Jego tam nie ma
Transkrypt
Jego tam nie ma
REFLEKSJA Słowo Biskupa Sandomierskiego z listu pasterskiego na Rok Adama Kardynała Kozłowieckiego Przyglądając się życiu kardynała Kozłowieckiego widzimy, że jego niezachwiana nadzieja i zdolność do kochania nawet w sytuacjach tragicznych jak piekło obozu koncentracyjnego, była owocem komunii z Bogiem. Jeżeli mylimy nieraz nadzieję z optymizmem a miłość z uczuciem i doznajemy z tego powodu rozczarowań, to dlatego, że liczymy tylko na własne siły lub na pomoc innych ludzi. Prorok Jeremiasz ostrzega nas przed takim postępowaniem, mówiąc: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce ( Jr 17,5). Tymczasem każdy prawdziwie kochający i ufający, powierza się całkowicie Bogu, do którego należy ziemia i wszystko co ją napełnia, świat cały i jego mieszkańcy (Ps 24). Takie myślenie kształtuje w człowieku modlitwa prywatna i we wspólnocie Ludu Bożego, gromadzącego się na Mszy św. oraz na nabożeństwach. Kardynał Kozłowiecki nigdy nie zaniedbywał modlitwy chociaż w obozie koncentracyjnym bito za nią brutalnie więźniów. Kiedy nie mógł odprawiać Mszy Świętej odmawiał zawsze wszystkie jej części. Napisał we wspomnieniach: „Nie mam chleba ani wina, ale mam własne udręczone ciało, własną duszę, która się garnie do Boga i ofiaruje Mu wszystko”. Płynące stąd zjednoczenie z Chrystusem dawało mu siłę przetrwania i życia według zasad Ewangelii. (…) Kardynał Kozłowiecki uczy nas również umiarkowania w zaspokajaniu potrzeb doczesnych i służenia innym tym co posiadamy. Powtarzał nieraz: „urodziłem się i wychowałem w dostatku ale nauczyłem się znosić biedę i ciężko pracować”. Dzisiaj nie brakuje tych, którzy uważają, że szczęście jest proporcjonalne do posiadanych dóbr materialnych, a człowiek znaczy tyle ile ma. Tymczasem Chrystus przypomina nam, że nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia (Łk 12, 15). + Krzysztof Nitkiewicz Biskup Sandomierski POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 3 Adam Kardynał Kozłowiecki Jego osoba, dzieło, pamięć tekst Ks. Marek Flis Dyrektor administracyjny P oprzez obchody 100. rocznicy uro- dzi. Nawet, a być może szczególnie w swodzin Kardynała Adama Kozłowiec- jej śmierci, staje się prawdziwie wybitny. kiego SJ, chcemy przybliżyć postać A ta niezwykła droga rozpoczęła się tego wielkiego syna polskiego Kościoła, w Hucie Komorowskiej k. Kolbuszowej, misjonarza Afryki i więźnia niemieckich gdzie 1 kwietnia 1911 roku przyszedł na obozów koncentracyjnych. To nie prawda, świat i jak sam mawiał „Urodziłem się że dzisiaj brakuje autorytetów, ludzi, któ- w prima aprilis (zapewne to tłumaczy nierych można by naśladować w ich poświęceniu Bogu, służbie człowiekowi i ojczyźnie. Kardynał Kozłowiecki jest jednym z nich i dlatego warto przyjrzeć się jego życiu i dziełom /Słowa Pasterzy Diecezji Sandomierskiej/. Składamy dzięki Bogu za wartość życia kardynała Kozłowieckiego, bo jak mawia Rodzice Kardynała: Adam i Maria z Janochów stare rzymskie powiedzenie „nie ważne jak długo się żyje, lecz jak dobrze”. George co owe niezwykłe pomysły Opatrzności Bernard Shaw zauważył, że „życie zrównu- Bożej)”. Dalej droga ta wiodła przez parafię je wszystkich ludzi; śmierć wywyższa tych chrztu – Majdan Królewski w granicach wybitnych”. obecnej diecezji sandomierskiej. ProwaKardynał Kozłowiecki dożył owocnie dziła przez Gimnazjum w Chyrowie i Popóźnego wieku, ale nikt kto go znał nie znaniu, nowicjat w Starej Wsi, Kraków wątpi w jego wiarę, którą zarażał zarówno i Lublin. Święcenia kapłańskie przyjął dnia tych zwyczajnych jak i prominentnych lu- 24 czerwca 1937 r. w Lublinie. Ojciec Ks. Adama Kozłowieckiego długo nie mógł się 4 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 pogodzić ze wstąpieniem syna do zakonu. Jak sam wspominał Kardynał: „ojciec pogodził się z moim wyborem dopiero, kiedy odprawiałem Mszę Świętą prymicyjną w Majdanie Królewskim”. W czasie II wojny przeszedł „ucisk i strapienie” w więzieniach w Krakowie, Wiśniczu oraz w niemieckich obozach w Auschwitz i Dachau. Oswobodzony 28 kwietnia 1945 roku, już następnego Kardynał z braćmi zakonnymi w czasie studiów dnia, wyjechał do Rzymu. Skończyła się Jego gehenna, czas nienawiści i przemocy. Ks. Kardynał o swoim „przełożonym” z obozu, którego wracał pamięcią do tamtych lat. Mówił, spotkał przypadkowo na ulicy. Zaprosił że „przeżycie tych strasznych lat, uważa za go do restauracji na posiłek i długo rozmaszczególną łaskę, jaką go Bóg obdarzył”. wiali ze sobą. A na koniec stwierdził: „Dla Najlepsze słowo, jakie wyrosło na zro- chrześcijanina przebaczenie jest dominanszonej krwią, potem i łzami glebie ucisku tą życia, bo modlimy się bowiem o to”. Jaki strapienia, to słowo: „Ach, jak dobra jest że wymowne to słowa w ustach człowieka, dobroć!” Ocalenie widzi w dobroci. Wie- który tak bardzo doświadczył okrucieńrzy głęboko, owszem wie z doświadczenia, stwa i nienawiści. że tylko dobroć, że tylko dobra wola może Bardzo cenił swoją Ojczyznę. „Zozbudować lepszy świat – świat pokoju, za- stałem z Ojczyzny wyrwany w chwili dla ufania, życzliwości i szczęścia na tym nie mnie najcięższej, ale w ciągu tych długich najlepszym ze światów. Zachował wiarę lat pobytu w obozach myślą żyłem w Polw człowieka. W obozach spotkał różnych sce, o niej marzyłem, o niej dosłownie śniludzi, spod różnych znaków, zza różnych łem ciągle, i to mi było wolno. Każdej nocy granic i wielorakiego języka, ale ilekroć przenosiłem się do tych najukochańszych odezwała się w nim dobroć ludzka, dobroć stron: do Chyrowa, Starej Wsi, Lwowa, słowa, spojrzenia, uśmiechu, wyciągniętej Zakopanego, Krakowa, Lublina, Poznapomocnej ręki, dobroć zaufania, współ- nia... Miałem nieraz pracę monotonną czucia, łagodności, tyle razy ten człowiek i bezmyślną. Wówczas mogłem cały dzień był bliźnim, więcej, był bratem! Jak wielu modlić się i marzyć... a dziś? Dziś Bóg żąda z nas zniechęca się do wiary i poddaje wia- ode mnie, bym to wszystko porzucił. Bo rę kompromisom w obliczu różnorodnych nie śmiem nawet marzyć o powrocie. To niepowodzeń i trudności. Zapytany pod- wolno było w zamknięciu obozowym. Dziś czas rekolekcji, które prowadził dla księży nawet myślami tam przenosić się nie mogę, fideidonistów w Chilondze (Zambia), czy bo to budzi w sercu tęsknotę nieznośną po wojnie spotkał się kiedykolwiek z któ- i bunt. Dziś nie podoba mi się żaden piękrymś ze swoich oprawców, to opowiedział ny widok, gdyż natychmiast uświadamiam POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 5 sobie, że to nie jest Polska. Ta Polska jest piękna, nawet piękniejsza!” Nieraz pisał do Polaków, że codziennie modli się za Ojczyznę, żeby było lepiej, ale nigdy za dobrze”. Na Czarny Ląd Ksiądz Adam przybył w 1946 r. Jak wspominał: „Praca na misjach nie była łatwa. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że Afrykańczycy zostali straszliwie skrzywdzeni przez białego człowieka. Z tego powodu stracili dużo czasu. Kiedy Europejczycy czy Amerykanie gwałtownie Na afrykańskiej ziemi... się rozwijali intelektualnie, technicznie i gospodarczo, rdzenni mieszkańcy Afryki byli używani jako narzędzia. Czarny Ląd przez trzysta lat był rezerwatem niewolniczej pracy. Afrykańczyków porywano, sprzedawano i kupowano. Kontynent ten jest zapuszczony cywilizacyjnie i za to odpowiada biały człowiek. Teraz powinien spłacić ten dług i pracować na rzecz Afryki w Afryce. Najstarszym misjonarzem był tam wówczas Ojciec z Francji (o. Moreau). Dał mi na początku lekcję, mówiąc, że trudno jest zrozumieć tutejszych ludzi: «Aby ich zrozumieć, człowiek musi być 6 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 noszony na plecach czarnej matki przynajmniej dwa lata»”. Dalej Ksiądz Adam Kozłowiecki pisze: „Miałem świadomość, że musimy im pomóc. W jaki sposób? Przede wszystkim w rozwoju intelektualnym, ale i moralnym. To oczywiście wymaga czasu. Ile lat potrzebowała Europa czy w ogóle biały człowiek, by dojść na przykład do systemu demokratycznego? Zawsze powtarzałem, że demokracja ma wiele plusów: tych, którzy mają władzę, można zmienić i oni muszą się z tym liczyć. Słabością demokracji jest natomiast fakt, że zakłada mądrość większości, a nie zawsze większość jest rozumna i uczciwa. Dlatego – pamiętając o tych niebezpieczeństwach – trzeba pomóc Afrykańczykom w budowaniu demokracji. Jeżeli bowiem ktoś jest wykształcony, ale nieuczciwy, jest człowiekiem niebezpiecznym”. Dlatego też rozwinął ożywioną działalność wśród młodzieży, szczególnie na polu szkolnictwa. Kiedy w 1950 r. Stolica Apostolska podniosła prefekturę Lusaki do rangi wikariatu, jego pierwszym Administratorem Apostolskim został mianowany Ksiądz Adam Kozłowiecki. Z gorliwością zabrał się do pracy, odwiedzając parafie i placówki misyjne w miasteczkach i w buszu oraz nawiązując osobiste kontakty z misjonarzami. W latach 50-tych wybudował niższe seminarium duchowne, które później zostało podniesione do rangi wyższego seminarium. Był przywódcą, wizjonerem wyprzedzając myślą swój czas. Ponadto, był świadomy, iż prawdziwe zaangażowanie w życie ludu Zambii, oznaczało potrzebę posiadania przez Kościół swoich religijnych i duchownych pasterzy w rozsądnych liczbach. Niezaprzeczalnie też oznaczało to rdzenną hierarchię kościoła. Utrzymywał, że to nie wystarczy, by ukulturowić liturgię, gdyż wszystkie aspekty życia kościoła musiały rozgrywać się w zambijskim ciele. Wzrost Kościoła na terenach misyjnych sprawił, że w 1955 r. Pius XII obdarzył Księdza Adama Kozłowieckiego godnością biskupią oraz mianował go wikariuszem apostolskim Lusaki. Uwieńczeniem pracy Biskupa Kozłowieckiego było utworzenie w cztery lata później tj. w 1959 r. przez błogosławionego Jana XXIII pełnej struktury kościelnej, złożonej z sześciu diecezji i dwóch prefektur apostolskich. Pierwszym arcybiskupem-metropolitą Lusaki został mianowany Biskup Kozłowiecki. Misja rodezyjska była poważnym wkładem Kościoła polskiego w misje zagraniczne. Był aktywny w tych ważnych latach prowadzących do uzyskania niepodległości przez Północną Rodezję w 1964 r., jak też i w istotnych latach po jej odzyskaniu. Jego politycznym założeniem było nie tylko poruszać sumienia, ale także kwestię godności i praw ludu afrykańskiego. Był człowiekiem wrażliwym na wszelkie ludzkie biedy – jedną z ważniejszych przyczyn upatrywał w niesprawiedliwości społecznej, spowodowanej systemem kolonialnym. Podkreślał, iż zadaniem Kościoła jest niesienie pomocy ludziom pozbawionym podstawowych praw. Znakomitym przykładem odwagi i troski o prawa człowieka był słynny list pasterski Ks. Arcybiskupa z 6 stycznia 1958 r., w którym stanął w obronie równości i wprowadzenia sprawiedliwości społecznej w Rode- Był biskupem Lusaki w latach 1955-1969 zji Północnej. List ten – przypominający o niezbywalnych prawach każdego człowieka do życia, rozwijania swoich zdolności, do kultu i prawa do swobodnego zrzeszania się – dał mu powszechne uznanie. Dokument ten został włączony później do zbiorów pism i dokumentów Kongregacji Rozkrzewiania Wiary. Rok później Ks. Arcybiskup bierze czynny udział w redagowaniu Memorandum, w którym biskupi domagają się równouprawnienia wszystkich ras w określaniu ustroju państwa i udziału w rządach. Kardynał Adam uczestniczył w Soborze Watykańskim II, którego założenia doprowadziły do zmian w Kościele Katolickim. Uczestniczył w Afrykańskim Synodzie w 1994 r. z polecenia papieskiego. Swoje krótkie pośrednictwo poprzedził słowami „świętuję srebrny jubileusz swojej rezygnacji ze stanowiska Arcybiskupa Lusaki!” Sala SyPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011 7 Na misji w Mpunde nodu wybuchła śmiechem. Kontynuował mówiąc, iż zrezygnował w wieku 58 lat przekazując kierowanie Kościołem Lusaki rodowitemu Zambijczykowi. Gdyby miał okazję zostać Arcybiskupem Lusaki, ponownie zrezygnowałby z tego samego powodu. Po swojej rezygnacji w 1969 r. wrócił do pracy parafialnej jako prosty misjonarz. Być blisko ludzi, do których został posłany, to jego dewiza życiowa. Syn Boży przyszedł drogą prawdziwego wcielenia, aby nieść ludziom Zbawienie. Jego niezwykłe posłannictwo misyjne polegało na tym, że zjednoczył się niemalże całkowicie z narodem afrykańskim. Stał się członkiem ich społeczności, żył ich sprawami i problemami, stale służył pomocą i miłością. Pragnął, aby afrykańska wspólnota chrześcijańska stawała się znakiem obecności Bożej, aby społeczność ta tworzyła rodziny przeniknięte duchem Ewangelii. Najwięcej czasu i sił poświęcał Zambijczykom, docierał do wiosek w buszu, do dzielnic miast, do rodzin, gdzie bezpośrednio niósł Dobrą Nowinę. Komunikatywność, bezpośredniość, poczucie humoru, łatwość i operatywność w posługiwaniu się słowem, zjednywała 8 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 mu ludzi i ułatwiała nawiązywanie z nimi kontaktów. Istota dzieła, tego wyjątkowego misjonarza, jest wielka. Promieniująca miłość do Boga, którą przekazuje innym, szerząc Chwałę Najwyższego w tak wiarygodny, szczery sposób, że ci którzy podlegali wpływom Ks. Kardynała Adama Kozłowieckiego idą za nim z podziwem, poczuciem bezpieczeństwa i ufnością, oddając się pod opiekę Zbawiciela. Nauczyciel miłości do Boga, Ks. Kardynał, pokazuje całym sobą, swoją działalnością i postępowaniem, jak należy kochać Stwórcę. Jest wyrazicielem idei Kościoła, który „temu jednemu pragnie służyć, ażeby każdy człowiek mógł odnaleźć Chrystusa, aby Chrystus mógł z każdym iść przez życie”. Służbę tę wykonuje posłusznie, z miłością i oddaniem, tam gdzie został posłany. Jego dewizą były słowa: In Nomine Domini – W imię Pana. Wierzymy, że pierwszy, a być może ostatni test wielkości człowieka leży w jego pokorze. Posiadając ostre poczucie humoru, Kardynał Adam wiedział jak się śmiać, a szczególnie z siebie. Czyż to nie znak pokory a tym samym wielkości? Św. Augustyn pisał „duma zmieniła aniołów w diabły; pokora sprawia, że ludzie stają się aniołami”. Te miejsca dały mu szansę obcowania ze zwykłymi ludźmi i bycia obecnym wśród najuboższych, których tak bardzo kochał. W przeświadczeniu Kardynała wszystkie rodzaje pracy misyjnej, takie jak: ewangelizacja, budowanie nowych szkół i inne projekty, nie mogą odwracać uwagi od ludzkich serc. W liście do o. Stanisława Czapiewskiego napisał: „Popierajcie nas gorącymi modlitwami, bo cóż nam z tego, że postawimy eleganckie szkoły, jeśli nie będzie w nich dobrych katolików, a serca urobić może jedynie łaska Boża przez was uproszona”. Aby budować Kościół, oprócz „łaski Bożej, którą najwyżej wyżebrać możemy” potrzebni są ludzie wiary, którzy by głosili Dobrą Nowinę. Mówił: „co się stało z naszym społeczeństwem religijnym i duchownym? Wchodzisz do ich domów, ich kaplice mają krzesła i stoły, lecz nie widać klęczników, więc podczas modlitw można tylko stać lub siedzieć. Bycie biskupem oznacza zaczynanie i kończenie dnia na kolanach”. Ks. Kardynał Adam Kozłowiecki, w nawale obowiązków, najwięcej sił znajdował w sobie pełniąc posługę duszpasterską. Wówczas stawało się możliwe i proste to, co na pozór było takie trudne. Czerpiąc siłę z modlitwy i energię z łaski Bożej zapominał o własnych potrzebach. Zawsze, na koniec Mszy Świętej pytał zgromadzonych, czy zechcieliby przyjąć wiarę katolicką. Wiedział, że w mentalności Afrykańczyków leży trudność w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji i brak inicjatywy. Po uzyskaniu przez Zambię niepodległości w 1964 r., przyjął obywatelstwo zambijskie. Chciał, by utożsamiano go z ludźmi Zambii i tym narodem. Rządy Zambii, Wielkiej Brytanii, Francji jak też i rząd Polski, uhonorowały go za „wybitną służbę”. Kardynał otrzymał również kilka honorowych doktoratów z kilku uniwersytetów, z których ostatni otrzymał od Uniwersytetu Warszawskiego. W dniu 21 lutego 1998 r. Jan Paweł II kreował go kardynałem; po raz pierwszy kardynałem został Zambijczyk, w wieku 87 lat, w uznaniu za wkład w ewangelizację Zambii. Został zaliczony w poczet „100 najbardziej wpływowych Polaków za granicą”. Mimo wielu obowiązków jakie wypełniał, żywo interesował się przemianami do- Nie bał się podejmować trudnych, i odważnych decyzji konującymi się w Polsce. Tęsknił za naszym krajem. Odwiedzał Polskę i w miarę możliwości swoje rodzinne strony. Po 15 latach biskupstwa, 5 kwietnia 1970 r. odwiedził rodzinną parafię w Majdanie Królewskim, w 1987 r. poświęcił kościół w Hucie Komorowskiej, zaś w 1992 r. w Komorowie. Rodzinną Hutę odwiedził ponownie w 1997 i 1998 r., kiedy to odbierał tytuł honorowego obywatela gminy Majdan Królewski. 17 czerwca 1999 r. uczestniczył w uroczystości nadania Jego imienia Szkole Podstawowej w Hucie Komorowskiej. Po raz ostatni, w roku 2001 r. odwiedził parafię Majdan Królewski. W ostatnich chwilach życia Kardynał zawsze podkreślał jedno: „Przyjdzie moment, przyjdzie światło, ja wam powiem, kiedy przyjdzie i kiedy odejdę”. I tak było w czwartek 28 września. Po południu powiedział: „Już jestem gotoPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011 9 wy. Światło jest”. Zmarł 28 września 2007 r. w szpitalu w Lusace. Jesteśmy wszyscy bogatsi tym, że znaliśmy Kardynała Adama Kozłowieckiego. Naszym najlepszym i ostatecznym hołdem jego pamięci będzie, życie w prawdzie tak jak on, bycie wiernym aż do końca, bycie szczęśliwym oraz radowanie się z faktu bycia dzieckiem Boga. Pewien francuski autor tak pisał o cierpieniu ziemi „wewnątrz każdej dzikości jest wiosna”. Wewnątrz tej pustyni świata, w której wszyscy żyjemy była wiosna zwana Kardynałem Adamem Kozłowieckim, i to właśnie on sprawił, że rzeczywistość zambijska stała się piękna. Był żywym symbolem przemian dokonanych na Czarnym Kontynencie. Tych, którzy go znali, zadziwiał nie tylko pogodą ducha, celnością dowcipu czy bezpośredniością i serdecznością. To, co najgłębiej rysuje się w pamięci, każdego kto go spotkał, to jego wiara, która tak wiele „gór przeniosła” w okresie 61 lat pracy misyjnej. Każdy, kto choć raz z nim się spotkał, pozostaje pod jego wrażeniem. Jest to bowiem człowiek niezwykłej radości, promieniujący serdecznością, ujmujący prostotą. Wielu z nas miało możliwość osobistego poznania Kardynała, rozmów z Nim, doznania promieniującego dobra, ale przede wszystkim niepowtarzalnego doświadczenia wyjątkowości bogactwa Jego osobowości. Ks. Kardynał Adam Kozłowiecki wypracował swoje godne i wysokie miejsce w historii misji w Afryce i dziejach myśli misyjnej. Wpatrując się w postać Księdza Kardynała możemy powiedzieć, że Kościół w Polsce i Zambii, a także cały Kościół powszechny został ubogacony Jego nieprzeciętną osobowością. Jesteśmy przekonani, że Ksiądz Kardynał Adam Kozłowiecki 10 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Zambia uzyskała niepodległość w 1964 r. swoją działalnością misyjną rozsławił Polskę na arenie międzynarodowej. Dzisiejszy świat, który przeżywa problem zmieniających się relacji międzyludzkich i traktowania człowieka jako osoby może mieć przykład i wzór do naśladowania w osobie Kardynała Adama Kozłowieckiego. Dzisiejszy świat potrzebuje ludzi wielkodusznych, potężnych wiarą, o niezłomnej nadziei i ogromnym sercu by drugiemu człowiekowi nieść prawdę w miłości. Bóg działa poprzez istoty ludzkie, więc Mu dziękujemy za zesłanie tak gorliwego misjonarza jakim był Kardynał Adam. Pozostawiając niezachwianą wiarę, oddanie, poświęcenie oraz głęboką lojalność Kościołowi. Pomimo niskiej postury, był kolosem swojej osobowości i z pewnością wiary. Dziękujemy za Jego świadectwo wiary, miłości Boga i bliźniego, szczególnie tego zwykłego i biednego człowieka i tę nadzieję w życie wieczne. Czujemy się zobowiązani wobec następnych pokoleń do tego, by życie i działalność Kardynała o „Sercu bez granic” odpowiednio udokumentować, godnie ukazać, zainspirować do owocnych działań i tym samym przyczynić się do odnowy życia społecznego w naszej Ojczyźnie. Afryka to inny świat tekst Publikowany wywiad został przeprowadzony w roku 1998 i wyemitowany na antenie Radia Kraków. Przedruk: Życie duchowe, 56/2008, s. 109-115 Anna kluz-łoś Ojciec Księdza Kardynała nie chciał, by wstąpił Ksiądz do Towarzystwa Jezusowego. Było mi przykro, że nie od razu zaakceptował mój wybór, ponieważ byłem bardzo przywiązany do ojca. Nie miałem jednak najmniejszej wątpliwości, że Pan Bóg mnie powołuje. Chciałem być jezuitą i do tego się przygotowywałem. Mój ojciec – mówiąc nieco żartobliwie – był leśnikiem-maniakiem. W powiecie kolbuszowskim i samborskim posiadał olbrzymie lasy. Uważał, że największym skarbem jest ziemia. Kiedy mieliśmy jakieś kłopoty finansowe, sprzedawał kawałek lasu. Mówił, że to stanowi podstawę naszej egzystencji; na tym powinniśmy się opierać. Można uprawiać pszenicę, ziemniaki, kapustę czy żyto. Przynosi to może większy dochód, ale najpewniejszy jest las. Kiedy ojciec sprzedawał hektar lasu, równocześnie sadził półtora hektara nowego. Kochając las, tak naprawdę chciał naszego dobra. Myślał o mnie... A ja idąc do zakonu, miałem to wszystko zmarnować. Pogodził się z moim wyborem dopiero, kiedy odprawiałem Mszę Świętą Prymicyjną w Majdanie Królewskim. Jak to się stało, że wyjechał Ksiądz Kardynał na misje do Afryki? Nieraz myślałem o misjach, ale nigdy na poważnie... Wybuchła wojna i zajął się mną Hitler. W 1939 roku zostałem aresztowany Zdjęcie Kardynała z lat młodzieńczych przez gestapo. Rok później trafiłem do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, a potem w Dachau. Wtedy myślałem, marzyłem i śniłem o powrocie do domu. W Oświęcimiu byłem w pierwszej grupie osadzonych. Tydzień wcześniej do obozu przywieźli kryminalistów z tarnowskiego więzienia, ale trzymali ich jeszcze na tak zwanej kwarantannie. Nas, z więzienia na Montelupich w Krakowie i z Wiśnicza, od razu dali do obozu. Pamiętam mój obozowy numer: tysiąc sześć. Naszymi przełożonymi – kapami – byli niemieccy kryminaliści. Mieli na swoich ubraniach naszyte zielone trójkąty. Jeden z nich POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 11 zapytał kiedyś o. Kazimierza Dembowskiego (który potem zginął w komorze gazowej Dachau): „I ty wierzysz?”. „Tak, wierzę” – odpowiedział o. Kazimierz. Kapo spojrzał na niego, pokiwał głową i powiedział: „Ja także wierzyłem, ale jak będziesz tu tak długo jak ja... Ja już nie wierzę”. To nie był zły człowiek... Modliłem się o wytrwanie w wierze. Pamiętam, jak niektórzy więźniowie zapowiadali, że się zemszczą, rozprawią się ze swoimi prześladowcami. Nazwali ich „świniami”. „Czy chcesz być taki sam jak oni? – pytałem. – Kiedy tak z nami postępują, mówisz, że to świnie. Jeśli jednak będziesz czynił, tak jak obiecujesz, też będziesz świnią. Świat jest lepszy z jedną świnią niż z dwiema”. Są dwie rzeczy, które moim zdaniem wynaturzają człowieka: skrajna nędza i łatwe życie. Nieraz pisałem do Polaków, że codziennie modlę się za Ojczyznę, żeby było lepiej, ale nigdy za dobrze. Kota. Zapytał mnie wprost, gdzie według mnie bardziej zagrożony jest Kościół – w Rodezji Północnej czy w Polsce. Zdaniem prof. Kota Kościół był bardziej zagrożony w Polsce, dlatego za swój obowiązek uważał pomoc Polakom w powrocie do Ojczyzny, by mogli bronić kraju przed „bezbożnym komunizmem”. Miał na myśli przede wszystkim księży, którzy przeszli obozy koncentracyjne, i żołnierzy generała Andersa. Prof. Kot był człowiekiem „systemu”, podkreślał jednak zawsze, że nie jest komunistą. „Ja jestem Mikołajczyk” –mówił. Bardzo mi imponował. Był człowiekiem światłym, rozumnym i uczciwym. Chciałem więc wrócić do Polski. Dostaliśmy jednak wówczas list od naszego wikariusza generalnego. Proponował on „tym, którzy przeżyli”, by zgłosili się do pracy misyjnej w Rodezji Północnej. Była tam bowiem misja powierzona polskim jezuitom, która znajdowała się w bardzo trudnej i skomplikowanej sytuacji. Ówczesny prefekt Po wyzwoleniu obozu w Dachau nie wrócił apostolski o. Bruno Wolnik pisał nawet, że jednak Ksiądz Kardynał do Polski. jeśli w ciągu pół roku nie przyjedzie do Rodezji co najmniej trzech nowych kapłanów, Wyjechałem do Rzymu. Spotkałem tam będzie musiał niektóre placówki zamknąć. polskiego ambasadora, prof. Stanisława Mój wyjazd do Afryki był więc podyktowany poczuciem obowiązku. Kiedy rozmawiałem z wikariuszem, zaznaczył on, że nie może mi „kazać” wyjechać, że to nie jest rozkaz, ale życzenie. Powiedziałem mu, że nie chcę jechać, ale skoro takie jest jego życzenie – jadę. Do Rodezji Północnej przybyłem 14 kwietnia 1946 roku. Najstarszym misjonarzem był tam wówczas Francuz, o. Moreau. Dał Przeżył obóz w Auschwitz i Dachau mi na początku lekcję, mówiąc, że trudno jest 12 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 zrozumieć tutejszych ludzi: „Aby ich zrozumieć, człowiek musi być noszony na plecach czarnej matki przynajmniej dwa lata”. Praca na misjach nie była łatwa. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że Afrykańczycy zostali straszliwie skrzywdzeni przez białego człowieka. Z tego powodu stracili dużo czasu. Kiedy Europejczycy czy Amerykanie gwałtownie się rozwijali inte„Dla mieszkańców Czarnego Lądu pierwsze miejsce zajmuje dziecko”. lektualnie, technicznie i gospodarczo, rdzenni mieszkańcy Afryki byli używani jako narzę- o tych niebezpieczeństwach – trzeba pomóc dzia. Czarny Ląd przez trzysta lat był rezer- Afrykańczykom w budowaniu demokracji. watem niewolniczej pracy. Afrykańczyków Jeżeli bowiem ktoś jest wykształcony, ale nieporywano, sprzedawano i kupowano. Kon- uczciwy, jest człowiekiem niebezpiecznym. tynent ten jest zapuszczony cywilizacyjnie Czy jako misjonarz nie miał Ksiądz i za to odpowiada biały człowiek. Teraz powinien spłacić ten dług i pracować na rzecz Kardynał wrażenia, że próbuje narzucić porządek, z którym rdzenni mieszkańcy Afryki Afryki w Afryce. mogą się nie zgadzać? Świadomość tego była więc dużym obciąZarzuca się misjonarzom, że chcą triumżeniem. Nie bał się Ksiądz Kardynał takiej falizmu i narzucają na misjach swoją kulturę. bezpośredniej konfrontacji? Owszem, chcemy triumfalizmu rozumiaNaturalnie to nie było łatwe. Miałem nego jako zwycięstwo prawdy i zwycięstwo świadomość, że musimy im pomóc. W jaki krzyża. Nie chcemy też narzucać swojej kulsposób? Przede wszystkim w rozwoju inte- tury, ale dzielić się tym, co mamy najlepszelektualnym, ale i moralnym. To oczywiście go. wymaga czasu. Ile lat potrzebowała Europa Jak zatem prowadzić działalność misyjną czy w ogóle biały człowiek, by dojść na przykład do systemu demokratycznego? Zawsze w Afryce? powtarzałem, że demokracja ma wiele pluAfryka to zupełnie inny świat. Rozmasów: tych, którzy mają władzę, można zmienić i oni muszą się z tym liczyć. Słabością wiałem kiedyś z ofiarodawcami z Ameryki. demokracji jest natomiast fakt, że zakłada Do katechizacji przysyłali na misje różne mądrość większości, a nie zawsze większość biblijne obrazki. To może się podobało jest rozumna i uczciwa. Dlatego – pamiętając w Ameryce, ale w Afryce trzeba odwołyPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011 13 wać się do miejscowej kultury i rzeczywistości, w której żyją ci ludzie. Kiedy w czasie lekcji religii w szkole podstawowej pokazałem uczniom obrazek „Ucieczka z Egiptu”, dzieci wybuchnęły tylko śmiechem. Odwołują się do zupełnie innej symboliki. Był budowniczym kościołów i kaplic, ale także ducha i ludzkich sumień Ważny wydaje się tu zdrowy rozsądek. Często powtarzam, że po łasce Bożej to największy dar, jaki Pan Bóg daje bie ręce”. Uważali, że to niedorzeczne. Afryczłowiekowi. Pamiętam moją pierwszą lekcję ka to inny świat, ale trzeba próbować... matematyki. Miałem pięć lat. Rodzice dla mnie i mojego o rok starszego brata zatrudAfrykańczycy wierzą, że człowiek, który nili nauczyciela. Na pierwszej lekcji zapytał nie założy rodziny, nie ma duszy. on: „Ile jest jeden dodać jeden?”. Nie mogłem rozwiązać tego problemu. Wtedy nauczyciel Bardzo ciekawe są relacje rodzinne wziął ołówki: jeden ołówek i jeden ołówek to w Afryce. Dla mieszkańców Czarnego Lądu dwa ołówki. Abstrakcja przeszła w praktykę. pierwsze miejsce zajmuje dziecko. Nie wyNie należy wymagać za dużo. Afrykańczycy obrażają sobie małżeństwa bezdzietnego. przywiązują się i są wdzięczni. Trzeba jednak Adopcja jest dla nich czymś obcym. pamiętać, że Czarny Ląd to nie jest słodki obrazek: mały pobożny Murzynek ze złożoJaki zatem jest ich stosunek do celibatu? nymi do modlitwy rączętami. Nie! W Afryce z celibatem są podobne proChrześcijaństwo i jego prawo moralne blemy jak w Europie. Afrykańczycy uważają, trudno się przeszczepia na ten kontynent... że muszą iść za głosem natury. Dlatego do celibatu trzeba ich formować w seminariach. Nie jest to proste. W szkole, w której pra- Kiedy pewien afrykański biskup zapytał cowałem, miałem uczniów z dwóch różnych mnie, co ma robić w tej kwestii, odpowieszczepów. Między nimi wybuchła walka. działem: „Przede wszystkim okaż zrozumieSprawa wyglądała dość poważnie. Niektó- nie i sympatię, bo to jest ludzka słabość”. rzy bojąc się, nocowali w buszu. Chciałem Dziś ludzie mówią, że to słabość niemożliwa w końcu doprowadzić do zgody. Zawołałem do opanowania, a to nieprawda. Trzeba szudwóch chłopców z tych szczepów i powie- kać sposobu, budząc przede wszystkim ludzdziałem: „Musicie się pogodzić. Podajcie so- kie sumienia, także nasze – ludzi białych. 14 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Misyjne wspomnienia 1 października 1940 roku. Jedną z naszych największych męczarni jest głód. O chlebie i jedzeniu myśli się stale. O nim się mówi, o nim się śni. Stwierdzamy trafność przysłowia: głodnemu zawsze chleb na myśli. Praca wyczerpuje nas do ostateczności, a jedzenia dają tyle, by nie umrzeć zaraz, lecz umierać powoli, z utraty sił. Oczekując śmierci głodowej, pracuje się tymczasem dla Trzeciej Rzeszy. Wszyscy cierpią okropnie z powodu głodu. Większość wygląda już jak chodzące kościotrupy. Bracia Żeleźniak i Krzysiek są całkowicie wycieńczeni. Chodzą z błędnym wyrazem oczu. Ojciec Turbak przyznał mi się, że zniża się już do żebraniny. Reszta chodzi jakby otępiała. Widać po nich, że jedna prześladuje ich myśl: Skąd tu zdobyć coś do zjedzenia? Zdawało się nam dotych- czas, że rozumiemy już ludzi głodnych. Głupstwo! Kto tego sam nie przeszedł, nie zrozumie tego nigdy. Przechodziliśmy to przez pięć lat. Smutniejszym było to, że niektórzy z tych, co to przechodzili, potem niestety głodnego nie rozumieli. Myśl o jedzeniu prześladuje mnie na każdym kroku. W każdej chwili dnia, a nawet nocy. Wstyd mi i staram się to ukryć, ale to trudno. Często chodzę w chwilach wolnych z Kazikiem Olearczykiem i rozmawiamy o Polsce i o polityce. Ale myśl jest gdzie indziej i rozmowa się nie klei ani mnie, ani jemu. Odczuwam to najwyraźniej. Prześladuje nas myśl, czy Paweł przyniesie nam, co dzisiaj? Jak strasznie cierpimy przy tym moralnie. Jakże wstydzimy się naszego spodlenia i zezwierzęcenia pod wpływem głodu i cierpienia. „Afryka to inny świat” – mawiał Kardynał POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 15 M punde, 29 marca 1993 roku. Wielu wygaduje na Afrykę, wypominając nam różne wojny domowe i niedomowe, głód, raz w jednym, to znowu w innym albo w całym regionie, ciągłe prośby o pomoc, które wielu już się znudziły. I powiadają, że najlepiej byłoby zostawić Afrykę samej sobie, przestać się nią interesować, a tym bardziej jej pomagać w «wygramoleniu się z biedy, którą sama sobie stwarza». Wiele biedy rzeczywiście ludzie sami sobie zadają (Somalia, Angola, Mozambik, Etiopia, Liberia, Sudan), ale kiedy z radia słyszę o Jugosławii, Północnej Irlandii, o Baskach i Hiszpanach,widzę, że są w przyzwoitym towarzystwie, a na głupotę i draństwo monopolu nie mają. Przy tym za wojnami w Afryce zwykle stały ide- C hicuni, 5 stycznia 1975 roku. Gadają tu językiem Citonga, który nieco rozumiem, bo podobny do Cilenje, którego używałem, gdy byłem w Kasisi. Ale to było dawno, od dwudziestu czterech lat używałem głównie Cibemba. Najtrudniejsza jest wymowa, gadają przez nos i połykają spółgłoski. Trzeba się wsłuchać, bo słyszy się jakieś hło, hła, hłe. Pocę się nad gramatyką i gorzkie ronię łzy, wkuwając słówka. Po niecałych trzech tygodniach zaczęto mnie «wypędzać» w niedzielę ze Mszą Świętą i kazaniem. Boże, ulituj się nade mną i nad słuchaczami. Dzięki Bogu, obeszło się jednak bez salw śmiechu, ale się pociłem, jak mysz kościelna. Ludzie tutejsi są wyrozumiali i dobrzy. Wiedzą, że biały człowiek jest głupi – trudno mu gadać uczciwie ludzkim językiem, a że sami są dość mądrzy, więc domyślają się, o co mu właściwie chodzi, choćby nie wiadomo, jakie byki strzelał. 16 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 ologie i interesy importowane z zewnątrz oraz obca broń. Pięćdziesiąt lat temu Afryka, z nielicznymi wyjątkami, była rządzona przez państwa kolonialne, które dużo (ale nie dość) dla Afryki zrobiły (szkolnictwo, służba zdrowia, komunikacja, administracja, nawet nieco przemysłu), ale jeszcze więcej (za wiele) dla siebie samych. Może miłowali tych kolonizowanych bliźnich, ale nieco mniej niż siebie samych. Teraz niektórzy mówią, że Afrykanie są biedni, bo są leniwi. Nie należy uogólniać, jak chodzi o pracowitość, bo znam wielu Afrykanów, od których wielu Europejczyków mogłoby się wiele nauczyć. Jak chodzi o lenistwo, to stwierdziłem, że często jest wynikiem biedy... Namówiłem jednego chłopca, aby mnie codziennie uczył Citonga. Jeszcze mnie nie «sprał» za lenistwo czy tępotę – raz nawet dał mi dwa jajka za dobry postęp i obiecał kurę, jak się będę jeszcze lepiej uczył. Proszę o memento do Ducha Świętego, który nauczył szybko Apostołów przeróżnych języków, aby i mnie pomógł w tym Citonga i żebym tę kurę dostał! Fragmenty wspomnień kard. Adama Kozłowieckiego SJ: Moja Afryka, Moje Chingombe. Dzieje misjonarza opisane w listach do Przyjaciół, Kraków 1998. Wielkie serce kardynała Z ks. Markiem Flisem, rzecznikiem prasowym Fundacji im. Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego „Serce bez granic”, rozmawia Józef Augustyn SJ. Rozmowa opublikowana na łamach Życia duchowego, 68/2011, s. 113-119. Pochodzi Ksiądz z parafii Majdan Królewski, do której w przeszłości należała Huta Komorowska, rodzinna miejscowość kard. Adama Kozłowieckiego. W kościele parafialnym w Majdanie Królewskim wisiała swego czasu tablica z księżmi rodakami. Pamiętam, że kiedy byłem małym chłopcem, ministrantem, intrygowało mnie szczególnie jedno nazwisko umieszczone na tej tablicy – właśnie Ks. Adama Kozłowieckiego, wówczas arcybiskupa w Zambii. Było ono na tej liście wyróżnione podkreśleniem. W domu, wśród różnych pamiątek mojej babci, znalazłem obrazek prymicyjny Adama Kozłowieckiego z 1937 roku. Był na nim wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem i napis: Cum lacte donans oscula („Z mlekiem dająca pocałunki”). Zastanawiałem się wtedy, jak to się stało, że z Huty Komorowskiej Adam Kozłowiecki wyjechał do dalekiej Zambii. Adam Kozłowiecki po swoim wyjeździe do Afryki co jakiś czas przyjeżdżał do Polski, już w latach siedemdziesiątych i później. Czy miał Ksiądz okazję spotkać się z nim wówczas? Kiedy Adam Kozłowiecki pierwszy raz po dwudziestu latach przybył do Ojczyzny w 1970 roku, miałem sześć lat. W uroczystościach, które wtedy odbyły się w Majdanie Królewskim, nie brałem udziału. Słyszałem o nich później od osób, które w nich uczestniczyły. Nie spotkałem go także w 1987 roku, kiedy przyjechał w swoje rodzinne strony, by między innymi poświęcić nowo wybudowany kościół w Hucie Komorowskiej. Byłem wówczas klerykiem w Seminarium Duchownym w Przemyślu. Dopiero w 1992 roku, kiedy Adam Kozłowiecki przybył na poświęcenie nowego kościoła w Komorowie, miałem możliwość spotkania się z nim. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 17 Rezydencja Kozłowieckich w Hucie Komorowskiej W tym roku 1 kwietnia minęła setna rocznica urodzin kard. Kozłowieckiego. W związku z tym w diecezji sandomierskiej, do której należą i Majdan Królewski, i Huta Komorowska, zorganizowano wiele uroczystości. Z okazji tej rocznicy 6 stycznia w naszej diecezji zainaugurowano Rok Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego. W setną rocznicę urodzin Księdza Kardynała – 1 kwietnia 2011 roku – odbyły się uroczyste Msze Święte w bazylice konkatedralnej w Stalowej Woli i w kościele w Hucie Komorowskiej. W Wydziale Zamiejscowym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Stalowej Woli zorganizowano sesję naukową poświęconą kardynałowi. Zaś w Majdanie Królewskim złożono kwiaty pod tablicą upamiętniającą sześćdziesiątą rocznicę święceń kapłańskich Księdza Kardynała, którą wmurowano w Urzędzie 18 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Gminy w 1997 roku. (…) Rok Kardynała Adama Kozłowieckiego upamiętniliśmy także wydaniem okolicznościowego znaczka pocztowego. Chcemy też wybić pamiątkowy medal. Na jego awersie zostanie umieszczona postać kardynała, data i miejsce urodzenia oraz data i miejsce śmierci. Na rewersie katedra w Lusace, gdzie Adam Kozłowiecki był arcybiskupem i gdzie został pochowany, oraz napis: „Misjonarz Afryki”. Myślimy też, by w przyszłości – w tym roku bowiem już nie zdążymy – wydać okolicznościową monetę. W Roku Kardynała planowaliśmy także towarzyski mecz piłkarski reprezentacji Polski i Zambii. Cały czas mamy nadzieję, że do spotkania dojdzie. Dochód z niego chcemy przeznaczyć – w duchu kard. Kozłowieckiego – na pomoc dla zambijskiej młodzieży. Wszystko to ma służyć przybliżeniu postaci kard. Kozłowieckiego miesz- kańcom jego rodzinnych stron, ale także całej Polski. Rok Kardynała to inicjatywa diecezji sandomierskiej oraz Fundacji im. Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego, której jednym z założycieli jest także Ksiądz. Jak doszło do powstania tej Fundacji? Po śmierci Księdza Kardynała z naszej diecezji na pogrzeb do Lusaki udał się bp Edward Frankowski. Był pod wrażeniem wielogodzinnych uroczystości pogrzebowych, żarliwych modlitw oraz przywiązania i szacunku, jakie okazywali zmarłemu Zambijczycy. Swoimi wrażeniami z pobytu w Afryce ksiądz biskup podzielił się po powrocie do Polski w czasie Mszy Świętej w Majdanie Królewskim. Uczestniczyli w niej Bogdan Romaniuk, radny Sejmiku Województwa Podkarpackiego, i Dariusz Bździkot, dyrektor Szkoły Podstawowej w Komorowie. To właśnie oni wyszli z inicjatywą, by w rodzinnych stronach Księdza Kardynała założyć fundację upamiętniającą życie i dzieło Adama Kozłowieckiego, o którym szerzej niewiele tu wiedziano. Chcieli, by nie tylko w Zambii, ale i w Polsce ludzie znali i cenili Kardynała. Akt notarialny powołujący do życia Fundację im. Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego „Serce bez granic” został podpisany 26 marca 2008 roku na plebanii w Majdanie Królewskim. Prezesem Fundacji jest wspomniany bp Edward Frankowski. Cel Fundacji – jak Ksiądz wspomniał – to „upamiętnienie życia i dzieła” kard. Kozłowieckiego. W jaki sposób Fundacja wypełnia to zadanie? Wydaliśmy już album „«Serce bez granic». Apostoł Afryki – obywatel świata – rodak z Huty Komorowskiej. Ks. kard. Adam Kozłowiecki SJ 1911-2007”. Zawiera on wiele cennych zdjęć z archiwum Fundacji oraz Biblioteki Naukowej Księży Jezuitów w Krakowie. Planujemy także szersze opracowanie poświęcone Księdzu Kardynałowi. Jest także przygotowywany dziewięćdziesięciominutowy dokumentalno-fabularyzowany film o kardynale i jego związkach z Majdańszczyzną. Fundacja ma także swoją stronę internetową: www. cardinalekozlowiecki.pl, na której można znaleźć wiele informacji i o kardynale, i o działalności Fundacji. Powstaje też Szlak im. kard. Adama Kozłowieckiego. Zaczyna się w Hucie Komorowskiej, gdzie kardynał się urodził. Dalej prowadzi przez szkołę w Hucie Komorowskiej jego imienia. Następnie kościół parafialny w Majdanie Królewskim i cmentarz, na którym pochowany został ojciec kardynała Adam Kozłowiecki senior. Później Urząd Gminy w Majdanie i poświęcona kardynałowi tablica pamiątkowa. Szlak kończy się w pobliskim Komorowie przy poświęconym przez niego kościele. Chcemy jednak przede wszystkim zrekonstruować pałac Kozłowieckich w Hucie Komorowskiej, urządzić muzeum kard. Kozłowieckiego, a przy nim utworzyć Diecezjalne Centrum Misyjne, które miałoby charakter formacyjno-edukacyjny. Jest to więc nie tylko działalność upamiętniająca postać kardynała, ale także konkretna działalność w jego duchu. Kardynał jako misjonarz w Zambii bardzo troszczył się o wykształcenie młodych. Na ukończeniu są już prace związane z remontem pałacyku myśliwskiego. To jedyny budynek, jaki przetrwał do naszych czasów na terenie majątku rodziny Kozłowieckich, gdzie był pałac, budynki dworskie oraz przypałacowy ogród i park z egzotycznymi drzewami, a także tartak, POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 19 chcemy urządzić muzeum. Zgromadzimy w nim pamiątki po kard. Kozłowieckim, zbierane w ostatnich latach przez Fundację wśród mieszkańców okolicznych miejscowości. Ma to służyć przede wszystkim przybliżeniu postaci kard. Kozłowieckiego i jego rodziny, która tu przed wojną mieszkała: Adam Kozłowiecki senior, jego żona Maria z Janochów i ich trzej synowie: Czesław, Adam i Jerzy. Ojciec Adama Kozłowieckiego był wielkim społecznikiem. Kardynał wraz z Biskupem z uznaniem zwiedzali Muzeum cegielnia, zakład wyrobu dachówek i kręgów betonowych oraz młyn na pobliskiej rzece Korzeń. Wszystko to zostało zniszczone w czasie wojny? Historię pałacu opisała Teresa Ginalska w opracowaniu: „Majdan Królewski. Historia i dzisiejsze oblicze gminy”. Pałac przetrwał wojnę. Przetrwały także murowane stajnie, tak zwana resztówka dworska i stojący obok piętrowy pałacyk myśliwski, w którym przez jakiś czas mieszkała babka kardynała. Piękne drzewa ogrodu i parku wycięli na opał żołnierze Armii Czerwonej zimą 1945 roku. Pałac – za zgodą komunistów – rozebrali okoliczni mieszkańcy w 1955 roku. Na ocalałych murach stajni wzniesiono remizę Ochotniczej Straży Pożarnej. Z cegieł z budynków dworskich wybudowano szkołę, która stoi do dzisiaj i nosi imię kard. Adama Kozłowieckiego. Teren parku porósł las. Z zabudowań przetrwał – jak już mówiłem – jedynie pałacyk myśliwski i w nim 20 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Kozłowiecki senior mógł być dla swoich synów wzorem zaangażowania społecznego i otwartości na różne społeczne problemy. W 1931 roku rodzice kardynała założyli w Hucie Komorowskiej Fundację Naukowo-Wychowawczą, której celem było kształcenie pochodzących z okolicznych miejscowości chłopców w różnych zawodach, przede wszystkim związanych z przemysłem drzewnym, ze względu na bogactwo pobliskich lasów. Na rzecz fundacji Kozłowieccy przekazali połowę swojej ziemi, czyli blisko trzy tysiące hektarów „z wszystkimi przynależnościami”, a więc także z budynkami mieszkalnymi i gospodarczymi. Budowa obiektów miała zostać ukończona w 1947 roku, ale prace przerwał wybuch wojny. Adam Kozłowiecki senior był więc niezwykle hojny dla lokalnej społeczności i zaangażowany w troskę o poziom wykształcenia czy w ogóle życia na tym terenie. Zapewne więc był to wspaniały wzór dla Adama Kozłowieckiego juniora, późniejszego misjonarza w Zambii. W Majdanie Królewskim i Hucie Komorowskiej krążą legendy o surowym wychowaniu synów przez Kozłowieckiego seniora. Oczywiście trudno dziś powiedzieć, czy owe „legendy” odzwierciedlają rzeczywistość, czy wydarzenia, które opisują, miały raczej charakter epizodyczny. Mówi się na przykład, że kiedy synowie Kozłowieckich spóźnili się na obiad, nie dostawali tego dnia ani obiadu, ani kolacji. Służba litowała się nad nimi i przemycała im coś do jedzenia w tajemnicy przed Kozłowieckim seniorem. Czy jednak tak było zawsze, tego już nie wiemy. Są też wspomnienia mieszkańców, którzy widzieli, jak państwo Kozłowieccy jechali do kościoła w Majdanie Królewskim bryczką, a ich synowie szli na nogach za nimi. Może rzeczywiście był to przejaw surowego i wymagającego wychowania, a może chłopcy po prostu woleli sobie pobiegać. Więcej na ten temat mogliby pewnie powiedzieć starsi mieszkańcy okolicznych miejscowości, którzy pamiętają jeszcze czasy przedwojenne albo z autopsji, albo z opowiadań swoich bliskich. Wielu przecież pracowało we dworze, widzieli więc codzienne życie rodziny Kozłowieckich. Zginęło w nim od siedmiuset do tysiąca pięciuset więźniów. Różne źródła podają tu różne liczby. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku na terenie byłego parku dworskiego postawiono pomnik upamiętniający męczeństwo Żydów w Hucie Komorowskiej. W rodzinnym majątku Adama Kozłowieckiego w czasie wojny Niemcy utworzyli obóz. W czasie wojny mieszkańców Majdańszczyzny, między innymi Huty Komorowskiej, Niemcy wysiedlili, ponieważ na tym terenie Wehrmacht tworzył poligon dla piechoty i artylerii w związku z przygotowywaną inwazją na Związek Radziecki. W Majdanie Królewskim po czerwcu 1941 roku utworzono obóz jeniecki dla Rosjan. W latach 1941-1942 wymordowano w nim dziesięć tysięcy radzieckich jeńców. Ginęli przeważnie śmiercią głodową. Także oni zostali upamiętnieni pomnikiem na majdańskim Rynku. Nasza Fundacja w muzeum pamięci kard. Kozłowieckiego chce uwzględnić również tę bolesną przeszłość Majdańszczyzny. Po nacjonalizacji majątku Kozłowieccy zamieszkali w Zakopanem. Ojciec Adama Kozłowieckiego zmarł Rzeczywiście, kiedy Adam Kozłowiecki został aresztowany i wywieziony do obozu koncentracyjnego najpierw w Auschwitz, a potem w Dachau, także w majątku Kozłowieckich utworzono obóz zagłady dla Żydów. Niemcy postawili tam szereg baraków, w których w straszliwych warunkach przetrzymywano setki Żydów przywiezionych tu z różnych stron Polski. Pracowali oni przy karczowaniu lasu. Wszystkich zamordowano, a zabudowania wykorzystano później do stworzenia obozu pracy dla Polaków. W sumie przez obóz w Hucie Komorowskiej przeszło około trzech tysięcy osób. Nowoczesny sposób ekspozycji przykuwa uwagę POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 21 tego dziedzictwa materialnego. Teraz jednak w rodzinnych stronach kardynała utrwalamy pamięć o kardynale i jego dziedzictwie duchowym. Powraca więc tu, a razem z nim jego najbliżsi. To niezwykłe ścieżki Opatrzności. (…) Przyznam, że jestem pod wrażeniem zaangażowania Księdza i innych osób z Fundacji w upamiętnienie kard. Kozłowieckiego. Czym kardynał ujął Księdza? Dał się poznać jako niezwykle otwarty, życzliwy i ciepły człowiek, Kardynał Mozambwe zostawił w księdze swój wpis obdarzony poczuciem w 1949 roku, jego matka w latach sześćdzie- humoru, mimo swoich ciężkich obozowych siątych. Najstarszy brat kardynała – Cze- doświadczeń. Do tego, co niełatwe w życiu, sław został rozstrzelany przez Niemców podchodził z dystansem i ogromną pokorą. w 1940 roku, młodszy – Jerzy po kampanii Był z tym pogodzony. Pytany o lata obozowrześniowej przedostał się do Anglii. Po we z humorem odpowiadał, że Hitler zawojnie wrócił do Polski, ale musiał uciekać fundował mu kilkuletnie wakacje. Gdy po z kraju, ponieważ zainteresowała się nim raz pierwszy po wojnie przybył do Polski, Służba Bezpieczeństwa. Przez Wiedeń wy- na miejscu swojego rodzinnego domu zastał tylko dewastację i ruiny. Podszedł do tego jechał do Kanady. z dystansem. Śmiał się, że pod krzakiem Można powiedzieć, że dzięki Funda- jego ojciec zakopał złoto, ale ani krzaka, ani cji rodzina Kozłowieckich niejako powraca złota już tam nie było. A kiedy w 1987 roku w Hucie Komorowskiej poświęcił kościół, w swoje strony. powiedział, że teraz ten Boży dom będzie Powiedziałbym raczej, że dzięki kard. i jego domem, że nadal ma tu do czego wraKozłowieckiemu. To swoisty paradoks, cać. Swoje życie zawierzył więc całkowicie ponieważ kiedy Adam Kozłowiecki junior Bogu i w Nim szukał oparcia. Prawdziwie wstąpił do zakonu jezuitów, ojciec był temu Boży człowiek. przeciwny i wydziedziczył go. Pozbawił go 22 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 wokó³ LITURgii „Nie niezmienność, lecz przystosowanie” tekst Tomasz Majowicz - rok V S łowa tytułu pochodzące z encykliki Papieża Pawła VI – Ecclesiam Suam, myślę, że najlepiej zapowiedzą temat, którym się zajmę. Otóż chciałbym chociaż lakonicznie pochylić się nad zagadnieniem sprawowania liturgii w krajach misyjnych na podstawie wybranych punktów Dekretu Soborowego: Sacrosanctum Concilium. Sobór Watykański II w Konstytucji o Liturgii świętej, w punkcie 37 mówi: „Kościół (…) otacza opieką i rozwija duchowe zalety i wartości różnych plemion i narodów. (…), a niekiedy nawet przyjmuje do liturgii, jeśli odpowiada to zasadom prawdziwego i autentycznego ducha liturgicznego”. Dalej, w punkcie 38 mówi tak: „… należy uwzględnić uprawnione różnice oraz dostosowanie do rozmaitych ugrupowań, regionów i narodów, zwłaszcza na misjach”. Natomiast w punkcie 40 przeczytamy, że aby dostosowanie było przeprowadzone przezornie trzeba konsultować się z władzą terytorialną i Stolicą Apostolską. Sytuacja na misjach niemal zawsze wymaga przystosowania się do warunków tam panujących. Tu nie chodzi o to, by pójść i nagle wprowadzić coś nowego dla ludzi tam żyjących. To nie przyniesie najprawdopodobniej żadnego skutku. Oczywiście, zainteresowanie będzie, ale jakie zrozumienie i ile trzeba czekać na owoce? Sobór podpowiada, iż można inaczej. Kościół po to posyła misjonarzy do takiego kraju, aby pomóc człowiekowi. Myślę, że Kościół najlepiej pomoże, jeżeli zapożyczy ze zwyczajów miejscowej kultury, po sprawdzeniu tego, co może i czy to „odpowiada zasadom prawdziwego i autentycznego ducha liturgicznego”. Afrykańczycy czy Indianie szybciej i łatwiej zrozumieją ducha liturgii jeżeli zastosujemy chociaż minimalne formy inkulturyzacji, o której tak często wspominał bł. Jan Paweł II w swoich wypowiedziach na temat misji. Wspólnota Kościoła chce opiekować się i jak najszerzej rozwinąć wszystkie zalety różnych plemion i narodów, które można przyjąć do liturgii. To jest prawdziwe bogactwo. Ono ubarwia i wzbogaca. Poszerza horyzonty i otwiera swoje drzwi na ludzi, którzy do tej pory posługują się takimi formami. Mowa tu oczywiście o wszystkich zwyczajach niesprzecznych z dogmatami i duchem liturgii. Sobór nakazuje nawet, że koniecznie trzeba zaakceptować „uprawnione różnice”, które Kościół spotyka w krajach misyjnych. Trzeba jednak robić to wyłącznie z błogosławieństwem władzy kościelnej. Ludzie mieszkający w „ciepłych krajach” mają specyfikę całkowitego zaangażowania się w to co robią. Jeżeli więc modlą się, robią to całym ciałem, wszystkimi POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 23 wokó³ LITURgii zmysłami. Misjonarz kiedy przyjeżdża na urlop, opowiada o tańcach liturgicznych, pięknych śpiewach, kolorowych strojach i różnych innych zwyczajach. I jak tu nagle tego zabronić, skoro ci ludzie inaczej nie umieją i to jest ich najprostsza droga do Boga?! Reasumując, liczy się więc „nie niezmienność lecz przystosowanie”, byleby zachować ducha. Kult znakiem jedności... czyli o liturgii w krajach misyjnych tekst Krystian Musiał - rok IV Ewangelia, którą przyniósł Jezus Chrystus jest dla wszystkich narodów, kultur i języków. Jednak wyrażanie jej w liturgii jest nieco inne w wydaniu różnych narodów. Inkulturacja wyzwaniem dla Kościoła W ejście w kontakt z nowymi, a w istocie nie zawsze młodszymi od helleńsko-rzymskiej, kulturami Afryki i Azji w XIX, a zwłaszcza w XX wieku, pomogło Kościołowi katolickiemu uświadomić sobie własne, kulturowe zróżnicowanie. W swych misyjnych encyklikach Evangelii praecones i Fidei donum Pius XII zalecił misjonarzom uszanowanie rodzimych kultur. Precyzyjnie ujmie rzecz Jan XXIII w encyklice Princeps pastorum: „Kościół nie utożsamia się z jedną tylko kulturą Europy, czy innego zachodniego narodu, chociaż – jak wskazuje historia – łączą go 24 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 z nią najściślejsze związki. (...) Kościół jest gotów wszystko, co człowieka wzbogaca umysłowo i duchowo, uznawać, przyjmować w siebie i pozytywnie popierać, przy tym jest obojętne, czy to pochodzi z innych części świata, a nie z rejonów Morza Śródziemnego, które za zrządzeniem Opatrzności były kolebką Kościoła”. Soborowy dekret o działalności misyjnej Kościoła Ad gentes wzywa do poszanowania kultury narodów, do których udają się misjonarze (n. 22); w istocie cała deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Nostra aetate dotyka potrzeby szacunku dla tych religii jako podstawy do dialogu z nimi. W 1982 r. Jan Paweł II powiedział do biskupów Nigerii: „Kościół prawdziwie odnosi się z szacunkiem do kultury każdego narodu. Ofiarowując orędzie ewangeliczne, nie ma on zamiaru niszczenia ani obalania tego, co jest dobre i piękne. Istotnie, uznaje on wiele wartości kulturalnych, a przez moc Ewangelii oczyszcza i wprowadza do wokó³ LITURgii Inkulturacja na kłopoty narażona jest nieustannie. Wiele terminów specyficznie chrześcijańskich nie istnieje w językach ewangelizowanych ludów. Trzeba tworzyć je od nowa. Pewnym wyjściem zdaje się pozostawienie terminów w ich oryginalnym brzmieniu. Ale i wtedy bywają problemy. Jak z terminem „Eucharystia”, który zdecydowali się stosować Taniec jest swoistym wyrazem radości i wspólnoty misjonarze w Zairze, kultu chrześcijańskiego pewne elementy ale który – jak się okazało – jest bardzo obyczajów danego ludu. Kościół niesie bliski wyrażeniu uka-risa-tija oznaczająceChrystusa, nie zaś kulturę innego narodu. mu w tamtejszym języku lele – «wsadzić Ewangelizacja ma na celu przeniknięcie kobietę do ognia». W kulturze Lele nie i wyniesienie kultury mocą Ewangelii”. istnieje idea sakramentu, grzechu, zbawieW adhortacji Evangelii nuntiandi Jan Pa- nia i zmartwychwstania. weł II podkreślił, że „Ewangelia, a zatem Za dziedzinę, która stosunkowo najłai ewangelizacja, nie mogą być utożsamia- twiej poddaje się inkulturacji, zwykło się ne z jakąś kulturą, bo niezależne są od uważać liturgię.* wszystkich kultur” (n. 20). *Potocki Andrzej OP, Inkulturacja – ważny wymiar Tak stopniowo dojrzewa w myśleniu pracy misyjnej, w: „Teofil”, nr 2 (10), 1999 Kościoła pojęcie inkulturacji. Termin pojawia się w auli synodu biskupów poświę„Wielbić Pana chcę” conego katechizacji (1977 r.) i trafia do Taniec wyrazem uwielbienia „Orędzia do Ludu Bożego” tegoż synodu. W konsekwencji odnajduje się go w posyW Dyrektorium o pobożności ludowej nodalnej adhortacji Jana Pawła II Cateche- i Liturgii czytamy: „W niektórych kultusi tradendae (1978 r.). Termin szybko się rach śpiewowi towarzyszą klaskanie dłoni, upowszechnia, wypierając dawniej uży- rytmiczne ruchy ciała i taniec. Formy te wane określenie „akomodacja”, a niekiedy wyrażają ich wiarę i należą do miejscowej nawet zastępując termin „ewangelizacja”. tradycji. Jednak tego rodzaju zachowań W Redemptoris missio papież przyznaje, że nie należy bezkrytycznie przenosić na inne inkulturacja to proces trudny, „ponieważ środowiska wiernych, dla których są one nie może w żadnej mierze naruszyć specy- obce lub nienaturalne” (n. 17). Taniec jest fiki i integralności wiary chrześcijańskiej” nieodłącznym elementem liturgii w kra(n. 52). jach misyjnych. Obecność tańca świadczy POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 25 wokó³ LITURgii o radosnym przeżywaniu liturgii, dlatego taniec nie jest obecny w liturgii pogrzebowej lub w Wielki Piątek na znak żałoby i jako wyraz smutku. Jest on obecny m.in. w czasie procesji do ołtarza, na przyniesienie darów do ołtarza, czy na procesję zejścia. Niektórzy stojąc w miejscu, gdzie się znajdują, tańczą w takt muzyki np. klaskając w dłonie. W krajach misyjnych podczas liturgii używa się bębnów jak również miejscowych instrumentów muzycznych np.: kudnu (mały bębenek wykonany z drzewa, na który naciągnięta jest skóra jaszczurki), garamut (duży kawałek pnia drzewa, na którym przy pomocy kija wybijany jest rytm), znanymi instrumentami są też tam-tamy, bębenki (rodzaj bębna), balafony (składa się z zestawu różnej wielkości sztabek drewnianych, uderzanych przez grającego za pomocą pałeczek), czy grzechotki. Taniec liturgiczny przeważnie wykonywamy jest przez dziewczęta, które ubrane są w jednolite stroje i ustawione są według wieku i wzrostu. Słowo Boże źródłem misji Szczególnym momentem uwielbienia Boga w Jego Słowie jest Liturgia Słowa, która jest bardzo widoczna i doceniona w liturgii w Papui-Nowej Gwinei. Rozpoczęciu Liturgii Słowa towarzyszy tzw. procesja biblijna, która polega na przyniesieniu Księgi Pisma Świętego do miejsca przewodniczenia liturgii. Procesja ta ma miejsce bezpośrednio po zakończeniu kolekty lub przed czytaniem Ewangelii. Tronem dla Pisma Świętego jest jakiś symbol z kultury lokalnej np. łódź dla ludzi mieszkających blisko morza czy rzeki. Po przybyciu procesji do miejsca celebry, Biblię odbiera kapłan i kładzie Ją na ambonie. Procesji tej towarzyszy śpiew pieśni nt. Słowa Bożego. 26 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Muzyka, taniec i radość to charaktersytyczne dla afrykańskiej liturgii „Wy biali macie zegarki, a my, czarni, mamy czas” Niewątpliwie to zdanie odzwierciedla dzisiejsze spojrzenie człowieka na Eucharystię. Iluż to ludzi w naszych świątyniach spogląda co chwilę na zegarek. Gdy przeciągnie się homilia można wyczuć zniecierpliwienie wśród wiernych. Niektórzy nerwowo spoglądają na zegarek dając tym samym znak kaznodziei, aby już kończył. W krajach afrykańskich jest inaczej. Eucharystia jest wielkim wydarzeniem, które może trwać kilka godzin i nikt nie okaże znużenia czy zniecierpliwienia, wszyscy uczestniczą w liturgii do końca. Starajmy się uczyć od naszych braci w wierze poszanowania i głębszego spojrzenia na tajemnice liturgii w naszym życiu. Nie patrzmy na liturgię przez pryzmat obowiązku, jaki nakłada Kościół, ale jako wyraz naszego oddania szacunku i należnej czci Bogu. ROZMOWA Z... Można pracować w afryce Ksiądz Jan Krzysztoń, pochodzący z parafii Godziszów, obecnie pracujący w Zambii w rozmowie z Piotrem Pokorskim. Jak zrodziło się u Ojca powołanie misyjne? Myślę, że przez kontakt z misjonarzami. Kiedy przyjmowałem święcenia w 1975 roku wśród księży diecezjalnych jeszcze niewiele mówiło się na temat misji i wyjazdów. Potem kontakt z moim rodakiem, który wyjechał wcześniej na misje. Uważam, że wtedy ja też zacząłem myśleć, że można byłoby wyjechać, można by pracować w Afryce. Zdecydowałem się wreszcie poprosić mojego biskupa. Po trzech latach biskup Pylak zgodził się na mój wyjazd. Dlaczego na swoją placówkę wybrał Ojciec akurat Zambię? W tym czasie wszyscy, którzy zgłaszali się na misje, byli przez kurię kierowani do Afryki, do jednego kraju, do Zambii. Jakie są warunki pracy w Zambii? Jaki jest klimat, jakie są warunki materialne misjonarzy? Warunki nie są najgorsze. Może nie są też najlepsze (śmiech), ale klimat w Zambii bardzo sprzyja europejczykom. Jest sucho, może być gorąco, ale nie ma wilgotności. Jest pora sucha i pora deszczowa. W porze suchej jest także okres względnego zimna. Warunki klimatyczne nie są przeszkodą, żeby mówić o wyjeździe do Afryki, do Zambii jako wielkim poświęceniu. Jak duża jest placówka misyjna, na której aktualnie Ojciec przebywa? Rozciąga się na przestrzeni ok. 180 km, dlatego że z samej misji do najdalszej kaplicy mamy ok. 150 km. Jest też duża powierzchnia, gdy chodzi o szerokość. Do najbliższego kościoła, czy kaplicy dojeżdża się w ciągu 10-15 minut, to jest 6 km. Do najdalszej kaplicy jedzie się 6 – 7 godzin. Jaki jest stosunek mieszkańców do misjonarzy? Zambia nigdy nie była kolonią. Jako Północna Rodezja była protektoratem i to, co Zambijczycy, czy wcześniejsi ludzie mieszkający w Rodezji otrzymywali od białych, to była przede wszystkim pomoc: rozwój szkolnictwa, służby zdrowia, otwieranie nowych ośrodków zdrowia, zakładanie nowych szkół. Misjonarz, a tym barPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011 27 ROZMOWA Z... dziej misjonarz biały kojarzy się z kimś, kto rzeczywiście pomagał i przyczynił się do tego, że potrafimy czytać, pisać. Do tego, że mamy opiekę lekarską, opiekę zdrowotną. Jak wygląda zwykły dzień Ojca? Dzień wygląda różnie, w zależności czy na początku tygodnia, czy pod jego koniec. Od czwartku do niedzieli wyjeżdżamy do kaplic. Wtedy taki wyjazd zaczyna się między godz. 7 a 8 rano. Gdy przyjedzie się do kaplicy, najpierw trzeba usiąść do konfesjonału i wyspowiadać tych, którzy przychodzą do kościoła i którzy chcą oraz mogą przyjąć sakrament pokuty. Czasem jest więcej jak 50 osób. Około godziny 10 odprawiam Mszę Świętą, a po niej często mieszkańcy przygotowują poczęstunek. Jedzie się do chorych, siada się z radą parafialną, radą duszpasterską, która jest w danej kaplicy. Pracujemy z grupami, do których należą ludzie świeccy, są to: Legion Maryi, Akcja Katolicka. Niejednokrotnie trzeba także zająć się katechumenami, którymi mogą być dorośli lub dzieci. Trzeba sprawdzić przygotowujących się do małżeństwa. Wyjazd do kaplicy nie ogranicza się do odprawienia Mszy Świętej, ale jest to pełny kontakt z tymi ludźmi. Z reguły w ciągu tygodnia odwiedzamy jedną lub dwie kaplice, jeżeli są one mniejsze. Wracamy wtedy na misje wieczorem, gdy się ściemnia – zmrok zapada około 18. Jeżeli na misji jesteśmy we dwóch, w niedzielę jeden zostaje i zajmuje się miejscowymi. 28 czurka na suficie. Kiedy rano pełen niepokoju powiedziałem o tym innemu księdzu, ku mojemu zdziwieniu on powiedział: «No to co» i gdzieś sobie poszedł. Myślałem, że tę jaszczurkę mamy złapać i wyrzucić, a dopiero potem przekonałem się, że jaszczurka w pokoju to coś normalnego i może sobie chodzić. Ciekawym wydarzeniem był wąż w ubikacji. Nie pamiętam, gdzie znalazłem się po tym, jak zobaczyłem kobrę stojącą obok mnie. Przykrym wydarzeniem byli złodzieje, którzy z odległości około metra celowali w moim kierunku. Dwa pociągnięcia za spust i całe szczęście, że strzelba nie była naładowana. Gdy człowiek sobie teraz przypomina te chwile, to może się uśmiać. W jaki sposób ewangelizuje się tamtejszą ludność? Przede wszystkim bazując na Piśmie Świętym. To jest podstawa mojej pracy. Oni nie potrafią czytać, a kto potrafi chce mieć Pismo Święte na własność. Pomagamy w zakupie finansując połowę ceny, żeby mogli je mieć u siebie. Tamtejsi ludzie czytając Pismo Święte, czerpią z niego największą wiedzę. Chodzi o to, żeby potrafili interpretować słowa Pisma w kontekście całego swojego życia. Pomocą może służyć grupa ludzi, którzy już od dawna są ochrzczeni dobra książka, katechizm, wytłumaczenie. Natomiast jeśli chodzi o pierwszych katechumenów, gdy mówimy o ewangelizacji dzieci – podstawą dla wiary i jej zrozumienia jest Pismo Święte. Czy przeżył Ojciec szczególne momenty w swojej pracy misyjnej? Czy nie tęskni Ojciec za Polską, za Ojczyzną, za domem? Trudno powiedzieć. Pierwszej nocy, kiedy przyjechałem do Zambii takim momentem szczególnym była dla mnie jasz- Afryka jest moim domem i to chyba wystarczy za odpowiedź. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 ROZMOWA Z... Kościół we Francji także żyje! Misje nie dotyczą tylko krajów Afryki, czy rozwijającego się Kościoła w Azji. Misyjne stały się kraje europejskie. O swojej przygodzie duszpasterskiej w rozmowie z Rafałem Kusiakiem opowiada Ksiądz Szymon Brodowski Od roku pracuje Ksiądz we Francji. Jakie wrażenia? Rzeczywiście, to już ponad rok. Gdy Ksiądz Biskup zaproponował mi wyjazd do Francji, z radością podjąłem decyzję o wyjeździe, zdając sobie jednak sprawę, że praca duszpasterska we Francji jest tyleż ciekawa, co trudna. Szczególnie na początku barierę stanowił język, następnie odkrywałem – i nadal odkrywam różnice, jakie dzielą nas jeśli chodzi o kulturę, mentalność i co za tym idzie, sposób przeżywania wiary, relacji z Chrystusem i Kościołem. Po roku pobytu w diecezji – pracuję w diecezji Bayonne, Lescar et Oloron – mogę powiedzieć, że (prawie) się tu zadomowiłem i po prostu podejmuję codzienną pracę duszpasterską ze wszystkimi jej radościami i troskami. Czym różni się duszpasterstwo we Francji od tego w Polsce? Przede wszystkim, to co najważniejsze, pozostaje wszędzie jedno: sprawowanie Mszy Świętej, posługa w konfesjonale, przepowiadanie Słowa Bożego. Co ciekawe, homilia w dzień powszedni stanowi tutaj normę. Oprócz księży, którzy angażują się w duszpasterstwo – i naprawdę mają «pełne ręce roboty», znaczący wkład wnoszą świeccy, którzy podejmują różne posługi, ciesząc się zaufaniem swoich księży. Duszpasterstwo dokonuje się również poprzez wspólnoty i ruchy: Mouvement Eucharistique des Jeunes, Équipes Notre Dame, Mouvement Chrétien des Retraités, Mouvement Chrétien des Cadres, Scouts et Guides d'Europe, etc… Księża w Polsce codziennie katechizują w szkole. A jak to wygląda we Francji? Katecheza ma miejsce głównie w szkołach katolickich. Na terenie parafii mamy cztery takie szkoły. Katechezy prowadzą przede wszystkim katecheci świeccy. Ja osobiście mam pod opieką dwie szkoły, gdzie katechizuję raz w tygodniu i spotykam się ze społecznością szkolną przy okazji uroczystości przygotowujących dzieci do przeżywania poszczególnych okresów i świąt kalendarza liturgicznego. Jest to POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 29 ROZMOWA Z... Duszpasterstwo dokonuje się również poprzez wspólnoty i ruchy zatem regularna obecność w szkole i przygotowanie dzieci i młodzieży do Pierwszej Komunii Świętej, bierzmowania jak również – co jest dosyć powszechne – do sakramentu chrztu świętego. Dzieci ze szkół publicznych biorą udział w katechezie organizowanej przy parafii. Jaki jest stosunek władz do Kościoła? Na stosunek władz państwowych i samorządowych do Kościoła katolickiego ma wpływ skomplikowana historia tej relacji. Ostatecznie wiele spraw rozgrywa się na poziomie dobrej lub złej woli danego urzędnika, np. dyrektora szkoły publicznej czy szpitala. Dla przykładu, w Pau, gdzie pracuję, pani mer jest raczej życzliwa. Osobną kwestią jest fakt, że budynki 30 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 sakralne zasadniczo należą do państwa, co ma swoje plusy i minusy. Kto animuje życie na parafii oprócz Księdza? Poszczególne posługi są wykonywane przez różne «ekipy». I raczej nie brakuje nam ludzi dobrej woli, którzy poświęcają swój czas służbie Kościołowi. Wielką radością jest również dla mnie i dla parafii przybycie wspólnoty sióstr dominikanek, które od trzech tygodni zajmują jedną z plebanii. One również wnoszą wiele w życie parafii. Jak ocenia Ksiądz przyszłość Kościoła we Francji? Jest ona w rękach Boga. wokó³ Teologii Asceta z Kapadocji tekst dk. Konrad Fedorowski - rok VI W życiu nieraz spotykamy ludzi, których chcielibyśmy naśladować, ponieważ ich postawa fascynuje, zachwyca, buduje i mobilizuje do pracy nad sobą. A kiedy ich zabraknie rozpamiętujemy to wszystko, co robili i tworzyli. Taką osobą jest św. Bazyli Wielki, który żył w IV wieku, jednak jego przesłanie jest do dziś aktualne. Dlaczego? Aby na to odpowiedzieć trzeba poznać jego życie. Młodość U rodził się ok. 330 r. w Cezarei Kapadockiej (obecna Turcja) w bogatej rodzinie chrześcijańskiej. Jego ojciec – Bazyli był zamożnym retorem oraz adwokatem, matka – św. Emelia była kobietą głęboko religijną. Pochodził z „rodziny świętych”, bo zadziwiająca większość jej członków czczona jest jako święci: babka – Makryna Starsza, ojciec, matka, bracia: Grzegorz z Nyssy i Piotr z Sebasty, siostra – Makryna Młodsza. Bazyli był najstarszym dzieckiem wśród dziesięciorga, z których trzech zostało biskupami (św. Bazyli Wielki, św. Grzegorz z Nyssy i św. Piotr z Sebasty). Duży wpływ na Bazylego w jego młodości miała jego babka, wdowa po męczenniku z czasów prześladowań oraz jego siostra – Makryna, która prowadziła ascetyczny tryb życia. Bazyli był bardzo zdolnym młodzieńcem, wyjechał na studia do Cezarei, potem pobierał nauki w Konstantynopolu oraz Atenach. To umożliwiło mu gruntowne poznanie kultury klasycznej. Po powrocie do rodzinnego miasta nauczał retoryki, jednak świeckie życie, światowa sława i powodzenie nie przynosiły mu zadowolenia. „Nawrócenie” W końcu porzucił stanowiska, usunął się ze świata i zaczął wieść życie pustelnicze pod kierownictwem mnichów Syrii i Palestyny. Po powrocie do ojczyzny Bazyli osiedlił się nad rzeką Irys w pobliżu Neocezarei Pontyjskiej. Wkrótce przyłączył się do niego św. Grzegorz z Nazjanzu (przyjaciel ze studiów w Atenach). Wtedy Bazyli ułożył dwie Reguły zakonne, które miały wielki wpływ na rozwój życia zakonnego na Wschodzie. Bazyli był ascetą duszą i ciałem, dzięki umiłowaniu spokoju i ciszy wzrastała w nim siła do poznawania Bożej Prawdy i przezwyciężania pokus. W 364 r. Bazyli przyjął święcenia kapłańskie zostając doradcą biskupa Cezarei Kapadockiej – Euzebiusza, a po jego śmierci, w 370 r., jego następcą. Pomimo, że Bazyli miał wtedy 40 lat, to stan jego zdrowia nie był najlepszy. Grzegorz z Nazjanzu tak charakteryzował przyjaciela: „Wychudzony postami i wycieńczony czuwaniami nocnymi sprawiał wrażenie istoty pozbawionej prawie zupełPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011 31 wokó³ Teologii nie ciała i krwi”. Jednak jego siły duchowe i umysłowe pozostawały w doskonałej równowadze. Odznaczał się przenikliwością, mądrością, stanowczością w rządzeniu. Wiara na co dzień Życie jego wypełniał ewangeliczny radykalizm i dlatego jego pierwszym zadaniem była obrona wiary – był on uosobieniem ortodoksji, nieugięcie opierał się akcji prowadzonej przez cesarza Walensa przeciwko prawdziwej wierze. Prestiż i powaga Bazylego była tak wielka, że dyktator nie odważył się skazać go na wygnanie. Bazyli był również wzorem duszpasterza, głosił kazania do ludu, przygotowywał katechumenów do chrztu, wydobywał z Ewangelii aspekty praktyczne, niezmordowanie oddał się walce z indywidualnymi i społecznymi występkami, ponadto potrafił umiejętnie kierować duszami. Oddziaływał nie tylko słowem, ale swoim życiem pociągał do naśladowania. Przykładem tego jest to, że przekształcił dzielnice nędzy w osiedle miłosierdzia. Na przedmieściach Cezarei zbudował ośrodek zwany później Bazyliadą, gdzie znajdowały się szpitale dla chorych, trędowatych i ofiar epidemii. Wiele uwagi św. Bazyli poświęcił także problemom społecznym. Wówczas wielcy właściciele ziemscy wyzyskiwali swych pracowników. Uderzał w tej epoce prawie całkowity brak w społeczeństwie warstw średnich. Co więcej kuł w oczy luksus bogaczy oraz szerząca się lichwa. W tej sytuacji Bazyli rozdał swój majątek biednym oraz protestował przeciwko tej sytuacji społecznej. W kazaniach kładł nacisk na równość i godność wszystkich ludzi. Potępiał jednocześnie rządzę posiadania. Bazyli prowadził aktywną działalność duszpasterską i społeczną, znajdował także czas na pisanie. Jest autorem wielu dzieł, 32 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 które przetrwały do dziś. Można je podzielić na: dogmatyczne, ascetyczne, pedagogiczne, homilie, mowy i listy. Kiedy Bazyli bronił prawdy o Bogu w Trójcy Świętej Jedynzm przed atakami Arian napisał dzieła: Przeciw Eunomiuszowi oraz O Duchu Świętym. Św. Bazyli to jeden z największych mówców kościelnej starożytności, umiejętnie łączył piękno formy przekazu z prostotą i jasnością myśli. Zachował się cały zbiór jego kazań o zagadnieniach społecznych, odznaczają się one nieskazitelnością doktrynalną, celną argumentacją, siłą przekonania. Pomimo tego, że zmieniły się uwarunkowania społeczne, jego nauka zachowuje wciąż swoją wartość i aktualność. Znajdywał także czas na prowadzenie obszernej korespondencji. Zachowało się 365 listów jego autorstwa, które uchodzą za arcydzieła starożytnej epistolografii. W swych listach pocieszał, dodawał odwagi, udzielał rad, wskazywał drogę do doskonałości. Liczna korespondencja ukazuje zalety św. Bazylego takie jak: prostolinijność, wyważony sąd w ocenie sytuacji, poczucie odpowiedzialności, niezłomność i wrażliwość. Św. Bazyli – człowiek umiaru i dialogu na służbie ortodoksji, wyczerpany umartwieniami umiera w wieku zaledwie 50 lat. Aktualny Pedagog Wiele aspektów nauczania św. Bazylego znajduje odniesienie do obecnych czasów. Świadczy to o jego wielkości, jak również i o tym, że dziś spotykamy podobne problemy, z jakimi stykał się Bazyli. Wspomnieć należy choćby próby wycofania głosu Kościoła z życia społecznego i publicznego przez rządzących. Także i dziś spotykamy nierówności społeczne, biedę, bezrobocie. Ale chcę zwrócić uwagę na jeszcze inny problem. Dziś zalewają cały świat nowości, nowinki, zarówno technologiczne jak wokó³ Teologii Kapadocki duszpasterz – Bazyli Wielki i umysłowe. Wielokrotnie stajemy przed problemem czy to, co słyszymy, widzimy, odbieramy jest na pożytek naszego ciała i duszy. Bardzo trudno dzisiaj ocenić i rozeznać, czy mamy do czynienia z autentyczną prawdą, czy zakamuflowanym kłamstwem pod przykrywką pięknych słów, które prowadzą na manowce. Aby w tym wszystkim nie zagubić się i nie zbłądzić, warto przeanalizować nauczanie św. Bazylego, jakie zawarł w traktacie Mowa do młodzieńców. Znajdują się w nim wskazówki dotyczące czytania książek różnych autorów. Czytamy w nim: „nie na wszystkie po kolei słowa poetów trzeba zwracać uwagę, jako że są one różnego rodzaju; lecz kiedy opowiadają o czynach albo mowach dobrych mężów, należy ich kochać i naśladować i jak najusilniej się starać zostać takimi; gdy zaś przejdą do złych mężów, należy unikać tego naśladowania, zatkawszy sobie uszy, nie inaczej, jak według opowiadania owych Odyseusz uniknął śpiewu Syren. Albowiem przyzwy- czajenie się do złych mów jest poniekąd drogą do złych czynów. Dlatego z wielką czujnością należy strzec duszy, abyśmy przez rozkoszowanie się mowami nie przyjęli niepostrzeżenie czegoś gorszego, jak ci, którzy z miodem zażywają truciznę. […] Zupełnie tedy na podobieństwo pszczół powinniście korzystać z tych książek. One bowiem ani nie przylatują jednakowo do wszystkich kwiatów, ani nie próbują zabrać w całości tych, do których przyleciały, ale biorą z nich tyle, ile potrzebują do swej roboty, a resztę pozostawiają. My także, jeśli mamy rozum, weźmiemy z nich to, co nam odpowiada i pokrewne jest prawdzie, a resztę pominiemy. I jak zrywając kwiat z róży, unikniemy cierni, tak samo w takich mowach to, co pożyteczne, zerwiemy, a tego, co szkodliwe, będziemy się strzegli. […] Nie będziemy tedy chwalić poetów, którzy złorzeczą i szydzą, ani tych, którzy przedstawiają zakochanych lub pijanych, ani tych, co szczęśliwość mierzą obfitym stołem i rozwiązłymi piosenkami. Nie będziemy też naśladowali sztuki kłamania mówców. Ani bowiem w sądach, ani w innych czynnościach nie jest potrzebne kłamstwo nam, którzyśmy obrali prostą i prawdziwą drogę życia i którym prawo zakazuje procesów”. (T. Sinko, Św. Bazyli Wielki, Wybór homilij i kazań, Kraków 1947) Chociaż św. Bazyli miał na myśli książki autorów pogańskich, jednak powyższe zasady można rozciągnąć na wszystkie dyscypliny życia. Z nauki św. Bazylego wynika, że to co dziś dociera do nas za pomocą środków masowego przekazu musi być poddane selekcji, segregacji. Należy wybierać wyłącznie to, co służy wewnętrznemu wzrostowi, rozwojowi ducha i intelektu, a przede wszystkim człowieczeństwa i wartości chrześcijańskich. Zatem to wszystko, co jest złe, negatywne, gorszące, sprzeciwia się Ewangelii – należy odrzucać. Stosując POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 33 wokó³ Teologii zasadę selekcji w oparciu o Ewangelię do tego wszystkiego co czytamy, słyszymy, widzimy, co do nas dociera możemy być pewni, że nie wpadniemy w sidła złego. Autorytet św. Bazylego przetrwał próbę czasu, pomimo upływu tylu wieków od jego życia nadal jego nauka pozostaje aktualna i żywa. Był on człowiekiem wykra- czającym poza ramy wszelkich schematów. Bliższe z nim spotkanie pozwala odkryć jego wielką kulturę ducha, która przejawiała się przede wszystkim w życiu Ewangelią na co dzień. O wielkości św. Bazylego świadczy fakt, że współcześni jemu nadali mu samorzutnie tytuł „wielki”, którego nigdy nie zakwestionowano. Jego tam nie ma Czyli naturalistyczne koncepcje zmartwychwstania Chrystusa N iedawno przeżywaliśmy Uroczystość Wszystkich Świętych oraz Wszystkich Wiernych Zmarłych. Listopad jest czasem zadumy oraz modlitwy za zmarłych. Korzystając z tej okoliczności proponuję lekturę kolejnej części dotyczącej naturalistycznych koncepcji zmartwychwstania Chrystusa, by jeszcze mocniej uwierzyć, że życie po śmierci się nie kończy, lecz tak naprawdę rozpoczyna. Śmierć jest tylko przejściem w życie, do którego wejść możemy dzięki Męce, Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa. Pogrzebany za życia Teoria ta przedstawia sprawę następująco: Jezus w rzeczywistości nie umarł na krzyżu. Prawdą jest, że przybito Go do krzyża i że cierpiał z powodu szoku, bólu i upływu krwi. Nie umarł jednak, lecz jedynie zemdlał z wyczerpania. Uczniowie – myśląc, że nie żyje – pogrzebali Go żywego. Łatwo ulegli pomyłce, ponieważ wiedza medyczna nie była rozwinięta w tamtych 34 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 tekst Mateusz Kozieł - rok V czasach. Zimno panujące w grobie, w którym Jezus został umieszczony, ocuciło Go. Uczniowie, będąc ignorantami, nie mogli uwierzyć, że było to ocknięcie z omdlenia, uparli się więc, że Jezus zmartwychwstał. Zwolennicy tej teorii twierdzą więc, że: Jezus był bity w okrutny sposób; był tak słaby, że nie mógł nieść krzyża, przy ukrzyżowaniu miał przebite gwoźdźmi ręce i nogi, przebito włócznią Jego bok, ponad sto funtów wonności i lepkiej maści zostało wtarte w Jego ciało – musiał oddychać przez to wszystko, został złożony do zimnego, wilgotnego grobu, a jednak zdarzyła się niesamowita rzecz. Zimne, wilgotne grobowe powietrze, zamiast zabić Jezusa, uzdrowiło Go. Rozwinął się ze swoich płócien, odsunął kamień, pokonał strażników i wkrótce potem ukazał się uczniom jako Pan życia. Teza ta jest niedorzeczna i bardzo fantastyczna. wokó³ Teologii Oścień zadany przez sceptyka Dr David Strauss był jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników nadprzyrodzonych wydarzeń opisanych w Ewangeliach i człowiekiem, którego dzieła przyczyniły się do niszczenia wiary w Chrystusa. A jednak – pomimo całego swego złośliwego krytycyzmu i stanowczych sprzeciwów wobec wszystkiego, co było podobne do cudu – zadał śmiertelny cios teorii, że Jezus ocknął się z omdlenia. Strauss stwierdził, że niemożliwe jest, by półżywy, słaniający się ze słabości i choroby, potrzebujący pomocy medycznej Chrystus wykradłszy się z grobu wywołał na uczniach wrażenie Zwycięzcy śmierci oraz Księcia życia – wrażenie, które legło u podstaw ich przyszłej służby. Takie ocknięcie się mogłoby tylko osłabić wrażenie, jakie wywarł na nich swoim życiem i śmiercią – najwyżej mogłoby dodać do niego jakiś żałosny wydźwięk – lecz nie mogłoby przemienić ich smutku w entuzjazm, a ich strachu w uwielbienie. że Józef weźmie Jego ciało do jednego ze swoich grobów. Gdy skutki zażycia narkotyku znikną, Jezus ukaże się żywy i objawi się jako Mesjasz. Spisek został jednak nieoczekiwanie udaremniony, gdy żołnierz przebił włócznią bok Jezusowi. Odzyskał On przytomność jedynie na pewien czas, a potem umarł. Przed świtem martwe ciało Jezusa zostało szybko zabrane z grobu i usunięte, tak że Jego grób pozostał pusty. Nieznany „młody człowiek” został następnie mylnie uznany za Jezusa przez zbolałą Marię, a potem – jak podaje Schoenfield – przy czterech różnych okazjach przez uczniów. Ani Józef z Arymatei, ani tajemniczy „młody człowiek” nigdy nie skorygowali błędnych wniosków Apostołów. Te „ukazania się” sprawiły, że uczniowie głosili zmartwychwstanie Jezusa i przemienili świat. Teoria „spisku” jest „szczytem” zniekształcenia faktów historycznych i manipulowania nimi. Jest to fantazyjna konstrukcja Schoenfielda i pozbawiona jakiegokolwiek racjonalnego dowodu. Spisek paschalny On zmartwychwstał! Według Hugha Schoenfielda Jezus wierzył, że jest Mesjaszem, i dlatego uknuł dobrze przemyślany i szczegółowy plan, aby przygotować to, co miało być Jego zmartwychwstaniem. Wtajemniczył we wszystko Józefa z Arymatei i anonimowego „młodego człowieka”. Znał proroctwa Starego Testamentu dotyczące Mesjasza i pokierował swoim życiem w taki sposób, by mógł wypełnić te zapowiedzi i zawładnąć umysłami ludzi. Schoenfield twierdzi, że Jezus udał śmierć na krzyżu, pomagając sobie narkotykiem, który został Mu podany w winie zaprawionym octem. Plan przewidywał, Żadna z tych teorii nie oferuje jakiejś solidnej podstawy do odtworzenia tego, co wydarzyło się w poranek Wielkanocy. Hipotezy te, uczciwie przebadane, okazują się fantazyjne i wszystkie stwarzają więcej trudności, niż ich rozwiązują. Każdy znany fakt historyczny (dowód bezpośredni) zaświadcza, że grób Jezusa był pusty trzeciego dnia po Jego śmierci. Jeden tylko wniosek uwzględnia wszystkie fakty i nie nagina ich do przyjętych uprzednio poglądów. Jest to wniosek, że Jezus Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał i że jest to nadprzyrodzony czyn Boga w historii. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 35 DROGI ZA JEZUSEM Kościół naszych słabości tekst Rafał Kusiak - rok V Arystoteles, jeden z najsławniejszych greckich filozofów żyjących w IV wieku przed narodzinami Chrystusa podał definicję człowieka jako istoty społecznej. Tak naprawdę nauki społeczne do dzisiaj nie zmieniły nic w tym twierdzeniu. Ciężko bowiem mówić inaczej o człowieku, który ze swej natury nie został powołany do życia w samotności. Już w opisie stworzenia świata przez Boga w Księdze Rodzaju czytamy, że Ojciec nasz w niebie stworzył kobietę, aby mężczyzna nie pozostał samotny. T o, co różni nas zatem od innych stworzeń, to relacje zachodzące między ludźmi. Zwierzęta gromadzą się w stada, ale kieruje nimi instynkt. Człowiek natomiast, pragnie kontaktu z drugą osobą ze względu na dar miłości otrzymany przez Boga, który wyraża się w naszych wolnych wyborach. Wspólna pielgrzymka Wszyscy zatem żyjemy w jakiś wspólnotach. Pierwsza wspólnota to rodzina. Później mogę wymieniać: szkoła, koledzy, koleżanki, znajomi z pracy, sąsiedzi, klerycy. Jest też jedna taka wspólnota, która założona z Bożej inicjatywy trwa po dzień dzisiejszy. Jest nią Kościół. Warto sobie już teraz uświadomić, że wspólnota chrześcijańska jest przestrzenią łaski Bożej. Pan Bóg jest wśród nas i pragnie nas wspierać na drodze naszego WSPÓLNEGO pielgrzymowania. W jaki więc sposób wytłumaczyć najróżniejsze kryzysy, które pojawiają się w Kościele? 36 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Aby odpowiedzieć na to pytanie, pragnę zachęcić Czytelnika do przypomnienia sobie swoich lat młodości, kiedy to nie zawsze potrafiliśmy się dogadać z naszym rodzeństwem, rodzicami, najbliższymi nam osobami. Sam wspominam nie jedną sprzeczkę z moim bratem, a także siostrą (których serdecznie teraz pozdrawiam) i wracając pamięcią do tamtych wydarzeń, warto zaznaczyć, że nieraz łatwiej było nam się dogadać z tymi, których spotykaliśmy okazjonalnie, na przykład z kolegami w szkole, aniżeli osobami, z którymi żyliśmy na co dzień. Nie dogadujemy się z kimś z naszej rodziny, a o obcej osobie mówimy jak o najlepszym przyjacielu. Kościół słabych ludzi Pierwsza wspólnota, jaką jest rodzina uczy nas od młodości czegoś, co można nazwać rozczarowaniem społecznym. Kościół jest kontynuacją zbawiennego dla nas rozczarowania. W pewnym momencie stajemy przed samym sobą i przed innym człowiekiem, i dostrzegamy, że nie jesteśmy DROGI ZA JEZUSEM Każdy z nas potrzebuje miłości, ciepła, bezpieczeństwa ludźmi idealnymi, doskonałymi. Chcielibyśmy, aby wszyscy byli bez grzechu, bez wad. W szkole marzymy o tym, aby nas każdy lubił, w pracy liczymy na szacunek i zrozumienie ze strony współpracownika oraz uznanie pracodawcy. Ale wszystko to ma swoje źródło w naszej wyobraźni. Pan Bóg pozwala, aby nasze wspólnoty nie były doskonałe. Jest to nieraz bolesne, ale pozwala nam dostrzec te same niedoskonałości, które są we mnie oraz w drugim człowieku. Może i w pierwszej chwili prze- żywamy frustrację ze słabości kogoś z naszej wspólnoty, ale zdecydowanie należy podkreślić, że dar przebaczenia decyduje o tym, co robimy z miłością otrzymaną od Pana Boga podczas stworzenia. Jezus Chrystus nie przyszedł do sprawiedliwych, lecz do grzeszników. Przebywał wśród celników, nawracał grzeszników, wybaczał nierządnicom. Właśnie tam, gdzie pojawiały się jakieś słabości, tam Chrystus pragnął przebywać między nimi. Kościół uczy nas przebaczenia w rodzinie, w szkole, w pracy i wszędzie tam, gdzie tworzymy grupy osób. Żyjąc we wspólnocie seminaryjnej klerycy nieustannie uczą się przezwyciężania swoich słabości. To, co sprawia, że tworzymy wspólnotę braci jest działaniem samego Ducha Świętego. To właśnie dzięki Niemu dostrzegamy nasze błędy i to, że wcale nie jesteśmy lepsi od innych. Moc w słabości się doskonali Nie bez powodu św. Paweł skierował te słowa do Kościoła w Koryncie. Sam świadomy swoich słabości, wiedział dobrze, że miłość wypływająca z przebaczenia potrafi uzdrowić człowieka i skierować go na właściwy tor, który prowadzi do Boga. Niech zatem ten artykuł będzie dla nas zachętą do spojrzenia na drugiego człowieka, jako wielkiego daru, który został nam dany przez Boga, dla naszego uzdrowienia. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 37 ROZMOWA Z... Błogosławiony ze względu na swą wiarę (Benedykt XVI) Z Księdzem dr. Janem Biedroniem Rektorem sandomierskiego seminarium rozmawia Marcin Świeboda W tym roku podczas inauguracji na scenie został wywieszony obraz błogosławionego Jana Pawła II i napis z homilii papieża Benedykta XVI w czasie beatyfikacji: ,,Błogosławiony ze względu na swoją wiarę” – dlaczego? Chcieliśmy ponownie powrócić do tego ważnego i oczekiwanego przez wszystkich, ale szczególnie przez Polaków wydarzenia, jakim było ogłoszenie błogosławionym papieża Jana Pawła II. Inauguracja dla każdej uczelni to bowiem początek pewnej drogi, dzień nowego początku dla profesorów i studentów, wykładowców, formatorów i formujących się. Warto więc na początku tej drogi zaprosić do wspólnego kroczenia razem z nami nowego błogosławionego – Jana Pawła II. To On pozostawił nam piękny wzór wiary, miłości i apostolskiej gorliwości. W czasie homilii podczas beatyfikacji Benedykt XVI powiedział: ,,Jan Paweł II swoim świadectwem wiary, miłości i odwagi apostolskiej, pełnym ludzkiej wrażliwości, ten znakomity Syn narodu polskiego, pomógł chrześcijanom na całym świecie, by nie lękali się być chrześcijanami, należeć do Kościoła, głosić Ewangelię. Jednym słowem: pomógł nam nie lękać się prawdy, gdyż prawda jest gwarancją wolności”. Na początku roku trzeba nam się uczyć tej prawdy, prowadzącej do 38 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 wolności. W tej zadumie i refleksji będziemy poszukiwać pomocy w filozofii – od wieków wielkiej przyjaciółki i służebnicy teologii. Ale częściej w tej refleksji intelektualnej, będziemy przychodzić przed krzyż, aby uczyć się mądrości na klęczkach, stając przed obliczem Tego, który jest samą Mądrością – Tego który nazwał się Drogą, Prawdą i Życiem, bo tylko takie postępowanie doprowadzi nas do wolności. To już kolejny rok formacji w Wyższym Seminarium Duchownym w Sandomierzu, jakie można wypowiedzieć przesłanie na ten kolejny rok akademicki? Zainaugurowaliśmy sto dziewięćdziesiąty drugi rok akademicki w historii naszego seminarium. W przesłaniu warto więc nawiązać do hasła roku duszpasterskiego: „W komunii z Bogiem”. Ta komunia jest bardzo ważna. W orędziu na światowy Dzień Młodzieży w Madrycie, papież Benedykt XVI przypomniał: „obecna kultura, w niektórych obszarach świata, przede wszystkim na Zachodzie, stara się wykluczyć Boga, bądź uznać wiarę za fakt prywatny, bez żadnego znaczenia dla życia społecznego (...) stwierdzamy swego rodzaju «zaćmienie Bóg», swoistą amnezję, jeśli nie wręcz odrzucenie chrześcijaństwa i negację skarbu otrzymanej wiary, co gro- ROZMOWA Z... zi utratą własnej głębokiej tożsamości (...) Bóg jest życiem. Dlatego niedorzecznością jest domaganie się wyeliminowania Boga, by mógł żyć człowiek”. Jest wielkim nieporozumieniem, kiedy mówimy, że bez Boga sobie poradzimy. Doświadczenie wieków, także ostatniego wieku uczy nas, że wyeliminowanie Boga kończy się straszną eliminacją ludzi. Żyjemy w epoce wielkich przemian. Będą twórcze, jeśli obejmą całego człowieka i wszystkich ludzi, jeśli potrafią uwzględnić sumienie i stronę duchową człowieka. Studia seminaryjne są więc czasem „budowania komunii”, poprzez zdobywaną wiedzę i pogłębianie wiary, przygotowanie do bycia kapłanem na miarę współczesnych czasów. To w czasie studiów, alumni mają świadomie odkrywać piękno przynależności do Chrystusa i umacniać się w powołaniu. „Nie można stawać się kapłanem w pojedynkę. Potrzeba wspólnoty tych, którzy pragną służyć Kościołowi” – tak napisał Benedykt XVI w liście do seminarzystów. „Seminarium to okres, w którym uczycie się jeden z drugim i jeden od drugiego. (...) Ta szkoła Inauguracja nowego roku akademickiego odbyła się 3 października 2011 r. tolerancji, więcej, akceptacji i zrozumienia w jedności Ciała Chrystusa, jest istotnym elementem lat seminaryjnych” – dodał Benedykt XVI. W czasie inauguracji powitał Ksiądz Rektor nowych Profesorów i dziękował odchodzącym, czy można do tego podziękowania powrócić jeszcze raz? Do grona profesorskiego dołączyli nowi profesorowie, których zamianował Ksiądz Biskup Ordynariusz Krzysztof Nitkiewicz, serdecznie ich witałem i witam jeszcze raz, życząc im radości z przekazywania wiedzy i formowania kapłanów jutra. Natomiast profesorom którzy osiągnęli wiek emerytalny i tym którzy zaangażowani są w pracę parafialną, bądź na innej uczelni, dziękuję za wkład włożony w pracę dydaktyczno-naukową w seminarium. Dziękując wszystkim wychowawcom, profesorom i wykładowcom, za rzetelną pracę w minionym roku akademickim, chciałbym życzyć sił na cały kolejny nowy rok, podobnie i alumnom, a myślę że wspaniałym darem wzajemnego głębszego poznania się i integracji na początku nowego roku akademickiego, była dla nas pielgrzymka do Wilna, wraz z Księdzem Biskupem Ordynariuszem, który równocześnie był inicjatorem tego wspólnego pielgrzymowania, za co jesteśmy również jako wspólnota Wyższego Seminarium Duchownego bardzo wdzięczni. Świadomi zadań, które stają przed nami, ufni Maryi i w Bożą Opatrzność, w pomoc Ducha Chrystusowego, który działa w Kościele, chcemy prosić by poprzez naszą pracę i modlitwę, kształtował się w nas Chrystus. Dziękuję serdecznie za rozmowę POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 47 DROGI ZA JEZUSEM tekst Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie, mocni w wierze Michał Pyryt - rok II JMJ – (hota eme hota). W polskim tłumaczeniu oznacza Światowe Dni Młodzieży. W tym roku odbywały się one w Madrycie. Było to już XXVI takie spotkanie, na które czekały miliony młodych ludzi z całego świata. Nasze pielgrzymowanie rozpoczęliśmy już 6 sierpnia. Po drodze do głównego celu naszej pielgrzymki, mieliśmy okazje zwiedzić piękne miasta: Pragę, Paryż. W Lourdes uczestniczyliśmy w Procesji Światła, podczas której odmawialiśmy różaniec w różnych językach świata. Było to miejsce, w którym po raz pierwszym mogliśmy spotkać młodzież pielgrzymującą do Madrytu. 11 sierpnia dotarliśmy do miasta Yepes w diecezji Toledo, które na 5 dni stało się naszym domem. Zostaliśmy gorąco przyjęci przez rodziny, które przez te kilka dni stały się naszymi rodzinami. W Yepes zakwaterowani byli także Włosi, zmierzający do Madrytu. Mieszkańcy zapewnili wiele atrakcji: zwiedzaliśmy Toledo, uczestniczyliśmy w zwiedzaniu Yepes, uczyliśmy się tradycyjnych hiszpańskich tańców. Każdego wieczora na głównym placu miasta odbywały się fiesty wspólnie z mieszkańcami, które trwały do późna w nocy. Uczestniczyliśmy także w międzynarodowej Mszy św. razem z innymi grupami z Polski, Włoch, Hiszpanii. Gdy 48 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Dominik Żelazko - rok II nadszedł czas pożegnania, niejednej osobie w oku kręciła się łza. Ostatnia noc przed Madrytem była chyba najciekawsza, gdyż nocowaliśmy na wielkiej hali sportowej razem z innymi młodymi pielgrzymami. Wieczorem tysiące młodzieży, która przez 5 dni przebywała w parafiach diecezji Toledo, zebrało się na Mszy Świętej posłania do Madrytu, której przewodniczył Arcybiskup Toledo. Po Mszy św. odbyła się „mega-impreza”, trwająca do późnej nocy. Grały zespoły katolickie w wielu stylach, nawet techno. Następnego dnia z rana czekał na nas już ostatni punkt pielgrzymowania: Madryt! W Madrycie zostaliśmy zakwaterowani w szkole podstawowej, spaliśmy w dziesiątkę w sali lekcyjnej, prysznice były na polu, ale było fantastycznie. Wieczorem 16 sierpnia Arcybiskup Madrytu kard. Ravela na placu de Cibeles odprawił Mszę św. Kolejny dzień rozpoczął cykl 3-dniowych katechez, których tematy zostały zaczerpnięte z hasła ŚDM. W całym Madrycie było wiele imprez i wydarzeń związanych z JMJ, w godzinach najwyższych temperatur młodzież „chłodziła” się w parku Retiro w centrum Madrytu. W czwartek 18 sierpnia w kościele parafialnym niedaleko naszej szkoły katechezę prowadził nasz Biskup Ordynariusz Krzysztof Nitkiewicz. DROGI ZA JEZUSEM trwaliśmy tę próbę. Myślę, że Ojciec Święty właśnie tego od nas, młodych oczekiwał. Że mimo wszystko nie poddamy się i nie zrezygnujemy. Gdy ucichła burza i wichura, młodzież przez kilkanaście minut w ciszy adorowała Najświętszy SakraPo zakończeniu ment. adoracji, papież pobłoNa spotkanie z papieżem cierpliwie czekała młodzież świata gosławił młodzież i odjechał z lotniska. Przed Chwile po tym, na lotnisku para królewska nami była noc, którą musieliśmy przespać powitała Ojca Świętego Benedykta XVI, pod gołym niebem w mokrych ubraniach. przybywającego do Hiszpanii. W niedzielny poranek, gdy wszyscy Wieczorem Ojciec Święty spotkał się już się obudzili i skończyli poranną toaz młodymi na placu de Cibeles. Bardzo letę, przygotowali się do głównej Mszy miłym zaskoczeniem dla nas była młoda Świętej, na zakończenie Dni Młodzieży. Polka, która w stroju ludowym wspólnie Ojciec Święty Benedykt XVI pobłogosłaz młodymi wszystkich kontynentów witała wił pamiątkowe krzyże wszystkich uczestBenedykta XVI. Kolejny dzień był dniem ników JMJ. Prosił aby każdy młody dawał pokutnym. Drodze Krzyżowej przewod- świadectwo wiary i swoich przeżyć podniczył papież. W czasie nabożeństwa nie- czas ŚDM w swoim środowisku. Po Mszy siony był krzyż ŚDM. Szczególnie dla nas Świętej, papież ogłosił, że następne Światokleryków, była wyczekiwanym dniem ze we Dni Młodzieży odbędą się w Brazylii, względu na spotkanie Ojca Świętego z se- w Rio de Janeiro w 2013 roku. minarzystami z całego świata. Homilia wyW drodze powrotnej do Polski zwiegłoszona w katedrze Almudena przez Be- dziliśmy jeszcze Barcelonę, francuskie mianedykta XVI była skierowana właśnie do sto nad lazurowym wybrzeżem – La Cioseminarzystów. W sektorach klerycy wciąż tat oraz sanktuarium świętego Antoniego krzyczeli „Benedecto!” w Padwie we Włoszech. Po Mszy Świętej udaliśmy się na lotCałemu naszemu pielgrzymowaniu tonisko Cuatro Vientos, gdzie w niesamo- warzyszył uśmiech, radość i niesamowity witym upale oczekiwaliśmy na wieczorne zapał. Mimo że przejechaliśmy ponad 7 tys. nabożeństwo. Kilka milionów młodych km nie żałowaliśmy tego ani przez chwilę. tworzyło prawdziwy klimat. W każdym Z naszej diecezji w JMJ uczestniczyło okoz sektorów odbywały się zabawy, wymiany ło 150 osób, pod przewodnictwem biskupamiątek, tańce i śpiewy. Nagle zerwała pa Krzysztofa Nitkiewicza wraz z 10 kapłasię burza. Jednak determinacja, odwaga nami oraz diakonem. i wiara młodych spowodowała, że przePOWO£ANIE nr 4 (65) 2011 49 DROGI ZA JEZUSEM Przystanek Jezus: „Nowa Pięćdziesiątnica – Nowa Ewangelizacja” tekst Łukasz Popiak - rok V „Nie możemy być spokojni, gdy pomyślimy o milionach naszych braci i sióstr, tak jak my odkupionych krwią Chrystusa, którzy żyją nieświadomi Bożej miłości” bł. Jan Paweł II, Redemptoris Missio J akie znaczenie dla dzisiejszego młodego człowieka ma wiara? Kim jest dla niego Jezus? Z jakimi problemami spotyka się w swoim życiu? To tylko niektóre tematy rozmów, jakie można było usłyszeć podczas tegorocznej akcji Ewangelizacyjnej „Przystanek Jezus” (PJ), który jest inicjatywą organizowaną przez młodych Przystankowicze Jezusa są prawdziwie radośni 50 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 ludzi i skierowaną do młodych. Uczestnicy PJ pragną nieść Boga swoim rówieśnikom, biorącym udział w festiwalu rockowym „Przystanek Woodstock”, na który w tym roku zjechało się ponad 700 tys. uczestników. Organizatorem „Przystanku Jezus” jest Wspólnota św. Tymoteusza z Gubina. W tym roku udało się zgromadzić blisko 600 ewangelizatorów, wśród których było około 60 kapłanów, 110 kleryków, 30 sióstr zakonnych i 400 świeckich uczestników. Biskup Edward Dajczak, który jest pomysłodawcą „Przystanku Jezus”, podczas rekolekcji prowadzonych dla ewangelizatorów w Kostrzynie nad Odrą mówił: „Idziemy do ludzi z pełnym szacunkiem – nie lepsi do gorszych. Różnimy się tylko i równocześnie aż tym, że z łaski Boga mieliśmy szczęście spotkać Jezusa. Dla nas jest On życiem, radością i siłą. Tym pragniemy się dzielić”. Hasło tegorocznego, dwunastego już „Przystanku Jezus”, który odbył się w dniach od 31 lipca do 7 sierpnia brzmiało: „Nowa Pięćdziesiątnica – Nowa Ewangelizacja”, dlatego też biskup Dajczak podkreślał mówiąc do młodzieży, że na po- DROGI ZA JEZUSEM Głosząc Miłość Chrystusa jesteśmy na pierwszej linii frontu czątku kolejnego «Przystanku», niezwykle ważne jest, aby odpowiedzieć na pytanie: Jak głosić Ewangelię? „Ta odpowiedź będzie decydująca, jeśli chodzi o naszą postawę wobec naszych sióstr i braci, którzy nie mieli szansy spotkać Jezusa z wielu powodów” – tłumaczył biskup. Uczestnicy ewangelizacji poprzez modlitwę, udział w rekolekcjach i warsztaty przygotowywali się na spotkanie z woodstokowiczami, ludźmi nierzadko zbuntowanymi, agresywnymi czy uzależnionymi od różnych używek, ale również z tymi, którzy poszukiwali prawdy w życiu i pytali «Co jest tą prawdą?». Młodzi katolicy nie chcąc ograniczać się tylko do budynku kościoła zdecydowali się wyjść naprzeciw „młodym gniewnym”, by pośrodku pola woodstockowego, wśród kurzu i gwaru mówić im o Jezusie. O tym, że jest On Panem i Zbawicielem, Przyjacielem, z którym można iść poprzez drogę swojego życia. Głosząc Ewangelię, nieśli Jezusa, tym którzy o Nim nie słyszeli, zapomnieli lub od się od Niego odwrócili. «Przystanek Jezus» jest niesamowitym przeżyciem. Namacalnie można doświadczyć Bożej obecności, gdzie Bóg dokonuje poprzez ludzi wielkich dzieł. Nie jest to jakaś forma agitacji na rzecz chrześcijaństwa. Jest to wyjście do ludzi, którzy zgubili w swoim życiu Boga i w wielu przypadkach są przez życie poranieni. Pola woodstockowe są miejscem, gdzie można spotkać ludzi o różnych światopoglądach, różnych wyznań. Głosząc Chrystusa i Jego orędzie miłości staje się tam niejako na pierwszej linii frontu. Jest to szkoła życia i prawdziwy sprawdzian wiary. Widok siostry zakonnej rozmawiającej o Bogu z młodym człowiekiem, który na głowie ma kolorowego irokeza, a w uszach pełno kolczyków, nie jest niczym szokującym. Tutaj nie ma lepszych i gorszych. Wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Ojca i każdemu należy się taka sama uwaga, taki sam szacunek. Czy ziarno Bożego Słowa rzucone w serce rozmówcy wyda owoce – nie wiadomo. Ważne jest to, że nikt nie przechodzi obojętnie obok drugiej osoby. Każdy kto chce przyjść, porozmawiać, pomodlić się, czy wyspowiadać zostanie przyjęty. Jezus mówi: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 16,15). Przystankowicze starają się wcielać w życie ten misyjny nakaz Chrystusa. Czy można zrobić coś więcej? Oczywiście, ponieważ zawsze można WIĘCEJ I LEPIEJ, jednak od czegoś trzeba zacząć. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 51 DROGI ZA JEZUSEM Firmes en la Fe Mocni w Wierze tekst Dominik Żelazko - rok II W Madrycie dzień 20 sierpnia był bardzo gorący, na lotnisku Cuatro Vientos jeszcze bardziej dało się odczuć wysoką temperaturę. A jednak ok. 2 mln młodych ludzi z całego świata przez kilka godzin w skwarze i pyle oczekiwało na początek wieczornego czuwania. Zbliżał się czas rozpoczęcia nabożeństwa z Ojcem Świętym Benedyktem XVI. Nad lotniskiem zbierały się gęste, czarne chmury. Gdy pod ołtarz dojechał papież nad nami zrobiło się zupełnie ciemno, co nie było normalnym zjawiskiem o tej porze dnia. Ojciec Święty rozpoczął wieczorne nabożeństwo. Diakon odczytał Ewangelię i nagle nastał czas próby: zerwał się silny wiatr, powietrze „zakotłowało” się nad nami, pojawił się błysk, grzmot i silny deszcz. Każdy z młodych ludzi próbował, jak tylko mógł zabezpieczyć swoje rzeczy przed deszczem i porywistym wiatrem. Następca św. Piotra czekał razem z nami w milczeniu zabezpieczony parasolami. W momencie, gdy burza 52 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 ucichła, Ojciec Święty opuścił ołtarz. Nikt z nas nie wiedział, co się za chwilę wydarzy. Nasuwały się pytania, wątpliwości. A może Papież zrezygnował z dalszej modlitwy? Po kilkunastu minutach na telebimach zobaczyliśmy Benedykta XVI, przygotowanego do wystawienia Najświętszego Sakramentu. Nadszedł czas adoracji i czuwania przed Panem. Rzesza młodych ludzi trwała w ciszy i skupieniu sam na sam z Chrystusem. Tylko modlitwa… Każdy z nas jest przyzwyczajony do adoracji Najświętszego Sakramentu w kościele, w ciszy i komfortowych warunkach. Ale ta adoracja była zupełnie inna. Wydaje mi się, że właściwie tutaj nabrały mocy słowa, które wiele razy słyszałem i sam powtarzałem „Firmes en la Fe”, co oznacza „Mocni w Wierze”. Ci młodzi ludzie pokazali, jak bardzo są zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie, jak mocna jest ich wiara. Oni przetrwali wichurę i burzę. Oni potrafili czuwać z Chrystusem. DROGI ZA JEZUSEM tekst Młodzież Diecezji Adrian Turek lektor w parafii MBNP w Tarnobrzegu-Serbinowie XIV Diecezjalne Dni Młodych odbywały się w Tarnobrzegu w dniach od 16 do 18 września 2011 r. pod hasłem Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie, mocni w wierze (por. Kol 2,7). Parafie przygotowywały się do tego wielkiego wydarzenia dużo wcześniej, aby wszystko wypadło jak najlepiej i młodzi z naszej Diecezji mogli przeżyć niesamowite chwile. Spotkania odbywały się w pięciu kościołach stacyjnych: św. Barbary, Chrystusa Króla, Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny u Ojców Dominikanów, Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Serbinowie oraz Miłosierdzia Bożego. Przy tych parafiach do zorganizowanych i przygotowanych wcześniej recepcjach w piątkowe popołudnie zgłaszali się młodzi, chcący wziąć udział w spotkaniu. Zostali przydzielani do rodzin i grup, w których spędzali te 3 dni oraz otrzymywali potrzebne materiały i program. Młodzież do domów rozprowadzali porządkowi i wolontariusze. Na ulicach Tarnobrzega zaciekawieni mieszkańcy pytali: „co się dzieje?”, „dlaczego tyle młodych?”. Tarnobrzeg żył tym wydarzeniem! Około godziny 19 w każdym kościele stacyjnym rozpoczęła się celebracja pod hasłem „W poszukiwaniu pełni życia”. W poszczególnych kościołach przewodniczyli im: biskup Krzysztof, biskup Edward, ks. Jan Biedroń, ks. Krzysztof Kida oraz ks. Jerzy Dąbek. – „To wieczorne nabożeństwo bardzo pozytywnie mnie zaskoczy- ło. Mimo, że jest nas tak dużo, to ujmuje skupienie i zamyślenie. Adoracja Krzyża, do której jesteśmy przyzwyczajenia tylko w Wielki Piątek była czymś szczególnym. Przypomina, że właśnie Krzyż to nie tylko ciężar, trud i cierpienie, ale miejsce zwycięstwa. To szczególnie ważne, gdy przeżywamy nasze młodzieńcze kryzysy, trudy i niejednokrotnie porażki. Razem z Chrystusem możemy być w tym wszystkim zwycięscy” – dzieliła się przeżyciami Alicja, uczennica liceum. Sobotni dzień rozpoczął się Mszą Świętą. Myślą przewodnią stało się hasło „U źródeł chrześcijańskiej tożsamości”. W parafiach Słowo Boże głosili miejscowi duszpasterze. Po śniadaniu i mocnej kawie w 15-osobowych grupach pod przewodnictwem animatorów, którymi byli klerycy, oazowicze, lektorzy, druhowie KSM odbyły się spotkania. Temat: „Dom zbudowany na skale”. Na trawnikach pomiędzy blokami rozsiedli się młodzi, dając świadectwo, że Kościół żyje, a młodzi ludzie nie wstydzą się rozważać Pisma Świętego w żadnym miejscu, nie wstydzą się dawać świadectwa. W sobotnie popołudnie przybyli na Dni Młodych mogli bawić się na koncertach zespołów „Testimonium”, „Michael”, wybrać się na spotkanie z egzorcystą lub wziąć udział w kręgu radości (tańce na rynku miasta). Na koncercie Magdy Anioł rynek wypełnił się po brzegi młodzieżą, klerykami, księżmi, siostrami zakonnymi oraz sporą grupą tarnobrzeżan zaciekaPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011 53 DROGI ZA JEZUSEM Rynek tarnobrzeski szczelnie zapełniła młodzież wionych „zjawiskiem”. Wieczorem młodzi w dwóch zwartych kolumnach przy śpiewie, dając świadectwo swojej wiary przeszli do kościołów św. Barbary oraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy na celebrację nabożeństwa „Pan jest mocą swojego ludu”. W atmosferę modlitewną wprowadzali ks. Grzegorz Kasprzycki oraz ks. Tadeusz Janda. Wieczorne nabożeństwa rozpoczęły się od prezentacji grup: Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, Oazy i wolontariuszy Caritas. W spotkaniach uczestniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz, który przemawiał do młodych: „W tym wieczornym czasie gromadzimy się wokół Chrystusa obecnego w świętej Eucharystii. Możemy Go adorować, możemy z Nim rozmawiać, słuchać Jego słowa. W biegu codzienności każdy z nas potrzebuje zatrzymania się, oderwania od telewizora, radia czy komputera, by w ciszy, tak jak teraz, zastanowić się, co mamy robić, jak postępować, czego Pan Jezus ode mnie oczekuje. To czas potrzebny do duchowego wzmocnienia i osobistego uświęcenia” – mówił 54 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 biskup. W czasie nabożeństwa można było też usłyszeć dwa świadectwa uczestników Spotkania Młodych z Ojcem Świętym Benedyktem XVI w Madrycie. Niedziela rozpoczęła się jutrznią w kościołach stacyjnych. Kolejne spotkania w grupach zaowocowały nowymi wnioskami. Mieszkańcy zmierzający na niedzielną Eucharystię patrzyli z zaciekawieniem na młodych, którzy znów porozsiadali się po ławkach i na trawie. Pytali: „co się dzieje?” Usłyszawszy odpowiedź, że to uczestnicy spotkania młodych, usatysfakcjonowani odchodzili w uśmiechem. Przed południem z kościołów stacyjnych młodzi wyruszyli udając się w tzw. „Drogę do Wieczernika”. W południe na rynku, sprawowana była Eucharystia wieńcząca XIV Dni Młodych. Ksiądz biskup Nitkiewicz dziękował młodym za ich trzydniową obecność i modlitwę. Podkreślił wartość świadectwa przynależności do Chrystusa. Pasterz wołał: „Jesteście naszym skarbem i naszą nadzieją, przyszłością Kościoła, który wspólnie tworzymy i nie są to słowa rzucane na wiatr”. Na zakończenie Mszy św. delegacji z Ostrowca Świętokrzyskiego została przekazana Ikona – znak Spotkania Młodych. W tegorocznym wzięło udział około 4 tysięcy. Ciekawe, ilu będzie nas za rok właśnie w Ostrowcu. Podsumowując, w dzisiejszych czasach bardzo potrzeba świadectwa. Dni Młodych z pewnością były wielkim świadectwem oraz świętem wiary, które przeżywał Tarnobrzeg. Było to bardzo potrzebne. Młodzież dała świadectwo, obudziła serca rówieśników, którzy częściej wolą stać bezczynnie przed blokiem, zamiast „sprawdzić, co robią katole”. Kościół naszej Diecezji ale również cały Kościół powszechny żyje i ma się dobrze, mimo tego, co chce się nam dzisiaj wmówić. ZAMYŚLENIA O radości wypływającej z nadziei tekst Radosław Tarnawski - rok II Odprawiałem kiedyś Drogę krzyżową. Temat rozważań – Miłość. Stacja XIV – Złożenie do grobu. Czytam rozważanie: „i żeby tak czyjaś miłość […] zamieniła «Ostatnie pożegnanie» na «Do zobaczenia już wkrótce». P rawdę mówiąc, chciałem w jakiś sposób ominąć ten wstęp, nie pisać o tym. Nie modne jest dziś mówienie o cierpieniu. Ludzie zdobywają dziś największe szczyty, pobijają najbardziej niemożliwe rekordy, obracają tonami pieniędzy, nie myślą o bólu. To zamyślenie będzie o śmierci i rozstaniu, ale pisząc o tym pytam jednocześnie o Twoją… radość. Paradoks?! Wcale nie. Kiedy przeglądasz ten numer „Powołania” jest listopad. Uroczystość Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny – są już za nami, ale zapewne wciąż przychodzimy na groby naszych bliskich. Siłą rzeczy wspominamy wtedy chwile, gdy byliśmy jeszcze razem z tymi, których już z nami nie ma, a za których modlimy się na naszych cmentarzach. Wspominamy wspólnie spędzone chwile – te radosne i te przykre, wspólne przedsięwzięcia, wspólne marzenia i plany. Pamiętamy też zapewne te ostatnie chwile, w których przychodziło nam się pożegnać. Tak się akurat składa, że w ostatnim czasie uczestniczyłem w kilku pogrzebach. Obecne łzy, smutek i powtarzające się słowa ewangelicznej Marty, siostry Łazarza: Panie, gdybyś tu był… nie umarłby (por. J 11,21). Ostatnie pożegnanie i świadomość, że już nie będziemy widzieć ich pełnych radości twarzy, roześmianych oczu, że tu już nie usłyszymy ich ciepłego głosu, wciąż przypominającego o kochaniu. Wiem, nieraz przez to przechodziliśmy, jednak za każdym razem, kiedy przyjdzie nam stanąć w obliczu śmierci po raz kolejny wydaje się to czymś zupełnie nowym, nieznanym, zawsze przychodzącym nie w porę. Mimo wszystko, w tej najsmutniejszej chwili, obok całego ogromu cierpienia i bólu, pojawiła się w sercu… radość. Radość mająca swe źródło w nadziei, że to nie jest koniec, że to tylko chwilowe rozstanie. I ta ogromna wdzięczność dla Jezusa, który przez swoją śmierć sprawił, że teraz my możemy cieszyć się tą nadzieją. Wdzięczność, która silniejsza jest od łez i bólu. Nadzieja, że tam po tej drugiej stronie znów zobaczymy wszystkich tych, których tu na ziemi kochaliśmy, że będziemy tam z nimi, jak byliśmy tu na ziemi, że znów będziemy widzieć ich roześmiane twarze, tętniące szczęściem oczy i słyszeć pełen miłości głos. To wszystko już bez cierpienia i bólu. Nawet teraz, gdy o tym piszę ta wdzięczność i radość towarzyszą POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 55 ZAMYŚLENIA mi w sercu, choć dziś po upływie czasu już ciężko jest przelać na papier to, co wtedy się czuło. Jedno jest pewne: chwała Chrystusowi za to, że swoją śmiercią wysłużył nam tę radość i nadzieję, że możemy prawdziwie się nią szczycić wśród innych. I pozostaje nam tylko z tą radością czekać na ten moment kiedy znów zobaczymy tych, których tu na ziemi z bólem serca żegnaliśmy, w szczęściu bez końca. Czy my dziś potrafimy się z tego cieszyć? A przecież to jest istota naszej wia- ry! Mamy prawo jako chrześcijanie przed innymi śmiać się wśród łez. Czy potrafimy znaleźć w sobie tę siłę, gdy żegnając naszych bliskich, odprowadzając ich na miejsce wiecznego spoczynku, dziękować Jezusowi za ich życie i tę radość wyczekiwania ponownego z nimi spotkania? Może wartałoby uczynić to właśnie teraz, gdy stajemy nad grobami naszych bliskich zmarłych. Połóżmy kwiat, zapalmy znicz, ale też z wiarą w sercach powiedzmy: „Do zobaczenia już wkrótce!” wybrzmieć w Bogu tekst Michał Powęska - rok V N asz Przyjacielu! Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad sobą? Nad tym, kim właściwie jesteś? Jaki jest sens i cel Twojego życia? Często przychodzi mi na myśl pytanie: kim ja właściwie jestem dla Pana Boga i dlaczego w ogóle On, wszechmocny Bóg dał życie właśnie mnie, zwykłemu szaremu człowiekowi. Zapewne wielu z nas myśli podobnie. Człowiek, który w jakikolwiek sposób dostrzega siebie w tym wielkim i nigdy niepoznanym świecie, zadaje sobie takie właśnie pytanie. Po chwili refleksji możemy odpowiedzieć na nie w dwojaki sposób. Jeśli zauważę bezsens wszelkiego istnienia swojej osoby, choćby ze względu na niedoskonałości czy wady, które posiadam, wtedy mogę doprowadzić siebie do rozpaczy, która z pewnością nie jest darem Bożym. Z dru- 56 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 ZAMYŚLENIA giej strony mogę przecież dostrzec siebie jako człowieka niedomagającego w wielu sprawach, ale patrząc przez pryzmat dobroci Stwórcy, zauważę w sobie coś niezwykłego i niepowtarzalnego. Chciałbym zająć się w moich rozważaniach tym drugim, bardziej optymistycznym przypadkiem. Młody człowiek często lubi filozofować. Są tacy, którzy tworzą swoje „teorie” i „systemy filozoficzne” a wszystko po to, by w sposób racjonalny dostrzec swoją wartość. I takie myślenie jest dobre, niekiedy jednak może zejść trochę z dobrego toru, wtedy łatwo jest wplątać się w jakieś niejasności. W naszym przypadku, młodych i wierzących (dziś na szczęście zmienia się już myślenie niektórych spośród nas, gdyż dostrzegamy wartość w wyrażeniu, a raczej wyznaniu, że „wierzyć to nie obciach”) najbezpieczniej będzie jeśli wykorzystamy naszą własną filozofię i osadzimy ją w świetle wyznawanej przez nas wiary w Jezusa. Każdy z nas wie przecież, że istnieje, że po prostu i najzwyczajniej w świecie… jest. Myślę, że znacznej większości z nas wpadło kiedyś w ucho dość przyjemne stwierdzenie, że człowiek został „stworzony na obraz Boży”. O tym mówi pierwsza księga Pisma Świętego, Księga Rodzaju. A gdyby tak chwilę się nad tym zastanowić? Na wstępie tych rozważań zwróćmy uwagę na to, że człowiek za swojego Stworzyciela ma nie byle kogo, tylko samego Boga. Dziś trochę zapominamy o tym Bogu, który dla Hebrajczyków był tak wielkim i pełnym chwały, że nawet czytając święte teksty opuszczali Jego Imię, wymawiając w tym miejscu choćby słowo Adonaj, czyli Pan. We współczesnym świecie, tu i tam da się słyszeć sformułowania typu: „O Boże!, O Jezu!, Matko Boska!” często przerywane innymi mniej cenzuralnymi tekstami. To taka cała gama używania słów, wypowiadanych czę- sto bez naszej świadomości. Więc imię naszego Boga, tego, który nas stworzył, dał nam życie wypowiadamy bez zastanowienia i należytej godności jakby to było np. zawołanie (dziś już niemodne) „O rany Julek!”. Tymczasem Pan Bóg, który rzeczywiście jest milczy i czeka na szacunek. Człowiek został stworzony przez Boga. To Bóg dał mu życie, jak wiemy z opisu biblijnego umieścił w ogrodzie Eden, zapewnił wszelki byt. Pierwszy człowiek (to też wiemy z Pisma Świętego) miał na imię Adam. Nie chcę wchodzić tu w zagadnienia typowo egzegetyczne, więc nadmienię tylko, że owo słowo Adam oznaczać może nie tylko człowieka jako jednostkę, ale i cały rodzaj, gatunek ludzki. Mamy więc już wstępnie rozwiązaną kwestię ilości osób stworzonych przez Boga. Zaznaczyć też trzeba, że nie należy dosłownie brać tłumaczenia tych słów o stworzeniu. Posłuchajmy tu specjalistów w dziedzinie biblistyki i przyjmijmy ich interpretację. Dobry Bóg stworzył człowieka, który nawiasem mówiąc wyparł się Boga i zgrzeszył. Mało tego! Wiemy, że Bóg stworzył człowieka „na swoje podobieństwo”. Dziwne, bo przecież Pana Boga jest trudno dostrzec, a tu Pismo Święte zaznacza, że człowiek to „obraz Boży”. Jeśliby przyjąć, że Pan Bóg to stary i doświadczony człowiek (?), z długą siwą brodą, zawsze uśmiechnięty, to możnaby doszukiwać się takiej postaci w niejednym staruszku. W tym wypadku niezawodny okazałby się casting na wygląd zewnętrzny Pana Boga… Dobrze, dość tych żartów. Jaki cel miał Bóg stwarzając człowieka? Jeden z tekstów liturgicznych podaje, że nasze modlitwy i uwielbienia nie dodają w żaden sposób Bogu chwały, a jedynie pomagają nam, by przyjąć łaski dane od Pana. Odpowiedzią na postawione przed chwilą pytanie jest jedno słowo, dziś też przeróżnie rozumiaPOWO£ANIE nr 4 (65) 2011 57 ZAMYŚLENIA ne. Mianowicie mam na myśli Miłość. Fundamentalnym stwierdzeniem jest to, że Pan Bóg stworzył człowieka tylko i wyłącznie z miłości i dla miłości. Nie chce więc od niego niczego innego, jak tej właśnie cnoty. Fakt faktem, miłość to nie lada wyzwanie. Dodajmy jeszcze, że człowiek został w opisie stworzenia umieszczony na końcu stwarzania. Jest więc koroną aktu stwórczego. Warto też dodać, że „pośród wszystkich stworzeń widzialnych jedynie człowiek jest zdolny do poznania i pokochania swojego Stworzyciela”. Mało tego; tylko człowiek „na ziemi jest jedynym stworzeniem, którego Bóg chciał ze względu na nie samo”. Któż z nas zdawał sobie sprawę, że już na wstępie naszego „bycia” na ziemi otrzymaliśmy tak wielki dar, jakim jest Godność. Jan Paweł II Wielki wielokrotnie podkreślał, że każdy człowiek bez względu na to kim jest, co posiada, w jakiej części świata żyje zasługuje na szacunek i ma w oczach Boga „nieskończoną wartość”. Człowiek jest obdarzony przez Boga wielką godnością – godnością Dziecka Bożego. Święta Katarzyna ze Sieny w swoich „Dialogach” podaje takie słowa zwracając się do Pana: „Bo z miłości stworzyłeś człowieka i dałeś mu istnienie, by radował się Twoim najwyższym i wiecznym dobrem”. Ciekawą kwestię porusza ta wielka święta. Mianowicie, człowiek został stworzony przez Boga z czystej Miłości, po to, by się radował dobrem Najwyższego. Jesteśmy więc powołani do życia, aby kochać i radować się, z wszechmocy Bożej. Wynika z tego, że moje życie Dziecka Bożego powinno opierać się na nieustannym uwielbieniu Stwórcy za Jego wielkie dzieło, jakim jest wszechświat. I tu właśnie dostrzegamy wielkość Boga, który stwarza i wielkość człowieka stworzonego w tak zaszczytny sposób. Wszyscy posiadamy godność i to nie byle jaką. Możemy chlubić się tym, że mamy 58 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 w sobie godność osoby. Z tych teologicznych rozważań przejdźmy na chwilę na grunt… filologii. Osoba w języku łacińskim to «persona». Gdy „rozłożymy na czynniki pierwsze” ten wyraz będzie można przetłumaczyć to jako „brzmienie przez”. Człowiek jako osoba musi „brzmieć przez” kogoś innego, jakąś inną osobę. W Biblii Adam zaczyna „brzmieć” poprzez Ewę. Gdyby nie ta pierwsza kobieta, Adam nie miałby się do kogo odezwać, nie miałby z kim stworzyć wspólnoty. Mam na myśli taką wspólnotę jaką teraz tworzymy my sami czy to w rodzinie, w szkole, na studiach itp. Gdzieś przecież musiał wziąć się początek wspólnot. Zauważmy, że i w szkole i rodzinie, i w Kościele nie jesteśmy sami. Są obok nas inni ludzie, z którymi możemy się rozwijać i udoskonalać. Człowiek jako osoba jest więc Kimś. Poznaje siebie, a przede wszystkim jest w stanie nad sobą panować. Idźmy dalej w naszych rozważaniach. Jeśli tworzymy wspólnotę z innymi, rozumiemy się, poznajemy wzajemnie, przebywamy ze sobą, ogólnie mówiąc jest nam dobrze, to dlaczego nie pójść o krok dalej i nie stworzyć wspólnoty z Bogiem? Nie mówmy, że to za trudne, że Pan Bóg jest gdzieś daleko, nie zniechęcajmy się już na samym początku. Dotknąłem tej sprawy trochę z drugiej strony. Tak w rzeczywistości (oczywiście mając za autorytet Pismo Święte), to sam Pan przez stworzenie i powołanie nas do życia, wychodzi do nas naprzeciw i zaprasza nas do wejścia z Nim w przyjacielską relację. Tak, to nie „ja” proponuję Bogu wspólnotę, ale to On proponuje wspólnotę mi. W końcu i On i ja jesteśmy osobami. Z dumą mogę powiedzieć, że przecież ja, moje życie jest przepełnione Bogiem. Odnosząc się do zagadnień z filologii możemy powiedzieć, że „wybrzmiewamy przez Pana Boga”. Przyznam, że podoba mi się to stwierdzenie, „wybrzmiewam ZAMYŚLENIA przez Pana Boga”, to takie zaszczytne dla człowieka. Ta moja relacja ze Stwórcą będzie niczym jeśli nie oprze się na jednym fundamencie. Mam na myśli czystą i bezinteresowną Miłość. Jeśli chcę kiedyś stworzyć wspólnotę z moim współmałżonkiem muszę zbudować fundament na miłości. „Deus Caritas est”, to Bóg jest Miłością. „Tylko czyste serce może w pełni kochać Boga! Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest małżeństwo! Tylko czyste serce może w pełni służyć drugiemu. Nie pozwólcie, aby zniszczono waszą przyszłość. Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości! Brońcie waszej wierności; wierności waszych przyszłych rodzin, które założycie w miłości Chrystusa.” To słowa wypowiedziane przez Jana Pawła II. Myślę, że w doskonały i zrozumiały sposób łączą miłość z naszym postępowaniem. Tylko Miłość! W tej właśnie cnocie ukazuje się sens naszego powołania do życia. Bóg przecież wszystko stworzył dla człowieka, natomiast sam człowiek żyje po to, by kochać Boga i służyć Mu. Jak powie później św. Jan Apostoł służyć i kochać w Duchu i Prawdzie. Jan Chryzostom, podaje, że to „dla człowieka istnieje niebo i ziemia, morze i całe stworzenie. Do jego zbawienia Bóg przywiązuje taką wagę, że dla niego nie oszczędził nawet swego jedynego Syna. Bóg nie przestał bowiem czynić wszystkiego, by doprowadzić człowieka do siebie i posadzić go po swojej prawicy.” Taki właśnie jest nasz Bóg! Z miłości do nas wydał swojego Syna, Jezusa, na haniebną śmierć. Jednak, to nie męka Chrystusa okazała się sukcesem. Grzech naszej obojętności, braku odpowiedzialności, lenistwa, nieczystości i tych wszystkich innych wad Jezus zniszczył przez swoją śmierć i zmartwychwstanie. A wszystko po to, byśmy i ty i ja mogli żyć. Psalmista powie, że jesteśmy „uczynieni niewiele mniejszymi od aniołów, obdarzeni czcią i chwałą”. W Jezusie jesteśmy przybranymi dziećmi Boga. Z naszej strony potrzeba tylko wdzięczności, miłości i uwielbienia. Po tych refleksjach powróćmy jeszcze raz do pytań, które zostały postawione na początku naszych rozważań. Wierzę, że każdy z nas potrafi szczerze dostrzec w sobie Godność Dziecka Bożego. Wszyscy przecież powołani jesteśmy do Miłości Boga i bliźnich, każdy z nas jest jakby „obrazem Boga”, a o ten obraz nieustannie trzeba dbać, by był jasny i przejrzysty. „Tylko czyste serce może w pełni kochać Boga! Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości” Nasze wspólne dociekania chciałbym zakończyć, słowami błogosławionego Jana Pawła II: „Głoście światu «dobrą nowinę» o czystości serca i przekazujcie mu swoim przykładem życia orędzie cywilizacji miłości. Wiem, jak bardzo jesteście wrażliwi na prawdę i piękno. (...) Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić!” POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 59 ZAMYŚLENIA Nie monolog, ale dialog tekst Łukasz Chmiel Maturzysta z parafii Gorzyce W życiu każdego młodego człowieka, pojawiają się myśli o realizowaniu Chrystusowego zawołania „Pójdź za Mną”. Ja jestem młodym człowiekiem i od pewnego czasu, słyszę w swoim sercu ciche wołanie Boga. Mam na imię Łukasz i mam 18 lat, chodzę do liceum, i niczym szczególnym się nie wyróżniam. Mieszkam w małej, ale pięknej miejscowości – Gorzyce. T eraz mam „dobrą relację” z Panem Bogiem, ale nie zawsze tak było. Kiedy byłem małym chłopcem, bardzo chciałem być ministrantem, jednak moje marzenie wtedy się nie spełniło. Nie wiem, dlaczego. Pamiętam jak po Pierwszej Komunii Świętej, z młodszym kolegą chodziliśmy na niedzielną Mszę Świętą, zawsze na „dwunastkę”, i zawsze siedzieliśmy w tym samym miejscu, blisko ołtarza. W zimie, po Eucharystii szybko wracaliśmy do domów, bo skakał popularny wtedy Adam Małysz. Później im starszy byłem, tym bardziej oddalałem się od Pana Boga i od Kościoła. W gimnazjum albo „zwiedzałem” przedsionki w kościele, albo byłem gdzieś przed nim. Także mój stosunek do ludzi, pozostawiał wiele do życzenia, ale nigdy nić łącząca mnie z Panem Bogiem nie została zupełnie przerwana. W klasie III gimnazjum coś się zmieniło – i to bardzo. Można powiedzieć, że wszystko stanęło do góry nogami. Myślę, że stało się to dzięki mojemu katechecie, z którym miałem wte- 60 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 dy religię, jak też dzięki młodzieży oazowej z mojej parafii. Chodziłem na SKS’y z siatkówki, na których spotykałem także koleżanki z oazy. Złapałem z nimi dobry kontakt, mimo że one żyły w innym świecie. Nie zrażały się tym, że byłem bardzo oporny na ich propozycje przyjścia na spotkanie oazowe. W grudniu 2009 roku „uległem’’ i przyszedłem na oazę. Swoje osobiste spotkanie z Bogiem rozpocząłem od wigilii oazowej i wtedy także zacząłem stawiać pierwsze kroki w Chrystusie. Pierwsza Liturgia Mszy Świętej o północy w Sylwestra, pierwsze „służenie” przy ołtarzu. Wszystko było nowe i inne, ale piękne. Spodobało mi się to i zacząłem podążać tą drogą. Dziś też nie jest łatwo, ale mimo, dużych przeszkód i trudności, jakoś daję radę. Przeglądając pewnego razu kalendarz wydarzeń liturgicznych naszej diecezji, szczególnie zwróciłem uwagę na powołaniowe „Rekolekcje dla młodzieży męskiej w Seminarium Duchownym”. Pomyślałem, że fajnie by było pojechać. Miałem wte- ZAMYŚLENIA W niedzielę mieliśmy poranne modlitwy, śniadanie, Mszę Świętą w sandomierskiej katedrze, gdzie mogliśmy siedzieć w stallach w samym prezbiterium razem z klerykami. Ta Eucharystia kończyła nasze skupienie. Podczas całych rekolekcji mieliśmy możliwość porozmawiać z klerykami i wykładowcami sandomierW czasie każdych rekolekcji modlitwa jest niezmiernie ważna skiego seminarium. Alumni chętnie zaprady czas, bo to był początek czerwca, więc szali nas do swoich pokoi na kawę, herbaw szkole można było sobie trochę „sfol- tę i ciastko. Wszyscy byli bardzo otwarci, gować”. Bóg chciał, żebym tam pojechał życzliwi i dobrze usposobieni. i mimo chwilowych wątpliwości – pojeGdybym miał zastanowić się nad tym, chałem. I było warto! Rekolekcje trwały co wywarło na mnie największe wrażenie, trzy dni. Mogłem z innymi kolegami z róż- z pewnością mogę powiedzieć, że najsilniejnych stron diecezji, uczestniczyć w życiu szym przeżyciem była dla mnie modlitwa społeczności seminaryjnej, która przygoto- i przebywanie w murach seminarium. Ten wała dla nas niezwykle napięty, ale bardzo stary klasztor, w którym kiedyś modliły się siostry benedyktynki ma w sobie coś nieinteresujący plan dni skupienia. Pierwszego dnia zakwaterowaliśmy się zwykłego. Miejsce to ma w sobie niezwykłą w domu rekolekcyjnym, (szkoda, że nie moc, która pozwala w pełni wyciszyć się w samym seminarium; zaraz okaże się dla- i otworzyć umysł i serce na głos Boga. Niczego tak mówię), wspólna kolacja razem gdy wcześniej nie doświadczyłem w soz klerykami na refektarzu seminaryjnym, bie tak przejmującej ciszy. Każda chwila zapoznanie oraz wspólna modlitwa na modlitwy była wykorzystana do końca. zakończenie dnia. Drugi dzień był bar- Pamiętam, że brakowało mi wtedy słów, dzo bogaty w wydarzenia. Po wczesnej widocznie Pan Bóg chciał, żebym trwał pobudce, poszliśmy na jutrznię do kapli- w ciszy i tak też zrobiłem. Po zakończocy seminaryjnej oraz na konferencję. Po nych rekolekcjach, bardzo mi brakowało obiedzie mieliśmy chwilę czasu wolnego, tego skupienia. Mogę z czystym sumieniem zachęcić każktóry mogliśmy wykorzystać na rozmowę z klerykami. Następnie odbył się mecz dego, kto szuka Boga lub chce odnaleźć swoje piłki nożnej, między drużyną seminarium, powołanie do uczestnictwa w takich rekoleka naszą ekipą. Lepsi okazali się klerycy. Póź- cjach. Jest to niezwykły czas, kiedy możemy niej był czas wspólnego grilla. Na koniec z Nim prowadzić nie monolog, ale dialog. dnia adoracja Najświętszego Sakramentu. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 61 Z ŻYCIA SEMINARIUM Furta znów otwarta! tekst Wojciech Tworek - rok II Na tradycyjny Dzień Otwartej Furty co roku przybywają rzesze przyjaciół i sympatyków naszego Seminarium. Jest to doskonała okazja, aby każdy mógł „zobaczyć od podszewki” miejsca, w których na co dzień studiują, modlą się i formują alumni. Ś więtowanie rozpoczęła Msza Święta pod przewodnictwem księdza Krzysztofa Nitkiewicza – Biskupa Sandomierskiego. „Pomni na słowa autora Listu do Hebrajczyków, że każdy kapłan z ludu jest brany i dla ludzi bywa ustanowiony (por. Hbr 5,1), chcemy otworzyć przed wami Najdrożsi, przybyli z różnych stron diecezji, bramy naszego seminarium. To tutaj formują się wasi synowie, przyjaciele i parafianie, którzy jeśli taka będzie wola Boża powrócą do was, aby wam służyć jako kapłani. Ten dzień podkreśla więzi, jakie łączą wspólnotę seminaryjną z całą diecezją. Niech będzie on okazją do zacieśnienia wzajemnych relacji poprzez lepsze poznanie się, wspólną modlitwę i zabawę” – mówił biskup witając przybyłych na wspólną modlitwę. W homilii Ksiądz Rektor podreślił: „Każdy z nas jest powołany do świętości życia i jakże ważne jest, aby każda droga realizacji tego powołania była dążeniem do coraz większej miłości Chrystusa”. 62 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Na Gości przybyłych tego dnia do Seminarium czekało wiele atrakcji: największą popularnością cieszyła się loteria fantowa, w której każdy wygrywał. Dla najmłodszych zorganizowano miejsce do zabaw na dmuchanych zjeżdżalniach i trampolinach. Również drużyna Związku Strzeleckiego „Strzelec” przygotowała strzelnicę, na której można było spróbować swoich umiejętności strzeleckich. Na boisku toczyły się rozgrywki o Puchar Gościa Niedzielnego. Zwycięska okazała się drużyna ministrantów z Krzątki, która pokonała kolegów z Baćkowic, par. św. Jadwigi w Janowie Lubelskim oraz par. Matki Bożej Królowej Polski w Stalowej Woli. Na każdego czekał także gorący posiłek oraz słodycze. Alumni przygotowali specjalny numer czasopisma kleryckiego „Powołanie”, mówiący o niedawnej beatyfikacji Jana Pawła II. Gościem specjalnym Dnia Otwartej Furty był warszawski chrześcijański zespół „The Living Stones”, który prawdziwie wprowadził niesamowitą atmosferę. Zaprezentowały się także orkiestra dęta z par. Komorów, której opiekunem jest ks. kan. Andrzej Cag oraz orkiestra i zespół „Renovatio Band” z par. Chmielów, których kierownikiem jest ks. mgr Leszek Chamerski – wykładowca seminaryjny. Spotkanie zakończyło nabożeństwo majowe w kościele seminaryjnym pw. św. Michała Archanioła. Z ŻYCIA SEMINARIUM „To coś niesamowitego, że możemy tutaj dzisiaj być. Znam wielu księży, którzy zawsze z wypiekami na twarzy opowiadają o seminarium, o swojej przygodzie z Panem Jezusem. Dziś na własne oczy zobaczyłem to owiane tajemnicą miejsce. Nie dziwią mnie już te emocje. Warto było dziś odwiedzić Seminarium i Sandomierz. Mam nadzieję, że to nie będzie moja ostatnia wizyta w tym miejscu” – mówił Dominik, lektor. „Zawsze chciałam poznać, jak na serio wygląda mieszkanie kleryków. Co oni tutaj robią, dlaczego tyle się modlą i co tak naprawdę wypełnia ich dzień. Po rozmowie z kilkoma z nich – już wiem. To świetna sprawa. A ten dzień, tę atmosferę, radość, życzliwość zapamiętam na długo” – wyjaśniała Karolina. „Ten dzień to dla nas swego rodzaju dar wdzięczności za pomoc modlitewną i materialną na rzecz seminarium, jaką otrzymujemy od wielu Przyjaciół, ale to także dzień powołaniowy, kiedy to wielu młodych ministrantów ma okazję popatrzeć za mury seminaryjne, jak wygląda codzienność życia, studiów, formacji kleryckiej. Chcemy, aby każdy z przybyłych gości znalazł coś interesującego dla siebie i czuł się jak wśród swoich przyjaciół” – podsumował ks. Jan Biedroń, Rektor Seminarium. „Agresywni” miłością tekst Daniel Sajdak - rok II Kościół Sandomierski od 8 maja 2011 r. jest bogatszy o 9 nowych księży diakonów. Zgodnie z tradycją święcenia diakonatu odbywają się corocznie w uroczystość Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika – Patrona Polski, a także naszej Diecezji. A lumni do tego wydarzenia przygotowywali się poprzez rekolekcje w Radomyślu nad Sanem, które poprowadził ksiądz Mariusz Piotrowski – Ojciec duchowny. W niedzielę, w godzinach porannych w kaplicy seminaryjnej na ręce księdza rektora Jana Biedro- nia kandydaci do święceń złożyli wyznanie wiary oraz zobowiązali się do trwania w celibacie i codziennego sprawowania Liturgii Godzin (odmawiania brewiarza). Biskup Sandomierski – Krzysztof Nitkiewicz w czasie Mszy Świętej w Bazylice Konkatedralnej w Stalowej Woli przez gest nałożenia rąk oraz modlitwę konsekracyjną, zgodnie z rytuałem wyświęcił dziewięciu młodych mężczyzn na diakonów. Do wspólnej modlitwy przyłączył się również biskup Jan Sobiło z Diecezji Charkowsko-Zaporoskiej na Ukrainie, pochodzący z terenu Diecezji Sandomierskiej. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 63 Z ŻYCIA SEMINARIUM w kapłaństwie. Przypatrzcie się reklamom radiowym i telewizyjnym, które zdobywają człowieka swoją agresywnością, szokują sprzecznościami. Diakon i kapłan musi być „agresywny” miłością, poświęceniem, bezinteresownością. Tylko taka postawa może ująć drugiego człowieka, może go zaszokować w pozytywnym sensie tego znaczenia i zdobyć dla Chrystusa. Nie budujcie sobie nigdy waszego prywatnego Emaus i nie zamykajcie się w nim przed problemami, jakie niesie świat” – dodał biskup Nitkiewicz. Po przyrzeczeniu czci i posłuszeństwa biskupowi, Litanii do Wszystkich Świętych, geście nałożenia rąk – dokonał się obrzęd konsekracji. Słowami modlitwy alumni zostali wyświęceni na diakonów. Nałożenie dalmatyk, czyli stroju Tegoroczne święcenia diakonatu odbyły się w Stalowej Woli diakońskiego, przekazanie księgi Ewangelii ucznia rozpoznającego zmartwychwsta- oraz pocałunek pokoju były dopełnieniem łego Pana i rozpoczynającego głoszenie obrzędu święceń. Przed błogosławieństwem końcowym tej prawdy innym. Emaus w sensie geograficznym to tylko 11 km od Jerozolimy, nowi diakoni wyrazili swoje podziękowagdzie Chrystus umarł i zwyciężył śmierć, nia za modlitwę biskupom, Rodzicom, ale w sensie duchowym to olbrzymia od- przełożonym, Gospodarzowi miejsca ległość, dzieląca nas od Zmartwychwsta- – księdzu dziekanowi Edwardowi Małego, który przecież wędruje tuż obok” dejowi oraz wszystkim, którzy zechcieli – mówił biskup. – „Poprzez święcenia włączyć się do wspólnej modlitwy Kodiakonatu musicie utożsamić się jeszcze ścioła Sandomierskiego. Liturgię ubogacił bardziej z Chrystusem. Niech będzie dla wspólny śpiew Chóru Konkatedralnego was wzorem święty diakon Szczepan i pa- oraz scholi seminaryjnej. Przedłużeniem tron dnia dzisiejszego święty biskup Stani- świętowania był wspólny obiad biskupów, sław. Niech diakonat stanie się waszą pasją przełożonych oraz alumnów na plebanii i oby znalazła ona następnie przedłużenie parafii konkatedralnej. Po przedstawieniu przez księdza rektora Jana Biedronia kandydatów do przyjęcia święceń diakonatu Biskup Sandomierski dopuścił ich do tego sakramentu. W homilii przypominał, że „Ewangelijne Emaus może oznaczać dwie postawy ucznia Chrystusa. Z jednej strony uciekającego, szukającego bezpiecznego schronienia, pozornego spokoju, z drugiej 64 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Z ŻYCIA SEMINARIUM Złoty Jubileusz kapłaństwa Biskupa Frankowskiego tekst Radosław Tarnawski - rok II P iotr zadał Jezusowi kiedyś takie pytanie: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy? (Mt 19, 27) Jezus w odpowiedzi rzekł mu: ...każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy (Mt 19,29). Myślę, że ten dialog Mistrza z Jego uczniem rozbrzmiewał w sercu księdza Biskupa Edwarda Frankowskiego, gdy stanął – w asyście biskupów i licznie zgromadzonych kapłanów oraz wiernych świeckich – u stopni ołtarza rozpoczynając celebrację uroczystej Mszy Świętej jubileuszowej. Bowiem właśnie 18 czerwca 2011 r. minęło okrągłe 50 lat jego wiernej kapłańskiej posługi. Na zaproszenie Biskupa Sandomierskiego Krzysztofa Nitkiewicza na złoty jubileusz Biskupa Frankowskiego przybyli biskupi z Lublina – Mieczysław Cisło, Ryszard Karpiński oraz złoci Jubilaci pracujący w naszej diecezji – księża: Henryk Krawczyk, Zygmunt Longawa, Andrzej Miller i Adam Nowak. We wspólnej modlitwie wzięli udział również przedstawiciele parlamentu, samorządów, wyższych uczelni, parafii i wspólnot całej diecezji i Polski. Od prezbiterium sandomierskiego dostojny Jubilat otrzymał wspaniały obraz bł. ks. Jerzego Popiełuszki, kapłana-męczennika broniącego spraw Kościoła i Narodu. Ży- Duszpasterz, organizator, a przede wszystkim Kapłan czenia w imieniu kapłanów złożył ks. Jan Biedroń – Rektor naszej Alma Mater. W homilii ks. Kazimierz Skawiński – profesor seminarium, wskazując na istotę posługi kapłańskiej i kapłaństwa, przypominał – „Śledząc pracę Księdza Biskupa Edwarda zadziwia rozległość działań i inicjatyw duszpasterskich. Patrząc na to, co dokonuje się w Stalowej Woli, odczuwa się, że rzeczywiście w tym mieście zwycięża Chrystus. «Christus Vincit!» – takie też zawołanie przyjął ksiądz Edward Frankowski, gdy został biskupem konsekrowanym w kościele Matki Bożej Królowej Polski POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 65 Z ŻYCIA SEMINARIUM Na początku Mszy Świętej jubileuszowej, życzenia wyrazili kapłani Kościoła Sandomierskiego w Stalowej Woli, gdzie był proboszczem. Gdy został biskupem pomocniczym Diecezji Sandomierskiej, z podziwem i uznaniem patrzyliśmy na jego zaangażowanie w peregrynację figury Matki Bożej Fatimskiej, a kilka lat później w peregrynację Kopii Jasnogórskiego Obrazu” – mówił kaznodzieja. Przypomniał także zasługi Księdza Biskupa na polu działalności ludowych uniwersytetów katolickich, czy Akcji Katolickiej, w których rozwijano wiedzę, pobożność i pogłębiano patriotyzm. Parafia w Stalowej Woli, której Biskup Frankowski poświęcił większą część życia była miejscem, z której płynęła prawda, pomoc w imię miłości chrześcijańskiej i stała się ośrodkiem walki o nową Polskę. Przed błogosławieństwem Złoty Jubilat podziękował Bogu za lata posługi i dar kapłaństwa, a także wszystkim, którzy 66 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 przybyli na uroczystości do Sandomierza. Wspomniał też osobę błogosławionego Ojca Świętego Jana Pawła II. Kończąc, postawił wszystkim wiernym pytanie: „Polsko czy umiesz być wdzięczna za wszystko co On uczynił dla naszej Ojczyzny i za całą posługę polskich biskupów i kapłanów? Polsko, czy umiesz być wdzięczna?” Msza Święta była transmitowana przez Radio Maryja i Telewizję Trwam, z którymi Ksiądz Biskup ściśle współpracuje. I właśnie za te lata wielkiej przyjaźni i posługi na rzecz polskich mediów, ich wsparcia i obrony podziękował o. Tadeusz Rydzyk CSsR. Przedłużeniem wspólnego świętowania był wspólny obiad w naszym Seminarium, po którym Biskup Jubilat jeszcze dłuższy czas odbierał gratulacje i najlepsze życzenia od wszystkich, którzy zechcieli je wyrazić. Z ŻYCIA SEMINARIUM „Urzeczywistniajcie i apostołujcie” święcenia kapłańskie tekst Daniel Skotnicki - rok II W 26. rocznicę swoich święceń kapłańskich, 19 czerwca 2011 r. Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz w czasie Mszy Świętej w Bazylice Katedralnej udzielił święceń 10 diakonom sandomierskiego Seminarium. Na wspólną modlitwę Gest nałożenia rąk na kandydata do prezbiteratu z biskupami: Krzysztofem i Edwardem zebrali się wychowawcy seminaryjni, alumni, siostry zakonne, rodziny oraz bliscy kandydatów do prezbiteratu. Nawiązując do przypadającej tego dnia Uroczystości Najświętszej Trójcy w homilii biskup przypominał – „Trójca Przenajświętsza nie jest pojęciem, które mamy sobie przyswoić. Ona nam się objawia poprzez konkretne działanie i właśnie to działanie jesteśmy w stanie odczuć, zauważyć” – tłumaczył Ordynariusz. Zwracając się do kandydatów wskazywał – „Drodzy diakoni, kandydaci do prezbiteratu! W imię Trójcy Przenajświętszej zostaliście włączeni do Chrystusowej owczarni, a dzisiaj zostaniecie w niej pasterzami. Wejdziecie przez to jeszcze mocniej w misterium Boga Trójjedynego. Kapłan bowiem jest znakiem i odniesieniem do rzeczywistości, której oczy nie mogą zobaczyć i ręce nie mogą dotknąć. Jest to jednocześnie rzeczywistość, której potrzebuje ludzkość, tak jak wypalona ziemia potrzebuje deszczu. Inaczej nie wyda owocu. Wy macie ją urzeczywistniać każdego dnia w swoim postępowaniu i przez swój apostolat. Mówimy, że każdy kapłan jest drugim Chrystusem – «alter Christus». Mówimy, że kiedy udzielamy sakramentów, sam Chrystus chrzci, bierzmuje, spowiada, sprawuje Eucharystię. Działamy POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 67 Z ŻYCIA SEMINARIUM «in persona Christi», dlatego winniśmy być podobni do Chrystusa, a przez to do Trójcy Przenajświętszej” – mówił biskup Nitkiewicz. Po przedstawieniu przez księdza rektora Jana Biedronia, kandydaci do święceń w milczeniu złożyli ślub posłuszeństwa Biskupowi Sandomierskiemu. Śpiewem Litanii do Wszystkich Świętych wzywano pomocy orędowników przed gestem nałożenia rąk oraz modlitwą konsekracyjną, które były najważniejszymi momentami święceń kapłańskich. Nałożenie stuły i ornatu, obrzęd namaszczenia rąk, przekazanie kielicha i pateny do sprawowania Eucharystii oraz pocałunek pokoju dopełniły i wyjaśniły obrzędy święceń. W Liturgii Eucharystycznej nowo wyświęceni kapłani Kościoła Sandomierskiego po raz pierwszy koncelebrowali Mszę Świętą. Przed błogosławieństwem księża neoprezbiterzy wyrazili swoją wdzięczność za dar otrzymanych święceń. Na ręce Biskupa Sandomierskiego złożyli życzenia z okazji rocznicy święceń. Ordynariusz wzywał wiernych, zgromadzonych w sandomierskiej bazylice do modlitwy za kapłanów – „Dzisiaj wiatr nie dmucha duchownym w żagle, dzisiaj mają wiele problemów z samymi sobą i z sytuacjami, jakie niesie życie. Dlatego modlimy się za was i powierzamy Trójcy Przenajświętszej, aby była dla was światłem i wsparciem, nadzieją i radością. Proszę również was, bracia i siostry o modlitwę za kapłanów – waszych synów i braci. Kapłani są nam potrzebni” – apelował biskup. Po Mszy św. Ksiądz Biskup wraz z Kanclerzem Kurii Diecezjalnej wręczył Neoprezbiterom aplikaty do parafii, w których rozpoczną duszpasterzowanie. Dopełnieniem radosnego dnia był obiad w seminarium, w czasie którego na ręce biskupa Krzysztofa Nitkiewicza kapłani oraz alumni złożyli gratulacje i życzenia z okazji przeżywanej rocznicy święceń. Wystartowaliśmy! Inauguracja roku akademickiego tekst Piotr Wilk - rok II D o startu, gotowi… START!! I wystartowało, a raczej nasze Wyższe Seminarium Duchowne zainaugurowało już 192. rok akademicki, 2011/2012. Wszystko zaczęło się od tego co najważniejsze – Eucharystii. Mszy Świętej sprawowanej w kościele seminaryjnym przewodniczył Biskup Sandomierski – Krzysztof Nitkiewicz w asyście biskupa 68 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Edwarda Frankowskiego. Sandomierska uroczystość inauguracyjna zgromadziła przedstawicieli samorządu na czele z burmistrzem Sandomierza – Jerzym Borowskim, a także ludzi nauki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II i innych środowisk uniwersyteckich oraz świętokrzyską kurator oświaty – Małgorzatę Muzoł, profesorów, wykładowców, Z ŻYCIA SEMINARIUM siostry zakonne, sympatyków i przyjaciół Seminarium. W homilii ks. Sylwester Serafin zaproponował wszystkim aby z miłością pełnić służbę dla Chrystusa. – „Oto dziś Jezus patrzy każdemu z nas w oczy. Być może, nie mamy odwagi odpowiedzieć na to spojrzenie. Życzę każdemu powołanemu do służby w Kościele, aby z miłością odpowiadał na to Jezusowe spojrzenie. Jezus szuka dziś każdego z nas. Jezus każdego potrzebuje”. Przed błogosławieństwem biskup Krzysztof Nitkiewicz wzywał profesorów, alumnów do wspólnej służby Chrystusowi – „Nie można służyć Jezusowi w pojedynkę. Wielu mamy indywidualistów, wielu celebrytów, ale w Kościele, w wiernej służbie potrzeba działania razem, nie w pojedynkę. W rozpoczynającym się roku akademickim życzę profesorom, alumnom wspólnych działań w imię Jednego – Jezusa Chrystusa” – mówił biskup. Drugą część spotkania stanowiła swoista ,,uczta” dla rozumu, która miała miejsce w auli budynku głównego Seminarium. Wszystkich zebranych gości powitał rektor ks. dr Jan Biedroń. Zwracając się do wszystkich mówił: „Trzeba nam się tej prawdy, prowadzącej do wolności uczyć. W tej zadumie i refleksji będziemy poszukiwać pomocy w filozofii – od wieków wielkiej przyjaciółki i służebnicy teologii. Ale częściej w tej refleksji intelektualnej, będziemy przychodzić pod krzyż, aby uczyć się mądrości na klęczkach, stając przed obliczem Tego, który jest samą Mądrością. Następnie wicerektor ks. dr Waldemar Olech odczytał skrót sprawozdania za rok 2010/2011. W dalszej części nieco zdenerwowani ale szczęśliwi alumni I roku złożyli na ręce Dziekana Wydziału Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – ks. prof. dr. hab. Mirosława Kalinowskiego uroczyste ślubowanie i dołączyli do na- szej braci studenckiej. Następnie o. prof. dr hab. Andrzej Derdziuk OFM Cap, wygłosił bardzo interesujący wykład inauguracyjny ,,Komunikacja w służbie Komunii”. Głos wieńczący zabrał ksiądz biskup dr Krzysztof Nitkiewicz, a jego biskupie błogosławieństwo stanowiło umocnienie zebranych na nowy rok akademicki 2011/2012. Ostatnia odsłona inauguracji miała miejsce na refektarzu kleryckim gdzie w radosnej i przyjaznej atmosferze odbyła się ,,uczta” dla ciała, czyli uroczysty obiad. Wyższe Seminarium Duchowne w Sandomierzu jest afiliowane do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Alumni kończą 6-letni cykl studiów obroną pracy magisterskiej z wybranej dziedziny: teologii dogmatycznej, moralnej, Pisma Świętego, liturgiki, pedagogiki rodziny. Każdy więc kleryk sandomierskiego seminarium jest jednocześnie studentem KUL-u. Należymy do wielkiej wspólnoty akademickiej. Uroczyste wręczenie indeksu każdemu studentowi I roku POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 69 Z RODZINĄ Rodzina? A co to takiego? tekst Daniel Skotnicki - rok II Czym jest dziś rodzina? Czym różni się dzisiejsza rodzina od tych przykładów, które znamy z kart historii? Czy wystarczy mieszkać pod jednym dachem, aby nazywać się rodziną? Czy rodzina to tylko więzy krwi i wspólne DNA? P ojmowana w dzisiejszych czasach rodzina, to minimum dwie osoby żyjące ze sobą nie koniecznie różnych płci, które umówiły się że będą żyć razem. Nic bardziej mylnego. Ta droga prowadzi donikąd, bo nie można oszukać natury człowieka. Księga Rodzaju mówi, że: Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę by czynili sobie ziemię poddaną. Stworzyciel w tym zdaniu wyraża swój zamysł prawidłowego porządku rzeczy w stworzonym przez Niego świecie. Nawet ateiści wiedzą, że najważniejszym zadaniem człowieka jest przekazanie życia. Ludzie żyjący we wszystkich starożytnych cywilizacjach, mimo tego, że nie znali przysięgi małżeńskiej w dzisiejszej formie, rozumieli jej fundamentalne przesłanie. Wiedzieli że naturalne są znane nam dziś słowa: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem (Mk 10,78). Oczywiście na porządku dziennym była poligamia i nie było jeszcze mowy o równouprawnieniu kobiet, jednak 70 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 związki osób tej samej płci były zakazane. Mimo iż starożytni Majowie, Egipcjanie, Chińczycy, Grecy i Rzymianie żyli na różnych kontynentach i wyznawali różne religie postępowali zgodnie z naturą. Dopiero w dzisiejszych czasach coraz to nowe kraje legalizują związki, które same siebie obwołują rodziną. Można mieszkać obok siebie, ale ze sobą wcale nie żyć, nie wiedzieć nic o sobie. A czy ty wchodząc do domu czujesz to ciepło ogniska domowego, o które dbały już nasze babki? Czujesz się bezpiecznie? Czujesz się kochany potrzebny i zauważany? Co decyduje o tym, że jesteś w domu, że jesteś w rodzinie, a nie tylko w pomieszczeniu, które amerykanie określają «house»? Może Twój ojciec poza pracą ma dla Ciebie czas tylko przy telewizorze i to nie zawsze. Może nie rozmawialiście szczerze od kilku, kilkunastu lat; a to właśnie warto by zmienić. Jakie są relacje z Twoją matką? Czy widzi coś poza swoim wyglądem i kolejnym szałem zakupów, na które całymi dniami haruje główny żywiciel rodziny? Niech nie dziwi Was to, że wasze dziecko szuka zastępczych rodziców wśród internetowych znajomych i kolegów z ulicy. By wkupić się w ich łaski i zyskać zaufanie sięgają po alkohol, narkotyki i inne używki, które bardzo szybko uzależniają. Jeśli mają do wyboru ignorujących ich rodziców Z RODZINĄ i otwartych na ich problemy „przyjaciół”, to nie dziwcie się ich decyzji. Wiele czynników decyduje o tym, że rodzina jest nią naprawdę. Najważniejsza jest miłość i to rodzicielska, która od najmłodszych lat decyduje o prawidłowym dorastaniu. Jeżeli dwoje ludzi zakładając podstawową komórkę społeczną dogłębnie rozumie przysięgę złożoną przed Bogiem i nie oszukuje się już na starcie, to razem będą potrafili przezwyciężyć przeciwności losu. Przyjrzyjmy się pewnej rodzinie: On młody, przystojny, zdolny prawnik; ona piękna pani doktor i zaradna życiowo kobieta. Biorą ślub, na początku sielanka, dwoje dzieci i tak mija rok za rokiem i można by powiedzieć że żyją długo i szczęśliwie – jednak nie. Pewnego wieczoru dzwoni telefon i w słuchawce słyszy: „Pani mąż miał wypadek, nie wiadomo czy przeżyje”. Ona przejęta, pojechała do szpitala, trudna operacja i prawdziwy cud – uratowali go. Jednak przed nim miesiące rehabilitacji, prawie dochodzi do zdrowia. Jednak to już nie to samo, to trochę jak by nie ten sam mężczyzna; ma trudności z poruszaniem się, znalezieniem dobrej pracy; coś się zmieniło, może coś pękło. Stara się, sam remontuje z nieludzkim wysiłkiem mieszkanie, nie jest mu łatwo, jej również. Wie, że baśń już się skończyła. Oddalają się od siebie, z dnia na dzień przepaść coraz bardziej sie powiększa. I w konsekwencji doszło do rozwodu. A co z dziećmi? Co z jednością rodziny, co z drugą częścią przysięgi: „... w zdrowiu i chorobie i aż nas śmierć nie rozłączy”? Liczy się tylko jej zdanie. „Nie będę żyć z kaleką, nie zasłużyłam na taki los, życie”. Czego tu zabrakło? Czy młodzi biorąc ślub myślą o tym, że jutro może się zdarzyć coś zupełnie nie spodziewanego i to, co będzie potem może zmienić, zła- Dobrze jest widzieć radosnych i uśmiechniętych rodziców z dziećmi mać życie dwójki niewinnych istot. Może one też kiedyś zapytają czym ja sobie na to zasłużyłem/am? Czy zabrakło odpowiedzialności, miłości, czy może to zły los był zbyt okrutny. Prawdziwa rodzina, złączona z Bogiem powinna przetrwać wszystko, bo On nigdy nie daje nam na barki krzyża, którego nie potrafilibyśmy unieść. Pamiętajmy również, że nie każda rodzina może doczekać się własnego potomstwa, najgorszym możliwym rozwiązaniem jest rozwód tylko dlatego, że nie mogą mieć własnych dzieci. A z drugiej strony, tysiące niechcianych maluchów czeka, aż ich ktoś pokocha. Czy takie dziecko przez całe życie ma czuć się jak człowiek drugiej kategorii, gdy gdzieś obok wspaniale zapowiadające się małżeństwo przeżywa kryzys dlatego, że ich uczucie nie może być do końca spełnione przez przekazanie go kolejnym pokoleniom. Czy naprawdę tak trudno podjąć decyzję, która może uleczyć małżeństwo i przerwać dramat samotności dziecka. Ono jak każdy z nas tylko pragnie rodzicielskiej miłości. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 71 Z RODZINĄ Warto rozmawiać, czyli rodzina słowem silna tekst Damian Maciąg - rok II Często zadaje się pytania: Dlaczego tak wiele rodzin się rozpada? Co jest przyczyną tak wielu rozwodów. Dlaczego młode rodziny częściej ulegają rozłamowi niż rodziny pokolenia naszych dziadków bądź starsze? Te i inne pytania nurtują nie tylko kapłanów, uczonych, psychologów, pedagogów, ale także nas, którzy wychowali się lub nadal wychowują w rodzinie. D naprawdę alkohol, zdrada, znęcanie się – owszem, są to istotne czynniki, przez które małżeństwa rozpadają się, lecz głównym źródłem, od którego te wszystkie czynniki pochodzą jest brak komunikacji. Jakże często w naszych rodzinach brakuje rozmowy między żoną, a mężem lub między rodzeństwem. Jeżeli rodzice mieli kłopoty z porozumiewaniem się ze sobą, to prawdopodobnie takie same kłopoty będą miały ich dzieci, gdy założą swoje rodziny. Ciągle przebywając w takiej niezdrowej atmosferze kłótni, napięcia, nerwowości zisiejszy świat jest światem pełnym wielu trendów, poglądów, opinii, a nade wszystko światem nauki i techniki. Człowiek jak wiemy ciągle musi wybierać i wybiera ze świata to, co jest dla niego pożyteczne, ale nie zawsze korzystne i dobre dla niego. W rozróżnieniu tych rzeczy dobrych od złych bardzo pomaga nam sumienie, które należy traktować jako nasz wskaźnik. Analizując historię rozpadów młodych rodzin należy stwierdzić, że Jakże często w rodzinach brakuje rozmowy między małżonkami przyczyną nie jest tak 72 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Z RODZINĄ Często spotykaną sceną na salach rozpraw jest sprawa zdrady jednego z małżonków. Dlaczego tak się dzieje? Skoro młodzi ludzie biorą ślub, wyznają sobie miłość, a przede wszystkim przysięgają przed Bogiem, że nie opuszczą się aż do śmierci, to skąd biorą się te wszystkie podejrzenia, zawiść, rozgoryczenie, brak ufności? Spójrzmy na rodziny naszych dziadków, Kontakt wirtualny nie zastąpi prawdziwej relacji którzy żyli bez udobardzo łatwo to sobie przyswajają i przez godnień takich jak telefon komórkowy, to mogą mieć problemy z prawidłowym komputer czy inne nowości techniczrozwojem psychicznym. Często zamiast ne, bez których w dzisiejszym świecie wspólnych obiadów przy stole, wspólnej w większości nie potrafilibyśmy się obyć. modlitwy czy nawet zwykłej rozmowy ze Oni choć mieli tyle samo czasu wolnego sobą, stawia się „bożka”, którym jest tele- co my, potrafili większą jego część powizor, komputer bądź komórka. Często święcić na rozmowę ze sobą. Łączyły ich odkładamy ważne rozmowy na później, nie tylko wspólne obiady rozpoczynane usprawiedliwiając się brakiem czasu, róż- modlitwą, ale także i wspólna praca. Dlanymi sprawami, pracą. Z kolei odłożona czego nasi dziadkowie mimo, iż też mięli rozmowa pozostawia nierozwiązany pro- własne problemy, to jednak potrafili dojść blem, który z biegiem czasu narasta do do porozumienia, potrafili cieszyć się takich rozmiarów, że małżonkowie nie są sobą nawzajem oraz tym co posiadają? Ile w stanie już nic zrobić. Pytanie, które razy przychodzimy do nich, oni cieszą się można zadać w tym miejscu, to co zrobi- z tego, że jesteśmy razem, że możemy ze liby ci małżonkowie, gdyby tych odłożo- sobą po prostu porozmawiać. Pamiętajmy więc o tym żywym dialonych rozmów było znacznie więcej niż tylko jedna? Odpowiedź jest jedna: rozwód. gu, który powinien być oparty na prawTak właśnie dochodzi do rozpadów mło- dzie i zaufaniu między małżonkami. Znajdych małżeństw. Za te rozpady możemy dujmy więcej czasu dla siebie, bądźmy winić tylko i wyłącznie oboje małżonków, szczerzy w naszych rozmowach. Starajmy się kochać siebie nawzajem mocno, z całektórzy nie potrafili ze sobą rozmawiać. Zwróćmy uwagę na kolejny i dość czę- go serca, a na pewno nie zabraknie miłości sty problem jakim jest brak zaufania mię- i zrozumienia w naszych domach. Tego dzy małżonkami, które zamiast z czasem nam życzę. się polepszyć to chyli się ku upadkowi. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 73 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD Siedem Grzechów Głównych Zazdrość tekst Ks. dr Marek Kumór Z azdrość to nic innego, jak smutek jaki człowiek odczuwa z powodu dobra lub szczęścia swego bliźniego. Tak więc człowieka zazdrosnego martwi cudza pomyślność, drażnią go ludzie lepsi od niego, bardziej inteligentni, mający więcej sukcesów. Warto przywołać obrazy z Pisma Świętego, aby lepiej zrozumieć ten grzech główny. W Księdze Rodzaju mamy ukazany dramat rodzinny. Bracia Józefa widząc, że ojciec kocha go bardziej niż ich wszystkich, tak go znienawidzili, że nie mogli zdobyć się na to, aby przyjaźnie z nim porozmawiać (Rdz 37, 4). Synowie Jakuba zazdroszczą miłości, jaką ojciec okazuje Józefowi, jednemu z ich braci. Postanawiają zniszczyć chłopca i sprzedać go do niewoli. Zwróćmy uwagę, że nieopanowywana zazdrość przeradza się nienawiść. 74 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 Z kolei w Księdze Syracha czytamy: Zazdrość i gniew skracają dni, a zmartwienie sprowadza przedwczesną śmierć (Syr 30, 24). Jej więc źródłem jest brak pokory. Pokorny człowiek nie zazdrości, nie martwi go, że inny ma więcej niż on, potrafi się zadowolić tym co posiada. Grzech ten pochodzi od pychy – to znaczy, że dobro cudze zasmuca człowieka tym bardziej, im mniej uporządkowana jest miłość własna. To może mieć miejsce między osobami równymi sobie, należącymi do tej samej grupy społecznej, tzn. między uczniami w szkole, studentami na uczelniach, jak również pracownikami w zakładach pracy itp. Człowiek taki nie umie się cieszyć z sukcesów drugiego, ponieważ jego wielkość została zagrożona. Jeśli uda mu się osiągnąć podobne sukcesy, wówczas zazdrość znika przynajmniej na pewien czas. STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD A zatem zazdrość bezpośrednio przeciwstawia się cnocie miłości, jest grzechem ciężkim. Nieopanowywana zazdrość, jak już wspomniałem, prowadzi do nienawiści, a ta z kolei do zabójstwa. Skutki grzechu zazdrości mamy ukazane już na samym początku Księgi Rodzaju. Już w pierwszym pokoleniu ludzi Kain jest zawistny z racji sukcesów swego brata Abla. Zwróćmy uwagę, że to nie co innego ale zazdrość poprowadziła go do nienawiści, a ta z kolei przyczyniła się do zabójstwa. (…) Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś i na jego ofiarę nie chciał patrzeć. Smuciło to Kaina bardzo i chodził z ponurą twarzą (Rdz 4, 4-5). Najbardziej klasycznym przykładem działania zazdrości jest król Saul, wywodzący się z pokolenia Beniamina, który zazdrościł sławy Dawidowi: Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy. A Saul bardzo się rozgniewał, bo nie podobały mu się te słowa. Mówił: «Dawidowi przyznały dziesiątki tysięcy, a mnie tylko tysiące. Brak mu tylko królowania». I od tego dnia patrzył Saul na Dawida zazdrosnym okiem” (1 Sm 18, 5-9). Z kolei w Nowym Testamencie mamy ukazane jak arcykapłani i faryzeusze zazdrościli sławy i powodzenia Chrystusowi, dlatego też postanowili go zniszczyć. Św. Marek z całą mocą podkreśla, że z zawiści Go wydali (Mk 15,10). Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że zazdrość prowadzi do nienawiści, a ta z kolei do wyrządzenia krzywdy drugiemu człowiekowi, jakim może być – zabójstwo. Od początku, od pierwszych kart Świętej Księgi, mamy ukazane, iż uczucie to kierowało szatanem kuszącym pierwszych rodziców, było przyczyną zabójstwa Abla, jak również oskarżenia Chrystusa przez faryzeuszy. Zazdrość ma swoje źródło w pożądaniu, które jest w każdym człowieku. Zazdrościmy wszystkiego: rzeczy wspaniałych i najdrobniejszych. Począwszy od rękawiczek a skończywszy na luksusowych samochodach. Grzech ten pociąga za sobą różne sposoby poniżania drugiego: obmowę, oszczerstwo, obelgi, wstrzymywanie się od słusznych pochwał i słów uznania dla drugiego. Wydaje się, że ten grzech zazdrości, jest bardzo zakorzeniony w człowieku. Pojawia się wszędzie tam, gdzie człowiek zaczyna wyrastać ponad przeciętność, dlatego między innymi, każda wybitniejsza jednostka jest zawsze otoczona polem zaminowanym przez zazdrość i zawiść. To ludzie małego serca, na twarzy których wyryty jest smutek, z powodu sukcesów swoich najbliższych. Cudze sukcesy odbierają jako swoje nieszczęście, a cieszą się z przeciwności, jakie spotykają bliźniego. Mówiąc kolokwialnie zazdrość to głupia wada, ponieważ człowiek nie ma z niej żadnej korzyści. Gdy jest chciwy, ma pieniądze; gdy jest pyszny, ma sławę, gdy jest nieczysty, doznaje przyjemności, natomiast zazdrość nic nie daje człowiekowi, dlatego też wstydzi się człowiek do niej przyznać. Na koniec warto przywołać środki zaradcze, aby przezwyciężyć ten kolejny grzech główny. Człowiek musi w sobie rozwijać cnotę pokory, bowiem człowiek pokorny cieszy się gdy otaczają go osoby, które osiągnęły o wiele więcej od niego, zaszły w życiu o wiele dalej niż on, co więcej, jest z tego zadowolony ponieważ nie uważa się za niezastąpionego ani za niedoścignionego. Pomocą w zwalczaniu grzechu zazdrości jest codzienna modlitwa za tych ludzi, którym człowiek zazdrości, podziękowanie za doznaną z ich strony życzliwość. POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 75 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD Nabożeństwo modlitewne dla Przyjaciół • Piosenka: Barka W Niedzielę Dobrego Pasterza 2011 roku Benedykt XVI skierował do całego Kościoła zachętę: „Proszę was o szczególną modlitwę za biskupów – także za biskupa Rzymu! za proboszczów, za wszystkich, którzy są odpowiedzialni za prowadzenie owczarni Chrystusowej, aby wiernie i mądrze pełnili swą posługę. Módlmy się zwłaszcza o powołania do kapłaństwa (…), aby nigdy nie brakował wartościowych pracowników na niwie Pańskiej”. Spełniając prośbę papieża polecajmy w naszej modlitwie wszystkich duszpasterzy, naszych alumnów, prosząc dla nich o wytrwałość na drodze powołania. • Odmówmy wspólnie Litanię o Najświętszym Imieniu Jezus • Pieśń: Do Serca Twego, Pani świata • Z Ewangelii św. Łukasza (Łk 2,41-52) Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał On lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy, szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócili do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. • Przeczytany fragment Ewangelii św. Łukasza uświadamia nam jaki wpływ na wiarę, a tym samym na odkrywanie powołania posiada chrześcijańska rodzina. Także Benedykt XVI przypomina nam, że: „powołania wzrastają i dojrzewają w Kościołach, a sprzyjają im zdrowe rodziny, które umacniają ducha wiary, miłości i pobożności”. • Rozważając tajemnicę „Odnalezienia Pana Jezusa w świątyni”, módlmy się w intencji rodzin naszej parafii. Niech przez wspólną modlitwę i świadectwo wiary staną się środowiskiem odkrywania powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego. 76 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD • Modlitwa Jana Pawła II o powołania: Panie Jezu, który niegdyś wezwałeś pierwszych uczniów, aby stali się rybakami ludzi, niech także i dziś rozbrzmiewa Twoje łagodne wezwanie: „Pójdź za Mną!” Udziel chłopcom i dziewczętom tej łaski, by radośnie odpowiedzieli na Twój głos! Wspieraj w apostolskim trudzie naszych biskupów, kapłanów i osoby konsekrowane. Obdarz wytrwałością naszych seminarzystów i wszystkich tych, którzy realizują swój ideał życiowy w pełnym oddaniu się Twej służbie. Rozbudź w naszych wspólnotach zapał misyjny. Poślij, o Panie, robotników na swoje żniwo i nie pozwól, by brak pasterzy, misjonarzy i tych, którzy poświęcają życie sprawie Ewangelii, doprowadził ludzkość do zguby. Maryjo, Matko Kościoła, wzorze wszystkich powołań, pomóż nam odpowiedzieć «tak» Panu, który wzywa nas do współpracy w Bożym planie zbawienia. Amen. • Pieśń: Pod Twą obronę. Konspekt spotkania przygotował Ks. dr Grzegorz Kasprzycki – Ojciec duchowny POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 77 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD W intencji powołań • Wystawienie Najświętszego Sakramentu • Adoracja: Panie Jezu Chryste, obecny w Najświętszym Sakramencie, uwielbiamy Cię i dziękujemy za Twoją obecność pośród nas. Dziękujemy za niezmierzoną Twoją miłość do nas i za wszystkie dary Twojej dobroci, których nam udzielasz każdego dnia. Panie, prosimy Cię, daj nam Ducha Świętego, aby nasza modlitwa była miła Tobie. Dziś pragniemy dziękować za powołanych do kapłaństwa i życia konsekrowanego i jednocześnie chcemy prosić o nowe i święte powołania kapłańskie i zakonne. Młodzi naszych czasów poszukują autentyczności, prawdy, pragną przyjaźni, poszerzania własnych horyzontów, pragną wolności. Chcą oni budować nowe społeczeństwo oparte na takich wartościach, jak pokój, sprawiedliwość, solidarność, szacunek do środowiska, chętnie angażują się w wolontariat. Pragną dobrego, pięknego i szczęśliwego życia, chcą ufać sobie i innym, chcą nieść nadzieję. Młodzi pragną także autentycznej modlitwy, poszukują sensu życia, tęsknią za autentycznymi wartościami, mającymi swoją pełnię w Chrystusie. • Pieśń: Barka (pierwsza zwrotka i refren) • Młodzi poszukując tych pięknych wartości, natrafiają na wiele trudności. Wynikają one z tego, że w wielu krajach postępuje proces laicyzacji, który powoduje osłabienie wiary i relatywizację wartości chrześcijańskich. Młodym proponuje się dzisiaj takie wartości, jak kariera, pieniądze, sława, uroda. Kto nie stawia tych wartości na pierwszym miejscu, uznawany jest często za dziwaka, za człowieka z innej epoki. Młodzi ludzie, którzy w pojedynkę decydują się płynąć pod prąd, rzadko potrafią wytrwać do końca. Przyczyną tego jest niekiedy dysfunkcja rodzin – rodziny rozbite, patologiczne. Dzieci i młodzież z takich rodzin cechuje brak zaufania, lęk przed związaniem się, brak wytrwałości. Kontrasty między ideałami młodych i systemem wartości prezentowanym przez współczesny świat, stają się widoczne na płaszczyźnie planowania przyszłości. Młodzi ograniczają przyszłość tylko do osobistych perspektyw i samorealizacji. Redukują ją tylko do wyboru zawodu, do materialnego zabezpieczenia i emocjonalnego zadowolenia. Wielu zdaje się być ludźmi bez powołania. Trudno im się zdecydować na wybór konkretnego powołania. Panie Jezu, prosimy Cię dzisiaj za ludzi młodych, aby potrafili dokonywać odpowiednich i dojrzałych wyborów, aby Ciebie stawiali w centrum swojego życia i szli za światłem Twojej nauki. • Pieśń: Barka (druga zwrotka i refren) 78 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD • „Pójdzcie za Mną” – tymi słowami Panie Jezu powołujesz ludzi do służby kapłańskiej i zakonnej. Zapraszasz ich do kręgu swoich przyjaciół. Chcesz, aby byli blisko Ciebie i słuchali Twoich słów. Uczysz ich całkowitego poświęcenia się Bogu i troski o rozwój królestwa Bożego. Zapraszasz swoich uczniów do tego, aby porzucili własną wizję życia, a przyjęli tę wizję, którą Bóg przewidział dla nich, i ażeby pozwolili Mu się prowadzić. Młody człowiek chcąc właściwie rozpoznać swoje powołanie do kapłaństwa czy życia konsekrowanego musi wpatrywać się w Tego, który powołuje – w Chrystusa, poznawać Go z bliska, wsłuchiwać się w Jego słowo, spotykać się z Nim w sakramentach świętych, dostosowywać własną wolę do Jego woli. Chrystus nie przestaje powoływać do włączenia się w Jego misję i do służenia Kościołowi poprzez święcenia kapłańskie i życie konsekrowane, a Kościół ma strzec tego daru i rozwijać go z miłością, ponieważ jest odpowiedzialny za budzenie i dojrzewanie powołań kapłańskich. • Pieśń: Barka (trzecia zwrotka i refren) • Panie, Jezu Chryste, Ty powiedziałeś do uczniów: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Dlatego prosimy Cię, powołuj wciąż nowych pracowników do swojej winnicy, a powołanych umacniaj – prosimy: „Poślij robotników na swoje żniwo” (wszyscy powtarzają). Panie Jezu, najwyższy Arcykapłanie, polecamy Ci kapłanów, aby byli zdolni do dawania świadectwa jedności z Biskupem i ze współbraćmi w kapłaństwie, aby tworzyli właściwe środowisko dla rodzących się powołań kapłańskich – prosimy: „Poślij robotników na swoje żniwo”. Panie Jezu, który jesteś samą świętością, prosimy Cię o świętość dla rodzin chrześcijańskich, aby były miejscem sprzyjającym do budzenia i rozwijania się powołań. Niech będą ożywione duchem wiary, miłości i modlitwy – prosimy: „Poślij robotników na swoje żniwo”. Panie Jezu, najdoskonalszy Wychowawco i Mistrzu, polecamy Ci formatorów i katechetów, aby świadomi własnej misji wychowawczej, starali się formować powierzonych sobie młodych ludzi w taki sposób, by byli zdolni odkryć Boże powołanie, i aby mogli je dobrze zrealizować – prosimy: „Poślij robotników na swoje żniwo”. Panie Jezu ukryty w Eucharystii, która jest źródłem zdolnym ugasić najgłębsze ludzkie pragnienia. Poślij Twoich robotników, by zanieśli Ciebie ludziom spragnionym prawdziwej miłości – prosimy: „Poślij robotników na swoje żniwo”. Jezu cichy i pokornego serca, ukryty w Najświętszym Sakramencie, uczyń nasze serca na podobieństwo swojego i przyjmij naszą pokorną modlitwę o liczne powołania kapłańskie i zakonne w krajach misyjnych – prosimy: „Poślij robotników na swoje żniwo”. Jezu, adorując Ciebie w Najświętszej Hostii, znajdujemy się naprzeciw Boga samego. Spraw, niech przebywanie z Tobą przemienia nas i uczyni z nas Twoich gorliwych apostołów – prosimy: POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 79 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD „Poślij robotników na swoje żniwo”. Jezu, wzbudź w sercach młodych ludzi pragnienie, aby chcieli być we współczesnym świecie świadkami potęgi Twojej miłości. Napełnij ich Twoim Duchem odwagi i roztropności, aby prowadził ich ku głębi tajemnicy człowieka, aby stali się zdolnymi do odkrycia prawdy o sobie i o własnym powołaniu. Obdarz Twój Kościół darem ludzi młodych, którzy są gotowi wypłynąć na głębię, aby być wśród ludzi znakiem Twojej obecności, która odnawia i zbawia. Prosimy Cię, Jezu, za przyczyną Maryi – Twojej i naszej Matki, Królowej Apostołów – o dar nowych powołań. Najświętsza Dziewico, Matko Zbawiciela, niezawodna Przewodniczko na drodze ku Bogu i bliźniemu, Ty która zachowałaś słowa Jezusa w głębi swego serca, wspieraj Twoim macierzyńskim wstawiennictwem rodziny i wspólnoty kościelne, aby pomagały ludziom młodym w hojnej odpowiedzi na wezwanie Pana: „Pójdź za Mną”. • Pieśń: Barka (czwarta zwrotka i refren) • Dziesiątek różańca: Tajemnica „Ustanowienie Eucharystii” • Błogosławieństwo Opracował: X. KH 80 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD W trosce o powołania Młodość jest czasem decyzji wpływających na przyszłość człowieka. W młodości wygrywa lub przegrywa się życie. Młodzi ludzie muszą poradzić sobie z najważniejszym w życiu pytaniem, pytaniem o POWOŁANIE. Szczególnym rodzajem powołania, jakim Bóg obdarowuje człowieka jest powołanie do kapłaństwa. Jeśli w sercu człowieka pojawi się Boży głos, wzywający do pójścia za Jezusem, NIE NALEŻY SIĘ BAĆ! Nie bójcie się decydować. Kościół jest z Wami! Kościół modli się za Was! Za Was modli się wspólnota sandomierskiego Seminarium, a także Stowarzyszenie Przyjaciół Seminarium. To rzesza około 5 tys. diecezjan, którzy wspierają duchowo i materialnie wszystkich kleryków. Każdy chrześcijanin jest odpowiedzialny za powołanie drugiego człowieka, dlatego kierujemy apel do wszystkich, którzy chcą dołączyć do naszych Przyjaciół. Podaruj ten egzemplarz naszego czasopisma sąsiadce, sąsiadowi, koledze! Może akurat Ty wzbudzisz w nich chęć współpracy i zapalisz entuzjazmem. CZEKAMY! deklaracja ............................................................................................................... Imię i nazwisko ............................................................................................................... Adres ............................................................................................................... Parafia Zgłaszam swoją chęć przystąpienia do Stowarzyszenia Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Nie jest mi obojętny los wielu młodych ludzi, którzy decydują się na wstąpienie do Seminarium. Chcę służyć modlitwą oraz pomocą. Stowarzyszenie Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu ul. Żeromskiego 6, 27-600 Sandomierz tel. 15 833 26 20, 15 833 27 08 e-mail: [email protected] nr konta: PeKaO S.A. I o/Sandomierz 44124027861111000036832060 POWO£ANIE nr 4 (65) 2011 81 REDAGUJE ZESPÓŁ Asystent kościelny ks. dr Jan Biedroń Redaktor naczelny Marcin Świeboda Wiceredaktor Daniel Sajdak Redaktor techniczny Damian Szypuła REDAKTORZY DZIAŁÓW Wokół liturgii Wojciech Zając Drogi za Jezusem Marcin Świeboda Wokół teologii Mateusz Kozieł Z rodziną Łukasz Popiak Zamyślenia Michał Powęska Z życia Seminarium Daniel Sajdak Rozmowa z... Rafał Kusiak Stowarzyszenie Przyjaciół Łukasz Popiak Kolportaż zagraniczny Jarosław Raczak, Damian Stala Korekta S. Jadwiga Borowska SNMPN