zał. 1 Myśli św. Urszuli

Transkrypt

zał. 1 Myśli św. Urszuli
"Święty
to
przyjaciel
pocieszyciel,
to
brat
kochający.
Odczuwa nasze biedy, troski, modli się za nas, pragnie dobra naszego
i szczęścia..."
Nie domyślała się św. Urszula, wypowiadając na parę lat przed swą śmiercią te słowa,
określające rolę, jaką święci kanonizowani odgrywają wobec osób żyjących na ziemi,
że podobna rola i jej kiedyś przypadnie w udziale, że nadal - choć zabraknie jej wśród żywych
- będzie mogła wchodzić w serca ludzkie i otwierać je dla Boga i ludzi, tak jak to czyniła za
życia doczesnego.
Myśli tu zebrane pochodzą z dwóch czasopism, które w dużej mierze wypełniane były
artykułami i utworami literackimi pióra matki Urszuli. Jedno z nich to "Orędowniczek
Eucharystyczny", pisemko przeznaczone dla członków Krucjaty Eucharystycznej, którą to
organizację przeniosła z Francji na grunt polski, aby polskim dzieciom w odradzającej się
ojczyźnie zaszczepić kult Eucharystii. Drugie - to "Dzwonek Św. Olafa", kwartalnik,
powstały z myślą o wychowankach pniewskiej Szkoły Gospodarczej, nad których formacją
duchową troskliwie czuwała także po opuszczeniu przez dziewczęta murów szkolnych.
"Świętość" - to słowo nielubiane i niepopularne wśród osób świeckich. Kojarzy się na ogół
z sutanną czy habitem, a czasem wręcz z aureolą nad głową. Jest to, niestety, głęboko
zakorzeniony w umyśle współczesnego człowieka, zdobywcy kosmosu, stereotyp świętości.
A tymczasem Kościół coraz bardziej potrzebuje świętych świeckich, wiąże z nimi nadzieję,
że pomogą przekształcać świat, że przyczynią się do naprawy świata, którą zaczną od siebie
samych, od swych rodzin, środowisk pracy.
"Często myślimy, że bardzo trudno zostać świętym, i dlatego rezygnujemy ze świętości,
uspokajając swe sumienie twierdzeniem: Świętość nie dla mnie! Ale to błąd. Musimy stać się
świętymi, jeżeli chcemy dostać się do nieba" - przypomina św. Urszula.
Zofia Raułuszkiewicz
WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ...
Wierzę, chcę wierzyć - to pewne, ale często klęczę przed tabernakulum i nie wiem, co
Chrystusowi powiedzieć. Dlaczego? Bo wiara moja jest tylko powierzchowna, bo nie
zdaję sobie sprawy tak naprawdę z tego, że klęczę u stóp Jezusa, Boga-Człowieka, że
On mnie widzi, słyszy i bardzo kocha.
Człowiek bez wiary mówi o losie, człowiek wierzący o zrządzeniu Bożym. Dlatego
pierwszy trapi się, niepokoi, gniewa, narzeka na to, co mu się w życiu nie podoba, co
krzyżuje jego plany, co mu sprawia przykrość, niewygodę; a drugi we wszystkim
widząc działanie Boże, za wszystko dziękuje, z wszystkiego jest zadowolony,
w każdej sytuacji mówi: Bądź wola Twoja, Panie!
Czytaj, wczytuj się w Ewangelię, a znajdziesz tam drogocenną perłę, która życie twoje uczyni
jasne, niebiańskie, znajdziesz Jezusa, który stanie się nieodłącznym Towarzyszem życia
twego, który będzie ci Doradcą najlepszym w wątpliwościach, Siłą w słabości, Nauczycielem
w chwilach ciemności.
Wiara stała się najsilniejszą ostoją naszej narodowości. I to dostrzegli nasi ciemiężyciele. Stąd
ich lęk przed naszą wiarą, jakby to była niebezpieczna broń - nawet w rękach małych, słabych
i ujarzmionych. Stąd wszystkie prześladowania, krwawe prześladowania, przez które
próbowano odebrać wiarę i naszą przynależność do świętego Kościoła katolickiego.
Wszędzie, we wszystkich warstwach społeczeństwa wiara katolicka zachowuje swe miejsce,
to znaczy pierwsze miejsce w życiu polskiego narodu. Wszędzie religia pozostaje tu osią,
około której obraca się życie narodu. Znajdujemy tchnienie wiary katolickiej w polskiej
filozofii, poezji, literaturze i sztuce, znajdujemy błogosławiony wpływ katolicyzmu w życiu
i dążeniach prostego ludu.
W życiu naszego narodu wiara ujawnia się trojako: w przywiązaniu do następcy świętego
Piotra, w miłości Maryi, Matki Bożej, którą po nieszczęśliwym panowaniu Jana Kazimierza
cały lud czci jako Królową Polski, w niewzruszonej nadziei, że Bóg przez cierpienia
i strapienia prowadzi nas do odbudowy Polski, do Królestwa wiecznej szczęśliwości.
Jaki to smutny widok - z jednej strony nieprzyjaciel Kościoła, nie krępując się, miota
oszczerstwa na wiarę świętą, a z drugiej strony katolik, który milczy albo cichutko wycofuje
się z grona osób szkalujących Kościół, bo wstydzi się bronić swej wiary, bo nie wie, co
powiedzieć,
brak
mu
argumentów
zbijających,
odsłaniających
kłamstwa.
Twarz pogodna mówi o szczęściu wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem, o pokoju
czystego sumienia, o beztroskim oddaniu się w ręce Ojca Niebieskiego, który karmi ptaki
niebieskie, przyodziewa lilie polne i nigdy nie zapomina o tych, co Jemu bez granic ufają.
Jezus na krzyżu okazuje nam cały ogrom swej miłości. Tam wysłużył nam wszelkie łaski
potrzebne do zbawienia - łaskę odpuszczenia naszych win, łaskę Eucharystii. Jezusowi na
krzyżu zawdzięczamy Komunię świętą, obecność Jego wśród nas w Sakramencie Ołtarza.
Składać z siebie ofiarę... To niełatwa sprawa! To znaczy wyrzekać się swojego "ja"; brać na
siebie życie nieustannego poświęcania się dla innych; brać na siebie z uśmiechem na ustach
krzyże codzienne; wyrabiać w sobie z miłości ku Jezusowi miłość krzyża.
Trudności życia codziennego, zmęczenie, niedomagania nie powinny mnie powstrzymywać
w okazywaniu czynnej miłości bliźniego ani też zmniejszać zapału w staraniu o to, by
wszystkim dokoła mnie było dobrze.
Wtedy dopiero możemy sobie powiedzieć, że naprawdę kochamy bliźniego, gdy na własnej
skórze odczuwamy tę miłość, to jest gdy poświęcamy swoją wygodę, swój wolny czas, swój
spokój, swoją przyjemność dla bliźniego, gdy kochamy go ofiarą. Póki nie kochamy ofiarą,
miłość nasza stoi na bardzo niepewnych nogach.
Potrzeba nam dobroci, by pociągnąć dusze do Jezusa. Nie wiemy, ile ukrytej siły w niej tkwi,
a to dlatego, że dobroć sama przez się jest rzeczą Boską, jest małą iskierką, rozpaloną
w człowieku przy ogromnym ognisku Bożej dobroci. Każdy jej objaw w duszy ludzkiej zbliża
ją samą, choć bezwiednie, do Boga, jak również i tych, dla których jesteśmy dobrzy.
Być dobrym to znaczy żyć dla szczęścia innych, ich szczęście mieć przede wszystkim na
względzie, zarówno w rzeczach wielkich, jak i małych, zawsze dążyć do tego, by innym życie
osładzać i upiększać.
Miejmy serce szerokie w dobroci, serce, które w świetle Bożym umie rozpoznać, kiedy
miłość powinna brać górę nawet nad mniej ważnym od miłości obowiązkiem, a także - kiedy
obowiązek jest ważniejszy i przede wszystkim musi być uwzględniony.
Dobre serce umie wyczuwać potrzeby drugiego serca, które pragnie dobrego słowa
w chwilach ciemności duchowych, kiedy może droga przed nim nieznana, kiedy chce dobrze,
ale nie wie, jak się do tego zabrać.
Odważny obrońca Kościoła - choć z początku może będą z niego się śmiać - wkrótce zyska
sobie szacunek, zaufanie, nawet swoich nieprzyjaciół, bo w takim nadprzyrodzonym męstwie
tkwi coś, co budzi szacunek, co przejmuje świętą czcią.
Nie wywołujcie walki, ale i nie cofajcie się przed walką. Życiem mozolnym, czystym, pełnym
dobroci i poświęcenia dla bliźnich, posłuszeństwa względem świętego Kościoła katolickiego
głoście wszędzie, że jesteście dziećmi tego Kościoła.
Tak często, niestety, nawet wśród katolików spotkać się można z obojętnością dla Głowy
Kościoła. O, bo nie rozumiemy, że wielki krzyż dźwiga na swych barkach ten Sługa sług
Bożych, że na krzyżu jego ciąży cały świat, że co minuta ze wschodu czy z zachodu,
z południa czy z północy spadają nań nowe gromy, pod którymi ugiąć mu się nie wolno - bo
on stać musi jak Maryja, Matka Jezusa, u stóp krzyża, stać samotny! On jeden, aby
podtrzymywać wszystkich.
Czy wśród dzieci jednego Ojca nie powinny panować jedność i miłość? Gdzież się podziała
miłość, którą Pan nasz Jezus Chrystus w nowym przykazaniu swoim tak gorąco nam zalecał?
Rozejrzyjmy się dokoła - gdzie jedność? Gdzie miłość? Czy często znajdujemy ją
w rodzinach, w stowarzyszeniach, w narodach?
CZŁOWIEKIEM JESTEM...
Prawdziwe szczęście, pokój, prawdziwą wielkość znajdziesz tylko w Bogu - żyjąc nie dla
ziemi, ale dla nieba; nie grzebiąc się w piasku ziemskim jak kura, ale wznosząc się wysoko ku
słońcu jak orzeł.
Dzisiejszy świat nie pojmuje zupełnie słów Chrystusa: "Kto się poniża, będzie wywyższony".
Nikt nie chce się stosować do tej zasady. Pogoń za honorami, znaczeniem, wielkością jest
dziś na porządku dziennym, a co będzie w wieczności, o to się nie pytamy.
Chociaż ciemno i dobra ziemskie tają jak śnieg w promieniach wiosennego słońca, możemy
zawsze wyciągnąć ręce do innych dóbr, których nikt nam nie odbierze, komornik nie zajmie,
na które rząd podatku nie nałoży.
Święte wesele duszy samo przez się mówi o działaniu Bożym, mówi, że jest coś ponad tą
ziemią, że istnieje świat nadprzyrodzony, gdzie dusza znajduje szczęście, jakiego świat nie
daje.
Jakież to przejmujące przeświadczenie: Jezus widzi każdą moją myśl. Nie mogę przed Nim
ukryć ani jednej myśli. Wszystkie pozostaną wyryte w pamięci Bożej i tam odnajdę je
w chwili sądu. Ani jedna się nie zmieni, ani jedna nie zginie.
Czy nie jest pociechą w każdym strapieniu myśl, że zło przeminie, a życie w Sercu
Jezusowym zamieni się wkrótce w życie wiecznej miłości i szczęścia? Że nawet największe
cierpienia ciała skończą się kiedyś i zmartwychwstanie ono w chwale, i to w tym większej
chwale, im bardziej było ukryte w Sercu Jezusowym i dla Serca Boskiego żyło, poświęcało
się i cierpiało?
Gdy przyjdzie mi stanąć przed sądem Bożym, może to wszystko, co ludzie podziwiali
i chwalili, okaże się bez wartości, a jedynym moim ratunkiem będzie jakiś dobry uczynek,
jakaś ofiara, którą wykonałam w ukryciu, w tajemnicy przed ludźmi.
Pokój to pierwszy dar, jaki Chrystus przyniósł apostołom po swym Zmartwychwstaniu.
To najcenniejszy dar, bo pokój jest podstawą szczęścia, złączenia z Bogiem, pracy nad sobą
i świętej radości.
Największym dobrem na ziemi jest pokój. Bez pokoju nie ma ani szczęścia, ani nawet
postępu na drodze zbawienia, bo gdzie pokój, tam Bóg. Niepokój wyklucza Boga.
Człowiek grzeszy, spodziewając się jakiegoś zysku, jakiejś przyjemności, satysfakcji, i myli
się, bo w grzechu nic innego nie znajdzie, jak udręczenie ducha i mękę serca.
Wielkim złem jest grzech, ale jeszcze większym - rozpacz, bo z grzechu można powstać,
grzech można odpokutować, a nieraz nawet grzech stał się podwaliną świętości. Ale rozpacz
nigdy dobrych owoców nie wydaje.
Jak wiele ludzie dokładają starań, jak się męczą, ile nieprzespanych nocy spędzają przed
egzaminem, który zapewnia powodzenie na tych parę lat życia danych człowiekowi! A jakie
jest przygotowanie do egzaminu, który rozstrzygać ma o naszej wieczności?
Często myślimy, że bardzo trudno zostać świętym, i dlatego rezygnujemy ze świętości,
uspokajając swe sumienie twierdzeniem: Świętość nie dla mnie! Ale to błąd. Musimy stać się
świętymi, jeżeli chcemy dostać się do nieba.
Największe dobro na ziemi to świętość, jedynie ważny cel, do którego warto na ziemi dążyć świętość, jedyny skarb, który należy zdobywać - świętość, jedyne źródło szczęścia, które
nigdy nie wysycha - świętość, świętość i jeszcze raz świętość!
Zwykle ludzie mają mylne pojęcie o świętości, a przecież jest ona czymś prostym,
zwyczajnym, trzeba tylko kochać wolę Bożą i wiernie ją wykonywać - niczego więcej Bóg od
nas się nie domaga.
Nietrudno byłoby stać się świętym, gdyby każde krótkie staranie od razu odniosło ostateczne
zwycięstwo. Panu Bogu czasem właśnie podoba się taka wytrwałość, która nie cofa się przed
długotrwałą walką, która co dzień od nowa zaczyna i spokojnie, ufnie czeka, aż Bóg da
zwycięstwo.
Podnoś swe serce do Boga, to, co masz czynić, czyń dla Niego - a będziesz święta, choć na
ołtarze cię nie wyniosą; wszak całe zastępy świętych niekanonizowanych spotkamy kiedyś
w niebie.
Dziś, kiedy świat coraz bardziej poganieje, kiedy materializm coraz bardziej odciąga dusze od
Boga, kiedy rozmaite fałszywe filozofie starają się prawdę Bożą przed nami zasłonić,
ośmieszając to, co mamy najświętszego - wiarę naszą, potrzeba nam wpatrywać się w życie
świętych, i to szczególnie tych świętych, którzy prowadzili życie podobne do naszego, nie
różniące się od naszego żadną nadzwyczajnością, spełniając - a jest to cechą ich świętości najzwyczajniejsze małe obowiązki z miłością nadzwyczajną, gorącością nadprzyrodzoną.
Może czasem inaczej Bóg pokieruje sprawą, aniżeli ty chciałaś, ale z czasem przekonasz się,
że to, co Bóg czynił, dobrze uczynił, dla twego dobra uczynił, choć w danej chwili tego nie
rozumiałaś.
Pragnę żyć i oddychać wolą Twoją. A wolę Twoją spotkać tak łatwo! Wszak znajdę ją
w każdym przykazaniu, w każdym zdarzeniu życia codziennego, w każdej radości
i cierpieniu, w pociechach i oschłościach, w upokorzeniu i trwodze, w zdrowiu i chorobie,
w pracy i modlitwie, w życiu i śmierci, w niedostatku i wygodach, w każdym życzeniu
bliźniego - wszędzie, gdzie nie ma mojej własnej woli.
Chcę kochać, lecz nie umiem. Serce moje zimne i obojętne. Najpewniejszym,
najprawdziwszym aktem miłości niech więc będzie moje najdokładniejsze spełnianie woli
Bożej.
Ważnym rodzajem umartwienia jest ciche, chętne dźwiganie krzyżyków, jakie Bóg na nas
zsyła, jest miłość krzyża. Życie przynosi z sobą od czasu do czasu większy krzyż, a dzień w
dzień małe krzyżyki, niby małe ukłucia szpilką.
Krzyż to źródło łaski, źródło miłości, źródło zasług, jeżeli umiemy dobrze go przyjmować
i dźwigać i jeżeli z krzyża zrobimy sobie przyjaciela, kochanego towarzysza naszej ziemskiej
pielgrzymki.
Nie sztuka znieść jednorazowe wielkie cierpienie, ale cierpieć dzień w dzień, prawie
beznadziejnie, cierpieć przez długie miesiące, lata, nie widząc końca próby, a przy tym nie
upadać na duchu, nie narzekać, nie zniechęcać się, nie buntować się - to dopiero cnota wielka,
wspaniała!
Bóg sobie zarezerwował prawo uświęcania ludzi przez krzyż, a nam zostawił słodkie zadanie
pomagać innym w bolesnej wędrówce po drodze krzyżowej przez rozsiewanie wokoło
małych promyków szczęścia i radości.
Jaka to święta i dobra rzecz - rozmowa o rzeczach Bożych, podnosząca duszę do Boga! Nie
trzeba innych zanudzać nieustannym mówieniem o rzeczach świętych, ale dusza naprawdę
kochająca potrafi bez nudzenia, bez ostentacji powiedzieć od czasu do czasu coś budującego.
Trzeba wypełnić życie wiernym spełnianiem obowiązków, nie szukając niczego, co poza nie
wykracza. Takie życie nie jest łatwe, nie schlebia naturze, wymaga hartu ducha, silnej woli i
wielkiego zaparcia się siebie. Bo i nie dogadza naszej zepsutej naturze związać sobie ręce
obowiązkiem, nie iść za zachciankami, być przywiązaną jak pies na łańcuchu. Tyle że
łańcuch, który nas do obowiązku przykuwa, powinien być łańcuchem miłości.
Pracy mi powierzonej oddawać mam się całkowicie. Mniejsza o to, że praca będzie ciężka,
męcząca, bez uznania, pogardzana, szara, nudna. Wykonać ją dokładnie, z wytrwałością,
z miłością, z radością - oto najlepsza pokuta. Taka praca zastąpi wszelkie umartwienia.
Potrzebne są wakacje dla umysłów znużonych, dla osłabionego ciała, ale czy wakacje
oznaczają zapomnienie o Bogu, o życiu wewnętrznym, o obowiązkach chrześcijańskich, czy
polegają na rozluźnieniu obyczajów? A przecież nieraz tak bywa.
Żadna praca nie może przeszkodzić nam w tym, by od czasu do czasu wzrok duszy podnieść
do Jezusa na krzyżu i powiedzieć Mu króciutko, że Go bardzo kochamy, że wszystko
z miłości ku Niemu czynić chcemy.
OJCZE NASZ, KTÓRYŚ JEST W NIEBIE...
Codziennie miliony katolików odmawiają tę wspólną im wszystkim modlitwę: "Ojcze nasz".
Każdy więc zobowiązany jest nie tylko prosić o to, ale także pracować nad tym, by święciło
się Imię Boże, by przyszło Królestwo Boże, by spełniała się wola Boża.
Jeżeli źle jest na ziemi, to właśnie dlatego, że nie liczymy się z tym, iż Bóg rządzi światem; że
opieramy się na ludzkiej mądrości, na ludzkich kombinacjach, a mało prosimy, mało się
modlimy.
Oto szczęście duszy - trwanie w Bogu i z Bogiem. Wtedy wszystko, co ziemskie, wydaje się
małe i nawet wśród trosk, kłopotów, bied i cierpień tego życia promień z nieba, promień
pokoju, ufności i szczęścia zawsze przyświeca.
Czekając, chodząc po ulicach z jednego miejsca na drugie, módlcie się - to są chwile, kiedy
zwykle o niczym mądrym się nie myśli; jak w kalejdoskopie kręcą się myśli: albo trapimy się
troskami, albo nierozsądnymi planami na przyszłość. O wiele więcej zrobicie modląc się.
Tak często szturmujemy do nieba o takie dziecinne, ziemskie drobiazgi, które dziś są, a jutro
się rozsypią; nie umiemy natomiast prosić, błagać o wielkie, święte łaski Boże, które nam
zapewniają niebo, zbliżają do Boga, odrywają od ziemi, podnosząc duszę w świetlane regiony
życia nadprzyrodzonego.
m bardziej Jezus milczy, tym głośniej trzeba wołać i błagać, nie ustępować i wytrwać. Ta
bolesna wytrwałość zawsze wzrusza Jezusa. A im dłużej poddaje On nas próbie, tym hojniej
potem wynagradza.
Módlcie się z ufnością bez granic, lecz i z wytrwałością. Bóg na pewno da, o co prosimy,
jeżeli to będzie dla dobra naszej duszy. Trzeba jednak modlić się wytrwale, choćby latami
całymi.
Ustanowienie Przenajświętszego Sakramentu - jaka to łaska dla świata, jaka to łaska dla
mnie! Czy mogę sobie uprzytomnić moje życie bez tabernakulum, przy którym znajduję
światło, pociechę, uspokojenie i tę miłość, która całemu mojemu życiu nadaje wartość, siłę
i radość? Czy mogę uprzytomnić sobie życie moje bez Boskiego Przyjaciela w małej, białej
Hostii? Przyjaciela, który co dzień przychodzi do mego serca, by razem ze mną dźwigać
ciężar dnia, leczyć rany mej duszy, by być mi Przewodnikiem w drodze do nieba?
Promienie wychodzące z tabernakulum są dla mnie tym, czym promienie słoneczne dla
szarego płótna rozpostartego na łące lub dla zielonego jabłka na drzewie. Pod wpływem
jasnych, ciepłych promieni płótno bieleje, jabłko dojrzewa.
Ty jesteś jak to szare, grube płótno - nic nie możesz, ale wystawiaj swą nędzę na działanie
promieni miłości, wychodzących z tabernakulum, cicho, pokornie - a Jezus duszę twą biedną,
jak słońce płótno, uczyni białą i piękną.
Tak często łudzimy się, że Boga kochamy, bo lubimy się modlić, bo doznajemy pociech
w modlitwie. A to jeszcze nic nie znaczy, jeśli nie mamy prawdziwej, gorącej, czynnej,
poświęcenia pełnej miłości bliźniego.
Zewnętrzne uczynki pobożności, modlitwy, śpiewy pobożne, adoracje, strojenie ołtarzów - to
wszystko dobre o tyle, o ile pochodzi z serca. Jeśli zaś jest tylko formą zewnętrzną, która
duszy nie przemienia i do Boga nie zbliża - nic nie jest warte!
W DRODZE Z MARYJĄ...
"Oto Matka twoja". Ostatni testament, ostatnie zlecenie Jezusa. Jakie mi ono powinno być
drogie! Drogie, bo to zlecenie umierającego Pana. Drogie, bo mi daje największy skarb - daje
mi Matkę Najświętszą za Matkę.
Uczmy się często powtarzać razem z Matką Najświętszą te piękne słowa Maryi, które z woli
Kościoła świętego mamy odmawiać trzy razy dziennie przy modlitwie Anioł Pański: "Oto ja
służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego". Powinniśmy odmawiać te słowa
tak w radości, jak w cierpieniu, tak w chorobie, jak w zdrowiu, tak w powodzeniu, jak
i w niepowodzeniu, tak w każdej chwili życia, jak i w godzinie śmierci.
Pamiętaj u stóp Maryi, że Ona jest Królową nieba i ziemi, że chce wszystkim bez wyjątku i białym, i czerwonym, i żółtym, i czarnym - mieszkańcom naszej małej planety wyprosić
zbawienie, a ty, kochające Ją dziecko, masz Jej we współpracy w wielkim dziele zbawienia
ludzkości dopomagać.
Odmawiaj różaniec, kochaj różaniec! Niech on ci będzie wiernym przyjacielem,
pocieszycielem, drogowskazem do nieba, a równocześnie niech ci będzie orężem w walce
z nieprzyjaciółmi Boga i Kościoła świętego.
Niech każdy dziesiątek różańca będzie aktem miłości ku Maryi, a zarazem - pod Jej opieką,
razem z Nią - błaganiem o łaski, o miłość, o szukanie królestwa Bożego i sprawiedliwości nie
tylko dla twojej duszy, ale i dla dusz tych milionów, które Boga nie kochają, Jemu służyć nie
chcą.
Nie wystarczy nawet piesza pielgrzymka na Jasną Górę do świątyni Maryi, nie dość tam
spędzić kilka godzin czy dni parę w rzewnej, pełnej słodyczy modlitwie. Owszem, to
szczęście, to pomoc, to pociecha, ale to nie wszystko. Chcesz Matce Najświętszej okazać
miłość dziecięcą - żyj, jak Ona by sobie tego życzyła.
Ty, "co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie", nie zapominaj nigdy, żeśmy
ludem Twoim, że naród Twój, choć zgrzeszył, choć od Boga się oddalił, jednak nigdy się nie
wyrzekł miłości ku Tobie. Imię Twoje jest naszą tarczą, różaniec Twój naszą bronią, godzinki
Twoje naszą radością, miłość ku Tobie naszą siłą.
Chcesz być wierną poddaną Królowej Polski, kochaj polską ziemię, własność Maryi. Módl się
gorąco za kraj nasz ukochany, za nasz naród, który do dziś u stóp Maryi się korzy, do Niej
w potrzebie z ufnością się ucieka i o pomoc woła, a któremu bezbożni chcą wydrzeć z serca
największy skarb - miłość do Matki Bożej.
Czasy są ciężkie, złowrogie, ale uczmy się coraz ufniej patrzeć w górę, ku Gwieździe naszej,
ku Maryi. Żyjmy w Jej promieniach, w świetle Jej cnót, uczmy się żyć życiem
nadprzyrodzonym, bo jedynie to życie ma wartość prawdziwą, a życie doczesne jest jak ta
trawa, która dziś jest, a jutro zwiędnie, uschnie - i już po niej!
ŻEBY INNYM DAĆ BOGA...
Mając Jezusa w sercu, szukając siły u stóp tabernakulum, zamienisz życie swe w życie
miłości, a tą miłością przezwyciężysz wszelkie trudności w życiu matki, w życiu małżonki
i pani domu.
Po każdej modlitwie u stóp Eucharystii zapragniesz, aby i w twoim domu można było
odetchnąć atmosferą eucharystyczną, aby wprowadzić do niego zdrowe Boże tchnienie, które
uświęca i oczyszcza.
Niewiasta powinna być kapłanką ogniska domowego, jej powierzył Bóg duszpasterstwo
w rodzinie. Ona toruje kapłanowi drogę do serca męża, do serc dzieci. Ona prowadzi dusze
powierzone sobie przez Boga do sakramentów świętych. Ona stoi na straży wiary
i moralności.
W sercu niewinnego dziecka Jezus panuje jak Pan wszechmocny. Jeżeli poczekamy, aż w tym
sercu rozmaite chwasty wyrosną, aż złe skłonności nim zawładną, aż grzech spustoszenia
poczyni, Jezus niewielki tam znajdzie posłuch, mało miłości, mało entuzjazmu.
Dziecko szczęśliwe - nie tylko szczęściem ziemskim, ale szczęściem duszy - o wiele łatwiej
pokona swe wrodzone złe skłonności, o wiele łatwiej zbliży się do Boga.
Jeżeli zrozumiemy nasze zadanie, zadanie matki, zadanie wychowawczyni, które każe czuwać
nad duszami przez Boga powierzonych nam dzieci, każe im dać Boga, to przede wszystkim
wyrabiajmy w sobie silną, głęboką wiarę. Z miłości dla dzieci naszych pracujmy nad
nabywaniem wiary głębokiej, żywej, która by opromieniała życie nasze i dzieci naszych,
a z serca matki ta wiara przejdzie do duszy dziecka.
Idźcie w świat z uśmiechem na ustach, idźcie rozsiewać trochę szczęścia po tej łez dolinie,
uśmiechając się do wszystkich, ale szczególnie do smutnych, do zniechęconych życiem,
do upadających pod ciężarem krzyża, uśmiechając się do nich jasnym uśmiechem, który
mówi o dobroci Bożej.
Jak pod działaniem promieni słonecznych rozwijają się kwiaty, dojrzewają owoce, tak
i w duszy pogodnej, słonecznej, rozwija się cudny kwiat świętości, wydający
najróżnorodniejsze owoce cnót.
Pierwsze moje apostolstwo to apostolstwo pogody ducha, świętej radości. Czy łatwo, czy
trudno, czy na moim niebie słońce jasno świeci, czy też kłębią się ciemne chmury, czy ludzie
chwalą, otaczają miłością, czy też oczerniają, prześladują - być zawsze pogodną
i uśmiechniętą, zawsze wesołą i dobrą!
Dusza słoneczna jest sama przez się apostołką, bezwiednie apostołuje, prowadzi do Boga, bo
mówi ludziom bez słów, tylko uśmiechem swym jasnym, że dobrze, bardzo dobrze Bogu
służyć, że służyć Bogu to znaleźć szczęście i pokój, jakich świat dać nie może.
Pogoda duszy, święte wesele duszy kochającej Boga jest zarazem prawdziwym aktem miłości
bliźniego, jest promykiem słonecznym w naszym codziennym, szarym życiu. Ile dobrego, ile
szczęścia rozsiewa dokoła siebie dusza promienna szczęściem Bożym! Ile może przynieść
szczęścia serdeczny uśmiech, ile wzbudzić zaufania, ile bólu złagodzić, ile dać pociechy!
Wesele, święte Boże wesele jest najlepszym lekarstwem na złe humory, na rozdrażnienie
nerwowe - a któż nie wie, ile te "choroby duszy" szkody przynoszą w życiu rodzinnym,
w życiu społecznym!
Nic może tak nie przemawia do obojętnych w wierze, do niewierzących, jak widok osoby
zawsze pogodnej, promieniującej szczęściem wewnętrznym, uśmiechniętej, choć wiadomo,
że niejeden krzyż dźwiga, że niejedna troska ją przygniata.
Śmiać się, kiedy dobrze się dzieje, kiedy życie pełne jest radości, kiedy otoczona jesteś
sercami kochającymi - to nie sztuka! Ale mieć stały uśmiech na twarzy zawsze - gdy słońce
świeci albo deszcz pada, w zdrowiu lub chorobie, w powodzeniu lub kiedy wszystko idzie na
opak - o, to niełatwo!
Ile łask może wyprosić dla dusz kapłańskich dusza cicha, ukryta przed światem, oddana
pracy, która trudzi się, poświęca, znosi cicho krzyżyki życia, a wszystkim tym - pracą,
zmęczeniem, poświęceniem, ofiarą - woła do Pana o łaski dla dusz kapłańskich!
Jeden ksiądz to tysiące Mszy świętych ofiarowanych Bogu, to setki tysięcy dusz obmytych
we Krwi Baranka z grzechów, to miliony białych Hostii rozdanych duszom łaknącym Boga,
to niebo otwarte dla niezliczonych dusz... Byłoby zaiste wielką zasługą przyczynić się do
tego, by o jednego księdza więcej było na ziemi.
JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA...
W naszym kraju miłość Ojczyzny i miłość Kościoła łączy się w jedną żarliwą miłość. Dwa te
uczucia wspierają się nawzajem - jedno jest siłą drugiego. Kochamy Ojczyznę, bo takie jest
przykazanie Kościoła; kochamy Kościół, bo jest podwaliną i rękojmią naszego życia
narodowego.
Kto widział niezliczone tłumy, płynące różnymi drogami i tworzące długie procesje, dążące
ze śpiewem i modlitwą, ażeby złożyć Matce Bożej świadectwo swej miłości i przywiązania nie zapomni nigdy tego widoku. Zrozumie, czym jest wiara dla narodu, czym jest cześć Matki
Bożej dla Polaka.
Inne narody kochają bardzo swoją ojczyznę. Kochają ją, gdyż jest wolna, dumna, bogata,
ponieważ zapewnia im dobrobyt i wielkość. Ale my ciebie kochamy, Ojczyzno moja, mimo
że jesteś upokorzona, uciśniona. Kochamy cię, choć ta miłość, którą żywimy dla ciebie,
przynosi nam często prześladowanie, zesłanie, więzienie i szubienicę.
Przyszłość narodu nie tyle w rękach polityków, ile w rękach matek spoczywa. Na kolanach
świętej matki wychowują się świątobliwi kapłani, dzielni urzędnicy państwowi, bohaterscy
obrońcy Ojczyzny.
Gdy kocha się swój naród, chciałoby się go widzieć szczęśliwym, wolnym, bogatym, ale
przede wszystkim wielkim i szlachetnym. Pragnie się go widzieć raczej wielkim
i szlachetnym w cierpieniu niż chełpiącym się ze szczęścia i bogactwa, ale spodlonym
i zepsutym.
Spotyka się osoby, miasta, żeby nie powiedzieć: kraje całe, wierzące, że synonimem Polaka ignorant, analfabeta, pijak, złodziej. Na pewno nie będzie to uczciwy patriota, oddany krajowi
i służący mu z bezgranicznym poświęceniem, lecz człowiek myślący tylko o zrobieniu
majątku, o wzbogaceniu się, nie liczący się zupełnie ze środkami, jakich używa do
osiągnięcia swego celu.
Dajcie nam wolność - wolność, która rodzi prawość charakteru, szlachectwo i wielkość
duszy; wolność zapewniającą odpowiednią, zdrową atmosferę, w której naród mógłby
rozwijać się i która sprzyjałaby kształtowaniu honoru i cnoty.
Nieraz uśmiech twój wlać może do duszy zniechęconej, smutnej, zbolałej jakby nowe życie,
nadzieję, że nastaną lepsze czasy, że nie wszystko stracone, że Bóg czuwa.
Wygnanie to męczeństwo dla serca. Ci, którzy go nie zaznali, nie rozumieją, że są ludzie,
którzy mimo dobrobytu i wesela błagają niebo i ziemię o możność powrotu do ziemi
rodzinnej, by tam móc cierpieć ze swymi braćmi.
Katolicyzm polski znalazł swoisty wyraz w licznych świętych, którzy stanowią dumę
i zaszczyt narodu polskiego, którzy przechowali czystość wiary i moralność w naszej
Ojczyźnie.

Podobne dokumenty