u progu tajemnicy - KINO

Transkrypt

u progu tajemnicy - KINO
recenzje. KSIĄŻKI
U PROGU
TAJEMNICY
ALICJA HELMAN
Labirynt światła
JERZY WÓJCIK, OPRACOWANIE SEWERYN
KUŚMIERCZYK. WYDAWNICTWO CANONIA,
WARSZAWA 2006
K
siążki napisane przez twórców
– reżyserów, operatorów, aktorów – fascynują, ale zarazem rozczarowują. Sięgamy po nie
powodowani nie tylko zainteresowaniem konkretną postacią, ale też
z nadzieją zbliżenia się do tej cudownej tajemnicy, jaką kryją w sobie
wszelkie działania w obrębie sztuki,
wielkiej sztuki zwłaszcza. Z reguły
jednak odkrywamy człowieka,
znacznie rzadziej mamy szansę zbliżyć się do artysty, a jeszcze rzadziej
(jeśli w ogóle) artysta ten ujawnia
nam to, czego w jego wyznaniach
szukamy. Pomysł, by oddzielać artystę od człowieka, który przecież jest
tym artystą, może wydawać się niedorzeczny, ale można go bronić najprostszym choćby przykładem. Kiedy
sięgam po autobiografię Chaplina,
to nie po to, by śledzić perypetie jego licznych małżeństw i odnotowywać sukcesy finansowe (Chaplin
skrupulatnie informuje o tym, ile
mu przyniósł każdy film), ale by dowiedzieć się czegoś istotnego o jego
aktorstwie i reżyserii, czego tam nie
ma.
Wśród zawodów filmowych profesja operatora należy niewątpliwie
do tych najbardziej tajemniczych. Tutaj bowiem wszelkie próby dotarcia
do istoty rzeczy napotykają fundamentalną trudność – nieprzekładalność doświadczenia czysto wizualnego na kategorie werbalne. W bardzo wielu wypowiedziach powtarza
się ten sam motyw, który swego
czasu najbardziej dobitnie sformułował Akira Kurosawa. Pytany o znaczenie jakiegoś obrazu w swoim
utworze zbył interlokutora – kwestią, że gdyby to wiedział, nie musiałby robić filmu.
Kiedy czytam książkę Jerzego
Wójcika „Labirynt światła”, od razu
dostrzegam, że on wie i głównym
problemem staje się to, jak tę wiedzę werbalizuje i jakich kategorii
ona dotyczy. Jego droga twórcza
wiodła od rozwiązań intuicyjnych ku
tym w pełni już świadomym. Tak
zresztą sam o tym pisze:
Poszukiwanie własnej filozofii obrazu filmowego zaczęło się bardzo
wcześnie. Ale to nie znaczy, że za tym
szło od razu pełne zrozumienie, któ-
88
KINO
re, mam nadzieję, w jakimś sensie
dzisiaj posiadam, dotyczące tego, co
można nazwać trwaniem czasu
i przestrzeni na ekranie. Nie zawsze
to, co dziś potrafię wyrazić za pośrednictwem słów, biegło równolegle ze
sformułowaniem pojawiającym się
na ekranie. Pewne decyzje były
u mnie intuicyjne. Wiedziałem, że
muszę coś zrobić w określony sposób, ale nie potrafiłem powiedzieć,
dlaczego. Był to pewnego rodzaju
imperatyw.
Gdyby zapytać Jerzego Wójcika,
kim jest operator, zapewne odpowiedziałby, że człowiekiem, który
widzi to, co dla innych ludzi jest zakryte. O sobie powiedział: Widzę,
czuję nieustanną zmianę wokół mnie
i we mnie.
Książka Jerzego Wójcika jest zarazem sprawozdaniem (doprawdy
zbyt skromne to słowo) z osobistych
doświadczeń twórczych, jak i sformułowaniem jego własnej filozofii
obrazu, uogólniającej to, co z tych
doświadczeń wyrosło i skrystalizowało się w postaci możliwej do przekazania za pomocą słów. Z jednej
strony znajdujemy tu kompletny rejestr tego, co można by nazwać problemami stricte operatorskimi, wiążącymi się za sprawą warsztatu,
z konkretnymi decyzjami i bezpośrednimi działaniami człowieka z kamerą, z drugiej strony poprzez eksplikację tych spraw czytamy świadectwo pojmowania świata. Bowiem –
jak pisze autor – świat obrazu jest
świadectwem pojmowania świata,
jest właśnie obrazem świata rozumianego jako jego pojmowanie.
Czytamy wypowiedzi Wójcika na
temat magicznej godziny, szarości,
barwy, materii, czasu, przestrzeni
i wielu innych spraw. Śledzimy autoanalizy jego operatorskich dokonań,
ale przede wszystkim uczestniczymy
w odsłanianiu i ujawnianiu owej tajemnicy, do której docieramy śladem refleksji prowadzącego nas autora.
Zdarzają się w naszym życiu takie
momenty – pisze Wójcik – że potrafimy dostrzegać nie tyle sumę naszego
doświadczenia i naszej wiedzy, co
nową jakość, która zjawia się na
chwilę, jak blask iluminacji. To jest
moment bezpośredniego kontaktu
ze światłem.
Fragment ten nie byłby tak uderzający, gdy zaraz po nim nie nastąpił przekład na konkretne twórcze
11.2006
doświadczenie. Autor pisze o tym,
jak za sprawą rozbłysku światła na
wyłożonym w gablocie zegarku doszedł do rozwiązania trudnej sceny
w realizowanym w Jugosławii filmie
„Krwawa bajka”. Chodziło o scenę
egzekucji przedstawionej za pomocą
strzelania do przedmiotów – z odpowiednią szybkością klatek sfotografowałem, jak te przedmioty zaczęły się
odkształcać w inny świat. I dalej komentarz:
W takich momentach nie ma
w ogóle procesu rozumowania, jest
tylko obecność z gotowym rozwiązaniem. Widzę rozwiązanie, które się
zjawia, bez żadnego wysiłku z mojej
strony. Nie staram się zrozumieć, nie
myślę, jak to zrobić, nie ma żadnego
procesu eliminacji, tylko zjawia się jedyne, właściwe rozwiązanie, Są to
sytuacje subtelne, o których warto
powiedzieć, gdyż dzisiaj rozumiem je
głębiej niż wówczas, kiedy tego doznawałem. Wydawało mi się, że to
dzieje się w sposób naturalny, że tak
być musi.
O procesie twórczym, dla którego punktem wyjścia jest pewna
szczególna emocja, Zaangażowanie
Uczuciowe – jak to nazwał Sal
Worth – a punktem dojścia Wydarzenie Obrazowe, pisali też teoretycy
filmu, nazywając poszczególne fazy
i układając je w schematy. Nie potrafili jednak powiedzieć ani słowa
na temat jak to się dzieje.
O tym właśnie jest książka Jerzego Wójcika, wreszcie objaśnia on
owo jak. Zapewne powinnam dodać, że o tym jest ona dla mnie, ponieważ tego właśnie w niej szukałam – szansy dotarcia do tajemnicy
procesu twórczego.
Wierzę głęboko – pisze Wójcik –
że rzeczywistość powołuje niektórych
ludzi, żeby wykazywać i sprawdzać
swoje możliwości, opowiadać o swoim bogactwie. [...] Oni są powołani,
żeby pokazać nieistniejącą jeszcze
możliwość i ta możliwość jest przez
nich realizowana. [...] Są też ludzie
powołani do tego, żeby o możliwościach świata opowiadać za pomocą
kamery. Świat opowiada się przez
nich, niejako ich rękoma.
Ale – jak już wspomniałam – jest
w tej książce znacznie więcej i każdy
z Czytelników ma szansę pójścia tropem przez siebie wybranym.
Niewątpliwie wyczyta tu, jak
świat opowiada się przez Jerzego
Wójcika, zrekonstruuje podstawy je-
go filozofii obrazu, odwołującej się
do takich fundamentalnych kategorii
jak światło, materia, ruch, przestrzeń
i czas, odnajdzie źródła konkretnych
rozwiązań w filmach fotografowanych przez Wójcika, dowie się o jego
fascynacjach i inspiracjach. Szczególnie uderzający jest w tym względzie
krótki passus poświęcony „Obywatelowi Kane” Wellesa – filmowej biblii
generacji, do której należy Wójcik,
a która skierowała kinematografię
na nowe drogi. Przytoczę tylko dwa
zdania:
Uderzyła mnie i utkwiła w pamięci
scena w operze: światło gasnącej żarówki i dźwięk, jego niebywała przestrzenność. Zrozumiałem, że można
tak intensywnie opowiadać, że przecież to nie było opowiadanie o żarówce, tylko o człowieku i tajemnicy.
Jest tu oddane szczególne operatorskie widzenie zarazem świata i kina, owa sztuka przekładu czystej widzialności na znaczenia. Co ciekawe,
fragment ten znajduje się w tej części
książki, w której Wójcik mówi o sobie. To znaczy w jego przypadku –
o kinie i ludziach z nim związanych.
Jest to niezmiernie osobiste, ale zarazem nader powściągliwie, jak gdyby
artysta stale kontrolował prywatnego człowieka w przeświadczeniu, że
prawo głosu ma tylko ten pierwszy.
Wójcik pisze o tym, iż doświadczenie będące jego udziałem zapewne
nigdy nie stanie się udziałem wszystkich, którzy obejrzą film, ale miał niejednokrotnie okazję, by się przekonać, że owe głębokie sensy przekazywane drogą czysto wizualną docierają do publiczności w różnych kręgach
kulturowych. Ale zarazem wyznaje:
kiedy jednak coś robię, to tak naprawdę robię dla rzeczy samej, dla
sensu. Cieszę się, że to widzę, za każdym razem również odkrywam siebie.
W tym właśnie znaczeniu Wójcik
pisze o sobie w tej książce. ■