Fragment
Transkrypt
Fragment
Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net 1 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Krzysztof Dmowski Taniec z ogniem na beczce prochu. 2 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Tom I. Kryształ z Edenu. 3 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Copyrights to: Wirtualne Wydawnictwo „Goneta” Aneta Gonera www.goneta.net ul. Archiwalna 9 m 45, 02-103 Warszawa Korekta: Anna Makarewicz [email protected] Okładka: autorska Krzysztof Dmowski [email protected] Redakcja: Aneta Gonera [email protected] ISBN: 978-83-62041-4 Wydanie 1. Warszawa, styczeń 2013 Tekst w całości ani we fragmentach nie może być powielany ani rozpowszechniany za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych, w tym również nie może być umieszczany ani rozpowszechniany w postaci cyfrowej zarówno w Internecie, jak i w sieciach lokalnych bez pisemnej zgody wydawnictwa „Goneta” Aneta Gonera. 4 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net SPIS TREŚCI Tytuł nr strony Od redakcji 5 Rozdział pierwszy. Portolan. 7 Rozdział drugi. Bitwa. 21 Rozdział trzeci. Wojenna narada. 26 Rozdział czwarty. Zakapturzeni. 31 Rozdział piąty. Himalaje. 35 Rozdział szósty. Marynarze z Mervilleuxa. 37 Rozdział siódmy. Lucky, pościg, mapa i skarb. 61 Rozdział ósmy. Kluczyk do tajemnicy. 88 Rozdział dziewiąty. W potrzasku. 99 Rozdział dziesiąty. Skarb na całe życie? 111 Czy męska słabość? Rozdział jedenasty. Rozbitkowie. 116 Rozdział dwunasty. Twierdza zionąca zagadką. 152 Rozdział trzynasty. Pergaminowa mapa. 170 Rozdział czternasty. Wino i skutki jego spożywania. 197 Rozdział piętnasty. Dziewczyna, którą wychował 206 Eden. Rozdział szesnasty. Wyspa Eden. 222 Rozdział siedemnasty. Na balu. 231 Rozdział osiemnasty. Przerwana uroczystość. 239 Rozdział dziewiętnasty. Podstępne podejście. 248 Rozdział dwudziesty. Kradzież kryształu. 253 Zakończenie 258 5 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Od redakcji: Książka niniejsza to wspaniała morska przygoda ze wspaniałymi opisami żaglowców, statków i innych jednostek pływających wraz z opisem ich oprzyrządowania i zwyczajów morskich. Są tu bitwy morskie, porwania, abordaże, miłość i przyjaźń. Wszystko to gdzieś na końcu świata, w miejscu nieznanym i osnutym niewidoczną dla oczu zwykłego śmiertelnika mgłą, w środku której tkwi niezwykła wyspa Eden. Niezwykła, bo wyprzedzająca cały świat w zakresie posiadanej technologii, prowadzenia polityki wewnętrznej czy gospodarki. Czyżby to był ten Eden, do którego tak wielu chciało się dostać? Niniejsze opowiadanie jest pierwszym z całej serii o tajemniczej wyspie, stworzonej przez Syndykat Skrybów. Autor tak nazwał wszystkich tych, którzy kryją się za nazwą Watykan. Głównym zaś przeciwnikiem Syndykatu Skrybów jest Tajemnicza Wyspa, w domyśle Syberia. Na morzu dochodzi ciągle do spięć między statkami Syndykatu i Wyspy, a prezydent Edenu jest niezwykle pożądanym człowiekiem, którego wielu chce złapać, bo wyznaczono za niego wysoką nagrodę. A czemu? Bo jest prezydentem niezwykłego lądu posiadającego skarb, dającego siłę, mądrość, a może nawet nieśmiertelność? „Taniec z ogniem na beczce prochu” opowiada historię pewnej wyprawy morskiej na jachcie o pięknej nazwie Mervilleux. Do tego dochodzi historia pirackiej napaści na inny jacht, z którego zostaje zabrana tylko jedna zakładniczka o imieniu Joanna. Drogi jej są mocno kręte, ale po wielu przygodach i ona trafia do Edenu. Ma do spełnienia pewne ważne zadanie i udaje się jej je zrealizować, a przy okazji znaleźć swoją miłość i jedynego wybranego partnera na całe życie. Historia opowiedziana ze swadą i humorem. Świetna lektura na każdy czas dla każdego. W 2012 roku ukazał się nakładem Gonety e-book „Gdzie jest twój dom, Podróżniku?”, który opowiada historię Edenu w czasach późniejszych niż w niniejszym woluminie. Obie świetnie się czyta. 6 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Krzysztof Dmowski od najmłodszych lat marzył, by zostać marynarzem, kapitanem żaglowca. Pierwsze próby pisarstwa rozpoczęły się w roku 1985. Pisanie okazało się jego powołaniem i prawdziwym hobby. Pierwsza powstała powieść „Taniec z ogniem na beczce prochu”. Potem napisane zostały kolejne tomy. Ta pierwotna forma „Tańca z ogniem…” nie była w niczym podobna do dzisiejszej książki. Tamta to historia obyczajowa z domieszką akcji. Fantazje autora zostały źle odebrane przez nauczycieli i kolegów w szkole. Dlatego zapewne dopiero w 1998 roku przyznał się do swojego pisania, podczas przeredagowywania „Tańca z ogniem na beczce prochu”. Wtedy to powstał dziesięciotomowy cykl o przygodach mieszkańców Edenu. W roku 2004 wydał własnymi siłami książkę w wersji papierowej „Ratujmy co się da”. Jej sprzedaż prowadzona była wyłącznie za pośrednictwem Internetu, również w wersji elektronicznej. W roku 2006 jedno z opowiadań autora zostało umieszczone w książce składającej się z opowiadań pt. „Srebrne Źródła”. Napisał jeszcze powieść pt. „Żeglarze siedmiu mórz”, zanim w roku 2008 wydał kolejnego swojego ebooka, powieść fantasy pt. „Alan w Krainie Skanlandii”.. Ostatni jego e-book wydany w 2012 roku przez Gonetę nosi tytuł „Gdzie jest twój dom, Podróżniku?”. Na publikację czekają jeszcze inne tytuły. Ulubieni pisarze Krzysztofa Dmowskiego to Aleksander Dumas, Zbigniew Nienacki, Józef Konrad Korzeniowski, Krzysztof Baranowski, Andrzej Perepeczko, Mangrit Sandemo, Alfred Szklarski, Wiesław Wernic, Longin Jan Okoń, Juliusz Verne, Dan Brown, John Grisham. 7 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Rozdział pierwszy. Portolan. Postawny mężczyzna, właściciel i dowódca szkunera1, stał wsparty o ścianę rufowej nadbudówki, spoglądając przed dziób. Szlachcic nosił strój oficera, a jego głowę zdobił ogromny kapelusz przybrany białym piórem. Oczekiwał nadejścia złej pogody oznajmionej przez barometr i rzeczywiście dostrzegał ciężkie ołowiane chmury zasnuwające niebo. Tymczasem szkuner pruł łagodnie fale oceanu, a wydęte wiatrem żagle ciągnęły równo. Kapitan nerwowo dotykał kieszeni kaftana i za każdym razem dłoń trafiała na złożony na czworo portolan2. Dokument nabyty od dziwnego człowieka w Walencji. Ponoć wskazywał drogę do skarbu. Sprzedawca o długich jak u kobiety włosach, z wyglądu przypominający Szweda i mówiący szeleszczącą słowiańszczyzną, uparcie przekonywał, iż mapa wskazuje bogactwa, a pozbywa się jej tylko dlatego, że potrzebuje środków na podróż do Australii, gdzie czeka na niego spadek. Hiszpański grand uwierzył bez cienia wątpliwości w niesamowitą opowieść. Żeby jednak dowieść prawości słów handlarza, niezbyt rozgarniętego jak na kosmografa3, osobiście opłacił jego pobyt na fregacie4 Eliza-Jane, zmierzającej do Australii. Opamiętał się dopiero na pełnym morzu, opadły emocje i poczuł się wystrychnięty na dudka. Wspomniał wszystkie szczegóły w zachowaniu i wyglądzie sprzedawcy. Jednakże nie ośmielił się nawet na chwilę stracić wiary w prawdziwość mapy. Nie ufał nikomu ze swojej dziesięcioosobowej załogi, zamustrował ich przed wyjściem z portu, gdyż poprzednia załoga zmarła podczas drogi powrotnej do Hiszpanii w wyniku niedożywienia i braku słodkiej wody po trzytygodniowej flaucie5, która dopadła ich na Morzu Śródziemnym. Pomimo szlacheckiego tytułu pływał sam, wyłącznie z miłości do morza. Grand6 postanowił ominąć nawałnicę i wydał odpowiednie komendy, ale żaden rozkaz nie został wykonany. Kapitan czuł niewysłowiony niepokój na widok chciwych spojrzeń załogantów, zaś rzekomi marynarze należeli do największych szubrawców, dla których życie ludzkie nie ma żadnego znaczenia. Liczyło się jedynie złoto. Nie 1 Szkuner — dziś: jest to żaglowiec z ożaglowaniem gaflowym na wszystkich masztach. Występuje również z żaglami rejowymi na pierwszym maszcie jednocześnie z żaglem gaflowym. Wtedy jest mowa o szkunerze urejonym. Spotykamy również szkunery sztakslowe, tu mowa jest o żaglach znajdujących się pomiędzy bukszprytem, a pierwszym masztem. Dawnej terminu szkuner używano do określenia każdego szybkiego żaglowca, bez względu na rodzaj ożaglowania (przyp. autora). 2 Portolan — dawna mapa wskazująca wybrzeże, prądy morskie i porty. Tu starodawna mapa (przyp. autora). 3 Kosmograf — dawniejsze określenie kreślarza map (przyp. autora). 4 Fregata — typ żaglowca, co najmniej trzymasztowego z ożaglowaniem rejowym (przyp. autora). 5 Flauta — największy wróg żaglowców, czyli cisza morska: Flauta nazywana jest również: sztilem (przyp. autora). 6 Grand — tytuł hiszpańskiego szlachcica (przyp. autora). 8 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net zdążył przekonać się o tym, czy załoga poznała cel wyprawy, bo nagle huknął strzał i kapitan poczuł dziwny bezwład w piersiach oraz gorycz w ustach, a przed sobą dostrzegł jednego z marynarzy, trzymającego flintę w dłoni. Jeszcze nie zdążył rozwiać się dym po wystrzale, gdy kapitan z głuchym łomotem padł na deski pokładu. — Przeszukajmy go! — zawołał rosły buntownik nazywany Juanem. Załoganci wyglądali jak łotry. Nosili długie, pozlepiane brudem, tłuste włosy i niechlujne brody, a ciała ich okrywały znoszone koszule i kuse portki. Chodzili boso, co nie odbiegało od zwyczajów marynarskiej braci. Nieostrożny marynarz o imieniu Armando dokładnie przeszukiwał ciepłe jeszcze zwłoki, nie ustaliwszy nawet, czy kapitan skonał, gdy nagle poczuł ukłucie w boku, a spojrzawszy w bolące miejsce, dostrzegł, że ugodził go sztylet znajdujący się w dłoni granda. Zatem kapitan żył jeszcze. Teraz mierzyli się wrednymi spojrzeniami. Po kolejnym strzale, ciało kapitana wyprostowało się gwałtownie, a potem zamarło w bezruchu. Armando chwycił krwawiący bok i usiłował wstać, trzymając się dłonią za nadburcie. Stanął na nogach, gdy padł kolejny strzał, po którym trafiony Armando przewalił się przez nadburcie i z pluskiem wpadł do wody. — Nie mamy medyka — odrzekł beztrosko Juan na pytające spojrzenia kamratów. — I tak by umarł. Następnie podniósł pergamin upuszczony przez Armanda i ukazał mapę swym kamratom, a ten widok wywołał u nich okrzyk zadowolenia. Posiedli mapę wskazującą drogę do skarbu. Załoganci należeli do grona największych szumowin, jakie zrodził świat i zapewne nikt nie potrafiłby ustalić ich pochodzenia. Spotkali się przypadkiem w portowej tawernie, dowiedziawszy się o kapitanie poszukującym załogi. Od najmłodszych lat plugawili się własnym postępowaniem, aby tylko posiąść fortunę. Życie towarzysza nie miało znaczenia dla żadnego z nich. Rannego zaś należałoby leczyć pod opieką lekarza, a takiego nie mieli, więc odebranie mu życia okazało się najlepszą przysługą w tej sytuacji. — Teraz będziemy bogaci po powrocie do Hiszpanii! — zawołał Juan. Chciwość zaślepiła umysły pozostałych i szybko zapomnieli o zastrzelonym koledze. Wyraźnie władzę przypisywał sobie władczy mężczyzna o imieniu Juan, który pływał pod żaglami od najmłodszych lat i często brał udział w przeróżnych tawernia- 9 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net nych bijatykach. Wszyscy słuchali go tak, jakby niemo oddali się pod jego rozkazy, gdyż od dawna żaden z grupy nie pokonał go w walce. Przypadkiem usłyszał w portowej tawernie, że pewien szlachcic od przebiegłego Polaka nabył portolan wskazujący miejsce ukrycia skarbu i ma problem ze znalezieniem załogi na miejsce poprzedniej, która wymarła. Niewiele obchodziły go opowieści o klątwach związanych z licznymi tajemnicami i nagła śmierć całej załogi małej jednostki. Natychmiast zamustrowali na statku, nie bacząc na brak wiedzy żeglarskiej. — Dlaczego zabiłeś kapitana przed dotarciem do celu? — zapytał Franco. — Przecież z nim byłoby nam łatwiej. — Kapitan szybko zorientowałby się w naszej niskiej wiedzy marynarskiej i mógłby zawrócić lub w inny sposób przysporzyć nam kłopotów — odrzekł Juan. — Osoba zaznajomiona z tradycjami morskimi potrafi zwrócić na siebie uwagę na wiele sposobów, nawet u wroga. — wyjaśnił, po czym wydał polecenia: — Franco i Oscar! Wyrzucić ciało kapitana do morza. Gomez, stań za sterem, Rico obserwuj morze, a reszta zostaje na pokładzie. Zaś ja przejrzę rzeczy kapitana. Może miał jeszcze coś ciekawego, o czym powinniśmy wiedzieć. Spośród stojących na pokładzie wyszedł Fernando i przytrzymał Juana za ramię. — Dlaczego mamy pozwolić, abyś sam penetrował rzeczy kapitana? — Nie ufacie mi? — spytał z głupia frant. Wymowne spojrzenia kamratów mówiły wszystko w sprawie zaufania. — Fernando pójdzie z tobą — padło z pokładu. Juan rad nie rad, musiał przystać na żądanie załogi. Kabina kapitana przejawiała indywidualny styl. Pośród różnych rzeczy osobistych na ścianach wisiały portrety rodziny kapitana — żony i dwóch córek. Pozostałą część stanowiło standardowe wyposażenie w postaci sekretarzyka, koi oraz kilku szafek. — Żonę miał piękną — stwierdził Fernando. — Jest niczym księżniczka. Penetracja kabiny nie przyniosła żadnych rezultatów. Wrócili na pokład, gdzie Juan wyznaczył kucharza i nakazał przygotować obiad. Następnie poszedł do kabiny nawigacyjnej, wciąż oglądając mapę. Ale brak odpowiedniej wiedzy marynarskiej utrudniał zadanie. Zazwyczaj mustrował na statkach jako majtek, czyli prosty marynarz zatrudniony do ciągania lin, szycia porwanych żagli oraz jako tragarz w czasie 10 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net załadunku. Często obserwował dumnych nawigatorów na rufie7, odpowiadających za utrzymanie najwyższych prędkości statku. Rufa zawsze pozostawała miejscem, gdzie pragnął się znaleźć, lecz wciąż stanowiło zbyt wysoki próg dla biednego marynarza. — Juan, jakaś brygantyna8 w zasięgu wzroku! — zawołał obserwator z masztu. Juan z lunetą w dłoni lustrował wodny bezmiar. Wreszcie zauważył w szkiełkach żaglowiec idący pod wydętymi wiatrem płótnami białych żagli. Długo śledził wysmukły stateczek i liczył ludzi, a w myślach rozważał sytuację. Złupienie statku nie było konieczne, jednak jego awanturniczy charakter, niczym zew natury, nakazywał mu właśnie takie działanie. — Królewscy…9 Jest nas dziewięciu — mruczał pod nosem. — Na pokładzie brygantyny dostrzegam osiem osób, choć może być więcej pod pokładem — odłożył lunetę, spoglądając w stronę swojej załogi, wyczekującej rozkazów. — Udamy szkorbut — podjął szybką decyzję. — Żółta flaga na maszt! Na pokładzie dwóch udaje chorobę. Pozostali zejdą pod pokład, każdy nosi przy sobie rewolwer i flintę. Nieopodal steru będę miał wszystko na oku i wystrzałem dam sygnał do rozpoczęcia walki. Załoga bez sprzeciwu poddała się rozkazom i każdy poszedł do wyznaczonego zadania. Juan pozostawiwszy żagle na masztach, przeszedł na rufę. Zabrał z pokładu kawałek sznura, którego jeden koniec przywiązał do szprychowego koła sterowego, często nazywanego szturwałem, zaś drugi jego koniec umocował do nadburcia, wcale nie usiłując stosować węzłów żeglarskich. Sprawdził broń, po czym legł za sterem, święcie przekonany o nadejściu pomocy z drugiego żaglowca. Natomiast tamci marynarze zaintrygowani nieszczęściem na pokładzie zaraz po przybyciu z pewnością dokładnie zlustrują pokład. Dowódca brygantyny bez wahania ruszył na pomoc potrzebującym. Z miejsca padło kilka donośnych komend i czternastoosobowa załoga sprawnie ruszyła do żagli. Brygantyna wykonała piękny zwrot i od rufy podeszła do szkunera. Bosaki z hukiem uderzyły w pokład, a następnie marynarze wybrali liny i żaglowce przywarły do siebie nadburciami. Dziesięciu marynarzy wkroczyło na pokład szkunera. Z powodu konieczności niesienia pomocy potrzebującym, zapomnieli o ostrożności. 7 Rufa — tylna część okrętu (przyp. autora). Brygantyna — żaglowiec dwumasztowy mający na fokmaszcie ożaglowanie rejowe, a na bezanmaszcie suche (przyp. autora). 9 Królewscy — termin ten ma określać mieszkańców Tajemniczej Wyspy, o której będzie mowa w dalszej części powieści (przyp. autora). 8 11 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Jeden z oficerów badał Juana, gdy ten błyskawicznie wyprowadził cios i zagłębił sztylet w jego ciele, a następnie szybko odwrócił się i wystrzelił do następnego. Pozostali usłyszawszy umówiony sygnał, sprawnie włączyli się do walki. Nieostrożni marynarze z brygantyny bezbronni padali martwi jeden po drugim. Piraci szybko poradzili sobie z przeciwnikami, bez skrupułów strzelając w plecy uciekających. Po kilku kolejnych wystrzałach walka dobiegła końca. Czternastu mężczyzn w kałużach krwi leżało trupem na pokładach obu statków. Juan w towarzystwie Oscara i Fernanda ruszył obejrzeć zdobyty statek. Mijał właśnie kasztele rufowe10, gdy drzwi otwarły się z trzaskiem i wszyscy trzej ujrzeli wystraszoną dziewczynę, która z ciężkiego rewolweru drżącą ręką celowała w Juana. Stojący za jej plecami Oscar obezwładnił ją, uderzając kolbą w tył głowy. Ciało z głuchym hukiem bezwładnie upadło na deski. Juan wytarł pot z czoła i pospiesznie zniknął w kabinie, żeby nikt nie zauważył, jak bardzo się wystraszył. Z wnętrza huknęły wystrzały rewolwerowe, kule jedna po drugiej zarywały w ścianę. Juan padł na podłogę i na oślep strzelał przed siebie. Natychmiast w otwartych drzwiach stanęli pozostali i podobnie jak dowódca strzelali do niewidocznego celu. Opróżniwszy bębenki, zdali sobie sprawę, iż wystrzały z wnętrza ucichły. Nabili ponownie swą broń i ruszyli do wnętrza nadbudówki, ostrożnie badając kabinę. Ku swemu zdziwieniu spostrzegli ciała trzech kobiet. Pierwsza leżała twarzą do podłogi, druga siedziała plecami oparta o ścianę, a z jej rany na szyi płynęła krew. Trzecia zaś leżała na kolanach drugiej. Martwe dłonie ściskały kolby rewolwerów. — Przykra niespodzianka! — zawołał Juan. — Nic dziwnego, że wszyscy zginęli. Kobiety na pokładzie zawsze przynoszą nieszczęście. Wychodząc z kabiny, wyminął swoich ludzi zwabionych kolejnymi wystrzałami, a za nimi Oscara krępującego stopy dziewczyny. Zdziwienie jego sięgnęło zenitu. — Dlaczego ją wiążesz? — zapytał. — Ona wygląda najporządniej z nich… niczym hiszpańska księżniczka! — odrzekł. — Jeśli nie znajdziemy skarbu, wówczas zażądamy okupu. — Wyborna myśl! — zgodził się Fernando. — Żeby jednak otrzymać wymagany okup, dziewczyna musi pozostać nietknięta — dodał Oscar. 10 Kasztele — nadbudówki (przyp. autora). 12 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Juan miał odmienne zdanie, bowiem nie uznawał żadnego kodeksu honorowego i według niego dziewczyna tknięta, czy nie, ma taką samą wartość dla płacącego okup. Zaś kodeks honorowy wykraczał poza jego umiejętność percypowania rzeczywistości. Jednak zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli zabawiać się będą, to wszyscy albo nikt. Inaczej może powstać bunt, czego bardzo nie chciał w tej sytuacji. Zatem, żeby za dziewczynę otrzymać okup, musiał pilnować jej przed wszystkimi, nawet przed sobą samym. — W takim razie nie możemy zrobić jej krzywdy — rzekł Juan, domyśliwszy się zamiarów obydwu. — Wygląda na damę wysokiego pochodzenia, to dobry omen. Dziewczyna odzyskała przytomność, gdy siedziała skulona na baku szkunera. Dłonie i stopy krępował sznur wpijający się przy każdym ruchu. Pamiętała rejs, a także strzelaninę, ale nie potrafiła przypomnieć sobie, w jaki sposób trafiła do niewoli. Nie dostrzegła ni rodziców, ni przyjaciół, z którymi płynęła. Niepokój odmalował się na jej twarzy. W głowie kiełkowały z wolna niespokojne myśli. Gdzie oni są, czy żyją? Gubiła się w domysłach, a rozpacz cisnęła łzy do oczu. — Asia, weź się w garść! — powiedziała do siebie. Odwróciła głowę, usłyszawszy odgłosy rozmowy i kroków od rufy. Zmierzali do niej Franco i Oscar z drewnianą miską, nad którą unosił się zapach zupy rybnej. Kucnęli przy skrępowanej dziewczynie i zarzucili ją mnóstwem pytań. Nie rozumiała żadnego, bowiem nie znała języka hiszpańskiego. Pokręciła głową na znak, że nie rozumie, o czym mówią. Próbowała mówić po polsku, angielsku, a nawet po francusku. Tym razem dręczyciele nie rozumieli dla odmiany jej mowy. Przekonawszy się, że rozmowa nie przyniesie skutku, Oscar postawił miskę przed dziewczyną, a ona obrzuciła go spojrzeniem pełnym pogardy. Pozowali w jej mniemaniu na ostatnich imbecylów, bowiem przebywali na środku oceanu, natomiast ją trzymali związaną. W jaki sposób miała jeść za pomocą łyżki, skoro dłonie krępował jej sznur? Tymczasem mężczyźni patrzyli w milczeniu. Wreszcie wpadli na pomysł uwolnienia dłoni dziewczyny. Ona w pierwszym odruchu dotknęła dłonią bolącej głowy i tuż nad karkiem poczuła solidnego guza. Zrozumiała. Dostała w głowę i padła bez czucia na pokład. W taki oto sposób była zdana na łaskę łotrów! Co z pozostałymi? Zapewne zostali zamordowani… Takimi prawami rządziły się morskie łotry. 13 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net O przewrotny losie! Jeszcze wczoraj… — nie wiedziała, ile czasu leżała bez czucia i przypuszczała, że nie więcej niż kilka godzin. Dlatego zakładała, iż to jeszcze wczoraj dzieliła szczęśliwe życie z przyjaciółmi, przemierzając niezmierzoną otchłań oceanu na statku rodziców, dziś zaś znajdowała się w tak przykrym położeniu. Może inna dziewczyna na jej miejscu załamałaby się po dojściu do takiego wniosku, ale nie ta młoda Polka wychowana w patriotyzmie, miłości do ojczyzny pod zaborem, która bywała wielokrotnie świadkiem krwawego prześladowania, znęcania się nad polskimi patriotami oraz bezwzględności najeźdźców, którzy nie potrafiąc złamać ducha narodu, wsławiali się niesamowitym okrucieństwem. Często w domach znajomych i przyjaciół słyszała płacz oraz zawodzenie po stracie ludzi, którzy zginęli, przysparzając chwały narodowi polskiemu. Wielu patriotów ponosiło bolesne straty w podziemnej walce z zaborczym wojskiem. Toteż opanowała emocje i gniew, który z wolna ustąpił rozsądkowi. Tymczasem dwaj prześladowcy nie odrywali wzroku od obiektu, który na rzemyku zwisał z szyi dziewczyny. Brązowawy kamyk wielkości orzecha włoskiego stał się obiektem ich pożądania. Asia zauważyła te spojrzenia i nie mogła zareagować, gdy chciwa dłoń Oscara zerwała go jednym szarpnięciem. Wtedy stało się coś niesłychanego. Oscar gwałtownie upuścił kamień i oglądał świeże ślady oparzenia na swej dłoni. Asię także zaskoczył ten fakt. Kamień faktycznie był ciepły, ale nigdy nie oparzył. Ojciec prosił, aby przez całą podróż do nieznanego jej miejsca docelowego, nosiła kamień na szyi. Teraz ozdoba jakby broniła się przed złodziejem. Franco nie śmiał dotknąć kamienia. Wstał i kopnął go, a ten stoczył się w pobliże dziewczyny. Asia bezwiednie chwyciła kamień. Nie parzył. Przez chwilę wytrzeszczała na niego oczy, a potem ponownie uwiązała rzemyk na szyi. Spojrzała niechętnie na zupę, ale podjęła decyzję, że musi być silna i w każdej chwili gotowa na zmienności losu, więc powinna jeść. Wodnista i niesmaczna zupa kołkiem stawała jej w gardle. Z radością wspomniała posiłki na żaglowcu rodziców… Ojciec Asi zaopatrywał Tajemniczą Wyspę, która była więzieniem skazańców politycznych, którzy wydobywali minerały ze złóż. Dlatego też pływał pod banderą Królestwa Tajemniczej Wyspy, bo Polska nie istniała na mapach. To była jej pierwsza morska podróż, choć sztukę żeglowania poznawała od lat, aby w przyszłości przejąć po ojcu schedę. Właśnie skończyła swą edukację w Londynie. Ojciec, aby ukoronować zdane egzaminy, zabrał ją na prawdziwe rodzinne 14 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net wakacje. Z rodzicami widywała się rzadko w czasie nauki, niechętnie decydowała się na pojawianie w Polsce pod zaborem. Wraz z Asią i jej matką dla umilenia podróży na pokład zabrano również córki pierwszego oficera i sternika… Żal ścisnął ją za gardło. Oscar pobiegł do Juana. Opowiedział o zdarzeniu z kamieniem. Juan szybko znalazł się przy Asi i dłuższą chwilę przyglądał się ozdobie. — To magia! — rzekł Franco. — Magia? — drwiąco zapytał Juan. Nie wierzył w żadne zjawiska nadprzyrodzone, jednak nie odważył się dotknąć kamienia wiszącego na szyi dziewczyny. Wciąż nie odrywał od niego wzroku. Wreszcie zawołany przez któregoś z marynarzy poszedł na rufę. — Nie ma czegoś takiego, jak magia! Są tylko rzeczy, które można zobaczyć i… których można dotknąć! Juan dokładnie obejrzał poparzoną dłoń kolegi i nie śmiał dotknąć kamienia na szyi dziewczyny. Jednak znał się na drogocennych kamieniach i ten noszony przez Asię uznał za tanią błyskotkę. Nie mógł wiedzieć, jak wielką mocą dysponuje ten kamień. I nigdy nie miał się o tym przekonać. Poparzenie dłoni kolegi wystarczało mu za wszelkie gwarancje i nie zamierzał próbować sam go dotykać. Choć nie wierzył w magię, dziewczynę w myślach nazywał czarownicą. Widział w tym coś niesamowitego, bo z całej załogi tylko ona ocalała. Asia z trudem przełykała niesmaczną zupę. Kiedy tylko skończyła jeść, Oscar związał jej ponownie dłonie sznurem. Tymczasem Asia niespokojnie obserwowała zachodzące zmiany atmosferyczne. Szli prosto w objęcia sztormu i dowódca szkunera powinien rozpocząć jakieś działania. Fale rosły w oczach, a pierwszy potężny szkwał gniewnie targnął okrętem. Niespodziewany podmuch wywabił na pokład wszystkich łotrów. — Szczury lądowe! — wrzeszczała dziewczyna, turlając się na baku od burty do burty. — Żeby tylko nie wypaść! Pozbawiony dowódcy obeznanego z żywiołem szkuner, skazany na wolę żywiołu, tańczył targany kolejnymi szkwałami. Fala uderzała o burty, a wiatr wył w olinowaniu i niósł na pokład bryzgi piany rozbijanej dziobem wody. Wreszcie silny szkwał doprowadził do porwania głównego żagla, który w strzępach powiewał nad pokładem. Załoganci zdezorientowani z przerażeniem wymalowanym na twarzach biegali po pokładzie. Tyko sternik pozostał na miejscu, przy- 15 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net gwożdżony do pokładu spojrzeniem Juana i wycelowanym weń rewolwerem. Juan nie mniej blady od pozostałych usiłował znaleźć rozwiązanie. Deszcz leciał z nieba strumieniami. Wiatr gwizdał głośno, chłostał po twarzach strugami wody, przeszywał zimnem. „Morze dochowuje wierności tym, co nie znają trwogi!” — myślała z satysfakcją Asia, aż w końcu zawołała: — Zrefujcie11 bezan12! Sprzątnijcie topsle, latacz, kliwer, fok…13! Juan ogarnął dziewczynę spojrzeniem, a następnie podskoczył, po czym przeciął więzy krępujące dziewczynę. Ona natychmiast podbiegła do kołkownicy14 i zwolniła szoty15 żagli. Gestami nakazała marynarzom ciągnąć kontrfały16. Następnie podskoczyła na rufę i zluzowała bezan. Do refowania żagla, z przeczuciem ocalenia, z pomocą jej przyszli Franco oraz dwaj inni. Po tych czynnościach szkuner zwolnił i poddał się sterowi. Wówczas Asia odnalazła szpicgat17 i wyrzuciła za rufę. Odszukała składzik z olejem (przekonana, że każdy przezorny kapitan zabiera go we właściwej ilości). Podała dwa galony Oscarowi, który podążał za nią krok w krok. Biegiem wrócili na bak18 i wylali oliwę pod dziób w celu złagodzenia fali. Następnie dziewczyna zabrała z komory żaglowej sztormowy grotżagiel19, po czym sprawnie zamocowała go na grotmaszcie20. Z pomocą kilku mężczyzn wybrała grot, a potem sprzątnęła spuszczone topsle oraz bezan. Sytuacja została opanowana, zatem Juan zaprowadził Asię do kabiny kapitana i tam zostawił zamkniętą na klucz. — Masz ci wdzięczność! — syknęła. Juan z szacunkiem spoglądał na dziewczynę. Nieoczekiwana interwencja uchroniła ich od utraty żagli, a może nawet masztów. Jako dowódca nie mógł sobie pozwolić na utratę autorytetu. Ta właśnie jego duma spowodowała największy błąd, nie sprawdził się jako kapitan. Niewiele wiedział o prowadzeniu żaglowca w złą pogodę, brakowało mu pojęcia o sztormowaniu. Przekonany był, że wystarczy, iż jacht posiada wystarczającą prędkość do zachowania sterowności, aby cało wyjść ze 11 Refować — zmniejszyć powierzchnię żagla (przyp. autora). Bezan — tylny żagiel. Również ucięcie od bezanmasztu, ostatniego masztu na żaglowcu (przyp. autora). Topsel, latacz, kliwer, fok — żagle rozpięte na sztagu, czyli linie pomiędzy dziobem a pierwszym masztem (przyp. autora). 14 Kołkownica — zwana też nagielbank, – pozioma belka przymocowana do burty lub masztu z otworami na nagle (Nagiel — tu drewniany kołek z kołnierzem). 15 Szot — lina do ustawiania żagla (przyp. autora). 16 Kontrfały — liny pomagające opuścić żagiel. Wciąga się fałami, a opuszcza kontrfałami (przyp. autora). 17 Szpicgat — Jedna z długich lin wyrzucanych za rufę dla zwolnienia biegu jachtu w czasie ucieczki z wiatrem (przyp. autora). 18 Bak — dziób (przyp. autora). 19 Grotżagiel — sztormowy żagiel, o wiele mniejszy i wytrzymalszy od pozostałych (przyp. autora) 20 Grotmaszt — główny, najwyższy maszt na żaglowcu (przyp. autora). 12 13 16 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net sztormu, więc popełniał kolejne błędy. Mógł ominąć burzę, lecz nie był ani kapitanem, ani też nawigatorem. Odnalezienie zatem narysowanej na mapie wyspy ze skarbem graniczyło z cudem, a więc płynęli wprost przed siebie. Sternik, bez żadnego doświadczenia w tej robocie, nie potrafił wyczuć rytmu fali, która całą swą mocą uderzała w burty. Źle rozłożony balast podczas kolejnego gwałtownego skoku w dolinę fal doprowadził do złamania bukszprytu, a potem grot zaczął bujać się niebezpiecznie, aż w końcu zwalił się na pokład. Po chwili roztańczył się bezan i w efekcie szkuner pozostał bez masztów! Juan zrozpaczony swą pomyłką bezradnie spojrzał po twarzach kamratów. Wytrzeszczył oczy na widok colta wycelowanego w jego czoło. Huknął strzał. Juan padł na pokład z przestrzeloną głową. Jego przerośnięte ambicje skazały pozostałych na łaskę Neptuna. Oscar schował broń do pochwy i pobiegł uwolnić dziewczynę. Zdezorientowana Asia zauważywszy brak masztów (bukszpryt nazywany jest przednim masztem), pobiegła do składziku bosmańskiego. Musiała za wszelką cenę zbudować ożaglowanie awaryjne, żeby nieco wiatru pozwoliło wyjść z objęć sztormu. Zabrała siekierę oraz nici do szycia żagli. Wykorzystując rejki topsli21, z pomocą marynarzy zbudowała ramę, która została obciągnięta płótnem żaglowym złożonym na dwoje z zamocowanymi linami w każdym rogu. Liny dolnych krańców umocowano w miejscu przytwierdzenia want do pokładu. Liny wyrywały się z rąk, żagiel tańczył na wietrze. Strugi wody leciały z nieba, wiatr wpychał się w każdą szparę przemoczonych do ostatka ubrań. Wreszcie z trudem górne krańce zostały przełożone przez liny zaopatrzone w bloczki, wybrane i zaknagowane22. Szkuner odzyskał sterowność. Przemoczeni do suchej nitki załoganci, smagani wiatrem szczękali zębami z zimna. Przenikliwy chłód oraz zmoczone ubrania sprawiły, że szybko znaleźli się w kubryku23, gdzie było w miarę ciepło i przytulnie. Nawet sternik na pozbawionym dowódcy okręcie pozostawił ster uwiązany liną do nadburcia i także zniknął pod pokładem. Tych niezdyscyplinowanych ludzi trudno było utrzymać w ryzach. Asia patrzyła na nich z bezradnością. Żaden nie miał potrzebnej wiedzy marynarskiej. Nawet w obliczu ogromnego niebezpieczeństwa uciekli pod pokład, pozostawiając własny los opiece Niebios! W każdej chwili fala mogła położyć szkuner na bok i zatopić. 21 Topsel jest to trójkątny żagiel rozpiany na rejkach nad gaflem. Knagowanie — zabezpieczenie liny przed zluzowaniem (przyp. autora). 23 Kubryk — pomieszczenie dla załogi. W kubryku marynarze przebywają w wolnym czasie, śpią, jedzą. 22 17 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Wtedy wszystko byłoby skończone. Ona nie zamierzała ginąć w ten sposób. Nie potrafiła biernie czekać, jednak przebywała tu w charakterze więźnia, a chociaż mogła mówić, to nikt z pozostałych nie rozumiał słowa z jej wypowiedzi. Tymczasem marynarze nałożyli suche ubrania. Oscar podał Asi męski strój. Wrogi nastrój rozpłynął się niczym poranna mgła. Dziewczyna zniknęła w kajucie i niedługo potem wróciła przebrana w koszulę oraz marynarskie portki. Obszerne ubranie śmiesznie na niej wisiało. Wyglądała głupio, niekobieco, ale wreszcie przestała odczuwać chłód. Sztorm ustąpił nad ranem. Nie pozostał ślad po prowizorycznym żaglu. Wszystko inne również zostało wypłukane, Zapewne niejedna fala przeszła przez pokład. Bez map, kompasu, z resztkami żywności, pozbawieni kawałka żagla, dryfowali na łagodnej fali, popychani opiekuńczą ręką Neptuna. Chociaż w żagielkoi spoczywały żagle, nie znaleziono kawałka drewna do wykonania prowizorycznego masztu. Żaden z załogantów nie znał ciesielskiego rzemiosła, żeby wykonać jakąkolwiek solidną konstrukcję. Wolno mijały minuty, godziny, dni. Słońce przygrzewało niemiłosiernie, wiatr został wspomnieniem. Kadłub posuwał się bezwiednie na gładkiej powierzchni… Żaden z łotrów nie myślał o skarbie. Woda zabrała zapasy żywności oraz beczułki ze słodką wodą. Oscar zabierał resztki żywności z małego składziku przy kambuzie i wyznaczał mniejsze racje z każdym dniem. Wszyscy wiedzieli, jak nikłe są szanse na dotarcie do brzegu. Wszędzie po kres horyzontu widzieli tylko gładką toń oceanu. Asia przez dzień i noc tkwiła zabarykadowana w kajucie kapitana z rewolwerem w dłoni. Otwierała tylko temu, kto przynosił posiłki. Znosiła upał i duchotę, bowiem tylko zamknięta kabina stanowiła gwarancję jej bezpieczeństwa. W kilka dni później skończyła się żywność, a kiedy zabrakło wody pitnej, żaden z marynarzy nie kwapił się nawet do łowienia ryb. Dwa dni później wszyscy leżeli na pokładzie w oczekiwaniu powolnej śmierci i każdy ściskał w dłoni broń, licząc jednak jeszcze na cudowne ocalenie przed samobójczym strzałem w głowę. Słońce paliło bezlitośnie. Gdzieś nad głowami głodujących marynarzy odezwał się krzyk. Oskar otworzył leniwie oczy i ku swemu zdziwieniu zauważył nad głową stado ptaków. Gdyby odbył kilka morskich podróży, wiedziałby, co oznacza ów znak. 18 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Musieli przebywać blisko lądu, najwyżej dzień lub dwa żeglugi, bowiem ptaki miały w pobliżu swoje gniazda. Asia także dostrzegła coraz liczniejsze stada ptaków. Uklękła przy nadburciu i wyrzuciła za burtę parciane wiaderko na sznurze. Wciągnęła pełne wiaderko i zawartość wylała na swą głowę, pokrytą już solą powstałą poprzez odparowanie wody morskiej po podobnym chłodzeniu. Dopiero teraz zauważyła obok burty pływające połamane trzciny i drobne gałązki. Zamierzała ponownie zaczerpnąć wody i zamarła w bezruchu. Oto widziała przed sobą ciemną plamę. Wdychała korzenny aromat płynący z drzew pobliskich lasów. Przestała ufać własnym zmysłom! Wyobraźnia często płatała figle ludziom wycieńczonym długim głodem oraz osłabieniem organizmu. Wreszcie zdała sobie sprawę z rzeczywistości i uznała widziany ląd za istniejący. — Ziemia! — zawołała, wskazując leżącym na pokładzie swoje odkrycie. Marynarze przywlekli się do burty, a potem patrzyli i patrzyli w milczeniu. Plama lądu z każdym metrem stawała się wyraźniejsza. Nagle załoga rzuciła się do odkrytych w składziku wioseł i wiosłowała ze wszystkich sił. Przez chwilę Asia patrzyła jeszcze na wodę i teraz była pewna, że prąd morski znosił ich od lądu. Wówczas ostatecznie przestała uważać ląd za zwyczajne złudzenie, które czasem przytrafia się strudzonym marynarzom. Coraz wyraźniej widzieli wyspę. Wprost z morza wyrastały strzeliste skały. Podługowaty cypel miejscami piaszczysty tu i ówdzie zarosła ostra trawa. Zatoczkę wypełniały pomosty i kotwicowiska dla statku. Zbocza obrastała zielona roślinność schodząca aż do pasa przybrzeżnej plaży tonącej w oceanie. Przez środek lądu ciągnął się łańcuch gór, miejscami łysych, miejscami prawie po szczyt porośniętych zielenią, który łagodnie zanurzał się w oceanie i znikał w jego błękitnozielonej wodzie. Wychyleni przez burtę dostrzegali plażę i drzewa górzystej wysepki. Nawet zdawało im się słyszeć szum górskiego strumienia. Na samo wspomnienie słodkiej wody w marynarzy wstąpiła nowa siła, ale kilka minut później, jeden po drugim wycieńczony porzucał swe wiosło i padał bez sił na pokład. Chwilowe uniesienie radosnym widokiem lądu nie pozwalało oszukać wycieńczonych do ostateczności organizmów. Szkuner wreszcie szczęśliwie zarył w dno na płyciźnie. Oscar, a po nim Franco wyskoczyli na brzeg i powłóczystym krokiem szli przez plażę i zagłębili się w tropi- 19 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net kalnym lesie. Czuli niewysłowioną radość po powrocie na ląd, po wyrwaniu się nieubłaganemu morzu. Przez chwilę przyzwyczajali się do stałego, stabilnego lądu pod stopami. Wreszcie narwali bananów, którymi pospiesznie się posilili. Następnie umieścili kolejne pod koszulami wpuszczonymi w portki, zbierali orzechy kokosowe i tak zaopatrzeni wrócili na pokład. Tu nakarmili i napoili swoich towarzyszy oraz Asię. Po szybkim posiłku zabrali ze statku wszystkie rzeczy potrzebne do wybudowania obozu i zeszli na ląd, aby nadchodzący przypływ nie porwał ich razem z kadłubem okaleczonego szkunera. W czasie wędrówki głośno rozmawiali o ocaleniu, z uczuciem niewysłowionej radości. Wreszcie odnaleźli górski strumień i przy nim zbudowali obozowisko, a przez wyspę chadzali razem z obawy przed spotkaniem dzikich mieszkańców. Niedługo zapomnieli o pełnej udręki żegludze i krok po kroku odkrywali nawodnioną górskimi strumieniami wyspę pokrytą bujną roślinnością. Nad ich głowami krążyły nieustannie kolorowe papugi, a powietrze wypełniała cudowna woń. Dwa dni później Oscar odebrał rewolwery śpiącej Asi i związał ją ponownie. Nie potrafił się z nią dogadać, a w jego mniemaniu z urodą księżniczki stanowiła depozyt niezliczonej wartości. Dziewczynę ogarnęła złość, lecz niczego nie mogła zrobić. W końcu postanowiono zorganizować polowanie. W tym celu wszyscy udali się ku centrum wyspy. Podczas tego marszu nagle urwał się las i stanęli na plaży, gdzie w błękitnej lagunie cumowała fregata pasażerska o pięknej nazwie Eliza-Jane. — Królewscy! — zawołał Oscar. — Ukryjmy się! Natychmiast zniknęli za drzewami. — Powinni udzielić pomocy rozbitkom — stwierdził Franco. — Pierwej nas powieszą… — dodał Rico. — Oscar ma rację, oni uwolnią dziewczynę i nasza wyprawa nie przyniesie zysków. Poza tym nikt nie powiedział, że oni mówią po hiszpańsku — racjonalnie skonstatował Franco. Tymczasem Asia poczuła dziwne impulsy na piersi, spojrzała ze zdziwieniem na zawieszony u szyi kamień, który zaczął pulsować, jakby właśnie ożył. 20 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Rozdział drugi. Bitwa. Cicho trzeszczały wiązania żaglowca Mervilleux, wypływającego niczym cień spoza skał. Statek szedł ledwie dostrzegalnie. Uzbrojeni w sztucery marynarze oczekiwali przyczajeni wzdłuż nadburcia. Kapitan czuwał na rufie, a jego dłoń spoczywała na szturwale24. Wsłuchany w ciszę obracał kołem wiedziony jedynie marynarskim instynktem. Oczom marynarzy ukazały się lampy na królewskim żaglowcu oraz znak rozpoznawczy Królestwa Tajemniczej Wyspy — topór wbity w pień. Żaglowiec cumował w zatoce nie dalej niż dwieście metrów na kursie Mervilleuxa. Od brzegu dobiegł głośny szum wysokich fal rozbijających się o skalny brzeg. — Przygotować się — szepnął kapitan, gdy Mervilleux wyszedł spoza skał. Jeden z ludzi stojących dotychczas obok kapitana cicho pobiegł przez śródokręcie aż do marynarzy oczekujących na baku. — Szykujcie się do abordażu! — przekazał wiadomość bosman. Tymczasem kapitan odszukał wzrokiem pierwszego oficera, przyczajonego nieopodal relingu. — Pierwszy! — szepnął. — Tak jak się umawialiśmy. Zajmij się żaglami, pozostawisz je w łopocie. Mamy dobry wiatr. Po uwolnieniu więźniów, wybieramy żagle, odpalamy działa i zmykamy w ciemność! — Podnosi się mgła! Wiatr słabnie! — zauważył pierwszy. — Załoga tego statku zatopiła nasz żaglowiec tylko dlatego, że nie pozdrowiliśmy banderą okrętu! Na szczęście załogę przyjęto na pokład. W głosie kapitana dało się słyszeć rozpacz, ale trudne prawa na morzu wprowadzały wiele nieporozumień. Kapitan nie wiedział, jak bardzo się myli i nie przyszło mu na myśl, że głównym powodem ataku nie było żadne pozdrowienie czy jego brak, lecz zwyczajne poszukiwanie zaczepki. — Dlaczego teraz nie umykają z tych wód, tylko czekają? — Gdyby nie Syndykat Skrybów, nikt nie wytropiłby ich w tej zatoce, ani nie odnalazł na morzu. Oni nie pozwolą nikomu poza Edenem posiąść przekazanej technologii. 24 Szturwał — potoczne określenie koła sterowego. 21 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Dwaj marynarze klęczeli na baku przy nadburciu uzbrojeni w broń cichą niczym flobert25, aczkolwiek gwintowaną, i dostrzegłszy wachtowych, posłali im sześciomilimetrowe, niezbyt strawne porcje ołowiu. Już tylko kilka kabli26 dzieliło okręty pomiędzy sobą, gdy żagle Mervilleuxa zawisły w łopocie. Około pięćdziesięciu ludzi w ciszy przeskoczyło na korwetę27. Na wpół schyleni zmierzali ku lukowi ładowni. Cała akcja wciąż odbywała się niemalże w zupełniej ciszy. Dwaj marynarze klęknęli przy ciężkiej klapie, zamykającej od góry ładownię. Nagle któryś z marynarzy zauważył dwie kukły leżące na rufie zastrzelone z cichych karabinów. — Pułapka! — wrzasnął na całe gardło. Wówczas wydarzenia nabrały szybkości spadającej lawiny. W krytycznej chwili wszyscy dostali takiej mocy, jakby skrzydła wyrosły im u ramion. Marynarze w kilku krokach znaleźli się przy burcie i czym prędzej umykali na pokład Mervilleuxa. Kapitan przekazał sternikowi koło sterowe, zaś pierwszy oficer nakazał wybierać luźno wiszące żagle. Na jego komendę przygotowani ludzie rzucili się do kabestanów fałowych28. Zaskrzypiały mechanizmy i zatrzeszczały liny i Mervilleux łapiąc wiatr w żagle, ruszył w stronę otwartego morza. Oddalił się zaledwie na kilkadziesiąt kabli od korwety, gdy ta z hukiem detonacji rozbłysła ogniem. W zatoce zrobiło się jasno, jak za dnia. Wówczas z brzegu rozbrzmiały pojedyncze wystrzały karabinowe. Marynarze widoczni jak na dłoni w świetle płonącego statku przykucnęli wzdłuż nadburcia. Tylko kapitan niewzruszony stał zasłonięty nadbudówką i zaciskał zęby ze złości. Nie podzielił się z załogą informacją, że w chwili wybuchu korwety zobaczył na drzewach martwe ciała powieszonych mieszkańców Edenu. Najpierw bezkarnie zaatakowano i zatopiono statek z Edenu, potem zamordowano załogę! A teraz na niego urządzono pułapkę! Kapitan gniewnie zacisnął pięści. Topór wojenny został wykopany! Ciemność nocy rozjaśniona wybuchem nie skryła należycie dwóch kolejnych korwet sunących we mgle, zamierzających wziąć Mervilleuxa w dwa ognie. 25 Flobert — małokalibrowa broń gładkolufowa, charakteryzująca się niemalże bezgłośnym wystrzałem (przyp. autora). Kabel — jedna dziesiąta mili morskiej (przyp. autora). 27 Korweta — mniejszy (chociażby od fregaty) żaglowiec wojenny (przyp. autora). 28 Kabestan fałowy — (winda fałowa), kabestan — urządzenie bębnowe ustawione w osi pionowej służące do wciągania (wybierania) na pokład łańcuchów i lin. Tu mowa o urządzeniu do obsługi olinowania ruchomego. Używając handszpaków, za pomocą kabestanu kilku ludzi zastępuje pracę kilkudziesięciu. Handszpak — wykonany z twardego drewna drążek do obsługi kabestanu. Fał — lina służąca do podnoszenia czegoś. Fałami nazywa się liny do stawiania żagli oraz liny do podnoszenia omasztowania (przyp. autora). 26 22 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net — Szubrawcy! — zawołał kapitan. — Gotować się do wystrzałów z dział na obu burtach! Działa załadować gwoździami, będą mieli większe straty! Pierwszy! Twoim zadaniem jest uszkodzić stery na obu wrogich jednostkach. Na krótko przed wystrzałem z dział odpalisz po trzy rakiety sygnalizacyjne w ich kierunku. Pierwszy pobiegł na śródokręcie. Kilka minut później dwóch marynarzy oparło na nadburciach po trzy żerdzie, na których osadzono rakiety. Na znak kapitana zapłonęły lonty. Rakiety pomknęły z hukiem jedna po drugiej, snując za sobą ogon czerwonego dymu w kierunku korwet i zatoczywszy szeroki łuk w powietrzu, spadły w wodę gdzieś dalej. To nikłe światło pozwoliło działonowym oddać precyzyjne strzały. Krzyki ranionych ozwały się z obu statków. W tym też czasie stała się rzecz nieprzewidziana, bowiem korweta po prawej gruchnęła i rozbłysła jasnym światłem, a jej szczątki pofrunęły we wszystkich kierunkach. Można założyć, że któraś z rakiet wpadła wprost do składu prochu. — Nie mają żadnego wyczucia — rzekł kapitan, podnosząc się z pokładu. — Najtęższe sztormy nie potrafiły powalić mnie na pokład! A tu dostałem w łepetynę ręką umarlaka i ległem niczym pierwszy lepszy majtek! Drugiej korwety los łaskawie nie usunął i ta oddała już drugą salwę w stronę Mervilleuxa. Nadburcie statku zostało strzaskane kulami armat, a odłamki drewna raniły wielu marynarzy. — Wybierać żagle do baksztagu29! — zagrzmiał na śródokręciu głos Pierwszego. Na pokładach zawrzało jak w ulu. Marynarze biegali we wszystkich kierunkach, słuchając wyznaczonych rozkazów. Jedni pędzili do kabestanów, wind fałowych, inni zabierali rannych z pokładu i znosili do szpitaliku, a jeszcze inni gotowali się do strzałów lub obsługi dział. Kapitan opuścił rufę i pobiegł na dek30. Zachwiał się ponownie, gdy nowa salwa uderzyła w burtę. Bezan zaczął się kołysać na wietrze. Kapitan wrócił na rufę. — Luzować żagle na bezanie! Odpalaj działa! — wołał Pierwszy z mostka. Kapitan zatrzymał się obok Pierwszego. — Zajdziemy ich od tyłu we mgle, wyłonimy się z mroku i oddamy salwę — zdecydował dowódca. — Zwrot na kotwicy! — Mamy wielu rannych, zabitych i poważne uszkodzenia… 29 30 Bagsztag, baksztagi — określenie kierunku wiatru wiejącego skośnie od rufy (przyp. autora). Dek — pokład (przyp. autora). 23 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Ale rozkaz dowódcy zawsze był rozkazem, a w kompetencjach załogi leżało wykonywanie poleceń, więc te argumenty zginęły we wszechobecnym huku bitewnym. — Nie powinni z nami zadzierać — rzekł kapitan, chociaż nie był do końca przekonany, co do szans na zwycięstwo, lecz swym zachowaniem podnosił morale załogi. Z drugiej strony liczył na swoje taktyczne doświadczenie. Raptem w ciemności gruchnęły działa po prawej stronie korwety. W odwecie kule uderzyły w królewski statek. Kapitan otarł pot z czoła, bo właśnie nadeszła spóźniona pomoc z Edenu, na którą wielu przestało liczyć. Kolejna salwa zatopiła korwetę. Niedługo potem z mgły wyłoniła się fregata Błyskawica. Statki złączyły się burtami. Kapitan Mervilleuxa i jego młodszy brat, dowodzący Błyskawicą, padli sobie w ramiona. — Żaglowiec uzależniony od siły i kierunku wiatru nie zawsze przybywa na czas — rzekł kapitan Błyskawicy. — Lepiej późno niż wcale. Rannych przeniesiono na fregatę, gdzie zajął się nimi lekarz. Cieśle natychmiast przystąpili do naprawy uszkodzonego Mervilleuxa. Dwustu ludzi krzątało się po pokładach żaglowców do rana. W pierwszych promieniach słońca żaglowce pożegnały się ze sobą i fregata czym prędzej odpłynęła do Edenu. W przypadku wielu rannych największe znaczenie miał czas i dlatego żaden marynarz z Błyskawicy nie przesiadał się na Mervilleuxa w celu uzupełnienia załogi. Dowódca Mervilleuxa stał wpatrzony za rufę. Marynarze, których obecnie zostało przy nim trzydziestu, spoglądali w milczeniu na kapitana. Ogromną niewiadomą zawsze były jego myśli. Może konstatował tylko krajobraz po bitwie, a może konsumował widok poszarpanych ciał marynarzy, unoszących się na powierzchni, czy pomordowanych mieszkańców Edenu, dyndających na drzewach. A może obmyślał straszliwą zemstę? Nikt nie zdawał sobie sprawy, że los mieszkańców Edenu został przesądzony. Trzydziestu ludzi na Mervilleuxie wystarczało zupełnie do obsługi gaflowych żagli na czterech masztach i mogło bezpiecznie doprowadzić statek do Edenu, ale spotkanie z wrogim okrętem mogło wykluczyć tę szansę zupełnie. 24 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Ucichły ciche trzaski, towarzyszące zapisowi danych na krysztale. Pracownik laboratorium wyjął podłużny, stożkowaty, zielony kryształ, nie dłuższy od ludzkiej dłoni z cylindrycznego, niewysokiego urządzenia. Następnie umieścił w specjalnej metalowej kasecie, zapewniającej nośnikowi odpowiednie warunki. Kaseta spoczęła na półce w gablocie, wśród innych o podobnej zawartości. Tajemnica została zabezpieczona. Mężczyzna odetchnął z ulgą i wyszedł, starannie zamykając za sobą pomieszczenie. Na korytarzu spotkał innego pracownika laboratorium. — Dostałem właśnie wiadomość z tajnego źródła, że fragmenty płyną do Edenu — oświadczył cicho swojemu zwierzchnikowi. — Jeżeli cała akcja nam się powiedzie, to Syndykat Skrybów nigdy więcej nam nie zagrozi. Potem trzeba będzie tylko zachować tajemnicę. Jednak do tego czasu nasz pobyt w Edenie wisi na włosku. 25 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Rozdział trzeci. Wojenna narada. Wielu szukało wyspy Eden, lecz nikt nie odnalazł. Żyli tam ludzie niezbyt wygodni dla floty wielu mocarstw, bo w starciu okazywali się silniejsi od najlepszych jednostek bojowych. Dla wygody przypisywano wszystkie niepowodzenia mieszkańcom wyspy, o której ktoś słyszał, ale nikt nie widział i z tegoż właśnie powodu wszelkie działania skupiły się na zdobyciu dotychczas nie zdobytego lądu. Eden uznawano za ogromną skarbnicę wiedzy i bogactw, co stało się powodem zainteresowania spokojnym życiem jego mieszkańców. Nie od dziś przecież panuje na świecie zasada, że biedniejszy uważa, iż bogaty winien się podzielić swoim bogactwem, a jak nie chce, to należy mu je zabrać. Krążące w świecie informacje o istnieniu Bazyliszka pobudzały chciwość wielu ludzi. Możliwość zamiany metali w złoto motywowała do działania wielu chciwców. Najbardziej jednak Edenem interesowali się właściciele Królestwa Tajemniczej Wyspy. Tajemnicza Wyspa była miejscem, gdzie na dożywotnie więzienie skazywano więźniów politycznych lub największych szubrawców, którzy pod nadzorem magnatów odpracowywali za swoje czyny. Wyspa skrywała na swoim terenie wiele różnych złóż metali szlachetnych i w końcu rozwinęła się do tego stopnia, że osiągnęła samodzielność. Wielu skazańców po latach katorżniczej pracy zostało jej mieszkańcami. Z czasem na wyspie ustanowiono króla, który zwyczajnie kupował skazańców do pracy od innych mocarstw. Wreszcie Królestwo Tajemniczej Wyspy posiadało ogromną flotę handlowo-wojenną. Podejrzewano także, że jej przedstawiciele napadali na inne statki, ale nigdy tego nie udowodniono. Jeżeli nawet zajmowali się taką działalnością, to możliwość umieszczenia niechcianych obywateli pod nadzorem Królestwa na Tajemniczej Wyspie stwarzała wymarzone okoliczności. W końcu król Tajemniczej Wyspy zapragnął podbić Eden i postanowił użyć do tego swoich skazańców, którzy dla jego interesów pracowali na statkach. Kapitan Couler przyjmował gości w salonie fregaty Swallow, gdzie od pewnego czasu trwała burzliwa narada. — Piraci? Też mi coś! Garstka wyrzutków i złodziei! — zawołał dowódca brygu31 Grand Wind, kapitan Capot, gniewnie uderzając pięścią w stół. — A no piraci, piraci, drogi kapitanie — rzekł spokojnie gospodarz, jakby nie dostrzegał wzburzenia kolegi. — Eden to potęga. 31 Bryg — dwumasztowy żaglowiec z ożaglowaniem rejowym (przyp. autora). 26 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Osmalona wiatrem twarz kapitana Capota oraz przyprószone siwizną włosy dowodziły, że na morzu spędził już wiele lat, w przeciwieństwie do młodziutkiego Coulera, który nominację na kapitana otrzymał zaledwie przed kilkoma miesiącami. Z racji swojego rzemiosła marynarskiego cechował się własnym odniesieniem do znajomości rzeczy morskich. Do wszelkiego rodzaju piratów podchodził z niedowierzaniem. — Bajki, synu. Przepłynąłem wszystkie morza i oceany. Pokonałem i powiesiłem na rejach wielu piratów. Wielokrotnie krew przeróżnych zbirów płynęła strugami po pokładzie mojego brygu. Jednak o żadnym Edenie nie słyszałem. Wszyscy tu obecni znali skrupulatność Capota, dla którego wykonanie rozkazu przez podwładnego bez właściwej staranności stanowiło odpowiedni powód do wymierzenia chłosty. Przed skazaniem pływał na statkach jednego z wielkich mocarstw, aż pewnego dnia pobił do nieprzytomności o jednego człowieka za dużo. — Wielu słyszało, że mają kogoś nad sobą — wtrącił kapitan Burns dowódca brygu Narcissus. Burns od wielu lat dowodził żaglowcami Jego Królewskiej Mości i do morza podchodził w sposób tradycjonalny, a zarazem z wielkim szacunkiem. Nie podzielał zdania kolegi-kapitana Capota, którego znano z bycia niewiernym Tomaszem — dotknij, a uwierzysz. — Właśnie tego rodzaju opowiastki mają służyć zastraszaniu ludzi — tłumaczył spokojniej Capot, choć z tonu jego głosu wynikało, że to tylko spokój kontrolowany. — Nie wierzę w podobne bzdury. Boję się tylko własnej żony i czasem pana Boga. Nie unikam żadnych potyczek i nieraz sam szukam zwady. Nigdy nie zwodziły mnie pozory. Wyspa piratów — roześmiał się tym razem — zapewne powstaje wtedy, gdy wszystkie statki łączą się ze sobą. Tylko tak można wyjaśnić tę kwestię. Nikt dotychczas nie widział ich wyspy… — Te zwady, drogi kapitanie, przyczyniły się do tego, że zostałeś przekazany z usług swojego króla do pracy w obozach na Tajemniczej Wyspie — zakpił Couller. — Żaden z nas nie trafił na Tajemniczą Wyspę z własnego wyboru… Capot rzucił mu wredne spojrzenie, ale nie skomentował uwagi. Przez jakiś czas wydawało mu się, że ma wolność, od kiedy znowu poczuł pod stopami chwiejne deski pokładu oraz wiatr na twarzy. A jednak nie był już na usługach dawnego mocodawcy, a jedynie niewolnikiem, który nigdy nie odzyska wolności. 27 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net Rozmowie przysłuchiwał się w milczeniu nieco starszy od pozostałych mężczyzna. MacAllan pykał tylko ze swej fajeczki i spoglądał na rozmawiających. Jego dystynkcje zdradzały stopień admirała, a powściągliwość wskazywała na doświadczenie. Jako jedyny z tej ekipy miał tytuł magnata i z własnej woli zamieszkał na Tajemniczej Wyspie. Z dużym oddaniem służył swojemu władcy. Po raz kolejny wypuścił dym z ust, który kaskadami uleciał pod sufit, po czym ujął fajkę w dwa palce i powiedział: — Byli tacy, którzy widzieli wyspę piratów na własne oczy, bo przebywali na jej terenie. Wypowiedź admirała wywołała niespodziewaną ciszę w pomieszczeniu. Ten zaś pykał spokojnie ze swej fajeczki, a kilka chwil później pogładził siwą brodę i kontynuował swój wywód: — Mieszkańcy Edenu, czy — jak wy ich zwiecie — piraci nie zaatakowali dotychczas żadnego statku, o ile nie zostali zaczepieni, a ujętych przeciwników, gdyż każdą walkę wygrywają, gościli, nie więzili w Edenie, okazując należny szacunek, a rannych opatrywali… Później każdy taki więzień za okazaną życzliwość musiał zapłacić odpowiednią cenę. Wykupienie kosztowało wagę złota równą kilogramom ciała według szalkowej wagi. Zaś, gdy taki ktoś nie posiadał żadnych dóbr, a korona nie interesowała się pokryciem kosztów jego wykupu, to przez jakiś czas pracował na wyspie jako niewolnik. — Pan admirał lubi popuszczać wodze fantazji — zabrał głos Capot, okazując niedowierzanie po raz kolejny. — Więźniom przez cały czas pobytu w karcerze podawano haszysz! Stąd te wizje pięknej wyspy…! Wystarczy wyeliminować żaglowiec Mervilleux, na którym pływa rzekomy prezydent i sprawa będzie załatwiona. Wypowiedź Capota wprowadziła zamieszanie. Zaczęło się przekrzykiwanie popierających MacAllana. — Kłótnia do niczego nie doprowadzi, ani też niczego nie rozwiąże — powiedział Coulter. — Naszym zadaniem nie jest ustalanie, czy Eden istnieje, czy nie. Mamy ułożyć plan schwytania przywódcy i dostarczyć go przed oblicze Jego Wysokości. Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu, którego jeszcze nie upolowaliśmy. A kiedy schwytamy prezydenta, to nasz monarcha — a nie my — ustali, czy mamy szukać Edenu. 28 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net MacAllan spojrzał na Coulera z wdzięcznością za zaprowadzenie porządku. Dwaj pozostali kapitanowie: Blackrood i MacDual — młodzieniaszkowie, protegowani MacAllana przydzieleni do floty na jego polecenie — w milczeniu słuchali rozmowy. — Kapitan Capot nie docenia potęgi naszego królestwa — ponownie przemówił admirał, wyjąwszy fajkę z ust. — W Edenie mamy swojego szpiega. On zawsze w wyznaczonym miejscu zostawia wiadomość w butelce dla mojego parowca Undefeated. Toteż nie mam podstaw, aby zaprzeczać istnieniu wyspy. Niektórzy wiedzieli o tym, że MacAllan na własne życzenie opuścił rodzinny kraj i oddał swoje usługi władcy Tajemniczej Wyspy. Nikt jednak nie znał przyczyny jego działania. MacAllan, jako człowiek opanowany i doświadczony przez życie, żył jedynie żądzą zemsty. Niegdyś został pojmany przez mieszkańców Edenu, a potem nikt nie chciał za niego zapłacić okupu. Przeżył wówczas ogromne rozczarowanie i przeszedł gwałtowną przemianę. Odpracowawszy swoje w Edenie, porzucił dawnego monarchę i dobrowolnie przystał do ludzi pragnących pokonać i jego wrogów. Sprawa ciągnęła się od trzydziestu lat, ale cóż to znaczy w obliczu prawdziwej zemsty, która wymaga odpowiedniego przygotowania. — Pan admirał jest bardzo przebiegły… — mruknął Capot. — Plan działania jest taki: Piraci obserwują naszą fregatę Eliza-Jane, a my obserwujemy ich. Tu — cyrklem wskazał admirał punkt na mapie przykrywającej blat niczym obrus — jest najdogodniejsze miejsce. Jeśli piraci ruszą za Eliza-Jane, wtedy osłonięci sąsiednimi wyspami popłyniemy niezauważeni i będziemy mieli okazję ich osaczyć. Według mojego rozkazu na fregacie będzie bal. Jak znam obyczaje prezydenta, a jest on niezwykle rozrywkowym człowiekiem, na pewno nie odmówi sobie tej przyjemności. Tym bardziej, że na Eliza-Jane pływa ktoś z Edenu… — przerwał monolog MacAllan i spojrzał po pełnych niedowierzania twarzach. — Pamiętajcie panowie, że najważniejsze w naszym działaniu jest ujęcie prezydenta. Ten, na którego statku się znajdzie, płynie prosto do kraju! Reszta blokuje statek pojmanego władcy Edenu. Liczy się tylko efekt. Macie pozwolenie, a nawet rozkaz, staranować jego żaglowiec! Na tym zakończyła się narada, kapitanowie wyszli na pokład i usadowili się w szalupach. Wioślarze unieśli pionowo wiosła, klasnęli równo piórami, a następnie zanurzyli je w wodzie i łodzie skierowały się do swoich statków zakotwiczonych nieopodal. Cztery żaglowce odpłynęły w ustalone miejsca postoju. 29 Krzysztof Dmowski „Taniec z ogniem na beczce prochu” wydanie 1., luty 2013 www.goneta.net — Żaden Eden nie istnieje — mruczał do siebie pod nosem kapitan Capot, spoglądając za odpływającymi jednostkami z wysokości kapitańskiego mostka swojego statku. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo zmieni się polityka Tajemniczej Wyspy po odnalezieniu Edenu lub jeżeli plany zawiodą. Król wielce przesadził, budując potężną flotę i obecnie skarbiec świecił pustkami. Więźniowie zamknięci na małym skrawku ziemi oblewanej wodami Morza Północnego, trawieni przeróżnymi chorobami często umierali po kilku tygodniach od umieszczenia w obozie. A może wpływ na wzrost śmiertelności miała ciężka praca od świtu do nocy za marny posiłek? Bycie marynarzem stwarzało wygody innego rodzaju. Na statkach też ludzie umierali z powodu zepsutej żywności, długich flaut, ale tu nie pozostawali zamknięci na skrawku ziemi. Pływanie było wolnością. Teraz ograniczone fundusze zmuszały monarchę do pozbywania się kolejnych żaglowców i tylko zdobycie fortuny dawało jedyną nadzieję na przyszłość wyspy. Capot poczuł na sobie spojrzenie i mimowolnie skierował wzrok w tę stronę. Dwieście metrów dalej stał parowiec Undefeated, na jego baku dojrzał MacAllana. Ukłonił mu się z należytym szacunkiem, a następnie zniknął w kabinie nawigacyjnej. MacAllan jako jedyny spośród członków zebrania miał informacje na temat tajemniczego obiektu, którego odnalezienie zlecił król. Tajemniczy brązowy i przezroczysty jak bursztyn kamyk, który miał niesamowite właściwości, a spośród wielu nazw nadano mu imię: Bazyliszek. 30