Maciej Ways Wydział Inżynierii Środowiska Politechnika

Transkrypt

Maciej Ways Wydział Inżynierii Środowiska Politechnika
Maciej Ways
Wydział Inżynierii Środowiska
Politechnika Warszawska
Czynniki spowalniające proces rozpowszechniania
alternatywnych sposobów zbiorowego odprowadzania ścieków.
Największym atutem alternatywnych sposobów zbiorowego odprowadzania
ścieków jest ekonomia. Wynika z tego że najlepszym sposobem eliminacji czynników
spowalniających proces ich rozpowszechniania jest odblokowanie mechanizmów
ekonomicznych i wprowadzenie odnośnego rachunku wszędzie tam gdzie to jest
możliwe. Mogło by się to odbywać już na etapie tworzenia wymaganych ustawą o
zaopatrzeniu w wodę planów rozwoju i modernizacji wodociągów i kanalizacji, które
nie powinny się ograniczać do określania zasięgu sieci w oparciu o przyjęte
arbitralnie wskaźniki ( bo chyba o to chodzi w planowanym zakresie usług) i
przybliżonych, uwarunkowanych dostępnością funduszy, terminów jej realizacji, lecz
zawierać również wariantowe koncepcje tej rozbudowy,
wraz z propozycjami
odnośnie wyboru wariantu. Koncepcje takie, rutynowo wykonywane poprzednio, w
tzw. gospodarce planowej, przy niewielkich kosztach własnych , dawały by
odpowiedzi na szereg pytań o znaczeniu strategicznym, jak choćby o liczbę i
lokalizację
oczyszczalni,
uzasadnione
analizami
a
nie
przepisami
zasięgi
poszczególnych zlewni, czy wreszcie o uzasadniony ekonomicznie sposób transportu
ścieków na poszczególnych fragmentach sieci. Tym samym eliminowały by
przypadkowość decyzji i stwarzały
inwestorom publicznym szansę, na ocenę
zarówno wysokości niezbędnych nakładów inwestycyjnych,
jak i prawidłowości
oferowanych przez projektantów rozwiązań. Mogłyby nawet stanowić podstawę do
formułowania w tzw. SIWZ odnośnych wymogów pod adresem oferentów. Sprawa
jednak nie jest łatwa. Pomijając już niechęć inwestorów do wydawania publicznych
pieniędzy na coś co nie jest bezwzględnie wymagane prawem, koncepcje takie
musiały by się opierać o miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego,
których jak wiadomo przeważnie brakuje. Kolejną kwestią jest realność i
wiarygodność planowania przestrzennego w gospodarce rynkowej, w której z
1
miesiąca na miesiąc może nastąpić zmiana profilu produkcji czy wręcz upadek
przedsiębiorstwa – znaczącego dostawcy ścieków - a potencjalni mieszkańcy, miast
budować domy i przyłączać się do sieci, wybiorą np. emigrację. Istnieją oczywiście
obszary w stosunku do których trudno liczyć na szybki przyrost zabudowy, lecz z
pewnością nie należy do nich Warszawa. Kolejną trudność
racjonalnych,
by
nie
powiedzieć
optymalnych
ze
w podejmowaniu
względów
techniczno-
ekonomicznych, decyzji strategicznych, dotyczących sposobu kanalizowania terenu,
czy rezygnacji ze zbiorowego odprowadzania ścieków, stanowi brak funduszy i
mające
wręcz dramatyczny wymiar, przewlekłe i nieprzewidywalne procedury
formalno-prawne związane z koniecznością wykupu gruntów, warunkującego
realizację planów. W takiej sytuacji sporządzanie koncepcji uznaje się często za
bezcelowe, a odnośne decyzje podejmowane są przypadkowo i doraźnie, w oparciu
o przesłanki które trudno nazwać merytorycznymi. Sam spotkałem się np. z sytuacją,
w której na pytanie dlaczego Inwestor życzy sobie mieć akurat kanalizację
ciśnieniową, usłyszałem odpowiedź, że widział taką w Holandii, gdzie mieszkańcy
byli z niej bardzo zadowoleni. Sytuacji nie ułatwiają również ograniczenia związane z
korzystaniem z zewnętrznych źródeł finansowania inwestycji, nakazy i terminy
wynikające z przynależności do UE, wreszcie konformizm decydentów. Czasami
najważniejsze jest wręcz to by w terminie wydać tzn. wykorzystać a nie utracić
przyznane środki. Gdyby nie te uwarunkowania, to jakimi argumentami techniczno –
ekonomicznymi można by np. uzasadnić transport ścieków na drugi brzeg Wisły
celem ich oczyszczenia?
Pozostaje
projektowania
zatem
i
wprowadzenie
realizacji
inwestycji,
rachunku
co
jest
ekonomicznego
możliwe
na
jedynie
etapie
poprzez
przygotowywanie precyzyjnie określających standardy programów funkcjonalnoużytkowych tzw. PFU i łączenie w jednym przetargu projektowania z realizacją, czyli
„pod klucz”. Kanalizacja nie jest inwestycją której wizualizację chcielibyśmy
koniecznie obejrzeć przed podjęciem decyzji o budowie. Ważne jest za to by była
wydolna, niezawodna i jak najtańsza w wykonaniu i eksploatacji. I najlepiej żeby nic
nie było ani widać, ani słychać, ani tym bardziej czuć. Z pewnością nie zagwarantuje
tego dominująca w chwili obecnej zasada wyboru najtańszego projektanta, którego
cele nie są tożsame, a wręcz sprzeczne z celami inwestora publicznego. Projektant
taki, nie ma też żadnej motywacji do podejmowania ryzyka związanego z
wprowadzaniem rozwiązań nowatorskich, o których krążą najróżniejsze, za to trudne
2
do sprawdzenia opinie. Najtańszy projektant by nie zbankrutować, musi „brać
wszystko”, stosować jak najmniej pracochłonne
rozwiązania, korzystać z
bezpłatnego oprogramowania tzw. „doborowego” ( o którym wiadomo z pewnością
jedno: że nie dobierze urządzeń konkurencji) a nie obliczeniowo-analitycznego i tzw.
„przodków”, oszczędzać na wizjach lokalnych i podnoszeniu własnych kwalifikacji. Co
gorsza, gdy to nie wystarczy, projektant może już liczyć tylko na wdzięczność
wykonawcy inwestycji, bądź dostawcy materiałów i wyposażenia, a to z pewnością
nie skłania go do wyboru rozwiązań najtańszych. A trzeba pamiętać że cena
projektów inwestycji liniowych nie przekracza zwykle 5% wysokości nakładów. O
jakich zatem oszczędnościach mówimy?
Sytuacja zmienia się diametralnie gdy oferowana cena obejmuje nie tylko projekt
ale i realizację inwestycji. Żeby wygrać, trzeba zaoferować najniższą cenę, być
profesjonalistą, bo pomylić się można tylko raz, ale potem do zarobienia są już nie
tysiące ale miliony. Warto się więc do projektu przyłożyć, na swój koszt
przeprowadzić
potrzebne
badania
i
analizy
wstępne,
szukać
w
terenie
najkorzystniejszych lokalizacji, analizować warianty (czyli robić to co powinna
rozstrzygnąć koncepcja), zakupić programy obliczeniowe (darmowe mięso...)
negocjować ceny z dostawcami materiałów i wyposażenia oraz usilnie walczyć o
zgody właścicieli, wszędzie tam, gdzie ich brak może znacząco sieć wydłużyć .
Projekt będzie może nawet dwukrotnie droższy, ale dzięki nowoczesnym
rozwiązaniom nakłady inwestycyjne mogą zmniejszyć się o połowę. Obniżki
oferowanych cen przetargowych można również upatrywać w dobrym przygotowaniu
inwestycji, polegającym na wcześniejszym wykonaniu przez inwestora prac
przedprojektowych,
przygotowania
map,
warunków
zabudowy,
raportów
oddziaływania, decyzji środowiskowych, badań geotechnicznych gruntu, wstępnych
promes i uzgodnień. Można tym wszystkim obarczyć projektanta, zwiększając jednak
znacząco jego ryzyko, i niewspółmiernie do tego ryzyka cenę. Jest to jednak kwestia
dotycząca w równym stopniu wszystkich inwestycji publicznych, nie tylko kanalizacji.
Przy przetargach „pod klucz”, nie lubianych przez inwestorów publicznych, za to
chętnie stosowanych przez prywatnych, istnieje niestety uzasadniona obawa, że
zastosowane tanie w budowie rozwiązania będą kłopotliwe i drogie w eksploatacji.
Co więcej zamortyzują się już po kilku latach, zmuszając inwestora do ponownego
ponoszenia znaczących nakładów na remont lub wręcz odbudowę. Wydaje się
jednak, że w ramach obowiązującego prawa i przed tym można się zabezpieczyć,
3
żądając od wykonawcy, zabezpieczonej odpowiednią kaucją, dziesięcio- a może
nawet dwudziestoletniej gwarancji całkowicie bezobsługowego funkcjonowania
kanalizacji. W praktyce oznaczało by to, że eksploatację w ramach oferowanej ceny
przetargowej zagwarantuje wykonawca, zapewniając sobie regularne zajęcie i
zatrudnienie dla przynajmniej części pracowników. Dodatkową korzyścią byłoby
osłabienie z natury monopolistycznej pozycji komunalnego przedsiębiorstwa
wodociągowego, które mimo że działa
wg zasady „non profit”, jest przecież jak
wiadomo w stanie uzasadnić każde ponoszone przez siebie wydatki. Dla
przedsiębiorstwa pracy z pewnością nie zabraknie, a „sprywatyzowanie” części jego
dotychczasowych obowiązków i poddanie ich normalnej konkurencji z pewnością
obniżyło by cenę a może i podniosło standard usług. Nie są to zresztą rozwiązania
nie znane. Prywatne firmy na zasadach rynkowych angażuje się nie tylko do
eksploatacji sieci, likwidowania awarii czy poszukiwania przecieków. Kupuje się od
nich również wodę i „sprzedaje” ścieki, konstruując sieć w ten sposób by możliwa
była wzajemna konkurencja. W Polsce
widać już np. efekty możliwości wyboru
dostawcy energii elektrycznej. Gminy także prowadzą własne kalkulacje, czy wiązać
się siecią kanalizacyjną z sąsiadem, czy wręcz przeciwnie, zlikwidować istniejące
powiązania i uzależnienia.
Kolejnym czynnikiem utrudniającym proces rozpowszechniania alternatywnych
sposobów
odprowadzania
ścieków
jest
skądinąd
uzasadniona
obawa
przedsiębiorstw wodociągowych przed nadmiernym powiększeniem się zakresu ich
obowiązków oraz wymagań w zakresie kwalifikacji personelu. Ze swego punktu
widzenia zachowują się ze wszech miar racjonalnie: najlepiej gdyby wszystko samo
płynęło i można to było oglądać na bieżąco na ekranie monitora. Wszystko można
przecież uzasadnić dbałością o wysoką jakość, niezawodność i europejskie
standardy. Zatem gdy trzeba zaakceptować i uzgodnić np. kanalizację ciśnieniową
to najchętniej pod warunkiem, że eksploatacja dotyczyć będzie tylko sieci, bez
pompowni przydomowych. Zachowawcza postawa przedsiębiorstw wodociągowych
nie jest zresztą niczym nowym. Również w zakresie kanalizacji grawitacyjnej można
wskazać
potencjalne
źródła
oszczędności.
W
Warszawie
dotyczy
to
np.
bezwzględnego wymogu stosowania średnicy 200 mm w każdej ulicy, bez względu
na ilość ścieków i brak możliwości dalszej rozbudowy sieci, wymogu stosowania na
przyłączach
zagłębienia
studni
betonowych
średnicy
1200
mm,
wymogu
minimalnego
sieci zewnętrznej wynoszącego 2,50 m, również bez względu na
4
rzeczywiste potrzeby w tym zakresie itd. Tymczasem złagodzenie i racjonalizacja
tych wymogów nie tylko mogłaby w wielu przypadkach obniżyć nakłady inwestycyjne,
ale ułatwić eksploatację (casus minimalnej średnicy) i obniżyć koszty przyłączania się
do sieci ponoszone przez mieszkańców, co przełożyło by się na liczbę przyłączeń.
Wracając jednak do kanalizacji alternatywnych: z pewnością nic dobrego nie
wyniknie z ewentualnego zwiększania presji na przedsiębiorstwa wodociągowe w
celu nakłaniania ich do akceptacji alternatywnych rozwiązań w większym niż dotąd
zakresie. Lepiej uszanować racjonalne z ich punktu widzenia stanowisko i próbować
wprowadzić zaproponowane powyżej rozwiązanie, łączące na warunkach rynkowych
projektowanie z realizacją oraz przedłużoną gwarancją. Z oczywistych powodów w
żadnym wypadku nie można jednak dopuszczać do sytuacji w której właściciel
nieruchomości miałby troszczyć się (w razie potrzeby wymieniać) o swoją pompę lub
zawór samodzielnie.
Jest jeszcze co najmniej jeden ważny, tym razem formalny powód, dla którego
kanalizacje alternatywne upowszechniają się w stopniu wolniejszym niż powinno to
wynikać z ich zalet. Tym powodem jest zawarty w „Rozporządzeniu Ministra
Środowiska z dnia 1 lipca 2010 r. w sprawie wyznaczania obszarów i granic
aglomeracji” tzw. wskaźnik długości sieci który nie może być mniejszy od 120
mieszkańców na kilometr sieci. Wskaźnik ten, a inaczej mówiąc jest to 8 metrów
kanalizacji na mieszkańca, jest trudny do spełnienia nie tylko nie tylko na obszarach
wielu wsi, ale również miasteczek, o czym dobrze wiedzą wójtowie i burmistrzowie i
dokonują „cudów” by go poprawić. Nie wszędzie wielkość działek nie przekracza
1000 m2, nie wszystkie są zabudowane, nie wszędzie zabudowa jest dwustronna, a
prócz domów mieszkalnych jest do skanalizowania wiele innych budynków i obiektów
w których nikt nie mieszka. Rozporządzenie wyklucza więc w ogóle możliwość
budowy kanalizacji na obszarach, gdzie właśnie systemy alternatywne a szczególnie
kanalizacja ciśnieniowa są bezkonkurencyjne, i to tym bardziej im wskaźnik długości
jest mniejszy. Odnosi się nieodparte wrażenie, że autorzy rozporządzenia albo o
alternatywnych systemach kanalizacyjnych nie słyszeli, albo pozostają pod urokiem
oczyszczalni przydomowych, które doprawdy trudno zlokalizować na tak małych
działkach, nie wspominając o pozostającej poza wszelką kontrolą ich skuteczności.
Na brak kompetencji w tym zakresie wskazuje również sformułowany w
„Rozporządzeniu…”
wymóg
istnienia
1-
procentowego
spadku
terenu,
usprawiedliwiający ewentualne odstępstwa od tej zasady. Kto projektuje w płaskim
5
terenie kanały z takim spadkiem? Kto w ogóle projektuje dzisiaj odcinki łączące sieć
z oczyszczalnią jako grawitacyjne, a pompownię ścieków dopiero na oczyszczalni?
Sprawa ta jest dla mnie szczególnie dotkliwa, bo rozporządzenie zostało podpisane
przez
ówczesnego
ministra
środowiska,
prof.
Kraszewskiego
z
mojego
macierzystego wydziału, który niestety ze mną się w tej sprawie nie skonsultował.
Nie jest to zresztą odosobniony przypadek ewidentnych nonsensów w ustawach czy
rozporządzeniach.
Wystarczy
wspomnieć
słynną
sprawę
definicji
przyłącza
kanalizacyjnego, którym w zależności od istnienia lub braku studzienki jest zupełnie
inny odcinek przewodu.
Można zapewne wskazać szereg innych, mniej
jednoznacznych i wyrazistych
powodów, spowalniających proces rozpowszechniania alternatywnych sposobów
zbiorowego odprowadzania ścieków. Być może należy do nich zasada, wliczania
środków potrzebnych na odtworzenie czy wręcz budowę nawierzchni ulic, do
nakładów na kanalizację, co „spłaszcza” różnice pomiędzy kanalizacją grawitacyjną a
alternatywną, o przepływie wymuszonym. Może narastająca obawa projektantów
przed
posługiwaniem
się
dostarczanymi
przez
producentów
wyposażenia
programami „doborowymi”, i firmowania wyników obliczeń własnym podpisem i
odpowiedzialnością zawodową. Jednak jest z pewnością o czym dyskutować, bo
choć nikt nie jest zainteresowany nagłaśnianiem zdarzających się przecież porażek,
to z pewnością
można wskazać miejsca, gdzie zastosowanie tradycyjnego czy
alternatywnego sposobu odprowadzania ścieków jest co najmniej dyskusyjne, o ile
nie w ogóle bez sensu. A przypadki przerabiania systemów podciśnieniowych na
ciśnieniowe też się zdarzają, choć o odwrotnych dotychczas nie słyszałem. Ale
pewnie dlatego że jest to niemożliwe.
6

Podobne dokumenty