Rozprawa doktorska JB (do druku)

Transkrypt

Rozprawa doktorska JB (do druku)
Uniwersytet Pedagogiczny
im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie
Wydział Filologiczny
Jan Burnatowski
Proza Mariana Pankowskiego
jako projekt literatury innowacyjnej
Praca doktorska
napisana pod kierunkiem
dr hab., prof. UP, Krystyny Latawiec
Kraków 2015
Spis treści
Wykaz skrótów ................................................................................................................. 4
Wprowadzenie .................................................................................................................. 6
Rozdział 1:
Anatomia ewolucji. Korespondencja Jerzego Giedroycia i Mariana Pankowskiego:
1949-1977. Rekonstrukcja .............................................................................................. 35
1.1 Zbliżenie ................................................................................................................ 39
1.2 Zadania specjalne .................................................................................................. 47
1.3 Wokół Kisielewskiego. Oddalenie ........................................................................ 59
1.4 Co za wspaniały typ z Przybosia! Oddalenie ........................................................ 66
1.5 Literature for god sake! Michel de Ghelderode, poemat i powieść ...................... 77
1.6 Zamiast podsumowania ....................................................................................... 101
Rozdział 2:
Afekt. Obecność i strategie budowania silnych intensywności w prozie Mariana
Pankowskiego
2.1 Z dziejów terminu ............................................................................................... 105
2.2 Wzrost zainteresowania (wybrane przykłady z XX w.)...................................... 126
2.3 Afektywne operacje w literaturze. Lekcje Ernsta van Alphena, Stanleya Fisha i
Hansa Ulricha Gumbrechta ............................................................................... 130
2.4 Afektywne strategie w twórczości Mariana Pankowskiego................................ 145
2.5 Zamiast podsumowania ....................................................................................... 184
Rozdział 3:
Odejście i powrót – nieodzowność doświadczenia religijnego w dobie nowoczesności.
Wybrane aspekty refleksji postsekularnej w prozie Mariana Pankowskiego
3.1 Nowoczesność i religia. Zarys problemu ............................................................ 189
3.2 Postsekularyzm. Rozpoznanie wstępne .............................................................. 201
3.2.1 Poza świeckie i poza święte. Poszukiwanie tertium w koncepcji profanacji
Giorgio Agambena ......................................................................................... 211
3.3 Śladowa obecność i ponowna artykulacja - doświadczenie religijne jako
proces. Studium prozy Mariana Pankowskiego ........................................................ 215
3.4 Zamiast podsumowania ....................................................................................... 246
2
Zakończenie .................................................................................................................. 251
Bibliografia ................................................................................................................... 256
Bibliografia podmiotowa .......................................................................................... 256
Bibliografia przedmiotowa........................................................................................ 258
Bibliografia ogólna.................................................................................................... 260
Fotografia (Adam Kozak) ............................................................................................. 271
3
Wykaz skrótów
Cytowane w pracy teksty artystyczne, naukowe i publicystyczne (wg kolejności
alfabetycznej):
BI – M. Pankowski, Beatus ille, qui procul negottis, tegoż, Nastka śmiej się!, Kraków
2013.
BL – M. Pankowski, Balustrada, Oficyna Poetów i Malarzy, Londyn 1996.
BU – M. Pankowski, Bukenocie, Kraków 1979.
BŻ – M. Pankowski, Była Żydówka, nie ma Żydówki, Kraków 2008.
G – M. Pankowski, Gość, Lublin, 1989.
GG – M. Pankowski, Granatowy goździk, Warszawa 1975.
MI – M. Pankowski, Matuga idzie, Lublin 1983.
NGNSB – M. Pankowski, Nie grają nam surmy bojowe, w: tegoż, Nastka, śmiej się!,
Kraków 2013.
OZL – M. Pankowski, Ostatni zlot aniołów, Warszawa 2007.
PDS – Polak w dwuznacznych sytuacjach: z Marianem Pankowskim rozmawia Krystyna
Ruta-Rutkowska, posł. A. Nasiłowska, Warszawa, 2000.
PM – M. Pankowski, Pątnicy z Macierzyzny, Lublin 1987.
PPN – M. Pankowski, Polska poezja nieokrzesana (próba określenia zjawiska),
„Teksty” 1978 nr 4.
PR – M. Pankowski, Pralinki, „Oficyna Poetów” 1974 nr 1.
PU – M. Pankowski, Putto, Poznań 1994.
RU – M. Pankowski, Rudolf, Kraków, 2007.
W – M. Pankowski, Wieczór u doktorstwa B., tegoż, Nastka śmiej się, Kraków, 2013.
4
Podziękowania
Niniejsza rozprawa byłaby zupełnie inna bądź w ogóle nie powstałaby, gdyby nie
Profesor Krystyna Latawiec, której w tym miejscu pragnę podziękować najgoręcej
i w pierwszym rzędzie.Podziękowania za okazaną życzliwość kieruję pod adresem
władz Wydziału Filologicznego UP oraz Instytutu Filologii Polskiej UP – dziękuję
zatem Panu Dziekanowi Profesorowi Bogusławowi Skowronkowi i Panu Dyrektorowi
Profesorowi
Piotrowi
Borkowi.
Wdzięczność
za
możliwość
terminowania
w najpierwszych latach literaturoznawczej drogi pragnę wyrazić także pod adresem
Profesora Bolesława Farona. Kształt mej pracy z pewnością byłby inny, gdyby nie
pożytki płynące z dwukrotnego udziału w Transdyscyplinarnej Szkole Letniej Studiów
Doktoranckich – za tę możliwość gorąco dziękuję Profesor Zofii Budrewicz.
Podziękowania kieruję też do Pracowników Instytutu Filologii Polskiej UP (nie tylko
dydaktycznych) za przychylność i wspólnie spędzone lata.Wyrazy wdzięczności za
rezonującą pasję do literatury pragnę wyrazić Profesorowi Pawłowi Próchniakowi. Last
but not least: oddzielne podziękowania, serdeczne nie mniej, zechcą przyjąć: Maria
i Kazimierz oraz Piotr Burnatowscy, Zbigniew i Anna Wolwowiczowie oraz Angelika
Łuszcz (bez której wolałbym nie).
5
Wprowadzenie
1
Wykorzystanie dziś terminu proza innowacyjna do opisu fragmentu polskiej
literatury (kultury), przedsiębrane w połowie drugiej dekady XXI wieku, kiedy cieszy
się on raczej złą sławą, a jego obecność i funkcjonowanie kojarzone są głównie
z działalnością administratorów nauki, może wydawać się pomysłem ryzykownym.
Jednak ta terminologiczna jednostka, będąca obecnie bardziej synonimem skutecznego
pozyskiwania źródeł finansowania humanistyki (czy nauki w ogóle), choć może nie
dość mocno zakorzeniona, to ma w polskim literaturoznawstwie już pewną tradycję,
przede wszystkim w postaci pionierskiej książki Krzysztofa Uniłowskiego Polska proza
innowacyjna w perspektywie postmodernizmu. Jej autor, opracowując przed blisko
dwoma dekadami interesującą dla niniejszych rozważań nomenklaturę w powiązaniu
z tendencjami neoawangardowymi oraz momentem instauracyjnym postmodernizmu w
Polsce, stworzył warunki możliwego użycia pojęcia w odniesieniu do polskiej
literatury.
Postępująca
redukcja
wartości
operacyjnej
terminu,
zawężona
i zarezerwowana najczęściej dla rejestrów technonauki, z pewnością zaciera właściwą
mu specyfikę i poręczność, zmniejsza zasięg jego oddziaływania, a tym samym
amputuje zdolność określania cech najnowszej prozy (czy literatury w ogóle) przy
zastosowaniu tej kategorii. Wydaje się, że zarzucenie propozycji Uniłowskiego
nastąpiło zbyt szybko i było działaniem pochopnym, jak bowiem będę starał się
pokazać w niniejszej pracy, termin ten – przy odpowiednim sprofilowaniu – wciąż
oferuje pewną analityczno-interpretacyjną użyteczność. Zatem z koniecznymi
modyfikacjami zakresów i przesunięciami znaczeniowymi zapożyczam owo pojęcie od
autora Kup pan książkę, wszelako niezapominając o słownikowej wykładni ani
o
ustaleniach
znakomitych
badaczy
literatury
polskiej
XX
wieku,
którzy
niejednokrotnie opisując procesy zachodzące w polskiej fikcjonalnej prozie narracyjnej
najpewniej mieli na uwadze doniosłość, tempo i specyfikę przemian w obrębie
sposobów literackiej artykulacji, wszak nierzadko sięgali po leksykę wskazującą na
gwałtowną zmianę (rewolucja, inwencja), jednak korzystali przy tym z innego –
warunkowanego historycznie – wokabularza.
6
Wielki Słownik Języka Polskiego przygotowany pod kierownictwem Piotra
Żmigrodzkiego wskazuje1, za Mirosława Bańki Innym Słownikiem Języka Polskiego,
pierwszą połowę XIX w. jako okres pojawienia się wyrazu innowacja na gruncie
języka polskiego. Jeżeli nawet data ta wydaje się mało precyzyjna, to z pomocą
przychodzi
nieoceniony
Słownik
Języka
Polskiego
Samuela
Lindego,
który
dyskutowanego tu terminu nie odnotowuje. Krótko mówiąc, innowacja pojawia się w
języku polskim na pewno po dacie przygotowania części drugiej tomu I, tj. po roku
1808. Do tego czasu słowniki notowały wyraz inwencya, oznaczający tyle co
wynajdywanie, wynalazek i – jak można przypuszczać: termin innowacja, znacznie
późniejszy i wywodzący się z języka łacińskiego a przyswojony przez polszczyznę
z języka francuskiego (innovation) w wyniku wzmożonych stosunków artystycznopolitycznych epoki, z czasem przejął przynajmniej jeden (rzeczownikowy) z aspektów
znaczeniowych inwencji (inwencyi). Otóż wzmiankowany leksykon Żmigrodzkiego
definiuje innowację w dwojakim, czasownikowym oraz rzeczownikowym, sensie.
Pierwsza z wykładni określa ów termin w horyzoncie czynnościowym jako
wprowadzenie nowego rozwiązania, druga zaś w perspektywie rezultatywnej jako nowe
rozwiązanie. Porównanie zakresów znaczeniowych obu terminów pozwala stwierdzić,
że to, co można uznać za przejaw inwencji raczej łączone jest ze sferą kreatywości
i pomysłowości, najbliżej bodaj związaną z przejawami ludzkiego ducha i wyobraźni,
podczas gdy w drugim przypadku mamy do czynienia z wytworami racjonalnego
umysłu, dążącego do rozwiązania określonego zadania. Lektura korpusu prozy
fikcjonalnej
Mariana
Pankowskiego
zapewne
potwierdzi
przypuszczenie
o czasownikowym charakterze artystycznej wynalazczości pisarza, bowiem wiele
wskazuje, że autor Matugi nie poprzestał jedynie na wynalezieniu literackiej innowacji
i jednorazowym jej wyartykułowaniu w przedmowie Do czytelnika, otwierającej
ogłoszoną w 1959 roku powieść Matuga (przedmowie skądinąd noszącej wyraźne
cechy poetyki sformułowanej), ale kompleksowo i konsekwentnie ją wcielał i stosował
w późniejszych tekstach. Właśnie na ten czynnościowy wariant innowacji zwrócili
szczególną uwagę autorzy hasła występującego w Encyklopedii PWN.Objaśniają ją
jako wprowadzenie czegoś nowego, natomiast w możliwych relacjach znaczeniowych
wskazują dwie interesujące cechy zjawiska. Będzie to zasadnicze ograniczenie
czasowości jego działania (względnie krótki czas istnienia), powiązane blisko z niskim
1
Dostęp online [czas dostępu: 02.07.2015]:
http://www.wsjp.pl/do_druku.php?id_hasla=37298&id_znaczenia=0
7
stopniem
instytucjonalizacji,
jak
też
wprowadzenie
elementów
obcych,
niepraktykowanych, innorodnych2. Tak określone warunki formalne innowacji
zaskakująco dobrze korespondują z ramą życia i twórczości Mariana Pankowskiego,
który choć okresowo współpracował z czasopismami oraz instytucjami kultury
emigracji polskiej po 1945 roku, gdzie ogłaszał teksty artystyczne oraz artykuły
krytyczno-literackie, to jednak na dobrą sprawę nigdy nie związał się z żadnym
z ważnych ośrodków na tyle mocno, by te stosunki można było określić inaczej niż jako
słabe lub luźne, albo krótkotrwałe. Znakomitą część swojej twórczości (liczoną od
Matugi)3 ogłaszał pisarz z dala i bez wsparcia instytucji życia kulturalnego, w efekcie
czego została ona opublikowana auf eigene Kosten. Tę swoiście rozumianą
innowacyjność Pankowskiego poręcza okresowa współpraca pisarza z londyńskimi
„Wiadomościami” (1946-1973)4 czy „ekumenicznym” z ducha przedsięwzięciem
Krystyny i Czesława Bednarczyków5 (1960-1989). Dobitniej jeszcze potwierdza ten
fakt – analizowana w pierwszym rozdziale – korespondencja z Jerzym Giedroyciem:
trawająca sześć lat bliska współpraca z pismem (1953-1959) zostaje przerwana na
skutek dzielących obu estetycznych i światopoglądowych różnic. Ich rekonstrukcja, na
podstawie archiwaliów dostępnych w Archiwum Instytutu Literackiego „Kultura”
w
Maisons-Laffitte
oraz
dotychczasowego
stanu
badań
nad
dziedziectwem
podparyskiego ośrodka6, pozwala przedstawić Redaktora jako odbiorcę (i wydawcę)
2
Dostęp online [02.07.2015]: http://encyklopedia.pwn.pl/szukaj/innowacja.html
Wydana w 1955 w Bibliotece „Kultury” (jako tom I) proza poetycka Smagła swoboda stanowi wyjątek
od tej reguły. Warto przypomnieć, że przyznana Pankowskiemu nagroda za pracę literacką (powieść,
essay, opowiadania) dotychczas nieopublikowaną była pierwszą w dziejach Nagrody literackiej
„Kultury”, ustanowionej 31 października 1954. O rozstrzynięciach jury (w składzie: J. Giedroyc,
J. Stempowski, K.A. Jeleński) informowało w nr 3 miesięcznika z 1955 roku: Jury konkursu (…)
postanowiło większością głosów przynać tegoroczną nagrodę Marianowi Pankowskiemu za poetycki
essay (…). Jak wskazuje zamieszczone w miesięczniku uzasadnienie wyboru, książka Pankowskiego
jako jedyna była poszukiwaniem nowych form i stylizacji: Prócz jednego, wszyscy autorzy wybrali
tematy polskie, krajowe lub emigracyjne. Nieposzukując na ogół nowych form i stylizacji, usiłowali
rzetelnie dać obraz losu Polaków w ciągu ostatnich lat piętnastu (cyt. za „Kultura”, 1955 nr 4, s. 128).
4
Regularny kontakt z tygodnikiem Grydzewskiego zainaugurował pisarz ogłoszeniem dwóch wierszy
(Germanie, Pompea, które weszły do tomu Pieśni pompejańskie [Bruksela 1946]) w nr 13 z 1946 roku.
5
Pankowski rozpoczął współpracę z Bednarczykami w 1960 roku drukując czcionkami Oficyny Poetów
i Malarzy autorski przekład Wierszy rosyjskich Bolesława Leśmiana. Odnotować trzeba, że istnieją dwa
polskie przekłady tych cykli: pióra Jerzego Ficowskiego i Mariana Pankowskiego właśnie. Obie wersje
omówił Jerzy Paszek w artykule Rosyjski Leśmian dwakroć przepolszczony, [w:] Przegląd artystyczny,
t. 5, Strategie translatorskie, red. P. Fast, Katowice 1993, s. 108-121.
6
Zob. m.in.: J. Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, oprac. K. Pomian, Warszawa 1994;
M. Grochowska, Jerzy Giedroyc, Do Polski ze snu, Warszawa 2009; A. S. Kowalczyk, Od Bukaresztu
do Laffittów. Jerzego Giedroycia Rzeczpospolita epistolarna, Sejny 2006; B. Toruńczyk, Rozmowy
w Maisons-Laffitte, 1981, Warszawa 2006; J. Giedroyc, W. Gombrowicz, Listy 1950-1969, wyb.
8
3
kultury w pierwszym rzędzie ceniącego sztukę respektującą zasady poetyki i poważną
tematykę. Nazwać można te postawę tradycyjną w zakresie upodobań artystycznych,
podczas gdy Pankowski jawi się tu jako sui generis rewelator, a przynajmniej
zwolennik aranżowania i wprowadzenia literackiej (i kulturowej) zmiany, gotowy na
przekroczenie ustalonych w komunikacji społecznej norm.
Na moment chciałbym jeszcze odwołać się do innego wariantu znaczenia terminu,
które w perspektywie przedsiębranych w kolejnych częściach pracy działań
analityczno-interpretacyjnych niesie operacyjną (i poznawczą) przydatność. Autorzy
wspomianego hasła encyklopedycznego istotnie wskazują na łaciński źródłosłów
wyrazu, wywodząc go od innovatio, innovare, które proponują rozumieć jako
odnawiać. Ten ślad znaczenia obecny jest także w Słowniku Łacińsko-Polskim pod
redakcją Józefa Korpantego7, gdzie autor hasła określił rdzeń wyrazu jako innovo, ale,
co dalece ważniejsze, ustalił także jego znaczenie: zmieniać, odnawiać. Jak widać,
zaproponowane moduły rozumienia terminu dają się uzgodnić: za innowację uznać
można takie działanie, które przypomina, reaktywuje czy ponownie artykułuje to, co
niegdyś z jakichś względów zostało zapomniane, a co dziś – wskutek zapomnienia –
wartościowane jest jako nowoczesne i potrzebne. Zatem miał rację Jose Louis Borges,
kiedy w jednej ze swych książek powtarzał, że istotą innowacji jest ponowne
przypomnienie rzeczy zapomnianych.
Na zjawisko można jednak spojrzeć odmiennie. Jeżeli bowiem przyjąć, że
uprawianie teoretyczno- i krytycznoliterackiej działalności wyrażającej zasadnicze
swoje tezy przy użyciu określeń takich jak: oryginalny, nowatorski, odkrywczy, a więc
terminów sytuujących się w semantycznej bliskości z „innowacją”, bądź też przy
zastosowaniu określeń pozostających w związku znaczeniowo odleglejszym, typu:
odrębny, pozwala, jak sądzę, upatrywać właściwej celowości takiej praktyki
teoriopoznawczej w faktycznym tropieniu innowacji właśnie. Te i podobne terminy bez
trudu odszukać można w książce Jana Błońskiego Zmiana warty. Wydaje się, że choć
znakomity krytyk posługiwał się nomenklaturą odbiegającą od dzisiejszego
wokabularza (bo najprawdopodniej to, co Błoński kwalifikuje jako nowatorskie,
odkrywcze, oryginalne można rozumieć również jako innowacyjne), to w gruncie rzeczy
i oprac., Warszawa 1993; J. Giedroyc, A. Bobkowski, Listy 1946-1961, wyb. i oprac. J. Zieliński,
Warszawa 1997; J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 1946-1969, wyb. i oprac. A. S. Kowalczyk,
Warszawa 1998; J. Giedroyc, Cz. Miłosz, Listy 1952-2000, wyb. i oprac. M. Kornat, Warszawa 20082012.
7
Słownik Łacińsko-Polski, pod red. J. Korpantego, Warszawa 2001.
9
zmierzał do przedstawienia niektórych dystynkcji literatury charakterystycznych
głównie dla późnych lat pięćdziesiątych, orzekając o ich przełomowym, nieledwie
rewolucyjnym charakterze. Co mówi Błoński? Jeśli dobrze rozpoznaję zawartą w jego
książce presupozycję, to literatura innowacyjna byłaby działaniem polegającym na
pisaniu niejako wbrew tradycji oraz dominującym w danym okresie tendencjom,
a nawet więcej, bo wydaje się, że ostrze takiej aktywności twórczej wymierzone byłoby
w dominujący model wrażliwości. Po wtóre, wektor omawianego pisarstwa skierowany
byłby także w przełamanie, zmianę i aktualizację dotychczasowych sposobów
reprezentacji pewnych rodzajów doświadczenia, nieodłącznie zrośniętych z kategorią
tożsamości (jednostkowej i zbiorowej). W środkowych partiach książki pisze Błoński:
Odkrycia literackie nie powstają z mody, powstają przeciw modzie. Tworzą je pisarze
na własny rachunek, wśród śmiechu kiperów8. Nieco wyżej natomiast, rozważając
poetykę wczesnych wierszy Stanisława Grochowiaka, zamyka ją w horyzoncie
oryginalności na podstawie obserwowanego zmieszania różnych rejestrów, często
niezwykle odległych: miesza nastroje [wzniosłość z bardzo drastyczną wulgarnością –
przyp. moje]9, niejednokrotnie nawet sprzecznych: (…) owe egzotyczne potrawy,
przyrządzone ze sprzecznych i najbardziej nieprawdopodobnych ingrediencji: kucharz
– to znaczy Grochowiak – narąbał całych ćwierci baroku, połci dekadencji, kawałów
ekspresjonizmu, doprawił je Norwidem (…)10. Zjawisko literackiego nowatorstwa albo
innowacji (jak powiedzilibyśmy dziś), według krakowskiego krytyka nie gorzej niż
w planie światopoglądowym widać w warstwie stylistycznej tekstu literackiego,
szczególnie w silnie przymiotnikowej manierze twórczej, nastawionej – nie inaczej –
ekspresywistycznie, manierze – dodajmy – często pozbawionej kontekstualnej
motywacji, odkrywającej jakiś rodzaj niewspółmierności, a przy tym ujawniającej
ekstatyczny i afirmatywny stosunek artysty do rzeczywistości 11. Można zaryzkować
twierdzenie, że jądrem orzekanych przez Błońskiego odkrywczości, oryginalności
i nowatorstwa, tej – jak się wydaje – swoiście rozumianej innowacyjności, jest jej
stylistyczno-estetyczny diapazon, szeroki zakres obejmujący swoją skalą różnorodne
i nieraz dalekie wyspy doświadczenia i tradycji. Toteż jednym z zadań projektu
analityczno-interpretacyjnego, jakie sobie stawiam, jest odniesienie konkluzji
Błońskiego (ale także innych, późniejszych literaturoznawców) do fikcjonalnej prozy
8
J. Błoński, Zmiana warty, Warszawa 1961, s. 86.
Tamże, s. 80.
10
Tamże, s. 73.
11
Tamże, s. 80.
9
10
narracyjnej Pankowskiego w celu sprawdzenia (i wydobycia na światło), czy przyjęte
założenie, które roboczo określić można jako monograficzne studium nad
innowacyjnym charakterem projektu literackiego autora Matugi, wyrażającym się w
opisowych kategoriach afekt i postsekularyzm, daje się udowodnić i obronić, i czy
pozwala stwierdzić inne jeszcze rezultaty.
W nieodległym sąsiedztwie rozpoznań Błońskiego znajdują się niektóre koncepcje
projektu krytyczno-literackiego Tomasza Burka sformułowane w książce Przeciw
powieści. Odnajduję tu przynajmniej dwie refleksje-ślady ważne i ważące w przyjętym
tu pryzmacie opisu innowacji. Nawiasem mówiąc, Burek używa zbliżonej terminologii,
służącej mu do deskrypcji problemów prozy, przeważnie korzysta z określeń takich jak
nowatorstwo i odkrywczość. Pierwszym śladem jest uważność, z jaką autor podchodzi
do pojawiających się w latach dwudziestych XX w. tendencji awangardowych
w literaturze. Na ich terenie wyróżnia jedną cechę, którą kwalifikuje jako wybitnie
nowatorską; otóż idzie Burkowi o właściwą literaturze pewnego typu zdolność do
wywoływania (silnie) intensywnych reakcji odbiorczych. Źródeł rodzącego się
wówczas rodzaju literatury upatruje krytyk w zmieniających się ongiś porządkach
wiedzy naukowej i ludzkiego doświadczenia. Burek wydaje się stawiać literaturze
określony warunek: jeżeli ma ona być siłą zdolną do oddziaływania jakiegokolwiek, to
w jej obrębie wcale nie musi dojść do jakiejś zasadniczej czy bardzo podstawowej
zmiany, bo w jego przekonaniu potrzebne jest niewielkie przesunięcie akcentów, jakaś
modyfikacja artystycznego nastawienia w rezultacie otwierająca dzieło literackie
również na pozaintelektualne treści. Ta sui generis otwartość dzieła i artysty, kojarzona
wyraźnie z nowatorstwem i odkrywoczością, objawiać się ma w zainteresowaniach
poznawczych, kulcie intelektualnego ryzyka, swobodnej grze myśli i paradoksu, które
zaowocują dokonywaniem przewrotów w wyobraźni, we wrażliwości estetycznej (…). A
przy tym ufają zmysłom, oczom i ustom, którymi wchłaniają barwę i smak realności,
cieszy ich materialna uroda rzeczy (…)12. Na podstawie wywodów Burka można można
być przekonanym, że jednym z następstw wewętrznych ruchów prozy (powieści) jest
dominujący dziś sposób myślenia o literaturze en bloc, zgodnie z którym jej naturę
określić można jako biograficzno-fikcjonalny nierozsupływalny splot. Tak pomyślana
proza innowacyjna według krytyka bierze na siebie dużą odpowiedzialność:
Ta (...) mieszanina-szczepionka fikcji ze studium biograficznym, anegdotą, popularyzacją
i wyznaniem osobistym, twór niejednorodny, jeżeli spojrzeć od strony zawartych w nim
12
Por. T. Burek, Przeciw powieści, Warszawa 1971, s. 13.
11
materiałów i użytych narzędzi, okazuje się w rezultacie konstrukcją przemyślaną i celową. Bo
wszystko - tematyczne rozgałęzienia i różnorodne środki wyrazu - podporządkowuje jednej idei
przewodniej, jednemu zadaniu: zmobilizować i poruszyć świadomość czytelnika współczesnego,
pociągnąć go (...) wytrącić umysł z fałszywej równowagi (...) 13.
Po drugie, mówi autor Przeciw powieści, w myśleniu o prozie nowatorskiej
i nowoczesnej uwzględnić trzeba także problem gatunkowej niejednorodności (tego, co
za sprawą Clifforda Geertza w latach osiemdziesiątych opatrzone zostanie etykietą
blurred genres14), a więc hybrydyczności i klasyfikacyjnej trudności, nieokreśloności
gatunkowej. Jednym z symptomów zjawiska ma być zauważalna tendencja do
poetyzacji powieści, widziana w kategoriach żywego prądu reformatorskiego w łonie
tradycyjnej sztuki opowiadania, wyrażająca się m.in. wzmożoną metaforyzacją języka
oraz nasiloną obrazowością15. Właśnie ten aspekt wywodów Burka, problemy
genologiczne narracyjnej prozy fikcjonalnej, bodaj najbardziej może być przydatny dla
kolejnych badaczy twórczości Pankowskiego, która nie zapominając o swoich
lirycznych źródłach, w nielicznych tylko przypadkach (Matuga oraz Fara na Pomorzu)
osiąga kształt do powieści zbliżony, dlatego – konkluduje badacz w szerszej
perspektywie analitycznej – nie udaje się żadnej z nich osiągnąć całkowitego kształtu
powieści. Zwykle kładzie mniejszy nacisk na sztukę opowiadania bądź relacji, a jego
teksty przede wszystkim starają się oddać istotne zabarwienie czyjegoś losu, jakiegoś
świata, pewnej epoki lub tylko chwili. W efekcie taka proza nieustannie balansuje na
własnej krawędzi to przechyla się w stronę "powieści w opowiadanich", to przyjmuje
postać cyklu prawie że poematów prozą, w każdym razie jest czymś dwuznacznym
i fragmentarycznym, czymś "niepełnym" z punktu widzenia całej tradycji gatunku16.
Podstaw do myślenia o prozie fikcjonalnej Pankowskiego w kategoriach
innowacyjności właśnie, w stopniu nie mniejszym niż wewnętrzny żywioł tej
twórczości, dostarcza aktywność pisarza na polach pokrewnych literaturze. Aczkolwiek
wydaje się, że trudno wskazać tu dwa odrębne i nieskonwergerowane ze sobą
światopoglądowe skrzydła artystyczne: do takiego wniosku skłaniają mnie wielkrotne
i krzyżujące się wzajem lektury korespondencji pisarza z Jerzym Giedroyciem oraz
przegląd krytyki literackiej zamieszczanej na łamach paryskiej „Kultury”. Analityczno13
Tamże, s. 31.
C. Geertz, Blurred genres. The refiguration of social thought, “The American Scholar” 1980 no. 2 (vol.
49, Spring), pp. 165-179.
15
Studium prozy poetyckiej dał Włodzimierz Bolecki w pracy Poetycki model prozy w dwudzistoleciu
międzywojennym (Wrocław 1982).
16
Por. T. Burek, Przeciw…, dz. cyt., s. 39-44.
12
14
interpretacyjne wyniki tej lektury zostały przedstawione w pierwszym rozdziale. O ile
jednak ten materiał dokumentalny wymaga rekonstrukcji i zmusza do śledzenia
zawartych w nim implikacji oraz powiązań (tym samym dopuszczając możliwość
przeoczenia), o tyle bezpośrednie stematyzowane wypowiedzi i wystąpienia autora
Putto, spełniające często warunki poetyki sformułowanej, pozwalają sądzić, że pisarski
projekt Pankowskiego był podyktowany świadomie przyjętą regułą innowacyjności.
Ten punkt widzenia daje się obronić w świetle licznych od-Pankowskich fragmentów,
spośród których dwa wyimki przynoszą wyższą wartość operacyjną i dowodową,
wyimki – nawiasem mówiąc – spełniające rolę ramy modalnej, wszakże znajdujące się
odpowiednio u początku i końca twórczości. W 1958 roku, w otwierającej Matugę
przedmowie Do czytelnika, pisarz wskazał główne zasady przyszłego projektu
literackiego, pokazując siebie jako zwolennika literackiej zmiany, przewrotu, innowacji,
słowem: literatury polemicznej w odniesieniu do rodzimej tradycji artystycznej,
zarówno tej dalszej (romantyzm), jak i bliższej (fermenty artystyczne XX-lecia). Jedna
i druga znajdowała przedłużenie w poezji emigracyjnej, wobec której Marian
Pankowski wyraźnie się dystansował.
Był sad. Nie szkodzi. Nie będzie sadu. A wszystko przepasane jakby wstęgą… Nie przepasane>
Przerżnięte brzytwą, równo i aż do kości. A wszystko przepasane jakby wstęgą. Siedzą przepasani
i piszą. Ci poniżej trzydziestki szurają nogami. To rzecz arcyważna. To bunt przeciw starszemu
pokoleniu. A za nimi znów stół. A za tym stołem też siedzą i piszą. I dopiero-ci przepasani. To
klasycy. Naród czci ich i ksiąg ich dotyka z uszanowaniem. Módlmy się za nich. A wokół stołów
tych narodowych Woźny wąsaty chadza i coraz to wiadra pisarzom nachyli. A w onym wiadrze co
tak chlupoce? W onym wiadrze nalewka chlupoce. A z czego tę nalewkę uczyniono? A ze stokroci
naszych-ci zalanych letnią lemoniadą. Ciągną-ci pisarze ów inkaust pióry wiecznymi. Siorbają go
z namaszczeniem, aże bulgaty idą po literaturze! I spod tych piór ciągną się gładziuchne
słodziuchne a gładziuchne książeczki17.
W tym samym tekście opowiadał się po stronie sztuki wobec paradygmatu
intelektualnego sceptycznej18. Niechętnie patrzył także w kierunku prozy realistycznej.
17
18
M. Pankowski, Matuga idzie, Lublin 1983, s. 5-6. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie MI
bezpośrednio w tekście.
Niepozbawione sensu wydaje się pytanie o Pankowskiego polemikę z rewizją Oświecenia jaką
nakreślili Theodor W. Adorno i Max Horkheimer, wszak wiele przemawia za tym, że pisarz
dostrzegał zasadniczą sprzeczność zawartą w ich rozważaniach, polegającą na intelektualnej krytyce
wymierzonej we właściwą Oświeceniu absolutyzację Rozumu. Wydaje się, że ta rozumowa krytyka
rozumu, to rozpanoszenie się spekulatywności, istotnie zajmowały uwagę pisarza i stanowiły dla
niego ważny punkt odniesienia, zwłaszcza jeżeli uwzględnić w tym kontekście bezpośrednio
doświadczany przez niego klimat intelektualny Europy Zachodniej lat sześćdziesiątych
i siedemdziesiątych XX w. i pozycję jaką już wtedy zdobyła sobie Dialektyka Oświecenia. Rangę tej
książki dobrze potwierdzają wspomnienia wybitnych europejskich intelektualistów. Tony Judt w
Rozważaniach o wieku XX kilkakrotnie mówił Timothy’emu Snyder’owi o formatywnym wpływie
13
Co Pan mówi? Że bluźnię? Że Europa to nasz zagon ojczysty? I że jak długo nie poznam Praw
rządzących Prawami, jak długo nie przeniknę Prawideł, nie roztrząsnę Prawidłowości – to co? To
ręczy mi pan, że co? Że chłopiec introligatora pańskie nowele rozumie? Bidny pan. (…) Bo co
mnie obchodzą owe ponadnarodowe, a kontynentalne, owe a spotkajmy się nad Lemanem, owe
wszystkie ę ą przy kawuni, że proletariat i filozofia, że filozofia i produkcja. (MI, s. 7-8.)
Innowację widział w reformie polszczyzny artystycznej, w jej otwarciu na rejestry
pozaliterackie, wywodzące się z dziedzin uznanych przez literacką praxis za
barbrzyńskie, niespełniające kryteriów sztuki.
Bo ja jestem Mowa. Jestem węgorz uciekający z oschłego Nieba Praw rządzonych Prawami.
Jestem uciekinier od Panprawidłowości. Jestem ciemnozielony burdel, w który spadają, płonąc,
dziewczynki ubrane do pierszwej komunii. Ach, siarki, siarki! NIechaj młodzież szkolna pali
siarkę przed ołtarzem swego Patrona. Ach, smoły! Smoły woniejącej jak zdrowie. Niech młodzi
umyją nią ściany, na których wiszą świętości. Z siarki lubej, której już we mnie żaden papież nie
ugasi, ze smoły, którą bryzgają moje sosnowe rzeczowniki, wiążę mowę. Nie, MOWĘ!
I wzniósłszy ją wysoko, źródłem ją ryję w tę ziemię, bosą a wódą zalaną, a przedmurzem
obwiedzioną święcie. Od tego źródła ruszą potoki i żreć będą ziemię. O, erozjo! Erozjo, rodzona w
samotności! A ci, którym ta mozwa za ostra, za graniasta i nazbyt plebejska: niechaj wąchają
wianecki ruciane, a tę dzięcielinę, co panieńskim rumieńcem pała i napałać się nie może. Won,
pod strzechę! Na wieczne spanie w betach letniuchy uhaczkowanej ze słów grzecznych a
popstrzonych równo gówienkami much soplicowskich.(...) Nam pańskoplebejski chód w stronę
brzucha macierzystej Nocy. Nam wieczna w polszczyźnie rozróba! [MI, s. 8]
Podobnie mówił pisarz swojemu wydawcy, Piotrowi Mareckiemu, ponad pięćdziesiąt
lat później:
tego dzieła w latach siedemdziesiątych (Zob. T. Judt, T. Snyder, Rozważania o wieku XX, przeł.
P. Marczewski, Warszawa 2013, niemal wszędzie). Zaś Roberto Calasso w rozmowie z Lilą Azam
Zanganeh przesunie tę cezurę o dekadę, do lat sześćdziesiątych, i powie wprost: Nie mogłem się
doczekać lektury Dialektyki Oświecenia, która wówczas była niedostępna, nawet w Niemczech.
Przyjaciółka, która uczyła mnie niemieckiego – była z NRD – czytała to ze mną linijka po linijce (Zob.
L. A. Zanganeh, Rozmowa z Roberto Calasso, tłum. A. Arno, ”Zeszyty Literackie” 2015 nr 3 (131),
s. 140). Temat krytyki Oświecenia periodycznie pojawiał się w polskiej literaturze, w odmiennej
dykcji i strategii artystycznej artykułowany był np. przez Zbigniewa Herberta w wierszu Pan Cogito
opowiada o kuszeniu Spinozy (z tomu Pan Cogito [Warszawa 1974]): Baruch Spinoza
z Amsterdamu/zapragnął dosięgnąć Boga//szlifując na strychu/soczewki/przebił/nagle zasłonę/i stanął
twarzą w twarz//mówił długo/(a gdy tak mówił/rozszerzał się umysł jego/i dusza jego)/zadawał
pytania/na temat natury człowieka//– Bóg gładził roztargniony brodę//pytał o pierwszą przyczynę//–
Bóg patrzył w nieskończoność//pytał o przyczynę ostateczną//– Bóg łamał palce/chrząkał//kiedy
Spinoza zamilkł/rzecze Bóg//– mówisz ładnie Baruch/lubię twoją geometryczną łacinę/a także jasną
składnię/symetrię wywodów//pomówmy jednak/o Rzeczach Naprawdę/Wielkich//– popatrz na twoje
ręce/pokaleczone i drżące//– niszczysz oczy/w ciemnościach//– odżywiasz się źle/odziewasz
nędznie//– kup nowy dom/wybacz weneckim lustrom/że powtarzają powierzchnię//– wybacz kwiatom
we włosach/pijackiej piosence//– dbaj o dochody/jak twój kolega Kartezjusz//– bądź przebiegły/jak
Erazm//– poświęć traktat/Ludwikowi XIV/i tak go nie przeczyta//– u c i s z a j / r a c j o n a l n ą
f u r i ę / u p a d n ą o d n i e j t r o n y / i s c z e r n i e j ą g w i a z d y //– pomyśl/o kobiecie/która da ci
dziecko//– widzisz Baruch/mówimy o Rzeczach Wielkich//– chcę być kochany/przez nieuczonych
i gwałtownych/są to jedyni/którzy naprawdę mnie łakną//teraz zasłona opada/Spinoza zostaje sam//nie
widzi złotego obłoku/światła na wysokościach//widzi ciemność//słyszy skrzypienie schodów/kroki
schodzące w dół.
14
Oni [koledzy z redakcji czasopisma Les Journal des Poétes oraz lektura poezji Rène Chara - przyp.
J.B.] nauczyli mnie rozróżniać la langue i le langage – pierwsze to język ogólny, drugie to mój
prywatny język, którego używam, który jest moją własnością i moim odkryciem. W polskim
słownictwie nie mamy tego rozróżnienia, więc zastąpiłem je parą nazw: „język” i „mowa”. Ja
piszę mową, a nie polszczyzną jako taką. I moje pisarstwo to mowa, żywe słowa, pokrętne,
zakazane, łowione gdzie się da19.
W tych stanowiących ważny autokomentarz zdaniach, będących też podsumowaniem
twórczości, dobrze widać silną samoświadomość skoncentrowaną na indywidualizacji
literackiej dykcji: w idiomie, w językowej wynalazczości.
W manifestacjach Pankowskiego (ale także i w refleksji Burka, kiedy pisze
o poetyzacji powieści i statusie języka) dostrzegam linie wspólne z wysuwanym przez
Henryka Berezę na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wariantem
innowacji20 zawartych w książce Bieg rzeczy21. Wariantem, który – warto dodać –
spotkał się ze zdecydowanie negatywnymi reakcjami literaturoznawczego środowiska,
pokazującymi, że należy go traktować z konieczną rezerwą22. Dość w tym miejscu
powiedzieć, że teoria Berezy poniosła na tym gruncie fiasko 23. Bardziej jednak istotne
i zajmujące niż sprawdzalność samej teorii, jednak jest co innego: jej już wystąpienie
i treść. Dla określenia kierunku postępowania innowacyjnego poszczególnych pisarzy
Bereza używa terminów wyraźnie nacechowanych i dodatnio wartościujących
przemiany w obrębie literatury. Na czym zatem polegać ma dzieło odnowy języka
poetyckiego, ta rewolucja artystyczna – jak pisał krytyk – artystycznych rebeliantów?
Z wielu myśli rozsianych po książce tę chyba trzeba zaakcentować przede wszystkim,
zgodnie z którą istotna i konieczna zmiana artystyczna dokonywać się ma w przestrzeni
19
20
21
22
23
M. Marecki, Nam wieczna w polszczyźnie rozróba! Marian Pankowski mówi, Kraków 2011, s. 155.
Niewątpliwie, dodatkowym elementem, nie mającym rzecz jasna przełożenia na zbieżność
artystycznych poglądów obu, jest łącząca Pankowskiego i Berezę jeśli nie przyjaźń, to przynajmniej
daleko posunięta życzliwość oraz entuzjazm tego drugiego, z jakim witał kolejne teksty
mieszkajacego w Brukseli pisarza. Za najlepsze świadectwo tego stosunku uznać można
przygotowane przez Berezę posłowie do książki pt. Pismo w stronę miłości (patrz: H. Bereza,
Senioralność, [w:] M. Pankowski, Pismo w stronę miłości, Warszawa 2001, s. 195-202). Na
marginesie można wspomnieć, że w 1998 r. Pankowski tekstem pt. Pismo w stronę miłości
(„Twórczość” 1998 nr 4) inicjuje regularną współpracę z miesięcznikiem „Twórczość” (gdzie jednym
z redaktorów był właśnie Bereza).
H. Bereza, Bieg rzeczy. Szkice Literackie, Warszawa 1982.
Lansowana przez Berezę "rewolucja artystyczna" powstawała w pewnej próżni, bo jakby zupełnie nie
było systemowych (komunistycznych) rygorów nałożonych na komunikację literacką w PRL-u. To
ten skostniały język był punktem krytycznego odniesienia dla Nowej Fali, za co ta zapłaciła cenę
wyrugowania z rynku wydawniczego. Natomiast prozaicy "ze stajni Berezy" (jak wtedy mówiono)
cieszyli się wysokimi nakładami. Zatem można mieć wątpliwość, czy Berezy działania miały czysto
"artystyczny" cel.
Por. J. Jarzębski, Między <<realizmem>> a <<prawdą>> (proza krajowa po wojnie, [w:] tegoż,
J. Jarzębski, W Polsce czyli wszędzie, Warszawa 1992, s. 83-129.
15
języka, dodajmy: języka w stanie skostnienia, agonii i redukcji oraz tyrańskiej
dominacji
i
polszczyzny24,
bezsensownych
języka
manipulacji
zaanektowanego
ustaleniami
przez
teorie
i
słowników
poprawnej
podległego
prawidłom
normatywności, w efekcie powodujących oderwanie języka literackiego (czy szerzej:
literatury) od języka żywego: Rewolucja artystyczna w prozie polskiej na tym głównie
polega, że martwe piekno normy zastępuje się w niej żywym pięknem tworzenia
w języku25. Zatem innowacja jako językowa wolność – tak widzi problem Bereza: Żywe
piękno w literaturze jest jednak nieodłączne od wolności tworzenia w języku. Ponieważ
język jest dziełem społecznym, musi to być wolność, z jakiej korzysta cała społeczność,
która język tworzy26.
Nakreślony kierunek i charakter innowacji Bereza uzupełnia jedną jeszcze, dość
istotną dla niniejszego wprowadzenia, uwagą: (…) stan przywróconej językowej
wolności, umożliwia tysiąc niespodzianek, o których nie wiadomo, czy nie kryje się
w nich jakieś nieznane i niewiadome niebezpieczeństwo (…)27. To poszukiwanie
odpowiedniej częstotliwości literatury, przypominające dostrajanie aparatury, zdolność
do akumulacji odrębnych dotąd rejestrów polszczyzny zahacza o teren szeroko pojętego
wewnętrznego doświadczenia podmiotu, łączącego w sobie pierwiastki indywidualne
(przygody „ja”) i temperament sekularyzującej się epoki (klimat nowoczesności), które
często najlepszą możliwą artykulację otrzymują w intuicyjnym oraz przedpojęciowym
opracowaniu (które nazwać można afektem). Bereza jest przy tym przekonany, że takie
językowe ukształtowanie tekstu w czytelniczym odbiorze owocować może reakcjami
bliskimi zażenowaniu bądź konsternacji28.
Jeżeli dobrze odczytuję presupozycje zawarte w przytaczanych książkach
Błońskiego, Burka i Berezy, mówiące o innowacji jako o zjawisku należącym do
całości życia literatury, strukturyzującym też pojęcie tradycji, a więc koniecznym
(Każda innowacja musi oprzeć się na kontynuacji (…) – Ryszard Nycz dixit29), to
w dużym uproszczeniu polegałaby ona na takich zabiegach i operacjach z zakresu
estetyki
(rozumianej
jako
kategoria
związana
ze
zmysłowym
odbiorem
i doświadczaniem świata), które odnosić się będą do zagadnienia percepcji i sposobów
24
H. Bereza, Bieg…, dz. cyt., s. 14.
Tamże.
26
Tamże.
27
Tamże, s. 15.
28
Tamże, s. 18.
29
R. Nycz, Sylwy współczesne, Kraków 1996, s. 35.
16
25
jej wydłużania, często poprzez rodzaj
afektywnych pobudzeń i stymulacji,
dotykających i nagabujących, nie dających do myślenia wprost i od razu, ale
tworzących jakiś rodzaj doświadczenia afektywnego. Słychać w tych diagnozach echa
zapisanych
w
1917
roku
zdań-postulatów
rosyjskiego
formalisty,
Wiktora
Szkłowskiego. Zadanie literatury, przekonywał Szkłowski w artykule Sztuka jako
chwyt, sprowadza się do takiego użycia słowa (jako tworzywa najwłaściwszego
literaturze), które – najkrócej mówiąc – doprowadzi do zaburzenia automatyzacji
postrzegania, wprawi w ruch maszynerię zmysłowo-emocjonalnego odczuwania tekstu
artystycznego. Literaturę (a szczególnie poezję, bo do niej głównie odnosił się
Szkłowski) widział zatem jako medium zdolne rozszerzyć percepcję świata, a słowu
będącemu
jej
podstawowym
składnikiem,
słowu
autonomicznemu,
nadawał
innowacyjny charakter, przez co rozumiał leksykę zdefamiliaryzowaną, która
pozostając w stosunku pewnej niewspółmierności do ogólnych norm, pozwala spojrzeć
na rzeczywistość w sposób inny, nowy, nieledwie odświętny. Defamiliaryzację ustawiał
Szkłowski w kontrze do percepcyjnej rutyny, która z natury będąc kostyczna
i repetycyjna odstaje od nowoczesnego ducha czasów. Dlatego takie użycie języka
(pozanormatywne, nietradycyjne), mowa utrudniona i nieprawidłowa,
potencjalnie
owocowałoby możliwością odnowienia widzenia świata30, a sama teoria wobec tego
miałaby charakter estetyczny, jeżeli przez estetykę rozumieć naukę o doświadczeniu
zmysłowym.
Ale jak doprowadzić do tego? Jak osiągnąć taką zmianę przebiegu
percepcji, jak zakłócić jej rutynę, która w efekcie pozbawi wypowiedź semantycznej
i dźwiękowej neutralności?31
Tak przepada, zmieniając się w nicość, życie. Automatyzacja zjada rzeczy, ubranie, meble, żonę
i lęk przed wojną. (…) Po to więc, aby wrócić wrażenie życia, odczuwać rzeczy, aby czynić
kamień kamiennym, istnieje to, co nazywamy sztuką. Cel sztuki – dać odczucie rzeczy w formie
widzenia,a nie pojmowania; środkiem sztuki jest chwyt „udziwniania” rzeczy oraz chwyt formy
utrudnionej, zwiększającej trudności i czas percepcji, ponieważ proces percepcyjny w sztuce
30
Michał Paweł Markowski w rekonstrukcji poglądów grupy formalistycznej zwraca uwagę: (…)
formalistyczna teoria literatury ma znacznie szerszy zakres niż tylko definiowanie właściwości języka
poetyckiego i mieści się doskonale w nowoczesnych próbach przezwyciężenia inercji kultury
mieszczańskiej, zakrzepłej w stereotypowym obrazie świata. Ta notacja nie pozostaje bez znaczenia
w kontekście analizowanej tu narracyjnej prozy fikcjonalnej Mariana Pankowskiego, wszelako – jak
wskazuję w marginalnych partiach rozdziałów pierwszego i drugiego – koncepcja sporu/konfliktu ze
światem mieszczańskich wartości leży w orbicie bezpośrednich zainteresowań autora Rudolfa. Por.
M. P. Markowski, Formalizm rosyjski, [w:] Teorie literatury XX wieku. Podręcznik, pod red.
A. Burzyńskiej i M.P. Markowskiego, Kraków 2006, s. 119.
31
Por. M.P. Markowski, Formalizm …, dz. cyt., s. 118.
17
stanowi wartość samą w sobie, powinien być więc przedłużony; sztuka jest sposobem przeżywania
tworzenia rzeczy, to zaś, co stworzone, w sztuce nie jest ważne32.
Przedsięwzięcie takie może zatem powieść się wtedy tylko, zastrzegał Szkłowski, kiedy
w kompozycji tekstu prawdziwie istotne miejsce zajmować będzie chwyt udziwnienia.
Krótko mówiąc: ta konieczna operacja na tworzywie literackim, jednocześnie istota
literackości, a zatem punkt dojścia literatury w walce o optymalizację ekonomii
precepcji, daje się sprowadzić do postulatu wywołania możliwie największego
wrażenia, wywarcia wpływu, odciśnięcia śladu, stąd też w teorii rosyjskiego badacza
uprzywilejowana pozycja została zarezerwowana dla obrazowego aspektu literatury
(przede wszystkim: obrazu poetyckiego), który jest jednym ze sposobów wywoływania
największego wrażenia33. W ten sposób afektywne pobudzenia czytającego podmiotu
jakie wywołuje literatura, są równoznaczne pewnemu specyficznie pojętemu
wariantowi poznania, nie oznaczającego wiedzy bądź intelektualnej deskrypcji
przedmiotu, a raczej sięgającego przedpojęciowego statusu rzeczy: Osobiście uważam,
że udziwnienie występuje wszędzie tam, gdzie jest obraz.(…) Celem obrazu jest nie
ułatwienie nam zrozumienia przedmiotu, lecz wywołanie specyficznego sposobu
percepcji tego przedmiotu, stworzenie jego „widzenia”, a nie „poznawania”34.
Zagadnienie językowej innowacji na terenie literatury „powieściującej”, jej charakter
i rola we współczesnym tekście literackim, stanowią – co prawda w niewielkim zakresie
– także przedmiot zainteresowania Ryszarda Nycza w książce Sylwy współczesne35.
Szczególnie w jej inicjalnych partiach, zawierających opis sylwicznych poetyk oraz
właściwej nowoczesnej literaturze tendencji do anonimowości genologicznej (ale przy
tym: gatunkowa nieokreśloność nie ma tu charakteru definitywnego), dają się
wyabstrahować – jak ufam, zgodnie z intencjami autora – rozpoznania dopełniające
konstruowaną wstępną i dość ograniczoną perspektywę rozumienia tytułowego terminu,
perspektywę, uzupełnijmy: nie pozbawioną uproszczeń, przy tym selektywną, przyjętą
nota bene jako konieczne i zgodne ze wstępnym założeniem postępowanie. Znakomity
literaturoznawca w kilku tylko miejscach posługuje się terminem innowacja, służącym
do opisu prawidłowości właściwych analizowanemu fragmentowi przeszłości
32
W. B. Szkłowski, Sztuka jako chwyt, przeł. R. Łużny, [w:] Teorie literatury XX wieku. Antologia, pod
red. A. Burzyńskiej i M.P. Markowskiego, Kraków 2006, s. 100.
33
Tamże, s. 97.
34
Tamże, s. 105.
35
Jak precyzuje autor, współczesność jest dla niego synonimem nowoczesności, a ta z kolei
ekwiwalentem modernizmu. Zob. tegoż, Sylwy współczesne, Kraków, s. 5-52.
18
kulturowej XX w. Przeważnie wykorzystuje pojęcie inwencji (wiele wskazuje na ich
synonimiczne użycie). Prezentowane przez Nycza rozumienie innowacji jest na ogół
zgodne z przedstawianą poprzednio słownikową wykładnią i gdyby ekstrapolować je na
terytorium literatury to najprawdopodobniej wyrażałoby się ono w aspektach
kojarzonych przez autora z dystynkcjami sylwiczności, przede wszystkim więc:
1. strukturalną heterogenicznością utworu literackiego; 2. otwartością (przejściowością)
rozumianą jako przesunięcie akcentu w obrębie morfologii/ontologii tekstu: z dzieła
jako rezultatu, wytworu na problem przejściowości, zapisu procesu wytwarzania;
3. podkreśleniem porządkującej aktywności czytającego; 4. uznaniem prymatu relacji
nad wytworem, czynnościowej koncepcji podmiotu i tekstu nad ujęciem substancjalnym,
traktującym je jako twory statyczne i gotowe36, gdzie całokształt estetyczny wynika
z formalnej (wewnętrznej) różnorodności i orientacji na oddziaływanie a nie na
kontemplację i harmonię; 5. metatekstowym charakterem/profilem tekstu, który
cyklicznie oraz regularnie rozważa siebie i recenzuje swój kształt (artysta jako
nadawca-autorecenzent)37. W optyce patrzenia38 umieszcza również Nycz zagadnienie
dotąd (w połowie lat osiemdziesiątych) marginalnych i peryferyjnych komponentów
literatury, które w literaturze drugiej poł. XX w. zaczynają doń wkraczać (według
autora od 1956 roku). Wydaje się, że o ile większość ze wskazanych przez badacza
wyróżników bez większego wysiłku daje się w pisarstwie Pankowskiego zlokalizować
(a climax osiągają w Ostatnim zlocie aniołów, otwieranym wiele mówiącym
incipitem39), to tylko kwestia języka ma w refleksji pisarza status stematyzowany,
jawny i świadomie kojarzona jest przez niego z innowacyjnością jako taką, czego
dodatkowym
36
potwierdzeniem
są
pozaliterackie
wypowiedzi
w
postaci
Tamże, s. 52.
Tamże.
38
Do zagadnienia innowacji Ryszard Nycz powracał w ostatnim czasie często. W książce Poetyka
doświadczenia (Warszawa 2012) temat ten stanowi jeden z częściej wspominanych (i rozważanych)
aspetków nowoczesnej i późnonowoczesnej formacji artystyczno-humanistycznej. Z kolei w artykule
W stronę humanistyki innowacyjnej: tekst jako laboratorium. Tradycje, hipotezy, propozycje („Teksty
Drugie” 2013 nr 1/2, s. 239-254) kryterium innowacji, sprzężone z latouriańską z ducha metaforą
laboratorium (humanistyczny tekst jako miejsce prób, eksperymentów, symulacji) jest centralnym
przedmiotem operacji postulatywno-opisowych autora. Istotę obu stanowi metateoretyczny charakter
prezentacji, biorący w obronę metody badawczego postępowania humanistycznego w dobie
uniwersytetu urynkowionego, uniwersytetu doskonałości, technouniwersytetu (warunkowanego
homogenizującymi ilościowymi kryteriami). Ten metateoretyczny profil przesądza o nawiasowym
wzmiankowaniu dokonań Nycza, bowiem funkcjonuje w odmiennym rejestrze od przywoływanych w
niniejszym wprowadzeniu ustaleń krytyków literackich, literaturoznawców, teoretyków sztuki.
39
Na wyklejce czytamy: Z rękopisu sylwy Mariana Pankowskiego sześć rozmaitych dni wybrał Piotr
Marecki (…). M. Pankowski, Ostatni zlot aniołów, Warszawa 2007.
19
37
literaturoznawczych rozpraw, działalności krytyczno-literackiej czy udzielanych
wywiadów. Wreszcie, ten rejon artystycznych poszukiwań przedstawiał pisarz jako:
słowo marginesowców, literaturę nieokrzesaną, słowo prowincjonalne, bądź jako
rozróżnienie la langue i le langage40. W tym zakresie warto odnotować uwagę Nycza:
Zapis odbioru jakiegoś fragmentu "żywej" rzeczywistości językowej jest tu zarazem świadectwem
wyboru pewnej możliwości - lektury poetyckiej, która zmienia nacechowanie oralnej wypowiedzi
i wprowadza ją w nowy kontekst języka poetyckiego, jego tradycji, repertuaru poetyk, czyniący tę
wypowiedź tekstem poetyckim, resp. odsłaniającym jej poetycki aspekt o oryginalnych już teraz
własnościach języka mówionego, wyeksponowanych przez pisemny, tekstualny charakter
wypowiedzi41.
Z obserwacji prozy polskiej drugiej połowy XX w. wnioski zbliżone do konstatacji
Ryszarda Nycza wyciągał Krzysztof Uniłowski. W ogłoszonej w 1999 książce Polska
proza innowacyjna w perspektywie postmodernizmu zagadnienie innowacji uczynił
badacz
centralnym
problemem
rozważań,
prezentując
je
na
szerokim
tle
neoawangardowych oddziaływań i postmodernistycznych przewartościowań. Nie
wchodząc tu w szczegółowe określenie specyfik i zakresów tych ważnych dla
nowoczesnej sztuki prądów, jednocześnie zauważając wysuwany przez Uniłowskiego
stosunek względnej synonimiczności pomiędzy członami: innowacja-neoawangardapostmodernizm, chciałbym zwrócić uwagę na szereg rozpoznań literaturoznawcy, które
ustawione w bezpośredniej bliskości fikcjonalnej prozy narracyjnej Pankowskiego,
pozwalają na ciekawe obserwacje. W ujęciu Uniłowskiego cechami znamiennymi dla
prozy innowacyjnej są: ujawnianie fikcjonalności sytuacji nadawczej, wykorzystywanie
figury
bohatera-narratora-autora,
mnożenie
wersji
anegdoty
i
opracowań
kompozycyjnych, sięganie – wskazuje dalej Uniłowski – do gatunków paraliterackich,
rozbijanie
spójności
tekstu
i
odrzucenie
stabilnej
ramy
(…)42.
Jeżeli
przygotowany indeks dopełnić jeszcze o strategię autorefleksyjności, identyfikowaną jako pierwiastek stricte neoawangardowy i postmodernistyczny43, a z wykorzystaniem
figury bohatera-narratora-autora związać płynność relacji osobowych w literackiej
komunikacji (nomenklatura Aleksandry Okopień-Sławińskiej), to ten zespół cech
tworzących kościec innowacji współtworzy również istotę pisarstwa Mariana
Pankowskiego. Wskazane dominanty najodpowiedniej oświetli symptomatyczny
fragment, pochodzący z ogłoszonego w 1989 roku Gościa:
40
Więcej na ten temat piszę w drugim rozdziale pracy.
R. Nycz, Sylwy…, dz. cyt., s. 23.
42
K. Uniłowski, Polska proza innowacyjna w perspektywie postmodernizmu, Katowice, 1999, s. 132.
43
Zob. tamże, s. 132.
20
41
A propos pisania. To, co opowiedziliśmy dotychczas, jest zaledwie opisem sceny. Czytelnik
spostrzegł pewną rzeczywistość w stadium harmonijnego rozkładu. Być może odczuł też tu
i ówdzie związki słów pragnące uchodzić za literaturę. (…) Sekretarka spojrzy na mnie
ukradkiem. Bo niby co? Gdzie ta Biblioteka Królewska, skoro zaczynam opowieść w biurze trzy
na cztery i pół, z widokiem nie na Ratusz, lecz na wspomniany już ogród, co trzyma się lojalnie
almanachów, podszeptujących mu imiona kwiatów i przysłowia. No, ale do tematu! Powoli, ze
świadectw i reportaży wynurza się zarys postaci, sylwetka gościa (…). Byłoby o tyle łatwiej
określić jego osobę, zaczynając od słowa gruźliczooperowego: mansarda. Wystarczyłoby
poczekać, aż pojęcie to zacznie się pocić literaturą…No nic. Przeglądajmy dalej papiery.
Wpatrujmy się w portrety osobnika, może wyniknie z nich nowa, literacka rzeczywistość.(…)
Sekretarka zatrzymała się. Twarz zmarszczyła w zamyślenie. Aha, coś kombinuje. – Przepraszam,
czy słowa <<słowa nieodpowiedzialnego rencisty>> są w cudzysłowie? (…) – W cudzysłowie –
mówię – oczywiście, że w cudzysłowie…44
Nietrudno zauważyć, że wskazane przez Uniłowskiego funkcje prozy innowacyjnej
niemal w całości dają się tu zidentyfikować. Powieściujący tekst Pankowskiego podlega
cyklicznym zakłóceniom spójności na skutek wmontowania w jego strukturę całostek
o charakterze autorefleksyjnym, odsłaniających fikcjonalność sytuacji nadawczej,
całostek w efekcie komplikujących status nadawcy tekstu, który odtąd staje się także
jego odbiorcą, krytykiem-recenzentem. Inną tego konsekwencją jest odrzucenie
stabilnej i klasycznej, linearnej ramy opowieści, czego efekt wzmaga włączanie
w strumień narracji fingowanych dokumentów o charakterze paraliterackim
(komunikaty radiowe i telewizyjne, wycinki prasowe). Odsłonięty tryb wyboru
możliwych wariantów tekstu, wyeksponowanie potencjalności dzieła skupionej w gestii
dysponenta reguł twórczych, stwarza szansę zwielokrotniania wersji opowieści, przeto
nie pozostając bez wpływu na płynność ostatecznych opracowań kompozycyjnych.
Korelatem wymienionych czynników jest wreszcie wykorzystanie rozwodnionej figury
bohatera-narratora-autora, bo powiedzieć trzeba, że nie tylko w tym utworze
Pankowskiego, ale także w wielu poprzedzających i następujących po Gościu, piętra
komunikacji literackiej bezpośrednio na siebie zachodzą, zacierając jasne stratyfikacje
komunikacyjne. Już ten nawet najbardziej lapidarny bilans pozwala dostrzec, że
wewnętrzną zasadą konstrukcji utworów prozatorskich autora Gościa jest właśnie
imperatyw innowacji (gdy przyjąć ustalenia Uniłowskiego). Oprócz poruszonych już
kwestii, domaga się, jak sądzę, dopowiedzenia przynajmniej jedna jeszcze, inna myśl
obecna w rozważaniach Uniłowskiego. Otóż znakomity krytyk i badacz literatury
powiada, że w stopniu równym, jak w przypadku powyższych wskaźników,
innowacyjność
44
literatury
przejawia
się
silnym
występowaniem
elementu
M. Pankowski, Gość, Lublin, 1989, s. 13-19. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie
G bezpośrednio w tekście.
21
indywidualistycznego, pojmowanego jako wzajemna zależność przynamniej trzech pól.
Po pierwsze, ma na myśli Uniłowski artystyczny postulat jednostkowości prawdy
i doświadczenia, który swojej autentyczności dowodził będzie poprzez zerwanie ze
spetryfikowanymi konwencjami. Krytyka tych fundamentów ma wszelako dwoiste
oblicze, z jednej bowiem strony chodzić będzie o artystyczne świadectwo
autentycznego bycia, z drugiej natomiast taki spór z tradycją wynika ze sprzeciwu
wobec konwencjonalnych ograniczeń poznawczych. W tych zdaniach Uniłowskiego
widać ślad odległych rozpoznań Henryka Berezy sformułowanych na podstawie
przeczytanych w maszynopisie w redakcji „Twórczości” utworów prozatorskich, bo
przecież nie kto inny, jak „papież krytyki” właśnie ogłaszał konieczność takich
przeobrażeń ówczesnych form artystycznych (tę tendencję uznaje badacz za silną
właściwość prozy debiutantów lat siedemdziesiątych), takich zerwań i przekroczeń,
w imię wierności prawdzie jednostkowego doświadczenia pisarza45. Po drugie, zauważa
Uniłowski, realnym następstwem tak obrysowanej autonomii sztuki literackiej jest
dialogowy
charakter
wewnątrztekstowych
i
zewnątrztekstowych
relacji
komunikacyjnych (tę tendencję uznaje badacz za silną właściwość prozy debiutantów
lat osiemdziesiątych) przesądzający o ludycznym profilu tekstu, który to aspekt nie
wyklucza wcale współistnienia momentu artystowskiego. Jeśli o to idzie, to Jan Błoński
pisał o częstym we współczesnej prozie, nieznoszącym się współwystępowaniu
elementów ludycznych i artystowskich46. Po trzecie wreszcie, w porządek ten autor
Polskiej prozy innowacyjnej wprzęgał koncepcję języka artystycznego, już to
odrzucającego założenia prostej referencyjności i wymóg mimetyzmu, już to
wchodzącego w dialogową relację z czytelnikiem, koncepcji polegającej na wyjściu
poza przedmodernistyczną ideę języka ograniczonego do funkcji wehikularnej (termin
Włodzimierza Boleckiego). Języka nieprzezroczystego, idiosynkratycznego i wolnego –
jak Pankowski zapewne powiedziałby, który to język pomijając powinności mimetyzmu
oraz problematyzując kwestię przedstawienia, programowo skupia na sobie uwagę
autora i czytelnika a to zarazem stanowi najistotniejszą, a być może jedyną dziedzinę
literatury47.
Przedstawione tu wybrane koncepcje i sposoby widzenia literackiej innowacji,
ograniczone do niezbędnego minimum z uwagi na przyjęcie innych założeń i akcentów,
45
K. Uniłowski, Polska..., dz. cyt., s. 143.
Zob. J. Błoński, Dwie gorteski – i pół…, „Literatura” 1987, nr 5.
47
Por. K. Uniłowski, tamże, s. 157-158.
22
46
spełniające bardziej rolę opisową, niż zgodnie wypełniające cel klasyfikatorski,
projektujące nieledwie kontury tematu i jego obecność (czasem słabą) w polskim
głównie namyśle nad literaturą (i sztuką) nie stanowią i – jest to rzecz wymagająca
podkreślenia – nie odnoszą się do przeważającej większości prac literaturoznawczych
podejmujących dyskutowany temat. Zaprzestanie polemik czy prób nawiązania
twórczych połączeń, brak przeciągnięcia telefonicznych kabli pomiędzy słupami
różnych stanowisk i myśli badawczych, prowadzi do powtarzania się koniecznej w tym
świetle prawidłowości. Niedostatek świadectw zaznajomienia z dotychczasowym
stanem teorii w postaci chociażby sprawozdania z historii analizowanego zagadnienia,
w efekcie brak komparacji stanowisk, wiedzie do refrenicznych (i wobec powyższego:
nieuświadomionych) powrotów ustaleń już opracowanych. W dużym stopniu tak dzieje
się w przypadku artykułu Magdaleny Miszczak-Lachman Między innowacją
a renowacją. Kultura masowa a tematy prozy polskiej po 1989 roku, w którym autorka
sedna tematu innowacji upatruje w destrukcji norm gatunkowych oraz w dokonywaniu
wyłomu w prozatorskiej tematologii48. Podobną tendencję zauważam w książce Między
powtórzeniem a innowacją. Seryjność w kulturze, cechującej się nierównomiernym
zaakcentowaniem tytułowych członów, wszak uwaga skoncentrowana jest głównie na
pierwszym z nich, który przez autorów kojarzony jest ze zdolnością do tworzenia serii
oraz seryjności: tekstów, obrazów, filmów, etc. Drugi z nich pozostaje nieobjaśniony
i używa się go w przymiotnikowym aspekcie, bardziej nawet jako synonimu nowości
i zmiany, bliżej jednak nieopisanych49. To samo zresztą można by powiedzieć o książce
Kingi Czerwińskiej Sztuka ludowa na Śląsku Cieszyńskim, opatrzonej podtytułem:
Między tradycją a innowacją, który to, jak rozumiem, ma określać właściwy zakres
spraw interesujących badaczkę. Jednak jak poprzednio, autorka nie definuje terminu,
a specyfikę zjawiska innowacji poznajemy poprzez wnioski wysnuwane z indukcyjnej
strategii
wyłożenia
problemu,
który sprowadza
się
do
zmian w
zakresie
instrumentarium w muzyce ludowej: modyfikacja technik muzycznych i sprzętu oraz
sposobów przedstawienia treści pociąga za sobą przekształcenia w sposobie i stylach
odbioru50. Tego rodzaju praktykę spotykamy w przypadku wydanej w 2015 roku
48
M. Miszczak-Lachman, Między innowacją a renowacją. Kultura masowa a tematy prozy polskiej po
1989 roku, [w:] Wariacje na temat. Studia literackie, pod red. J. Abramowskiej, A. Czyżak,
Z. Kopcia, „Poznańskie Studia Polonistyczne”, Poznań 2003.
49
Por. Między powtórzeniem a innowacją. Seryjność w kulturze, pod red. A. Kisielewskiej, Kraków 2004,
niemal wszędzie.
50
Por. K. Czerwińska, Między tradycją a innowacją, Katowice 2009, niemal wszędzie.
23
książki pt. Awangarda Środkowej i Wschodniej Europy – innowacja czy
naśladownictwo?, której tytuł niósł obietnicę teoretyzacji zagadnienia. Niestety,
przyjęty przez autorów punkt widzenia nie uwzględnił stematyzowanego dyskutowania
tej kategorii51.
2
Jeżeli zatem przyjąć, że w przestrzeni literatury działaniem innowacyjnym jest
odstępstwo od normy czy postaci kanonicznej, w dodatku silnie połączone z momentem
historycznym, w którym wydarza się, że jest to również próba przeczucia nowości,
wyczucia ducha epoki. Jeśli innowacją jest wyraźne zorientowanie tekstu na mocne
(programowe niemal) kształtowanie indywidualnych strategii odbioru tekstu, to przyjęte
w tej pracy rozumienie terminu innowacja jest próbą poszerzenia dotychczasowego jego
znaczenia, rozpatrywanego jednak nie tyle w wertykalnym aspekcie taksonomicznym,
ile wynikającego z przekonania o wyłącznie opisowym zastosowaniu tej kategorii 52.
Wydaje się zatem, że oba tryby rozumienia innowacji oferują możliwość uzgodnienia
właśnie w perspektywie postsekularno-afektywnej, której jedno skrzydło pyta
o właściwe korzenie europejskiej formacji kulturowo-artystycznej, drugie zaś oddaje
zmienny
i
krytyczny
temperament
nowoczesności.
Pisarstwo
Pankowskiego,
a przynajmniej jego część definiowana jako fikcjonalna proza narracyjna, to po
większej części dynamika narracji (raz przyspieszająca, w innym miejscu zwalniająca)
podporządkowanej prawidłom rytmu rozpoznawalnej autorskiej syntagmy, często
powołującej do życia nieledwie konsternujące obrazy literackie, to idiosynkratyczna
dykcja nastawiona na ożywioną rozmowę (jeżli nie spór), w mniejszym natomiast
zakresie jest to literatura skupiona na tworzeniu niesamowitych opowieści,
zaskakujących (i wciągających) fabulacji. Z tego też powodu patronujące tym
rozważaniom i sposobom czytania wąskiego wycinka polskiej literatury (i kultury)
drugiej połowy XX w. przekonanie o (mieszanym) programowo-intuicyjnym
rodowodzie poszukiwanych przez Pankowskiego dróg artystycznego oddziaływania,
nakierowanych na wzbudzanie odbiorczych reakcji silnie intensywnych. Obserwacja
51
52
Por. Awangarda Środkowej i Wschodniej Europy - innowacja czy naśladownictwo?, pod red.
M. Kmiecik, M. Szumnej, Kraków, 2015, niemal wszędzie.
Do podobnych wniosków dochodzi Krzysztof Skibski w tegoż: Problem semantycznych innowacji
frazeologicznych w tekstach literackich, [w:] Poznańskie Studia Polonistyczne. Seria językoznawcza
17(37), s. 139-150.
24
taka, granicząca z głębokim przekonaniem, podparta jeszcze licznymi przykładami
pochodzącymi z utworów artystycznych, ale także z korpusu tekstów krytycznoi teoretycznoliterackich pisarza, wzmocniona lekturą jego korespondencji z Jerzym
Giedroyciem, skłoniła do poszukiwania uspójniającej ramy analityczno-interpretacyjnej
w perspektywie ujęcia monograficznego. Źródła przyjętych założeń odnajduję także we
wsłuchiwaniu się w głosy poprzednich komentatorów tej literatury. Takim
podstawowym śladem obecności komponentu afektywnego w prozie Pankowskiego jest
oczywiście (potwierdzona w piśmie) reakcja części polskojęzycznej recepcji, której
nieraz gwałtowne i jednoznaczne oceny stanowią bezsporne świadectwo wywoływania
silnie intensywnych reakcji odbiorczych. Odcyfrowanie miejsc ulokowania pierwiastka
afektywnego będzie poszukiwaniem sensów i znaczeń różnych od – wysuwanych przez
tęże krytykę – refleksji poprzestających na orzekaniu skandalicznego i prowokacyjnego
sztafażu kolejnych książek Pankowskiego i w nich widzących jedyny ich sens.
Rozwijając pogląd o afektywnym profilu tej twórczości na podstawie refleksji Gilles’a
Deleuze’a53 dotyczącej kardynalnej różnicy pomiędzy literaturą a filozofią, zgodnie
z którą literatura rozumiania jest jako zagęszczona i mnoga obecność afektujących
znaków,
dopuszczających
się
swoistej
przemocy
na
odbiorcy,
które
w pozawoluntarystycznym obiegu zmuszają go do poszukiwania prawdy i jeśli
literatura (sztuka) tak pojęta góruje nad filozofią (a góruje, wszak afekt i poznanie nie są
rozdzielne; afekt anagażuje), gdy za punkt orientujący przyjąć dziedzinę poznania, to
dzieje się to wskutek tego, że filozofia jako domena czystego intelektu odwołuje się
przecież do podmiotowej zgody na przyjęcie sensu, dobrej woli uwewnętrznienia prawd
abstrakcyjnych. Jeśli na to przystać, to w tym znaczeniu pisarstwo Pankowskiego,
kwestionując paradygmat intelektualno-rozumowego poznania, wchodzi w spór już nie
tylko z dominującym w kulturze europejskiej wzrocem sztuki, ale przede wszystkim
sytuuje się a contrario fundamentów polskiej literatury. Nadto, polemicznie mierzy
w zjawisko celnie opisane przed blisko dwoma dekadami przez Wacława
Lewandowskiego: bezkrytyczną absorbcję po 1989 roku emigracyjnej hierarchii
literackiej, ustalonej przez środowisko paryskiej „Kultury” 54. Wymykające się ocenom
pisarstwo
Pankowskiego,
które
trudno
wpisać
w
znane
wzorce
literackie
i egzystencjalne, pełne sprzeczności i wewnętrznych napięć, dobrze określa formuła
53
54
Por. F. Guattari, Percept, afekt i pojęcie, „Sztuka i filozofia” 1999 nr 17, przekł. P. Pieniążek.
Por. W. Lewandowski, W sprawie bilansu emigracji, „Kresy. Kwartalnik Artystyczny” 1997 nr 3,
s. 157-161.
25
antycznej prowieniencji: Languet mens quae excessibus caret: mdła jest myśl nie
znająca ekscesów. Projekt literacki Pankowskiego to rzadki w całej polskiej literaturze
przykład języka uzbrojonego w afekt: pisania afektem i pisania afektującego, a mówiąc
dosadniej, korzystając z podszeptów samego pisarza, to eksces w języku, nierzadko
zaplanowane momenty języka ekscesu. Mimo tego co zostało dotąd powiedziane, afekt
jako taki, w postaci czystej, nie jest dostępny i nie jest mierzalny, przeto istnieje
w formie ulotnej, słabo uchwytnej, a jego status jest w tym sensie bliski idei.
Pobudzenie zatem istnieje w sposób podobny, jako coś na kształt idei zapośredniczonej
w tekście (będącym już jakąś reprezentacją), uruchamianej przez procedurę interpretacji
wszczynanej przez odbiorcę. W lekturowym oka mgnieniu zachodzi zatem mimowolna
i nieodzowna przemiana potencjalności w jakości subiektywne: emocjonalne,
estetyczne czy intelektualne. W tych okolicznościach wzbudzeniu ulec może coś, co
bywa ukryte, wyparte, marginalne, co funkcjonując jako strzęp czy ślad, jest
jednocześnie konstytutywne i formotwórcze, wręcz inherentne, coś, co zdolne jest
kształtować indywidualną i zbiorową tożsamość i w tym sensie zaopatrzone jest
w ładunek znaczenia nie tylko literackiego (artystycznego), ale także społecznego.
Do
przedsięwzięcia
analityczno-interpretacyjnych
operacji
sprofilowanych
postsekularno-afektywnie dawało również impuls uwzględnienie jednego z przeklętych
tematów Pankowskiego – jak pisała przed laty Krystyna Ruta-Rutkowska55,
przebijającego przez różne rejestry poszczególnych tekstów: otóż wybijającej się
obecności religijnej leksyki w językowo-stylistycznym ukształtowaniu, a także istotność
chrześcijańskiej (albo chrześcijaństwu bliskiej) problematyki i emblematyki w warstwie
obrazowej oraz na planie fabularnym. Skoro w poprzednim przypadku filtr języka
dysocjuje afekt pojmowany jako pobudzenie in spe, to jest język tegoż afektu
transmiterem, jest i w takim razie – jak powiedziano – platformą niekiedy ujawniającą
i przenoszącą inne dyskursy odgrywające zasadniczą rolę w budowaniu i pojmowaniu
tożsamości indywidualnej oraz zbiorowej. Dlatego w tym sensie język niejednokrotnie
przybiera wymiar archiwum przechowującego resztki, szczątki, ułomki. Co wobec tego
pamięta język Pankowskiego? Otóż, już krótka inspekcja językowych i stylistycznych,
również obrazowych i fabularnych, filarów twórczości brukselskiego autora odsłania
ciągłą i żywą obecność pierwiastka postsekularnego – jak powiemy dziś, korzystając
z określenia rozpowszechnionego w naukach o kulturze i społeczeństwie, jeśli ów
55
Por. K. Ruta-Rutkowska, Szkice o twórczości Mariana Pankowskiego, Warszawa 2008, s. 151.
26
termin rozumieć najbardziej źródłowo, jako dociekania następujące po domniemanym
i zakończonym procesie sekularyzacji społeczeństw nowoczesnej Europy (i świata),
jako myśl starającą się przebadać sposoby funkcjonowania religii w dobie
nowoczesności. Napisałem domniemanym, bo o zakończeniu sekularyzji nie możemy
dzisiaj powiedzieć wiele pewnego, poza jednym: teza o sekularyzacji – konstatują
pospołu filozofowie, teolodzy, socjologowie – okazała się przedwczesna i – jak
przekonuje Agata Bielik Robson56 – kulturowo-społeczno-polityczna formacja
nowoczesności cierpi z powodu swoistej dystrakcji, którą najlepiej oddaje metafora
szachowej rozgrywki ukuta przez Waltera Benjamina: podczas gdy postulowani
obywatele nowego stechnicyzowanego, wyznaczanego prawidłami rozumu świata –
reprezentowani przez postaci-kukły – rozgrywają partię szachów stwarzając wrażenie
podmiotów wolnych w swych roztrzygnięciach i decyzjach, to spod stołu wychodzi
rzeczywiście zapładniający impuls, bowiem za wszelkie posunięcia odpowiada, ukryty
przez wzrokiem, wstrętny karzeł teologii. Podskórność nurtu, tego żywiołu natury
religijnej, jedynie wzmaga jego skrytą, ale głęboko formatywną moc. Dlatego
myśliciele z kręgu postsekularnego wysuwając wniosek o zasadniczym dla
nowoczesnego świata przesunięciu akcentów z religii ku religijności, silnym zwrocie
w stronę subiektywizacji oraz indywidualizacji przekonań religijnych, w gruncie rzeczy
starają się wydobyć, wyartykułować (jak chce Charles Taylor) i zachować fundamenty
europejskiej cywilizacji. Tekst literacki postrzegany w tej perspektywie przedstawia się
jako sui generis archiwum właśnie, przechowujące spektra tego, co poświadczone
tradycją uznaje się za religijne (w szerokim sensie). Pisarstwo Pankowskiego widziane
jako proces, czytane w perspektywie diachronicznej, w dużej części wydaje się
literaturą dyktowaną zmiennym rytmem epoki, którego jeden biegun wyznacza
początkowe, charakterystyczne dla lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w.,
oddalanie się od religii, natomiast drugi – przylegający do tendencji zbliżeniowych
wzmagających się od ósmej dekady minionego wieku – określa ruch powrotny,
wszelako naznaczony piętnem poprzedniej apostazji. Założenie o postsekularnym
charakterze narracyjnej prozy autora Złota żałobnego wspiera argument natury
biograficznej. Otóż forma podwójnej obecności pisarza (dzieciństwo i młodość
spędzone w prowincjonalnym Sanoku; późniejsze lata, do śmierci, w Brukseli) dryf
pomiędzy Scyllą racjonalnego i modernizującego się Zachodu Europy a Charybdą
56
A. Bielik-Robson, Deus otiosus: ślad, widmo, karzeł, [w:] Deus otiosus. Nowoczesność w perspektywie
postsekularnej, red. A. Bielik-Robson, M. A. Sosnowski, Warszawa 2013, s. 20.
27
chrześcijańskiego i sensualnego Wschodu pozwalał pisarzowi widzieć więcej, a jeśli nie
widzieć, to przynajmiej doświadczać albo intuicyjnie wyczuwać artystycznointelektualne mody, wskutek udziału w życiu publicznym belgijskiej stolicy. W takim
sensie jest owa literatura świadectwem epoki. Nadto: lektura synchroniczna daje lepszy
wgląd w specyfikę polskiej kultury: zapóźnienie czy przesunięcie wynikające
z geopolitycznych rozstrzygnięć pojałtańskich.
Próbuję przez to powiedzieć, że przyjęte założenia analityczno-interpretacyjne nie
opierają się na prostym przeszczepieniu dzisiejszych teoretycznych mód humanistyki
(nowej humanistyki), bo w większym stopniu o takim sprofilowaniu badawczolekturowych operacji zadecydowała potrzeba przeczytania twórczości (albo jej cześci)
Pankowskiego
uwzględniająca
wybrane
najnowsze
koncepcje
metodologiczne
i światopoglądowe. Zwłaszcza wobec dotychczasowego stanu badań nad prozą autora
Matugi, stanu – dodam – charakteryzującego się brakiem odczytań aktualnych, które
przyjmowałyby za pryzmat zmienno-emotywne i technicyzująco-racjonalizujące tempo
cywilizacji. W konsekwekcji poczynionych założeń i strategii lekturowych winno także
wyłonić się działanie zmierzające do przeglądu dotychczasowych stanowisk wobec
twórczości Mariana Pankowskiego oraz ocena i weryfikacja ich aktualności
(i przydatności). W świetle zakresu ustalonego tutaj materiału badawczego, który
w odróżnieniu od większości wcześniejszych opracowań przedmiotowych – nie
wychodzi tylko od literatury artystycznej i nie ma jedynie charakteru interpretacyjnego,
wszak w obszar postępowania literaturoznawczego włącza ponadto metaliterackie
teksty (i wypowiedzi) pisarza oraz jego korespondencję z Jerzym Giedroyciem.
Zrekonstruowany projekt artystyczny Mariana Pankowskiego pozwoli spojrzeć na wiele
kontrowersji z tym pisarzem związanych z innego punktu widzenia. Na prawie
koniecznego tertium istotną część pracy zajmuje opracowanie dzisiejszego stanu badań
nad zagadnieniami afektywności i postsekularyzmu, rzecz jasna w różnym nasileniu,
uzależnionym od przyswojenia i opracowania odnośnych metod przez rodzime
literaturoznawstwo. Zamarkowane tematy szczegółowo rozwijam w częściach
wstępnych odnośnych rozdziałów (drugiego i trzeciego).
Reasumując, praca składa się z trzech rozdziałów. Część pierwsza obejmuje
całościową korespondencję pisarza z Jerzym Giedroyciem z lat 1949-1977, w której
formułuję pogląd na temat specyfiki fikcjonalnej prozy narracyjnej Pankowskiego,
odnosząc ów projekt literacki do obowiązującego wówczas (ale w pewnej mierze i dziś)
w Polsce modelu literatury (i kultury). Przedmiotem rozdziału drugiego są rozważania
28
nad obecnością komponentu afektywnego w kompletnym korpusie prozy artystycznej
Pankowskiego
z
okresu
1959-2014,
dopełnione
lekturą
krytyczno-
i teoretycznoliterackich pism autora Matugi (tu znajdą się także wyimki
z korespondencji stanowiącej trzon rozdziału pierwszego). Nadto, część właściwą tych
roztrząsań poprzedza wstępny rekonesans po wybranych typach myślenia o afekcie,
uwzględniający związki dyskutowanego zagadnienia z arystotelesowską
teorią
katharsis, Pseudo-Longinosa koncepcją wzniosłości (górności) czy refleksjami Erazma
z Rotterdamu, Barucha Spinozy oraz Immanuela Kanta. To wstępne rozeznanie
prowadzę przez wybrane rodzime teksty artystyczne ujawniające zainteresowanie
zagadnieniem afektu (m.in. Łukasz Górnicki, Jan Kochanowski, Sebastian Fabian
Klonowic, Stanisław Herakliusz
Lubomirski) oraz pierwsze polskie poetyki
normatywne (m.in. Kazimierz Sarbiewski, Łukasz Opaliński, Franciszek Ksawery
Dmochowski). Z pola widzenia nie tracę leksykograficznych ustaleń Samuela Lindego,
Samuela Orgelbranda i Jana Karłowicza, wreszcie, w tych preliminariach nie pomijam
refleksji amerykańskiej Nowej Krytyki z połowy XX w. oraz tekstów najnowszych
prezentujących dzisiejsze typy myślenia o afekcie, zarówno o wyraźnym profilu
filozoficznym (m.in. Gilles Deleuze, Félix Guattari), jak i syntetyczno-uogólniającym
(m.in. Katarzyna Bojarska, Melissa Gregg, Gregory J. Seigworth,) czy prezentującym
sposoby badania afektywnych stylistyk (Stanley Fish) bądź afektywnych operacji
w literaturze i sztuce (Ernst van Alphen).
Część trzecia zawiera, oprócz prezentacji wyników analityczno-interpretacyjnego
postępowania dyktowanego sformułowanym w temacie pracy pryzmatem lekturowym,
dociekania zogniskowane wokół losów i sposobów funkcjonowania religii w dobie
dojrzałej i późnej nowoczesności. Proponowane tu spojrzenie na wąski fragment kultury
drugiej połowy XX w., określany mianem myśli postsekularnej, jest porządkowane
refleksją następującą po przyswojeniu i przepracowaniu przez (krajową) humanistykę
tez Theodora W. Adorno i Max Horkheimera sformułowanych w Dialektyce
Oświecenia. Przegląd niektórych typów refleksji o postsekularyzmie podejmowany
w warunkach, kiedy rodzimy stan badań cechuje zadowalające opracowanie problemu,
dopuszcza możliwość poświęcenia kompleksowej złożoności zagadnienia na rzecz
ujęcia węższego, łączącego różne punkty widzenia z nim związane, już to problem ów
twórczo teoretyzujące (m.in. Walter Benjamin, John D. Caputo, Aldo Gargani, Jürgen
Habermas, Charles Taylor), już to zamykające go w ramie ramie przedmiotwej
29
subdyscypliny akademickich opracowań (m.in. Agata Bielik-Robson, Tomasz Kunz,
Michał Warchala).
W rezultacie można odnieść wrażenie, że bliźniacze wstępne passusy rozdziałów
drugiego i trzeciego różnią się, jednak w istocie za ten pozorny kontrast odpowiada
nieznaczne przesunięcie akcentów, motywowane tradycją obecności obu tych pojęć
w polskim literaturoznawstwie.
3
O ile długa i bogata twórczość artystyczna Pankowskiego, łącznie obejmująca
kilkadziesiąt utworów dramatycznych i prozy fikcjonalnej, ponadto zawierająca cztery
książki poetyckie, trwająca nieprzerwanie ponad siedem dzisięcioleci, w poważnym
stopniu jest dobrze rozpoznana przez rodzime literaturoznawstwo, o tyle studia nad
wybraną epistolografią mają charakter badań podstawowych.
Przeprowadzona we wrześniu 2011 roku kwerenda w Archiwum Instytutu
Literackiego „Kultura” w Maisons-Laffitte pozwala stwierdzić, że miesięcznik Jerzego
Giedroycia okazał się miejscem, w którym ostatecznie wykrystalizował się literacki
charakter Pankowskiego, skądinąd wbrew intencjom samego Redaktora57. Na podstawie
przeprowadzonych dotąd studiów nad materiałem źródłowym (ok. 500 listów
pozabawionych sygnatur) wiadomo, że Pankowski zbliżał się do redakcji (czyli de facto
do Jerzego Giedroycia) w latach 1953-1959 (redagował dział poezji), zaś szczególna
intensywność przypadła na lata 1954-1958. W ramach tej współpracy wskazać można
trzy kongruentne pola tematyczne, dotyczące literatury, polityki oraz indywidualnych
ambicji przyszłego autora Matugi58, przy czym obecność tematów politycznych
i ambicjonalnych w tkance artykułów jest jedynie przeczuwalna, niejasna i niepełna.
Dopiero wejście w materię korespondencji z Redaktorem pozwala poznać – jak pisał
przy innej okazji Stanisław Andrzej Kowalczyk – poglądy, aspiracje i marzenia,
57
W 1956 roku Pankowski ogłosił w nr 11 „Kultury” przekład sztuki belgijskiego awangardysty Michela
de Ghelderode pt. Hop Signior!, który przygotował na zamówienie redaktora Jerzego Giedroycia.
Wielokrotnie pisarz podkreślał, że bez kontaktu z Belgiem nie byłaby możliwa ewolucja jego
literatury. W wywiadzie-rzece z Krystyną Rutą-Rutkowską pisarz mówił: W Matudze
przeciwstawiłem się polskiej tradycji literackiej, będącej właściwie emocją patriotyczno-etyczną. Było
to możliwe na pewno dzięki lekcji Michela de Ghelderode; dzięki dystansowi, jaki pojawił się w moim
życiu wobec tradycji polskiej, tej tradycji codziennej, katolicko-patriotycznej. Zob. K. RutaRutkowska, Polak w dwuznacznych sytuacjach, Warszawa 2000, s. 94.
58
Pisałem o tym w nr 107 „Didaskaliów. Gazety Teatralnej” w szkicu pt. Pankowski i Giedroyc – wyimki
z korespondencji.
30
odsłania inną historię, nieoficjalną, nieuładzoną59, pozwala też przyszpilić moment
zmiany literackiego światopoglądu Pankowskiego, zmiany, która dojdzie do głosu
w powieści eksperymentalnej Matuga, wydanej – co znamienne – nakładem własnym
autora w 1959 roku (wobec odmowy Gieroycia z roku poprzedniego). Ponadto,
spoczywające w Maisons-Laffitte dokumenty są źródłem wiedzy na temat panujących
wewnątrz wychodźstwa relacji, ale także dostarczają wiadomości w zakresie stosunków
Emigracja-Kraj. Te aspekty wyraźnie widać w dwu blokach listów: związanych ze
Światowym Kongresem PEN Clubu w Amsterdamie z 1954 roku oraz III Bienalle
Poezji w Knokke w 1956 roku, gdzie pisarz pełnił funkcję ambasadora „Kultury”
w kontakcie z krajową delegacją (m.in. z Jarosławem Iwaszkiewiczem oraz Janem
Parandowskim). Wreszcie, archiwalia są świadectwem cieni i blasków życia emigracji,
są nadto dopełnieniem aktualnej wiedzy historycznej.
Tak projektowane wysiłki badawcze stanowią pozytywną odpowiedź na wyrażony
przed blisko dwudziestu laty na łamach „Archiwum Emigracji” postulat Janusza
Kryszaka dotyczący wciąż niedostatecznej znajomości źródeł: obraz dorobku emigracji
nadal pozostaje mocno fragmentaryczny (…) ogranicza się na ogół do wybranych tylko
środowisk (głównie Londynu i Paryża), nie rejestruje wielu różnych form twórczej
aktywności, a znajomość źródeł mogących skorygować nadto uproszczone diagnozy
i rozpoznania ciągle pozostaje znikoma60.
Pomysł innego przeczytania wybranej części piśmiennictwa Mariana Pankowskiego
wynika również z poszukiwania nowego, uwspółcześniającego i uspójniającego
pryzmatu analityczno-interpertacyjnego, który umożliwiłby wyjście poza pewien typ
(jakkolwiek
potrzebnej)
literaturoznawczej
praktyki
docelowo
indeksującej
i petryfikującej dotychczasowe studia w dyskutowanym tu zakresie 61. Towarzysząca
piszącemu te słowa intuicja, zgodnie z którą proza artystyczna autora Bukenocie
rozpatrywana jest w kategoriach literackiego projektu, jeżeli ów rozumieć zgodnie
z łacińskim źródłem jako działanie wysunięte do przodu, którego bardziej adekwatny –
w wyniku etymologicznego przesunięcia – sens uzyskać można jedynie w jakimś
59
A. S. Kowalczyk, Od Bukaresztów do Laffitów, Sejny 2006, s. 12.
J. Kryszak, O historycznej i kulturowej współczesnej emigracji polskiej, „Archiwum Emigracji. Studia,
szkice, dokumenty”, 1998 z. 1, s. 7.
61
Zob. S. Barć, Marian Pankowski: poeta-prozaik-dramaturg, Lublin 1991 oraz T. Chomiszczak, Mistrz
ceremonii: Marian Pankowski – od filologii do rytuału, Sanok 2014.
31
60
„później”, w przyszłości, ta intuicja – mam nadzieję – pozwala lepiej (inaczej)
zrozumieć, pełniej odczytać tę część twórczości Mariana Pankowskiego62.
Takie rozumienie problemu, w którym istotną funkcję pełnią zazębiające się
narzędzia:
kwerendy
archiwalnej,
wielokrotnej
i
ukontekstowionej
lektury,
filologicznego badania tekstu (inspirowanego techniką close reading), analizy
porównaczej,
opisu
komparatystycznego
–
przekraczające
wymagania
dotychczasowych jednorodnych metodologii, powodują, że fundamentem naukowym
pracy jest literaturoznawstwo zorientowane interdyscyplinarnie, niewolne od wpływu
takich dziedzin jak filozofia współczesna, socjologia, antropologia, psychologia,
historia.
Jeżeli
przy
tym
uwzględnimy
pożytki
płynące
strukturalistycznej praktyki analizowania utworu literackiego
z
zastosowania
czy afektywno-
postsekularną hermeneutykę sprzężoną z uznaniem doniosłości czynnika poznawczego
w procesie wydarzania się i wpływu dzieła literackiego na status podmiotowej wiedzy,
ale również Hansa Ulricha Gumbrechta propozycję czytania [literatury] ze względu na
nastrój (stimmungsorientiert lesen), to z tego punktu widzenia wyniki tych studiów
będą suplementować nie tylko wąskie poletko specjalistyczne, ale także wiedzę
w zakresie nauk humanistycznych, m.in.: historii, politologii i socjologii, będących
korelatem studiów nad polską emigracją po 1945 roku czy studiów nad kulturą polską
w ogóle. Dodatkowo, eksploracja archiwów instytucji narodowych rozszerzy – wciąż
bardzo fragmentaryczną i zorientowaną głównie na najgłośniejsze nazwiska63 –
znajomość materiałów źródłowych, będących nieocenionym świadectwem epoki,
z pewnością także uzupełni wyniki badań Idesbalda Goddeeris’a64 nad obecnością
polskiej emigracji po 1945 roku w Belgii, która – jak ustalił Rafał Habielski – była
skupiskiem całkiem licznym, w połowie 1945 roku liczącym ok. 9.5 tys. Polaków65.
Fikcjonalna proza narracyjna i korespondencja Mariana Pankowskiego z Redaktorem
„Kultury”, rozpatrywane w emigracyjnej skali, ujawniają istnienie wewnątrz
monolitycznej struktury emigracji elementu innorodnego, osobnego, wykraczającego
62
Propozycją nowego-innego odczytania twórczości M. Pankowskiego, swoistą inauguracją, jest książka
P. Krupińskiego Ciało, historia kultura: pisarstwo Mariana Pankowskiego i Leo Lipskiego wobec
tabu, Szczecin 2011.
63
Pisał o tym przed laty Marek Pytasz na łamach kwartalnika „Kresy” (Por. „Kresy. Kwartalnik
literacki”, 1997 nr 3) i choć od tego czasu minęł już niemal dwadzieścia lat, to aktualna sytuacja
wciąż jest daleka od satysfakcjonującej.
64
I. Goddeeris , Polonia belgijska w pierwszych latach po II wojnie światowej, przekł. A. Lucima
i I. Goddeeris, Warszawa 2005.
65
R. Habielski, Życie społeczne i kulturalne emigracji, Warszawa 1999, s. 6.
32
poza binarności: Londyn-Paryż, Emigracja-Kraj. W tym sensie badania nad
dokumentami można potraktować jako studia nad poszukiwaniem innej formy
tożsamości, jakiegoś tertium wolnego od prostych polityczno-literackich podziałów,
emigracyjnych koterii. Pankowski biorąc czynny udział w życiu belgijskim – wszak
otrzymał
pisarz
obywatelstwo
belgijskie,
ale
aktywnie
funkcjonował
też
w środowiskach artystyczno-intelektualnych, bo od 1951 roku współpracował
z miesięcznikiem „Le Journal des Poètes”, od 1954 roku przyjaźnił się z awangardystą
Michelem de Ghelderode, w 1957 roku zainaugurował wieloletnie i regularne kontakty
z belgijskim rocznikiem „Annuaire de l’Institut de Philologie et d’Histoire Orientales et
Slaves”, a od 1980 roku jako profesor zwyczajny kierował slawistyką na Uniwersytecie
brukselskim – wiedział, co poruszało emocjami społeczeństwa żyjącego obok i za
sprawą tej interferencji, tej swoistej – jak określił to zjawisko Oswald de Andrade –
kulturowej antropofagii wprowadził pisarz do polskiego kodu kulturowego zjawiska
nowe, dotąd obce (m.in. czarny erotyzm, autorska antropologia ciała, silnie
zindywidualizowany sposób przedstawienia rzeczywistości). Dla Jerzego Jarzębskiego
podobnie otwarta postawa, podobny styl zachowania oraz istnienia w nowej
rzeczywistości i sposób negocjownia własnego miejsca w świecie jawił się jako:
Pierwszy sposób wyjścia z partykularyzmu [związany] ze swoistym poszerzeniem
widzenia i poszerzeniem obszaru, z którym pisarz się utożsamiał66.
Badania podstawowe nad listami Mariana Pankowskiego z Redaktorem „Kultury” są
też odpowiednim momentem do wydobycia z literackiego czyśćca ważnego pisarza
emigracyjnego (choć z pewnością nie pierwszorzędnego), są też okazją do krytycznego
spojrzenia na odziedziczony i niemal bezkrytycznie przyjęty od „Kultury” kanon
literacki,
którego
istnienie,
choć
zasadne
i
bezsprzecznie
ważne,
pociąga
niebezpieczeństwo zaciemnienia skomplikowanego obrazu całości.
***
Zamieszczona w pracy korespondencja Mariana Pankowskiego z Redaktorem
„Kultury” obejmuje wszystkie listy adresowane do Jerzego Giedroycia zachowane
w Archiwum Instytutu Literackiego „Kultura” (na potrzeby kwerendy zgromadzone
przez pracowników Instytutu Literackiego w kilku pozbawionych sygnatur teczkach)
w liczbie 489. Korespondencja do „Kultury” była przez redaktora Giedroycia z zasady
archiwizowana. Pisownia listów została zmodernizowana zgodnie z obowiążującymi
66
J. Jarzębski, Pożegnanie z emigracją, Kraków 1998, s. 82.
33
dziś regułami – w zakresie ortografii, interpunkcji i gramatyki. Poprawiono też błędy
w nazwiskach. Tytuły czasopism konsekwentnie ujęto w cudzysłowy, natomiast tytuły
utworów i wyrażenia obcojęzyczne wyróżniono kursywą. Poprawiono literówki, a także
błędne zapisy wyrazów obcojęzycznych.
34
Rozdział 1
Anatomia ewolucji. Korespondencja Jerzego Giedroycia
i Mariana Pankowskiego: 1949-1977. Rekonstrukcja
Marian Pankowski nie jest już pisarzem słabo rozpoznanym, a jego dorobek –
zwłaszcza w ostatnich latach – jest poddawany nowym interpretacyjnym użyciom,
zwykle służącym do ilustracji zagadnień szeroko rozumianej nowoczesności, czemu
z całą pewnością sprzyja, obserwowana od blisko dwóch dekad, profuzja rodzimych
i zagranicznych teorii w obrębie współczesnych nauk humanistycznych (nie tylko
literaturoznawstwa czy filologii, lecz także socjologii oraz historii). Wokół tego
pisarstwa zebrała się już całkiem poważna grupa – nie licząc wiernych czytelników –
profesjonalnych komentatorów, zwykle autorowi Matugi życzliwych. Badaczy, pomimo
że często przyjmują odmienne strategie lekturowe, łączy jedna (wspólna) cecha: otóż
znakomita większość z nich podziela przekonanie, a nawet efektywnie je pielęgnuje,
o artystycznej osobności i samotności pisarza, które miały być wynikiem
niesprzyjających pisarzowi obrotów koła Historii. W procesie umacniania wizerunku
artystycznego outsidera partycypował też sam pisarz, skutecznie i konsekwentnie nie
dementując konstruowanych mitologii.
Mariana Pankowskiego zwykło się określać mianem pisarza "osobnego", postaci
zupełnie zjawiskowej w dziejach XX wiecznej literatury polskiej. Owa osobność
miałaby się rzekomo zasadzać na krańcowej bezkompromisowości, z jaką
konsekwentnie wymykał się zbyt łatwym, binarnym podziałom, które surowo i nazbyt
sztywno ustanawiały polityczne i literackie hierarchie. Główną przewiną Pankowskiego
miała być silna awersja do łatwych politycznych kwalifikacji; skoro pisarz nie był
zainteresowany uprawianiem kompleksowej krytyki PRL, to był to, według niektórych
środowisk emigracyjnych, dostatecznie mocny sygnał sympatyzowania z krajem
rządzonym po wojnie przez komunistów.
Odnieść można wrażenie, że duża część badaczy (jeżeli nie ich przeważająca liczba)
bezrefleksyjnie podąża za powtarzanym wielokrotnie przez pisarza zdaniem, iż to
względy polityczne zadecydowały o zakończeniu współpracy z paryską „Kulturą”, że
w zasadzie to środowisko Instytutu Literackiego z Pankowskiego zrezygnowało,
odeszło od towarzysko-literackiej (w tym publicystycznej) relacji, jaka zaistniała
35
pomiędzy Brukselą a Maisons-Laffitte. Sądzę, że poprzestanie na takiej konkluzji
mocno ogranicza złożoność zjawiska, jakim była ta blisko dziewięcioletnia –
w pewnym momencie zażyła – współpraca Mariana Pankowskiego z miesięcznikiem
redagowanym przez Jerzego Giedroycia.
Dokumenty dostępne w Archiwum Instytutu Literackiego „Kultura” w MaisonsLaffitte67 rzucają na tę współpracę nowe światło i pozwalają z krytyczną nieufnością
spojrzeć na forsowaną dotąd przez badaczy (ale także i samego pisarza) powszechnie
obowiązującą opinię. Na podstawie prawie pół tysiąca listów (489) z dużą pewnością
można mówić o niejakiej bliskości, więzi, a nawet może o przyjaźni, która zawiązała się
pomiędzy Redaktorem a autorem Biwaku pod gołym niebem.
Gdzie zatem tkwi jądro problemu? Najpewniej górę wzięły literackie ambicje
Pankowskiego, który zamierzał w swej współpracy z „Kulturą” wykroczyć poza
publicystyczną sprawozdawczość; mówiąc inaczej, Pankowski chciał być w pierwszej
linii pisarzem, a dopiero później komentatorem publikującym na łamach miesięcznika.
Dążeniem, celem Pankowskiego była literatura z całym przynależnym jej sztafażem:
wydawaniem nowych książek, reorientacją poetyk, istnieniem w czytelniczej
świadomości, a współpraca z „Kulturą” skuteczności tych planów nie gwarantowała,
pomimo że przebiegała bardzo zgodnie, z obustronnym szacunkiem i respektem,
przynosząc obu podmiotom wyraźne profity: Pankowski wiążąc się z najmocniejszym
ośrodkiem polskiej emigracji 1945 roku68, uzyskiwał instytucjonalne wsparcie
i możliwość regularnego kontaktu ze środowiskiem artystyczno-intelektualnym oraz
gwarancję systematycznych publikacji, o wprawkach krytyczno-literackich już nie
67
68
Dzięki uprzejmości Wojciecha Sikory, dyrektora Instytutu Literackiego, mogłem zapoznać się
z całościązgromadzonej tam korespondencji Jerzego Giedroycia z Marianem Pankowskim. W tym
miejscu dziękuję Dyrektorowi oraz pracownikom Instytutu Literackiego „Kultura”za udostępnienie tej
korespondencji.
By uniknąć sporów dotyczących deskrypcji zjawiska wychodźstwa po 1945 roku, używam terminu
emigracja 1945 roku, najbardziej chyba neutralnego światopoglądowo i zgodnie przyjmowanego
przez większość dzisiejszych badaczy. Więcej na ten temat: J. Kryszak, O historycznej i kulturowej
roli współczesnej emigracji polskiej, „Archiwum Emigracji” 1999 z. 1, s. 7-13; T. Terlecki, Do
emigracji polskiej 1945, w tegoż: Emigracja naszego czasu, red. N. Taylor-Terlecka, J. Święch, 2003,
s. 29-34; M.A. Supruniuk, Dwoje drukarzy godnych ballady. Krystyna Bednarczyk (1923-2011),
„Archiwum Emigracji. Studia-Szkice-Dokumenty” 2011 z. 1-2, s. 361-369. Równolegle, choć
rzadziej niż kiedyś, stosowany jest, ukuty jeszcze w latach czterdziestych XX w. (najpewniej przez
M. Hemara) a rozpowszechniony od lat 60. (za sprawą M. Giergelewicza, m.in. tegoż, Twórczość
poetycka, [w:] Literatura polska na obczyźnie, t. I, red. T. Terlecki, 1964), termin Druga Emigracja;
więcej na ten temat: M. Lutomierski, Mickiewicz i okolice: tematy romantyczne na łamach
londyńskich <<Wiadomości>> z lat 40. i 50. XX wieku, Toruń 2012, s. 9-37; Romantyzm Drugiej
Wielkiej Emigracji, pod red. Ż. Nalewajk, Warszawa 2012.
36
wspominając; Giedroyc z kolei otrzymywał w zamian dobrego znawcę poezji,
trzymającego pieczę nad działem liryki. W miarę rozwoju kontatków dają się jednak
zauważyć pewne pęknięcia, światopoglądowe różnice, które pozostają tym języczkiem
u wagi nieznacznie przechylającym wahadło rozstania. Jeżeli dokonać symplifikacji
wynikającej z potrzeby chwili, to w polu widzenia Pankowskiego Jerzy Giedroyc jawi
się jako tradycjonalista, konserwatywny stróż obyczaju, zaś on sam jako progresista,
pisarz nowoczesny, oryginalny (choć także miejscami kontrowersyjny), który kreuje
coś, co znacząco różni się od norm danego kontekstu kulturowego, w ramach którego
jest wytwarzane i odbierane69.
Ta różnica wydaje się mieć znaczenie kardynalne, można wręcz ją uznać za
„zasadę” rozstania, bowiem w miejscu, w którym Pankowski upatrywał „nowości” – jak
w przypadku poematu Góralu czy ci… oraz powieści Matuga idzie – Giedroyc widział
niesmaczną artystyczną fanaberię: [Matuga] Wydaje mi się przestylizowana i, dla mnie
przynajmniej, niejasna (Jerzy Giedroyc w liście do Mariana Pankowskiego z 7 marca
1958).
Podstawowym zamierzeniem tego rozdziału jest próba wyjaśnienia i wykazania, iż
współpraca Mariana Pankowskiego z „Kulturą” Jerzego Giedroycia została przerwana
przede wszystkim ze względu na ambicje pisarskie późniejszego autora Bukenocia,
gdyż jego literacki projekt wspierał się w znacznym stopniu na – wówczas właściwie
nierozpoznanym – imperatywie innowacji. Interesujące w tej perspektywie wydają się
propozycje współczesnych badaczy przekładu i komparatystów, w szczególności Susan
Bassnett70, dostrzegającej w działalności translacyjnej źródła istotnych procesów
kulturotwórczych, które wychodzą od inkluzywnego uwewnętrznienia tego, co dotąd
figurowało jako zewnętrzne.
Proponowane spojrzenie na tę relację nie jest, rzecz jasna, wolne od pewnych
uproszczeń, a nawet zakłada je jako konieczną strategię działania, w celu wyostrzenia
przyjętego punktu widzenia i wejścia w polemikę z dotychczasowymi ustaleniami
znawców przedmiotu.
Stąd też, pomimo interesującego projektu, jakim jest niedawno wydana książka
Piotra Krupińskiego Ciało, płeć, kultura. Pisarstwo Mariana Pankowskiego i Leo
69
70
Por. D. Atrridge, Jednostkowość literatury, przeł. P. Mościcki, Kraków 2007, s. 59 – 85.
S. Bassnett, Od komparatystyki literackiej do translatologii, [w:] Niewspółmierność. Perspektywy
nowoczesnej komparatystyki. Antologia, red. T. Bilczewski, Kraków, 2010 oraz S. Bassnett,
Literatura porównawcza w XXI wieku, przeł. I. Noszczyk, „Teksty Drugie” 2009 nr 6.
37
Lipskiego wobec tabu, nie mogę zgodzić się z jej autorem, który przesądza, iżby
powody „rozbratu” miały charakter ściśle polityczny:
Konsekwentnie, od 1958 roku, swoje kolejne dzieła publikował z a r ó wn o p o z a g r a n i c a m i
k r a j u , jak i w ich obrębie, za co przyszło mu zapłacić niezwykle wysoką cenę, jaką miała być
emigracyjna „fatwa” i jej najbardziej uchwytny przejaw – środowiskowy ostracyzm. To w jego
wyniku >>nazwisko Pankowskiego” stało się na kilka lat tabu w prasie emigracyjnej<<71.
Jak sądzę szczeciński badacz nazbyt ufa wypowiedziom samego Pankowskiego, podąża
śladem jego słów, które skutecznie utrwalały wizerunek pisarza wyklętego przez
paryską „Kulturę”:
Wyjazd do Polski był wykroczeniem z tych ram, to było jakieś zerwanie z deontologią
emigracyjną. Była to w pewnym sensie zdrada (…). Podróże do PRL-u skończyły się usunięciem
mego nazwiska ze szpalt „Kultury” paryskiej; to samo stało się w „Wiadomościach” 72. (…) Kiedy
wróciłem z pierwszej podróży do Polski, moje wrażenia zostały przyjęte chłodno; reakcje nie
ograniczały się tylko do braku uśmiechu i do powątpiewania. Następstwa były poważniejsze,
ponieważ teksty, które przedstawiałem redaktorowi „Kultury”, począwszy od Matugi, były
oceniane negatywnie i zarówno Matuga, jak Granatowy Gożdzik czy Bukenocie, zostały
odrzucone. Zatem gra właśnie się skończyła, przybrała formy twarde, niszczycielskie73.
Zaproponowaną przez pisarza optykę podchwycili inni. „Gazeta Wyborcza” w 2006
roku
wywiad
z
pisarzem
anonsowała
wymownym
podtytułem:
Czytajcie
Pankowskiego! Pisarza, którego wyklęła Kultura. Również wydawca Pankowskiego,
autor ostatniego wywiadu-rzeki Nam wieczna w polszczyźnie rozróba, Piotr Marecki nie
zmierzał wcale do rozjaśnienia bądź rozwikłania mitu poète maudit, indagując pisarza
niezwykle sugestywnie i instrumentalnie74.
Istota sprawy jest jednak inna, nieco bardziej zawiła i nie tak jednoznaczna, jakby to
wynikało ze wskazanego przez pisarza powodu rozejścia się jego dróg z redakcją
„Kultury”. Dopiero sproblematyzowana analiza całości korespondencji pozwala
dostrzec pęknięcia, symptomy procesu rozpadu, które doprowadziły do późniejszej
separacji.
71
72
73
74
P. Krupiński, Ciało, płeć, kultura. Pisarstwo Mariana Pankowskiego i Leo Lipskiego wobec tabu,
Szczecin 2011, s. 17.
Tygodnik kulturalno-polityczny, wydawany w Londynie w latach 1946-1981; ważny ośrodek
tamtejszej emigracji. Pismo redagowali: A. Borman, M. Grydzewski (do 1966 roku), M. Chmielowiec
(do 1972 roku), S. Kossowska (od 1974 roku).
K. Ruta-Rutkowska, Polak w dwuznacznych sytuacjach: z Marianem Pankowskim rozmawia
KrystynaRuta-Rutkowska, posł. A. Nasiłowska, Warszawa, 2000, s. 97-104.
Por. Żegnaj Maniuś, żegnaj. Z Marianem Pankowskim rozmawia Katarzyna Bielas, „Duży Format”
2006 nr 17, [szczególnie s. 4]; P. Marecki, Nam wieczna w polszczyźnie rozróba, Kraków 2011
[szczególnie: s. 165, s. 170].
38
1.1 Zbliżenie
Współpraca na dobre ruszyła dopiero w 1952 roku75. Nie oznacza to jednak, że
Marian Pankowski nie próbował wcześniej nawiązać bliższej relacji z Instytutem
Literackim.
Inicjatywa wyszła od Pankowskiego. Pierwsze starania podjął jeszcze w 1947 roku,
śląc krótką depeszę pod rzymski adres „Kultury” – wówczas nie spotkała się ona jednak
z repliką Redaktora. Kolejny wysiłek podjął pisarz w 1949 roku; w liście z 19 czerwca
notował: próbowałem nawiązać kontakt z redakcją „Kultury” posyłając (na rzymski
adres) zbiór wierszy z prośbą o krytykę. To pierwsze „paryskie” kołatanie (a drugie
w kolejności, po rzymskim) do drzwi Redakcji pozostało bez odpowiedzi, co jednak
Pankowskiego nie zraziło, wszak kilka tygodni później posyła on do Giedroycia trzecią
indagację (10.07.1949): Pozwalam sobie prosić szanownego Pana o dwa słowa
odpowiedzi. Najmocniej przepraszam za zawracanie głowy.
Niedługi czas potem nadchodzi wyczekiwana odpowiedź (datowana na 14.07.1949),
obwieszczająca w tonie zdawkowym, iż Redaktor nie skorzysta z poematu Pierścień
z powodu braku miejsca.
Następują blisko trzy lata przerwy. 6 czerwca 1952 roku Pankowski próbuje raz
jeszcze w podobny sposób, wysyłając do laffickiej redakcji garść swoich nowych
wierszy z prośbą o ich zamieszczenie w jednym z numerów „Kultury”. Surowa
odpowiedź Giedroycia nie pozostawia wątpliwości (30.04.1952): nie skorzystam
z braku miejsca do końca roku.
Pankowski jednak nie ustaje w swych staraniach, które z czasem nabierają rysów
publicystycznych; bodźcem dla tego nowego typu pisarskiej aktywności jest szkic
Witolda Gombrowicza Przeciw poetom76, który wzbudza na łamach „Kultury” ostrą
dyskusję nad kształtem polskiej poezji. Pankowski reaguje z pewnym opóźnieniem, ale
i polemicznym zacięciem77. W liście do Redaktora z 29 lipca 1952 roku notuje:
75
Tę cezurę przyjmuję na podstawie analizowanych dokumentów. Redaktorzy książki Kultura i jej krąg
wskazują inny period: 1953-1959 oraz 1965 (info. za: Kultura i jej krąg, red. G. Pomian, K. Pomian,
Lublin 1995, s. 195).
76
W. Gombrowicz, Przeciw poetom, „Kultura” 1951 nr 10.
77
Po latach tak Pankowski wspominał tę sytuację (P. Marecki, Nam wieczna…, s. 218-219): Kiedy
ukazał się tekst Gombrowicza „Przeciw poetom”, mnie to strasznie oburzyło jako poetę sanockiego
i napisałem artykuł strasznie długi, że to przecież nonsens, ale wtedy Giedroyc odesłał mi maszynopis.
„Po co się pan naraża? Niech pan raczej napisze cos o poezji, jak pan to widzi.”(…) Jednak w ten
39
Czytając ostatni numer „Kultury” odniosłem wrażenie, iż Gombrowicz chce nadal podtrzymywać
polemikę, jaka wywiązała się wokół jego artykułu Przeciw poetom. Prosiłbym więc szanownego
Pana o uprzejme zamieszczenie mojej wypowiedzi.
Giedroyc ma jednak inny plan, inną wizję, która wszelako jest po myśli Pankowskiego
– otóż proponuje autorowi Granatowego Goździka takie przerobienie tekstu, taką jego
modyfikację, by był on stawianiem pewnych zagadnień a nie polemiką. Przypuszczam,
że stanie się ona ośrodkiem nowej polemiki i dyskusji [z listu z dnia 18.10.1952].
Redaktor prosi także o nowe poezje.
Można
odnieść
wrażenie,
że
prawdziwą
równowagę
przynosi
dopiero
przedświąteczna korespondencja z tego roku, bowiem Giedroyc, prócz redakcyjnych
decyzji w sprawie artykułu i poezji - Wiersze drukuję w nrze styczniowym, który jest w
trakcie łamania, artykuł chciałbym zamieścić w nrze lutowym - precyzyjnie określił
swoje zamiary względem Pankowskiego; w wygłosie listu notuje: Ciesząc się, że
współpraca Pana z „Kulturą” się nawiązuje łączę uścisk dłoni [17.12.1952].
Rozwijająca się niemalże równolegle uniwersytecka kariera Pankowskiego wywarła
istotny wpływ na formę krytycznoliterackich szkiców poświęconych poezji. Kontakt
z tym, co wobec polskiej literatury i kultury zewnętrzne, stanowił dla Pankowskiego
dogodne pole komparacji podczas pracy akademickiej czy translacyjnej działalności78,
lecz przyczynił się także w znacznym stopniu do poszerzenia współpracy z redakcją
o krytycznoliteracką przestrzeń. Ta umiejętność nie umknęła uwadze Redaktora
(17.12.1952): Za największą jego zaletę uważam, że widać w nim, iż Pan śledzi
literaturę krajową i że próbuje Pan porównywać z literaturą emigracyjną i francuską79.
W kilku następujących miesiącach współpraca oraz towarzysząca jej korespondencja
jeszcze się zacieśnią – Pankowski jest proszony przez Giedroycia o recenzowanie
przesyłanych tomów poetyckich, których ocenę Redaktor akceptuje, nawet pomimo
pewnej surowości, z którą Pankowski traktuje starych mistrzów: w marcu 1953 roku
otrzymuje mocną krytykę Korca maku Kazimierza Wierzyńskiego80. Ocenia ją jednak
78
79
80
sposób Giedroyc uratował mnie przed konfrontacją z Gombrowiczem. (…) Giedroyc nie pokazał go
na pewno Gombrowiczowi, bo to był lojalny, wspaniały człowiek (…).
W marcu 1953 roku Pankowski publikuje w „Journal des Poétes” (nr 2) przekłady polskiej poezji na
język francuski, m.in. J. Kochanowskiego La Complainte de la Vierge Marie (Skarga do Matki
Bożej); Au tilleul (Do lipy), I. Krasickiego Introduction aux fables (Wstęp do bajek), B. Leśmiana Le
cheval (Koń), A. Mickiewicza Les steppes d’Akkerman (Stepy akermańskie).
Najpewniej Giedroyc ma na uwadze szkic Uwagi o poezji; „Kultura” 1953 nr 4, s. 57-64.
M. Pankowski, Sztuka jest wyborem, „Kultura” 1954 nr 5, s. 129-130. W tym krótkim szkicu
Pankowski pisał m.in.: pisząc wiele, a ogłaszając wszystko co napisze, Wierzyński zapełnia swe
książki wierszami o różnej wartości (…) obok kilku wierszy świetnych, obok paru fragmentów, czy po
40
niezwykle wysoko: recenzja wydaje mi się doskonała. Zamieszczam w najbliższym
numerze. Najlepsze pozdrowienia [11.03.1953].
Tak dobrze i miarowo rozwijające się partnerstwo doprowadza w końcu do
fortunnego spotkania w Maisons-Laffitte. Na podstawie przerwy w korespondencji, ale
także notacji z listu z 28 marca 1954 roku, stwierdzić można, że Pankowski gościł
w „lafficie” pomiędzy 5 a 27 marca 1953 roku81. Co symptomatyczne dla późniejszej
korespondencji, zarówno Giedroyc, jak i Pankowski nie dyskutują w listach przedmiotu
odbytych tam rozmów.
W międzyczasie już wówczas autor licznych wierszy przygotowuje obszerny szkic
poświęcony poezji, z którego Redaktor jest więcej niż zadowolony: Jest doskonały
i chętnie go zamieszczę w nrze czerwcowym [20.02.1954]82. Giedroyc nie unika też
mocniejszych konfesji, które nie pozostawiają marginesu dla błędu interpretacyjnego –
Redaktor wprost wyraża poszanowanie dla krytycznej pracy Pankowskiego, podnosząc
także stopień „rozpoznania” i opanowania materii: Jest Pan jednym z niewielu ludzi na
emigracji tak doskonale wprowadzonym w temat nie tylko przez lekturę ale i przez
osobiste kontakty [28.07.1954]. Kulminację tego tonu, owoc tak dobrze kształtującej się
współpracy, przekazuje list z 24 października tegoż roku, w którym autor Autobiografii
na cztery ręce komunikuje ewidentne wyrazy podziwu i wdzięczności, dając
jednocześnie odczuć Pankowskiemu, że jest ważnym ogniwem redakcji: (...) dzięki
Pana pomocy dział poetycki w „Kulturze” staje wreszcie na nogi.
To miarowe obłaskawianie buduje w młodym pisarzu pewien rodzaj zaufania,
przynosi i wzmacnia długo oczekiwane poczucie instytucjonalnej przynależności, ale –
i co może dalece ważniejsze – skutecznie wypełnia przestrzeń literackiej samotności
w belgijskim oddaleniu (od Londynu i Paryża). Dostępna korespondencja dobrze
dokumentuje, że dla Pankowskiego współpraca z „Kulturą” miała także (a może przede
wszystkim) wymiar rozwojowy:
81
82
prostu „linijek”, będących wspaniałą poezją-większość utworów to imitacje dawnych, dobrych
wierszy Wierzyńskiego. Czasem trudno uwierzyć, aby tak doświadczony poeta mógł przepuścić do
druku zaledwie bruliony swych wzruszeń. (…) Poeci świadomi kunsztu słowa winni pójść dalej
i wyodrębnić style osobiste. Niestety warsztat twórczy Wierzyńskiego nie uległ przebudowie... Kronika
wydarzeń, geografia i wspominkarstwo wskazują ten sam krąg tematyki, a posiwiałe od pyłu lat
rekwizyty: Laura, Julietta, Ofelia, jak również papierowy światek mitologiczny rażą i nużą bladą
literackością. (….) Uderza nas fakt, jak mało uwagi poświęca Wierzyński słowu, dążąc przede
wszystkim do wypowiedzenia wątku anegdotycznego.
W liście z 4 marca 1953 r. Pankowski anonsuje gotowość i chęć przyjazdu do Maisons-Laffitte,
natomiast w liście z 28 marca 1953 dziękuje Redaktorowi za podjęcie.
Najprawdopodobniej chodzi tutaj o szkic O wierszu nowoczesnym, „Kultura” 1954 nr 7-8, s. 83-87.
41
Byłem wzruszony i dumny zarazem, że należę do Rodziny zgrupowanej dokoła Maisons-Laffitte.
I ja zadałem sobie pytanie: <<Czym byłoby moje pisanie, gdyby nie fakt stałego uwarunkowania
poziomem „Kultury”?>>. Odpowiedź jest zbyt łatwa. [9.10.1954]
Zresztą śladów atencji ze strony Redaktora korespondencja dostarcza znacznie więcej,
jak choćby wówczas, gdy Pankowski składa do druku obszerny szkic Dziesięć lat poezji
krajowej83, w którym z powodzeniem łączy próbę krytycznoliterackiego oglądu
literatury ze wskazaniem na wyraźne i pogłębiające się umocowanie jej w polityce 84.
Nie powinna zatem zaskakiwać opinia Giedroycia: Przed chwilą dostałem essey
o poezji krajowej, który jest naprawdę świetny i ważny [15.11.1954]. Pankowski
przekonywał:
Nie trzeba sobie jednak wyobrażać, że wszystkie wiersze drukowane w Kraju są bezwartościowe,
przeszedłszy prze ręce fachowców partyjnych typu Putramenta. Na szczęście poetom dało się
przemycić, to tu to tam, jakiś utwór czy choćby fragment poematu (…). I właśnie tę poezję, która
powstała pomimo socrealistycznych nakazów i zachęt, uważam za jedynie cenną. Należą do niej
liczne utwory [Juliana] Przybosia, [Konstantego Ildefonsa] Gałczyńskiego, [Jarosława]
Iwaszkiewicza, [Tadeusza] Różewicza i [Mieczysława] Jastruna85. Obok ogarka zapalonego Partii,
świeci w nich nadal słońce prawdziwej liryki. Jest to jednak poezja „nie typowa” i coraz
rzadsza…86
Obaj panowie jeszcze przez pewien czas poruszać się będą we wspólnym rytmie
elegancji, skromności i kurtuazji, które to gesty wydają się zasłaniać nieostry projekt
wzajemnej pracy. Sądzę, że Pankowski nie wiedział jeszcze, czego może oczekiwać od
Redaktora: czegoś innego, prócz druku recenzenckich szkiców na łamach „Kultury”.
Czy chodziło o projekt takiego rozwoju, który zagwarantowałby mu wybicie się na
indywidualność porównywalną z Miłoszem i Gombrowiczem, czy może zadowalał go
trwający, miarowy bieg rzeczy? W liście z 23 listopada 1954 roku pisał:
(…) czułbym się trochę zażenowany [Giedoryc przesunął artykuł Pankowskiego Dziesięć lat
poezji krajowej, z wydania grudniowego z 1953 roku do numeru styczniowego z 1954 roku –
przyp. J.B.], mając w jednym numerze i artykuł i krytykę, czy wiersz… Nie żebym się wzbraniał
przed szczęściem; myślę jednak że istnieje jakaś równowaga pomiędzy dorobkiem pisarza,
a ilością poświęconego mu miejsca, w moim wypadku jest rzeczą oczywistą, że „dorabiam się”…
Przypuszczać można, iż Pankowskiemu szło o „dorobienie się”, osiągnięcie pewnej, acz
istotnej pozycji w literackim świecie, bo choć debiut już dawno miał za sobą, to do
83
M. Pankowski, Dziesięć lat poezji krajowej, „Kultura” 1955 nr 1-2, s. 21-40.
Dekadę 1945-1955 Pankowski określał: Całość okresu, który nas interesuje można by podzielić na
trzy części: 1) Lata chaosu (1944-1946); 2) Blaski i nędze „polskiej drogi do socjalizmu”(1947-1950)
i 3) Etap komunizmu biurokratycznego (trwającego odo 1950 po dziś dzień); M. Pankowski, Dziesięć
lat poezji krajowej, „Kultura” nr 1-2 1955, s. 21.
85
Mieczysław Jastrun (1903-1983) – poeta, prozaik, eseista i tłumacz.
86
M. Pankowski, Dziesięć…, dz. cyt., s. 38.
42
84
końca 1954 roku87 był on autorem raptem trzech tomików poetyckich, kilku tłumaczeń
oraz garści tekstów opublikowanych głównie na łamach „Kultury” i „Wiadomości”88.
Rozliczne znajomości Giedroycia pozwoliły Pankowskiemu na nawiązanie bliższych
kontaktów z innymi pisarzami, do których z pewnością należy zaliczyć szorstką
„przyjaźń” z Czesławem Miłoszem. Próbował ją zainicjować pisarz już w 1953 roku
w trakcie prac nad Antologią poezji polskiej89.
W tym aspekcie Redaktor okazał się także stronnikiem pisarza. Gdy przyszły
noblista w ostatnim numerze z 1954 roku pośród „wrażeń z lektury” z Poignée de
present90 – pochlebnych w gruncie rzeczy – zarzucił Pankowskiemu apolityczny
estetyzm, ten pomimo początkowego zachwytu, wyraził w liście do Redaktora pewne
poruszenie wynikające z nazbyt łatwo przyprawionej mu przez Miłosza „gęby”:
Zdałem sobie wówczas sprawę, że pasuje mnie na „formalistę”, w krajowym znaczeniu tego
słowa. „Apolityczny estetyzm”, którym określa moją poezję jest niewątpliwie nieporozumieniem.
(…) Zajął się jedynie powierzchnią moich wierszy i ich strukturą formalną, nie myśląc o tym, że
mówią one o miłości, przyjaźni, śmierci, czy lęku przed wojną [16.12.1954].
Wówczas Giedroyc, mając już pewne doświadczenia we współpracy z autorem
Ocalenia, posłużył koleżeńską radą: Miłosza powinien Pan szczerze objechać czy
napisać mu swoje zastrzeżenia. Z nim to jest zresztą najlepsza metoda. Niech mi Pan
wierzy [29.12.1954].
Topografia współpracy wygląda tym ciekawiej, im bliżej do terminu przyznania
I nagrody przez Instytut Literacki. W tym rejonie wyraźnie zwiększa się kuluarowa
aktywność Giedorycia, na której ślady natrafiamy w korespondencji Redaktora
z Czesławem Miłoszem oraz Konstantym A. Jeleńskim. Zanim do Pankowskiego dotarł
szczęśliwy anons, obserwujemy pewne ruchy Giedroycia, który zamierza książeczkę na
łamach „Kultury” adekwatnie wyróżnić, co jednak dalece istotniejsze, przemyca on
87
88
89
90
Pankowski w pełni, tj. wydając osobną książkę, debiutował w 1946 roku tomem wierszy Pieśni
pompejańskie (Buksela, edyt. R.-J. Stenuit). Pierwszym natomiast tekstem opublikowanym przez
niego był wiersz Czytanie w zieleni (będący fragmentem poematu Las), który znalazł się w numerze
48 lwowskich „Sygnałów” z 1938 roku.
Prócz tego swoje teksty ogłaszał pisarz m.in. w „Orle Białym”, „Odrze”, „Robotniku”, w prasie
zagranicznej: w „Journal des Poètes”. Choć należy pamiętać, że już wówczas pracował Pankowski
nad antologią poezji polskiej, która ostatecznie – po wielu perturbacjach – wydana została w 1961
roku nakładem belgijskiej oficyny Aalter Andre de Rache (Anthologie de la poèsie polonaise du XV’
au XX’ siècle, Traductionis et notices de Marian Pankowski; Introduction de Claude Backvis).
W liście z 19 września 1953 roku pisał: Nie znając osobiście Miłosza prosiłbym o pośrednictwo. Chcę
dać do antologii dwa jego wiersze i byłbym rad, gdyby on sam zechciał je wybrać (…).
M. Pankowski, Poignée du present, Paris, Edition des Poetes, 1954. Recenzja Miłosza ukazała się w
"Kulturze” 1954 nr 12, s. 53-56.
43
mimochodem impresje obrysowujące stosunek do autora
Smagłej swobody.
W październiku 1954 roku Jerzy Giedroyc pisał do Czesława Miłosza: Niech Pan coś
napisze o książeczce Pankowskiego. Chcę chłopcu zrobić przyjemność91. Odnieść
można wrażenie, że ów wyimek objawia jedynie protekcjonalność Giedroycia, sądzę
jednak, że w gruncie rzeczy jest świadectwem sympatii i zażyłości, jaka zdążyła się
wywiązać. Twierdzenie takie wzmacniają listy Redaktora z Konstantym A. Jeleńskim,
który został poproszony o przygotowanie krótkiej zapowiedzi książeczki Pankowskiego
na potrzeby miesięcznika. Jeleński dobrze odczytał redakcyjne sugestie –
„Obrona wolności” nie schodzi nam z ust na emigracji. Ale pojmujemy ja najczęściej formalnie.
Czy wolność to tylko prawo wyborów, strajków, wolność prasy i zgromadzeń? Czy „Wolność” to
nie przede wszystkim wewnętrzna postawa człowieka? Może najlepiej wówczas nazwać ją
skromnie „swobodą”. Swoboda Pankowskiego - to sztuka, której uczyć się trzeba od dziecka.
W niektórych okresach przychodzi ona naturalnie: niosą ją sady, strumyki, ogniska na polach. Ale
są czasy, w których człowiek odcięty jest od niej od kołyski. Stąd Smagła swoboda Pankowskiego
jest zarazem odwiecznym przypomnieniem i elementarzem wolności92.
Redaktor tak skomentował tekst Jeleńskiego93:
Pana zapowiedź Pankowskiego bardzo mi się podoba. Uchwycił Pan główne znaczenie tej
książeczki. Pankowski parę dni temu wyjechał stąd do Brukseli. Przez tych parę dni bardzo go
polubiłem. Zyskuje przy bliższym poznaniu i zapomina się o tym „sztywnym kołnierzyku”, jaki
94
stale nosi. Ma uroczą żonę .
Skierowana do Kota uwaga mówi wiele i jest znakiem rzadkiej u Giedroycia
wylewności.
Nieco wcześniej, bo końcem lutego 1955 roku Redaktor w oficjalnym liście
informuje Pankowskiego: Bardzo się cieszę, że mogę Panu donieść, że pierwsza nasza
nagroda literacka przypadła „Smagłej swobodzie”, nie szczędzi także koleżeńskich
przestróg przed resentymentem innych pisarzy: Musi się Pan przygotować, myślę, na
wielkie ataki zazdrośników. Już dziś widzę oczyma duszy te wszystkie pretensje, że
stanowimy klub wzajemnej adoracji. No, ale tym nie warto się przejmować (z listu
Jerzego Giedroycia do Mariana Pankowskiego z 28.02.1955)
91
J. Giedroyc, Cz. Miłosz, Listy 1952-1963, oprac. M. Kornat, Czytelnik, Warszawa 2008, s. 192.
J. Giedroyc, K. A. Jeleński, Listy 1950-1987, oprac. W. Karpiński, list Konstantego Jeleńskiego do
Jerzego Giedroycia z 4 sierpnia 1955 r., Warszawa 1995, s. 197.
93
Tamże, list Jerzego Giedroycia do Konstantego Jeleńskiego z 8 sierpnia 1955 roku, s. 199.
94
Regina Fern (1922-1972) – od 1950 roku żona Mariana Pankowskiego; plutonowa w Wojskowej
Służbie Kobiet podczas Powstania Warszawskiego; pracownik naukowy w stopniu doktora
brukselskiej Politechniki.
44
92
Ton odpowiedzi łatwo przewidzieć, zaskoczyć jednak może mocne podkreślenie
dojmującego uczucia samotności, jakie towarzyszy pisarzowi od dawna, którego nie
zatarły wydane (własnym nakładem) trzy tomy poetyckie. W rysującej się sytuacji
Pankowski upatrywał szansy na wyjście z literackiego czyśćca, na mocne przekreślenie
etykiety pisarza dorabiającego się (3.03.1955):
Drogi Panie, z całego serca dziękuję za list powiadamiający mię o decyzji Jury. Jestem naprawdę
szczęśliwy, gdyż dzięki temu wyróżnieniu uda mi się nareszcie przełamać pisarskie osamotnienie,
które od kilku lat dawało mi się we znaki.
Jeszcze w marcu 1955 roku wspólnie ustalają kształt edytorski poematu:
Rozumiem troskę Pana, pragnienie, aby czytelnik mógł łatwo wejść w tekst. I ja nad tym
myślałem i wydaje mi się, że możnaby uniknąć ryzykownej operacji usuwania archaizmów.
Zamiast tego wolałbym, aby ktoś lekki w piórze i mający dużo kultury i smaku, napisał kilka stron
wprowadzenia i komentarza. Tak jak to zrobił [Józef] Wittlin95 poprzedzając tekst Gombrowicza.
Może ktoś z członków Jury? Praca moja nie da się zaszeregować do żadnej ze znanych i uznanych
szufladek i byłoby niepowetowaną szkodą wypuścić na nią wprost czytelnika. Zaś odebrać jej
pozłotę archaizmów znaczyłoby podać starowin w szklance z piwa zamiast w srebrnym kubku.
Pisałem tę książeczkę przestudiowawszy wpierw wiele autentycznych traktatów z XVI-go i XVIIgo wieku, tak polskich jak i francuskich. Wierzę, że udało mi się utrwalić w jakiś nieznany
dotychczas u nas ton, dać wzruszenie które nie zawstydza i zapisać jakąś minioną lękam się że
niepowrotną szczęśliwość naszej ziemi. Tekst jest nieduży i dlatego pozwolę sobie zaproponować
Panu pewną innowację. Z przyjemnością zrezygnuję z honorarium, byle tylko książeczka mogła
się ukazać na dobrym papierze, nie lękajmy się słowa, na luksusowym papierze. Odbita dużą
czcionką, z szerokim marginesem, byłaby pięknym wydawnictwem. Oczywiście cena musiałaby
pozostać niska, aby jak najwięcej czytelników mogło sobie pozwolić na kupno nagrodzonej
książki. Cena byłaby po prostu obliczona według papieru zwykłego.(…) Lękam się tylko czy są do
dyspozycji większe czcionki, od tych, którymi odbite są książki „Biblioteki Kultury” Ale może są?
[z listu M. Pankowskiego do J. Giedroycia z 23.03.1955]
Obszernie cytowany list przemyca przynajmniej dwie interesujące, komplementarne
wiadomości, wnoszące coś istotnego do wiedzy o relacji Mariana Pankowskiego do
własnej twórczości i do czytelnika. Po pierwsze uderza sposób, w jaki autor traktuje
swoją twórczość, która nabiera tu cech sztuki modernistycznej: Praca moja nie da się
zaszeregować do żadnej ze znanych i uznanych szufladek i byłoby niepowetowaną
szkodą wypuścić na nią wprost czytelnika. Można odnieść wrażenie, że temu typowi
aktywności twórczej patronuje nakaz oryginalności, świadomość niepowtarzalności
oraz niepodrabialności dzieła, myśl o sztuce totalnej – obmyślonej do końca, ostatecznie
domkniętej. Nie może być mowy o żadnych amputacjach czy redakcyjnych
95
Jóżef Wittlin (1896-1976) – poeta, prozaik, tłumacz; autor Soli ziemi (1936); współpracownik Radia
Wolna Europa; w 1956 roku podpisał skierowany do pisarzy emigracyjnych apel o niepublikowanie
w Polsce.
45
ingerencjach: Zaś odebrać jej [książeczce – przyp. J.B.] pozłotę archaizmów znaczyłoby
podać starowin w szklance z piwa zamiast w srebrnym kubku. W tak zaprojektowane
dzieło wpisana jest możliwość jego błędnego odczytania, wszak zgodnie z autorską
intencją wymaga ono lektury skupionej, a od samego odbiorcy pewnego czytelniczego
doświadczenia czy kulturowych kompetencji. Pisałem tę książeczkę przestudiowawszy
wpierw wiele autentycznych traktatów z XVI-go i XVII-go wieku, tak polskich jak
i francuskich. W szczególnych przypadkach (a wydaje się, że Smagła swoboda
incydentem takim jest) wymaga on (czytelnik) specjalnego wprowadzenia, nie może
zostać wystawionym na pastwę tekstu: (…) wolałbym, aby ktoś lekki w piórze i mający
dużo kultury i smaku, napisał kilka stron wprowadzenia i komentarza. Tak jak to zrobił
Wittlin poprzedzając tekst Gombrowicza [23.03.1955]. Przez słowa pisarza przebija
zamiar literatury innowacyjnej, która powinna sięgać po nieznane dotąd (bądź
zapomniane) poetyki gatunku i twórczo je restytuować czy generować nowe kręgi
tematyczne, a zatem kreatywnie poszerzać pole literackiej autorskiej inwencji,
czytelniczej wrażliwości i krytycznego pośrednictwa. Taki model twórczości dąży
z całą pewnością do odkrywania tych wymiarów egzystencjalnego doświadczenia, które
dotąd nie znalazły swoich literackich artykulacji: Wierzę, że udało mi się utrafić w jakiś
nieznany dotychczas u nas ton, dać wzruszenie które nie zawstydza i zapisać jakąś
minioną lękam się że niepowrotną szczęśliwość naszej ziemi [23.05.1955]. Po drugie,
pisarz precyzyjnie obmyśla kształt, w jakim chciałby, aby książka została wydana;
w tym celu przedkłada Redaktorowi dosyć nietypową propozycję:
Tekst jest nieduży i dlatego pozwolę sobie zaproponować Panu pewną innowację.
Z przyjemnością zrezygnuję z honorarium, byle tylko książeczka mogła się ukazać na dobrym
papierze, nie lękajmy się słowa, na luksusowym papierze. Odbita dużą czcionką, z szerokim
marginesem, byłaby pięknym wydawnictwem [23.05.1955].
Rzecz nie jest tak prosta, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
Z pewnością Pankowskiemu zależy także na przydaniu odpowiedniej rangi swemu
poematowi, lecz nie idzie tutaj jedynie o spełnienie bibliofilskich fantazji. Pisarz nie
traci z pola widzenia czytelnika, bez wątpienia bowiem chce maksymalnie rozszerzyć
rezonans książki: Oczywiście cena musiałaby pozostać niska, aby jak najwięcej
czytelników mogło sobie pozwolić na kupno nagrodzonej książki; ma na uwadze
zasadniczą przejrzystość tekstu i atmosferę płynącą z obcowania z nim, skoro za
modelowe uważa w tej kwestii wydanie eseju Jean – Paul Sartre’a Egzystencjalizm jest
humanizmem:
46
Razem z tym listem wysyłam Panu mały esej filozoficzny Sartra 96; tak czcionka, jak i margines
rozwiązane są tu idealnie. Również podtytuły, umieszczone dawnym i tradycyjnym zwyczajem
z boku, są pięknym akcentem graficznym. T ak p r a g ną łb y m wid z ie ć mó j te k st. Chciałbym,
aby każdy traktat zaczynał się na stronie z prawej [8.07.1955].
Jeszcze nieco wcześniej, początkiem kwietnia 1955 roku, na fali entuzjazmu autor
Granatowego Goździka odwiedza lafficką redakcję (podziękowania w liście
z 13.04.1955). Nieoczekiwanie jednak dochodzi do subtelnego pęknięcia – edytorskie
rozbieżności doprowadzają do nieznacznego poluzowania zażyłości, Pankowski jest
wyraźnie rozczarowany decyzjami wydawniczymi Giedroycia:
Przed chwilą otrzymałem odbitkę Smagłej swobody. Jestem bardzo zmartwiony małą czcionką
i brakiem szerokiego marginesu. Tak bardzo liczyłem na Pańska obietnicę znalezienia dużej
czcionki. Przy obecnym składzie książka liczyłaby jakieś 30 stron…Wierzę, iż nie jest za późno,
aby zmienić skład i czcionkę [8 lipca 1955].
Smagła swoboda ukazuje się drukiem pod koniec 1955 roku jako XI tom Biblioteki
„Kultury”, a jej ostateczny kształt wydaje się być wynikiem kompromisu: książeczka
liczy 55 stron, następujące po sobie traktaty rzeczywiście umieszczone są na osobnych
stronach, na jakościowym papierze o wyższej gramaturze; zmianie – w odniesieniu do
innych wydanych przez „Kulturę” woluminów [por. tom I BK: W. Gombrowicz, Trans
Atlantyk, Ślub] – ulega również czcionka. Czy jest to jednak satysfakcjonujące dla
Pankowskiego, zważywszy na artykułowane w liście oczekiwania?
1.2 Zadania specjalne
Pankowski o swój stosunek do Jerzego Giedroycia indagowany był wielokrotnie,
a udzielane odpowiedzi charakteryzuje ton przychylny, ciepły, pozbawiony żalu97.
W rozmowach z Krystyną Rutą-Rutkowską pisarz stwierdzał explicite: (…) nigdy nie
wyrażałem się negatywnie o „Kulturze” paryskiej, bo jej zawdzięczam ogromnie dużo,
96
97
Jean-Paul Sartre (1905-1980) – filozof francuski, pisarz, krytyk literacki, publicysta; czołowy
przedstawiciel egzystencjalizmu.
Na ten aspekt czy raczej emocjonalne zabarwienie badacze zwracali – paradoksalnie – najmniejszą
uwagę, zwykle podnosząc relację do „Kultury” - instytucji. Inną optykę przyjęła natomiast autorka
biografii Jerzego Giedroycia, Magdalena Grochowska [por. M. Grochowska, Jerzy Giedroyc. Do
Polski ze snu, Warszawa 2009, niemal wszędzie].
47
moje początki dziennikarsko-estetyczne98. Z powodu przyjętej optyki dalece bardziej
ciekawi mnie, pozornie niewyjawiające nic interesującego, zdanie wynotowane przez
Piotra Mareckiego, wypowiedziane przez autora Smagłej swobody pod adresem
Redaktora: to był lojalny, wspaniały człowiek, a ja byłem dla niego pełen szacunku
i sympatii99. Nowej siły nabiera ono jednak dopiero w zestawieniu z zakulisową,
utajoną atmosferą tej współpracy, utrwaloną w korespondencji; mówiąc inaczej,
przynajmniej dwukrotnie Giedroyc obdarzył Pankowskiego zaufaniem szczególnego
stopnia, konfidencją skrojoną na miarę najbliższych współpracowników.
Jest rok 1954, dla rozwoju pracy literackiej późniejszego autora Pątników
z Macierzyzny szczególnie ważny: na łamach miesięcznika zamieszczone zostają aż
cztery teksty krytyczno-literackie, ponadto dwa nowe wiersze, w tymże roku powstaje
uhonorowana I Nagrodą „Kultury” Smagła swoboda, wreszcie natrafiamy na pierwsze
ślady (polskiej) recepcji – na stronach „Kultury” głos w sprawie tomiku Poignée du
present zabiera Czesław Miłosz100. W tym roku Giedroyc prosi Pankowskiego
o niecodzienną poufność: w sprawie zorganizowania wyjazdu zagranicznego dla Marii
Dąbrowskiej i równolegle o udział w Światowym Kongresie PEN Clubu
w Amsterdamie w roli korespondenta miesięcznika. Problem jest jednak znacznie
głębszy, nie idzie bowiem Giedroyciowi o towarzyskie randez vouz czy sondowanie
literackich koterii, a o jak najlepsze „wywiedzenie się” w sprawach polskich. Podobne
myśli zamieścił Redaktor w listach już poprzednio, jak choćby wtedy, gdy podejmował
zagadnienie biblioteki przekładów literatur europejskich, wyrażając przy tym troskę
o ducha kraju w okresie stalinizmu: Coraz gwałtowniej postępujący prowincjonalizm
kraju jak i emigracji nasunął mi projekt zmontowania biblioteki przekładów
współczesnej literatury europejskiej [Giedroyc z listu z 27.10.1953].
W całej tej konstelacji umknąć może fenomen strategiczny Giedroycia, którego myśl
biegła dwutorowo: w przypadku niepomyślnego bądź przedłużającego się w czasie
rozwiązania kwestii przyjazdu do Maisons-Laffitte autorki Nocy i dni, wariantem miał
okazać się holenderski Kongres. Zanim jednak doszło do ustaleń szczegółów
dotyczących wyjazdu do Amsterdamu, Giedroyc precyzyjnie objaśniał własne intencje
względem Dąbrowskiej: Bardzo się do tego [do spotkania z Marią Dąbrowską
98
K. Ruta-Rurkowska, Polak w …, dz. cyt., s. 103.
P. Marecki, Nam wieczna …, dz. cyt., s. 218.
100
Por. Cz. Miłosz, Poeta polsko-francuski, „Kultura” 1954 nr 12, s. 53-56.
48
99
w Maisons-Laffitte [przyp. J.B.] palę, gdyż rozmowa z tym trojgiem101 da nam więcej
pojęcia o kraju niż tony książek. Pieniądze jakoś znajdę [z listu do MP z 3.06.1954].
Wiadomo było, że władza ludowa zezwolenia na wyjazd z kraju – czyli de facto
paszportu – Dąbrowskiej przyznać nie będzie chciała. Takie położenie wymagało
podjęcia subtelnej gry, polegającej na ułożeniu misternego planu; mówiąc krócej, tylko
dobry fortel mógł być skuteczny i zakończyć się zgodnie z intencjami Giedroycia.
Pankowski korzystając z elementów biografii Dąbrowskiej102 obmyśla staranny plan,
nim jednak wystawi go na spojrzenie Redaktora, dokonuje sondażu szans pośród
brukselskich akademików. W liście z 10 czerwca 1954 roku notował:
Pisząc do mnie [Dąbrowska; przyp. J.B.], wspominała z rozczuleniem o swym pobycie w Belgii.
Nie widzę powodu, dlaczego tutejszy uniwersytet nie mógłby Jej dać Honoris Causa? (Backvis103
ceni bardzo twórczość p. Marii). Myślę, że z radością przedstawiłby Ją śmietance uniwersyteckiej
w czasie eleganckiej seance academique.
W tym świetle uzupełnienia domagają się ustalenia Magdaleny Grochowskiej zawarte
w biografii laffickiego Księcia – owszem, Giedroyc zabiegał u przebywającego
w Szwajcarii Jerzego Stempowskiego o spotkanie z Dąbrowską, lecz w tym samym
czasie otworzył drugi front starań via Pankowski104.
Wyłożona w korespondencji koncepcja spotyka się z pełnym afirmacji przyjęciem
(warto zacytować obszerny wyimek, by nie umknęło nic z przygotowanej przez
Giedroycia strategii):
Pana pomysł z doktoratem honoris causa jest genialny pod każdym względem. Nie tylko, że jest
to pretekst do wyjazdu za granicę prawie nie do odparcia przy obecnym kursie reżymu, ale
jednocześnie myślę, że spotka się z dużym oddźwiękiem kraju, a jednocześnie będzie ciepło
przyjęty przez emigrację. J es t to ko mb i na cj a d o ść wyj ąt ko wa . Myślę, że i Belgom będzie
wygodnie zagrać tanim kosztem detente. Pomysł ma szanse realizacji pod kilkoma warunkami:
n i k t o t y m nie może wiedzieć z Polaków, by się nie rozniosło. To musi być inicjatywa pozornie
belgijska. Dobrze by sama zainteresowana nie była wtajemniczona. Drugim warunkiem jest to, że
musi to być zrobione nie później, jak na jesieni. Nie wiem jak długo będzie trwał obecny kurs
101
Wówczas z pisarką najbliżej kojarzeni byli: Kazimiera Iłłakowiczówna, Mieczysław Jastrun, Jerzy
Andrzejewski, Jerzy Zawieyski, Ryszard Matuszewski, lecz Giedroyc najpewniej miał na uwadze
pozostającego w zażyłych stosunkach z Dąbrowską i przygotowującego grunt pod jej wyjazd na
zachód Jerzego Stempowskiego oraz pisarkę Annę Kowalską, która od 1954 r. mieszkała wraz
z autorką Dziennika w mieszkaniu przy Al. Niepodległości w Warszawie (wspólnie też odbyły
podróż).
102
Autorka Dni i nocy w latach 1907-1914 studiowała w Lozannie i Brukseli.
103
Profesor Claude Backvis (1910-1998) był kierownikiem Katedry Literatur Słowiańskich na Wolnym
Uniwersytecie w Brukseli; przełożonym Mariana Pankowskiego; następcą profesora Wacława
Lednickiego.
104
Por. M. Grochowska, Jerzy Giedroyc.., dz. cyt., s. 162.
49
pozornej liberacji, ale są prognostyki (m.in. z wiadomości samej Dąbrowskiej do Jerzego
Stempowskiego), że ten okres zbliża się do końca. Myślę, że nastąpi to z zakończeniem
konferencji genewskiej 105. Musiałoby to więc wypaść mniej więcej na początku roku
akademickiego. Proszę powiedzieć Backvisowi, że koszt pobytu Dąbrowskiej biorę na siebie jako
kultura, gdyby to miało stanowić jakąkolwiek przeszkodę czy trudność. Trzeba się liczyć z tym, że
Dąbrowska dewiz nie dostanie, pozatem jest ona w absolutnej nędzy osobiście. Czekam więc
z prawdziwą niecierpliwością wiadomości od Pana. Ja nikomu nie mówiłem i nie będę mówił,
z wyjątkiem Jeleńskiego, do którego dyskrecji mam stuprocentowe zaufanie i który będzie
pomocny. Nawet [Józefowi] Czapskiemu106 nie powiem, gdyż on jest nieprawdopodobny dystrakt
[z listu do Mariana Pankowskiego z 12.06.1954].
Odtąd w tej sprawie obaj zainteresowani kontaktują się już tylko raz – niemalże miesiąc
później Pankowski śle pomyślne ad momentum wieści:
(…) nie można wyróżnić kogoś zupełnie t u t a j nieznanego. Dlatego Backvis obiecuje dołożyć
wszelkich starań, aby uświadomić akademików – a to wymaga czasu, szczególnie teraz, kiedy
zaczęły się wakacje [z listu do Giedroycia z 13.07.1954].
Niestety, przygotowania utykają w martwym punkcie, gdzieś pośród towarzystwa
brukselskiego uniwersytetu. Korespondencja za 1955 rok nie przynosi żadnych
rewelacji w tej materii – milczenie przerywa Giedroyc: Dąbrowska już bez pomocy
Pankowskiego (a przy wsparciu Hostowca)107 – przyjeżdża do Maisons-Laffitte w lipcu
1956 roku108. Rezultaty tego pieczołowicie przygotowywanego spotkania musiały
rozczarować Redaktora, gdyż w Autobiografii na cztery ręce notował: W sumie było to
bardzo sympatyczne, ale nic nowego nie wnosiło. Dąbrowska była kilkakrotnie
w Maisons-Laffitte. Rozmowy z nią miały głównie charakter wspominkowy. Nieco dalej
biograf mieści, znaczącą skądinąd (w odniesieniu do „zatargu” z Kisielewskim), uwagę
dotyczącą stosunku Dąbrowskiej do emigracji: I odnosiła się negatywnie do
105
Najpewniej Giedroyc ma myśli odbywającą się w Genewie w dniach 26 kwietnia – 20 lipca 1954 roku
konferencję, która została zwołana w celu rozwiązania problemu zjednoczenia Wietnamu
i przywrócenia pokoju w Indochinach. W konferencji wzięli udział przedstawiciele ówczesnych
mocarstw: Związku Radzieckiego (Wiaczesław Mołotow), Stanów Zjednoczonych (John Foster
Dulles), Francji (Georges Bidault), Wielkiej Brytanii (Anthony Eden).
106
Józef Czapski (1896-1993) – malarz (członek grupy kapistów), krytyk sztuki, publicysta;
współzałożyciel paryskiej „Kultury”; prowadził poszukiwania zaginionych polskich oficerów
w ZSRR (na podstawie tych doświadczeń: Na nieludzkiej ziemi, 1949).
107
Dodatkowe światło na okoliczności wyjazdu Dąbrowskiej rzucają wynurzenia Jerzego Stempowskiego
pomieszczone w tomie korespondencji z Jerzym Giedroyciem: Obie [tj. Maria Dąbrowska i Anna
Kowalska] były fotografowane u Bieruta, są więc widocznie in odore sanctitatis, od strony zachodniej
zaś nic trefnego dotąd nie ogłosiły [w:] J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 1946-1969. Tom I,
Warszawa1998, s. 237.
108
Wskazuje na to list Giedroycia z 17 lipca 1956 roku. Z kolei w liście do Stempowskiego, z 19 lipca
1956 roku, Redaktor notował: Dziękuję za list z siedemnastego. Załączony list do M.D. doręczyłem.
Udało się nam uzyskać jej wizę, tak że zostaje w Paryżu do najbliższego wtorku [za: J. Giedroyc,
J. Stempowski, Listy 1946-1969. Tom I, Warszawa1998, s. 402].
50
emigracji109.
Wspomniany przedtem list z 12 czerwca 1954 roku przynosi także szereg informacji
na temat wzmiankowanego XXVI Kongresu PEN Clubu w Amsterdamie110, istotnego
dla polskich środowisk emigracyjnych przynajmniej z kilku względów, ale
rezonującego także w wymiarze światowym. Notatka sporządzona w Monachium
(mikrofilm), przez tajnego współpracownika Radia Wolna Europa111, datowana na 15
czerwca 1954 roku, spoczywająca w repozytorium OSA Archivum, pozwala z dużą
dozą pewności stwierdzić, iż przebieg Kongresu wzbudzał mocne zainteresowanie
opinii międzynarodowej. Czytamy tam:
The PEN Club Congress will be extremely interesting in view of who of the Polish literates will be
delegated there and what their attitude will be. Judging after discussions during the writers
congress presently held in WARSAW (started on 8 June 1954) and the few enunciations reported
by Radio WARSAW, the Polish members or delegates to the PEN Club Congress will not have
much freedom to express of their views. A strong “socialistic” discipline, advocated just now in
WARSAW will prevent them from saying any reasonable word112.
Interesujące wydaje się również to, że owa fiszka została sporządzona jakby na
marginesie problemów Wojciecha Żukrowskiego z uzyskaniem wizy – a zatem
i przyzwolenia na udział w amsterdamskim Kongresie – wizy umożliwiającej wjazd do
Holandii. Tak postawiona przez międzynarodowe środowisko kwestia dobrze licowała
z nastawieniem prezentowanym przez Jerzego Giedroycia (i zapewne emigrację par
excellance) zainteresowanego bodaj najmocniej dwoma sprawami; po pierwsze
pogłoskami o rzekomym akcesie Związku Pisarzy ZSRR pod przywództwem
Konstantina Simonowa do światowego PEN Clubu, po drugie orientacją ideową
i kondycją polskiej delegacji:
109
J. Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, oprac. K. Pomian, Warszawa 1994, s. 168-169. Swoje
przedwojenne stosunki z Dąbrowską Giedroyc określał jako złe, co spowodowane było m.in.
anonimowym tekstem autorki Nocy i dni wyrażającym sprzeciw wobec wydarzeń brzeskich w 1930
roku na łamach „Wiadomości Literackich”.
110
International P.E.N. Congress w Amsterdamie trwał od 20 do 26 czerwca 1954 roku.
111
Można przypuszczać, że chodzi tu Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
112
[Kongres PEN Clubu będzie nadzwyczaj interesujący przede wszystkim z powodu składu polskiej
delegacji oraz jej możliwej otwartości i nastawienia światopoglądowego. Wnioskując z rozmów
odbywających się podczas trwającego teraz w Warszawie zjazdu pisarzy (rozpoczął się 8 czerwca
1954) i kilku wypowiedzi wyemitowanych w Radiu Warszawa, można sądzić, że członkowie
i delegaci polskiego przedstawicielstwa na światowy Kongres PEN Clubu nie będą mogli swobodnie
wyrazić prywatnych opinii na temat aktualnej sytuacji.Silna "socjalistyczna" dyscyplina, wdrażana
obecnie w Warszawie, skutecznie knebluje im usta].
Dokument dostępny na stronie OSA Archivum [dostęp: 20 maja 2013]:
http://www.osaarchivum.org/greenfield/repository/osa:e3be66d0-8a75-4057-846e-c6f4671b1ae5
51
Amsterdam będzie o tyle ciekawy, że sowieciarze (konkretnie Simonow zwrócił się do Brechta)
chcą przyjechać i ew.[entualnie] zgłosić akces. Trzeba się zastanowić jakie zająć do tego
stanowisko. (…) Idzie mi nie tylko o artykuł czy informacje, ale rozmowy z delegatami polskimi
(ma się rozumieć nie do druku)113.
Nawet jeżeli przepuścić opinię Redaktora przez filtr zdrowego krytycyzmu, to
odwzorowuje ona dobrze ówczesne jego nastawienie do Pankowskiego: Wydaje mi się,
że obecność kogoś z nas na Kongresie może być b.[ardzo] ważna a Pan ma najlepsze
kwalifikacje [z listu z 12.06.1954].
Oszczędna w tonie odpowiedź, pomimo że nie zawiera zgody expressis verbis,
wydaje się być właśnie tym długo oczekiwanym gestem, który spowoduje mocniejsze
zacieśnienie, bliższe zwarcie trwającej już kilka lat znajomości. Pankowski przesyła
oszczędny kosztorys ewentualnego wyjazdu do Amsterdamu, prosi także o garść
szczegółów, o szkic strategii:
Co do ogólnego przebiegu zjazdu będę patrzeć i słuchać – ale jak mówić z Polakami z Kraju? Jako
„prywatna osoba”, czy też raczej jako korespondent „Kultury”? O co pytać, czego unikać w
rozmowach? Nie piszę z obawy, że mógłbym coś „chlapnąć”, ale chciałbym jak najwięcej stamtąd
wywieźć… I oczywiście załatwić wszystko po Pańskiej myśli. Nie chodzi mi tu o tanie
pochlebstwo, ale chciałbym wywiązać się po ludzku z zadania i dlatego byłbym bardzo wdzięczny
za trochę szczegółów [z listu do Jerzego Giedroycia z 15.06.1954]
Uwagę zwrócić może pewna sumienna pokora, oddanie się do dyspozycji
przełożonego, z jaką Pankowski odnosi się do Giedroycia. W ostatnich tygodniach
czerwca częstotliwość wymiany listów wyraźnie wzrasta, a względna bliskość Brukseli
i Paryża sprzyja uzupełnianiu myśli, określaniu wzajemnych oczekiwań. W kolejnej
wiadomości Redaktor posyła „benedyktyńskie” instrukcje, dobrze zakreślające
spektrum obowiązków; pośród nich także podziękowanie za udział w holenderskim
projekcie (Bardzo się cieszę że zgadza się Pan na Holandję). Po pierwsze,
najważniejsze znaczenie ma tu zbliżenie z polską delegacją, nawiązanie kontaktu,
wzbudzenie momentu zaufania, który umożliwi pozyskanie informacji rysujących
choćby kontur sytuacji polityczno-kulturalnej w kraju, a w dalszej perspektywie
pozwoli zastopować izolacyjny dryf Polski Ludowej.
Chcę coraz bardziej przyzwyczajać ludzi z kraju do nas, wytworzyć moment zaufania, że jesteśmy
grupą do której można w każdej sprawie zwrócić się z zaufaniem, że można rozmawiać z nami
szczerze bez obawy, że to będzie wydrukowane w Bywalcu czy wyłożone w raporcie do wywiadu
amerykańskiego. Najważniejsze jest wyciągnięcie od nich maksimum informacji i ocen
dotyczących spraw krajowych, zagadnień czy problemów kulturalnych, zastanowienie się z nimi,
jakie widzą możliwości ożywienia kontaktu z zachodem, w czem możemy im w takich sprawach
113
Z listu Jerzego Giedroycia do Mariana Pankowskiego z 12.06.1954.
52
pomóc. ( … ) D e l e g a c j a p o l s k a i j e j k o n t a k t j e s t s p r a wą n a j wa ż n i e j s z ą [z listu
Jerzego Giedroycia do Mariana Pankowskiego, z 16.06.1954].
Po
drugie,
plotki
dotyczące
rzekomych
starań
Związku
Pisarzy
ZSRR
o przystąpienie do Światowego PEN Clubu dla Giedroycia (bardzo się mozoliliśmy nad
tym zagadnieniem) są papierkiem lakmusowym aktualnej orientacji Zachodu, jeśli idzie
o ponowne zrzeszenie PEN Clubu na Obczyźnie do Międzynarodowego PEN Clubu,
środowiska emigracyjnego pozbawionego członkostwa w 1946 roku114, analogicznie do
precedensu niemieckiego (istnieją trzy pencluby niem.: wschodnio, zachodnio
niem.[iecki] i emigracyjny. Gdyby Pan Miał możność zalansowania czy wybadania
sprawy to bardzo to kładę na sercu – z listu z 16 czerwca 1954). Po trzecie, istotnym
zagadnieniem pozostawała kwestia swobody wypowiedzi, albo mówiąc inaczej: na ile
polscy delegaci będą mogli sobie pozwolić, na ile odstąpić od przyjętej socjalistycznej
dyrektywy. Odpowiedzi na te pytania miały wkrótce nadejść na podstawie
prowadzonych przez Pankowskiego zakulisowych rozpoznań i wywiadów.
21 czerwca 1954 roku do domu znajdującego przy avenue Corneille w podparyskim
Maisons-Laffitte nadchodzi telegram nadany z amsterdamskiego Hotel Elim przy ulicy
Singel 109. Jego autorem jest jeden z hotelowych gości – Marian Pankowski, który
oprócz Wojciecha Żukrowskiego115, Jana Parandowskiego116, Jarosława Iwaszkiewicza,
Kazimierza Brandysa117 i Michała Rusinka118, znalazł tam miejsce. Następnego dnia po
114
W wyniku decyzji International PEN CLUB, ostatnie Walne Zebranie Polskiego PEN Clubu
w Londynie odbyło się 31 lipca 1946 roku. Giedroyc wiedział o istnieniu, powołanej na mocy
postanowień Międzynarodowego Kongresu PEN w Lozannie z lipca 1951 roku (i przy staraniach
Marii Kuncewiczowej), organizacji PEN in Exile w Londynie, która w zamierzeniu współpracować
miała z oddziałami regionalnymi, do których należeć mieli pisarze-emigranci. Do takich oddziałów
należeli m.in. K.A. Jeleński (Paryż), Aleksander Janta i Józef Wittlin (Nowy Jork). Prezydentem PEN
in Exile do 1962 roku była Maria Kuncewiczowa. W tej konstelacji przeoczyć nie można działalności
Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, który blisko współpracował z brytyjskim PEN Clubem.
Informacja za:
M. A. Supruniuk, Literatura wielu emigracji – wstęp, [w:] „Archiwum Emigracji. Studia – Szkice Dokumenty”, Toruń 2009 z. I . Dostęp online [20 maja 2012r.]:
http://www.wydawnictwoumk.pl/prod_73355_Archiwum_Emigracji%3A_studia_szkice_dokumenty_
z._10_t._33).html
115
Wojciech Żukrowski (1916-2000) – prozaik, poeta, reportażysta, eseista, scenarzysta filmowy; poseł
na sejm PRL; w latach 1953-1954 przebywał w Wietnamie i Chinach jako korespondent wojenny;
kolega Mariana Pankowskiego z pierwszego roku krakowskiej polonistyki.
116
Jan Parandowski (1895-1978) – prozaik, eseista i tłumacz; znawca starożytnej kultury greckorzymskiej; od 1962 roku wiceprezes międzynarodowego PEN Clubu.
117
Kazimierz Brandys (1916-2000) – prozaik i eseista; autor m.in. Drewnianego konia (1946) , Obywateli
(1954), Matki królów (1957), Listów do pani Z. (cz. 1-3, 1958-1962).
53
kwaterunku, Pankowski przesyła Giedroyciowi pierwsze z szeregu holenderskich
sprawozdań (otwiera je emfatyczne: Udało mi się lepiej niż marzyłem); prócz informacji
objaśniających funkcje poszczególnych członków delegacji: Parandowski jest z żoną,
jako „gość honorowy”, Iwaszkiewicz i Rusinek jako „delegaci oficjalni”, Wojtek
[Żukrowski] i Brandys jako członkowie Penclubu po prostu – przekazuje wieści,
z punktu widzenia konstruowanych przed Kongresem domniemań, niepomyślne:
Ruskich nie ma. Rozmowy kuluarowe przynoszą interesujący obraz polskiej delegacji,
która w sprawach Emigracji jest doskonale zorientowana: Orientują się b.[ardzo]
dobrze w sprawach Emigracji, do sytuacji materialnych i małżeńskich włącznie. Znają
„Kulturę”. Do samej „Kultury” „krajowcy” podchodzą z dużą atencją, przy czym
Wyraźnie odgraniczają zespół „Kultury” od reszty „zupełnej reakcji”.
Ten pierwszy, sporządzony na gorąco przekaz (piszę chaotycznie – nadmienia autor
relacji) daje także dobry wgląd w ducha otwartości, który towarzyszy Polakom od
początku imprezy, wskazuje też na ich ideowe zestrojenie – z powodu niedostatku
materiałów źródłowych trudno rozstrzygnąć, czy na takie zachowanie delegacji wpływ
miała obecność Pankowskiego właśnie, bo chociaż kojarzony był z paryską Redakcją,
to jednak nigdy nie reprezentował antykrajowego dogmatyzmu:
Delegaci nasi są zgrani tak w mowie, jak i w ogóle w reakcjach. Mówią bardzo szczerze, co jakiś
czas zapalając skromną świeczkę na chwałę Ludowej Ojczyzny. (…) Mogłem z niemi mówić jak
ze starymi znajomymi.(…) Dziś zobaczę, czy będą nadal weseli i beztroscy, bo może
Iwaszkiewicz przykróci tę atmosferę fraternizacji.
Uwadze
Pankowskiego
nie
umyka
również
finansowa
„kondycja”
polskiej delegacji, rejestruje: Delegaci otrzymują po 35 florenów na dzień, smutnawym
wzorkiem patrzą po wystawach, chwaląc bogactwo towarów itd. Ten przykry pejzaż
ekonomicznych dysproporcji dobrze uzupełniają zdania z ostatniego z kongresowych
listów: Delegaci krajowi kupują i kupują, kalesony, koszule itd. Broń Boże nie śmieję
się z tego, niemniej rzucanie się na sklepy mówi więcej niż ich deklaracje, że „w kraju
mamy już wszystko” (z listu Mariana Pankowskiego do Jerzego Giedroycia
z 25.06.1954).
118
Michał Rusinek (1904-2001) – pisarz, dramaturg, poeta; w latach 1929-1932 redaktor „Gazety
Literackiej”; w latach 1933-1939 dyrektor biura Polskiej Akademii Literatury; w latach 1947-1972
sekretarz generalny polskiego PEN Clubu.
54
Rzecz jasna, Giedroyc zaopatrzył Pankowskiego także w materiały do kolportażu, tj.
kilka egzemplarzy „Kultury” oraz książki wydane nakładem Instytutu Literackiego 119,
przede wszystkim jednak – znamienne jest ponowienie „zaleceń” – jego wypowiedź
ujawnia głód informacji z Kraju, dramatyczną troskę o zawiązanie choć elementarnego
porozumienia z polską delegacją. W liście z 22 czerwca pisał:
Liczę więc, że zamieni się Pan w gąbkę wchłaniającą wszystkie naświetlenia, informacje, oceny
etc. od najistotniejszych aż do najbardziej drobnych. (…) Ale najważniejsze, by udało się Panu
nawiązać jakąś nitkę z tymi ludźmi, spróbować znaleźć wspólny język. Przekonać ich, że nie
jesteśmy czarną reakcją ani wywiadem amerykańskim, że można mieć do nas zaufanie pod
każdym względem.
Towarzysząca amsterdamskiemu Kongresowi aktywność nie kończy się wyłącznie
na „dyrektywach” i uwagach, bowiem natrafiamy na kapitalne fragmenty, gdy Redaktor
wytęża ucho, korzysta ze swoich rozlicznych kontaktów, by otoczyć Pankowskiego
swoistym protectum, ochroną tajną i poufną, podaną jedynie do jego wiedzy;
przestrzegał w liście z 20 czerwca 1954 roku:
Boję się, że ten list jest już musztardą po obiedzie i że Pan już jest na wyjezdnym.(…) Musi być
Pan ostrożny, gdyż dostałem dziś poufną wiadomość, że policja hol.[olenderska] jest w kontakcie
z FBI i obserwuje zjazd i ludzi na ich rachunek. Sądzę, że to jest prawdziwe. Ma się rozumieć jest
to jedynie dla Pana wiadomości i proszę list zaraz zniszczyć.
W konfuzję może wprowadzić przyrodzona lekkość, z jaką umysł Giedroycia rodzi
kolejne pomysły służące jak najlepszemu wybadaniu spraw krajowych.
Jeśli warszawiści robią takie gesta liberalne zastosujemy papierek lakmusowy: niech wydadzą
w Pax Parnickiego120, który ma parę powieści w maszynopisie, a jedną nawet o tematyce dość dla
nich aktualnej, mianowicie romans prawie szpiegowski w roku 179 przed Chrystusem w Azji
centralnej [z listu do Mariana Pankowskiego z 20.06.1954].
119
Czesław Miłosz: Zniewolony umysł (IL 1953), Czesław Straszewicz: Turyści z bocianich gniazd (IL
1953), Witold Gombrowicz, Trans-Atlantyk, Ślub (IL 1953), Stefan Korboński, W imieniu
Rzeczypospolitej… (IL 1954). Ciekawe światło na wzajemne stosunki Emigracja-Kraj, w zakresie
wzajemnego uwarunkowania opinii, ale również jako świadectwo obecności (i lektury) w kraju,
wydanych na emigracji książek, rzucają fragmenty z Dzienników 1956-1963 Jarosława
Iwaszkiewicza. W zapisie z 4.04.1956 Iwaszkiewicz pisze bardzo krytycznie o Stefanie Korbońskim,
a w obronie Bolesława Bieruta, do którego miał wyraźny sentyment. Z kolei w notatce z 7.04.1956,
będącej kopią rozmowy z Marią Dąbrowską, czytamy: <<Ja (Iwaszkiewicz)>>: Wiesz, przeraża mnie
poziom książki Korbońskiego. <<Ona (Dąbrowska)>>: Tak powinno być. Od takich ludzi nie wymaga
się poziomu, tylko pionu. <<Ja>>: Ja ty to rozumiesz? <<Ona>>: Od poziomu to jesteśmy my. Chociaż
niektórzy z nas nie posiadają pionu. <<Ja>>: A niech cię, babo, diabli wezmą. Cyt. za:
J. Iwaszkiewicz, Dzienniki 1956-1963, oprac. A. i R. Papiescy, R. Romaniuk, wstęp A. Gronczewski,
Warszawa 2010, s. 67.
120
Teodor Parnicki (1908-1988) – pisarz, autor m.in. Aecjusza, ostatniego Rzymianina (1937), Końca
„Zgody Narodów” (1955), Tylko Beatrycze (1962).
55
Przedstawiając ów zarys fabuły ma Redaktor na uwadze Koniec „Zgody Narodów”,
napisany przez Teodora Parnickiego w 1954 roku w Meksyku i wydany zresztą w roku
następnym przez Instytut Literacki. Nawiasem mówiąc, trudno jednoznacznie
rozstrzygnąć, czy tę obszerną powieść historyczną wydał PAX (w 1958 roku) właśnie
dzięki staraniom Pankowskiego i Giedroycia czy też bez ich w tym udziału.
Pierwsze kongresowe spotkania i rozmowy są w gruncie rzeczy przykrą obserwacją
socjologiczną: Dopiero jak się jest sam na sam z Wojt.[kiem] [Żukrowskim] czy
[Wojciechem] Rusin. [kiem] – można mówić zupełnie [podkr. Pankowskiego – podkr.
J.B.] otwarcie. Wczoraj przyjechał Gustaw Grudziński.
Ten krótki fragment dobrze oddaje ogólną atmosferę oficjalnych i zakulisowych
interakcji, jak sądzę jest także laboratorium, w którym wyraźnie możemy dostrzec
mikroba toczącego polską reprezentację. Primo brak swobody wypowiedzi, strach czy
też swoisty kaganiec nałożony przez Partię, której figurą jest tu (dosyć zaskakująco)
Kazimierz Brandys (a nie Iwaszkiewicz!), trzymający dyscyplinę szwarccharakter:
Rzecz główna to skomplikowana struktura naszej delegacji. Gdyby nie obecność
Brandysa – dziś chyba miałby Pan list zbiorowy od reszty delegacji – przesadzam, ale
nastrój byłby lekki i szczery. A tymczasem jego zimna gęba mrozi wyskoki
Parandowskiego i innych. I nieco dalej puentuje z wykrzyknieniem: Tyle trudności robi
nam swą gładką gębą Brandys! Secundo, obecność „kogoś” z emigracji, w tym
przypadku niespodziewany przyjazd Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, powoduje
usztywnienie
kursu,
pomimo
prognostyków
atmosfery
pewnej
familiarności.
Iwaszkiewicz musi się zachować i przypisaną kwestię (wy)powiedzieć, by w tej
koniecznej dwuznaczności móc zbliżyć się do Grudzińskiego i uścisnąć mu dłoń. Choć
zachowanie takie z łatwością opisać można negatywnie, pamiętać trzeba, że sama
postawa autora Kochanków z Marony, przez wielu oceniania ambiwalentnie, nosiła
znamiona egoistycznej roztropności:
Iwaszkiewicz widząc mnie z Gustawem rzekł tubalnym głosem: „No z Pankowskim to możemy
rozmawiać, ale nie róbmy – na Boga – frontu od Wschodu do Zachodu (…). Z panem
Grudzińskim nie możemy mówić, on za bardzo nas miesza z błotem”. W czasie obiadu w Lejdzie
Iwaszkiewicz b.[ardzo] żałował /wobec mnie/, że „może dotknął” Herlinga i wieczorem po kolacji
ściskał ręce Gustawa, Wieniewskiej.
Towarzyskość Pankowskiego wykorzystana zostaje również w innym celu: przekazuje,
otrzymany od mieszkającego w Paryżu Kota Jeleńskiego, sekretny list Jerzego
56
Giedroycia: Dla p. Kota Jel.[eńskiego]121 serdeczne pozdrowienia. List jego oddam
zaraz Iw. [Iwaszkiewiczowi].
Bliższe rozmowy, wspólnie spędzany czas potwierdzają tylko rzeczy już znane:
krajowcy są dość dobrze zaznajomieni z prasą Zachodnią, Iwaszkiewicz zna wszystko!
Czyta „Kulturę”… w ambasadach, jednak ogólna ocena ich kondycji pozbawia
złudzeń, głęboko niepokoi: Wszyscy są właściwie b.[ardzo] biedni moralnie. Nie ma
w nich za grosz pewności. Stale patrzą po sobie [z listu do Jerzego Giedroycia
z 24.06.1954].
Warto jeszcze na moment wrócić do postaci Kazimierza Brandysa, tak krytycznie
sportretowanego w jednej z depesz. Otóż bliższa zażyłość z autorem Matki Królów
pozwala dostrzec pęknięcia, odpryski z gładkiej gęby, które niuansują, komplikują
wcześniejszą pozornie klarowną jego konstrukcję, bo o ile [Kazimierz] Brandys bierze
swój pobyt na serio, jako delegat, o tyle jest człowiekiem gorzkiej i trzeźwej refleksji:
Brandys w rozmowie ze mną b.[ardzo] obiektywnie krytykował sytuację w kraju122. Ten
wyjaskrawiony problem jest jednak znacznie głębszy niż się wydaje, nosi bowiem rysy
wspólnotowe i jest kwestią zaangażowania w żywotność narodu polskiego i w konstrukt
Polski jako jedynie możliwy w ówczesnych warunkach historycznych: Nie mniej mam
wrażenie, że wszyscy/i Wojtek [Żukrowski] też/są przywiązani [podkr. Pankowskiego]
sercem do lat swego współuczestniczenia w odbudowie czy w ogóle w trwaniu Polski
Ludowej. I odejście od tej rzeczy równałoby się skokowi w nicość [z listu z 23.06.1954].
Korespondent-obserwator
pieczołowicie
sporządzał
swoje
notatki,
uważnie
przyglądał się sytuacji, łowił głosy i poszepty. Podczas kolejnych dni obrad Kongresu
szerokim echem niepokoju odbiły się wystąpienia zagranicznych notabli, które
wytrąciły Polaków z delegacyjnej równowagi, wprawiając w zakłopotanie:
Charles Morgan123 w przemówieniu inauguracyjnym podkreślił obecność „pisarzy uchodźców,
i dodał „zrobimy wszystko, aby ta kategoria przestała istnieć”. Bardzo to zdanie zaniepokoiło
Iwaszkiewicza i Brandysa. „Jak on to rozumie?” pytali. Interpretowali cały ten ustęp
przemówienia jako wybitnie polityczny. Oprócz tego Van Vriesland, prezes P.E.N. Clubu
holenderskiego, naszpikował swe przemówienie zwrotami o wolności myśli etc. etc., co
spowodowało zmarszczki na twarzach Iw. [aszkiewicza] Brandys zna francuski dość słabo,
121
Konstanty Aleksander Jeleński (1922-1987) – eseista, krytyk literacki, krytyk sztuki; wieloletni
współpracownik paryskiej „Kultury”.
122
Kazimierz Brandys złożył legitymację partyjną w 1966 roku na znak protestu przeciwko szykanom
władz wobec Leszka Kołakowskiego.
123
Charles Morgan (1894-1958) – angielski powieściopisarz i autor sztuk dramatycznych, w latach 19531956 prezydent PEN International.
57
Parandowski jest uroczym dziadziem, siadającym w pierwszym rzędzie, uśmiechającym się do
wszystkich [z listu Mariana Pankowskiego do Jerzego Giedroycia z 23.06.1954].
W tych kongresowych doniesieniach autor Matugi przestrzega zasady dobrze pojętej
stosowności, narrator jego listów sytuuje się gdzieś w pasie narracji pomiędzy
perspektywą auktorialną a jej personalnym charakterem; rzadko sygnalizuje swoją
obecność, a gdy to robi, nabiera ona rysów uniwersalnych: Pankowski staje się tu figurą
tych ludzi literatury, którzy nie zdecydowali się na akces do partyjnych szeregów:
Iwaszkiewicz czuje się b. swobodnie. Np. mówi do mnie: „Pytają się, dlaczego pan nie jest
członkiem partii?” Odpowiadam „To jasne – nie wierzę w szczęśliwy komunistyczny świat jutra,
tak samo jak nie wierzę w nieśmiertelność duszy” [z listu Mariana Pankowskiego do Jerzego
Giedroycia z 23.06.1954].
Wie, że musi zachować konieczną dyskrecję, ma świadomość, iż pewne treści mogą być
podane jedynie do wiadomości prywatnej Jerzego Giedroycia (zresztą tym, co
Pankowski przygotuje jako korespondent „Kultury”, są również zainteresowani
delegaci): Jak Pan widzi zbieram drobiazgi, ale to nie jest materiał publicystyczny
[podkr. Pankowskiego]; artykuł dla „Kultury” trzeba będzie napisać b.[ardzo]
delikatnie. Iw.[aszkiewicz], Parandowski etc. pytają co chwila „Ciekawi nas co Pan
napisze?”(z listu do Jerzego Giedroycia z 23.06.1954). Przytacza też wyimki z rozmów
z Herlingiem-Grudzińskim: Cały dzień wczoraj spędziłem na rozmowach z Gustawem
H.[erlingiem-Grudzińskim] i Wojtkiem [Żukrowskim]. Ale o tym z Brukseli.
W ostatnim liście, z 25 czerwca 1954 roku, pisze wreszcie Pankowski o sprawach dla
Redaktora najważniejszych, tych wyłuszczonych jeszcze w przedkongresowych
wskazaniach, które jak wiemy, interesowały nie tylko polską emigrację, ale także
środowisko międzynarodowe: Jak dotychczas nikt spośród delegatów wschodnich nie
zabierał głosu.
Ta sumiennie wypełniona posługa, drobiazgowo sporządzane „raporty”, są dla
Jerzego Giedroycia nieocenionym źródłem wiedzy; Redaktor wysoko ocenia
zaangażowanie Pankowskiego i – jak sądzę – jako formę nagrody proponuje przyjazd
do „laffitu”:
Właśnie wybierałem się zaproponować Panu przyjazd do Laffitte, bo rzeczywiście nie sposób
wszystko opisać, a P a n a s p o t k a n i e b y ł o n i e w ą t p l i w i e n a j c i e k a w s z y m z e
w s z y s t k i c h d o t y c h c z a s o w y c h k o n t a k t ó w. J e s t t o m a t e r i a ł z u p e ł n i e b e z c e n n y .
Ma się rozumieć chętnie ponoszę koszta, przy- [i] przejazdów allez et retour i zapraszamy Pana do
Laffitte [z listu z 29.06.1954].
58
Niestety nie dysponujemy żadnym dokumentem, stenogramem, który choć trochę
mógłby przybliżyć tematykę rozmów odbywanych w laffickim domu. Znamy natomiast
odczucia Pankowskiego (streszczone w liście z 13 lipca 1954 roku): Wróciwszy do
prowincjonalnej, ale miłej Brukseli, chcę jak najgoręcej podziękować za serdeczne
przyjęcie, jakiego doznałem; za rozmowy i smaczną gościnę.
To poczucie wzajemnego zbliżenia, do którego dochodzi w 1954 roku, jest stale
wzmacniane oświadczeniami Jerzego Giedroycia: Jest Pan jednym z niewielu ludzi na
emigracji tak doskonale wprowadzonym w temat nie tylko przez lekturę, ale i przez
osobiste kontakty [z listu Jerzego Giedroycia z 28.07.1954].
1.3 Wokół Kisielewskiego. Oddalenie
13 czerwca 1957 roku Jerzy Giedroyc notował w liście do Mariana Pankowskiego:
Trochę mnie zaskakuje Pana pozytywna ocena wywiadu Kisielewskiego. Politycznie jest to
katastrofa. Mam wiele, bardzo wiele sentymentu do tych ludzi [koło poselskie „Znak” – przyp.
J.B.] i ze względu na przedwojenne wspomnienia, i ze względu na ich postawę w trudnych latach politycznie jednak ta grupa jest dla mnie dużym rozczarowaniem. Widzę, że Pan surowo ocenia
nasze wydawnictwa określając je jako „walczącą bibułę”.
Te zdania dobrze pokazują zasadniczą różnicę opinii na temat Stefana Kisielewskiego:
udzielony „Kulturze” w kwietniu 1957 roku wywiad124 oceniał Jerzy Giedroyc
najsurowiej: politycznie jest to katastrofa. Pankowski osądzał autora Cieni w pieczarze
inaczej. W tych zdaniach słychać również przyszłe głosy fundamentalnej dysproporcji
odnoszącej się do wizji projektu literatura, jaka zaczyna rysować się między
Redaktorem a autorem późniejszej Balustrady; stosując bowiem taksonomiczną siatkę
modeli dyskursów literackich, zaproponowaną przez Ryszarda Nycza, to paradoksalnie
124
Czas przyjazdu Stefana Kisielewskiego do Maisons-Laffitte można z dużym prawdopodobieństwem
określić na drugiej połowy kwietnia 1957 roku w oparciu o korespondencję z Janem NowakiemJeziorańskim i Marianem Pankowskim. W liście do Jana Nowaka-Jeziorańskiego z 12 kwietnia 1957
roku Jerzy Giedroyc pisał: Kisielewski przylatuje do Paryża 17 kwietnia (J. Nowak-Jeziorański,
J. Giedroyc, Listy 1952-1998, oprac. D. Platt, Warszawa 2001, s. 183). Natomiast w liście do Mariana
Pankowskiego z 15 kwietnia (tegoż roku) informował Redaktor, że końcem miesiąca „zjeżdża” do
niego „Tygodnik Powszechny”: Stefan Kisielewski, Jerzy Turowicz, Stanisław Stomma, Zbigniew
Makarczyk.
59
Giedroyc będzie stronnikiem literatury elitarno-autonomicznej, natomiast Pankowski
okaże się zwolennikiem modelu elitarno-zaangażowanego125.
W tym wyimku najmocniej zaskakuje ton wyraźnego zdziwienia zmieszanego
z oburzeniem. Ryzykując uproszczenie, powiedzieć można, że Redaktor znał
Kisielewskiego dobrze, a na pewno długo – ich współpraca sięga jeszcze czasów
przedwojennych, kiedy Jerzy Giedroyc szefował redakcji „Buntu Młodych” (od 1931
roku). Na podstawie ustaleń Iwony Hofman126 z mocnym przekonaniem wolno
stwierdzić, że Redaktor i Felietonista zapoznali się już w 1936 roku, kiedy Giedroyc
pełnił funkcję radcy przy Ministerstwie Przemysłu i Handlu Antoniego Romana127. Los
wojenny skutecznie przepołowił tę znajomość: Giedroyc wraz z rządem uchodzi do
Rumunii, Kisielewski natomiast aż do 1944 roku pozostaje w okupowanej Warszawie.
W Autobiografii na cztery ręce wspominał Redaktor: O tym, że przeżył wojnę
dowiedziałem się z jego felietonu w „Tygodniku Powszechnym”128. Znajomość wskrzesi
Kisielewski, wysyłając pod „stary” paryski adres list w 1946 roku, a do pierwszego
powojennego spotkania dojdzie dopiero w kwietniu 1957 roku129.
Zanim jednak skupię się na pomieszczonym w numerze 6. (z 1957 roku) „Kultury”
wywiadzie, istotnym dla relacji Giedroycia i Pankowskiego z powodu wywołanej nim
kontrowersji, warto krótko streścić swoistość późniejszych stosunków Kisielewskiego
z Redakcją, ponieważ właśnie o relacje z Zespołem, Instytucją tu idzie.
W spisanej pod koniec życia summie Giedroyc wyznawał:
W 1957 roku spotkałem się z Kisielewskim pierwszy raz po wojnie. Wznowiliśmy wtedy naszą
współpracę i nasze kłótnie. A kłóciliśmy się przez całe życie, co on zresztą bardzo dobrze opisał.
Różniła nas polityka od czasu, kiedy zaczął się nią zajmować w kole poselskim „Znak”.
125
Por. R. Nycz, Poetyka doświadczenia. Teoria-nowoczesność-literatura, Warszawa 2012, s. 193-195.
Konkluzja taka może dziwić, zwłaszcza, że we wspomnianym liście sam Redaktor wspomina
o „walczącej bibule”; zresztą opisując działalność, program „Kultury” zwykle mówi się o jej
opozycyjności względem kraju, zarówno w sensie politycznym, jak i artystycznym. Tu jednak mam
na uwadze szersze spojrzenie krakowskiego naukowca, które swoim zasięgiem próbuje objąć całość
literatury modernizmu. Rzecz jasna takiej konstatacji sprzyja konieczny (zbawienny dla badaczy
sztuk) dystans czasowy, bo przecież ani Giedroyc, ani Pankowski nie mogli sądzić, iż przyjdzie im
zająć rzeczone pozycje.
126
I. Hofman, Stefan Kisielewski w „Kulturze”, „Studia Medioznawcze” 2012 nr 3, s. 81-95.
127
Osobność Kisiela objawiła się dość wcześnie – jak wyjawiał pisarz w rozmowie z Wojciechem
Karpińskim, redaktor działu literackiego „Buntu Młodych” Czesław Straszewicz nie chciał
wydrukować krytycznego zoila na temat Ferdydurke. Patrz: I. Hofman, tamże, s. 82.
128
J. Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, oprac. K. Pomian, Warszawa 1994, s. 76.
129
Informacja na podstawie listu Jerzego Giedroycia do Mariana Pankowskiego z 15 kwietnia 1957 roku.
60
Kisielewski lubował się w Realpolitik i uważał, że Polska winna szukać porozumienia z Rosją
[…]. Jego poglądy były mi z gruntu obce130.
I uzupełniał w kolejnym zdaniu: A zarazem miałem zawsze do niego dużą słabość za
jego wielką odwagę. I za jego przekorę. To są cechy, które bardzo lubię i bardzo cenię.
Sądzę, że zdania Redaktora wiernie oddają, tę – jak określi ją Kisielewski –
dialektyczną, czyli zmienną zażyłość; bo o ile z Kisielem częstokroć się nie zgadzał,
o tyle z pewnością szanował go i cenił. Ta osobność głosu, jego idiomatyczność nie
przez wszystkich była akceptowalna. Gdy w 1962 roku Kiesielewski zebrał w artykule
Mój testament własne impresje z podróży po Francji i Niemczech, redakcja
odpowiedziała wyraźnym i głośnym sprzeciwem131.
Celował w tej krytyce Juliusz Mieroszewski – przynajmniej w dwóch tekstach dał on
wyraz wyraźnej antypatii, krańcowej odmienności spojrzenia na bieg rzeczy i spraw.
W opatrzonym imienną dedykacją szkicu pt. Wizyta u Luboniów zgryźliwie
przekonywał:
Jako
pisarz
jesteś
kimś.
Jako
poseł
jesteś
zero.
Zachodzi
niebezpieczeństwo, że zerowy poseł Kisielewski zacznie wywierać niebezpieczny wpływ
na pisarza Kisiela. Obawiam się, że już to się dzieje132. A następnie suplementował: (…)
dokonał większych spustoszeń na emigracji niż wszystkie organizacje i biuletyny pp.
Hanke i Hrabyków łącznie133.
Ten skomplikowany, podwójny związek Kisielewskiego z Instytutem Literackim
w Maisons-Laffitte uległ wyraźnej intensyfikacji, zacieśnieniu tuż po „geście” cenzury
w 1968 roku; mówiąc prościej, autor Testamentu, w skutek odważnego wystąpienia
podczas posiedzenia Związku Literatów Polskich z 29 lutego 1968 roku i wypaczonego
sensu określenia dyktatura ciemniaków – pierwotnie adresowanego do pracowników
Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk – z całą surowością
doświadczył gniewu Władzy. Został najpierw bezpardonowo zaatakowany przez
130
J. Giedroyc, Autobiografia…, dz. cyt., s. 192.
Por. S. Kisielewski, Mój testament, „Kultura” 1962 nr 6, s. 105 oraz Oprotestowujemy testament
Kisielewskiego, „Kultura” 1962 nr 7/8, s. 147-156.
132
Por. J. Mieroszewski, Wizyta u Luboniów, „Kultura”, 1962 nr 3, s. 9-19.
133
J. Mieroszewski, Wybór, „Kultura” 1962 nr 7/8, s. 103-111.Kisielewski odpowiadał Londyńczykowi
na łamach „Tygodnika Powszechnego” (1962 nr 27) tekstem pt. O pisaniu prawdy i o śmierci
liberalizmu (komentarz Mieroszewskiego: „Majcher”. Kronika angielska, „Kultura” 1962 nr 9,
s. 93-100).
61
131
samego Towarzysza Wiesława134, potem brutalnie pobity przez „nieznanych
sprawców”, finalnie skutecznie zakneblowany na wiele lat135.
Na ponad dekadę stanie się „Kultura” jedynym miejscem dającym Felietoniście
instytucjonalne oparcie.
I tak, po wielu latach, odrodziły się moje prawdziwe stosunki z pierwszym Redaktorem,
a dziś Wydawcą. Podejrzewam, że Książę nie całkiem gustował w moich powieściach,
a przecież je wydawał, co właśnie sobie najbardziej cenię136.
Ale wówczas – w połowie 1957 roku – okoliczności były inne, a wypowiedź
Kisielewskiego sprawiła paryskiemu środowisku wiele kłopotu. Jak sądzę, brzmiący
jeszcze pogłos polskiego Października i prognostyki pozwalające z optymizmem
wypatrywać (gwałtownych, bo przecież nieoglądanych od dawna) zmian, mogły
wzbudzać uzasadnione nadzieje, nadzieje, które skutecznie Teodor Klon studził.
Przypomina Kasandrę na murach Troi, przywołującą dziejowy determinizm:
(…) jesteśmy w Bloku Wschodnim i będziemy w nim, bo to wynika nie tylko z naszego położenia
geopolitycznego, lecz po prostu z naturalnego kierunku rozwoju historii. Nie można być nogami
na Wschodzie a głową na Zachodzie: mimo naszej kultury łacińskiej należymy do Wschodu.
I dodawał:
Z własnej i nieprzymuszonej woli deklaruję Panu, że sojusz Polski ze Związkiem Radzieckim,
pomimo wszelkich naszych oczywistych a tragicznych urazów na tym punkcie, uważam za
główny aksjomat polskiej racji stanu: chyba szaleniec głosiłby co innego. Jesteśmy na Wschodzie
– to fakt bezsporny i obiektywny. Jeśli jednak stosunki między Wschodem a Zachodem nie mają
przybierać postaci wojny „zimnej” ani „ciepłej”, jeśli ma wzrastać współpraca i zrozumienie, to
Polska popaździernikowa może w tym odegrać olbrzymią, bardzo dla obu stron pozytywną rolę.
Toteż traktowanie tej Polski jako wroga jest wielkim błędem Zachodu – zresztą nie pierwszym
i zapewne nie ostatnim…137
134
Władysław Gomułka grzmiał: Dla każdego, kto zna nazwiska, działalność, postawę polityczną ludzi,
których Kisielewski wymienił w swoim przemówieniu, jest rzeczą jasną, że jego ideałem jest
restauracja Polski burżuazyjnej, antyradzieckiej.
135
Na Kisielewskiego został nałożony zakaz publikowania (kolejny felieton opublikował dopiero w 1971
roku), Tomasz Staliński pierwszą fangę wymierzył Władzy w 1967 roku, publikując w Paryżu
powieść Widziane z góry (uznaną przez Radio Wolna Europa najlepszą książkę krajową 1967 roku),
choć już wydane w 1962 roku Historie żydowskie (pod pseudonimem Teodor Klon) skutecznie
ograniczyły możliwość zagranicznych wyjazdów.
136
S. Kisielewski, Spotkania z Jerzym Giedroyciem [w:] O Kulturze. Wspomnienia i opinie, zebr. i ułożyli
G. Pomian i K. Pomian, Londyn 1987, s. 73.
137
Rozmowa ze Stefanem Kisielewskim, „Kultura” 1957 nr 6, s. 27-35. Później autor Cieni w pieczarze
udzielił redakcji „Kultury” jeszcze trzech wywiadów: Rozmowa ze Stefanem Kisielewskim (1978 nr 3,
s. 14-22, Rozmowa Kisiel-Michnik (1978 nr 5, s. 10-15); na podstawie nagrania uroczystości 75-lecia
Kisiela, która odbyła się w 1986 roku na Uniwersytecie Warszawskim Wojciech Skalski opracował
tekst rozmowy zamieszczonej w „Kulturze” w 1996 roku w nr 1-2, s. 142-165.
62
Zauważmy, że w tym fragmencie Kisielewski objaśnia kilka bardzo istotnych spraw.
Po pierwsze, Historia implikuje tu konieczność symbiotycznego, ściśle przyległego
bytowania Polaków z Sowietami – inna wizja, inny projekt jest dla niego sprawą
szaloną, niezgodną z regułami chłodnego i trzeźwego, racjonalnego i realnego
rachowania. Po drugie, ta Realpolityk Kisielewskiego w pewnej mierze przekreślająca
ideę niepodległego Państwa Polskiego, a w dalszym planie przecież polemiczna
w odniesieniu do lansowanej przez Giedroycia (i Miroszewskiego) doktryny ULB138,
nie mogły zostać przez Redaktora zaakceptowane, przyjęte inaczej. Po trzecie,
wyjawione w cytowanym liście do Mariana Pankowskiego nastawienie może
sugerować, że Redaktor nie dostrzegał zawartej w wypowiedzi Kisielewskiego teorii
pionierskiej roli Polski pośród państw Bloku Wschodniego – PRL obmyśla tu Kisiel
jako koryfeusza względnych swobód i postępu, jako koniecznego mediatora pomiędzy
Zachodem a ZSRR.
Wypada dodać, że ta emfatycznie oznaczona przez autora Autobiografii na cztery
ręce katastrofa, swoje źródło ma zapewne w wyraźnej dychotomizacji świata,
w skrajnie biegunowym podziale na części zupełnie do siebie nieprzystające: Uważam
natomiast, że pow i nny i st ni eć dw i e Pol ski : kraj ow a i emi gracy j na , ściśle ze
sobą współpracujące a nieobrzucające się nawzajem mianem zdrajców czy
sprzedawczyków139.
138
Opracowana przez Jerzego Giedroycia (i podzielana głównie przez środowisko związane z „Kulturą”)
koncepcja polskiej polityki wschodniej w dobie powojennej, według której stosunki z Rosją
Radziecką oraz ewentualna przyszła niepodległość Polski ściśle uzależnione są od uregulowania
stosunków z najbliższymi sąsiadami (quasi państwowościami): Ukrainą, Litwą i Białorusią. Zgodnie
z tą ideą konieczna jest rezygnacja z mocarstwowych ambicji o rodowodzie jagiellońskim, konieczne
jest również porzucenie pomysłu rewizjonistycznego (o powrocie do granic uregulowanych na mocy
pokoju ryskiego z 1921 roku). Przekroczenie historycznych animozji – w myśli zwolenników teorii –
miało sprzyjać zgodnemu sąsiedztwu Polski, Ukrainy, Litwy i Białorusi, nadto w drodze pokojowej
uniezależniać od regionalnej dominacji Sowietów, ale także pod przewodnictwem Polski zacieśniać
związki tych krajów z cywilizacją Zachodniej Europy. Powszechnie uważa się, że rozważania nad
doktryną ULB na łamach kultury zainicjował artykuł Józefa Łobodowskiego Przeciw upiorom
przeszłości wydrukowany w numerze 2/3 „Kultury” z 1952 roku. Nie trzeba dodawać, że doktryna
ULB nie była akceptowana (oględnie mówiąc) przez tzw. emigrację londyńską (więcej na ten temat:
M. Żebrowski, Dzieje sporu. „Kultura” w emigracyjnej debacie publicznej lat 1947-1956). Z kolei
dzisiejsi badacze emigracji polskiej po 1945 roku uznają obecność pomysłu Giedroycia
(i Mieroszewskiego) w polityce zagranicznej Polski niepodległej (po 1989 roku) za kluczową (Zob.
Z. Najder, Doktryna ULB – koncepcja Giedroycia i Mieroszewskiego w XXI wieku¸”Nowa Europa
Wschodnia. Dwumiesięcznik poświęcony Europie Wschodnieij i Azji Centralnej”, tekst dostępny
online: http://www.new.org.pl/99,post.html).
139
Tamże.
63
Stąd też, w świetle dostępnych dokumentów odnoszę wrażenie, że znakomita
znawczyni przedmiotu, Iwona Hofman, ocenia ów wywiad zbyt zachowawczo,
bagatelizując tym samym jego wydźwięk140. Autorka nie zwraca bowiem uwagi na
ewentualne punkty sporne (ocena Października; sytuacja gospodarczo-ekonomiczna
kraju; koło poselskie „Znak”), czy podstawową niewspółmierność terminów
(demokracja i demokratyzacja), bez uzgodnienia której trudno mówić o potencjalności
porozumienia się.
Ślady tego trzeźwego oglądu położenia Polski i Polaków rozpoznać można także
w cyklu Gwoździe w mózgu – w felietonie pt. Rozmowy z Polakami Kisielewski
konsekwentnie powtarzał wypowiadane wcześniej opinie dotyczące szans rozwoju
i emancypacji kraju czy porozumienia pomiędzy Władzą a Emigracją141. Zresztą
podobnie sprawy wyłuszczał przeszło trzy dekady później: dążyć do zmiany ustroju
[…], pozostając w bloku, w sojuszu, w geopolityce. Słowo socjalizm […] można
zachować […], treść społeczną i gospodarczą trzeba zmienić – to jest dla Polski
absolutnie konieczne142.
Jak miał dopiero pokazać czas, to co jeszcze w latach pięćdziesiątych mogło być
uważane za symptom erozji przyjaźni Redaktora i Felietonisty – w istocie znacząca
różnica światopoglądowa znajdująca wyraz w liście do Mariana Pankowskiego –
z biegiem lat okazała się zasadniczym spoiwem tej trudnej przyjaźni. Po latach
wyznawał bowiem Kisiel: Ja całe życie z nim się właściwie kłócę, ale mu wszystko
zawdzięczam143.
140
Por. I. Hofman, Stefan Kisielewski w …, dz. cyt., s. 88.
S. Kisielewski, Rozmowy z Polakami, „Tygodnik Powszechny”, 23 czerwca 1957. Sądzę, że dla
pełniejszej ilustracji warto przytoczyć dłuższy wyimek, który wskazuje na podstawową różnicę
w typie myślenia: Rzecz nie jest łatwa. Rozmawiam tu ze starymi przyjaciółmi, ze znajomymi,
z kolegami, z którymi łączą nas wspólne przeżycia okupacyjne czy z Powstania. Gadamy długo,
kłócimy się, oni mają „gwoździe w mózgu”, ja mam „gwoździe w mózgu”, wybijamy gwóźdź
gwoździem, dalej gadamy, krzyczymy, pijemy, ściskamy się. Nie ma między nami żadnej przegrody –
ale to tylko NA POZÓR. W ostatniej chwili okazuje się, że kurtyna jest. Nie żelazna, broń Boże, jakaś
przeźroczysta, z nylonu, czy woalki – ale jest.(…) Na czym ta rzecz polega, dlaczego jestem różny od
nich? Powtarzam: nie łatwo to zdefiniować. Mówiąc prostacko, oni widzą świat logiczny, materialny
i uchwytny, są optymistami, uważają, że wszystko da się urządzić w myśl wymagań zdrowego sensu,
wspólnych interesów i praktycznej moralności. Ja natomiast nie uważam, chociaż również chcę. (…)
142
S. Kisielewski, Bezsilność publicystyki, „Kultura” 1983 nr 1-2, s. 133-134.
143
S. Kisielewski, Abecadło Kisiela, Warszawa 1990, s. 25. W podobnie serdecznym tonie pisał Kisiel w
roku 1987 w „Tygodniku Powszechnym”: Zawsze byłem zwolennikiem podwójnego myślenia,
a utwierdziło mnie w tym dwóch moich redaktorów: przed wojną Jerzy Giedroyc, po wojnie – Jerzy
Turowicz. Obaj, co ciekawe, bardzo uparci. (S. Kisielewski, Soczewka, podwójność, Jerzy, „Tygodnik
Powszechny” z 31 grudnia 1987).
64
141
Nieoczekiwanie, zupełnie odwrotnie ułożyły się (a później „rozłożyły”) związki
Mariana Pankowskiego z Instytutem Literackim – na gładkim do tej pory horyzoncie
wzajemnych oczekiwań występuje rysa. W odpowiedzi na list z 13 czerwca 1957 roku
Pankowski pisał:
O Kisielewskim myślę jak Pan, z tą różnicą, że jestem i p r a g n ę p o z o s t a ć p r o fa n e m
w p o l i t y c e – dlatego też pomimo „nieprzydatności politycznej” Kisielewskiego – j e s t o n d l a
m n i e c z ł o wi e k i e m b a r d z o s y m p a t y c z n y m . Pomimo, iż sprawy których broni są w małym
stopniu możliwe. C h a r a k t e r jest cechą rzadką w naszym narodzie, że – n a B o g a , c e ń m y
i p o d z i wi a j m y t y c h w y r o d k ó w s p o ł e c z e ń s t wa ! [z listu z 26.06.1957].
W tych fragmentach można dostrzec ślady późniejszej postawy światopoglądowej
Pankowskiego. Sądzę też, że ten wyimek stanowi ważne dopowiedzenie do utrwalanego
wizerunku Pankowskiego jako artysty niepokornego, osobnego, wyklętego przez
„Kulturę”,
petryfikowanego
przez
znakomitą
większość
komentatorów
tej
twórczości144. Mówi tu wszakże Pankowski o kilku istotnych sprawach, sprawach
nawet intymnych, bo przecież wykładających jego poglądy w trzech przynajmniej
kwestiach. Po pierwsze, głośno i wyraźnie artykułuje swój pogląd na temat związków
polityki i sztuki: jestem i pragnę pozostać profanem w polityce, co przy objętym przez
„Kulturę” kursie jest wyznaniem dość karkołomnym. Po drugie, Pankowski zdradza tu
wyraźną sympatię względem Kisiela, bo – i tu dotykamy sprawy bodaj najistotniejszej –
jest typem człowieka z charakterem, solipsystą, wyrodkiem społeczeństwa, których na
Boga ceńmy i podziwiajmy.
Nie chcę bynajmniej przez to powiedzieć, że poświadczony listami „kontrast” spełnił
w tej relacji funkcję decydującego niuansu, a był jedynie ważnym elementem –
w rozpisanym na lata – procesie oddalania się obu.
Podobnie zresztą rzecz objawić się miała w przypadku różnych ocen dotyczących
osoby Juliana Przybosia.
144
Do wyjątków zaliczyć należy prace K. Latawiec Na scenie świata i teatru: o dramaturgii Mariana
Pankowskiego, Kraków 1994 oraz komentarze do twórczości autora Bukenocia autorstwa K. RutyRutkowskiej zebrane w książce: Szkice o twórczości Mariana Pankowskiego, Warszawa 2008.
65
1.4 Co za wspaniały typ z Przybosia! Oddalenie
Gdyby podjąć próbę wskazania krajowych literackich antenatów Pankowskiego –
innych od tych tematyzowanych przez samego autora – wyodrębnionych przez
krytyków i badaczy tej twórczości, to okaże się, że ich skład zwykle jest podobny;
inaczej mówiąc: tylko nieliczni literaturoznawcy podjęli się trudu uważnej lektury
beletrystyki Pankowskiego, nieliczni tylko zadali sobie wysiłek dość wnikliwego
przestudiowania jego krytycznoliterackich tekstów. Z całą pewnością jest to nadal
problemat domagający się określenia, który – jak sądzę – mówi wiele o miejscu tego
projektu literackiego na mapie współczesnej literatury polskiej.
Zaobserwowaną jeszcze w latach sześćdziesiątych przez Jana Bielatowicza145
analogię do pisarstwa Witolda Gombrowicza, powielaną przez wielu krytyków, podjął
nie tak dawno Kajetan Mojsak146, zwracając szczególną uwagę na związki na
płaszczyźnie genologicznej (powieść pikarejska) i wybrane obszary antropologiczne
(cielesność, niedojrzałość, tożsamość). Na prawie koniecznej obecności pojawia się
postać Bolesława Leśmiana, którego silny wpływ na literacką wyobraźnię akcentował
w rozlicznych wywiadach sam pisarz i któremu poświęcił dysertację doktorską147.
Intersująco osobliwe spojrzenie ujawniła na łamach „Oficyny Poetów i Malarzy”
Alicja Lisiecka, sytuująca Pankowskiego gdzieś na przecięciu Rejowsko-Paskowskiej
polszczyzny, francuszczyzny Rabelais’go, neoromantyzmu Micińskiego, a także
innowacji
językowych
Leśmiana
i
Joyce’a,
czy
wreszcie
zawoalowanego
pokrewieństwa z Gombrowiczem, Białoszewskim i Schulzem148. Nie chcąc zagłębiać
się w trafność takich rozpoznań, nie sposób jednak nie dostrzec próby przełamania
utrwalonych sposobów mówienia o twórczości Pankowskiego i jego literackim
„otoczeniu”. Z kolei Jan Pieszczachowicz doda do tego zestawienia – na początku lat
90. – prozę Emila Zegadłowicza149. W tym dosyć wybiórczym (z powodu obranej
tematyki) indeksie nie może, rzecz jasna, zabraknąć pierwszego monografisty
145
J. Bielatowicz, Proza Pankowskiego, „Wiadomości” 1960 nr 20, s. 5.
K. Mojsak, „Przygody ciała” – podmiotowość i groteska w powieści "Matuga idzie" Mariana
Pankowskiego, „Pamiętnik Literacki” 2008 z. 4, s. 123-144.
147
Poezja Bolesława Leśmiana była przedmiotem naukowych dociekań Pankowskiego, wszak ukończona
w 1967 r. dysertacja doktorska mierzyła się właśnie z liryką autora Sadu rozstajnego; Por. Leśmian, la
revolte d’un poete ls limes, Bruxelles, Presses Universitaires de Bruxelles, 1967 (wyd. krajowe:
Leśmian czyli bunt poety przeciw granicom, przeł. A. Krzewicki, Lublin 1999).
148
A. Lisiecka, Między Finnegans Wake a Leśmianem, „Oficyna Poetów i Malarzy” 1978 nr 2, s. 33.
149
J. Pieszczachowicz: Wywrotowość cenię…, z Marianem Pankowskim, pisarzem, profesorem
uniwersytetu w Brukseli – rozmawia Jan Pieszczachowicz, „Przekrój” 1991 nr 2424, s. 9.
66
146
Pankowskiego, Stanisława Barcia, który ujawniał parantele z prozą Stanisława Ignacego
Witkiewicza150.
Jednak poznawczo najciekawsze ustalenia przyniosły dopiero studia z pierwszej
dekady XXI w., pióra Krystyny Latawiec, Przemysława Czaplińskiego i Wojciecha
Ligęzy. Pierwsza z wymienionych badaczy w przekonywający sposób dowodziła, iż
twórczość Pankowskiego jest silnie sankcjonowana przez spór z konwencjami epiki
opisowej (Pan Tadeusz) i prozy realistycznej (Lalka)151. Drugi tymczasem – nieco
upraszczając – formułował wnioski kojarzące prozę autora Lidy z obozową literaturą
Tadeusza Borowskiego152. Z punktem widzenia poznańskiego literaturoznawcy dobrze
współbrzmią ustalenia Piotra Krupińskiego, poczynione w książce pt. Ciało, historia,
kultura. Pisarstwo Mariana Pankowskiego i Leo Lipskiego wobec tabu, twórczo
rozwinięte i wyłożone w 2009 roku153, a uzupełnione o ciekawe odniesienia do
opowiadań Leo Lipskiego154. I wreszcie Wojciech Ligęza, analizując poezję
Pankowskiego,
ustalał
jej
źródła
w
liryce
Wielkich
Poprzedników:
Jana
Kochanowskiego, Adama Mickiewicza, Bolesława Leśmiana i Juliana Tuwima oraz –
co w tym miejscu najbardziej mnie interesuje – dostrzegał bezpośredni związek
z poetycką wyobraźnią Juliana Przybosia155.
Nie jest w tym miejscu moją intencją dogłębna komparacja obu programów
artystycznych – zamierzam jedynie wskazać na pewną konwergencję
w myśleniu
o literaturze, którą Pankowski wyraźnie potwierdzał w drukowanych w „Kulturze”
szkicach krytycznych. Z tego też powodu bardziej niż kwestie stricte literackie
absorbuje mnie ta bliska i pełna sympatii relacja Pankowskiego do Przybosia, która
z czasem przybiera kształt fascynacji człowiekiem. Negatywne opinie Giedroycia
150
S. Barć, Marian Pankowski. Poeta – prozaik – dramaturg, Lublin 1991, s. 181.
K. Latawiec, Zasada estetycznego dystansu w prozie senioralnej Mariana Pankowskiego, [w:] Annales
Academiae Paedagogicae Cracoviensis, pod red. B. Farona, Kraków 2005, s. 140.
152
P. Czapliński Pank’s not dead, czyli pisarz XX-wieczny wobec kanonu, „Teksty Drugie” 2011 nr 6,
s. 29-48.
153
W dniach 13-14 listopada 2009 r. odbyła się w Uniwersytecie Wolnym w Brukseli międzynarodowa
sesja naukowa poświęcona dziełu Marian Pankowskiego, podczas której Przemysław Czapliński
wygłosił odczyt pt. Pank’s not dead, czyli pisarz XX-wieczny wobec kanonu.
154
P. Krupiński, Ciało, historia, kultura Pisarstwo Mariana Pankowskiego i Leo Lipskiego wobec tabu,
Szczecin 2011.
155
W. Ligęza, Marian Pankowski – od formy do anarchii, [w:] tegoż, Jaśniejsze strony katastrofy. Szkice
o twórczości poetów emigracyjnych, Kraków 2001, s. 230-231. Więcej uwagi twórczości poetów
emigracyjnych poświecił literaturoznawca w książce Jerozolima i Babilon. Miasta poetów
emigracyjnych (Kraków 1998), dokonując też pionierskich nieraz rozpoznań na temat ośrodków
polskiej emigracji (sensu largo).
151
67
dotyczące Przybosia musiały być dla Pankowskiego szczególnie bolesne, co dobrze
ilustruje temperatura emocjonalna tej korespondencji.
Tymczasem okazuje się, że podkreślany przez Ligęzę związek jest o wiele
poważniejszy i obejmuje znacznie większe terytorium niż tylko liryka autora
Teatrowania nad świętym barszczem. Rzecz w tym, że Pankowski upodobanie do
Przybosia wyraża przynajmniej w dwójnasób. Z jednej strony mniej jawne ślady tego
stosunku i upodobania odnaleźć można w przestrzeni wiersza, co dobrze potwierdza
tematyczne zorientowanie na nowoczesność-jako-zjawisko sygnalizowane przez wiersz
Tygodnik filmowy widziany z Brukselii. Z drugiej strony, explicite wykłada je w szkicach
krytycznych (drukowanych na łamach „Kultury”) oraz w listach do Redaktora.
Zaskakujący jest przy tym brak śladu świadomości takiego wpływu, bo o ile
w prywatnej korespondencji potrafił przyznać się do fascynacji Gombrowiczem
(Gombrowicza czytałem jak ewangelię na głos żonie. To tekst z którego wszyscy pisarze
polscy powinni uczyć się odwagi własnych myśli [z listu z 10.03.1957])) czy wyrazić
admirację dla poezji Miłosza (Jest najlepszym z polskich poetów żyjących [z listu
z 23.05.1955]), o tyle Przyboś do tego szeregu nie został nigdy włączony. Podobnie,
z tym że przy odwróconym wektorze, rzecz przedstawiała się w odniesieniu do prozy
Borowskiego i Lipskiego156 – twórczość obu pisarzy Pankowski krytycznie omawiał,
pozostawał także – szczególnie w przypadku Z Auszwicu do Belsen: przygody –
w zbliżonym kręgu tematycznym, jednak dyskursywnie nie artykułował swych
związków z nimi.
Próbuję przez to powiedzieć, że relacja z Przybosiem miała charakter bardziej
podstawowy, tyczący postawy światopoglądowej, którą dobrze określa imperatyw
sprawdzania pola efektywności literatury w poszerzaniu widzialności rzeczywistości.
Co to znaczy? Przyboś w wielu miejscach – głównie w pisarstwie teoretycznym –
wyrażał swoje poglądy na temat sztuki i wyraźnie wskazywał na konieczną symbiozę
twórczości artystycznej i rzeczywistości. W Widzieć wszystko pisał: Poezja pochodzi
albo z nadmiaru doświadczanej chwili, albo jest rekompensatą niedosytu: tego, że się
nie wchłonęło wszystkiego, co daje teraźniejszość157. Poezja (a zatem i literatura) swój
początek biorą w percepcji świata, jednak nie idzie tu o constance, jej niezmienność,
stan spoczynku, a raczej o immanentny ruch, procesualność; płynność rzeczywistości,
156
Wolny od łzy [L. Lipski, Dzień i noc, 1957], „Kultura” 1957 nr 7-8, s. 211-213; Tadeusz Borowski po
20 latach. Pierwsza śmierć Tadeusza Borowskiego, „Wiadomości” 1970 nr 42 s. 4, nr. 43 s. 2.
157
J. Przyboś, Widzieć wszystko, [w:] tegoż, Utowory poetyckie, wyd. 2, Warszawa 1975, s. 453.
68
stałą jej fluktuację – bez znaczenia, czy policzoną jako nadmiar czy niedobór – jest
zatem gliną, z której lepi artysta, zapisując jej epifaniczność odkrywa estetycznosymboliczny wymiar w najbanalniejszych zdarzeniach życia codziennego. W remedium
międzysłownych konstelacji obrazów, za sprawą której objawi się ukryta prawda
o nieobecnym obiekcie Ryszard Nycz będzie upatrywał prób przekroczenia
dojmującego poczucia utraty mitycznej zdolności nazywania rzeczy i osób ich
prawdziwym imieniem158. O swoim „apetycie” na rzeczywistość pisał Przyboś także
w innym miejscu: [literatura to] poryw ku nowości, ku odkrywaniu niewyrażonych
jeszcze a dziejących się teraz nowych zdarzeń, wyobraźni i serca159.
Sądzę, że w ramach tej relacji (z Pankowskim) z powodzeniem można wyodrębnić
przynajmniej trzy kategorie, które dobrze oddają ich wzajemną „wspólnotowość”:
wspomniany już stosunek do rzeczywistości (dzieło literackie jako miejsce jej zapisu),
wektor nowoczesności skierowany przeciwko tradycji oraz artystyczną niezależność,
jednostkowość. Znamienna jest nie tylko ilość poświęconego Przybosiowi miejsca, ale
raczej jego jakość – Pankowski w dwóch ważnych syntezach powojennej poezji
polskiej przywoływał nazwisko autora Ody do turpistów jako synonim spełnionej
twórczości, która ma być punktem odniesienia, drogowskazem dla wszystkich innych:
I gdyby nie dziegciowocukierkowaty socrealizm, być może dzisiejsza poezja polska
stałaby pod znakiem Przybosia, Miłosza i Różewicza (…)160.
W innym miejscu napisze:
Nie trzeba sobie jednak wyobrażać, że wszystkie wiersze drukowane w Kraju są bezwartościowe,
przeszedłszy przez ręce fachowców partyjnych typu Putramenta. Na szczęście poetom udało się
przemycić, to tu to tam, jakiś utwór czy choćby fragment poematu (jak to miało miejsce
u Gałczyńskiego). I właśnie tę poezję, która powstała pomimo socrealistycznych nakazów i zachęt,
uważam za jedynie cenną. Należą do niej liczne utwory P r z yb o s i a i Gałczyńskiego,
Iwaszkiewicza, Różewicza i Jastruna. Obok ogarka zapalonego Partii, świeci w nich nadal słońce
prawdziwej liryki. Jest to jednak poezja „nie typowa” i niestety coraz rzadsza… 161
Warto jeszcze na moment powrócić do cytowanego już szkicu Przybosia,
pochodzącego z „Nowej Kultury”, w którym ten precyzjnie objaśnia swój stosunek do
nowoczesności i będącej jej przeciwieństwem postawy tradycjonalistycznej, która nie
sprzyja rozwojowi literatury polskiej, a zatem nie nosi śladów innowacyjności:
158
Nycz: R. Nycz, Wiersz jest „jak raca”. Juliana Przybosia poetyka oświecenia a estetyka nowoczesna,
[w:] Stulecie Przybosia, pod. red. S. Balbusa, E. Balcerzana, Poznań 2002, s. 35.
159
J. Przyboś, „Nowa Kultura”, 1954 nr 18.
160
M. Pankowski, O wierszu nowoczesnym, „Kultura”, 1954 nr 7-8, s. 83.
161
M. Pankowski, Dziesięć lat poezji krajowej, „Kultura” 1955 nr 1-2, s. 38.
69
Krytykowałem przesadny kult tradycji, określiłem, że właściwością każdej tradycji postępowej,
było przeciwstawienie się tradycjonalizmowi, że każda prężna epoka nie oglądała się zbytnio na
przeszłość; że świadczyła przede wszystkim o sobie (…) ustawiczne powoływanie się na tradycję
(postępową) w literaturze wcale nie przyczyniło się do rewolucyjności współczesnego naszego
piśmiennictwa; że przeciwnie: ustawiczne cofanie się myślą wstecz, odwoływanie się nawet do
wartościowej tradycji – doprowadziło do kultu starych, nieprzydatnych form, do epigoństwa,
miałkości i szarzyzny naszej poezji.(…) I w istocie większość produkcji poetyckiej
w czasopismach przypomina swoją sztuką wierszopisarską już to… Lenartowicza162, Syrokomlę 163
albo nawet Pola164… Tam, gdzie nie ma nowej idei poetyckiej (rezultatu twórczego przemyślenia
nowych treści) powraca starzyzna stylistyczna, tam nowy temat odziewa się bezmyślnie
w znoszony po dziadkach strój…165
Pankowskiemu, który wysupływał swoje narracje z obserwacji rzeczywistości – by
wspomnienć tu chociażby o Putto, którego fabuła jest wynikiem uważnej lektury
prasowych doniesień na temat belgijskich pedofilów – taka artystyczna praxis była
wyjątkowo bliska. Azymut nowoczesności kojarzonej z tym co innowacyjne,
jednostkowe i niepowtarzalne, a przy tym jaskrawo wchodzące w spór z tradycją
najlepiej chyba został wyartykułowany w autorskich komentarzach dotyczących
Matugi. Krystynie Rucie-Rutkowskiej precyzował: (…) Matuga to moja pierwsza
książka napisna wbrew rutynie literackiej, którą właściwie wszyscy polscy pisarze
dziedziczą: takiej romantycznej tradycji spłukanej do czysta nadużywaniem wszystkich
tropów, wszystkich zwrotów romantycznych, wszystkich obrazów166.
Tę walkę o siebie, o wybitność – jak określi to Rutkowska – przejawiał też
w kontaktach z wydawcami. Najpierw w 1958 roku mówił Jerzemu Giedroyciowi: nie
chciałbym, aby moja książka została uduszona. Wierzę, że jest nowiną (z listu
z 11.10.1958), a ponad pół wieku później Piotrowi Mareckiemu: Matuga, panie Piotrze,
była zamierzona jako dzieło, jakiego jeszcze nikt nie napisał, miała być całkiem inna167.
Na aspekt inwencyjności jako istotny element nowej poetyki Pankowskiego,
zwracali uwagę także krytycy – choć nie wszyscy uważali, że taka wolta artystyczna
jest faktyczną nowością, nie orzekali o jej fortunności i pomyślności. Interesująco
rozpoznawał genezę tego estetycznego zwrotu Czesław Miłosz:
Wyznawcy takiej poetyki [poetyki awangardowej zorientowanej na efekt zaskoczenia zamknięty
w odcinki zdania, ale także i niebanalnej metaforze – przyp. J.B.] sądzą, że odkryli zasadę poezji
162
Teofil Lenartowicz (1822-1893) – poeta, pisarz, rzeźbiarz; związany z Cyganerią Warszawską; od
1851 roku na emigracji (m.in. Florencja, Bolonia).
163
Władysław Syrokomla (1823-1862) – poeta, tłumacz.
164
Wincenty Pol (1807-1872) – poeta, geograf, etnograf.
165
J. Przyboś „Nowa Kultura”, 1954 nr 18.
166
K. Ruta-Rutkowska, Polak w …, dz. cyt., s. 94.
167
P. Marecki, Nam wieczna ...,dz. cyt., s. 234.
70
w ogóle i skłonni są wskrzeszać raz po raz spór pomiędzy romantykami i klasykami, przy czym
romantycy to oni, a klascy to ich przeciwnicy. Kryje się w tym sporo złudzeń, bo przymus
wynalazczości prowadzi nieraz do literackich kanonów i bez trudu można rozpoznać szczególny
awangarodwy idiom, rzekomo jedynie zgodny z przepisami nowoczesnego smaku. Zresztą nie
znaczy to, że „awangardowa” praktyka musi dawać złe wyniki. Trzeba jednak rozważać jej
passywa i aktywa. (…) O tym, że Pankowski jest wychowankiem określonej „szkoły”, poucza
jego manifest „Do Czytelnika” czyli przedmowa. Widać w niej stare nałogi Awangardy:
czupurność, zamiłowanie do burz w szklance wody (wieczna młodość?) oraz posłuszeństwo
wobec zasadniczego kanonu nowoczesności168.
Sądzę, że terytorium tej artystycznej przyjaźni można z powodzeniem poszerzeżyć
o inny literacki analogon – wydrukowany na łamach „Twórczości” w 1951 roku wiersz
Pankowskiego Tygodnik filmowy widziany z Brukseli, swoją poetyką (i tematyką)
nawiązujący otwarcie do nowoczesnych zjawisk konkretnego momentu historycznego.
Powojenna odbudowa Warszawy zostaje wpisana w nowoczesny projekt technologiczny
w równej mierze jak czołg amerykański czy hydroplan w paryskim hangarze. Innym
emblematem nowoczesności (kojarzonej z rozwojem techniki) jest tu osadzenie sytuacji
lirycznej w przestrzeni kina: Noc na Sali./Ponad głowami mruczy film.
W warstwie stylistycznej i obrazowej wiersz wyraźnie nawiązuje do poetyki
awangardowej, postulującej zbieżność nowoczesności artystycznej z ideami postępu
społecznego. Tej transpozycji (poetyki awangardowej) towarzyszy typowa dla realizmu
socjalistycznego figura robotnika, tu murarza (murarze słyszą śmiech i sami/po
rusztowaniach biegna wzwyż,/a każdy trzyma po prawej ręce/pięć albo sześć izb)
sprzężona z produkcyjno-rewolucyjnym sloganem: Nowa ziemia pęcznieje w rękach
radosnych zdunów.
W innym miejscu pisze poeta: I na murze dwaj murarz/wiążą cegły,/ścianę sypią
z rękawa,/pod sznur – i kawałek dalej: Cieśle już niebo przysiedli okrakiem/i duchy
biorą na bary. W tych wersach słychać odległe o blisko trzydzieści lat echa fraz
pochodzących z literackiego debiutu Juliana Przybosia, z wiersza Cieśle: Ciosają
w roboczej dwójce/rytmicznie, dębowe Ojce. O niechybnym pokrewieństwie świadczy
też uruchomiona w wierszu awangardowa retoryka, przechodząca tu w socjalistycznie
nacechowany, wyrazisty autorski komentarz (A ty, co patrzysz wciąż spode łba/i modlisz
się, by runął mur (…) Dąsaj się, bracie, na historię,/przed lustrem światu groź
kułakiem), ujawniający prospektywny wektor tego wiersza. Mówiąc inaczej, poeta ma
168
Cz. Miłosz, Matuga z kacetów , „Kultura” 1960 nr 3, s. 14-15. W tym wystąpieniu Miłosza zwraca
uwagę także uproszczenie, którego nolens volens dopuszcza się, traktując synonimicznie to, co
awangardowe i to, co eksperymentalne (w tym komentarzu pojawia się także nazwisko Przybosia jako
pontifex maximus tej siwobrodej awangardy).
71
na uwadze cierpliwą zgodę na nieustanny pochód anioła historii (pozostawiającego za
sobą miniony świat w ruinie), niezmiennie przy tym wytężającego wzrok ku
przyszłości, a zatem wychylonego ku nowczesności. O tym samym wierszu celnie
napisze Stanisław Barć, że naśladuje wzorce poetyki socrealistycznej, dokona jednak
znacznej redukcji jego sensu169. Wiersz zbudowany jest na mocnej opozycji
wertykalnej, która uruchamia skojarzenia związane ze sferą sacrum, kulminując
w ściśle religijnym obrazowaniu: Słuchaj, w trzy dni/można zmartwychwstać
prywatnie,/ale potrzeba czasu i znoju,/by w socjalizmie/ zmartwychwstał/świat. To
przemieszczenie motywów, z macierzystego (religijnego) do nowego kontekstu
(industrialnego) świadczy o innowacyjnym (nowoczesnym) temperamencie tego
projektu literackiego.
Nowoczesny kontur, blisko związany z postacią Juliana Przybosia, dobrze widać
także w pracy krytyczno-literackiej Mariana Pankowskiego. Obdarzał on twórczość
Juliana Przybosia wytężoną uwagą – dość powiedzieć, że żadnemu innemu poecie (być
może oprócz Bolesława Leśmiana i Juliana Tuwima) nie poświęcił tyle miejsca, ile
autorowi Równania serca. Jego nazwisko jest ważnym punktem odniesienia w dwóch,
opublikowanych na łamach „Kultury”, obszernych syntezach polskiej poezji
powojennej170.
Pankowski
stara
się
także
przybliżyć
twórczość
Przybosia
francuskojęzycznej publiczności, najpierw tłumacząc w 1957 roku kilka liryków do
dziesiątego numeru „Journal des Poètes”, później dokonując przekładu czterech wierszy
do wydanej w 1960 roku Anthologie de la poesie polonaise du XV au XX siecle.
Wreszcie, wpierw w „Kulturze”, a następnie na łamach „Kontynentów-Nowego
Merkuriusza” drukuje szkice o poezji Przybosia171.
W 1956 roku Marian Pankowski pisał: (…) natchnieniem Przybosia jest
rzeczywistość. Rzeczywistość pojmowana nowocześnie. (…) Przyboś – poeta nie
schlebiający „szerokim rzeszom czytelników”. Przyboś – katograf wyobraźni,
nanoszący niestrudzenie wciąż nowe barwy na pożółkłe obszary poetyckiego światat
Polaków”172.
Artykulacja tych sądów dobrze koresponduje z aktywnością mecenacką Przybosia,
169
Por. S. Barć, Marian Pankowski …,dz. cyt., s. 101.
Patrz: M. Pankowski, O wierszu nowoczesnym, „Kultura”, 1954 nr 7-8 oraz Dziesięć lat poezji
krajowej, „Kultura” 1955 nr 1-2.
171
M. Pankowski, Rzeczywistość widzialna,”Kultura” 1956 nr 9 oraz W pierwszej linii, „KontynentyNowy Merkuriusz”, 1960 nr 15.
172
M. Pankowski, Rzeczywistość widzialna,”Kultura” 1956 nr 9.
72
170
którego zaangażowanie w nowoczesność zdecydowanie wykraczało poza linie wiersza;
walnie przyczynił się on do organizacji pierwszej powojennej wystawy Władysława
Strzemińskiego i Katarzyny Kobro (w grudniu 1956 roku w Łodzi), oficjalnie przecież
forpoczty polskiej sztuki nowoczesnej. Zresztą Przyboś wydatnie wspierał próby
przywracania pamięci o pierwszym wśród unistów, będąc spirytus movens wydanej
w 1958 roku Teorii widzenia (do której napisał przedmowę)173.
To jednak nie wszystko – Pankowskiemu imponuje zdolność rogatego chłopa
z Gwoźnicy do ocalenia swojej artystycznej niezależności, do tego zgrabnego (choć
niesamowicie trudnego) oscylowania pomiędzy polityką a sztuką. Zdania napisane
w 1955 roku brzmią z perspektywy czasu bardzo aktualnie, mogą
spełniać rolę
autokomentarza do późniejszej postawy Pankowskiego, który rozluźniwszy więź
z „Kulturą”, nie związał się z żadnym innym ośrodkiem „wychodźczym” (choć
publikował w „Wiadomościach” Grydzewskiego, „Oficynie Poetów i Malarzy”
Bednarczyków, czy „Kontynentach-Nowym Merkuriuszu” Czerniawskiego). Nie uległ
też pokusom powrotu do kraju – vide apel Zbigniewa Florczaka namawiający do
powrotu do PRL intelektualistów mieszkających za granicą, nadany przez polskie radio
w 1955 roku174:
Na szczęście, jak dotychczas, nie wszystkich poetów zdołała Partia zrobić dostawcami rymowanej
kroniki uprzemysławiania Kraju i reporterami wydarzeń polityki międzynarodowej. Jeden jedyny
pisarz świadomie opiera się wszelkim próbom ingerencji partyjnej w sprawy twórcze, Julian
Przyboś. Jest to zjawisko świadczące o wielkiej odwadze i niezależności intelektualnej poety,
który podpisuje się całkowicie pod polityką Partii – w poezji swej rządzi się niepodlegle, nie
schelbiając nakazom dnia, przeciwnie, wyrażając otwarcie swe sądy i krytyki175.
Chodzi więc o to, by ocalić siebie i swoją twórczość, by nie dać się przerysować
liniami prostymi – jak powie Pankowski w jednej z rozmów.
Niezbyt przychylny stosunek Redakcji i otoczenia paryskiej „Kultury” do Przybosia
nie był tajemnicą (i nie może zaskakiwać), a wyraźna predylekcja Pankowskiego do
autora Równania serca nie mogła w takim środowisku przetrwać zbyt długo. Wystarczy
zresztą dosyć pobieżne spojrzenie w dossier Przybosia, by przyznać, że powodów
mogło być co najmniej kilka – dodajmy jednak, że tej sfery aktywności Przyboś nie taił.
173
O istotnych różnicach w patrzeniu na sztukę nowoczesną pomiędzy Strzemińskim a Przybosiem pisał
Janusz K. Głowacki w katalogu wystawy 100% ABSTRAKCJI - Nowocześni w Łodzi 1955-1965,
wydawca: Galeria 86, Łódź, marzec-kwiecień 2004.
174
Więcej o życiu emigracji patrz: A. Friszke, Życie polityczne emigracji. Druga Wielka Emigracja 19451990, Warszawa 1999.
175
Dziesięć lat poezji krajowej, „Kultura” 1955 nr 1-2, s.34.
73
Jak zgrabnie określił to Zdzisław Łapiński, Przyboś „współżyć z komunizmem” zaczął
tuż po wyzwoleniu Rzeszowa w sierpniu 1944 roku, gdzie został powołany na
Kierownika Wydziału Informacji i Propagandy Urzędu Wojewódzkiego, po czym już
we wrześniu został członkiem Krajowej Rady Narodowej, by następnie przewodniczyć
– utworzonej przez KRN – Komisji Oświaty. Przez kolejne trzy lata, do 1947 roku,
wchodził w skład kolegium redakcyjnego „Odrodzenia” – tygodnika otwarcie
wspierającego działalność komunistycznych władz. W latach 1947-1951 przebywał
w Szwajcarii jako pracownik dyplomacji, w charakterze posła nadzwyczajnego
i ministra pełnomocnego PRL. Od 1955 roku ściśle współpracował z redakcją
„Przeglądu Kulturalnego” – tygodnika wydawanego przez Radę Kultury i Sztuki.
Wątpliwości Giedroycia mógł także wzbudzać akces Przybosia do tzw. Listu 48 –
nadanego 26 lipca 1956 roku przez Rozgłośnię „Kraj” – apelu krajowych
intelektualistów, skierowanego do przebywających na emigracji ludzi kultury i sztuki,
wzywającego tychże do powrotu do Polski176.
Wreszcie, ten stosunek mógł być skutecznie podkręcany przez działalność
publicystyczną Przybosia, zwłaszcza tę na łamach „Przeglądu Kulturalnego”,
szczególnie po Październiku 1956 roku, kiedy to jawnie wspierał linię polityczną Partii
i zachęcał społeczeństwo do udzielenia jej kredytu zaufania. W liście do Jana
Brzękowskiego z 18 listopada 1956 roku pisał: Czuję się dobrze i jestem najlepszej
myśli – warto teraz żyć w Polsce177.
Na podstawie materiałów dostępnych w Archiwum Intytutu Literackiego „Kultura”
w Maisons-Laffitte można z dużą pewnością stwierdzić, że Pankowski poznał Przybosia
jeszcze przed pierwszą podróżą do Polski (w 1958 roku), podczas III Biennale Poezji
w Knokke w 1956 roku (1-10 września). W liście do Jerzego Giedroycia z 11 września
notował: Za chwilę wchodzi trzeci gość [zapewne oprócz Zygmunta Lichniaka178
i Artura Międzyrzeckiego179 – przyp. J.B.]. Poznałem go natychmiast, wstałem
i podchodzę. Był to Przyboś. Przywitaliśmy się b.[ardzo] przyjemnie i bez najmniejszych
fasonów. (…) Od tej pory, od śniadania wszystkie posiłki jedliśmy razem.
Sądzę, że ten zapis wrażeń i wykonanych gestów, dokonany na gorąco w hotelowym
176
Oprócz Przybosia apel podpisali m.in.: Julian Krzyżanowski, Karol Estreicher, ks. Józef Iwanicki,
Maria Dąbrowska, Gustaw Morcinek, Paweł Jasienica, Antoni Słonimski, Zofia StarowieyskaMorstinowa.
177
List Juliana Przybosia do Jana Brzękowskiego z 18 listopada 1956 roku, cyt. za: Julian Przyboś. Życie
i dzieło poetyckie, red. S. Frycie, Rzeszów 1976, s. 49.
178
Zygmunt Lichniak (1925 – 2015) – polski eseista, poeta, krytyk literacki.
179
Artur Międzyrzecki (1922 – 1996) – poeta, tłumacz, w latach 1991-1996 prezes polskiego PEN Clubu.
74
pokoju „Les Argousiers” przy Place Albert I jest właściwie bardziej znakiem
towarzyszących Pankowskiemu emocji niż sprawozdaniem-relacją przesłaną pod
lafficki adres180. Nawiasem mówiąc, w tym liście Pankowski swój szacunek do
legendarnego awangardysty przemyca mimowolnie, a najwyższe uznanie wydaje się
jedynie informacją implikowaną, zachowaną na poziomie behawioralnego opisu,
wynikającą z porównania i powstałej w ten sposób różnicy, wszak nieco wcześniej
relacjonował: Nazajutrz, rześki i czujny, wchodzę do jadalni i zauważam jakiegoś pana.
Pozdrowiłem go „skinieniem głowy” i siadam w pobliżu. Myślę sobie: to napewno
Międzyrzecki! I w tym samym liście – kilka wersów niżej – znów o Przybosiu:
siedzieliśmy więc przy kawie i wprost nie mogłem uwierzyć, wprost uszom nie chciałem
wierzyć, że ten ktoś mówiący, nie boi się, że się nie ogląda – tylko mówi z uśmiechem
zadowolenia, z poczuciem dumy, że jest wciąż jednym z pośród tych, którzy walczą
o wolność w sztuce, tzn. o wolność słowa181.
Relacje z tych pierwszych wspólnie spędzonych chwil puentuje Pankowski mocnymi
i pewnymi zdaniami: Jest w nim [Przybosiu] coś moralnie zdrowego i pionowego
[w liście z 11 września]; Co za wspaniały typ z Przybosia! (…)Miałem okazję pogadać
sobie z nim osobno (i to kilka godzin!) – co za typ! [w liście z 10 września].
Korespondencja z Biennale w Knokke przynosi jeszcze jedną interesującą
obserwację – mając w pamięci amsterdamski Kongres PEN Clubu z 1954 roku,
Pankowski zestawia ze sobą atmosferę (tę panującą wówczas), z tą naówczas aktualną,
akcentując przy tym powszechny entuzjazm (z listu do Jerzego Giedroycia
z 10.09.1956):
Nie pisałem dotychczas, bo dzień i noc rozmawiałem i rozmawiam z naszymi, tj. z Przybosiem,
Lichniakiem, Bieszczadowskim i Międzyrzeckim. (…) Polacy byli wspaniale niezależni. Przez
cztery dni interesowali się wszystkimi, z wyjątkiem Rosjan! Porobili setki znajomości. (…) Co za
różnica w nastrojach i stopniu szczerości, kiedy pomyślę o Amsterdamie ’53 i Knokke ’56 !! Przez
sekundę nie miałem wrażenia, żeby któryś z nich próbował ominąć jakiś temat, czy skierować
180
W przesłanej Redaktorowi korespondencji z tego wyjazdu, dał Pankowski bardzo ciekawą
charakterystykę uczestników polskiej delegacji (co w tym miejscu jedynie sygnalizuję), oprócz
Juliana Przybosia jeszcze Zygmunta Lichniaka (jako zwolennika możliwego mariażu socjalizmu
i katolicyzmu; środowisko PAX), Artura Międzyrzeckiego (Międzyrzecki jest Hemarem socjalizmu)
oraz Mikołaja Bieszczadowskiego ((…) to uroczy syn Leśmiana, zagubiony w dniu dzisiejszym).
181
Z tego samego listu możemy dowiedzieć się, jakie tematy były przedmiotem rozmów pomiędzy obu
pisarzami. Sporo miejsca (prócz sytuacji politycznej w kraju) zajmują m.in. kwestia działalności PAXu; problem antysemityzmu w PRL, kwestie literackie (szczególnie fascynująca lektura Dziennika
Gombrowicza), zamówienie dotyczące niedostępnej w Polsce Doliny Issy oraz egzemplarzy
„Kultury”.
75
rozmowę na inne tory …
Podsumowując,
próbowałem
tu
naszkicować
–
przy
użyciu
prywatnej
korespondencji Pankowskiego i Giedroycia, a także publicystycznej pracy tego
pierwszego – szkielet przyjaźni autora Kozaka i Juliana Przybosia; wziąwszy pod
uwagę przywołane fakty, uważam, że łatwiej zrozumieć rozczarowanie Pankowskiego,
gdy w korespondencji z Giedroyciem natrafiał on na takie zdania: (…) jest tu Przyboś.
Milutki i nijaki (z listu Jerzego Giedroycia z 27.05.1957). Mając w pamięci
wzmocnioną spotkaniem w Knokke sympatię obu pisarzy, zaskakiwać nie powinna
zdecydowana filipika Pankowskiego (z listu do Jerzego Giedroycia z 3.06.1957):
Nie godzę się z Pańską oceną Przybosia. Zauważyłem to już od dawna, że nie ceni Pan ludzi
gładkich w obejściu, „grzecznych”, jak Pan ich nazywa z przekąsem… W wypadku Przybosia ma
Pan do czynienia z czymś więcej. Przyboś jest dobrym poetą, znawcą sztuk plastycznych (rzecz
arcyrzadka wśród Polaków) i miał odwagę sam walczyć ze stalinowcami o sztukę wolną od
skrępowań. Myślę, że to co Pana w nim razi to brak przekonań politycznych, brak politycznego
planowania. Jest również Przyboś człowiekiem honoru – i to nie takie częste wśród Polaków…
Jak sądzę ta swoista obrona Przybosia dużo mówi o emocjonalnym stosunku do
relacji z nim, markuje także potrzebę akceptacji dla prywatnych upodobań i przyjaźni,
akceptacji oczekiwanej ze strony Redaktora „Kultury”. Oczywiście nie oznacza to, że ta
wyraźna różnica w ocenie Przybosia była przesądzającym zdarzeniem prowadzącym do
poluzowania związków z „Kulturą”, była raczej istotnym incydentem w procesie erozji
tej współpracy. Podczas gdy dla Pankowskiego taka rozbieżność opinii nabiera
niemalże krytycznego wymiaru, dla Giedroycia stanowi ona jedynie błahe
nieporozumienie, które ten precyzyjnie objaśnia w liście z 5 czerwca 1957 roku:
Nie ma Pan racji. Wcale Przybosia nie atakuję. Miałem z nim zresztą dziś bardzo serdeczną
i długą rozmowę. Tylko oni są we wszystkich sprawach trudni do rozkręcenia. Nie atakuję
Przybosia poety czy znawcy malarstwa. I r y t u j e m n i e P r z yb o ś j a k o fa k t y c z n y p r e z e s
Z wi ą z k u Li t e r a t ó w a wi ę c j a k o p o l i t y k k u l t u r a l n y.
Towarzyszy mi przekonanie graniczące z pewnością, że ta syntagma dobrze streszcza
zasadniczą
niekongruencję
projektów:
odpowiednio
literackiego
(Pankowski)
i politycznego (Giedroyc), projektów, czy raczej sposobów widzenia świata
implikujących – podobnie jak w przypadku Kisiela – kolejne światopoglądowe
nieporozumienie.
76
1.5 Literature for god sake! Michel de Ghelderode, poemat
i powieść
W inicjalnym zdaniu listu z 9 października 1958 roku Jerzy Giedroyc pisał do
Czesława Miłosza: Zwracam się do Pana w sprawie dla mnie b[ardzo] ważnej, a którą
prosiłbym traktować całkowicie p o u f n i e. Po czym dodawał:
Ostatnia ewolucja Pankowskiego (myślę ma się rozumieć o ewol[ucji] artyst[ycznej]) bardzo mnie
niepokoi z tego względu, że zupełnie mi się nie podoba i jej kompletnie nie rozumiem. Ma się
rozumieć świadczyć to może też o mojej ignorancji, do czego chętnie się przyznaję. Ostatnio
przysłał mi "poemat"182 po pobycie w kraju, który mnie po prostu odrzuca. Chciałbym jednak
skontrolować mój sąd. Przesyłam go więc Panu z prośbą o dwa słowa oceny i odwrotne
odesłanie183.
Ten list wydaje się szczególnie istotny przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze
w wydanym dotąd korpusie korespondencji Jerzego Giedroycia nie sposób odnaleźć tak
bezpośredniego i jednocześnie czułego zainteresowania twórczością Pankowskiego,
która zaczyna sprawiać mu wyraźny kłopot i rozczarowanie. Po drugie, o randze
problemu może świadczyć fakt, że owa rozmowa z autorem Gucia zaczarowanego
szczelnie wypełnia całą przestrzeń listu. Po trzecie, Redaktor dość precyzyjnie określa
swój stosunek do Belga184, prosząc Miłosza, by tę sprawę bardzo ważną zatrzymał w
zupełnej tajemnicy. Mimochodem komunikuje tu Giedroyc jeszcze kilka innych
ważnych aspektów, które oglądane z historyczno-literackiego oddalenia uznać można za
symptomy powolnej erozji tej znajomości. Owa konwersja estetyczno-stylistyczna,
określona w liście mianem ewolucji artystycznej, jest bardzo czytelna i zupełnie
niezrozumiała. Ponadto Giedroyc nolens volens mówi wiele o swoich preferencjach
lekturowych, definiując siebie jako ignoranta (w innym miejscu powie o sobie, że jest
konserwatystą na polu literatury), a sam tekst (nowy tekst Pankowskiego) przy tak
zdefiniowanej optyce po prostu go odrzuca i wprowadza w konfuzję, która musi zostać
przedyskutowana; wobec tego Giedroyc nie wie, co na ten temat sądzić. Zatem
literatura pisana przez Pankowskiego onegdaj, „twórczość poprzednia”, sprzed „owego”
poematu, przemawiała do jego gustu mocniej i jak można przypuszczać dobrze
182
Przedmiotem troski Giedroycia jest tu opublikowany w 1959 r. poemat prozą Góralu, czy ci… (M.
Pankowski, Góralu, czy ci…, „Kultura” 1959 nr 1-2, s. 146-150).
183
J. Giedroyc, Cz. Miłosz, Listy 1952-1963, oprac. i wst. M. Kornat, Czytelnik, Warszawa 2008, s. 305306.
184
Określenie Jerzego Giedroycia pomieszczone w liście do Jana Nowaka-Jeziorańskiego z 15.09.1955
[w:] Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc. Listy 1952-1998, wyb., oprac i wst. D. Platt, Wrocław
2001, s. 85.
77
przystawał do tradycyjnego poczucia smaku literackiego. Wojciech Ligęza zwrócił
uwagę, że Pankowski-poeta odkrywany porządek istnienia potwierdzał poprzez ład
formy artystycznej185. Ale w tekście Ligęzy bardziej interesuje mnie inna teza –
znakomity znawca literatury współczesnej wskazuje, że punktem granicznym, spoiwem
łączącym literackie gatunki w twórczości Mariana Pankowskiego, wyznaczającym
początek odwrotu od liryki jest proza poetycka Smagła swoboda, tym samym nie
przypisuje należnej wagi nieco późniejszemu poematowi prozą186. Zaskakujący jest
fakt, że na opublikowany w „Kulturze” w 1959 roku tekst większość badaczy
twórczości autora Matugi nie zwróciła odpowiedniej uwagi bądź nie zwróciła jej
w ogóle – wiele przemawia za tym, że to właśnie ten krótki poemat jest pewnym
literackim wybrykiem Pankowskiego, nośnikiem zasadniczych cech, które zapowiadają
bardzo wyraźnie jego dalszą poetykę. Toteż ostrożnie proponowałbym przesunąć cezurę
tej twórczości właśnie w kierunku czasu opublikowania Góralu, czy ci… głównie ze
względu na wyraźną zmianę stylistyczno-tematyczną i sprzężoną z nią bezpośrednio
nową koncepcję podmiotu sylleptycznego187. Oprócz wskazanych przez Ligęzę
dystynkcji188, ten rozliczeniowy tekst (z okresem młodzieńczym spędzonym w Sanoku,
krakowskimi studiami, czasem przebytym w obozach), który układa się w opowieść o
próbach przekroczenia dotychczasowego „ja” oraz realizowanego dotąd modelu
literatury, zawiera już szereg elementów nowych. Pojawia się więc zasadniczy dla tego
pisarstwa motyw ruchu (i mijało mię wszystko), przemieszczenia protagonisty. Funduje
on
kolejny krąg
problemowy:
zbełtanie
tutejszości
z
tamtejszością;
temat
procesualności, kroczenia najpełniej zrealizuje pisarz w wydanej w tym samym roku
powieści (eksperymentalnej), która już w tytule zawiera ów pierwiastek: Matuga idzie.
Istotną rolę zaczyna odgrywać – inicjowana tym poematem – czytelna erotyzacja opisu
185
W. Ligęza, Marian Pankowski – od formy do anarchii, dz. cyt. s. 228.
Tamże, s. 236.
187
Por. W. Ligęza, tamże, s. 241. Wojciech Ligęza pisząc: Podobnie w mniej znanej prozie poetyckiej
„Góralu czy ci....”, sąsiadującej w czasie z powieścią Matuga idzie, "wkroczenie autora do tekstu w
roli bohatera odtąd nie całkiem już fikcyjnej historii", zwane obecnością podmiotu sylleptycznego,
służy Pankowskiemu do tego, by wyeksponować spektakularne zerwanie z martyrologicznonostalgiczną przeszłością - posługuje się terminem "podmiot sylleptyczny" w znaczeniu, jakie nadał
temu pojęciu Ryszard Nycz w artykule: Tropy "ja". Koncepcje podmiotowości w literaturze polskiej
ostatniego stulecia (zresztą badacz oznacza to użycie stosownym przypisem: R. Nycz, Tropy "ja".
Koncepcje podmiotowości w literaturze polskiej ostatniego stulecia, "Teksty Drugie" 1994 nr 2, s. 22
). Także w: Tegoż, Język modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie, Wrocław 2002.
188
Krakowski badacz zwraca uwagę na naturalistyczną w swej istocie metaforykę „odcięcia” (zerwania),
odwrót od literackości (brak interpunkcji; zwrot w kierunku języka „plebejskiego”), autoironiczne
gesty podmiotu.
78
186
postaci, później zwykle zredukowana do fizjologii cielesnej, często zestrojonej
z obrazami ulegającej procesom rozkładu flory i fauny (a pod bluzkami
borowiki/borowiki borowe/prawaki prawdziwki/prawdziwki prawiczki wyborne/A
chłopcy twardzi już w kroku). Ten rodzaj deskrypcji stanie się idiomem swoiście
postrzeganej autorskiej antropologii. Bez trudu odnaleźć też można raison d’etre tej
twórczości, zjawiający się w poemacie niemalże w formie nakazu: ku inności. Mamy tu
również
do
czynienia
z
początkami
krytyki
kodu
kultury
mieszczańskiej
(mieszczańskości), krytyki mającej swoje źródła zapewne w spotkaniu z belgijskim
dramaturgiem Michel’em de Ghelderode. Jej emblematami są: Wieszcz, kremówka,
gołąb, Wierzynek, krakowskie dorożki. Inwencja pisarza sięga także po repozytorium
religijne: Pankowski używa języka i gestów kojarzonych dotąd ze sferą sacrum do
wyeksponowania trudu adolescencji, rytualizuje ów moment:
Lecz kiedy przyszło wyżymanie była tam balia nic tylko balia
w której kisł patetycznie ogromny ciuch dzieciństwa
I wtenczas ja genialny Manio przeżegnałem się I natychmiast
odżegnałem się Ale czy całkowicie Bo coś we mnie chciało
jeszcze chlapać litanię do baranków na niebie
Wreszcie, tym tekstem Pankowski rozpoczyna swój spór z wizją literatury
zaangażowanej, przeciwstawiając jej twórczość wolną od wszelkich pozaartystycznych
powinności. O tej sekwencji poematu napisze Ligęza, że jest prawdziwą opowieścią
o przemianie modelu literatury. Istotę owej przemiany wyrażają metafory odkrojenia,
okaleczenia, oskrobania189.
Rzecz jasna skala tej artykulacji nie jest jeszcze tak wysoka, jak w przypadku wstępu
Do czytelnika poprzedzającego Matugę. Dla przejrzystości argumentacji konieczna jest
dłuższa cytacja:
Ale wtenczas choć i bez lustra ujrzałem nieswojość ust
Trach po nich Brzytwą I flakiem przed siebie aż dziatki idące
mi naprzeciw z kwiatkami z naszych pól i lasów podskoczyły
i w nogi/ Aż cofnęły się panie z przedwojennej inteligencji niosące
mi album Grottgera bo zobaczyły dziąsła Mania krwi świńskiej
pełne po oderżnięciu ust powszechnych
I jamą zębatą ryjem nareszcie plebejskim odrapanym do
krwi z łaciny wielki Manio zaśpiewał
A śpiewał tak wysoko że noc szła mu w pysk i w bebech
spadała i pozwalała się trawić o ileż prawdziwsza potem (…)
A u kresu śpiewania
Wielki Manio zaczatował
189
W. Ligęza, Marian Pankowski – od formy do anarchii…, dz. cyt., s. 241-242.
79
na chrobaczka świętojańskiego
i gdy wpadł mu w paję
plunął nim
w stronę bibliotek złoconych [przeciw literaturze]
W której jestem osobie?
Użyta przez protagonistę Brzytwa (pisana majuskułą) powoduje powstanie
w miejscu ust obficie krwawiącej rany, dodajmy, rany krwawiącej krwią świńską,
plebejską, niską – nabierając przy tym cech krwi świętej, zbawczej i koniecznej, która
jest ostatnim znakiem niegdysiejszych ust powszechnych. Oczywiście zakorzeniony we
wspólnocie sposob mówienia służy dobitniejszej ekspozycji gestu gwałtownego
zerwania z tym, co społeczne, powszechnie obowiązujące – odtąd pisarz będzie
wywodził literaturę z tego, co ciemne, skryte i popędliwe – jednym słowem z tego, co
pochodzi od Matki Nocy, bo to przecież ona rodzi chrobaczka świętojańskiego. Ten
fragment zwieńczy Pankowski pytaniem o istotę sztuki: W której jestem osobie?
skierowanym przeciwko bibliotekom złoconym. To artystyczne salto mortale wyda na
świat wyłupionego ze skóry na Podobieństwo Bezprzykładne sarniuka, któremu nikt nie
okaże pieszczoty ani troski.
W przytaczanym wcześniej liście Giedroyc określi poemat Góralu… mianem
niepokojącego i jednak – pomimo wstępnych obaw – zdecydował się go wydrukować
w redagowanym przez siebie miesięczniku. Sądzę, że tym języczkiem u wagi, który
nieznacznie przechylił szalę na korzyść Pankowskiego, nie była jedynie odpowiedź
Miłosza – zanim ją przytoczę wywołam z pamięci zdania napisane przez Redaktora
w 1957 roku, a skierowane do Jana Nowaka-Jeziorańskiego, będące w istocie opinią na
temat twórczości Pankowskiego:
Pankowskiego stawiam na ostatnim miejscu [Giedroyc ma na uwadze: Jerzego Sito 190, Floriana
Śmieję191, Janusza Ihnatowicza192, Zygmunta Ławrynowicza193, Danutę Bieńkowską194 - przyp.
190
Jerzy Sito (1934-2011) – poeta, tłumacz; członek grupy poetyckiej Kontynenty w Londynie; w latach
1991-1996 ambasador RP w Danii.
191
Florian Śmieja (ur. 1925) – poeta, badacz literatury hiszpańskiej, tłumacz.
192
Janusz Ihnatowicz (ur. 1929) – poeta, tłumacz; skupiony wokół pisma „Kontynenty”; laureat Nagrody
Fundacji Kościelskich z 1973 roku; od 1946 roku poza Polską.
193
Zygmunt Ławrynowicz (1925-1987) – poeta, tłumacz; członek zespołu redakcyjnego czasopisma
„Kontynenty”.
194
Danuta Bieńkowska (1927-1974) – poetka, historyk literatury (profesor Uniwersytetu w Toronto).
80
J.B.], choć, jak Pan wie, cenię go bardzo wysoko, po prostu dlatego, że trzeba najpierw pomóc
debiutantom195.
To sformułowanie stawiam na ostatnim miejscu nie jest opinią o twórczości autora
Smagłej swobody – tę mieści Giedroyc w wygłosie listu; problemem nurtującym
Redaktora jest tu konieczność pomocy debiutantom, co urasta do rangi decyzji
politycznej, wszak Jerzy Sito, Florian Śmieja, Janusz Ihnatowicz czy Danuta
Bieńkowska stoją przed przykrym dylematem: czy swoje poezje drukować w kraju – co
wiąże się z koniecznością pewnych ustępstw na rzecz reżimu, czy skazać się na literacki
niebyt rezygnując z koncesji, ale płacąc za opór powściągnięciem ambicji
artystycznych.
Chciałbym jeszcze powrócić do punktu wyjścia tego rozdziału, mianowicie do
towarzyszącego tym rozważaniom (głębokiego) przekonania, że o zakończeniu
współpracy Redaktora z Pankowskim zadecydowały bardziej względy literackie, niż
różnice wynikające z odmiennych poglądów politycznych. Taka odpowiedź może
brzmieć dziwnie przekornie, zwłaszcza że występuje wbrew dotychczasowym
ustaleniom badaczy, ale możliwa jest także dzięki zdaniom zapisanym po latach
w Autobiografii na cztery ręce:
Pomijając jednak takich autorów, jak Gombrowicz czy Miłosz, których drukowałem wszystko, co
napisali, większość książek, wydanych w Bibliotece „Kultury”, wyrosła z moich inicjatyw. Były
one przeważnie zwrócone ku książkom o charakterze politycznym, czego przykładem może być
Archiwum Rewolucji196, starałem się jednak nie pomijać utworów czysto literackich. W tej
dziedzinie robiłem pewne eksperymenty, nie zawsze udane; początkowo bardzo mnie zafrapował
Pankowski, który później przestał być dla mnie ciekawy197.
Jeżeli dobrze rozumiem sens słów Giedroycia, to przez pewien czas – do przesłania
rękopisu poematu Góralu, czy ci… – Pankowski był redaktorskim odkryciem
i wyjątkiem od ściśle określonej, bo politycznie zorientowanej strategii wydawniczej.
Zauważmy, że estetyka wczesnych wierszy Pankowskiego koreluje z uprawianym przez
niego modelem literatury sprzed poematu, ergo koresponduje z dość tradycyjnym
i konserwatywnym gustem literackim. Jak sądzę, przytoczona wypowiedź Redaktora
świadczy także o intuicyjnym probierzu literackości, którym ten okazjonalnie kierował
195
List Jerzego Giedroycia do Jana Nowaka-Jeziorańskiego z 2.01.1957, [w:] J. Nowak-Jeziorański,
J. Giedroyc, Listy 1952-1998, wyb. i oprac. D. Platt, Ossolineum, Wrocław 2001, s.154.
196
Jedna z podserii wydawniczych w Bibliotece „Kultury” (oprócz „Dokumentów” oraz „Bez cenzury”),
której ustanowienie ogłoszono w jubileuszowym numerze 200. „Kultury” (nr 6/1964). Notatkę na ten
temat sporządził Ignazio Silone (objaśniał główny cel, tj. ujawnianie kłamstw radzieckiej
propagandy).
197
J. Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, oprac. i posł. K. Pomian, Warszawa 1994 s. 197.
81
się przy ocenie nadesłanych do laffittu tekstów. Pankowski okazał się zatem autorskim
eksperymentem wykonanym, choć nieudanym. O tym wartościowaniu rzekomo
pozbawionym przedwiedzy, w ramach którego zawieszeniu ulegają osobiste sympatie
i uprzedzenia, gust i polityka, gdy znaczy tylko literatura, Marek Kornat napisze
w kontekście relacji Redaktora z Żagarystą:
Przy wszystkich różnicach najistotniejsze wszakże było to, że dla Jerzego Giedroycia nigdy nie
były najważniejsze ani przekonania światopoglądowe, ani poglądy polityczne, ani biografia.
Różnic Jerzy Giedroyc nie przenosił nigdy na ocenę wartości literackich dzieła198.
Nie wiemy dokładnie, kiedy Redaktor podjął decyzję, by ten szczególny tekst
Pankowskiego wydrukować; respons Miłosza sprawy wcale nie upraszczał, ani tym
bardziej nie rozwiązywał, wszak stał a contrario Redaktorskich rozpoznań. Można
powiedzieć z przekonaniem graniczącym z pewnością, że instruktaż (ta swoista
instrukcja obsługi) autora Ziemii Ulro został przez Giedroycia przyjęty, a nawet więcej
– że Redaktor poszedł tropem Miłoszowej opinii. Zresztą odpowiedź Miłosza – głównie
z powodu przyjętej w tym rozdziale perspektywy opisu – jest tu ważna i operacyjnie
użyteczna, ponieważ dobrze przedstawia zajmowane przez niego stanowisko
w odniesieniu do modelu tworzonej przez Pankowskiego literatury; obszerniejszy jej
fragment pełniej zilustruje wywód:
Pankowski. Przeczytałem z zainteresowaniem. Jednakże ten pobyt w Polsce to nie było dla niego
nic. Zaznał. Najkonkretniej, wpływu [Jerzego] Harasymowicza, w pierwszym rzędzie. [Kazimierz]
Wyka pisze, że jest w Polsce cały gatunek, który proponuje nazwać grochowiaki i harasymuszki,
widząc w tym zresztą niezwykle ciekawy nurt poezji. Że Pankowski jest wrażliwy i zaraża się, to
dobrze tylko o nim świadczy. Zresztą to niezwykle pouczające-jak jednak poeta odizolowany
trudno daje sobie radę, jak tęskni do włączenia się w pewien nurt kolektywno-poetycki,
w atmosferę, w kierunek poszukiwań właściwy pewnej zbiorowości i konfraterni w rodzinnej
mowie. Nie podzielam Pana obaw, bo to lepsze moim zdaniem niż te poszukiwania Pankowskiego
poprzednie, jakieś dziwactwa bez mięsa. I, jeżeli przeczytać parę razy uważnie, wcale nie takie
znowu niezrozumiałe. Tak że mój sąd jest przychylny. Tytuł-sądzę, że można przekonać autora,
żeby dał: „Góralu, czy ci nie żal", jeżeli mu się powie, że to "Góralu, czy ci" to nadmierna
awangardowa dyskrecja i że nawet lepiej gdyby autor zgodził się na jakąś notę-formę od niego
zależy, wskazującą, że chodzi o podróż jego do Polski, bo ja wiem, że był tam, to od razu inaczej
czytałem, to daje klucz, ale trudno zakładać, ze musi wiedzieć o tym czytelnik i on może zupełnie
nie mieć klucza.199
198
199
M. Kornat, Między literaturą a polityką. Korespondencja Jerzego Giedroyca z Czesławem Miłoszem
(1952-2000) [w:] Jerzy Giedroyc-Czesław Miłosz. Listy 1952-1963, oprac. i wst. M. Kornat,
Czytelnik, Warszawa 2008, s. 62.
List Miłosza do Giedroycia datowany jest jedynie rocznie (1958 rok), a w opublikowanym przez
Wydawnictwo Czytelnik tomie korespondencji został oznaczony numerem 172, [w:] Jerzy GiedroycCzesław Miłosz. Listy 1952-1963, oprac. i wst. M. Kornat, Czytelnik, Warszawa 2008, s. 306-307.
82
Jak widać, w rezultacie lektury Góralu, czy ci… Miłosz dochodzi do co najmniej
czterech poznawczo interesujących wniosków. Tekst poematu uważa za interesujący
(przeczytałem z zainteresowaniem) i raczej zrozumiały (I, jeżeli przeczytać parę razy
uważnie, wcale nie takie znowu niezrozumiałe), podczas gdy Giedoryc pisał: zupełnie
mi się nie podoba i kompletnie nie rozumiem. Tak więc generalny sąd jest przychylny.
Ważną konsekwencją listu Giedroycia jest to, że Miłosz mimowolnie wyraża także swój
pogląd na temat twórczości Pankowskiego: dotychczas zbyt uładzonej, a przy tym
wydrążonej i jakby pozbawionej sensu, która dopiero teraz zaczyna przedstawiać
jakąkolwiek artystyczną wartość, jawi się jako coś o czymś: Nie podzielam Pana obaw,
bo to lepsze moim zdaniem niż te poszukiwania Pankowskiego poprzednie, jakieś
dziwactwa bez mięsa.
Pankowski jest – wedle obserwacji Miłosza – literackim odludkiem, pisarzem
samotnym, w dwójnasób oddzielonym zarówno od życia artystyczno-literackiego kraju,
jak i emigracji.
Pankowski jest wrażliwy i zaraża się, to dobrze tylko o nim świadczy. Zresztą to niezwykle
pouczające – jak jednak poeta odizolowany trudno daje sobie radę, jak tęskni do włączenia się
w pewien nurt kolektywno-poetycki, w atmosferę, w kierunek poszukiwań właściwy pewnej
zbiorowości i konfraterni w rodzinnej mowie.
W tym krótkim fragmencie Miłosz zwraca uwagę na istotny czynnik literaturo-, czy
szerzej: kulturotwórczy, który w dużym uproszczeniu można określić mianem transferu
artystycznego – mianowicie widzi w Pankowskim artystę otwartego na aktualne
tendencje,nowoczesność czy na wpływ innych pisarzy, co może być tym ożywczym czy
nnikiem inno-wacyjnie wpływającym na literaturę200. Miłosz dostrzega też głęboką
potrzebę przynależności do pewnej wyobrażonej wspólnoty pisarzy języka polskiego –
być może w tych intuicyjnych rozpoznaniach lokował ślady własnej kondycji
z początku lat pięćdziesiątych, niemniej dobrze korespondują one z kondycją samego
Pankowskiego, który w jednym z listów wyjawiał Giedroyciowi: (…) żałuję, że muszę
mieszkać na prowincji. Na wypady do Paryża stać mię raz na rok [z listu do Jerzego
Giedroycia z 27.06.1954]. Jak wolno przypuszczać, ten list ma być w zamierzeniu
200
Jose Lambert i Rik van Gorp w artykule On describing translations wyróżniają – w odniesieniu do
danego systemu literackiego - dwie zasadnicze funkcje przekładu: konserwatywną (petryfikującą
pewien aktualny stan kultury [literatury]) oraz innowacyjną (twórczy impuls pobudzający rozwój
danej kultury [literatury]). Cyt. za S. Bassnett, Od komparatystyki literackiej do translatologii, [w:]
Niewspółmierność. Perspektywy nowoczesnej komparatystyki. Antologia, red. T. Bilczewski, Kraków,
2010, s. 488-489.
83
Miłosza także próbą odpowiedzi na pytanie Giedroycia o źródła artystycznej ewolucji
Pankowskiego,
stąd
jako
kontekst
wpływologiczny
wymienia
on
nazwiska
Grochowiaka i Harasymowicza (tę formację nieco później określi Jan Błoński mianem
pokolenia „Współczesności”201), jednocześnie źródła tej metamorfozy (wcale nie
słabszego) upatruje w bezpośrednim kontakcie z wiodącymi i silnie rezonującymi
(o czym przekonywał wtedy Wyka) poetykami poetów krajowych.
Opinia żagarysty jest z pewnością interesująca, sądzę jednak, że zbyt łatwa
i pochopna, a przy tym niepełna, bo o ile przejawiał Pankowski krytyczno-literackie
zainteresowanie twórczością Jerzego Harasymowicza202, o tyle trudno powiedzieć, czy
poezję Stanisława Grochowiaka w ogóle znał. Perspektywa przyjęta przez Miłosza jest
także dość redukująca i wąska – nie uwzględnia on europejskiego (flamandzkiego) tła,
w jakim żyje Pankowski, w rezultacie czego nie zwraca uwagi na istotny i twórczy
korelat, który – jako jednemu z najbliższych i najważniejszych współpracowników
redakcji – powinien być wiadomy, wszak Pankowski od 1956 roku dał się poznać jako
autor pierwszego polskiego przekładu Michel’a de Ghelderode203. Chcę przez to
powiedzieć, że to nie odbyta w 1958 roku podróż do Polski przesterowała artystyczną
201
J. Błoński, Zmiana warty, Warszawa, 1961.
W 1958 roku na lamach „Kultury” Pankowski opublikował szkic krytyczny pod wiele mówiącym
tytułem Klasycy i cudotwórcy, którego przedmiotem uczynił poezje Zbigniewa Herberta (Struna
światła, Warszawa 1956 oraz Hermes, pies i gwiazda, Warszawa 1957) i Jerzego Harasymowicza
(Cuda, Warszawa 1956 oraz Powrót do kraju łagodności, Kraków 1957). Pankowski co prawda
zwracał uwagę na mocny debiut autora Struny światła, można jednak odnieść wrażenie, że to właśnie
lirykę Harasymowicza (cudotwórcy) przyjmował lepiej. Na temat Herberta pisał: Jest „legalistą”.
Wiersz jest dla niego wypadkową zastanych, ocenionych i rozwijanych wartości kulturalnych. Jedyne
więc co mu pozostaje to interpretacja szczegółów, szlifowanie przedmiotów, lub dobieranie nowych
oświetleń. Wskazywał także, że Harasymowicz, podobnie jak Herbert, często uprawia poezję. Według
Pankowskiego poezją nie jest uczone i flegmatyczne obchodzenie w krąg przedmiotów – ten zarzut
stawiał także Harasymowiczowi, z tymże jedynie w odniesieniu do tomu Cuda. O Harasymowiczu
notował: Wiersze Harasymowicza są na terenie naszej poezji nowiną (…). Dopiero ruchomość
wyobraźni, jej dar nagłego i bujnego sprzęgania obrazów jest twórczością. Flegmatycznego
saneczkowicza, zjeżdżającego pracowicie z jednej i tej samej górki, zastąpił narciarz sunący na
przełaj, wciąż dalej od wydeptanych stoków zimy. Kończąc artykuł dokonał zawoalowanej, acz
wymownej komparacji: Rezygnując z handlu egzotyką i rupieciarnią (...), Harasymowicz coraz
częściej stosuje swoistą mechanikę, ustawiając trampoliny na brzegach społecznej wyobraźni, skąd
wybici jego obrazem, szybujemy i zahaczamy o wciąż nowe i coraz dalsze widoki. Daleko za nami
pozostają złocone biblioteki und die ganze Literaturwissenschaft. Gest demiurga znaczy więcej aniżeli
zaduma nad istniejącym światem. Szaleństwo więcej niż sens. Jak nietrafione to rozpoznanie miała
dopiero pokazać historia polskiej literatury (M. Pankowski, Klasycy i cudotwórcy, „Kultura” 1958 nr
12, s. 145-151).
203
Oprócz Hop Signor! przełożył Pankowski także nowelę L’odeur du spin (Grzech śmiertelny), którą
opublikowała krakowska „Zebra” w numerze 11 z 1957 roku. Nieco później, bo od 1957 roku z
pewną regularnością utwory Michel’a de Ghelderode publikował miesięcznik „Dialog” w przekładach
Zbigniewa Stolarczyka ( M. de Ghelderode, Escurial. Dramat w jednym akcie, „Dialog” 1957 nr 1).
84
202
wyobraźnię Pankowskiego, że proces ten został uruchomiony pięć lat wcześniej.
W 1953 roku, jeszcze gdy współpraca z Redakcją dopiero na dobre miała zawiązać się,
a stosunki z Redaktorem zacieśnić, Giedroyc w liście z 27 października tego roku
stwierdzał:
Przy okazji chcę prosić Pana o radę. Coraz gwałtowniej postępujący prowincjonalizm zarówno
kraju, jak i emigracji, nasunął mi projekt zmontowania biblioteki przekładów współczesnej
literatury europejskiej. (…) Nie orientuję się w tamtejszych stosunkach [belgijskich] kompletnie.
(…) Czy mógłby Pan poradzić jakie książki warto zasugerować? Idzie jednak, by były to rzeczy
naprawdę na poziomie. Literatury belgijskiej właściwie nie znam.
Pankowski, wówczas już pracownik slawistyki zaznajomiony z brukselskim
środowiskiem artystycznym, wykonuje stosowny rekonesans i posłuchawszy rad
Klaudiusza Backvisa oraz poetów skupionych wokół czasopisma „Journal des Poètes”
(Pierre-Louis Flouquet, Arthur Haulot, Albert Ayguesparse) decyduje o przedmiocie
przyszłej translacji: wybór pada na jednoaktówkę Michela de Gheldrode pt. Hop
Signor!. Pankowski zabiega o spotkanie z dramaturgiem i niedługo potem – w 1955
roku – odwiedza go w jego brukselskim domu. To pierwsze spotkanie wywarło
niezatarte wrażenie, głównie z powodu zetknięcia się z gwałtowną i niespodziewaną
innością:
Umówiłem się, przychodzę, dzwonię do drzwi, otwiera mi mężczyzna o twarzy kobiety, stary, ale
z gładką cerą, włosy szpakowate, obfite, ale przygłaskane, przylizane, a na ramionach czarny szal
koronkowy. (…) To był kobiecy szal, czarny, w oczka. 204
Każdy kolejny kontakt z aurą de Ghelderode’go: osobisty czy zapośredniczony przez
tekst, staje się mocnym bodźcem rozszczelniającym zwarty model literatury znanej
Pankowskiemu z polskiej tradycji. Powstanie szczelina, przez którą napływał będzie
flamandzki żywioł. Ten proces uwewnętrznienia, włączenia we własny krwiobieg
elementów dotąd obcych, znakomicie oddaje wykonana przez Adama Kozaka
fotografia na brukselskim Grand Place (fot. nr 1): uwagi odbiorcy nie przykuwa
entuzjastyczny uśmiech Mariana Pankowskiego, a raczej zdobiący jego szyję różowoamarantowy szal kobiecy…w oczka. Autor Lidy mówił Krystynie Rucie-Rutkowskiej:
(…) wracamy do Michela de Ghelderode, czyli do budzenia u młodego Polaka danych wyobraźni,
które na pewno istniały jeszcze w rodzinnym Sanoku, ale były przypuszczalnie przytłumione
wychowaniem katolickim, to znaczy ulegały onieśmieleniu. Które zostały przebudzone, uzyskały
204
P. Marecki, Nam wieczna…, dz. cyt., s. 160.
85
prawo wyrazu, dzięki Michelowi de Ghelderode – chodzi mi o język, o losy; nieokastrowane losy
mężczyzny i kobiety.205
Zapisane przez Rutkowską słowa stanowią dla podjętej w tym rozdziale próby
niezwykle istotny trop – na podstawie konfesji Pankowskiego z mocnym przekonaniem
można stwierdzić, że de Ghelderode spełnił funkcję warunku koniecznego dla tej
radyklanej i zasadniczej zmiany artystycznej, że ten nieledwie afektywny wpływ
pozwolił wyobraźni (i doświadczeniu) Pankowskiego rewolwerować (jak określiłby
takie działanie Jan Gondowicz). Mówiąc inaczej: badacze z kręgu trauma studies ten
szczególny moment, w którym otwiera się przestrzeń umożliwiająca emisję
doświadczenia, ten asumpt, dzięki któremu umysł ozdrowieńczo kontrapunktuje,
określają rzeczownikiem trigger. W przypadku Pankowskiego to spotkanie de
Ghelderode, praca translatorska z jego tekstami były swoistym odbezpieczeniem kurka,
wzbudzeniem cyngla innowacji uruchamiającego mechanizm przemiany. Na marginesie
chcę zaznaczyć, że moją intencją nie jest badanie zakresu wskazywanego wpływu czy
opisywanie
granic
wpływologicznej
206
jego
obszaru
przy
zastosowaniu
ustaleń
komparatystyki
, zamierzam jedynie dobrze obwarować wysuniętą na początku tezę,
że to poprzez literaturę i dla literatury Pankowski poróżnił się z Giedroyciem.
Mam wrażenie, że casus Pankowskiego stanowi dobrą ilustrację do ustaleń
współczesnych badaczy teorii przekładu, którzy w translacji upatrują ożywczej siły
wzbudzającej
proces
prowadzący
do
efektywnej
zmiany
literatury,
sztuki.
O przełomowym charakterze tych fluktuacji w obrębie nowoczesności interesująco
pisała Susan Bassnett:
(…) obecnie zaś uznano, że translacja odgrywa decydującą rolę w historii literatury i że okresy
wielkich innowacji literackich na ogół poprzedzone były okresami intensywnej działalności
tłumaczeniowej. (…) To drogą translacji wchodzą nowe idee, nowe gatunki i nowe formy (…)207.
W innym miejscu angielska badaczka powie mocniej, że obecnie przekładu nie
deprecjonuje się (…) już jako działalności wtórnej czy marginalnej, lecz można uznać
go za pierwszorzędną siłę formatywną w historii literatury208.
205
K. Ruta-Rutkowska, Polak w …, dz. cyt. s. 54.
Por. A. Zawadzki, Między komparatystyką literacką a kulturową, [w:] Kulturowa teoria literatury 2.
Poetyki, problematyki, interpretacje, pod red. R. Nycza i T. Walas, Kraków, 2012, s. 345-365.
207
S. Bassnett, Literatura porównawcza w XXI wieku, przeł. I. Noszczyk, „Teksty Drugie” 2009 nr 6,
s. 116-117.
208
S. Bassnett, Od komparatystyki literackiej do translatologii, [w:] Niewspółmierność. Perspektywy
nowoczesnej komparatystyki. Antologia, red. T. Bilczewski, Kraków, 2010, s. 485.
86
206
Pomimo że wysuwany przez Bassnett projekt teorii przekładu (dobrze przylegający do
trendów rozwojowych nowoczesnej komparatystyki)209, został przez nią skonstruowany
w odniesieniu do makroskali, choć pozornie wydawać się może, że tylko
w perspektywie literatur narodowych należy go przywoływać, to przecież wynikać on
musi z obserwacji dokonywanych w skali mikro, wychodzących od spostrzeżeń
wywodzonych od przykładów indywidualnych, osobowych twórczości.
Po latach autor Rudolfa tak opisywał swoją translatorską pracę:
Długie współżycie z przyswajanym polszczyźnie tekstem obudziło we mnie myśl o człowieku
zmysłowym i metafizycznym, wpisanym między jałową ziemię i puste niebo, myśl o człowieku
spokrewnionym z podobnymi postaciami u jakże bliskiego mi Leśmiana. (…) Pojąłem, że nie
potrafię dalej pisać, wybierając górną warstwę wyobraźni, skoro bliskim stał mi się człowiek bez
munduru, bez pięknego bandaża wokół czoła, bliźni cielesny i ziemski. Nastąpił we mnie istny
przewrót semantyczny!210
W tych zdaniach słychać autorski pogląd na sztukę translacji – Pankowski używa tu
metafory współżycia, koegzystencji z tekstem, tym samym pozbawia kulturotwórczej
agresji swój stosunek do tekstu źródłowego, a przecież pamiętać trzeba, że działalność
translatora często omawiana była przy zastosowaniu metaforyki opresji; w dedykacji do
swojego tłumaczenia Eneidy John Dryden zanotował: niewolnikami jesteśmy [tłumacze]
i uprawiamy nie swoją winnicę; mamy o nią staranie, lecz wino należy do
właściciela211.
Zatem reasumując te poszczególne uwagi, skłaniam się do przekonania, że
aktywność przekładowa jest po części gestem żarłocznego antropofaga, a tekst
wyjściowy w pewnym stopniu staje się obiektem pożądliwego apetytu kanibala (vide
Oswald de Andrade), ale jest przy tym także swoiście rozumianym partnerem
w konstruowaniu sensu (Pojąłem, że nie potrafię dalej pisać, wybierając górną warstwę
wyobraźni), a w przypadku Pankowskiego istotnym czynnikiem w dojrzewaniu do
artystycznej przemiany (Nastąpił we mnie istny przewrót semantyczny).
Jeszcze przynajmniej jeden idiom projektu literackiego rodem z de Ghelderode
internalizował i ekstrapolował Pankowski na teren swego późniejszego pisarstwa,
209
Por. T. Bilczewski, Historia literatury, komparatystyka, przekład, „Ruch Literacki”, 2012 z. 4-5,
s. 423-432.
210
M. Pankowski, Garb, „Dialog” 1993 nr 1-2, s. 161-162.
211
Interesująca teorię translacji, jako oporu przed „wyjęzykowieniem” Czechów w XIX w., rozwinął
niedawno Vladimir Macura: uznawany był [przekład] za działalność czynną, wręcz agresywną, za akt
zawłaszczenia cudzych wartości kulturowych […] przekład postrzegany był jako inwazja na
terytorium rywala, inwazja podjęta z zamiarem zdobycia bogatych łupów. Macurę i Drydena cytuję
za: S. Bassnett, Od komparatystyki literackiej do translatologii, idem, s. 487, 491.
87
mianowicie gwałtowny sprzeciw wobec kodu mieszczańskiego. Jak rozumieć w tej
perspektywie „mieszczaństwo”? Sądzę, że na podstawie wypowiedzi autora Putto, jak
i implikacji zawartych w samych tekstach można określić mieszczaństwo (mieszczański
habitus) jako pewną społeczną praktykę (postawę) zasłaniającą, skrywającą to, co
w ludzkiej egzystencji przykre i nieprzeparte, oddzielającą to, co publiczne, od tego, co
prywatne, za pomocą szczególnego rodzaju mistyfikacji212. We wstępie do
przełożonego dramatu Hop Signor! Pankowski określi zadania nowoczesnej sztuki:
Mieszczuch bowiem odpycha prawdę o sobie, o nas, prawdę, którą poeta zgęścił i ujednostkowił
w swoich sztukach. (…) Co razi mieszczucha? Czyżby de Ghelederode był dzisiaj jedynym
pisarzem, który dotknął tabu świętej, mieszczańskiej pruderii? Bynajmniej. Rzecz cała w tym, że
uczynił to w sposób nie uzgodniony z tym światkiem i jego nadwornymi krytykami. Rzecz w tym,
że pokazując nasze ciała i dusze, obnażone do cna, patrzy nam przy tym prosto w oczy.
Mieszczuchy wolałyby, żeby chichotał i mrugał przy tym porozumiewawczo.213
Najwyraźniej więc Marian Pankowski, podobnie jak Roland Barthes (w słowie
wstępnym do II wydania Mitologii w lutym 1970 roku), skłaniał się ku literaturze
krytycznej w nurcie nowoczesności, a przeciwko tej zasłaniające, fingującej
autentyczność, tworzącej mistyfikacje. Przeciwko takiej, która przerabia kulturę
drobnomieszczańską w uniwersalną naturę214. W tych napisanych w latach
pięćdziesiątych zdaniach słychać odległe – bo pochodzące z 1924 roku – echa słów
wypowiedzianych przez Anatola Sterna i Brunona Jasieńskiego:
Jesteśmy czuli. I pragniemy miłosiernie przyspieszyć jej śmierć [kultury mieszczańskiej], aby na
zupełnie oczyszczonym miejscu wznosić fundamenta nowej. Nienawidzimy burżuja, nie tylko
tego, który zasłania nam dzisiaj świat wytartym banknotem swej gęby, - lecz burżuja, jako
abstrakcję, jego widzenie świata i każdą rzecz, która jego jest215.
O tym, jak ważnym momentem było spotkanie z belgijskim dramatopisarzem,
Pankowski wiedział od początku – przez pewien czas zamierzał nawet napisać o autorze
Escurial książkę; w elegijnym tonie wyznawał na łamach „Kontynentów-Nowego
Merkuriusza”: Kiedyś napiszę o Ghelderodem książkę. Czuję, że powinna się składać
z kilku szkiców-portretów, równoległych, ale zaskakujących innością. Całość nie
212
Por. M.P. Markowski, Wszyscy się mylą w sprawie „Kronosa”, „Tygodnik Powszechny”, nr 24 (3336),
16 czerwca 2013, s. 38.
213
M. Pankowski, Michel de Ghelderode, „Kultura” 1956 nr 11, s. 53.
214
R. Barthes, Mitologie, przeł. A. Dziadek, wstęp K. Kłosiński, Warszawa 2008, s. 26.
215
A. Stern, B. Jasieński, Ziemia na lewo, Kraków 1987 (brak numeracji stron; reprint wydania
z 1924 roku). Warto nadmienić, że jest w nurtach awangardowych obecny mocny imperatyw
analizujący – w jakimś sensie Marian Pankowski kontynuuje go.
88
powinna
mieć
odautorskiego
podsumowania;
życie
Ghelderodego
nie
było
monolitem216.
Zanim powiem kilka słów o drugim, innym kierunku dokonywanych przez
Pankowskiego tłumaczeń – wykonywanych z języka polskiego na język francuski –
chciałbym jeszcze na moment skupić się na flamandzkich ingrediencjach tej
twórczości217, bowiem jak podpowiada mi intuicja mówią one coś ważnego o jego
stosunku do języka. Do tego flamandzkiego żywiołu, oryginalnego imaginarium, (…)
wizytówki gwarantującej odrębność, a nawet pewnego rodzaju egzotykę – jak określi
„flandryjskość” Judyta Zbierska-Mościcka218. Trzeba było najpierw dojrzeć, wrosnąć
w nią tak językowo, jak i „doświadczeniowo”, egzystencjalnie, bowiem – jeżeli dobrze
rozumiem – według Pankowskiego język, miejsce i doświadczanie tego miejsca są ze
sobą połączone nierozerwalną więzią, której warunkiem jest komunikowalność
zamienianego w literaturę doświadczenia. Inaczej mówiąc, doświadczenie – o czym
skutecznie przekonywali filozofowie języka – zapośredniczone jest tu w całości przez
język, pierwszy i ostatni gwarant „wyjęzyczalności” egzystencji. Podmiot musi zatem
czuć się autochtonem w języku (i kulturze), musi mieć poczucie ścisłej przyległości
egzystencji i języka – tylko wówczas możemy mówić o przekazywalności empirii, jej
autentyczności; warunkiem koniecznym takiej transmisji jest zżycie się z językiem
(i kulturą), życie zgodne z jego frazą, rytmem i dźwiękiem:
Są sytuacje, których nie przeżyłem po francusku. Ja nie byłem dzieckiem po francusku. Ja nie
byłem zakochany po francusku, toteż na przykład język scen miłosnych był z konieczności
zaczerpnięty z mojej kultury francuskojęzycznej, z moich lektur. Było to czymś interesującym,
jako próba pisania, tworzenia w innym języku, ale to nie miało tego dźwięku autentycznego, tego
brzmienia mowy, w której jest się wychowanym; dlatego wszystkie odbicia w mowie są
autentyczne, prawdziwe219.
Jednak ta dwujęzyczność Pankowskiego oprócz swojego wyraźnego awersu –
przekazywalności doświadczenia (świata) przez język - ma konieczny rewers w postaci
importacji elementów obcych, dotąd nieznanych, ale z jakichś przyczyn uznanych przez
pisarza za interesujące, ważne (innowacyjne): Dwujęzyczność była najpierw życiową
216
M. Pankowski, Wspomnienie o Ghelderodem, „Kontynenty-Nowy Merkuriusz” 1962 nr 43-44, s. 4.
Na obecność belgijskich aspektów zwróciła uwagę K. Latawiec w artykule Belgijskie realia w prozie
Mariana Pankowskiego, [w:] „Acta Pancoviana”, red. L. Puchała, 1999 nr 2, s. 35-43.
218
J. Zbierska-Mościcka, Belgijskie historie tożsamości, „Literatura na świecie” 2011 nr 9-10, s. 172.
219
K. Ruta-Rutkowska, Polak w …, dz. cyt., s. 60.
89
217
koniecznością, dziś jest bogatym, wielonurtowym dostępem do źródeł myśli
nowoczesnej220.
Jak wcześniej wspomniano, translacje Pankowskiego biegły także w innym,
przeciwnym kierunku: jest on autorem kilkudziesięciu przekładów poetyckich z języka
polskiego na język francuski. Przyczyn takiej działalności było kilka i poza tą oczywistą
– koniecznością przygotowania tekstów z zakresu literatury polskiej do prowadzonego
na uniwersytecie kursu – tkwił w Pankowskim jakiś wewnętrzny nakaz zmuszający go
do podjęcia tej dodatkowej formy aktywności twórczej. Na marginesie warto
przypomnieć o autorskiej antologii poezji polskiej, jaką ułożył Pankowski już w 1954
roku, zawierającej wiersze 33 poetów, począwszy od Jana Kochanowskiego, a na
Czesławie Miłoszu skończywszy. Po wielu perypetiach ukazała się dopiero w 1961
roku221. Po latach Pankowski powie Krystynie Rucie-Rutkowskiej, że ta działalność
przekładowa była wynikiem indywidualnej misji, w ramach której chciał przybliżyć
zachodniemu Europejczykowi tę inną, karpacką, środkowo-europejską formę
tożsamości:
Kiedy po obronie doktoratu poświęconego Leśmianowi mogłem prowadzić wykłady z literatury
współczesnej, a następnie klasycznej, starałem się wybrać w każdym z okresów teksty i autorów,
którzy by mogli obudzić rezonans kulturalny u młodzieży zachodnioeuropejskiej. Przede
wszystkim pokazać im polskość, która nie imituje renesansu włoskiego czy francuskiego XVIII
wieku, lecz jest czymś autentycznym. Oczywiście nie pojmowałem tego jako jakiegoś autentyzmu
siermięgi, tylko żeby dzieła o nas mówiły: o naszej inności, chociaż pokrewnej Europie. (…)
mocne emocjonalne fragmenty (…) więcej mówiły o naszej polskości niż nasz [Jan] Kochanowski
220
Tysiąc zmysłów zachwyconych. Z Marianem Pankowskim rozmawia Krzysztof Lisowski, „Dekada
Literacka” 1996 nr 7/8, s.3.
221
O pomyśle przygotowania wyboru tekstów wspominał Pankowski w liście do Redaktora z 19 września
1953 roku. W trackie poszukiwań wydawcy kopia przyszłej Anthologie de la poésie polonaise du XV
au XX siècle natrafiła na szereg perturbacji, m.in. została zagubiona w paryskiej taksówce przez
redaktora czasopisma „Preuves”, Francois’a Bondy (Jerzy Giedroyc informuje o tym w liście
z 27.10.1953). Wydaniem antologii przez pewien czas zainteresowany był nawet sam Redaktor: co do
antologji to bardzo mnie korci, by ją wydać, ale trudno mi jeszcze coś wiążącego Panu napisać.
Myślę, że w ciągu marca będę mógł to zrobić. Nie jestem pewien, czy dać antologję dwujęzyczną.
Gdyby to były wiersze w języku angielskim, to jes[z]cze, bo narasta już spora grupa młodej
inteligencji zanglizowanej czy zamerykanizowanej (w liście z 16.02.1956). Projekt Pankowskiego znał
także Miłosz, o czym dowiadujemy się z listu Jerzego Giedroycia do Mariana Pankowskiego
z 2.03.1957: Dzwoniłem przed chwilą do Miłosza w sprawie Pana maszynopisu. Okazuje się że jest
już u niego. Mętnie się tłumaczył że nie pamięta Pana listu. Przycisnąłem go, by zaraz Panu odesłał.
Sprawdzę jeszcze w poniedziałek, czy to zrobił. On jest czasami naprawdę nieprzytomny. Tom wyjdzie
dopiero w 1961 roku w brukselskiej oficynie Andre de Rache. Antologia Pankowskiego była drugim –
po Five Centuries of Polish Poetry Jerzego Pietrkiewicza i Burns’a Singer’a (Londyn 1960) tak
poważnym przedsięwzięciem translacyjnym, mającym na celu przybliżyć Zachodniemu czytelnikowi
polską poezję (informacja za: Literatura emigracyjna 1939-1989, t. 2, red. J. Garliński, Katowice
1996, s. 298-299).
90
– padewski, łaciński, włoski czy [Stanisław] Trembecki, albo [Franciszek Dionizy Kniaźnin} –
wdzięczni imitatorzy obcych poetyk i obyczajów222.
Chociaż powody tej działalności przekładowej mogły być także inne, w czym
inspirujące okazują się tezy wysuwane przez Itamara Even-Zohara. Izraelski badacz
wskazuje, że wzmożona działalność przekładowa zachodzi zwykle z powodu
wystąpienia przynajmniej jednego z trzech czynników; po pierwsze sytuacja taka
zachodzi, kiedy dana literatura znajduje się na wczesnym etapie rozwoju; po drugie, do
takiego procesu może dojść, gdy dana literatura uważa się za peryferyjną bądź słabą;
i po trzecie, w czasie, gdy przeżywa punkty zwrotne, tj. kryzysy, bądź odczuwa
literacką próżnię223. Odnoszę wrażenie, że w takiej perspektywie – wzmocnionej
poprzednimi analizami poematu Góralu czy ci… oraz korespondencji autorów
związanych ze środowiskiem „Kultury” – można spróbować postawić hipotezę
o kryzysie artystycznym, który przeżywał Pankowski do momentu napisania tego
ekscentrycznego poematu. Stanął mianowicie przed koniecznością dokonania wyboru:
kontynuować obrany model wypowiedzi literackiej, przestać pisać albo dokonać
gwałtownej i wyraźnej zmiany. Jak pokazał rozwój wypadków ani zachowanie
dotychczasowej poetyki, ani zerwanie z literaturą nie były możliwe, ponieważ dla
Pankowskiego literatura była immanentnie związana z życiem 224, przybierała ramy
literatury na miarę życia; odtąd ta twórczość znajdować się będzie w ciągłym stanie
bycia pomiędzy, interkulturowego dryfu; pisarz szczególnie upodobał sobie tworzenie
literackich sytuacji pomiędzy, w których protagonista nigdy nie funkcjonuje w ramach
homogenicznego
świata
przedstawionego.
Oscylacja
pomiędzy
tutejszością
a tamtejszością najlepiej streszcza zasadę bycia Pankowskiego w świecie: pomiędzy
językami, pomiędzy kulturami; nawiasem mówiąc przysłówek „pomiędzy” najpełniej
oddaje koegzystencję życia i tej twórczości, otwierając przy tym podwoje możliwym
transgresjom225. Ten stan permanentnego otwarcia, warunki, w których interferują różne
– często sprzeczne ze sobą – elementy, będącego skutkiem kontaktu z Michelem de
222
K. Ruta-Rutkowska, Polak w …, dz. cyt., s. 65-66.
Por. I. Even-Zohar, Miejsce literatury tłumaczonej w polisystemie literackim, przeł. M. Heydel, [w:]
Współczesne teorie przekładu. Antologia, red. P. Bukowski, M. Heydel, Kraków, 2009, s. 195-204
(przyw. za S. Bassnett, Od komparatystyki literackiej do translatologii, [w:] Niewspółmierność.
Perspektywy nowoczesnej komparatystyki. Antologia, red. T. Bilczewski, Kraków, 2010, s. 486).
224
Dla autora Matugi tworzenie literatury, pisanie stanowiło esencję egzystencji, mówił Piotrowi
Mareckiemu: pisanie (…) jest moim szczęściem, ideałem, moim losem. (…) to jest właśnie moja
młodość, że ja nie ustaję w poszukiwaniu, [w:] P. Marecki, Nam wieczna…, s. 292.
225
Por. K. Latawiec, Marian Pankowski - pomiędzy Karpatami a europejską Civitas, "Konspekt" 2004 nr
20.
91
223
Ghelderode’m, mogły okazać się decydującym i przesądzającym o artystycznej wolcie
czynnikiem.
Ale na tak zakreślonym terytorium interpretacyjnym dopuszczalny jest także inny
wniosek, o szerszym zasięgu, znajdujący potwierdzenie w poglądach samego
Pankowskiego:
(…) Matuga to moja pierwsza książka napisana wbrew rutynie literackiej, którą właściwie
wszyscy pisarze polscy dziedziczą: takiej romantycznej tradycji spłukanej do czysta
nadużywaniem wszystkich tropów (…). Dopiero w Brukseli zdałem sobie sprawę z ubóstwa tego
dziedzictwa (…). W Matudze przeciwstawiłem się polskiej tradycji literackiej, będącej właściwie
emocją patriotyczno-etyczną. Było to możliwe na pewno dzięki lekcji Michela de Ghelderode;
dzięki dystansowi, jaki pojawił się w moim życiu wobec tradycji polskiej, tej tradycji codziennej,
katolicko-patriotycznej226.
Wynika z tego jasno, że powieść Matuga była literackim paroksyzmem od dawna
narastających emocji, w istocie gestem skierowanym przeciwko narodowej tradycji
i polskiemu konserwatyzmowi227, którego funkcją miało być wprowadzenie jakiejś
istotnej zmiany, innowacji w obrębie systemu literackiego. De Ghelderode byłby tu
zatem figurą przekładu, dzięki któremu literatura narodowa jest penetrowana przez
elementy obce, innorodne, które przez fakt obecności poddają ją konstruktywnej
krytyce228.
W debiutanckiej powieści Mariana Pankowskiego dochodzi do głosu, kontrapunktuje
– wzbudzony znajomością z Michelem de Ghelderode’m, potwierdzony poematem
Góralu czy ci… – proces zapatrzenia w inną, ciemniejszą przestrzeń, w materię Nocy,
z której pisarz będzie wywodził swoje kolejne fabulacje. Z tymi rewirami skojarzy też
idiosynkratyczne pojęcie Mowy. W inicjalnych zdaniach czytamy: W imię Nocy
i Mowy! Z Nocy i Mowy. Taki jest mój rodowód. (…) A nam, Przygoda! Nam uczta na
słońcu osadzonym na płask na Synaju. Nam pańskoplebejski chód w stronę brzucha
macierzystej Nocy (MI, s. 5-7).
Proponowana tu próba zrozumienia relacji Pankowskiego i Giedroycia – podejmowana
ze świadomością pewnych uproszczeń – wymaga jednak znaczącego uzupełnienia,
226
K. Ruta-Rutkowska, Polak w …, dz. cyt., s. 94.
Ten wątek wydaje się zbieżny z awangardami (sensu largo) oraz z projektem modernizacyjnym
marksistów polskich po wojnie – np. tych z kręgu „Kuźnicy”. Ci chcieli tchnąc w polską kulturę
racjonalnego ducha oświecenia, natomiast Pankowski uległ wyobraźni flamandzkiego dramatopisarza,
wychodząc może tym samym poza nazbyt sformalizowany i emocjonalnie powściągliwy styl
awangardy.
228
Por. Raport Bernheimera, 1993. Komparatystyka na przełomie wieku, przeł. M. Wzorek, [w:]
Niewspółmierność. Perspektywy nowoczesnej komparatystyki. Antologia, red. T. Bilczewski, Kraków,
2010, s. 137-148.
92
227
poszerzenia o wyraźnie obecny w tej twórczości inkluz Gombrowicza (szalenie zresztą
wpływowy w obrębie całej polskiej literatury współczesnej – oprócz drugiego nie mniej
zasadniczego, paradygmatu Miłoszowego, co znakomicie pokazał Ryszard Nycz 229).
Jego istnienia świadom był sam autor, otwarcie wskazując na tę artystyczną koligację w
jednym z wczesnych listów do Redaktora (w liście z 10.04.1956): Gombrowicz jest tak
trafny i światły, że moje dotychczasowe „przekonywanie się” do niego przemienia się
w prawdziwy podziw. Tam, gdzie pisze, iż sztuka wywodzi się z Nocy – dotyka rzeczy mi
najdroższych. Jesteśmy w tym samym obozie – z tym, że on wie więcej o Nocy i jej
prawach. Ja się dopiero uczę.
W tych zdaniach dobrze słychać „etapowość” dziejącej się zmiany, dojrzewanie do niej,
Pankowski rozpoznaje swoje „postępy w ciemności” i określa je w kategoriach procesu
edukacyjnego, obejmuje ramą terminowania. Jeżeli się nie mylę, to w tej właśnie sferze,
sferze mroku upatrywał on będzie rodowodu ducha innowacyjności230; w innym
miejscu pisarz doda: (…) transgresja jest koniecznością w sztuce231 – dopełniając swoje
poprzednie wyznanie. Na te swoiste loci communes zwrócił uwagę Aleksander Fiut,
podkreślając,
że
świadczą
one
raczej
o
duchowym
pokrewieństwie
niż
o zapożyczeniu232. Podobnymi zdaniami pisarstwo Pankowskiego podsumowywał
Konstanty A. Jeleński, który jeżeli nie mylę się, w idiomatycznym geście erotyzacji
świata upatrywał jednak inwencyjnych cech tego modelu literatury:
Polska kultura ma spore problemy z erotyzmem – i to nie od dzisiaj. Pozornie kontrasty
prymitywne: rubaszność i świntuszenie przy wódce, purytanizm i sentymentalizm z piórem
w ręku. Podejrzewam (optymistycznie), że zatajony podziemny polski erotyzm jest bardzo silny,
że działają tu automatyzmy samozachowawcze, niejasne przeczucie, że wywlekanie wszystkiego
na światło dzienne, „wyzwolenie” i usankcjonowanie seksu nie służą pożądaniu i rozkoszy. Temu
przypisuję choćby fakt, że Marian Pankowski jest jedynym polskim pisarzem dużej miary
229
Por. R. Nycz, Literatura jako trop rzeczywistości, Kraków 2001, s. 50-87.
Na podobne wartości i zupełnie nowy, inny nurt w literaturze polskiej zwracał uwagę członek kapituły
Nagrody „Wiadomości” Tadeusz Nowakowski. W obradach jury za 1959 rok uzasadniał swój typ
(powieść Zofii Romanowiczowej Przejście przez Morze Czerwone): I wydaje mi się, że my bardzo
krzywdzimy pewien typ literatury, jeżeli stosujemy kryteria tradycyjne dla naszej prozy, kryteria
dosłowności. Mam głębokie przekonanie że krzywdzimy typ prozy jaką reprezentują Lipski swoim
„Piotrusiem” czy Pankowski swoją „Matugą” czy Majewski swoją „Rzeką”. Przecież cały rozwój
prozy idzie dzisiaj właśnie w kierunku czegoś nowego (cyt. za Od Herberta do Herberta. Nagroda
„Wiadomości” 1958-1990, oprac. S. Kossowska, posł. T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 51).
231
P. Marecki, Nam wieczna…, dz. cyt., s. 219.
232
Por. A. Fiut, Pankowski: mity i seks, „Teksty Drugie”, 1994 nr 2, s. 139. Wybitny badacz twórczości
Czesława Miłosza nie ujmuje pisarstwu Pankowskiego cech oryginalności, ale wskazuje na jego
intelektualny klincz, niemoc, a w gruncie rzeczy słabość, której ten projekt literacki nie potrafił
przekroczyć: Uwierzył jakby, że prowokacja ofiaruje mu wolność bez ograniczeń i stał się,
paradoksalnie zależny od formy prowokacji (tamże, s. 141).
93
230
zapoznanym przez krytykę emigracyjną i krajową. U Gombrowicza erotyka jest mniej centralnym
wątkiem niż u autora Matugi, ale stanowi nieodzowne zaplecze każdego jego utworu, zaplecze
najczęściej pomijane przez polską krytykę 233.
Przypuszczam, że notacje Kota mogą dobrze oddawać stosunek Jerzego Giedroycia do
powieści Pankowskiego; istotną dopowiedź stanowią też zdania zanotowane przez
Magdalenę Grochowską na potrzeby biografii Redaktora, dotyczące wspólnych
spacerów Pisarza i Redaktora w latach pięćdziesiątych, w stronę lasów Saint Germain:
[Giedroyc] Był młodzieńczo wstydliwy. On się rumienił w rozmowie na różne
tematy…Uważałem, że ma jakieś zaległości emocjonalne, a przecież to jest dorosły
mężczyzna. Ja znam duszę ludzką i ciało ludzkie234.
Od początku traktując wypowiedzi Pankowskiego z dozą koniecznej podejrzliwości,
należy przyznać, że te rozpoznania są najprawdopodobniej najbliższe prawdzie:
Giedroyc, czytelnik i wydawca o ustabilizowanym tradycją guście literackim nie był w
stanie
przyjąć
tak
mocnej
erotyzacji
świata
przedstawionego
i
wyraźnej
„fizjologizującej” antropologii autorskiej Pankowskiego. Taka interpretacja wydaje się
właściwa także z innego powodu – Pankowski powieści Matuga nie konsultował
z Redaktorem w inny sposób, niż za pomocą stałej korespondencji listowej i pośród niej
nie sposób odnaleźć jakichkolwiek argumentów wspierających dotychczas wysuwaną
przez badaczy egzegezę rozpadu tej współpracy, iżby miała ona nastąpić z powodu
ujawniających się różnic ideowych (wg Pankowskiego spowodowanych tym, że zaczął
jeździć regularnie do Polski, a wracając stamtąd nie potwierdzał ciemnego obrazu
funkcjonującego na emigracji). Zauważmy, że podobnych wątków („politycznych”) nie
można także odnaleźć w korespondencji Giedroycia z analogicznego okresu z innymi
ludźmi z otoczenia paryskiej „Kultury” (Konstanty Kot-Jeleński, Jan NowakJeziorański, Juliusz Mieroszewski, Czesław Miłosz, Jerzy Stempowski). W ramach
ostatecznego odrzucenia argumentu wskazującego polityczne powody, proponuję proste
doświadczenie w ustaleniu chronologii zdarzeń. Otóż rzecz w tym, że Pankowski
o odmownej decyzji Giedroycia w sprawie Matugi dowiedział się z listu datowanego na
7 marca 1958 roku, przy czym jego wyjazd do kraju – ta otoczona nimbem mitu podróż
– nastąpiła nie wcześniej niż w czerwcu tegoż roku235, a sprawozdanie z wojażu złożył
233
K. A. Jeleński, Oko i czas, [w:] tegoż, Chwile oderwane, Gdańsk 2008, s. 338-339.
M. Grochowska, Jerzy Giedroyc…, dz. cyt., Warszawa 2009, s. 270.
235
O terminie pobytu w rodzinnym Sanoku informuje zresztą sam Pankowski w opublikowanym
w numerze 9 z 1958 roku „Kultury” tekście-wspomnieniu Kto ty jesteś? Polak mały…, gdzie pisze:
W czerwcu br. zastałem w Sanoku dwoje Żydów (tamże, s. 88).
94
234
Pankowski bezpośrednio w domu Redaktora w Maisons-Laffitte, pod koniec drugiego
tygodnia lipca; zatem na opinię o przedłożonej do lektury powieści, opinię wyjawioną
jeszcze w marcu 1958 roku, wyjazd do Polski nie mógł mieć żadnego wpływu236.
Wynika z tego dość jasno, że Giedroyc najpewniej nie akceptował obyczajowego
kształtu powieści, który nie trafiał do jego przekonania. Zgoda – można powiedzieć, że
przecież już w roku następnym (1960) Instytut Literacki wydał kontrowersyjną,
naszpikowaną różnymi momentami i słówkami, minipowieść Leo Lipskiego pt. Piotruś;
a swoją decyzję określi Redaktor w liście do autora Szkiców piórkiem następującymi
słowy:
Wydaję teraz opowiadanie Leo Lipskiego Piotruś, które będzie przypuszczam, wielkim
skandalem. Jest to książka obsesyjna seksualnie i Zosia była tak oburzona, że odmówiła korekty.
O ile jednak odmó wiłe m wyda nia Maria na Panko wskiego, o tyle tu czuję
w i e l k i t a l e n t 237.
Wyimek z listu Redaktora do Andrzeja Bobkowskiego skłonił mnie do ponownej
lektury książki Piotra Krupińskiego Ciało, historia, kultura. Pisarstwo Mariana
Pankowskiego i Leo Lipskiego wobec tabu, szczególnie zaś fragmentu: (…) gdyby nie
pamiętać o pozaartystycznych przyczynach rozdźwięku pomiędzy pisarzem ze stolicy
Belgii a środowiskiem z Maissons-Laffitte, uaktywnionych właśnie w utrwalonym
w korespondencji momencie (…)238. Prezentowany przez badacza wywód rodzi
zastrzeżenia merytoryczne, przede wszystkim z powodu, iż użyta argumentacja
(pozbawiona szerszego kontekstu w postaci przywołania odpowiednich ustępów
z innych dostępnych dokumentów i korespondencji z kręgu „Kultury”) nie przekonuje
do zasadności autorskiej refleksji (o wyłącznie politycznych przyczynach rozbratu),
którą potraktować trzeba jako słabo umotywowaną opinię. Krupiński ujmuje problem
zbyt jednostronnie, przyjmując i uznając za wiążące zdania Giedroycia bez koniecznego
236
Wyimek z listów Redaktora z Andrzejem Bobkowskim zmusił mnie do ponownej lektury książki
Piotra Krupińskiego Ciało, historia, kultura. Pisarstwo Mariana Pankowskiego i Leo Lipskiego wobec
tabu (Szczecin 2011), szczególnie fragmentu (s. 53): (…) gdyby nie pamiętać o pozaartystycznych
przyczynach rozdźwięku pomiędzy pisarzem ze stolicy Belgii a środowiskiem z Maissons-Laffitte,
uaktywnionych właśnie w utrwalonym w korespondencji momencie (…). Zawarte w tym wyimku
supozycje, traktuje i przemienia autor w niczym niepodpartą wiedzę pewną o Pankowskim, niemającą
tym samym żadnego oparcia w poświadczonych dokumentami faktach. Popełnia przy tym błąd
nadinterpretacji, ponieważ wypowiedź Giedroycia jest w istocie opinią na temat pisarstwa
Pankowskiego, nie zdradza tym samym istnienia żadnych pozartystycznych inklinacji. !!!!Komenatrz
KL: polemikę tę trzeba by rozjaśnić
237
J. Giedroyc, A. Bobkowski, Listy 1946-1961, wyb. i oprac., wstępem. J. Zieliński, Warszawa 1997,
s. 643.
238
P. Krupiński, Ciało, historia, kultura…, dz. cyt., s. 53.
95
w tych warunkach (warunkach prywatnej korespondencji) sceptycyzmu poznawczego.
W rezultacie na podstawie tej zawężonej perspektywy oglądu zapisany przez Redaktora
komentarz przemienia szczeciński literaturoznawca w wiedzę pewną i z tej pozycji
formułuje wnioski
mające niewiele wspólnego ze skomplikowaną strukturą
i zagmatwanymi relacjami wewnętrz polskiej emigracji, której przecież skromną część
stanowi analizowany tu epistolograficzny korpus. Popełnia przy tym błąd nierzetelnej
nadinterpretacji, ponieważ wypowiedź Giedroycia jest w istocie prywatnym poglądem
na temat pisarstwa Pankowskiego i nie zawiera pozartystycznych (de facto
politycznych) inklinacji, tym samym nie wskzuje na różne od artystycznych przyczyny
poluzowania się współpracy Pankowskiego z „Kulturą”. Wreszcie, kolportowane przez
Krupińskiego wnioski obarczone błędem redukcji umacniają stereotyp pisarza
wyklętego (i utrwalają mit wytworzony przez pisarza), w efekcie nie służą zdobyciu
nowej wiedzy na temat emigracji polskiej po 1945 roku.
Odnoszę mocne wrażenie – wracając do wywodu głównego, że użyty przez
Redaktora argument nie był jedyny ani kluczowy, ani tym bardziej nie przesądzał
sprawy jednoznacznie na korzyść Lipskiego. W moim przekonaniu Pankowski w swoim
literackim geście, w nowej poetyce, okazał się zbyt radykalny, ukazał się jako
gwałtownie anarchizujący awangardysta, nawołujący do literackiej rozróby (MI, s. 5-8).
Skądinąd tej obsesyjnej seksualności Lipskiego – jak pisze Giedroyc – nawet pomimo
obecności nimfetki Batii, raczej bliżej do pojęciowego skrótu uruchamiającego
konwencjonalne sposoby prezentowania erotyki w polskiej literaturze:
I wyłożył jej, jak ma się ułożyć, co ma zrobić. Zainteresowało ją to. Potem powiedziała żując
kość: - To nie było przykre. Nagle rzuciła w niego mięsem i wstała. Wtedy on pociągnął ją za
nogi, tak, że upadła. – Za szóstym razem krzyczała: - To jest takie przyjemne, rób mi jeszcze,
jeszcze.239
niż do werystycznego, inwencyjnego opisu, jaki daje Pankowski: - Co za wargi! Gryźć!
Pchać się w tę hubę nabitą, w ten cyc jak buła i ładować te razówkę świątobliwą. Dobić
ją i zaryglować, aż zapierdzi (MI, s. 112).
To przekonanie o osobliwości przygotowanego tekstu towarzyszyło Pankowskiemu
przez cały czas; mówiąc inaczej, Pankowski świadomie pomyślał Matugę jako pewne
kuriozum, a pobudki były tyleż niskie, co wysokie: Pankowski Marian wchodzi na
arenę i zaczynają się walki, żeby zaistnieć240, by zdobyć znaczącą pozycję w turnieju
239
240
L. Lipski, Opowiadania zebrane, Fundusz Inicjatyw Społecznych 1988, s. 120.
P. Marecki, Nam wieczna …, dz. cyt., s. 234.
96
garbusów,
wybić
się
na
literacką
niepodległość.
Zawarta
jeszcze
podczas
knokkeńskiego Biennale znajomość ze Zygmuntem Lichniakiem przerodziła się
w długoletnią i trwałą korespondencję. W wydanej w 1989 roku książce-wspomnieniu
krytyk przytoczył interesujący jej fragment pióra Pankowskiego: Wierzę, że na jesieni
złożę wszystko Giedroyciowi – a nuż wydrukuje? Jednego jestem pewien: takiej książki,
tak śmiałej i pisanej sobie i własnym obsesjom – jeszcze w naszej literaturze nie było!241
Najwyraźniej Pankowski uważał za wysoce możliwe wydanie książki w Instytucie
Literackim, spodziewał się aprobatywnej decyzji Redaktora i jak dobrze pokazuje
cytowany wyżej fragment, postrzegał Matugę jako nienotowaną dotąd osobliwość242.
Ale idzie tu także o coś innego – jak każdy pisarz, Pankowski chciał być wydawany
i czytany, a kwestią drugorzędną był wybór miejsca (ośrodka) publikacji: (….)
<<Wiadomości>> czy <<Kultura>> paryska drukowały mi tu wierszyk, tam wierszyk,
trzy-cztery wiersze na rok. Wydawać tomiki własnym nakładem – owszem: dla
trzydziestu subskrybentów i dwunastu przypadkowych czytelników. A do Polski moje
teksty nie docierały243.
Swoją debiutancką powieść pisał Pankowski przez półtora roku: od lipca 1956 do
grudnia 1957 roku. W wakacyjnym liście z Delft wyjawiał Jerzemu Giedroyciowi
(30.06.1956): (…) a ja piszę. Po polsku i prozą. Jest już tego około pięćdziesięciu stron,
ale mam plany na trzy razy tyle. Zauważmy, że od spotkania z autorem Hop Signor!
minęło niewiele czasu, a Pankowski stosunkowo szybko zasymilował to, co obce –
inkluzywnie wchłonął to, co jeszcze do niedawna uznawał za zewnętrzne. Wynikające
z tego podobieństwo jest uderzające, nawet dla samego de Ghelderode’go, który
w liście z 9 lutego 1962 roku potwierdzał tę światopoglądową bliskość:
Matuga jest książką wielką, utworem człowieka wolnego, którego uwagi nie zaprzątają troski
literackie, ni pospolite ambicje. Opowiada Pan to, o czym się nie mówi, co się przemilcza, co nie
do zniesienia, tę wspaniałą i okrutną prawdę, która zaskakuje nas w portretach Goi. Z niesłabnąca
pasją „szedłem tropem” Matugi, który jest Panem i nie jest, gdyż jesteśmy nim wszyscy! W ten
sposób Pańskie „dziecię wieku”, chociaż polskie w niektórych szczegółach, jest niemniej
archetypem, stworzonym przez epokę, której poeta Pankowski jest podsłuchiwaczem
i pamiętnikarzem. Puste komplementy literackie nie miałyby sensu wobec artysty pańskiej rangi;
toteż powtarzam tylko: to dobre, bardzo dobre, głębokie i prawdziwe… (….) czytam ponownie tę
241
Z. Lichniak, Mój skorowidz poezji polskiej na emigracji, Warszawa 1989, s. 224.
Indagowany przez Piotra Mareckiego o generalny zamysł i okoliczności dotyczące powstania Matugi,
Pankowski wyznawał, że „Matuga”, panie Piotrze, była zamierzona jako dzieło, jakiego jeszcze nikt
nie napisał. Miała być całkiem inna. (P. Marecki, Nam wieczna…, dz. cyt., s. 234).
243
K. Ruta-Rutkowska, Polak w …, dz. cyt., s. 60.
97
242
piękną i bolesną opowieść, pod którą płynie Poezja, jak woda czarna i skryta! I tylko to dodam
dziś wieczór, że sztuka pańska podoba mi się, i że podziwiam Pana, jako Przyjaciel prawdziwy. 244
Wiemy, że rękopis powieści pod redaktorskie szkiełko i oko, przekazał Pankowski
osobiście podczas kolejnej wizyty w Maisons-Laffitte – na podstawie listu z 4 lutego
1958 roku można wysnuć przypuszczenie, że nastąpiło to nie wcześniej niż 7. i nie
później niż 19 lutego. Tuż po powrocie do Brukseli pisarz niecierpliwie przypominał
o złożonym tekście: Rzecz jasna, że oczekuję odpowiedzi w sprawie mego MATUGI.
W liście z 3 marca doda: (…) bynajmniej nie zapomniałem o moim Matudze [podkr.
Pankowskiego] i czekam, czekam, czekam, czekam i czekam na decyzje Drogiego Pana.
Te pierwsze listy z serii dotyczących Matugi zapowiadają tonację następnej
korespondencji i dobrze oddają niedwuznacznie emocjonalny stosunek Pankowskiego
do tekstu – oczekiwanie pęcznieje, staje się nieznośne. Należy zwrócić uwagę na
delikatną bezpośredniość odpowiedzi i opinii; z doniosłości swojej decyzji i jej
potencjalności Redaktor doskonale zdawał sobie sprawę; w liście z 7 marca tłumaczył:
Odpisuję z dużym opóźnieniem, ale pomijając zawalenie pracą chciałem Pana rękopis parę razy
uważnie przeczytać. Nie jestem krytykiem literackim, więc nie będę się silił na analizę czy ocenę.
Po prostu – powiem z cała szczerością, której mam nadzieję nie weźmie mi Pan za złe – Pana
książki nie czuję.
Po czym uzasadniał:
Wydaje mi się przestylizowana i, dla mnie przynajmniej, niejasna. Jest to trochę Celine, trochę
Zegadłowicz, trochę spowiedź dziecięcia wieku. Przy tym za dużo scen erotycznych i różnych
słówek – to jakoś nie leży widocznie w polskim języku literackim, tak jak we francuskim. Jest to
możliwe jedynie w literaturze typu Hłaski, gdzie język jest bardziej cytowanym dokumentem
z życia niż transpozycją literacką. Jest szereg ustępów, które mi się bardzo podobają. Poza słowem
do czytelnika, widziałbym tu „Czarną ulicę”, „Podróż Władzia Matugi”, „Wjazdu Tego”,
„Czerwona sól”. W s u m i e j e d n a k n i e wi d z ę m o ż l i wo ś c i w y d a n i a P a n a k s i ą ż k i .
Przy naszych stosunkach wolę powiedzieć Panu swoje zdanie bez obsłonek, niż ubierać je w jakieś
frazesy.
Widać wyraźnie, że ta replika mocno rozczarowuje Pankowskiego; jej przyszłe
skutki zaczną powoli wzrastać. Zaskakująca lapidarność jego listu i jego leksykalna
powściągliwość są czytelnym śladem – z trudem powstrzymywanej – emocji (do jej
zakrycia z aluzyjną ironią wykorzystuje pisarz w formie incipitu fragment
przemówienia Kardynała Stefana Wyszyńskiego245). Giedroyc – nie dostrzegając
244
245
Feksymile listu de Ghelderode’go do Pankowskiego pochodzi z książki: P. Marecki, Nam wieczna w
polszczyźnie…, dz. cyt., s. 162.
Nie brak, niestety, na tym kontynencie europejskim narodów zgniłych, do których się niekiedy jeździ
szukać wzorów. Ale na szczęście my jesteśmy narodem zdrowym i mamy ambicje zachować zdrowie
98
rewelatorskich ambicji dzieła – w geście obrony przed tym terapeutycznym tekstem,
stosuje klasyczny mechanizm wyparcia. W liście z 10 marca 1958 roku Pankowski
pisał: Wiedziałem, że książka moja sprawi Panu wiele kłopotu. Przyznam się jednak że
nie spodziewałem się odpowiedzi odmownej. Rozdziały, które nie uzyskały Pańskiej
aprobaty tworzą świat, przed którym od stuleci broni się skutecznie t.zw. dusza polska.
W wygłosie listu zwracał uwagę na najbardziej przykrą dla siebie rzecz: Co się zaś tyczy
języka mej książki…wierzę że kiedyś znajdzie się ktoś, kto nie zlęknie się słów i ujrzy
wielkość Mowy, nowinę polszczyzny, którą przyniosłem…
Po tej odmownej decyzji Redaktora Pankowski podjął starania zmierzające do wydania
Matugi w innym ośrodku wydawniczym; maszynopis powieści przesłał również
Wydawnictwu Literackiemu, gdzie spotkał się z uznaniem Henryka Voglera i Jerzego
Kwiatkowskiego,
którzy
wyrazili
wstępne
zainteresowanie
jego
publikacją.
Równocześnie jednak wystąpił z prośbą do Jerzego Giedroycia o podanie wstępnego
kosztorysu wydania powieści w Instytucie Literackim, w przypadku gdyby realną
okazała się możliwość druku własnym sumptem. Nie chciałbym, aby moja książka
została uduszona. Wierzę, że jest nowiną – wyjaśniał w liście z 11 października 1958
roku. Jak powszechnie wiadomo, finalnie książka wyszła nakładem autora (w Aalter) –
nie jest jednak w tym miejscu najistotniejsze, kto wydał tę powieść, czy Redaktor
wyraził zgodę na płatność w ratach. O wiele ciekawsze wydają się sprawy, które w tej
korespondencji przemyca się mimochodem, w pozornym roztargnieniu, przy udziale
ogromnej determinacji, która chyba najlepiej oddaje stosunek Pankowskiego do
przełomowej w jego opinii powieści, wszakże był on gotów obłożyć tekst swoiście
rozumianą autocenzurą. W liście z 31 stycznia 1959 roku pytał: Przyszła mi nagła myśl
do głowy, czy nie można by wykropkować kilku drastycznych linijek (francuskich)
[podkreślenie Pankowskiego]? (…) Myślę, że będzie polityczniej, jeśli ten
wykropkowany tekst dodam na osobnej karteczce do książki, jako Erotica loca… Co
Pan o tym myśli?
Ten niecodzienny i dość ekscentryczny pomysł z oczywistych przyczyn zupełnie nie
przypadł Redaktorowi do gustu. 6 lutego Giedroyc replikował:
Co do opuszczania ustępów to osobiście to mi się niepodoba. Albo Pan jest zdecydowany
całkowicie te ustępy skreślić albo je należy zostawić. Nakład jest mały, numerowany a więc
prawie na zasadzie rękopisu. Więc jeżeli takie wydanie jest ocenzurowane?... Kartka dołączana
duszy i ciała narodu (fragment z przemówienia Prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego, wg
„Przegląd Kulturalny” 1958 nr 9).
99
nadawałaby moim zdaniem nie potrzebnie jakiegoś smaczku.
Sygnał wysłany przez Giedroycia był czytelny: o ile poemat Góralu, czy ci
skorzystał z życzliwej oceny Czesława Miłosza i na tej drodze otrzymał redaktorskie
imprimatur, o tyle Matuga idzie na podobną przychylność liczyć już nie mogła, czego
przyczyny precyzyjnie zostały przez Redaktora określone w liście z 7 marca 1958 roku.
Obserwowane w takiej perspektywie późniejsze próby wydania kolejnych dzieł
w Instytucie Literackim, wobec realizacji nowoprzyjętego wzorca estetycznoartystycznego, przy jednoczesnej niechęci do porzucenia tej nowo obranej poetyki, nie
mogły nie kończyć się powodzeniem. W maju 1959 roku Pankowski przedłożył
Giedroyciowi nowy tekst, rękopis opowiadania Bukenocie246, zupełnie jakby chciał
sprawdzić granice kontrapunktu. W rezultacie, w kolejnym liście (z 25.05.1959)
otrzymał odpowiedź odmowną, niemalże repetycję uwag na temat Matugi. Redaktor
zwracał uwagę na wartości ściśle literackie, nie mógł jednak przystać na obyczajową
transgresję:
Co do „Bukenocie” to znów jest z tym kłopot. Opowiadanie jest więcej niż dobre. Świetny język,
drapieżność spojrzenia. Ze znanych mi Pana tekstów to opowiadanie stawiałbym najwyżej.
N a t o m i a s t s c e n y e r o t y c z n e s ą d l a m n i e n i e mo ż l i we . Nie umiałbym nawet
wytłumaczyć powodów które mnie „odrzucają”. Myślę, że język polski jest po prostu w tej
dziedzinie nie wykształcony czy też ja nie jestem do erotyki w języku polskim przyzwyczajony. Po
francusku to mnie nie razi. Jest bardziej finezyjne, nie ma tego posmaku wulgar. [ności].
Ten list uznałbym w całej korespondencji za najważniejszy – sądzę, że dobrze wyciska
się w nim nastawienie Giedroycia do Pankowskiego i jego pisarstwa, pomimo tego, że
Redaktor nie tematyzuje wyraźnie swojego stosunku. Nie będzie nadużyciem
stwierdzenie, że Giedroyc przeczuwał nadchodzący rozbrat i że ta intuicja skłoniła go
do okazania troski. Czy ten gest zauważył wtedy Pankowski?
Rozumiem, że Pan w tym kierunku obecnie „idzie”, że przywiązuje Pan do tego wielką wagę.
Dlatego bez wielkiej nadziei chcę Panu zaproponować wypuszczenie tych drastycznych ustępów.
Praktycznie to sprowadza się do trzech ustępów. B a r d z o b ę d ę s i ę c i e s z y ł , j e ś l i P a n
[ b y] t o z a a k c e p t o wa ł . Za m i e ś c i ł b y m wt e d y o p o w i a d a n i e w n r z e wr z e ś n i o w y m .
Mając przed oczami respons na ten w gruncie rzeczy odmowny list, a w pamięci wysoki
stopień tłumionej afektacji w korespondencji dotyczącej Matugi, przekonujemy się, że
Pankowski traktował literaturę, swoją twórczość szczególnie, niezwykle serio. W liście
246
Bukenocie opublikował Pankowski na łamach „Oficyny Poetów i Malarzy” w 1976 (nr 1, s. 58).
Później tekst wszedł w skład wydanego w 1979 roku przez Wydawnictwo Literackie tomu opowiadań
pt. Bukenocie.
100
z 27 maja 1959 roku przesądzał sprawę: Dziękuję za list. Szkoda, że pisarstwo takie, jak
ja je teraz pojmuję, nie mieści się w Pańskiej praktyce kultury polskiej. Ż ałuję t eż, ż e
moja współpraca z Panem ograni czać się będzi e jedyni e do drobiazgów
kryt yczno-sprawozdawczych.
Z tego punktu widzenia interesujaca wydaje się teza wysunięta przez Isdebalda
Goddeeris’a, prezentująca odmienny kierunek sił, które przesądziły o końcu
współpracy; belgijski badacz powie, że to Pankowski zerwał ze środowiskiem
„Kultury”, właśnie z powodu odmownych decyzji Giedroycia w sprawie druku jego
nowych tekstów247. W świetle dostępnych dokumentów trafność takiej interpretacji jest
szczególnie zasadna, zwłaszcza, gdy sam Pankowski w licznych rozmowach
wielokrotnie powtarzał, iż zależało mu na regularnym publikowaniu swoich nowych
książek. Z podobnej motywacji wyrastały też cykliczne wyjazdy do Polski Ludowej:
I za wszelką cenę chciałem bywać w Polsce, z nadzieją, że pomału wejdę może
w krajowe życie literackie248.
1.6 Zamiast podsumowania
O ile decyzja i wybór Mariana Pankowskiego dają się wytłumaczyć zbełtaną logiką
ambicji i emocji, o tyle udział Czesława Miłosza w całej sprawie nadal pozostaje
zagadkowy, bo w jaki sposób wytłumaczyć zasadniczy rozdźwięk pomiędzy opinią
autora Traktatu moralnego na temat kłopotliwego dla Redaktora poematu Góralu, czy
ci…, a przygotowaną na zamówienie Jerzego Giedroycia recenzją debiutanckiej
powieści, recenzją – dodajmy – surową i krytyczną? W liście z 8 listopada 1959 roku
pisał do Miłosza249: Pankowski wydał własnym nakładem <<Matuga idzie>>. Traktuje
to jako zwrot w swojej twórczości. Ma to zresztą posmak autobiograficzny. Czy Pan to
dostał i czy miałby Pan ochotę to omówić?250
247
Por. I. Goddeeris, „Kultura” i Belgia, [w:] Acta Pancoviana, 2005 nr 4, Sanok, s. 37-41 (tu
szczególnie s. 40). O ile podzielam tę konstatację belgijskiego badacza mówiącą o ambicjach
artystycznych i odmiennych wizjach artystycznych, o tyle upatrywanie przyczyn przerwania tej
współpracy w osiągnięciu przez Pankowskiego tak niezależnej pozycji (s.39) uważam za diagnozę
chybioną.
248
K. Rutkowska, Polak w …, dz. cyt., s. 103.
249
Patrz: Cz. Miłosz, Matuga z kacetów, „Kultura”, 1960 nr 3, s. 12-20.
250
Jerzy Giedroyc-Czesław Miłosz. Listy 1952-1963, oprac. i wst. M. Kornat, Czytelnik, Warszawa 2008,
s. 376.
101
Po latach (kwiecień 1962 roku), w tonie konfesyjnym, noblista dzielił się wyrzutem
sumienia:
Brak recenzji w pismach emigracyjnych powoduje ten skutek m.in., że ja się boję pisać (pomijam
brak czasu), bo tam gdzie jest pustka, jedna recenzja rozlega się jak strzał pistoletu, a ja zwykle
bywam, gwałtowny i przydzierski, potem wychodzi, że skrzywdziłem, dopiekłem, odebrałem
ochotę do pracy itp. np. Matuga idzie251.
Proponowany tu sposób interpretacji i próba rekonstrukcji relacji oraz współpracy
łączącej Jerzego Giedroycia i Mariana Pankowskiego, podjęte zostały ze świadomością
pewnych
koniecznych
uproszczeń
i
schematyzacji,
a
także
niedostatków
dokumentarnych wynikających z niedostępności bądź rozproszenia archiwów. Za
faktyczny koniec tej znajomości należy przyjąć rok 1959, kiedy Pankowski opublikował
na łamach miesięcznika dwa ostatnie teksty252 – to wygaszenie częstotliwości znajduje
dobre potwierdzenie w ilości wymienionych w tym roku listów (jedynie 16), po tej też
dacie następuje aż dwuletnia przerwa, zupełne milczenie.
Próbowałem tu spojrzeć na właściwe (i trudne) początki nowego modelu literatury,
który w pewnym momencie swej działalności twórczej rozwinął Marian Pankowski.
Sądzę, że w świetle dostępnych materiałów zasadna jest teza, iż owa zmiana poetyki, ta
artystyczna konwersja nie byłaby możliwa, gdyby nie krótkotrwałe instytucjonalne
umocowanie. Mówiąc inaczej, zawiązanie współpracy z czasopismem Jerzego
Giedroycia miało dla Mariana Pankowskiego niezwykle formacyjne znaczenie, bo
nawet jeżeli Redaktor nie funkcjonował w tej konstelacji na prawach warunku
koniecznego, to był przynajmniej tym istotnym, sprawczym asumptem, wszakże to
z jego inicjatywy Pankowski podjął się szeregu aktywności, które doprowadziły m.in.
do znajomości z Michel’em de Ghelderode’m. Podsumowując konsekwencje poznania,
a później wieloletniej przyjaźni z belgijskim dramaturgiem, trzeba powiedzieć, że
spełnił on rolę kluczowej postaci, triggera uruchamiającego zepchnięte i zakryte dotąd
pokłady doświadczenia, dzięki czemu wyobraźnia artystyczna Pankowskiego mogła
zostać uruchomiona. Autor Złota żałobnego wielokrotnie powtarzał, że debiutancka
powieść była pokłosiem odblokowania pewnego typu doświadczenia (sądzę, że
podobnie rzecz miała się w przypadku poematu Góralu czy ci…). Znajomość
z Giedroyciem gwarantowała też ważną przynależność do określonej formacji
myślowej, która pretendowała do objęcia zasięgiem swojej aktywności nie tylko
251
252
Tamże, s. 611.
Góralu czy ci…, „Kultura” 1959 nr 1-2; Emigracyjne nowości poetyckie, „Kultura” 1959 nr 7-8.
102
krajowe elity intelektualne, ale także główne ośrodki zachodniego świata. Wypadkową
tych procesów było poznanie przedstawicieli krajowego środowiska literackiego, m.in.
dzięki wyjazdowi w charakterze korespondenta „Kultury” na światowy Kongres PEN
do Amsterdamu w 1954 roku. Wreszcie, kontakt z Giedroyciem zapewniał również stały
dostęp do nowości wydawniczych (rubryka poetycka w „Kulturze”). Splot tych
okoliczności
pozwolił
Pankowskiemu
na
podjęcie
próby
nowej
artykulacji
doświadczenia, na jego zapisanie i okiełznanie, bo za taką należy uznać debiutancką
powieść Matuga idzie oraz poemat Góralu czy ci… – w tym ujęciu literatura byłaby
autorską, podmiotową reakcją na nowe doświadczenie. Widziane z tej perspektywy
pisarstwo Pankowskiego nabiera cech literatury nowoczesnej, która według Ryszarda
Nycza jest literaturą doświadczenia właśnie, a nie np. reprezentacji rzeczywistości czy
autonomicznej fikcji. Literatura nowoczesna nie tyle przedstawia, co czyni widoczną
rzeczywistość, przynajmniej te jej aspekty, które pozostają na obrzeżach głównego
nurtu doświadczenia253.
Nie znaczy to jednak, iż byłby to jedyny dający się wskazać nowoczesny wektor tego
literackiego projektu, bowiem, jak zostało pokazane, Pankowski przywiązywał dużą
wagę do tego, by zostać pisarzem nowoczesnym. Prócz pewnych paranteli
z twórczością Juliana Przybosia, fundamentalną wartość miała współpraca z redakcją
czasopisma „Journal des Poètes” i patronująca tej grupie postać René Chara. Autor
Powrotu białych nietoperzy przyznawał: (…) unowocześniłem się, pomogła mi lekcja
René Chara i rady kolegów z redakcji, że nie trzeba pisać o ojczyźnie, tylko tworzyć
zaskoczenia słowne254.
Trudno określić, czy to co zewnętrzne, do pewnego momentu obce, zostało w pełni
świadomie inkluzywnie wchłonięte, jednak – jak starałem się wykazać – z pewnością
znalazło miejsce w nowej poetyce Pankowskiego. Te nowoczesne próby, jeśli wierzyć
słowom pisarza, dostrzegane już były w Smagłej swobodzie, w jej warstwie
stylistycznej; Jeleński miał w tajemnicy wyjawić Pankowskiemu, że jury się wahało,
czy mój styl nie jest zbyt nowoczesny255.
Symptomatyczna
jest
także,
choć
tu
z
oczywistych
przyczyn
zupełnie
zmarginalizowana, ilość miejsca i uwagi poświęcona poezji Bolesława Leśmiana, który
przez długi okres pozostawał w centrum zainteresowań badawczych autora Lidy.
253
Por. R. Nycz, Poetyka doświadczenia …, dz. cyt., s. 210.
P. Marecki, Nam wieczna…, dz. cyt., s. 155.
255
Tamże, s. 216.
103
254
Pankowski uważał Leśmiana za poetę par excellence nowoczesnego256, głównie
z powodu jego zaangażowania w materię słowa. Do podobnych wniosków doszedł
Michał Paweł Markowski, pisząc o nowoczesności Leśmiana reprezentowanej przez
ścisłe zrośnięcie języka z rozmaitymi rzeczywistościami (bowiem nie ma jednej
ogólnodostępnej rzeczywistości), z jej procesualnością, w której słowa mają mieć
charakter wyjątkowy, idiomatyczny, jednorazowy, albowiem tylko wtedy ukażą one
wyjątkowość tego, co dzieje się w rzeczywistości257. Ta swoista autorska ekonomia
mowy, jej niewymienność, nieprzekładalność na mowę wspólną, dostępną ogółowi, jest
jednym z idiomów twórczości Leśmiana. Jego językowa wynalazczość budziła
zaciekawienie krytyków już kiedyś258, jednak dopiero od niedawna przyznaje się jej
istotne miejsce pośród innowacyjnych technik literackich. Ten sam sposób opowiadania
historii, który doceniła kapituła Nagrody Literackiej Gdynia, przyznając Pankowskiemu
nagrodę główną w 2009 roku za tom Ostatni zlot aniołów. Pod przewodnictwem Pawła
Śpiewaka określała ona styl pisarza jako uderzający, gęsty, wesoły, zmysłowy, szalejący,
całkowicie i doskonale wolny. W Matudze ekspresywny język jawił się Jerzemu
Giedroyciowi jako niestosowny i nie do przyjęcia, jako polszczyźnie niewłaściwy.
Derek Attridge powie, że efektem językowej innowacji może być blokada lub pustka,
zatrzymanie mechanizmu interpretacyjnego,
doświadczenie zakłopotania, które
prowadzi czytelnika lub słuchacza donikąd259. Paradoksalnie ta językowa wynalazczość
w zakresie poetyki ściągnęła blokadę na jej autora.
Rozdział 2
256
Por. K. Ruta-Rutkowska, Polak w …, dz. cyt., s. 67.
M.P. Markowski, Polska literatura nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007, s. 98.
Markowski zwraca też uwagę na zasadniczą trudność jaką jest nieprzekładalność tej poezji na inne
języki (s. 100). O podobnych problemach związanych z translacjami Leśmianowej liryki mówił
Pankowski (Por. P. Marecki, Nam wieczna …, dz. cyt., s. 157). Warto w tym miejscu przypomnieć, że
Pankowski był autorem całościowego przekładu Wierszy rosyjskich autora Łąki na język polski
(B. Leśmian, Wiersze rosyjskie, „Oficyna Poetów i Malarzy” Londyn 1960).
258
Por. wypowiedzi jurorów Nagrody Literackiej „Wiadomości” zamieszczone w tomie: Od Herberta do
Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958-1990, oprac. S. Kossowska, posł. T. Nowakowski, Londyn
1993.
259
D. Attridge, Jednostkowość literatury,przeł. P. Mościcki, Kraków 2007, s. 89.
104
257
Afekt. Obecność i strategie budowania silnych intensywności
w prozie Mariana Pankowskiego
2.1 Z dziejów terminu
Literatura nie jest dziedziną, która stanowi pole jedynie intelektualnych napięć.
W tradycji myślenia o jej istocie oraz funkcjach bez problemu odnajdziemy refleksje
nad obecnymi weń aspektami emocjonalnymi. W tym skrótowym rysie na temat
obecności afektu w projekcie literackim Mariana Pankowskiego pominę ustalenia
z zakresu poetyki odbioru czy ustalenia znakomitych teoretyków w dziedzinie
ekspresywności dzieła literackiego jako wyrazu autorskiego „ja”260. Rzeczywiste
bowiem znaczenie będzie miało takie wyobrażenie, pomyślenie, napisanie tekstu 261, że
staje się on przestrzenią afektywnych napięć i emocjonalnych sporów dających się
skutecznie ekstrapolować na terytorium pozaliterackie poprzez wbudowany weń
intencjonalnie potencjał afektywny. Innymi słowy mam na uwadze możliwą
perspektywę otwarcia tekstu na czytelnika z zamierzonym a priori jego wzburzeniem,
wyprowadzeniem ze stanu emocjonalnego spoczynku.
Dla porządku odnotować należy, że rozważania nad afektywnym aspektem ludzkiej
natury mają długą i bogatą tradycję, dość bowiem przypomnieć antycznych stoików262
czy chrześcijańską szkołę myślenia o poruszeniach duszy263, by dobrze zdać sobie
sprawę z rangi zagadnienia. Ograniczę się tu jedynie do wskazania kilku wariantów
refleksji czy punktów widzenia, traktując je jako znaki kierunkowe prowadzące do
możliwie interesujących poznawczo wniosków. Znaki rozumiane jako figury
260
Zob. m.in.: M. Głowiński, Style odbioru. Szkice o komunikacji lietrackiej, Kraków 1997; E. Balcerzan,
Perspektywy „poetyki odbioru” [w:] Problemy teorii literatury, S. 2, wybór i oprac. H. Markiewicz,
Wrocław 1976. Ciekawą propozycją innego teoretycznego ujęcia problemów odbioru dzieła
literackiego jest książka M. Rembowskiej-Płuciennik pt. Poetyka intersubiektywności.
Kognitywistyczna teoria narracji a proza XX wieku, Toruń 2012.
261
Pojęcia tekst używam w rozszerzonym znaczeniu, jakie nadali mu Ryszard Nycz (R. Nycz, Poetyka
doświadczenia, Warszawa 2012, s. 6) oraz Clifford Geertz (C. Geertz, Głęboka gra: uwagi o walkach
kogucich na Bali, [w:] tegoż Interpretacja kultur: wybrane eseje, tł. M.M. Piechaczek, Kraków 2005,
s. 496-497).
262
Seneka, Myśli, wyb., przeł., oprac. S. Stabryła, Warszawa 1995.
263
Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna. Tom X: Uczucia, przeł. J. Bardan, obj. F. W. Bednarski, London
1967.
105
nowoczesnego (do pewnego stopnia) i ponowoczesnego myślenia o tekście (kulturze)
i jego funkcjach. Nie wolno zatem zapominać o tych zjawiskach w sztuce światowej,
które od pewnego czasu (przynajmniej od 1945 roku) podważają zasadność dominacji
intelektualnego paradygmatu kultury spod znaku heglowskiej wiedzy pełnej i pewnej,
tym samym obdarzając znaczeniem formy działań nakierowanych na aspekt ludzkiej
emocjonalności, określane przez niektórych badaczy mianem affective turn. Sygnalizują
one zwiększone zainteresowanie kategorią afektu264. Nieostrość przedmiotu badań,
jakim jest zagadnienie afektu, nastręcza pewnych trudności w jego rozumieniu – sądzę
zatem, że właściwe będzie wydobycie łacińskiego źródłosłowu terminu, który powinien
sprawę choć trochę rozjaśnić.
Autorzy klasycznego dziś A Latin Dictionary, Charlton T. Lewis i Charles Short
odnotowują, że starożytni pod pojęciem affectus rozumieli pewien stan umysłu albo
ciała (a state of body; a state of mind) wywołany, „wyprodukowany” na skutek
czyjegoś wpływu (produced in one by some influence); wskazują także, że człowiek ma
stałą, wrodzoną dyspozycję, zdolność do ulegania afektom, w których polu
semantycznym
lokują
także
kategorię
nastroju
(a
state or disposition
of
mind, affection, mood). Propozycja tak rozległego ujęcia problemu w naturalny sposób
przywołuje szeroką skalę możliwych konotacji terminu, w tym takich pojęć jak miłość,
współczucie, podniecenie, które określić można jako uczucia nacechowane emocjonalnie
dodatnio, z drugiej jednak strony odsyła do sfery ludzkiej aktywności rządzonej przez
niskie
pobudki,
niegodziwe
pasje265.
Można
zatem
problem
ulokować
na
transdyscyplinarnej siatce wpływów, w obrębie której będą przecinały się trajektorie
różnych
pól
badawczych,
m.
in.
religioznawstwa,
medycyny,
psychologii
(psychoanalizy), antropologii filozoficznej czy pedagogiki.
W rozdziale drugim pierwszej księgi Retoryki Arystoteles notował: Afekty są to [tego
rodzaju doznania], pod których wpływem podejmujemy inne niż zwykle decyzje;
towarzyszy im przy tym przykrość lub przyjemność. Należy do nich np. gniew, litość,
264
Brian Massumi The Autonomy of Affect, [w:] G. Deleuze, A Critical Reader, Oxford: Blackwell
Publishers, 1996, s.217-239); Jill Bennett (Empathic Vision: Affect, Trauma, and Contemporary Art,
Stanford University Press, 2005); Ernst van Alphen (Affective operations of art and literature, “Res”
2008 nr 53/54, s. 20-30); Teresa Brennan (The transmission of Affect, Ithaca, Cornell University Press,
2004).
265
Por. Ch. T. Lewis, Ch. Short, Harpers' Latin Dictionary: A New Latin Dictionary Founded on the
Translation
of
Freund's
Latin-German
Lexicon
edited
by
E.A.
Andrews,
1879; czas dostępu: 5.01.2013:
http://www.perseus.tufts.edu/hopper/text?doc=Perseus%3Atext%3A1999.04.0059%3Aentry%3Daffe
ctus2
106
trwoga i inne tego rodzaju stany oraz ich przeciwieństwa266. Słowa te dobrze pokazują,
że emocjonalną sferę ludzkiej egzystencji obdarzał Stagiryta dużą uwagą, wychodził
bowiem z założenia, że wywarcie fortunnego wpływu na ten aspekt ludzkiej natury,
a zatem i wprowadzenie w obręb wyobrażonej struktury jakiejś zasadniczej i kluczowej
zmiany, owocuje trwałą korektą ludzkich poczynań. Sądzę, że ten fragment określa
także ważną cechę afektywności, mianowicie jej szeroką skalę zakresową, bo przecież
mowa tu o skrajnie przeciwnych wartościach uczuciowych. Obecność kategorii afektu
w pismach Arystotelesa związana jest zwykle ze sferą praktycznych działań człowieka
– krótko mówiąc, grecki filozof operuje tym terminem wszędzie tam, gdzie ma na
uwadze zamierzone wywarcie wpływu. Zauważmy, że notacje zamieszczone w tym
traktacie zawierają jeszcze inną interesującą i możliwą presupozycję, według której
Arystoteles wyodrębnia i odróżnia od siebie jakości wewnętrzne i zewnętrzne (Afekty są
to [tego rodzaju doznania], pod których wpływem podejmujemy inne niż zwykle decyzje).
Działalność afektywna, akcentowana w Retoryce jako jedna z metod perswazji,
stanowi również przedmiot rozważań filozofa w Poetyce. Na marginesie warto
odnotować, iż polska tradycja przekładowa proponuje trzy warianty tekstu
arystotelesowskiej poetyki normatywnej, ich jakość oraz aktualność związane
są głównie z okresem, w jakim translacje te powstawały, choć – jak zauważa
Małgorzata Sugiera – znacząca w tej materii jest też inna prawidłowość: zupełnie
świadome
przygotowanie
[translacji]
wbrew
dotychczasowej
tradycji
tekstu
Arystotelesa267. Ich porównanie i wynikająca z niego różnica dobrze ilustrują
wewnętrzną dynamikę leksyki języka polskiego. Interesującej informacji dostarcza
zwłaszcza zawartość fragmentu VI rozdziału. Otóż jedynie w przekładzie Tadeusza
Sinki, w obrębie definicji teorii tragedii, mieści się termin afekt; późniejsi tłumacze –
Władysław Tatarkiewicz oraz Henryk Podbielski – nie zachowują już tej formy,
dokonując terminologicznego uwspółcześnienia268.
Jest tedy tragedia naśladowczym przedstawieniem czynności (akcji) poważnej, skończonej
w sobie, o określonej wielkości, przedstawieniem wyrażonym w mowie ozdobnej, przy czym
każdy rodzaj ozdób jest właściwy poszczególnym częściom, za pomocą osób działających, a nie
266
267
268
Arystoteles, Polityka. Ekonomika. Retoryka. Retoryka dla Aleksandra. Poetyka. Zachęta do filozofii.
Ustrój polityczny Aten. List do Aleksandra Wielkiego. Testament, przeł. M. Chigerowa, posł.
H. Podbielski, Warszawa 2001, s. 364.
Por. M. Sugiera, Mythos, katharsis i mimesis: nowe lektury <<Poetyki>> Arystotelesa, [w:] Po
strukturalizmie. Współczesne badania teoretycznoliterackie, red. R. Nycz, Wrocław 1992, s. 137-152
Por. Poetyka, tł. W. Tatarkiewicz [w:] W. Tatarkiewicz Estetyka starożytna t. 1 Warszawa 1960,
s. 192; Poetyka, tł. H. Podbielski, Wrocław 2006, s. 19.
107
przez opowiadanie, i dokonującym przez wzbudzenie litości i trwogi (właściwego sobie)
oczyszczenia tego rodzaju afektów269.
Ten fragment jest istotny przynajmniej z dwu względów. Po pierwsze, w sposób
jawny łączy się tu literaturę z kategorią afektu, sferą emocji, która nie gwarantuje
intelektualnego, rozumowego pojęcia oferowanej przez tekst sytuacji. Po drugie,
literatura staje się odtąd instytucją odziaływania, powołana jest niejako na służbę,
wszak jej zadaniem będzie wywarcie wpływu (jakiegoś, nawet nieokreślonego).
Według takiej optyki dzieło literackie staje się przestrzenią ryzyka i odpowiedzialności.
Proponowane rozumienie literatury (tekstu) domaga się choćby skrótowego
przypomnienia amorficznej kategorii katharsis, której immanentna nieostrość jest
według Henryka Podbielskiego tą kluczową wieloznacznością, której ostateczne
wyjaśnienie znaczenia byłoby nawet niekorzystne dla jego inspirującej roli
kulturotwórczej270.
Niejasności związane z kategorią katharsis, jej interpretacyjna nieprzejrzystość,
posłużyły Januszowi Sławińskiemu do sformułowania interesującej notacji na
marginesie definicji terminu w Słowniku terminów literackich. Według badacza tekst
i zawarta w nim możliowść wzbudzenia doznań litości i trwogi, w sposób bezpośredni
oddziaływa na samopoczucie odbiorców271. Podsunięty przez znakomitego badacza
problem prowokuje do postawienia pytania o ontologię kategorii katharsis272, w tym
także o status i naturę afektu. Na tak postawione pytanie, w pewnej mierze odpowiedź
sformułował Henryk Podbielski we wstępie do wydania Poetyki w serii Biblioteki
Narodowej273. Zwracał on uwagę na zasadniczą polaryzację stanowisk w obrębie
refleksji nad teorią Stagiryty, której sposoby rozumienia – jak sądzę – domagają się tu
pobieżnego chociażby przypomnienia. Jak później zobaczymy, w historii refleksji nad
kategorią katharsis dobrze odkształca się w wariantowość rozważań na temat afektu.
W tradycji myślenia o tym kluczowym i płodnym dla literaturoznawstwa fenomenie
z powodzeniem da się wyodrębnić dwa binarne, pozornie wykluczające się stanowiska,
269
Poetyka, tł. T. Sinko [w:] Trzy poetyki klasyczne. Arystoteles, Horacy, Pseudo-Longinos, tł. T. Sinko,
Wrocław 1951, s. 13.
270
H. Podbielski, Znaczenie pojęcia „katharsis” i funkcja tragedii, [w:] Arystoteles, Poetyka, tł.
H. Podbielski, Wrocław 2006, s. LXXVIII-LXXIX.
271
Por. Słownik terminów literackich, red. J. Sławiński, Wrocław 1998, s. 239.
272
Podobne pytania, dotyczące kategorii katharsis, stawia Leszek Sosnowski. Zob. tegoż: Emocjonalizm
Arystotelesa i znaczenie pojęcia <<katharsis>> , „Estetyka i krytyka. Półrocznik filozoficzny”, 2011
nr 2, 139-149 (szczególnie s. 143). Dostęp online [21.01.2014]:
http://estetykaikrytyka.pl/art/21/abst10.pdf
273
Zob. H. Podbielski, Znaczenie…., dz. cyt., s. V-CXXXVII.
108
które w gruncie rzeczy – jak proponuje Podbielski – trzeba traktować komplementarnie.
Zakładając obligatoryjne uproszczenie i schematyzację jako konieczną procedurę wobec
przyjętej
optyki, najkrócej
można
je
określić
mianem
immanentalistów
i transcendentalistów. Krytyka pierwszego typu rozumie kategorię katharsis jako cechę,
funkcję wewnętrzną tekstu, która – jak określił to Ronald Crane:
nie jest przyczynowo związana z odbiorcą (jak w <<Polityce>>), lecz z samą konstrukcją fabuły
dramatycznej (…). Jako emocjonalna siła tragedii i zarazem pierwsza zasada jej konstrukcji (…)
zależy przede wszystkim i bezpośrednio od akcji, a na drugim miejscu i pośrednio, choć czasem w
sposób znaczący, od języka poetyckiego, muzyki oraz techniki dramatycznej i teatralnej 274.
Konsekwencją takiej lektury Poetyki było przekonanie, że katharsis jest konstruktem
tekstowym, zewnętrznym wobec odbiorcy, pozostającym w stosunku inkluzywnym do
natury dzieła literackiego, w rezultacie – co ważne – pozbawiano sztukę zdolności
oddziaływania na odbiorcę. Przekonania takie, ograniczające działanie katharsis jedynie
do samej struktury tekstu, oprócz Crane’a, podzielało jeszcze kilku innych znawców
przedmiotu, m.in.: Gerald Else, Harvey Goldstein czy Krishna Srivastava.
Inaczej, choć do pewnego stopnia podobnie, ten sam problem postrzegali – umownie
w tym miejscu nazwani – transcendentaliści, którzy nie akceptując redukującego
stanowiska immanentalistów, poddali kategorię katharsis odmiennemu ograniczeniu,
eksplikując jej uczuciowy i poznawczy wymiar. Humphrey Kitto określi, że tragedia
musi powodować proces uczenia się polegający na przechodzeniu od szczegółu do
ogółu w odniesieniu do sytuacji budzących litość i trwogę, a prowadzący do
wyjaśniającego wglądu lub wniosku, który my kojarzymy z procesem uczenia się275.
Według Henryka Podbielskiego do podobnej opinii zmierzają ustalenia belgijskiego
badacza Pierre Somville, który rozpatruje katharsis w jej uczuciowym aspekcie. Jednak
poznawczo najciekawsze wydają się konstatacje rodzimego badacza, którego
„ekumeniczne” zacięcie powoduje, iż w jego wywodzie dobrze słychać echa obu szkół,
co sprawia, że proces katartyczny (atrybut odbiorcy) wiąże on bezpośrednio z procesem
mimesis (atrybut dzieła), w efekcie czego dochodzi do przekonania, o jego uczuciowym
charakterze, będącym jednocześnie celem procesu mimetycznego276.
274
R.S. Crane, The Language of Criticism and the Structure of Poetry, Toronto 1953, s. 56 [cyt. za:
H. Podbielski, Znaczenie…, dz. cyt., s. XCVI – XCVII].
275
H.D.F. Kitto, Catharsis, The Classical Tradition [w:] Literary and Historical Studies in Honor of
H. Caplan, New York 1966, s. 146 [cyt. za: H. Podbielski, dz. cyt., s. CV].
276
Por. H. Podbielski, Znaczenie…., dz. cyt.,, s. CIX.
109
Rozumienia proponowanego tu symbiotycznego związku kategorii katharsis i afektu
nie ułatwia sam Arystoteles, który oprócz afektu wzbudzonego konstrukcją samego
tekstu (układem fabuły, prawdopodobieństwem, perypetiami) wskazuje na istnienie
afektu osiąganego za pośrednictwem mowy – w XIX rozdziale notuje bowiem, że
w dramacie te afekty winny ujawniać się bez wyjaśnienia, w krasomówstwie natomiast
muszą być osiągnięte przez mówcę za pośrednictwem słowa277. Mam wrażenie, że takie
postrzeganie roli słowa, jako warunku i gwaranta wzbudzenia afektywnego, jest
w przypadku twórczości Mariana Pankowskiego szczególnie istotne. Wagę tej metody
twórczej, tę prawidłowość, dobrze oddaje zawartość i kształt językowej sfery
emotywnej prozy fikcjonalnej, ale także sens licznych komentarzy o charakterze
metaliterackim, do których zaliczyć należy zarówno wypowiedzi protagonisty,
odpowiedzi udzielane redaktorom w licznych wywiadach czy wreszcie szkice
teoretyczne ilustrujące zainteresowania naukowe pisarza.
Dla Władysława Tatarkiewicza tak sprofilowana forma aktywności twórczej, która
odtwarza rzeczywistość bądź kształtuje formy, bądź wyraża przeżycie, a przy tym
wywołuje zachwyt, wzruszenie bądź wstrząsa278, będzie jednym z trzech podstawowych
i możliwych modeli literatury (czy sztuki w ogóle), których proweniencja sięga jeszcze
antyku, i które w późniejszym dyskursie estetyki zostaną określone jako rudymentaria
teorii sztuki: mimetyzm, formalizm, ekspresywizm279. Wspominam w tym miejscu o tej
paradygmatycznej taksonomii mając w pamięci liczne głosy komentatorów prozy
Pankowskiego, wysuwających tezę o jej awangardowym charakterze, określających
pisarza mianem spóźnionego syna awangardy280. Wiele wskazuje na to, że autorowi
Matugi takie zamierzenie towarzyszyło, że rzeczywiście skupiał się on na markowaniu
umiarkowanego gestu polemicznego (rozpoznawalnego jako właściwy awangardzie),
przyznać także należy, że dzieło Pankowskiego w znacznym stopniu bierze swój
początek ze społecznie zorientowanej wrażliwości281.
277
Arystoteles, Poetyka, tł. H. Podbielski, Wrocław 2006, s. 69.
W. Tatarkiewicz, Droga przez estetykę, Warszawa 1972, s. 36.
279
Zob. L. Sosnowski, Emocjonalizm, dz. cyt.
280
Cz. Miłosz, Matuga z kacetów, „Kultura” 1960 nr 3.
281
Społecznie zorientowaną wrażliwość rozumiem tu jako funkcję właściwego Pankowskiemu
światopoglądu, objawiającego się wzmożoną uwagą wobec określonych grup społecznych (np.
robotnicy, biedota, ludność wiejska – często skonflikowanych z innymi, lepiej sytuowanymi grupami)
czy seksualnych (homoseksualiści) oraz obecnością napięcia typów wrażliwości: świeckiej i
religijnej; ponadto w tej perspektywie widzieć można wyraźną sympatię, jaką zdradza narrator dla
mniejszości etnicznych wykluczanych bądź dyskryminowanych w życiu społecznym (Żydzi,
Ukraińcy).
110
278
Zakładając niezbędną skrótowość, przyjmuję na użytek niniejszych rozważań, że
zarówno naturę kategorii katharsis, jak i afektu określa konieczna perspektywa
wywołania wrażenia, wstrząsu, będącego do pewnego stopnia rezultatem tekstowej
przemocy, w efekcie wprowadzającej podmiot w stan kryzysu, a przynajmniej
konsternacji. Takie określenie specyfiki katharsis i afektu zmniejsza dystans pomiędzy
nimi a innym ważnym problemem klasycznych poetyk normatywnych, za jaki uznać
trzeba kategorię wzniosłości (przez Pseudo Longinosa określanej też mianem górności).
Stwarza również szansę wskazania i obserwacji podobieństw występujących między
nimi (tj. katharsis, afektem i wzniosłością), bo jak pokazuje lektura wykazują one
w pewnych zakresach cechy korelatywne.
Ślady refleksji nad afektem odnajdujemy również u pioniera teorii efektu
wzniosłości, Pseudo-Longinosa, choć dodać należy, że pełni ona w wywodzie Greka
rolę raczej marginalną, peryferyjną niż centralną. W traktacie O górności wskazywał:
Znajdzie się bowiem pewne afekty dalekie od górności, po prostu niskie, jak rozpacz,
smutek, trwoga i znowu wiele górności bez afektu (…)282. Jeżeli dobrze odczytuję
intencje teoretyka, to według zawartej w tych zdaniach sugestii afekt może być
korelatem
(ale także przeciwieństwem) górności. W innym miejscu – pisząc
o wywoływaniu odczucia wzniosłości u odbiorcy, szczegółowo analizując stosowalność
figury hiperbatonu – zauważy, że:
(…) ci, co naprawdę gniewając się, albo trwożąc, albo oburzając, albo z powodu zazdrości czy
jakiegoś innego afektu (afekty zaś są tak liczne, że nie można by ich nawet policzyć), zawsze się
wykolejają i od zamierzonego celu nieraz do innego się zwracają, a przy tym przez wzruszenie,
jakby przez zmienny podmuch, w różne strony na przemian miotani zmieniają rozmaicie
w tysiącznych zwrotach wyrazy, myśli i naturalny ich porządek (…)283.
Ten fragment wskazuje na przynajmniej dwie istotne dla afektu rzeczy. Po pierwsze,
próba zliczenia afektów, ich systematyka jest pomysłem niepotrzebnym, bowiem ów
trud w obliczu ich mnogości nie może zakończyć się fortunnie. Po drugie, inherentnym
składnikiem tego rodzaju poruszeń jest efekt zmiany, przesterowania, zwrotu w innym
kierunku czy nawet wykolejenia, który stanowi zaburzenie bądź naruszenie stanu
wyjściowego. W rezultacie niektóre afekty byłyby tym kluczowym inkluzem
wzniosłości, który dopuszcza i określa możliwość orzekania o jej występowaniu. Nieco
wcześniej napisze Longinos, iż rezultatem działania literatury (sztuki) powinien być
282
Pseudo-Longinos, O górności, przeł. T. Sinko, [w:] Trzy poetyki klasyczne. Arystoteles, Horacy,
Pseudo-Longinos, przeł. T. Sinko, Wrocław 1951, s. 101.
283
Tamże, s. 124.
111
wstrząs284, a w innym miejscu bezpośrednio wskaże na przemocowy wymiar kategorii
wzniosłości: Bo górność nie przekonywa słuchaczy, tylko ich zachwyca, a to, co
zdumiewa ze wstrząsającą siłą , zawsze bierze górę nad tym, co
przekonywa i podoba się , jako że zdolność przekonywania jest przeważnie w
naszej mocy, górność zaś niesie z sobą taką władność i przemoc nieodpa rtą, że
podbija każdego słuchacza285. W tej syntagmie mieści Grek jeszcze jedną ważną
informację – mianowicie charakter tej przemocy-nie-do-odparcia wyklucza szansę
rozumowego pojęcia istoty przedstawianych rzeczy, wykracza poza porządek
intelektualny; krótko mówiąc, górność wraz z afektem dokonują swego rodzaju
włamania się, wrażenia w świadomość odbiorcy. Sądzę, że te zdania zawierają także
propozycję innej koncepcji sztuki, niedającej rękojmi zrozumienia, sztuki, której model
wspiera się na założeniu afektywnego oddziaływania na odbiorcę.
Najwyraźniej więc Pseudo-Longinos, podobnie jak Arystoteles, bardziej skłaniał się
ku wywołaniu wrażenia, wzbudzeniu poruszenia afektywnego, niż skupiał na próbie
budowania więzi z czytelnikiem opartej na intelektualnym porozumieniu. W tym sensie
zanotowana przez Piotra Mareckiego uwaga stanowić może rodzaj dopowiedzenia
i wyjaśnienia kształtu projektu literackiego Mariana Pankowskiego. Pisarz indagowany
o stosunek do twórczości Witolda Gombrowicza konsekwentnie mówił o swym
znużeniu poszukiwaniem paranteli, wspominał o zazdrości wynikającej z takiej redukcji
jego literatury, jednak w pewnym momencie obniżył nieco gardę, wyznając: On jest
jednym z najinteligentniejszych polskich pisarzy, a ja jestem poetą286. Ten fragment
dobrze streszcza zasadniczą różnicę i nieprzystawalność, realną niewspółmierność
pisarstwa Witolda Gombrowicza i Mariana Pankowskiego, bo o ile twórczość autora
Ferdydurke zwykle oscylowała wokół problemów metafizyki i egzystencji287, o tyle
autor Rudolfa pozostał raczej pisarzem wzruszenia, emocji i momentu.
Na tak zaplecionej siatce wpływów i zależności odnotowania domagają się refleksje
Jean-Francois Lyotard’a, szczególnie te zamieszczone w eseju Wzniosłość i awangarda,
dotyczące tytułowej kategorii wzniosłości (chociaż nie ona sama stanowi tu centralny
284
Tamże, s. 115.
Tamże, s. 92.
286
P. Marecki, Nam wieczna …, dz. cyt., s. 219.
287
Nawet pobieżny rekonesans po bogatym archiwum gombrowiczologii dobrze uświadamia profil tej
literatury: Gombrowicz filozof, wyb. i oprac. F. M Cataluccio, J. Ilg, Kraków 1991; M.P. Markowski,
Czarny nurt: Gombrowicz, świat, literatura, Kraków 2004.
112
285
przedmiot zainteresowania). Nie bez pewnej przesady i uproszczenia288, francuski
filozof upatruje we wzniosłości kluczowego trybu wrażliwości artystycznej,
cechującego nowoczesność289, jednak najważniejszą konsekwencją tej lektury jest
pomysł uzupełnienia definicji górności, uwzględniający nowoczesne przeformułowania
kulturowe. W tej perspektywie Lyotard określi ów artystyczny efekt za pomocą
ambiwalencji, swobodnego falowania pomiędzy skrajnymi wartościami nieznoszących
się sprzeczności, czego warunki brzegowe lokować będzie w kategoriach przyjemności
i bólu, radości i trwogi, egzaltacji i depresji290. Idąc tym tropem zasadne wydaje się
zgłoszenie propozycji, by w tym spektrum umieścić także kategorię brzydoty czy
uczucie wstrętu291 wraz z pozostającą z nimi w bezpośrednim związku kategorią tabu.
Uznać je można za transgresyjne figury nowoczesności, kontestujące tradycję i tzw.
smak. Nieco dalej autor Kondycji ponowoczesnej wskaże na, fundamentalne dla
późniejszego myślenia o sztuce (literaturze), przesunięcie akcentu z pozycji
poetologicznej w stronę estetyki, co spowoduje przeniesienie zainteresowania z tego,
który wytwarza sposoby dotykania uczuciowości, na odbiorcę tekstu kultury292.
Umieszczone znaki sygnalizacyjne prowadzą do przekonania, że Niedoskonałość, ujma
dla smaku, brzydota, także biorą udział w efekcie wstrząsowym293, po drugie – wskazują
na istotny, choć dotąd marginalizowany, styl myślenia o sztuce (literaturze) niby
działaniu artystycznym obliczonym na wykroczenie poza reguły intelektu, ekstatyczne
celebrowanie zdarzania się, co Lyotard określi jako:
Wyrwanie się z inteligencji, która dąży do ujęcia rzeczy w swe karby, jej rozbrojenie, wyznanie,
że to, że zdarzenie malarskie nie było konieczne, ani nawet przewidywalne, obnażenie
poprzedzające Czy zdarza się?, uchronienie (la garde) wydarzenia „przed” (avant) wszelką obroną,
ilustracją czy komentarzem, uchronienie (la garde) „zanim” (avant) się przyjmie gardę, i zanim się
spojrzy (regarde) pod egidą now – jest właśnie rygorem awangardy294.
288
Podobnego zdania jest Ryszard Nycz. Zob. tegoż, Literatura jako trop rzeczywistości. Poetyka epifanii
w nowoczesnej literaturze polskiej, Kraków 2001, s. 162.
289
Por. J. – F. Lyotard, Wzniosłość i awangarda, tłum. M. Bieńczyk, „Teksty Drugie” 1996 nr 2-3, s. 177.
290
Tamże s. 176 – 180.
291
O afektywnej kondycji kategorii wstrętu częściowo pisze Julia Kristeva w Potędze obrzydzenia. Esej
o wstręcie (przeł. M. Walski, Kraków 2007).
292
Dotychczasowy wywód może budować wrażenie, iżby piszący te słowa nie dostrzegał różnicy
pomiędzy klasyczną definicją wzniosłości a jej nowoczesnym rozumieniem, zasadzającej się na
polemicznym stosunku formacji nowoczesności względem kanonicznych stratyfikacji, zgodnie z którą
efekt wzniosłości nie opiera się dłużej na kategorii klasycznie rozumianego piękna. Ten niedostatek
wynika z - koniecznych dla spójności wywodu - uproszczeń. Zob. J. Płuciennik, Figury
niewyobrażalnego, Kraków 2002.
293
Tamże, s. 180.
294
Tamże, s. 176.
113
Trzeci istotny wątek problemowy tworzą refleksje dotyczące planu wyrażania, sfery
emotywnej, którą uruchamia moc słowa, wszak te same w sobie noszą ładunek
uczuciowych asocjacji; mogą wywoływać to, co należy do duszy, bez odniesienia się do
tego, co widzialne (…). Do podobnych przekonań dochodzi na marginesach swoich
rozważaniach na temat figury niewyobrażalnego Jarosław Płuciennik, dla którego stan
emocjonalnego poruszenia może wynikać z dominacji zmysłowej materii języka nad
sferą znaczeniową, natomiast sam efekt wzniosłości częstokroć jest dyktowany przez
wstrząs i szok, które leżą u podstaw dynamicznej wzniosłości i wzniosłości
modernizmu295.
W wyniku tego, jak łatwo przypuścić, tekst powinien doprowadzić czytelnika do
pewnego wzburzenia afektywnego, spowodować emocjonalne poruszenie: Sztuki
natchnione estetyką wzniosłości, poszukujące silnych efektów, mogą i muszą –
jakakolwiek byłaby ich materia – zaniedbywać naśladowanie modelów jedynie
pięknych, i oddać się kombinacjom zadziwiającym, niezwykłym, wstrząsającym296. Tę
swoistą gramatykę wzniosłości (opartą na afekcie) wpisuje Lyotard w kontekst
polityczności sztuki, która od teraz nie powinna sprzyjać „efektowi tożsamości”, lecz
odróżniania, wynikającego z zastosowanego chwytu zaskoczenia297.
Obecność tego, co inne, nietożsame, co wprowadza żywioł obcy, co próbuje nas
emocjonalnie przejąć, komunikowanego często w poetyce zaskoczenia, Theodor W.
Adorno uznaje za relewantny składnik nowoczesnej koncepcji wzniosłości, którą
proponuje definiować apofatycznie. Otóż – jak przekonuje – wyłączenie z dzieła tzw.
duchowości, a z drugiej strony aplikowanie mu „materialności” (”zmysłowości”) wcale
nie powoduje, iżby miało ono ulec wyjałowieniu z wzniosłości. Jest przeciwnie:
W im większym stopniu sztuka bierze w siebie to, co nietożsame, bezpośrednio przeciwstawne
duchowi, tym bardziej musi nasycać się duchem. I odwrotnie, uduchowienie ze swej strony
doprowadziło do sztuki to, co przedtem – zmysłowo niezbyt powabne i odrzucające – było dla niej
tabu; to, co zmysłowo nieprzyjemne, jest pokrewne duchowi298.
Mówienie o wzniosłości a rebour, w ramach czego erupcja cielesności w XX w. ma być
odpryskiem z idei wyobraźni związanej ze wzniosłością (duch był jej synonimem)299,
sprawia, że ta wektorowa przeciwność zmusza do przyjęcia założenia o jej raczej
295
J. Płuciennik, Figury niewyobrażalnego, Kraków 2002 (szczególnie s. 189 i 194).
J.-F. Lyotard, s. 183.
297
Por. tamże, s. 179. Sugestia filozofa w naturalny sposób odsyła do teorii rosyjskich formalistów,
szczególnie do szkicu Wiktora Szkłowskiego pt. Sztuka jako chwyt.
298
T. W. Adorno, Teoria estetyczna, przeł. K. Krzemieniowa, Warszawa 1994, s. 357.
299
Zob. J. Płuciennik, Figury niewyobrażalnego, Kraków 2002, s. 192.
114
296
implikowanym niż tematyzowanym charakterze i obecności w nowoczesnej sztuce
(literaturze). W krąg problemowy włącza także estetykę brzydoty i obscena, staje się
wentylem dla treści dotąd tabuizowanych i wykluczonych poza dominujący dyskurs300.
Towarszyszy mi przekonanie, że pisarstwo Pankowskiego jak w soczewce skupia
w sobie te nowoczesne tendencje, głównie spod znaku ciała i tabu, o czym już
wielokrotnie wspominali badacze twórczości autora Matugi301. Ów brak fabularnego
i ideologicznego tematu wypełnia on materią słowa, na którym wyciśnięto stygmat
konotacji (chociażby religijnej). Mówi zatem nie mówiąc, tj. nie tematyzuje pewnych
wątków, a raczej je implikuje na poziomie głębszym, ukrytym, schowanym, korzystając
z bogatej leksyki emotywnej (w tym liturgicznej). W takiej optyce naruszenie tabu
społecznego byłoby również powodem do mówienia o afekcie i wzniosłości, dopuszcza
bowiem pewien transgresyjny gest (zawsze przecież do pewnego stopnia będący
symboliczną przemocą w odniesieniu do tradycji, smaku, etc.).
W ustaleniach Adorno uwagę zwraca jeszcze jedna konstatacja, mianowicie autor
Minima moralia komentując rozważania Immanuela Kanta na temat wzniosłości,
określi je jako opór ducha przeciwko przemocy, ograniczeniu, jako formę aktywności
artystycznej występującej przeciwko opresywności instytucjonalnej oraz ideologicznej.
Posługując się metaforą gór – konotującą nieskrępowaną wolność – odtrąca to, co
zawęża,
tym
samym
wydobywając
możliwość
uczestniczenia,
partycypacji
w wolności302. W tym stylu myślenia dostrzec można ślad rozpoznań PseudoLonginosa: wzniosłość byłaby przemocowym działaniem skierowanym przeciwko
przemocy instytucjonalno-ideologicznej oraz przeciwko recipientowi, w efekcie czego
miałaby ona stwarzać możliwość indywidualnej suwerenności podmiotu.
Proponowane tu wstępne rozpoznania dotyczące teorii afektu dobrze puentują
ustalenia amerykańskich psychologów, szczególnie zaś Sylviana Tomkinsa. Choć autor
300
Amerykański socjolog kultury, Ari Adut, próbując określić status i znaczenie kategorii skandalu
(i tabu) w nowoczesnym społeczeństwie zachodnim notuje: (…) scandal played a key role in art
during the nineteenth and twentieth centuries, in great part because of the oppositional self-identity of
modernism, by serving as an engine of change for the avant-garde, [w:] A. Adut, On scandal. Moral
Disturbances in Society, Politics and Art, New York 2008, s. 224.
301
Zob. J. Burnatowski, Marian Pankowski: tabu, skandal, awangarda, Warszawa 2013, s. 229-244;
A. Kramek, Przygody ciała i ducha: transgresje w prozie Mariana Pankowskiego i Michała
Witkowskiego, „Res Publica Nowa”, nr 5 2009, s. 14-17; P. Krupiński, Ciało, historia, kultura:
pisarstwo Mariana Pankowskiego i Leo Lipskiego wobec tabu, Szczecin 2011; K. Mojsak, „Przygody
ciała” – podmiotowość i groteska w powieści "Matuga idzie" Mariana Pankowskiego, „Pamiętnik
Literacki” 2008 z. 4, s. 123-144.
302
T.W. Adorno, tamże, s. 361.
115
Affect Imagery Consciousness posługuje się odmiennym i dość wąskim językiem
dyscypliny, to w sposób syntetyczny wyraża treści bardzo zbliżone:
Afekty są to zbiory reakcji mięśniowych i gruczołowych zlokalizowanych w twarzy, a także
szeroko rozproszonych w ciele, generujące sensoryczną informację zwrotną, która jest albo
wewnętrznie „akceptowalna” albo „nieakceptowalna”. Te zorganizowane zbiory reakcji są
uruchamiane (triggered) w ośrodkach podkorowych, gdzie zmagazynowane są „programy” dla
każdego odrębnego afektu. Programy te są zorganizowane w sposób wrodzony i zostały
odziedziczone genetycznie. Są one w stanie przejąć jednocześnie kontrolę nad tak oddalonymi od
siebie organami, jak twarz, serce, gruczoły wydzielania wewnętrznego i narzucić im specyficzny
wzorzec reakcji.303
Tomkins powiada, że afekt jest reakcją, poruszeniem (zbiory reakcji mięśniowych
i gruczołowych). Po drugie, wykazuje, że afekty są do pewnego stopnia wartością
wspólną i podobnie się przejawiają (co skądinąd prowadzić powinno do przekonania
o bezcelowości ich zliczania), są wrodzone i dziedziczne genetycznie. Po trzecie, są one
w stanie czasowo przejmować kontrolę nad ludzkimi reakcjami, podając gotowy wzór
tychże reakcji (zatem ilość takich reakcji jest każdorazowo ograniczona i skończona).
Tomkins mówi też, że to narzucanie się afektu, ta swoista przemoc wymusza jego
konieczną
akceptację
lub
równie
konieczne
odrzucenie
(akceptowalność/nieakceptowalność), co – jak sądzę – wprowadzić może podmiot
w stan pewnego rozstrojenia, rozchwiania. Jeżeli dobrze interpretuję wskazania
amerykańskiego psychologa, to przemyca on równocześnie inną jeszcze, zasadniczą dla
niniejszych
dociekań,
cechę
afektywnych
reakcji,
mianowicie
ich
pozaświadomościowy, pozarozumowy tryb wydarzania się.
Wnioski, jakie potrafię z zaprezentowanych tu ujęć problemu wyprowadzić,
zmierzają jedynie do wstępnej teoretyzacji afektu, pełnią tu rolę szkieletu do
obudowania w toku dalszych rozważań. Niemniej z dużą pewnością można powiedzieć,
że afekt jest takim rodzajem poruszenia, które w pewien sposób wywiera istotny wpływ
na odbiorcę poprzez zawartą implicite w dziele możliwość przemocy, będącą niczym
innym jak potencjalnością zmiany, wykolejenia. To wydarzanie się przemocy,
powodowane emotywną leksyką tekstu, jego prozodią, aspektami fabularnymi czy to
mocnym gestem polemicznym odnoszącym się do aktualnych paradygmatów
kulturowych i rejestrów gustu oraz smaku, pozostaje w stosunku inkluzywnym do
kategorii wzniosłości (górności), szczególnie zaś jej nowoczesnego, modernistycznego
projektu. Uaktualnione przez Lyotarda i Adorno rozważania Pseudo-Longinosa,
303
S. Tomkins, Affect, imagery, consciousness, t.1: The positive affects, New York 1962, 243-244. Cyt.
za: K. Oatley, J. M. Jenkins, Zrozumieć emocje, tł. J. Radzicki, J. Suchecki, Warszawa 2003, s.115.
116
dotyczące pozarozumowego charakteru wzniosłości, dość dobrze ilustrują, obecny od
początku w zakresie semantycznym tej estetycznej kategorii zasób wywrotowości
(zaskoczenia), w czym upatrywać należy wartości dodatnich, ocalających samo
zdarzenie/wydarzanie się. Mając świadomość uproszczenia, powiem, że działania
artystyczne wsparte na takiej afektywnej poetyce będą dążyły do wrażenia, jego
wywarcia, wzbudzenia i na tej drodze wprowadzenia istotnej zmiany w określoną
strukturę (społeczną) czy doświadczenie podmiotu. Na marginesie tych rozważań trzeba
zauważyć, że reakcje na proces wrażania się – jak przekonuje Jacques Derrida –
nieodrodnie związane są z polityczno-techniczno-ekonomicznymi uwarunkowaniami,
a sama kategoria wrażenia funkcjonuje w naturalnym zroście z afektem, którego nie
sposób wyabstrahować spośród zjawisk interpretacji czy retoryki (ergo afektywne
reakcje uzależnione są od splotu politycznych, technicznych i ekonomicznych
okoliczności)304.
W wydanej w 2004 roku interesującej i pionierskiej książce Jarosława
Mianowskiego Afekt w operach Mozarta i Rossiniego odnaleźć można sugestię, jakoby
afekt należał do tej kategorii pojęć, która od dawna spoczywa na śmietniku teoretycznej
refleksji305. Jak pokazały ostatnie lata, rozpoznanie to okazało się mocno chybione,
gdyż już dość pobieżny rekonesans po uniwersyteckim rynku wydawniczym, głównie
Stanów Zjednoczonych Ameryki, skutecznie rewiduje pogląd Mianowskiego306. Jednak
opinia poznańskiego badacza nie była całkowicie pozbawiona sensu i zasadności –
Mianowski miał bowiem rację, że fala zwiększonego zainteresowania tym problematem
przetoczyła się przez nauki humanistyczne dawno temu, gdyż w większości jeszcze
podczas europejskiego baroku. Także z innego powodu warto obdarzyć ten okres
zwiększoną uwagą badawczą – wówczas to podejmowane są, bardziej lub mniej udane,
próby normatywizacji afektu, wysiłki zmierzające do opracowania (ogólnych
304
G. Borradori, Filozofia w czasach terroru. Rozmowy z Jurgenem Habermasem i Jacquesem Derridą,
przeł. M. Karalus, M. Kilanowski, B. Orlewski, Warszawa 2010, s. 119.
305
Por. J. Mianowski, Afekt w operach Mozarta i Rossiniego, Poznań 2004, s. 25.
306
Tomy zbiorowe, mieszczące szkice badaczy z różnych ośrodków akademickich: The Affective Turn.
Theorizing the social, edited by P. Ticineto Clough, J. Hally, Duke University Press, 2007; The Affect
Theory Reader, edited by M. Gregg, G. J. Seigworth, Duke University Press, 2010. Czy autorskie
rozważania nad statusem i znaczeniem afektu w dobie późnej nowoczesności i ponowczesności:
B. Massumi, Parables for the Virtual: Movement, Affect, Sensation (Post-Contemporary
Interventions), Duke University Press 2002; E. Kosofsky Sedgwick, Touching Feeling: Affect,
Pedagogy, Performativity, Duke University Press 2003; K. Stewart, Ordinary Affects, Duke
University Press 2007.
117
i szczegółowych) typologii tej kategorii, której niektórzy myśliciele przypiszą nawet
społeczno-dydaktyczne funkcje.
W roku 1677 – w ogłoszonej pośmiertnie Etyce – Baruch Spinoza pisał: Przez afekt
rozumiem pobudzenie ciała, przez które moc działania tego ciała powiększa się albo
zmniejsza, jest podtrzymywana lub hamowana, a zarazem idee tych pobudzeń. (…)
przez afekt rozumiem czynność, w przeciwnym razie – stan bierny307. W tym samym
tekście dodawał, że ta obecność, wystąpienie afektu, to wywarcie wpływu sprawiają, że
dusza zostaje zdeterminowana do myślenia raczej o czymś [określonym], niż o czymś
innym308. Towarzyszy mi przekonanie, że te zdania sugerują coś ważnego
o wewnętrznym porządku afektu, że dobrze określają jego elementarną specyfikę,
wydobywając na powierzchnię czynnościowy charakter zjawiska. Spinoza powie też, że
afekt ma pewną moc sprawczą, wszak może prowadzić do reorientacji kierunku
myślenia podmiotu; mówiąc inaczej, w takim ujęciu afekt powoduje wykolejenie
aktualnego, przedafektywnego stanu (kondycji), co w rezultacie prowadzi do
przesterowania myślenia. Przypomnijmy krótko, że system filozoficzny Spinozy wiele
zawdzięczał kartezjańskiemu dualizmowi (refleksje na jego temat zawarł w dziele
Zasady filozofii Kartezjusza w porządku geometrycznym wywiedzione z 1663 roku),
w ramach którego dusza konotowała sferę rozumową, ciało zaś było figurą emocji,
ludzkiej i zwierzęcej popędliwości. Warto odnotować, że ten tryb myślenia o afekcie
miał przetrwać aż do początków XIX w., na jego ślady natrafić można w niektórych
kompendiach z tamtego czasu, jak choćby w pochodzącym z 1802 roku leksykonie
Heinricha Kocha, gdzie czytamy, że afekt to każda zauważalna reakcja duszy, która
dzięki swojej żywotności odczuwa radość bądź smutek309. Schyłek klasycyzmu
i
tryumfujący romantyzm
miały gruntownie
zmienić
anatomię
afektu310
–
indywidualistyczna estetyka uczucia, koncepcja dzieła i artysty spowodowały
przełamanie obowiązującego dotąd obiektywistycznego paradygmatu. Niemniej,
medytacje Spinozy przynoszą jeszcze inną ważną rzecz. Afekt przybiera dla niego
kształt abstraktu, znajdującego swoją reprezentację w artystycznych wytworach, a jego
307
B. Spinoza, Etyka w porządku geometrycznym dowiedziona, przekł. I. Myślicki, wst. L. Kołakowski,
Warszawa 1954, s. 142.
308
Tamże, s. 236.
309
Leidenschaft, w: H. Ch. Koch, Musikalisches Lexikon, Frankfurt 1802, repr. Hildesheim 1964, s. 894.
Cyt. za: J. Mianowski, Afekt w operach Mozarta i Rossiniego, Poznań 2004, s. 26.
310
Teresa Brennan konstatuje, że zamarcie refleksji nad afektem związane jest bezpośrednio z rozwojem
indywidualizmu w dobie europejskiego Oświecenia. Por. E. van Alphen, Affective operations of art
and literature, “Res” 2008 nr 53/54 (Spring/Autumn), s. 23.
118
doświadczanie jest uruchamiane przez odczucie różnicy albo podobieństwa.
Konsekwencje takiego stylu myślenia nie pozostają bez wpływu na wyobrażenia
dotyczące sztuki (literatury). Spinoza określi typ oddziaływania artystycznego przez
pryzmat percepcji obrazu rzeczy, jaki tworzy dzieło; mówiąc prościej, literatura jest
obrazem, podobieństwem (zawsze niepełnym) rzeczy311. W efekcie dojść można do
przekonania o relacyjnym charakterze tej kategorii, jej kontekstualnym uwarunkowaniu.
Stwierdzenia Spinozy dobrze uzupełnia datowana na XVII i XVIII w., mająca
instytucjonalne podłoże, niemiecka doktryna Affektenlehre, która – najkrócej mówiąc –
była estetyczną teorią muzyki, skupioną na możliwościach wzbudzania przez dzieło
muzyczne (przy zastosowaniu określonych instrumentów) konkretnych afektów
u odbiorcy. Dla przedstawicieli tego stylu myślenia afekty były mierzalnymi
i porządkowalnymi jednostkami, stąd tak liczne typologie autorstwa m.in. Athanasiusa
Kirchera, Andreasa Werckmeistera, Johanna Davida Heinichena, czy Johanna
Matthesona312. Jak przekonuje przywoływany tu już Jarosław Mianowski, Affektenlehre
stanowi bodaj jedyną doktrynę w historii, w obrębie której krzyżują się wątki estetyczne
i psychologiczne, a nawet – fizjologiczne313. Ta diagnoza jest w tym miejscu istotna
z dwu powodów. Po pierwsze, relacyjna natura afektu wychodzi poza model wąskiej
zależności: dzieło-odbiorca, zatem może być postrzegana w perspektywie szerszego –
bo społecznego – powiązania. Po drugie, przedstawienie człowieka, głównie przez
pryzmat jego fizjologii, stanowi zasadniczy dla pisarstwa Pankowskiego leitmotiv, jest
również istotnym składnikiem tej osobliwej antropologii literackiej, którą dopełnienia
wyraźna tendencja do zmysłowego zachwytu światem314.
Ważną z tego punktu widzenia uwagę, celującą poza porządek rationis dictamine,
czyni w Namiętnościach duszy Kartezjusz: wydaje się, że (…) uczucia mogą być także
wywołane przez przedmioty zmysłowe oraz że te przedmioty są ich przyczynami
najbardziej pospolitymi i głównymi (…)315.
311
Por. B. Spinoza, tamże, s. 140-237 (szczególnie s. 236-237).
Por. Doctrine of the affections, w: Encyclopaedia Britannica, wersja on-line [dostęp: 15.03.2014]:
http://www.britannica.com/EBchecked/topic/7687/doctrine-of-the-affections
313
J. Mianowski, tamże, s. 29.
314
W rozmowie z Krzysztofem Lisowskim Tysiąc zmysłów zachwyconych, pisarz mówił: P i s z ę
z u r z e c z e n i a z m y s ł a m i , piszę z oburzenia, że tyle cierpienia i krzywdy, bezbronnej niemal że
zaprogramowanej. M. Pankowski, Tysiąc zmysłów zachwyconych. Z Marianem Pankowskim
rozmawia Krzysztof Lisowski, „Dekada Literacka” 1996 nr 7/8, s. 3.
315
R. Descartes, Namiętności duszy, tł. L. Chmaj, Warszawa 1986, s. 100.
119
312
Wskazana poprzednio, w dużym uproszczeniu, spinozjańska teoria afektu pokazuje
jeszcze inny wektor tego zjawiska, mianowicie jego wymiar etyczny. W tych
rozpoznaniach słychać odległe echo słów wypowiedzianych niemal dwieście lat
wcześniej przez Erazma z Rotterdamu, który na kartach Podręcznika żołnierza
Chrystusowego notował:
Stoicy jednak uważają, że kiedy z pomocą wzbudzanych bezpośrednio przez zmysły afektów, tak
jakby z pomocą początkowych nauczycieli, dojdziesz już do osądu i prawidłowego rozróżnienia
między tym, do czego dążyć, i tym, czego unikać należy, wtedy afektów trzeba się wyrzec
całkowicie. Albowiem nie tylko nie są już one pożyteczne do osiągnięcia mądrości, ale wręcz
szkodliwe316.
Jeżeli dobrze interpretuję te zdania, to refleksje autora Pochwały głupoty prowokują do
postawienia pytań natury ogólniejszej, ponieważ, powiada Erazm, afekt może spełnić
doniosłe funkcje dydaktyczne (tak jakby z pomocą początkowych nauczycieli)
i poznawcze, pozwala zatem na dojście do osądu i prawidłowego rozróżnienia między
tym, do czego dążyć, i tym, czego unikać należy. Z drugiej jednak strony czai się
niebezpieczeństwo wykolejenia podmiotu, poddania się działaniu afektu w pełni,
a zatem odstępstwa od życia rozumnego, co w rezultacie może prowadzić do
nadwątlenia moralnej klarowności. Ale w tych erazmiańskich frazach odzywa się i inna
dystynkcja afektu: jego kryzysowy potencjał. W konsekwencji, rozważania nad afektem
nabierają charakteru aksjologicznego, pozostając w ścisłym związku z problemami
harmonii, życia etycznego, istoty zła, akumulacji podmiotowego doświadczenia,
a w szczególnych przypadkach nawet prawa317.
Zresztą Erazm i Spinoza nie są osamotnieni w swoich koncepcjach – ku podobnemu
wyobrażaniu afektu, dużo później, skłaniał się Immanuel Kant, który w Antropologii
w ujęciu pragmatycznym wyraźnie odróżnia afekt od namiętności, choć obie jednostki
uważa za chorobowe stany umysłu, gdyż wykluczają panowanie rozumu318. Afektu
316
317
318
Erasmus Roterdamus, Podręcznik żołnierza Chrystusowego nauk zbawiennych pełny, przeł. wstępem
opatrzył J. Domański, przedm. L. Kołakowski, Warszawa 1965, s. 57.
Echa wagi społecznej problemu odnaleźć możemy w sformułowaniach polskiego prawa. Znamienna
wydaje się różnica w treści kodeksu karnego w zakresie Przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu.
W przedwojennym kodeksie Makarewicza z 1932, w rozdziale XXXV, art. 225, § 2 czytamy: Kto
zabija pod w p ł y w e m s i l n e g o w z r u s z e n i a , podlega karze więzienia do lat 10.
W znowelizowanym, obowiązującym od 1997 zapis ten brzmi: Rozdział XIX, art. 148, § 4: Kto zabija
człowieka p o d w p ł y w e m s i l n e g o w z b u r z e n i a u s p r a w i e d l i w i o n e g o o k o l i c z n o ś c i a m i ,
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. Za tę inspirującą sugestię dziękuję
profesorowi Michałowi Pawłowi Markowskiemu.
I. Kant, Antropologia w ujęciu pragmatycznym, przekł. E. Drzazgowska, P. Sosnowska, wst.
A. Bobko, Warszawa 2005, s. 194.
120
należy się wystrzegać, wzbraniać przed jego działaniem, z drugiej jednak strony – pisze
Kant – nie sposób od niego stronić, wszak jest on naturalną predylekcją rodzaju
ludzkiego. W tej negatywnej gradacji, Kant przyznaje wyższość stanowi namiętności,
przed którym przestrzega każdego – podmiot opanowany przez namiętności jest
oszalałym straceńcem z zaburzonym i nieodwołalnie niedostępnym właściwym
odbiorem rzeczywistości; namiętności są chorobami duszy, są złe bez wyjątku – bo o ile
afekt jest jedynie krótkotrwałym rauszem, o tyle namiętność jest trucizną na dobre
zatruwającą podmiot, powodującą chorobę lub kalectwo, wymagającą wewnętrznego
lub zewnętrznego lekarza duszy. Istnieje jednak wyraźna różnica pomiędzy tymi
zamroczeniami umysłu, które autor Krytyki czystego rozumu osadza w trwałości
zjawiska, a czasowością afektu, nieporównanie krótszą, choć jest to namiętność równie
intensywna319.
Prezentowane typy myślenia o paroksyzmach afektu zajmowały również twórców
rodzimej kultury, a specyfika tego zjawiska dobrze odkształciła się w najważniejszych
leksykonach języka polskiego. Słowniki języka polskiego w opisie afektu są w zasadzie
zgodne.
Dwa
najważniejsze
dziewiętnastowieczne
leksykony
(Lindego
oraz
Orgelbranda) podają zbliżoną definicję problemu. Linde notuje, że jest to wszelkie
poruszenie lub wzruszenie umysłu, stereotypowo oddaje płciowe dystynkcje
temperamentów, wskazując, iż Rozum mężczyznę, białogłową afekt rządzi, oraz kocha,
oraz nienawidzi. W polu semantycznym mieści się także pewna przesada, wystawność,
sadzenie się na co, zwraca też uwagę na społeczny wymiar zjawiska, polityczność
afektu: Wiele rzeczy, według afektacyi i instrukcyi sejmików, na sejmie do skutku nie
przyszło. Z kolei afektować to dla Lindego tyle, co przesadzać, ale także z usiłowaniem,
żądać, pragnąć [czegoś], a afektowany/afektowny oznacza według leksykografa te
zjawiska, które są wymuszone, wykwintne, wystawne320. Pewnym wyjątkiem w tej
materii jest, nieco późniejszy (pochodzący z 1900 roku), Słownik języka polskiego pod
redakcją Jana Karłowicza, od którego dowiadujemy się, że afekt jest tożsamy
z namiętnością; opis wskazuje również na możliwość wzbudzenia afektu u odbiorcy
przez dzieło sztuki: Krasomówca wzrusza afekty w słuchaczach321.
Takie
rozważania
znalazły
swoje
miejsce
głównie
w
normatywnych
i sformułowanych poetykach epoki oraz w społeczno-politycznych dialogach.
319
Por. tamże, s. 194-214.
Słownik języka polskiego, red. M. S. B. Linde, tom I, Lwów 1854.
321
Słownik języka polskiego, red. J. Karłowicz, A. Kryński, W. Niedźwiecki, tom I, Warszawa 1900.
121
320
W powstałej najpewniej w 1581 roku Rozmowie Polaka z Włochem Łukasza
Górnickiego322, w dydaktycznej frazie oddziela on od siebie dwa modele prowadzenia
i uprawiania życia – otóż za właściwą i zgodną z dobrze pojętą wolnością uważa on
egzystencję rozumną, wolną od cielesnych popędów:
Wolność tylko ta Wolnością ma bydź zwana
ktorey
rozum
nie zmysły
ani pochoci (iesłi [!] affecty tak zwać mamy) panuią 323
Podobnie widzi afekt Jan Kochanowski. W powstałym w analogicznym czasie
dialogu Wróżki, prowadzonym pomiędzy Plebanem (tym, który poucza) i Ziemianinem
(tym, który jest pouczany), w usta tego pierwszego Kochanowski włoży ważne zdania
antycznej proweniencji: iesli Platonowi chcemy wierzyć/który wrzeczypospolitey swey
Poetów mieć niechciał/iako tych/którzy ludzkiemi affekty/gdzie chcą/władać mogą324.
Rzecz jasna, w tym fragmencie słychać odległe echo zdań zapisanych przez Platona
na kartach Państwa, zdań będących w wiekach późniejszych (zwłaszcza w drugiej poł.
XX w.) fundamentalną metaforą określającą sytuację literatury (i kultury w ogólności)
w ustroju totalitarnym. Zasadnicza funkcja poezji byłaby zatem lokowana w odwadze
mówienia (i odkrywania) prawdy o rzeczywistości. O ile jednak dla takich pisarzy jak
322
323
324
We wstępie do wydania z 1855 roku Kazimierz Józef Turowski pisze, iż tekst według świadectwa
rodziny mógł powstać już w 1581 roku. Por. Ł. Górnicki, O elekcyi, wolności, prawie i obyczajach
polskich. Dzieło Łukasza Górnickiego, Niegdy Tykocińskiego i Wasiłkowskiego Starosty, Sanok,
Wydanie Kazimierza Józefa Turowskiego Nakład i Druk Karola Pollaka, 1855, s. I. Tekst dostępny
w zasobach Podlaskiej Biblioteki Cyfrowej, pod adresem:
http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=2173&from=FBC [dostęp online: 21.11.2013]. Edmund
Kotarski wskazuje, że ten traktat polityczny Górnickiego został najprawdopodobniej wydany już po
śmierci autora Dworzanina polskiego, w 1616 roku przez przemyskiego pisarza grodzkiego Piotra
Suskiego, jako tekst tegoż – i jak podaje: Fakt ten skłonił synów Górnickiego do opublikowania w tym
samym roku „Rozmowy” z podaniem rzeczywistego twórcy. Por. Wirtualna Biblioteka Literatury
Polskiej, hasło: Łukasz Górnicki, oprac. E. Kotarski. Tekst dostępny online:
http://literat.ug.edu.pl/autors/gornic.htm [dostęp: 21.11.2013]. Wydanie w sanockiej oficynie Karola
Pollaka jest istotne z innego jeszcze powodu – mówi coś ważnego o dynamice języka polskiego,
bowiem w pierwodruku (wg informacji pochodzącej z Biblioteki Jagiellońskiej) z 1587 roku
natrafiamy na przejęty z łaciny wyraz affekt, natomiast w wydaniu sanockim słowo to zostaje
zastąpione przez wyraz zmysły (tekst nosi ślady również innych ingerencji edytorskich): (…)
a wolność tylko ta wolnoscią ma bydź zwana, której rozum nie zmysły panują (…) [s.15].
Ł. Górnicki, Rozmowa Polaka z Wlochem o wolnosciach y Prawach Polskich, cytat na podstawie
wydania datowanego na 1587, w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej oznaczonego sygnaturą: Bibl.
Jagiell. 311115/I St. Druk.
I. Kochanowski, Wrozki, Drukarnia Łazarza, Kraków 1587, s. 39. Teksty dostępny w zasobach
Dolnośląskiej Biblioteki Cyfrowej, pod adresem:
http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/docmetadata?id=4154&from=publication [dostęp online: 20.11.13]
122
Aleksander Wat (szczególnie w wierszu Ciemne świecidło) twórczość poetycka nosiła
znamię proroctwa, to dla Platona literatura daleka od polityczno-społecznej pragmatyki,
wychodząca spod pióra męża (…) który by z wielkiej mądrości potrafił się mienić
w oczach i naśladować wszystko możliwe325, uruchamiająca pracę wyobraźni, była
przestrzenią podlegającą wyświeceniu, szkodliwą i niepotrzebną. Jednak to inny aspekt
platońskich rozważań jest w tym miejscu ważny. Platon zdecydowanie doceniał
istotność i potencjalną siłę fabulacji jako żywiołu mogącego wrazić się w ludzki umysł
i poruszyć duszę, wytrącić z emocjonalnej równowagi, tym samym jednak
manifestował wobec tej potencjalności oddziaływania wyraźny sprzeciw. To sztucznie
wzbudzone zainteresowanie niepotrzebnie wzmaga namiętności oraz afekty, występując
przeciwko prawom zdrowego rozsądku, odciąga także od życia społecznego oraz
indywidualnego kosztem fabularnej imaginacji (rzeczywistości)326.
Lektura starożytnych mistrzów wywarła również wpływ na kierunek myślenia
Sebastiana Fabiana Klonowica, który w poemacie Flis – za Cyceronem – wskazywał na
cztery podstawowe afekty (jako źródła ludzkich poruszeń), mimochodem notując też
ważną informację leksykalną: człowieka cztery affekty naprzednieysze vnoszą/ktore
Grekowie zową Passiones: Cicero zowie Perturbationes: a naszy starzy Polacy według
Cicerona zową zamętki [pożądliwość, gniew, nadzieja, bojaźń – przyp. J.B.]327. Zatem
w epoce Klonowica afekty to także zamętki, wyprowadzające podmiot ze stanu
emocjonalnego spoczynku, odrętwienia.
W powstałej w 1676 roku powieści Stanisława Herakliusza Lubomirskiego Rozmowa
Artaksesa i Ewandra, opartej na konwencji rozmowy (pomiędzy dygnitarzami dworu
króla), możemy przeczytać, że afekt jest ważnym składnikiem kompozycyjnym
wypowiedzi literackiej, oddziałującym w szczególny sposób na odbiorcę:
Miły bardzo w czytaniu autor i krasomowcom za zwierciadło służyć może, styl albowiem
polityczny ma koniunkcyją wielką z oratorskim. One piękne i zywe traspozycyje, gęste erudycyje,
rozsądne wedle miary słów przybranie, akcentów i affektów zgodne pomiarkowanie, wszystkiego
325
Platon, Państwo, przekł., wst., kom. W. Witwicki, Kęty 2003, s. 95.
Por., tamże, szczególnie: s. 17-18.
327
Flis, to iest spuszczanie statkow Wisłą, y inszymi rzekami rzekami do niey przypadaiącemi, Sebastyana
Fabiana Klonowica z Sulimierzyc, Kraków 1598 [drukował Sebastyan Sternacki].
Tekst dostępny w zasobach Dolnośląskiej Biblioteki Cyfrowej, pod adresem [dostęp online: 20.11.201
3]: http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/docmetadata?id=8678&from=&dirids=1&ver_id=&lp=4&QI
123
326
zgoła w jednę krótką doskonałość i doskonałą krótkość złączenie. Cóż nad to milszego czytać się
może?328
Na ślady namysłu nad sposobami wywierania wpływu na czytelnika możemy
natrafić też w innych tekstach staropolskich. Co prawda, lektura powstałego przed 1626
roku traktatu poetyckiego De perfecta poesi329 Macieja Kazimierza Sarbiewskiego nie
zezwala na wynotowanie terminu afekt, lecz refleksje łacinnika, wyraźnie podparte
gruntowną znajomością pism Arystotelesa, pozwalają na zlokalizowanie w orbicie jego
zainteresowań teoretycznych technik zmierzających do oddziaływania na uczucie
czytelnika330. Sarbiewski pisze wyraźnie, że epika – i przyrodzona jej jedność fabularna
– mogą stwarzać groźbę nudy; proponuje więc, w celu uchylenia się przed tą tekstową
niedoróbką, uznać za środek konieczny wprowadzenie (bliżej nieokreślonych)
urozmaiceń oraz osobliwości, obliczonych na wzbudzenie odbiorczego zainteresowania
oraz wzruszenia. Według autora De acuto et arguto, takie działania autora (i dzieła
zarazem) są celowe i świadome, immanentnie wpisane w konstrukcję dzieła331.
W podobnym duchu pisze Łukasz Opaliński w uznanym przez Aleksandra
Brucknera za pierwszą polską poetykę traktacie Poeta nowy (datowanym na 1661 rok).
Opaliński powiada, że jednym z głównych zadań artysty (dodajmy za Opalińskim:
prawdziwego)
jest
świadome
wzbudzenie
wrażenia,
wywołanie
u
adresata
emocjonalnego wzburzenia:
Ten jest poetą, moim rozumieniem, (…)
Którego dowcip lub jakiś wysoki
Duch rzecz swą pędzi z uwagi głębokiej,
Który afekty, jakowe chce, sprawi,
Gdy czytelnika słodkim rymem bawi332.
Kawałek dalej, w tym samym tekście doda:
Jeżli chce śpiewać amory pieszczone,
Grzeczne zaloty, oferty i one
Pochlebne pieśni, słowa pełne chęci,
Służby, ukłony, którymi więc nęci
328
S. H. Lubomirski, Rozmowa Artaksesa i Ewandra, [w:] tegoż, Wybór pism, oprac. R. Pollak, Wrocław
1953, s. 35. Tekst powieści dostępny online w zbiorach Polskiej Bibliografii Internetowej, pod
adresem: http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=12101 [czas dostępu: 25.12.2013]
329
M.K. Sarbiewski, O poezji doskonałej. Czyli Wergiliusz i Homer, przeł. M. Plezia, oprac. S. Skimina,
Wrocław, 1954.
330
Tamże, s. 224.
331
Tamże, s. 209, 219, 220.
332
Ł. Opaliński, Poeta nowy, oprac. P. Borek, Kraków 2003, s. 8.
124
Młode dziewczyny młodzian urodziwy,
Opowiadając afekt swój prawdziwy,
Wzajemne kładąc i biorąc okowy,
I afekt wiążąc w łańcuch coraz nowy –
To gdy śpiewa i kiedy przeczyta
Lub męska, lub płeć skromnością pokryta
Biała, choć tai, choć nie pokazuje,
Jednakże afekt niewymowny czuje.
Wkrada się ogień w serca, a wzniecony
Już nie może być płomień utajony333.
Opaliński mówi tu o trzech istotnych aspektach afektu. Po pierwsze zaleca, że powinien
on być immanentną częścią dobrego tekstu, który w zamierzeniu artysty ma
oddziaływać (jedynie dobry tekst oddziaływa, nęci). Po drugie, dzieło ma być niczym
płomień, powinno buchać żarem, który wzbudzi – skrzętnie tajony – afekt niewymowny.
Po trzecie wreszcie, jeżeli dobrze czytam zdania Opalińskiego, afekt należy do innego,
przedjęzykowego porządku, ma pozajęzykowy, nieartykułowalny charakter.
Ponad sto lat później, bo w 1788 roku, Franciszek Ksawery Dmochowski napisze:
(...) N i e c h n a m i ę t n o ś ć , wysokich robót twoich dusza,
Przedziera się do serca, n i e c h u m y s ł y wz r u s z a .
Jeźli rozpacz okropnym częstokroć zamachem
Nie przejmie nas bojaźnią, nie napełni strachem
Lub do politowania serca nie nakłoni Próżny pewnie głos tylko na scenie twej dzwoni.
Zi m n e g a d a n i a z w y k ł y p o s p o l i c i e n u d z i ć .
Trzeba zagrzać słuchacza , trzeba go pobudzić!
I n a c z e j m i m o t wo j e j n a j wi ę k s z e j wy m o w y ,
W s z y s c y z i e wa ć b ę d z i e m y , p o z wi e s z a m y g ł o wy .
Podobać się i wzruszyć - na tym sekret cały.
Znajdziej takie sprężyny, co by mię wiązały!334
Najwyraźniej więc Dmochowski, podobnie jak Opaliński, skłaniała się ku aktywnej roli
afektu, uznając tę kategorię za tekstotwórczy pierwiastek – właściwe dzieło literackie
nie powinno zatem hołdować zasadzie dobrej apatii, jego dykcja powinna być
ufundowana na namiętnościach, które zagrzeją słuchacza, pobudzą go, sprawią, iż nie
będzie pospolicie się nudzić. W konsekwencji idzie o to, by czytelnik nie zwieszał
głowy, by został przez tekst zmuszony do wysiłku czynnej (i polemicznej) lektury.
Proponowany w tym miejscu rekonesans po wybranych dziełach literatury polskiej
w poszukiwaniu afektu, jak też sposób czytania oraz interpretacji pewnych fragmentów
przeszłości literackiej, podjęty został ze świadomością nieodwołalnej i koniecznej
333
334
Tamże, s. 9.
F. K. Dmochowski, Sztuka rymotwórcza, oprac. S. Pietraszko, Wrocław 1956, s. 69.
125
skrótowości i selektywności. Można odnieść wrażenie, że przeprowadzone dotąd
operacje
lekturowe
oraz
analityczno-interpretacyjne
podyktowane
są
celem
systematyzacji problemu afektu albo przynajmniej intencją zbadania frekwencji
terminu, jednak istotą kreślonych tu rozpoznań jest raczej rola prolegomeny, niż
monografii, mająca stworzyć możliwie spójną i otwartą panoramę problemu. Z drugiej
strony są one ważne i zasadne z tego względu, że Pankowski w swej pracy
uniwersyteckiej regularnie czytał literaturę
przedromantyczną, czego są nie tylko
literaturoznawcze rozprawy o charakterze analitycznym, ale też teksty artystyczne, jak
Smagła swoboda naśladująca stylistyczne i poetologiczne wzorce staropolskich
traktatów, jak Pismo w stronę miłości, gdzie istotnym czynnikiem/elementem świata
przedstawionego jest libertyn Trembecki – bohater wykreowany na podstawie
sarmackiego kodu.
2.2 Wzrost zainteresowania (wybrane przykłady z XX w.)
Ślady wzmożonego zainteresowania problemem afektu i problemem emotywności
literatury jako takiej, zaobserwować można w działalności badaczy kojarzonych
z amerykańską Nową Krytyką. W 1949 roku William K. Wimsatt Jr i Monroe
C. Beardsley na łamach czasopisma “The Sewanee Review” zamieścili esej pod
wymownym tytułem The Affective Fallacy. Ten ważny szkic teoretyczny, w gruncie
rzeczy będący rozwinięciem i dopowiedzeniem do ogłoszonego trzy lata wcześniej
tekstu Intentional Fallacy335, jest dla myśli literaturoznawczej istotny z kilku –
niekoniecznie w tym miejscu kluczowych – powodów. W tym zarysie normatywnej
teorii lektury immanentnej336 badacze precyzyjnie wskazują na obecność afektu w polu
przedmiotowej refleksji, więcej nawet – opisują tę obecność w kategoriach
krytycznoliterackiego problemu. W otwierającym szkic akapicie notowali: The Affective
Fallacy is a confusion between the poem and its results (what it is and what it does),
335
336
Tego typu aktywność interpretacyjną określali jako: It begins by trying to derive the standard of
criticism from the psychological causes of the poem and ends in biography and relativism. [The
Intentional Fallacy] bierze swój początek w staraniach zmierzających do wypracowania standardów
krytyki, których podstawy wywodzi się z rzekomych psychologicznych źródeł dzieła literackiego,
a kończy na biografii i relatywizmie.
Określenie Michała Pawła Markowskiego. Zob. M.P. Markowski, Formalizm amerykański - <<New
Criticism>>, [w:] Teorie Literatury XX wieku. Podręcznik, red. A. Burzyńska, M.P. Markowski,
Kraków 2006, s. 135-151.
126
a special case of epistemological skepticism, though usually advanced as if it had far
stronger claims then the overall forms of skepticism337.
Oznaczony majuskułą błąd afektywności był dla formalistów określeniem mylnego
mniemania, w myśl którego analiza i interpretacja dzieła literackiego powinny
w zasadniczej mierze wychodzić od subiektywnych odczuć krytyka; Wimsatt
i Beardsley kategorycznie występowali przeciwko takim redukcyjnym przesłankom: to
nie uczucia czytelnika decydują o wartości dzieła, lecz ono samo338. Te impresje ducha
przeżywającego swą przygodę z arcydziełem339, wespół z błędem intencji oraz herezją
parafrazy nicowały autonomiczność i organiczną jedność artefaktu literackiego
i powodowały, że jako taki znikał on z pola widzenia; swą pełnię uzyskiwał na drodze
zdystansowanej i bezinteresownej kontemplacji340: The outcome of either Fallacy, the
Intentional or the Affective, is that the poem itself, as an object of speciffically critical
judgement, tends to disappear341. Jeżeli dobrze interpretuję uwagi amerykańskich
badaczy, to zdają się oni mówić, że wartość emotywna dzieła literackiego czy siła jego
oddziaływania mogą w istocie zaburzyć i uniemożliwić profesjonalny odbiór tekstu
oraz
zniekształcić
instrumentarium
badawcze,
którym
odtąd
rządzić
będzie
idiosynkrazja. To zaciemnienie rozumowej klarowności, neutralizacja intelektualnego
porządku, wyraźnie wskazują na tkwiący w literaturze potencjał afektywny,
wywracający na nice ugruntowany w podmiocie przez kulturę-instytucję system
wartości (politycznych, moralnych, społecznych, estetycznych).
Aby dobrze zrozumieć eksplikowany problem, krótko przypomnieć należy
rozważania nad afektem obecne w refleksji Gillesa Deleuze’a i Felixa Guattari’ego.
337
W. K. Wimsatt, M. C. Beardsley, The Affective Fallacy, “The Sewanee Review” 1949 No 1, The John
Hopkins University Press, s. 31. [Błąd afektywności jest odczuciem pewnej dezorientacji, jaka rodzi
się pomiędzy utworem literackim (wierszem) a jego odbiorem (oddziaływaniem) (czyli pomiędzy
tym, co jest a tym, co wywołuje), jest szczególnym przypadkiem poznawczego sceptycyzmu,
zaawansowanego tym bardziej, jeśli posiada mocniejsze podstawy niż sceptyzycyzm w wersji ogólnej
(tj. nie obarczonej podobnym odczuciem)].
338
M.P. Markowski, tamże, s. 143.
339
W. K. Wimsatt, M. C. Beardsley, Złudzenie oddziaływania emocjonalnego, przekł. M. Szpakowska,
[w:] Nowa Krytyka. Antologia, wyb. H. Krzeczkowski, oprac. Z. Łapiński, Warszawa 1983, s. 142.
Wymowny jest tu brak - wydawałoby się kluczowego - pojęcia, na którym tekst amerykańskich
badaczy jest niesiony. Tłumaczka proponuje zastąpić bardziej dosłowny (i właściwszy) termin (błąd
afektywności) tytułowym inwencyjnym – i jak się wydaje - mniej trafnym omówieniem złudzenie
oddziaływania emocjonalnego. Mam wrażenie, że ten brak mówi także coś ważnego o stanie
świadomości badawczej.
340
M. P. Markowski, tamże, s. 144.
341
W. K. Wimsatt, M. C. Beardsley, tamże, s. 31. [Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku, tj.
w wyniku błędów: intencji oraz afektywności, skutkiem jest to, że przedmiot krytycznego
"osądu"(wartościowania) jako taki zwykle znika z pola widzenia].
127
W szkicu Percept, afekt i pojęcie enigmatycznie pisali (synonimicznie traktując termin
afekt i wrażenie):
To, co się utrwala, rzecz lub dzieło sztuki, jest blokiem wrażeń, to znaczy połączeniem perceptów
i afektów. (….) afekty nie są już uczuciami bądź doznaniami, lecz przewyższają siłę tych, którzy
się im poddali. Wrażenia, percepty i afekty są bytami, które znaczą same przez się i wykraczają
poza wszelkie przeżycie. Można powiedzieć, że istnieją pod nieobecność człowieka, ponieważ
człowiek, taki, jaki zostaje ujęty w kamieniu, na płótnie lub w ciągu słów, sam jest połączeniem
perceptów i afektów. Dzieło sztuki jest bytem wrażeniowym, i niczym innym: istnieje w sobie342.
Francuski duet sygnalizuje w telegraficznym skrócie kilka istotnych wątków
problemowych, które w tym miejscu – z przyczyn oczywistych – zostaną jedynie
zaznaczone. Po pierwsze, Deleuze i Guattari powiadają, że afekt jest pewnym bytem
autonomicznym, bytem określanym przez swoją powszechność i wszechobecność. Po
drugie, traktują afekt jako nieodwołalną immanencję, niezbędny substrat ludzkiej
natury, warunkujący człowieczeństwo. Po trzecie, tym, co się zapisuje jest właśnie afekt
– kawałek dalej w tym samym tekście Deleuze i Guattari powiedzą, że To, co <<de
iure>> się utrwala, nie jest materiałem, stanowiącym jedynie warunek faktyczny, ale
(…) jest perceptem lub afektem343. Z tych przesłanek wyprowadzą oni wniosek
o wrażeniowym statusie dzieła sztuki – dzieło zostaje pojęte jako wrażeniowy,
afektywny konstrukt: Maluje się, rzeźbi, komponuje, pisze za pomocą wrażeń344.
W rezultacie afekt uzyskuje charakter pewnej potencjalności oczekującej odbiorczego
zainteresowania, z drugiej jednak strony rezygnuje z tej konieczności odbiorczej jako
byt wieczny i nieustający (przynajmniej dopóki, dopóty istnieje materialność medium).
Konsekwencją takiego myślenia jest propozycja troistego systemu instytucjonalnego,
w ramach którego filozofię, sztukę oraz naukę obdarzą oni wyraźnymi, do pewnego
stopnia
przeciwnymi
sobie,
dystynkcjami:
pojęciowością,
wrażeniowością,
funkcjonalnością: Trzy formy myślenia krzyżują się, splatają, ale bez syntezy lub
utożsamienia. Filozofia ukazuje zdarzenia za pomocą swych pojęć, sztuka wznosi
pomniki za pomocą swych wrażeń, nauka konstruuje stany rzeczy za pomocą swych
funkcji345. Deleuze i Guattari zwrócą też uwagę na formalną stronę zapisu i transmisji
afektu: Akordy są afektami. Jednobrzmiące i dysonansowe, akordy dźwiękowe
342
G. Deleuze, F. Guattari, Percept, afekt i pojęcie, „Sztuka i filozofia” 1999 nr 17, przekł. P. Pieniążek,
s. 10-11.
343
Tamże, s. 13.
344
Tamże, s. 12.
345
Tamże, s. 26.
128
i kolorystyczne są afektami muzycznymi i malarskimi346. Jeżeli się nie mylę, to te zdania
mówią coś ważnego także o wewnętrznym porządku literatury, zgodnie z którym słowo,
a zatem i syntagma są nośnikami afektu.
Współpraca z francuskim psychoanalitykiem nie była jednak pierwszą medytacją
autora Różnicy i powtórzenia nad problemem afektu. W wydanej w 1964 roku książce
Proust and Signs Deleuze wyraźnie już dawał do zrozumienia, iż obecność tego
zjawiska w sztuce niezwykle go interesuje. Zwracał uwagę na jego utajony
i pozostający nadal do odkrycia potencjał, zdolny do wyzwolenia w podmiocie myśli
rzeczywiście krytycznej, wskrzeszanej jednak na drodze nie intelektualnego,
filozoficznego dyskursywizowania problemu, a raczej afektywno-emocjonalnego ruchu
nieomal podskórnego, który zachodzi przede wszystkim mimochodem, pomimo
czujności intelektu. To ożywienie, tę zmianę określi za pomocą wyrażenia the
encountered sign. Zdrowy rozsądek nakazywałby przełożyć frazę jako napotkanie
znaku, lecz wówczas zostanie ona pozbawiona właściwych jej znaczeniowych
subtelności – otóż w polu semantycznym czasownika encounter odnajdziemy
ekwiwalenty znaczeniowe, takie jak spotkać, napotkać, ale także wskazania dotyczące
negatywnego charakteru tych konfrontacji, odsłaniające ich przemocowy profil:
potyczka, pojedynek. Wreszcie encounter to także, tyle co spotkanie z czymś obcym, czy
doświadczanie czegoś niemiłego347. W tym sensie, jak dopowiada Ernst van Alphen, the
encountered sign is felt rather than recognized, or perceived through cognition (…)348.
Skądinąd, to pozaintelektualne poruszenie zawiera w sobie linie wspólne z refleksjami
m.in. Arystotelesa, Pseudo-Longinosa czy Jean-Francois’a Lyotarda – afekt może być
funkcją agresywno-emotywną sztuki, wzbudzającą w odbiorcy pewne poruszenia, które
z kolei prowadzą do powstania refleksji: [encountered sign] it does us violence: it
mobilizes the memory, it sets the soul in motion; but the soul in its turn excites thought,
transmits to it the constraint of the sensibility, forces it to conceive essence, as only
346
347
348
Tamże, s. 11. Przekonująco pisał o tym Jarosław Mianowski w swoich analizach dzieł operowych.
Patrz: J. Mianowski, Semantyka tonacji w niemieckich dziełach operowych XVIII i XIX wieku, Toruń
2000 oraz tegoż, Afekt w operach Mozarta i Rossiniego, Poznań 2004.
Por. To encounter something means to meet or experience it, often for the first time. (…) unexpected
meeting; difficult or dangerous meeting; a particular type of experience [w:] hasło: encounter,
Coolins Cobuild. English Language Dictionary, London-Glasgow 1990.
E. van Alphen, s. 22. [napotkany znak jest raczej przeczuciem niż rozpoznaniem, albo bezpośrednio
prowadzi do poznania].
129
thing which must be conceived349. Jeżeli dobrze interpretuję konstatacje francuskiego
filozofa, to dla Deleuze’a afekt jest obietnicą esencji bądź przynajmniej zapowiedzią
odkrycia sedna sprawy, wszak sztuka jest kwintesencją, jedyną rzeczą godną poznania
i do-odkrycia. W rezultacie Deleuze powiada, że afekt to agresja, która chwyta i zmusza
podmiot do – sprzecznego z jego wolą – zaangażowania po stronie myślenia oraz
interpretacji:
More
important
than
thought
there
is
‘what
leads
to
thought’…impressions which force us to look, encounters which force to interpret,
expressions which force us to think350. W tych kilku zaledwie słowach wyraża Deleuze
istotę rzeczy: maksymalnym punktem dojścia sztuki jest zmuszenie podmiotu do zajęcia
stanowiska w sprawie, idei; równym znaczeniem obdarza się tu tak oburzenie, jak
i aprobatę, jako rewers i awers tej samej funkcji dzieła sztuki.
2. 3 Afektywne operacje w literaturze. Lekcje Ernsta van
Alphena, Stanleya Fisha i Hansa Ulricha Gumbrechta
Analizy Deleuze’a wzmocniły, kwestionowaną i pomijaną dotąd, obecność kategorii
afektu w literaturoznawczym – czy szerzej nawet, w humanistycznym dyskursie. Te
rozważania stanowiły silny bodziec zapładniający wyobraźnię badawczą wielu ważnych
humanistów, w tym holenderskiego literaturoznawcy Ernsta van Alphena, który wprost
przyznaje się do wpływu deleuzjańskiej myśli, podkreślając jej silne rezonowanie
w obrębie jego własnego myślenia o literaturze i sztuce. Van Alphen, czyniąc afekt
jednym z centralnych problemów autorskich studiów, pyta o to, czym jest to zjawisko
i do czego może służyć, ale także interesuje go jego zdolność tworzenia sensów. To
pozornie banalne i podstawowe pytanie o status zjawiska, nie oddaje jednak stopnia
349
350
G. Deleuze, Proust and Signs, trans. R. Howard, New York 1964, s. 166. Cyt. za: E. van Alphen,
Affective operations of art and literature, “Res” 2008 nr 53/54 (Spring/Autumn), s. 23. [podlegamy
jego przemocy: uruchamia naszą pamięć, powoduje poruszenia naszej duszy; z kolei dusza, we
właściwym sobie poruszeniu, wzbudza tryby refleksji, umożliwia uwzględnienie czynnika
wrażliwościowego (emocjonalnego), zmusza do poczucia głębi (esencji), jedynego aspektu, który
musi zostać pomyślany].
G. Deleuze, Proust and Signs, ibidem, s. 161. Cyt. za: E. van Alphen, Affective operations of art and
literature, “Res” 2008 nr 53/54 (Spring/Autumn), s. 22. [Istotniejsze od istoty refleksji jest 'to, co do
ją uruchamia'...wrażenia, które zmuszają nas do patrzenia, napotkania, które przymuszają nas do
interpretacji, formuły ekspresji, które kłaniają nas do myślenia].
130
skomplikowania problemu, a nawet umożliwia, jak poucza holenderski badacz,
wskazanie przynajmniej kilku powodów jego amorficzności i niejednoznaczności.
Nieostrość problemu podyktowana jest transdyscyplinarnym charakterem afektu, gdyż
przekracza on możliwości poznawcze i teoriotwórcze tylko jednej dyscypliny. Ta
mglistość wynika też ze znacznego wzrostu częstotliwości użycia terminu, ze swoistej
akademickiej mody na afekt (fashionable), która to moda rozmywa definicję i precyzję
użycia, mnożąc jego zastosowania. Dlatego też jest przywoływany raczej jako
tematyczny kontekst, odniesienie, niż stanowi oś, jądro problemów badawczych351.
Jednym z argumentów świadczących na korzyść afektywnych zabiegów w literaturze
i sztuce, jest konieczność przełamania impasu w obrębie obowiązujących modeli
artystycznej komunikacji. Coraz powszechniej podawany w wątpliwość jako
nieaktualny (nie przystający do ducha czasów) i niespełniający podstawowej funkcji
(czyli osiągania realnego i wymiernego wpływu, kojarzonego z odkrywaniem,
przyjęciem sensu), paradygmat określany jako dydaktyczny zmusza do poszukiwania
nowych form i sposobów wzbudzania i komunikowania znaczenia. Remedium na ten
problem nie stanowi także sytuacja nadawcza oparta na wierze w skuteczność
heglowskiego postulatu przekazywania wiedzy pełnej i pewnej. Dla van Alphena taką
innowacyjną
odpowiedzią
jest
gramatyka
dzieła
wsparta
na
afekcie,
tekst
z wbudowanym potencjałem afektywnym:
The new modes of contestation consist of affective – rather than assertive or didactic – modes of
communication. The cultural and social effect of these emerging forms is itself often a function of
their capacity to generate and transmit affect or to engage a viewer in a particular, transformative
way. Thus the politics of art and literature since the 1980s and 1990s can no longer be understood
simply in terms of programmatic meaning or message. The modes of contestation require an
“affective approach” in order to understand how many recent artworks “work” 352.
Van Alphen powiada, podobnie jak Arystoteles, że jedynym gwarantem odkrycia sensu
jest odbiorcze zaangażowanie, które doprowadzić może w podmiocie do powstania
postawy prawdziwie krytycznej. Te refleksje prowokują do postawienia pytania
351
352
Por. E. van Alphen, tamże, s. 20.
Tamże, s. 21-22. [Nowe formy sprzeciwu bazują raczej na afektywnych - niż na asertorycznych albo
dydaktycznych - trybach komunikacji. Kulturowy i społeczny efekt tych sposobów uczestnictwa jest
często funkcją właściwej im zdolności do generowania i przekazywania afektu albo zdolności do
angażowania widza w szczególny, transformatywny sposób. Tak więc strategie artystyczne i literackie
z okresu 1980-1990 nie mogą być dłużej rozumiane i opisywane przy użyciu, redukującej to zjawisko,
nomenklatury z zakresu 'znaczenia' albo 'przesłania' programowo wpisanego w dzieło. Tryby
sprzeciwu wymagają 'afektywnego nastawienia' w celu zrozumienia sposobów oddziaływania
większości nowoczesnych dzieł].
131
o
powody,
wyrażanego
przez
holenderskiego
teoretyka,
kryzysu
zaufania
w intelektualny potencjał sztuki. Co pozwala mu sądzić, że afekt jest tym czynnikiem,
który wiedzie podmiotową myśl do sensu, pozwala odkryć znaczenie? Na tak zadane
pytanie, van Alphen udzieli – deleuzjańskiej z ducha – odpowiedzi353: The truths
formulated by or within a philosophical discourse remain arbitrary and abstract, so
long as they are based on the good will of thinking354. Podobnie określa rolę afektu Jill
Bennett, orzekając, iż sztuka (i literatura) w ogóle jest uosobieniem tego, co może być
uznane za emotywne i co w konsekwencji wszczyna proces powstania refleksji, doda
także, że to natknięcie się na afekt powoduje wewnętrzny ruch myśli w stronę
zgłębienia sensu, pogłębienia stopnia rozumienia (It is the affective encounter through
which thought proceeds and moves toward deeper truth)355.
Kolejny istotny oraz atrakcyjny poznawczo i instruktywny dla podjętych tu rozważań
nad tym frapującym zjawiskiem – wątek problemowy tworzy pytanie o to, skąd
przychodzi afekt, jakie jest jego pochodzenie albo mówiąc inaczej: kto lub co jest jego
transmiterem? O ile jasnym jest, że dla autorów pierwszych teorii dzieła literackiego,
w tym Arystotelesa i Pseudo-Longinosa, afekt przychodził z zewnątrz, był wzbudzany
za pomocą aktorskiej gry bądź zdolności krasomówczych, o tyle dla holenderskiego
literaturoznawcy sprawa jest nieco bardziej skomplikowana bądź przynajmniej szersza.
Wzbudzenie afektu może zależeć od działalności innych ludzi, lecz nie jest to warunek
konieczny; może zostać wyzwolony przez obecność innego człowieka, innego
przedmiotu bądź obiektu sztuki, w tym tekstu literackiego, lecz swój początek może
również wziąć w kontakcie ze środowiskiem: Affects can arise within a person but they
also come from without. They can be transmitted by the presence of another person, but
also by an artwork or a (literary) text. They come from an interaction with objects, an
environment, or other people356.
353
354
355
356
Por. G. Deleuze, Proust i znaki, przeł. M.P. Markowski, Gdańsk 2000, s. 19-20. Francuski filozof
krytykę błędnych (w jego mniemaniu) założeń filozofii, określi precyzyjnie i dosadanie: Filozofia nie
ma racji, zakładając, iż tkwi w nas dobra wola myślenia, pragnienie, wrodzone umiłowanie prawdy.
Sama filozofia dociera jedynie do prawd abstrakcyjnych, które nikogo nie obchodzą i nikogo nie
zniewalają.
Van Alphen, tamże, s. 22. [Prawda formułowana 'przez lub w' filozoficznym dyskursie pozostaje
arbitralna i abstrakcyjna tak długo, jak zależy od dobrej woli].
Por. J. Bennett, Empathic Vision: Affect, Trauma, and Contemporary Art, Stanford University Press
2005, s. 8. Cyt. za: E. van Alphen, Affective operations of art and literature, “Res” 2008 nr 53/54
(Spring/Autumn), s. 20-30. [To z powodu napotkania afektu/natknięcia się na afekt, który prowadzi
myśl głębiej i głębiej].
Van Alphen, tamże, s. 23. [Afekt może powstać przy udziale człowieka, ale również przyjść może
z zewnątrz, niezależnie. Może być przekazywany przez obecność innego człowieka, jakkolwiek także
132
Te wprawki do topologii afektu prowadzą van Alphena do jeszcze innego, ważnego,
wchodzącego w kolizję z indywidualistyczną kulturą nowoczesności wniosku, który
mimowolnie uruchamia podstawową ambiwalencję binarności definiującą afekt
pomiędzy tym, co personalne, a tym, co społeczne:
Individualism has made it unthinkable that our emotions are not altogether our own, that some of
our emotions have been transmitted to us and that they come from external source. (…) Affects
are, however, not necessarily our own because they may have been transmitted by somebody else
or by an object or environment. 357
Kawałek dalej, w tym samym tekście, doda, że rozpoznanie transmitera, genezy afektu
(transmitting agent) jako przedmiotu (tekst literacki, film, obraz malarski), bądź
podmiotu zewnętrznego wobec odbiorcy, nie pozostaje bez wpływu na kształt
nowoczesnej humanistyki, nawykłej do lokowania źródeł podmiotowych poruszeń
w ludzkiej podmiotowości właśnie. Spowoduje także uwzględnienie w procesie
tworzenia sensów elementów przyrody nieożywionej (kamieni, rzeczy, etc.)358.
Konieczną i naturalną dla podmiotu konsekwencją zaafektowania (afekcji) jest
udzielenie nań odpowiedzi – zarówno uwewnętrznienie afektu, jak i jego
uzewnętrznienie są w gruncie rzeczy podobnymi formami repliki na ten sam bodziec.
Ten aspekt afektowania podmiotu van Alphen podsumuje ważnymi zdaniami, zgodnie
z którymi już samo przekręcenie zapadki afektywnego zamka powoduje przekroczenie
powściągniętej apatii, wyjście poza stan sądu zawieszonego, podmiot uzyskuje tym
samym status krytycznej reakcji i oceny: Affects are judgments in the sense that they
are the physiological shifts accompanying a judgement. The physiological shift takes
place as a result of the evaluative, positive or negative, orientation toward an object or
other person359.
przez dzieło artystyczne albo tekst literacki. Afekty pochodzą z interakcji pomiędzy obiektami,
środowiskiem albo drugim człowiekiem].
357
Tamże, s. 23. [Indywidualizm spowodował, że niewyobrażalne stało się myślenie, zgodnie z którym
nasze emocje nie są całkowicie zależne od nas samych, że część naszych emocji została w nas
wtransmitowana i na dobrą sprawę pochodzą one całkiem z zewnątrz. (...) Wszelako afekty
niekoniecznie przynależą jedynie do nas, ponieważ mogą być przekazywane (transmitowane) przez
kogoś innego lub przez inny obiek albo środowisko].
358
Tamże, s. 25
359
Zastanowić się, czy nie zostawić oznaczenia porównaj, jako znaku parafrazy, bo moje omówienie nie
kładzie nacisku na aspekty fizjologiczne. Van Alphen, s. 23. [Afekty są sądami w takim sensie, w
jakim są fizjologicznymi zmianami (przesunięciami) towarzyszącymi osądom. Fizjologiczne zmiany
(przesunięcia) zachodzą jako rezultat oceny, pozytywnej lub negatywnej, zorientowanej na przedmiot
lub innego człowieka].
133
Wspominam w tym miejscu o wzbudzanych przez afektywne zabiegi literackie
sądach i postawach krytycznych głównie z dwu powodów. Po pierwsze, by wskazać, że
przyglądanie się wzrostowi znaczenia afektu w obrębie szerokorozumianej sztuki jest
działaniem ze wszech miar zasadnym. Dość wymienić nazwiska Artura Żmijewskiego,
Zbigniewa Libery czy Darka Foksa z jednej strony oraz Doroty Masłowskiej, Michała
Witkowskiego i Krzysztofa Vargi360 z drugiej, włączających aspekt afektywności
w poetykę tworzonych obiektów artystycznych i obdarzających – jak się wydaje – te
elementy autorską odpowiedzialnością sensu. Warto też przypomnieć, że problem
afektu nieodłącznie powiązany jest z trudno uchwytną kategorią smaku, którą – jak
pokazała już Susan Sontag – można czytać jako wyraz nastrojów epoki, jako kategorię
estetyczną warunkowaną historycznie. W inicjalnych akapitach Notatek o kampie
pisała:
Większość ludzi myśli o wrażliwości lub smaku jako o dziedzinie czysto subiektywnych
preferencji, owych tajemniczych, głównie zmysłowych skłonności, które nigdy nie
podporządkowały się władzy rozumu. Ludzie przyznają, że smak odgrywa pewna rolę w reakcjach
na innych ludzi i na dzieła sztuki. Ale taka postawa jest naiwna. (…) Bagatelizować władzę
smaku, to bagatelizować siebie. Smak bowiem rządzi każdą swobodną – w odróżnieniu od
mechanicznej – reakcją ludzką. Nic bardziej nie decyduje o ludzkich wyborach. Kierujemy się
smakiem w stosunkach z ludźmi: smakowi podlega to, co widzimy, podlegają nasze emocje, nasze
działania, moralność jest także kwestią smaku361.
Jak łatwo zauważyć, kategorie afektu i smaku są wzajemnie sprzężone, łączy je
przynajmniej kilka istotnych czynników, podlegających tym samym historycznym
uwarunkowaniom. Czytanie polskiej sztuki przez filtr obecnego w niej potencjału
afektywnego może dać interesujące wyniki, które zapowiadają kilka intrygujących
opozycji odsłaniających tłumione dotąd przez polską kulturę zjawiska (obdarzone
mocnym potencjałem). Nadto ujmujące kondycję rodzimej kultury w
oswojone-niesamowite,
odkryte-nieobecne,
swojskie-obce.
kategorie:
Najpoważniejszą
konsekwencją takiego myślenia o afekcie jest osłabienie dominującej w polskiej
kulturze hierarchii literackiej, bowiem uwagą zaczyna obdarzać się teksty dotąd
z różnych przyczyn znajdujące się na peryferiach nurtu głównego, kojarzonego
z twórczością artystyczną opartą na prawidłach intelektu, którego obecność w polskiej
360
Por. A. Żmijewski 80064; Z. Libera Lego-obóz koncentracyjny, D. Foks, Z. Libera, Co robi
łączniczka, Katowice 2006; D. Masłowska, Wojna polsko-ruska; M. Witkowski, Lubiewo; K. Varga,
Nagrobek z lastryko. Rzecz jasna, uważna lektura innych tekstów tych artystów, pozwala na
wskazanie istotnej roli zabiegów afektywnych również w kolejnych i poprzednich ich dziełach. Nie
chcąc jednak tworzyć indeksowego wyliczenia, ograniczam się tylko do pewnego zarysu problemu.
361
S. Sontag, Notatki o kampie, przeł. W. Wartenstein, “Literatura na świecie” 1979 nr 9, s. 307.
134
literaturze po 1989 związana jest z bezkrytycznym przyjęciem (i przejęciem)
stratyfikacji emigracyjnej, ustalonej przez środowisko paryskiej „Kultury”362.
Świadomość zależności i wzajemnych powiązań pomiędzy afektem a indywidualną
oraz historyczną (epokową) wrażliwością, nie uchodzi uwadze van Alphena – tę
korelację uzna za ważną, niemniej znacząco poszerzy jej zakres o kategorię doznania,
będącego rezultatem indywidualnego obcowania z dziełem sztuki; innymi słowy,
indywidualny kontakt z tekstem ma być właśnie tą przestrzenią interakcji, która pozwoli
na wyzwolenie afektu, określonego opisowo przez badacza jako silne intensywności
(energetic intesities):
The transmission of affect also depends on the sensibility of the viewer and reader. This sensibility
is by definition shaped historically. The affective conditions of art and literature should not be seen
as formal conditions either, although in many cases formal features of works can trigger affects.
The fact that affects should be seen as e n e r g e t i c i n t e n s i t i e s implies that they are relational
and that they are always the result of an interaction between a work and its beholder363.
W rezultacie tych rozważań van Alphen zaproponuje konkretne postępowania
badawcze, pozwalające na odkrycie sposobów konstruowania potencjału afektywnego
tekstu. Badacz wyróżnia trzy, kongruentne wobec siebie, przestrzenie takich wysiłków
analitycznych. Po pierwsze, za użyteczny uzna powrót do niektórych ustaleń
strukturalistów i narratologów, które – podobnie jak w przypadku Morfologii bajki –
mogą okazać się działaniami wysoce efektywnymi i porządkującymi logikę
(afektywnego) dyskursu:
The mode and temporality of narration produce the intensity that constitute affect. (…) it would be
valuable to bring structuralism back to life in order to better understand n o t h o w t h e y a r e
o b j e c t i v e l y s t r u c t u r e d b u t wh e r e a n d h o w t h e y a r e l i t e r a r y t e x t s p r o d u c e
a f f e c t s . This reactivation of structuralist narratology is necessary because present professional
literary commentary has paradoxically much more difficulty in understanding and acknowledging
the affective aspect of the reading experience than the common reader has in experiencing it. 364
362
363
364
Por. W. Lewandowski, W sprawie bilansu emigracji, „Kresy. Kwartalnik Artystyczny” 1997 nr 3,
s. 157-161.
van Alphen, dz. cyt., s. 26. [Przekazanie afektu zależy także od wrażliwości widza i czytelnika. Taka
wrażliwość jest ukształtowana historycznie. Afektywna kondycja sztuki i literatury nie powinna być
postrzegana jako właściwa jej, formalna kondycja w ogóle, chociaż w wielu przypadkach cechy
formalne dzieła potrafią uruchomić afekt. Fakt, że afekty powinne być widziane jako silne
intensywności zakłada, że ich charakter jest relacyjny i dlatego zawsze są one efektem wzajemnego
oddziaływania zachodzącego pomiędzy dziełem a odbiorcą].
Tamże, s. 26. [Czasowość narracji wytwarza intensywność, która formuje afekt. (...) cenna byłaby
próba powrotu do niektórych ustaleń strukturalistów, jednak nie w celu lepszego zrozumienia
struktury afektu, ale określenia tego, w których miejscach i w jaki sposób teksty literackie wytwarzają
afekty. Ta reaktywacja strukturalistycznej narratologii jest konieczna, ponieważ dzisiejsze
135
Konsekwencją takiego postulatu będzie zwrócenie szczególnej uwagi na ramę czasową
narracji oraz inherentną jej sieć wewnętrznych powiązań: logicznych, czasowych,
przestrzennych. Te wskazówki metodologiczne uzupełni autor ważnym komentarzem:
pomiędzy teorią, rozumianą jako działalność analityczna zmierzająca do zrozumienia
i pojęciowego ujęcia afektu, a praktyką – czyli realnym doświadczeniem lekturowym,
zieje
teoretyczna
przepaść,
która
wymaga
studiów
oraz
systematyzującej
interwencji/odpowiedzi365. Jako drugą w kolejności jakość tekstu literackiego
umożliwiającą
wzbudzenie
oraz
transmisję
afektu
podaje
van
Alphen
siłę
oddziaływania obrazów literackich. Okazuje się, że ten dobrze rozpoznany przez nauki
o literaturze aspekt literackości, mający tu niewątpliwe konotacje z horacjańską teorią
ut pictura poesis, nadal może być poznawczo płodny i operacyjnie użyteczny.
W skrócie potrzebnym dla celów tego rozdziału, warto przypomnieć rodowód takiego
myślenia o literaturze. Na moment zatem powrócić wypada do rozważań PseudoLonginosa, który w swojej poetyce normatywnej eksplicytnie uznaje obrazowość, czy –
jak określi ten aspekt Henryk Markiewicz – zdolność do wywoływania przedstawień
oglądowych366, za immanentną cechę literatury. Grecki teoretyk powie, że sensem
obrazów, czyli fantazji poetyckich ((…) niektórzy inni mówią o tworach wyobraźni) jest
wywołanie (właściwego im) wstrząsu367. Van Alphen, nie sięga aż tak głęboko do
tradycji teoretycznej, wszelako myśli podobnie, powiada bowiem, że literacki opis
może być dźwignią uruchamiającą pracę wyobraźni, zdolnej przecież do „wizualizacji”,
proponowanych przez prozę fikcjonalną, treści.
profesjonalne komentarze dotyczące literatury paradoksalnie mają więcej trudności ze zrozumieniem
i uznaniem afektywnych aspektów czytelniczego doświadczenia, niż sama wspólnota czytelnicza,
która przeżywa tego rodzaju doświadczenia.
365
Ten powrót do immanentnej struktury dzieła literackiego stanowi istotny wątek rozważań
holenderskiego literaturoznawcy, który tę metodę badawczą opisuje a contrario postulowanej m.in.
przez Dereka Attridge’a strategii lektury alegorycznej – w myśl rozważań van Alphena, taka
procedura badawcza powoduje przyznanie literaturze pewnej jednostkowości, statusu autonomicznego
artefaktu znaczeniowego, które to znaczenie zostaje amputowane w momencie poszukiwania paralel
poza fikcją dzieła. Por.: An allegorical reading that searches for the plot in order to move to parallels
outside the world of the book has, however, great difficulty with incorporating these modes of
narration. The temporality of narration is then irrelevant. But it is especially the mode and
temporality of narration that are responsible for how the reader will relate to the narrated events. The
events as such do not necessarily affect us. The mode and temporality of narration produce the
intensity that constitute affect. E. van Alphen, tamże, s. 27.
366
H. Markiewicz, Obrazowość a ikoniczność literatury [w tegoż:] Wymiary dzieła literackiego, Kraków
1984, s. 8.
367
Por. Trzy poetyki klasyczne. Arystoteles – Horacy – Pseudo-Longinos, przeł. i oprac. T. Sinko,
Wrocław 1951, s. 114-115.
136
Elaborate descriptions enable the reader to visualize a text while reading. These visualizations can
have an especially strong, affective impact on readers. Evocative descriptions that result in
visualization can ultimately have the same function and affective impacts as material images. 368
Dla holenderskiego badacza literacki obraz oznaczać może zdolność tworów
językowych do wywoływania u odbiorców częstych, wyrazistych i jakościowo bogatych
wyobrażeń wytwórczych, które Markiewicz rozpozna jako obrazowanie bezpośrednie369.
Ten trop analityczny wydaje się szczególnie ważny przy krytycznej lekturze tekstów
prozatorskich Mariana Pankowskiego – pisarz często sięgał po emotywne i dosadne
rozwiązania językowo-fabularne; wydaje się, że dla autora Putto wyrazisty obraz może
stanowić formę fabularnego kontrapunktu, rozumianego tu jako rodzaj szczytowania,
zwiększania dynamiki tekstu, uruchamiającego potencjał afektywny dzieła. Taki rodzaj
obrazowania można rozumieć jako ekscentryczny gest przeciw harmonii i nastrojowości
tekstu literackiego, ale także ustawiony w kontrze do społecznie podzielanego (więc
i warunkowanego historycznie) smaku. Rzecz jasna, nie idzie tu o konkretne
uogólnienie (Markiewicz, s. 56/57), prostą reprezentację czy literaturę postrzeganą jako
werystyczne bądź mniej dokładne odtwarzanie rzeczywistości, a raczej generowany
przez nią (literaturę) obraz widziany jako problem identyfikacji (także emocjonalnej).
Van Alphen powie, że tego typu wizualizacje nie są jedynie nośnikami sensu, ale przede
wszystkim wzbudzają one afekty i uczucia, by kolejno zmusić odbiorcę do ich
przepracowania (wysiłku opracowania). W konsekwencji, obrazy, podobnie jak kształt
narracji, mogą spełniać rolę transmiterów afektu, co wynika z ich konkretności (jak to
określi van Alphen), której brak w przekazie opartym na komunikowaniu treści, których
rodowód wywodzi z porządku intelektualnego.
When images function in this way, they are active agents, transmitting affects to the viewer or
reader. Images are able to do this because they possess a concreteness that knowledge or
propositional content do not have. [Jeżeli obrazy funkcjonują w ten sposób, to wówczas
zachowują się one jak aktywni agenci przekazujący afekty czytelnikowi lub widzowi. Obrazy są
zdolne do takiego działania, ponieważ ich cechą immanentną jest konkretność, której to cechy
wiedza lub twierdzenie nie zawierają]
368
369
van Alphen, dz. cyt., s. 27. [Opracowanie opisu umożliwiającego czytelnikowi unaocznienie
(wizualizację) tekstu podczas lektury. Te unaocznienia (wizualizacje) mogą wywierać szczególnego
rodzaju, silny, afektywny wpływ na czytelnika. W rezutacie sugestywne opisy, umożliwiające
unaocznienie (wizualizację), mogą mieć tę samą funkcję i możliwość afektywnego oddziaływania co
obrazy materialne].
Por. H. Markiewicz, Wyznaczniki literatury, [w tegoż:], Główne problemy wiedzy o literaturze,
Kraków, 1984, s. 56/57.
137
Tak widziana obrazowość jest tu bezpośrednio sprzężona ze wskazaną jako trzecia
przestrzenią działań analitycznych, tj. z poziomem językowo-emotywnym tekstu, gdyż,
jak przekonuje badacz: when linguistic expressions have been defamiliarized (as in most
literary texts, but also in commercials), language can be highly affective370.
Sądzę, że wskazaną tu defamiliaryzację języka literatury należy rozpatrywać
w szerszej perspektywie historycznej, określanej przez aktualnie dominujące modele
wrażliwości i smaku; zresztą pewnej typowości czy skonwencjonalizowaniu,
przyswojeniu obrazów przez kulturę (i odbiorcę), a zatem realnemu brakowi innowacji
w tym zakresie przeciwstawi badacz sposoby obrazowania jeszcze niesprofilowane,
niezasymilowane przez tęże instytucję. Taki nowowprowadzony obraz (i język) będzie
zatem gestem krytycznym, wyrazem sprzeciwu wobec aktualnie obowiązującego
paradygmatu przedstawiania (i mówienia).
Many images are completely conventionalized or have become part of our habitual
visual culture. Those images have usually lost their affective power (…)371.
Konsekwencją takich zabiegów może być idiograficzny bądź heteropatyczny
stosunek do przedstawianego komunikatu, wywodzony od stopnia podmiotowego
odczucia różnicy. Szczególnie pożądany – w obrębie afektywnego myślenia o sztuce
i literaturze – jest drugi ze wskazanych przez Kaję Silverman modeli identyfikacji, to
jego ramy wypełnia afektywny potencjał:
(…) it is especially heteropathic identification that is affectively powerful. To reduce the other to
oneself, as happens in idiopathic identification, leads to little intensity (…). The cancellation of
difference in which this kind of identification results takes away intensity and possible tension372.
Pierwsza z proponowanych form wychodzi od inkluzywnego włączenia opartego na
zasadzie podobieństwa, zgodnie z którym to, co inne „staje się” mną lub „staje się jak”
ja. Wyakcentowaniu ulegają cechy, które podmiot uważać może za wspólne, natomiast
370
Van Alphen, Affective…, dz. cyt., s. 28. [kiedy językowa ekspresja jest czymś innym, kiedy odstaje od
wiodącego rodzaju wrażliwości (jak dzieje się w przypadku większości tekstów, ale i reklam),
wówczas język potrafi silnie afektować].
371
Tamże, s. 28. [Większość przedstawień ma charakter/cechuje daleko posunięta konwencjonalizacja
albo są one częścią naszej powszechnej kultury wizualnej. Te obrazy utraciły swój afektywny
potencjał (...)].
372
Por. K. Silverman, The Treshold of the Visible World, New York 1996. Cyt. za: E. van Alphen,
Affective…, dz. cyt., s. 28. [(...) to jest przede wszystkim specyfika identyfikacji heteropatycznej, która
jest afektywnie silna w szczególny sposób. Redukcja innego do siebie samego, uwewnętrznienie go,
jak dzieje się w przypadku identyfikacji idiopatycznej, prowadzi do obniżenia intensywności (...).
Unieważnienie różnicy, co jest wynikiem tego rodzaju identyfikacji, prowadzi do wytarcia
intensywności oraz usunięcia możliwego napięcia].
138
cała nieupodabnialna reszta zostaje albo odcięta, albo zignorowana. Z kolei druga forma
identyfikacji – heteropatyczna – ufundowana jest na ekscytującej i wysoce afektywnej
strategii odpodobnienia: podmiot identyfikacji otwiera się na ryzyko „stania się” (jak)
inny373. Przywołuję i podkreślam ustalenia Silverman, by pokazać, że problem
wskazywanego tutaj przymierza afektu i sztuki wykracza daleko poza aporetyczną
ontologię literatury osadzoną na gruncie reprezentacji. Trwający mniej więcej od
wczesnych lat dziewięćdziesiątych teoretyczny impas, polegający na dominacji bądź
dekonstruktywistycznego, bądź – przez teoretyków wywodzonego z założeń marksizmu
– kulturowego paradygmatu metodologicznego, do pewnego stopnia zmuszał
odbiorców literatury do odnoszenia jej do pozajęzykowej rzeczywistości, sprawdzania
stopnia referencyjności, co w efekcie spowodowało daleko posuniętą redukcję,
sprowadzającą się do konieczności wyboru: albo dostęp do pozajęzykowej
rzeczywistości jest niemożliwy, albo zdolność taka jest wpisana w plan literatury. Wiele
jednak wskazuje na możliwość przełamania prymatu reprezentacji poprzez zwrot ku
lekturze immanentnej, ku czytaniu „ze względu na nastrój” [stimmungsorientiert lesen],
co Hans Urlich Gumbrecht będzie dostrzegał w perspektywie prezencyjnych zabiegów
w obrębie literatury374. Ta swoista trzecia droga, podsuwana przez niemieckiego
literaturoznawcę, jest ciekawą propozycją powrotu do – niegdyś oczywistych –
związków
estetycznego
i
etycznego,
do
lektury
wzbudzającej
przeżycie,
pozostawiającej emocjonalny ślad, czy wreszcie – afektującej.
Natomiast dla ontologii literatury, jaka zasadza się na pojęciach z wymiaru "nastroju”, paradygmat
„reprezentacji” nie znajduje się w centrum, przynajmniej nie prymarnie. „Czytanie nastrojów”
oznacza też zawsze, że zwracamy uwagę na tekstualny wymiar form, które otaczają nas i nasze
ciało jako potencjalna fizyczna realność i w ten sposób mogą wywoływać „wewnętrzne uczucia”,
bez konieczności włączania poziomu reprezentacji (co można zrobić zawsze, ale czego nigdy nie
trzeba robić).375
Takie ustawienie procesu lektury (i odbioru) w jasny sposób wchodziłoby zatem
w relację z prezentowaną poprzednio kategorią wzniosłości, rozumianą tu jako element
doświadczania i doświadczenia estetycznego, w obrębie którego podmiot stawałby
373
Zob. E. van Alphen, Zabawa w Holokaust, przeł. K. Bojarska, „Literatura na Świecie” 2004 nr 1-2,
s. 217-243 (szczególnie s. 234).
374
Zob. H. U. Gumbrecht, Czytanie nastrojów. Jak można pomyśleć dziś rzeczywistość literatury, przeł.
A. Żychliński, [w:] Teoria, praktyka, życie. Praktykowanie teorii w humanistyce współczesnej, pod.
red. A. Legeżyńskiej, R. Nycza, Warszawa 2012, s. 151-171.
375
Tamże, s. 155-156.
139
w obliczu równoczesności efektu sensu i prezencji376. To poruszenie wewnętrznych
strun, ta konfuzja wynikająca z nieoczywistości i niejasności powstającego sensu, jest
w końcu blisko powiązana z problemem poznania, które nie musi podlegać prawom
intelektualnego uporządkowania. Wszak jak poucza Gumbrecht: dużej części
nieprofesjonalnych czytelników literatury (…) chodzi w lekturze właśnie przede
wszystkim o nastrój, nawet jeśli niekoniecznie są tego świadomi (bo też wcale nie muszą
być)377. Czytelnik poddawany takim literackim zabiegom
przypominałby tu
nowoczesny, zorientowany akumulatywnie konstrukt, którego egzystencja odmierzana
jest
wielkościami
intensywności
oraz
inności/odmienności,
pozostającymi
w nierozerwalnej relacji z tym, co cielesne; ten bliski związek nie ujdzie uwadze
badacza:
Interesuje mnie przede wszystkim ten komponent znaczeniowy, który łączy nastrój z tonami i ze
słyszeniem tonów. Jak wiadomo, słyszymy nie tylko naszym wewnętrznym i zewnętrznym uchem;
słyszenie jest złożoną formą zachowania, obejmującą całe ciało; nasza skóra i nasze percepcyjne
zdolności haptyczne odgrywają przy tym ważną rolę.378
Eksponowany tu cielesny aspekt doświadczenia lekturowego pozwala – jak podpowiada
mi intuicja – na wskazanie afektywnego wymiaru odbioru dzieła literackiego (sztuki),
na postrzeganie afektu jako intensywności wydarzającej się pomiędzy (in-between),
relacyjnie379.
Tak utkana siatka teoretycznych wpływów i zależności pozwala na inne, różne od
dotychczasowego, myślenie o prozie fikcjonalnej Mariana Pankowskiego, która
pomimo
orzekanej
przez
Przemysława
Czaplińskiego
konsekwentnej
niekonsekwencji380, wykazuje silne tendencje spójnościowe, głównie w zakresie
autorskiej antropologii, wywiedzionej z problemów ciała i fizjologii. Ufam, że
światopogląd tego projektu literackiego z powodzeniem umieścić można po stronie
literatury zaangażowanej w poszerzanie granic podmiotowego doświadczenia poprzez
konfrontowanie odbiorcy z tym co nowe, inne. Innowacyjność Pankowskiego
polegałaby więc nie tylko na wynalazczości fabularnej i tematycznej, ale przejawiałaby
się za pośrednictwem technik wywierania wpływu, tych swoiście agresywnych strategii
376
Tamże, s. 157.
Tamże, s. 152-153.
378
Tamże, s. 154.
379
Por. G. J. Seigworth, M. Gregg, The Affect Theory Reader, Duke University Press, London 2010,
s. 1-25.
380
P. Czapliński, Pank’s not dead, czyli pisarz XX-woeczny wobec kanonu, „Teksty Drugie” 2011 nr 6,
s. 29.
140
377
wprawiających czytelnika w afektywne zażenowanie. By wypełnić sensem te hipotezy
interpretacyjne, zamierzam poddać analizie autorskie zabiegi w zakresie konstrukcji
narracyjnej, konwencjonalności i siły powoływanych do życia obrazów literackich oraz
ekspresyjności/emotywności stosowanej przez pisarza leksyki. Jak poucza lekcja van
Alphena, trudno te jakości rozpatrywać w izolowanych warunkach analizy – tego typu
sposoby badania literatury mogą oferować interesujące wyniki jedynie poprzez stałą
i wzajemną komparację tych kongruentnych elementów, które z kolei dzięki ambicjom
i precyzji szkicu Gumbrechta nie muszą być dłużej rozpatrywane w porządku
reprezentacji.
Podobne intuicje skłoniły Jakuba Momro do podjęcia próby opisu sposobów
przedstawiania
obozu
koncentracyjnego,
obecnych
w
prozie
Pankowskiego,
scharakteryzowanych przezeń w trybie parodii określonego modelu edukacji
historycznej, ale – co dalece istotniejsze – badacz ustalił także naruszenie tabu
reprezentacji samej Zagłady381. Wskazując na odrzucenie przez Pankowskiego
dominujących sposobów budowania znaczenia, znanych jako model mimetyczny
i semiotyczny, Momro podejmie rozważania Jean-Luc Nancy’ego, wprowadzając
pojęcie modelu absensualnego:
Pankowski odrzuca zarówno model mimetyczny, jak i semiotyczny, opowiadając się za modelem,
który chętnie określiłbym jako absensualny. W tym określeniu mieści się bowiem zarówno
rozdarcie niezakłóconej reprezentacji (czyli takiego przedstawienia, w które nie jest wpisana
problematyzacja jego statusu i zakresu), jak i radykalnie zmysłowy czy materialny wymiar tego,
co nie podlega reprezentacyjnemu prawu. Stąd wszystkie "symptomalne" obrazy ciała Pankowski
celowo wymierza w formę i równie celowo stara się wzbudzić rodzaj afektywnego zmieszania (od
obrazów głupawej radości, przez doznanie obrzydzenia, po wyrafinowaną pornografię) 382.
Mam wrażenie, że te zdania są istotnym komentarzem do projektu literackiego
Pankowskiego. Po pierwsze, to pisarstwo jest tu rozpatrywane jako pewien gest
krytyczny,
rozbijający
utrwaloną
społecznie
konstrukcję
sensu/znaczenia,
rozciągniętego pomiędzy wektorami tego, co reprezentowalne i niereprezentowalne;
innymi słowy, pisarstwo Pankowskiego tworzy szczelinę, jest pewną wyrwą pomiędzy
tym, co intelektualne i zmysłowe, co wymyka się próbom jednoznacznych
kategoryzacji w optyce prostej binarności. Po drugie, tę inną literaturę Pankowskiego –
nie dość intelektualną i nie wystarczająco materialną – uznać można za jeden
z przejawów sztuki nowoczesnej nakierowanej według Ryszarda Nycza na odmienną
381
J. Momro, Zakaz reprezentacji i reprezentacja zakazana (Pankowski, Libera, Nancy), „Didaskalia.
Gazeta Teatralna” nr 107/2012, s. 76-86.
382
Tamże, s. 79.
141
artykulację doświadczenia383.
W jej terytorium należałoby umieścić niejednorodne
działania artystyczne, wyrastające ze strategii opartych na wzbudzaniu silnych
intensywności,
zorientowanych
na
przekroczenie
społecznie
i
historycznie
uwarunkowanych norm smaku, strategii będących splotem tego, co wywieść można
z porządków wiedzy, afektu i wyobraźni384.
Chciałbym jeszcze na moment powrócić do ustaleń van Alphena, uzupełnionych
propozycją czytania nastrojów Gumbrechta, bowiem obie te koncepcje traktować
należy bardziej jako pewien zaczyn czy ramę analityczną, wymagającą wypełnienia
konkretnymi rozwiązaniami, niż uznać za gotowe i spójne strategie lekturowe.
Proponuję zatem włączyć w tworzony model analizy operacji afektywnych w prozie
fikcjonalnej Mariana Pankowskiego, zaczerpnięty od Stanleya Fisha, pomysł obserwacji
właściwych literaturze napięć słownych i zdaniowych oraz rodzących się w ten sposób
afektywnych intensywności, w dużej mierze konstytuowanych asocjacyjną i sugestywną
potencjalnością leksyki i syntagmy.
W ogłoszonym w 1970 roku na łamach „New Literary History” szkicu Literature in
the Reader: Affective Stylistics, amerykański literaturoznawca pisał:
W pomyśle metoda ta polega po prostu na rygorystycznym i bezstronnym stawianiu pytania, jak
dane słowo, zwrot, zdanie, akapit, rozdział, powieść, sztuka, wiersz, działają; stosowanie jej zaś
wiąże się z analizą rozwoju reakcji czytelnika wobec słów tak, jak następują one po sobie
w czasie.(…) Reakcja czytelnika na piąty wyraz w wersie czy zdaniu jest w dużym stopniu
wynikiem jego reakcji na wyrazy pierwszy, drugi, trzeci i czwarty. 385
Artykuł Fisha stanowił ofertę nowej, różnej od wówczas obowiązujących, metody
czytania tekstów literackich, w gruncie rzeczy był też bergsonowskim w duchu
nawoływaniem do innego postrzegania problemu znaczenia. Autor Czy na tych
zajęciach jest tekst wyjaśniał zasadność przesunięcia akcentu w obrębie literackiego
doświadczenia estetycznego z pozycji sensu ustabilizowanego na relacyjną pozycję
znaczenia, wyraźnie opowiadając się za tym drugim rozwiązaniem, wychodził bowiem
z przekonania, że w przestrzeni literatury dalece ważniejsze od pytania co to znaczy, jest
zainteresowanie tym jak to działa? Fisha ciekawiło to, co w tekście literackim
migotliwe i ulotne, to, co gołym okiem niewidoczne i niemierzalne, co zachodzi
w przestrzeni słowno-umysłowego pogranicza, na styku relacji odbiorca-dzieło, czego
383
R. Nycz, Poetyka doświadczenia. Teoria – nowoczesność – literatura, passim.
Por. Momro, dz. cyt., s. 82
385
S. Fish, Literature in the Reader: Affective Stylistics, „New Literary History” 2 (1970), nr 1.
Korzystam z polskiego przekładu Marii Bożeny Fedewicz: S. Fish, Literatura w czytelniku: Stylistyka
Afektywna, przekł. M. B. Fedewicz, „Pamiętnik Literacki” LXXIV, 1983, z. 1, s. 263-304, s. 266.
142
384
sens jest trudny do określenia, a co można jednak uczynić dostrzegalnym (lub
przynajmniej namacalnym) przez systematyczne wprowadzanie „dociekliwego” pytania
(jak to działa?, [poprzez metodę]), której stosowanie pozawalałoby obserować, co
zachodzi poniżej poziomu świadomego odbioru, lub przynajmniej dawałoby w to pewien
wgląd386. Z tego też powodu uzna on wypowiedź literacką za zdarzenie estetyczne
osadzone w czasie, wydarzające się stopniowo wyraz-po-wyrazie, zdanie-po-zdaniu,
coś przydarzającego się czytelnikowi (w opozycji do tekstu jako rzecz-samej-w-sobie),
w czym ten bierze czynny udział, z takim jednak zastrzeżeniem, iż dostęp do
generalnego sensu jest raczej niemożliwy, albo mówiąc inaczej: generalny sens istnieje
o tyle, o ile będzie sumą poszczególnych estetyczno-afektywnych intensywności
rodzących się w zdarzeniu lektury, przebiegu syntagmy. W rezultacie biorąc – jeżeli
dobrze rozumiem esej Fisha – opisywane przez niego doświadczenie musi (konieckońców) zostać wywiedzione z języka, którego regulatorem i dyspozytorem jest autor.
Ta adnotacja ma w przypadku korpusu tekstów prozatorskich Mariana Pankowskiego
kapitalną wagę, mam bowiem w uszach zdania wielokrotnie wygłoszone i zapisane
przez pisarza, mówiące wiele o wewnętrznym porządku tego projektu literackiego:
Oni [członkowie grupy redakcji „Journal de Poétes”] nauczyli mnie rozróżniać la langue i le
langage – pierwsze to język ogólny, drugie to mój prywatny język, którego używam, który jest
moją własnością i moim odkryciem. W polskim słownictwie nie mamy tego rozróżnienia, więc
zastąpiłem je parą nazw: „język” i „mowa”. Ja piszę mową, a nie polszczyzną jako taką. I moje
pisarstwo to mowa, żywe słowa, pokrętne, zakazane, łowione gdzie się da387.
Z cytowanego fragmentu autorskiej wypowiedzi wyłania się koncepcja idiomu
literackiego, zindywidualizowanego języka artystycznego będącego wehikułem
prywatnego doświadczenia i doświadczania świata, języka, który wykraczając poza
system (i styl) oficjalnej komunikacji, nie chce przynależeć do porządku reprezentacji,
zorientowany jest raczej na dokonywanie pewnych językowych i fabularnych
przekroczeń, wchodzących w wyraźny spór z historycznymi normami smaku, z tym co
przez tradycję już przyswojone. Ten sposób myślenia o związkach języka
i literatury znajduje także dobre odzwierciedlenie w podtytułach niektórych próz
fikcjonalnych Pankowskiego, określanych przez autora mianem przygód388.
386
Por. S. Fish, Literatura…, dz. cyt., s. 267-268, 271.
P. Marecki, Nam wieczna…., dz. cyt., s. 155.
388
Por. M. Pankowski, Matuga idzie. Przygody, Bruksela 1959; M. Pankowski, Z Auszwicu do Belsen.
Przygody, Warszawa 2000.
143
387
Rekonstruuję właściwy Pankowskiemu sposób myślenia o literaturze nie tylko
z powodu interesującej relacji zachodzącej między prywatnym a uniwersalnym, ale
również dlatego, że ukształtowanie formalne tych tekstów (w tym wysoki stopień ich
liryzacji) zmusza do lektury wytężonej, cyklicznie przetykanej nieoczekiwanymi
zaskoczeniami
leksykalnymi
(wulgaryzmy,
potocyzmy,
leksyka
liturgiczna)
i obrazowymi (są to głównie obrazy, których jakości estetyczne wchodzą w kolizję
z historycznymi normami smaku i gustu), zaskoczeniami które stanowią rodzaj
strukturalnego kontrapunktu. Zajmująco pisał o podobnych strategiach artystycznych
Michael Riffaterre, wprowadzając ideę kontekstu stylistycznego jako metody analizy
stylu:
Kontekst stylistyczny jest językowym wzorcem nagle przełamanym przez nieprzewidywalny
składnik, a kontrast wynikający z tego zakłócenia to bodziec stylistyczny. Tego przełamania nie
należy rozumieć jako zasady nieciągłości. Wartość stylistyczna kontrastu polega na układzie
relacji, który ustanawia on między dwoma zderzającymi się składnikami; nic by nie zaszło bez ich
połączenia w jedna sekwencję. Inaczej mówiąc, kontrasty stylistyczne, podobnie jak inne
przydatne w języku opozycje, tworzą pewną strukturę 389.
Przekonania francuskiego strutkturalisty wydają się w tym miejscu szczególnie
atrakcyjne głównie z tego powodu, że są dobrym uzupełniem niektórych postulatów
formułowanych przez Ernsta van Alphena (powrotu do ustaleń strukturalistów). Zwraca
uwagę potrzeba obserwacji wydarzających się w tekście literackim różnic
stylistycznych, które mogą okazać się teoretycznie inspirujące w próbach mówienia
o afekcie, mogą dobrze uzasadniać istnienie miejsc dotąd uznawanych za nieczytelne
bądź źle obecne, miejsc rozbijających spójność stylistyczną (ale i fabularną),
pozwalających orzekać o niejednorodności stylistycznej, odtąd de facto przybierającej
charakter pozorności.
Wspomniałem wcześniej o istotnej obecności kategorii sugestii w przestrzeni
literackich zabiegów zorientowanych afektywnie, kategorii ważnej i w większości
szkiców teoretycznych pomijanej. Wydaje się, że niewątpliwe atuty wynikające z jej
teoretycznego opracowania mogą być operacyjnie wartościowe, zwiekszają bowiem
spektrum analityczne, wpływają na efektywność rezultatów. W krajowej humanistyce
ten sposób myślenia o literaturze jako terytorium obecności czynników w autorskiej
intencji naddanych, elementów opartych na ascocjacyjnym i często pozainteletualnym
porządku, tego, co nie zapisane, co figuruje w sferze potencjalności jedynie, niepełnego
389
M. Riffaterre, Kryteria analizy stylu, przeł. I. Sieradzki, [w:] Studia z teorii literatury. Archiwum
przekładów „Pamiętnika Literackiego”, red. M. Głowiński, H. Markiewicz, Wrocław 1977, s. 66.
144
i zmąconego znaczenia, posiada dobrą tradycję w postaci rozważań teoretycznych Marii
Podrazy-Kwiatkowskiej390 czy Teresy Cieślikowskiej. Jak się zdaje, nadzwyczaj
instruktywne są tu ustalenia Teresy Cieślikowskiej, która w obrębie sensu
generowanego przez literaturę wskazała na dwa zasadnicze porządki:
Grafo i agrafo – tak ujęte zagadnienie wskazuje na to, co literalnie napisane i na to, co nie
napisane. To, co napisane, ma postać tyleż dźwiękową, co intelektualnie uchwytnych znaczeń
dostępnych bezpośrednio rozumieniu, niesie w sobie sensy poznawacze i emocjonalne. To, co nie
napisane, mieści się poza tym, nie jest jednak całkowicie dowolne, nie jest zależnie wyłączne od
przypadkowych, indywidualnych, subiektywnych skojarzeń odbiorców. Rzecz w tym, co autor –
poza literalnie napisanym – „naddał”, ukierunkowując odbiór za pomocą rozmaitych środków,
uwidocznionych w zwerbalizowanym zapisie – „grafo” właśnie.391
Cieślikowska wyraźnie opowiadając się za zdolnością do rozumowego kontrolowania
znaczeń, nie docenia tym samym roli emocjonalnego oddziaływania (co wydaje się do
pewnego stopnia krótkowzroczne), gdyż jak uzmysławiają przywołane poprzednio
teorie – łączące porządki sensu, afektu, emocji i rozumienia – jedną z funkcji literatury
jest jej zdolność do sugerowania, a zatem wytrącania ze stanu emocjonalnej oraz
intelektualnej stabilności, co sprawia, że problem znaczenia
nie będzie już dany,
a raczej relacyjny. W tej perspektywie kategorię sugestii uznać można za jedną
z właściwości literatury, która współtworzy znaczenie392.
2.4 Afektywne strategie w twórczości Mariana Pankowskiego
Innowacyjno-afektywny charakter projektu literackiego Mariana Pankowskiego
zmusza do podjęcia komparatystycznej analizy, w której zakresie uwzględnić należy nie
tylko prozę fikcjonalną autora Matugi, ale także teksty spełniające funkcję wystąpień
programowych o wyraźnych cechach poetyki sformułowanej. Sprawa jest o tyle
skomplikowana – na co wskazywał już Przemysław Czapliński – że w obrębie
szerokorozumianej twórczości Pankowskiego brak jednego, odznaczającego się
wysokim stopnień spójności i manifestacyjności szkicu, który bez mocnych wątpliwości
można uznać za stosunkowo pełną autorską deklarację poglądów na temat instytucji
390
Zob. M. Podraza-Kwiatkowska, Symbolizm i symbolika w poezji Młodej Polski. Teoria i praktyka,
Kraków 1975.
391
T. Cieślikowska, W kręgu genologii, intertekstualności, teorii sugestii, Warszawa 1995, s. 197.
392
Por. Tamże, s. 220.
145
literatury. W rezultacie badacze tej twórczości skazani są na uprawianie niemal
detektywistycznej działalności, która nie gwarantuje jednoznacznego rozstrzygnięcia
czy wyczerpania problemu. Ta próba rekonstrukcji w dużym stopniu polega na
oddzielaniu
pojedynczych,
rozproszonych
w
przestrzeni
twórczości
Mariana
Pankowskiego, nitek tematycznych – dopiero ich splot może przybliżyć pełniejszą
wykładnię założeń tego stylu myślenia o literaturze. Stąd też nie do końca adekwatna
wydaje się strategia chronologicznej lektury: ogłaszane przez Pankowskiego
w czasopismach literackich i literaturoznawczych szkice teoretyczne, liczne
metaliterackie autokomentarze wplecione w tkankę fabularną próz, dysertacja
doktorska, czy wreszcie zawartość tematyczna wielu udzielonych rozmów, tworzą –
wewnętrznie
zróżnicowaną
–
rozrzuconą
całość,
której
elementy
pozostają
w nieustannym dialogu, wzajemnie się oświetlając. W rezultacie przyjętej tu
perspektywy opisu za najważniejszą i najbardziej instruktywną w tej materii należy
uznać – opublikowaną w 1978 roku na łamach dwumiesięcznika „Teksty” – rozprawkę
naukową Polska poezja nieokrzesana393, będącą skądinąd interesującą i nadal
pionierską próbą pojęciowego opanowania pewnego fenomenu kulturowego. Jednak
z innego powodu ten szkic należy obdarzyć zwiększonym zainteresowaniem – jest on w
gruncie rzeczy powtórzeniem, uzupełnieniem i rozwinięciem zapisanych już wcześniej
refleksji teoretycznych na temat literatury, obecnych głównie w trzech poprzednich
tekstach pisarza, dotyczących odpowiednio twórczości: Bolesława Leśmiana i Tadeusza
Borowskiego oraz kwestii literatury marginesowej394. W inicjalnych zdaniach artykułu
pisarz w ciekawy sposób definiował zjawisko, określając tym samym ramy zagadnienia:
poezja nieokrzesana [to] obecność w mowie, a potem w zapisie, licznych wystąpień
dynamicznych, których autorami są zwykli użytkownicy polszczyzny uagresywnionej
poczuciem swej marginesowości, stałej czy przejściowej, rzeczywistej bądź urojonej
(PPN, s. 31). Trudno oprzeć się wrażeniu, że Pankowski – pod przykryciem naukowego
artykułu – w rzeczywistości wynotowywał autorskie idiosynkrazje. Pisarz mówi tu
o pewnym subtelnym, ale obdarzonym kapitalnym znaczeniem przesunięciu punktów
ciężkości
w
pojmowaniu
literatury,
przekierowując
bowiem
akcent
z
jej
rzeczownikowego rozumienia na aspekt czasownikowy. Upraszczając: Pankowski
393
M. Pankowski, Polska poezja nieokrzesana (próba określenia zjawiska), „Teksty” 1978 nr 4, s. 30-46.
Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie PPN bezpośrednio w tekście.
394
Lesmian, la revolte d’un poète contre les limites, Bruxelles, Press Universitaires de Bruxelles, 1967;
Tadeusz Borowski po 20 latach. Pierwsza śmierć Tadeusza Borowsskiego, “Wiadomośći” 1970 nr 42,
s. 4; nr 43, s. 2; Agresywne słowo marginesowców, „Oficyna Poetów” 1974 nr 4, s. 19-22.
146
skłaniał się ku literaturze (kulturze) w jej wymiarze czynnościowym (a nie
intelektualnym). Konsekwencje tego stylu myślenia są poważne i do pewnego stopnia
kwestionują nawet, ugruntowany przez teorię i tradycję, wzorzec literatury jako
porządku pisma konstytuowanego przez prawidła intelektu i rozumu 395. Po wtóre,
w tych zdaniach pisarz implikuje istnienie wyobrażonej wspólnoty spajanej przez język,
która – jeżeli dobrze odczytuję zawarte tu supozycje – odznacza się brakiem koherencji,
pozostaje w stadium wewnętrznego rozchwiania i która, co dalece ważniejsze, domaga
się ponownego związania. Po trzecie wreszcie, wydaje się, że Pankowski uruchamiając
charakterystyczną dla nowoczesności binarność: centrum-peryferie396, ukrył w tej
notacji jeszcze inną, nie mniej ważną teorię, według której literatura (a zatem pismo),
jeżeli jest miejscem zapisu innego doświadczenia, to jest także potwierdzeniem
obecności marginesowców. Jeżeli przyjąć sylogizm, według którego rozumienie
literatury wiąże ją z porządkiem tego, co Inne, co przez kulturę niezasymilowane,
zepchnięte na margines właśnie, to działalność pisarza jest tu (etycznym) ruchem
społecznej odpowiedzialności, rzecznictwem po stronie wykluczonych. Taka wykładnia
oznacza również doposażenie literatury w krytyczny i korygujący potencjał, który może
skutecznie nadwątlić dominujący – i z różnych względów obowiązujący – dyskurs
mocny. W tym krótkim fragmencie pisarz inauguruje właściwe sobie opozycje:
oficjalne-nieoficjalne, oswojone-niesamowite, odkryte-nieobecne, swojskie-obce. Nieco
dalej autor Pisma w stronę miłości wprowadzi, bezpośrednio sprzężoną z problemem
marginesowości, kategorię nieokrzesaności, przejawiającą się również w utworach
literackich określanych jako poezja nieokrzesana, która jest wyskokiem poza oficjalny,
stereotypowy model bytu i poza przyjęty powszechnie wzorzec wypowiedzi publicznej.
(…) W dzisiejszych badaniach teoretycznych zwykło się traktować dzieło jako swoisty
środek komunikacji, wpisany w określony kontekst historyczny i odpowiadający pewnym
normom literackim (PPN, s. 31). Zauważmy, że Pankowski potwierdza w tych zdaniach
świadomość ograniczeń wynikających z tradycyjnego modelu literackiej komunikacji
podtrzymywanej historycznie uwarunkowanymi normami smaku, tym samym ujawnia
zamiar przekroczenia sankcjonowanego społecznie porządku porozumiewania się
395
Por. np. z wierszem Czesława Miłosza Zaklęcie (z tomu Miasto bez imienia, 1969), gdzie poeta
w inicjalnych wersach pisze: Piękny jest ludzki rozum i niezwyciężony./Ani krata, ni drut, n oddanie
książek na przemiał,/Ani wyrok banicji nie mogą nic przeciw niemu (w: tegoż, Wiersze wszystkie,
Kraków 2001, s. 587).
396
W interesujący sposób o tej zasadniczej dla modernizmu opozycji pisał H. U. Gumbrecht w książce In
1926. Living at the edge of time, Cambridge, London 1997, s. 272-281.
147
i wykroczenia poza to, co oficjalne; ergo tak sformułowana wypowiedź literacka
inkluzywnie włączy te aspekty doświadczenia, które dotąd uznawane były za elementy
osobliwe, ekscentryczne, obdarzone ładunkiem różnicy. Takie sprofilowanie literatury
w gruncie rzeczy stanowi propozycję nowej estetyki pozostającej w immanentnym
związku z tym, co etyczne: [wywrotowcy] godzą w tabu, godzą w normy obyczajowoestetyczne, czyli w porządek społeczny, którego jednym z wariantów jest rzeczowa
komunikacja między obywatelami i jej sfera wzruszeń estetycznych, poezja
odpowiedzialna za treści, które rozdaje publicznie (PPN, s. 35). To oznacza, że
wektorem tej wizji literatury jest imperatyw nadwątlania i osłabiania aprobowanych
społecznie (i historycznie) kategorii etycznych i estetycznych, które stanowią dla
Pankowskiego rewers i awers tego samego problemu instytucji literatury. W tej
perspektywie gesty transgresyjne – obliczone na przekroczenie problematów
oficjalnych i normatywnie określanych jako tabu – rozpatrywać trzeba w szerszej
optyce sztuki społecznie odpowiedzialnej:
Marginesowo odczuwają rzeczywistość osobnicy przekonani, że społeczeństwo ich nie docenia,
wszyscy pominięci przy awansie, zawistni i rozgoryczeni. Na margines zepchnięte są od urodzenia
jednostki uważane przez większość za upośledzone: rudowłosi, garbaci, mali, kobiety czy
cudzoziemcy z krajów ubogich…(PPN, s. 35).
To autorskie ustalenie obszarów wykluczenia, ten swoisty „bestiariusz”, autor będzie
stopniowo i konsekwentnie poszerzał w następnych powieściach i opowiadaniach
o kolejne przestrzenie doświadczenia, takie jak: homoseksualizm (Rudolf), pedofilia
(Putto) czy starość (Bal wdów i wdowców). Skonstruowany rejestr marginesowości oraz
nieokrzesaności, ten zwrot ku temu, co wobec podmiotu zewnętrzne i agresywne,
Pankowski skojarzy explicte z kategorią Innego, zamykając ją w formule inności samej
w sobie (PPN, s. 39) albo zaskakującej inności (PPN, s. 37) i w konsekwencji przypisze
im rolę decydujących czynników w procesie nowej, zmodernizowanej komunikacji,
której kryterium upatrywać będzie nie w prawidłach intelektualnego i rozumowego
porozumienia, ale w sferze afektywnych pobudzeń i emocjonalnych napięć.
Pismo z natury swej jest tradycyjne, sprowadzane stale przez wychowawców do emocjonalnego
zera. W dziedzinie literackiej przekazuje ono i utrwala jedynie to, co uznano za społecznie cenne.
Natomiast treści zmysłowe i drastyczne, niesione dynamiką ostrego lub perwersyjnego
wystąpienia (…) wszystko to sumuje się w wywrotowość. (PPN, s. 34/35)
Wiele wskazuje na to, że pisarza najmocniej zajmuje opracowanie autorskiej strategii
wywierania wpływu poprzez przesuwanie odbioru czytelniczego z dziedziny rozumienia
148
w sferę podziwu, czyli wzruszeń estetycznych (PPN, s. 41). Najwyraźniej więc
Pankowski, w sposób podobny jak Lyotard, rozpoznawał (intuicyjnie wyczuwał)
formalne przekształcenia w obrębie nowoczesnego myślenia o pojęciu wzniosłości, był
świadom zużycia opisywanej jeszcze przez Pseudo-Longinosa górności, która
wykluczała poza spektrum teoretycznego zainteresowania problemy agresji, brzydoty,
obrzydzenia. Tym samym pisarz – przyznając literaturze społeczną odpowiedzialność
i możliwość wywierania jakiegoś wpływu – dostrzegał potrzebę koniecznej i głębokiej
zmiany w systemie komunikacji na linii dzieło (autor) – czytelnik (odbiorca).
Pankowski pisząc, że klasyczny model komunikowania sensów – oparty na zaufaniu
w dobrą wolę odbiorcy – uległ rozpadowi, gdyż nie przystaje do ducha
zmodernizowanych czasów, wskazuje na nieuchronność dostrojenia procesu wymiany
informacji do kształtu nowoczesnego świata: na nieodzowną w tej zmianie rezygnację
z pozycji wiedzy i odrzucenie chłodnego obiektywizmu397. Last but not least w tej
autorskiej poetyce komunikacji Pankowski uzna za nieusuwalny i obowiązkowy jej
komponent impuls przemocy zadawanej czytelnikowi. Przybierze ona tu cechy siły
zdolnej mobilizować do myślenia:
Wówczas bowiem wysoki stopień zmysłowości przekazu i dosadna mowa gwałcą mimowolnego
słuchacza, nie mówiąc już o zaatakowanym adresacie. Owa „dynamika ataku na odbiorcę”, coś
jakby chęć wywołania skandalu, jest chyba zasadniczym wyróżnikiem poezji nieokrzesanej,
rozpatrywanej jako komunikat. (PPN, s. 33/34)
Powtórzymy: w tak wykreślonej przestrzeni interakcji z czytelnikiem Pankowski
wytwarza propozycję innego, podskórnego i chytrego dialogu poprzez wywoływanie
silnych intensywności:
Wydaje nam się, że udany utwór nieokrzesany powinien zarówno odbijać od sztuki
oficjalnej, jak odpowiadać pewnym jej wymaganiom. Oddalać się od niej powinien przez
swój protest przeciw oficjalności opinii, obyczaju i języka, przez swój brak zgody na
panujące stereotypy. Innymi słowy – powinien razić zaskakującą innością, np.
nieobyczajnością treści, bądź oburzać brakiem poszanowania dla wartości uznawanych
przez zbiorowość. Zjawisko przekroczenia tabu powinien koniecznie towarzyszyć
wystrój słowny tekstu. (PPN, s. 37)
Warto zauważyć, że ten model aktywnej komunikacji autor Matugi w sposób
bezpośredni wiąże z warstwą leksykalną komunikatu, którego wartość emocjonalna
397
Na podobne aspekty nowoczesnej komunikacji sensów w procesie edukacyjnym zwraca uwagę Roma
Sendyka w rozmowie z Ernstem van Alphenem. Patrz: Afekt, trauma i rozumienie: sztuka ponad
granicami wyobraźni. Ernst van Alphen w rozmowie z Romą Sendyką i Katarzyną Bojarską, „Teksty
Drugie” 2012 nr 4, s. 207-217.
149
wyraźnie musi odpowiadać profilowi afektywnej komunikacji zorientowanej na
gwałtowne pobudzenia, mającej w zamierzeniu spełniać rolę kluczowego asumptu,
sygnału wprawiającego w ruch afektywną maszynerię. Słowo nie może zatem pozostać
przezroczyste, powinno przykuwać czytelniczą uwagę, wchodzić w kolizję z normami
smaku, skoro jest tajnym ładunkiem zobowiązanym do wywołania poruszenia,
rozkruszenia familiarnych związków podmiotu i świata.
Zmierzam do czterech wniosków. Po pierwsze, Pankowski proponuje inny model
literatury, której stylistykę i zawartość „fabularną” ufunduje na radykalnych,
agresywnych i ukierunkowanych przemocowo gestach, krążących intuicyjnie wokół
kategorii nowoczesnej wzniosłości, mających docelowo wywołać uczucia podziwu,
wstrząsu czy zaskoczenia. Po drugie, pisarz oferuje tryb innej – opartej na afekcie
(i emocjach) – komunikacji z czytelnikiem, której punktem dojścia czyni wyrwanie
odbiorcy ze stanu emocjonalnego neutrum, a zatem interesuje go odbiorcza aktywność
i zaangażowanie w percypowany komunikat (dzieło literackie). Po trzecie, ten nowy
model komunikacji ma tu wyraźny cel negatywny, skierowany jest bowiem przeciwko
rzeczywistości oficjalnej, urządzonej normatywnie, której synonimem jest system
edukacji, czyli kolportowanie wiedzy pełnej i pewnej, aplikowanej z pozycji chłodnego
obiektywizmu. Po czwarte wreszcie, w obliczu ryzyka powstania homogenicznej
wspólnoty jedynym sposobem na przełamanie prymatu „oficjalnego” (dyskursu
mocnego), jest próba jego rozbicia za pomocą agresywnych gestów aktywnej
i afektywnej komunikacji, która wzbudzając odbiorczy potencjał krytyczny spowoduje
ponowne jej scalenie, jednakże w innej, poszerzonej, zmodyfikowanej wersji,
uwewnętrzniającej te uważane dotychczas za elementy niepożądane czynniki
różnicujące: Agresywne na zewnątrz, wiąże swoich poczuciem równości i wspólnoty.
(PPN, s. 36).
Przeświadczenie o konieczności afektywnych zabiegów w obrębie literackiej
komunikacji, mających według autorskiej intencji prowadzić do zapalenia odbiorczego
potencjału krytycznego, obecne było w refleksji pisarza przynajmniej od 1959 roku.
W otwierającym powieść Matuga wstępie Do czytelnika Pankowski wyraźnie
występował przeciwko typowi romantycznej wrażliwości, uznając go za paradygmat
tyleż polskiej kulturze właściwy, co zupełnie anachroniczny398. Jak się wydaje, pisarz
398
W interesujący sposób ten wątek podejmowała Krystyna Latawiec, celnie notując: Polish sensitivity
has been, to a large extent, shaped by literature inclined to create idealistic and sentimental images
(e.g. Adam Mickieiwcz’s Pan Tadeusz). Pankowski confronts this sensitivity with the objectivity of the
150
ostrze krytyki skierował przeciwko literaturze łatwych wzruszeń, kojarzonych z tym, co
w kulturze dobrze rozpoznane, kanoniczne i instytucjonalnie wsparte edukacją, a przez
to pozbawione realnej siły oddziaływania (zgodnie z logiką: Jak nie zachwyca, skoro
zachwyca): (…) a ci, którym ta mowa za ostra, za graniasta i nazbyt plebejska: niechaj
wąchają wianecki ruciane, a tę dzięcielinę, co panieńskim rumieńcem pała i napałać się
nie może. Won pod strzechę!399. W ironiczny sposób prezentował swój pomysł na
literaturę i stosunek do książeczek gładziuchnych a słodziuchnych, czy wobec literatury
przyheblowanej, a bez jednego sęka, bez gwoździa, bez drzazgi (MI, s. 6). Ta autorska
predylekcja, wzmocniona wiarygodnością narratora (przy właściwym rozpoznaniu
kierunku ironii), pozwala z dużą pewnością mówić o właściwym temu modelowi
literatury pragnieniu krytyczności: Panie-dzieju, a juści, że absurdem z kolegąśmy się
zajmowali, ale było to sensowne pisanie absurdów, żeby w ludzie – co gazet w dyrdy
leci – podejrzliwość a krytycyzm obudzić … (MI, s. 7).
Blisko dwie dekady później, w szkicu ogłoszonym na łamach kwartalnika „Oficyna
Poetów”400, pisarz klarował własne wyobrażenia dotyczące odpowiedzialności
społecznej sztuki, na marginesach objaśniał podstawy autorskiej antropologii,
antropologii – dodajmy – mającej liczne miejsca wspólne z myślą Maurice MerleauPonty’ego401, krótko wykładał powody obecności w dziele literackim agresywnych
czynników wzbudzających gwałtowną reakcję odbiorcy, których istnienie wyjaśniał
nierozerwalnym przymierzem etycznego i estetycznego: literatura agresywna staje się
przede wszystkim zagadnieniem moralnym402. W innym miejscu, w tym samym tekście,
przybliżał szczegóły tych działań artystycznych:
Zjawisko to jest wyrazem subiektywnego zaangażowania autora w sprawy, które wyraża treść
napisu. (…) gest ten jest atakiem skierowanym przeciw określonej osobie, przedstawicielowi
pewnej grupy społecznej, bądź przeciw idei. Często napis jest formą gwałtu przez oczy, gwałtu
European intellectual tradition and its pragmatically-oriented civilization. Patrz: K. Latawiec,
Pankowski: Between the Carpathians and European Civilization, “Russian Literature” 2011 No. IV,
s. 541.
399
M. Pankowski, Matuga idzie, Lublin 1983, s. 8. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie MI
bezpośrednio w tekście.
400
M. Pankowski, Agresywne słowo marginesowców, „Oficyna Poetów” 1974 nr 4, s. 19-22.
401
W refleksji francuskiego filozofa szczególne miejsce zajmuje problem percepcji „rzeczywistości”
i bezpośrednio z nim sprzężony problem relacji podmiotowego ciała do zewnętrznego świata: Ciało
własne tkwi w świecie tak, jak serce w organizmie: stale podtrzymuje przy życiu widzialny spektakl,
ożywia go i karmi od wewnątrz, tworzy z nim pewien układ. Patrz: M. Marleau-Ponty, Fenomenologia
percepcji, przeł. M. Kowalska, J. Migasiński, posł. J. Migasiński, Warszawa, 2001, s. 223.
402
M. Pankowski, Agresywne …, dz. cyt., s. 22.
151
dokonanego na przechodniach, których wrażliwość zostaje zraniona słowem i płynącymi zeń
skojarzeniami403.
Te autotematyczne wzmianki będące w gruncie rzeczy życzeniem nowej-innej
wspólnoty oraz nowej-innej zaangażowanej lektury, rozproszone w szkicach
krytycznych i fikcjonalnych tekstach Pankowskiego, znalazły swój wyraz także
w rozprawie doktorskiej pisarza, której tematyczną zawartość dobrze streszcza już sam
jej tytuł: Leśmian. La revolte d’un poete contre les limites (Leśmian czyli bunt poety
przeciw granicom)404. Pisarz postawił tezę o domniemanej buntowniczości autora Sadu
rozstajnego, konfrontując jego twórczość z utrwalonymi w polskiej tradycji sposobami
pisania o Bogu i erotyce, wiele uwagi poświęcił analizie postawy poety wobec
społeczeństwa, i wreszcie – co stanowi oś tej dysertacji – skupił się na problemie
Leśmianowskiego języka, sytuując go w szerszym planie przeobrażeń języka
literackiego oraz świadomości estetycznej w Polsce (chronologicznie, począwszy od
najstarszych zabytków rodzimego piśmiennictwa, po właściwą Młodej Polsce
stylistykę). Odnoszę wrażenie, że Pankowski omawiając poezję Bolesława Leśmiana
w rzeczywistości mówi kilka ważnych rzeczy o naturze własnego projektu literackiego.
Zauważa, że jednym z podstawowych celów pisarstwa Leśmiana było odchylenie od
tradycyjnego świata, czy od odziedziczonego języka literackiego, mijające się
z oczekiwaniem polskiego odbiorcy podporządkowane, jak to określi pisarz,
wzruszeniom spoza dobra i zła405. Te doznania, wymykające się tradycyjnej taksonomii,
osiągać
miał
Leśmian
poprzez
celowościowe
tworzenie
napięć
słownych,
otrzymywanych za pomocą interferencji wyrazowych pól asocjacyjnych:
Ł ą c z y ł i z d e r z a ł s ł o wa o o d mi e n n y m ł a d u n k u e mo c j o n a l n y m , a b y s u m o wa ł y
s i ę , d a j ą c w w y n i k u l i t e r a c k ą k o mp o z y c j ę , ó w n i e p o wt a r z a l n y t o n
Leśmianowski. Potrafił w jednej mowie sprzymierzyć składniki różnorodne; symbolistyczny
arystokratyzm sąsiaduje tu z prostactwem, sacrum z erotyzmem. (…) Stanowi to najpiękniejsze,
być może jedyne zwycięstwo poety, jego wywrotowe przekroczenie granic tradycyjnego języka
literackiego406.
403
Tamże, s. 19.
Tytuł doktora nauk humanistycznych otrzymuje Pankowski w 1963 roku na podstawie rozprawy
Leśmian. La revolte d’un poete contre les limites. Praca została ogłoszona drukiem w 1967 nakładem
wydawnictwa Wolnego Uniwersytetu w Brukseli (M. Pankowski, rozprawy Leśmian. La revolte d’un
poete contre les limites, Press Universitaires de Bruxelles, 1967; wydanie polskie: M. Pankowski,
Leśmian czyli bunt poety przeciw granicom, przeł. z franc. A. Krzywicki, Lublin 1999).
405
M. Pankowski, Leśmian czyli bunt poety przeciw granicom, przeł. z franc. A. Krzywicki, Lublin 1999,
s. 7.
406
Tamże, s. 214.
152
404
Jak przekonamy się dalej, pisarz równie chętnie sięgał po leksykę nominalnie
pochodzącą z odległych względem siebie porządków. Ta szeroka skala zakresowa słów
– trwale zrośnięta z odpowiadającymi danej kulturze zasięgami ich znaczeń i rodzajami
wrażliwości – wraz z właściwymi jej liniami napięć i zależności, stanowi ważny
element poetyki immanentnej Pankowskiego. Taka perspektywa pozwala też lepiej
zrozumieć
autorską
strategię
formowania
idiomu,
a
zatem
równoległe
współwystępowanie elementów innorodnych, pozwalających pisarzowi wyjść poza to,
co oficjalne, dobrze w kulturze obecne i przez nią zasymilowane, tym samym
realizować projekt o poszerzeniu tego, co przez daną wspólnotę uznane za kanoniczne.
Mówiąc krótko, Pankowski zmierzał do uszkodzenia systemu komunikacji oficjalnej
poprzez wprowadzenie radykalnej inności (leksykalnej, tematycznej) w przestrzeń
jednego z aspektów owej normatywności (czyli instytucji literatury) i w myśl takiej
marszruty dążył do poszerzenia „oficjalnego”. Rekonstruując strategię Leśmiana
notował:
(…) będzie formował swój własny język poza granicami współczesnej estetyki literackiej. Ta
praca uzyska swój kształt przez <<użytkowanie polszczyzny mówionej autentycznej lub
wymyślonej>> (…) stale postępujący rozwój tego zdania zakłada przede wszystkim gromadzenie
<<materiałów idiomatycznych>>. Są to więc sentencje, maksymy, aforyzmy i przysłowia,
oryginalne bądź zmyślone przez poetę, które będą od tej chwili ożywiać jego wiersze zdrową
i prymitywną krzepkością. Poezja – z mowy!407
By wykazać, że prezentowane tu stanowisko nie jest jedynie nieuzasadnioną
ekstrapolacją, warto przypomnieć cytowaną już wypowiedź autora Putto, jedną z wielu,
w których zaobserwować można bezpośrednie włączenie we własny projekt literacki
strategii identyfikowanych jako dystynkcje cudzego warsztatu:
[koledzy z redakcji „Journal des Poétes”] nauczyli mnie rozróżniać la langue i le langage –
pierwsze to język ogólny, drugie to mój prywatny język, którego używam, który jest moja
własnością i moim odkryciem. W polskim słownictwie nie mamy tego rozróżnienia, więc
zastąpiłem je parą nazw: „język” i „mowa”. Ja piszę mową, a nie polszczyzną jako taką. I moje
pisarstwo to mowa, żywe słowa, pokrętne, zakazane, łowione gdzie się da. 408
Jeżeli proponowane tu rozumienie transgresyjnych gestów pisarza i ich głębokie
powinowactwa z lekturą Leśmiana okazałyby się trafne, to wyodrębniony przez
Pankowskiego wyimek – będący autoironicznym portretem autora Napoju cienistego -
407
408
Tamże, s. 211.
P. Marecki, Nam wieczna…, dz. cyt., s. 155.
153
jest śladem afektywnej przyjemności autora, czerpanej z przekonania o realnej sile
oddziaływania własnej literatury:
Wyczuwałem na własnej skórze niebezpieczny i przykry wpływ uniesień poetyckich, które kusiły
mnie i zniewalały do deptania wielbionego dotąd poziomu szerszej publiczności, do
warcholskiego upajania się wszelkim odskokiem od uznanych norm i prawideł i do
rozzuchwalonego w swej pysze tworzenia karygodnych neologizmów i wyszukanych zwrotów409.
Okazuje się, że afektywny profil projektu literackiego Pankowskiego, postulatywnie
zakładający styl odbioru dzieła oparty na wywołaniu silnych intensywności, dobrze
ilustrują niektóre głosy polskiej krytyki literackiej. W liście z 7 marca 1958 roku,
w odpowiedzi na przesłany rękopis powieści Matuga idzie, Jerzy Giedroyc – pierwszy
i, jak się wydaje, najważniejszy krytyk twórczości Pankowskiego – wskazywał: Jest to
trochę Celine, trochę Zegadłowicz, trochę spowiedź dziecięcia wieku. Przy tym za dużo
scen erotycznych i różnych słówek – to jakoś nie leży widocznie w polskim języku
literackim, tak jak we francuskim. Redaktor, posługując się pojęciowym skrótem dawał
Pankowskiemu wyraźnie do zrozumienia, że pewne tematy, wyrażane za pomocą
określonej i niewłaściwej językowi polskiemu leksyki, mogą budzić skrajne reakcje
odbiorcze, podobne do tych, które towarzyszyły w 1932 i w 1936 roku, głośnym
onegdaj, powieściom Louis’a Ferdinanda Celine’a (Podróż do kresu nocy)410 oraz Emila
Zegadłowicza (Zmory). Nieco ponad rok później, w liście z 25 maja 1959 roku, tym
razem w odniesieniu do opowiadania Bukenocie, Giedroyc precyzyjniej argumentował
odmowę druku na łamach miesięcznika:
409
B. Leśmian, Spowiedź dziennikarza, „Myśl Polska” 1915, cyt. za: M. Pankowski, Leśmian czyli bunt
poety przeciw granicom, przeł. z franc. A. Krzywicki, Lublin 1999, s. 191, przypis 620.
410
Wysunięta przez Jerzego Giedroycia uwaga wydaje się nad wyraz trafna w świetle pochodzącej z 1932
wypowiedzi Celine’a (zawartej w liście do Edmonda Jaloux’a), dotyczącej obranej strategii
literackiej: C h c ę , a b y o d c z u w a n o . A jest to niemożliwe, gdy stosujemy wytworny styl i język
akademicki. Może on być narzędziem w relacjach, w dyskusjach, przy pisaniu listu do kuzynki, ale
zawsze pozostanie sztuczny i skostniały. Nie jestem już w stanie czytać powieści w klasycznym języku.
Są to jedynie pomysły na powieść, ale nigdy nie są to powieści. Sporo jest do zrobienia. N i e m a
w n i c h e m o c j i . A tylko to się liczy. Język literacki jest martwy, tak samo martwy jak łacina.
Dlaczego tak wiele jest u mnie zapożyczeń z argot? Dlatego, że język ten szybko umiera. Ale oznacza
to również, że język ten przez chwilę jednak żył, że żyje on przynajmniej wtedy, gdy go używam.
Cudowna wyższość tego języka nad językiem czystym, wyrafinowanym, na wskroś francuskim, a
jednak zawsze martwym, od samego początku, już do czasów Woltera. Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt
nie ośmiela się o tym mówić głośno. Z językiem jest tak jak z całą resztą: UMIERA PRZEZ CAŁY
CZAS, JĘZYK MUSI UMRZEĆ. I trzeba się z tym pogodzić. Te MOJE SŁOWA TAKŻE UMRĄ, i to
pewnie niedługo, ale będą one miały tę przewagę, że przez rok, przez miesiąc, przez dzień
NAPRAWDĘ ŻYŁY. Patrz: O. Hedemann, Posłowie, [w:] L.-F. Celine, Podróż do kresu nocy, Izabelin
2005, str. 553.
154
Co do „Bukenocie” to znów jest z tym kłopot. Opowiadanie jest więcej niż dobre. Świetny język,
drapieżność spojrzenia. Ze znanych mi Pana tekstów to opowiadanie stawiałbym najwyżej.
N a t o m i a s t s c e n y e r o t y c z n e s ą d l a m n i e n i e m o ż l i we . N i e u m i a ł b y m n a we t
w y t ł u m a c z y ć p o wo d ó w, k t ó r e m n i e „o d r z u c a j ą ” . Myślę, że język polski jest po prostu
w tej dziedzinie niewykształcony czy też ja nie jestem do erotyki w języku polskim
przyzwyczajony. Po francusku to mnie nie razi, jest bardziej finezyjne, n i e m a t e g o p o s m a k u
wu l g a r. [ n o ś c i ] .
W tym liście szczególną uwagę zwraca pozornie nieistotne, w żaden szczególny sposób
niewyjaskrawione zdanie: Nie umiałbym nawet wytłumaczyć powodów które mnie
„odrzucają”, które jest miejscem artykulacji i zapisu afektu, przedjęzykowej reakcji
odbiorczej, miejscem unaoczniającym czasowe zaburzenie klarowności myślenia.
Wyraźnie wymawiane w korespondencji obrzydzenie okaże się reakcją wspólną
również dla innych profesjonalnych odbiorców tej twórczości: Marii DanilewiczZielińskiej i Macieja Mydlarza. Pierwsza z wymienionych tu krytyków pisała: Marian
Pankowski
należy
do
pisarzy
najbardziej
kontrowersyjnych,
aprobowanych
z entuzjazmem lub odrzucanych lekką ręką. Oceny [negatywne] dotyczą (…) daleko
posuniętego
„antypurytanizmu” Pankowskiego,
kalającego
gniazdo
rodzinne,
nurzającego się w fekaliach, obrażającego uczucia religijne i szanowane przez ogół
tabu. (…)411. Głos autorki Szkiców o literaturze emigracyjnej można uznać za postawę
reprezentatywną dla grupy czytelników hołdującej klasycznym gustom i tradycyjnym
normom smaku, a przecież został on wygłoszony (1978) jeszcze przed powstaniem,
uderzającej naturalizmem, powieści Rudolf (1980) czy eksplorującego problem pedofilii
Putto (1994). Towarzyszy mi przekonanie, że słowa krytyczki są świadectwem lektury
literatury wzbudzającej skrajnie ambiwalentne reakcje czytelnicze, ponadto w tych
zdaniach dobrze odkształca się agresywno-afektywny charakter prozy Pankowskiego:
na zadaną przemoc estetyczno-tematyczną krytyczka reaguje silnie intensywną opinią.
Tę gwałtowną reakcję sprzeciwu potwierdzają też – wypowiedziane w podobnej dykcji
– uwagi Macieja Mydlarza, który na łamach „Tygodnika Kulturalnego” wskazywał:
Światowe sukcesy Miłosza, Gombrowicza, Mrożka utrwaliły w naszej świadomości pogląd, iż
literatura emigracyjna jest literaturą w całości wartościową, to przynajmniej interesującą.
Powoduje to, że każda polska książka wydana za granicą z chwilą ukazania się w kraju budzi duże
zainteresowanie, a intencje jej autora zyskują kredyt zaufania. O tym, iż ów kredyt dawany jest
niekiedy bez pokrycia, świadczy książka zamieszkałego na stałe w Belgii Mariana Pankowskiego
411
M. Danilewicz Zielińska, Szkice o literaturze emigracyjnej półwiecza 1939-1989, WrocławWarszawa, 1999, s. 362.
155
– „Rudolf”. Wydanie książki przez londyńską Oficynę Malarzy i Poetów uznać wypada za błąd
tego edytora. Ten sam popełniło wydawnictwo „Czytelnik”. 412
Przytaczam te głosy recenzentów literatury z dwóch powodów. Po pierwsze, żeby
powiedzieć, że wbrew części badaczy (Ruth Leys, Brian Massumi, Gregory
J. Seigworth, Melissa Gregg) rozwijających teorię afektu, uważam – podobnie jak Ernst
van Alphen – za możliwe uzyskanie dostępu do afektywnych stanów odbiorczych,
będących rezultatem doświadczania pewnego typu literatury (sztuki); te krytyczne
opinie traktuję tu jako ułomne próbki badawcze, umożliwiające jednak pewien wgląd w
istotę problemu. Po drugie, by wskazać na afektywny potencjał projektu literackiego
Mariana Pankowskiego.
Proponowany tu porządek opisu i kryterium doboru przykładów, mogą rodzić
uzasadnione pytanie o motywacje kryjące się za działaniami analitycznymi
niezmierzającymi do stworzenia katalogu afektywnych przekroczeń istniejących
w prozie fikcjonalnej Mariana Pankowskiego. Wynikają one jednak z immanentnych
cech tej twórczości, która odznacza się wysokim stopnień złożoności i koherencji;
mówiąc inaczej, posługiwanie się materiałem większej całości kompozycyjnej
(konkretnej sceny literackiej) pozwala lepiej dostrzec poziom skomplikowania
autorskich zabiegów, które możemy określić mianem afektywnych strategii
w literaturze i które oglądane w takiej perspektywie stwarzają szansę wglądu
w nierozerwalny splot leksyki, nastrojowości, mocy wykraczającego poza konwencje
obrazu literackiego i struktury narracji.
W odautorskiej przedmowie do noweli Pralinki, ogłoszonej na łamach „Oficyny
Poetów” w 1974 roku, Pankowski zapoznawał czytelnika z treścią notatek, które
wykonał na marginesach tego tekstu jeszcze w 1959 roku. Wskazywał: Wypruć
wszystko, co jest wyjaśniactwem i pomaganiem czytelnikowi, co jest bawieniem go.
Wypruć mowę oczywistą, doznania sprawdzalne (…) Nic w tym tekście do lektury,
wszystko do drżenia. Po czym dodawał: Żeby granice gromadnie przyjętych wzruszeń
poszerzać, wciąż nowym przestępstwem; w wiecznej sitwie z akuratną, jak cios majchra,
mową!413 W tych zdaniach Pankowski mówi coś istotnego o wewnętrznym porządku
własnego stylu myślenia o literaturze, wyraźnie określa węzłowe punkty autorskiej
412
M. Mydlarz, Nadmiar zaufania, „Tygodnik Kulturalny” 1984 nr 38, s. 12. Przytoczony fragment
omówienia uruchamia jeszcze jeden, nie mniej ważny, wątek tematyczny: krytykę kręgów
emigracyjnych i krajowych.
413
M. Pankowski, Pralinki, „Oficyna Poetów” 1974 nr 1, s. 5. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie
PR bezpośrednio w tekście.
156
teorii literatury, zorientowanej na wzbudzanie silnych intensywności. Literatura
w naszkicowanej przez Pankowskiego wersji wystawiałaby czytelnika na pastwę tekstu,
który w myśl intencji pisarza zostaje oczyszczony z elementów mogących wzbudzać
idiograficzny stosunek do przedstawianego komunikatu, na rzecz preferowanej reakcji
heteropatycznej (Silverman dixit). W tym sensie utwór literacki powinien wzmagać
odczucie obcości wobec doświadczanego tekstu, powinien wyjść poza historycznie
uwarunkowane normy smaku i gustu, i prowadzić odbiorcę ku inności samej w sobie,
ku radykalnemu Innemu. Lektura takiego tekstu w efekcie będzie lekcją innej-nowej
wrażliwości, będzie odkrywaniem w sobie odmiennych predyspozycji emocjonalnych
i światopoglądowych – w takiej perspektywie kategoria afektu jest propozycją nowej
odmiany poznania, łączącej w sobie etykę z estetyką. W konsekwencji sformułowanej
poetyki emocje nabiorą walorów poznawczych, a wprawienie w ruch afektywnego
potencjału czytelnika będzie w praktyce oznaczało uruchomienie podmiotowej
percepcji. W rezultacie dojdzie do zasadniczego przesunięcia w obrębie funkcji
literatury (w stosunku do informacji): przestanie ona być agregatem, miejscem
gromadzenia wiadomości na rzecz jej umiejętności generatywnych: wytwarzania
bodźców pobudzających do przetwarzania (interpretowania) informacji. Ale są te zdania
także śladem autorskiego pragnienia wyprowadzenia odbiorczej uwagi poza ramy
intelektualnego opanowania, wprowadzenia w inny stan umysłu; skoro etymologia
łacińskiego lecturus (od lego, legere – wybór, selekcja, wskazanie, wytypowanie,
ustanowienie) uprzytamnia istnienie w obrębie procesu lektury głównie intelektualnych
aspektów, to żądanie literatury do drżenia aktywizuje inny model kultury, pojmowanej
jako doświadczanie czegoś do prze-życia, czegoś, co wymaga afektywnego
zaangażowania podmiotu. Po wtóre, w tych zdaniach słychać odległe echa słów
wypowiedzianych niegdyś przez teoretyków kategorii katharsis i wzniosłości: o ile
literatura nie powinna przekonywać, a raczej zachwycać i zdumiewać ze wstrząsającą
siłą (Pseudo-Longinos) – co według Gilles’a Deleuza i Jean-Francois’a Lyotarda jest
równoznaczne z dokonywaniem na podmiocie pewnej przemocy414 – o tyle ma ona za
zadanie emocjonalnie oddziaływać, wzbudzać odczucie litości i trwogi (Arystoteles),
wrażać się, wyciskać wewnętrzny (afektywny) ślad, i jak dopowie Pankowski w kodzie
przywoływanej notatki: powinno się to odbywać nie tylko za pośrednictwem
414
Na bezpośrednią relację efektu wzniosłości i przemocy (terroru) w przestrzeni tekstu literackiego,
zwracała uwagę Ann Radcliffe w interesującym szkicu On supernatural in Poetry. Por. A Radcliffe,
On supernatural in Poetry, „New Monthly Magazine” 1826 No.1, s. 145-152.
157
tworzonych fabulacji czy powoływanych do życia niesamowitych obrazów, ale przy
właściwym użyciu języka (mowy). Interesującego materiału badawczego wobec
przyjętej tu optyki analityczno-interpretacyjnej dostarcza również wewnętrza przestrzeń
tej noweli, w obrębie której z powodzeniem zaobserwować można sygnalizowane
poprzednio problemy literackiej strategii
afektywnej Mariana Pankowskiego. Ten
niewielkich rozmiarów utwór pracuje na szeregu silnych, pozostających często
w
opozycji,
napięć
asocjacyjnych,
wzmocnionych
konsekwentnie
kreśloną
nastrojowością i sugestywnym obrazowaniem. Mając w uszach/pamięci lekcję Stanleya
Fisha, warto zadać pytanie o to, jak mogą działać słowa i zdania Pralinek. W jaki
potencjał afektywny autor zaopatrzył ten tekst, jaki wpływ są w stanie wywrzeć
powołane do odbioru obrazy, a zatem struktury większe od słowa, dłuższe od syntagmy,
ale z syntagmy przecież złożone. Pankowski sytuując czytelnika in medias res, otwiera
tekst prostym zdaniem informacyjnym, którego sens jest czytelny i który w kilku
następnych akapitach wyraźnie rozwija: protagonista i narrator tej prozy zamierza
odbyć spotkanie towarzyskie. To, co zapisane, wskazuje na aurę pewnej uroczystości,
święta czy wyjątkowości spotkania, wzmocnioną jeszcze użyciem leksyki religijnej: Już
tam stała. Spacerowała sobie i to z taka miną, że niby na kogoś czeka, kto w kościele
rękawiczkę zapomniał i zarasieńko wyjdzie (PR, s. 5). Tak konstruowana nastrojowość,
ten spokojny i miarowy opis randez-vouz, zostaje raptownie przerwany umieszczeniem
w toku narracji wulgarnej i agresywnej frazy, która – jak sądzę – w autorskiej intencji
powinna wprowadzić czytelnika w stan afektywnego zażenowania: Tak nic nie mówię,
żeby dupy nie popsuć (PR, s. 5). Ten mechanizm budowania napięć opartych na
skojarzeniu, uruchamiający sensy nadpisane, wykorzysta i rozwinie Pankowski
w dalszych fragmentach noweli, a aktywność głównego bohatera będzie odległym
echem dantejskiego pokonywania kolejnych progów doświadczenia: Za każdym
numerem domy parszywiały, firanki w oknach rzedły (…). Najpierw sionka. Wejście od
podwórza, schodkami, jak do piwnicy. Proces schodzenia para kochanków zakończy
w suterenie, w której zaduch, że kosą kosić. Z mnogiego, pochodzącego od narratora
komentarza, z łatwością wydedukować można, że pokój jest współdzielonym miejscem
pracy dwóch brukselskich kurtyzan: Josee i Oli. Nie jest to jednak wiadomość
najistotniejsza, bowiem w odmalowaniu obrazka obyczajowego nie byłoby nic
kontrowersyjnego, nic, co mogłoby wzbudzić afektywne poruszenie. Pisarz przyjmuje
strategię gradacji, stopniowego wzmacniana jakości emotywnych oraz zagęszczania
nastroju panującego w tym przypiwnicznym pokoju pozbawionym okna. Nakreślona
158
w inicjalnych partiach tekstu nastrojowość jest przez pisarza rozwijana zgodnie
z tokiem postępowania fabularnego: Podszedłem do drzwi w głębi pokoju. Oparłem się
i odjąłem dłoń. Była lepka od potu. Mojego i drzwiowego. Dotknąłem ściany. Lepkota
(PR, s. 6). Albo kawałek niżej: A tu parno. I ja czuję, jak po plecach pot mi się zaczyna
mrowić. Na razie próbujący, ale zaraz gdzieś od karku oberwała się kropla. I w dół.
I w dół. Jedzie środkiem pleców i w dupny rów się toczy (PR, s. 7). Główną metodą,
jaką posłużył się tu Pankowski, jest sugestywny opis sytuacji, w tym szczególny nacisk
kładziony na aspekty przestrzeni i zachowania ciała, z jednej strony poddanego
wpływowi „gęstej atmosfery” entourage’u, z drugiej uwikłanego w splot popędliwych
mechanizmów seksualnego pożądania. W rezultacie, skonstruowana nastrojowość
docelowo powinna wywoływać silne wewnętrzne uczucia, z których najsilniejsze będą
oscylować wokół doznania wstrętu czy konsternacji. Obrazowość noweli uzupełni
pisarz obecnością reprezentacji rekwizytów nominalnie wywodzących się z porządku
sacrum:
Nad
łóżkiem
zardzewiała
pluskiewka
przytrzymuje
Matkę
Boską
Częstochowską formatu pocztówki. Szeroka skala zakresowa, rozpiętość pomiędzy
wektorami cielesności oraz sakralności wzmaga, w moim przekonaniu, odczucie
odbiorczego zmieszania. Kolejne fragmenty dobrze ilustrują tę metodę pisarską:
Wpierw rozporek, ale i grzebykiem włosy, żeby nie jak dzikus do ludzi. Wchodzimy,
a u Josee stół już nakryty różowym obrusem, a połyskującym do lampy srebrzyście, jak
pod prąd. Jak na Wielkanoc (PR, s. 6). Czy nieco dalej: Łap za chuja, kołysz nim na
Alleluja! Wejście w kolizję z sankcjonowanymi przez ogół normami gustu i smaku,
uruchomienie afektywnego potencjału literatury osiąga Pankowski za pomocą
pozbawienia słów ich nominalnych kontekstów, albo mówiąc inaczej, pisarz
przemieszcza słowa, lokuje je (wraz z przynależnym im polem asocjacji) poza
macierzystym porządkiem, dokonując zmieszania leksyki erotycznej (często wulgarnej)
i religijnej. Wydaje się, że u podstaw tego projektu literackiego leży intencja
zaskoczenia czytelnika nieoczekiwanym i niekonwencjonalnym doborem słownictwa,
rozbijającym odbiorcze kompetencje, zaszczepione przez tradycję literacką oraz
zinstytucjonalizowaną edukację, intencja zaskoczenia – dodajmy – w znacznej mierze
mogąca wywoływać silnie intensywne reakcje afektywne. Oprócz leksykalnej fuzji
erotyczno-religijnej, którą zgodnie z lekcją van Alphena określić można mianem taktyki
defamiliaryzacji języka, Pankowski, poprzez wpuszczenie leksyki wulgarnej, dosadnej
czy emotywnie silnej, chętnie wywołuje kontrasty i zakłócenia stylistyczne, które
Michael Riffaterre określił mianem bodźców stylistycznych. Zaryzykuję stwierdzenie, że
159
wskazane zabiegi są obdarzone mocnym ładunkiem afektywnym, zdolnym do
wywołania krótkotrwałych pobudzeń, są jednym z celowościowych sposobów
dotykania uczuciowości odbiorcy. Na ten aspekt autorskiego warsztatu Pankowskiego
przed laty zwracał już uwagę Czesław Miłosz, pisząc: Podstawą jej [poetyki autora] jest
chyba teza, że każde zdanie musi zaskakiwać czytelnika, powodować zbawienny szok,
co osiąga poprzez ciągłą wynalazczość i oryginalność (…)415.
Od wypunktowanych wcześniej technik budowania nastrojowości oraz tych
zorientowanych na rozbijanie czytelniczych przyzwyczajeń,
nie sposób odciąć
zagadnienie siły oddziaływania kreślonych obrazów literackich. Mam wrażenie, że
intuicje autora Ziemii Ulro dobrze oddają węzłowe problemy twórczości Mariana
Pankowskiego, pomijają jednak obecność silnie oddziałujących jakości obrazowych.
Trzeba zaznaczyć, że repertuar kreślonych przez Pankowskiego przedstawień
oglądowych, jest raczej wąski i najczęściej związany ze sferą fizjologiczno-seksualną
człowieka. Dobrego przykładu dostarcza tu również nowela Pralinki. Narrator,
w bliskiej naturalizmowi poetyce, tak przedstawia drugą lokatorkę sutereny: Gruba
Josee poda mi kawałek dłoni. Słonina, plwocina, ale uścisnąć należy i uśmiechnąć się
też, jak ja to umiem, do kucht. A Josee potem paruje. Policzki ma wiśniowe, a nad
nosem, na gładkim czole, tam i sam rosną wągry. Jakby ktoś prochem dymnym w ryło
jej łupnął. Że ona tego nie powydusza. Aż mi się proszą paznokcie (PR, s. 6).
Sygnalizowane poprzednio zbełtanie leksyki seksualnej i religijnej, odnajduje swoje
miejsce także w tworzonych obrazach literackich, które najpewniej są dla pisarza
ekwiwalentem pojęć; Pankowski skłania się ku strategii literackiej opartej w stopniu
wyższym na obrazie niż pojęciu, co w sposób bezpośredni wpływa na charakter
czytelniczej relacji z tekstem. Wydaje się, że adresowana do odbiorcy propozycja
myślenia pojęciowego, przecież znacznie bardziej kurtuazyjna, w głównej mierze
uzależniona od dobrej woli podejmującego trud lektury, jest dla Pankowskiego o wiele
mniej atrakcyjna od taktyki zorientowanej na budowanie intensywnych wyobrażeń
obrazowych, zasadzających się na agresywnym i przemocowym działaniu tekstu, który
– nie bacząc na zgodę – próbuje wrazić się w świadomość czytającego. Narrator
wykorzystując jedno z religijnych przedstawień miłości (Pieta) zaskakująco relacjonuje
pieszczoty kochanków:
415
Cz. Miłosz, Matuga z kacetów, „Kultura” 1960 nr 3, s. 14.
160
W pokoju, aż dławi od potu Josee. Brak tu tej wody pionowej, co w sraczu powietrze odnawia.
Francois siedzi jej na kolanach. Trykocik oliwkowy na wierzch wypuszczony. A Josee go
obmacuje pod tym trykocikiem. Myję ręce w kącie, ale ledwiem obtarł, zwilgotniały z powrotem.
– No… i jak tam? Syta, czy sie jeszcze prosi o deser? Pyta Josee. W pierwszej chwili nie
zrozumiałem i dopiero, jak się ta P i e t a l e p k o ś c i rozchichotała, tom pojął (PR, s. 7).
Na tym jednak nie poprzestaje i w miarę rozwoju fabularnego tego osobliwego obrazka
rodzajowego, eskaluje jeszcze jakości wyobrażeniowe – w tym sensie zasadne wydaje
się przypuszczenie o intencjonalnym zamierzeniu pisarza, zmierzającym do wywołania
w odbiorcy chwilowego wstrząsu afektywnego, który wynikał będzie z przemocowych
jakości
estetycznych,
wchodzących
w
kolizję
z
kulturowo
i
historycznie
uwarunkowanymi normami smaku. Konsekwentnie rozwijane autorskie zabiegi
afektywne osiągną ekstremum niemalże w nowelistycznym in medio; pisarz umieści tu
zaskakujący obrazowy kontrapunkt, skądinąd wyjęty z innego obrazu – zdjęcia
z reportażu z życia zamorskiej królowej:
Śliczności. Same Śliczności! – A jak portret królowej zobaczy, to mówi: Śliczna.
A jaka delikatna! – I naraz tym samym tonem: - Pizda jej mać francowata.
Śliczna, ale jak sra, to jej gówno wisi jak i mnie. (…) I chrust! Wydrze kartkę
z portretem ślicznej monarchini. Fajer ją wziął. Cyc jej chodzi. – Francois! Bierz
to i na sraczu rozłóż… I to już!(…) Idź. Połóż to na dziurze…i przesraj ją
pierwszy. (PR, s. 7)
I na tym nie koniec: to intrygujące obrazowanie kulminuje kilka zdań dalej. Dość
niespodziewanie dla głównego bohatera zachodzi konieczność udania się do miejsca,
w którym spoczęła bezczeszczona reprezentacja królowej, protagonistę zaczyna kręcić
w żołądku:
Drzwi sracza na haczyk. W środku lampka, tyle że tyle. Jak w paryskim hoteliku. (…) Ani sedesu,
ani czego. Tylko w betonowej podłodze wkląs, a w nim dziura. Ale wkląs teraz kolorowy, bo
królowa w nim włamana. mokra, ale czysta. Tylko dziura w ustach teraz aż po oczy. Zawahałem
się. Bo nic mi ona nie zrobiła. Spodnie w ręku trzymam, ale nie kucam. A tu mnie rżnie
w kiszkach, aż strach. Mam! myślę sobie. Wpierw królowe spłucze wodą; tak że ja je nie
poświnię. (…) Leję, ale tak żeby mesztów nie obsikać. A królowa pode mną. I patrzy mi. Schylam
się i patrzę pod siebie. Mięso mi wisi, w kłakach zakundlone, niby nic. A pod tym duże oczy
królowej i korona z diamentów. (…) I w tej chwili, zanim co, trach! I mnie ruszyło. Boże ty mój.
Patrze na królowe, a tu na jej oczy, na korone… Podniosłem głowe, bo co ona mi złego zrobiła.
(…) I wstaję, ale brzuch mi do gardła podłazi. Ciągnę za wodę i szepcę, żeby Ola za drzwiami nie
usłyszała, - Niech ją porwie! Niech ją porwie! … A woda tylko szumi i gówna rujnuje i oczy spod
nich na nowo wyzierają…ale królowej nie zabiera, nie ratuje…(PR, s. 7).
Ta scena odbiega od narracyjnego przebiegu całości charakteryzującej się wysoką
zawartością czasowników, sprzyjających dynamizacji fabuły. Jest stylistycznie
161
i fabularnie wyodrębniona – poprzedza ją momentalne zawieszenie akcji, swoista
retardacja, która znajduje ekwiwalent w scenie spożywania pralinek. Ale co równie
ważne, stoi ona w bezpośrednim związku logicznym z poprzedzającymi ją
mikrostrukturami obrazowymi, od których różni się tylko nieznacznie zawartością
tematyczną. W tym krótkim fragmencie Pankowski staje się bardziej wymowny
i dosadny. Stwierdzenie, że afektywny potencjał tego tekstu ulokowany jest jedynie po
stronie obrazów, byłoby zbyt dużą generalizacją, ponieważ siła jego oddziaływania jest
częścią większej całości, której poszczególne elementy są ze sobą immanentnie
złączone. Nie sposób bowiem mówić o zjawisku tak efemerycznym i niemierzalnym jak
afekt bez uwzględnienia pozostałych (i wskazywanych poprzednio) komponentów
znaczeniowych: doświadczanej prezencji tekstu (jego nastrojowości), przebiegu narracji
oraz jakości zastosowanej przez pisarza leksyki. Dopiero taka konstelacja pozwala
dostrzec złożoność problemu afektywnych zabiegów w projekcie literackim Mariana
Pankowskiego, dla którego słowo, obraz, narracja będą transmiterami silnych
intensywności.
Nie jest inaczej w kolejno ogłaszanych przez Pankowskiego prozach – autorską
strategię wchodzenia w spór z potocznymi przekonaniami czytającego, kontynuuje
pisarz w wielu innych tekstach, także w opowiadaniach pochodzących z – wydanego
nakładem Wydawnictwa Literackiego w 1979 roku – tomu pt. Bukenocie. W tytułowym
opowiadaniu, korzystając ze zbliżonego arsenału środków wyrazu, pisarz eksponuje
problem ludzkiego życia rozpiętego na linii pomiędzy Erosem a Tanatosem (skądinąd
znany z lektury Georges’a Bataille’a416). Umieszczając fabułę opowiadania w bezczasie
sanatoryjnej rekonwalescencji, Pankowski nadpisał nad tekstem atmosferę odpoczynku,
spokoju, stonowanej nastrojowości: Cucułowski siedział na swoim sanatoryjnym łóżku
i wjadał się coraz głębiej w pomarańczę. Święty Mikołaj, a tu co dzień święty mikołaj
orzechy złocone poduszka nakrochmalona rózgi diabelskie (…)417. W tak wykreślonej
przestrzeni zawiązuje się przyjaźń pomiędzy kuracjuszami: Cucułowskim i Hubertem,
a ich liczne rozmowy przynoszą informację o ciężkim stanie gruźliczym drugiego
z nich. Fabuła tekstu grzęźnie w opowieściach ze „świata zdrowych”, wspomnieniach
416
417
Zob. G. Bataille, Martwy, przeł. S. Królak, posł. P. Próchniak, Kraków 2010. Na wyraźny wpływ
lektury Bataille’a na pisarstwo Pankowskiego uwagę zwróciła Krystyna Ruta-Rutkowska. Por.: tejże,
Szkice o twórczości Mariana Pankowskiego, Warszawa 2008 oraz Polak w dwuznacznych sytuacjach,
Warszawa 2000.
M. Pankowski, Bukenocie, Kraków 1979, s. 83. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie BU
bezpośrednio w tekście.
162
inicjacji emocjonalno-seksualnych; pisarz wygasza czujność czytelnika, steruje
wrażliwością za pośrednictwem konsekwentnie budowanego nastroju, który przerywa
ostentacyjnym
i
gwałtownym
obrazem
literackim,
pozostającym
w
relacji
z dynamizacją fabuły:
Nie dokończył. Zacharczał. (…) Bukenocie siedział, w samej tylko bluzce od piżamy
i skrzyżowanymi dłońmi dławił swój charkot. Oczy nabijały się w oczodołach, próbując wybiec
po ratunek. Naraz tłuste bulgotanie zatrzęsło mu gardłem i poprzez palce buchnęło krwią. (…)
krew już pakowała z głowy na całego. Razem z nią rzężenie. Chciał oprzeć tamtego o poduszki,
ale flaczał mu w rękach. Za to poniżej, za to niżej zapadniętego brzucha sterczała wciąż jeszcze
tęga krew związana po męsku. Śpiewałaby twoja Lineke jak karuzela (BU, s. 104-105).
Na tym pisarz jednak nie poprzestanie i kilkanaście stron dalej umieści inny,
zaskakujący fragment, w którym wykorzysta, znaną już z ukształtowania noweli
Pralinki, metodę wiązania ze sobą przedstawień erotycznych z motywami wyobraźni
religijnej, uzupełnionymi o konstrukcję miejsca, wszak do zbliżenia dochodzi na
cmentarzu – terytorium świętym, wyłączonym z praktyk codziennego życia:
– Tu powąchaj! – mówi do niej i ją za kłęby do siebie garnie. I wącha Lineke, tam gdzie jej
pokazał. Wącha i nie wącha, ale czuje, że tak trzeba, że to Kościół Katolicki, że tak trzeba i już.
A Cucułowskiego prawica już chodzi. Już to Lineczyne udo masuje, wyżej i niżej. Niżej i jeszcze
niżej. A potem do góry. Ale już nie po sukience, święta Tereso od Dzieciątka Jezus, ale po udzie
suchym od słonka (BU, s. 118).
Tematy wykluczone z życia społecznego, objęte jurysdykcją tabu, eksplorować
będzie pisarz także w później wydanych prozach, spośród których na szczególną uwagę
zasługują przede wszystkim dwa tytuły minipowieści: Rudolf i Putto, opublikowane
odpowiednio w 1980 i 1994 roku. Ogłoszona nakładem „Oficyny Poetów” quasi
powieść, której oś fabularną stanowi znajomość (w tym korespondencja) Thomasa
z głównym bohaterem-narratorem, w dużym uproszczeniu jest traktatem o dwóch
nieprzystawalnych do siebie modelach kultury i egzystencji. Tytułowy bohater jest tu
figurą życia witalnego, nakierowanego na akumulację jednostkowego doświadczenia,
podczas gdy protagonistę przedstawi pisarz jako obrońcę tradycyjnego, normatywnego
porządku. Wynikająca z tego zderzenia różnica nie jest jednak ani zaskakująca, ani
afektująca, podobnie dzieje się, gdy uwzględnimy kłopotliwy (ze względu na
historyczno-kulturowy kontekst) temat homoerotycznych relacji męskich, wszak
problematyka ta miała już wówczas w literaturze polskiej pewną (i dobrą) tradycję418.
418
Por. sposoby „prezentacji” tematyki homoerotycznej z kart Rudolfa, z obecną w opowiadaniu
Jarosława Iwaszkiewicza pt. Kochankowie z Marony (Warszawa 1961).
163
Prawdziwym problemem tekstu Pankowskiego, zadanym czytelnikowi, jest plan
wyrażania, oparty na konsekwentnie stosowanej hiperboli (wspartej jeszcze leksykalną
nadekspresją oraz naturalistycznym opisem), której użycie motywowane jest autorską
intencją wywołania afektywnego zmieszania i zażenowania.
Myśliwi tańczą. Para za parą.(…) Połyskują cholewy, podkówki o deski(…)Aż tym z miasta – na
gęste oddychanie się zbiera, na wzdychanie i oczu przymrużanie. Aż lustrom wstyd – bo muszą ci
odbijać te plecy przepocone (bo sweter won!), te rajtki napięte, ten szyk stajenny, t e n b a l
z a k a z a n y …co się gniecie i poci, i tańcem zatacza…(…) O – teraz ktoś krzyknął, ale jakby ten
głos od podłogi się odbił i po psiemu zajęczał. O – z z a t y c h d r z wi n i c , t y l k o d y c h a n i e ,
a l e t a k i e , ż e r a z d r z wi i o k n a wk l ę s ł e , r a z wy p u k ł e . I a ż c h o d z i d o m o d t e g o
s a p a n i a , a ż s i ę k wi a t y m r o z o we w c h a m s k i d e s e ń wi ą ż ą , o d t y c h p s i a m a ć n a
c a ł e g o , p r ę d z e j h e b l u j , c h a m i e !. . . (…) Panie, ten odór ciała, którego Pan nie zna,
mięśnie…niech się Pan uśmiecha…mięśnie bez tej damskiej słoniny, ze to żylaste wszystko i jak
ten tartak, tak to rżnięcie odchodzi…I wie Pan, jakem dobijał, to ten Olek od koni aż bryznął na te
fotografie rodzinne, na te białe damy w kurortach, na te dzieci z koszyczkami, żeby sypać kwiaty
pod nogi księdzu, na tych dziedziców z karabelami – aż się lało po pańskich ścianach…419
Ten fragment dobrze oddaje systemowy charakter afektu, który osiąga swój potencjał
i znaczenie głównie w układach relacyjnych języka, obrazu i narracji. Wydaje się, że
ewentualne próby dochodzenia potencjalności afektu w izolowanej perspektywie
jednego tylko aspektu literackiej komunikacji, czyli de facto wyboru jednej
z mikrostruktur (np. stylistyki, obrazu, narracji), wynikające ze strategii albo-albo,
muszą powodować jeśli nie gwałtowne zubożenie czy nawet zamazanie – tkwiącej w
tym komunikacyjnym zroście – możliwości wpływu, to przynajmniej jego wyraźną
redukcję.
Odnoszę wrażenie, że szczególne miejsce w dorobku pisarza zajmuje ogłoszona
w 1994 roku mini-powieść Putto, książka z różnych względów pomijana przez
komentatorów tej twórczości (i może ten brak jest również symptomem afektywnej
reakcji krytyki). Wewnętrzne ukształtowanie tekstu, jego złożoność, mogą okazać się
płodnym
terytorium
analityczno-interpretacyjnym,
a
rzetelne
uchwycenie
mechanizmów budowania napięć leksykalno-semantycznych w wymierny sposób
pokazuje stopień skomplikowania problemu afektu, jego relacyjny i wysoce
immanentny charakter. W inicjalnych zdaniach powieści pisarz zanotował:
W tym roku, kiedy ciepło się rozpowszechniło, kiedy zapachniały kamienie, wahałem się długo,
nie wiedząc, k t ó r y wi d o k u j e d y n i ć . Żeby nie to samo. (…) jutro wszystko to spowszednieje,
419
M. Pankowski, Rudolf, Kraków 2007, s. 23-25.
164
gazety z portretem wiosny pójdą do kosza, a ławki pod tłuszcz zadów drobno-mieszczańskich
(…). A gdyby tak tekst u k a z a ł p i ą t ą ś c i a n ę m e g o c z wo r o b o c z n e g o p o k o j u (…)420.
W tym metaliterackim komentarzu pisarz określa swoje podstawowe wymagania wobec
literatury. Pankowski powiada, że istotą prozy fikcjonalnej jest od-łatwienie
rzeczywistości, jej od-dosłownienie, ujedynienie, czyli artystyczna próba transformacji
tego, co znane (zady drobnomieszczańskie), wsobne i przez podmiot dobrze rozpoznane,
na to, co opisane być może jako inne, zaskakujące, niesamowite. Pankowskiemu
zależałoby wobec tego na wzmaganiu wrażenia obcości czy wzbudzaniu – opisywanej
przez
Kaję
Silverman
–
odbiorczej
identyfikacji
heteropatycznej.
Istotnym
komponentem takiej poetyki uczyni pisarz językowo-obrazowo-narracyjne strategie,
zorientowane
na
wywoływanie
czytelniczego
zainteresowania,
wstrząsu
czy
afektywnego zażenowania. Tezę o szczególnie wyraźnym afektywnym wektorze tego
utworu dobrze potwierdza jego temat, który podczas procesu lektury – ze względu na
zastosowane przez pisarza środki – nie jest wyraźnie czytelny. Krótko mówiąc,
Pankowski obdarzył Putto mocnym potencjałem afektywnym już ze względu na sam
wybór tematu, wszak jest to powieść o pedofilii. Problem jednak w tym, że pisarz
sprawy nie artykułuje wyraźnie, nie określa jej wprost, często posługując się sugestią,
niedopowiedzeniem, a naturę tych „wątpliwych” relacji zamknie eufemistyczną frazą
przyjaciele dzieci421. Warto krótko przypomnieć o opublikowanym na łamach „Oficyny
Poetów” szkicu Agresywne słowo marginesowców, w którym pisarz zawarł autorski
indeks wykluczonych ze społecznego dyskursu marginesowców, w imieniu których
instytucja literatury powinna wypowiadać się. Przywołuję ten fakt z powodu
bezpośredniego związku, jaki występuje pomiędzy tymi tekstami; otóż w jednym
z akapitów tej prozy narrator określa, skazanego przez wymiar sprawiedliwości,
członka szajki pedofilów mianem marginesowca właśnie (PU, s. 59). To określenie
pozostałoby niezauważone, gdyby nie fakt, że nie jest gestem wartościującym
zabronione praktyki intymne; natomiast pozostaje ono w bliskim związku
z konfudującym (afektującym) wydźwiękiem ideowym tekstu, którego osąd narrator
zawiesza, ba! wydaje się nawet sympatyzować z przestępcami, raz to używając określeń
podmiotu zbiorowego jeden z nas, raz to umieszczając w tkance tekstu podobne do tej
refleksje:
420
M. Pankowski, Putto, Poznań 1994, s. 5-6. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie PU bezpośrednio
w tekście.
421
Zresztą tak zatytułował pisarz krótkie opowiadanie, będące zaczynem późniejszej mini-powieści. Por.
Przyjaciele dzieci, „Kontynenty-Nowy Merkuriusz”, 1962 nr 46, s. 3-6.
165
I naraz pojąłem, że nie ma w tym układzie nic przypadkowego, nic zboczonego, że gesty
pożądania, że skomlące usta są częścią oczywistości Bożej. Bóg ukochał się w tych uczynkach
i trwa pochylony nad kazirodczą polifonią, której On sam jest kompozytorem, dyrygentem,
srebrem i hebanem, i jaworem współuwielbiających go instrumentów (PU, s. 64).
Należy przyznać, że wpisanie problemu pedofilii w Boży porządek świata jest
obrazoburczym gestem pisarza, obdarzonym silnym potencjałem afektywnym. Ten
generalny (bo wynikający z przebiegu lektury) efekt wzmocni szeregiem innych
działań, m. in. konsekwentnie budowaną nastrojowością, bezpośrednio sprzężoną
z przesadną estetyzacją świata przedstawionego: (…) ta kanapa, obita pluszem
białoszarym, jak niebo poranne z nadzieją przejaśnienia, plus cztery fotele… Czy ta
konsola w stylu cesarstwa, mahoń przykryty białym marmurem… No a już ten gobelin
z zapisem jednej z mitologicznych przemian (PU, s. 11). Tę swoiście barokową
przestrzeń nadmiaru dopełnia jeszcze elitarne środowisko spotykających się w sklepie
Peperbusse’a antykwariuszy, duchownych oraz wyższej socjety, w skrócie przyjaciół
dzieci. Na tym jednak nie koniec; otóż rzecz w tym, że Pankowski dzięki zastosowaniu
sugestii i niedopowiedzenia, a także dwuznaczności wynikającej z szerokiego pola
asocjacyjnego, wzmacnia afektywny potencjał tekstu, który przy uwzględnieniu lektury
linearnej musi dodatkowo stymulować te niejasne uczucia wewnętrznego zmieszania,
które mogą zostać wywołane przez utwór literacki. Pankowski pozostawia w tekście
ślady czegoś niepokojącego, nieokreślonych poszeptów, które dopiero od pewnego
momentu fabularnego pozwalają na odkrycie zasadniczego problemu powieści. Pisarz
zaplata potencjał z elementów obdarzonych erotyczno-seksualnymi skojarzeniami:
czerwoną zmazę widać na bieli, znak rozprawicz enia (z opisu chusteczki jednego
z antykwariuszy) (PU, s. 15), … mam dwie duże bańki, jak główka dziecka… (dotyczące
opisu antykwarycznej oferty) (PU, s. 9), głaska się po kroczu (z opisu zachowania się
Garbusa po jednej z zabaw z dziećmi, w ramach której pomiędzy uczestnikami
dochodzi do fizycznego kontaktu) (PU, s. 29), (…) taki globus to nie tylko przedmiot
w służbie nauk… To może też…taki koń trojański – śmieje się jak Poptiu! – to taka
zabawka dla grzecznych…albo właśnie dla „niegrzecznych” dzieci …(PU, s. 35).
W tym sensie szczególnego znaczenia nabierają sceny, których zasadą kompozycyjną
pozostaje nastrój tajemnicy, sekretu, spisku: Jeszcze balaski oparte ukosem. Co one
oddzielają? Muzyka już bliska. Jakiś Vivaldi ze szpinetu na korbkę. Zakręt
i – witraż ciepły, jakby oparły się o szybę dzi eci prosto z kąpieli , parujące
gołymi brzuszkami (PU, s. 47). Ale także znaczeniowa ambiwalencja oraz
intencjonalne niedopowiedzenia, oscylujące wokół seksualno-religijnych asocjacji,
166
nadpisanych (a więc wymuszonych na czytelniku) nad syntagmą, jak w scenie, w której
pisarz aluzyjnie uruchamia jedną z prawd wiary i dokonuje kontrowersyjnej atrybucji
boskich cech na Garbusa-przyjaciela dzieci: Kiedy wychodzi, rękę mu uścisnę, tę co
umie wiązać sidła na dzieci rozwydrzone, t ę co potem wynagradza bachor y
łakoci ami i … mleki em ojcowskim, jak Pan Bóg przykazał (PU, s. 50). Albo
innej, blisko z nią sąsiadującej: Chłopcy się zmówili: co dzień inny daje się złapać. Na
wyżerkę do mnie taki jeniec wali… Cukierki, czekolada, guma do żucia… Paciorki –
widzi moje niezrozumienie – oczy szklane zwierząt i ptaków… Grają nimi w kulki… No
i zawsze im tam coś do ręki kapnie. I wybuchni e śmi echem, zani m
zdążył em pojąć dwuznaczność czasowni ka (Pu, s. 53). Obecność problemu
pedofilii – do pewnego momentu rozwoju fabuły – jest spektralna, potwierdzana
jedynie przez symptomy, znaki obecności: elektryczną kolejkę, nocnik, pierniki oraz
sekretne uśmiechy, dwuznaczne gesty, przesadny podziw dla
piękna.
Ten
niejednoznaczny nastrój, aurę niedopowiedzenia i nieokreśloności skontrapunktuje
pisarz wstrząsającymi opisami praktyk członków tajnego klubu: Na palcach, tak żeby
nosem do szyby. Mój gabinet z globusami! W jasnozielonym fotelu czerwony Garbus po
monarszemu rozwalony! A przed Garbusem chłopczyk klęczy, tylko plecy mu widać. Na
stoliku obok nocnika pierniki i czekolada. Twarz wypychacza promieniująca
i wpiekłowzięta (PU, s. 47). Ten typ obrazowania kulminuje kawałek dalej:
– U nas, kochasiu, wszystko… „na gębę”! – i znowu śmiechem parsknie domyślnym. Widzi moje
oczy rozognione. – Wiesz… ta ich ciekawość… Chcą wszystko poznać. Pragną zobaczyć, czy
u ciebie tak samo…Bachor najpierw ci udaje, że chce siuisu… I pyta, czy ty też. Co robić –
odlewasz się. I już wasze wspólnictwo się zawiązuje. I on pyta, czy może dotknąć. Cóż, pozwalasz
mu, bo to jego wola odkrywania, poznawania… Bierze pętak twego pitaszka… a tu ze szczygiełka
– sokół!(…) Jednemu z nich, kiedy się rozsiadł w fotelu, kuśka ze spodenek przez nogawkę się
wyśliznęła… niezwyczajnie długa. To mi przyszło do głowy… i każe mu się w kłębek zwinąć…
Głowę mu przyginam powoli – i udało się! O mało że się nie zjadł! Tyle że jak pod koniec
zaczynało go wyprężać… trzeba mi było sprawę dokończyć… - już pewien mojego wspólnictwa –
cierpkie to u młodziaków ledwie obrastających… jeszcze takie dzikie… no ajerkoniak!
(PU, s. 54-55)
Takie inscenizowanie sytuacji fabularnej, w ramach której następuje otwarcie na coś
radykalnie innego (tu opowieść Garbusa), jest w gruncie rzeczy wysłuchaniem
fragmentarycznej
narracji
na
temat
osobnego
doświadczenia,
jest
zatem
doświadczaniem przez podmiot cudzego doświadczenia. W tym sensie literatura
przybiera kształt antropologicznego laboratorium, miejsca, w którym pisarz wykonuje
eksperymenty polegające na inscenizowaniu fikcji podmiotowego doświadczenia,
167
percypowanego przez czytelnika w procesie lektury. Takiej interpretacji przychodzi
w sukurs szczątkowe wykorzystanie przez Pankowskiego konwencji powieści
kryminalnej, atmosfera tajnego klubu, przestępstwa, voyeuryzmu, wszak w centrum tej
powieści znajduje się przecież oko obserwatora, początkowo odnajdującego
przyjemność jedynie w tropieniu nielegalnych spotkań, później jednak – najpewniej pod
wpływem opowieści Garbusa – zdecydowanie artykułującego przynależność do klubu.
Wysłuchana fascynacja na temat umiłowania młodzieńczego piękna rośnie i głęboko
wraża się w świadomość protagonisty-narratora, którego wyobraźnia zaczyna
wytwarzać zaskakujące fantazmaty:
Siedzę na tym wspomnianym już kamieniu, a synek sierżanta przybiegnie, tak ni stąd ni znikąd,
żebym go do jabłek podsadził. A przecież wiem, że to wierzba! Al e o n t a k n a l e g a , n a
k o l a n a m e ws t ą p i , z e s u n i e s i ę n a m e p o d b r z u s z e ! B r n i e t a m i s t o p a m i n a r a b i a ,
b o s y m i s t o p a m i m n i e s o n d u j e i w oczy mi przy tym oczami Garbusa zagląda. A m n i e o d
t e g o d z i e c i ę c e g o u b i j a n i a k a p u s t y c i e p ł o o g a r n i a , p o wó j k r wi r a p t o wn y
o b r a s t a m i c z o ł o (PU, s. 55-56).
Te obrazy z pogranicza snu i jawy uzupełni pisarz licznymi odwołaniami do topiki
biblijnej, wzmacniając tym samym potencjał afektywny obrazu:
Tyle uśmiechu wokół. Tysiąc dzieci okrąża tanecznie moją wysepkę, a ja w środku, w koszu
z zieleniutkiej wikliny, Mojżesz bezradny. Ręce mam na kolanach, Jezus Frasobliwy. Niby płynę,
wiruję w gęstwie ich rytmów przewrotnych. Na cztery łapy opadają, zającem ku mnie kicają (…).
Za ręce mnie biorą i na moich palcach tabliczki mnożenia się uczą. Moimi palcami w swoich
nosach dłubią. Guliwerem mnie sadzają, że czuję słonko na mych intymnościach. Ale i myśl, że
czas by wstyd włączyć, bo ta wyspa przecież na publicznym Placu. Ale równocześnie patrzę w dół
i widzę, że paluszki tych doktorów zgrabne, kiedy napletek naciągają, jak cienkie ciasto na
sztrudel. Udaję zdziwienie, żeby udać cokolwiek, ale oni wcale się mną nie zajmują. Me ręce
internisty biorą i je w swoje ciepło wślizgują. Śmieją się przy tym. Tylko głowy im widać. Krew
i mleko! Pucułowate karpiki o pyszczkach otwartych śpiewem Gloria in excelsis De-eee-ooOO
(PU, s. 68).
Ostatni istotny wątek problemowy tworzy tu kategoria narracji, uważana przez
Ernsta van Alphena za jeden z głównych transmiterów afektu w literaturze. Pankowski
rozpisał problem belgijskich pedofilów na lata, szeroko korzystając ze sformułowań
typowych i sprzyjających kondensacji narracyjnej: No i lecą miesiące, Dwie ostatnie
zimy były zachlapane, Po pięciu latach znowu w Brugii. To zagęszczenie i jednoczesne
rozciągnięcie problemu na lata, ze względu na podjęty przez pisarza temat pedofilii,
może wzmagać afektywne reakcje, związane z gwałtownym sprzeciwem odbiorcy
wobec zakazanych praktyk. Tekst Putto pracuje na szerokiej skali zakresowej, oscyluje
bowiem pomiędzy wartościami przyjemności (osiąganej m.in. za pomocą estetyzacji
168
świata przedstawionego) i wstrętu (opis zakazanych praktyk). To wewnętrzne
rozchwianie tekstu, jego emocjonalna dynamika, w sposób znaczący może sprzyjać
wywoływaniu uczucia afektywnego zmieszania, trwale złączonego z tym, co etyczne.
Ważne wydaje się także postawienie pytania o autorską koncepcję języka, bowiem
przynajmniej w przypadku dwóch kontrowersyjnych powieści (Rudolf i Putto) dalece
istotniejsze od pytania o to, o czym Pankowski pisze, jest zainteresowanie tym, jak to
Pankowski robi. O ile temat ciemnego erotyzmu (w tym homoerotyzmu) został już
przez dużą część społeczeństwa zasymilowany i jego obecność w sztuce nie budzi
kontrowersji, o tyle istotną kwestią pozostaje sposób użycia języka, który poprzez
asocjacyjne
napięcia
przestaje
być
przezroczysty,
staje
się
dla
czytelnika
problematycznie zróżnicowany, osłabiając tym samym rzeczywistą istotę problemu,
w dodatku przysłoniętą estetycznym dystansem (osiąganym za pomocą technik opisu
i budowania nastroju). To zadane czytelnikowi na kartach Putto mierzenie się
z ekstremalną innością (pedofilia) dobrze oddaje jedną z głównych intencji projektu
literackiego
Mariana
doświadczenia,
Pankowskiego
zapośredniczonego
–
przez
poszerzanie
lekturę
granic
podmiotowego
inscenizowanych
fikcyjnych
doświadczeń narratora-protagonisty.
Inną parę tworzą dwie książki ogłoszone w wydawnictwie Krystyny i Czesława
Bednarczyków: Pątnicy z Macierzyzny422 oraz Balustrada, opublikowane odpowiednio
w 1985 i 1996 roku. Elementem pozwalającym na zestawienie, odległych od siebie
o ponad dekadę powieści, jest wspólna im gmatwanina aspektów erotycznych
z religijnymi, będąca głównym komponentem strukturalnym, obecnych w tych
utworach, wyobrażeń obrazowych.
Osadzenie tekstu na fundamencie obrazowości,
wchodzącej w spór z historycznie uwarunkowanymi normami smaku i gustu,
z potocznymi przekonaniami czytającej publiczności, zapewne bierze swój początek
w autorskiej intencji wywołania afektywnego wstrząsu; telos Pankowskiego wychodzi
od zamierzenia dotknięcia uczuciowości odbiorcy – taką tezę dobrze potwierdza
zawartość obrazowo-fabularna wymienionych poprzednio tytułów.
W pierwszych akapitach powieści Pątnicy z Macierzyzny, pisarz dwukrotnie operuje
powtórzeniem Ziemia ta, bracie Europejczyku423. Ta zwięzła syntagma dobrze oddaje
dydaktyczno-poznawczy profil powieści, miejscami przybierającej formę traktatu:
422
423
Pierwsze wydanie krajowe ukazało się nakładem Wydawnictwa Lubelskiego w 1987 roku. W 2006
roku książkę wznowiło krakowskiego wydawnictwo Korporacja Ha!art.
M. Pankowski, Pątnicy z Macierzyzny, Lublin 1987, s. 15-16. Lokalizacja kolejnych cytatów po
skrócie PM bezpośrednio w tekście.
169
narrator-protagonista pełni funkcję etnologa-przewodnika po krainie Cartoflania
Dolorosa. Który z osobliwych rytuałów tej egzotycznej przestrzeni wytrąca z rozumnej
stabilności? Istotę problemu streszcza inicjalna sytuacja narracyjna: A dziś tu – o – teraz
– w tej chwili, stada gęgających gromnic w ręku ludu na klęczkach, co bije pokłony
w strachu pochlebczym (PM, s. 15). Ten niepozbawiony ironii i przerysowany opis
sierpniowych pielgrzymek (związanych z katolickim świętem Wniebowzięcia
Najświętszej Maryi Panny) nastręcza problemów poznawczo-interpretacyjnych
towarzyszowi podróży głównego bohatera, mieszkańcowi Europy Zachodniej,
Guillaume’owi. Jego umocowanie w przestrzeni fabularnej służy zresztą jedynie
wzmocnieniu odczucia afektującej różnicy; otóż podobne praktyki „tam”, na
zeświecczonym Zachodzie, nie występują, zatem „te”, obserwowane na Wschodzie, są
obce, dziwne i zupełnie zaskakujące. Ten stan zdziwienia, umysłowego wykolejenia
najpełniej oddaje, włączony w powieściową fikcję, przekaz jednego z paryskich
magazynów:
Z wiosek, miasteczek, z gór niedostępnych i dolin głębokich ruszyły miliony pielgrzymów
w stronę miast wojewódzkich. To oni ten kurz wzbijają stopą wędrowną, że chociaż dzień biały –
to ciemnota. Aż loty międzynarodowe odwołano. Tak samo bociany. Z odlotem się wahają. Ach,
trzeba wiedzieć, jak się pielgrzymi tym piachem lotnym radośnie zachłystują. Już wiedzą, że
o nich na Zachodzie mowa, więc jeszcze mocniej pobożną stopą ruszają. Niech widzi świat,
powtarzają. To połykanie złotej kurzawy wraz z haustami pieśni nabożnej. No a już te ich oczy
przymykane, w chwili kiedy usta szeroko otwarte… (PM, s. 17).
Pankowski wykorzystując szczątkowo model powieści podróżniczej, w gruncie rzeczy
inscenizuje pewien typ doświadczenia i podejmuje trud jego objaśnienia – temu
zamierzeniu sprzyja wysoki stopień teatralizacji przestrzeni fabularnej, która rodzi tu
uzasadnione podobieństwa ze sceną teatralną; mówiąc prościej, powieściowe zdarzenia
są w podwójny sposób wystawione na spojrzenie, najpierw Guillaume’a, a w planie
zewnątrztekstowym czytelnika. Guillaume jest tu figurą podróżnika-przybysza, który
doświadcza nowych zachowań społeczno-kulturowych, z podmiotowego punktu
widzenia niezrozumiałych. Ta obserwacja innego typu doświadczenia wzmaga w nim
uczucie zażenowania, powoduje pewien poznawczy kłopot – w rezultacie to właśnie
towarzysz podróży byłby podmiotem poddawanym działaniu afektu. Jednak na
zewnątrz tekstu jego potencjał afektywny nie jest stabilny i niepodważalny, wszak
w znakomitym stopniu warunkowany jest przez kontekst polityczno-kulturowy. Sądzę,
że to nie sam temat będzie w głównej mierze dla polskiego czytelnika problematyczny,
lecz sposób jego ujęcia. Podobnie jak w innych powieściach (m. in. Rudolf), także
170
i w tej, pisarz chętnie wykorzystuje ironiczno-hiperboliczne narzędzia do opisu
przedstawianego problemu (wydaje się bowiem, że z powodzeniem można wskazać
główne założenia problemowe kolejnych utworów). Osiągają climax w scenie
znajdującej się w kodzie powieści: A jutro, jak co dzień, biciem w dzwony nas poderwą
do pielgrzymowania w koło Macieju. Ku wodzie obmywającej prowadzić nas będą na
sznurze, który każą nam splatać z radości zakazanych. Pod niebem, nad którym słodkim
okrakiem Bogini (PM, s. 136). Potencjał afektywny po raz kolejny buduje pisarz za
pomocą ustawienia w bezpośrednim sąsiedztwie elementów pochodzących ze skrajnie
przeciwnych rejestrów; pisarz radykalizuje gest, występując przeciwko Dogmatowi
Maryjnemu, dokonuje (zakazanej) erotyzacji przedstawienia Matki Boga, lecz prócz
tego w karykaturalny sposób kreśli pejzaż polskiego katolicyzmu. Ta autorska impresja
na temat rytualizacji religii, skądinąd mająca już swoich znakomitych antenatów
w osobach Witolda Gombrowicza i Czesława Miłosza, uzyskuje pełnię dopiero przy
uwzględnieniu specyfiki politycznego kontekstu lat osiemdziesiątych. Zaprezentowany
przez Pankowskiego styl myślenia o polskim katolicyzmie może wprowadzić historyka
literatury w stan faktycznej konsternacji: krytyczna dykcja tej powieści wybrzmiewa
osobliwie w połowie lat osiemdziesiątych, a zatem w czasie szczególnej roli Kościoła
polskiego w stymulowaniu dążeń niepodległościowych, w okresie wzmożonych represji
aparatu bezpieczeństwa PRL względem duchownych oraz publicznych form religijnych.
Wystarczy krótko przypomnieć kalendarium tamtych lat, by zdać sprawę z afektywnego
potencjału tego tekstu: w 1978 roku rozpoczyna się Pontyfikat Jana Pawła II; w 1981
roku ogłoszono stan wojenny; w 1984 roku zamordowano ks. Jerzego Popiełuszkę;
w 1989 roku życie straciło aż trzech księży: Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec
i Sylwester Zych. Jeśli wziąć pod uwagę te fakty, to dziś uzasadnione wydaje się
pytanie o rzeczywisty potencjał afektywny tej książki. Uwarunkowany w mocnym
stopniu przez kontekst, traci na sile wraz z upływem czasu i zamazywaniem się ramy
historycznej, dlatego trudno dziś o ostateczną miarę potencjału „wywrotowego” tej
powieści.
Wiele wskazuje na to, że kolejny z ważnych w tym miejscu utworów, wydrukowana
w 1996 roku czcionkami Oficyny Poetów i Malarzy minipowieść Balustrada, ma swoje
antecedencje w ogłoszonej w roku poprzednim, miniaturowych rozmiarów opowieści
pt. Dzień z życia papieża, powstałej z inspiracji redakcji francuskiego tygodnika "Le
Nouvel Observateur"
(i tam też opublikowanej). Wymieniam ten tytułu z kilku
powodów, nie tylko ze względu wskazanej wcześniej łączliwości z Pątnikami
171
z Macierzyzny, również dlatego, że ten utwór dostarcza przykładów odpowiednio
uzupełniających podjęte wysiłki analityczno-interpretacyjne. W interiorze tekstu dobrze
obecna jest większość, wskazanych do tej pory, technik budowania literackiego
potencjału afektywnego. Można bowiem z powodzeniem wyodrębnić wskazywane
przez Ernsta van Alphena poziomy badawcze, ale również przyjrzeć się konsekwentnie
łamanej nastrojowości i dalej nawet: przepuścić ten utwór przez sito, definiowanych
przez Michael’a Riffaterre’a, kontrastów stylistycznych.
Badanie zdolności afekcyjnych prozy Pankowskiego, jej możliwego wpływu na
czytelnika, mogą rodzić niebezpieczeństwo redukcji dzieła literackiego jedynie do
świata zewnętrznego względem tekstu, tym samym z pola widzenia umyka jego
charakter, walor emocjonalny. Wiele wskazuje na to, że w zakres dyspozycji tekstu do
wywoływania silnych intensywności włączyć należy jego emocjonalną stabilność, którą
rozumiem w tym miejscu jako pewien rodzaj przewidywalności dzieła literackiego,
wynikającej z innego sfunkcjonalizowania elementów strukturalnych niż te służące
nagłemu zaskoczeniu czytelnika, sfunkcjonalizowania wynikającego przede wszystkim
z intencjonalnego sprzeciwu w odniesieniu do historycznie determinowanych norm
smaku oraz potocznych przekonań czytającego. Przyjęcie takiego kierunku analizy w
odniesieniu do prozy fikcjonalnej Pankowskiego nie może przynieść wniosku różnego
od stwierdzenia silnego rozchwiania emocjonalno-afektywnego tej twórczości.
Solidnego materiału egzemplifikacyjnego dostarcza również uformowanie Balustrady.
W jednej z początkowych scen powieści, w ramach towarzyskiej aktywności
turystycznej, protagonista-narrator odbywa nadmorski spacer z inną uczestniczką
turnusu, Alicją. Ten perypatetycki moment, sprzyjający – stoickiej z ducha – rozmowie
o podmiotowej zdolności do umysłowego opanowania emocji, przerwie Pankowski
wprowadzeniem słowa wulgarnego, zaburzającego tematyzowaną oraz implikowaną
atmosferę fragmentu:
Choćbym sobie z rana zalecał umiar i panowanie nad emocją… wystarczy, żeby zaistniał partner
wrażliwy i temat mobilizujący… i koniec postanowień. Z anegdoty we wspomnienie. Dość. Niech
pani spojrzy – dotknę jej ramienia – na to niebo od baranków różanych na lazurze. – Jak te ciuchy
meksykańskie w peruwiańskie pasy… Osa kurewska. Spróbujmy łagodności. – A… gdybyśmy tak
sobie… pomilczeli na widok czegoś, co powraca liturgicznie… co inwencją swą wykracza poza
nasze widoki i widokówki…424
424
M. Pankowski, Balustrada, Oficyna Poetów i Malarzy, Londyn 1996, s. 12. Lokalizacja kolejnych
cytatów po skrócie BL bezpośrednio w tekście.
172
Podobną strategię gwałtowności pisarz stosuje często, łamiąc styl tradycyjnej literackiej
komunikacji poprzez liczne kontrasty stylistyczne, spełniające funkcję estetycznych
bodźców, powodujących pobudzenie i emocjonalne napięcie, wykorzystujących
asocjacyjny potencjał – pochodzących z różnych porządków języka – leksemów. Te
wstępne rozpoznania dotyczą w równym stopniu nastrojowości tekstu, raz po raz
przetykanej silnie konfudującymi obrazami: I ścieżka, a teraz kosz na śmiecie a obok
wynik spudłowanego rzutu: lśniąca rosami nocy prezerwatywa. I woda, woda
niepotrzebnie przejrzysta (BL, s. 10).
Gramatykę budowania-burzenia nastrojowości rzadziej poszerzy pisarz poprzez
wprowadzenie do sceny drugiego, równoległego dyskursu, spełniającego rolę
tematycznego cienia, poszeptu zaburzającego tonację emocjonalną fragmentu i – jak się
wydaje – mającego zdolność generowania potencjału afektywnego. W jednej
z zamykających utwór scen, w ramach pożegnalnej, kurtuazyjnej rozmowy przy
posiłku, pisarz ustanawia silne napięcie międzyzadaniowe:
- Szanowni państwo widzą, na co się zanosi… To ostatnie godziny błogostanu… bo jutro
o świcie… goście i my, hotelowi, zazgrzytamy zębami, jak dyplomowani potępieńcy. A ś wi a t
n a s z p r z e m i e n i s i ę w wa p n o , c e m e n t , i p r o c h … w k t ó r y k i e d y ś m a m y s i ę
o b r ó c i ć … Ja tu ględzę, zamiast zapoznać państwo z jadłospisem na dzień dzisiejszy…Mamy
kurka czerwonego, z nocnego połowu… (BL, s. 66).
Pod innym jeszcze względem wewnętrzne ukształtowanie tekstu Balustrady jest
kluczowe. Uważna obserwacja reakcji bohaterów, będących immanentnym elementem
fabuły, dostarcza argumentów w sprawie afektywnego profilu projektu literackiego
Mariana Pankowskiego. W jednej ze scen odnajdziemy prototyp, model afektywnego
responsu czytającej publiczności, w synekdochalnym skrócie odkrywający ambicje oraz
intencje pisarza do wywoływania silnych intensywności. Protagonista-narrator podczas
kolejnego spaceru w nadmorskiej okolicy wykłada współtowarzyszce Annie treść
swojej prywatnej antropologii:
…A co do „brudu”… przyznam się, że mnie od dziecka fascynuje, urzeka… uroda nieczystości.
Tak, tak… notuję pani zdziwienie… I te ręce są moim pierwszym narzędziem poznawania ziemi
i wszystkiego co bywa dotknięte rozkładem… włącznie z ciałem. (…) … w środku lata, zaszyty
w gaju leszczynowym… siedzę i oglądam moją żołądź chłopięcą… pod niemytym od tygodni
napletkiem. Obserwuję zgniliznę, upajam się zaplanowaną przeze mnie infekcją. Dziś
postanawiam cudowne uzdrowienie, uroczysty powrót do zwykłości. Skupiam palce prawej ręki,
jakbym króla chciał ująć do roszady… ściskam napletek i równocześnie pomału zwalniam
mocz… i czuję, jak się wdziera pod skórę, jak pali i rujnuje białe (BL, s. 39-40).
173
Ta zaskakująca apologia rozkładu (albo jak rzecz ujmuje Przemysław Czapliński
koncepcja człowieka ciekliwego) wywoła w Annie silny rezonans, gwałtowny – choć
krótkotrwały – sprzeciw: Dość! dość! (…) wystarczy! (BL, s. 40). Dlatego też
uzasadnione wydaje się przypuszczenie, że wprowadzenie do struktury utworu
nieoczekiwanego wątku snu papieża w autorskiej intencji ma spełnić funkcję
transmitera
afektu,
głównie
z
dwu
powodów.
Po
pierwsze,
z
powodu
niemotywowanego rozwojem fabuły, zaskakującego, kontrastowego charakteru tego
obrazu. Po drugie ze względu na jego treść. Afekcji sprzyja także aura tajemnicy, klimat
zagadki, wszak spisany sen Ojca Świętego przekazany zostaje poufnie przez kelnera
Francoise’a. Pankowski sygnalizuje wprowadzenie nowego motywu fabularnego
zdaniem-zapowiedzią o kontrowersyjnej zawartości, zdaniem na granicy tego, co
jeszcze (nawet w literaturze) dozwolone i tego, co już objęte zakresem tabu; mówiąc
krócej, pisarz skojarzył w tym krótkim fragmencie kobiecą fizjologię z życiem
wewnętrznym Ojca świętego, przyrównał częstotliwość snu do fizjologii menstruacji:
A oto wielki sen, co się znowu wyśnił. On się Ojcu Świętemu co cztery tygodnie
wyśniwa, tak jak u niewiasty, która krwi się postarzałej pozbywa (BL, s. 56). By oddać
specyfikę tej obrazowej kulminacji oraz ekscentryczność wyobrażeń obrazowych prozy
Pankowskiego w ogóle, konieczne wydaje się postawienie trzech podstawowych pytań
analitycznych - odpowiednio: kto mówi? Co mówi? Jak mówi?
Zerwie się Ojciec Święty i zawoła. – Hej, naprzód, aż padną twierdze elektryczności! Z gromnicą
w ręku i pieśnią maryjną na ustach, ewangelizować ich, kurwa, co do ostatniego! A ja nad białym
ludem krzyżowców, ramiona, jak te reje rozpostrę… Naprzód! Przodem kupcy…obrazki, paciorki
sprzedając. Tuż braciszkowie w habitach rozwianych, niech krzyże wieszają…na szyjach, na
ścianach…a na koniec Mężowie krzyżem tatuowani. Ci złotym klinem świat rozwiązły prują,
banki budują i na przybycie Pana gotują. (…) Ręce wznosi aż do uszu i nieziemską radością
tknięty, tańczyć zaczyna (BL, s. 59).
Pankowski przy zastosowaniu techniki mowy pozornie zależnej stwarza iluzję
przedstawienia wyimka rzeczywistości bezpośrednio z perspektywy bohatera (Ojciec
Święty), tym samym sugerując intensyfikację zainteresowania życiem wewnętrznym
postaci. Wydaje się, że to właśnie ta praktyka przytaczania wypowiedzi postaci
w tekście narracyjnym w sposób maksymalny oddaje możliwości afektywne dzieła
literackiego, głównie poprzez przekonujące wrażenie niezapośredniczonego dostępu do
ekspresji bohatera425. To odkrycie dynamiki i konkretności sfery przeżyć, odkrycie
425
Zob. termin Mowa pozornie zależna w opracowaniu Michała Głowińskiego [w:] Słownik terminów
literackich, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 2005, s. 327.
174
przed czytelnikiem źródeł ekspresyjności bohatera, czerpie potencjał z uruchomienia
kluczowej dla doby nowoczesności opozycji prywatne - publiczne. Choć Pankowski
nigdzie nie nazywa imiennie, którego z kościelnych hierarchów ma na uwadze, to
zawarte
w
tekście
sugestie
oraz
czas
powstania
minipowieści
z
dużym
prawdopodobieństwem pozwalają stwierdzić, iż określenie Ojciec Święty jest
antonomazją, pod którą kryje się postać Jana Pawła II426. Sposób jego przedstawienia
wchodzi w spór z ugruntowanym wizerunkiem papieża-Polaka jako zwolennika
kościoła otwartego, orędownika głębokiego ekumenizmu chrześcijańskiego. Pankowski
tworząc złudzenie wglądu do rzeczywistej tożsamości papieża, wydaje się mówić, że
tylko dzięki literaturze można odkryć naturę rzeczy, powiada, że papież wcale nie jest
taki, że t en obraz jest jedynie zafałszowaną, wystawioną na powszechny użytek
prezentacją; że w gruncie rzeczy, prywatnie, jest inny. W efekcie papież Pankowskiego,
prawdziwy i obnażony papież, jest impulsywny i wulgarny, więcej nawet: jest
zwolennikiem katolickiej rekonkwisty, wypowiedzianej językiem opresji i przemocy.
W tych pochodzących z Balustrady fragmentach można dostrzec przejaw ogólnych
tendencji związanych z autorską intencją wyposażenia literatury w potencjał afektywny:
Pankowski chętnie korzysta ze strategii kontrastowego zestawiania stylistycznoobrazowych całości, których afektywna zdolność trwale uzależniona jest od napięć
występujących pomiędzy nominalnymi porządkami słów (najczęściej: sacrum
i profanum). Nadto, często korzystając z techniki mowy pozornie zależnej, wzmacnia
jeszcze możliwości afekcyjne swoich próz. Najwyraźniej więc, podobnie jak w innych
tekstach Pankowskiego, także i w Balustradzie, dyspozycja literatury do wywoływania
silnych intensywności jest relacyjna.
W szkicu Polska poezja nieokrzesana Marian Pankowski, notował: Na margines
zepchnięte są od urodzenia jednostki uważane przez większość za upośledzone:
rudowłosi, garbaci, mali, kobiety czy cudzoziemcy z krajów ubogich…(PPN, s. 35).
Ogłoszony w 1978 roku artykuł łączy się z wydaną trzy dekady później sylwą pod
wymownym tytułem Była Żydówka, nie ma Żydówki427. Ten związek, ta łączliwość
426
427
Za takim rozpoznaniem przemawia kilka fragmentów, w tym m.in. wypowiedź prywatnej służebnicy
papieża, siostry Telimeny: To musi znowu znak, że spadł pierwszy śnieg na nasze Tatry kochane. I te
góry sobie taką jedną trasę narciarską przypomniały, po której Ojciec Święty sunął i szusem za
szusem szumiał! I one tamtą Obecnością ciągle uhonorowane... (B, s. 57). Ponadto, taką interpretację
potwierdzają słowa pisarz, który w rozmowie z Piotrem Mareckim przyznał, że pod pseudonimem
Ojciec Święty ukrył tożsamość Karola Wojtyły (por. P. Marecki, Nam wieczna…, dz. cyt., s. 201).
M. Pankowski, Była Żydówka, nie ma Żydówki, Kraków 2008. Lokalizacja kolejnych cytatów po
skrócie BŻ bezpośrednio w tekście.
175
polega na poszerzeniu stworzonego onegdaj katalogu marginesowców, ludzi z różnych
powodów wyłączonych z życia wspólnotowego, o problem obecności diaspory
żydowskiej w przestrzeni społeczeństwa: Nikt nie zaprzeczy (…) Żydzi nadal pozostają
nam obcy. Nawet wczorajszy ogień krematoriów nie oczyścił ich z piętna absolutnej
inności (BŻ, s. 29).
Jeśli dobrze odczytuję tekst Pankowskiego, to jego krytyczny wektor wymierzony
jest przeciwko szeroko rozumianemu dyskursowi Zagłady. Potencjału afektywnego tej
autorskiej impresji upatrywałbym w trzech elementach konstrukcyjnych. Po pierwsze,
autor
sięgając
po
niejednorodne
techniki
narracyjne
(zmieszanie
narracji
pierwszoosobowej z mową niezależną) i okazując wyraźną sympatię głównej bohaterce
Fajdze Oberlander, ostatniej Żydówce z miasteczka N., krytykuje aktywność
amerykańskich Żydów, którzy świadectwo Fajgi poddają szczegółowej i przesadnej
lustracji, podważając tym samym jej status ocalonej z Zagłady. Przedstawiciele
zaatlantyckiej diaspory kwestionują narrację Fajgi z powodu kłopotów, których jej
opowieść nastręcza, bowiem opowiedziana historia nie daje się wpasować w uznany
przez wspólnotę za właściwy intelektualny porządek (wspierany stereotypami na temat
Ocalonych) historii. Po drugie, afektywne poruszenie może budzić intencjonalne
przetykanie tekstu negatywnymi stereotypami dotyczącymi narodu żydowskiego,
wzmocnione jeszcze działalnością wydawcy. Otóż wydana nakładem wydawnictwa
Ha!Art książka została zaopatrzona w szereg obrazów Jakuba Juliana Ziółkowskiego,
którego technika malarska – przynajmniej w tym przypadku – w zasadniczej mierze
opiera się na mocno poprowadzonej, zdecydowanej kresce barw przeciwnych,
dodatkowo utrzymanej w antyestetycznej, zbliżonej do turpistycznej, poetyce. Ten
afektywny efekt, mający zdolność budzenia gwałtownych reakcji sprzeciwu
i odrzucenia, został przez malarza wzmocniony za pomocą ostentacyjnego
wykorzystania antysemickich sloganów: Żyda-krwiopijcy, Żyda-węża. Po trzecie,
Pankowski w kodzie tekstu daje wyraz własnego afektywnego zaangażowania
w problem dominującego modelu edukacji i sposobu przedstawiania Zagłady:
Żegnajcie…nie witajcie!/uszminkowani popiołem aktorzy,/predystynowani/do odgrywan
ia kapitalnej jednoaktów-ki/pod tytułem Znowu getto w płomieniach!./To perła naszego
repertuaru!/Zniżki dla szkół!/Gwarantowany abonament/na laaata… (BŻ, s. 66).
Ten gest polemiczny wymierzony przeciwko oficjalnym narracjom historycznym
(związanym z Holokaustem i II wojną światową) najpełniej został zrealizowany kilka
lat wcześniej w wydanej w 2000 roku książce Z Auszwicu do Belsen. Napisaną po
176
blisko sześćdziesięciu latach autorską impresję z pobytów w nazistowskich obozach,
Pankowski obdarza silnym ładunkiem afektywnym. Z powodu intencjonalnych napięć,
w które ten tekst wchodzi, w znacznym stopniu jest rezultatem indywidualizacji
sposobu prezentacji problemu. Pisarz umieszczając w podtytule utworu (który
z powodzeniem można zaklasyfikować do nurtu tzw. prozy obozowej) marker
„gatunkowy” Przygody, ustawił tekst na przeciwnym biegunie względem tradycji
i dominujących sposobów przedstawiania tematu. Ten wprowadzający w konsternację
nagłówek, spełniający funkcję znaku kierunkowego, którego znaczenie uruchamiają
asocjacje blisko związane z rozrywką, lekkością, brakiem odpowiedzialności, uznać
należy za polemiczny gest wymierzony w kanon literatury obozowej i kulturotwórczy
sens Holocaustu. Zdolność do wywołania afektu rozpoznać można również
w językowej warstwie tekstu, którego defamiliaryzacja powoduje efekt zaskoczenia – tę
praktykę dobrze potwierdza gramatyzacja zapisu niemieckiej nazwy miejscowej
Oświęcimia: Auszwic, jej spolszczenie jest świadectwem głębokiego uwewnętrznienia
problemu przez podmiot, jest niezmazywalnym śladem przemocy odkształconym i stale
obecnym także w języku. Mam wrażenie, że potencjał afektywny Z Auszwicu do Belsen
– najłatwiej dostrzegalny oraz najmocniej i w sposób bezpośrednio oddziałujący –
ulokowany jest w warstwie obrazowej tekstu, będącej ilustracją i kulminacją autorskiej
antropologii. Pankowski przy zastosowaniu niezwykle silnych jakości obrazowych,
zmusza odbiorcę do kontaktu z radykalną innością – muzułmanem, extremum kondycji
ludzkiej, człowiekiem-mumią, istotą na wpół martwą428, kondycją w obrębie której
zatarciu ulega to, co j eszcze ludzkie i to, co ludzkie już nie jest.
(…) muzułman to człowiek, co przecieka. (…) Snuje się blady, prerafaelicki, i nadal się z niego
leje. B r z yd z ę s i ę n i m , a l e s i ę z m u s z a m d o m y ś l i , ż e t o „ n i e s z c z ę ś n i k s k a z a n y
n a r y c h ł ą ś m i e r ć ” . (…) Znam przecież porzekadło miejscowe, co kapitalnie streszcza fakt
i poucza, jak do niego podchodzić. „On już złote bańki dupą puszcza”429.
Potencjału afektywnego upatrywałbym szczególnie w dwu rejestrach. Wyraźne
cechy naturalistyczne tego opisu, intensyfikowane nadto literackim świadectwem
bohatera-narratora, wzmacniają szeroką skalę zakresową możliwych reakcji czytelnika,
wymykających się jednoznacznym rozstrzygnięciom, wahającym się pomiędzy
wartościami współczucia i odrazy. W tym sensie emocje generowane przez tekst
428
A. Capri, Diaro di Gusen, Torino 1993, s. 17. Podaję za: G. Agamben, Co zostaje z Auschwitz, przeł.
S. Królak, Warszawa 2008, s. 41.
429
M. Pankowski, Z Auszwicu do Belsen, Warszawa 2000, s. 21.
177
literacki
zyskiwałyby
poznawczy
charakter:
podmiotowe
emocje
czytelnika
odpowiadałyby na pewne emocje wyzwalane w procesie lektury dzieła. Wydaje się, że
ten antyestetyczny obraz, silnie oddziałujący zapis, w istocie jest gestem moralnym
w obronie wspólnoty ludzkiej, jest wyznaniem wiary w możliwość zawiązania więzi
pomimo obrzydzenia430. Jeżeli tak, to problem obecności afektu w dziele sztuki, byłby
sprzężony z nowym typem poznania, w ramach którego odbiorca odkrywałby w sobie
inną wrażliwość, tryb bycia ku Innemu. Struny innego modelu wrażliwości trącają
również dwie późniejsze prozy Pankowskiego, których fabuła, częściowo lub w całości,
umocowana jest w wojennej bądź lagrowej rzeczywistości. Innowacyjność autora
Matugi w tej przestrzeni wynika przede wszystkim z wyraźnego dążenia do transgresji
– Pankowski poszerza granice opowieści o obszary dotąd przez polską literaturę
przemilczane, uznane za niewłaściwe albo wyłączone z publicznego dyskursu na mocy
tabu. Jednym z ważnych aspektów tendencji jest silna obecność erotyki (a niekiedy
nawet erotyzacja przedstawienia) w narracjach dotyczących okresu II wojny światowej.
W tej perspektywie szczególne miejsce zajmuje, pomieszczone w tomie Złoto żałobne,
opowiadanie zatytułowane Moja SS Rottenfurher Johanna, które według Sławomira
Buryły jest tekstem wyjątkowym w literaturze lagrowej431. Znakomity badacz jego
unikalności upatruje w sposobie konstrukcji świata przedstawionego, którego oś
stanowi – wchodząca w konflikt z tradycją martyrologiczną – osobliwa para
kochanków: tytułowa Johanna-strażniczka w obozie dla kobiet oraz Mietek-powstaniec
warszawski432. Zamiana ról kata i ofiary, w wyniku której odwróceniu ulega
dialektyczna relacja Pan i Niewolnik, może silnie dotykać uczuciowości czytelnika,
ugruntowanej przecież przez model oficjalnej edukacji433. Lecz afektywne zmieszanie,
wynikające z drażnienia historycznie uwarunkowanych norm smaku, osiąga pisarz
430
Podobne wnioski konstatuje Przemysław Czapliński. Por. P. Czapliński, Pank’s…, dz. cyt., s. 33.
S. Buryła, Tematy (nie)opisane, Kraków 2013, s. 410. Na temat Zagłady w twórczości Mariana
Pankowskiego pisał ostatnio także Arkadiusz Morawiec w szkicu Zagłada w twórczości Mariana
Pankowskiego (w: „Acta Universitatis Lodziensis” 2013 nr 4 [22]).
432
Tamże.
433
Opowiadanie Pankowskiego w interesujący sposób łączy się ze zekranizowanym w 1974 roku
włoskim filmem fabularnym, w reżyserii Liliany Cavani pt. Nocny portier. Tytułowy bohater Maxbyły oficer SS, pełni w latach pięćdziesiątych obowiązki portiera w jednym z wiedeńskich hoteli, do
którego przybywa słynny amerykański dyrygent z żoną. Max rozpoznaje w niej kobietę, z którą przed
laty – podczas administrowania jednego z obozów koncentracyjnych – utrzymywał, opartą na
przemocy i opresji, sadystyczno-fetyszystyczną relację seksualną, która później przemieniła się w
relację kochanków. Z czasem Lucia Atherton zaczyna inscenizować i urozmaicać erotyczne zbliżenia
osobliwych kochanków. Spotkanie w wolnej Europie powoduje powtórne zawiązanie relacji,
w niezmienionym charakterze.
178
431
także poprzez sugestywne obrazowanie, skojarzenie niemieckiego munduru – dotąd
symbolu opresji i zbrodni – z seksualną przyjemnością:
- Komm her! – mówi głosem… że pejczem czuć w powietrzu. Wściekła, myślę sobie, uważaj, bo
pewnie żałuje, że się ze swoim pochodzeniem zdradziła… No nic. Podbiegam i na baczność przed
nią staję. A ona pejczem po udzie mnie pociągnie i: - Szukej, szukej papirosa… - i bluzę swą
esesmańską do pasa rozpiętą mi pokaże. I stanik biały widzę…Strach mnie obleciał…bo jak
wpakuję łapę między cyce…powie, żem się na nią rzucił; zastrzeli na miejscu…. A jak nie
usłucham rozkazu – i tak zastrzeli, żebym się nie mógł wygadać. Ale to wszystko było w jednej
sekundzie. Chuj mi pomógł. On zdecydował. Dęba! Tak ja rękawice na wózek i rękę w dekolt.
A ona mi ją…wiesz…ona moją ręką kieruje.434
Kłopotliwy, potencjalnie afektujący wobec możliwości uwewnętrznienia przez odbiorcę
uczuć implikowanych podczas lektury, jest także stosunek narratora do hitlerowskiej
zbrodniarki, której okazuje on zauważalną sympatię.
To jednak nie wszystko, bowiem obserwowana zmiana-poszerzenie zasady
konstrukcyjnej obrazu literackiego jako takiego, nie polegającej jedynie na osiąganiu
potencjału afektywnego poprzez skojarzenie jakości nominalnie klasyfikowanych do
porządku sacrum i profanum, od teraz uzupełnionej mocnymi napięciami opozycji
Eros-Tanatos, jest widomym śladem nowej-innej strategii dotykania uczuciowości,
zorientowanej na wywoływanie silnych intensywności. W tej perspektywie ważne
miejsce zajmuje, umieszczone w pośmiertnie wydanym tomie Nastka, śmiej się!,
miniaturowych rozmiarów opowiadanie Nie grają nam surmy bojowe, którego
kompozycję oparł pisarz, jak w wielu poprzednich przypadkach, na zasadzie dialogu,
rozumianego jako swoista transakcja, polegająca na wymianie znarratywizowanego
doświadczenia pomiędzy uczestnikami. Podczas jednej z takich rozmów (nawiasem
mówiąc okolicznościowej, bo wynikającej z obchodów 60. rocznicy Powstania
Warszawskiego) przyjaciółka narratora-protagonisty, uczestniczka podziemnej walki
o niepodległość, dzieli się wspomnieniem sięgającym okresu Powstania:
Biegnę… Warszawą podziemną, z piwnicy do piwnicy. Skaczę po gruzach jak tatrzańska kozica!
Widok rozpaczliwy: szafy rozdziawione, szkło, wszędzie szkło…słoiki konfitur…rower damski,
narty bez zimy i fotel klubowy, na krzyż rozpruty…Zwalniam, bo spuchłam…i naraz słowa
słyszę, tkliwe, absurdalne pod ziemią. Ostrożnie wchodzę do następnej piwnicy, a tam, a tu węgiel
już na zimę zwieziony, aż po okienko wychodzące na ulicę. a na tym czarnym zboczu, na czarnej
ławicy chłopak siedzi. Na kolanach ma dziewczynę…twarzą w twarz…ona jakby u tatusia. Tylko
on mnie spostrzegł. Nagły wstyd nas ogarnął, jego i mnie. Zatrzymał się. Udaliśmy, że się nie
434
M. Pankowski, Złoto żałobne, Koszalin 2002, s. 109.
179
widzimy… Ale chłopak jakby pożałował swego wahania – z impetem wróci do miłości!
Dziewczyna jeden krzyk, ale to przejmujący… że strach i litość pospołu! 435
Ten silny i zaskakujący obraz – bo nieoczekiwanie pojawiający się w fabule, w pewien
sposób nawet ją łamiący – może afektować odbiorcę w dwójnasób; poprzez
niedeterminowaną
rozwojem
tekstowych
wydarzeń
obecność
erotycznego
przedstawienia oraz strukturalną kontrapunktowość, wszak stanowi emocjonalnie
najwyższą nutę opowiadania. Wiele wskazuje na to, że w tym fragmencie zawarł
Pankowski jeszcze jeden ładunek, tym razem światopoglądowy, bo oprócz czytelnej
intencji zmierzającej do wywołania afektywnego wstrząsu, jest ten wyimek afirmacją
życia, pochwałą tym mocniejszą, że wyrażaną a contrario paroksyzmów dziejowej
konieczności, wszak nieco dalej pisarz zanotuje: Pytałeś o chwile „nie-dozapomnienia”… Chyba bym tamten akt miłości zachowała, jako jedyny… klejnot godny
szkatułki. (…) tamten krzyk siostry szczęśliwej… na brzegu zmaltretowanego świata!
(NGNSB, s. 74).
Obserwowane zjawisko erotyzacji świata przedstawionego, w zasadniczej mierze
wychodzące
od
ulokowania
w
wewnętrznym
przebiegu
tekstu
silnych
(kontrapunktowych) jakości obrazowych, często wykorzystujących naturalne napięcie
wynikające z opozycji porządków erotyczno-tanatywnych, wymaga dwu zastrzeżeń. Po
pierwsze, w tym miejscu z oczywistych względów, ze świadomością koniecznego
uproszczenia, akcentuję tę dążność za pomocą przykładów oferujących pewną
klarowność analityczno-interpretacyjną. Po drugie, użyte egzempla nie wykluczają
obecności tej tendencji w innych dziełach autora Gościa. Podobne zabiegi formalnofabularne bez większych trudności da się wyodrębnić we wcześniejszych – Matuga
idzie i późniejszych – Z Auszwicu do Belsen prozach Pankowskiego. Zasygnalizowanie
tego problemu zmusza do kolejnej, nieco szerszej uwagi, powiązanej z tendencją do
erotyzacji przedstawienia II wojny, która obecna jest w polskiej kulturze od kilku już
lat, a jej symboliczną cezurę wyznacza 2006 rok i ogłoszenie przez Darka Foksa
i Zbigniewa Liberę książki Co robi łączniczka436. Ten składający się z porządków
fotografii i tekstu kolaż, podąża w odmiennym od prozy Pankowskiego kierunku (choć
pewne linie wspólne da się wyznaczyć). Foks i Libera jako przedstawiciele tzw. sztuki
krytycznej, wykorzystując możliwości fotomontażu i literackiej narracji, w dodatku
435
M. Pankowski, Nie grają nam surmy bojowe, w tegoż: Nastka, śmiej się!, Kraków 2013, s. 73-74.
Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie NGNSB bezpośrednio w tekście.
436
D. Foks, Z. Libera, Co robi łączniczka, Katowice 2005.
180
używając wizerunku ikon zachodniego kina (m.in. Gina Lolobrigida, Anita Ekgerg,
Sophia
Loren),
prowadzą
swoje
dzieło
przeciw
obowiązującym
sposobom
przedstawiania kataklizmu wojny jako sfery typowo męskiej aktywności, w dużej
mierze wykluczającej obecność kobiet, negującej ich sprawczość. Ich sposób istnienia
w masowej kulturze drugiej połowie XX w. został sprowadzony do afektywnego statusu
seksualnej podniety, czysto erotycznego funkcjonowania, w formie tła wojennych
narracji437.
Przywołuję erotyzacyjne techniki Pankowskiego oraz Foksa i Libery głównie w celu
wskazania obecności erotycznego impulsu w artystycznych narracjach nowoczesności,
tematyzujących problem II wojny i Zagłady. Generalne podobieństwo tych sposobów
budowania opowieści przy wnikliwszym spojrzeniu ukazuje wyraźną różnicę,
dotyczącą celowości takich zabiegów formalno-fabularnych. O ile wywołanie
afektywnego wstrząsu w prozie Pankowskiego najpewniej zmierza do poszerzenia
granic odbiorczego doświadczenia poprzez ustawiczne drażnienie określonego typu
wrażliwości estetycznej i jest przy tym apologią życia biologicznego, o tyle projekt
Foksa i Libery jest krytyczną polemiką ze sposobami i możliwościami tworzenia
reprezentacji doświadczenia historycznego438.
Próbując dookreślić specyfikę afektywnych zabiegów w projekcie literackim
Mariana Pankowskiego, wypada jeszcze przywołać inny – wykraczający poza
stosowany dotąd opis – przykład, w znacznej mierze potwierdzający zasadność podjętej
analizy oraz autorską intencję do wzbudzania silnych intensywności. W opowiadaniu
Wieczór u doktorstwa B. protagonista-narrator, powie:
I wszyscy, jak tu są przy moim łożu, dalejże się wpatrywać we mnie i oczy przecierać… bo nie
wierzą, że blada maska mej twarzy pęka i gipsem pryska…że policzki z trupiości wyzwolone
ustom wolność dają…bo brat naszym słowem słowiańskim, chropowatym jak dłoń kołodzieja
Filipczaka i złotozielonym jak wielkanocne bazie przed Franciszkanami… śmiercią moją
potrząsnął i głos mi przywrócił!439
Te słowa świadczą o indywidualnym stosunku Pankowskiego do języka – pisarz
powiada, że prymarną rolą języka nie jest zdolność informacyjna czy sprawozdawcza;
437
Więcej na ten temat w znakomitym eseju Szymona Wróbla Praca łączniczki, praca pamięci, zabawa
chłopców, Twórczość 2006 nr 8.
438
Wydany przez Darka Foksa w 2013 roku tekst Kebab maister w rozwijaniu tej hipotezy artystycznej
idzie znacznie dalej, nieledwie ad extremum, zamykając wojenne doświadczenia Pawło Szandruka w
serii fragmentów-krótkich zdań pozbawionych kontekstu, wymuszającej na czytelniku wzmożoną
pracę wyobraźni.
439
M. Pankowski, Wieczór u doktorstwa B., Kraków 2013, s. 22.
181
rzeczywistą jego funkcją jest umiejętność wywierania afektywnego wpływu, jego
sprawcze i aktywne aspekty, będące w równym stopniu narzędziami oporu, co
synonimem życia. To przekonanie o afektywnym potencjale języka najpełniej wyłożył
pisarz w powieści Gość440. Jej akcję osadził w latach dwudziestych XXI wieku,
w europejskim Królestwie, którego urzędnicy zamierzają osiągnąć stabilność władzy za
sprawą likwidacji możliwych różnic: rasowych, etnicznych, charakterologicznych.
W celu sprawowania kontroli nad przestrzenią podmiotowych emocji (czyli tej sfery
Prywatnego, nad którą Władzy zapanować najtrudniej), wprowadzony zostaje
powszechny obowiązek aktywnego udziału w kwadransie gwałtowności, podczas
którego osobnik powinien wypełnić ten czas brutalizowaniem gestów i mowy (G, s. 33),
natomiast Kursy Świadomego Zapominania Etnicznych Inności sprzyjać mają pełnej
asymilacji elementów dotychczas obcych. W rezultacie ma powstać idealne
społeczeństwo przyszłości, pozbawione konfliktogennego ładunku różnicy. Rozwijająca
się dotąd pomyślnie polityka zacierania różnicy, napotyka na nieoczekiwany kłopot w
postaci tajemniczego Jana 4/44 – żyjącego od dawna w Królestwie przybysza
z dalekiego świata, emigranta dożywającego starości w Domu Zasłużonego Rencisty
(G, s. 19).
Kiedy piątego grudnia jeden ze wspomnianych urzędników stanął w drzwiach pokoju 44, z głębi
pokoju patrzył mężczyzna raczej niski niż wysoki (…) I mikrofon, od tego, co w drzwiach, ku
temu, co pod oknem. I pytanie: - Obywatel? Drgnie raz i drugi rencista i nawet trząść się zacznie
(…) i (…) odpowie mu się: - Sam nie wiem… (…) Niestety, „czynniki” poczuły się obrażone
owym „nie wiem”. Jego jedynością. Nieoczekiwanością. Słowa rencisty wzięto za wyraz
impertynencji, za gest kabotyna, który zakpił sobie z gospodarzy w przededniu roku
dwutysięcznego (G, s. 19).
Jakiś czas później reprezentanci władzy ponawiają próbę:
Ufamy – ciągnie dalej – że zanim nasz Ratusz, zanim kościoły przywitają rok dwutysięczny…
Pankomputer Królestwa ofiaruje narodowi … no … takie lustrzane odbicie jego suwerennej,
wspaniałej jedności … Co pan na to? (…) Kąciki ust – od osłupienia do politowania. (…) – Ph …
sam nie wiem. Najmniejszy nie wytrzymał. Nie czekając na przyzwolenie szefa, syknie pytająco:
Jak to „nie wiem”?! A któż to za pana ma wiedzieć?!Milion … takich, jak pan, mieszkańców …
e … mieszkańców odrzekło „tak”… Co pan zyska na swej odmowie? – „Zyska”… ja nie robię
interesów (G, s. 23).
Najważniejszą
konsekwencją
lektury
tych
fragmentów
jest
wypunktowanie,
dominującej w nich, pozycji frazy sam nie wiem. Ta wymykająca się porządkowi
intelektu syntagma, będąca w gruncie rzeczy językową formułą oporu, powoduje
440
M. Pankowski, Gość, Lublin 1989, s. 19. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie G bezpośrednio
w tekście.
182
afektywną reakcję odbiorców, jest repliką zdolną wywrócić porządek oficjalnej
komunikacji, spowodować mocny i krótkotrwały wstrząs, który przesteruje bądź
zastopuje możliwości osiągnięcia porozumienia. Wypowiedziana przez Jana 4/44
konfudująca formuła oporu jest w pewnym sensie powtórzeniem odległych, nie mniej
kłopotliwych, wypowiedzianych ustami kopisty Bartleby’ego, słów. Na możliwą
komparację pozwala także równie symptomatyczna reakcja adresata słów skryby:
– Są kopie – odrzekłem spiesznie. – Potrzebne jest sprawdzenie. Trzymaj pan – podałem mu
czwarty egzemplarz. – Wolałbym nie - odpowiedział łagodnym tonem i zniknął za parawanem.
N a k i l k a c h wi l z a m i e n i ł e m s i ę w s ł u p s o l i , stojący na czele siedzącego oddziału mych
kancelistów. Doszedłem do siebie, zbliżyłem się do zasłony i zażądałem wyjaśnienia tak
niezwykłego zachowania441.
Postawione przez Stanleya Fisha pytanie analityczne: jak dane słowo, zwrot, zdanie,
akapit,
rozdział,
powieść,
sztuka,
wiersz,
działają,
warto
usytuować
w wewnątrztekstowym porządku i przyjrzeć się temu, jak działają wypowiedziane przez
bohaterów Pankowskiego i Melville’a formuły. O ile w tekście Pankowskiego
interlokutorzy reagują wyraźną afektacją i zdenerwowaniem, o tyle narrator
z opowiadania Melville’a staje jak słup soli. Ten pozorny brak afektu, według Ernsta
van Alphen, może okazać się również afektem, na tyle silnym, że chwilowo
wytrącającym podmiot z rozumnej stabilności442. W tym sensie Pankowski
nawiązywałby do pewnej tradycji myślenia o języku, bliskiej również Hermanowi
Melville’owi, według której język jako narzędzie komunikacji może być skutecznym
medium wywierania wpływu, wpływu obejmującego szerokorozumiane strategie oporu
jednostki przed ujednolicającym działaniem wspólnoty.
Widziana w tej perspektywie istota językowej zdolności do wywoływania afektu,
analizowana tu na podstawie innowacyjnej prozy Mariana Pankowskiego, w znacznej
mierze polegałaby na przenikaniu się dwóch porządków. Po pierwsze, na taktyce
gwałtownych zaskoczeń językowo-stylistycznych, rozumianych jako periodyczne
przełamywanie nastrojowości i tonacji stylistycznej zdania poprzez wprowadzenie
wulgarnej, obscenicznej bądź emotywnie silnej leksyki, wywołującej kontrasty
stylistyczne, będące według Michaela Riffatera źródłem zdolnych do afekcji bodźców
stylistycznych. Po drugie, na autorskiej wierze w możliwość skonstruowania
idiomatycznej formuły, która skutecznie uszkodzi model oficjalnej komunikacji i tym
441
442
H. Melville, Kopista Bartleby. Historia z Wall Street, przeł. A. Szostkiewicz, Warszawa 2009, s. 21.
Por. E. van Alphen, Afekt, trauma i rozumienie: sztuka ponad granicami wyobraźni, rozm. R. Sendyką
i Katarzyną Bojarską, „Teksty Drugie”, 2012 nr 4, s. 216.
183
samym w jakiś istotny sposób wpłynie na podmiotowe myślenie, wyzwalając
prawdziwie krytyczny potencjał.
2.5 Zamiast podsumowania
Ogólne wnioski, jakie potrafię wyprowadzić z lektury prozy fikcjonalnej
Pankowskiego oraz jego tekstów o charakterze manifestacyjnym, w tym wystąpień
programowych oraz szkiców noszących cechy poetyki sformułowanej, mogą być
jedynie skromną propozycją analityczno-interpretacyjną. Jeżeli, jak chcą Gregory
J. Seigworth i Melissa Gregg (redaktorzy interesującego tomu The Affect Theory
Reader), obecność afektywnych praktyk literackich w strukturze poetologicznej dzieła
literackiego jest formą zaangażowania artysty i odbiorcy443, to projekt literacki Mariana
Pankowskiego jest w istocie świadectwem tego podwójnego udziału. Z jednej strony
będzie to czytelny znak uwikłania pisarza w istotne problemy nowoczesnego
społeczeństwa, które autor Matugi albo uczyni stałym elementem światopoglądowym
swoich tekstów, albo wyrazi expressis verbis w artykułach noszących charakter
wystąpień programowych, zawierających – jak się wydaje – esencję autorskich
przekonań. Z drugiej strony Pankowski wywołując silne intensywności przy
zastosowaniu afektywnych zabiegów literackich, próbuje za ich pośrednictwem
skierować czytelniczą uwagę na problemy według autorskiej intencji ważne,
zainteresować czytelnika tym, co może być dla niego inne, jeszcze niezasymilowane,
tym samym zmusić go do zajęcia jakiegoś stanowiska (w odniesieniu do). Dzieło
Pankowskiego odczytywane w tym sensie, ujawniałoby silną predylekcję autora do
prezentacji szeroko pojętej różnicy, wynikającej – w dużym uproszczeniu – z drażnienia
historycznie uwarunkowanych norm gustu i smaku czytającej publiczności. Ta
skłonność do opowiadania różnicy, określona przez Rolanda Barthesa jako passion for
difference
443
444
(namiętność/umiłowanie różnicy444),
sięga
w
projekcie
literackim
Zob. G. J. Seigworth, M. Gregg, The Affect Theory Reader, Duke University Press, London 2010,
s. 1-25.
Sformułowania używam za przekładem angielskim: R. Barthes, The neutral, trans. R. E. Krauss,
D. Hollier, Columbia University Press, New York 2005, s. 101. Cyt. G. J. Seigworth, M. Gregg, The
Affect Theory Reader, Duke University Press, London 2010, s. 11.
184
Pankowskiego
głównie
obszaru
poznawczo-egzystencjalno-etycznego445,
a
jej
opracowanie opiera pisarz na triadycznej konstrukcji. Wychodząc od autorskiego
(w gruncie rzeczy autorytatywnego) wskazania problemu, czyli de facto jego
wytworzenia, rozrzedzając autorski dyskurs poprzez rozpisanie tematu na poszczególne
głosy, postacie i sceny, Pankowski dąży unaocznienia różnicy poprzez jej
przedstawienie i omówienie, upatrując punktu dojścia w geście przekroczenia,
rozumianym jako inkluzywne włączenie – nieprzyswojonych dotąd aspektów kultury
(życia) – we wspólnotę. Tak pomyślany projekt literacki w rezultacie nie dążyłby do
uszkodzenia wspólnoty, a raczej zakładałby jej nieuchronne i konieczne poszerzenie
przez uzupełnienie. W tym pomyśle, o wyraźnie zarysowanej wrażliwości społecznej,
występującym przeciw przestrzeniom wspólnotowego wykluczenia, dobrze znanym
chociażby
z
praktyk
dwudziestowiecznych
awangardystów,
nie
byłoby
nic
innowacyjnego, gdyby nie wyraźna autorska metoda Pankowskiego, przybierająca
często charakter symbolicznej przemocy dokonywanej na odbiorcy. Wydaje się, że
autor Rudolfa poszukiwał innej płaszczyzny porozumienia z czytelnikiem, kanału, który
do pewnego stopnia wykroczyłby poza tradycyjny system komunikacji oparty na
prawidłach intelektu. Pisarz konstruując silnie oddziałujące jakości obrazowe (często
spełniające rolę obrazowego kontrapunktu), immamentnie związane z licznymi
kontrastami stylistycznymi oraz leksykalnymi napięciami asocjacyjnymi (w dodatku
złączone z zawartym w nich potencjałem afektywnym), próbuje zawiązać z odbiorcą
więź emocjonalną, która omijać będzie konieczność dokonania racjonalnego wyboru.
Najwyraźniej więc Pankowski, podobnie jak Deleuze i Guattari, skłaniał się ku
wrażeniowo-afektywnej koncepcji literatury, w ramach której dominuje przekonanie
o możliwości pozawoluntarystycznego osiągnięcia więzi. Nie chodzi tu jednak o relację
autoteliczną, a raczej o pewien rodzaj poruszenia, asumptu inicjującego refleksję,
o takie oddziaływanie tekstu, które jest gestem artystycznej odpowiedzialności.
Konsekwencją przyjętej tu konceptualizacji afektu jest możliwość jej włączenia
w pewną tradycję myślenia o nim, zapoczątkowaną pismami Arystotelesa i rozwijaną
wzdłuż linii spinozjańsko-deleuzejańskiej, z ważnym punktem wyznaczanym przez
refleksję Lyotarda na temat profilu nowoczesnej kategorii wzniosłości. Linia ta,
w odróżnieniu od psycho-biologicznej koncepcji Sylviana Tomkinsa (kontynuowanej
445
Do podobnych wniosków związanych ze „światopoglądem” afektu, dochodzi Katarzyna Bojarska.
Por. K. Bojarska, Poczuć myślenie: afektywne procedury historii i krytyki (dziś), „Teksty Drugie”
2014 nr 6, s. 8-16.
185
m.in. przez Eve Kosofsky-Sedgwick) w znacznej mierze wychodzi od imperatywu
wprowadzenia istotnej zmiany, za pośrednictwem wywołania efektu wstrząsowego,
poprzez wytwarzanie sposobów dotykania uczuciowości odbiorcy, zmuszania go do
uwagi. W tym sensie chodziłoby o czynienie widocznym i przeżywanym tego, co
pozostaje poza dominującymi dyskursami, za przesłoniętą konwencjami społeczną
praktyką komunikowania się, o – jak pisze Katarzyna Bojarska – odsłonięcie innych
możliwości poznania w świecie w ogóle i w świecie badań naukowych;
o uprzywilejowanie czy też dowartościowanie modeli dotąd wykluczonych, uznanych za
gorsze, wreszcie o wskazanie nowych dróg uprawiania krytyki446.
W rezultacie silna obecność afektywnych zabiegów w literaturze byłaby sposobem
na otwarcie czytającego podmiotu na coś lub kogoś wobec niego zewnętrznego. Ten
sposób myślenia o afekcie dobrze oddaje, niestety nieobecne w dzisiejszej polszczyźnie,
słowo afekcja (według Słownika warszawskiego różne od afektacji, tj. przesady),
używane dla oznaczenia skłonności ku komuś lub czemuś. Tak wyobrażony afekt
nabierałby w pisarstwie Pankowskiego wyraźnych cech etycznych, związanych
z otwarciem na to, co inne, zewnętrze, jeszcze nierozpoznane i nieprzyswojone.
Biografia Pankowskiego, określana przez stan swoistego zawieszenia albo – jak napisze
Krystyna Latawiec – bycia pomiędzy kulturami, dobrze tłumaczy zaintereresowanie
pisarza zjawiskami wobec polskiej kultury obcymi. Zaryzykuję twierdzenie, że to
wychylenie Pankowskiego w stronę zachodniego społeczeństwa spowodowało, że
z dużym wyczuciem potrafił on oddać i przewidzieć nieobecne (jeszcze) w rodzimej
kulturze tendencje socjologiczno-artystyczne zorientowane na aktywny, emocjonalny,
zsubiektywizowany, oparty na silnym (choć często krótkotrwałym) przeżyciu, rozwój
kultury.
Niewątpliwie, dziś bardziej niż kiedyś, mamy do czynienia ze zjawiskiem
społeczeństw i wspólnot zawiązywanych raczej w przestrzeni afektu i emocji niż na
gruncie racjonalnych wyborów. Tę obserwację, którą jeszcze kilka lat temu
z powodzeniem dałoby się zakwestionować, obecnie – głównie przy wsparciu badaczy
kultury – należy uznać za niepodważalną konstatację. Sedno problemu, z właściwą
sobie przenikliwością, ujmie Ryszard Nycz:
(…) żyjemy w społeczeństwach afektywnych, zawiązujemy emocjonalne wspólnoty, w których
więzi społeczne i wspólnotowe doświadczenia zbudowane są raczej na podłożu wspólnego
446
Por. K. Bojarska, Poczuć myślenie: afektywne procedury historii i krytyki (dziś), „Teksty Drugie” 2013
nr 6, s. 10.
186
amalgamatu afektywnego (w większym stopniu zresztą negatywnego niż pozytywnego), aniżeli
racjonalnego wyboru i uznania447.
Dalej, w tym samym tekście, krakowski badacz zwróci uwagę na poważne
konsekwencje tych przemian dla sposobu definiowania kultury, wszak wskaże na
zaktywizowanie kluczowego w etymologii „kultury” aspektu czynnościowego, co
spowoduje, że odświeżeniu ulegnie jej sprawczy charakter, polegający na twórczym
działaniu, które pobudza do istnienia coś, co bez tej zewnętrznej „interwencji”
i „akuszerskiej” (…) opieki nie doszłoby do swego urzeczywistnienia448. To
przesunięcie wykładni z rzeczownikowo-przymiotnikowej na rozumienie kultury w jej
aspekcie czasownikowym nie pozostaje bez wpływu na koncepcję nowoczesnego
podmiotu, zawiązującego krótkotrwałe, intensywne stosunki, poznawczo zorientowane
na akumulację doświadczenia, zgodnie z dynamiczną i fluktuującą logiką emocji,
rozwijaną wzdłuż myślenia nie pojęciowego, a wrażeniowego.
Towarzyszy mi przekonanie, że pisarstwo Pankowskiego bierze swój początek w tej
właśnie wykładni kultury. Zauważmy, że twórczość artystyczna widziana w takiej
perspektywie odsłania jeszcze inny swój wymiar, który określić można jako polityczny,
jeżeli za polityczne przyjmiemy artystyczną praxis, zawierającą społeczny potencjał
zmiany. To jednak nie wszystko. Projekt literacki Pankowskiego czytany przez
pryzmat silnej obecności afektywnych reakcji w planie wewnątrztekstowym, daje możli
- wość nowej interpretacji, według której afekt – wyjaśniany jako niemierzalny czynnik
wpływu wzbudzający ruch, wymuszający afektywne zaangażowanie, wytrącający ze
stanu uśpienia – byłby znakiem kierunkowym wiodącym w stronę swoiście rozumianej
Lebensphilosophie, z właściwym jej umiłowaniem fenomenu życia449. Z kolei, jeżeli za
dystynkcje autorskiej filozofii życia przyjmiemy procesualny charakter podmiotu
(ujmowany jako niegotowość podmiotu konstytuującego się w czasie), cyklicznie
negocjującego własną tożsamość w odniesieniu do szeroko pojętego zewnętrza (inne
podmioty, przestrzeń, kultura) i rozwijającego ją pod wpływem afektu450, czy wyraźny
447
R. Nycz, Afektywne manifesty, „Teksty Drugie” 2014 nr 1, s. 9.
Tamże.
449
W tym miejscu ujawniałaby się wpływ i nietajona przez pisarza fascynacja witalistyczną twórczością
Skamandrytów, a szczególnie dziełem Juliana Tuwima. Tę obserwację potwierdza działalność
krytyczno-literacka (Elegia na śmierć Tuwima, „Kultura” 1954 nr 3, s. 56-58; Próba nowego
określenia poetyki Tuwima, „Oficyna Poetów” 1968 nr 2, s. 33-44) i przekładowa Pankowskiego
(obecność aż trzech wierszy poety w przygotowanej przez Pankowskiego Anthologie de la poesie
polonaise du XV au XX siècle, wydanej w 1960 roku).
450
Do podobnych wniosków dochodzi Luiza Nader w artykule Afektywna historia sztuki, „Teksty
Drugie” 2014 nr 1, s. 14-39.
187
448
indywidualizm
kojarzony
ze
spontanicznością
i
aktem
twórczym
(również
performansem), ale także odrzucenie esencjalizmu na rzecz fenomenalizmu, to
widziany w tak szerokiej skali projekt literacki Pankowskiego ujawnia cechy zjawiska,
które Ewa Domańska proponuje określić mianem humanistyki afirmatywnej451.
Wiele przemawia za tym, że Pankowski operując swoiście rozumianą przemocą
symboliczną, związaną przede wszystkim z poetyką prozy fikcjonalnej, podejmuje
próbę odsłonięcia kreatywnych właściwości konfliktu jako siły mobilizującej do
działania452 (nawet jeżeli za działanie uznamy przesterowanie, zmianę jednostkowego
myślenia), siły służącej wsparciu, wzmocnieniu, stymulowaniu rozwoju, budowaniu
przestrzeni dla tworzenia indywidualnej i zbiorowej tożsamości/podmiotowości453.
Afektywne zabiegi w projekcie literackim Pankowskiego byłyby zatem próbą
przekroczenia negatywności, próbą podszytą wiarą w możliwość przemiany tego, co
negatywne, w to, co posiada utajony ładunek pozytywności454.
Odkrycie i odczytanie reguł semantycznej organizacji afektywnych zjawisk odsłania
ich złożone – będące pochodną mikro- i makrostruktur semantycznych –
ukształtowanie, których znaczenia w wymiarze strukturalnym tworzą się w układach
relacyjnych, pozwalając tym samym racjonalnie wyjaśnić wrażenie oryginalności oraz
innowacyjności literackich rozwiązań Pankowskiego.
451
Por. E. Domańska, Humanistyka afirmatywna: władza i płeć po Butler i Foucault, [w:] Władza i płeć.
Historyczne konteksty, współczesne krytyki, nowe perspektywy, pod red. F. Kubiaczyka
i M. Owsiannej, Poznań-Gniezno, 2013 (w druku).
452
Tamże, s. 3.
453
Tamże, s. 8.
454
L. Nader, Afektywna…, dz. cyt., s. 16.
188
Rozdział 3
Odejście i powrót – nieodzowność doświadczenia religijnego
w dobie nowoczesności. Wybrane aspekty refleksji
postsekularnej w prozie Mariana Pankowskiego
3.1 Nowoczesność i religia. Zarys problemu
Jeżeli przyjąć za trafne wysunięte przez Waltera Benjamina w eseju O pojęciu
historii założenie dotyczące rzeczywistego oraz niezafałszowanego charakteru doby
nowoczesności, której bieg i kształt wyznaczane są w głównej mierze przez trzymaną
w ukryciu teologię, tego małego i brzydkiego karła455, i jeżeli rację ma Agata BielikRobson, kiedy pisze, iż przekonanie, że nowoczesność to epoka powszechnej
sekularyzacji, która osłabiła czy wręcz całkowicie zniosła oddziaływanie konceptów
natury teologicznej, [należących] do słownika komunałów albo półprawd, które
powinno się z równą siłą kwestionować i zwalczać, to te wyimkowe konstatacje nie
pozostaną bez wpływu na to, co w naukach humanistycznych jawi się jako idea
modernitas bez Boga i religii. Tak określone warunki refleksji postsekularnej,
podważając jedną z naczelnych tez modernizmu, tę mianowicie, która zakłada prymat
zjawiska powszechnej sekularyzacji, wprowadzają zmianę, przynosząc zasadniczą
modyfikację w obrębie dotychczasowego rozpoznania specyfiki doby nowoczesności.
Odtąd – by znów przywołać znakomitą badaczkę – będzie ona przestrzenią starcia
dwóch wrażliwości sakralnych, wzajemnie się znoszących, a przez to sprawiających
powierzchowne i złudne wrażenie odreligijnienia456. Krótko mówiąc, uwzględnienie
problematu religii jako inkluzu właściwego nowoczesności może przynieść poznawczo
interesujące rezultaty, wszak pozwoli spojrzeć w szerszy i pełniejszy sposób na
zjawiska dotąd wyłączone z dyskursu nowoczesności z powodu ich przyjętej a priori
455
456
W. Benjamin, O pojęciu historii, [w:] tegoż, Anioł historii: eseje, szkice, fragmenty, red. Hubert
Orłowski, tłum. Krystyna Krzemieniowa i inni, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1996; dostęp
online [02.02.2015]: http://filozofiauw.wikidot.com/teksty-zrodlowe.
A. Bielik-Robson, Powrót mesjańskiej obietnicy, czyli nowoczesność w perspektywie postsekularnej,
[w:] Drzewo poznania. Postsekularyzm w przekładach i komentarzach, pod red. P. Bogaleckiego i
A. Mitek-Dziemby, Katowice 2012, s. 351.
189
anachroniczności czy nieprzystawalności do temperamentu epoki. Ten ambiwalentny
stosunek do tematów religii i wiary, warunkowany gramatyką przyswojenia
i odrzucenia oraz afirmacji i chęci zniszczenia, wydaje mi się nie dość dobrze
zadomowiony w rodzimej literaturoznawczej refleksji i z tych też powodów
w niniejszym rozdziale zamierzam poddać prozę narracyjną Mariana Pankowskiego
analizie, którą za Agatą Bielik-Robson określam mianem analizy postsekularnej457.
Autorka Kryptoteologii późnej nowoczesności tak określiła ten typ działań: Analiza
postsekularna podejmuje się takiego właśnie zadania deszyfracji (…). Nie dodaje nic do
stanu kondycji nowoczesnej; nie postuluje żadnego powrotu wiary religijnej, nikogo nie
nawraca (…) nie domaga się odrodzenia teologii458. Jest działaniem zmierzającym do
odsłonięcia tego, co przedstawia się, egzystuje jako skryte i wyparte z jednej, choć
obdarzone potencjałem formatywnym z drugiej strony.
Dla przejrzystości wywodu nieodzowne jest ustalenie i zdefiniowanie problemów
węzłowych, będących konsekwencjami przyjęcia tak wyodrębnionego kontekstu
badawczego. Po pierwsze zatem, należy ustalić podstawowe cechy zjawiska
określonego
mianem
refleksji
postsekularnej.
Po
wtóre,
ten
humanistycznej czy jak chcą inni: sposób interpretacji tekstów kultury
nurt
459
refleksji
, musi zostać
włączony w szerszy kontekst warunków historycznych, co pozwoli uwzględnić
specyfikę epoki nowoczesności, przy jednoczesnej rezygnacji z próby całościowego
opisu zjawiska postsekularyzmu jako takiego na rzecz bliższego przedstawienia
immanentnego aspektu tej refleksji. Za jej symboliczny początek można uznać
„legendarne” już dziś Seminarium na Capri, skupione na sposobach obecności religii
w nowoczesnej kulturze i na jej formach przetrwalnikowych, mało widocznych na
powierzchni, ale obecnych w postaci śladu czy reminiscencji. Inaczej rzecz ujmując,
w polu widzenia pozostaną różne od dogmatycznych i systemowo-instytucjonalnych,
indywidualne emanacje związków podmiotu z tym, co uznać można za „religijne”, a co
poddane procesowi sekularyzacji w efekcie zostało nazwane przez Thomasa
Luckmanna jako sprywatyzowanie religii460. Na koniec tych wstępnych ustaleń
pozostaje wyjaśnić powód, dla którego to właśnie proza Mariana Pankowskiego stanowi
457
Tamże.
Tamże.
459
Orędownikiem takiego ujęcia jest m.in. K. Jarzyńska. Por.: K. Jarzyńska, Postsekularyzm – wyzwanie
dla teorii i historii literatury (rozpoznania wstępne), „Teksty Drugie” 2012 nr 1-2, s. 294-307.
460
T. Luckamann, Niewidzialna religia. Problem religii we współczesnym społeczeństwie, przeł.
L. Bluszcz, Kraków 1996.
190
458
fortunnie dobrany przykład unaoczniający w sposób dość sugestywny pewne tendencje
epoki461. Projekt literacki Mariana Pankowskiego był pomyślany jako dzieło na wskroś
nowoczesne, czego liczne dowody dostarcza już blok listów pisarza z Jerzym
Giedroyciem, analizowany w rozdziale pierwszym, jak również omówiony w rozdziale
drugim autorski imperatyw tworzenia literatury wzbudzającej intensywne reakcje
afektywne. Podobne wnioski z lektury książek Pankowskiego wysnuwał też
Przemysław Czapliński, zauważając w inicjalnych zdaniach artykułu Pankowski:
A 20th-Century Writer in the Presence of the Canon: He [Pankowski – podkreśl. JB]
hits the mark on the vulnerable points of modern discourses (…)462. Tyleż lapidarna, co
rozległa semantycznie uwaga natury ogólnej nie odsłania zasadniczych cech tej
literatury, również niekoniecznie ujawnia jej nowe dystynkcje, a raczej pozwala wpisać
ten projekt literacki w inny, nowoczesny porządek interpretacyjny i analityczny,
uruchamiając jego instrumentarium teoretyczne i tematyczny słownik. Ze względu na
przyjęte w niniejszych dociekaniach założenie notacja poznańskiego badacza domaga
się jednak uzupełnienia: o ile Pankowski rzeczywiście dobrze mierzył w czułe punkty
nowoczesności, o tyle trafiał w nie ze szczególnego powodu, ponieważ sam był czułym
punktem nowoczesności. Niewykluczone, że uznając w Pankowskim przedstawiciela
formacji intelektualno-artystycznej Roland Barthes463 powiedziałby o nim, że był
odchodem, odpryskiem nowoczesnego świata, pisarzem, przez którego przepływał
żywioł modernitas. Ten status nieomal-papierka-lakmusowego związany był z formą
podwójnej obecności autora Matugi: polskiej i belgijskiej, umożliwiającej – intuicyjne
chociażby
–
wyczuwanie
i
przeczuwanie
pewnych
mód
intektualnych
i światopoglądowych, dostrzeganie ważnych problemów cywilizacyjnych (np.
afrykańska imigracja, metody kontroli nowoczesnego państwa). Inaczej mówiąc,
diachroniczna lektura korpusu prozy narracyjnej – ujmowanej właśnie jako procesualnie
koherentna całość – pozwala zaobserwować, że Pankowski (a zatem jego literatura)
461
Z pewnością w literaturze polskiej ostatnich lat zaobserwować można wzmożone zainteresowanie
„postsekularymi” postaciami religii i wiary. Najciekawszy i bodaj najważniejszym przykładem jest
powieść Ignacego Karpowicza Balladyny i romanse (Kraków 2010). W podobny sposób czytać
można ostatnią powieść Mariusza Sieniewicza Walizki hipochondryka (Kraków 2014). Z oczywistych
względów w tym miejscu nie będę szerzej rozwijał tej uwagi, z pewnością zasługującej na odrębne
omówienie.
462
P. Czapliński, Pank’s not dead: A 20th-Century Writer in the Presence of the Canon, “Russian
Literature”. Croatian and Serbian, Czech and Slovak, Polish, November 2011 nr 4, s. 618.
463
Patrz: K. Kłosiński, Sarkazmy, [w:] R. Barthes, Mitologie, przeł. A. Dziadek, Warszawa 2000, s. 5.
191
żywo reagował na zmienne wiatry nowoczesności464. Forma podwójnej i niepełnej
tożsamości pisarza, przesądza również, jak sądzę, że twórczość Mariana Pankowskiego
(a szczególnie narracyjną prozę fikcjonalną) trudno włączyć w nurt modernizmu czy
postmodernizmu zachodnioeuropejskiego – tam, tzn. w realiach Europy Zachodniej był
pisarz istotnie odpryskiem jak wielu innych. Natomiast wobec literatury krajowej
okazał się wówczas przesadnie „artystowski”, zbyt mało ideowy, żeby postawić go
w rzędzie emigrantów-intelektualistów (Miłosz, Wat, Stempowski), którzy próbowali
myśleć o kondycji europejskiej w sposób mocno zakorzeniony w historyzmie.
Traktowali oni dziedzictwo religijne (w perspektywie kulturowej) raczej poważnie,
przeciwstawiając wiary tradycyjne „nowej” komunistycznej albo nihilizmowi
nowoczesnej aksjologii wyrosłej na gruncie nauki (Ziemia Ulro). Pankowski w takim
nurcie nie mieści się. Nadto jako pisarz z założenia minorum gentium (wiele przemawia
za tym, że pisarz miał tego świadomość) odbija w bardziej wyrazisty sposób tendencje
epoki. Nie od dziś wiadomo, że jeśli chce się poczuć klimat czasów, to warto zajrzeć do
literatury rangą „niższej” (w tym wypadku idzie o rangę ideową nade wszystko, choć
o poznawczą chyba też). Dla założonych jako konieczne przyszłych analiz
i interpretacji, które wypełnią ten rozdział oznacza to mniej więcej tyle, że to właśnie
na obrzeżach i wśród marginaliów literackich poszukiwał będę właściwości
postsekularyzmu literackiego, gdyż to tam one się najbardziej sugestywnie
uwidaczniają.
Zatem wśród naczelnych problemów światopoglądowych tego projektu literackiego
wskazać zwłaszcza należy stałą obecność tematów religijnych (czy okołoreligijnych),
dyskursywizujących zagadnienie wiary religijnej, tematów w sposób zamierzony
meandrujących problem artykulacji wiary na poziomie społecznym, przy jednoczesnym
wyłączeniu poza nawias zainteresowania kwestii metafizyki i boskiej ontologii,
wreszcie tematów – by posłużyć się tytułem artykułu Anny Burzyńskiej – rozpiętych od
metafizyki do etyki465. Uważna analiza tekstów fikcjonalnych Pankowskiego pozwala z
mocnym przekonaniem stwierdzić, że pisarz przeszedł typową dla doby nowoczesności
drogę: od kontestacji instytucjonalno-dogmatycznych postaw do stwierdzenia
immanentnej potrzeby wiary i religijności. Przekonująco pisała o tym rytmie
464
Zob. K. Latawiec Pankowski: Between the Carpathians and European Civilization, “Russian
Literature. Croatian and Serbian, Czech and Slovak, Polish”, November 2011 nr 4. Pamiętać też
trzeba o rodzinnych uwarunkowaniach: religijna matka, ojciec-przedwojenny socjalista, środowisko
laickie Université Libre de Bruxelles.
465
A. Burzyńska, Od metafizyki do etyki, „Teksty Drugie” 2002 nr 1-2, s. 64-80.
192
nowoczesności Anna Burzyńska, wskazując na istnienie wyraźnych punktów
orientacyjnych oddających specyfikę tego okresu historycznego, odnoszących się do
zagadnień metafizyczno-etycznych, których korzenie i wektory umiejscowiła w dwóch
konkretnych momentach drugiej połowy XX wieku, obdarzając je przy tym istotnym
dla świadomości epoki znaczeniem, rozwiązującym w dodatku kwestię jej wewnętrznej
dyferencjacji. Uznała wczesne lata sześćdziesiąte za czas początku przełomów
zmierzających do kompromitacji wszelkich postaci dogmatyzmu oraz poznawczego
fundamentalizmu. Według badaczki te krytyczne i kontestacyjne tendencje ulegają
wyraźnej modyfikacji w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy to słabnie „właściwa” (…)
tzn. krytyczno-polemiczna, a nawet – jak twierdzą niektórzy – rewolucyjnokontestacyjna energia myślicieli ponowoczesnych, a pojawiają się coraz wyraźniejsze
wysiłki skierowane w stronę budowania nowej racjonalności, w rezultacie przynoszącej
nowe, bardziej rozproszone i płynne, mniej ostre i często przygodne, formy „uwikłania”
podmiotu w religię i religijność. Wyostrzeniu ulegają przy tym kwestie o wiele
ważniejsze i w odniesieniu do pierwotnych założeń przeciwne, co prowadzi do
przekonania, (…) że zupełnie bez podstaw obyć się nie da, że – innymi słowy – owa tak
kusząca nomadyczność poznawcza domaga się, jeśli nie mocnych fundamentów, to
przynajmniej punktów orientacyjnych466. Wydaje się, że tak ustalone warunki
początkowe dla dyskursu postsekularnego rzucają nowe światło na obecność wątków
religijnych w prozie Mariana Pankowskiego, pozwalają także przenieść ten problemat
w szerszy i właściwszy kontekst analityczno-interpretacyjny, oferujący możliwość
pełniejszego, mniej redukcyjnego
spojrzenia
na tę twórczość, nader łatwo
kwalifikowaną jako „szydercza” na planie światopoglądowym. Wskazanie węzła
problemowego, na potrzeby chwili określanego w tym miejscu mianem religijnego, jak
i uznanie go za dystynktywny dla prozy fikcjonalnej Mariana Pankowskiego nie jest
działaniem pionierskim, wszak pamiętać trzeba ustalenia licznych znakomitych
poprzedników komentujących tę twórczość. Już przed blisko trzydziestu laty zwracali
oni uwagę, że motywy wiary i religii należą do tematów stale nawracających
w pisarstwie Pankowskiego467. Obserwację Stanisława Barcia, pierwszego monografisty
pisarza, podzielała Krystyna Ruta-Rutkowska, pisząc w Szkicach o twórczości Mariana
Pankowskiego: Kwestia stosunku do religii to zapewne jeden z „przeklętych
problemów” Pankowskiego. Na marginesie notacji wskazywała dwa wymiary tego
466
467
Tamże, s. 64-65.
Patrz: S. Barć, Marian Pankowski: poeta-prozaik-dramaturg, Lublin 1991, s. 128-129.
193
zjawiska: pierwszy, dotyczący krytyki „zewnętrzności” katolicyzmu, a ściślej jego
obrzędowych manifestacji i drugi, odnoszący się do filozoficznego wymiaru
religijności, który łączyła z autorskim stosunkiem wobec sacrum oraz kwestią jego
miejsca w doświadczeniu i egzystencji człowieka468. O ile pierwszy z aspektów jest dla
niniejszych rozważań mniej interesujący, głównie z powodu obfitej i rzetelnej literatury
podmiotu, o tyle drugi nie wydaje się dotąd wyzyskany w pełni. Jeśli skupić się na
informacjach stematyzowanych i wypowiedziach (literackich i autorskich) explicite
mierzących w ten właśnie punkt widzenia, oferuje jeszcze pewne pole analitycznointerpretacyjnego manewru. Najbardziej instruktywne w tej materii wydają się jednak
rozpoznania Krystyny Latawiec, która w kodzie artykułu Pankowski: Between the
Carpathians and European Civilization przekonywała:
Pilgrimage, typical of Polish folk piety, but intellectually and emotionally foreign to Western
Europeans, has been made into the canvas of <<Pątnicy z Macierzyzny>> (<<The Pilgrims from
Motherland>>). From modern perspective, such pilgrimages could be discarded as anachronously
understood and practiced religiosity. Such reading of this prose is fully justified. However, if it is
assumed that a massively celebrated ritual discharges the energy of instincts, the previous
statement is no longer so obvious. In such a case, the march towards the <<sacrum>> is not
present in the official doctrine of the Catholic Church.469
Jeżeli dobrze odczytuję
rozpoznaniem
zawartą w tym fragmencie presupozycję, to jest ona
istniejącego
światopoglądowego,
w
wynikającego
tej
z
twórczości
przeciwnych
rozdzierającego
wektorów
napięcia
racjonalności
i religijności. Krótko mówiąc, Latawiec w miejscu, w którym niektórzy badacze
widzieli jedynie prostą i jaskrawą krytykę religijnej obrzędowości, sięgając głębiej
dostrzega fenomen znacznie istotniejszy, bo wskazujący na – odmienny od dotąd
formułowanego – afirmatywny stosunek autora do zagadnień religii i wiary. Jeszcze
inaczej
rzecz
ujmując:
badaczka
wydobywała
na
światło
dzienne
wariant
pozadogmatycznego i pozainstytucjonalnego stosunku pisarza do zjawiska religii
468
469
Por. K. Ruta-Rutkowska, Szkice o twórczości Mariana Pankowskiego, Warszawa 2008, s. 151.
K. Latawiec, Pankowski…, dz. cyt., s. 550. [Charakterystyczne dla polskiej ludowej pobożności
pielgrzymowanie, intelektualnie i emocjonalnie obce zachodniemu Europejczykowi, czyni kanwą
Pątników
z Macierzyzny. Z perspektywy nowoczesnej można to pątnikowanie odesłać do lamusa
anachronicznie pojmowanej i praktykowanej religijności. I taka lektura tej prozy jest w pełni
uzasadniona. Jeśli jednak przyjąć, że zbiorowo odprawiany obrzęd daje upust instynktownym
energiom, to rzecz wyda się mniej oczywista. Wówczas pochód ku sacrum to nie tyle etnograficzna
ciekawostka, co dowód na moc pierwiastka żeńskiego w polskim kulcie maryjnym. Urzeczywistnia
się on w pielgrzymowaniu, skoro nie w oficjalnej doktrynie katolickiej]. Przekład polski przytaczam
zgodnie z oryginalną wersją referatu dostępną na stronie internetowej [dostęp: 10.06.2014]:
http://www.latawiec.krakow.pl/index.php?topic=pankowski
194
i wiary, choć nie używała przy tym właściwego postsekularnej refleksji aparatu
pojęciowego. Do podobnych wniosków, również wypowiadanych poza słownikiem
nowoczesnej teorii, dotarł Tomasz Chomiszczak, który wszelako intuicyjnie
wychwytując odpowiadający zagadnieniu prywatyzacji wiary nurt refleksji w prozie
Mariana Pankowskiego, zwracał uwagę głównie na przedchrześcijańskiej prowieniencji
motywy liturgiczne bliższe folklorystycznych wierzeń niż dogmatycznej wiary470. Do
skrótowo przedstawionych w tym miejscu stanowisk badaczy przyjdzie jeszcze
powrócić.
Posługiwanie się pojęciem nowoczesności471 nie będzie tu związane z próbą nowej
(kolejnej?) typologizacji tego niezwykle rozległego zjawiska, polegać będzie raczej na
skupieniu się na wybranym aspekcie epoki inaczej profilującym zainteresowania
badawcze i koncentrującym się na jego uniwersalności. Zresztą przyjęta perspektywa
historyczna jest na ogół zgodna ze źródłowym rozumieniem procesu nowoczesności,
u zarania którego stoi żywioł sekularyzacji, będący w istocie ruchem na rzecz nowego
uregulowania instytucjonalno-dogmatycznych uroszczeń religii472. W tym sensie,
jednym z naczelnych problemów takiego ukontekstowienia będzie ustalony przez
Waltera Benajmina sposób funkcjonowania religii w nowoczesnym świecie,
domagający się wszelako nieco szerszego omówienia, uwzględniającego i łączącego
stanowiska różnych (często przeciwnych sobie) badaczy, w efekcie zgadzających się co
do jednego: religia nie zniknęła, a jedynie zmieniły się sposoby jej przejawiania się, co
pozostawiło wyraźny ślad w postaci ukonstytuowania się nowych, bardziej prywatnych
i zsubiektywizowanych form życia duchowego. W takiej perspektywie należy zapytać
o miejsce i funkcję literatury w dobie nowoczesności. Odpowiedź na to pytanie jest
determinowana przez przyjęty tryb postępowania badawczego, co pozwala ujmować ją
jako miejsce zapisu (sekularyzacyjnych) tendencji epoki oraz sposób artykulacji źródeł
moralno-religijnych
obarczonych
autorskim/podmiotowym
stanowiskiem
światpoglądowym; więcej nawet: taka charakterystyka tekstu literackiego spowoduje,
że będzie on jednocześnie wyrażał autorską/ podmiotową troskę o aktualność, obecność
i społeczną świadomość tychże źródeł. Towarzyszy mi przekonanie, że zastosowana
470
T. Chomiszczak, Mistrz ceremonii: Marian Pankowski – od filologii do rytuału, Sanok 2014, s. 143.
Terminem nowoczesność posługuję się w rozumieniu uzgodnionym i powszechnie podzielanym przez
badaczy, w tym M.J. Siemka oraz J. Święcha. Patrz: M.J. Siemek, Wykłady z filozofii nowoczesności,
Warszawa 2012 J. Święch, Nowoczesność. Szkice o literaturze polskiej XX wieku, Warszawa 2006.
472
Por. H. R. Jauss, Proces literacki modernimzu od Rousseau do Adorna, przeł. P. Bukowski, [w:]
Odkrywanie modernizmu. Komentarze i przekłady, red. i wstęp R. Nycz, Kraków 2004, s. 22-59.
195
471
optyka spojrzenia „z zewnątrz” na prozę fikcjonalną Pankowskiego, ujęcie jej w ramach
skończonej, procesualnej całości, umożliwia pełniejszą jej charakterystykę, bowiem
z tego punktu widzenia stają się uchwytne i bardziej zrozumiałe podstawowe cechy tego
projektu literackiego. Jednakże taki opis nie jest właściwy jedynie literaturze, ale
w równym stopniu jest zauważalny w innych przejawach aktywności ducha ludzkiego,
o czym interesująco pisał w zakończeniu Źródeł podmiotowości Charles Taylor,
wskazując powody przygotowania opus magnum, [były nimi]: próba przywrócenia
i odzyskania pogrzebanych dóbr poprzez ich ponowne wyartykułowanie – a tym samym
chodziło o to, by mogły one znów stać się źródłem siły, zdolnym na nowo wprawić
w ruch zapadnięte płuca życia duchowego473.
W ten sposób Taylor pośrednio formułował tezę, którą w pełni wyraził w ogłoszonej
kilka lat później książce A secular age, gdzie wskazywał, iż dziś proces sekularyzacji
sprowadza się do ustalenia się nowych warunków posiadania przekonań religijnych474,
czym nawiązywał do obecnych w naukach humanistycznych, głównie w socjologii
religii od lat sześćdziesiątych, tendencji podważających zasadność naczelnego założenia
sekularyzmu, w myśl którego na skutek wzmożonego rozrostu i wielokierunkowości
procesów modernizacji oraz racjonalizacji, wieszczono nieuchronny zmierzch religii475.
Wyodrębniony przez kanadyjskiego filozofa zasadniczy dla doby nowoczesności
problem, właściwe jej napięcie, wynikające z nieustannego sporu biorącego początek
w miejscach styku fundamentalnych wartości, w relacjach między jednostką
a wspólnotą, między racjami serca a racjami rozumu, między potrzebą przynależności
a potrzebą autonomii476 w zasadniczy sposób określa aksjologiczny horyzont
nowoczesnego podmiotu. Tak więc te wskaźniki kryzysu, te – jak napisze Taylor –
niekwestionowalne dobra, tworząc dialektyczny z ducha związek, wskazują potrzebę
istnienia innego, trzeciego porządku, którego przestrzeń mogłaby posłużyć jako
terytorium konsensu, artykulacji, ujawniając tym samym ową podstawową binarność
i właściwe jej konflikty. Tę możliwość oferują ramy tekstu literackiego. Nie jest jednak
tak, iżby wskazane sprzeczności i powstałe linie napięć dowodziły braku podmiotowej
integralności, bowiem według Taylora istniejące konflikty w żadnej mierze nie
473
Cyt. za A. Bielik-Robson, wstęp do: C. Taylor, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości
nowoczesnej, s. VIII.
474
A. Bielik-Robson, „Na pustyni”. Kryptoteologie późnej nowoczesności, Kraków 2008, s. 8.
475
Por. T. Kunz, Indywidualizacja i więź wspólnotowa. Religia jako narzędzie samoidentyfikacji
w świecie późnej nowoczesności. „FA-art.Kwartalnik Literacki” 2013 nr 1-2, s. 3.
476
A. Bielik-Robson, wstęp do: C. Taylor, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości…, dz. cyt.,
s. XV.
196
dowodzą
fałszywości
antagonistycznych477.
(bądź
prawdziwości)
zawartych
weń
tendencji
Najpełniej ten postulat, tkwiący w relacji podmiotu wobec
literatury, podsumowała Agata Bielik-Robson, notując we wprowadzeniu do Źródeł
podmiotowości:
Na powstanie podmiotowości w naszym zachodnim, nowożytnym sensie składa się wiele źródeł,
od początku skonfliktowanych. Od samego początku jednak to właśnie konflikty, dychotomie,
opozycje, dualizmy, sprzeczności – jakkolwiek nazwiemy zjawisko „popękanych horyzontów”
modernitas – są prawdziwą siłą sprawczą podmiotowości. Bez napięcia między róznymi dobrami
nie byłoby subiektywności: im większe bowiem napięcie, tym silniejsza racja istnienia
podmiotowości jako osobnej, swoistej formuły negocjacji między zewnętrznymi
przeciewieństwami478.
Stanowisko Taylora, do niedawna spełniające rolę niemalże paradygmatycznych ustaleń
w
zakresie
warunków
i
historycznej
specyfiki
nowoczesności,
objaśniające
zróżnicowany, wewnętrznie sprzeczny, choć kongruentny charakter epoki, bynajmniej
nie funkcjonowało w teoretycznej próżni, bo jak pokazuje lektura dzieł dziś już
uznawanych za rudymentaria rozważań nad kodem nowoczesności, zbliżone wnioski
formułowali inni europejscy myśliciele, których uwagę także ogniskowały formy
obecności religii i artykulacji doświadczenia religijnego w rzeczywistości modernitas.
Wśród badaczy zajmujących się funkcją religii oraz sposobami jej przejawiania się
w nowoczesności wielu zwolenników zdobył sobie pogląd przypisywany Thomasowi
Luckmannowi, który w ogłoszonej w latach sześćdziesiątych książce pt. Niewidzialna
religia wskazywał na nieodrodną nowoczesności zmianę, polegającą na silnym
zindywidualizowaniu religii479, opisywanym także – w tym i przez komentatora myśli
Luckmanna, Huberta Knoblaucha – jako zwrot od religii do religijności480.
Czym zatem miałaby charakteryzować się owa właściwa nowoczesności zmiana, ów
typ religii, a raczej religijności? Wydaje się, że obaj badacze określają tę tendencję jako
stopniowe przejście od tradycyjnych, zinstytucjonalizowanych i dogmatycznych form
religii do jej postaci uwewnętrznionej, silniej powiązanej ze skłonnościami do
podmiotowej subiektywizacji takich treści, w dodatku cechujących się słabym
477
C. Taylor, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, przeł. M. Gruszczyński, nauk.
oprac. T. Gadacz, wstęp A. Bielik-Robson, Warszawa 2012, s. 923. Filozof pisze: Pomiędzy tymi
dobrami może zachodzić konflikt ale nie jest tak, by jedne dowodziły fałszywości drugich.
478
A. Bielik-Robson, wstęp do: C. Taylor, Źródła podmiotowości…, dz. cyt., s. XXXVIII.
479
T. Luckamann, Niewidzialna religia. Problem religii we współczesnym społeczeństwie, przeł. L.
Bluszcz, Kraków 1996, niemal wszędzie.
480
H. Knoblauch, „Niewidzialna religia” Thomasa Luckamanna, czyli o przemianie religii w religijność,
przeł. D. Motak, [w:] T. Luckamann, Niewidzialna religia. Problem religii we współczesnym
społeczeństwie, przeł. L. Bluszcz, Kraków 1996.
197
przepływem między poszczególnymi podmiotami, subiektywnościami (ograniczoną
możliwością przekładu w przestrzeni intersubiektywnej). Podobne konkluzje,
wysuwane jednak z odmiennej, historycznej perspektywy, można odnaleźć w książce
Ulricha Beck’a o wymownym tytule A God of One’s Own z 2010 roku, w której
niemiecki socjolog wychodząc od założenia głębokiej zmiany – przejścia od
„(zinstytucjonalizowanej) religii do (zindywidualizowanej) wiary” – odpowiednio
oddającej charakter epoki, zmiany biorącej swój początek w „rozdzieleniu religii
i nauki, a także religii i państwa”, w czym widzi nie tyle „przyczynę alienacji
i zmierzchu religii”, ile „dar od Boga, stanowiący grunt pod współczesne odrodzenie
religijne”481. Trafnie rzecz ujmie Tomasz Kunz, pisząc, że mamy do czynienia z nową
formą religijnej wspólnotowości, wzrastającej na glebie zindywidualizowanych,
niedogmatycznych wierzeń, które stają się przestrzenią dobrowolnej partycypacji
i osobistego zaangażowania482.
Gdy w październiku 2001 roku Jurgen Habermas wygłaszał przemówienie z tytułu
otrzymania Nagrody Pokojowej Niemieckich Księgarzy, niejako w reakcji na koszmar
niedawnych zamachów na WTC w Nowym Yorku, gdy do opisu późnej nowoczesności
używał określeń nasze dawno zsekularyzowane czasy lub odczarowana nowoczesność,
to na marginesach tego odczytu markował jeszcze inną ważną myśl, wykraczającą
daleko poza ówczesny kontekst polityczno-militarny, dotyczącą realnych – choć
wypartych, a może zapomnianych – korzeni nowoczesnego świata i napominał
o czujność, by rozwój technologiczny oraz cywilizacyjny postęp nie przesłoniły pamięci
tradycji, nie zatarły źródeł religijno-moralnych Europy: (…) egalitarne prawo rozumu
ma religijne korzenie – zakorzenione jest w owej rewolucji mentalnej, która zbiega się
z rozwojem wielkich światowych religii. Ale ta rozumowa legitymizacja prawa i polityki
czerpie z od dawna zeświecczonych źródeł tradycji religijnej483. Ta ważna uwaga
późnego syna Teorii Krytycznej szkicuje zasadniczy horyzont refleksji wielu
współczesnych myślicieli, których rozważania zogniskowane były wokół zjawiska
powrotu religii i nowoczesnych sposobów jej przejawiania się. Bliskie pokrewieństwo
do cytowanego tu Habermasa ujawniały już refleksje Benedetto Croce’ego,
podkreślającego rolę i konieczną obecność chrześcijańskiej dogmatyki i etyki w obecnej,
481
Cyt. za T. Kunz, Indywidualizacja i więź wspólnotowa. Religia jako narzędzie samoidentyfikacji
w świecie późnej nowoczesności. „FA-art.Kwartalnik Literacki” 2013 nr 1-2, s. 9.
482
Tamże, s. 11.
483
J. Habermas, Wierzyć i wiedzieć, przekł. M. Łukasiewicz, „Znak” 2002 nr 9, s. 15.
198
zeświecczonej kulturze484 – by przywołać nieco odleglejsze rozpoznania kondycji,
dokonywane niejako z „wnętrza” dziejącej się modernitas. Z drugiej zaś strony kwestia
wypartych źródeł nowoczesności wciąż pozostawała warta namysłu dla młodszych
niemal o całą erę filozofów skupionych wokół seminaryjnej inicjatywy Jacques’a
Derridy485, czego pokłosiem jest książka Religia. Seminarium na Capri. Nie wchodząc
w szczegóły kolejnych wystąpień ani w dyskusję skoncentrowaną wokół ustalenia rangi
zapisanych w tej pozycji głosów, za symptomatyczne dla tego intelektualnego ruchu
przyjmuję pytanie wysunięte przez Gianni’ego Vattimo: Jeśli chodzi o powrót, to czy to
ponowne pojawienie się religii można uznać za akcydentalne w stosunku do jej esencji?
W tym samym tekście autor Końca nowoczesności odpowiadał: (…) mamy podstawy do
tego, by przypuszczać, że powracanie jest jednym z podstawowych aspektów (lub
jedynym podstawowym aspektem) doświadczenia religijnego486. Z przynajmniej jednego
jeszcze powodu tekst Vattimo zasługuje na wzmożone zainteresowanie; otóż kawałek
dalej włoski filozof formułuje postulat wytężonych studiów nad ponowną obecnością
religii, a nawet idzie dalej w swych propozycjach, zachęcając, by tropić resztki,
pozostałości tego, co religijne, by pójść śladem [ich] śladu i bliżej przyjrzeć się
sposobom oraz formom tego renesansu: Jeśli przyjmiemy, że powracanie nie jest
zewnętrznym i przypadkowym aspektem doświadczenia religijnego, wobec tego także
konkretne sposoby tego powracania, tak, jak go doświadczyliśmy w naszych głęboko
zdeterminowanych
okolicznościach
historycznych,
powinniśmy
uznać
za
podstawowe?487.
Koniecznie trzeba zaznaczyć, że ten postulatywny gest Vattimo nie jest w istocie
prostą próbą podjęcia na nowo religijności metafizycznej, to znaczy [powrotu] przez
ucieczkę od zamętu nowoczesności i od wieży Babel zeświecczonego społeczeństwa ku
odnowionemu fundamentalizmowi488. Jest nade wszystko analizą sposobów ujawniania
się ponowionej obecności, której ślady percypujemy nie za pośrednictwem
abstrakcyjnej refleksji, ale głównie ze względu na to, że te ślady są (…) dane
484
Por. S. Zabala, Religia poza teizmem i ateizmem, przeł. S. Królak, [w:] R. Rorty, G. Vattimo,
Przyszłość religii, red. S. Zabala, przeł. S. Królak, Kraków 2010, s. 16.
485
Patrz: Religia. Seminarium na Capri, prowadzone przez Jacquesa Derridę i Gianniego Vattimo,
w którym udział wzięli Maurizio Ferraris, Hans-Georg Gadamer, Aldo Gargani, Eugenio Trías,
i Vincenzo Vitiello, przeł. M. Kowalska, E. Łukaszyk, P. Mrówczyński, R. Reszke, J. Wojcieszak,
Wydawnictwo KR, Warszawa 1999.
486
G. Vattimo, Ślad śladu, [w:] Religia. Seminarium na Capri…, dz. cyt., Warszawa 1999, s. 99-100.
487
Tamże, s. 100.
488
Tamże, s. 102.
199
w określonym już języku, który, mniej lub bardziej dosłownie, jest językiem tradycji
judeochrześcijańskiej i Biblii489. W jakimś sensie echo tych rozpoznań Vattimo można
usłyszeć w przytaczanej na początku wypowiedzi Agaty Bielik-Robson odnoszącej się
do koncepcji analizy postsekularnej.
Zresztą stanowiska Vattimo i Bielik-Robson nie są odosobnionymi przypadkami. Do
zbliżonych wniosków prowadzą uwagi zawarte w artykule Aldo Garganiego pt.
Doznanie religijne jako wydarzenie i interpretacja. Autor dużą część wywodu poświęcił
założeniu, w myśl którego religia (i związane z nią doświadczenie religijne) uznana
zostaje za bliską immanencji ludzkiej kondycji, a (…) jej symbole odnajduje w figurach
naszego życia. Ponadto – jeżeli dobrze odczytuję intencje włoskiego filozofa – Gargani
powiada, że w nowoczesnym świecie to, co religijne organizuje się jako tertium, (…)
które nie jest żadną rzeczą, żadnym bytem, żadnym indywiduum, żadną obecnością, lecz
tłem, które – jak każde doświadczenie religijne – sprawia, że wszystko jest razem,
a jednocześnie osobno. Najwyraźniej więc Gargani, podobnie jak Emile Durkheim490,
skłaniał się do uznania konsolidacyjnej, społecznej funkcji religii, występującej
w nowoczesnym świecie w formie spektakralnej, w formie śladów, które jednocześnie
są symptomami tła nieodłącznie towarzyszącego podmiotowi i jako takie stanowią
wyraz dziesiejszego doświadczenia religijnego, potwierdzającego się specyficznie jako
rozwijanie różnicy, jako rozwijanie śladów Innego, tertium (…)491. Charakter
szkicowanego zjawiska odpowiednio oddaje konkluzja Agaty Bielik-Robson, która
eksplikując dwa przeciwstawne, znoszące się typy wrażliwości sakralnych, lokowanych
w figurach Aten (grecki, o charakterze mitycznym) i Jerozolimy (żydowski,
o charakterze eksodycznym) notowała w kodzie artykułu: To rzeczywiście dziwne, jak
nasz z pozoru sekularny umysł przesycony jest motywami religijnymi, w które, oficjalnie
rzecz biorąc, nie wierzy i których wprost się wypiera492.
489
Tamże, s. 110.
E. Durkheim, Elementarne formy życia religijnego, System totemiczny a Australii, przeł.
A. Zadrożyńska, wstęp i red. nauk. E. Tarkowska, Warszawa 1990, niemal wszędzie.
491
Por. A. Gargani, Doznanie religijne jako wydarzenie i interpretacja, [w:] Religia. Seminarium na
Capri, dz. cyt., Warszawa 1999, szczególnie s. 139 – 151.
492
A. Bielik-Robson, Ożywcze niepojednanie: nowoczesność jako doświadczenie religijne, [w:]
Nowoczesność jako doświadczenie, pod red. R. Nycz, A. Zeidler-Janiszewska, Kraków 2006, s. 114.
W wywodzie badaczki słychać echa refleksji Lwa Szestowa z książki Ateny i Jerozolima (zob. tegoż,
Ateny i Jerozolima, przeł. i wstęp C. Wodziński, Kraków 1993).
200
490
3.2 Postsekularyzm. Rozpoznanie wstępne
To zauważalne w ostatniej dekadzie wzmożone zainteresowanie szeroko rozumianą
problematyką religijną, zwykle prowadzące do refleksji otwartej i wolnej od
dogmatycznego zasklepienia493, jest jednym z naczelnych tematów humanistyki
współczesnej i jest również – podobnie do problemu wysuwanego w rozdziale drugim
niniejszej pracy – zagadnieniem par excellance interdyscyplinarnym, wszak skupia
uwagę badaczy wywodzących się z różnych, często odległych dziedzin: od filozofii,
teorii kultury i psychoanalizy, przez nauki społeczne i polityczne, aż po ekokrytykę 494.
Różne warianty tego namysłu nie przeszkodziły w ustaleniu odnośnego do tych zjawisk
terminu, zgodnie z którym to, co niegdyś przynależne było refleksji teologicznej bądź
ujmowane jako przykład wyobraźni religijnej, dziś na ogół oznaczone jest mianem
postsekularyzmu. Immanentna nieostrość pojęcia, podatność na różnokontekstowe
uwikłania powoduje, że jego zakres dla wielu badaczy pozostaje niejasny, zaś
w niektórych przypadkach termin zastosowany zostaje do opisu nawet całej zmiany
formacyjnej określanej mianem zwrotu postsekularnego495. Tego typu tendencje mają
także swój rewers w postaci skrajnie przeciwnych stanowisk orzekających schyłkowość
postsekularnej refleksji czy wręcz jej domknięcie się496.
Na prawie dopowiedzenia należy uzupełnić szkicowany zarys problemu o inne
nieodległe stanowiska badawcze, często wychodzące od podobnych przesłanek,
aczkolwiek w autorskiej refleksji opisywane jako: zwrot teologiczny przez Eleonor
Kaufman497, albo zwrot filozofii ku religii przez Henta de Vries498 albo jako zwrot
religijny przez Zdzisława Krasnodębskiego499. Warto dostrzec, że za właściwą formułę
493
Choć symptomy pewnego zamknięcia zdradzają przedstawiciele Radykalnej Ortodoksji, np. John
Millbank.
494
Podobne wnioski formułują Piotr Bogalecki i Anna Mitek-Dziemba, redaktorzy Postsekularyzm
w przekładach i komentarzach (Katowice 2012) - pierwszej rodzimej antologii ułożonej z tekstów
przedstawiających różne stanowiska badawcze dotyczące myśli postsekularnej. Rozległość
tematyczno-teoretyczna tomu dobrze oddaje też rozpiętość zagadnienia. Por. także: tychże, Drzewo
poznania. Wprowadzenie do myśli postsekularnej, [w:] Drzewo poznania. Postsekularyzm
w przekładach i komentarzach, s. 25-52.
495
Por. G. McLennan, The Postsecular Turn, “Theology, culture & society” 2010, no 4.
496
Por. After the Postsecular and the Postmodern. New essays in Continental Philosophy of Religion, ed.
by A.P. Smith, D. Whistler, Newcastle 2011.
497
E. Kaufman, Szabat czasu mesjaniczego. Agamben i Badiou o apostole Pawle, przeł. M. Kropiwnicki,
[w:] Agamben: Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2010, s. 112.
498
H. de Vries, Philosophy and the Turn to Religion, Baltimore 1999, niemal wszędzie.
499
Z. Krasnodębski, Prawo i wydarzenie, [w:] J. Taubes, Teologia polityczna świętego Pawła, przeł. M.
Kurkowska, Warszawa 2010, s. 5.
201
opisu zjawiska wielu badaczy uznaje użycie kwalifikatora dyscyplinarnego zwrot;
w przypadku zwrotu postsekularnego trudno o jednoznaczne roztrzygnięcie spornej
kwestii węższego lub szerszego zasięgu frapującego zagadnienia. Stronnikami
pierwszego, węższego zakresu referencyjnego są badacze młodszego pokolenia. Karina
Jarzyńska, autorka propedeutycznego szkicu pt. Postsekularyzm – wyzwanie dla teorii
i historii literatury (rozpoznania wstępne) proponuje rozpatrywać (…) postsekularyzm
[jako]
perspektywę
interpretacyjną
uwarunkowaną
historycznie,
wyrastającą
z problemów filozoficznych i społecznych, które nabrały ostrości w II poł. XX w.500.
Z kolei Anna Dziemba-Mitek i Piotr Bogalecki, redaktorzy książki pt. Drzewo
poznania – pierwszej krajowej antologii tekstów tradycyjnie uważanych za teoretyczne
opracowania i komentarze na temat postsecular turn, wychodząc z przekonania, że
zadanie zdefiniowania i syntentycznego omówienia wciąż jeszcze przecież kształtującej
się myśli postsekularnej (…) jest o tyle trudne, że nie istnieje jeden, spójny projekt
mogący rościć sobie prawo do tej nazwy (…)501, wszelako zamkną swój wywód
jednoznaczną – choć niepozbawioną wątpliwości – konkluzją: (…) bylibyśmy skłonni
widzieć <<myśl postsekularną>> raczej jako nurt niż paradygmat, a współczesne
zainteresowanie tym, co teologiczne, raczej jako wzrost niż zwrot502.
Jeżeli jednak w odniesieniu do tych stanowisk badawczych, reprezentujących
podobny typ myślenia, zastosować wysuwaną przez Doris Bachmann-Medick
koncepcję turn, zwrotu, kierunku, zgodnie z którą za taki doniosły moment zmiany
uznać można pojawienie się nowych słowników teoretyczno-metodologicznych
wychodzących poza rozpoznanie oraz deskrypcję nowego przedmiotu, wyodrębnienie
się wokabularza będącego w konsekwencji nowym-innym projektem analitycznobadawczym zmieniającym dotychczasowe procedury i zakres studiów nad problemem,
więcej nawet: modyfikującym tradycyjne operacje poznawcze, co w efekcie doprowadzi
do odkrycia odmiennych cech i funkcji przedmiotu, to wówczas te stanowiska
badawcze, dadzą się uzgodnić w szerszej perspektywie teoretycznej zwrotu
postsekularnego503.
500
K. Jarzyńska, Postsekularyzm – wyzwanie dla teorii i historii literatury (rozpoznania wstępne),
„Teksty Drugie” 2012 nr 1-2, s. 304.
501
A. Dziemba-Mitek, P. Bogalecki, Drzewo poznania. Wprowadzenie do myśli postsekularnej, [w:]
Drzewo poznania. Postsekularyzm w przekładach i komentarzach, pod red. P. Bogaleckiego,
A. Mitek-Dziemba, Katowice 2012, s. 27.
502
Tamże, s. 47.
503
Por. D. Bachmann-Medick, Cultural Turn. Nowe kierunki w naukach o kulturze, przeł.
K. Krzemieniowa, Warszawa 2012, s. 3-63.Skądinąd interesujące jest, że niemiecka badaczka na
202
Niezależnie od sporów na temat złożonego charakteru oraz zakresu zjawiska
postsekularyzmu z dużą pewnością można powiedzieć, że jego korzenie wywodzą się
z pozornego, jak się okazało, przezwyciężenia myśli religijnej i teologicznej. Miało to
nastąpić
zgodnie
z
postępującymi
procesami
modernizacji
utrzymanymi
w racjonalistycznym duchu504. W efekcie, jak stwierdza Sara Mahmood, sekularna
racjonalność – przekształcając dotychczasowe koncepcje, ideały, praktyki oraz
instytucje życia religijnego – nie doprowadziła do anihiliacji religii, była bowiem
ponowną
jej
artykulacją,
odmiennym
sposobem
wyrażania,
odpowiadającym
nowoczesnej wrażliwości505. W podobnym tonie wypowiadał się niedawno Tadeusz
Sławek, przekonując, że w przypadku postsekularyzmu należy porzucić myślenie
o prostym powrocie religii, że mniej chodzi tu o restytuowanie religii, bardziej
natomiast o rekonfigurowanie doświadczenia religijnego widzianego jako elementu
splotu okoliczności i warunków. W ujęciu filozofa postsekularyzm to refleksja, sposób
myślenia o wzajemnej relacji świętego i świeckiego w realiach nowoczesności, relacji
opartej na interferencji, nieustannym przenikaniu się tych aspektów egzystencji i świata,
gdzie święte w każdym momencie podatne jest na wpływy świeckiego (i odwrotnie)506.
W konsekwencji, w perspektywie zainteresowania postsekularyzmu znajdą się rozmaite
sposoby regulowania relacji człowieka z tym, co święte oraz próby odnalezienia śladów
i sposobów przejawienia się religii, która od teraz – wobec odejścia od dogmatycznoinstytucjonalnych fundamentów – występować będzie w formie widmowej obecności.
Zatem badacz zjawiska postsekularyzmu będzie zmierzał do uchwycenia momentów
i form przejawiania się religii i doświadczenia religijnego, będzie występował
przeciwko
całkowitemu
współegzystencji,
bliskiego
wytarciu
współżycia
„śladu
objawienia”507. Rezultatem
świeckiego
i
świętego
będą
tej
próby
wypracowania trzeciej drogi, nowego ujęcia owej relacji; sedno zagadnienia dobrze
przygotowanym indeksie zwrotów kulturowych nie umieszcza tzw. postsecular turn. Znajdziemy tam:
interpretive turn, performative turn, reflexive turn/literary turn, postcolonial turn, translational turn,
spatial turn, iconic turn.
504
Por. M. Warchala, Co to jest postsekularyzm. (Subiektywna) próba opisu, „Krytyka Polityczna”, 2007
nr 13, s. 181.
505
Zob. S. Mahmood, Religijny rozum i świecki afekt. Czy dzieli je nieprzekraczalna przepaść?, przeł. A.
Mitek-Dziemba, J. Soćko, [w:] Drzewo poznania. Postsekularyzm w przekładach i komentarzach, pod
red. P. Bogaleckiego, A. Mitek-Dziemba, Katowice 2012, s. 231.
506
Zob. T. Sławek, Ratujące niebezpieczeństwo postsekularyzmu. Słowo wstępne, [w:] Drzewo poznania.
Postsekularyzm w przekładach i komentarzach, dz. cyt, s. 21-22.
507
A. Bielik-Robson, Deus otiosus: ślad, widmo, karzeł, [w:] Deus otiosus. Nowoczesność
w perspektywie postsekularnej, red. A. Bielik-Robson, Maciej A. Sosnowski, Warszawa 2013, s. 6-7.
203
wyraził Paweł Mościcki: Jeśli myśl postsekularna ma dzisiaj coś naprawdę ważnego do
powiedzenia, to tylko jako rodzaj inwencji, próba wynalezienia całkowicie nowej relacji
między tym, co religijne, i tym, co świeckie, między wiarą i rozumem, teologią
i filozofią508. Ten nakaz poszukiwania nowego stylu myślenia najbliższego duchowi
epoki dobrze też rozumie Agata Bielik Robson, która w szkicu Deus otiosus: ślad,
widmo, karzeł precyzyjnie wskazała główną cechę filozofii postsekularnej. Według
badaczki usiłuje [filozofia postsekularna] trzymać się w trudnym, dialektycznym
<<pomiędzy>>: między religią objawioną w sensie dogmatcznym, która zniewala
jednostkę nakazem posłuszeństwa wobec suwerenngo Boga, pana i władcy stworzenia –
a zupełnym wytarciem transcendencji (…)509. Zauważmy, że przywołane konstatacje
badaczy reprezentujących różne pokolenia zbliża do siebie tendencja zmierzająca do
uchylania się przed skrajnymi, granicznymi stanowiskami oraz skłonność do
przestrzennego ujęcie problemu, rzadziej linearnego, do pewnego stopnia nawet
synchronicznego, wykraczającego poza model dychotomiczny.
Zasadnicza zmiana w myśleniu o miejscu religii wynika z porzucenia systemowego
ujmowania jej samej i bezpośrednio skorelowanego z nią doświadczenia na rzecz
obserwacji innych, dotąd marginalnych regionów podmiotowego doświadczenia, które
jeszcze do niedawna pełniły rolę peryferium w odniesieniu do silnego dyskursu
centralnego. Ten typ nowoczesnej religijności, określany również mianem nowoczesnej
duchowości, postrzegany jako bycie pomiędzy, choć odznacza się silnym wewnętrznym
zróżnicowaniem, momentami skrajną wręcz polaryzacją i światopoglądowym
rozchwianiem, finalnie okaże się w pełni kongruentny: [duchowość nowoczesnej
podmiotowości – przyp. J.B.] okazuje się – przekonuje Agata Bielik Robson –
nieoczywista, anarchiczna, wyzwolona z normatywnych ram systemów teologicznych;
niepewna siebie i zdezorientowana, nierzadko paradoksalna, przybierająca postać
wyzywająco ateistyczną bądź z pozoru obojętną na sprawy sacrum - a mimo to wciąż
obecna, wciąż wyczuwalna pod nerwowym pulsem nowoczesności510. Można
zaryzykować stwierdzenie, że wyłaniająca się z takiego ropoznania forma duchowości
nowoczesnej podmiotowości, ufundowana na gruncie jeśli nie silnej, to przynajmniej
bardzo wyraźnej subiektywności, podlega stałemu oraz immanentnie wpisanemu we
własną kondycję przymusowi negocjowania kształtu, rozpiętego szeroko pomiędzy
508
P. Mościcki, Święty Paweł: ustanowienie uniwersalizmu, Warszawa 2007, s. 137.
A. Bielik-Robson, Deus otiosus…, dz. cyt., s. 11.
510
A. Bielik-Robson, Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości, Kraków 2000,
s. 13.
204
509
biegunami (opozycjami) indywidualizmu a poczuciem więzi, między potrzebą
oryginalności a poczuciem zobligowania przez tradycję i wreszcie między
kreatywnością a koniecznym naśladownictwem, które umożliwia trwanie kultury511.
Takie
ustawienie
opisywanego
tu
problemu
grozi
zbyt
jednostronnym
przedstawieniem, wszak nie mniej istotne wydaje się jego znaczenie rewersalne kryjące
w sobie pewien potencjał kontestacyjny, który byłby skierowany przeciwko nazbyt
uproszczonej
wizji
nowoczesnych
społeczeństw
(z
właściwą
im
refleksją),
postrzeganych głównie przez pryzmat kategorii świeckich, przy czym zastrzec trzeba,
że sekularyzacja jako taka stanowi fakt społeczny i filozoficzny, tyle tylko że projekt to,
niczym Habermasowska nowoczesność <<niedokończony>>512. W ten sposób
nowoczesna duchowość okazałaby się subiektywną figurą oporu jednostki przed
napierającymi siłami modernitas albo nawet receptą na przeżycie, bowiem stosunek
podmiotu do jej wartkiego strumienia nie wiązałby się z jego bezwarunkową
akceptacją513.
Skutkiem tego przywoływanie źródeł religijnych (jak mówi Charles Taylor), ich
ponowna, chociaż najczęściej śladowa obecność w tekstach literackich, wynikająca
z okre ślonych autorskich sposobów artykulacji, ich ponowna ekspozycja pełni funkcję
scalającego i organizującego aksjologicznie jądra, wokół którego tworzy się możliwość
sensu wymierzona a contrario tendencjom fragmentaryzującym, powodującym utratę
sensu. Tę krytykę krytyki religii tradycyjnej Chris Thornhill dostrzega już
w konstatacjach myślicieli związanych ze Szkołą Frankfurcką:
Analiza oświecenia w wydaniu tej szkoły starała się wykazać, że pierwotna krytyka metafizyki
i religii dramatycznie zawiodła, bowiem w zreifikowanej metafizyce racjonalnej nowoczesności
ludzka wolność czuła się jeszcze mniej pewnie niż pod władaniem heteronomii filozofii
przedoświeceniowej.514
Wyrażone w idiomatycznych językach i za pomocą różnych strategii artykulacyjnych
widmowe trwanie religii w tekstach literackich, rzadko przyjmuje tak wyraźnie
stematyzowaną postać jak w przypadku Ziemii Ulro Czesława Miłosza. Częściej
511
Tamże, s. 11.
Por. A. Dziemba-Mitek, P. Bogalecki, Drzewo poznania. Wprowadzenie do myśli postsekularnej, [w:]
Drzewo poznania, dz. cyt, s. 38.
513
Por. A. Bielik-Robson, Inna nowoczesność…, dz.cyt. , s. 10.
514
Ch. Thornhill, Law and Religion in Early Critical Theory, [w:] The Early Frankfurt School and
Religion, edt. by M. Kohlenbach, R. Geuss, London 2005, s. 127. Cyt. za T. Sławek, Ratujące
niebezpieczeństwo postsekularyzmu. Słowo wstępne, s. 11, [w:] Drzewo poznania. Postsekularyzm
w przekładach i komentarzach, pod red. P. Bogaleckiego, A. Mitek-Dziemby, Katowice 2012.
205
512
natomiast mamy do czynienia ze spektakralną formą obecności, zmuszającą do
wytężonego wysiłku analityczno-lekturowego powiązanego z filologiczną ex definitione
pracą, polegającą na tropieniu momentów ujawniania i przejawiania się nowego typu
wrażliwości religijnej (nowej duchowości). W tej perspektywie baczniejszej uwagi
domagają się wnioski amerykańskiego filozofa Johna D. Caputo zawarte w szkicu
Widmowa hermeneutyka. O słabości Boga i teologii wydarzenia. Otóż Caputo –
podobnie jak Aldo Gargani – proponuje, by procedury analityczne podporządkować
poszukiwaniu miejsc, w których zachodzi bądź staje się dostępna śladowa postać religii
lub doświadczenia religijnego właściwa nowoczesności. Z tego powodu wprowadza
autorską definicję kategorii wydarzenia opartą na inkluzywnym statusie terminu,
funkcjonującego na prawie niejasnego przeczucia, nieomal afektu, rozumianego jako
coś, co nie jest obecne, ale jest czymś dążącym do tego, by stać się wyczuwalnym w tym,
co obecne515. Jeżeli dobrze odczytuję intencje Caputo, to ta widmowa obecność
doświadczenia religijnego, ślad nowoczesnej duchowości w nowoczesnym tekście
przybiera często postać podskórnego, efemerycznego i słabo obecnego nurtu dążącego
bezskutecznie do katalizacji, pełnej istności. Inaczej rzecz ujmując: osiągalna jest
jedynie egzystencja w formie strzępu, zawsze niepełna i słaba, przypominająca rodzącą
się możliwość/szansę, która już na zawsze pozostanie i objawiać się będzie w tym
właśnie zarysie potencjalności. Kluczowy chwyt – pisze Caputo – polega na tym, by
traktować wydarzenie jako coś, co dzieje się w słowach i rzeczach jako potencję, która
w nich wrze i nieustannie chce się z nich wyłonić516. Wydaje się, że w takim ujęciu ta
swoista prezencja (to wydarzenie) odbywać się będzie na trzech zasadniczych
poziomach tekstu: fabularnym, obrazowym, leksykalnym. Takie inicjowanie obecności
przybiera dla Caputo formę wezwania, zwrotu do adresata, nawoływania, siły, która
domaga się naszej uwagi, zwraca się do nas bezwarunkowo (…)517.
Warto jeszcze na moment powrócić do notacji Charlesa Taylora i postawić pytanie
o cel jego wezwania do artykulacji źródeł moralnych, które w rezultacie ustanawia ich
(tj. źródeł) widmową obecność (egzystencję). To przywołanie ma o tyle sens, o ile
podstawową wagę ma tu stwierdzenie, że [taka] artykulacja może przybliżyć nas do
dobra jako źródła moralnego, może nadać mu moc518. Ta swoista repetycja i odnowa,
515
J. D. Caputo, Widmowa hermeneutyka. O słabości Boga i teologii wydarzenia, przeł. A. Malinowska,
J. Soćko, [w:] Drzewo poznani…, dz. cyt., s. 121-122.
516
C. Taylor, Źródła podmiotowości, dz. cyt., s. 125.
517
Tamże, s. 141.
518
Tamże, s. 181.
206
zamknięte w geście języka, są w gruncie rzeczy ponownym zawiązaniem porozumienia
z utraconym bądź nadwątlonym na skutek procesów sekularyzacyjnych centrum,
któremu autor The secular age nadaje status siły scalającej, jądra organizującego system
aksjologiczny podmiotu. Kawałek dalej Taylor pisze:
Moc sformułowania jest tym większa, im bardziej przybliża ono źródło, im bardziej źródło staje
się dzięki niemu jasne i oczywiste, w całej właściwej sobie sile, w swej zdolności do wywołania
w nas miłości, lojalności i szacunku. Skuteczna artykulacja wyzwala ową siłę, i na tym właśnie
polega moc słów. (…) Siła słów może płynąć stąd, że odkrywają one nieznane i nieprzeczuwane
dotąd źródło (…) lub mogą odnowić moc dawnego źródła, z którym utraciliśmy kontakt (…)
artykułując nasze odczucia lub naszą opowieść sprawiają, że nawiązujemy kontakt ze źródłem, do
którego tęskniliśmy519.
Trzeba pamiętać, że Taylor jest głęboko przekonany o „rewolucyjnym” nieomal profilu
tak pojętej artykulacji: Zdolność artykulacji może nas otworzyć, może pozwolić nam
wyzwolić się ze stanu stłumienia i skrępowania, a to po części dlatego, że umożliwi nam
uznanie dóbr, zgodnie z którymi żyjemy, w ich pełnej postaci. Ponadto zaś dlatego, że
otworzy nas na nasze źródła moralne, wyzwoli ich siłę oddziaływania na nasze życie520.
Jednak w wywodach Taylora kluczowe wydaje się – w przytoczonych wyimkach ledwo
zamarkowane – przekonanie, silna wiara w językowy charakter podmiotowego
doświadczenia521 (ulokowanego w szeroko pojętych aktach mowy), momentami
sprzężonego także z gestyką i rytuałem, ale – co warte podkreślenia w kontekście
przyjętego tu pryzmatu analityczno-interpretacyjnego – również z wizualnymi
przedstawieniami522. Jak się zatem wydaje, nie jest pozbawiony zasadności wniosek, iż
Taylor przypisuje literaturze czy sztuce (sensu largo) szczególne zadanie: poprzez
odwołanie się do emocjonalno-afektywnej kondycji podmiotu, a poza aspektem
woluntarystycznym i rozumowym, wskazuje na językową możliwość wpływu.
Z ustaleniami kanadyjskiego filozofa dobrze korespondują notacje Santiago Zabali,
który na marginesach komentarza do książki-rozmowy Przyszłość religii zaznacza: (…)
519
Tamże, s. 189-190.
Tamże, s. 209.
521
Na obecność tego nurtu w refleksji Charlesa Taylora zwraca również uwagę egzegetka jego pism,
wielokrotnie w niniejszym rozdziale powracająca, Agata Bielik-Robson. Filozofka notuje we wstępie
do Źródeł podmiotowości (s. XXXIV): Zdaniem Taylora bowiem człowiek, jako language animal,
zdolny jest do doświadczania tylko i wyłącznie w wymiarze językowym; tylko wtedy rzeczywiście wie,
co przeżywa. Po drugie, narracyjne użycie języka sprawia, że nasz sposób przeżywania staje się
plastyczny i podatny na zmiany w trakcie „nabywania nowego słownika”. Uświadamiając sobie
twórczą rolę autointerpretacji, człowiek staje się również świadomy możliwości głębokiej
samoprzemiany sięgającej jego, z pozoru tylko impulsywnych i niezmiennych reakcji emocjonalnych.
522
Por. C. Taylor, Źródła podmiotowości…, dz. cyt., s. 180.
207
520
ludzkie doświadczenie jest strukturowane przez językowe a priori. Skoro doświadczenie
to jest ze swej istoty językowe, nasza egzystencja zaś, z istoty swej historyczna,
niepodobna wykroczyć poza język, by sięgnąć do pojmowanej jako rzeczywistość
„całości”523.
Modus myślenia Taylora ujawnia pewne pokrewieństwa z rozważaniami Waltera
Benjamina, na temat wzajemnych zależności podmiotu, języka i rzeczywistości,
zawartymi w szkicu O języku w ogóle i o języku człowieka. Jeżeli dobrze odczytuję
Charlesa Taylora koncepcję języka jako nieprzezroczystego i zaangażowanego, który
nie służy tylko komunikacji, porozumieniu się podmiotów, ale ma zdolność
komunikowania świata, to jest on (język) uwikłany w rzeczywistość w sposób
najgłębszy i nierozerwalny, a natura jej samej jawi się jako fakt językowy. O ile zatem
nie ma żadnego wydarzenia – zauważa Benjamin – ani żadnej rzeczy w przyrodzie
ożywionej czy nieożywionej, które w jakimś sensie nie miałyby udziału w języku,
albowiem do istoty każdej rzeczy należy komunikowanie jej duchowej treści524, to (…)
człowiek komunikuje własną istotę duchową w swoim języku. Język człowieka wyraża
się jednak w słowach. Tak więc człowiek komunikuje własną istotę duchową (o tyle,
o ile jest komunikowalna), nazywając wszystkie inne rzeczy525.
Najważniejszą konsekwencją prezentowanej tu lektury różnorodnych koncepcji
postsekularyzmu, których autorami są badacze wywodzący się niekiedy z przeciwnych
środowisk ideowych, jest chyba wniosek dotyczący językowego statusu tego zjawiska,
dostrzeżenie przez badaczy i myślicieli w języku właśnie miejsca obecności
spektakralnej formy religii w dobie nowoczesności. To rozpoznanie śladu śladu
w języku – by użyć formuły Gianni Vattimo, będącym dla podmiotu czymś
esencjalnym, jest zarazem wskazaniem aktualnych sposobów artykulacji religijnych:
doświadczenia i wrażliwości. Kiedy czytamy zdania m.in. Caputo, Garganiego, Vattimo
czy Taylora traktujące o potrzebie ponownego przywołania moralnych źródeł kultury
judeochrześcijańskiej, to trudno uchylić się przed wnioskiem, że zgłaszany przez Agatę
Bielik-Robson pomysł analizy postsekularnej – odnoszony szczególnie do literatury –
ma dziś ważne zadanie do spełnienia, jest procedurą badawczą ze wszech miar
523
S. Zabala, Religia poza teizmem i ateizmem, [w:] R. Rorty, G. Vattimo, Przyszłość religii, red.
S. Zabala, przeł. S. Królak, Kraków 2010, s. 13.
524
W. Benjamin, O języku w ogóle i o języku człowieka, przeł. A. Lipszyc, „Literatura na świecie” 2011
nr 5-6, s. 7-8.
525
Tamże, s. 10.
208
konieczną, bo odsłaniającą autorskie, a zatem
rozproszone, fragmentaryczne
i zsubiektywizowane tryby przejawiania się tego, co religijne.
Z dotychczasowych rozważań na temat manifestacji śladowej obecności religii, co
wydaje się ważnym zjawiskiem właściwym nowoczesności poddanej procesowi
sekularyzacji, wynika, że najbardziej adekwatnym i miarodajnym terytorium
badawczym może być język, w tym literatura i tożsamy z nią tekst literacki (zgodnie
z założeniem, że tworzywem tekstu literackiego jest język i tylko język, wszak tekst
literacki realizuje się jedynie w języku526). Nietrudno niewątpliwie zauważyć, że
przebija się tu modernistyczny styl myślenia o języku jako o sile, której właściwa jest
zdolność do mistyfikacji i manipulacji, sile wpływającej deformująco na światopogląd
i bezpośrednio modyfikującej poznanie. Zdaniem wielu owoczesnych tak określony
telos języka, wynika z przyrodzonej mu niejednorodności, która w konceptualizacjach
modernistów zasadzała się nade wszystko
na postulacie odświeżenia, tj. jego
urozmaicenia, otwarcia na nowe, dotychczas nieobecne żywioły leksykalne. Nieledwie
programowa teoria inwencji w języku rozłamuje się na dwa skrzydła, z których jedno
dąży w kierunku artystowskim sięgając do złóż pisanego języka literackiego, natomiast
drugie poszukuje inspiracji na marginesie, w strefie znadującej się poza centrum,
nieoficjalnej, u ludu, w zdroju gwar podhalskich i mazowieckich527 – jak napisał w 1906
roku Aleksander Brückner. Tak określana świadomość zjawiska nie dotyczy oczywiście
tylko odległych rejestrów języka rozpiętych na linii oficjalne-nieoficjalne, wszak
właściwe modernistom wzmożone zainteresowanie tym problematem związane jest
również z przemianami tematologicznymi. Niemniej, pozornie sprzeczna, dwutorowa
wewnętrzna dynamika języka, polegająca – ogólnie rzecz biorąc – na przyswajaniu
nowych żywiołów skutkuje wzmocnieniem jego wyrazistości i nieprzezroczystości,
osiągającej niejednokrotnie, jak przekonywał Ignacy Stein, efekt łamania się, zgrzytów
i dysharomonii wyrazów i form po raz pierwszy z sobą połączonych528, które
porzucając wymóg referencyjności, wyłączając funkcję
wehikularną, spowodują
zwiększenie ekonomii przebiegu percepcji albo – uruchamiając właściwe epoce
pojęciowe instrumentarium – wywołają zgrozę, dreszcze, zawroty (Aleksander Brückner
dixit). To kreacjonistyczne podejście, dobrze widoczne w utworach literackich, gdzie
526
Por. A. Kulawik, Poetyka. Wstęp do teorii dzieła literackiego, Kraków 1997, s. 10-28.
A. Brückner, Dzieje języka polskiego, Lwów 1906, s. 166. Cyt. za R. Nycz, Język modernizmu,
Wrocław 1997, s. 48.
528
I. Stein, O piękności języka, „Poradnik Językowy” 1903, s. 143. Cyt za: R. Nycz, Język modernizmu,
Wrocław 1997, s. 49.
209
527
świadomość językowa stanowiła niewątpliwie istotny składnik immanentnej poetyki529,
jest dla Ryszarda Nycza przesłanką pozwalającą na orzekanie o językowej
innowacyjności modernistów i uznanie jej za kluczowy dla tej formacji artystycznointelektualnej modus. Wedle badacza bodaj jedną jeszcze refleksję wywieść można
z tych wzmożonych rozważań z początków XX w., tę mianowicie, według której
podobny opis języka oraz immanentnej mu dynamiki przesądza o jego kulturotwórczej,
cywilizacyjnej roli, a zatem uprawnia do mówienia o potencjale realnej sprawczości
w przestrzeni społecznej (Karol Appel napisze wprost: język jest instytucją
społeczną530)531. Kończąc ten dłuższy ekskurs dotyczący koncepcji języka w obrębie
modernistycznego kodu powracam do kwestii zgłaszanego przez Agatę Bielik-Robson
postulatu analizy postsekularnej, zasadności i zakresowości jej zastosowania w celu
odkrycia religijnego. Jak można sądzić, podobne intuicje towarzyszyły Johnowi
McClurowi, który w książce Partial faiths. Postsecular fiction in the age of Pynchon
and Morrison skupił wysiłki interpretacyjne na śledzeniu nowych form podmiotowego
doświadczenia warunkowanego nowoczesną religijnością (bliską ustaleń filozofów
i socjologów religii lat sześćdziesiątych), ze szczególnym uwzględnieniem emanacji
tychże procesów w prozie fikcjonalnej. Konstatując fragmentaryczność i otwartość
nowych form wiary autor wyodrębnił gatunek powieści postsekularnej, rozumiejąc ją
jako stematyzowaną narratywizację ogólniejszych tendencji epoki zogniskowanych
wokół dwustronnej relacji świeckiego i świętego. Podlegają one wzmożonej refleksji,
ponownemu przemyśleniu w obrębie jej postaci tradycyjnych, do niedawna jeszcze
o trwałych i sztywnych ramach. Miejsc przejawiania się symptomów tych procesów
badacz upatruje w trzech płaszczyznach tekstu literackiego: perypetiach bohatera,
konstrukcji świata przedstawionego oraz światopoglądzie powieści; spiritus movens ich
wszystkich – ale i każdego z tych aspektów osobno – jest tryb artykulacji nowoczesnej
postaci słabej religijności532.
Rekonesans powyższy nie jest, rzecz jasna, wolny od uproszczeń, pominięć
i pewnych uogólnień, więcej nawet – przyjmuje je jako obligatoryjną i nieuniknioną,
529
R. Nycz, Język…, dz. cyt., s. 49.
K. Appel, Język i społeczeństwo (Lingwistyka i Socjologia), Warszawa 1908, s. 5-6. Cyt. za: R. Nycz,
Język…, dz. cyt., s. 53.
531
Więcej na temat roli języka w kodzie modernizmu: R. Nycz, Język…, dz. cyt., niemal wszędzie
(szczególnie zaś rozdział: Język modernizmu: doświadczenie wyobcowania i jego konsekwencje, s. 4385).
532
Zob. J. McClure, Partial faiths. Postsecular fiction in the age of Pynchon and Morrison, University of
Georgia Press, Athens 2007, s. 1-26.
210
530
toutes proportions gardées, procedurę pozwalającą zakreślić ramę teoretyczną,
zasygnalizować główne punkty odniesienia. Dlatego to spojrzenie na zjawisko
postsekularyzmu domknąć wypada konkluzjami Michaela Kaufmanna, który w
rozpadzie wielkich narracji literackich dostrzegał refleksy nieomal wszystkich
zasadniczych cech nowoczesnej religijności, wypracowanych uprzednio przez
myślicieli z kręgu teologii, filozofii i socjologii religii, a za jądro problemu uznając
kategorię oporu nabierającą wyrazistości i znaczenia w serii opozycji: subiektywneobiektywne, całościowe-fragmentaryczne, wytłumaczalne-zawiłe,
jawne-ukryte
czy
homogeniczne-heterogeniczne:
There seems to be broad general agreement that postsecular thought stems from desire to resist any
master narrative – whether –it be a supersesionary narrative of secularization, or a triumphal
narrative of return of religion. Postsecularism attempts to qualify these master narratives in several
ways: a) complicating our understanding of terms “religious” and “secular” by deepening our
awareness of the ideological, cultural and historical valences of those terms; and b) complicating
our understanding of the relationship between the religious and the secular by moving beyond any
model that posits to stark a binary opposition and towards models based on co-existence and cocreation533.
3.2.1 Poza świeckie i poza święte. Poszukiwanie tertium
w koncepcji profanacji Giorgio Agambena
Charakteru innowacyjnego prozy fikcjonalnej Mariana Pankowskiego upatrywać
można, prócz autorskich zabiegów zmierzających do inscenizacji nowych form
doświadczenia (wskazanych w rozdziale pierwszym) oraz afektywnego profilu wielu
próz (wskazanych w rozdziale drugim), także w podjętej przez pisarza próbie refleksji
nad miejscem religii i doświadczenia religijnego w nowoczesnym świecie. Nie chcąc
jednak powielać dotychczasowych ustaleń w tym zakresie, proponuję spojrzenie
wszelako właściwsze epoce i bezpośrednio przez nią zapoczątkowane, dobrze oddające
533
M. Kaufmann, Locating the postsecular, “Religion & Literature” 2009 No. 3, s. 68-69.[ Dziś
powszechna wydaje się zgoda co do tego, że myśl postsekularna wyrosła z pragnienia sprzeciwu
wobec każdej wielkiej narracji albo jest wynikiem powrotu wypartej przez sekularyzację narracji,
bądź też tryumfalnym powrotem religinej narracji. Postsekularyzm próbuje zakwalifikować te wielkie
opowieści na kilka sposobów: a) komplikowaniem naszego rozumienia terminów "religijny" oraz
"sekularyzacja" poprzez pogłębianie naszej świadomości w zakresie ideologicznej, kulturowej
i historycznej poliwalencji tych terminów; b) poprzez problematyzację naszego rozumienia związków
pomiędzy religijnym i świeckim, wychodzącą od przesunięcia poza model oparty na binarnej opozycji
w stronę koncepcji ufundowanej na współegzystencji i wzajemnym wpływie tych aspektów].
211
ducha czasu i szybkość zachodzących przemian światopoglądowych, mianowicie
spojrzenie, którego ramą teoretyczną jest pojęcie postsekularyzmu. Zgodność
z nakreślonym tutaj umiarkowanie szeroko znaczeniem terminu wymaga wyjścia poza
prostą dychotomię świeckie-święte oraz zmusza do ponownego uściślenia zasięgu
pojęcia profanacji, nie tylko jednak w kontekście samego pisarstwa Mariana
Pankowskiego, ale i epoki modernitas. Ten kierunek analityczno-interpretacyjny
legitymizuje nie tylko wskazówka autora Matugi rozmyślnie pozostawiona w rozmowie
z Michałem Warchalą534, ale również liczne presupozycje zawarte w komentarzach do
twórczości Pankowskiego, nie wychodzące jednak poza opozycję sacrum-profanum,
ergo nie korzystające z wokabularza refleksji postsekularnej.
Jeżeli
przyjąć
refleksje
Marii
Danilewicz-Zielińskiej
zamieszczone
w Szkicach o literaturze emigracyjnej, pełniące zresztą funkcję resume twórczości
Mariana Pankowskiego, za reprezentatywne dla pewnej grupy czytelników i krytyków
tego projektu literackiego, to w miejscu, w którym pisze ona o obrazie uczuć
religijnych, ujawnia się niepełnie wyartykułowana możliwość rozpoznania gestu
profanującego
jako
idiomatycznego
dla
twórczości
Pankowskiego,
gestu
wartościowanego przez autorkę negatywnie. Z kolei, jak poucza lekcja Giorgio
Agambena, takie wąskie i zredukowane rozumienie terminu mocno zaciemnia jego
złożoność535. Włoski filozof powiada, że istnienie rzeczy, bytów, wyobrażeń, słowem:
tego,
co
można
uznać
za
przynależne
do
sfer
sacrum
i profanum, nie cechuje jakaś zasadnicza rozdzielność, nieprzystawalność lub inny
żywioł oparty na mechanizmie wykluczających się i nicujących przeciwności, a raczej
ich konieczna współegzystencja, najlepiej chyba opisywana za pomocą przymiotnika
aporetyczny. Egzegezę Agamben rozpoczyna od zdefiniowania terminu religia, który
filologicznie wyprowadza z łacińskiego źródłosłowia, jednak nie – jak powszechnie
przyjmuje się – od religare, określającego spoistość, łączliwość boskiego i ludzkiego
(świata i spraw), ale od słowa relegere:
określającego skrupulatną i uważną postawę, jaka winna cechować nasze relacje z bogami,
niespokojne wahanie [włoskie religere – przeczytać ponownie, uważnie] wobec form (i formuł),
534
535
Por. M. Pankowski, ... w imię tej nieśmiertelności świeckiej..., rozm. przepr. P. Mościcki, J. Kutyła,
„Krytyka Polityczna”, 2008 nr 15, s. 232-245.
Tę różnicę dobrze widać jeżeli zestawić rozumienie terminu obecne w dwu tylko tekstach: Por.:
S. Wysłouch, Bunt wobec sacrum. Z problemów literatury antyreligijnej XX wieku, [w:] Religijne
aspekty literatury polskiej XX wieku, red. M. Jasińska-Wojtkowska, J. Święch, Lublin 1997 oraz
G. Agamben, Profanacje, przeł. i wstępem opatrzył M. Kwaterko, Warszawa 2006.
212
których należy przestrzegać, aby nie naruszać rozdziału sacrum i profanum. Religio nie jednoczy
ludzi z bogami, przeciwnie, czuwa nad ich wzajemnym oddzieleniem536.
Ta etymologiczna wykładnia pozwala lepiej zrozumieć stosunek
kongruencji obu
wartości, ich dialektyczny status, bo jeżeli łacińskie sacrare oznacza tyle co przenieść
rzeczy poza sferę ludzkiego prawa, a czasownik profanare odsyła do procesu
zeświecczenia, uczynienia czegoś <<profanum>> (czyli swoistego poświęcenia na
ludzką miarę), to przyznać trzeba, że oba te pojęcia łączy szczególna gramatyka,
nierozerwalna więź, system dwubiegunowy, w którym płynne znaczące przechodzi
z jednego obszaru do drugiego, odnosząc się jednak stale do tego samego
przedmiotu537. Inaczej mówiąc sakralne wskazuje tu na zasadnicze wyłączenie,
podleganie odmiennej jurysdykcji, rozdzielenie, z kolei gest profanujący intencjonalnie
zmierza do ponownego scalenia, włączenia wykluczonych dotąd aspektów. Tak
pomyślany gest profanacyjny byłby zatem – jak poucza Agamben w dalszym toku
wywodu – szczególnym rodzajem niedbałości, dystrakcji, daleko idącej swobody
(artystycznej sensu largo), dopuszczającej możliwość złączenia, która ignoruje
oddzielenie538, przy czym nie jest ona czymś naturalnym, stanem pierwotnym, [bowiem]
osiąga się je dopiero przez profanacje539. Profanacja to zabieg subtelny i złożony, który
wbrew powszechnemu mniemaniu nie ogranicza się do negacji formy oddzielenia, aby
odnaleźć – przed nią czy poza nią – nieskażone użycie. Chodzi – pisze dalej Agamben –
o wyzwolenie pewnych zachowań z gatunkowego przyporządkowania określonej sferze
(…). Wyzwolone zachowanie reprodukuje i naśladuje wprawdzie formy aktywności,
z której się wyswobodziło, ale pozbawia ją pierwotnego sensu, odrywa od
dotychczasowego celu, otwiera na możliwość innego zastosowania540. Jak klaruje
filozof, profanowanie nie jest w istocie gestem anarchistycznym pozbawionym
wyższego sensu, nakierowanym na rozbicie struktur i znaczeń, jest bowiem czymś
więcej niż zwykłym obalaniem i znoszeniem separacji – to poszukiwanie dla niej nowych
zastosowań, nauka igrania z formami rozdziału541.
Wydaje się, że najważniejszym pożytkiem płynącym z lektury Agambena jest
imperatyw konsekwentnego wykraczania poza dominujący styl myślenia o relacji
536
G. Agamben, Profanacje…, dz. cyt., s. 95.
Por., tamże, s. 99-100.
538
Tamże, s. 95.
539
Tamże, s. 94.
540
Tamże, s. 108-109.
541
Tamże, s. 110.
537
213
sacrum-profanum, jak też jego technika rozbrojenia pierwotnego podziału (jak pisze
Mateusz Kwaterko), owocująca możliwością wydobycia innego znaczenia dwojakiego
charakteru. Z jednej strony profanacja przyjmuje kształt gestu krytycznego:
ta niedbałość nie oznacza braku zaangażowania (…), ale nowe zastosowanie, które dzieci
i filozofowie odkrywają i przekazują ludzkości. (…) Podobnie religio już nie przestrzegana, ale
taka, z którą można i g r a ć , otwiera wrota użytkowania, a potęgi ekonomii, prawa i polityki,
rozbrojone w zabawie, wiodą ku nowej szczęśliwości542.
Z drugiej strony, jeżeli w bliskim sąsiedztwie rozważań Agambena umieścić konstatacje
Derridy dotyczące instytucji literatury543, to jasnym stanie się, że to właśnie przestrzeń
tekstu może pełnić rolę miejsca skażenia profanacyjnego, odczarowującego dotyku,
który przywraca do użytku to, co sacrum oddzieliło i spetryfikowało544. Wydaje się, że
wobec tego nie będzie pozbawiony sensu wniosek, iż to „skażenie przez literaturę”
restytuuje i odnawia to, co wsobne, co uznane za immanentne, co postrzegane jest jako
tożsame, wreszcie: rozwija różnicę, wkazuje na możliwość tertium. Rezultatem zabiegu
artystycznej profanacji, według Agambena, powinna stać się bliżej nieokreślona nowa
szczęśliwość, którą – jak można przypuszczać – traktuje filozof synonimicznie
z procesami indywidualizacji i subiektywizacji oraz z mechanizmami szerszej
otwartości percepcyjnej powiązanej z fragmentaryzacją podmiotowego doświadczenia;
ale gest ten spowoduje także ponowną artykulację źródeł moralnych. Zważywszy na
przyjęty tu typ postępowania analityczno-interpretacyjnego (oraz jego przedmiot)
istotności nabiera skromna adnotacja znajdująca się na marginesie refleksji Agambena:
najwłaściwszymi warunkami aranżowania gestu profanacyjnego jest tryb igrania,
zabawy. Ta glossa wydaje mi się szczególnie ważna w kontekście pisarstwa Mariana
Pankowskiego.
542
Tamże, s. 97.
Por. J. Derrida, Ta dziwna instytucja…, dz. cyt., niemal wszędzie.
544
Tamże, s. 95
214
543
3.3 Śladowa obecność i ponowna artykulacja - doświadczenie
religijne jako proces. Studium prozy Mariana Pankowskiego
W 1997 roku Marian Pankowski indagowany przez Krystynę Rutę Rutkowską
o stosunek do zagadnień religii i wiary mówił:
Dzisiejsze moje podejście do faktu religijnego na pewno uległo zmianie; podchodzę do niego jako
do obecności sacrum w życiu człowieka, do faktu cywilizacyjnego, a sprawa instytucji Kościoła
Katolickiego, jego odchyleń (…) zeszła na drugi plan. I może dlatego dziś już nie występuję
rozmawiając z panią, jako autor tamtych książek, lecz jako ktoś zatroskany – wraz z innymi
Europejczykami – którzy zauważają, stwierdzają zagrożenie społeczeństw nihilizmem. To znaczy
kompletnym odmoralnieniem545.
W tym późnym autokomentarzu autor Powrotu białych nietoperzy zawarł kilka
ważnych uwag. Po pierwsze, Pankowski wprost określił swój aprobatywny stosunek do
judeo-chrześcijańskiej
tradycji
religijnej
i
wyrastającego
z
niej
systemu
aksjologicznego, rozpoznawał przy tym niebezpieczeństwa wynikające z nazbyt
radykalnego potraktowania idei oświecenia. Po wtóre, pisarz w telegraficznym skrócie
omawiał, ledwie sygnalizował złożoność osobistych poglądów wyznaczanych przez
reguły zbliżenia i oddalenia albo negacji i akceptacji, wpisując je w tryby właściwego
epoce nowoczesności temperamentu, poglądów które – jak powie pisarz w rozmowie
kawałek dalej – ewoluowały w stronę predylekcji do pozadogmatycznych
i pozainstytucjonalnych sposobów wyrażania religijności, biorących początek głównie
w przebiegu i skali mechanizmów subiektywizacji i prywatyzacji. W tym sensie
Pankowski okazuje się dzieckiem epoki. Krótko mówiąc, pisarz pokonuje drogę – by
posłużyć się celną frazą badaczy związków religii i modernitas: od religii do
religijności, zatem powtarza: Ja nie jestem ateistą, tylko przestałem od dawna korzystać
z pomocy instytucjonalnej Kościoła, jeśli chodzi o mój stosunek do sacrum (PDS, s. 88).
Po trzecie, daje się tu odcyfrować autorska świadomość procesualnego charakter
zjawiska odchodzenia i zbliżania się
do religijnego doświadczenia, które – jak
podpowiada mi intuicja – ma w rozumieniu pisarza fundamentalny status, formatywny
potencjał. Wreszcie, po czwarte, w tej wypowiedzi dostrzec można presupozycję
o kapitalnym znaczeniu dla całego projektu literackiego Pankowskiego: jeżeli bowiem
na skutek procesu sekularyzacji restytucja religii (i doświadczenia religijnego) w wersji
545
Polak w dwuznacznych sytuacjach: z Marianem Pankowskim rozmawia Krystyna Ruta-Rutkowska,
posł. A. Nasiłowska, Warszawa, 2000, s. 88. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie PDS
bezpośrednio w tekście.
215
niezmienionej jest niemożliwa, a ona sama dostępna w formie spektakralnej, niepełnej
i jedynie śladowej, bliższej już religijności nieodłącznie związanej z postępującą
indywidualizacją, to literatura (i sztuka w ogóle) staje przed wielkim zadaniem
ponownej artykulacji źródeł sensu, podstaw europejskiej tożsamości, chociażby
w formie widmowej.
Zanim bliższemu przedstawieniu zostanie poddana proza fikcjonalna Pankowskiego,
zapytać należy, czy przeprowadzony i opracowany przez Rutkowską wywiad-rzeka
przybliża do udzielenia odpowiedzi na pytanie o źródła napięcia dwóch typów
wrażliwości: sakralnej i świeckiej, które w pisarstwie Pankowskiego pełnią funkcję
konstytutywną? Wiele wskazuje na to, że w tym względzie możliwa jest odpowiedź
twierdząca. Najpewniej przyczyn poszukiwać trzeba w dwu rodzajach podmiotowego
doświadczenia. Z jednej strony tę siłę kształtującą pewien rodzaj tożsamości
(opisywanej przez Latawiec jako bycie pomiędzy) rozpoznawał pisarz w przestrzeni
różnicy, będącej terytorium nałożenia się dwóch modeli kultury: wywiedzionego
z przedwojennej polskiej szkoły wychowania do katolicyzmu oraz działającego pod
sztandarami racjonalizmu ducha sceptycyzmu i krytycyzmu zamkniętego w formule
libre examen, będącej swoistą regułą (rzetelności i śmiałości naukowej, wprowadzającej
element wątpliwości) Wolnego Uniwersytetu w Brukseli:
[libre examen – J.B.] jest to przyjęcie jednego z postulatów założycieli uniwersytetu –
wolnomyślicieli, którzy domagali się badań naukowych suwerennych, nie podlegających żadnym
nakazom czy zakazom, żadnym dogmatom, ponieważ uniwersytet brukselski założono jako
replikę na uniwersytet katolicki w Louvain. (…) dzięki nim [prof. Claude’owi Backvisowi
i Brukseli] poznałem pewne prawdy nieznane mi przedtem, niedostępne młodemu Polakowi
uformowanemu dogmatycznie przez gimnazjum polskie (PDS, s. 82-84).
Z drugiej zaś strony funkcję momentu kluczowego korygującego autorski światopogląd
spełniło
doświadczenie
obozów
koncentracyjnych546,
skądinąd
w
refleksji
postsekularnej często niesłusznie pomijane albo nie dość wyraźnie zgłaszane, a tym
samym krótkowzrocznie minimalizujące jego wpływ na proces zeświecczenia
europejskich społeczeństw:
(…) przypuszczam, że to, co najbardziej mną wstrząsnęło i nastawiło antyreligijnie, to były dni
auschwitzkie, kiedy byłem świadkiem, kiedy widziałem komin krematorium z tym jęzorem ognia
na tle cudownego polskiego granatowego nieba. Wyobraźnia poety ujrzała w tej chmurze nad
kominem ulatujące do stóp Pana Boga płonące Żydzięta. I to wszystko jakoś tak się wymieszało
w totalne, pełne zwątpienie (PDS, s. 85)
546
Bezpośrednim potwierdzeniem tego doświadczenia jest poemat Auschwitz. Por. M. Pankowski,
Auschwitz, „Wiadomości” 1946 nr 29.
216
Jednakże gdyby zapytać o punkt dojścia projektu literackiego Pankowskiego, jako
projektu właśnie, który etymologicznie oznacza to, co wysunięte, wychylone do przodu,
czyli gestu, zamierzenia rzutowanego w przyszłość, to okaże się, że pisarzowi wcale nie
chodzi o prosty demontaż czy negację tego, co religijne, co skojarzone ze sferą sacrum.
Zapewne jego intencją, zresztą podobnie jak i postsekularystów, nie jest także chęć
prostego powrotu do religii. Wiele przemawia za tym, że pisarz stoi na stanowisku
obrońcy życia wewnętrznego jednostki (jako możliwości sensu, źródła, fundamentu),
które w rezultacie m.in. postępującego procesu modernizacji oraz doświadczenia
wojennej dehumanizacji uległo, jeżeli nie wytarciu, to przynajmniej wyraźnemu
ograniczeniu. Pisarz występowałby zatem przeciwko utracie najbardziej ludzkiej
właściwości.
Zastanawiam się, czy można, czy trzeba unowocześnić religię? O ile Kościół może to i owo
unowocześnić, przystosować, żeby nie stracić kontaktu z wiernymi,o tyle nie można unowoczenić
samego sacrum. I jeśli ktoś nie uznaje istnienia sacrum, właściwie przekreśla całkowicie pojęcie
religii, religijności. Obserwuję z pewnym niepokojem obecnie dyskusje w łonie katolicyzmu
europejskiego, kiedy religia jest właściwie poddawana promieniom rentgenowskim i kiedy
udowadnia się, że jest to tylko zlepek mitów i nic więcej.(…) Można by poszerzyć refleksję –
mówił dalej pisarz - na stan religijny dzisiejszej Europy, zastanawiając się nad tym, co się dzieje
z ludźmi wyzwolonymi z systemu religijnego. Jak wygląda „szczęście” wyzwolonych z dogmatu?
Spod twardego prawa religijno-obyczajowego? A w ogóle, czy życie duchowe niewierzących
mogłoby zaistnieć bez sąsiedztwa religii, choćby negowanej? (PDS, s. 86, 92)
Matuga idzie
W powieści Matuga idzie dobrze widać dużą ilość sumowanych blisko czterdzieści
lat później w rozmowie z Rutkowską elementów doświadczenia. Pankowski z różną
mocą stawiał tu akcenty, choć można odnieść wrażenie, że wtedy – na przełomie 1958
i 1959 roku – bardziej skłaniał się ku krytyce religijności, również w jej wersji
dogmatyczno-instytucjonalnej, a nawet dochodził do negacji podstaw wszelkiego kultu,
niż przychylny był jakimkolwiek przejawom religijności. Równocześnie jednak po
drugiej stronie umieszczał inny – chyba bardziej podskórny, mniej oczywisty – żywioł
związany z obecnością i potrzebą doświadczenia religijnego w życiu jednostki. Zaleta
jego powieści polega na tym, że jako jeden z niewielu pisarzy potrafił ukazać cechujący
nowoczesność rodzaj napięcia dwu typów wyobraźni (świeckiej i religijnej),
poświadczający żywotność (i obecność) konceptów natury teologicznej w nurcie
217
sekularyzującej się epoki. Najlepiej widać to w rozbieżności ideologicznej pomiędzy
poziomami organizacji tekstu, jaka rodzi się na styku narracji i fabuły. W rozdziale
Czarna ulica natrafiamy na opis obrazoburczego gestu protagonisty:
Nie patrząc przed siebie, dopadł Rynku. Otwarte drzwi kościoła pachniały kadzidłem, trochę
jeszcze jaśniejsze od nocy. Przystanął, żeby odsapnąć. (…) W drugiej [dłoni] miał cebulę,
pobaczoną i miękką. Odrapał ją paznokciem do soku i powąchał. A potem z a m i e r z ył s i ę
w c i e m n e n i e b o i z e w s z y s t k i c h s i ł c i s n ą ł w n i e c z a r n ą c e b u l ę . I n i e mo g ą c
d o s ł u c h a ć s i ę , k i e d y u p a d n i e , p o m a ł u p o s z e d ł k u d o mo wi ( M I , s . 2 5 ) .
Jednocześnie narrator zawiązuje różnorakie relacje ze sferą sacrum. Często sięga po
leksykę oraz zachowania wywodzące się z tradycji oraz obrzędowości katolickiej:
intensywność seksualnego zbliżenia bohatera z Paraśką przyrównuje do śpiewani a
godzinek (MI, s. 117); jej fizjonomię wyrzezała brzytwa Stwórcy (MI, s. 110); jeden
z celów oniryczno-fantasmagorycznej podróży po krańcach świata i umysłu, będącej
efektem skatowania przez obozowego strażnika, narrator określi jako potrzebę modlitw
i przekleństw (MI, s. 65); egzystencja Matugi wydarza się w odniesieniu do kalendarza
liturgicznego: Po Świętym Janie, jak lato szerokie i białe, nad ziemią Matugi nie było
czym oddychać (MI, s. 31); w kacecie Matuga zasypiał, modląc się. Czasem, tuż-tuż
przed wejściem w szary tunel snu, wołał na pomoc Izydę Wspaniałą o piersiach matki,
a mającej uśmiech dziewcząt z majowych nabożeństw (MI, s. 58); korespondencję matki
stamtąd otwiera znamienna fraza: Dziecko Ty nasze! Pod opieką Najświętszej
Opiekunki naszej będące, Patronki wszystkiego, co cierpi i wzdycha, Matki, co zawsze
wysłuchuje dzieci swe zgubione (MI, s. 144); wędrówka po zachodnioeuropejskim
mieście pozwala Matudze odkryć plac, wokół którego w kramach (…) krzyżyki
z włosów blond, serce boga wycięte w zimnej wątrobie, a i wota niezliczone w kształcie
nóg, rąk i innych części grzesznego ciała; nastręczające pewnej niezręczności intymne
obcowanie z Olgą spuentuje: I szlag go trafiał jasny, jasny jak dupa anioł a wychylona
spośród białych bzów (MI, s. 175), a jego ponowienie opisze przy użyciu biblijnego
obrazowania: W deltoidzie wyznaczanym czworgiem ich ud leżała teraz przestrzeń koca,
łatwa do przemian. Kanwa, w którą wystarczyłoby wszczepić niełamliwą łozę, aby
osiadły wokół niej piaski i liście, aby zaczęła się ziemia, z której potem można by ręce
wyciągać ku niebu (MI, s. 179). Z kolei charakterystykę zewnętrzną przypadkowego
sąsiada na ławce narrator sklepi wymownym porównaniem: (…) odrzekł starszemu
panu o kościstej i małej jak piąstka główce, na której niczym wokół wi elkanocnego
baranka chwiał się rzadki owies, tyle że szary (MI, s. 83). Inaczej mówiąc: za pomocą
218
tych wyimkowych przykładów staram się wykazać, że wyobraźnię protagonisty,
podobnie jak narratora cechuje wyraźne zorientowanie na sferę sacrum, które wykazuje
silne wpływy nie tylko w sferze wyobraźni, ale również w organizacji przestrzeni
świata przedstawionego, której ośrodek stanowi kościół z górującą dzwonnicą: Śnieg
jeszcze nie padał, ale z wieży parafialnej pokrakiwała czujna wrona (MI, s. 15); Gdy
następnego dnia wszedł do kościoła, spostrzegł, że wszystek chłód żył tutaj, schroniony
przed kanikułą. Msza toczyła się wartko. Ksiądz mruczał szarą łacinę i wyzłacał jedynie
zakończenia zdań, na użytek ostrzyżonych do skóry ministrantów (MI, s. 33). Leksykę
podobnej proweneniencji stosuje narrator w scenie, w której Matuga – żyjąc jeszcze w
Kartoflanii – zachodzi nad rzekę i doświadcza tyleż krótkiego, co głębokiego związku
z naturą: zanurzywszy stopy odczuwa jej nieokreśloną „świętość”, chrześcijańskość
wody, wzmagającą potrzebę czerpnięcia dłonią garści rzeki, aby się przeżegnać (MI,
s.49).
Tego rodzaju strategia, polegająca jedynie na markowaniu obecności sacrum przy
użyciu leksyki, figur czy symboli, które wywieść można z rejestru szeroko pojętej
religijności, w efekcie nie służy wytarciu, negacji czy wyłączeniu pierwiastka
religijnego, a raczej sprawia, że przybiera on inną, spektakralną postać, objawiającą się
w postaci sugerowania niejasnych przeczuć i niepełnych symptomów, funkcjonujących
niejako na prawie – wskazywanej przez Johna D. Caputo – koncepcji skrytej
potencjalności wydarzenia. Niemniej zwrócić trzeba uwagę, że na wydźwięk
światopoglądowy Matugi w stopniu wyższym wpływa warstwa obrazowa powieści:
sugestywna, afektująca, której żarliwość odczytywać trzeba jako głos krytyczny wobec
przejawów religii dogmatycznej oraz instytucjonalnej; w mniejszym zaś stylistyczne
ukształtowanie tekstu pracujące na mniej oczywistej i mniej dominującej częstotliwości
dostrojonej do religii słabo obecnej, do jej zsubiektywizowanej i fragmentarycznej
postaci. Doniosłą konsekwencją tej strategii jest atmosfera niejednoznaczności, klimat
zbełtania i niejasnego autorskiego stosunku do zagadnień religii i religijności.
Odpowiednim przykładem jest w tej mierze quasi wizyjna scena odkrywająca
wyobrażenie o porządku kacetowego i postkacetowego świata, gdzie ewangelijna
nazwa uruchamia szereg semantycznych konotacji; mimo to przeważa idea zwątpienia
w Boski plan stworzenia oraz w sprawczą obecność Opatrzności w świecie, gwaranta
ładu i bezpieczeństwa. Obserwowana tu wertykalna orientacja świata, miejscami
przypominająca sens tomistycznej drabiny, ulega odwróceniu: przeznaczeniem
człowieka nie jest rozpoznanie najwyższego dobra, osiągnięcie pełni możliwej
219
godności, ale faktyczne poznanie najniższego (ostatniego) zła, cierpienie niedoli
i upadku: Tu jest dno świata, Matuga. Jak dym na chwilę przyniknie, popatrz dalej,
a zobaczysz góry jak umyte w farbce i lodem z Jordanu przyprószone. Tu jest dno
świata, a na górach, na brzegach świata okrakiem siedzą Strażnicy (MI, s. 55). Nade
wszystko jednak ten ambiwalentny klimat powieści oparty na niepełnej, ale jawnej
negacji tego, co święte po jednej stronie, oraz na skrytym wzmocnieniu, swoistym
rzecznictwie za tym, co religijne po drugiej stronie, najlepiej chyba oddaje scena, której
osią jest znajomość Matugi i Paraśki. Bohater zawiązuje znajomość mając określone,
choć nie wyrażone bezpośrednio plany i tylko mało uważna lektura nie pozwoli odkryć
motywacji protagonisty: Matuga zawiązuje relację intencjonalnie, bo Paraśka jest
członkinią zakonu świeckiego, tercjarką
: Na drugim końcu placu dojrzał malejące
stadko tercjarek (…). Odbił się raźnie od bruku i pobiegł ku nim czym prędzej. Nim
jednak dobiegł (…) tramwaj zdołał uwieźć tercjarki (…). Na wysepce, wznoszącej
bezpiecznie swój brzeg betonowy ponad bruki śmiertelne, ostała się jedna, samasamiuteńka tercjarka (MI, s.109). Protagonista przy użyciu różnych środków zamierza
seksualnie uwieść Paraśkę. W tym kontekście warto przypomnieć, że Matuga jest tym
samym bohaterem, który wcześniej – na kartach tej samej powieści – wymierzył cebulą
w sacrum i usłyszał Nic: bezdenną pustkę. Intuicja podpowiada mi, że sekwencja
związana z Paraśką, że jej perypetie byłyby ciągiem dalszym Matugi igrania z tym, co
święte. Wydaje się także, że przy całym naturalizmie i daleko posuniętej fizjologizacji
niektórych momentów fabularnych, Pankowski mimo wszystko zachował choćby
w stopniu minimum zasadę stosowności, że nie zależało mu jedynie na skandalizującym
obrazie (dla wzmocnienia efektu tercjarkę mogłaby zastąpić przedstawicielka żeńskiego
zakonu katolickiego). Wszelako to wynikające z radykalności gestu napięcie, jego
profaniczność niemal, nabiera pełnego kształtu w finisażu rozdziału:
Paraśka ubierała się. Smutek i żałowanie chodziły po niej. (…) Nie wsunęła jeszcze bluzki
w spódnicę. Zatrzymało ją coś: - Proszę pana, ja by sie [pisownia zachowana wg wydania] chciała
o coś zapytać? – Bardzo cię proszę, Parasiu, pytaj śmiało. – A czy pan sie modli?... bo ja chodze
co dzień do kościoła i…panam nie widziała… - O, nic dziwnego. T a c y l u d z i e j a k j a mo d l ą
s i ę w d o m u . Patrzę w okno. Ac h a , s ł o n k o ś wi e c i . I c y k ! M a ł a m o d l i t wa n a c z e ś ć
p o g o d y. D o k o g o ? W s z y s t k o j e d n o . N a j c h ę t n i e j d o P a n n y M a r i i , a l e n i e t e j
C z ę s t o c h o ws k i e j , b o t a m s a m a g ł o wa , a i t o p o s z c z e r b i o n a – a l e d o t e j , c o
w n o wi u s t o i , c a ł a n i e b i e s k a , jak to malowanie. Golę się. Pędzluję brodę, aż piana jak ser!
I myślę sobie: W dobrej formie dziś jestem. I cyk! modlitwa. (…) (MI, s. 121)
Jest w tych syntagmach obecna jeszcze inna – choć nie tak jawna i oczywista –
właściwa postsekularyzmowi tendencja, opisywana przez teoretyków tego nurtu jako
220
afirmatywna postawa wobec zagadnień sacrum: skrajna prywatyzacja religijnych
rytuałów, praktykowanie swoiście rozumianej religijności sprzężone z balansowaniem
na granicy sacrum-profanum. Słowem: to igranie z sakralnym, przynosi protagoniście
niezaprzeczalną radość, wywołuje silną podmiotową szczęśliwość, nie oznaczając
zerwania więzi z tym, co religijne, na nowo określa profil tej relacji. Posługując się
językiem kpiny z religii oficjalnej, dogmatycznej i instytucjonalnej, Pankowski
przemycił sens głębszy, polegający na artykulacji nowego projektu, tyle że już nie
religii, a religijności, dodatkowo w jej wersji nowoczesnej. Napotykamy tu większość
z rozpoznanych przez myśl postsekularną (w tym teologów, filozofów i socjologów
religii) wartości określających właściwe modernitas przesunięcia w zakresie:
obiektywne-subiektywne, dogmatyczne-apokryficzne, instytucjonalne-prywatne. Ten
styl myślenia wzmacnia dalsza część odpowiedzi Matugi:
– A do spowiedzi pan czasem chodzi? – Ależ skądże. Spowiadam się sobie samemu. P a n n o
Parasiu, nie ma to jak sumienie. Czyżyk ma lutki – o tu, tu! (rąbnął się
w p i e r s i ) m i e s z k a i ć wi r k a . – Chcesz dupę niebem asekurować? Pokażemy ci niebo.
W konfesjonale siedzi sobie tłuścioch w czarnej sukni i to bez dekoltu i mruczy: A ile razy?
A z mężatką? A ognia piekielnego i smoły czerwoje się nie boisz, synu? A brr, panno Parasiu.
Lepszy jogurt niż smoła piekielna, co? – Proszę pana, tak ni wolno mówić o religii. (MI s. 121)
Omówione dotąd sposoby przejawiania się problematyki religijnej i doświadczenia
religijnego milczeniem pomijały jedną z ważniejszych w tej perspektywie scen,
w której Władziu Matuga spotyka bezimienną mieszczkę, będącą zasymilowaną
krajanką Stamtąd. Drugie ze spotkań, podyktowane etnicznym pokrewieństwem
i nostalgią za krajem rodzinnym, nieoczekiwanie dla Matugi zamienia się w konfesyjny
monolog mieszczki i przynosi wiedzę o jej zawiedzionym – z powodu romansu
narzeczonego ze służącą – uczuciu.
Harmonijność sceny zostanie przełamana
gwałtowną jej reakcją: Przypadła do Władzia. Porwała go za rękę w stronę schodów.
Biegł z nią, a ona dyszała i pędziła. Kościste paluchy, zasępione artretyzmami, trzymały
go twardo. (MI, s.160), bowiem ciało Matugi wskutek opowieści zareagowało
krępującym i zauważalnym podnieceniem. Nie pozostaje zatem nic innego, jak
egzorcyzmować Chuć, bo ta podskórnie łączy Matugę z niewiernym kochankiem
i doświadczoną przed czterdziestu laty zdradą. Nie wchodząc tu w szczegóły, chciałbym
jedynie zwrócić uwagę na obecne w tej scenie i fundamentalne dla całej powieści
221
napięcie pomiędzy sferami: ducha i ciała547, w tym miejscu istotne nie tyle jako
atrakcyjna interpretacyjnie dychotomia, ale z powodu kohezji dekoracji świata
przedstawionego z elementami tła – z przywoływaną wyżej sceną z tercjarką Paraśką.
Innymi słowy: perspektywą towarzyskich perypetii Matugi jest sacrum zredukowane do
obecności wydrążonych z sensu religijnych symboli, które analizowane przez pryzmat
wniosków formułowanych przez myślicieli teoretyzujących zagadnienie religii w dobie
nowoczesności, przybierają profil restytucji, ponownej artykulacji źródeł moralnych,
ale pełnią przy tym
także funkcję słabych znaków, religijnych spektrów
w nowoczesnym, zsekularyzowanym świecie. Poczynania Matugi i Paraśki śledzi nieme
spojrzenie św. Józefa zamknięte w: szarej, kredowej twarzy o fioletowych oczach
wykreślone na pąsowym atłasie portretu. Z kolei nad ekscesami w domu mieszczki
góruje biały, podpalany krucyfiks z kości słoniowej548, a ściany dofioletowiły się na
gwałt, aż po ostatni kres fioletowatości, że garściami można z nich było drzeć
biskupów. A potem powietrza zamknięte w tych ścianach zachybotały i rozstąpiły się,
unosząc w sobie zawiesiny modlitw (MI, s. 160-161).
Na tych przykładach można zrozumieć jaki jest (niezamierzony) sens (w rezultacie
przeciwsens) debiutanckiej powieści Pankowskiego: podczas gdy dla Matugi figury
religijne to jedynie symbole rozumowego zaciemnienia oraz puste znaki, o tyle na
innym poziomie komunikacyjnym – zewnątrztekstowym – to widma religii, to
wyartykułowane
źródła
tradycji
judeochrześcijańskiej,
to
ślady
wydarzenia
obdarzonego potencjałem warunkowanym określonym kodem kulturowym, których
wewnątrztekstowa krytyka (wynikająca z rozwoju fabuły) zgodnie z regułą
sformułowaną przez Michaiła Bachtina w istocie (tj. na zewnątrz tekstu) jest tyleż
nicowaniem religii, co jej potwierdzaniem: Degradacja (…) jest ambiwalentna, negując
jednocześnie utwierdza549.
547
Zajmująco o problemie cielesności w powieści Matuga idzie pisał Kajetan Mojsak w artykule:
Przygody ciała – podmiotowość i groteska w powieści "Matuga idzie" Mariana Pankowskiego,
„Pamiętnik Literacki”, 2008 z. 4, s. 123-144.
548
Pisarz, by wzmocnić efekt, doda: Było tu pusto.
549
M. Bachtin, Twórczość Franciszka Rabelais’ego a kultura ludowa Średniowiecza i Renesansu, przeł.
A. i A. Goreniowie, Kraków 1975, s. 82.
222
Granatowy Goździk
Odsłaniany tu parokrotnie problem agambenowskiej z ducha profanacji otrzymuje
szczególnie interesujący kształt w ogłoszonym w 1975 roku dłuższym opowiadaniu
Granatowy Goździk, którego osnowę tworzy miłosno-awanturnicza historia kochanków:
lwowiaka Maniusia Smorodiny i prowincjonalnej
dziewczyny Urszuli, zamknięta
w formie rozmowy-opowieści dwu przebywających w zagranicznym kurorcie Polaków.
Granatowy Goździk wydaje się tu ze wszech miar ciekawy nie ze względu na
mocniejszy czy bardziej bluźnierczy charakter profanicznych przekroczeń windujących
ów utwór na czołowe miejsce w hierarchii prozy narracyjnej Pankowskiego, ale
z powodu zasadniczej czytelności i jawnej tematyzacji świętokradczego gestu
(mogącego służyć tu za metaforę niemal całej twórczości) w fabularnym porządku.
Otóż istotą perypetii Maniusia i Urszuli jest pomysł kudłatego wariata (jak określi go
narrator), oparty na wykradzeniu monstrancji i wotów z lokalnego kościoła. Rzecz jest
ciekawsza tym bardziej, że intencjami Smorodiny nie rządzi chęć wzbogacenia się;
postępowanie Smorodiny ma charakter par excellance duchowego rewanżu na tych,
którzy zatruwali im życie. Chciał, jak się to mówi, wstrząsnąć miasteczkiem550.
Smorodina nie przewidział jednak innej, równie satysfakcjonującej konsekwencji tego
harcowania: sprawił, sobie i Urszuli, moment radości: I Urszula się śmieje i dalej swoje
srebrności puszcza [mocz]… hece się go trzymają i dawaj, główne drzwi odrygluje,
i sobie jak ta para po ślubie, na rynek wyjdą (…) ubaw był fest (GG, s. 96). Innymi
słowy, w wyniku dokonanego pohańbienia świętych: przestrzeni i przedmiotów,
kompani-w-profanacji przeżywają chwilę nadzwyczajnej szczęśliwości, przyjmującej
kształt wesela nieledwie. W dodatku jest to szczęśliwość szczególnego rodzaju, wszak
biorąca się nie z szaleństwa czy utraty umysłowej klarowności, lecz z realizacji planu
napotykającego na pewne przeciwności, o czym przekonują towarzyszące bohaterom
sygnały i ostrzeżenia wysyłane przez rzeczywistość albo w postaci kodeksu karnego
penalizującego podobne występki, albo np. kartki odnalezionej tuż przed wkroczeniem
w świętą przestrzeń, zawierającej łacińską sentencję: Wieczna hańba świętokradcom
(GG, s. 75). Nie mniej ważna ze względu na przyjęty tu pryzmat analitycznointerpretacyjny jest fundamentalna dla Granatowego goździka sprzeczność odbijająca
550
M. Pankowski, Granatowy goździk, Warszawa 1975, s. 93. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie
GG bezpośrednio w tekście.
223
właściwe
nowoczesności
napięcie
wrażliwości
różnego
rodzaju.
Otwierająca
opowiadanie scena zbudowana jest z silnie impresywnych jakości, implikujących sensy
związane z powolnym zmierzchaniem się religii w jej tradycyjnym formacie. Obecność
skorodowanej figury Jezusa i rozpękającego się dębowego krzyża jest bardziej niż
wymowna: będąc bramą tekstu buduje nastrój schyłkowości religio, obejmuje swoisty
patronat nad całym możliwym światopoglądem dzieła. Równocześnie, ważny jest tu
sam wybór pisarza, wprawiający w ruch odpowiednie tryby refleksji orzekającej
o widmowym statusie religii: pisarz z dostępnego rezerwuaru tematów i rekwizytów
wybiera właśnie te, pochodzące z określonego rejestru, które w procesie lekturowej
konkretyzacji mogą owocować wrażeniem powolnej erozji pojęć z zakresu sacrum czy
szerzej: pewnego modelu kultury. Toteż wydaje się, że scena otwarcia tekstu –
znaczona śladami śladów religii, ten osobliwy pejzaż z krzyżami, dobrze pokazuje
istotność zagadnienia w autorskiej antropologii.
Drobna stąd wioska. Dachy morelowożółtej dachówki zgarnięte jednym nieszerokim spojrzeniem.
Szosa dobiegająca od morza, niosąca tu auta, ku Pirenejom. Patrzy na nie, ale ich nie słyszy
mężczyzna po sześćdziesiątce. Ławka ocieniona lipą. (…) Za plecami ma niebo, a na nim trzy
krzyże. Ni wiatru, ni…Dziobanie naraz. Mężczyzna nieporuszony, bo wie, że o tej godzinie krzyże
z nocnej rosy obsychają. Wie, że pik-pik-pik! Karo-trefle-pik! O metal dziób! O czoło krzyk! Wie,
że zielony dzięcioł jada rdzę dojrzałą na gowie żelaznego Jezusa. Wcina i młóci tę rudość, co
odrośnie. I znowu cisza. I wtedy mężczyzna ręką po skręconej siwiźnie przejedzie, na rękę
spojrzy: patrz, tyle zostało z niestrudzonego usmiechu wisielca. Wstanie, na krzyże poboczne
spojrzy, zaczynające pękać i rwać się w swych dębowych ścięgnach, i ruszy ku wiosce. (GG,
s. 11-12)
Grunt pod ten wyrażony za pośrednictwem metafory światopogląd wprowadzony
zostaje już w akapicie poprzedzającym, gdzie w odnarratorskiej deklaracji (noszącej
znamiona autorskiej) odnajdujemy symptomy zwątpienia, pesymizmu: Poczucie
niebyłości. (…) Choćby odwołać odór burzy, choćby wycofać deszcz ku niebu,
a rzeczom nazwy poodzierać i własnym popieczętować je lakiem – i tak się nie dowiemy,
co było przed ciemnościami, na czele których człowiek z nożem (GG, s. 11).
Po wtóre, wyrażone w pierwszych akapitach zapatrywanie, ulegające konsekwentnemu
wzmocnieniu zgodnie z rozwojem fabuły, spruje pisarz w kodzie opowiadania:
wyznaczywszy w pierwszych zdaniach światopoglądową ramę, w zamykającej tekst
scenie doprowadza do silnego napięcia ideologicznego, zarazem tłumacząc procesualną,
złożoną naturę swojego światopoglądu.
Już wiatr otworzył drzwi na noc sierpniową. Zaraz tu wpłyną stamtąd, już wpływają samotne,
choć liczne ryby, wigilijnie umączone, oskrobane i bez bebechów. Nad nami krążą. Myślisz, że się
224
zderzą, a one się miną i chodzą, pomaaału, i patrzą z litością na nasze karki siwe, schylające się
coraz niżej nad wyschniętym łożyskiem rzeczywistości (GG, s. 141).
Zaryzykuję twierdzenie, że zdania zapisane przez Pankowskiego ujmują intuicyjnie
coś z istoty rzeczy, ex post zamkniętej przez Charlesa Taylora w cytowanej tu już
znakomitej metaforze zapadniętych płuc życia duchowego w dobie nowoczesności.
Pątnicy z Macierzyzny
Wizję ludzkiego bytu, rozpiętego pomiędzy ziemią-żywicielką, po której
pielgrzymują pątnicy, a niebem nad którym – jak możemy przeczytać w zakończeniu
utworu – słodka bogini okrakiem551, spotykamy w Pątnikach z macierzyzny – powieści
o pięć lat późniejszej od wydanego w 1980 roku Rudolfa. Jednakże w tym miejscu – jak
rzekło się wcześniej – z pola zainteresowania wyłączona zostanie wierzchnia warstwa
tekstu
(według
Renaty
Gorczyńskiej
charakteryzująca
się
posmakiem
świętokradztwa552), której jaskrawość pomogła komentatorom w sformułowaniu
wniosków zamykających tę powieść w ramach autorskiej krytyki instytucjonalnych
i dogmatycznych form wiary. Nawiasem mówiąc, reprezentowany przez Gorczyńską
styl odbioru powieści Pankowskiego, będąc egzemplarycznym dla krajowej recepcji
utworu w zakresie, w jakim podnosił problem groteskowego i prześmiewczego
potraktowania zasad religii i form wiary, jednocześnie nie uwzględniał rewersu strategii
artystycznej Pankowskiego, który poprzez koncentrację na wyraźnie określonym
temacie –
poprzez
tematyczność
właśnie
oraz
mnogą obecność
symboliki
i emblematyki chrześcijańskiej w świecie przedstawionym – w rezultacie wzmacnia
tezę o widmowy statusie religii w nowoczesnym świecie. W przyjętym tu pryzmacie
analityczno-interpretacyjnym nawet bluźnierczy styl – jak napisała przed laty Seweryna
Wysłouch – okazuje się sposobem wyeksponowania wyższych wartości553.
Warto zatem zajrzeć – wsłuchując się we wskazówki Agaty Bielik-Robson – pod
podszewkę Pątników, bo ta wydaje się wcale ciekawa. Po pierwsze dlatego, że jest
551
M. Pankowski, Pątnicy z macierzyzny, Lublin, 1987, s. 136. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie
PM bezpośrednio w tekście.
552
Por. R. Gorczyńska, Furia słów Mariana Pankowskiego, „Kultura” 1988 nr 7/8, s. 162. Recenzentka
zauważa też, że religia nie jest dla Pankowskiego tematem obojętnym.
553
S. Wysłouch, Bunt wobec sacrum. Z problemów literatury antyreligijnej XX wieku, [w:] Religijne
apekty literatury polskiej XX wieku, red. M. Jasińska-Wojtkowska, J. Święch, Lublin 1997, s. 206.
225
miejscem zapisu zetknięcia się dwóch różnych rodzajów wrażliwości uosabianych tu
przez protagonistę-narratora oraz jego współrozmówcę Guillaume’a. Wyprowadzenie
takiego wniosku umożliwia toczący się na kartach powieści dialog. Dla Guillaume’a,
rozwijącego dwubiegunową wizję Europy wzdłuż stereotypu świeckie (Zachód) –
religijne (Wschód), protagonista jest obywatelem uduchowionego, a więc bardziej
zmysłowego niż rozumowego, Wschodu: To tam u was … i jedni, i…
drudzy,
a właściwie wszyscy w te kamienie wierzą. Ma się wrażenie, że to jedyna rzecz trwała,
nierozpuszczalna, której wasi ludzie atawistycznie ufają. I chyba z przekory, nie
pracą, ale słowem i kamieniem żyją! (…) Przecież ta wiara w kamień…(…) to majak,
bańki mydlane (PM, s. 97).Wschodu, dodajmy, który rozpoznany zostaje jako tamta
ziemia (…) kadzidłem uprzywilejowana, jako przestrzeń wzbudzająca w „starych
Europejczykach” konsternację z powodu prezentowanego typu obyczajowości: I tu, na
ławce, frontem do kłującego w oczy morza, o… ten gość coś zauważył i palcem swej
kobiecie pokazuje, stukając w gazetę. O i tamta pani, na sąsiedniej ławce, co nie ma
komu swego zdziwienia przekazać, samej sobie pokazuje ową białą plamę na mapie
pogody europejskiej (PM, s. 16).
Reprezentowany przez Guillaume’a typ myślenia kulminuje kawałek dalej554:
Guillaume westchnął tym swoim uśmiechem, który łagodzi wyraz powątpiewania. (…) I c h o ć
p r z yj a c i e l , a l e m i m o w s z y s t k o o b c y , m ó wi : - Zgoda, na to wa s z e mówienie o każdej
porze i z każdego miejsca, na to wyrażanie swej obecności pieśnią proszącą… ale czy w całym
wa s z y m krajobrazie nie ma ludzi, którzy wychyliliby się poza to średniowieczne klęczenie…
którzy staliby pochyleni nad warsztatem? I których pierwszym dykursem byłaby praca? (PM,
s. 36-37)
Dla
niego
wrażliwość
Wschodu
jest
anachronizmem,
reminiscencją
przednowoczesnego ładu, przeżytkiem z perspektywy instrumentalnego rozumu.
Z kolei przypadek narratora jest bardziej skomplikowany, bo pracuje na różnych
rejestrach i wyraża bardziej złożone treści. Na poziomie opisu świata przedstawionego
oraz prezentacji trybów myślenia bohaterów jawi się on jako zdeklarowany antagonista
sacrum i religii, podzielający stanowisko Guillaume’a, a nawet więcej: przyjmujący za
swoje, wyrażone przezeń poprzednio poglądy, tu utrzymane w duchu nieomal
socjalistycznym:
554
Skądinąd w scenie w której wyczuwalny jest pogłos koncepcji Waltera Benjamina łączącej kapitalizm
z religią. Zob. W. Benjamin, Kapitalizm jako religia, przeł. P. Mościcki, „Krytyka Polityczna” 2007
nr 11-12,. Ale także G. Agamben, Profanacje…, dz. cyt., szczególnie: s. 101-107.
226
Toteż proponuję, żeby wznieść most metalowy. Ale go wznieść wspólnymi siłami. (…)
Miejscowa fabryka metalu by dostarczyła pociętego na miarę, przewierconego, że dziura na nit
czeka, że brzeg przęsła na elektrodę czeka… Ale materiały te ludność by zwiozła uroczyście.
Dzień wolny od pracy dla ochotników. (…) Użyteczny, ale i most pomnik. Wzniesiony trudem
społecznym, jak dawne wieże wartownicze. Cóż z wieży Eiffla…czy z mostu w San Francisco.
(….) No – metalowa droga, niezniszczalna…rzucona w przyszłość. N o – ś wi e c k a l i t u r g i a .
Za m i a s t mo n s t r a n c j i – r o z b ł ys k i z ó r z e l e k t r y c z n y c h s p o d e l e k t r o d w r ę k u
z g a r b i o n y c h t wó r c z o s p a wa c z y . N o i p o t e m c h ó r y… r z e c z j a s n a , ż e c h ó r y, n a
t y m b r z e g u m ę s k i , a z z a wo d y ż e ń s k i d o wt ó r u , z a n i m s i ę p o o p a d n i ę c i u o b u
p r z ę s e ł w j e d e n p o ł ą c z ą …(PM, s. 39).
W innym jednak miejscu status bohatera-narratora ulega zmianie: wyłączony
zostanie z zachodniej wspólnoty (ergo włączony do wspólnoty Wschodu) za
pośrednictwem określenia Józka: przecieżeś tutejszy, a w cytowanym już fragmencie
wypowiedzi Guillaume’a jego wschodnią tożsamość wydobędą (i potwierdzą) zaimki
dzierżawcze użyte w funkcji wskazującej: To tam u was ; wasi ludzie. Stąd
wydawać by się mogło, że główny bohater Pątników najpełniej będzie identyfikował się
z rozwiązaniem wykraczającym poza prostą binarność, którą określi mianem
światowości łączącej różne typy podmiotowego doświadczenia. Jednak i tę możliwość
odrzuci, bowiem nie odnajdzie w niej autentyczności i swojskości: (…) wyciągam i tę
światowość, tę nieswojość im podaję (PM, s. 74). Dotychczasowe fiasko poszukiwań
tożsamości (ukryty leitmotiv tej książki) podsumuje narrator w kodzie powieści: Ale
tłum, kadzidłami dnia podrajcowany, chce ringu świętego. Chce, żebym się zmierzył
z intruzem, żebym z nim stanął do zapasów, ja, dopiero co nawrócony (PM, s. 135).
Dochodzenie do wniosku o niezbędności religii i złożonej potrzebie doświadczenia
religijnego pomimo wyjściowej postawy krytycznej – tak widzi Pankowski kondycję
refleksji nad religijnością jako procesem w epoce modernitas: pomiędzy odrzuceniem
i akceptacją. Po wtóre, rozwijane przed Guillaume’m – tym mieszkańcem
zsekularyzowanego zachodu – opowieści narratora-protagonisty przyjmują postać
doświadczenia obcego i kuriozalnego: uśmiecha się Guillaume. Pewnie trudno mu
sobie wyobrazić tylu błazenków ubranych w krepę przez minaturowego Cardina, i do
tego uszminkowanych operowo (PM, s. 27); a może nawet wypełniają postulat Aldo
Garganiego, zgodnie z którym ocalenie religii (i doświadczenia religijnego) może
nastąpić jedynie w trybie rozwijania różnicy, rozwijania śladów Innego, jakiegoś
tertium, które tak przedstawiane i percypowane ocala coś ze śladu śladów i pozostawia
jakąś – wciąż istotną i niezbywalną – resztę.
227
Putto
Z Matugą koresponduje późniejsze o blisko cztery dekady samodzielne opowiadanie
Putto (1994). Choć oba utwory różni wiele, to – jak sądzę – z powodzeniem można
wyznaczyć miejsce ich światopoglądowego styku, ponieważ podobnie jak w przypadku
debiutanckiej powieści, również i tu, Pankowski mapuje świat przedstawiony znakami
o dużej sile konotacyjnej z zakresu szerokorozumianej sfery sacrum, co doprowadza do
wzmożonej, ale widmowej obecności religii na kartach tekstu. Nie to jest jednak
najciekawsze, bo jak przekonaliśmy się dotąd i jak jeszcze zostanie pokazane, strategia
ta jest dla pisarstwa Pankowskiego (a przynajmniej prozy fikcjonalnej) dystynktywna.
Bardziej interesująca jest niezakamuflowana obecność w tkance narracji zagadnienia
pozadogmatycznych i pozainstytucjonalnych form wiary, w Putto sygnalizowana przez
fabularny wtręt na temat diakonisy Anny Matyldy555. W scenie potajemnego spotkania
pedofilów (albo jak określa tę grupę narrator: klubu przyjaciół dzieci), którzy ponadto
są miłośnikami antykwarycznych białych kruków, ojciec Van Gluren wyciąga z torby
czarną wstęgę z brudnym, niegdyś pewnie srebrnym haftem. W pierwszej chwili
uczestnicy schadzki w eksponowanym przedmiocie rozpoznają zwykłą (jakkolwiek to
brzmi) stułę: Sądząc po stanie tkaniny i po splocie… koniec siedemnastego wieku?
Początek osiemnastego? Można przyjąć, że kapłan otrzymał ją w darze… od bogatej
patrycjuszki…(…) Anna-Mathilda…556 (PU, s. 79). Ale głębszy namysł pozwala
zweryfikować to pobieżne ustalenie. Konkludują: Po prostu: stuły nie otrzymał żaden
kapłan od Anny Matyldy… To diakonisa Anna Matylda otrzymała ją od swoich
parafian. Czym zatem jest ów eksponat? Do czego odsyła? Ów przedmiot jest śladem
czegoś innego niżby wydawało się, nie jest bowiem przedmiotem wyjętym z indeksu
kultu oficjalnego, a znakiem niekanonicznej i nielegalnej formy religijności: Niewiele
się pisze… a w ogóle się nie mówi…. o formach religijności nielegalnej,
nieortodoksyjnej (…). Już beginki… sześć wieków temu… Za złe miano im studiowanie
Pisma Świętego… Były też parafie „dzikie”, obłożone interdyktem… za wyłamanie się
555
Pomijam tutaj ideę pełnienia godności kościelnych przez kobiety, ich udziału w sprawowaniu liturgii
oraz udzielaniu sakramentów w obrzędowości Kościoła Katolickiego, nie jako mniej interesującą, ale
z powodu odległości od przyjętej tu optyki. Ten wątek jest dobrze obecny w twórczości
Pankowskiego, zwłaszcza w dramacie Ksiądz Helena, w: M. Pankowski, Ksiądz Helena. Wybór
utworów dramatycznych, Kraków 1995).
556
M. Pankowski, Putto, Poznań 1994, s. 79. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie PU bezpośrednio
w tekście.
228
z kanonów prawa kościelnego… I ta stuła była najprawdopodobniej własnością
diakonisy podniesionej do funkcji kapłańskich przez zgromadzenie wiernych... którejś
z tajnych parafii… (PU, s. 79-80). Pankowski odsyła tu czytelnika, poniekąd podobnie
jak
w przypadku postaci tercjarki557 Paraśki z Matugi, do nieoficjalnych, niekiedy
herezyjnych
form
religijności558
istniejących
licznie
i
dość
popularnych
w średniowiecznej Europie, tu wyrażanych przez powstałą w XII w. wspólnotę
begardów i beginek559. Niemniej, ten gest przypomnienia peryferyjnej obrzędowości nie
jest ostatnim celem wzmiankowania; najpewniej Pankowski ma na uwadze ruch ku
głębokiej odnowie form kultu560, mający w kulturze europejskiej długą tradycję
inspirowaną postaciami Jana Wycliffe’a, Jana Husa, czy Marcina Lutra: Odstępstwa od
liturgii przepychu… od złota, brokatów i klejnotów zaczęły się wcześnie… bo już Jan
Hus… w Niderlandach (…)(PU, s. 80).
Nie sposób nie zapytać o zasadność tej metody twórczej polegającej na ograniczonej
tematyzacji zagadnień, które w wyniku tego otrzymują formę strzępu, fragmentu
budującego ogólniejszy klimat i które stawiają przed czytelnikiem trud właściwego
odcyfrowania śladów, podjęcia tropu, stawiają warunek znajomości i operowania
określonym kodem kuturowym. W tej perspektywie postawione przed laty przez
Sewerynę Wysłouch pytanie o to, jak te znaki badać, tj. czy procedury analitycznointerpretacyjne rozwijać zgodnie z immanentną analizą utworu, czy odnosić do
szerszego kontekstu interpretacyjnego561, wydaje się wciąż aktualne i nadal trudno
udzielić na nie wiążącej odpowiedzi. Wydaje się także, że pewnym rozwiązaniem w tej
materii może być proponowana tu strategia mieszana, uwzględniająca temperament
epoki, biorąca pod uwagę światopogląd wewnętrzny tekstu literackiego.
557
Tercjarze zostali przez oficjalną doktrynę kościoła włączeni w dopuszczalne formy zgromadzeń
wiernych jeszcze w średniowieczu: w 1289 papież Mikołaj IV uznał grupy świeckie żyjące zgodnie
z regułami franciszkańskimi za legalne.
558
Beginat został w 1312, mocą dekretu papieża Klemensa V pt. Ad nostram, uznany za ruch heretycki.
559
Na ten temat zob.: K. Latawiec, Sanok i Brugia – peryferyjne miasta Mariana Pankowskiego. Test
dostępny online: http://www.latawiec.krakow.pl/pliki/sanok_brugia.pdf
560
Por. wypowiedź pisarza na temat kościoła posoborowego: M. Pankowski, Nam wieczna w polszczyźnie
rozróba, rozmawiał P. Marecki, Kraków 2012, s. 302-303.
561
Por. S. Wysłouch, Bunt wobec sacrum …, dz. cyt., s. 205.
229
Balustrada
W pisarstwie Pankowskiego trudno ustalić cezurę wyznaczającą zmianę postawy
światopoglądowej, wyraźne jej przesunięcie z pozycji krytycznych względem religio
w
stronę
bardziej
afirmatywną
czy
przynajmniej
ideologicznie
neutralną.
Dotychczasowa analiza przekonuje, że natury zagadnienia powinniśmy raczej
upatrywać w jego złożoności, polegającej na immanentnej sprzeczności różnych
horyzontów wrażliwości: świeckiej i religijnej. Trudno zatem mówić o obecności
problemów religii i doświadczenia religijnego w prozie fikcjonalnej Mariana
Pankowskiego bez uwzględnienia tej fundamentalnej antynomii, z jednej strony prowok
ującej do orzekani o permanentnej niegotowości ideowej Pankowskiego, rozpiętej
pomiędzy skrajnymi biegunami doświadczenia wpływającego na powstanie tożsamości
zmiennej, in progress, z drugiej jednak zaświadczającej o zajęciu przez Pankowskiego
jakiejś pozycji newralgicznej, z której udało mu się dostrzec zasadnicze cechy epoki,
pozwoliło im przepływać przez siebie (i teksty). Spadek żarliwości, obniżenie
diapazonu
krytycznego,
zaobserwować
można
gdzieś
w
połowie
lat
dziewięćdziesiątych, czego symptomy można zauważyć w ogłoszonym w 1996 roku
opowiadaniu pt. Balustrada. Na podstawie czytelnych aluzji do pontyfikatu Jana Pawła
II (m.in. hierarcha jest amatorskim narciarzem) domniemywać można, że tym razem
pisarz wymierzył ostrze krytyki w pochodzącą z 1981 roku (będącą pokłosiem synodu
biskupów z 1980 roku) papieską adhortację Familiaris Consortio, której zasadnicza
treść zawarta została w podtytule: Zadania rodziny chrześcijańskiej w świecie
współczesnym. Celem osłabienia gwałtowności autorskiego komunikatu pisarz zamknął
ten
gest
w
onirycznej
konwencji:
uwarunkowane
okolicznościami
pobytu
w nadmorskim pensjonacie tymczasowe znajomości oraz przelotne przyjaźnie i
właściwe im sposoby spędzania czasu, a więc spotkania towarzyskie, wspólne spacery i
kolacje, kulminują w scenie, w której protagonista-narrator otrzymuje od kelnera
tajemniczy zwitek papieru. Jego zawartość zdradza nagłówek: historia Snu Ojca
Świętego562(BL, s. 56). Czytamy tam:
562
M. Pankowski, Balustrada, Londyn 1996, s. 56. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie BL
bezpośrednio w tekście.
230
To nie lilie panieńskie wonnymi tarasami niosą biskupa rzymskiego aż do stóp Niepokalanej, co
na nowiu (…). – Te góry i doliny, co się w biel puszystą odziały, co szaty przeczyste
przyoblekły… to nowy cud rozmnożenia Bożych stworzeń! Plemię królicze Pan na ziemię zesłał,
aby dać przykład ewangelicznej nieprzeliczoności…karlejącemu w eunuchowatym obżarstwie
światu. Wiwat fala królicza! Gdzie się nie obrócić… rośnie ta jurna białość i wzbiera ciasto
wielgachne, że dzieży za mało! Na góry graniczne ta białość obławą napiera…aż trzeszczą
osłupiałe horyzonty…I moc ta więziona przez samolubnych rządców Europy, ku mnie wzrok swój
błagalny zwraca… Więc kornie głowę ku Niebu podnoszę i znaku Ojca Niebieskiego wypatruję…
Jeesst! I czytam, dla was ziemianie, Ojcową prawicą skreślone słowo: „Człowieku tej ziemi, pełen
wiary, twa retoryka znak tylko ma jeden... (BL s. 58-59).
Jeśli Pankowski na progu nowego millenium podważał jeszcze autentyczność
doświadczenia religijnego, to w istocie kwestionował sensowność oficjalnych nauk
Kościoła (który traktował synonimicznie z zagadnieniami wiary i religii) i robił to
dlatego, że rozumiał wyzwania nowoczesnego świata i uważał podobne nawoływania za
przejaw bezrozumnej i nieodpowiedzialnej działalności hierarchów, mogącej w efekcie
doprowadzić do cywilizacyjnej katastrofy demograficznej, patrzył bowiem dalej i nie
tracił z pola widzenia społeczno-ekonomicznych uwarunkowań afrykańskiej emigracji
szturmującej południe Europy. Zatem także i tu autor pokazywał zasięg i wpływ
przynależnego epoce modernitas starcia (pozornie odpychających się) wektorów wiary
i wiedzy. Skądinąd temat ten nawraca w Balustradzie kilkakrotnie, chociażby
w syntagmie poprzedzającej wprowadzenie relacji z onirycznych wizji papieża: - Pan
szanowny nie obojętny wobec zjawisk… czy one ludzkie… nadludzkie, czy
nieludzkie. Oto jeszcze jedno. Z tym, że dyplom nie wystarczy… trzeba wiary. Kto
trzy razy przepisze tę historię… odpust wieczny ma… murowany (BL, s. 56). Tak
interpretowane – te i podobne – zjawiska z prozy Pankowskiego pokazują tylko jeden
wymiar sprawy; nie mniej interesujący wydaje się rewersalny sens stosowanej przez
pisarza strategii – by przypomnieć notacje, m.in. Bachtina i Wysłouch, ale także
i przywoływanych tu obficie postsekularystów, którzy krytykując, jednocześnie
potwierdzają rangę zagadnienia.Widmo religii wyciska ślad konkretnej tradycji.
W tym ekskursie o Balustradzie wspomnienia domaga się inny jeszcze fragment,
ponownie uruchamiający Giorgio Agambena styl myślenia o dotyku profanicznym.
Pamiętając uwagi włoskiego filozofa dotyczące przynależności niektórych gestów, słów
oraz rytuałów do sfery sacrum i możliwego ich wyjęcia z tego rejestru wyłączności,
swoistego przesunięcia akcentów z tego, co boskie ku temu, co ludzkie, słowem:
pamiętając o możliwości restytucji, mocno podkreślam przesłanie sceny spaceru
nadmorskim bulwarem. Przemieszczenie gestu, odkrycie jego profanicznej i zarazem
ludzkiej natury stwarza – zdaje się mówić pisarz – możliwość momentu zgody, jakiejś
231
szczęśliwości międzyludzkiej, niemal biblijnej (w dodatku wyrażonej za pośrednictwem
charakterystycznej składni):
Anna krok uczyni i rękę wyciągnie. Chce przykucnąć. Nie. Przyklękła.Wilży dłonie, skronie sobie
chłodzi. Nim się podniesie, garść morza zaczerpnie. I wyprostowana. – Proszę…na imię mi Anna.
– i wodę z jasnej ręki mi daje. Rozcieram tę świeżość po czole i skroniach. – Dziękuję…a gdyby
i mnie zaproponowała pani jakieś imięć… (…) - Jak dotychczas…kobiety nie mają prawa do
udzielania sakramentów. Mam zostać…poganinem? A ta woda z rąk pani nic nie znaczy? (…) –
Wart pan jest…imienia wybranego i bez szczerby … (…) – Przyjmuję to imię, tu na granicy co
dzieli i łączy ziemię i wodę. Szliśmy po tej granicy świeccy…a wracamy biblijni. (BL, s. 44-45)
Ostatni zlot aniołów
Szczególne miejsce w korpusie prozy fikcjonalnej Pankowskiego zajmuje ogłoszone
w 2007 roku sylwiczne opowiadanie pt. Ostatni zlot aniołów. Ta wyjątkowość wynika
w głównej mierze z artystycznego ukształtowania tekstu, w obrębie którego religia
(i doświadczenie religijne) stanowi wyraźną dominantę tematyczną i kompozycyjną;
w dodatku autor nadał mu formę fingowanego rękopisu, osobistego świadectwa udziału
w odbywającym się w 2050 roku tytułowym wydarzeniu: zlocie aniołów. Przyjęta
konwencja gatunkowa umożliwia Pankowskiemu bezpośrednie rozważania nad
miejscem religijnego w nowoczesnym świecie, mimo tego – podobnie jak w przypadku
wcześniejszych utworów pisarza – nie przybierają one postaci zwartego wywodu.
Kłopotów nie nastręcza sformułowanie tezy przebijającej przez tekst. Mówi ona
o niezbywalnej podmiotowej potrzebie doświadczenia religijnego, jednocześnie poddaje
krytyce właściwy procesowi sekularyzacji typ krytycznego właśnie, nicującego
postępowania wobec tradycji i religii, co w efekcie powoduje odcięcie podmiotu od
źródeł moralnych oraz anomię sensu. Także w tym celu Pankowski uruchamia
Agambenowski z ducha mechanizm igrania z tym co święte, doprowadzając – jak się
wydaje – do powstania nowej jakości: nieortodoksyjnej, afirmatywnej formy
opowiedzenia się po stronie religii. W tym kontekście istotna wydaje się wysoka
spójność tematyczna tekstu, której podporządkował autor niemal wszystkie składniki
świata przedstawionego. Wprawdzie fabułę Ostatniego zlotu aniołów osadził
w konkretnej topografii podkarpackiej wioski Liszna, jednak miejsce to przybiera
zmienny status, momentami ujawniając podobieństwa już to do Góry Ararat, już to do
rajskiego ogrodu. Podobny problem stwarzają bohaterowie zaludniający ten specyficzny
232
entourage: aniołowie, raz przychylniejsi sprawom ludzkim i życiu doczesnemu, innym
razem hołdujący prawu boskiemu. Ten stan bycia pomiędzy wartościami skrajnymi
Agata Bielik Robson określa jako dystynktywny dla refleksji postsekularnej, próbującej
na
nowo
określić
odpowiedniej
dwustronną
konstrukcji
udało
relację
się
sacrum-profanum.
pisarzowi
Dzięki
przygotować
stworzeniu
warunki
dla
zaprezentowania autorskiego postulatu ponownego zwrotu w stronę tego co religijne,
a tym samym wyartykułowania krytyki lansowanej poprzednio postawy krytycznej
zgodnej z duchem sekularyzmu. Ten autorski światopogląd zawarł pisarz w sekwencji
kilku następujących po sobie scen. W jednej z inicjalnych scen narrator-podglądajło
spraw ostatecznych wprost wyraża towarzyszącą mu troskę o społeczny ład zaburzony
przez postępującą laicyzację europejskich społeczeństw: I jakby w kosmosie jeden
problem nie wystarczał , pojawiło się jeszcze inne zagrożenie ładu społeczeństw,
europejskich przede wszystkim: porzucanie rodziny, fundamentu piramidy, której
szczytem
było
sacrum,
dla
egoistycznych,
hedonistycznych
form
współżycia
miłosnego563.
Ten krótki fragment wnosi coś ważnego do refleksji o duchowej kondycji bohaterów
Pankowskiego (albo raczej bohatera, bowiem wydaje się, że mamy tu do czynienia
z podobnym typem postaci w przestrzeni całej twórczości). O ile proces sekularyzacji
u swego początku niósł obietnicę emancypacji podmiotu, wolności od instytucjonalnodogmatyczych zoobowiązań, o tyle w trakcie jego niewątpliwych postępów
społecznych okazało się, że towarzyszyła mu ukryta groźba utraty sensu, nadwątlenia
tradycyjnego ładu, umożliwiającego oparcie się siłom postępującego nihilizmu. To
właściwe nowoczesności napięcie odnajdujemy również w innym miejscu tego tekstu,
w nomenklaturze ujawniającej bliskie pokrewieństwo z tytułem habermasowskiego
eseju: w wydarzeniu uczestniczą bowiem aniołowie grupowani według klucza wiary
i wiedzy, prawa ducha i prawa rozumu: Wierzaki i Wiedzaki. Artykulacja źródeł
moralnych, wyraźne opowiedzenie się po stronie tradycyjnego porządku kulminuje
w ostatniej scenie opowiadania. W tej amorficznej przestrzeni, gdzie święte przenika się
ze świeckim, protagonista-narrator spotyka Kaspra - bohatera napisanego niegdyś
dramatu Teatrowanie nad świętym barszczem, który w kodzie sztuki ginie stratowany
przez herodowych siepaczy, wszak nie dowierza religijnej plotce o narodzeniu Syna
Bożego i zamierza empirycznie sprawdzić jej prawdziwość. Ta rozmowa z samym sobą,
563
M. Pankowski, Ostatni zlot aniołów, Warszawa 2007, s. 14-15. Lokalizacja kolejnych cytatów po
skrócie OZL bezpośrednio w tekście.
233
nieledwie solilloqium, wydaje się szczególnie ważna w kontekście przyjętej tu ramy
analityczno-interpretacyjnej, bo jest w gruncie rzeczy korektą autorskiej antropologii:
Swym uniwersyteckim krytycyzmem tyś Melchiora i Baltazara zaraził! proklamując swą
zgubna ideę „myśli burzącej”… pardon… „myśli wątpiącej”! Obalać nią piramidę
tradycyjnych pewności, czyli podkopywać ład, jaki by nie był…A bez ładu bezhołowie!
Raj dla przeciętniaków! (OZL, s. 68). W tej samej scenie, nieco dalej, PankowskiKasper dokończy: A ty, panie pisarzu… Zachwalasz młodym zalzajer, żrący kwas
bezbożności, żeby wypalić „zabobon religijny”! (…) Wiesz, co czyni jasna myśl twoja?
Pozbawia ludzi bogatej, jedynej często tożsamości, jaką jest wiara, w sens ich życia…
pozbawia zarazem jedynego leku jakim jest modlitwa (…)(OZL, s. 69).
Wydaje się, że na marginesie tej literackiej polemiki pisarz formułuje – niejako
wbrew dotychczas przyjętej stategii artystycznej – wymóg odpowiedzialności moralnej
literatury, dostrzegając przy tym właściwą literaturze funkcję wywierania wpływu:
Hołubią cię i rozpuszczają, boś pisarz! (…) Pisarzowi grzechów nie liczą… że on niby…
poza dobre i złem (OZL, s. 68).
Wszelako Pankowskiego ponowne opowiedzenie się po stronie ładu i tradycji nie jest
wcale jednoznaczne. W Ostatnim zlocie aniołów dobrze bowiem widać także inną
specyfikę nowoczesności, przenikliwie teoretyzowaną przez Giorgio Agambena:
odbywającą się w trybie ludycznym profanację świętego, która tracąc walor bluźnierczy
najpewniej staje się łącznikiem wiodącym do odkrycia nowej subiektywnej,
podmiotowej szczęśliwości trwale skorelowanej z tym, co religijne, bo chyba tak należy
odczytywać znaczenie jednej ze scen tego tekstu: anielski Naczelnik Komanda Mężów
zwołuje pobratymców na finał turnieju na fraszkę ero-skatologiczną. Ci deklamują
z mównicy trzy autorskie liryki, prześcigając się w obscenach. Najwyższym laurem
uhonorowany zostaje Chirus (skądinąd w gwarze lwowskiej określenie pijaka):
A w dorzeczu Sanu
cuda przyrodnicze!
Naszej Zośce czarnolas
obrósł żeńską piczę!
Któż to widział gaj taki
W ciasnych majtkach nosić!
Jóżek w garść już splunął,
będzie łączkę kosić! (OZL, s. 35)
Złożoność zagadnienia dodatkowo komplikuje wmontowany w narrację apokryf
przedstawiający wyimek z dziejów Sodomy: otóż szczęśliwi mieszkańcy miasta zostali
234
nawiedzeni w niedzielę – a był to dzień, jak czytamy, wyjątkowy, kiedy obywatele żyli
bezgranicznie! Wolni od tabu! – przez podbitych
kościelnym lisem wysłanników
Niebios i ci zostali za karę pohańbieni. Także w tej perspektywie na uwagę zasługuje
osobliwy system organizacji anielskich zastępów zgrupowanych w komanda
nadzorowane przez odpowiednich naczelników, uruchamiający pamięć o hitlerowskich
obozach pracy, na poziomie głębszym implikujący opresyjne i agresywne mechanizmy
władzy.
Ten postsekularny dyskurs Pankowskiego osiąga klimaks w jednej z końcowych
scen utworu: za pośrednictwem płomiennego wystąpienia Archanielicy ze srebrną
grzywką umieści pisarz w tkance opowiadania wyobrażenie boskiej kondycji często
pojawiające
się
w
rozważaniach
myślicieli
związanych
z
nurtem
refleksji
postsekularnej.
Przykro mi słuchać waszych wykrzykiwań niesłusznych, ciężkich od nienawiści. Aniołowie,
niegdyś zwani Synami Bożymi, dziś zachowują się jak pogromowcy biegnący do linczu! Razi
was, że Stwórca dziś znużony jak aktor po zawale…On stary, On najstarszy ze wszystkiego, co
ludzkość odkryła i pojąć usiłuje…Zostawcie go w spokoju…Kiedyś jednym słowem oddzielał
ciemności od światła…dziś nie ma siły, by swój świat do ładu przymusić... ale nadal króluje baśni,
która niosła i niesie dobroczynne iluzje… Nie potrafimy Go zastąpić (…) (OZL, s. 60).
Jeżeli właściwie interpretuję ten wyimek, to jest on skrótową charakterystyką figury
deus otiosus: boga pasywnego, stworzyciela, który zgodnie z własną wolą odsunął się
od spraw świata, przy czym zachowując potencjał formatywny zrezygnował również
z form kultu, pozostając skrytym gwarantem ładu zwłaszcza w momentach
szczególnego kryzysu564. Wydaje się, że Pankowski rozpoznawał ten szczególny
moment w kryzysie tradycyjnych form religii i religijności, będących konsekwencją
postępującej sekularyzacji nowoczesnych społeczeństw, przy czym nie skupiał swoich
wysiłków na dowiedzeniu istnienia Boga – ta kwestia była dla niego, przynajmniej od
doświadczenia obozów zagłady, jasna. Pisarzowi najpewniej zależało na – Taylorowej
proweniencji – ponownej artykulacji moralnych źródeł europejskiej kultury, na
fragmentarycznym powtórzeniu królującej baśni, która niosła i niesie dobroczynne
564
Por. M. Eliade, Traktat o historii religii, przeł. J. Wierusz-Kowalski, Warszawa, 2009, s. 55-59. Nota
bene dla Eliadego dość oczywista jest zależność występująca pomiędzy formami religii a technicznym
rozwojem społeczeństw. Rumuński filozof pisze: Cokolwiek się zdarza w życiu ludzkim, nawet
materialnym, ma również oddźwięk w doświadczeniu religijnym człowieka. Wynalazek technik
polowania, rolnictwa, obróbki metali itd. nie tylko zmienił życie materialne człowieka, ale ponadto
zapłodnił – w sposób nawet jeszcze większy – duchowe życie ludzi (tamże, s. 478). I nieco dalej: (…)
historia religii sprowadza się ostatecznie do dramatu zrodzonego z utraty i odkrycia wartości
religijnych, utrata zaś i odkrycie nigdy nie są i nawet nie mogą być definitywne (tamże, s. 479).
235
iluzje; słowem: opowiadał się pisarz po stronie ładu oraz immanentnej potrzeby
doświadczenia religijnego. Nieco
dalej narrator puentował orację Anielicy: Kiedy
usiadła, klasa jakby na moment zamarła, ale jak ci nie buchną oklaski! Ocenili
podekscytowani kibice trafny strzał Archanielicy. Zdobyła bramkę. Dla kogo? Chyba
dla siły słowa moral nego (…) (OZL, s. 60).
Zmierzam do dwóch wniosków. Po pierwsze, mnogość rejestrów i sposobów
mówienia o tym co religijne, częsta zmiana dykcji w jakiej wypowiadane są kolejne
światopoglądy bohaterów, pozwalają określić Ostatni zlot aniołów mianem tekstu
egzemplarycznego
w
perspektywie
przyjętego
tu
kontekstu
analityczno-
intereretacyjnego. O ile w poprzednich utworach prozy fikcjonalnej Pankowski
zajmował się problematyką religijną w sposób marginalny i okazjonalnie, o tyle
w Ostatnim zlocie aniołów zawarł większość węzłowych problemów postsekularnej
myśli, której spektrum przedstawił niebywale szeroko: od krytyki i negacji po afirmację
i zgodę na podmiotową potrzebę doświadczenia religijnego. Ten tekst, który poprzez
implikowaną kontestację instytucjonalno-dogmatycznych postaw może miejscami
wzbudzać wrażenie autorskiej zgody na odreligijnienie nowoczesnego świata,
w warstwie głębokiej ujawnia silny wpływ konceptów natury teologicznej, w rezultacie
stwierdzających i potwierdzających immanentą potrzebę doświadczenia religijnego.
W tym celu pisarz wykorzystał motyw drogi, procesu, którego wewnętrzny rytm nie jest
wyznaczany przez chronologię doświadczeń, a raczej rozwija się zgodnie z charakterem
zagadnień i problemów do roztrzygnięcia, przed jakimi staje narrator-protagonista.
Zastosowana strategia artystyczna polega na rozmieszczeniu w świętej przestrzeni
świata przedstawionego (Góra Ararat, Eden) śladów tego, co przynależne do sacrum
(m.in. liczne odwołania do Biblii i Dekalogu). Czytana przez pryzmat ustaleń
Gianni’ego Vattimo orzekającego o esencjalnym statusie religijnego w doświadczeniu
egzystencjalnym albo widziana w perspektywie propozycji Aldo Gargani’ego jako
odcyfrowywanie śladów świętego w zsekularyzowanej rzeczywistości nowoczesnego
świata (uzupełniona jeszcze koncepcją lokowania w tekście pewnej potencjalności
autorstwa Johna D. Caputo), albo też interpretowana jako ponowna artykulacja źródeł
moralnych restytuująca możliwość ładu (zgodnie z postulatem Charlesa Taylora) bądź
filtrowana za pomocą konstatacji Huberta Knoublacha o nowoczesnym przejściu od
religii do religijności, czy wreszcie rozpatrywana jako Agambenowski gest profaniczny
umożliwiający zawarcie nowej-innej, bardziej prywatnej relacji ze sferą sacrum,
wykazuje liczne pokrewieństwa z refleksjami filozofów i badaczy powszechnie
236
uznawanych za inicjatorów postsekularnej myśli. Po drugie, przyjęcie ideologicznego
rozchwiania za aspekt świadomej autorskiej strategii artystycznej, a tym samym uznanie
go za jeden z inwariantów tego projektu literackiego, zmusza do poszukiwania silnych
podstaw uzasadniających wyższy sens takiej koncepcji twórczej i rozwiewających
zarzut niezamierzonej sprzeczności światopoglądowej. Tę nowoczesną aporię
przekonywająco rozstrzyga Agata Bielik-Robson, uznając popękane horyzonty
modernitas za kategorię właściwą charakterowi epoki, współkształtującą nowoczesną
podmiotowość. Należy krótko przypomnieć, że uwzględnienie heterogeniczności epoki
zajmuje również ważne miejsce w medytacjach Anny Burzyńskiej, która przedstawia
ową specyfikę w postaci przemierzonego dystansu od metafizyki do etyki¸ jako odkrycie
palącej potrzeby fundamentów, wszak bez podstaw obyć się nie da. Wydaje się zatem,
że Ostatni zlot aniołów jest właśnie bezpośrednim echem ogólnych tendencji epoki,
zamkniętych tu w formie tekstu literackiego, wykazującego liczne zbieżności
z forsowaną przez Johna McClure’a koncepcją powieści postsekularnej.
Nastka śmiej się!
Proponowany tu sposób czytania prozy fikcjonalnej Mariana Pankowskiego,
podejmowany jest w połowie drugiego dziesięciolecia XXI wieku ze świadomością
uwarunkowań i konsekwencji, które taki punkt widzenia rodzi. Dobrym zakończeniem
tego rekonesansu będzie umieszczenie na końcu taśmy chronologicznej ostatniej dotąd
książki wydanej pod nazwiskiem pisarza, ogłoszonej pośmiertnie i złożonej z ośmiu
krótkich próz, które swój pierwodruk miały w polskojęzycznej prasie artystycznoliterackiej. Wydany w 2013 tom Nastka, śmiej się! anonsowany podtytułem
Opowiadania, przynosi dwa cenne teksty, wzmacniające wyjściową dla tych rozważań
tezę o istnieniu immanentnego i silnego, nieznoszącego się napięcia pomiędzy dwoma
zasadniczymi modelami wrażliwości, fundującymi całość projektu literackiego
Pankowskiego. Napięcia – przypomnijmy – którego iskra przeskakuje pomiędzy
wartościami negacji oraz uznania tego, co religijne za – by posłużyć się określeniem
237
Julii Kristevy – niewiarygodną potrzebę wiary565, tu zmienną i rozciągniętą w czasie,
o wyraźnie procesualnym charakterze. Mam tu na uwadze wydrukowane odpowiednio
w „Twórczości” oraz w londyńskim „Pamiętniku Literackim” opowiadania pt. Wieczór
u doktorstwa B. oraz Beatus ille, qui procul negotiis. Jeżeli widzieć te teksty razem, ale
nie w wyniku respektowania decyzji wydawcy, a z powodu ich bliskiej przyległości
czasowej (wydane w 2004 i 2007), jeśli spojrzeć na późną prozę fikcjonalną
Pankowskiego jako na przejaw wyhamowania tendencji i postawy krytycznej, wówczas
okaże się, że literatura artystyczna autora Putto z właściwym jej światopoglądem
pokonała pod wieloma względami podobną drogę, jaką formacji nowoczesnej
wyznaczyła
przywoływana
już
Anna
Burzyńska.
Inaczej
mówiąc,
problem
sformułowany przez Pankowskiego już w Matudze powrócił, a na dobrą sprawę jedynie
zmienił oblicze, bowiem nigdy tego pisarstwa nie opuścił. Aby lepiej dojrzeć differentia
speciffica z tym związane, należy na chwilę cofnąć się do wydanej w 1959 roku Matugi.
O ile w tamtej książce – i w kilku następnych – Pankowski poddawał krytyce religię
wraz z całym właściwym jej sztafażem (a więc wiarą, symboliką, rytuałem, etc.), to
w Wieczorze u doktorstwa B. dawał wyraz lekkiemu, acz znaczącemu przesunięciu
akcentów, które koniec końców w autorskiej antropologii okazało się argumentem po
stronie wiary indywidualnej i immanentnej, pozadogmatycznej i pozainstytucjonalnej,
wiary na własny podmiotowy użytek. Wiele przemawia za tym, że ostatnie teksty
Pankowskiego wcielają w życie wyrażony przez Bolesława Leśmiana, w wygłosie
wiersza
Dziewczyna,
postulat
religijnej
autonomii
jednostki,
wolności
nie
dyskryminującej żadnej z postaw zorientowanych na sacrum (pisarz często wracał do
tego wiersza, uznając go za ważny duchowy znak kierunkowy): A ty z tej próżni czemu
drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?566
Na przykładzie tego opowiadania można zobaczyć, na czym polega założenie,
zgodnie z którym proza fikcjonalna Pankowskiego uznana zostaje za terytorium
zetknięcia się dwóch odmiennych typów wrażliwości, jak staje się świadectwem
będącego skutkiem sekularyzacji późnonowoczesnego impasu, wreszcie, jak staje się
przestrzenią nieuchronnego – ważnego dla postsekularystów – paradoksu: pomijającej
wszelką irracjonalność
565
konieczności racjonalizacji
i
kwestionującej
naukowy
Por. J. Kristeva, Ta niewiarygodna potrzeba wiary, przeł. A. Turczyn, Kraków 2010 (szczególnie:
s. 19-115).
566
B. Leśmian, Dziewczyna, [w:] tegoż, Poezje zebrane, oprac. J. Trznadel, Wrocław 1974, s. 152.
238
paradygmat głębokiej potrzeby wiary567. W przypadku Wieczoru u doktorstwa
B. strategia artystyczna niewiele różni się od zasad rządzących innymi tekstami:
inscenizując sytuację towarzyską, pisarz dokonuje rozproszenia dyskursu, rozpisując go
na poszczególne sekwencje środowiskowej rozmowy, periodycznie przerywanej
wtrętami współbiesiadników. Oprócz znanego z wcześniejszych książek zastosowania
topiki biblijnej (Spojrzę na nich <<rozumnie>> i już czuję pod czołem pospolite
ruszenie myśli przydatnych do roli cenionego protagonisty, którą mi oba małżeństwa
powierzają. Ręce świadome swej charyzmatycznej urody, same się nad stołem otwierają
gestem <<dobrego pasterza>> (…)568– tu czytanego jako swoisty ślad określonej
tradycji,
napotykamy
przynajmniej
cztery
obszary problemowe,
w
refleksji
postsekularystów zajmujące miejsce ważne. Zarzewiem rozmowy jest rzucona przez
młodego doktora uwaga na temat miejsca etyki w nowoczesnym i zsekularyzowanym
społeczeństwie: Obecnie, i to z pobudek religijnych, akcentuje się etykę, przydając jej
rolę jakiejś nadbudowy moralnej, rolę koniecznego uzupełnienia naszej praktyki
doktorskiej… podejrzewanej o „bezduszność”… bo materialistycznej (W, s. 10). Przede
wszystkim jest oczywiste, że jeśli Pankowski opowiada o tym, co pozostało
w dzisiejszym-nowoczesnym świecie z określonej tradycji religijnej i kiedy mówi, że tą
resztką jest pewien rodzaj moralności wynikający z określonego kodu kulturowego, to
nie mówi tu o prawnych regulacjach świeckiego państwa w obrębie etyki postępowania,
tylko wspomina o etyce w ogóle, w dodatku głęboko zakorzenionej w cywilizacji
europejskiej na prawach tradycji, a tym samym nie może uniknąć mówienia o samej
religii, o jej aktualnej kondycji. Narrator-protagonista, podejmując wzbudzony przez
gospodarza domu temat eutanazji, relacjonuje swój sen, którego fragmenty są
komentowane przez partnerów w trakcie kolacji. Kawałek dalej uzupełnia skrótowy
wywód doktora: potwierdzając kres człowieka pionowego, orientując się na
chrześcijańską etykę traktowaną jako pozostałość i ślad, deklaruje zwątpienie
w możliwość metafizyki: Nieoczekiwane uprzejmości w recepcji. Widocznie wiedzą kim
jestem. Pokój pod samym dachem. Okno otw arte… Ahaaaa, deli katna, lecz
przesadna int encja. I jeśli chodzi o mni e – gruba pomyłka. Oknem t ym
567
568
Zbliżone wnioski formułowała Kristeva w cytowanym już tekście-rozmowie, kiedy notowała: Czyż
nie jest zadziwiające, że nasze zsekularyzowane społeczeństwa zlekceważyły te niewiarygodną
potrzebę wiary? Chcę przez to powiedzieć, że społeczeństwa te zaprzeczają koniecznemu
paradoksowi, polegającemu na odpowiedzi na tę antropologiczną potrzebę wiary (...). (J. Kristeva,
tamże, s. 38).
M. Pankowski, Wieczór u doktorstwa B., tegoż, Nastka śmiej się Kraków, 2013, s. 12. Lokalizacja
kolejnych cytatów po skrócie W bezpośrednio w tekście.
239
nie wyl eci ma dusza… skoro j ej ni e posi adam. Możeci e je zamknąć (W,
s. 13). Po określeniu szans religii w nowoczesnym świecie, których upatrywać można –
zdaje się mówić pisarz – jedynie w jej osadzie w postaci chrześcijańskiej etyki oraz po
deklaracji zwątpienia i podmiotowej niezdolności do metafizyki, dotykamy trzeciego
aspektu poruszanego zagadnienia, a mianowicie fiaska określonego systemu znaków.
Pankowski powiada, że religijna emblematyka nic już dziś nie oznacza, odsyła do
niczego, jest pozbawiona metafizycznego sensu, a zatem zbędna i niekonieczna.
W bardziej niż wymownym fragmencie czytamy: Od doktora zaleciało koniakiem.
Mrugnął do mnie jednym okiem po belgijsku. <<My się chyba znaaamy? … No cóż,
pokój masz niczego – tam, gdzie wisiał krzyż – śmieje się – tylko dziura po gwoździu…
zwykła dziura (W, s. 14). Gdyby jednak spojrzeć na ten wyimek w inny sposób, mając
w uszach echa niektórych ustaleń postsekularystów, to okaże się, że dziura po
gwoździu, zwykła dziura interpertowana może być właśnie jako ślad śladu, domagający
się komentarza, odsyłający do utraconych i zapomnianych źródeł, których pamięć
przechowuje dzieło pisarza i literatura. Po czwarte w końcu, wracam tu do
wspomnianego wiersza Leśmiana i wzbudzanego przezeń problemu filozoficznego
z zakresu epistemologii, zgodnie z którym wszelkie próby empirycznego dowodzenia
bytów transcendentnych z definicji uznać trzeba za bezcelowe i niemożliwe do
przeprowadzenia, problemu ujawniającego podstawowe dla modernitas napięcie
wierzyć-wiedzieć,
znajdującego
artykulację
w
glossie
kończącej
Wieczór
u doktorstwa B.:
Tak, tak… możesz głową przeczyć… ale snu mego nie odwołasz! Moich aktorów nie zwolnisz
z pracy… A ja… nie pomogę ci, w imię <<rozsądku>>, w demontowaniu mechanizmu obrzędu,
który relacjonuję! – Sprawiasz mi zawód – rzuci. – Wszystko da się zbadać… Kultura to…- Nie
przeczę, że wszystko <<da się zbadać>> - przerywam mu, bo to mój, a nie jego sen! – ale czy
trzeba, czy miałoby sens… gdyby na przykład narzeczeni, rozłączywszy usta, żeby dech złapać…
zaczęli analizować wymianę bakterii, które z ust do ust wędrowały po różowej kładce języków?
(W, s. 26-27)
Przypominam, że w tym samym tekście, gdy autor pisze o niemożliwości metafizyki
(czyli de facto o postmetafizycznym świecie), gdzie jednocześnie przyznaje
chrześcijańskiej etyce kluczową rolę, upatrując w niej niezbywalnej reszty po
niegdysiejszym religijnym paradygmacie, paradoksalnie przedstawia się jako strażnik
rytuału albo obrońca śladu. Nakazuje on pamiętać o zacierających się coraz silniej
źródłach moralnych i kulturowych przekonań i praktyk etycznych.
240
Potwierdzeniem tej tendencji jest drugi tekst: Beatus ille, qui procul negotiis,
pochodzący z tego samego zbioru. Lektura opowiadania nasuwa skojarzenia
z zauważoną poprzednio predylekcją Pankowskiego do wzmożonego zainteresowania
pozakanonicznymi oraz świeckimi formami kultu i obrzędowości, których figury
stanowią członkowie stowarzyszeń tercjarzy (Matuga idzie) i begardów (Putto). To
podobieństwo, jak się rzekło, jest jednak niepełne i tylko pobieżne, bowiem w sensie
formalnym opowiadanie stanowiąc zamkniętą i zorganizowaną całość (w odróżnieniu
od pochodzących z Matugi oraz Putto fragmentów), jest w naturze swej nieledwie
etnograficzną obserwacją rekonstrukcji flandryjskich obrzędów religijnych 569. Istotą
tego tekstu są zainaugurowane w Veurne w połowie XVII w. pochody procesyjne
bractw religijnych odbywające się podczas adwentu. Pochód charakterystycznych
zgarbionych i zakapturzonych mnisich sylwetek, upatrujących sensu w demonstrowanej
skrusze i żalu za popełnione grzechy, z czasem uzupełniony został o odgrywanie scen
wywodzonych z Biblii. Pankowski dość wiernie i plastycznie odwzorowuje mechanikę
rytuału: Dzwony, dzwony kościoła, najpierw próbujące swego spiżu, teraz
rozdzwonione, że nie wiadomo, gdzie niebo, a gdzie ziemia! (…) Tego sygnału czekała
procesja. Rusza spod kościoła. Przewodzi jej Anioł muskularny, o jasnych jak zboża
Flandrii kędziorach.(…) Nie brak Świętych Pańskich (BI, s. 89).570 Towarzyszy mi
przekonanie, że przywoływany obrazek jest nie tyle próbą realistycznego oddania
pewnej tradycji – bo jest ona addytywnym skutkiem tekstu, ale że pisarzowi bardziej
zależało na uchwyceniu określonej potrzeby duchowej. Innymi słowy: jeżeli ten
fragment można odbierać w kategoriach przypomnienia, ponownej artykulacji
określonych źródeł kultury europejskiej, jeżeli spełnia on funkcję śladu pewnej tradycji,
to jest on także czymś więcej: przedstawieniem metody wpompowania w zlaicyzowany
krwiobieg świeżej krwi, która w dobie nowoczesności przyjąć może jedynie formułę
widma, spektaklu, odegrania, poruszającej inscenizacji. Scenarzystka tego wydarzenia,
Monika. A może to było Dominika, przy wyraźnym wsparciu narratora-protagonisty
skłania się ku takiej właśnie wykładni:
- Proszę pana…kilka lat temu, już jako absolwentka jednej z poważnych szkół teatralnych,
zaproponowałam organizatorom…że zmodernizuję…że zdynamizuję spektakl! Że to będzie
pochód! Rozumie pan? Nie jakiś spacer z nogi na nogę, nie doroczna przechadzka flegmatycznych
569
Więcej na temat belgijskiej specyfiki w prozie Pankowskiego: K. Latawiec, Belgijskie realia w prozie
Mariana Pankowskiego, „Acta Pancoviana” nr 2, pod red. L. Puchały, Sanok 1999.
570
M. Pankowski, Beatus ille, qui procul negottis, tegoż, Nastka śmiej się!, Kraków 2013, s. 89.
Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie BI bezpośrednio w tekście.
241
patrycjuszy, żeby ułatwić trawienie…i żeby turyści mieli swego Świętego swą cyfrówką pod
dobrym kątem prztyknąć…Ale że to będzie marsz nachalnie rozpruwający nasz czas banalny!
Rozumie pan? Ilustracja cierpienia, potępienia…czy ja wiem…rozgrzeszenia! A za tło muzyczne
chyba jedna z symfonii Mahlera, że turyści pobledną (BI, s. 94).
Dlaczego spektakl? Wydaje się, że powody takiej orientacji wyrastają z tego samego
artystycznego kośćca, jakim jest dla Pankowskiego autorska chęć wywierania wpływu,
oddziaływania – opisana w rozdziale drugim tej pracy. Skądinąd taki wniosek,
wynikający z przyjętej strategii czytania prozy Pankowskiego, prowokuje do pytania
o jej performatywność. Jednak ważniejsze w tym miejscu jest wyrażone eksplicytnie na
kartach Beatus ille … zainteresowanie możliwością gromadzenia audytorium,
przyciągania uwagi oraz wywołania przeżycia zmuszającego do podjęcia (często
mimowolnego, dyktowanego afektywnym wpływem) wysiłku interpretacyjnego,
podjęcia próby objaśnienia doświadczanego: NARAZ – CISZA ROSNĄCA! Na widok
zakapturzonych Pokutników ustała muzyka. Rodzice przestali komentować dzieciom
rolę skorumpowanego rudzielca, co mu Judasz, i cieniować na pastelowo dobroczynną
obecność arcykobiecej Marii Magdaleny (BI, s. 90). Monika wierzy w powodzenie
uprawianych przez siebie działań: Tu się urodziłam. Tu… dzieckiem będąc, z ojcowych
kolan przyglądałam się procesji (BI, s. 95), wierzy w tradycję i pokoleniowość
doświadczeń, które opatrzone odpowiednim komentarzem (jak w poprzedniej scenie ze
skorumpowanym rudzielcem, co mu Judasz) spowodują, że właściwy – ten podstawowy
i formatywny – sens dotrze i wyjdzie poza garstkę prawdziwych amatorów sceny,
pozwoli udostępnić to…to, co w poezji, wie pan… jest <<nie wprost>>, bo
…<<głębokie>>(BI, s. 96); sprawi, że Księga stanie się czymś ponad Biblię,
zatłuszczoną frytami codzienności. Takim egzegetą, już na innym poziomie
komunikacyjnym jest w przekonaniu Pankowskiego pisarz: zostawiając ślady,
przywołując widma niekiedy je objaśnia.
Kolejną, ostatnią już konsekwencją lektury Beatus ille… jest wniosek bezpośrednio
związany z teorią włoskiego filozofa, dotyczącą gestu profanicznego. Otóż jeśli
teatralizację religijnych rytuałów wykonywaną przez aktorów Moniki uznać za rodzaj
agambenowskiego gestu profanicznego, prowadzącego do zmiany przeznaczenia
i funkcji spraw (rzeczy) dotykanych (kalanych), to zaryzykuję twierdzenie, że ten gest –
niebaczny dotyk, jak powie Agamben – nie realizując obietnicy porozumienia
z transcendentym (z bogami) ani nie oferując możliwości zbawienia i wynikającej
z tego radości spełnienia, będąc jedynie widmem pewnej tradycji, w istocie otwiera
perspektywę nowej, odmiennej i prywatnej szczęśliwości na ludzką miarę: (…)
242
ubawiony flamandzkim wizerunkiem Świętego wychodzę do ogrodu, żeby ochłonąć po
ich pieniącej się życiem, szczęśliwej tutejszości. (…) Tkwią w środku lata, świętując
pobożnie i rubasznie pamięć rodu. Z pokolenia na pokolenie nad grzechy ciała, ponad
melancholię duszy wznoszą śmiech człowieczy, wyzwolony z lęku (BI, s. 98).
Inne klamry
Czy prócz omówionych dotąd sposobów przejawiania się religijności w prozie
fikcjonalnej Pankowskiego można natrafić na inną klamrę spinającą tę twórczość?
Wydaje się, że istnieje przynajmniej jeszcze jeden dowód na to, że Pankowski krok po
kroku, tekst po tekście zbliżał się do zachowania, a tym samym potwierdzenia nie tylko
zasadności, ale i głębokiej potrzeby doświadczenia religijnego przez nowoczesnego
człowieka. Podobnie jak w przypadku poprzednio wskazanych aspektów analizowanego
tu problemu i tym razem rzecz nie jest prosta i klarowna, bowiem jej status głównie
opiera się na niejednoznaczności, wzajemnym wykluczaniu się i rozproszeniu wykładni
na terytorium całej twórczości pisarza. Z dużą pewnością stwierdzić można, że
wynikający
m.in.
z
doświadczenia
wojennego
kataklizmu
oraz
obserwacji
sekularyzującej się Europy namysł nad kondycją świeckiego świata przywiódł
Pankowskiego do przekonania, że tenże nie jest moralnie samowystarczalny,
a towarzyszące zjawiskom laicyzacji wytarcie śladów religii – będące jednym z efektów
postaw krytycznych zapoczątkowanych w latach pięćdziesiątych XX wieku –
w rezultacie powoduje odcięcie nowoczesnego człowieka od moralnych korzeni. Stąd
szczególnie ważnym celem strategii artystycznej Pankowskiego jest ponowna
artykulacja i odsłonięcie źródeł tradycji judeochrześcijańskiej, również poprzez
nasycenie świata przedstawionego znakami o dużej sile konotacyjnej – pochodzącymi
z rejestrów sakralnych, co sprawia, że w odniesieniu do tego projektu literackiego
możemy używać sformułowań z zakresu wokabularza postsekularnego, także tych
związanych z przetrwalnikowymi i śladowymi postaciami doświadczenia religijnego.
Tym innym zwornikiem jest silna obecność konceptu nieba w wystroju świata
przedstawionego. Co to oznacza? Oczywistość tej konstatacji jest pozorna, wykracza
także poza sferę banałów, głównie z powodu silnego zamarkowania istotności
nieboskłonu w poetyckim imaginarium, które pozwala wnioskować o jego ważnej
pozycji dla światopoglądu tekstów (i twórczości). Otóż rzecz w tym, że większości
243
poczynań i perypetii bohaterów Pankowskiego patronuje niebo, że ich egzystencja nie
wydarza się w płaskiej przestrzeni horyzontu, ale otwiera się na wertykalność,
stwarzając tym samym wrażenie poszukiwania oparcia i sensu w czymś względem
ludzkiego życia transcendentnym. Ta anodyczność człowieka jest dobrze widoczna
niemal we wszystkich prozach Pankowskiego, nawet w wydanym w 1984 roku
Rudolfie, co może zaskakiwać czytelnika mniej zaznajomionego z tą twórczością, jako
że książka ta uznana została przez część krytyki za skandalizującą. Oczywiście, Rudolf
zawiera liczne i symptomatyczne fragmenty odsłaniające postawę krytyczną autora571
wobec religii, ale złożony jest przy tym ze scen, które pozwalają ponad literackim
igraniem ze świętościami czy gestem eksperymentatorskim, dostrzec głęboką
metafizyczną potrzebę. We wspomnieniu czasów wojny, podczas tryumfalnego
pochodu Wermachtu, w nieokreślonym europejskim gdzieś, bohater słyszy ostatnie
pioruny rozpędzające czarne niebo na cztery wiatry, niebo skąd naraz gołe słońce
lane cebrami. (…) I tyle na zieleni błyszczyków i srebrzyków, tyle promyków
poślinionych twardym języczkiem ani ołów 572. W innym miejscu bohaterowie
brną w ten śnieg pod niebem z czarnych jak brew śmierci ptaków (RU, s. 45); gdzie
indziej
narrator-protagonista,
komentując
list
tytułowego
Rudolfa
(Thomasa)
wprowadzający go w arkana zakazanej wiedzy o schadzkach i rytuałach
homoseksualistów, napisze: Dla niego taki facet, co się kurwi na rogu – to gołąbek
romantyczny ze skarbonką u dupy. Daje na poddaszach z widoki em na niebiosa
(RU, s. 52). Podczas spaceru po krakowskim rynku protagonista-narrator dostrzega, że
(…) nad głową nadal pośpieszne obłoki (RU, s. 94) przetaczają się. Kawałek dalej,
w kodzie tekstu, protagonista postanawia nawiedzić rodzinny dom Rudolfa i kiedy od
jego żony dowiaduje się o śmierci osobliwego przyjaciela: I naraz skoczę do okna,
i rozpechnę je na roścież. I ręka sama mi się uniosła, i niebo pokazała . (RU, s. 132).
Dzięki jego relacji poznajemy niektóre atrybuty tak obecnego (i pojętego) nieboskłonu,
który jest nieśmiertelny (RU, s. 92), który przynosi ulgę (RU, s. 92) i który narrator
ustawia w wyraźnym porządku sakralnym włączywszy do opisu elementy biblijnego
obrazowania oraz słowa obdarzone silnym potencjałem konotacyjnym: Wystarczy
571
Do mówienia o autorskim stosunku do religii uprawniają ustalenia m.in. J. Smulskiego dotyczące
autobiografizmu implikowanego przez tekst, o którym badacz orzeka m.in. na podstawie realiów
autobiograficznych, stylizacji na pamiętnik czy w narracji pierwszoosobowej. Patrz: J. Smulski,
Autobiografizm jako postawa i jako strategia artystyczna. Na materiale prozy polskiej, „Pamiętnik
Literacki” 1988 z. 4.
572
M. Pankowski, Rudolf, Kraków, 2007, s. 16. Lokalizacja kolejnych cytatów po skrócie RU
bezpośrednio w tekście.
244
włączyć te zjawiska [niebo, po którym wiatr spławia obłoki – przyp. J.B.] do swej
egzystencji, podobnie jak te gołębie, co raz kurą głupawą po tym placu łażą, to znów
gołębi cą wzlatują pełną perłowej teologii , żeby dzień wydał się wart czasu
rozległego (RU, s. 92). To niebo, pozostające w asocjacyjnym stosunku z sacrum,
stanowiące też punkt odniesienia i tło dla seksualnych zbliżeń, bywa oznaczane za
pomocą synekdochy, jak chociażby w scenie, gdzie wyobraźniowa wędrówka po
śladach miłosnych wojaży Thomasa przenosi narratora na poddasze marsylskiej
kamienicy, gdzie nikogo oprócz niej w tym pokoju, tylko z obrazu świętego jakaś
kobiet a z profilu . Udaje, że się nie patrzy, tylko ręce składa, też w kierunku
gwiazd (RU, s. 69).
Jednakowoż Pankowski nie poprzestaje na tym, bowiem wokół tak rozumianego
nieba, którego istotność nie jest eksplicytnie wyrażona, a przez to rozwodniona, zatem
można ją dostrzec dopiero w wyniku polekturowego uspójnienia i pracy tekstu,
gromadzi inne jeszcze znaki i terminy, paradoksalnie zagęszczające tę część przestrzeni
utworu
literackiego,
niejednokrotnie
utrudniając
odcyfrowanie
autorskiego
światopoglądu. Bez wątpienia naczelne miejsce w tej literackiej antropologii zajmuje
pojęcie pionowość, używane przez narratora wszędzie tam, gdzie uwypukleniu ulec ma
duchowa niesamodzielność podmiotu. Do takiego wniosku skłania głębokie
przekonanie pisarza o zaniku życia duchowego w nowoczesnym, sekularyzującym się
świecie, wyrażone i zapisane we wczesnym, ogłoszonym na łamach „Kultury” w 1958
roku, poemacie prozą pt. Daniela573: Zamieszkaliśmy u kresu rzeczy pionowych574.
Poczucie schyłkowości pewnej koncepcji świata i zarazem koncepcji antropologicznej,
dobitnie wyrażone przez Francisa Fukuyamę w pamiętnym i późnym eseju Koniec
człowieka575, odnosi się tu – jak sądzę – jednocześnie do poczucia straty i zwątpienia w
tradycyjny model kultury (świata), którego jednym z przejawów był człowiek
uduchowiony, nazywany przez Pankowskiego pionowym. W powieści Matuga,
pochodzącej z podobnego jak Daniela okresu, czytamy: Upadł w sobie ponownie
i jeszcze bardziej umilkł. (…) Z dna ziemi, utraciwszy pionową postać i dary czucia,
573
Tekst poematu przedrukowany w pośmiertnym zbiorze krótszych próz Pankowskiego pt. Nastka śmiej
się ! ogłoszonym w 2013 został błędnie opisany w nocie bibliograficznej, bowiem miejscem jego
pierwodruku nie jest – jak wskazuje zapis – nr 8/2010 miesięcznika „Twórczość”, a w nr 1-2 z 1958
roku miesięcznika „Kultura” (s. 73-76).
574
M. Pankowski, Daniela, tegoż, Nastka śmiej się, Kraków 2013, s. 113.
575
Zob. F. Fukuyama, Koniec człowieka, przeł. B. Pietrzyk, Kraków 2004.
245
daremnie próbowały się podnieść ludzkie losy.(…) Odczuł potrzebę modlitw
i przekleństw, zapragnął pionowości (MI, s. 65). Albo:
I naraz zobaczył siebie idącego p i o n o wo . Ujrzał siebie wy r a s t a j ą c e g o z z i e m i k u n i e b u ,
zauważył swą rosłą pienność, poruszającą się w stronę doliny. – Jeśli teraz zawołam, na pewno
usłyszę swój g ł o s z w y s o k a . Jeżeli chmura bryźnie deszczem, woda będzie zbiegać po mych
plecach p i o n o wo . Uradowała go ż y wa g e o m e t r i a własnego ciała, ale wiedział w tej chwili,
że na zawsze pamięta, że przez oczy i usta, że przez pamięć przebiega mu coś p o z i o m e g o . (…)
Wystarczyło, żeby pojął był swą p i o n o wo ś ć , a już oczy przyniosły mu drzewo najbliższe
i ściany domów dalekich. K r e w r z u c i ł a s i ę w n i m k u g ó r z e i b i ł a n a r a d o ś ć (MI,
s. 135).
W tym krótkim fragmencie Pankowski powiada, że życie i człowieczeństwo są
połączone z całością istnienia i z kosmosem, i że utrata tej relacyjności z tym, co
pionowe, wiąże się z jakąś zasadniczą i niebezpieczną redukcją, zubożeniem (upadkiem,
śmiercią) człowieka, jednocześnie pozbawiając go zdolności (i możliwości) do
afirmacji bytu.
3.4 Zamiast podsumowania
Zanim spróbuję odpowiedzieć na pytanie, czy przyjęte założenie udało się
zrealizować w całości albo jakie są wyniki podjętej lektury i próby przemyślenia prozy
narracyjnej Mariana Pankowskiego, spróbuję wpisać wybrany aspekt tego projektu
literackiego w perspektywę szerszą, widzieć tę literaturę w zgodzie z ogólnymi
tendencjami epoki, zamarkowanymi w inicjalnych akapitach rozdziału.
W 1994 roku w jednym z wykładów wchodzących w cykl seminariów
podejmujących filozoficzne dystynkcje doby nowoczesności, Marek J. Siemek za
podstawową jej cechę uznał relację podmiotu oraz zmiennych, na swój sposób
niewspółmiernych, horyzontów epoki. W tej perspektywie umiejscawiał problem
najpierwszy, który określił za pomocą pojęcia sprzeczności egzystencjalnej. Otóż,
Siemek postrzegał to pojęcie jako tyleż fundamentalną, co immanentną cechę (ludzkiej)
egzystencji, egzystencji w dobie nowoczesności objawiającej się za sprawą kohezji
sprzeczności. Znakomity filozof miał na uwadze długie momenty nieciągłości, okresy
gwałtownych i często skokowych zmian w procesie kształtowania się podmiotowej
tożsamości, których źródła są zwykle praktyczno-etycznej natury. Innymi słowy
mówiąc, samoustanawianie i samoutrzymywanie wewnętrznej tożsamości podmiotu
246
Siemek rozumiał jako wysiłek paradoksalny, w takim znaczeniu, w którym
paradoksalność widzieć trzeba
etymologicznie jako oznaczenie tego, co pozornie
niemożliwe, jako sytuację, w której współistnieją dwa całkowicie różne lub
wykluczające się fakty576. W tym sensie nowoczesny podmiot podlegałby szczególnej
regule absorbcji:
(…) ów stan rzeczy należy do samej istoty nowoczesnej kultury jako pewnego systemu
i totalności, wokół której organizuje się przestrzeń duchowa, kulturowa, cywilizacyjna i myślowa,
przestrzeń pojęć i norm, które tworzą spójną całość. To, że nowoczesność integruje wszystkie
swoje elementy, także te najostrzej i najradykalniej krytyczne, stanowi jedną z jej najistotniejszych
cech. (…). Jedną z podstawowych figur tej logiki jest zasada integracji sprzeciwów577.
Niejednokrotnie też Siemek na marginesach wywodu dopuszczał do głosu inną
właściwą nowoczesności relację: umysłu i podmiotowej szczęśliwości. Koniecznie
trzeba zaznaczyć – z oczywistych względów nieco rzecz upraszczając – że to
bezprecedensowe
zainteresowanie
zdolnościami
rozumu
(wręcz
nadzwyczajna
ekscytacja) doprowadza nowoczesny podmiot do szczególnego rodzaju szczęśliwości,
często będącej wynikiem samozwrotności i autorefleksyjności. Taka marszruta pozwala
dostrzec pewien punkt wspólny z refleksjami wielokrotnie w niniejszej pracy
przyzywanego Giorgio Agambena. Wątku umożliwiającego wydobycie pokrewieństwa
tak odrębnych stylów refleksji filozoficznej upatruję w miejscu, gdzie włoski filozof
skupia się na problemie podmiotowej nowej szczęśliwości, osiąganej, nie inaczej,
wskutek indywidualnej aktywności, dokonującej się w trybie ludycznego igrania
z sacrum, igrania, które – o czym łatwo zapomnieć – jest przecież funkcją umysłową
działającego podmiotu. Jeśli zatem nowoczesny podmiot osiąga stan szczęśliwości –
zdają się mówić myśliciele – to nie przychodzi ona z zewnątrz (choć od zewnętrza
zależy), ale jest przede wszystkim wynikiem podmiotowego sprawstwa.
Takie ukontekstowienie prozy narracyjnej Pankowskiego, a więc usytuowanie jej
w sąsiedztwie specyfik nowoczesności: prymatu rozumu (wyobraźni), autozwrotności,
paradoksalności i aporetyczności, subiektywizacji czy procesualności, pozwala
powrócić do jednego z węzłowych punktów tych rozważań, a mianowicie do kwestii
sprzecznych modeli wrażliwości, będących rzeczywistym paliwem modernitas a przy
tym
właściwym
i
rudymentarnym
żywiołem
projektu
literackiego
Mariana
Pankowskiego. To otwarcie na przepływ, umożliwienie swobodnego falowania –
576
577
http://sjp.pwn.pl/slowniki/paradoksalny.html [dostęp online: 02.06.2015]
M.J. Siemek, Wykłady z filozofii nowoczesności, Warszawa 2012, s. 259.
247
niczym zawarta w Prowincji ludzkiej metafora morza Eliasa Canettiego, które sobie
pozwala; nie kontrolowane robaki; ptaki przelatujące z kraju do kraju578 – dostrzegalne
zwłaszcza w perspektywie diachronicznej lektury dobrze oddaje także inny
z nowoczesnych problemów: zniesienie jądra, silnego punktu orientującego
i porządkującego579. Stąd też słaba i może niepełna, ale jednak zauważalna i czytelna
obecność na kartach tej twórczości imperatywu ponownego ujawnienia źródeł
religijnych i kulturowych,
pozwalających – jak pisze Charles Taylor – na nowo
wprawić w ruch zapadnięte płuca życia duchowego.
Oczywiście prezentowane przez Siemka określone sprofilowanie refleksji nad
nowoczesnością nie jest przypadkiem osobnym; podobne wnioski, tym razem
z obserwacji procesu historyczno-literackiego, wysnuwał Jerzy Święch, notując:
Kiedy ogarniamy świadomość i tempo zmian, to widać, jak pod naporem tego intensywnego
przeżywania „teraz” zaciera się, wbrew głoszonym hasłom ewolucji, postępu itp., linearna
koncepcja czasu, gdyż ruch nowej sztuki był ruchem ciągłych nawrotów w przeszłość
i wybiegania w przyszłość, tworzył linię zygzakowatą, poszarpaną, pełną niespodziewanych
przerw, skrótów bądź wydłużeń580.
Towarzyszy mi przekonanie, że medytacje literaturoznawcy mówią także coś
ważnego o wewnętrznym porządku pisarstwa Mariana Pankowskiego, szczególnie
wtedy, kiedy ten projekt literacki czytać przez filtr określającej go gramatyki oddaleniazbliżenia oraz odrzucenia-przyjęcia, ciągłych powrotów oraz nieustających ucieczek od
doświadczenia typu religijnego, czy nawet próby jego trwałego usunięcia. Ten swoisty
sposób zachowania, przyjmujący finalnie ramę procesu trwającego bez mała pięć dekad,
przywiódł pisarza do wniosku o esencjalności religii i doświadczenia religijnego,
w którym skądinąd słychać pogłosy konkluzji Gianni’ego Vattimo, przywiódł także do
stwierdzenia niezbywalności tej niewiarygodnej potrzeby wiary, pobrzmiewającego
echem myśli Julii Kristevy. Z tych powodów mówienie o bliskiej, wręcz bliźniaczej,
relacji Pankowskiego i modernitas wydaje się tym bardziej uzasadnione, a użyta we
wstępie metafora autorstwa Rolanda Barthes’a staje się czymś więcej niż chwytliwym
sloganem.
578
E. Canetti, Prowincja ludzka:zapiski 1942-1972, przeł. M. Przybyłowska, Wrocław 1996.
M. J. Siemek konkluduje: (…) trzeba naprawdę dużej odporności psychicznej i moralnej, żeby bez
zdumienia, bez osłupienia wręcz patrzeć na to widowisko, na te rozliczne i różnorakie spektakle,
których jesteśmy świadkami, a w których jednym głosem zdają się mówić ludzie, książki, tradycje
jeszcze do niedawna całkowicie sobie obce, przeciwstawne, a nawet nawzajem się zwalczające. Ów
stan myślowej dezorientacji, intelektualnego i etycznego chaosu, w jakim żyjemy, to także jeden
z produktów zamętu wokół samowiedzy świata nowoczesnego. Tamże, s. 263.
580
J. Święch, Nowoczesność. Szkice o literaturze polskiej XX wieku, Warszawa 2006, s. 16.
248
579
Co więcej, o ile w opinii Jerzego Święcha takie aspekty jak rozbicie spójności
i ciągłości tekstu oraz rozproszenie (i dychotomizacja) dyskursu, rodzące problem
rozstrzygalności światopoglądowej, w rezultacie mogą być czytane jako zespół cech
naczelnych współczesnej (nowoczesnej) kultury581, o tyle dla Krzysztofa Uniłowskiego
podobny indeks – nadto uzupełniony obserwacją inkluzywnego włączenia instancji
autora w wewnętrzną przestrzeń tekstu (skutkujące jego ustawieniem w szeregu innych
postaci literackich) oraz dostrzeżenie wyraźnego zwrotu w stronę fragmentaryzacji
utworu – posłużył do odczytania literatury mieniącej się analogicznymi dystynkcjami
w kategoriach innowacyjności582. Jeśli zatem powyższe konkluzje dotyczące literatury
(i kultury w ogóle) uzbroić we właściwą postsekularnej refleksji specyfikę,
determinowaną przyjętą tu strategią analityczno-interpretacyjną, to nie pozbawioną
zasadności wydaje się teza o innowacyjnym profilu prozy narracyjnej Mariana
Pankowskiego. Takim innowacyjnym działaniem w znaczeniu rzeczownikowym jest
opisywana
w
niniejszym
rozdziale
autorska
strategia
mapowania
świata
przedstawionego spektrami tego, co religijne, która w dobie nowoczesności rozumiana
być może jako właściwa (najbliższa zmiennemu temperamentowi) epoce artykulacja
religii i doświadczenia religijnego. To mapowanie świata może także odsyłać, jak
próbowałem wykazać, do jeszcze innej formy obecności religijnego w postsekularnym
tekście, bowiem jak pisał Aldo Gargani to, co religijne w nowoczesnym świecie
organizuje się jako tertium, tło, które – powtórzmy: – jak każde doświadczenie religijne
– sprawia, że wszystko jest razem, a jednocześnie osobno583.
Dotychczasowe ustalenia wszelako nie pozostaną bez wpływu na ważne zdania
Aleksandra Fiuta: Świat Pankowskiego to świat bez transcendencji. Niebo nad głową
jego bohatera jest puste584. Nie sposób nie zgodzić się z zapisanymi przed dwoma
dekadami myślami, warto jednak uzupełnić je o postsekularną perspektywę: o ile
bowiem niebo Pankowskiego rzeczywiście jest puste, a świat jawi się jako opuszczony
przez Boga, o tyle ta dyktowana regułami nowoczesności przestrzeń – jak zwrócili
581
J. Święch w przeciwieństwie do Marka J. Siemka nie podejmuje się definiowania terminu
nowoczesność, który traktuje jako określenie synonimiczne i opisowe dla całego XX. wieku (zresztą
w pewnym momencie uczony porzuca termin literatura nowoczesna na rzecz projektu
nowoczesności). Por. J. Święch, dz. cyt., s. 9-27 (szczególnie zaś: s. 13-20).
582
Por. K. Uniłowski, Polska proza innowacyjna w perspektywie postmodernizmu…, dz. cyt., s. 7-50.
583
A. Gargani, Doznanie religijne jakao wydarzenie i interpretacja, [w:] Religia. Seminarium w Capri
prowadzone przez Jacquesa Derridę i Gianniego Vattimo, przeł. M. Kowalska, E. Łukaszyk,
P. Mrówczyński, R. Reszke, J. Wojcieszak, Wyd. KR, Warszawa 1999, szczególnie s. 139 – 151.
584
A. Fiut, Pankowski: mity i seks, „Teksty Drugie” 1994 nr 2, s. 138.
249
niegdyś uwagę socjologowie religii – dłużej nie podlega prawidłom religii, która tracąc
znaczenie
rzeczownikowe,
dziś
odnalazła
swój
duchowy
sens
w
formule
czasownikowej religijności i figurze deus otiosus.
Lust but not least: lektura diachroniczna umożliwia również spojrzenie na korpus
prozy fikcjonalnej Pankowskiego jako na zapis pewnej praktyki egzystencjalnej; taka
strategia artystyczna formuje sposób ukazywania się samemu sobie, ale nade wszystko:
ukazywania się innym. W przypadku Mariana Pankowskiego tak określona artystyczna
praxis, którą można – jak sądzę – widzieć w kategoriach metody innowacyjnego
„zarządzania życiem”, polegałaby na zbieraniu przez pisarza tego, co o sobie
powiedział i napisał, na powtórzeniu tego w celu zbudowania siebie samego. Dzięki
temu autorowi Gościa w jakimś sensie udaje się ustanowić niezrównaną relację z sobą
samym. W tym wymiarze egzystencja to praktyka i doświadczenie rozmaitości,
a literatura spełnia funkcję jej scalenia, powiązania w jedność.
250
Zakończenie
Próbowałem pokazać, że heterogeniczność części dorobku pisarskiego Mariana
Pankowskiego, innowacyjny charakter jego fikcjonalnej prozy narracyjnej domaga się
dziś, kiedy to pisarstwo stanowi zamkniętą całość, ponowionej i aktualizującej refleksji,
wszelako wymagającej odpowiedniego wyboru aparatu metodologicznego, takiego
przygotowania analityczno-interpretacyjnego instrumentarium, które dobrze przylegać
będzie do bogatego i dynamicznego ducha tej twórczości. Charakterystyczne dla
dzisiejszego
literaturoznawstwa
omijanie
problematyki
centralnej,
zwątpienie
w zasadność ustalania cech relewantnych dla badanego zjawiska, w praktyce oznacza
zwrot w stronę peryferium, sprofilowanie zainteresowań badawczych wzdłuż celu
polegającego na wydobyciu słabo obecnych i mniej dotąd reprezentowanych
w filologicznym namyśle treści. Tak nakreślony cel główny nie był nadrzędnym dla
przeprowadzonych w niniejszej pracy studiów. Choć wspomniane nastawienie
teoretyczne trudno uznać za niewłaściwe albo błędne, to jednak koncentrując się na
innym, epizodycznym i lokalnym przedmocie poznania, siłą rzeczy wyklucza ono
skutecznie opracowanie miejsc newralgicznych, ogranicza również szanse ustalenia
węzłowych punktów poetologiczno-tematologicznych. Twórczość Pankowskiego,
a zwłaszcza jej prozatorska część, mimo że obficie skomentowana w ważnych
opracowaniach wciąż wymaga uzupełnień, jeśli nie ponownego odczytania i nazwania
kluczowych aspektów
artystycznego światopoglądu pisarza. Potrzeba ta jest tym
bardziej paląca, że te peryferyjne własności literatury polskiej, peryferyjne w latach
wzmożonej aktywności twórczej Pankowskiego, stają się na gruncie prozy
współczesnej nierzadko wręcz konstytutywne. Zatem reinterpretacja światopoglądu
twórczego pisarza spod znaku pokolenia pierwszej niepodległości 1918 roku wydała mi
się istotna dla dalszych badań nad polską prozą innowacyjną. Próbowałem jednak
inaczej niż generacyjnie najmłodsi literaturoznawcy przeczytać prozę fikcjonalną
Pankowskiego, uwzględniając wewnętrzną jej złożoność, komplikacje ideowe,
uzasadnione, gdy wziąć pod uwagę biografię autora, naznaczoną peryferyjnością
pochodzenia i doświadczeniem historii, a wreszcie spotkaniem z dojrzałą kulturą
Zachodu.
251
Biorąc pod uwagę swoistość nowoczesnej formacji artystyczno-intelektualnej
rozwijającej się w Zachodniej Europie przynajmniej od lat pięćdziesiątych XX w.,
a zatem przestrzeń, w której przecież ostatecznie okrzepła twórczość Pankowskiego,
próbowałem zatem obrać strategie lekturowe i metody badawcze, które dobrze oddadzą
istotę oraz zmienne tempo epoki. Innymi słowy: analityczno-interpretacyjna
niejednorodność sprofilowania procedur badawczych (lekturowych) związana jest
z towarzyszącym piszącemu te słowa przekonaniem, że pisarstwo Mariana
Pankowskiego (ale także i postawa artystyczna) jest egzemplaryczna dla właściwych
dobie nowoczesności zjawisk. Mówiąc jeszcze inaczej: wieloaspektowość oglądu
wymaga przyjęcia kilku strategii analitycznych. Ponawiana stale lektura korpusu prozy
artystycznej, poznanie krytyczno- i teoretycznoliterackich tekstów oraz licznych
rozmów z pisarzem, wyodrębnienie wypowiedzi i komentarzy o charakterze
metaliterackim, co więcej: wstępna kwerenda archiwalna prywatnej korespondencji
Mariana Pankowskiego z Jerzym Giedroyciem, podsuwały wówczas – na wstępnym
etapie poszukiwań – niejasną myśl, intuicję o afektywno-postsekularnym charakterze
tego pisarstwa. Hipoteza ta później zweryfikowana została w świetle dostępnego stanu
badań krajowej i zagraniczej humanistyki (głównie anglojęzycznej). Zaowocowała
pomysłem
nieznacznego
wyodrębnieniem
kategorii
przesunięcia
dla
projektu
teoriopoznawczego,
literackiego
Mariana
skutkującego
Pankowskiego
rudymentarnych. Przewartościowania z pewnością domagają się także funkcjonujące
powszechnie opinie oraz klisze interpretacyjne na temat tego pisarstwa, najczęściej
sprowadzające je do gombrowiczowskiego epigoństwa, niejednokrotnie portretujące
autora Matugi jako bezrefleksyjnego szydercę, którego pisarstwo pozbawione jest
sensów głębszych, oferujących coś ponad prowokacyjną zabawę, igraszkę wyobraźni,
słowną żonglerkę. Pojawiały się też głosy określające pisarza nieledwie jako
wojującego
ateistę,
pustego
obrazoburcę,
kontestatora
najkrytyczniej
bodaj
odnoszącego się do polskiej tradycji, głównie w jej romantycznym i katolickim
wymiarze.
Najbardziej dyskusyjne są dla mnie w tym miejscu dwa bodaj problemy związane
z rodzajem uprawianego przez Pankowskiego pisarstwa. Po pierwsze, krótkowzroczne
wydaje się określanie go mianem akolity Gombrowicza, bo o ile autor Powrotu białych
nietoperzy w jednym z listów do Giedroycia przyznawał bez zażenowania, że czytanie
Gombrowicza wprawia go w największy podziw, a w innej epistole wskazywał na
pewne pokrewieństwo ideowe, o tyle mówił też wyraźnie – i trop ten potwierdzają
252
liczne teksty Pankowskiego, których już pobieżna komparacja dobitnie to uświadamia –
że późniejszy autor Kosmosu jest pisarzem z odmiennego, bo intelektualnego porządku.
Pankowski natomiast, o czym przekonują, jak sądzę, prezentowane tu studia, pojmował
siebie jako pisarza, którego literatura wywodzi się z odmiennych rejestrów: wzruszenia,
emocji i afektu. Po drugie sprawdzenia wymaga założenie o niemal programowym
antyromantyzmie Pankowskiego. Mocno trzeba podkreślić, że w tekstach literackich
oraz licznych rozmowach manifestował on swoją niechęć do zawężonego rozumienia
tej formacji artystyczno-intelektualnej w jej stricte polskiej specyfice, uksztatowanej
jako
projekt
narodowo-społeczny.
Tak
konceptualizowany
romantyzm,
jako
egzystencjalne i światopoglądowe ograniczenie jednostki, rzeczywiście budził
największy sprzeciw pisarza. Jednak postawa prawdziwie zgodna z duchem
romantyzmu w innym, bardziej źródłowym rozumieniu, jak przekonują Agata BielikRobson i Krystyna Latawiec, to wysiłek podmiotowej emancypacji, próba zawiązania
nowych
stosunków
ze
światem,
oparta
na
intensywnych
i
bezpośrednich
doświadczeniach, katapultująca jednostkę z miejsca uspołecznionej i ugłaskanej
tradycji. Funkcję wehikułu spełnić mają wszczęte afektem emocje, umożliwiające
wyrażenie pojedynczości i osobliwości, nieraz zmierzenie się z radykalną nawet
obcością. To drugie, indywidualistycznie, nie narodowo zorientowane rozumienie
romantyzmu wyznacza
Pankowskiemu miejsce szczególne w odniesieniu do tego
wariantu tradycji.
Podyktowany historycznymi uwarunkowaniami stan badań nad polską emigracją po
1945 roku, redukujący skomplikowaną strukturę polskiej kultury drugiej połowy XX w.
do determinowanego politycznymi deklaracjami zawężonego opozycyjnego stosunku
Kraj-Emigracja, spowodował, że Pankowski, który w pierwszym rzędzie chciał być
pisarzem i sceptycznie odnosił się do ideologicznych i światopoglądowych powinności,
znalazł się w artystycznym nie-miejscu, w tranzytowej strefie ciągłego pomiędzy. Tę
sytuację próbował pisarz rozgrywać na własną korzyść, posłużyła mu ona do stworzenia
mitu o politycznym wykluczeniu przez środowisko paryskiej „Kultury”. Klasyfikacyjna
niejednoznaczność okazała się poręczna również dla historyków literatury, którzy bez
większych wątpliwości (jak się zdaje) rozpropagowali wizerunek Pankowskiego jako
politycznej ofiary Giedroycia. W świetle przeprowadzonych studiów nad całością
korespondencji dostępnej w Archiwum Instytutu Literackiego „Kultura” w MaisonsLaffitte, której wyniki prezentuję w pierwszej części niniejszej pracy, obowiązująca
dotychczas teza na temat przyczyn rozbratu Pankowskiego z „Kulturą” musiała zostać
253
zrewidowana. Wszak - jak usiłowałem wykazać - rzeczywistym i kluczowym powodem
w konstelacji emigracyjnych napięć nie był wcale – jak twierdzi dotąd wielu –
Pankowskiego pierwszy wyjazd do Polski w 1958 roku. Funkcję czynnika sprawczego
spełniły zasadnicze
różnice
w
artystycznych
światopoglądach
Pankowskiego
i Redaktora. Najkrócej można je określić jako dysproporcje pomiędzy zamiarem
literackiej inwencji pisarza a próbą zachowania tradycyjnych norm i hierarchii,
utrzymania kanonicznego status quo w dziedzinie polskiej kultury przez Redaktora.
Różnica ujawniła się z całą mocą po przeczytaniu przez Redaktora tekstu poematu
Góralu czy ci… oraz powieści Matuga idzie. Ten wniosek uprawomocnia nie tylko
lektura treści analizowanych tu bezpośrednio listów; na jego rzecz świadczą również
bloki dokumentów innych autorów emigracyjnych już w Polsce wydane. Nie mniej
znaczące okazały się ambicje literackie pisarza, które wykraczały poza publicystykę czy
krytyczno-literacką sprawozdawczość, a takie miejsce Redaktor najprawdopodobniej
wyznaczał Pankowskiemu, nawet już będąc po lekturze wymienionych wyżej tekstów,
które pisarz uznawał za przełomowe dla swojej biografii artystycznej. Wreszcie
nadmienić trzeba, że imupls przesądzający o zastopowaniu relacji między pisarzem
a paryskim miesięcznikiem nie wyszedł od Redaktora – poluzowanie stosunków
zainicjował sam Pankowski.
Dwudzielny obraz polskiej emigracji po 1945 roku, zbudowany na opozycjach
Emigracja-Kraj,
Paryż-Londyn,
upraszcza
złożony
i
wieloaspektowy
kształt
rzeczywisty zjawiska. W efekcie na ogół nie mieści w tym niezbyt pojemnym systemie
treści i zjawisk wychodzących poza proste dualizmy. Z tych to powodów (ale pewnie
jeszcze kilku innych) niepełna obecność Pankowskiego w historii krajowej literatury
zniekształca obraz literatury polskiej XX wieku. Wyłaniający się z korespondencji
portret pisarza wyłamuje się z tej dwuwymiarowej ramy, a jego postawę widzieć trzeba
jako par excellance nowoczesną, jeżeli termin ów rozumieć w znaczeniu, jakie nadają
mu teoretycy modernitas: stanowiska uwewnętrzniającego pozornie wykluczające się
wartości (nowoczesność integruje wszystkie swoje elementy – Marek J. Siemek dixit).
Przyznać trzeba, że lansowana przez pisarza koncepcja zacierająca podziały pomiędzy
pojęciem literatury krajowej i emigracyjnej (choć nie nowa) szczególnie dziś wydaje się
uzasadniona i z pewnością oferuje operacyjną użyteczność. W tym sensie prezentowane
tu wyniki badań nad częścią pisarstwa Mariana Pankowskiego pozwolą przyjrzeć się
kulturowym, politycznym i obyczajowym uwarunkowaniom kształtowania się kanonu
polskiej literatury współczesnej, wymagającego przecież – jeżeli wsłuchać się w apel
254
znawców dyscypliny – jeżeli nie krytycznej inspekcji, to przynajmniej ponownego
przemyślenia. Zagłębiając się w autorską strategię operowania afektywną stylistyką
zdolną do wywoływania silnie intensywnych (choć często krótkotrwałych) reakcji
odbiorczych, próbowałem także wskazać na transformacyjny potencjał tej twórczości
wobec ugruntowanych narracji tożsamościowych obecnych w polskiej kulturze.
Nakreślona pewną ręką afektywna dykcja, omijająca pułapki czujnego rozumu,
przełamująca zasady społecznie ustabilizowanej komunikacji, podejmująca znane
tematyki w sposób zasadniczo odmienny od ujęć oswojonych, przymusza czytelnika do
konfrontacji ze społecznymi i estetycznymi stereotypami, w konsekwencji stwarza
dogodne warunki do refleksji nad polską nowoczesnością. Proces ten sprzyja
ujawnieniu obszarów zaniedbanych lub wypartych przez polską świadomość kulturową,
przestrzeni społecznych słabo obecnych w dyskursie oraz indywidualnych doświadczeń,
nierzadko „inscenizowanych” w stylistycznej nad-ekspresji, aby sprawdzić granice
naszej wrażliwości recepcyjnej. Konsekwentnie stosowana na przestrzeni całej
twórczości strategia artystyczna w nie mniejszej skali odkrywa kreatywne właściwości
konfliktu jako siły mobilizującej do działania, oprócz tego odsłania relacyjny charakter
powstawania znaczeń. Ufam, że zawarte w niniejszej pracy konkluzje (jako rezultat
studium o cechach monograficznych), ale nade wszystko sama istota pisarstwa
Pankowskiego – stwarzają okazję do dyskusji na temat polskiej kultury uwarunkowanej
historią oraz będących tego konsekwencją przemian tożsamościowych zachodzących po
1945 roku.
255
Bibliografia
Bibliografia podmiotowa:
Wykaz tytułów utworów literackich Mariana Pankowskiego cytowanych
w niniejszej książce lub będących punktem odniesienia, wraz z ich danymi
bibliograficznymi (w porządku alfabetycznym):
Auschwitz, „Wiadomości” 1946, nr 29.
Bal wdów i wdowców, Kraków 2006.
Balustrada, Londyn 1996.
Bukenocie, Kraków 1979.
Była Żydówka, nie ma Żydówki, Warszawa 2008.
Fara na Pomorzu, Kraków 1997.
Gość, Lublin 1989.
Góralu, czy ci…, „Kultura” 1959 nr 1-2.
Granatowy goździk, Warszawa 1975.
Kozak i inne opowieści, Bruksela 1965.
Lida¸ Lublin 1997.
Matuga idzie, Lublin 1983.
Moje słowo prowincjonalne, Sanok 1998.
Nastka, śmiej się!, Kraków 2013.
Niewola i dola Adama Poremby, Kraków 2009.
Ostatni zlot aniołów, Warszawa, 2007.
Pątnicy z Macierzyzny, Lublin, 1987. Pismo w stronę miłości, Warszawa 2001.
Powrót białych nietoperzy, Lublin 1991.
Pralinki, „Oficyna Poetów” 1974 nr 1.
Przyjaciele dzieci, „Kontynenty-Nowy Merkuriusz”, 1962 nr 46.
256
Putto, Poznań 1994.
Rudolf, Warszawa 1984.
Smagła swoboda, Warszawa 1980.
Teatrowanie nad świętym barszczem i pięć innych sztuk¸ Kraków 1995
Tratwa nas czeka, Kraków 2010.
Tygodnik filmowy widziany w Brukseli, „Twórczość” 1951 nr 1.
Z Auszwicu do Belsen. Przygody, Warszawa 2000.
Złoto żałobne, Koszalin 2002.
Opracowania monograficzne, literaturoznawcze artykuły, eseje, teksty krytycznoliterackie i publicystyka Mariana Pankowskiego bezpośrednio wykorzystane
w pracy lub stanowiące punkt odniesienia (w porządku alfabetycznym):
Agresywne słowo marginesowców, „Oficyna Poetów” 1974 nr 4.
Bolesław Leśmian, 1877-1937, „Kultura” 1971 nr2.
Dziesięć lat poezji krajowej, „Kultura” 1955 nr 1-2.
Emigracyjne nowości poetyckie, „Kultura” 1959 nr 7-8.
Garb, „Dialog” 1993 nr 1-2.
Klasycy i cudotwórcy, „Kultura” 1958 nr 12.
Leśmian czyli bunt poety przeciw granicom, przeł. A. Krzewicki, Lublin 1999.
Michel de Ghelderode, „Kultura” 1956 nr 11.
O wierszu nowoczesnym, „Kultura”, 1954 nr 7-8.
Polska poezja nieokrzesana (próba określenia zjawiska), „Teksty” 1978 nr 4.
Rzeczywistość widzialna,”Kultura” 1956 nr 9.
Sztuka jest wyborem, „Kultura” 1954 nr 5.
Tadeusz Borowski po 20 latach.
„Wiadomości” 1970 nr 42-43.
Pierwsza
Uwagi o poezji „Kultura” 1953 nr 4.
257
śmierć
Tadeusza
Borowskiego,
W pierwszej linii, „Kontynenty-Nowy Merkuriusz” 1960 nr 15.
Wolny od łzy, „Kultura” 1957 nr 7-8.
Wspomnienie o Ghelderodem, „Kontynenty-Nowy Merkuriusz, 1962 nr 43-44.
Bibliografia przedmiotowa:
„Acta Pancoviana” 1998 z. 1, red. L. Puchała, Sanok.
„Acta Pancoviana” 1999 z. 2, red. L. Puchała, Sanok.
„Acta Pancoviana” 2004 z. 3, red. T. Chomiszczak, Sanok.
„Acta Pancoviana” 2005 z. 4, red. T. Chomiszczak, Sanok.
„Acta Pancoviana”, 2012 z. 5, T. Chomiszczak, Sanok.
Barć S., Marian Pankowski – poeta, prozaik, dramaturg, Lublin 1991.
Bereza H., Senioralność, [w:] M. Pankowski, Pismo w stronę miłości, Warszawa 2001.
Bielatowicz J., Proza Pankowskiego, „Wiadomości”, Londyn 1960 nr 20.
Burnatowski J., Pankowski i Giedroyc – wyimki z korespondencji, „Didaskalia. Gazeta
Teatralna” nr 107 (2012).
Burnatowski J., Marian Pankowski: tabu, skandal, awangarda, [w:] Tabu, trend,
transgresja. Skandal w tekstach kultury, pod red. M. Ursel, M. Dąbrowska,
J. Nadolna, M. Skibińska, t. 2 Warszawa 2013.
Buryła S., Tematy (nie)opisane, Kraków 2013.
Chomiszczak T., Mistrz ceremonii: Marian Pankowski – od filologii do rytuału, Sanok
2014.
Czapliński P., Pank’s not dead, czyli pisarz XX-woeczny wobec kanonu, „Teksty
Drugie” 2011 nr 6.
Derrida J., Ta dziwna instytucja zwana literaturą, przeł. M.P. Markowski, „Literatura
na Świecie”, 1998 nr 11/12.
Fiut A., Pankowski: mity i seks, „Teksty Drugie” 1994 nr 2.
Gorczyńska R., Furia słów Mariana Pankowskiego, „Kultura” 1988 nr 7/8.
Kramek A., Przygody ciała i ducha: transgresje w prozie Mariana Pankowskiego
i Michała Witkowskiego, „Res Publica Nowa”, 2009 nr 5.
258
Krupiński P., Cialo, historia, kultura. Pisarstwo Mariana Pankowskiego i Leo
Lipskiego wobec tabu, Szczecin 2011.
Latawiec K., Na scenie świata i teatru: o dramaturgii Mariana Pankowskiego, Kraków
1994.
Latawiec K., Marian Pankowski - pomiędzy Karpatami a europejską Civitas,
"Konspekt" 2004 nr 20.
Latawiec K., Zasada estetycznego dystansu w prozie senioralnej Mariana
Pankowskiego, [w:] „Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis”, pod red.
B. Farona, Kraków 2005.
Latawiec K., Pankowski: Between the Carpathians and European Civilization, “Russian
Literature” 2011 No 4.
Latawiec K., Sanok i Brugia – peryferyjne miasta Mariana Pankowskiego, [w:] Małe
miasta. Studia i szkice humanistyczne, red. J. Pacuła, L. Romaniszyn-Ziomek,
Bielsko-Biała 2012.
Ligęza W., Marian Pankowski – od formy do anarchii, [w:] tegoż, Jaśniejsze strony
katastrofy. Szkice o twórczości poetów emigracyjnych, Kraków 2001
Marecki P., Nam wieczna w polszczyźnie rozróba. Marian Pankowski mówi, Kraków
2011.
Miłosz Cz., Matuga z kacetów, „Kultura” 1960 nr 3.
Miłosz Cz., Poeta polsko-francuski, „Kultura” 1954 nr 12.
Mojsak K., Przygody ciała – podmiotowość i groteska w powieści "Matuga idzie"
Mariana Pankowskiego, „Pamiętnik Literacki”, 2008 z. 4.
Momro J., Zakaz reprezentacji i reprezentacja zakazana (Pankowski, Libera, Nancy),
„Didaskalia. Gazeta Teatralna” nr 107/ 2012.
Mydlarz M., Nadmiar zaufania, „Tygodnik Kulturalny” 1984 nr 38.
Pieszczachowicz J., Wywrotowość cenię…, z Marianem Pankowskim, pisarzem,
profesorem uniwersytetu w Brukseli – rozmawia Jan Pieszczachowicz, „Przekrój”
1991 nr 2424, s. 9.
Ruta-Rutkowska K., Polak w dwuznacznych sytuacjach. Z Marianem Pankowskim
rozmawia Krystyna Ruta-Rutkowska, posł. A. Nasiłowska, Warszawa, 2000.
Ruta-Rutkowska K., Szkice o twórczości Mariana Pankowskiego, Warszawa 2008.
Tysiąc zmysłów zachwyconych. Z Marianem Pankowskim rozmawia Krzysztof Lisowski,
„Dekada Literacka” 1996 nr 7/8, s. 3.
... w imię tej nieśmiertelności świeckiej..., rozmowę przeprowadzili P. Mościcki,
J. Kutyła, „Krytyka Polityczna” 2008 nr 15.
259
Żegnaj Maniuś, żegnaj. Z Marianem Pankowskim rozmawia Katarzyna Bielas, „Duży
Format” 2006 nr 17.
Bibliografia ogólna:
After the Postsecular and the Postmodern. New essays in Continental Philosophy of
Religion, ed. by A.P. Smith, D. Whistler, Newcastle 2011.
Agamben G., Profanacje, przeł. i wst. opat. M. Kwaterko, Warszawa 2006.
Agamben G., Co zostaje z Auschwitz, przeł. S. Królak, Warszawa 2008.
Adorno T. W., Teoria estetyczna, przeł. K. Krzemieniowa, Warszawa 1994.
Adorno T. W., Horkheimer M., Dialektyka Oświecenia, przeł. M. Łukasiewicz, przekł.
przejrz. i posł. Opatrzył M. J. Siemek, Warszawa 1994.
Adut A., On scandal. Moral Disturbances in Society, Politics and Art, New York 2008.
Arystoteles, Poetyka, tł. T. Sinko [w:] Trzy poetyki klasyczne. Arystoteles, Horacy,
Pseudo-Longinos, tł. T. Sinko, Wrocław 1951.
Arystoteles, Poetyka, tł. W. Tatarkiewicz [w:] W. Tatarkiewicz, Estetyka starożytna, t. 1
Warszawa 1960.
Arystoteles, Polityka. Ekonomika. Retoryka. Retoryka dla Aleksandra. Poetyka. Zachęta
do filozofii. Ustrój polityczny Aten. List do Aleksandra Wielkiego. Testament, przeł.
M. Chigerowa, posł. H. Podbielski, Warszawa 2001.
Arystoteles, Poetyka, tł. H. Podbielski, Wrocław 2006.
Atrridge D., Jednotkowość literatury, Kraków 2007.
Awangarda Środkowej i Wschodniej Europy - innowacja czy naśladownictwo?, pod red.
M. Kmiecik, M. Szumnej, Kraków, 2015.
Bachmann-Medick D., Cultural Turn. Nowe kierunki w naukach o kulturze, przeł.
K. Krzemieniowa, Warszawa 2012.
Bachtin M., Twórczość Franciszka Rabelais’ego a kultura ludowa Średniowiecza
i Renesansu, przeł. A. i A. Goreniowie, Kraków 1975.
Barthes R., Mitologie, przeł. A. Dziadek, wst. K. Kłosiński, Warszawa 2008.
Bassnett S., Literatura porównawcza w XXI wieku, przeł. I. Noszczyk, „Teksty Drugie”
2009 nr 6.
Bassnett S., Od komparatystyki literackiej do translatologii, [w:] Niewspółmierność.
Perspektywy nowoczesnej komparatystyki. Antologia, red. T. Bilczewski, Kraków,
2010.
260
Bataille G., Martwy, przeł. S. Królak, posł. P. Próchniak, Kraków 2010.
Benjamin W., O pojęciu historii, [w:] tegoż, Anioł historii: eseje, szkice, fragmenty, red.
H. Orłowski, tłum. K. Krzemieniowa i inni, Poznań 1996.
Benjamin W., O języku w ogóle i o języku człowieka, przeł. A. Lipszyc, „Literatura na
świecie” 2011 nr 5-6.
Bennett J., Empathic Vision: Affect, Trauma, and Contemporary Art, Stanford
University Press 2005.
Bereza H., Bieg rzeczy. Szkice Literackie, Warszawa 1982.
Bernheimer Ch., Raport Bernheimera, 1993. Komparatystyka na przełomie wieku,
przeł. M. Wzorek, [w:] Niewspółmierność. Perspektywy nowoczesnej
komparatystyki. Antologia, red. T. Bilczewski, Kraków, 2010.
Bielik-Robson A., Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości,
Kraków 2000.
Bielik-Robson A., Ożywcze niepojednanie: nowoczesność jako doświadczenie religijne,
[w:] Nowoczesność jako doświadczenie, pod red. R. Nycz, A. Zeidler-Janiszewska,
Kraków 2006.
Bielik-Robson A., „Na pustyni”. Kryptoteologie późnej nowoczesności, Kraków 2008.
Bielik-Robson A., Powrót mesjańskiej obietnicy, czyli nowoczesność w perspektywie
postsekularnej, [w:] Drzewo poznania. Postsekularyzm w przekładach
i komentarzach, pod red. P. Bogaleckiego i A. Mitek-Dziemby, Katowice 2012.
Bielik-Robson A., wstęp do: C. Taylor, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości
nowoczesnej, przeł. M. Gruszczyński, nauk. oprac. T. Gadacz, wst. A. BielikRobson, Warszawa 2012.
Bielik-Robson A., Deus otiosus: ślad, widmo, karzeł, [w:] Deus otiosus. Nowoczesność
w perspektywie postsekularnej, red. A. Bielik-Robson, Maciej A. Sosnowski,
Warszawa 2013.
Bilczewski T., Niewspółmierność. Perspektywy nowoczesnej komparatystyki. Antologia,
red. T. Bilczewski, Kraków, 2010.
Bilczewski T., Historia literatury, komparatystyka, przekład, „Ruch Literacki”, 2012
z. 4-5.
Błoński J., Zmiana warty, Warszawa, 1961.
Błoński J., Dwie gorteski – i pół…, „Literatura” 1987, nr 5.
Bojarska K., Poczuć myślenie: afektywne procedury historii i krytyki (dziś), „Teksty
Drugie” 2013 nr 6.
261
Borradori G., Filozofia w czasach terroru. Rozmowy z Jurgenem Habermasem
i Jacquesem Derridą, przeł. M. Karalus, M. Kilanowski, B. Orlewski, Warszawa
2010.
Burek T., Przeciw powieści, Warszawa 1971.
Burzyńska A., Od metafizyki do etyki, „Teksty Drugie” 2002 nr 1-2.
Canetti E., Prowincja ludzka: zapiski 1942-1972, przeł. M. Przybyłowska, Wrocław
1996.
Caputo J. D., Widmowa hermeneutyka. O słabości Boga i teologii wydarzenia, przeł.
A. Malinowska, J. Soćko, [w:] Drzewo poznania. Postsekularyzm w przekładach
i komentarzach, pod red. P. Bogaleckiego, A. Mitek-Dziemba, Katowice 2012.
Celine L.-F., Podróż do kresu nocy, przeł. O. Hedemann, Izabelin 2005.
Cieślikowska T., W kręgu genologii, intertekstualności, teorii sugestii, Warszawa 1995.
Czapliński P., Pank’s not dead: A 20th-Century Writer in the Presence of the Canon,
“Russian Literature”. Croatian and Serbian, Czech and Slovak, Polish, 2011 No 4.
Fish S., Literatura w czytelniku: Stylistyka afektywna, przekł. M. B. Fedewicz,
„Pamiętnik Literacki” 1983 z. 1.
Czerwińska K., Między tradycją a innowacją, Katowice 2009.
Danilewicz-Zielińska M., Szkice o literaturze emigracyjnej półwiecza 1939-1989,
Wrocław-Warszawa, 1999.
Deleuze G., Guattari F., Percept, afekt i pojęcie, „Sztuka i filozofia” nr 17/1999, przekł.
P. Pieniążek.
Deleuze G., Proust i znaki, przeł. M.P. Markowski, Gdańsk 2000.
Descartes R., Namiętności duszy, tł. L. Chmaj, Warszawa 1986.
de Vries H., Philosophy and the Turn to Religion, Baltimore 1999.
Dmochowski F. K., Sztuka rymotwórcza, oprac. S. Pietraszko, Wrocław 1956.
Domańska E., Humanistyka afirmatywna: władza i płeć po Butler i Foucault, [w:]
Władza i płeć. Historyczne konteksty, współczesne krytyki, nowe perspektywy, pod
red. F. Kubiaczyka i M. Owsiannej, Poznań-Gniezno, 2013.
Doznanie religijne jako wydarzenie i interpretacja, [w:] Religia. Seminarium w Capri
prowadzone przez Jacquesa Derridę i Gianniego Vattimo, przeł. M. Kowalska,
E. Łukaszyk, P. Mrówczyński, R. Reszke, J. Wojcieszak, Warszawa 1999.
Durkheim E., Elementarne formy życia religijnego, System totemiczny a Australii, przeł.
A. Zadrożyńska, wst. i red. nauk. E. Tarkowska, Warszawa 1990.
262
Dziemba-Mitek A., P. Bogalecki, Drzewo poznania. Wprowadzenie do myśli
postsekularnej, [w:] Drzewo poznania. Postsekularyzm w przekładach
i komentarzach, pod red. P. Bogaleckiego, A. Mitek-Dziemba, Katowice 2012.
Eliade M., Traktat o historii religii, przeł. J. Wierusz-Kowalski, Warszawa, 2009.
Foks D., Libera Z., Co robi łączniczka, Katowice 2005.
Foks, D., Kebab Meister, Kraków 2013.
Friszke A., Życie polityczne emigracji. Druga Wielka Emigracja 1945-1990, Warszawa
1999.
Frycie S., Julian Przyboś. Życie i dzieło poetyckie, pod red. S. Fryciego, Rzeszów 1976.
Fukuyama F., Koniec człowieka, przeł. B. Pietrzyk, Kraków 2004.
Garliński J., Literatura emigracyjna 1939-1989, t. 2, Katowice 1996.
Geertz C., Głęboka gra: uwagi o walkach kogucich na Bali, [w:] tegoż Interpretacja
kultur: wybrane eseje, tł. M.M. Piechaczek, Kraków 2005.
Giedroyc J., Autobiografia na cztery ręce, oprac. K. Pomian, Warszawa 1994.
Giedroyc J., A. Bobkowski, Listy 1946-1961, wyb. i oprac., wst. J. Zieliński, Warszawa
1997.
Giedroyc J., W. Gombrowicz, Listy 1950-1969, wyb. i oprac. A. S. Kowalczyk,
Warszawa 1993.
Giedroyc J., K. A. Jeleński, Listy 1950-1987, oprac. W. Karpiński, Warszawa 1995.
Giedroyc J., Cz. Miłosz, Listy 1952-1963, oprac. M. Kornat, Czytelnik, Warszawa
2008.
Giedroyc J., Stempowski J., Listy 1946-1969, oprac. A. S. Kowalczyk, Warszawa 1998.
Goddeeris I., Polonia belgijska w pierwszych latach po II wojnie światowej, przekł.
A. Lucima i I. Goddeeris, Warszawa 2005.
Głowacki J. K., 100% ABSTRAKCJI - Nowocześni w Łodzi 1955-1965, Łódź 2004.
Gombrowicz W., Przeciw poetom, „Kultura” 1951 nr 10.
Górnicki Ł., O elekcyi, wolności, prawie i obyczajach polskich. Dzieło Łukasza
Górnickiego, Niegdy Tykocińskiego i Wasiłkowskiego Starosty, Sanok, Wydanie
Kazimierza Józefa Turowskiego Nakład i Druk Karola Pollaka, 1855.
Górnicki Ł., Rozmowa Polaka z Wlochem o wolnosciach y Prawach Polskich, 1587
(wydanie cyforwe).
Grochowska M., Jerzy Giedroyc. Do Polski ze snu, Warszawa 2009.
263
Gumbrecht H. U., In 1926. Living on the Edge of Time, Harvard 1997.
Gumbrecht H. U., Czytanie nastrojów. Jak można pomyśleć dziś rzeczywistość
literatury, przeł. A. Żychliński, [w:] Teoria, praktyka, życie. Praktykowanie teorii
w humanistyce współczesnej, pod. red. A. Legeżyńskiej, R. Nycza, Warszawa 2012.
Habermas J., Wierzyć i wiedzieć, przekł. M. Łukasiewicz, „Znak” 2002 nr 9.
Habielski R., Życie społeczne i kulturalne emigracji, Warszawa 1999.
Herbert Z., Wiersze zebrane, Kraków 2011.
Hofman I., Stefan Kisielewski w „Kulturze”, „Studia Medioznawcze” 2012 nr 3.
Iwaszkiewicz J., Dzienniki 1956-1963, oprac. A. i R. Papiescy, R. Romaniuk, wstęp
A. Gronczewski, Warszawa 2010.
Jarzębski J., W Polsce czyli wszędzie, Warszawa 1992.
Jarzębski J., Pożegnanie z emigracją, Kraków 1998.
Jarzyńska K., Postsekularyzm – wyzwanie dla teorii i historii literatury (rozpoznania
wstępne), „Teksty Drugie” 2012 nr 1-2.
Jauss H. R., Proces literacki modernimzu od Rosseau do Adorna, przeł. P. Bukowski,
[w:] Odkrywanie modernizmu. Komentarze i przekłady, red. i wst. R. Nycz, Kraków
2004.
Jeleński K. A., Chwile oderwane, Gdańsk 2008.
Judt T., Snyder T., Rozważania o wieku XX, przeł. P. Marczewski, Warszawa 2013.
Kafka F., Proces, Wyrok, przeł. J. Kydryński, Warszawa, 1957.
Kant I., Antropologia w ujęciu pragmatycznym, przekł. E. Drzazgowska, P. Sosnowska,
wst. A. Bobko, Warszawa 2005.
Kaufman E., Szabat czasu mesjaniczego. Agamben i Badiou o apostole Pawle, przeł.
M. Kropiwnicki, [w:] Agamben: Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2010.
Kaufmann M., Locating the postsecular, “Religion & Literature”2009 No. 3.
Kisielewski S., Rozmowa ze Stefanem Kisielewskim, „Kultura” 1957 nr 6.
Kisielewski S., Rozmowy z Polakami, „Tygodnik Powszechny”, 23 czerwca 1957.
Kisielewski S., Mój testament, „Kultura” 1962 nr 6.
Kisielewski S., Bezsilność publicystyki, „Kultura” 1983 nr 1-2.
Kisielewski S., Spotkania z Jerzym Giedroyciem [w:] O Kulturze. Wspomnienia
i opinie, zebr. i ułożyli G. Pomian i K. Pomian, Londyn 1987.
264
Kisielewski S., Abecadło Kisiela, Warszawa 1990.
Klonowic S., Flis, to iest spuszczanie statkow Wisłą, y inszymi rzekami rzekami do niey
przypadaiącemi, Sebastyana Fabiana Klonowica z Sulimierzyc, Kraków 1598.
Kłosiński K., Sarkazmy, [w:] R. Barthes, Mitologie, przeł. A. Dziadek, Warszawa 2000.
Knoblauch H., „Niewidzialna religia” Thomasa Luckamanna, czyli o przemianie religii
w religijność, przeł. D. Motak, [w:] T. Luckamann, Niewidzialna religia. Problem
religii we współczesnym społeczeństwie, przeł. L. Bluszcz, Kraków 1996.
Kochanowski J., Wrozki, Drukarnia Łazarza, Kraków 1587.
Kossowska S., Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958-1990, oprac.
S. Kossowska, posł. T. Nowakowski, Londyn 1993.
Kowalczyk A. S., Od Bukaresztu do Laffittów. Jerzego Giedroycia Rzeczpospolita
epistolarna, Sejny 2006.
Krasnodębski Z., Prawo i wydarzenie, [w:] J. Taubes, Teologia polityczna świętego
Pawła, przeł. M. Kurkowska, Warszawa 2010.
Kristeva J., Ta niewiarygodna potrzeba wiary, przeł. A. Turczyn, Kraków 2010.
Kristeva J., Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, przeł. M. Walski, Kraków 2007.
Kryszak J., O historycznej i kulturowej roli współczesnej emigracji polskiej, „Archiwum
Emigracji” 1999, z. 1.
Kulawik A., Poetyka. Wstęp do teorii dzieła literackiego, Kraków 1997.
Kultura i jej krąg, red. G. Pomian, K. Pomian, Lublin 1995.
Kunz T., Indywidualizacja i więź wspólnotowa. Religia jako narzędzie
samoidentyfikacji w świecie późnej nowoczesności, „FA-art.Kwartalnik Literacki”,
2013 nr 1-2.
Lewandowski W., W sprawie bilansu emigracji, „Kresy. Kwartalnik Artystyczny” 1997
nr 3.
Leśmian B., Dziewczyna, Poezje zebrane, oprac. J. Trznadel, Wrocław 1974.
Lichniak Z., Mój skorowidz poezji polskiej na emigracji, Warszawa 1989.
Ligęza W., Jerozolima i Babilon. Miasta poetów emigracyjnych, Kraków 1998.
Lipski L., Opowiadania zebrane, Fundusz Inicjatyw Społecznych 1988.
Lisiecka A., Między Finnegans Wake a Leśmianem, „Oficyna Poetów i Malarzy”, 1978
nr 2.
Lubomirski S. H., Rozmowa Artaksesa i Ewandra, [w:] tegoż, Wybór pism, oprac.
R. Pollak, Wrocław 1953.
265
Luckamann T., Niewidzialna religia. Problem religii we współczesnym społeczeństwie,
przeł. L. Bluszcz, Kraków 1996.
Lutomierski M., Mickiewicz i okolice: tematy romantyczne na łamach londyńskich
„Wiadomości” z lat 40. i 50. XX wieku, Toruń 2012.
Lyotard J.-F., Wzniosłość i awangarda, tłum. M. Bieńczyk, „Teksty Drugie” 1996
nr 2-3.
Mahmood S., Religijny rozum i świecki afekt. Czy dzieli je nieprzekraczalna przepaść?,
przeł. A. Mitek-Dziemba, J. Soćko, [w:] Drzewo poznania. Postsekularyzm
w przekładach i komentarzach, pod red. P. Bogaleckiego, A. Mitek-Dziemba,
Katowice 2012.
Markiewicz H., Obrazowość a ikoniczność literatury [w tegoż:] Wymiary dzieła
literackiego, Kraków 1984.
Markiewicz H., Wyznaczniki literatury, [w tegoż:], Główne problemy wiedzy
o literaturze, Kraków, 1984.
Markowski M. P., Formalizm amerykański - <<New Criticism>>, [w:] Teorie
Literatury XX wieku. Podręcznik, red. A. Burzyńska, M.P. Markowski, Kraków
2006.
Markowski M. P., Formalizm rosyjski, [w:] Teorie literatury XX wieku. Podręcznik, pod
red. A. Burzyńskiej i M.P. Markowskiego, Kraków 2006.
Markowski M.P., Polska literatura nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków
2007.
Markowski M.P., Wszyscy się mylą w sprawie „Kronosa”, „Tygodnik Powszechny”, nr
24 (3336), 16 czerwca 2013.
Marleau-Ponty M., Fenomenologia percepcji, przeł. M. Kowalska, J. Migasiński, posł.
J. Migasiński, Warszawa, 2001.
Massumi B.: The Autonomy of Affect, [w:] G. Deleuze, A Critical Reader, Oxford:
Blackwell Publishers, 1996.
McClure J., Partial faiths. Postsecular fiction in the age of Pynchon and Morrison,
University of Georgia Press, Athens 2007.
McLennan G., The Postsecular Turn, “Theology, culture & society”, 2010 no 4.
Melville H., Kopista Bartleby. Historia z Wall Street, przeł. A. Szostkiewicz, Warszawa
2009.
Mianowski J., Semantyka tonacji w niemieckich dziełach operowych XVIII i XIX wieku,
Toruń 2000.
Mianowski J., Afekt w operach Mozarta i Rossiniego, Poznań 2004.
266
Mieroszewski J., Wizyta u Luboniów, Kultura”, 1962 nr 3.
Mieroszewski J., Wybór, „Kultura” 1962 nr 7/8.
Między powtórzeniem a innowacją. Seryjność w kulturze, pod red. A. Kisielewskiej,
Kraków 2004.
Miłosz Cz., Wiersze wszystkie, Kraków 2011.
Miszczak-Lachman M., Między innowacją a renowacją. Kultura masowa a tematy
prozy polskiej po 1989 roku, [w:] Wariacje na temat. Studia literackie, pod red.
J. Abramowskiej, A. Czyżak, Z. Kopcia, „Poznańskie Studia Polonistyczne”, Poznań
2003.
Mościcki P., Święty Paweł: ustanowienie uniwersalizmu, Warszawa 2007.
Nader L., Afektywna historia sztuki, „Teksty Drugie” 2014 nr 1.
Najder Z., Doktryna ULB – koncepcja Giedroycia i Mieroszewskiego w XXI
wieku¸”Nowa Europa Wschodnia. Dwumiesięcznik poświęcony Europie
Wschodnieij
i
Azji
Centralnej”,
tekst
dostępny
online:
http://www.new.org.pl/99,post.html
Nowak-Jeziorański J., Giedroyc J., Listy 1952-1998, oprac. D. Platt, Warszawa 2001.
Nycz R., Sylwy współczesne, Kraków 1996.
Nycz R., Literatura jako trop rzeczywistości. Poetyka epifanii w nowoczesnej literaturze
polskiej, Kraków 2001.
Nycz R., Wiersz jest „jak raca”. Juliana Przybosia poetyka oświecenia a estetyka
nowoczesna, [w:] Stulecie Przybosia, pod. red. S. Balbusa, E. Balcerzana, Poznań
2002.
Nycz R., Poetyka doświadczenia. Teoria-nowoczesność-literatura, Warszawa 2012.
Nycz R., W stronę humanistyki innowacyjnej: tekst jako laboratorium. Tradycje,
hipotezy, propozycje, „Teksty Drugie” 2013 nr 1/2.
Nycz R., Afektywne manifesty, „Teksty Drugie” 2014 nr 1.
Oatley K., Jenkins J. M., Zrozumieć emocje, tł. J. Radzicki, J. Suchecki, Warszawa
2003.
Opaliński Ł., Poeta nowy, oprac. P. Borek, Kraków 2003.
Oprotestowujemy testament Kisielewskiego, „Kultura” 1962 nr 7/8.
Platon, Państwo, przekł., wst., kom. W. Witwicki, Kęty 2003.
Płuciennik J., Figury niewyobrażalnego, Kraków 2002.
267
Podraza-Kwiatkowska M., Symbolizm i symbolika w poezji Młodej Polski. Teoria
i praktyka, Kraków 1975.
Przyboś J., „Nowa Kultura” 1954 nr 18.
Przyboś J., Widzieć wszystko, [w:] tegoż, Utwory poetyckie, wyd. 2, Warszawa 1975.
Pseudo-Longinos, O górności, przeł. T. Sinko, [w:] Trzy poetyki klasyczne. Arystoteles,
Horacy, Pseudo-Longinos, przeł. T. Sinko, Wrocław 1951.
Radcliffe A., On supernatural in Poetry, „New Monthly Magazine” 1826 No. 1.
Riffaterre M., Kryteria analizy stylu, przeł. I. Sieradzki, [w:] Studia z teorii literatury.
Archiwum przekładów „Pamiętnika Literackiego”, red. M. Głowiński,
H. Markiewicz, Wrocław 1977.
Roterdamus E., Podręcznik żołnierza Chrystusowego nauk zbawiennych pełny, przeł.
wst. opat. J. Domański, przedm. L. Kołakowski, Warszawa 1965.
Sarbiewski M. K., O poezji doskonałej. Czyli Wergiliusz i Homer, przeł. M. Plezia,
oprac. S. Skimina, Wrocław, 1954.
Siemek M.J., Wykłady z filozofii nowoczesności, Warszawa 2012.
Seigworth G. J., Gregg M., The Affect Theory Reader, Duke University Press, London
2010.
Seneka L., Myśli, wyb., przeł., oprac. S. Stabryła, Warszawa 1995.
Skibski K., Problem semantycznych innowacji frazeologicznych w tekstach literackich,
[w:] „Poznańskie Studia Polonistyczne. Seria językoznawcza” z. 17.
Sławek T., Ratujące niebezpieczeństwo postsekularyzmu. Słowo wstępne, [w:] Drzewo
poznania. Postsekularyzm w przekładach i komentarzach, pod red. P. Bogaleckiego,
A. Mitek-Dziemba, Katowice 2012.
Smulski J., Autobiografizm jako postawa i jako strategia artystyczna. Na materiale
prozy polskiej, „Pamiętnik Literacki” 1988, z. 4.
Sontag S., Notatki o kampie, przeł. W. Wartenstein, “Literatura na świecie” 1979 nr 9.
Sosnowski L., Emocjonalizm Arystotelesa i znaczenie pojęcia <<katharsis>>,
„Estetyka i krytyka. Półrocznik filozoficzny”, 2011 nr 2.
Spinoza B., Etyka w porządku geometrycznym dowiedziona, przekł. I. Myślicki, wst.
L. Kołakowski, Warszawa 1954.
Stern A., Jasieński B., Ziemia na lewo, Kraków 1987.
Sugiera M., Mythos, katharsis i mimesis: nowe lektury <<Poetyki>> Arystotelesa, [w:]
Po strukturalizmie. Współczesne badania teoretycznoliterackie, red. R. Nycz,
Wrocław 1992.
268
Supruniuk M. A., Literatura wielu emigracji – wstęp, „Archiwum Emigracji. Studia –
Szkice-Dokumenty”, Toruń 2009 z. 1.
Supruniuk M.A., Dwoje drukarzy godnych ballady. Krystyna Bednarczyk (1923-2011),
„Archiwum Emigracji. Studia-Szkice-Dokumenty” 2011 z. 1-2.
Szkłowski W. B., Sztuka jako chwyt, przeł. R. Łużny, [w:] Teorie literatury XX wieku.
Antologia, pod red. A. Burzyńskiej i M.P. Markowskiego, Kraków 2006.
Święch J., Nowoczesność. Szkice o literaturze polskiej XX wieku, Warszawa 2006.
Tatarkiewicz W., Droga przez estetykę, Warszawa 1972.
Taylor C. , Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, przeł.
M. Gruszczyński, nauk. Oprac. T. Gadacz, wst. A. Bielik-Robson, Warszawa 2012.
Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna. Tom X: Uczucia, przeł. J. Bardan, obj. F. W.
Bednarski, London 1967.
Terlecki T., Do emigracji polskiej 1945, tegoż: Emigracja naszego czasu, red.
N. Taylor-Terlecka, J. Swięch, 2003.
Toruńczyk B., Rozmowy w Maisons-Laffitte, 1981, Warszawa 2006.
Uniłowski K., Polska proza innowacyjna w perspektywie postmodernizmu. Od
Gombrowicza po utwory najnowsze, Katowice 1999.
van Alphen E., Zabawa w Holokaust, przeł. K. Bojarska, „Literatura na Świecie” 2004
nr 1-2.
van Alphen E., Affective operations of art and literature, “Res” 2008 nr 53/54.
van Alphen E., Afekt, trauma i rozumienie: sztuka ponad granicami wyobraźni. Ernst
van Alphen w rozmowie z Romą Sendyką i Katarzyną Bojarską, „Teksty Drugie”
2012 nr 4.
Vattimo G., Ślad śladu, [w:] Religia. Seminarium w Capri prowadzone przez Jacquesa
Derridę i Gianniego Vattimo, przeł. M. Kowalska, E. Łukaszyk, P. Mrówczyński, R.
Reszke, J. Wojcieszak, Wyd. KR, Warszawa 1999.
Warchala M., Co to jest postsekularyzm. (Subiektywna) próba opisu, „Krytyka
Polityczna” 2007 nr 13.
Wimsatt W. K., Beardsley M. C., The Affective Fallacy, “The Sewanee Review” 1949
No. 1.
Wimsatt W. K., Beardsley M. C., Złudzenie oddziaływania emocjonalnego, przekł.
M. Szpakowska, [w:] Nowa Krytyka. Antologia, wyb. H. Krzeczkowski, oprac.
Z. Łapiński, Warszawa 1983.
Wróbel Sz., Praca łączniczki, praca pamięci, zabawa chłopców, „Twórczość” 2006
nr 8.
269
Zbierska-Mościcka J., Belgijskie historie tożsamości, „Literatura na świecie” 2011 nr 910.
Wysłouch S., Bunt wobec sacrum. Z problemów literatury antyreligijnej XX wieku, [w:]
Religijne apekty literatury polskiej XX wieku, red. M. Jasińska-Wojtkowska,
J. Święch, Lublin 1997.
Zabala S., Religia poza teizmem i ateizmem, przeł. S. Królak, [w:] R. Rorty, G. Vattimo,
Przyszłość religii, red. S. Zabala, przeł. S. Królak, Kraków 2010.
Zawadzki A., Między komparatystyką literacką a kulturową, [w:] Kulturowa teoria
literatury 2. Poetyki, problematyki, interpretacje, pod red. R. Nycza i T. Walas,
Kraków, 2012.
Zanganeh L. A., Rozmowa z Roberto Calasso, tłum. A. Arno, ”Zeszyty Literackie”
2015 nr 3.
270
Fotografia (Adam Kozak):
271

Podobne dokumenty