Praktyka Teoretyczna nr 5/2012

Transkrypt

Praktyka Teoretyczna nr 5/2012
praktyka
}
anzcyteroet
logika deleuze’a.–
próba demontazu
nr 5/2012
Praktyka Teoretyczna
ISSN: 2081-8130
Pismo naukowe dostępne on-line, poświęcone filozofii polityki i krytycznym
naukom społecznym
Nr 5/2012 – Logika Deleuze’a – próba demontażu
Redaktorzy numeru: Mateusz Falkowski, Anna Wojczyńska
Tłumaczenia: Jakub Alejski, Kamila Grześkowiak, Mateusz Janik, Adrianna
Koralewska,Agnieszka Kowalczyk, Ewa Majewska, Krystian Szadkowski, Dorota
Szczepaniak, Bartosz Wiśniewski.
Zespół Redakcyjny: Piotr Juskowiak, Mateusz Karolak, Agnieszka Kowalczyk,
Wiktor Marzec, Kamil Piskała, Krystian Szadkowski (redaktor naczelny), Maciej
Szlinder (sekretarz), Anna Wojczyńska.
Współpraca: Luis Martínez Andrade, Joanna Bednarek, Ela Dajksler, Paweł
Kaczmarski, Tomasz Leśniak, Piotr Kowzan, Piotr Kozak, Sławomir Królak, Maciej Mikulewicz, Jason Francis McGimsey, Piotr Płucienniczak, Michał Pospiszył,
Mikołaj Ratajczak, Oskar Szwabowski, Rafał Zawisza, Agata Zysiak.
Rada Naukowa Zygmunt Bauman (University of Leeds), Michael Hardt (Duke
University), Leszek Koczanowicz (Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej), Tadeusz
Kowalik (Instytut Nauk Ekonomicznych PAN), Wioletta Małgorzata Kowalska
(Uniwersytet w Białymstoku), Matteo Pasquinelli (Queen Mary University of
London), Ewa Rewers (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza), Gigi Roggero
(Universita di Bologna), Jan Sowa (Uniwersytet Jagielloński), Tomasz Szkudlarek
(Uniwersytet Gdański), Jacek Tittenbrun (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza),
Alberto Toscano (Goldsmiths University of London), Kathi Weeks (Duke University), Anna Zeidler-Janiszewska (Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej).
Korekta: Anna Wojczyńska
Proofreading: Sarah Elipot, Tamir Halperin, Jason Francis McGimsey.
Skład: Ela Dajksler
Projekt okładki: Kira Pietrek
Wersją pierwotną (referencyjną) czasopisma jest wydanie on-line publikowane na
stronie www.praktykateoretyczna.pl
Wydawca
Międzywydziałowa „Pracownia Pytań Granicznych” UAM
Collegium Maius
ul. Fredry 10
60-701 Poznań
Tel. (061) 8294504
E-mail: [email protected]
Adres Redakcji
„Praktyka Teoretyczna”
Międzywydziałowa „Pracownia Pytań Granicznych” UAM
Collegium Maius ul. Fredry 10, 60-701 Poznań
E-mail: [email protected]
Poznań 2012
Spis treści:
Praktyka Teoretyczna Edytorial 7
Mateusz Falkowski Jakub Tercz Michał Gusin Joanna Bednarek Michał Herer Andrzej Leder Jacek Dobrowolski Logika Deleuze’a
Wstęp - Czas Logiki sensu 13
Architektonika Logiki sensu Deleuze’a 17
Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy 33
Logika sensu – najbardziej lacanowska z książek Deleuze’a? 49
Od ontologii do etyki wydarzenia 69
Logika sensu, logika traumy.
Uwagi do lektury Gilles’a Deleuze’a 83
Noologia radykalnej bezbożności (o Logice sensu Deleuze’a) 97
Résumès 106
VARIA
Marksizm aleatoryczny
G.M. Goshgarian Wstępne uwagi o Sur la genèse 111
Louis Althusser O genezie 117
Antropolgia neoliberalizmu
Praktyka Teoretyczna Wprowadzenie do dyskusji o historycznej antropologii
faktycznie istniejącego neoliberalizmu 125
Loïc Wacquant Trzy kroki w stronę antropologii
faktycznie istniejącego neoliberalizmu 129
Jan Sowa An Unexpected Twist of Ideology.
Neoliberalism and the collapse of the Soviet Bloc 153
Meandry polityki klasowej
Henri Lefebvre Prawo do miasta 183
David Harvey Stosunki klasowe, sprawiedliwość społeczna i polityka różnicy 199
Joanna Bednarek Praca biopolityczna i nowy skład klasowy (Pragnienie-produkcja i żywa praca 2 – Hardt i Negri) 233
RECENZJE
Piotr Kowzan Pierwszych pięć tysięcy lat długu Davida Graebera
(recenzja książki D. Graeber, Debt: The First 5000 Years,
New York 2011) 255
Maciej Szlinder Zysk i zbrojenia (recenzja książki Ch. Harman,
Kapitalizm zombi: globalny kryzys i aktualność myśli Marksa,
tłum. H. Jankowska, Warszawa 2011) 267
Karol Templewicz Czego uczy Strefa? (recenzja książki B. Buden,
Strefa przejścia. O końcu postkomunizmu,
tłum. M. Sutowski, Warszawa 2012) 279
Jadwiga Zimpel Perspektywa roku namiotowych miast
(recenzja książki Coś, które nadchodzi. Architektura XXI wieku,
red. B. Świątkowska, Warszawa 2012) 289
Michał Pospiszyl Teologia peryferii (recenzja książki L. Martinez Andrade, Ameryka Łacińska Religia bez odkupienia.
Teologia wyzwolenia i opór ludów Ameryki Łacińskiej wobec kolonializmu i kapitalizmu, tłum. Z. M. Kowalewski, Warszawa 2012) 301
7
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Logika snu: sens i neoliberalizm
W chwili pisania tego wstępu budzimy się po miesięcznej fieście związanej z piłkarskimi mistrzostwami UEFA Euro 2012, współorganizowanymi przez Polskę i Ukrainę. Czeka nas syndrom dnia poprzedniego
w miastach pozbawionych podstawowej bazy mieszkaniowej i wystarczającej sieci instytucji opiekuńczych, za to z miliardowymi długami,
drogim transportem publicznym, gettami kontenerowymi oraz straszącymi stadionami-widmami – pomnikami sportowej i kapitalistycznej
euforii.
Euro odsłoniło prawdziwe oblicze neoliberalnej polityki prowadzonej zgodnie przez władze wszystkich szczebli od lokalnego, przez narodowy, aż po globalny. Malejący udział płac w dochodzie narodowym,
wskazujący na transfer bogactwa od biednych do bogatych, i wzmożony
wyzysk to podstawowa cecha neoliberalnego kapitalizmu, której skutkiem
jest nieodzowny rozrost sektora finansowego tworzącego alternatywny
popyt, a w konsekwencji ogromny wzrost poziomu zadłużenia: zarówno
publicznego, jak i prywatnego. Podnoszony w mediach lament nad tym
ostatnim bez kwestionowania jego strukturalnych przyczyn i bez krytyki
całego systemu wskazuje, że wciąż śnimy Blochowski sen nocny, nośnik
ideologii kapitalizmu blokujący dostęp do świata zewnętrznego i uniemożliwiający skuteczną praktykę antykapitalistycznego oporu. Skromną
próbą wyrwania się z tego kłopotliwego stanu jest niniejszy numer „Praktyki Teoretycznej”.
Składają się na niego różnorodne artykuły oddające złożoność problemów targających wspólnym polem polityki, kultury i akademii.
W pierwszej części znaleźć można teksty będące efektem wspólnej pracy
interpretacyjnej dokonanej w trakcie sesji naukowej „Logika Deleuze’a”,
która odbyła się 9 listopada 2011 roku na Uniwersytecie Warszawskim,
zorganizowanej przez Orgię Myśli, Pracownię Filozofii Francuskiej Instytutu Filozofii UW oraz Wydawnictwo Naukowe PWN. Autorzy i autorki
artykułów, odczytując dzieło Deleuze’a, podejmują się próby przerzucania pomostu między myślą francuskiego filozofa a psychoanalizą.
Wykorzystują w tym celu pojęcia traumy czy fantazmatu, intuicje innych
interpretatorów (np. Žižka), lecz nade wszystko – wskazówki samego
autora Różnicy i powtórzenia. Spoglądają również na Logikę sensu jako
ontologię niecielesnych wydarzeń, etykę opartą na imperatywie afirmacji świata jako stawania się oraz krytykę „tradycyjnego obrazu myśli”.
Pozostałą, nie mniej ważną, część numeru tworzą teksty próbujące
zrekonstruować logikę zgoła odmienną, choć w późniejszym okresie
pisarstwa coraz bardziej zajmującą również samego Deleuze’a – tę wła-
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
8
ściwą funkcjonowaniu systemu kapitalistycznego, szczególnie w jego
neoliberalnej formie. Tekst Loïca Wacquanta wraz z artykułem Jana
Sowy mają zgodnie z założeniem „Praktyki Teoretycznej” inicjować
debatę nad historyczną antropologią faktycznie istniejącego neoliberalizmu, problemem zyskującym na znaczeniu w dobie wątpliwego, napędzanego Euro „skoku modernizacyjnego” (więcej na temat debaty można
przeczytać we wprowadzeniu do dyskusji wewnątrz numeru). Kwestię
tę podejmiemy w kolejnych odsłonach naszego pisma, przede wszystkim
w odniesieniu do realiów Europy Środkowo-Wschodniej, ze szczególnym
uwzględnieniem Polski. Wacquant, w odróżnieniu od dominujących,
ideologicznych podejść ekonomistycznych, ale także postfoucaultowskich
badań urządzania, wskazuje na zmiany w obrębie państwa jako na podstawowy aspekt i czynnik neoliberalizacji. Jego działanie, oparte na
ustanawianiu ogólnych zasad funkcjonowania instytucji społecznych
oraz produkcji podmiotowości i stosunków społecznych, w sposób ciągły umożliwia i odtwarza logikę rynku, której podporządkowane są
coraz to nowe sfery życia ludzkiego. Co istotne, przykładów omawianych
procesów nie trzeba szukać poza granicami Polski. Sowa, przyjmując
część argumentacji francuskiego socjologa, podejmuje próbę historycznego opisu neoliberalnej transformacji państw realnego socjalizmu.
Pokazuje znaczenie rozległych operacji ideologicznych towarzyszących
i umożliwiających zmianę gospodarki centralnie planowanej na rynkową.
Inaczej niż Wacquant wskazuje także, że sposób, w jaki neoliberalizm
wchodzi w relację z państwem, nie jest w gruncie rzeczy niczym nowym
w historii kapitalizmu, gdyż zawsze był przecież podtrzymywany jego
instytucjonalną kroplówką.
Kapitał nie posiada własnej, immanentnej logiki, autonomicznych
i niezależnych praw i nie jest wynikiem realizacji żadnej naturalnej tendencji rozwojowej. Z nieco innej strony kwestie ontologii historycznego
stawania się kapitalizmu podejmował Louis Althusser, którego krótki
tekst, będący próbką rozwijanej z czasem „teorii spotkania”, publikujemy
wraz z komentarzem G. M. Goshgariana. Kapitalizm nie był wszak ani
zawarty w zarodku w feudalizmie, ani też nie pozostaje z nim w relacji
przyczynowości linearnej. To struktura względnie niezależnych genealogicznie elementów skutkuje powstaniem systemu kapitalistycznego.
Ujęcie kapitalizmu w czasoprzestrzennym stawaniu się przez reprezentowany tu „materializm aleatoryczny”, znajduje dopełnienie w analizach
zwracających uwagę na jego sytuacyjny i przestrzenny wymiar. Traktowane wspólnie czas i przestrzeń uzyskują należne sobie miejsce w epistemologii Davida Harveya, opartej na propagowanym przez szkockiego
geografa materializmie historyczno-geograficznym. Sytuująca się
9
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
w opozycji do postmodernizmu perspektywa Harveya ma ambicje odzyskać pojęcia uniwersalności i sprawiedliwości społecznej, niezbędnych
do politycznej mobilizacji w przededniu miejskiej rewolucji. Idea ta,
przedstawiona po raz pierwszy w pismach Henriego Lefebvre’a (np.
kanonicznym już Prawie do miasta), opiera się na jasnym przyznaniu,
że prawo do miasta jest żądaniem klasowym i jako miejska rewolucja
realizować się może wyłącznie w walce antykapitalistycznej. Podstawę
rozumianej w ten sposób walki o wyzwolenie stanowi, jak za Hardtem
i Negrim pisze Joanna Bednarek, „uwolniona”, autonomiczna praca.
Zestawienie przez nią refleksji dwójki autorów Multitude z myślą Deleuze’a i Guattariego zamyka klamrą heterogeniczny zbiór idei składających
się na niniejszy numer.
Bloch obok snu nocnego opisał także jego dzienne przeciwieństwo,
umożliwiające przeobrażenie i radykalną zmianę świata w kierunku
wyzwolenia z nierówności i podziałów klasowych. Przedkładając czytelnikom nowy numer „Praktyki Teoretycznej”, opowiadamy się nie tylko
przeciw neoliberalnemu koszmarowi, ale i za sukcesywnym wprowadzaniem w życie utopijnego i produktywnego marzenia łączącego wszystkie
bez mała pomieszczone w nim teksty.
Praktyka Teoretyczna
Cytowanie:
Logika snu: sens i neoliberalizm, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012,
http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/01.
Edytorial.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
logika deleuze’a
}
Mateusz Falkowski
}
Czas Logiki sensu
Deleuze tak się ma do filozofów bezpośrednio go poprzedzających, jak
Spinoza i Leibniz do Kartezjusza, a niemieccy idealiści do Kanta.
Istota zarówno tej relacji, jak i tej odpowiedniości co najmniej kilkakrotnie staje się tematem rozważań w książce poświęconej Spinozie
(Spinoza i problem ekspresji). Kartezjusz – w przypadku swoich dowodów
na istnienie Boga, w przypadku teorii poznania – postępuje „za szybko”
(jak powiada cytowany przez Deleuze’a Leibniz), toteż zawsze jedynie
dochodzi do relatywnych ustaleń (nieskończona doskonałość jako stopniowalna własność; kryterium jasności i wyraźności). Postkartezjanie
pragną tymczasem – „możliwie najwcześniej” (to ulubione sformułowanie Deleuze’a pochodzące z Traktatu o uzdrowieniu rozumu) – dotrzeć
do pierwotnych fundamentów albo samej Natury. Jak widać, pewna
zasadnicza skrupulatność (Leibniz i jego niechęć do wszelkich „skoków”,
umiłowanie ciągłości) idzie w parze z wymogiem „możliwie najrychlejszego” porzucenia tego, co jedynie hipotetyczne (Spinoza). Filozofia
postkartezjańska – niezależnie od wszystkich różnic dzielących Spinozę
i Leibniza – zmierza zatem od tego, co względne, w stronę bezwzględnej
zasady (nieskończone formy albo atrybuty jako wyrazy absolutnej natury
Boga; idea adekwatna pozwalająca rozpoznać całkowitą „możliwość
przedmiotu”, wszystkie kształtujące go siły bądź elementy genetyczne).
Także w ramach niemieckiego idealizmu odsłonięcie absolutu oznacza zerwanie przede wszystkim z Kantowskim „relatywizmem”, filozofią
opartą na „jak gdyby”, na analitycznej hipotezie, którą zastąpić ma syn-
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
14
tetyczna z natury, bo genetyczna zasada (to, co rzekomo dane, winno
zostać najpierw skonstruowane).
Ta sama idea swoistego „naturalizmu” jako „konstruktywizmu” przyświeca przedsięwzięciu Deleuze’a. Wobec fenomenologii i myśli egzystencjalnej, które na nowo postawiły kwestię pola transcendentalnego
i źródeł sensu, autor Logiki sensu przyjmuje postawę krytycznego, to
znaczy konsekwentnego kontynuatora, który swym poprzednikom
mógłby zarzucić przede wszystkim „stronniczość”, najnowsze wcielenie
względności. Nie byli oni bowiem w stanie rozpoznać pełnej neutralności sensu, jego niezależności od figur zdrowego rozsądku, zmysłu wspólnego, świadomości, osoby czy – mówiąc najogólniej – Człowieka. Uwolnić sens to wydać go na pastwę bezosobowej i preindywidualnej genezy
w strukturze. Strukturalizm to Deleuzjański odpowiednik filozofii racji
dostatecznej. Nie wydaje się, by kiedykolwiek zeń zrezygnował.
Czas tak rozumianego strukturalizmu – mówił o tym w jednym
z wywiadów sam Deleuze – chyba właśnie się kończy. Warto na moment
wrócić do chwili, gdy Logika sensu jako jedna z kilku książek głosiła
„dobrą nowinę”.
Prezentowany numer „Praktyki Teoretycznej” stanowi plon i podsumowanie sesji naukowej „Logika Deleuze’a”, która odbyła się 9 listopada
2011 roku w Pałacu Tyszkiewiczów na Uniwersytecie Warszawskim,
a którą wspólnie zorganizowali Orgia Myśli, Pracownia Filozofii Francuskiej Instytutu Filozofii UW oraz Wydawnictwo Naukowe PWN.
Na temat statusu samej książki, osobliwej architektoniki Logiki sensu,
„neostoickiej” etyki wydarzenia, bezbożnej noologii, relacjach z psychoanalizą piszą Michał Herer, Jakub Tercz, Jacek Dobrowolski, Andrzej
Leder, Joanna Bednarek i Michał Gusin.
Mateusz Falkowski
15
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Mateusz Falkowski – filozof, współtwórca Orgii Myśli (www.orgiamysli.pl), prezes Fundacji na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi.
Dane adresowe:
Al. KEN 83 m 25
02-777 Warszawa
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
M. Falkowski, Czas Logiki sensu, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012,
http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/02.
Falkowski.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Czas Logiki sensu
}
Jakub Tercz
Architektonika
Logiki sensu Deleuze’a
}
W artykule przedstawiam specyficzną propozycję lektury
Logiki sensu, którą – luźno nawiązując do filozofii Kanta –
nazywam architektoniczną. Lektura architektoniczna polegać
ma na jednoczesnej analizie teorii filozoficznej oraz formalnej
konstrukcji dzieła. Chociaż technikę taką można próbować
odnieść do wielu klasycznych już pozycji, to przypadek
Logiki sensu okazuje się wyjątkowy – zasugerował ją bowiem
sam autor, gdy każdy z trzydziestu czterech rozdziałów
nazwał serią, pojęcie „serii” zaś uczynił kluczowym dla teorii.
Logika jest więc celowo książką samozwrotną, co przekłada
się między innymi na to, iż układ rozdziałów i akapitów,
charakter pojęć filozoficznych, a nawet trudności z czytaniem
znajdują uzasadnienie w treści. Ostatecznie okazuje się, że
Logika sensu jest skonstruowana jak układanka czekająca na
złożenie zgodnie z subiektywnymi pytaniami i problemami
Czytelnika. Celowo nie przedstawiam żadnej konkretnej
propozycji lektury, wykładam jedynie narzędzia do jej
„obsługi”. W tym sensie artykuł stanowi prolegomena do
właściwej lektury Logiki sensu.
Słowa kluczowe: strukturalizm, serializm, sens, kombinatoryka, architektoniczna metoda czytania
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
18
W Krytyce czystego rozumu Kant definiował architektonikę jako „sztukę
[tworzenia] systemów”1. Tak pojęta architektonika jest zdolnością i tendencją rozumu do ujmowania całości wiedzy w hierarchiczny system.
Kant najpierw stawia fundament systemu w postaci form naoczności
(czasu i przestrzeni), rozwija dzieło „w górę” ku kategoriom intelektu
(predykatom wszystkich możliwych przedmiotów doświadczenia),
w końcu wznosi się ku wieńczącemu gmach wiedzy (choćby miała to
być wiedza metafizyczna) rozumowi wraz z jego trzema głównymi ideami (duszy, świata i najwyższej z nich – Boga). Co ważne, ta konstrukcja powstaje za sprawą samego rozumu, ze względu na jego skłonność
do tworzenia zamkniętych systemów. Mamy więc w Krytyce czystego
rozumu hierarchię, konstrukcję piętrową, ugruntowaną na zmysłach
i kończącą się w niebie dialektyki. Teoria filozoficzna odbija się w organizacji samej książki – porządek wykładu jest paralelny względem systemu filozoficznego. Poszczególne elementy konstrukcji pojawiają się
według ich hierarchii i w ściśle określonej kolejności. Zgodnie z podstawowym schematem Krytykę otwiera Estetyka jako teoria form naoczności, po niej następuje Analityka jako teoria kategorii intelektu, w końcu
Dialektyka jako teoria rozumu tworzącego ideę.
Podstawowa idea tego artykułu zasadza się na wyciągnięciu konsekwencji z relacji między konstrukcją Logiki sensu a prezentowaną przez
nią teorią. Dzieło Deleuze’a z 1969 roku ma własną architektonikę
i własną systemowość, przy czym jest to konstrukcja całkowicie różna
od Kantowskiej. Stąd, chociaż inspiracja pochodzi od królewieckiego
filozofa, to na wstępie konieczne jest wskazanie dwóch modyfikacji. Po
pierwsze, uwalniam Kantowską definicję od jego pojęcia systemu jako
apriorycznego porządku wprowadzanego przez rozum. Obcując z różnymi książkami, mamy bowiem do czynienia z różnymi systemami. Po
drugie, otwieram architektonikę na konstrukcję książki, na to, jak została
napisana. Inna jest konstrukcja Fenomenologii ducha Hegla – układ coraz
szerszych kręgów bytu obejmowanych przez ducha wraz z lekturą liniową;
inna Etyki Spinozy – układ wzajemnie do siebie odsyłających twierdzeń,
aksjomatów, dowodów i wyjaśnień „wymuszających lekturę inną niż
liniowa”. Lekturę Etyki należałoby połączyć z teorią boskiej substancji.
Oczywiście przedmiotem zainteresowania Kanta, Hegla czy Spinozy nie
była formalna strona przedstawianego wykładu. Niemniej zakładam
1 I. Kant, Krytyka czystego rozumu, tłum. i wstęp R. Ingarden, Kęty 2001,
s. 506. Zob. też s. 409, 609. Temat konstrukcji, architektoniki rozumu w filozofii Kanta klarownie omawia E. Wyrębska, Idea metafizyki w filozofii Immanuela
Kanta, „Diametros” 2010, nr 23, s. 162-181.
Jakub Tercz
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
19
tutaj, iż forma wykładu filozoficznego jest w pewien sposób związana
z samą teorią. Być może przeceniam wartość tej relacji, niemniej poświęcenie kilku stron tekstu na podjęcie choćby próby refleksji, którą nazywam architektoniczną, nie wydaje się całkowicie bezcelowe.
Podjęcie architektonicznej lektury Logiki sensu jest uzasadnione
przez sam tekst książki. Otóż dzieło to składa się z trzydziestu czterech
rozdziałów, z których każdy nosi tytuł Seria. „Seria” zaś jest jednym
z pojęć stanowiących element teoretycznego wykładu Deleuze’a. Dwie
z serii-rozdziałów mają nawet pojęcie serii w tytule: Seria szósta: o porządkowaniu w serie oraz Seria trzydziesta druga: o różnych rodzajach serii.
Analiza architektoniczna Logiki sensu jest więc implicite sugerowana
przez samego autora.
Zarys architektoniki Różnicy i powtórzenia
Komentując Różnicę i powtórzenie Deleuze’a, dzieło o rok poprzedzające
Logikę sensu, John Protevi przedstawił własną próbę analizy podobnej
do tej, którą ze swojej strony nazywam architektoniczną2. Zgodnie z tą
interpretacją w skład architektury Różnicy i powtórzenia wchodzi siedem
podstawowych elementów, będących w istocie poszczególnymi punktami
spisu treści: wstęp, pięć właściwych rozdziałów oraz wnioski zamykające
książkę. Dla jasności wykładu warto przedstawić te elementy w taki
sposób:
Wstęp: Powtórzenie i różnica
1. Różnica w sobie
2. Powtórzenie dla siebie
3. Obraz myśli
4. Idealna synteza różnicy
5. Asymetryczna synteza bytu zmysłowego
Zakończenie: Różnica i powtórzenie3.
Protevi zauważa, iż tytuł książki strukturuje jej wewnętrzną organizację,
„różnica” oraz „powtórzenie” określają nie tylko system filozoficzny,
z którego zdaje sprawę teoria książki, ale sama książka jest zgodnie
2 J. Protevi, Preparing to Learn form Different and Repetirion, “Journal of
Philosophy: a Cross-Disciplinary Inquiry” 2010, Vol. 5, No. 11, s. 34-45.
3 G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, tłum. B. Banasiak, K. Matuszewski,
wstęp B. Banasiak, Warszawa 1997, s. 437-441.
Architektonika Logiki sensu Deleuze’a
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Każda książka, tak jak
każdy byt i dziedzina
bytu, posiada
strukturę. Struktura
dzieła strukturalnego,
w przeciwieństwie do
dzieł „zwykłych”, jest
jawna, dzieło takie
zdaje sprawę ze swoich
potencjalności
20
z nimi zorganizowana. Nie tylko tytułowe pojęcia obecne we wstępie
zostają powtórzone w zakończeniu: powtórzenie i różnica przechodzi
w różnicę i powtórzenie. W mniej oczywisty sposób rozdział pierwszy
zostaje powtórzony przez rozdział czwarty, zaś rozdział drugi przez piąty:
różnica w sobie przechodzi w syntezę różnicy, tak jak powtórzenie dla
siebie przechodzi w syntezę bytu zmysłowego. Bez pary pozostaje rozdział środkowy, Obraz myśli. Zgodnie z interpretacją Murphy’ego odpowiada on temu, co Deleuze w samej Różnicy i powtórzeniu opisał jako
pustą formę czasu, wieczny powrót lub czystą cezurę czasową. Funkcja
takiej cezury polega na przełamywaniu powtórzenia opartego na tożsamości w powtórzenie oparte na różnicy; cezura jest samą różnicą
wyznaczającą dwie niesymetryczne strony dowolnej dziedziny. Rozdział
Obraz myśli pełni funkcję takiej cezury w samej książce. I to właśnie
widzimy w omawianym planie: zauważmy bowiem, że powtórzenia
zachodzące w parach rozdziałów 1–4 oraz 2–5 nie są symetryczne: ogólnie rzecz biorąc, pierwsza połowa książki mówi o różnicy i powtórzeniu,
druga połowa zaś o związanych z nimi syntezach. W końcu sama asymetryczność jest także elementem tytułu rozdziału piątego.
Dwa przykłady struktur (Leach i Lacan)
Architektonika Logiki sensu jest jednak całkowicie inna od architektoniki
Różnicy i powtórzenia. Przede wszystkim, Logika sensu jest dziełem strukturalnym w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze, podobnie jak Różnica
i powtórzenie, stanowi jedno z kanonicznych dzieł teorii późnego strukturalizmu, po drugie – czego brak w poprzedniej książce – jest napisana
za pomocą technik strukturalnych (czego pierwszym symptomem jest
określenie rozdziałów jako serii). Każda książka, tak jak każdy byt
i dziedzina bytu, posiada strukturę. Struktura dzieła strukturalnego,
w przeciwieństwie do dzieł „zwykłych”, jest jawna, dzieło takie zdaje
sprawę ze swoich potencjalności4. Chociaż domyślamy się, że architektonika Logiki sensu ma charakter strukturalny, to nie rozumiemy jeszcze
tego pojęcia. Stąd odpowiedź na pytanie „czym jest struktura?” okazuje
się kluczowe przed podjęciem dalszych analiz.
Omawiając myśl Lévi-Straussa, Edmund Leach wyjaśnia podstawowe
zasady tworzenia struktury, wychodząc od przykładu świateł regulujących
ruch samochodowy. Zgodnie z prawami ruchu drogowego światła wystę4 Zob. tegoż, Po czym rozpoznać strukturalizm?, tłum. S. Cichowicz, [w:]
Drogi współczesnej filozofii, red. M. Siemek, Warszawa 1978, s. 315.
Jakub Tercz
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
21
pują w trzech kolorach: czerwonym, żółtym oraz zielonym. Każdy
z nich ma właściwe sobie znaczenie: ‘stop’, ‘uwaga’ oraz ‘jedź’. Równoważność kolorów i ich znaczeń można przedstawić następująco:
czerwony – żółty – zielony
STOP – UWAGA – JEDŹ5.
W klasycznej nomenklaturze strukturalistycznej, z której korzysta także
Deleuze, pierwszą sekwencję nazywamy serią znaczącą (czerwony-żółty-zielony), drugą zaś serią znaczoną (STOP-UWAGA-JEDŹ). Dwie serie
wzięte razem tworzą prostą strukturę. Pierwsza to obrazy graficzne, druga
to pojęcia czy właśnie znaczenia obrazów. Wzięte osobno, kolory świateł oraz komendy są bezsensowne. Stąd widać, że sens ma charakter
relacyjny i pojawia się dopiero, gdy wyróżnione i połączone zostaną dwie
serie: światło czerwone jest sensowne o tyle, o ile towarzyszy mu znaczone
„stop” i tak dalej.
Następnie Leach wyróżnia realnie zachodzącą kolejność następowania po sobie świateł oraz ich wszystkie możliwe kombinacje. Dopiero
ta operacja ukazuje bogactwo możliwości oferowanych przez analizę
strukturalną. Po przedstawieniu listy kombinacji, wyróżnione wstępnie
serie znacząca i znaczona okazują się tylko wstępnym etapem w opisie
strukturalnym. Strukturę świateł drogowych Leach ujmuje w poniższej
tabeli6:
Stop
Sekwencja rzeczywista
Inne możliwe sekwencje
Uwaga
Jedź
Czerwony
Żółty
Zielony
Czerwony
Zielony
Żółty
Żółty
Czerwony
Zielony
Żółty
Zielony
Czerwony
Zielony
Żółty
Czerwony
Zielony
Czerwony
Żółty
Zgodnie z językiem używanym przez Deleuze’a – głównie w Po czym
rozpoznać strukturalizm? – faktycznie zachodząca sekwencja kolorów
świateł to realność, znaczenie kolorów zgodne z zasadami ruchu drogowego to stosunek wyobrażeniowy, zaś wszystkie możliwe kombinacje
kolorów – niezależnie od tego, czy mają one faktycznie miejsce – to
5 E. Leach, Lévi-Strauss, tłum. P. Niklewicz, Warszawa 1998, s. 37.
6 Zob. Tamże.
Architektonika Logiki sensu Deleuze’a
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
22
struktura7. Łatwo teraz zrozumieć, dlaczego dla określenia struktury
Deleuze używa pojęcia wirtualności. Struktura jest wirtualna, ponieważ
jest czymś, co jako możliwość rzeczywiście określa dany przedmiot.
Należy przede wszystkim pamiętać, że Deleuzjańska struktura nie ma
nic wspólnego z pojęciem szeroko rozumianej formy. Jest także niezależna
od bytu rzeczywistego i wyobrażeniowego – sekwencja rzeczywista to
po prostu jedna z sekwencji możliwych, ale możliwych rzeczywiście
(choćby w czasie awarii). W końcu, każdy wiersz przedstawiający jedną
z sekwencji to pojedyncza seria. Struktura świateł składa się więc z sześciu serii. Uzyskaliśmy ją, rozbudowując serię znaczącą. Na takiej samej
zasadzie możemy jednak rozbudować serię znaczoną – uzyskamy w ten
sposób strukturę znaczeń towarzyszących poszczególnym kolorom.
Otrzymamy znów sześć serii przedstawiających różne sekwencje „stop
– uwaga – jedź”. Mamy więc dwa zespoły serii – jedną bazującą na rzeczywistej sekwencji świateł, drugą na wyobrażeniowych znaczeniach;
pełną strukturą byłby znów zbiór serii wszystkich możliwych kombinacji. Przykład struktury świateł drogowych poucza nas o strukturalnej
technice kombinatoryki.
Często przytaczanym przez Deleuze’a przykładem struktury jest
Lacanowska interpretacja opowiadania Allana E. Poego Skradziony list8.
Zgodnie z tą interpretacją wyróżnia się dwie serie, w których pięć postaci
(król, królowa, minister, policja oraz detektyw) wchodzi w trzy kolejne
relacje z tytułowym listem (nieznalezienie listu, zostawienie listu na
widoku jako najlepsze ukrycie oraz znalezienie listu). Każdą z tych postaci
można nazwać elementem funkcji, zaś relacje – samymi funkcjami.
Naniesiona na tabelę Lacanowska struktura wygląda następująco:
Seria 1
Seria 2
Król, który nie widzi listu
(nie znajduje go)
Policja, która niczego u ministra
nie znajduje
Królowa, która za najlepszą kryjówkę
uważa zostawienie listu na widoku
Minister, który za najlepszą kryjówkę
uważa zostawienie listu na widoku
Minister, który wszystko widzi
i zabiera list
Dupin (detektyw), który wszystko
widzi i zabiera list
7 Zob. G. Deleuze, Po czym rozpoznać..., s. 288-291.
8 Zob. tamże, s. 308-309; tegoż, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa
2011, s. 64-65 oraz tegoż, Różnica i powtórzenie, s. 162 (przypis 19).
Jakub Tercz
23
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Widzimy wyraźnie, w jaki sposób funkcje postaci pozostają stałe,
zmieniają się zaś postaci. Ani elementy, ani ich funkcje nie posiadają
sensu same w sobie: „sens wynika zawsze z kombinacji elementów, które
same przez się nie są znaczące”9. Widzimy w końcu, że metoda wyróżniania serii u Lacana różni się od metody konstrukcji struktury świateł
opisanej dydaktycznie przez Leacha. Nie tylko określenie serii znaczącej
i znaczonej jest teraz co najmniej problematyczne, ale każdy szereg jednej
serii wydaje się składać ze złożeń elementów znaczonych i znaczących.
Postaci pełnią role elementów znaczących (obrazów, które nazwalibyśmy
portretowymi), zaś funkcje byłyby ich elementami znaczonymi (pojęcia
jako role, które mogą pełnić). Dlaczego by więc nie czytać tej struktury
jako sześciu serii? Ujawnia się tutaj jedna z podstawowych cech serii –
składa się ona z kolejnych serii. To, jakich dokonamy podziałów, zależy
od tego, co nas interesuje, jaki stawiamy cel analizy, jakie zadajemy pytania, na jakie natrafiamy problemy. Jak podkreśla James Williams: „Zdania Logiki sensu […] powinny być czytane raczej jak pytania lub humorystyczne prowokacje niż ostateczne słowo na temat stanów rzeczy”10.
W związku z tymi uwagami nie wolno ulec wrażeniu, że kiedykolwiek
zna się ostateczne reguły tworzenia struktury. Reguły takie nie mogą
być dane z góry, ponieważ bezpośrednio zależą od obranej dziedziny
i celu analizy. Także przedstawiona wyżej technika stanowi tylko jeden
z możliwych sposobów wyznaczania struktury.
W strukturalnej analizie opowiadania Poego Deleuze’a interesuje
jednak nie tyle konstruowanie struktury i kombinowanie ze sobą jej
elementów, ile sam list, który pojawia się w każdej serii, zapewniając
dynamikę struktury jako takiej. Zaginiony list to przykład sławnego
Deleuzjańskiego przedmiotu paradoksalnego.
Jakie są cechy charakterystyczne takiej paradoksalnej instancji? Nie
przestaje ona krążyć w obiegu dwóch serii, zapewniając komunikację
między nimi. Jest to instancja o podwójnym obliczu, obecna zarówno
w serii znaczącej, jak i znaczonej. To lustro. A dodatkowo coś, co może
być jednocześnie słowem i rzeczą, nazwą i przedmiotem, sensem i desygnatem, wyrażaniem i desygnowaniem. Zapewnia zbieżność obu serii,
przez które przebiega, ale właśnie pod warunkiem, że pod jej wpływem
będą się one bezustannie rozbiegały. Jej właściwością jest bycie stale
przemieszczoną wobec samej siebie11.
9 Tegoż, Po czym rozpoznać..., s. 294.
10 J. Williams, Gilles Deleuze’s Logic of Sense: a Critical Introduction and Guide,
Edinburgh 2008, s. 21.
11 Zob. G. Deleuze, Po czym rozpoznać..., s. 311-320 i tegoż, Logika sensu, s. 81-82.
Architektonika Logiki sensu Deleuze’a
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
24
Żadna prosta definicja nie wyczerpie skomplikowanych i wprawiających
w zakłopotanie sposobów, w jakie Deleuze opisuje strukturalne paradoksalne instancje. Można jednak wyróżnić jedną ich cechę, która będzie
pomocna zarówno w lekturze Logiki sensu, jak i w analizie architektonicznej. Otóż paradoksalny przedmiot krążący po strukturze można poznać
po tym, że jest po prostu obecny w każdej z serii, chociaż nie daje się
sprowadzić do szeregu jej elementów. Przykładowo, list nie jest po prostu
rolą, którą przyjmują postaci, ale odniesieniem, dzięki któremu zarówno
postać, jak i jej rola, mogą się dopiero pojawić. Innymi słowy, paradoksalny
przedmiot strukturalny jest warunkiem sensowności struktury, „gwarantuje nadawanie sensu w obu tych seriach, znaczącej i znaczonej”12. Każda
z postaci w przytoczonej strukturze Lacanowskiej może być zastąpiona
przez jakąkolwiek inną, tak jak każda postać może przyjąć inną rolę. Postaci
i ich role można ostatecznie usunąć, a przynajmniej poddawać kombinacjom i struktura jako taka nie ucierpi na tym. Jeżeli jednak usuniemy list,
usuniemy samą strukturę; jeżeli zaś zastąpimy go innym elementem, zamienimy jedną strukturę na drugą. Najważniejszą rzeczą, o której poucza nas
ten drugi przykład, jest każdorazowa konieczność podjęcia trudu odnalezienia w strukturze elementu, na którym się ona wspiera.
Pojęcia filozoficzne jako podstawowe jednostki strukturalne
Deleuze przedstawiał filozofię jako dziedzinę tworzenia pojęć. Pojęcia
filozoficzne są podstawowymi elementami zarówno książek filozoficznych,
jak i ich struktur. Budując architektoniczną analizę Logiki sensu, a więc
strukturalną lekturę dzieła strukturalnego, należy więc określić podstawowy zbiór pojęć, który w samej książce jest poddawany kombinatoryce.
Znów konieczne jest jednak wcześniejsze przygotowanie: należy wyjaśnić,
jak Deleuze rozumie pojęcia filozoficzne.
Pomijając złożoną i wielopunktową analizę statusu pojęć oraz następujące po napisaniu Logiki sensu odejście Deleuze’a od nomenklatury
strukturalnej, pojęcia są dla niego przede wszystkim pewnymi wielo12 Tamże, s. 82. Następujący fragment systematycznie streszcza podstawową
funkcję serii, sensu oraz paradoksalnego przedmiotu: „W seriach bowiem każdy
element ma sens jedynie ze względu na pozycję zajmowaną wobec wszystkich
pozostałych elementów; przy czym ta względna pozycja sama zależy od pozycji
absolutnej każdego z elementów wobec instancji = x, określonej jako nonsens,
instancji, która krąży bez przerwy, przenikając serie na wskroś. Sens jest w istocie
wytwarzany za sprawą tego właśnie obiegu jako sens, który odsyła do znaczącego,
ale również jako sens odsyłający do znaczonego.” (tamże, s. 106).
Jakub Tercz
25
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
ściami. Składają się z elementów połączonych określonymi relacjami.
W Co to jest filozofia? Deleuze i Guattari analizują w ten sposób między
innymi konstrukcję Kartezjańskiego pojęcia cogito:
Pojęcie to ma trzy składniki: wątpić, myśleć, być (z czego nie można wyciągnąć
wniosku, że wszelkie pojęcie jest trojakie). Całkowite wypowiedzenie pojęcia
jako wielości brzmi: „myślę, »więc« jestem”, lub pełniej: „ja, który wątpię, myślę,
jestem, jestem więc rzeczą, która myśli”. […] Składniki pojawiają się tutaj jako
czasowniki, ale nie jest to regułą, wystarczy, że są to zmiany13.
Analogiczną analizę możemy zastosować do każdego pojęcia filozoficznego. W języku strukturalistycznym pojęcie możemy ujmować jako
realny byt, którego „całkowite wypowiedzenie jako wielości” jest strukturą, wirtualnością. Jasny powinien być także pragmatyczny element
Deleuzjańskiej filozofii. Struktura pojęcia zdaje sprawę z tego, co możemy
z pojęciem zrobić, do czego daje się ono użyć, a także ze związanymi
z tym pojęciem pytaniami i problemami. Elementy pojęcia to jego funkcje i potencjalności.
Problem z lekturą Logiki sensu może polegać na tym, że każde pojęcie filozoficzne składa się z innych pojęć, a wszystkie pojęcia razem wiążą
się w jakiś sposób w gigantycznej strukturze. W efekcie próby odróżnienia funkcji pojęcia od samego pojęcia jako elementu funkcji mogą
się udać tylko za cenę niekompletnego odczytania. Podobnie rzecz ma
się z próbą podzielenia serii-rozdziałów Logiki sensu na znaczące i znaczone – próba taka jest po prostu jałowa. Gdy obierzemy za cel analizy
– zgodnie z prywatnymi preferencjami – jedno pojęcie bazowe, wcześniej
czy później złapiemy się na tym, że wertujemy w istocie całą książkę. Jak
podkreśla James Williams, „Deleuze pisze w taki sposób, aby wszystkie
serie pojęć i argumentów można było znaleźć w każdej innej serii, mniej
lub bardziej wprost, mniej lub bardziej wyraźnie. Prezentuje filozofię
radykalnego połączenia”14.
Pojęcia Deleuzjańskie – wszystkie pojęcia filozoficzne w Logice sensu
– posiadają dodatkową cechę, nieobecną w większości innych koncepcji
filozoficznych. Widzieliśmy wcześniej, że sens jest efektem wejścia elementów w określoną relację. Ta zasada dotyczy także pojęć. Ich sens
zmienia się w zależności od tego, który fragment książki poddajemy
analizie. Pojęcia są więc nie tylko złożone z innych pojęć, ale sam ich
sens pojawia się dopiero jako efekt kombinacji z innymi elementami.
13 G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest filozofia?, tłum. P. Pieniążek, Gdańsk
2000, s. 32-33.
14 J. Williams, Gilles Deleuze’s Logic of Sense..., s. 15-16.
Architektonika Logiki sensu Deleuze’a
Struktura pojęcia zdaje
sprawę z tego, co
możemy z pojęciem
zrobić, do czego daje
się ono użyć, a także ze
związanymi z tym
pojęciem pytaniami
i problemami.
Elementy pojęcia to
jego funkcje
i potencjalności.
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
26
„Nadać pojęciom jak największą mobilność ich sensu”15 – głosi zasada,
w myśl której została napisana Logika sensu. Deleuzjańskie pojęcia są
intensywne, ponieważ z rozdziału na rozdział relacje, w które wchodzą,
ulegają drobnym zmianom. Intensywność oznacza tutaj sposób, w jaki
zmienia się sens pojęć w zależności od relacji, w które wchodzi pojęcie
bazowe. Jasne staje się także twierdzenie, zgodnie z którym sensu zawsze
jest za dużo16.
W Logice sensu Deleuze nie przedstawił explicite teorii pojęcia filozoficznego. Nie oznacza to jednak, że lektura architektoniczna musi
z konieczności opierać się w tym miejscu na późniejszych dziełach, chociaż, jak zostało przedstawione, jest to rozwiązanie wygodne. Otóż istnieje w Logice sensu pojęcie kluczowe dla teorii pojęcia filozoficznego –
jest nim osobliwość. Tam, gdzie czytamy o osobliwości, możemy myśleć
o pojęciu filozoficznym. W ten sposób łatwo rozumieć, dlaczego „struktura musi zawierać dwie dystrybucje punktów osobliwych, odpowiadające seriom wyjściowym”17. Już pojedyncze pojęcie potrzebuje przynajmniej dwóch serii. Samo pojęcie ujmiemy wtedy jako element znaczony,
zaś jego zawartość (w postaci innych pojęć) jako serię znaczącą.
Próba wyznaczenia struktury Logiki sensu
Serie-rozdziały Logiki sensu składają się zatem ze strukturalnych elementów, z pojęć filozoficznych. Każda seria-rozdział przedstawia pewien
układ pojęć. Dla uproszczenia zachodzącą między nimi relację określmy
wstępnie jako relację tożsamościową18. Czytając Logikę sensu, można
wyróżnić przykładowo taką oto serię:
Stawanie się jest wydarzeniem – wydarzenie jest sensem – sens jest paradoksalny
15 G. Deleuze, L’île déserte et autres textes, Paris 2002, s. 107.
16 Zob. tegoż, Po czym rozpoznać..., s. 294-295.
17 Tegoż, Logika sensu, s. 91.
18 Deleuze przestrzegał przed ujmowaniem elementów różnych serii jako
tożsamych (zob. tegoż, Po czym rozpoznać..., s. 310). Tutaj upraszczam wykład
dla uzyskania klarowności. Samej tożsamości nie traktuję jednocześnie jako logicznej relacji identyczności, ale jako „bycie jak”, „bycie podobnym do” lub, o czym
piszę dalej, jako „jego sensem jest”. Skądinąd sam Deleuze w Logice sensu korzysta
z czasownika „jest” dla określenia relacji zachodzących między sensem, płaszczyzną,
wydarzeniem, strukturą i osobliwościami.
Jakub Tercz
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
27
To nasza seria wyjściowa. Mechanika strukturalnych konstrukcji
pozwala na dokonywanie dwojakich zmian w seriach: zmian metonimicznych oraz metaforycznych19. Obydwa rodzaje zmian polegają na
przesuwaniu elementów w strukturze. Przesunięcia metonimiczne
dotyczą zmian w obrębie tej samej serii, zaś metaforyczne między
seriami. Te drugie można traktować także jako metodę konstrukcji
drugiej serii. Z powyższej serii możemy przykładowo skonstruować
następującą serię:
Sens jest wydarzeniem – stawanie się jest sensem – wydarzenie jest paradoksalne
W ten sposób skonstruowaliśmy małą strukturę złożoną z dwóch
serii. Wyczerpanie analizy strukturalnej polegałoby na przedstawieniu
wszystkich możliwych kombinacji pojęć bazowych. Uzyskalibyśmy
w ten sposób następującą, trzecią serię:
wydarzenie jest wydarzeniem – sens jest sensem – stawanie się jest paradoksalne.
Trzy serie ujęte w tabelę unaoczniają wygląd otrzymanej struktury.
Seria 2
Seria 3
stawanie się jest
wydarzeniem
Seria 1
sens jest wydarzeniem
wydarzenie jest
wydarzeniem
wydarzenie jest sensem
stawanie się jest sensem
sens jest sensem
sens jest paradoksalny
wydarzenie jest
paradoksalne
stawanie się jest
paradoksalne
Taka jest podstawowa zasada konstrukcji Logiki sensu. Powyższe trzy
serie można rozumieć jako schematy serii-rozdziałów omawianej książki.
Każdy z rozdziałów na swój sposób dystrybuuje pojęcia wyjściowe. Tutaj,
dla uproszczenia, przyjęte zostały trzy pojęcia i trzy funkcje, chociaż
w samej książce jest ich kilkadziesiąt. Lekturę komplikuje jeszcze fakt, że
Deleuze, chociaż przedstawił w teorii, to w praktyce jakby pomijał klasyczne rozróżnienie strukturalistyczne na „bycie funkcją” (miejscem, które
ma zostać zajęte) i bycie „elementem funkcji” (tym, co zajmuje dane
miejsce). Inna jest bowiem funkcja pierwszych i drugich członów każdego
19 Zob. Tamże.
Architektonika Logiki sensu Deleuze’a
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
28
„wiersza” powyższych serii: „jest wydarzeniem”, „jest sensem”, „jest paradoksalne” to miejsca bądź funkcje, które mogą być zajęte przez „stawanie
się”, „wydarzenie” oraz „sens”. Pierwsze człony tworzą serię znaczącą,
drugie znaczoną. Kombinatoryka – metoda pisania Logiki sensu – polega
właśnie na tym, że te same elementy pojawiają się zarówno jako funkcje
oraz jako elementy funkcji. W efekcie dokonanie odróżnienia jest problematyczne i co najwyżej lokalne (to, co z jakiegoś powodu uznamy za
znaczące, może stać się znaczone, i odwrotnie). Ze względu na tę odwracalność możemy uzupełnić trzy powyższe serie o następne, w których
paradoks staje się kolejno wydarzeniem oraz sensem. Gdy wyczerpiemy
wszystkie możliwe kombinacje, skonstruujemy pełną strukturę – stosowana metoda zdaje sprawę ze szkicu architektoniki Logiki sensu.
Wiemy już, że relacja zachodząca między funkcją i jej elementem to
właśnie Deleuzjański sens. W powyższych przykładach „jest” można
rozumieć jako „jego sensem jest”: sensem stawania się jest „wydarzenie”,
sensem wydarzenia jest „sens”. Dotąd wszystko wydaje się jasne. Co
jednak zrobić z wyrażeniami „sensem wydarzenia jest sens”, a w końcu
„sensem sensu jest sens”? Tego rodzaju problemy – chociaż przedstawione
przez Deleuze’a od innej strony – są w Logice sensu podejmowane. Nie
ma tu miejsca na ich pełne omówienie. Zaznaczę tylko, że wyjaśnień
dostarczają rozważania Deleuze’a nad dwoma odmianami paradoksów:
po pierwsze, nad paradoksem nieskończonej regresji, po drugie, słów
wyrażających swój własny sens20.
Próba lektury architektonicznej
Podejdźmy do zagadnienia związku struktury i książki od jeszcze innej
strony. Otóż zgodnie z tym, co zostało powiedziane, Deleuzjańska struktura nie ma nic wspólnego z formą; forma bytu jest czymś, co byt ten
określa, co nadaje mu konkretny kształt, definiuje i określa istotę. Struktura niczego takiego nie robi, a przynajmniej nie robi tego z istoty. Struktura to jednak nie tylko sieć skombinowanych ze sobą elementów, ale także
wszystkie pytania i problemy, które w związku z danym bytem możemy
postawić21. Gdy więc czytamy Logikę sensu i natrafiamy na niezrozumiały
akapit, na niejasne pojęcie, musimy przyjąć jego problematyczność. Warto
znów podkreślić, że filozofia Deleuze’a od początku sytuuje się blisko
pragmatyzmu, a nawet może być rozumiana jako pewna jego odmiana.
20 Zob. Tegoż, Logika sensu, s. 62, 103.
21 Zob. Tamże, s. 85-90, 151; tegoż, Po czym rozpoznać..., s. 306-307.
Jakub Tercz
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
29
Wytyczenie własnej serii, ze względu na własny problem, prowadzi
do uniezależnienia omawianej książki od linearnej lektury od początku
do końca. Świadczy o tym omówiony wyżej schemat konstrukcji serii-rozdziałów: nic nie uprzywilejowuje jednej relacji względem drugiej, nie
istnieją aprioryczne kryteria wyróżniające dowolną serię w stosunku do
pozostałych, sens każdego pojęcia jest rozrzucony po całym dziele. „Elementy, odmiany stosunków, punkty charakterystyczne [osobliwości]
współistnieją w dziele lub w przedmiocie […] w taki sposób, że nie
można wyznaczyć uprzywilejowanego wobec innych punktów widzenia,
jakiegoś centrum, które mogłoby jednoczyć inne centra”22. Prawomocności takiego ujęcia sprzyja nie tylko teoria rozciągająca się na serie-rozdziały, ale także styl, którym Logika sensu została napisana. Ogólną
cechą tego stylu jest specyficzna powściągliwość23. Książka pozbawiona
jest tradycyjnego wstępu, który miękko wprowadzałby w całość dzieła,
pozbawiona jest także zakończenia, które całość tę by podsumowywało.
Deleuze nie zdradza swoich intencji, nigdzie nie pisze, co jest dla niego
ważne, jak gdyby od początku pilnował sam siebie przed sugerowaniem
czytelnikowi możliwych interpretacji. Otwierające Logikę sensu słowo
wstępne, zajmujące niecałe dwie strony, z pewnością nie ułatwi nikomu
lektury – jest pisane z pewnego rodzaju kurtuazyjną nonszalancją, podobnie zresztą jak wiele dalszych fragmentów.
Podejmując lekturę, jesteśmy więc od razu wrzuceni w środek teorii,
w której nie możemy się zlokalizować, dopóki nie sformułujemy własnych oczekiwań. To poczucie wrzucenia w środek teorii – jakby wejścia
do sali w środku wykładu – powtarza się w Logice sensu wielokrotnie.
Większość serii-rozdziałów zaczyna się właśnie w ten sposób, sprawiając
wrażenie, jak gdyby tekst był nierówno wycięty z większej całości.
W rozdziałach niejednokrotnie pojawiają się akapity niezwiązane z pozostałymi. Zakończenia rozdziałów zwykle nie są związane z początkiem
następnego.
Tylko częściową pomoc oferują tytuły serii-rozdziałów. Rozdziały
otwiera zwykle tematyka całkiem z tytułem niezwiązana, przez co wydaje
się, że pierwszy akapit do tego rozdziału nie należy, jak gdyby coś się
pomieszało. Bardziej pomocny jest bogaty indeks zagadnień znajdujący
się pod tytułem każdej serii-rozdziału. To on pomaga w odpowiedzi na
pytanie: o czym my tu właściwie mówimy? Przykładowo, w Serii siedemnastej: o statycznej genezie logicznej Deleuze sugeruje w kontekście
wyłaniania się powierzchni z głębi, iż „należałoby przeczytać wszystkie
22 Tegoż, Różnica i powtórzenie, s. 294.
23 Zob. tamże, s. 360.
Architektonika Logiki sensu Deleuze’a
Jesteśmy więc od razu
wrzuceni w środek
teorii, w której nie
możemy się
zlokalizować, dopóki
nie sformułujemy
własnych oczekiwań.
To poczucie wrzucenia
w środek teorii – jakby
wejścia do sali w
środku wykładu –
powtarza się w Logice
sensu wielokrotnie
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Najadekwatniejszą
metaforą jest tutaj
perpetuum mobile.
Jeżeli myśleć o tym
dziele jak
o strukturalnej
maszynie, to jest to
maszyna, której
trybami są napędzające
się wzajemnie pojęcia
filozoficzne
30
przygody Alicji: jej kolejne zmniejszenia i wydłużenia, jej obsesje pokarmowe i związane z enurezą, jej spotkania z rozmaitymi seriami”24. Nic
nie wskazuje, że w innym miejscu książki taka analiza została przedstawiona – wątek ten pojawia się natomiast pod koniec książki, w Serii
trzydziestej trzeciej: o przygodach Alicji. Wszystkie te zabiegi stylistyczne
wspierają twierdzenie, iż mamy do czynienia z puzzlami, które należy
dopiero ułożyć.
Pozostał ostatni element, który zgodnie z teorią Deleuze’a dopełnia
strukturę: paradoksalny przedmiot strukturalny, który obecny jest we
wszystkich seriach struktury. Wyżej podany został przykład listu Poego,
który należy do każdej serii struktury i dzięki temu stanowi warunek
sensowności wszystkich serii i struktury jako całości. Otóż w Logice sensu
każde z obecnych w niej pojęć filozoficznych możemy kolejno rozumieć
jako ten motor struktury, jak coś wprawiającego pozostałe elementy
w ruch. Rozwijając Deleuzjańską nomenklaturę, moglibyśmy mówić
wtedy o pojęciu = x. Wyznaczanie własnej linii lektury Logiki sensu
byłoby wtedy krążeniem wokół pojęcia jako przedmiotu zgadywanki
(jednego z określeń strukturalnej, paradoksalnej instancji)25. Jednocześnie
to pojęcie = x staje się podmiotem naszej prywatnej struktury, naszej
własnej lektury książki.
Zakończenie
Na koniec warto porównać architektonikę Logiki sensu z zarysowaną na
początku architektoniką Krytyki czystego rozumu. W przypadku Kantowskiego opus magnum mieliśmy do czynienia z hierarchiczną konstrukcją regulowaną przez tendencję rozumu do tworzenia stabilnych
systemów, co znalazło odbicie w formie dzieła. Swoistym napędem
teorii Kanta jest rozum, zwieńczający możliwą do wyobrażenia budowlę.
Jest oczywiste, że Logika sensu zrywa z hierarchicznym porządkiem
wykładu, otwiera się na lekturę nieliniową, nie gruntuje przedstawianej
teorii na żadnym konkretnym elemencie – słowem, jej napędem, immanentnym podmiotem nie jest z pewnością rozum. Najadekwatniejszą
metaforą jest tutaj perpetuum mobile26. Jeżeli myśleć o tym dziele jak
o strukturalnej maszynie, to jest to maszyna, której trybami są napędzające się wzajemnie pojęcia filozoficzne, które raz wprawione w ruch
24 Tegoż, Logika sensu, s. 175.
25 Zob. Tegoż, Po czym rozpoznać..., s. 312.
26 Zob. Tegoż, Logika sensu, s. 101.
Jakub Tercz
31
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
określają się wzajemnie (generują sens), nie potrzebując zarazem żadnej
„zewnętrznej stymulacji”, którą w filozofii Kanta pełni rozum. Innymi
słowy, nie ma w Logice sensu nadrzędnej instancji, która ogarniałaby
całość dzieła i teorii, nie zostaje powołane centrum czy szczyt, który
określałby reguły dla pozostałych elementów.
Architektoniczna próba analizy Logiki sensu ujawnia na samym końcu
jeszcze jedną jej specyficzną cechę. Jeśli pozbawimy system w rodzaju
Kantowskiego jednego z elementów, całość zwyczajnie runie. Nie
możemy „wykasować” z Krytyki czystego rozumu żadnego z kluczowych
elementów bez jednoczesnego zniszczenia całej misternej konstrukcji.
Logika sensu jest z kolei odporna na gruntowne modyfikacje: nie tylko
nie ma centrum, ale usunięcie jednego elementu nie zniszczy sensu
pozostałych, co najwyżej zmniejszy się intensywność tego, co zostawimy.
Intensywność Deleuzjańska, o ile szukać dla niej miary, może być liczona
bogactwem potencjalnie możliwych relacji czekających na odnalezienie.
Intensywność Logiki sensu rośnie wraz z określaniem nowych relacji
między pojęciami.
Architektonika Logiki sensu Deleuze’a
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
32
Jakub Tercz (ur. 1986) w 2010 roku ukończył studia filozoficzne na
Uniwersytecie Gdańskim. Obecnie doktorant w Zakładzie Historii Filozofii Współczesnej UW, gdzie przygotowuje pracę doktorską na temat
filozofii Gilles’a Deleuze’a. Na Uniwersytecie Otwartym UW prowadzi
kurs „Psychiatria i jej filozoficzne aspekty”.
Dane adresowe:
Instytut Filozofii UW
Krakowskie Przedmieście 3
00-927 Warszawa
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
J. Tercz, Architektonika Logiki sensu Deleuze’a, „Praktyka Teoretyczna”
nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_
sensu/03.Tercz.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Jakub Tercz
Title: Architectonics of Deleuze’s Logic of sense
Summary: The article presents a specific proposal of reading the Logic of Sense,
which – referring to the philosophy of Kant – I call architectural. Architectural
reading consists in the simultaneous analysis of philosophical theory and the formal
structure of the work. Although this technique may be referred to a number of
classic works, Logic’s case appears to be unique, as suggested by the author when he
names each of the 34 chapters ‘series’ as a pivotal concept for the theory. Therefore
Logic is deliberately self-reflexive, which means that the structure of chapters and
paragraphs, the nature of philosophical concepts, and even the difficulty in reading
are justified by contents. Finally, it appears that Logic is constructed as a puzzle
waiting to be solved in accordance with subjective questions and problems of the
reader. I intentionally do not present any particular proposal of reading, I merely
try to provide a ‘strategy’. In this sens, the article is a prolegomena to the proper
reading of the Logic of Sense.
Key words: structuralism, serialism, sens, combinatorics, architectural method of
reading
Jakub Tercz
Michal/ Gusin
Logika
sensu:
Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy
}
Gilles Deleuze znany jest jako filozof, który podjął głęboką
debatę z psychoanalizą. Debata ta nie da się zredukować
wyłącznie do krytyki, bowiem myślenie i pisanie Deleuze’a
dokonuje się w przestrzeni niejednorodnej i wielowymiarowej. W Logice sensu freudowski projekt wzbogacony
i przekształcony przez Melanie Klein czy Jacques’a Lacana
służy do wskazania metafizycznej potencjalności psychoanalitycznych konceptów. Określając psychoanalizę jako
„naukę o wydarzeniach”, Deleuze nie traktuje jej doktrynalnie, ale tworzy sieć powiązań pomiędzy rozmaitymi seriami
psychoanalitycznych wglądów. W artykule próbuję pokazać,
w jaki sposób Deleuze określa wprowadzenie do debaty
z psychoanalizą. Kluczową koncepcją dla tego wprowadzenia jest termin „fantazmat”, który nawiązuje także do
tradycji filozoficznej.
Słowa kluczowe: psychoanaliza, fantazmat, seria, wydarzenie
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
34
Ciekawe, że to nie ja wyprowadziłem
Feliksa z psychoanalizy, tylko on mnie.
Gilles Deleuze
W nocie do włoskiego wydania Logiki sensu z 1976 roku Deleuze pisze:
Co się nie udało w Logice sensu? Oczywiście, nosi ona jeszcze znamiona autentycznej życzliwości i poczucia winy wobec psychoanalizy. Moim jedynym wytłumaczeniem byłoby to, że próbowałem w sposób nieśmiały unieszkodliwić psychoanalizę, przedstawić ją jako sztukę powierzchni, która zajmuje się
wydarzeniami jako jednostkami powierzchniowymi (Edyp nie jest niegodziwcem,
ma tylko dobre intencje…).
Koncepty psychoanalityczne pozostały nietknęte, a Melanie Klein i Freud potraktowani z respektem. A teraz? Niestety, nie mogę mówić wyłącznie we własnym
imieniu, ponieważ wszystko, co stało się od Logiki sensu, pozostaje zależne od
mojego spotkania z Feliksem Guattarim, od mojej z nim pracy, tego, co robimy
razem […]. Anty-Edyp nie jest już ani wysokością, ani głębią, ani powierzchnią.
Tu wszystko się wydarza, dzieje się – intensywności, wielości, wydarzenia – na
pewnego rodzaju ciele sferycznym czy cylindrycznym obrazie: ciele bez organów1.
Słowa te, napisane po siedmiu latach od wydania Logique du sens, świadczą o przynajmniej trzech sprawach. Po pierwsze, psychoanaliza w tej
książce ujmowana jest jako teoria pełna użytecznych pojęć, schematów
i konceptów, które mogą być rozwijane na planie filozoficznym –
potwierdzają to liczne cytaty i odwołania do Freuda, Lacana, Klein, ale
także Pontalisa czy Leclaire’a. Odwołania te mają charakter pokojowy
– w tym sensie fundamenty koncepcji Freuda pozostały nietknięte –
w odróżnieniu od odwołań występujących w Anty-Edypie, które mają
charakter subwersywny, a czasami wręcz wojenny, i prowadzą do zastąpienia psychoanalizy schizoanalizą. Po drugie, sojusz z psychoanalizą
w wymiarze teoretycznym według rozważań z Logiki sensu jest nie tylko
możliwy, ale i wskazany, stąd poczucie winy wobec psychoanalizy, której filozoficzna albo metafizyczna potencjalność ciągle nie została zaktualizowana. Można by pomyśleć, iż życzliwość Deleuze’a wobec psychoanalizy jest symetryczną figurą wobec „życzliwości” Lacana dla
filozofii i podobnie zanika na początku lat siedemdziesiątych. Anty-Edyp
stanowi jeden z kilku momentów w dwudziestowiecznej filozofii francuskiej, w których następuje odwrót od metafizycznej potencjalności
1 G. Deleuze, Note pour l’edition italienne de Logique du sens, [w:] tegoż, Deux
regimes de fous, Paris 2003, s. 60.
Michal/ Gusin
35
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
psychoanalizy, ale także, co zdaje się mniej rozpoznane, wpisuje się
w drogę prowadzącą Lacana ku anty-filozofii. Po trzecie, aktywne działanie w polu teorii psychoanalitycznej polega na unieszkodliwieniu jej,
przedstawieniu jako „sztuki powierzchni”. Oznacza to, że dokonująca
się praca na poziomie pojęciowym, na poziomie potencjalności, zapoznaje groźny czy złowrogi charakter psychoanalizy, jej wymiar „polityczny”
demaskowany w Anty-Edypie. Logika sensu, jak zobaczymy, przekształca
psychoanalizę w teorię fantazmatów, a w pewnym sensie także w fantazmatyczną teorię, co później zostanie określone jako nieśmiała próba
unieszkodliwienia, która się nie powiodła.
Komentarz napisany z perspektywy współpracy z Guattarim,
w trakcie jej największej intensywności, wskazywać może na swego
rodzaju rozczarowanie spowodowane zbytnią bliskością projektu Logiki
sensu i psychoanalizy. W takiej też perspektywie można by powiedzieć,
że jest to książka, która „zatrąca niemiło Freudem”2. Problem, jak się
wydaje, leży jednak w tym, iż przynależąc do „etapu przejściowego”
Deleuze’a, zawiera w sobie elementy nigdy później nierozwijane.
A jednocześnie idealnie wpisuje się w serie jego wcześniejszych książek.
W wielu bowiem aspektach stanowi dopełnienie bądź uzupełnienie
Różnicy i powtórzenia. W znaczeniu uzupełnienia stanowi próbę realizacji książki filozoficznej, która nawiązuje do technik pokrewnych „na
przykład teatrowi czy filmowi” – zamiast rozdziałów mamy wzajemnie
implikujące się serie, w całościowym horyzoncie książki eksplikujące,
ażeby w recepcji czytelniczej wyrazić complicatio3. Historia filozofii,
będąc medium, w którym komunikacja między seriami znajduje wyraz,
opowiada się na nowo. Tak jak w książkach poświęconych Nietzschemu,
Kantowi czy Spinozie. Ale też inaczej – sobowtór jest w pełni uprzedni
w stosunku do myśliciela, nie jest jego pasożytem, ale duchem odkupicielem z chaosu, życiem podwojonym, a na mocy complicatio „unieskończonionym”. Uzupełnienie oznacza więc zapewnienie ciągłości
tworzącego się dzieła: uznany historyk filozofii publikuje książkę par
2 W anglojęzycznym wydaniu słowa z przedmowy “ce live est un essai de
roman logique et psychanalytique” zostały przetłumaczone jako “This book is an
attempt to develop a logical and psychological novel”. Pomyłka ta stanowi swego
rodzaju świadectwo recepcji Deleuze’a jako zagorzałego wroga psychoanalizy.
3 „Trójca komplikacja-eksplikacja-implikacja zdaje sprawę z całego systemu,
to znaczy z chaosu, który wszystko zawiera, z dywergentnych serii, które się zeń
wyłaniają i doń powracają […]. Każda seria eksplikuje się lub rozwija tylko w swojej
różnicy z innymi seriami, jakie implikuje i jakie ją implikują, jakie zwija i jakie ją
zwijają – w tym chaosie, który wszystko komplikuje.” – G. Deleuze, Różnica
i powtórzenie, tłum. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1998, s. 185.
Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy
Logika sensu, jak
zobaczymy, przekształca
psychoanalizę w teorię
fantazmatów,
a w pewnym sensie
także w fantazmatyczną
teorię, co później
zostanie określone jako
nieśmiała próba
unieszkodliwienia,
która się nie powiodła
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
36
excellence filozoficzną, którą jest Różnica i powtórzenie, aby uzupełnić
przejście od historii filozofii do filozofii samej tym, co zwie się logiką
sensu. Nazwa jest samym przedmiotem: logika określa (minimalny)
zespół reguł i prawideł, na mocy których myśli i wypowiedzi są komunikowalne, tworzą więc sens wspólny; logika sensu to sensu powtórzenie, w którym na nowo skonfrontowani jesteśmy z sytuacją poprzedzającą narodziny myśli.
Ale Logika sensu jest też dopełnieniem Różnicy i powtórzenia, tak jak
dopełnieniem zbioru jest wszystko, co do niego nie należy. Powtarzające
się motywy obu książek realizują inne kierunki, stanowią przykład syntezy dysjunktywnej. Motyw psychoanalizy, bądź co bądź odgrywający
fundamentalną rolę w książce bezpośrednio następującj po Logice sensu,
stanowi przykład afiliacji filozoficznej. I Różnica…, i Logika… są zauważone przez Lacana, który w seminarium XVI, zachęcając swoich słuchaczy do lektury obydwu prac, odnotował:
przez sam swój tytuł Różnica i powtórzenie wykazuje powiązania z moim dyskursem, o czym jej autor z pewnością dobrze wie. Dlatego też byłem mile
zaskczony, znajdując na półce książkę, która daje nam jeszcze więcej – zaskoczony
tym bardziej, że kiedy ostatnio go widziałem, nic mi o niej nie wspominał –
i nazywa się Logika sensu. […] warto zauważyć, że miał szczęście, mogąc poświęcić czas na wyartykułowanie i zgromadzenie w jednym tekście nie tylko tego,
co w istocie głosił mój dyskurs – a nie ma wątpliwości, że dyskurs ten jest
w centrum jego książek, skoro przyznaje, że Seminarium o Skradzionym o liście
tworzy pewnego rodzaju warunek wstępny, definiuje próg – ale także [na wyartykułowanie] tego, co według mnie wzbogaca mój dyskurs4.
Ta uwaga pochodząca od samego mistrza dobrze pokazuje kierunek,
w którym Deleuze zmierzał pod koniec lat sześćdziesiątych. Logika
sensu w znaczeniu dopełnienia będzie także (a może przede wszystkim)
wprowadzeniem do psychoanalizy. Przy czym wprowadzenie ma tu
charakter wieloznaczny. Z jednej strony daje około-strukturalistyczną
wykładnię psychoanalizy, czyli powtarza w teoretycznie skondensowanej formie drogę Lacana z połowy lat pięćdziesiątych, z drugiej redefiniuje strukturalizm przez odwołania do psychoanalizy, i to redefiniuje
w sposób krytyczny. Tak jak Heidegger postulował wprowadzenie do
metafizyki jako jej ponowne przemyślenie (w medium historii filozofii), tak Deleuze proponuje powtórzenie strukturalistycznego momentu
psychoanalizy („Ta książka jest próbą powieści logicznej i psychoana4 J. Lacan, Le Séminaire, Livre XVI: D’un autre à l’autre (1968-69), Paris 2006,
s. 218.
Michal/ Gusin
37
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
litycznej zarazem.”5). Ten moment strukturalistyczny nie jest jednak
tożsamy ze źródłowym Lacanowskim „powrotem do Freuda”. Idzie tu
raczej o swoistą potencjalność zawartą w procesie fantazmatu albo
wydarzenia. Sama psychoanaliza ma być „nauką o wydarzeniu”, i to
właśnie wokół niego konstytuować się będzie Deleuzjański gest wobec
dziedzictwa Freuda.
Deleuze jest jednocześnie profanem, doskonale psychoanalizie
obcym, niewiernym, który niemniej pozostaje jej przychylny. Jak
powie już po publikacji Anty-Edypa: „nie byłem obciążony ani odpowiedzialnością psychoanalityka, ani poczuciem winy i różnymi innymi
uwarunkowaniami związanymi ze statusem pacjenta”6, co pozwalało
mu na pracę pojęciową „w dodatku w fazie zalążkowej”. I na tym
etapie jest Logika… – opracowuje psychoanalityczne koncepty (Edyp,
kastracja, ciało jako mnogość stref erogennych itd.), które przeplatają
się w koncepcji wydarzenia. Teoretyczny projekt psychoanalizy rozumiany jest jako opracowywanie genezy znaczeń, które konstytuują się
wokół różnych zdarzeń w życiu podmiotu, w szczególności zdarzeń
traumatycznych podlegających procesowi wyparcia. W takim też najogólniejszym znaczeniu Deleuze pisze, iż psychoanaliza „jest nauką
o wydarzeniach, pod warunkiem, że nie traktujemy wydarzenia jako
czegoś, czego sens należy odnaleźć i wydobyć” (282). Wydarzenie jest
pojawieniem się sensu będącego granicą, powierzchnią rozdzielającą,
dystansem między zdaniem a stanem rzeczy, do którego się ono odnosi
– wydarzenie jest sensem samym „pod warunkiem, że nie myli się
wydarzenia z jego czaso-przestrzenną realizacją” (43). Wiąże się to
z kolejną charakterystyką: jako nauka psychoanaliza odtworzyć ma
logikę czy też porządek, w jakim rzeczywiste zdarzenia podmiotu stają
się dla niego zdarzeniami znaczącymi: „Praca analizy […] polega na
umożliwieniu dotarcia do tego nieświadomego porządku reprezentacji ‘wypartych’, ażeby odtworzyć jego logikę, odkryć za każdym razem
jego osobliwą/jednostkową [singulier] spoistość”7. Deleuze’a jako filozofa interesuje oczywiście nie praktyka (klinika), ale możliwość określenia samego aktu myślenia, czasownika „myśleć”, będącego osobliwością, wokół której konstytuuje się Ja (zob. 160), za pomocą teorii
psychoanalitycznej.
5 G. Deleuze, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa 2011, s. 14. Dalej
cytaty z tego wydania lokalizuję, podając numer strony w nawiasie.
6 G. Deleuze, Negocjacje: 1972-1990, tłum. M. Herer, Wrocław 2005, s. 26.
7 S. Leclaire, Psychanalyser, Paris 1968, s. 58.
Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
38
Fantazmat psychoanalizy
W ukonstytuowanej wersji psychoanalizy oddziaływanie słowa na ciało,
tego, co językowe, na to, co somatyczne, przyjmie postać dualnej artykulacji popędu: afektu i przedstawienia/wyobrażenia [Vorstellung]. Dualność tę wyjaśnić można względnie łatwo, jako kumulację i/lub rozładowanie napięcia na poziomie cielesnym (odczucie przykrości i/lub
rozkoszy) oraz towarzyszące temu wspomnienie bądź wyobrażenie.
Wyobrażenie może reprezentować się na płaszczyźnie somatycznej, czego
najlepszym przykładem były objawy histeryczne, w których ciało zachowuje się wbrew nauce anatomii; i odwrotnie – pobudzenie cielesne (przyjemność/przykrość) może reprezentować się czy też „wyczerpywać”
w wyobrażeniu. Freud wokół tej dualności sklasyfikuje cechy dystynktywne
nerwicy, psychozy i obsesji (fobii). Psychoanaliza nigdy nie mogła wyrzec
się owej dwoistości, a mówiąc jeszcze inaczej: psychoanaliza zredukowana
wyłącznie do praktyki dyskursywnej, wyłącznie do mówienia, nie jest
psychoanalizą – język, mowa i mówienie występują w ścisłym związku
z afektywnym stanem wypowiadającego podmiotu. Psychoanaliza jako
nauka, nawet jeśli jest to tylko nauka w stanie powstawania, quasi-nauka
czy też projekt nauki o nieświadomości, będzie miała na celu wyjaśnienie
tej podwójnej artykulacji mówiącego ciała. W tym znaczeniu wszelkie
teoretyczne toposy psychoanalizy zostają wypracowane na gruncie materiału terapeutycznego. Podmiot znaczącego, czyli podmiot wypowiadający
(mówiący) występuje w szczególnym związku z podmiotem jouissance,
czyli podmiotem doznającym (przyjemności/bólu). Ten pierwszy odpowiada Freudowskiej artykulacji na poziomie wyobrażenia/przedstawienia,
ten drugi – afektu. Dla Deleuze’a, któremu chodzi nie tyle o podmiotowość i subiektywność, ile o procesy je wytwarzające, ważne będą te konstrukcje psychoanalizy, które niczym rozważania stoików o ciałach
i efektach, pokazują wzajemne oddziaływanie czy przenikanie się owych
stref pękniętego podmiotu. Odwoływał się więc będzie zarówno do Lacana,
jak i Melanie Klein. Na poziomie konceptualnym fantazmat będzie stanowić konstrukcję najbliższą wydarzeniu (seria 30, 282-285).
W Słowniku psychoanalizy Laplanche’a i Pontalisa, do którego Logika…
wielokrotnie się odwołuje, fantazmat w najogólniejszym znaczeniu określany jest jako wyobrażony scenariusz, w którym „podmiot, w sposób
mniej lub bardziej zniekształcony przez procesy obronne przedstawia
spełnienie jakiegoś pragnienia”8. Psychoanaliza odkrywa leżącą u podłoża
8 J. Laplanche, J.B. Pontalis, Słownik psychoanalizy, tłum. E. Modzelewska,
E. Wojciechowska, Warszawa 1996, s. 52.
Michal/ Gusin
39
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
wszelkich fantazmatów formę uniwersalną w postaci fantazmatu pierwotnego. Najlepszym i zarazem najbardziej adekwatnym przykładem
dla Deleuzjańskiego wprowadzenia może być analiza Człowieka-Wilka
i Człowieka-Szczura wraz z późniejszymi komentarzami. Odniesienia
do nich pojawiają się w Logice sensu kilkakrotnie, ilustrując samą koncepcję fantazmatu oraz metodę serialną. Jeśli chodzi o analizę Człowieka-Szczura9, szczególnie interesujący jest dla Deleuze’a komentarz Lacana.
Powołuje się na niego w serii szóstej, popełniając przy tym zabawną
czynność pomyłkową: „Weźmy jego [Lacana] komentarz do człowieka
od wilków, wykazujący istnienie serii w nieświadomości […] i wskazujący na szczególną rolę, jaką w obu seriach odgrywa element »długu«”
(67). Człowiek-Wilk (albo „człowiek od wilków”, jak funkcjonuje to
w języku francuskim) zastąpił Człowieka-Szczura.
W Lacanowskim opracowaniu ważne jest także to, co zostanie przetworzone w koncepcję fantazmatu:
w sercu doświadczenia analitycznego istnieje coś, co powinno właściwie nazywać
się mitem, mitem jako dokładnie tym, co może być zdefiniowane jako nadające
formułę dyskursywną temu, co nie może być przekazane w definicji prawdy
[…]. Mówienie nie może uchwycić tego momentu dostępu do prawdy jako
prawdy obiektywnej, może go wyrazić tylko w sposób mityczny10.
Psychoanaliza jako teoria oparta na praktyce, sztuka w średniowiecznym
znaczeniu sztuk wyzwolonych [arts libéraux] udostępnia coś, co nie daje
się zobiektywizować w postaci formuł nauki i wyraża się w postaci
mitycznej. Lacan nazwie to „indywidualnym mitem nerwicy” jako swoistą inscenizacją, mitycznym pejzażem, w którym podmiot rekonstruuje
własną historię. I nie jest to historia obiektywna, ale za to sensowna,
pełna różnego rodzaju elementów odgrywających szczególną rolę w życiu
podmiotu. W psychoanalizie jako technice chodzi o ich wyodrębnienie,
wyodrębnienie ich układów, serii rozumianej jako szereg elementów
wzajemnie do siebie odsyłających za sprawą czegoś, co jest w stosunku
do nich całkowicie heterogeniczne. W wypadku Człowieka-Szczura była
to seria zapoczątkowana opowieścią o chińskiej torturze, opowieścią,
która stanowiła katalizator dla czynności natrętnych, z powodu których
Ernest Lanzer zgłosił się do Freuda, a jednocześnie punkt zbieżności,
wokół którego organizować się będzie relacja do zmarłego ojca i ukochanej kobiety. Analiza tego przypadku polega na uporządkowaniu
9 Z. Freud, Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw, [w:] tegoż,
Charakter a erotyka, tłum. R. Reszke, D. Rogalski, Warszawa 1996, s. 23-83.
10 J. Lacan, Le mythe individuel du névrosé, Paris 1956, s. 322.
Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
40
występujących tu ciągów znaczeniowych, serii wzajemnie się wywołujących i rezonujących (seria synowska i seria ojcowska).
W Lacanowskiej analizie człowieka od szczurów występuje na przykład seria ojca, która bardzo wcześnie pobudza dziecko i należy do
historii rodzinnej (dług – przyjaciel – kobieta bogata – kobieta biedna),
a także seria o tych samych elementach, ale zamaskowanych i przesuniętych, którą podmiot sam odnajduje później już na własną rękę
(gdzie dług gra rolę przedmiotu = x, który wprawia w rezonans obie
serie) (303).
Analizowany i opisany przez Freuda przypadek Siergieja Pankiejewa
stanowi wzorcowy przykład tego, w jaki sposób zdarzenie z historii
podmiotu staje się wydarzeniem w znaczeniu Deleuze’a. Co więcej,
dekadę później, w drugim tomie Kapitalizmu i schizofrenii, napisanym
wspólnie z Guattarim, znajduje się ostatni tekst poświęcony wprost
psychoanalizie, który jest swego rodzaju trawestacją psychoanalitycznych
rozważań nad historią Człowieka-Wilka.
Dla Freuda analiza zaprezentowana w Z historii nerwicy dziecięcej
stanowiła ważną aplikację już opracowanej teorii i mocny dowód skuteczności metody interpretacji psychoanalitycznej. Pacjent nazwany
Człowiekiem-Wilkiem, po wielu bezowocnych próbach leczenia u ówczesnych lekarzy, zwrócił się do twórcy psychoanalizy w nadziei na pomoc.
Freud odnalazł źródło jego aktualnych zaburzeń w historii dzieciństwa.
Stosując metody opracowane w Objaśnianiu marzeń sennych i biorąc
poprawkę na zniekształcenia pamięci obejmującej wspomnienia i przeżycia z dzieciństwa analizanta, zrekonstruował źródłowe doświadczenie,
które naznaczyło w sposób retroaktywny rzeczywistość psychiczną Człowieka-Wilka. Kluczowe jest marzenie senne, za sprawą którego Pankiejew nabył psychoanalityczny kryptonim Człowieka-Wilka. Jego treścią
jawną jest obraz wilków siedzących na drzewie i intensywnie wpatrujących się w śniącego. Analityczna interpretacja tego snu doprowadziła
do odkrycia „sceny pierwotnej”, którą w tym wypadku był akt seksualny
rodziców a tergo – Człowiek-Wilk jako półtoraroczne dziecko był świadkiem tej sceny uzyskującej znaczenie za sprawą mechanizmu naznaczenia wstecznego. Naturalne wydaje się pytanie o ontologiczny status
owego zdarzenia: czy rzeczywiście miało miejsce, czy też jest konstrukcją analityczną oraz pewnym scenariuszem, w którym jak w soczewce
skupia się charakter psychoanalitycznego projektu teoretycznego.
W Logice sensu, w której chodzi o pokazanie genezy wydarzenia jako
bytu metafizycznego, transcendentalnego i topologicznego jednocześnie,
Freudowska analiza odgrywa rolę przykładu wyjściowego. Gdy Deleuze
charakteryzuje fantazmat jako to, co nie reprezentuje ani działania, ani
Michal/ Gusin
41
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
doznania, ale „wynik działania i doznania”, równocześnie uchyla rozróżnienie pomiędzy wyobrażonym a rzeczywistym stanem rzeczy jako
substancją wydarzenia. Freud także zmniejszył wagę tego rozróżnienia
(„sam chciałbym wiedzieć, czy scena pierwotna była fantazją, czy realnym
przeżyciem mego pacjenta, ale biorąc pod uwagę inne podobne przypadki, należy stwierdzić, że rozstrzygnięcie tej kwestii nie jest właściwie
aż tak bardzo ważne”11) – i właśnie to sprawia, że psychoanaliza rozpoznaje proces tworzenia się fantazmatów jako zakorzenionych w rzeczywistej historii podmiotu, ale na nowo ową historię przetwarzających
(naznaczenie wsteczne) czy zakrzywiających. Stanowią przeto coś
w rodzaju powierzchni, na której zostają zarejestrowane zdarzenia:
powierzchni łączącej i rozdzielającej ową wewnętrzność podmiotu, jego
mityczno-metafizyczną subiektywność i stronę zewnętrzną, czyli asymetrycznie mityczno-fizyczną obiektywność. I ze względu na ten „dwustronny” charakter w fantazmacie dokonuje się przejście od przeżycia
psychicznego (pseudo-przyczyna, zdarzenie wyjściowe) do struktury
logicznej (efekt, artykulacja językowa, interpretacja analityczna) i odwrotnie: następuje ustrukturowanie wrażeń poprzez ich „rejestrację” na
powierzchni. W terminologii Freudowskiej proces ten nazywa się naznaczeniem wstecznym. Podlega mu nie tyle całe traumatyczne przeżycie,
ale te jego elementy, które nie mogły zostać w pełni wprowadzone do
kontekstu znaczeniowego przeżywającego podmiotu (obserwacja aktu
seksualnego rodziców). Wraz z pojawieniem się zdarzeń umożliwiających
stworzenie kontekstu dla tych nieogarniętych elementów następuje
retroaktywne opracowanie całości traumatycznego zdarzenia. Uprzywilejowanym polem tego procesu jest seksualność, ze względu na charakterystyczną dla niej zmienność w czasie. Innymi słowy: w fantazmacie
jako „rejestracji wydarzenia” dokonuje się dysjunktywna synteza – przeszłe zdarzenie rozwidla się na ciągi znaczeniowe, które aktywizują się
w zależności od siły pobudzenia (interpretacja analityczna jako pobudzenie) występującej w teraźniejszości. Późniejszy zarzut wobec psychoanalizy polegał będzie m.in. na tym, że jej model teoretyczny oparty jest
na redukowaniu owych ciągów, na blokowaniu siły „produkcyjnej nieświadomości” realizującej się w fantazmacie sprowadzonym stale do tego
samego (Edyp, ojciec, kastracja).
Pisząc Logikę sensu, Deleuze korzysta z tropów psychoanalitycznych
celem zużytkowania ich we własnej koncepcji metafizycznej. Użytek
taki jest możliwy, gdyż Deleuze postrzega psychoanalityczne konstrukcje jako metafizyczne potencjalności. Analityczne pojęcie fantazmatu
11 Z. Freud, Dwie nerwice dziecięce, tłum. R. Reszke, Warszawa 1996, s. 175.
Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy
Pisząc Logikę sensu,
Deleuze korzysta
z tropów
psychoanalitycznych
celem zużytkowania ich
we własnej koncepcji
metafizycznej. Użytek
taki jest możliwy, gdyż
Deleuze postrzega
psychoanalityczne
konstrukcje jako
metafizyczne
potencjalności
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
42
posłużyć może zilustrowaniu serializmu, tego, co nazwane zostało porządkowaniem w serie [mise en serie], jako pewnej metafizyki strukturalizmu.
W serii piątej zostaje określony paradoks polegający na regresji w nieskończoność, występujący w samym akcie nazywania: ażeby zdefiniować
daną nazwę, potrzebuję nazwy, która wymaga definicji, i tak ad infinium.
Zważywszy na wagę rozróżnienia podstawowego (seria 3, 30-39) czterech
wymiarów zdania jako elementu systemu językowego (wskazywanie,
manifestowanie, znaczenie i sens) można powiedzieć, że sens wypowiedzi stając się przedmiotem wypowiedzi kolejnej, multiplikuje się bez
końca. Sytuacja ta znana jest zarówno w logice, gdzie próbowali ją zażegnać Russell czy w inny sposób Wittgenstein, jak i w życiu codziennym,
co w odwróconej wersji ilustruje Lewis Carroll, opisując spotkanie Alicji z Białym Rycerzem, który zapowiada tytuł piosenki (53). Deleuze
rozważa seryjną postać owego regresu w serii szóstej pod kątem tego, jak
powoduje on podwojenie albo rozdwojenie samej serii typu n1, n2, n3,
n4….: „forma seryjna z konieczności powstaje wszędzie tam, gdzie pojawiają się co najmniej dwie równoczesne serie” (62). Występuje tu seria
terminów definiujących i terminów zdefiniowanych, przebiegająca nazwy:
n4 desygnuje n3, które desygnuje n2, które desygnuje n1, oraz n1 desygnowane przez n2, które desygnowane jest przez n3, które desygnowane
jest przez n4. Wydawać by się mogło, że obie serie są wymienne, ze
względu jednak na to, że w pierwszej serii każdy termin desygnuje sens
następnego, a w drugiej jest desygnowany przez kolejny, mamy do czynienia z relacją, która nie jest symetryczna: A jest w relacji z B wtedy,
gdy B oznacza sens A, co nie jest równoważne temu, że A oznacza sens
B, czyli że B jest w relacji z A. Jak zauważa James Williams we wprowadzeniu do Logiki sensu:
U Deleuze’a relacje nie są symetryczne ani przechodnie. W momencie, gdy
przechodzimy do drugiego elementu relacji, pierwszy zostaje przez owo przejście
zmieniony. Gdy mówię, że ‘warczenie’ znaczy ‘złość’, to ‘złość’ desygnuje znaczenie ‘warczenia’, ale gdy powiem, że ‘złość’ znaczy ‘wściekłość’, wówczas ‘wściekłość’ desygnuje znaczenie ‘złości’, która nie jest już tym, co desygnuje znaczenie ‘warczenia’, ale specyficznym znaczeniem desygnowanym przez ‘wściekłość’12.
Powoduje to, że nie tylko znaczenie i sens stanowią niedające się ograniczyć pole do definiowania (i interpretowania), ale także samo definiowanie i oznaczanie rozkładają się w serie: „Ład serii jest więc w istocie
wieloseryjny” (63). Regres jako źródło wszelkich paradoksów albo „arcy12 J. Williams, Gilles Deleuze’s Logic of Sense: a Critical Introduction and
Guide, Edinburgh 2009, s. 185.
Michal/ Gusin
43
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
paradoks” (62) nie polega wyłącznie na ucieczce w nieskończoność tropionego sensu (interpretacja psychoanalityczna sceny pierwotnej), ale
przede wszystkim na tym, że elementy serii wytwarzają nową serię, której prawo funkcjonowania jest nieredukowalne do prawa pierwszej serii:
W istocie owe dwie heterogeniczne serie mogą być określane na rozmaite sposoby.
Może być to seria wydarzeń i seria rzeczy, w których wydarzenia te się urzeczywistniają bądź też nie, seria złożona z desygnujących zdań bądź i seria desygnowanych przez nie rzeczy […]. Rozróżnienia te są bez znaczenia […]. Ważniejsze
jest to, że można konstruować obie serie w postaci na pozór jednorodnej (63).
Ilustruje to psychoanaliza jako teoria fantazmatów.
Fantazmat w odróżnieniu od takich obiektów psychoanalizy, jak
marzenia senne, czynności pomyłkowe czy symptomy chorobowe, które
powstają niezależnie od woli podmiotu, wyłaniając się niejako z głębi
i stanowiąc przedmiot myślenia, jest współtworzony przez podmiot,
wyprowadza albo przekształca wewnętrzność, niedostępną głębię
w zewnętrzne otoczenie i jest już myśleniem (a nie tym, co do pomyślenia i w efekcie do zinterpretowania). Jak pisze Deleuze, fantazmat jest
wyjątkowo ruchliwy, a więc „swobodnie przemierza dystans dzielący
różne systemy psychiczne”, a także przemieszcza się w swoim rozwoju
diachronicznym: może na nowo opracować własny początek, „wchłonąć
w siebie własne źródło” (290). W takim znaczeniu stanowi środowisko
[milieu] dla rozwarstwiającej się serii, to, co zapewnia jej szczególną
jednorodność. Ujmując rzecz jeszcze inaczej, jeśli w wypadku marzenia
sennego rozwarstwienie serii polega literalnie na odchyleniu pomiędzy
samym przeżyciem snu (stan rzeczy) a jego artykulacją językową, pozostaje ona w tym znaczeniu niejednorodna – u Lacana będzie to problem
realnego w stosunku do symbolicznego, ale też kwestia wspomnianej
różnicy pomiędzy podmiotem afektu a podmiotem przedstawienia –
spojenie zaś, tylko asymptotyczne (jako proces nieskończony), dokonuje
się w procesie interpretacji zapewniającym pozorną jednorodność (marzenie senne jako spełnienie pragnienia, którego poszukuje interpretacja).
Proces interpretacji zaś polega na ustalaniu korespondencji w serii artykulacji językowej rozwarstwiającej się pomiędzy treść jawną marzenia
sennego a treść ukrytą, między serią znaczących a serią znaczonych. Tym,
co stanowi warunek możliwości ich korespondencji, jest paradoksalna
instancja pustej przegródki, to, czego brakuje na jego miejscu, czemu
brakuje własnej tożsamości, brakuje podobieństwa do siebie samego
i własnego źródła pochodzenia (68). W słowniku psychoanalitycznym
jest to fallus („Nie musimy tu przypominać charakterystycznych właściwości fallusa, wyodrębnionych przez Lacana w jego słynnych pracach”
Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Jak więc mamy
rozumieć
sformułowanie, że
„psychoanaliza
w ogóle jest nauką
o wydarzeniach”?
O jakim rodzaju nauki
jest tutaj mowa? Na
odpowiedź składają się
trzy elementy
44
– 303), znaczące pragnienia, ale także to, co pozwala wyobrażać sobie
jakąkolwiek reprezentację, jakiekolwiek przedstawienie. Mamy więc
serię zbieżną, której granica jest ewokowana w interpretacji (przykład
interpretacji dużej części marzeń sennych w Objaśnianiu marzeń sennych),
mamy serię, która rozwarstwia się na co najmniej dwie serie albo zbiegające do tej samej granicy, albo do różnych granic, albo wreszcie rozbieżne. „Fantazmat, przynajmniej w chwili swych narodzin, nie jest
niczym innym, jak tylko wewnętrznym rezonansem między dwiema
niezależnymi seriami seksualnymi, o ile rezonans ten przygotowuje nadejście wydarzenia i zapowiada jego ujęcie” (304). Mowa tu o seriach seksualnych (oralnej, pregenitalnej i edypalnej), ponieważ wraz z seksualnością, czyli wyodrębnieniem się popędów seksualnych z całej masy sił
(aktywnych i reaktywnych), w oddziaływanie których podmiot jest uwikłany, „zaczyna się seria, albowiem forma seryjna jest formą organizacji
powierzchni” (298). W jakim sensie rezonans między seriami przygotowuje nadejście wydarzenia? Przykładem może być seria obrazów, wspomnień, słów, znaków, symptomów czy czegokolwiek innego, wchodząca
w komunikację z inną serią i wywołująca doznanie cielesne. Ich wzajemne
oddziaływanie staje się początkiem wyobrażonego scenariusza, o ile owo
doznanie niezależnie od intensywności będzie czymś, co podmiot będzie
starał się odtworzyć, co będzie jego jednostkowym albo osobliwym wydarzeniem. To oddziaływanie, ten rezonans jest niczym innym, jak tylko
momentem, w którym podmiot doświadcza sensu jako przebłysku, jako
tego, co jest poza-bytem i trwaniem jednocześnie, jest „owym minimum
bytu, które odpowiada wszystkiemu, co trwa. W tym właśnie znaczeniu
stanowi »wydarzenie«” (43). Nie chodzi tu tylko o konotacje seksualne
– doznaniem cielesnym jest również myśl, myślenie jako takie: powierzchnia fizyczna i powierzchnia metafizyczna w fantazmacie właśnie dlatego
w siebie przechodzą (zob. 278): „Wzór fantazmatu jest następujący: od
seksualnej pary do myśli, za pośrednictwem kastracji”. Fantazmat jest
myśleniem samym, zapowiadającym wydarzenie-sens i tworzącym przestrzeń (teatralną scenę) dla jego ujęcia: psychoanalityczny podmiot znaczącego i podmiot jouissance krzyżują się.
Jak więc mamy rozumieć sformułowanie, że „psychoanaliza w ogóle
jest nauką o wydarzeniach”? O jakim rodzaju nauki jest tutaj mowa? Na
odpowiedź składają się trzy elementy. Po pierwsze, nie będąc psychoanalitykiem, Deleuze nie przejmował się „wiernością” doktrynie – na
kartach Logiki sensu swobodnie kontaminował terminy pochodzące od
Lacana i od Klein – ani, co z tym związane, z jej wymiarem praktycznym.
Psychoanaliza to w jego ujęciu pewien zestaw narzędzi, które można
stosować w projekcie logiki sensu, czyli przy określaniu problemu genezy
Michal/ Gusin
45
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
myślenia w szerokim sensie; można za ich pośrednictwem ilustrować
działanie metody serialnej i jej odpowiedniość dla logiki sensu. Na takim
poziomie byłoby to postawienie „metodologicznego problemu” koncepcji. Dlatego też Lacan mógł odnaleźć swój dyskurs w narracji Deleuze’a. Dodajmy, że dyskurs miniony – czyli usłyszeć własne echo.
W kontekście historycznym warto zauważyć, że druga połowa lat sześćdziesiątych to przejście Lacana od „pierwszego klasycyzmu” do drugiego,
a więc postawienie na nowo kwestii „naukowości” psychoanalizy13.
Po drugie, „nauka o wydarzeniach” to wynalazek stoików, którzy
przeformułowali platońską episteme albo nawet dokonali „odwrócenia
platonizmu”, co w obrazowy sposób opisane zostało w serii osiemnastej.
Platoński problem, który dotyczył będzie także rozumienia fundamentalnego pojęcia psychoanalizy, polega na określeniu zasięgu Idei: czym
jest to, co w Idei nie uczestniczy, co nie jest przez nią reprezentowane
– to pytanie o symulakrum. W tradycji filozoficznej jest to problem
pozoru, złudzenia, nonsensu, ale też, ujmując rzecz w kategoriach przestrzennych, problem rozróżnienia wnętrza i zewnętrza, głębi i wysokości. Stoicy są w odczytaniu Deleuze’a tymi, którzy „ujawniają” mroczną
głębię i oślepiającą wysokość. Ich nauka dotyczy tego, co
wymknęło się Idei, wypływa na powierzchnię, zdąża do bezcielesnej granicy, by
odtąd reprezentować wszelką możliwą idealność, pozbawioną jednak właściwej
jej przyczynowej i duchowej skuteczności […]. Symulakry tracą odtąd swój
status podziemnych buntowników, za to uwydatniać się będą ich ‘efekty’ (nie
dbając o terminologię stoicką, można by je nazwać ‘fantazmatami’). To, co
najgłębiej skryte, stało się czymś najbardziej jawnym (24).
Jeśli odnieść to teraz do psychoanalizy jako teorii nieświadomego, pojawia się następujący schemat. Koncepcja Freuda traktuje o nieświadomości jako części aparatu psychicznego, jako czymś, co nie da się zredukować do przejrzystej instancji świadomości, co może być oddane za
pomocą metafory mrocznej głębi albo też góry lodowej, która zanurzona
jest pod powierzchnią. Bazując na tej metaforze, psychoanalizę odczytywać można na trzy sposoby: jako koncepcję psychologiczno-biologiczną,
kulturowo-hermeneutyczną i wreszcie jako systemowo-strukturalną.
Wszystkie te wymiary zgodne są z duchem przestrzennej metafory Freuda.
W pierwszej wersji nieświadomość stanowi miejsce wypartych przedstawień i chaotycznych popędów, których proces porządkowania obrazuje
rozwój życia seksualnego. W drugiej wersji nieświadomość określić
13 Zob. J.C. Milner, L’Oeuvre claire: Lacan, la science, la philosophie, Paris
1995.
Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
46
można jako matrycę miejsca zawierającą w sobie obraz filogenezy odpowiedzialny za „przejście” z natury do kultury. W trzeciej wersji nieświadomość przestaje mieć charakter geometryczny – nie jest już miejscem,
które dałoby się zlokalizować w aparacie psychicznym, nie jest nawet
warunkiem możliwości takiej lokalizacji, ale stanowi system relacji
mogący opisać m.in. „relacje geometryczne i topologiczne”. We wszystkich tych wersjach mamy do czynienia z odwróceniem odniesienia między głębią a powierzchnią, tym, co wewnętrzne, a tym, co zewnętrzne.
Psychoanaliza nie traktuje nieświadomości jako siedziby symulakrów,
głębinowych bytów, które rozbijają organizację powierzchni i przedstawienia (289), przeciwnie – we wszystkich wariantach stanowi ona warunek owej organizacji, sama możliwość przedstawienia jest jej „efektem”.
Mityczna przestrzeń nie-sensu, szaleństwa i niemożliwości uzyskuje więc
pozytywny status sfery narodzin fantazmatu. Nauka o wydarzeniach
oznaczałaby taką teorię nieświadomości, która ukazuje jej „powierzchniowy” charakter w przestrzennej metaforyce wywodzącej się od Platona.
Czyż Lacan nie usłyszał w tym obietnicy wzbogacenia własnej próby
ulokowania psychoanalizy w porządku wiedzy?
Po trzecie, nauka o wydarzeniach, która nie traktuje swojego przedmiotu jako czegoś, czego sens „należy odnaleźć i wydobyć”, sytuuje się
poza dualnym podziałem na nauki wyjaśniająco-przewidujące i opisująco-rozumiejące. Skonstruować musi więc na nowo sposób odniesienia
do przedmiotu, przez co może nosić miano logiki sensu, być jak fenomenologia przednaukowa. Niemniej samą ową konstrukcję uznaje za
arbitralną – w przeciwnym razie ograniczona byłaby przez sposób formalizacji, przez reguły logiczne: w terminologii Deleuze’a byłaby logiką
znaczenia. Oczywiście nie oznacza to, że cechuje ją zupełna dowolność
i brak poszanowania praw logiki – wszak mowa o nauce. Arbitralność
polega tu raczej na niemożliwości wyczerpania wydarzenia, na niemożliwości usytuowania się poza nim, jest ono bowiem płaszczyzną immanencji – nauka o wydarzeniu może mieć tylko charakter wydarzenia.
W tym znaczeniu naukowość jest fantazmatem: „I jeśli to w tej cząstce,
której urzeczywistnienie nie jest w stanie dopełnić, a przyczyna – wytworzyć, mieści się całość wydarzenia, to zarazem właśnie tutaj poddaje się
ono również przeciwurzeczywistnieniu; właśnie tu tkwi nasza najwyższa
wolność, dzięki której możemy owo wydarzenie rozwinąć i doprowadzić
do końca, do punktu przeistoczenia, by wreszcie zapanować nad urzeczywistnieniami i przyczynami. Jako nauka czystych wydarzeń, psychoanaliza jest również sztuką przeciwurzeczywistnień, sublimacji i symbolizacji” (283). Nauka o wydarzeniu pozwala nam zapanować nad
nieprzystawalnością sensu, jego nadmiarem albo brakiem, czymś, z czym
Michal/ Gusin
47
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
żadna nauka poradzić sobie z definicji nie może. I gdy mowa tutaj
o sztuce sublimacji i symbolizacji, możemy myśleć, że chodzi o sam
proces psychoanalityczny, taki, który przechodził Człowiek-Szczur czy
Człowiek-Wilk.
A jednak to nie psychoanalityczne przypadki opisane przez Freuda
i jego następców interesują Deleuze’a. Logika sensu rozciąga się między
nad-sensem Louisa Wolfsona, nonsensem Lewisa Carrolla a infra-sensem
Antonina Artuada: wysokość, powierzchnia i głębia, pomiędzy neurozą
a schizofrenią, między szaleństwem a „wielkim zdrowiem”. I tu raz jeszcze fantazmat psychoanalizy inauguruje swój proces, bowiem
psychoanaliza znajduje w szaleństwie par excellence – które psychiatrzy nazywają
schizofrenią – bliską sobie, nieprzezwyciężalną udrękę: w szaleństwie tym dane
są […] wszelkie formy skończoności […]. Psychoanaliza ‘rozpoznaje się w jestestwie swoim’, kiedy staje przed psychozami, do których mimo to (a raczej właśnie z tego powodu) nie ma dostępu: tak jakby psychoza w akcie okrutnej iluminacji wskazywała – nigdy za odległe, lecz zawsze za bliskie – miejsce, ku
któremu analiza musi z wolna zmierzać14.
Dla Deleuze’a, podobnie jak dla Foucaulta, choć w innym kontekście,
paradoksalne sąsiedztwo psychoanalizy i psychozy stanowi źródło żywotności i subwersywnej siły tej pierwszej. Fantazmat stanowi granicę bezpieczeństwa – jest tym konceptem, który w Logice sensu wprowadza
w rezonans inne pojęcia psychoanalityczne i dlatego też jest wprowadzeniem do psychoanalizy. W odróżnieniu od innych kluczowych terminów
Logiki sensu nigdzie indziej u Deleuze’a się już nie pojawia.
14 M. Foucault, Słowa i rzeczy: archeologia nauk humanistycznych, tłum.
T. Komendant, Gdańsk 2006, s. 337.
Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
48
Michał Gusin - pracownik Dolnośląskiej Szkoły Wyższej; tłumacz
i historyk filozofii; jego polem zainteresowań jest filozofia współczesna
z jej odniesieniami do różnych dziedzin wiedzy; obecnie przygotowuje
pracę poświęconą związkom filozofii, anty-filozofii i psychoanalizy.
Dane adresowe:
Instytut Pedagogiki DSW
Ul. Strzegomska 55
53-611 Wrocław
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
M. Gusin, Logika sensu: Deleuze’a wprowadzenie do psychoanalizy, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_
nr5_2012_Logika_sensu/04.Gusin.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Michał Gusin
Title: The Logic of Sense – Deleuze’s introduction to psychoanalysis
Summary: Gilles Deleuze is well known as a philosopher who had a profound debat
with psychoanalysis. This debate cannot be reduced to a critic of psychoanalysis
alone because the universe in which Deleuze thinks and writes is heterogeneous
and plural. In Logic of Sense, Freud’s project, enriched by Melanie Klein or Jacques
Lacan, is to point a metaphysical potentiality in the concepts of psychoanalysis.
Psychoanalysis is called a “science of events” to create a net of connections between
various series of the psychoanalytical insights. In my paper, I have tried to show
how Deleuze determined the introduction to the debate with psychoanalysis. The
key concept for his introduction is the notion of “phantasm” that is also rooted in
the philosophical tradition.
Key words: psychoanalysis, phantasm, series, event
Michal/ Gusin
Joanna Bednarek
Logika
sensu
– ¸·
najbardziej lacanowska z ksiazek Deleuze’a?
Slavoj Žižek w swojej poświęconej filozofii Gilles’a Deleuze’a
książce stawia sobie za cel wydobycie zawartych
w teorii autora Logiki sensu napięć i sprzeczności. Žižek
stawia tezę o współistnieniu w dziele Deleuze’a dwóch
nurtów: zbliżonego do psychoanalizy Lacanowskiej nurtu
tego, co niecielesne, oraz nurtu „witalistycznego”, opartego
na utożsamieniu stawania się z tym, co produktywne. Logika
sensu jest przykładem nurtu pierwszego – naznacza ją jednak,
zdaniem Žižka, podstawowa trudność związana
z niemożnością rozstrzygnięcia, czy to skutki/efekty/wydarzenia, czyli to, co wirtualne, wytwarzają ciała (to, co aktualne),
czy wręcz przeciwnie, wydarzenia są produktem ciał. Niemożność rozwiązania tego problemu, połączona ze „złym
wpływem” Guattariego, miała skłonić Deleuze’a
w kolejnych pracach do rozwijania prostszej i mniej obiecującej ontologii witalistycznej. Na ile jednak taka interpretacja
filozoficznych wyborów Deleuze’a jest trafna (i produktywna)? Czy nie stanowi raczej kolejnego przykładu redukcji
wszelkiego materiału do Lacanowsko-Heglowskich kategorii,
do jakiej przyzwyczaił nas Žižek?
Słowa kluczowe: Deleuze, Logika sensu, Žižek, Organs without Bodies,
psychoanaliza, ontologia, geneza
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
50
Logika sensu uchodzi za pracę, w której stanowisko Gilles’a Deleuze’a
w największym stopniu zbliża się do psychoanalizy Lacanowskiej.
Staje się to szczególnie widoczne w zestawieniu z późniejszym o zaledwie trzy lata L’Anti-Oedipe. W Logice sensu Deleuze argumentuje za
strukturalną koniecznością kastracji i kompleksu Edypa jako momentów umożliwiających ukonstytuowanie się „powierzchni metafizycznej” i myślącego podmiotu1. Tutaj rozwija też, otwarcie czerpiące
z dokonań psychoanalizy Lacanowskiej, pojęcie struktury – obecne
zresztą w jego wcześniejszych tekstach: Różnicy i powtórzeniu oraz Po
czym rozpoznać strukturalizm? – jako interakcji dwóch serii wprawianych w ruch przez „paradoksalny element”. Jak zauważa Sean Bowden,
kluczowy dla Deleuzjańskiej koncepcji sensu paradoks – nieskończony
regres sensu, określany przez Deleuze’a jako paradoks Fregego – polegający na tym, że każda nazwa wyraża sens, który musi następnie
zostać desygnowany przez kolejny sens, to mechanizm analogiczny
do opisywanej przez Lacana nieskończonej substytucji znaczących2.
W Logice sensu mamy również do czynienia z przeciwstawieniem
schizofrenii jako niezróżnicowanego chaosu genezie dynamicznej
jako procesowi konstytuowania się mowy oraz podmiotu. Sam
Deleuze przyznaje, że w Logice sensu przypisywał kompleksowi Edypa
większe znaczenie, niż by należało3.
Czy oznacza to, że kategorie Logiki sensu dają się bez większych
problemów sprowadzić do kategorii Lacanowskich, a – co za tym idzie
– między tą pracą a książkami pisanymi wspólnie z Feliksem Guattarim
mamy do czynienia z radykalnym zerwaniem? Wydaje się raczej, że
język Logiki sensu nie daje się w pełni przełożyć na język Lacana. Co
więcej, jest – podobnie jak inne prace Deleuze’a – miejscem postawienia problemu nieobecnego u Lacana: kwestii warunków możliwości
tego, co symboliczne. Zostaje ona tu podjęta w sposób jeszcze mało
radykalny i dość spolegliwy wobec psychoanalizy – niemniej jej obecność
wyraźnie się zaznacza. Deleuze pyta o genezę porządku symbolicznego,
czerpiąc z teorii Melanie Klein, nieredukowalnych do perspektywy
Lacanowskiej i zasadniczo z nią niezgodnych4. Jednocześnie zaś kon1 G. Deleuze, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa 2011, s. 283.
2 S. Bowden, The Primacy of Event in Gilles’ Deleuze’s “The Logic of Sense”,
unsworks.unsw.edu.au, s. 219 (dostęp 7.11.2011).
3 G. Deleuze, Author’s Note to the Italian Edition of “The Logic of Sense’”
[w:] tenże, Two Regimes of Madness, tłum. D. Lapoujade, s. 65.
4 S. Bowden, The Primacy of Event..., s. 175; N. Widder, From Negation to
Disjunction in a World of Simulacra: Deleuze and Melanie Klein, “Deleuze Studies”
2009, Vol. 3, No. 2.
Joanna Bednarek
51
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
struuje odmienną od Lacanowskiej topologię, określającą relację słów
i rzeczy w terminach innych niż relacja znaczonego i znaczącego.
1. Slavoj Žižek, Organs Without Bodies: uchronić Deleuze’a
przed deprawacją
Jak stwierdza w swojej poświęconej – przynajmniej nominalnie – Deleuze’owi książce5 Slavoj Žižek, „wszystkie »wielkie« dialogi w historii
filozofii były przypadkami nieporozumienia”6. Pamiętamy, iż Deleuze
uznawał za warunek narodzenia się myśli nie swobodną debatę, ale
spotkanie z zewnętrzem7; w tym duchu Žižek chce przedstawić swoją
interpretację jako efekt „produktywnego nieporozumienia, spotkania
dwóch niezgodnych pól”8. Na ile jednak produktywne było w istocie
to nieporozumienie? Jak stwierdza sam Žižek, „spotkania są rzadkie”9.
Co najmniej dwóch spośród komentatorów tego specyficznego spotkania między dwiema teoriami uznaje, że nie miało ono w rzeczywistości miejsca10: w zamkniętym uniwersum myśli Žižka zabrakło, jak
zwykle, punktu, w którym możliwe byłoby wtargnięcie zewnętrza.
Zdaniem kolejnego komentatora zaś miało miejsce – ale było dla Žižka
tak traumatyczne, że ostatecznie zaowocowało wyparciem11: Deleuze
został zastąpiony Lacanem/Heglem.
Žižek zapowiada, że jego odczytanie ukaże światu innego Deluze’a:
bardziej radykalnego, niż się kiedykolwiek śniło stereotypowym deleuzjanistom, apologetom produktywności czystego stawania się. Jak
stwierdza, w obrębie myśli Deleuze’a można wyróżnić dwa nurty: nurt
bliższy psychoanalizie Lacanowskiej i Heglowi, skupiający się na koncepcji bezcielesnego wydarzenia/sensu, i nurt „witalistyczny”, oparty
5 Jak zauważa Hanjo Berressem, w rzeczywistości Deleuze’a dotyczy mniej
więcej jedna czwarta książki. H. Berressem, Is it Possible not to Love Žižek?, http://
www.uni-koeln.de/phil-fak/englisch/abteilungen/berressem/zizek/zizek.html (dostęp
7.11.2011).
6 S. Žižek, Organs Without Bodies: Deleuze and Consequences, New York-London 2004, s. ix.
7 G. Deleuze, Proust i znaki, tłum. M.P. Markowski, Gdańsk 2000, s. 19.
8 S. Žižek, Organs…, s. xi.
9 Tamże.
10 S. Shaviro, Žižek on Deleuze, http://www.shaviro.com/Blog/?p=229 (dostęp
7.11.2011).
11 R. Sinnerbrink, Nomadology or Ideology?: Deleuze and Žižek’s Traumatic
Encounter, “Parrhesia” 2006, No. 1, http://www.parrhesiajournal.org/parrhesia01/
parrhesia01_sinnerbrink.pdf (dostęp 8.11.2011).
Logika sensu...
Žižek chce
przedstawić swoją
interpretację jako efekt
„produktywnego
nieporozumienia,
spotkania dwóch
niezgodnych pól”
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
52
na utożsamieniu stawania się z tym, co produktywne. Emblematem
pierwszego nurtu jest Logika sensu, emblematem drugiego – L’Anti-Oedipe, „zdecydowanie najgorsza książka Deleuze’a”12. Logiki obu nurtów są radykalnie niespójne (tezę o istnieniu dwóch niekompatybilnych
logik zaczerpnął Žižek od Manuela DeLandy13). To druga logika zaczęła
ostatecznie dominować w myśli Deleuze’a; jest to, jak twierdzi Žižek,
wynikiem niezdolności autora Logiki sensu do rozwiązania kluczowej
teoretycznej trudności napotkanej przezeń w trakcie rozwijania teorii
sensu/wydarzenia. Rozwiązanie jej zbliżyłoby Deleuze’a jeszcze bardziej
do rekonstruowanego przez Žižka stanowiska Lacana/Hegla; niestety
jednak w międzyczasie doszło do niefortunnego spotkania Deleuze’a
z Guattarim… Guattari miał zdeprawować zmagającego się z wewnętrznym impasem swojej myśli Deluze’a, skłaniając go do pójścia na filozoficzną i polityczną łatwiznę.
Jak się zatem okazuje, „dobry, bardziej radykalny Deleuze” to dla
Žižka w rzeczywistości nieco gorszy Lacan/Hegel (podobnie jak dla
Petera Hallwarda Deleuze jest, w ostatecznym rozrachunku, nieco gorszym, bo apolitycznym, Badiou14). Gdyby Deleuze zdobył się na jeszcze
jeden wysiłek, mógłby utożsamić się z Lacanem (oczywiście czytanym
przez Žižka) – ale niestety nie sprostał zadaniu.
2. „Impas”
Na czym polega, zdaniem Žižka, istota trudności, którą napotkał Deleuze
w Logice sensu? Autor Rewolucji u bram charakteryzuje ją jako niemożność
rozstrzygnięcia, czy to skutki/efekty/wydarzenia, czyli to, co wirtualne,
wytwarzają ciała (to, co aktualne), czy wręcz przeciwnie, wydarzenia są
produktem ciał.
Problem polega oczywiście na tym, co następuje:
minimalna aktualizacja […] jest pojmowana jako aktualizacja wirtualnego, po
jego ekstrakcji z poprzedzającego aktualnego. Czy zatem każde aktualne jest
rezultatem aktualizacji poprzedzającego wirtualnego […], czy też istnieje aktu12 S. Žižek, Organs…, s. 21.
13 M. DeLanda, Intensive Science and Virtual Philosophy, New York 2002,
s. 107-108; zob. S. Žižek, Organs…, s. 21.
14 P. Hallward, Out of This World: Deleuze and the Philosophy of Creation,
London-New York 2006. Oczywiście porównywanie pracy Hallwarda z książką
Žižka pod każdym innym względem – zwłaszcza zaś pod względem bogactwa
uwzględnionego materiału i solidności argumentacji – byłoby niesprawiedliwe.
Joanna Bednarek
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
53
alne poprzedzające to, co wirtualne, skoro każde wirtualne musi być wyekstrahowane z jakiejś aktualności15?
Deleuze nie jest w stanie rozwiązać tej trudności; wszelkie próby z jego
strony kończą się popadnięciem w tradycyjny ontologiczny dualizm,
i zarazem w sytuację niemożliwego wyboru między materializmem
i idealizmem16. Aktualne i wirtualne jawią się w odczytaniu Žižka jako
dwa odrębne rejestry, pokrywające się z grubsza z materią i duchem,
albo też – jak zaznacza w innym miejscu z charakterystyczną dla siebie
swobodą pojęciową autor Organs without Bodies – z Literą i Duchem17.
Logika sensu dotyczy problemu, z którym musi zmierzyć się każde
poważne pokantowskie przedsięwzięcie filozoficzne – problemu różnicy
ontologicznej:
radykalnej luki w samym gmachu wszechświata, różnicy ontologicznej,
luki między tym, co empiryczne, i tym, co transcendentalne, w obrębie
której żaden z dwóch poziomów nie może zostać zredukowany do tego
drugiego18.
Niestety jednak Deleuze ponosi porażkę, próbując poradzić sobie
z kwestią relacji dwóch porządków. Przyjmuje wprawdzie konieczność
różnicy ontologicznej, ale ujmuje ją błędnie. Usiłując opisać sposób ich
wzajemnego warunkowania się, wikła się nieustannie w paradoks w stylu
pytania „co było pierwsze: jajko czy kura?”. Dzieje się tak dlatego, że
mimo prób skonstruowania modelu wzajemnych wpływów wirtualnego
i aktualnego, Deleuze nie ma innego wyboru niż traktowanie ich obustronnej nieredukowalności dosłownie, jako współistnienia dwóch
wymiarów.
Wydaje się przy tym, że cały problem polega w ujęciu Žižka na tym,
iż Deleuze przyznaje temu, co materialne, ciałom, zbyt dużą autonomię
bytową. Ciała – czyli to, co aktualne – są według autora Organs without
Bodies wytworem wirtualnych efektów, efektem działania pseudoprzyczyny, czyli tym, co ontologicznie wtórne; z drugiej zaś strony, zdaniem
Žižka Deleuze przyjmuje, w duchu prymitywnego materializmu, że to
wyłącznie ciała, jako domena przyczynowości, wytwarzają skutki/efekty/
wydarzenia. Dlatego też różnica ontologiczna przejawia się w obrębie
filozofii Deleuze’a również na metapoziomie: jako istnienie bardziej
15 16 17 18 S. Žižek, Organs…, s. 84.
Tamże, s. 21.
Tamże, s. 12.
Tamże, s. xi.
Logika sensu...
Aktualne i wirtualne
jawią się w odczytaniu
Žižka jako dwa
odrębne rejestry,
pokrywające się
z grubsza z materią
i duchem, albo też –
jak zaznacza w innym
miejscu
z charakterystyczną
dla siebie swobodą
pojęciową autor
Organs without Bodies
– z Literą i Duchem
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
54
wyrafinowanej logiki przyjmującej prymat wirtualnego/tego, co niecielesne, i prymitywniejszej logiki „czystego stawania się” jako produkcji19.
Co zatem zdaniem Žižka powinien zrobić Deleuze, żeby poradzić
sobie z wewnętrznym impasem swojej myśli? Nic innego, jak utożsamić
operacje aktualizacji i przeciwurzeczywistnienia w ruchu, który jest istotą
operacji tego, co Realne/Symboliczne – w interpretacji, którą znamy
z licznych tekstów samego Žižka:
Być może jedynym sposobem wydostania się z tych tarapatów […] jest ostateczna
jedność dwóch operacji, jedność sugerowana już przez samego Deleuze’a opisującego działanie ‘pseudoprzyczyny’ jako wirtualizacji (ekstrakcji tego, co wirtualne) i zarazem minimalnej aktualizacji (pseudoprzyczyna nadaje temu, co
wirtualne, minimum ontologicznej spójności). […] aktualna rzeczywistość to
realne przefiltrowane przez wirtualne20.
Žižek utożsamia tu ciała – to, co materialne – wyłącznie z aktualnością,
produktem działania pseudoprzyczyny, samą zaś „pseudoprzyczynę jako
wirtualizację” z operacją symbolicznego wytwarzania rzeczywistości
(nadawania „minimum ontologicznej spójności”), ustanawiającą retroaktywnie zarówno to, co aktualne, jak i – na mocy tego samego ruchu
– to, co realne, jako poprzedzające aktualizację. W rzeczywistości, oczywiście, realne nie poprzedza tej operacji – jest bowiem samą pseudoprzyczyną, jako że, według Žižka, realne to nic innego, jak różnica
ontologiczna, wewnętrzne pęknięcie rzeczywistości21.
3. Dwie ontologie/topologie
Żeby ocenić wartość tego rozwiązania, trzeba najpierw przyjrzeć się
rekonstrukcji Logiki sensu dokonanej przez Žižka. Okazuje się bowiem,
co mało zaskakujące, że sprowadza się ona do przykrawania na siłę do
Lacanowsko-Heglowskiego schematu ontologicznego czegoś, co jest do
niego nieredukowalne. To nie Deleuze źle stawia kwestię różnicy ontologicznej; to raczej Žižek identyfikuje problem leżący u podstaw Logiki
sensu w sposób, który każe określić jego lekturę nieporozumieniem – ale
całkowicie bezproduktywnym.
Jednym z istotniejszych punktów tej lektury jest utożsamienie wirtualnego z porządkiem symbolicznym, aktualnego natomiast – z tym,
19 Tamże, s. 20.
20 S. Žižek, Organs..., s.84.
21 Tamże, s. 42.
Joanna Bednarek
55
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
co potocznie bierzemy za rzeczywistość (czyli, z grubsza, z wyobrażeniowym). Jako quasi-symboliczne, wirtualne jest zatem czymś, co pozostaje
wobec aktualnego w stosunku radykalnej nieciągłości (a ściślej mówiąc,
negacji), jak również czymś, co konstytuuje aktualne (materialność,
rzeczy, ciała) w sposób retroaktywny. W ten sposób Žižek projektuje na
Deleuze’a Heglowsko-Lacanowskie ujęcie różnicy ontologicznej jako
luki między tym, co empiryczne, i tym, co transcendentalne – luki, która
jest w rzeczywistości wewnętrzną nie-tożsamością jednego rejestru, immanentnym pęknięciem Tego Samego, którego Inne jest tylko wtórnym
efektem. Oczywiście, taka lektura wykazuje, że Deleuze uległ iluzji,
każącej nam postrzegać Inne jako coś autonomicznego.
W konsekwencji tego pierwszego utożsamienia możliwe staje się
dalsze i bardziej szczegółowe utożsamienie przedmiotu = x, pustej przegródki, mrocznego zwiastuna z fallusem i zarazem z objet petit a22.
Struktura nie jest niczym innym niż symboliczne; podobnie jak ono
funkcjonuje za sprawą nadwyżki znaczenia (po stronie znaczącego),
będącej jednocześnie brakiem (po stronie znaczonego)23. Nieskończony
regres sensu, co zostało już wspomniane, nie jest niczym innym niż
tworzenie się łańcucha znaczących. Pseudoprzyczyna, podobnie jak
fallus, determinuje sens w obrębie struktury w sposób retroaktywny;
jest czymś wtórnym, ale zarazem, właśnie dlatego, pierwotnym: nie
sposób postawić w sposób uprawniony pytania o jej genezę24. Lacanowska teza o prymacie znaczącego powoduje, że pytanie o warunki
możliwości symbolicznego jest nieuprawnione czy wręcz zwyczajnie
nie ma sensu; można je postawić tylko w sposób najgorszy z możliwych,
rozwijając klasyczną linearną narrację o „rozwoju dziecka”, przechodzeniu od pierwotnej biologicznej bezpośredniości do funkcjonowania
jako podmiot25.
Problem tkwi, zdaniem Žižka, w tym, że Deleuze nie jest gotowy
uznać aktualnego za wytwór wirtualnego; dlatego pozostaje dualistą, by
później ulec regresowi do stanowiska naiwnego „empiriomonizmu”,
myśli produkcji i „czystego przepływu stawania się”26. A powinien tylko
móc uznać, że wirtualne i aktualne to dwa aspekty tej samej operacji
sytuującej lukę wewnątrz bytu – wtedy stałby się prawdziwym materialistą i myślicielem immanencji, jak Hegel i Lacan. Wydaje się zresztą, że
22 23 24 25 26 Tamże, s. 27-28.
G. Deleuze, Logika sensu, s. 63, 68.
S. Žižek, Organs…, s. 83.
S. Bowden, The Primacy of Event..., s. 174; zob. S. Žižek, Organs…, s. 119.
S. Žižek, Organs…, s. 60.
Logika sensu...
Žižek projektuje na
Deleuze’a Heglowsko-Lacanowskie ujęcie
różnicy ontologicznej
jako luki między tym,
co empiryczne, i tym,
co transcendentalne –
luki, która jest w rzeczywistości wewnętrzną
nie-tożsamością jednego
rejestru, immanentnym
pęknięciem Tego
Samego, którego Inne
jest tylko wtórnym
efektem
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
56
ta rekonstrukcja jest jak najbardziej poprawna – czy sam Deleuze nie
czerpał na tym etapie rozwoju swojej myśli otwarcie z Lacana? Być może
jednak ten wizerunek „Lacanowskiego Deleuze’a” jest bardziej zniekształcony, niż się wydaje na pierwszy rzut oka?
Žižek jest w stanie ukazać Deleuze’a z Logiki sensu w powyższy sposób dlatego, że przedstawia sprawę tak, jakby Deleuze w zasadzie akceptował tezę o prymacie znaczącego, jednak czynił to w sposób niekonsekwentny. W osiągnięciu spójności miałoby mu przeszkadzać uparte
obstawanie przy twierdzeniu o ciałach jako domenie przyczynowości –
ślepa plamka, która później rozrośnie się do monstrualnych rozmiarów
w L’Anti-Oedipe.
4. „Immanencja naszej myśli”
Co to jednak znaczy, że Lacan i Hegel, jako teoretycy wewnętrznego
pęknięcia bytu/symbolicznego, okazują się bardziej konsekwentnymi
materialistami i filozofami immanencji niż Deleuze?
Jeśli istniał kiedykolwiek filozof bezwarunkowej immanencji, to był
nim Hegel. Czy najbardziej podstawowa procedura Hegla nie została
najlepiej ujęta w motcie do Fenomenologii27, zgodnie z którym różnica
między dla-siebie i w-sobie jest sama w sobie „dla-siebie”: to my,
w immanencji naszej myśli, doświadczamy rozróżnienia między tym,
jak rzeczy się dla nas przejawiają, i tym, jakie są w rzeczywistości.
Žižek pojmuje zatem ontologiczną immanencję jako „immanencję
naszej myśli”, czyli immanencję ludzkiej świadomości28. Świadomość,
podmiot wiedzy (oczywiście wiedzy naznaczonej fundamentalną niepewnością), jest dla niego, w dobrym heglowskim i lacanowskim duchu,
prymarną kategorią ontologiczną. W analogiczny sposób będzie więc
interpretował inną fundamentalną kategorię – problem:
bolesny postęp wiedzy, nasze pomyłki, nasze poszukiwanie rozwiązań, a zatem
dokładnie to, co wydaje się oddzielać nas od tego, jaka naprawdę jest rzeczywi27 Chodzi o przedmowę do Fenomenologii; zob. G. W. F. Hegel, Fenomenologia
ducha, tłum. Ś. F. Nowicki, Warszawa 2002, s. 22.
28 W tym świetle staje się również widoczne, że to, co Žižek przedstawia
jako immanencję, pasuje świetnie do charakterystyki trzeciego typu transcendencji z Co to jest filozofia? – transcendencji zerwania czy też „transcendencji w immanencji”, która w dwudziestym wieku zastąpiła transcendencję platońską i kantowską transcendencję podmiotu; zob. G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest filozofia,
s. 55-56.
Joanna Bednarek
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
57
stość tam na zewnątrz, jest najskrytszym elementem składowym samej rzeczywistości29.
Wirtualny charakter problemu sprowadza się zatem do faktu ograniczoności ludzkiej wiedzy jako pozytywnego warunku poznania… Žižek
pozostaje kompletnie ślepy na to, co stanowi istotę zarówno problemu,
jak i ontologicznej immanencji u Deleuze’a – fakt, że nie mają one
charakteru podmiotowego: to podmiot, jeśli pojawia się jako konstytutywny, konieczny czynnik myśli, jak to jest w Logice sensu, jest skutkiem
ich działania. Przekonanie, że postrzeganie bytu poprzez pryzmat ludzkiej rzeczywistości jest jedynym możliwym ujęciem, prowadzi nieraz do
zabawnych rezultatów: „podmiotowość jest miejscem ‘prawdziwej nieskończoności’. Nic więc dziwnego, że kiedy Deleuze podkreśla nieskończoność czystego stawania się jako wirtualności, która zawiera i otacza
każdą aktualizację, jest w sekrecie heglowski”30.
Nieskończoność to podmiot; Deleuze mówi o nieskończoności; zatem
Deleuze jest heglistą… Szczególnie karykaturalnie – ale też niezwykle
konsekwentnie, jako oczywisty wynik uprzednich rozstrzygnięć teoretycznych – przedstawia się proponowana przez Žižka interpretacja tego,
co maszynowe. Zdaniem Žižka pojęcie to odnosi się w istocie do faktu,
że „ludzki umysł [to] coś, co może wyłonić się i funkcjonować tylko
wewnątrz złożonej sieci relacji społecznych i sztucznych mechanicznych
uzupełnień, które ‘obiektywizują’ inteligencję”31.
To, co maszynowe, jest odpowiednikiem Heglowskiego ducha obiektywnego, w uwspółcześnionej interpretacji Žižka obejmującego nie tylko
instytucje społeczne, ale także urządzenia mechaniczne, sieci komputerowe itp. Używając terminologii tak pogardzanego przez niego L’Anti-Oedipe, można skonstatować, że nie zauważa on w ogóle istotności
rozróżnienia między molarnymi maszynami a molekularną domeną tego,
co maszynowe, niemającą nic wspólnego z maszynami „uzupełniającymi”
ludzki mózg, a bliższą temu, co wcześniej zostało określone jako to, co
wirtualne.
Wszystkie kluczowe dla Deleuze’a kategorie ontologiczne zostają
w Organs without Bodies zreinterpretowane jako kategorie odnoszące
się do „ludzkiej rzeczywistości”; trudno się zresztą temu dziwić, jeśli
weźmiemy pod uwagę fakt, że dla postheglowskiego stanowiska, które
reprezentuje Žižek (i które reprezentował również Lacan), rzeczywistość
29 S. Žižek, Organs…, s. 56.
30 Tamże, s. 69.
31 Tamże, s. 19.
Logika sensu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
58
jako taka może być wyłącznie rzeczywistością ludzką. Prawdę należy
„ująć i wyrazić nie tylko jako substancję, lecz w tym samym stopniu
jako podmiot”32. Konstytuowanie się bytu może zostać opisane tylko
jako konstytuowanie się ludzkiej rzeczywistości. Ontologia to nic
innego, jak teoria podmiotu; nie ma rzeczywistości poza rzeczywistością dla ludzkiego podmiotu; fakt, że podmiot ten zostaje ukonstytuowany jako wewnętrznie pęknięty i naznaczony radykalną nietożsamością, niewiele zmienia, jeśli chodzi o zamknięty charakter tak
pojmowanej rzeczywistości. Skonstruowana przez Žižka bliskość Deleuze’a i Hegla została osiągnięta za cenę ominięcia problemu różnicy
dwóch nowożytnych tradycji filozoficznych: nurtu Spinozy, Leibniza,
Nietzschego i Bergsona oraz nurtu niemieckiej filozofii idealistycznej:
Kanta, Schellinga, Fichtego i Hegla. Žižek podpisuje się pod Heglowską krytyką niezdolności Spinozy do przedstawienia teorii ontologicznego umocowania podmiotu; co więcej, uznaje, że substancji nie można
myśleć inaczej, jak tylko jako podmiotu. Jest to oczywiście wybór
równie dobry, jak decyzja o myśleniu substancji jako absolutnej immanencji – Žižek mógłby jednak zaznaczyć istnienie tej różnicy perspektyw. Na podstawie tego właśnie rozróżnienia Peter Hallward stawia
tezę o absolutnej nieprzystawalności teorii Deleuze’a i Lacana33: nie
sposób pogodzić ze sobą teorię zamykającą byt w obrębie „rzeczywistości dla podmiotu” i teorię wychodzącą od płaszczyzny immanencji
wyłaniającej z siebie następnie podmiot.
Nie znaczy to oczywiście, że podmiot jest w Logice sensu wyłącznie
wtórnym konstruktem. Stanowi on konieczny element konstytuowania
się sensu (a tym samym bytu); pojawia się jednak dopiero w stosunkowo
późnej fazie procesu konstytucji, kiedy umożliwi mu to uprzedni, pozapodmiotowy proces genezy: dystrybucja bezosobowych intensywności
w genezie statycznej, w genezie dynamicznej natomiast artykulacja
obiektów częściowych i ciała bez organów34. U Hegla/Lacana/Žižka
natomiast (w całym moim tekście biorę to przeprowadzone przez Žižka
utożsamienie za dobrą monetę) podmiot jest zawsze-już-założonym
czynnikiem konstytuującym rzeczywistości. Jego rola i miejsce w ontologicznej strukturze są więc bardziej podstawowe – choć nie bardziej
kluczowe – niż rola i miejsce podmiotu w Logice sensu.
32 G. W. F. Hegel, Fenomenologia ducha, s. 22.
33 P. Hallward, You Can’t Have it Both Ways: Deleuze or Lacan, [w:] Deleuze
and Psychoanalysis, red. L. DeBolle, Leuven 2010.
34 G. Deleuze, Logika sensu, s. 157-167 (Seria XVI: O statycznej genezie
ontologicznej), s. 251-262 (Seria XXVII: O oralności).
Joanna Bednarek
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
59
Różnica ta sprawia, że nie można, jak chciałby Žižek, do końca
utożsamić sensu z symbolizacją, struktury z łańcuchem znaczących. Sens
bowiem artykułuje nie tyle znaczące i znaczone w rozumienie Lacanowskim (zgodnie z którym żadne z nich nie ma jakiegokolwiek kontaktu
z materialnymi ciałami), ile zdania i stany rzeczy. Mimo że Deleuze
zakłada precyzyjny podział funkcji między dwiema seriami struktury
(jedna z nich pełni funkcję serii znaczącej, druga serii znaczonej35), jego
podział nie pokrywa się z Lacanowskim podziałem na znaczące i znaczone. Sens artykułuje zarówno zdania, jak i stany rzeczy, do których
się one odnoszą – przy czym stany rzeczy mają inny status niż znaczone
u Lacana, niebędące nigdy niczym innym niż miejscem substytucji
kolejnego znaczącego. Stany rzeczy natomiast to nic innego jak ciała,
ich cechy i relacje, w jakie ze sobą wchodzą, złożona domena „cielesnych
mieszanin”. Sens tyleż oddziela od siebie zdania i stany rzeczy, co artykułuje ich różnicę za pomocą paradoksalnego elementu, będącego zarazem słowem = x i rzeczą = x, słowem, które desygnuje to samo, co wyraża,
i tym samym wyraża własny sens36. „Rzeczy” i ich stany są więc w tej
dwuczłonowej strukturze obecne, choć zdecydowanie nie na równych
prawach ze zdaniami:
Sens jest tym, co kształtuje się i ujawnia na powierzchni. Nawet sama granica
nie jest wcale oddzieleniem, lecz miejscem artykulacji, na mocy której sens
występuje zarazem jako coś, co przydarza się ciałom, oraz coś, co trwa w zdaniach.
[…] podwojenie bynajmniej nie oznacza już efemerycznego i bezcielesnego
podobieństwa, obrazu pozbawionego ciała, niczym uśmiech bez kota. Definiuje
się je obecnie poprzez produkcję powierzchni, ich mnożenie i scalanie. Podszywające podwojenie oznacza ciągłość spodniej i wierzchniej warstwy, to sztuka
ustanawiania owej ciągłości w taki sposób, że pojawiający się na powierzchni
sens ulega rozpostarciu po obu stronach jednocześnie37.
Jak zauważa Hanjo Berressem, zarówno Deleuze, jak i Lacan wykorzystują do opisania relacji znaczącego i znaczonego albo słów i rzeczy ten
sam typ przestrzeni – przestrzeń jednostronną, a ściślej płaszczyznę rzutową, której najsłynniejszym przykładem jest wstęga Möbiusa. Konstruują jednak na jej bazie dwie odmienne topologie:
Podczas gdy ‘dwie strony’ płaszczyzny rzutowej odnoszą się dla Lacana, odpowiednio, do pola znaczącego (materialność języka) i znaczonego (idealność
35 Tamże, s. 63.
36 Tamże, s. 101-102.
37 Tamże, s. 176.
Logika sensu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
60
sensu), Realne zaś nie jest niczym innym, jak skręceniem umożliwiającym tę
topologię, dla Deleuze’a oznaczają one koniunkcję pola dyskursu (pary znaczące/
znaczone) i reprezentacji po jednej stronie oraz inteligentnej materii po drugiej
stronie38.
5. Materializm bez materii
Hegel i Lacan są dla Žižka nie tylko myślicielami jedynej prawdziwej
immanencji, ale także prawdziwymi materialistami (choć tutaj muszą
ustąpić nieco miejsca Badiou). Prawdziwy materializm bowiem, jak
podkreśla autor Organs without Bodies, to wyłącznie stanowisko przyjmujące, że materia nie istnieje, materializm bez materii:
Materializm nie polega na podkreślaniu bezwładnej materialnej zwartości w jej
wilgotnej ociężałości – taki „materializm” zawsze służy jako oparcie dla gnostyckiego spirytualistycznego obskurantyzmu. W odróżnieniu od tego, prawdziwy
materializm radośnie przyjmuje zniknięcie materii, fakt, że istnieje tylko pustka39.
Powyższa alternatywa (materia jako bezwładna, zwarta masa albo materia jako pustka) nie dopuszcza do zaistnienia innego rozwiązania, dokładnie tego, które proponuje Deleuze – do ujmowania materii jako procesu
artykulacji: „inteligentnej materii”40 jako przeciwieństwa zarówno pustki,
jak i chaotycznej masy. Skonfrontowany z tą możliwością Žižkowy
„materializm bez materii” przywodzi na myśl kawę bez kofeiny, która
służy mu w wielu pracach jako sztandarowy przykład obiektu pozbawionego swojej właściwej substancji przez ekonomię pragnienia późnego
kapitalizmu.
Deleuzjańska żywa i inteligentna materia nie ma także nic wspólnego
z czystym przepływem, charakteryzującym się absolutną ciągłością, co
uparcie imputuje Deleuze’owi Žižek:
Na czym zatem polega faktycznie różnica między Heglem a Deleuze’em? Prawdopodobnie różnica nie zachodzi między immanencją i transcendencją a między
przepływem [flux] i luką. ‘Ostatecznym faktem’ transcendentalnego empiryzmu
Deleuze’a jest absolutna immanencja ciągłego przepływu stawania się, podczas
gdy ‘ostatecznym faktem’ Hegla jest nieredukowalne pęknięcie (w) immanencji41.
38 39 40 41 H. Berressem, Is it Possible...; zob. G. Deleuze, Logika sensu, s. 42.
S. Žižek, Organs…, s. 25.
H. Berressem, Is it Possible...
S. Žižek, Organs…, s. 60. Zob. też s. 5, 9.
Joanna Bednarek
61
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Przypisywanie Deleuze’owi apologii „ciągłego przepływu stawania się”
pozwala Žižkowi następnie zidentyfikować „zły” nurt jego myśli jako
radykalnie niekompatybilny z „dobrym” nurtem Logiki sensu. Stąd już
tylko krok do stereotypu Deleuze’a z L’Anti-Oedipe jako dogmatycznego
„witalistycznego faszysty”, wyznającego dualizm tego, co molekularne
(życia, tego, co ciągłe), i tego, co molarne (czyli nieciągłe i zagrażające
życiu).
Jednak stawanie się nigdy nie jest dla Deleuze’a wyłącznie ciągłym
przepływem. To, co maszynowe, funkcjonuje, zgodnie z wykładnią
zawartą w L’Anti-Oedipe, w oparciu o dwa ruchy: przepływ i cięcie.
„Maszyna-organ jest podłączona do maszyny-źródła energii: jedna produkuje przepływ, który druga przerywa.”42
Pragnienie-produkcja to przepływ zawsze organizowany za pomocą
cięć; oba wymiary są jednakowo pierwotne i nie można ich rozpatrywać
oddzielnie. W Logice sensu oba te momenty pojawią się oddzielnie
(z pozoru) jako, z jednej strony, ciągłość Chronosa, czasu nieskończonego
i niepodzielnego, i nieciągłość Aionu, czasu skończonego i nieskończenie podzielnego43.
Kolejnym świadectwem istotności tego, co nieciągłe, na późniejszym
etapie konstytucji bytu jest synteza dysjunktywna, pojawiająca się
zarówno w Logice sensu, jak i w L’Anti-Oedipe. Jak podkreśla Deleuze,
dysjunkcja, stanowiąca ostatnią, kluczową dla sensu syntezę, nie może
mieć charakteru negacji, wykluczenia. Negatywnemu użyciu dysjunkcji,
sprowadzającemu ją do tworzenia opozycji binarnych i określania poprzez
negację, należy przeciwstawić użytek pozytywny czy też afirmatywny:
Cały problem polega na tym, by ustalić, pod jakimi warunkami dysjunkcja
stanowi rzeczywistą syntezę, a nie tylko procedurę analityczną, ograniczającą
się do wykluczania predykatów jakiejś rzeczy na mocy tożsamości jej pojęcia
(użycie negatywne, ograniczające lub wykluczające dysjunkcji). Odpowiedź
uzyskamy dopiero wtedy, gdy rozbieżność lub zdecentrowanie, jakie pociąga za
sobą dysjunkcja, same w sobie staną się przedmiotem afirmacji44.
Dysjunkcja nie przestaje być dysjunkcją, albo-albo zachowuje swą moc, zamiast
jednak oznaczać po prostu wykluczenie pewnej liczby określeń rzeczy w imię
42 G. Deleuze, F. Guattari, Anti-Oedipus: Capitalism and Schizophrenia, tłum.
R. Hurley, M. Seem, H.R. Lane, London-New York 2008, s. 1.
43 G. Deleuze, Logika sensu, s. 95. Ta dychotomia wydaje się stanowić argument za stwierdzeniem Žižka o istnieniu trudności teoretycznej naznaczającej
Logikę sensu – napięcia miedzy przyczynowością cielesnych mieszanin i pseudoprzyczynowością wydarzenia; jak zobaczymy później, niekoniecznie musi tak być.
44 G. Deleuze, Logika sensu, s. 236.
Logika sensu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
62
tożsamości odpowiedniego pojęcia, dysjunkcja oznacza odtąd, że każda rzecz
otwiera się na nieskończoność określeń, przez które przechodzi, pod warunkiem
utraty swej tożsamości jako pojęcia, tudzież jako jaźni45.
Synteza dysjunktywna sprawia, że byt przydarza się jako jedyne wydarzenie dla wszystkiego, co zdarza się rzeczom; dlatego też jest ona tożsama
z jednoznacznością bytu46.
Prawdziwa różnica miedzy Heglem a Deleuze’em nie pokrywa się
zatem z opozycją ciągłość-nieciągłość. Wydaje się, że polega ona raczej
na odmiennym pojmowaniu przez obu filozofów nieciągłości: dla Hegla
ontologiczna/podmiotowa nieciągłość ma charakter negacji, dla Deleuze’a jest raczej cięciem lub dysjunkcją w swoim użytku pozytywną.
6. Geneza
Mogłoby się wydawać, że rekonstrukcja Logiki sensu w wykonaniu Žižka
demonstruje faktyczną zbieżność tej pracy z teorią Lacana; dzieje się tak
jednak z racji faktu, że Žižek zapomniał o jednym drobiazgu – o genezie,
podwójnym ruchu genezy statycznej i dynamicznej. Właściwa relacja
wirtualnego i aktualnego, będąca zidentyfikowanym przez niego rdzeniem
problemu, jest niemożliwa do zrozumienia bez tego kluczowego aspektu.
„Dobry Deleuze” Žižka, Deleuze zmagający się z fundamentalną teoretyczną trudnością swojej myśli, to Deleuze bez genezy. Można by, ujmując rzecz w terminologii Mille plateaux, powiedzieć, że Žižek robi w Organs
without Bodies odbitkę Logiki sensu, zamiast kreślić jej mapę. Dlatego
wirtualne i aktualne jawią się w jego odczytaniu jako dwa istniejące niezależnie rejestry, dwie quasi-substancje. W konsekwencji problem prymatu
którejś z nich może prezentować się jako nierozwiązywalny. Sam Deleuze
zadaje sobie, rzecz jasna, to pytanie i dostrzega możliwość sprzeczności:
„Jak można utrzymywać jednocześnie, że sens wytwarza nawet stany rzeczy,
w które się wciela, i że, na odwrót, jest (mocą jakiegoś niepokalanego
poczęcia) wytwarzany przez owe stany rzeczy i doznania ciał?”
Odpowiedź sprawia znacznie mniej kłopotu, niż można by sądzić
na podstawie Organs without Bodies:
Sama idea statycznej genezy unieważnia tę sprzeczność. Jeśli ciała i ich mieszaniny wytwarzają sens, to nie na mocy indywiduacji, która by go z góry zakładała.
45 Tamże, s. 390.
46 Tamże, s. 244.
Joanna Bednarek
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
63
Indywiduacja w ciałach, miara w ich mieszaninach, gra osób i pojęć w ich
rozmaitych wariantach – cały ten porządek zakłada sens, wraz z neutralnym,
preindywidualnym i bezosobowym polem, w którym ów sens się rozwija. Powstawanie samego sensu z ciał oznacza zatem coś całkiem szczególnego. Tym razem
chodzi o ciała ujęte w ich niezróżnicowanej głębi, w ich pulsowaniu pozbawionym jakiejkolwiek miary. Głębia ta działa w bardzo oryginalny sposób: dzięki
zdolności do organizowania powierzchni i do przyoblekania się w powierzchnie47.
Žižek wydaje się utożsamiać cielesne mieszaniny z ciałami jako wytworami aktualizacji. Logika sensu mówi natomiast o ciałach w dwóch
znaczeniach: jako o cielesnych mieszaninach, nieustrukturowanym
żywiole schizofrenicznej głębi, będącym punktem wyjściowym genezy
dynamicznej, i zarazem jako o substancjach, wyposażonych w formę
i miejsce w systemie kategorii. Wydarzenie, sens, to, co wirtualne,
wytwarza ciała jako zaktualizowane indywidua na drodze genezy statycznej dokonującej się w bezosobowym polu transcendentalnym;
cielesne mieszaniny z kolei dają (na drodze genezy dynamicznej) początek powierzchni sensu.
Pytanie o relacje wirtualnego i aktualnego, ciał i wydarzeń, jest zatem
źle postawione: właściwym problemem jest natura procesu, w toku
którego głębia wyłania z siebie powierzchnię jako coś, co z kolei umożliwia jej zróżnicowanie (artykulację na ciała i zdania). W obrębie tego
procesu można wyróżnić trzy momenty: genezę statyczną (produkcję
ciał przez sens), genezę dynamiczną (wyłanianie się powierzchni z głębi)
i przeciwurzeczywistnienie (moment podmiotowy: „stawanie się aktorem
własnych wydarzeń”48):
Krzyżuje się tutaj wiele ruchów o subtelnej i delikatnej mechanice: ruch,
w którym ciała, stany rzeczy i mieszaniny ujęte w swej głębi, wytwarzają idealne
powierzchnie albo ponoszą w tym tworzeniu klęskę; ruch, w którym, wprost
przeciwnie, powierzchniowe wydarzenia urzeczywistniają się w teraźniejszości
ciał zgodnie ze złożonymi regułami, więżąc zrazu swe punkty osobliwe w granicach światów, indywiduów i osób; ale też ruch, na mocy którego wydarzenie
implikuje coś nadmiernego w stosunku do swego urzeczywistnienia49.
Samo pojęcie genezy pojawia się wprawdzie w Organs without Bodies co
najmniej dwukrotnie: raz w kontekście dualizmu „genezy realnej”
i „genezy formalnej”, drugi raz jako dualizm „genezy realnej i genezy
47 Tamże, s. 175.
48 Tamże, s. 206.
49 Tamże, s. 228.
Logika sensu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
64
transcendentalnej” (czyżby ta niechęć do używania terminów w ich
brzmieniu z Logiki sensu świadczyła o jakimś głębszym mechanizmie
wyparcia50?). Nieodmiennie jednak geneza zostaje ujęta jako aspekt
jednej z substancji – wirtualnego lub aktualnego. Wydaje się, że to
konsekwentne pomijanie kwestii genezy umożliwia Žižkowi redukcję
Logiki sensu do Heglowsko/Lacanowskiej topologii.
Nonszalanckie podejście do Logiki sensu objawia się również
w nastawieniu Žižka do kwestii wolności i przyczynowości: odpowiadając na pytanie o możliwość wolności w ramach deterministycznego
uniwersum, utożsamia pseudoprzyczynę z niekompletnością łańcucha
przyczynowego będącą wynikiem retroaktywnego działania realnego/
wewnętrznego pęknięcia bytu51. Pomijając zasadność tego utożsamienia, można zapytać, dlaczego Žižek nie odnosi się w żaden sposób do
rozwiązania tej samej kwestii, które, za stoikami, zaproponował Deleuze
w Logice sensu? Stoicki podział bytu na domenę ciał, będących przyczynami, i domenę bezcielesnych wydarzeń/efektów, będących skutkami
lub pseudoprzyczynami, był, między innymi, sposobem na uratowanie
wolności: przyczyny i skutki nie tworzą zamkniętych i kompletnych
łańcuchów określających konieczności każdego wydarzenia, ale pozostają od siebie niezależne, umożliwiając mówienie o przeznaczeniu, ale
nie o konieczności52.
Oddzielenie przyczyn i skutków sprawia, że nie można w pełni
przełożyć relacji ciał i wydarzeń opisanej w Logice sensu na terminy
realnego jako wewnętrznego pęknięcia symbolizacji. Rzuca też nowe
światło na kwestię „bezpłodności” czy bezproduktywności oraz idealności sensu, która upodabnia go zdaniem Žižka do symbolicznego. Sens
to zarazem bezpłodność (z perspektywy cielesnych przyczyn) i moc
genezy statycznej – paradoks wynika z tego, że domena skutków jest
oddzielona od domeny przyczyn: „Z jednej strony niewzruszoność
wobec stanów rzeczy i neutralność wobec zdań, z drugiej zaś – moc
genezy, zarówno w stosunku do zdań, jak i w stosunku do samych
stanów rzeczy”53.
Uwzględnienie genezy oznacza także postawienie problemu warunków możliwości czegoś, co zgodnie z perspektywą Lacanowską warunków możliwości mieć nie może, bo samo jest warunkiem możliwości:
porządku symbolicznego.
50 51 52 53 S. Žižek, Organs…, s. 22, 23.
Tamże, s. 114.
G. Deleuze, Logika sensu, s. 21-22.
Tamże, s. 139.
Joanna Bednarek
65
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
7. „Na początku jest schizofrenia”54
Nieuniknione staje się zatem postawienie pytania o miejsce Logiki sensu,
z jej afirmacją edypalnej podmiotowości, w rozwoju myśli Deleuze’a.
Na czym właściwie polega różnica między perspektywą Logiki sensu
a perspektywą L’Anti-Oedipe? Jak ujął to Deleuze, kwestie głębi
i powierzchni przestały go interesować55 – dlaczego jednak tak się stało?
Okazuje się, że nie sposób myśleć o Logice sensu jako o książce „lacanowskiej”: przede wszystkim z racji faktu, że Deleuze nie uznaje tezy
o prymacie znaczącego. Statyczną genezę sensu – idealnego wydarzenia,
uzupełnia genezą dynamiczną, będącą wyłanianiem się powierzchni
sensu i mowy z pierwotnego żywiołu schizofrenii. Wykorzystuje przy
tym schemat Melanie Klein, nie tylko odmienny od Lacanowskiego, ale
radykalnie z nim niezgodny (co poświadcza Lacanowska krytyka Klein56),
umożliwiający bowiem badanie tego, co presymboliczne: domeny obiektów częściowych i mechanizmów introjekcji i projekcji. Psychoza/schizofrenia nie jest tu efektem wykluczenia znaczącego fallusa, ale wymiarem, od którego należy zacząć, opisując proces genezy podmiotu. Realne
przestaje być czymś nie do pomyślenia, wewnętrznym zniekształceniem/
pęknięciem/skręceniem symbolicznego; staje się natomiast wymiarem
pragnienia jako tego, co produktywne.
Można odnieść wrażenie, że to nie tyle relacja wirtualnego i aktualnego, ile schizofrenia jest w uniwersum Logiki sensu najbardziej problematyczna. To schizofrenia, wymiar cielesnych mieszanin, jest tym, co
generatywne par excellence; żeby jednak mogła wyłonić z siebie mowę
i podmiot, musi zostać „rozpłaszczona”, przekształcić się w powierzchnię.
Powierzchnia anuluje wprawdzie wysokość i głębię, ale pozostaje przy
tym nieustannie zagrożona regresem, zapadnięciem się w głębię.
To, co w Logice sensu jest głębią cielesnych mieszanin, w L’Anti-Oedipe
stanie się pragnieniem-produkcją; powierzchnia sensu zostanie z kolei
ujęta jako płaszczyzna immanencji57; co jednak najistotniejsze, dojdzie
do konsekwentnego zbliżenia obu wymiarów: pragnienie-produkcja nie
zachodzi już w głębi, ale na powierzchni; maszyny nie wydostają się
z otchłani, ale tworzą, na etapie drugiej, dysjunktywnej syntezy pragnie54 Tamże, s. 180.
55 G. Deleuze, Desert Islands and Other Texts 1953-1984, red. D. Lapoujade,
M. Taormina, Los Angeles-New York 2004, s. 261.
56 S. Bowden, The Primacy of Event..., s. 174-175.
57 A. Schuster, Drive and Desire: Žižek and Anti-Oedipus, clic.janvaneyck.nl/
documents/ZizekDeleuzepaper.doc (dostęp 8.11.2011).
Logika sensu...
Nie sposób myśleć
o Logice sensu jako
o książce „lacanowskiej”:
przede wszystkim z racji
faktu, że Deleuze nie
uznaje tezy o prymacie
znaczącego. Statyczną
genezę sensu –
idealnego wydarzenia,
uzupełnia genezą
dynamiczną, będącą
wyłanianiem się
powierzchni sensu
i mowy z pierwotnego
żywiołu schizofrenii
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
66
nia-produkcji, pierwszą z powierzchni: ciało bez organów58. Można by
postawić hipotezę, że ujmowanie ruchu genezy w kategoriach głębi
(rozumianej dość konwencjonalnie jako pierwotny chaos i niezróżnicowanie) oraz powierzchni jest nie do pogodzenia z założeniami ontologicznej jednoznaczności i immanencji. Dlatego w L’Anti-Oedipe głębia
schizofrenii zostanie „rozpłaszczona” już w pierwszym geście, na mocy
inicjalnego założenia59.
Druga podstawowa różnica między Logiką sensu a L’Anti-Oedipe
dotyczy statusu kompleksu Edypa. Aaron Schuster stawia tezę, że
Deleuze i Guattari nie tylko opisują proces wytworzenia porządku symbolicznego i kompleksu Edypa przez maszyny pragnienia, ale także
udowadniają konieczność jego pojawienia się60. O ile można mieć
poważne wątpliwości co do prawdziwości tej tezy w odniesieniu do
L’Anti-Oedipe, doskonale pasuje ona do tego, co dzieje się w Logice sensu.
Podczas gdy w pierwszym tomie Kapitalizmu i schizofrenii Edyp jest
specyficznie kapitalistycznym fenomenem, uzależnionym w swoim trwaniu od trwania cywilizowanej maszyny kapitalistycznej, w Logice sensu
stanowi kluczowy element powierzchni metafizycznej.
Przejście od Logiki sensu do L’Anti-Oedipe polegałoby zatem na dwóch
krokach: schizofrenia zostaje ujęta jako fenomen powierzchni, a Edyp
przestaje być czymś koniecznym.
58 G. Deleuze, F. Guattari, Anti-Oedipus..., s. 8-9.
59 A. Schuster, Drive and Desire..., s. 24.
60 Tamże. Zob. też D.W. Smith, The Inverse Side of the Structure: Žižek on
Deleuze and Lacan, “Criticism” 2004, Vol. 46, No. 4.
Joanna Bednarek
67
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Joanna Bednarek (ur. 1982) – filozofka z zawodu i powołania, pisarka
z powołania. Pracę doktorską Polityka poza formą: ontologiczne uwarunkowania poststrukturalistycznej filozofii polityki obroniła w 2011 roku.
Publikowała w „Nowej Krytyce”, „Czasie Kultury” i „Krytyce Politycznej”. Współpracuje z Pracownią Pytań Granicznych i z Interdyscyplinarnym Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości UAM. W latach
2006-2009 współpracowała z „Krytyką Polityczną”. Obszar kompetencji i zainteresowań: na przecięciu poststrukturalizmu, feminizmu, marksizmu autonomistycznego i literatury.
Dane kontaktowe:
Joanna Bednarek
Międzywydziałowa Pracownia Pytań Granicznych UAM
Collegium Maius
ul. Fredry 10
60-701 Poznań
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
J. Bednarek, Logika sensu – najbardziej lacanowska z książek Deleuze’a?,
„Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/
PT_nr5_2012_Logika_sensu/05.Bednarek.pdf (dostęp dzień miesiąc
rok)
Author: Joanna Bednarek
Title: The Logic of Sense – the most Lacanian of Deleuze’s books?
Summary: In his book concerning the philosophy of Gilles Deleuze, Slavoj Žižek
aims to expose its difficulties and contradictions. Žižek states that Deleuze’s philosophy is marked by the coexistence of two currents: one of the incorporeal, akin to
Lacanian psychoanalysis, and on the other hand the ‘vitalist’ one, based on the
identification of becoming with productivity. The Logic of Sense represent the
former strand, although it is also marked with the fundamental difficulty consisting
in the impossibility of deciding whether the effects/event (that is, the virtual) create
bodies, or, on the contrary, events are the product of bodies. The failure to resolve
this paradox, combined with the influence of Guattari, was the reason why Deleuze
tended to develop the simpler and less promising ‚vitalist’ ontology in his later works.
But how accurate is Žižek’s insight here? Isn’t it another example of reducing every
possible material to the Hegelian-Lacanian framework?
Key words: Deleuze, The Logic of Sense, Žižek, Organs without Bodies, psychoanalysis, ontology, genesis
Logika sensu...
}
Michal/ Herer
Od ontologii
do etyki wydarzenia
Tekst stanowi próbę podwójnej lektury Deleuzjańskiej Logiki
sensu jako, z jednej strony, ontologii niecielesnych wydarzeń,
z drugiej zaś – etyki wzywającej do „bycia godnym tego, co
nam się przydarza”. Ten pierwszy aspekt wiąże się z koniecznością przezwyciężenia fenomenologii i zrewidowania
założeń filozofii transcendentalnej. Z kolei swoją etykę
wydarzenia Deleuze rozwija, nawiązując do stoików i Nietzschego, a także pisarzy takich jak Bousquet, Lowry czy
Fitzgerald. Opiera się ona na imperatywie afirmacji świata
jako stawania się – afirmacji zarówno na płaszczyźnie albo
powierzchni czystej myśli, jak i we własnym ciele, dla którego jednak oznacza to zawsze ranę, zagrożenie rozpadem.
Słowa kluczowe: to, co niecielesne, wydarzenie, sens, paradoks, etyka,
wieczny powrót, stoicy, afirmacja, atletyzm
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
70
Dyskusję o Logice sensu należałoby może zacząć od – banalnej na pozór
– uwagi, że mamy tu do czynienia z książką, Deleuze zaś był filozofem
piszącym książki. Co właściwie czyni książkę książką? A w szczególności
– książką filozoficzną? Co czyni nią Logikę sensu?
Po pierwsze, względna autonomia myśliciela w stosunku do warunków zewnętrznych. Książka powstaje dlatego, że musi powstać, jest to
jednak konieczność innego rodzaju niż ta wynikająca z akademickiego
kalendarza. Deleuze, mimo że sam był wykładowcą – Różnicę i powtórzenie1 (wraz z równie obszernym traktatem o Spinozie2) przedstawił na
Sorbonie jako rozprawę doktorską – mógł sobie pozwolić na pewną
swobodę wobec wymogów życia uniwersyteckiego. Być może jest to
kwestia zmieniających się czasów, mniejszej presji instytucjonalnej (dotyczącej publikacji, udziału w konferencjach, sesjach naukowych itd.), jakiej
podlegali akademicy pół wieku temu – tak czy inaczej, autor wydanej
w 1953 roku monografii poświęconej Hume’owi3 nie opublikował żadnego większego dzieła aż do pracy na temat filozofii Nietzschego w roku
19624. Rzecz trudna do wyobrażenia w dzisiejszych warunkach produkcji wiedzy… Oto jak wspominał ów okres w jednym z wywiadów: „To
prawdziwa dziura w moim życiu, dziura rozciągająca się na osiem lat.
Właśnie takie dziury wydają mi się interesujące w życiu ludzi”5. Wiele
mówi się dzisiaj na temat ekspansji mediów elektronicznych i rychłego
„końca książki”, jeśli jednak koniec ów rzeczywiście nastąpi, to nie ze
względu na zmianę medium, lecz na skutek likwidacji warunków, dzięki
którym prawdziwe książki (niebędące zbiorami artykułów ani tomami
pokonferencyjnymi) mogą dojrzewać właśnie w takich interesujących
dziurach. To w nich, jak wyjaśnia Deleuze, „dokonuje się ruch”6.
Po drugie, autonomia w planie ściśle teoretycznym – każda książka
zarysowuje odrębną problematykę, wymagającą do swojej eksplikacji
odrębnego zestawu pojęć. Nie wyklucza to oczywiście ciągłości myśli,
1 G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, tłum. B. Banasiak, K. Matuszewski,
Warszawa 1997.
2 tegoż, Spinoza et le problème de l’expression, Paris 1968.
3 Tegoż, Empiryzm i subiektywność: esej o naturze ludzkiej według Hume’a, tłum.
K. Jarosz, Warszawa 2000.
4 Tegoż, Nietzsche i filozofia, tłum. B. Banasiak, Warszawa 1993.
5 Tegoż, Negocjacje 1972-1990, tłum. M. Herer, Wrocław 2007, s. 147-148.
6 Tamże. W jego wypadku ruch ten doprowadził właśnie do przełomowej
interpretacji myśli Nietzschego, a następnie, w ciągu kilku ostatnich lat dekady, do
prawdziwej pisarskiej erupcji, której efektem będzie nie tylko Logika sensu oraz
Różnica i powtórzenie, ale też prace o Kancie, Bergsonie, Prouście, Spinozie i Sacher-Masochu…
Michal/ Herer
71
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
meandrycznej linii łączącej dzieła napisane przez jednego filozofa. Myśl
ta rozwija się jednak właśnie „z książki na książkę”. Jaki nowy problem
podejmuje Deleuze w Logice sensu? Odpowiedzi dostarcza poniekąd sam
tytuł; mówiąc jednak bardziej ogólnie, chodzi o zagadnienie tego, co
niecielesne. W jaki sposób dzisiaj, czyli przede wszystkim: po Nietzschem,
filozofia ma mówić o niecielesnym? Temu właśnie służy Deleuzjańskie
pojęcie wydarzenia.
Po trzecie, autonomia formy. Deleuze przeczuwał, że „nadchodzi
czas, kiedy napisanie książki filozoficznej w taki sposób, w jaki czyniono
to od dawna, nie będzie już możliwe”7. I nawet jeśli większość jego
kolegów po fachu wciąż pisze jak „od dawna”, to dla niego samego
w pewnym momencie nadszedł czas na zerwanie nie tylko z formą historyczno-filozoficznej monografii, lecz także z klasyczną formą rozprawy,
w której mieści się jeszcze Różnica i powtórzenie. Forma książki filozoficznej musi być wynaleziona na nowo; co więcej – musi być wynajdowana za każdym razem, towarzysząc kreacji ściśle pojęciowej i ją uzupełniając. Często przywołuje się słowa Deleuze’a o tym, że każdy wielki
filozof był zarazem wielkim stylistą, trzeba jednak pamiętać o tym, czym
był dla niego styl. Otóż od stylu – a nawet, szerzej: od twórczości jako
takiej – nie da się oddzielić pewnej zasadniczej niemożności. Nie można
już pisać tak, jak się pisało, i właśnie z tej niemocy czerpie swą siłę eksperyment dotyczący formy. Niektóre książki Deleuze’a, zwłaszcza napisane w tandemie z Guattarim Mille Plateaux, do dziś wywołują konfuzję. Z czym mamy tu właściwie do czynienia? Z traktatem ontologicznym?
Zbiorem wariacji na kilka luźno powiązanych tematów? Czym są owe
plateaux i jak wyglądałaby książka składająca się z tysiąca takich „jednostek”? W Logice sensu eksperyment nie idzie jeszcze tak daleko, choć już
tu pojawia się nowa forma, a mianowicie forma serialna. Na ile koresponduje ona z filozoficzną treścią tej książki, tak jak forma plateaux
korespondować będzie z ontologią kłącza8?
I wreszcie, Logika sensu, jak większość prawdziwych książek filozoficznych, poddaje się swoistej podwójnej lekturze. Można do niej odnieść
stwierdzenie samego Deleuze’a na temat Spinozjańskiej Etyki. Tak, jak
ciąg przedstawianych przez Spinozę more geometrico twierdzeń i dowodów
jest stale podwajany przez „kręty łańcuch wulkaniczny” przypisków,
tworzących „coś w rodzaju drugiej Etyki, która współistnieje z pierwszą,
7 G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, s. 24.
8 Zob. G. Deleuze, F. Guattari, Kłącze, tłum. B. Banasiak, „Colloquia Communia” 1988, nr 1-3, s. 221-237.
Od ontologii do etyki wydarzenia
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
72
mając jednak zupełnie inny rytm, inny ton”9, podobnie Deleuzjańską
teorię sensu zdaje się podwajać jakiś inny, podziemny tekst. Owa druga
Logika jest przy tym właśnie swoistą etyką, neostoicką etyką bezcielesnego
wydarzenia, „dublującą ruch pojęcia całą mocą afektu”10. Przyjrzyjmy
się bliżej tym dwóm rejestrom.
I
Pierwszy z nich – na którym koncentruje się większość komentatorów
i któremu poświęcimy tu mniej miejsca – obejmuje ontologię sensu,
będącą jednocześnie jego logiką i fizyką. Jeśli idzie o pierwszy z tych
członów, już na samym początku daje o sobie znać osobliwa strategia
związana z zastosowaniem paradoksu. Logika sensu, powiada Deleuze,
musi być logiką paradoksalną, opartą na paradoksie: „Nie powiemy […],
że paradoksy oferują zniekształcony obraz myślenia – nieprawdopodobny
i niepotrzebnie skomplikowany. Trzeba chyba samemu być zbyt »prostym«, by uznać myślenie za nieskomplikowaną czynność, przejrzystą
dla siebie samej, która nie uruchamia wszelkich mocy nieświadomości,
wraz z wtopionym w nią nonsensem”11. Deleuzjański obraz myśli nigdy
nie był prosty i właśnie dlatego paradoks odgrywa tu szczególną rolę.
Nie jest ani przeszkodą w formułowaniu jasnych twierdzeń, czymś, co
myśl powinna przezwyciężyć, by wkroczyć do królestwa prawdy, źródłem
niebezpiecznego zamętu, ani przedmiotem inteligentnej rozrywki dla
myśli zmęczonej rozwiązywaniem poważnych problemów. Pozwala jej
raczej dopiero dotrzeć do tego, co problematyczne. Jest to bowiem możliwe tylko pod warunkiem przekroczenia dwóch krępujących ruchy
myślenia form – zdrowego rozsądku i zmysłu wspólnego. Zdrowy rozsądek zawsze wyznacza jeden właściwy, dobry kierunek [bon sens]. „Paradoks jako pasja myślenia odkrywa wszakże, iż oba kierunki są nierozłączne, a ustalenie jednego kierunku nie jest możliwe, nie ma jednego
kierunku dla poważnej myśli czy pracy i odwrotnego kierunku dla
rozrywki czy marginalnych zabaw”12. „Z kolei w przypadku zmysłu
wspólnego chodzi nie tyle o kierunek, ile o pewien organ. I jeśli nazywa
się go wspólnym, to dlatego, że jest organem, funkcją, zdolnością iden-
9 G. Deleuze, Negocjacje, s. 171.
10 Tamże.
11 G. Deleuze, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa 2011, s. 111.
12 Tamże, s. 114.
Michal/ Herer
73
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
tyfikacji sprowadzającą dowolną różnorodność do postaci Tego Samego”13.
Paradoks usuwa ten organ, w wyniku czego żadne oczywiste rozpoznanie nie jest już możliwe, a różnorodność jawi się w całej swej pozytywnej złożoności.
Dopiero tak „zdezorientowana” i „zdezorganizowana” myśl może zmierzyć się z pytaniem o to, co niecielesne. W dwudziestym wieku owo
pytanie przybiera jednak przede wszystkim postać pytania o sens. Dlatego
nowa logika bezcielesnego musi być właśnie logiką sensu, a zarazem wyzwaniem rzuconym wszystkim tym, którym ten ostatni jawi się jako coś
prostego, nierozkładalnego, źródłowego. Musi być wyzwaniem rzuconym
fenomenologii, a nawet – szerzej – całej tradycji filozofii transcendentalnej. Podstawowa teza tej logiki brzmi, że sens jest zawsze efektem, wytworem, produktem czegoś innego niż on sam, że sens nie rodzi się z sensu,
że jest hetero-geniczny (nie tylko zróżnicowany, ale pochodzący od tego,
co od niego różne, od rozmaitych postaci non-sensu, i naznaczony piętnem
tego pochodzenia, ową głębszą albo bardziej radykalną postacią różnicy).
Zdrowy rozsądek dopuszcza możliwość osuwania się sensu w bezsens –
i już to próbuje powstrzymać ten proces z iście policyjną gorliwością
i z zastosowaniem rozmaitych technik prewencyjnych, już to akceptuje
go na zasadach niezobowiązującej, dowcipnej gry. Tym, co absolutnie
niedopuszczalne, jest dla niego natomiast jednoczesność dwóch kierunków,
obecność bezsensu w sensie i wyłanianie się drugiego z pierwszego. Czy
jednak już Husserl nie wykracza poza ten horyzont, mówiąc o konstytucji
sensu? Sprawa jest niezwykle złożona, o czym wiedzą zwłaszcza czytelnicy
jego ineditów, przechowywanych w archiwum w Louvain. Zagadnienie
„pasywnych syntez” i swoista transcendentalna proto-logika, nad którą
autor Idei pracował w latach dwudziestych ubiegłego wieku14, dają się
interpretować zarówno w duchu fenomenologicznej ortodoksji, jak
i w duchu bardziej heretyckim, który otwiera przed filozofią transcendentalną nowe horyzonty. Deleuze widzi obie te możliwości, ostatecznie
jednak dystansuje się od myśli Husserla jako wyrazu doksy, jeśli nie spod
znaku zdrowego rozsądku, to przynajmniej spod znaku zmysłu wspólnego,
który „przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza […], to, co transcendentalne, przedstawiając w postaci Osoby lub Ego”15.
13 Tamże.
14 Zob. E. Husserl, Analysen zur passiven Synthesis: aus Vorlesungs- und Forschungsmanuskripten (1918-1926), [w:] Husserliana: Edmund Husserl Gesammelte
Werke, t. 11, Haag 1996 (tłum. fr. B. Bégouta i J. Kesslera: De la synthèse passive,
Grenoble 1998).
15 G. Deleuze, Logika sensu, s. 166.
Od ontologii do etyki wydarzenia
Sens jest zawsze
efektem, wytworem,
produktem czegoś
innego niż on sam, że
sens nie rodzi się
z sensu, że jest
hetero-geniczny
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
74
Sens nie jest pierwotny, konstytutywny, lecz konstytuowany w określonych warunkach. I właśnie do tych warunków możliwości sensu stara
się dotrzeć Deleuze, dokonując radykalnego przeformułowania programu
filozofii transcendentalnej. Jego podstawowa zasada głosi, że „fundament
nigdy nie może być podobny temu, co się na nim opiera”16. Owo podobieństwo, które ma zostać zniesione, zatarte, dotyczy samej formy Tego
Samego. Z faktu, że sens już ukonstytuowany jest jednokierunkowy i daje
się zidentyfikować jako ten sam w różnych wypowiedziach, nie wynika,
że to, co go produkuje, również podlega zasadzie jednego słusznego kierunku i zasadzie tożsamości. A już na pewno nie wynika z niego teza
o Osobie bądź Ego (czy innej postaci podmiotu transcendentalnego) jako
instancji odpowiedzialnej za ową produkcję. Nawet jeśli sens jest „subiektywny”, proces jego generowania nie musi odsyłać do żadnej subiektywności. Czy jednak pozbywając się tych arbitralnych wyobrażeń co do
organizacji pola transcendentalnego – wynikających z bezkrytycznego
ulegania nawet przez najbardziej krytycznych filozofów zdrowemu rozsądkowi i zmysłowi wspólnemu – nie wykraczamy poza ramy transcendentalizmu? Na ile można tu jeszcze mówić o „warunkach możliwości”
sensu, na ile zaś jego wyłanianie się stanowi efekt złożonych, wielokierunkowych oddziaływań o charakterze empirycznym? „Stawką podwójnej
walki jest tutaj zażegnanie wszelkiego dogmatycznego pomieszania wydarzeń z esencjami, ale również wszelkiego empirycznego pomieszania wydarzenia z wypadkiem”17. Stąd Deleuzjański empiryzm transcendentalny,
niebędący ani klasycznym transcendentalizmem (o ile ten ostatni poszukuje właśnie esencji, względnie konstytuującego sens czystego Ja), ani
prostym badaniem empirycznym (o ile to ostatnie redukuje sens do
wypadkowej fizycznych stanów rzeczy). Stąd jednak także, w ramach samej
logiki sensu, figura dwóch kierunków genezy.
Z jednej strony (albo uwzględniając jeden kierunek) trzeba powiedzieć,
że niecielesny, idealny sens wydarza się jako efekt interakcji ciał, wytwór
„cielesnych mieszanin”, jak powiada Deleuze, odwołując się do fizyki stoickiej (każde ciało jest tu właśnie mieszaniną). Z drugiej zaś – że same ciała,
na równi ze zdaniami, które – zgodnie ze swymi trzema aspektami – desygnują stany rzeczy, manifestują podmiot i znaczą relacje logicznego wynikania, okazują się wytworem albo „ucieleśnieniem” niecielesnych wydarzeń.
Jak pogodzić ze sobą te dwa kierunki? Jak pomyśleć paradoks sensu będącego jednocześnie efektem, który zarysowuje się na powierzchni ciał, i tym,
co – samo niewzruszone i neutralne – generuje ciała i sensowne zdania?
16 Tamże, s. 143.
17 Tamże, s. 85.
Michal/ Herer
75
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Właśnie w tym drugim znaczeniu sens jawi się jako to, co transcendentalne,
a więc niejako pierwsze, jako warunek możliwości sensu ukonstytuowanego
i wyrażonego w zdaniu. Pojawia się zatem podwójna trudność – dwa
przeciwne kierunki genezy, a do tego jeszcze podwójne znaczenie sensu:
raz jako ukonstytuowanego, raz jako tego, co konstytutywne. Ta ostatnia
dwuznaczność zdaje się przeczyć wyjściowej zasadzie hetero-geniczności
(niepodobieństwa warunkowanego do jego warunku). Sens zdania okazuje
się ostatecznie wytworem… sensu rozumianego jako niewzruszone (całkowicie obojętne i neutralne wobec ciał i zdań, które wytwarza) wydarzenie. Kiedy jednak przyjrzymy się sposobowi, w jaki Deleuze opisuje działanie owej niewzruszonej instancji, dostrzeżemy, że transcendentalna
organizacja sensu w niczym nie przypomina żadnej znanej nam „sensownej” organizacji. Właśnie dlatego do jej opisu potrzeba nowych pojęć.
Niewzruszony sens z punktu widzenia zdrowego rozsądku i zmysłu wspólnego okazuje się raczej bezsensem w postaci generujących sens, ale pozbawionych go struktur („strukturalizm wykazuje, że sens tworzy się z nonsensu
i z jego ciągłego przemieszczenia, że rodzi się on dzięki odpowiednim pozycjom elementów, które same w sobie wcale nie są »znaczące«”18) lub
w formie „bezosobowego i preindywidualnego pola transcendentalnego”19.
Ostatecznie nie ma zresztą istotowej różnicy między tymi określeniami, jako
że „struktura”, sama posiadająca właśnie charakter bezosobowy i preindywidualny, stanowi tylko jedno z imion tego, co transcendentalne, warunku
wszelkiej osobowości i indywiduacji. Na podobnej zasadzie – a więc, raz
jeszcze, dzięki przekroczeniu formy zdrowego rozsądku i zmysłu wspólnego
– daje się ominąć także pierwszy problem. Tak jak bezosobowe struktury
nie są esencjami, podobnie cielesne mieszaniny, o ile wytwarzają sens (i stają
się przez to przedmiotem wyższego empiryzmu20), nie są po prostu ciałami
(ukonstytuowanymi, wykrystalizowanymi, stabilnymi przedmiotami możliwego rozpoznania w zdaniu typu „to jest x”). „Powstawanie sensu z ciał
oznacza coś całkiem szczególnego. Tym razem chodzi o ciała ujęte w ich
niezróżnicowanej głębi, w ich pulsowaniu pozbawionym jakiejkolwiek
miary. Głębia ta działa w bardzo oryginalny sposób: dzięki zdolności do
organizowania powierzchni i do przyoblekania się w powierzchnie”21.
Właśnie w tym paradoksalnym miejscu, na powierzchni, czysta logika
niewzruszonego sensu-struktury zbiega się ostatecznie z cielesną, a zara18 Tamże, s. 107.
19 Tamże, s. 148.
20 Czyli takiego, w którym sama zmysłowość „wchodzi w rozstrojoną grę”,
a „jej organy stają się metafizyczne” (G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, s. 207).
21 G. Deleuze, Logika sensu, s. 175.
Od ontologii do etyki wydarzenia
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
76
zem sensotwórczą fizyką. Ciała wytwarzają sens tylko o tyle, o ile na
pewnym poziomie swojej organizacji wymykają się naiwnemu empiryzmowi i upodabniają do hiperzłożonych struktur. Zarówno osiąganie
niewzruszoności, jak i wydobywanie się na powierzchnię stanowi jednak
zarazem imperatyw etyczny. Przejdźmy więc teraz do drugiej Logiki.
II
Problem moralny albo
etyczny pojawia się
właśnie na przecięciu
płaszczyzny myślenia
z życiem
Na samym początku serii dwudziestej (O problemie moralnym według
stoików) Deleuze przywołuje, za Diogenesem Laertiosem, stoickie porównanie filozofii do jaja. Logika to jego skorupka, fizyka – spoczywające
w głębi żółtko, białku zaś, które mieści się między nimi, odpowiada
etyka. I zaraz dodaje: „Czujemy jednak, że jest to już pewna racjonalizacja. Trzeba by dotrzeć do pierwotnego aforyzmu-anegdoty”22. Fragment
ten warto zestawić z innym, w którym mowa o tym, że „nie należy
zadowalać się ani biografią, ani bibliografią, należy dotrzeć do owego
tajemnego punktu, w którym to samo staje się jednocześnie anegdotą
z życia i aforyzmem w sferze myśli”23. Problem moralny albo etyczny
pojawia się właśnie na przecięciu płaszczyzny myślenia z życiem, tam,
gdzie życie może stać się przedmiotem afirmacji ze strony myśli lub
zostać przez nią zanegowane, zredukowane, umniejszone. Najwyraźniej
jest to problem tyleż stoicki, co nietzscheański…
W Logice sensu synonim życia jako możliwego przedmiotu afirmacji
stanowi wydarzenie. Stąd genialna w swojej prostocie Deleuzjańska
formuła moralności, która „mówi nam jedynie tyle, że nie powinniśmy
być niegodni tego, co nam się przydarza”24. Jeśli jednak zastanowimy się
nad jej znaczeniem, szybko dojdziemy do wniosku, że prostota jest tu
jedynie pozorna. Co to znaczy: być godnym tego, co nam się przydarza,
być godnym wydarzenia? Kłopot z ową formułą jest podobny do tego,
jaki wciąż mamy chyba z Nietzschego teorią wiecznego powrotu – nic
dziwnego, że Deleuze, przybliżając jej właściwy sens, co i rusz odwołuje
się właśnie do tej teorii i jej rozmaitych wykładni. Podobieństwo jest,
po pierwsze, czysto formalne. Tak jak w wypadku pojęcia Nietzscheańskiego, mamy tu do czynienia z aforyzmem, który w najprostszej, najbardziej dosłownej interpretacji wydaje się zbyt banalny, by udźwignąć
myślowy ciężar, jaki niesie zgodnie z deklaracją samego filozofa.
22 Tamże, s. 195.
23 Tamże, s. 179.
24 Tamże, s. 204.
Michal/ Herer
77
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
W związku z wiecznym powrotem nieraz zwracano uwagę na osobliwą
dysproporcję między kardynalnym znaczeniem, jakie – w listach i rozmowach – przyznawał mu Nietzsche w ramach swej koncepcji, oryginalnością, do której rościł sobie pretensję właśnie w tym punkcie,
a wtórnością owej wizji, w której to samo wiecznie powraca w nieskończonych cyklach. Czy znawca filozofii starożytnej zapomniał, że już
stoicy głosili cykliczność bytu? Czyżby nie pamiętał o Heraklicie i jego
teorii cyklicznego spalania się [ekpyrosis] świata25? Poza tym czy obraz
wiecznego powracania tych samych stanów rzeczy można dziś traktować
jako „poważną” propozycję ontologiczną? I czy da się ona pogodzić
z Nietzscheańską filozofią stawania się, przeciwstawionego statycznemu,
tautologicznemu bytowi? Tak samo jest z formułą Deleuze’a. Gdyby
„bycie godnym tego, co się nam przydarza”, oznaczało jedynie przyjmowanie „z godnością” wszelkich życiowych wypadków, to Deleuze musiałby
się jawić jako dość po-niewczesny epigon stoickiej etyki akceptacji
koniecznego biegu rzeczy. Jednakże ani etyka amor fati, ani stoicka fizyka
nie są – jak pokazuje to właśnie Logika sensu – niczym oczywistym. Tu
kończy się też analogia formalna, a zaczyna dużo bardziej istotny związek na poziomie treści. Problem afirmacji wiecznego powrotu i problem
afirmacji wydarzenia to z pewnego punktu widzenia ten sam problem
etyczny, odsyłający jednocześnie do fizycznego zagadnienia konieczności, jakiej podlegają ciała, i do logicznego zagadnienia stawania się.
W obu tych kierunkach.
Problem moralny, według stoików, brzmi: „w jaki sposób można
uchwycić wydarzenie i pragnąć go, nie odsyłając zarazem do wytwarzającej go cielesnej przyczyny, a za jej pośrednictwem – do całkowitego
zbioru przyczyn, czyli do physis?”26. Albo, inaczej: jak afirmować wydarzenie, nie popadając w bierny fatalizm, akceptację konieczności? Nietzsche również mierzył się z tą trudnością w Zaratustrze: „Wszystko […]
żuć i przetrawiać – to jest natura świń! Ciągle mówić potakujące »a-ha«
– tego nauczył się nawet osioł i każdy, kto jest z jego ducha”27. Słowa te
nieprzypadkowo padają w rozdziale O duchu ciężkości. Rzecz w tym, że
nauka o wiecznym powrocie sama sprawia wrażenie tak ciężkiej i obciążającej, że trudno ją zrazu odróżnić od bezmyślnego, oślego „a-ha”. Niebezpieczeństwo owej ciężkiej wykładni nigdy nie zostaje do końca zaże25 F. Nietzsche, Filozofia w tragicznej epoce Greków, [w:] tegoż, Pisma pozostałe
1862-1875, tłum. B. Baran, Kraków 1993, s. 133.
26 Tamże, s. 196.
27 F. Nietzsche, To rzekł Zaratustra: książka dla wszystkich i dla nikogo, tłum.
S. Lisiecka, Z. Jaskuła, Warszawa 1999, s. 250.
Od ontologii do etyki wydarzenia
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Bycie godnym tego,
co się nam przydarza,
nie oznacza akceptacji
konieczności, że
potrzeba tu czegoś
wręcz przeciwnego
78
gnane, stale zagraża Zaratustrze, czasem pojawiając się z najmniej
oczekiwanej strony, jak wtedy, gdy jego zwierzęta intonują: „Wszystko
odchodzi, wszystko powraca; wiecznie toczy się koło bytu”28. Nauczyciel
wiecznego powrotu wie, że jego pieśń nazbyt łatwo może przerodzić się
w „katarynkową śpiewkę liryczną”29. Wieczne To Samo – to myśl najcięższa, a zarazem niebezpiecznie podobna do jego własnej myśli. Wypowiada ją również obmierzły „pół karzeł, pół kret, bezwładny, obezwładniający”, który siedzi na ramionach Zaratustry: „Wszelka prawda jest
pokrętna, sam czas jest kołem”30. Czy myśl ta nie przypomina jednak
także stoickiej teorii przeznaczenia, które niepodzielnie rządzi biegiem
rzeczy i przed którym należy się ugiąć? Otóż Deleuze przekonuje, że
stoikom udaje się wydostać z pułapki fatalizmu za pomocą pewnego
wynalazku natury pojęciowej. Wprowadzają oni mianowicie
nowy podział w ramach relacji przyczynowej. […] Odsyłają przyczyny do przyczyn, potwierdzając łączący je związek przyczynowy (przeznaczenie), skutki zaś
odsyłają do skutków, również między nimi ustalając pewne związki. Te ostatnie
mają jednak zupełnie inny charakter: bezcielesne skutki nie są nigdy jedne dla
drugich przyczynami, lecz wyłącznie „pseudoprzyczynami”31.
W ten sposób stoicyzm może – właśnie na poziomie wolnych skutków-wydarzeń, których wytwarzanie jest racją istnienia przyczyn jako takich
– przeciwstawiać przeznaczenie konieczności, inaczej niż epikureizm,
który – za sprawą pojęcia clinamen, odchylenia ruchu atomów – próbuje
myśleć przyczynowość bez przeznaczenia. Wszystko to jest Deleuze’owi
potrzebne do tego, by pokazać, że bycie godnym tego, co się nam przydarza, nie oznacza akceptacji konieczności, że potrzeba tu czegoś wręcz
przeciwnego.
„Kolistość” czasu oznacza przede wszystkim brak początku i końca,
bezmierność samego stawania się. Dlatego właściwy sens wiecznego
powrotu, zatarty w dosłownej, banalnej wykładni, „polega na tym, że
w żadnej mierze nie wyraża on porządku, który przeciwstawiałby się
chaosowi lub go opanowywał. Wprost przeciwnie – nie jest on niczym
innym jak chaosem, mocą afirmacji chaosu”32. I na tym, zdaje się, polega
też problem moralny neostoika Deleuze’a – jak afirmować chaos albo
stawanie się? Jak afirmować czyste wydarzenie jako „pseudoprzyczynę”?
28 29 30 31 32 Tamże, s. 278.
Tamże, s. 279.
Tamże, s. 204-205.
G. Deleuze, Logika sensu, s. 21-22.
Tamże, s. 347-348.
Michal/ Herer
79
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
Pierwsza odpowiedź, jakiej udziela na to pytanie już w serii dziesiątej –
a więc na dobrą sprawę jeszcze przed jego zadaniem – wydaje się całkiem
naturalna i zgodna z naszą wyjściową intuicją: „afirmować cały przypadek, czynić przypadek przedmiotem afirmacji – do tego zdolna jest
wyłącznie myśl”33. Tylko czysta myśl jest w stanie dotrzeć do tego, co
bezcielesne, do sensu jako niewzruszonego, neutralnego wydarzenia,
oparu unoszącego się nad cielesnymi mieszaninami. Deleuze z całą pewnością należał do tych – być może coraz mniej licznych – filozofów,
którzy w dwudziestym wieku zachowali niezachwianą wiarę w moc
myślenia. Jedną z najbardziej dobitnych manifestacji tej wiary jest właśnie Logika sensu, z jej teorią „płaszczyzny metafizycznej” i przejścia „od
ust do mózgu”, umożliwiającego narodziny sensownej mowy. Znajduje
ona jednak wyraz także i później, aż do ostatniej, napisanej wraz z Félixem Guattarim książki poświęconej filozofii jako formie myśli. Są rzeczy,
o których da się tylko myśleć, właściwe „rzeczy myślenia”, które potrafi
ono sproblematyzować dzięki swej nieskończonej prędkości. A ściślej
rzecz biorąc – jest to właśnie cząstka chaosu tkwiąca w każdej rzeczy.
Tylko myśl, w szczególności myśl filozoficzna, trwa przy tym, co chaotyczne, nie szukając schronienia w doksie34. Dodatkowo wątek ten daje
się łatwo uzgodnić ze stoicyzmem Deleuze’a – czyż stoicy nie twierdzili,
że prawdziwą wolność człowiek osiąga jedynie w sferze myśli albo przedstawień, tylko te bowiem, w odróżnieniu od fizycznych stanów rzeczy,
pozostają pod jego kontrolą? Musimy być jednak czujni. Lektura Deleuze’a jak mało co sprawia wszak, że rozstajemy się z obiegowymi wykładniami problemów i „naturalnymi” odpowiedziami na rozmaite pytania.
Gdy mowa o bezcielesnych wydarzeniach, nieprzypadkowo powracają zawsze podobne przykłady. Joë Bousquet mówiący: „moja rana
istniała już przede mną, urodziłem się po to, by ją urzeczywistnić”35.
Konsul z powieści Lowry’ego w stanie permanentnego delirium zmierzający ku ostatecznej katastrofie. Bohaterowie Fitzgeralda, którzy „nie
próbowali dokonać niczego nadzwyczajnego, co byłoby ponad ich siły,
a przecież budzą się niczym po bitwie, która ich przerosła, załamani na
ciele, z nadwyrężonymi mięśniami, obumarli na duchu”36. Wszędzie
pojawia się owo załamanie, pęknięcie – to właśnie ono „nie jest ani
33 Tamże, s. 94.
34 Zob. G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest filozofia?, tłum. P. Pieniążek, Gdańsk
2000, s. 229-230.
35 G. Delezue, Logika sensu, s. 203.
36 Tamże, s. 210.
Od ontologii do etyki wydarzenia
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
80
wewnętrzne, ani zewnętrzne”37, lecz „na granicy, pozazmysłowe, bezcielesne, idealne”. „Wszelkie życie jest, rzecz jasna, procesem rozpadu. […]
Całe dzieło Fitzgeralda – powiada Deleuze – sprowadza się do swoistego
rozwinięcia tej frazy, zwłaszcza owego »rzecz jasna«”38. I wreszcie sama
śmierć, splendor śmierci „bezcielesnej, bezokolicznikowej, bezosobowej”39,
niewzruszoność owego umiera-się, które egzorcyzmował Heidegger
i które tryumfalnie powraca w dziele Maurice’a Blanchota. „Czy są to
tylko przykłady? A może każde wydarzenie ma w sobie coś z […] bitwy
czy skaleczenia – sięga tym głębiej, że dzieje się na powierzchni, jest tym
bardziej bezcielesne, że przebiega wzdłuż ciał?”40. Zgodnie z podwójnym
kierunkiem genezy bezcielesny sens stanowi jednocześnie powierzchniowy efekt oddziaływań między ciałami oraz to, co się w nich ucieleśnia
– tak czy inaczej, ciała nie da się wymazać. Bycie godnym wydarzenia
musi zatem wiązać się zarówno ze zdolnością jego afirmacji przez myśl,
jak i z jego doświadczeniem na własnej skórze, to zaś oznacza zawsze
ranę, i to ranę śmiertelną. Jak pogodzić ze sobą, tym razem w wymiarze
etycznym, dwa kierunki, afirmację stawania się przez czystą myśl i urzeczywistnienie wydarzenia we własnym ciele?
Tak jak etyka mieści się między logiczną skorupką a głębią fizycznego
żółtka, i tak jak wydarzenie jest jednocześnie bezcielesnym i czymś, co
stanowi powierzchniowy efekt mieszania się ciał, a także (zgodnie
z drugim kierunkiem genezy) samo się w nich ucieleśnia, tak afirmacja
wydarzenia ma nieodmiennie dwa uzupełniające się aspekty albo dwa
oblicza. Najwyższej mocy pojęcia towarzyszy tu swoisty atletyzm41. „Nie
wiemy, do czego zdolne jest ciało”, powiada Deleuze za Spinozą. Wydarzenie jest tym, co poddaje ciało próbie, testuje granice jego możliwości,
jest właściwym życiem ciała, co oznacza jednak także, „rzecz jasna”, proces rozpadu. Należy tu jednak zastrzec, że – podobnie jak cielesne mieszaniny odpowiedzialne za dynamiczną genezę sensu – owo żyjące
i rozpadające się ciało nie jest po prostu organizmem czy konstelacją
stanów rzeczy. Wciąż obowiązuje zasada wyższego empiryzmu, każąca
ujmować same ciała „w ich pulsowaniu pozbawionym jakiejkolwiek
miary”. Nie chodzi więc o prostą degrengoladę czy dysfunkcjonalność
37 Tamże, s. 211.
38 Tamże, s. 210.
39 Tamże, s. 207.
40 Tamże, s. 27.
41 Zob. G. Deleuze, Francis Bacon: logique de la sensation, Paris 2002 (wyd.
1 1981), s. 21-26. „Atletyzm” oznacza tu szczególny, nadludzki wysiłek figur
Bacona, wysiłek ciała próbującego w spazmie, krzyku i najwyższym napięciu
„wymknąć się samemu sobie”; poszukującego swej „linii ujścia”.
Michal/ Herer
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
81
ciała, lecz o jego eksperymentalną deregulację, pozwalającą czasem odkryć
albo raczej wytworzyć funkcje całkowicie nowe, nieznane. To właśnie
nazywa Deleuze cielesnym „przeciwurzeczywistnieniem” wydarzenia.
„Wiecznej prawdy” tego ostatniego „nie da się uchwycić, jeśli wydarzenie
nie wpisze się również w ciało; za każdym razem wszelako trzeba podwajać to bolesne urzeczywistnienie ograniczającym je, odgrywającym
i przeistaczającym przeciwurzeczywistnieniem”42. Wówczas nawet choroba może stać się wydarzeniem, którego trzeba okazać się godnym, tak
jak w wypadku Nietzschego:
trajektoria owego wydarzenia, które stanowiło inspirację dla całego dzieła,
a częściowo także dla życia, nie ma przecież nic wspólnego z ogólnym paraliżem,
z migrenami ocznymi czy z wymiotami, na które cierpiał Nietzsche, chyba że
w sensie nadania temu wszystkiemu zupełnie nowej przyczynowości, to znaczy:
wiecznej prawdy, niezależnej od cielesnego urzeczywistnienia, w sensie stylu
dzieła wkraczającego na miejsce mieszanin ciała43.
Tak oto ponownie docieramy jednak do konieczności myślenia. W końcówce serii dwudziestej drugiej (Porcelana i wulkan) Deleuze przywołuje
słowa Burroughsa: „wszystko, co da się osiągnąć za pomocą środków
chemicznych, można też osiągnąć inaczej”44. Jak? Łącząc eksperymentalny
atletyzm ciała z atletyzmem myśli…
Właściwym problemem moralnym, według Logiki sensu, jest problem
„innego zdrowia”, będącego „niczym ciało zdolne przetrwać własną ranę”45.
I w pewien sposób pozostaje nim także później, gdy – w Anty-Edypie –
ciało-maszyna podłączy się do innych maszyn. W międzyczasie dokonuje
się jednak wyraźna zmiana tonu. Śmierć, rana i choroba schodzą na
dalszy plan, ustępując miejsca innym katalizatorom stawania się. Nawet
sama schizofrenia jest tu nie tyle chorobą, ile czystą mocą rojenia [délire]
i odjazdu [dérive]. Niewzruszoność i wieczna prawda sensu wydarzenia
zostają zastąpione przez pragnienie. Zmianę tę zapowiadają już zresztą
niektóre fragmenty Logiki, zwłaszcza te poświęcone Tournierowskiemu
Robinsonowi, „który staje się bytem elementarnym na swojej wyspie,
bez reszty oddającej się we władanie żywiołów: słoneczny Robinson na
solarnej wyspie, uranizm na Uranie”46. Następna książka jest blisko.
42 43 44 45 46 G. Deleuze, Logika sensu, s. 219.
Tamże, s. 156.
Tamże, s. 220.
Tamże, s. 219.
Tamże, s. 398.
Od ontologii do etyki wydarzenia
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
82
Michał Herer – ur. 1977, od 2004 roku wykłada w Instytucie Filozofii
UW. Zajmuje się problematyką współczesnej myśli krytycznej. Autor
monografii Gilles Deleuze: Struktury – Maszyny – Kreacje (Kraków 2006)
oraz esejów na temat filozofii nowożytnej i współczesnej, poświęconych
między innymi Spinozie, Heglowi, Kierkegaardowi, Bataille’owi i Adornowi. Tłumacz Foucaulta, Deleuze’a i Althussera.
Dane adresowe autora:
Instytut Filozofii UW
Krakowskie Przedmieście 3
00-927 Warszawa
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
M. Herer, Od ontologii do etyki wydarzenia, „Praktyka Teoretyczna” nr
5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_
sensu/06.Herer.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Michał Herer
Title: From Ontology To the Ethics of the Event
Summary: The text is an attempt of a double reading of Gilles Deleuze’s Logic of
Sense as an otology of incorporeal events as well as an ethics calling for “being
worthy of what happens to us”. The first aspect refers to the necessity of overcoming
phenomenology and revisiting the foundations of transcendentalism, while in his
ethics of the event Deleuze draws inspiration from stoics and Nietzsche, as well as
writers like Bousquet, Lowry and Fitzgerald. It is an ethics based on the imperative
of affirmation of the world as becoming – an affirmation both on the level or surface
of the pure thought and in one’s own body, for which such an act means always
a kind of wound or the threat of breakdown.
Key words: the incorporeal, event, sense, paradox, ethics, eternal return, stoics,
affirmation, athleticism.
Michal/ Herer
Andrzej Leder
Logika
sensu,
logika
traumy.
Uwagi do lektury Gilles’a Deleuze’a
Tekst, przedstawiony w formie notatek z lektury, stawia
sobie dwa cele. Z jednej strony próbuje pozostać wierny
stylistyce i intencji, określającym myśl Deleuze’a, z drugiej,
nakreślić pewną trajektorię różnicy, pozwalającej na zaznaczenie możliwości innego, alternatywnego czytania zjawisk
i paradoksów, poruszanych przez autora Logiki sensu. Podstawowa intuicja, określająca tę alternatywną lekturę, wiąże
się z utożsamieniem logicznej dysjunkcji z traumą, tak jak
rozumiana jest ona w myśli psychoanalitycznej. To utożsamienie pozwala, zgodnie z intencją autora tekstu, przerzucić pomost pomiędzy seriami „logicznymi” a „psychoanalitycznymi”, zamknąć je w jednej topologii.
Słowa kluczowe: Deleuze, Lacan, logika, trauma, język, mowa, płaszczyzna, topologia
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
84
Uwaga wstępna
Zacznę od specyfiki mojej lektury Deleuze’a. Korzystając z tego, że
w samej Logice sensu jest bardzo wiele odwołań do wyobraźni matematycznej, sam odwołam się do opisywanych w matematyce istot dwuwymiarowych, żyjących na powierzchni. Nazwijmy je płaszczowcami1. Taki
płaszczowiec może podejrzewać istnienie obiektów trójwymiarowych,
ale doświadcza tylko tego i percypuje tylko to, co ma dwa wymiary. Linia
jest dla niego murem nie do przebycia. I oto do płaszczyzny, na której
żyje płaszczowiec, zbliża się trójwymiarowa sfera, czyli kula. To, co płaszczowiec może zauważyć, to miejsce przecięcia owej sfery z jego płaszczyzną. Na początku, w momencie gdy kula dotknie płaszczyzny, zobaczy punkt. Ten, w miarę jak kula zagłębia się w płaszczyznę i ją przecina,
zacznie rozszerzać się w okrąg, w pewnym momencie osiągnie swój
największy obwód, by nagle zacząć się zmniejszać, zwinąć w punkt,
a po chwili zniknąć. Płaszczowiec rozpoznaje tylko ową sferę przecinania
się kuli i jego płaszczyzny. O tych punktach i okręgach może opowiedzieć.
Tak jest z moim doświadczaniem myśli Deleuze’a. W zgodzie z tym,
co w połowie mniej więcej tekstu zostaje powiedziane o statusie filozofa
po rewolucji stoickiej („filozof nie jest już człowiekiem podziemi ani
duszą czy ptakiem, jak u Platona, lecz płaskim zwierzem powierzchni
[…]” [185]2), opisuję doświadczenie przecięcia czegoś inaczej-wymiarowego, rozpisanego w innej przestrzeni, z moją płaszczyzną doświadczeń
filozoficznych.
W zupełnie innej poetyce podobną myśl formułuje Gershom Scholem, opisując pierwsze zetknięcie umysłu z nazywaniem tego, co
naprawdę Inne. Pisze o filozofie neoplatońskim, „stara[jącym] się, jakkolwiek z wahaniem, mieć spojrzenie otwarte na sferę, która nie poddaje
się żadnemu ujęciu symbolicznemu”3. Potem zaś z rezygnacją Scholem
zauważa, że wobec zupełnej niemożności uchwycenia tego, co nieuchwytne, „wiele zależało od tego, jak pomyślane zostały pierwsze kroki”4 wyłaniania się owej sfery na płaszczyźnie myślenia.
1 Istnieje w Polsce uzus językowy, nazywający tak pomyślane istoty „płaszczakami”. Słowo „płaszczowiec” wydaje mi się bardziej odpowiednie, również przez
skojarzenie z płaszczem jako powierzchnią zamykającą czy osłaniającą coś wielowymiarowego.
2 Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie numery stron w nawiasach kwadratowych odnoszą się do: G. Deleuze, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa 2011.
3 G. Sholem, O głównych pojęciach judaizmu, tłum. J. Zychowicz, Kraków
1989, s. 23.
4 Tamże.
Andrzej Leder
85
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Uwagi, które sformułuję w dalszej części tekstu, są właśnie śladami
przecięcia wielowymiarowej sfery, jaką tworzy Logika sensu, z płaszczyzną
myślenia istoty żyjącej na pewnej określonej w swoim sensie powierzchni.
Każda z tych uwag odnosi się do jakiegoś miejsca w Deleuzjańskiej serii,
miejsca, które zostawiło określony ślad, przecinając płaszczyznę mojego
myślenia. Są one jednocześnie zapisem pierwszych kroków lektury tej
zadziwiającej, splątanej książki.
Uwaga do serii I
Na początku swego wywodu Deleuze odsłania zapoznaną opozycję,
tkwiącą w myśli Platona: „Bo cieplejsze wciąż idzie naprzód, i nie stoi
w miejscu, zimniejsze tak samo. A określony stopień stoi i nie idzie dalej”
[16]. I zauważa, iż „sam Platon zadaje sobie czasem pytanie, czy owo
czyste stawanie nie pozostaje aby w nader szczególnej relacji do języka”
[16]. Przyjmujemy, że pozostaje, oraz że „kiedy jednak rzeczowniki
i przymiotniki zaczną się rozpływać, kiedy nazwy odsyłające do zatrzymania i spoczynku dają się porwać czasownikom czystego stawania się”
[18], robi się naprawdę ciekawie.
Jednak ślad w mojej myśli pozostawia pytanie o „pierwsze kroki”
przekraczania tej opozycji, to znaczy o to, jak owa obiektywna, czasownikowa struktura wydarzenia [18] staje się przymiotnikowo-rzeczownikowym trwaniem? Szczególnie, że owe czasownikowe wydarzenia są też
na swój sposób „niewzruszone”, są „niewzruszalnym rezultatem” [20].
Mamy więc dwie stałości, „niewzruszoność” i „trwanie”, jakoś zupełnie
różne.
Z punktu widzenia języka: czasownik w bezokoliczniku nie jest
zorientowany od podmiotu do przedmiotu – „być” czy „pragnąć” rozwija
pewną przestrzeń, rozmaitość – przyjmijmy, że płaszczyznę – na której
wszystko jeszcze może się zdarzyć. Bezokolicznik jest rzeczywiście paradoksalny, jak te „nietoperze” i „koty”, o których tyle mowy. To, kto
będzie pragnął kogo, jest kwestią dystrybucji, która zdarzy się w tej
przestrzeni w momencie wypowiadania. Dopiero język określi dystrybucję, do czego wrócimy w końcowej części wywodu.
Uwaga do serii II
Z rozważań o powierzchniowym charakterze zdarzeń językowych, gdy
Deleuze mówi, że „ciągłość zewnętrznej i wewnętrznej strony płaszczy-
Logika sensu, logika traumy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
86
zny zastępuje oto wszelkie stopnie głębi” [28], wynikałoby, że de Saussure był stoikiem. Jest to myśl mi bliska: de Saussure jest analogonem
Freuda, a że Freud był stoikiem – jestem przekonany.
Argument „z teorii” na rzecz tego wniosku mówi o tym, że jedno
z ważniejszych pojęć de Saussure’a, charakteryzujących fakt językowy,
„wartość”, jest opisane przez dwie zmienne rozłączne, a więc jak każdy
punkt na powierzchni. U de Saussure’a mówimy więc już o powierzchni
faktów językowych, o swoistej geometrii analitycznej języka. Może więc
nie tylko rozważania Lacana o zagubionym liście, a właśnie Saussure’owska teoria wartości jest „strukturalistycznym” źródłem kluczowego
dla Deleuze’a pomysłu o powierzchniowym charakterze języka?
W każdym razie rozszczepienie języka na dwie zmienne rozłączne
konceptualizuje się znakomicie w odesłaniu „[j]uż to do deklinacji przyczyn, już to do koniugacji skutków” [22]. Deklinacja będzie zawsze pytać
o „kto, co?”, „kogo, czego?” i tak dalej, aż do wołacza „O! Ty...”; koniugacja – raczej „kiedy?”, „gdzie?”, „jak?”. Choć przecież koniugacja
i deklinacja spotykają się w tym „kto i co?”, czyli odmianie przez osoby.
Zawsze rozdzierane przez dwie logiki – deklinacyjną i koniugacyjną.
Oczywiście to spotkanie deklinacji i koniugacji możliwe jest dzięki
istnieniu imiesłowów; pomiędzy czasownikiem „być” a, powiedzmy,
imieniem własnym „Chryzyp” jest imiesłów: „będący”, który deklinuje
się, choć przed chwilą się koniugował. Tak więc idealna rozłączność
czasownikowych „wydarzeń” i rzeczownikowych „przyczyn” przekształca
się w „imiesłowowym” wezwaniu. Od koniugacji do deklinacji przechodzi się przez bramę wołacza, jak zauważa zresztą tak Lévinas, jak Lacan.
Uwaga do serii III
W serii trzeciej „pierwszym krokiem” (Scholem) pomiędzy koniugacyjnością wydarzeń a deklinacyjnością wszystkiego innego, jest kwestia
przejścia opisanego następująco: „między desygnowaniem a manifestowaniem dokonuje się to samo przesunięcie wartości logicznych, z jakim
mamy do czynienia w akcie cogito: nie ma odtąd prawdy i fałszu, a tylko
prawdomówność i oszustwo” [32]. I jedno, i drugie to w gruncie rzeczy
bezokoliczniki, nie wiadomo, kto mówi prawdę i kto kłamie, ale oszustwo wydaje się bliższe istoty Cogito. Oszustwo jest traumatyczne
i konieczne; w tej kwestii istotne jest spostrzeżenie Alicji: „gdybyśmy
odzywali się tylko wtedy, kiedy ktoś się do nas odezwie […], nikt nie
mógłby się odezwać” [37], a przecież, jak zauważa Derrida, mówimy:
Cogito, tak jakby ktoś nas o nie pytał, choć nikt nie pyta. „Jakby” odpo-
Andrzej Leder
87
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
wiadamy, więc dokonuje się tu oszustwo, ale jest to oszustwo przed
pojawieniem się Ja, oszustwo bezokolicznikowe.
Dlatego nie do końca zgodziłbym się z tym, że „w porządku wypowiedzi wszystko zaczyna się od Ja, i jest to początek absolutny” [33].
Cogito, ustanowienie efektu Ja, jest już odpowiedzią na niezadane pytanie, jest pragnieniem pytania, iluzją bez podmiotu, fałdą. „Pierwszy raz
może być już tylko drugim razem” [258], napisze dalej Deleuze.
Uwaga do serii IV
Alternatywa jedzenia i mówienia, z powodu której „Alicję dręczą koszmary związane z pochłanianiem i byciem pochłanianą” [45], jest ważna,
ale wtórna. Pochłanianie i bycie pochłanianym samo w sobie nie jest
niczym koszmarnym, bowiem stanowi przywrócenie ciągłości, akt
naprawczy wobec wszystkich zerwań, dysjunkcji. Mówienie podejmuje
podobną próbę, ma jak najlepsze intencje, ale jest w tej kwestii o wiele
mniej skuteczne; mówienie raczej maskuje zerwania i granice, niż je
unicestwia. Tak czy inaczej, i z pozycji jedzenia, i mówienia, fantazje na
temat zjedzenia obiektu miłości: „zjem Cię, pączusiu”, są raczej miłe
i pogodne, a nie straszne.
Dopiero z perspektywy Alicji, bardzo niepewnej dysjunkcji i granicy,
którą ona wyznacza, pochłanianie jawi się jako koszmar. Ten koszmar
jest zresztą jakimś koszmarem niestosowności: „Jak wymówić się od
zjedzenia puddingu, skoro było się mu przedstawioną?” [45] Ale jak go
zjeść? W tym polu nie ma wektora.
Uwaga do serii V
Paradoksy odsłaniają nieciągłość, którą maskuje mówienie; zauważmy:
nie tyle język, co mówienie. Dotyczy to chyba wszystkich paradoksów,
mnie tutaj najbardziej zaciekawił paradoks regresu w nieskończoność.
Deleuze pisze: „Regres ten świadczy jednocześnie o najwyższej bezsilności tego, kto mówi, oraz o najwyższej mocy języka” [52]. Bezsilność
i moc są dość dobrze zdefiniowane, bezsilnością „jest […] moja niezdolność do wypowiedzenia sensu tego, co mówię” [52], nieskończoną
mocą języka to, że „jeśli zgodzimy się, by uznać zdanie za rodzaj nazwy,
wydaje się, że każda nazwa odnosząca się do konkretnego przedmiotu
sama może z kolei stać się przedmiotem innej nazwy, która odsyła do
jej sensu” [53].
Logika sensu, logika traumy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
88
Wyraźnie obecny u Deleuze’a Husserl wywołał tę operację z otchłani
scholastycznej logiki, gdzie spoczywała pod nazwą suppositio materialis.
Otóż czego właściwie dotyczy owa moc? Za pomocą supozycji tworzy ona efekt nieskończoności. Jednak podejrzewać można, że ów nieskończony ciąg zbiega się w jakiejś granicy – „granice mojego języka…”,
mówił Wittgenstein. Maskowaniu tej granicy w gruncie rzeczy służy
moc języka, wyrażająca się w mówieniu. Jest to, jak już mówiłem, próba
przywrócenia ciągłości przez sugerowaną w mówieniu nieskończoność;
próba, która kończy się jeszcze większą porażką niż pochłanianie jakiegoś indywiduum.
Uwaga do serii VI
Oczywiście takie odesłania, o jakich była przed chwilą mowa – od nazwy
stającej się przedmiotem do sensu – układają się w serie. I oczywiście,
gdy odsłaniamy serie ukrywane przez sugerowane continuum mówienia,
to natychmiast odsłania się też to, że „zachodzi między nimi istotny
odstęp”, co więcej, „przesunięcie czy odstęp nie są tu bynajmniej przebraniem” [66]. Serie konstytuują się „właśnie w tym podwojeniu, odnosząc się do drugiej serii jedynie przez tę wariację” [66].
Dodałbym do tego tyle, że jeśli wariacje/przesunięcia/odstępy są
nieciągłościami czy osobliwościami różnego typu, odsłanianymi w pozornym continuum języka przez paradoksy, to ponieważ paradoksy są różnego typu (oparte na regresie, dysjunkcji itd.), to również te wariacje są
różnego typu.
A więc mamy do czynienia nie tyle z dwiema seriami, organizowanymi przez jakąś wariację, co z pewną grupą wariacji, nieciągłości, organizujących swoje serie w pewnej rozmaitości i przez to nadających jej
taką a nie inną topologię. Lacan nazywał takie „punkty nieciągłości”
maitres signifiants, co tłumaczę jako „znaczące suwerenne”. Oczywiście
rozważyć by trzeba to, czy nie jest to efekt ruchu owej „szczególnej
i paradoksalnej instancji, niedającej się sprowadzić do żadnego z elementów serii ani do żadnej relacji między tymi elementami” [67], która
w różnych pozycjach owej rozmaitości jawi się jako ta czy inna wariacja.
Uwaga do serii VII
Poza paradoksami, słowotoboły, mots-valises, to inny sposób ujawniania
nieciągłości. „Rolą słowotobołu będzie zawsze rozwidlanie serii, w którą
Andrzej Leder
89
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
zostanie włączony” [76]. Analiza słowa „zgroźliwy” pokazuje wyraźnie,
jak się to odbywa – słowo ufundowane jest na „ściśle rozłącznej syntezie”,
syntezie dysjunkcji; tak jak suppositio materialis jest swoistą syntezą
nieskończonego regresu.
Trzeba przy tym zauważyć, że język nie lubi słowotobołów, w zasadzie
nie używa ich, zdecydowanie woli metafory. Można powiedzieć, że język
ich unika, bo demaskują jego roszczenie do wszechmocy, mówiąc: albo-albo. Carroll, używający ich tak często, wyraźnie jest wobec języka złośliwy, nie lubi go, tak jak nie lubi chłopców, „bowiem cechuje ich nadmiar głębi, fałszywej głębi”, „fałszywej mądrości i zwierzęcości” [27],
cechujący też język.
Po stronie języka stoi jednak to, że operowanie syntezą dysjunktywną
wymaga, według samego Carrolla, „najrzadszego z darów, jakim jest
umysł doskonale zrównoważony” [76]. Wiemy już, dlaczego tak rzadko
pojawiają się prawdziwe słowotoboły.
Uwaga do serii VIII
„[P]rawo ciąży nad nami, jeszcze zanim dowiemy się, co jest jego treścią
i mimo że nigdy nie dowiemy się tego dokładnie” [79]. Nie dowiemy
się nigdy dlatego, że jest ono tylko pozornie racjonalne i obdarzone
znaczeniem, w gruncie rzeczy charakteryzuje je arbitralność podobna
do tej rozpatrywanej przez de Saussure’a w stosunku do związku znaczącego ze znaczonym. Prawo pozytywne to tylko rozwinięcie osobliwości, których źródło jest, jak wiadomo, przedmiotem burzliwych dyskusji, ze znaczącymi głosami Schmitta, Arendt i Benjamina. Inne aspekty
tego spostrzeżenia pozostawimy na później.
Uwaga do serii IX
Idealne wydarzenie to czasownik, jawiący się jako odczasownikowy rzeczownik: bycie, zielenienie, człowieczenie… Deleuze dopowiada: „To
pewna osobliwość. […] Są to ostrza, punkty przegięcia krzywej itp.,
zwężenia, węzły, ogniska, sploty i ośrodki, punkty topnienia, kondensacji, wrzenia…” [83]. Wszystkie te rodzaje osobliwości domagają się
pewnego środowiska, jakiejś przestrzeni, w której mogą przeginać, zwężać, zawęźlać, ogniskować, splatać i w podobne sposoby organizować
jej topologię. Deleuze cytuje Proklosa, który wydarzenia logiczne,
a właściwie matematyczne, umieszcza w przestrzeni problematycznej,
Logika sensu, logika traumy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
90
przeciwstawiając ją teorematycznej („teoremat odnosi się do własności
dających się wydedukować z esencji” [85]). Przestrzeń problematyczna,
pozwalająca myśleć poprzez wydarzenia i czasowniki, rzeczywiście
domaga się wypowiedzenia; jej cechą jest niestabilność wszelkiej równowagi (słowotoboły), tak jak cechą przestrzeni teorematycznej jest
próba nadmiernej stabilizacji równowagi, co nieobce jest dyskutowanej
wcześniej intencji języka. Niestabilność punktów równowagi w ogóle
pozwala – tzn. jest warunkiem koniecznym – na pojawienie się gry
opisywanej w serii dziesiątej, to znaczy gry, w której „nie ma żadnych
reguł uprzednich, a każda kolejna zagrywka określa własne reguły” [92].
Jest to zresztą zasada interpretacji psychoanalitycznej, co tak irytuje
wszystkich tych, którzy psychoanalizę chcieliby wpisać w taki czy inny
pozytywny paradygmat naukowy.
Uwaga do serii XIII
Związek schizoidalności z językiem mówi bardzo wiele o języku.
Deleuze wykorzystuje to w precyzyjny sposób. Pisze, że osobnik schizoidalny „zwiększa napięcie powierzchni, aby zamknąć się przed rewelacjami wysokości albo pionu” [256]. W ten sposób psychotyk odcina
się od wymiaru wertykalnego. Ale też, ponieważ dobry obiekt, charakterystyczny dla pozycji depresyjnej, będącej logiczną alternatywą
wobec psychotyczności, „utrzymuje złożone stosunki z id” [256], czyli
z głębią, psychotyk musi się od owej głębi odcinać. Rozbudujemy więc
tezę Deleuze’a w taki sposób: schizofrenik zwiększa napięcie
powierzchni, by zamknąć się tak samo przed rewelacjami wysokości,
jak przed monstrami z głębi. Jest tylko na powierzchni, unikając wszelkich „efektów”, tak efektu osoby, Ja, jak efektu rzeczy, indywiduum.
Jest skrajnie językowy.
Dlatego Freud może napisać w dyskusji przywołanych przez Deleuze’a symptomów:
Zastanawiając się, co nadaje schizofrenicznej formacji zastępczej oraz symptomowi schizofrenicznemu tak osobliwy charakter, pojmujemy w końcu iż chodzi
tu o przewagę stosunku słownego nad stosunkiem rzeczowym. Wyciskanie
wągra i ejakulację wiąże na płaszczyźnie rzeczowej doprawdy niewielkie podobieństwo […], ale i w wypadku wągra, i w wypadku penisa mamy do czynienia
z wytryskiem5.
5 Z. Freud, Psychologia nieświadomości, tłum. R. Reszke, Warszawa 2007, s. 126.
Andrzej Leder
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
91
Zwróćmy uwagę – stosunek słów, w którym same słowa mają sensy;
słów-zdań, podlegających „kondensacji i przesunięciu”6. Stosunek słów/
sensów/rzeczy, rozgrywający się wyłącznie na płaszczyźnie, zrozumiały
jest tylko jako odcięcie tak wysokości, jak głębi. Jest to formacja obrony
przed tyranią pionu i monstrualnością otchłani. Freud komentuje:
Na tym polega jednak trudność zrozumienia. Okazuje się, że obsada wyobrażenia słownego nie należy do aktu wyparcia [czyli zagłębiania się w otchłań – AL],
lecz że stanowi ona pierwsze próby restytucji […], które w tak spektakularny
sposób dominują w obrazie schizofrenii7.
Restytucji czego? – można by zapytać. Sugerowałbym restytucję płaszczyzny sensu, która jednak musi być ochroniona przed dwoma własnymi
efektami: uleceniem w górę i zapadnięciem się w głębię. „W tym sensie
(tak mocno uwypuklane przez Melanie Klein [będącej tutaj nieodrodną
kontynuatorką Freuda – AL]) procesy ‘naprawcze’ zdają się należeć do
samej istoty powierzchni, która działa właśnie kojąco”, komentuje
Deleuze [270]. Albo, mówiąc inaczej, język sam jest momentem naprawczym, co Franz Kafka z właściwą sobie precyzją ujmuje w taki sposób:
„Czy można pomyśleć coś beznadziejnego? A raczej coś beznadziejnego
bez cienia nadziei? Wyjścia można by upatrywać w tym, że akt poznawczy jako taki sam jest nadzieją”8.
Nazywanie jest nadzieją, procesy naprawcze to istota powierzchni
mówienia.
Uwaga do serii XVII
„Powierzchnią metafizyczną (polem transcendentalnym) nazwiemy granicę, jaka tworzy się między ciałami, ujmowanymi jako pewna całość,
wraz z ich własnymi granicami, a dowolnymi zdaniami” [176]. Intryguje
mnie, po co powierzchni ciała i zdania? Owszem, osobliwości – wszystkie taśmy, butle, inne topologiczne zawęźlenia tej powierzchni, ale ciała?
Szczególnie, że przecież Deleuze zauważa:
powierzchnia jest samym polem transcendentalnym oraz miejscem sensu albo
wyrażania. Sens jest tym, co kształtuje się i ujawnia na powierzchni. Nawet sama
granica nie jest wcale oddzieleniem, lecz miejscem artykulacji, na mocy któ-
6 Tamże, s. 125.
7 Tamże, s. 129.
8 F. Kafka, Osiem notatników, tłum. B.L. Surowska, Gdańsk 1995, s. 19.
Logika sensu, logika traumy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
92
rej sens występuje zarazem jako coś, co przydarza się ciałom, oraz coś, co trwa
w zdaniach [176].
Przydarza się i trwa po dwóch stronach owej dwuwymiarowej płaszczyzny, niebędącej oddzieleniem, ale owe dwie strony zróżnicowane są raczej
przez tryby owych dwóch czasowników: przydarzać się i trwać, i żadne
ciała ani zdania nie mają tu nic do rzeczy.
Płaszczyzna artykułuje więc i dystrybuuje dwie (co najmniej dwie)
topologie. Tę określoną przez przydarzanie się, a więc fundamentalnie
nieciągłą, i tę określoną przez trwanie, czyli właśnie ciągłą.
Oczywiście, można umówić się, że „przydarzanie się” dotyczy ciał,
a trwanie – „zdań”; w końcu Achilles jako ciało czy nawet stan rzeczy
przydarza się, natomiast jako podmiot zdania, jakim jest Iliada, trwa.
Pytanie tylko, czy „przydarzanie się” jako relacja topologiczna nie
mogłoby poprzedzać Achillesa jako „indywiduum”, ciała albo rzeczy,
trwanie zaś – Achillesa jako podmiotu zdania czy podmiotu tout court.
Uwaga do serii XIX
Jeśli „stoicy wypracowali już nad wyraz piękną teorię Próżni, jako czegoś w rodzaju poza-bytu i trwania zarazem” [188], to czemu nie mielibyśmy się ową teorią posłużyć. Szczególnie, że Deleuze daje nam wskazówkę – „jeśli bezcielesne wydarzenia uznać za atrybuty logiczne bytów
albo ciał, próżnia staje się niejako substancją owych atrybutów, różniącą
się z natury od substancji cielesnej” [188]. Usunąwszy całkowicie substancję cielesną, uzyskujemy więc rodzaj poza-bytu, trwającej substancji
atrybutów logicznych. Owe wydarzenia/sensy/atrybuty logiczne trwają
w pewnej substancji – raczej logicznej niż jakiejkolwiek innej. Co więcej, przedmioty odkrywane są tam jako „wydarzenia, które komunikują
się ze sobą w próżni swej substancji […], gdzie zarysowują się i rozwijają,
nigdy jednak nie osiągając całkowitego wypełnienia” [188]. Wypełnienia
oczywiście żadne wydarzenie osiągnąć nie może, bowiem to zatrzymałoby
ruch w serii.
Uwaga do serii XXVII
„To, co rozdziela dźwięki i ciała, czyni z dźwięków składniki mowy. To,
co oddziela mówienie od jedzenia, czyni możliwą mowę; to, co oddziela
zdania od rzeczy, czyni możliwymi zdania” [251]. To, co oddziela – czyli
Andrzej Leder
93
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
prawo, bowiem to ono jest pierwszą mocą rozdzielania. Czyżby substancją powierzchni, rozumianej znowu jako rozdzielająca różne topologie
rządzące się różnymi spójnikami logicznymi, było prawo właśnie? Deleuze’a to intryguje: „jak wytwarzana jest sama powierzchnia i jak bezcielesne wydarzenie może wynikać ze stanów ciał – to już zupełnie inna
sprawa” [251].
„Oralność, usta, pierś są z początku głębiną bez dna. Pierś, wraz
z całym ciałem matki, nie tylko rozpada się na dobry i zły obiekt, ale
do tego jest agresywnie opróżniana, rozdrapywana, i rozszarpywana na
strzępy, na kawałki pożywienia” [252]. Oczywiście, oralność, usta, pierś,
ciało matki to osobliwości, organizujące się chaotycznie w transcendentalnym polu, rozmaitości, topologii, „głębinie bez dna”. Ta przestrzeń,
poza-byt nierozdzielony w żaden sposób, wspomniana jest przez Deleuze’a wcześniej, w serii XVII: „[z]awsze pozostaje pewna przestrzeń, która
koncentruje i przyspiesza osobliwości” [171].
Przyspieszanie i koncentrowanie, którego pierwszym efektem jest
dobry i zły obiekt, jest cechą topologii tej przestrzeni, coś w jej strukturze logicznej czyni osobliwości złymi i dobrymi. Sam dobór wydarzeń:
opróżnianie, rozdrapywanie, rozszarpywanie na strzępy – wskazuje na
zrywanie ciągłości, dysjunkcję, jako ten ruch, który organizuje „historię
głębi” – cokolwiek to miałoby znaczyć. Właśnie traumatyczność jest
sensem, który z punktu widzenia zdania przypisany jest owym ściśle
topologicznym operacjom, o jakich tu mowa, operacjom o wspólnym,
dysjunkcyjnym charakterze. Jak sądzę, Deleuze pisze o tym w taki sposób: „Frustracja, przez którą pierwszy raz może być już tylko drugim
razem, [a więc frustracja płynąca z pewnej sytuacji logicznej – AL] stanowi wspólne źródło miłości i nienawiści” [258].
Dodać jeszcze trzeba, że przyspieszanie i koncentracja wymaga wyłonienia się w tej topologii siły. I rzeczywiście: „Dobry obiekt tak czy
inaczej podtrzymuje jednak swą walkę z obiektami częściowymi, walkę,
której stawką jest siła, w gwałtownym starciu obu wymiarów” [256].
W każdym razie już wtedy „historia głębi” staje się powierzchnią,
wtórnie dystrybuującą obiekty, których jedyny sens jest taki, że są dobre
lub złe. Czemu jednak miałyby być – przede wszystkim – złe i dobre?
I dlaczego w ogóle miałyby być, poprzez introjekcje i projekcje, dystrybuowane? Można by podejrzewać tu trop wyłoniony przez Benveniste’a:
„to w języku i poprzez język człowiek ustanawia siebie jako podmiot,
ponieważ to tylko język sam w sobie ustanawia pojęcie ego”9.
9 É. Benveniste, De la subjectivité dans le langage, [w:] tegoż, Problèmes de
linguistique générale, Paris 1966, s. 23
Logika sensu, logika traumy
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
94
Zanim to się stanie, możliwy jest tylko ów „wybieg, pełen poddanych
introjekcji dzikich bestii” [256], walczących z unoszącym się nad nimi
dobrym obiektem. Potem dopiero, wraz z powierzchnią języka, regułą
staje się ciągła dystrybucja ego, pozycji podmiotowej, która
identyfikuje się z samym dobrym obiektem, stawia go sobie za wzór, czyni
z niego model miłości, czerpiąc z jego mocy i podzielając jego nienawiść względem obiektów wewnętrznych, ale również cierpiąc wraz z nim z powodu ran
wywołanych atakiem owych złych obiektów [256],
a więc pozycjonuje się stale i w każdym ruchu inaczej. To zresztą pozycja schizoidalno-paranoidalna.
Odpowiedzią na pytanie o traumatyczne źródło sensu jest stwierdzenie, iż powierzchnia mówienia lokalizuje sytuację, w której dowolne
odniesienie do osobliwości „ja” – a pamiętamy, że dla Benveniste’a cała
ta topologia służy owemu odniesieniu, bowiem „w jej ustanowieniu
uczestniczą wszystkie poziomy języka”10 – w swoim czasownikowym
ruchu, przyspieszaniu i koncentrowaniu dysjunkcji, musi nabrać złego
lub dobrego charakteru.
„Ja ustanawia inną osobę, która będąc zewnętrzną w stosunku do
‘ja’, staje się moim echem”11. Wynikają z tego dwa wnioski. Właśnie
przez to, że „ja” ustanawia się poprzez i wobec zewnętrzności, nieuchronnie jest efektem logicznym dysjunkcji. To jednak czyni wszystko echem,
„pierwszy raz może być tylko drugim razem”. Oznacza więc frustrację,
z której, jak już wcześniej zauważył Deleuze, płynie miłość i nienawiść.
Uwaga ostatnia
Właśnie dlatego sensownym określeniem dysjunkcji jest trauma. Logika
sensu to logika traumy.
10 Tamże, s. 24.
11 Tamże, s. 25.
Andrzej Leder
95
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Andrzej Leder – profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Wydał
rozprawy filozoficzne: Nieświadomość jako pustka: wokół myśli Freuda
i Husserla (Warszawa 2001), oraz Nauka Freuda w epoce „Sein und Zeit”
(Warszawa 2007), a także dwa zbiory esejów dotyczących filozofii kultury:
Przemiana mitów, czyli życie w epoce schyłku (Warszawa 1997) oraz Przemiana mitów druga, czyli wojna o obrazy (Warszawa 2004) . Mieszka
w Warszawie.
Dane adresowe:
Instytut Filozofii i Socjologii PAN
Ul. Nowy Świat 72
00-330 Warszawa
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
A. Leder, Logika sensu, logika traumy. Uwagi do lektury Gilles’a Deleuze’a,
„Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/
PT_nr5_2012_Logika_sensu/07.Leder.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Andrzej Leder
Title: The Logic of Sense, the Logic of Trauma. Remarks on the reading of Gilles
Deleuze
Summary: The author puts forward a chain of related notes in his attempt to achieve
two different goals. On the one hand, he tries to remain faithful to both the style
and the intentions of Deleuze while, on the other, tracing the trajectory of difference.
The latter is about showing the possibility an alternative reading of phenomena and
paradoxes discussed in The Logic of Sense. This fundamental intuition of alternative
reading is connected with the identification of the logical disjunction with trauma,
understood in the psychoanalytical tradition. This leads to the possibility of building
a bridge between ‘logical’ and ‘psychoanalytical’ series of Deleuze’s book and to
encompass both of them in a single topological space of thinking.
Key words: Deleuze, Lacan, logics, trauma, language, speech, surface, topology.
Logika sensu, logika traumy
}
Jacek Dobrowolski
Noologia
radykalnej
.
bezboz
ności
(o Logice sensu Deleuze’a)
Nietzscheańska krytyka myślenia teistycznego wydaje się
jedną z najistotniejszych inspiracji filozofii Gillesa Deleuze,
a perspektywa stawania się bezbożnym może rozjaśniać
intencje, jakie stoją za jego noologiczną krytyką „tradycyjnego obrazu myśli”, czyli takiego paradygmatu refleksji,
który nieuchronnie każdą myśl czyni „zbożną”, „kryptoteologiczną”, a każdą prawdę – „absolutną”. Przeciw takiej kapłańskiej filozofii „poszukującej prawdy”, Deleuze proponuje swą
własną nieortodoksyjną wizję „wymyślania prawd”, twórczo
wykraczającego poza różnicę fikcja/prawda. Prowadzi to
również do zakwestionowania dotychczasowego sensu sensu
jako struktury teomorficznej: sens miałby być niejako „duszą”
rzeczy, a postulat „odwrócenia platonizmu” można zrealizować dopiero wtedy, gdy sens miast duszą stanie się „ciałem”.
Choć zabiegi Deleuze’a i jego reinterpretacja sensu sensu
mogą zdawać się aż nazbyt eksperymentalne, to jednak gdy
przestaniemy traktować je jako „przekonania”, a zrozumiemy,
że są raczej figurami czy ruchami w grze, odkryjemy ich
subwersywny potencjał inspiracji.
Słowa kluczowe: noologia, bezbożność, ateizm, ateologia, kryptoteologia, logika sensu
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
98
Jedną z ciekawszych perspektyw, z jakich można czytać Deleuze’a, jest
punkt widzenia radykalnej bezbożności, której założenia najlepiej zdefiniował Nietzsche w dość często cytowanym aforyzmie z Wiedzy radosnej: „Bóg umarł; ale ludzie są, jacy są, i może jeszcze przez tysiąclecia
w rozmaitych jaskiniach będą nam pokazywali jego cień. Cóż, musimy
pokonać jeszcze jego cień!”1. Być może najbardziej cienistym miejscem
Boga, który umarł, najgłębszą z jego jaskiń, jest sama noosfera, życie
myśli, nad którym zawsze unosić się może promień podejrzenia o kryptoteologiczne uwikłanie. Już w Różnicy i powtórzeniu Deleuze posługuje
się pojęciem obrazu myśli, aby w wymiarze noologicznym penetrować
obszar ukrytych założeń wszelkiej albo przynajmniej dominującej
w filozofii formy refleksji, odnajdując w niej – znów pod wpływem
bezpośredniej inspiracji Nietzscheańskiej – założenia o zasadniczo moralnym sensie2. Demaskacja filozofii jako naiwnej moralnej pensjonarki,
która zawsze zakłada dobrą wolę myślenia i jego bezwarunkowe zmierzanie do prawdy3, stanowi również oczywistą aluzję do jej głębokiej
pobożności (wszystkie te moralne charakterystyki myślenia odsyłają
wszak ostatecznie do idei myśli jako tego, co boskie, rozumu, który jest
właśnie tym, co człowieka czyni podobnym Bogu) i ukazuje drogę na
terra incognita myślenia kierującego się złą wolą, niezainteresowanego
ostateczną prawdą i bazującego na rozpadzie podmiotowości; myślenia
czerpiącego ze źródeł schizoidalnej inwencji, błądzącego w regionach
nierozpoznawalnego i nieprzedstawialnego, które w meandrycznych
woltach postępuje ku przewrotnym i ekstatycznym odkryciom oraz
konstruktywnym demoralizacjom zdrowego rozsądku jako komunału.
Jest to zarazem droga radykalnej ateologii i krytyki pobożnego rozumu,
za której podstawową stawkę można uznać emancypację myślenia od
teomorficznej struktury, tej, która z każdego myśliciela czyni już na
wstępie kogoś naśladującego Boga, kogoś, kto zajmuje jego miejsce w
porządku wytwarzania (ach ten wiecznie żywy komunał o artyście, myślicielu, odkrywcy jako kimś podobnym do Boga!) i w związku z tym
zdolny jest jedynie do odtwarzania boskiego porządku, rekonstytuowania odwiecznych pryncypiów i konserwowania zabytków, monumentów
tradycji, w której ramach, wiadomo, wszystko jest tylko komentarzem
do Platona. Postulat odwrócenia platonizmu nie przypadkiem zresztą
należy do arsenału radykalnej ateologii, nawet jeśli to nie Platon był
1 F. Nietzsche, Radosna wiedza, tłum. M. Łukasiewicz, Gdańsk 2008, § 108.
2 G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, tłum. B. Banasiak, K. Matuszewski,
Warszawa 1997, s. 193-242.
3 Tamże, s. 196-197.
Jacek Dobrowolski
99
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
pierwszym, który pomylił Filozofa z Bogiem (na pewno zdarzyło się to
Sokratesowi, co zresztą, jak pamiętamy, mało rozumiejący się na takich
subtelnościach współobywatele poczytali mu za bezbożność).
Otóż prawdą jest, że filozofom aż nazbyt często zdaje się, że są Bogami,
a jedynie wrodzona skromność każe im milczeć na ten temat lub traktować go oględnie. Kartezjusz – który bez wątpienia już od paru chwil
i tak nam towarzyszy – podejrzewał siebie o to explicite i doszedł dość
daleko na drodze przypuszczenia, że to ja sam, myślący, jestem Bogiem4
(weźmy zresztą pod rozwagę, że o ile Kartezjańska ontologia nie jest de
facto jakimś tercjalizmem zamiast dualizmu, to Ja i Bóg jesteśmy konsubstancjalni). Żeby to podejrzenie/przypuszczenie oddalić, wynalazca
układu współrzędnych posługuje się niezbyt przekonującym argumentem, że nie jestem przecież doskonały. Pytanie tylko, skąd to wiem?
Bowiem należałoby dowieść właśnie tego, że nie jestem doskonały i nie
posiadam punktów identyczności z Bogiem, że nie chcę myśleć jego
prawdy, patrzeć jakby z jego punktu widzenia. To prawda, że Kartezjusz
mówi już dyskursem egocentrycznym: Ja, ja, ja, na początku ja, wybacz,
panie Boże, ale dla dobra duszy nieśmiertelnej... Amicus deus, sed magis
amica anima. Ale roszczenia owego Ja bynajmniej nie są naznaczone
skromnością subiektywizmu, taką, jakiej projekt zarysował niewiele
wcześniej Montaigne – prawdziwy ojciec nowoczesnego egocentryzmu.
Tak więc Kartezjusza należy właściwie określić jako teo-egocentryka. To
Ja nieśmiertelne i konsubstancjalne z Bogiem, zdolne ująć go w rozumie
i zawierające „wewnątrz” tegoż rozumu bezpośrednio od niego pochodzące Idee. Wydaje się w związku z tym, że to, co mnie od Boga odróżnia, jest o wiele mniej esencjonalne niż to, co z nim współdzielę... Tym
bardziej więc dowieść w warunkach poszukiwania prawdy pewnej
i monolitycznej, że nie myśli się po bożemu, jest bardzo trudno, jeśli to
w ogóle możliwe. Kartezjański dowód na to, że nie jestem Bogiem,
popada więc ostatecznie w komunał starej i poczciwej idei, że Bóg jest
zbyt dobry, by pozwolić nam na szaleństwo – w rzeczywistości leżące
zarazem wśród przesłanek i źródeł refleksji teocentrycznej – autoidentyfikacji z Nim. To właśnie zasadzając się na tym, zbyt łatwym i bezkrytycznym, założeniu, można hipotezę Złośliwego Demona łatwo, zbyt
łatwo oddalić. W związku z czym Kartezjusz traktuje ją nie dość poważnie i bez głębszego zbadania możliwości, jakie ona daje. Na jej potencjał
wskazuje dopiero Deleuze: co, jeśli zaczniemy myśleć ze złą wolą i poza
moralnością prawdy?
4 Zob. R. Descartes, Medytacje o pierwszej filozofii, tłum. M. i K. Ajdukiewiczowie, Kęty 2001, s. 68.
Noologia radykalnej bezboz.ności
Filozofom aż nazbyt
często zdaje się, że są
Bogami, a jedynie
wrodzona skromność
każe im milczeć na ten
temat lub traktować go
oględnie
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
100
Ażeby zrozumieć, co w tym kontekście teomorfizacji obrazu myśli
proponuje Deleuze i na czym polega wywrotowość jego strategii,
posłużmy się parafrazą znanych – choć może słabo dotąd zrozumianych
– słów największego filozofa podhalańskiego: istnieją, jak pamiętamy,
prawdy, tyż-prawdy i gówno-prawdy. Podstawione w miejsce tradycyjnej
opozycji prawda-fałsz dictum owo ujawnia swój radykalny wymiar, artykułując jednocześnie istotę rzeczy. Są takie prawdy jak to, że 2+2=4,
a kwadrat ma cztery boki. Tego typu prawda ma zresztą stanowić wzór
i formę prawdy w ramach mathesis universalis (nie tylko u Kartezjusza,
bo w siedemnastym wieku matematyczne czy geometryczne ukąszenie
dotknęło większość filozofów, nawet Hobbesa czy Pascala): to dzięki niej
właśnie i w jej ramach (choć metodą all-inclusive) Kartezjusz ustanawia
instytucjonalno-autorytatywną jedność i monolityczność prawdy, reprodukując w niej zarazem strukturę monoteistyczną. Ale to tyż-prawda, że
Złośliwy Demon czy Bóg, gdyby nie był dobry, mógłby nas w tej sprawie
oszukiwać (nota bene, spór o to, co właściwie świadczy o Bogu jako
oszuście, wiódł z Kartezjuszem pobożny Berkeley, który, co ciekawe, nie
widział nic zwodniczego czy oszukańczego ze strony Boga w tym, iż ten
wytwarza w naszych umysłach doznanie fizycznie istniejących rzeczy,
które przecież nie istnieją poza naszymi umysłami). Natomiast gówno-prawda nie jest fałszem, ale wykluczeniem pewnej istotnej możliwości
przez to, co banalne – hegemonią trywialności. To prawda, że raczej
trudno sobie wyobrazić, jakim cudem 2+2 miałoby nie równać się 4. Ale
ta możliwość jest filozoficznie właśnie najciekawsza (dodajmy: nie matematycznie czy logicznie, ale właśnie filozoficznie) – i być może życiodajna.
Jeśli więc nawet nie jest prawdą, że 2+2 mogłoby być nie 4, to możliwość
tej nieprawdy czy poszukiwanie argumentów, wizji i metafor, jakimi
można się tutaj posłużyć, jest bardziej płodne, niż jej wykluczenie.
W ogóle fałsz jako taki nie jest negatywnością myślenia (wbrew modelowi teomorficznemu), bowiem negatywnością myślenia jest gówno-prawda, komunał. To komunał zapewnia nas usypiająco, konserwatywnie i schematycznie, apelując do naszego konformizmu, że Bóg
wyklucza Złośliwego Demona tak samo, jak nie pozwala, bym się za
Boga wziął (choć skądinąd i tak myślę z punktu widzenia jego interesów,
potrzeb i planów). Że Bóg jest prawdomówny i prawodawczy, to właśnie
ten rodzaj gówno-prawdy, która pomimo całej swej niefałszywości, stanowi zasadniczą blokadę myślenia. Jedyne bowiem, co można tu zrobić
mądrego, to zadać pytanie: a jeśli to ja jestem Złośliwym Demonem?
Tylko w ten sposób można poważnie podejść do hipotezy Złośliwego
Demona. Pytanie to otwiera przed nami obszar niefałszywej nieprawdy:
oswobodzonego myślenia poza prawdą i fałszem, poza absolutem i teo-
Jacek Dobrowolski
101
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
centrycznym uwikłaniem. Nie ma tu oczywiście mowy o jakimś demonicznym utożsamieniu, niczym u Sokratesa, nie chodzi też w najmniejszym stopniu o wiarę, która panuje właśnie po przeciwnej stronie (jak
zauważył Nietzsche, wiara w najwyższą wartość prawdy to ostatnie
stadium chrześcijaństwa, filozoficzne przebranie ducha ascezy5) jako
dogmat, że dobry Bóg gwarantuje podstawy naszego myślenia, zbawia
od błędu – chodzi tu raczej o parodię Kantowskiego jak gdyby: myśl tak,
jak gdybyś był Złośliwym Demonem, zdolnym łudzić nawet w sprawie
tak pewnej jak to, że 2+2=4. Posługując się tą strategią, Deleuze, jak
wiadomo, otworzył przed filozofią nowe regiony (p)oszukiwania,
w których czasem sam się gubił, narażając się na złośliwe zarzuty „obrońców zdrowego rozsądku”, których słusznym krytykom nie można bodaj
wiele przeciwstawić poza tym, że są o wiele bardziej nudne, banalne, niż
ich przedmiot. Weźmy więc na przykład – by nie ograniczać się tylko
do Alicji w Krainie Czarów – Mongołów z kart Mille Plateaux6. Czy
Deleuzjańscy nomadzi mają cokolwiek wspólnego z prawdą o historycznych Mongołach – to pytanie tyleż narzucające się, co ostatecznie
zapewne nietrafne. Nie chodzi przecież o Mongołów ani nawet o Czyngis Chana, chodzi o to, co stanie się z naszym myśleniem, gdy poddamy
je próbie spotkania z Czyngis Chanem poza wszelkim kanonem historycznych rozpoznań i interpretacji, poza wszystkim tym, co standardowo
mógłby powiedzieć eurocentryzm? Jeśli uczynimy z Mongołów zupełnie
autonomiczne i autopojetyczne, samokonstruujące się, by tak rzec, pojęcie? Zapewne więc nie dowiemy się od Deleuze’a niczego o historycznych
Mongołach, ale dzięki Deleuze’owi być może Mongołowie w nas przemówią nie swoim, ale i nie naszym głosem, powiedzą nam coś, co poprowadzi naszą myśl w nieznane strony przygody, inwencji, podboju.
Program myślenia i metafizyki bezbożnej, zerwania z wszelkim teomorfizmem w refleksji, którego pierwsze sugestie i pomysły pojawiają
się w Różnicy i powtórzeniu, kontynuuje Deleuze w Logice sensu7. Otóż
tradycyjnie rzecz ujmując – czyli po platońsku, bowiem platoński
dualizm stanowi samo jądro zachodniego teizmu – sens jest źródłem,
modelem, esencją, tym, co ponad, tym, co określa i formuje – a więc
w ostatecznym rozrachunku sens to po prostu maska Boga, to sam Bóg
w rzeczach, dusza bądź duch. Bóg-zwornik, Bóg-stwórca, zasada jedno5 Zob. F. Nietzsche, Z genealogii moralności, tłum. G. Sowiński, Kraków 1997,
Rozprawa 3: Co oznaczają ideały ascetyczne?
6 Zob. G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus, tłum. B. Massumi, London 1996, 12. 1227: Treatise on Nomadology – The War Machine.
7 G. Deleuze, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa 2011.
Noologia radykalnej bezboz.ności
Tradycyjnie rzecz
ujmując – czyli po
platońsku, bowiem
platoński dualizm
stanowi samo jądro
zachodniego teizmu
– sens jest źródłem,
modelem, esencją, tym,
co ponad, tym, co
określa i formuje –
a więc w ostatecznym
rozrachunku sens to po
prostu maska Boga, to
sam Bóg w rzeczach,
dusza bądź duch
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
102
ści, generator celów. Sens to zatem porządek i prawo natury obecne
w umyśle Boga; poznawać go, to stawać się niczym Bóg, myśleć w Bogu,
rozumować po bożemu. Nawet sekularyzacja i gruntowne odczarowanie
świata przyrody i kultury nie mogą w prosty sposób unieważnić tego
głębokiego pokrewieństwa sensu z boskością i transcendencją, nadając
wszystkim działaniom sensotwórczym mimowolnie zbożny i kryptoteologiczny wymiar wiecznie powracającego Boga i jego cieni. Subwersywny atak na tę ukrytą zbożność – odbóstwienie sensu i wraz z nim
myślenia – nie może polegać na zwykłym odwróceniu miejscami terminów platońskiego dualizmu. Potrzebna jest zupełnie nowa logika sensu,
innego rodzaju dualistyczne rozdanie kart, którego ślady, jak sugeruje
Deleuze, odnaleźć można zresztą już u samego Platona8.
Po pierwsze, logika ta zakłada desubstancjalizację sensu: nie jest on
już apriorycznym modelem czy ponadczasową istotą, ideą: jest, przeciwnie, efektem powierzchownym, czymś efemerycznym, co nie tyle
jest, ile utrzymuje się ponad głębią cielesnych procesów i stanów rzeczy,
na granicy oddzielającej zdania od ciał.
Nie można przecież nawet stwierdzić, że sens istnieje – nie ma go ani w rzeczach,
ani w umyśle, nie istnieje ani fizycznie, ani mentalnie. Czy można przynajmniej
uznać go za coś użytecznego, co wymaga przyjęcia ze względu na ów użytek?
Nawet i to nie, skoro jego dostojeństwo pozostaje czymś nieskutecznym, niewzruszonym i jałowym9.
Po drugie, logika ta zakłada immanencję sensu: nie przybywa on
z zewnątrz, z umysłu Boga, ale jest skutkiem granicznym zachodzącym
jako różnica między dwiema postaciami materialności: ciała i zdania,
rzeczy i słów, jest więc czymś wtórnym, wydarzeniem, a nie formą, stawaniem się, a nie bytem. W przeciwieństwie do prymatu tego, co idealne,
sens okazuje się jakby zewnętrzną warstwą tego, co materialne, niecielesnym skutkiem bytu ciał. Dochodzi tutaj do kilku odwróceń: klasycznie ujmuje się bowiem rzeczy jako podległe ruchowi stawania się,
a właśnie ich sens jako ich byt; Deleuze proponuje więc odwrócenie
perspektywy z esencjonalnej na dyferencjalną. Zamiast gwarantować
definitywne tożsamości, sens jest wyrazem i widocznością zmiany, różności. Nadto też klasycznie ujmuje się idee jako pierwotne, a nie wtórne,
generujące raczej niż generowane.
Po trzecie, jest to logika paradoksalna: sens nie odsyła do praw
tożsamości, sprzeczności i wyłączonego środka, bo zasadza się właśnie
8 Zob. tamże, s. 15-16.
9 Tamże, s. 40.
Jacek Dobrowolski
103
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
na ich przeciwieństwie. „Zdrowy rozsądek mówi, że we wszystkim musi
tkwić jeden możliwy do określenia sens i kierunek, paradoks zaś polega
na stwierdzeniu sensów zmierzających w obu kierunkach”10. I tak
w analizie sensu okazuje się, że coś może być i nie być zarazem sobą,
x nie równa się x; będąc jednocześnie nie-sobą, x=nie x; jak i jednocześnie będąc ani sobą, ani nie sobą, tylko czymś pomiędzy.
Analizy logiki sensu przyprawiają o zawrót głowy i kroczą po krawędzi niezrozumiałości i ekstrawagancji. Nie da się przeoczyć aspektu
spekulatywnego tych rozważań ani łatwo zbyć pytania, do czego właściwie się one odnoszą. Być może gdzieś tutaj tkwi błąd, który decyduje
o ostatecznej zaświatowości tej refleksji, o jej alienacyjnej naturze: odlot
Deleuze’a ze świata określonego przez teokratyczną i teocentryczną wizję
sensu w zadziwiający sposób prowadzi nas w regiony abstrakcji na miarę
platońskiego Parmenidesa, gdzie zaiste zasadnie można pytać: ale o czym
tu mowa i czy w ogóle o czymś? O ile jednak zrezygnujemy z prób
czytania Logiki sensu jako filozoficznego opisu tego, jak jest, a przestawimy się na tryb przewrotnej gry, może wręcz niekiedy pastiszu „filozofii spekulatywnej”, próby dekonstrukcji tradycyjnych dyskursów teocentrycznych, jej efekty, wydarzenia intelektualne, jakie ona wytwarza,
mogą wskazać krętą drogę dyskursu radykalnie ateologicznego, który
nie tyle dostarczyć nam może opisu świata bezbożnego, ile stworzyć
efekt obcości i radykalnego zerwania z refleksją kryptoteologiczną.
W tym ujęciu nie tak bardzo inspirujące jest to, co właściwie Deleuze
myślał (i stąd też może trudności, jakie ma każdy, kto zastanawiał się
nad tym, jakie ostatecznie Deleuze głosił przekonania), ile to, jak myślał,
jakimi strategiami – mniej lub bardziej skutecznie – się posługiwał.
Podobnie jak Nietzsche, Deleuze daje nam raczej strategie niż teorie,
raczej narzędzia dekonstrukcji i konstrukcji, niż gotowe konstrukcje.
Zrozumiemy je lepiej, ujmując ich intencję raczej niż ostateczną treść,
tą zaś wydaje się realizacja postulatu, jaki zdaniem Deleuze’a (wyrażonym
w Co to jest filozofia?) kryje się u źródeł myślenia filozoficznego jako
takiego, postulatu zerwania ze świadomością religijną i religią w ogóle,
we wszystkich jej ucieleśnieniach i konsekwencjach.
10 Tamże, s. 15.
Noologia radykalnej bezboz.ności
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
104
Jacek Dobrowolski (ur. 1976) jest pisarzem, z wykształcenia filozofem,
adiunktem w Instytucie Filozofii UW, nauczycielem filozofii, redaktorem
internetowego magazynu „Orgia myśli”; debiutował w „Twórczości”
w roku 1998 opowiadaniem „Wściekły” wraz z towarzyszącym mu autokomentarzem. Od tego czasu opublikował w tym czasopiśmie szereg
kolejnych opowiadań i esejów (m.in. 1999, minipowieść Ani, ani, esej
Postać, otoczenie, materia.) W roku 2006 wydał powieść 120 godzin
(Wydawnictwo Czytelnik), nagrodzoną w konkursie Fundacji Kultury.
W roku 2007 opublikował traktat filozoficzny Filozofia głupoty (Wydawnictwo PWN). Inspiruje się filozofią i literaturą europejską dwudziestego
wieku. Do jego zainteresowań filozoficznych należą: nowoczesna filozofia polityki (zwłaszcza w jej aspekcie emancypacyjnym i wolnościowym),
ateologia i ateizm, liberalizm, poststrukturalizm francuski. Obecnie
prowadzi seminarium filozoficzne „Filozofia bez Boga. Oblicza i konstelacje nowoczesnego ateizmu”.
Dane adresowe autora:
Instytut Filozofii UW
Krakowskie Przedmieście 3
00-927 Warszawa
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
J. Dobrowolski, Noologia radykalnej bezbożności (o Logice sensu Deleuze’a), „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.
pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/08.Dobrowolski.pdf (dostęp dzień
miesiąc rok)
Author: Jacek Dobrowolski
Title: The noology of radical godlessness (about Deleuze’s Logic of sense)
Summary: Nietzsche’s critique of theistic thinking seems to be one of the major
sources of Deleuze’s philosophy. The notion of becoming godless might cast light
upon what the French philosopher intended to achieve through his “noology” and
critique of the “traditional image of thought”, i.e. a paradigm of reflection that
makes any idea “pious” or even God’s own idea, supposing hidden theology behind
anthropology, as well as making truth “absolute”. Against such a priestly philosophy
searching for the Truth, Deleuze proposed his own unorthodox view the “invention
of truths”, a creative undermining of the strict true/false distinction. Furthermore,
it led him to question the notion of the sense as theomorphic structure whereby it
is akin to the “soul” of the object. To postulate a “reversal of Platonism” is to change
sense into the “body” of an object. Although Deleuze’s effort to reinterpret the sense
Jacek Dobrowolski
105
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
of sense might seem too experimental, we should see it more as his navigation
through an intellectual game rather than his “beliefs” – only then can we unfold
their subversive power of inspiration.
Key words: noology, godlessness, atheism, atheology, hidden theology, logic of sense
Noologia radykalnej bezboz.ności
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
106
Résumés
Joanna Bednarek – La Logique du Sens – le plus lacanien des
livres de Deleuze?
Dans ce livre qui a pour sujet la philosophie de Gilles Deleuze, Slavoj
Žižek cherche à exposer ses difficultés et ses contradictions. Žižek déclare
que la philosophie de Deleuze est marquée par la coexistence de deux
courants : d’une part celui de l’incorporel, à rapprocher de la psychanalyse de Lacan, et, d’autre part, un courant « vitaliste », basé sur l’identification du devenir avec la productivité. La Logique du Sens représente
le courant précédent, bien qu’il soit également marqué par la difficulté
fondamentale consistant dans l’impossibilité de déterminer si les effets/
évènements (c’est-à-dire le virtuel) créent des corps, ou, au contraire, si
les évènements sont le produit des corps. L’échec de la résolution de ce
paradoxe, en combinaison avec l’influence de Guattari, est la raison pour
laquelle Deleuze, dans ses œuvres ultérieures, tenta de développer l’ontologie « vitaliste » plus simple et moins prometteuse. Quel degré de
précision revêtent les aperçus de Žižek ? N’est-ce pas un autre exemple
de réduction de tout matériel possible du cadre de réflexion hégélo-lacanien ?
Jacek Dobrowolski – Noologie de l’athéisme radical (sur La
Logique du Sens, Deleuze)
La critique nietzschéenne de la pensée théiste semble être une des sources majeures de la philosophie de Deleuze. La notion de devenir athée
peut mettre en lumière ce que le philosophe français avait l’intention
d’accomplir par sa « noologie » et sa critique de « l’image traditionnelle
de la pensée », à savoir un paradigme de réflexion qui rend n’importe
quelle idée « pieuse » ou divine, qui place une théologie cachée derrière
l’anthropologie, en même temps qu’il distingue une vérité absolue.
A l’encontre d’une telle philosophie sacerdotale à la recherche de la
Vérité, Deleuze propose sa propre vision peu orthodoxe de l’ « invention
des vérités », qui sape de manière innovante la stricte distinction vrai/
faux. Cela le mène en outre à poser la question du sens en tant que
structure théomorphique dans laquelle le sens est l’ « âme » de toute
chose. Postuler le « renversement du platonisme », c’est faire du sens le
« corps » de chaque chose. Bien que l’effort de Deleuze pour réinterpréter
le sens du sens peut sembler par trop expérimental, il doit davantage
être considéré comme sa contribution à un jeu intellectuel plutôt que
comme sa « conviction » - ensuite seulement il nous sera possible de
dévoiler le pouvoir subversif de l’inspiration.
107
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Michał Gusin – La Logique du Sens : Introduction à la Psychanalyse, Deleuze.
Gilles Deleuze est un philosophe de renom qui a profondément débattu
de la psychanalyse. Ce débat ne peut être réduit à une seule critique de
la psychanalyse, car l’univers dans lequel Deleuze pense et écrit est pluriel et hétérogène. Dans sa Logique du Sens, qui a été enrichi par les
contributions de Mélanie Klein ou Jacques Lacan, le projet est de mettre en avant une potentialité métaphysique dans les concepts de psychanalyse. On appelle la psychanalyse une « science des évènements » qui
crée un réseau de connections entre différentes séries d’aperçus psychanalytiques. Dans mon article, j’essaie de montrer comment Deleuze
détermine l’introduction au débat de la psychanalyse. Le concept clé de
cette introduction est la notion de « fantasme », qui prend ses racines
dans la tradition philosophique également.
Michał Herer – De l’ontologie à l’éthique de lévénement
Le texte propose une double lecture de la Logique du sens de Gilles
Deleuze comme, d’une part, une ontologie des événements incorporels
et – d’autre part – une éthique qui appelle à «être digne de ce qui nous
arrive». Ce premier aspect renvoie à la nécessité de dépasser la phénoménologie et de réviser les fondements de la philosophie transcendantale,
tandis que dans son éthique Deleuze se rapporte aux stoïciens, à Nietzsche, ainsi qu’aux écrivains comme Bousquet, Lowry et Fitzgerald. C’est
une éthique de l’affirmation du monde comme devenir – affirmation
qui se fait aussi bien dans la dimension ou sur la surface de la pensée
pure que dans le corps, ce qui signifie toujours, pour ce dernier, une
blessure, un risque de démolition.
Andrzej Leder – La logique du sens, la logique du traumatisme.
Remarques sur les lectures de Gilles Deleuze.
L’auteur propose une série de notes, qui s’inscrivent dans la tentative
d’atteindre deux objectifs différents. Il tente d’une part de rester fidèle
aux styles et aux intentions de Deleuze en même temps qu’il trace différentes trajectoires. Il s’agit dans ce cas de montrer les possibilités d’une
lecture alternative des phénomènes et paradoxes discuté par l’auteur
dans La Logique du Sens. Cette intuition fondamentale d’une lecture
alternative est relation avec l’identification avec la disjonction logique
avec le traumatisme, défini selon la tradition psychanalytique. Cela mène
à la possibilité de relier les séries « logiques » et « psychanalytiques » des
œuvres de Deleuze et de comprendre les deux dans un même espace
topologique de pensée.
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
108
Jakub Tercz – L’Architectonique de Logique du sens de Gilles
Deleuze. L’article présente une proposition particulière de la lecture de Logique
du sens, que j’appelle architectonique, en faisant un peu référence à la
philosophie de Kant. La lecture architectonique consiste en deux analyses simultanées : celle de la théorie philosophique et celle de la construction formelle de l’œuvre. Même si on peut appliquer cette démarche à plusieurs ouvrages déjà classiques, le cas de Logique du sens se
révèle unique, car c’est l’auteur même qui l’a suggérée en appelant chaque des trente-quatre chapitres une série et en faisant de la « série » une
notion-clé de sa théorie. Logique du sens est donc un livre réfléchi sur
lui-même, dans lequel la structure des chapitres et des paragraphes, le
caractère des notions philosophiques, et même les difficultés d’interprétation trouvent leur explication dans le texte. Finalement, il s’avère
que Logique du sens ressemble à un puzzle qui invite le lecteur à l’organiser selon ses propres questions et ses propres problèmes. Mon objectif n’est pas de proposer une interprétation de cet ouvrage, mais de
présenter les outils qui permettent de « manier » le texte. L’article peut
donc servir de prolégomènes à la lecture proprement dite de Logique
du sens.
Varia
marksizm aleatoryczny
}
G. M. Goshgarian
Wstȩpne
uwagi
o Sur la genèse*
G.M. Goshgarian opisuje historyczny i teoretyczny kontekst,
w którym powstała notka Althussera’a O genezie. Goshgarian
wskazuje na teoretyczne źródła althusseriańskich rozważań
o genezie, przywołując obok Marksa takie nazwiska jak
Montaigne czy Spinoza.
Słowa kluczowe: Althusser, geneza, Marks, Montaigne, Spinoza
* G.M. Goshgarian, Introductory Note, „Sur la genèse”, “Décalages” 2012, Vol.
1, No. 2, Article 8, http://scholar.oxy.edu/decalages/vol1/iss2/8 (dostęp 26.06.2012).
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
112
W swojej pierwszej, napisanej w 1959 roku książce Monteskiusz: polityka
i historia, Louis Althusser przypisuje Monteskiuszowi to, co w pochodzącym z 1966 tekście O genezie określa mianem „teorii spotkania lub
łączenia”, czyniąc go niezwykle podobnym do Althusseriańskiego
Marksa. Pomimo proto-heglowskiego flirtu z „ekspresywną totalnością”,
Monteskiusz miałby bronić „topograficznej” koncepcji społeczeństwa,
jako całości składającej się z „autonomicznych poziomów”, „określonej
w ostatniej instancji” przez jeden z nich. W owym „zredukowanym
przypadku” topografii, ostatecznie determinująca instancja współistnieje
z inną, na którą „przenosi całą sferę podporządkowanej efektywności”.
Odkrycie przez Monteskiusza tej „dziwnej, kolistej przyczynowości”
wywołało „teoretyczną rewolucję”, która usunęła główną przeszkodę na
drodze do pojawienia się nauki historii: (religijną) teleologię, dla której
„cel historii […] wpisany jest w jej początek”. Monteskiusz „jako pierwsza osoba przed Marksem […] myślał historię bez przypisywania jej
celu”. Jego antygenetycyzm jest radykalny: odrzucając „problem
początku” jako „absurd”, odrzuca on także skrytą teleologię, redukującą
„konkretną […] różnorodność” formacji społecznych do „idealnego,
abstrakcyjnego modelu”, skażonego w swej empirycznej postaci nieistotną przygodnością. Jego teoria konieczności historycznego „wypadku”
pretenduje do tego, aby objąć „całość ludzkiej historii oraz jej szczegółów”. Kluczem do niej jest idea, wedle której „konieczność historii
[może] być pomyślana jedynie poprzez jedność jej form i ich warunków
istnienia”. Dzięki tej nowej logice jedności form i warunków, czy też
„refleksji w ramach samej sprzeczności i jej warunków istnienia”
(W imię Marksa), Monteskiusz może uchwycić poszczególną istotę
historycznego społeczeństwa, zamiast kreślić ją w ramach pozytywistycznego odwrócenia genetycystycznej ideologii [odsyłającej do] „wielości przyczyn”, „odkrywanych osobno i następnie układanych razem
[…] w listę”. Tak więc owa determinująca instancja, „duch narodu”,
jest jedynie „pozornie” konkatenacją „radykalnie niewspółmiernych”
przyczyn. Jest to w rzeczywistości złożona jedność, która wyłania się
z ich „spotkania” lub „połączenia” [rencontre].
Możliwe, że Althusser odkrył tę nową logikę poszczególności
u Monteskiusza. Jeśli tak, to we wczesnych latach sześćdziesiątych odkrył
ją ponownie u jej źródeł. W imię Marksa, nie wymieniając nazwiska
Spinozy, kontynuuje linię myślenia napędzaną przez Spinozjańską
zasadę, zgodnie z którą rzecz nie tylko nie może być rozważana pod
nieobecność swej istoty, ale także istota nie może „być ujęta lub być”
pod nieobecność rzeczy, której jest istotą. We wspomnianej wyżej idei,
według której formacje społeczne powstają ze spotkania radykalnie
G. M. Goshgarian
113
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
niewspółmiernych, na pierwszy rzut oka, przyczyn, pobrzmiewa Spinozjańskie twierdzenie, zgodnie z którym rzeczy poszczególne, czyli
„ciała złożone”, składające się z innych ciał złożonych, stają się właściwymi rzeczami poszczególnymi, gdy spotkanie jednoczy owe części
składowe, powodując, że „wszystkie one stają się równocześnie przyczyną
jednego skutku”. Czytanie Kapitału (1965) rozwija teorię spotkania lub
łączenia wzdłuż linii, które Althusser rozrysowuje w niewysłanym
i nieopublikowanym liście z 1963 roku.
List przewrotnie skłonił adresata do deklaracji, że „[p]rzygodność,
przypadek, albo to, co Machiavelli określa mianem fortuny […] są
przed-marksistowskimi pojęciami, które docierają najbliżej do tego, co
Lenin nazywa spotkaniem między obiektywnymi i subiektywnymi
warunkami jakiejkolwiek praktyki […]. Wiedza również jest wytwarzana
wyłącznie przez „wyjątkowe” spotkanie, […] innymi słowy, jest wytwarzana przez historyczną koniunkturę, w której ingeruje równocześnie
kilka odrębnych praktyk: mogę wyczuć, Louis, że zamierzasz rozwinąć
[…] ten wątek. Widzę już teraz w twoim tekście [O dialektyce materialistycznej z 1963 roku] bliskość i swoistą nieuchronność tego odkrycia”.
Czytanie Kapitału jest realizacją nakreślonego tutaj programu. Dotyczy
to zwłaszcza dwóch szczególnych fragmentów. Obydwa z nich przekonują, że nowa struktura wyłania się z nieprzewidywalnego połączenia
odrębnych elementów z niezależnymi historiami w formie radykalnie
nieciągłej względem swych poprzedników, w taki sposób, że „znaczenie
tych elementów zmienia się w ramach nowej struktury, która właśnie
nadaje im ich znaczenie”. Pierwszy z nich miał być, zdaniem Althussera,
zadatkiem (szybko porzuconej) koncepcji „teoretycznych sposobów
produkcji”. Ilustruje on wtargnięcie „panowania nowej logiki”, która
nie polega na „rozwoju [logiki] wcześniejszej, ale na dosłownym zajęciu
jej miejsca”. Czyni to za pomocą odniesienia do argumentu Foucaulta,
zgodnie z którym nowoczesne pojęcia szaleństwa i spojrzenia klinicznego
wyłaniają się z „połączenia” „całych serii […] praktyk i ideologii” oraz
„zbioru pozornie heterogenicznych warunków”. Drugi, paralelny fragment, autorstwa Étienne’a Balibara, teoretyzuje przejście od feudalnego
do kapitalistycznego sposobu produkcji. Przedkapitalistyczne „elementy
połączone przez kapitalistyczną strukturę”, jak stwierdza ów fragment,
„mają odmienne i niezależne źródła”. Aby wziąć pod uwagę jedność tej
struktury, musimy jedynie zwrócić uwagę na „spotkanie” [rencontre]
„elementów określonych na podstawie skutków ich łączenia”, elementów, których „względną niezależność i historyczną różnorodność” podkreśla Marks w pracy o akumulacji pierwotnej. Zarówno Althusser, jak
i Balibar przywiązują dużą wagę do słowa Verbindung (tłumaczonego
Wstȩpne uwagi o Sur la genèse
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
114
w Czytaniu Kapitału jako „połączenie”), mającego wskazywać z jednej
strony na zgodność marksistowskej dialektyki i (historii) formacji społecznych, a z drugiej na sposób wyłaniania się owych formacji. W skrócie, społeczne formacje są „przestrzennymi” Verbindungen („łączeniami”)
elementów w ramach ich koniecznej przygodności; wynikają one
z „czasowego” Verbindungen („spotkania”), nadającego konieczność
owym przygodnym elementom; z kolei hierarchiczny porządek idei,
wypracowanych przez Marksa, by owe przestrzenne i czasowe połączenia odnieść do porządku rzeczy („postać systematyczności »istot« [teoretycznych pojęć]”, by zacytować Czytanie Kapitału), jest sam w sobie
Verbindung, twierdzeniem wspartym na analizie dyskusji Marksa dotyczącej metody teoretycznej z Wprowadzenia (1858).
Sur la genèse podsumowuje wczesną Althusseriańską teorię spotkania, ilustrując ją za pomocą opracowanej przez Balibara genealogii kapitalizmu. Opublikowany pośmiertnie tekst Althussera uwypukla niektóre spośród idei pochodzących zwłaszcza z Trois notes
sur la théorie des discours, La Querelle de l’humanisme i Sur Lévi-Strauss. Althusser opracowuje je w znacznie subtelniejszej formie
w długim rękopisie z lat 1966-1967 oraz w notatkach i szkicach
dotyczących „spotkania” teorii i praktyki politycznej. Notatki te
opierają się na bezpośrednich nawiązaniach do Spinozy, którego
chciał on uczynić przedmiotem seminarium w latach 1966-1967.
Koncentrują się one na Spinozjańskiej definicji istoty poszczególnej,
rzutując ją na „Leninowską” teorię praktyki w ramach politycznej
koniunktury jako „realizacji” teoretycznych pojęć w formie „pojęć
empirycznych”. Jedynym opublikowanym wyimkiem z tego materiału jest napisany w 1967 roku Sur le travail théorique, będący wprowadzeniem do nieukończonej książki na temat teorii i praktyki.
Przełożył Mateusz Janik
G. M. Goshgarian
115
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
G. M. Goshgarian, urodzony w Stanach Zjednoczonych, absolwent
Uniwersytetu Yale oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles,
tłumacz z francuskiego, niemieckiego oraz ormiańskiego na angielski.
Jest autorem dwóch obszernych wprowadzeń do prac zebranych Louisa
Althussera pt. The Humanist Controversy oraz Philosophy of the Encounter.
Cytowanie:
G. M. Goshgarian, Wstępne uwagi o Sur la genèse, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_
Logika_sensu/09.Goshgarian.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: G. M. Goshgarian
Title: Initial remarks on Sur la genèse
Summary: G. M. Goshgarian describes historical and theoretical context in which
Althusser’s note On Genesis has been written. Goshgarian indicated theoretical
sources of althusserian remarks in the theme of genesis. He invokes – next to Marx
– such names as Montaigne or Spinoza.
Key words: Althusser, genesis, Marks, Montaigne, Spinoza
Wstȩpne uwagi o Sur la genèse
}
Louis Althusser
O genezie
Pochodzący z 1966 roku tekst Althussera jest krótkim
podsumowaniem jego wczesnych rozważań na temat teorii
spotkania, która została rozwinięta w latach późniejszych.
W notatce Althussera znajdujemy opis przyczynowości
strukturalnej, przeciwstawiony teleologicznym i mechanistycznym wizjom historycznej determinacji. Jest to tekst
o znaczeniu dokumentalnym, pozwalający spojrzeć na
problemy przedstawione choćby w Czytaniu Kapitału
z perspektywy zaproponowanej przez Althussera w pracach
poświęconych m.in. aleatorycznym ujęciom materializmu
i teorii historii.
Słowa kluczowe: genealogia, przyczynowość linearna, przyczynowość
strukturalna, struktura
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
118
Chciałbym uściślić pewną kwestię, wyłożoną bez wątpienia niedostatecznie jasno w moim liście.
W schemacie „teorii spotkania” lub „teorii łączenia”, mającej za zadanie zastąpienie ideologicznej (religijnej) kategorii genezy, jest miejsce na
coś, co można by określić mianem genealogii linearnych.
Wracając zatem do przykładu logiki stanowienia w sposobie produkcji kapitalistycznej z Kapitału [należałoby stwierdzić, że]:
1. Elementy określone przez Marksa wiążą się, czy też, lepiej ujmując (by przywołać ścisły przekład terminu Verbindung), łączą, „przyjmując się” w nowej strukturze. Wyłanianie się owej struktury należałoby
ujmować nie jako wynik wywodzenia [filiation], lecz jako skutek połączenia. Ta nowa logika nie ma nic wspólnego z linearną przyczynowością
wywodzenia ani z Heglowską przyczynowością „dialektyczną”, jedynie
wypowiadającą na głos to, co skrywa w sobie logika przyczynowości
linearnej.
2. Wszelako każdy z elementów powiązanych w łączeniu nowej
struktury (w postaci kapitału, czyli zakumulowanego pieniądza, „wolnej”,
czyli ograbionej z narzędzi pracy, wynalazków technicznych, siły roboczej ) sam, jako taki, jest wytworem oraz skutkiem.
W wywodzie Marksa zasadnicze znaczenie ma to, że te trzy elementy
nie są równoczesnymi [contemporain] wytworami jednej i tej samej sytuacji. Innymi słowy, to nie feudalny sposób produkcji sam z siebie, na
mocy opatrznościowej celowości, tworzy w tym samym momencie trzy
elementy niezbędne do „przyjęcia się” nowej struktury. Każdy z tych
elementów obarczony jest właściwą sobie „historią”, czy też właściwą
sobie genealogią (by posłużyć się terminem Nietzschego, wykorzystanym
w tym kontekście z powodzeniem przez Balibara): wszystkie te trzy
genealogie są względnie niezależne. Sam Marks zresztą pokazuje, że ten
sam element („wolna” siła robocza) może być wytworzony jako rezultat
zupełnie różnych genealogii.
Toteż genealogie trzech elementów są niezależne od siebie nawzajem,
jak również niezależne (w swym współistnieniu, we współistnieniu właściwych im skutków) od istniejącej struktury (feudalnego sposobu produkcji). To wyklucza jakąkolwiek możliwość powrotu do mitu genezy:
feudalny sposób produkcji nie jest „ojcem” kapitalistycznego sposobu
produkcji w takim sensie, że ten ostatni byłby niejako w zarodku zawarty
w pierwszym.
3. Staje wobec tego przed nami zadanie wyróżnienia typów przyczynowości, które w odniesieniu do tych elementów (a szerzej, w odniesieniu do genealogii każdego elementu) zdają sprawę z ich wytwarzania
jako elementów połączonych i „przyjmujących się” w nowej strukturze.
Louis Althusser
119
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Należałoby tutaj, jak sądzę, odróżnić dwa odrębne typy przyczynowości:
a) przyczynowość strukturalną: [w której] dany element może być
wytworzony jako „skutek strukturalny”. Przyczynowość strukturalna
jest ostateczna wobec wszelkich skutków.
Co oznacza pojęcie przyczynowości strukturalnej? Oznacza ono, ujmując najogólniej, że skutek B (rozważany jako element) nie jest skutkiem
przyczyny A (tzn. innego elementu), ale skutkiem elementu A o tyle,
o ile A wchodzi w relacje składające się na strukturę, w której usytuowane jest A. Upraszczając, oznacza to, że do zrozumienia sposobu
wytwarzania skutku B nie wystarczy rozważenie przyczyny A (bezpośrednio wcześniejszej, czy też znajdującej się wyraźnie w stosunku do skutku
B) w oderwaniu: należy ją również ująć jako element struktury, w której
jest usytuowana, czyli w jej uwikłaniu w szczególne relacje i w stosunki
strukturalne określające ową strukturę. Pewna nader ogólna postać przyczynowości strukturalnej występuje na przykład w fizyce współczesnej,
w której obszarze na skutek wprowadzenia pojęcia pola działa jako coś,
co możemy określić mianem przyczynowości pola. W wypadku nauk
społecznych, podążając za myślą Marksa, danego skutku ekonomicznego
nie da się pojąć wyłącznie przez umieszczenie go w stosunku do wyodrębnionej przyczyny bez odniesienia do struktury ekonomicznej [de
l’economique] (określonej przez powiązanie sił wytwórczych i stosunków
produkcji). Można przyjąć, że podobnie w wypadku psychoanalizy skutku
(symptomu) nie da się pojąć inaczej, aniżeli jako efektu struktury nieświadomości. To nie dane zdarzenie lub dany element A wywołuje dany
skutek B, ale określona struktura nieświadomości podmiotu
b) Prawo to wydaje się obowiązywać powszechnie. Przyczynowość
strukturalna określa jednak jako skutki strukturalne obszary lub jasno
określone i ograniczone sekwencje, w których przejawia się ona pod
postacią przyczynowości linearnej. Przykładowo, właśnie z takim przypadkiem mamy do czynienia w procesie pracy. Mechaniczna przyczynowość linearna (nawet jeśli przybiera formy złożone, jak w wypadku
maszyn, to zachowują one mechaniczny, innymi słowy, linearny charakter, nie wyłączając skutków sprzężenia zwrotnego i innych skutków
cybernetycznych) działa [joue] więc autonomicznie i wyłącznie w polu
określonym, czyli w polu wytwarzania produktów [production des
produits] w procesie pracy. Wbicie gwoździa wymaga uderzenia weń
młotkiem, zaoranie pola – użycia pługa, etc. Tego rodzaju linearno-mechaniczna przyczynowość (zwana przez Sartre’a rozumem analitycznym, przy
czym miejmy na uwadze, że to, co Sartre nazywa rozumem dialektycznym,
wbrew jego słowom, nie jest niczym więcej, aniżeli złożoną formą rozumu
O genezie
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
120
analitycznego, i to wyłącznie analitycznego) działa więc, wytwarzając te
same skutki, poprzez powtórzenie i akumulację. To właśnie znajdujemy
u Hegla w miejscu, w którym mówi on o akumulacji ilościowej albo
o logice intelektu [l’entendement]. Starał się on myśleć skutki czysto
strukturalne pod postacią „skoku jakościowego”. Innymi słowy, usiłował
przejść od przyczynowości linearnej do przyczynowości strukturalnej,
wyprowadzając drugą z pierwszej (z tego powodu jego „dialektyka” tkwi
nadal w empirycznych kategoriach mechanicznego i linearnego rozumu,
na przekór wszelkim deklaracjom o zniesieniu, przy czym samo to pojęcie Aufhebung wbrew sobie rozpoznaje i uznaje owo uwikłanie).
Istnieją wobec tego całe sekwencje, zawsze jednak zamknięte
w wyraźnie zarysowanych granicach, określone przez przyczynowość
strukturalną poddaną autonomicznemu działaniu przyczynowości linearnej czy też analitycznej (bądź przyczynowości przechodniej). Widać
to wyraźnie w pewnych sekwencjach zjawisk ekonomicznych, politycznych i ideologicznych. Uwidaczniać się to powinno również w psychoanalizie (choćby w pewnych sekwencjach przynależnych do procesów
wtórnych). Wydaje mi się, że przejawia się to także w tak zwanych
„wytworach wtórnych”, takich jak choćby mechanizmy obronne.
W naszym przykładzie trzech elementów w znacznej mierze za sprawą
tego właśnie mechanizmu dokonuje się akumulacja kapitału pieniężnego,
podobnie jak w wypadku innych elementów wywołujących/uruchamiających/tworzących pewne sekwencje wytwórcze.
W każdym z tych wypadków granice i „gra” przyczynowości mechanicznej, jak również typ wytwarzanego przez nią przedmiotu, są
w ostatniej instancji określane przez przyczynowość strukturalną. Można
nawet pójść dalej, twierdząc, że da się zaobserwować (mechaniczne)
skutki akumulacji między skutkami strukturalnymi (jak mówi Marks:
istnienie „wolnej siły roboczej” jest skutkiem licznych, zróżnicowanych
i niezależnych procesów, których skutki sumują się i wzajemnie wzmacniają), wszelako skutki, między którymi zaczyna się w ten sposób toczyć
gra przyczynowości mechanicznej, ujmowane z osobna, zachowują
strukturalny charakter.
Na tym poprzestanę. Chcę wskazać jedynie na zasadę podwójnej
przyczynowości oraz jej wyraz, zgodnie z którym przyczynowość strukturalna determinuje przyczynowość linearną.
22 września 1966 r.
Przełożył Mateusz Janik
Przekład przejrzał i poprawił Sławek Królak
Louis Althusser
121
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Louis Althusser (1918-1990) - francuski filozof marksistowski, jeden
z głównych przedstawicieli marksizmu strukturalistycznego. Absolwent,
a następnie profesor filozofii w elitarnej École Normale Supérieure
w Paryżu. Przez wiele dziesięcioleci działacz Francuskiej Partii Komunistycznej (PCF), z którą zerwał pod koniec życia. Był przewodnikiem
ideowym młodzieży maoistowskiej i wychowawcą licznego grona uczonych. Najważniejsze prace: Pour Marx (1965; wyd. polskie: W imię
Marksa, przeł. M. Herer, Warszawa 2009), Lire le Capital (z Étiennem
Balibarem; 1965; wyd. polskie: Czytanie „Kapitału”, tłum. W. Dłuski,
Warszawa 1975), Lenine et la philosophie (1968), Response a John
Lewis (1973; wyd. polskie: W odpowiedzi Johnowi Lewisowi, tłum.
A. Staroń, Warszawa 1988).
Cytowanie:
L. Althusser, O genezie, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.
praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/10.Althusser.pdf
(dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Louis Althusser
Title: On Genesis
Summary: On Genesis, written In 1966 is a short summary of Althusser’s early
theory of encounter. In Althusser’s note we find description of structural causality
as opposed to teleological and mechanicist notions of historical determinations. The
text has documentary value allowing the reader to look at problems presented in
such works as Reading Capital from the perspective proposed by Aalthusser in his
texts devoted, among others, to aleatory conception of materialism and theory of
history.
Key words: genealogy, linear causality, structural causality, structure
O genezie
antropologia neoliberalizmu
}
Faktycznie istnieja¸cy
neoliberalizm
tu
i
teraz
Debata Praktyki Teoretycznej
Poniżej publikujemy polskie tłumaczenie tekstu Three steps to a historical
anthropology of actually existing neoliberalism [Trzy kroki w stronę historycznej antropologii faktycznie istniejącego neoliberalizmu], będącego
owocem dyskusji, jaka wywiązała się po wystąpieniu Loïca Wacquanta
na konferencji pt. „Marginalité, pénalité et division ethnique dans la
ville à l’ère néolibérale” [„Marginalizacja, penalizacja i podział etniczny
w miastach w epoce neoliberalizmu”] w Brukseli w 2010 roku.
Chcielibyśmy w ten sposób otworzyć na łamach „Praktyki Teoretycznej” kolejną debatę – tym razem dotyczącą faktycznie istniejącego
neoliberalizmu w warunkach Europy Środkowo-Wschodniej, ze szczególnym uwzględnieniem Polski. Do dyskusji zapraszamy polskich badaczy zajmujących się tą problematyką, których głosy – inne propozycje
konceptualizacji problemu, komentarze, repliki i uzupełnienia – będą
się ukazywać w kolejnych numerach czasopisma i w witrynie internetowej. Część z nich będzie także publikowana w języku angielskim, tak by
debata ta nie była ograniczona do użytkowników języka polskiego.
Naszym zdaniem tekst Wacquanta wypełnia ważną lukę teoretyczną
w polskiej refleksji nad neoliberalizmem. Expressis verbis sytuuje się
pomiędzy „hegemonicznym modelem ekonomicznym zakotwiczonym
w wariantach panowania rynku, a buntowniczym podejściem stymulowanym przez pochodne Foucaultowskiego pojęcia urządzania”. Jak dotąd
w polskim dyskursie tego pierwszego podejścia mamy aż nadto (i jest
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
126
ono aż nadto hegemoniczne), jednak krytyczni badacze i badaczki rozwijają też to drugie, nie tylko zresztą w trybie egzegez i komentarzy, ale
także podejmując namysł nad lokalnymi zastosowaniami, korektami,
przekroczeniami i rozwinięciami tych postfoucaultowskich inspiracji.
Brakuje jednak narzędzi do teoretycznie świadomych, ale podpartych
empirycznie dociekań nad antropologią neoliberalizmu, zdolnych dokładnie „zmapować” teraźniejszą sytuację i kształtujące ją czynniki w sposób
umożliwiający także kontrinterwencję polityczną. Słowem: tego, co
proponuje Wacquant jako „socjologiczną koncepcję skupioną na państwie, określającą instytucjonalną maszynerię zaangażowaną w ustanawianie rynkowej dominacji oraz jej mierzalny wpływ na rzeczywistą
społeczną przynależność”.
Z drugiej zaś strony artykuł ten wydaje się szczególnie istotny
w polskim kontekście, gdyż owo nowe podejście, wymykające się ideologiczności pierwszego i słabościom metodologicznym drugiego, zakreśla ramy konkretnego projektu badawczego.
Specyficzna sytuacja potransformacyjnej Polski jest dobrą ilustracją
wagi zwrotu metodologicznego, jaki proponuje Wacquant – na przestrzeni kilku lat dokonała się gwałtowna zmiana związana z demontażem sfery socjalnej i instalacją nowych reżimów rynku, obywatelstwa
i podmiotowości. Ze względu na transformacyjne „zagęszczenie” procesów w czasie łatwo uchwycić tu bezpośrednie czynniki sprawcze na
płaszczyźnie politycznej i instytucjonalnej. Dzięki temu widać, że to
państwo jest aktywnym aktorem działającym na rzecz zaktualizowania
neoliberalizmu, a konkretne procesy i decyzje nie rozmywają się
w długotrwałych i nieposiadających zewnętrza zmianach racjonalności
czy urządzania – chociaż te nie pozostają bez znaczenia przy legitymizacji ustroju czy pacyfikacji oporu. Propozycja Wacquanta każe podążać za aktorami zmiany i szczegółowo opisywać procesy tak, by tworzyć
empiryczną antropologię neoliberalizmu, pokazać, w jaki sposób dąży
on do tego, by „zreformować państwo i zmienić jego orientację tak,
aby w sposób czynny pielęgnowało i wzmacniało rynek jako nieustanną
polityczną kreację”. Łatwo uchwytny kontekst peryferyjnie „ściągniętej” w czasie neoliberalizacji Polski daje dobry punkt wyjścia do tak
zaprojektowanych analiz.
Jednocześnie mamy do dyspozycji obszerne badania empiryczne
związane z procesami prywatyzacji (Jacek Tittenbrun, Tadeusz Kowalik),
społecznej marginalizacji, utrwalania nierówności i penalizacji biedy
(Elżbieta Tarkowska, Wielisława Warzywoda-Kruszyńska, Ewa Charkiewicz), a także dyskursywnego sztafażu legitymizującego zmiany (Wojciech
Woźniak), ogólnych ram „neoliberalizacji dyskursu” (Marek Czyżewski)
127
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
czy przemian polskiego kapitalizmu (Jan Sowa). Wszystko to tworzy
matrycę, która czyni propozycję Wacquanta interwencją niepośledniej
wagi, a zarazem umożliwia krytyczne odniesienie się do niej z perspektywy usytuowanej wiedzy pochodzącej z Polski, tak by stworzyć ważny
kontekst porównawczy w dociekaniach nad „elementami neoliberalizmu
w skali planetarnej”.
Zachęcamy do lektury kolejnych interwencji teoretycznych i badawczych w tym cyklu, a także zapraszamy do zabierania głosu w debacie – tak
w formie pełnej objętości artykułów naukowych, jak komentarzy oraz
polemik publikowanych na stronie „Praktyki Teoretycznej”.
Cytowanie:
Faktycznie istniejący neoliberalizm – tu i teraz: Debata Praktyki Teoretycznej, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.
pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/11.Debata.pdf (dostęp dzień miesiąc
rok)
}
Loïc Wacquant
Trzy kroki w stronȩ
historycznej
antropologii
faktycznie istnieja̧cego neoliberalizmu*
Antropologia neoliberalizmu podzieliła się na dwa przeciwstawne
obozy. Z jednej strony lokuje się hegemoniczny model ekonomiczny
zakotwiczony w wariantach zasady rynkowej, z drugiej zaś buntownicze
podejście stymulowane przez pochodne pojęcia urządzania. Oba zaciemniają to, co jest „neo” w neoliberalizmie: restrukturyzację państwa
jako kluczowego sprawcy, ustanawiającego zasady i wytwarzającego
podmiotowości oraz stosunki społeczne dostosowane do realizacji
rynków. Nawiązując do dwóch dekad badań empirycznych nad miejską
marginalnością w rozwiniętych społeczeństwach, proponuję drogę
pośrednią między tymi dwoma podejściami. W tym ujęciu neoliberalizm to takie powiązanie państwa, rynku i obywatelstwa, które zaprzęga
państwo do narzucania rynkowego piętna na obywatelstwo. Ukute
przez Bourdieu pojęcie pola biurokratycznego oferuje potężne narzędzie
do analizy reorganizacji państwa jako maszyny stratyfikacji i klasyfikacji
kierującej odgórnie neoliberalną rewolucją, oraz pozwala na wysunięcie
trzech tez: (1) neoliberalizm nie jest reżimem ekonomicznym, ale politycznym projektem formowania państwa, narzucającym dyscyplinarny
„workfare”, „prisonfare” i motyw indywidualnej odpowiedzialności
w służbie utowarowienia; (2) neoliberalizm pociąga za sobą prawicowe
odchylenie przestrzeni biurokratycznych organów władzy, które definiują i dystrybuują dobra publiczne oraz powołuje do życia państwo-Centaura, które na szczycie struktury klasowej uprawia liberalizm, a na
jej dole karzący paternalizm; (3) rozrost i gloryfikacja penitencjarnego
skrzydła państwa jest integralnym składnikiem neoliberalnego Lewiatana, dlatego też policja, sądy, więzienia muszą zostać włączone w zakres
politycznej antropologii neoliberalnego panowania.
Słowa kluczowe: neoliberalizm, rynek, urządzanie, pole biurokratyczne,
państwo karne, workfare, prisonfare, miejska marginalność, Bourdieu.
* Źródło: L. Wacquant, Three steps to a historical anthropology of actually existing
neoliberalism, „Social Anthropology/Anthropologie Sociale” 20, 1/2012, s. 66-79.
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
130
Jakieś 20 lat temu rozpocząłem serię badań empirycznych nad strukturą, doświadczeniem i politycznym podejściem do miejskiego ubóstwa
w rozwiniętych społeczeństwach. Skupiały się one na losie amerykańskiego czarnego getta po opadnięciu fali ruchu praw obywatelskich
oraz na upadku robotniczych peryferii zachodnioeuropejskich metropolii, czego dobrym przykładem był zanik Czerwonego Pasa banlieus
we Francji na skutek dezindustrializacji. Przeprowadziłem szereg
obserwacji etnograficznych pośród kompletnie opustoszałego historycznego South Side w Chicago oraz okrytych złą sławą projektów
mieszkaniowych La Courneuve, na tle rozdartego krajobrazu przedmieść Paryża. Zastosowałem narzędzia analitycznego porównania, aby
zrozumieć powstanie nowego reżimu „zaawansowanej marginalności”,
wprawionego w ruch przez rozproszenie pracy najemnej, wycofywanie
się państwa socjalnego oraz rozpowszechnienie się terytorialnej stygmatyzacji. Nie przypuszczałem zatem, że to badanie nad ciężkim
położeniem miejskich wyrzutków nowego stulecia1 przeniesie mnie
z ulic hipergetta głęboko do wnętrza amerykańskiego gargantuicznego
systemu więziennictwa, a stamtąd do drażliwej kwestii neoliberalizmu
i formowania państwa w skali globalnej2. W tym artykule pokrótce
odtwarzam tę intelektualną podróż od mikroetnografii postindustrialnego prekariatu do makrosociologii neoliberalnego Lewiatana
u początku wieku, aby przedstawić tezy dla historycznej antropologii
faktycznie istniejącego neoliberalizmu.
Chcąc naświetlić uwarunkowania i procedury degradacji w amerykańskich metropoliach z końca wieku, musiałem znaleźć sposób na
ominięcie dwóch głównych przeszkód epistemologicznych: posiadającego swój akademicki rodowód mitu „underclass”, głoszącego, że nowa
podkategoria czarnej biedoty pustoszy centrum miasta, oraz starego
tropu „dezorganizacji”, odziedziczonego po ekologicznej szkole miejskiej
socjologii3. W tym celu przeprowadziłem badania nad strategiami
życiowymi młodych Afroamerykanów w Woodlawn, dzielnicy w pozo-
1 L. Wacquant, Urban Outcasts: a Comparative Sociology of Advanced Marginality, Cambridge 2008.
2 Tegoż, Punishing the Poor: the Neoliberal Government of Social Insecurity,
Durham 2009.
3 Gruntowną krytykę tych dwóch pojęć czytelnicy i czytelniczki znajdą
w: L. Wacquant, L’‘underclass’ urbaine dans l’imaginaire social et scientifique américain, [w:] L’Éxclusion: l’état des savoirs, red. S. Paugam, Paris 1996, s. 248-262; oraz
L. Wacquant, Three Pernicious Premises in the Study of the American Ghetto, “International Journal of Urban and Regional Research” 1997, No. 21-22, s. 341-353.
Loïc Wacquant
131
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
stałościach chicagowskiego „Bronzeville”4. W wyniku zbiegu okoliczności, o których opowiedziałem gdzie indziej, stałem się członkiem
lokalnego klubu bokserskiego, uczyłem się rzemiosła walki na ringu,
a klub wykorzystałem jako odskocznię umożliwiającą zapuszczenie się
w dzielnicę5 oraz dogłębne i gruntowne przebudowanie mojego sposobu
pojmowania getta6.
Spisując historie życiowe moich kolegów z ringu, szybko odkryłem,
że niemal wszyscy z nich przeszli przez areszt albo spędzili jakiś czas
w więzieniu. Z tego powodu, aby zrozumieć trajektorie ich życia, musiałem pojąć „wielki penitencjarny krok wstecz”, który zawrócił Stany
Zjednoczone z objętej w latach sześćdziesiątych drogi ku postępowemu
systemowi penitencjarnemu i zaprowadził na pozycję światowego lidera
inkarceracji i globalnego eksportera agresywnej polityki kontroli na
początku lat dziewięćdziesiątych7. W trakcie mapowania amerykańskiego
boomu karceralnego, jaki nastąpił po 1973 roku, jasne stało się dla
mnie, że przyśpieszająca rezygnacja ze sfery socjalnej, prowadząca do
niechlubnych „reform sfery socjalnej opieki społecznej” z 1996 roku,
oraz wybuchowa ekspansja systemu karnego były dwiema zbieżnymi
i wzajemnie komplementarnymi zmianami prowadzącymi ku karnym
uregulowaniom urasowionego ubóstwa. Zrozumiałem też, że dyscyplinarny workfare8 i korygujący prisonfare9 sprawują nadzór nad tymi
samymi wywłaszczonymi i znieważonymi populacjami, które zostały
zdestabilizowane przez rozkład fordowsko-keynesowskiego porozumie4 St. C. Drake, H. Cayton, Blackmetropolis: a Study of Negro Life in a Northern
City, Chicago 1993.
5 L. Wacquant, Body and Soul: Notebooks of an Apprentice Boxer, New York
2004.
6 Retrospektywną drobiazgową analizę analitycznych połączeń i biograficznych
zazębień między „ciałem, gettem i państwem karnym” czytelnicy i czytelniczki znajdą
w: L. Wacquant, Więzienia nędzy, tłum. M. Kozłowski, Warszawa 2009.
7 Tamże.
8 Workfare - system, w którym odbiorcy pomocy społecznej, bezrobotni czy
niepełnosprawni, zmuszani są do świadczenia pracy, najczęściej w różnego rodzaju
służbach publicznych, pod groźbą zatrzymania wypłat zasiłku. Jest to reżim,
w kierunku którego przesunęła się znaczna część zachodnich państw dobrobytu
(przyp. tłum.).
9 Prisonfare – pojęcie skonstruowane przez Loïca Wacquanta przez analogię
do „welfare” (dobrobytu). Jest to nurt strategii politycznej, poprzez który państwo
stosuje obficie mechanizmy karne w odpowiedzi na miejskie patologie czy zakłócenia porządku społeczno-moralnego. Wiąże się również z symboliką, dyskursami
i korpusami niefachowej i eksperckiej wiedzy, wspomagającymi system policji
i nadzoru (przyp. tłum.).
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
132
nia, oraz są skoncentrowane w poniżonych dzielnicach spolaryzowanego
miasta. Jasnym stał się dla mnie również fakt, że umieszczanie zmarginalizowanych odłamów postindustrialnej klasy robotniczej pod srogą
kuratelą wiedzioną moralnym behawioryzmem tworzy doskonałą scenę,
na której rządzące elity mogą przedstawiać powagę państwa i łatać deficyt legitymizacji, na który cierpią za każdym razem, gdy porzucają jego
poprzednią misję zapewniania socjalnej i ekonomicznej ochrony.
Potwierdziło się to w latach dziewięćdziesiątych, gdy kolejne lewicowe
rządy w całej zachodniej Europie podnosiły walkę z uliczną przestępczością do rangi narodowego priorytetu w tych strefach miejskich, gdzie
społeczna niepewność oraz przestrzenna skaza nasiliły się wraz ze stającymi się normą bezrobociem czy prekarnym zatrudnieniem. Śledzenie
międzynarodowych wędrówek polityki „zera tolerancji”, jak i różnorodnych penitencjarnych [penal] haseł i panaceów „made in the USA” (kryminologiczna tzw. teoria rozbitych okien, obowiązkowe wyroki minimalne, obozy resocjalizacyjne dla młodocianych przestępców, ugody
obrończe itp.) ujawniło znamienny wzorzec sekwencyjnego przenikania
oraz funkcjonalnego sprzężenia, na mocy którego strategie gospodarczej
deregulacji, nadzorczy workfare oraz punitywny system karny wspólnie
wędrują i rozkwitają10. Podsumowując, penalizacja ubóstwa wyłoniła się
jako podstawowy element lokalnych aplikacji projektu neoliberalnego
i jego upowszechnienia ponad granicami. Projektu, w którym „żelazna
pięść” państwa penitencjarnego [penal state] łączy się z „niewidzialną
ręką” rynku oraz osłabianiem sieci zabezpieczeń społecznych. To, co
zaczęło się jako elementarne badanie codziennego ciężkiego położenia
miejskiego prekariatu w centrum Chicago i na przedmieściach Paryża,
zakończyło się teoretyczną zagadką dotyczącą charakteru i składników
neoliberalizmu w skali planetarnej.
Zasada rynkowa przeciwko urządzaniu
Jaki zatem sposób poradzenia sobie ze śliskim, niejasnym i spornym
pojęciem neoliberalizmu podpowiada nam ta intelektualna wędrówka?
Z pojęciem, które niektórzy z jego przenikliwych badaczy, niespokojnie poszukując analitycznej szczegółowości i uprawomocnienia, nazy-
10 L. Wacquant, The Global Firestorm of Law and Order: on Neoliberalism
and Punishment, “Thesis Eleven” 2011, No. 105 [do tekstu dołączony komentarz
Pata O’Malley oraz moja odpowiedź].
Loïc Wacquant
133
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
wają „pojęciem szelmowskim”11? Podczas gdy Hilgers12 przedstawia
antropologię neoliberalizmu jako zorganizowaną w ramach triadycznej
konfiguracji uformowanej przez podejścia kulturowe, systemowe czy
oparte na kategorii urządzania [governmentality]13, ja widzę ją jako
spolaryzowaną między, z jednej strony, hegemoniczną koncepcją ekonomiczną (neoklasyczną i neo-marksistowską) umocowaną w różnych
odmianach zasady rynkowej oraz, z drugiej, zbuntowanym podejściem
stymulowanym luźnymi pochodnymi Foucaultowskiego pojęcia urządzania. Te dwie koncepcje dały początek bogatym i produktywnym
programom badawczym, jednak są one popadaniem ze skrajności
w skrajność. Pierwsza jest niezmiernie wąska, pozbawiona instytucji
i znajduje się na skraju apologetyki, kiedy przyjmuje neoliberalizm za
dobrą monetę. Druga przeciwnie, nazbyt szeroka i bezładna, przeładowana analizami rozrastających się instytucji (z których wszystkie
wydają się być zainfekowane neoliberalnym wirusem), niebezpiecznie
zbliża się w stronę krytycznego solipsyzmu. Dla tej pierwszej neoliberalizm jest prostym narzuceniem neoklasycznej ekonomii jako najdoskonalszej formy myśli oraz rynku jako optymalnego, chociaż nieelastycznego narzędzia do organizowania wszelkiej wymiany14. Dla drugiej
jest on plastyczną i zdolną do mutacji polityczną racjonalnością, która
towarzyszy wielu rodzajom reżimów oraz wślizguje się we wszystkie
sfery życia, nie pozostawiając żadnego zewnętrznego, stabilnego gruntu,
11 „Od lat osiemdziesiątych pogmatwana mieszanka nadwerężania i niedookreślenia towarzyszyła kłopotliwemu panowaniu pojęcia neoliberalizmu w heterodoksyjnej ekonomii politycznej. Jednocześnie pojęcie to stało się terminologicznym punktem skupiającym dyskusje o trajektorii regulacyjnych transformacji po
latach osiemdziesiątych oraz wyrazem intensywnych sporów i konfuzji, które
charakteryzowały te dyskusje. W konsekwencji „neoliberalizm” stał się czymś
w stylu szelmowskiego pojęcia – rozwiąźle wszechogarniającego, jednak niekonsekwentnie zdefiniowanego, empirycznie nieprecyzyjnego i często kwestionowanego.”
– N. Brenner, J. Peck, N. Theodore, Variegated Neoliberalization: Geographies,
Modalities, Pathways, “Global Networks” 2010, No. 10, s. 183-184.
12 M. Hilgers, The Three Anthropological Approaches to Neoliberalism, “International Social Science Journal” 2011, No. 61, s. 351-364.
13 Alternatywne sposoby zmapowania antropologii neoliberalizmu:
L. Hoffman, M. DeHart, S. J. Collier, Notes on the Anthropology of Neoliberalism,
“Anthropology News” 2006, Vol. 47, No. 6, s. 9-10. oraz J. B. Richland, On
Neoliberalism and Other Social Diseases: the 2008 Sociocultural Anthropology Year
in Review, “American Anthropologist” 2009, No. 111, s. 170-176.
14 Zob. R. Jessop, Liberalism, Neoliberalism, and Urban Governance: a State-Theoretical Perspective, “Antipode” 2002, Vol. 34, No. 3, s. 452-472 oraz Neoliberalism: a Critical Reader, red. A. Saad-Filho, D. Johnston, London 2005.
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
134
by się jej przeciwstawić15. Co ciekawe, obie koncepcje są zbieżne
w tym, że zaciemniają to, czym jest „neo” w neoliberalizmie, to znaczy
przerabianiem i przemieszczaniem państwa jako kluczowego sprawcy,
który aktywnie wytwarza podmiotowości, stosunki społeczne oraz
zbiorowe reprezentacje, skrojone pod czynienie fikcji rynków rzeczywistą i istotną.
Dominacja ekonomicznych (czy nawet ekonomistycznych) koncepcji neoliberalizmu jest dobrze ugruntowana16. Dla szerokiej rzeszy zarówno
zwolenników, jak krytyków, termin ten oznacza odradzające się „imperium
kapitału”, by przywołać tytuł dokonanej przez Ellen Meiksins Wood17
historyczno-materialistycznej rekonstrukcji szeregu lądowych, handlowych
i kapitalistycznych projektów imperialnego panowania. Wśród nich ten
ostatni ma się wyróżniać tym, że szuka sposobu narzucenia rynkowych
imperatywów nie tylko na wszystkie terytoria, ale również wszystkie
ludzkie aktywności. Powszechnie przyjmowana wizja zrównuje neoliberalizm z ideą „samoregulującego się rynku” oraz przedstawia państwo
jako zamknięte w antagonistycznej wobec niego relacji o sumie zerowej.
Logicznie i historycznie rzecz ujmując, nastanie „rynkowego fundamentalizmu” skutkuje redukcją, usunięciem się czy dyskwalifikacją
państwa, przedstawionego albo jako przeszkoda dla skuteczności, albo
jako czysta instrumentalność służąca do wzmacniania odzyskanej hegemonii kapitału. A zatem według Colina Croucha18 współwystępujący
rozkład pracującej fizycznie klasy robotniczej, powstanie kapitału finansowego, rozpowszechnienie się nowych technologii komunikacyjnych,
liberalizacja przepływów ekonomicznych między granicami państw narodowych doprowadziły do „krótkoterminowej, czysto rynkowej, wolnej
od ograniczeń formy kapitalizmu”. Wyłaniające się „warunki neoliberalnego konsensusu” obejmują „uniwersalne porzucenie Keynesowskiej
15 Zob. Foucault and Political Reason: Liberalism, Neo-liberalism, and Rationalities of Government, red. A. Barry, T. Osborne, N. Rose, Chicago 1996;
W. Brown, Neoliberalism and the End of Liberal Democracy, [w:] Edgework: Critical Essays on Knowledge and Politics, Princeton 2005, s. 37-59.
16 Zob. The Rise of Neoliberalism and Institutional Analysis, red. J. Campbell,
O. Pedersen, Princeton 2001; The Anthropology of Development and Globalization:
from Classical Political Economy to Contemporary Neoliberalism, red. M. Edelman,
A. Haugerud, Oxford 2005; A. Gamble, Neoliberalism, “Capital & Class” 2001,
No. 25, s. 127-134; P. G. Cerny, Embedding Neoliberalism: the Evolution of
a Hegemonic Paradigm, “The Journal of International Trade and Diplomacy” 2008,
No. 2, s. 1-46.
17 E. Meiksins Wood, Empire of Capital, London 2005.
18 C. Crouch, The Terms of the Neoliberal Consensus, “The Political Quarterly”
1997, No. 68, s. 358.
Loïc Wacquant
135
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
polityki” oraz wywołują „wydrążanie państwa i prywatyzowanie coraz
to większej liczby jego funkcji”19. Podobnie dla Davida Harveya, „neoliberalizm jest przede wszystkim teorią praktyk polityczno-ekonomicznych, która głosi, że ludzkiemu dobrobytowi najlepiej służyć będzie
uwolnienie przedsiębiorczości w ramach instytucjonalnych, których
cechy charakterystyczne to: mocne prawa własności prywatnej, wolne
rynki i wolny handel. Rola państwa polega na kreowaniu i utrzymywaniu odpowiednich ram instytucjonalnych”20. Zwrot w kierunku neoliberalizmu pociąga za sobą triadyczną kombinację „deregulacji, prywatyzacji i wycofania się państwa z wielu obszarów świadczeń”. W praktyce
państwo odchodzi od doktrynalnego wzorca „małego rządu” właśnie
po to, by pielęgnować przyjazny biznesowi klimat dla kapitalistycznych
przedsięwzięć, strzec instytucji finansowych oraz poddawać represjom
ludowy opór przeciw neoliberalnym zakusom na „akumulację przez
wywłaszczenie”.
Znaczna część antropologii neoliberalizmu opiera się na przenoszeniu tego schematu na różne kraje na całym świecie lub ujmowaniu
go w skali kontynentalnej, aby uchwycić kulturowe pułapki zasady
rynkowej i społeczne reakcje na nią21. Ameryka Łacińska jest tutaj
ulubionym przykładem, tuż za nią plasują się kraje byłego Bloku
Wschodniego i Afryka. W swoim zamaszystym podsumowaniu pt.
Africa in the Neoliberal World Order James Ferguson w typowy sposób
charakteryzuje neoliberalizm jako jednoczesne wycofanie się państwa
i rozszerzenie się rynku: „Podążając za ekonomiczną filozofią ‘neoliberalizmu’, głoszono, że pozbywanie się państwowych »zniekształceń«
rynków stworzyłoby warunki dla gospodarczego wzrostu, natomiast
gwałtowna prywatyzacja miałaby przynieść zalew nowych prywatnych
inwestycji kapitałowych”22. W tym miejscu pojęcie to jest równoznaczne
z ekonomicznymi środkami „strukturalnego dostosowania”, „o którym
zakłada się, że może zatrzymać opresyjne i apodyktyczne państwa
i wyzwolić nowe, żywotne ‘społeczeństwo obywatelskie’, które byłoby
zarówno bardziej demokratyczne, jak i bardziej wydajne gospodarczo”23.
19 Tamże, s. 357, 359.
20 D. Harvey, Neoliberalizm: historia katastrofy, tłum. P. Listwan, Warszawa
2008, s. 9.
21 Np. Millennial Capitalism and the Culture of Neoliberalism, red. J. Comaroff, J. L. Comaroff, Durham 2001; Ethnographies of Neoliberalism, red. C.J. Greenhouse, Philadelphia 2009.
22 J. Ferguson, Global Shadows: Africa in the Neoliberal World Order, Durham
2006, s.11.
23 Tamże, s. 38-39.
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
136
Jest to zbiorcze określenie wskazujące na zmiany wynikające z polityki
zaciskania pasa i programów prywatyzacji znanych również pod nazwą
„konsensusu waszyngtońskiego”, a także na efekty codziennych przystosowań kształtowanych przez ludowy opór24. Przeciwnicy tego „eleganckiego” spojrzeniu na neoliberalizm jako spójną, jeśli nie wręcz
monolityczną całość, studiujący zagadnienie urządzania, proponują
„znajdujące się w nieładzie” ujęcie neoliberalizmu jako płynnego
i elastycznego zlepku wyrachowanych strategii i technologii celujących
w formowanie populacji i ludzi25. W takiej optyce neoliberalizm nie
jest ekonomiczną ideologią czy pakietem rozwiązań ustawowych, ale
„zgeneralizowaną normatywnością”, „globalną racjonalnością”, która
„ma tendencję do strukturowania i organizowania nie tylko działań
rządzących, ale również postępowania samych rządzonych” a nawet ich
samo-pojmowania według zasad konkurencji, wydajności i użyteczności26. Badacze urządzania upierają się, że mechanizmy rządzące nie są
zlokalizowane w państwie, ale cyrkulują w obrębie całego społeczeństwa,
jak również ponad granicami narodowymi. Zgodnie z tym ujęciem,
badacze ci działają w poprzek struktur [transversally], aby śledzić rozprzestrzenianie i splatanie się neoliberalnych technik „kierowania
cudzym kierowaniem się” na wielu różnorodnych obszarach produkcji
„ja”, włączając w to ciało, rodzinę, seksualność, konsumpcję, edukację,
24 J. Williamson, Democracy and the „Washington Consensus”, “World Development” 1993, No. 21, s. 1329-1336.
25 To ujęcie bierze swój początek w pismach Foucaulta i cyklu wykła-
dów z Collège de France z lat 1978-1979 o narodzinach biopolityki
(M. Focault, Narodziny biopolityki, tłum. M. Herer, Warszawa 2011),
które zainspirowały ogólny program badawczy nad „urządzaniem” [governmentality] jako sztuką kształtowania populacji (poddanie [subjection]) oraz
ja (upodmiotowienie [subjectification]). Pojęcia takie, jak „postspołeczne
rządzenie”, „zaawansowane liberalnie” czy „późno liberalne” są często
używane jako synonimy na określenie tego, co neoliberalne (przegląd
tego typu koncepcji czytelnicy znajdą w: M. Dean, Governmentality:
Power and Rule in Modern Society, London 1999, a paradoksalną obronę
teoretycznego podejścia, które neguje samo siebie w: P. O’Malley, N.
Rose, M. Valverde, Governmentality, “Annual Review of Law & Social
Science” 2006, No. 2, s. 83-104). Nie ma tutaj miejsca na to, aby zająć
się Foucaultowskimi sformułowaniami urządzania i neoliberalizmu
(począwszy od ich idealistycznego odcienia) oraz ich kojarzenia, a co
dopiero na ocenianie ich pochodzenia i znaczenia dla historycznych zmian,
które rozwinęły się po odejściu Foucaulta.
26 P. Dardot, C. Laval, La Nouvelle raison du monde: Essai sur la société néolibérale, Paris 2007, s. 13.
Loïc Wacquant
137
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
zawód, przestrzeń miejską itd.27 Lubują się również w podkreślaniu
przygodności, specyficzności, wielorakości, złożoności oraz interaktywnych połączeń (które uczynione zostały niezwykłymi dzięki
nowemu, deleuzjańsko brzmiącemu i chwytliwemu określeniu „asamblaże”): nie ma jednego Neoliberalizmu przez wielkie „N”, lecz nieskończona liczba neoliberalizmów przez małe „n”, zrodzonych na
skutek nieustannego tworzenia się hybryd między neoliberalnymi
praktykami i ideami a lokalnymi warunkami i formami. To podejście
doprowadzone zostało do ekstremum u Aihwy Ong, w jej wpływowym
zbiorze esejów Neoliberalism as Exception, w którym proponuje, by
„badać neoliberalizm nie tyle jako ‘kulturę’ czy ‘strukturę’, ale raczej
jako mobilne wyrachowane techniki rządzenia, które mogą zostać
wyciągnięte ze swojego źródłowego kontekstu i ponownie umieszczone
w konstelacjach wzajemnie konstytutywnych i przygodnych relacji”28.
Analityczny impuls do wykraczania poza państwo i przecinania instytucjonalnych domen jest owocny, podobnie jak pojęcie neoliberalizacji
rozumianej raczej jako produktywny niż subtraktywny proces wylewający się poza granice gospodarki. Jednak lokowanie tych procesów
w migracji „plastycznych” technologii kierowania [conduct], które nieustannie „przeorganizowują się” i „mutują” w trakcie podróży, jest problematyczne. Po pierwsze, niejasne jest, co czyni technologię kierowania
neoliberalną: z pewnością takie biurokratyczne techniki, jak audyt,
wskaźniki wydajności czy benchmarki (ulubieńcy neo-foucaultowskiej
antropologii neoliberalizmu) mogą zostać użyte, by wzmacniać lub sprzyjać innym logikom, podobnie jak ma to miejsce w wypadku technik
ubezpieczeniowych. Podobnie też nie ma niczego specyficznego w normach transparencji, rozliczalności i wydajności, co czyniłoby je w sposób
konieczny rzecznikami utowarowienia: w Chinach, na przykład, zostały
rozwinięte, aby spełnić cele patrymonialne i wykuć na nowo ideały
socjalistyczne29. Problem z podejściem opartym na urządzaniu polega
na tym, że jego sprawna definicja neoliberalizmu jako „rządzenia przez
kalkulację”30 jest tak wyzuta ze specyficzności, że staje się on równoznaczny z jakkolwiek, nawet w minimalnym stopniu, sprawnym reżimem
27 W. Larner, Neo-liberalism: Policy, Ideology, Governmentality, “Studies in
Political Economy” 2000, No. 63, s. 5-26.
28 A. Ong, Neoliberalism as a Mobile Technology, “Transactions of the
Institute of British Geographers” 2007, No. 32, s. 13.
29 A. B. Kipnis, Audit Cultures: Neoliberal Governmentality, Socialist
Legacy, or Technologies of Governing?, “American Ethnologist” 2008, No. 35,
s. 275-289.
30 A. Ong, Neoliberalism as Exception…, s. 4.
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
138
czy z siłami racjonalizacji i indywiduacji charakterystycznymi dla globalnie rozumianej zachodniej nowoczesności31. Wreszcie, gdy technologie kierowania „migrują” i „mutują”, neoliberalizm okazuje się być
jednocześnie wszędzie i nigdzie. Staje się procesem bez zawartości; znajduje się w płynnej formie pozbawionej substancji, wzorca czy kierunku.
A zatem, ostatecznie, szkoła urządzania oferuje nam koncepcję neoliberalizmu tak rozcieńczoną, jak te przedkładane przez ekonomiczną ortodoksję, którą to chciała obalić.
Neoliberalizm jako podporządkowane rynkowi formowanie
państwa
Proponuję nakreślenie drogi pośredniej między tymi dwoma biegunami.
Drogi, która uzna, że neoliberalizm od swojej intelektualnej inkubacji
na Colloque Walter Lippmann w Paryżu w 1938 roku i w transnarodowym „kolektywie myśli” zapoczątkowanym przez Société du Mont-Pélerin po 1947 roku32, przez jego różne historyczne wcielenia w trakcie
ostatnich dziesięcioleci dwudziestego wieku, aż do paradoksalnego ponownego potwierdzenia po finansowym kryzysie z jesieni 2008 roku, „zawsze
był otwartym, pluralistycznym i łatwo adaptującym się projektem”33, ale
pomimo to posiadającym instytucjonalny rdzeń, który czyni go wyrazistym
i rozpoznawalnym34. Ten rdzeń składa się z powiązania państwa, rynku
31 Jeżeli neoliberalizm jest szeregiem „wyrachowanych technologii” pochodzących z gospodarki i migrujących do innych dziedzin życia społecznego, wówczas jego narodziny datuje się na 1494 rok i wynalezienie systemu księgowego
(B. G. Carruthers, W. Nelson Espeland, Accounting for Rationality: Double-entry
Bookkeeping and the Rhetoric of Economic Rationality, “American Journal of Sociology” 1991, No. 97, s. 31-69), a wielkim teoretykiem neoliberalizmu nie jest ani
Ludwig von Mises, Friedrich von Hayek, ani Milton Friedman, ale Max Weber
(Zob. M. Weber, Gospodarka i społeczeństwo: zarys socjologii rozumiejącej, tłum.
D. Lachowska, Warszawa 2002, s. 60-82, 158-163), dla którego panowanie instrumentalnej racjonalności wyróżniło Zachód od reszty świata – tym bardziej, skoro
Weber kładł w swojej porównawczej socjologii religii duży nacisk na powiązane
pojęcie Lebensfuhrung – „stylu życia”.
32 Zob. F. Denord, Néo-libéralisme version française: histoire d’une idéologie
politique, Paris 2007.
33 J. Peck, Remaking Laissez-faire, “Progress in Human Geography” 2008,
No. 3.
34 Jest to wymóg logiczny: aby poprzez „mutację” wyłoniły się zróżnicowane
przestrzenie lokalne neoliberalizmu, musi istnieć wspólny genus, z którego wszystkie się wywodzą. Co następuje, każda koncepcja wielorakiego neoliberalizmu przez
małe „n” z konieczności zakłada jakiś Neoliberalizm przez wielkie „N”, nawet jeśli
Loïc Wacquant
139
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
i obywatelstwa, które zaprzęga państwo do narzucania rynkowego piętna
na obywatelstwo. Zatem wszystkie te trzy instytucje muszą zostać włączone do naszej analizy. Moje podejście różni się od koncepcji neoliberalizmu skupionych na rynku, gdyż priorytetem są tutaj raczej (polityczne)
środki, niż ekonomiczne cele. Jednakże schodzę również ze ścieżki wyznaczonej przez koncepcję urządzania, gdyż uprzywilejowuję formowanie
państwa względem technologii i nie-państwowych logik oraz skupiam
się na tym, jak państwo skutecznie zakreśla nowe granice i kształtuje
znaczenie obywatelstwa poprzez swoje podporządkowane rynkowi strategie. W związku z tym zalecam przeprowadzenie potrójnego zwrotu dla
umocowania antropologii neoliberalizmu, rozumianej nie jako inwazyjna
doktryna ekonomiczna czy migrujące techniki rządzenia, ale jako konkretna polityczna konstelacja: od „rozcieńczonej” [thin] ekonomicznej
koncepcji skoncentrowanej na rynku do „gęstej” [thick] socjologicznej
koncepcji skupionej na państwie, określającej instytucjonalną maszynerię zaangażowaną w ustanawianie rynkowej dominacji oraz jej mierzalnego
wpływu na rzeczywistą społeczną przynależność. Utrzymuję, że mało
znane pojęcie pola biurokratycznego Bourdieu35 daje nam elastyczne
i potężne narzędzie dla zrozumienia przekształceń państwa jako maszyny
stratyfikacji i klasyfikacji, która odgórnie napędza neoliberalną rewolucję.
To przesunięcie można wypunktować w trzech tezach.
Teza 1: Neoliberalizm nie jest projektem ekonomicznym,
ale politycznym; nie pociąga za sobą demontażu państwa,
lecz implikuje jego przeprojektowanie
Wynika to z trzech zasadniczych przyczyn. Po pierwsze, rynki są i zawsze
były tworami politycznymi. Stanowią one oparte na cenach systemy
wymiany działające według zasad, które muszą być ustanowione i monitorowane przez silne władze polityczne. Ponadto muszą być wspierane
przez szeroko zakrojone mechanizmy prawne i administracyjne, które
w epoce nowoczesnej równają się instytucjom państwowym36. Po drugie,
niejawnie; a każda peryferyjna czy częściowa konkretyzacja fenomenu może zostać
scharakteryzowana jako taka jedynie przez odniesienie, jawne lub skryte, do bardziej kompletnego oryginalnego rdzenia.
35 Zob. P. Bourdieu, Rethinking the State: on the Genesis and Structure of the
Bureaucratic Field, “Sociological Theory” 1994, No. 12, s. 1-19.
36 Zob. K. Polanyi, The Economy as Instituted Process, [w:] Primitive, Archaic
and Modern Economies, red. G. Dalton, Boston 1971, s. 139-174; N. Fligstein,
Markets as Politics: a Political-Cultural Approach to Market Institutions, “American
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Neoliberalizm chce
zreformować państwo
i zmienić jego
orientację tak, aby
w sposób czynny
pielęgnowało
i wzmacniało rynek
jako nieustanny proces
politycznego tworzenia
140
jak pokazuje historia społeczna i opisują teoretycy społeczni, począwszy
od Émile’a Durkheima i Marcela Maussa po Karla Polanyi’ego i Marshalla Sahlinsa, stosunki społeczne i konstrukty kulturowe w sposób
konieczny stanowią podstawę wymiany gospodarczej, a ludzie zazwyczaj
narzekają z powodu sankcji rynkowych. Państwo musi zatem wkroczyć
do akcji, aby przezwyciężyć sprzeciw i utrzymać w ryzach strategie uchylania się. Po trzecie, historiografia transnarodowego Geistkreis, które go
spłodziło, jasno stwierdza, że neoliberalizm od swoich początków sięgających kryzysu lat trzydziestych nie dążył do przywrócenia późno dziewiętnastowiecznego liberalizmu, lecz zmierzał ku przekroczeniu jego
niedoskonałej koncepcji państwa37. Źródła neoliberalizmu leżą w podwójnym sprzeciwie, z jednej strony, wobec kolektywistycznych rozwiązań
(najpierw socjalistycznych, a następnie keynesowskich) problemów
gospodarczych, a z drugiej, wobec minimalistycznej i negatywnej wizji
państwa jako „stróża nocnego” w klasycznym liberalizmie. Neoliberalizm
chce zreformować państwo i zmienić jego orientację tak, aby w sposób
czynny pielęgnowało i wzmacniało rynek jako nieustanny proces politycznego tworzenia38.
Sociological Review” 1996, No. 61, s. 656-673; J. McMillan, Reinventing the
Bazaar: a Natural History of Markets, New York 2003.
37 F. Denord, Néo-libéralisme version française…; The Road from Mont Pelerin:
the Making of the NeoliberalThought Collective, red. P. Mirowski, D. Plehwe, Cambridge 2009.
38 Ten aspekt został podkreślony przez Françoisa Denorda (tegoż, Néo-libéralisme version française…) oraz Jamiego Pecka (J. Peck, Constructions of Neoliberal
Reason, New York 2010, s. 3), który dotarł do mało znanego tekstu Miltona
Friedmana (opublikowanego w 1951 roku jedynie po szwedzku), w którym chicagowski ekonomista wyjaśnia: „Fundamentalnym błędem leżącym u podstaw
dziewiętnastowiecznego liberalizmu było to, iż nie przyznawał on państwu prawie
żadnego innego zadania poza utrzymywaniem pokoju oraz zapewnianiem przestrzegania umów. Była to naiwna ideologia. Utrzymywała, że państwo może jedynie szkodzić oraz że panować powinna doktryna leseferyzmu”. W kontrze do tego
poglądu, „doktryna neoliberalna” zakłada, że „istnieją prawdziwie pozytywne
funkcje wyznaczone państwu”, wśród nich znajduje się ochrona praw własności,
zapobieganie monopolowi, zapewnienie stabilności monetarnej, oraz (co najważniejsze) „łagodzenie dotkliwej biedy i cierpienia”. Peck ma rację, gdy stwierdza,
że „neoliberalizm w swych licznych odsłonach zawsze opierał się na przechwytywaniu i czynieniu nowego użytku z państwa, celem ukształtowania prokorporacyjnego, wolnohandlowego »porządku rynkowego«” (tegoż, Constructions of Neoliberal Reason, s. 9), jednak zatrzymuje on rozwijanie okresowych środków
instytucjonalnych, za pomocą których państwo oddziaływuje na ten proces kształtowania.
Loïc Wacquant
141
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
W innym miejscu39 uznałem to neoliberalne przeprojektowywanie
za wyraz czterech logik instytucjonalnych:
(i) Utowarowienia ujętego jako rozszerzenie rynku lub mechanizmów
typu rynkowego [market-like] i opartego na przekonaniu, że tego rodzaju
mechanizmy są zazwyczaj optymalnymi środkami efektywnej alokacji
zasobów i wynagrodzeń.
(ii) Dyscyplinarnej polityki społecznej, pojawiającej się wraz z przejściem od państwa opiekuńczego, kategorycznie zapewniającego dobrobyt [welfare] na mocy prawa, do poprawczego państwa pracy [workfare],
w ramach którego pomoc społeczna uzależniona jest od przystania na
elastyczne zatrudnienie i wiąże się ze specyficznymi wzorcami zachowań
(szkoleniem, testowaniem, poszukiwaniem pracy, podejmowaniem pracy
nawet za wynagrodzenie poniżej granicy egzystencji, ale także z ograniczaniem dzietności, przestrzeganiem prawa itd.).
(iii) Ekspansywnej i pornograficznej polityki karnej, która dąży do
okiełznania zaburzeń będących efektem wzrastającego braku bezpieczeństwa społecznego w strefach zurbanizowanych, dotkniętych skutkami
elastycznych warunków pracy oraz do inscenizowania suwerenności
państwa na wąskim wycinku życia codziennego, nad którym dziś, jak
twierdzi, sprawuje kontrolę.
(iv) Indywidualnej odpowiedzialności jako motywującego dyskursu
oraz kulturowego kleju, łączącego w całość owe różne elementy aktywności państwa.
Koncepcja ta wykracza poza perspektywę zasady rynkowej, przyznając państwu dynamiczną rolę na wszystkich czterech frontach: ekonomicznym, społecznym, karnym i kulturowym. W wypadku dwóch
pierwszych państwo w nowy sposób aktywnie reguluje – bardziej niż
„dereguluje” – gospodarkę na korzyść korporacji40 oraz zaprzęga rozległe
„poprawcze” i „konstruktywne” środki w służbie wspierania i poszerzania rynków41 w równym stopniu dla firm, produktów i pracowników.
Na froncie socjalnym programy rządowe narzucają uciążliwe obowiązki
na odbiorców opieki społecznej i agresywnie dążą do naprawy ich zachowania, zreformowania ich moralności oraz ukierunkowania ich wyborów
życiowych za pomocą mieszanki kulturowej indoktrynacji, biurokra39 L. Wacquant, Crafting the Neoliberal State: Workfare, Prisonfare and Social
Insecurity, “Sociological Forum” 2010, No. 25, s. 197-220.
40 S. K. Vogel, Freer Markets, More Rules: Regulatory Reform in Advanced
Countries, Ithaca 1996.
41 The State after Statism: New State Activities in the Age of Liberalization,
red. J. D. Levy, Cambridge 2006.
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
142
tycznego dozoru i materialnej perswazji42. Tym samym przekształcają
socjalne wsparcie w nośnik dyscypliny, a prawo do rozwoju osobistego
w obowiązek podejmowania prekarnej pracy43. Ta gęsta koncepcja neoliberalizmu jako organizacyjnego czworonoga dostarcza również twardej
instytucjonalnej treści dla miękkiego pojęcia „politycznej racjonalności”
przywoływanego przez foucaultystów. Precyzuje ona bowiem środki
przedsięwzięte przez państwo w celu poszerzenia i podtrzymania utowarowienia w obliczu jednostkowej wstrzemięźliwości oraz zbiorowego
uchylania się lub sprzeciwu.
Teza 2: Neoliberalizm pociąga za sobą prawicowe odchylenie
sfery biurokracji i stanowi pożywkę dla państwa-Centaura.
Jeśli państwo nie staje się „wycofane” lub „wydrążone”, lecz w istocie
odbudowane i przemieszczone, to w jaki sposób możemy uchwycić jego
reorganizację? W tej sytuacji kluczowa okazuje się koncepcja pola biurokratycznego Bourdieu44, konstruowanego jako zestaw organizacji,
które skutecznie monopolizują definicję i dystrybucję dóbr publicznych45.
Główna zaleta tego pojęcia, drobiazgowo skonstruowanego za pomocą
historycznej analizy wielowiekowego przejścia od dynastycznego do
biurokratycznego sposobu reprodukcji rządzenia, umocowanego w coraz
42 S. Hays, Flat Broke with Children: Women in the Age of Welfare Reform,
New York 2003.
43 A. Moreira, The Activation Dilemma: Reconciling the Fairness and Effectiveness of Minimum Income Schemes in Europe, London 2008.
44 P. Bourdieu, Rethinking the State…
45 Pole biurokratyczne jest jednym z trzech konceptów, które Bourdieu ukuł
w celu przemyślenia władzy. Nie powinno się mylić go z polem politycznym (z którym
się ono przecina) ani polem władzy (w ramach którego się znajduje). Zob. Pierre
Bourdieu and Democratic Politics: the Mystery of Ministry, red. L. Wacquant, Cambridge
2005, s. 13-18 dla wyjaśnienia relacji między nimi oraz L. Wacquant, Crafting the
Neoliberal State… dla opracowania pola biurokratycznego pod kątem doprecyzowania
charakteru neoliberalnego państwa. W przenikliwym opisie Mudge neoliberalizm ma
trzy twarze: intelektualną (doktryna), biurokratyczną (państwowa polityka liberalizacji, deregulacji, prywatyzacji, odpolityczniania i monetaryzmu) oraz polityczną (walki
o władzę państwową). „Dzielą one wspólny i znamienny ideologiczny rdzeń: wyniesienie rynku ponad wszelkie inne sposoby organizacji” (S. L. Mudge, State of the Art:
What is Neo-liberalism?, “Socioeconomic Review” 2008, No. 6, s. 705). Jednak nakłada
ona niezrównoważone analityczne brzemię na pole polityczne, zamiast rozwijać pole
biurokratyczne jako podstawowy obszar, w ramach którego toczy się walka o misje
i środki publicznego działania.
Loïc Wacquant
143
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
silniejszym znaczeniu zinstytucjonalizowanego kapitału kulturowego46,
polega na przypomnieniu faktu, że „państwo” nie jest monolitem, spójnym aktorem (bez względu na to, czy działa niezależnie czy gorliwie na
usługach panujących), ani pojedynczą dźwignią, którą mogą sterować
specyficzne interesy czy ruchy wyrastające ze społeczeństwa obywatelskiego. Państwo jest raczej przestrzenią zmagających się sił i walk o same
granice, uprawnienia i priorytety władzy publicznej, a szczególnie o to,
które „problemy społeczne” zasługują na uwagę i jak zostaną rozwiązane.
Bourdieu47 następnie sugeruje, że współczesne państwo jest polem
dwóch wewnętrznych bitew, które są homologiczne z konfliktami przetaczającymi się przez przestrzeń społeczną. Wertykalna bitwa (pomiędzy
dominującymi i zdominowanymi) dokonuje przeorania w szeregach
„arystokracji wysokiego szczebla”, składającej się z ustawodawców odurzonych neoliberalnymi koncepcjami, pragnących sprzyjać urynkowieniu, oraz „arystokracji niższego szczebla” – wykonawców ustaw, którzy
bronią opiekuńczych misji publicznej biurokracji. W horyzontalną bitwę
(toczoną między dwoma rodzajami kapitału: ekonomicznym i kulturowym, rywalizującymi o wewnętrzną przewagę) uwikłana jest „prawa
ręka” państwa, ekonomiczne skrzydło dążące do narzucenia budżetowych
ograniczeń i rynkowej dyscypliny, oraz „lewa ręka” państwa, stanowiąca
społeczne skrzydło chroniące i wspierające kategorie pozbawione ekonomicznego i kulturowego kapitału. W Punishing the Poor przysposobiłem ten koncept, aby uchwycić w ramach jednej struktury analitycznej represyjne zmiany zachodzące w obrębie dobrobytu i polityki
penitencjarnej, które łącząc się, tworzą „podwójną regulację” zaawansowanej marginalności za pomocą nadzorczego „workfare” i karzącej dłoni
„prisonfare”. Do tego dołączam ramię systemu karnego – policję, sądy,
więzienia i ich przedłużenia: wyrok w zawieszeniu, zwolnienie warunkowe, sądownicze bazy danych, obywatelskie i biurokratyczne obciążenia dołączone do sankcji karnych itd. – jako element tworzący, wraz
z ministerstwami skarbu i gospodarki, rdzeń prawej ręki państwa48.
Wykorzystując ten schemat, można przedstawić neoliberalizm jako
systematyczne przemieszczanie priorytetów i działań państwa z lewej do
prawej ręki, czyli z bieguna ochronnego (kobiecego i kolektywizującego) do
dyscyplinarnego (męskiego i indywidualizującego) bieguna pola biurokratycznego. Dzieje się to na drodze dwóch komplementarnych, choć odręb46 Zob. P. Bourdieu, Sur l’État, Paris 2012.
47 Zob. P. Bourdieu, The Abdication of the State, [w:] The Weight of the World:
Social Suffering in Contemporary Society, Cambridge 1998, s. 181-188.
48 L. Wacquant, Punishing the Poor…, s. 3-20, 304-313.
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
Państwo jest raczej
przestrzenią
zmagających się sił
i walk o same granice,
uprawnienia
i priorytety władzy
publicznej,
a szczególnie o to, które
„problemy społeczne”
zasługują na uwagę i jak
zostaną rozwiązane
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
To podwójne
prawoskrętne
wypaczenie struktury
i strategii państwa
zdecydowanie nie jest
produktem jakiegoś
tajemniczego
systemowego
imperatywu czy
przemożnej
funkcjonalnej
konieczności; jest ono
uwarunkowanym
strukturalnie, ale
historycznie
przygodnym efektem
materialnych
i symbolicznych walk,
toczonych zarówno
wewnątrz, jak i na
zewnątrz pola
biurokratycznego,
o zobowiązania
i sposoby działania
publicznej władzy
144
nych procesów: (i) transferu zasobów, programów i populacji ze społecznego do penitencjarnego skrzydła państwa (jak wtedy, gdy pacjenci
chorzy umysłowo zostają „zdeinstytucjonalizowani” wraz z zamknięciem
szpitali, a następnie „zreinstytucjonalizowani” w więzieniach i zakładach
karnych, uprzednio przechodząc przez etap bezdomności); (ii) kolonizacji dobrobytu, opieki zdrowotnej, edukacji, mieszkalnictwa socjalnego,
opieki nad dziećmi itd. przez panoptyczne i dyscyplinarne techniki
i gesty prawej ręki (np. w wypadku publicznych szpitali, które w ramach
swojej wewnętrznej organizacji wyżej stawiają potrzeby budżetowe niż
medyczne, lub, jak w wypadku szkół, które priorytetem ustanawiają
redukcję wagarowania wśród młodzieży i przemocy w klasie kosztem
pedagogii, i w związku z tym zatrudniają ochroniarzy zamiast psychologów). To podwójne prawoskrętne wypaczenie struktury i strategii
państwa zdecydowanie nie jest produktem jakiegoś tajemniczego systemowego imperatywu czy przemożnej funkcjonalnej konieczności; jest
ono uwarunkowanym strukturalnie, ale historycznie przygodnym efektem materialnych i symbolicznych walk, toczonych zarówno wewnątrz,
jak i na zewnątrz pola biurokratycznego, o zobowiązania i sposoby działania publicznej władzy49. W związku z tym tempo, rozmiar i efekty
owego instytucjonalnego zwrotu będą różniły się w poszczególnych
krajach w zależności od pozycji danego państwa w międzynarodowym
porządku, układu jego narodowego pola władzy oraz konfiguracji jego
przestrzeni publicznej i podziałów kulturowych.
W rezultacie owego przechylenia na prawo, neoliberalny Lewiatan
nie przypomina ani minimalistycznego państwa dziewiętnastowiecznego
liberalizmu, ani zanikającego państwa opłakiwanego w równym stopniu
przez krytyków neoliberalnej ekonomii, jak i urządzania. Upodobnia
się raczej do państwa-Centaura, które ukazuje dwa sprzeczne oblicza na
dwóch końcach struktury klasowej. Jest budujące i „wyzwalające” na jej
szczycie, gdzie sprzyja korzystaniu z zasobów i poszerzaniu życiowych
możliwości osób posiadających ekonomiczny i kulturowy kapitał. Natomiast okazuje się karcące i restrykcyjne u podnóża struktury, gdy chodzi
o zarządzanie populacjami zdestabilizowanymi przez pogłębianie nierówności oraz rozprzestrzenianie się niepewności zatrudnienia i etnicznych niepokojów. Realnie istniejący neoliberalizm wychwala „laissez faire
et laissez passer” dla dominujących, ale okazuje się paternalistyczny
i narzucający się dla podporządkowanych [subaltern], a szczególnie dla
miejskiego prekariatu, którego parametry życiowe ogranicza poprzez
powiązaną sieć kontrolującego workfare i sądowego nadzoru.
49 Tamże, s. xix–xx, 67-69, 108-109, 312-313.
Loïc Wacquant
145
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Teza 3: Rozwój i wysławianie penitencjarnego skrzydła państwa
jest integralnym elementem neoliberalnego Lewiatana.
Społeczni analitycy uwięzieni w ideologicznej wizji ukazującej neoliberalizm jako prowadzący do zmierzchu „wielkiego rządu”, przeoczyli
oszołamiającą rehabilitację oraz zdumiewającą ekspansję penitencjarnego
aparatu państwa, towarzyszące fali rynkowej dominacji. Wbrew proroctwom penologów głównego nurtu oraz radykalnych teoretyków karania,
którzy w latach 1945-1975 uznali zakłady karne za zdyskredytowaną
formę organizacyjną skazaną na wyginięcie50, więzienia dokonały w ciągu
ostatnich trzydziestu lat spektakularnego powrotu do instytucjonalnej
czołówki w krajach Pierwszego i Drugiego Świata. Z kilkoma cennymi
i częściowymi wyjątkami (Kanadą, Niemcami, Austrią i częścią Skandynawii) liczba uwięzień gwałtowanie wzrosła w postindustrialnych
społeczeństwach Zachodu, rozdęła się w postautorytarnych krajach
Ameryki Łacińskiej i eksplodowała w państwach narodowych powstałych
na skutek rozpadu bloku sowieckiego i przejścia od gospodarki centralnie planowanej do rynkowej. Populacja więzień nie tylko raptownie
wzrosła we wszystkich trzech regionach51 wraz z prekaryzacją pracy oraz
zredukowaniem dobrobytu. Co więcej, wszędzie składa się na nią
w niewspółmiernym stopniu biedota miejska, etniczni i narodowi obcy,
bezdomni, porzuceni chorzy umysłowo oraz inne osoby odrzucone przez
rynek pracy52.
Ponadto bezpardonowy wzrost więziennej populacji jest tylko jedną,
nieskomplikowaną i powierzchowną manifestacją ekspansji oraz gloryfikacji państwa penitencjarnego w epoce triumfującego rynku. Do innych
oznak zaliczyć można agresywne wprowadzanie policji do zmarginalizowanych dzielnic i na ich obrzeża; częstsze oddawanie do sądu spraw
o krnąbrne zachowanie lub drobne wykroczenia; rozszerzanie się sieci
sądowej poprzez alternatywne sankcje, post-więzienne schematy kontroli
i wykładniczy rozwój cyfrowych baz danych wymiaru sprawiedliwości;
pojawiające się jak grzyby po deszczu administracyjne centra zatrzymań
służące wyizolowaniu, a następnie wydalaniu nielegalnych migrantów;
hiperaktywność legislatur na froncie kryminalnym (poprzez zwielokrotnianie i zaostrzanie sankcji karnych na niespotykanym dotychczas poziomie); gwałtowny rozwój sektora medialnego zarabiającego na katastro50 M. H. Tonry, Has the Prison a Future?, [w:] The Future of Imprisonment,
red. M. H. Tonry, New York 2004, s. 3-25.
51 R. Walmsley, World Prison Population List, London 2011.
52 L. Wacquant, Punishing the Poor…, s. 69-75.
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
146
ficznych obrazach zagrożenia przestępczego; promowanie walki
z przestępczością na ulicach jako priorytet programów rządowych (przy
jednoczesnym aktywnym dekryminalizowaniu łamania prawa przez
korporacje) oraz uwypuklanie „braku bezpieczeństwa” w kampaniach
wyborczych; naginanie polityki penitencjarnej do emocjonalnych i symbolicznych parametrów przy jawnym lekceważeniu penologicznych
ekspertyz.
Wzmacnianie i poszerzanie sektora karnego pola biurokratycznego
nie stanowi odpowiedzi na przestępczość, która w ciągu ostatnich dwudziestu lat spadła w krajach zachodnich, a wahania w jej poziomie zasadniczo nie mają nic wspólnego z trendami i wysokością wymierzanych
kar53. Nie jest także skutkiem zbliżania się „wykluczającego społeczeństwa”, narodzin „kultury kontroli” czy spadku zaufania do rządu i obronności w „społeczeństwie ryzyka”54. W jeszcze mniejszym stopniu można
byłoby je uznać za twór poszukujących zysku przedsiębiorców, bohaterów aktywistycznej demonologii „kompleksu przemysłowo-więziennego”55. Nadmuchiwanie instytucji penitencjarnych jest jedną z cegieł
tworzących gmach neoliberalnego Lewiatana. Dlatego też wykazuje bliską
zbieżność nie z mglistymi „niepokojami ontologicznymi późnej nowoczesności”, ale z konkretnymi, wprowadzającymi zasady rynkowe zmianami w polityce gospodarczej i społecznej, które napędziły rozwój klasowych nierówności, pogłębiły marginalizację w miastach i podsyciły
etniczne resentymenty, jednocześnie podkopując legitymację decydentów.
Na podstawie badań trendów, przeprowadzonych w tuzinie rozwiniętych
społeczeństw reprezentujących cztery różne typy ekonomii politycznej,
Cavadino i Dignan zaobserwowali „ogólną tendencję wśród zachodzących
w czasie zmian w wymiarach kar w tych krajach, tworzącą taki sam
wzór”: „wraz ze zmierzaniem społeczeństwa ku neoliberalizmowi, jego
53 W. Young, M. Brown, Cross-national Comparisons of Imprisonment, “Crime
& Justice: a Review of Research” 1993, No. 17, s. 1-49; T. Lappi–Seppälä, Explaining Imprisonment in Europe, “European Journal of Criminology” 2011, No. 8,
s. 303-328.
54 Jak proponowali kolejno Jock Young (J. Young, The Exclusive Society: Social
Exclusion, Crime and Difference in Late Modernity, London 1999), David Garland
(D. Garland, The Culture of Control: Crime and Social Order in Contemporary
Society, Chicago 2001) oraz John Pratt (J. Pratt, Penal Populism, London 2007)
i Jonathan Simon (J. Simon, Governing Through Crime: How the War on Crime
Transformed American Democracy and Created a Culture of Fear, New York 2007),
by wymienić główne ścierające sie makroteorie współczesnej zmiany w strategiach
penitencjarnych.
55 L. Wacquant, Prisoner Reentry as Myth and Ceremony, “Dialectical
Anthropology” 2010, No. 34, s. 604-620.
Loïc Wacquant
147
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
system karny staje się surowszy”56. Lacey57 opracowując te same dane
pod innym kątem, ujawnia, mimo zamierzonego przez siebie celu podważenia tezy o penitencjarnej zbieżności, że najtrafniejszym czynnikiem
prognostycznym wskaźnika inkarceracji dla badanych krajów jest „stopień koordynacji” gospodarki, który jest odwróceniem wskaźnika neoliberalizacji. Przeprowadzone przez Lappi-Seppälä� analizy statystyczne
trzydziestu krajów europejskich potwierdzają, że umiarkowanie w kwestii karania zakorzenione jest w „konsensualnej i korporacyjnej kulturze
politycznej, w wysokim poziomie społecznego zaufania i politycznej
legitymacji, oraz w silnym państwie opiekuńczym”58, czyli w społeczno-politycznych cechach sprzecznych z neoliberalizmem. Ponadto, czasowy
i geograficzny wzór dyfuzji odwetowej i pornograficznej karalności na
przestrzeni globu pokazuje, iż podąża ona za rozprzestrzenianiem się
polityki gospodarczej deregulacji i ograniczaniem dobrobytu59.
Nie jest przypadkiem, że Stany Zjednoczone stały się wyjątkowo
odwetowe w drugiej połowie lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku,
kiedy praca ulegała prekaryzacji, wycofywano wsparcie dla dobrobytu,
czarne getta uległy implozji, a w rozwarstwiających się metropoliach
nasiliła się bieda. Nie jest też zbiegiem okoliczności, że Chile wysunęło
się na czoło krajów Ameryki Łacińskiej pod względem uwięzień na
początku lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku, a Wielka Brytania
stała się lokomotywą penitencjarną Unii Europejskiej pod koniec lat
dziewięćdziesiątych, gdy kraje te zmieniały orientację państwową z klientelistyczno-korporatystycznej na neoliberalną. Zatem wraz ze zmierzchem
ery keynesowsko-fordystycznej pojawia się głębokie strukturalne i funkcjonalne powiązanie między panowaniem rynku i karaniem60. Państwo
penitencjarne rozwinęło się w krajach, które weszły na drogę neolibera56 M. Cavadino, J. Dignan, Penal Policy and Political Economy, “Criminology
and Criminal Justice” 2006, Vol. 6, No. 4, s. 450.
57 N. Lacey, The Prisoners’ Dilemma: Political Economy and Punishment in
Contemporary Democracies, Cambridge 2008, s. 111.
58 Tamże.
59 L. Wacquant, Więzienia nędzy… oraz tegoż, The Global Firestorm…
60 W tym aspekcie moje poglądy różnią się od tych prezentowanych przez
Bernarda Harcourta (B. E. Harcourt, The Illusion of Free Markets: Punishment and
the Myth of the Natural Order, Cambridge 2011), który korzeni tego połączenia
doszukuje się w osiemnastowiecznym wynalazku podwójnego mitu o „wolnym
rynku” i „pracowitej policji”. Rozrastające się państwo karne jest wybitnie neo-liberalnym tworem, a nie spadkiem po klasycznym liberalizmie lub jego odrodzeniem.
Pojawia się po okresie fordystyczno-keynesowskim, gdyż ten ostatni w sposób znaczący
zmienił instytucjonalne parametry działania państwa i kolektywne oczekiwania
względem niego (zob. L. Wacquant, Punishing the Poor…, s. 227-228).
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
148
lizacji, gdyż obiecywało rozwiązanie dwóch utworzonych przez urynkowienie dylematów dotyczących utrzymania społecznego i politycznego
porządku. Po pierwsze, ograniczało narastającą dezorganizację spowodowaną przez normalizację społecznej niepewności u dołu struktury klasowej i miejskiej. Po drugie, odbudowywało autorytet rządzącej elity poprzez
przywrócenie „prawa i porządku” w momencie gdy został on podważony
zarówno przez zwiększone przepływy pieniędzy, kapitału, znaków i ludzi
przez granice narodowe, jak i przez ponadnarodowe ciała i kapitał finansowy ograniczające działania państwowe. Koncepcja pola biurokratycznego
pomaga uchwycić ów podwójny cel karania, gdyż w równym stopniu
kieruje naszą uwagę na materialne i symboliczne momenty polityki
publicznej – w tym wypadku na instrumentalną rolę dyscyplinowania
klasowego i komunikacyjną misję projektowania suwerenności, którą
zakłada system karny61. Koncepcja ta zachęca nas również do przejścia
od represywnych do produktywnych ujęć karalności, które podkreślają
jej performatywne cechy62, dzięki czemu możemy dostrzec, że zwiększone
budżety, personel i pierwszeństwo nadane organom sądowniczym i kontrolnym we wszystkich społeczeństwach przekształconych przez neoliberalny program gospodarczy, nie stanowią herezji, anomalii czy przejściowego zjawiska, ale integralny element neoliberalnego państwa.
Aby udoskonalić historyczną antropologię neoliberalizmu w jego
realnym rozwoju w krajach, z których wyrasta – wbrew temu, jak sam
się przedstawia (model zasady rynkowej) oraz w przeciwieństwie do rozproszonej postaci, którą przyjmuje, gdy nie udaje mu się skrystalizować
w spójny reżim (model współzależnego urządzania) – musimy przyjąć
do wiadomości, że obejmuje ona kwestię formowania się państwa. „Długi
wiek szesnasty” był świadkiem narodzin nowoczesnego Lewiatana
w Europie Zachodniej63, wraz z wynalazkiem zasiłków dla ubogich
i więzienia karnego jako elementów wyboistej drogi od feudalizmu do
kupieckiego kapitalizmu. Podobnie nasz własny przełom wieków stał się
świadkiem modelowania nowego rodzaju państwa, który wysławia rynki
i hołduje wolności, ale w rzeczywistości rezerwuje liberalizm i wiążące
61 Oznacza to, że aby właściwie ująć państwo penalne, musimy nie tylko
uczynić system karny rdzeniem antropologii politycznej. Musimy także położyć
kres wzajemnej wrogości (lub celowej ignorancji) między dwoma nurtami kryminologii: marksistowskim i durkheimowskim, które opracowały kolejno materialną
i symboliczną logikę karania, w izolacji, a może i opozycji do siebie.
62 L. Wacquant, Ordering Insecurity: Social Polarization and the Punitive
Upsurge, “Radical Philosophy Review” 2008, No. 11, s. 9-27.
63 T. Ertman, Birth of the Leviathan: Building States and Regimes in Medieval
and Early Modern Europe, Cambridge 1997.
Loïc Wacquant
149
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
się z nim korzyści dla tych, którzy znajdują się na szczycie, jednocześnie
narzucając karzący paternalizm dołom społecznym. Zamiast ujmować
policję, sąd i więzienie jako techniczne dodatki walki z przestępczością,
musimy dostrzec, że tworzą one rdzeń politycznych możliwości, dzięki
którym Lewiatan zarządza przestrzenią fizyczną, przykrawa przestrzeń
społeczną, uwypukla symboliczne podziały i ustanawia suwerenność.
Dlatego też musimy postawić je w centrum zainteresowania odnowionej
antropologii politycznej panowania. Może ona bowiem uchwycić, w jaki
sposób państwo wyodrębnia i zarządza obszarami problemowymi oraz
kategoriami w swoim dążeniu do tworzenia rynków i kształtowania obywateli, którzy się im podporządkowują, czy tego chcą, czy nie.
Przełożyli: Agnieszka Kowalczyk, Krystian Szadkowski
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
150
Loïc Wacquant (ur. 1960) – socjolog zajmujący się takimi obszarami
jak: socjologia miasta, miejska bieda, nierówności rasowe i teoria społeczna. Profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, badacz
w Centre de sociologie européenne w Paryżu. Były student i bliski
współpracownik Pierre’a Bourdieu. Autor ponad stu artykułów z zakresu
socjologii, antropologii, studiów miejskich, teorii społecznej i filozofii.
Jego najważniejsze książki to: An Invitation to Reflexive Sociology (wraz
z P. Bourdieu, polskie wyd. Zaproszenie do socjologii refleksyjnej, tłum.
A. Sawisz, Warszawa 2001), Les Prisons de la misère (polskie wyd. Więzienia nędzy, tłum. M. Kozłowski, Warszawa 2009), Punishing the Poor:
The Neoliberal Government of Social Insecurity.
Dane adresowe:
Department of Sociology
University of California, Berkeley
Berkeley, CA 94720, USA
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
L. Wacquant, Trzy kroki w stronę historycznej antropologii faktycznie istniejącego neoliberalizmu, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012,
http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/12.
Wacquant.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Loïc Wacquant
Title: Three steps to a historical anthropology of actually existing neoliberalism.
Summary: The anthropology of neoliberalism has become polarised between
a hegemonic economic model anchored by variants of market rule and an insurgent
approach fuelled by derivations of the Foucaultian notion of governmentality. Both
conceptions obscure what is ‘neo’ about neoliberalism: the reengineering and redeployment of the state as the core agency that sets the rules and fabricates the subjectivities, social relations and collective representations suited to realising markets.
Drawing on two decades of field-based inquiries into the structure, experience and
political treatment of urban marginality in advanced society, I propose a via media
between these two approaches that construes neoliberalism as an articulation of
state, market and citizenship that harnesses the first to impose the stamp of the
second onto the third. Bourdieu’s concept of bureaucratic field offers a powerful
tool for dissecting the revamping of the state as stratification and classification
machine driving the neoliberal revolution from above and serves to put forth three
theses: (1) neoliberalism is not an economic regime but a political project of state-crafting that puts disciplinary ‘workfare’, neutralising ‘prisonfare’ and the trope of
Loïc Wacquant
151
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
individual responsibility at the service of commodification; (2) neoliberalism entails a rightward tilting of the space of bureaucratic agencies that define and distribute
public goods and spawns a Centaur-state that practises liberalism at the top of the
class structure and punitive paternalism at the bottom; (3) the growth and glorification of the penal wing of the state is an integral component of the neoliberal
Leviathan, such that the police, courts and prison need to be brought into the
political anthropology of neoliberal rule.
Key words: neoliberalism, market, governmentality, bureaucratic field, penal state,
workfare, prisonfare, urban marginality, Bourdieu
Trzy kroki w stronȩ historycznej antropologii...
}
Jan Sowa
An Unexpected
Twist
of
Ideology.
Neoliberalism and the Collapse
of the Soviet Bloc
The article addresses the process of neoliberal transformation
of the Soviet Bloc in the late 1980-ties and early 1990-ties as
analyzed on the example of Poland. Its trajectory generally
confirms Loïc Wacquant’s thesis put forward in his article
Three steps to a historical anthropology of actually existing
neoliberalism, that neoliberalism tends to rather capture and
use than simply dismantle and weaken state structures and
power mechanisms. The author shows that the transition
from planned to market economy in the former Soviet Bloc
was also accompanied, backed and made possible by powerful ideological operations that reshaped the construction of
subjectivity and made it compatible with the neoliberal
capitalism. This proves that two modes of analyzing neoliberalism – structural analysis of state power and focus on
governmentality – should be treated as complimentary tools
of understanding neoliberal transitions. However, contrary to
Wacquant, the author claims that in this respect there is
nothing new about neoliberalism as a practice, since capitalism has always required a help from the state to maintain
a seemingly autonomous rule of the market.
Key words: neoliberalism, governmentality, transformation, transition
to capitalism, Central-Eastern Europe, ideology
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
154
From Lenin to Reagan
There’s a huge steelworks plant near the place I was born in southern
Poland. It was designed and built by the Soviets right after World War
II to serve a dual purpose: the first was to boost the industrial capacity
of the country ruined by the war. The Soviets applied in their Bloc the
same logic of development through heavy industrialization that was
established in the USSR in the frame of NEP in 1921. But the steelworks
was also intended to be a device of social engineering. It was built near
Krakow, the medieval capital of Poland, once a vibrant artistic and
intellectual center with a university that was established in 1364 and
educated throughout the ages such scholars as Nicolaus Copernicus in
the 15th century and Bronisław Malinowski in early 20th. This historical aura gave Krakow a bourgeois-aristocratic character that Stalin tried
to fight by boosting the city’s working class. Thus the steelworks was
designed to be a huge plant: it employed 50 thousand people (the entire
population of Krakow was around 400 thousand at that time) and
produced 6,7 million tons of steel per annum during its peak performance throughout the 1960s and 1970s. Despite this huge effort the
Soviet social plan didn’t really work – although the district built next to
the plant has technically been a part of Krakow for more than half
a century now, it has never really integrated with the city and has functioned as a satellite town ever since1.
After the 1989 collapse of so-called “communism”, the plant, as well
as the entire district, rapidly suffered from social and economic degradation. Poland, like the rest of the Soviet Bloc, went through a deindustrialization that took its toll, first and foremost, on heavy industry. The
steelworks went almost bankrupt by the end of the 1990s. It managed
to survive only by drastically reducing its staff and output. Then, in
2004, it was bought by Ispat International, a company founded and
run by the richest Indian – Lakshmi Mittal. After changing its name
and merging with Arcelor to form ArcelorMittal, the corporation now
controls 70% of Poland’s steel industry. From a failed tool of Stalinist
social engineering, the steelworks has thus become a toy of global capitalism. It currently employs only 3,5 thousand people and produces
under 1,5 million tons of steel annually.
1 Industriestadtfuturismus: 100 Jahre Wolfsburg/Nowa Huta, eds. M. Kaltwasser,
E. Majewska, K. Szreder, Frankfurt am Main 2007.
Jan Sowa
155
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
The statue of Lenin on the main square of Nowa Huta decorated for the 1st of May
in 1978
That is, however, only half of the story. An even more symptomatic
transformation has taken place on a rather symbolic level. The plant
was first called Vladimir Lenin Steelworks and there was a huge statue
of Lenin overlooking the Central Square of the Nowa Huta district. The
original town’s design was an urban and architectural masterpiece. Built
next to the huge industrial plant in the middle of nowhere, among
agricultural fields and inhabited by migrants from the countryside who
had become workers in the plant, this renaissance-like modernist “city
of gardens” – as it was called because of its parks and meadows – was
s symbol of the social emancipation and economic development of
a backward Central European country destroyed by the war. In harmony
with this vision, Lenin was depicted by the statue in a dynamic, almost
sublime way: walking in a long coat with his hands crossed behind his
back. By the mid-1990s the steelworks was almost dead, most of its
former workers unemployed, and the statue long torn down. However,
this symbolic void did not linger for a long time. The Central Square
got a new name in 2004 to celebrate the person who – as most Poles
believe – along with John Paul II and Lech Walesa, destroyed the Soviet
Empire and helped to establish capitalism in its former realm: it was
called Ronald Reagan Square.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
156
Master plan of Nowa Huta. Contemporary satellite photo
The end of history
It is impossible to not see the deeply ironic character of this symbolic
twist. The main social force opposing the Soviet regime in Poland appeared in the scene of history as a workers movement: the trade union
Solidarność (Solidarity). At its peak between August 1980 and December 1981 with 10 million members it was, of course, more than just
a working class movement, but its original force stemmed from protests
of industrial workers. This very same class was the one to pay the biggest
price for the capitalist transformation of the early 1990-s2 and Nowa
Huta – the town built around the steelwork that fired 90% of its employees – was the place, where social and economic degradation caused by
the new neoliberal regime was felt as strong as it could have been. And
with the plant itself overtaken by international capital, the workers were
literally dispossessed of something that was supposed to be a tool of
their emancipation. Yet, the very same people decided to name the
central square of their community after the man who was one of the
fiercest advocates of the very logic of this dispossession. What it clearly
shows, is that the biggest winner of the cold war was not the oppressed
citizens of the former Soviet Bloc, who got freed from a domination of
2 D. Ost, The Defeat of Solidarity: Anger and Politics in Postcommunist Europe,
Ithaca 2005.
Jan Sowa
157
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
the Bolshevik Russia, and neither the so called West, but neoliberal
capitalism itself. As I’ll try to show, this victory was an important –
maybe even decisive – step in the genealogy of the contemporary neoliberal order in its social, economic and ideological dimension.
Of course, Poles were not the only people in the former Soviet Bloc
who fully embraced the capitalist mode of production with all its social,
cultural and economic consequences. In early 1990, world media reported on the opening of the first McDonald’s restaurant in Moscow. The
event was attended by virtually tens of thousands of people hungry –
physically, but also ideologically – to get a McMeal that represented
for them freedom, modernity and, ironically, wealth of the capitalist
world. The restaurant achieved an instant success and, according to
“The New York Times”, it not only became the busiest McDonalds in
the world on the first day of its service, but kept this rank continuously
in the following decades3.
The opening of the first McDonalds restaurants on Pushkin Square in Moscow in
1990
It’s not only an astonishing economic fact, but also an incredible achievement in the field of social communication. McDonald’s capitalized
on a reputation it had in the former Soviet Bloc long before it even
3 E.E. Arvedlund, McDonald’s Commands a Real Estate Empire in Russia,
“The New York Times” March 17, 2005.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
158
dreamed of opening a restaurant there. The same was true for all other
major world brands in any branch of industry. There was no need for
them to create a demand by means of marketing and advertising. The
demand – or even lust – was already there. Contrary to the market
realities of highly developed capitalist countries, where a manufacturer
has to create a need, demand and awareness for the product, in the
former “communist” countries, the capitalist merchandise made a huge
PR career even before anyone seriously planned to sell it on their markets. This was achieved even before there was any kind of real market
at all. This symbolic victory of McDonald’s is a good synecdoche of the
entire ideological twist that took place with the fall of the Soviet Bloc
and the end of the Cold War.
One of the first intellectuals who got a glimpse of what was going
in the late 1980s was Francis Fukuyama. In his essay The End of History?
published in summer of 1989 he wrote:
The triumph of the West, of the Western idea, is evident first of all in the total
exhaustion of viable systematic alternatives to Western liberalism. In the past
decade, there have been unmistakable changes in the intellectual climate of the
world’s two largest communist countries, and the beginnings of significant
reform movements in both. But this phenomenon extends beyond high politics
and it can be seen also in the ineluctable spread of consumerist Western culture
in such diverse contexts as the peasants’ markets and color television sets now
omnipresent throughout China, the cooperative restaurants and clothing stores
opened in the past year in Moscow, the Beethoven piped into Japanese department stores, and the rock music enjoyed alike in Prague, Rangoon, and Tehran4.
This passage misinterprets the nature of the conflict and the change
that was taking place. It was not a triumph of the West over some Other
(or others), but a triumph of one set of Western ideas (free market,
parliamentary democracy and private ownership of means of production), over another set of equally Western ideas (a dictatorship of
a vanguard party, bureaucracy and central planning of a state-owned
economy). Fukuyama was also deeply wrong when he prophesied the
end of history as a consequence of the end of the Cold War. Whoever
doubted it stopped doing so after the infamous 9/11. However, what
he rightly grasped was a major shift in a global ideological paradigm.
Whoever supported the basic slogan of neoliberalism – “There Is No
Alternative” – before 1989 had at least an intellectual obligation to
explain why anyone should have believed it. After 1989 “There Is No
4 F. Fukuyama, The End of History?, “The National Interest”, Summer 1989.
Jan Sowa
159
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Alternative” became a sort of common sense, a doxa, and it was an
obligation of its opponents to show why anyone should have doubted
it. However, what’s crucial here for the genealogy of neoliberalism – not
so much as an economic order, but as a powerful ideology – is that this
shift was not mainly a result of a real, economic change, but rather
stemmed from sentiments and emotions with which this change was
greeted in the vanquished Soviet Bloc. “How great that we lost and
how great that you won!” seemed to scream its citizens, by naming the
squares in the working class neighborhoods after Ronald Reagan, and
making McDonald’s restaurant in Moscow the busiest one in the world.
It was precisely this Vae victis pronounced by the vanquished ones
that allowed Fukuyama to finally declare the end of history without
the question mark, paving the way for T.I.N.A. to become the neoliberal doxa of the 1990s.
The thinker who articulated about the same time as Fukuyama,
a much more critical diagnosis of the events of 1989 and 1990, was
a French philosopher Alain Badiou. In 1991 he published a short book
called D’un désastre obscure and devoted to the collapse of the so called
communism in the Soviet Bloc. In his eyes “the political crisis that this
collapse bears witness to is a crisis in the West just as much as in the
East”5. According to Badiou, the triumph of capitalism should not be
interpreted as a victory of freedom and emancipation. Rather the
contrary:
It is precisely here where the obscurity and the difficulty of the moment resides:
the fact that the that the Stalinist mode of politics was saturated and moribund
– these are all excellent things […]. But instead of opening the path to an eventuality from which the deployment of another mode of politics would proceed,
another singular figure of emancipation […], this collapse occurs under the
aegis of the “democracy” of imperial owners. That the supreme political adviser
of the situation is Bush; that the desire flaunted is that of inequality and ownership, that the measure of all things is the IMF, that “thought” is only the vain
reassessment of the most basic and most convenient opinions. If this were really
to be the course of things, what melancholy6.
This “melancholy” is just another name for the neoliberal tyranny of
T.I.N.A.
5 A. Badiou, Of an Obscure Disaster: on the End of State-Truth, Maastricht
2009, p. 6.
6 Ibidem, p. 35-36.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
160
What links Fukuyama and Badiou is that both locate the decisive
turning point in the formation of the contemporary global order in the
very same moment in time: the rupture of the year 1989. What I’d like
to attempt in this essay would be to describe and analyze the conditions
of possibility of this rupture. I’ll do so, taking as an example the case
of Poland. This choice is justified by two important reasons: Firstly, the
decisive sign of the final collapse of the Soviet Bloc was not so much
the fall of the Berlin Wall – although it was the most spectacular and
the most symbolic one – but partially free parliamentary elections that
took place in Poland on June the 4th 1989, more than a year before the
events in Berlin. Secondly, due to a massive social (and, as I’ll try to
prove, not at all pro-market or pro-capitalist) movement of Solidarity
in the 1980s, the case of Poland presents the most ironic example of the
triumph of neoliberalism. The paradoxical fate of Polish workers – who
vanquished the Party rule just to be vanquished by capitalism that they
helped themselves to introduce to the country, yet were still hailing the
blessings of free market – epitomizes the crucial ideological victory that
enabled neoliberalism to present itself in the 1990s as the only possible
option for the entire humanity. This clearly shows that we need some
kind of “a third way” of analyzing neoliberalism, as Wacquant7 advocates. Structural approach and governmentality studies seem to be complementary, rather than contradictory, paradigms of analyzing neoliberal hegemony as the latter uses both ways – macrostructural capturing
of the state machine and ideological micro-management aiming at new
modes of subjectivity8 – to impose its rule. It seems that the focus on
the issue of governmentality alone as the central force of neoliberalism
is a byproduct of trust put in its own ideology, namely its claim (even
if not advocated by the entire neoliberal theory, ubiquitous in the public
discourse of neoliberal politicians) that the state and the market are
necessarily opposing each other and we have to weaken the state to
enforce the market. What Wacquant shows in a very persuasive way is
that neoliberal capitalism needs the state as a condition sine qua non of
its existence. However, there is nothing new about the neoliberal capitalism in this respect. Giovanni Arrighi9 demonstrates in his formidable
7 L. Wacquant, Three Steps to a Historical Anthropology of Actually Existing
Neoliberalism, “Social Anthropology” 2012, No. 20, p. 66-79.
8 M. Foucault, L’´ethique du souci de soi comme pratique de la liberté’, [in:]
Dits et écrits, t. 2, Paris 2001.
9 G. Arrighi, The Long 20th Century: Money, Power, and the Origins of Our
Times, London 1995.
Jan Sowa
161
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
book, The Long Twentieth Century, that the state and the market have
existed in a perfect symbiosis from the very beginning of capitalist accumulation, and one could not imagine any form of capitalist economy
without an active support of the state.
I’ll attempt to trace the conditions of possibility of neoliberal victory
of 1989 in three consecutive steps. First I’ll identify the reasons for the
crisis and failure of what Badiou calls “the State-Truth” – the mode of
social, political and economic organization that seemed to be an alternative to the liberal capitalism for decades. Second, I’ll sketch a short
description of Solidarity as an example of an opposition movement within
the Soviet Bloc, with a special emphasis on its attitude towards capitalism.
Third, I’ll focus on the transition from central planning to free market
that took place in the late 1980s and 1900s, analyzing the role played
in it by both the opposition and the Communist Party elites. This will
show that Wacquant10 is right by assuming that neoliberals capture rather
than dismantle the state machine. Although Poland was a relatively poor
country in the 1980s, its transformation follows the welfare-to-workfare
mode postulated by Wacquant, rather than the African mode described
by Hilgers11. I’ll sum up my analysis by drawing some general conclusions
from the diagnosed modus operandi of the neoliberal ideology.
Of the so called communism
The reader may have already noticed that each time I use the term
“communism” I put it in quotation marks or I add the expression “so
called”. I believe there are strong theoretical and historical reasons to
question the communist nature of regimes developed within the Soviet
Bloc in the 20th century. Of course, this is the case if we accept the
conceptual framework developed by Marx and Engels12 as a point of
10 L. Wacquant, Three steps...
11 M. Hilgers, The Historicity of the Neoliberal State, “Social Anthropology” 2012,
No. 20. Of course, it does not invalidate Hilgers’ assumptions made in the African
context. However, it shows that Poland – and the same remains true for most of
Central and Eastern Europe – might have resembled African countries in the late
1980-ties as far as GDP and other macro-economic factors are considered, however
its political and social landscape was very different and this difference had a decisive
impact on its trajectory towards neoliberal order.
12 K. Marx, F. Engel, The Communist Manifesto: a Modern Edition with an
Introduction by Eric Hobsbawm, London 1998; idem, The German Ideology including
Theses on Feurbach and Introduction to the Critique of Political Economy, Amherst 1998.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
162
reference. If we adopt a pragmatic-realist approach and say that “communism” is whatever people call this way, then there can be no more
discussion. However, this point of view generates some serious problems.
The regimes within the Soviet Bloc also called themselves “free” and
“democratic” (like the German Democratic Republic). To be consistent
in our pragmatic realism we would also have to agree that “freedom”
and “democracy” is what was practiced in the Soviet Bloc. This assumption blurs any distinction between democracy and dictatorship into
nothingness: if what existed in Poland, Czechoslovakia, Hungary and
most countries of Central-Eastern Europe in the second half of 20th
century was freedom and democracy, then anything can be called this
way, and these terms lose any meaning whatsoever. We must have some
external standard beyond any actual social practice to judge the level of
democracy and freedom of a given political regime. I believe the same
applies to communism.
It’s a surprisingly easy exercise to compare the socio-political reality
of the Soviet Bloc with the standard provided by Marx and Engels, even
despite the fact that the vision of communist order is not presented in
details in their writings. The contrast is so obvious that even a vogue
(vague?) idea of communism is good enough to serve as a point of
reference. Was there anything like social ownership of means of production in the Soviet Bloc? No, there was a state ownership and this is
a completely different thing. Were social classes abolished? No, they
weren’t, and comparisons were made by economists to show that the
level of social inequalities within the Soviet Bloc (expressed by GINI
coefficient) was virtually equal to more egalitarian capitalist societies
like those in Scandinavia13. Was there a dictatorship of proletariat? No,
there was a dictatorship of a vanguard party, and only according to Lenin
and the Bolsheviks it should be regarded as a mediated rule of the people.
Many other communists never accepted their ideas. We can also easily
show various constitutive elements of the Soviet order that cannot be
found in the Marxist vision of the communist utopia: strong nationalism,
secret police and political prisons, to name just the most obvious ones14.
13 Nierówni i równiejsi: sprawiedliwość dystrybucyjna czasu transformacji
w Polsce, ed. T. Kowalik, Warsaw 2002.
14 Some may argue that the Section II of the Communist Manifesto contains
statements and guidelines that look like a masterplan of really existing communism
in the Soviet Bloc; these are the features that Collier (S. Collier, Neoliberalism as Big
Leviathan, or …?: a Response to Wacquant and Hilgers, “Social Anthropology” 2012,
No. 21, p. 188) refers to in his discussion with Wacquant and Hilgers. However one
has to remember that in the preface to the second German edition of the Manifesto,
Jan Sowa
163
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Of course, the question “how communist was communism?” has
been raised and answered many times. There have been three most notable attempts to sort out this issue. First, Trockyist heretics, like Tony Cliff
– calling soviet communism “state capitalism” and showing that as a result
of the “Stalinist perversion” the State-Party machine became the sole
owner of means of production – i.e. the sole capitalist – and it had acted
accordingly ever since. Cliff’s State Capitalism in Russia15 elaborates quite
well upon this thesis. The second approach to the Soviet question is the
one adopted by Guy Debord, who believed that the Leninist “proletarian
parties” turned themselves into a bureaucratic ruling class, governing
over a form of spectacle called “concentrated spectacularity”. Debord
prophesied its merge with a diffuse spectacle of capitalist states and creation of a “unified spectacle”16. Neoliberal globalization of 1990s fits
quite well in this vision. The third attempt was undertaken by Immanuel
Wallerstein17. According to him, Soviet Bloc countries never had a chance
to establish a “communist mode of production”. In his perspective, only
world-systems can have modes of production, not individual states, or
even blocs of states. In a framework of World-System Theory, Soviet Bloc
was an integral, semi-peripheral part of global capitalism. Its place in
global division of labor was determined not by itself, but by the Core
states. “Communist” countries were therefore never able to break away
(even if their political elites intended to, which had not been always the
written in 1872, the authors themselves call these guidelines into question as they
write: “The practical application of the principles will depend, as the Manifesto itself
states, everywhere and at all times, on the historical conditions for the time being
existing, and, for that reason, no special stress is laid on the revolutionary measures proposed at the end of Section II. That passage would, in many respects, be
very differently worded today. In view of the gigantic strides of Modern Industry
since 1848, and of the accompanying improved and extended organization of the
working class, in view of the practical experience gained, first in the February
Revolution, and then, still more, in the Paris Commune, where the proletariat for
the first time held political power for two whole months, this programme has in
some details been antiquated. One thing especially was proved by the Commune,
viz., that »the working class cannot simply lay hold of the ready-made state machinery, and wield it for its own purposes«”. It looks like Lenin and the Bolsheviks
must have missed this very important remark that invalidates the very sense of their
whole experiment.
15 T. Cliff, State Capitalism in Russia, London 1974.
16 G. Debord, Comments on the Society of the Spectacle, London 1998.
17 I. Wallerstein, The Rise and Future Demise of World Capitalist Systems:
Concepts for Future Analysis, “Comparative Studies in Society and History” 1974,
Vol. XVI, No. 4; idem, Societal Development or Development of the World-System?,
“International Sociology” 1986, Vol. I, No. 1.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
164
case) from the capitalist logic of infinite accumulation, nor from structures of economic rationality attached to it. In this perspective the “communist experiment” was an example of mercantilist economic policy
aimed at stimulating development in a backward region of a global capitalist world-system. Of course, one could argue that the Soviet regime
was on its way to becoming a communist one. This is, however, impossible to verify, and – what’s even a bigger theoretical problem here –
according to the orthodox historical materialism, even a primitive society
based on slave labor is on its way towards communism. It’s just still very
far from it.
It would require a separate paper to fully investigate the nature of
Soviet regime. I believe that the most accurate term to describe them
would be “Leninist states” as they conformed mostly to the vision elaborated by Lenin between 1917 and 1924. This vision had two crucial
elements: rule of a vanguard party exercised theoretically in the name
of the proletariat, and state ownership of means of production. Its goal
was to perform an intensive and rapid modernization of rural societies
through heavy industrialization, and then to jump quickly into communism18. Marx did not envision this kind of development as the most
desired one and believed that communism should come to existence in
a highly developed capitalist society like England or Germany. Of course,
the ideas of Lenin where later distorted by Stalin, but he did not add any
important elements to the original model. He rather radicalized some of
them – like the role of the vanguard party – and used them for new
purposes.
The most important thing for the development of global hegemony
of neoliberalism was not so much the nature of Soviet states, but the
reasons of their decline. The supremacy of liberal capitalism had been
less than obvious, at least until late 1960s and early 1970s. When Khrushchev told Nixon during the so called “Kitchen Debate” at the World
Fair in Moscow in 1959 that Soviet Union would “overtake America
and then wave »Bye, bye!«„ it was greeted with laughter by a crowd of
bystanders, but not treated solely as a joke by the US vice president. The
US had reasons to believe that the Soviet system was competitive and
efficient. It was only under the rule of Brezhnev that USSR and the
entire Soviet Bloc went into a rapid decline.
So, what were the immanent causes of this decline that paved the
way for the “end of history”? It’s a very Derridian situation, because the
18 J. Sowa, Ciesz się, późny wnuku: kolonializm, globalizacja i demokracja
radykalna, Cracow 2007.
Jan Sowa
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
165
cure – pharmakon – for social misery that was injected in the foundations
of Leninist states turn out to be the poison that brought it down19. It
was the vision of modernization through massive, heavy industrialization.
Apart from the role it played in the system of Leninism – a quick jump
from agrarian economy to communism was possible thanks to the rapid
production of both wealth and industrial proletariat by heavy industry
– this policy was cherished for a long time by the Soviet elites, because
it proved to be quite handy in the game of international competition.
Soviet Bloc could prove how good its system was by pointing to its
output of steel, coal, copper, cement, railroads and other products typical for heavy industry. Had it gone in a completely different way – let’s
say, towards sustainable and efficient solutions for the poor proposed
by Ivan Illich in Energy and Equity20 – this whole game would not have
been possible. And most likely the fate of the Soviet Bloc would have
been different.
The Leninist mode of development created over time a deadlock
impossible to solve within its own logic. The stress put on heavy industrialization caused a chronic and systemic overinvestment in the production of means of production (heavy industrial plants, machines,
coal to power them, steel to make more machines, railroads to transport
coal and steel etc.) and underinvestment in the production means of
consumption (merchandise for people to buy). This situation is illustrated by some statistics in Table 1.
Type of production
1972
1984
1987
Production of means of
production for the production
of means of production
54,1%
50,8%
53,5%
Production of means of
production for the production
of means of consumption
18,0%
19,0%
18,1%
Production of means of
consumption
27,9%
30,2%
28,4%
Table 1. The structure of industrial production in Poland between 1972 and 198721.
19 J. Derrida, Dissemination, Chicago 1981.
20 I. Illich, Energy and Equity, London 1974.
21 J. Tittenbrun, The Collapse of Real Socialism in Poland, London 1993, p. 69.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
166
Apart from supply shortages and social unrest it provoked, such
a situation resulted in a constant inflation. It’s a logical consequence:
the economies of Soviet Bloc states did produce wealth – in a sense of
industrial output – so they produced money; however it was difficult
to spend this money on anything useful for an average citizen, because
the system produced mainly more means of production. Absence of
merchandise and presence of money pushed the prices up. Economic
weakness provoked devaluation of currency, and it was more and more
expensive to cover the shortages by imports. Imports meant trade deficit and growing debt. Due to the stress put on industrial development,
mismanagement caused massive losses, because resources invested in
the production of means of production – like a construction of a new
plant – remained frozen as long as the plant did not start to produce.
And it could not produce even if a small element – like a crucial part
for machines – was missing. With growing chaos and declining motivation of managers whose wages were getting smaller and smaller because
of inflation, it was taking longer and longer to get any returns form the
investments made.
In such a situation, the Soviet Bloc states more than welcomed the
possibility to borrow cheaply on international markets of late 1970s.
And they all borrowed lots of money. The foreign debt of Poland grew
during the “communist” time to 49,3 billions of dollars, Russia – 59,3
billions, Bulgaria – 10,3 billion and Hungary – 21,2 billions, to give
just a few examples22. In the 1980s, the price of debt went up, and it
delivered a final blow to the economies of the Soviet Bloc.
The very collapse of the Soviet Bloc is important for understanding
the genealogy of the current neoliberal hegemony for several reasons. The
fact that “communist” economies went literally bankrupt allowed liberal
forces to appropriate a symbolic credit for their fall. Centrally planned
economies failed – the story goes – because they could not withstand the
challenge of competing with the liberal ones. There shouldn’t be any
doubts that many external conditions and processes had an influence on
what happened to the Soviet Bloc, however there is no evidence to support
the claim that it was Ronald Reagan, the US and liberal capitalism that
destroyed the Soviet Empire and brought freedom to Central and Eastern
Europe. The collapse of the Soviet Bloc happened due to the inherent
flaws in its economic and social design. Although it was quite handy for
Ronald Reagan, “Chicago boys” and other apologists of free market to
22 G. Górniewicz, Zadłużenie zagraniczne jako problem globalny, [in:] Problemy
globalizacji gospodarki, ed. T. Bernat, Szczecin 2003.
Jan Sowa
167
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
declare their victory over centrally planned economy, international market forces had a considerable impact only in the final phase of the
decline. The neoliberals and neoconservatives – by the way, Rousseau
would have a real intellectual delight seeing how liberal and conservative
extremes meet in the “neo-” phase of these ideologies – made a great
PR gain by overstating the role played by the global capitalism in this
collapse. They acted like a wise king from Saint-Exupéry’s Little Prince,
who orders the sun to go down just before the sunset. (And every propaganda specialist knows that appearances are as good as the real thing
as long as the majority thinks they are real.) And they were not the only
ones to play this game. Many other individuals and organizations tried
to take credit for beating USSR. The Catholic Church, Lech Walesa,
Solidarity and even Osama bin Laden did the same. Osama mentioned
the issue openly in 1997, saying: “After the collapse of the Soviet Union,
in which the US has no mentionable role, but rather the credit goes to
God, Praise and Glory be to Him, and the Mujahidin in Afghanistan,
this collapse made the US more haughty and arrogant and it has started
to look at itself as a Master of this world and established what it calls
the new world order”23.
The degeneration of centrally planned state economies, and hardship
it brought on the citizens of Leninist states, created two very important
conditions of possibility of neoliberal hegemony. First, it meant a loss of
face for any idea of collective ownership of means of production. Or
even any moderate alternative to private ownership. It’s very easy for neoliberal propaganda to present any critique of liberal capitalism as an attempt
to go back to the “communist” Soviet past that proved to be so inefficient.
The second issue crucial for neoliberal victory in the early 1990s was
a glorification of consumer culture that took place in the declining
Leninist states, where it was seen as a paradise on Earth. The picture of
thousands of people gathering in front of McDonald’s in Moscow shows
just the reverse side of what Hungarian economist János Kornai called
“economics of shortage”24. Empty shop shelves, that remained an iconic
representation of the miserable 1980s for most citizens of the Soviet Bloc,
created a sort of psychic condition for channeling all the libidinal energy
into building liberal capitalism in the 1990s.
23 P. Arnett, Transcript of Osama Bin Ladin Interview Aired by CNN in March
1997, http://www.anusha.com/osamaint.htm.
24 J. Kornai, Economics of Shortage, Amsterdam-New York 1980.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
168
Empty shelves in a Polish shop in 1980s
This fact was recently used by the International Advertising Association
in a pro-ad campaign. When Polish authorities attempted to limit presence of outdoor advertising in public space, IAA launched a campaign
with a picture of an empty shop from 1980s and a slogan “No advertising?
We have already known that!”. What’s even more ironic, the campaign
was presented as a voice “in defense of freedom of speech and commercial utterance”, whatever “commercial utterance” could mean.
Poster from the pro-ad campaign of IAA
in Poland in 2006.
Jan Sowa
169
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
The defeat of Solidarity
However exaggerated and even megalomaniac is the conviction that
Solidarity destroyed USSR, it would be unjust to deny this movement
any credit for social and political transformation of the Soviet Bloc.
Leninist states would have fallen on their own, even if Solidarity wasn’t
there, but without Solidarity and its legacy, the 1990s would have looked
different in Central and Eastern Europe, and may have been similar to
what happened in the Balkans.
Solidarity was an exceptional social and political phenomenon by
any standard. It reached 10 million of members, constituting ¼ of the
entire population of Poland during its short existence between August
1980 and December 1981, which makes it one of the largest formalized
organizations in European history. NSDAP had, for example, only 8,5
millions of members at its peak. Among its contemporaries, Solidarity
could easily rival the Communist Party of the Soviet Union that had 11
million members, whereas Poland’s population wasn’t even half that of
the Soviet Union. Of course, we are still far from the Communist Party
of China, claiming 72 million members, however this number does not
amount to even 10% of the Chinese population.
Solidarity originated as a trade union and formally it has remained one
until today, though from the beginning of 1990s it has practically functioned as a political party. It developed gradually, building upon several
confrontations between workers and the Party: in 1956 in Poznan, in 1970
in Gdansk and in 1976 in Ursus near Warsaw, to mention just the most
important ones. This fact was stressed in official declarations of the Union
(like the Solidarity’s Program formulated in October 1981) as well as by
commentators and analysts. American historian Lawrence Goodwyn shows
in his book, Breaking the Barrier. The Rise of Solidarity in Poland25, how
workers developed and perfected their organizational skills throughout
three decades of protests (in summer 1980, the Interfactory Strike Committee unified 522 industrial plants in Northern Poland in a very well
designed network of communication and coordinated action).
During just a year after its legal registration in 1980, Solidarity lost
its purely working class and industrial identity, becoming a movement
of the proletariat in Marxist sense – the exploited and deprived of control
and ownership of means of production. Its base could not have been
narrowed down any further to any social category. Solidarity united
25 L. Goodwyn, Breaking the Barrier: the Rise of Solidarity in Poland,
New York 1991.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
170
people of almost every possible social identity: industrial workers, intellectuals, teachers, students, taxi drivers, miners, writers, journalists, etc.
It was organized in an ultra-democratic, participatory manner in order
to give each and every member the biggest possible control over Union’s
policies and actions. Big stress was put on internal and external transparency: for example during negotiations with the government at the time
of the strikes in the Gdansk Shipyard in August 1980, all talks between
workers and government representatives where broadcast in the entire
plant through intercoms. It’s an interesting fact that one of the first
suggestions made by oppositional intellectuals when they joined the
workers in the Shipyard, was that to take part in the talks was to make
them secret. This idea was put forward by Tadeusz Mazowiecki, future
politician and first prime minister of post-communist government, who
introduced neoliberal reforms in Poland in 1989 and 199026.
There is a myth of pro-capitalist and pro-liberal character of Solidarity.
However, even a brief look at the official Program of Solidarity formulated in October 198127 falsifies this claim. In this 60-pages-long document,
one doesn’t find even a single appearance of the word “capitalism”. And
it was not just a smart rhetoric maneuver designed to fool the censors.
There is no other word or term, where “capitalism” appears in disguise.
There are few mentions of “market” (but never accompanied by the adjective “free”), however in each and every place the market is described as
a supplementary measure intended to work within the frame of a desalinated and socially controlled economy. The same applies to another holy
cow of neoliberal capitalist rhetoric: private property and privatization.
The word “private” (or its derivative) appears only four times in the document and only two of them actually refer to private companies. There is
absolutely no mention of any sort of privatization of state and public
property. Actually, the program demands the contrary in an explicit and
consistent manner. The term used more often than any other – I counted
144 uses – is “social” in all possible forms and combinations: social justice,
social welfare, social protests, social movement, social rebirth, social initiative, social costs of economic reforms and the most important ones,
because referring to the question of political economy: social enterprise,
social control over economy and a demand communist par excellence
– social ownership of means of production. This point is of utmost
importance. Solidarity goes even further in a very symptomatic way: it
26 Ibidem.
27 Program NSZZ „Solidarność” uchwalony przez Zjazd Delegatów dnia 7
października 1981 r. w Gdańsku, „Tygodnik Solidarność”, No. 29, 16.10.1981.
Jan Sowa
171
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
addresses the communist Party with a demand of “real socialization of
control over economy”. It’s a very Lacanian moment, when the Party gets
its own message in a reversed form28.
The passage from this not at all pro-capitalist attitude of early 1980s
to the most vicious neoliberalism of the early 1990s happened in two
stages. The Martial Law introduced in Poland in 1981 was the first one.
It crashed Solidarity in a very literal sense of the word. With tanks on
streets and opposition leaders in prisons, Solidarity lost its momentum
and never fully recovered from the blow delivered by the military fist.
In this sense the Martial Law served its purpose. I would say even more,
and claim that Poland was on a way towards a revolution in the early
1980s that – if fulfilled – would dramatically reshape power relations
and ideological landscape in Europe. It’s too much to say that it would
abolish the global rule of capital, but it would not allow neoliberalism
to triumph so ruthlessly in the 1990s and Francis Fukuyama to proclaim
the end of history. It would keep an alternative alive. The Party was well
aware of Solidarity’s strength, especially after the events of March 1981,
when the union called its 10 million members to make a general strike
and put the entire country – and I mean “entire” in its literal sense:
every single company and enterprise – to a stop. Introducing the
Martial Law was the only logical thing to do. Crashing the popular
movement of Solidarity ironically also served the interests of capitalism,
because it eliminated a strong and viable alternative. In this sense General Jaruzelski paved the way for neoliberal reforms of the 1990s. It also
shows that Wacqaunt29 is correct when he points to the usefulness and
importance of state machine for the neoliberal transformation. One of
its function is not only to suppress dissent, but to actively eliminate
alternatives that could undermine the capitalist order.
The second step on a road from social revolution to liberal privatization was made in late 1980s. Solidarity reappeared after the Martial Law,
but it was changed. It was more and more influenced by intellectuals
and other social elites. Liberal ideas were not popular among the workers,
but had a considerable support among intellectuals, especially in Krakow
(again: one can see how the Stalinist attempt to crash the bourgeois
character of this city had completely failed). It was from there that
a group of oppositionists started propagating ideas of Milton Friedman
28 J. Majmurek, K. Mikurda, J. Sowa, Un événement dans la glacière: le
Carnaval de Solidarnosc (1980-81) comme jaillissement de l’imagination politique,
[in:] A. Badiou, S. Žižek, L’Idée du communisme, t. 2, Paris 2011.
29 L. Wacquant, Three steps...
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
172
and Friedrich von Hayek. Their leader, a philosopher Mirosław Dzielski
died before the collapse of USSR, but others – like Tadeusz Syryjczyk or
Ryszard Legutko – became members of cabinet and/or parliament.
Another important liberal center formed in Gdańsk in northern
Poland in mid-1980s. Their most notable figures were Donald Tusk
(current Prime Minister of Poland), Janusz Lewandowski (minister
responsible for privatization in early 1990s, currently member of the
European Parliament) and Jan Krzysztof Bielecki (Prime Minister in
1991, high ranking official in European Bank for Reconstruction and
Development between 1993 and 2003).The activity of these figures,
however important, is not solely responsible for the final triumph of
neoliberalism in Poland. What opened the way to this victory was
a change within the Communist Party itself. Only coupling of this two
parallel process – consolidation of right-wing neoliberal opposition in
the second half of 1980s and a liberal turn within the Party – delivered
a final blow to the vision of a more just and egalitarian passage out of
the Leninist state.
Of the so called communists
Looking back at the history of the Soviet Bloc one may wonder, how
such a horrible system could have had a support of a considerable part
of the population. Despite the way it is often presented by the Polish
right wingers, popular attitudes toward the social, political and economic ideas of the Bolsheviks were far from unanimously critical. That
was especially true in the years following the World War II. Although
the II Republic of Poland that came to existence in 1918 and was
conquered by Hitler and Stalin in 1939 is currently idealized and considered to be an ideal state, its contemporary was much more critical.
With its anti-Semitism, nationalism, backwardness, clericalism and
antidemocratic coup undertaken by Piłsudski in 1926 the II Republic
had quite a lot of opponents. The effort of industrialization carried out
by new authorities after the war was regarded as an attempt to break
away from a condition of peripheral agrarian state that Poland had been
stuck in since the 16th century30. And it did profoundly reshape social
30 P. Anderson, Lineages of the Absolutist State, London 1979; F. Braudel, Civilisation matérielle, économie et capitalisme, XVe-XVIIIe siècle, t. 2: Les jeux de l’échange,
Paris 1979; I. Wallerstein, The Modern World System I. Capitalist Agriculture and the
Origins of the European World-Economy in the 16th Century, New York 1974.
Jan Sowa
173
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
reality, bringing electricity, roads, schools, industry and social emancipation to some of the most backward parts of Europe.
The situation dramatically changed after the 20th Congress of the
Communist Party of the Soviet Union in 1956, when Nikita Khrushchev
denounced the crimes of Joseph Stalin. Although his famous speech, On
the Personality Cult and its Consequences, was delivered during a secret
session, its transcripts and translations penetrated the Soviet Bloc immediately. Its cyclostyle copies were sold at countryside bazaars and city
markets throughout Poland. Khrushchev aimed mainly at Stalin that he
personally hated him for various humiliations he experienced during
Stalin’s rule. His ideological intention was to bring Soviet Union closer
to the original vision of Lenin that Stalin had deeply distorted31. However, his anti-Stalinist discourse strongly undermined the entire edifice of
Leninist states. In order to support the Soviet rule before 1956, one could
have been just a naïve idealist. After 1956 it required a certain doze (dose?)
of cynicism and a strong conviction that goals justify means. This ideological shake-up provoked waves of social unrest in the entire Bloc. Its best
known symbolic representation is the attack on Stalin’s figure in Budapest
in 1956. Lawrence Goodwyn shows in his formidable book on Solidarity,
how the massive workers’ protest in Poznan the same year gave birth to
the organized opposition movement in Poland32.
Hungarians gather around the head of the toppled Stalin Monument in Budapest
in autumn of 1956
31 W. Taubman, Khrushchev: the Man and His Era, London 2004.
32 L. Goodwyn, Breaking the Barrier...
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
174
The year 1956 was a definite breaking point and marked the beginning of a moral slope down of the entire Soviet project. Retrospectively,
this moment can be regarded as the end of the Soviet communism as
a noble and morally superior alternative to capitalism. Subsequent events
such as Prague 1968, publication of Solzhenitsyn’s, The Gulag Archipelago, in 1973, or the Martial Law in Poland in 1981, were just a sequel
to the deeply disturbing revelation made by Khrushchev. So the year
1956 is the beginning of the end of history – an event in the strong,
philosophical sense advocated by Badiou33 that created a possibility of
new possibility. It was a possibility of overcoming the Soviet regime –
something that seemed unimaginable during Stalin years. People around
the Soviet Bloc realized it perfectly well, and were taking their protests
to the streets regularly until the system’s collapse in 1989. But it was
also a possibility of a completely different arrangement on a global scale.
This possibility was enacted 35 years later as the neoliberal T.I.N.A.
Soviet regime started losing legitimacy, but it still had power. For
this reason it was not so difficult for it to get supporters and staff to fill
posts in the power apparatus. However, starting from 1956, an active
engagement in the system was motivated less and less by idealism and
more and more by pragmatic cynicism. People were still joining ruling
parties around the Bloc, though it wasn’t an expression of ideals anymore,
but rather a way to get a better job, an apartment, a coupon for a car
(centrally planned economy gave the authorities a possibility to manage
access to consumption and to use it as another mean of exercising power).
As long as the economies of the Soviet Bloc remained functional, this
arrangement worked. There was an option of a career within the system,
so it kept at least some individuals – and importantly the most active
ones – out of looking for alternatives.
The 1980s mark a definite change in the situation. Economic slump
at the beginning of this decade, violent protest that followed it, an
extremely expensive (both financially and symbolically) failure of the
Russians in Afghanistan – it all persuaded not only the opposition, but
even the government officials, that “a time for a regime change” had
come. And it was this ideological evolution within the Parties themselves
that supplied the final condition for the neoliberal transformation of
the Soviet Bloc in the early 1990s.
This change of attitudes was reflected by a radical shift towards the
liberal model of economy taking place in Poland still under the Party
rule in the second part of 1980s. It was called “economic reform” and
33 A. Badiou, Being and Event, London 2005.
Jan Sowa
175
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
“marketization” and the Party tried to present it as a lift-up of the socialist system (at this stage even the “communist” regimes did not call
themselves communist anymore). The slogan to support the change was
“Socialism – Yes! Mistakes – No!”. But as a matter of fact it had nothing
to do with any socialist ideas. What is often omitted or overlooked in
the history of Polish transformation, is the fact that first economic changes putting the country on the path of capitalist development were made
at the end of Soviet times, between 1986 and 198934. They included
liberating prices, abandoning central control over economy, creating
a legal system for private enterprise, changing bank regulation to create
financial market, reforming the tax law and dozens of other small legal
changes. Ironically, it was the Marxist Party that introduced Poland to
the International Monetary Fund in the late 1980s. Without this structural change of state mechanisms and their legal expressions initiated by
the state and carried out with a help of its repressive apparatus, no systemic change would have been possible; that indirectly proves one of the
main Wacquant’s35 thesis about the use that neoliberals do of the state
machine. It’s important to underline that the socialist state did not just
pull back, allowing the society to spontaneously develop towards
a market economy. The state rather actively created the market economy
out of the crumbling remains of centrally planned social economy.
Party members, even high ranking officials, were becoming private
entrepreneurs, mainly by taking control over restructured states enterprises. Jadwiga Staniszkis showed that 80% of Party elite from the 1980s
became private entrepreneurs in the 1990s36. This crucial process has
to be matched against the changes taking place within the opposition.
As mentioned above, the so-called Second Solidarity of late 1980s, as
opposed to the First of 1980-1981, had a strong liberal wing. The pro-market and pro-capitalist shift within the Party created an obvious
common ground for them to meet and thus enforced pro-capitalist
elements within the Opposition. Seeing that the apparatchiks were
becoming capitalist entrepreneurs, the oppositionists did not want to
lag behind. At the same time – and this is absolutely crucial for explaining the final embrace of neoliberal agenda within the former Soviet
Bloc – there were no more socialist or communist idealists within
34 J. Urbański, The Anatomy of the Polish Workers’ Protests, [in:] Over and
Over Again: 1989-2009, ed. J. Sowa, A. Szyłak, Cracow 2009.
35 L. Wacquant, Three steps...
36 J. Staniszkis, Post-Communism: the Emerging Enigma, “Europe-Asia Studies”
2000, Vol. 52, No. 6; eadem, Postkomunizm: próba opisu, Gdansk 2001.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
176
the Party itself. As a result, only the right wing of the opposition could
find a partner on the side of the establishment. Those who still believed
in the original social program of Solidarity remained isolated and were
labeled “extremists”, “utopists”, “crypto-communist” or “anarcho-syndicalists” by their peers. It should not be surprising why “the new democratic governments of Poland, Czechoslovakia and Hungary have explicitly rejected the idea of experimenting with a »third way« between
capitalism and state socialism, aiming instead to replicate the economic
institutions of Western Europe”37.
The change within the Party did not happen without an intervention
from the outside. Western countries, especially the United States, put
a considerable effort in picking the most active individuals from the
elites of Soviet Bloc and “educating” them in neoliberal doxa. It happened through various kinds of grants, scholarships and internships programs. During the Soviet times it was a way easier to get a scholarship
in a Western country if one was a Party member, rather than an opposition activist. It was not only due to the fact that the Party made it
easier for their members to leave, but also because western institutions
providing funds for the exchange – Fulbright Program can serve as the
best example – were much keener on bringing the Party members in
order to convert them to capitalism rather than oppositionists who were
regarded as already converted.
A good example of a Party apparatchik becoming leading neoliberal
is Leszek Balcerowicz, the Minister of Finance in the first after-1989
government of Poland. Balcerowicz became a party member in 1969,
just a year after an anti-Semite cleansing in the Party made such intellectuals as Zygmunt Bauman or Leszek Kołakowski leave the country.
He became closely associated with the government. In late 1970s and
early 1980s he worked in Institute for Basic Problems of Marxism-Leninism and was Prime Minister’s chief economic adviser. He spent
quite a lot of time abroad in the same period. He received an MBA from
Saint John’s University in New York and sojourned in University of
Sussex and University of Marburg.
Balcerowicz is hailed for designing the so called “Balcerowicz Plan”
– a neoliberal “shock therapy”38 that introduced free market economy in
Poland. As a matter of fact, it would be difficult to find any element of
37 J. Sachs, D. Lipton, Poland’s Economic Reform, “Foreign Affairs” Summer
1990.
38 N. Klein, The Shock Doctrine: the Rise of Disaster Capitalism, New York
2007.
Jan Sowa
177
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
original intellectual contribution made by Balcerowicz to this plan. Its
genealogy is rather a part of global neoliberal shift of the 1980s and
1990s. In the summer of 1989, Balcerowicz met with two foreign economic advisers, who traveled to Poland on an invitation from Polish
Government and sponsored by the Soros Foundation: Jeffrey Sachs and
David Lipton. Sachs brought with him a packet of reforms resembling
to what is known today as the Washington Consensus39. Balcerowicz was
familiar with them, thanks to his experience at western universities, and
had similar ideas of how to “repair” Polish economy. Together with three
other economist,s they created a detailed plan of “shock therapy” for the
Polish economy that Lipton and Sachs presented to the public in autumn
the same year, in an article written for a Polish financial journal “Gazeta
Bankowa” as “a jump into a market economy”40. The plan was voted by
the Polish parliament in December the same year, and enacted immediately. Poland became the show-case of neoliberal transformation. Liberal capitalism replaced its “last and only alternative” – centrally planned
economy of Leninist states. The history came to an end.
Conclusions
Genealogy of neoliberalism as a set of ideas has little or even nothing
to do with Central and Eastern Europe. The only thing one could
mention in this context is the fact that Friedrich von Hayek was an
Austrian, which is not particularly relevant to the matter at hand (although the novels of Thomas Bernhard and Peter Handke or films of
Michael Haneke could lead to a different conclusion, but this is already
a field of literary and art criticism where I do not intend to venture).
However, genealogy of neoliberalism as a practice in the field of society
and economy has a lot to do with the recent history of Central and
Eastern Europe. It was the collapse of Leninist states and an uncritical
embrace of neoliberal ideas in the former Soviet Bloc that allowed
neoliberalism to achieve hegemony on a global level and led scholars
such as Francis Fukuyama to declare its final victory over any other
possible arrangements. In the Hegelian vision of history and society –
39 L.C.B. Pereira, J.M. Maravall, A. Przeworski, Economic Reforms in New
Democracies: a Social-Democratic Approach, Cambridge 1993.
40 J. Sachs, D. Lipton, Skok w gospodarkę rynkową, „Gazeta Bankowa” No. 36,
4.09-10.09.1989. See also: J. Sachs, D. Lipton, Poland’s Economic Reform;
J. Sachs, The End of Poverty: Economic Possibilities for Our Time, New York 2005.
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
178
adopted by Fukuyama, but also by a lot of important thinkers on the
Left – a repetition is the first condition of universalization. From this
perspective, the fate of former Leninist states that were treated with
a “shock therapy” originally designed in Southern American context,
is exactly such a repetition and has to be regarded as a turning point
in the history of neoliberal practice. Had these countries gone in
a different direction and retained the ideas originally hailed by Solidarity or developed – for instance – a viable example of “the third way”,
no one could have claimed that There Is No Alternative. In this sense,
the neoliberal transformation of the Soviet Bloc was for neoliberalism
– as a practice and as ideology – what the Haitian Revolution of 17911803 was for the ideas of the French Revolution41 – a repetition that
paved the road towards universality.
The process of formation of neoliberal hegemony, and a place the
Soviet Bloc had in it, provides us with a valuable lesson in the field of
social influence and socio-political change. As I tried to show, neoliberalism triumphed, because it found a way to reach both popular imagination of the masses – through a cult of consumption and individual
freedom regarded as an exact opposite of the “communist” poverty and
oppression – and the elites via various scholarship, internship and scientific exchange programs. The second element accounts for structural
transformation as diagnosed by Wacquant42, however it was the combination of both that secured neoliberals with the ultimate success as
it allowed a peaceful and “democratic” transformation: the hungry masses mortified by the “economics of shortage” wanted McDonald’s restaurants more than anything else, so the transformation happened “with
a popular support”; the elites were properly indoctrinated, so the revolution turned out to be “velvet”. This situation reveals some universal
truth about the nature of neoliberal hegemony. It’s a combination of
shaping the elites and providing bait for the masses that makes neoliberalism such a powerful discourse. Anyone who decides to challenge
it has to find a way to fight it on both levels. Or to abandon the distinction between the elites and the masses altogether. It’s hard to say which
option is more difficult.
41 S. Buck-Morss, Hegel and Haiti, “Critical Inquiry” 2000, Vol. 26, No. 4.
42 L. Wacquant, Three steps...
Jan Sowa
179
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Jan Sowa (1976) – sociologist, writer and activist. He studied literature,
philosophy and psychology at the Jagiellonian University, Kraków and
University Paris 8 in Saint-Denis. He holds a Ph.D. degree in sociology
and is assistant professor at the Faculty of Management and Social
Communication of Jagiellonian University. In his research Sowa explores the border of cultural studies, social anthropology, critical theory, art
and politics. He wrote and edited several books on society, media, history
as wells as social and political theory (most recently: Fantomowe ciało
króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Universitas, Kraków
2011). He published around 100 texts both in Poland and abroad.
Jan Sowa (1976) – socjolog, pisarz i aktywista. Studiował literaturoznawstwo, filozofię i psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim
w Krakowie oraz na Uniwersytecie Paryskim 8 w Saint-Denis. Doktor
socjologii, adiunkt na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej
Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bada granice między kulturoznawstwem,
antropologią społeczną, teorią krytyczną, sztuką i polityką. Napisał
i redagował szereg książek o społeczeństwie, mediach, historii, a także
teorii społecznej i politycznej (ostatnio – Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Universitas, Kraków 2011). Opublikował około 100 artykułów zarówno w Polsce, jak i zagranicą.
Dane adresowe:
Katedra Kultury Współczesnej UJ
ul. Prof. Stanisława Łojasiewicza
430-348 Kraków
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
J. Sowa, An Unexpected Twist of Ideology. Neoliberalism and the collapse
of the Soviet Bloc, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/13.Sowa.pdf (dostęp
dzień miesiąc rok)
Autor: Jan Sowa
Tytuł: Niespodziewany zwrot ideologii. Neoliberalizm i upadek Bloku Radzieckiego
Abstrakt: Artykuł podejmuje proces neoliberalnej transformacji Bloku Radzieckiego
z późnych lat osiemdziesiątych i wczesnych dziewięćdziesiątych analizując go na
przykładzie Polski. Jego trajektoria ogólnie potwierdza tezę z artykułu Trzy kroki
w stronę antropologii faktycznie istniejącego neoliberalizmu postawioną przez Loïca
Wacquanta. Twierdzi on, że neoliberalizm zmierza raczej do przechwycenia i użycia
An Unexpected Twist of Ideology
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
180
niż prostego demontażu czy osłabienia struktur państwowych i mechanizmów
władzy. Autor pokazuje również, że przejściu od gospodarki planowanej do rynkowej w dawnym Bloku Radzieckim towarzyszyły (a w dużym stopniu w ogóle czyniły
je możliwym) potężne działania ideologiczne, które przekształciły konstrukcje podmiotowości oraz sprawiły, że stała się kompatybilna z neoliberalnym kapitalizmem.
Dowodzi to, że dwa tryby analizowania neoliberalizmu - strukturalna analiza władzy
państwowej oraz skupienie na urządzaniu - powinny być traktowane jako komplementarne narzędzia służące rozumieniu neoliberalnych transformacji. Jednakże,
przeciwnie do Wacquanta, autor twierdzi, że pod tym względem nie ma nic nowego
w neoliberalizmie jako praktyce, gdyż dla utrzymywania pozornej autonomii władzy
rynku kapitalizm od zawsze wymagał pomocy ze strony państwa.
Słowa kluczowe: neoliberalizm, urządzanie, transformacja, przejście do kapitalizmu,
Europa Środkowo Wschodnia, ideologia
Jan Sowa
meandry polityki klasowej
}
Henri Lefebvre
}
Prawo do miasta*
Artykuł stanowi propozycję nowego myślenia o mieście,
miejskości, miejskiej strategii oraz praktykach społecznych
powiązanych z istniejącą jedynie w zarysie, lecz projektowaną
przez samego Lefebvre’a analityczną nauką o mieście. Zwrot
ten staje się koniecznością z uwagi na śmierć dawnego miasta
oraz starego humanizmu. Prezentowany tekst to również
żarliwy i utopijny (w pozytywnym tego słowa znaczeniu)
manifest na rzecz demokratyzacji prawa do miasta łączącego
w sobie płacz i żądania pozbawionych go do tej pory ludzi.
Autor argumentuje, że strategia miejska oparta na nowej
nauce o mieście potrzebuje społecznego wsparcia i sił politycznych. Zapewnić je może klasa robotnicza, kładąc kres
miejskiej segregacji.
Słowa kluczowe: miasto, miejskość, prawo do miasta, utopia, analityczna
nauka o mieście, zamieszkiwanie, humanizm, praktyka
* Wyd. pierwsze: Le Droit a la Ville, “L’Homme et la Societe” 1967, nr 6.
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
184
Refleksja teoretyczna musi dziś zredefiniować formy, funkcje i struktury
miasta (ekonomiczne, polityczne, kulturowe etc.), jak również socjalne
potrzeby społeczeństwa miejskiego. Jak dotąd zbadane zostały jedynie
potrzeby jednostek oraz ich motywacje uformowane przez tzw. społeczeństwo konsumpcyjne (biurokratyczne społeczeństwo z uregulowaną
konsumpcją), a i tak badania tych potrzeb zostały raczej zmanipulowane
niż doprowadzone do ich skutecznego poznania i rozpoznania. Potrzeby
społeczne mają podstawy antropologiczne, przeciwstawne i uzupełniające się; obejmują one zarówno potrzebę bezpieczeństwa, jak i otwartości, stabilności i przygody, organizacji pracy i zabawy; potrzebę przewidywalności i nieprzewidywalnego, jedności i różnorodności, izolacji
i spotkań, wymiany i inwestowania, niezależności (np. samotności)
i komunikacji, natychmiastowości i perspektywy długofalowej. Istota
ludzka posiada również potrzebę akumulowania i wydatkowania energii,
a nawet marnowania jej w zabawie. Ma potrzebę widzenia, słyszenia,
dotykania, smakowania oraz potrzebę łączenia tych wrażeń w jakiś
„świat”. Do tych społecznie wykształconych potrzeb (czyli zarazem odseparowanych, jak i połączonych, stłumionych i przerośniętych) należy
dodać również specyficzne potrzeby, których nie zaspokajają komercyjne
i kulturowe formy wyposażenia mniej lub bardziej drobiazgowo uwzględniane przez urbanistów. Chodzi tu o potrzebę aktywności twórczej,
[generowania] dzieła (a nie tylko produktów i dóbr materialnych przeznaczonych do konsumpcji), potrzeby informacji, symboli, wyobraźni,
zabawy1. Poprzez te specyficzne potrzeby wyraża się [vit et survit] podstawowe pragnienie, którego szczególne przejawy i momenty stanowią
zabawa, seksualność, działania cielesne, takie jak sport, aktywność twórcza, sztuka i wiedza, pozwalające w mniejszym lub większym stopniu
przezwyciężyć rozdrobniony podział pracy. Potrzeba miasta i życia miejskiego wyraża się swobodnie wyłącznie w takich propozycjach [positions],
które są nastawione na wycofanie i otwieranie horyzontu. Czy specyficzne
potrzeby miejskie nie są aby potrzebami jakichś szczególnych miejsc
współwystępowania i spotkań, miejsc, w których wymiana nie odbywałaby się w myśl zasad wartości wymiennej, handlu i generowania zysku?
Czy nie są one również potrzebą czasu na takie spotkania i wymiany?
Analityczna nauka o mieście istnieje dziś z konieczności jedynie
w zarysie. Pojęcia i teorie we wstępnym stadium swojego rozwoju nie
mogą się rozwijać bez formującej się rzeczywistości miejskiej, potrzebują
praxis (praktyki społecznej) społeczeństwa miejskiego. W chwili obecnej
1 Warto zaznaczyć, że para: dzieło-produkt jest jedną z kluczowych opozycji
wyróżnianych przez Lefebvre’a tak w tym, jak i w innych tekstach (przyp. tłum.).
Henri Lefebvre
185
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
przekroczenie ideologii i praktyk, które przesłaniały horyzont, które
były wyłącznie szyjką butelki, w której zakorkowano wiedzę i działanie
oraz stanowiły ograniczenia, które należało przezwyciężyć, nie odbywa
się bezboleśnie.
Nauka o mieście ma za swój przedmiot miasto. Zapożycza ona metody,
punkty wyjścia i pojęcia od nauk szczegółowych. Synteza wymyka się jej
podwójnie. Po pierwsze – jako synteza, która chciałaby być całościowa
i może polegać, zaczynając od analityki, wyłącznie na systematyzacji
i programowaniu strategicznym. Po drugie, ponieważ sam przedmiot –
miasto – jako rzeczywistość dokonana ulega przeobrażeniom. Poznanie
stawia w związku z tym przed sobą, celem rozcinania i ponownej kompozycji wychodzącej od fragmentów, już poddane modyfikacji miasto
z przeszłości. Jak tekst społeczny, owo miasto z przeszłości nie ma już nic
wspólnego ze spójną serią zasad, z określonym biegiem czasu związanym
z symbolami czy stylem. Ten tekst oddala się [od nas]. Przybiera postać
dokumentu, wystawy, muzeum. Historycznie uformowane miasto już
nie żyje [ne se vit plus], praktycznie nie daje się uchwycić. Jest już tylko
przedmiotem konsumpcji kulturalnej dla turystów, obiektem łapczywego
estetyzmu spektaklu i ckliwej malowniczości. Nawet dla tych, którzy
gorąco pragną je zrozumieć, miasto jest martwe. Mimo to nadal istnieje
„miejskość” [l’urbain] w stanie rozczłonkowanej i wyalienowanej aktualności, zalążka, wirtualności. To, co na tym obszarze dostrzega wzrok
i analiza, może w najlepszym razie uchodzić za cień przyszłego przedmiotu
w blasku wschodzącego słońca. Wyobrażenie o odbudowie starożytnego
miasta jest niemożliwe, jedynie zbudowanie nowego miasta, na nowych
podwalinach, w innej skali, w innych warunkach, w innym społeczeństwie
wydaje się prawdopodobne. Ani powrót do przeszłości (miasta tradycyjnego), ani ucieczka w przyszłość (do aglomeracji kolosalnej i nieukształtowanej) – takie są zasady. Innymi słowy, jeśli chodzi o miasto, przedmiot
nauki nie jest dany. Przeszłość, teraźniejszość i to, co możliwe, nie są od
siebie oddzielone. Myśl rozważa tu przedmiot wirtualny. Wymusza to
nowe działania.
Stary, klasyczny humanizm już dawno i w fatalny sposób zakończył
swoją karierę. Jest martwy. Jego zmumifikowane, zabalsamowane zwłoki
są ciężkie i nie pachną ładnie. Zajmuje on wiele miejsc publicznych
i niepublicznych, które zmienia, pod pozorem uczłowieczenia, w cmentarze kultury: muzea, uniwersytety, rozmaite publikacje; coraz więcej
nowych centrów i czasopism urbanistycznych. Pod tymi zdobieniami
kryje się trywialność i płaskość. „Wymiar ludzki”, mówią. Z kolei my
powinniśmy do przesady zajmować się tworzeniem „czegoś” na miarę
wszechświata.
Prawo do miasta
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
186
Ten stary humanizm skonał w wojnach światowych, podczas wyżu
demograficznego, który towarzyszy wielkim zniszczeniom, pod brutalnymi wymogami wzrostu ekonomicznego i konkurencji oraz źle zarządzanego rozwoju technicznego. Stary humanizm nie jest już nawet żadną
ideologią, stanowi co najwyżej jeden z tematów oficjalnego dyskursu.
Podnosi się ostatnio larum, jakoby śmierć klasycznego humanizmu
można było utożsamiać ze śmiercią człowieka. „Bóg umarł, i człowiek
też”. Te formuły, rozpowszechnione w pokupnych książkach, podjęte
przez niezbyt odpowiedzialną publiczność, nie są niczym nowym. Medytacje Nietzschego podjęte niemal sto lat temu, w czasie francusko-pruskiej wojny 1870-1871 roku, rozpoczęły okres złej prasy dla Europy, jej
kultury i cywilizacji. Kiedy Nietzsche ogłosił śmierć Boga i człowieka,
nie powstała w tym miejscu próżnia, nie zapełnił jej przypadkiem, językiem czy lingwistyką. Wymyślił też nadczłowieka, którym sam zamierzał
się stać. Przekraczał nihilizm, który sam wcześniej diagnozował. Autorzy
spieniężający te teoretyczne i poetyckie odkrycia ze stuletnim opóźnieniem, pogrążają nas na powrót w nihilizmie. Od czasów Nietzschego
zagrożenia związane z tym, co nadludzkie, pojawiały się z okrutną przenikliwością. Z drugiej strony, „nowy człowiek”, którego narodziny obserwujemy w produkcji przemysłowej i racjonalności planistycznej, aż nadto
rozczarowuje. Otwiera się jeszcze przestrzeń społeczeństwa miejskiego
i tego, co ludzkie, jako dzieła w tym społeczeństwie, takiego, które byłoby
właśnie dziełem, nie produktem. Albo równoczesne przekroczenie starego
„zwierzęcia społecznego” i człowieka ze starożytnego miasta, zwierzęcia
miejskiego, w stronę człowieka miejskiego, wielowartościowego, wielozmysłowego, zdolnego do złożonych i przejrzystych relacji ze „światem”
(środowiskiem i sobą samym), albo nihilizm. Jeśli człowiek umarł, dla
kogo będziemy budować? I jak budować? Nie chodzi o to, czy miasto
zniknęło, czy nie, ani o to, czy należy przemyśleć je od początku, odbudować na nowych podstawach, bądź też je przekroczyć. Nieważne, czy
rządzi terror, czy bomba atomowa zostanie odpalona, czy Ziemia
wybuchnie, czy nie. Co więc ma znaczenie? Kto jeszcze myśli, działa,
mówi – i do kogo mówi? Jeśli zanika sens i celowość, jeżeli nie możemy
ich nawet odnaleźć w praktyce, nic nie ma znaczenia ani celu. Jeśli
możliwości istoty ludzkiej, technologia, nauka, wyobraźnia, sztuka, bądź
ich nieobecność, podają się za autonomiczne siły, i jeżeli refleksja jest
usatysfakcjonowana konstatacją nieobecności podmiotu, to co należałyby
na to odpowiedzieć? Co robić?
Stary humanizm oddala się, zanika. Nostalgia za nim jest coraz słabsza i coraz rzadziej oglądamy się, by spojrzeć na jego porzuconą przy
drodze formę. Był on ideologią liberalnej burżuazji. Pochylał się nad
Henri Lefebvre
187
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
ludem i nad jego cierpieniami. Osłaniał i wspierał retorykę pięknych
dusz, wielkich uczuć, dobrych intencji. Składał się z greckich i łacińskich
cytatów przypudrowanych judeochrześcijaństwem. Straszliwy koktajl,
mikstura wywołująca wymioty. Tylko kilku intelektualistów (lewicowych
– ale czy są jeszcze intelektualiści prawicowi?) chce jeszcze pić ten smutny
napój, nie są oni rewolucjonistami, nie są otwarcie reakcyjni, nie są ani
dionizyjscy, ani apollińscy.
Powinniśmy się zwracać właśnie w stronę nowego humanizmu,
w stronę nowej praktyki i innego człowieka, tego, który należy do społeczeństwa miejskiego, i dla niego działać. Powinniśmy wymykać się
zagrażającym tej woli mitom, niszczyć ideologie, które podważają ten
projekt oraz strategie, które zawracają nas z tej drogi. Życie miejskie
jeszcze się nie zaczęło. Dokonujemy dziś inwentaryzacji pozostałości
tysiącletniego społeczeństwa, w którym wieś dominowała nad miastem,
którego idee i wartości, tabu i zasady pochodziły w przeważającej mierze
ze sfery agrarnej, wiejskiej i naturalnej. Miasta tylko sporadycznie wyłaniały się na wiejskim oceanie. Społeczeństwo wiejskie było (i jest nadal)
pozbawione obfitości, jest społeczeństwem braku, akceptowanej lub
odrzucanej utraty, zakazów zarządzających tymi umartwieniami i regulujących je. Było ono skądinąd również społeczeństwem zabawy, ale ten
aspekt, najlepszy ze wszystkich, nie został zachowany i należy go na
powrót wzniecić, w przeciwieństwie do mitów i ograniczeń! Najważniejsze jest jednak to, że kryzysowi tradycyjnego miasta towarzyszy światowy kryzys cywilizacji wiejskiej, skądinąd równie tradycyjnej. Są one
ze sobą związane i współwystępują. Do nas należy rozwiązanie tego
podwójnego kryzysu, w szczególności – tworzenie nowego miasta i wraz
z nim nowego życia w mieście. Kraje rewolucji (w tym ZSRR, dziesięć
czy piętnaście lat po rewolucji październikowej) przewidywały rozwój
społeczeństwa opartego na przemyśle. Tylko przewidywały.
We wcześniejszych zdaniach słówko „my” było tylko metaforą. Wskazywało jedynie na tych zainteresowanych. Architekt, urbanista, socjolog,
ekonomista, filozof czy polityk nie mogą na mocy jakiegoś dekretu
wywoływać z nicości nowych form i stosunków międzyludzkich. Dla
uściślenia, ani architekt, ani socjolog nie posiadają władzy dokonywania
cudów. Ani jeden, ani drugi nie wytwarza stosunków społecznych. Niekiedy, w sprzyjających okolicznościach, ułatwiają oni sformułowanie
pewnych tendencji (przybranie przez nie określonej formy). Tylko życie
społeczne (praxis) w swoim ogólnoświatowym sprawstwie posiada taką
władzę. Albo jej nie posiada. Osoby wskazane wcześniej, każda z osobna
albo jako grupa, mogą oczyścić teren, mogą też podejmować próby,
przygotowywać formy. I (przede wszystkim) – mogą zinwentaryzować
Prawo do miasta
Powinniśmy się
zwracać właśnie
w stronę nowego
humanizmu,
w stronę nowej
praktyki i innego
człowieka, tego, który
należy do
społeczeństwa
miejskiego, i dla niego
działać. Powinniśmy
wymykać się
zagrażającym tej
woli mitom, niszczyć
ideologie, które
podważają ten projekt
oraz strategie, które
zawracają nas
z tej drogi
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
188
nabyte doświadczenie, wyciągnąć wnioski z porażek, pomóc w narodzinach tego, co możliwe, dzięki majeutyce wzmocnionej nauką.
W tym miejscu należałoby zaznaczyć konieczność przekształcenia
podejmowanych działań i narzędzi intelektualnych. Rozwijając rozważania podjęte już w innym miejscu, należy z konieczności wprowadzić
pewne pojęcia, które są na razie mało rozpowszechnione:
a) transdukcja2 – jest to operacja intelektualna, którą można metodycznie rozwijać i która różni się od indukcji, od klasycznej dedukcji,
jak również od konstruowania „modeli”, od symulacji, jak również od
prostego stawiania hipotez. Transdukcja rozwija i tworzy przedmiot
teoretyczny, przedmiot możliwy, i czyni to na podstawie informacji
o rzeczywistości, jak też problemów, jakie ta rzeczywistość stawia. Transdukcja zakłada nieustanny przepływ reakcji [feedback] między wykorzystywanym w tej operacji zakresem koncepcyjnym i obserwacjami empirycznymi. Jej teoria (metodologia) nadaje konkretną formę niektórym
spontanicznym operacjom umysłowym urbanisty, architekta, socjologa,
polityka, filozofa. Wprowadza porządek do inwencji i wiedzę do utopii.
b) utopia eksperymentalna – któż nie jest dziś utopistą? Tylko zdecydowanie wyspecjalizowani eksperci, którzy pracują na rozkaz, nie poddając ustalonych norm i ograniczeń najmniejszej krytycznej próbie, tylko
te nieinteresujące indywidua wymykają się utopizmowi. Wszyscy są dziś
utopistami, włączając prospektywistów i planistów wymyślających dziś
Paryż ‘2000, inżynierów, którzy stworzyli Brasilię i tak dalej! Istnieje
jednak wiele utopizmów. Czyż najgorszym z nich nie jest ten, który nie
ujawnia swojej nazwy, zasłania się pozytywizmem i narzuca w związku
z tym swe najbardziej nieznośne ograniczenia oraz najbardziej absurdalne
wykluczenie technologii?
Utopia powinna być rozważana eksperymentalnie, jej implikacje
winny być obserwowane w terenie. Mogą być one zaskakujące. Jakie są
i jakie będą miejsca społecznie udane? Jak je odnaleźć? Według jakich
kryteriów? Jakie czasy, jakie rytmy życia codziennego wpisują się, zapisują i przepisują w tych „udanych” przestrzeniach, to znaczy takich, które
sprzyjają szczęściu? Oto, co właśnie jest interesujące.
Inne intelektualnie niezbędne kroki:
• Wyróżnić, nie oddzielając ich przy tym od siebie, trzy podstawowe
pojęcia teoretyczne, czyli: strukturę, funkcję i formę.
• Poznać ich zasięg, zakres ich ważności, ograniczenia i wzajemne
2 W biochemii termin ten oznacza odkryty w 1951 roku międzykomórkowy
proces przekazywania genu przez wirus lub bez jego pośrednictwa. Proponowane
tu przez Lefebvre’a pojęcie nie ma z biochemią nic wspólnego (przyp. tłum.).
Henri Lefebvre
189
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
relacje – wiedząc zarazem, że tworzą one jedną całość, ale że elementy
tej całości posiadają pewną niezależność i względną autonomię – nie
uprzywilejowywać żadnego z nich, co tworzyłoby ideologię, czyli
dogmatyczny i zamknięty system znaczeń: strukturalizm, formalizm.
Używać tych znaczeń po kolei, w myśl zasad równości, do analizy
rzeczywistości (analizy, która nigdy nie jest wyczerpująca i wolna od
wykluczeń), jak też do operacji nazwanej wcześniej transdukcją.
• Przyjąć, że funkcja może zostać spełniona przy użyciu różnych struktur, że nie ma jednoznacznych związków między tymi terminami.
• Przyjąć, że funkcja i struktura przybierają formy, które je odsłaniają,
ale też zasłaniają – że potrójność tych aspektów tworzy jedną całość,
będącą czymś więcej niż jej aspekty, części składowe i strony.
Wśród pojęć, którymi dysponujemy, jest jedno, które nie zasługuje ani
na lekceważenie, ani na przywilej absolutyzacji, mianowicie pojęcie
systemu (lub raczej podsystemu) znaczeń. Politycy mają swoje systemy
znaczące – ideologie – które pozwalają im na podporządkowanie ich
strategiom działań i wydarzeń społecznych, na które starają się wpłynąć.
Na poziomie ekologicznym, skromny mieszkaniec ma swój system
znaczeń (czy raczej podsystem). Sam fakt zamieszkiwania tu czy tam
pociąga za sobą [specyficzną] recepcję, adopcję, transmisję takiego systemu, na przykład systemu budownictwa jednorodzinnego3. System
znaczeń mieszkańca wyraża jego pasywność i aktywność, jest uzyskiwany
już po modyfikacji przez praktykę. Jest postrzegany.
Wydaje się, że architekci ustanowili i zdogmatyzowali cały zestaw
znaczeń, sam w sobie niejednoznaczny, i umieścili pod rozmaitymi etykietami: „funkcja”, „forma”, „struktura”, czy raczej: „funkcjonalizm”,
„formalizm”, „strukturalizm”. Budują go, nie tyle wychodząc od znaczeń
postrzeganych i przeżywanych przez tych, którzy sami są mieszkańcami,
ale ze względu na już zinterpretowany przez siebie fakt zamieszkiwania.
Jest on werbalny i dyskursywny, z tendencją do metajęzyka. Jest pismem
i wizualizacją. Z faktu, że architekci tworzą ciało społeczne, z tego, że
nie są oni związani z instytucjami, wynika, że ich system ma tendencję
do zamykania się, narzucania, niwelowania wszelkiej krytyki. Nadszedł
czas, by wreszcie sformułować ten system, który często udaje urbanistykę,
bez żadnych dodatkowych procedur czy zastrzeżeń.
Teoria, którą moglibyśmy zasadnie nazwać urbanistyką [urbanisme],
która łączyłaby w sobie znaczenia starej praktyki zwanej „zamieszkiwa3 Lefebvre nie ma tu na myśli willi, tylko domki jednorodzinne popularne
we Francji, którym poświęcił osobne opracowanie. Zob. H. Lefebvre, Préface,
[w:] L’Habitat Pavillonnaire, red. M. Dezes [i in.], Paris 2001 (przyp. tłum.).
Prawo do miasta
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
190
niem” (czyli to, co ludzkie) i dodawałaby do tych pojedynczych zdarzeń
ogólną teorię miejskich czasoprzestrzeni, która wskazywałaby na wynikającą z nich nową praktykę – taka urbanistyka istnieje wirtualnie. Może
się ona pojawić we właściwej postaci tylko jako praktyczna konsekwencja kompletnej teorii miasta i tego, co miejskie, przekraczającej aktualne
spory i podziały. W szczególności spór między filozofią miasta i nauką
(lub naukami) o mieście, między tym, co częściowe i tym, co światowe.
Na tej drodze mogą pojawić się aktualne projekty urbanistyczne, ale
tylko w postaci nieustępliwych krytyk własnych implikacji ideologicznych
i strategicznych.
Na tyle, na ile możemy go w ogóle zdefiniować, nasz przedmiot – to,
co miejskie – nie będzie nigdy obecny w całości ani w pełni aktualny
przed naszym dokonywanym dziś namysłem. Bardziej niż jakikolwiek
inny przedmiot posiada on charakter wysoce złożonej totalności, tak
aktualnej, jak i potencjalnej, która jest nastawiona na badanie, która
odsłania się po kawałku i która ulegnie wyczerpaniu po bardzo długim
czasie albo wręcz nigdy. Traktowanie tego przedmiotu jako rzeczywistego,
danego w swojej prawdzie, jest ideologią, formą mitologizacji. Poznanie
musi uwzględniać znaczną liczbę metod, by w ogóle uchwycić ten przedmiot, nie koncentrując się wyłącznie na jednym działaniu. Analityczne
podziały muszą w związku z tym ściśle podążać za wewnętrznymi artykulacjami tej rzeczy, która wcale nie jest rzeczą, po nich zaś winny następować nigdy w pełni zakończone rekonstrukcje. Opisy, analizy, próby
syntezy nie powinny nigdy uchodzić ani za wyczerpujące, ani za zakończone. Wszelkie pojęcia, wszelkie grupy pojęć powinny pojawiać się
w działaniu: forma, struktura, funkcja, poziom, wymiar, zmienne zależne
i niezależne, korelacje, całość, suma, system itd. Tutaj, podobnie jak
gdzie indziej, choć w znacznie większym stopniu, to, co pozostaje na
zewnątrz, okazuje się szczególnie znaczące. Każdy skonstruowany przedmiot będzie w odpowiedniej kolejności poddany krytycznej analizie.
Zostanie w miarę możliwości wykonany i poddany eksperymentalnemu
sprawdzianowi. Aby się ukonstytuować i ukierunkować praktykę społeczną, nauka o mieście wymaga czasu historycznego.
Taka nauka, choć konieczna, sama nie wystarczy. Widząc jej konieczność, widzimy też jej ograniczenia. Refleksja urbanistyczna proponuje
ustanowienie lub rekonstrukcję jednostek społecznych (zlokalizowanych),
wysoce oryginalnych, częściowych i scentralizowanych, których związki
i napięcia ustanowiłyby na powrót miejską jedność, wzmocnioną złożonym porządkiem wewnętrznym, niepozbawioną struktury, przy czym
struktura ta byłaby elastyczna i zhierarchizowana. Jeszcze konkretniej:
refleksja socjologiczna zwraca się ku poznaniu i rekonstytucji zdolności
Henri Lefebvre
191
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
integracyjnych tego, co miejskie, jak też warunków praktycznej partycypacji. Dlaczego nie? Pod jednym warunkiem: nigdy nie wyłączać tych
cząstkowych, a zatem szczegółowych, wysiłków pochodzących z krytyki,
weryfikacji praktycznej czy perspektywy ogólnej.
Poznanie może więc tworzyć i proponować „modele”. Żaden przedmiot nie jest w związku z tym niczym innym niż modelem rzeczywistości miejskiej. Mimo to żadna taka „realność” nie będzie poręczna niczym
rzecz, nie podda się instrumentalizacji nawet najbardziej operatywnego
poznania. Któż by nie pragnął, żeby miasto stało się tym, czym było
niegdyś: działaniem i dziełem złożonej myśli? Utrzymujemy się w ten
sposób na poziomie pragnień i aspiracji i nie determinujemy miejskiej
strategii. Musi ona zdawać sprawę z istniejących strategii oraz z uzyskanej już wiedzy: nauki o mieście, świadomości zmierzającej do planowania wzrostu i zarządzania rozwojem. Kto mówi: „strategia”, mówi
o konieczności wzięcia pod uwagę hierarchii zmiennych, z których niektóre mają moc strategiczną, zaś inne pozostają na poziomie taktyki;
mówi też: „siła zdolna do zrealizowania tej strategii w terenie”. Tylko
grupy, klasy lub frakcje klas społecznych zdolne do rewolucyjnych zamierzeń mogą przejąć inicjatywę i doprowadzić do pełnego rozwiązania
problemów miejskich, dzięki tym siłom społecznym i politycznym odnowione miasto znów stanie się dziełem. Chodzi na początek o zniszczenie
strategii i ideologii dominujących we współczesnym społeczeństwie. Jeśli
nawet równocześnie występuje kilka grup czy kilka strategii, między
którymi dochodzi do rozbieżności (na przykład na temat państwa i sfery
prywatnej), nie zmienia to sytuacji. Od kwestii własności gruntu po
problemy segregacji, każdy projekt reformy miejskiej kwestionuje struktury: istniejącego społeczeństwa, relacji bezpośrednich (między jednostkami) i codziennych, ale również tych, które zdają się pojawiać dzięki
przymusowi i instytucjom w tym, co zostało z rzeczywistości miejskiej.
Sama w sobie reformistyczna, strategia renowacji miasta staje się z konieczności rewolucyjna, nie dzięki jakiejś sile rzeczy, ale przeciw tym rzeczom,
które zostały ustanowione wcześniej. Aby móc działać, strategia miejska
ufundowana na nauce o mieście potrzebuje społecznego wsparcia i sił
politycznych. Nie działa przy tym sama z siebie. Musi się opierać na
obecności i działaniu klasy robotniczej, jedynej, która może zakończyć
segregację ustanowioną w głównej mierze przeciw niej samej. Tylko ta
klasa, i jako klasa, może zdecydowanie przyczynić się do rekonstrukcji
centralności [centralite], zniszczonej przez strategię segregacji i odkrytej
na nowo w złowrogiej formie „centrów decyzyjnych”. Nie chcę przez to
powiedzieć, że klasa robotnicza sama z siebie stworzy społeczeństwo
miejskie. Chodzi po prostu o to, że bez jej udziału nic nie będzie moż-
Prawo do miasta
Tylko grupy, klasy lub
frakcje klas
społecznych zdolne
do rewolucyjnych
zamierzeń mogą
przejąć inicjatywę
i doprowadzić do
pełnego rozwiązania
problemów miejskich,
dzięki tym siłom
społecznym
i politycznym
odnowione miasto
znów stanie się
dziełem
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
192
liwe. Bez tej klasy integracja nie ma sensu, bez niej dezintegracja będzie
się dalej rozwijała pod pozorem integracji i nostalgii. Kiedy klasa pracująca zamknie usta, kiedy przestanie działać i nie wypełni tego, co
teoria określiła już jako jej historyczną misję, zabraknie tak podmiotu,
jak i przedmiotu. Myśl, która odzwierciedla tę nieobecność, zarazem ją
potwierdza. Trzeba w związku z tym wskazać dwie serie propozycji:
a) polityczny program reformy miejskiej – reformy nieokreślonej przez
perspektywę i możliwości aktualnego społeczeństwa, niepodporządkowanej jakiemuś politycznemu „realizmowi”, ale opartej na badaniach
rzeczywistości (innymi słowy, reformy, która nie ogranicza się do reformizmu). Program ten będzie więc miał wyjątkowy, a nawet paradoksalny
charakter. Zostanie ustanowiony po to, by zaproponować go siłom
politycznym, czyli partiom. Można od razu powiedzieć, że zostanie
przedstawiony przede wszystkim partiom lewicy, formacjom politycznym
reprezentującym, czy raczej – chcącym reprezentować, klasę robotniczą.
Nie zostanie on jednak ustanowiony według funkcji tych sił i formacji.
Jako projekt budowany przez wiedzę będzie miał w stosunku do nich
specyficzny charakter. Będzie miał zatem część naukową. Zostanie zaproponowany (w formie otwartej na zmiany przez tych i dla tych, którzy się
nim zajmą) po to, by siły polityczne podjęły się tego, za co są odpowiedzialne. W tej dziedzinie, która angażuje przyszłość nowoczesnego społeczeństwa oraz jego wytwórców, ignorancja i niewiedza stanowią odpowiedzialność wobec historii, o którą się upominamy.
b) bardziej zaawansowane projekty urbanistyczne – w tym „modele”,
formy przestrzeni i czasu miejskiego, bez względu na to, czy są aktualnie
możliwe do realizacji, czy nie, utopijne czy nie (to znaczy świadomie
utopijne). Nie wydaje się, by modele te mogły ograniczyć się do prostych
studiów nad miastem i istniejącymi typami tego, co miejskie, czy prostą
kombinacją elementów. Formy czasu i przestrzeni będą, poza sytuacjami
przeciwnymi, wymyślone i zaproponowane w obrębie praxis. Niech rozwija się wyobraźnia, nie ta umożliwiająca ucieczkę czy wyzwolenie, która
wspiera ideologie, ale wyobraźnia, która angażuje się w odzyskiwanie
[approprier] (czasu, przestrzeni, życia psychicznego, pożądania). Dlaczego
nie przeciwstawić miastu wiecznemu miast efemerycznych i centrów
mobilnych – centrom stabilnym? Wszelka śmiałość jest dopuszczalna.
Dlaczego ograniczać te propozycje do morfologii czasu i przestrzeni?
Niewykluczone, że propozycje będą dotyczyły również stylu życia, sposobów życia w mieście, rozwoju tego, co miejskie w tym kontekście.
W obrębie tych dwóch serii pojawią się propozycje krótkofalowe,
średnioterminowe i długofalowe, przy czym te ostatnie będą właściwą
strategią miejską.
Henri Lefebvre
193
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Społeczeństwo, w którym żyjemy, wydaje się zwracać w stronę obfitości, a przynajmniej w stronę dostatku (trwałe dobra i przedmioty, ilość,
satysfakcja, racjonalność). Pozwala przy tym w gruncie rzeczy na to, by
drążyła je kolosalna pustka, w której tłoczą się ideologie i unosi się mgła
retoryki. Jednym z głównych zadań, które mogą pojawić się przed aktywnym myśleniem, oprócz spekulacji i kontemplacji oraz poza wiedzą
fragmentaryczną i pokawałkowanym poznaniem, jest zaludnienie tej
przestrzeni – nie tylko językiem.
W czasach, gdy ideologie często debatują o strukturach, destrukturyzacja miasta ujawnia głębię dezintegracji (społecznej i kulturalnej).
Rozpatrywane globalnie społeczeństwo okazuje się głęboko niespójne.
Między podsystemami i strukturami skonsolidowanymi za pomocą
rozmaitych środków (ograniczenia, terror, perswazja ideologiczna) znajdują się dziury, czasem wręcz otchłanie. Te puste przestrzenie nie pojawiają się przez przypadek. Są to również przestrzenie możliwości, posiadają przynajmniej ich elementy, dryfujące lub rozproszone, ale nie mają
siły mogącej je zjednoczyć. Co więcej, działania strukturyzujące i władza
społecznej pustki dążą do zakazywania działania i utrwalenia prostej
obecności tych sił. Instancje tego, co możliwe, nie mogą się spełnić
inaczej, jak tylko poprzez radykalną metamorfozę.
W tej sytuacji ideologia nadaje pozornie absolutny charakter „naukowości”, nauce dotyczącej tego, co rzeczywiste, która ją kawałkuje i przekształca, zaś czyniąc to, oddala to, co możliwe i zamyka mu drogę.
Jednak nauka (czyli nauki cząstkowe) ma wyłącznie charakter programowania. Dostarcza programowi elementów. Jeśli zgodzimy się, że elementy
te konstytuując pojedyncze chwile, stanowią zarazem totalność, jeśli
chcemy dosłownie potraktować program, to przedmiot wirtualny traktujemy jak przedmiot techniczny, który jest już dany. Realizujemy
w ten sposób projekt pozbawiony krytyki, niemający nawet autokrytyki,
projekt ten z kolei realizuje, projektując ją w terenie, określoną ideologię, tę właściwą technokratom. Programowanie jest z konieczności niewystarczające. W trakcie działania podlega ono zmianom. Tylko siła
społeczna zdolna do tego, by włączyć się w to, co miejskie, podczas
długich doświadczeń politycznych, może podjąć się realizacji programu
dotyczącego społeczeństwa miejskiego. Nauka o mieście przynosi z kolei
takiej perspektywie podstawy teoretyczne i krytyczne, pozytywną bazę.
Utopia kontrolowana przez dialektyczny rozum służy jako straszak na
pseudonaukowe fikcje. Owe podstawy i baza zapobiegają pogrążeniu
się refleksji w pustym programowaniu. Ruch dialektyczny prezentuje
się tu jako relacja między nauką a siłą polityczną, jako dialog, coś, co
aktualizuje relacje „teoria – praktyka” i „pozytywna – negatywna krytyka”.
Prawo do miasta
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
194
Podobnie jak nauka, z konieczności niewystarczająca, również sztuka
wnosi do realizacji tego, co miejskie, swą długą medytację o życiu jako
dramacie i rozkoszy. Co więcej, i przede wszystkim, sztuka przywraca
właściwy sens dzieła, przynosi różnorodne zawłaszczone i przekształcone
[appropriee] figury czasu i przestrzeni: nieprzeżyte, niezaakceptowane
przez bierną rezygnację, ale przekształcone w dzieło. Muzyka pokazuje
przystosowanie czasu, malarstwo i rzeźba – przestrzeni. Jeśli nauki odkrywają cząstkowe determinizmy, sztuka (jak również filozofia) pokazuje, jak
rodzi się totalność, wychodząc od cząstkowych uwarunkowań. Na siłę
społeczną zdolną zrealizować społeczeństwo miejskie spada obowiązek
uczynienia efektywną i wydajną jedności (syntezy) sztuki, techniki i poznania. Jako wiedza o mieście, sztuka i historia sztuki włączają się w namysł
nad miejskością, który może nadać skuteczność zapowiadającym ją obrazom. Namysł taki, nakierowany na realizację działania, byłby zarazem
utopijny, jak i realistyczny, jednocześnie znosząc tę opozycję. Można nawet
stwierdzić, że maksimum utopizmu połączy się z optimum realizmu.
Między sprzecznościami charakteryzującymi epokę są również te
(szczególnie trudne) zachodzące między rzeczywistością społeczną
a elementami cywilizacji, które się w nią wpisują. Z jednej strony ludobójstwo, a z drugiej działania (medyczne i inne) pozwalające uratować
dziecko albo wydłużyć agonię. Jedna z ostatnich sprzeczności, choć nie
najmniejsza, wyszła na światło dzienne właśnie tutaj, między socjalizowaniem społeczeństwa a uogólnioną segregacją. Istnieje też wiele innych
sprzeczności, jak ta między etykietą rewolucjonisty i przywiązaniem do
kategorii przezwyciężonego racjonalizmu produktywistycznego. Jednostka, tkwiąc w centrum sił społecznych z uwagi na presję mas, sama
się utwierdza i nie umiera. Prawa wychodzą na światło dzienne; stają się
obyczajem czy nakazem, za którym w mniejszym lub większym stopniu
podąża działanie. Wszyscy świetnie wiemy, jak konkretne prawa pojawiają się, by uzupełnić abstrakcyjne prawa człowieka i obywatela wypisane na frontonie budowli demokracji od jej rewolucyjnych początków:
prawa dla osób w każdym wieku i płci (dzieci, starcy, kobiety), prawa
grup społecznych (proletariat, chłopi), prawo do wykształcenia i edukacji, prawo do pracy, kultury, odpoczynku, zdrowia, mieszkania. Dzieje
się tak pomimo ogromnych zniszczeń, wojen światowych, zagrożeń,
terroru nuklearnego, a może właśnie za ich sprawą. Presja klasy robotniczej była i jest konieczna (ale niewystarczająca) dla pełnego rozpoznania tych praw, dla tego, by przeniknęły one do obyczajów, dla wpisania
ich do nadal niekompletnych kodeksów.
O dziwo, prawo do natury (do wsi i „natury czystej”) od kilku lat
przenika do społecznej praktyki dzięki rozrywce. Wydeptało sobie ścieżki
Henri Lefebvre
195
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
poprzez, dziś już banalne, krytyki hałasu, zmęczenia, „koncentracyjnego”
uniwersum miast (podczas gdy one same gniją lub wybuchają). Powiedzielibyśmy: przedziwne ścieżki, natura staje się wartością użytkową
i towarem, sprzedaje się ją i kupuje. Skomercjalizowane, uprzemysłowione rozrywki, zorganizowane instytucjonalnie, niszczą ową „naturalność”, którą zajmujemy się, by nią handlować i by handlować rozrywkami. Natura, czy właściwie to, co za nią uważamy, to, co z niej zostało,
staje się rozrywkowym gettem, miejscem oddzielonym od rozkoszy,
pozostałością „kreatywności”. Mieszkańcy miast wnoszą ze sobą miejskość
[l’urbain], nawet jeśli nie przynoszą przy tym [materialnie elementów
– przyp. red.] tego, co miejskie [l’urbanite]. Skolonizowana przez nich
wieś straciła właściwości, cechy i urok wiejskiego życia. To, co miejskie,
pustoszy wieś, zurbanizowana wieś z kolei przeciwstawia się wiejskości
wywłaszczonej, skrajnemu przypadkowi wielkiej nędzy mieszkańców
tego, co zamieszkiwane, i samego zamieszkiwania. Czy prawo do natury
i prawo do wsi nie niszczą się same?
Wobec tego prawa, czy raczej pseudoprawa, prawo do miasta ogłasza
się niczym płacz, niczym żądanie. Przez nieoczekiwane zwroty – nostalgię, turystykę, powrót do serca tradycyjnego miasta, wezwanie już istniejących lub właśnie utworzonych centralności – prawo to postępuje
bardzo powoli. Żądanie natury, pragnienie, by móc się nią rozkoszować,
wynikają z prawa do miasta. To ostatnie żądanie ogłasza się pośrednio
jako tendencja do uciekania z podupadłego i nieodnowionego miasta,
z wyalienowanego życia miejskiego, zanim zaczęło realnie istnieć.
Potrzeba i „prawo” do natury zaprzeczają prawu do miasta, nie dochodzi
przy tym do jego rozmycia. (Nie oznacza to, że nie powinniśmy chronić
rozległych naturalnych przestrzeni przed mało miejskimi udoskonaleniami eksplodującego miasta.)
Prawa do miasta nie można formułować jako prostego prawa odwiedzin lub jako powrotu do miast tradycyjnych. Może ono zostać sformułowane wyłącznie jako przekształcone i odnowione prawo do miejskiego
życia. Nieważne, czy tkanka miejska będzie obejmowała wieś i to, co
z wiejskiego życia pozostało, o ile tylko „to, co miejskie” [l’urbain],
miejsce spotkania, pierwszeństwo wartości użytkowej, wpisanie w przestrzeń czasu obiecanego w nadrzędnej pozycji względem innych dóbr
znajdą swą morfologiczną podstawę, swą praktyczno-zmysłową realizację. Jest to założeniem integralnej teorii miasta i społeczeństwa miejskiego,
wykorzystującej zasoby nauki i sztuki. Tylko klasa robotnicza może stać
się podmiotem [agent], nosicielem czy społecznym wsparciem dla tej
zmiany. Dziś znowu, podobnie jak sto lat temu, podważa ona i neguje
przez samo swoje istnienie strategię klasową wymierzoną przeciwko niej.
Prawo do miasta
Tylko klasa robotnicza
może stać się
podmiotem [agent],
nosicielem czy
społecznym wsparciem
dla tej zmiany
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
196
Zupełnie jak sto lat temu, choć w nowych warunkach, skupia ona interesy (przekraczając to, co bezpośrednie i sztuczne) całego społeczeństwa
i przede wszystkim tych, którzy zamieszkują. Olimpijczycy i nowa arystokracja miejska (kto by ją ignorował?) już nie mieszkają. Przemieszczają
się z pałacu do pałacu lub z zamku do zamku. Zarządzają flotą lub
ziemią ze swojego jachtu; są wszędzie i nigdzie. Stąd pochodzi fascynacja, jaką wzbudzają oni w ludziach pogrążonych w codzienności; oni
przekraczają codzienność, posiadają naturę i pozwalają gliniarzom tworzyć kulturę. Czyż trzeba rozwlekle opisywać sytuację młodych i młodzieży, studentów i intelektualistów, armii pracowników z białymi kołnierzykami i bez, mieszkańców prowincji, wszelkiego rodzaju
skolonizowanych i quasi-skolonizowanych, wszystkich tych, którzy ciężko
znoszą pełną znoju codzienność; czyż koniecznie musimy tu demonstrować szyderczą nędzę i tragiczny sens mieszkańca, mieszkańców przedmieść, ludzi, którzy żyją w osiedlowych gettach, gnijących centrach
starożytnych miast i na osiedlach oddalonych od ich centrów? Wystarczy otworzyć oczy, by zrozumieć życie codzienne człowieka, który biegnie
ze swojego domu na bliski lub odległy dworzec, do zatłoczonego metra,
do biura czy fabryki, żeby wieczorem wrócić tą samą drogą, przyjść do
domu, by odzyskać siły, by zacząć od nowa następnego dnia. Obraz tej
uogólnionej nędzy nie byłby możliwy bez obrazów „satysfakcji”, które
nędzę tę skrywają, stając się środkiem jej zatajenia i ucieczki przed nią.
Z jęz. francuskiego przełożyła Ewa Majewska
Współpraca Łukasz Stanek
Henri Lefebvre
197
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Henri Lefebvre (1901–1991) – francuski socjolog i filozof, wybitny
intelektualista marksistowski, profesor socjologii na Université de Strasbourg i Université Paris Ouest Nanterre La Défense. W czasie II wojny
światowej uczestnik francuskiego ruchu oporu, w latach 1928-1958
członek Francuskiej Partii Komunistycznej (z której wyrzucono go pod
zarzutem reformizmu). Twórca koncepcji „prawa do miasta”, „miejskiej
rewolucji” i „społecznej produkcji przestrzeni”. Autor wielu książek m.in.
Le matérialisme dialectique (1939), Critique de la vie quotidienne (1947),
Problèmes actuels du marxisme (1958), Le Droit à la ville (1968), La
Révolution urbaine (1970), Evolution or Revolution (1974, razem z Leszkiem Kołakowskim), Production de I’espace (1974), La présence et l’absence
(1980), Éléments de rythmanalyse: Introduction à la connaissance des
rythmes (1992, razem z Catherine Regulier-Lefebvre). Na język polski
przetłumaczono do tej pory jedynie trzy książki z wczesnego okresu
twórczości Lefebvre’a: Marks a idea wolności (1949), Kartezjusz (1950),
Przyczynek do estetyki (1956).
Cytowanie:
H. Lefebvre, Prawo do miasta, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://
www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/14.Lefebvre.
pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Henri Lefebvre
Title: The Right to the City
Summary: The article provides a new proposition of thinking about such categories
as a city, the urban, urban strategy and social practices connected with analytical
science of the city, which is only at the outline stage, but also projected by Lefebvre
himself. This turn seems necessary due to the death of traditional city and old
humanism. The article is also a passionate and utopian (in positive sense of term)
manifesto for democratization of right to the city consisting of cry and demand of
the dispossessed from such a prerogative. The author argues that an urban strategy
based on a new science of the city needs social support and political force. They will
be provided by the working class, putting an end to the urban segregation.
Key words: city, the urban, right to the city, utopia, analytical science of the city,
inhabiting, humanism, practice.
Prawo do miasta
}
David Harvey
Stosunki
klasowe,
sprawiedliwość spol eczna
i polityka róz·nicy*
/
Artykuł analizuje polityczne i epistemologiczne ograniczenia
postmodernistycznej krytyki sprawiedliwości w dobie ekonomicznych i ideologicznych rządów uniwersalizmu wolnorynkowego. Interpretując brak politycznej odpowiedzi na
pochłaniający 25 ofiar pożar zakładu przetwórstwa drobiu
w Hamlet w Karolinie Północnej, autor podejmuje dyskusję
nad kwestiami polityki tożsamości, wielokulturowości,
usytuowania, inności i różnicy. Zdaniem Harveya nie sposób
o nich argumentować w oderwaniu od otoczenia politycznego i warunków materialnych. To właśnie powrót do
zaniedbywanej przez postmodernistów problematyki ekonomicznej (w tym kwestii wyzysku, klasy czy akumulacji) oraz
epistemologia oparta na materializmie historyczno-geograficznym pozwalają na odzyskanie pojęć uniwersalności
(w dialektycznej relacji z partykularnością) i sprawiedliwości
społecznej jako potężnego dyskursu mobilizującego działania
polityczne.
Słowa kluczowe: sprawiedliwość społeczna, uniwersalność, stosunki
klasowe, polityka różnicy, postmodernizm
* Źródło: D. Harvey, Class Relations, Social Justice and the Politics of Difference,
[w:] M. Keith, S. Pile (red.), Place and the Politics of Identity, London 1993,
s. 41-65.
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
200
Trudno jest dyskutować na temat polityki tożsamości, wielokulturowości, „inności” i „różnic” w oderwaniu od warunków materialnych oraz
projektów politycznych. Dlatego też sytuuję moją dyskusję w kontekście
konkretnej problematyki – poszukiwania „sprawiedliwego społecznie”
porządku społecznego – w konkretnych okolicznościach mających obecnie miejsce w Stanach Zjednoczonych.
Hamlet, Karolina Północna
W małym miasteczku o nazwie Hamlet w Karolinie Północnej (liczącym
około 6000 mieszkańców), znajduje się zakład przetwórstwa drobiu
Imperial Foods. W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku wytwarzanie kurczaków było wielkim biznesem, związanym z masową, zmechanizowaną produkcją po niskich kosztach. Dla wielu ubogich Amerykanów (w ostatnich dwóch dekadach dotkniętych zmniejszającymi
się przychodami), drób konsekwentnie staje się podstawowym źródłem
protein; jego konsumpcja podwoiła się w owym czasie, dorównując
spożyciu wołowiny. Strefa produkcji brojlerów rozciągająca się szerokim
łukiem od wschodniego wybrzeża Maryland wzdłuż obu Karolin i przez
dalekie południe aż po Teksas Panhandle znana jest jako „Pas Brojlerów”,
gdyż dochody z rolnictwa pochodzą przede wszystkim z przemysłu drobiowego. Warunki w tej branży bynajmniej nie są higieniczne. Zakażenia salmonellą są endemiczne, a opis warunków produkcyjnych jest
przyczyną frustracji nawet u osób średnio wrażliwych na prawa zwierząt.
Przemysł drobiowy zapewnia 150000 miejsc pracy w około 250 zakładach, zlokalizowanych głównie w bardzo małych miasteczkach lub na
terenach wiejskich w całym Pasie Brojlerów.
We wtorek, 3 września 1991 roku, dzień po obchodach amerykańskiego „święta pracy”, zakład Imperial Foods w Hamlet stanął w ogniu.
Wiele z wyjść ewakuacyjnych było zamkniętych. 25 z 200 pracowników
zatrudnionych w zakładzie zginęło, a następnych 56 odniosło poważne
obrażenia.
Był to tragiczny wypadek przemysłowy, przynajmniej jak na standardy
wysoko rozwiniętego kraju. Struck jako jeden z niewielu dziennikarzy
obnażył brutalną prawdę na temat „współczesnego przemysł uciemiężenia” panującego na amerykańskim południu. Zatrudnieni w zakładzie
zaczynają z minimalną płacą w wysokości 4.25 dolara na godzinę, która
następnie wzrasta do 5.60 dolara. Przekłada się to na zarobki netto
niższe niż 200 dolarów tygodniowo. Takie wynagrodzenie znajduje się
poniżej granicy ubóstwa dla rodziny niepełnej. Jednakże w Hamlet nie
David Harvey
201
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
ma praktycznie innych możliwości zatrudnienia, a dla tego konkretnego
miasta fabryka przetwórstwa drobiu jest kluczowym atutem gospodarczym. Uściślając, „dla wielu ludzi jakakolwiek praca jest lepsza niż żadna”.
Mieszkańcy tego typu odizolowanych geograficznie wiejskich miasteczek
są zatem łatwym łupem dla przemysłu poszukującego taniej, niezorganizowanej i łatwej do zdyscyplinowania siły roboczej.
Robotnicy zakładu Imperial Foods, opisując poniżające warunki tam panujące,
podkreślają kilka korzyści i brak bezpieczeństwa zatrudnienia. Byli regularnie
lżeni przez szefów. Pozwalano im tylko na jedną przerwę toaletową podczas
pracy przy taśmie produkcyjnej. Nawet jeden dzień wolny wymagał zwolnienia
lekarskiego. Każde naruszenie było odnotowywane jako „incydent”, a pięć
skutkowało zwolnieniem. „Przełożeni traktowali Cię jak gdybyś był zerem,
a wszystko, czego oczekiwali, to żebyś wyprodukował ich kurczaka” powiedziała
36-letnia Brenda MacDougald, która pracowała w zakładzie dwa lata. „Traktowali ludzi jak psy” powiedział zgorzkniale Alfonso Anderson. Peggi, jego żona
przez 27 lat, zginęła w pożarze. Pracowała tam, pomimo swoich narzekań, 11
lat. „Tutaj musisz być w stanie przełknąć kilka rzeczy, żeby utrzymać pracę”,
dodał, walcząc z napływającymi łzami1.
Karolina Północna chełpi się długą tradycją niskich płac, przyjaznym
klimatem gospodarczym i regulacjami prawnymi, które trzymają
w ryzach związki zawodowe, w celu przyciągnięcia jak największej liczby
przedsiębiorców dokładnie tego typu. Roczny przychód pochodzący
z przemysłu drobiowego szacuje się na ponad 1,5 miliarda dolarów.
W tym przypadku jednak, „przyjazny klimat biznesowy” nie przekłada
się na egzekwowanie praw bezpieczeństwa i higieny pracy. Karolina
Północna „ma tylko 14 inspektorów BHP i 27 inspektorów bezpieczeństwa, najmniej w kraju w stosunku do liczby 114 inspektorów
rekomendowanych w wytycznych federalnych”. Choć pracownicy
federalni powinni, pod kongresowym mandatem, wyrównać tę różnicę,
to żaden z nich nie odwiedził w ostatnich latach zakładów w Karolinie
Północnej. Brojlernie w Hamlet nie zostały skontrolowane przez 11 lat
swojej działalności. „Nie było gaśnic, instalacji tryskaczowych i zraszaczy, nie było też drzwi ewakuacyjnych”. Inne zakłady zlokalizowane
w tym stanie podlegały kontrolom równie rzadko, wystawione na pastwę
naruszeń, pomimo powszechności pożarów oraz skali urazów zawodowych, która w tym przemyśle jest prawie trzykrotnie większa niż średnia krajowa.
1 D. Struck, South’s Poultry Plants Thrive, Feeding on Workers’ Need, “Baltimore
Sun”, 8 września 1991, Section A.
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
202
Incydent w Hamlet spowodował wiele istotnych przemyśleń. Po
pierwsze, jest to nowoczesny (a zatem niedawno utworzony) przemysł,
jednak opis panujących w nim warunków zatrudnienia można by
z łatwością włączyć do rozdziału „Dzień pracy” w Kapitale Karola Marksa
(opublikowanym w 1867 roku) i nikt nie zauważyłby tu zasadniczej
różnicy. Z pewnością nie wróży to dobrze (w tym lub innym sensie)
„wolnorynkowemu tryumfalizmowi”, który napotykamy, gdy spoglądamy
na Wschód, skoro to smutne porównanie pomiędzy dziewiętnastowiecznym poziomem wyzysku w Wielkiej Brytanii i warunkami zatrudnienia
w niedawno powstałych przedsiębiorstwach w najpotężniejszym zaawansowanym przemysłowo kraju na świecie – można również odnieść i do
Zachodu. Najbardziej oczywistym porównaniem w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych jest pożar w fabryce Triangle Shirtwaist (dalej: TSC)
w 1911 roku, w którym zginęło 146 robotników. Doprowadził on do
protestu 100 tysięcy osób maszerujących przez Broadway. Marsz ten stał
się cause célèbre dla ruchów robotniczych walczących o polepszenie
ochrony w miejscach pracy. Jednakże, jak zauważa Davidson, „pomimo
zawrotnej plątaniny praw, regulacji i kodeksów przyjętych dla ochrony
pracowników, większość robotników Imperial zmarło w ten sam sposób
jak kobiety w Nowym Yorku: waląc z desperacją w zamknięte lub zablokowane drzwi przeciwpożarowe”.
Drugą refleksją jest to, iż powinniśmy zwracać większą uwagę na
struktury przemysłowe rozwijające się na terenach wiejskich i w małych
miasteczkach w Stanach Zjednoczonych. To właśnie tam w ostatniej
dekadzie odnotowano spadek zatrudnienia w rolnictwie, nie mówiąc
już o licznych przypadkach upadłości gospodarstw rolnych. Pozostawiły
one relatywnie odizolowaną rezerwową armię przemysłową (również
opisaną w Kapitale Marksa2), która jest bardziej podatna na wyzysk niż
jej miejski odpowiednik. Amerykański przemysł długo korzystał z przestrzennego rozproszenia i izolacji geograficznej pracowników jako jednego z głównych mechanizmów kontroli siły roboczej (w przedsiębiorstwach przetwórstwa drobiu i pakowania mięsa mechanizm jest
oczywisty, ale ta zasada dotyczy również branży elektronicznej i innych
rzekomo ultranowoczesnych przemysłów). Niedawne transformacje
w organizacji, elastyczne wybory lokalizacji i deregulacja zostały tutaj
przekształcone w całkowicie niewyrafinowane formy przymusowego
wyzysku, które są raczej pre- niż postfordowskie.
2 Zob. np. K. Marks, Kapitał, t. 1, [w:] MED, t. 23, Warszawa 1968, s. 774847; Rozdział 23: Ogólne prawo akumulacji kapitalistycznej, część 5: Ilustracja ogólnego prawa akumulacji kapitalistycznej.
David Harvey
203
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Prowadzi mnie to do trzeciego wniosku dotyczącego demontażu,
poprzez zachodzącą w dwóch ostatnich dekadach deindustrializację
i reorganizację przemysłową, wielu sił i instytucji charakterystycznych
dla „tradycyjnych” form władzy klasy robotniczej (np. niebieskie kołnierzyki i związki zawodowe). Rozproszenie i tworzenie wielu nowych zawodów na terenach wiejskich ułatwiło kapitalistyczną kontrolę poprzez
wyszukanie niezrzeszonej i uległej siły roboczej. Śródmiejskie sektory
produkcji, które zawsze były zdolne do wyrażania swojego niezadowolenia lub żądań politycznych, zostały zredukowane albo do stref wysokiego
bezrobocia (miasta takie jak Chicago, Nowy Jork, Los Angeles i Baltimore
w przeciągu ostatnich 20 lat zredukowały liczbę tradycyjnych „niebieskich
kołnierzyków” o połowę) albo do niezorganizowanych przemysłów typu
sweat shop. Niezwiązane z finansami śródmieścia, które w przeszłości
nieprzypadkowo były obiektem zainteresowania przedsiębiorców, coraz
częściej stają się centrami bezrobocia i opresji (takiej, która doprowadziła
do zamieszek w Los Angeles w 1992 roku) w stopniu większym niż
centra wyzysku siły roboczej i klasy robotniczej tradycyjnego typu.
Niecierpiącą zwłoki kwestią, którą chciałbym tu rozważyć, jest ogólny
brak odpowiedzi politycznej na to katastroficzne wydarzenie. Podczas
gdy pożar Triangle Shirtwaist sprowokował masowe demonstracje na
początku dwudziestego wieku w Nowym Jorku, pożar w Hamlet
w Karolinie Północnej, pod koniec tego samego stulecia, praktycznie
nie zainteresował mediów i polityków, choć niektóre grupy robotnicze
i organizacje polityczne (takie jak koalicja Jackson’s Rainbow) próbowały
skupić na nim uwagę jako kwestii pilnej etycznie i moralnie. Kontrastowała z tym w interesujący sposób rozprawa nominacyjna Clarence’a
Thomasa w Sądzie Najwyższym (we wrześniu 1991), która stała się przewodnim wątkiem sporej części działań i propagandy politycznej, jak
również debaty medialnej. Warto odnotować, iż rozprawa ta skupiała
się na poważnych pytaniach o stosunki rasy i płci bardziej w kontekście
„profesjonalistów” niż klasy robotniczej. Warto też skontrastować wydarzenia z Hamlet z tymi, które miały miejsce w Los Angeles, gdzie opresja wyrażona pobiciem Rodney’a Kinga na autostradzie i porażka podczas skazywania zaangażowanych w to oficerów policji, wywołała
faktyczne miejskie powstanie wśród osób nieuprzywilejowanych. Natomiast śmierć 26 osób za sprawą wyzysku w wiejskiej fabryce nie wywołała właściwie żadnej reakcji.
Te kontrasty stają się jeszcze bardziej znaczące, kiedy zdamy sobie
sprawę, że wśród 25 ofiar, które zginęły w pożarze w Hamlet, było 12
osób pochodzenia afroamerykańskiego, a 18 stanowiły kobiety. Nie jest
to szczególne odstępstwo od profilu struktury zatrudnienia w Pasie
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Teza, którą chciałbym
w tym miejscu
rozwinąć, to
stwierdzenie, że to typ
surowej polityki
wyzysku stworzył
sytuację, w której
wypadek (pożar) miał
takie, a nie inne
konsekwencje. To, co
zdarzyło się w Hamlet
w Karolinie Północnej
było bowiem, jak
skonkludował Struck,
„wypadkiem, który po
prostu musiał się
wydarzyć”
204
Brojlerów, chociaż w sektorze Panhandle w Teksasie Latynosi zastępują
zwykle Afroamerykanów. Podobieństwo, które przecina linie rasy i płci,
dotyczy tu w dość oczywisty sposób klasy. Trudno nie zauważyć natychmiastowych implikacji tego faktu – prosta, tradycyjna forma polityki
klasowej mogłaby chronić interesy kobiet i mniejszości równie dobrze,
co białych mężczyzn. To z kolei pozwala postawić ważne pytanie: jaka
dokładnie polityka, jaka definicja sprawiedliwości społecznej oraz etycznej i moralnej odpowiedzialności jest właściwa do chronienia takich
wyzyskiwanych populacji, nierespektowanych ze względu na swoją rasę
i płeć? Teza, którą chciałbym w tym miejscu rozwinąć, to stwierdzenie,
że to typ surowej polityki wyzysku stworzył sytuację, w której wypadek
(pożar) miał takie, a nie inne konsekwencje. To, co zdarzyło się w Hamlet w Karolinie Północnej było bowiem, jak skonkludował Struck,
„wypadkiem, który po prostu musiał się wydarzyć”.
Rozważmy najpierw ogólną historię bezpieczeństwa miejsca pracy
oraz praktyk regulacyjnych i ich egzekwowania w Stanach Zjednoczonych.
Walka robotnicza wokół wydarzeń takich jak pożar TSC w latach dwudziestych dwudziestego wieku uczynił reguły BHP istotnym problemem
politycznym. Fundamentalnym aspektem koalicji Nowego Ładu Roosevelta (włączającej także związki zawodowe), było spełnienie choćby minimalnych wymagań dotyczących tej kwestii bez pogwałcenia interesów
gospodarczych. NLRB3 osiągnęła zdolność do regulacji konfliktów klasowych w miejscach pracy (włączając konflikty dotyczące bezpieczeństwa),
jak również możliwość określania legalnych warunków zakładania związków zawodowych (często wiążących się bezpośrednio z problemami
bezpieczeństwa i zdrowia). Nie nastąpiło to jednak aż do 1970 roku,
kiedy to Demokraci, kontrolujący w tym czasie Kongres, skonsolidowali
elementy ustawodawstwa powstające od czasów Nowego Ładu w ramach
organizacji OSHA4, posiadającej rzeczywiste uprawnienia regulowania
praktyki gospodarczej w miejscach pracy. Należy zaznaczyć, że ustawodawstwo to było częścią pakietu reform, które utworzyły Agencję Ochrony
Środowiska, CPSC, NTSC oraz MASHA5. Na początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku każda z tych instytucji sygnalizowała znacznie większą gotowość kontrolowanego przez demokratów Kongresu
(mimo republikańskiego prezydenta) do uchwalenia ustaw rozszerzających
uprawnienia państwa do interweniowania w gospodarkę.
3 The National Labor Relations Board (przyp.tłum.).
4 Occupational Safety and Health Administration (przyp.tłum.).
5 Consumer Product Safety Commission, National Traffic Safety Commission,
Mine and Safety Health Administration (przyp. tłum.).
David Harvey
205
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Uważam za ważne, aby rozpoznać warunki, które doprowadziły Demokratów (partię polityczną, która od czasów Nowego Ładu starała się wchłonąć interesy klasy robotniczej, choć nigdy nie zmierzała do ich reprezentowania, nie mówiąc już o byciu ich aktywnym narzędziem) do
uchwalenia ustawodawstwa o takim interwencjonistycznym charakterze.
Nie było ono w rzeczywistości rezultatem polityki spod znaku klasy
i przekrojowych sojuszy, która stworzyła Nowy Ład, lecz wynalazkiem
końca dekady [lat siedemdziesiątych], wiążącym się z przejściem od uniwersalnych (np. bezpieczeństwa socjalnego) do specjalnych programów
nastawionych na pomoc w regeneracji centrów miast (Model Cities i federalny program mieszkaniowy), opiekę nad osobami starszymi lub ubogimi
(Medicare i Medicaid) oraz konkretne grupy społeczne o niekorzystnej
sytuacji (Headstart i Affirmative Action). To przejście od uniwersalizmu
do koncentracji na określonych grupach doprowadziło do nieuniknionych
napięć pomiędzy nimi, bardziej rozczłonkowując niż umacniając progresywny sojusz klasowy. Każdy element ustawodawstwa powstały we wczesnych latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku odwoływał się do
innej grupy (związków zawodowych, ekologów, rzeczników konsumentów
itp.). Efektem netto było jednak stworzenie dość uniwersalnego zagrożenia
interwencją w sferę gospodarki przez wiele grup interesu, a w pewnych
sytuacjach – jak w wypadku OSHA – także w dziedzinę produkcji.
Ta ostatnia to oczywiście bardzo niebezpieczne terytorium. Podczas
gdy przyjęte zostało, nawet wśród najbardziej liberalnych kapitalistów,
że państwo zawsze pełni fundamentalną rolę w zapewnianiu prawidłowego
funkcjonowania rynku i przestrzegania praw dotyczących własności prywatnej, interwencje w „tajemniczą siedzibę produkcji”6, gdzie kryje się
sekret generowania zysku, zawsze wywołują duży opór klasy kapitalistycznej, co zostało już dawno wskazane przez Marksa. Owo stąpanie po
poświęconej ziemi biznesowych prerogatyw wywołało natychmiastową
reakcję polityczną. Edsall wcześnie rozpoznał jej główne kierunki:
W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku podmioty biznesowe wypracowały zdolność do działania jako klasa, zastępując instynkty rywalizacji połączonymi, kooperatywnymi działaniami na arenie legislacyjnej. Zamiast pojedynczych przedsiębiorstw, szukających prywatnych korzyści, wątkiem
przewodnim strategii politycznej biznesu stał się wspólny interes w zwalczaniu
ustaw dotyczących ochrony praw konsumenta, reformy prawa pracy oraz wprowadzania korzystnych stawek podatkowych i regulacji antymonopolowych7.
6 K. Marks, Kapitał, t.1, s. 203.
7 T. Edsall, The New Politics of Inequality, New York 1984, s. 128.
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
206
Działając jako klasa, podmioty biznesowe w latach siedemdziesiątych
i osiemdziesiątych dwudziestego wieku coraz częściej wykorzystywały
swoje polityczne i finansowe wpływy (zwłaszcza poprzez komitety działania politycznego) w celu skutecznego przechwycenia partii republikańskiej jako instrumentu klasowego i zawiązania koalicji przeciwko
wszelkim formom interwencji rządowych (za wyjątkiem tych, które
przynosiły korzyści), jak i przeciwko państwu dobrobytu (reprezentowanemu przez rządowe wydatki i opodatkowanie). Kulminacją tych
zjawisk była polityka administracyjna Reagana skupiona przede wszystkim na:
pędzie do redukcji najważniejszych federalnych regulacji związanych z przemysłem, środowiskiem, miejscami pracy, opieką zdrowotną oraz relacjami między
kupującym i sprzedającym. Dążenia deregulacyjne administracji Reagana spełniły się za sprawą ostrych cięć budżetowych, obniżających zdolność do egzekucji prawa; poprzez powołanie antyregulacyjnego, nastawionego na przemysł
personelu federalnego; i w końcu, dzięki umocnieniu pozycji Biura Zarządzania
i Budżetu, zyskującego bezprecedensową kompetencję do opóźniania najważniejszych regulacji, poprzez wymuszania wprowadzenia dużych poprawek
w propozycjach regulacji, oraz przeciągnięte w czasie analizy kosztów i strat.
W rzeczywistości oznaczało to skuteczne torpedowanie najważniejszych inicjatyw regulacyjnych8.
Ochocze dążenia partii republikańskiej, by stać się reprezentantem „klasy,
która zdominowała [w owym czasie] jej elektorat”, kontrastowała
z „ideologicznie ambiwalentną” postawą demokratów, która brała się
z faktu „rozproszenia ich związków z różnymi grupami w społeczeństwie
i z tego, że żadna z tych grup – kobiety, czarnoskórzy, robotnicy, emeryci,
Latynosi czy miejskie organizacje polityczne – nie była wyraźnie silniejsza od innych”9. Warto też wspomnieć, iż zależność demokratów od
przedsięwzięć związanych z wielkim kapitałem sprawiła, że wielu z nich
okazało się bardzo wrażliwych na bezpośredni wpływ interesów biznesowych.
Wynik był łatwy do przewidzenia. Kiedy relatywnie spójna siła
klasowa spotyka się z rozbitą wewnętrznie opozycją, która nie potrafi
nawet wyrazić swoich interesów w kategoriach klasowych, rezultat
takiego spotkania nie nastręcza wielu wątpliwości. Instytucje takie jak
NLRB i OSHA zostały znacząco osłabione lub dostosowane do współdziałania raczej z agendami biznesowymi niż robotniczymi. Dla przy8 Tamże, s. 217.
9 Tamże, s. 235.
David Harvey
207
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
kładu, jak zauważa Moody10, w 1983 roku potrzeba było średnio 627
dni, żeby NLRB wydało decyzję w związku z nielegalną praktyką pracodawcy. Czas niemożliwy do przeczekania, jeżeli nielegalne działanie
dotyczyło zwolnienia pracownika, a osoba zwolniona nie miała za co
żyć. Ten polityczny i administracyjny klimat całkowitego braku poszanowania dla obowiązującego prawa pracy i przepisów BHP doprowadził do „wypadku, który musiał się wydarzyć” w Hamlet w Południowej Karolinie.
Niepojawienie się politycznego gniewu, podobnego do tego, jaki
towarzyszył pożarowi Triangle Shirtwaist Company w 1911 roku
w Nowym Jorku, również zasługuje na komentarz. Podobne wydarzenia
w relatywnie odległej wiejskiej scenerii sprawiły wiele problemów logistycznych na drodze natychmiastowej i masowej odpowiedzi politycznej
(takiej jak demonstracja protestacyjna na Broadwayu). Casus ten ilustruje
skuteczność kapitalistycznej strategii geograficznego rozpraszania [oporu]
z dala od upolitycznionych centralnych obszarów miast jako środka
kontroli robotników. Jedynym sposobem uzyskania uogólnionej politycznej odpowiedzi było zainteresowanie sprawą ogólnokrajowych
mediów i wywołanie debaty publicznej. Biorąc pod uwagę współczesne
technologie telekomunikacyjne, istniała bardzo duża szansa powodzenia
takiego przedsięwzięcia. Pojawił się jednak tutaj jeszcze jeden element
– instytucje robotnicze, które mogły się tego podjąć, zostały poważnie
osłabione zarówno w swojej zdolności do reakcji, jak i w dostępie do
mediów. Najważniejsze jednak było to, że sama idea polityki robotniczej
znalazła się w odwrocie (jeśli nie została całkowicie zdyskredytowana
w „radykalnych” kręgach). Działo się to pomimo faktu, że kapitaliści
i przejęta przez nich partia republikańska prowadzili przez ostatnie dwie
dekady powszechną wojnę (typu „wszelkie chwyty dozwolone”) przeciwko najmniej uprzywilejowanym sektorom populacji.
Fakt osłabienia polityki klasy robotniczej w Stanach Zjednoczonych
w połowie lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku wynikać mógł
z wielu przyczyn, które nie mogą zostać tutaj szczegółowo omówione.
Jednym z czynników, który walnie się do niego przyczynił, była wzrastająca fragmentaryzacja „progresywnej” polityki w kierunku bardziej
szczegółowych problemów oraz powstanie tzw. nowych ruchów społecznych, skupionych na gender, rasie, etniczności, ekologii, multikulturalizmie itp. Ruchy tego rodzaju często stawały się działającą i praktyczną
alternatywą dla polityki klasowej tradycyjnego rodzaju, a w pewnych
wypadkach wyrażały wręcz wrogość wobec takiej polityki.
10 K. Moody, An Injury to All, London 1988.
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Efektem
postmodernistycznej
krytyki uniwersalizmu
jest problematyzowanie
każdej próby
zastosowania pojęcia
sprawiedliwości
społecznej. Istnieje
oczywiście sens,
zgodnie z którym
kwestionowanie tego
konceptu jest nie
tylko właściwe, ale
i konieczne
208
Warto zauważyć, iż, zgodnie z moją wiedzą, żadna z instytucji związanych z nowymi ruchami społecznymi nie uznała za stosowne zaangażować się politycznie w to, co stało się w Hamlet. Organizacje kobiece,
dla przykładu, były poważnie zajęte kwestią molestowania seksualnego
i mobilizacją przeciw rozprawie nominacyjnej Clarence’a Thomasa, mimo
tego, że to głównie kobiety zginęły w pożarze w Karolinie Północnej
i to one wciąż znosiły ogromny ciężar wyzysku w Pasie Brojlerów. Organizacje afroamerykańskie i latynoskie, z wyjątkiem Tęczowej Koalicji
i Jessego Jacksona, również pozostały dziwnie ciche w tej sprawie, podczas gdy część ekologów (konkretnie skrzydło zajmujące się prawami
zwierząt) wyraziła więcej współczucia dla kurczaków niż dla pracowników. Ogólny ton wypowiedzi w mediach celował w usensacyjnienie
horroru „wypadku”. Nie mogło być tutaj mowy o próbie zbadania jego
przyczyn ani wskazaniu na klasę kapitalistyczną, partię republikańską,
błędy stanu Karolina Północna lub OSHA jako współwinnych wydarzenia będącego efektem morderczego zaniedbania.
Postmodernistyczna śmierć sprawiedliwości
Odwołując się do najbardziej popularnego znaczenia tego słowa, większość z nas zgodzi się z twierdzeniem, że warunki, w jakich pracują
kobiety, mężczyźni i mniejszości w Hamlet są społecznie niesprawiedliwe.
Takie twierdzenie wymaga założenia, że istnieje jakiś rodzaj ogólnie
przyjętych norm, których przestrzegamy (lub powinniśmy przestrzegać)
na podstawie pojęcia sprawiedliwości społecznej. Co więcej – zakłada
ono, że nie istnieją żadne inne bariery aniżeli zwykła ludzka niepewność
i niejasności, by w pełni zastosować powyższe zasady wobec okoliczności z Karoliny Północnej. Jednak „uniwersalność” w dobie postmodernizmu natychmiast budzi wątpliwość i podejrzliwość, a w skrajnych
wypadkach nawet wrogość. Przekonanie, że uniwersalne prawdy są
możliwe do odkrycia i zastosowania jako wskazówki dla działań polityczno-ekonomicznych, jest dzisiaj często uznawane za nadrzędny grzech
„projektu oświeceniowego” oraz „totalizowania” i „homogenizowania”,
za które odpowiada rzekomo modernizm.
Efektem postmodernistycznej krytyki uniwersalizmu jest problematyzowanie każdej próby zastosowania pojęcia sprawiedliwości społecznej.
Istnieje oczywiście sens, zgodnie z którym kwestionowanie tego konceptu
jest nie tylko właściwe, ale i konieczne – zbyt wiele kolonizowanych
ludów cierpiało za sprawą partykularnej koncepcji sprawiedliwości typowej dla zachodniego imperializmu. Zbyt wielu Afroamerykanów ucier-
David Harvey
209
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
piało z powodu sprawiedliwości białego człowieka, zbyt wiele kobiet
z powodu sprawiedliwości narzuconej przez patriarchalny porządek, zbyt
wielu robotników z powodu sprawiedliwości narzuconej przez kapitalistów, aby uznać tę koncepcję za cokolwiek innego niż problem. Czy
oznacza to jednak, że omawiane pojęcie jest bezużyteczne albo że uznanie wydarzeń z Hamlet za niesprawiedliwe ma niewiele większe znaczenie niż przygodna, lokalna skarga?
Trudności w zastosowaniu tego pojęcia wynikają z ogromnej różnorodności idealistycznych i filozoficznych interpretacji, które zostały do
niego przypisane w trakcie poświęconej mu długiej historii myśli zachodniej. Istnieje wiele rywalizujących z sobą teorii sprawiedliwości społecznej i każda z nich ma swoje wady i zalety. Na przykład poglądy egalitarne
natychmiast stają przed problemem, że „nie ma niczego bardziej nierównego niż równe traktowanie nierównych” (modyfikacja doktryny
równości szans w Stanach Zjednoczonych, poprzez wymagania akcji
afirmatywnej, spotkała się, dla przykładu, z historyczną siłą tego problemu). Teorie prawa pozytywnego (cokolwiek powie prawo, jest to
sprawiedliwe), poglądy utylitarystyczne (największe dobro dla największej liczby osób), umowa społeczna, teoria relatywnej deprywacji czy
wizja prawa naturalnego razem z różnymi intuicjonistycznymi i innymi
interpretacjami sprawiedliwości – wszystkie walczą o naszą uwagę, pozostawiając nas z dylematem – która z teorii sprawiedliwości społecznej
jest najbardziej społecznie sprawiedliwa?
Sprawiedliwość społeczna, mimo całego uniwersalizmu, do którego
zwolennicy poszczególnych jej wersji chcieliby aspirować, od dawna
zdaje się tworzyć raczej heterogeniczny zestaw pojęć. Argumentowanie
za jedną konkretną definicją sprawiedliwości społecznej zawsze zawiera
w sobie odwołanie do kryteriów wyższego rzędu, w celu określenia, która
z teorii sprawiedliwości jest właściwsza lub bardziej sprawiedliwa od
innych. Na horyzoncie majaczy nam nieskończony regres związany
z ową argumentacją z uwagi na relatywną łatwość zdekonstruowania
każdego pojęcia społecznej sprawiedliwości jako znaczącego cokolwiek.
Wyjątek stanowić będą partykularne sytuacje, gdy jakieś jednostki lub
grupy, biorąc pod uwagę ich wielorakie tożsamości i funkcje, zdecydują
o użyteczności któregoś ze znaczeń z pragmatycznych, instrumentalnych,
politycznych czy ideologicznych powodów.
W tym miejscu wydaje się, że istnieją dwie drogi rozwiązania tego
sporu. Pierwszy z nich to przyjrzeć się, w jaki sposób różne koncepcje
sprawiedliwości zakotwiczone są w języku, co prowadzi do teorii znaczenia, jak ta rozwijana przez Wittgensteina, która miała ogromny wpływ
na postmodernistyczny sposób myślenia:
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
210
Lecz ile jest rodzajów zdań? Stwierdzanie, pytanie i rozkaz? – Istnieje niezliczona
ich ilość: niezliczona ilość sposobów użycia tego wszystkiego, co zwiemy „znakiem”, „słowem”, „zdaniem”. I mnogość ta nie jest czymś stałym, raz na zawsze
danym; powstają bowiem, można rzec nowe typy języka, nowe gry językowe,
a inne stają się przestarzałe i idą w zapomnienie […]. Termin „gra językowa” ma
tu podkreślać, że mówienie jest częścią pewnej działalności, pewnego sposobu
życia11.
[J]ak nauczyliśmy się znaczenia owego wyrazu (np. wyrazu „dobry”)? Na jakich
przykładach, w jakich grach językowych? Wtedy łatwiej ci będzie dostrzec, iż
wyraz ten musi mieć całą rodzinę znaczeń12.
Z tej perspektywy sprawiedliwość społeczna nie ma ogólnie przyjętego
znaczenia, lecz całą rodzinę znaczeń, która może zostać zrozumiana tylko
poprzez zakotwiczenie znaczeń w poszczególnych grach językowych.
Powinniśmy zwrócić uwagę na dwie kwestie związane ze sformułowaniem
Wittgensteina. Po pierwsze, odwołanie do „rodziny” znaczeń sugeruje
pewien rodzaj wzajemnych powiązań. Powinniśmy zwrócić uwagę na
charakter tych relacji. Po drugie, każda gra językowa powiązana jest ze
społecznym, komunikacyjnym, empirycznym i percepcyjnym światem
mówiącego. Prowadzi nas to w rezultacie do pewnego rodzaju kulturowego, lingwistycznego bądź dyskursywnego relatywizmu, bazującego
jednak na sytuacji materialnej podmiotu. Powinniśmy zatem zwrócić
na nią uwagę.
Druga droga to uznanie relatywizmu dyskursów o sprawiedliwości,
z naciskiem na to, iż są one przejawem siły społecznej, a rodzina znaczeń
czerpie swoje wzajemne powiązania z natury stosunków władzy w ramach
i pomiędzy różnymi formacjami społecznymi. Najprostszą wersją tej
idei jest interpretacja sprawiedliwości społecznej jako zakorzenionej
w hegemonicznym dyskursie klasy, bądź grupy rządzącej. Idea ta pojawiła
się już w Państwie Platona, gdzie Trazymach argumentował:
[K]ażdy rząd ustanawia prawa dla własnego interesu. Demokracja ustanawia
prawa demokratyczne, dyktatura – dyktatorskie, a inne rządy tak samo. A jak
je ustanowią, wtedy ogłaszają rządzonym, że to jest sprawiedliwe dla rządzonych,
co jest w interesie rządzących, a kto się z tych przepisów wyłamuje, tego karzą
za to, że niby prawo łamie i jest niesprawiedliwy. Więc to jest to, poczciwa duszo,
to, co mam na myśli; że w każdym państwie sprawiedliwość polega na jednym
i tym samym: na interesie mocniejszego13.
11 L. Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, tłum. B. Wolniewicz, Warszawa
2004, s. 20.
12 Tamże, s. 57.
13 Platon, Państwo, tłum. W. Witwicki, Kęty 2003, s. 28-29.
David Harvey
211
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Marks i Engels podali podobny przykład. Ten ostatni pisze tak:
A sprawdzian, którym się mierzy, co jest, a co nie jest prawem naturalnym, tkwi
właśnie w najabstrakcyjniejszym wyrazie samego prawa: w sprawiedliwości. Odtąd
więc dla prawników i dla tych, którzy wierzą im na słowo, rozwój prawa jest to
tylko dążenie do tego, aby coraz bardziej zbliżać porządki ludzkie, o ile znajdują
one wyraz w prawie, do ideału sprawiedliwości, do sprawiedliwości wieczystej.
A ta sprawiedliwość jest to zawsze tylko ujęty pod postacią ideologii i pod
niebiosa wyniesiony wyraz istniejących stosunków ekonomicznych albo od ich
konserwatywnej, albo od rewolucyjnej strony. Sprawiedliwość Greków i Rzymian
uważała niewolnictwo za rzecz słuszną; sprawiedliwość burżuazji z 1789 r. domagała się zniesienia feudalizmu, ponieważ był według niej niesłuszny. Dla junkrów
pruskich nawet kiepska ustawa o okręgach jest obrazą wieczystej sprawiedliwości. Wyobrażenie o tej wieczystej sprawiedliwości zmienia się więc nie tylko wraz
z czasem i miejscem, ale nawet wraz z osobami i należy do rzeczy, przez które,
jak słusznie zauważa Mülberger, „każdy co innego rozumie”. Jeżeli w życiu
codziennym, wobec prostoty stosunków, o których się tam sąd wydaje, wyrażeń
takich, jak słuszny, niesłuszny, sprawiedliwość, poczucie prawa, używa się bez
nieporozumienia również i w stosunku do rzeczy społecznych, to w naukowych
badaniach stosunków ekonomicznych, jak widzieliśmy, powodują one taki sam
beznadziejny zamęt, jaki by na przykład powstał w dzisiejszej chemii, gdyby
chcieć zachować sposób wyrażania się teorii flogistonu14.
Wynika z tego, że „usytuowanie” czy „punkt widzenia” tego, kto stawia
tezę są istotne, jeśli nie decydujące w zrozumieniu partykularnego znaczenia przydawanego owemu pojęciu. Tego rodzaju sentymenty miały
o wiele większe znaczenie w ponowoczesnej literaturze. „Usytuowanie”,
„inność”, „pozycjonowanie” (zazwyczaj rozumiane w pierwszej mierze
w terminach klasy, płci, etniczności, preferencji seksualnych i wspólnoty,
chociaż w niektórych ujęciach nawet te kategorie są postrzegane jako
podejrzane) stały się tu elementami rozstrzygającymi w definiowaniu
tego, jak tworzą się poszczególne zróżnicowane dyskursy (o sprawiedliwości społecznej bądź czymkolwiek innym) i w jaki sposób wykorzystywane są w grze władzy. Nie może istnieć uniwersalna koncepcja sprawiedliwości, do której możemy się odwoływać jako normatywnej
koncepcji oceniającej niektóre zdarzenia, takie jak pożar fabryki Imperial Food. Są tylko rywalizujące, sfragmentaryzowane i heterogeniczne
koncepcje i dyskursy o sprawiedliwości, które wyłaniają się z określonych
sytuacji zaangażowanych w nie ludzi. Zadaniem dekonstrukcji i ponowoczesnej krytyki jest ujawnienie, w jaki sposób wszystkie dyskursy
14 F. Engels, W kwestii mieszkaniowej, [w:] MED, t. 18, Warszawa 1969, s.
309.
Stosunki klasowe...
Nie może istnieć
uniwersalna koncepcja
sprawiedliwości, do
której możemy się
odwoływać jako
normatywnej koncepcji
oceniającej niektóre
zdarzenia, takie jak
pożar fabryki Imperial
Food. Są tylko
rywalizujące,
sfragmentaryzowane
i heterogeniczne
koncepcje i dyskursy
o sprawiedliwości, które
wyłaniają się
z określonych sytuacji
zaangażowanych
w nie ludzi
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
212
o sprawiedliwości społecznej skrywają stosunki władzy. Efekt tego ponowoczesnego rozwinięcia Engelsowskiego toku rozumowania jest świetnie
opisany przez White’a. Postmoderniści argumentują,
iż zbyt łatwo przychodzi nam przypisywać słowo „sprawiedliwy” do kognitywnych, etycznych i politycznych układów, które są lepiej rozumiane jako fenomen
władzy, gnębiący, lekceważący, marginalizujący i dyscyplinujący innych. Demaskując owe roszczenia związane ze sprawiedliwością, ponowocześni myśliciele
sugerują, że ich prace służą jakiemuś ważniejszemu, lecz niesprecyzowanemu
znaczeniu sprawiedliwości. Można to dostrzec w deklaracji Derridy „Dekonstrukcja jest sprawiedliwością”, lecz także w jego przestrodze, iż nie można
o niej bezpośrednio mówić, ani jej doświadczyć. Odpowiadając temu poczuciu
odpowiedzialności wobec inności, co prawda służymy sprawiedliwości, ale
w poczuciu nieskończoności i otwartości tego zadania15.
Efektem tego pozostaje jednak wytworzenie „raczej prostego, dwubiegunowego świata: dekonstrukcjonistów i innych postmodernistów, walczących o sprawiedliwość oraz tradycyjnych teoretyków etyki i polityki
jako ideologów niesprawiedliwych porządków”. To z kolei tworzy
poważny dylemat dla wszystkich form ponowoczesnej argumentacji:
Z jednej strony jego epistemologiczny projekt, którego celem jest deprecjacja
wszystkich totalistycznych, uniwersalizujących prób teoretyzowania o sprawiedliwości i dobrym życiu; a z drugiej, jego praktycznym zamierzeniem jest generowanie skutecznego sprzeciwu wobec aktualnych niebezpieczeństw związanych
ze społecznymi procesami totalizującej i uniwersalizującej racjonalizacji.
W skrócie, źródło wielu niesprawiedliwości we współczesnym społeczeństwie
jest widziane jako powszechne i systematyczne; odpowiedź jednak odżegnuje
się od możliwości normatywnego stawienia czoła temu problemowi na porównywalnym poziomie, poprzez rozwijanie teorii sprawiedliwości oferującej uniwersalnie obowiązujące, substancjalne zasady. Wygląda na to, iż postmodernistyczna refleksja rezygnuje właśnie z tego rodzaju normatywnego uzbrojenia,
które mogłoby poprowadzić ją do zwycięskiej walki16.
Wyłanianie się owej trudności widać dokładnie w okolicznościach, które
doprowadziły do zdarzeń w Hamlet. Kiedy podmioty biznesowe zorganizowały się tam jako grupa atakująca regulacje i interwencje rządu oraz
państwo opiekuńcze (z jego dominującym pojęciem społecznej racjonalności oraz sprawiedliwej redystrybucji), czyniły to w imię niesprawiedliwej regulacji praw własności prywatnej i nieuczciwego opodatko15 S. White, Political Theory and Postmodernism, Cambridge 1991, s. 115.
16 Tamże, s. 116.
David Harvey
213
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
wania właściwych owoców pracy związanych z przedsiębiorczymi
dążeniami na wolnych rynkach. Pustynie sprawiedliwości, jak od dawna
dowodzili ideolodzy kapitalizmu wolnorynkowego (począwszy od Adama
Smitha), są najlepiej wytwarzane na drodze konkurencyjnie zorganizowanych, kształtujących ceny rynków, gdzie przedsiębiorcy upoważnieni
są do zachowania zysków osiąganych na drodze swych własnych starań.
W tej sytuacji nie ma potrzeby wyraźnego, teoretycznego, politycznego
bądź społecznego argumentowania na temat tego, co jest, a co nie jest
społecznie słuszne, ponieważ społeczną sprawiedliwością jest to, co
zapewnia rynek. Na przykład, każdy „czynnik” produkcji (ziemia, siła
robocza i kapitał) uzyska swoją minimalną stopę zwrotu, swoje sprawiedliwe wynagrodzenie, stosownie do jego wkładu w produkcję. Zadanie
rządu powinno ograniczać się do tworzenia ram zabezpieczających nieskrępowane funkcjonowanie rynków (np. poprzez ograniczanie monopolistycznych uprawnień) i sprawdzanie, czy są one „właściwie zorganizowane” (co może rozszerzyć się na kompensowanie jasnych przypadków
nieprawidłowości w funkcjonowaniu rynku, np. w kwestii niewycenionych efektów zewnętrznych, takich jak zanieczyszczenia środowiska
i zagrożenia dla zdrowia).
Oczywiście nie trzeba zbyt wiele wyrafinowania, by zdekonstruować
te koncepcje sprawiedliwości jako manifestację szczególnego rodzaju
polityczno-ekonomicznej władzy. A jednak istnieje powszechna, być
może nawet hegemoniczna akceptacja takiego stanowiska – pokazują
to liczne „bunty podatkowe” w Stanach Zjednoczonych w przeciągu
ostatnich dekad. Z tego punktu widzenia incydent w Karolinie Północnej może być zinterpretowany jako niefortunny wypadek, być może
nawet spotęgowany przez błąd na szczeblu kierowniczym, w zasadniczo
sprawiedliwym systemie, który (a) zapewnia zatrudnienie tam, gdzie
w przeciwnym wypadku nie byłoby płatnych posad ustalonych przez
popyt i podaż panujące na lokalnym rynku siły roboczej, i (b) wypełnia
sklepy (w opozycji do byłego Związku Radzieckiego) przeogromnym
zapasem tanich protein, na zakup których może sobie pozwolić większość
ubogich ludzi. O ile ta doktryna sprawiedliwej pustyni w ramach rynku
jest ideologicznie hegemoniczna, o tyle protest w przypadku Karoliny
Północnej mógłby być zminimalizowany i ograniczony do śledztwa
dotyczącego tego, kto zaryglował drzwi. Brak reakcji na wydarzenia
z Hamlet może być zatem interpretowany jako oznaka dominacji tego
rodzaju postrzegania sprawiedliwości w Stanach Zjednoczonych.
Oczywisty dyskurs, na gruncie którego należy konfrontować się
z takimi argumentami, tkwi w doktrynach prawa pracowniczego oraz
w całej retoryce walki klasowej przeciw wyzyskowi, akumulacji zysków
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Marks w odniesieniu do
walki o odpowiednią
długość dnia pracy
między kapitałem
i siłą roboczą dowodzi,
że wymogi związane ze
stosunkami klasowymi
nieuchronnie
wytwarzają: „antynomię
»prawo przeciw prawu«,
przy czym oba prawa
jednakowo są
usankcjonowane przez
prawo wymiany
towarowej”. Między
takimi równymi
prawami (kapitalisty
i robotnika)
„rozstrzyga siła”
214
i osłabianiu robotników. Ani Marks, ani Engels nie uniknęliby tutaj
całej kwestii praw i sprawiedliwości. Podczas gdy wyraźnie zauważają, iż
te pojęcia przybierają różne znaczenia w zależności od czasu, przestrzeni
i osoby, to jednak Marks w odniesieniu do walki o odpowiednią długość
dnia pracy między kapitałem i siłą roboczą dowodzi, że wymogi związane
ze stosunkami klasowymi nieuchronnie wytwarzają: „antynomię »prawo
przeciw prawu«, przy czym oba prawa jednakowo są usankcjonowane
przez prawo wymiany towarowej”. Między takimi równymi prawami
(kapitalisty i robotnika) „rozstrzyga siła”17. Mamy tu do czynienia nie
tyle z arbitrażem pomiędzy konkurującymi roszczeniami wedle jakiejś
uniwersalnej zasady sprawiedliwości, ale z walką klas o konkretne pojęcie sprawiedliwości i praw, które winny być zastosowane w danej sytuacji.
W przypadku Karoliny Północnej, gdyby prawa pracowników były właściwie respektowane – z poszanowaniem warunków rozsądnego ekonomicznego bezpieczeństwa i ochrony oraz z odpowiednim wynagrodzeniem, wówczas wypadek na pewno by się nie zdarzył. I jeśli wszystkim
pracownikom (razem z niezatrudnionymi) przyznano by równe prawa,
a wygórowane stopy zysku w przetwarzaniu brojlerów (tak samo jak
w innych branżach) były powściągane, wówczas waga relatywnie niskich
cen tego źródła protein dla biednych byłaby znacząco mniejsza.
Problem polega na tym, że retoryka klasy robotniczej odnośnie praw
i sprawiedliwości jest w tym samym stopniu podatna na krytykę i dekonstrukcję, co jej kapitalistyczny odpowiednik. Wyłączna koncentracja na
klasie jest postrzegana jako maskowanie, marginalizowanie, osłabianie,
tłumienie czy nawet prześladowanie wszelkiego rodzaju „innych”, dokładnie dlatego, że nie może i nie uznaje ona istnienia heterogeniczności
i różnic opartych, na przykład, na: rasie, płci, orientacji seksualnej, wieku,
umiejętnościach, kulturze, lokalności, tożsamości etnicznej, religii, wspólnocie, preferencjach konsumenckich, przynależności grupowej itp. Nieskończenie otwarta odpowiedzialność wobec tych wielorakich inności
czyni trudną, jeśli nie niemożliwą, odpowiedź na wydarzenia w Karolinie Północnej w ramach jednego zinstytucjonalizowanego dyskursu,
który mógłby być maksymalnie skuteczny w przeciwstawieniu się brutalnej sprawiedliwości ekonomii politycznej kapitalizmu, mającej miejsce w Pasie Brojlerów.
Napotykamy tu sytuację odnoszącą się do dyskursów o sprawiedliwości społecznej, która ściśle odpowiada politycznemu paraliżowi ujawnionemu poprzez brak reakcji na pożar w Karolinie Północnej. Zarówno
polityka, jak i dyskursy zdają się to tego stopnia wzajemnie sfragmen17 K. Marks, Kapitał, t. 1, s. 272.
David Harvey
215
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
taryzowane, że utrudnia to [jakąkolwiek] odpowiedź. Rezultat jawi się
jako podwójna niesprawiedliwość: nie tylko kobiety i mężczyźni, biali
i Afroamerykanie zmarli w możliwym do uniknięcia wydarzeniu, jesteśmy jednocześnie pozbawieni jakichkolwiek normatywnych zasad sprawiedliwości, dzięki którym moglibyśmy potępić bądź oskarżyć odpowiedzialne za to strony.
Wskrzeszenie sprawiedliwości społecznej
Pojawiają się liczne znaki niezadowolenia z impasu, w który wpadły
postmodernistyczne i poststrukturalistyczne ujęcia kwestii sprawiedliwości społecznej. Powstała niezliczona ilość różnych strategii próbujących
wskrzesić mobilizujące siły argumentów dotyczących sprawiedliwości,
w taki sposób, który pozwala odwoływać się do dokładnie określonych,
ale ogólnych zasad lub też, bardziej ambitnie, próbujących budować
mosty pomiędzy domniemanymi uniwersalizmami modernizmu a fragmentarycznymi partykularyzmami, będącymi pozostałościami po poststrukturalistycznych dekonstrukcjach. Dla przykładu, warto zwrócić
uwagę na podjętą przez Michaela Walzera próbę pluralizacji pojęcia
sprawiedliwości jako równości, w celu uszanowania cudzych kreacji
kulturowych18, a także dążenia R.G. Peffera do skonstruowania zasad
sprawiedliwości społecznej zgodnych z marksistowską teorią społeczną
jako antidotum dla tego odłamu marksizmu, który uznawał kwestię
sprawiedliwości i praw za zgubną burżuazyjną pułapkę19. Z wielorakich
kierunków wyłania się zatem silna troska o to, aby przywrócić zainteresowanie zagadnieniu sprawiedliwości społecznej i ponownie wypracować
środki potrzebne do wykreowania wartości i instytucji możliwie sprawiedliwego społeczeństwa.
Myślę, że na samym początku ważne jest uznanie powagi radykalnej
intencji poststrukturalistów – by czynić sprawiedliwość w świecie niekończącej się heterogeniczności i otwartości. Powody dla odrzucenia
stosowania uniwersalnych zasad w zróżnicowanych sytuacjach nie są
pozbawione wagi. Ostrzegają nas przed niefortunnymi ścieżkami, jakie
doprowadziły do upadku wielu dwudziestowiecznych ruchów społecznych bazujących na przekonaniu, że skoro ich sprawa jest słuszna, nie
mogą zachowywać się niesprawiedliwie. Ostrzeżenie to idzie nawet dalej:
zastosowanie jakiejkolwiek uniwersalnej zasady sprawiedliwości społecz18 M. Walzer, Sfery sprawiedliwości: obrona pluralizmu i równości, tłum.
M. Szczubiałka, Warszawa 2007.
19 R. G. Peffer, Marxism, Morality, and Social Justice, Princeton, NJ 1990.
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
216
nej w heterogenicznych sytuacjach z pewnością pociągnie za sobą niesprawiedliwość wobec kogoś, w jakimś miejscu. Ale, z drugiej strony,
na końcu drogi bezkresnej heterogeniczności i otwartości tego, co oznaczać może sprawiedliwość, znajduje się w najlepszym przypadku pustka,
a w najgorszym raczej okrutny świat, w którym potrzeby gwałcicieli
(stanowiących ostatecznie partykularną formę „inności”) są „negocjowane”
lub nawet postrzegane jako „sprawiedliwe” na równi z potrzebami ich
ofiar. Potwierdzenie znaczenia bezkresnej heterogeniczności i nieokreślonego charakteru łączy się bezpośrednio z zarzutem przeciwko poststrukturalistom, mówiącym, że cechuje ich myślenie spod znaku
„wszystko ujdzie”, gdzie żadne partykularne prawa moralne bądź etyczne
nie mogą mieć większej wagi od innych. „W pewnym momencie”, pisze
White, „należy stwierdzić, że nie wszystkie manifestacje inności powinny
być popierane; niektóre powinny być ograniczone”20. A to zakłada pewne
generalne zasady prawa lub sprawiedliwości.
Często istnieje, kontynuuje White, ciche uznanie tego problemu
w kluczowych tekstach poststrukturalizmu. Michael Foucault po tym,
jak stanowczo stwierdza, iż nie jesteśmy w stanie odłączyć „mechanizmów dyscypliny” od zasad prawa, kończy, podnosząc możliwość „nowej
formy prawa, takiej, która musi być antydyscyplinarna, ale w tym
samym momencie wyzwolona od zasady suwerenności”21. Jean-François
Lyotard w Kondycji ponowoczesnej22 w podobny sposób opowiada się za
stworzeniem „dziewiczej”, lecz „niekonsensualnej” kategorii sprawiedliwości. A Derrida jest głęboko zaniepokojony o etykę. W żadnym
wypadku nie mówi nam się jednak, dla przykładu, co powinna znaczyć
„nowa forma prawa”.
Konsekwencją tego są rozmaite inicjatywy próbujące wskrzesić pewne
ogólne zasady sprawiedliwości społecznej, w dalszym ciągu przyjmując
poststrukturalistyczną krytykę uniwersalistycznych teorii, które marginalizują „innych”. Istnieją dwie partykularne linie argumentacji, które
wydają się szczególnie owocne:
1. Zerwanie z lokalnością
2. Sytuowanie ‘wiedzy usytuowanej’
20 S. White, Political Theory..., s. 133.
21 M. Foucault, Power/Knowledge: Selected Interviews and Other Writings,
1972-1977, London 1980, s. 107-108.
22 J. Lyotard, Kondycja ponowoczesna: raport o stanie wiedzy, tłum. M. Kowalska, J. Migasiński, Warszawa 1997.
David Harvey
217
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Zerwanie z lokalnością
Pierwszy argument wywodzi się z obserwacji, według której większość
krytyki poststrukturalistycznej ogranicza się do interakcji społecznych
występujących „poniżej progu dominacji systemowych imperatywów
władzy i kapitału”23. Wskazywane przez nią strategie oporu odnoszą się
zazwyczaj do małej skali wspólnot oporu, grup zmarginalizowanych,
nienormatywnych dyskursów lub po prostu do sfery życia osobistego,
określanej czasem jako „świat życia”, który może być uznawany za różny
od, i potencjalnie oporny na wtargnięcie racjonalizującej, utowarowiającej, technokratycznej i, co za tym idzie, alienującej struktury współczesnego kapitalizmu. Trudno czytać tę literaturę, nie konkludując, że
cel reformy czy rewolucyjnej transformacji współczesnego kapitalizmu
jako całości został zarzucony, nawet na poziomie tematu do dyskusji,
nie mówiąc już o skupieniu na kwestii politycznej organizacji. Ta rezygnacja z całego szeregu pytań przejawia się najwyraźniej w milczeniu
większości postmodernistycznych i poststrukturalistycznych myślicieli,
gdy dochodzi do krytycznej dyskusji poświęconej jakiejkolwiek wersji
ekonomii politycznej, nie mówiąc już o jej marksistowskiej odmianie.
Można mieć jedynie nadzieję, jak zdaje się sugerować Foucault, że niezliczone lokalne konflikty mogą mieć jakiś zbiorowy wpływ na generalne
funkcjonowanie kapitalizmu.
Niezadowolenie z takiej polityki doprowadziło niektóre socjalistyczne
feministki24 do poszukiwania sposobów poszerzenia obszaru walki poza
świat komunalizmu spod znaku relacji twarzą w twarz o batalie w takich
sprawach jak polityka państwa opiekuńczego, sprawy publiczne, polityczna organizacja poprzez „etykę solidarności” (w przypadku Nancy
Fraser) lub wyraźne wyrażenie norm sprawiedliwości społecznej (u Iris
Marion Young).
Young zwraca na przykład uwagę, że próby przeciwdziałania „alienacji i indywidualizmowi, dominującym w kapitalistycznym, patriarchalnym społeczeństwie” doprowadziły feministyczne grupy powodowane „pragnieniem bliskości i wzajemnej identyfikacji” do konstrukcji
idealnego społeczeństwa, które „stwarza granice, dychotomie i wyklu23 S. White, Political Theory..., s. 107.
24 Zob. N. Fraser, Unruly Practices, Minneapolis 1989; I. M. Young, Ideał
wspólnoty i polityka różnicy, tłum. A. Kowalczyk, „Praktyka Teoretyczna” 2010, nr
1, s. 41-66; http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr1_2010_Wspolnota/04.
Young.pdf (dostęp 20.06.2012); tejże, Justice and the Politics of Difference, Princeton, 1990.
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
218
czenia”25, w tym samym czasie homogenizując i tłumiąc różnice
wewnątrz grupy. Young wykorzystuje narzędzia dekonstrukcji przeciwko
ideałom wspólnoty w celu pokazania charakteryzujących je mechanizmów ucisku:
Uważam, że rasizm, etniczny szowinizm i klasowe dewaluowanie wyrastają
częściowo z pragnienia wspólnoty, czyli chęci zrozumienia innych tak dobrze,
jak my i oni rozumiemy samych siebie. W praktyce takie wzajemne zrozumienie może zostać osiągnięte tylko w obrębie homogenicznej grupy, która zdefiniowana jest poprzez wspólne cechy. Jednak taka wspólna identyfikacja pociąga
za sobą odniesienie również do tych, którzy zostali z niej wykluczeni. W dynamice współczesnego amerykańskiego rasizmu i szowinizmu etnicznego, pozytywne wartościowanie jednej grupy osiągane jest poprzez definiowanie innych
grup jako tworzonych przez podludzi26.
Young „rozstaje się” jednak z Derridą, zdając sprawę z „możliwości
i konieczności zaproponowania alternatywnych konceptualizacji”27.
Pierwszym krokiem ku realizacji tego postulatu jest położenie nacisku
na rozumienie indywidualnych osób jako „heterogenicznych i zdecentralizowanych”28. Żadna grupa społeczna nie może być więc prawdziwie
jednolita, w sensie składania się z członków odwołujących się do pojedynczej tożsamości. Young stara się na podstawie tego wniosku budować
jakieś normy zachowania w sferze publicznej. Nasza koncepcja sprawiedliwości społecznej „nie wymaga rozmywania różnic. Potrzebuje instytucji, które promują reprodukcję i szacunek dla grupowych różnic
pozbawionych opresji”29. Musimy odrzucić „koncepcję uniwersalności,
ucieleśnioną w republikańskich wersjach oświeceniowego rozumu” właśnie dlatego, że dąży ona do „stłumienia ludowej [popular] i językowej
różnorodności mieszkańców miast”30. „W otwartych i dostępnych przestrzeniach publicznych oraz forach należy się spodziewać spotkania
i wysłuchania tych, którzy są inni, których społeczne perspektywy,
doświadczenie i afiliacje są odmienne od naszych”.
Ideał, do którego odwołuje się Young, to „otwartość na niezasymilowaną inność”. Pociąga to za sobą celebrowanie odmiennych kultur,
cech różnych grup oraz różnorodnych zbiorowych tożsamości, nieustan25 26 27 28 29 30 I. M. Young, Ideał wspólnoty…, s. 41-42 (przekład zmodyfikowany).
Tamże, s. 55.
Tamże, s. 44.
Tamże, s. 53 (przekład zmodyfikowany).
I. M. Young, Justice and the Politics…, s. 47.
Tamże, s. 108.
David Harvey
219
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
nie konstruowanych i dekonstruowanych w ramach przepływów i zmian
życia społecznego. Tu jednak natrafiamy na poważny problem. We
współczesnym, masowym społeczeństwie miejskim mnogość zapośredniczonych relacji, które konstytuują owo społeczeństwo w czasie i przestrzeni, jest tak samo ważna i tak samo „autentyczna”, jak niczym niezapośredniczone relacje twarzą w twarz. Dla osoby odpowiedzialnej
politycznie takie samo znaczenie ma dziś świadomość istnienia i reagowanie politycznie na wszystkich tych ludzi, dzięki którym możemy zjeść
śniadanie, nawet jeśli wymiana rynkowa ukrywa przed nami warunki
życia producentów żywności31. Kiedy jemy kurczaka, wchodzimy
w relacje z pracownikami, których nigdy nie widzieliśmy, np. takimi,
którzy stracili życie w Hamlet. Związki między indywidualnymi osobami
są zapośredniczone przez funkcje rynku oraz siły państwowe. Musimy
zdefiniować koncepcje sprawiedliwości zdolne do funkcjonowania
w poprzek i poprzez te wielorakie mediacje. Jest to jednak sfera polityki
zazwyczaj unikana przez postmodernizm.
Young proponuje w tym miejscu „rodzinę pojęć i warunków” istotnych dla współczesnej koncepcji sprawiedliwości społecznej. Rozpoznaje
„pięć twarzy ucisku [five faces of oppresion]”:
1. Wyzysk: przeniesienie owoców pracy z jednej grupy do drugiej,
np. wtedy, gdy pracownicy oddają wartość dodatkową kapitalistom lub
gdy kobiety w sferze domowej oddają to, co wypracują, mężczyznom;
2. Marginalizację: wykluczanie ludzi z użytecznego uczestnictwa
w życiu społecznym w taki sposób, że są oni „potencjalnie podatni na
poważne trudności materialne, a nawet eksterminację”;
3. Bezsilność: brak „znaczenia, statusu i pewności siebie, które umożliwiłyby danej osobie pełne szacunku wysłuchanie”;
4. Kulturowy imperializm: narzucanie stereotypów dotyczących
zachowania, jak również w odniesieniu do różnych form ekspresji kulturowej tak, by „doświadczenia uciskanej grupy i jej interpretacja życia
społecznego nie znajdowała oddźwięku w dominującej kulturze, podczas
gdy doświadczenia i interpretacja życia społecznego tej ostatniej rzutują
na grupę uciskaną”;
5. Przemoc: strach przed i rzeczywistość przypadkowych, niesprowokowanych ataków, które „nie mają żadnego motywu z wyjątkiem
chęci uszkodzenia, poniżenia lub zniszczenia danej osoby”.
31 Zob. D. Harvey, Between Space and Time: Reflections on the Geographical
Imagination, “Annals of the Association of American Geographers” 1990, Vol. 80,
No. 3.
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Uniwersalność nie jest
już automatycznie
odrzucana, ale
ponownie włączona
w dialektyczną relację
z partykularyzmem,
pozycyjnością
i grupową różnicą. Co
jednak konstytuuje taką
uniwersalność?
220
Chciałbym dodać w tym miejscu kolejny wymiar, dotyczący wolności od opresyjnych ekologicznych konsekwencji działań innych ludzi.
Ta wielowymiarowa koncepcja sprawiedliwości społecznej jest niezwykle przydatna. Zwraca naszą uwagę na istnienie „szerokiego społeczno-politycznego frontu” działań politycznych, mającego zmniejszać
różnorodne formy ucisku. Podkreśla ona również heterogeniczność
doświadczenia niesprawiedliwości – ktoś niesprawiedliwie traktowany
w miejscu pracy może działać opresyjnie w sferze gospodarstwa domowego, a ofiara tych opresji może z kolei uciekać się do stosowania imperializmu kulturowego wobec innych. Istnieje jednak wiele sytuacji, jak
choćby w Hamlet, gdzie wiele form ucisku stapia się w jedną. Koncepcja sprawiedliwego społeczeństwa według Young łączy więc w sobie
wymóg wolności od różnych form ucisku (występujących w sytuacjach
typu twarzą w twarz, jak również w tych zapośredniczonych) z „otwartością na niezasymilowaną inność”. Jednak:
[N]iebezpieczeństwo uwypuklania inności polega na tym, że implementacja świadomej grupowych różnic polityki [group concious policies] przywróci
piętno i wykluczenie. W przeszłości tego rodzaju polityki były wykorzystywane do odseparowywania tych, którzy określani byli jako inni i wykluczania ich z dostępu do praw i przywilejów, z których cieszyły się grupy
dominujące […]. Polityka świadoma grupowych różnic nie może być jednak uzasadnieniem dla wykluczania lub dyskryminacji członków grupy
w ramach egzekwowania ogólnych praw politycznych i obywatelskich.
Demokratyczny pluralizm kulturowy wymaga zatem podwójnego systemu
prawnego: bardziej ogólnego systemu obowiązującego wszystkich oraz
bardziej specyficznego systemu związanego z politykami i prawami świadomymi grupowych różnic32.
Dzięki takiemu ujęciu podwójne znaczenie uniwersalności staje się jasne:
„uniwersalność, w sensie udziału i włączenia wszystkich w życie moralne
i społeczne, nie pociąga za sobą uniwersalności jako przyjęcia ogólnego
punktu widzenia, który pozostawia za sobą partykularne afiliacje, uczucia, zobowiązania i pragnienia”33. Uniwersalność nie jest już automatycznie odrzucana, ale ponownie włączona w dialektyczną relację
z partykularyzmem, pozycyjnością i grupową różnicą. Co jednak konstytuuje taką uniwersalność?
32 I. M. Young, Justice and the Politics…, s. 174.
33 Tamże, s. 105.
David Harvey
221
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Sytuowanie „wiedzy usytuowanej”
Druga linia rozumowania wynika z refleksji nad tym, co w heterogenicznym świecie różnic oznacza fakt, że każda wiedza (wliczając w to
wiedzę na temat koncepcji społecznej sprawiedliwości i społecznych
potrzeb) jest „usytuowana”. „Usytuowanie” może być bowiem konstruowane na różne sposoby. To, co będę określał jako jego „wulgarną” formę,
zasadza się niemal całkowicie na znaczeniu indywidualnych biografii:
widzę, interpretuję, reprezentuję i rozumiem świat w określony sposób
ze względu na specyfikę historii mojego życia. Podkreślana jest tutaj
odrębność gier językowych i dyskursów, a różnica traktowana jest jako
zdeterminowana biograficznie, a czasem nawet instytucjonalnie, historycznie czy geograficznie. Działa to tak, jakby nikt z nas nie był w stanie
zrzucić z siebie „kajdan” historii osobistych lub zinternalizować warunków „bycia innym”. Prowadzi to do polityki wykluczenia odrzucanej
przez Young. Wulgarna forma „usytuowania” jest też wykorzystywana
jako narzędzie retoryczne w celu sankcjonowania rzekomej autentyczności i moralnego autorytetu czyjegoś spojrzenia na świat, albo też jako
narzędzie służące do odrzucenia szczerości spojrzeń innych („skoro jest
czarną kobietą o pochodzeniu rolniczym, to nie może mieć niczego
sensownego do powiedzenia o warunkach życia białej burżuazji z Nowego
Jorku” lub, co zdarza się częściej, „ponieważ jest białym, heteroseksualnym mężczyzną z Zachodu, jest przywiązany do określonej wizji funkcjonowania świata”). Indywidualne biografie są naturalnie istotne, cała
gama problemów pojawia się, gdy ktoś uprzywilejowany (jak na przykład
ja) uzurpuje sobie prawo do mówienia w imieniu lub nawet po prostu
o innych. Jak wskazuje Gayatri Spivak34, dla współczesnej nauki społecznej i filozofii jest to bardzo trudny problem. Jednak relatywistyczne,
esencjalistyczne i niedialektyczne spojrzenie na usytuowanie generuje
ogromne trudności o charakterze politycznym. Nie miałbym [zgodnie
z nim] prawa mówić o horrorze doświadczenia pożaru w Karolinie Północnej, np. dlatego, że nie jestem ani członkiem klasy robotniczej, ani
kobietą, ani Afroamerykaninem (ani, z tego właśnie powodu, że nie
zginąłem w tym pożarze). Ekonomicznie zabezpieczone, profesjonalne,
białe feministki nie mogłyby, w podobny sposób, mówić w imieniu
jakiejkolwiek kobiety, która znajduje się w innej niż one sytuacji. Nikt,
w gruncie rzeczy, nie mógłby uzurpować sobie prawa czy zobowiązania
do mówienia w imieniu „innych”, nie wspominając już o wypowiadaniu
34 G. C. Spivak, Czy podporządkowani inni mogą przemówić?, tłum. E. Majewska, „Krytyka Polityczna” 2011, nr 24-25.
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
222
się przeciwko uciskowi kogokolwiek, kogo tożsamość skonstruowana
jest jako „inna”.
Istnieje jednak dużo głębszy i bardziej dialektyczny typ „usytuowania”,
do którego możemy się odwołać. Na przykład w Heglowskiej przypowieści o panu i niewolniku usytuowanie nie jest rozumiane jako oddzielona i niepowiązana różnica, ale jako dialektyczny stosunek władzy pomiędzy uciskanym a uciskającym. Marks przywłaszczył i radykalnie
przetransformował Heglowską dialektykę w swoim namyśle nad stosunkiem między kapitałem i pracą. Długotrwałe i krytyczne zaangażowanie
Marksa w analizę burżuazyjnej filozofii i ekonomii politycznej stało się
potem środkiem definiowania alternatywnej, subwersywnej i uprawianej
z perspektywy podporządkowanych nauki usytuowanej w perspektywie
proletariatu. Feministyczne pisarki, takie jak Donna Haraway35 i Nancy
Hartsock36, badają różnice gender i ugruntowują swoje teorie feministyczne w podobny sposób.
Taka dialektyczna koncepcja przenika pogląd Derridy o indywidualnym podmiocie jako kimś, kto nie ma stałej tożsamości, ale składa się
z zestawu heterogenicznych i niekoniecznie koherentnych impulsów
i pragnień. Wielorakie formy interakcji ze światem konstruują indywidua jako „grę różnic, które nie mogą być kompletnie zrozumiane”37.
„Inność” jest zatem z konieczności uwewnętrzniona przez ja. Z kolei
„usytuowanie” odrywa się od sztywnego przypisania do określonych
indywiduów oraz ich biografii i samo jest usytuowane jako gra różnicy.
Gdy jem kurczaka z KFC, jestem natychmiastowo sytuowany jako część
łańcucha produkcji towarowej, która prowadzi z powrotem do Hamlet
w Karolinie Północnej. Gdy wchodzę w interakcję z moją córką, jestem
uwikłany w grę konstruowania tożsamości genderowych. Gdy powstrzymuje się od używania przynęty, by zniszczyć ślimaki, które zjadły wszystkie hodowane przeze mnie kwiaty, sytuuję samego siebie w ekologicznym
łańcuchu istnienia. Jednostki to heterogenicznie skonstruowane podmioty, internalizujące „inność” poprzez relację ze światem. Odpowiedź
Spivak w odniesieniu do dylematu politycznej reprezentacji innego
opiera się więc na przywołaniu apelu Derridy, by uczynić „delirycznym
fakt, że nasz wewnętrzny głos jest głosem innego w nas”38.
35 D. Haraway, Manifest cyborgów: nauka, technologia i feminizm socjalistyczny
lat osiemdziesiątych, tłum. S. Królak, E. Majewska, „Przegląd Filozoficzno-Literacki”
2003, nr 1.
36 N. Hartsock, Rethinking Modernism: Minority Versus Majority Theories,
“Cultural Critique” 1987, No. 7.
37 I. M. Young, Justice and the Politics…, s. 232.
38 G. C. Spivak, Can the Subaltern Speak?, s. 294-308, [w:] Marxism and
David Harvey
223
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Niestety nie wyczerpuje to naszego problemu, gdyż, jak pisze Paul
Ricoeur39, nasze poczucie osobowości i tożsamości jest częściowo konstruowane poprzez narzędzia narracyjne, których używamy do opisu
naszego czasowego stosunku do świata, przez co otrzymują one relatywnie długotrwałe konfiguracje. Chociaż tożsamość nie opiera się na identyczności lub esencji, uzyskuje żywotność i trwałość dzięki opowieściom
dotyczącym naszej historii, które opowiadamy samym sobie oraz innym.
Wprawdzie tożsamość internalizuje inność, ale mimo wszystko wyznacza i określa relatywnie długotrwale pola „inności” oraz relacje owych
innych w stosunku do indywidualnego poczucia osobowości. Na przykład biali mogą konstruować swoją tożsamość poprzez historyczny rozwój partykularnej relacji z czarnymi. Wzajemne uwikłanie tożsamości
białych i czarnych w amerykańskiej historii miało, jak wskazał niedawno
Henry Louis Gates40, fundamentalne znaczenie dla koncepcji stosunków
rasowych Jamesa Baldwina. A przecież właśnie w tych stosunkach rezyduje wiele problemów rasowych w obecnej kulturze.
To właśnie z tej dialektycznej perspektywy możemy docenić twierdzenie Hartsock41, zgodnie z którym „zwrócenie uwagi na epistemologie usytuowanych rodzajów wiedzy” może „uwypuklić i wyjaśnić teoretyczne podstawy dla politycznego sojuszu i solidarności”. Perspektywa
ta gwarantuje również „istotne alternatywy dla bezpłodnych opozycji
ustanowionych w ramach postmodernistycznego odrzucenia Oświecenia”.
Musimy wnikliwie przyjrzeć się „podobieństwom, które mogą zapewnić
podstawę wzajemnego zrozumienia oraz formowania sojuszu wśród
różniących się grup”. Hartsock odrzuca postmodernistyczne sformułowanie tego problemu i nalega, abyśmy zaangażowali się w dominujące
dyskursy z powodu niemożliwości abstrahowania od złożonej gry stosunków władzy. Wariant postmodernizmu, który opiera się na „wulgarnej” wersji usytuowania, nie może zaangażować się w dominującą linię
władzy polityczno-ekonomicznej funkcjonującej w ramach kapitalizmu,
przez co z reguły sam siebie marginalizuje. Są to wnioski analogiczne
do moich własnych, wyrażonych w The Condition of Postmodernity:
the Interpretation of Culture, red. C.Nelson, L.Grossberg, Urbana, Ill 1988
(w polskim tłumaczeniu późniejszej, pochodzącej z 1999 roku wersji eseju brakuje
tego fragmentu – przyp. red.).
39 Zob. np. P. Ricoeur, O sobie samym jako innym, tłum. B. Chełstowski,
Warszawa 2003.
40 H. L. Gates, The Welcome Table, [w:] English Inside and Out: The Places of
Literary Criticism, red. S.Gubar, J. Kamholtz, New York 1992.
41 N. Hartsock, Rethinking modernism…
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Kładąc nacisk na
istnienie dwóch
wzajemnie
wykluczających się
dyskursów, opartych na
zawężonej definicji
usytuowania,
zamykalibyśmy się na
najbardziej oczywistą
implikację pożaru w
Karolinie Północnej:
dążenie do ustanowienia
polityki klasy
robotniczej, zamiast
marginalizować
i uciskać, może chronić
interesy odnoszące się do
gender lub rasy, nawet
jeśli nie robi ona do nich
(niestety) bezpośrednich
odniesień
224
Podczas gdy [ponowoczesność] ukazuje radykalne perspektywy poprzez uznanie
autentyczności innych głosów, myślenie postmodernistyczne natychmiast zamyka
przed tymi ostatnimi dostęp do bardziej uniwersalnych źródeł władzy. Dzieje
się to na zasadzie gettoizacji w ramach nieprzejrzystej inności, specyficzności
tej lub innej gry językowej. Osłabia ono zatem te głosy (kobiet, etnicznych
i rasowych mniejszości, skolonizowanych ludów, bezrobotnych, młodych itp.)
w świecie wykoślawionych stosunków władzy. Gra językowa kliki międzynarodowych bankierów może być dla nas nieprzenikniona, nie stawia to jednak jej
na równi z nieprzeniknionym charakterem języka śródmiejskich czarnych
z punktu widzenia stosunków władzy42.
Kładąc nacisk na istnienie dwóch wzajemnie wykluczających się dyskursów, opartych na zawężonej definicji usytuowania, zamykalibyśmy
się na najbardziej oczywistą implikację pożaru w Karolinie Północnej:
dążenie do ustanowienia polityki klasy robotniczej, zamiast marginalizować i uciskać, może chronić interesy odnoszące się do gender lub rasy,
nawet jeśli nie robi ona do nich (niestety) bezpośrednich odniesień.
Porażka silnie przywiązanego do określonych profesji ruchu feministycznego, polegająca na braku odpowiedzi na wydarzenia w Karolinie Północnej przy równoczesnym silnym zaangażowaniu w wybór sędziego
Sądu Najwyższego, sugeruje, że wąsko skonstruowany pogląd na usytuowanie ma bardziej praktyczne zastosowanie polityczne, niż wielu
mogłoby przyznać. Druga możliwość to taktyczne wykorzystanie usytuowania w taki sposób, że to, co zdarzyło się „innym” w Karolinie
Północnej, postrzegane jest jako mniej istotne niż wybór sędziego Sądu
Naczelnego o wysoce wątpliwych kwalifikacjach moralnych. Niekoniecznie się tutaj myliły. Jak wskazuje Haraway, nie chodzi o różnicę, ale
o znaczącą różnicę:
Biorąc pod uwagę jednak świadomość naszych porażek, ryzykujemy popadnięciem w bezgraniczną otchłań różnicy i rezygnacją z trudnego zadania uczynienia
częściowego, rzeczywistego połączenia. Niektóre różnice są zabawne, inne stanowią bieguny światowych systemów historycznej dominacji. Epistemologia
dotyczy roz/poznania (tej) różnicy43.
Ale czym jest „epistemologia”, która umożliwia nam poznanie tej różnicy?
Jak do niej dążyć? I jaką rodzi politykę?
42 D. Harvey, The Condition of Postmodernity: an Enquiry into the Origins of
Cultural Change, Oxford 1989.
43 D. Haraway, Manifest cyborgów…, s. 13-14 (paginacja zgodnie z wydrukiem).
David Harvey
225
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Stosunki klasowe, sprawiedliwość społeczna i polityka
różnicy
Na ogólną konkluzję złoży się pewna liczba niepowiązanych ze sobą
wątków. Z jednej strony, napotykamy linię argumentacji na temat sprawiedliwości społecznej, która przechodzi przez postmodernizm i poststrukturalizm aż do punktu, w którym zauważa się, że niektóre typy
(nieokreślonych) uniwersaliów są konieczne, i że wymagane jest ustanowienie pewnego rodzaju (nieokreślonej) epistemologii, gdy znaczące
stają się różnica i heterogeniczność. Z drugiej strony, mamy polityczno-ekonomiczną sytuację, jak ta charakteryzująca tragiczne wydarzenia
w Karolinie Północnej, która wskazuje na pozorny paraliż progresywnej
polityki w obliczu ucisku klasowego. Jak zatem połączyć oba bieguny
tego teoretycznego i politycznego napięcia?
Rozważmy najpierw oczywistą lekcję płynącą z pożaru zakładu Imperial Foods: skuteczna polityka klasy robotniczej lepiej ochroniłaby prawa
mężczyzn i kobiet, białych i Afroamerykanów w sytuacji, gdyby te konkretne tożsamości, inaczej niż klasowe, nie miały większego znaczenia.
Wniosek ten zasługuje na wyróżnienie i przyjrzę mu się głównie w relacji do polityki feministycznej. Jak zauważyła ostatnio Lynn Segal:
„pomimo istnienia najszerszego, najbardziej wpływowego i głośnego
ruchu feministycznego na świecie, to kobiety ze Stanów Zjednoczonych
są tymi, które doświadczyły najmniejszej całkowitej zmiany nierównego
traktowania ich płci, w porównaniu do innych demokracji zachodnich”
na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Ogromne korzyści osiągnięte
w Stanach Zjednoczonych przez kobiety wykonujące „najbardziej prestiżowe i lukratywne zawody” zostały całkowicie zrównoważone przez
życie w narastającej frustracji, zubożeniu i bezsilności pozostałych. Feminizacja biedy (nieobca Hamlet) była, dla przykładu, jedną z najbardziej
zaskakujących zmian społecznych w Stanach Zjednoczonych na przestrzeni dwóch ostatnich dekad, a także bezpośrednią ofiarą republikańskiej wojny klasowej przeciwko państwu dobrobytu oraz prawom
i interesom klasy robotniczej.
W krajach, gdzie istniały dłuższe okresy socjaldemokratycznych rządów i silniejsze związki zawodowe – kontynuuje Segal – jest o wiele mniejsze zróżnicowanie płac i segregacja zawodowa (zarówno pozioma, jak i pionowa) pomiędzy
kobietami i mężczyznami oraz znacznie większy zakres ekspansji opieki społecznej.
Biorąc pod uwagę o wiele lepsze warunki materialne życia osiągane przez
kobiety w takich demokracjach (na marginesie zwracam również uwagę
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Różnica nigdy nie
może być zatem
scharakteryzowana jako
„absolutna inność,
całkowita nieobecność
związku lub
podzielanych cech”.
Podobieństwo
wykorzystywane do
mierzenia różnic
i inności wymaga zatem
tak samo dokładnego
zbadania (zarówno
teoretycznego, jak
i politycznego), jak
wytwarzanie inności
i różnic. Jedno nie
może być ustanowione
bez drugiego
226
na bezlitosne ograniczenie praw kobiet w dawnym bloku komunistycznym po 1989 roku), „feministkom wydaje się dziwne ignorowanie tradycyjnych celów partii socjalistycznych i socjaldemokratycznych oraz
zorganizowanej siły roboczej”, nawet pomimo tego, że takie instytucje
mają oczywiste słabości i ograniczenia, jako wehikuły w pościgu za celami
feminizmu44. Niemniej jednak, pisze dalej Segal, „w czasie, gdy korzyści
osiągnięte przez niektóre kobiety są tak wyraźnie przysłaniane przez
wzrastającą biedę doświadczaną tak dotkliwie przez inne (obok bezrobocia mężczyzn z tej klasy i grupy), kuriozalne zdaje się stawianie określonych kobiecych interesów przeciwko zamiast obok bardziej tradycyjnych celów socjalistycznych”. Chyba że „kobiece interesy” są rozumiane
w bardzo wąskim, profesjonalnym i stronniczym klasowo sensie albo
widziane jako część „niekończącej się gry samo-odkrywania rozgrywającej się na szachownicy Tożsamości”45.
Tezy Segal współbrzmią z troską Hartsock o „podstawy politycznych
sojuszy i solidarności”. Wymaga to od nas zidentyfikowania „podobieństw,
które mogą zapewnić podstawę wzajemnego zrozumienia oraz formowania sojuszu wśród różniących się grup”. W podobny sposób Young
łączy wypracowane przez siebie kryteria uniwersalności z ideą, że „podobieństwo nigdy nie jest identycznością”. Różnica nigdy nie może być
zatem scharakteryzowana jako „absolutna inność, całkowita nieobecność
związku lub podzielanych cech”. Podobieństwo wykorzystywane do mierzenia różnic i inności wymaga zatem tak samo dokładnego zbadania
(zarówno teoretycznego, jak i politycznego), jak wytwarzanie inności
i różnic. Jedno nie może być ustanowione bez drugiego. Aby odkryć
podstawy podobieństwa (zamiast zakładać identyczność), należy odkryć
bazę formowania się sojuszu pomiędzy pozornie rozbieżnymi grupami.
Lecz w dzisiejszym świecie podobieństwo w znacznym stopniu znajduje się w sferze działania polityczno-ekonomicznego, tak często marginalizowanej w poststrukturalistycznych opisach, ponieważ to w kategoriach towarów, pieniędzy, wymiany rynkowej, akumulacji kapitału
itp. odnajdujemy samych siebie współdzielących świat podobieństwa,
coraz częściej charakteryzowany przez jednorodność i identyczność.
Radykalna poststrukturalistyczna rewolta przeciwko identyczności (i jej
lustrzanemu odbiciu w pewnych formach polityki klasy robotniczej)
44 Zob. np. interesującą dyskusję Fraser dotyczącą dyskryminacji płciowej
ukrytej w wielu mechanizmach politycznych państw dobrobytu: N. Fraser, Unruly
Practices…
45 L. Segal, Whose Left: Socialism, Feminism and the Future, “New Left Review”
1991, No. 185, s. 81-91.
David Harvey
227
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
nadała ton ostatnim debatom. Ale w efekcie wylano dziecko – polityczne
i etyczne solidarności oraz podobieństwa w poprzek różnic – z zimną
kąpielą narzucanych przez kapitalizm koncepcji uniwersalności i identyczności. Jedynie poprzez ponowne krytyczne zainteresowanie ekonomią polityczną można mieć nadzieję na ponowne ustanowienie koncepcji sprawiedliwości społecznej jako czegoś, o co się walczy, ponieważ
stanowi kluczową wartość w ramach etyki politycznej solidarności.
Chociaż koncepcja sprawiedliwości jak pisał Engels „zmienia się więc
nie tylko wraz z czasem i miejscem, ale nawet wraz z osobami”, należy
tu również rozpoznać polityczną siłę faktu, że jej szczególne rozumienie
może być akceptowane „bez nieporozumienia” w codziennym życiu.
Chociaż charakteryzuje ją „beznadziejny zamęt”, gdy bada się ją w sposób abstrakcyjny, ideały sprawiedliwości społecznej mogą nadal funkcjonować (co umożliwia Engelsowski przykład Rewolucji Francuskiej)
jako potężny dyskurs mobilizujący polityczne działania.
Dwie dekady postmodernizmu i poststrukturalizmu zostawiły nas
jednak z niewielkimi podstawami do akceptowania jakichkolwiek konkretnych norm sprawiedliwości społecznej „bez nieporozumienia”, podczas gdy w codziennym życiu tytaniczny wysiłek stara się rozwijać
u wszystkich bez wyjątku przekonanie, że każdy sposób regulacji wolności rynkowych lub poziom opodatkowania jest niesprawiedliwy.
Wzmocnienie [empowerment] jest zatem uważane za (co przyznaje teraz
nikt inny niż John Mayor poprzez aktywne używanie tego terminu)
pozostawianie jak największej ilości pieniędzy zarówno w kieszeniach
pracowników najemnych, jak i kapitalistów; wolność i sprawiedliwość
są przypisywane do maksymalizacji rynkowego wyboru, a prawa interpretuje się jako kwestię suwerenności konsumenckiej, wolnej od rządowych nakazów. Być może najważniejszą rzeczą, której brakowało
w postmodernistycznej debacie na przestrzeni ostatnich dwóch dekad,
jest rozpoznanie sposobu, w jaki prawicowa i reakcyjna definicja sprawiedliwości rynkowej oraz praw odegrała tak rewolucyjną rolę w kreowaniu tego rodzaju ekonomii politycznej, która doprowadziła do pożaru
w Karolinie Północnej.
W takich okolicznościach odzyskiwanie obszaru sprawiedliwości
i praw dla celów progresywnej polityki jawi się jako pilne teoretyczne
oraz polityczne działanie. Jednak aby je podjąć, musimy powrócić do
tej „epistemologii”, która pomaga nam wyjaśnić różnicę pomiędzy znaczącymi i nieznaczącymi innymi, różnicami i formami usytuowania,
oraz która pomoże promować tworzenie sojuszy na podstawie podobieństw zamiast identyczności. Moja własna epistemologia skrojona do
tego celu opiera się na unowocześnionej wersji materializmu historycz-
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
228
nego i geograficznego. Kształtuje on metateoretyczny szkielet dociekań
nie tylko odnośnie tego, jak różnice rozumiane jako stosunki władzy są
wytwarzane w toku społecznego działania, ale i w jaki sposób nabierają
szczególnego znaczenia w konkretnych sytuacjach. Z tego punktu widzenia całkowicie rozsądne jest utrzymywanie, z jednej strony, że uzasadnione są filozoficzne, lingwistyczne i logiczne krytyki uniwersalnych
twierdzeń o sprawiedliwości społecznej, oraz, z drugiej strony, uznawanie przypuszczalnej mocy odwołań do sprawiedliwości społecznej
w konkretnych sytuacjach, np. we współczesnych Stanach Zjednoczonych, za podstawę do działań politycznych. Batalia o ustanowienie
szczególnego typu dyskursu sprawiedliwości społecznej dyskursem hegemonicznym musi być zatem postrzegana jako część szerszej walki
o ideologiczną hegemonię toczonej pomiędzy skonfliktowanymi grupami
w każdym społeczeństwie.
Wnioski
W efekcie stoi przed nami kilka istotnych analitycznych, teoretycznych
i politycznych zadań, które można podsumować następująco:
Po pierwsze, nie da się nigdy uniknąć warunku uniwersalności, a ci,
którzy usiłują to robić (jak w wypadku wielu postmodernistycznych
i poststrukturalistycznych sformułowań), kończą co najwyżej ukrywając go, a nie eliminując. Uniwersalność musi być jednak pojmowana
w dialektycznej relacji z partykularnością. Jedno definiuje drugie w taki
sposób, aby uczynić kryterium uniwersalności otwartym na negocjacje
z uwagi na partykularności różnicy. Warto w tym miejscu przeanalizować procesy polityczno-ekonomiczne, w ramach których społeczeństwo
rzeczywiście osiąga taką dialektyczną jedność. Przykładowo, pieniądze
posiadają uniwersalne własności jako miara wartości i środek wymiany,
jednocześnie pozwalając na podejmowanie szerokiego zakresu wysoce
zdecentralizowanych i partykularystycznych decyzji w zakresie zachowań
rynkowych, które zdają sprawę z tego, na czym tak naprawdę polega
uniwersalność pieniądza. To właśnie ta dialektyka wzmacnia prawicowe
roszczenia dotyczące indywidualnej wolności i „pustyń sprawiedliwości”,
ustanawianych dzięki rynkowym koordynatom. Podczas gdy niesprawiedliwość, która stąd wyrasta, jest jasna – indywidualne przywłaszczanie i akumulacja władzy społecznej, reprezentowane przez pieniądz,
produkują masową i wciąż rosnącą społeczną nierówność – doceniona
musi być również subtelna władza uniwersalistyczno-partykularystycznej dialektyki uruchomionej w wypadku pieniędzy. Zadaniem progre-
David Harvey
229
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
sywnej polityki jest znalezienie równie silnego, dynamicznego i przekonującego sposobu na powiązanie uniwersalnego i partykularnego,
w celu zdefiniowania sprawiedliwości społecznej z punktu widzenia
uciskanych.
Po drugie, szacunek dla tożsamości i „inności” musi być równoważony
poprzez uznanie faktu, że chociaż wszyscy inni mogą takowymi być, to
„niektórzy są bardziej inni niż pozostali”, i że w każdym społeczeństwie
muszą istnieć pewne zasady wykluczania.
To, jak owo wykluczenie będzie określane, jest osadzone, po pierwsze, w odniesieniu do warunku uniwersalności, który zapobiega opresyjnemu narzucaniu swojej woli innym. Warunek ten nie może być
jednakże narzucany odgórnie, w sposób hierarchiczny: musi być otwarty
na nieustanne negocjacje właśnie ze względu na sposób, w jaki mogą
być ujęte w ramy rozbieżne roszczenia (np. gdy bogaty domaga się usunięcia z jego pola widzenia uciążliwego dlań widoku bezdomnych
poprzez ich usunięcie z przestrzeni publicznych).
Po trzecie, wszystkie propozycje społecznych działań (lub koncepcje
sprawiedliwości społecznej) muszą być krytycznie oceniane w terminach
usytuowania lub pozycjonowania twierdzeń i ich autorki. Równie ważne
jest rozpoznanie, że jednostki rozwijające tak usytuowaną wiedzę nie są
jednostkami homogenicznymi, lecz wiązkami heterogenicznych impulsów, a wiele spośród nich pochodzi z internalizacji „innego” w obrębie
ja. Taka koncepcja podmiotu czyni usytuowanie heterogenicznym
i urozmaiconym. W ostatecznym rozrachunku liczy się społeczna konstrukcja usytuowania.
Po czwarte, „epistemologia, która może wskazywać różnicę” pomiędzy znaczącymi i nieznaczącymi różnicami lub „innościami”, może
zrozumieć społeczny proces konstruowania usytuowania, inności, różnicy,
tożsamości politycznej itp. Docieramy tu do najistotniejszego punktu
epistemologicznego: relacji pomiędzy społecznymi procesami konstruowania tożsamości oraz warunkami polityki tożsamości. Jeśli szacunek
dla sytuacji bezdomnych (lub dyskryminowanych płciowo bądź rasowo)
nie pociąga za sobą dostrzeżenia procesów społecznych stwarzających
bezdomność (lub dyskryminację na tle płciowym bądź rasowym), wówczas polityka tożsamości musi operować na podwójnym poziomie. Polityka starająca się wyeliminować procesy stwarzające problem wygląda
zupełnie inaczej niż polityka, która usiłuje jedynie dać pełną możliwość
manifestacji zróżnicowanym tożsamościom, kiedy te się wyłonią.
Napotykamy tu na osobliwy rodzaj napięcia. Tożsamość osoby bezdomnej (lub dyskryminowanej rasowo) jest niezbędna dla jej poczucia
osobowości. Utrzymywanie tego poczucia siebie i tożsamości może
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
230
zależeć od utrzymywania procesów, które dały im początek. Program
polityczny skutecznie walczący z bezdomnością (lub rasizmem) musi
stawić czoła realnej trudności utraty tożsamości tych, którzy stali się
ofiarami takich form prześladowania. Istnieją przy tym subtelne sposoby,
w wypadku których raz nabyta tożsamość ze względu na swoją relatywną
trwałość szukać może społecznych warunków (włączając prześladowanie)
koniecznych dla jej przetrwania.
W związku z powyższym zwykłe dążenia polityki tożsamości jako
celu samego w sobie (zastępujące walkę zrywającą z tożsamością, która
internalizuje opresję), mogą służyć raczej umocnieniu niż kwestionowaniu trwałości procesów, które odpowiadają w pierwszej kolejności za
wyłonienie się owych tożsamości. To powszechny problem nawet
w ideologicznych akademickich debatach krążących wokół polityki
tożsamości. I nie jest on nowy, jak odnotowuje Spivak w nawiązaniu do
francuskich poststrukturalistów:
Choć analiza ekonomiczna może się wydawać niezwykle redukcjonistyczna,
francuscy intelektualiści zapominają, ku swej zgubie, że całe to naddeterminowane przedsięwzięcie zostało dokonane w interesie dynamicznej sytuacji ekonomicznej, która wymagała, by owe interesy, motywacje (pożądania) i władza
(wiedzy) zostały bezlitośnie przemieszczone. Przywoływanie teraz tego przemieszczenia jako radykalnego odkrycia, które powinno pozwolić nam na diagnozę tego, co ekonomiczne (warunków życia, które opisowo wyróżnią „klasy”),
będącego fragmentem starej machiny analitycznej, może się z łatwością okazać
dalszym ciągiem tego dzieła rozbicia i niezamierzonym wspieraniem „nowej
równowagi stosunków hegemonii”46.
Być może jest to najlepsza z możliwych lekcja, jaką można wynieść
z politycznej porażki w sprawie odpowiedzi na wydarzenia w Hamlet
oraz z braku jakiegokolwiek przekonującego dyskursu na temat sprawiedliwości społecznej, do której można by je odnieść. Jeśli historyczny
i geograficzny proces wojny klasowej prowadzonej przez Republikanów
i kapitalistów przez ostatnie lata w Stanach Zjednoczonych sfeminizował
biedę, wzmocnił prześladowania rasowe i w dalszym stopniu powodował
degradację ekologicznych warunków życia, wydaje się, że bardziej demokratyczna polityka może wypływać raczej z determinacji do ustanowienia kontroli tych procesów aniżeli z polityki tożsamości, która głównie
odzwierciedla ich cząstkowe rezultaty.
46 G. C. Spivak, Czy podporządkowani inni…, s. 209.
David Harvey
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
231
Postsriptum
We wrześniu 1992 roku, blisko rok po pożarze zakładu Imperial Food,
jego właściciel – Emmett Roe, został skazany na 19 lat i 11 miesięcy
więzienia (po precedensowej, jeśli idzie o prowadzące do niej targi, ugodzie między prokuratorem a oskarżonym, w której przyznał się do 25
przypadków nieumyślnego spowodowania śmierci). Dzięki temu dwóch
menedżerów fabryki, w tym syn właściciela, pozostało na wolności.
Ponieważ w momencie ogłoszenia wyroku Emmett Roe miał 73 lata,
najprawdopodobniej w ciągu kilku lat zostanie warunkowo zwolniony
z powodów zdrowotnych lub podeszłego wieku. Kilka dni po wyborczym
zwycięstwie Clintona – okoliczności czasowe mają tu prawdopodobnie
znaczenie – trzy towarzystwa ubezpieczeniowe, które odmawiały wypłaty
jakichkolwiek roszczeń finansowych (tłumacząc, że warunki bezpieczeństwa w zakładzie były tak złe, iż to stojąca obecnie na krawędzi bankructwa firma Imperial Food, a nie ubezpieczyciele, jest prawnie odpowiedzialna za pożar) w końcu zgodziły się wypłacić 16,1 miliona dolarów
101 rodzinom zmarłych, rannych bądź emocjonalnie poszkodowanych
pracowników. Sprawa przeciwko Departamentowi Rolnictwa Stanów
Zjednoczonych toczy się nadal.
Przełożyli: Jakub Alejski, Kamila Grześkowiak, Adrianna Koralewska,
Dorota Szczepaniak, Bartosz Wiśniewski
Redakcja: Piotr Juskowiak
Tłumaczenie powstało na warsztatach translatorskich prowadzonych
przez dr Kacpra Pobłockiego, które odbyły się w semestrze letnim 2012
r. w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM.
Dziękujemy autorowi za zgodę na publikację.
Stosunki klasowe...
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
232
David Harvey (1935) – profesor antropologii na City University of
New York (CUNY), dyrektor interdyscyplinarnego The Center for Place,
Culture and Politics. Geograf, krytyk społeczny, teoretyk miasta, marksista. Jeden z czołowych rzeczników idei „prawa do miasta”. Autor rozlicznych książek, w tym m.in. Social Justice and the City (1973), The New
Imperial­ism (2003), A Brief History of Neoliberalism (2005, polskie
wydanie Neoliberalizm. Historia katastrofy, Książka i Prasa, Warszawa
2008 ), The Enigma of Capital and the Crises of Capitalism (2010), Rebel
Cities. From the Right to the City to the Urban Revolution (2012, polskie
wydanie Bunt miast. Prawo do miasta i miejska rewolucja, tłum. Praktyka
Teoretyczna, Warszawa 2012).
Dane adresowe:
PhD Program in Anthropology
The Graduate Center,
City University of New York,
365 Fifth Avenue,
New York, NY 10016-4309
e-mail: [email protected]
D. Harvey, Stosunki klasowe, sprawiedliwość społeczna i polityka różnicy,
„Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/
PT_nr5_2012_Logika_sensu/15.Harvey.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Summary: The article analyzes political and epistemological limitations of postmodern critique of justice in the midst of an economic and ideological rule of free
market universalism. Interpreting the lack of political response to a fire of chicken
processing plant in Hamlet, North Carolina, which took 25 victims, the author
discusses questions of identity politics, multiculturalism, situatedness, otherness
and difference. It is impossible, in Harvey’s opinion, to discuss them apart from
political environment and material conditions. The return to economic issues (including question of exploitation, class and accumulation), neglected by postmodernists, and epistemology based on historical and geographical materialism provide
us with an opportunity for the recovery of concepts of universality (in dialectical
relation with particularity) and social justice as a powerful mobilizing discourse for
political action.
Key words: Social justice, universality, class relations, politics of difference, postmodernism
David Harvey
Joanna Bednarek
Praca biopolityczna
klasowy
i(Pragnienie-produkcja
nowy skl/adi z.ywa
praca 2 –
Hardt i Negri*)
Negri i Hardt stawiają w trylogii Imperium kontrowersyjną
tezę o autonomizacji pracy biopolitycznej spod władzy
kapitału. Twierdzą również, że tak „wyzwolona” praca
stanowi podstawę politycznej emancypacji klasy robotniczej/
wielości. Zestawienie kategorii pracy biopolitycznej z wprowadzonym przez Deleuze’a i Guattariego pojęciem pragnienia-produkcji, jaki i porównanie tezy o jej autonomizacji
z (również pochodzącym od autorów Kapitalizmu i schizofrenii) pojęciem stawania-się-mniejszościowym, uwidacznia
zarówno ograniczenia, jak i potencjał teoretycznych propozycji autorów Rzecz-pospolitej.
Słowa kluczowe: biopolityka, produkcja, operaismo, praca niematerialna,
Negri, Hardt
* Artykuł jest częścią większego projektu Pragnienie-produkcja i żywa praca i
stanowi ciąg dalszy tekstu Życie jako moc deterytorializacji, który ukazał się w
„Praktyce Teoretycznej” 2011, nr 2/3, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr23_2011_Biopolityka/12.bednarek.pdf
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
234
„Trylogia Imperium” Michaela Hardta i Antonia Negriego, mimo zadłużenia wobec Gilles’a Deleuze’a i Feliksa Guattariego, jest dziełem pozostającym w dużej mierze w horyzoncie teoretycznym operaismo lub
autonomii robotniczej, nurtu marksizmu, z którego wywodzi się Negri.
Nurt ten, rozwijający się we Włoszech od lat pięćdziesiątych do dziś
(mimo pewnego osłabienia intensywności w latach osiemdziesiątych,
spowodowanego kryzysem ruchu lewicowego), proponuje wizję przemian
dwudziestowiecznego kapitalizmu opartą zarówno na interpretacji Grundrisse Marksa1, jak i na zaangażowanych badaniach empirycznych2.
O swoistości tej perspektywy stanowi rezygnacja z podziału na bazę
i nadbudowę bez jednoczesnego przyjmowania, śladami Gramsciego,
autonomii tego, co polityczne/społeczeństwa obywatelskiego.
Zamierzam zatem przedstawić koncepcję pracy niematerialnej/biopolitycznej Hardta i Negriego jako tyleż bliską teorii Deleuze’a i Guattariego, co zawierająca elementy odmienne i obce wobec koncepcji
produkcji i polityki proponowanych przez autorów L’Anti-Oedipe.
Najistotniejszą innowacją operaismo jest zerwanie z funkcjonującą
w ortodoksyjnym marksizmie tezą o neutralności sił wytwórczych. Jak
podkreślają Mario Tronti i Raniero Panzieri3, organizacja produkcji jest
kwestią polityczną (w słowniku Foucaultowskim można by powiedzieć:
zespołem technik władzy): kapitał kształtuje siły wytwórcze poprzez
organizację pracy. Siły wytwórcze są upolitycznione na najbardziej podstawowym poziomie, przy czym prymat przysługuje politycznej inwencji robotników, zarówno tej mikropolitycznej – stawiania oporu w miejscu pracy – i klasycznej, makropolitycznej – wysuwania politycznych
roszczeń i postulatów poza nim. Klasa robotnicza jest, dzięki oporowi,
jaki stawia, siłą napędową ewolucji kapitalizmu4. Sposoby walki pozostają
zatem ściśle związane z formami produkcji.
1 Korzystam z przekładu angielskiego: K. Marx, Grundrisse, tłum. M. Nicolaus, London 1973, http://www.marxists.org/archive/marx/works/1857-gru/index.
htm (dostęp 1.05.2010).
2 O tzw. ankietach robotniczych zob. R. Panzieri, Socialist Uses of Worker’s
Inquiry, http://www.generation-online.org/t/tpanzieri.htm (dostęp 1.05.2010) oraz
Renesans Operaismo, [w:] Autonomia robotnicza, red. K. Król, Poznań 2007, s. 27-33.
3 R. Panzieri, Socialist Uses...; M. Tronti, Workers and Capital, http://www.
geocities.com/cordobakaf/tronti_workers_capital.html (dostęp 1.05.2010).
4 Można by stwierdzić, że Tronti i Panzieri stawiają, wbrew Foucaultowi, tezę
o prymacie oporu wobec władzy. Przełożenie tej tezy na język Foucaulta nie jest
jednak do końca możliwe, jako że jej podstawą jest założenie o tożsamości politycznego oporu z ekonomiczną produktywnością klasy robotniczej. Zakłada się tu więc
nieobecną u Foucaulta ontologiczną podstawę oporu niezależną od technik władzy
– stanowi ją produktywność życia.
Joanna Bednarek
235
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Teoria składu klasowego, kładąca nacisk na powiązania między formami pracy i możliwościami walki, prowadzi do konieczności prowadzenia badań zaangażowanych (ankiety robotnicze). Opiera się ona na
tezie, że proletariat nie jest bytem niezmiennym i monolitycznym: wraz
z rozwojem sił wytwórczych zmieniają się formy pracy, zmienia się też
struktura klasy robotniczej i jej możliwości stawiania oporu. W ramach
składu klasowego można wyróżnić skład techniczny, obejmujący organizację procesu pracy: umiejętności robotników, maszyny oraz techniki
dyscyplinowania, i skład polityczny, obejmujący techniki i praktyki
oporu stosowane przez robotników. Skład techniczny i skład polityczny
nieustannie na siebie wpływają: walka robotników wymusza zmiany
w organizacji pracy, innowacje technologiczne i nowe techniki nadzoru,
co owocuje przekształceniami składu klasowego, a w konsekwencji wynalezieniem nowych form oporu. Praca jest miejscem nieustannej walki
politycznej5.
Teoretycy operaismo, zaangażowani od lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku w analizy uwarunkowania przekształceń sposobu produkcji
i składu klasowego, skupiają się głównie na dwóch, współczesnych im,
fazach rozwoju kapitalizmu. Pierwsza z nich, fordyzm, powstała na fali
dziewiętnastowiecznych komunistycznych walk robotniczych i odpowiedzi kapitału na nie. Pierwsza faza kapitalizmu industrialnego była
epoką powstania i konsolidacji pierwszej figury składu klasowego – robotnika wykwalifikowanego, i jej politycznej mobilizacji, która przyjęła
postać ruchu socjalistycznego i komunistycznego. Odpowiedzią kapitału
i państwa były częściowe ustępstwa, dotyczące poprawy warunków pracy:
wprowadzono ustawowe ograniczenie czasu pracy i systemy zabezpieczeń
socjalnych. Jednocześnie polityczna walka robotników została poddana
ograniczającym regulacjom: podporządkowano ją zasadom parlamentarnej reprezentacji (partie socjaldemokratyczne) i organizacjom z definicji broniącym wąsko zdefiniowanych, partykularnych interesów grup
zawodowych (związki zawodowe). Na tym podwójnym ruchu opiera
się Keynesowskie państwo dobrobytu/państwo opiekuńcze [welfare state],
którego konstytucję opisują Hardt i Negri w pracy Labor of Dionysus6.
Jednocześnie zmiany w sposobie produkcji (umasowienie, postęp mechanizacji, linia produkcyjna) dały początek nowej figurze: robotnika masowego, niewykwalifikowanego. Jeśli było to zwycięstwo, to dość dwu5 O czym przypomniało jakiś czas temu pismo „Recykling Idei”, tytułując
jeden ze swoich numerów Pole pracy, pole walki („Recykling Idei” 2007, nr 9).
6 M. Hardt, A. Negri, Labor of Dionysus: a Critique of the State-Form, Minneapolis 2003, s. 23-45.
Praca biopolityczna
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Neoliberalne reformy są
nieraz przedstawiane
jako realizacja
postulatów roku 1968;
„realizacja” ta była
jednak ich
ideologicznym
zniekształceniem.
Zakładała przede
wszystkim oddzielenie
tego, co kulturowe, od
tego, co gospodarcze:
walki nowych ruchów
społecznych zostały
w ten sposób
skanalizowane
w stronę przestrzeni
symbolicznych
i medialnych
reprezentacji
236
znaczne: klasa robotnicza, którą komunistyczna teoria i praktyka
przedstawiała jako nośnik uniwersalnej emancypacji ludzkości, stała się
korporacyjną grupą interesu.
Umowa między kapitałem, państwem i związkami oraz będąca jej
efektem „mała stabilizacja” zostały jednak zakwestionowane za sprawą
rozwijających się w latach sześćdziesiątych „nowych ruchów społecznych”.
Tym, co je wyróżniało, było teoretyczne i praktyczne połączenie walk
ekonomicznych, politycznych i kulturowych. Negri ujmuje istotę tych
ruchów w formule „walka przeciwko pracy”7: walka przeciwko ustalonemu reżimowi pracy i czasu wolnego, przeznaczonego na konsumpcję;
połączenie wytwarzania rzeczy i idei oraz wynajdywania nowych form
wspólnoty; i wreszcie walka przeciwko podziałowi na sferę prywatną
i publiczną („prywatne jest polityczne” to nie tylko hasło feministek, ale
formuła dająca wgląd w istotę postulatów Nowej Lewicy w jej pierwotnym, radykalnym wydaniu).
Aktywność nowych ruchów społecznych i rewolta 1968 roku spotkały
się z odpowiedzią kapitału, która przyjęła postać dwóch zintegrowanych
strategii: z jednej strony ekonomicznej deregulacji i promowania modelu
elastycznego zatrudnienia, z drugiej zaś – rynkowej ofensywy neoliberalnej wizji gospodarki i polityczności. Neoliberalne reformy są nieraz
przedstawiane jako realizacja postulatów roku 1968; „realizacja” ta była
jednak ich ideologicznym zniekształceniem. Zakładała przede wszystkim
oddzielenie tego, co kulturowe, od tego, co gospodarcze: walki nowych
ruchów społecznych zostały w ten sposób skanalizowane w stronę przestrzeni symbolicznych i medialnych reprezentacji. Stopniowa likwidacja
zabezpieczeń socjalnych przedstawiana była jako przywrócenie obywatelom wolności wyboru; apologii indywidualizmu, elastyczności towarzyszyła patologizacja biedy (wynikającej rzekomo z wolnego wyboru).
Brak bezpieczeństwa ekonomicznego równoważono naciskiem na bezpieczeństwo fizyczne i polityczne (rozwój coraz bardziej wyrafinowanych
technik nadzoru, militaryzm).
Neoliberalna ofensywa to jednak tylko jeden, i to dość późny, funkcjonalny aspekt zmiany kapitalistycznego paradygmatu; z perspektywy
operaismo najistotniejsze są modyfikacje, które nastąpiły nieco wcześniej
i objęły zarówno skład techniczny, jak i skład polityczny pracy. Zwykle
określa się je jako przejście od fordyzmu do postfordyzmu8: fordowska
7 Tamże, s. 274-275, tychże, Multitude: War and Democracy in the Age of
Empire, London 2004, s. 343.
8 Jak stwierdza we Fragmencie o maszynach Marks, jedną z tendencji rozwoju
kapitalizmu jest wzrost znaczenia pracy złożonej; innowacje technologiczne zastępują
Joanna Bednarek
237
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
dominacja (dotycząca zarówno liczebności, jak i waloryzacji) pracy przemysłowej, zorganizowanej jako masowa produkcja zestandaryzowanych
towarów w wielkich fabrykach, została zastąpiona postfordowskim reżimem
wymuszonej mobilności i elastyczności. Produkcja towarów odbywała się
odtąd w krótkich, „zindywidualizowanych” seriach, nierzadko zlecana
podwykonawcom; nastąpił także wzrost roli i liczebności pracy w sektorze
usług w stosunku do pracy w sektorze przemysłowym. Tym zmianom
składu technicznego towarzyszyła dewaloryzacja tradycyjnej pracy w przemyśle, jak również narodziny nowego wzorca zatrudnienia: jednostka
miała przemieszczać się między różnymi miejscami pracy i stanowiskami,
nieustannie doskonalić i poszerzać swoje kwalifikacji zawodowe9. Fabryki
zniknęły lub utraciły swoją uprzywilejowaną pozycję, co wiązało się
z zanikiem tradycyjnej klasy robotniczej i zmianą w podmiotowości (składzie politycznym) klasy robotniczej: fordowskiego robotnika masowego
zastąpił robotnik uspołeczniony10. Rozpoczęła się epoka realnej subsumcji.
stopniowo bezpośrednią pracę ludzką jako główny czynnik wartościotwórczy.
Wymaga to zmiany definicji pracy: praca twórcza – projektowanie maszyn – poprzednio produktywna tylko pośrednio, staje się bezpośrednio produktywna. Innymi
słowy, praca staje się uspołeczniona. Efektem jest zwiększenie ilości kapitału stałego
względem kapitału zmiennego (siły roboczej), co na dłuższą metę musi uniemożliwić odtwarzanie stosunków kapitalistycznych (zob. K. Marks, Grundrisse, fr. 651-700,
http://www.marxists.org/archive/marx/works/1857-gru/g13.htm, dostęp 1.05.2010).
9 M. Hardt, A. Negri, Imperium, tłum. A. Kołbaniuk, S. Ślusarski, Warszawa
2005, s. 40-50.
10 Zob. A. Negri, A. Negri, Marx Beyond Marx: Lessons on the Grundrisse,
tłum. H. Cleaver, M. Ryan, M. Viano, New York-London 1991, s. xii, xxix, 197,
206-208. Temat przejścia do postfordyzmu został w latach osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych spopularyzowany (i nierzadko zwulgaryzowany) przez licznych
teoretyków (J. Rifkin, Koniec pracy: schyłek siły roboczej na świecie i początek ery
postrynkowej, tłum. E. Kania, Wrocław 2001; R. Reich, Praca narodów: przygotowanie do kapitalizmu XXI wieku, tłum. L.A. Zyblikiewicz, Toruń 1996). Główna
wada tych ujęć to brak perspektywy globalnej czy wręcz europocentryzm (gdzie
Europa obejmuje także Stany Zjednoczone) – nie pojawia się w nich kwestia
systemowych powiązań między przekształceniami składu technicznego pracy
w krajach Północy a przenoszeniem ośrodków (zdewaloryzowanej) pracy przemysłowej do krajów Południa. Do pewnego stopnia krytyka ta odnosi się też do
samych źródłowych idei powstałych w kręgu operaismo. Trzeba jednak pamiętać,
że zostały one opracowane na podstawie badań empirycznych ściśle powiązanych
z praktyką polityczną, o z definicji ograniczonej perspektywie. Badania te zdają
sprawę z przekształceń produkcji w krajach Europy Zachodniej, głównie we
Włoszech. Próbie nadania im uniwersalnego charakteru musi towarzyszyć poszerzenie perspektywy i zasięgu badań. Praca Negriego i Hardta, korzystająca z opracowań wielu badaczy zajmujących się przekształceniami produkcji w drugiej
połowie dwudziestego wieku, częściowo spełnia te wymagania; amerykańscy
Praca biopolityczna
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
238
Subsumcja formalna ma według Marksa miejsce, kiedy kapitał podporządkowuje sobie istniejące już, niezależne od niego procesy produkcji (podporządkowanie siły roboczej jest ograniczone do umowy o pracę);
stosunki kapitalistyczne obejmują więc tylko część relacji społecznych.
Natomiast w wypadku realnej subsumcji całe życie robotników podporządkowane zostaje potrzebom kapitału. Zdaniem Balibara sytuacja taka
stanowi nieosiągalną granicę kapitalizmu:
Idealnym kresem […] logiki [kapitału] byłoby coś, co Marks nazwał realnym
podporządkowaniem siły roboczej kapitałowi, w przeciwieństwie do podporządkowania formalnego, ograniczonego do umowy o pracę: egzystencja robotników byłaby całkowicie określona przez potrzeby kapitału (zależnie od okoliczności, uzyskiwanie kwalifikacji zawodowych albo ich utrata, bezrobocie albo
nadmierna praca dodatkowa, zaciskanie pasa albo przymusowa konsumpcja).
Jednak granica ta jest historycznie nieosiągalna11.
Teoretycy operaismo, przeciwnie, uznają, że realna subsumcja jest historycznie osiągalna i osiągnięta została w postfordowskiej fazie kapitalizmu12. Fabryka nie jest już uprzywilejowaną przestrzenią produkcji:
pojęcie fabryki społecznej zdaje sprawę z faktu objęcia całego pola społecznego kapitalistycznymi stosunkami produkcji. Sprawia to również,
że każda aktywność staje się bezpośrednio produktywna: znikają podziały
na pracę i czas wolny, produkcję i konsumpcję, produkcję i reprodukcję
siły roboczej, a także pracę produkcyjną i nieprodukcyjną.
Podporządkowanie całego pola społecznego kapitałowi nie jest jednak równoznaczne z niemożnością oporu; siła robocza jest w dalszym
ciągu motorem kapitalistycznej produktywności: „Walka klas nie znika:
zostaje przeniesiona we wszystkie momenty życia codziennego. […]
Realna subsumcja, daleka od eliminowania antagonizmu, nieskończenie
go wzbogaca”13.
Konieczne jest więc zdanie sobie sprawy z przekształceń składu klasowego i usytuowania możliwych miejsc walki. Zmiany w kapitalistycznym sposobie produkcji (podporządkowanie produkcji wszystkich
obszarów ludzkiej aktywności i powstanie „fabryki społecznej”) wymagają przede wszystkim nadania szerszego zasięgu pojęciu produkcji
apologeci postfordyzmu zbyt często ograniczają się do entuzjastycznego powitania
nowej niematerialnej, elastycznej i ponadnarodowej gospodarki.
11 E. Balibar, Filozofia Marksa, tłum. A. Staroń, A. Ostolski, Z. M. Kowalewski, Warszawa 2007, s. 130.
12 M. Hardt, A. Negri, Labor of Dionysus..., s. 15.
13 A. Negri, Marx Beyond Marx..., s. xvi.
Joanna Bednarek
239
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
i przeformułowania pojęcia pracy: rozszerzenia go na usługi czy nieodpłatną pracę opiekuńczą oraz rezygnacji z podziału na produkcję i reprodukcję siły roboczej.
Na podstawie tych założeń Negri i Hardt stawiają w trylogii Imperium
tezę o hegemonii pracy niematerialnej. Odniesienie tego terminu jest
tam złożone i różni się od definicji pracy niematerialnej proponowanych
przez innych przedstawicieli marksizmu autonomistycznego14. Aby ukazać zarówno jego zalety, jak i słabości, należy więc przedstawić wszystkie
jego wymiary, zarówno te, które łączą je z tradycyjnym, wypracowanym
przez operaismo pojęciem pracy niematerialnej, jak i te, które są innowacją Negriego i Hardta.
Praca niematerialna nie oznacza tylko (czy głównie) tych rodzajów
pracy, które Robert Reich nazywa analizą symboliczną: twórczej pracy
z informacją, ideami, pojęciami15. Obejmuje ona przede wszystkim typy
aktywności uznawane przez Marksa za wytwarzające wartość tylko
pośrednio – w tym także pracę intelektualną, przetwarzanie informacji,
innowacje; w paradygmacie pracy niematerialnej stają się one produktywne bezpośrednio16. Bezpośrednio produktywne stają się jednak także
(może nawet przede wszystkim) inne działania zaliczane wcześniej do
pracy nieproduktywnej i reprodukcji społecznej, którym tradycyjnie
14 Maurizio Lazzarato wprowadza np. pojęcie noopolityki, kładąc nacisk na
rolę języka i komunikacji językowej we współczesnym składzie technicznym pracy
oraz na wyzysk i kreatywność pracy intelektualnej jako głównych czynników
decydujących o jej składzie politycznym; zob. tegoż, The Concepts of Life and the
Living in the Societies of Control, [w:] Deleuze and the Social, red. M. Fuglsang,
B. M. Sørensen, Edinburgh 2006, s. 171-190.
15 Zob. R. Reich, Praca narodów... Zarzut przypisywania zbyt wielkiego
znaczenia hegemonii pracy intelektualnej czy związanej z technologiami informacyjnymi (stawiany m. in. przez Petera Thompsona) jest trafny w odniesieniu do
tekstów Negriego z lat 1990-1998, okresu, kiedy był związany z pismem “Futur
Antérieur”. Wersja 2.0 (według określenia Nicka Dyer-Witheforda) pracy niematerialnej, ta z okresu współpracy z Hardtem, jest już jednak wolna od tego jednowymiarowego nacisku na informację i pracę intelektualną. Zob. P. Thompson,
Foundation and Empire: a Critique of Hardt and Negri, “Capital&Class” 2005, No.
2; N. Dyer-Witheford, Cyber-Negri: General Intellect and Immaterial Labor, [w:]
The Philosophy of Antonio Negri 1: Resistance in Practice, red. T.S. Murphy, A.-K.
Mustapha, London-Ann Arbor 2005, s. 152.
16 Paradoksalnie, największą dwudziestowieczną obrończynią i kontynuatorką
podziału na pracę nieprodukcyjną i produkcyjną (jednakże w ramach odmiennego
niż Marksowski paradygmatu) była Hannah Arendt. Wprowadzona w Kondycji
ludzkiej dychotomia work – labor nadaje pewną wartość pracy wytwórczej [poiesis],
natomiast pracę pozbawioną wytworu redukuje do koniecznego, acz wstydliwego
i z konieczności apolitycznego aspektu kondycji ludzkiej.
Praca biopolityczna
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
240
odmawia się splendoru – praca usługowa oraz działania związane
z wytwarzaniem, podtrzymywaniem i odtwarzaniem życia – tzw. praca
reprodukcyjna17. Obejmuje to zarówno opłacaną pracę w sektorze usług,
w tym pracę opiekuńczą, jak i nieopłacaną pracę domową, wykonywaną
głównie przez kobiety18. Kolejnym aspektem pracy niematerialnej jest
praca afektywna; polega ona na tworzeniu i podtrzymywaniu więzi
międzyludzkich za pomocą emocji i komunikacji19.
W zakres pracy niematerialnej wchodzi także praca na roli, bardziej
„niematerialna” niż praca przemysłowa:
Pod pewnymi względami klasy podporządkowane w okresie hegemonii [pracy]
przemysłowej dostarczają klucza do zrozumienia zasadniczych cech hegemonii
pracy niematerialnej. Rolnicy […] zawsze czynili użytek z wiedzy, inteligencji
i innowacji typowych dla pracy niematerialnej. Z pewnością praca na roli jest
niezwykle męcząca fizycznie – ziemia jest nisko, jak powie wam każdy, kto
kiedyś pracował w polu – ale rolnictwo jest również nauką. Każdy rolnik jest
chemikiem, dopasowującym typ gleby do właściwych zbóż, przekształcającym
owoce i mleko w wino i ser, genetykiem, dobierającym najlepsze nasiona, aby
udoskonalić odmiany roślin i meteorologiem, obserwującym niebo20.
17 Zob. Gender i ekonomia opieki, red. E. Charkiewicz, A. Zachorowska-Mazurkiewicz, Warszawa 2009.
18 Feminizacja nisko opłacanej pracy, zarówno przemysłowej, jak i usługowej,
w gospodarce postfordowskiej to nie tylko kwestia statystyczna, ale strukturalne
uwarunkowanie: ponieważ wejście na rynek pracy kobiet w krajach Północy odbyło
się na neoliberalnych warunkach, bez jednoczesnej zmiany modelu rodziny i ich
niezależność ekonomiczna jest często uzależniona od pracy usługowo-opiekuńczej
imigrantek (zob. R. Kurian, Globalizacja pracy domowej i usług opiekuńczych, tłum.
M. Michowicz, [w:] Gender…). Na kwestię produktywności nieopłacanej pracy
kobiet jako jedne z pierwszych (w latach siedemdziesiątych) zwróciły uwagę
działaczki z kręgu operaismo: Mariarosa dalla Costa i Alisa del Re.
19 Negri i Hardt wprowadzając w Imperium pojęcie pracy afektywnej, nie
odwołują się w żaden sposób (na co zwraca uwagę Peter Thompson) do badań
socjolożki Arlie Russell Hochschild, która jest autorką pojęcia pracy emocjonalnej
i fundamentalnych badań nad rolą pracy afektywnej we współczesnej gospodarce
(zob. A. R. Hochschild, Zarządzanie emocjami: komercjalizacja ludzkich uczuć,
tłum. J. Konieczny, Warszawa 2009; P. Thompson, Foundation and Empire...,
s. 85). Trudno stwierdzić, czy brak tego przypisu jest kwestią ignorancji, czy złej
woli… Trzeba także przyznać, że występujące w trylogii Imperium odwołania
wskazują na niejaką fragmentaryczność wiedzy Negriego i Hardta na temat ekonomii feministycznej. W Imperium odwołują się wyłącznie do pracy Dorothy
Smith, w Commonwealth do badań Chandry Mohanty, V. Spike Peterson i Valentine Moghadan.
20 M. Hardt, A. Negri, Multitude..., s. 109-110.
Joanna Bednarek
241
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Jak pokazują przykłady rolnictwa oraz afektywnej i reprodukcyjnej
pracy kobiet, często jest to praca jak najbardziej fizyczna. Jej niematerialność polega raczej, jak podkreślają Negri i Hardt, na braku materialnego, odrębnego od samego działania wytworu21. Jej jedynym, nieodróżnialnym od samej pracy produktem jest życie, pojmowane jako zdolność
rozwoju i nawiązywania relacji z otoczeniem. Dlatego też lepiej byłoby,
jak stwierdzają już w Multitude Negri i Hardt, używać określenia praca
biopolityczna:
Powinniśmy podkreślić, że praca zaangażowana w całą produkcję niematerialną
pozostaje materialna – angażuje ona nasze ciała i umysły tak, jak każda praca.
Tym, co niematerialne, jest jej produkt. Uznajemy, że „praca niematerialna” jest
pod tym względem bardzo niejednoznacznym terminem. Być może byłoby
lepiej rozumieć tę nową formę hegemoniczną jako „pracę biopolityczną22.
Tym, co wytwarza praca niematerialna, są relacje społeczne: uspołecznione, upolitycznione życie. Praca informacyjna, reprodukcyjna i praca
afektywna to jej trzy uzupełniające się wzajemnie wymiary. Konstytutywnym składnikiem ich wszystkich jest współpraca. W biopolitycznej
gospodarce postfordowskiej praca przestaje być indywidualna: kolektywność, uspołecznienie, komunikacja i współpraca stają się istotowymi
cechami pracy jako takiej.
Hegemonia pracy niematerialnej nie polega, co podkreślają Negri
i Hardt, na przewadze liczebnej pewnych typów pracy. Zarzut, że autorzy Imperium mylą się co do oczywistych faktów i danych albo mówią
tylko o przekształceniach pracy w krajach Północy, nie jest trafny. Przede
wszystkim mowa o tendencji rozwojowej, nie o statycznym obrazie
faktów. Według Marksa opis tendencji rozwojowych systemu kapitalistycznego, choć zawsze związany z ryzykiem złej interpretacji symptomów
ekonomiczno-społecznych, jest konieczną podbudową praktyki politycznej; Negri i Hardt idą jedynie w jego ślady23.
Jedną z oznak tej tendencji jest kapitalistyczna dewaloryzacja pracy
przemysłowej (wytwarzania towarów – materialnych rzeczy); jest ona,
ze względu na obecność tańszej siły roboczej, przenoszona do krajów
Południa, gdzie przestaje być widoczna i chroniona (choćby i tylko
nominalnymi) przepisami prawa pracy. Drugą stroną tego zjawiska jest
21 Następuje tu zatem zerwanie z paradygmatem godności poiesis i dewaluacji
„trudu” jako pozbawionego materialnych efektów.
22 M. Hardt, A. Negri, Multitude..., s. 109.
23 M. Hardt, A. Negri, Multitude..., s. 140-153.
Praca biopolityczna
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
242
nadmierna waloryzacja (określenie Saskii Sassen24) pracy symbolicznej
– dziedziny PR, marketingu i reklamy. Materialny towar staje się, podobnie jak praca, prawie niewidoczny, nie będąc niczym więcej niż dodatkiem do marki.
Hegemonizując pole produkcji, praca niematerialna staje się paradygmatem pracy w ogóle – powoduje przekształcenia wszystkich typów
pracy zgodnie ze swoim modelem. Oznacza to, że kooperacja, uspołecznienie, produktywność emocji stają się cechami każdej pracy, nawet
pracy przemysłowej. Teza ta, kluczowa dla koncepcji hegemonii pracy
niematerialnej, jest dyskusyjna ze względu na to, że ma postać twierdzenia niepopartego dowodami empirycznymi. Żeby ją zweryfikować, należałoby przeprowadzić szeroko zakrojone badania nad odmiennymi
typami pracy (być może ze szczególnym naciskiem na pracę przemysłową)
w różnych częściach świata w celu sprawdzenia, czy faktycznie dokonały
się takie przekształcenia; musiałyby one objąć organizację pracy, formy
kontroli nad nią, jak również rolę samych pracowników w procesie pracy.
W tym momencie można na pewno stwierdzić, że ogromny wpływ
wywarła ekspansja sieci komunikacyjnych, która umożliwiła globalną
redystrybucję pracy – gospodarka światowa jest dzięki niej systemem
naczyń połączonych, w którym nieustanna komunikacja ma materialne
następstwa.
Hegemonię pracy niematerialnej/produkcji biopolitycznej łączy też
istotowy związek z realną subsumcją: paradygmat pracy niematerialnej,
sprawiając, że aktywność biologiczno-społeczna ludzi jako taka stała się
produktywna, przyczynił się również do tego, że zaczęła ona podlegać
wyzyskowi o niespotykanym wcześniej zasięgu. Prowadzi ona bowiem
do urynkowienia wszystkich aspektów życia ludzkiego i nie-ludzkiego
(to drugie jest dzisiaj, dla tych, którzy chcą widzieć, z pewnością lepiej
widoczne i bardziej oczywiste)25.
Te warunki odpowiadają za powstanie nowego podmiotu pracy, który
jest zarazem podmiotem politycznym: wielości [multitude]. Praca wielości jest – jako że polega na tworzeniu życia i stosunków społecznych
– bezpośrednio polityczna. Pracujące podmioty wytwarzają to, co wspólne
[the common]: immanentne pole relacji i powiązań, przeciwstawiające
24 S. Sassen, Globalizacja: eseje o nowej mobilności ludzi i pieniędzy, tłum.
J. Tegnerowicz, Kraków 2007.
25 Aby zdać sprawę ze znaczenia tych przemian dla gospodarki i społeczeństwa,
zaproponowane zostały pojęcia kapitału zwierzęcego i biokapitału (zob. K. Sunder
Rajan, Biocapital: the Constitution of Postgenomic Life, Durham 2006; N. Shukin,
Animal Capital: Rendering Life in Biopolitical Times, Minneapolis 2009; dziękuję
Agnieszce Kowalczyk za zwrócenie mi uwagi na te prace).
Joanna Bednarek
243
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
się transcendentnej organizacji tego, co uniwersalne, i umożliwiające
wyłonienie się nowej organizacji politycznej.
[…] to, co wspólne wyznacza nową formę suwerenności, suwerenność demokratyczną (czy, dokładniej, formę organizacji społecznej, która przemieszcza
suwerenność. […] interes wspólny […] nie jest przekształcany w coś abstrakcyjnego w ramach państwowej kontroli, ale raczej zostaje zawłaszczony przez
osobliwości współpracujące w społecznej, biopolitycznej produkcji […]26.
Podmiot uniwersalny wyłania się zawsze na skutek unifikacji: jednostkowe podmioty zostają zredefiniowane jako przypadki tego, co ogólne
– obywatelstwa czy człowieczeństwa, i na tej podstawie upoważnione do
politycznego uczestnictwa, za cenę odpolitycznienia pewnych sfer ich
życia. Uniwersalny podmiot jest innym określeniem jedności ciała politycznego, z konieczności wyrzucającego poza swój obręb konstytutywne
zewnętrze. Wielość jest natomiast złożona z osobliwości [singularities]:
jednostek, których tożsamość nie jest konsekwencją funkcjonowania
w ramach systemów kategorii ogólnych. Negri i Hardt definiują osobliwości również poprzez potrójną wielość: wielość zewnętrzną (powiązania z innymi osobliwościami), wielość wewnętrzną i wielość czasową
(ciągłe przekształcenia na skutek interakcji z innymi)27. Dlatego polityczna konstytucja wielości nie może polegać na stawaniu się ludem;
jest to kategoria z definicji ujednolicająca i wykluczająca28.
Negri i Hardt nie twierdzą, że produkcja biopolityczna w postaci
takiej, jaką znamy dzisiaj – podporządkowana mechanizmowi kapitalistycznej prywatyzacji i poddana dyktatowi wydajności – wyzwala sama
z siebie. Stawiają tylko tezę, że hegemoniczna forma, jaką przybrała
praca w gospodarce postfordowskiej, stwarza warunki dla ukonstytuowania się nowego uniwersalnego podmiotu politycznego, odpowiednika
proletariatu z fazy przemysłowej kapitalizmu. Kluczowym z tych warunków jest autonomizacja pracy wielości wobec kapitału. W fazie przemysłowej kapitalizm odgrywał wobec pracy rolę częściowo pozytywną;
26 M. Hardt, A. Negri, Multitude..., s. 206.
27 M. Hardt, A. Negri, Commonwealth, Cambridge MA 2009, s. 339-340.
28 Przedstawione przez Agambena i Rancière’a analizy wewnętrznego pęknięcia kategorii ludu i aporetyczności, którą w konsekwencji jest ona nacechowana,
wskazują na ten problem, nie są jednak w stanie rozwiązać go czy opracować dla
niego alternatywy, ponieważ nie dysponują płaszczyzną ontologiczną umożliwiającą skonstruowanie podmiotu godzącego to, co wspólne, z różnorodnością (zob.
G. Agamben, Czym jest lud?, tłum. P. Mościcki, [w:] Agamben: przewodnik Krytyki
Politycznej, red. zespół, Warszawa 2010, s. 18–24; J. Rancière, Na brzegach politycznego, tłum. I. Bojadżijewa, J. Sowa, Kraków 2008, s. 71).
Praca biopolityczna
Negri i Hardt stawiają
tezę, że hegemoniczna
forma, jaką przybrała
praca w gospodarce
postfordowskiej, stwarza
warunki dla
ukonstytuowania się
nowego uniwersalnego
podmiotu politycznego,
odpowiednika
proletariatu z fazy
przemysłowej
kapitalizmu
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
244
dostarczając środków produkcji i organizując pracę, przyczyniał się do
jej produktywności. W fazie realnej subsumcji jego działanie sprowadza
się do wywłaszczania, wyzysku i nadzoru: ponieważ komunikacja, organizacja i relacje społeczne są integralną częścią produkcji biopolitycznej,
kapitał staje się coraz bardziej zewnętrzny wobec pracy i przekształca się
w pasożyta29:
Kapitał – choć może ograniczać pracę biopolityczną, wywłaszczać jej wytwory,
a nawet w pewnych wypadkach dostarczać niezbędnych narzędzi produkcji – nie
organizuje produktywnej współpracy. […] Intelektualne, komunikacyjne
i afektywne środki współpracy są na ogół wytwarzane w samych produktywnych
spotkaniach i nie mogą być kierowane z zewnątrz. W rzeczy samej, można
stwierdzić, że kapitał zamiast umożliwiać współpracę, wywłaszcza ją, jako główny
czynnik wyzysku biopolitycznej siły roboczej30.
Stwierdzenie to jest rzecz jasna kontrintuicyjne: wydaje się czymś oczywistym, że kapitalistyczna kontrola nad pracą to ważny czynnik wpływający na produktywność. Co więcej, sprawia ono też, zdaniem niektórych krytyków31, wrażenie sprzecznego z tezą o realnej subsumcji pracy
pod kapitał. Skoro całe pole społeczne jest przeniknięte kapitalistycznymi
stosunkami produkcji (prywatyzacja, wyzysk) i stosunkami władzy, skoro
system kapitalistyczny doby Imperium nie ma zewnętrza, jak możliwa
jest autonomia pracy? Zdaniem Nicholasa Thoburna i Finna Bowringa
teza o autonomizacji pracy stanowi powrót Negriego do ortodoksyjnie
marksistowskiej koncepcji neutralności sił wytwórczych. Produkcja
zostaje tu ujęta jako obszar autonomiczny i odpolityczniony; prowadzi
to do apoteozy pracy jako takiej i niekwestionowania ideałów nieskończonej produktywności i wydajności – kapitalistycznych kategorii niezakwestionowanych przez ortodoksyjny marksizm32. Negri odrzuca
w ten sposób, zdaniem Thoburna, teoretyczne osiągnięcia operaismo:
zdefiniowanie produkcji jako przestrzeni władzy oraz zaproponowaną
przez Trontiego strategię walki z kapitalistycznym wyzyskiem poprzez
odmowę pracy (a tym samym określonej przez kapitał tożsamości kla29 Zob. M. Hardt, A. Negri, Imperium, s. 379-381.
30 Tychże, Commonwealth, s. 140-141.
31 Zob. N. Thoburn, Autonomous Production?: On Negri’s ‘New Synthesis’,
“Theory, Culture and Society” 2001, Vol. 18, No. 5.
32 N. Thoburn, Deleuze, Marx and Politics, London-New York 2003, http://
libcom.org/library/deleuze-marx-politics-nicholas-thoburn-intro, s. 76 (dostęp
1.05.2010); F. Bowring, From the Mass Worker to the Multitude: a Theoretical
Contextualization of Hardt and Negri’s Empire, “Capital&Class” 2004, Vol. 28,
No. 2.
Joanna Bednarek
245
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
sowej). Jak stwierdza Thoburn, paradoksalnie bliższy operaismo pozostaje
Deleuze, podkreślający immanencję walk antykapitalistycznych wobec
samej maszyny kapitalistycznej i sytuujący źródło oporu w wewnętrznych
wobec społecznych urządzeń liniach ujścia. Podkreślając, że klasa definiowana jest w oparciu o pracę, która stanowi wyłącznie część kapitału,
nie przypisuje żadnego subwersywnego potencjału tożsamości klasowej;
jednocześnie podkreśla, że istotą walki proletariackiej jest stawanie-się-innym, stawanie-się-mniejszościowym33. Deleuze pozostaje więc, przy
uwzględnieniu odmienności jego płaszczyzny teoretycznej, wierny tezie
o realnej subsumcji i nie wprowadza esencjalistycznie pojmowanej pracy
jako podstawy oporu; jest to stanowisko bardziej realistyczne i niepowtarzające błędów tradycyjnego marksizmu.
Teza o autonomizacji byłaby zatem nie tylko utopijna, ale też niebezpieczna: skoro wielość autonomizuje się za sprawą swojej pracy, może
być tylko coraz lepiej, a upadek kapitalizmu jest niemal przesądzony.
Oznacza to lekceważenie realności wyzysku, faktu, że produktywne życie
jest w coraz większym stopniu poddawane wywłaszczeniu, między innymi
dzięki ekspansji kategorii kapitału – pojawia się „kapitał ludzki” czy
„biokapitał” (można tu przywołać narodziny kategorii biowłasności).
Zbytni optymizm Negriego może nieraz irytować34; jednak nie najmniejszą z przyczyn tej irytacji jest fakt, że prognozy końca neoliberalnej ofensywy i kryzysu kapitalizmu nie znajdują poparcia w opracowanej przez niego teorii35. Autonomizacja pracy i przekształcanie się
33 N. Thoburn, Deleuze, Marx…, s. 15-20, 123-130, 140-143.
34 Gdy np. jego rozmówca, Raf „Valvola” Scelsi, pyta: „czy nie sądzisz […],
że wśród dzisiejszych scenariuszy mogłoby być również powszechne anulowanie
gwarancji społecznych, prowadzące do sytuacji opisywanych przez Dickensa? Do
nowoczesności nacechowanej wielką, rozpowszechnioną biedą, z ogromnymi
miastami zaludnionymi plebsem, pogrążonym w niewyobrażalnej nędzy….” ,
Negri odpowiada niefrasobliwie: „Nie sadzę, aby taki scenariusz nędzy mógł się
powtórzyć.” (A. Negri, Goodbye Mr. Socialism, tłum. K. Żaboklicki, Warszawa
2008, s. 199-200).
35 „Neoliberalizm jako taki znalazł się […] w stanie kryzysu, nie tylko
z powodu tworzonej przez siebie gospodarczej nierównowagi, ale i dlatego, że
Amerykanie jednostronnie nim kierują na płaszczyźnie politycznej; to kryzys
tworzący warunki, z którymi kapitalizm już sobie nie radzi. […] sądzę, że agresywny cykl neoliberalny definitywnie się skończył.” (A. Negri, Goodbye Mr. Socialism, s. 203, 245). Trudno na gruncie teorii Negriego – odrzucającego wszak
koncepcję cykliczności kapitalistycznej akumulacji – stwierdzić, dlaczego cykl
neoliberalnej ekspansji miałby mieć się ku końcowi. Wydaje się, że tezę taką można
postawić tylko w oparciu o jakąś wersję tej koncepcji. Dla przykładu, Beverly
J. Silver, przewidując powszechny kryzys legitymizacji i nasilenie się protestów
pracowniczych w bliskiej przyszłości, czyni to w oparciu o podejście badawcze
Praca biopolityczna
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
246
kapitału w siłę wywłaszczania i kontroli może równie dobrze prowadzić
do coraz agresywniejszej kolonizacji życia społecznego i biologicznego,
wzrostu nierówności i częściowej rezygnacji ze swobód demokratycznych
na rzecz funkcji policyjnych państwa i organizacji międzynarodowych;
konflikt między pracą i kapitałem może przybierać postać coraz intensywniejszą.
Autonomia produkcji biopolitycznej nie polega na jej zewnętrzności
wobec kapitalizmu; nie jest też czymś danym ani zdeterminowanym.
Autonomizacja to pewna wewnętrzna tendencja rozwoju pracy, stwarzająca potencjał przemian politycznych; może ona jednak równie dobrze
zostać stłumiona lub zastąpiona innymi (ponieważ Negri nie jest zwolennikiem pozytywistycznego ujęcia praw rozwoju ekonomiczno-społecznego jako koniecznych). Rozwój sił wytwórczych stwarza jedynie
warunki zorganizowania pracy w sposób wolny od kapitalistycznego
wyzysku. Dlatego Negri i Hardt obstają w Commonwealth przy obu
tezach36: zarówno tezie o realnej subsumcji, jak i tezie o autonomizacji
pracy. Druga z nich jest w rzeczywistości konsekwencją pierwszej. Ponieważ produkcja biopolityczna obejmuje wytwarzanie podmiotowości,
relacji międzyludzkich i społecznych, obejmuje również przekształcanie
stosunków pracy, które są jej częścią. Wielość jako podmiot polityczny
musi jednak zostać ukonstytuowana (co Negri i Hardt podkreślają zwłaszcza w Commonwealth37) w postaci organizacji politycznej: „Klasa jest
w rzeczywistości pojęciem biopolitycznym, które jest ekonomiczne
i polityczne zarazem”38.
Zarzut, że trylogia Imperium każe nam postrzegać pracę jako już
wyzwoloną i nie oferuje sposobów konceptualizowania wyzysku specyficznych dla realnej subsumcji, nie jest słuszny. Tezy o autonomizacji
nie należy rozumieć intuicyjnie, przyjmując, że praca taka, jaką znamy,
jest wyrazem autonomii produkcji biopolitycznej. Przydatne jest tu
rozróżnienie Deleuze’a i Guattariego na makro- i mikropolitykę: poniżej jednolitego bytu (tutaj) znajdują się tworzące go sploty sił i intensywności. W wypadku każdej konkretnej pracy mamy do czynienia
z wzajemnym mikropolitycznym uwikłaniem produktywnego potencjału
pracy i jej wyzysku.
kładące nacisk na cykliczną i wahadłową dynamikę akumulacji kapitalistycznej
i wystąpień pracowniczych (zob. B. J. Silver, Globalny proletariat: ruchy pracownicze i globalizacja po 1870 r., tłum. M. Starnawski, Warszawa 2009).
36 M. Hardt, A. Negri, Commonwealth, s. 141-149.
37 Tamże, s. 361-387.
38 Tychże, Multitude..., s. 105; zob. też: M. Ratajczak, Wielość – produkcja
wspólnotowości, „Praktyka Teoretyczna” 2010, nr 1.
Joanna Bednarek
247
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
W kategoriach ogólnych wyzysk polega przede wszystkim na zawłaszczaniu tego, co wspólne, prywatyzacji wspólnego dziedzictwa ludzkości:
w wypadku tradycyjnej wiedzy ludów rdzennych znane od setek lat leki
patentowane są przez naukowców, którzy je „odkryli”, przy jednoczesnym
braku uwzględniania tytułu własności tych, którzy je wcześniej stosowali;
wiedza tradycyjna jest tu, co stanowi przykład kontynuacji kolonializmu
za pomocą innych środków, definiowana jako przednaukowa, „naturalna”39. Kolejny aspekt wyzysku to destabilizacja zatrudnienia. Pojecie
przemysłowej armii rezerwowej traci dziś użyteczność, ale tylko dlatego,
że każdy pracownik jest potencjalnie (lub aktualnie przez jakiś okres
swojego życia) częścią tej armii, bo jego miejsce pracy nie jest pewne.
Zmuszanie pracowników do ciągłej dyspozycyjności to zarazem sposób
kontroli: uniemożliwia solidarność i podporządkowuje twórczą współpracę wymogom korporacyjnej „kreatywności”. Podobnie celem wydłużania i intensyfikacji czasu pracy jest zawłaszczenie i kontrola kreatywności. Ostatecznym skutkiem może jednak być tylko jej ograniczenie:
jak stwierdzają Negri i Hardt, wielość produkuje wydajnie tylko wtedy,
kiedy ma kontrolę nad własnym czasem40.
Przykładem wyzysku specyficznego dla systemu kapitalistycznego
pozbawionego zewnętrza może być „kapitalizm kataklizmowy” opisany
przez Naomi Klein w Doktrynie szoku41, polegający na wykorzystywaniu
39 M. Hardt, A. Negri, Multitude..., s. 184-185.
40 To odwołanie do niezdekonstruowanego kryterium produktywności jako
podstawy krytyki kapitalizmu niepokoi; stanowi bowiem, w myśl krytyki Thoburna,
przejęcie tego, co najgorsze z ortodoksyjnego marksizmu. Istnieje jednak inna
droga interpretowania tego i podobnych argumentów; należy przede wszystkim
zwrócić uwagę na rolę ideału produktywności w krajach komunistycznych. Zgodnie z ideologią leninowską produktywność i kult pracy były nie tyle celami samymi
w sobie, ile koniecznym aspektem fazy przejściowej od kapitalizmu do komunizmu,
sposobem na przyspieszoną modernizację. Negri nie definiuje jednak komunizmu
jako punktu dojścia linearnego procesu modernizacyjnego, ale, za Marksem
z Ideologii niemieckiej, jako ciągły i nieskończony ruch ku sprawiedliwości społecznej; dlatego nie powstaje u niego w ogóle problem przejścia od kapitalizmu
do nowego porządku społecznego – komunizm jest nieustannym przejściem. Ze
względu na rolę odmowy pracy w jego teorii nie można także uznać, że autonomiczna produktywność wielości ma być czymś podobnym do produktywności
kapitalistycznej, jaką znamy. Być może zatem produktywność i wydajność należy
rozumieć nie zgodnie z kryteriami ciągłego ilościowego wzrostu i jakościowej
intensyfikacji, do jakich przyzwyczaił nas kapitalizm, ale jako wytwarzanie tego,
co potrzebne wielości do życia (zob. K. Weeks, The Refusal of Work as Demand
and Perspective, [w:] The Philosophy of Antonio Negri 1..., s. 125).
41 N. Klein, Doktryna szoku, tłum. H. Jankowska , T. Krzyżanowski,
A. Makaruk, Warszawa 2008.
Praca biopolityczna
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
248
wojen i katastrof naturalnych dla zawłaszczania tego, co publiczne lub
tego, co wspólne. Zjawisko to ukazuje zarówno zewnętrzność kapitalizmu
w stosunku do tego, co społeczne – „odbudowa” Iraku czy Nowego
Orleanu służyły bowiem tylko wąsko pojmowanemu zyskowi określonych
grup – i jednocześnie fakt, że działa on w ten sposób nie na obszary
zewnętrzne (jak w wypadku kolonizacji ery imperializmu), ale na własne
wnętrze; mamy więc do czynienia ze swego rodzaju wewnętrzną kolonizacją.
W świetle tezy o realnej subsumcji dość mocny zarzut wobec twierdzenia o autonomizacji stanowi jednak fakt, że, jak podkreślają Alex
Callinicos, Peter Green oraz Aberto Toscano, Negri i Hardt nie biorą
pod uwagę roli konkurencji i rozwoju rynków dla kapitału; ich teza
o sile roboczej i jej oporze jako sile napędowej kapitalizmu nie jest
fałszywa, ale z pewnością jednostronna42. Toscano wiąże to ograniczenie z założeniami ontologicznymi autorów Imperium: nauczyliśmy się
od Foucaulta, że władza [potestas, pouvoir] jest produktywna, Negri
i Hardt natomiast, sytuujący dynamikę i produktywność tylko po
stronie mocy [potentia], przypisują jej rolę wyłącznie negatywną43.
Wydaje się jednak, że nie świadczy to na ich niekorzyść; mamy w tym
przypadku do czynienia z dwoma różnymi sposobami rozumienia
produktywności. Rozróżnienie na moc i władzę pozwala odróżnić twórcze i konstytutywne oddziaływanie produkcji biopolitycznej od działania władzy, które jest z pewnością produktywne w rozumieniu
Foucaultowskim: kontrola i prywatyzacja wytwarzają, za pomocą dyskursów i instytucji, które są ich środkami, podatne podmioty, a tym
samym odtwarzają i modyfikują relacje władzy, asymilując lub niszcząc
opór. Brak takiego rozróżnienia (ponieważ opór, ciało i przyjemność
nie są odpowiednikami mocy) jest raczej ograniczeniem ontologii
Foucaulta. Nieuwzględnianie przez metodologię operaismo, a tym
samym przez Negriego i Hardta innych niż siła robocza czynników
produktywności ujawnia jednak poważne (choć raczej metodologiczne
niż ontologiczne) ograniczenie tej perspektywy.
Zdaniem Nicka Dyer-Witheforda kategoria pracy niematerialnej/
biopolitycznej, mimo że wolna od jednostronnego nacisku na twórczą
42 A. Callinicos, Antonio Negri and the Temptation of Ontology, [w:] The
Philosophy of Antonio Negri 2: Revolution in Theory, red. T. S. Murphy, A.-K. Mustapha, London-Ann Arbor 2007; P. Green, ‘The Passage from Imperialism to Empire’:
a Commentary on Empire by Michael Hardt and Antonio Negri, “Historical Materialism” 2002, Vol. 10, No. 1; A. Toscano, ‘Always Already Only Now’, [w:] The
Philosophy of Antonio Negri 2...
43 A. Toscano, Always Already...
Joanna Bednarek
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
249
pracę intelektualną, jest zbyt szeroka, by stać się podstawą konstrukcji
klasowego podmiotu politycznego; proponuje on wyróżnienie trzech
podkategorii, pozwalających na sprecyzowanie: pracy niematerialnej
(pracy z informacją), pracy materialnej (usług i pracy opiekuńczej, rolnictwa) oraz pracy prekariatu (niestabilnej i pozbawionej ochrony pracy
przemysłowej w sweatshopach byłego Trzeciego Świata)44. Nie chodzi
przy tym o odrzucenie samej kategorii, ale o możliwość dokładniejszego
określenia składu technicznego i politycznego. Przede wszystkim zyskujemy tu narzędzia umożliwiające ujęcie roli globalnych hierarchicznych
podziałów pracy, dokonujących się wzdłuż linii państwowych, etnicznych
i płciowych45.
***
Wysuwane przez Thoburna pod adresem Hardta i Negriego zarzuty
absolutyzowania produkcji i niemożności dostrzeżenia wyzysku, choć
wskazują na pewną tendencję obecną w podejściu Negriego do kwestii
ewolucji kapitalizmu i pozycji pracy niematerialnej, nie uderzają jednak
w samo jej centrum; należałoby je może nie całkowicie odrzucić, ale
znacznie osłabić. Z kolei twierdzenie o większej przydatności pojęcia
stawania-się-mniejszościowym dla teorii lewicowej budzi niejakie wątpliwości: Deleuze i Guattari nie mówią zbyt wiele o relacjach, łączących
zarówno poszczególne przypadki stawania się, jak i powszechne stawanie-się-mniejszościowym z dynamiką kapitalizmu jako systemu opartego
na spotkaniu strumienia zdekodowanej pracy i zdekodowanego kapitału
i na nieograniczonej ekspansji aksjomatyki. W jaki sposób stawanie-się-mniejszościowym może się obronić przed aksjomatyzacją i włączeniem
w obręb logiki kapitalizmu? Jedyną podstawą politycznej inwencji jest
dla Deleuze’a i Guattariego deterytorializacja, będąca jednakże dość
abstrakcyjną kategorią ontologiczną. Można chyba uznać, że pojęcie
pracy niematerialnej jako podstawy dynamiki zarówno kapitalizmu, jak
i oporu wobec niego, może stanowić swego rodzaju konkretyzację idei
politycznej deterytorializacji.
44 Są to raczej tendencje niż sektory wydzielone według kryteriów treściowych
(rodzaj pracy) czy geograficznych: tendencja do prekaryzacji jest na przykład
immanentna dla całego pola produkcji w postfordowskiej gospodarce, obejmując
pracę materialną i częściowo niematerialną: niemal każdy zawód może stać się
junk job (zob. N. Dyer-Witheford, Cyber-Negri…, s. 156).
45 Tamże, s. 152.
Praca biopolityczna
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
250
Filozofia Deleuze’a i Guattariego dostarcza teorii Negriego i Hardta
podbudowy ontologicznej; pozwala także, za sprawą pojęcia stawania-się-mniejszosciowym, bronić się przed taką jej interpretacją, która przyznałaby podmiotowi pracy produkcyjnej (niematerialnej/biopolitycznej)
status bezpośredniego podmiotu emancypacji, niewymagającej uwolnienia się od wyzysku i artykulacji politycznej. Teoria autorów Multitude
z kolei pozwala zarysować powiązanie między pragnieniem-produkcją
jako kategorią ontologiczną a produkcją jako bliższą empirii kategorią
ekonomiczno-społeczną.
Joanna Bednarek
251
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Joanna Bednarek: ur. 1982, filozofka z zawodu i powołania, pisarka
z powołania. Pracę doktorską Polityka poza formą: ontologiczne uwarunkowania poststrukturalistycznej filozofii polityki obroniła w 2011 roku.
Publikowała w „Nowej Krytyce”, „Czasie Kultury” i „Krytyce Politycznej”. Współpracuje z Pracownią Pytań Granicznych i z Interdyscyplinarnym Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości UAM. W latach
2006-2009 współpracowała z „Krytyką Polityczną”. Obszar kompetencji i zainteresowań: na przecięciu poststrukturalizmu, feminizmu, marksizmu autonomistycznego i literatury.
Dane kontaktowe:
Joanna Bednarek
Międzywydziałowa Pracownia Pytań Granicznych UAM
Collegium Maius
ul. Fredry 10
60-701 Poznań
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
J. Bednarek, Praca biopolityczna i nowy skład klasowy. (Pragnienie-produkcja i żywa praca 2 – Hardt i Negri), „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012,
http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/16.
Bednarek.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Joanna Bednarek
Title: Biopolitical labor and the new class composition (Desiring-production and
living labor 2 – Hardt and Negri)
Summary: The article is committed to the aim of reconstruction of the notion of
immaterial/biopolitical labor in the context of its affinities with Deleuze and Guattari’s notion of desiring-production. Hardt and Negri’s controversial thesis of the
autonomization of biopolitical labor from capitalist command as the basis for the
political emancipation of the working class/multitude is also discussed and compared with Deleuze and Guattari’s vision of becoming-minoritarian as the only viable
anti-capitalist politics.
Key words: biopolitics, production, operaismo, immaterial labor, Negri, Hardt
Praca biopolityczna
recenzje
}
Piotr Kowzan
Pierwszych piȩć tysiȩcy
/ugu
lat
dl
Davida Graebera
1
Debt: The First 5,000 Years Davida Graebera to książka bardzo udana,
ambitna i przychodząca z pomocą ruchom społecznym walczącym
o zniesienie długów. Jeden z najbardziej znanych anglosaskich anarchistów i antropologów usiłuje na jej kartach ustalić, jak doszło do tego,
że powszechnie uznaje się dziś konieczność spłacania finansowych zobowiązań. Książkę tę można by uznać wyłącznie za specjalistyczne dzieło
z dziedziny antropologii ekonomicznej, gdyby nie to, że dociekania
Graebera mają swoje głębokie filozoficzne podłoże i znaczenie. Próbując
dociec istoty naszego dogmatycznego przekonania o konieczności spłaty
długów, Graeber przeorganizowuje sposób, w jaki nauczyliśmy się myśleć
o pieniądzach, religiach, państwach, rynkach i podatkach, a także
o grzeczności. Kilka poruszanych w książce zagadnień chciałbym
pokrótce omówić, ponieważ same w sobie wydają się ważnym wkładem
w demitologizację wiedzy o ekonomii i pozwalają lepiej zrozumieć ludzkie zachowania.
Doboru zagadnień wartych przybliżenia dokonałem z perspektywy
własnych zainteresowań pedagogicznych, na które składa się m.in. śledzenie celów i metod wychowania za pomocą długu. Fragmenty książki
wykorzystuję w pracy ze studentami kierunku „praca socjalna” i z moich
dotychczasowych doświadczeń wynika, że spojrzenie na dług w głębokim
historycznie i rozległym geograficznie kontekście wyrabia w studentach
1 D. Graeber, Debt: The First 5,000 Years, New York 2011.
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
256
bardziej zniuansowane (niż prezentowane przez nich wstępnie) podejście
do osób zadłużonych. Jest to lektura obfita w interesujące analizy przypadków tworzenia i zwalczania długów, choć – muszę przyznać – część
wyciąganych przez autora wniosków jest dla mnie (jako tylko pedagoga
i ekonomisty) nieweryfikowalna. Mimo to, a może i dzięki temu, korzystanie z pojęcia długu jako uniwersalnego klucza do zrozumienia kultury,
polityki, ekonomii i wspomnianej pedagogiki może dzięki tej książce
sprawiać dużo intelektualnej satysfakcji.
Mit barteru
System kredytowy
poprzedzał narodziny
systemu monetarnego,
choć ekonomiści
zazwyczaj
przedstawiają system
monetarny jako
pierwotny
Specjalnością antropologii jest analiza mitów i właśnie od tego Graeber
rozpoczyna swoje dociekania. Zaskakujące jest jednak to, że analizuje
stworzony przez Adama Smitha i przez wieki, wbrew dowodom, podtrzymywany mit założycielski współczesnej ekonomii, dotyczący pochodzenia pieniądza. Mit ten powtarzany jest praktycznie w każdym podręczniku, choć – trzeba przyznać – na ogół w formie sytuacji
hipotetycznej. Studenci ekonomii mają sobie wyobrazić, jak trudno
byłoby funkcjonować bez pieniądza i jak trudno byłoby wówczas doprowadzić do wymiany towarowej między ludźmi, którzy posiadaliby przypadkowe rzeczy (np. pomarańcze i rower). Problem jednak w tym, że
świat barteru nigdy nie istniał jako stan pierwotny, zamiast tego badacze
odnajdywali i opisywali skomplikowane systemy dystrybucji dóbr. Co
więcej, wiedziano o tym już w czasach Smitha. Barter pojawiał się tylko
wówczas, gdy w społecznościach wcześniej funkcjonujących w systemie
cen czasowo zabrakło gotówki lub w wymianach pomiędzy obcymi,
potencjalnie wrogimi sobie ludźmi.
Pierwsze wzmianki o pieniądzu pochodzące z Mezopotamii wskazują,
że była to abstrakcyjna jednostka rozliczeniowa księgowych, czyli wynalazek biurokratów do obliczania wysokości opłat, czynszów i długów2.
Używane do rachunków srebro, zdaniem Graebera, nie służyło do regulowania zobowiązań, lecz było składowane jako forma pamięci i tylko
czasem przenoszone między pałacem a świątyniami. Dlatego system
kredytowy poprzedzał narodziny systemu monetarnego, choć ekonomiści zazwyczaj przedstawiają system monetarny jako pierwotny. Koncentracja na pieniądzu uniemożliwiała zrozumienie zasad funkcjonowania wielu społeczności. Pozwoliła natomiast ustanowić „rynek” jako
abstrakcyjne miejsce wymiany i podstawę dla nowej (wzorowanej na
2 Tamże, s. 21.
Piotr Kowzan
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
257
Newtonowskiej fizyce) nauki zwanej ekonomią. Graeber przekonuje, że
bez odpowiedniej polityki państwa wspierającego masowy system monetarny (tj. zapewniający dużo drobnych), opierający wartość pieniądza
na kruszcach (inaczej systematycznie pojawiałby się problem utraty wiary
w taki pieniądz), ludziom trudno byłoby wyobrazić sobie rynek jako
całkowicie autonomiczną sferę ludzkiej działalności.
Państwowe wychowanie poprzez rynek
O sztuczności rynku i jego instrumentalnej, a także wychowawczej roli,
zdaniem Graebera, przekonać się można, analizując, jak rynek ustanawiany był podczas kolonizacji obszarów, na których rzekomo powinien
występować w formie barteru. Powstanie rynku jako narzędzia zarządzania populacją w sposób modelowy przedstawia historia kolonizacji
Madagaskaru. Na początku dwudziestego wieku francuski generał
Gallieni wydrukował tam lokalne pieniądze, zapłacił nimi swoim żołnierzom. Jednocześnie miejscowej ludności nakazał zwrócić znaczną
część tego, co wydrukował, w postaci podatku pogłównego, który
oficjalnie nazwano „wychowawczym” [impôt moralisateur]3. Między
tymi ludźmi, którzy mieli pieniądze, a tymi, którzy musieli je mieć (bo
mieli dług do spłaty wobec państwa) zaczęło więc dochodzić do regularnej wymiany. Wychowawcza rola podatku polegała jednak m.in. na
tym, by lokalnej ludności raz na jakiś czas pozostawiać niewielkie nadwyżki pieniądza. Dzięki temu mieszkańcy kolonizowanego kraju mogli
kupować importowane towary, próbować nowych smaków i tym samym
trwale związać się gospodarczo z krajem kolonizującym. Co ciekawe,
taki sposób ustanawiania rynków stanowi ilustrację dla tzw. alternatywnych teorii pieniądza4, według których pieniądz zasadniczo jest
miarą długu, za to nijak ma się do teorii monetarnych wywodzących
się z myśli Adama Smitha.
Społeczeństwo to dług
Skoro rynek pojawia się jako konsekwencja działania państwa, to Graeber
próbuje dociec, jak skłania się ludzi do przestrzegania tzw. kontraktu
społecznego i płacenia podatków. Jak to się dzieje, że można ludziom
3 Tamże, s. 50.
4 Autorstwa takich teoretyków, jak Georg F. Knapp i Alfred Mitchell-Innes.
Pierwszych piȩć tysiȩcy lat dl/ugu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
258
narzucić dług? W tym celu analizuje teorię długu pierwotnego [primordial debt theory], według której polityka monetarna i polityka społeczna
zawsze były tym samym. Rządy używają podatków do tworzenia pieniędzy
i mogą to robić, ponieważ stały się strażnikami długu, jaki wszyscy obywatele
mają wobec siebie wzajemnie. Ten dług jest istotą społeczeństwa. Istniał na
długo przed powstaniem pieniądza i rynków, a pieniądze i rynki same w sobie
są po prostu sposobami siekania go na kawałki5.
Utożsamienie społeczeństwa z długiem jest o tyle interesujące, że ten
typ myślenia obecny jest w tekstach religijnych, poczynając już od Wed,
i wiąże się z ideą poświęcenia jako spłaty długu, z którym w wielu tradycjach religijnych rodzi się człowiek. Jest to o tyle istotne, że konsekwencją takiego totalizującego myślenia jest według Graebera pułapka,
w którą dał się schwytać człowiek w dwudziestym wieku. Z jednej strony
istniało państwo jako rzekomy depozytariusz wszystkiego tego, co ludzkie, wraz z ideą, że wszystko, czym jesteśmy, zawdzięczamy państwu
i nie jesteśmy w stanie tego długu spłacić. Z drugiej strony istniał rynek,
na którym człowiek był jednostką, która nic nikomu nie zawdzięcza
i której żadne relacje nie łączą z innymi ludźmi6. Przy użyciu nagromadzonych przez antropologów przykładów z życia codziennego autor
udowadnia, że ta dychotomia pomiędzy rynkiem a państwem nie jest
dla człowieczeństwa jako takiego immanentna.
Zasada wzajemności, komunizm i hierarchia
Graeber podejmuje próbę odzwyczajenia czytelników od myślenia, że
wzajemność [reciprocity] jest jedyną regułą kontaktów międzyludzkich.
Przytacza opisy doświadczeń misjonarzy, którzy po uratowaniu ludziom
życia proszeni byli przez niedoszłe ofiary o prezenty7. W społeczeństwie
opartym na wzajemności to od uratowanych oczekiwalibyśmy jakichś
podarków, ułatwiających jak najszybsze pozbycie się długu
i zerwanie krępującej relacji wdzięczności. Porządek oparty na zasadzie
wzajemności nie jest uniwersalny. Istnieją społeczeństwa radykalnej
równości (gdy uratowany staje się jakby bratem ratującego i nabiera
praw do jego rzeczy) oraz radykalnej nierówności (gdy uratowany staje
się stronnikiem ratującego i kolejne prezenty, jakie otrzymuje, potwier5 D. Graeber, Debt…, s. 56.
6 Tamże, s. 71.
7 Tamże, s. 92.
Piotr Kowzan
259
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
dzają, że wciąż jest potrzebny ratującemu). Trzy porządki ekonomiczne,
jakie na tej podstawie wyróżnił Graeber i które stale są obecne w naszym
życiu, to: komunizm, hierarchia i wymiana8.
Komunizm rozumie Graeber jako relację międzyludzką, funkcjonującą według zasady „od każdego w miarę jego możliwości, każdemu
według jego potrzeb”9. Zasada ta działa jego zdaniem wtedy, gdy ludzie
nie są wrogami, potrzeba jest silna, a koszt – rozsądny. Codziennym
przykładem takiej relacji jest, zdaniem autora, wspólne naprawianie
urządzeń, ponieważ gdy prosimy drugą osobę, by podała nam narzędzie,
to współpracownik nie pyta, co będzie z tego miał, bo czyniłoby to
cały wysiłek nieefektywnym. Graeber twierdzi, że zarówno wewnątrz
współczesnych kapitalistycznych przedsiębiorstw, jak i podczas katastrof
działa się według logiki takiego prowizorycznego komunizmu. Ograniczenia wynikające ze wzorowanych na wojskowych strukturach zarządzania tracą na znaczeniu, gdy działać trzeba spontanicznie i efektywnie. W chwilach improwizacji od każdego, kto nie jest wrogiem,
oczekujemy pomocy w miarę jego możliwości. Zamiast wzajemności
[reciprocity] obowiązują wtedy wspólnotowe [mutual] oczekiwania
i odpowiedzialność.
Z kolei porządek wymiany zakłada, że rzeczy, którymi wymieniają się
ludzie, będą równej wartości. Gdy po transakcji nie ma długu, ludzie
biorący w niej udział mogą się rozejść, pozostają autonomiczni. Ich relacje z innymi ludźmi pozostają proste, co stwarza nawet jakieś poczucie
wolności, lecz celem wymiany opartej na relacji wzajemności jest niezawiązywanie wspólnoty. Przesłanką umożliwiającą kalkulowanie i poszukiwanie równowagi jest to, że ludzie uczestniczący w wymianie są sobie
równi. Jak przekonująco dowodzi autor, trudno wejść w relację wymiany
z kimś, kto ma wszystko, np. z królem. Chyba, że też jest się królem10.
Porządek hierarchiczny, w którym ludzie znacząco różnią się statusem,
również nie działa według zasady wzajemności, lecz w oparciu o precedens. Każdy podarunek wobec osoby wyżej w hierarchii może przemienić się mocą zwyczaju w wymaganą daninę. Warto o tym wiedzieć
i pamiętać, gdy rozpoczyna się karierę w korporacji lub na uniwersytecie. Zamiast wymieniać się rzeczami równej wartości, osoby zajmujące
różne pozycje w hierarchii wymieniają się rzeczami tego samego typu
(zgodnymi z „naturą” ludzi uwikłanych w relację), np. król zapewnia
ochronę, chłopi dostarczają jedzenie.
8 Tamże, s. 94.
9 Tamże.
10 Tamże, s. 106.
Pierwszych piȩć tysiȩcy lat dl/ugu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
260
Graeber jest przeświadczony, że w życiu codziennym płynnie przechodzimy pomiędzy wszystkimi trzema porządkami ekonomicznymi, tzn.
w stosunku do przyjaciół jesteśmy komunistami, a feudałami stajemy się
w stosunku do dzieci. Dlatego różne społeczności wypracowywały sobie
pewne zabezpieczenia, by stosunki równości nie popadały w hierarchiczną
zależność. I tak w społecznościach zbieracko-łowieckich, gdzie nadzwyczajne zdolności pojedynczego myśliwego groziłyby innym popadnięciem
w stosunku do niego w relacje zależności, zdolny myśliwy zobowiązany
jest często wyśmiewać i umniejszać swoje dokonania tak, by pozostali nie
musieli czuć się dłużni11.
– Dziękuję za anulowanie długu. – Nie ma za co.
Ponieważ jednak spłata
długów i osiągnięcie
ostatecznej równości
pozwalałoby ludziom
rozejść się, budowanie
społeczeństwa
w oparciu o zasadę
wzajemności wymaga,
aby wszyscy byli choć
trochę zadłużeni
Dopiero po wyróżnieniu i opisaniu trzech porządków społecznych Graeber przybliża się do definiowania długu. I stwierdza, że dług
powstaje z bardzo specyficznej sytuacji. Najpierw wymaga relacji między dwojgiem ludzi, którzy nie postrzegają się wzajemnie jako byty fundamentalnie od
siebie różne, którzy byliby choćby potencjalnie sobie równi, którzy są sobie
równi w obszarach bardzo ważnych, a którzy nie są obecnie w stanie równowagi,
lecz dla których istnieje sposób, by wyprostować sprawy12.
Przy takim ujęciu nie ma możliwości, by dług był niespłacalny, bo wtedy
nie byłby długiem. Musi istnieć możliwość przywrócenia równowagi.
Do czasu przywrócenia równowagi ludzie biorący udział w transakcji
pozostają w relacji hierarchicznej. Innymi słowy, dług jest efektem
wymiany, która nie została dokończona. Nie ma jednak nic wspólnego
z porządkiem komunistycznym ani hierarchicznym, bo sama możliwość
jego zaistnienia opiera się na zasadzie wzajemności.
Ponieważ jednak spłata długów i osiągnięcie ostatecznej równości
pozwalałoby ludziom rozejść się, budowanie społeczeństwa w oparciu
o zasadę wzajemności wymaga, aby wszyscy byli choć trochę zadłużeni.
Zdaniem Graebera na poziomie symbolicznym dajemy wyraz moralności opierającej się na wzajemności poprzez etykietę, czyli poprzez mówienie „proszę”, „dziękuję” i „nie ma za co”. Prosząc, wydajemy polecenia
przy zachowaniu pozorów, że osoba proszona mogłaby odmówić. Dziękując, uznajemy nasz dług wobec osoby, która zechciała wykonać to,
o co ją prosiliśmy. A mówiąc, że była to przyjemność lub drobiazg,
11 Tamże, s. 115.
12 Tamże, s. 120.
Piotr Kowzan
261
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
oświadczamy, że nie będziemy tego wydarzenia kalkulować i nie oczekujemy zwrotu przysługi. Dlatego, jak uważa autor, ludziom przyzwyczajonym do funkcjonowania w społecznościach działających w dużym
stopniu w porządku komunistycznym (lub hierarchicznym) trudno jest
po przeniesieniu się do innego porządku przyzwyczaić się do tego, że
innych ludzi traktować należy tak, jak gdyby byli królami i mogli odmówić pomocy drugiej osobie.
Dług, honor, patriarchat
Książka staje się jeszcze bardziej interesująca, gdy Graeber próbuje wyjaśnić, jak to się dzieje, że zwykłe zobowiązania zamieniają się w długi.
I jak doszło do tego, że wraz z ekspansją ekonomii rynkowej nawet ludzie
zaczęli pełnić funkcję pieniądza. W tym celu usiłuje prześledzić i zrekonstruować to, co działo się, gdy życie społeczne wraz ze zróżnicowanymi systemami walut społecznych [social currencies] podbijane było
przez pieniądze rynkowe.
Jego uwagę zwracają tak zwane pieniądze prymitywne [primitive currencies], służące do uznawania długów, których nie sposób było spłacić.
Dotyczyło to m.in. płatności małżeńskich lub rekompensat za spowodowanie śmierci krewnego. Były „substytutem życia”13 i pierwotnie nie służyły do kupowania ludzi, lecz później, gdy pojawił się wsparty zbrojnie
handel z ogromnym zapotrzebowaniem na pracę, okazały się niebezpiecznym narzędziem dehumanizującym. Wtedy to ludzi zaczęto używać jako
zastawu pod kredyty handlowe, jako zakładników gwarantujących dotrzymywanie umów, a następnie zaczęto ich trwale zniewalać. Graeber twierdzi, że ekonomia rynkowa nie byłaby możliwa bez przemocy, która jest
warunkiem abstrakcyjnego pieniądza. Ludzie, którzy żyją z przemocy
(żołnierze, gangsterzy), są, jak zauważa, obsesyjnie przywiązani do honoru.
W szczególności są przewrażliwieni na punkcie obrazy honoru, która może
być użyta jako usprawiedliwienie dokonywanej przemocy. Co więcej,
mówi się o długach honorowych oraz o honorowaniu długów. Honor jest
według Graebera nadwyżką godności, czyli świadomością władzy odbierania godności innym14. Jest to o tyle istotne, że pieniądze powstawały,
aby mierzyć honor (i degradację), czyli przez wycenę odszkodowania na
podstawie statusu osoby, którą obrażono [face value]. Z jego analiz staroirlandzkiego prawa wynika, że dawne określenie „połowica” w stosunku
13 Tamże, s. 133.
14 Tamże, s. 170.
Pierwszych piȩć tysiȩcy lat dl/ugu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
Pieniądze
powstawały, aby
mierzyć honor
(i degradację), czyli
przez wycenę
odszkodowania na
podstawie statusu
osoby, którą
obrażono
262
do kobiety zamężnej oznaczać mogło, że za jej obrazę mąż otrzymywał
połowę wartości swojej „twarzy” (honoru), tak jak działo się to w Irlandii.
W takich systemach im więcej wasali i niewolników, tym większa wartość
honoru pana, bo wartość honoru zależała od tego, ile honoru zostało
z ludzi wydobyte. Wartość honoru mogła być wyceniana w pieniądzach,
bo pieniądze te nie służyły do niczego innego. Gdy zaczęto używać do
kupowania dóbr tych samych pieniędzy, co do wyceny honoru, doprowadziło to do kryzysu moralnego15. Honor oznaczać zaczął zarówno gotowość spłaty długów, jak i uznanie, że długi pieniężne wcale nie są istotne.
Kredyt i honor stały się tym samym, gdy za długi można było odebrać
dłużnikowi żonę jako zabezpieczenie długu. Autorytet obrońcy honoru
domu stawał się wtedy prawem własności. Obelgą stało się twierdzenie,
że czyjś honor można kupić, co jest dość paradoksalne, bo wcześniej
dokonywano szczegółowej jego wyceny. Asyryjczycy i Grecy wprowadzili
welony, by kobiety wolne, czyli niepodlegające wymianie handlowej, stały
się „niewidzialne” w sferze publicznej i, co może nas współcześnie zaskakiwać, surowo karano za uzurpowanie sobie prawa do noszenia takich
zasłon, np. przez niewolnice lub prostytutki16. Kryzys moralny polegał
również na tym, że pojawienie się pieniędzy, za które można było kupić
wszystko i wszystkich, niszczyło porządki ekonomiczne oparte na hierarchii oraz komunizmie. Komunistyczne zostały zepchnięte i ukryte w domu,
a z hierarchicznych zniknęła wzajemność zobowiązań osób w tej relacji,
tzn. po udzieleniu pożyczki wierzyciel do niczego nie jest zobowiązany,
obowiązki ma już tylko dłużnik. Ludzie stają się równi w zawieraniu umów,
ale nie jest to równość, którą dawałoby się utrzymać. Trudne stało się
odróżnienie prezentu od pożyczki, zemsty od windykacji.
Kompleks militarno-monetarno-niewolniczy
Konsekwencją narzucenia jednej wartości (tj. jednego typu pieniądza)
na wszystkie rodzaje dóbr i relacji międzyludzkich było powstanie starożytnego kompleksu militarno-monetarno-niewolniczego w Chinach,
Indiach i wokół Morza Egejskiego17. Jego cechą charakterystyczną były
armie zawodowe, często najemnicy, w przeciwieństwie do wcześniejszych
jeźdźców pochodzących z arystokracji. Dla żołnierzy funkcjonalne było
posiadanie łatwo transportowalnych zdobyczy i takiegoż żołdu. Miesz15 Tamże, s. 176.
16 Tamże, s. 188.
17 Tamże, s. 229.
Piotr Kowzan
263
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
kańców podbitych miast zamieniano w niewolników przeznaczonych do
pracy w kopalniach, bo potrzebny był stały dopływ monet. Kruszce przez
wieki gromadzone w świątynnych skarbcach jako zabezpieczenie kredytu
(przykładowo miast fenickich) przetapiano i wprowadzano do obiegu
pod postacią monet. Wraz z przyjściem armii instytucja bezgotówkowego
kredytu była niszczona. Państwowe monety miały jednak też tę zaletę,
że umożliwiały ubogim spłacanie długów wobec arystokracji. Inaczej
kryzysy zadłużenia uniemożliwiałyby uwalnianie się chłopów, bo ich
synowie musieliby być oddawani wierzycielom na służbę. Tymczasem
dzięki napływowi kruszców mogli oni służyć w armii. Wszędzie tam,
gdzie było wojsko, zanikał kredyt, a w użyciu były monety. Upraszczały
się relacje międzyludzkie, które wcześniej oparte były na kredycie. Każdy,
kto nie chciał zostać oszukany na targowisku, musiał nauczyć się podstaw
racjonalności, rozumianej jako kalkulowanie cen w stosunku do ilości
towaru. Wcześniejsze wymiany pomiędzy przyjaciółmi oparte na kredycie miały wiele poziomów i analizowaniu ich znaczeń nie było końca.
Oprócz tej wymuszonej edukacji była też intrygująca wszystkich zagadka,
tj. abstrakcja i uniwersalny charakter metali, które po ostemplowaniu
zyskiwały na wartości. To, jak twierdzi Graeber, dało początek filozofii18,
a także głównym religiom19, które Graeber sprowadza w swojej analizie
do ruchów społecznych ludzi oburzonych długami, jakimi ich obciążano.
Połączenie skutków popularnej edukacji z zagadkową naturą monet wyjaśnia, zdaniem Graebera, pojawienie się filozofów w Milecie (prawdopodobnie pierwsze takie miasto na świecie), gdzie cały handel prowadzony
był przy użyciu monet, a bez kredytu. Z czasem część filozofów decydowała się doradzać wojsku i władcom, którzy stawali się coraz bardziej
cyniczni, a część wiązała się z ruchami społecznymi, które zasadniczo
sprzeciwiały się wojnie jako podstawie porządku politycznego.
Średniowiecze przyniosło wolność, a napływ złota z Ameryk
– niewolnictwo
Sytuacja zmienia się w średniowieczu, na które Graeber patrzy z euroazjatyckiej perspektywy. Był to czas upadku imperiów i zaprzestania prowa18 Więcej na ten temat w: Państwie Platona oraz artykule George’a Caffentzisa „Państwo” Platona a odmowa spłaty długu studenckiego, tłum. P. Kowzan,
M. Zielińska, http://www.praktykateoretyczna.pl/index.php/george-caffentzispanstwo-platona-a-odmowa-splaty-dlugu-studenckiego/ (dostęp 7.06.2012).
19 D. Graeber, Debt…, s. 223-250.
Pierwszych piȩć tysiȩcy lat dl/ugu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
264
dzenia wojen dla nich samych. Połączenia między wojną, monetami
a niewolnictwem zostały na jakiś czas zerwane. Zanikały duże miasta, ale
wraz z utrzymującymi je plantacjami niewolników. Pieniądze istniały jako
jednostka rozliczeniowa, a kredytów udzielały świątynie w sposób, który
zasysał monety do skarbców. Jednak fakt, że wszystkie imperia uznały
religie za państwowe w obliczu kryzysu zadłużenia, poskutkował różnicami
między porządkiem w Indiach, Chinach, Europie i na Bliskim Wschodzie.
Wraz z powrotem kredytu dominować zaczęło myślenie abstrakcyjne, był
to m.in. czas narodzin korporacji. Odkrycia i napływ kruszców z Ameryk
wywróciły społeczeństwa do góry nogami i oznaczały przejście z powrotem
od kredytu do monet. Oznaczało to także powrót imperiów, armii zaciężnych, filozofii materialistycznej i niewolnictwa. W epoce Wielkich Odkryć,
jak opisuje Graeber, nastąpił przepływ złota i srebra z nowo odkrytych
lądów przez Europę do Chin, gdzie od utrzymania niskich cen kruszców
zależała stabilność systemu politycznego po tym, jak kraj porzucił banknoty. Globalny handel kwitł przy jednoczesnym zbiednieniu mieszkańców
Europy. Najbardziej wstrząsające są opisy praktyk ekonomicznych podczas
podboju Ameryk. Graeber wyjaśnia, jak doszło do tego, że konkwistadorzy byli tak okrutni (zdziwiło go, skąd u katolików etos ciągłego podboju).
Kluczem okazuje się to, że oprawcy byli zadłużeni, więc walczyli z czasem,
który oznaczał dla nich rosnące odsetki. Wszystkie ich „zyski” trafiały do
wierzycieli i w konsekwencji zakończyli oni podbój tak biedni, jak go
zaczęli20. Nie tyle napędzała ich własna chciwość, lecz połączenie wstydu
ze wzburzeniem wobec sytuacji, w której się znaleźli, czyli z naglącą
potrzebą zamiany wszystkiego dookoła w pieniądze, by spłacić rosnące
długi. Konkwistadorzy nie czuli, że podejmują samodzielne decyzje; działali tak, jak współcześni menadżerowie korporacji, których imperatywem
moralnym jest zadowolić udziałowców. Podobny mechanizm zadziałał,
jego zdaniem, na Starym Kontynencie podczas tzw. czwartej krucjaty
zakończonej zniszczeniem Konstantynopola w celu spłaty długów zaciągniętych na wyprawę, której pierwotnym celem było odzyskanie tzw.
ziemi świętej. Długi krzyżowców rosły tak szybko, że konieczność ich
spłaty była silniejsza niż wola kontynuowania wyprawy.
Otwarte okna możliwości
W rezultacie tej analizy mamy do czynienia z tezą nie tyle o cykliczności historii świata, ile o cyklicznie pojawiających się możliwościach
20 Tamże, s. 314-318.
Piotr Kowzan
265
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
interwencji w celu zniesienia długu i niewolnictwa. Te cykle historii
świata wiąże autor z pojawianiem się pieniądza w formie gotówki i jego
zanikaniem na rzecz kredytu. Gotówka dominuje w czasach wojen, bo
zapewnia anonimowość, tzn. można ją kraść. Dług jest zapisem, wymaga
zaufania. Każda z opisywanych przez Graebera prób interwencji
w system długu kończyła się krwawo tłumionymi powstaniami chłopskimi, narodzinami nowych państw i religii. W latach 1825-1975 udawało się utopijną wizję Adama Smitha wcielić w życie. Monety i banknoty produkowane były w końcu w ilościach wystarczających, by
posiadali je wszyscy, tak więc zakupy w sklepikach nie kończyły się
obligatoryjnie długiem. Od 1971 roku, gdy dolar przestał być powiązany
z kruszcami, żyjemy znowu w czasach pieniądza wirtualnego i David
Graeber jest chyba jedną z niewielu osób, które dzisiaj twierdzą, że
mamy do czynienia z początkiem, a nie końcem prawdopodobnie dość
spokojnej epoki. Tych, którzy chcieliby się dowiedzieć, jakie jeszcze
formy niewolnictwa mogą zdaniem Grabera zostać w tej nowej epoce
zniesione, odsyłam do lektury.
Na koniec warto zauważyć, że książka Pierwszych pięć tysięcy lat długu
jest oryginalnym wkładem w rozwój myśli anarchistycznej. Graeberowi
udało się sproblematyzować relacje pomiędzy typowymi antybohaterami
anarchizmu: państwem, rynkiem i religiami. Wziął także niejako
w obronę człowieka we wspólnocie, dostarczając historycznych przykładów ratowania (się) licznych dłużników przed nielicznymi wierzycielami.
Z tych też względów, między innymi, książka ta stała się ważną lekturą
ruchu Occupy Wall Street oraz kampanii Occupy Student Debt. Dyskusje o niej łatwo przeradzają się więc w relacje z obecnie prowadzonych
walk, co daje nadzieję na upowszechnienie się strategicznego namysłu
nad rolą długu w splataniu tego, co społeczne.
Pierwszych piȩć tysiȩcy lat dl/ugu...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
266
Piotr Kowzan jest doktorantem oraz asystentem w Zakładzie Dydaktyki
w Instytucie Pedagogiki na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu
Gdańskiego. Interesuje się uczeniem się w ruchach społecznych, edukacją dorosłych, pracą socjalną w perspektywie porównawczej oraz antropologią ekonomiczną.
Adres kontaktowy:
Instytut Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego
ul. Bażyńskiego 4
80-952 Gdańsk
pokój A402
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
P. Kowzan, Pierwszych pięć tysięcy lat długu Davida Graebera,
„Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.
pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/17.Kowzan.pdf (dostęp dzień miesiąc
rok)
Piotr Kowzan
Maciej Szlinder
Zysk
i
zbrojenia
Recenzja Kapitalizmu zombi Chrisa Harmana
Kapitalizm zombi1 jest ostatnią książką zmarłego w 2009 roku brytyjskiego marksisty Chrisa Harmana, członka Komitetu Centralnego Socjalistycznej Partii Robotniczej oraz redakcji czasopism “International
Socialism” i “Socialist Worker”. Jest też jedyną książką napisaną przez
niego w dwudziestym pierwszym wieku i jedyną w ogóle przetłumaczoną
na język polski. A także swoistym podsumowaniem trwającej ponad
czterdzieści lat pracy teoretycznej angielskiego dziennikarza i aktywisty.
Był on przedstawicielem marksizmu antystalinowskiego, przez całe życie
wiernym hasłu „ani Waszyngton, ani Moskwa, tylko międzynarodowy
socjalizm”2. Rozwijał koncepcję „kapitalizmu państwowego” Tony’ego
Cliffa. Jego najważniejsze książki dotyczące tego zagadnienia to: Russia:
How the Revolution was Lost3 i Prospects for the Seventies: the Stalinist
States4. Pisał także o rewoltach studenckich, ruchu antywojennym (The
Fire Last Time: 1968 And After5), a także historii ludzkości ze szczególnym
1 Ch. Harman, Kapitalizm zombi: globalny kryzys i aktualność myśli Marksa,
tłum. H. Jankowska, Warszawa 2011.
2 F. Ilkowski, Przedmowa do wydania polskiego, [w:] Ch. Harman, Kapitalizm
zombi..., s. 7.
3 Ch. Harman, Russia: How the Revolution was Lost, http://www.marxists.
org/history/etol/writers/harman/1967/xx/revlost.htm (dostęp 27.05.2012).
4 Tegoż, Prospects for the Seventies: The Stalinist States, http://www.marxists.
org/archive/harman/1970/02/stalstates.htm (dostęp 27.05.2012).
5 Tegoż, The Fire Last Time: 1968 And After, London 1988.
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
268
uwzględnieniem powstawania kapitalizmu (A People’s History of the
World6). Z tymże kapitalizmem zmagał się również na kartach pism
ekonomicznych, od bardziej popularnej książki pt. Economics Of The
Madhouse7 po najważniejszą, obok tu recenzowanej, pracę ekonomiczną
pt. Explaining The Crisis: a Marxist Reappraisal8. Za kluczowe w analizie
przemian kapitalizmu i jego kryzysów uznawał spadkową tendencję
stopy zysku oraz rolę zbrojeń. Z tej perspektywy chciałbym przyjrzeć
się Kapitalizmowi zombi, z konieczności pomijając wiele wątków zawartych w tej obszernej pracy.
Aktualność Marksa
Ani teoria wartości
oparta na użyteczności,
ani na produkcie
marginalnym nie
mogą być uznane za
poważne alternatywy
Marksowskiej teorii
wartości opartej
na pracy
Harman uznaje za oczywiste, że „każdy opis dzisiejszego systemu światowego musi się zacząć od podstawowych koncepcji stworzonych przez
Marksa”9. Neoklasyczni ekonomiści (tacy jak Menger, Walras czy Clark),
odrzucający teorię wartości opartą na pracy i uznający, że każdy czynnik
produkcji otrzymuje „wynagrodzenie” równe „produktowi marginalnemu”, nie tylko pominęli fakt, że środki produkcji są także wytworem
pracy, ale wbudowali w swoje modele kapitalizmu skrajnie nieadekwatne
do rzeczywistości założenia o jego statyczności. Marshall uznawał czas
za źródło największych trudności w ekonomii i nawet znacznie późniejsze modele neoklasyczne (jak np. zaktualizowana wersja matematycznego modelu Walrasa autorstwa Arrowa i Debreu z lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku) funkcjonują wyłącznie przy wykluczeniu np.
postępu technicznego czy przyrostu demograficznego. Ani teoria wartości oparta na użyteczności (która nie radzi sobie z wyjaśnieniem różnic majątkowych), ani na produkcie marginalnym nie mogą być uznane
za poważne alternatywy Marksowskiej teorii wartości opartej na pracy
(w przeciwieństwie do jej bardziej problematycznych wersji w wydaniu
choćby Ricarda).
Innym poważnym problemem było dla neoklasycznej ekonomii
wyjaśnienie powtarzających się kryzysów gospodarczych. Same Stany
Zjednoczone w okresie od 1810 do 1910 roku doświadczyły aż piętna6 Tegoż, A People’s History of the World, London-Chicago-Sydney 1999. Część
książki dostępna pod adresem: http://www.marxists.org/archive/harman/1999/
history/index.htm (dostęp 27.05.2012).
7 Tegoż, Economics Of The Madhouse: Capitalism and Market Today, http://
www.marxists.org/archive/harman/1995/madhouse/index.htm (dostęp 27.05.2012).
8 Tegoż, Explaining The Crisis: a Marxist Reappraisal, London 1984.
9 Ch. Harman, Kapitalizm zombi..., s. 25.
Maciej Szlinder
269
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
stu kryzysów. Zgodnie z wulgarną teorią Saya, podaż tworzy własny
popyt, a kryzysy są niemożliwe. Walras uznawał je za zjawiska przelotne,
związane z przejściowym brakiem reakcji cen na podaż i popyt. Marks
z kolei uważał kryzysy nadprodukcji za nieuchronne w gospodarce kapitalistycznej. Konkurencja zmusza przedsiębiorstwa do inwestowania
powyżej poziomu aktualnej produkcji nowych maszyn i surowców. Podczas recesji nadprodukcja wiąże się ze spadkiem cen poniżej wartości,
które w okresie wzrostu przekraczają ten poziom. „[C]ykl nie wynika
z błędnych decyzji podejmowanych przez poszczególnych kapitalistów
czy rządy państw, ale ze sposobu, w jaki wartość znajduje wyraz
w cenach.”10
Jednak, zdaniem Marksa, to nie kryzysy były najistotniejsze w ramach
długofalowej dynamiki systemu kapitalistycznego, ale dwa procesy:
spadkowa tendencja stopy zysków11 oraz koncentracja i centralizacja
kapitału. Pierwszy z nich jest odrzucany przez niemarksistów oraz wielu
marksistów (np. Barana, Sweezy’ego). Tendencja ta jest efektem wzrostu
organicznego składu kapitału (dalej OSK), tzn. rosnącego stosunku
wartości inwestycji do wartości siły roboczej, a więc kapitału stałego do
zmiennego. „Jego wzrost jest dla Marksa logicznym następstwem akumulacji kapitału”12. Co prawda, jak twierdzą przeciwnicy, postęp techniczny nie zawsze musi wiązać się ze wzrostem OSK, gdyż inwestycje
mogą mieć charakter „kapitałooszczędny”, jednak, zdaniem Harmana,
takich inwestycji jest znacznie mniej niż tych „kapitałochłonnych”. Istnieją natomiast dwie przyczyny przeciwdziałające spadkowej tendencji
stóp zysku. Pierwszą z nich jest wzrost stopy wyzysku, a więc stosunku
wartości dodatkowej do kapitału zmiennego np. poprzez przedłużenie
dnia roboczego, obniżenie płac realnych lub spadek kosztów dostarczenia robotnikom środków do życia na skutek wzrostu wydajności. Drugą
zaś jest wolniejszy wzrost inwestycji w kategoriach wartości niż w kategoriach materialnych, wynikający ze wzrostu wydajności pracy, zmniejszającego czas pracy niezbędny do wytworzenia każdego elementu kapitału stałego.
Druga z tendencji – koncentracja i centralizacja kapitału, związana
jest z właściwym kryzysom wypłukiwaniem słabszych kapitalistów
i przejmowaniem kontroli nad większym fragmentem systemu przez
silniejszych.
10 Tamże, s. 91.
11 Stopę zysku obrazuje wzór: „m/(c+v)”, gdzie „m” oznacza wartość dodatkową, „c” – kapitał stały, a „v” – kapitał zmienny.
12 Ch. Harman, Kapitalizm zombi..., s. 103.
Zysk i zbrojenia
...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
270
Kryzys i wojna
Sposobem na opóźnienie wzrostu OSK jest eksport kapitału np. do
kolonii. Inny to, jak pisze Marks, „przekształcanie dużej części kapitału
w kapitał trwały, który nie służy jako czynnik bezpośredniej produkcji”13.
Według Kidrona, jeżeli wyjdziemy z Marksowskiego modelu kapitalizmu
jako systemu zamkniętego, trwały wyciek kapitału (np. wskutek wojen)
może w ogóle wyeliminować spadek stopy zysku, a tym samym występowanie coraz większych kryzysów. Właśnie dlatego wojny mogą mieć
dobroczynne skutki dla trwania kapitalizmu, mimo katastrofalnych dla
społeczeństw (o czym pisał choćby Grossman czy Róża Luksemburg).
Harman uznaje spadkową tendencję stopy zysku za główną przyczynę
Wielkiego Kryzysu lat trzydziestych. Wyjaśnienie jego przyczyn zostało
określone przez dzisiejszego szefa Rezerwy Federalnej Bena Bernankego
mianem „nieuchwytnego świętego Graala ekonomistów” 14. Żadna
z dotychczasowych (najczęściej sprzecznych ze sobą) prób: od obwiniania banków centralnych o niezwiększenie podaży pieniądza przez monetarystów, przez nadmierny kredyt lat dwudziestych wskazywany przez
Hayeka, nadwyżkę oszczędności nad inwestycjami i brak „efektywnego
popytu”, na które zwracał uwagę Keynes, po zrzucanie odpowiedzialności na ustawę Smoota-Hawleya podnoszącą cła, nie wytrzymuje poważnej krytyki. Między latami osiemdziesiątymi dziewiętnastego a dwudziestymi dwudziestego wieku stopy zysku spadły w USA o 40%
w wyniku długofalowego wzrostu OSK (o ok. 20%). Podobna sytuacja
miała miejsce w innych krajach centrum. Produkcja uruchomionych
pod koniec okresu koniunktury wielkich fabryk była zbyt duża dla rynku,
który zalała tanimi towarami, obniżając tym samym zyski starych fabryk.
Nowe inwestycje stały się nieopłacalne, w związku z czym zostały przerwane, co poskutkowało spadkiem zatrudnienia i konsumpcji oraz
pogłębieniem kryzysu. Przyczyny, dla których mechanizmy rynkowe
nie wyciągnęły gospodarki z kryzysu, leżą w drugiej wskazywanej przez
Marksa tendencji – koncentracji i centralizacji kapitału w wyniku zdominowania systemu przez quasi-monopole zdolne do uchronienia swoich nierentownych fabryk przed likwidacją.
W latach trzydziestych wzrost wydatków rządowych związanych
z Nowym Ładem Roosevelta (z 2,5% PKB w 1929 roku do 9% w 1936
roku) doprowadził do krótkotrwałego odrodzenia produkcji, ale już
13 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, tłum. Z.J. Wyrozembski,
Warszawa 1986, s. 611.
14 Ch. Harman, Kapitalizm zombi..., s. 208.
Maciej Szlinder
271
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
w sierpniu 1937 roku Stany Zjednoczone spotkał „największy spadek
gospodarczy w dziejach”15. Kryzys tak naprawdę skończył się dopiero
wraz z II wojną światową i przejściem na model gospodarki wojennej.
Złoty wiek i jego kres
Po wojnie zachodni kapitalizm wszedł w okres długiego boomu z pełnym
zatrudnieniem, wzrostem płac realnych oraz rozbudowanym systemem
zabezpieczeń społecznych. Stopa zysku w USA była 50-100% wyższa
niż w pierwszych czterdziestu latach dwudziestego wieku. Harman stanowczo sprzeciwia się powszechnym opiniom przypisującym ten stan
rzeczy prowadzonemu przez państwo interwencjonizmowi w stylu keynesowskim, opartemu na odpowiednim zmienianiu stóp procentowych
i zwiększaniu wydatków pobudzających popyt i poziom zatrudnienia
oraz przekonaniu niektórych marksistów (jak Duménil i Lévy), że odejście od tej polityki było przyczyną niedawnych kryzysów. Argumentuje,
że w okresie powojennym de facto nie stosowano keynesowskich metod
zapobiegania kryzysom (w USA do 1964 roku, a w Niemczech do lat
siedemdziesiątych). Rządy interweniowały nie w celu zapobieżenia recesjom, ale zwolnienia tempa boomów. Zdaniem brytyjskiego marksisty
przyczyną złotego wieku nie były też: szybki postęp techniczny, napływ
młodych imigrantów czy spadek cen surowców z państw słabo rozwiniętych, ale (jak u Kidrona) „bezprecedensowy poziom wydatków na
zbrojenia w czasie pokoju”16 (w USA od cztero- do trzynastokrotnie
większego niż przed wojną), który spowalniał wzrost OSK. Długi boom
nie był zatem efektem „kompromisu między kapitałem i pracą”, jak
chciałby Harvey17, ale skutkiem ubocznym zmilitaryzowanego kapitalizmu państwowego.
Ten złoty okres skończył się gwałtownym wzrostem bezrobocia
i inflacji w latach siedemdziesiątych. Wbrew obiegowej opinii skok cen
ropy, który nastąpił po wojnie Jom Kippur w 1973 roku, nie mógł być
przyczyną, gdyż zmniejszył dochód narodowy państw rozwiniętych
jedynie o 1%. W wyniku tego kryzysu główny nurt ekonomii porzucił
keynesizm na rzecz monetaryzmu i innych wersji ekonomii podaży. Ten
jednak, jak pisze Harman, nie poradził sobie ani (ponownie) z wyja15 Tamże, s. 220.
16 Tamże, s. 241.
17 D. Harvey, Neoliberalizm: historia katastrofy, tłum. J.P. Listwan, Warszawa
2008, s. 21.
Zysk i zbrojenia
...
Kryzys tak naprawdę
skończył się dopiero
wraz z II wojną
światową i przejściem
na model gospodarki
wojennej
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
272
śnieniem przyczyn kryzysu, ani nie zaproponował właściwych recept.
„W Wielkiej Brytanii monetarystyczny budżet Howe’a z 1979 roku
przyniósł w następstwie podwojenie się zarówno inflacji, jak i bezrobocia […]. Działania monetarystyczne nie zdołały nawet zapewnić
kontroli nad podażą pieniądza”18.
Przyczyną załamania we wszystkich krajach centrum w połowie lat
siedemdziesiątych według Harmana był gwałtowny wzrost OSK
(o ponad 40% między 1957 a 1973 rokiem), obniżający stopę zysku.
Wydatki na zbrojenia były bardzo nierówne: od 13% PNB USA i 20%
PNB ZSRR po znikome ilości w wypadku Japonii i RFN. Te ostatnie
kraje mogły dzięki temu więcej inwestować i osiągać szybsze tempo
wzrostu, zmuszając tym samym państwa o wysokich wydatkach na zbrojenia do częściowego przesuwania ich w kierunku inwestycji gospodarczych. Nixon nie poprzestał jednak na tym ruchu, ale zdecydował się
także na dewaluację dolara, destruując system sztywnych kursów walutowych wypracowany w Bretton Woods, co jeszcze bardziej zdestabilizowało światową gospodarkę. W trakcie kryzysu, wbrew założeniom
keynesistów, firmy nie zareagowały na rządowe próby napędzania popytu
wzrostem inwestycji i produkcji, ale podwyżką cen w celu odzyskania
swoich dochodów. Musiało to skutkować podjęciem przez robotników
walki o podwyżkę płac. Rządy i banki w połowie lat siedemdziesiątych
pozwoliły na wzrost podaży pieniądza, co umożliwiło firmom dalszą
podwyżkę cen i ochronę zysków. Pod koniec dekady za pomocą wysokich
stóp procentowych ograniczyły tę podaż, mając na celu zmuszenie firm
do odrzucenia postulatów robotniczych. Świat wkroczył w nowy okres
niestabilności, przeplatany znacznie częstszymi niż wcześniej kryzysami
i niższą stopą wzrostu niż w okresie złotego wieku.
Na początku dwudziestego pierwszego wieku instytucje finansowe
w USA przyjęły strategię zachęcania uboższych warstw do zaciągania
kredytów hipotecznych o początkowo niskiej stopie procentowej, która
wzrastała po kilku latach. Bezpieczeństwo tymże kredytom zapewnić
miał wzrost cen domów – gdyby nie były spłacane, nieruchomości wracałyby do pożyczkodawcy i mogły być zyskownie sprzedawane. Nie
wzięto jednak pod uwagę, że to właśnie gotowość instytucji finansowych
do przelicytowywania się w oferowaniu kredytów na zakup domów
podnosiła ich ceny. W ten sposób sektor finansowy pompował bańkę
na rynku nieruchomości.
Po utracie skuteczności amerykańskiej gospodarki zbrojeniowej,
wobec niskiego poziomu inwestycji oraz spadku płac realnych sposobem
18 Ch. Harman, Kapitalizm zombi..., s. 281.
Maciej Szlinder
273
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
na uniknięcie recesji stała się właśnie finansjeryzacja związana z gwałtownie rosnącym zadłużeniem gospodarstw domowych tworzących rynek
zbytu dla produktów sektora produkcyjnego. Nie mają zatem racji, zdaniem brytyjskiego marksisty, Gerard Duménil czy Engelbert Stockhammer utrzymujący, że w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych
stopy zysku odtworzyły się w dostatecznym stopniu, żeby spowodować
odrodzenie inwestycji produkcyjnych, ale uniemożliwiła im to potęga
sektora finansowego. „Finanse są pasożytem na grzbiecie pasożyta, a nie
problemem, który można rozwiązać w izolacji od kapitalizmu jako całości”19. Warto w tym miejscu przywołać ujęcie sfery finansowej przez
Hardta i Negriego, którzy jeszcze dobitniej podkreślają jej rolę, uznając
za współcześnie „centralną formę akumulacji kapitału”20, która jest symetryczna względem nowych procesów produkcji biopolitycznej. Rynki
finansowe znajdują się na zewnątrz tejże produkcji, ale jako jedyne są
w stanie nadążyć za jej obiegami i przez wywłaszczenie wydobywać
z niej bogactwo21.
Ogromna większość rządów zareagowała na kryzys zapoczątkowany
w 2007-2008 roku odrzuceniem wolnorynkowej Wulgaty i powrotem
do rozwiązań keynesowskich. Jednak warunki ich zastosowania były
jeszcze gorsze niż te, w jakich nieskutecznie wypróbowano je trzydzieści
lat wcześniej. Obiecywana rządowa pomoc finansowa była znacznie
większa niż w okresie New Dealu, podobnie jak poziom zadłużenia. Co
więcej, poziom integracji gospodarek narodowych powoduje, że strategie kapitalizmu państwowego muszą rodzić poważne zakłócenia w całym
systemie, jednak są praktykowane, gdyż jeszcze bardziej szkodliwa byłaby
alternatywa dopuszczająca bankructwa ogromnych firm. System będący
pod presją dwóch podstawowych procesów, spadkowej tendencji stopy
zysku i tendencji do koncentracji kapitału, znalazł się w potrzasku.
Proletariat kontra prekariat
Poglądy o tym, że klasa robotnicza będzie stopniowo traciła swój desygnat, rozpływając się w klasie średniej, głoszone przez teoretyków takich
19 Tamże, s. 433.
20 M. Hardt, A. Negri, Odpowiedź Davidowi Harveyowi, „Praktyka Teoretyczna” 2011, nr 4, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr4_2011_Commonwealth/09.Hardt_Negri.pdf (dostęp 29.05.2012).
21 Więcej na ten temat zob. M. Hardt, A. Negri, Rzecz-pospolita: poza własność prywatną i dobro publiczne, tłum. Praktyka Teoretyczna, Kraków 2012
[w druku].
Zysk i zbrojenia
...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
Prekariat będący nową
i rosnącą liczebnie klasą,
staje się coraz lepiej
udokumentowanym
zjawiskiem, a nie, jak
chciał Harman, akademicką mrzonką.
274
jak Goldthorpe, Marcuse czy E.O. Wright, zostały skompromitowane
choćby przez największy strajk generalny w historii Francji w maju 1968
roku. Harman stanowczo polemizuje z opinią Laclaua i Mouffe wskazujących na niejednorodność klasy robotniczej, a także konstatacją
Hardta i Negriego dotyczącą utraty przez tę klasę uprzywilejowanej
pozycji w gospodarce kapitalistycznej. Dowodzi, że klasa robotnicza
(wraz z osobami będącymi na jej utrzymaniu oraz emerytami) liczy sobie
dzisiaj ok. dwa miliardy ludzi. Dodanie do tego ogromnej liczby chłopów,
sięgającej 50% światowej populacji, z których część wykonuje pracę
najemną, pozwala mu na stwierdzenie, że „[p]o raz pierwszy w historii
globalny proletariat i półproletariat stanowią większość ludności świata”22.
Ponadto Harman zdecydowanie przeciwstawia się dyskursowi dotyczącemu prekaryzacji pracy. Jego zdaniem „[n]ie ma dowodów, które
by potwierdzały bezlitosne szerzenie się zjawiska niepewnych form
zatrudnienia”23. Nadal ponad 80% Europejczyków zatrudnionych jest
na stałych etatach, liczba osób pracujących w Wielkiej Brytanii przez
ponad dziesięć lat w jednym miejscu pracy zwiększyła się z 29 do 31%.
Podkreślanie niepewności miejsc pracy Harman uznaje za działanie
sprzyjające interesom kapitalistów poprzez odbieranie robotnikom wiary
w siebie i osłabianie tym samym ich oporu.
Powyższym liczbom łatwo przeciwstawić inne, prowadzące do zgoła
odmiennych wniosków. Guy Standing w swojej pracy Prekariat24 podaje
choćby, że pracownicy tymczasowi w Hiszpanii w 2010 roku stanowili
połowę zatrudnionych. Ponad trzydzieści milionów Amerykanów zatrudnionych było na niepełny etat, który zwykle oznacza po prostu niższe
wynagrodzenie za pełnoetatowy czas pracy. Co roku w Stanach Zjednoczonych z pracy odchodzi około 45% zatrudnionych, a uchwalona
w 2008 roku w Chinach ustawa dotycząca umów o pracę utrwaliła system umów na czas określony, na nieokreślonych warunkach25. Prekariat
będący nową i rosnącą liczebnie klasą, staje się coraz lepiej udokumentowanym zjawiskiem, a nie, jak chciał Harman, akademicką mrzonką.
Istotne zdaje się także zastanowienie nad skutkami rozpowszechniania świadomości niepewności zatrudnienia z punktu widzenia walki klas.
To, czy rzeczywiście odbiera to robotnikom wiarę w siebie, jest dysku22 Tamże, s. 482.
23 Tamże, s. 488.
24 G. Standing, Prekariat: nowa niebezpieczna klasa, tłum. P. Kaczmarski,
M. Karolak, http://www.praktykateoretyczna.pl/index.php/projekty/prekariat-2/
(dostęp 27.05.2012).
25 Tamże, rozdz. 2, s. 14-19.
Maciej Szlinder
275
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
syjne. Co więcej, wydaje się, że teoria Harmana, minimalizująca wpływ
walk klasowych i pokładająca nadzieję na upadek kapitalizmu głównie
w immanentnych prawach systemu kapitalistycznego, niebezpiecznie
zbliża się do stanowiska determinizmu ekonomicznego. Jako element
„logiki konieczności”, jak stwierdziliby Laclau i Mouffe26, wyklucza zatem
wymiar polityczności i prowadzi raczej do bierności oraz demobilizacji
wyzyskiwanych, oczekujących na samoistny rozkład systemu. Zgodnie
z klasyfikacją zaproponowaną przez Harry’ego Cleavera, każde ekonomiczne odczytanie Marksa, a jako takie należy właśnie zakwalifikować
Kapitalizm zombi, jest interpretacją z perspektywy kapitału27, a nie klasy
robotniczej.
Stąd też może wynika główna słabość pracy Harmana, jaką jest, przy
ogromnym bogactwie oferowanym przez nią w zakresie opisu przebiegu
przemian kapitalizmu i diagnozy jego kryzysów, niemal kompletny brak
pozytywnego programu i strategii politycznej. Na ostatnich stronach
swojej książki brytyjski marksista pisze:
Sam rozwój kapitalizmu wpływa na życie wyzyskiwanych przezeń ludzi, tworząc
obiektywne warunki, w których niejednorodna masa sprzedających własną siłę
roboczą może przekształcić się w coraz bardziej świadomą klasę dla siebie28.
Harman wierzy więc, że proces przekształcenia proletariatu z klasy
w sobie w klasę dla siebie dokona się automatycznie, co jest wizją nadzwyczaj optymistyczną, by nie powiedzieć – naiwną. Problematyczne
wydaje się również trzymanie się podziału na klasę „w sobie” i „dla
siebie”, i tym samym obstawanie przy kluczowej roli świadomości. Ciekawie unikają tej pułapki przedstawiciele Nowej Włoskiej Lewicy, proponując w zamian rozróżnienie na techniczny i polityczny skład klasowy,
gdzie ten pierwszy dotyczy organizacji procesu pracy, a drugi odnosi się
do stosowanych przez robotników taktyk oporu29.
26 Proces odchodzenia teorii marksistowskiej i postmarksistowskiej od „logiki
konieczności” w kierunku „logiki przygodności” opisany jest oczywiście w pracy:
E. Laclau, Ch. Mouffe, Hegemonia i socjalistyczna strategia: przyczynek do projektu
radykalnej polityki demokratycznej, tłum. S. Królak, Wrocław 2007.
27 H. Cleaver, Polityczne czytanie Kapitału, tłum. I. Czyż, Poznań 2011,
s. 50-51.
28 Ch. Harman, Kapitalizm zombi..., s. 505.
29 Więcej na ten temat: M. Hardt, A. Negri, Rzecz-pospolita....,
G. Roggero, Pięć tez o dobru wspólnym, „Praktyka Teoretyczna” 2011, nr 4,
http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr4_2011_Commonwealth/05.Roggero.
pdf (dostęp 30.05.2012),
H. Cleaver, Polityczne..., s. 93-94.
Zysk i zbrojenia
...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
276
Harmanowskie obstawanie przy przemysłowej klasie robotniczej jako
uprzywilejowanym podmiocie zbiorowym ma ograniczony sens w odniesieniu do państw centralnych, w których „tradycyjny proletariat przemysłowy drastycznie się skurczył”30. Warto za Harveyem uznać, że
„dynamika wyzysku klasowego nie ogranicza się do miejsca pracy”31, ale
dotyczy też miejsca zamieszkania. To, co w wyniku ustępstw płacowych
kapitalistów zyskują robotnicy, może być im odbierane przez wysokie
czynsze lub różnego rodzaju „łupieżcze praktyki”32. Za główne miejsce
wytwarzania wartości dodatkowej, a więc także i pole walki klasowej
lepiej uznać więc nie fabrykę czy jakiekolwiek inne miejsce pracy, ale
miasto czy metropolię33. Wówczas podmiotem tej walki jest ogół wytwórców urbanizacji, a więc nie tylko np. robotników budowlanych, ale także
tych, którzy przyczyniają się do wyjątkowego charakteru metropolii,
umożliwiającego pobieranie renty monopolowej – od kupców na klimatycznych targowiskach po artystów i wytwórców kultury. Można też
za przedstawicielami operaismo uznać, że „[f ]abryka, w której pracuje
klasa robotnicza, to społeczeństwo jako całość, fabryka społeczna”34.
Wreszcie warto także rozważyć oś argumentacji książki Harmana,
którą stanowi prawo spadkowej tendencji stopy zysku. Zdaniem Michela
Hussona, „od połowy lat osiemdziesiątych stopa zysku wykazuje tendencję zwyżkową”35. Harman w swoim artykule będącym odpowiedzią na
zarzuty Hussona36 przyznaje, że stopy zysku wzrosły od około 1982 roku,
ale osiągnęły jedynie połowę wartości sprzed spadku rozpoczętego
w połowie lat sześćdziesiątych, z czym znów nie zgadza się Husson37.
Francuski marksista dowodzi, że stopa zysku zaczęła spadać tuż przed
30 D. Harvey, Bunt miast: prawo do miasta i miejska rewolucja, tłum. Praktyka Teoretyczna, Warszawa 2012, s. 171.
31 Tamże, s. 153.
32 Harvey do takich zalicza np. nielegalne egzekucje hipoteczne czy praktyki
flippingu (kupowanie zniszczonych domów, dokonywanie kosmetycznych napraw
o zawyżonych wartościach i odsprzedawanie dalej) – tamże, s. 79 n.
33 Także Hardt i Negri widzą relację metropolii i wielości jako współczesny
odpowiednik relacji fabryki i klasy robotniczej. Zob. M. Hardt, A. Negri, Rzecz-pospolita...
34 H. Cleaver, Polityczne..., s. 97.
35 M. Husson, Kapitalizm bez znieczulenia, tłum. Z.M. Kowalewski, Warszawa 2011, s. 186.
36 Ch. Harman, Not All Marxism is Dogmatism: a Reply to Michel Husson,
“International Socialism” 2010, No. 125, http://www.isj.org.uk/index.php4?id=613&issue=125 (dostęp 27.05.2012).
37 Odmienne krzywe dotyczące stopy zysków prezentowane są w zacytowanym wyżej tekście Harmana.
Maciej Szlinder
277
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
obecnym kryzysem, natomiast „nadakumulacja” wystąpiła dopiero
w trakcie kryzysu. Ciąg wynikający z klasycznej wykładni odwołującej
się do prawa zniżkowej tendencji stopy zysku (inwestycje prowadzące
do wzrostu OSK powodującego spadek stopy zysku) nie ma zatem zastosowania w wypadku aktualnego kryzysu. Rozstrzygnięcie sporu między
Harmanem i Hussonem przekracza ramy tej recenzji, warto jednak zanotować, że nawet w perspektywie ekonomii marksistowskiej prawo spadkowej tendencji stopy zysku jest przedmiotem sporych kontrowersji.
Zakończenie
Pomimo powyższych uwag i zastrzeżeń, ostatnia książka Chrisa Harmana
jest niewątpliwie pozycją ważną, zawierającą bogaty zbiór danych oraz
odniesień bibliograficznych, a także podejmującą szeroką analizę historyczną i teoretyczną przemian kapitalizmu i refleksji nad nimi mających
miejsce przez ostatnie 150 lat. Choćby dlatego jest szczególnie warta
uwagi polskiego czytelnika, który nie był przez ostatnie dwie dekady
rozpieszczany wieloma tego typu pracami, wykazującymi użyteczność
marksistowskiego aparatu teoretycznego w wyjaśnianiu rzeczywistości
społeczno-gospodarczej.
Zysk i zbrojenia
...
anzpraktyka
cyteroet 5/2011
278
Maciej Szlinder (ur. 1986) – doktorant w Instytucie Filozofii UAM.
Magister socjologii i filozofii (spec. komunikacja społeczna). Członek
redakcji czasopisma „Praktyka Teoretyczna”. Prezes fundacji „ZaCzyn”.
Redaktor audycji „Godzina Krytyczna” w Radiu AFERA.
Dane adresowe:
Insty­tut Filozofii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza
ul. Sza­marzewskiego 89c
60–568 Poz­nań
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
M. Szlinder, Zysk i zbrojenia – recenzja Kapitalizmu zombi Chrisa Harmana, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/18.Szlinder.pdf (dostęp dzień
miesiąc rok)
Author: Maciej Szlinder
Title: Profit and armaments – review of Chris Harman’s Zombie Capitalism
Maciej Szlinder
Karol Templewicz
Czego uczy Strefa?
Choć nikt nie odtrąbił końca transformacji, wydaje się, że w polskim
dyskursie publicznym już kilka lat temu nastąpiła znacząca zmiana.
Zanim dopłynęliśmy do „zielonej wyspy”, skończyliśmy „przechodzić”
i zaczęliśmy „doganiać”. Można zbyć tę drobną różnicę wzruszeniem
ramion: przecież nadal wpatrujemy się w Zachód. A jednak ta różnica,
choć niewielka, jest istotna. Przy przechodzeniu nad przepaścią po
spróchniałym pomoście ważne, by stawiać stopy tak, jak nam radzą ci,
którzy są już po drugiej stronie. Kiedy idziemy za kimś, starając się
zmniejszyć dystans, możemy nie tylko przyglądać się jego zgarbionym
plecom, ale również znaleźć czas na spojrzenie wstecz.
Czy za koniec transformacji uznać elegancką datę wstąpienia do
Unii Europejskiej, czy też nieudane święto obchodów dwudziestej rocznicy Okrągłego Stołu w 2009 roku, zmiana jest coraz wyraźniejsza.
Z jednej strony udało się zrealizować aspiracje i dołączyć do zachodniego
klubu. Z drugiej, dają o sobie znać podziały, których nie jest już
w stanie przykryć legenda wspólnego zwycięstwa. Za ważny moment
należy również uznać opublikowanie raportu POLSKA 2030. Można
zawarty w nim model dyfuzyjno-polaryzacyjny traktować wyłącznie
jako laurkę dla doktryny Leszka Balcerowicza i kontynuację twardej
linii, która sprawiła, że we wprowadzaniu neoliberalnych recept nawet
przegoniliśmy Zachód. Można jednak tę publikację potraktować jako
dowód na to, że horyzont się przesunął i możliwe jest snucie dalekosiężnych planów.
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
280
Piszę tak, bo intrygująca książka Borisa Budena Strefa przejścia:
o końcu postkomunizmu1 opowiada właśnie o tym momencie, w którym
orientujemy się, że powróciliśmy z zony. Dlatego warta bacznej uwagi
wydaje mi się potencjalnie otrzeźwiająca refleksja nad nieudaną reanimacją dawnej solidarnościowej jedności. Orientujemy się, że nie przechodzimy na drugą stronę lustra, ale tkwimy w codziennej rzeczywistości, z którą jak wszyscy musimy sobie radzić i którą możemy powoli
zmieniać. Kluczowym pytaniem Strefy przejścia jest: „czy czegoś się
w tej Strefie nauczyliśmy?”.
W trzech esejach Buden różnymi ścieżkami przeprowadza nas przez
Strefę, która „jest niczym innym jak tylko epizodem w życiu […]
bohaterów – niebezpiecznym wdarciem się do tego, co zabronione,
obiecującym spełnienie wszystkich życzeń”2. Te trzy obrazy składają
się na pewien pejzaż – wizję kondycji postkomunistycznej. Jej główną
właściwością jest zderzenie ideałów i marzeń obywateli państw dawnych
demokracji ludowych ze skutkami działań. Rezultatem tego zderzenia
jest bolesne rozczarowanie. Mamy tu więc trzy ścieżki i trzy rozczarowania.
Nie naśladuj
Pierwszy esej opowiada przede wszystkim o rozczarowaniu rozpadem
społeczeństwa. Opierając się w swoim wywodzie na analizach Roberta
Castela i Karin Knorr-Cetiny, Buden twierdzi, że w obecnej fazie kapitalizmu społeczeństwo zanika3. Zanikają utopie, które zostały sprywatyzowane. Zanika także państwo, które wobec niemożności zidentyfikowania interesów wspólnoty, nie jest w stanie robić nic innego poza
słuchaniem jedynego wyrazistego głosu – głosu rynków. Proces, w którym państwo identyfikowało kolejne problemy i brało na siebie obowiązek ich rozwiązania, przekształcił się w nowy proces, który zachodzi
w całym świecie kapitalistycznym. W wyniku późnokapitalistycznych
przemian w miejsce obejmującego całą wspólnotę i połączonego zasadą
solidarności społeczeństwa pojawiają się luźno ze sobą powiązane strefy
społeczne:
1 B. Buden Strefa przejścia: o końcu postkomunizmu, tłum. M. Sutowski, Warszawa 2012.
2 Tamże, s. 13.
3 Tamże, s. 78-87.
Karol Templewicz
281
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
W strefie integracji znajdują się ludzie pozostający w stabilnych stosunkach
pracy i solidnie wkomponowani w relacje społeczne; w strefie wyłączenia brak
jakiejkolwiek działalności produktywnej prowadzi do braku relacji społecznych
i do społecznego wykluczenia; między nimi rozciąga się niestabilna strefa wrażliwości, w której niepewny stosunek pracy odpowiada kruchemu wsparciu ze
strony środowiska społecznego4.
Nie istnieje więc żadna zasada spajająca społeczeństwo. Być może Durkheim nie jest bliski Budenowi, ale z pewnością tęsknota za jakąś
wspólną zasadą, na której można by oprzeć społeczeństwo, jakoś go do
Francuza zbliża.
Negatywnym bohaterem tej części jest Zachód. Tutaj Buden zapożycza się u Petera Sloterdijka5, poświęcając sporo miejsca demaskacji
cynizmu zachodnich społeczeństw. Wyraża się on w postawie sprzedawcy
używanych samochodów, który woli pokazywać wypucowaną karoserię
triumfującej liberalnej demokracji, niż zdradzić, że silnik pod maską
ledwie zapala, a wiele elementów jest przerdzewiałych. Wierzy też, że
klient nie zauważy żadnej usterki. W tym miejscu opowiadana przez
Budena historia robi się nieco mglista. Brakuje bardziej konkretnego
wskazania, kto i dlaczego wcisnął nam w końcu tego gruchota. Stwierdzenie, że to „zachodnie społeczeństwa”, należy uznać za niewystarczające. Chcąc pokazać, że powszechny cynizm stanowił ważny czynnik
w recepcji przemian i kładąc akcent na doświadczenie mas, Buden nie
jest w stanie satysfakcjonująco odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie,
które stawia:
Któż taki i w czyim interesie nałożył pieluchy i krótkie majteczki polskim robotnikom, chronił ich przed „chorobami wieku dziecięcego” i posyłał do szkoły na
klasówki? Tym samym robotnikom, którzy rozpoczęli demokratyczną rewolucję,
wytrzymali najbrutalniejsze represje kontrrewolucji i do ostatecznego zwycięstwa
demokracji doprowadzili dosłownie własnymi rękami6?
W dalszej części mowa jest o „cynicznych ideologach tranzycji”, którzy
w celu zwiększenia sterowności systemu mnożą tych, których należy
ogłosić niedojrzałymi. Zabieg ten pozwala występować z pozycji dorosłego rugającego niegrzeczne dziecko. Jest to bardzo ciekawe spostrzeżenie, jednak obraz jest niepełny.
4 Tamże, s. 86.
5 Zob. P. Sloterdijk, Krytyka cynicznego rozumu, tłum. i wstęp P. Dehnel,
Wrocław 2008.
6 B. Buden Strefa przejścia…, s. 39.
Czego uczy Strefa?
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Ponieważ kwestie
wysuwane przez
prawicę (np. rozbicie
„układu”) nie
przyczyniają się raczej
do poprawy sytuacji
na rynku pracy ani
codziennego bytu
pracujących, prawica
musi ciągle od nowa
udowadniać, że na
drodze do świetlanej
przyszłości stoją
„wrogowie”.
282
Pierwszy esej Strefy przejścia domaga się zatem uzupełnienia. Albo
inaczej – można odnieść wrażenie, że sam stanowi rozdział innej książki.
Cała część zatytułowana Społeczeństwo i kultura: od bezklasowego społeczeństwa do klasy bez społeczeństwa mogłaby z powodzeniem stanowić
fragment Klęski „Solidarności” Davida Osta7. Ost poświęca sporo miejsca temu, jak w system polityczny włączani są ludzie pracy. Dochodzi
do wniosku, że panuje wśród nich uczucie opuszczenia i frustracji. Nie
mają sposobu, by artykułować swoje potrzeby. W związku z tym, dochodzi do zjawiska opisanego przez Thomasa Franka8: robotnicy zwracają
się ku prawicy, która przywraca im poczucie godności, włączając ich
w moralną krucjatę. Ponieważ kwestie wysuwane przez prawicę (np.
rozbicie „układu”) nie przyczyniają się raczej do poprawy sytuacji na
rynku pracy ani codziennego bytu pracujących, prawica musi ciągle od
nowa udowadniać, że na drodze do świetlanej przyszłości stoją „wrogowie”. Ost odpowiada, że pieluchy i krótkie majteczki założyli robotnikom
gospodarczy liberałowie. Słuchali oni zachodnich doradców i realizowali
doktrynę szoku9 tym chętniej, że wierzyli, iż uda się w ten sposób pokonać demona antysemityzmu i zaściankowości. Ponieważ zgodnie „z nową
ideologią tranzycji, aby dojść do demokracji, trzeba tylko wystarczająco
dokładnie podążać za zewnętrznymi, obiektywnymi czynnikami – ekonomicznymi, kulturalnymi, instytucjonalnymi”10.
Pierwszą część książki Budena warto zestawić także z Postkomunizmem Jadwigi Staniszkis11. Autorka analizuje przemiany państw komunistycznych przede wszystkim z punktu widzenia ekonomii władzy.
Wartością nadrzędną miało być przywrócenie bezwładnemu systemowi
sterowności. Zdaniem Staniszkis, elity komunistyczne koncentrowały
się przede wszystkim na tym, by utrzymać swoje wpływy. Rezultatem
tego jest pojawienie się cynizmu, który egalitarne hasła głoszone przez
komunistów traktuje z takim samym przymrużeniem oka, z jakim
same siebie traktują zachodnie demokracje. Tymczasem Buden zwraca
uwagę, że poparcie dla prób odbudowy i umocnienia systemu, jakimi
były np. pieriestrojka i głasnost, wynikały ze szczerej wiary w komuni7 D. Ost, Klęska „Solidarności”: gniew i polityka w postkomunistycznej Europie,
tłum. H. Jankowska, Warszawa 2007.
8 T. Frank, Co z tym Kansas?: czyli opowieść o tym, jak konserwatyści zdobyli
serce Ameryki, tłum. J. Kutyła, wstęp J. Żakowski, Warszawa 2008.
9 Zob. N. Klein, Doktryna szoku: jak współczesny kapitalizm wykorzystuje
klęski żywiołowe i kryzysy społeczne, tłum. H. Jankowska [i in.], Warszawa 2008,
s. 208-220.
10 B. Buden, Strefa przejścia…, s. 35.
11 J. Staniszkis, Postkomunizm: próba opisu, Gdańsk 2001.
Karol Templewicz
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
283
styczne ideały. Upadek komunizmu nie musiał być koniecznie wynikiem niedokładnych kalkulacji cynicznych partyjnych bonzów. Ale też
entuzjazm obywateli państw komunistycznych nie musiał być skierowany ku liberalnym demokracjom. Buden twierdzi, że Zachód pod
niesprecyzowane pragnienie wolności podstawił swojego gruchota,
przedstawiając go jako wehikuł, który społeczeństwa demoludów do
tej wolności dowiezie.
Wydaje się, że lekcja, jakiej udziela nam Buden tą wycieczką do Zony,
brzmi: nie naśladuj. Gdyby nie panująca w krajach postkomunistycznych
ideologia doganiania, mogłyby nie odczuwać przykrych konsekwencji
przemian kapitalizmu tak boleśnie.
Kościół, popkultura, monolog
Drugi esej poświęcony jest miejscu religii w kraju postkomunistycznym.
Rozczarowanie szarą rzeczywistością, słabym państwem, pcha ludzi do
poszukiwania sensu. Zdaniem Budena w państwach postkomunistycznych „wyzwolony Bóg nie wraca […] z gułagu […] – ale paradoksalnie z Kościoła, miejsca jego wygnania”12. Autor stawia tezę, że tym, co
zrobiły republiki komunistyczne z religią, było po prostu narzucenie
– być może z pewną dozą brutalności niezbędną, kiedy chce się szybko
nadrobić zaległości – oświeceniowego rozdziału Kościoła od państwa.
O ile dobrze rozumiem, za tą tezą stoi chęć przeciwstawienia się dominującej narracji, zgodnie z którą ogromny udział Kościoła w życiu
publicznym państw postkomunistycznych wynika ze sprawiedliwości
dziejowej. Oto duchowość gnębiona przez komunę wraca na swoje
miejsce. Obserwacja Budena, że wiara raczej wylała się z Kościoła na
ulice, a więc – inaczej niż w starych zachodnich demokracjach – wkroczyła w świecką przestrzeń publiczną, jest słuszna. Podobnie intrygująca jest opowieść o tym, jak funkcjonuje zeświecczona wiara. Przytaczani przez Budena religijni autorzy traktują ją użytkowo: dostarcza
pocieszenia i sensu w niepewnym świecie. Religia otwarcie przyznaje
się, że jest coś warta o tyle, o ile uda jej się zmniejszyć lęk. Jej zasada
niewiele więc różni się od terapii. W tej Strefie wkraczamy więc całkowicie w postmodernistyczny świat, w którym liczą się doznania.
Kościół zajmuje się po prostu sprzedażą doświadczeń.
Te elementy wywodu Budena, które odnoszą się do obecnej sytuacji,
wydają się dokładnie przemyślane i są bogato zilustrowane cytatami
12 B. Buden, Strefa przejscia...., s. 93.
Czego uczy Strefa?
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
284
z książek chorwackich autorów pokroju naszego rodzimego Szymona
Hołowni. Natomiast tezę o tym, że między polityką państw komunistycznych a oświeceniowym rozdziałem sfery publicznej i sfery religijnej
nie ma właściwie żadnej różnicy, trudno przyjąć. Być może w Jugosławii
rozprawa z Kościołem miała łagodniejszy przebieg. Natomiast warto
zauważyć, bez popadania w martyrologię, że represje wobec kleru,
a nierzadko i rodzin duchownych w Polsce stanowią historyczny fakt13.
Zasięg i brutalność tych prześladowań były różne. Ale nie można ich
traktować tak samo, jak prawnych zapisów i zwyczajów ograniczających
wpływ Kościoła na życie publiczne. Buden sprzeciwiając się dominującej narracji, powinien był wykazać się większą starannością w budowaniu argumentacji.
Przy okazji tego pobytu w Strefie Buden, jak się zdaje, stara się pokazać, że na peryferiach postmodernistyczny supermarket doświadczeń
doskonale czuje się w kościele.
Postkomunistyczne retroutopie
Ostatni, najkrótszy esej poświęcony jest nowej odpowiedzi na rozczarowanie teraźniejszością. Kiedyś w reakcji na niedoskonałości zastanego
świata powstawały utopie. Tworzono opowieści o przyszłości, które
wyznaczały horyzont dążeń. Pozwalały z nadzieją patrzeć w przyszłość.
W tej części widać, że Buden tęskni za utopią. Zapewne podobnie jak
Jameson czy Eagleton chciałby, może nawet nie tyle urzeczywistnienia,
co stworzenia nowych wizji, które mogą stanowić paliwo postępu. Wizji
na tyle ciekawych, by przyciągały wzrok wpatrzony w przyszłość. Ponieważ jednak wiek dwudziesty skompromitował utopie, a ostateczny cios
zadał myśleniu utopijnemu nurt cyniczny, który kazał w zachodniej
demokracji widzieć ideał i ukoronowanie dziejów, tym, co poddaje się
obróbce, pozostała przeszłość.
Boris Buden na przykładzie Domu Terroru w Budapeszcie, nad
którego powstaniem pieczę sprawował Viktor Orban, pokazuje, czym
jest retroutopia. Przedstawiając narrację Domu Terroru, Buden zwraca
uwagę na następujące aspekty. Po pierwsze, autorzy ekspozycji muzeum
sugerują, że terror nazistowski i komunistyczny były równoważne (nawet
jeśli ten pierwszy trwał na Węgrzech nieco ponad rok). Po drugie, narracja muzeum przedstawia rządy Horthy’ego jako szczęśliwą epokę,
13 Zob. m.in. A. Dudek, R. Gryz, Komuniści i Kościół w Polsce (1945-1989),
Kraków 2006.
Karol Templewicz
285
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
kiedy Węgrzy żyli w demokracji. Przemilczany zostaje fakt, że już
w 1932 roku wprowadzono pierwsze antyżydowskie ustawodawstwo,
jednak to wykluczenie sporej grupy obywateli ze „szczęśliwej wspólnoty”
wydaje się nie kłopotać autorów wystawy. Po trzecie, Dom Terroru
pozwala uwierzyć naiwnie, że wszystko co złe, zamyka się w przeszłości,
w samych jego murach. Stwarza iluzję, że Terror jest związany z ideologią, więc rezygnacja ze „złych” i „zbrodniczych” ideologii i pozostawanie „neutralnym”, czyli głuchym na wszystko, co odstaje od przekazu
instytucji państwowych i głównych mediów to sposób na zachowanie
niewinności. Dom Terroru, podsumowuje Buden, oferuje iluzję czystej
wspólnoty. Retroutopia pozwala więc wskazać krystaliczne źródło wspólnoty, która nie jest jeszcze skażona podziałami. Ta fikcja jest użyteczna,
stanowi bowiem fundament dla budowania bieżącej polityki na kolejnych wykluczeniach.
W Polsce jednym z efektów polityki historycznej jest Muzeum
Powstania Warszawskiego. Idąc za Budenem, warto zadać pytanie, ile
w tym sztandarowym dla stołecznych rządów Lecha Kaczyńskiego przedsięwzięciu jest narracji retroutopijnej? Na pewno nie zaszkodzi spytać,
dlaczego na lewo od wejścia do tej publicznej instytucji znajduje się
rzymskokatolicka kaplica? We wnętrzu zaś warto przyjrzeć się m.in.
ekspozycji powstańczej broni. Karabiny, pistolety i granaty porozkładane
są wokół typowego dla starych warszawskich podwórek pomnika Matki
Boskiej. Zresztą na religię zwraca się uwagę w kilku miejscach. Nie jest
moim celem szczegółowa analiza budynku Muzeum. Chciałbym tylko
zasygnalizować, że elementy retroutopijne nietrudno wytropić także
w Warszawie. Należy jednak zastrzec, że Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi rozbudowaną działalność edukacyjną i wydawniczą.
W ramach tej ostatniej ukazują się pozycje, którym daleko do gloryfikowania Powstania.
Ostatni wypad do Strefy każe nam spytać, czy to, że społeczeństwa
nie mają przyszłości, nie kierują się żadną wizją, właściwe jest tylko
spadkobiercom realnego socjalizmu? Wydaje się, że różnica polega na
tym, że konstruowanie ciągłości jest na Zachodzie łatwiejsze. Zrzucając całe zło na okres komunizmu i pomijając na przykład uwarunkowania geopolityczne i umiejscowienie krajów postkomunistycznych
w światowym systemie gospodarki kapitalistycznej, ideolodzy postkomunistycznej prawicy (jakkolwiek paradoksalne może wydawać się to
określenie) starają się choćby czubkami palców dotknąć przedwojennego ideału.
Czego uczy Strefa?
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
286
Wyjście ze strefy
Strefa przejścia zachęca czytelnika, by spojrzał na postkomunizm z perspektywy innej, niż stąpającego nad przepaścią dziecka. Poważne przemyślenie tego, co wydarzyło się w strefie przejścia wymaga dostrzeżenia,
że kraje Zachodu nie dysponują recepturą na szczęście. Mają zaledwie
procedury, dzięki którym możliwa jest poprawa jakości życia. Żeby je
wykorzystać, trzeba jednak zmierzyć się ze swoją historią. Idziemy
bowiem pod górę z ciężkim plecakiem i najlepsze, co możemy zrobić,
to przepakować plecak tak, by wygodniej nam się szło. Dokąd – pozostaje
pytaniem otwartym.
I chyba o to chodzi w podtytule Strefy przejścia – O końcu postkomunizmu. To raczej postulat, niż stwierdzenie faktu. Musimy uświadomić
sobie, że wyszliśmy ze Strefy. Musimy, zdaje się mówić Buden, spojrzeć
chłodno na naszą historię – inną, ale nie bardziej skomplikowaną, niż,
dajmy na to, w Ameryce Łacińskiej. Może czas już uznać, że nie jesteśmy
wyjątkowi. Czas skończyć z postkomunizmem, wyrosnąć z pieluch
i dostrzec, że ci, którzy tak chętnie występowali wobec Wschodu (i
Południa) w roli dorosłych, tak samo boją się ciemności i wołają mamusię. Ostatecznie, twierdzi Buden, lekcja postkomunizmu polega na
uświadomieniu sobie, że własnej tożsamości nie da się zbudować z importowanych zachodnich części.
Karol Templewicz
287
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Karol Templewicz - doktorant w Instytucie Socjologii UW. Zajmuje
się problematyką modernizacji peryferii i społecznym oddziaływaniem
polityki transportowej. Napisał pracę magisterską o teorii socjologicznej
Luca Boltanskiego.
Dane adresowe:
Zakład Socjologii Kultury,
Instytut Socjologii UW
ul. Karowa 18
00-927 Warszawa
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
Karol Templewicz, Czego uczy Strefa? (B. Buden, Strefa przejścia: o końcu
postkomunizmu),„Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/19.Templewicz.pdf
(dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Karol Templewicz
Title: What does the Zone teach?
Czego uczy Strefa?
}
Jadwiga Zimpel
Perspektywa
roku
namiotowych miast
W 2011 roku na polskim rynku księgarskim ukazała się publikacja Fundacji Bęc Zmiana poświęcona przyszłości architektury. Coś, które nadchodzi: architektura XXI wieku1 jest częścią cyklicznego projektu Synchronicity, realizowanego od 2007 roku przez wydawcę książki przy
wsparciu Miasta Stołecznego Warszawy. Program zeszłorocznej edycji
festiwalu Synchronicity 2011 obejmował zorganizowaną w przestrzeniach
gmachu Biblioteki Narodowej wystawę, której książka zawdzięcza tytuł
i część składającego się na nią materiału. Coś, które nadchodzi jest
w związku z powyższym efektem przekładu specyficznej przestrzenności
ekspozycji na dyskretną przestrzenność książki. Wynikająca stąd gatunkowa niejednorodność, podkreślana już na poziomie kompozycji i wyrazistego pomysłu graficznego, nie jest bez znaczenia dla przebiegu czytania. Powtarza bowiem wielowarstwowość i polisemiczność przedmiotu,
o którym traktuje książka – architektury.
Coś, które nadchodzi jest pracą interdyscyplinarną. Nie tylko dlatego,
że wśród autorów zaproszonych do współpracy nad książką znaleźli się
przedstawiciele bardzo różnych dyscyplin: architekci, socjologowie, psychologowie społeczni, psychoterapeuci, medioznawcy, antropologowie,
filozofowie, specjaliści w dziedzinie międzynarodowych stosunków
gospodarczych, historycy sztuki i architektury, publicyści, artyści, desi1 Coś, które nadchodzi: architektura XXI wieku, red. B. Świątkowska, Warszawa
2011.
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Architekturę proponuje
się rozumieć jako
kolektywną praktykę
konstruowania
demokratycznego
społeczeństwa
290
gnerzy i działacze społeczni, ale przede wszystkim dlatego, że namysł
nad pojęciem architektury prowadzony jest tu z pozycji konstruktywistycznych. „Studia interdyscyplinarne – pisał Roland Barthes – konstytuują się dzięki stworzeniu nowego przedmiotu badań, który nie należy
do nikogo”2. Rekonstrukcja pojęcia architektury w terminach interdyscyplinarnej wędrówki3 oraz krytyka zawłaszczających je neoliberalnych
reżimów miejskich, to punkty, wokół których koncentrują się zebrane
w książce teksty.
Z różnorodności pozycji dyskursywnych, z których artykułowane są
dzisiaj otwarte na rewizję, niestabilne znaczenia architektury, zdaje sprawę
sposób uporządkowania materiału. Publikacja składa się z pięciu części
poświęconych kolejno: architekturze społeczeństw, architekturze
wyobraźni i czasu, architekturze miast, architekturze w próżni analizowanej na przykładzie Warszawy, oraz postulatom na przyszłość, sformułowanym przez XXIV Kongres Międzynarodowej Unii Architektów,
Stowarzyszenie Architektów Polskich, Poznański Kongres Ruchów Miejskich i związany z ruchem lokatorskim Kolektyw Syrena. Wymienione
części poprzedza krótki wstęp, w którym architekturę proponuje się
rozumieć jako kolektywną praktykę konstruowania demokratycznego
społeczeństwa. Jego autorzy kwestionują tym samym hegemonię takiego
pojęcia architektury, które ogranicza ją do przestrzeni przepływów
i poddaje kontroli neoliberalnych mechanizmów rynkowych. Idea architektury jako kolektywnej praktyki, stanowiąca osnowę książki, zorganizowana jest wokół pojęcia pustki. Jak czytamy we wstępie: pustka/próżnia ucieleśniana przez system mikroogrodów Biblioteki Narodowej
projektu Stanisława Fijałkowskiego oznacza „przestrzeń otwartą na
myślenie i [...] wolność”4. Paradoksalnie to pustka właśnie stać się może
miejscem narodzin nowej architektury.
Rola pustki w kształtowaniu inkluzywnej kultury miejskiej to temat
rozpoznany nie tylko na gruncie praktyki badawczej, np. przez filozofów
kultury i przedstawicieli kulturowych studiów miejskich, ale także
w obszarze praktyki artystycznej. Szczególnie interesujący sposób artystycznego opracowania kluczowego dla omawianej publikacji związku
pustki i przyszłości zaproponowała Louise Bourgeois w pracy Spider.
„Gigantyczna pajęczyca, unosząca się nad swoim gniazdem wypełnionym
2 Cyt. za: M. Bal, Wizualny esencjalizm i przedmiot kultury wizualnej, “Artium
Quaestiones” 2006, No. XVII, s. 298.
3 Zob. tejże, Travelling Concepts in the Humanities: a Rough Guide, Toronto-Buffalo-London 2002.
4 Wstęp, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 8.
Jadwiga Zimpel
291
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
zawierającymi przyszłość jajami, ochrania także rozgałęzioną koncepcję
czasu [...]”5. Niedający się wpisać w gatunkowe ramy asamblaż Bourgeois, będący – jak pisze Mieke Bal – „jednocześnie instalacją, rzeźbą
i architekturą”6, problematyzuje delikatną naturę pustki. Puste wnętrze
pajęczego gniazda – przywoływane tutaj w roli metonimii pustek miejskich – to z jednej strony miejsce potencjalności, z drugiej – wyczerpywalny zasób domagający się jakiejś formy inteligentnej ochrony.
Namysł nad ideą architektury jako kolektywnej praktyki zorganizowanej wokół potencjalności pustki kontynuuje Joanna Kusiak w rozszerzającym wstęp i dostarczającym interpretacyjnych narzędzi dla dalszej
lektury słowniku nowego progresywizmu. Postawy progresywne wyrastają
z kolektywnej krytyki neoliberalizmu – widzianego jako „patologiczna
symbioza kapitalizmu i polityki”7. Przestrzeniami artykulacji tożsamości
zbuntowanych 99% – wyrażanymi w takich definiowanych przez Kusiak
pojęciach, jak: miłość, prekariat, ludzki mikrofon, prawo do miasta
i innych – były okupowane Puerta del Sol i Wall Street. Heterotopie –
madrycka i nowojorska – są dla omawianej publikacji kluczowe – funkcjonują jako symbole architektury przyszłości, którą od poprzedniczek
odróżniać będzie obecność czwartego wymiaru8 .
Konstruowanie interfejsów
Pierwsza część publikacji składa się z rozmów przeprowadzonych z Haraldem Welzerem, Maciejem Gdulą, Zuzanną Skalską, Edwinem Bendykiem,
Markiem Beylinem, Mirosławem Filiciakiem, Jakubem Wygnańskim
i Markiem Cichockim, zamyka ją przedruk fragmentu pracy Daniego
Rodrika, poświęcony perspektywom nowej polityki przemysłowej. Wśród
elementów zaproponowanego w tej części książki zestawu głosów znalazły się także dwa komunikaty wizualne – Tablice I i II. Autorem pierwszej z nich, przedstawiającej cykl inspirowanych pracami Otto Neuratha
infografik, obrazujących prognozowane kierunki rozwoju świata, jest
Filip Zagórski. Druga, zamykająca tę część Tablica, przedstawia fragment
projektu Worldmapper, realizowanego przez badaczy z University of Schef5 M. Bal, Antropometamorfoza: rozwidlające się ścieżki i kryształy w filozofii
Louise Bourgeois, „Teksty Drugie” 2003, nr 1/2, s. 315.
6 Tejże, Louise Bourgeois’ Spider: the Architecture of Art-writing, Chicago-London 2001, s. xi.
7 J. Kusiak, Architektura świadomości: słownik nowego progresywizmu, [w:] Coś,
które nadchodzi..., s. 23.
8 Tamże, s. 13.
Perspektywa roku namiotowych miast
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
292
field i University of Michigan. Każda z dziesięciu przedstawionych map
reprezentuje bądź aktualny, bądź prognozowany stan planety oglądany
przez pryzmat wybranego aspektu rozwoju i eksploatacji zasobów naturalnych. Szczególnie zaskakujący w kontekście poruszanych w książce
problemów jest, uzyskany dzięki technice przeskalowywania, wizualny
efekt wiotczenia, opadania, starzenia się wizerunków świata.
Centralnym tematem, wokół którego koncentrują się zgromadzone
w tej części książki rozmowy, jest budowa interfejsów. Przez interfejsy
rozumiem, zgodnie z propozycją Krzysztofa Nawratka, materialno-symboliczną infrastrukturę instytucjonalną miasta, umożliwiającą „Obywatelowi Plug-in” nawiązanie relacji z „a-androgynicznym” polis9.
Z zaistnieniem tego typu mnogich relacji, zapośredniczanych przez
interfejsy, Nawratek wiąże możliwość odnowy miasta jako wspólnoty.
Rewitalizacja idei polis to także główny cel praktyki nazywanej w publikacji architekturą społeczeństw.
Warunkiem możliwości zaangażowania w tę praktykę jest reinterpretacja neoliberalnego rozdzielenia tego, co prywatne i tego, co polityczne. Harold Welzer w tekście podkreślającym znaczenie oddolnej
aktywności w przekształcaniu niesprawiedliwych stosunków społecznych
twierdzi, że stoimy przed koniecznością wypracowania „alternatywnych
modeli praktyki gospodarczej”10. Modele neoliberalne przestają się sprawdzać, zarówno w skali mikro, jak i w skali planetarnej.
Krytycznie wobec kontekstu wyznaczonego przez neoliberalizm wypowiada się także Maciej Gdula. Alternatywę dla odwrażliwiającej strategii
administrowania11 widzi on w konstruowaniu „oprogramowania ideologicznego”12, które robiłoby pożytek z demokratyzującego potencjału
konfliktów. Otwarcie na różnorodność, którą niesie z sobą organizacja
życia społecznego wokół sporu, poza ożywieniem polityczności miałoby
także pozytywnie wpłynąć na jakość środowiska zabudowanego.
Na konieczność staranniejszego namysłu nad tym, jak konstruujemy
przestrzeń zabudowaną, zwraca uwagę Zuzanna Skalska. Pytana o przyszłość, przewiduje nadejście silver-tsunami13. Świat z wizji Skalskiej to
świat ludzi starych. Stąd ważne, by projektować środowiska, które
uwzględniać będą ich/nasze potrzeby. Wiąże się to, zdaniem Skalskiej,
9 10 s. 33.
11 s. 37.
12 13 K. Nawratek, Miasto jako idea polityczna, Kraków 2008, s. 94-95.
H. Welzer, Zacznijmy siebie traktować poważnie, [w:] Coś które nadchodzi...,
M. Gdula, Przestrzeń produktywnych konfliktów, [w:] Coś, które nadchodzi...,
Tamże, s. 38.
Z. Skalska, Przyszłość to starzy my, [w:] Coś które nadchodzi..., s. 44.
Jadwiga Zimpel
293
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
nie tyle z rewolucją formalną, ile z rewolucją materiałową14. Będzie się
ona opierać na rozwoju nanotechnologii. Dziś wykorzystuje się je między innymi do produkcji laminatów Glare, z których konstruowane są
kadłuby Airbusów 38015.
O rozwiązania w nowy sposób zapośredniczające związek „istot miejskich”16 z polis upomina się także Edwin Bendyk. Krytycznie ustosunkowany wobec prymatu idei wzrostu gospodarczego podkreśla, powołując się na przykład Danii, że zmniejszenie konsumpcji nie musi
oznaczać obniżenia poziomu życia17. Zapytany o sposoby konstrukcji
nowych interfejsów, wskazuje na Brazylię, gdzie wprowadzono zasady
zielonego kapitalizmu i programy społeczne zakładające „upodmiotownienie dla wszystkich”, takie jak Bolsa Familia i Pontos de Cultura18.
Zaproponowana przez Nawratka koncepcja odnowy polis w oparciu
o konstrukcję szeroko rozumianych interfejsów wyrasta z założenia
o kryzysie państwa. Rolę przestrzeni, poprzez którą miałaby realizować
się nowa wspólnota, spełniać ma tu przecież miasto. Zdaniem Marka
Beylina koniec idei państwa jako zapośredniczenia wspólnoty nie jest
przesądzony. Państwo nadal spełniać może rolę interfejsu. Wymaga to
jednak oddolnego przemodelowania zasad, według których funkcjonuje.
Miałoby ono polegać na powrocie do zapomnianych ideałów demokracji: równości i sprawiedliwości19. Zadanie rekonstrukcji państwowego
interfejsu poprzez „zmuszenie go do istnienia”20 Beylin powierza zbuntowanym przedstawicielom młodej klasy średniej, z której rekrutowali
się protestujący na Puerta del Sol.
Osiągnięcie celu, jakim jest rewitalizacja demokracji, chętnie wiążemy
dzisiaj z rozwojem nowych mediów. O ich znaczenie dla konstruowania
społeczeństw przyszłości zapytano Mirosława Filiciaka. Jego zdaniem
„zdecentralizowane media mogą pomóc jednostkom uczestniczyć we
wspólnocie”21, jednak to nie przestrzeń wirtualna, ale przestrzeń ulic
14 Tamże, s. 45.
15 Tamże.
16 E. Rewers, Dobre życie na Jeżycach: etyka współobecności czy etyka odpowiedzialności w przestrzeni miejskiej?, [w:] Formy zamieszkiwania: publiczne i prywatne
przestrzenie miasta, red. P. Wołyński, Poznań 2010, s. 26.
17 E. Bendyk, Symulacje nowych rzeczywistości, [w:] Coś, które nadchodzi...,
s. 51.
18 Tamże, s. 52.
19 M. Beylin, Bunt jako jedyna droga, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 55.
20 Tamże, s. 56.
21 M. Filiciak, Narzędzia zmiany konfiguracji, [w:] Coś, które nadchodzi...,
s. 68.
Perspektywa roku namiotowych miast
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Przeszłość, teraźniejszość
i przyszłość nie są
oddzielonymi od siebie
porządkami, ale
symultanicznymi
rzeczywistościami
Borgesowskiego ogrodu
o rozwidlających się
ścieżkach
294
i placów stanowi właściwy obszar progresywnej praktyki architektonicznej. „Rewolucja nie będzie tweetowana”22 – twierdzi Filiciak, powołując
się na słowa Malcolma Gladwella.
Konstruowanie interfejsów zapośredniczających wspólnotę nie wokół
idei konfliktu, ale delibaracji, proponuje Jakub Wygnański, wiążąc
obronę tego, co publiczne, z organizowaniem „przestrzeni dla rozmowy”23. Głównym wyzwaniem w tym kontekście jest wypracowanie metod
translacji wywrotowego, progresywnego potencjału nowych ruchów
społecznych na realne zmiany. Wymaga to tworzenia takich narzędzi
organizacyjnych, które umożliwiłyby dystrybucję pomysłów i inicjatyw
nie tylko na zasadzie top-down, ale przede wszystkim na zasadzie bottom-up24. Wśród narzędzi umożliwiających realizację tego typu zadań
Wygnański wymienia „sondaże deliberatywne”25, przewidując dla obywateli i obywatelek rolę opiniującego projekty jury26.
W polskich warunkach budowanie platform wielokierunkowej komunikacji jest utrudnione ze względu na „brak ciągłości struktur społecznych”27, na co zwraca uwagę Marek Cichocki. W związku z tym, projektując przyszłość, o architekturze powinniśmy myśleć jako „elemencie
budowania formy”28. W formie ucieleśnianej „nie tylko przez instytucje,
prawa, święta, zwyczaje, ale także budynki”29 Cichocki widzi skuteczne
narzędzie ograniczania chaosu pojedynczości.
Po eksplozji
Problemem, wokół którego koncentrują się wypowiedzi składające się
na drugą część książki, jest mulitplikacja sposobów doświadczania czasu,
kwestionująca zasadność formułowania całościowych wizji przyszłości.
Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość nie są oddzielonymi od siebie
porządkami, ale symultanicznymi rzeczywistościami Borgesowskiego
22 Tamże, s. 64.
23 J. Wygnański, Pokrętna natura wyzwań, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 73.
24 Zob. Top Down/Bottom Up, 11. Kongres PlaNet Warszawa 2007. Partycypacja społeczna w kształtowaniu przestrzeni miejskiej w rewitalizacji Pragi Północ
i Żoliborza, red. M. Lewandowski, Warszawa 2007.
25 J. Wygnański, Pokrętna natura..., s. 73.
26 Tamże, s. 74.
27 M. Cichocki, Tożsamość i forma, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 77.
28 Tamże, s. 83.
29 Tamże.
Jadwiga Zimpel
295
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
ogrodu o rozwidlających się ścieżkach30. Zamieszczone tu rozważania
bardziej niż na formułowaniu rozwiązań, koncentrują się w związku
z tym na wyjaśnianiu powodów, dla których dystansujemy się dzisiaj
od projektowania przyszłości i nie ufamy jej wizjom. Pierwszym z nich
jest dezaktualizacja i wyczerpanie sensów wiązanych z repertuarem pojęć,
które Zachód odziedziczył po projekcie oświeceniowym. Za martwe
autorzy zamieszczonych tu Nekrologów uznali idee takie, jak między
innymi: idealizm, manifest, plan czy utopia.
Artystycznie przetworzonym komentarzem kryzysu wizji są trzy
zestawione w tej części książki komunikaty wizualne: grająca z ideą lustra,
doskonałości i ognia praca Diamonds Are Forever Maurycego Gomulickiego, Projekt: nowy człowiek Rafała Dominika, którego kulminacją jest
postać Agambenowskiego homo sacer, i Puste pole Konrada Pustoły. Towarzyszy im cykl futurystycznych pocztówek z początków dwudziestego
wieku, wydanych przez niemiecką fabrykę czekolady, oraz zestaw upgrade’owanych wizualizacji wybranych budynków Warszawy autorstwa Pawła
Kłudkiewicza.
Wokół ambiwalencji, jaka cechuje namysł nad przyszłością w epoce
„eksplozji czasu”31, zorganizowane są trzy zamieszczone tu rozmowy, przeprowadzone kolejno z Andrzejem Lederem, Markiem Krajewskim i Elżbietą Tarkowską. Zdaniem Ledera, wśród ofert nowych tożsamości kulturowych szczególnie wartą przemyślenia jest dzisiaj tożsamość „pasterzy
kryzysu”32. Źródłem sensu, wokół którego pasterze kryzysu konstruują
własne projekty tożsamościowe, jest odpowiedzialność. Miałaby ona polegać na zaangażowaniu nie tyle w formułowanie planów na przyszłość, ile
w przebudowę lokalnych warunków działania. Kategoria odpowiedzialności zajmuje także ważne miejsce w wypowiedzi Marka Krajewskiego.
Twierdzi on, że współcześnie mamy do czynienia ze zjawiskiem „prywatyzacji wizji i utopii”33. Odpowiedzialność za przyszłość spoczywa
w związku z tym na jednostkach i oznacza dyspozycję do podejmowania
świadomego namysłu nad potencjalnymi konsekwencjami własnych działań34, sprzęgając się tym samym z Giddensowską refleksyjnością. Przestrzenią, której kształowanie domaga się takiego refleksyjnego namysłu,
jest przestrzeń miejska. Praktykom jej „pasteryzacji”35, których symbolem
30 Zob. M. Bal, Antropometamorfoza...
31 T. Szlendak, Co się dzieje z czasem? Co się dzieje z nami?, [w:] Coś, które
nadchodzi..., s. 120.
32 A. Leder, Pasterze kryzysu, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 91.
33 M. Krajewski, Dość utopii, dość postępu, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 104.
34 Tamże, s. 107.
35 Tamże, s. 108.
Perspektywa roku namiotowych miast
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
296
są grodzone osiedla, Krajewski przeciwstawia strategię tworzenia heterogenizujących „podkopów”36. Wskazuje przy tym na rolę, jaką mają w tym
względzie do odegrania progresywnie nastawieni architekci, których
nazywa „street-architektami”37. Krajewski podkreśla jednak, co kojarzy
jego propozycję z pomysłami Matteo Pasquinellego38, że formułowanie
alternatywnych rozwiązań nie oznacza automatycznie wyjścia poza systemowe ramy.
Postawioną przez Krajewskiego diagnozę uzupełniają spostrzeżenia
Elżbiety Tarkowskiej. Jej zdaniem wśród linii podziałów przecinających
społeczeństwa postindustrialne wskazać należy także tę, która oddziela
od siebie „niedopracowanych i przepracowanych”39. Dominacja elastycznych form zatrudnienia prowadzi do multiplikacji różnych, nieprzystających do siebie czasowości. Wynikający stąd zanik wspólnie doświadczanego czasu święta40 może stanowić, według Tarkowskiej, podstawową
przeszkodę dla tworzenia kolektywnych wizji przyszłości.
Dezorientującej wielości czasowych porządków, określającej
codzienne doświadczenie, poświęcony jest także tekst Tomasza Szlendaka.
Jego zdaniem architektoniczną figurą przyszłości będą „puszki-znikalnie”41, spełniające funkcję rozgęszczających wyrw w czasoprzestrzeni
nadmiaru.
Świadectwem zaniku linearności reprezentowanej przez spójność
narracji jest komunikat Jakuba Szczęsnego. Tekst został ustrukturyzowany
wokół serii niepowiązanych ze sobą skojarzeń. Taka konstrukcja nasuwa
pytanie o dostępne dzisiaj sposoby mówienia o projektowaniu. Propozycja Szczęsnego stanowi dobry przykład wpływu fragmentaryczności
i zdarzeniowości miejskiego doświadczenia na charakter formułowanych
na jego temat wypowiedzi.
Tematem dwóch ostatnich tekstów, zamykających drugą część książki,
jest reinterpretacja architektury w terminach praktyki. Zdaniem Elizabeth Grosz praktykowanie architektury nie polega na przygotowywaniu
projektów, planów i wizji lepszej przyszłości, ale na zaangażowaniu
w proces ciągłego zadawania pytań i negocjacji aktualnie wyłaniających
36 Tamże.
37 Tamże, s. 106
38 Zob. M. Pasquinelli, Na ruinach miasta kreatywnego: berlińska fabryka
kultury a sabotaż renty, tłum. K. Szadkowski, http://matteopasquinelli.com/docs/
Pasquinelli_Ruinach_miasta_kreatywnego.pdf (data dostępu: 17 maja 2012).
39 E. Tarkowska, Przyszłość raczej teraz, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 115.
40 Tamże, s. 116.
41 T. Szlendak, Co się dzieje..., s. 120.
Jadwiga Zimpel
297
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
się sensów42. Tym samym domeną architektury nie jest przyszłość, ale
wieczna teraźniejszość – Benjaminowski Jetzeit.
Eksperymentowanie i ruch traktowane jako sens architektonicznej
praktyki to także tematy, wokół których zorganizowany jest tekst Piotra
Laskowskiego. Czerpiąc inspiracje z pomysłów Charlesa Fouriera,
Laskowski przenosi myślenie o architekturze z przestrzeni zorganizowanej wokół idei podstawy, stabilności i niezmienności w przestrzeń zorganizowaną wokół pojęcia „modyfikacji”43. Ruch, wprowadzany do
architektury wraz z ideą dostrajania formy do potrzeb ciała, jest jej
czwartym wymiarem. Architektura staje się w tej perspektywie domeną
pragnienia44. Ciało użycza formie swej plastyczności – razem tworzą
posthumanistyczny asamblaż.
Skale zmącone
Tym, co na pierwszy rzut oka odróżnia od siebie wypowiedzi zestawione
w trzeciej części recenzowanej książki, jest brana pod uwagę skala. Znaleźć można wśród nich zarówno propozycje koncentrujące się na wernakularnej lokalności i charakterystycznych dla tej skali strategiach
przetrwania, subwersji i eksperymentu (Aleksandra Wasilkowska, Małgorzata Kuciewicz, Tomasz Gancarczyk); katalog dryfujących w przestrzeni przepływów zrealizowanych i pozostających na papierze koncepcji architektonicznych i krajobrazowych (Łukasz Wojciechowski, Anna
Cymer); analizy historycznych i współczesnych nie-miejsc (Michał
Wiśniewski, Adam Czyżewski) oraz nawiązujące do pojawiających się
także w poprzednich częściach książki postulaty demokratyzacji dostępu
do tworzenia architektury (Dorota Leśniak-Rychlak, Dorota Jędruch,
Daniel London). Zakres zgromadzonych w tej części materiałów obejmuje również cykl fotografii Żwirka: Yes We Camp. Przedstawia on kadry
z życia namiotowych miast, których obecność – ucieleśniająca Foucaultowską kategorię heterotopii – odwracała i kwestionowała status quo
europejskich i amerykańskich metropolii w 2011 roku.
Współczesna miejskość wydarza się jednak nie tyle w granicach danej
skali – ciało, dom, dzielnica, miasto, region, państwo, świat, planeta –
ale jest ich mieszaniną. Ucieleśnieniem zmącenia warstwowego porządku
42 E. Grosz, Utopie ucieleśnione: czas architektury, tłum. M. Szczubiałka, [w:]
Coś, które nadchodzi..., s. 149, 151.
43 P. Laskowski, Projekty wspólnoty, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 157.
44 Tamże, s. 157.
Perspektywa roku namiotowych miast
Współczesna miejskość
wydarza się jednak nie
tyle w granicach danej
skali – ciało, dom,
dzielnica, miasto, region,
państwo, świat, planeta
– ale jest ich mieszaniną
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
298
skal jest architektura tymczasowa, której dominującą figurę stanowi
namiot. Wynikająca z braku fundamentów lekkość namiotowej konstrukcji łączy ją z mobilnością przestrzeni przepływów, stanowiąc jednocześnie znak możliwości przekształcenia się w tymczasowe schronienie. Zapisem historii konstruowania takiej podróżnej lokalności jest
zaproponowana przez Małgorzatę Kuciewicz i Tomasza Gancarczyka
Typologia namiotów.
Słowniki
Bohaterką czwartej części książki jest Warszawa. Znajdziemy tu tekst
Jarosława Trybusia poświęcony powojennym interwencjom modernizacyjnym, których efekty nadal określają charakter warszawskiego krajobrazu; tekst Grzegorza Piątka traktujący o dwoistości warszawskich map;
przedstawioną przez Marlenę i Marka Happachów analizę współczesnego
rynku mieszkaniowego, oraz trzy cykle fotografii autorstwa Macieja
Landsberga, Franciszka Buchnera i Tomasza Szerszenia. Dominującym
komponentem prezentowanego w tej części zestawu wypowiedzi jest
ankieta, w której przedstawicieli – tym razem głównie środowisk profesjonalnie związanych z architekturą – poproszono o odpowiedź na
pytanie o to, „czym jest, czym może być i czym będzie architekura
dwudziestego pierwszego wieku w Warszawie”45. Przedstawione w ankiecie wypowiedzi cechuje znaczne zróżnicowanie. Ich lektura ujawnia
zapowiadaną i problematyzowaną we wcześniejszych częściach książki
niejednorodność sensów i wielość nadziei, jakie wiążemy dzisiaj z pojęciem architektury, oraz swoistą dwujęzyczność toczonych na jej temat
debat. Okazuje się bowiem, że słowniki nowych ruchów progresywnych,
używane do konstruowania „architektury świadomości”46, której przejawem jest omawiana książka, różnią się od słowników, którymi posługują się w swej praktyce dyplomowani architekci. Coś, które nadchodzi
odczytywać można w tej perspektywie nie tylko jako zapis zachodzącego
współcześnie procesu dyseminacji sensów wiązanych z pojęciem architektury, ale także jako świadectwo jej przechwycenia przez środowiska
profesjonalnie niezwiązane z projektowaniem. W efekcie tego buntowniczego gestu architektura wyłania się jako niejednorodny, ruchomy
obszar kolektywnej, wielowymiarowej praktyki – obszar zróżnicowania,
45 Czym jest architektura XXI wieku w Warszawie, czym może być, czym
będzie? Ankieta, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 268-286.
46 J. Kusiak, Architektura świadomości..., s. 13.
Jadwiga Zimpel
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
299
konfliktu i walki politycznej. W tym też duchu rozumieć można, jak
sądzę, ideę „krążącej w świecie energii”47, uwolnionej przez Oburzonych
z Puerta del Sol.
Poza utopią?
Coś, które nadchodzi jest zapisem wędrówki pojęcia architektury. Podróż
czyni architekturę pojęciem mnogim, otwartym na reinterpretacje podejmowane z różnych, nie zawsze pokrewnych punktów widzenia. Podczas
gdy architektoniczna refleksja demokratyzuje się i otwiera na włączanie
czwartego wymiaru, którym jest ruch, pojęcie utopii, której śmierć
ogłasza w serii Nekrologów Marikka Trotter – stoi w miejscu.
W przeciwieństwie do tego, co twierdzi Elizabeth Grosz, wskazując
na negatywny związek utopijnych wizji i czasu, martwa utopia niczego
już nie mrozi48. To ona – jako pojęcie – podlega zamrażaniu, czego
przykładem jest rozwijany w niektórych miejscach książki dyskurs. Utopię więzi się tutaj w odczytaniach wskazujących na jej związek z zagładą
albo redukuje do formy „biznesplanów”49. Utraciła ona bowiem – jak
czytamy w rozmowie z Markiem Krajewskim – „część swoich tradycyjnych funkcji z powodów etycznych”; dostrzeżono, że „są one niedemokratyczne i prowadzą do uprzedmiotowienia jednostek”50. Czy innych
utopii nie da się pomyśleć? Czy nierozerwalność związku między utopią
a dystopią nadal pozostaje w mocy? Czy opowiedzenie się za odrzuceniem
utopii na rzecz postpolitycznej refleksyjności nie jest jednoznaczne
z akceptacją neoliberalnej separacji życia i polityki? Na te pytania Coś,
które nadchodzi odpowiedzi nie udziela.
47 Wstęp, [w:] Coś, które nadchodzi..., s. 9.
48 Zob. E. Grosz, Utopie..., s. 145.
49 M. Krajewski, Dość utopii..., s. 105.
50 Tamże.
Perspektywa roku namiotowych miast
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
300
Jadwiga Zimpel – adiunkt w Zakładzie Kultury Miasta Instytutu Kulturoznawstwa UAM; zajmuje się współczesnymi praktykami reinterpretacji przestrzeni miejskiej, w tym przede wszystkim rewitalizacją i gentryfikacją.
Dane adresowe:
Instytut Kulturoznawstwa UAM
Ul. Szamarzewskiego 89 A
60-568 Poznań
e-mail: [email protected]
Cytowanie :
J. Zimpel, Perspektywa roku namiotowych miast, „Praktyka Teoretyczna”
nr 5/2012, http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_
sensu/20.Zimpel.pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Jadwiga Zimpel
Title: The Tent Cities Year Perspective
Jadwiga Zimpel
Michal/ Pospiszyl
Teologia peryferii
Choć niemal cała współczesna lewica spogląda w kierunku Ameryki
Łacińskiej z nadzieją na narodziny prawdziwie radykalnego ruchu społecznego, to polska recepcja teologii wyzwolenia – kluczowej dla zrozumienia walk i oporów w tym regionie – praktycznie nie istnieje.
W pewnym sensie trudno się dziwić. Z jednej strony polska teologia
musi znieść piętno Karola Wojtyły, który jako papież w zasadzie unicestwił ją jako dziedzinę w jakimkolwiek znaczeniu twórczą i krytyczną,
z drugiej – rodzima lewica, od której oczekiwać by można przychylniejszego spojrzenia na teologię wyzwolenia, działając w środowisku dominacji dyskursu narodowo-katolickiego, dostaje spazmów już na sam
dźwięk tego słowa.
W tym sensie nowa książka meksykańskiego marksisty Luisa Martineza Andrade (zbiór świetnie napisanych odrębnych esejów, ułożonych
jednak w bardzo przemyślany sposób, pojawiających się w Polsce pod
tytułem Ameryka Łacińska: religia bez odkupienia. Sprzeczności społeczne
i sny na jawie) może przyczynić się do rozbicia tego osobliwego sojuszu,
jaki polska lewica zawiera dziś z polskim Kościołem, jednogłośnie (choć
z różnych powodów) odrzucając dziedzictwo lewicowej teologii.
Teza Martineza Andrade jest prosta i znajduje zresztą wśród marksistowskich teoretyków wielu protoplastów (od Marksa aż po Deborda):
religia jest zjawiskiem w najwyższym stopniu ambiwalentnym, a jej
oświeceniowa, mocno sekularna krytyka, budzi wątpliwości nie tylko
dlatego, że zwykle przeprowadzają ją biali wykształceni mężczyźni z klasy
}
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
Z jednej strony zatem
Martinez Andrade
akcentuje na każdym
kroku (zresztą całkiem
zasadnie) polityczną
szkodliwość French
Theory, z drugiej –
ciągle przypomina
o konieczności
zdekonstruowania
aliansu, w jakim tkwią
od samego początku
nowoczesność
i kolonializm
302
średniej, mogący z mniej lub bardziej artykułowaną pogardą odnosić się
do wszystkich tych, którym religia przynosi ukojenie (bo sami owego
ukojeniu nie potrzebują). Budzi je także dlatego, że – jak pokazuje
historia walk społecznych (paradoksalnie, szczególnie w regionach, które
zostały zmuszone do przyjęcia chrześcijaństwa pod kolonialnym terrorem) – religia, o ile wyzwolić ją z instytucyjnego pręgierza, staje się
jednym z najmocniejszych narzędzi walki z biedą, z podziałami klasowymi, genderowymi czy rasowymi. Chodzi zatem (i jest to oś argumentacji książki Martineza Andrade) o to, żeby czytać religię jako rodzaj nie
tylko ideologicznego kamuflażu, którym klasy panujące zakrywają
i pacyfikują wszelkie niezadowolenie (choć jego ujawnienie jest rzecz
jasna absolutnie zasadnicze), ale spróbować wykrzesać z religii utopijną
iskrę, dającą nadzieję na powodzenie rewolucyjnej walki.
Oczywiście nie znaczy to wcale, że kolonialny opór nie mógłby się
dokonywać bez chrześcijaństwa (w wielu wypadkach wcale go nie potrzebował), jednak podobnie jak w wypadku oświeceniowego ratio, którego
narodziny Martinez Andrade za Enrique Dusselem umieszcza w roku
1492 (ego conquiro jako poprzedzające o sto lat ego cogito), historia walk
społecznych na peryferiach wskazuje raczej na konieczność użycia
i wykorzystania przeciwko opresorom narzędzi, którymi cały czas niszczą oni swoje kolonie i podporządkowują ich mieszkańców.
Dlatego też jednym z nieustannie podkreślanych przez meksykańskiego teoretyka momentów jest konieczność przyjęcia i modyfikacji
tradycji oświecenia, tak niebezpiecznie atakowanej od kilku dekad
z poststrukturalistycznych (a tym samym, jak twierdzi Martinez Andrade,
anty-politycznych) pozycji. Nieufność meksykańskiego socjologa wobec
poststrukturalizmu jest skądinąd chyba nieco przesadzona. W zasadzie
teoretyczny efekt tej krytyki postmodernizmu przypomina pojęcie
alter-nowoczesności, którym posługują się m.in. Hardt i Negri, a pod
którym umieszczają przecież także silny moment anty-nowoczesny,
niesiony tak przez anty-kolonialny opór, jak i właśnie postmodernistyczną krytykę oświecenia1. Z jednej strony zatem Martinez Andrade
akcentuje na każdym kroku (zresztą całkiem zasadnie) polityczną szkodliwość French Theory, z drugiej – ciągle przypomina o konieczności
zdekonstruowania aliansu, w jakim tkwią od samego początku nowoczesność i kolonializm.
Ambiwalencję, którą Martinez Andrade żywi nie tylko wobec religii,
ale także wobec nowoczesności, dobrze widać w tym, jak pisze on
o kluczowej dla marksizmu kategorii Całości:
1 M. Hardt, A. Negri, Commonwealth, Cambridge MA 2009, s. 101-119.
Michal/ Pospiszyl
303
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
nadal ważna jest »całość« jako kategoria krytyczna, ponieważ, jak mówi Žižek,
kategoria ta nie odnosi się do harmonii ukrytej w Całości, lecz obejmuje w łonie
systemu jego wszystkie symptomy, a tym samym jego antagonizm i niespójności, jako części składowe. Dlatego postulaty społeczne czy kulturowe nie powinny
być oderwane od kwestii ekonomicznej – jej pominięcie może zachęcać do
reifikacji systemu2.
Chodzi zatem o taki rodzaj teorii, która będzie myśleć o całości raczej
jak o całokształcie [ensamble] stosunków społeczno-ekonomicznych
(nigdy niezesencjonalizowanych w takiej czy innej finalnej postaci), niż
o całości w sensie niemieckiego Ganze3. Oznacza to rezygnację z twardooświeceniowej intuicji na rzecz kłącza czy sieci relacji, które kształtują
stosunki społeczne.
Tym, co jednak najbardziej interesujące w pojęciu nowoczesności,
jakie próbuje, przy wsparciu kilku autorów, forsować Martinez Andrade,
jest ujawnienie i podkreślenie kolonialnego uwikłania, w jakie wpleciony
jest logos oświecenia (a o którym zapominają albo chcą zapomnieć wszyscy apologeci europocentrycznej wizji oświecenia od Kanta aż po Habermasa). Chodzi tu zatem, po pierwsze, o ujawnienie mechanizmu konstruowania nowoczesności w oparciu o zanegowanie inności, którą
jeszcze w analizach Foucaulta stanowiło szaleństwo4, a którą – jak przekonuje Martinez Andrade – pierwotnie był świat indiański. Po drugie,
chodzi także o zrelatywizowanie europejskiej potęgi jako przygodnej
i powstałej w efekcie kilku sprzyjających jej zbiegów okoliczności, które
umożliwiły kolonialną ofensywę Zachodu i powstrzymały prawdopodobnie lepiej do tego przygotowane Chiny5. Po trzecie w końcu –
o wskazanie na kolonializm nie tylko jako wytwór kapitalizmu i oświecenia, ale jako na jego mechanizm napędowy, działający na zasadzie
2 L. Martinez Andrade, Ameryka Łacińska: religia bez odkupienia. Sprzeczności
społeczne i sny na jawie, tłum. Z. M. Kowalewski, Warszawa 2012, s. 63.
3 E. Balibar, Filozofia Marksa, tłum. Z.M. Kowalewski, A. Ostolski, A. Staroń,
Warszawa 2007, s. 45.
4 M. Foucault, Porządek dyskursu, tłum. M. Kozłowski, Gdańsk 2002.
5 Jak twierdzą Gavin Menzies i Enrique Dussel, Chińczycy opłynęli kulę ziemską
już na początku piętnastego wieku, ale pod wpływem decyzji cesarza Hongxi
(z dynastii Ming) z 1424 roku zrezygnowali z zamorskich i kosztowych podbojów
(co miało być powodowane troską cesarza o głodujących wówczas poddanych). Taka
decyzja przyczyniła się jednak do jeszcze głębszej klęski żywnościowo-ekologicznej
(a ta z kolei – do zmiany polityki gospodarczej, powstrzymującej narodziny kapitalizmu
w Państwie Środka), która dotknęła Chiny z powodu przeludnienia i braku kolonii,
które to kolonie (jak pokazuje z kolei historia Wielkiej Brytanii) zdolne były pochłonąć
każdą nadwyżkę demograficzną.
Teologia peryferii
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
304
sprzężenia zwrotnego, to znaczy wzmacniany przez i wzmacniający rozum,
postęp czy rozwój.
Dekonstrukcja europocentrycznej wizji oświecenia powinna się zatem
dokonać z „krytyczno-analektycznego i wyzwoleńczego punktu widzenia”6, tym samym koncentrując się na cielesności, stanowiącej, jak twierdzi meksykański socjolog, nośnik historii kulturowych, szczególnie
ważnych z peryferyjnej perspektywy. Włączenie kapitału somatycznego
do teorii postkolonialnej rozwijanej przez Martineza Andrade zdecydowanie wzbogaca i rozjaśnia prowadzone w tym paradygmacie analizy.
Co ciekawe, dokonuje się tu ono za pomocą m.in. myśli Emanuela
Lévinasa (filozofa w Polsce szczególnie hołubionego), dla którego twarz
Innego jest miejscem rozbicia własnej, także cielesnej, tożsamości. Filozofia Lévinasa, co z polskiej perspektywy może wydawać się kuriozalne,
miała zresztą być jedną z podstawowych inspiracji do przejścia Dussela
(postaci kluczowej dla całej książki) na pozycje marksistowskie. Problem,
który wynika z tego typu koncepcji (a który dostrzega także argentyński
myśliciel), to jej ostateczny europocentryzm, zgodnie z którym Inny
może być wyłącznie semitą – nie zaś Indianką, Afrykanką czy Azjatką.
Płytkość Lévinasa w tej kwestii pokazuje zresztą dość dobitnie Spivak,
krytykująca etyczny paradygmat (zastąpiona rzecz projektu erotyczno-translacyjnego), przyświecający tej filozofii, związany – jak twierdzi –
zawsze w ten czy inny sposób z kwestią reprezentacji7. Etyczny podmiot
zatem, chcąc działać w imię „sieroty, wdowy czy cudzoziemki”, musi
ustanawiać hierarchie całkowicie sprzeczną z niezliczonymi deklaracjami
Lévinasa, dla którego asymetria relacji ja-Inny wydaje się na pierwszy
rzut oka skrajnie preferować Innego. Tym samym „ja” pełni w tej filozofii ostatecznie dokładnie tę samą paternalistyczną funkcję (doskonałej
świadomości tego, co będzie dla Innego dobre), którą miało zabić rozbijające tożsamość doświadczenie twarzy.
Wysiłek Martineza Andrade (czy Dussela) koncentruje się jednak
nie tyle na kwestii krytyki filozofii reprezentacji, ale raczej na próbie
użycia europejskiej filozofii ciała do opisu kapitału cielesnego jako jednego (obok kapitału symbolicznego) z gwarantów uzyskanego na peryferiach prestiżu, który zapewnia „wizerunek pasujący do hegemonicznego
stereotypu kolonialnego”8. Co jednak uderzające w całej książce, to de
facto brak perspektywy feministycznej. W zdominowanej raczej przez
6 L. Martinez Andrade, Ameryka Łacińska..., s. 72.
7 G. Spivak, Polityka przekładu, tłum. D. Kołodziejczyk, [w:] Współczesne
teorie przekładu, red. P. Bukowski, M. Heydel, Kraków 2009, s. 420-421.
8 L. Martinez Andrade, Ameryka Łacińska..., s. 97.
Michal/ Pospiszyl
305
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
mężczyzn teologii wyzwolenia jest ona – wprawdzie słabo – reprezentowana; tym silniej zaznacza się więc jej pominięcie przy analizach ciała,
zapoczątkowanych przecież tak przez feministyczne fenomenolożki, jak
i tuzy współczesnej filozofii w rodzaju Butler czy Spivak. Brak ten
z pewnością należy do najsłabszych momentów całej książki.
Jak w związku z kwestią reprezentacji podkreśla meksykański teoretyk, walka z hegemonicznym paradygmatem musi doprowadzić do
całkowitego z nim zerwania, które nie może „polegać na „uniżeniu” się
[hegemona – MP] [kenosis] i łaskawym »udzieleniu głosu« wyklętemu
ludowi ziemi, jak to wyniośle proponują nam niektórzy, lecz na symetrycznej komunikacji miedzy ludami”9. Dopiero taka perspektywa, zrywająca także z Lévinasowskim paternalizmem, umożliwi realne wyzwolenie, o które toczy się tu walka.
Starcie to rozgrywa się nie tylko na poziomie egalitarnych i oderwanych od teorii roszczeń, ale zawsze jest też sporem o nowoczesność,
mesjanizm czy religię oraz funkcję, jaką te pojęcia pełnią w analizie
społecznej. Jak już pokazałem, stosunek autora do religii jest nacechowany (przejętą bezpośrednio od Blocha, a de facto od samego Marksa)
ambiwalencją, w perspektywie której religia odgrywa rolę nie tylko
ideologiczną, ale także utopijną. Obie role wyraźnie oddziela Bloch pod
pojęciami utopii abstrakcyjnej (którą obiecuje ideologia kapitalistyczna)
i utopii konkretnej (o którą walczy marksizm). Takie ujęcie, w którym
kapitalizm rozumiany jest jako nosiciel mesjańskiej obietnicy, ma tylko
częściowe uzasadnienie. Nie ulega wątpliwości pewien emancypacyjny
potencjał, który przynosi kapitalizm, a który tak zachwycał Marksa
jeszcze w Manifeście komunistycznym. Jeśli zatrzymać się na tym etapie,
to kapitalizm realizuje także pewne cechy utopii konkretnej: znosi przecież świętości starego feudalnego świata, zastępując go nagim stosunkiem
ekonomicznym, ale także obiecuje, że każdy i każda, jeśli tylko zdobędzie
się na odpowiedni wysiłek, może osiągnąć sukces (blokowany do tej
pory przez uświęcony porządek feudalny).
Jednak jeśli rozumieć mesjanizm jako tradycję walki z mitem (a taka
perspektywa zaznacza się już od starożytnego judaizmu aż do oświeceniowego exodusu ze słynnego Kantowskiego eseju Odpowiedź na pytanie:
czym jest oświecenie?), to mesjanizm kapitalistyczny jest mesjanizmem
symulowanym. Markuje jedynie emancypacyjny krok, wyzwalający
z feudalnych fetyszy, by w tym samym momencie ustanowić nowy porządek nowych świętości, opanowanych tak przez boską siłę (zdolnego
9 Tamże, s. 101.
Teologia peryferii
Mesjanizm
kapitalistyczny jest
mesjanizmem
symulowanym.
Markuje jedynie
emancypacyjny krok,
wyzwalający
z feudalnych fetyszy,
by w tym samym
momencie ustanowić
nowy porządek nowych
świętości,
opanowanych tak przez
boską siłę (zdolnego
przekształcić świat
w dowolny sposób)
pieniądza
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
306
przekształcić świat w dowolny sposób) pieniądza10, jak przez mityczno-fetyszystyczną moc handlu i towaru11.
Ta mityczna w istocie (a nie – jak chce ją określać za Blochem Martinez Andrade – mesjańska) siła doskonale wpisuje się w Blochowski
podział na sen nocny i dzienny. Pierwszy nie posiada cezury i świat
zewnętrzny jest w nim zablokowany (co uniemożliwia wszelką praxis),
drugi „może skanalizować całą siłę zawartą w podmiocie na działanie
zmierzające do przeobrażenia świata i w tym znaczeniu zawsze maluje
lepszy świat”12. Sen nocny zatem staje się nośnikiem (mitycznej) ideologii kapitalistycznej, dzienny zaś ma przynosić (mesjańską) nadzieję na
świat wyzwolony z klasowych podziałów.
Z tej perspektywy oczywiście czujny i zawsze czuwający podmiot
lansowany na Zachodzie od Kartezjusza po Husserla, wiążący trzeźwość
z zaufaniem wynikom matematycznego przyrodoznawstwa, staje się
niczym więcej, jak warunkiem możliwości tego, by bezrozumny lud spał
spokojnie zanurzony w biernym śnie nocnym, pod bacznym okiem tych,
którym udało się przekonać resztę społeczeństwa, że dostąpili możliwości oglądania rzeczy samych. Tak skonstruowana dystynkcja domaga się
nie tylko krytyki metodologicznej (zgodnie ze zdecydowaną większością
opisów nauki, trudno jest mówić o tym, by jakiekolwiek odkrycie było
ostateczne i prawdziwe, a tym samym, by sankcjonowało poznawczy
elitaryzm), ale także społecznej walki o egalitaryzm, która – tak
w wypadku Blocha, jak i jego teologicznych kontynuatorów – powinna
być także walką o przyrodę.
Sojusz teologii z ekologią może wydawać się jednak podejrzany. Biblia
przecież obfituje w opisy, potwierdzające wyróżnioną pozycję człowieka
w przyrodzie, a nawet w takie, które sankcjonują jego dominacje i ekspansję. Za ekologiczną katastrofę, jak twierdzi Martinez Andrade, odpowiada nie tyle chrześcijaństwo, ile stosunki ekonomiczne wygenerowane
w kapitalizmie, na które świadomość religijna miała mieć znikomy wpływ.
Niezależnie od kontrowersyjności tej tezy (wydaje się, że chrześcijaństwo
stanowi po dziś dzień doskonałe ideologiczne narzędzie do uzasadniania
gigantycznej eksploatacji środowiska), to przecież nie brakuje w Biblii
przykładów wspierających dokładnie odwrotną intuicję13. Najbardziej
10 K. Marks, Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r., tłum. K. Jażdżewski,
[w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 1, Warszawa 1960, s. 612.
11 K. Marks, Kapitał, t. 1, [w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 23, Warszawa
1968.
12 L. Martinez Andrade, Ameryka Łacińska..., s. 113.
13 Martinez Andrade raczej ogranicza się do sprawozdania z tego, jak ta kwestia
jest godzona od Blocha po Dussela, niż szuka własnego argumentu w oparciu o źródła.
Michal/ Pospiszyl
307
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
błyskotliwie wypadają te, którymi posługuje się Bruno Latour w eseju
o teologii ekologicznej, gdzie zachęca do tego, by uwzględnić tradycję
mesjańską przy przeformułowywaniu projektu modernizacyjnego tak, by
przeciąć ograniczającą nas alternatywę „modernizacja czy ekologizacja”14.
Szczególnie interesująca w książce Martineza Andrade jest (może nieco
podskórnie) zaakcentowana peryferyjność teologii wyzwolenia15, która
każe zadać pytanie o uniwersalność przedstawianych analiz. Czy teologia
wyzwolenia ma ten sam wywrotowy potencjał w krajach centrum i (pół)
peryferii, podobnych do Polski? Czy jej emancypacyjna siła nie ogranicza
się do wyklętego ludu ziemi, którego wyzwolenie będzie (zgodnie ze starym Marksowskim mechanizmem) wyzwoleniem całego globu? Tym
samym – uniemożliwiający w strukturalny sposób rozwój radykalnej myśli
teologicznej na przykład w Polsce (wówczas przywołana na początku,
reakcyjna postać Wojtyły byłaby jedynie symptomem tak czy inaczej tłumiącej wszelki emancypacyjnych ruch struktury). Problem ten jest zresztą
dużo szerszy, w pewnym sensie rozbija się o niego także ostatnia książka
Jana Sowy16, której autor próbuje czytać historię Polski w postkolonialnym
kluczu, stwierdzając w ten sposób, że ewentualne wyzwolenie Polski jako
kraju (pół)peryferyjnego, dzięki geograficznej i kulturowej bliskość krajów
centrum, może być dużo trudniejsze niż wyzwolenie niektórych jeszcze
do niedawna całkowicie peryferyjnych państw, takich jak Singapur, Tajwan
czy Korea Południowa. Jeśli uznać diagnozę Sowy za słuszną, to także
trudno oczekiwać po rodzimej teologii, by zdolna była wyrwać się z opresji watykańskiego centrum. A jak pokazuje historia polskiego Kościoła,
należy raczej oczekiwać nadgorliwej próby powtórzenia konserwatywnej
teologii Watykanu, niż jej jakiejś zasadniczej modyfikacji17.
14 B. Latour, Czy nie-ludzie zostaną zbawieni?: argument ekoteologiczny, tłum.
M. Bokiniec, [w:] Ekologia: przewodnik „Krytyki Politycznej”, Warszawa 2009,
s. 26.
15 Dwaj główni bohaterowie książki Martineza Andrade: Dussel i Boff, przeszli wręcz modelową dla postkolonialnych teoretyków drogę kariery akademickiej. Pochodzący z peryferii (pierwszy z Argentyny, drugi z Brazylii), obaj kształcili
się na Zachodzie. Boff napisał nawet doktorat u Ratzingera, który później zabiegał zresztą usilnie o jego wydanie (ten sam Ratzinger w latach osiemdziesiątych
będzie wnosił o ukaranie niepokornego teologa). Dussel z kolei odbył studia
w Instytucie Katolickim w Paryżu.
16 J. Sowa, Fantomowe ciało króla: peryferyjne zmagania z nowoczesną formą,
Kraków 2012.
17 Mechanizm ten został zresztą doskonale opisany w: H. Bhabha, Mimikra
i ludzie: o dwuznaczności dyskursu kolonialnego, tłum. T. Dobrogoszcz, „Literatura
na Świecie” 2008, nr 1-2.
Teologia peryferii
anzpraktyka
cyteroet 5/2012
308
Michał Pospiszyl – filozof i kulturoznawca. Zajmuje się marksizmem,
filozofią kultury i wątkami teologicznymi w myśli politycznej. Aktualnie
pisze prace o związkach włoskiego operaismo z estetyką relacyjną
w Instytucie Kultury UJ.
Dane adresowe:
Wydział Filozoficzny UPJPII
ul. Kanonicza pok. 203
31-002 Kraków
e-mail: [email protected]
Cytowanie:
M. Pospiszyl, Teologia peryferii, „Praktyka Teoretyczna” nr 5/2012, http://
www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/21.Pospiszyl.
pdf (dostęp dzień miesiąc rok)
Author: Michał Pospiszyl
Title: Theology of the periphery
Michal/ Pospiszyl
www.praktykateoretyczna.pl

Podobne dokumenty