta
chodzi jakby otępiała. Widać po nich, że
jedna prześladuje ich myśl: Skąd tu zdobyć
coś do zjedzenia? Zdawało się nam dotych-
czas, że rozumiemy już ludzi głodnych.
Głupstwo! Kto tego sam nie przeszedł,
nie zrozumie tego nigdy. Przechodziliśmy
to przez pięć lat. Smutniejszym było to, że
niektórzy z tych, co to przechodzili, potem
niestety głodnego nie rozumieli. Myśl o jedzeniu prześladuje mnie na każdym kroku.
W każdej chwili dnia, a nawet nocy. Wstyd
mi i staram się to ukryć, ale to trudno.
Często chodzę w chwilach wolnych
z Kazikiem Olearczykiem i rozmawiamy
o Polsce i o polityce. Ale myśl jest gdzie indziej i rozmowa się nie klei ani mnie, ani
jemu. Odczuwam to najwyraźniej. Prześladuje nas myśl, czy Paweł przyniesie nam,
co dzisiaj? Jak strasznie cierpimy przy tym
moralnie. Jakże wstydzimy się naszego
spodlenia i zezwierzęcenia pod wpływem
głodu i cierpienia.
„Afryka to inny świat” – mawiał Kardynał
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
15
M
punde, 29 marca 1993 roku.
Wielu wygaduje na Afrykę,
wypominając nam różne wojny
domowe i niedomowe, głód, raz w jednym,
to znowu w innym albo w całym regionie,
ciągłe prośby o pomoc, które wielu już się
znudziły. I powiadają, że najlepiej byłoby
zostawić Afrykę samej sobie, przestać się
nią interesować, a tym bardziej jej pomagać
w «wygramoleniu się z biedy, którą sama
sobie stwarza». Wiele biedy rzeczywiście
ludzie sami sobie zadają (Somalia, Angola,
Mozambik, Etiopia, Liberia, Sudan), ale
kiedy z radia słyszę o Jugosławii, Północnej
Irlandii, o Baskach i Hiszpanach,widzę, że
są w przyzwoitym towarzystwie, a na głupotę i draństwo monopolu nie mają. Przy
tym za wojnami w Afryce zwykle stały ide-
C
hicuni, 5 stycznia 1975 roku. Gadają tu językiem Citonga, który
nieco rozumiem, bo podobny do
Cilenje, którego używałem, gdy byłem w
Kasisi. Ale to było dawno, od dwudziestu
czterech lat używałem głównie Cibemba. Najtrudniejsza jest wymowa, gadają
przez nos i połykają spółgłoski. Trzeba się
wsłuchać, bo słyszy się jakieś hło, hła, hłe.
Pocę się nad gramatyką i gorzkie ronię
łzy, wkuwając słówka. Po niecałych trzech
tygodniach zaczęto mnie «wypędzać»
w niedzielę ze Mszą Świętą i kazaniem.
Boże, ulituj się nade mną i nad słuchaczami. Dzięki Bogu, obeszło się jednak bez
salw śmiechu, ale się pociłem, jak mysz kościelna. Ludzie tutejsi są wyrozumiali i dobrzy. Wiedzą, że biały człowiek jest głupi
– trudno mu gadać uczciwie ludzkim językiem, a że sami są dość mądrzy, więc domyślają się, o co mu właściwie chodzi, choćby
nie wiadomo, jakie byki strzelał.
16
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
ologie i interesy importowane z zewnątrz
oraz obca broń.
Pięćdziesiąt lat temu Afryka, z nielicznymi wyjątkami, była rządzona przez państwa kolonialne, które dużo (ale nie dość)
dla Afryki zrobiły (szkolnictwo, służba
zdrowia, komunikacja, administracja, nawet nieco przemysłu), ale jeszcze więcej
(za wiele) dla siebie samych. Może miłowali tych kolonizowanych bliźnich, ale
nieco mniej niż siebie samych. Teraz niektórzy mówią, że Afrykanie są biedni, bo
są leniwi. Nie należy uogólniać, jak chodzi
o pracowitość, bo znam wielu Afrykanów,
od których wielu Europejczyków mogłoby
się wiele nauczyć. Jak chodzi o lenistwo, to
stwierdziłem, że często jest wynikiem biedy...
Namówiłem jednego chłopca, aby mnie
codziennie uczył Citonga. Jeszcze mnie nie
«sprał» za lenistwo czy tępotę – raz nawet
dał mi dwa jajka za dobry postęp i obiecał
kurę, jak się będę jeszcze lepiej uczył. Proszę o memento do Ducha Świętego, który
nauczył szybko Apostołów przeróżnych języków, aby i mnie pomógł w tym Citonga
i żebym tę kurę dostał!
Fragmenty wspomnień kard. Adama
Kozłowieckiego SJ: Moja Afryka, Moje
Chingombe. Dzieje misjonarza opisane
w listach do Przyjaciół, Kraków 1998.
Wielkie serce kardynała
Z ks. Markiem Flisem, rzecznikiem prasowym Fundacji im. Księdza Kardynała
Adama Kozłowieckiego „Serce bez granic”, rozmawia Józef Augustyn SJ.
Rozmowa opublikowana na łamach Życia duchowego, 68/2011, s. 113-119.
Pochodzi Ksiądz z parafii
Majdan Królewski, do której
w przeszłości należała Huta
Komorowska, rodzinna miejscowość kard. Adama Kozłowieckiego.
W kościele parafialnym
w Majdanie Królewskim wisiała
swego czasu tablica z księżmi rodakami. Pamiętam, że kiedy byłem
małym chłopcem, ministrantem,
intrygowało mnie szczególnie
jedno nazwisko umieszczone na
tej tablicy – właśnie Ks. Adama
Kozłowieckiego, wówczas arcybiskupa w Zambii. Było ono
na tej liście wyróżnione podkreśleniem.
W domu, wśród różnych pamiątek mojej babci, znalazłem obrazek prymicyjny
Adama Kozłowieckiego z 1937 roku. Był
na nim wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem i napis: Cum lacte donans oscula
(„Z mlekiem dająca pocałunki”). Zastanawiałem się wtedy, jak to się stało, że z Huty
Komorowskiej Adam Kozłowiecki wyjechał do dalekiej Zambii.
Adam Kozłowiecki po swoim wyjeździe
do Afryki co jakiś czas przyjeżdżał do Polski, już w latach siedemdziesiątych i później.
Czy miał Ksiądz okazję spotkać się z nim
wówczas?
Kiedy Adam Kozłowiecki pierwszy
raz po dwudziestu latach przybył do Ojczyzny w 1970 roku, miałem sześć lat.
W uroczystościach, które wtedy odbyły
się w Majdanie Królewskim, nie brałem
udziału. Słyszałem o nich później od osób,
które w nich uczestniczyły. Nie spotkałem
go także w 1987 roku, kiedy przyjechał
w swoje rodzinne strony, by między innymi poświęcić nowo wybudowany kościół
w Hucie Komorowskiej. Byłem wówczas
klerykiem w Seminarium Duchownym
w Przemyślu. Dopiero w 1992 roku, kiedy
Adam Kozłowiecki przybył na poświęcenie nowego kościoła w Komorowie, miałem możliwość spotkania się z nim.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
17
Rezydencja Kozłowieckich w Hucie Komorowskiej
W tym roku 1 kwietnia minęła setna
rocznica urodzin kard. Kozłowieckiego.
W związku z tym w diecezji sandomierskiej,
do której należą i Majdan Królewski, i Huta
Komorowska, zorganizowano wiele uroczystości.
Z okazji tej rocznicy 6 stycznia w naszej diecezji zainaugurowano Rok Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego.
W setną rocznicę urodzin Księdza Kardynała – 1 kwietnia 2011 roku – odbyły
się uroczyste Msze Święte w bazylice konkatedralnej w Stalowej Woli i w kościele
w Hucie Komorowskiej. W Wydziale Zamiejscowym Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego w Stalowej Woli zorganizowano sesję naukową poświęconą kardynałowi.
Zaś w Majdanie Królewskim złożono kwiaty pod tablicą upamiętniającą sześćdziesiątą rocznicę święceń kapłańskich Księdza
Kardynała, którą wmurowano w Urzędzie
18
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Gminy w 1997 roku. (…) Rok Kardynała
Adama Kozłowieckiego upamiętniliśmy
także wydaniem okolicznościowego znaczka pocztowego. Chcemy też wybić pamiątkowy medal. Na jego awersie zostanie
umieszczona postać kardynała, data i miejsce urodzenia oraz data i miejsce śmierci.
Na rewersie katedra w Lusace, gdzie Adam
Kozłowiecki był arcybiskupem i gdzie został pochowany, oraz napis: „Misjonarz
Afryki”. Myślimy też, by w przyszłości –
w tym roku bowiem już nie zdążymy – wydać okolicznościową monetę.
W Roku Kardynała planowaliśmy także towarzyski mecz piłkarski reprezentacji
Polski i Zambii. Cały czas mamy nadzieję,
że do spotkania dojdzie. Dochód z niego
chcemy przeznaczyć – w duchu kard. Kozłowieckiego – na pomoc dla zambijskiej
młodzieży. Wszystko to ma służyć przybliżeniu postaci kard. Kozłowieckiego miesz-
kańcom jego rodzinnych stron, ale także
całej Polski.
Rok Kardynała to inicjatywa diecezji
sandomierskiej oraz Fundacji im. Księdza
Kardynała Adama Kozłowieckiego, której
jednym z założycieli jest także Ksiądz. Jak
doszło do powstania tej Fundacji?
Po śmierci Księdza Kardynała z naszej
diecezji na pogrzeb do Lusaki udał się bp
Edward Frankowski. Był pod wrażeniem
wielogodzinnych uroczystości pogrzebowych, żarliwych modlitw oraz przywiązania i szacunku, jakie okazywali zmarłemu
Zambijczycy. Swoimi wrażeniami z pobytu w Afryce ksiądz biskup podzielił się po
powrocie do Polski w czasie Mszy Świętej
w Majdanie Królewskim. Uczestniczyli
w niej Bogdan Romaniuk, radny Sejmiku
Województwa Podkarpackiego, i Dariusz
Bździkot, dyrektor Szkoły Podstawowej
w Komorowie. To właśnie oni wyszli z inicjatywą, by w rodzinnych stronach Księdza
Kardynała założyć fundację upamiętniającą życie i dzieło Adama Kozłowieckiego,
o którym szerzej niewiele tu wiedziano.
Chcieli, by nie tylko w Zambii, ale i w Polsce ludzie znali i cenili Kardynała.
Akt notarialny powołujący do życia
Fundację im. Księdza Kardynała Adama
Kozłowieckiego „Serce bez granic” został
podpisany 26 marca 2008 roku na plebanii
w Majdanie Królewskim. Prezesem Fundacji jest wspomniany bp Edward Frankowski.
Cel Fundacji – jak Ksiądz wspomniał
– to „upamiętnienie życia i dzieła” kard.
Kozłowieckiego. W jaki sposób Fundacja wypełnia to zadanie?
Wydaliśmy już album „«Serce bez granic». Apostoł Afryki – obywatel świata
– rodak z Huty Komorowskiej. Ks. kard.
Adam Kozłowiecki SJ 1911-2007”. Zawiera on wiele cennych zdjęć z archiwum
Fundacji oraz Biblioteki Naukowej Księży Jezuitów w Krakowie. Planujemy także
szersze opracowanie poświęcone Księdzu
Kardynałowi. Jest także przygotowywany
dziewięćdziesięciominutowy dokumentalno-fabularyzowany film o kardynale i jego
związkach z Majdańszczyzną. Fundacja
ma także swoją stronę internetową: www.
cardinalekozlowiecki.pl, na której można znaleźć wiele informacji i o kardynale,
i o działalności Fundacji.
Powstaje też Szlak im. kard. Adama Kozłowieckiego. Zaczyna się w Hucie Komorowskiej, gdzie kardynał się urodził. Dalej
prowadzi przez szkołę w Hucie Komorowskiej jego imienia. Następnie kościół parafialny w Majdanie Królewskim i cmentarz,
na którym pochowany został ojciec kardynała Adam Kozłowiecki senior. Później
Urząd Gminy w Majdanie i poświęcona
kardynałowi tablica pamiątkowa. Szlak
kończy się w pobliskim Komorowie przy
poświęconym przez niego kościele.
Chcemy jednak przede wszystkim zrekonstruować pałac Kozłowieckich w Hucie Komorowskiej, urządzić muzeum kard.
Kozłowieckiego, a przy nim utworzyć Diecezjalne Centrum Misyjne, które miałoby
charakter formacyjno-edukacyjny. Jest to
więc nie tylko działalność upamiętniająca postać kardynała, ale także konkretna
działalność w jego duchu. Kardynał jako
misjonarz w Zambii bardzo troszczył się
o wykształcenie młodych.
Na ukończeniu są już prace związane
z remontem pałacyku myśliwskiego. To
jedyny budynek, jaki przetrwał do naszych czasów na terenie majątku rodziny
Kozłowieckich, gdzie był pałac, budynki
dworskie oraz przypałacowy ogród i park
z egzotycznymi drzewami, a także tartak,
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
19
chcemy urządzić muzeum. Zgromadzimy
w nim pamiątki po kard. Kozłowieckim,
zbierane w ostatnich latach przez Fundację wśród mieszkańców okolicznych miejscowości. Ma to służyć przede wszystkim
przybliżeniu postaci kard. Kozłowieckiego
i jego rodziny, która tu przed wojną mieszkała: Adam Kozłowiecki senior, jego żona
Maria z Janochów i ich trzej synowie: Czesław, Adam i Jerzy.
Ojciec Adama Kozłowieckiego był wielkim społecznikiem.
Kardynał wraz z Biskupem z uznaniem zwiedzali Muzeum
cegielnia, zakład wyrobu dachówek i kręgów betonowych oraz młyn na pobliskiej
rzece Korzeń.
Wszystko to zostało zniszczone w czasie
wojny?
Historię pałacu opisała Teresa Ginalska w opracowaniu: „Majdan Królewski.
Historia i dzisiejsze oblicze gminy”. Pałac
przetrwał wojnę. Przetrwały także murowane stajnie, tak zwana resztówka dworska
i stojący obok piętrowy pałacyk myśliwski,
w którym przez jakiś czas mieszkała babka
kardynała. Piękne drzewa ogrodu i parku
wycięli na opał żołnierze Armii Czerwonej
zimą 1945 roku. Pałac – za zgodą komunistów – rozebrali okoliczni mieszkańcy
w 1955 roku. Na ocalałych murach stajni
wzniesiono remizę Ochotniczej Straży Pożarnej. Z cegieł z budynków dworskich wybudowano szkołę, która stoi do dzisiaj i nosi
imię kard. Adama Kozłowieckiego. Teren
parku porósł las.
Z zabudowań przetrwał – jak już mówiłem – jedynie pałacyk myśliwski i w nim
20
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Kozłowiecki senior mógł być dla swoich
synów wzorem zaangażowania społecznego
i otwartości na różne społeczne problemy.
W 1931 roku rodzice kardynała założyli
w Hucie Komorowskiej Fundację Naukowo-Wychowawczą, której celem było
kształcenie pochodzących z okolicznych
miejscowości chłopców w różnych zawodach, przede wszystkim związanych
z przemysłem drzewnym, ze względu na
bogactwo pobliskich lasów. Na rzecz fundacji Kozłowieccy przekazali połowę swojej ziemi, czyli blisko trzy tysiące hektarów
„z wszystkimi przynależnościami”, a więc
także z budynkami mieszkalnymi i gospodarczymi. Budowa obiektów miała zostać
ukończona w 1947 roku, ale prace przerwał wybuch wojny. Adam Kozłowiecki
senior był więc niezwykle hojny dla lokalnej społeczności i zaangażowany w troskę
o poziom wykształcenia czy w ogóle życia
na tym terenie. Zapewne więc był to wspaniały wzór dla Adama Kozłowieckiego juniora, późniejszego misjonarza w Zambii.
W Majdanie Królewskim i Hucie Komorowskiej krążą legendy o surowym wychowaniu synów przez Kozłowieckiego seniora.
Oczywiście trudno dziś powiedzieć, czy
owe „legendy” odzwierciedlają rzeczywistość, czy wydarzenia, które opisują, miały
raczej charakter epizodyczny. Mówi się na
przykład, że kiedy synowie Kozłowieckich
spóźnili się na obiad, nie dostawali tego
dnia ani obiadu, ani kolacji. Służba litowała się nad nimi i przemycała im coś do
jedzenia w tajemnicy przed Kozłowieckim
seniorem. Czy jednak tak było zawsze, tego
już nie wiemy. Są też wspomnienia mieszkańców, którzy widzieli, jak państwo Kozłowieccy jechali do kościoła w Majdanie
Królewskim bryczką, a ich synowie szli na
nogach za nimi. Może rzeczywiście był to
przejaw surowego i wymagającego wychowania, a może chłopcy po prostu woleli sobie pobiegać.
Więcej na ten temat mogliby pewnie
powiedzieć starsi mieszkańcy okolicznych
miejscowości, którzy pamiętają jeszcze
czasy przedwojenne albo z autopsji, albo
z opowiadań swoich bliskich. Wielu przecież pracowało we dworze, widzieli więc codzienne życie rodziny Kozłowieckich.
Zginęło w nim od siedmiuset do tysiąca
pięciuset więźniów. Różne źródła podają
tu różne liczby. W latach sześćdziesiątych
ubiegłego wieku na terenie byłego parku
dworskiego postawiono pomnik upamiętniający męczeństwo Żydów w Hucie Komorowskiej.
W rodzinnym majątku Adama Kozłowieckiego w czasie wojny Niemcy utworzyli
obóz.
W czasie wojny mieszkańców Majdańszczyzny, między innymi Huty Komorowskiej, Niemcy wysiedlili, ponieważ na
tym terenie Wehrmacht tworzył poligon
dla piechoty i artylerii w związku z przygotowywaną inwazją na Związek Radziecki.
W Majdanie Królewskim po czerwcu 1941
roku utworzono obóz jeniecki dla Rosjan.
W latach 1941-1942 wymordowano w nim
dziesięć tysięcy radzieckich jeńców. Ginęli
przeważnie śmiercią głodową. Także oni
zostali upamiętnieni pomnikiem na majdańskim Rynku. Nasza Fundacja w muzeum pamięci kard. Kozłowieckiego chce
uwzględnić również tę bolesną przeszłość
Majdańszczyzny. Po nacjonalizacji majątku Kozłowieccy zamieszkali w Zakopanem. Ojciec Adama Kozłowieckiego zmarł
Rzeczywiście, kiedy Adam Kozłowiecki
został aresztowany i wywieziony do obozu
koncentracyjnego najpierw w Auschwitz,
a potem w Dachau, także w majątku Kozłowieckich utworzono obóz zagłady dla
Żydów. Niemcy postawili tam szereg baraków, w których w straszliwych warunkach
przetrzymywano setki Żydów przywiezionych tu z różnych stron Polski. Pracowali
oni przy karczowaniu lasu. Wszystkich zamordowano, a zabudowania wykorzystano
później do stworzenia obozu pracy dla Polaków. W sumie przez obóz w Hucie Komorowskiej przeszło około trzech tysięcy osób.
Nowoczesny sposób ekspozycji przykuwa uwagę
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
21
tego dziedzictwa materialnego. Teraz jednak
w rodzinnych stronach
kardynała utrwalamy
pamięć o kardynale
i jego dziedzictwie duchowym. Powraca więc
tu, a razem z nim jego
najbliżsi. To niezwykłe
ścieżki Opatrzności. (…)
Przyznam, że jestem pod wrażeniem
zaangażowania Księdza
i innych osób z Fundacji
w upamiętnienie kard.
Kozłowieckiego. Czym
kardynał ujął Księdza?
Dał się poznać jako niezwykle otwarty, życzliwy i ciepły człowiek,
Kardynał Mozambwe zostawił w księdze swój wpis
obdarzony poczuciem
w 1949 roku, jego matka w latach sześćdzie- humoru, mimo swoich ciężkich obozowych
siątych. Najstarszy brat kardynała – Cze- doświadczeń. Do tego, co niełatwe w życiu,
sław został rozstrzelany przez Niemców podchodził z dystansem i ogromną pokorą.
w 1940 roku, młodszy – Jerzy po kampanii Był z tym pogodzony. Pytany o lata obozowrześniowej przedostał się do Anglii. Po we z humorem odpowiadał, że Hitler zawojnie wrócił do Polski, ale musiał uciekać fundował mu kilkuletnie wakacje. Gdy po
z kraju, ponieważ zainteresowała się nim raz pierwszy po wojnie przybył do Polski,
Służba Bezpieczeństwa. Przez Wiedeń wy- na miejscu swojego rodzinnego domu zastał
tylko dewastację i ruiny. Podszedł do tego
jechał do Kanady.
z dystansem. Śmiał się, że pod krzakiem
Można powiedzieć, że dzięki Funda- jego ojciec zakopał złoto, ale ani krzaka, ani
cji rodzina Kozłowieckich niejako powraca złota już tam nie było. A kiedy w 1987 roku
w Hucie Komorowskiej poświęcił kościół,
w swoje strony.
powiedział, że teraz ten Boży dom będzie
Powiedziałbym raczej, że dzięki kard. i jego domem, że nadal ma tu do czego wraKozłowieckiemu. To swoisty paradoks, cać. Swoje życie zawierzył więc całkowicie
ponieważ kiedy Adam Kozłowiecki junior Bogu i w Nim szukał oparcia. Prawdziwie
wstąpił do zakonu jezuitów, ojciec był temu Boży człowiek.
przeciwny i wydziedziczył go. Pozbawił go
22
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
wokó³ LITURgii
„Nie niezmienność,
lecz przystosowanie”
tekst
Tomasz Majowicz - rok V
S
łowa tytułu pochodzące z encykliki Papieża Pawła VI – Ecclesiam
Suam, myślę, że najlepiej zapowiedzą temat, którym się zajmę. Otóż chciałbym chociaż lakonicznie pochylić się nad
zagadnieniem sprawowania liturgii w krajach misyjnych na podstawie wybranych
punktów Dekretu Soborowego: Sacrosanctum Concilium.
Sobór Watykański II w Konstytucji
o Liturgii świętej, w punkcie 37 mówi:
„Kościół (…) otacza opieką i rozwija duchowe zalety i wartości różnych plemion
i narodów. (…), a niekiedy nawet przyjmuje do liturgii, jeśli odpowiada to zasadom
prawdziwego i autentycznego ducha liturgicznego”. Dalej, w punkcie 38 mówi tak:
„… należy uwzględnić uprawnione różnice
oraz dostosowanie do rozmaitych ugrupowań, regionów i narodów, zwłaszcza na
misjach”. Natomiast w punkcie 40 przeczytamy, że aby dostosowanie było przeprowadzone przezornie trzeba konsultować się
z władzą terytorialną i Stolicą Apostolską.
Sytuacja na misjach niemal zawsze wymaga przystosowania się do warunków tam
panujących. Tu nie chodzi o to, by pójść
i nagle wprowadzić coś nowego dla ludzi
tam żyjących. To nie przyniesie najprawdopodobniej żadnego skutku. Oczywiście,
zainteresowanie będzie, ale jakie zrozumienie i ile trzeba czekać na owoce? Sobór
podpowiada, iż można inaczej. Kościół po
to posyła misjonarzy do takiego kraju, aby
pomóc człowiekowi. Myślę, że Kościół najlepiej pomoże, jeżeli zapożyczy ze zwyczajów miejscowej kultury, po sprawdzeniu
tego, co może i czy to „odpowiada zasadom
prawdziwego i autentycznego ducha liturgicznego”. Afrykańczycy czy Indianie szybciej i łatwiej zrozumieją ducha liturgii jeżeli
zastosujemy chociaż minimalne formy inkulturyzacji, o której tak często wspominał
bł. Jan Paweł II w swoich wypowiedziach
na temat misji.
Wspólnota Kościoła chce opiekować się
i jak najszerzej rozwinąć wszystkie zalety
różnych plemion i narodów, które można
przyjąć do liturgii. To jest prawdziwe bogactwo. Ono ubarwia i wzbogaca. Poszerza
horyzonty i otwiera swoje drzwi na ludzi,
którzy do tej pory posługują się takimi formami. Mowa tu oczywiście o wszystkich
zwyczajach niesprzecznych z dogmatami
i duchem liturgii. Sobór nakazuje nawet, że
koniecznie trzeba zaakceptować „uprawnione różnice”, które Kościół spotyka
w krajach misyjnych. Trzeba jednak robić
to wyłącznie z błogosławieństwem władzy
kościelnej.
Ludzie mieszkający w „ciepłych krajach” mają specyfikę całkowitego zaangażowania się w to co robią. Jeżeli więc modlą się, robią to całym ciałem, wszystkimi
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
23
wokó³ LITURgii
zmysłami. Misjonarz kiedy przyjeżdża na
urlop, opowiada o tańcach liturgicznych,
pięknych śpiewach, kolorowych strojach
i różnych innych zwyczajach. I jak tu nagle
tego zabronić, skoro ci ludzie inaczej nie
umieją i to jest ich najprostsza droga do
Boga?!
Reasumując, liczy się więc „nie niezmienność lecz przystosowanie”, byleby
zachować ducha.
Kult znakiem
jedności...
czyli o liturgii w krajach misyjnych
tekst
Krystian Musiał - rok IV
Ewangelia, którą przyniósł Jezus
Chrystus jest dla wszystkich narodów,
kultur i języków. Jednak wyrażanie jej
w liturgii jest nieco inne w wydaniu różnych narodów.
Inkulturacja wyzwaniem
dla Kościoła
W
ejście w kontakt z nowymi, a w istocie nie zawsze
młodszymi od helleńsko-rzymskiej, kulturami Afryki i Azji
w XIX, a zwłaszcza w XX wieku, pomogło Kościołowi katolickiemu uświadomić
sobie własne, kulturowe zróżnicowanie.
W swych misyjnych encyklikach Evangelii praecones i Fidei donum Pius XII zalecił misjonarzom uszanowanie rodzimych
kultur. Precyzyjnie ujmie rzecz Jan XXIII
w encyklice Princeps pastorum: „Kościół
nie utożsamia się z jedną tylko kulturą
Europy, czy innego zachodniego narodu,
chociaż – jak wskazuje historia – łączą go
24
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
z nią najściślejsze związki. (...) Kościół jest
gotów wszystko, co człowieka wzbogaca
umysłowo i duchowo, uznawać, przyjmować w siebie i pozytywnie popierać,
przy tym jest obojętne, czy to pochodzi
z innych części świata, a nie z rejonów Morza Śródziemnego, które za zrządzeniem
Opatrzności były kolebką Kościoła”.
Soborowy dekret o działalności misyjnej Kościoła Ad gentes wzywa do poszanowania kultury narodów, do których
udają się misjonarze (n. 22); w istocie cała
deklaracja o stosunku Kościoła do religii
niechrześcijańskich Nostra aetate dotyka
potrzeby szacunku dla tych religii jako
podstawy do dialogu z nimi. W 1982 r.
Jan Paweł II powiedział do biskupów
Nigerii: „Kościół prawdziwie odnosi się
z szacunkiem do kultury każdego narodu.
Ofiarowując orędzie ewangeliczne, nie ma
on zamiaru niszczenia ani obalania tego,
co jest dobre i piękne. Istotnie, uznaje
on wiele wartości kulturalnych, a przez
moc Ewangelii oczyszcza i wprowadza do
wokó³ LITURgii
Inkulturacja
na
kłopoty narażona jest
nieustannie.
Wiele
terminów specyficznie chrześcijańskich
nie istnieje w językach
ewangelizowanych ludów. Trzeba tworzyć
je od nowa. Pewnym
wyjściem zdaje się pozostawienie terminów
w ich oryginalnym
brzmieniu. Ale i wtedy bywają problemy.
Jak z terminem „Eucharystia”, który zdecydowali się stosować
Taniec jest swoistym wyrazem radości i wspólnoty
misjonarze w Zairze,
kultu chrześcijańskiego pewne elementy ale który – jak się okazało – jest bardzo
obyczajów danego ludu. Kościół niesie bliski wyrażeniu uka-risa-tija oznaczająceChrystusa, nie zaś kulturę innego narodu. mu w tamtejszym języku lele – «wsadzić
Ewangelizacja ma na celu przeniknięcie kobietę do ognia». W kulturze Lele nie
i wyniesienie kultury mocą Ewangelii”. istnieje idea sakramentu, grzechu, zbawieW adhortacji Evangelii nuntiandi Jan Pa- nia i zmartwychwstania.
weł II podkreślił, że „Ewangelia, a zatem
Za dziedzinę, która stosunkowo najłai ewangelizacja, nie mogą być utożsamia- twiej poddaje się inkulturacji, zwykło się
ne z jakąś kulturą, bo niezależne są od uważać liturgię.*
wszystkich kultur” (n. 20).
*Potocki Andrzej OP, Inkulturacja – ważny wymiar
Tak stopniowo dojrzewa w myśleniu pracy misyjnej, w: „Teofil”, nr 2 (10), 1999
Kościoła pojęcie inkulturacji. Termin pojawia się w auli synodu biskupów poświę„Wielbić Pana chcę”
conego katechizacji (1977 r.) i trafia do
Taniec wyrazem uwielbienia
„Orędzia do Ludu Bożego” tegoż synodu.
W konsekwencji odnajduje się go w posyW Dyrektorium o pobożności ludowej
nodalnej adhortacji Jana Pawła II Cateche- i Liturgii czytamy: „W niektórych kultusi tradendae (1978 r.). Termin szybko się rach śpiewowi towarzyszą klaskanie dłoni,
upowszechnia, wypierając dawniej uży- rytmiczne ruchy ciała i taniec. Formy te
wane określenie „akomodacja”, a niekiedy wyrażają ich wiarę i należą do miejscowej
nawet zastępując termin „ewangelizacja”. tradycji. Jednak tego rodzaju zachowań
W Redemptoris missio papież przyznaje, że nie należy bezkrytycznie przenosić na inne
inkulturacja to proces trudny, „ponieważ środowiska wiernych, dla których są one
nie może w żadnej mierze naruszyć specy- obce lub nienaturalne” (n. 17). Taniec jest
fiki i integralności wiary chrześcijańskiej” nieodłącznym elementem liturgii w kra(n. 52).
jach misyjnych. Obecność tańca świadczy
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
25
wokó³ LITURgii
o radosnym przeżywaniu liturgii, dlatego
taniec nie jest obecny w liturgii pogrzebowej lub w Wielki Piątek na znak żałoby
i jako wyraz smutku. Jest on obecny m.in.
w czasie procesji do ołtarza, na przyniesienie darów do ołtarza, czy na procesję zejścia. Niektórzy stojąc w miejscu, gdzie się
znajdują, tańczą w takt muzyki np. klaskając w dłonie. W krajach misyjnych podczas liturgii używa się bębnów jak również
miejscowych instrumentów muzycznych
np.: kudnu (mały bębenek wykonany
z drzewa, na który naciągnięta jest skóra
jaszczurki), garamut (duży kawałek pnia
drzewa, na którym przy pomocy kija wybijany jest rytm), znanymi instrumentami
są też tam-tamy, bębenki (rodzaj bębna),
balafony (składa się z zestawu różnej wielkości sztabek drewnianych, uderzanych
przez grającego za pomocą pałeczek), czy
grzechotki. Taniec liturgiczny przeważnie
wykonywamy jest przez dziewczęta, które
ubrane są w jednolite stroje i ustawione są
według wieku i wzrostu.
Słowo Boże źródłem misji
Szczególnym momentem uwielbienia
Boga w Jego Słowie jest Liturgia Słowa,
która jest bardzo widoczna i doceniona
w liturgii w Papui-Nowej Gwinei. Rozpoczęciu Liturgii Słowa towarzyszy tzw.
procesja biblijna, która polega na przyniesieniu Księgi Pisma Świętego do miejsca
przewodniczenia liturgii. Procesja ta ma
miejsce bezpośrednio po zakończeniu
kolekty lub przed czytaniem Ewangelii.
Tronem dla Pisma Świętego jest jakiś symbol z kultury lokalnej np. łódź dla ludzi
mieszkających blisko morza czy rzeki. Po
przybyciu procesji do miejsca celebry, Biblię odbiera kapłan i kładzie Ją na ambonie. Procesji tej towarzyszy śpiew pieśni
nt. Słowa Bożego.
26
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Muzyka, taniec i radość to charaktersytyczne dla afrykańskiej liturgii
„Wy biali macie zegarki,
a my, czarni, mamy czas”
Niewątpliwie to zdanie odzwierciedla
dzisiejsze spojrzenie człowieka na Eucharystię. Iluż to ludzi w naszych świątyniach
spogląda co chwilę na zegarek. Gdy przeciągnie się homilia można wyczuć zniecierpliwienie wśród wiernych. Niektórzy
nerwowo spoglądają na zegarek dając
tym samym znak kaznodziei, aby już kończył. W krajach afrykańskich jest inaczej.
Eucharystia jest wielkim wydarzeniem,
które może trwać kilka godzin i nikt nie
okaże znużenia czy zniecierpliwienia,
wszyscy uczestniczą w liturgii do końca.
Starajmy się uczyć od naszych braci
w wierze poszanowania i głębszego spojrzenia na tajemnice liturgii w naszym życiu. Nie patrzmy na liturgię przez pryzmat
obowiązku, jaki nakłada Kościół, ale jako
wyraz naszego oddania szacunku i należnej czci Bogu.
ROZMOWA Z...
Można
pracować
w afryce
Ksiądz Jan Krzysztoń, pochodzący
z parafii Godziszów,
obecnie pracujący w Zambii
w rozmowie z Piotrem Pokorskim.
Jak zrodziło się u Ojca powołanie
misyjne?
Myślę, że przez kontakt z misjonarzami.
Kiedy przyjmowałem święcenia w 1975
roku wśród księży diecezjalnych jeszcze
niewiele mówiło się na temat misji i wyjazdów. Potem kontakt z moim rodakiem,
który wyjechał wcześniej na misje. Uważam, że wtedy ja też zacząłem myśleć, że
można byłoby wyjechać, można by pracować w Afryce. Zdecydowałem się wreszcie
poprosić mojego biskupa. Po trzech latach
biskup Pylak zgodził się na mój wyjazd.
Dlaczego na swoją placówkę wybrał
Ojciec akurat Zambię?
W tym czasie wszyscy, którzy zgłaszali
się na misje, byli przez kurię kierowani do
Afryki, do jednego kraju, do Zambii.
Jakie są warunki pracy w Zambii? Jaki
jest klimat, jakie są warunki materialne
misjonarzy?
Warunki nie są najgorsze. Może nie są
też najlepsze (śmiech), ale klimat w Zambii
bardzo sprzyja europejczykom. Jest sucho,
może być gorąco, ale nie ma wilgotności.
Jest pora sucha i pora deszczowa. W porze
suchej jest także okres względnego zimna.
Warunki klimatyczne nie są przeszkodą,
żeby mówić o wyjeździe do Afryki, do
Zambii jako wielkim poświęceniu.
Jak duża jest placówka misyjna, na której aktualnie Ojciec przebywa?
Rozciąga się na przestrzeni ok. 180
km, dlatego że z samej misji do najdalszej
kaplicy mamy ok. 150 km. Jest też duża
powierzchnia, gdy chodzi o szerokość. Do
najbliższego kościoła, czy kaplicy dojeżdża
się w ciągu 10-15 minut, to jest 6 km. Do
najdalszej kaplicy jedzie się 6 – 7 godzin.
Jaki jest stosunek mieszkańców do misjonarzy?
Zambia nigdy nie była kolonią. Jako
Północna Rodezja była protektoratem
i to, co Zambijczycy, czy wcześniejsi ludzie
mieszkający w Rodezji otrzymywali od
białych, to była przede wszystkim pomoc:
rozwój szkolnictwa, służby zdrowia, otwieranie nowych ośrodków zdrowia, zakładanie nowych szkół. Misjonarz, a tym barPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011
27
ROZMOWA Z...
dziej misjonarz biały kojarzy się z kimś, kto
rzeczywiście pomagał i przyczynił się do
tego, że potrafimy czytać, pisać. Do tego, że
mamy opiekę lekarską, opiekę zdrowotną.
Jak wygląda zwykły dzień Ojca?
Dzień wygląda różnie, w zależności czy
na początku tygodnia, czy pod jego koniec.
Od czwartku do niedzieli wyjeżdżamy
do kaplic. Wtedy taki wyjazd zaczyna się
między godz. 7 a 8 rano. Gdy przyjedzie
się do kaplicy, najpierw trzeba usiąść do
konfesjonału i wyspowiadać tych, którzy
przychodzą do kościoła i którzy chcą oraz
mogą przyjąć sakrament pokuty. Czasem
jest więcej jak 50 osób. Około godziny 10
odprawiam Mszę Świętą, a po niej często
mieszkańcy przygotowują poczęstunek.
Jedzie się do chorych, siada się z radą parafialną, radą duszpasterską, która jest
w danej kaplicy. Pracujemy z grupami, do
których należą ludzie świeccy, są to: Legion Maryi, Akcja Katolicka. Niejednokrotnie trzeba także zająć się katechumenami, którymi mogą być dorośli lub dzieci.
Trzeba sprawdzić przygotowujących się do
małżeństwa. Wyjazd do kaplicy nie ogranicza się do odprawienia Mszy Świętej,
ale jest to pełny kontakt z tymi ludźmi.
Z reguły w ciągu tygodnia odwiedzamy
jedną lub dwie kaplice, jeżeli są one mniejsze. Wracamy wtedy na misje wieczorem,
gdy się ściemnia – zmrok zapada około 18.
Jeżeli na misji jesteśmy we dwóch, w niedzielę jeden zostaje i zajmuje się miejscowymi.
28
czurka na suficie. Kiedy rano pełen niepokoju powiedziałem o tym innemu księdzu,
ku mojemu zdziwieniu on powiedział:
«No to co» i gdzieś sobie poszedł. Myślałem, że tę jaszczurkę mamy złapać i wyrzucić, a dopiero potem przekonałem się,
że jaszczurka w pokoju to coś normalnego
i może sobie chodzić. Ciekawym wydarzeniem był wąż w ubikacji. Nie pamiętam,
gdzie znalazłem się po tym, jak zobaczyłem
kobrę stojącą obok mnie. Przykrym wydarzeniem byli złodzieje, którzy z odległości
około metra celowali w moim kierunku.
Dwa pociągnięcia za spust i całe szczęście,
że strzelba nie była naładowana. Gdy człowiek sobie teraz przypomina te chwile, to
może się uśmiać.
W jaki sposób ewangelizuje się tamtejszą
ludność?
Przede wszystkim bazując na Piśmie
Świętym. To jest podstawa mojej pracy.
Oni nie potrafią czytać, a kto potrafi chce
mieć Pismo Święte na własność. Pomagamy w zakupie finansując połowę ceny,
żeby mogli je mieć u siebie. Tamtejsi ludzie
czytając Pismo Święte, czerpią z niego największą wiedzę. Chodzi o to, żeby potrafili interpretować słowa Pisma w kontekście całego swojego życia. Pomocą może
służyć grupa ludzi, którzy już od dawna
są ochrzczeni dobra książka, katechizm,
wytłumaczenie. Natomiast jeśli chodzi
o pierwszych katechumenów, gdy mówimy
o ewangelizacji dzieci – podstawą dla wiary i jej zrozumienia jest Pismo Święte.
Czy przeżył Ojciec szczególne momenty
w swojej pracy misyjnej?
Czy nie tęskni Ojciec za Polską, za Ojczyzną, za domem?
Trudno powiedzieć. Pierwszej nocy,
kiedy przyjechałem do Zambii takim momentem szczególnym była dla mnie jasz-
Afryka jest moim domem i to chyba
wystarczy za odpowiedź.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
ROZMOWA Z...
Kościół we
Francji
także żyje!
Misje nie dotyczą tylko krajów Afryki,
czy rozwijającego się Kościoła w Azji.
Misyjne stały się kraje europejskie.
O swojej przygodzie duszpasterskiej
w rozmowie z Rafałem Kusiakiem
opowiada Ksiądz Szymon Brodowski
Od roku pracuje Ksiądz we Francji. Jakie
wrażenia?
Rzeczywiście, to już ponad rok. Gdy
Ksiądz Biskup zaproponował mi wyjazd
do Francji, z radością podjąłem decyzję
o wyjeździe, zdając sobie jednak sprawę,
że praca duszpasterska we Francji jest tyleż
ciekawa, co trudna. Szczególnie na początku barierę stanowił język, następnie odkrywałem – i nadal odkrywam różnice, jakie
dzielą nas jeśli chodzi o kulturę, mentalność i co za tym idzie, sposób przeżywania
wiary, relacji z Chrystusem i Kościołem. Po
roku pobytu w diecezji – pracuję w diecezji
Bayonne, Lescar et Oloron – mogę powiedzieć, że (prawie) się tu zadomowiłem i po
prostu podejmuję codzienną pracę duszpasterską ze wszystkimi jej radościami i troskami.
Czym różni się duszpasterstwo we
Francji od tego w Polsce?
Przede wszystkim, to co najważniejsze,
pozostaje wszędzie jedno: sprawowanie
Mszy Świętej, posługa w konfesjonale,
przepowiadanie Słowa Bożego. Co ciekawe, homilia w dzień powszedni stanowi
tutaj normę. Oprócz księży, którzy angażują się w duszpasterstwo – i naprawdę mają
«pełne ręce roboty», znaczący wkład
wnoszą świeccy, którzy podejmują różne
posługi, ciesząc się zaufaniem swoich księży. Duszpasterstwo dokonuje się również
poprzez wspólnoty i ruchy: Mouvement
Eucharistique des Jeunes, Équipes Notre
Dame, Mouvement Chrétien des Retraités,
Mouvement Chrétien des Cadres, Scouts
et Guides d'Europe, etc…
Księża w Polsce codziennie katechizują
w szkole. A jak to wygląda we Francji?
Katecheza ma miejsce głównie w szkołach katolickich. Na terenie parafii mamy
cztery takie szkoły. Katechezy prowadzą
przede wszystkim katecheci świeccy. Ja
osobiście mam pod opieką dwie szkoły,
gdzie katechizuję raz w tygodniu i spotykam się ze społecznością szkolną przy okazji uroczystości przygotowujących dzieci
do przeżywania poszczególnych okresów
i świąt kalendarza liturgicznego. Jest to
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
29
ROZMOWA Z...
Duszpasterstwo dokonuje się również poprzez wspólnoty i ruchy
zatem regularna obecność w szkole i przygotowanie dzieci i młodzieży do Pierwszej
Komunii Świętej, bierzmowania jak również – co jest dosyć powszechne – do sakramentu chrztu świętego. Dzieci ze szkół
publicznych biorą udział w katechezie organizowanej przy parafii.
Jaki jest stosunek władz do Kościoła?
Na stosunek władz państwowych i samorządowych do Kościoła katolickiego
ma wpływ skomplikowana historia tej relacji. Ostatecznie wiele spraw rozgrywa się
na poziomie dobrej lub złej woli danego
urzędnika, np. dyrektora szkoły publicznej czy szpitala. Dla przykładu, w Pau,
gdzie pracuję, pani mer jest raczej życzliwa. Osobną kwestią jest fakt, że budynki
30
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
sakralne zasadniczo należą do państwa, co
ma swoje plusy i minusy.
Kto animuje życie na parafii oprócz
Księdza?
Poszczególne posługi są wykonywane
przez różne «ekipy». I raczej nie brakuje
nam ludzi dobrej woli, którzy poświęcają
swój czas służbie Kościołowi. Wielką radością jest również dla mnie i dla parafii przybycie wspólnoty sióstr dominikanek, które
od trzech tygodni zajmują jedną z plebanii.
One również wnoszą wiele w życie parafii.
Jak ocenia Ksiądz przyszłość Kościoła we
Francji?
Jest ona w rękach Boga.
wokó³ Teologii
Asceta z Kapadocji
tekst
dk. Konrad Fedorowski - rok VI
W życiu nieraz spotykamy ludzi, których chcielibyśmy naśladować, ponieważ
ich postawa fascynuje, zachwyca, buduje
i mobilizuje do pracy nad sobą. A kiedy
ich zabraknie rozpamiętujemy to wszystko, co robili i tworzyli. Taką osobą jest
św. Bazyli Wielki, który żył w IV wieku,
jednak jego przesłanie jest do dziś aktualne. Dlaczego? Aby na to odpowiedzieć
trzeba poznać jego życie.
Młodość
U
rodził się ok. 330 r. w Cezarei
Kapadockiej (obecna Turcja)
w bogatej rodzinie chrześcijańskiej. Jego ojciec – Bazyli był zamożnym retorem oraz adwokatem, matka – św. Emelia
była kobietą głęboko religijną. Pochodził
z „rodziny świętych”, bo zadziwiająca większość jej członków czczona jest jako święci:
babka – Makryna Starsza, ojciec, matka,
bracia: Grzegorz z Nyssy i Piotr z Sebasty,
siostra – Makryna Młodsza. Bazyli był najstarszym dzieckiem wśród dziesięciorga,
z których trzech zostało biskupami (św. Bazyli Wielki, św. Grzegorz z Nyssy i św. Piotr
z Sebasty). Duży wpływ na Bazylego w jego
młodości miała jego babka, wdowa po męczenniku z czasów prześladowań oraz jego
siostra – Makryna, która prowadziła ascetyczny tryb życia. Bazyli był bardzo zdolnym młodzieńcem, wyjechał na studia do
Cezarei, potem pobierał nauki w Konstantynopolu oraz Atenach. To umożliwiło mu
gruntowne poznanie kultury klasycznej. Po
powrocie do rodzinnego miasta nauczał
retoryki, jednak świeckie życie, światowa
sława i powodzenie nie przynosiły mu zadowolenia.
„Nawrócenie”
W końcu porzucił stanowiska, usunął
się ze świata i zaczął wieść życie pustelnicze pod kierownictwem mnichów Syrii
i Palestyny. Po powrocie do ojczyzny Bazyli osiedlił się nad rzeką Irys w pobliżu
Neocezarei Pontyjskiej. Wkrótce przyłączył się do niego św. Grzegorz z Nazjanzu
(przyjaciel ze studiów w Atenach). Wtedy
Bazyli ułożył dwie Reguły zakonne, które
miały wielki wpływ na rozwój życia zakonnego na Wschodzie. Bazyli był ascetą duszą
i ciałem, dzięki umiłowaniu spokoju i ciszy
wzrastała w nim siła do poznawania Bożej
Prawdy i przezwyciężania pokus. W 364 r.
Bazyli przyjął święcenia kapłańskie zostając
doradcą biskupa Cezarei Kapadockiej –
Euzebiusza, a po jego śmierci, w 370 r., jego
następcą. Pomimo, że Bazyli miał wtedy 40
lat, to stan jego zdrowia nie był najlepszy.
Grzegorz z Nazjanzu tak charakteryzował
przyjaciela: „Wychudzony postami i wycieńczony czuwaniami nocnymi sprawiał
wrażenie istoty pozbawionej prawie zupełPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011
31
wokó³ Teologii
nie ciała i krwi”. Jednak jego siły duchowe
i umysłowe pozostawały w doskonałej równowadze. Odznaczał się przenikliwością,
mądrością, stanowczością w rządzeniu.
Wiara na co dzień
Życie jego wypełniał ewangeliczny radykalizm i dlatego jego pierwszym zadaniem
była obrona wiary – był on uosobieniem
ortodoksji, nieugięcie opierał się akcji prowadzonej przez cesarza Walensa przeciwko
prawdziwej wierze. Prestiż i powaga Bazylego była tak wielka, że dyktator nie odważył
się skazać go na wygnanie. Bazyli był również wzorem duszpasterza, głosił kazania
do ludu, przygotowywał katechumenów
do chrztu, wydobywał z Ewangelii aspekty
praktyczne, niezmordowanie oddał się walce z indywidualnymi i społecznymi występkami, ponadto potrafił umiejętnie kierować
duszami. Oddziaływał nie tylko słowem, ale
swoim życiem pociągał do naśladowania.
Przykładem tego jest to, że przekształcił
dzielnice nędzy w osiedle miłosierdzia. Na
przedmieściach Cezarei zbudował ośrodek
zwany później Bazyliadą, gdzie znajdowały
się szpitale dla chorych, trędowatych i ofiar
epidemii.
Wiele uwagi św. Bazyli poświęcił także
problemom społecznym. Wówczas wielcy właściciele ziemscy wyzyskiwali swych
pracowników. Uderzał w tej epoce prawie
całkowity brak w społeczeństwie warstw
średnich. Co więcej kuł w oczy luksus bogaczy oraz szerząca się lichwa. W tej sytuacji
Bazyli rozdał swój majątek biednym oraz
protestował przeciwko tej sytuacji społecznej. W kazaniach kładł nacisk na równość
i godność wszystkich ludzi. Potępiał jednocześnie rządzę posiadania.
Bazyli prowadził aktywną działalność
duszpasterską i społeczną, znajdował także
czas na pisanie. Jest autorem wielu dzieł,
32
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
które przetrwały do dziś. Można je podzielić na: dogmatyczne, ascetyczne, pedagogiczne, homilie, mowy i listy. Kiedy Bazyli
bronił prawdy o Bogu w Trójcy Świętej
Jedynzm przed atakami Arian napisał dzieła: Przeciw Eunomiuszowi oraz O Duchu
Świętym. Św. Bazyli to jeden z największych mówców kościelnej starożytności,
umiejętnie łączył piękno formy przekazu
z prostotą i jasnością myśli. Zachował się
cały zbiór jego kazań o zagadnieniach społecznych, odznaczają się one nieskazitelnością doktrynalną, celną argumentacją, siłą
przekonania. Pomimo tego, że zmieniły
się uwarunkowania społeczne, jego nauka
zachowuje wciąż swoją wartość i aktualność. Znajdywał także czas na prowadzenie obszernej korespondencji. Zachowało
się 365 listów jego autorstwa, które uchodzą za arcydzieła starożytnej epistolografii.
W swych listach pocieszał, dodawał odwagi,
udzielał rad, wskazywał drogę do doskonałości. Liczna korespondencja ukazuje zalety
św. Bazylego takie jak: prostolinijność, wyważony sąd w ocenie sytuacji, poczucie odpowiedzialności, niezłomność i wrażliwość.
Św. Bazyli – człowiek umiaru i dialogu na
służbie ortodoksji, wyczerpany umartwieniami umiera w wieku zaledwie 50 lat.
Aktualny Pedagog
Wiele aspektów nauczania św. Bazylego
znajduje odniesienie do obecnych czasów.
Świadczy to o jego wielkości, jak również
i o tym, że dziś spotykamy podobne problemy, z jakimi stykał się Bazyli. Wspomnieć
należy choćby próby wycofania głosu Kościoła z życia społecznego i publicznego
przez rządzących. Także i dziś spotykamy
nierówności społeczne, biedę, bezrobocie.
Ale chcę zwrócić uwagę na jeszcze inny
problem. Dziś zalewają cały świat nowości, nowinki, zarówno technologiczne jak
wokó³ Teologii
Kapadocki duszpasterz – Bazyli Wielki
i umysłowe. Wielokrotnie stajemy przed
problemem czy to, co słyszymy, widzimy,
odbieramy jest na pożytek naszego ciała
i duszy. Bardzo trudno dzisiaj ocenić i rozeznać, czy mamy do czynienia z autentyczną
prawdą, czy zakamuflowanym kłamstwem
pod przykrywką pięknych słów, które prowadzą na manowce. Aby w tym wszystkim
nie zagubić się i nie zbłądzić, warto przeanalizować nauczanie św. Bazylego, jakie
zawarł w traktacie Mowa do młodzieńców.
Znajdują się w nim wskazówki dotyczące
czytania książek różnych autorów. Czytamy w nim: „nie na wszystkie po kolei słowa poetów trzeba zwracać uwagę, jako że są
one różnego rodzaju; lecz kiedy opowiadają
o czynach albo mowach dobrych mężów,
należy ich kochać i naśladować i jak najusilniej się starać zostać takimi; gdy zaś przejdą
do złych mężów, należy unikać tego naśladowania, zatkawszy sobie uszy, nie inaczej,
jak według opowiadania owych Odyseusz
uniknął śpiewu Syren. Albowiem przyzwy-
czajenie się do złych mów jest poniekąd
drogą do złych czynów. Dlatego z wielką
czujnością należy strzec duszy, abyśmy przez
rozkoszowanie się mowami nie przyjęli niepostrzeżenie czegoś gorszego, jak ci, którzy
z miodem zażywają truciznę. […] Zupełnie
tedy na podobieństwo pszczół powinniście
korzystać z tych książek. One bowiem ani
nie przylatują jednakowo do wszystkich
kwiatów, ani nie próbują zabrać w całości
tych, do których przyleciały, ale biorą z nich
tyle, ile potrzebują do swej roboty, a resztę
pozostawiają. My także, jeśli mamy rozum,
weźmiemy z nich to, co nam odpowiada
i pokrewne jest prawdzie, a resztę pominiemy. I jak zrywając kwiat z róży, unikniemy
cierni, tak samo w takich mowach to, co
pożyteczne, zerwiemy, a tego, co szkodliwe, będziemy się strzegli. […] Nie będziemy tedy chwalić poetów, którzy złorzeczą
i szydzą, ani tych, którzy przedstawiają
zakochanych lub pijanych, ani tych, co
szczęśliwość mierzą obfitym stołem i rozwiązłymi piosenkami. Nie będziemy też
naśladowali sztuki kłamania mówców. Ani
bowiem w sądach, ani w innych czynnościach nie jest potrzebne kłamstwo nam,
którzyśmy obrali prostą i prawdziwą drogę
życia i którym prawo zakazuje procesów”.
(T. Sinko, Św. Bazyli Wielki, Wybór homilij
i kazań, Kraków 1947)
Chociaż św. Bazyli miał na myśli książki autorów pogańskich, jednak powyższe
zasady można rozciągnąć na wszystkie dyscypliny życia. Z nauki św. Bazylego wynika, że to co dziś dociera do nas za pomocą
środków masowego przekazu musi być
poddane selekcji, segregacji. Należy wybierać wyłącznie to, co służy wewnętrznemu
wzrostowi, rozwojowi ducha i intelektu,
a przede wszystkim człowieczeństwa i wartości chrześcijańskich. Zatem to wszystko,
co jest złe, negatywne, gorszące, sprzeciwia
się Ewangelii – należy odrzucać. Stosując
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
33
wokó³ Teologii
zasadę selekcji w oparciu o Ewangelię do
tego wszystkiego co czytamy, słyszymy, widzimy, co do nas dociera możemy być pewni, że nie wpadniemy w sidła złego.
Autorytet św. Bazylego przetrwał próbę czasu, pomimo upływu tylu wieków od
jego życia nadal jego nauka pozostaje aktualna i żywa. Był on człowiekiem wykra-
czającym poza ramy wszelkich schematów.
Bliższe z nim spotkanie pozwala odkryć
jego wielką kulturę ducha, która przejawiała się przede wszystkim w życiu Ewangelią na co dzień. O wielkości św. Bazylego
świadczy fakt, że współcześni jemu nadali
mu samorzutnie tytuł „wielki”, którego nigdy nie zakwestionowano.
Jego tam nie ma
Czyli naturalistyczne koncepcje
zmartwychwstania Chrystusa
N
iedawno przeżywaliśmy Uroczystość Wszystkich Świętych
oraz Wszystkich Wiernych
Zmarłych. Listopad jest czasem zadumy
oraz modlitwy za zmarłych. Korzystając
z tej okoliczności proponuję lekturę kolejnej części dotyczącej naturalistycznych
koncepcji zmartwychwstania Chrystusa,
by jeszcze mocniej uwierzyć, że życie po
śmierci się nie kończy, lecz tak naprawdę
rozpoczyna. Śmierć jest tylko przejściem
w życie, do którego wejść możemy dzięki
Męce, Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa.
Pogrzebany za życia
Teoria ta przedstawia sprawę następująco: Jezus w rzeczywistości nie umarł na
krzyżu. Prawdą jest, że przybito Go do
krzyża i że cierpiał z powodu szoku, bólu
i upływu krwi. Nie umarł jednak, lecz jedynie zemdlał z wyczerpania. Uczniowie –
myśląc, że nie żyje – pogrzebali Go żywego.
Łatwo ulegli pomyłce, ponieważ wiedza
medyczna nie była rozwinięta w tamtych
34
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
tekst
Mateusz Kozieł - rok V
czasach. Zimno panujące w grobie, w którym Jezus został umieszczony, ocuciło Go.
Uczniowie, będąc ignorantami, nie mogli
uwierzyć, że było to ocknięcie z omdlenia,
uparli się więc, że Jezus zmartwychwstał.
Zwolennicy tej teorii twierdzą więc, że:
Jezus był bity w okrutny sposób; był tak
słaby, że nie mógł nieść krzyża, przy ukrzyżowaniu miał przebite gwoźdźmi ręce
i nogi, przebito włócznią Jego bok, ponad
sto funtów wonności i lepkiej maści zostało wtarte w Jego ciało – musiał oddychać
przez to wszystko, został złożony do zimnego, wilgotnego grobu, a jednak zdarzyła
się niesamowita rzecz. Zimne, wilgotne
grobowe powietrze, zamiast zabić Jezusa,
uzdrowiło Go. Rozwinął się ze swoich płócien, odsunął kamień, pokonał strażników
i wkrótce potem ukazał się uczniom jako
Pan życia. Teza ta jest niedorzeczna i bardzo fantastyczna.
wokó³ Teologii
Oścień zadany przez sceptyka
Dr David Strauss był jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników nadprzyrodzonych wydarzeń opisanych
w Ewangeliach i człowiekiem, którego
dzieła przyczyniły się do niszczenia wiary
w Chrystusa. A jednak – pomimo całego
swego złośliwego krytycyzmu i stanowczych sprzeciwów wobec wszystkiego, co
było podobne do cudu – zadał śmiertelny
cios teorii, że Jezus ocknął się z omdlenia.
Strauss stwierdził, że niemożliwe jest,
by półżywy, słaniający się ze słabości i choroby, potrzebujący pomocy medycznej
Chrystus wykradłszy się z grobu wywołał
na uczniach wrażenie Zwycięzcy śmierci
oraz Księcia życia – wrażenie, które legło
u podstaw ich przyszłej służby. Takie ocknięcie się mogłoby tylko osłabić wrażenie,
jakie wywarł na nich swoim życiem i śmiercią – najwyżej mogłoby dodać do niego jakiś żałosny wydźwięk – lecz nie mogłoby
przemienić ich smutku w entuzjazm, a ich
strachu w uwielbienie.
że Józef weźmie Jego ciało do jednego ze
swoich grobów. Gdy skutki zażycia narkotyku znikną, Jezus ukaże się żywy i objawi
się jako Mesjasz. Spisek został jednak nieoczekiwanie udaremniony, gdy żołnierz
przebił włócznią bok Jezusowi. Odzyskał
On przytomność jedynie na pewien czas,
a potem umarł. Przed świtem martwe ciało Jezusa zostało szybko zabrane z grobu
i usunięte, tak że Jego grób pozostał pusty.
Nieznany „młody człowiek” został
następnie mylnie uznany za Jezusa przez
zbolałą Marię, a potem – jak podaje Schoenfield – przy czterech różnych okazjach
przez uczniów. Ani Józef z Arymatei, ani
tajemniczy „młody człowiek” nigdy nie
skorygowali błędnych wniosków Apostołów. Te „ukazania się” sprawiły, że uczniowie głosili zmartwychwstanie Jezusa i przemienili świat.
Teoria „spisku” jest „szczytem” zniekształcenia faktów historycznych i manipulowania nimi. Jest to fantazyjna
konstrukcja Schoenfielda i pozbawiona
jakiegokolwiek racjonalnego dowodu.
Spisek paschalny
On zmartwychwstał!
Według Hugha Schoenfielda Jezus
wierzył, że jest Mesjaszem, i dlatego uknuł
dobrze przemyślany i szczegółowy plan,
aby przygotować to, co miało być Jego
zmartwychwstaniem. Wtajemniczył we
wszystko Józefa z Arymatei i anonimowego „młodego człowieka”. Znał proroctwa
Starego Testamentu dotyczące Mesjasza
i pokierował swoim życiem w taki sposób,
by mógł wypełnić te zapowiedzi i zawładnąć umysłami ludzi.
Schoenfield twierdzi, że Jezus udał
śmierć na krzyżu, pomagając sobie narkotykiem, który został Mu podany w winie
zaprawionym octem. Plan przewidywał,
Żadna z tych teorii nie oferuje jakiejś
solidnej podstawy do odtworzenia tego,
co wydarzyło się w poranek Wielkanocy.
Hipotezy te, uczciwie przebadane, okazują
się fantazyjne i wszystkie stwarzają więcej
trudności, niż ich rozwiązują.
Każdy znany fakt historyczny (dowód
bezpośredni) zaświadcza, że grób Jezusa
był pusty trzeciego dnia po Jego śmierci.
Jeden tylko wniosek uwzględnia
wszystkie fakty i nie nagina ich do przyjętych uprzednio poglądów. Jest to wniosek,
że Jezus Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał i że jest to nadprzyrodzony czyn
Boga w historii.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
35
DROGI ZA JEZUSEM
Kościół
naszych słabości
tekst
Rafał Kusiak - rok V
Arystoteles, jeden z najsławniejszych greckich filozofów żyjących w IV wieku przed narodzinami Chrystusa podał definicję człowieka jako istoty społecznej.
Tak naprawdę nauki społeczne do dzisiaj nie zmieniły nic w tym twierdzeniu. Ciężko
bowiem mówić inaczej o człowieku, który ze swej natury nie został powołany do życia
w samotności. Już w opisie stworzenia świata przez Boga w Księdze Rodzaju czytamy,
że Ojciec nasz w niebie stworzył kobietę, aby mężczyzna nie pozostał samotny.
T
o, co różni nas zatem od innych
stworzeń, to relacje zachodzące między ludźmi. Zwierzęta
gromadzą się w stada, ale kieruje nimi instynkt. Człowiek natomiast, pragnie kontaktu z drugą osobą ze względu na dar miłości otrzymany przez Boga, który wyraża
się w naszych wolnych wyborach.
Wspólna pielgrzymka
Wszyscy zatem żyjemy w jakiś wspólnotach. Pierwsza wspólnota to rodzina.
Później mogę wymieniać: szkoła, koledzy,
koleżanki, znajomi z pracy, sąsiedzi, klerycy. Jest też jedna taka wspólnota, która
założona z Bożej inicjatywy trwa po dzień
dzisiejszy. Jest nią Kościół. Warto sobie już
teraz uświadomić, że wspólnota chrześcijańska jest przestrzenią łaski Bożej. Pan
Bóg jest wśród nas i pragnie nas wspierać
na drodze naszego WSPÓLNEGO pielgrzymowania. W jaki więc sposób wytłumaczyć najróżniejsze kryzysy, które pojawiają się w Kościele?
36
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Aby odpowiedzieć na to pytanie, pragnę zachęcić Czytelnika do przypomnienia sobie swoich lat młodości, kiedy to nie
zawsze potrafiliśmy się dogadać z naszym
rodzeństwem, rodzicami, najbliższymi
nam osobami. Sam wspominam nie jedną
sprzeczkę z moim bratem, a także siostrą
(których serdecznie teraz pozdrawiam)
i wracając pamięcią do tamtych wydarzeń,
warto zaznaczyć, że nieraz łatwiej było
nam się dogadać z tymi, których spotykaliśmy okazjonalnie, na przykład z kolegami
w szkole, aniżeli osobami, z którymi żyliśmy na co dzień. Nie dogadujemy się
z kimś z naszej rodziny, a o obcej osobie
mówimy jak o najlepszym przyjacielu.
Kościół słabych ludzi
Pierwsza wspólnota, jaką jest rodzina
uczy nas od młodości czegoś, co można
nazwać rozczarowaniem społecznym. Kościół jest kontynuacją zbawiennego dla
nas rozczarowania. W pewnym momencie
stajemy przed samym sobą i przed innym
człowiekiem, i dostrzegamy, że nie jesteśmy
DROGI ZA JEZUSEM
Każdy z nas potrzebuje miłości, ciepła, bezpieczeństwa
ludźmi idealnymi, doskonałymi. Chcielibyśmy, aby wszyscy byli bez grzechu, bez
wad. W szkole marzymy o tym, aby nas
każdy lubił, w pracy liczymy na szacunek
i zrozumienie ze strony współpracownika
oraz uznanie pracodawcy. Ale wszystko
to ma swoje źródło w naszej wyobraźni.
Pan Bóg pozwala, aby nasze wspólnoty nie
były doskonałe. Jest to nieraz bolesne, ale
pozwala nam dostrzec te same niedoskonałości, które są we mnie oraz w drugim
człowieku. Może i w pierwszej chwili prze-
żywamy frustrację ze słabości
kogoś z naszej wspólnoty, ale
zdecydowanie należy podkreślić, że dar przebaczenia
decyduje o tym, co robimy
z miłością otrzymaną od
Pana Boga podczas stworzenia. Jezus Chrystus nie przyszedł do sprawiedliwych, lecz
do grzeszników. Przebywał
wśród celników, nawracał
grzeszników, wybaczał nierządnicom. Właśnie tam,
gdzie pojawiały się jakieś słabości, tam Chrystus pragnął
przebywać między nimi.
Kościół uczy nas przebaczenia w rodzinie, w szkole,
w pracy i wszędzie tam, gdzie
tworzymy grupy osób. Żyjąc
we wspólnocie seminaryjnej
klerycy nieustannie uczą się
przezwyciężania swoich słabości. To, co sprawia, że tworzymy wspólnotę braci jest
działaniem samego Ducha
Świętego. To właśnie dzięki
Niemu dostrzegamy nasze
błędy i to, że wcale nie jesteśmy lepsi od innych.
Moc w słabości się doskonali
Nie bez powodu św. Paweł skierował te
słowa do Kościoła w Koryncie. Sam świadomy swoich słabości, wiedział dobrze, że
miłość wypływająca z przebaczenia potrafi
uzdrowić człowieka i skierować go na właściwy tor, który prowadzi do Boga. Niech
zatem ten artykuł będzie dla nas zachętą
do spojrzenia na drugiego człowieka, jako
wielkiego daru, który został nam dany
przez Boga, dla naszego uzdrowienia.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
37
ROZMOWA Z...
Błogosławiony ze względu na swą wiarę
(Benedykt XVI)
Z Księdzem dr. Janem Biedroniem
Rektorem sandomierskiego seminarium
rozmawia Marcin Świeboda
W tym roku podczas inauguracji na
scenie został wywieszony obraz błogosławionego Jana Pawła II i napis z homilii papieża Benedykta XVI w czasie beatyfikacji:
,,Błogosławiony ze względu na swoją wiarę”
– dlaczego?
Chcieliśmy ponownie powrócić do
tego ważnego i oczekiwanego przez
wszystkich, ale szczególnie przez Polaków
wydarzenia, jakim było ogłoszenie błogosławionym papieża Jana Pawła II. Inauguracja dla każdej uczelni to bowiem początek pewnej drogi, dzień nowego początku
dla profesorów i studentów, wykładowców,
formatorów i formujących się. Warto więc
na początku tej drogi zaprosić do wspólnego kroczenia razem z nami nowego błogosławionego – Jana Pawła II. To On pozostawił nam piękny wzór wiary, miłości
i apostolskiej gorliwości. W czasie homilii
podczas beatyfikacji Benedykt XVI powiedział: ,,Jan Paweł II swoim świadectwem
wiary, miłości i odwagi apostolskiej, pełnym ludzkiej wrażliwości, ten znakomity
Syn narodu polskiego, pomógł chrześcijanom na całym świecie, by nie lękali się być
chrześcijanami, należeć do Kościoła, głosić
Ewangelię. Jednym słowem: pomógł nam
nie lękać się prawdy, gdyż prawda jest gwarancją wolności”. Na początku roku trzeba
nam się uczyć tej prawdy, prowadzącej do
38
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
wolności. W tej zadumie i refleksji będziemy poszukiwać pomocy w filozofii – od
wieków wielkiej przyjaciółki i służebnicy
teologii. Ale częściej w tej refleksji intelektualnej, będziemy przychodzić przed
krzyż, aby uczyć się mądrości na klęczkach,
stając przed obliczem Tego, który jest samą
Mądrością – Tego który nazwał się Drogą,
Prawdą i Życiem, bo tylko takie postępowanie doprowadzi nas do wolności.
To już kolejny rok formacji w Wyższym
Seminarium Duchownym w Sandomierzu,
jakie można wypowiedzieć przesłanie na ten
kolejny rok akademicki?
Zainaugurowaliśmy sto dziewięćdziesiąty drugi rok akademicki w historii naszego seminarium. W przesłaniu warto
więc nawiązać do hasła roku duszpasterskiego: „W komunii z Bogiem”. Ta komunia jest bardzo ważna. W orędziu na światowy Dzień Młodzieży w Madrycie, papież
Benedykt XVI przypomniał: „obecna
kultura, w niektórych obszarach świata,
przede wszystkim na Zachodzie, stara się
wykluczyć Boga, bądź uznać wiarę za fakt
prywatny, bez żadnego znaczenia dla życia
społecznego (...) stwierdzamy swego rodzaju «zaćmienie Bóg», swoistą amnezję,
jeśli nie wręcz odrzucenie chrześcijaństwa
i negację skarbu otrzymanej wiary, co gro-
ROZMOWA Z...
zi utratą własnej głębokiej tożsamości (...)
Bóg jest życiem. Dlatego niedorzecznością
jest domaganie się wyeliminowania Boga,
by mógł żyć człowiek”. Jest wielkim nieporozumieniem, kiedy mówimy, że bez Boga
sobie poradzimy. Doświadczenie wieków,
także ostatniego wieku uczy nas, że wyeliminowanie Boga kończy się straszną
eliminacją ludzi. Żyjemy w epoce wielkich przemian. Będą twórcze, jeśli obejmą
całego człowieka i wszystkich ludzi, jeśli
potrafią uwzględnić sumienie i stronę
duchową człowieka. Studia seminaryjne są więc czasem „budowania komunii”,
poprzez zdobywaną wiedzę i pogłębianie wiary, przygotowanie do bycia kapłanem na miarę współczesnych czasów. To
w czasie studiów, alumni mają świadomie
odkrywać piękno przynależności do Chrystusa i umacniać się w powołaniu. „Nie
można stawać się kapłanem w pojedynkę.
Potrzeba wspólnoty tych, którzy pragną
służyć Kościołowi” – tak napisał Benedykt
XVI w liście do seminarzystów. „Seminarium to okres, w którym uczycie się jeden
z drugim i jeden od drugiego. (...) Ta szkoła
Inauguracja nowego roku akademickiego
odbyła się 3 października 2011 r.
tolerancji, więcej, akceptacji i zrozumienia
w jedności Ciała Chrystusa, jest istotnym
elementem lat seminaryjnych” – dodał Benedykt XVI.
W czasie inauguracji powitał Ksiądz
Rektor nowych Profesorów i dziękował odchodzącym, czy można do tego podziękowania powrócić jeszcze raz?
Do grona profesorskiego dołączyli nowi
profesorowie, których zamianował Ksiądz
Biskup Ordynariusz Krzysztof Nitkiewicz,
serdecznie ich witałem i witam jeszcze
raz, życząc im radości z przekazywania
wiedzy i formowania kapłanów jutra. Natomiast profesorom którzy osiągnęli wiek
emerytalny i tym którzy zaangażowani są
w pracę parafialną, bądź na innej uczelni,
dziękuję za wkład włożony w pracę dydaktyczno-naukową w seminarium. Dziękując
wszystkim wychowawcom, profesorom
i wykładowcom, za rzetelną pracę w minionym roku akademickim, chciałbym
życzyć sił na cały kolejny nowy rok, podobnie i alumnom, a myślę że wspaniałym
darem wzajemnego głębszego poznania
się i integracji na początku nowego roku
akademickiego, była dla nas pielgrzymka
do Wilna, wraz z Księdzem Biskupem
Ordynariuszem, który równocześnie był
inicjatorem tego wspólnego pielgrzymowania, za co jesteśmy również jako
wspólnota Wyższego Seminarium Duchownego bardzo wdzięczni. Świadomi
zadań, które stają przed nami, ufni Maryi
i w Bożą Opatrzność, w pomoc Ducha
Chrystusowego, który działa w Kościele, chcemy prosić by poprzez naszą pracę
i modlitwę, kształtował się w nas Chrystus.
Dziękuję serdecznie za rozmowę
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
47
DROGI ZA JEZUSEM
tekst
Zakorzenieni
i zbudowani
na Chrystusie,
mocni w wierze
Michał Pyryt - rok II
JMJ – (hota eme hota). W polskim tłumaczeniu oznacza Światowe Dni Młodzieży. W tym roku odbywały się one w Madrycie. Było to już XXVI takie spotkanie,
na które czekały miliony młodych ludzi
z całego świata. Nasze pielgrzymowanie
rozpoczęliśmy już 6 sierpnia. Po drodze do
głównego celu naszej pielgrzymki, mieliśmy okazje zwiedzić piękne miasta: Pragę,
Paryż. W Lourdes uczestniczyliśmy w Procesji Światła, podczas której odmawialiśmy
różaniec w różnych językach świata. Było
to miejsce, w którym po raz pierwszym
mogliśmy spotkać młodzież pielgrzymującą do Madrytu. 11 sierpnia dotarliśmy do
miasta Yepes w diecezji Toledo, które na 5
dni stało się naszym domem. Zostaliśmy
gorąco przyjęci przez rodziny, które przez
te kilka dni stały się naszymi rodzinami.
W Yepes zakwaterowani byli także Włosi,
zmierzający do Madrytu. Mieszkańcy zapewnili wiele atrakcji: zwiedzaliśmy Toledo, uczestniczyliśmy w zwiedzaniu Yepes,
uczyliśmy się tradycyjnych hiszpańskich
tańców. Każdego wieczora na głównym
placu miasta odbywały się fiesty wspólnie
z mieszkańcami, które trwały do późna
w nocy. Uczestniczyliśmy także w międzynarodowej Mszy św. razem z innymi
grupami z Polski, Włoch, Hiszpanii. Gdy
48
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Dominik Żelazko - rok II
nadszedł czas pożegnania, niejednej osobie
w oku kręciła się łza.
Ostatnia noc przed Madrytem była
chyba najciekawsza, gdyż nocowaliśmy
na wielkiej hali sportowej razem z innymi
młodymi pielgrzymami. Wieczorem tysiące młodzieży, która przez 5 dni przebywała
w parafiach diecezji Toledo, zebrało się na
Mszy Świętej posłania do Madrytu, której przewodniczył Arcybiskup Toledo. Po
Mszy św. odbyła się „mega-impreza”, trwająca do późnej nocy. Grały zespoły katolickie w wielu stylach, nawet techno. Następnego dnia z rana czekał na nas już ostatni
punkt pielgrzymowania: Madryt!
W Madrycie zostaliśmy zakwaterowani
w szkole podstawowej, spaliśmy w dziesiątkę w sali lekcyjnej, prysznice były na
polu, ale było fantastycznie. Wieczorem
16 sierpnia Arcybiskup Madrytu kard. Ravela na placu de Cibeles odprawił Mszę św.
Kolejny dzień rozpoczął cykl 3-dniowych
katechez, których tematy zostały zaczerpnięte z hasła ŚDM. W całym Madrycie
było wiele imprez i wydarzeń związanych
z JMJ, w godzinach najwyższych temperatur młodzież „chłodziła” się w parku Retiro w centrum Madrytu. W czwartek 18
sierpnia w kościele parafialnym niedaleko
naszej szkoły katechezę prowadził nasz Biskup Ordynariusz Krzysztof Nitkiewicz.
DROGI ZA JEZUSEM
trwaliśmy tę próbę.
Myślę, że Ojciec Święty właśnie tego od nas,
młodych oczekiwał.
Że mimo wszystko nie
poddamy się i nie zrezygnujemy.
Gdy ucichła burza
i wichura, młodzież
przez kilkanaście minut w ciszy adorowała
Najświętszy
SakraPo
zakończeniu
ment.
adoracji, papież pobłoNa spotkanie z papieżem cierpliwie czekała młodzież świata
gosławił młodzież i odjechał z lotniska. Przed
Chwile po tym, na lotnisku para królewska nami była noc, którą musieliśmy przespać
powitała Ojca Świętego Benedykta XVI, pod gołym niebem w mokrych ubraniach.
przybywającego do Hiszpanii.
W niedzielny poranek, gdy wszyscy
Wieczorem Ojciec Święty spotkał się już się obudzili i skończyli poranną toaz młodymi na placu de Cibeles. Bardzo letę, przygotowali się do głównej Mszy
miłym zaskoczeniem dla nas była młoda Świętej, na zakończenie Dni Młodzieży.
Polka, która w stroju ludowym wspólnie Ojciec Święty Benedykt XVI pobłogosłaz młodymi wszystkich kontynentów witała wił pamiątkowe krzyże wszystkich uczestBenedykta XVI. Kolejny dzień był dniem ników JMJ. Prosił aby każdy młody dawał
pokutnym. Drodze Krzyżowej przewod- świadectwo wiary i swoich przeżyć podniczył papież. W czasie nabożeństwa nie- czas ŚDM w swoim środowisku. Po Mszy
siony był krzyż ŚDM. Szczególnie dla nas Świętej, papież ogłosił, że następne Światokleryków, była wyczekiwanym dniem ze we Dni Młodzieży odbędą się w Brazylii,
względu na spotkanie Ojca Świętego z se- w Rio de Janeiro w 2013 roku.
minarzystami z całego świata. Homilia wyW drodze powrotnej do Polski zwiegłoszona w katedrze Almudena przez Be- dziliśmy jeszcze Barcelonę, francuskie mianedykta XVI była skierowana właśnie do sto nad lazurowym wybrzeżem – La Cioseminarzystów. W sektorach klerycy wciąż tat oraz sanktuarium świętego Antoniego
krzyczeli „Benedecto!”
w Padwie we Włoszech.
Po Mszy Świętej udaliśmy się na lotCałemu naszemu pielgrzymowaniu tonisko Cuatro Vientos, gdzie w niesamo- warzyszył uśmiech, radość i niesamowity
witym upale oczekiwaliśmy na wieczorne zapał. Mimo że przejechaliśmy ponad 7 tys.
nabożeństwo. Kilka milionów młodych km nie żałowaliśmy tego ani przez chwilę.
tworzyło prawdziwy klimat. W każdym Z naszej diecezji w JMJ uczestniczyło okoz sektorów odbywały się zabawy, wymiany ło 150 osób, pod przewodnictwem biskupamiątek, tańce i śpiewy. Nagle zerwała pa Krzysztofa Nitkiewicza wraz z 10 kapłasię burza. Jednak determinacja, odwaga nami oraz diakonem.
i wiara młodych spowodowała, że przePOWO£ANIE nr 4 (65) 2011
49
DROGI ZA JEZUSEM
Przystanek Jezus:
„Nowa Pięćdziesiątnica –
Nowa Ewangelizacja”
tekst
Łukasz Popiak - rok V
„Nie możemy być spokojni, gdy pomyślimy o milionach naszych braci i sióstr, tak
jak my odkupionych krwią Chrystusa, którzy żyją nieświadomi Bożej miłości”
bł. Jan Paweł II, Redemptoris Missio
J
akie znaczenie dla dzisiejszego młodego człowieka ma wiara? Kim jest dla
niego Jezus? Z jakimi problemami spotyka się w swoim życiu? To tylko niektóre
tematy rozmów, jakie można było usłyszeć
podczas tegorocznej akcji Ewangelizacyjnej „Przystanek Jezus” (PJ), który jest
inicjatywą organizowaną przez młodych
Przystankowicze Jezusa są prawdziwie radośni
50
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
ludzi i skierowaną do młodych. Uczestnicy
PJ pragną nieść Boga swoim rówieśnikom,
biorącym udział w festiwalu rockowym
„Przystanek Woodstock”, na który w tym
roku zjechało się ponad 700 tys. uczestników.
Organizatorem „Przystanku Jezus”
jest Wspólnota św. Tymoteusza z Gubina.
W tym roku udało się zgromadzić blisko
600 ewangelizatorów, wśród których było
około 60 kapłanów, 110 kleryków, 30
sióstr zakonnych i 400 świeckich uczestników. Biskup Edward Dajczak, który jest
pomysłodawcą „Przystanku Jezus”, podczas rekolekcji prowadzonych dla ewangelizatorów w Kostrzynie nad Odrą mówił:
„Idziemy do ludzi z pełnym szacunkiem
– nie lepsi do gorszych. Różnimy się tylko
i równocześnie aż tym, że z łaski Boga mieliśmy szczęście spotkać Jezusa. Dla nas jest
On życiem, radością i siłą. Tym pragniemy
się dzielić”. Hasło tegorocznego, dwunastego już „Przystanku Jezus”, który odbył się
w dniach od 31 lipca do 7 sierpnia brzmiało: „Nowa Pięćdziesiątnica – Nowa Ewangelizacja”, dlatego też biskup Dajczak
podkreślał mówiąc do młodzieży, że na po-
DROGI ZA JEZUSEM
Głosząc Miłość Chrystusa jesteśmy na pierwszej linii frontu
czątku kolejnego «Przystanku», niezwykle ważne jest, aby odpowiedzieć na pytanie: Jak głosić Ewangelię? „Ta odpowiedź
będzie decydująca, jeśli chodzi o naszą
postawę wobec naszych sióstr i braci, którzy nie mieli szansy spotkać Jezusa z wielu
powodów” – tłumaczył biskup.
Uczestnicy ewangelizacji poprzez modlitwę, udział w rekolekcjach i warsztaty
przygotowywali się na spotkanie z woodstokowiczami, ludźmi nierzadko zbuntowanymi, agresywnymi czy uzależnionymi
od różnych używek, ale również z tymi,
którzy poszukiwali prawdy w życiu i pytali «Co jest tą prawdą?». Młodzi katolicy
nie chcąc ograniczać się tylko do budynku
kościoła zdecydowali się wyjść naprzeciw
„młodym gniewnym”, by pośrodku pola
woodstockowego, wśród kurzu i gwaru
mówić im o Jezusie. O tym, że jest On
Panem i Zbawicielem, Przyjacielem, z którym można iść poprzez drogę swojego życia. Głosząc Ewangelię, nieśli Jezusa, tym
którzy o Nim nie słyszeli, zapomnieli lub
od się od Niego odwrócili.
«Przystanek Jezus» jest niesamowitym przeżyciem. Namacalnie można doświadczyć Bożej obecności, gdzie Bóg dokonuje poprzez ludzi wielkich dzieł. Nie
jest to jakaś forma agitacji na rzecz chrześcijaństwa. Jest to wyjście do ludzi, którzy zgubili w swoim życiu Boga i w wielu
przypadkach są przez życie poranieni. Pola
woodstockowe są miejscem, gdzie można spotkać ludzi o różnych światopoglądach, różnych wyznań. Głosząc Chrystusa
i Jego orędzie miłości staje się tam niejako
na pierwszej linii frontu. Jest to szkoła życia i prawdziwy sprawdzian wiary. Widok
siostry zakonnej rozmawiającej o Bogu
z młodym człowiekiem, który na głowie
ma kolorowego irokeza, a w uszach pełno
kolczyków, nie jest niczym szokującym.
Tutaj nie ma lepszych i gorszych. Wszyscy
jesteśmy dziećmi tego samego Ojca i każdemu należy się taka sama uwaga, taki sam
szacunek.
Czy ziarno Bożego Słowa rzucone
w serce rozmówcy wyda owoce – nie wiadomo. Ważne jest to, że nikt nie przechodzi obojętnie obok drugiej osoby. Każdy
kto chce przyjść, porozmawiać, pomodlić
się, czy wyspowiadać zostanie przyjęty.
Jezus mówi: Idźcie na cały świat i głoście
Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk
16,15). Przystankowicze starają się wcielać
w życie ten misyjny nakaz Chrystusa. Czy
można zrobić coś więcej? Oczywiście, ponieważ zawsze można WIĘCEJ I LEPIEJ,
jednak od czegoś trzeba zacząć.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
51
DROGI ZA JEZUSEM
Firmes en la Fe
Mocni w Wierze
tekst
Dominik Żelazko - rok II
W
Madrycie dzień 20 sierpnia był bardzo gorący, na
lotnisku Cuatro Vientos
jeszcze bardziej dało się odczuć wysoką
temperaturę. A jednak ok. 2 mln młodych
ludzi z całego świata przez kilka godzin
w skwarze i pyle oczekiwało na początek
wieczornego czuwania. Zbliżał się czas
rozpoczęcia nabożeństwa z Ojcem Świętym Benedyktem XVI. Nad lotniskiem
zbierały się gęste, czarne chmury. Gdy pod
ołtarz dojechał papież nad nami zrobiło
się zupełnie ciemno, co nie było normalnym zjawiskiem o tej porze dnia. Ojciec
Święty rozpoczął wieczorne nabożeństwo.
Diakon odczytał Ewangelię i nagle nastał
czas próby: zerwał się silny wiatr, powietrze „zakotłowało” się nad nami, pojawił
się błysk, grzmot i silny deszcz. Każdy
z młodych ludzi próbował, jak tylko mógł
zabezpieczyć swoje rzeczy przed deszczem
i porywistym wiatrem. Następca św. Piotra
czekał razem z nami w milczeniu zabezpieczony parasolami. W momencie, gdy burza
52
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
ucichła, Ojciec Święty opuścił ołtarz. Nikt
z nas nie wiedział, co się za chwilę wydarzy.
Nasuwały się pytania, wątpliwości. A może
Papież zrezygnował z dalszej modlitwy? Po
kilkunastu minutach na telebimach zobaczyliśmy Benedykta XVI, przygotowanego
do wystawienia Najświętszego Sakramentu. Nadszedł czas adoracji i czuwania przed
Panem. Rzesza młodych ludzi trwała w ciszy i skupieniu sam na sam z Chrystusem.
Tylko modlitwa…
Każdy z nas jest przyzwyczajony do
adoracji Najświętszego Sakramentu w kościele, w ciszy i komfortowych warunkach.
Ale ta adoracja była zupełnie inna. Wydaje
mi się, że właściwie tutaj nabrały mocy słowa, które wiele razy słyszałem i sam powtarzałem „Firmes en la Fe”, co oznacza „Mocni w Wierze”. Ci młodzi ludzie pokazali,
jak bardzo są zakorzenieni i zbudowani na
Chrystusie, jak mocna jest ich wiara. Oni
przetrwali wichurę i burzę. Oni potrafili
czuwać z Chrystusem.
DROGI ZA JEZUSEM
tekst
Młodzież
Diecezji
Adrian Turek
lektor w parafii MBNP
w Tarnobrzegu-Serbinowie
XIV Diecezjalne Dni Młodych odbywały się w Tarnobrzegu w dniach od 16
do 18 września 2011 r. pod hasłem Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie, mocni
w wierze (por. Kol 2,7). Parafie przygotowywały się do tego wielkiego wydarzenia
dużo wcześniej, aby wszystko wypadło jak
najlepiej i młodzi z naszej Diecezji mogli
przeżyć niesamowite chwile.
Spotkania odbywały się w pięciu kościołach stacyjnych: św. Barbary, Chrystusa Króla, Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny u Ojców Dominikanów, Matki
Bożej Nieustającej Pomocy na Serbinowie
oraz Miłosierdzia Bożego. Przy tych parafiach do zorganizowanych i przygotowanych wcześniej recepcjach w piątkowe popołudnie zgłaszali się młodzi, chcący wziąć
udział w spotkaniu. Zostali przydzielani
do rodzin i grup, w których spędzali te 3
dni oraz otrzymywali potrzebne materiały
i program. Młodzież do domów rozprowadzali porządkowi i wolontariusze. Na
ulicach Tarnobrzega zaciekawieni mieszkańcy pytali: „co się dzieje?”, „dlaczego tyle
młodych?”. Tarnobrzeg żył tym wydarzeniem!
Około godziny 19 w każdym kościele
stacyjnym rozpoczęła się celebracja pod
hasłem „W poszukiwaniu pełni życia”.
W poszczególnych kościołach przewodniczyli im: biskup Krzysztof, biskup Edward,
ks. Jan Biedroń, ks. Krzysztof Kida oraz ks.
Jerzy Dąbek. – „To wieczorne nabożeństwo bardzo pozytywnie mnie zaskoczy-
ło. Mimo, że jest nas tak dużo, to ujmuje
skupienie i zamyślenie. Adoracja Krzyża,
do której jesteśmy przyzwyczajenia tylko
w Wielki Piątek była czymś szczególnym.
Przypomina, że właśnie Krzyż to nie tylko ciężar, trud i cierpienie, ale miejsce
zwycięstwa. To szczególnie ważne, gdy
przeżywamy nasze młodzieńcze kryzysy,
trudy i niejednokrotnie porażki. Razem
z Chrystusem możemy być w tym wszystkim zwycięscy” – dzieliła się przeżyciami
Alicja, uczennica liceum.
Sobotni dzień rozpoczął się Mszą
Świętą. Myślą przewodnią stało się hasło
„U źródeł chrześcijańskiej tożsamości”.
W parafiach Słowo Boże głosili miejscowi
duszpasterze. Po śniadaniu i mocnej kawie
w 15-osobowych grupach pod przewodnictwem animatorów, którymi byli klerycy,
oazowicze, lektorzy, druhowie KSM odbyły się spotkania. Temat: „Dom zbudowany
na skale”. Na trawnikach pomiędzy blokami rozsiedli się młodzi, dając świadectwo,
że Kościół żyje, a młodzi ludzie nie wstydzą się rozważać Pisma Świętego w żadnym
miejscu, nie wstydzą się dawać świadectwa.
W sobotnie popołudnie przybyli na
Dni Młodych mogli bawić się na koncertach zespołów „Testimonium”, „Michael”,
wybrać się na spotkanie z egzorcystą lub
wziąć udział w kręgu radości (tańce na
rynku miasta). Na koncercie Magdy Anioł
rynek wypełnił się po brzegi młodzieżą,
klerykami, księżmi, siostrami zakonnymi
oraz sporą grupą tarnobrzeżan zaciekaPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011
53
DROGI ZA JEZUSEM
Rynek tarnobrzeski szczelnie zapełniła młodzież
wionych „zjawiskiem”. Wieczorem młodzi
w dwóch zwartych kolumnach przy śpiewie, dając świadectwo swojej wiary przeszli
do kościołów św. Barbary oraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy na celebrację nabożeństwa „Pan jest mocą swojego ludu”.
W atmosferę modlitewną wprowadzali ks.
Grzegorz Kasprzycki oraz ks. Tadeusz Janda. Wieczorne nabożeństwa rozpoczęły się
od prezentacji grup: Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, Oazy i wolontariuszy
Caritas. W spotkaniach uczestniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz,
który przemawiał do młodych: „W tym
wieczornym czasie gromadzimy się wokół
Chrystusa obecnego w świętej Eucharystii.
Możemy Go adorować, możemy z Nim
rozmawiać, słuchać Jego słowa. W biegu
codzienności każdy z nas potrzebuje zatrzymania się, oderwania od telewizora, radia czy komputera, by w ciszy, tak jak teraz,
zastanowić się, co mamy robić, jak postępować, czego Pan Jezus ode mnie oczekuje.
To czas potrzebny do duchowego wzmocnienia i osobistego uświęcenia” – mówił
54
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
biskup. W czasie nabożeństwa można było
też usłyszeć dwa świadectwa uczestników
Spotkania Młodych z Ojcem Świętym Benedyktem XVI w Madrycie.
Niedziela rozpoczęła się jutrznią
w kościołach stacyjnych. Kolejne spotkania
w grupach zaowocowały nowymi wnioskami. Mieszkańcy zmierzający na niedzielną Eucharystię patrzyli z zaciekawieniem
na młodych, którzy znów porozsiadali
się po ławkach i na trawie. Pytali: „co się
dzieje?” Usłyszawszy odpowiedź, że to
uczestnicy spotkania młodych, usatysfakcjonowani odchodzili w uśmiechem.
Przed południem z kościołów stacyjnych
młodzi wyruszyli udając się w tzw. „Drogę
do Wieczernika”. W południe na rynku,
sprawowana była Eucharystia wieńcząca
XIV Dni Młodych. Ksiądz biskup Nitkiewicz dziękował młodym za ich trzydniową
obecność i modlitwę. Podkreślił wartość
świadectwa przynależności do Chrystusa.
Pasterz wołał: „Jesteście naszym skarbem
i naszą nadzieją, przyszłością Kościoła,
który wspólnie tworzymy i nie są to słowa
rzucane na wiatr”. Na zakończenie Mszy
św. delegacji z Ostrowca Świętokrzyskiego
została przekazana Ikona – znak Spotkania
Młodych. W tegorocznym wzięło udział
około 4 tysięcy. Ciekawe, ilu będzie nas za
rok właśnie w Ostrowcu.
Podsumowując, w dzisiejszych czasach
bardzo potrzeba świadectwa. Dni Młodych z pewnością były wielkim świadectwem oraz świętem wiary, które przeżywał
Tarnobrzeg. Było to bardzo potrzebne.
Młodzież dała świadectwo, obudziła serca
rówieśników, którzy częściej wolą stać bezczynnie przed blokiem, zamiast „sprawdzić, co robią katole”. Kościół naszej Diecezji ale również cały Kościół powszechny
żyje i ma się dobrze, mimo tego, co chce się
nam dzisiaj wmówić.
ZAMYŚLENIA
O radości
wypływającej
z nadziei
tekst
Radosław Tarnawski - rok II
Odprawiałem kiedyś Drogę krzyżową. Temat rozważań – Miłość. Stacja XIV –
Złożenie do grobu. Czytam rozważanie: „i żeby tak czyjaś miłość […] zamieniła
«Ostatnie pożegnanie» na «Do zobaczenia już wkrótce».
P
rawdę mówiąc, chciałem w jakiś
sposób ominąć ten wstęp, nie pisać o tym. Nie modne jest dziś
mówienie o cierpieniu. Ludzie zdobywają
dziś największe szczyty, pobijają najbardziej niemożliwe rekordy, obracają tonami
pieniędzy, nie myślą o bólu. To zamyślenie będzie o śmierci i rozstaniu, ale pisząc
o tym pytam jednocześnie o Twoją…
radość. Paradoks?! Wcale nie.
Kiedy przeglądasz ten numer „Powołania” jest listopad. Uroczystość Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny – są już za
nami, ale zapewne wciąż przychodzimy na
groby naszych bliskich. Siłą rzeczy wspominamy wtedy chwile, gdy byliśmy jeszcze
razem z tymi, których już z nami nie ma,
a za których modlimy się na naszych cmentarzach. Wspominamy wspólnie spędzone
chwile – te radosne i te przykre, wspólne
przedsięwzięcia, wspólne marzenia i plany.
Pamiętamy też zapewne te ostatnie chwile,
w których przychodziło nam się pożegnać.
Tak się akurat składa, że w ostatnim
czasie uczestniczyłem w kilku pogrzebach. Obecne łzy, smutek i powtarzające
się słowa ewangelicznej Marty, siostry Łazarza: Panie, gdybyś tu był… nie umarłby
(por. J 11,21). Ostatnie pożegnanie i świadomość, że już nie będziemy widzieć ich
pełnych radości twarzy, roześmianych
oczu, że tu już nie usłyszymy ich ciepłego
głosu, wciąż przypominającego o kochaniu. Wiem, nieraz przez to przechodziliśmy, jednak za każdym razem, kiedy
przyjdzie nam stanąć w obliczu śmierci po
raz kolejny wydaje się to czymś zupełnie
nowym, nieznanym, zawsze przychodzącym nie w porę. Mimo wszystko, w tej najsmutniejszej chwili, obok całego ogromu
cierpienia i bólu, pojawiła się w sercu… radość. Radość mająca swe źródło w nadziei,
że to nie jest koniec, że to tylko chwilowe
rozstanie. I ta ogromna wdzięczność dla
Jezusa, który przez swoją śmierć sprawił,
że teraz my możemy cieszyć się tą nadzieją. Wdzięczność, która silniejsza jest od łez
i bólu. Nadzieja, że tam po tej drugiej
stronie znów zobaczymy wszystkich tych,
których tu na ziemi kochaliśmy, że będziemy tam z nimi, jak byliśmy tu na ziemi, że
znów będziemy widzieć ich roześmiane
twarze, tętniące szczęściem oczy i słyszeć
pełen miłości głos. To wszystko już bez
cierpienia i bólu. Nawet teraz, gdy o tym
piszę ta wdzięczność i radość towarzyszą
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
55
ZAMYŚLENIA
mi w sercu, choć dziś po upływie czasu już
ciężko jest przelać na papier to, co wtedy
się czuło. Jedno jest pewne: chwała Chrystusowi za to, że swoją śmiercią wysłużył
nam tę radość i nadzieję, że możemy prawdziwie się nią szczycić wśród innych. I pozostaje nam tylko z tą radością czekać na
ten moment kiedy znów zobaczymy tych,
których tu na ziemi z bólem serca żegnaliśmy, w szczęściu bez końca.
Czy my dziś potrafimy się z tego cieszyć? A przecież to jest istota naszej wia-
ry! Mamy prawo jako chrześcijanie przed
innymi śmiać się wśród łez. Czy potrafimy
znaleźć w sobie tę siłę, gdy żegnając naszych bliskich, odprowadzając ich na miejsce wiecznego spoczynku, dziękować Jezusowi za ich życie i tę radość wyczekiwania
ponownego z nimi spotkania?
Może wartałoby uczynić to właśnie teraz, gdy stajemy nad grobami naszych bliskich zmarłych. Połóżmy kwiat, zapalmy
znicz, ale też z wiarą w sercach powiedzmy:
„Do zobaczenia już wkrótce!”
wybrzmieć
w Bogu
tekst
Michał Powęska - rok V
N
asz Przyjacielu! Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad sobą?
Nad tym, kim właściwie jesteś?
Jaki jest sens i cel Twojego życia? Często
przychodzi mi na myśl pytanie: kim ja
właściwie jestem dla Pana Boga i dlaczego
w ogóle On, wszechmocny Bóg dał życie
właśnie mnie, zwykłemu szaremu człowiekowi. Zapewne wielu z nas myśli podobnie.
Człowiek, który w jakikolwiek sposób dostrzega siebie w tym wielkim i nigdy niepoznanym świecie, zadaje sobie takie właśnie
pytanie. Po chwili refleksji możemy odpowiedzieć na nie w dwojaki sposób. Jeśli zauważę bezsens wszelkiego istnienia swojej
osoby, choćby ze względu na niedoskonałości czy wady, które posiadam, wtedy mogę
doprowadzić siebie do rozpaczy, która
z pewnością nie jest darem Bożym. Z dru-
56
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
ZAMYŚLENIA
giej strony mogę przecież dostrzec siebie
jako człowieka niedomagającego w wielu
sprawach, ale patrząc przez pryzmat dobroci Stwórcy, zauważę w sobie coś niezwykłego i niepowtarzalnego. Chciałbym
zająć się w moich rozważaniach tym drugim, bardziej optymistycznym przypadkiem.
Młody człowiek często lubi filozofować.
Są tacy, którzy tworzą swoje „teorie” i „systemy filozoficzne” a wszystko po to, by
w sposób racjonalny dostrzec swoją wartość. I takie myślenie jest dobre, niekiedy
jednak może zejść trochę z dobrego toru,
wtedy łatwo jest wplątać się w jakieś niejasności. W naszym przypadku, młodych
i wierzących (dziś na szczęście zmienia się
już myślenie niektórych spośród nas, gdyż
dostrzegamy wartość w wyrażeniu, a raczej
wyznaniu, że „wierzyć to nie obciach”) najbezpieczniej będzie jeśli wykorzystamy naszą własną filozofię i osadzimy ją w świetle
wyznawanej przez nas wiary w Jezusa. Każdy z nas wie przecież, że istnieje, że po prostu i najzwyczajniej w świecie… jest. Myślę,
że znacznej większości z nas wpadło kiedyś
w ucho dość przyjemne stwierdzenie, że
człowiek został „stworzony na obraz Boży”.
O tym mówi pierwsza księga Pisma Świętego, Księga Rodzaju. A gdyby tak chwilę
się nad tym zastanowić? Na wstępie tych
rozważań zwróćmy uwagę na to, że człowiek za swojego Stworzyciela ma nie byle
kogo, tylko samego Boga. Dziś trochę zapominamy o tym Bogu, który dla Hebrajczyków był tak wielkim i pełnym chwały,
że nawet czytając święte teksty opuszczali
Jego Imię, wymawiając w tym miejscu
choćby słowo Adonaj, czyli Pan. We współczesnym świecie, tu i tam da się słyszeć
sformułowania typu: „O Boże!, O Jezu!,
Matko Boska!” często przerywane innymi
mniej cenzuralnymi tekstami. To taka cała
gama używania słów, wypowiadanych czę-
sto bez naszej świadomości. Więc imię naszego Boga, tego, który nas stworzył, dał
nam życie wypowiadamy bez zastanowienia i należytej godności jakby to było np.
zawołanie (dziś już niemodne) „O rany Julek!”. Tymczasem Pan Bóg, który rzeczywiście jest milczy i czeka na szacunek. Człowiek został stworzony przez Boga. To Bóg
dał mu życie, jak wiemy z opisu biblijnego
umieścił w ogrodzie Eden, zapewnił wszelki byt. Pierwszy człowiek (to też wiemy
z Pisma Świętego) miał na imię Adam. Nie
chcę wchodzić tu w zagadnienia typowo
egzegetyczne, więc nadmienię tylko, że
owo słowo Adam oznaczać może nie tylko
człowieka jako jednostkę, ale i cały rodzaj,
gatunek ludzki. Mamy więc już wstępnie
rozwiązaną kwestię ilości osób stworzonych przez Boga. Zaznaczyć też trzeba, że
nie należy dosłownie brać tłumaczenia
tych słów o stworzeniu. Posłuchajmy tu
specjalistów w dziedzinie biblistyki i przyjmijmy ich interpretację. Dobry Bóg stworzył człowieka, który nawiasem mówiąc
wyparł się Boga i zgrzeszył. Mało tego!
Wiemy, że Bóg stworzył człowieka „na
swoje podobieństwo”. Dziwne, bo przecież
Pana Boga jest trudno dostrzec, a tu Pismo
Święte zaznacza, że człowiek to „obraz
Boży”. Jeśliby przyjąć, że Pan Bóg to stary
i doświadczony człowiek (?), z długą siwą
brodą, zawsze uśmiechnięty, to możnaby
doszukiwać się takiej postaci w niejednym
staruszku.
W tym wypadku niezawodny okazałby się
casting na wygląd zewnętrzny Pana Boga…
Dobrze, dość tych żartów. Jaki cel miał Bóg
stwarzając człowieka? Jeden z tekstów liturgicznych podaje, że nasze modlitwy
i uwielbienia nie dodają w żaden sposób
Bogu chwały, a jedynie pomagają nam, by
przyjąć łaski dane od Pana. Odpowiedzią
na postawione przed chwilą pytanie jest
jedno słowo, dziś też przeróżnie rozumiaPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011
57
ZAMYŚLENIA
ne. Mianowicie mam na myśli Miłość. Fundamentalnym stwierdzeniem jest to, że
Pan Bóg stworzył człowieka tylko i wyłącznie z miłości i dla miłości. Nie chce więc od
niego niczego innego, jak tej właśnie cnoty.
Fakt faktem, miłość to nie lada wyzwanie.
Dodajmy jeszcze, że człowiek został w opisie stworzenia umieszczony na końcu stwarzania. Jest więc koroną aktu stwórczego.
Warto też dodać, że „pośród wszystkich
stworzeń widzialnych jedynie człowiek jest
zdolny do poznania i pokochania swojego
Stworzyciela”. Mało tego; tylko człowiek
„na ziemi jest jedynym stworzeniem, którego Bóg chciał ze względu na nie samo”.
Któż z nas zdawał sobie sprawę, że już na
wstępie naszego „bycia” na ziemi otrzymaliśmy tak wielki dar, jakim jest Godność.
Jan Paweł II Wielki wielokrotnie podkreślał, że każdy człowiek bez względu na to
kim jest, co posiada, w jakiej części świata
żyje zasługuje na szacunek i ma w oczach
Boga „nieskończoną wartość”. Człowiek
jest obdarzony przez Boga wielką godnością – godnością Dziecka Bożego. Święta
Katarzyna ze Sieny w swoich „Dialogach”
podaje takie słowa zwracając się do Pana:
„Bo z miłości stworzyłeś człowieka i dałeś
mu istnienie, by radował się Twoim najwyższym i wiecznym dobrem”. Ciekawą
kwestię porusza ta wielka święta. Mianowicie, człowiek został stworzony przez Boga
z czystej Miłości, po to, by się radował dobrem Najwyższego. Jesteśmy więc powołani do życia, aby kochać i radować się,
z wszechmocy Bożej. Wynika z tego, że
moje życie Dziecka Bożego powinno opierać się na nieustannym uwielbieniu Stwórcy za Jego wielkie dzieło, jakim jest wszechświat. I tu właśnie dostrzegamy wielkość
Boga, który stwarza i wielkość człowieka
stworzonego w tak zaszczytny sposób.
Wszyscy posiadamy godność i to nie byle
jaką. Możemy chlubić się tym, że mamy
58
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
w sobie godność osoby. Z tych teologicznych rozważań przejdźmy na chwilę na
grunt… filologii. Osoba w języku łacińskim
to «persona». Gdy „rozłożymy na czynniki pierwsze” ten wyraz będzie można przetłumaczyć to jako „brzmienie przez”. Człowiek jako osoba musi „brzmieć przez” kogoś innego, jakąś inną osobę. W Biblii
Adam zaczyna „brzmieć” poprzez Ewę.
Gdyby nie ta pierwsza kobieta, Adam nie
miałby się do kogo odezwać, nie miałby
z kim stworzyć wspólnoty. Mam na myśli
taką wspólnotę jaką teraz tworzymy my
sami czy to w rodzinie, w szkole, na studiach itp. Gdzieś przecież musiał wziąć się
początek wspólnot. Zauważmy, że i w szkole i rodzinie, i w Kościele nie jesteśmy sami.
Są obok nas inni ludzie, z którymi możemy
się rozwijać i udoskonalać. Człowiek jako
osoba jest więc Kimś. Poznaje siebie,
a przede wszystkim jest w stanie nad sobą
panować. Idźmy dalej w naszych rozważaniach. Jeśli tworzymy wspólnotę z innymi,
rozumiemy się, poznajemy wzajemnie,
przebywamy ze sobą, ogólnie mówiąc jest
nam dobrze, to dlaczego nie pójść o krok
dalej i nie stworzyć wspólnoty z Bogiem?
Nie mówmy, że to za trudne, że Pan Bóg
jest gdzieś daleko, nie zniechęcajmy się już
na samym początku. Dotknąłem tej sprawy
trochę z drugiej strony. Tak w rzeczywistości (oczywiście mając za autorytet Pismo
Święte), to sam Pan przez stworzenie i powołanie nas do życia, wychodzi do nas naprzeciw i zaprasza nas do wejścia z Nim
w przyjacielską relację. Tak, to nie „ja” proponuję Bogu wspólnotę, ale to On proponuje wspólnotę mi. W końcu i On i ja jesteśmy osobami. Z dumą mogę powiedzieć,
że przecież ja, moje życie jest przepełnione
Bogiem. Odnosząc się do zagadnień z filologii możemy powiedzieć, że „wybrzmiewamy przez Pana Boga”. Przyznam, że podoba mi się to stwierdzenie, „wybrzmiewam
ZAMYŚLENIA
przez Pana Boga”, to takie zaszczytne dla
człowieka. Ta moja relacja ze Stwórcą będzie niczym jeśli nie oprze się na jednym
fundamencie. Mam na myśli czystą i bezinteresowną Miłość. Jeśli chcę kiedyś stworzyć wspólnotę z moim współmałżonkiem
muszę zbudować fundament na miłości.
„Deus Caritas est”, to Bóg jest Miłością.
„Tylko czyste serce może w pełni kochać
Boga! Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest
małżeństwo! Tylko czyste serce może
w pełni służyć drugiemu. Nie pozwólcie,
aby zniszczono waszą przyszłość. Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości!
Brońcie waszej wierności; wierności waszych przyszłych rodzin, które założycie w
miłości Chrystusa.” To słowa wypowiedziane przez Jana Pawła II. Myślę, że w doskonały i zrozumiały sposób łączą miłość
z naszym postępowaniem. Tylko Miłość!
W tej właśnie cnocie ukazuje się sens naszego powołania do życia. Bóg przecież
wszystko stworzył dla człowieka, natomiast sam człowiek żyje po to, by kochać
Boga i służyć Mu. Jak powie później św. Jan
Apostoł służyć i kochać w Duchu
i Prawdzie. Jan Chryzostom, podaje, że to
„dla człowieka istnieje niebo i ziemia, morze i całe stworzenie. Do jego zbawienia
Bóg przywiązuje taką wagę, że dla niego
nie oszczędził nawet swego jedynego Syna.
Bóg nie przestał bowiem czynić wszystkiego, by doprowadzić człowieka do siebie
i posadzić go po swojej prawicy.” Taki właśnie jest nasz Bóg! Z miłości do nas wydał
swojego Syna, Jezusa, na haniebną śmierć.
Jednak, to nie męka Chrystusa okazała się
sukcesem. Grzech naszej obojętności, braku odpowiedzialności, lenistwa, nieczystości i tych wszystkich innych wad Jezus
zniszczył przez swoją śmierć i zmartwychwstanie. A wszystko po to, byśmy i ty i ja
mogli żyć. Psalmista powie, że jesteśmy
„uczynieni niewiele mniejszymi od aniołów, obdarzeni czcią i chwałą”. W Jezusie
jesteśmy przybranymi dziećmi Boga. Z naszej strony potrzeba tylko wdzięczności,
miłości i uwielbienia.
Po tych refleksjach powróćmy jeszcze
raz do pytań, które zostały postawione
na początku naszych rozważań. Wierzę,
że każdy z nas potrafi szczerze dostrzec
w sobie Godność Dziecka Bożego. Wszyscy przecież powołani jesteśmy do Miłości Boga i bliźnich, każdy z nas jest jakby
„obrazem Boga”, a o ten obraz nieustannie
trzeba dbać, by był jasny i przejrzysty.
„Tylko czyste serce może w pełni kochać Boga!
Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości”
Nasze wspólne dociekania chciałbym
zakończyć, słowami błogosławionego Jana
Pawła II: „Głoście światu «dobrą nowinę» o czystości serca i przekazujcie mu
swoim przykładem życia orędzie cywilizacji miłości. Wiem, jak bardzo jesteście
wrażliwi na prawdę i piękno. (...) Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom
i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy
nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie
się zniewolić!”
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
59
ZAMYŚLENIA
Nie monolog,
ale dialog
tekst
Łukasz Chmiel
Maturzysta z parafii Gorzyce
W życiu każdego młodego człowieka, pojawiają się myśli o realizowaniu Chrystusowego zawołania „Pójdź za Mną”. Ja jestem młodym człowiekiem i od pewnego czasu, słyszę w swoim sercu ciche wołanie Boga. Mam
na imię Łukasz i mam 18 lat, chodzę do liceum, i niczym szczególnym się
nie wyróżniam. Mieszkam w małej, ale pięknej miejscowości – Gorzyce.
T
eraz mam „dobrą relację” z Panem
Bogiem, ale nie zawsze tak było.
Kiedy byłem małym chłopcem,
bardzo chciałem być ministrantem, jednak
moje marzenie wtedy się nie spełniło. Nie
wiem, dlaczego. Pamiętam jak po Pierwszej Komunii Świętej, z młodszym kolegą
chodziliśmy na niedzielną Mszę Świętą, zawsze na „dwunastkę”, i zawsze siedzieliśmy
w tym samym miejscu, blisko ołtarza.
W zimie, po Eucharystii szybko wracaliśmy do domów, bo skakał popularny wtedy Adam Małysz. Później im starszy byłem,
tym bardziej oddalałem się od Pana Boga
i od Kościoła. W gimnazjum albo „zwiedzałem” przedsionki w kościele, albo byłem gdzieś przed nim. Także mój stosunek
do ludzi, pozostawiał wiele do życzenia, ale
nigdy nić łącząca mnie z Panem Bogiem nie
została zupełnie przerwana. W klasie III
gimnazjum coś się zmieniło – i to bardzo.
Można powiedzieć, że wszystko stanęło do
góry nogami. Myślę, że stało się to dzięki
mojemu katechecie, z którym miałem wte-
60
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
dy religię, jak też dzięki młodzieży oazowej
z mojej parafii. Chodziłem na SKS’y z siatkówki, na których spotykałem także koleżanki z oazy. Złapałem z nimi dobry kontakt, mimo że one żyły w innym świecie.
Nie zrażały się tym, że byłem bardzo oporny na ich propozycje przyjścia na spotkanie
oazowe. W grudniu 2009 roku „uległem’’
i przyszedłem na oazę. Swoje osobiste spotkanie z Bogiem rozpocząłem od wigilii
oazowej i wtedy także zacząłem stawiać
pierwsze kroki w Chrystusie. Pierwsza Liturgia Mszy Świętej o północy w Sylwestra,
pierwsze „służenie” przy ołtarzu. Wszystko
było nowe i inne, ale piękne. Spodobało mi
się to i zacząłem podążać tą drogą. Dziś też
nie jest łatwo, ale mimo, dużych przeszkód
i trudności, jakoś daję radę.
Przeglądając pewnego razu kalendarz
wydarzeń liturgicznych naszej diecezji,
szczególnie zwróciłem uwagę na powołaniowe „Rekolekcje dla młodzieży męskiej
w Seminarium Duchownym”. Pomyślałem,
że fajnie by było pojechać. Miałem wte-
ZAMYŚLENIA
W niedzielę mieliśmy
poranne
modlitwy,
śniadanie, Mszę Świętą w sandomierskiej
katedrze, gdzie mogliśmy siedzieć w stallach
w samym prezbiterium
razem z klerykami. Ta
Eucharystia kończyła
nasze skupienie.
Podczas całych rekolekcji mieliśmy możliwość porozmawiać
z klerykami i wykładowcami sandomierW czasie każdych rekolekcji modlitwa jest niezmiernie ważna
skiego seminarium.
Alumni chętnie zaprady czas, bo to był początek czerwca, więc szali nas do swoich pokoi na kawę, herbaw szkole można było sobie trochę „sfol- tę i ciastko. Wszyscy byli bardzo otwarci,
gować”. Bóg chciał, żebym tam pojechał życzliwi i dobrze usposobieni.
i mimo chwilowych wątpliwości – pojeGdybym miał zastanowić się nad tym,
chałem. I było warto! Rekolekcje trwały co wywarło na mnie największe wrażenie,
trzy dni. Mogłem z innymi kolegami z róż- z pewnością mogę powiedzieć, że najsilniejnych stron diecezji, uczestniczyć w życiu szym przeżyciem była dla mnie modlitwa
społeczności seminaryjnej, która przygoto- i przebywanie w murach seminarium. Ten
wała dla nas niezwykle napięty, ale bardzo stary klasztor, w którym kiedyś modliły się
siostry benedyktynki ma w sobie coś nieinteresujący plan dni skupienia.
Pierwszego dnia zakwaterowaliśmy się zwykłego. Miejsce to ma w sobie niezwykłą
w domu rekolekcyjnym, (szkoda, że nie moc, która pozwala w pełni wyciszyć się
w samym seminarium; zaraz okaże się dla- i otworzyć umysł i serce na głos Boga. Niczego tak mówię), wspólna kolacja razem gdy wcześniej nie doświadczyłem w soz klerykami na refektarzu seminaryjnym, bie tak przejmującej ciszy. Każda chwila
zapoznanie oraz wspólna modlitwa na modlitwy była wykorzystana do końca.
zakończenie dnia. Drugi dzień był bar- Pamiętam, że brakowało mi wtedy słów,
dzo bogaty w wydarzenia. Po wczesnej widocznie Pan Bóg chciał, żebym trwał
pobudce, poszliśmy na jutrznię do kapli- w ciszy i tak też zrobiłem. Po zakończocy seminaryjnej oraz na konferencję. Po nych rekolekcjach, bardzo mi brakowało
obiedzie mieliśmy chwilę czasu wolnego, tego skupienia.
Mogę z czystym sumieniem zachęcić każktóry mogliśmy wykorzystać na rozmowę z klerykami. Następnie odbył się mecz dego, kto szuka Boga lub chce odnaleźć swoje
piłki nożnej, między drużyną seminarium, powołanie do uczestnictwa w takich rekoleka naszą ekipą. Lepsi okazali się klerycy. Póź- cjach. Jest to niezwykły czas, kiedy możemy
niej był czas wspólnego grilla. Na koniec z Nim prowadzić nie monolog, ale dialog.
dnia adoracja Najświętszego Sakramentu.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
61
Z ŻYCIA SEMINARIUM
Furta znów
otwarta!
tekst
Wojciech Tworek - rok II
Na tradycyjny Dzień Otwartej Furty co roku przybywają rzesze przyjaciół
i sympatyków naszego Seminarium. Jest
to doskonała okazja, aby każdy mógł „zobaczyć od podszewki” miejsca, w których
na co dzień studiują, modlą się i formują
alumni.
Ś
więtowanie rozpoczęła Msza Święta pod przewodnictwem księdza
Krzysztofa Nitkiewicza – Biskupa
Sandomierskiego. „Pomni na słowa autora
Listu do Hebrajczyków, że każdy kapłan
z ludu jest brany i dla ludzi bywa ustanowiony (por. Hbr 5,1), chcemy otworzyć
przed wami Najdrożsi, przybyli z różnych
stron diecezji, bramy naszego seminarium.
To tutaj formują się wasi synowie, przyjaciele i parafianie, którzy jeśli taka będzie wola Boża powrócą do was, aby wam
służyć jako kapłani. Ten dzień podkreśla
więzi, jakie łączą wspólnotę seminaryjną
z całą diecezją. Niech będzie on okazją do
zacieśnienia wzajemnych relacji poprzez
lepsze poznanie się, wspólną modlitwę i zabawę” – mówił biskup witając przybyłych
na wspólną modlitwę. W homilii Ksiądz
Rektor podreślił: „Każdy z nas jest powołany do świętości życia i jakże ważne jest,
aby każda droga realizacji tego powołania
była dążeniem do coraz większej miłości
Chrystusa”.
62
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Na Gości przybyłych tego dnia do Seminarium czekało wiele atrakcji: największą
popularnością cieszyła się loteria fantowa,
w której każdy wygrywał. Dla najmłodszych zorganizowano miejsce do zabaw na
dmuchanych zjeżdżalniach i trampolinach.
Również drużyna Związku Strzeleckiego
„Strzelec” przygotowała strzelnicę, na której można było spróbować swoich umiejętności strzeleckich. Na boisku toczyły się
rozgrywki o Puchar Gościa Niedzielnego.
Zwycięska okazała się drużyna ministrantów z Krzątki, która pokonała kolegów
z Baćkowic, par. św. Jadwigi w Janowie Lubelskim oraz par. Matki Bożej Królowej
Polski w Stalowej Woli. Na każdego czekał
także gorący posiłek oraz słodycze. Alumni
przygotowali specjalny numer czasopisma
kleryckiego „Powołanie”, mówiący o niedawnej beatyfikacji Jana Pawła II. Gościem
specjalnym Dnia Otwartej Furty był warszawski chrześcijański zespół „The Living
Stones”, który prawdziwie wprowadził
niesamowitą atmosferę. Zaprezentowały
się także orkiestra dęta z par. Komorów,
której opiekunem jest ks. kan. Andrzej Cag
oraz orkiestra i zespół „Renovatio Band”
z par. Chmielów, których kierownikiem
jest ks. mgr Leszek Chamerski – wykładowca seminaryjny. Spotkanie zakończyło
nabożeństwo majowe w kościele seminaryjnym pw. św. Michała Archanioła.
Z ŻYCIA SEMINARIUM
„To coś niesamowitego, że możemy tutaj dzisiaj być. Znam wielu księży, którzy
zawsze z wypiekami na twarzy opowiadają
o seminarium, o swojej przygodzie z Panem Jezusem. Dziś na własne oczy zobaczyłem to owiane tajemnicą miejsce. Nie
dziwią mnie już te emocje. Warto było
dziś odwiedzić Seminarium i Sandomierz.
Mam nadzieję, że to nie będzie moja ostatnia wizyta w tym miejscu” – mówił Dominik, lektor. „Zawsze chciałam poznać,
jak na serio wygląda mieszkanie kleryków.
Co oni tutaj robią, dlaczego tyle się modlą
i co tak naprawdę wypełnia ich dzień. Po
rozmowie z kilkoma z nich – już wiem.
To świetna sprawa. A ten dzień, tę atmosferę, radość, życzliwość zapamiętam na długo” – wyjaśniała Karolina. „Ten dzień to
dla nas swego rodzaju dar wdzięczności za
pomoc modlitewną i materialną na rzecz
seminarium, jaką otrzymujemy od wielu
Przyjaciół, ale to także dzień powołaniowy, kiedy to wielu młodych ministrantów
ma okazję popatrzeć za mury seminaryjne,
jak wygląda codzienność życia, studiów,
formacji kleryckiej. Chcemy, aby każdy
z przybyłych gości znalazł coś interesującego dla siebie i czuł się jak wśród swoich
przyjaciół” – podsumował ks. Jan Biedroń,
Rektor Seminarium.
„Agresywni”
miłością
tekst
Daniel Sajdak - rok II
Kościół Sandomierski od 8 maja
2011 r. jest bogatszy o 9 nowych księży
diakonów. Zgodnie z tradycją święcenia diakonatu odbywają się corocznie
w uroczystość Świętego Stanisława
Biskupa i Męczennika – Patrona Polski,
a także naszej Diecezji.
A
lumni do tego wydarzenia przygotowywali się poprzez rekolekcje w Radomyślu nad Sanem,
które poprowadził ksiądz Mariusz Piotrowski – Ojciec duchowny. W niedzielę,
w godzinach porannych w kaplicy seminaryjnej na ręce księdza rektora Jana Biedro-
nia kandydaci do święceń złożyli wyznanie wiary oraz zobowiązali się do trwania
w celibacie i codziennego sprawowania
Liturgii Godzin (odmawiania brewiarza).
Biskup Sandomierski – Krzysztof Nitkiewicz w czasie Mszy Świętej w Bazylice
Konkatedralnej w Stalowej Woli przez
gest nałożenia rąk oraz modlitwę konsekracyjną, zgodnie z rytuałem wyświęcił
dziewięciu młodych mężczyzn na diakonów. Do wspólnej modlitwy przyłączył
się również biskup Jan Sobiło z Diecezji
Charkowsko-Zaporoskiej na Ukrainie,
pochodzący z terenu Diecezji Sandomierskiej.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
63
Z ŻYCIA SEMINARIUM
w kapłaństwie. Przypatrzcie się reklamom
radiowym i telewizyjnym, które zdobywają człowieka swoją agresywnością, szokują
sprzecznościami. Diakon i kapłan musi
być „agresywny” miłością, poświęceniem,
bezinteresownością. Tylko taka postawa
może ująć drugiego człowieka, może go
zaszokować w pozytywnym sensie tego
znaczenia i zdobyć dla Chrystusa. Nie
budujcie sobie nigdy
waszego prywatnego
Emaus i nie zamykajcie się w nim przed
problemami,
jakie
niesie świat” – dodał
biskup Nitkiewicz.
Po przyrzeczeniu
czci i posłuszeństwa
biskupowi, Litanii do
Wszystkich Świętych,
geście nałożenia rąk
– dokonał się obrzęd
konsekracji. Słowami modlitwy alumni
zostali wyświęceni na
diakonów. Nałożenie
dalmatyk, czyli stroju
Tegoroczne święcenia diakonatu odbyły się w Stalowej Woli
diakońskiego, przekazanie księgi Ewangelii
ucznia rozpoznającego zmartwychwsta- oraz pocałunek pokoju były dopełnieniem
łego Pana i rozpoczynającego głoszenie obrzędu święceń.
Przed błogosławieństwem końcowym
tej prawdy innym. Emaus w sensie geograficznym to tylko 11 km od Jerozolimy, nowi diakoni wyrazili swoje podziękowagdzie Chrystus umarł i zwyciężył śmierć, nia za modlitwę biskupom, Rodzicom,
ale w sensie duchowym to olbrzymia od- przełożonym, Gospodarzowi miejsca
ległość, dzieląca nas od Zmartwychwsta- – księdzu dziekanowi Edwardowi Małego, który przecież wędruje tuż obok” dejowi oraz wszystkim, którzy zechcieli
– mówił biskup. – „Poprzez święcenia włączyć się do wspólnej modlitwy Kodiakonatu musicie utożsamić się jeszcze ścioła Sandomierskiego. Liturgię ubogacił
bardziej z Chrystusem. Niech będzie dla wspólny śpiew Chóru Konkatedralnego
was wzorem święty diakon Szczepan i pa- oraz scholi seminaryjnej. Przedłużeniem
tron dnia dzisiejszego święty biskup Stani- świętowania był wspólny obiad biskupów,
sław. Niech diakonat stanie się waszą pasją przełożonych oraz alumnów na plebanii
i oby znalazła ona następnie przedłużenie parafii konkatedralnej.
Po przedstawieniu przez księdza rektora Jana Biedronia kandydatów do przyjęcia święceń diakonatu Biskup Sandomierski dopuścił ich do tego sakramentu.
W homilii przypominał, że „Ewangelijne Emaus może oznaczać dwie postawy
ucznia Chrystusa. Z jednej strony uciekającego, szukającego bezpiecznego schronienia, pozornego spokoju, z drugiej
64
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Z ŻYCIA SEMINARIUM
Złoty Jubileusz
kapłaństwa Biskupa
Frankowskiego
tekst
Radosław Tarnawski - rok II
P
iotr zadał Jezusowi kiedyś takie pytanie: Oto my opuściliśmy wszystko
i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy? (Mt 19, 27) Jezus w odpowiedzi
rzekł mu: ...każdy, kto dla mego imienia
opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę,
dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie
wieczne odziedziczy (Mt 19,29). Myślę,
że ten dialog Mistrza z Jego uczniem rozbrzmiewał w sercu księdza Biskupa Edwarda Frankowskiego, gdy stanął – w asyście
biskupów i licznie zgromadzonych kapłanów oraz wiernych świeckich – u stopni
ołtarza rozpoczynając celebrację uroczystej Mszy Świętej jubileuszowej. Bowiem
właśnie 18 czerwca 2011 r. minęło okrągłe
50 lat jego wiernej kapłańskiej posługi.
Na zaproszenie Biskupa Sandomierskiego
Krzysztofa Nitkiewicza na złoty jubileusz
Biskupa Frankowskiego przybyli biskupi
z Lublina – Mieczysław Cisło, Ryszard
Karpiński oraz złoci Jubilaci pracujący
w naszej diecezji – księża: Henryk Krawczyk, Zygmunt Longawa, Andrzej Miller
i Adam Nowak. We wspólnej modlitwie
wzięli udział również przedstawiciele parlamentu, samorządów, wyższych uczelni,
parafii i wspólnot całej diecezji i Polski.
Od prezbiterium sandomierskiego dostojny Jubilat otrzymał wspaniały obraz bł. ks.
Jerzego Popiełuszki, kapłana-męczennika
broniącego spraw Kościoła i Narodu. Ży-
Duszpasterz, organizator, a przede wszystkim Kapłan
czenia w imieniu kapłanów złożył ks. Jan
Biedroń – Rektor naszej Alma Mater.
W homilii ks. Kazimierz Skawiński –
profesor seminarium, wskazując na istotę
posługi kapłańskiej i kapłaństwa, przypominał – „Śledząc pracę Księdza Biskupa
Edwarda zadziwia rozległość działań i inicjatyw duszpasterskich. Patrząc na to, co
dokonuje się w Stalowej Woli, odczuwa
się, że rzeczywiście w tym mieście zwycięża
Chrystus. «Christus Vincit!» – takie też
zawołanie przyjął ksiądz Edward Frankowski, gdy został biskupem konsekrowanym
w kościele Matki Bożej Królowej Polski
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
65
Z ŻYCIA SEMINARIUM
Na początku Mszy Świętej jubileuszowej, życzenia wyrazili kapłani Kościoła Sandomierskiego
w Stalowej Woli, gdzie był proboszczem.
Gdy został biskupem pomocniczym Diecezji Sandomierskiej, z podziwem i uznaniem patrzyliśmy na jego zaangażowanie
w peregrynację figury Matki Bożej Fatimskiej, a kilka lat później w peregrynację
Kopii Jasnogórskiego Obrazu” – mówił
kaznodzieja. Przypomniał także zasługi
Księdza Biskupa na polu działalności ludowych uniwersytetów katolickich, czy Akcji
Katolickiej, w których rozwijano wiedzę,
pobożność i pogłębiano patriotyzm. Parafia w Stalowej Woli, której Biskup Frankowski poświęcił większą część życia była
miejscem, z której płynęła prawda, pomoc
w imię miłości chrześcijańskiej i stała się
ośrodkiem walki o nową Polskę.
Przed błogosławieństwem Złoty Jubilat podziękował Bogu za lata posługi
i dar kapłaństwa, a także wszystkim, którzy
66
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
przybyli na uroczystości do Sandomierza.
Wspomniał też osobę błogosławionego
Ojca Świętego Jana Pawła II. Kończąc, postawił wszystkim wiernym pytanie: „Polsko czy umiesz być wdzięczna za wszystko
co On uczynił dla naszej Ojczyzny i za
całą posługę polskich biskupów i kapłanów? Polsko, czy umiesz być wdzięczna?”
Msza Święta była transmitowana przez Radio Maryja i Telewizję Trwam, z którymi
Ksiądz Biskup ściśle współpracuje. I właśnie za te lata wielkiej przyjaźni i posługi
na rzecz polskich mediów, ich wsparcia
i obrony podziękował o. Tadeusz Rydzyk
CSsR.
Przedłużeniem wspólnego świętowania
był wspólny obiad w naszym Seminarium,
po którym Biskup Jubilat jeszcze dłuższy
czas odbierał gratulacje i najlepsze życzenia
od wszystkich, którzy zechcieli je wyrazić.
Z ŻYCIA SEMINARIUM
„Urzeczywistniajcie
i apostołujcie”
święcenia kapłańskie
tekst
Daniel Skotnicki - rok II
W
26. rocznicę swoich
święceń kapłańskich, 19
czerwca 2011 r. Biskup
Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz w czasie Mszy Świętej w Bazylice Katedralnej
udzielił święceń 10 diakonom sandomierskiego Seminarium. Na wspólną modlitwę
Gest nałożenia rąk na kandydata do prezbiteratu
z biskupami: Krzysztofem i Edwardem zebrali się wychowawcy seminaryjni, alumni,
siostry zakonne, rodziny oraz bliscy kandydatów do prezbiteratu.
Nawiązując do przypadającej tego dnia
Uroczystości Najświętszej Trójcy w homilii biskup przypominał – „Trójca Przenajświętsza nie jest pojęciem, które mamy
sobie przyswoić. Ona nam się objawia
poprzez konkretne działanie i właśnie to
działanie jesteśmy w stanie odczuć, zauważyć” – tłumaczył Ordynariusz. Zwracając
się do kandydatów wskazywał – „Drodzy diakoni, kandydaci do prezbiteratu!
W imię Trójcy Przenajświętszej zostaliście włączeni do Chrystusowej owczarni, a dzisiaj zostaniecie w niej pasterzami. Wejdziecie przez to jeszcze mocniej
w misterium Boga Trójjedynego. Kapłan
bowiem jest znakiem i odniesieniem do
rzeczywistości, której oczy nie mogą zobaczyć i ręce nie mogą dotknąć. Jest to
jednocześnie rzeczywistość, której potrzebuje ludzkość, tak jak wypalona ziemia
potrzebuje deszczu. Inaczej nie wyda owocu. Wy macie ją urzeczywistniać każdego
dnia w swoim postępowaniu i przez swój
apostolat. Mówimy, że każdy kapłan jest
drugim Chrystusem – «alter Christus».
Mówimy, że kiedy udzielamy sakramentów, sam Chrystus chrzci, bierzmuje, spowiada, sprawuje Eucharystię. Działamy
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
67
Z ŻYCIA SEMINARIUM
«in persona Christi», dlatego winniśmy
być podobni do Chrystusa, a przez to do
Trójcy Przenajświętszej” – mówił biskup
Nitkiewicz.
Po przedstawieniu przez księdza rektora Jana Biedronia, kandydaci do święceń
w milczeniu złożyli ślub posłuszeństwa
Biskupowi Sandomierskiemu. Śpiewem
Litanii do Wszystkich Świętych wzywano pomocy orędowników przed gestem
nałożenia rąk oraz modlitwą konsekracyjną, które były najważniejszymi momentami święceń kapłańskich. Nałożenie stuły
i ornatu, obrzęd namaszczenia rąk, przekazanie kielicha i pateny do sprawowania Eucharystii oraz pocałunek pokoju dopełniły
i wyjaśniły obrzędy święceń. W Liturgii
Eucharystycznej nowo wyświęceni kapłani
Kościoła Sandomierskiego po raz pierwszy
koncelebrowali Mszę Świętą.
Przed błogosławieństwem księża neoprezbiterzy wyrazili swoją wdzięczność za
dar otrzymanych święceń. Na ręce Biskupa
Sandomierskiego złożyli życzenia z okazji
rocznicy święceń. Ordynariusz wzywał
wiernych, zgromadzonych w sandomierskiej bazylice do modlitwy za kapłanów
– „Dzisiaj wiatr nie dmucha duchownym
w żagle, dzisiaj mają wiele problemów z samymi sobą i z sytuacjami, jakie niesie życie.
Dlatego modlimy się za was i powierzamy
Trójcy Przenajświętszej, aby była dla was
światłem i wsparciem, nadzieją i radością.
Proszę również was, bracia i siostry o modlitwę za kapłanów – waszych synów i braci. Kapłani są nam potrzebni” – apelował
biskup.
Po Mszy św. Ksiądz Biskup wraz
z Kanclerzem Kurii Diecezjalnej wręczył Neoprezbiterom aplikaty do parafii,
w których rozpoczną duszpasterzowanie.
Dopełnieniem radosnego dnia był obiad
w seminarium, w czasie którego na ręce biskupa Krzysztofa Nitkiewicza kapłani oraz
alumni złożyli gratulacje i życzenia z okazji
przeżywanej rocznicy święceń.
Wystartowaliśmy!
Inauguracja roku
akademickiego
tekst
Piotr Wilk - rok II
D
o startu, gotowi… START!!
I wystartowało, a raczej nasze
Wyższe Seminarium Duchowne
zainaugurowało już 192. rok akademicki, 2011/2012. Wszystko zaczęło się od
tego co najważniejsze – Eucharystii. Mszy
Świętej sprawowanej w kościele seminaryjnym przewodniczył Biskup Sandomierski
– Krzysztof Nitkiewicz w asyście biskupa
68
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Edwarda Frankowskiego. Sandomierska
uroczystość inauguracyjna zgromadziła
przedstawicieli samorządu na czele z burmistrzem Sandomierza – Jerzym Borowskim, a także ludzi nauki z Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II
i innych środowisk uniwersyteckich oraz
świętokrzyską kurator oświaty – Małgorzatę Muzoł, profesorów, wykładowców,
Z ŻYCIA SEMINARIUM
siostry zakonne, sympatyków i przyjaciół
Seminarium. W homilii ks. Sylwester Serafin zaproponował wszystkim aby z miłością pełnić służbę dla Chrystusa. – „Oto
dziś Jezus patrzy każdemu z nas w oczy.
Być może, nie mamy odwagi odpowiedzieć
na to spojrzenie. Życzę każdemu powołanemu do służby w Kościele, aby z miłością
odpowiadał na to Jezusowe spojrzenie. Jezus szuka dziś każdego z nas. Jezus każdego
potrzebuje”. Przed błogosławieństwem biskup Krzysztof Nitkiewicz wzywał profesorów, alumnów do wspólnej służby Chrystusowi – „Nie można służyć Jezusowi
w pojedynkę. Wielu mamy indywidualistów, wielu celebrytów, ale w Kościele, w
wiernej służbie potrzeba działania razem,
nie w pojedynkę. W rozpoczynającym
się roku akademickim życzę profesorom,
alumnom wspólnych działań w imię Jednego – Jezusa Chrystusa” – mówił biskup.
Drugą część spotkania stanowiła swoista ,,uczta” dla rozumu, która miała miejsce w auli budynku głównego Seminarium.
Wszystkich zebranych gości powitał rektor
ks. dr Jan Biedroń. Zwracając się do wszystkich mówił: „Trzeba nam się tej prawdy,
prowadzącej do wolności uczyć. W tej
zadumie i refleksji będziemy poszukiwać
pomocy w filozofii – od wieków wielkiej
przyjaciółki i służebnicy teologii. Ale częściej w tej refleksji intelektualnej, będziemy przychodzić pod krzyż, aby uczyć się
mądrości na klęczkach, stając przed obliczem Tego, który jest samą Mądrością.
Następnie wicerektor ks. dr Waldemar
Olech odczytał skrót sprawozdania za rok
2010/2011. W dalszej części nieco zdenerwowani ale szczęśliwi alumni I roku złożyli
na ręce Dziekana Wydziału Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – ks.
prof. dr. hab. Mirosława Kalinowskiego
uroczyste ślubowanie i dołączyli do na-
szej braci studenckiej. Następnie o. prof.
dr hab. Andrzej Derdziuk OFM Cap,
wygłosił bardzo interesujący wykład inauguracyjny ,,Komunikacja w służbie Komunii”. Głos wieńczący zabrał ksiądz biskup
dr Krzysztof Nitkiewicz, a jego biskupie
błogosławieństwo stanowiło umocnienie zebranych na nowy rok akademicki
2011/2012. Ostatnia odsłona inauguracji miała miejsce na refektarzu kleryckim
gdzie w radosnej i przyjaznej atmosferze
odbyła się ,,uczta” dla ciała, czyli uroczysty
obiad.
Wyższe Seminarium Duchowne w Sandomierzu jest afiliowane do Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
Alumni kończą 6-letni cykl studiów obroną pracy magisterskiej z wybranej dziedziny: teologii dogmatycznej, moralnej,
Pisma Świętego, liturgiki, pedagogiki rodziny. Każdy więc kleryk sandomierskiego
seminarium jest jednocześnie studentem
KUL-u. Należymy do wielkiej wspólnoty
akademickiej.
Uroczyste wręczenie indeksu każdemu studentowi I roku
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
69
Z RODZINĄ
Rodzina?
A co to takiego?
tekst
Daniel Skotnicki - rok II
Czym jest dziś rodzina? Czym różni
się dzisiejsza rodzina od tych przykładów, które znamy z kart historii? Czy
wystarczy mieszkać pod jednym dachem,
aby nazywać się rodziną? Czy rodzina to
tylko więzy krwi i wspólne DNA?
P
ojmowana w dzisiejszych czasach
rodzina, to minimum dwie osoby
żyjące ze sobą nie koniecznie różnych płci, które umówiły się że będą żyć
razem. Nic bardziej mylnego. Ta droga
prowadzi donikąd, bo nie można oszukać
natury człowieka. Księga Rodzaju mówi,
że: Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę by
czynili sobie ziemię poddaną. Stworzyciel
w tym zdaniu wyraża swój zamysł prawidłowego porządku rzeczy w stworzonym
przez Niego świecie. Nawet ateiści wiedzą, że najważniejszym zadaniem człowieka jest przekazanie życia.
Ludzie żyjący we wszystkich starożytnych cywilizacjach, mimo tego, że nie
znali przysięgi małżeńskiej w dzisiejszej
formie, rozumieli jej fundamentalne przesłanie. Wiedzieli że naturalne są znane
nam dziś słowa: dlatego opuści człowiek
ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną,
i będą oboje jednym ciałem (Mk 10,78). Oczywiście na porządku dziennym
była poligamia i nie było jeszcze mowy
o równouprawnieniu kobiet, jednak
70
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
związki osób tej samej płci były zakazane.
Mimo iż starożytni Majowie, Egipcjanie,
Chińczycy, Grecy i Rzymianie żyli na
różnych kontynentach i wyznawali różne
religie postępowali zgodnie z naturą. Dopiero w dzisiejszych czasach coraz to nowe
kraje legalizują związki, które same siebie
obwołują rodziną.
Można mieszkać obok siebie, ale ze
sobą wcale nie żyć, nie wiedzieć nic o sobie. A czy ty wchodząc do domu czujesz to
ciepło ogniska domowego, o które dbały
już nasze babki? Czujesz się bezpiecznie?
Czujesz się kochany potrzebny i zauważany? Co decyduje o tym, że jesteś w domu,
że jesteś w rodzinie, a nie tylko w pomieszczeniu, które amerykanie określają «house»? Może Twój ojciec poza pracą ma dla
Ciebie czas tylko przy telewizorze i to nie
zawsze. Może nie rozmawialiście szczerze
od kilku, kilkunastu lat; a to właśnie warto
by zmienić. Jakie są relacje z Twoją matką?
Czy widzi coś poza swoim wyglądem i kolejnym szałem zakupów, na które całymi
dniami haruje główny żywiciel rodziny?
Niech nie dziwi Was to, że wasze dziecko
szuka zastępczych rodziców wśród internetowych znajomych i kolegów z ulicy. By
wkupić się w ich łaski i zyskać zaufanie sięgają po alkohol, narkotyki i inne używki,
które bardzo szybko uzależniają. Jeśli mają
do wyboru ignorujących ich rodziców
Z RODZINĄ
i otwartych na ich problemy „przyjaciół”,
to nie dziwcie się ich decyzji.
Wiele czynników decyduje o tym, że
rodzina jest nią naprawdę. Najważniejsza
jest miłość i to rodzicielska, która od najmłodszych lat decyduje o prawidłowym
dorastaniu. Jeżeli dwoje ludzi zakładając
podstawową komórkę społeczną dogłębnie rozumie przysięgę złożoną przed Bogiem i nie oszukuje się już na starcie, to
razem będą potrafili przezwyciężyć przeciwności losu.
Przyjrzyjmy się pewnej rodzinie:
On młody, przystojny, zdolny prawnik; ona piękna pani doktor i zaradna
życiowo kobieta. Biorą ślub, na początku sielanka, dwoje dzieci i tak mija rok
za rokiem i można by powiedzieć że żyją
długo i szczęśliwie – jednak nie. Pewnego
wieczoru dzwoni telefon i w słuchawce
słyszy: „Pani mąż miał wypadek, nie wiadomo czy przeżyje”. Ona przejęta, pojechała do szpitala, trudna operacja i prawdziwy cud – uratowali go. Jednak przed
nim miesiące rehabilitacji, prawie dochodzi do zdrowia. Jednak to już nie to samo,
to trochę jak by nie ten sam mężczyzna;
ma trudności z poruszaniem się, znalezieniem dobrej pracy; coś się zmieniło,
może coś pękło. Stara się, sam remontuje
z nieludzkim wysiłkiem mieszkanie, nie
jest mu łatwo, jej również. Wie, że baśń
już się skończyła. Oddalają się od siebie,
z dnia na dzień przepaść coraz bardziej sie
powiększa. I w konsekwencji doszło do
rozwodu. A co z dziećmi? Co z jednością
rodziny, co z drugą częścią przysięgi: „...
w zdrowiu i chorobie i aż nas śmierć nie
rozłączy”? Liczy się tylko jej zdanie. „Nie
będę żyć z kaleką, nie zasłużyłam na taki
los, życie”. Czego tu zabrakło? Czy młodzi
biorąc ślub myślą o tym, że jutro może się
zdarzyć coś zupełnie nie spodziewanego
i to, co będzie potem może zmienić, zła-
Dobrze jest widzieć radosnych i uśmiechniętych rodziców z dziećmi
mać życie dwójki niewinnych istot. Może
one też kiedyś zapytają czym ja sobie na to
zasłużyłem/am? Czy zabrakło odpowiedzialności, miłości, czy może to zły los był
zbyt okrutny. Prawdziwa rodzina, złączona z Bogiem powinna przetrwać wszystko,
bo On nigdy nie daje nam na barki krzyża,
którego nie potrafilibyśmy unieść.
Pamiętajmy również, że nie każda
rodzina może doczekać się własnego potomstwa, najgorszym możliwym rozwiązaniem jest rozwód tylko dlatego, że nie
mogą mieć własnych dzieci. A z drugiej
strony, tysiące niechcianych maluchów
czeka, aż ich ktoś pokocha. Czy takie
dziecko przez całe życie ma czuć się jak
człowiek drugiej kategorii, gdy gdzieś
obok wspaniale zapowiadające się małżeństwo przeżywa kryzys dlatego, że ich
uczucie nie może być do końca spełnione
przez przekazanie go kolejnym pokoleniom. Czy naprawdę tak trudno podjąć
decyzję, która może uleczyć małżeństwo
i przerwać dramat samotności dziecka.
Ono jak każdy z nas tylko pragnie rodzicielskiej miłości.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
71
Z RODZINĄ
Warto rozmawiać,
czyli rodzina
słowem silna
tekst
Damian Maciąg - rok II
Często zadaje się pytania: Dlaczego
tak wiele rodzin się rozpada? Co jest
przyczyną tak wielu rozwodów. Dlaczego młode rodziny częściej ulegają rozłamowi niż rodziny pokolenia naszych
dziadków bądź starsze? Te i inne pytania
nurtują nie tylko kapłanów, uczonych,
psychologów, pedagogów, ale także nas,
którzy wychowali się lub nadal wychowują w rodzinie.
D
naprawdę alkohol, zdrada, znęcanie się –
owszem, są to istotne czynniki, przez które małżeństwa rozpadają się, lecz głównym
źródłem, od którego te wszystkie czynniki
pochodzą jest brak komunikacji.
Jakże często w naszych rodzinach brakuje rozmowy między żoną, a mężem lub
między rodzeństwem. Jeżeli rodzice mieli
kłopoty z porozumiewaniem się ze sobą, to
prawdopodobnie takie same kłopoty będą
miały ich dzieci, gdy założą swoje rodziny.
Ciągle przebywając w takiej niezdrowej
atmosferze kłótni, napięcia, nerwowości
zisiejszy świat jest światem
pełnym wielu trendów, poglądów, opinii,
a nade wszystko światem nauki i techniki.
Człowiek jak wiemy
ciągle musi wybierać
i wybiera ze świata to,
co jest dla niego pożyteczne, ale nie zawsze
korzystne i dobre dla
niego. W rozróżnieniu
tych rzeczy dobrych
od złych bardzo pomaga nam sumienie, które
należy traktować jako
nasz wskaźnik. Analizując historię rozpadów młodych rodzin
należy stwierdzić, że
Jakże często w rodzinach brakuje rozmowy między małżonkami
przyczyną nie jest tak
72
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Z RODZINĄ
Często spotykaną sceną na salach rozpraw
jest sprawa zdrady
jednego z małżonków.
Dlaczego tak się dzieje? Skoro młodzi ludzie
biorą ślub, wyznają sobie miłość, a przede
wszystkim przysięgają przed Bogiem, że
nie opuszczą się aż do
śmierci, to skąd biorą
się te wszystkie podejrzenia, zawiść, rozgoryczenie, brak ufności?
Spójrzmy na rodziny naszych dziadków,
Kontakt wirtualny nie zastąpi prawdziwej relacji
którzy żyli bez udobardzo łatwo to sobie przyswajają i przez godnień takich jak telefon komórkowy,
to mogą mieć problemy z prawidłowym komputer czy inne nowości techniczrozwojem psychicznym. Często zamiast ne, bez których w dzisiejszym świecie
wspólnych obiadów przy stole, wspólnej w większości nie potrafilibyśmy się obyć.
modlitwy czy nawet zwykłej rozmowy ze Oni choć mieli tyle samo czasu wolnego
sobą, stawia się „bożka”, którym jest tele- co my, potrafili większą jego część powizor, komputer bądź komórka. Często święcić na rozmowę ze sobą. Łączyły ich
odkładamy ważne rozmowy na później, nie tylko wspólne obiady rozpoczynane
usprawiedliwiając się brakiem czasu, róż- modlitwą, ale także i wspólna praca. Dlanymi sprawami, pracą. Z kolei odłożona czego nasi dziadkowie mimo, iż też mięli
rozmowa pozostawia nierozwiązany pro- własne problemy, to jednak potrafili dojść
blem, który z biegiem czasu narasta do do porozumienia, potrafili cieszyć się
takich rozmiarów, że małżonkowie nie są sobą nawzajem oraz tym co posiadają? Ile
w stanie już nic zrobić. Pytanie, które razy przychodzimy do nich, oni cieszą się
można zadać w tym miejscu, to co zrobi- z tego, że jesteśmy razem, że możemy ze
liby ci małżonkowie, gdyby tych odłożo- sobą po prostu porozmawiać.
Pamiętajmy więc o tym żywym dialonych rozmów było znacznie więcej niż tylko jedna? Odpowiedź jest jedna: rozwód. gu, który powinien być oparty na prawTak właśnie dochodzi do rozpadów mło- dzie i zaufaniu między małżonkami. Znajdych małżeństw. Za te rozpady możemy dujmy więcej czasu dla siebie, bądźmy
winić tylko i wyłącznie oboje małżonków, szczerzy w naszych rozmowach. Starajmy
się kochać siebie nawzajem mocno, z całektórzy nie potrafili ze sobą rozmawiać.
Zwróćmy uwagę na kolejny i dość czę- go serca, a na pewno nie zabraknie miłości
sty problem jakim jest brak zaufania mię- i zrozumienia w naszych domach. Tego
dzy małżonkami, które zamiast z czasem nam życzę.
się polepszyć to chyli się ku upadkowi.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
73
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
Siedem Grzechów Głównych
Zazdrość
tekst
Ks. dr Marek Kumór
Z
azdrość to nic innego, jak smutek
jaki człowiek odczuwa z powodu
dobra lub szczęścia swego bliźniego. Tak więc człowieka zazdrosnego martwi cudza pomyślność, drażnią go ludzie
lepsi od niego, bardziej inteligentni, mający więcej sukcesów.
Warto przywołać obrazy z Pisma Świętego, aby lepiej zrozumieć ten grzech główny. W Księdze Rodzaju mamy ukazany
dramat rodzinny. Bracia Józefa widząc, że
ojciec kocha go bardziej niż ich wszystkich,
tak go znienawidzili, że nie mogli zdobyć
się na to, aby przyjaźnie z nim porozmawiać
(Rdz 37, 4). Synowie Jakuba zazdroszczą
miłości, jaką ojciec okazuje Józefowi, jednemu z ich braci. Postanawiają zniszczyć
chłopca i sprzedać go do niewoli. Zwróćmy
uwagę, że nieopanowywana zazdrość przeradza się nienawiść.
74
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
Z kolei w Księdze Syracha czytamy:
Zazdrość i gniew skracają dni, a zmartwienie sprowadza przedwczesną śmierć
(Syr 30, 24). Jej więc źródłem jest brak pokory. Pokorny człowiek nie zazdrości, nie
martwi go, że inny ma więcej niż on, potrafi się zadowolić tym co posiada. Grzech ten
pochodzi od pychy – to znaczy, że dobro
cudze zasmuca człowieka tym bardziej, im
mniej uporządkowana jest miłość własna.
To może mieć miejsce między osobami
równymi sobie, należącymi do tej samej
grupy społecznej, tzn. między uczniami w
szkole, studentami na uczelniach, jak również pracownikami w zakładach pracy itp.
Człowiek taki nie umie się cieszyć z sukcesów drugiego, ponieważ jego wielkość została zagrożona. Jeśli uda mu się osiągnąć
podobne sukcesy, wówczas zazdrość znika
przynajmniej na pewien czas.
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
A zatem zazdrość bezpośrednio przeciwstawia się cnocie miłości, jest grzechem
ciężkim. Nieopanowywana zazdrość, jak
już wspomniałem, prowadzi do nienawiści,
a ta z kolei do zabójstwa. Skutki grzechu
zazdrości mamy ukazane już na samym
początku Księgi Rodzaju. Już w pierwszym pokoleniu ludzi Kain jest zawistny
z racji sukcesów swego brata Abla. Zwróćmy uwagę, że to nie co innego ale zazdrość
poprowadziła go do nienawiści, a ta z kolei
przyczyniła się do zabójstwa. (…) Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś
i na jego ofiarę nie chciał patrzeć. Smuciło
to Kaina bardzo i chodził z ponurą twarzą (Rdz 4, 4-5). Najbardziej klasycznym
przykładem działania zazdrości jest król
Saul, wywodzący się z pokolenia Beniamina, który zazdrościł sławy Dawidowi: Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy.
A Saul bardzo się rozgniewał, bo nie podobały mu się te słowa. Mówił: «Dawidowi
przyznały dziesiątki tysięcy, a mnie tylko tysiące. Brak mu tylko królowania». I od tego
dnia patrzył Saul na Dawida zazdrosnym
okiem” (1 Sm 18, 5-9).
Z kolei w Nowym Testamencie mamy
ukazane jak arcykapłani i faryzeusze zazdrościli sławy i powodzenia Chrystusowi, dlatego też postanowili go zniszczyć.
Św. Marek z całą mocą podkreśla, że z zawiści Go wydali (Mk 15,10). Chciałbym
jeszcze raz podkreślić, że zazdrość prowadzi do nienawiści, a ta z kolei do wyrządzenia krzywdy drugiemu człowiekowi, jakim
może być – zabójstwo.
Od początku, od pierwszych kart Świętej Księgi, mamy ukazane, iż uczucie to
kierowało szatanem kuszącym pierwszych
rodziców, było przyczyną zabójstwa Abla,
jak również oskarżenia Chrystusa przez
faryzeuszy.
Zazdrość ma swoje źródło w pożądaniu, które jest w każdym człowieku.
Zazdrościmy wszystkiego: rzeczy wspaniałych i najdrobniejszych. Począwszy od
rękawiczek a skończywszy na luksusowych
samochodach. Grzech ten pociąga za sobą
różne sposoby poniżania drugiego: obmowę, oszczerstwo, obelgi, wstrzymywanie się
od słusznych pochwał i słów uznania dla
drugiego. Wydaje się, że ten grzech zazdrości, jest bardzo zakorzeniony w człowieku.
Pojawia się wszędzie tam, gdzie człowiek
zaczyna wyrastać ponad przeciętność, dlatego między innymi, każda wybitniejsza
jednostka jest zawsze otoczona polem zaminowanym przez zazdrość i zawiść. To ludzie małego serca, na twarzy których wyryty jest smutek, z powodu sukcesów swoich
najbliższych. Cudze sukcesy odbierają jako
swoje nieszczęście, a cieszą się z przeciwności, jakie spotykają bliźniego. Mówiąc
kolokwialnie zazdrość to głupia wada, ponieważ człowiek nie ma z niej żadnej korzyści. Gdy jest chciwy, ma pieniądze; gdy
jest pyszny, ma sławę, gdy jest nieczysty,
doznaje przyjemności, natomiast zazdrość
nic nie daje człowiekowi, dlatego też wstydzi się człowiek do niej przyznać.
Na koniec warto przywołać środki
zaradcze, aby przezwyciężyć ten kolejny
grzech główny. Człowiek musi w sobie rozwijać cnotę pokory, bowiem człowiek pokorny cieszy się gdy otaczają go osoby, które osiągnęły o wiele więcej od niego, zaszły
w życiu o wiele dalej niż on, co więcej, jest
z tego zadowolony ponieważ nie uważa się
za niezastąpionego ani za niedoścignionego. Pomocą w zwalczaniu grzechu zazdrości jest codzienna modlitwa za tych ludzi,
którym człowiek zazdrości, podziękowanie za doznaną z ich strony życzliwość.
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
75
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
Nabożeństwo modlitewne
dla Przyjaciół
• Piosenka: Barka
W Niedzielę Dobrego Pasterza 2011 roku Benedykt XVI skierował do całego Kościoła zachętę: „Proszę was o szczególną modlitwę za biskupów – także za biskupa Rzymu! za proboszczów, za wszystkich, którzy są odpowiedzialni za prowadzenie owczarni Chrystusowej, aby wiernie i mądrze pełnili swą posługę. Módlmy się zwłaszcza o powołania do
kapłaństwa (…), aby nigdy nie brakował wartościowych pracowników na niwie Pańskiej”.
Spełniając prośbę papieża polecajmy w naszej modlitwie wszystkich duszpasterzy,
naszych alumnów, prosząc dla nich o wytrwałość na drodze powołania.
• Odmówmy wspólnie Litanię o Najświętszym Imieniu Jezus
• Pieśń: Do Serca Twego, Pani świata
• Z Ewangelii św. Łukasza (Łk 2,41-52)
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał On lat
dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając,
że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy, szukając Go.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni
bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka
rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli
tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócili do Nazaretu; i był im poddany.
A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił
postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
• Przeczytany fragment Ewangelii św. Łukasza uświadamia nam jaki wpływ na wiarę,
a tym samym na odkrywanie powołania posiada chrześcijańska rodzina. Także Benedykt
XVI przypomina nam, że: „powołania wzrastają i dojrzewają w Kościołach, a sprzyjają im
zdrowe rodziny, które umacniają ducha wiary, miłości i pobożności”.
• Rozważając tajemnicę „Odnalezienia Pana Jezusa w świątyni”, módlmy się
w intencji rodzin naszej parafii. Niech przez wspólną modlitwę i świadectwo wiary staną
się środowiskiem odkrywania powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
76
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
• Modlitwa Jana Pawła II o powołania:
Panie Jezu, który niegdyś wezwałeś pierwszych uczniów, aby stali się rybakami ludzi,
niech także i dziś rozbrzmiewa Twoje łagodne wezwanie: „Pójdź za Mną!” Udziel chłopcom i dziewczętom tej łaski, by radośnie odpowiedzieli na Twój głos! Wspieraj w apostolskim trudzie naszych biskupów, kapłanów i osoby konsekrowane.
Obdarz wytrwałością naszych seminarzystów i wszystkich tych, którzy realizują swój
ideał życiowy w pełnym oddaniu się Twej służbie. Rozbudź w naszych wspólnotach zapał
misyjny. Poślij, o Panie, robotników na swoje żniwo i nie pozwól, by brak pasterzy, misjonarzy i tych, którzy poświęcają życie sprawie Ewangelii, doprowadził ludzkość do zguby.
Maryjo, Matko Kościoła, wzorze wszystkich powołań, pomóż nam odpowiedzieć «tak»
Panu, który wzywa nas do współpracy w Bożym planie zbawienia. Amen.
• Pieśń: Pod Twą obronę.
Konspekt spotkania przygotował
Ks. dr Grzegorz Kasprzycki – Ojciec duchowny
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
77
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
W intencji powołań
• Wystawienie Najświętszego Sakramentu
• Adoracja:
Panie Jezu Chryste, obecny w Najświętszym Sakramencie, uwielbiamy Cię i dziękujemy za Twoją obecność pośród nas. Dziękujemy za niezmierzoną Twoją miłość do nas i za
wszystkie dary Twojej dobroci, których nam udzielasz każdego dnia. Panie, prosimy Cię,
daj nam Ducha Świętego, aby nasza modlitwa była miła Tobie. Dziś pragniemy dziękować za powołanych do kapłaństwa i życia konsekrowanego i jednocześnie chcemy prosić
o nowe i święte powołania kapłańskie i zakonne.
Młodzi naszych czasów poszukują autentyczności, prawdy, pragną przyjaźni, poszerzania własnych horyzontów, pragną wolności. Chcą oni budować nowe społeczeństwo
oparte na takich wartościach, jak pokój, sprawiedliwość, solidarność, szacunek do środowiska, chętnie angażują się w wolontariat. Pragną dobrego, pięknego i szczęśliwego życia,
chcą ufać sobie i innym, chcą nieść nadzieję. Młodzi pragną także autentycznej modlitwy, poszukują sensu życia, tęsknią za autentycznymi wartościami, mającymi swoją pełnię
w Chrystusie.
• Pieśń: Barka (pierwsza zwrotka i refren)
• Młodzi poszukując tych pięknych wartości, natrafiają na wiele trudności. Wynikają
one z tego, że w wielu krajach postępuje proces laicyzacji, który powoduje osłabienie wiary i relatywizację wartości chrześcijańskich. Młodym proponuje się dzisiaj takie wartości,
jak kariera, pieniądze, sława, uroda. Kto nie stawia tych wartości na pierwszym miejscu, uznawany jest często za dziwaka, za człowieka z innej epoki. Młodzi ludzie, którzy
w pojedynkę decydują się płynąć pod prąd, rzadko potrafią wytrwać do końca. Przyczyną
tego jest niekiedy dysfunkcja rodzin – rodziny rozbite, patologiczne. Dzieci i młodzież
z takich rodzin cechuje brak zaufania, lęk przed związaniem się, brak wytrwałości.
Kontrasty między ideałami młodych i systemem wartości prezentowanym przez
współczesny świat, stają się widoczne na płaszczyźnie planowania przyszłości. Młodzi
ograniczają przyszłość tylko do osobistych perspektyw i samorealizacji. Redukują ją tylko do wyboru zawodu, do materialnego zabezpieczenia i emocjonalnego zadowolenia.
Wielu zdaje się być ludźmi bez powołania. Trudno im się zdecydować na wybór konkretnego powołania.
Panie Jezu, prosimy Cię dzisiaj za ludzi młodych, aby potrafili dokonywać odpowiednich i dojrzałych wyborów, aby Ciebie stawiali w centrum swojego życia i szli za światłem
Twojej nauki.
• Pieśń: Barka (druga zwrotka i refren)
78
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
• „Pójdzcie za Mną” – tymi słowami Panie Jezu powołujesz ludzi do służby kapłańskiej i zakonnej. Zapraszasz ich do kręgu swoich przyjaciół. Chcesz, aby byli blisko Ciebie
i słuchali Twoich słów. Uczysz ich całkowitego poświęcenia się Bogu i troski o rozwój
królestwa Bożego. Zapraszasz swoich uczniów do tego, aby porzucili własną wizję życia,
a przyjęli tę wizję, którą Bóg przewidział dla nich, i ażeby pozwolili Mu się prowadzić.
Młody człowiek chcąc właściwie rozpoznać swoje powołanie do kapłaństwa czy życia
konsekrowanego musi wpatrywać się w Tego, który powołuje – w Chrystusa, poznawać
Go z bliska, wsłuchiwać się w Jego słowo, spotykać się z Nim w sakramentach świętych,
dostosowywać własną wolę do Jego woli. Chrystus nie przestaje powoływać do włączenia
się w Jego misję i do służenia Kościołowi poprzez święcenia kapłańskie i życie konsekrowane, a Kościół ma strzec tego daru i rozwijać go z miłością, ponieważ jest odpowiedzialny za budzenie i dojrzewanie powołań kapłańskich.
• Pieśń: Barka (trzecia zwrotka i refren)
• Panie, Jezu Chryste, Ty powiedziałeś do uczniów: Żniwo wprawdzie wielkie, ale
robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo.
Dlatego prosimy Cię, powołuj wciąż nowych pracowników do swojej winnicy, a powołanych umacniaj – prosimy:
„Poślij robotników na swoje żniwo” (wszyscy powtarzają).
Panie Jezu, najwyższy Arcykapłanie, polecamy Ci kapłanów, aby byli zdolni do dawania świadectwa jedności z Biskupem i ze współbraćmi w kapłaństwie, aby tworzyli właściwe środowisko dla rodzących się powołań kapłańskich – prosimy:
„Poślij robotników na swoje żniwo”.
Panie Jezu, który jesteś samą świętością, prosimy Cię o świętość dla rodzin chrześcijańskich, aby były miejscem sprzyjającym do budzenia i rozwijania się powołań. Niech
będą ożywione duchem wiary, miłości i modlitwy – prosimy:
„Poślij robotników na swoje żniwo”.
Panie Jezu, najdoskonalszy Wychowawco i Mistrzu, polecamy Ci formatorów i katechetów, aby świadomi własnej misji wychowawczej, starali się formować powierzonych
sobie młodych ludzi w taki sposób, by byli zdolni odkryć Boże powołanie, i aby mogli je
dobrze zrealizować – prosimy:
„Poślij robotników na swoje żniwo”.
Panie Jezu ukryty w Eucharystii, która jest źródłem zdolnym ugasić najgłębsze ludzkie
pragnienia. Poślij Twoich robotników, by zanieśli Ciebie ludziom spragnionym prawdziwej miłości – prosimy:
„Poślij robotników na swoje żniwo”.
Jezu cichy i pokornego serca, ukryty w Najświętszym Sakramencie, uczyń nasze serca
na podobieństwo swojego i przyjmij naszą pokorną modlitwę o liczne powołania kapłańskie i zakonne w krajach misyjnych – prosimy:
„Poślij robotników na swoje żniwo”.
Jezu, adorując Ciebie w Najświętszej Hostii, znajdujemy się naprzeciw Boga samego.
Spraw, niech przebywanie z Tobą przemienia nas i uczyni z nas Twoich gorliwych apostołów – prosimy:
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
79
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
„Poślij robotników na swoje żniwo”.
Jezu, wzbudź w sercach młodych ludzi pragnienie, aby chcieli być we współczesnym świecie świadkami potęgi Twojej miłości. Napełnij ich Twoim Duchem odwagi
i roztropności, aby prowadził ich ku głębi tajemnicy człowieka, aby stali się zdolnymi do odkrycia prawdy o sobie i o własnym powołaniu. Obdarz Twój Kościół darem
ludzi młodych, którzy są gotowi wypłynąć na głębię, aby być wśród ludzi znakiem
Twojej obecności, która odnawia i zbawia. Prosimy Cię, Jezu, za przyczyną Maryi –
Twojej i naszej Matki, Królowej Apostołów – o dar nowych powołań.
Najświętsza Dziewico, Matko Zbawiciela, niezawodna Przewodniczko na drodze ku
Bogu i bliźniemu, Ty która zachowałaś słowa Jezusa w głębi swego serca, wspieraj Twoim
macierzyńskim wstawiennictwem rodziny i wspólnoty kościelne, aby pomagały ludziom
młodym w hojnej odpowiedzi na wezwanie Pana: „Pójdź za Mną”.
• Pieśń: Barka (czwarta zwrotka i refren)
• Dziesiątek różańca: Tajemnica „Ustanowienie Eucharystii”
• Błogosławieństwo
Opracował: X. KH
80
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
W trosce o powołania
Młodość jest czasem decyzji wpływających na przyszłość człowieka.
W młodości wygrywa lub przegrywa się życie.
Młodzi ludzie muszą poradzić sobie z najważniejszym w życiu pytaniem,
pytaniem o POWOŁANIE.
Szczególnym rodzajem powołania, jakim Bóg obdarowuje człowieka jest powołanie
do kapłaństwa.
Jeśli w sercu człowieka pojawi się Boży głos, wzywający do pójścia za Jezusem,
NIE NALEŻY SIĘ BAĆ! Nie bójcie się decydować. Kościół jest z Wami! Kościół modli
się za Was!
Za Was modli się wspólnota sandomierskiego Seminarium, a także Stowarzyszenie
Przyjaciół Seminarium. To rzesza około 5 tys. diecezjan, którzy wspierają duchowo i materialnie wszystkich kleryków.
Każdy chrześcijanin jest odpowiedzialny za powołanie drugiego człowieka, dlatego
kierujemy apel do wszystkich, którzy chcą dołączyć do naszych Przyjaciół.
Podaruj ten egzemplarz naszego czasopisma sąsiadce, sąsiadowi, koledze! Może akurat
Ty wzbudzisz w nich chęć współpracy i zapalisz entuzjazmem. CZEKAMY!
deklaracja
...............................................................................................................
Imię i nazwisko
...............................................................................................................
Adres
...............................................................................................................
Parafia
Zgłaszam swoją chęć przystąpienia do Stowarzyszenia Przyjaciół Wyższego
Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Nie jest mi obojętny los wielu młodych
ludzi, którzy decydują się na wstąpienie do Seminarium. Chcę służyć modlitwą oraz
pomocą.
Stowarzyszenie Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu
ul. Żeromskiego 6, 27-600 Sandomierz
tel. 15 833 26 20, 15 833 27 08
e-mail: [email protected]
nr konta: PeKaO S.A. I o/Sandomierz 44124027861111000036832060
POWO£ANIE nr 4 (65) 2011
81
REDAGUJE ZESPÓŁ
Asystent kościelny
ks. dr Jan Biedroń
Redaktor naczelny
Marcin Świeboda
Wiceredaktor
Daniel Sajdak
Redaktor techniczny
Damian Szypuła
REDAKTORZY DZIAŁÓW
Wokół liturgii
Wojciech Zając
Drogi za Jezusem
Marcin Świeboda
Wokół teologii
Mateusz Kozieł
Z rodziną
Łukasz Popiak
Zamyślenia
Michał Powęska
Z życia Seminarium
Daniel Sajdak
Rozmowa z...
Rafał Kusiak
Stowarzyszenie Przyjaciół
Łukasz Popiak
Kolportaż zagraniczny
Jarosław Raczak, Damian Stala
Korekta
S. Jadwiga Borowska SNMPN

Podobne dokumenty