Fenomen triatlonu

Transkrypt

Fenomen triatlonu
Rio walczy z czasem, by zdążyć na igrzyska
s. 34-38
Numer 2 (18) 2015
ISSN 2391-4807
Fenomen
triatlonu
str. 46–55
s. 6–21
w numerze
Aktualności
4
KLUB POLSKA RIO 2016
Z perspektywy lat Klub Polska oceniany jest bardzo
dobrze. Nie znaczy to jednak, że jest idealnie
6–22
Trener Józef Lisowski
wierzy w sukces
sztafety 4x400 m
20–21
Klub Polska jest potrzebny, choć nieidealny
Jak powstał i działa projekt Klub Polska
6
Złota w Rio nikomu nie obiecam
Rozmowa z kolarką górską Mają Włoszczowską
10
Jeśli chodzi o charakter, jestem gorszy od trenera
Rozmowa z Pawłem Fajdkiem, mistrzem świata w rzucie młotem
14
Rekordy padają na każdym treningu
Najważniejszy start w karierze skoczkini wzwyż Kamili Lićwinko
16
Jak nie Lisowski, to kto?
Słynny trener przygotowuje kolejną sztafetę 4x400 m
20
GRY ZESPOŁOWE
Bez gwiazd może być lepiej
Czy polscy koszykarze dorównają piłkarzom ręcznym i siatkarzom
22
PUBLICYSTYKA
Po co biegną pozostali?
Jaki sens ma wysyłanie na igrzyska olimpijskie dużej reprezentacji
26
Brazylijska ruletka
Brazylijczycy walczą z czasem, by zdążyć z przygotowaniami
do igrzysk olimpijskich
30
Felieton Marka Michałowskiego
35
NAUKA
Słów kilka o ekspresji genów
Sekwencjonowanie DNA staje się coraz tańsze
36
PARAOLIMPIZM
Czytelne i potwierdzone kwalifikacje dla sportu osób
niepełnosprawnych
30–34
Organizatorzy IO
w Rio mają mnóstwo
problemów
Wydawca: Instytut Sportu w Warszawie
Koordynator wydawniczy:
Piotr Marek
Redaktor Naczelny:
Stefan Tuszyński
Dziennikarze: Olgierd Kwiatkowski,
Aleksandra Kauc, Rafał Kazimierczak,
Karolina Kowalska, Piotr Marek, Marek
Michałowski, Marta Mikiel, Wojciech
Osiński, Artur Rolak.
Dział naukowy: prof. Jan Gajewski,
dr Dariusz Sitkowski, dr Piotr Żmijewski
Zdjęcia:
Adam Nurkiewicz/MEDIASPORT
Korekta: Katarzyna Jagieła
Opracowanie graficzne,
skład i łamanie: Piotr Przychodzeń
Webmaster: Marcin Szafert
2 forum trenera
40
PUBLICYSTYKA
Bez przerwy, jak bez ręki
W ciągu kilkunastu minut, a nawet sekund można odwrócić
losy rywalizacji
42
Zaskakujący fenomen triatlonu
Jeden z najtrudniejszych sportów podbija serca amatorów
46
LUDZIE
Triatlon wyznaczył rytm mojego życia
Rozmowa z Maciejem Dowborem
50
TECHNOLOGIA
Triatlon – sport,
który podbił
Polskę
46–55
Gadżet dla wymagających
Piotr Przybylski, triatlonista, trener lekkoatletyki i pływania,
testował dla nas zegarek Garmin FR 920 XT
54
ANKIETA
Połączyła ich tyczka
Tyczkarz Paweł Wojciechowski i trener Roman Dakiniewicz
56
edytorial
Szanowni Państwo!
Być może nie zyskam popularności tym tekstem. Chciałbym
bowiem porównać projekt Klub Polska ze szkoleniem centralnym rodem
z czasów tzw. komuny. Byłem w latach 80. ubiegłego wieku objęty tym
drugim, więc nie wszystko znam tylko z teorii.
Przed IO 2012 rokiem minister sportu Adam Giersz doprowadził
do uruchomienia projektu, który miał ratować polski potencjał medalowy.
I w igrzyskach letnich w Londynie, a potem w Soczi, przyniósł efekty. Choć
może pozostał niedosyt, zwłaszcza po 2012 roku, bo nasi sportowcy przywieźli z Anglii tylko 10 medali, czyli tyle, co z dwóch poprzednich igrzysk.
Zdobywali je sportowcy objęci programem Klub Polska. A było ich niewielu, bo i nasz potencjał był niewielki.
Stefan Tuszyński
redaktor naczelny
W czasach przed transformacją też opiekowano się zawodnikami
o potencjale medalowym. I też robiło to państwo. Najlepsi trafiali do
szkolenia centralnego, mieli długie zgrupowania w ośrodkach centralnych,
byli, w tych czasach nędzy, odpowiednio odżywieni, mogli wyjeżdżać
za granicę. Byli elitą. Mieli lepiej niż przeciętny Kowalski. Ale zdobywali
medale, dając Kowalskiemu światełko w szarej codzienności, a socjalistycznym przywódcom pewność, że „Polska rośnie w siłę”. Stawali na
podium znacznie częściej niż udaje się to dziś naszym atletom.
Czym tamten system różnił od programu Klub Polska? Przede
wszystkim tym, że sportowiec praktycznie nie decydował o niczym.
Pięściarz miał tylko obić twarz rywala, biegacz miał być szybszy, a sztangista silniejszy. Resztę musieli zorganizować inni, czasem, jak to się mówiło,
przyniesieni w teczkach. Ci może nie znali się na sporcie, ale znali hasło
do państwowego skarbca.
Dziś, po 25 latach od transformacji, to sportowiec został partnerem
państwa. Ono przeznaczyło na niego pół miliona, a on podpisał kontrakt,
że tak wyda tę kasę, by zamienić ją w złoto – olimpijskie.
Nie wiem, czy sportowcy przygotowujący się do IO w Tokio,
Meksyku czy Montrealu chcieliby sami odpowiadać za swoje przygotowania. Może i tak. Może w tamtych, innych czasach byłoby im łatwiej.
Nie oszukujmy się, ale dziś sportowiec ma problem z tym, jak rozsądnie
gospodarować państwowym bonusem. Aby wszedł do Klubu Polska, martwił się jego trener i związek sportowy. Teraz zawodnikowi doszedł dodatkowy bagaż. Ma pieniądze, ale dużo większą kontrolę. Nie dziwię się, że
niektórzy się buntowali, a inni nie umieli podporządkować się rygorom.
Nigdy wcześniej z liczby swoich komercyjnych startów czy tego, jak spędzają wolny czas, nie musieli się tłumaczyć.
Nie krytykuję Klubu Polska, bo to dobry pomysł. Powstał na podstawie angielskiego projektu Team GB. Anglikom przyniósł ogromny sukces w igrzyskach w Londynie – trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej.
To program, który wymaga od każdego, kto jest zaangażowany w jego
realizację, profesjonalizmu. Brytyjczycy od kilku pokoleń się z nim rodzą.
My jednak jeszcze musimy się go uczyć.
forum trenera 3
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
aktualności
Prezydent FIFA podał się do dymisji
Sepp Blatter, prezydent Międzynarodo­
wej Federacji Piłkarskiej, kilka dni po
ponownym wybraniu go na tę funkcję
podał się do dymisji. – Nie czułem
się wspierany – powiedział Szwajcar.
Chodzi o aferę korupcyjną, w związku
z którą kilka dni wcześniej aresztowano prominentnych działaczy FIFA,
podejrzanych o przyjęcie pieniędzy od
Rosji i Kataru za przyznanie im praw
do organizacji piłkarskich mistrzostw
świata w 2018 i 2022 roku. Na decyzję Blattera prawdopodobnie wpłynęli
sponsorzy FIFA, m.in. Coca-Cola,
Adidas, Visa i Hyundai, którzy domagali się stanowczej reakcji na aferę
korupcyjną.
Lech mistrzem, a Legia z Pucharem
Lech Poznań po raz siódmy został piłkarskim mistrzem Polski, wyprzedzając
na finiszu ligowych rozgrywek Legię
Warszawa. Ostatni raz „Kolejorz”
sięgnął po mistrzowski tytuł pięć lat
temu. Legia przez większość sezonu
przewodziła w tabeli, ale po majowej
przegranej w Warszawie z Lechem
nie odzyskała już pozycji lidera. Na
pocieszenie stołecznemu klubowi
pozostała wygrana z poznaniakami
w finale Pucharu Polski i zdobycie
tego trofeum po raz siedemnasty.
4 forum trenera
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Adam Korol nowym szefem MSiT
W miejsce odwołanego Andrzeja
Biernata nowym szefem Ministerstwa
Sportu i Turystyki został Adam Korol.
Urodzony w 1974 r. w Gdańsku były
wioślarz to ikona polskiego sportu.
Pięciokrotny olimpijczyk, mistrz igrzysk
w Pekinie (2008) w czwórce podwójnej wraz z Konradem Wasielewskim,
Markiem Kolbowiczem i Michałem
Jelińskim, czterokrotny mistrz świata w tej samej specjalności (2005,
2006, 2007 i 2009) oraz mistrz
Euro­py (2010) w dwójce podwójnej
z Markiem Kolbowiczem. Adam Korol
jest wykładowcą teorii sportu i treningu
w gdańskiej AWFiS. Od kilku lat działa
w polityce.
Polska wciąż przed mistrzami świata
Polscy piłkarze w eliminacjach mistrzo­stw
Europy pokonali w Warszawie Gruzję 4:0,
a trzy gole dla naszej reprezentacji w ostatnich
czterech minutach strzelił Robert Lewandowski.
Po tym meczu drużyna prowadzona przez
selekcjonera Adama Nawałkę nadal prowadzi
w grupie i z 14 pkt wyprzedza mistrzów świata
Niemców – 13 pkt, Szkocję – 11 pkt, Irlandię
– 9 pkt, Gruzję – 3 pkt i Gibraltar – bez
punktów. Do końca eliminacji Polakom
pozostały do rozegrania jeszcze cztery mecze.
Barcelona i Sevilla triumfują
FC Barcelona pokonując w finale
Ligi Mistrzów włoski Juventus Turyn
3:1, po raz piąty zdobyła klubowy
Puchar Europy. Klub z Katalonii
zwyciężył w tym sezonie także
w hiszpańskiej lidze oraz w Pucharze
Hiszpanii, sięgając po raz drugi
w historii po tzw. potrójną koronę. Ligę Europy drugi rok z rzędu
wygrał inny hiszpański klub FC
Sevilla, pokonując w finale ukraińskie Dnipro Dniepropietrowsk
3:2. Jednego z trzech goli dla
zwycięzców strzelił Polak Grzegorz
Krychowiak.
„Złoty But” dla Cristiano Ronaldo
Portugalczyk Cristiano Ronaldo
ponownie zwyciężył w konkursie
„Złoty But” na najlepszego strzelca
lig europejskich. W rankingu, który
powstaje w oparciu o liczbę goli
strzelonych przez piłkarzy w lidze,
mnożoną przez współczynnik trudności rozgrywek, napastnik Realu
Madryt zdobył 96 pkt (48 goli x 2).
Drugi w klasyfikacji był Lionel Messi
z Barcelony – 86 pkt, a trzeci Sergio
Aguero z Manchesteru City – 52 pkt.
Roberta Lewandowskiego sklasyfikowano na 23. miejscu – 34 pkt.
aktualności
Wawrinka i Williams wygrali
w Paryżu
Sensację sprawił Szwajcar Stan
Wawrinka, wygrywając w finale tenisowego Roland Garros z uważanym
za zdecydowanego faworyta Serbem
Novakiem Djokoviciem. W turnieju
kobiet triumfowała Amerykanka
Serena Williams, pokonując w decydującym meczu Czeszkę Lucie
Šafářovą. Dla Williams było to 20.
zwycięstwo w wielkoszlemowym
turnieju. Szansę na mistrzowski tytuł
miał też Polak Marcin Matkowski,
ale z Czeszką Lucie Hradecką przegrali w finale miksta z Amerykanami
Bethanie Mattek-Sands i Mike’em
Bryanem.
Szczypiornistki jadą na MŚ
Reprezentantki Polski w piłce ręcznej dwukrotnie pokonały Ukrainki
– 24:18 w Użgorodzie oraz 30:22
w Szczecinie – i awansowały do
finałów mistrzostw świata, które zostaną rozegranie w grudniu w Danii.
Wyjątkową motywację do awansu
miał także selekcjoner naszej kadry
Kim Rasmussen, bo mistrzostwa
odbędą się w jego ojczyźnie. –
Zagraliśmy dobrze, ale nie bezbłędnie. Były przestoje, nie wszystko nam
wychodziło. Zespół jest solidny, ale
mamy nad czym popracować – ocenił
Duńczyk po wygranej z Ukrainkami.
Bolt tylko drugi, Polska bez złota
Dwukrotny mistrz olimpijski w biegu
na 100 m Usain Bolt w igrzyskach
w Rio de Janeiro będzie tylko
drugi, przegra bowiem z Justinem
Gatlinem – przewiduje holenderski serwis Infostrada. Analitycy
serwisu, którzy prognozują wyniki
sportowców na podstawie prowadzonych obserwacji, typują w Rio
wiele niespodzianek. Niestety, z ich
wróżb wynika, że nie będą to udane
igrzyska dla Polaków, gdyż żaden
z naszych reprezentantów nie zdobędzie złota.
Gry zespołowe i lekkoatletyka górą
Pierwsza faza sprzedaży biletów na
zaplanowane od 5 do 21 sierpnia 2016 roku igrzyska w Rio de
Janeiro wskazuje, że największą
popularnością kibiców cieszą się gry
zespołowe i lekkoatletyka. Oprócz
ceremonii otwarcia i zamknięcia
zawodów olimpijskich wyprzedano
wszystkie udostępnione dotąd wejściówki na finałowe mecze kobiecej
i męskiej siatkówki, a także na finał
piłki nożnej mężczyzn. Dużym zainteresowaniem cieszą się także bilety
na mecze koszykówki i piłki ręcznej.
Druga faza dystrybucji kart wstępu
rozpocznie się w lipcu.
Dwa tuziny Vive
Ponad dwa tysiące kibiców Vive Tauron
Kielce świętowało na rynku 12. w historii
klubu mistrzostwo kraju i 12. Puchar Polski
oraz brązowe medale Ligi Mistrzów. Na fecie
pożegnano również odchodzących z drużyny
Piotra Grabarczyka, Tomasza Rosińskiego
oraz Żeljko Musę. W finałowym turnieju
Ligi Mistrzów Vive przegrało w półfinale
z późniejszym zwycięzcą zawodów Barceloną
28:33, a w meczu o trzecie miejsce
pokonało gospodarzy turnieju THW Kiel
28:26.
Gortat i Berisha w kadrze
na 2015 rok
Mike Taylor, selekcjoner polskich
koszykarzy, ogłosił szeroki skład kadry
na 2015 rok. Wśród 23 zawodników
znalazł się nasz jedynak w NBA, środkowy Washington Wizards, Marcin
Gortat. Po dwóch latach do reprezentacji wraca będący niegdyś podstawowym rzucającym narodowej drużyny
Dardan Berisha. 27-latek stracił
miejsce w kadrze po wyjeździe do
Kosowa, skąd pochodzi jego rodzina,
ale jego ostatnie popisy w Sigalu
Prisztina zwróciły uwagę sztabu szkoleniowego kadry.
forum trenera 5
klub polska rio 2016
Pomysł, aby inwestować w najlepszych zawodników
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
i zapewnić im optymalny model przygotowań
Pomysłodawcą
Klubu Polska był
minister sportu
Adam Giersz
6 forum trenera
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
P
omysłodawcą Klubu Polska byli
Adam Giersz, minister sportu i turystyki w latach 2009–2011, oraz
Tomasz Półgrabski, ówczesny podsekretarz
stanu, a później wiceminister sportu i turystyki. Projekt ruszył w 2010 roku i wzorowany był na Team GB, programie, który
uruchomiono w Wielkiej Brytanii z myślą
o igrzyskach Londyn 2012.
– Klub Polska powołaliśmy po to, by najlepszym zawodnikom zapewnić najlepsze
warunki, bo często się zdarzało, że polscy
sportowcy narzekali, że ich koledzy z Wielkiej
Brytanii czy Niemiec mają lepiej, więc oni, aby
walczyć o medale, muszą mieć odpowiednie
środki na przygotowania. Postanowiliśmy
wówczas, że zrobimy program, który zabezpieczy tym najlepszym wszystko – mówi nam
Tomasz Półgrabski, obecnie prezes zarządu
spółki PL 2012+.
– Chodziło o to, aby w końcu udało się
skierować środki finansowe tam, gdzie są
one najbardziej potrzebne. Jest ich niewiele
i dlatego postanowiono inwestować je
w najlepszych zawodników i zapewnić im
najlepszy model przygotowań – wyjaśnia
Marian Szczechowicz z Instytutu Sportu,
szef Zespołu Metodyczno-Szkoleniowego Klub Polska nadzorującego działalność projektu.
Dotychczas było tak, że jak reprezentacja
jechała na igrzyska, to tylko 10–20 proc.
zawodników walczyło o medale, a reszta
szans medalowych raczej nie miała. Postanowiono to zmienić, tworząc nowy system
w polskim sporcie. Sportowiec miał postawiony określony cel, były cele pośrednie, był
harmonogram i budżet. Było to klasyczne
zarządzanie projektowe, które do tej pory
w polskim sporcie nie istniało.
– Wcześniej było pospolite ruszenie, szkoliliśmy bardzo szeroko, jechaliśmy z bardzo
dużą reprezentacją na igrzyska, ale to nie
przekładało się na dobre wyniki. Zdecydowaliśmy, że lepiej jak będzie odwrotnie,
niech jedzie reprezentacja węższa, ale za to
olimpijskich, narodził się w 2010 roku.
Z perspektywy minionych pięciu lat zawodnicy,
trenerzy i działacze oceniają Klub Polska bardzo
dobrze. Nie znaczy to jednak, że jest idealnie.
z zawodnikami, którzy mają realne szanse
na medale – tłumaczy Półgrabski.
Klub Polska to dobry projekt
Pierwszy raz ministerstwo taki program
zastosowało wobec Justyny Kowalczyk przed
igrzyskami w Vancouver i zakończyło się to
wielkim sukcesem. – Malkontenci zarzucali
nam, że to wyjątkowy przypadek, bo to wybitna zawodniczka, która nawet jak nie była
w Klubie Polska, to też zdobywała medale
– wspomina Tomasz Półgrabski.
Projekt Klub Polska powtórzono więc przed
letnimi igrzyskami w Londynie i zimowymi
w Soczi. – W tym drugim przypadku wyszło
super. Mogę tu mówić za siebie, bo przygo-
Marek Michałowski
towywałem reprezentację w finalnym etapie.
Z kolei w Londynie tak dobrze nie było, bo
idea Klubu Polska trochę się rozmyła. Mnie
osobiście podziękowano i odsunięto na pół
roku przed końcowym etapem przygotowań,
który jest kluczowy i najważniejszy. To jest jak
w wyścigu kolarskim: cały peleton jedzie przez
200 kilometrów, a rywalizacja rozstrzyga się
na ostatnich 20–30 kilometrach – uważa
były wiceminister.
Choć przed Londynem zawodnicy nie mogli się skarżyć, bo niczego im nie brakowało,
to zdobyliśmy tylko 10 medali. – W ostatnim
półroczu przed zawodami olimpijskimi nie
było wielkiej koncentracji. Zawodnik musi się
mentalnie przygotować do walki „na śmierć
i życie”. On ma jechać na igrzyska pewny
swoich umiejętności. Wtedy nie zabrakło
pieniędzy, tylko zabrakło mobilizacji – twierdzi Półgrabski.
Mimo iż w Londynie postępów nie było,
jedynie zachowaliśmy status quo, to z perspektywy czasu wiele osób uważa, że Klub
Polska to bardzo dobry program, bo daje
zawodnikom wszystkie elementy potrzebne
do tego, żeby zdobywać medale i liczyć się
w światowym sporcie wyczynowym. – Oprócz
tego szkoliliśmy trenerów, prowadziliśmy
zajęcia psychologiczne. Bardzo mocno był
w to zaangażowany Instytut Sportu, który
monitorował na bieżąco te wszystkie elementy.
Cały czas wywieraliśmy presję na zawodników i trenerów. To doprowadziło do sukcesu
na zimowych igrzyskach w Soczi i tego typu
rozwiązania należy kontynuować – ocenia
Tomasz Półgrabski.
– Idea Klubu Polska podoba mi się –
przyznaje Paweł Słomiński, trener mistrza
świata w pływaniu Radosława Kawęckiego.
Zastrzega, że ktoś może uznać jego opinię
za niemiarodajną, bo był przez jakiś czas
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
klub polska rio 2016
Od prawej:
Marian
Szczechowicz,
mistrz świata
w kolarstwie
Michał
Kwiatkowski
i Andrzej Piątek
W programie
indywidualnym
KP Rio 2016
znalazła się
wioślarska
ósemka
szefem Klubu Polska, a jeszcze wcześniej
członkiem zespołu, który nadzorował jego
działalność. Poza tym pracuje w Ministerstwie
Sportu i Turystyki, który jest twórcą tego pomysłu. Teraz widzi to jednak z drugiej strony,
realizując szkolenie z Kawęckim. – Jak bym
nie spojrzał na ten projekt, czy od strony
trenera, czy osoby w pewnym sensie nadzorującej program, to mam bardzo dobre,
wysokie mniemanie o Klubie Polska. Uważam,
że koncentrowanie środków finansowych
na najlepszych zawodnikach, dzięki czemu
stwarzamy im warunki podobne do tych, jakie
mają najlepsi na świecie, daje efekty w postaci
wysokich pozycji – podsumowuje Słomiński.
Pieniądze to odpowiedzialność
Do najbliższych igrzysk w Brazylii został
rok. Jak funkcjonuje Klub Polska Rio de Janeiro 2016? Marian Szczechowicz, szef zespołu
nadzorującego działalność projektu, przekonuje, że wszystko idzie zgodnie z planem. – Są
ścisłe kryteria, kto może być w Klubie, i tylko
od zawodników zależy, czy się w nim znajdą.
Są dwie grupy. Pierwsza grupa zawodników,
realizujących programy indywidualne, to medaliści największych imprez, ścisła czołówka
światowa. Druga to sportowcy korzystający
ze ścieżki indywidualnej, czyli tacy, którzy
w największych imprezach zajęli miejsca 4–8.
Członkom Klubu Polska gwarantujemy środki
na realizację ich programów szkoleniowych.
Kierowany przeze mnie Zespół Metodyczno-Szkoleniowy jest ciałem, które się temu
przygląda – tłumaczy Szczechowicz.
Zdarza się, że trzeba korygować niektóre
programy, bo ci, którzy je realizują, zapominają, że ktoś je monitoruje, że plan, na
który idą pieniądze, powinien być rzetelnie
realizowany. – Zwracamy na to uwagę i informacje o tym, jak przebiegają przygotowania
zawodników objętych programem, przekazujemy do Departamentu Sportu Wyczynowego
MSiT – mówi szef ZM-Sz. Klub Polska.
Pieniądze na Klub Polska dostają związki
sportowe, ale z zawodnikami podpisywane
były indywidualne umowy. Chodzi o psychologiczne podejście, o spowodowanie, by
sportowcy, którzy podpisali umowy, poważnie
traktowali swoje obowiązki i czuli się zobowiązani z nich wywiązać, a także by niepotrzebnie
nie ryzykowali zdrowia.
– Przed igrzyskami w Soczi głośna była
sprawa Justyny Kowalczyk, która się zdenerwowała, kopnęła nogą w stół i pękła jej
kość. Po czymś takim na Zachodzie sponsor
Sportowiec miał postawiony
określony cel, były cele pośrednie,
był harmonogram i budżet.
Było to klasyczne zarządzanie
projektowe, które do tej pory
w polskim sporcie nie istniało
forum trenera 7
klub polska rio 2016
Chodziło o to, aby w końcu udało się
skierować środki finansowe tam, gdzie są
one najbardziej potrzebne. Jest ich niewiele
i dlatego postanowiono inwestować je
w najlepszych zawodników i zapewnić im
najlepszy model przygotowań
by zażądał od zawodnika zwrotu pieniędzy
albo zerwałby kontrakt, bo nie po to inwestuje
w sportowca cztery lata, angażuje duże środki
finansowe, by zawodnik zepsuł to wszystko
lekkomyślnym zachowaniem – mówi Tomasz
Półgrabski.
Inny przykład to tyczkarka Monika Pyrek,
która przed igrzyskami w Londynie postanowiła wystartować w telewizyjnym show
„Taniec z gwiazdami”. – Przekonywała, że to
jej pomaga, ale fachowcy byli innego zdania,
a efekt był taki, że nie zakwalifikowała się do
olimpijskiego finału – dodaje współtwórca
Klubu Polska.
Także Paweł Słomiński pomysł podpisywania umów z zawodnikami uważa za dobry.
Jego zdaniem niektórzy sportowcy jeszcze
nie dorośli do tego, by zrozumieć, że jak się
korzysta z przywilejów, to trzeba także wziąć
na siebie odpowiedzialność. Potwierdza, że
na początku były przypadki ewidentnego
braku odpowiedzialności i niektórzy wybitni
zawodnicy, przygotowujący się do igrzysk,
Radosław
Kawęcki
jest obecnie
podopiecznym
byłego
szefa Klubu
Polska Pawła
Słomińskiego
potrafili spędzać wolny czas na uprawianiu
ekstremalnych sportów. – Nie rozumieli, że
nie wolno im tego robić, bo państwo zbyt
dużo na nich wydaje, by ryzykowali kontuzje. Na Zachodzie ta świadomość jest dużo
większa, a odpowiedzialność powszechna. To
się nazywa zawodowstwo. U nas wygląda to
inaczej – twierdzi trener.
Wielu zawodnikom wydawało się, że skoro
podpisali umowę na finansowe wsparcie, to
są to ich pieniądze i mogą robić z nimi, co
chcą. Tymczasem trzeba cały czas pamiętać,
że są to środki publiczne, które muszą być
wydawane zgodnie z ich przeznaczeniem,
więc ktoś musi to kontrolować, a ci, którzy
pieniądze otrzymują, muszą mieć świadomość, że mogą je wydawać wyłącznie na
cele związane ze szkoleniem, a nie na różne
widzimisię. – To tworzyło dużo napięć na linii
związek–zawodnik, bo nie wszyscy rozumieli
filozofię projektu – dodaje Słomiński.
– W Klubie Polska chodzi o to, by za
oferowaną pomoc wymóc na zawodnikach
maksymalną odpowiedzialność za wynik,
koncentrację i zaangażowanie. Bo to nie są
żarty, tu chodzi o naprawdę duże pieniądze
na stypendium, na zgrupowania, na starty,
na wysokiej klasy sprzęt, na odpowiednie
wyżywienie i nie ma tu miejsca na narzekania,
że ktoś jest już wypalony albo że mu się nie
chce – podkreśla Pólgrabski.
padków, a decyzję podejmuje ministerstwo
– wyjaśnia Marian Szczechowicz.
Przed igrzyskami w Rio programem Klub
Polska objętych jest 93 osób, z czego dwie
trzecie to ścieżka indywidualna. Klub jest cały
czas otwarty, a o przynależności decydują
wyniki. – Mamy obecnie zawodników, którzy
dobrze wypadli w ubiegłorocznych mistrzostwach świata i Europy, w tym roku w wielu
dyscyplinach czekają nas kolejne zawody tej
rangi, więc liczymy, że Klub Polska będzie
się poszerzał – mówi Marian Szczechowicz.
Ten mechanizm działa w dwie strony, bo
z Klubu można wypaść. – Wymagamy od
zawodników pewnej powtarzalności dobrych
wyników, bo to nie może być sytuacja, że ktoś
raz w ciągu czterech lat osiągnął dobry rezultat
i tylko na tym wyniku bazuje. Bierzemy oczywiście pod uwagę różne obiektywne sytuacje,
jak choroby czy kontuzje, ale jeśli sportowiec
nie sprawdza się w kontrolnych zawodach
i wypada z kadry, to przestaje być członkiem
Klubu Polska – twierdzi szef Zespołu.
Zdarza się, choć rzadko, że jakiś sportowiec nie chce być w Klubie albo z niego
rezygnuje. Tak jest na przykład w przypadku
mistrza świata w kolarstwie Michała Kwiatkowskiego, ale to specjalny przypadek, bo
on jest profesjonalistą zatrudnionym w grupie
zawodowej, która się rządzi swoimi prawami,
zabezpiecza finansowe potrzeby kolarza
i kieruje jego szkoleniem. – Mimo to staramy
się pomóc Kwiatkowskiemu tam, gdzie jest to
możliwe – dodaje Szczechowicz. W tym przypadku mistrz świata będzie miał sfinansowany
rekonesans szkoleniowy w Rio de Janeiro.
Z kolei Polski Związek Strzelecki stwierdził,
że jest w stanie zapewnić swoim zawodnikom
takie środki, że nie potrzebuje Klubu Polska.
Podobno nie była to decyzja sportowców ani
trenerów, ale osób zarządzających związkiem. – Dla nich to może jest wygodne, bo
posiadanie zawodnika w Klubie wiąże się
z koniecznością ścisłej kontroli, na co idą
pieniądze – tłumaczy Marian Szczechowicz.
Prawie setka zawodników
Poza Klubem też jest życie
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Zespół Metodyczno-Szkoleniowy Klub Polska nie tylko rozlicza z wydawania publicznych
pieniędzy. Bywa też tak, że interweniuje, gdy
są potrzebne dodatkowe środki na realizację
programu, bo nie jest on nigdy sztywny, zdarza się, że trzeba go zmodyfikować. – Nasza
praca polega na opiniowaniu takich przy-
8 forum trenera
Globalnie na Klub Polska idzie około
25 proc. całego budżetu na przygotowania olimpijskie. W przypadku pojedynczych
zawodników pieniądze są różne i zależą od
dyscypliny. Są programy droższe, na przykład
kolarki górskiej Mai Włoszczowskiej, której
sprzęt jest bardzo drogi. Dużo kosztują też
Cały czas wywieraliśmy presję
na zawodników i trenerów.
To doprowadziło do sukcesu
na zimowych igrzyskach w Soczi
i tego typu rozwiązania należy
kontynuować
klub polska rio 2016
żeglarze – zagraniczne zgrupowania, podróże
po świecie na regaty. Dużo tańszy jest lekkoatleta, który trenuje w kraju, tylko od czasu
do czasu pojedzie na obóz klimatyczny, czy
pływak dysponujący ośrodkiem szkoleniowym w kraju.
Lekkoatleta Paweł Fajdek, mistrz świata
i wicemistrz Europy w rzucie młotem, mimo iż
należy do „najtańszych” członków Klubu Polska, jest zadowolony z programu, ponieważ
zapewnia mu całkowite szkolenie. – Możemy
przygotowywać się do igrzysk w takich warunkach, jakich potrzebujemy. Nie musimy
szukać zastępczych środków. To po prostu
oznacza komfort przygotowań – przyznaje
w rozmowie z „Forum Trenera”. Oczywiście
zawsze można zrobić coś lepiej i dołożyć
środków finansowych. Jednak bywa też tak,
że nie zawsze trzeba wydawać wszystko, czym
się dysponuje. – My jesteśmy przyzwyczajeni
do trudnych warunków i zadowalamy się tym,
że dzięki Klubowi Polska mamy zapewnione
zgrupowania i konsultacje w odpowiednim
czasie i w miejscu. Jesteśmy więc zadowoleni
– dodaje Fajdek.
A co z zawodnikami, którzy nie są w Klubie
Polska, mają za to szanse na sukces w igrzyskach? Pieniądze dla nich dostają związki
sportowe i to one decydują o finansowaniu
takich sportowców. – My cały czas naciskaliśmy, by nie przeznaczano tych środków
na zawodników, o których wiadomo, że już
niczego nie osiągną – mówi Tomasz Półgrabski. Przypomina, że w USA czy w innych
krajach tacy zawodnicy trenują często za
własne pieniądze lub szukają sponsorów.
– U nas ciągle są na garnuszku państwa,
bo ono stwarza im bardzo dobre warunki.
Dlatego wielu zawodników zamiast zakończyć
karierę i zająć się czymś innym, przedłuża ją,
bo nigdzie nie dostaną takich pieniędzy jak
w sporcie – dodaje były wiceminister.
Ministerstwo próbowało też objąć projektem Klub Polska sportowców niepełno-
sprawnych, ale – jak twierdzi Półgrabski – tam
była trochę inna, bardziej skomplikowana
sytuacja, bo tymi zawodnikami zajmuje się
Polski Komitet Paraolimpijski. – Sportowcy ci
mieli stworzone warunki, mieli pieniądze,
może niewystarczające, ale Klubu Polska
dla niepełnosprawnych nie było. Poza tym
osobiście uważam, że tam nie powinno być
zawodowstwa w takim sensie, że sport ten
jest raczej środkiem do tego, by wrócić do
Klub Polska
powstał na wzór
Team GB, którego
członkowie
zdobyli
w IO w Londynie
65 medali
funkcjonuje „na miękko”, trochę po polsku
– mówi szkoleniowiec.
Poza tym Klub Polska jest zbyt mało znany.
Projekt jest niedostatecznie rozpropagowany
wśród sportowców i trenerów. – To jest jego
największa słabość – twierdzi Słomiński. –
Gdyby marka tego programu była mocniejsza, a także większa byłaby świadomość
zawodników na ten temat, to wtedy sama
filozofia funkcjonowania projektu, polegająca na tym, że „masz wszystko, co jest ci
potrzebne, by rozwijać swoje umiejętności”,
powinna działać na mentalność młodych,
ambitnych ludzi, którzy chcą sobie stworzyć
warunki, aby się rozwijać – wyjaśnia.
Z kolei Tomasz Półgrabski uważa, że
w polskim sporcie zaniedbane i niedostatecznie dofinansowane są doły, podstawa
piramidy. Na pewno potrzebny jest lepszy
program młodzieżowy, czyli identyfikacji talentów, poszukiwania brylantów. Trzeba mieć
szeroką podstawę sportowej piramidy, żeby
jak najwięcej uzdolnionych zawodników było
w Klubie Polska. Według byłego wiceministra
dobrym przykładem jest tu siatkówka. – Z mozołem pięliśmy się do światowej czołówki,
wzmocniły się nasze kluby i nasza liga. Teraz
nasi najlepsi zawodnicy przestali wyjeżdżać
za granicę, za to do nas przyjeżdżają Włosi
czy Serbowie, często wybitni siatkarze. Stworzyliśmy rozgrywki na bardzo wysokim poziomie i to zaowocowało silną reprezentacją.
Dlatego uważam, że takie właśnie działania
w połączeniu z osiągnięciami nauki, z coraz
lepszym monitoringiem talentów i jeszcze
Pieniądze na Klub Polska dostają związki
sportowe, ale z zawodnikami podpisywane
były indywidualne umowy. Chodzi o
psychologiczne podejście, o spowodowanie,
by sportowcy, którzy podpisali umowy,
poważnie traktowali swoje obowiązki i czuli
się zobowiązani z nich wywiązać, a także
by niepotrzebnie nie ryzykowali zdrowia
społeczeństwa i nie powinien być wyścigiem
po medale – uważa nasz rozmówca.
Marka musi być mocniejsza
Czy Klub Polska, mimo iż funkcjonuje
dobrze, można jeszcze zmodyfikować, coś
w nim poprawić? Paweł Słomiński uważa,
że wiele można jeszcze usprawnić i ulepszyć. Po pierwsze program można bardziej
sformalizować. Oczywiście zapisane są zasady powoływania zawodników do Klubu,
określone są warunki, jakie trzeba spełnić,
ale pewne regulacje w nim obowiązujące
należałoby doprecyzować. – Dziś projekt
większą wiedzą trenerską tworzą olbrzymią
przestrzeń do rozwoju i prowadzą do sukcesów – podsumowuje.
Reasumując, filozofia Klubu Polska jest
bardzo dobra, wzorowana na zachodnich
programach, jak Team GB, który na igrzyskach w Londynie w 2012 roku dał Brytyjczykom trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej.
– Obecnie realizujemy drugi cykl olimpijski,
jesteśmy bogatsi o doświadczenie i mam
nadzieję, że dzięki Klubowi Polska odniesiemy za rok w Rio de Janeiro więcej sukcesów
niż w 2012 roku w Londynie – uważa Paweł Słomiński.
forum trenera 9
klub polska rio 2016
Z MAJĄ WŁOSZCZOWSKĄ,
brązową medalistką
I Igrzysk Europejskich w Baku,
o motywacji, powrotach,
perspektywach
i podsumowaniach
rozmawia MARTA MIKIEL
10 forum trenera
kolarstwo górskie
Jaki jest Pani największy sukces?
Na pierwszym miejscu to, że podniosłam
się po kontuzji. Na drugim – pogodzenie
kariery sportowej z dziennymi studiami, matematyką finansową na Politechnice Wrocławskiej.
Miałam nadzieję, że powie Pani: największe
sukcesy dopiero przede mną. Biorąc pod uwagę
to, z jakim przekonaniem mówi Pani, że jedzie do
Rio walczyć o złoto.
Celuję w złoto, bez tego nigdy go nie
zdobędę. W wyścigu kolarskim trzeba z siebie
wykrzesać ostatnie siły, sięgnąć do najgłębszych rezerw, zakamarków każdej komórki
ciała, nie zważając na ból. Do tego po prostu
trzeba być nastawionym na zwycięstwo. Jeśli
jadąc z takim nastawieniem, będę trzecia –
OK. Jeśli szósta – nie będę rozpaczać, inne
były lepsze. Podporządkowuję swoje życie
celowi, jakim są igrzyska olimpijskie, i nie
widzę innej opcji, niż mierzyć wysoko. W tej
chwili co prawda jest jedna zawodniczka
poza moim zasięgiem, Jolanda Neff, ale
Ważne jest dla mnie
także to, że promuję
polski rower. Czuję, że
nie jeżdżę tylko dla siebie,
sportowych celów
czy pieniędzy. Buduję
na świecie polski brand
do startu w Rio jeszcze ponad rok. Wiem,
że przygotowanie będzie mnie kosztowało
dużo więcej niż ją, zwłaszcza w technice jazdy
mocno odstaję. Ale wiem, że mnie na to
stać. Nie mogę nikomu tego złota obiecać.
To marzenie, wciąż mi do niego daleko, ale
na pewno jest w moim zasięgu.
fot. kross racing team
To bardzo odważna deklaracja. Po trudnych
doświadczeniach z przeszłości dodatkowo buduje
presję.
Ja z tą presją żyję, odkąd uprawiam sport,
czyli już od 18 lat. Nauczyłam się z nią sobie
radzić, przynajmniej na tyle, żeby nie spalać
się przed startem.
Każde igrzyska w Pani karierze odegrały inną
rolę: od Aten wszystko tak naprawdę się zaczęło,
Pekin to oszałamiający sukces, ale jednak nie
złoto. Po nie miała Pani sięgnąć w Londynie, ale
karierę przerwał wypadek. Czy start w Rio będzie
puentą?
Gdyby udało mi się sięgnąć tam po
złoto, napisałaby mi się piękna historia,
podsumowanie długiego etapu w życiu.
Ale wolałabym nie zajmować się pisaniem scenariuszy. Niezależnie od moich
forum trenera 11
klub polska rio 2016
fot. kross racing team
Przed trzydziestką nigdy
nie widziałam u siebie
tłuszczu na brzuchu.
A teraz jak tylko jesienią
odrobinę mniej trenuję,
wałeczki zaraz się
pojawiają
odważnych deklaracji wiem, jak potwornie
ciężkim zadaniem jest walka na igrzyskach.
Natomiast ewentualny medal pozostanie
raczej bez wpływu na decyzje o kończeniu
kariery. Ważniejsze dla mnie będzie zdrowie, motywacja i radość z jazdy. Biorąc
pod uwagę wiek niektórych moich rywalek,
na przykład Gunn-Rita Dahle Flesjaa ma
już 42 lata, ja mogę jeździć jeszcze 10.
Do zakończenia kariery mogłaby mnie
przekonać decyzja o założeniu rodziny, bo
z tym nie można czekać w nieskończoność.
Chociaż Gunn-Rita wróciła na rower po
urodzeniu dziecka.
Powroty to trudny temat. Pani już raz wygrała
tę walkę, kiedy skomplikowane złamanie nogi
przerwało drogę do sukcesu w Londynie.
Wróciłam na taki poziom, bo miałam
wsparcie drużyny. Zaufał mi nowy pracodawca, międzynarodowa ekipa Giant Pro
XC Team. To podwoiło moją motywację
do walki. Wróciłam, uzyskałam wynik i tak
trafiłam do Klubu Polska, to proste. Kiedy
zaraz po kontuzji nikt nie wierzył w mój powrót, nie miałam wsparcia i finansowałam
swoje przygotowania sama. Nauczyłam
się, że takie jest życie. Przynależność do
Klubu Polska mnie cieszy, ale nie czuję się
przesadnie wyróżniona. Zapracowałam na
to. To dobrze, że taka jest polityka ministerstwa. Dobrze, że wspiera się sportowców
rokujących.
Jest Pani objęta indywidualnym programem
przygotowań do Rio. Jak to wygląda na co dzień?
Nigdy nie odzyskam równowagi po stracie
trenera Marka Galińskiego, ale dochodzę
do przekonania, że sama dla siebie mogę
być najlepszym trenerem
Bez dwóch zdań, gdybym przez kilka miesięcy nie ćwiczyła po kilka godzin dziennie,
miałabym dziś większy problem. Na szczęście
moja kontuzja okazała się możliwa do wyleczenia. Trafiłam pod opiekę wspaniałych
specjalistów, doktora Krzysztofa Ficka i jego
kliniki Galen oraz fizjoterapeuty Pawła Zimonia. Gdyby nie oni, nie wiem, jak dziś
wyglądałoby moje życie.
Nie raz słyszała Pani, że już po karierze.
Tymczasem obecnie jest Pani w grupie najbardziej
perspektywicznych polskich sportowców,
w elitarnym Klubie Polska.
12 forum trenera
Mam umowę stypendialną, która zobowiązuje mnie do treningów i startów. Składamy nawet deklaracje dotyczące miejsc
zajmowanych na niektórych zawodach, ale
z tego nie sposób przecież nikogo szczegółowo rozliczać. Opracowuję plan przygotowań
do imprez mistrzowskich i moje zgrupowania
są w ramach tego programu finansowane.
Jeżdżą ze mną mechanik i fizjoterapeuta.
Mam też budżet na trenera, dietetyka, lekarza,
badania i sprzęt. Chociaż akurat to ostatnie
dostaję głównie od drużyny, Kross Racing
Team. Ona też finansuje mi starty. W sumie
mam wszystko, czego potrzebuję. Natomiast
nie jest tak, że mogę sobie wymyślić wyjazd
na koniec świata. Każda wydana złotówka
jest weryfikowana. Ale jeśli działam rozsądnie,
moje plany są akceptowane.
Kluczowy dla przygotowań do Rio miał być skład
Pani ekipy. Czy już jest doprecyzowany?
I tak, i nie. Współpracuję z dwoma
mechanikami, z jednym w drużynie, a na
zgrupowania kadrowe jeździ ze mną inny.
Rotacyjnie zabieram też ze sobą jednego
z dwójki fizjoterapeutów. To ma dobre strony,
bo nikt nie jest nadmiernie obciążony, za to
możemy korzystać z wiedzy dwóch osób.
Lekarzy do konsultacji mam aż trzech, a przecież nie jest tak, że potrzebuję stałej opieki.
Po prostu, gdy pojawia się problem, mam
do kogo zadzwonić.
A dietetyk? Pani musi dbać o dietę?
Wydawałoby się, że przy takich wydatkach energetycznych, jakie ponosimy,
można jeść, co się chce. Niestety tak nie
jest. Trzeba uważać na gospodarkę węglowodanowo-białkową, uzupełniać witaminy
i minerały wytracone przy ostrym treningu.
Przyznam, że to jest trudne. Na przykład
przed startem trzeba zjeść jak najwięcej,
naładować się glikogenem. Ale zdarza się,
że już w pierwszej rundzie zrywasz łańcuch
i nie jedziesz dalej w zawodach. Trzeba jakoś
inaczej spalić ten glikogen, jedzie się więc
na trening. Ale nawet najbardziej intensywny
nie kosztuje organizmu tyle, co zawody.
I nadwyżka pozostaje. Reżim żywieniowy
niełatwo też zachować na wyjeździe, a my
przecież stale jesteśmy w podróży. Z utrzymaniem masy nie jest aż tak trudno, ale ze
zgubieniem kilogramów już tak. Trudno jest
tak ustawić dietę, żeby starczyło energii na
trening i zawody, ale jednocześnie spalić
trochę tkanki tłuszczowej. Kobiety mają
ciężej niż mężczyźni, a zwłaszcza kobiety
po trzydziestce.
Pani też?
Zdecydowanie. Nigdy nie było mi łatwo
trzymać wagi, muszę się pilnować cały
rok, nie tylko w sezonie. Przed trzydziestką nigdy nie widziałam u siebie tłuszczu
w okolicach brzucha. A teraz jak tylko
jesienią odrobinę mniej trenuję, wałeczki
zaraz się pojawiają.
kolarstwo górskie
Jak przebiegają prace nad idealną ramą roweru,
na którym ma Pani walczyć o medal w Rio?
Testowaliśmy prototyp ramy aluminiowej.
Inżynierowie z Krossa chyba ciągle szukają
fabryki, która wykona możliwie najlżejszą
i najbardziej wytrzymałą ramę z karbonu.
Na każdym etapie nasze uwagi są uwzględniane, ale chyba jeszcze nie osiągnęliśmy
ostatecznej formy.
Dołączyła Pani do młodego polskiego teamu,
który swoje duże ambicje opiera głównie na Pani.
Zdecydowanie jestem liderką ekipy. Z jednej strony taka odpowiedzialność to obciążenie, ale z drugiej mam też niesamowity
komfort. Właściwie sama w stu procentach
decyduję o planie startów. Dyrektor sportowy
i menedżer je aprobują. W międzynarodowych ekipach bywa różnie. W Meridzie, gdzie
jeździ Gunn-Rita, jesienią zawodniczki muszą
promować sprzęt na Tajwanie. Inne wiosną
muszą jeździć do Stanów Zjednoczonych. Ja
nie jestem obciążana dodatkowymi podróżami, chyba że po Polsce. To, czego zawsze
szukam w teamie, jest atmosfera – w Krossie
jest znakomita. Ważne jest dla mnie także
to, że promuję polski rower. Czuję, że nie
jeżdżę tylko dla siebie, sportowych celów czy
pieniędzy. Buduję też na świecie polski brand.
Medal dla Polski zdobyty na polskim rowerze – to
by było wymowne…
I to jest właśnie moja motywacja.
psychicznie. Jednak uniezależnienie się od
trenera jest bardzo cenne.
Wtedy taka nagła strata,
jak w przypadku Marka
Galińskiego, mogłaby
mniej boleć?
Jak mówiłam,
przestaliśmy współpracować już wcześniej, bo Marek
wyjechał pracować
z kadrą Rosji. To był
dla mnie bardzo
trudny moment,
sądziłam nawet,
że sobie nie poradzę. Gdybym była
bardziej samodzielna, przeszłabym to
łatwiej. Marek
wyprowadził
mnie po kontuzji, tylko
dzięki niemu
osiągnęłam
dzisiejszy poziom. Przez
pierwszy
rok, chociaż był
W marcu zeszłego roku tragicznie zginął Pani
trener i wielki autorytet, Marek Galiński. Czy
odzyskała Pani równowagę po tej stracie?
O, nie. To się do końca chyba nigdy nie
stanie. Nie ma drugiego takiego człowieka
i takiego trenera, jeśli chodzi o fachowość
i podejście do zawodnika. Przynajmniej
ja nikogo takiego nie spotkałam – ani
w Polsce, ani zagranicą. Nie ukrywam, że
wciąż mi go brakuje. Kiedy trenowałam
z Markiem, jeździło mi się lepiej i moja
forma była wyższa. Zeszły sezon był
dla mnie naprawdę ciężki. Wprawdzie
złożyły się na to także problemy zdrowotne,
bo z Markiem przestaliśmy współpracować
już jakiś czas przed jego śmiercią. Powoli
wracam do siebie, tworzymy plany treningowe z Michałem Krawczykiem, długoletnim
przyjacielem i współpracownikiem Marka.
Wiem, że Marka nikim nie zastąpię. Powoli
natomiast dochodzę do przekonania, że zawodnik sam dla siebie może być najlepszym
trenerem, o ile tylko potrafi się odpowiednio
zdystansować. I ja w dużej mierze właśnie
tak dziś funkcjonuję. Istotne rzeczy konsultuję z Michałem, zwłaszcza gdy coś idzie
nie tak, wkrada się panika, wtedy opieka
kogoś z boku jest nieoceniona. Gdybym za
całość swoich przygotowań odpowiadała
sama, mogłoby mnie to zbyt dużo kosztować
fot. kross racing team
Trasy olimpijskie pozna Pani w październiku, po
mistrzostwach świata w Andorze.
Tak, wtedy planujemy wyścig w Rio, dowiemy się, co nas czeka.
już na kontrakcie w Rosji, miał pozwolenie,
żeby mi pomagać. Początkowo to był układ
dla nich korzystny. Marek prowadził młodszą
grupę dziewczyn i one po prostu sporo się
ode mnie uczyły. Kiedy poziom zaczął rosnąć,
liderka kadry Rosji Irina Kalentiewa zdecydowała, że też chce pracować z Markiem.
Pojawił się konflikt interesów i Marek musiał
uszanować wolę pracodawcy.
Gdyby nie te trudne momenty, pewnie nigdy nie
powstałaby Pani książka, napisana wspólnie
z Julianem Obrockim, „szKoła Życia”. Jak się
sprzedaje?
Wydawnictwo twierdzi, że bardzo dobrze.
Dla mnie jest najważniejsze, że wszystkie
recenzje były bardzo pozytywne. Od kibiców
mam sygnały, że to dla nich źródło wiedzy,
motywacji i ciekawa historia. Nie zabrałabym się do tego projektu, gdybym nie
sądziła, że jest o czym pisać. Propozycje wydania książki miałam już
po Pekinie, ale fakt, że trenuję
i zdobyłam medal olimpijski,
nie wydawał mi się jeszcze
niesamowitą historią.
Kolekcja Pani medali
właśnie wzbogaciła się o
brąz igrzysk europejskich
w Baku, ale Pani
myślami jest na
innych zawodach
– Jelenia Góra
Trophy Maja
Włoszczowska
MTB race. To
Pani dziecko,
od początku do
końca?
Nie rozstawiam sama
płotków, ale
mam pełny wpływ
na to, jak ta impreza wygląda. Sprawy
organizacyjne zlecam
zewnętrznej firmie. Trasa jest moja, pomogli mi
ją wytyczyć przyjaciele z Jeleniej Góry, z czasem ulegała
modyfikacjom, bo to już piąta
edycja. Zawody mają rangę HC,
czyli o półkę niżej niż Puchar Świata.
Jeśli chodzi o imprezy jednodniowe, to
najwyższy status, poza rangą mistrzowską.
Można więc u nas zdobyć sporo punktów
do rankingu, a on decyduje o kwalifikacji olimpijskiej.
Wróciłam, bo miałam wsparcie drużyny.
To podwoiło moją motywację do walki.
Uzyskałam wynik i tak trafiłam do Klubu Polska,
to proste. Zapracowałam na to
forum trenera 13
klub polska rio 2016
Z PAWŁEM FAJDKIEM, mistrzem świata w rzucie młotem,
rozmawia RAFAŁ KAZIMIERCZAK
Trener Czesław Cybulski twierdzi, że
stać Pana na rekord świata, czyli rzut
w granicach 87 m. Ma rację, czy szarżuje?
Mówi to od trzech lat. Cóż... Cały
czas trenujemy. Nie wiem, na co mnie
stać. Wydaje mi się, że 85 m to realna
granica, a co dalej – zobaczymy.
Na tym poziomie każdy metr to przepaść.
Jaka jest dla Pana granica między tymi 85
a 87 metrami?
Wszystkie braki można nadrobić
techniką. Tu w grę wchodzi czysta fizyka, czyli obszerność ruchu. Centymetr
w uchwycie młota to są metry w odległości. Technika i jeszcze raz technika.
Jeżeli te dobre próby będą się powtarzać, to jedna wyjdzie bardzo dobra.
A ile rzuca Pan na treningach?
Bywało, że 83 m, czyli naprawdę
daleko. Ale to są szczególne sytuacje
– po kontuzjach, po kilku dniach wolnego, na świeżo, czyli tak, jak lubię.
Standardowo młot lata powyżej 80 m.
Chociaż wiadomo, że na treningach są
to inne rzuty, bardziej na luzie.
To trener Cybulski przekonał Pana, że rekord
świata jest w zasięgu, czy sam Pan do tego
doszedł?
Mnie nie trzeba do tego przekonywać. Całe życie sobie powtarzałem, że
stać mnie w tej konkurencji na dużo,
a nie wszyscy tak uważali. I jakoś
wyszło na moje. Sam sobie wyznaczam
cele i po kawałku je realizuję.
Tak się zastanawiam – jakie miał Pan
nastawienie, kiedy w 2012 roku wychodził
Pan w Londynie na Stadion Olimpijski, by
walczyć w kwalifikacjach?
E tam, zupełnie nieodpowiednie do
zawodów. Podszedłem do nich jak do
finału, a to duży błąd. Zamiast spokojnie rzucić, wrócić do pokoju i zebrać
siły na walkę o medale, postawiłem na
agresję. I niestety, za dużo było błędów
w technice. Stąd trzy spalone próby.
14 forum trenera
Brak doświadczenia?
Byłem młody, miałem 23 lata.
Pierwsze igrzyska, chciałem się pokazać. Wiadomo, że byłem dobrze przygotowany, że miałem szanse na medal.
Pewnie za bardzo chciałem.
Czego nauczył Pana Londyn?
Oj, zaliczyłem coś, czego nie da
się przebić. Już gorzej się nie da.
Największa katastrofa jest za mną,
Trudno powiedzieć,
co by było, gdybym
w Londynie zdobył ten
medal olimpijski. Może
by mi odbiło?
więc nie mam się czego bać. Teraz
wiem, że kiedy jestem dobrze przygotowany, potrzebuję luzu. Wtedy eliminacje przejdę lekko, bez problemów.
Zwłaszcza że teraz, żeby wygrywać
w rzucie młotem, nie trzeba bić rekordów. Z pięciu facetów trzyma poziom,
część się zestarzała, część wpadła na
dopingu. Młodzi się dobijają, ale młodym nie zawsze wychodzi tak, jak by
chcieli.
Miał być medal olimpijski, nawet złoty,
a skończyło się klapą. Jak Pan sobie
poradził z taką porażką?
Byłem wściekły na siebie, bo nie
powinno dojść do takiej sytuacji.
Ale efektem tego, że dałem ciała
w Londynie, było złoto mistrzostw świata w Moskwie rok później. To dobra
strona tego, co wydarzyło się na igrzyskach. Trudno powiedzieć, co by było,
gdybym zdobył medal olimpijski. Może
by mi odbiło? Ogólnie to po Londynie
nie było tak strasznie, jak by się mogło
wydawać.
A po złocie mistrzostw świata Panu odbiło?
Nieee. To był efekt pracy. I zadośćuczynienie za igrzyska. Kiedyś rozmawiałem z psychologiem – ten
wspominał o Szymonie Ziółkowskim.
Szymon zaczął z najwyższej półki,
bo zdobył olimpijskie złoto. A potem
tak naprawdę trudno się zmobilizować, skoro najważniejszy dla spor-
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
I
grzyska w Londynie Paweł Fajdek
zawalił popisowo. Zamiast wracać
stamtąd z medalem, spalił trzy
próby w eliminacjach i było po zabawie.
Rozzłościł się na siebie tak bardzo, że
rok później został w Moskwie mistrzem
świata. W tym sezonie tytuł ma obronić,
a w 2016 znowu stanąć na olimpijskiej
arenie. Jako faworyt, z odrobioną
lekcją po Londynie.
towca cel został osiągnięty. Tak sobie
powiedziałem, że ja zacznę od złota
mistrzostw świata i będę miał co
ścigać. Spokojnie, kupa lat treningu
przede mną.
Ziółkowski był dla Pana wzorem?
Jasne! To normalne, że za wzór bierze się najlepszego czy to w kraju, czy
na świecie. A tak się złożyło, że Szymon
był najlepszy na świecie. Znamy się
chyba od 2008 roku. Wcześniej być
może mnie kojarzył, a ja oglądałem
go w telewizji, w końcu jest starszy o 13
lat. Nie, przepraszam, w roku 2001
przyjechała do mojego rodzinnego
Żarowa grupa lekkoatletów, wśród
których był Szymon. Od tego zaczął
się w Żarowie rzut młotem: trenerka
postanowiła, że właśnie to będziemy
robić.
Cały sport w Pana życiu zaczął się od
rzucania młotem?
Jeżeli chodzi o prawdziwy trening,
to tak – lekkoatletyka i rzut młotem
były pierwsze. A za dzieciaka robi-
lekkoatletyka
ło się wszystko, cały czas spędzałem
na podwórku. Później, w gimnazjum,
zajęcia sportowe miałem cztery–pięć
razy w tygodniu, rzucałem dyskiem,
pchałem kulą, taka ogólnorozwojowa
zabawa. Rzut młotem był konikiem.
I tak zostało.
i z Anitą Włodarczyk kończyła się wśród
wzajemnych pretensji i oskarżeń. Jak Pan
się z nim dogaduje?
Uważam, że jestem gorszy od trenera, jeżeli chodzi o charakter.
Wiadomo, że Cybulski to
trener bardzo stanowczy. Jego
współpraca i z Ziółkowskim,
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Jak powstał dream team, w którym jest Pan
i trener Cybulski?
To takie składane było. Pan Cybulski
chciał mnie przejąć już w 2007 roku.
A ja po mistrzostwach świata juniorów
w 2008 roku, gdzie byłem czwarty, dostałem centralne szkolenie.
Szymon Ziółkowski akurat rozstał się
z trenerem Zajcewem i zaczął współpracować z trenerem Kaliszewskim.
I na obozach zacząłem z nimi ćwiczyć,
miałem zamydlone oczy przez pana
Kaliszewskiego. Dopiero w 2009 roku,
a właściwie w 2010, trafiłem do pana
Cybulskiego.
Paweł Fajdek przejął pałeczkę od Szymona Ziółkowskiego
Poważnie, aż tak?
Poważnie. Mamy z trenerem umowę.
Obiecałem, że będziemy razem pracować do igrzysk w Rio, nieważne,
co się po drodze wydarzy. A sporów
było dużo, nie zawsze sprawy toczyły
się tak, jak byśmy chcieli. Trudno.
Jak obiecałem, to obiecałem. Zawsze
jakoś się dogadamy. Najważniejsze,
że są wyniki, więc nie ma co narzekać.
Cybulski podkreśla, że jego treningi są na
granicy szaleństwa i zdrowego rozsądku. Co
to znaczy?
To znaczy, że jest bardzo ciężko.
A ja mam tak, że nie do końca zgadzam się z tym treningiem, zwłaszcza
w sezonie. Lepiej startuję z luzu, wolę
odpoczywać, niż ostro zasuwać przed
zawodami. Tu się potrafimy poróżnić.
A jak trener, już 80-latek, reaguje na Pana
kolczyki?
Po pierwszym rzucił jakiś tam
komentarz, następne przechodziły już
bez echa.
Niedawno został Pan ojcem. Co to zmieniło
w Pańskim życiu?
Wszystko. Jestem za kogoś odpowiedzialny. Za czyjeś życie. Fajne uczucie.
A jaki wpływ ma to na Pańską karierę?
Przecież sportowiec żyje na walizkach.
Sezon się zaczął, więc muszę jeździć. I do igrzysk w Rio nic nie zmienię w treningu. Sprawdza się, a tam
trzeba będzie być w życiowej formie,
więc na eksperymenty czasu nie ma.
Potem zamierzam skupić się bardziej
na rodzinie. Zawsze chciałem mieć te
sprawy ułożone wcześniej niż później.
Nieraz patrzy się, jak kontakty dzieci ze
starszymi rodzicami bywają utrudnione, bo brakuje zrozumienia z obydwu
stron. Ja tak nie chcę.
To porwie się Pan w tym sezonie na 87 m?
Myślę, że w tym sezonie realne są
84 m, najlepiej w mistrzostwach świata
w Pekinie.
A za rok w Rio?
W Rio proszę tylko o dwa udane
rzuty – jeden w eliminacjach i jeden
w finale. Nie chcę rekordu świata, chcę
tylko wygrać. Plan jest i mam nadzieję,
że go zrealizuję.
forum trenera 15
klub polska rio 2016
K
amila Lićwinko ma przed sobą
dwa najważniejsze sezony w karierze. Jest trochę tak, jakby
debiutowała na wielkiej scenie bez żadnych
prób i wprawek. I to od razu w roli gwiazdy.
Jeśli chce nią pozostać, nie ma miejsca na
błąd.
– Chyba rzeczywiście tak jest, że przede
mną sezony życia, zwłaszcza ten olimpijski.
Dużo będzie od niego zależało w ocenia
mojej całej kariery. To będzie mój olimpijski
debiut, późno, bo w wieku 30 lat. Czuję, że
igrzyska w Rio są na wyciągnięcie ręki. A kto
wie, czy pojadę na następne. Dlatego tak
16 forum trenera
Marta Mikiel
bardzie zależy mi, żeby do tych najważniejszych zawodów 2016 roku dotrwać w dobrym zdrowiu – przyznaje Kamila Lićwinko,
mistrzyni świata w hali, brązowa medalistka
halowych mistrzostw Europy i rekordzistka
Polski (2,02 m w hali).
Dziś minimum kwalifikacyjne na igrzyska
– 194 cm – nie stanowi dla niej problemu. To
wysokość, którą od dwóch lat pokonuje na
zawodach dość regularnie, zajmując czołowe
miejsca na światowych listach. Nie ukrywa, że
do Rio de Janeiro pojedzie walczyć o medal
olimpijski – być może ostatni raz, na pewno
pierwszy.
Siedem miesięcy w drogerii
O tym, że Kamila Lićwinko (w tamtym
czasie Stepaniuk) ma papiery na mistrzynię,
było wiadomo od pierwszych zawodów. –
Skakałam w grupie 10–12-latek, a wygrałam
z 15-latkami – wspomina Kamila. Szczupła,
wysoka, z zacięciem do sportu, w rodzimym
Bielsku Podlaskim trafiła do grupy treningowej olimpijczyka z Barcelony, Eugeniusza
lekkoatletyka
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Przygotować może się każdy, ale nie każdy
odda skok. Cała sztuka polega na tym,
aby umieć całą ciężką pracę wykonaną
na treningach wykorzystać na skoczni.
Czasem nadmierne wytrenowanie motoryczne
może wręcz w tym przeszkodzić
Bedeniczuka. W wieku 15 lat przeniosła
się do Białegostoku do Szkoły Mistrzostwa
Sportowego, gdzie jej przygotowaniem zajął
się trener Jerzy Kuczyński. Kariera świetnie
zapowiadającej się skoczkini jakoś nie chciała
jednak ruszyć z miejsca. Pierwszy start na
scenie międzynarodowej przyniósł 7. miejsce
w mistrzostwach Europy juniorów w 2005
roku (miała 19 lat). Dwa lata później była
czwarta w mistrzostwach Europy do 23 lat.
W 2009 roku – czwarta w uniwersjadzie
i ósma w halowych ME. Wtedy ustanowiła
też rekord życiowy – 1,93 m, który potem
przez wiele lat pozostawał poza jej zasięgiem.
forum trenera 17
klub polska rio 2016
Zmieniliśmy także rzeczy okołotreningowe,
sposób odżywiania, całe podejście
do przygotowań. Ale najważniejsza jest
indywidualizacja
Najlepsza decyzja w życiu
Aby spróbować jeszcze raz skakania na
poważnie, przekonał ją ówczesny narzeczony,
od jesieni 2013 mąż, a od czerwca 2012
oficjalny trener Michał Lićwinko. Po 10 latach z doświadczonym, dobiegającym wtedy
osiemdziesiątki trenerem Kuczyńskim, Kamila
razem z nowym szkoleniowcem postanowili
wywrócić jej trening do góry nogami. Decyzja,
którą nazywa dziś najlepszą w życiu, wymagała wielkiej odwagi. Bo ona, niestabilna
wynikowo – jak wiele razy słyszała – nierokująca. On – były kulomiot, rok młodszy
od niej, jeszcze bez większych trenerskich
dokonań. A jednak pierwsze sukcesy przyszły
szybko. Rok wspólnych treningów starczył, aby
Kamila pobiła rekord Polski – 1,99 m. Potem
było zwycięstwo w Uniwersjadzie w Kazaniu.
Na halowe mistrzostwa świata rozgrywane
w Sopocie w marcu 2014 roku przyjechała
jako zawodniczka z czołówki światowych
tabel. I wygrała, skacząc 2,00 m, ex aequo
z Marią Kucziną.
Jak z zawodniczki średniej klasy zrobić
rekordzistkę i gwiazdę?
Michał Lićwinko po długim zastanowieniu,
zgodnie z przewidywaniami, stwierdza, że
nie ma na to prostego przepisu. – Trzeba
przeanalizować cykl treningowy, który nie
działa, i gruntowanie go zmienić. My zmieniliśmy trening całkowicie. Wielu rzeczy Kamila
musiała nauczyć się od nowa. Oczywiście
pozostaliśmy w kręgu ćwiczeń typo-
Rywalki, z którymi skakałam
w zawodach juniorskich,
mocno mi odskoczyły. W 2012
roku moja koleżanka ze skoczni,
Swietłana Szkolina, zdobyła
medal olimpijski, a ja skakałam
wtedy w porywach 190
18 forum trenera
wych dla tej konkurencji, kluczem jednak była
odpowiednia periodyzacja. Wszystkie etapy
mają swój czas, swoje miejsce, powinny następować w odpowiedniej kolejności. Niczego
nie można pomijać. Zmieniliśmy także rzeczy
okołotreningowe, sposób odżywiania, całe
podejście do przygotowań. Ale najważniejsza
jest indywidualizacja. Idealny trening musi
opierać się na analizie konkretnego zawodnika, ma rozwijać jego deficyty, wzmacniać
mocne strony, szukać rezerw. Nie każdemu
będzie pasował trening mistrza, chociaż mistrz
dzięki niemu jest najlepszy – tłumaczy trener
Lićwinko.
W tym, że sezony 2015 i 2016 są dla
jego zawodniczki kluczowe, trener nie widzi
nic odkrywczego. – Podejmując współpracę,
nastawialiśmy się właśnie na ten czteroletni
okres, a zwłaszcza na sezony z mistrzostwami
świata i igrzyskami. Te dwa starty rozstrzygną, co tak naprawdę udało nam się razem
osiągnąć. I na te dwie imprezy będziemy
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
– Nie dopisywało mi ani zdrowie, ani
wyniki. Czułam, że nie jest dobrze. Rywalki,
z którymi skakałam w zawodach juniorskich,
mocno mi odskoczyły. W 2012 roku moja
koleżanka ze skoczni, Swietłana Szkolina,
zdobyła medal olimpijski, a ja skakałam
wtedy w porywach 190. To było dołujące.
Lepsze były nawet młodsze dziewczyny. Zastanawiałam się, czy to ma sens. Brakowało
mi motywacji i środków dożycia – opowiada Lićwinko.
Najgorszy czas przyszedł w 2010 roku.
Miała za sobą fatalny sezon bez wyników,
kiedy na dokładkę złamała kość stopy.
Lekarze właściwie postawili diagnozę po
wielu miesiącach, dopiero w sierpniu 2011
roku, kiedy kolejny sezon już był stracony.
Gdy stopa wreszcie się zrosła, znać o sobie
dało kolano – tak rozwiały się szanse na
walkę o start w igrzyskach w Londynie.
Cztery lata wcześniej do Pekinu nie udało
jej się zakwalifikować. Myśl o starcie w Rio
także wydawała się nierealna, bo Lićwinko
właśnie przyzwyczajała się do myśli o skończeniu kariery.
– Musiałam być ze sobą szczera i odpowiedzieć sobie na pytanie, ile czasu jeszcze
dam radę to ciągnąć. Bez startowego i stypendium nie miałam z czego żyć – przyznaje.
Skok wzwyż zawsze był jej wielką miłością, ale nie był jedyną opcją. Jest absolwentką gospodarki przestrzennej Wyższej
Szkoły Finansów i Zarządzania, skończyła
też Wyższą Szkołę Wychowania Fizycznego
i Turystyki. O tym, że jest życie poza sportem,
postanowiła się przekonać pod koniec 2011
roku, kiedy zatrudniła się jako sprzedawczyni
w drogerii. – Początkowo tylko do pomocy
w gorącym okresie przedświątecznym,
ale zostałam w sumie prawie 7
miesięcy – opowiada.
lekkoatletyka
Więcej od Kostadinowej
Po świetnym sezonie halowym 2014 przyszła nieco mniej udana seria startów na
otwartym stadionie, gdzie wciąż nie udało
się Kamili pokonać wysokości 2 m. W ME
w Zurychu była 9. z rozczarowującym wynikiem 1,90 m.
– Dziś myślę, że za dużo wtedy skakałam
na początku sezonu, sześć startów w nieco
ponad trzy tygodnie. Pojawiła się kontuzja
stopy, żadnej poważnej diagnozy, po prostu
przeciążenie. Ale ból był silny, nic nie pomagało. Nie radziłam sobie z nim fizycznie, a to
odbiło się na psychice. Byłam świetnie przygotowana, ale wybiłam się z rytmu, straciłam
pewność siebie. Z takimi obciążeniami skoki
nie wyglądały tak, jak powinny – analizuje
skoczkini. Trzeba było zrewidować podejście
do kalendarza startów. Dlatego już w sezonie
zimowym 2015 znacznie ograniczyła liczbę
zawodów. To jedyny sposób na przeciążenie
stopy, takiej kontuzji nie da się zoperować.
Jedyne co można zrobić, to wzmacniać stopę
ćwiczeniami i starać się jej nie nadwyrężać.
Tegoroczna zima znów była dla Kamili udana,
przyniosła brązowy medal w halowych ME
w Pradze (1,94) i wyśrubowanie rekordu
Polski (2,02).
Trener Lićwinko jest spokojny o dalsze
postępy. – Rekordy padają nie tylko na zawodach i nie tylko na skoczni. Kamila cały czas
się rozwija. Na ostatnich pięciu treningach
pobiła pięć rekordów życiowych w różnych
sprawdzianach ogólnorozwojowych:
w sprincie na 30 i 20 m, w rzucie
kulą przez plecy, tak zwanym wielobojowym,
w zarzucie
sztangi
– wymienia.
Wypytywany o konkretne wyniki zdradza: –
Kiedy Stefka Kostadinowa biła
rekordy świata, rzucała kulą przez plecy
21,30 m. Kamila w czerwcu rzuciła 21,70.
Ale to tylko pojedynczy wynik, który niewiele
znaczy, nie daje pełnego obrazu cech zawodnika. Być może są dziewczyny, które rzucają
więcej – przyznaje.
Bo przygotowanie motoryczne, choćby
najlepsze, nie musi wcale przełożyć się na
sukces w skoku wzwyż. – Przygotować może
się każdy, ale nie każdy odda skok. Cała
sztuka polega na tym, aby umieć całą ciężką
pracę wykonaną na treningach wykorzystać
na skoczni. Czasem nadmierne wytrenowanie
motoryczne może wręcz w tym przeszkodzić.
Zresztą to konkurencja techniczna, zaszkodzić
może byle niuans. Rzecz nie w tym, aby błędy
całkowicie wyeliminować, ale aby popełniać
ich jak najmniej. Na ogół jednak im forma
wyższa i trening w mniejszej objętości, tym
skoki wychodzą lepsze technicznie – tłumaczy
trener. Jego zdaniem cały wyczynowy sport
to balansowanie na cienkiej granicy między
ciężkim treningiem stymulującym organizm
a przetrenowaniem. A już skoczkowie wzwyż
są na przetrenowanie szczególnie wrażliwi.
Ale nie Kamila. – Ona jest tytanem pracy, jej
treningu nie wytrzymałaby żadna skoczkini,
którą znam, ani z Polski, ani z zagranicy. Ciężko ją przetrenować. Dzięki temu margines
błędu, jaki możemy popełnić w przygotowaniach, jest odrobinę większy – przyznaje
Michał Lićwinko.
Nie samym sportem
zawodnik żyje
Forma Kamili w sezonie 2015 jest bardzo
stabilna, choć na razie bez fajerwerków. Na
pięć pierwszych startów cztery razy zaliczyła
wysokość 1,97, raz 1,96. W lipcu wystartuje
jeszcze tylko dwa razy, w mityngu Diamentowej Ligi w Monako i w mistrzostwach Polski.
Poza tym przed MŚ w Pekinie czekają ją
jeszcze trzy obozy kondycyjne (dwa w Spale,
ostatni, aklimatyzacyjny w Japonii).
– Nie ukrywam, że pojadę do Pekinu
i Rio walczyć o medale. W Sopocie sukces
przyszedł tak szybko, to była niespodzianka.
Minęły jednak dwa lata, ustabilizowałam formę, przyzwyczaiłam się do innych wysokości.
Teraz mam inne podejście do rywalizacji.
Dojrzałam do tego, żeby jechać
na zawody i otwarcie walczyć
o najwyższe trofea – przyznaje skoczkini.
Oczekiwania
trenera są podobne, choć wyraża
je nieco inaczej: – Chciałbym, żeby Kamila wróciła stamtąd
zadowolona z siebie. Wiadomo, że taki
konkurs weryfikuje wszystkie przygotowania.
Przegrać można przez szczegół, na przykład
pękającą gumkę we włosach, jak to się kiedyś
Kamili zdarzyło. Albo przez deszcz. W MŚ
w Berlinie Sylwester Bednarek w deszczu
zdobył brązowy medal. Faworyci sobie nie
poradzili, a on pobił rekord życiowy 2,32 m.
Debiut olimpijski w Rio de Janeiro w wieku
30 lat będzie najważniejszym startem Kamili,
ale czy musi oznaczać podsumowanie kariery?
– Chyba nie. Patrzę na Ruth Beitię i wierzę, że w takiej dyscyplinie jak skok wzwyż
długo można pozostać na wysokim poziomie – mówi Kamila. 36-letnia Hiszpanka
największe sukcesy zaczęła odnosić właśnie
po trzydziestce. Została dwukrotną mistrzynią
Europy (Helsinki 2012, Zurich 2014), brązową medalistką MŚ z otwartego stadionu i hali
(Moskwa 2013, Sopot 2014) i wicemistrzynią
świata w hali (Ad Dauha 2010), mistrzynią
i wicemistrzynią halowych ME (Goeteborg
2013 i Paryż 2011).
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
szykować najwyższą dyspozycję. Z moich
analiz wynika, że trening, który stosujemy, na
pewno będzie stymulować rozwój Kamili do
igrzysk olimpijskich. A co później, zobaczymy
– zapewnia trener.
Ona jest tytanem
pracy, jej treningu
nie wytrzymałaby żadna
skoczkini, którą znam, ani
z Polski, ani z zagranicy.
Ciężko ją przetrenować
Trener Lićwinko jest przekonany, że
w jego zawodniczce też drzemią duże rezerwy. Dziś, kiedy ciąży na nich spora presja
oczekiwań, robią swoje tak samo jak przed
dwoma laty, gdy mało kto w nich wierzył.
Przez ten czas jedną rzecz udało im się
opanować niemal do perfekcji – sztukę uciekania od sportu. To rzecz o niebagatelnym
znaczeniu, kiedy jest się razem w pracy,
w domu, w podróży, właściwie zawsze. –
I Kamili, i innym moim podopiecznym powtarzam, że nie samym sportem zawodnik
żyje. Trzeba mieć jaką odskocznię – relaks,
zainteresowania, hobby czy nawet życie towarzyskie. To konieczne, żeby w sporcie się
spełniać i mieć sukcesy. Inaczej głowa siada,
niczyja psychika nie wytrzyma takich obciążeń,
ciągłej presji. Dlatego kiedy tylko możemy,
wyjeżdżamy z Kamilą na Mazury, do cichego
pensjonatu w głuszy, gdzie nie ma żadnej
siłowni. I choćby na te dwa dni zapominamy
o treningu, bierzemy urlop od skoku wzwyż.
forum trenera 19
klub polska rio 2016
Dawno temu, bo w 2000 roku, polscy czterystumetrowcy byli faworytami do olimpijskiego
podium w sztafecie. Skończyło się bez medalu, przez głupi błąd. Następcy tamtych
szybkobiegaczy liczą na to, że w Rio de Janeiro stać ich będzie na niespodziankę.
Tego samego zdania jest Józef Lisowski, trener kadry i wtedy, i dziś.
W
końcówce
XX
wieku
trener
Lisowski
zebrał
grupę wyjątkową. Sześć
osobowości.
Sześciu
twardzieli.
Jacek Bocian, Tomasz Czubak, Piotr
Długosielski, Piotr Haczek, Piotr
Rysiukiewicz, Robert Maćkowiak –
w kolejności alfabetycznej. Zwani byli
„lisowczykami”. Oni na trenera mówili
albo ElJot, albo Józek. Albo Łysy
Klawy Gość. Z szacunkiem. Stawali
na podium największych imprez,
poza igrzyskami. W lipcu 1998 roku
w Uniondale pod Nowym Jorkiem
przebiegli 4 x 400 m w czasie 2.58,00
– ten wynik do dziś jest rekordem Polski.
Kiedy w ubiegłym sezonie w finale
mistrzostw Europy w Zurychu Rafał
Omelko, Kacper Kozłowski, Łukasz
Krwczuk, Jakub Krzewina pokonali
cztery kółka stadionu w 2:59.85,
zgarnęli brązowe medale. I pokazali,
że stać ich na wiele. Czy na tyle, na ile
ich poprzedników?
Hodowla pstrągów czeka
Medaliści ME liczą na to, że w Rio
de Janeiro stać ich będzie na niespodziankę. – Gdybym ja w to nie
wierzył, to bym z nimi nie pracował
– mówi Lisowski. – Oczywiście,
że stać ich na rekord kraju.
To zresztą warunek konieczny,
by w Rio liczyć się w walce
o podium. Powtarzam, że ta
obecna ekipa jest zdecydowanie bardziej utalentowana
motorycznie niż ta stara. Tylko
mają problem, by się sprzedać
na zawodach. Zestawiłem ich
najlepsze wyniki indywidualne
i porównałem to z wynikami
w sztafecie. Średnio biegają
o 3 s szybciej, co jest granicą
przyzwoitości. A zdarzało się,
niestety, że nie byli w stanie
uzyskać sumy czasów indywidualnych – tłumaczy trener.
Twierdzi za to, że jego zawodnicy dali się już przekonać do tego,
by to sztafeta była najważniejsza.
– No, może jeden jeszcze nie zrozumiał, ale nazwiska nie będę wymieniał. Głowę ciągle ma w chmurach.
Rafał Kazimierczak
A realia są takie, że jeżeli od czasu do
czasu trafi się miejsce w finale indywidualnym, jak kiedyś Maćkowiakowi, to
dobrze. Żeby liczyć się w świecie, muszą
stawiać na sztafetę.
Lisowski przyznaje, że przez 21 lat
pracy z kadrą miał dosyć po każdym
nieudanym biegu. – Ileż to razy chciałem to rzucić i zająć się hodowlą pstrągów. Ale zawsze człowiek widzi, że jest
szansa coś zrobić. Praca trenera to nie
osiem godzin dziennie i do widzenia.
To pasja. Jak ktoś tego nie czuje, to się
do tego zawodu nie nadaje – tłumaczy.
Fikołek zamiast medalu
To najgorsze wspomnienie związane
jest z igrzyskami w Sydney. Czubak był
kontuzjowany, Lisowski wystawił więc
do boju Rysiukiewicza, Maćkowiaka,
Długosielskiego i Haczka. Emocje
były ogromne. Stres też. Zaczynał
Rysiukiewicz. Biegł na ósmym, zewnętrznym torze, co – jak się okazało – miało
ogromne znaczenie. Zawsze dawał
z siebie absolutnie wszystko. Albo więcej.
Zawsze po swojej zmianie leżał na
bieżni i długo dochodził do siebie.
Tym razem było tak samo. Przekazał
pałeczkę i padł. Do boju ruszył
Maćkowiak, najbardziej doświadczony
zawodnik polskiej sztafety. Ruszył i...
stało się.
Opowiada Długosielski, który
miał biec na trzeciej zmianie.
Długo przebijał się do pierwszego składu sztafety, był
rezerwowym. I wreszcie
się przebił, został aktorem w finale finałów. –
Czekałem tuż obok na
swoją kolej, za niecałe
45 sekund miałem walczyć. I nagle zobaczyłem... Właściwie to nie
chce mi się do tego
wracać. Pamiętam, że
w pierwszym momencie nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje.
Robert wybiegł za bieżnię, potknął się, zrobił fikołka, poderwał się i dalej biegł.
Przy tym poziomie zawodników,
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
20 forum trenera
przy tych prędkościach, strata była
jednak potężna. Nie do odrobienia.
Przeleciało mi przez głowę całe czterolecie, jak nie więcej, przygotowań
do tych igrzysk. Potem odebrałem od
niego pałeczkę i jazda. Ale byliśmy już
daleko z tyłu. Bez szans na to realne –
jeszcze przed chwilą – srebro za USA.
Tuż po biegu Maćkowiak był totalnie
załamany. Płakał. – Pamiętam, jak
klęczy, właściwie leży, twarz schowana
w rękach, przytulony do bieżni – wspomina Długosielski. – Ja podszedłem
do „Haka”, „Rysiu” jak zwykle leżał,
był wykończony. Na trybunach zobaczyłem trenera Lisowskiego. Ta mina...
Nigdy potem takiego go nie widziałem. Wracaliśmy do wioski w ciszy, bez
rozmów.
– To była chyba jedyna szansa na
olimpijski medal – twierdzi dzisiaj
Lisowski. – Chociaż jak analizuję te
dawne występy, to się zastanawiam,
czy gdyby nie nastawiać wtedy Roberta
tylko na sztafetę, to może indywidualnie miał też szansę na brązik.
Wspomnienie najlepsze to złoto
halowych mistrzostw świata 2001
w Lizbonie. – Moim marzeniem zawsze
było zwycięstwo nad Amerykanami.
Nie przez dyskwalifikację, a w bezpośredniej walce. Kiedyś mówiłem, że
biali koszykarze nie są w stanie wygrać
z zawodnikami z NBA. A pamiętam zwycięstwo Litwinów nad USA
w Atenach, chłopaki załatwili mi wejściówkę na ten mecz. Dla nas taką
wygraną była Lizbona.
Powtarzam, że ta obecna
ekipa jest zdecydowanie
bardziej utalentowana
motorycznie niż ta stara.
Tylko mają problem,
by się sprzedać na
zawodach.
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Józef Lisowski
twierdzi, że
jego najnowsza
sztafeta może
biegać szybciej
od polskich
mistrzów świata
Piotr Rysiukiewicz zawsze dawał z siebie
wszystko i bieżnię opuszczał na noszach
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Tyczkarka zapukała do drzwi
Długosielski twierdzi, że siła sztafety,
w której on biegał, wynikała ze splotu
czynników. – Trener Lisowski trafił na
grupę wybitnych talentów i sportowych,
i osobowościowych, w jednym czasie.
Stanowiliśmy monolit, sztafeta zawsze
była na pierwszym miejscu, chociaż
„Maciek” i „Czubek” z powodzeniem
startowali w biegach indywidualnych.
Ale każdy z nas rozumiał, w czym tak
naprawdę możemy być mocni.
Trzy lata temu zawodnicy jednej ze
sztafet dowodzonych przez Lisowskiego
pobili się między sobą. Doszło do
skandalu. – Teoretycznie wszystko jest
możliwe, ale nie, u nas byłoby to jednak niemożliwe – mówi Długosielski.
– Wiadomo, że spięć nie brakowało.
Jak może ich nie być, skoro kilku
mężczyzn przebywa razem po 300 dni
w roku. Bywały ciche dni, to naturalne.
Zawsze potrafiliśmy rozładować gęstą
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
lekkoatletyka
MŚ w Helsinkach: Robert Maćkowiak przejmuje pałeczkę
od Marcina Marciniszyna
atmosferę, różnymi akcjami, różnymi numerami. Z tym stresem trzeba
było jakoś walczyć. Kiedyś, na obozie w Meksyku, trener poszedł bardzo wcześniej spać, a „Haku” i ja
wręcz przeciwnie. Na stadionie spotkaliśmy tyczkarkę, chyba z Wenezueli.
Namówiliśmy ją, żeby zapukała do
drzwi trenera Lisowskiego, przedstawiła się i powiedziała: Cześć Józek,
gdzie są moi kumple Haku i Długi? Na
śniadaniu trener był mocno spanikowany, mówił, że miał jakieś koszmary,
że w nocy ktoś czarnoskóry mówił do
niego po polsku.
Długosielski jest teraz sekretarzem
generalnym Polskiego Związku Lekkiej
Atletyki. I tak jak Lisowski wierzy w sztafetę 4 x 400 m. – Wynik z Zurychu
ma członkom sztafety pomóc w tym,
by nabrali przekonania, że mogą być
lepsi od nas. Zgadzam się z trenerem,
że ich na to stać. A trener wie, co mówi,
przecież w tym, co robi, jest najbardziej doświadczonym szkoleniowcem
w kraju. Miał różnych zawodników,
czasami szło lepiej, czasami gorzej, ale
generalnie medale potrafi zdobywać.
Swoją funkcję pełni od ponad 20 lat
i można zapytać – jak nie on, to kto?
forum trenera 21
gry zespołowe
O
statni występ w igrzyskach – 1980
rok w Moskwie (7. miejsce). Ostatni – i jedyny zarazem – występ
w mistrzostwach świata – 1967 rok (5. miejsce). Ostatni raz w ósemce mistrzostw
Europy – 1997 rok (7. miejsce). Mimo
ogromnej popularności zyskanej na
bazie transmisji meczów NBA w latach
90. koszykówka pozostaje w Polsce w XXI
wieku w cieniu innych gier zespołowych
zarówno pod względem wyników, jak i
zainteresowania kibiców. Od dawna nie
możemy się doczekać ani mocnej drużyny
narodowej, ani czołowego klubu Europy.
– Podstawową przyczyną takiego stanu
jest... wielka popularność tego sportu na
świecie, a co za tym idzie, ogromna konkurencja. I to nie tylko pod względem liczby
i klasy zawodników, ale też nakładów finansowych – uważa Wojciech Kamiński, trener Rosy
Radom i asystent selekcjonera reprezentacji
Polski Mike’a Taylora. – W piłkę ręczną czy
w siatkówkę gra się na wysokim poziomie
w nieporównywalnie mniejszej liczbie krajów
niż w koszykówkę, która jest sportem globalnym i ustępuje tylko futbolowi. To pociąga za
sobą wysokie nakłady finansowe, a w Polsce
z tym krucho – dodaje Kamiński.
– W latach 60. i 70. Zachód nie grał
w kosza, to była domena krajów socjalistycznych. Greków czy Turków pokonywaliśmy,
grając tyłem. Ale oni potem zaczęli ściągać zagranicznych zawodników, a przede
wszystkim trenerów – wspomina jeden
z najlepszych polskich koszykarzy wszech
czasów i selekcjoner reprezentacji Polski
(2000–2003) Dariusz Szczubiał. – Wtedy
też była jedna Jugosławia i jeden ZSRR.
W latach 90. te państwa rozpadły się na
kilka mniejszych i wiele z nich jest bardzo
mocnych w koszykówce, więc wzrosła konkurencja, a osiągnięcie sukcesu staje się
coraz droższe – zauważa Szczubiał.
W pewnym sensie Kamiński i Szczubiał
mają słuszność. Z budżetami w wysokości
Kiedyś polscy koszykarze zaliczali się do europejskiej czołówki.
Zdobywali medale mistrzostw Starego Kontynentu, uczestniczyli
regularnie w igrzyskach olimpijskich. Od ponad dekady, mimo
kilku gwiazd w drużynie i zagranicznych selekcjonerów (ostatnim
Polakiem był w 2004 roku Andrzej Kowalczyk, po nim aż siedmiu
obcokrajowców) nie są w stanie uplasować się w czołowej ósemce
Europy, a pod względem popularności siatkówka i piłka ręczna
biją basket na głowę. Dlaczego tak się dzieje?
4–4,5 mln euro Vive Tauron Kielce w piłce
ręcznej czy PGE Skrę Bełchatów w siatkówce
stać na awans do najlepszej czwórki Ligi
Mistrzów. W Eurolidze, czyli koszykarskim
odpowiedniku tych rozgrywek, podobna
kwota wystarcza na to, by zespół przyjęto
w ogóle do rywalizacji. – Nie oszukujmy się,
taki budżet dla ogromnej większości polskich
klubów jest nieosiągalny – dodaje Kamiński.
– Bez pieniędzy niczego się nie zrobi,
a Polacy są niecierpliwi i chcą efektów natychmiast. Kiedyś Francja nie istniała w grach zespołowych, ale zainwestowali tam w szkolenie
młodzieży i mają efekty – podkreśla Szczubiał.
Praca chałupnicza
No właśnie, szkolenie. Przecież to, że
klubów nie stać na zatrudnianie zawodniczych i trenerskich gwiazd, nie oznacza, że
takich gwiazd nie można sobie wychować.
Przykładami mogą świecić choćby takie kraje,
jak Litwa, Serbia czy Chorwacja, a nawet
Ukraina, Łotwa i Czechy – wszystkie te reprezentacje w mistrzostwach Europy 2013
zajęły miejsca wyższe niż biało-czerwoni.
– U nas pracuje się metodami chałupniczymi, szkoli się, ale niewiele z tego wynika.
Brak pieniędzy na trenerów, porządną or-
Mamy 15–17 koszykarzy ogranych
na europejskich parkietach, a to
niewiele. Reszta nie ma kontaktu
z poważną koszykówką.
Nie możemy się równać
z taką Francją, która w NBA
ma kilkunastu graczy
22 forum trenera
Wojciech Osiński
Trener
reprezentacji
Polski,
Amerykanin
Mike Taylor
ganizację to jedno, ale jeszcze gorszy jest
brak wystarczającej ilości młodzieży. W piłce ręcznej może grać chłopak o wzroście
180–190 cm, w siatkówce musi mieć trochę
więcej, ale w koszykówce większość to muszą
być dwumetrowcy, a takich jest niewielu. Jak
w 50-tysięcznym mieście, a takie stanowią
przewagę w ekstraklasie, znaleźć dwumetrowego nastolatka? I to jeszcze takiego,
który będzie miał predyspozycje do sportu i będzie mu
się chciało trenować na
tyle ciężko, by za ileś
lat pociechę z niego
miała reprezentacja?
– pyta Szczubiał.
Tu dochodzimy do
kolejnej kwestii. – Młodzi ludzie nie wiedzą,
że koszykówka to fajny
sport, w którym można
zrobić karierę. Jeśli są
wysocy, przechwytuje ich siat-
koszykówka
kówka, w której wzory są na wyciągnięcie
ręki, bo o tym sporcie mówi się bez przerwy.
Pięć lat temu wartość koszykówki była o 30
procent większa niż siatkówki, a przecież
polscy siatkarze byli już wtedy wicemistrzami
świata. Teraz pewnie jest odwrotnie, czyli
można przyjąć, że koszykówka straciła na
wartości z 60 procent – dowodzi Waldemar
Kijanowski, były koszykarz, a obecnie menedżer i specjalista od marketingu.
– W Polsce nakłady na szkolenie młodzieży są za małe w porównaniu z Włochami,
Francją, Hiszpanią, Turcją czy Grecją. Jeśli
ktoś ma takie możliwości, wyjeżdża za granicę
i tam szuka lepszej przyszłości sportowej dla
swoich dzieci. Przykład? A choćby Andrzej
Pluta, który wyemigrował z całą rodziną do
Hiszpanii, żeby jego synowie mieli większą
szansę na karierę – mówi Kamiński.
W piłkę ręczną czy w siatkówkę gra się
na wysokim poziomie w nieporównywalnie
mniejszej liczbie krajów niż w koszykówkę,
która jest sportem globalnym i ustępuje
tylko futbolowi.
Gortat i Lampe to nie asiory
Nawet jednak mimo wskazywanej przez
naszych rozmówców szkoleniowej słabości
udaje się od czasu do czasu wychować naprawdę dobrych zawodników, czego dowodem może być choćby wicemistrzostwo świata
juniorów do 17 lat wywalczone pięć lat temu.
W tamtej drużynie czołowymi postaciami byli
Przemysław Karnowski i Mateusz Ponitka,
którzy wciąż mają szansę na koszykarską
karierę. Może nawet taką na miarę Marcina
Gortata czy Macieja Lampego.
Tę dwójkę najbardziej znanych obecnie
polskich koszykarzy wymieniliśmy nieprzypadkowo. Przecież zarówno nasz jedynak w NBA
Gortat, jak i zawodnik słynnej Barcelony
Lampe powinni stanowić o sile reprezentacji
Polski i zapewniać jej, jeśli nie medale kontynentalnego czempionatu, to przynajmniej
regularne miejsce w ósemce. Co ciekawe,
zdania co do ich przydatności dla reprezentacji są podzielone.
– W naszej reprezentacji brakuje asiorów.
Gortat i Lampe to bardzo dobrzy koszykarze,
ale nie asiory. Oni pełnią rolę rzemieślników
w swoich klubach. Nie jestem przeciwnikiem
Gortata i Lampego, ale w reprezentacji jest
podstawowa zasada: każdy z zawodników
musi zapomnieć o swoich interesach, tylko
poczuć się w kadrze jak w domu, chcieć walczyć dla zespołu, kolegów, trenera – twierdzi
Szczubiał. – A ja uważam, że reprezentacja
bez Gortata i Lampego może być silniejsza
niż z nimi, co pokazały ME na Litwie, gdzie
z kilkoma młodszymi zawodnikami Polska
pokonała bardzo silną Turcję – przypomina
Kijanowski.
Jeszcze dalej posuwa się Dominik Tomczyk, były znakomity reprezentant Polski.
– Według mnie brak Gortata i Lampego
paradoksalnie wychodzi reprezentacji na
dobre. Podobało mi się, jak nasz zespół grał
Adam
Waczyński
w Hiszpanii
wybierany jest do
drużyny kolejki
ligowej
forum trenera 23
gry zespołowe
W naszej reprezentacji
brakuje asiorów. Gortat
i Lampe to bardzo dobrzy
koszykarze, ale nie asiory.
Oni pełnią rolę
rzemieślników w swoich
klubach
Maciej
Lampe jest
jednym z graczy,
którzy powinni
stanowić o sile
reprezentacji
POLSKIE SPORTY ZESPOŁOWE
W OSTATNIEJ DEKADZIE
PIŁKA RĘCZNA
MŚ 2005
Polska nie startowała
ME 2006
10. miejsce
MŚ 2007
2. miejsce
ME 2008
7. miejsce
IO 2008
5. miejsce
MŚ 2009
3. miejsce
ME 2010
4. miejsce
MŚ 2011
8. miejsce
ME 2012
9. miejsce
IO 2012
Polska nie startowała
MŚ 2013
9. miejsce
ME 2014
6. miejsce
MŚ 2015
3. miejsce
SIATKÓWKA
ME 2005
MŚ 2006
ME 2007
IO 2008
ME 2009
MŚ 2010
ME 2011
IO 2012
ME 2013
MŚ 2014
5. miejsce
2. miejsce
11. miejsce
5. miejsce
1. miejsce
13. miejsce
3. miejsce
5. miejsce
9. miejsce
1. miejsce
KOSZYKÓWKA
ME 2005
Polska nie startowała
MŚ 2006
Polska nie startowała
ME 2007
13. miejsce
IO 2008
Polska nie startowała
ME 2009
9. miejsce
MŚ 2010
Polska nie startowała
ME 2011
17. miejsce
IO 2012
Polska nie startowała
ME 2013
21. miejsce
MŚ 2014
Polska nie startowała
24 forum trenera
Mateusz Ponitka
był jednym
z koszykarzy, którzy
zdobyli srebro MŚ
do lat 17
w ostatnich eliminacjach ME. To była szybka,
dynamiczna koszykówka. Natomiast obie
gwiazdy przytłaczają swoimi osobowościami
resztę zespołu. Inni koszykarze widząc obok
takie postaci, spodziewają się, że to właśnie
Marcin i Maciej będą brać na siebie odpowiedzialność za drużynę i pociągną ją do
zwycięstw. W ten sposób inni nie dają z siebie
tyle, ile by mogli i powinni – twierdzi Tomczyk.
Tu dochodzimy do kwestii lidera drużyny. –
Wysoki zawodnik nie może rządzić zespołem
koszykówka
Polski jedynak
w NBA, Marcin
Gortat
NAJLEPSI POLSCY KOSZYKARZE
GRAJĄCY ZA GRANICĄ
Marcin Gortat (31 lat)
Washington Wizards (USA)
Maciej Lampe (30 lat)
FC Barcelona (Hiszpania)
Adam Waczyński (26 lat)
Rio Natura Monbus (Hiszpania)
Mateusz Ponitka (22 lata)
Telenet Ostenda (Belgia)
Dardan Berisha (27 lat)
Sigal Prisztina (Kosowo)
Tomasz Gielo (22 lata) University of Mississippi (USA)
Przemysław Karnowski (22 lata) Gonzaga University (USA)
Michał Ignerski (35 lat)
LeMans Sarthe Basket (Francja))
przejęcia roli lidera w konkretnym meczu.
Dzięki temu byliśmy mniej przewidywalni
dla przeciwników – przypomina były
gracz m.in. Mazowszanki Pruszków
i Śląska Wrocław.
W pewnym momencie wydawało
się, że zyskaliśmy naprawdę solidnego
rozgrywającego, naturalizując Davida
Logana. Amerykanin
jednak wystąpił tylko w Eurobaskecie
w Polsce w 2009
roku i na tym jego
przygoda z reprezentacją Polski
się skończyła.
Mike Taylor
musi z naszych
kilku dobrych
koszykarzy
stworzyć mocny
zespół
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
na boisku, on nie planuje akcji, działa raczej
zadaniowo. Liderem może być ewentualnie
rzucający, ale musi mieć charyzmę. Najlepiej jednak, aby wodzem był rozgrywający
o charakterze przywódcy, twardziel i do tego
szybki – przekonuje Szczubiał. W Polsce najlepszym graczem na tej pozycji jest Łukasz
Koszarek z mistrzowskiego Stelmetu Zielona
Góra. – On mógłby zostać szefem, ale musi
dostać stuprocentowe wsparcie i zaufanie od
trenera. Żeby wiedział, że to nie zarabiające
miliony gwiazdy z zagranicy są w zespole
najważniejsze, tylko on. Niestety to już schyłek
kariery Łukasza, poza tym odstaje klasą od
konkurentów z innych krajów – mówi Kijanowski. – Za Koszarkiem jest kilka postaci,
ale albo przegrywają z kontuzjami, albo
z obcokrajowcami w swoich klubach i dlatego
grają mniej – dodaje Szczubiał. Tomczyk
widzi sprawę nieco inaczej. – To nie jest tak,
że każdy zespół bez jednego konkretnego
lidera nie osiągnie sukcesów. W latach 90.
nie mieliśmy takich graczy jak Gortat czy
Lampe, występujących w NBA czy czołowych
klubach Europy. Tworzyliśmy jednak wyrównany zespół, w którym każdy był gotowy do
Więcej chwalić,
mniej krytykować
Wszyscy zgadzają się co do tego, że
obecny selekcjoner Mike Taylor nie ma zbyt
szerokiego wyboru. – Poza Polską występuje niewielu biało-czerwonych, choć
trzeba docenić takich graczy jak
choćby Adam Waczyński. W Polsce niedoceniany, w Hiszpanii
wybierany do drużyny ligowej kolejki. Ale takich
graczy jest o wiele
za mało – martwi
się Kijanowski.
– Mamy 15–17
koszykarzy ogranych na europejskich parkietach,
a to niewiele.
Reszta nie ma
kontaktu z poważną koszykówką. Nie
możemy się równać z taką Francją,
która w NBA ma
kilkunastu graczy
– dodaje Kamiński.
– Problemem jest też fakt, że w naszej lidze
występuje wielu przeciętnych obcokrajowców.
Osobiście wolałbym mieć w zespole trzech
graczy, którym płaciłbym po 10 tys. dolarów,
niż sześciu takich za piątkę – mówi Tomczyk.
Ogólnie jednak nasi koszykarscy eksperci
są dobrej myśli. – We wrześniowych ME Polska
może powalczyć, jeśli w składzie znajdą się
wszyscy najlepsi zawodnicy, trenerowi uda
się stworzyć z nich mocny zespół i dopisze
szczęście – przewiduje Kamiński.
– Pod względem umiejętności koszykarzy
wyglądamy nieźle, mamy dobrą drużynę, na którą trzeba patrzeć pozytywnie.
Chwalić każde pół kroku naprzód, a nie
krytykować – mówi Szczubiał. – A ja jestem
ciekaw, jak trener Taylor poradzi sobie
z wkomponowaniem w zespół Gortata
i Lampego. Jak już wspominałem, nie jestem ich zwolennikiem, lecz jeśli selekcjonerowi uda się powściągnąć ich wybujałe
ego i przekonać do wykonywania na boisku
konkretnych zadań, może być nieźle –
zapowiada Tomczyk. – To fakt. Bo mieć
dobrych koszykarzy to jedno, ale zrobić
z nich skuteczny zespół, to już zupełnie
inna sprawa – kończy Kijanowski.
forum trenera 25
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
rio 2016
Co dwa lata – raz przed igrzyskami
letnimi, raz przed zimowymi – pojawia
się ten sam dylemat: jak liczną
ekipę wysłać? Wszystkich, którzy
spełnili wymagania federacji
międzynarodowych, czy tylko
tych, którzy mają szansę na zajęcie
przyzwoitej lokaty? I co znaczy lokata
„przyzwoita”? To miejsce w pierwszej
ósemce czy w nieco szerszej czołówce?
Artur St. Rolak
O
d 1992 roku – czyli w pierwszych
igrzyskach po zmianie ustrojowej w Polsce – 42 naszych sportowców zdobyło medale olimpijskie w konkurencjach indywidualnych, czyli samodzielnie, bez pomocy choćby jednego
partnera czy partnerki. 24 z nich stanęło
na podium jako debiutanci. Aż 24 czy
tylko 24?
Tego trzeba się nauczyć
Kamila
Skolimowska
debiut olimpijski
okrasiła złotym
medalem
26 forum trenera
W 1996 roku, krótko przed igrzyskami
olimpijskimi, Szymon Ziółkowski skończył
20 lat. Jak na młociarza – niewiele. Był
mistrzem świata (1994) i Europy (1995)
juniorów, a Marek Biskupski, ówczesny szef
wyszkolenia młodzieży PZLA, uparł się, aby
w nagrodę wysłać go do Atlanty. Nauka nie
poszła w las – cztery lata później Ziółkowski
wrócił z Sydney ze złotym medalem.
O tym, czy wysyłać wszystkich, czy tylko
tych, którzy gwarantują dobre lokaty, dyskutują działacze, trenerzy, dziennikarze i kibice.
Rzadko pytani są o opinię psychologowie.
– Bardzo wiele zależy od celu, jaki
stawiają sobie sportowiec czy jego trener.
Wysłanie na igrzyska osoby młodej ma na
celu m.in. tak zwane przetarcie, czyli zdobycie doświadczenia. Z moich obserwacji
wynika jednak, że polscy sportowcy coraz
częściej stawiają sobie za cel zwycięstwo,
a coraz rzadziej uniknięcie kompromitacji.
Wydaje mi się, że nie ma ucieczki przed presją, z którą oczywiście można radzić sobie
publicystyka
Nie pytajmy więc, czy warto jechać,
aby zająć 20. miejsce. Jeśli sportowiec zdobył
kwalifikację, która z igrzysk na igrzyska jest
coraz trudniejsza do uzyskania, to niech jedzie!
Kiedyś bardzo popularna była w mediach
opinia, że gdyby nie Barcelona (pamiętna
dyskwalifikacja tuż przed stadionem), to
w Atlancie Robert Korzeniowski nie zacząłby
marszu po cztery tytuły mistrza olimpijskiego.
– Takie stawianie sprawy to pewnego
rodzaju uproszczenie. Przecież w 1992
roku miałem najlepszy wynik na świecie,
czyli „papiery” na medal. Wtedy jednak nie
rozumiałem jeszcze magii igrzysk: innego
zapachu szatni, innych rytuałów przedstartowych, życia wioski olimpijskiej. Tego też
trzeba się nauczyć – mówi dzisiaj triumfator
z Atlanty, Sydney i Aten.
Najlepszy jest cel,
który mobilizuje
Konrad Czerniak
w swoim pierwszym
starcie w IO
zapłacił frycowe.
Z czasem, z którym
zajął 2. miejsce
w MŚ, w Londynie
2012 byłby złotym
medalistą
Doświadczenia, o których wspomniał
Paweł Habrat, to nie tylko zapoznanie się
młodego sportowca z niepowtarzalną atmosferą igrzysk olimpijskich. To również
dobra okazja, aby sprawdzić system swoich
przygotowań i podejrzeć rywali, z którymi
w przyszłości być może przyjdzie rywalizować
już o medale. Zaprocentować może również
obserwacja przeciwników, ich zachowań
i zwyczajów nie tylko podczas zawodów.
– Kiedy debiutowałam w igrzyskach,
byłam już wicemistrzynią świata, więc do
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
lepiej lub gorzej – twierdzi Paweł Habrat,
psycholog, który ze sportowcami pracuje
na co dzień.
– Moim zdaniem głównym kryterium
selekcji powinna być forma, a nie metryka.
Optymalny wiek dla sztangisty to 25–27 lat,
ale jedni zawodnicy rozwijają się szybciej,
inni wolniej; zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie, a niektórzy po prostu rodzą się
mistrzami i nie muszą długo się uczyć. Po
naukę można kogoś wysłać tylko wtedy, jeśli
nie zabierze miejsca lepszemu – podkreśla
Szymon Kołecki, który na podium stanął
jako debiutant.
– Każda federacja ma inny system kwalifikacji. Wysoka forma rok przed igrzyskami
jeszcze niczego nie gwarantuje, dlatego
w żeglarstwie zdobywa się je dla kraju, nie
dla siebie samego. Ważne, aby potem nasz
krajowy sposób wyłaniania olimpijczyków
był uczciwy i znany wszystkim kandydatom – wtóruje mu Zofia Klepacka, w której
przypadku sprawdziła się zasada, że „do
trzech razy sztuka”.
forum trenera 27
rio 2016
Barcelony nie jechałam po naukę. Każdy
udział w igrzyskach daje jednak nowe
doświadczenia, które procentują w następnych – zauważa Renata Mauer, zdobywczyni dwóch medali w drugim starcie
olimpijskim, jednego w trzecim i żadnego
w pierwszym.
A może debiutanci sami od siebie wymagają zbyt wiele? Osiągnęli dobry, nawet bardzo dobry wynik przed igrzyskami
i oczyma wyobraźni już zaczynają widzieć
się na podium, a w nocy śni im się hymn
grany właśnie dla nich...
– U sportowców często występuje myślenie
powinnościowe: „muszę”, „powinienem”...
Różni ludzie różnie na to reagują. Niektórzy
używają tych słów jak zaklęć, aby sięgnąć do
rezerw, aby jeszcze bardziej się zmobilizować.
Innym takie podejście przeszkadza i obniża poziom wykonania; ci powinni zastąpić
„muszę” słowami „spróbuję” i „chcę”. To
sprawa bardzo indywidualna i należy ją
rozpatrywać jednostkowo. Wiek i doświadczenie nie mają większego znaczenia – Paweł
Habrat przestrzega przed stawianiem sobie
zbyt wygórowanych wymagań.
W sporcie nie ma ucieczki przed stresem
związanym ze startem i presją wyniku.
Z tej trudnej sytuacji są, upraszczając,
dwa wyjścia. Jednym jest konfrontacja:
zawodnik mierzy się z zadaniem, które
ma do wykonania, a drugim unik: jeśli
ma się skompromitować, to po prostu rezygnuje z udziału w zawodach. Jest też
Sylwia Bogacka
stanęła na
podium dopiero
w trzecim starcie
w igrzyskach
olimpijskich
28 forum trenera
Teoria celu mówi, że najlepszy jest taki,
który mobilizuje; który jest trudny, ale realny.
Dotyczy to zwłaszcza sportów wymiernych,
ponieważ można oszacować przybliżony wynik
wyjście pośrednie: zamrożenie problemu.
Zawodnik jedzie na zawody, ale startuje
w nich z obojętnością.
– Psychologia nie ocenia tych wyborów,
jedynie pokazuje ich możliwe konsekwencje.
Wielu sportowców i trenerów szacuje koszty i zyski związane z nieosiągnięciem celu.
Teoria celu mówi natomiast, że najlepszy
jest taki, który mobilizuje; który jest trudny,
ale realny. Dotyczy to zwłaszcza sportów
wymiernych, ponieważ można oszacować
przybliżony wynik. Zawodnik powinien jednak
być skoncentrowany na zadaniu. Od tego,
jak je wykona, będzie zależało jego miejsce.
Skupianie się na rezultacie niepotrzebnie
zwiększa presję – przekonuje Paweł Habrat.
Okazja spotyka się
z przygotowaniem
Wydaje się, że w dyscyplinach wczesnych
– najbardziej oczywiste są przykłady pływania
i gimnastyki – nie ma na co czekać. Jeśli
sportowiec już teraz, nawet jako nastolatek,
prezentuje poziom uprawniający go do startu
na igrzyskach olimpijskich, to niech jedzie,
bo za cztery lata może być, krótko mówiąc,
już za stary. Dylemat, czy wysyłać zawodnika
tylko po naukę, dotyczy dyscyplin i konkurencji, w których szczyt możliwości osiąga
się raczej bliżej trzydziestki niż dwudziestki.
– Osobiście uważam, że ktoś, kto szczyt
możliwości osiągnie za cztery czy za sześć
lat, ale kwalifikację uzyskał już teraz, powinien znaleźć się w ekipie. Nie kalkulujmy,
czy ma szansę na miejsce w ósemce czy
szesnastce, bo doświadczenie olimpijskie
można zdobyć tylko na igrzyskach – dodaje
Robert Korzeniowski.
Nie zapominajmy o różnicy między sportami wymiernymi a niewymiernymi. W tych
drugich wynik w większym stopniu zależy nie
tylko od samego sportowca i jego umiejętności. Istotnym czynnikiem jest przede wszystkim
działanie rywala, na które można przecież
wpływać, wykorzystując jego słabszą psychikę lub dyspozycję fizyczną. Są też elementy
losowe. Nie warto przywiązywać do nich zbyt
wielkiej wagi, ale trzeba brać je pod uwagę.
publicystyka
W obu przypadkach niezbędna jest jednak
koncentracja na samym sobie, czyli na sprawach, które zawodnik jest w stanie kontrolować – taktyce, technice, sposobie myślenia.
– Znane powiedzienie mówi, że „szczęście sprzyja lepszym”. Trener Piotr Stokowiec, z którym często współpracuję, mawia
natomiast, iż szczęście można mieć wtedy,
kiedy okazja spotka się z dobrym przygotowaniem. Inni mówią, że szczęściu trzeba
dać szansę. To naprawdę mądre podejście,
bowiem nie wolno liczyć na elementy losowe, występujące w każdym sporcie, ale być
na nie gotowym. To może być decyzja sędziego, warunki atmosferyczne, zachowanie
kibiców... Tych czynników jest wiele, a skupianie na nich uwagi może prowadzić do
wniosku, że sens występu stoi pod znakiem
zapytania. Należy zatem koncentrować się
na tym, co można kontrolować. Najlepszym
potwierdzeniem są sportowcy przez wiele
lat utrzymujący się w czołówce – analizuje
Paweł Habrat.
Zmieńmy kryteria selekcji
Dylematu na pewno nie rozstrzygniemy,
ale na koniec jeszcze raz oddajmy głos sportowcom.
– Opinie są podzielone i nie można
mówić, że ktoś ma w pełni rację, a ktoś inny
wcale. W podnoszeniu ciężarów każdy kraj
może zgłosić określoną po kwalifikacjach
liczbę zawodników i wcale nie muszą to
być akurat ci, którzy te miejsca wywalczyli –
Szymon Kołecki zwraca uwagę na specyfikę
kwalifikacji w jego dyscyplinie.
– W konkurencjach strzeleckich czołówka
światowa liczy około 20 osób, więc trudno
przewidzieć, kto wygra, a kto zdobędzie
pozostałe medale. W igrzyskach nigdy tego
nie wiadomo... Presja jest tak duża, że zawsze
mogą zdarzyć się niespodzianki: faworyt
może zająć dalekie miejsce, a ktoś niedoceniany zdobyć medal. Nie pytajmy więc,
czy warto jechać, aby zająć 20. miejsce.
Jeśli sportowiec zdobył kwalifikację, która
z igrzysk na igrzyska jest coraz trudniejsza
do uzyskania, to niech jedzie! Bo skoro się
zakwalifikował, to już prezentuje wysoki poziom i ma szansę na medal – Renata Mauer
stawia sprawę jasno.
– Igrzyska ogląda cały świat i nie ma
lepszej promocji dla kraju. Im większa ekipa,
tym większy prestiż. Nie można również
zapominać o sponsorach. Reprezentacja jest
finansowana nie tylko z budżetu państwa,
lecz również przez prywatne firmy – Zofia
Klepacka dostrzega jeszcze jeden, rzadko
podnoszony, aspekt w tej dyskusji.
polscy medaliści ostatnich sześciu igrzysk olimpijskich
W kolejnych rubrykach: imię i nazwisko zawodnika, dyscyplina, liczba startów olimpijskich, rok debiutu
i rok zdobycia pierwszego medalu.
Wojciech Bartnik
boks
Leszek Blanik
gimnastyka
Waldemar Legień
judo
Paweł Nastula
judo
Aneta Szczepańska judo
Izabela Dylewska
kajakarstwo
Piotr Markiewicz
kajakarstwo
Maja Włoszczowska kolarstwo
Robert Korzeniowski lekkoatletyka
Tomasz Majewski
lekkoatletyka
Piotr Małachowski
lekkoatletyka
Artur Partyka
lekkoatletyka
Anna Rogowska
lekkoatletyka
Kamila Skolimowska lekkoatletyka
Anita Włodarczyk
lekkoatletyka
Szymon Ziółkowski
lekkoatletyka
Arkadiusz Skrzypaszek
pięciobój nowoczesny
Otylia Jędrzejczak
pływanie
Bartłomiej Bonk
podnoszenie ciężarów
Andrzej Cofalik
podnoszenie ciężarów
Szymon Kołecki
podnoszenie ciężarów
Waldemar Malak
podnoszenie ciężarów
Krzysztof Siemion
podnoszenie ciężarów
Sergiusz Wołczaniecki
podnoszenie ciężarów
Agata Wróbel
podnoszenie ciężarów
Adrian Zieliński
podnoszenie ciężarów
Sylwia Bogacka
strzelectwo
Renata Mauer-Różańskastrzelectwo
Mirosław Rzepkowskistrzelectwo
Sylwia Gruchała*
szermierka
Kajetan Broniewski
wioślarstwo
Jacek Fafiński
zapasy
Damian Janikowski zapasy
Piotr Stępień
zapasy
Józef Tracz
zapasy
Agnieszka Wieszczek zapasy
Ryszard Wolny
zapasy
Andrzej Wroński
zapasy
Włodzimierz Zawadzkizapasy
Mateusz Kusznierewicz
żeglarstwo
Przemysław Miarczyński
żeglarstwo
Zofia Noceti-Klepacka
żeglarstwo
31992
22000
21988
31992
11996
31988
11996
12008
41992
32004
22008
31988
12004
32000
22008
5
1996
2
1988
4
2000
2
2008
2
1992
2
2000
1
1992
3
1988
1
1992
2
2000
1
2012
32004
3
1992
11996
42000
3
1992
11996
12012
11992
31988
1 2008
41988
41988
3 1992
5
1996
4
2000
3
2004
1992
2000
1988
1996
1996
1988
1996
2008
1996
2008
2008
1992
2004
2000
2012
2000
1992
2004
2012
1996
2000
1992
1992
1992
2000
2012
2012
1996
1996
2004
1992
1996
2012
1992
1988
2008
1996
1988
1996
1996
2012
2012
* W 2000 roku Sylwia Gruchała zdobyła srebrny medal w zawodach drużynowych.
Podobnie jak Robert
Korzeniowski:
– Każdy olimpijczyk jest autorytetem
w swoim środowisku. Nawet jeśli nie on
zdobędzie teraz medal, to może za cztery lata
zrobi to ktoś, kto skorzysta z jego doświadczeń. Dziwią mnie dyskusje, czy warto wysyłać
na igrzyska 200-osobową ekipę i gdybanie,
Każdy olimpijczyk jest autorytetem w swoim
środowisku. Nawet jeśli nie on zdobędzie
teraz medal, to może za cztery lata zrobi to
ktoś, kto skorzysta z jego doświadczeń
na ile medali ma ona szanse. Moim zdaniem
związki sportowe, PKOl i ministerstwo powinny zmienić kryteria selekcji, aby nie kierować
się tylko punktami i medalami, ale również
potencjałem na przyszłość. Zwróćmy uwagę,
że najwięcej medali zdobywają kraje mające
najliczniejsze ekipy.
I jeszcze żart – dość stary i chyba średnio
śmieszny, ale znakomicie wpisujący się w nasze rozważania. W XVIII wieku w Londynie odbył się jeden z pierwszych biegów ulicznych.
Zjawisko było nowe, więc zdziwiony lord
przywołał lokaja i zapytał: – Janie, a cóż to
za zbiegowisko? – To bieg uliczny, Sir. Ludzie
się ścigają – odparł służący. – A po co? –
dociekał lord. – Ten, który dobiegnie pierwszy,
dostaje nagrodę pieniężną – wyjaśnił Jan. –
Rozumiem. Po co jednak biegną pozostali...
forum trenera 29
rio 2016
Organizatorzy igrzysk olimpijskich
w Rio de Janeiro zbierają cięgi za
stan przygotowań. Tak samo jednak
źle traktowano Brazylijczyków za to,
co zrobili albo raczej czego nie zrobili
przed piłkarskimi mistrzostwami
świata, a okazało się, że mundial
w 2014 roku odbył się bez zakłóceń.
30 forum trenera
Olgierd Kwiatkowski
J
est gorzej niż w Atenach – mówił
przed rokiem wiceprezydent
MKOl Australijczyk John Coa­
tes na temat przygotowań do przy­
szłorocznych igrzysk. – Ale tam przy­
najmniej mieliśmy z kim rozmawiać:
rząd i kilku przedstawicieli władz lokal­
nych, a w Brazylii mamy ich trzech,
każdego z równym prawem głosu:
rząd federalny, rząd stanowy z Rio
i władze miejskie. Z czymś takim nigdy
się nie spotkaliśmy. To najgorsze
przygotowania do igrzysk, jakie
widziałem – dodał.
Ale nie tylko ze względów formalnych przygotowania olimpijskie napotykają trudności. Opóźniona budowa obiektów sportowych i niezbędnej
infrastruktury, problemy socjalne, ekologiczne i z bezpieczeństwem powodują niepokój w MKOl i w lokalnych
federacjach.
Spuścizna po igrzyskach
panamerykańskich
W momencie rozstrzygania kandydatury Rio de Janeiro w 2009 roku
jej wielkim atutem była infrastruktu-
rio 2016
Igrzyska w czterech strefach
ra sportowa. W 2007 roku w drugim co do wielkości mieście Brazylii
odbyły się igrzyska panamerykańskie.
Organizowane zostały z przytupem,
zakończyły się sukcesem. Większość
obiektów była nowoczesna i spełniła
zadanie. Przewidywano, że idealnie
przysłużą się sportowcom z całego
świata kilka lat później.
To prawda, choć na przykład na
stadionie Joao Havelange’a, na którym odbędzie się ceremonia otwarcia
i zamknięcia igrzysk oraz rozegrane zostaną zawody lekkoatletyczne,
istniało realne zagrożenie zawalenia się dachu. Tor kolarski – Barra
Igrzyska olimpijskie w Rio de
Janeiro odbędą się w czterech
strefach drugiego co do wielkości miasta Brazylii. Dzięki temu
kibice mogą uniknąć konieczności zawsze utrudnionego
podczas tak wielkiej imprezy
transportu. Wszystkie strefy
położone są dosyć blisko siebie,
a połączyć ma je planowana
droga transolimpijska.
DEODORO
To zachodnia dzielnica miasta.
Nazwana została na cześć
pierwszego prezydenta kraju
– marszałka Manuela Deodoro
da Fonseca. Dzielnica ma
charakter militarny, znajdują
się w niej koszary i mieszkania
rodzin wojskowych. Zamieszkuje
ją 60 tys. żołnierzy. Charakter
niektórych dyscyplin został więc
wybrany celowo. Tutaj odbędą
się – kojarzone z wojskiem –
zawody: jeździeckie, strzeleckie,
pięcioboju nowoczesnego,
szermiercze. W Deodoro odbyły się w 2007 roku igrzyska
panamerykańskie, a cztery lata
później wojskowe. Mimo to
większość aren będzie nowa,
wybudowana specjalnie z okazji
igrzysk olimpijskich, część jest
modernizowana. Wielką zaletą
tej lokalizacji będzie możliwość
swobodnego przejścia z jednej
areny na drugą.
DEODORO ARENA
(YOUTH ARENA)
Dyscypliny: koszykówka,
szermierka, pięciobój
nowoczesny (szermierka)
Pojemność trybun: 5000
Koszt: 41 mln dolarów
Obiekt usytuowany w kompleksie sportowym Deodoro Olympic
Parks. Miał być gotowy w 2011,
a będzie na początku 2016
roku. W przyszłości stanie się
częścią olimpijskiego centrum
treningowego.
DEODORO STADIUM
Dyscypliny: pięciobój
nowoczesny (jeździectwo,
bieg przełajowy), rugby
Pojemność trybun: 15 000
Koszt: 10 mln dolarów
Zlokalizowany w Deodoro
Olympic Park. Planowane ukończenie prac modernizacyjnych
w pierwszym kwartale 2016
roku. Odbędą się wtedy mecze
rugby kobiet i Puchar Świata
w jeździectwie. Obiekt ma charakter tymczasowy.
NATIONAL EQUESTRIAN
CENTRE
Dyscypliny: jeździectwo
Pojemność trybun: 14 000
Koszt: 11 mln dolarów
Obiekt gościł uczestników igrzysk
panamerykańskich. Znajduje się
w Deodoro Olympic Park. Na
potrzeby igrzysk w 2016 roku
jest modernizowany. Prace wciąż
trwają. W całości oddany zostanie do użytku dopiero w drugim
kwartale przyszłego roku. Po
igrzyskach będzie tu działała
nowoczesna klinika weterynaryjna, a dla lekarzy postawione
zostaną apartamenty.
NATIONAL SHOOTING
CENTRE
Dyscypliny: strzelectwo
Pojemność trybun: 7000
Koszt: 7 mln dolarów
Arena znajduje się w Deodoro
Olympic Park. Przeszła tylko
kosmetyczne zmiany. Sprawdziła
się już podczas igrzysk panamerykańskich.
DEODORO AQUATICS
CENTRE
Dyscypliny: pięciobój
nowoczesny (pływanie)
Pojemność trybun: 2000
Koszt: 5 mln dolarów
Obiekt usytuowany w kompleksie sportowym Deodoro Olympic
Park. Na potrzeby igrzysk jest
modernizowany. W przyszłości
będzie stanowił część ośrodka
treningowego.
NATIONAL HOCKEY
CENTRE
Dyscypliny: hokej na trawie
Pojemność trybun:
10 000 (główny stadion),
5000 (drugi stadion)
Koszt: 12 mln dolarów
Arena działała już podczas igrzysk panamerykańskich. Zlokalizowana
w Deodoro Olympic Park.
Zmodernizowane zostaną
szatnie, trybuny i zaplecze
administracyjne. Zakończenie
prac przewidziane jest na
koniec roku. W listopadzie
w NHC mają się odbyć międzynarodowe mistrzostwa Rio
de Janeiro.
BMX OLYMPIC CENTRE
Dyscypliny: BMX
Pojemność trybun: 7500
Koszt: 12 mln dolarów
Tor będzie gotowy pod koniec
roku. Długość będzie wynosić od 300 do 400 metrów.
Zlokalizowany w Rio Radical
Park w pobliżu Deodoro
Olympic Park.
MOUNTAIN BIKE CENTRE
Dyscypliny:
kolarstwo górskie
Pojemność trybun:
5000–25 000
Koszt: 8 mln dolarów
Jedno okrążenie trasy liczy
blisko 5 km. Zlokalizowano
ją w Rio Radical Park. Będzie
gotowa pod koniec roku. Ma
charakter tymczasowy. Po
igrzyskach będzie wykorzystywana do celów rekreacyjnych.
WHITEWATER STADIUM
Dyscypliny:
kajakarstwo górskie
Pojemność trybun: 8000
Koszt: 30 mln dolarów
Prace powinny być ukończone
w tym roku, ale realny termin
oddania obiektu do użytku
to początek 2016 roku. Po
igrzyskach obiekt ma być służyć popularyzacji tego sportu
w Brazylii.
forum trenera 31
rio 2016
COPACABANA
Najsłynniejsza plaża świata. Będzie to jedna z ważniejszych aren sportowych
w historii igrzysk olimpijskich, choć nie odbędą
się na niej wiodące dyscypliny: pływanie czy lekkoatletyka. Na Copacabanie
planowane są także liczne
imprezy towarzyszące.
COPACABANA
STADIUM
Dyscypliny: siatkówka
plażowa
Pojemność trybun:
12 000
Koszt: 10 mln dolarów
Duchowa stolica siatkówki
plażowej, jej świątynia.
Konstrukcja stadionu
nie stanowiła problemu,
pierwsze zawody odbędą
się dokładnie rok przed
igrzyskami.
COPACABANA FORT
Dyscypliny: kolarstwo
szosowe, pływanie długodystansowe, triathlon
Miejsce startu i mety dla
trzech konkurencji wytrzymałościowych. Niezbędne
będą tylko prace dostosowawcze, postawienie
trybun, szatni, pawilonów
dla sędziów i VIP-ów.
RODRIGO DE FREITAS
LAGOON
Dyscypliny: kajakarstwo,
wioślarstwo
Pojemność trybun:
10 000–14 000
32 forum trenera
Koszt: 20 mln dolarów
Kajakarze i wioślarze
doczekali się wspaniałej
areny, z zapierającym
dech w piersiach widokiem na góry i pomnik
Chrystusa Odkupiciela.
To tradycyjne miejsce
uprawiania w Brazylii
wioślarstwa. W sierpniu
odbędą się w znajdującej się w centrum miasta
lagunie mistrzostwa świata
juniorów w tej dyscyplinie będące generalnym
sprawdzianem toru.
Organizatorzy wciąż nie
mogą sobie poradzić
z zanieczyszczeniem laguny.
MARINA IN GLÓRIA
Dyscypliny: żeglarstwo
Pojemność trybun:
10 000
Koszt: 20 mln dolarów
Zatoka, nad którą położone jest miasto Gloria.
Akwen olimpijski praktycznie przylega do centrum
miasta i przepięknego
parku Flamengo. Wielkim
problemem jest zanieczyszczenie zatoki. Nie
pomaga jak na razie
zamontowana pod ziemią
sieć kanalizacyjna, której
zadaniem jest oczyszczenie nieczystości. W sierpniu dojdzie do kolejnych
zawodów przedolimpijskich, a wszystkie liczące
się ekipy już umieściły
w Marinie kontenery ze
sprzętem.
Velodrome – nie spełniał wymogów
Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Kilka
pozostałych aren należało powiększyć,
dobudować zaplecze administracyjne,
bo jednak igrzyska panamerykańskie
to nie to samo – mniejsze zainteresowanie mediów, mniej widzów, wreszcie
mniej sportowców.
Aż 11 aren jednak już istniało. Jeśli
do tego wziąć pod uwagę, że gotowe
są także stadiony piłkarskie, przetestowane w 2014 roku na mundialu, to
wynika z tego, że organizatorzy mieli
ułatwione zadanie. Nawet Londyn bardziej musiał się zaangażować finansowo i organizacyjnie w budowę nowych
obiektów, nie wspominając o Pekinie
i Atenach. A jednak na 500 dni przed
rozpoczęciem igrzysk olimpijskich
w Rio MKOl podał, że w Brazylii zaledwie 50 proc. z planowanych inwestycji
sportowych jest gotowych. Podobnie
było w Grecji przed 13 laty. Wtedy
MKOl grzmiał, straszył nawet zmianą
gospodarza, ale ostatecznie się udało
ukończyć wszystkie niezbędne prace.
Sportowcy mieli gdzie startować.
W Rio najwięcej problemów sprawia
budowa obiektów w strefie Deodoro
na zachodzie miasta. Tam rozegrane
zostaną zawody olimpijskie w 11 dyscyplinach. Na niektóre areny dopiero
niedawno rozpisano przetarg. Kiedy
prace już się rozpoczęły, zostały opóź-
nione z powodu strajku robotników.
Najbardziej zagrożone jest oddanie na
czas narodowego hipodromu.
Ale opóźnień jest więcej i w innych
strefach olimpijskich (w Rio są cztery).
Wciąż modernizowany jest tor kolarski, nieukończone zostało jeszcze pole
golfowe. Prace trwają na stadionie
olimpijskim, którego pojemność trybun
zostanie powiększona z 45 do 60 tys.
Wypada założyć, że wzorem Greków
Brazylijczycy zdążą za pięć dwunasta,
bo taki mają charakter i sposób pracy.
– Jestem spokojny – to ostatni komunikat wydany przez Coatesa odpowiedzialnego za pilnowanie harmonogramu przygotowań.
Jak pływać wśród śmieci?
Budowa albo modernizacja aren jest
czymś, co można przewidzieć, zaplanować, ale gospodarze przyszłorocznych igrzysk muszą poradzić sobie
z wyzwaniem innego rodzaju, gdzie
rywalizacja z czasem może nie wystarczyć. Zatoka Guanabara leżąca nad
brzegiem Rio de Janeiro, gdzie będą
pływać żeglarze, sprawia organizatorom nie lada kłopot. Co jakiś czas
pływają w niej śnięte ryby, ale czy
można się temu dziwić? Woda w akwenie jest zanieczyszczona gorzej niż
w Wiśle, wszędzie widać unoszące się
na wodzie śmieci.
rio 2016
BARRA DE TIJUCA
W tej najpiękniejszej części Rio
de Janeiro odbędzie się większość konkurencji przyszłorocznych igrzysk. Na powierzchni
liczącej aż 1,18 mln metrów
kwadratowych stworzono park
olimpijski.
RIO OLYMPIC ARENA
Dyscypliny: gimnastyka,
gimnastyka artystyczna
Pojemność trybun: 12 000
Koszt: prace adaptacyjne
– 4 mln dolarów
Na co dzień zwana HSBC
Arena gotowa była na igrzyska
panamerykańskie w 2007 roku.
Miejsce licznych koncertów
i imprez sportowych, m.in. pokazowych meczów NBA.
MARIA LENK OLYMPIC
AQUATICS CENTRE
Dyscypliny: skoki do wody,
pływanie synchroniczne
Pojemność trybun: 5300
Koszt: prace adaptacyjne
– 14 mln dolarów
Obiekt zmodernizowany po
igrzyskach panamerykańskich.
Po igrzyskach będzie nadal przeznaczony na potrzeby sportów
wodnych.
– Pływanie w tej wodzie jest jak
rosyjska ruletka. Żeglarze mogą trafić
na kawałki karoserii samochodowej,
drewniane kawałki mebli, plastikowe torebki, puszki, butelki, wszystkie
rodzaje śmieci – mówił w telewizji
CNN prezydent miasta Eduardo Paes.
I ostrzegał – Sportowcy ryzykują wiele.
W najlepszym wypadku mogą złapać
infekcję przewodu pokarmowego, ale
potencjalnych chorób czeka ich więcej:
zapalenie wątroby, wszelkiego rodzaju
grzybice i zakażenie ucha środkowego
– dodaje Paes.
Przedstawiciele Międzynarodowej
Federacji Żeglarskiej poprosili MKOl,
by przenieść zawody w inne miejsce. Brazylia nie narzeka przecież na
brak czystych akwenów. Organizatorzy
wykluczyli taką możliwość. Próbują na
razie oczyścić zatokę, budując specjalny system kanalizacyjny w jej pobliżu.
To eksperyment, pozostaje więc jedno
pytanie: czy przyniesie pożądany efekt?
Przedstawiciele innych wodnych
sportów również drżą o zdrowie.
W Rodrigo des Freistas Lagoon, gdzie
odbędą się zawody kajakarskie i wioślarskie, na początku roku wyłowiono pięć ton śniętych ryb. Usuwało je
60 pracowników służb sanitarnych.
Z zanieczyszczeniem tego miejsca nie
mogą sobie poradzić od lat. Wątpliwe,
żeby nagle znaleźli skuteczną metodę.
TENNIS OLYMPIC CENTER
Dyscyplina: tenis ziemny
Pojemność trybun:
10 000 (kort centralny),
5000 (kort nr 2), 3000 (kort
nr 3), 250 (inne korty)
Koszt: 62 mln dolarów
16 kortów z infrastrukturą znajdujących się na 9 hektarach
gotowych będzie w ostatnim
kwartale 2015 roku.
OLYMPIC WATER SPORTS
CENTRE
Dyscypliny: pływanie,
piłka wodna
Pojemność trybun: 18 000
Koszt: 38 mln dolarów
Olimpijska pływania gotowa
będzie na początku przyszłego
roku. Obiekt znajduje się zaledwie 10 minut drogi od wioski
olimpijskiej.
OLYMPIC TRAINING
CENTER
Oddalony o 4 kilometry od wioski olimpijskiej kompleks nowych
hal sportowych. Koszt budowy
wszystkich aren wyniósł 195 mln
dolarów.
CARIOCA ARENA 1
Dyscypliny: koszykówka
Pojemność trybun: 16 000
CARIOCA ARENA 2
Dyscypliny: judo, zapasy
Pojemność trybun: 10 000
CARIOCA ARENA 3
Dyscypliny: taekwondo
Pojemność trybun: 10 000
CARIOCA ARENA 4
Dyscypliny: piłka ręczna
Pojemność trybun: 10 000
OLYMPIC VELODROME
Dyscypliny: kolarstwo torowe
Pojemność trybun: 5800
Koszt: 39 mln dolarów
Zlokalizowany przy torze
samochodowym im. Nelsona
Piqueta. Przebudowa nowego
toru kolarskiego była konieczna, ponieważ zbudowany na
igrzyska panamerykańskie nie
spełniał norm wyznaczonych
przez Międzynarodową Unię
Kolarską.
RIOCENTRO
Kompleks czterech pawilonów.
Ostatnie testy sprawdzające
przydatność obiektów odbędą
się w ostatnim kwartale 2015
roku.
PAVILION 2
Dyscypliny: podnoszenie
ciężarow
Pojemność trybun: 6500
Koszt: 17 mln dolarów
PAVILION 3
Dyscypliny: tenis stołowy
Pojemność trybun: 6500
Koszt: 6,5 mln dolarów
PAVILION 4
Dyscypliny: badminton
Pojemność trybun: 6500
Koszt: 6,5 mln dolarów
PAVILION 6
Dyscypliny: boks
Pojemność trybun: 9000
Koszt: 5 mln dolarów
OLYMPIC GOLF COURSE
Dyscyplina: golf
Widownia: 60 000
Koszt: 60 mln dolarów
Prace mają się zakończyć
jeszcze w 2015 roku, w listopadzie przewidziane są pierwsze
zawody, ale termin wydaje się
nierealny. Po igrzyskach pole
będzie służyć promocji tej
dyscypliny w Brazylii i samej
Brazylii poprzez golfa. Pole zlokalizowane jest zaledwie 5 km
od wioski olimpijskiej.
forum trenera 33
rio 2016
PONTAL
Miejsce startu jazdy indywidualnej na czas w kolarstwie szosowym i chodu
sportowego. Niezbędne są
tylko prace dostosowawcze.
MARACANA
Północny region miasta,
umiejscowiony wokół
legendarnego stadionu,
w pobliżu centrum.
JOAO HAVELANGE
OLYMPIC STADIUM
– ENGENHAO
Dyscypliny: lekkoatletyka
Pojemność trybun:
60 000
Koszt: 380 mln dolarów
Obiekt zbudowany
w latach 2003–2007
i zmodernizowany na
potrzeby przyszłorocznych
igrzysk. Powiększono m.in.
pojemność trybun z 45
do 60 tys. Trwają jeszcze
prace kosmetyczne.
SAMBÓDROMO
Dyscypliny: łucznictwo,
maraton
Pojemność trybun:
30 000 (maraton),
6000 (łucznictwo)
Koszt: 22 mln dolarów
W tym miejscu odbywa się
słynna parada karnawałowa. Miejsce jest gotowe
do rozgrywania zawodów.
Przed igrzyskami wykonane zostaną tylko prace
adaptacyjne.
MARACANA STADIUM
Dyscypliny: piłka nożna
Pojemność trybun:
90 000
Koszt: prace adaptacyjne
– 5 mln dolarów
Obiekt gotowy, był areną
mistrzostw świata w 2014
roku.
MARACANAZINHO
GYMNASIUM
Dyscypliny: siatkówka
Pojemność trybun:
11 800
Koszt: prace adaptacyjne
To tzw. Mała Maracana.
Obiekt gotowy. Odbywają
się w niej m.in. mecze Ligi
Światowej, rozgrywane
tu były także spotkania
podczas igrzysk panamerykańskich.
JULIO DE LAMARE
AQUATIC PARK
Dyscypliny: piłka wodna
Pojemność trybun: 3000
Koszt: prace adaptacyjne
Obiekt gotowy, zlokalizowany w kompleksie
Maracana.
STADIONY
PIŁKARSKIE
Wszystkie obiekty gościły
uczestników mistrzostw
świata 2014. Przed igrzyskami odbędą się tylko
niezbędne prace kosmetyczne.
FONTE NOVA
Miejscowość: Salvador
Pojemność trybun:
60 000
MANE GARRINCHA
STADIUM
Miejscowość: Brasilia
Pojemność trybun:
76 000
MINERAIO STADIUM
Miejscowość: Belo
Horizonte
Pojemność trybun:
74 000
ARENA CORINTHIANS
Miejscowość: Sao Paulo
Pojemność trybun:
48 000
Byleby nie zabrakło wody
Wodę w Rio ceni się w szczególny
sposób. To towar deficytowy. W mieście
mówi się już, szczególnie latem, o wodnym kryzysie. Nikt nie może wykluczyć,
że podczas igrzysk wody zabraknie.
Minister Górnictwa i Energetyki Brazylii
powiedział niedawno, że turbiny wodnej elektrowni pracują normalnie, kiedy
poziom wody przekracza 10 proc.,
a obecnie znajduje się na poziomie 17
proc.! Światowa Agencja Energetyczna
podała, że podczas mundialu rząd
brazylijski wydał w trybie nagłym 5
milionów dolarów, aby uratować działanie wodnej elektrowni w pobliżu Rio.
Infrastruktura pozasportowa nie
wpływa tak znacząco na obraz przygotowań, jak to miało miejsce przed
mundialem, bo dotyczy tylko jednego
miasta, ale wciąż niektóre problemy nie
zostały rozwiązane, szczególnie z transportem. Trwają prace na międzynarodowym lotnisku Galeao, które ma za
małą przepustowość, by przyjąć miliony
gości w tak krótkim czasie. Mało wydolna pozostaje komunikacja lokalna, dlatego wydłużana jest południowa linia
metra. Nie udało się jak na razie skończyć drogi „transolimpijskiej”, łączącej
wszystkie cztery strefy, gdzie odbędą się
zawody. Mają nią – dla wygody kibiców,
a później mieszkańców miasta – jeździć
autobusowe linie ekspresowe.
Praktycznie zakończona została
budowa wioski olimpijskiej. Co więcej,
sprzedano już sporą część apartamentów, które będą zamieszkane po zakończeniu przyszłorocznej imprezy. Biznes
się kręci. W którą stronę? Organizatorzy
z planowanych 13,5 miliarda dolarów
na igrzyska olimpijskie wydadzą na
pewno dużo więcej. Ostatnie szacunki
mówią nawet o 20 miliardach.
Igrzyska pomogą miastu?
W związku z tymi wydatkami pojawiają się protesty. Nie są tak głośne jak
przed mundialem, ale wciąż pozostaje
pytanie, czy miasto, w którym istnieją
34 forum trenera
dzielnice nędzy, stać na taki gest jak
organizowanie igrzysk olimpijskich.
Budowa niektórych obiektów spowodowała eksmitowanie 8 tysięcy rodzin
z faveli. Przesiedlanym zorganizowano
mieszkania zastępcze, ale pod przymusem, bez prawa wyboru.
W inwestycje olimpijskie zaangażowany został prywatny kapitał, często
na zasadzie partnerstwa prywatno-publicznego. Posądzanie o korupcję
są w tej sytuacji czymś naturalnym.
Jednak ekonomiści przekonują o pozytywnym długofalowym wpływie wielu
inwestycji. Ten argument powtarzają
także działacze sportowi. Wiele ze
sportowych aren zostanie przekształconych później w centra treningowe.
Praktycznie cały kompleks Deodoro
Arena będzie służył nadal sportowcom.
Bogatych turystów ma za to w przyszłości przyciągnąć pole golfowe w Barra.
Niebezpiecznie, ale igrzyska to czas
(s)pokoju
Turyści boją się jednak Rio. Od ubiegłego roku wzmogły się akty kryminalne. Po serii trzech morderstw w pobliżu plaży Ipanema (niedaleko odbędą
się zawody kajakarskie i wioślarskie)
prezydent Paes wymienił cały garnizon policji. W tym roku głośno było
o grupie arrestoes, gangu napadającym nie tylko na turystów, ale także na
dojeżdżających do pracy mieszkańców
miasta. Niektórzy zatrzymują na skrzyżowaniach samochody, inni atakują
w mieście.
Problem wydaje się palący. Policja
mówi o incydentach i podaje za przykład mundial oraz wizytę papieża
Franciszka. Wówczas wyraźnie spadła przestępczość. Zapowiadają, że
podobnie będzie podczas igrzysk olimpijskich. Wzmocnione zostaną kontrole, najważniejsze punkty miasta obstawią specjalne patrole. A poza tym
organizatorzy liczą na to, że tak jak
w starożytnej Grecji na czas igrzysk
zawieszano wojny, tak w Brazylii będzie
to czas (s)pokoju.
publicystyka
Pieniędzy jest dość, ale
brakuje profesjonalizmu
Marek Michałowski
Jeśli nie liczyć 32 medali zdobytych w 1980 roku w kadłubowych igrzyskach w Moskwie, zbojkotowanych przez zachodnie reprezentacje po agresji Związku Sowieckiego na Afganistan, od 1960 do 2000
roku z każdych letnich zawodów olimpijskich przywoziliśmy od 14 do 26 medali olimpijskich. W trzech
ostatnich igrzyskach – w Atenach, Pekinie i Londynie – zdobyliśmy tylko po 10 medali. To bariera, której nie możemy pokonać. Co się dzieje z polskim sportem, że od kilkunastu lat nie jesteśmy w stanie
osiągać takich sukcesów jak w Montrealu – 26 medali, Tokio – 23 medale, Monachium – 21 medali
czy Barcelonie – 19 medali? Skąd się wziął ten krąg niemocy, w jakim się znaleźliśmy? Odpowiadam.
Z bylejakości, z lekkomyślności, z niekonsekwencji, a nawet z korupcji.
By nie być gołosłownym, odwołam się do raportu Najwyższej Izby Kontroli o finansowaniu przygotowań polskich sportowców do igrzysk w Londynie w 2012 roku. Wynika z niego, że problemem nie
są pieniądze, bo tych jest pod dostatkiem, ale nieprofesjonalne związki sportowe. Zdaniem kontrolerów sport w Polsce zarządzany jest biurokratycznie, z naciskiem na procedury, a nie na skuteczność.
„W istocie przy podziale dotacji angażowano się w działania, które nie przynosiły efektów” – można
przeczytać w dokumencie NIK-u. Na dodatek wspomniane procedury były łamane. Przykład? Proszę
bardzo. Polskiemu Związkowi Kolarskiemu i Polskiemu Związkowi Piłki Siatkowej ministerstwo udzieliło
łącznie 24,2 mln zł dotacji celowej, mimo że środki publiczne nie mogły być im przyznawane. Związki te
objęto wtedy czasowym zakazem przekazywania dotacji, bo w poprzednich latach nierzetelnie rozliczyły
się z pieniędzy.
Publiczne środki muszą być w przejrzysty sposób rozliczane. Tymczasem NIK stwierdziła, że pewne zjawiska w polskim sporcie najzwyczajniej budzą podejrzenia o korupcję. Na przykład za niejasne uznała relacje między Polskim Związkiem Kajakowym
a Polską Fundacją Kajakową. Jeśli do tego dodać głośną aferę korupcyjną w Polskim
Związku Piłki Siatkowej, a także obecność komornika w Polskim Związku Kolarskim,
trudno oprzeć się wrażeniu, że związki sportowe w Polsce nie funkcjonują tak jak
powinny. Powiem wprost: są najsłabszym ogniwem polskiego sportu. Okazuje się, że
bez ministerialnych dotacji – a sięgają one nawet 90 proc. związkowych dochodów
– sportowe federacje nie potrafią działać, a czasami pieniądze podatników marnotrawią. – W Europie nie ma czystego kraju, jeśli chodzi o korupcję w sporcie – powiedział
kiedyś były minister sportu Adam Giersz. Niestety, miał rację. I nie ma co udawać, że
Polska jest jedyną wyjątkową, czystą wyspą na tym morzu pomyj.
Ministerialni urzędnicy, naukowcy, trenerzy i zawodnicy, z którymi rozmawiałem o Klubie Polska –
realizowanym od kilku lat projekcie mającym zapewnić nam sukcesy na igrzyskach – twierdzą, że pieniędzy na przygotowania nie brakuje. Gorzej z odpowiedzialnością za nie. Podawali przykłady sportowców, którym się wydawało, że mogą wydawać publiczne dotacje według własnego widzimisię. Niektórzy
zawodnicy sądzili, że skoro podpisali umowę sponsorską na przykład z Orlenem, to te pieniądze są
ich. Opamiętanie przyszło dopiero, gdy im wyjaśniono, że Orlen to państwowa spółka i z pozyskanych
pieniędzy trzeba się rozliczyć, bo one są przeznaczone na konkretny program szkoleniowy, a nie na
ich fanaberie.
Zrzućmy to na karb braku zrozumienia istoty Klubu Polska. Ludzie go organizujący i nadzorujący
sami przyznają, że wiedza o zasadach działania projektu wśród sportowców i trenerów jest niedostateczna. – On funkcjonuje „na miękko”, trochę po polsku – mówi wprost jeden z trenerów. Ale bywały
też przypadki zwykłego braku profesjonalizmu. No bo jeśli zawodnik przygotowujący się do igrzysk,
czyli najważniejszej w życiu imprezy, urządza sobie „atrakcje” w postaci skoków ze spadochronem
czy udziału w innych ekstremalnych sportach, to jest to szczyt nieodpowiedzialności. Przecież to grozi
kontuzją lub utratą zdrowia, a w konsekwencji mogłoby oznaczać przerwanie olimpijskich przygotowań
i zmarnowanie publicznych pieniędzy na te szkolenia przeznaczonych. Na szczęście takie przypadki to
tylko margines, ale pokazujący, jak wiele niektórym naszym sportowcom brakuje do etosu zawodowca.
Czy za rok w Rio de Janeiro zdobędziemy więcej niż 10 medali? Mimo wszystko jestem przekonany,
że tak. Aby jednak w przyszłości, nie tylko w Brazylii, mieć pewność sukcesu, projektowi Klub Polska
musi towarzyszyć wytężona praca z uzdolnionymi sportowo dziećmi i młodzieżą. Podstawa piramidy, na
której szczycie są najlepsi, musi być o wiele szersza, a pieniądze, za które jest budowana, wydawane
efektywniej.
forum trenera 35
nauka
W ostatnich kilku latach koszt sekwencjonowania zmalał
tak, że obecnie możliwe jest wykonanie pełnej sekwencji
DNA jednej osoby w cenie poniżej tysiąca dolarów i
w ciągu jednego dnia, a wszystko to za sprawą firmy
Illumina, zajmującej się opracowywaniem maszyn do
sekwencjonowania DNA.
O
ferowana przez Illuminę nowa
maszyna sekwencjonująca
DNA o nazwie HiSeq X Ten,
składająca się z 10 sekwencerów o
ultrawysokiej wydajności, pozwala na
sekwencjonowanie ponad 18 000
genomów rocznie. Jeśli w wyniku
dalszego tak szybkiego rozwoju
metod badawczych możliwe będzie
poznanie wszystkich wariantów genów,
jakie występują w populacji ludzi,
w tym wariantów, które warunkują
różne zdolności wysiłkowe/wydolność
fizyczną, np. wyjaśnią zmienność
VO2max (tzn. dlaczego jedni mają duże
wyższe niż drudzy), nawet wówczas
nie będzie można z całą pewnością
przewidywać, jaki maksymalny poziom
VO2max osiągnie dany człowiek i
36 forum trenera
Maria Ładyga
prognozować jego sukcesy sportowe.
I nie dlatego, że nie uwzględniliśmy
czynników
psychicznych
czy
środowiskowych. Same geny to nie
wszystko! Ogromną rolę w ujawnianiu
się kodowanych przez nie fenotypów
odgrywają mechanizmy regulujące
ich ekspresję, czyli proces, w którym
informacja kodowana przez gen zostaje
wykorzystana do bezpośredniego
wytworzenia cząsteczki białka zgodnie
z dogmatem biologii molekularnej:
transkrypcja translacja
DNA
→
RNA →
białka.
Należy dodać, że ten centralny
dogmat uległ redefinicji, ponieważ oka-
zało się, że DNA koduje również różne
formy RNA (w ekspresji genów kodujących RNA nie występuje translacja).
Ekspresja genów w określonej
komórce czy komórkach, czyli innymi
słowy to, jakie geny zostaną odczytane
i jakie w oparciu o tę informacje białka
powstaną, zależy od:
1. fazy rozwoju organizmu,
2. rodzaju komórki,
3. m etabolicznego/fizjologicznego
stanu komórki.
W zapłodnionej komórce jajowej
należącej do eukariota (czyli organizmu zbudowanego z komórek posiadających jądro komórkowe z chromosomami), np. człowieka, na pewnym
etapie rozwoju zarodkowego, podczas tworzenia tkanek oraz w procesie ich przebudowy rozpoczyna
się proces różnicowania komórek. Jest on wynikiem tego, że
komórki zaczynają się zmieniać, realizując właściwy dla
danego typu komórki wzór ekspresji genów polegający na tym,
że jedne geny ulegają wybiórczej ekspresji/transkrypcji, a inne represji.
Innymi słowy: otrzymany przez
komórkę wzór ekspresji genów
sprawiający, że jedne geny są
włączane, a inne wyłączane, decyduje o jej budowie i roli, jaką będzie
pełnić w organizmie.
Przykładem niech będą dwie
komórki niezwykle ważne dla
wysiłku fizycznego – komórka
mięśni prążkowanych i komórka nerwowa. Obydwie, tak jak
wszystkie komórki naszego ciała, mają taki sam
zestaw genów, ponieważ powstały w wyniku
wielokrotnych podziałów jednej zapłodnionej
komórki jajowej. O tym,
że posiadając identyczny materiał genetyczny, mają
tak różną budowę i pełnią tak odmienne funkcje, zdecydowała właśnie
ekspresja genów, innych w komórce
mięśniowej niż w komórce nerwowej,
która na etapie różnicowania komórek
genetyka
(rozwoju grupy komórek w określoną
tkankę) prowadzi do zmian nieodwracalnych. Należy dodać, że część
genów nazywanych housekeeping
genes jest aktywna (ulega ekspresji) we wszystkich komórkach, ponieważ
decyduje o podstawowych funkcjach
życiowych.
Regulacja ekspresji genów, upraszczając: włączania i wyłączania lub wyciszania ich transkrypcji, jest ważna nie tylko
w procesie embriogenezy, ale również
podczas życia każdej z komórek i całego organizmu. W zróżnicowanych już
komórkach ekspresja genów prowadzi
do zmian o charakterze odwracalnym.
Gdy np. wykonujemy trening wytrzymałościowy, skurcze komórek mięśniowych powodują zakłócenia komórkowej
homeostazy, które inicjują kaskadę zdarzeń prowadzących do
ekspresji wybranych genów
i w efekcie generują przejściowy wzrost ilości mRNA (jego
pomiar służy ocenie wielkości
ekspresji genu, na którym powstał).
Pik mRNA dla wielu genów obserwowany jest od 3 do 12 godzin po wysiłku
i wraca do poziomu podstawowego
po 24 godzinach. Konsekwencją tych
zdarzeń będzie wzrost ilości określonych białek, np. białek enzymatycznych w mitochondriach. Jeśli będziemy
z określoną intensywnością trenować
dalej, dostarczając odpowiednich bodźców do aktywacji i/lub represji bardzo
złożonych mechanizmów regulujących
ekspresję genów w komórkach mięśniowych, wówczas po około 6 tygodniach zawartość białek mitochondrialnych w komórkach mięśniowych może
wzrosnąć o 50–100%. Aby utrzymać tę
podwyższoną zawartość białek enzymatycznych mitochondriów, musimy
kontynuować trening, ponieważ białko ulega ciągłemu rozkładowi – okres
forum trenera 37
nauka
połowicznego rozkładu białka wynosi
około tygodnia. Całkowite zaprzestanie
trenowania spowoduje, że po pewnym
czasie białka mitochondrialne osiągną
stan podstawowy.
Takim czynnikiem, który może zmienić aktywność transkrypcyjną wybranych genów odpowiedzialnych za
powstawanie białek mięśniowych, jest
nie tylko trening – siłowy czy wytrzymałościowy – ale też odżywianie, które
dostarczając różnych składników,
może również przyczyniać się do
wzrostu syntezy białek, niezależnie od
wysiłku aktywując translację czyli syntezę łańcucha polipeptydowgo.
Proces regulacji ekspresji genów
jest niezwykle złożony. Odpowiedź na
pytanie, w jaki sposób geny są pobuniekodujące sekwencje, często położodzane do ekspresji, jaka jest sekwencja
ne w dużej odległości od regulowanezdarzeń molekularnych, aby zainicjogo genu. Mogą one przez przyłączenie
wać lub hamować ten proces, jest
czynnika transkrypcyjnego pobudzać
ciągle opracowywana i staje się coraz
(ang. enhancer) lub wyciszać (ang.
bardziej skomplikowana. Tak napisali
silencer) transkrypcję genów. Warto też
w odpowiedzi na to pytanie wybitni
wspomnieć o niezwykle ważnej roli,
uczeni, a wśród nich jeden ze współjaką w regulacji ekspresji co najmniej
odkrywców struktury DNA, podkreśla1/3 genów kodujących białka pełjąc ważną rolę w regulacji ekspresji
nią wszechobecne dwuniciowe RNA,
genów trójwymiarowej struktury DNA
i sposobu jego upakowania w jądrze
komórki.
DNA jest bardzo długą cząsteczką
i mówiąc nieco humorystycznie, aby
się nie splątać, przyjęła szczególną
formę organizacji. Jest ona nawinięta na zasadowe białka — histony, tworząc w ten sposób nukleosomy,
które w wyniku dalszego zwijania
i upakowywania budują chromosom. Taka forma uporządkowania
DNA, jaką są chromosomy, daje
wiele możliwości kontroli transkrypcji DNA na RNA. Jednym
z mechanizmów wpływających
na transkrypcję DNA jest przyłączanie grupy metylowej (-CH3)
do histonów. W efekcie tego przyłączenia/metylacji DNA mocniej
przylega do histonów. To powoduje
wyciszenie transkrypcji, bowiem czynniki transkrypcyjne, których rolą jest
inicjacja transkrypcji genu,
Dendryty
nie mają do niego dostępu i w efekcie przestaje on
działać. Taki sam rezultat powoduje
metylacja zasad azotowych budująJądro neuronu
cych DNA. Przyłączenie zaś grupy acetylowej do histonów działa odwrotnie,
Ciało komórki
DNA staje się bardziej dostępny dla
czynników transkrypcyjnych. Metylację
Przewężenie Ranviera
i acetylację inicjują zdarzenia
molekularne w komórce, które
są indukowane przez różne
Komórka Schwanna
sygnały, np. w komórce mięOtoczka mielinowa
śniowej mogą to być sygnały mechaniczne generowane
podczas skurczu czy obniżenie
Akson
prężności tlenu w komórce.
Ekspresję genów reguluje rówZakończenia aksonów
nież samo DNA, a ściślej jego krótkie,
38 forum trenera
(miRNA i siRNA), które mogą nie tylko
wyciszać, ale też wyłączać ekspresję
genów. Te mechanizmy są nieustająco
badane, przede wszystkim dlatego, że
być może ich poznanie pozwoli opracować leki, które mogłyby skutecznie
hamować ekspresję genów komórek
nowotworowych.
Pewnej wiedzy o wspominanych
wyżej mechanizmach regulacyjnych
aktywności genów dostarczyły opublikowane w 2012 roku wyniki prac prowadzonych w ramach konsorcjum
ENCODE (Encyklopedia elementów DNA) nad niekodującym
DNA, które stanowi około
97% genomu ludzkiego
i które przez pewien
czas było niesłusznie
nazywane
„śmieciowym”.
W rozmowie
dla Scintitic
American
E w a n
B i r e y,
k o o r d y n a tor
prac
ENCODE
ujawnił,
że
z funkcjami regulacyjnymi genów powiązane jest co
najmniej 8–9%, a być może nawet
50% DNA niekodującego. To pokazuje, że funkcje regulujące pracę genów
zapisane są w znacznie większym
obszarze genomu niż same geny normalnej prężności tlenu w komórce
(około 1,2% genomu).
Opisane powyżej sposoby regulacji
transkrypcji DNA na RNA dotyczą tylko
pierwszego etapu kontroli ekspresji
genów. A przecież regulacja ekspresji genów obejmuje również składanie posttranskrypcyjne pre-mRNA,
transport mRNA z jądra komórkowego do cytoplazmy i proces translacji.
Wszystkie te procesy razem decydują
o tym, czy powstanie w komórkach
określone białko i jaka będzie jego
genetyka
ilość, co będzie miało bezpośredni lub
pośredni wpływ na określoną cechę,
czyli fenotyp.
Przykłady podanych powyżej kilku
czynników wpływających na ekspresję genów mają pokazać choć trochę
złożoność procesów, które wpływają
na ostateczny efekt fenotypowy określonego genu. Należy dodać, że nawet
pełna ekspresja genu nie decyduje
ostatecznie o jego efekcie fenotypowym. Klasycznym przykładem jest fenyloketonuria, gdzie mutacja w genie
PAH kodującym enzym hydroksylazę fenyloalaniny (ang. phenylalanine
hydroxylase) u osób stosujących normalną dietę prowadzi do dysfunkcji
intelektualnej, podczas gdy ograniczenie w pożywieniu fenyloalaniny pozwala na stosunkowo zdrowe życie.
O tym wszystkim należy wiedzieć,
zanim zdecydujemy się kupić testy
genetyczne, czy to testy medyczne służące diagnozowaniu lub przewidywaniu wystąpienia powszechnej choroby,
czy testy genetyczne do określenia predyspozycji sportowych, zwłaszcza że te
ostatnie nie mają żadnej wartości predykcyjnej. Bo czy
można przewidywać zdolności
wysiłkowe/
sportowe,
cechę
tak
złożoną,
na podstawie obecności
lub braku jednego wariantu genu,
co oferuje m.in. firma
australijska,
która
jako pierwsza wprowadziła ACTN3
Sports Performance TestTM do przewidywania zdolności siłowo-szybkościowych? Ponadto, gdyby rzeczywiście genotyp RR ACTN3 decydował
o wybitnych zdolnościach siłowo-szybkościowych, wówczas co trzecia osoba w populacji europejskiej
mogłaby być znakomitym sprinterem.
Wynika to z częstości występowania
allelu R (57%) i allelu X
(43%) w tej populacji. Zgodnie
z
prawem
Hardy ’egoWeinberga,
które opisuje
dziedziczenie
w populacji mendlowskiej,
w Europie 49% ludzi ma genotyp XR, 32,5% RR i 18,5 % XX.
Zapewne posiadanie genotypu RR
ACTN3, a co za tym idzie – a-aktyniny,
pomaga minimalizować uszkodzenia
mięśni przy szybkich i silnych skurczach, ale nie wiadomo, za jaki procent zmienności danej cechy/fenotypu
(w tym wypadku zdolności siłowo-szybkościowych) odpowiada.
Tym, którzy jednak będą chcieli określać predyspozycje do osiągnięcia sukcesu sportowego na podstawie określenia wariantów jednego lub nawet kilku
genów, warto przytoczyć wypowiedź
profesor Ewy Bartnik z Instytut Genetyki
i Biotechnologii UW na temat interpretacji wyników genetycznych testów
medycznych: „Nie wystarczy zbadać
parędziesiąt genów, by powiedzieć, co
grozi danej osobie. Posiadanie genu
«na coś tam» znaczy tylko, że mamy predyspozycje do zachorowania na «coś».
Mówimy raczej o prawdopodobieństwie
(wyjątkiem są choroby, w których jeden
gen określa dokładnie przebieg choroby) właściwym dla populacji, a nie dla
konkretnej pani X, która oprócz badanego genu może mieć inne łagodzące,
a nawet znoszące jego efekty lub żyć
w warunkach, które uaktywniają geny
polepszające lub pogarszające sytuację.
Nawet dla bardzo konkretnych mutacji w konkretnych genach związanych
z nowotworzeniem nie można powiedzieć, kto zachoruje. W tej chwili nasze
zdrowie zależy od wszystkich naszych
genów – i środowiska”.
Potwierdzeniem dla słuszności stwierdzeń z powyższej wypowiedzi może być
sukces sportowy skoczka w dal, dwukrotnego hiszpańskiego olimpijczyka,
który na przekór hipotezie, że genotyp
RR ACTN3 decyduje o zdolnościach
siłowo-szybkościowych, z genotypem
XX ACTN3 ustanowił rekord życiowy
wynoszący 8,26 m.
Bibliografia
Illumina Inc. http://www.illumina.
com/systems/hiseq-x-sequencing-system/system.ilmn.
Feero W.G., Guttmacher A.E., Collins F.S.
Genomic medicine – an updated primer. N. Engl. J.
Med. 2010; 362: 2001–2011.
Roth S.M. Genetics primer for exercise science and health. Human
Kinetics, Champaign, IL 2007.
Hawley J.A. Molecular responses to strength and endurance training: are
they incompatible? Appl. Physiol. Nutr. Metab. 2009; 34 (3): 355–361.
ENCODE Project Consortium. An integrated encyclopedia of DNA elements in the human genome. Nature 2012; 6 (489): 57–74.
Blau N., van Spronsen F.J., Levy H.L. Phenylketonuria. Lancet 2010; 376:
1417–1427.
Lucia A., Olivan J., Gomez-Gallego F. i wsp. Citius and longius (faster and
longer) with no alpha-actinin-3 in skeletal muscles? Br. J. Sports Med. 2007;
41 (9): 616–617.
http://www.scientificamerican.com/article/hidden-treasures-in-junk-dna/.
http://ghr.nlm.nih.gov/glossary=geneexpression.
www.genome.gov/10005107.
www.archiwum.wyborcza.pl/archiwum/tag/choroby+genetyczne.
forum trenera 39
paraolimpizm
W Polsce trwają obecnie prace nad modernizacją
krajowego systemu kwalifikacji. Działania te mają
służyć efektywniejszej realizacji polityki na rzecz
uczenia się przez całe życie, która odpowiada
potrzebom współczesnej gospodarki opartej na
wiedzy. Do zadań Polski w tym obszarze należy
stworzenie powszechnego i atrakcyjnego systemu
uczenia się przez całe życie, w tym wprowadzenie
systemowych rozwiązań w zakresie tworzenia
i nadawania kwalifikacji także poza szkolnictwem
wyższym i oświatą oraz większa integracja
wszystkich podsystemów kwalifikacji.
Z
Piotr Marek
naczenie zyskuje ustawiczne
kształ­­cenie i kwalifikacje, pot­
wierdzone kompetencje (wie­dza,
umiejętności, kompetencje spo­łe­­­czne)
zdobywane nie tylko poprzez nau­­­kę
w systemie oświaty i szkolnictwa wyższego,
lecz także w wyniku uczenia się w różnych
sytuacjach. Trenerzy, instruktorzy, ani­
ma­torzy, którzy odgrywają istotną rolę
w promowaniu uprawiania sportu, będą
mogli porównywać swoje kwalifikacje
z „pokrewnymi” kwalifikacjami możli­
wymi do zdobycia w innych krajach,
w których wdrożone zostały krajowe ramy
kwalifikacji.
Podczas prac nad Polską Ramą
Kwalifikacji (PRK) został powołany zespół
ekspertów, którego zadaniem było
wyodrębnienie kwalifikacji istotnych dla
środowiska sportu osób niepełnosprawnych. Została wypracowana propozycja
opisania niezbędnych kwalifikacji i przypisania im poziomów w PRK – w sektorze
sportu wyodrębniono 6 poziomów: od
40 forum trenera
2. do 7. W toku prac ekspertów sportu
niepełnosprawnych wskazano kwalifikacje na trzech poziomach polskiej ramy
kwalifikacji, które są istotne dla rozwoju
kadr na potrzeby sportu osób niepełnosprawnych:
• Poziom 2 PRK i SRK (przykładowa
nazwa kwalifikacji: asystent/pomocnik
instruktora sportu osób niepełnosprawnych w danej dyscyplinie sportu).
• Poziom 4 PRK i SRK (przykładowa
nazwa: instruktor sportu osób niepełnosprawnych w danej dyscyplinie sportu).
• Poziom 5 PRK i SRK (przykładowa nazwa: trener sportu osób niepełnosprawnych w danej dyscyplinie sportu).
W 2011 roku sportem
osób niepełnosprawnych
zajmował się jeden
polski związek sportowy,
a w 2014 było ich już 13.
Wyodrębnienie kwalifikacji z obszaru
sportu osób niepełnosprawnych ma służyć zwiększeniu trafności decyzji o nadawaniu przez związki sportowe kwalifikacji
odpowiednich dla tego obszaru w danym
sporcie (dyscyplinie). Współpraca z ekspertami potwierdziła konieczność wydzielenia kluczowych kwalifikacji, gdzie wiedza, umiejętności i kompetencje społeczne wymagane dla kwalifikacji na danym
paraolimpizm
poziomie PRK i SRK mają podstawowe
znaczenie z uwzględnieniem specyfiki treningu osób niepełnosprawnych. Każdy
poziom zawiera opis charakterystyk
wynikających z przyjętych wyznaczników
sektorowych w podziale na kategorie:
wiedzę, umiejętności, kompetencje społeczne.
Kwalifikacje proponowane dla sportu osób niepełnosprawnych wpisują się
w proponowaną ramę. Osoba, która zdecydowała się na zdobycie najpierw kwalifikacji w sporcie osób niepełnosprawnych
– po uzupełnieniu niezbędnych efektów
– może nabyć kwalifikację w danym sporcie (kwalifikowanym) z uwzględnieniem
wszystkich jego aspektów, niezbędnych
do prowadzenia zajęć z osobami pełnosprawnymi. Znane są przykłady, gdzie
osoba z niepełnosprawnością prowadzi
treningi osób pełnosprawnych i odwrotnie. Pomimo wielu zbieżności dostrzeżono potrzebę nadawania kwalifikacji,
które będą ujmowały różnice między tymi
dwoma obszarami.
Proces adaptacji poprzez sport (inclusion) nie tylko odnosi się do samych
sportowców – ten proces musimy również
rozszerzyć o aspekty związane z procesem treningu. Ważne jest, aby w procesie indywidualnej adaptacji również
uwzględnić aspekty związane ze specyfiką pracy trenerskiej z osobami niepełnosprawnymi, funkcjonowania klubów
sportowych, w których obok osób pełnosprawnych w treningu coraz częściej
uczestniczą osoby z ograniczoną sprawnością. Gdy na treningu pojawi się osoba
niepełnosprawna, wszyscy przebywający
na zajęciach muszą przejść indywidualny
proces adaptacji do sytuacji, w której się
znaleźli. Dzięki potwierdzonym kompetencjom ludzie są w stanie osiągać coraz
bardziej ambitne cele, podnosić komfort
życia swojego i innych, lepiej sobie radzić
z trudnościami, a nawet budować wyjątkowe relacje w oparciu o poszanowanie
osiągnięć innego człowieka.
Adaptacja samych sportowców oraz
organizacji sportowych to zagadnienie
bardzo interesujące i na czasie. Trenerzy
komunikujący się z zawodnikiem powinni
mieć możliwość zrozumienia specyficznych aspektów swojej pracy oraz tego,
Gdy na treningu
pojawi się osoba
niepełnosprawna,
wszyscy przebywający na
zajęciach muszą przejść
indywidualny proces
adaptacji do sytuacji,
w której się znaleźli.
jakie konsekwencje niesie za sobą taka
decyzja. Z kolei zawodnicy, pracodawcy mogą jeszcze lepiej zrozumieć, jakie
korzyści mogą odnieść, uczestnicząc
w procesie, gdzie jasno określone kwalifikacje zaczną być rozpoznawalne na
rynku. Zgodnie z tendencjami w organizacji współzawodnictwa sportowego
osób niepełnosprawnych na poziomie
międzynarodowym sport takich zawodników jest integrowany ze sportem osób
pełnosprawnych.
Kierunek tych działań jest spójny z wytycznymi Międzynarodowego
Komitetu Paraolimpijskiego dotyczącymi
transformacji i przekazania zarządzania sportami pozostającymi pod kierownictwem Komitetu do niezależnych
międzynarodowych federacji sportowych. W Polsce coraz więcej związków
sportowych bierze odpowiedzialność za
rozwój dyscypliny wśród osób niepełnosprawnych. W 2011 roku sportem
osób niepełnosprawnych zajmował się
jeden polski związek sportowy, a w 2014
było ich już 13. Ponadto zadania te są
realizowane przez ogólnopolskie stowarzyszenia – wyróżniamy organizacje
działające w środowisku osób niepełnosprawnych fizycznie, osób niesłyszących,
niewidomych oraz w środowisku osób
z niepełnosprawnością intelektualną.
Ważne jest, aby wymienione organizacje przyjęły w swojej strategii rozwoju
rekomendowany, przypisany do europejskiej i polskiej ramy kwalifikacji system.
Realizacja tych rekomendacji w dłuższym
czasie pozwoli identyfikować na rynku
pracy osoby z konkretnymi umiejętnościami i wiedzą.
Zagrożeniem dla tego procesu może
być odkładanie w czasie przyjętych
rekomendacji lub, co gorsza, w ramach
organizacyjnej autonomii zaniechanie
wyróżniania certyfikatami, dyplomami
osób, które są przygotowane do pracy
ze sportowcami niepełnosprawnymi.
Uniwersalność tego rozwiązania może
być zachętą dla innych państw do podjęcia szerszej dyskusji na ten temat, a być
może wypracowania podobnych rozwiązań w innych państwach.
forum trenera 41
PUBLICYSTYKA
Co się dzieje w szatni, kiedy większość kibiców
stoi w kolejce po hot doga lub odwiedza toaletę?
Co można zrobić w szatni, do której poszła
drużyna w tak krótkim czasie, jak 15 minut?
Jak trenerzy docierają do zawodników pełnych
emocji związanych z rywalizacją? Czy chodzi
tylko o to, by zawodnicy zdążyli wypocząć?
42 forum trenera
Adam Nurkiewicz
A
co, jeśli mamy nie 15 minut, tylko
15 sekund? Przypomnijmy słynne
słowa trenera piłkarzy ręcznych
Bogdana Wenty: – Mają 15 sekund.
Przerywać i mamy pustą bramkę. Tylko
spokojnie. Mamy dużo czasu...
Plan został wykonany w stu procentach. Polacy wygrali z Duńczykami po
słynnym rzucie Artura Siódmiaka przez
całe boisko.
PUBLICYSTYKA
Psycholog sportowy Paweł Habrat
uważa, że to dobry przykład, jak
w krótkim czasie da się wpłynąć na
zespół, wprowadzając porządek i spokój. Skoncentrować zawodników na
zadaniu, co nie jest łatwe, szczególnie
w końcówce meczu. Ważne, by komunikat trenera był zrozumiały. Bardzo
ważna jest efektywność przekazu oraz
relacja łącząca szkoleniowca z podopiecznym. Trener może mieć bardzo
celne uwagi, ale jak nie zdoła ich
czytelnie zakomunikować, okażą się
bezwartościowe.
Bogdan Wenta
przekonał swoich
zawodników,
że 15 sekund
to wystarczająca
ilość czasu,
aby wygrać
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Psycholog
sportu Paweł
Habrat
Stéphane Antiga, trener polskich
mistrzów świata w siatkówce, podkreśla. –
Najważniejsze to wiedzieć, czego zawodnikowi potrzeba i w przerwie mu to dać.
To może być uwaga dotycząca poprawienia techniki zagrań, przypomnienie taktyki czy zwiększenie jego motywacji. Staram
się, aby moje komunikaty zawierały jak
najbardziej przydatne informacje. Przekaz
powinien być kreatywny i konstruktywny,
jeśli nie jest – traci sens.
Odpowiedzialność
i kreatywność
Trener może mieć
bardzo celne
uwagi, ale jak nie
zdoła ich czytelnie
zakomunikować, okażą
się bezwartościowe.
Przerwa
to także czas
na odnowę
biologiczną
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Z profesorami pod względem dotarcia do zawodników miał do czynienia
Jerzy Dudek. Były bramkarz Liverpoolu
doskonale wie, jak ważna może być przerwa w meczu. To właśnie po przerwie
jego zespół od wyniku 0:3 doprowadził
do zwycięstwa w finale Ligi Mistrzów
w meczu z Milanem. Kiedy Dudek trafił
do Realu Madryt, spotkał się z trenerem
Jose Mourinho, nie bez powodu zwanym
„The Special One”.
– Drużyny Jose Mourinho często grały
dużo lepiej po przerwie niż w pierwszej
połowie, bo trener potrafił skorygować
taktykę lub wstrząsnąć zespołem, co
powodowało wejście na drugą połowę
z większą motywacją – wspomina Jerzy
Dudek.
Habrat dodaje. – W wielu dyscyplinach
balansujemy między odpowiedzialnością
a kreatywnością. Odpowiedzialność to
umiejętność trzymania się założeń taktycznych, a kreatywność to jest to, co
zawodnicy dają od siebie, pewne rozwiązania niekonwencjonalne, których nie
znajdziemy w zapisach analiz. Bardzo
ważnym elementem jest, aby pamiętać,
że czasami ten balans ulega zachwianiu
i zawodnicy stają się bardziej kreatywni,
zapominając, jak ważna jest konsekwencja w tym, co się robi. Często trenerzy
w czasie przerwy przypominają założenia
taktyczne.
Zawodnicy w euforii zapominają, jak
ważne jest pamiętanie o schematach
i kwestiach związanych z ustawieniem
zespołu – dodaje Habrat. – Grę można
porządkować właśnie w szatni, a nie na
boisku, gdzie górę biorą emocje. Ważne
forum trenera 43
PUBLICYSTYKA
jest, aby w szatni najpierw zapanować
nad sferą emocji, które często powodują
podniesienie stanu pobudzenia, a ten
stan często uniemożliwia nam racjonalną
ocenę sytuacji. Trzeba zejść z tego wysokiego stanu pobudzenia, by móc przekazać informacje zawodnikom. O tym się
często zapomina. Kiedy i trener, i zespół
schodzą do szatni w emocjach, zaczynają
się wzajemnie przepychać. Wtedy trudno
mówić o efektywnej komunikacji.
Dobra zabawa
Przerwa w zależności od dyscypliny
spełnia inną funkcję. – Pomoc trenera
podczas startu mierzona jest nawet nie
w procentach, a w promilach – uważa
dwukrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich Tomasz Majewski. – Cała praca
została wykonana podczas treningów.
Jeśli zawodnik po każdej próbie szuka
wzrokiem trenera, to znaczy, że nie jest
pewny swej wartości. Jak jestem dobrze
przygotowany do startu, to wiem, co
mam robić. Aby kontrolować emocje,
staram się podczas startu dobrze bawić.
W przerwach pomiędzy pchnięciami siedzę na ławce wraz z rywalami i często
żartujemy albo gadamy o pierdołach.
Zawody to niby poważna sprawa, ale
kiedy się wszyscy znamy i lubimy, to traktujemy to jak dobrą zabawę.
Krążą kawały o refleksie szachistów,
ale to właśnie oni pod presją czasu potrafią wykorzystać przerwy w grze. Mateusz
Bartel, szachowy arcymistrz, mówi, że
siedzenie przy szachownicy bez przerwy
to błąd.
– Moim zdaniem świeża głowa jest
bardzo ważna. Warto wstać na chwilę
od stołu, przewietrzyć się, rzucić okiem
na inne szachownice, czy nawet przejść
się bez celu. Zauważyłem, że im lepiej
mi idzie, tym więcej chodzę podczas
Tomasz
Majewski
nie korzysta
w trakcie
zawodów
z pomocy
trenera Henryka
Olszewskiego
Drużyny Jose Mourinho często grały dużo
lepiej po przerwie niż w pierwszej połowie,
bo trener potrafił skorygować taktykę lub
wstrząsnąć zespołem.
partii. Nie wiem, co jest przyczyną,
a co skutkiem. Każdy szachista ma
tyle samo czasu do namysłu, zatem
bardzo ważne, aby umiejętnie nim
zarządzać. Czasem zdarzają się takie
partie, kiedy nic się nie dzieje, i jeśli
turniej jest rozgrywany w muzeum, to
można pooglądać obrazy lub podziwiać długonogie piękności, jeśli zjawią
się na sali – opowiada Bartel. – Trzeba
jednak zachować czujność, bo łatwo
stracić koncentrację. Kiedy rozprężenie
jest zbyt duże, można wtedy stracić
szansę na wygraną.
Po przerwie
w finale Ligi
Mistrzów,
gdy Liverpool
przegrywał
z Milanem 0:3,
Jerzy Dudek
zasłużył na miano
bohatera meczu
44 forum trenera
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Regeneracja w górskim źródełku
Osobami, które w przerwach mają
ciężką pracę do wykonania, są fizjoterapeuci. Jakub Smolski – fizjoterapeuta
wioślarzy – opiekuje się członkami kadry
narodowej podczas zgrupowań i regat
Pucharu Świata oraz mistrzostw Europy
i świata. Ma do czynienia z doświadczonymi sportowcami, którzy dysponują
sporą wiedzą, jak wykorzystywać przerwy
na odpoczynek. Zdarza się, że podczas
zawodów osada w ciągu jednego dnia
płynie dwa razy. – Wtedy najważniejszy
jest wywiad z zawodnikiem – zaznacza Smolski. – Dodatkowo sprawdzam
zakresy ruchomości. Jeśli nie ma kontuzji,
stosuję powierzchowny masaż i drenaż
limfatyczny.
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
PUBLICYSTYKA
Dr Ewa
Ziemann
przestrzega przed
odwodnieniem
organizmu
Jeśli zawodnik
po każdej próbie
szuka wzrokiem
trenera, to znaczy,
że nie jest pewny
swej wartości.
fot. ADAM NURKIEWICZ/MEDIASPORT
Dzięki takim zabiegom przyspiesza się
przepływ limfy i szybciej usuwa toksyny
z organizmu. To przywraca równowagę wodno-elektrolitową w przestrzeniach
międzykomórkowych i nie pozwala na
gromadzenie się złogów. Ponadto drenaż
odżywia i dotlenia organizm. Smolski
dodaje: – Po wyścigu dobrze jest też
schłodzić mięśnie. W słoweńskim Bled,
gdzie organizowany jest Puchar Świata,
tuż przy torze regatowym jest górskie
źródełko. Idealnie nadaje się na regeneracyjną kąpiel. Trzeba tylko uważać, aby
nie wychłodzić organizmu.
Dr Ewa Ziemann z Zakładu Fizjologii
gdańskiej AWFiS przestrzega przed
odwodnieniem. – Odwodnienie odgrywa szalenie ważną rolę podczas rywalizacji, może bardzo znacząco wpłynąć
na zdolności wysiłkowe. Sportowcy czasem nie wiedzą, jak trzeba być czujnym
w tej kwestii, a kiedy odczuwają pragnienie, to już jest za późno. Dlatego
tak często można zaobserwować, jak
podczas przerw w grze ekipa lekarska dba o uzupełnianie płynów przez
zawodników. W ciągu 5–10 minut,
czyli czasu potrzebnego dla systemów
energetycznych, które dostarczają energii w krótkim czasie, sportowiec może
odbudować około 70% wykorzystanych
substratów energetycznych. Jeśli wysiłek
ma trwa dłuższej, to nie ma co oczekiwać, że nastąpi pełna regeneracja.
Można podać suplementy, które pozwolą trochę wyrównać poziom cukru. Ale
potrzebny jest dłuższy wypoczynek.
Obecnie wiadomo, że tajemnica skutecznego treningu tkwi w detalach. Tak
jak sportowiec uczy się koncentracji podczas rywalizacji, tak też musi się nauczyć
efektywnie wykorzystać przerwę w grze.
Biorąc pod uwagę wypowiedzi specjalistów, omawiana przerwa jest tylko dla
kibiców – zawodnicy, gdy znikają w szatni, nadal rywalizują podczas chwilowej
nieobecności na boisku.
forum trenera 45
publicystyka
Ś
kowalska
roda po południu. Na pływalni
Warszawianki trzech panów w piankach i sześciu bez, pokonuje kolejne
długości 50-metrowego basenu według
rozpiski przylepionej do mokrej ścianki. Po
godzinie wskakują w garnitury i wsiadają
do służbowych bmw lub audi. Wracają
z oficjalnej przerwy na lunch.
Dr n. med. Piotr Marianowski, adiunkt
w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety
i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu
Medycznego, który dwa razy w tygodniu przez
godzinę przepływa od 2 do 2,5 km. Niektórzy
po kilku miesiącach takich lunchów zostają
w wodzie dłużej, garnitur zamieniają na dres
i przesiadają się do tramwaju. Bo w sporcie,
jak we wszystkim, można się zatracić. I zapomnieć o pracy, a nawet o rodzinie. Dla
rodziny dr. Marianowskiego triatlon okazał
się ważniejszy nawet niż piłka nożna, którą
trenował całe życie.
– Pozwala na maksymalne wykorzystanie
czasu poświęconego na trening. Treningi
piłkarskie zajmowały mi ponad dwie godziny,
z czego na boisku spędzałem maksymalnie 55 min. Resztę zabierał dojazd, stanie
w korkach. A mecze w weekend to już coś
strasznego: pół dnia poza domem – mówi
W sezonie co weekend można w Polsce startować w siedmiu
imprezach triatlonowych. W dyscyplinie, w której Polacy
nie odnoszą sukcesów w wydaniu profesjonalnym, a w mediach
nieistniejącej w ogóle. Tymczasem połącznie pływania, kolarstwa
i biegania powoli wypiera w naszym kraju modę na maratony.
fot. Archiwum prywatne
Karolina
Triatlonistą
nie może zostać
osoba, która
nie radzi sobie
w pływaniu
fot. Archiwum prywatne
lekarz. Na basen pod domem chodzi w klapkach – pięć minut. Dwa treningi rowerowe
w tygodniu wciska o godzinie 5.30 i bez problemu o czasie stawia się w gabinecie, a na
biegowe idzie z żoną, kiedy dzieci pójdą spać.
Podobne względy przekonały do triatlonu
Marcina Rosatiego, który w 1997 roku wspólnie z dr. Marianowskim zakładał drużynę
piłkarskiej A klasy Amigos Warszawa. Ale
46 forum trenera
Celebryci, którzy
rokrocznie promują
Herbalife Triathlon
Gdynia, przyznają,
że sport poukładał im
priorytety, uporządkował
życie, nadał mu sens
publicystyka
Coś dla matki i ojca
pracujących w domu
Również Fin Lassi Viljakainen przerzucił się
na triatlon ze sportu zespołowego. Niegdyś
zawodowy hokeista, potem, od 2010 roku,
przez dwa lata maratończyk, postawił na
elastyczność. Biegać czy pływać Lassi może
zarówno w domu w Polsce, gdzie jego meksykańska żona dostała atrakcyjną pracę, a trzy
córki chodzą do szkoły, jak i w Szwajcarii,
gdzie sam pełni rolę corporate relations managera Uniwersytetu St Gallen. Nieco gorzej
jest z rowerem, który trzeba wozić ze sobą,
znajdując czas na kilkugodzinne eskapady.
Ale i to się da zrobić, tylko trzeba być mistrzem
organizacji. Lassi systematyczność wyniósł z lat
zawodniczych. Trenuje sześć razy w tygodniu.
– Pięć treningów biegowych po 10 km, trzy
pływackie po 3 km i trzy rowerowe (łącznie
120 km) świetnie wkomponowuję w dzień
ojca pracującego w domu. Rano odprowadzam córki do szkoły, a kilka godzin pracy
przed komputerem przerywam sobie 10-minutowymi sesjami na ogrodowej trampolinie.
Potem 1,5 godziny treningu głównego, dalsza
praca i życie rodzinne – opisuje.
Piotr Netter, były szkoleniowiec polskiej
kadry narodowej i wicedyrektor zawodów
Herbalife Ironman Gdynia – największej
imprezy tej dyscypliny w Polsce – uważa, że nie
ma lepszego sportu dla ludzi zajętych, nawet
matek z dziećmi, bo dostarcza endorfin, a do
tylu obowiązków trzeba mieć siłę. A potrzeba
pogodzenia wysiłku z i tak napakowanym
grafikiem uczy efektywności. Żywym dowodem jest Ulrike Fuhrmann, zwana Ulą, która
ponad 20 lat temu przeprowadziła się do
Warszawy z Monachium. Pasjonatka sportów,
szukała czegoś, co jej nie znudzi i da się łatwo
wkomponować w dzień matki czworga dzieci.
Trójbój był jak znalazł – nim dom się obudził,
można było wybrać się na rower, a po wyprawieniu wszystkich do pracy i szkoły – trochę
pobiegać. To „trochę” wynosiło w przypadku
Uli 25 km z domu na Mokotowie do Parku
Kultury w Powsinie i z powrotem. Nie miała
wyjścia. Mała Lea spała tylko wtedy, kiedy
trójkołowy wózek do biegania był w ruchu.
Tak zbudowana baza pomaga Uli utrzymywać
się w pierwszej dziesiątce na świecie w długim
dystansie Ironmana (3,8 km pływania, 180
km roweru, 42,195 km biegu).
Ula, dziś pracująca dla fundacji Maraton
Warszawski i Akademii Integracji, była jedną
z pionierek polskiego triatlonu amatorskiego.
Startowała m.in. w pierwszych zawodach,
Biznesmeni, których
trenuje, zwierzają się,
że odkąd startują
w zawodach, zyskali
szacunek partnerów
w interesach
cze pięć lat temu – od kilku do kilkunastu.
Co weekend można wybierać co najmniej
z siedmiu imprez – mówi Piotr Netter. Również
zainteresowanie Herbalife Ironman Gdynia
co roku bije kolejne rekordy.
– Gdy 2 grudnia 2014 roku otworzyliśmy
rejestrację na tegoroczną edycję, w godzinę
sprzedaliśmy 1500 pakietów za 125 euro.
Kolejne 500 pakietów po 175 euro sprzedało
się w dwa dni. Limit 2 tysięcy uczestników
został osiągnięty w 79 godzin – mówi Jasiek
Szczepłek z firmy Sport Evolution współorganizującej imprezę.
Wśród tegorocznych startujących są cudzoziemcy ze 188 krajów. Wielu przyciągnął
fakt, że od 2015 roku na Herbalife Ironman
Gdynia można zdobywać kwalifikacje na
przyszłoroczne mistrzostwa świata w Australii, ale już w 2013 roku, kiedy imprezę
z Susza ze względu na lepszą infrastrukturę
przeniesiono do Gdyni, cudzoziemcy czatowali na moment rozpoczęcia rejestracji
na równi z Polakami.
fot. Archiwum prywatne
rodzina, w której pojawiło się trzecie dziecko,
coraz gorzej znosiła znikanie w weekend na
pół dnia z powodu meczu. Rosati, na co dzień
prezes firmy Media Saturn Holding Polska –
właściciela sieci sklepów Media Markt oraz
sieci Saturn – z ulgą odkrył, że triatlon jest
łagodny dla jego kręgosłupa. – Dodatkowym
urokiem uprawiania trzech dyscyplin jest
rozwijanie innych partii mięśni i elastyczność
treningu. Trenując sam, nie muszę dojeżdżać
na konkretną godzinę – mówi.
Na rower,
który nadaje się
do rywalizacji
w triatlonie
trzeba wydać
co najmniej
10 tys. zł
które w 1991 roku Piotr Netter zorganizował
w rodzinnym Suszu. Dziś z przyjemnością
patrzy, jak moda na ten sport rozlewa się
po miastach.
Triatlonista cieszy się
szacunkiem
Choć nikt jeszcze tego nie policzył, liczba
triatlonistów rośnie w tempie geometrycznym. – Widać to choćby po liczbie zawodów.
W sezonie, czyli od maja do września, jest
ich w Polsce ponad sto, podczas gdy jesz-
Z czego wynika rosnące zainteresowanie
triatlonem? Według Piotra Nettera źródeł tej
pozytywnej mody należy upatrywać w kilku
czynnikach: znudzeniu bieganiem i poszukiwaniu nowych wyzwań wśród maratończyków-amatorów. Widzi też coraz więcej
zainteresowanych pływaków, rzadziej kolarzy,
ale także osoby wcześniej zupełnie niezwiązane ze sportem, chcące sobie coś udowodnić
lub po prostu się sprawdzić. W pewnych
kręgach triatlon jest modny. Biznesmeni, których trenuje, zwierzają się, że odkąd startują
forum trenera 47
fot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne
publicystyka
Justyna
Tarnowska
zwyciężyła
w prestiżowym
cyklu Volvo
Triathlon Series
w zawodach, zyskali szacunek partnerów
w interesach. W gabinecie wypada powiesić
medal, na kolacji z kontrahentem pochwalić się wynikiem. Marcin Rosati uważa, że
nie osiągnął jeszcze czasu, którym warto
się pochwalić, ale zauważył, że triatlon jest
wdzięcznym tematem do pozabiznesowych
rozmów z pracownikami centrali jego firmy
w Ingolstadt pod Monachium, gdzie co roku
organizowane są znane zawody triatlonowe.
– Nawet mam zaproszenie, żeby wystartować w przyszłym roku. Koledzy z Niemiec
chcą porywalizować z ekipą z Polski – mówi.
Chętnie się pościga, choć bez szarżowania. Po
tylu latach uprawiania różnych sportów wie,
jak trenować, by nie nadwyrężyć organizmu.
Triatlon wychodzi z salonów
Dwa treningi rowerowe w tygodniu wciska
o godzinie 5.30 i bez problemu o czasie
stawia się w gabinecie, a na biegowe idzie
z żoną, kiedy dzieci pójdą spać
48 forum trenera
To, zdaniem Piotra Nettera, główna cecha
odróżniająca byłych sportowców od amatorów, którzy na triatlon rzucają się zachłannie,
często nierozsądnie i po pierwszych zawodach
zaliczają kontuzje, które czasem całkowicie
eliminują ich ze sportu. Justyna Tarnowska,
nauczycielka wychowania fizycznego na Uniwersytecie Warszawskim, mama Zosi i Witka,
swój pierwszy triatlonowy sukces osiągnęła
w 1998 roku. Była lekkoatletka w swoich
pierwszych zawodach zdobyła wtedy tytuł
mistrzyni Polski juniorów. Startowała przez
kilka lat, ale potem przyszedł czas na pracę
i dzieci. Głód zawodów poczuła na nowo
w 2009 roku, kiedy zaczynał się polski boom
na triatlon. Ale z debiutem w starcie musiała
zaczekać ze względu na pierwszą i drugą ciążę. Wystartowała w 2014 roku, dwa lata po
narodzinach drugiego dziecka. – Znam swój
organizm i wiem, na co go stać. Wcześniejszy
start przypłaciłabym zdrowiem – tłumaczy.
Piotrowi Netterowi bardzo podoba się ten
zdrowy dystans byłych zawodników, brak
zawzięcia, zacisku szczęk, rozsądne planowanie wysiłku. – Oni nie mają wątpliwości,
że na profesjonalizm jest już za późno. Jeśli
rywalizują, to każdy sam ze sobą – mówi.
Takiego podejścia wielu amatorów musi
się dopiero nauczyć. Jeśli trafiają do niego,
od razu słyszą, że o Ironmanie mogą myśleć
dopiero za dwa lata. Najpierw buduje się
bazę, pracuje nad techniką. Ale na samym
początku są badania lekarskie – u internisty,
ortopedy i kardiologa. Bez nich Piotr Netter
nie wpuszcza na trening. Wie, że intensywny
wysiłek może ujawnić choroby krążenia, wady
publicystyka
buty, opłaty za basen, bieżnię, siłownię i lekarzy, obozy treningowe (również w ciepłych
krajach), opłaty startowe i przeloty.
Ale dyscyplina, która jeszcze kilka lat
temu była zarezerwowana dla majętnych,
dzisiaj schodzi pod strzechy. Okazuje się,
że przyzwoity rower można poskładać już
za 5 tysięcy zł, pianka do pływania to wydatek niewiele ponad 1000 zł, a buty do
biegania – kilkaset. A trening, jeśli wkręcić
Pasjonatka sportów, szukała czegoś, co jej
nie znudzi i da się łatwo wkomponować w dzień
matki czworga dzieci. Trójbój był jak znalazł
Również Justyna Tarnowska, która na
Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia
z pływania, zauważa, że w tej dziedzinie amatorzy radzą sobie najgorzej. Nie na darmo
jedna z największych firm produkujących
stroje i sprzęt dla pływaków produkty dla
triatlonistów reklamowała hasłem: Swimming
is the beginning (Pływanie to początek). To
dlatego byli pływacy należą zwykle do czołówki zawodników trójboju, a zawodnicy bez
basenowej przeszłości wydają sporo pieniędzy
na naukę pływania. Za lekcję trzeba liczyć od
50 zł plus koszt karnetu, ale są trenerzy, którzy
potrafią brać wielokrotność tej sumy. Triatlon
w ogóle nie jest tani. Koszt przyzwoitego
roweru zaczyna się od 10 tys. zł, godzina
treningu od 50 zł, a samo rozpisanie go na
miesiąc – od 600 zł. Do tego dochodzą stroje,
się w grupę, można odbyć za grosze. Trening w wersji ekonomicznej do perfekcji
opanowała Justyna Tarnowska. Największą
inwestycją był niezły sprzęt za połowę sumy,
którą płacą przeciętni amatorzy. Nie płaci
szkoleniowcowi, bo trenuje razem z partnerem Piotrem Przybylskim, też wuefistą. Sami
rozpisują sobie treningi, a w razie potrzeby
rozmasowują obolałe mięśnie. – Jasne,
przyjemnie byłoby mieć odnowę biologiczną, ale nie stać nas na taki wydatek – mówi
zwyciężczyni wielu zawodów dla amatorów,
w tym prestiżowych Volvo Triathlon Series.
Triatlon w wersji ekonomicznej przynosi jej
jednak mnóstwo radości. Musi tylko pilnować, żeby właściwie rozkładać siły, bo po
pracy – w końcu fizycznej – może być zbyt
zmęczona, by trenować. I odwrotnie.
Człowiek ma dość…
na jeden dzień
Od triatlonu łatwo się uzależnić. Zatracić
się w nim, jak ci pracownicy korporacji, którzy
na treningi przeznaczają – służbowe przecież
– business lunche. Piotr Netter przyznaje, że
w przypadku niektórych triatlon może stać
się uzależnieniem, ale to margines. Swoich
zawodników uczy, że w tym sporcie najważniejsze jest, by dystans ukończyć, a wynik to
sprawa drugorzędna. Lassi Viljakainen, który
jako były zawodnik sportów drużynowych
lubi rywalizację, pilnuje, by nie przekroczyć
granic własnego organizmu. Po Ironmanie
i ekstremalnym biegu na pustyni Atacama
w Chile planuje przerzucić się na Krav Magę.
– Triatlon traktowałem trochę jako wyzwanie dla mojej szybko nudzącej się osobowości, charakteru jak znalazł do sportów
drużynowych. Chciałem zobaczyć, czy potrafię być powściągliwy, i okazało się, że
tak – tłumaczy.
Inni o zmianie dyscypliny nawet nie myślą.
Dr Marianowski świetnie godzi ją z pracą
lekarza, nauczyciela akademickiego i naukowca, i w dodatku ma czas dla rodziny.
Justyna Tarnowska znów czuje radość startów
i wygrywania. Marcin Rosati cieszy się, że ze
współpracownikami tworzy drużynę także
na sportowym polu. A celebryci, którzy rokrocznie promują Herbalife Triathlon Gdynia,
przyznają, że sport poukładał im priorytety,
uporządkował życie, nadał mu sens.
A że potrafi zmęczyć do granic zniechęcenia? Powtarzają za Marcinem Rosatim, że
w dniu zawodów człowiek potwarza sobie, że
ma już dosyć, a następnego dnia rozgląda
się za kolejnymi imprezami.
fot. Archiwum prywatne
wrodzone. Ma nadzieję, że inni trenerzy,
również ci samozwańczy, których ostatnio
pojawia się coraz więcej, też o tym pamiętają. Zdrowego kandydata na triatlonistę
uczy podstaw, głównie pływania. – Dla wielu
osób technika kraula to czarna magia, ale po
kilku zajęciach okazuje się, że połowa z nich
ma do tego dryg. Tylko niewielki procent jest
niewyuczalny, ale są sposoby, by także oni
ukończyli dystans – mówi Netter.
Dla dr. Piotra
Markowskiego
triatlon to sport
rodzinny: na
treningi biegowe
namówił żonę
forum trenera 49
znani o sporcie
Z dziennikarzem Polsatu MACIEJEM DOWBOREM
rozmawia ALEKSANDRA KAUC-ŻELICHOWSKA
Pana przygoda z triatlonem zaczęła się
w 2011 roku, kiedy został Pan zaproszony
jako ambasador na imprezę Herbalife
Triatlon. Czy od razu złapał Pan bakcyla, czy
musiał się przekonać do tego sportu?
Na początku nie miałem świadomości, z czym to się je. Myślałem,
że to będzie taka zabawa dwa, trzy
razy w tygodniu i nie będę musiał
rezygnować z moich dotychczasowych
zainteresowań sportowych, takich jak
koszykówka, w która grałem zawodniczo, czy tenis, który bardzo lubiłem. Szybko zorientowałem się, że
w triatlonie nie ma półśrodków, trzeba
się mocno zaangażować w treningi.
Trwało to chwilę, zanim wciągnąłem
się na dobre. Nigdy nie byłem fanem
sportów wytrzymałościowych, bo wydawały mi się nudne. Przekonałem się do
nich, kiedy poznałem środowisko triatlonistów i po obejrzeniu relacji z zawodów z serii Ironman. Poznałem etos
tego sportu, zobaczyłem wspaniałą
walkę, jaką toczą zawodnicy, i emocje,
które wydawały mi się czymś nieporównywalnym z odczuwanymi w sportach zespołowych, trenując nawet na
zawodniczym poziomie. W triatlonie,
tak samo jak w biegach długodystansowych na amatorskim poziomie,
ludzie przeżywali uniesienia. To był
moment, kiedy zrozumiałem, że to
chcę w życiu robić.
Porównuje Pan emocje, bo zna sport. Oprócz
koszykówki wcześniej trenował Pan jeszcze
pływanie.
Tak, jako dziecko uprawiałem pływanie w szkole sportowej. Była to
klasyczna PRL-owska fabryka zawodników pływania. Po kilku latach stamtąd
wypadłem, bo – jak stwierdzono – nie
miałem perspektyw ze względu na
warunki fizyczne. Dzisiaj ta ewidentna
pomyłka wielu śmieszy, co jak co, ale
do pływania mam warunki prawie
idealne, jestem wysoki, mam długie
ręce, duże stopy. Jest to przykład tego,
jak wówczas polska myśl trenerska
funkcjonowała. Jeśli dziecko nie robiło
50 forum trenera
wyników na wczesnym etapie, mimo że
miało obiektywne szanse na to, żeby
urosnąć, chociażby dlatego, że miało
wysokich rodziców, to i tak wypadało z sekcji, bez szans na kontynuowanie tej przygody. Potem panowała
moda na koszykówkę. Wszyscy chcieli
grać, oglądali mecze NBA, mnie to
też pochłonęło, choć nie ukrywam, że
w tym przypadku specjalnego talentu
nie miałem.
maciej dowbor
Co jest najbardziej wciągającego
w triatlonie?
Suma elementów, które wiążą się
z uprawianiem sportu. Tworzą one
całość i powody, dla których uprawiam
ten sport. Na pewno ważne jest ściganie się ze sobą i pokonywanie swoich
barier. Skłamałbym jednak, gdyby to
Nigdy nie byłem fanem sportów
wytrzymałościowych, bo wydawały mi
się nudne. Przekonałem się do nich,
kiedy poznałem środowisko triatlonistów
i po obejrzeniu relacji z zawodów z serii
Ironman. Poznałem etos tego sportu,
zobaczyłem wspaniałą walkę, jaką toczą
zawodnicy, i emocje, które wydawały mi się
czymś nieporównywalnym z odczuwanymi
w sportach zespołowych.
był jedyny powód uprawiania triatlonu.
Moje życie jest niezorganizowane z racji
charakteru pracy, jaką wykonuję, i branży, w jakiej funkcjonuję, zatem rytm
oraz powtarzalność pewnych działań,
jakie wymusza trening, to czynnik, który
znacznie ułatwia mi życie. W odróżnieniu od koszykówki tu 90 procent tre-
ningów mogę wykonać sam i tylko ode
mnie i mojej organizacji czasu zależy,
jak sobie to wszystko poukładam. Na
korzyść triatlonu przemawia jeszcze to,
że jako amator wykonuję około 70 procent objętości treningowej zawodnika
profesjonalnego. W sporcie zespołowym nie byłoby to możliwe, bo nikt nie
byłby w stanie tak poświęcić swojego
życia i podporządkować się treningom.
Oczywiście rywalizacja z innymi zawodnikami jest też bardzo fajną sprawą.
Fantastycznie jest rozbudowany system
kategorii wiekowych, który pozwala
zawodnikom w starszym wieku kwalifikować się na mistrzostwa świata. To jest
wielka szansa na przedłużenie swojego
życia sportowego.
Czy jest coś jeszcze w triatlonie, czego nie
znalazł Pan w innym sporcie?
Triatlon nie jest dyscypliną, w której
trzeba być wybitnym w każdej lub
w którejś z trzech konkurencji. Paradoks
polega na tym, że przeciętność, ale na
równym i dobrym poziomie, daje możliwość odniesienia sukcesu. Dla mnie to
jest ważne, bo nie jestem ani wybitnym
pływakiem, ani świetnym kolarzem,
a biegaczem tym bardziej. A jednak
w połączeniu wyników konkurencja
biegowa wypada u mnie relatywnie
nieźle, ponieważ lepiej znoszę wysiłek
w pozostałych dwóch konkurencjach.
fot. Paweł radzikowski
Jak porównuje Pan tamte treningi do
wysiłku w triatlonie?
W koszykówkę grałem na poziomie dzisiejszej II ligi, choć jeszcze nie
zawodowo. Trenowaliśmy raz dziennie,
a treningi były głównie wydolnościowo-szybkościowe, sporo techniki, taktyki. W triatlonie na poziomie amatorskim trenuję nieporównywalnie więcej
niż wtedy. Zazwyczaj są to 2 treningi
dziennie, co daje około 12 jednostek
tygodniowo. Trening z założenia jest
monotonny, ciężki. Dochodzi przygotowanie siłowe, tzw. core training – co
bardzo mi odpowiada. Triatlon jest
bardziej przewidywalny. Na podstawie
treningów wiem, w jakich parametrach jestem w stanie pokonać dystans
w zawodach. W sportach zespołowych
jest wiele innych czynników, które decydują o wyniku.
Czy triatlon może być rodzinną dyscypliną
sportu? I czy zaraził Pan swoją pasją kogoś
z rodziny?
Triatlon może kojarzyć się jako
rodzinny sport, ponieważ w przeciwieństwie do biegania, gdzie imprezy odbywają się w dużych miastach, tu z racji
pływania często odbywa się w miejscowościach o charakterze wakacyjnym.
Siłą rzeczy zabranie rodziny jest dużo
łatwiejsze. Organizatorzy też zdają
sobie z tego sprawę i atrakcji dla dzieci nie brakuje. Natomiast z zarażaniem
forum trenera 51
znani o sporcie
pasją członków rodziny jest gorzej. Nie
ma co się oszukiwać, triatlon to czasochłonne i wyczerpujące zajęcie. Nie
każdy ma ochotę podporządkować
się reżimowi. Ale moja żona biega
dla siebie i to, że potrafi się zmotywować, nie mając żadnych planów
startowych, bardzo w niej cenię i szanuję. W zeszłym roku miałem okazję
wystartować w Gdyni z moim wujkiem,
dów nie mogłem ukończyć z powodów
technicznych, ale w tych, które ukończyłem, plasowałem się w czołówce
w klasyfikacji generalnej i wygrywałem
w swojej kategorii wiekowej. Co więcej, czasy, które uzyskiwałem, były bardzo satysfakcjonujące. Widać wyraźnie, że konsekwentna, uczciwa praca
nad budowaniem formy zimą przynosi
teraz efekty.
są takie, żeby znaleźć się w pierwszych
5 procentach klasyfikacji generalnej
i w czołówce w swojej kategorii wiekowej. I jeszcze żeby nie stracić do zwycięzcy więcej niż 30 minut na dystansie
pół Ironmana. Ci, którzy wygrywają
pół Ironmana, to profesjonaliści, którzy
startują w nieco innej czasoprzestrzeni, więc poprzeczkę zawieszam sobie
wysoko.
który na co dzień mieszka w Chicago.
Niezależnie od siebie w podobnym
czasie zainteresowaliśmy się triatlonem
i wystartowaliśmy w końcu w jednej
imprezie, reprezentując dwa pokolenia. Była to dobra okazja, żeby się
spotkać.
A jakie jeszcze ma Pan plany na ten sezon?
Chciałbym przede wszystkim wziąć
udział w mistrzostwach świata. Startuję
wcześniej w Danii w zawodach kwalifikacyjnych na dystansie pół Ironmana.
Może być to trudne zadanie, ponieważ zawody odbywają się w Europie
i będzie na pewno duża konkurencja.
Planem na ten rok są też rekordy życiowe. W przypadku mojego koronnego
dystansu, czyli pół Ironmana, to 4 i pół
godziny. Generalne moje cele zawsze
Czy ma Pan trenera? Jak wygląda
współpraca z nim?
Mój kontakt z trenerem odbywa się
w przestrzeni wirtualnej. Trener nie
uczestniczy w treningach, ale zwykle
w poniedziałki dostaję rozpiskę na cały
tydzień i ją realizuję. Jeśli są wątpliwości, to wtedy się kontaktujemy. Pod
koniec tygodnia spisuję wyniki z całego tygodnia i odsyłam e-mailem. Nie
mam, tak jak ludziom może się wydawać, trenera osobistego. Zdarza mi się
Aktualnie trwa sezon startowy. Jak Pan
ocenia swoje starty?
Nie chwaląc się, jak dotąd sezon jest
dla mnie bardzo udany. Jednych zawo-
52 forum trenera
maciej dowbor
pływać z grupą mocnych pływaków,
utworzoną przez Andrzeja Skorykowa.
Jest tam wielu zawodników dużo lepszych ode mnie, więc uważam, że to
dla mnie dobry układ.
Czy dokształca się Pan, czy zdaje się tylko na
wiedzę trenera?
Kiedyś sport pojmowałem w kontekście prostej zasady „im więcej trenujesz,
moje wrodzone lenistwo, nie jestem
w stanie tego wszystkiego ogarnąć.
Czy pyta Pan o wskazówki gwiazd
sportowych poszczególnych trzech dyscyplin?
Oczywiście, jak tylko mam okazję.
Ostatnio była to konsultacja z Anią
Jakubczak, biegaczką, która startowała
w igrzyskach olimpijskich na 1500 m.
Kolegujemy się, mamy świetny kon-
triatlon jest bardzo złożoną dyscypliną
sportu, której poszczególne konkurencje trochę się wykluczają. Stosowanie
pewnych zasad, które mogłyby polepszyć szybkość biegu, wpływają negatywne na jazdę na rowerze itd. Wszystkie
uwagi trzeba tak wyważyć, aby były
przydatne w triatlonie. I ufać trenerowi! Ktoś mi kiedyś mądrze powiedział, że jak przestajesz ufać trenerowi
i zaczynasz samemu kombinować, to
trzeba szybko zmienić trenera. To oczywiście nie znaczy, że coś jest nie tak
z trenerem, albo że sam jesteś mistrzem
świata, ale współpracę w takiej formie
trzeba przerwać. Trochę tak jak w małżeństwie.
Jaką inną cenną radę Pan dostał?
Było dużo ciekawych rad, szczególnie dotyczących taktyki, rozkładania
sił w trakcie zawodów. Na pewnym
poziomie uwagi dotyczą poprawienia
drobnych elementów. Ciekawe jest też
to, że różni ludzie dają zupełnie inne
rady dotyczące tej samej rzeczy. Ile
osób – tyle opinii, więc trzeba do pewnych rzeczy samemu dojść i je wyczuć.
fot. Paweł radzikowski
tym lepiej”. Z czasem zdałem sobie
sprawę, że zmiennych i wypadkowych
sukcesu, nawet na miarę amatorską,
jest mnóstwo. Poszerzam wiedzę, ale
nie jestem też specjalnie dociekliwym
zawodnikiem, który wszystko na temat
treningu wie. Staram się po prostu być
świadomy. Ci, którzy trenują podobnie
jak ja, są dużo bardziej zaangażowani
w kwestie żywieniowe i regenerację.
Ja, z racji moich zobowiązań życiowo-zawodowych i trochę ze względu na
takt, więc jak mam jakiś problem techniczny, dzwonię i pytam Anię, jak go
rozwiązać. Pomogła mi też ostatnio
Otylia Jędrzejczak, z którą widziałem
się przy realizacji programu telewizyjnego. Zmiana prowadzenia ręki w wodzie
dała mi wymierne korzyści. Jest trudniej,
ale efektywniej. Znam się też z kolarzami. Są to spotkania, które głównie
działają motywująco, bo trudno w kilku
zdaniach wszystko wytłumaczyć. Przede
wszystkim wychodzę z założenia, że
Czy triatlon wpływa na pozostałe dziedziny
życia? Czy zmienił się Pan pod jego
wpływem?
Bez wątpienia tak. Zaczynając od
tego, że zmienił się mój wizerunek,
odkąd zacząłem kojarzyć się z tą dyscypliną sportu, kończąc na podejściu
do życia. Udowodniłem, że nie jestem
zapatrzony w lustro i nie sprawdzam,
czy mam ładnie dopasowany garniturek, a tak niestety byłem czasem odbierany. Wreszcie pokazuję swój charakter, bo w sporcie, szczególnie tak
wymagającym, nikt nikomu nie daje
nic za darmo. Trzeba sobie wszystko
wypracować, a części składowe to pot,
krew i ból. Ważniejszą jednak dla mnie
zmianą, jaka zaszła dzięki triatlonowi,
jest to, że uwierzyłem w siebie. Mimo
że od profesjonalnych triatlonistów
dzieli mnie przepaść i mimo braku
predyspozycji, głównie do biegania,
dzięki konsekwencji, uporowi i ciężkiej
pracy pokonałem wiele barier. Przez
szereg lat nie podejmowałem różnych działań, bo wydawały mi się za
trudne, i uważałem, że nie dam sobie
rady. To może brzmi banalnie, ale ten
sport uświadomił mi, że większość
to są ograniczenia, które sami sobie
stawiamy. Jeśli na czymś bardzo nam
zależy, to może nie będziemy w tym
czymś mistrzami świata, ale będziemy w stanie cel zrealizować, a samo
dążenie do celu będzie nam sprawiało
radość i dodawało wiary w siebie. Tak
samo jak do triatlonu podchodzę teraz
do mojej pracy zawodowej: nawet jeśli
postawione przede mną zadanie jest
trudne, to wiem, że mogę je zrealizować.
forum trenera 53
technologia
Piotr Przybylski,
triatlonista,
trener pływania
i lekkoatletyki,
nauczyciel wf., testował
dla „Forum Trenera”
zegarek Garmin dla
triatlonistów.
54 forum trenera
technologia
kadencji i prędkości, mocy, z powodzeniem może przejmować funkcję bardzo
zaawansowanego licznika rowerowego. Te
opcje są niestety dość drogie – zwłaszcza
w przypadku pedałów z pomiarem mocy
to kwota 6490 zł. Garmin dodatkowo
wyposażony jest w kompas. W opcji dodatkowej jest dostępny również rowerowy
uchwyt pozwalający po demontażu paska
przytwierdzić zegarek bezpośrednio na
kierownicę.
Garmin jest rewelacyjny w kontroli
treningu. Stosując się do jego zaleceń,
mogłem właściwie dobrać zadania. Pomagał mi w realizacji odpowiednich obciążeń treningowych dzięki monitoringowi
fot. archiwum prywatne
G
armin FR 920 XT to trener
noszony na ręku. To oczywiście
żart, ale ten zegarek dla
triatlonistów spełnia funkcje nie tylko
trenera, ale i fizjologa. Jest bardzo lekki
i wygodny, na szerokim miękkim pasku.
Wygląd zegarka to kwestia gustu, ale w
tym wypadku rzecz drugorzędna. Sam
przekonałem się, że oprócz funkcji,
które opiszę poniżej, robi ogromne
wrażenie. Niewiele osób przechodziło
obojętnie, nie zerkając na moją rękę. A
nierzadko musiałem opowiadać o nim
nawet przygodnie spotkanym ludziom.
Trudno bowiem Garmina nie zauważyć. Jest duży i ma kolorowy wyświetlacz.
To zresztą bardzo ważna funkcja. Jest
bowiem czytelny nawet w zaparowanych
okularkach pływackich i podczas jazdy na
rowerze podczas ostrego słońca. Mimo że
Garmin FR 920 XT jest pokaźnych rozmiarów, tak go skonstruowano, że jego
kształt i dopasowanie do ręki nie stwarzają najmniejszych problemów w strefie
zmian podczas zdejmowania pianki. Dużym plusem jest długo trzymająca bateria
ładowana przystawką z końcówką USB (w
dodatkowej opcji dostępna jest również
ładowarka 230V). Co więcej, nigdy nie
napotkałem problemów z niechcianą,
przypadkową zmianą funkcji, gdy nadgarstkiem dotknąłem kierownicy, jadąc na
rowerze szosowym, zarówno przy oparciu
na „lemondce”, jak i na „baranku”. Zegarek łącząc się z rowerowymi czujnikami:
organizmu. Pozwala on bowiem określić
nawet szacowny pułap tlenowy – tak ważny
parametr w procesie treningowym w konkurencjach wytrzymałościowych. Sygnał
dźwiękowy i wibracje pozwalają precyzyjnie dozować przerwy.
Ciekawa jest również opcja monitorowania kroku, zarówno biegowego,
jak i pływackiego. Rozbudowana baza
aplikacji pozwala dokładnie prześledzić
każdy metr treningu i tworzyć bazy danych,
monitorując historię wyników i poprawy
własnych rekordów, oraz dzielić się wynikami z innymi użytkownikami aplikacji.
Niestety, nie da się kontrolować tętna
podczas pływania. Można to zastąpić,
przełączając zegarek na funkcję BIEG.
Jako trenerowi przyzwyczajonemu do tradycyjnego treningu zabrakło mi w tym niezwykle zaawansowanym sprzęcie zwykłego
stopera z funkcją split pozwalającego
mierzyć międzyczasy. Bardzo przydatna
podczas startu jest natomiast funkcja TRIATHLON, pozwalająca jednym przyciskiem
mierzyć czas poszczególnych konkurencji,
przełączając zegarek w tryb PŁYWANIE/
ZMIANA/ ROWER/ ZMIANA/ BIEG.
No i sprawa niezwykle ważna. Łatwość
i intuicyjność obsługi nie stwarza problemów nawet średnio utalentowanym
technicznie użytkownikom. Warto więc
zastanowić się, jak ważny w naszym życiu
jest triatlon i zainwestować w Garmina FR
920 XT, by z uprawiania tego sportu móc
czerpać jeszcze więcej radochy.
forum trenera 55
na tych samych falach
Leniwy mistrz świata Paweł Wojciechowski i 77-letni kandydat
na kaskadera o barwnym życiorysie Roman Dakiniewicz
– oto jeden z czołowych duetów polskiej lekkoatletyki.
Ich 17-letnia (z krótką przerwą) historia współpracy zaczęła się
nietypowo. – Pawła przyprowadził do mnie jego dziadek,
ale na początku nie chciałem go przyjąć, bo według mnie
nie nadawał się do sportu, a zwłaszcza do skoku o tyczce.
Usłyszałem jednak, że nazywa się Wojciechowski, a przypomniałem
sobie, że zawodnik o tym nazwisku u mnie trenował z sukcesami.
Okazało się, że to jego wujek. No więc przyjąłem Pawła
po znajomości, a on wkrótce rozwiał moje wątpliwości i został świetnym
tyczkarzem – wspomina trener Dakiniewicz. – Pan Roman nauczył
mnie wszystkiego, zawdzięczam mu swoje sukcesy – mówi 26-letni
Wojciechowski, który w mistrzostwach świata w Daegu w 2011 roku
wywalczył złoty medal. Jest też rekordzistą Polski (5,91 m),
a zwieńczeniem jego współpracy z Dakiniewiczem byłby medal
olimpijski w Rio de Janeiro. Warto przypomnieć, że zawodnicy
tego szkoleniowca podczas mistrzostw Polski w różnych kategoriach
wiekowych wywalczyli w sumie aż 232 medale!
Paweł Wojciechowski
Co mógłby Pan robić, gdyby nie zajmował
się sportem?
Nie mam pojęcia, ale najchętniej żyłbym
z... wędkowania, jeśli to możliwe.
Co najchętniej robi Pan w wolnym czasie?
Gram na playstation i dbam o moje
akwarium. Na razie jest niewielkie, 540
cm sześciennych, ale marzę o takim dwu-,
trzymetrowym, w którym mógłbym hodować płaszczkę słodkowodną. Obecnie
moją dumę stanowią zbrojniki.
Czy ma Pan jakiś rytuał przed zawodami?
Rytuałów nie mam, ale korzystam z
pomocy psychologa oraz – jeśli to w danym momencie możliwe – z kabiny deprywacyjnej.
Jak reaguje Pan na porażki?
Na pewno się nie załamuję, bo po
moich kłopotach z kontuzjami stałem
się bardziej odporny psychicznie. Nie
potrzebuję też wyładowywać frustracji.
Staram się na spokojnie przeanalizować,
co zrobiłem nie tak, co przeszkodziło mi
w osiągnięciu sukcesu.
Na co najchętniej wydaje Pan pieniądze?
Na różne ulepszenia do playstation oraz
rzeczy związane z akwarystyką.
Gdyby mógł Pan zagrać w filmie, to
najchętniej jaką postać?
Rycerza Jedi z „Gwiezdnych wojen”.
Czy jest ktoś, komu nie podałby Pan ręki?
Nie, jestem bezkonfliktowy, a sytuacje
drażliwe mnie stresują, więc staram się
ich unikać.
Czy zdarzyło się Panu kiedyś pokłócić z
trenerem?
56 forum trenera
Do kłótni nigdy nie doszło, ale różnice
zdań oczywiście się zdarzały. Przecież nie
zawsze muszę myśleć tak samo jak trener,
mam też swoje pomysły i spostrzeżenia.
Staram się, żeby z takich dyskusji wynikło
coś konstruktywnego.
Jakie cechy powinien mieć Pana idealny
trener?
Powinien umieć słuchać zawodnika i
być otwarty na sugestie.
Główna cecha charakteru Romana
Dakiniewicza?
Sumienność, konsekwencja i pomysłowość, zwłaszcza w wymyślaniu różnych
przyrządów służących do treningu. Ma
do tego talent.
Gdyby mógł Pan zmienić w Dakiniewiczu
jedną rzecz, co by to było?
Niczego bym nie zmieniał.
Pańska główna wada?
Jestem leniwcem. Czasem trudno mi
się zabrać do treningu, choć kiedy już coś
zacznę, nie mam kłopotów z dokończeniem
zadania. Niestety muszę przyznać, że dotyczy to także prac domowych.
Do jakiego błędu przyznał się Pan ostatnio?
Wystraszyłem się w trakcie skoku. Tyczkarz nie może się bać, a mnie się to zdarzyło
i nie wstydziłem się do tego przyznać.
Proszę uszeregować od najważniejszego:
mistrzostwo olimpijskie, objęcie funkcji
prezydenta Polski, wygranie miliona dolarów.
Najpierw mistrzostwo, potem milion, a
do polityki w ogóle mnie nie ciągnie.
Jaki dobry uczynek zrobił Pan ostatnio
bezinteresownie?
Często pomagam na zawodach rywalom,
na przykład jeśli przyjeżdżają na zawody
bez trenera. Choć czasem z tego powodu
przegrywam. Poza tym, gdy ktoś mnie prosi
o drobne, nie odmawiam i nie wnikam, na co
zbiera. Widocznie czegoś potrzebuje.
O co poprosiłby Pan złotą rybkę?
O stabilną formę na poziomie 6 metrów.
Nie zawsze muszę myśleć
tak samo jak trener,
mam też swoje pomysły
i spostrzeżenia...
ankieta
Co najchętniej robi Pan w wolnym czasie?
Spędzam czas na działce. Zbudowałem
tam niewielki domek i od maja do października jeżdżę w każdej wolnej chwili.
A jak wiadomo, na działce zawsze jest coś
do zrobienia.
Czy ma Pan jakiś rytuał przed zawodami?
Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie powinno się golić, ale uważam, że to bzdura, a ja
lubię schludnie wyglądać, więc żadnych
rytuałów nie mam. Choć są oczywiście
pewne czynności techniczne, które trzeba
wykonać przed zawodami.
fot. Archiwum prywatne
Jak reaguje Pan na porażki?
Zawsze jeździłem na zawody z większą
grupą zawodników i jeśli nawet jeden przegrał, innemu poszło dobrze. Zwykle zatem
wracałem z imprez w pozytywnym nastroju.
Jeśli zaś prowadziłem jednego zawodnika,
na przykład Pawła Wojciechowskiego, i zdarzyła mu się przegrana, analizowałem ją na
chłodno. W sporcie trzeba dopuszczać możliwość porażki i wyciągać z niej wnioski.
Na co najchętniej wydaje Pan pieniądze?
Na długopisy oraz przyrządy do rysowania i malowania. Talent odziedziczyłem
pewnie po ojcu, który po wojnie znalazł się
w Brazylii i był konserwatorem obrazów.
Zawsze lubiłem i umiałem ładnie pisać. W
wojsku wypisywałem dyplomy, a na studiach potrafiłem szybko notować, używając
wielkich liter, dzięki czemu moje notatki
zawsze były wyraźne i łatwe do odczytania. To mi pomagało zdawać egzaminy i z
bardzo dobrymi wynikami skończyć warszawską AWF.
Roman Dakiniewicz
Co mógłby Pan robić, gdyby nie zajmował
się sportem?
Zupełnie nie wiem, bo od dziecka
całe moje życie kręci się wokół sportu. W szkole podstawowej w zakładzie
dla sierot prowadzonym przez zakonnice sprawiałem sporo kłopotów, nie
chciałem się uczyć, ale motywacją do
szybszego odrabiania pracy domowej
była dla mnie możliwość wyjścia na
boisko do kolegów. Sport zatem kocham
od zawsze i nie wyobrażam sobie bez
niego życia.
Gdyby mógł Pan zagrać w filmie, to
najchętniej jaką postać?
Mimo 77 lat jestem w bardzo dobrej
formie. Codziennie się gimnastykuję,
robię brzuszki, pompki, nie mam problemu ze wspięciem się po linie czy
zrobieniem wymyku na drążku. Dlatego
w filmie najchętniej wystąpiłbym jako
kaskader.
Czy jest ktoś, komu nie podałby Pan ręki?
Tak, mam obok działki takiego sąsiada,
który wyrządził mi wiele złego. Jemu ręki
bym nie podał.
Czy zdarzyło się Panu kiedyś pokłócić z
zawodnikiem?
Jestem cierpliwy i nigdy nie miałem konfliktów z zawodnikami, a trochę ich już było,
bo w tym roku obchodzę 50-lecie pracy trenerskiej, samych mistrzów Polski zaś w różnych kategoriach wiekowych wychowałem 94.
Jakie cechy powinien mieć Pana idealny
zawodnik?
Powinien być szybki i dynamiczny, mieć
świetną koordynację, ale też odpowiednią
mentalność. Niezbędne są też śmiałość i
odwaga.
Główna cecha charakteru Pawła
Wojciechowskiego?
Potrafi się zmobilizować w trudnych
momentach.
Gdyby mógł Pan zmienić w Wojciechowskim
jedną rzecz, co by to było?
Nic bym nie zmieniał, to dobry chłopak.
Pańska główna wada?
Czasem w konfliktowych sytuacjach nie
potrafię odpowiednio ostro zareagować.
Do jakiego błędu przyznał się Pan ostatnio?
Ostatnio to nie pamiętam, ale na samym
początku pracy z Pawłem Wojciechowskim
źle go oceniłem. Myślałem, że nic z niego
nie będzie, bo był mały i chudy.
Proszę uszeregować od najważniejszego:
mistrzostwo olimpijskie, objęcie funkcji
prezydenta Polski, wygranie miliona
dolarów.
Mistrzostwo, pieniądze, a do bycia prezydentem zupełnie nie czuję powołania.
Jaki dobry uczynek zrobił Pan ostatnio
bezinteresownie?
Nie potrafię wymienić konkretnej sytuacji,
ale na przykład często pomagam innym trenerom, którzy przyjeżdżają do mnie ze swoimi
zawodnikami i proszą o techniczne wskazówki.
Nigdy nie odmawiam. Oni chcą się jakoś rewanżować, coś mi dawać, ale ja niczego w zamian
nie chcę, wystarczy mi satysfakcja z tego, że
komuś przydały się moje podpowiedzi.
O co poprosiłby Pan złotą rybkę?
O zdrowie, żebym mógł jak najdłużej
cieszyć się życiem, tak jak do tej pory. Bo
jestem szczęśliwym człowiekiem.
PYTAŁ WOJCIECH OSIŃSKI
forum trenera 57
Standardowy zakres badań
diagnostycznych wykonywanych
przez Instytut Sportu
Badania laboratoryjne:
¸
wydolność fizyczna (laboratoryjne badania
wydolności fizycznej objęte są nadzorem lekarskim)
¸
symptomy przeciążenia organizmu
¸
niedobory biopierwiastków i witamin
¸
skład ciała, somatotyp
¸
moc i siła mięśniowa oraz jej symetria
¸
charakterystyka psychologiczna.
Badania terenowe (w trakcie zgrupowań):
¸
wydolność fizyczna
¸
ocena intensywności treningu
¸
symptomy przeciążenia organizmu
¸
stan emocjonalny
¸
technika ruchu
¸
skład ciała i bilans wodny.
Badania na zawodach i sprawdzianach:
Warszawa,
ul. Trylogii 2/16
www.insp.pl
¸
reakcje organizmu na wysiłek startowy
¸
odporność na stres
¸
analiza taktyki.
AB 108
AB 946
AC 074

Podobne dokumenty