Fenomen triatlonu
Transkrypt
Fenomen triatlonu
Rio walczy z czasem, by zdążyć na igrzyska s. 34-38 Numer 2 (18) 2015 ISSN 2391-4807 Fenomen triatlonu str. 46–55 s. 6–21 w numerze Aktualności 4 KLUB POLSKA RIO 2016 Z perspektywy lat Klub Polska oceniany jest bardzo dobrze. Nie znaczy to jednak, że jest idealnie 6–22 Trener Józef Lisowski wierzy w sukces sztafety 4x400 m 20–21 Klub Polska jest potrzebny, choć nieidealny Jak powstał i działa projekt Klub Polska 6 Złota w Rio nikomu nie obiecam Rozmowa z kolarką górską Mają Włoszczowską 10 Jeśli chodzi o charakter, jestem gorszy od trenera Rozmowa z Pawłem Fajdkiem, mistrzem świata w rzucie młotem 14 Rekordy padają na każdym treningu Najważniejszy start w karierze skoczkini wzwyż Kamili Lićwinko 16 Jak nie Lisowski, to kto? Słynny trener przygotowuje kolejną sztafetę 4x400 m 20 GRY ZESPOŁOWE Bez gwiazd może być lepiej Czy polscy koszykarze dorównają piłkarzom ręcznym i siatkarzom 22 PUBLICYSTYKA Po co biegną pozostali? Jaki sens ma wysyłanie na igrzyska olimpijskie dużej reprezentacji 26 Brazylijska ruletka Brazylijczycy walczą z czasem, by zdążyć z przygotowaniami do igrzysk olimpijskich 30 Felieton Marka Michałowskiego 35 NAUKA Słów kilka o ekspresji genów Sekwencjonowanie DNA staje się coraz tańsze 36 PARAOLIMPIZM Czytelne i potwierdzone kwalifikacje dla sportu osób niepełnosprawnych 30–34 Organizatorzy IO w Rio mają mnóstwo problemów Wydawca: Instytut Sportu w Warszawie Koordynator wydawniczy: Piotr Marek Redaktor Naczelny: Stefan Tuszyński Dziennikarze: Olgierd Kwiatkowski, Aleksandra Kauc, Rafał Kazimierczak, Karolina Kowalska, Piotr Marek, Marek Michałowski, Marta Mikiel, Wojciech Osiński, Artur Rolak. Dział naukowy: prof. Jan Gajewski, dr Dariusz Sitkowski, dr Piotr Żmijewski Zdjęcia: Adam Nurkiewicz/MEDIASPORT Korekta: Katarzyna Jagieła Opracowanie graficzne, skład i łamanie: Piotr Przychodzeń Webmaster: Marcin Szafert 2 forum trenera 40 PUBLICYSTYKA Bez przerwy, jak bez ręki W ciągu kilkunastu minut, a nawet sekund można odwrócić losy rywalizacji 42 Zaskakujący fenomen triatlonu Jeden z najtrudniejszych sportów podbija serca amatorów 46 LUDZIE Triatlon wyznaczył rytm mojego życia Rozmowa z Maciejem Dowborem 50 TECHNOLOGIA Triatlon – sport, który podbił Polskę 46–55 Gadżet dla wymagających Piotr Przybylski, triatlonista, trener lekkoatletyki i pływania, testował dla nas zegarek Garmin FR 920 XT 54 ANKIETA Połączyła ich tyczka Tyczkarz Paweł Wojciechowski i trener Roman Dakiniewicz 56 edytorial Szanowni Państwo! Być może nie zyskam popularności tym tekstem. Chciałbym bowiem porównać projekt Klub Polska ze szkoleniem centralnym rodem z czasów tzw. komuny. Byłem w latach 80. ubiegłego wieku objęty tym drugim, więc nie wszystko znam tylko z teorii. Przed IO 2012 rokiem minister sportu Adam Giersz doprowadził do uruchomienia projektu, który miał ratować polski potencjał medalowy. I w igrzyskach letnich w Londynie, a potem w Soczi, przyniósł efekty. Choć może pozostał niedosyt, zwłaszcza po 2012 roku, bo nasi sportowcy przywieźli z Anglii tylko 10 medali, czyli tyle, co z dwóch poprzednich igrzysk. Zdobywali je sportowcy objęci programem Klub Polska. A było ich niewielu, bo i nasz potencjał był niewielki. Stefan Tuszyński redaktor naczelny W czasach przed transformacją też opiekowano się zawodnikami o potencjale medalowym. I też robiło to państwo. Najlepsi trafiali do szkolenia centralnego, mieli długie zgrupowania w ośrodkach centralnych, byli, w tych czasach nędzy, odpowiednio odżywieni, mogli wyjeżdżać za granicę. Byli elitą. Mieli lepiej niż przeciętny Kowalski. Ale zdobywali medale, dając Kowalskiemu światełko w szarej codzienności, a socjalistycznym przywódcom pewność, że „Polska rośnie w siłę”. Stawali na podium znacznie częściej niż udaje się to dziś naszym atletom. Czym tamten system różnił od programu Klub Polska? Przede wszystkim tym, że sportowiec praktycznie nie decydował o niczym. Pięściarz miał tylko obić twarz rywala, biegacz miał być szybszy, a sztangista silniejszy. Resztę musieli zorganizować inni, czasem, jak to się mówiło, przyniesieni w teczkach. Ci może nie znali się na sporcie, ale znali hasło do państwowego skarbca. Dziś, po 25 latach od transformacji, to sportowiec został partnerem państwa. Ono przeznaczyło na niego pół miliona, a on podpisał kontrakt, że tak wyda tę kasę, by zamienić ją w złoto – olimpijskie. Nie wiem, czy sportowcy przygotowujący się do IO w Tokio, Meksyku czy Montrealu chcieliby sami odpowiadać za swoje przygotowania. Może i tak. Może w tamtych, innych czasach byłoby im łatwiej. Nie oszukujmy się, ale dziś sportowiec ma problem z tym, jak rozsądnie gospodarować państwowym bonusem. Aby wszedł do Klubu Polska, martwił się jego trener i związek sportowy. Teraz zawodnikowi doszedł dodatkowy bagaż. Ma pieniądze, ale dużo większą kontrolę. Nie dziwię się, że niektórzy się buntowali, a inni nie umieli podporządkować się rygorom. Nigdy wcześniej z liczby swoich komercyjnych startów czy tego, jak spędzają wolny czas, nie musieli się tłumaczyć. Nie krytykuję Klubu Polska, bo to dobry pomysł. Powstał na podstawie angielskiego projektu Team GB. Anglikom przyniósł ogromny sukces w igrzyskach w Londynie – trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. To program, który wymaga od każdego, kto jest zaangażowany w jego realizację, profesjonalizmu. Brytyjczycy od kilku pokoleń się z nim rodzą. My jednak jeszcze musimy się go uczyć. forum trenera 3 fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT aktualności Prezydent FIFA podał się do dymisji Sepp Blatter, prezydent Międzynarodo wej Federacji Piłkarskiej, kilka dni po ponownym wybraniu go na tę funkcję podał się do dymisji. – Nie czułem się wspierany – powiedział Szwajcar. Chodzi o aferę korupcyjną, w związku z którą kilka dni wcześniej aresztowano prominentnych działaczy FIFA, podejrzanych o przyjęcie pieniędzy od Rosji i Kataru za przyznanie im praw do organizacji piłkarskich mistrzostw świata w 2018 i 2022 roku. Na decyzję Blattera prawdopodobnie wpłynęli sponsorzy FIFA, m.in. Coca-Cola, Adidas, Visa i Hyundai, którzy domagali się stanowczej reakcji na aferę korupcyjną. Lech mistrzem, a Legia z Pucharem Lech Poznań po raz siódmy został piłkarskim mistrzem Polski, wyprzedzając na finiszu ligowych rozgrywek Legię Warszawa. Ostatni raz „Kolejorz” sięgnął po mistrzowski tytuł pięć lat temu. Legia przez większość sezonu przewodziła w tabeli, ale po majowej przegranej w Warszawie z Lechem nie odzyskała już pozycji lidera. Na pocieszenie stołecznemu klubowi pozostała wygrana z poznaniakami w finale Pucharu Polski i zdobycie tego trofeum po raz siedemnasty. 4 forum trenera fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Adam Korol nowym szefem MSiT W miejsce odwołanego Andrzeja Biernata nowym szefem Ministerstwa Sportu i Turystyki został Adam Korol. Urodzony w 1974 r. w Gdańsku były wioślarz to ikona polskiego sportu. Pięciokrotny olimpijczyk, mistrz igrzysk w Pekinie (2008) w czwórce podwójnej wraz z Konradem Wasielewskim, Markiem Kolbowiczem i Michałem Jelińskim, czterokrotny mistrz świata w tej samej specjalności (2005, 2006, 2007 i 2009) oraz mistrz Europy (2010) w dwójce podwójnej z Markiem Kolbowiczem. Adam Korol jest wykładowcą teorii sportu i treningu w gdańskiej AWFiS. Od kilku lat działa w polityce. Polska wciąż przed mistrzami świata Polscy piłkarze w eliminacjach mistrzostw Europy pokonali w Warszawie Gruzję 4:0, a trzy gole dla naszej reprezentacji w ostatnich czterech minutach strzelił Robert Lewandowski. Po tym meczu drużyna prowadzona przez selekcjonera Adama Nawałkę nadal prowadzi w grupie i z 14 pkt wyprzedza mistrzów świata Niemców – 13 pkt, Szkocję – 11 pkt, Irlandię – 9 pkt, Gruzję – 3 pkt i Gibraltar – bez punktów. Do końca eliminacji Polakom pozostały do rozegrania jeszcze cztery mecze. Barcelona i Sevilla triumfują FC Barcelona pokonując w finale Ligi Mistrzów włoski Juventus Turyn 3:1, po raz piąty zdobyła klubowy Puchar Europy. Klub z Katalonii zwyciężył w tym sezonie także w hiszpańskiej lidze oraz w Pucharze Hiszpanii, sięgając po raz drugi w historii po tzw. potrójną koronę. Ligę Europy drugi rok z rzędu wygrał inny hiszpański klub FC Sevilla, pokonując w finale ukraińskie Dnipro Dniepropietrowsk 3:2. Jednego z trzech goli dla zwycięzców strzelił Polak Grzegorz Krychowiak. „Złoty But” dla Cristiano Ronaldo Portugalczyk Cristiano Ronaldo ponownie zwyciężył w konkursie „Złoty But” na najlepszego strzelca lig europejskich. W rankingu, który powstaje w oparciu o liczbę goli strzelonych przez piłkarzy w lidze, mnożoną przez współczynnik trudności rozgrywek, napastnik Realu Madryt zdobył 96 pkt (48 goli x 2). Drugi w klasyfikacji był Lionel Messi z Barcelony – 86 pkt, a trzeci Sergio Aguero z Manchesteru City – 52 pkt. Roberta Lewandowskiego sklasyfikowano na 23. miejscu – 34 pkt. aktualności Wawrinka i Williams wygrali w Paryżu Sensację sprawił Szwajcar Stan Wawrinka, wygrywając w finale tenisowego Roland Garros z uważanym za zdecydowanego faworyta Serbem Novakiem Djokoviciem. W turnieju kobiet triumfowała Amerykanka Serena Williams, pokonując w decydującym meczu Czeszkę Lucie Šafářovą. Dla Williams było to 20. zwycięstwo w wielkoszlemowym turnieju. Szansę na mistrzowski tytuł miał też Polak Marcin Matkowski, ale z Czeszką Lucie Hradecką przegrali w finale miksta z Amerykanami Bethanie Mattek-Sands i Mike’em Bryanem. Szczypiornistki jadą na MŚ Reprezentantki Polski w piłce ręcznej dwukrotnie pokonały Ukrainki – 24:18 w Użgorodzie oraz 30:22 w Szczecinie – i awansowały do finałów mistrzostw świata, które zostaną rozegranie w grudniu w Danii. Wyjątkową motywację do awansu miał także selekcjoner naszej kadry Kim Rasmussen, bo mistrzostwa odbędą się w jego ojczyźnie. – Zagraliśmy dobrze, ale nie bezbłędnie. Były przestoje, nie wszystko nam wychodziło. Zespół jest solidny, ale mamy nad czym popracować – ocenił Duńczyk po wygranej z Ukrainkami. Bolt tylko drugi, Polska bez złota Dwukrotny mistrz olimpijski w biegu na 100 m Usain Bolt w igrzyskach w Rio de Janeiro będzie tylko drugi, przegra bowiem z Justinem Gatlinem – przewiduje holenderski serwis Infostrada. Analitycy serwisu, którzy prognozują wyniki sportowców na podstawie prowadzonych obserwacji, typują w Rio wiele niespodzianek. Niestety, z ich wróżb wynika, że nie będą to udane igrzyska dla Polaków, gdyż żaden z naszych reprezentantów nie zdobędzie złota. Gry zespołowe i lekkoatletyka górą Pierwsza faza sprzedaży biletów na zaplanowane od 5 do 21 sierpnia 2016 roku igrzyska w Rio de Janeiro wskazuje, że największą popularnością kibiców cieszą się gry zespołowe i lekkoatletyka. Oprócz ceremonii otwarcia i zamknięcia zawodów olimpijskich wyprzedano wszystkie udostępnione dotąd wejściówki na finałowe mecze kobiecej i męskiej siatkówki, a także na finał piłki nożnej mężczyzn. Dużym zainteresowaniem cieszą się także bilety na mecze koszykówki i piłki ręcznej. Druga faza dystrybucji kart wstępu rozpocznie się w lipcu. Dwa tuziny Vive Ponad dwa tysiące kibiców Vive Tauron Kielce świętowało na rynku 12. w historii klubu mistrzostwo kraju i 12. Puchar Polski oraz brązowe medale Ligi Mistrzów. Na fecie pożegnano również odchodzących z drużyny Piotra Grabarczyka, Tomasza Rosińskiego oraz Żeljko Musę. W finałowym turnieju Ligi Mistrzów Vive przegrało w półfinale z późniejszym zwycięzcą zawodów Barceloną 28:33, a w meczu o trzecie miejsce pokonało gospodarzy turnieju THW Kiel 28:26. Gortat i Berisha w kadrze na 2015 rok Mike Taylor, selekcjoner polskich koszykarzy, ogłosił szeroki skład kadry na 2015 rok. Wśród 23 zawodników znalazł się nasz jedynak w NBA, środkowy Washington Wizards, Marcin Gortat. Po dwóch latach do reprezentacji wraca będący niegdyś podstawowym rzucającym narodowej drużyny Dardan Berisha. 27-latek stracił miejsce w kadrze po wyjeździe do Kosowa, skąd pochodzi jego rodzina, ale jego ostatnie popisy w Sigalu Prisztina zwróciły uwagę sztabu szkoleniowego kadry. forum trenera 5 klub polska rio 2016 Pomysł, aby inwestować w najlepszych zawodników fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT i zapewnić im optymalny model przygotowań Pomysłodawcą Klubu Polska był minister sportu Adam Giersz 6 forum trenera fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT P omysłodawcą Klubu Polska byli Adam Giersz, minister sportu i turystyki w latach 2009–2011, oraz Tomasz Półgrabski, ówczesny podsekretarz stanu, a później wiceminister sportu i turystyki. Projekt ruszył w 2010 roku i wzorowany był na Team GB, programie, który uruchomiono w Wielkiej Brytanii z myślą o igrzyskach Londyn 2012. – Klub Polska powołaliśmy po to, by najlepszym zawodnikom zapewnić najlepsze warunki, bo często się zdarzało, że polscy sportowcy narzekali, że ich koledzy z Wielkiej Brytanii czy Niemiec mają lepiej, więc oni, aby walczyć o medale, muszą mieć odpowiednie środki na przygotowania. Postanowiliśmy wówczas, że zrobimy program, który zabezpieczy tym najlepszym wszystko – mówi nam Tomasz Półgrabski, obecnie prezes zarządu spółki PL 2012+. – Chodziło o to, aby w końcu udało się skierować środki finansowe tam, gdzie są one najbardziej potrzebne. Jest ich niewiele i dlatego postanowiono inwestować je w najlepszych zawodników i zapewnić im najlepszy model przygotowań – wyjaśnia Marian Szczechowicz z Instytutu Sportu, szef Zespołu Metodyczno-Szkoleniowego Klub Polska nadzorującego działalność projektu. Dotychczas było tak, że jak reprezentacja jechała na igrzyska, to tylko 10–20 proc. zawodników walczyło o medale, a reszta szans medalowych raczej nie miała. Postanowiono to zmienić, tworząc nowy system w polskim sporcie. Sportowiec miał postawiony określony cel, były cele pośrednie, był harmonogram i budżet. Było to klasyczne zarządzanie projektowe, które do tej pory w polskim sporcie nie istniało. – Wcześniej było pospolite ruszenie, szkoliliśmy bardzo szeroko, jechaliśmy z bardzo dużą reprezentacją na igrzyska, ale to nie przekładało się na dobre wyniki. Zdecydowaliśmy, że lepiej jak będzie odwrotnie, niech jedzie reprezentacja węższa, ale za to olimpijskich, narodził się w 2010 roku. Z perspektywy minionych pięciu lat zawodnicy, trenerzy i działacze oceniają Klub Polska bardzo dobrze. Nie znaczy to jednak, że jest idealnie. z zawodnikami, którzy mają realne szanse na medale – tłumaczy Półgrabski. Klub Polska to dobry projekt Pierwszy raz ministerstwo taki program zastosowało wobec Justyny Kowalczyk przed igrzyskami w Vancouver i zakończyło się to wielkim sukcesem. – Malkontenci zarzucali nam, że to wyjątkowy przypadek, bo to wybitna zawodniczka, która nawet jak nie była w Klubie Polska, to też zdobywała medale – wspomina Tomasz Półgrabski. Projekt Klub Polska powtórzono więc przed letnimi igrzyskami w Londynie i zimowymi w Soczi. – W tym drugim przypadku wyszło super. Mogę tu mówić za siebie, bo przygo- Marek Michałowski towywałem reprezentację w finalnym etapie. Z kolei w Londynie tak dobrze nie było, bo idea Klubu Polska trochę się rozmyła. Mnie osobiście podziękowano i odsunięto na pół roku przed końcowym etapem przygotowań, który jest kluczowy i najważniejszy. To jest jak w wyścigu kolarskim: cały peleton jedzie przez 200 kilometrów, a rywalizacja rozstrzyga się na ostatnich 20–30 kilometrach – uważa były wiceminister. Choć przed Londynem zawodnicy nie mogli się skarżyć, bo niczego im nie brakowało, to zdobyliśmy tylko 10 medali. – W ostatnim półroczu przed zawodami olimpijskimi nie było wielkiej koncentracji. Zawodnik musi się mentalnie przygotować do walki „na śmierć i życie”. On ma jechać na igrzyska pewny swoich umiejętności. Wtedy nie zabrakło pieniędzy, tylko zabrakło mobilizacji – twierdzi Półgrabski. Mimo iż w Londynie postępów nie było, jedynie zachowaliśmy status quo, to z perspektywy czasu wiele osób uważa, że Klub Polska to bardzo dobry program, bo daje zawodnikom wszystkie elementy potrzebne do tego, żeby zdobywać medale i liczyć się w światowym sporcie wyczynowym. – Oprócz tego szkoliliśmy trenerów, prowadziliśmy zajęcia psychologiczne. Bardzo mocno był w to zaangażowany Instytut Sportu, który monitorował na bieżąco te wszystkie elementy. Cały czas wywieraliśmy presję na zawodników i trenerów. To doprowadziło do sukcesu na zimowych igrzyskach w Soczi i tego typu rozwiązania należy kontynuować – ocenia Tomasz Półgrabski. – Idea Klubu Polska podoba mi się – przyznaje Paweł Słomiński, trener mistrza świata w pływaniu Radosława Kawęckiego. Zastrzega, że ktoś może uznać jego opinię za niemiarodajną, bo był przez jakiś czas fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT klub polska rio 2016 Od prawej: Marian Szczechowicz, mistrz świata w kolarstwie Michał Kwiatkowski i Andrzej Piątek W programie indywidualnym KP Rio 2016 znalazła się wioślarska ósemka szefem Klubu Polska, a jeszcze wcześniej członkiem zespołu, który nadzorował jego działalność. Poza tym pracuje w Ministerstwie Sportu i Turystyki, który jest twórcą tego pomysłu. Teraz widzi to jednak z drugiej strony, realizując szkolenie z Kawęckim. – Jak bym nie spojrzał na ten projekt, czy od strony trenera, czy osoby w pewnym sensie nadzorującej program, to mam bardzo dobre, wysokie mniemanie o Klubie Polska. Uważam, że koncentrowanie środków finansowych na najlepszych zawodnikach, dzięki czemu stwarzamy im warunki podobne do tych, jakie mają najlepsi na świecie, daje efekty w postaci wysokich pozycji – podsumowuje Słomiński. Pieniądze to odpowiedzialność Do najbliższych igrzysk w Brazylii został rok. Jak funkcjonuje Klub Polska Rio de Janeiro 2016? Marian Szczechowicz, szef zespołu nadzorującego działalność projektu, przekonuje, że wszystko idzie zgodnie z planem. – Są ścisłe kryteria, kto może być w Klubie, i tylko od zawodników zależy, czy się w nim znajdą. Są dwie grupy. Pierwsza grupa zawodników, realizujących programy indywidualne, to medaliści największych imprez, ścisła czołówka światowa. Druga to sportowcy korzystający ze ścieżki indywidualnej, czyli tacy, którzy w największych imprezach zajęli miejsca 4–8. Członkom Klubu Polska gwarantujemy środki na realizację ich programów szkoleniowych. Kierowany przeze mnie Zespół Metodyczno-Szkoleniowy jest ciałem, które się temu przygląda – tłumaczy Szczechowicz. Zdarza się, że trzeba korygować niektóre programy, bo ci, którzy je realizują, zapominają, że ktoś je monitoruje, że plan, na który idą pieniądze, powinien być rzetelnie realizowany. – Zwracamy na to uwagę i informacje o tym, jak przebiegają przygotowania zawodników objętych programem, przekazujemy do Departamentu Sportu Wyczynowego MSiT – mówi szef ZM-Sz. Klub Polska. Pieniądze na Klub Polska dostają związki sportowe, ale z zawodnikami podpisywane były indywidualne umowy. Chodzi o psychologiczne podejście, o spowodowanie, by sportowcy, którzy podpisali umowy, poważnie traktowali swoje obowiązki i czuli się zobowiązani z nich wywiązać, a także by niepotrzebnie nie ryzykowali zdrowia. – Przed igrzyskami w Soczi głośna była sprawa Justyny Kowalczyk, która się zdenerwowała, kopnęła nogą w stół i pękła jej kość. Po czymś takim na Zachodzie sponsor Sportowiec miał postawiony określony cel, były cele pośrednie, był harmonogram i budżet. Było to klasyczne zarządzanie projektowe, które do tej pory w polskim sporcie nie istniało forum trenera 7 klub polska rio 2016 Chodziło o to, aby w końcu udało się skierować środki finansowe tam, gdzie są one najbardziej potrzebne. Jest ich niewiele i dlatego postanowiono inwestować je w najlepszych zawodników i zapewnić im najlepszy model przygotowań by zażądał od zawodnika zwrotu pieniędzy albo zerwałby kontrakt, bo nie po to inwestuje w sportowca cztery lata, angażuje duże środki finansowe, by zawodnik zepsuł to wszystko lekkomyślnym zachowaniem – mówi Tomasz Półgrabski. Inny przykład to tyczkarka Monika Pyrek, która przed igrzyskami w Londynie postanowiła wystartować w telewizyjnym show „Taniec z gwiazdami”. – Przekonywała, że to jej pomaga, ale fachowcy byli innego zdania, a efekt był taki, że nie zakwalifikowała się do olimpijskiego finału – dodaje współtwórca Klubu Polska. Także Paweł Słomiński pomysł podpisywania umów z zawodnikami uważa za dobry. Jego zdaniem niektórzy sportowcy jeszcze nie dorośli do tego, by zrozumieć, że jak się korzysta z przywilejów, to trzeba także wziąć na siebie odpowiedzialność. Potwierdza, że na początku były przypadki ewidentnego braku odpowiedzialności i niektórzy wybitni zawodnicy, przygotowujący się do igrzysk, Radosław Kawęcki jest obecnie podopiecznym byłego szefa Klubu Polska Pawła Słomińskiego potrafili spędzać wolny czas na uprawianiu ekstremalnych sportów. – Nie rozumieli, że nie wolno im tego robić, bo państwo zbyt dużo na nich wydaje, by ryzykowali kontuzje. Na Zachodzie ta świadomość jest dużo większa, a odpowiedzialność powszechna. To się nazywa zawodowstwo. U nas wygląda to inaczej – twierdzi trener. Wielu zawodnikom wydawało się, że skoro podpisali umowę na finansowe wsparcie, to są to ich pieniądze i mogą robić z nimi, co chcą. Tymczasem trzeba cały czas pamiętać, że są to środki publiczne, które muszą być wydawane zgodnie z ich przeznaczeniem, więc ktoś musi to kontrolować, a ci, którzy pieniądze otrzymują, muszą mieć świadomość, że mogą je wydawać wyłącznie na cele związane ze szkoleniem, a nie na różne widzimisię. – To tworzyło dużo napięć na linii związek–zawodnik, bo nie wszyscy rozumieli filozofię projektu – dodaje Słomiński. – W Klubie Polska chodzi o to, by za oferowaną pomoc wymóc na zawodnikach maksymalną odpowiedzialność za wynik, koncentrację i zaangażowanie. Bo to nie są żarty, tu chodzi o naprawdę duże pieniądze na stypendium, na zgrupowania, na starty, na wysokiej klasy sprzęt, na odpowiednie wyżywienie i nie ma tu miejsca na narzekania, że ktoś jest już wypalony albo że mu się nie chce – podkreśla Pólgrabski. padków, a decyzję podejmuje ministerstwo – wyjaśnia Marian Szczechowicz. Przed igrzyskami w Rio programem Klub Polska objętych jest 93 osób, z czego dwie trzecie to ścieżka indywidualna. Klub jest cały czas otwarty, a o przynależności decydują wyniki. – Mamy obecnie zawodników, którzy dobrze wypadli w ubiegłorocznych mistrzostwach świata i Europy, w tym roku w wielu dyscyplinach czekają nas kolejne zawody tej rangi, więc liczymy, że Klub Polska będzie się poszerzał – mówi Marian Szczechowicz. Ten mechanizm działa w dwie strony, bo z Klubu można wypaść. – Wymagamy od zawodników pewnej powtarzalności dobrych wyników, bo to nie może być sytuacja, że ktoś raz w ciągu czterech lat osiągnął dobry rezultat i tylko na tym wyniku bazuje. Bierzemy oczywiście pod uwagę różne obiektywne sytuacje, jak choroby czy kontuzje, ale jeśli sportowiec nie sprawdza się w kontrolnych zawodach i wypada z kadry, to przestaje być członkiem Klubu Polska – twierdzi szef Zespołu. Zdarza się, choć rzadko, że jakiś sportowiec nie chce być w Klubie albo z niego rezygnuje. Tak jest na przykład w przypadku mistrza świata w kolarstwie Michała Kwiatkowskiego, ale to specjalny przypadek, bo on jest profesjonalistą zatrudnionym w grupie zawodowej, która się rządzi swoimi prawami, zabezpiecza finansowe potrzeby kolarza i kieruje jego szkoleniem. – Mimo to staramy się pomóc Kwiatkowskiemu tam, gdzie jest to możliwe – dodaje Szczechowicz. W tym przypadku mistrz świata będzie miał sfinansowany rekonesans szkoleniowy w Rio de Janeiro. Z kolei Polski Związek Strzelecki stwierdził, że jest w stanie zapewnić swoim zawodnikom takie środki, że nie potrzebuje Klubu Polska. Podobno nie była to decyzja sportowców ani trenerów, ale osób zarządzających związkiem. – Dla nich to może jest wygodne, bo posiadanie zawodnika w Klubie wiąże się z koniecznością ścisłej kontroli, na co idą pieniądze – tłumaczy Marian Szczechowicz. Prawie setka zawodników Poza Klubem też jest życie fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Zespół Metodyczno-Szkoleniowy Klub Polska nie tylko rozlicza z wydawania publicznych pieniędzy. Bywa też tak, że interweniuje, gdy są potrzebne dodatkowe środki na realizację programu, bo nie jest on nigdy sztywny, zdarza się, że trzeba go zmodyfikować. – Nasza praca polega na opiniowaniu takich przy- 8 forum trenera Globalnie na Klub Polska idzie około 25 proc. całego budżetu na przygotowania olimpijskie. W przypadku pojedynczych zawodników pieniądze są różne i zależą od dyscypliny. Są programy droższe, na przykład kolarki górskiej Mai Włoszczowskiej, której sprzęt jest bardzo drogi. Dużo kosztują też Cały czas wywieraliśmy presję na zawodników i trenerów. To doprowadziło do sukcesu na zimowych igrzyskach w Soczi i tego typu rozwiązania należy kontynuować klub polska rio 2016 żeglarze – zagraniczne zgrupowania, podróże po świecie na regaty. Dużo tańszy jest lekkoatleta, który trenuje w kraju, tylko od czasu do czasu pojedzie na obóz klimatyczny, czy pływak dysponujący ośrodkiem szkoleniowym w kraju. Lekkoatleta Paweł Fajdek, mistrz świata i wicemistrz Europy w rzucie młotem, mimo iż należy do „najtańszych” członków Klubu Polska, jest zadowolony z programu, ponieważ zapewnia mu całkowite szkolenie. – Możemy przygotowywać się do igrzysk w takich warunkach, jakich potrzebujemy. Nie musimy szukać zastępczych środków. To po prostu oznacza komfort przygotowań – przyznaje w rozmowie z „Forum Trenera”. Oczywiście zawsze można zrobić coś lepiej i dołożyć środków finansowych. Jednak bywa też tak, że nie zawsze trzeba wydawać wszystko, czym się dysponuje. – My jesteśmy przyzwyczajeni do trudnych warunków i zadowalamy się tym, że dzięki Klubowi Polska mamy zapewnione zgrupowania i konsultacje w odpowiednim czasie i w miejscu. Jesteśmy więc zadowoleni – dodaje Fajdek. A co z zawodnikami, którzy nie są w Klubie Polska, mają za to szanse na sukces w igrzyskach? Pieniądze dla nich dostają związki sportowe i to one decydują o finansowaniu takich sportowców. – My cały czas naciskaliśmy, by nie przeznaczano tych środków na zawodników, o których wiadomo, że już niczego nie osiągną – mówi Tomasz Półgrabski. Przypomina, że w USA czy w innych krajach tacy zawodnicy trenują często za własne pieniądze lub szukają sponsorów. – U nas ciągle są na garnuszku państwa, bo ono stwarza im bardzo dobre warunki. Dlatego wielu zawodników zamiast zakończyć karierę i zająć się czymś innym, przedłuża ją, bo nigdzie nie dostaną takich pieniędzy jak w sporcie – dodaje były wiceminister. Ministerstwo próbowało też objąć projektem Klub Polska sportowców niepełno- sprawnych, ale – jak twierdzi Półgrabski – tam była trochę inna, bardziej skomplikowana sytuacja, bo tymi zawodnikami zajmuje się Polski Komitet Paraolimpijski. – Sportowcy ci mieli stworzone warunki, mieli pieniądze, może niewystarczające, ale Klubu Polska dla niepełnosprawnych nie było. Poza tym osobiście uważam, że tam nie powinno być zawodowstwa w takim sensie, że sport ten jest raczej środkiem do tego, by wrócić do Klub Polska powstał na wzór Team GB, którego członkowie zdobyli w IO w Londynie 65 medali funkcjonuje „na miękko”, trochę po polsku – mówi szkoleniowiec. Poza tym Klub Polska jest zbyt mało znany. Projekt jest niedostatecznie rozpropagowany wśród sportowców i trenerów. – To jest jego największa słabość – twierdzi Słomiński. – Gdyby marka tego programu była mocniejsza, a także większa byłaby świadomość zawodników na ten temat, to wtedy sama filozofia funkcjonowania projektu, polegająca na tym, że „masz wszystko, co jest ci potrzebne, by rozwijać swoje umiejętności”, powinna działać na mentalność młodych, ambitnych ludzi, którzy chcą sobie stworzyć warunki, aby się rozwijać – wyjaśnia. Z kolei Tomasz Półgrabski uważa, że w polskim sporcie zaniedbane i niedostatecznie dofinansowane są doły, podstawa piramidy. Na pewno potrzebny jest lepszy program młodzieżowy, czyli identyfikacji talentów, poszukiwania brylantów. Trzeba mieć szeroką podstawę sportowej piramidy, żeby jak najwięcej uzdolnionych zawodników było w Klubie Polska. Według byłego wiceministra dobrym przykładem jest tu siatkówka. – Z mozołem pięliśmy się do światowej czołówki, wzmocniły się nasze kluby i nasza liga. Teraz nasi najlepsi zawodnicy przestali wyjeżdżać za granicę, za to do nas przyjeżdżają Włosi czy Serbowie, często wybitni siatkarze. Stworzyliśmy rozgrywki na bardzo wysokim poziomie i to zaowocowało silną reprezentacją. Dlatego uważam, że takie właśnie działania w połączeniu z osiągnięciami nauki, z coraz lepszym monitoringiem talentów i jeszcze Pieniądze na Klub Polska dostają związki sportowe, ale z zawodnikami podpisywane były indywidualne umowy. Chodzi o psychologiczne podejście, o spowodowanie, by sportowcy, którzy podpisali umowy, poważnie traktowali swoje obowiązki i czuli się zobowiązani z nich wywiązać, a także by niepotrzebnie nie ryzykowali zdrowia społeczeństwa i nie powinien być wyścigiem po medale – uważa nasz rozmówca. Marka musi być mocniejsza Czy Klub Polska, mimo iż funkcjonuje dobrze, można jeszcze zmodyfikować, coś w nim poprawić? Paweł Słomiński uważa, że wiele można jeszcze usprawnić i ulepszyć. Po pierwsze program można bardziej sformalizować. Oczywiście zapisane są zasady powoływania zawodników do Klubu, określone są warunki, jakie trzeba spełnić, ale pewne regulacje w nim obowiązujące należałoby doprecyzować. – Dziś projekt większą wiedzą trenerską tworzą olbrzymią przestrzeń do rozwoju i prowadzą do sukcesów – podsumowuje. Reasumując, filozofia Klubu Polska jest bardzo dobra, wzorowana na zachodnich programach, jak Team GB, który na igrzyskach w Londynie w 2012 roku dał Brytyjczykom trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. – Obecnie realizujemy drugi cykl olimpijski, jesteśmy bogatsi o doświadczenie i mam nadzieję, że dzięki Klubowi Polska odniesiemy za rok w Rio de Janeiro więcej sukcesów niż w 2012 roku w Londynie – uważa Paweł Słomiński. forum trenera 9 klub polska rio 2016 Z MAJĄ WŁOSZCZOWSKĄ, brązową medalistką I Igrzysk Europejskich w Baku, o motywacji, powrotach, perspektywach i podsumowaniach rozmawia MARTA MIKIEL 10 forum trenera kolarstwo górskie Jaki jest Pani największy sukces? Na pierwszym miejscu to, że podniosłam się po kontuzji. Na drugim – pogodzenie kariery sportowej z dziennymi studiami, matematyką finansową na Politechnice Wrocławskiej. Miałam nadzieję, że powie Pani: największe sukcesy dopiero przede mną. Biorąc pod uwagę to, z jakim przekonaniem mówi Pani, że jedzie do Rio walczyć o złoto. Celuję w złoto, bez tego nigdy go nie zdobędę. W wyścigu kolarskim trzeba z siebie wykrzesać ostatnie siły, sięgnąć do najgłębszych rezerw, zakamarków każdej komórki ciała, nie zważając na ból. Do tego po prostu trzeba być nastawionym na zwycięstwo. Jeśli jadąc z takim nastawieniem, będę trzecia – OK. Jeśli szósta – nie będę rozpaczać, inne były lepsze. Podporządkowuję swoje życie celowi, jakim są igrzyska olimpijskie, i nie widzę innej opcji, niż mierzyć wysoko. W tej chwili co prawda jest jedna zawodniczka poza moim zasięgiem, Jolanda Neff, ale Ważne jest dla mnie także to, że promuję polski rower. Czuję, że nie jeżdżę tylko dla siebie, sportowych celów czy pieniędzy. Buduję na świecie polski brand do startu w Rio jeszcze ponad rok. Wiem, że przygotowanie będzie mnie kosztowało dużo więcej niż ją, zwłaszcza w technice jazdy mocno odstaję. Ale wiem, że mnie na to stać. Nie mogę nikomu tego złota obiecać. To marzenie, wciąż mi do niego daleko, ale na pewno jest w moim zasięgu. fot. kross racing team To bardzo odważna deklaracja. Po trudnych doświadczeniach z przeszłości dodatkowo buduje presję. Ja z tą presją żyję, odkąd uprawiam sport, czyli już od 18 lat. Nauczyłam się z nią sobie radzić, przynajmniej na tyle, żeby nie spalać się przed startem. Każde igrzyska w Pani karierze odegrały inną rolę: od Aten wszystko tak naprawdę się zaczęło, Pekin to oszałamiający sukces, ale jednak nie złoto. Po nie miała Pani sięgnąć w Londynie, ale karierę przerwał wypadek. Czy start w Rio będzie puentą? Gdyby udało mi się sięgnąć tam po złoto, napisałaby mi się piękna historia, podsumowanie długiego etapu w życiu. Ale wolałabym nie zajmować się pisaniem scenariuszy. Niezależnie od moich forum trenera 11 klub polska rio 2016 fot. kross racing team Przed trzydziestką nigdy nie widziałam u siebie tłuszczu na brzuchu. A teraz jak tylko jesienią odrobinę mniej trenuję, wałeczki zaraz się pojawiają odważnych deklaracji wiem, jak potwornie ciężkim zadaniem jest walka na igrzyskach. Natomiast ewentualny medal pozostanie raczej bez wpływu na decyzje o kończeniu kariery. Ważniejsze dla mnie będzie zdrowie, motywacja i radość z jazdy. Biorąc pod uwagę wiek niektórych moich rywalek, na przykład Gunn-Rita Dahle Flesjaa ma już 42 lata, ja mogę jeździć jeszcze 10. Do zakończenia kariery mogłaby mnie przekonać decyzja o założeniu rodziny, bo z tym nie można czekać w nieskończoność. Chociaż Gunn-Rita wróciła na rower po urodzeniu dziecka. Powroty to trudny temat. Pani już raz wygrała tę walkę, kiedy skomplikowane złamanie nogi przerwało drogę do sukcesu w Londynie. Wróciłam na taki poziom, bo miałam wsparcie drużyny. Zaufał mi nowy pracodawca, międzynarodowa ekipa Giant Pro XC Team. To podwoiło moją motywację do walki. Wróciłam, uzyskałam wynik i tak trafiłam do Klubu Polska, to proste. Kiedy zaraz po kontuzji nikt nie wierzył w mój powrót, nie miałam wsparcia i finansowałam swoje przygotowania sama. Nauczyłam się, że takie jest życie. Przynależność do Klubu Polska mnie cieszy, ale nie czuję się przesadnie wyróżniona. Zapracowałam na to. To dobrze, że taka jest polityka ministerstwa. Dobrze, że wspiera się sportowców rokujących. Jest Pani objęta indywidualnym programem przygotowań do Rio. Jak to wygląda na co dzień? Nigdy nie odzyskam równowagi po stracie trenera Marka Galińskiego, ale dochodzę do przekonania, że sama dla siebie mogę być najlepszym trenerem Bez dwóch zdań, gdybym przez kilka miesięcy nie ćwiczyła po kilka godzin dziennie, miałabym dziś większy problem. Na szczęście moja kontuzja okazała się możliwa do wyleczenia. Trafiłam pod opiekę wspaniałych specjalistów, doktora Krzysztofa Ficka i jego kliniki Galen oraz fizjoterapeuty Pawła Zimonia. Gdyby nie oni, nie wiem, jak dziś wyglądałoby moje życie. Nie raz słyszała Pani, że już po karierze. Tymczasem obecnie jest Pani w grupie najbardziej perspektywicznych polskich sportowców, w elitarnym Klubie Polska. 12 forum trenera Mam umowę stypendialną, która zobowiązuje mnie do treningów i startów. Składamy nawet deklaracje dotyczące miejsc zajmowanych na niektórych zawodach, ale z tego nie sposób przecież nikogo szczegółowo rozliczać. Opracowuję plan przygotowań do imprez mistrzowskich i moje zgrupowania są w ramach tego programu finansowane. Jeżdżą ze mną mechanik i fizjoterapeuta. Mam też budżet na trenera, dietetyka, lekarza, badania i sprzęt. Chociaż akurat to ostatnie dostaję głównie od drużyny, Kross Racing Team. Ona też finansuje mi starty. W sumie mam wszystko, czego potrzebuję. Natomiast nie jest tak, że mogę sobie wymyślić wyjazd na koniec świata. Każda wydana złotówka jest weryfikowana. Ale jeśli działam rozsądnie, moje plany są akceptowane. Kluczowy dla przygotowań do Rio miał być skład Pani ekipy. Czy już jest doprecyzowany? I tak, i nie. Współpracuję z dwoma mechanikami, z jednym w drużynie, a na zgrupowania kadrowe jeździ ze mną inny. Rotacyjnie zabieram też ze sobą jednego z dwójki fizjoterapeutów. To ma dobre strony, bo nikt nie jest nadmiernie obciążony, za to możemy korzystać z wiedzy dwóch osób. Lekarzy do konsultacji mam aż trzech, a przecież nie jest tak, że potrzebuję stałej opieki. Po prostu, gdy pojawia się problem, mam do kogo zadzwonić. A dietetyk? Pani musi dbać o dietę? Wydawałoby się, że przy takich wydatkach energetycznych, jakie ponosimy, można jeść, co się chce. Niestety tak nie jest. Trzeba uważać na gospodarkę węglowodanowo-białkową, uzupełniać witaminy i minerały wytracone przy ostrym treningu. Przyznam, że to jest trudne. Na przykład przed startem trzeba zjeść jak najwięcej, naładować się glikogenem. Ale zdarza się, że już w pierwszej rundzie zrywasz łańcuch i nie jedziesz dalej w zawodach. Trzeba jakoś inaczej spalić ten glikogen, jedzie się więc na trening. Ale nawet najbardziej intensywny nie kosztuje organizmu tyle, co zawody. I nadwyżka pozostaje. Reżim żywieniowy niełatwo też zachować na wyjeździe, a my przecież stale jesteśmy w podróży. Z utrzymaniem masy nie jest aż tak trudno, ale ze zgubieniem kilogramów już tak. Trudno jest tak ustawić dietę, żeby starczyło energii na trening i zawody, ale jednocześnie spalić trochę tkanki tłuszczowej. Kobiety mają ciężej niż mężczyźni, a zwłaszcza kobiety po trzydziestce. Pani też? Zdecydowanie. Nigdy nie było mi łatwo trzymać wagi, muszę się pilnować cały rok, nie tylko w sezonie. Przed trzydziestką nigdy nie widziałam u siebie tłuszczu w okolicach brzucha. A teraz jak tylko jesienią odrobinę mniej trenuję, wałeczki zaraz się pojawiają. kolarstwo górskie Jak przebiegają prace nad idealną ramą roweru, na którym ma Pani walczyć o medal w Rio? Testowaliśmy prototyp ramy aluminiowej. Inżynierowie z Krossa chyba ciągle szukają fabryki, która wykona możliwie najlżejszą i najbardziej wytrzymałą ramę z karbonu. Na każdym etapie nasze uwagi są uwzględniane, ale chyba jeszcze nie osiągnęliśmy ostatecznej formy. Dołączyła Pani do młodego polskiego teamu, który swoje duże ambicje opiera głównie na Pani. Zdecydowanie jestem liderką ekipy. Z jednej strony taka odpowiedzialność to obciążenie, ale z drugiej mam też niesamowity komfort. Właściwie sama w stu procentach decyduję o planie startów. Dyrektor sportowy i menedżer je aprobują. W międzynarodowych ekipach bywa różnie. W Meridzie, gdzie jeździ Gunn-Rita, jesienią zawodniczki muszą promować sprzęt na Tajwanie. Inne wiosną muszą jeździć do Stanów Zjednoczonych. Ja nie jestem obciążana dodatkowymi podróżami, chyba że po Polsce. To, czego zawsze szukam w teamie, jest atmosfera – w Krossie jest znakomita. Ważne jest dla mnie także to, że promuję polski rower. Czuję, że nie jeżdżę tylko dla siebie, sportowych celów czy pieniędzy. Buduję też na świecie polski brand. Medal dla Polski zdobyty na polskim rowerze – to by było wymowne… I to jest właśnie moja motywacja. psychicznie. Jednak uniezależnienie się od trenera jest bardzo cenne. Wtedy taka nagła strata, jak w przypadku Marka Galińskiego, mogłaby mniej boleć? Jak mówiłam, przestaliśmy współpracować już wcześniej, bo Marek wyjechał pracować z kadrą Rosji. To był dla mnie bardzo trudny moment, sądziłam nawet, że sobie nie poradzę. Gdybym była bardziej samodzielna, przeszłabym to łatwiej. Marek wyprowadził mnie po kontuzji, tylko dzięki niemu osiągnęłam dzisiejszy poziom. Przez pierwszy rok, chociaż był W marcu zeszłego roku tragicznie zginął Pani trener i wielki autorytet, Marek Galiński. Czy odzyskała Pani równowagę po tej stracie? O, nie. To się do końca chyba nigdy nie stanie. Nie ma drugiego takiego człowieka i takiego trenera, jeśli chodzi o fachowość i podejście do zawodnika. Przynajmniej ja nikogo takiego nie spotkałam – ani w Polsce, ani zagranicą. Nie ukrywam, że wciąż mi go brakuje. Kiedy trenowałam z Markiem, jeździło mi się lepiej i moja forma była wyższa. Zeszły sezon był dla mnie naprawdę ciężki. Wprawdzie złożyły się na to także problemy zdrowotne, bo z Markiem przestaliśmy współpracować już jakiś czas przed jego śmiercią. Powoli wracam do siebie, tworzymy plany treningowe z Michałem Krawczykiem, długoletnim przyjacielem i współpracownikiem Marka. Wiem, że Marka nikim nie zastąpię. Powoli natomiast dochodzę do przekonania, że zawodnik sam dla siebie może być najlepszym trenerem, o ile tylko potrafi się odpowiednio zdystansować. I ja w dużej mierze właśnie tak dziś funkcjonuję. Istotne rzeczy konsultuję z Michałem, zwłaszcza gdy coś idzie nie tak, wkrada się panika, wtedy opieka kogoś z boku jest nieoceniona. Gdybym za całość swoich przygotowań odpowiadała sama, mogłoby mnie to zbyt dużo kosztować fot. kross racing team Trasy olimpijskie pozna Pani w październiku, po mistrzostwach świata w Andorze. Tak, wtedy planujemy wyścig w Rio, dowiemy się, co nas czeka. już na kontrakcie w Rosji, miał pozwolenie, żeby mi pomagać. Początkowo to był układ dla nich korzystny. Marek prowadził młodszą grupę dziewczyn i one po prostu sporo się ode mnie uczyły. Kiedy poziom zaczął rosnąć, liderka kadry Rosji Irina Kalentiewa zdecydowała, że też chce pracować z Markiem. Pojawił się konflikt interesów i Marek musiał uszanować wolę pracodawcy. Gdyby nie te trudne momenty, pewnie nigdy nie powstałaby Pani książka, napisana wspólnie z Julianem Obrockim, „szKoła Życia”. Jak się sprzedaje? Wydawnictwo twierdzi, że bardzo dobrze. Dla mnie jest najważniejsze, że wszystkie recenzje były bardzo pozytywne. Od kibiców mam sygnały, że to dla nich źródło wiedzy, motywacji i ciekawa historia. Nie zabrałabym się do tego projektu, gdybym nie sądziła, że jest o czym pisać. Propozycje wydania książki miałam już po Pekinie, ale fakt, że trenuję i zdobyłam medal olimpijski, nie wydawał mi się jeszcze niesamowitą historią. Kolekcja Pani medali właśnie wzbogaciła się o brąz igrzysk europejskich w Baku, ale Pani myślami jest na innych zawodach – Jelenia Góra Trophy Maja Włoszczowska MTB race. To Pani dziecko, od początku do końca? Nie rozstawiam sama płotków, ale mam pełny wpływ na to, jak ta impreza wygląda. Sprawy organizacyjne zlecam zewnętrznej firmie. Trasa jest moja, pomogli mi ją wytyczyć przyjaciele z Jeleniej Góry, z czasem ulegała modyfikacjom, bo to już piąta edycja. Zawody mają rangę HC, czyli o półkę niżej niż Puchar Świata. Jeśli chodzi o imprezy jednodniowe, to najwyższy status, poza rangą mistrzowską. Można więc u nas zdobyć sporo punktów do rankingu, a on decyduje o kwalifikacji olimpijskiej. Wróciłam, bo miałam wsparcie drużyny. To podwoiło moją motywację do walki. Uzyskałam wynik i tak trafiłam do Klubu Polska, to proste. Zapracowałam na to forum trenera 13 klub polska rio 2016 Z PAWŁEM FAJDKIEM, mistrzem świata w rzucie młotem, rozmawia RAFAŁ KAZIMIERCZAK Trener Czesław Cybulski twierdzi, że stać Pana na rekord świata, czyli rzut w granicach 87 m. Ma rację, czy szarżuje? Mówi to od trzech lat. Cóż... Cały czas trenujemy. Nie wiem, na co mnie stać. Wydaje mi się, że 85 m to realna granica, a co dalej – zobaczymy. Na tym poziomie każdy metr to przepaść. Jaka jest dla Pana granica między tymi 85 a 87 metrami? Wszystkie braki można nadrobić techniką. Tu w grę wchodzi czysta fizyka, czyli obszerność ruchu. Centymetr w uchwycie młota to są metry w odległości. Technika i jeszcze raz technika. Jeżeli te dobre próby będą się powtarzać, to jedna wyjdzie bardzo dobra. A ile rzuca Pan na treningach? Bywało, że 83 m, czyli naprawdę daleko. Ale to są szczególne sytuacje – po kontuzjach, po kilku dniach wolnego, na świeżo, czyli tak, jak lubię. Standardowo młot lata powyżej 80 m. Chociaż wiadomo, że na treningach są to inne rzuty, bardziej na luzie. To trener Cybulski przekonał Pana, że rekord świata jest w zasięgu, czy sam Pan do tego doszedł? Mnie nie trzeba do tego przekonywać. Całe życie sobie powtarzałem, że stać mnie w tej konkurencji na dużo, a nie wszyscy tak uważali. I jakoś wyszło na moje. Sam sobie wyznaczam cele i po kawałku je realizuję. Tak się zastanawiam – jakie miał Pan nastawienie, kiedy w 2012 roku wychodził Pan w Londynie na Stadion Olimpijski, by walczyć w kwalifikacjach? E tam, zupełnie nieodpowiednie do zawodów. Podszedłem do nich jak do finału, a to duży błąd. Zamiast spokojnie rzucić, wrócić do pokoju i zebrać siły na walkę o medale, postawiłem na agresję. I niestety, za dużo było błędów w technice. Stąd trzy spalone próby. 14 forum trenera Brak doświadczenia? Byłem młody, miałem 23 lata. Pierwsze igrzyska, chciałem się pokazać. Wiadomo, że byłem dobrze przygotowany, że miałem szanse na medal. Pewnie za bardzo chciałem. Czego nauczył Pana Londyn? Oj, zaliczyłem coś, czego nie da się przebić. Już gorzej się nie da. Największa katastrofa jest za mną, Trudno powiedzieć, co by było, gdybym w Londynie zdobył ten medal olimpijski. Może by mi odbiło? więc nie mam się czego bać. Teraz wiem, że kiedy jestem dobrze przygotowany, potrzebuję luzu. Wtedy eliminacje przejdę lekko, bez problemów. Zwłaszcza że teraz, żeby wygrywać w rzucie młotem, nie trzeba bić rekordów. Z pięciu facetów trzyma poziom, część się zestarzała, część wpadła na dopingu. Młodzi się dobijają, ale młodym nie zawsze wychodzi tak, jak by chcieli. Miał być medal olimpijski, nawet złoty, a skończyło się klapą. Jak Pan sobie poradził z taką porażką? Byłem wściekły na siebie, bo nie powinno dojść do takiej sytuacji. Ale efektem tego, że dałem ciała w Londynie, było złoto mistrzostw świata w Moskwie rok później. To dobra strona tego, co wydarzyło się na igrzyskach. Trudno powiedzieć, co by było, gdybym zdobył medal olimpijski. Może by mi odbiło? Ogólnie to po Londynie nie było tak strasznie, jak by się mogło wydawać. A po złocie mistrzostw świata Panu odbiło? Nieee. To był efekt pracy. I zadośćuczynienie za igrzyska. Kiedyś rozmawiałem z psychologiem – ten wspominał o Szymonie Ziółkowskim. Szymon zaczął z najwyższej półki, bo zdobył olimpijskie złoto. A potem tak naprawdę trudno się zmobilizować, skoro najważniejszy dla spor- fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT I grzyska w Londynie Paweł Fajdek zawalił popisowo. Zamiast wracać stamtąd z medalem, spalił trzy próby w eliminacjach i było po zabawie. Rozzłościł się na siebie tak bardzo, że rok później został w Moskwie mistrzem świata. W tym sezonie tytuł ma obronić, a w 2016 znowu stanąć na olimpijskiej arenie. Jako faworyt, z odrobioną lekcją po Londynie. towca cel został osiągnięty. Tak sobie powiedziałem, że ja zacznę od złota mistrzostw świata i będę miał co ścigać. Spokojnie, kupa lat treningu przede mną. Ziółkowski był dla Pana wzorem? Jasne! To normalne, że za wzór bierze się najlepszego czy to w kraju, czy na świecie. A tak się złożyło, że Szymon był najlepszy na świecie. Znamy się chyba od 2008 roku. Wcześniej być może mnie kojarzył, a ja oglądałem go w telewizji, w końcu jest starszy o 13 lat. Nie, przepraszam, w roku 2001 przyjechała do mojego rodzinnego Żarowa grupa lekkoatletów, wśród których był Szymon. Od tego zaczął się w Żarowie rzut młotem: trenerka postanowiła, że właśnie to będziemy robić. Cały sport w Pana życiu zaczął się od rzucania młotem? Jeżeli chodzi o prawdziwy trening, to tak – lekkoatletyka i rzut młotem były pierwsze. A za dzieciaka robi- lekkoatletyka ło się wszystko, cały czas spędzałem na podwórku. Później, w gimnazjum, zajęcia sportowe miałem cztery–pięć razy w tygodniu, rzucałem dyskiem, pchałem kulą, taka ogólnorozwojowa zabawa. Rzut młotem był konikiem. I tak zostało. i z Anitą Włodarczyk kończyła się wśród wzajemnych pretensji i oskarżeń. Jak Pan się z nim dogaduje? Uważam, że jestem gorszy od trenera, jeżeli chodzi o charakter. Wiadomo, że Cybulski to trener bardzo stanowczy. Jego współpraca i z Ziółkowskim, fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Jak powstał dream team, w którym jest Pan i trener Cybulski? To takie składane było. Pan Cybulski chciał mnie przejąć już w 2007 roku. A ja po mistrzostwach świata juniorów w 2008 roku, gdzie byłem czwarty, dostałem centralne szkolenie. Szymon Ziółkowski akurat rozstał się z trenerem Zajcewem i zaczął współpracować z trenerem Kaliszewskim. I na obozach zacząłem z nimi ćwiczyć, miałem zamydlone oczy przez pana Kaliszewskiego. Dopiero w 2009 roku, a właściwie w 2010, trafiłem do pana Cybulskiego. Paweł Fajdek przejął pałeczkę od Szymona Ziółkowskiego Poważnie, aż tak? Poważnie. Mamy z trenerem umowę. Obiecałem, że będziemy razem pracować do igrzysk w Rio, nieważne, co się po drodze wydarzy. A sporów było dużo, nie zawsze sprawy toczyły się tak, jak byśmy chcieli. Trudno. Jak obiecałem, to obiecałem. Zawsze jakoś się dogadamy. Najważniejsze, że są wyniki, więc nie ma co narzekać. Cybulski podkreśla, że jego treningi są na granicy szaleństwa i zdrowego rozsądku. Co to znaczy? To znaczy, że jest bardzo ciężko. A ja mam tak, że nie do końca zgadzam się z tym treningiem, zwłaszcza w sezonie. Lepiej startuję z luzu, wolę odpoczywać, niż ostro zasuwać przed zawodami. Tu się potrafimy poróżnić. A jak trener, już 80-latek, reaguje na Pana kolczyki? Po pierwszym rzucił jakiś tam komentarz, następne przechodziły już bez echa. Niedawno został Pan ojcem. Co to zmieniło w Pańskim życiu? Wszystko. Jestem za kogoś odpowiedzialny. Za czyjeś życie. Fajne uczucie. A jaki wpływ ma to na Pańską karierę? Przecież sportowiec żyje na walizkach. Sezon się zaczął, więc muszę jeździć. I do igrzysk w Rio nic nie zmienię w treningu. Sprawdza się, a tam trzeba będzie być w życiowej formie, więc na eksperymenty czasu nie ma. Potem zamierzam skupić się bardziej na rodzinie. Zawsze chciałem mieć te sprawy ułożone wcześniej niż później. Nieraz patrzy się, jak kontakty dzieci ze starszymi rodzicami bywają utrudnione, bo brakuje zrozumienia z obydwu stron. Ja tak nie chcę. To porwie się Pan w tym sezonie na 87 m? Myślę, że w tym sezonie realne są 84 m, najlepiej w mistrzostwach świata w Pekinie. A za rok w Rio? W Rio proszę tylko o dwa udane rzuty – jeden w eliminacjach i jeden w finale. Nie chcę rekordu świata, chcę tylko wygrać. Plan jest i mam nadzieję, że go zrealizuję. forum trenera 15 klub polska rio 2016 K amila Lićwinko ma przed sobą dwa najważniejsze sezony w karierze. Jest trochę tak, jakby debiutowała na wielkiej scenie bez żadnych prób i wprawek. I to od razu w roli gwiazdy. Jeśli chce nią pozostać, nie ma miejsca na błąd. – Chyba rzeczywiście tak jest, że przede mną sezony życia, zwłaszcza ten olimpijski. Dużo będzie od niego zależało w ocenia mojej całej kariery. To będzie mój olimpijski debiut, późno, bo w wieku 30 lat. Czuję, że igrzyska w Rio są na wyciągnięcie ręki. A kto wie, czy pojadę na następne. Dlatego tak 16 forum trenera Marta Mikiel bardzie zależy mi, żeby do tych najważniejszych zawodów 2016 roku dotrwać w dobrym zdrowiu – przyznaje Kamila Lićwinko, mistrzyni świata w hali, brązowa medalistka halowych mistrzostw Europy i rekordzistka Polski (2,02 m w hali). Dziś minimum kwalifikacyjne na igrzyska – 194 cm – nie stanowi dla niej problemu. To wysokość, którą od dwóch lat pokonuje na zawodach dość regularnie, zajmując czołowe miejsca na światowych listach. Nie ukrywa, że do Rio de Janeiro pojedzie walczyć o medal olimpijski – być może ostatni raz, na pewno pierwszy. Siedem miesięcy w drogerii O tym, że Kamila Lićwinko (w tamtym czasie Stepaniuk) ma papiery na mistrzynię, było wiadomo od pierwszych zawodów. – Skakałam w grupie 10–12-latek, a wygrałam z 15-latkami – wspomina Kamila. Szczupła, wysoka, z zacięciem do sportu, w rodzimym Bielsku Podlaskim trafiła do grupy treningowej olimpijczyka z Barcelony, Eugeniusza lekkoatletyka fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Przygotować może się każdy, ale nie każdy odda skok. Cała sztuka polega na tym, aby umieć całą ciężką pracę wykonaną na treningach wykorzystać na skoczni. Czasem nadmierne wytrenowanie motoryczne może wręcz w tym przeszkodzić Bedeniczuka. W wieku 15 lat przeniosła się do Białegostoku do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, gdzie jej przygotowaniem zajął się trener Jerzy Kuczyński. Kariera świetnie zapowiadającej się skoczkini jakoś nie chciała jednak ruszyć z miejsca. Pierwszy start na scenie międzynarodowej przyniósł 7. miejsce w mistrzostwach Europy juniorów w 2005 roku (miała 19 lat). Dwa lata później była czwarta w mistrzostwach Europy do 23 lat. W 2009 roku – czwarta w uniwersjadzie i ósma w halowych ME. Wtedy ustanowiła też rekord życiowy – 1,93 m, który potem przez wiele lat pozostawał poza jej zasięgiem. forum trenera 17 klub polska rio 2016 Zmieniliśmy także rzeczy okołotreningowe, sposób odżywiania, całe podejście do przygotowań. Ale najważniejsza jest indywidualizacja Najlepsza decyzja w życiu Aby spróbować jeszcze raz skakania na poważnie, przekonał ją ówczesny narzeczony, od jesieni 2013 mąż, a od czerwca 2012 oficjalny trener Michał Lićwinko. Po 10 latach z doświadczonym, dobiegającym wtedy osiemdziesiątki trenerem Kuczyńskim, Kamila razem z nowym szkoleniowcem postanowili wywrócić jej trening do góry nogami. Decyzja, którą nazywa dziś najlepszą w życiu, wymagała wielkiej odwagi. Bo ona, niestabilna wynikowo – jak wiele razy słyszała – nierokująca. On – były kulomiot, rok młodszy od niej, jeszcze bez większych trenerskich dokonań. A jednak pierwsze sukcesy przyszły szybko. Rok wspólnych treningów starczył, aby Kamila pobiła rekord Polski – 1,99 m. Potem było zwycięstwo w Uniwersjadzie w Kazaniu. Na halowe mistrzostwa świata rozgrywane w Sopocie w marcu 2014 roku przyjechała jako zawodniczka z czołówki światowych tabel. I wygrała, skacząc 2,00 m, ex aequo z Marią Kucziną. Jak z zawodniczki średniej klasy zrobić rekordzistkę i gwiazdę? Michał Lićwinko po długim zastanowieniu, zgodnie z przewidywaniami, stwierdza, że nie ma na to prostego przepisu. – Trzeba przeanalizować cykl treningowy, który nie działa, i gruntowanie go zmienić. My zmieniliśmy trening całkowicie. Wielu rzeczy Kamila musiała nauczyć się od nowa. Oczywiście pozostaliśmy w kręgu ćwiczeń typo- Rywalki, z którymi skakałam w zawodach juniorskich, mocno mi odskoczyły. W 2012 roku moja koleżanka ze skoczni, Swietłana Szkolina, zdobyła medal olimpijski, a ja skakałam wtedy w porywach 190 18 forum trenera wych dla tej konkurencji, kluczem jednak była odpowiednia periodyzacja. Wszystkie etapy mają swój czas, swoje miejsce, powinny następować w odpowiedniej kolejności. Niczego nie można pomijać. Zmieniliśmy także rzeczy okołotreningowe, sposób odżywiania, całe podejście do przygotowań. Ale najważniejsza jest indywidualizacja. Idealny trening musi opierać się na analizie konkretnego zawodnika, ma rozwijać jego deficyty, wzmacniać mocne strony, szukać rezerw. Nie każdemu będzie pasował trening mistrza, chociaż mistrz dzięki niemu jest najlepszy – tłumaczy trener Lićwinko. W tym, że sezony 2015 i 2016 są dla jego zawodniczki kluczowe, trener nie widzi nic odkrywczego. – Podejmując współpracę, nastawialiśmy się właśnie na ten czteroletni okres, a zwłaszcza na sezony z mistrzostwami świata i igrzyskami. Te dwa starty rozstrzygną, co tak naprawdę udało nam się razem osiągnąć. I na te dwie imprezy będziemy fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT – Nie dopisywało mi ani zdrowie, ani wyniki. Czułam, że nie jest dobrze. Rywalki, z którymi skakałam w zawodach juniorskich, mocno mi odskoczyły. W 2012 roku moja koleżanka ze skoczni, Swietłana Szkolina, zdobyła medal olimpijski, a ja skakałam wtedy w porywach 190. To było dołujące. Lepsze były nawet młodsze dziewczyny. Zastanawiałam się, czy to ma sens. Brakowało mi motywacji i środków dożycia – opowiada Lićwinko. Najgorszy czas przyszedł w 2010 roku. Miała za sobą fatalny sezon bez wyników, kiedy na dokładkę złamała kość stopy. Lekarze właściwie postawili diagnozę po wielu miesiącach, dopiero w sierpniu 2011 roku, kiedy kolejny sezon już był stracony. Gdy stopa wreszcie się zrosła, znać o sobie dało kolano – tak rozwiały się szanse na walkę o start w igrzyskach w Londynie. Cztery lata wcześniej do Pekinu nie udało jej się zakwalifikować. Myśl o starcie w Rio także wydawała się nierealna, bo Lićwinko właśnie przyzwyczajała się do myśli o skończeniu kariery. – Musiałam być ze sobą szczera i odpowiedzieć sobie na pytanie, ile czasu jeszcze dam radę to ciągnąć. Bez startowego i stypendium nie miałam z czego żyć – przyznaje. Skok wzwyż zawsze był jej wielką miłością, ale nie był jedyną opcją. Jest absolwentką gospodarki przestrzennej Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania, skończyła też Wyższą Szkołę Wychowania Fizycznego i Turystyki. O tym, że jest życie poza sportem, postanowiła się przekonać pod koniec 2011 roku, kiedy zatrudniła się jako sprzedawczyni w drogerii. – Początkowo tylko do pomocy w gorącym okresie przedświątecznym, ale zostałam w sumie prawie 7 miesięcy – opowiada. lekkoatletyka Więcej od Kostadinowej Po świetnym sezonie halowym 2014 przyszła nieco mniej udana seria startów na otwartym stadionie, gdzie wciąż nie udało się Kamili pokonać wysokości 2 m. W ME w Zurychu była 9. z rozczarowującym wynikiem 1,90 m. – Dziś myślę, że za dużo wtedy skakałam na początku sezonu, sześć startów w nieco ponad trzy tygodnie. Pojawiła się kontuzja stopy, żadnej poważnej diagnozy, po prostu przeciążenie. Ale ból był silny, nic nie pomagało. Nie radziłam sobie z nim fizycznie, a to odbiło się na psychice. Byłam świetnie przygotowana, ale wybiłam się z rytmu, straciłam pewność siebie. Z takimi obciążeniami skoki nie wyglądały tak, jak powinny – analizuje skoczkini. Trzeba było zrewidować podejście do kalendarza startów. Dlatego już w sezonie zimowym 2015 znacznie ograniczyła liczbę zawodów. To jedyny sposób na przeciążenie stopy, takiej kontuzji nie da się zoperować. Jedyne co można zrobić, to wzmacniać stopę ćwiczeniami i starać się jej nie nadwyrężać. Tegoroczna zima znów była dla Kamili udana, przyniosła brązowy medal w halowych ME w Pradze (1,94) i wyśrubowanie rekordu Polski (2,02). Trener Lićwinko jest spokojny o dalsze postępy. – Rekordy padają nie tylko na zawodach i nie tylko na skoczni. Kamila cały czas się rozwija. Na ostatnich pięciu treningach pobiła pięć rekordów życiowych w różnych sprawdzianach ogólnorozwojowych: w sprincie na 30 i 20 m, w rzucie kulą przez plecy, tak zwanym wielobojowym, w zarzucie sztangi – wymienia. Wypytywany o konkretne wyniki zdradza: – Kiedy Stefka Kostadinowa biła rekordy świata, rzucała kulą przez plecy 21,30 m. Kamila w czerwcu rzuciła 21,70. Ale to tylko pojedynczy wynik, który niewiele znaczy, nie daje pełnego obrazu cech zawodnika. Być może są dziewczyny, które rzucają więcej – przyznaje. Bo przygotowanie motoryczne, choćby najlepsze, nie musi wcale przełożyć się na sukces w skoku wzwyż. – Przygotować może się każdy, ale nie każdy odda skok. Cała sztuka polega na tym, aby umieć całą ciężką pracę wykonaną na treningach wykorzystać na skoczni. Czasem nadmierne wytrenowanie motoryczne może wręcz w tym przeszkodzić. Zresztą to konkurencja techniczna, zaszkodzić może byle niuans. Rzecz nie w tym, aby błędy całkowicie wyeliminować, ale aby popełniać ich jak najmniej. Na ogół jednak im forma wyższa i trening w mniejszej objętości, tym skoki wychodzą lepsze technicznie – tłumaczy trener. Jego zdaniem cały wyczynowy sport to balansowanie na cienkiej granicy między ciężkim treningiem stymulującym organizm a przetrenowaniem. A już skoczkowie wzwyż są na przetrenowanie szczególnie wrażliwi. Ale nie Kamila. – Ona jest tytanem pracy, jej treningu nie wytrzymałaby żadna skoczkini, którą znam, ani z Polski, ani z zagranicy. Ciężko ją przetrenować. Dzięki temu margines błędu, jaki możemy popełnić w przygotowaniach, jest odrobinę większy – przyznaje Michał Lićwinko. Nie samym sportem zawodnik żyje Forma Kamili w sezonie 2015 jest bardzo stabilna, choć na razie bez fajerwerków. Na pięć pierwszych startów cztery razy zaliczyła wysokość 1,97, raz 1,96. W lipcu wystartuje jeszcze tylko dwa razy, w mityngu Diamentowej Ligi w Monako i w mistrzostwach Polski. Poza tym przed MŚ w Pekinie czekają ją jeszcze trzy obozy kondycyjne (dwa w Spale, ostatni, aklimatyzacyjny w Japonii). – Nie ukrywam, że pojadę do Pekinu i Rio walczyć o medale. W Sopocie sukces przyszedł tak szybko, to była niespodzianka. Minęły jednak dwa lata, ustabilizowałam formę, przyzwyczaiłam się do innych wysokości. Teraz mam inne podejście do rywalizacji. Dojrzałam do tego, żeby jechać na zawody i otwarcie walczyć o najwyższe trofea – przyznaje skoczkini. Oczekiwania trenera są podobne, choć wyraża je nieco inaczej: – Chciałbym, żeby Kamila wróciła stamtąd zadowolona z siebie. Wiadomo, że taki konkurs weryfikuje wszystkie przygotowania. Przegrać można przez szczegół, na przykład pękającą gumkę we włosach, jak to się kiedyś Kamili zdarzyło. Albo przez deszcz. W MŚ w Berlinie Sylwester Bednarek w deszczu zdobył brązowy medal. Faworyci sobie nie poradzili, a on pobił rekord życiowy 2,32 m. Debiut olimpijski w Rio de Janeiro w wieku 30 lat będzie najważniejszym startem Kamili, ale czy musi oznaczać podsumowanie kariery? – Chyba nie. Patrzę na Ruth Beitię i wierzę, że w takiej dyscyplinie jak skok wzwyż długo można pozostać na wysokim poziomie – mówi Kamila. 36-letnia Hiszpanka największe sukcesy zaczęła odnosić właśnie po trzydziestce. Została dwukrotną mistrzynią Europy (Helsinki 2012, Zurich 2014), brązową medalistką MŚ z otwartego stadionu i hali (Moskwa 2013, Sopot 2014) i wicemistrzynią świata w hali (Ad Dauha 2010), mistrzynią i wicemistrzynią halowych ME (Goeteborg 2013 i Paryż 2011). fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT szykować najwyższą dyspozycję. Z moich analiz wynika, że trening, który stosujemy, na pewno będzie stymulować rozwój Kamili do igrzysk olimpijskich. A co później, zobaczymy – zapewnia trener. Ona jest tytanem pracy, jej treningu nie wytrzymałaby żadna skoczkini, którą znam, ani z Polski, ani z zagranicy. Ciężko ją przetrenować Trener Lićwinko jest przekonany, że w jego zawodniczce też drzemią duże rezerwy. Dziś, kiedy ciąży na nich spora presja oczekiwań, robią swoje tak samo jak przed dwoma laty, gdy mało kto w nich wierzył. Przez ten czas jedną rzecz udało im się opanować niemal do perfekcji – sztukę uciekania od sportu. To rzecz o niebagatelnym znaczeniu, kiedy jest się razem w pracy, w domu, w podróży, właściwie zawsze. – I Kamili, i innym moim podopiecznym powtarzam, że nie samym sportem zawodnik żyje. Trzeba mieć jaką odskocznię – relaks, zainteresowania, hobby czy nawet życie towarzyskie. To konieczne, żeby w sporcie się spełniać i mieć sukcesy. Inaczej głowa siada, niczyja psychika nie wytrzyma takich obciążeń, ciągłej presji. Dlatego kiedy tylko możemy, wyjeżdżamy z Kamilą na Mazury, do cichego pensjonatu w głuszy, gdzie nie ma żadnej siłowni. I choćby na te dwa dni zapominamy o treningu, bierzemy urlop od skoku wzwyż. forum trenera 19 klub polska rio 2016 Dawno temu, bo w 2000 roku, polscy czterystumetrowcy byli faworytami do olimpijskiego podium w sztafecie. Skończyło się bez medalu, przez głupi błąd. Następcy tamtych szybkobiegaczy liczą na to, że w Rio de Janeiro stać ich będzie na niespodziankę. Tego samego zdania jest Józef Lisowski, trener kadry i wtedy, i dziś. W końcówce XX wieku trener Lisowski zebrał grupę wyjątkową. Sześć osobowości. Sześciu twardzieli. Jacek Bocian, Tomasz Czubak, Piotr Długosielski, Piotr Haczek, Piotr Rysiukiewicz, Robert Maćkowiak – w kolejności alfabetycznej. Zwani byli „lisowczykami”. Oni na trenera mówili albo ElJot, albo Józek. Albo Łysy Klawy Gość. Z szacunkiem. Stawali na podium największych imprez, poza igrzyskami. W lipcu 1998 roku w Uniondale pod Nowym Jorkiem przebiegli 4 x 400 m w czasie 2.58,00 – ten wynik do dziś jest rekordem Polski. Kiedy w ubiegłym sezonie w finale mistrzostw Europy w Zurychu Rafał Omelko, Kacper Kozłowski, Łukasz Krwczuk, Jakub Krzewina pokonali cztery kółka stadionu w 2:59.85, zgarnęli brązowe medale. I pokazali, że stać ich na wiele. Czy na tyle, na ile ich poprzedników? Hodowla pstrągów czeka Medaliści ME liczą na to, że w Rio de Janeiro stać ich będzie na niespodziankę. – Gdybym ja w to nie wierzył, to bym z nimi nie pracował – mówi Lisowski. – Oczywiście, że stać ich na rekord kraju. To zresztą warunek konieczny, by w Rio liczyć się w walce o podium. Powtarzam, że ta obecna ekipa jest zdecydowanie bardziej utalentowana motorycznie niż ta stara. Tylko mają problem, by się sprzedać na zawodach. Zestawiłem ich najlepsze wyniki indywidualne i porównałem to z wynikami w sztafecie. Średnio biegają o 3 s szybciej, co jest granicą przyzwoitości. A zdarzało się, niestety, że nie byli w stanie uzyskać sumy czasów indywidualnych – tłumaczy trener. Twierdzi za to, że jego zawodnicy dali się już przekonać do tego, by to sztafeta była najważniejsza. – No, może jeden jeszcze nie zrozumiał, ale nazwiska nie będę wymieniał. Głowę ciągle ma w chmurach. Rafał Kazimierczak A realia są takie, że jeżeli od czasu do czasu trafi się miejsce w finale indywidualnym, jak kiedyś Maćkowiakowi, to dobrze. Żeby liczyć się w świecie, muszą stawiać na sztafetę. Lisowski przyznaje, że przez 21 lat pracy z kadrą miał dosyć po każdym nieudanym biegu. – Ileż to razy chciałem to rzucić i zająć się hodowlą pstrągów. Ale zawsze człowiek widzi, że jest szansa coś zrobić. Praca trenera to nie osiem godzin dziennie i do widzenia. To pasja. Jak ktoś tego nie czuje, to się do tego zawodu nie nadaje – tłumaczy. Fikołek zamiast medalu To najgorsze wspomnienie związane jest z igrzyskami w Sydney. Czubak był kontuzjowany, Lisowski wystawił więc do boju Rysiukiewicza, Maćkowiaka, Długosielskiego i Haczka. Emocje były ogromne. Stres też. Zaczynał Rysiukiewicz. Biegł na ósmym, zewnętrznym torze, co – jak się okazało – miało ogromne znaczenie. Zawsze dawał z siebie absolutnie wszystko. Albo więcej. Zawsze po swojej zmianie leżał na bieżni i długo dochodził do siebie. Tym razem było tak samo. Przekazał pałeczkę i padł. Do boju ruszył Maćkowiak, najbardziej doświadczony zawodnik polskiej sztafety. Ruszył i... stało się. Opowiada Długosielski, który miał biec na trzeciej zmianie. Długo przebijał się do pierwszego składu sztafety, był rezerwowym. I wreszcie się przebił, został aktorem w finale finałów. – Czekałem tuż obok na swoją kolej, za niecałe 45 sekund miałem walczyć. I nagle zobaczyłem... Właściwie to nie chce mi się do tego wracać. Pamiętam, że w pierwszym momencie nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Robert wybiegł za bieżnię, potknął się, zrobił fikołka, poderwał się i dalej biegł. Przy tym poziomie zawodników, fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT 20 forum trenera przy tych prędkościach, strata była jednak potężna. Nie do odrobienia. Przeleciało mi przez głowę całe czterolecie, jak nie więcej, przygotowań do tych igrzysk. Potem odebrałem od niego pałeczkę i jazda. Ale byliśmy już daleko z tyłu. Bez szans na to realne – jeszcze przed chwilą – srebro za USA. Tuż po biegu Maćkowiak był totalnie załamany. Płakał. – Pamiętam, jak klęczy, właściwie leży, twarz schowana w rękach, przytulony do bieżni – wspomina Długosielski. – Ja podszedłem do „Haka”, „Rysiu” jak zwykle leżał, był wykończony. Na trybunach zobaczyłem trenera Lisowskiego. Ta mina... Nigdy potem takiego go nie widziałem. Wracaliśmy do wioski w ciszy, bez rozmów. – To była chyba jedyna szansa na olimpijski medal – twierdzi dzisiaj Lisowski. – Chociaż jak analizuję te dawne występy, to się zastanawiam, czy gdyby nie nastawiać wtedy Roberta tylko na sztafetę, to może indywidualnie miał też szansę na brązik. Wspomnienie najlepsze to złoto halowych mistrzostw świata 2001 w Lizbonie. – Moim marzeniem zawsze było zwycięstwo nad Amerykanami. Nie przez dyskwalifikację, a w bezpośredniej walce. Kiedyś mówiłem, że biali koszykarze nie są w stanie wygrać z zawodnikami z NBA. A pamiętam zwycięstwo Litwinów nad USA w Atenach, chłopaki załatwili mi wejściówkę na ten mecz. Dla nas taką wygraną była Lizbona. Powtarzam, że ta obecna ekipa jest zdecydowanie bardziej utalentowana motorycznie niż ta stara. Tylko mają problem, by się sprzedać na zawodach. fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Józef Lisowski twierdzi, że jego najnowsza sztafeta może biegać szybciej od polskich mistrzów świata Piotr Rysiukiewicz zawsze dawał z siebie wszystko i bieżnię opuszczał na noszach fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Tyczkarka zapukała do drzwi Długosielski twierdzi, że siła sztafety, w której on biegał, wynikała ze splotu czynników. – Trener Lisowski trafił na grupę wybitnych talentów i sportowych, i osobowościowych, w jednym czasie. Stanowiliśmy monolit, sztafeta zawsze była na pierwszym miejscu, chociaż „Maciek” i „Czubek” z powodzeniem startowali w biegach indywidualnych. Ale każdy z nas rozumiał, w czym tak naprawdę możemy być mocni. Trzy lata temu zawodnicy jednej ze sztafet dowodzonych przez Lisowskiego pobili się między sobą. Doszło do skandalu. – Teoretycznie wszystko jest możliwe, ale nie, u nas byłoby to jednak niemożliwe – mówi Długosielski. – Wiadomo, że spięć nie brakowało. Jak może ich nie być, skoro kilku mężczyzn przebywa razem po 300 dni w roku. Bywały ciche dni, to naturalne. Zawsze potrafiliśmy rozładować gęstą fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT lekkoatletyka MŚ w Helsinkach: Robert Maćkowiak przejmuje pałeczkę od Marcina Marciniszyna atmosferę, różnymi akcjami, różnymi numerami. Z tym stresem trzeba było jakoś walczyć. Kiedyś, na obozie w Meksyku, trener poszedł bardzo wcześniej spać, a „Haku” i ja wręcz przeciwnie. Na stadionie spotkaliśmy tyczkarkę, chyba z Wenezueli. Namówiliśmy ją, żeby zapukała do drzwi trenera Lisowskiego, przedstawiła się i powiedziała: Cześć Józek, gdzie są moi kumple Haku i Długi? Na śniadaniu trener był mocno spanikowany, mówił, że miał jakieś koszmary, że w nocy ktoś czarnoskóry mówił do niego po polsku. Długosielski jest teraz sekretarzem generalnym Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. I tak jak Lisowski wierzy w sztafetę 4 x 400 m. – Wynik z Zurychu ma członkom sztafety pomóc w tym, by nabrali przekonania, że mogą być lepsi od nas. Zgadzam się z trenerem, że ich na to stać. A trener wie, co mówi, przecież w tym, co robi, jest najbardziej doświadczonym szkoleniowcem w kraju. Miał różnych zawodników, czasami szło lepiej, czasami gorzej, ale generalnie medale potrafi zdobywać. Swoją funkcję pełni od ponad 20 lat i można zapytać – jak nie on, to kto? forum trenera 21 gry zespołowe O statni występ w igrzyskach – 1980 rok w Moskwie (7. miejsce). Ostatni – i jedyny zarazem – występ w mistrzostwach świata – 1967 rok (5. miejsce). Ostatni raz w ósemce mistrzostw Europy – 1997 rok (7. miejsce). Mimo ogromnej popularności zyskanej na bazie transmisji meczów NBA w latach 90. koszykówka pozostaje w Polsce w XXI wieku w cieniu innych gier zespołowych zarówno pod względem wyników, jak i zainteresowania kibiców. Od dawna nie możemy się doczekać ani mocnej drużyny narodowej, ani czołowego klubu Europy. – Podstawową przyczyną takiego stanu jest... wielka popularność tego sportu na świecie, a co za tym idzie, ogromna konkurencja. I to nie tylko pod względem liczby i klasy zawodników, ale też nakładów finansowych – uważa Wojciech Kamiński, trener Rosy Radom i asystent selekcjonera reprezentacji Polski Mike’a Taylora. – W piłkę ręczną czy w siatkówkę gra się na wysokim poziomie w nieporównywalnie mniejszej liczbie krajów niż w koszykówkę, która jest sportem globalnym i ustępuje tylko futbolowi. To pociąga za sobą wysokie nakłady finansowe, a w Polsce z tym krucho – dodaje Kamiński. – W latach 60. i 70. Zachód nie grał w kosza, to była domena krajów socjalistycznych. Greków czy Turków pokonywaliśmy, grając tyłem. Ale oni potem zaczęli ściągać zagranicznych zawodników, a przede wszystkim trenerów – wspomina jeden z najlepszych polskich koszykarzy wszech czasów i selekcjoner reprezentacji Polski (2000–2003) Dariusz Szczubiał. – Wtedy też była jedna Jugosławia i jeden ZSRR. W latach 90. te państwa rozpadły się na kilka mniejszych i wiele z nich jest bardzo mocnych w koszykówce, więc wzrosła konkurencja, a osiągnięcie sukcesu staje się coraz droższe – zauważa Szczubiał. W pewnym sensie Kamiński i Szczubiał mają słuszność. Z budżetami w wysokości Kiedyś polscy koszykarze zaliczali się do europejskiej czołówki. Zdobywali medale mistrzostw Starego Kontynentu, uczestniczyli regularnie w igrzyskach olimpijskich. Od ponad dekady, mimo kilku gwiazd w drużynie i zagranicznych selekcjonerów (ostatnim Polakiem był w 2004 roku Andrzej Kowalczyk, po nim aż siedmiu obcokrajowców) nie są w stanie uplasować się w czołowej ósemce Europy, a pod względem popularności siatkówka i piłka ręczna biją basket na głowę. Dlaczego tak się dzieje? 4–4,5 mln euro Vive Tauron Kielce w piłce ręcznej czy PGE Skrę Bełchatów w siatkówce stać na awans do najlepszej czwórki Ligi Mistrzów. W Eurolidze, czyli koszykarskim odpowiedniku tych rozgrywek, podobna kwota wystarcza na to, by zespół przyjęto w ogóle do rywalizacji. – Nie oszukujmy się, taki budżet dla ogromnej większości polskich klubów jest nieosiągalny – dodaje Kamiński. – Bez pieniędzy niczego się nie zrobi, a Polacy są niecierpliwi i chcą efektów natychmiast. Kiedyś Francja nie istniała w grach zespołowych, ale zainwestowali tam w szkolenie młodzieży i mają efekty – podkreśla Szczubiał. Praca chałupnicza No właśnie, szkolenie. Przecież to, że klubów nie stać na zatrudnianie zawodniczych i trenerskich gwiazd, nie oznacza, że takich gwiazd nie można sobie wychować. Przykładami mogą świecić choćby takie kraje, jak Litwa, Serbia czy Chorwacja, a nawet Ukraina, Łotwa i Czechy – wszystkie te reprezentacje w mistrzostwach Europy 2013 zajęły miejsca wyższe niż biało-czerwoni. – U nas pracuje się metodami chałupniczymi, szkoli się, ale niewiele z tego wynika. Brak pieniędzy na trenerów, porządną or- Mamy 15–17 koszykarzy ogranych na europejskich parkietach, a to niewiele. Reszta nie ma kontaktu z poważną koszykówką. Nie możemy się równać z taką Francją, która w NBA ma kilkunastu graczy 22 forum trenera Wojciech Osiński Trener reprezentacji Polski, Amerykanin Mike Taylor ganizację to jedno, ale jeszcze gorszy jest brak wystarczającej ilości młodzieży. W piłce ręcznej może grać chłopak o wzroście 180–190 cm, w siatkówce musi mieć trochę więcej, ale w koszykówce większość to muszą być dwumetrowcy, a takich jest niewielu. Jak w 50-tysięcznym mieście, a takie stanowią przewagę w ekstraklasie, znaleźć dwumetrowego nastolatka? I to jeszcze takiego, który będzie miał predyspozycje do sportu i będzie mu się chciało trenować na tyle ciężko, by za ileś lat pociechę z niego miała reprezentacja? – pyta Szczubiał. Tu dochodzimy do kolejnej kwestii. – Młodzi ludzie nie wiedzą, że koszykówka to fajny sport, w którym można zrobić karierę. Jeśli są wysocy, przechwytuje ich siat- koszykówka kówka, w której wzory są na wyciągnięcie ręki, bo o tym sporcie mówi się bez przerwy. Pięć lat temu wartość koszykówki była o 30 procent większa niż siatkówki, a przecież polscy siatkarze byli już wtedy wicemistrzami świata. Teraz pewnie jest odwrotnie, czyli można przyjąć, że koszykówka straciła na wartości z 60 procent – dowodzi Waldemar Kijanowski, były koszykarz, a obecnie menedżer i specjalista od marketingu. – W Polsce nakłady na szkolenie młodzieży są za małe w porównaniu z Włochami, Francją, Hiszpanią, Turcją czy Grecją. Jeśli ktoś ma takie możliwości, wyjeżdża za granicę i tam szuka lepszej przyszłości sportowej dla swoich dzieci. Przykład? A choćby Andrzej Pluta, który wyemigrował z całą rodziną do Hiszpanii, żeby jego synowie mieli większą szansę na karierę – mówi Kamiński. W piłkę ręczną czy w siatkówkę gra się na wysokim poziomie w nieporównywalnie mniejszej liczbie krajów niż w koszykówkę, która jest sportem globalnym i ustępuje tylko futbolowi. Gortat i Lampe to nie asiory Nawet jednak mimo wskazywanej przez naszych rozmówców szkoleniowej słabości udaje się od czasu do czasu wychować naprawdę dobrych zawodników, czego dowodem może być choćby wicemistrzostwo świata juniorów do 17 lat wywalczone pięć lat temu. W tamtej drużynie czołowymi postaciami byli Przemysław Karnowski i Mateusz Ponitka, którzy wciąż mają szansę na koszykarską karierę. Może nawet taką na miarę Marcina Gortata czy Macieja Lampego. Tę dwójkę najbardziej znanych obecnie polskich koszykarzy wymieniliśmy nieprzypadkowo. Przecież zarówno nasz jedynak w NBA Gortat, jak i zawodnik słynnej Barcelony Lampe powinni stanowić o sile reprezentacji Polski i zapewniać jej, jeśli nie medale kontynentalnego czempionatu, to przynajmniej regularne miejsce w ósemce. Co ciekawe, zdania co do ich przydatności dla reprezentacji są podzielone. – W naszej reprezentacji brakuje asiorów. Gortat i Lampe to bardzo dobrzy koszykarze, ale nie asiory. Oni pełnią rolę rzemieślników w swoich klubach. Nie jestem przeciwnikiem Gortata i Lampego, ale w reprezentacji jest podstawowa zasada: każdy z zawodników musi zapomnieć o swoich interesach, tylko poczuć się w kadrze jak w domu, chcieć walczyć dla zespołu, kolegów, trenera – twierdzi Szczubiał. – A ja uważam, że reprezentacja bez Gortata i Lampego może być silniejsza niż z nimi, co pokazały ME na Litwie, gdzie z kilkoma młodszymi zawodnikami Polska pokonała bardzo silną Turcję – przypomina Kijanowski. Jeszcze dalej posuwa się Dominik Tomczyk, były znakomity reprezentant Polski. – Według mnie brak Gortata i Lampego paradoksalnie wychodzi reprezentacji na dobre. Podobało mi się, jak nasz zespół grał Adam Waczyński w Hiszpanii wybierany jest do drużyny kolejki ligowej forum trenera 23 gry zespołowe W naszej reprezentacji brakuje asiorów. Gortat i Lampe to bardzo dobrzy koszykarze, ale nie asiory. Oni pełnią rolę rzemieślników w swoich klubach Maciej Lampe jest jednym z graczy, którzy powinni stanowić o sile reprezentacji POLSKIE SPORTY ZESPOŁOWE W OSTATNIEJ DEKADZIE PIŁKA RĘCZNA MŚ 2005 Polska nie startowała ME 2006 10. miejsce MŚ 2007 2. miejsce ME 2008 7. miejsce IO 2008 5. miejsce MŚ 2009 3. miejsce ME 2010 4. miejsce MŚ 2011 8. miejsce ME 2012 9. miejsce IO 2012 Polska nie startowała MŚ 2013 9. miejsce ME 2014 6. miejsce MŚ 2015 3. miejsce SIATKÓWKA ME 2005 MŚ 2006 ME 2007 IO 2008 ME 2009 MŚ 2010 ME 2011 IO 2012 ME 2013 MŚ 2014 5. miejsce 2. miejsce 11. miejsce 5. miejsce 1. miejsce 13. miejsce 3. miejsce 5. miejsce 9. miejsce 1. miejsce KOSZYKÓWKA ME 2005 Polska nie startowała MŚ 2006 Polska nie startowała ME 2007 13. miejsce IO 2008 Polska nie startowała ME 2009 9. miejsce MŚ 2010 Polska nie startowała ME 2011 17. miejsce IO 2012 Polska nie startowała ME 2013 21. miejsce MŚ 2014 Polska nie startowała 24 forum trenera Mateusz Ponitka był jednym z koszykarzy, którzy zdobyli srebro MŚ do lat 17 w ostatnich eliminacjach ME. To była szybka, dynamiczna koszykówka. Natomiast obie gwiazdy przytłaczają swoimi osobowościami resztę zespołu. Inni koszykarze widząc obok takie postaci, spodziewają się, że to właśnie Marcin i Maciej będą brać na siebie odpowiedzialność za drużynę i pociągną ją do zwycięstw. W ten sposób inni nie dają z siebie tyle, ile by mogli i powinni – twierdzi Tomczyk. Tu dochodzimy do kwestii lidera drużyny. – Wysoki zawodnik nie może rządzić zespołem koszykówka Polski jedynak w NBA, Marcin Gortat NAJLEPSI POLSCY KOSZYKARZE GRAJĄCY ZA GRANICĄ Marcin Gortat (31 lat) Washington Wizards (USA) Maciej Lampe (30 lat) FC Barcelona (Hiszpania) Adam Waczyński (26 lat) Rio Natura Monbus (Hiszpania) Mateusz Ponitka (22 lata) Telenet Ostenda (Belgia) Dardan Berisha (27 lat) Sigal Prisztina (Kosowo) Tomasz Gielo (22 lata) University of Mississippi (USA) Przemysław Karnowski (22 lata) Gonzaga University (USA) Michał Ignerski (35 lat) LeMans Sarthe Basket (Francja)) przejęcia roli lidera w konkretnym meczu. Dzięki temu byliśmy mniej przewidywalni dla przeciwników – przypomina były gracz m.in. Mazowszanki Pruszków i Śląska Wrocław. W pewnym momencie wydawało się, że zyskaliśmy naprawdę solidnego rozgrywającego, naturalizując Davida Logana. Amerykanin jednak wystąpił tylko w Eurobaskecie w Polsce w 2009 roku i na tym jego przygoda z reprezentacją Polski się skończyła. Mike Taylor musi z naszych kilku dobrych koszykarzy stworzyć mocny zespół fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT na boisku, on nie planuje akcji, działa raczej zadaniowo. Liderem może być ewentualnie rzucający, ale musi mieć charyzmę. Najlepiej jednak, aby wodzem był rozgrywający o charakterze przywódcy, twardziel i do tego szybki – przekonuje Szczubiał. W Polsce najlepszym graczem na tej pozycji jest Łukasz Koszarek z mistrzowskiego Stelmetu Zielona Góra. – On mógłby zostać szefem, ale musi dostać stuprocentowe wsparcie i zaufanie od trenera. Żeby wiedział, że to nie zarabiające miliony gwiazdy z zagranicy są w zespole najważniejsze, tylko on. Niestety to już schyłek kariery Łukasza, poza tym odstaje klasą od konkurentów z innych krajów – mówi Kijanowski. – Za Koszarkiem jest kilka postaci, ale albo przegrywają z kontuzjami, albo z obcokrajowcami w swoich klubach i dlatego grają mniej – dodaje Szczubiał. Tomczyk widzi sprawę nieco inaczej. – To nie jest tak, że każdy zespół bez jednego konkretnego lidera nie osiągnie sukcesów. W latach 90. nie mieliśmy takich graczy jak Gortat czy Lampe, występujących w NBA czy czołowych klubach Europy. Tworzyliśmy jednak wyrównany zespół, w którym każdy był gotowy do Więcej chwalić, mniej krytykować Wszyscy zgadzają się co do tego, że obecny selekcjoner Mike Taylor nie ma zbyt szerokiego wyboru. – Poza Polską występuje niewielu biało-czerwonych, choć trzeba docenić takich graczy jak choćby Adam Waczyński. W Polsce niedoceniany, w Hiszpanii wybierany do drużyny ligowej kolejki. Ale takich graczy jest o wiele za mało – martwi się Kijanowski. – Mamy 15–17 koszykarzy ogranych na europejskich parkietach, a to niewiele. Reszta nie ma kontaktu z poważną koszykówką. Nie możemy się równać z taką Francją, która w NBA ma kilkunastu graczy – dodaje Kamiński. – Problemem jest też fakt, że w naszej lidze występuje wielu przeciętnych obcokrajowców. Osobiście wolałbym mieć w zespole trzech graczy, którym płaciłbym po 10 tys. dolarów, niż sześciu takich za piątkę – mówi Tomczyk. Ogólnie jednak nasi koszykarscy eksperci są dobrej myśli. – We wrześniowych ME Polska może powalczyć, jeśli w składzie znajdą się wszyscy najlepsi zawodnicy, trenerowi uda się stworzyć z nich mocny zespół i dopisze szczęście – przewiduje Kamiński. – Pod względem umiejętności koszykarzy wyglądamy nieźle, mamy dobrą drużynę, na którą trzeba patrzeć pozytywnie. Chwalić każde pół kroku naprzód, a nie krytykować – mówi Szczubiał. – A ja jestem ciekaw, jak trener Taylor poradzi sobie z wkomponowaniem w zespół Gortata i Lampego. Jak już wspominałem, nie jestem ich zwolennikiem, lecz jeśli selekcjonerowi uda się powściągnąć ich wybujałe ego i przekonać do wykonywania na boisku konkretnych zadań, może być nieźle – zapowiada Tomczyk. – To fakt. Bo mieć dobrych koszykarzy to jedno, ale zrobić z nich skuteczny zespół, to już zupełnie inna sprawa – kończy Kijanowski. forum trenera 25 fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT rio 2016 Co dwa lata – raz przed igrzyskami letnimi, raz przed zimowymi – pojawia się ten sam dylemat: jak liczną ekipę wysłać? Wszystkich, którzy spełnili wymagania federacji międzynarodowych, czy tylko tych, którzy mają szansę na zajęcie przyzwoitej lokaty? I co znaczy lokata „przyzwoita”? To miejsce w pierwszej ósemce czy w nieco szerszej czołówce? Artur St. Rolak O d 1992 roku – czyli w pierwszych igrzyskach po zmianie ustrojowej w Polsce – 42 naszych sportowców zdobyło medale olimpijskie w konkurencjach indywidualnych, czyli samodzielnie, bez pomocy choćby jednego partnera czy partnerki. 24 z nich stanęło na podium jako debiutanci. Aż 24 czy tylko 24? Tego trzeba się nauczyć Kamila Skolimowska debiut olimpijski okrasiła złotym medalem 26 forum trenera W 1996 roku, krótko przed igrzyskami olimpijskimi, Szymon Ziółkowski skończył 20 lat. Jak na młociarza – niewiele. Był mistrzem świata (1994) i Europy (1995) juniorów, a Marek Biskupski, ówczesny szef wyszkolenia młodzieży PZLA, uparł się, aby w nagrodę wysłać go do Atlanty. Nauka nie poszła w las – cztery lata później Ziółkowski wrócił z Sydney ze złotym medalem. O tym, czy wysyłać wszystkich, czy tylko tych, którzy gwarantują dobre lokaty, dyskutują działacze, trenerzy, dziennikarze i kibice. Rzadko pytani są o opinię psychologowie. – Bardzo wiele zależy od celu, jaki stawiają sobie sportowiec czy jego trener. Wysłanie na igrzyska osoby młodej ma na celu m.in. tak zwane przetarcie, czyli zdobycie doświadczenia. Z moich obserwacji wynika jednak, że polscy sportowcy coraz częściej stawiają sobie za cel zwycięstwo, a coraz rzadziej uniknięcie kompromitacji. Wydaje mi się, że nie ma ucieczki przed presją, z którą oczywiście można radzić sobie publicystyka Nie pytajmy więc, czy warto jechać, aby zająć 20. miejsce. Jeśli sportowiec zdobył kwalifikację, która z igrzysk na igrzyska jest coraz trudniejsza do uzyskania, to niech jedzie! Kiedyś bardzo popularna była w mediach opinia, że gdyby nie Barcelona (pamiętna dyskwalifikacja tuż przed stadionem), to w Atlancie Robert Korzeniowski nie zacząłby marszu po cztery tytuły mistrza olimpijskiego. – Takie stawianie sprawy to pewnego rodzaju uproszczenie. Przecież w 1992 roku miałem najlepszy wynik na świecie, czyli „papiery” na medal. Wtedy jednak nie rozumiałem jeszcze magii igrzysk: innego zapachu szatni, innych rytuałów przedstartowych, życia wioski olimpijskiej. Tego też trzeba się nauczyć – mówi dzisiaj triumfator z Atlanty, Sydney i Aten. Najlepszy jest cel, który mobilizuje Konrad Czerniak w swoim pierwszym starcie w IO zapłacił frycowe. Z czasem, z którym zajął 2. miejsce w MŚ, w Londynie 2012 byłby złotym medalistą Doświadczenia, o których wspomniał Paweł Habrat, to nie tylko zapoznanie się młodego sportowca z niepowtarzalną atmosferą igrzysk olimpijskich. To również dobra okazja, aby sprawdzić system swoich przygotowań i podejrzeć rywali, z którymi w przyszłości być może przyjdzie rywalizować już o medale. Zaprocentować może również obserwacja przeciwników, ich zachowań i zwyczajów nie tylko podczas zawodów. – Kiedy debiutowałam w igrzyskach, byłam już wicemistrzynią świata, więc do fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT lepiej lub gorzej – twierdzi Paweł Habrat, psycholog, który ze sportowcami pracuje na co dzień. – Moim zdaniem głównym kryterium selekcji powinna być forma, a nie metryka. Optymalny wiek dla sztangisty to 25–27 lat, ale jedni zawodnicy rozwijają się szybciej, inni wolniej; zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie, a niektórzy po prostu rodzą się mistrzami i nie muszą długo się uczyć. Po naukę można kogoś wysłać tylko wtedy, jeśli nie zabierze miejsca lepszemu – podkreśla Szymon Kołecki, który na podium stanął jako debiutant. – Każda federacja ma inny system kwalifikacji. Wysoka forma rok przed igrzyskami jeszcze niczego nie gwarantuje, dlatego w żeglarstwie zdobywa się je dla kraju, nie dla siebie samego. Ważne, aby potem nasz krajowy sposób wyłaniania olimpijczyków był uczciwy i znany wszystkim kandydatom – wtóruje mu Zofia Klepacka, w której przypadku sprawdziła się zasada, że „do trzech razy sztuka”. forum trenera 27 rio 2016 Barcelony nie jechałam po naukę. Każdy udział w igrzyskach daje jednak nowe doświadczenia, które procentują w następnych – zauważa Renata Mauer, zdobywczyni dwóch medali w drugim starcie olimpijskim, jednego w trzecim i żadnego w pierwszym. A może debiutanci sami od siebie wymagają zbyt wiele? Osiągnęli dobry, nawet bardzo dobry wynik przed igrzyskami i oczyma wyobraźni już zaczynają widzieć się na podium, a w nocy śni im się hymn grany właśnie dla nich... – U sportowców często występuje myślenie powinnościowe: „muszę”, „powinienem”... Różni ludzie różnie na to reagują. Niektórzy używają tych słów jak zaklęć, aby sięgnąć do rezerw, aby jeszcze bardziej się zmobilizować. Innym takie podejście przeszkadza i obniża poziom wykonania; ci powinni zastąpić „muszę” słowami „spróbuję” i „chcę”. To sprawa bardzo indywidualna i należy ją rozpatrywać jednostkowo. Wiek i doświadczenie nie mają większego znaczenia – Paweł Habrat przestrzega przed stawianiem sobie zbyt wygórowanych wymagań. W sporcie nie ma ucieczki przed stresem związanym ze startem i presją wyniku. Z tej trudnej sytuacji są, upraszczając, dwa wyjścia. Jednym jest konfrontacja: zawodnik mierzy się z zadaniem, które ma do wykonania, a drugim unik: jeśli ma się skompromitować, to po prostu rezygnuje z udziału w zawodach. Jest też Sylwia Bogacka stanęła na podium dopiero w trzecim starcie w igrzyskach olimpijskich 28 forum trenera Teoria celu mówi, że najlepszy jest taki, który mobilizuje; który jest trudny, ale realny. Dotyczy to zwłaszcza sportów wymiernych, ponieważ można oszacować przybliżony wynik wyjście pośrednie: zamrożenie problemu. Zawodnik jedzie na zawody, ale startuje w nich z obojętnością. – Psychologia nie ocenia tych wyborów, jedynie pokazuje ich możliwe konsekwencje. Wielu sportowców i trenerów szacuje koszty i zyski związane z nieosiągnięciem celu. Teoria celu mówi natomiast, że najlepszy jest taki, który mobilizuje; który jest trudny, ale realny. Dotyczy to zwłaszcza sportów wymiernych, ponieważ można oszacować przybliżony wynik. Zawodnik powinien jednak być skoncentrowany na zadaniu. Od tego, jak je wykona, będzie zależało jego miejsce. Skupianie się na rezultacie niepotrzebnie zwiększa presję – przekonuje Paweł Habrat. Okazja spotyka się z przygotowaniem Wydaje się, że w dyscyplinach wczesnych – najbardziej oczywiste są przykłady pływania i gimnastyki – nie ma na co czekać. Jeśli sportowiec już teraz, nawet jako nastolatek, prezentuje poziom uprawniający go do startu na igrzyskach olimpijskich, to niech jedzie, bo za cztery lata może być, krótko mówiąc, już za stary. Dylemat, czy wysyłać zawodnika tylko po naukę, dotyczy dyscyplin i konkurencji, w których szczyt możliwości osiąga się raczej bliżej trzydziestki niż dwudziestki. – Osobiście uważam, że ktoś, kto szczyt możliwości osiągnie za cztery czy za sześć lat, ale kwalifikację uzyskał już teraz, powinien znaleźć się w ekipie. Nie kalkulujmy, czy ma szansę na miejsce w ósemce czy szesnastce, bo doświadczenie olimpijskie można zdobyć tylko na igrzyskach – dodaje Robert Korzeniowski. Nie zapominajmy o różnicy między sportami wymiernymi a niewymiernymi. W tych drugich wynik w większym stopniu zależy nie tylko od samego sportowca i jego umiejętności. Istotnym czynnikiem jest przede wszystkim działanie rywala, na które można przecież wpływać, wykorzystując jego słabszą psychikę lub dyspozycję fizyczną. Są też elementy losowe. Nie warto przywiązywać do nich zbyt wielkiej wagi, ale trzeba brać je pod uwagę. publicystyka W obu przypadkach niezbędna jest jednak koncentracja na samym sobie, czyli na sprawach, które zawodnik jest w stanie kontrolować – taktyce, technice, sposobie myślenia. – Znane powiedzienie mówi, że „szczęście sprzyja lepszym”. Trener Piotr Stokowiec, z którym często współpracuję, mawia natomiast, iż szczęście można mieć wtedy, kiedy okazja spotka się z dobrym przygotowaniem. Inni mówią, że szczęściu trzeba dać szansę. To naprawdę mądre podejście, bowiem nie wolno liczyć na elementy losowe, występujące w każdym sporcie, ale być na nie gotowym. To może być decyzja sędziego, warunki atmosferyczne, zachowanie kibiców... Tych czynników jest wiele, a skupianie na nich uwagi może prowadzić do wniosku, że sens występu stoi pod znakiem zapytania. Należy zatem koncentrować się na tym, co można kontrolować. Najlepszym potwierdzeniem są sportowcy przez wiele lat utrzymujący się w czołówce – analizuje Paweł Habrat. Zmieńmy kryteria selekcji Dylematu na pewno nie rozstrzygniemy, ale na koniec jeszcze raz oddajmy głos sportowcom. – Opinie są podzielone i nie można mówić, że ktoś ma w pełni rację, a ktoś inny wcale. W podnoszeniu ciężarów każdy kraj może zgłosić określoną po kwalifikacjach liczbę zawodników i wcale nie muszą to być akurat ci, którzy te miejsca wywalczyli – Szymon Kołecki zwraca uwagę na specyfikę kwalifikacji w jego dyscyplinie. – W konkurencjach strzeleckich czołówka światowa liczy około 20 osób, więc trudno przewidzieć, kto wygra, a kto zdobędzie pozostałe medale. W igrzyskach nigdy tego nie wiadomo... Presja jest tak duża, że zawsze mogą zdarzyć się niespodzianki: faworyt może zająć dalekie miejsce, a ktoś niedoceniany zdobyć medal. Nie pytajmy więc, czy warto jechać, aby zająć 20. miejsce. Jeśli sportowiec zdobył kwalifikację, która z igrzysk na igrzyska jest coraz trudniejsza do uzyskania, to niech jedzie! Bo skoro się zakwalifikował, to już prezentuje wysoki poziom i ma szansę na medal – Renata Mauer stawia sprawę jasno. – Igrzyska ogląda cały świat i nie ma lepszej promocji dla kraju. Im większa ekipa, tym większy prestiż. Nie można również zapominać o sponsorach. Reprezentacja jest finansowana nie tylko z budżetu państwa, lecz również przez prywatne firmy – Zofia Klepacka dostrzega jeszcze jeden, rzadko podnoszony, aspekt w tej dyskusji. polscy medaliści ostatnich sześciu igrzysk olimpijskich W kolejnych rubrykach: imię i nazwisko zawodnika, dyscyplina, liczba startów olimpijskich, rok debiutu i rok zdobycia pierwszego medalu. Wojciech Bartnik boks Leszek Blanik gimnastyka Waldemar Legień judo Paweł Nastula judo Aneta Szczepańska judo Izabela Dylewska kajakarstwo Piotr Markiewicz kajakarstwo Maja Włoszczowska kolarstwo Robert Korzeniowski lekkoatletyka Tomasz Majewski lekkoatletyka Piotr Małachowski lekkoatletyka Artur Partyka lekkoatletyka Anna Rogowska lekkoatletyka Kamila Skolimowska lekkoatletyka Anita Włodarczyk lekkoatletyka Szymon Ziółkowski lekkoatletyka Arkadiusz Skrzypaszek pięciobój nowoczesny Otylia Jędrzejczak pływanie Bartłomiej Bonk podnoszenie ciężarów Andrzej Cofalik podnoszenie ciężarów Szymon Kołecki podnoszenie ciężarów Waldemar Malak podnoszenie ciężarów Krzysztof Siemion podnoszenie ciężarów Sergiusz Wołczaniecki podnoszenie ciężarów Agata Wróbel podnoszenie ciężarów Adrian Zieliński podnoszenie ciężarów Sylwia Bogacka strzelectwo Renata Mauer-Różańskastrzelectwo Mirosław Rzepkowskistrzelectwo Sylwia Gruchała* szermierka Kajetan Broniewski wioślarstwo Jacek Fafiński zapasy Damian Janikowski zapasy Piotr Stępień zapasy Józef Tracz zapasy Agnieszka Wieszczek zapasy Ryszard Wolny zapasy Andrzej Wroński zapasy Włodzimierz Zawadzkizapasy Mateusz Kusznierewicz żeglarstwo Przemysław Miarczyński żeglarstwo Zofia Noceti-Klepacka żeglarstwo 31992 22000 21988 31992 11996 31988 11996 12008 41992 32004 22008 31988 12004 32000 22008 5 1996 2 1988 4 2000 2 2008 2 1992 2 2000 1 1992 3 1988 1 1992 2 2000 1 2012 32004 3 1992 11996 42000 3 1992 11996 12012 11992 31988 1 2008 41988 41988 3 1992 5 1996 4 2000 3 2004 1992 2000 1988 1996 1996 1988 1996 2008 1996 2008 2008 1992 2004 2000 2012 2000 1992 2004 2012 1996 2000 1992 1992 1992 2000 2012 2012 1996 1996 2004 1992 1996 2012 1992 1988 2008 1996 1988 1996 1996 2012 2012 * W 2000 roku Sylwia Gruchała zdobyła srebrny medal w zawodach drużynowych. Podobnie jak Robert Korzeniowski: – Każdy olimpijczyk jest autorytetem w swoim środowisku. Nawet jeśli nie on zdobędzie teraz medal, to może za cztery lata zrobi to ktoś, kto skorzysta z jego doświadczeń. Dziwią mnie dyskusje, czy warto wysyłać na igrzyska 200-osobową ekipę i gdybanie, Każdy olimpijczyk jest autorytetem w swoim środowisku. Nawet jeśli nie on zdobędzie teraz medal, to może za cztery lata zrobi to ktoś, kto skorzysta z jego doświadczeń na ile medali ma ona szanse. Moim zdaniem związki sportowe, PKOl i ministerstwo powinny zmienić kryteria selekcji, aby nie kierować się tylko punktami i medalami, ale również potencjałem na przyszłość. Zwróćmy uwagę, że najwięcej medali zdobywają kraje mające najliczniejsze ekipy. I jeszcze żart – dość stary i chyba średnio śmieszny, ale znakomicie wpisujący się w nasze rozważania. W XVIII wieku w Londynie odbył się jeden z pierwszych biegów ulicznych. Zjawisko było nowe, więc zdziwiony lord przywołał lokaja i zapytał: – Janie, a cóż to za zbiegowisko? – To bieg uliczny, Sir. Ludzie się ścigają – odparł służący. – A po co? – dociekał lord. – Ten, który dobiegnie pierwszy, dostaje nagrodę pieniężną – wyjaśnił Jan. – Rozumiem. Po co jednak biegną pozostali... forum trenera 29 rio 2016 Organizatorzy igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro zbierają cięgi za stan przygotowań. Tak samo jednak źle traktowano Brazylijczyków za to, co zrobili albo raczej czego nie zrobili przed piłkarskimi mistrzostwami świata, a okazało się, że mundial w 2014 roku odbył się bez zakłóceń. 30 forum trenera Olgierd Kwiatkowski J est gorzej niż w Atenach – mówił przed rokiem wiceprezydent MKOl Australijczyk John Coa tes na temat przygotowań do przy szłorocznych igrzysk. – Ale tam przy najmniej mieliśmy z kim rozmawiać: rząd i kilku przedstawicieli władz lokal nych, a w Brazylii mamy ich trzech, każdego z równym prawem głosu: rząd federalny, rząd stanowy z Rio i władze miejskie. Z czymś takim nigdy się nie spotkaliśmy. To najgorsze przygotowania do igrzysk, jakie widziałem – dodał. Ale nie tylko ze względów formalnych przygotowania olimpijskie napotykają trudności. Opóźniona budowa obiektów sportowych i niezbędnej infrastruktury, problemy socjalne, ekologiczne i z bezpieczeństwem powodują niepokój w MKOl i w lokalnych federacjach. Spuścizna po igrzyskach panamerykańskich W momencie rozstrzygania kandydatury Rio de Janeiro w 2009 roku jej wielkim atutem była infrastruktu- rio 2016 Igrzyska w czterech strefach ra sportowa. W 2007 roku w drugim co do wielkości mieście Brazylii odbyły się igrzyska panamerykańskie. Organizowane zostały z przytupem, zakończyły się sukcesem. Większość obiektów była nowoczesna i spełniła zadanie. Przewidywano, że idealnie przysłużą się sportowcom z całego świata kilka lat później. To prawda, choć na przykład na stadionie Joao Havelange’a, na którym odbędzie się ceremonia otwarcia i zamknięcia igrzysk oraz rozegrane zostaną zawody lekkoatletyczne, istniało realne zagrożenie zawalenia się dachu. Tor kolarski – Barra Igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro odbędą się w czterech strefach drugiego co do wielkości miasta Brazylii. Dzięki temu kibice mogą uniknąć konieczności zawsze utrudnionego podczas tak wielkiej imprezy transportu. Wszystkie strefy położone są dosyć blisko siebie, a połączyć ma je planowana droga transolimpijska. DEODORO To zachodnia dzielnica miasta. Nazwana została na cześć pierwszego prezydenta kraju – marszałka Manuela Deodoro da Fonseca. Dzielnica ma charakter militarny, znajdują się w niej koszary i mieszkania rodzin wojskowych. Zamieszkuje ją 60 tys. żołnierzy. Charakter niektórych dyscyplin został więc wybrany celowo. Tutaj odbędą się – kojarzone z wojskiem – zawody: jeździeckie, strzeleckie, pięcioboju nowoczesnego, szermiercze. W Deodoro odbyły się w 2007 roku igrzyska panamerykańskie, a cztery lata później wojskowe. Mimo to większość aren będzie nowa, wybudowana specjalnie z okazji igrzysk olimpijskich, część jest modernizowana. Wielką zaletą tej lokalizacji będzie możliwość swobodnego przejścia z jednej areny na drugą. DEODORO ARENA (YOUTH ARENA) Dyscypliny: koszykówka, szermierka, pięciobój nowoczesny (szermierka) Pojemność trybun: 5000 Koszt: 41 mln dolarów Obiekt usytuowany w kompleksie sportowym Deodoro Olympic Parks. Miał być gotowy w 2011, a będzie na początku 2016 roku. W przyszłości stanie się częścią olimpijskiego centrum treningowego. DEODORO STADIUM Dyscypliny: pięciobój nowoczesny (jeździectwo, bieg przełajowy), rugby Pojemność trybun: 15 000 Koszt: 10 mln dolarów Zlokalizowany w Deodoro Olympic Park. Planowane ukończenie prac modernizacyjnych w pierwszym kwartale 2016 roku. Odbędą się wtedy mecze rugby kobiet i Puchar Świata w jeździectwie. Obiekt ma charakter tymczasowy. NATIONAL EQUESTRIAN CENTRE Dyscypliny: jeździectwo Pojemność trybun: 14 000 Koszt: 11 mln dolarów Obiekt gościł uczestników igrzysk panamerykańskich. Znajduje się w Deodoro Olympic Park. Na potrzeby igrzysk w 2016 roku jest modernizowany. Prace wciąż trwają. W całości oddany zostanie do użytku dopiero w drugim kwartale przyszłego roku. Po igrzyskach będzie tu działała nowoczesna klinika weterynaryjna, a dla lekarzy postawione zostaną apartamenty. NATIONAL SHOOTING CENTRE Dyscypliny: strzelectwo Pojemność trybun: 7000 Koszt: 7 mln dolarów Arena znajduje się w Deodoro Olympic Park. Przeszła tylko kosmetyczne zmiany. Sprawdziła się już podczas igrzysk panamerykańskich. DEODORO AQUATICS CENTRE Dyscypliny: pięciobój nowoczesny (pływanie) Pojemność trybun: 2000 Koszt: 5 mln dolarów Obiekt usytuowany w kompleksie sportowym Deodoro Olympic Park. Na potrzeby igrzysk jest modernizowany. W przyszłości będzie stanowił część ośrodka treningowego. NATIONAL HOCKEY CENTRE Dyscypliny: hokej na trawie Pojemność trybun: 10 000 (główny stadion), 5000 (drugi stadion) Koszt: 12 mln dolarów Arena działała już podczas igrzysk panamerykańskich. Zlokalizowana w Deodoro Olympic Park. Zmodernizowane zostaną szatnie, trybuny i zaplecze administracyjne. Zakończenie prac przewidziane jest na koniec roku. W listopadzie w NHC mają się odbyć międzynarodowe mistrzostwa Rio de Janeiro. BMX OLYMPIC CENTRE Dyscypliny: BMX Pojemność trybun: 7500 Koszt: 12 mln dolarów Tor będzie gotowy pod koniec roku. Długość będzie wynosić od 300 do 400 metrów. Zlokalizowany w Rio Radical Park w pobliżu Deodoro Olympic Park. MOUNTAIN BIKE CENTRE Dyscypliny: kolarstwo górskie Pojemność trybun: 5000–25 000 Koszt: 8 mln dolarów Jedno okrążenie trasy liczy blisko 5 km. Zlokalizowano ją w Rio Radical Park. Będzie gotowa pod koniec roku. Ma charakter tymczasowy. Po igrzyskach będzie wykorzystywana do celów rekreacyjnych. WHITEWATER STADIUM Dyscypliny: kajakarstwo górskie Pojemność trybun: 8000 Koszt: 30 mln dolarów Prace powinny być ukończone w tym roku, ale realny termin oddania obiektu do użytku to początek 2016 roku. Po igrzyskach obiekt ma być służyć popularyzacji tego sportu w Brazylii. forum trenera 31 rio 2016 COPACABANA Najsłynniejsza plaża świata. Będzie to jedna z ważniejszych aren sportowych w historii igrzysk olimpijskich, choć nie odbędą się na niej wiodące dyscypliny: pływanie czy lekkoatletyka. Na Copacabanie planowane są także liczne imprezy towarzyszące. COPACABANA STADIUM Dyscypliny: siatkówka plażowa Pojemność trybun: 12 000 Koszt: 10 mln dolarów Duchowa stolica siatkówki plażowej, jej świątynia. Konstrukcja stadionu nie stanowiła problemu, pierwsze zawody odbędą się dokładnie rok przed igrzyskami. COPACABANA FORT Dyscypliny: kolarstwo szosowe, pływanie długodystansowe, triathlon Miejsce startu i mety dla trzech konkurencji wytrzymałościowych. Niezbędne będą tylko prace dostosowawcze, postawienie trybun, szatni, pawilonów dla sędziów i VIP-ów. RODRIGO DE FREITAS LAGOON Dyscypliny: kajakarstwo, wioślarstwo Pojemność trybun: 10 000–14 000 32 forum trenera Koszt: 20 mln dolarów Kajakarze i wioślarze doczekali się wspaniałej areny, z zapierającym dech w piersiach widokiem na góry i pomnik Chrystusa Odkupiciela. To tradycyjne miejsce uprawiania w Brazylii wioślarstwa. W sierpniu odbędą się w znajdującej się w centrum miasta lagunie mistrzostwa świata juniorów w tej dyscyplinie będące generalnym sprawdzianem toru. Organizatorzy wciąż nie mogą sobie poradzić z zanieczyszczeniem laguny. MARINA IN GLÓRIA Dyscypliny: żeglarstwo Pojemność trybun: 10 000 Koszt: 20 mln dolarów Zatoka, nad którą położone jest miasto Gloria. Akwen olimpijski praktycznie przylega do centrum miasta i przepięknego parku Flamengo. Wielkim problemem jest zanieczyszczenie zatoki. Nie pomaga jak na razie zamontowana pod ziemią sieć kanalizacyjna, której zadaniem jest oczyszczenie nieczystości. W sierpniu dojdzie do kolejnych zawodów przedolimpijskich, a wszystkie liczące się ekipy już umieściły w Marinie kontenery ze sprzętem. Velodrome – nie spełniał wymogów Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Kilka pozostałych aren należało powiększyć, dobudować zaplecze administracyjne, bo jednak igrzyska panamerykańskie to nie to samo – mniejsze zainteresowanie mediów, mniej widzów, wreszcie mniej sportowców. Aż 11 aren jednak już istniało. Jeśli do tego wziąć pod uwagę, że gotowe są także stadiony piłkarskie, przetestowane w 2014 roku na mundialu, to wynika z tego, że organizatorzy mieli ułatwione zadanie. Nawet Londyn bardziej musiał się zaangażować finansowo i organizacyjnie w budowę nowych obiektów, nie wspominając o Pekinie i Atenach. A jednak na 500 dni przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich w Rio MKOl podał, że w Brazylii zaledwie 50 proc. z planowanych inwestycji sportowych jest gotowych. Podobnie było w Grecji przed 13 laty. Wtedy MKOl grzmiał, straszył nawet zmianą gospodarza, ale ostatecznie się udało ukończyć wszystkie niezbędne prace. Sportowcy mieli gdzie startować. W Rio najwięcej problemów sprawia budowa obiektów w strefie Deodoro na zachodzie miasta. Tam rozegrane zostaną zawody olimpijskie w 11 dyscyplinach. Na niektóre areny dopiero niedawno rozpisano przetarg. Kiedy prace już się rozpoczęły, zostały opóź- nione z powodu strajku robotników. Najbardziej zagrożone jest oddanie na czas narodowego hipodromu. Ale opóźnień jest więcej i w innych strefach olimpijskich (w Rio są cztery). Wciąż modernizowany jest tor kolarski, nieukończone zostało jeszcze pole golfowe. Prace trwają na stadionie olimpijskim, którego pojemność trybun zostanie powiększona z 45 do 60 tys. Wypada założyć, że wzorem Greków Brazylijczycy zdążą za pięć dwunasta, bo taki mają charakter i sposób pracy. – Jestem spokojny – to ostatni komunikat wydany przez Coatesa odpowiedzialnego za pilnowanie harmonogramu przygotowań. Jak pływać wśród śmieci? Budowa albo modernizacja aren jest czymś, co można przewidzieć, zaplanować, ale gospodarze przyszłorocznych igrzysk muszą poradzić sobie z wyzwaniem innego rodzaju, gdzie rywalizacja z czasem może nie wystarczyć. Zatoka Guanabara leżąca nad brzegiem Rio de Janeiro, gdzie będą pływać żeglarze, sprawia organizatorom nie lada kłopot. Co jakiś czas pływają w niej śnięte ryby, ale czy można się temu dziwić? Woda w akwenie jest zanieczyszczona gorzej niż w Wiśle, wszędzie widać unoszące się na wodzie śmieci. rio 2016 BARRA DE TIJUCA W tej najpiękniejszej części Rio de Janeiro odbędzie się większość konkurencji przyszłorocznych igrzysk. Na powierzchni liczącej aż 1,18 mln metrów kwadratowych stworzono park olimpijski. RIO OLYMPIC ARENA Dyscypliny: gimnastyka, gimnastyka artystyczna Pojemność trybun: 12 000 Koszt: prace adaptacyjne – 4 mln dolarów Na co dzień zwana HSBC Arena gotowa była na igrzyska panamerykańskie w 2007 roku. Miejsce licznych koncertów i imprez sportowych, m.in. pokazowych meczów NBA. MARIA LENK OLYMPIC AQUATICS CENTRE Dyscypliny: skoki do wody, pływanie synchroniczne Pojemność trybun: 5300 Koszt: prace adaptacyjne – 14 mln dolarów Obiekt zmodernizowany po igrzyskach panamerykańskich. Po igrzyskach będzie nadal przeznaczony na potrzeby sportów wodnych. – Pływanie w tej wodzie jest jak rosyjska ruletka. Żeglarze mogą trafić na kawałki karoserii samochodowej, drewniane kawałki mebli, plastikowe torebki, puszki, butelki, wszystkie rodzaje śmieci – mówił w telewizji CNN prezydent miasta Eduardo Paes. I ostrzegał – Sportowcy ryzykują wiele. W najlepszym wypadku mogą złapać infekcję przewodu pokarmowego, ale potencjalnych chorób czeka ich więcej: zapalenie wątroby, wszelkiego rodzaju grzybice i zakażenie ucha środkowego – dodaje Paes. Przedstawiciele Międzynarodowej Federacji Żeglarskiej poprosili MKOl, by przenieść zawody w inne miejsce. Brazylia nie narzeka przecież na brak czystych akwenów. Organizatorzy wykluczyli taką możliwość. Próbują na razie oczyścić zatokę, budując specjalny system kanalizacyjny w jej pobliżu. To eksperyment, pozostaje więc jedno pytanie: czy przyniesie pożądany efekt? Przedstawiciele innych wodnych sportów również drżą o zdrowie. W Rodrigo des Freistas Lagoon, gdzie odbędą się zawody kajakarskie i wioślarskie, na początku roku wyłowiono pięć ton śniętych ryb. Usuwało je 60 pracowników służb sanitarnych. Z zanieczyszczeniem tego miejsca nie mogą sobie poradzić od lat. Wątpliwe, żeby nagle znaleźli skuteczną metodę. TENNIS OLYMPIC CENTER Dyscyplina: tenis ziemny Pojemność trybun: 10 000 (kort centralny), 5000 (kort nr 2), 3000 (kort nr 3), 250 (inne korty) Koszt: 62 mln dolarów 16 kortów z infrastrukturą znajdujących się na 9 hektarach gotowych będzie w ostatnim kwartale 2015 roku. OLYMPIC WATER SPORTS CENTRE Dyscypliny: pływanie, piłka wodna Pojemność trybun: 18 000 Koszt: 38 mln dolarów Olimpijska pływania gotowa będzie na początku przyszłego roku. Obiekt znajduje się zaledwie 10 minut drogi od wioski olimpijskiej. OLYMPIC TRAINING CENTER Oddalony o 4 kilometry od wioski olimpijskiej kompleks nowych hal sportowych. Koszt budowy wszystkich aren wyniósł 195 mln dolarów. CARIOCA ARENA 1 Dyscypliny: koszykówka Pojemność trybun: 16 000 CARIOCA ARENA 2 Dyscypliny: judo, zapasy Pojemność trybun: 10 000 CARIOCA ARENA 3 Dyscypliny: taekwondo Pojemność trybun: 10 000 CARIOCA ARENA 4 Dyscypliny: piłka ręczna Pojemność trybun: 10 000 OLYMPIC VELODROME Dyscypliny: kolarstwo torowe Pojemność trybun: 5800 Koszt: 39 mln dolarów Zlokalizowany przy torze samochodowym im. Nelsona Piqueta. Przebudowa nowego toru kolarskiego była konieczna, ponieważ zbudowany na igrzyska panamerykańskie nie spełniał norm wyznaczonych przez Międzynarodową Unię Kolarską. RIOCENTRO Kompleks czterech pawilonów. Ostatnie testy sprawdzające przydatność obiektów odbędą się w ostatnim kwartale 2015 roku. PAVILION 2 Dyscypliny: podnoszenie ciężarow Pojemność trybun: 6500 Koszt: 17 mln dolarów PAVILION 3 Dyscypliny: tenis stołowy Pojemność trybun: 6500 Koszt: 6,5 mln dolarów PAVILION 4 Dyscypliny: badminton Pojemność trybun: 6500 Koszt: 6,5 mln dolarów PAVILION 6 Dyscypliny: boks Pojemność trybun: 9000 Koszt: 5 mln dolarów OLYMPIC GOLF COURSE Dyscyplina: golf Widownia: 60 000 Koszt: 60 mln dolarów Prace mają się zakończyć jeszcze w 2015 roku, w listopadzie przewidziane są pierwsze zawody, ale termin wydaje się nierealny. Po igrzyskach pole będzie służyć promocji tej dyscypliny w Brazylii i samej Brazylii poprzez golfa. Pole zlokalizowane jest zaledwie 5 km od wioski olimpijskiej. forum trenera 33 rio 2016 PONTAL Miejsce startu jazdy indywidualnej na czas w kolarstwie szosowym i chodu sportowego. Niezbędne są tylko prace dostosowawcze. MARACANA Północny region miasta, umiejscowiony wokół legendarnego stadionu, w pobliżu centrum. JOAO HAVELANGE OLYMPIC STADIUM – ENGENHAO Dyscypliny: lekkoatletyka Pojemność trybun: 60 000 Koszt: 380 mln dolarów Obiekt zbudowany w latach 2003–2007 i zmodernizowany na potrzeby przyszłorocznych igrzysk. Powiększono m.in. pojemność trybun z 45 do 60 tys. Trwają jeszcze prace kosmetyczne. SAMBÓDROMO Dyscypliny: łucznictwo, maraton Pojemność trybun: 30 000 (maraton), 6000 (łucznictwo) Koszt: 22 mln dolarów W tym miejscu odbywa się słynna parada karnawałowa. Miejsce jest gotowe do rozgrywania zawodów. Przed igrzyskami wykonane zostaną tylko prace adaptacyjne. MARACANA STADIUM Dyscypliny: piłka nożna Pojemność trybun: 90 000 Koszt: prace adaptacyjne – 5 mln dolarów Obiekt gotowy, był areną mistrzostw świata w 2014 roku. MARACANAZINHO GYMNASIUM Dyscypliny: siatkówka Pojemność trybun: 11 800 Koszt: prace adaptacyjne To tzw. Mała Maracana. Obiekt gotowy. Odbywają się w niej m.in. mecze Ligi Światowej, rozgrywane tu były także spotkania podczas igrzysk panamerykańskich. JULIO DE LAMARE AQUATIC PARK Dyscypliny: piłka wodna Pojemność trybun: 3000 Koszt: prace adaptacyjne Obiekt gotowy, zlokalizowany w kompleksie Maracana. STADIONY PIŁKARSKIE Wszystkie obiekty gościły uczestników mistrzostw świata 2014. Przed igrzyskami odbędą się tylko niezbędne prace kosmetyczne. FONTE NOVA Miejscowość: Salvador Pojemność trybun: 60 000 MANE GARRINCHA STADIUM Miejscowość: Brasilia Pojemność trybun: 76 000 MINERAIO STADIUM Miejscowość: Belo Horizonte Pojemność trybun: 74 000 ARENA CORINTHIANS Miejscowość: Sao Paulo Pojemność trybun: 48 000 Byleby nie zabrakło wody Wodę w Rio ceni się w szczególny sposób. To towar deficytowy. W mieście mówi się już, szczególnie latem, o wodnym kryzysie. Nikt nie może wykluczyć, że podczas igrzysk wody zabraknie. Minister Górnictwa i Energetyki Brazylii powiedział niedawno, że turbiny wodnej elektrowni pracują normalnie, kiedy poziom wody przekracza 10 proc., a obecnie znajduje się na poziomie 17 proc.! Światowa Agencja Energetyczna podała, że podczas mundialu rząd brazylijski wydał w trybie nagłym 5 milionów dolarów, aby uratować działanie wodnej elektrowni w pobliżu Rio. Infrastruktura pozasportowa nie wpływa tak znacząco na obraz przygotowań, jak to miało miejsce przed mundialem, bo dotyczy tylko jednego miasta, ale wciąż niektóre problemy nie zostały rozwiązane, szczególnie z transportem. Trwają prace na międzynarodowym lotnisku Galeao, które ma za małą przepustowość, by przyjąć miliony gości w tak krótkim czasie. Mało wydolna pozostaje komunikacja lokalna, dlatego wydłużana jest południowa linia metra. Nie udało się jak na razie skończyć drogi „transolimpijskiej”, łączącej wszystkie cztery strefy, gdzie odbędą się zawody. Mają nią – dla wygody kibiców, a później mieszkańców miasta – jeździć autobusowe linie ekspresowe. Praktycznie zakończona została budowa wioski olimpijskiej. Co więcej, sprzedano już sporą część apartamentów, które będą zamieszkane po zakończeniu przyszłorocznej imprezy. Biznes się kręci. W którą stronę? Organizatorzy z planowanych 13,5 miliarda dolarów na igrzyska olimpijskie wydadzą na pewno dużo więcej. Ostatnie szacunki mówią nawet o 20 miliardach. Igrzyska pomogą miastu? W związku z tymi wydatkami pojawiają się protesty. Nie są tak głośne jak przed mundialem, ale wciąż pozostaje pytanie, czy miasto, w którym istnieją 34 forum trenera dzielnice nędzy, stać na taki gest jak organizowanie igrzysk olimpijskich. Budowa niektórych obiektów spowodowała eksmitowanie 8 tysięcy rodzin z faveli. Przesiedlanym zorganizowano mieszkania zastępcze, ale pod przymusem, bez prawa wyboru. W inwestycje olimpijskie zaangażowany został prywatny kapitał, często na zasadzie partnerstwa prywatno-publicznego. Posądzanie o korupcję są w tej sytuacji czymś naturalnym. Jednak ekonomiści przekonują o pozytywnym długofalowym wpływie wielu inwestycji. Ten argument powtarzają także działacze sportowi. Wiele ze sportowych aren zostanie przekształconych później w centra treningowe. Praktycznie cały kompleks Deodoro Arena będzie służył nadal sportowcom. Bogatych turystów ma za to w przyszłości przyciągnąć pole golfowe w Barra. Niebezpiecznie, ale igrzyska to czas (s)pokoju Turyści boją się jednak Rio. Od ubiegłego roku wzmogły się akty kryminalne. Po serii trzech morderstw w pobliżu plaży Ipanema (niedaleko odbędą się zawody kajakarskie i wioślarskie) prezydent Paes wymienił cały garnizon policji. W tym roku głośno było o grupie arrestoes, gangu napadającym nie tylko na turystów, ale także na dojeżdżających do pracy mieszkańców miasta. Niektórzy zatrzymują na skrzyżowaniach samochody, inni atakują w mieście. Problem wydaje się palący. Policja mówi o incydentach i podaje za przykład mundial oraz wizytę papieża Franciszka. Wówczas wyraźnie spadła przestępczość. Zapowiadają, że podobnie będzie podczas igrzysk olimpijskich. Wzmocnione zostaną kontrole, najważniejsze punkty miasta obstawią specjalne patrole. A poza tym organizatorzy liczą na to, że tak jak w starożytnej Grecji na czas igrzysk zawieszano wojny, tak w Brazylii będzie to czas (s)pokoju. publicystyka Pieniędzy jest dość, ale brakuje profesjonalizmu Marek Michałowski Jeśli nie liczyć 32 medali zdobytych w 1980 roku w kadłubowych igrzyskach w Moskwie, zbojkotowanych przez zachodnie reprezentacje po agresji Związku Sowieckiego na Afganistan, od 1960 do 2000 roku z każdych letnich zawodów olimpijskich przywoziliśmy od 14 do 26 medali olimpijskich. W trzech ostatnich igrzyskach – w Atenach, Pekinie i Londynie – zdobyliśmy tylko po 10 medali. To bariera, której nie możemy pokonać. Co się dzieje z polskim sportem, że od kilkunastu lat nie jesteśmy w stanie osiągać takich sukcesów jak w Montrealu – 26 medali, Tokio – 23 medale, Monachium – 21 medali czy Barcelonie – 19 medali? Skąd się wziął ten krąg niemocy, w jakim się znaleźliśmy? Odpowiadam. Z bylejakości, z lekkomyślności, z niekonsekwencji, a nawet z korupcji. By nie być gołosłownym, odwołam się do raportu Najwyższej Izby Kontroli o finansowaniu przygotowań polskich sportowców do igrzysk w Londynie w 2012 roku. Wynika z niego, że problemem nie są pieniądze, bo tych jest pod dostatkiem, ale nieprofesjonalne związki sportowe. Zdaniem kontrolerów sport w Polsce zarządzany jest biurokratycznie, z naciskiem na procedury, a nie na skuteczność. „W istocie przy podziale dotacji angażowano się w działania, które nie przynosiły efektów” – można przeczytać w dokumencie NIK-u. Na dodatek wspomniane procedury były łamane. Przykład? Proszę bardzo. Polskiemu Związkowi Kolarskiemu i Polskiemu Związkowi Piłki Siatkowej ministerstwo udzieliło łącznie 24,2 mln zł dotacji celowej, mimo że środki publiczne nie mogły być im przyznawane. Związki te objęto wtedy czasowym zakazem przekazywania dotacji, bo w poprzednich latach nierzetelnie rozliczyły się z pieniędzy. Publiczne środki muszą być w przejrzysty sposób rozliczane. Tymczasem NIK stwierdziła, że pewne zjawiska w polskim sporcie najzwyczajniej budzą podejrzenia o korupcję. Na przykład za niejasne uznała relacje między Polskim Związkiem Kajakowym a Polską Fundacją Kajakową. Jeśli do tego dodać głośną aferę korupcyjną w Polskim Związku Piłki Siatkowej, a także obecność komornika w Polskim Związku Kolarskim, trudno oprzeć się wrażeniu, że związki sportowe w Polsce nie funkcjonują tak jak powinny. Powiem wprost: są najsłabszym ogniwem polskiego sportu. Okazuje się, że bez ministerialnych dotacji – a sięgają one nawet 90 proc. związkowych dochodów – sportowe federacje nie potrafią działać, a czasami pieniądze podatników marnotrawią. – W Europie nie ma czystego kraju, jeśli chodzi o korupcję w sporcie – powiedział kiedyś były minister sportu Adam Giersz. Niestety, miał rację. I nie ma co udawać, że Polska jest jedyną wyjątkową, czystą wyspą na tym morzu pomyj. Ministerialni urzędnicy, naukowcy, trenerzy i zawodnicy, z którymi rozmawiałem o Klubie Polska – realizowanym od kilku lat projekcie mającym zapewnić nam sukcesy na igrzyskach – twierdzą, że pieniędzy na przygotowania nie brakuje. Gorzej z odpowiedzialnością za nie. Podawali przykłady sportowców, którym się wydawało, że mogą wydawać publiczne dotacje według własnego widzimisię. Niektórzy zawodnicy sądzili, że skoro podpisali umowę sponsorską na przykład z Orlenem, to te pieniądze są ich. Opamiętanie przyszło dopiero, gdy im wyjaśniono, że Orlen to państwowa spółka i z pozyskanych pieniędzy trzeba się rozliczyć, bo one są przeznaczone na konkretny program szkoleniowy, a nie na ich fanaberie. Zrzućmy to na karb braku zrozumienia istoty Klubu Polska. Ludzie go organizujący i nadzorujący sami przyznają, że wiedza o zasadach działania projektu wśród sportowców i trenerów jest niedostateczna. – On funkcjonuje „na miękko”, trochę po polsku – mówi wprost jeden z trenerów. Ale bywały też przypadki zwykłego braku profesjonalizmu. No bo jeśli zawodnik przygotowujący się do igrzysk, czyli najważniejszej w życiu imprezy, urządza sobie „atrakcje” w postaci skoków ze spadochronem czy udziału w innych ekstremalnych sportach, to jest to szczyt nieodpowiedzialności. Przecież to grozi kontuzją lub utratą zdrowia, a w konsekwencji mogłoby oznaczać przerwanie olimpijskich przygotowań i zmarnowanie publicznych pieniędzy na te szkolenia przeznaczonych. Na szczęście takie przypadki to tylko margines, ale pokazujący, jak wiele niektórym naszym sportowcom brakuje do etosu zawodowca. Czy za rok w Rio de Janeiro zdobędziemy więcej niż 10 medali? Mimo wszystko jestem przekonany, że tak. Aby jednak w przyszłości, nie tylko w Brazylii, mieć pewność sukcesu, projektowi Klub Polska musi towarzyszyć wytężona praca z uzdolnionymi sportowo dziećmi i młodzieżą. Podstawa piramidy, na której szczycie są najlepsi, musi być o wiele szersza, a pieniądze, za które jest budowana, wydawane efektywniej. forum trenera 35 nauka W ostatnich kilku latach koszt sekwencjonowania zmalał tak, że obecnie możliwe jest wykonanie pełnej sekwencji DNA jednej osoby w cenie poniżej tysiąca dolarów i w ciągu jednego dnia, a wszystko to za sprawą firmy Illumina, zajmującej się opracowywaniem maszyn do sekwencjonowania DNA. O ferowana przez Illuminę nowa maszyna sekwencjonująca DNA o nazwie HiSeq X Ten, składająca się z 10 sekwencerów o ultrawysokiej wydajności, pozwala na sekwencjonowanie ponad 18 000 genomów rocznie. Jeśli w wyniku dalszego tak szybkiego rozwoju metod badawczych możliwe będzie poznanie wszystkich wariantów genów, jakie występują w populacji ludzi, w tym wariantów, które warunkują różne zdolności wysiłkowe/wydolność fizyczną, np. wyjaśnią zmienność VO2max (tzn. dlaczego jedni mają duże wyższe niż drudzy), nawet wówczas nie będzie można z całą pewnością przewidywać, jaki maksymalny poziom VO2max osiągnie dany człowiek i 36 forum trenera Maria Ładyga prognozować jego sukcesy sportowe. I nie dlatego, że nie uwzględniliśmy czynników psychicznych czy środowiskowych. Same geny to nie wszystko! Ogromną rolę w ujawnianiu się kodowanych przez nie fenotypów odgrywają mechanizmy regulujące ich ekspresję, czyli proces, w którym informacja kodowana przez gen zostaje wykorzystana do bezpośredniego wytworzenia cząsteczki białka zgodnie z dogmatem biologii molekularnej: transkrypcja translacja DNA → RNA → białka. Należy dodać, że ten centralny dogmat uległ redefinicji, ponieważ oka- zało się, że DNA koduje również różne formy RNA (w ekspresji genów kodujących RNA nie występuje translacja). Ekspresja genów w określonej komórce czy komórkach, czyli innymi słowy to, jakie geny zostaną odczytane i jakie w oparciu o tę informacje białka powstaną, zależy od: 1. fazy rozwoju organizmu, 2. rodzaju komórki, 3. m etabolicznego/fizjologicznego stanu komórki. W zapłodnionej komórce jajowej należącej do eukariota (czyli organizmu zbudowanego z komórek posiadających jądro komórkowe z chromosomami), np. człowieka, na pewnym etapie rozwoju zarodkowego, podczas tworzenia tkanek oraz w procesie ich przebudowy rozpoczyna się proces różnicowania komórek. Jest on wynikiem tego, że komórki zaczynają się zmieniać, realizując właściwy dla danego typu komórki wzór ekspresji genów polegający na tym, że jedne geny ulegają wybiórczej ekspresji/transkrypcji, a inne represji. Innymi słowy: otrzymany przez komórkę wzór ekspresji genów sprawiający, że jedne geny są włączane, a inne wyłączane, decyduje o jej budowie i roli, jaką będzie pełnić w organizmie. Przykładem niech będą dwie komórki niezwykle ważne dla wysiłku fizycznego – komórka mięśni prążkowanych i komórka nerwowa. Obydwie, tak jak wszystkie komórki naszego ciała, mają taki sam zestaw genów, ponieważ powstały w wyniku wielokrotnych podziałów jednej zapłodnionej komórki jajowej. O tym, że posiadając identyczny materiał genetyczny, mają tak różną budowę i pełnią tak odmienne funkcje, zdecydowała właśnie ekspresja genów, innych w komórce mięśniowej niż w komórce nerwowej, która na etapie różnicowania komórek genetyka (rozwoju grupy komórek w określoną tkankę) prowadzi do zmian nieodwracalnych. Należy dodać, że część genów nazywanych housekeeping genes jest aktywna (ulega ekspresji) we wszystkich komórkach, ponieważ decyduje o podstawowych funkcjach życiowych. Regulacja ekspresji genów, upraszczając: włączania i wyłączania lub wyciszania ich transkrypcji, jest ważna nie tylko w procesie embriogenezy, ale również podczas życia każdej z komórek i całego organizmu. W zróżnicowanych już komórkach ekspresja genów prowadzi do zmian o charakterze odwracalnym. Gdy np. wykonujemy trening wytrzymałościowy, skurcze komórek mięśniowych powodują zakłócenia komórkowej homeostazy, które inicjują kaskadę zdarzeń prowadzących do ekspresji wybranych genów i w efekcie generują przejściowy wzrost ilości mRNA (jego pomiar służy ocenie wielkości ekspresji genu, na którym powstał). Pik mRNA dla wielu genów obserwowany jest od 3 do 12 godzin po wysiłku i wraca do poziomu podstawowego po 24 godzinach. Konsekwencją tych zdarzeń będzie wzrost ilości określonych białek, np. białek enzymatycznych w mitochondriach. Jeśli będziemy z określoną intensywnością trenować dalej, dostarczając odpowiednich bodźców do aktywacji i/lub represji bardzo złożonych mechanizmów regulujących ekspresję genów w komórkach mięśniowych, wówczas po około 6 tygodniach zawartość białek mitochondrialnych w komórkach mięśniowych może wzrosnąć o 50–100%. Aby utrzymać tę podwyższoną zawartość białek enzymatycznych mitochondriów, musimy kontynuować trening, ponieważ białko ulega ciągłemu rozkładowi – okres forum trenera 37 nauka połowicznego rozkładu białka wynosi około tygodnia. Całkowite zaprzestanie trenowania spowoduje, że po pewnym czasie białka mitochondrialne osiągną stan podstawowy. Takim czynnikiem, który może zmienić aktywność transkrypcyjną wybranych genów odpowiedzialnych za powstawanie białek mięśniowych, jest nie tylko trening – siłowy czy wytrzymałościowy – ale też odżywianie, które dostarczając różnych składników, może również przyczyniać się do wzrostu syntezy białek, niezależnie od wysiłku aktywując translację czyli syntezę łańcucha polipeptydowgo. Proces regulacji ekspresji genów jest niezwykle złożony. Odpowiedź na pytanie, w jaki sposób geny są pobuniekodujące sekwencje, często położodzane do ekspresji, jaka jest sekwencja ne w dużej odległości od regulowanezdarzeń molekularnych, aby zainicjogo genu. Mogą one przez przyłączenie wać lub hamować ten proces, jest czynnika transkrypcyjnego pobudzać ciągle opracowywana i staje się coraz (ang. enhancer) lub wyciszać (ang. bardziej skomplikowana. Tak napisali silencer) transkrypcję genów. Warto też w odpowiedzi na to pytanie wybitni wspomnieć o niezwykle ważnej roli, uczeni, a wśród nich jeden ze współjaką w regulacji ekspresji co najmniej odkrywców struktury DNA, podkreśla1/3 genów kodujących białka pełjąc ważną rolę w regulacji ekspresji nią wszechobecne dwuniciowe RNA, genów trójwymiarowej struktury DNA i sposobu jego upakowania w jądrze komórki. DNA jest bardzo długą cząsteczką i mówiąc nieco humorystycznie, aby się nie splątać, przyjęła szczególną formę organizacji. Jest ona nawinięta na zasadowe białka — histony, tworząc w ten sposób nukleosomy, które w wyniku dalszego zwijania i upakowywania budują chromosom. Taka forma uporządkowania DNA, jaką są chromosomy, daje wiele możliwości kontroli transkrypcji DNA na RNA. Jednym z mechanizmów wpływających na transkrypcję DNA jest przyłączanie grupy metylowej (-CH3) do histonów. W efekcie tego przyłączenia/metylacji DNA mocniej przylega do histonów. To powoduje wyciszenie transkrypcji, bowiem czynniki transkrypcyjne, których rolą jest inicjacja transkrypcji genu, Dendryty nie mają do niego dostępu i w efekcie przestaje on działać. Taki sam rezultat powoduje metylacja zasad azotowych budująJądro neuronu cych DNA. Przyłączenie zaś grupy acetylowej do histonów działa odwrotnie, Ciało komórki DNA staje się bardziej dostępny dla czynników transkrypcyjnych. Metylację Przewężenie Ranviera i acetylację inicjują zdarzenia molekularne w komórce, które są indukowane przez różne Komórka Schwanna sygnały, np. w komórce mięOtoczka mielinowa śniowej mogą to być sygnały mechaniczne generowane podczas skurczu czy obniżenie Akson prężności tlenu w komórce. Ekspresję genów reguluje rówZakończenia aksonów nież samo DNA, a ściślej jego krótkie, 38 forum trenera (miRNA i siRNA), które mogą nie tylko wyciszać, ale też wyłączać ekspresję genów. Te mechanizmy są nieustająco badane, przede wszystkim dlatego, że być może ich poznanie pozwoli opracować leki, które mogłyby skutecznie hamować ekspresję genów komórek nowotworowych. Pewnej wiedzy o wspominanych wyżej mechanizmach regulacyjnych aktywności genów dostarczyły opublikowane w 2012 roku wyniki prac prowadzonych w ramach konsorcjum ENCODE (Encyklopedia elementów DNA) nad niekodującym DNA, które stanowi około 97% genomu ludzkiego i które przez pewien czas było niesłusznie nazywane „śmieciowym”. W rozmowie dla Scintitic American E w a n B i r e y, k o o r d y n a tor prac ENCODE ujawnił, że z funkcjami regulacyjnymi genów powiązane jest co najmniej 8–9%, a być może nawet 50% DNA niekodującego. To pokazuje, że funkcje regulujące pracę genów zapisane są w znacznie większym obszarze genomu niż same geny normalnej prężności tlenu w komórce (około 1,2% genomu). Opisane powyżej sposoby regulacji transkrypcji DNA na RNA dotyczą tylko pierwszego etapu kontroli ekspresji genów. A przecież regulacja ekspresji genów obejmuje również składanie posttranskrypcyjne pre-mRNA, transport mRNA z jądra komórkowego do cytoplazmy i proces translacji. Wszystkie te procesy razem decydują o tym, czy powstanie w komórkach określone białko i jaka będzie jego genetyka ilość, co będzie miało bezpośredni lub pośredni wpływ na określoną cechę, czyli fenotyp. Przykłady podanych powyżej kilku czynników wpływających na ekspresję genów mają pokazać choć trochę złożoność procesów, które wpływają na ostateczny efekt fenotypowy określonego genu. Należy dodać, że nawet pełna ekspresja genu nie decyduje ostatecznie o jego efekcie fenotypowym. Klasycznym przykładem jest fenyloketonuria, gdzie mutacja w genie PAH kodującym enzym hydroksylazę fenyloalaniny (ang. phenylalanine hydroxylase) u osób stosujących normalną dietę prowadzi do dysfunkcji intelektualnej, podczas gdy ograniczenie w pożywieniu fenyloalaniny pozwala na stosunkowo zdrowe życie. O tym wszystkim należy wiedzieć, zanim zdecydujemy się kupić testy genetyczne, czy to testy medyczne służące diagnozowaniu lub przewidywaniu wystąpienia powszechnej choroby, czy testy genetyczne do określenia predyspozycji sportowych, zwłaszcza że te ostatnie nie mają żadnej wartości predykcyjnej. Bo czy można przewidywać zdolności wysiłkowe/ sportowe, cechę tak złożoną, na podstawie obecności lub braku jednego wariantu genu, co oferuje m.in. firma australijska, która jako pierwsza wprowadziła ACTN3 Sports Performance TestTM do przewidywania zdolności siłowo-szybkościowych? Ponadto, gdyby rzeczywiście genotyp RR ACTN3 decydował o wybitnych zdolnościach siłowo-szybkościowych, wówczas co trzecia osoba w populacji europejskiej mogłaby być znakomitym sprinterem. Wynika to z częstości występowania allelu R (57%) i allelu X (43%) w tej populacji. Zgodnie z prawem Hardy ’egoWeinberga, które opisuje dziedziczenie w populacji mendlowskiej, w Europie 49% ludzi ma genotyp XR, 32,5% RR i 18,5 % XX. Zapewne posiadanie genotypu RR ACTN3, a co za tym idzie – a-aktyniny, pomaga minimalizować uszkodzenia mięśni przy szybkich i silnych skurczach, ale nie wiadomo, za jaki procent zmienności danej cechy/fenotypu (w tym wypadku zdolności siłowo-szybkościowych) odpowiada. Tym, którzy jednak będą chcieli określać predyspozycje do osiągnięcia sukcesu sportowego na podstawie określenia wariantów jednego lub nawet kilku genów, warto przytoczyć wypowiedź profesor Ewy Bartnik z Instytut Genetyki i Biotechnologii UW na temat interpretacji wyników genetycznych testów medycznych: „Nie wystarczy zbadać parędziesiąt genów, by powiedzieć, co grozi danej osobie. Posiadanie genu «na coś tam» znaczy tylko, że mamy predyspozycje do zachorowania na «coś». Mówimy raczej o prawdopodobieństwie (wyjątkiem są choroby, w których jeden gen określa dokładnie przebieg choroby) właściwym dla populacji, a nie dla konkretnej pani X, która oprócz badanego genu może mieć inne łagodzące, a nawet znoszące jego efekty lub żyć w warunkach, które uaktywniają geny polepszające lub pogarszające sytuację. Nawet dla bardzo konkretnych mutacji w konkretnych genach związanych z nowotworzeniem nie można powiedzieć, kto zachoruje. W tej chwili nasze zdrowie zależy od wszystkich naszych genów – i środowiska”. Potwierdzeniem dla słuszności stwierdzeń z powyższej wypowiedzi może być sukces sportowy skoczka w dal, dwukrotnego hiszpańskiego olimpijczyka, który na przekór hipotezie, że genotyp RR ACTN3 decyduje o zdolnościach siłowo-szybkościowych, z genotypem XX ACTN3 ustanowił rekord życiowy wynoszący 8,26 m. Bibliografia Illumina Inc. http://www.illumina. com/systems/hiseq-x-sequencing-system/system.ilmn. Feero W.G., Guttmacher A.E., Collins F.S. Genomic medicine – an updated primer. N. Engl. J. Med. 2010; 362: 2001–2011. Roth S.M. Genetics primer for exercise science and health. Human Kinetics, Champaign, IL 2007. Hawley J.A. Molecular responses to strength and endurance training: are they incompatible? Appl. Physiol. Nutr. Metab. 2009; 34 (3): 355–361. ENCODE Project Consortium. An integrated encyclopedia of DNA elements in the human genome. Nature 2012; 6 (489): 57–74. Blau N., van Spronsen F.J., Levy H.L. Phenylketonuria. Lancet 2010; 376: 1417–1427. Lucia A., Olivan J., Gomez-Gallego F. i wsp. Citius and longius (faster and longer) with no alpha-actinin-3 in skeletal muscles? Br. J. Sports Med. 2007; 41 (9): 616–617. http://www.scientificamerican.com/article/hidden-treasures-in-junk-dna/. http://ghr.nlm.nih.gov/glossary=geneexpression. www.genome.gov/10005107. www.archiwum.wyborcza.pl/archiwum/tag/choroby+genetyczne. forum trenera 39 paraolimpizm W Polsce trwają obecnie prace nad modernizacją krajowego systemu kwalifikacji. Działania te mają służyć efektywniejszej realizacji polityki na rzecz uczenia się przez całe życie, która odpowiada potrzebom współczesnej gospodarki opartej na wiedzy. Do zadań Polski w tym obszarze należy stworzenie powszechnego i atrakcyjnego systemu uczenia się przez całe życie, w tym wprowadzenie systemowych rozwiązań w zakresie tworzenia i nadawania kwalifikacji także poza szkolnictwem wyższym i oświatą oraz większa integracja wszystkich podsystemów kwalifikacji. Z Piotr Marek naczenie zyskuje ustawiczne kształcenie i kwalifikacje, pot wierdzone kompetencje (wiedza, umiejętności, kompetencje społeczne) zdobywane nie tylko poprzez naukę w systemie oświaty i szkolnictwa wyższego, lecz także w wyniku uczenia się w różnych sytuacjach. Trenerzy, instruktorzy, ani matorzy, którzy odgrywają istotną rolę w promowaniu uprawiania sportu, będą mogli porównywać swoje kwalifikacje z „pokrewnymi” kwalifikacjami możli wymi do zdobycia w innych krajach, w których wdrożone zostały krajowe ramy kwalifikacji. Podczas prac nad Polską Ramą Kwalifikacji (PRK) został powołany zespół ekspertów, którego zadaniem było wyodrębnienie kwalifikacji istotnych dla środowiska sportu osób niepełnosprawnych. Została wypracowana propozycja opisania niezbędnych kwalifikacji i przypisania im poziomów w PRK – w sektorze sportu wyodrębniono 6 poziomów: od 40 forum trenera 2. do 7. W toku prac ekspertów sportu niepełnosprawnych wskazano kwalifikacje na trzech poziomach polskiej ramy kwalifikacji, które są istotne dla rozwoju kadr na potrzeby sportu osób niepełnosprawnych: • Poziom 2 PRK i SRK (przykładowa nazwa kwalifikacji: asystent/pomocnik instruktora sportu osób niepełnosprawnych w danej dyscyplinie sportu). • Poziom 4 PRK i SRK (przykładowa nazwa: instruktor sportu osób niepełnosprawnych w danej dyscyplinie sportu). • Poziom 5 PRK i SRK (przykładowa nazwa: trener sportu osób niepełnosprawnych w danej dyscyplinie sportu). W 2011 roku sportem osób niepełnosprawnych zajmował się jeden polski związek sportowy, a w 2014 było ich już 13. Wyodrębnienie kwalifikacji z obszaru sportu osób niepełnosprawnych ma służyć zwiększeniu trafności decyzji o nadawaniu przez związki sportowe kwalifikacji odpowiednich dla tego obszaru w danym sporcie (dyscyplinie). Współpraca z ekspertami potwierdziła konieczność wydzielenia kluczowych kwalifikacji, gdzie wiedza, umiejętności i kompetencje społeczne wymagane dla kwalifikacji na danym paraolimpizm poziomie PRK i SRK mają podstawowe znaczenie z uwzględnieniem specyfiki treningu osób niepełnosprawnych. Każdy poziom zawiera opis charakterystyk wynikających z przyjętych wyznaczników sektorowych w podziale na kategorie: wiedzę, umiejętności, kompetencje społeczne. Kwalifikacje proponowane dla sportu osób niepełnosprawnych wpisują się w proponowaną ramę. Osoba, która zdecydowała się na zdobycie najpierw kwalifikacji w sporcie osób niepełnosprawnych – po uzupełnieniu niezbędnych efektów – może nabyć kwalifikację w danym sporcie (kwalifikowanym) z uwzględnieniem wszystkich jego aspektów, niezbędnych do prowadzenia zajęć z osobami pełnosprawnymi. Znane są przykłady, gdzie osoba z niepełnosprawnością prowadzi treningi osób pełnosprawnych i odwrotnie. Pomimo wielu zbieżności dostrzeżono potrzebę nadawania kwalifikacji, które będą ujmowały różnice między tymi dwoma obszarami. Proces adaptacji poprzez sport (inclusion) nie tylko odnosi się do samych sportowców – ten proces musimy również rozszerzyć o aspekty związane z procesem treningu. Ważne jest, aby w procesie indywidualnej adaptacji również uwzględnić aspekty związane ze specyfiką pracy trenerskiej z osobami niepełnosprawnymi, funkcjonowania klubów sportowych, w których obok osób pełnosprawnych w treningu coraz częściej uczestniczą osoby z ograniczoną sprawnością. Gdy na treningu pojawi się osoba niepełnosprawna, wszyscy przebywający na zajęciach muszą przejść indywidualny proces adaptacji do sytuacji, w której się znaleźli. Dzięki potwierdzonym kompetencjom ludzie są w stanie osiągać coraz bardziej ambitne cele, podnosić komfort życia swojego i innych, lepiej sobie radzić z trudnościami, a nawet budować wyjątkowe relacje w oparciu o poszanowanie osiągnięć innego człowieka. Adaptacja samych sportowców oraz organizacji sportowych to zagadnienie bardzo interesujące i na czasie. Trenerzy komunikujący się z zawodnikiem powinni mieć możliwość zrozumienia specyficznych aspektów swojej pracy oraz tego, Gdy na treningu pojawi się osoba niepełnosprawna, wszyscy przebywający na zajęciach muszą przejść indywidualny proces adaptacji do sytuacji, w której się znaleźli. jakie konsekwencje niesie za sobą taka decyzja. Z kolei zawodnicy, pracodawcy mogą jeszcze lepiej zrozumieć, jakie korzyści mogą odnieść, uczestnicząc w procesie, gdzie jasno określone kwalifikacje zaczną być rozpoznawalne na rynku. Zgodnie z tendencjami w organizacji współzawodnictwa sportowego osób niepełnosprawnych na poziomie międzynarodowym sport takich zawodników jest integrowany ze sportem osób pełnosprawnych. Kierunek tych działań jest spójny z wytycznymi Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego dotyczącymi transformacji i przekazania zarządzania sportami pozostającymi pod kierownictwem Komitetu do niezależnych międzynarodowych federacji sportowych. W Polsce coraz więcej związków sportowych bierze odpowiedzialność za rozwój dyscypliny wśród osób niepełnosprawnych. W 2011 roku sportem osób niepełnosprawnych zajmował się jeden polski związek sportowy, a w 2014 było ich już 13. Ponadto zadania te są realizowane przez ogólnopolskie stowarzyszenia – wyróżniamy organizacje działające w środowisku osób niepełnosprawnych fizycznie, osób niesłyszących, niewidomych oraz w środowisku osób z niepełnosprawnością intelektualną. Ważne jest, aby wymienione organizacje przyjęły w swojej strategii rozwoju rekomendowany, przypisany do europejskiej i polskiej ramy kwalifikacji system. Realizacja tych rekomendacji w dłuższym czasie pozwoli identyfikować na rynku pracy osoby z konkretnymi umiejętnościami i wiedzą. Zagrożeniem dla tego procesu może być odkładanie w czasie przyjętych rekomendacji lub, co gorsza, w ramach organizacyjnej autonomii zaniechanie wyróżniania certyfikatami, dyplomami osób, które są przygotowane do pracy ze sportowcami niepełnosprawnymi. Uniwersalność tego rozwiązania może być zachętą dla innych państw do podjęcia szerszej dyskusji na ten temat, a być może wypracowania podobnych rozwiązań w innych państwach. forum trenera 41 PUBLICYSTYKA Co się dzieje w szatni, kiedy większość kibiców stoi w kolejce po hot doga lub odwiedza toaletę? Co można zrobić w szatni, do której poszła drużyna w tak krótkim czasie, jak 15 minut? Jak trenerzy docierają do zawodników pełnych emocji związanych z rywalizacją? Czy chodzi tylko o to, by zawodnicy zdążyli wypocząć? 42 forum trenera Adam Nurkiewicz A co, jeśli mamy nie 15 minut, tylko 15 sekund? Przypomnijmy słynne słowa trenera piłkarzy ręcznych Bogdana Wenty: – Mają 15 sekund. Przerywać i mamy pustą bramkę. Tylko spokojnie. Mamy dużo czasu... Plan został wykonany w stu procentach. Polacy wygrali z Duńczykami po słynnym rzucie Artura Siódmiaka przez całe boisko. PUBLICYSTYKA Psycholog sportowy Paweł Habrat uważa, że to dobry przykład, jak w krótkim czasie da się wpłynąć na zespół, wprowadzając porządek i spokój. Skoncentrować zawodników na zadaniu, co nie jest łatwe, szczególnie w końcówce meczu. Ważne, by komunikat trenera był zrozumiały. Bardzo ważna jest efektywność przekazu oraz relacja łącząca szkoleniowca z podopiecznym. Trener może mieć bardzo celne uwagi, ale jak nie zdoła ich czytelnie zakomunikować, okażą się bezwartościowe. Bogdan Wenta przekonał swoich zawodników, że 15 sekund to wystarczająca ilość czasu, aby wygrać fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Psycholog sportu Paweł Habrat Stéphane Antiga, trener polskich mistrzów świata w siatkówce, podkreśla. – Najważniejsze to wiedzieć, czego zawodnikowi potrzeba i w przerwie mu to dać. To może być uwaga dotycząca poprawienia techniki zagrań, przypomnienie taktyki czy zwiększenie jego motywacji. Staram się, aby moje komunikaty zawierały jak najbardziej przydatne informacje. Przekaz powinien być kreatywny i konstruktywny, jeśli nie jest – traci sens. Odpowiedzialność i kreatywność Trener może mieć bardzo celne uwagi, ale jak nie zdoła ich czytelnie zakomunikować, okażą się bezwartościowe. Przerwa to także czas na odnowę biologiczną fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Z profesorami pod względem dotarcia do zawodników miał do czynienia Jerzy Dudek. Były bramkarz Liverpoolu doskonale wie, jak ważna może być przerwa w meczu. To właśnie po przerwie jego zespół od wyniku 0:3 doprowadził do zwycięstwa w finale Ligi Mistrzów w meczu z Milanem. Kiedy Dudek trafił do Realu Madryt, spotkał się z trenerem Jose Mourinho, nie bez powodu zwanym „The Special One”. – Drużyny Jose Mourinho często grały dużo lepiej po przerwie niż w pierwszej połowie, bo trener potrafił skorygować taktykę lub wstrząsnąć zespołem, co powodowało wejście na drugą połowę z większą motywacją – wspomina Jerzy Dudek. Habrat dodaje. – W wielu dyscyplinach balansujemy między odpowiedzialnością a kreatywnością. Odpowiedzialność to umiejętność trzymania się założeń taktycznych, a kreatywność to jest to, co zawodnicy dają od siebie, pewne rozwiązania niekonwencjonalne, których nie znajdziemy w zapisach analiz. Bardzo ważnym elementem jest, aby pamiętać, że czasami ten balans ulega zachwianiu i zawodnicy stają się bardziej kreatywni, zapominając, jak ważna jest konsekwencja w tym, co się robi. Często trenerzy w czasie przerwy przypominają założenia taktyczne. Zawodnicy w euforii zapominają, jak ważne jest pamiętanie o schematach i kwestiach związanych z ustawieniem zespołu – dodaje Habrat. – Grę można porządkować właśnie w szatni, a nie na boisku, gdzie górę biorą emocje. Ważne forum trenera 43 PUBLICYSTYKA jest, aby w szatni najpierw zapanować nad sferą emocji, które często powodują podniesienie stanu pobudzenia, a ten stan często uniemożliwia nam racjonalną ocenę sytuacji. Trzeba zejść z tego wysokiego stanu pobudzenia, by móc przekazać informacje zawodnikom. O tym się często zapomina. Kiedy i trener, i zespół schodzą do szatni w emocjach, zaczynają się wzajemnie przepychać. Wtedy trudno mówić o efektywnej komunikacji. Dobra zabawa Przerwa w zależności od dyscypliny spełnia inną funkcję. – Pomoc trenera podczas startu mierzona jest nawet nie w procentach, a w promilach – uważa dwukrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich Tomasz Majewski. – Cała praca została wykonana podczas treningów. Jeśli zawodnik po każdej próbie szuka wzrokiem trenera, to znaczy, że nie jest pewny swej wartości. Jak jestem dobrze przygotowany do startu, to wiem, co mam robić. Aby kontrolować emocje, staram się podczas startu dobrze bawić. W przerwach pomiędzy pchnięciami siedzę na ławce wraz z rywalami i często żartujemy albo gadamy o pierdołach. Zawody to niby poważna sprawa, ale kiedy się wszyscy znamy i lubimy, to traktujemy to jak dobrą zabawę. Krążą kawały o refleksie szachistów, ale to właśnie oni pod presją czasu potrafią wykorzystać przerwy w grze. Mateusz Bartel, szachowy arcymistrz, mówi, że siedzenie przy szachownicy bez przerwy to błąd. – Moim zdaniem świeża głowa jest bardzo ważna. Warto wstać na chwilę od stołu, przewietrzyć się, rzucić okiem na inne szachownice, czy nawet przejść się bez celu. Zauważyłem, że im lepiej mi idzie, tym więcej chodzę podczas Tomasz Majewski nie korzysta w trakcie zawodów z pomocy trenera Henryka Olszewskiego Drużyny Jose Mourinho często grały dużo lepiej po przerwie niż w pierwszej połowie, bo trener potrafił skorygować taktykę lub wstrząsnąć zespołem. partii. Nie wiem, co jest przyczyną, a co skutkiem. Każdy szachista ma tyle samo czasu do namysłu, zatem bardzo ważne, aby umiejętnie nim zarządzać. Czasem zdarzają się takie partie, kiedy nic się nie dzieje, i jeśli turniej jest rozgrywany w muzeum, to można pooglądać obrazy lub podziwiać długonogie piękności, jeśli zjawią się na sali – opowiada Bartel. – Trzeba jednak zachować czujność, bo łatwo stracić koncentrację. Kiedy rozprężenie jest zbyt duże, można wtedy stracić szansę na wygraną. Po przerwie w finale Ligi Mistrzów, gdy Liverpool przegrywał z Milanem 0:3, Jerzy Dudek zasłużył na miano bohatera meczu 44 forum trenera fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Regeneracja w górskim źródełku Osobami, które w przerwach mają ciężką pracę do wykonania, są fizjoterapeuci. Jakub Smolski – fizjoterapeuta wioślarzy – opiekuje się członkami kadry narodowej podczas zgrupowań i regat Pucharu Świata oraz mistrzostw Europy i świata. Ma do czynienia z doświadczonymi sportowcami, którzy dysponują sporą wiedzą, jak wykorzystywać przerwy na odpoczynek. Zdarza się, że podczas zawodów osada w ciągu jednego dnia płynie dwa razy. – Wtedy najważniejszy jest wywiad z zawodnikiem – zaznacza Smolski. – Dodatkowo sprawdzam zakresy ruchomości. Jeśli nie ma kontuzji, stosuję powierzchowny masaż i drenaż limfatyczny. fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT PUBLICYSTYKA Dr Ewa Ziemann przestrzega przed odwodnieniem organizmu Jeśli zawodnik po każdej próbie szuka wzrokiem trenera, to znaczy, że nie jest pewny swej wartości. fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT Dzięki takim zabiegom przyspiesza się przepływ limfy i szybciej usuwa toksyny z organizmu. To przywraca równowagę wodno-elektrolitową w przestrzeniach międzykomórkowych i nie pozwala na gromadzenie się złogów. Ponadto drenaż odżywia i dotlenia organizm. Smolski dodaje: – Po wyścigu dobrze jest też schłodzić mięśnie. W słoweńskim Bled, gdzie organizowany jest Puchar Świata, tuż przy torze regatowym jest górskie źródełko. Idealnie nadaje się na regeneracyjną kąpiel. Trzeba tylko uważać, aby nie wychłodzić organizmu. Dr Ewa Ziemann z Zakładu Fizjologii gdańskiej AWFiS przestrzega przed odwodnieniem. – Odwodnienie odgrywa szalenie ważną rolę podczas rywalizacji, może bardzo znacząco wpłynąć na zdolności wysiłkowe. Sportowcy czasem nie wiedzą, jak trzeba być czujnym w tej kwestii, a kiedy odczuwają pragnienie, to już jest za późno. Dlatego tak często można zaobserwować, jak podczas przerw w grze ekipa lekarska dba o uzupełnianie płynów przez zawodników. W ciągu 5–10 minut, czyli czasu potrzebnego dla systemów energetycznych, które dostarczają energii w krótkim czasie, sportowiec może odbudować około 70% wykorzystanych substratów energetycznych. Jeśli wysiłek ma trwa dłuższej, to nie ma co oczekiwać, że nastąpi pełna regeneracja. Można podać suplementy, które pozwolą trochę wyrównać poziom cukru. Ale potrzebny jest dłuższy wypoczynek. Obecnie wiadomo, że tajemnica skutecznego treningu tkwi w detalach. Tak jak sportowiec uczy się koncentracji podczas rywalizacji, tak też musi się nauczyć efektywnie wykorzystać przerwę w grze. Biorąc pod uwagę wypowiedzi specjalistów, omawiana przerwa jest tylko dla kibiców – zawodnicy, gdy znikają w szatni, nadal rywalizują podczas chwilowej nieobecności na boisku. forum trenera 45 publicystyka Ś kowalska roda po południu. Na pływalni Warszawianki trzech panów w piankach i sześciu bez, pokonuje kolejne długości 50-metrowego basenu według rozpiski przylepionej do mokrej ścianki. Po godzinie wskakują w garnitury i wsiadają do służbowych bmw lub audi. Wracają z oficjalnej przerwy na lunch. Dr n. med. Piotr Marianowski, adiunkt w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który dwa razy w tygodniu przez godzinę przepływa od 2 do 2,5 km. Niektórzy po kilku miesiącach takich lunchów zostają w wodzie dłużej, garnitur zamieniają na dres i przesiadają się do tramwaju. Bo w sporcie, jak we wszystkim, można się zatracić. I zapomnieć o pracy, a nawet o rodzinie. Dla rodziny dr. Marianowskiego triatlon okazał się ważniejszy nawet niż piłka nożna, którą trenował całe życie. – Pozwala na maksymalne wykorzystanie czasu poświęconego na trening. Treningi piłkarskie zajmowały mi ponad dwie godziny, z czego na boisku spędzałem maksymalnie 55 min. Resztę zabierał dojazd, stanie w korkach. A mecze w weekend to już coś strasznego: pół dnia poza domem – mówi W sezonie co weekend można w Polsce startować w siedmiu imprezach triatlonowych. W dyscyplinie, w której Polacy nie odnoszą sukcesów w wydaniu profesjonalnym, a w mediach nieistniejącej w ogóle. Tymczasem połącznie pływania, kolarstwa i biegania powoli wypiera w naszym kraju modę na maratony. fot. Archiwum prywatne Karolina Triatlonistą nie może zostać osoba, która nie radzi sobie w pływaniu fot. Archiwum prywatne lekarz. Na basen pod domem chodzi w klapkach – pięć minut. Dwa treningi rowerowe w tygodniu wciska o godzinie 5.30 i bez problemu o czasie stawia się w gabinecie, a na biegowe idzie z żoną, kiedy dzieci pójdą spać. Podobne względy przekonały do triatlonu Marcina Rosatiego, który w 1997 roku wspólnie z dr. Marianowskim zakładał drużynę piłkarskiej A klasy Amigos Warszawa. Ale 46 forum trenera Celebryci, którzy rokrocznie promują Herbalife Triathlon Gdynia, przyznają, że sport poukładał im priorytety, uporządkował życie, nadał mu sens publicystyka Coś dla matki i ojca pracujących w domu Również Fin Lassi Viljakainen przerzucił się na triatlon ze sportu zespołowego. Niegdyś zawodowy hokeista, potem, od 2010 roku, przez dwa lata maratończyk, postawił na elastyczność. Biegać czy pływać Lassi może zarówno w domu w Polsce, gdzie jego meksykańska żona dostała atrakcyjną pracę, a trzy córki chodzą do szkoły, jak i w Szwajcarii, gdzie sam pełni rolę corporate relations managera Uniwersytetu St Gallen. Nieco gorzej jest z rowerem, który trzeba wozić ze sobą, znajdując czas na kilkugodzinne eskapady. Ale i to się da zrobić, tylko trzeba być mistrzem organizacji. Lassi systematyczność wyniósł z lat zawodniczych. Trenuje sześć razy w tygodniu. – Pięć treningów biegowych po 10 km, trzy pływackie po 3 km i trzy rowerowe (łącznie 120 km) świetnie wkomponowuję w dzień ojca pracującego w domu. Rano odprowadzam córki do szkoły, a kilka godzin pracy przed komputerem przerywam sobie 10-minutowymi sesjami na ogrodowej trampolinie. Potem 1,5 godziny treningu głównego, dalsza praca i życie rodzinne – opisuje. Piotr Netter, były szkoleniowiec polskiej kadry narodowej i wicedyrektor zawodów Herbalife Ironman Gdynia – największej imprezy tej dyscypliny w Polsce – uważa, że nie ma lepszego sportu dla ludzi zajętych, nawet matek z dziećmi, bo dostarcza endorfin, a do tylu obowiązków trzeba mieć siłę. A potrzeba pogodzenia wysiłku z i tak napakowanym grafikiem uczy efektywności. Żywym dowodem jest Ulrike Fuhrmann, zwana Ulą, która ponad 20 lat temu przeprowadziła się do Warszawy z Monachium. Pasjonatka sportów, szukała czegoś, co jej nie znudzi i da się łatwo wkomponować w dzień matki czworga dzieci. Trójbój był jak znalazł – nim dom się obudził, można było wybrać się na rower, a po wyprawieniu wszystkich do pracy i szkoły – trochę pobiegać. To „trochę” wynosiło w przypadku Uli 25 km z domu na Mokotowie do Parku Kultury w Powsinie i z powrotem. Nie miała wyjścia. Mała Lea spała tylko wtedy, kiedy trójkołowy wózek do biegania był w ruchu. Tak zbudowana baza pomaga Uli utrzymywać się w pierwszej dziesiątce na świecie w długim dystansie Ironmana (3,8 km pływania, 180 km roweru, 42,195 km biegu). Ula, dziś pracująca dla fundacji Maraton Warszawski i Akademii Integracji, była jedną z pionierek polskiego triatlonu amatorskiego. Startowała m.in. w pierwszych zawodach, Biznesmeni, których trenuje, zwierzają się, że odkąd startują w zawodach, zyskali szacunek partnerów w interesach cze pięć lat temu – od kilku do kilkunastu. Co weekend można wybierać co najmniej z siedmiu imprez – mówi Piotr Netter. Również zainteresowanie Herbalife Ironman Gdynia co roku bije kolejne rekordy. – Gdy 2 grudnia 2014 roku otworzyliśmy rejestrację na tegoroczną edycję, w godzinę sprzedaliśmy 1500 pakietów za 125 euro. Kolejne 500 pakietów po 175 euro sprzedało się w dwa dni. Limit 2 tysięcy uczestników został osiągnięty w 79 godzin – mówi Jasiek Szczepłek z firmy Sport Evolution współorganizującej imprezę. Wśród tegorocznych startujących są cudzoziemcy ze 188 krajów. Wielu przyciągnął fakt, że od 2015 roku na Herbalife Ironman Gdynia można zdobywać kwalifikacje na przyszłoroczne mistrzostwa świata w Australii, ale już w 2013 roku, kiedy imprezę z Susza ze względu na lepszą infrastrukturę przeniesiono do Gdyni, cudzoziemcy czatowali na moment rozpoczęcia rejestracji na równi z Polakami. fot. Archiwum prywatne rodzina, w której pojawiło się trzecie dziecko, coraz gorzej znosiła znikanie w weekend na pół dnia z powodu meczu. Rosati, na co dzień prezes firmy Media Saturn Holding Polska – właściciela sieci sklepów Media Markt oraz sieci Saturn – z ulgą odkrył, że triatlon jest łagodny dla jego kręgosłupa. – Dodatkowym urokiem uprawiania trzech dyscyplin jest rozwijanie innych partii mięśni i elastyczność treningu. Trenując sam, nie muszę dojeżdżać na konkretną godzinę – mówi. Na rower, który nadaje się do rywalizacji w triatlonie trzeba wydać co najmniej 10 tys. zł które w 1991 roku Piotr Netter zorganizował w rodzinnym Suszu. Dziś z przyjemnością patrzy, jak moda na ten sport rozlewa się po miastach. Triatlonista cieszy się szacunkiem Choć nikt jeszcze tego nie policzył, liczba triatlonistów rośnie w tempie geometrycznym. – Widać to choćby po liczbie zawodów. W sezonie, czyli od maja do września, jest ich w Polsce ponad sto, podczas gdy jesz- Z czego wynika rosnące zainteresowanie triatlonem? Według Piotra Nettera źródeł tej pozytywnej mody należy upatrywać w kilku czynnikach: znudzeniu bieganiem i poszukiwaniu nowych wyzwań wśród maratończyków-amatorów. Widzi też coraz więcej zainteresowanych pływaków, rzadziej kolarzy, ale także osoby wcześniej zupełnie niezwiązane ze sportem, chcące sobie coś udowodnić lub po prostu się sprawdzić. W pewnych kręgach triatlon jest modny. Biznesmeni, których trenuje, zwierzają się, że odkąd startują forum trenera 47 fot. Archiwum prywatne fot. Archiwum prywatne publicystyka Justyna Tarnowska zwyciężyła w prestiżowym cyklu Volvo Triathlon Series w zawodach, zyskali szacunek partnerów w interesach. W gabinecie wypada powiesić medal, na kolacji z kontrahentem pochwalić się wynikiem. Marcin Rosati uważa, że nie osiągnął jeszcze czasu, którym warto się pochwalić, ale zauważył, że triatlon jest wdzięcznym tematem do pozabiznesowych rozmów z pracownikami centrali jego firmy w Ingolstadt pod Monachium, gdzie co roku organizowane są znane zawody triatlonowe. – Nawet mam zaproszenie, żeby wystartować w przyszłym roku. Koledzy z Niemiec chcą porywalizować z ekipą z Polski – mówi. Chętnie się pościga, choć bez szarżowania. Po tylu latach uprawiania różnych sportów wie, jak trenować, by nie nadwyrężyć organizmu. Triatlon wychodzi z salonów Dwa treningi rowerowe w tygodniu wciska o godzinie 5.30 i bez problemu o czasie stawia się w gabinecie, a na biegowe idzie z żoną, kiedy dzieci pójdą spać 48 forum trenera To, zdaniem Piotra Nettera, główna cecha odróżniająca byłych sportowców od amatorów, którzy na triatlon rzucają się zachłannie, często nierozsądnie i po pierwszych zawodach zaliczają kontuzje, które czasem całkowicie eliminują ich ze sportu. Justyna Tarnowska, nauczycielka wychowania fizycznego na Uniwersytecie Warszawskim, mama Zosi i Witka, swój pierwszy triatlonowy sukces osiągnęła w 1998 roku. Była lekkoatletka w swoich pierwszych zawodach zdobyła wtedy tytuł mistrzyni Polski juniorów. Startowała przez kilka lat, ale potem przyszedł czas na pracę i dzieci. Głód zawodów poczuła na nowo w 2009 roku, kiedy zaczynał się polski boom na triatlon. Ale z debiutem w starcie musiała zaczekać ze względu na pierwszą i drugą ciążę. Wystartowała w 2014 roku, dwa lata po narodzinach drugiego dziecka. – Znam swój organizm i wiem, na co go stać. Wcześniejszy start przypłaciłabym zdrowiem – tłumaczy. Piotrowi Netterowi bardzo podoba się ten zdrowy dystans byłych zawodników, brak zawzięcia, zacisku szczęk, rozsądne planowanie wysiłku. – Oni nie mają wątpliwości, że na profesjonalizm jest już za późno. Jeśli rywalizują, to każdy sam ze sobą – mówi. Takiego podejścia wielu amatorów musi się dopiero nauczyć. Jeśli trafiają do niego, od razu słyszą, że o Ironmanie mogą myśleć dopiero za dwa lata. Najpierw buduje się bazę, pracuje nad techniką. Ale na samym początku są badania lekarskie – u internisty, ortopedy i kardiologa. Bez nich Piotr Netter nie wpuszcza na trening. Wie, że intensywny wysiłek może ujawnić choroby krążenia, wady publicystyka buty, opłaty za basen, bieżnię, siłownię i lekarzy, obozy treningowe (również w ciepłych krajach), opłaty startowe i przeloty. Ale dyscyplina, która jeszcze kilka lat temu była zarezerwowana dla majętnych, dzisiaj schodzi pod strzechy. Okazuje się, że przyzwoity rower można poskładać już za 5 tysięcy zł, pianka do pływania to wydatek niewiele ponad 1000 zł, a buty do biegania – kilkaset. A trening, jeśli wkręcić Pasjonatka sportów, szukała czegoś, co jej nie znudzi i da się łatwo wkomponować w dzień matki czworga dzieci. Trójbój był jak znalazł Również Justyna Tarnowska, która na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z pływania, zauważa, że w tej dziedzinie amatorzy radzą sobie najgorzej. Nie na darmo jedna z największych firm produkujących stroje i sprzęt dla pływaków produkty dla triatlonistów reklamowała hasłem: Swimming is the beginning (Pływanie to początek). To dlatego byli pływacy należą zwykle do czołówki zawodników trójboju, a zawodnicy bez basenowej przeszłości wydają sporo pieniędzy na naukę pływania. Za lekcję trzeba liczyć od 50 zł plus koszt karnetu, ale są trenerzy, którzy potrafią brać wielokrotność tej sumy. Triatlon w ogóle nie jest tani. Koszt przyzwoitego roweru zaczyna się od 10 tys. zł, godzina treningu od 50 zł, a samo rozpisanie go na miesiąc – od 600 zł. Do tego dochodzą stroje, się w grupę, można odbyć za grosze. Trening w wersji ekonomicznej do perfekcji opanowała Justyna Tarnowska. Największą inwestycją był niezły sprzęt za połowę sumy, którą płacą przeciętni amatorzy. Nie płaci szkoleniowcowi, bo trenuje razem z partnerem Piotrem Przybylskim, też wuefistą. Sami rozpisują sobie treningi, a w razie potrzeby rozmasowują obolałe mięśnie. – Jasne, przyjemnie byłoby mieć odnowę biologiczną, ale nie stać nas na taki wydatek – mówi zwyciężczyni wielu zawodów dla amatorów, w tym prestiżowych Volvo Triathlon Series. Triatlon w wersji ekonomicznej przynosi jej jednak mnóstwo radości. Musi tylko pilnować, żeby właściwie rozkładać siły, bo po pracy – w końcu fizycznej – może być zbyt zmęczona, by trenować. I odwrotnie. Człowiek ma dość… na jeden dzień Od triatlonu łatwo się uzależnić. Zatracić się w nim, jak ci pracownicy korporacji, którzy na treningi przeznaczają – służbowe przecież – business lunche. Piotr Netter przyznaje, że w przypadku niektórych triatlon może stać się uzależnieniem, ale to margines. Swoich zawodników uczy, że w tym sporcie najważniejsze jest, by dystans ukończyć, a wynik to sprawa drugorzędna. Lassi Viljakainen, który jako były zawodnik sportów drużynowych lubi rywalizację, pilnuje, by nie przekroczyć granic własnego organizmu. Po Ironmanie i ekstremalnym biegu na pustyni Atacama w Chile planuje przerzucić się na Krav Magę. – Triatlon traktowałem trochę jako wyzwanie dla mojej szybko nudzącej się osobowości, charakteru jak znalazł do sportów drużynowych. Chciałem zobaczyć, czy potrafię być powściągliwy, i okazało się, że tak – tłumaczy. Inni o zmianie dyscypliny nawet nie myślą. Dr Marianowski świetnie godzi ją z pracą lekarza, nauczyciela akademickiego i naukowca, i w dodatku ma czas dla rodziny. Justyna Tarnowska znów czuje radość startów i wygrywania. Marcin Rosati cieszy się, że ze współpracownikami tworzy drużynę także na sportowym polu. A celebryci, którzy rokrocznie promują Herbalife Triathlon Gdynia, przyznają, że sport poukładał im priorytety, uporządkował życie, nadał mu sens. A że potrafi zmęczyć do granic zniechęcenia? Powtarzają za Marcinem Rosatim, że w dniu zawodów człowiek potwarza sobie, że ma już dosyć, a następnego dnia rozgląda się za kolejnymi imprezami. fot. Archiwum prywatne wrodzone. Ma nadzieję, że inni trenerzy, również ci samozwańczy, których ostatnio pojawia się coraz więcej, też o tym pamiętają. Zdrowego kandydata na triatlonistę uczy podstaw, głównie pływania. – Dla wielu osób technika kraula to czarna magia, ale po kilku zajęciach okazuje się, że połowa z nich ma do tego dryg. Tylko niewielki procent jest niewyuczalny, ale są sposoby, by także oni ukończyli dystans – mówi Netter. Dla dr. Piotra Markowskiego triatlon to sport rodzinny: na treningi biegowe namówił żonę forum trenera 49 znani o sporcie Z dziennikarzem Polsatu MACIEJEM DOWBOREM rozmawia ALEKSANDRA KAUC-ŻELICHOWSKA Pana przygoda z triatlonem zaczęła się w 2011 roku, kiedy został Pan zaproszony jako ambasador na imprezę Herbalife Triatlon. Czy od razu złapał Pan bakcyla, czy musiał się przekonać do tego sportu? Na początku nie miałem świadomości, z czym to się je. Myślałem, że to będzie taka zabawa dwa, trzy razy w tygodniu i nie będę musiał rezygnować z moich dotychczasowych zainteresowań sportowych, takich jak koszykówka, w która grałem zawodniczo, czy tenis, który bardzo lubiłem. Szybko zorientowałem się, że w triatlonie nie ma półśrodków, trzeba się mocno zaangażować w treningi. Trwało to chwilę, zanim wciągnąłem się na dobre. Nigdy nie byłem fanem sportów wytrzymałościowych, bo wydawały mi się nudne. Przekonałem się do nich, kiedy poznałem środowisko triatlonistów i po obejrzeniu relacji z zawodów z serii Ironman. Poznałem etos tego sportu, zobaczyłem wspaniałą walkę, jaką toczą zawodnicy, i emocje, które wydawały mi się czymś nieporównywalnym z odczuwanymi w sportach zespołowych, trenując nawet na zawodniczym poziomie. W triatlonie, tak samo jak w biegach długodystansowych na amatorskim poziomie, ludzie przeżywali uniesienia. To był moment, kiedy zrozumiałem, że to chcę w życiu robić. Porównuje Pan emocje, bo zna sport. Oprócz koszykówki wcześniej trenował Pan jeszcze pływanie. Tak, jako dziecko uprawiałem pływanie w szkole sportowej. Była to klasyczna PRL-owska fabryka zawodników pływania. Po kilku latach stamtąd wypadłem, bo – jak stwierdzono – nie miałem perspektyw ze względu na warunki fizyczne. Dzisiaj ta ewidentna pomyłka wielu śmieszy, co jak co, ale do pływania mam warunki prawie idealne, jestem wysoki, mam długie ręce, duże stopy. Jest to przykład tego, jak wówczas polska myśl trenerska funkcjonowała. Jeśli dziecko nie robiło 50 forum trenera wyników na wczesnym etapie, mimo że miało obiektywne szanse na to, żeby urosnąć, chociażby dlatego, że miało wysokich rodziców, to i tak wypadało z sekcji, bez szans na kontynuowanie tej przygody. Potem panowała moda na koszykówkę. Wszyscy chcieli grać, oglądali mecze NBA, mnie to też pochłonęło, choć nie ukrywam, że w tym przypadku specjalnego talentu nie miałem. maciej dowbor Co jest najbardziej wciągającego w triatlonie? Suma elementów, które wiążą się z uprawianiem sportu. Tworzą one całość i powody, dla których uprawiam ten sport. Na pewno ważne jest ściganie się ze sobą i pokonywanie swoich barier. Skłamałbym jednak, gdyby to Nigdy nie byłem fanem sportów wytrzymałościowych, bo wydawały mi się nudne. Przekonałem się do nich, kiedy poznałem środowisko triatlonistów i po obejrzeniu relacji z zawodów z serii Ironman. Poznałem etos tego sportu, zobaczyłem wspaniałą walkę, jaką toczą zawodnicy, i emocje, które wydawały mi się czymś nieporównywalnym z odczuwanymi w sportach zespołowych. był jedyny powód uprawiania triatlonu. Moje życie jest niezorganizowane z racji charakteru pracy, jaką wykonuję, i branży, w jakiej funkcjonuję, zatem rytm oraz powtarzalność pewnych działań, jakie wymusza trening, to czynnik, który znacznie ułatwia mi życie. W odróżnieniu od koszykówki tu 90 procent tre- ningów mogę wykonać sam i tylko ode mnie i mojej organizacji czasu zależy, jak sobie to wszystko poukładam. Na korzyść triatlonu przemawia jeszcze to, że jako amator wykonuję około 70 procent objętości treningowej zawodnika profesjonalnego. W sporcie zespołowym nie byłoby to możliwe, bo nikt nie byłby w stanie tak poświęcić swojego życia i podporządkować się treningom. Oczywiście rywalizacja z innymi zawodnikami jest też bardzo fajną sprawą. Fantastycznie jest rozbudowany system kategorii wiekowych, który pozwala zawodnikom w starszym wieku kwalifikować się na mistrzostwa świata. To jest wielka szansa na przedłużenie swojego życia sportowego. Czy jest coś jeszcze w triatlonie, czego nie znalazł Pan w innym sporcie? Triatlon nie jest dyscypliną, w której trzeba być wybitnym w każdej lub w którejś z trzech konkurencji. Paradoks polega na tym, że przeciętność, ale na równym i dobrym poziomie, daje możliwość odniesienia sukcesu. Dla mnie to jest ważne, bo nie jestem ani wybitnym pływakiem, ani świetnym kolarzem, a biegaczem tym bardziej. A jednak w połączeniu wyników konkurencja biegowa wypada u mnie relatywnie nieźle, ponieważ lepiej znoszę wysiłek w pozostałych dwóch konkurencjach. fot. Paweł radzikowski Jak porównuje Pan tamte treningi do wysiłku w triatlonie? W koszykówkę grałem na poziomie dzisiejszej II ligi, choć jeszcze nie zawodowo. Trenowaliśmy raz dziennie, a treningi były głównie wydolnościowo-szybkościowe, sporo techniki, taktyki. W triatlonie na poziomie amatorskim trenuję nieporównywalnie więcej niż wtedy. Zazwyczaj są to 2 treningi dziennie, co daje około 12 jednostek tygodniowo. Trening z założenia jest monotonny, ciężki. Dochodzi przygotowanie siłowe, tzw. core training – co bardzo mi odpowiada. Triatlon jest bardziej przewidywalny. Na podstawie treningów wiem, w jakich parametrach jestem w stanie pokonać dystans w zawodach. W sportach zespołowych jest wiele innych czynników, które decydują o wyniku. Czy triatlon może być rodzinną dyscypliną sportu? I czy zaraził Pan swoją pasją kogoś z rodziny? Triatlon może kojarzyć się jako rodzinny sport, ponieważ w przeciwieństwie do biegania, gdzie imprezy odbywają się w dużych miastach, tu z racji pływania często odbywa się w miejscowościach o charakterze wakacyjnym. Siłą rzeczy zabranie rodziny jest dużo łatwiejsze. Organizatorzy też zdają sobie z tego sprawę i atrakcji dla dzieci nie brakuje. Natomiast z zarażaniem forum trenera 51 znani o sporcie pasją członków rodziny jest gorzej. Nie ma co się oszukiwać, triatlon to czasochłonne i wyczerpujące zajęcie. Nie każdy ma ochotę podporządkować się reżimowi. Ale moja żona biega dla siebie i to, że potrafi się zmotywować, nie mając żadnych planów startowych, bardzo w niej cenię i szanuję. W zeszłym roku miałem okazję wystartować w Gdyni z moim wujkiem, dów nie mogłem ukończyć z powodów technicznych, ale w tych, które ukończyłem, plasowałem się w czołówce w klasyfikacji generalnej i wygrywałem w swojej kategorii wiekowej. Co więcej, czasy, które uzyskiwałem, były bardzo satysfakcjonujące. Widać wyraźnie, że konsekwentna, uczciwa praca nad budowaniem formy zimą przynosi teraz efekty. są takie, żeby znaleźć się w pierwszych 5 procentach klasyfikacji generalnej i w czołówce w swojej kategorii wiekowej. I jeszcze żeby nie stracić do zwycięzcy więcej niż 30 minut na dystansie pół Ironmana. Ci, którzy wygrywają pół Ironmana, to profesjonaliści, którzy startują w nieco innej czasoprzestrzeni, więc poprzeczkę zawieszam sobie wysoko. który na co dzień mieszka w Chicago. Niezależnie od siebie w podobnym czasie zainteresowaliśmy się triatlonem i wystartowaliśmy w końcu w jednej imprezie, reprezentując dwa pokolenia. Była to dobra okazja, żeby się spotkać. A jakie jeszcze ma Pan plany na ten sezon? Chciałbym przede wszystkim wziąć udział w mistrzostwach świata. Startuję wcześniej w Danii w zawodach kwalifikacyjnych na dystansie pół Ironmana. Może być to trudne zadanie, ponieważ zawody odbywają się w Europie i będzie na pewno duża konkurencja. Planem na ten rok są też rekordy życiowe. W przypadku mojego koronnego dystansu, czyli pół Ironmana, to 4 i pół godziny. Generalne moje cele zawsze Czy ma Pan trenera? Jak wygląda współpraca z nim? Mój kontakt z trenerem odbywa się w przestrzeni wirtualnej. Trener nie uczestniczy w treningach, ale zwykle w poniedziałki dostaję rozpiskę na cały tydzień i ją realizuję. Jeśli są wątpliwości, to wtedy się kontaktujemy. Pod koniec tygodnia spisuję wyniki z całego tygodnia i odsyłam e-mailem. Nie mam, tak jak ludziom może się wydawać, trenera osobistego. Zdarza mi się Aktualnie trwa sezon startowy. Jak Pan ocenia swoje starty? Nie chwaląc się, jak dotąd sezon jest dla mnie bardzo udany. Jednych zawo- 52 forum trenera maciej dowbor pływać z grupą mocnych pływaków, utworzoną przez Andrzeja Skorykowa. Jest tam wielu zawodników dużo lepszych ode mnie, więc uważam, że to dla mnie dobry układ. Czy dokształca się Pan, czy zdaje się tylko na wiedzę trenera? Kiedyś sport pojmowałem w kontekście prostej zasady „im więcej trenujesz, moje wrodzone lenistwo, nie jestem w stanie tego wszystkiego ogarnąć. Czy pyta Pan o wskazówki gwiazd sportowych poszczególnych trzech dyscyplin? Oczywiście, jak tylko mam okazję. Ostatnio była to konsultacja z Anią Jakubczak, biegaczką, która startowała w igrzyskach olimpijskich na 1500 m. Kolegujemy się, mamy świetny kon- triatlon jest bardzo złożoną dyscypliną sportu, której poszczególne konkurencje trochę się wykluczają. Stosowanie pewnych zasad, które mogłyby polepszyć szybkość biegu, wpływają negatywne na jazdę na rowerze itd. Wszystkie uwagi trzeba tak wyważyć, aby były przydatne w triatlonie. I ufać trenerowi! Ktoś mi kiedyś mądrze powiedział, że jak przestajesz ufać trenerowi i zaczynasz samemu kombinować, to trzeba szybko zmienić trenera. To oczywiście nie znaczy, że coś jest nie tak z trenerem, albo że sam jesteś mistrzem świata, ale współpracę w takiej formie trzeba przerwać. Trochę tak jak w małżeństwie. Jaką inną cenną radę Pan dostał? Było dużo ciekawych rad, szczególnie dotyczących taktyki, rozkładania sił w trakcie zawodów. Na pewnym poziomie uwagi dotyczą poprawienia drobnych elementów. Ciekawe jest też to, że różni ludzie dają zupełnie inne rady dotyczące tej samej rzeczy. Ile osób – tyle opinii, więc trzeba do pewnych rzeczy samemu dojść i je wyczuć. fot. Paweł radzikowski tym lepiej”. Z czasem zdałem sobie sprawę, że zmiennych i wypadkowych sukcesu, nawet na miarę amatorską, jest mnóstwo. Poszerzam wiedzę, ale nie jestem też specjalnie dociekliwym zawodnikiem, który wszystko na temat treningu wie. Staram się po prostu być świadomy. Ci, którzy trenują podobnie jak ja, są dużo bardziej zaangażowani w kwestie żywieniowe i regenerację. Ja, z racji moich zobowiązań życiowo-zawodowych i trochę ze względu na takt, więc jak mam jakiś problem techniczny, dzwonię i pytam Anię, jak go rozwiązać. Pomogła mi też ostatnio Otylia Jędrzejczak, z którą widziałem się przy realizacji programu telewizyjnego. Zmiana prowadzenia ręki w wodzie dała mi wymierne korzyści. Jest trudniej, ale efektywniej. Znam się też z kolarzami. Są to spotkania, które głównie działają motywująco, bo trudno w kilku zdaniach wszystko wytłumaczyć. Przede wszystkim wychodzę z założenia, że Czy triatlon wpływa na pozostałe dziedziny życia? Czy zmienił się Pan pod jego wpływem? Bez wątpienia tak. Zaczynając od tego, że zmienił się mój wizerunek, odkąd zacząłem kojarzyć się z tą dyscypliną sportu, kończąc na podejściu do życia. Udowodniłem, że nie jestem zapatrzony w lustro i nie sprawdzam, czy mam ładnie dopasowany garniturek, a tak niestety byłem czasem odbierany. Wreszcie pokazuję swój charakter, bo w sporcie, szczególnie tak wymagającym, nikt nikomu nie daje nic za darmo. Trzeba sobie wszystko wypracować, a części składowe to pot, krew i ból. Ważniejszą jednak dla mnie zmianą, jaka zaszła dzięki triatlonowi, jest to, że uwierzyłem w siebie. Mimo że od profesjonalnych triatlonistów dzieli mnie przepaść i mimo braku predyspozycji, głównie do biegania, dzięki konsekwencji, uporowi i ciężkiej pracy pokonałem wiele barier. Przez szereg lat nie podejmowałem różnych działań, bo wydawały mi się za trudne, i uważałem, że nie dam sobie rady. To może brzmi banalnie, ale ten sport uświadomił mi, że większość to są ograniczenia, które sami sobie stawiamy. Jeśli na czymś bardzo nam zależy, to może nie będziemy w tym czymś mistrzami świata, ale będziemy w stanie cel zrealizować, a samo dążenie do celu będzie nam sprawiało radość i dodawało wiary w siebie. Tak samo jak do triatlonu podchodzę teraz do mojej pracy zawodowej: nawet jeśli postawione przede mną zadanie jest trudne, to wiem, że mogę je zrealizować. forum trenera 53 technologia Piotr Przybylski, triatlonista, trener pływania i lekkoatletyki, nauczyciel wf., testował dla „Forum Trenera” zegarek Garmin dla triatlonistów. 54 forum trenera technologia kadencji i prędkości, mocy, z powodzeniem może przejmować funkcję bardzo zaawansowanego licznika rowerowego. Te opcje są niestety dość drogie – zwłaszcza w przypadku pedałów z pomiarem mocy to kwota 6490 zł. Garmin dodatkowo wyposażony jest w kompas. W opcji dodatkowej jest dostępny również rowerowy uchwyt pozwalający po demontażu paska przytwierdzić zegarek bezpośrednio na kierownicę. Garmin jest rewelacyjny w kontroli treningu. Stosując się do jego zaleceń, mogłem właściwie dobrać zadania. Pomagał mi w realizacji odpowiednich obciążeń treningowych dzięki monitoringowi fot. archiwum prywatne G armin FR 920 XT to trener noszony na ręku. To oczywiście żart, ale ten zegarek dla triatlonistów spełnia funkcje nie tylko trenera, ale i fizjologa. Jest bardzo lekki i wygodny, na szerokim miękkim pasku. Wygląd zegarka to kwestia gustu, ale w tym wypadku rzecz drugorzędna. Sam przekonałem się, że oprócz funkcji, które opiszę poniżej, robi ogromne wrażenie. Niewiele osób przechodziło obojętnie, nie zerkając na moją rękę. A nierzadko musiałem opowiadać o nim nawet przygodnie spotkanym ludziom. Trudno bowiem Garmina nie zauważyć. Jest duży i ma kolorowy wyświetlacz. To zresztą bardzo ważna funkcja. Jest bowiem czytelny nawet w zaparowanych okularkach pływackich i podczas jazdy na rowerze podczas ostrego słońca. Mimo że Garmin FR 920 XT jest pokaźnych rozmiarów, tak go skonstruowano, że jego kształt i dopasowanie do ręki nie stwarzają najmniejszych problemów w strefie zmian podczas zdejmowania pianki. Dużym plusem jest długo trzymająca bateria ładowana przystawką z końcówką USB (w dodatkowej opcji dostępna jest również ładowarka 230V). Co więcej, nigdy nie napotkałem problemów z niechcianą, przypadkową zmianą funkcji, gdy nadgarstkiem dotknąłem kierownicy, jadąc na rowerze szosowym, zarówno przy oparciu na „lemondce”, jak i na „baranku”. Zegarek łącząc się z rowerowymi czujnikami: organizmu. Pozwala on bowiem określić nawet szacowny pułap tlenowy – tak ważny parametr w procesie treningowym w konkurencjach wytrzymałościowych. Sygnał dźwiękowy i wibracje pozwalają precyzyjnie dozować przerwy. Ciekawa jest również opcja monitorowania kroku, zarówno biegowego, jak i pływackiego. Rozbudowana baza aplikacji pozwala dokładnie prześledzić każdy metr treningu i tworzyć bazy danych, monitorując historię wyników i poprawy własnych rekordów, oraz dzielić się wynikami z innymi użytkownikami aplikacji. Niestety, nie da się kontrolować tętna podczas pływania. Można to zastąpić, przełączając zegarek na funkcję BIEG. Jako trenerowi przyzwyczajonemu do tradycyjnego treningu zabrakło mi w tym niezwykle zaawansowanym sprzęcie zwykłego stopera z funkcją split pozwalającego mierzyć międzyczasy. Bardzo przydatna podczas startu jest natomiast funkcja TRIATHLON, pozwalająca jednym przyciskiem mierzyć czas poszczególnych konkurencji, przełączając zegarek w tryb PŁYWANIE/ ZMIANA/ ROWER/ ZMIANA/ BIEG. No i sprawa niezwykle ważna. Łatwość i intuicyjność obsługi nie stwarza problemów nawet średnio utalentowanym technicznie użytkownikom. Warto więc zastanowić się, jak ważny w naszym życiu jest triatlon i zainwestować w Garmina FR 920 XT, by z uprawiania tego sportu móc czerpać jeszcze więcej radochy. forum trenera 55 na tych samych falach Leniwy mistrz świata Paweł Wojciechowski i 77-letni kandydat na kaskadera o barwnym życiorysie Roman Dakiniewicz – oto jeden z czołowych duetów polskiej lekkoatletyki. Ich 17-letnia (z krótką przerwą) historia współpracy zaczęła się nietypowo. – Pawła przyprowadził do mnie jego dziadek, ale na początku nie chciałem go przyjąć, bo według mnie nie nadawał się do sportu, a zwłaszcza do skoku o tyczce. Usłyszałem jednak, że nazywa się Wojciechowski, a przypomniałem sobie, że zawodnik o tym nazwisku u mnie trenował z sukcesami. Okazało się, że to jego wujek. No więc przyjąłem Pawła po znajomości, a on wkrótce rozwiał moje wątpliwości i został świetnym tyczkarzem – wspomina trener Dakiniewicz. – Pan Roman nauczył mnie wszystkiego, zawdzięczam mu swoje sukcesy – mówi 26-letni Wojciechowski, który w mistrzostwach świata w Daegu w 2011 roku wywalczył złoty medal. Jest też rekordzistą Polski (5,91 m), a zwieńczeniem jego współpracy z Dakiniewiczem byłby medal olimpijski w Rio de Janeiro. Warto przypomnieć, że zawodnicy tego szkoleniowca podczas mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych wywalczyli w sumie aż 232 medale! Paweł Wojciechowski Co mógłby Pan robić, gdyby nie zajmował się sportem? Nie mam pojęcia, ale najchętniej żyłbym z... wędkowania, jeśli to możliwe. Co najchętniej robi Pan w wolnym czasie? Gram na playstation i dbam o moje akwarium. Na razie jest niewielkie, 540 cm sześciennych, ale marzę o takim dwu-, trzymetrowym, w którym mógłbym hodować płaszczkę słodkowodną. Obecnie moją dumę stanowią zbrojniki. Czy ma Pan jakiś rytuał przed zawodami? Rytuałów nie mam, ale korzystam z pomocy psychologa oraz – jeśli to w danym momencie możliwe – z kabiny deprywacyjnej. Jak reaguje Pan na porażki? Na pewno się nie załamuję, bo po moich kłopotach z kontuzjami stałem się bardziej odporny psychicznie. Nie potrzebuję też wyładowywać frustracji. Staram się na spokojnie przeanalizować, co zrobiłem nie tak, co przeszkodziło mi w osiągnięciu sukcesu. Na co najchętniej wydaje Pan pieniądze? Na różne ulepszenia do playstation oraz rzeczy związane z akwarystyką. Gdyby mógł Pan zagrać w filmie, to najchętniej jaką postać? Rycerza Jedi z „Gwiezdnych wojen”. Czy jest ktoś, komu nie podałby Pan ręki? Nie, jestem bezkonfliktowy, a sytuacje drażliwe mnie stresują, więc staram się ich unikać. Czy zdarzyło się Panu kiedyś pokłócić z trenerem? 56 forum trenera Do kłótni nigdy nie doszło, ale różnice zdań oczywiście się zdarzały. Przecież nie zawsze muszę myśleć tak samo jak trener, mam też swoje pomysły i spostrzeżenia. Staram się, żeby z takich dyskusji wynikło coś konstruktywnego. Jakie cechy powinien mieć Pana idealny trener? Powinien umieć słuchać zawodnika i być otwarty na sugestie. Główna cecha charakteru Romana Dakiniewicza? Sumienność, konsekwencja i pomysłowość, zwłaszcza w wymyślaniu różnych przyrządów służących do treningu. Ma do tego talent. Gdyby mógł Pan zmienić w Dakiniewiczu jedną rzecz, co by to było? Niczego bym nie zmieniał. Pańska główna wada? Jestem leniwcem. Czasem trudno mi się zabrać do treningu, choć kiedy już coś zacznę, nie mam kłopotów z dokończeniem zadania. Niestety muszę przyznać, że dotyczy to także prac domowych. Do jakiego błędu przyznał się Pan ostatnio? Wystraszyłem się w trakcie skoku. Tyczkarz nie może się bać, a mnie się to zdarzyło i nie wstydziłem się do tego przyznać. Proszę uszeregować od najważniejszego: mistrzostwo olimpijskie, objęcie funkcji prezydenta Polski, wygranie miliona dolarów. Najpierw mistrzostwo, potem milion, a do polityki w ogóle mnie nie ciągnie. Jaki dobry uczynek zrobił Pan ostatnio bezinteresownie? Często pomagam na zawodach rywalom, na przykład jeśli przyjeżdżają na zawody bez trenera. Choć czasem z tego powodu przegrywam. Poza tym, gdy ktoś mnie prosi o drobne, nie odmawiam i nie wnikam, na co zbiera. Widocznie czegoś potrzebuje. O co poprosiłby Pan złotą rybkę? O stabilną formę na poziomie 6 metrów. Nie zawsze muszę myśleć tak samo jak trener, mam też swoje pomysły i spostrzeżenia... ankieta Co najchętniej robi Pan w wolnym czasie? Spędzam czas na działce. Zbudowałem tam niewielki domek i od maja do października jeżdżę w każdej wolnej chwili. A jak wiadomo, na działce zawsze jest coś do zrobienia. Czy ma Pan jakiś rytuał przed zawodami? Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie powinno się golić, ale uważam, że to bzdura, a ja lubię schludnie wyglądać, więc żadnych rytuałów nie mam. Choć są oczywiście pewne czynności techniczne, które trzeba wykonać przed zawodami. fot. Archiwum prywatne Jak reaguje Pan na porażki? Zawsze jeździłem na zawody z większą grupą zawodników i jeśli nawet jeden przegrał, innemu poszło dobrze. Zwykle zatem wracałem z imprez w pozytywnym nastroju. Jeśli zaś prowadziłem jednego zawodnika, na przykład Pawła Wojciechowskiego, i zdarzyła mu się przegrana, analizowałem ją na chłodno. W sporcie trzeba dopuszczać możliwość porażki i wyciągać z niej wnioski. Na co najchętniej wydaje Pan pieniądze? Na długopisy oraz przyrządy do rysowania i malowania. Talent odziedziczyłem pewnie po ojcu, który po wojnie znalazł się w Brazylii i był konserwatorem obrazów. Zawsze lubiłem i umiałem ładnie pisać. W wojsku wypisywałem dyplomy, a na studiach potrafiłem szybko notować, używając wielkich liter, dzięki czemu moje notatki zawsze były wyraźne i łatwe do odczytania. To mi pomagało zdawać egzaminy i z bardzo dobrymi wynikami skończyć warszawską AWF. Roman Dakiniewicz Co mógłby Pan robić, gdyby nie zajmował się sportem? Zupełnie nie wiem, bo od dziecka całe moje życie kręci się wokół sportu. W szkole podstawowej w zakładzie dla sierot prowadzonym przez zakonnice sprawiałem sporo kłopotów, nie chciałem się uczyć, ale motywacją do szybszego odrabiania pracy domowej była dla mnie możliwość wyjścia na boisko do kolegów. Sport zatem kocham od zawsze i nie wyobrażam sobie bez niego życia. Gdyby mógł Pan zagrać w filmie, to najchętniej jaką postać? Mimo 77 lat jestem w bardzo dobrej formie. Codziennie się gimnastykuję, robię brzuszki, pompki, nie mam problemu ze wspięciem się po linie czy zrobieniem wymyku na drążku. Dlatego w filmie najchętniej wystąpiłbym jako kaskader. Czy jest ktoś, komu nie podałby Pan ręki? Tak, mam obok działki takiego sąsiada, który wyrządził mi wiele złego. Jemu ręki bym nie podał. Czy zdarzyło się Panu kiedyś pokłócić z zawodnikiem? Jestem cierpliwy i nigdy nie miałem konfliktów z zawodnikami, a trochę ich już było, bo w tym roku obchodzę 50-lecie pracy trenerskiej, samych mistrzów Polski zaś w różnych kategoriach wiekowych wychowałem 94. Jakie cechy powinien mieć Pana idealny zawodnik? Powinien być szybki i dynamiczny, mieć świetną koordynację, ale też odpowiednią mentalność. Niezbędne są też śmiałość i odwaga. Główna cecha charakteru Pawła Wojciechowskiego? Potrafi się zmobilizować w trudnych momentach. Gdyby mógł Pan zmienić w Wojciechowskim jedną rzecz, co by to było? Nic bym nie zmieniał, to dobry chłopak. Pańska główna wada? Czasem w konfliktowych sytuacjach nie potrafię odpowiednio ostro zareagować. Do jakiego błędu przyznał się Pan ostatnio? Ostatnio to nie pamiętam, ale na samym początku pracy z Pawłem Wojciechowskim źle go oceniłem. Myślałem, że nic z niego nie będzie, bo był mały i chudy. Proszę uszeregować od najważniejszego: mistrzostwo olimpijskie, objęcie funkcji prezydenta Polski, wygranie miliona dolarów. Mistrzostwo, pieniądze, a do bycia prezydentem zupełnie nie czuję powołania. Jaki dobry uczynek zrobił Pan ostatnio bezinteresownie? Nie potrafię wymienić konkretnej sytuacji, ale na przykład często pomagam innym trenerom, którzy przyjeżdżają do mnie ze swoimi zawodnikami i proszą o techniczne wskazówki. Nigdy nie odmawiam. Oni chcą się jakoś rewanżować, coś mi dawać, ale ja niczego w zamian nie chcę, wystarczy mi satysfakcja z tego, że komuś przydały się moje podpowiedzi. O co poprosiłby Pan złotą rybkę? O zdrowie, żebym mógł jak najdłużej cieszyć się życiem, tak jak do tej pory. Bo jestem szczęśliwym człowiekiem. PYTAŁ WOJCIECH OSIŃSKI forum trenera 57 Standardowy zakres badań diagnostycznych wykonywanych przez Instytut Sportu Badania laboratoryjne: ¸ wydolność fizyczna (laboratoryjne badania wydolności fizycznej objęte są nadzorem lekarskim) ¸ symptomy przeciążenia organizmu ¸ niedobory biopierwiastków i witamin ¸ skład ciała, somatotyp ¸ moc i siła mięśniowa oraz jej symetria ¸ charakterystyka psychologiczna. Badania terenowe (w trakcie zgrupowań): ¸ wydolność fizyczna ¸ ocena intensywności treningu ¸ symptomy przeciążenia organizmu ¸ stan emocjonalny ¸ technika ruchu ¸ skład ciała i bilans wodny. Badania na zawodach i sprawdzianach: Warszawa, ul. Trylogii 2/16 www.insp.pl ¸ reakcje organizmu na wysiłek startowy ¸ odporność na stres ¸ analiza taktyki. AB 108 AB 946 AC 074