tutaj

Transkrypt

tutaj
Teresa
Bogusławska
Świętokrzyski
Krąg Harcerski
im. Bogusławy
Januszówny
+
Miejskie Centrum
Kultury
w Ostrowcu
Świętokrzyskim
2
Teresa
Bogusławska
Dlaczego nie mam
takiej mocy…
Wiersze wszystkie „Najmłodszej
Poetki Walczącej Warszawy”
uszeregował oraz wstępem
i komentarzem opatrzył
hm Wojciech Starzyński
Ostrowiec Świętokrzyski 2008
3
4
Prolog
Jestem
przekonany,
że
był
urzeczony
poezją
kilkunastoletniej poetki autor książki pod tytułem „Teresa
Bogusławska – wołanie z nocy” Józef Szczypka.
Poświęcił ją jednej osobie, dziecku właściwie, bo żyła
jedynie 15 lat, tyle że w latach, gdy bohaterowie żyli
krótko, pozostawiając po sobie jedynie pamięć
najbliższych. A Tereska żyła krótko, ale pozostawiła bogatą
spuściznę - 66 wierszy pisanych ręką dziecka i sercem
bohatera. Pozostawiła po sobie jeszcze coś nie mniej
cennego - wzór młodego człowieka, gotowego poświecić
swej umiłowanej Ojczyźnie, swemu miastu – Warszawie to,
co ma najcenniejszego: własne życie! Ona, harcerka, nigdy
nie zapomniała słów Harcerskiego Przyrzeczenia „Mam
szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i
Polsce…”. Ale oddajmy głos Panu Józefowi Szczypce by,
choć nie ma Go już wśród nas, słowem wstępnym
otwierającym swoją książkę w roku 1979, użyczył tego
wstępu naszemu wydaniu. Niech będzie to hołdem naszej
harcerskiej wdzięczności złożonej autorowi pierwszej
książki poświęconej „Najmłodszej poetce walczącej
Warszawy”.
„Ojciec nazwał ją pięknie „wątłym promykiem na
mrocznym Pawiaku”. Historia literatury powinna Teresę
Bogusławską zapisać jako najmłodszą poetką podziemnej
Warszawy. Cóż jednak dotąd wiadomo o tej utalentowanej
dziewczynie, która umarła przed trzydziestu paru laty1,
zostawiając po sobie kilkadziesiąt przeoranych smutkiem
wierszy? I która w krótkim, migotliwym życiu okazała się
człowiekiem nad wyraz szlachetnym i dzielnym? Dawno już
wyschła farba na wydanym w rok po wojnie, a przy tym
5
wydanym w dalekim Londynie, tomiczku jej wierszy
zatytułowanym „Mogiłom i cieniom”. Niewiele wynikło,
prócz może pewnej sensacji, z jego przekładu angielskiego,
który pojawił się w tym samym czasie. Tylko z rzadka
dzisiaj nazwisko młodocianej poetki trafia na łamy prasy,
nie uwzględnia go zaś prawie żadna z książek
poświęconych
piśmiennictwu
ostatniej
wojny.
Zapomnieliśmy o „wątłym promyku”, choć tak jego żywot,
jak twórczość mają szczególne blaski. Prawda, pamiętają o
nim harcerze. Harcerze niejeden raz czynili druhnę Teresę
swoją patronką i wydrukowali nawet jej opera omnia na
powielaczu; w 1973 roku pojawiła się taka edycja w
Ostrowcu Świętokrzyskim2. Ale czy to wystarcza?”
. . .
1
. Józef Szczypka słowa te pisał w roku 1979 i mimo, że od Śmierci
Tereski minęło ponad 63 lata, sytuacja nie uległa zmianie.
2
. Powielaczowe wydanie wierszy Tereski ukazało się w roku 1972. a
wykonane było ręcznie w 100 egzemplarzach przez Harcerzy IV
Szczepu Harcerskiego imienia Teresy
Bogusławskiej
przy
Ostrowieckiej
Spółdzielni Mieszkaniowej. W 1973 roku 500
egzemplarzy
zatytułowanych
„Dlaczego
nie
mam
takiej
mocy…”wykonała Spółdzielnia Drukarska, zaś w roku 1979 1000
egz. tej książki wykonał Wojewódzki Dom Kultury w Kielcach.
6
Szczęśliwe lata dzieciństwa
Był w Warszawie, a może jeszcze jest, dom przy
Kanonii nr 8 w którym 13 lipca 1929 roku przyszła na świat
maleńka Tereska, córa Antoniego i Marii z Wolszczanów,
Bogusławskich. W domu zapanowała radość. Nie mogli
nacieszyć się córeczką rodzice i brat Andrzej, młodszą o
dziesięć lat siostrzyczką. I tak wśród radości i zatroskania
wzrastała w pobliżu Zamku Królewskiego i w cieniu
Katedry Świętojańskiej, otoczona miłością najbliższych. A
kim byli ci najbliżsi, którzy uczyli małą Tereskę miłości,
prawości i pacierza? Oto oni:
Matka, Maria Bogusławska, urodzona w 1891 roku miała
38 lat, gdy na świat przyszła Tereska. Lekarz, doktor
okulista, zawsze gotowa służyć ludziom w potrzebie, nie
szczędząc własnych sił. Ona śpiewała córce kołysanki,
uczyła pacierza i miłości Ojczyzny. Ona pokazała jej
pierwsza jaki piękny jest świat.
7
Ojciec, Antoni Bogusławski, urodzony w 1889 roku miał
40 lat, gdy żona obdarzyła go córką. Za udział w strajku
szkolnym 1905 roku aresztowany, usunięty z gimnazjum i
wydalony z kraju. Zamieszkał we Francji, gdzie w 1913
roku ukończył prawo. W I wojnie światowej powołany do
wojska carskiego. W szkole kawaleryjskiej w Jelizawietsgradzie otrzymuje stopień oficerski. Ze swoim szwadronem
przechodzi do Korpusu Polskiego generała Dowbora Muśnickiego. W roku 1920 walczy z nawałą sowiecką. Gdy
w roku 1929 przeniesiono go w stan spoczynku miał
ukończoną Wyższą Szkołę Wojenną, stopień majora
dyplomowanego i Virtuti Militari na piersi. No i był poetą
tyleż samo, co żołnierzem. Oba te zawody traktował z pasją
i poświęceniem.
8
Wiosną, w trzecim roku życia, Tereska udała się na
samotną wycieczkę krajoznawczą po najbliższej okolicy.
Ojciec, na odwrocie fotografii napisał:
9
Czas rozpocząć edukację. W roku 1936 Tereska jest już
uczennicą I klasy Szkoły Powszechnej. Po minie widać, że
to już nie są żarty.
W 1937 roku Tereska zdaje do II Klasy, a jej
ukochany brat Andrzej, taki już „dorosły”, kończy
Gimnazjum imienia Stefana Batorego i otrzymuje maturę.
W domu mówi się, że pójdzie na studia, ale jakie? No i co
pocznie bez swojej ukochanej drużyny harcerskiej, gdzie
był zastępowym u druha drużynowego Janka Bytnara?
Wakacje spędzała w Strzyżewicach koło Lublina w majątku
Kazimierza Kołaczkowskiego, brata Stefana. Następne
wakacje to już rok 1938, a potem 1939. To rok specjalny,
długo oczekiwany.
10
13 lipca 1939 roku Tereska kończy 10 lat. Jest już
w IV klasie. W rodzinie Bogusławskich wielkie święto. Co
też czeka kochaną solenizantkę w tej następnej dekadzie jej
życia? Któż może wiedzieć, co przyniesie najbliższa
przyszłość, skoro nad Polską gromadzą się czarne chmury
pruskiej zaborczości. W końcu sierpnia Tereska wypoczęta
wraca z wakacji do domu, by pożegnać się z ojcem i bratem
powołanymi do wojska.
31 sierpnia 1939 roku major Antoni Bogusławski
żegnany przez żonę i córkę zgłasza się na punkcie zbornym
oficerów dyplomowanych w Rembertowie. Po kilku dniach
oczekiwania na służbowy przydział udaje się w ślad za
generałem Władysławem Sikorskim. Pełnił wiele
odpowiedzialnych funkcji w Rządzie Polskim na emigracji
powierzonych mu przez Wodza Naczelnego, generała
Władysława Sikorskiego. Ale o tym jak i o dalszych losach
ojca Teresa nie dowiedziała się nigdy. Tak zresztą jak i o
losach Andrzeja. Wiedziała jedynie, że krótko przed wojną
11
został powołany na ćwiczenia wojskowe. Był tak jak ojciec
ułanem. Nie wiedziała, że walczył w grupie „Narew”, że
dostał się do obozu jenieckiego na Litwie skąd uciekł i
ukrywał się u siostry Melchiora Wańkowicza, w Jodańcach
a następnie przez Finlandię i Szwecję dotarł do Anglii,
gdzie po przeszkoleniu został „cichociemnym”. W 1944
roku był zrzucony na Lubelszczyźnie.
Ale wtedy, 31 sierpnia 1939 roku, Tereska nie wiedziała, że
dzień ten, czwartek, jest ostatnim dniem pokoju, jaki dano
jej przeżyć…
1 września 1939 roku o świcie obudziły ją wycie
syren, warkot samolotów z czarnymi krzyżami na
skrzydłach i wybuchy bomb. Te pierwsze odgłosy wojny
położyły kres jej dzieciństwu, jej beztroskich lat.
12
Z woli Boga kwiat wyrosły na zgliszczach
Piękna, słoneczna jesień 1939 roku. Polski
wrzesień… zdradziecka napaść hitlerowskich Niemiec na
Polskę. Polski wrzesień… Warszawa płonie... Polski
wrzesień... Warszawa walczy... Polski wrzesień… broni się
Warszawa... Polski wrzesień… Na wschodzie Armia
Czerwona, równie zdradziecko wbija nam nóż w plecy.
Warszawa broni się do ostatka. W końcu padła, ale nie
poddała się. Tylko, że w kraju nie było już Rządu
Najjaśniejszej i nie było silnej, zwartej i gotowej armii.
Były za to niepokonane, nieulękłe, wierne polskie serca.
8 września doktor Maria Bogusławska razem z
Teresą opuszczają Stare Miasto i chwilowo zamieszkują w
domu przy ulicy Senatorskiej u znajomych, a następnie, po
chwilowym zatrzymaniu się przy ul. Mazowieckiej 4,
zamieszkują pod numerem 19 przy tejże ulicy. Są same w
oblężonej, płonącej i wciąż bronionej przez wojsko i
ludność cywilną Warszawie. U boku żołnierza stanęła cała
ludność Stolicy. Jedni walczą w okopach i na barykadach,
inni ratuję rannych, gaszą pożary, ratują ludzi zasypanych
gruzem zburzonych domów. Doktor Maria Bogusławska
pracuje w Szpitalu Ujazdowskim, przez który przewijają się
setki lekko i ciężko rannych żołnierzy, mieszkańców
Stolicy i uchodźców. Oni to w obawie przed Niemcami
znaleźli się w Warszawie.
Dziesięcioletnia Tereska z gromadką dziewcząt w jej
wieku, w przerwach między nalotami a ostrzałem
artyleryjskim biegają ulicami Wiejską Górnośląską,
Łazienkowską do Szpitala Ujazdowskiego. Na miarę swych
skromnych, dziecięcych sił niosą pomoc rannym i chorym.
Przynoszą
żywność, lekarstwa i to czego im
najbardziej brak – wiadomości o toczących się walkach i
losach najbliższych. Czasem też piszą listy do domów.
Wnoszą w te mury przepełnione bólem i rozpaczą odrobinę
dziecięcej radości i utraconej nadziei.
13
Po dniach heroicznej obrony Stolica uległa
przeważającej sile hord hitlerowskich. Nastała czarna noc
niemieckiej okupacji. Ciężko jest pisać o tych latach, kiedy
dorośli tracili nadzieję, załamywali się. Tym bardziej trzeba
podziwiać to dziesięcioletnie dziewczę, które umiało
ożywiać nadzieje… A jak można podnosić na duchu ludzi
nieszczęśliwych? To dziecko obdarzone było zdumiewającą dojrzałością. Nie mogąc pogodzić się z klęską
wrześniową, Tereska organizuje zbiórki pieniędzy,
gromadzenie leków, odzieży, obuwia, żywności, a to
wszystko dla ofiar wojny. W 1940 roku okupant zakazał
działalności szkolnych kół PCK. Tereska była wówczas w
gimnazjum imienia Cecylii Plater - Zyberk, w czasie
okupacji oficjalnie figurującego jako szkoła krawiecko bieliźniarska. Nawiązuje kontakt z Patronatem Opieki nad
Więźniami, pociągając swym przykładem koleżanki. Nie
szczędzą sił gromadząc fundusze. Wykonują i sprzedają
różne drobiazgi takie jak broszki, pierścionki, plakietki. Z
jej inicjatywy organizowane są w prywatnych domach
wieczorki poetyckie, z których dochód przeznaczony jest na
potrzeby Patronatu. Widząc cierpienie uciemiężonego
narodu i okrucieństwo okupanta, pragnie działać. Nie
wystarcza jej dotychczasowa praca, ona chce czynnie
włączyć się w nurt walki podziemnej. W tym czasie ożywia
się jej twórczość literacka. Zaczyna pisać wiersze, choć już
przed wojną, pod okiem ojca próbowała składać różne
rymowanki. Pamięta też ojca opowieści o walce narodu z
zaborcami, o powstaniach, o 3 Maja, o bohaterach narodu i
o cierpieniu. Dziś jak nigdy rozumie słowa „Bóg – Honor –
Ojczyzna”. Od roku 1941 tym przesiąknięta jest większość
jej utworów. Właśnie z tego roku pochodzi jeden z
pierwszych wierszy Tereski. Wiersz bez tytułu, lecz jakże
znamienny, mówiący o jej pragnieniach, zaczynający się
słowami, „Dlaczego nie mam takiej mocy”
14
***
Dlaczego nie mam takiej mocy,
Żeby z człowieka stać się wiosną,
Pomagać kwiatom, kiedy rosną,
Woni i ciepła dodać nocy?...
Dlaczego nie mam takiej mocy,
Aby wydźwignąć świat z niedoli,
Żeby odeszło to, co boli,
Tak, jak odchodzą cienie nocy?...
Dlaczego nie mam takiej siły?
By zostać królem huraganów,
Zawładnąć mocą oceanów,
Aby przede mną pokłon biły.?...
Dlaczego nie mam takiej siły,
By skarby wiedzy skraść olbrzymie,
By wsławić kraju mego imię,
Aby mu światy pokłon biły?.
Kończy się drugi rok niemieckiej okupacji. Jedna ze
starszych koleżanek Teresy, „Platerówka” Jolanta Boni,
wciąga Teresę do tajnego harcerstwa, do Szarych
Szeregów. Wraz z nią do organizacji wstąpiło kilka jej
najbliższych koleżanek: Zofia Baranowicz, Zofia
Baronowska, Teresa Ciszewska, Urszula Gulińska, Felicja
Łukowska, Teresa Majsner, Maria Matusińska, Marzena
Śmigielska, Krystyna Zachwatowicz, Maria Ziller, Maria
Zoll. Tyle dziewcząt po ponad sześćdziesięciu latach
zapamiętała i przekazała mi druhna Zofia Baranowicz.
Wszystkie one należały do VI Warszawskiej Drużyny
Żeńskiej. Na zbiórkach dziewczęta uczyły się zasad
konspiracji, terenoznawstwa ze znajomością przejść przez
15
piwnice, podwórka, zaułki umożliwiające szybką i
bezpieczną ewakuację z zagrożonego terenu. I rzecz
najważniejsza a zarazem najtrudniejsza – nigdy nie wolno
lekceważyć wroga. Poznawały zasady i cele „małego
sabotażu”, gromadziły żywność, lekarstwa, środki
opatrunkowe z myślą o przyszłym powstaniu. Teresa
otrzymała dodatkowe zadanie. Przełożeni doszli do
wniosku, że należy wykorzystać jej zdolności, jej talent.
Musi pisać, to jej zadanie. Więc Teresa pisze. Pisze wiersze
i hasła patriotyczne w rodzaju „Przez krew, łzy i cierpienia
do wolnej Polski”. Przyklejane na niemieckich plakatach
wywoływał wściekłość wroga. Sprawiało to, że poczynania
młodych konspiratorek były coraz bardziej śmiałe i
ryzykowne. A Teresa pisze wciąż nowe wiersze i nowe
hasła. I choć rwie się do czynnego udziału w akcjach
„małego sabotażu”, jest oszczędzana przez drużynową i
nauczycieli z uwagi na jej talent. W wieku 12 lat ma wiele
obowiązków, z których wywiązuje się bez zarzutów. Jest
uczennicą legalnie działającej szkoły krawieckiej i
nielegalnych, tajnych kompletów szkolnych realizujących
naukę według przedwojennego programu szkoły średniej.
W obu szkołach, zarówno tej legalnej jak i tajnej, zaliczała
się do grona najlepszych uczennic. Harcerki VI Drużyny
otrzymały zadanie: w jednym domu przy ulicy Czeczotka
należy gromadzić zapasy żywności i urządzić kuchnię, by
w czasie przewidywanego powstania było z czego i gdzie
gotować posiłki. Z inicjatywy Teresy dziewczęta organizowały w prywatnych domach wieczorki poetyckie, na
których Teresa recytowała też własne utwory. Wierszy
tych było coraz więcej. W roku 1941 było ich 8. Ten bez
tytułu zamieściłem na stronie 15; a oto następne wiersze
tego roku:
16
Wiersze roku 1941
Pieśń żołnierska
Melodie tonów, śpiące pośród gór
Zbudziły głosy dźwięczne i ochocze,
Więc z grot przybranych w cienia i półmrocze,
Wtórując głosom wybiegł dźwięków chór.
…Szli bez wahania na znoje i bój,
Z piosenką na ustach dumną, rozśpiewaną,
Choć w duszy każdy z nich myślał to samo:
- Ostatni dzień to jego albo… mój.
Żegnajcie, góry i żegnajcie, skały
Mych miejsc rodzinnych, mych ojczystych stron,
Wrócę w wolności pierwszy dzień wspaniały
A jak nie wrócę ja – to wróci on…
Żegnajcie lasy i żegnajcie, pola,
Żegnajcie, łany złotych w słońcu zbóż.
Nie wróci nigdy już do was niewola,
Nie wrócę ja? – to cóż…
– To cóż – huknął wśród skał głos,
Echo poniosło pieśń żołnierskiej doli,
Oddźwiękło w sercach ściśniętych wbrew woli,
Lecz idą dalej, bo tak chce ich los…
Z pogardą śmierci patrzącą im z warg
Szli, szli, aż znikli, lecz pieśń ich została,
Zamknięta w jarach, żyć będzie wspaniała,
Radości pełna, a zarazem skarg...
17
Jestem samotny
Jestem samotny, choć wśród znanych twarzy,
Choć wśród uśmiechów słonecznej radości…
I pragnę ciągle i wciąż mi się marzy
Przyjaźń prawdziwa i obraz miłości…
Jestem samotny pośród miasta gwaru,
Cichy i smutny o wieczornej dobie,
Wszak zmierzchu chwila nadeszła i czaru,
A mnie nikt myślą nie woła ku sobie.
Jestem samotny w tej marzeń godzinie
I zapomniany, jak fala daleka…
Mnie, zmierzchu doba w radości nie minie,
Szczęście mnie żadne w marzeniu nie czeka…
Jestem samotny, choć pragnę kochania
I tak mi smutno, tak smutno ogromnie…
Zmierzch żalu serce mrokiem swym osłania
I przywołuje echo Szczęścia do mnie…
Jestem samotny w kole znanych twarzy,
Nawet w uśmiechach słonecznej radości…
I pragnę ciągle i wciąż mi się marzy
Przyjaźń prawdziwa i obraz miłości…
Pisząc ten wiersz, Tereska miała 12 lat; czyżby już
wówczas serduszko żywiej jej biło na myśl o pewnym
starszym o siedem lat początkującym literacie?
18
Bajka o kłótni
„Ach, jakże doskonały ten korzonek młody!”
„Właśnie, że jest niedobry, cierpki, pełen wody!”
Tak się raz sprzeczał pędrak z młodziutkim zającem,
Który wyszedł na spacer, by cieszyć się słońcem.
„Ja właśnie - mówi pędrak – lubię smak wodnisty,
Ach, cóż za smakołyk ten korzeń soczysty!”
Lecz zając się nie zgadza i swoje powody
Wyłuszcza przed pędrakiem: „Lepiej wypić wody,
Niż jeść jakieś niesmaczne, niestrawne korzenie.
Ja tam swego zdania na pewno nie zmienię.”
„Dla ciebie – brzmi odpowiedź – nie ma nic dobrego,
Nieładne, niestosowne, wszystko do jednego!”
Na to zając niegrzecznie pędrakowi powie:
„Co też, tłuściochu jakiś, chodzi ci po głowie!
Kogo chcesz zapytaj, a każdy ci przyzna,
Że ja zając wiem wszystko, nic mi nie obczyzna;
Zapytaj to każdy ci powie nie inaczej,
Bo prócz ciebie wie wszystko, co to zając znaczy!
Więc żegnaj obżartuchu, źle się dzisiaj czuję,
A rozmawianie z tobą zbyt mnie denerwuje!”
Ale nim zdołał odejść ów zając zuchwały,
Pewien stary muchomor, co prawił morały
Rzekł: „Widać z kłótni, żeście jeszcze młodzi,
Niebawem moje zdanie na pewno was zgodzi,
Ja bowiem w sprawach życia mam już doświadczenie;
A więc radzi nie radzi baczcie co nadmienię:
„Kłótnie – co złe, co dobre – z głupoty się rodzą,
Bowiem ci, co się kłócą, nigdy się nie godzą,
A mogą się tak sprzeczać przez całe stulecie:
Dwóch o jednym zdaniu nie spotka się w świecie.”
19
Samolot
Gdybym miał samolot leciałbym w błękity …
Mój ptak szary, stalowy, w mgły, chmury spowity
Goniłby gwiazd roje, spokój by ich mącił,
Kilka gwiazdek zaczepił, zranił i potrącił.
Wtedy drobiazg ten złoty zły i rozżalony
Łapałby go za skrzydła, skręcał w różne strony,
Spędzał w wiry mgły szare… Ja bez trwogi, lęku
Siedziałbym przy sterze i z busolą w ręku
Przedarłbym mgły i chmury i podniebnym szlakiem
Sfrunąłbym tuż nad ziemię, jak gdybym był ptakiem.
20
Stary mróz
Osiadł Mróz na sinej chmurze,
Co płynęła po lazurze …
Machnął berłem raz i drugi;
Już zamarły wszystkie strugi,
Machnął berłem trzeci, czwarty:
Już śnieg pada! Wdziewaj narty!
Aż zagwizdał Dziad z radości:
- To ci zimo! Mróz do kości! –
Cieszy się Królisko stare;
Wziął radości pełną czarę,
Wypił do dna, otarł wąsy …
Hej! I skoczył w dzikie pląsy;
W dzikie pląsy, hen, po świecie:
- Raz pohulać trzeba przecie1 –
Cóż wyprawia! Nie do wiary!
Pokuł lodem i moczary,
Pokuł lodem rzeki, strugi –:
- Któż to może zrobić drugi? –
Wziął Mróz Stary, wielki wór,
Pełno weń nałożył chmur;
Wszystkie chmury zgonił z nieba:
- Do roboty wziąć się trzeba! –
A że miał Mróz w dłoniach siłę,
Ścisnął chmury w lodu bryłę:
Zwołał Wichry do pomocy:
- Kopcie chłopcy z całej mocy,
W piłkę nożną się bawimy!
My też chcemy użyć zimy! –
Hej! Hulają z całej duszy,
A wtem; - Piłka nam się kruszy! –
Ach niestety piłka cała
21
Zupełnie się rozleciała,
A jej odłam, lodu kula
W sam nos celnie trafia Króla!
Aż zatoczył się Mróz Stary!
To wprost przecież nie do wiary:
Cały tydzień siedział w domu,
Nos swój lecząc po kryjomu,
Bo się bardzo wstydził dziadek
I narzekał na wypadek.
Ale Wiatry, trzpioty małe,
Rozgłosiły tę przygodę.
Cała banda tak gadała,
Aż się Odwilż dowiedziała
O chorobie Króla Mroza.
Więc wraz z ciepłem, swoim bratem,
Przyszła rządzić całym światem.
Lewo do nas z chmur zstąpiła
Zaraz Mroza wypędziła.
Odszedł gniewny i z daleka
Na następną zimę czeka.
22
Poeta
Poeta był ambitny
Marzył wciąż o chwale,
Lecz choć chciał zostać sławnym
Pracował niedbale.
A wtedy, kiedy ujrzał,
Że zostaje w tyle –
Nie praca, lecz zamiary
Zdwoiły się w sile.
Był strasznie pewny siebie
I zarozumiały,
Choć na swoje nieszczęście
Talent miał zbyt mały.
I tak marnował życie
Nie wiadomo na co –
Zbijał bąki i marzył,
Miast zająć się pracą.
Myślał - Jam cichy geniusz –
I pewien nagrody
Najlepszą swoją pracę
Posłał na zawody.
Teraz rozbłysnę w świecie –
Marzył wieczorami …
Lecz rzadko rzeczywistość
W zgodzie jest ze snami.
Gdy utwór nawet z dala
Nie ujrzał nagrody –
W łeb sobie geniusz palnął,
Choć piękny i młody.
23
Bajka o prosiaku i krowie
Pewien piękny prosiaczek, elegant z natury,
Bardzo był dumny ze swojej różowej skóry,
Wielce ją bowiem do ludzkiej podobną znajdował,
Ubrania jeszcze nie miał, czego też załował.
Postanowił on wtedy, w swej wielkiej głupocie,
Aby zdobyć odzienie wytarzać się w błocie.
Znalazł brudem kipiącą, pełną błota dziurę,
Zanurzył się i poczernił całą swoją skórę.
- Teraz – myśli – jam człowiek najprawdziwszy w świecie
Lecz ludzie na dwóch nogach spacerują przecie,
Ja też więc na dwie tylko mogę stanąć nogi,
To łatwe, grunt to spokój, grunt to być bez trwogi –
Próbuje prosiak stanąć i jakoś nie może;
Widzi te skoki krowa i krzyczy: - Mój Boże!
A cóż się stało? Kumie, o mój drogi kumie! Ale prosiak nie zważa, wciąż stanąć nie umie.
Nie może dopiąć celu, a więc tak powiada:
- Nie mogę być człowiekiem, ha, to trudna rada,
Lecz prosięciem nie będę, bowiem każdy przyzna,
Że najgorszym zwierzęciem jest nierogacizna,
Którą gnębią okrutnie, bo po wieczne czasy
Z nieszczęsnych moich braci robią kiełbasy –
Zrezygnowany prosiak cicho się przekrada
Tam, gdzie powierzchnia wody przebłyska się blada.
Nie wiedział jednak o tym, że ciekawa krowa
Wędruje w ślad za nim nie rzekłszy ni słowa.
Samobójca tymczasem stanąwszy nad wodą
Rozmyślał nad swym życiem i biadał nad sobą,
A w tem z brzegu śliskiego zsuwa mu się noga
I ogarnia go wielka, przeogromna trwoga…
- Ach tonę, tonę! – krzyczy w największej męczarni
24
Chwyta się rozpaczliwie małej kępki darni
I błagalnie tam patrzy skąd przybyła krowa,
Która ratuje głupca, mówi doń te słowa:
- Domyślam się, mój kumie, z całej awantury,
żeś chciał zmienić swą postać wbrew prawom natury.
Widziałeś się nieszczęśliwszym niż byłeś w istocie,
Stąd te skoki, tonięcia, tarzania się w błocie.
Wiedz, że ten jest nieszczęsny, co nie ceniąc swego,
Chce wciąż czegoś innego i czegoś nowego.
Wiersze roku 1942
***(Śpiewałabym ci piosenkę)
Śpiewałabym Ci piosenkę, piosenkę błękitną,
O tym, jak szczęścia kwiaty gdzieś na łące kwitną.
Śpiewałabym Ci długo, śpiewałabym rzewnie,
O tym jak słońce zaszło już za lasem pewnie.
Jak zapachniały w rosach macierzanki łąki
I jak przysiadły w bruzdach przed nocą skowronki.
O tym, jak blask zachodu poozłacał pola,
Po których chodzi zwolna szara polska dola…
Śpiewałbym Ci długo, śpiewałabym rzewnie,
Aż wszystkie Twoje troski odbiegłyby gniewnie
I aż byś zasnął cicho i śnił, jak tam kwitną
Kwiaty zbudzone w dali przez piosnkę błękitną.
25
Powstaniec z 29 listopada
… Czuł w sobie smutny ciężar łez niewypłakanych,
Kiedy budził się nocą, pośród głuchej ciszy,
Myślał wtedy o rzeczach wielkich i nieznanych
I czasem, czasem płakał, gdy nikt go nie słyszał…
…A kiedy letnią porą usiadł popod drzewem,
Przez którego gałęzie zaglądał blask słońca,
Czuł w sobie moc tętniącą przeogromnym śpiewem
I chciał wtedy marzyć i marzyć bez końca…
Czuł w sobie siłę dziwną, siłę niepojętą,
Której nakazów słuchał, nie wiedząc skąd ona;
Aż zrozumiał tę siłę w wielkie, dziwne święto,
Gdy zbudziła się ziemia, wśród mroków uśpienia.
Wieczór był listopada, wieczór jakich wiele;
Szary, smutny i senny pośród miasta murów…
Aż nagle… uderzyły dzwony przy kościele…
Aż nagle… zgiełk i widok wojskowych mundurów.
Aż nagle krzyk się rozległ: - do broni! do broni! –
I zatętniły kroki w spokojnych ulicach…
Czyż to podchorążacy? Tak, tak, to są oni!
Cóż za błysk? Młyn na Solcu w ognia błyskawicach.
Wtedy chłopak zrozumiał, zrozumiałe moce,
Które nakazywały żale, marzenia i skargi…
Ach jak mu serce w piersiach potężnie łomoce,
Gdy wybiega, drżącymi pacierz szepcąc wargi…
26
Mijali go przechodnie spieszący w wsze strony,
A on biegł gnany tamtą, znaną dobrze mocą…
Zdało mu się, że kraczą gdzieś złowróżbnie wrony!
Obejrzał się, nie dojrzał skrytych ciemną nocą…
Wezwania; - Pod arsenał! – Usłuchał okrzyków
I biegł tam, gdzie walczono i walczył z innymi…
Aż poddał się arsenał i oddział strażników
I broń brano rękami z zapału drżącymi…A później próbowano zdobywać koszary
I poległ młody chłopak od moskiewskiej kuli…
Ucichły dlań już strzały, okrzyki i gwary,
Do zimnej, twardej ziemi twarz zastygłą tuli…
A przecież iść nie musiał i mógł nie umierać
Żyć dostatnio i długo na ojców spuściźnie…
Lecz on chciał wziętą Polsce swobodę odbierać
I dusza mu się rwała do służby Ojczyźnie…
Lecz poszedł, bo był wierny, szlachetny i czysty,
Bo był młody i szalony kochał ją do końca,
Bo w sercu święty ogień płonął mu wieczysty,
Bo pełen był Ojczyzny i pełen był słońca…
27
Na Trzeciego Maja
Mgliste, ach jakże mgliste wspomnienia przeszłości
Jak daleka, odbita przez brzeg morska fala.
Wraca cień dnia tamtego i tamtej radości
I chociaż coraz bledszy, wciąż powraca z dala.
I widzę lśniące morze bagnetów piechoty
I lance kawalerii, tłum patrzących ludzi;
I słońca majowego niepewny blask złoty,
Co w sercach miłość, wiarę i nadzieje budzi.
Widzę tamten dzień maja i nagle żałosna
Tęsknota za przeszłością, ból i zazdrość prawie …
Dlaczego teraz inna, tak bolesna wiosna
I dlaczego maj tamten w snach jest, nie na jawie? ...
Dlaczego? Myśmy winni... Te rany rozkrwawić
Znowu, na cóż się przyda, wszakże wiemy o tym.
Lepiej tedy wspomnienia bolesne zostawić,
A mówić o majowym, radosnym dniu złotym.
Stałem w oknie otwartym z najstarszym mym bratem,
Który pułk każdy poznał, pokazał dokładnie,
A czułem, że majowym zachwyca się światem,
Widziałem, że szczęśliwy i z wzruszenia blednie.
Wychylił się przez okno i spojrzał na tłumy …
Pamiętam, znikła bruzda pionowa mu z czoła …
Uśmiechnął się z radości i głębokiej dumy
I rzekł; - Patrz, wszystko Polską żyje dookoła …
28
Pamiętam, choć to wszystko mgliste i dalekie,
Że takie szczęście było wtedy w całym domu,
Że coś dziwnego działo się z każdym człowiekiem
I każdy z tej radości płakał po kryjomu…
Ciekaw jestem jak będzie w to majowe święto,
Gdy zniknie to, co wrogie, obce i okrutne…
Gdy te łzy wyciśnięte siłą niepojętą,
Będą tylko radosne, czy także i smutne?
Smutne przez pamięć tamtych, tych którzy nie wrócą,
Choć zdradom i oszustwom obcy i niewinni,
Nic dziwnego, że serca po nich się zasmucą,
Ale tak jak czynili, tak byli powinni…
Ciekaw jestem, jak będzie w to majowe święto,
Które tak dziś dalekim, odległym się zdaje;
Byle prędzej rozerwać niewoli okowę,
Byle wytrwać do końca, choć… już sił nie staje…
Wytrwamy! Przez obłędne mgławice i cienie,
Poprzez śnieżne zawieje, koszmarne sny nocy!
I w dumną rzeczywistość mieni się marzenie,
Ów piastowany w sercach obraz własnej mocy…
29
Bajka o chorym żółwiu i gadatliwej wiewiórce
Idzie do żółwia para wiewiórek: mąż i żona
Pani gada wciąż,
Pan chudy, blady i smętny,
Milczy jak zaklęty,
Idzie mniej szybko niż ona.
Spieszą z wizytą do sąsiada,
Wszak odwiedzić wypada:
Biedak chory,
Choć doktory
Siedzą przy nim wciąż.
Pani wiewiórka gada:
- Prędzej chodź, prędzej dąż!
Cóż wart taki mąż,
Co chodzić nawet nie umie? –
I dalej na biedaka:
Że głupi pokraka,
Że się chyba nie poprawi,
Że rozmową jej nie bawi –
A jak coś wycedzi,
To tak, że lepiej niech cicho siedzi.
I wnet mu tłumaczyła,
Krzyczała, mówiła,
Że jest cham
I do dam mówić nie umie
I niech to raz zrozumie,
Że powinien być grzeczny,
Układny i stateczny
Tak, jak ona –
Wiewiórka, jego żona.
Tak szli, strojni świątecznie
Leśną drogą –
Pani wiewiórka gada,
Że to wypada,
30
Tamto nie wypada
I z panem mężem, jak wiecznie
Do żółwia doszli w końcu,
Właśnie brał kąpiel w słońcu
I potrzebował spokoju;
Lecz ich powitał z radością,
Z wrodzoną gościnnością
Usadził pod sosną,
Nad brzegiem rzeki,
Gdzie niezabudki rosną
I skąd widok daleki
Na pola, łąki i lasy.
Zabawił ich rozmową,
A pierwszym było słowo,
Że osły ci doktorzy,
Przez których cierpią chorzy
I którzy mówią, że żółw jest zdrowy,
Że nie ma bólu głowy
I że w ogóle nie jest ani krzty nerwowy.
A tymczasem przez nerwy
Żółw traci resztę werwy,
Zdrowia i siły; właśnie przez nerwy…
Doktorzy zaś mówili,
Krzyczeli, tłumaczyli,
Że on nie miał co robić
I chcąc sobie dogodzić
Zmyślał chorobę, aby mieć zajęcie.
Lecz on się na te słowa oburzył święcie
I wygnał ich, gdzie pieprz rośnie …
Żółw powiedział to groźnie, donośnie, rozgłośnie;
Ale ledwie przystanął, aby nabrać oddechu,
Bo się biedak zasapał i dyszał jak z miechu –
Pani wiewiórka rada,
Że dar wymowy posiada –
Zaczyna, co wie tylko o nerwowości pleść;
I to, że jeść nie można
31
I że spokoju trzeba,
Że życie w domu trzeba wieść,
Nie pod błękitem nieba,
Że straszna to choroba
Że jej się nie podoba,
Że na każdym kroku:
We dnie, w nocy, czy o zmroku
Śmierć na nerwowych czyha.
Że to choroba cicha,
A jednak niebezpieczna
I że osoba stateczna,
Tak jak pan żółw, powinna się przed nią bronić
I precz, ją precz wygonić.
Gadała jeszcze więcej, nibi młyn w ruch puszczony;
O widoku tak pięknie zdobiącym te strony:
Wychwalała las,
Czarny pas,
Na widnokręgu.
Paplała dłuższy czas
O pól zasięgu,
Mówiła co wiedziała o rzece,
Która ciecze z źródła niedaleko
I o stawach łączących je z rzeką,
Prawiła o łąkach,
O mokradłach,
W które raz sama wpadła,
O bąkach, które tną w lesie,
O wietrze, co deszcz niesie.
Potem znów powróciła do opowiadania,
Co ma czynić nerwowy, czego się zabrania …
I tak wokoło, bez zmęczenia:
O chorobach, chorobach strumieniach,
O polach, o lasach liściastych, jodłowych
I … znowu o nerwowych …
A żółw nieboże
Ani mąż –
32
Nikt jej przerwać nie może,
Mówi wciąż …
Mrok już powoli zapada,
A ona gada i gada …
Szaro i ciemno na świecie
A ona plecie i plecie …
Mąż, że to wciąż
Z nią przebywa,
Już tylko sennie się kiwa,
Przyzwyczajony,
Do wymowy swej żony.
Ale żółw pierwszy raz ją widzi;
Z początku w duchu szydzi
Z tego, że dama wciąż gada,
Po chwili czuje, że z sił opada,
Po chwili siedzi martwo, bez ruchu, jak zaklęty …
Słyszy w uszach głos przeklęty,
Zamęt w głowie …
Lecz w końcu wyzwolenie,
Przerwano cierpienie –
Goście wstają i żegnają biednego gospodarza.
Oprzytomniawszy żółw mówi sobie:
- Dobrze zrobię, jeżeli
Zaraz po ożywczej kąpieli
Przeniosę się na inne mieszkanie.
Tu mieszkać nie jestem w stanie:
Patrzyć bym musiał od wschodu do zachodu słońca
Na te widoki chwalone bez końca
A ja jestem – chciał powiedzieć – nerwowy –
Ale dostał zawrotu głowy
I ze strachu „gęsiej skórki”,
Bo mu się przypomniało gadanie wiewiórki.
Rzekł tedy sobie:
- Najlepiej zrobię,
Jeżeli wszystkim ogłoszę
Że już choroba znika po trosze
33
I dla celów zdrowotnych
Na stałe się stąd wynoszę. –
Tak go przeraziła swą wizytą
Wiewiórka z rudą kitą,
Że wyrzekł się urojonej choroby
I wyniósł daleko, daleko za las …
Aż po ten czas
Nikt tu nie widział jego osoby …
Noc idzie
Już słońce za ciemny schowało się bór
I niebo w zachodu purpurze,
Już ptaków po gniazdach wieczorny zmilkł chór,
W ogrodzie posnęły już róże …
Noc idzie i ciszę rozsiewa wśród pól
I gwiazdy zapala na niebie …
Noc idzie i może ukoi łzy, ból
I ześle sny jasne dla ciebie …
34
Łzy
Czasem się w oczach zbierają łzy smutne,
Których powstrzymać nic chyba nie zdoła
I żalem dziwnym serce wtedy woła,
I muszą płynąć i płyną łzy smutne …
Wtedy są usta tak boleśnie drżące.
Krew szumi w skroniach … rwą się myśli roje …
Z oczu przymkniętych łzy płyną, łzy moje,
A tak przedziwnie gorzkie i palące …
Wstyd mi jest wtedy, wstyd tych łez ogromnie,
A jednak płaczę – sama nie wiem czemu …
I choć się dziwię smutkowi wielkiemu,
Który łzy ciężkie przywołuje do mnie,
To jednak płyną spod przymkniętych powiek
Łzy takie smutne, jak smutny jest człowiek …
35
Śmieje się do mnie
Śmieje się do mnie ziemia cała,
Okryta miękkim śniegu szalem;
Hen, w dal odeszły łzy wraz z żalem,
A pozostała radość biała.
Śmieją się do mnie sople lodu
I brylanciki – iskry śniegu,
A nawet krzew trącony w biegu
Chichocze patrząc w głąb ogrodu.
Śmieje się do mnie błękit nieba,
Dach domu śniegiem przyprószony,
A nawet czarne, stare wrony
Dziobiące z ziemi resztki chleba.
Śmieje się do mnie słup przy płocie
I stary drut trącony nogą
I ławka zgięta ponad drogą,
I staw zamarzły, grożąc – Trzpiocie! –
Śmieją się do mnie nawet ludzie,
Którzy mijają mnie po drodze;
Choć ich nieznana, nie obchodzę
Każdy jest bliski w białym cudzie.
Śmieje się do mnie, hej! świat cały,
W śnieżnych iskrzący się kobiercach
I radość dziwna płonie w sercach,
Już dziś niepomnych, że płakały …
36
* * * (Idźmy do śmiechu i radości)
Idźmy do śmiechu i radości
Do blasku słońca i wesela
Tam, gdzie jutrzenka się rozściela
Na nieba ciemnej wysokości;
Gdzie wiatr – zalotnik chmury goni,
Obłoki złote i różowe,
Gdzie mgły i dżdże szarawopłowe
Rzadko na nieba płaczą toni.
Tam – będziem chodzić pośród pola
Z czołem na letni wiatr odkrytym,
Tam – w słońcu tonąc złotolitym
Odejdą troski i niedola.
Będziemy w duszach śpiewać pieśni
O chwale, sławie i miłości,
A w sercach naszych się rozgości
Sen, który nigdy się nie prześni.
Idźmy w dobroci zorzę jasną,
A będziem w duszach szczęścia pełni;
Cud się w nas dziwnie wielki spełni
Przy którym wszystkie inne gasną …
37
Smuci mnie jesień
I
Smuci mnie to, że liście spadły z drew
I wiatr jesienny nimi targa;
W duszy mej brzmi wciąż jego śpiew
I drzew bezsilnych skarga.
Smuci mnie to, że lata minął czas,
Że liść już opadł i błotem się zszargał
Że iść nie mogę w wonny wielki las
I że na świecie tylko ból i skarga.
Smuci mnie to, że lato już odeszło
I jesień jest wokoło, jesień w każdym z nas…
Dlaczego nie zostało, dlaczego szybko przeszło?
I tak przecież kochał każdy radosny, ciepły czas.
Dlaczego my tęsknimy tak bardzo, gdy odeszło,
Gdy nie możemy znowu wędrować w wonny las?
II
Wciąż jeszcze słyszę boru szum i śpiew
I jeszcze pole w oczach mi się mieni, A przecież liście opadły już z drzew
I wszystko wokół mówi o jesieni;
Więc gajów młodych znów wspominam czar
I znowu zda się słyszę szum strumieni,
I przypominam ptasich głosów gwar,
Aby nie myśleć o szarej jesieni.
Nie mogę myśleć, bo mam jeszcze lata
W pamięci ciepły i radosny czas,
Bo myśl ma lotna, tęsknotą skrzydlata
38
Obraz dni tamtych wznawia raz po raz …
I wciąż na powrót przeżywam dni lata
I wciąż wspominam tamten cudny czas …
III
Smutno jest wkoło i ja smucę się,
Dziwnie męczące są te dni jesieni ...
Czy serca ludzkie już nie zmienią się?
I czy wokoło nic się już nie zmieni?
Dlaczego minął lata wonny czas,
Czemu nie słońca świat pełny, a cieni
I czemu więcej smutku jest wśród nas,
I czemu dusze pełne są jesieni?
Jak ludzki los, tak zmienna dola ziemi,
Jak ludzki los, w blaskach, to w cieniach świat
Jak ludzki los, łka łzami gorącymi,
Jak ludzki los, w słońcu się śmieje rad …
Minęła radość lata i jesień jest na ziemi
I zmienił się, posmutniał cały świat.
39
Wędrowiec
Kocham dzień letni w złocistej spiekocie,
Ziejącej słońca przepotężnym żarem
I nad półsennym pól wielkich obszarem
Zastygłej w wielkim i rażącym złocie.
Kocham powietrze przesycone ciszą,
Senność leniwą płynącą w przestrzeni
I szafir nieba przeróżnych odcieni,
W którym jaskółki nieruchome wiszą.
Kocham dzień letni w spiekocie słonecznej,
Chociaż iść ciężko w rozżarzonym pyle …
… I upływają długie, jasne mile
Wędrówki mojej nużącej, a wiecznej.
40
Wmówiony talent
Mówiono, że ma talent
Ba, talent ogromny,
Że postawią mu w dani
Pomnik wiekopomny,
Że pomnik mu postawią
Z głazu ogromnego –
Bo nie było na świecie
Podobnych do niego.
Od dziecka mu te prawdy,
Każdy w głowie szerzył
Aż biedak, duszon nimi,
Sam już w nie uwierzył.
Trudno było się bronić –
Każdy mu je wpajał,
Więc się do takich hołdów
„Geniusz” przyzwyczajał.
I gdy później – o dziwo –
Zabrakło pochwały
Czuł się biedak nieszczęsnym,
Skrzywdzonym, zbolałym …
Ot, zwykła to historia,
A więc pamiętajcie:
Tam, gdzie nie ma talentu
Tam go nie wmawiajcie.
Bo miast czynić przysługę
I umilać życie,
Często takimi hołdy
Wiele krzywd czynicie.
41
W maju
W majowym słońcu budzi się życie
W majowym słońcu radość się budzi,
Każda roślina w bujnym rozkwicie
I maj się wślizgnął aż do serc ludzi
Z majowym deszczem nadzieja spływa
Z jasnego nieba. W powietrzu wiosna,
A taka wielka, wszechmocna, żywa,
Że pośród smutku nawet – radosna
Królowa maja z wonnych bzów bieli
I z róż purpury patrzy w kaplicy;
I zda się płyną z nieba anieli,
W błagalnym śpiewie u stóp dziewicy.
W majowym wietrze bór się kołysze,
A za taką pieśnią, a z taką wonią,
Że mu do wtóru poeta pisze,
Że mu wtórując i ptaki dzwonią.
Wezbrane rodną, życiodajną mocą
Płyną szumiące, roziskrzone rzeki …
I tylko błyszczą i tylko migocą,
I tylko płyną hen, gdzież w świat daleki …
W majowym słońcu, czy w majowym wietrze,
W majowym deszczu, czy w majowej burzy –
Każdy na świecie smutną łzę obetrze,
Maj każde czoło posępne rozchmurzy …
42
Niepewność
Dziwnie blado słońce dzisiaj wstaje,
Mglistym blaskiem świat cały oblewa …
Nic z pogody i wszystkim się zdaje,
Że miast słońca dziś będzie ulewa.
Nic z spacerów, wycieczek i plaży,
Wszyscy sennie przesiedzą dzień w domu
Dziś nikogo słońce nie obsmaży
I nie błyśnie; - Nad Wisłę! – nikomu.
Każda ręka, co storę osuwa,
Grozi tarczy ognistej na wschodzie,
Każdy pilnie w nią patrzy i czuwa,
Każdy marzy o pięknej pogodzie.
Kto wie … Może … Może błyśnie złotem
I upałem w tysiącach promieni,
Może słońce znów ześle spiekotę –
W rzeczywistość marzenie zamieni.
43
Idzie piosenka
Idzie piosenka lasem, borem,
Idzie rankiem i wieczorem,
Idzie prosto między ludzi,
Coś w nich wskrzesza, coś w nich budzi;
niby słowik o świtaniu,
Coś im śpiewa o kochaniu –
Tak weselnie, tak radośnie,
O ich wiośnie.
Idzie piosnka, a gdy czasem
Spocznie cicho popod lasem,
To świat inny jest wokoło:
Bardziej smutno, mniej wesoło,
Rzadziej myśl się zjawia płocha
Każdy z ludzi mniej świat kocha,
Rzadko radość i wesele
Uśmiech ściele.
Idzie piosnka wiecznie żywa,
W każdym sercu się odzywa,
Każdy człowiek ma ją własną
A tak śliczną, a tak jasną,
Że bez piosnki życia całe
Mniej ciekawe i wspaniałe
I nie śpiewa już radośnie
O swej wiośnie.
Idzie piosnka. Ciągle inna,
A ta sama. Taka zwinna,
Że wnet każde serce zmusi,
Że i ono śpiewać musi,
Taką piosnkę, której echu
Towarzyszy blask uśmiechu …
… O kochaniu nuci wiośnie
Tak radośnie …
44
Piosenka żołnierska
Piosenka na ustach brzmiąca,
W sercu radosny …
- Hej, ziemio! W koniec z końca
W weselny uderz dzwon! –
Maszerują dziś żołnierze
Na krwawy bój …
Ochoty im nie odbierze
Myśl, że czeka znój.
Już jutrzenka odrodzenia
Weszła ponad niw!
Przyszłość w złotych lśni promieniach:
- Raduj się kto żyw! –
Hej, żołnierska idzie rota,
Pośród polskich dróg …
Broń pobłyska, broń migota –
I umyka wróg!
Piosnka na ustach brzmiąca,
W sercu radosny ton …
- Hej, ziemio! W koniec z końca
W weselny uderz dzwon! –
45
Dzwony
Kiedy o zmroku zajdziesz do kościoła,
W odwieczne mury i dawne ołtarze,
To przeszłość jasna do ciebie zawoła
I to „minione” oczom twym ukarze.
Zabiją dzwony weselnie , czy smutno?
Dźwięk ich usłyszysz jakgdyby na jawie …
Więc pójdź uklęknąć w tajemniczej nawie,
Która za dawnym wzywa zawsze smutnie.
Cisza … Wtem dzwon uderzy
Z szarej, wysmukłej wieży
Radosny i weselny …
O smutny mur weselny …
Obija się dźwięk świeży …
Fala tonów nadleci;
To dzwon drugi – to trzeci …
Radością pijane,
Dźwiękami weselne
Biją, biją dzwony kościelne …
Zapamiętałe, szalone,
Ślą tony w każdą stronę;
…Wesele, wesele, wesele,
Święto, święto, święto …
Rzecz w radości niepojętą
Ogłaszają, oznajmiają;
„Król się narodził, król”
Król, król, król …
Smutek, ból,
Pójdą precz,
Wszak Piastów miecz,
W obce nie przejdzie dłonie –
Radość szalona w sercach płonie.
Biją, huczą dumnie dzwony,
46
A każdy dzwon
Weselny ton
Rozsyła w świata strony.
Nad miastem ranek świeży,
Złocisty ranek w zorzach
W powietrza jasnych morzach
Wtem dumnie dzwon uderzy.
Obija się o mury
Dostojna gęźba dzwonu,
Różowo-złote chmury
Topią się w falach tonu..
Na miasto pełne gwaru
Błękitne patrzy niebo;
Baśń snów i czaru
Śle dzwon wokoło …
Rozchmurzmy czoło,
Wkoło duma, wkoło radość,
Wesela, wesele, wesele –
Takich dni nie jest wiele
Marzeniom stało się zadość;
Piastowski miecz, berło, korona
W piastowskie dłonie włożona …
Dumny lud,
Oto cud
Potęgi,
Jasne wkoło słońce,
Jasne widnokręgi …
Przyszłość jak zorza,
Od morza do morza! …
Bije dzwon
Koronacja …
Nowy król,
Za owacją, owacja …
Biją, huczą dumnie dzwony,
A każdy dzwon,
Weselny ton
47
Rozsyła w świata strony …
Mglisty dzień nad miastem drży,
Płaczący, chmurny, słotny …
W przestworzu łzy, na ziemi łzy
I łzawy ton stokrotny …
Biją wciąż dzwony biją,
Rozpacz chcą zgłuszyć dźwiękiem,
Lecz głosy wszędzie żyją
Posępnym, głuchym jękiem …
Próżno dzwony rozpacz głuszą,
Próżno dźwięczą, próżno biją –
Już korona jest niczyją
Obce ręce brać ją muszą …
… Ból, ból, ból …
W tej koronie chodził król,
Mądry król, dobry król …
Już nie żyje, już nie żyje,
Szlachetny był i dumny;
Chociaż złożon jest do trumny
W sercach ludu wiecznie żyje …
Dumnie, górnie dzwony biją,
Głoszą, głoszą w świata strony:
„Choć korona jest niczyją
Lud nie zhańbi tej korony …
Odwieczna, czysta,
Waleczna, dumna,
Żyć będzie wiecznie,
Nie weźmie jej trumna” …
Biją, huczą dumnie dzwony,
A każdy dzwon
Posępny ton
Rozsyła w świata strony …
Dziś dzwony milczą, bo już nie ma królów
I tron dziś pusty, i zamek w popiołach …
I już nie dźwięczy radość, ni pieśń bólów …
I … milczą dzwony w posępnych kościołach …
48
Tylko gdy w mrokach uklękniesz świątyni,
To czasem echo jako dzwon zagada
I dziwnie smutno w sercu ci się czyni,
Kiedy ofiarę kapłan – starzec składa …
Lecz przy ołtarzu srebrne, małe dzwonki
Dźwięczą melodię inną niż twe serce,
Radosnym Ufaj!” jak małe skowronki
Sieją w nim spokój i koniec rozterce.
Marsz
Idziem ku Tobie, o Ojczyzno miła,
Dziś zmartwychwstała z podziemnych grot …
Z nami jest prawda i z nami siła,
Idziem ku Tobie tysiącem rot.
Jeszcze przed nami trud i zmaganie,
Jeszcze przed nami ulewa kul,
Lecz wyzwolenie i zmartwychwstanie,
Więc nie zważamy na trud i ból.
I wywalczymy naszej Ojczyźnie
Przyszłość i szczęścia niezłomną stal,
I pozostaje po nas w spuściźnie,
Krwią okupiona, bezchmurna dal.
Idziem ku Tobie, Polsko nasza Święta,
Walcząc niezłomnie o wolności cud.
I wymarzona, wielka, niepojęta,
Nagrodzi wolność nasz znój i nasz trud.
49
HARCERSKA PRÓBA
Minął 1942 rok, rok w połowie którego Tereska skończyła
12 lat, choć sądząc po wierszach które w tym . roku wyszły
spod jej pióra, można by rzec, że tworzyła je myśl
dorosłego człowieka. A przecież to dziecko przerażone
okrutnością wojny, bezwzględnością wroga, zatroskane
nieznanym losem ukochanego ojca i brata. Tereska tęskni
do tego co odeszło, zda się na zawsze, znikła Kanonia,
odeszły beztroskie lata dzieciństwa. Pozostały jedynie
wspomnienia tamtych dni i nadzieja, że znów wrócą
szczęśliwe lata, wróci wolność Przecież nasi chłopcy
walczą, nasi ojcowie nie szczędzą krwi na wszystkich
frontach tej potwornej wojny. Boże! Co z moim Tatusiem i
Andrzejem? A tymczasem…
50
Tymczasem nadszedł rok 1943, w którym Teresa
kończy trzynasty rok życia. A Polska? A Warszawa? W
kraju to już czwarty rok niemieckiej okupacji,
hitlerowskiego terroru. Rośnie opór przeciwko zbrodniom
Niemców na narodzie polskim, rosną szeregi Armii
Krajowej. Coraz częściej tam, gdzie dotychczas Niemcy
panoszyli się bezkarnie i gnębili bezbronną ludność miast i
wsi, teraz po dotkliwych stratach zadanych im przez
partyzantów polskich, poczuli się zagrożeni Jednak nie
zaprzestali
bandyckich
metod
odpowiedzialności
zbiorowej. Coraz częściej na ulicach Warszawy ginęli
najwięksi niemieccy zbrodniarze i szpicle na usługach
gestapo. W odwecie Niemcy niemal każdego dnia
rozstrzeliwali w ulicznych egzekucjach dziesiątki i setki
polskich patriotów. Mimo tych aktów zbrodniczych
niemieckich oprawców, „polscy chłopcy z lasu” jak
nazywano żołnierzy Armii Krajowej, odbijali Polaków z
rąk gestapo, napadali na niemieckie konwoje, posterunki
policji, urzędy i banki, niszczyli tory kolejowe i transporty
z zaopatrzeniem niemieckich wojsk na froncie wschodnim.
Harcerki IV Warszawskiej Drużyny Żeńskiej
Szarych Szeregów szykowały się do uroczystego złożenia
Harcerskiego Przyrzeczenia. Oznaczało to wzmożoną
działalność konspiracyjną. Teresa brała czynny udział we
wszystkich zadaniach, szkoleniach, ćwiczeniach i pisała
coraz więcej, coraz piękniej. Autorka zawarła w tych
wierszach swój ból po utraconej wolności, bunt przeciw
przemocy odwiecznego wroga i wiarę w ostateczne
zwycięstwo nad germańską przemocą. W tym czwartym
roku wojny powstało 36 utworów o różnym ładunku
emocjonalnym.
Teresa, rodowita warszawianka. Rozmiłowana w
swojej ukochanej Stolicy i jej zabytkach, znająca niemal
każdy zakątek Starówki i historię miasta, nie mogła się
pogodzić z wrześniową klęską. Przeżyła obronę Stolicy we
51
wrześniu 1939 roku, widziała bohaterstwo obrońców
Warszawy, płonące całe ulice, zwały guzów i mogiły,
mogiły, mogiły wszędzie: na skwerkach, w parkach na
podwórkach. Wszędzie setki, tysiące rannych. Pamięta
wrześniowe słońce na bezchmurnym niebie i wokół dymy
pożarów, bezkarnie krążące samoloty z czarnymi krzyżami
na skrzydłach i spadające bomby. Tego jęku nurkujących
samolotów, gwizdu spadających bomb i ich wybuchów a
także ostrzałów artyleryjskich, nie chciała i nie mogła nigdy
zapomnieć. Nie mogła też zapomnieć, choć nie wiem czy to
widziała, szeregów krańcowo wycieńczonych polskich
żołnierzy bez broni opuszczających Warszawę. Szli
dumnie, pokonani ale nie zwyciężeni. Nie mogła
zapomnieć, choć nie wiem, czy widziała butnie
wkraczających do ległej w gruzach Warszawy, pruskich
żołdaków. Odbiciem tamtych przeżyć jest napisany po
czterech latach, w 1943 roku wiersz:
52
Ten wiersz Teresy powstał zimą 1943 roku przed jej
aresztowaniem i osadzeniem na Pawiaku. Jest tak
realistyczny, że trudno uwierzyć, iż przeżycia niemieckich
tortur były wówczas dopiero przed nią.
53
Wiersze roku 1943
Warszawie
Rozciągnęła nad Tobą noc skrzydła,
Rozciągnęły się mgły ponad Tobą,
W burz wichrów spętanaś wędzidła
I płomienie Ci ognia ozdobą
Rozpętały nad Tobą się burze,
Zaświeciły Ci łuną łez krwawą…
Lecz Tyś wyższa, Tyś wzrosła ku górze,
O męczeńska! O, święta Warszawo!
Gdy Ci grały szatańsko szrapnele,
Gdy Ci bomby pękały wśród ognia,
W Tobie wzrosło wielkości tak wiele,
Że nie zmogła jej siła i zbrodnia.
Zhartowałaś się we krwi i ogniu
I moc swoją zachowasz na wieki,
Moc, co w każdym już żyje przechodniu,
Tętni w murach, gra w nurtach tej rzeki…
… Takaś dumna, wyniosła i żywa,
Takaś cała promienna i krwawa…
… Dzwon się głuchy z oddali odzywa…
… Klękam w prochu przed Tobą, Warszawo…
Nie jest to jedyny wiersz, w którym autorka
zwraca się do swego rodzinnego miasta niczym do
najbliższej osoby. Jednak na następny tego typu utwór
będziemy musieli poczekać ponad rok, do grudnia 1944
roku. Przejdźmy do dalszych wierszy 1943 roku.
54
Pośród mogił jeno wiatr zawodzi
Pośród mogił jeno wiatr zawodzi
Monotonną piosenką bez słów …
A tam, w dali jasne słońce wschodzi,
W złotej blasków powodzi,
Słońce wschodzi, jak dawniej – dziś znów …
Pośród mogił wiatr snuje się wolno
Wyśpiewując ciągle jeden ton …
Obok wozy drogą jadą polną,
Krok za krokiem, wolno, bardzo wolno,
Jakby chciały uszanować zgon …
Wiatr wędruje poprzez pola, na rowy,
Gdzie jesienią właśnie okop stał …
Chłop woźnica czapkę zsunął z głowy,
Patrzy w cmentarz zastygły, surowy …
Wiatr zawodzi tak, jak gdyby łkał …
Słońce w jasnej wschodzi aureoli,
Cisza dziwna rozsnuła się w kręgi;
Wiatr coś śpiewa sennie i powoli …
Dusza w smutku zamarła tak boli …
Łzy palące zastygły wśród łąk …
Wiatr cmentarny tak dziwnie zawodzi …
Przez błękity czarny frunął ptak …
Słońce jasne, życiodajne wschodzi.
Świat się budzi w złocistej powodzi,
Chociaż tylu, ach tylu nas brak? …
Pośród mogił jeno wiatr zawodzi …
55
Jakże tu można zasnąć
Fioletem rozbłysnęła dal
I wieczorną purpurą zórz…
Hej, zasnąć już;
Mrok rozsnuwa się wkoło żal…
… Czarna sosna, wiatrem kołysana
Tam, do siebie ukłonem mnie wzywa.
Dziwożona upiorna, straszliwa…
Będzie bajki mi plotła do rana…
Ot, zasnąć dzisiaj trudno:
Mysz swą pracę rozpoczyna żmudną
I świerszcz cyka uparcie za ścianą…
Coraz bardziej wokoło się mroczy…
Blask swój gwiazdom odstąpiły zorze…
Niebo dziwnie jest ciemne w kolorze…
Tak kleją mi się oczy…
Ot wreszcie zasnę może…
Jakże tu można zasnąć,
Kiedy księżyc stanął ponad sosną
I w tych blaskach, które nie chcą gasnąć
Wszystkie drzewa, jakby srebrne rosną?…
Jakże tu można zasnąć?…
W dal mnie sosna, w gwiazdy woła złote
I coś gada w takt wiatru i gada…
Jakaś smętna, nieznana ballada
W serce wolno przesącza tęsknotę…
- Nocy, Nocy prześwięta i żywa!
Chcę iść w gwiazdy i szukać chcę zórz!
… Tam, w dal srebrną mnie sosna przyzywa…
… Zasnąć… Och, zasnąć już…
56
17. X.
… Stanęli już szeregiem… Jeszcze czas… Za chwilę…
… Głowa pęka od myśli natłoczonych huku
Jakże drogie są płyty warszawskiego bruku
I jakie o tej porze dziwnie lśniące w pyle,
… Po kamiennych kwadratach cień wieczoru kroczy…
Kontur płyt pamięć chłonie, bezwolnie, uparcie…
… Ot, tak by dobrze było stać tutaj na warcie
W wygodnej rogatywce zsuniętej na oczy…
Lęk…
Lęk zdradziecki, upiorny, nikczemny,
Wewnętrzną, a żelazną przytłoczony wolą
Nagle wypełza zewsząd nieujęty, ciemny…
… Jakże drżą nogi, jak ciążą i bolą…
… Już czas…
… Jak dobrze by zobaczyć tej chwili ostatniej
Jakiś znak siły własnej i pamięci bratniej,
Choćby maleńki skrawek purpurowo-biały…
… Już czas…
Stłum, o miasto, codzienną swą wrzawę,
Stań zamarłe w tę chwilę jedyną…
Wszak za ciebie, za ciebie to giną!…
… Oni giną za Ciebie, Warszawo…
… Czy już?...
… Czy już?…
… Miota się oficerek, komendant eskorty,,
Zapieniony wściekłością, w chodnik wali nogą!
… „Ulica obstawiona!? Nie puszczać nikogo!
Stać tu równo! Warować! Warszawskie wy czorty!”
… Już czas…
Nie myśleć… Gdyby tak można skłuć bagnetami,
Bić w gotowe do strzału czarne karabiny
I nie czuć w sobie grozy, lęku przed kulami,
Ani bezsiły strasznej, jako tej godziny
… Już czas…
57
… Daj Matko Boża, polskiemu ludowi
Przeświętą moc wytrwania na płonące dni,
Daj, niechaj się duch jego wzmocni i odnowi
I niechaj serce jego czystym ogniem lśni…
… Już czas …
… Śmierć tuż… przebiega tuż…
… Salwa …
… Warszawo święta, Warszawo –
… to już …
Historię powstania tego wiersza opisuje w swej „ książce
„Teresa Bogusławska - wołanie z nocy” Józef Szczypka,
który na 17 stronie tak pisze:
„…Jesienią 1943 roku harcerki pragnęły dokonać czegoś
szczególnego z okazji przyrzeczenia, które właśnie złożyły
przed komendantką hufca, Anną Zawadzką,
siostrą
bohaterskiego „Zośki” z Szarych Szeregów. 17
października, idąc na imieniny koleżanki natknęły się na
kordony policyjne w okolicy skrzyżowania ulicy Piusa XI
(obecnie Pięknej) z Kruczą. Usłyszały Salwę. Jedną,
drugą…Trwał osławiony Oktober i warszawskie ulice
spływały krwią. Tamtego dnia Niemcy rozstrzelali
dwudziestu zakładników na Piusa; miejsce to upamiętnia
dziś tablica ku czci pomordowanych. Dziewczęta były
wstrząśnięte. Niemal w szoku a przy tym owładnięte
pragnieniem owego szczególnego czynu (…), zamierzały
postawić tam krzyż, ale odradzono to im ze względu na
zbyt duże niebezpieczeństwo Przed
poszczerbionym
kulami murem zdołały wszakże położyć kwiaty. Teresa
zaś napisała
jeszcze 17.X. piękny tren poświęcony
rozstrzelanym…
58
Tablica przy skrzyżowaniu ul. Piusa XI z Kruczą
…Nie jest prawdą, ze oglądała egzekucję – Jak się to
czasem podaje – z okna swojego gimnazjum. Gmach
gimnazjum im. Cecylii Plater-Zyberk stał wprawdzie po
drugiej stronie ulicy, lecz wówczas już od dawna był zajęty
przez Wehrmaht. Szkoła mieściła się gdzie indziej .Teresa
nie widziała także innej boleśnie przeżywanej egzekucji. 12
listopada na Nowym Świecie, opodal Wareckiej, hitlerowcy
rozstrzelali trzydziestu mężczyzn. Tym razem harcerki nie
zrezygnowały z uczczenia miejsca masakry krzyżem i
wymalowały go, posługują się szablonem przyniesionym w
walizce. Malowała właściwie Teresa, a ponieważ w owej
listopadowej egzekucji zginął Andrzej Trzebiński, nabrało
to swoistej symboliki: mała poetka bezwiednie uczciła
jednego z najwybitniejszych twórców literatury okresu
wojny, do której sama należy, podobnie jak autor Kwiatów
z drzew zakazanych – by użyć jego słów – pochłonięta przez
historię.”
59
Tablica przy ul. Nowy Świat opodal Wareckiej.
Przed laty, a dokładnie w roku 1970 Pani Doktor Maria
Bogusławska pożyczyła mi zeszyt Teresy z jej wszystkimi
wierszami, wśród których był jeden utwór nie ukończony, o
treści nie budzącej wątpliwości. Przy zwrocie cennej
pamiątki zapytałem Matkę Tereski, z czym wiąże się ten
nieukończony tekst. Pani Maria Bogusławska powiedziała
mi, że Tereska była, jak się wyraziła, „zauroczona pewnym
młodym, starszym od niej chłopcem, który zginął
tragicznie, nim zdążyła skończyć ten utwór”. Czyżby to
chodziło o starszego od niej o siedem lat Andrzeja
Trzebińskiego, o którym wspomniał wyżej Józef
Szczypka?
Wróćmy jednak do wierszy roku 1943.
60
Echo listopadowe
…. Rozsypało ostatnie skry złote
Zadymione słońce jesienne,
Na równiny piaszczyste i senne
Jęło z wolna rozwłóczyć tęsknotę
I żal po czymś nieznanym, a bliskim.
…. Jakaś piosnka mi serce kolebie,
Równym rytmem słyszanym już gdzieś …
Szare dymy się snują po niebie ...
W mgły jesienne okryła się wieś …
Na rozstajach koło Bożej Męki,
Naga wierzba gałązkami miota …
Drga bezgłośna melodia piosenki
I po bruzdach się snuje tęsknota …
…. Jakaś piosnka mi serce kolebie,
Równym rytmem słyszanym gdzieś już
… Szli dla Ciebie i marli za Ciebie,
Pełni iskier słonecznych i burz …
Szli dla Ciebie i marli za Ciebie,
Jak wichrami przywalony łan …
Mieli wielki, przedśmiertelny tan …
…. Jakaś piosnka mi serce kolebie …
… Szli do śmierci wierni przysiędze,
By odkupić ojców swoich winy
I krwią swoją obmyć brud i nędzę,
Które wsiąkły w te szare równiny …
61
Cóż, że czarne także były kraty?
Że za bólem nadchodziły bóle?
To wolności jasnej byli króle
I jej odblask tkwi w nich niezatarty,
Wołał na nich wszechpotężny zew,
Odrodzenia zew i Zmartwychwstania
… Dziwnym rytmem serce me wydzwania
Ni to śmiech, ni płacz, ni śpiew …
… Rozsypało ostatnie skry złote
Dziwnym
Zadymione słońce jesienne …
Zapłonęły jeszcze równie senne,
W szarą polską spowite tęsknotę,
A tak bliskie, jak dusza i serce …
… My idziemy też walczyć dla Ciebie
I zwyciężać idziemy wśród burz!
Pozbieramy z niebios jasne tęcze
By ustroić Ciebie w ich obręcze …
Na zwycięstwo idziemy wśród burz
I po wolność przeświętą dla Ciebie.
… Jakaś piosnka serce me kolebie,
Dziwnym rytmem, dobrze znanym już …
62
Przedziwne tego roku opadają liście
Przedziwne tego roku opadają liście;
Inne liście niż zwykły opadać jesienią…
Jakoś dziwnie, przedziwnie barwy ich się mienią,
Gdy pod stopy się kładą wzorzyście, wzorzyście…
… Przedziwne tego roku opadają liście…
… Zebrały te liście jesienne
Zachodu i wschodu blask złoty,
Owe cienie złocisto-płomienne…
… Zebrały te liście jesienne
Mgły złowieszcze i mroczne, krwawe;
Łzy wylane w godziny bezsenne,
– gdyśmy oddać musieli Warszawę…
… Zebrały te liście jesienne
Zachodzącej wolności blask cały;
Wszystkie trwogi, rozpacze płomienne –
– Cały zachód męczeński zebrały …
… Cieniem na nich pokładły się klęski
I rozliczne porywy szaleństwa,
Lata glorią złociste męczeństwa
I hymn wieczny o duchu zwycięskim…
Kwitnie na nich szkarłatem tęsknota,
Ku wolności promienna jej droga –
Ten marsz ciężki, krokiem twardym, męskim,
Marsz wiodący do gwiazd i do Boga,
Wśród zwątpienia, które sercem miota –
– Cała krwawa, płomienna Golgota…
63
… Zebrały te liście jesienne
Echa strzałów wśród murów Warszawy
I krwi świeżej strumienie codzienne,
– Którą wiejskie wchłonęły kurzawy…
… Zebrały te liście jesienne
Mgłę oddechu ostatniego z celi;
Jęki tych, którzy zdradzić nie chcieli
I w obozach gdzieś noce bezcenne…
… Zebrały te liście jesienne
Barwy, tony, półtony, półwzloty,
Wszystkie blaski tajemne, płomienne –
– Polską mękę przeświętą Golgoty…
… Przedziwne tego roku opadają liście;
Inne liście niż zwykły opadać jesienią …
Jakoś dziwnie przedziwnie barwy ich się mienią
Gdy pod stopy się kładą wzorzyście, wzorzyście…
… Przedziwne tego roku opadają liście…
64
Warszawski Chrystus
Warszawo! Warszawo Warszawo1
Patrz: nad Tobą niebo się rozsnuwa,
Chociaż ciemne, chmurami brzemienne,
Jednak niebo – w nim, mówią, jest Bóóg.
Warszawo, wierzysz, że On czuwa?
Patrz:
Blask zachodu prześwieca się krwawo,
Aż refleksy się kładą płomienne
Na zamkowy, spopielały próg …
Warszawo! Warszawo! Warszawo!
Czy nie znasz krwi i łez, i trwóg?
Nie znasz co męka i ból?
… Patrz! W posąg zaklęty król
w niebo miecz wznosi, gdzie Bóg …
Warszawo! Warszawo! Warszawo!
Przewalają się nad Tobą chmury czarno-płomienne,
Miecz królewski przebić ich nie może!
I Ty wierzysz jeszcze, że Bóg czuwa,
Że nad Tobą serce czuwa Boże,
Litościwe dla krwi i dla łez?
- Chociażby nadszedł kres Twej męki
Z Bożej nie spłynie ręki –
Moc ludzkiego wywoła go męstwa…
Warszawo! Nie stamtąd czekaj zwycięstwa…
………………………………………….
… Bolesny Chrystus u Fary
Zbolałą opuszcza głowę…
W mrokach kolumn budzą się mary…
…………………………………………………
65
… Czemu o Boże, chmur tych nie przebije
Grom z Twojej, pono miłosiernej ręki?…
Czy Ty nie masz litości?
Patrz! Dość wokół męki!
Spójrz wokoło! Podnieś twarz…
…………………………………………….
…Ciężka, ach jakże ciężka cierniowa korona;
Jej ból szarpiący skronie, Warszawo, Ty znasz…
Krew spod niej czoło broczy gorąca, czerwona,
Zalana nią pobladła i bolesna twarz
I oczy Boskie, umęczone oczy…
……………………………………………...
Warszawo! Warszawo! Warszawo!
On cierpi z Tobą, tam cierpi, u Fary,
Jako brat miłujący, jak ojciec rodzony,
A wyzwolą go z męki te tętniące dzwony,
Co Twój obwieszczą triumf krwi i łez i wiary.
Samotny czeka wśród kaplicy cienia,
Na Twoją wiarę powstałą z cierpienia
pochyla w dół boską, umęczoną twarz,
Pobladłą i krwawą…
……………………………………………………
A Ty?
Tak! Ty Go wielbisz!
Ty Go znasz …
Warszawo! Warszawo! Warszawo!
66
Róże
Stoją przede mną róże w wysmukłym szklanym
wazonie ...
Hej, cóż rozbłysło w piersi jak krew? …
Jakieś płomienne wołanie i zew –
Ach, to Warszawa płonie! …
… Hej, cóż purpurą kwiatu wystrzeliło w górę?!...
… Ulicami się snują postacie żołnierzy,
Wczoraj jeszcze wierzyli, dziś żaden nie wierzy
I przez łzy krwawe patrzą na płomieni chmurę …
… Czy to róże jesienne płatki osypały
I czerwienią zasłały warszawskie ulice? …
Czy to róże jesienne, niby błyskawice
Łuną ponad dachami wielką rozgorzały? …
Czy to róże jesienne ubrały w płomienie
Miasto i czy to one podsycają męstwo
Żołnierzy, kiedy znikła w nich wiara w zwycięstwo
I kiedy walczą po to, by się mścić i ginąć? …
I czy w oczach otwartych, szklanych, osłupiałych,
Których wzrok żaden żywy nie zdoła ominąć,
W tych oczach czy też róże czerwienią gorzały,
Odbijają te mury, w których przyszło ginąć?
…Hej róże, czerwone!
Ustroiłyście miasto w koronę
Ognia i krwi męczeńską …
Ubrałyście purpurą jesienną
W glorię wieczną, krwawą i płomienną,
Która w latach niepamięci, jako rubin płonie,
Nie starta klęską …
Stoją przede mną róże w wysmukłym szklanym
Wazonie …
67
Wróżba
Listki akacji padają wśród trawy
Zrywane dłonią, to pewną, to drżącą …
Chociaż ta wróżba ot tak, dla zabawy,
Jednak chcesz, żeby wyszło „tak”… niechcąco …
Lekki niepokój w głębi serca drzemie,
Ust pogardliwym kryjesz go skrzywieniem …
Listek ostatni upada na ziemię:
„Tak” – i dziękczynnym żegnasz go spojrzeniem …
Potem się śmiejesz z sercem lekkim dziwnie …
Jakże inaczej, gdy ci „nie” wypadnie!
Szczera wesołość? szczera? Nie, przeciwnie,
Okruch ci smutku w sercu utkwił na dnie …
Musisz pamiętać o wróżbie wbrew chęci,
Myśl nieustannie plecie się i plecie
I coś ci długo, długo tkwi w pamięci …
„Złe pamiętamy” mówią przecież w świecie …
Choć wróżba była zabawą, śmiechem,
W którą się przecież nigdy nie wierzyło,
Jednak się w sercu „nie” odzywa echem …
Wiem a doświadczenia … Dzisiaj też tak było …
68
Ave
Gdzieś z mglistej dali nadchodzi świecąca
I jakiś spokój rozsiewa dokoła,
Chociaż jest sama pobladła i drżąca
W srebrzystych blaskach skąpana miesiąca
I chociaż w górę nie unosi czoła
Strojnego w gwiazdy, których blask nie kona …
Ave! Tak dzisiaj jest nam objawiona …
Dawniej w swe święto spływała w purpurze
I pośród grania roztętnionych dzwonów,
A rozbudzone z snów zimowych burze
Leciały po Nią ku górze, ku górze,
Aż do gwieździstych, podobłocznych tronów;
Ave! Tak dawniej była objawiona …
A teraz spływa po blasku miesiąca,
W bladej sukience otulonej mgłami,
A taka cała pobladła i drżąca,
Jakiejś pociechy, czy ulgi łaknąca,
Z twarzą żałosną i cichymi łzami…
Taka cierpiąca i tak zasmucona
Ave! Maryjo, bądź nam pozdrowiona …
Ociera suknią krew skrzepłą z chodnika,
Dłońmi przesuwa po śladach od kuli;
Ból Ją przedziwny dławi i przenika,
I krzyżem znaczy zimny głaz chodnika,
I doń swe usta przenajświętsze tuli …
Coś się w Niej łamie i coś w sercu kona.
Ave! Bądź, Matko, bądź błogosławiona …
I gdy odpływa wiotka, cicha, blada,
By błogosławić każdy z ludów świata,
Na tamten naród gwiezdny znak nie pada,
69
Dłoń podniesiona bezwolnie opada,
A z warg ucichłych nawet szept nie wzlata.
I stoi w chmurach sama zadziwiona …
Ave! Królowo, bądź błogosławiona …
A kiedy znikła, jak gdyby cień blady,
O jej wędrówce szeptał blask miesiąca
I przy krwi śladach Jej zostały ślady,
Jako diamentów iskrzących miriady
I pozostała smuga łez paląca. …
Szepce Warszawa, we śnie pogrążona:
Ave! Maryjo, bądź mi pozdrowiona …
7.XII.1943
70
W dniu trzeciego maja
Coś się we mnie rozłkało jakimś dziwnym śpiewem
I nie wiem czego tak bardzo mi żal;
Tęsknotą mglistą omroczona dal,
A jak wyśpiewać tę tęsknotę, nie wiem.
Hen, gdzieś za morzem, pośród złotych chmur
Wzeszło już przecież promieniste słońce,
Czemu nie lecą ku mnie jego gońce,
Promieni jasnych diamentowy sznur?
Hej! pokoju wymarzone słońce
Nie przylecą słoneczne wysłańce,
Nie nadeszła jeszcze na to pora,
Nie stanęły jeszcze w polach szańce
I tak samo jest jak było wczoraj.
Choć w podziemnej kuźni huczą młoty
I mknie spod nich iskier promień złoty,
Tak, jak wczoraj widnieje na ziemi,
Na krwawej, umęczonej roli
Ślad bolesny kajdanów niewoli,
Obce hufce z sercami wrogimi
Obcą mową plujące, nieznaną …
… Tak jak wczoraj, jeszcze jest to samo …
Cóż na ziemi ujrzałoby słońce,
Tamto słońce promienne, zza morza?
Czy jak giną wolności obrońce,
Jak ich ściska germańska obroża,
Jak na własnej, ukochanej ziemi
Krew z nich spływa strugami łzawymi,
Z każdej grudki relikwie stwarzając …?
Ogrom wielkiej ujrzałoby wiary,
Przenajświętsze miłości ofiary,
Takich, którzy nie bledną konając …
Czy ujrzałoby słońce zza morza
Okrucieństwa i podłości czyny,
Różne wielkie, bezgraniczne winy,
71
Te, dla których nie ma przebaczenia…?
Co ujrzałoby słońce zza morza,
Rozedrgane w miękkich wiatru tchnieniach?
… Hej! pokoju w wolności – sny złote …
Taka ciemność wokoło i ból
Taka męka i rozpacz wśród pól,
Z których ślemy bezbrzeżną tęsknotę …
Coś się we mnie rwie żalem i coś się podwaja …
Tak- wzrasta we mnie miłość i dławiący ból …
… Mrok przewala się falą pośród mglistych pól …
… Co mi jest? …
… Ach, to przecież dzisiaj Trzeci Maja …
Coś się we mnie rozełkało jakimś dziwnym
Śpiewem
I nie wiem czego tak bardzo mi żal …
Tęsknotą mglistą omroczona dal …
… A jak wyśpiewać to co się czuje – nie wiem.
72
Nieosiągalne
Gdybyż to można wypowiedzieć w słowach,
Których by inny: nieszczere, nie nazwał,
Tych wszystkich myśli pokłębionych nawał,
Już zkształtowanych w zamglonych osnowach.
Gdyby o strunę można by uderzyć,
Mocą słów prostych, codziennych i zwykłych,
Oddać uczucia, co niewzrosłe znikły,
Lub te, swą mocą świat mogące przeżyć.
Gdyby swą siłę móc przelać w wyrazy,
Życiem swym własnym treść ożywić pustą:
Gdybyż to można pióru dać i ustom
Zdolność przemiany myśli swych w obrazy.
Wtedy by można światy zburzyć ciasne,
Na ich budowę inne zebrać bryły,
A mocą słowa dać im nowe siły –
Zdobyć szczęście, szczęście swoje własne …
73
Oczekiwanie
Drżą blade cienie na wód lazurze
I siostra fala biegnie za falą,
A na fal grzbietach błyski się palą,
Iskier ognistych podobne chmurze.
Głębią się snują półcienie mgławe,
Jakby omdlałe w słonecznych blaskach;
Słońce promieni wrzących kurzawę
Zatapia w białych nadbrzeżnych piaskach.
W milczącym stoją bezruchu trzciny,
Czekają na coś, wpatrzone w fale.
I cisza wielka wsłuchana w dale,
Płynąca myślą z nurtem głębiny.
Wszystko co żyje, słucha i czeka
W napięciu wielkim i przy sił końcu;
A myśl bezkształtna, mglista, daleka
Przybywa z dala skąpana w słońcu.
Dzwoniąca cisza coś przemawia echem,
Czego nikt jeszcze i nic nie rozumie
Więc wszystko czeka i słucha, jak umie,
Nie plamiąc ciszy ni łzą, ni uśmiechem.
Nieuchwycone „coś” w oddali drzemie,
Coś, czego nigdy myśl żadna nie pojmie;
Lecz wszystko czeka przedziwnie spokojnie
Na coś … co nigdy nie zejdzie na ziemię…
74
Marzy mi się
Marzy mi się Wernyhora:
Jakieś dumy, jakieś bajki
I dnieprowe w wirach czajki,
Skryte mroczną mgłą wieczora.
Słyszę, słyszę nie od wczoraj
Ton tajemny bałałajki,
Nutę legend, nutę bajki,
Która błądzi w snach wieczora,
Nie od dzisiaj, nie od wczoraj
Marzy mi się wielkie słowo;
Tropi mnie przedziwną siłą
Coś co było – czy nie było …
Marzy mi się wciąż na nowo
Krwią zbroczona rubinową
Stara zbroja pod mogiłą
I sen, który się wyśniło,
A dziś trzeba śnić na nowo,
Z nową wiarą w dane słowo.
Marzy mi się kary koń
I tajemny pobrzęk lir,
Słów płomiennych szał i wir,
Roztętniona głucho błoń
I daleki krzyk: - Pod broń! –
Przytłumiony graniem lir …
Widzę – rwie się dziko koń …
… Przyjdzie los …
… Hej! bronie w dłoń
… nie od dzisiaj, nie od wczoraj
Marzy mi się Wernyhora …
75
Inaczej niż pod Somosierrą
Braknie nam zbrój,
W amaranty nie zdobne mundury,
Chyba w krwi zdrój,
Co okrywa nas płaszczem purpury.
Pędzim do szarż,
Lecz inaczej niż dawni ułani,
A święty marsz
Często dźwięczy w więziennej otchłani.
Nie mamy zbrój
I wróg inny nam w oczy spoziera!
Aten nasz bój
Jest wspanialszy niż Somosierra!
.
76
Nastrój
Dzień przełzawiony i to niebo szare
Przedziwnie srebrnym blaskiem rozświetlone,
Płyty chodnika wytarte i stare
I ulic sznury od dawna znajome …
Żebrak pod murem i melodia pieśni,
Co monotonna gdzieś z oddali płynie …
I jakiś szary sen, co już się prześnił
A niestreszczony, coraz bardziej ginie …
Nastrój! Rozpierzchłe myśli dookoła
Nie mogą same doszukać się siebie …
Coś w duszy ciągle, monotonnie woła …
Co woła, o czym? … nie wiem i nikt nie wie …
77
Szczęśliwi
Ci są szczęśliwi, którzy wśród zawiei
Umieją widzieć jutrzenkę nadziei,
Którzy wśród grzmotów, błyskawic i gromów
Płakać nie będą na gruzach swych domów,
A będą śpiewać słońcu hymn radosny,
Ciesząc się przyjściem spodziewanej wiosny.
Ci są szczęśliwi i naprawdę młodzi,
Którym nadzieja smutek każdy słodzi
I dla tych życie pełne zawsze słońca
I jasnym będzie do samego końca,
Bo w nich nie szukać miejsca na tęsknotę,
Chyba, że za czymś, co lotne, co złote…
Ci są szczęśliwi...
78
Filozoficzne pisać wiersze
Filozoficzne pisać wiersze,
Gdy nam tu szumi las sosnowy
I aromatem swym do głowy
Myśli nawiewa jakieś … świeższe …
Filozoficzne rozmyślania
Kaligrafować – szumne, górne? …
Nie! To stanowczo jest za chmurne,
Gdy nam się wokół świat rozdzwania …
Ot, lepiej pójdźmy tam, do lasu,
Siądźmy, zadarłszy w górę głowy
I śledźmy razem obłok płowy. –
Dziś wszystko inne – strata czasu …
79
Smutek wieczorny
Przede mną pas borów ciemnieje
I wstęgą się ciągnie w dal droga
W twarz chłodny, wieczorny wiatr wieje.
Wiatr smutku – od samych stóp Boga …
Nad martwym, zamarłym ścierniskiem,
Nad łąką i szarym ugorem,
Obłokiem rozpełza się niskim
Smutek, wraz z sennym wieczorem.
Nad ziemią zamgloną się snuje
Dziwny, bezbrzeżny, żałosny
I brzezin sznur drżących całuje,
Wraz z nimi tęskniąc do wiosny.
Nad szarym się snują ścierniskiem,
Co chłodną wilgocią przejęte,
Nad rzeką ucichłą rżyskiem
Godziny powolne, a święte.
Tęsknota za śpiącym daleko
Szczęściem promiennym i jasnym
Chwile, co wolno się wleką
Z smutkiem i moim i własnym.
80
Tęsknota
Jak obłok mglista, słońcem złota
Snuje się, snuje ma tęsknota …
Żyje w słonecznej, drżącej smudze,
Na migocącej w iskrach strudze
I w plamach jasnych, co przez liście
Padają złocąc się ogniście …
W kropelkach rosy mi migota
Myśl tęskna, w smutku swoim złota …
Mąci weselny śpiew ptaszęcy
I wraz z złocistą pszczołą brzęczy,
Tkwi w delikatnych kształtach drzew
I kwiatach woń jej nie rozwiewa,
A tylko wzmacnia bardziej jeszcze …
Zmyć jej nie mogą letnie deszcze,
Grające światłem, barwą słońca …
Czarem przejęta, łzami drżąca –
Czasem się zdaje, że już ginie,
A ona z dali znów nadpłynie
I świat znów żyje w jej rozterce …
… Świat? – Ach, nie, tylko moje serce …
81
Nie wiem, co mnie weseli
Nie wiem, co mnie weseli –
Czy ten nastrój niedzieli,
Czy uliczny, tak senny dziś gwar,
Czy trawniki zieleni,
Która w oczach się mieni,
Jak aksamit łąk wiejskich i czar …
Nie wiem, co mnie weseli –
Błękit, co się rozścielił
Ponad miastem i ciągnie się w dal,
Czy to słońce, co z góry,
Przez obłoki i chmury
Świecąc spędza i smutek i żal …
Nie wiem, co mnie weseli –
Może święto niedzieli
Może inna, ważniejsza dziś rzecz:
Moje życie i wiosna,
Tak promiennie radosna,
Że rozpędza mi smutki hen, precz …
82
Nie wiem, czego mi żal
Nie wiem, czego mi żal
Czy tej piosnki, co w dal
Płynie lotna - i więcej nie wróci,
Czy też słońca, co już
Gaśnie z wolna wśród zórz –
Nie wiem, co mnie rozrzewnia i smuci …
Nie wiem, czego mi żal –
Czy drobniutkich tych fal,
Które Wisła iskrząca się niesie,
Czy też wiatru, co śpiew
Budząc nagle wśród drzew
Raptem ginie i szumem się wzniesie …
Nie wiem, czego mi żal –
Czy tych marzeń, co e dal
Mkną tak złudne, czarowne i złote,
Czy uśmiechu przez łzy,
Co w zachodu zbiegł mgły
I zostawił po sobie tęsknotę …
83
Rozśpiewała się we mnie wiosna
Rozśpiewała się we mnie wiosna
Hymnem radości i nadziei
I po zimowych burz zawiei
Pogodna jestem i radosna.
Rozśpiewało się we mnie słońce
Blaskiem przedziwnych swych promieni
I świat wokoło się odmienił,
Oczarowany zimy końcem.
Rozśpiewało się we mnie życie
Potężnym hymnem mocy własnej
I żyję jakby we mgle jasnej,
Dniami bez mroków, w ciągłym świecie.
Rozśpiewało się we mnie kochanie,
Takie wielkie, słoneczne, wiosenne!
Raz uśmiechem, raz łzami promienne
Jest marzeniem, prawdą się nie stanie …
Rozśpiewało się we mnie młodością
Krew tętniąca, marzenia niezłomne
I to serce, swą mocą ogromne –
- Wszystko śpiewa wiosną i radością …
84
Tak jestem pełna wiosny
Tak jestem pełna wiosny,
Tak jestem pełna słońca,
Że śpiewać chcę i śmiać się
I szaleć – hej! bez końca!
I cały świat wokoło
Tak dziwnie jest radosny –
Ja jestem pełna słońca
Ja jestem pełna wiosny …
Tak jestem pełna wiary
Nadziei i miłości,
Że jakieś dziwne święto
W całym mym sercu gości …
Pełna jest moja dusza,
Bez żadnej, żadnej miary
Nadziei i miłości
I pełna słodkiej wiary...
85
Nie wyjaśnione pytanie
Stoję przy oknie i czekam,
Stoję przy oknie i marzę,
A tu przecież dopiero trzecia na zegarze …
Stoją przy oknie i wzdycham …
Czas tak powoli ucieka:
Piąta jest jeszcze bardzo, bardzo daleka …
Stroję przy oknie i robię
Ba-a-ardzo nieszczęsne miny:
Czemu od piątej mnie dzielą aż dwie godziny?! …
86
Droga
Płyniesz daleko, daleko poprzez świat roześmiany
Płyniesz biała i cicha, milcząca,
Krokiem każdym rozdzielasz, roztrącasz,
Jako strumień siły niewstrzymany.
Płyniesz cicha, potężna, wszechmocna,
Dziwnie smutna w olbrzymiej swej sile …
Trzeba tobą tak długie iść mile …
Drogo życia, drogo pobłocona …
87
W niedzielę
Myśli rozproszone, bezładne
Wybiegły na świat!
Niewierne i zaradne,
Nie chcą wrócić do właściciela.
Ach, to drobnostka1 Takim rad!
Dzisiaj niedziela!
Trudno się myślom dziwić,
Że i one chcą trochę swobody;
Trudno im się sprzeciwić,
Każdy przecież, jak one, jest młody!
Każdy w każdym ma przyjaciela!
Dzisiaj niedziela!
Poszły moje myśli hen, daleko
I jestem sobie, jak ten boży dzień – bez troski.
Słońca blaski wszystkich, jak mnie pieką
I mój nastrój się wszystkim udziela:
Nikt nie myśli, lecz każdy jest … boski!
Dzisiaj niedziela!
88
Zadymka
Siwa zima oplata smętkiem swoim pole,
Na które pada teraz drobniutka mgła śniegu ……
Lodem więziony strumień szarzejący w dole,
Zakrzepły nagle w bystrym, a szumiącym biegu.
Wysmukła grupa świerków, wśród pustego pola
Chyli gęste gałęzie pod śniegu nawałą,
Nad strumykiem samotna, bezlistna topola
Okrywa się, drżąc z zimna, ciepłą suknią białą.
Hen, gdzieś na horyzoncie mgłą tajemnic skrytym
Jest wiosna i bór ciemny rozrosły daleko –
Drzemią pewnie w śniegowym okryciu obfitym
Tęskniąc za roześmianą sierpniowych dni spieką.
Półsenne życie ziemi ukryte trwożliwie
Pod lodową skorupą śniegiem przywaloną …
I żal dziwny za złotem zbóż na wonnej niwie,
Żal, co targa mym sercem i ziemią uśpioną …
89
Jedyna prawda
Jedyną prawdą jest to,
Że pięknie i dobrze na świecie,
Bo przecież nawet zło
Zawsze się z dobrem splecie.
I nigdy nie znajdzie się ktoś,
Kto tylko zło w sobie mieści,
Zawsze w nim będzie coś
Głębszej i lepszej treści.
Jedyna prawda i jaśń,
Która się z mroków wyłania,
To wielka odwieczna baśń.
Prześwięta baśń kochanie.
Od najdawniejszych lat
Snuje się ona wszędzie
I cały wokół świat
Przędzie ją wciąż i przędzie …
Jedyna prawda wśród nas,
To wiara w wszystko, co jasne
I ufność po wieczny czas,
W serca i innych i własne.
90
Niedługo już
Niedługo już ujrzymy maj
W słonecznej szacie białych bzów;
Jabłonie niby jasne duchy
Stroić się będą w kwiatów puchy …
…Hej! idzie wiosna znów ...
Niedługo już ujrzymy czar
Wiosennych marzeń, zwid i snów …
Błękit się nieba roześmieje,
Od ziemi ornej wiatr zawieje …
… Hej! idzie wiosna znów …
Niedługo już ujrzymy maj,
Który osusza oczy z łez,
Nadziei rzuca jasne kwiaty
I wiarę w sen, w ten sen skrzydlaty,
Że przyjdzie łzom i bólom kres …
Niedługo już ujrzymy czar;
Nadejdzie maj, zakwitnie bez …
Początek wiosny - każde serce
Już woła tym, co są w rozterce:
„… Hej! bólom kres, zwątpieniom kres…”
91
Gwiazdy już gasną
Gwiazdy już gasną.
Uchodzi mrok i cień.
Dzień.
Gwiazdy już gasną
Na bladym niebie,
Świt strugą jasną
Spędza mrok,
A mnie żal nocnej
Ciszy wszechmocnej,
Ogromnej ciszy
Co zsyła sen.
Gwiazdy już giną,
W jasnych niebiosach.
Blaski wciąż płyną
Spędzając mrok;
A mnie żal sennej,
Potężnej nocy
Co teraz w mocy
Jasności dziennej.
Uchodzi cień …
I świta dzień
Szary i wilgotny,
A jednak jasny,
Bo ma swój własny
Odrębny blask.
Brzask …
A mnie żal ciszy
I ciemnej nocy,
Chwil gdy się słyszy
Tysiące słów –
Które przychodzą,
By pierzchnąć znów
92
W przepastny mrok
Wytężasz wzrok
I widzisz mary
Blade widziadła
I bojaźń dziwna
Na ciebie padła,
By pierzchnąć znów,
Z tysiącem słów
I snów …
Gwiazdy już gasną
Światłością własną
Tłumiąc blask.
Brzask …
Gwiazdy już gasną,
Uchodzi mrok
I cień.
Dzień..
Wieczór
Po nieba jasnym tle,
Srebrzyste chmurki mkną
I giną złotą skrą
W zachodu krwawej mgle…
Na niebo pada cień,
Wieczorny, ciepły mrok …
Gdzie tylko sięga wzrok,
Zewsząd uchodzi dzień …
Powoli gaśnie blask,
Zachodu krwawa jaśń
Znika wieczorna baśń –
Noc zachodzi z pełnią łask … …
93
Sonecik
Złota mimoza na kwietnej wystawie
Leży związana w artystyczne pęki,
Często do niej ludzie podchodzą i ciekawie
O cenę się pytają, biorąc ją do ręki.
Jakże się boi złocista mimoza,
Kiedy nią ludzkie potrząsają dłonie!
Roślinką całą wielka wstrząsa groza,
Aż z niej się śmieją trzy róże w wazonie.
Złota mimoza tak ze strachu drżąca,
Że aż wiotczeją jej wątłe łodygi …
Nie wiedząc tego ciągle coś ją trąca,
Każdy o cenę pyta na wyścigi …
Zbladła z zazdrości różyczka pachnąca ,
Coś z sąsiadkami gadając na migi …
94
Piosenka o pszczole
`
Tak ślicznie jest wokoło,
Piękny wokoło świat –
Każdemu jest wesoło
I każdy dzisiaj rad!
Rozpogódź i ty czoło –
Wiosenny pachnie kwiat,
A złota pszczoła dzwoni,
Wśród kwiecia na jabłoni …
Błękitny obszar nieba,
Śmieje się cały sad …
Nam też radości trzeba!
Śmiej się czyś swat, czyś brat!
Uprawna, czarna gleba
Pachnie na cały świat,
A złota pszczoła brzęczy,
Wśród kwiatów wonnej tęczy! …
95
Fantazja
Idź w złotą słońca jaśń,
Wśród trudu, łez i mąk,
By tak, jak głosi baśń
Odnaleźć kwiecia pąk.
Zaczarowany dziwu kwiat
Takiemu szczęście musi nieść,
Kto szukać będzie go od lat,
Wierząc, że prawdę głosi wieść.
Kto niezachwianie ufać będzie
Wieśniaczej, prostej tej gawędzie,
Kto nie dopuści k’sobie cienia
Ni nieufności, ni zwątpienia
Idź tam, gdzie wstaje dzień
Skąd pierwszy pierzcha mrok,
Gdy jasność, czy gdy cień
Równym ma być twój krok.
Idź znaleźć szczęście swe,
Ukryte pośród gór
Drzemiące w mrocznej mgle,
Wśród nieprzejrzanych chmur.
Idź w złote słońca jaśnie,
Aż tam, gdzie blask ich gaśnie
I staczać musisz boje,
By zdobyć szczęście swoje.
Idź w złotą słońca mgłę,
Po szczęście swego kwiat
Obetrzyj z oczu łzę
Co dręczy cię od lat.
Zdobędziesz własne sny,
Marzenia swego cud
Spowitą w srebrne mgły
Nagrodę za swój trud..
96
Ktoś Ty ?
Siną Ci mgłą zachodzą oczy
Po piersiach Twoich depce kat …
Coś Ci ciężarem serce tłoczy …
… Ktoś Ty ? …
… Twój brat …
Czoło podnosisz w niemej męce,
Usta Ci dziwnie drżą
I dziwnym ruchem łamiesz ręce,
Szepcesz:
… Nic ja … Tam inni mrą ...
Wokół więzienne, czarne mury …
Oddechu brak, o! brak …
Myśl gdzieś Ci wzlata hen, do góry:
Ta jeno wolna – ptak …
Hej, sinym cieniem twarz się mroczy …
Świsnął więzienny bat …
Łzami krwawymi zaszły oczy …
… Ktoś Ty? …
… Twój brat …
97
Ten, jakże znamienny wiersz zamieściłem na
końcu utworów powstałych w 1943r. dla podkreślenia
jego symbolicznego znaczenia. Właściwie ten rok
zamykają trzy wiersze: „Warszawski Chrystus” ,
„Przedziwne tego roku opadają liście” i „Ave” . Ten
ostatni powstał 7 grudnia 1943 roku i jako jedyny,
napisany przed 1944 rokiem ma tak dokładną datę
powstania.
A jaka była Teresa? Wiemy o niej, że pisała
wspaniałe wiersze daleko wyprzedzające możliwość
trzynasto, czternastoletniego dziewczęcia. Tak o niej,
na stronie 14 swej książki „Teresa Bogusławska –
wołanie z nocy” pisze Józef Szczypka’
„…To dziecko … zdumiewało niespodziewaną
dojrzałością. Na przykład, gdy mówiło z powagą o
śmierci i o tym, że nie przeżyje .wojny Ciotka
Kończycowa nie bez lęku wysłuchiwała tych zwierzeń...”
I dalej, na stronie 15 Józef Szczypka wspaniale
przedstawia osobowość tego dziecka noszącego dziś
miano „Najmłodszej poetki okupowanej Warszawy”
słowami:
„Teresa w ogóle odznaczała się żywym temperamentem
energią, nawet zuchwalstwem. Jako uczennica
gimnazjum im. Cecylii Plater-Zyberk ( które w czasie
wojny oficjalnie występowało pod szyldem szkoły
krawiecko-bieliźniarskiej) była duszą klasy, Zdolna, o
wyraźnie określonych zainteresowaniach, a przy tym
wrażliwa i delikatna, zwróciła na siebie uwagę
nauczycieli, zwłaszcza polonistki, prof. Heleny
Młynarskiej. Natura obdarzyła Teresę hojnie. Pisała
wiersze, grała na fortepianie, próbowała rysować.
Znano ją też z jej recytacji na szkolnych uroczystościach
czy – to już później – z tego, że czytała „nudnego”
98
Prosta, a chcąc wygrać zakład z którymś chłopcem
nauczyła się na pamięć całej „Grażyny”.
„Stale otaczało ją grono koleżanek, a przekażmy i
to: był ktoś, kto wzbudził jej pierwsze młodzieńcze
uczucie. Ktoś inny znowu wzdychał do piwnych oczu
Teresy. Do dziś ze wzruszeniem pamięta przechadzkę po
Starym Mieście, na której gimnazjalistka raz po raz
sięgając do faktów historycznych, żartobliwie
opowiadała mu miejscach swojego dzieciństwa. I
pamięta listy nie ocalałe w zawieruchach czasu – ładne,
ale tak dręczące go niegdyś listy, albowiem wyznaczała
mu w nich tylko rolę powiernika …”
Taka to Teresa jesienią 1943 roku składała
Harcerskie Przyrzeczenie. Pamiętała zawsze słowa
wypowiedziane wśród ciszy podniosłej atmosfery:
„Mam szczerą wolę całym życiem służyć Bogu i
Polsce …”. Jej nie wystarczało już pisanie wierszy i
układanie haseł przeciwko tyranii okupanta. Ona
pragnęła czynnie uczestniczyć w akcjach „Małego
Sabotażu”, chciała udowodnić, że można na niej
polegać, że w decydującej chwili nie ulęknie się wroga,
nawet za cenę własnego życia.
W atmosferze obaw i nadziei kończył się czwarty
rok niemieckiej okupacji. Minęły Święta Bożego
Narodzenia, zbliżał się Nowy Rok. Co on przyniesie?
Czy długo jeszcze Niemiec będzie nas gnębił, dokąd
będzie bezkarnie panoszył się na naszej, polskiej ziemi?
Boże! Co się dzieje z ojcem? Od początku wojny nie
mamy żadnej wiadomości od niego. Czy żyje? Jeśli żyje,
to na pewno jest teraz w wojsku. Ale gdzie i czy wie co
się dzieje u nas? Gdyby wiedział, że ja jestem w Szarych
Szeregach, byłby ze mnie dumny. A Andrzej! Co z
Andrzejem? Całkiem zapomniał o swej małej
99
siostrzyczce? Gdyby był teraz tutaj, na pewno walczyłby
u boku Janka. No tak! Przecież Bytnar, słynny „Rudy”
nie żyje. Był aresztowany, a chłopcy odbili go z rąk
niemieckich oprawców. Jednak nie przeżył
skutków
tortur w hitlerowskich katowniach.
Może Andrzej jest teraz z tatą, tak jak ja z mamą.
Ciekawe, czy wiedzą o sobie, gdzie są i co robią? Wciąż
modlę się za nich i proszę Boga, by pozwolił im
szczęśliwie wrócić do domu. A co w tym nadchodzącym
nowy, 1944 roku czeka nas, mamę i mnie? Czy
wreszcie skończy się wojna? Przecież Niemcy wszędzie
dostają baty – tak na wschodzie jak i na zachodzie. Ale
to chyba jeszcze daleka przyszłość, a na razie czeka nas
dalsza, ciężka walka z okupantem, bezwzględnym,
zbrodniczym zaborcą germańskim – Niemcem. Od
jakiegoś czasu coraz częściej mówi się u nas o
powstaniu.
W VI Warszawskiej Drużynie Żeńskiej Szarych
Szeregów trwa szkolenie harcerek w zakresie udzielania
pierwszej pomocy rannym, zasad łączności, pomocy
ludności cywilnej. Ćwiczenia i alarmowe zbiórki mówią
im, że coś się dzieje, że zawsze trzeba być w pogotowiu
Ona jest zawsze gotowa. Nawet plecak ma spakowany.
Inne dziewczyny też. Często o tym rozmawiają i radzą
się co jeszcze trzeba sobie zapakować. A zajęć jest coraz
więcej i w tym nawale przeróżnych obowiązków
całkiem zapomniała, że ostatni wiersz napisała 7
grudnia, że był to wiersz, w którym słychać łkanie:
…………………………………………………..
„Ociera suknią krew skrzepłą z chodnika
Dłońmi przesuwa po śladach od kuli,
Ból Ją przedziwny dławi i przenika,
I krzyżem znaczy zimny głaz chodnika
100
I doń swe usta przenajświętsze tuli …
Coś się w Niej łamie i coś w sercu kona.
Ave! Bądź, Matko, bądź błogosławiona …”
……………………………………………………….
A gdy skończył się rok 1943 i wraz z biciem zegara
po północy nastał nadszedł oczekiwany 1944, Teresa
wzięła zeszyt i zaczęła pisać pod datą pierwszego
stycznia swój nowy wiersz w nowym roku:
Wiersze roku 1944
*** (Wiozą ich …)
1.I.1944
Wiozą ich często nocą w ciemną dal bez końca,
Nikt wtedy nie rozpacza i nikt nie wie o tym.
Tylko księżyc zza chmury śle chyżego gońca,
By w karabinach straży rozbłysnąć się złotem.
Wiozą ich często nocą, gdy nikt o tym nie wie,
Kiedy sen mówi matkom: - Jego zwolnią wkrótce...
… Tylko odgłos strzałów wyzna w swoim śpiewie,
Że to jest pierwsza nuta w wyśnionej pobudce …
Smutny to wiersz, ale bo też i czasy nie napawały
radością. Jakże często o nocnych strzałach mówiły
okrutne plakaty obwieszczające o egzekucjach w
których ginęli polscy patrioci. Dlaczego Teresa obrała
taki temat wiersza w tym dniu, pozostanie na zawsze
tajemnicą. A może tak objawił się jej nastrój okresu
smutnych, bo samotnych Świąt Bożego Narodzenia i
Nowego Roku, które pamiętała jako zawsze radosne,
rodzinne święta. Pocieszające jest tylko to, że zaczęła
tworzyć już pierwszego dnia nowego roku. Może będzie
to rok który przyniesie nam tak jak poprzedni wiele
równie wspaniałych wierszy.
101
Tymczasem w styczniu Teresa napisała następny
wiersz pełen zadumy poświęcony pamięci poległych
bohaterów naszych. Dziś, gdy znamy dalsze losy naszej
poetki nasuwa się myśl, czyżby Teresa przeczuwała, że
czekają ją ciężkie chwile.
Lecz tego też już nigdy się nie dowiemy. Ale
przejdźmy teraz do następnego wiersza:
Mogiłom i cieniom
20.I.1944
I
Wyszeptacie mi kiedyś o sobie,
Złoto-krwawą, przejasną legendę …
Wasze słowa z śnieżycy wyprzędę,
Święty skarbiec pamiątek z nich zrobi.
W którąś białą, styczniową zawieję –
Może jutro, a może po latach,
Napiszecie mi na śnieżnych płatach,
Jakie były te serc Waszych dzieje.
Jak wichura Was niosła ku słońcom,
Kędy droga jej wiodła męczeńska,
Gdzie zwycięstwo, gdzie była Wam klęska,
Gdzie mogiły sypano – tysiącom.
… Opowiecie mi kiedyś prześpiewną
Złoto-krwawą serc Waszych legendę …
… Długo, długo słuchać wtedy będę
I zrozumiem, zrozumiem na pewno …
102
II
Chciałabym Wam piosenkę napisać,
Trochę smutną i trochę radosną,
By ją szumem mógł las wykołysać,
Kiedy w liście ustroi się wiosną.
By ją strumień wyszeptał nieśmiały,
Swą daleką przepływając drogą,
I by chórem Wam ją wyśpiewały
Bzów okiście – najładniej jak mogą.
Ton piosenki nie może być złoty,
Ni z lekkimi bajki kolorami;
Musi tętnić, jak kroki piechoty,
Co się nocą przedziera lasami.
Musi błyszczeć, jak szable i kosy,
I grzmieć, jako okrzyki komendy,
I mieć musi proste, szorstkie glosy,
Jak z biwaków żołnierskie gawędy.
Hej, piosenko! Pobiegłabyś echem,
Gdzie zapadłe, nieznane mogiły,
Każdym ziemi wzniecona oddechem,
Pełna życia i gwaru, i siły,
Powtarzałyby cię polne maki,
Które z mogił wykwitnęły jasno,
A radosne, rozkrzyczane ptaki
Wyśpiewałyby ciebie jak własną …
Hej! Roztętniałby tobą świat cały,
Piosnko moja dla mogił i cieni!
… Gwar i tętent, przyśpiewki i strzały …
… Prosty mundur, który krwią się mieni …
103
Było – przeszło. Żyje jeno w pieśni,
W sercach czasem się budzi wspomnieniem …
Tam, nad Wami, półbogowie leśni,
Bór się kłoni piosenką – westchnieniem …
III
Chciałabym Wam napisać podzwonne
Najgodniejsze, najświętsze, najlepsze…
Chcę … Jak? – Nie wiem. …Macierzanki wonne
Ponad Wami rosną coraz bledsze …
104
Ostatnie zdjęcie, Teresa z matką, rok 1944
Była Środa Popielcowa 23 lutego 1944 roku.
Teresa idąc rano do szkoły postanowiła wstąpić do
mijanego kościoła. Jak zwykle, miała w kieszeni
płaszcza kilka ulotek o antyhitlerowskiej treści, które
po stwierdzeniu, że nie jest śledzona od czasu do czasu
nieznacznie przyklejała na niemieckich plakatach. Tak
doszła do kościoła, by po krótkiej modlitwie udać się w
kierunku szkoły. W Alejach Jerozolimskich w pobliżu
Brackiej spostrzegła płaczącą kobietę wpatrzoną w
znienawidzony niemiecki czerwony afisz. Tak Niemcy
mieli zwyczaj zawiadamiać mieszkańców Stolicy o
nowej zbrodni, o rozstrzelaniu polskich patriotów.
Widać kobieta wśród nazwisk widniejących na afiszu
105
znalazła bliską sobie osobę. Teresa poruszona rozpaczą
kobiety, niepomna wpajanych na zbiórkach zasadach
konspiracji wyjęła z kieszeni ulotkę i przykleiła ją na
niemieckim plakacie. W trakcie tej czynności została
schwytana przez niemieckiego szpicla. Prowadzoną
przez niego Teresę w kierunku siedziby gestapo
zobaczył ksiądz Stefan Piotrkowski, szkolny prefekt.
Natychmiast zawiadomił o tym nieszczęściu matkę
Teresy, doktor Marię Bogusławską. Również jeden z
nauczycieli widząc Teresę prowadzoną w kierunku alei
Szucha przez niemieckiego tajniaka, przyniósł tę
tragiczną wiadomość do gimnazjum. Wkrótce w szkole
zjawili się gestapowcy i zabrali ze sobą dwie koleżanki
Teresy – Teresą Meissner i Marzenę Śmigielska. Obie
tego dnia również rozlepiały hasła. Przesłuchiwane nie
przyznały się do niczego i jeszcze tego dnia wróciły do
szkoły.
Gorzej, a nawet tragicznie przedstawiała się
sytuacja Teresy. Ona została złapana „podczas wrogiej
działalności przeciwko władzom okupacyjnym”, jak to
określali Niemcy. Dla niej zaczął się najcięższy,
najtrudniejszy czas
harcerskiej
próby. Została
osadzona w „Serbii” na Pawiaku. Stąd wożono ją na
przesłuchania na Szucha. Nie szczędzono jej
okrutnego bicia, szantażu, gróźb i innych szykan i
tortur, zarówno fizycznych jak i moralnych. Tymi
sposobami starano się zmusić ją aby podała nazwę
tajnej organizacji do której należy, nazwisk,
pseudonimów i adresów osób którym podlega. Teresa
oświadczyła, że do rozpowszechnienie haseł nakłoniła
ją jedna z ciotek (wówczas już nie żyjąca), a do żadnej
organizacji nie należała i nie należy. Nie zna żadnych
nazwisk i nie wie o pseudonimach. Podczas jednego z
przesłuchań była bita na taborecie. Oprawcy trzymali ją,
106
jeden gestapowiec za nogi, drugi za głowę. Jak
cierpiała, niech posłuży fakt, że szamotała się z taką
siłą, iż jeden katów przewrócił się. Grozę przeżyła, gdy
sprowadzona na przesłuchanie zobaczyła matkę którą
gestapowcy sprowadzili by zmusić Teresę do
wiarygodnych zeznań. Grozili biciem matki trzymając
pejcz nad jej głową. Nic to nie dało. Ona wiedziała, że
dopóki będzie twardo stała przyswojeń wersji wydarzeń
dopóty nic jej nie grozi. A nawet gdyby miała nie wyjść
z tej katowni, to i tak nie wyda nikogo, nawet za cenę
życia nic więcej nie powie oprawcom. Wszyscy, z
którymi związana jest harcerską przysięgą, mogą być
pewni, że ich nigdy nie zdradzi. Że nie myślała w tych
ciężkich chwilach tylko o sobie, niech przemówi takie
wydarzenie: stojąca pod ścianą na Szucha aresztowana
Teresa uczy żydowskiego chłopca „Ojcze Nasz…”, a
nawet powiesiła mu na szyi swój medalik, mając
nadzieję, że to uratuje mu życie. Jednak nadzieja była
płonna, życia małemu Żydkowi nie uratowała.
Pozwolę sobie raz jeszcze przytoczyć fragmenty
książki Józefa Szczypki. Na stronie 22 książki „Teresa
Bogusławska – wołanie z nocy” czytamy:
„Na Pawiaku trzymano ją do 14 marca 1944r. Nie była przed
aresztowaniem okazem zdrowia, w więzieniu więc skazana
na piekło śledztwa i celi, poważnie zachorowała na gruźlicę i
dostała rozstroju nerwowe- go. Niemcy, nie wydobywszy z
niej niczego co mogliby wykorzysta, zażądali podpisania
zobowiązania, że zry- wa z nielegalną działalnością i grozili
w razie odmowy wysłaniem do obozu poprawczego. Teresa
znowu zachowała się wówczas dzielnie. Znowu przemogła
strach, głód, zimno, chorobę i nie podpisała żadnego
zobowiązania. Nie pojechała wprawdzie do obozu. Przed
wysyłką uratowała się dzięki staraniom matki i dr Marii
Degi, żony znanego profesora ortopedy. „Na życzenie Matki
107
Teresy - stwierdza po latach dr Deżyna – napisałam list do
gestapo, prosząc o zwolnienie z więzienia ciężko chorej
Teresy . List napisałam oczywiście po niemiecku, starając się
o ściśle lekarską i ludzką argumentację. Szczegółów nie
pamiętam. Kto by to uważał wtedy za aż tak ważne? List
zaniosła matka. Pisząc, nie śmiałam wtedy wierzyć w sukces.
Widocznie musiało być gdzieś słowo, co padło na grunt
urodzajny. Teresa wyszła…”
„Wyszła z nakazem meldowania się co dwa tygodnie na
gestapo. Brzydki, odrażający pluchą dzień, najbliższa
przyjaciółka Teresy, Zofia Baranowicz (późniejsza
więźniarka Ravensbruck), ze zdumieniem ujrzała ją w
dorożce, gdy ubrana w piżamę, z futerkiem narzuconym na
ramiona, wracała z więzienia. Nastąpiło serdeczne
powitanie. Teresa była już jednak jakby kimś innym: z
pięknych piwnych oczu wyzierał smutek, a tak niegdyś żywa i
ruchliwa zwracała teraz uwagę swą apatycznością .Nie lubiła
opowiadać o przejściach więziennych i nie pisała wierszy.
(…) Leżała osłabiona i chora.”
Wróciła Teresa do domu. Wyrwano ją z okrut–
nych, krwawych łap hitlerowskich siepaczy. Wróciła po
zakończeniu najcięższej w życiu próby: harcerskiej
próby wierności Bogu i Ojczyźnie, próby wytrwałości i
męstwa. Wróciła zwycięska i niepokonana, choć tam, w
ponurych murach hitlerowskich katowni, na zimnych,
wilgotnych , betonowych posadzkach więziennych cel
zgasł promienny blask jej pięknych piwnych oczu,
znikła niespożyta energia. To już nie była ta sama
Teresa. Teraz była jakaś apatyczna, zagubiona, ciężko
chora, no i nie pisała wierszy. Ojciec jej, poeta, Antoni
Bogusławski, po którym Teresa odziedziczyła talent, tak
pisał na wieść o jej pobycie w hitlerowskim więzieniu:
108
NIĆ
Moja mała córeczka, poetka,
Wątły promyk na mrocznym Pawiaku
Wije rymy w półsłowach, półszeptach
Łuska perły w więziennym przetaku.
Pająk z okna po nici swej pełza,
Czarny strażnik, włochaty, szkaradny.
Półświadomie, w uśmiechach i we łzach,
Nić się snuje młodziutkiej Ariadny
Tam, za kratą, coś szumi – to drzewa;
Tam, za murem, szybują w lot ptaki.
Mała wróżka dobiera, przesiewa
Białych pereł wątek różnoraki
Co to będzie? Hymn buntu i burzy?
Co to będzie? Stęskniona śpiewanka?
- Bóg ze słońca wieczystej podróży
złotą nitkę dał jej tego ranka.
[Antoni Bogusławski]
Wiosną 1944 roku, dr Maria Bogusławska , w porozumieniu ze swym bratem lekarzem, wywiozła Teresę
do sanatorium w Otwocku, gdzie pracował i otoczył
chorą troskliwą opieką. Jedyną trudnością i uciążliwością w leczeniu była konieczność wyjazdu co swa
tygodnie do Warszawy, by zgodnie z żądaniem
Niemców, meldować się w gestapo. Mimo tej szykany
kuracja przebiegał pomyślnie. Pod koniec lipca w stanie
zdrowia nastąpiła wyraźna poprawa, nic więc dziwnego,
że na wieść iż możliwy jest w niedługim czasie wybuch
109
powstania, Teresa stara się wrócić do Warszawy. Nie
wiadomo jak dowiedziała się o godzinie „W”, w
każdym razie potrafiła uprosić matkę, by zabrała ją do
domu i pozwoliła jej tu pozostać.
1 sierpnia o godzinie 15-ej rozpoczęło się dawno
oczekiwane Powstanie Warszawskie.
Pragnęła stanąć do walki u boku harcerskiej
braci. Nie pozwolono jej. Była jeszcze zbyt osłabiona
przesłuchiwaniami w gestapo, chorobą i kuracją w
sanatorium. Pozwolono jej szyć mundury i opaski biało
–czerwone dla [powstańców, kompletować apteczki
sanitarne ze środkami pierwszej pomocy. Rzeźbiła też
ryngrafy z wizerunkiem Matki Boskiej. Cały czas była z
matką tam, gdzie ona prowadziła punkt pierwszej
pomocy, także, gdy trzeba buło szukać schronienia w
piwnicach, na podwórkach, czy po prostu w okopach.
Nie ustrzegła się chorób. Osłabiony organizm przy
skrajnie niesprzyjających warunkach, ciągła obawa
siebie i najbliższych sprawiły, że Teresa zapadła na
anginę i szkarlatynę, która do reszty podkopały jej
zdrowie. Razem z matką, wśród rzeszy uchodźców, z
małą walizeczką w ręku opuszczają Warszawę.
110
ŁABĘDZI ŚPIEW
Wycieńczona, z trudem trzymająca się na nogach
Teresa wraz z matką dostaje się do otwartego w Tworkach obozu dla chorych. Cierpi nie tylko fizycznie Nie
może pogodzić się z upadkiem powstania, z ruiną
Warszawy, z tysiącami ofiar. Ból i rozpacz po utraco –
nych miejscach swego dzieciństwa i konspiracyjnej
działalności nakłoniły ją do wznowienia pisania. A
może przyczyniły się do tego łzy w oczach matki, która
codziennie patrzyła na cierpienie córki. Teresa widziała
111
też wokół siebie rozpacz matek, które w powstaniu
straciły dorobek życia, a co najcięższe dla każdej matki
– straciły synów, córki; zostały same ze swym
niewypowiedzianym bólem. Oddały Ojczyźnie wszystko. Na pewno dlatego swój pierwszy po upadku
powstania wiersz poświęciła cierpiącym matkom;
Matce
Spłynie ku Tobie jego anioł stróż.
By Ci powiedzieć o wieczornej porze,
Że mu jest dobrze wśród niebieskich zórz,
Gdzie go uśmiechy błogosławią Boże…
A kiedy zaśniesz, da Ci jasne sny
I nad Twą głową skrzydła swe roztoczy,
I tchnie synowskim pocałunkiem z mgły
Na Twe matczyne wypłakane oczy…
Nie znamy dokładnej daty powstania tego utworu.
Musiała go napisać już po wyjściu z Warszawy.
Następny wiersz nosi datę 19 października 1944 roku.
Napisała go prawdopodobnie już po zabraniu Teresy
przez koleżankę matki, dr Izabelę Wolframównę, zasłużoną lekarkę pruszkowską, z przejściowego obozu dla
chorych w Tworkach. Wiersz pełen buntu, marzenia i
nostalgii, a zarazem tchnący wiarą w świetlane jutro.
112
List
19.X.1944
Nie żegnaliśmy Ciebie z rozpaczą
Nie słuchaliśmy w drodze drzew płaczu –
I odeszliśmy, zda się, pogodnie
Z piosnką o tym żołnierzu - tułaczu.
…Bo nie wolno nam teraz, nie wolno
Serc swych łamać w takiej żrącej męce:
Mamy trudy przed sobą ogromne
A do pracy tylko własne ręce…
Więc też oczy nasze w długiej drodze
Oczy nasze nie biegły ku Tobie –
I zostałaś, samotna i wielka,
Rozmodlona w swojej strasznej żałobie.
My nie będziem tam płakać za Tobą,
Choćby serca w strzępy nam się darły,
Będziem mówić o Tobie w obozach,
Jak o żywej, nie jak o umarłej.
I dopiero po miesiącach… latach…
Kiedy skończy się nasza udręka,
Nadciągniemy, jak ptaki do gniazda,
By przed Tobą w milczeniu pokwękać
By powiedzieć, cudownej i świętej,
Żeś nam w sercach rozpaliła jasno
Taką miłość i wiarę, i siłę,
Że do śmierci nie zgasną, nie zgasną…
113
Wstanie wtedy świt przedziwnie jasny,
Świt perłowy z wstęgą tęczy mgławą…
Ty się zbudzisz do nowego życia,
Nasza, wielka, wyśniona Warszawo!
Teresa coraz bardziej słabnie, z trudem podnosi się z
łóżka. Jakże niedawno, zaledwie przed trzema laty
pisała: „Dlaczego nie mam takiej mocy,…”. Teraz nie
skarży się, że nie ma siły by żyć jak dawniej. Jednak
wykrzesała resztki sił, by 6 grudnia 1944 roku napisać
swój ostatni wiersz:
Takieś mi jest odległe…
6.XII.1944
Zachodzące słońce rozbłysnęło Bogiem,
A wśród pustego pola pewnie kona dzień…
…Takieś mi jest odległe, a tak bardzo drogie
Miasto moje promienne, miasto moich śnień…
Pewnieś teraz purpurą rozlśniło i złotem…Ach, tak… U tamtych teraz zmiana wart –
Ja wiem, że Ty przeczuwasz tę moją tęsknotę,
Że serce Twe gasnące z mego czerpie hart…
Pewno dlatego ono tak przedziwnie chore
I pełno w nim pustki, co rozsnuta w krąg.
…Jaka martwota zeszła na ziemię wieczorem…
Może nadzieja zgasła razem z dniem wśród łąk?
…Ach, pomyśl – Tyś tak smutna jako serce Boga,
Popatrz: Tak dziwnie mroczna i tajemna dal…
Pośród Twych krwawych gruzów przystanęła trwoga…
..Tak mi żal. Tak mi strasznie, bezgranicznie żal…
114
Choroba nasila się i w takim stanie dr Maria
Bogusławska w końcu grudnia wywozi córkę do Zako –
panego. Nie opuszcza jej nadzieja, że może to poprawi
stan zdrowia Teresy. Niestety, stało się to, czego nikt się
nie spodziewał: nagłe pogorszenie choroby, kryzys i
straszliwa diagnoza – zapalenie opon mózgowych.
1 lutego 1545 roku Teresa Bogusławska , harcerka
Szarych Szeregów, „Najmłodsza poetka okupowanej
Warszawy” kończy swe młodziutkie życie. Żyła
zaledwie 15 lat.6 miesięcy i 18 dni. Umierając była
przytomna, pogodzona z nieuchronnością losu. Prosiła,
by została pochowana w Warszawie na Powązkach
obok żołnierzy poległych w Powstaniu Warszawskim i
aby krzyż na jej grobie zwieńczała korona cierniowa.
115
Życzeniu Teresy stało się zadość – została
pochowana w kwaterze 26 na Cmentarzu Wojskowym
na warszawskich Powąskach obok poległych żołnierzy
powstania . Na grobie stoi granitowy krzyż zwieńczony
koroną c cierniową, a u jego podstawy znajduje się a na
niej u samej góry widnieją słowa;
„Ciężka, ach, jakże ciężka cierniowa korona…
Jej ból szarpiący skronie, Warszawo Ty znasz!”
Jest to fragment wiersza Teresy Bogusławskiej noszący
tytuł „Warszawski Chrystus” .
116
Epilog
Przygotowując nasze - ostrowieckich harcerzy –
trzecie już wydanie zbioru wszystkich wierszy Teresy
Bogusławskiej, ze wzruszeniem przypominam sobie ile
musieliśmy pokonać trudności by dwukrotnie ominąć
wszechmocny wówczas Urząd Kontroli Prasy Pbbli –
kacji i Widowisk. A były to lata 70-te ubiegłego wieku,
ponad 30 lat temu. Dziś nie ma już IV Szczepu imienia
Teresy Bogusławskiej przy Ostrowieckiej Spółdzielni
Mieszkaniowej. Harcerstwo ma jednak to do siebie, że
wiąże na całe życie a tradycje przekazuje z pokolenia na
pokolenie. Tak to i my, których zespoliły przygody i
wspólne przeżycia na harcerskim szlaku, po latach
stworzyliśmy Świętokrzyski Krąg Harcerski, by
młodemu pokoleniu pokazać piękno harcerskiego życia.
Na wstępie postanowiliśmy wznowić cieszący się ongiś
wielkim powodzeniem „Konkurs Recytatorski Wierszy
Teresy Bogusławskiej”, a tego bez wznowienia wydania
tomiku jej wierszy nie moglibyśmy dokonać. Dlatego też
dzisiejsze wydanie nosi ten sam tytuł co i te z lat
siedemdziesiątych. We wstępie pisałem wówczas:
„Dlaczego nie mam takiej mocy,…” Te słowa rzucił na
papier nie człowiek dorosły, nie poeta – działacz
społeczny zahartowany w trudach walki, pragnący
oddać swe siły dla dobra bliźnich żałujący, że nie
posiada mocy nadprzyrodzonych. Te gorące pragnienia
wypłynęła z pióra dwunastoletniej dziewczynki, zrodziły
się w myślach dziecka marzącego w mrokach niewoli
hitlerowskiej, by ulżyć cierpieniu milionów, walczyć o
słuszną sprawę milionów….” . A zakończyłem wstęp
słowami: „… Nie Teresko Ty masz moc, Ty masz
przeogromną moc przetrwania, moc niesienia ulgi w
117
cierpieniu, moc wiary w słuszność sprawy, a to przecie
ogromna siła, …”
Są jednak różnice między obecnym wydaniem a
tymi z lat 70-tych. Otóż wówczas wiersze ustawione
były mniej więcej tematycznie. Obecnie postanowiłem
pokazać je w poszczególnych latach ich powstawania.
Nie mam jednak możliwości uszeregowania ich w
obrębie każdego roku nie mając dostępu do rękopisów.
Ale i sama poetka podała jedynie rok w którym powstał
poszczególny utwór. Wyjątek stanowi kilka ostatnich
wierszy opatrzonych dokładną datą napisania ich. Jest
jeszcze jedna różnica. Otóż oba poprzednie wydania
zawierają wszystkie 65 wierszy naszej poetki, Pan Józef
Szczypka z którego opracowania tak często korzystałem
Na stronie 25 też pisze o 65 utworach przepisanych
„na czysto”, a nawet podaje ile powstało ich w każdym
roku i wszystko się zgadza. Ale na stronie 39 autor
książki o której mowa zamieścił wiersz bez tytułu.
W spisie rzeczy, obok gwiazdek zamiast tytułu, w
nawiasach widnieją słowa „Śpiewałabym Ci piosnkę,
piosenkę błękitną….” powstały w roku 1942. Wynika z
tego, że Teresa Bogusławska pozostawiła nam nie 65 a
66 wierszy. Ot, takie drobne, ale istotne odkrycie.
Czasami „nachodzą mnie” takie różne refleksje,
na które nie ma wyjaśnienia a pozostawiają niepokój i
jakiś niezgłębiony żal. Otóż gdyby Teresa żyła do dziś,
byłaby panią w podeszłym wieku, liczącą sobie 79 lat.
Swoje wspaniałe wiersze pisała jako dziecko jedynie
przez 4 lata. A oto pytanie, które musi pozostać bez
odpowiedzi. Jak wyglądałby dorobek literacki Pani
Teresy Bogusławskiej w dniu 67 rocznicy twórczości
poetyckiej, którą obchodziłaby w 2008 roku. Przykład
ten wywołuje z pamięci wydarzenia z mojego życia.
118
Miałem przed wojną 1939 roku kolegę o rok starszego,
mogę powiedzieć, że był mi kimś więcej niż kolegą,
znaliśmy się od dwóch lat. On tak jak i ja miał młodsze
rodzeństwo – brata i siostrę. Rodzice nasi przyjaźnili się.
Tuż przed wybuchem wojny Rodzice moi
przeprowadzili się na drugi koniec Polski i tak kontakt
nasz urwał się na pewien czas. Ja do Ostrowca wróciłem
w jesieni 1942 roku. Ojciec Kazika – tak miał na imię
mój przyjaciel – nie żył już, zamordowany w grudniu
1939 roku przez Niemców. Jako 17 letni chłopak należał
do Szarych Szeregów. Był żołnierzem Armii Krajowej,
walczył w oddziale partyzanckim. Od najmłodszych lat
dzieciństwa wyróżniał się wybitnymi zdolnościami w
dziedzinie malarstwa artystycznego. Odziedziczył ten
talent po ojcu, który jednak nie miał możliwości rozwoju
swej pasji malarskiej. Kazik każdą wolną chwilę spędzał
przy staludze lub nad arkuszem kartonu. Nie obce ubyło
zarówno malarstwo olejne, akwarela, czy pastele.
Rysunki ołówkiem, kredkami czy piórkiem budziły
podziw. Po wyparciu z Ostrowca Niemców, Kazik nie
ujawnił się i wraz z nielicznym gronem kolegów
pozostał w składzie nielegalnych struktur AK. Zraziły
ich liczne aresztowania kolegów, którzy złożyli broń,
zachęceni do tego przez władze Polski Ludowej. Do
wielu aresztowań przyczyniły się donosy niejakiej Fajgi
Krongold, ukrywającej się w czasie okupacji pod
nazwiskiem Felicja Kwiatkowska, w rodzinie polskiej.
Kazik wraz ze swym dowódcą poszli pod wskazany
adres by zabrać przygotowaną listę Polaków, rzekomo
prześladujących w czasie okupacji, ostrowieckich
Żydów. Była to prowokacja UB, gdyż na miejscu
wpadli w przygotowany „kocioł”. Po wejściu do
mieszkania wywiązała się strzelanina w wyniku której
cztery osoby poniosło śmierć. Kazik z kolegą wycofali
119
się. Po miesiącu zostali aresztowani, Śledztwo, proces i
wyrok skazujący na śmierć. Zebrano niemal wszystkie
jego obrazy i rysunki z opiniami wybitnych artystów
plastyków krakowskich i wraz z prośbą o ułaskawienie złożono je ówczesnemu prezydentowi PRL,
Bolesławowi Bierutowi. Po kilku miesiącach Bierut
podpisał akt ułaskawienia, ale gdy brat
Kazika
przywiózł go do Radomia i pokazał ów dokument
Naczelnikowi więzienia, ten oświadczył mu, że przed
godziną wyrok został wykonany. Dziś pan Kazimierz
Markwart miałby 83 lata, a któż może określić jego
dorobek życie skoro nawet tych kilkadziesiąt jego prac
okazanych Bierutowi, przepadło jak wiele dzieł sztuki,
które dostały się w łapy ówczesnych władców PRL-u.
Analogia między obu tymi młodymi ludźmi
jest taka, że oboje byli wybitnymi artystami, choć w
różnych dziedzinach sztuki, byli amatorami no i oboje
walczyli z Niemcami i oboje zginęli. Różnica jest tylko
ta, że Teresa zmarła w wyniku tortur zadanych jej przez
niemieckich siepaczy w katowni na Pawiaku, zaś Kazik
został zamordowany przez oprawców rodzimych w
radomskiej katowni Urzędu Bezpieczeństwa.
Dziś chyląc głowę przed wielką postacią małej
Tereski, z jednakowym szacunkiem czynię to samo
przed Kazimierzem Markwartem.
Na zakończenie pragnę wspomnieć godziny
rozmów ze świętej pamięci doktor Marią Bogusławską,
Matką Teresy. Wzruszające było spotkanie uczestników
naszego obozu wędrownego z Panią Bogusławską dnia
24 lipca 1976 roku.. Po złożeniu na grobie Teresy
ślubowania instruktorskiego druhna Ewa Witkowska,
120
trzykrotna laureatka Konkursu Recytatorskiego Wierszy
Teresy Bogusławskiej po przybyciu do świetlicy
CZSBM, wystąpiła przed Panią Bogusławską z recytacją
wierszy Teresy.
Dziękuję Pani Zofii Baranowicz za cierpliwe
udzielanie mi wielu wyjaśnień dotyczących życia i
działalności jej serdecznej przyjaciółki Teresy. Bez tych
nieraz długich rozmów telefonicznych pominął bym
wiele istotnych faktów z życia Teresy.
Moje podziękowania kieruję do wielce
szanownej instytucji - Archiwum Akt Nowych w
Warszawie a szczególnie do Pani mgr Agnieszki
Wopińskiej za udzielanie mi wielu cennych informacji
dotyczących wierszy Tarasy Bogusławskiej.
Wreszcie dziękuję Pani Helenie Szczypkowej,
za łaskawe udzielenie mi pozwolenia na umieszczenie w
moim opracowani wielu wypowiedzi zawartych w
książce Jej świętej pamięci męża, Pana Józefa Szczypki
To dla mnie zaszczyt, że mogłem posłużyć się Jego
wspaniałymi fragmentami.
121
Spis treści
Prolog…...........…………………………………. 5
Szczęśliwe lata dzieciństwa………...........……… 7
Z woli Boga
kwiat wyrosły na zgliszczach………. 13
Wiersze z roku 1941
*** (Dlaczego nie mam takiej mocy)…… 15
Pieśń żołnierska…………………………. 17
Jestem samotny………………………….. 18
Bajka o kłótni……………………………. 19
Samolot………………………………….. 20
Stary mróz……………………………….. 21
Poeta……………………………………... 23
Bajka o prosiaku i krowie……………….. 24
Wiersze z roku 1942
*** (Śpiewałabym Ci piosenkę)………….25
Powstaniec z 29 listopada………………...26
Na Trzeciego Maja……………………….28
Bajka o chorym żółwiu
i gadatliwej wiewiórce……………….30
Noc idzie………………………………….34
Łzy………………………………………..35
Śmieje się do mnie………………………..36
*** (Idźmy do śmiechu…)……………….37
Smuci mnie jesień……………………… 38
Wędrowiec………………………………..40
122
Wmówiony talent…………………………41
W maju……………………………………42
Niepewność……………………………….43
Idzie piosenka…………………………… 44
Piosenka żołnierska……………………… 45
Dzwony………………………………….. 46
Marsz…………………………………….. 49
Harcerska próba ...................................................50
Wiersze z roku 1943
Warszawie……………………………….. 54
Pośród mogił jeno wiatr zawodzi………... 55
Jakże tu można zasnąć……………………56
17. X……………………………………... 57
Echo listopadowe…………………………61
Przedziwne tego roku opadają liście……...62
Warszawski Chrystus……………………..65
Róże………………………………………67
Wróżba……………………………………68
Ave………………………………………..69
W dniu Trzeciego Maja…………………..71
Nieosiągalne…………………………….. 73
Oczekiwanie…………………………….. 74
Marzy mi się……………………………...75
Inaczej niż pod Somosierrą……………… 76
Nastrój…………………………………… 77
Szczęśliwi…………………………………78
Filozoficzne pisać wiersze………………..79
Smutek wieczorny……………………… 80
Tęsknota…………………………………. 81
Nie wiem co nie weseli…………………. 82
Nie wiem czego mi żal……………………83
Rozśpiewała się we mnie wiosna……… 84
123
Tak jestem pełna wiosny………………… 85
Niewyjaśnione pytanie……………………86
Droga……………………………………..87
W niedzielę……………………………….88
Zadymka………………………………….89
Jedyna prawda……………………………90
Niedługo już……………...………………91
Gwiazdy już gasną………...……………..92
Wieczór……………………...…………...93
Sonecik……………………...……………94
Piosenka o pszczole………….…………..95
Fantazja………………………………......96
Ktoś ty?......................................................97
Wiersze z roku 1944
*** (Wiozą ich często nocą…)………...101
Mogiłom i cieniom…………………...…102
Nić [Antoni Bogusławski]..................................109
Łabędzi śpiew…..........……………………...…111
Matce…………………………………...112
List……………………………………...113
Takieś mi jest odległe……………… .....114
Epilog……..........……………………………. .117
124

Podobne dokumenty