do wydruku - mam.media.pl

Transkrypt

do wydruku - mam.media.pl
SPIS TREŚCI
jak to car pokochał Polkę
strona 6
hell week
strona 14
wywiad
Cambridge
strona 18
ze
studentką
wakacyjne warsztaty kulinarne
strona 22
outro poleca: areopag sportowy
strona 25
grając tu i teraz
strona 26
muzyczne zjawiska znad Wisły
strona 30
outro poleca: Daniel Małajowicz
strona 35
Open'er Festival 2015: relacja
bardzo muzyczna
strona 36
3
WSTĘPNIAK
MISJA
REKRUTACJA
Słowo „rekrutacja” pojawia się na trwałe w naszym słowniku
zwykle pod koniec podstawówki. Fraza ta wraca potem do nas
niczym bumerang – regularnie co trzy lata, kiedy stajemy przed
wyborem placówek, w których spędzimy kolejne lata edukacji. Jeśli
jednak na samą myśl o podjęciu decyzji dostajecie drgawek,
wiedzcie, że inni mają jeszcze gorzej.
Już na wstępie spieszę z zapewnieniem,
że tak „szkolny” temat
nie
jest
wynikiem
przegrzania
mojej
gło- wy w wyniku
kąpieli słonecznych
lub
–
co
bardziej prawdopodobne – rezultatem
z b y t długiego
siedzenia
przed
komputerem. Podczas
gdy absolwenci pods t a w ó w e ki
gimnazjów mogą już
spać spo-kojnie, dla
niedawnych
licealistów nadszedł
go-rący okres – nie
tylko ze względu na
tempe-raturę.
Kolejne
uczel-nie
publikują listy przyjętych i nawet kom-
triumfalnie informujących, gdzie można
szukać danej osoby w
przyszłym roku akademickim.
Popularna
„krew, pot
nabiera
dosłownego
znaczenia.
i
fraza
łzy”
tu
Choć rozumiem ner- W tym numerze nie
w
y tegorocznych zabraknie jednak takma- turzystów , to ż e bardziej wysublipozostaję wierna mowanych tematów.
opinii,
że Dajcie się porwać
najważniejszym wyz- niewaniem jest egzamin tuzinkowej historii
gimnazjalny – w koń- „Jak to car pokochał
cu to jedyny test w Polkę”
, którą
na- szej szkolnej o p o w i a d a Lena
karierze, który ma Janeczko. Zaj- rzyjcie
spory
wpływ
na też koniecznie na
nasze
możliwości Opener Festival wyboru, a którego choć tegoroczne wynie można poprawić. darzenie już za nami,
Jednak i
ten Tomek Najdyhor zaegzamin blednie w chował dla Was kilka
obliczu
nie- szczególnie ciekawych
zwykłego testu wytrzy- muzycznych wspommałości opisanego przeznień.
4
STOPKA REDAKCYJNA
OUTRO
ISSN: 2299 - 5242
Ogólnopolski tygodnik młodzieżowy
Wydawca: Fundacja Nowe Media
Koordynator: Kamil Wiśniowski
www.outro.pl
Mail: redakcja(@)outro.pl,
rekrutacja(@)outro.pl
Szefowie działów:
Lena Janeczko (kultura),
Agnieszka Kracla (społeczeństwo),
Roksana Grzmil (foto),
Patryk Skoczylas (graficy),
Sylwia Pacholczyk (korekta),
Patrycja Brejnak (promocja).
Korekta:
Maria Gołaszewska,
Tomasz Król,
Milena Macios,
Sylwia Pacholczyk,
Ilona Sieradzka,
Mateusz Tutka,
Patrycja Ziemińska.
Redaktor naczelna: Anna Lewicka
Zastępcy redaktor naczelnej:
Karolina Wojtal, Agnieszka Antosik
Sekretarz redakcji: Ilona Chylińska
Zastępca sekretarza redakcji:
Mariola Lis
Redaktorzy prowadzący:
Patrycja Brejnak, Anna Kubica
Korekta wydania: Patrycja
Ziemińska
Ostateczna korekta: Ariadna Grzona
Fotoedycja: Roksana Grzmil
Graficy:
Magdalena Kosewska,
Patryk Skoczylas.
Projekt okładki: Patryk Skoczylas
5
SPOŁECZEŃSTWO
6
SPOŁECZEŃSTWO
JAK TO CAR
POKOCHAŁ
POLKĘ
Od zawsze żyła w atmosferze
skandalu. Petersburg huczał od
plotek na jej temat, inne baleriny
nieustannie
usiłowały
jej rzu- cać kłody pod nogi. Kim
była
primabalerina
polskiego pochodze- nia –
Matylda Krzesińska, kochanka
ostatniego cara Rosji?
Ogromny
sukces
Matyldy
Krzesińskiej na scenie baletowej nie wydaje się niczym zaskakującym. Jej
dziadek,
Jan
Krzesiński,był
słynnym tenorem – ulubionym
śpiewakiem samego Stanisława
Augusta Poniatowskiego, który
mówił o nim „mój słowik”. Miłością do tańca zaraził ją ojciec, Feliks, tancerz baletowy znany ze
swych mazurów, które tańczył
nawet
już
przekroczywszy
siedemdziesiątkę. Matylda była piękna,
niezwykle utalentowana, a do tego bardzo pewna siebie, nic więc
dziwnego, że miała powodzenie
u mężczyzn. Dziwnym się jednak
wydaje, jakim cudem baletnica
i carewicz Mikołaj zetknęli się ze
sobą, a do tego wszystkiego mieli
romans. Zapewne wiele tancerek
marzyłoby o takim splendorze.
7
SPOŁECZEŃSTWO
i usłyszała od niego: Będziesz,
mademoiselle, ozdobą i dumą
naszego baletu. Kult cara był
w Rosji bardzo rozwinięty, dla
zwykłej osiemnastolatki osobista
z nim rozmowa była więc niewiarygodnym zaszczytem. Na tym
jednak nie koniec. Aleksandrowi
III młoda baletnica wyraźnie się
spodobała, bo chociaż dziewczyna nie miała prawa zostać z
carem na kolacji, władca kazał jej
usiąść obok siebie. Po drugiej
stronie stołu posadził carewicza
Mikołaja, po czym dodał filuternie: Tylko nie flirtujcie zanadto!. Te słowa miały okazać się
prorocze.
Cała historia zaczęła się podczas
egzaminu końcowego w Carskiej
Szkole Teatralnej. Na egzamin
ten przybyła cała carska rodzina,
w tym i młody, dwudziestodwuletni wówczas carewicz. Takie
sytuacje zdarzały się dość
często, bądź co bądź wszelkie
instytucje związane z teatrem
były
utrzy-mywane
przez
władzę.
Zaska-kujące
było
jednak to, co zrobił później car.
Według procedur po spektaklu
miała nastąpić prezen-tacja
rodzinie
carskiej
tancerek.
Najpierw miały pojawić się prymuski, do których Krzesińska nie
należała, ale tuż po wejściu do
sali
Aleksander III zawołał: A gdzie
jest
Krzesińska?.I
wówczas
przełożone nie miały wyboru –
to właśnie ona była pierwszą
Nie
pamiętam,
o
czym
rozmawia-liśmy, ale z miejsca
zakochałam
8
SPOŁECZEŃSTWO
się w nim. Jeszcze dziś widzę jego
niebieskie oczy o czarująco miłym
spojrzeniu. Przestał być dla mnie
następcą tronu, zapomniałam
o tym, a wszystko było jak sen. –
tak po sześćdziesięciu latach
Matylda Krzesińska wspominała
tamto pierwsze spotkanie z następcą tronu, którego nazywała
„Niki”. Romans zaczął kwitnąć.
Mikołaj przychodził na każde
przedstawienie Krzesińskiej, zaczął ją też coraz częściej odwiedzać, nierzadko przynosząc romantyczne prezenty, takie jak
bransoletka z wygrawerowaną
da- tą ich pierwszego spotkania.
W czu- łych listach porównywał
ją do romantycznych kobiet z
dzieł Puszkina i Gogola. Co
zaska-kujące, w pamiętnikach
Mikołaja nie widać wcale takich
uczuć.
Swoje
spotkania
z
ukochaną kwi- tował krótko:
Rozmawiałem z małą Krzesińską,
Krzesińska
b a r d z o mi
się
podoba.
Nawet
pierwsze
spotkanie z Matyldą opisuje
d o ś ć lakonicznie: Pojechaliśmy
na przedsta-wienie do Szkoły
Teatralnej. Bardzo dobre. Potem
kolacja z wychowankami. Widywali się wyjątkowo często, aż
Ma-tylda
Krzesińska
zdecydowała się na odważny
krok w ich zwią-zku, który
zbliżył ich ze sobą jeszcze
bardziej. Oboje jednak wiedzieli,
że
nie mogli
spędzić
9
SPOŁECZEŃSTWO
Bale t n i c a wynajęła więc willę
w Petersburgu. Mogła sobie na
t o pozwolić, gdyż w carskich
teat-rach grywała najlepsze,
najhojniej
opłacane
role.
Dziewczyna
wy-najmująca
samotnie mieszkanie
i
spotykająca się w nim z mężczyzną – to jak na owe czasy było
bardzo śmiałym posunięciem.
Artystka jed-nak znana była z
tego, że nigdy nie przejmowała
s i ę opinią
publicz-ną. Feliks
Krzesiński, z którym Matyl-da
była zawsze bardziej związana
niż z matką, jako artysta był
również dość liberalny i nie miał
więk-szych zastrzeżeń co do
tego kroku.
„Choć to Aleksander III
przy-czynił
się
do
Kiedy Krzesińska starała się o
główną rolę w balecie Esmeralda,
słynny francuski choreograf, Marius Petipa, powiedział jej, że dopóki nie zazna cierpienia w miłości, nie wykona tej roli należycie. Jego słowa okazały sięprorocze – rola Esmeraldy okazała
się najlepszą rolą w dorobku baleriny. Choć to Aleksander III
przyczynił się do romansu syna,
w pewnym momencie uświadomił sobie, że sprawy zaszły za
da-leko. Wysłał syna w podróż,
za-angażował go w sprawy
państwo-we, usiłował zapełnić
mu czas. Jednak romans Mikołaja
i
Krze-sińskiej trwał aż do
1894 roku. Wtedy bowiem zmarł
car Aleksan-der i carewicz
musiał
przypieczętować swój los – zaręczył się
10
SPOŁECZEŃSTWO
Heską, która później przyjęła
prawosławne
imię
Aleksandra
Fiodo-rowna.
Choć
o
Aleksandrze
Krze-sińska
wypowiadała się zawsze
przychylnie, caryca nie była oceniana pozytywnie. Nie potrafiła
mówić po francusku, co wśród
arystokracji byłopodstawową
umiejętnością, a za prawdziwych Rosjan uważała jedynie
chłopów
–
co naturalnie
Matyldy i, jak się zdawało, Mikołaja również. Do końca swojego
życia wspierał Matyldę, choć nie
utrzymywali ze sobą ścisłego
kontaktu. Zaskakujące jest jednak, że Alicja od pierwszego spotkania nie byłamu obojętna. W 1894 roku Mikołaj zanotował: Nigdy nie wyobrażałem sobie, że dwa identyczne uczucia,
dwie miłości mogą równocześnie
Ze względu na wiktoriańskie wychowanie uważana była ponadto
za nudną i przesadnie moralną,
dodatkowo zaś stała się przedmiotem kpin, kiedy zawiązała
bli-ską znajomość z fałszywym
m n i - c h e m , Grigorijem
Rasputinem,
i powierzyła mu
życie chorego na hemofilię
carewicza
Aleksego.
Ponoć
jednak
byli
z
Mikołajem
kochającym się małżeństwem.
Ślub z księżniczką był ciosem dla
koegzystować w czyjejś duszy.
Na-sze serca to zdumiewająca
rzecz!
Balerina nie była jednak do
końca stała w uczuciach –
krótko po ko-ronacji Mikołaja
zakochała się
w jego bracie
stryjecznym, wiel-kim księciu
Andrzeju. W 1902 uro-dził się ich
syn, Włodzimierz. Ofi-cjalnie
Matylda od koronacji cara była z
kolei związana… z innym jego
k r e w n y m , który
był
dla
11
SPOŁECZEŃSTWO
Spowodowało to duże problemy
w związku z ustaleniem ojcostwa. Chociaż nigdy nie zapomniała o uczuciu do cara, Andrzej pozostał jej ostatnią i największą
miłością.
„(...) przepaść musiały
lis-ty od Mikołaja –
zostały zniszczone (...)”
W 1917 roku życie Matyldy się
zawaliło. Jej ukochany Cesarski
Teatr Maryjski został przejęty
przez bolszewików i dalsze tańczenie tam byłoby wbrew jej dumie. Na domiar złego zwolennicy
Lenina splądrowali jej dom,
przez nich też przepaść musiały
listy
od
Mikołaja - zostały zniszczone,
gdyż w owym czasie mogły
przy-
ciółce Matyldy, która je przechowywała. Wraz z Andrzejem znalazła się wówczas w śmiertelnym
niebezpieczeństwie i musieli na
stałe wyemigrować do Włoch.
Andrzej był krewnym cara,
Maty-lda
zaś
jego
ulubioną tancerką. W 1918 roku
został
zamordowany
jej
ukochany Niki. Matylda opisyw
a
ł
a tamte
lipcowe dni: "Gazeciarze biegali
p o mieście
z
Dodatkiem
Nadzwyczajnym, wykrzykując:
Zamordowanie rodziny carskiej!”
( … ) Wszyscy mieliśmy nadzieję,
że to tylko pogłoska rozpuszczana
przez bolszewików. (…) Nadzieja
ta długo jeszcze tliła się w
naszych sercach. Wciąż jeszcze
słyszę
te
głosy
gazeciarzy
rozchodzące się jak ec h o w
różnych kierunkach.
12
SPOŁECZEŃSTWO
HELL WEEK
Hell Week to finał morderczego szkolenia dla żołnierzy amerykańskiego oddziału Navy Seals, który ma wyłonić kandydatów zdolnych do największych poświęceń, wyróżniających się determinacją
i nadprzeciętną odwagą. Hell Week weryfikuje komandosów
przystę-pujących do elitarnej grupy wojskowej i cieszy się mianem
najtrud-niejszego treningu świata.
Navy Seals – a dokładniej United
State Navy Sea, Air and Land
(SEAL)
–
amerykańska
Marynarka Wojenna, Morze,
Powietrze i Ląd to siły specjalne
Stanów Zjedno-czonych, które
składają się tylko
z
najlepszych
żołnierzy
gotowych oddać życie dla dobra
Ojczyzny. Natomiast Hell Week,
o k r e ś l a n y przez
żołnierzy
„najdłuższym
tygodniem”, jest
ostatecznym testem sprawności
fizycznej i siły woli człowieka,
którego
pomyślne
przejście
gwarantuje
dołączenie
do
jednostki
wojskowej
SEALs.
David Reid, komandos opisał w
książce pt. Hell Week. Najdłuższy tydzień pięć wyczerpujących dni szkolenia, w którym
sam brał udział. Warto wspomnieć, że swoje dzieło dedykuje
porucznikowi
Johnowi Anthony’emu Sko-powi
z grupy 235 BUD/S (Basic
Underwater Demolition/SEAL –
podstawowy kurs niszczenia
14
SPOŁECZEŃSTWO
„Są
poniżani,
wyśmiewani i wyzywani,
co w swojej książce
w dość szokujący,
ale i niezwykle szczery
sposób pokazuje Reid”
Hell Week jest testem, który ma
pokazać,
ile
może
znieść
żołnierz Marynarki Wojennej.
Rekruci
w ciągu pięciu dni nie śpią wcale
lub tylko po cztery godziny, nie
mają czasu zjeść, odetchnąć, za
t o przebiegają tysiące
mil z
pełnym ekwipunkiem. Przez sto
dwadzieścia
godzin
są
poddawani
cielesnym
torturom, aby ich przywódcy
mieli pewność, że w razie
porwania
przez
wroga
wojskowi nie zdradzą cennych
informacji.Są
poniżani,
wyśmiewani i wyzy- wani, co
w książce w dość szo- kujący,
ale i niezwykle szczery sposób
pokazuje
Reid.
Godziny
morderczych ćwiczeń potrafią
złamać nawet najtwardszych i
zmusić do przerwania kursu,
a tych, którzy zakończyli szkolenie z wyróżnieniem, sytuacje
mające miejsce podczas szkolenia
prześladowały
przez
kolejne
lata:
BUD/S
był
programem
sześciomiesięcznym, lecz większość
tych, którzy go ukończyli, twier-
15
SPOŁECZEŃSTWO
Hell Week dla osób, które są
na tyle silne, by przejść do końca
szkolenie trwające około sześciu
miesięcy, potrafi otworzyć wiele
drzwi do kariery, także niezwiązanej z wojskiem. Może dlatego
żołnierze zgłaszają się na takie
szkolenie? Lub, tak jak Greya,
głównego bohatera książki Davida Reida, przyciąga ich niebezpieczeństwo i chęć przeżycia
przygody?
„(...) człowiek jest tak
silny, że nic i nikt nie
jest w stanie go pokonać”
Nie wiadomo, co dokładnie kieruje mężczyznami decydującymi
się
na
przystąpienie
do
szkolenia.
Czy
jest
to
przyciągająca moc pieniądza, czy
marzenie
o
dowodzeniu grupą najtwardszych
żołnierzy cierpiących razem ze
swoim oficerem? Jedno jest
pew- ne: każdy, który przetrwa
kurs zobaczy, o ile przesunęła się
granica jego wytrzymałości i
przekona się, że człowiek jest
tak silny, że nic i nikt nie jest w
stanie go pokonać.
Gabriela Szczepanik
16
SPOŁECZEŃSTWO
17
SPOŁECZEŃSTWO
OD DWÓJKI Z ANGIELSKIEGO
DO CAMBRIDGE
Harvard, Cambridge, Oxford – te nazwy bez wątpienia działają na
wyobraźnię. Dla większości studiowanie na tych uczelniach pozostaje jedynie w sferze marzeń. O tym, dlaczego warto wprowadzić
te zamierzenia w czyn opowiada Aleksandra Kamieńska, studentka
ekonomii na uniwersytecie w Cambridge.
Anna Lewicka: Co roku kilkanaście tysięcy osób z całego
świata kandyduje na Cambridge
– co piąty z nich dostaje się na
wymarzony kierunek. Dlaczego
to właśnie Tobie się udało?
W
Cambridge
jest
duże
nastawie-nie
na
pracę
indywidualną; uniwersytet
przygotowuje ludzi,
którzy w przyszłości będą
poten-cjalnie
przeprowadzać
badania.
To
znaczy,
że
wymagania w sto-sunku do
Aleksandra Kamieńska: Muszę
studentów
są
relaty-wnie
przyznać, że włożyłam sporo
wysokie i raczej nie można liczyć
pra-cy w proces aplikacyjny i w
na „taryfę ulgową" – jeśli nie
na-ukę, ale sądzę że – co jest
umiesz
rozwiązać
jakiegoś
równie ważne – w czasie
problemu, to zwykle musisz
rozmów kwali-fikacyjnych udało
sobie z tym sam poradzić
mi się pokazać, że rzeczywiście
(ewentualnie we współpracy z
jestem
zaintere-sowana
innymi studen-tami). Co jest
przedmiotem i będę
również charakte-rystyczne dla
w stanie dostosować się do spoCambridge to sy-stem superwizji
sobu nauczania na Cambridge.
– nauczanie
Wiem jednak, że musiałam mieć
w dużej mierze oparte jest na
również sporo szczęścia.
spotkaniach z profesorami w
lub
trzyosobowych
Wspominasz o „sposobie naucza- dwunia na Cambridge” - co jest w nim grupach.
takiego szczególnego?
Byłaś przygotowana na taki
18
SPOŁECZEŃSTWO
Już aplikując, wiedziałam mniej wię- ną konkretną rzecz, ponieważ
cej, jak ten system działa, więc ra- wiele się działo: eventy, kluby
czej byłam przygotowana. Natostu-denckie,
sporty,
miast na początku roku zajęło mi
formalne kolacje
trochę czasu, żeby się przystow stylu Harry’ego Pottera w tosować i zrozumieć, co jest ode
gach etc. Poznałam też wielu
mnie oczekiwane.
fan-tastycznych ludzi.
Mogłabyś
wspomnieć
jakąś przy-kładową trudność?
Na początku roku zakładałam, że
jeśli nie umiem rozwiązać jakiegoś zadania, mogę je prostu zostawić i poprosić, żeby profesor
wyjaśnił je w czasie superwizji –
niestety to podejście skończyło
się bardzo konkretną i raczej
mało przyjemną rozmową z
moim dosem (Director of
Studies).
„(...) motto studentów
brzmi «Work hard, play
hard»”
„(...) nie ma absolutnie
żadnej różnicy, czy jest
się Polakiem, czy nie.
Przynajmniej takie jest
moje doświadczenie”
Fantastyc z n y c h Brytyjczyków
czy raczej obywateli innych
krajów?
I tych, i tych – choć większość
ludzi, których spotykam, to jednak Anglicy.
A jaki jest odbiór Ciebie jako
Polki – to ułatwia czy utrudnia
zawieranie znajomości?
To z pewnością było nieprzyjemne przeżycie... A co, po pół roku studiowania, wspominasz najmilej?
Słyszałam wiele opinii osób,
które twierdziły np. że osoba, z
którą
rozmawiały,
straciła
zaintereso-wanie rozmową w
chwili, gdy zorientowała się, że
Cambridge jest niesamowitym miej
rozmawia
scem i w ciągu ostatniego roz Polakiem. Według mnie to jest
k u w moim życiu wydarzyło się
zupełna nieprawda. Nigdy nie
więcej niż w ciągu wcześniejszych
spotkałam się podobną sytuacją
pięciu lat razem wziętych; życie
– dopóki ktoś sam nie próbuje
jest bardzo intensywne, motto stuza-mykać się w środowisku
dentów brzmi „Work hard, play
swojej własnej narodowości, nie
hard”. Trudno mi wskazać na
19
SPOŁECZEŃSTWO
niej takie jest moje doświadczenie.
„(...) w Polsce edukacja
jest dużo szersza – w liceum uczymy się nawet
kilkunastu przedmiotów”
Czyli
opowieści
o
zakompleksionych Polakach na obczyźnie też
uważasz za mit?
Nie uważam, że to jest mit; mogą
być, i zapewne są, osoby, które
mają „kompleks Polaka". Ale według mnie wtedy to jest ich własny problem – moje wrażenie
jest takie, że dopóki sam nie
masz problemu z tym, skąd
jesteś, to nikt inny też nie będzie
miał.
Zresztą,
nie wid z ę żadnego
powodu, dla którego mielibyśmy się
czuć gorsi jako Polacy.
Twierdzisz, że Polacy nie
powin-ni czuć się gorsi, ale
studiowanie
za granicą z pewnością zmienia
trochę Twoją perspektywę – jak
w tej chwili patrzysz na
Polskę?Jest w tym spojrzeniu
więcej
kry-tycyzmu
niż
wcześniej?
Oczywiście dostrzegam różnice.
Anglia, co widać szczególnie w
takich miejscach jak Cambridge,
jest bogatszym krajem niż
Polska. Nie znaczy to jednak, że
zaczę-łam bardziej krytykować
Polskę – wręcz przeciwnie,
20
SPOŁECZEŃSTWO
nawet kilkunastu przedmiotów.
Gdy byłam w „sixth formie” w
Anglii, uczyłam się czterech przedmiotów, przeciętny angielski
uczeń robi trzy. To sprawia, że
ucznio-wie z Polski, ale często
też
z
innych europejskich krajów potrafią
wypowiedzieć się na wiele tematów, o których Anglicy – nawet
ci,
którzy
są
najlepszymi
uczniami ‒ nie będą mieli
pojęcia.
„Wszystkim
pierwszoklasistom
szczerze polecam aplikację, jestem pewna, że
dostałam się na Cambridge w ogromnej
mierze dzięki
stypendium”
tkim pierwszoklasistom szczerze
polecam aplikację, jestem pewna,
że dostałam się na Cambridge w
ogromnej mierze dzięki stypendium. Ale tym, którzy uczą
się w Polsce, też polecam
aplikować na Cambridge –
bardzo często ludzie nawet nie
zdają sobie sprawy, że są w
stanie się dostać. Z tego co
pamiętam, w polskim liceum z
angielskiego miałam dwó-jkę na
pierwszy semestr i w życiu nie
podejrzewałabym, że znajdę się
na tej uczelni.
Tymczasem
jesteś
na
Cambridge i rozwijasz swoje
ekonomiczne pasje. Masz już
pomysł, co chcesz zrobić po
skończeniu studiów?
Z
jakim
krajem wiążesz
przyszłość?
Wciąż o tym myślę. Na chwilę
obecną sądzę, że po ukończeniu
Gdyby jednak ktoś chciał porzustudiów będę przez jakiś czas
cić polską „ogólnokształcącą” edu- pracować w sektorze finansokację i porwać się na studia na
wym w londyńskim City, a później wyjadę na trochę do
brytyjskiej uczelni, to jaką
Stanów. Ten plan może jednak
drogę ku temu celowi byś
się łatwo zmienić.
poleciła?
Z pewnością tę, którą sama poszłam – w polskim liceum byłam
tylko przez rok. Potem otrzymałam stypendium UWC, które
poz-woliło mi
na wyjazd i
naukę w An-glii przez dwa lata
A gdybyś miała dokończyć
zdanie "studiuję na Cambridge,
bo..." to jakie byłyby to słowa?
Ten uniwersytet daje mi mnóstwo szczęścia i satysfakcji – nie
21
KULTURA
WARSZTATY
KULINARNE
Wakacje to czas, kiedy chętnie podróżujemy, odwiedzamy nowe
miejsca, stykamy się z inną kulturą i ludźmi. A co, jeżeli marzymy
o wyjeździe do ciepłych krajów, ale dwa miesiące musimy spędzić
w domu? Ja polecam poznawanie kultur egzotycznych państw
przez smakowanie ich tradycyjnych potraw – najlepiej
przygotowanych własnoręcznie. Kierunek pierwszy – Włochy.
Na hasło „kuchnia włoska” większość z nas myśli o pizzy albo
spaghetti –
są to
dania
rozpozna-walne
na
całym
świecie i często przyrządzane w
taki sposób, że z oryginałami
mają niewiele wspól-nego. Choć
Włosi
uwielbiają
świe-że
warzywa, aromatyczne przyprawy i owoce morza, to jednak
makarony zajmują czołowe miejsce w ich kuchni. Liczba ich rodzajów jest naprawdę imponująca. Oprócz bardziej popularnych ravioli, spaghetti czy
penne, można też wyróżnić na
przykład rotelle, czyli niewielkie
kółeczka, albo agnolotti –
kwadraciki o po-strzępionych
brzegach.
Każda odmiana
makaronu
ma
dokładnie
określony kształt i rozmiar. Jednym z ciekawszych rodzajów jest
gnocchi, którego nazwa po
oznacza z wł. „grudy”. Są to
i zależnie od regionu wytwarza
się je z różnych składników, a
nie tylko z mąki, jak tradycyjny
ma-karon. Spotkać można zatem
gnocchi
ziemniaczane,
warzywne lub serowe. Dziś
właśnie
na
tej
odmianie
chciałabym
się
skupić.
Przygotowywanie gnocchi ze
szpi - nakiem i ricottą czas
zacząć!
Oto składniki potrzebne do wykonania około trzydziestu pięciu
gnocchi:
– 100 g masła
– mała cebula, drobno posiekana
– 200 g sera ricotta
– 200 g startego parmezanu (lub
innego twardego sera żółtego)
– jajko
– szczypta startej gałki muszkatołowej
– 250 g świeżego szpinaku, ugotowanego i drobno posiekanego
22
KULTURA
– 60 g bułki tartej
– sól i pieprz
– listki bazylii do ozdoby
Przygotowanie:
Na patelni roztapiamy dwie łyżki
masła i podsmażamy cebulę, tak
aby zmiękła i lekko się zarumien i ł a .W
dużej
misce
roztrzepujemy ricottę, 100 g
parmezanu, jajko i przyprawy.
Dodajemy cebulę
i szpinak, i
dokładnie mieszamy. Następnie,
stopniowo wsypujemy mąkę,
mieszając aż powstanie jednolite ciasto (jeżeli będzie się
za bardzo lepić i ciągnąć, można
do-dać więcej mąki).
W dużym garnku gotujemy
około 2-3 litrów wody. Naczynie
do zapiekania wysmarowujemy ma-
kładamy papierem do pieczenia.
Wilgotnymi dłońmi formujemy z
ciasta kulki o średnicy około 2
cm i układamy je w niewielkich
odstępach na tacy.
Piekarnik
rozgrzewamy
do
temperatury 200°C. Pozostałe
masło kroimy na kawałki i
rozkładamy
równo
na
powierzchni
gnocchi. Posypujemy resztą parmezanu i bułką
tartą. Wstawiamy do piekarnika i
zapiekamy około piętnastu minut, aż s e r się roztopi, a bułka lekko zrumieni. Podajemy udekorowane świeżymi listkami bazylii.
Zielone gnocchi popularne są
zwła-szcza w Toskanii, jednak
zależnie
od regionu powstają z różnych
produktów. Można dodawać do
23
KULTURA
ziemniaki, ser czy pokruszony
chleb, dzięki czemu za każdym
razem smakują inaczej. Możliwe
jest także łączenie i c h z różnymi sosami i dodatkami – najważniejsze, aby zachować lekko
kulisty, obły kształt klusek.
jada
się
je
dwudziestego
dziewiątego
dnia każdego miesiąca,
wcze- śniej kładąc pod talerzem
banknot na szczęście. Jedna z historii
głosi, że to danie serwuje się
aku-rat wtedy, ponieważ dawni
Jedna z wersji gnocchi zwana
robo-tnicy
właśnie
jest,
nie
bez
powodu,
dwudziestego
dzie-wiątego,
„dusicielami
księży”.
Swoją
czyli na dzień przed wy-płatą,
nazwę zawdzięcza czasom, gdy du- nie mieli już pieniędzy i stać ich
chowieństwo
zajadało
się
było tylko na gnocchi. Dziś
kluskami tak łapczywie, że wręcz
trudno ocenić, czy któraś z tych
dusiło
się
od
opowieści jest prawdziwa. Za to
ich nadmiaru. Właściwie nie ma
jedno jest pewne – warto
się czemu dziwić – gnocchi są
spróbować właśnie gnocchi, jeśli
naprawdę pyszne, a przy tym
znudziło ci się spaghetti i pizza.
proste
Agnieszka Antosik
24
PATRONATY
OUTRO POLECA
25 września 2015 roku w LXIV Liceum Ogólnokształcącego im.
Stanisława Ignacego Witkiewicz
w Warszawie odbędzie się druga edycja Areopagu Sportowego,
czyli panelu dyskusyjnego o tematyce
sportowej,
nawiązującego także do spraw
politycznych,
ekonomicznych, społecznych i
gos- podarczych. W dyskusji
wezmą udział znani sportowcy,
trenerzy
i
eksperci
w
dziedzinie sportu,
a także uczniowie szkół ponadgimnazjalnych oraz studenci,
mają-cy różne zainteresowania i
pasje.
Tematem
głównym
drugiej
edycji
„AS”
będzie
z a g a d n i e n i e : „Dwie
twarze
dopingu w XXI wieku”. Go-
oraz młodzi i dyskutanci będą
debatować o dwóch rodzajach
dopingu obecnych w sporcie,
czyli o do-pingu „wymaganym”,
tzn. o sil-nym wsparciu kibiców
wspiera-jących
danych
sportowców oraz o ich wpływie
na różne dziedziny życia, oraz o
dopingu „zakaza-nym”, czyli o
nielegalnym
dopin-gu
wydolnościowym będącym złą
stroną dzisiejszego sportu.
13 lipca rozpoczyna się rejestracja dyskutantów i widzów
drugiej
edycji panelu dyskutanckiego.
Zapraszamy już teraz do zapisów
na stronie internetowej „AS”:
areopagsportowy.jimdo.com.
Więcej informacji będzie można
znaleźć na stronie internetowej
oraz na oficjalnym fanpage’u.
25
KULTURA: RECENZJA PŁYTY
GRAJĄC TU I TERAZ
Górnośląska grupa God’s Favorite Drug wydała niedawno swój
debiutancki
krążek
zatytułowany
dość
lakonicznie Here.
Alternatyw- ne brzmienie z akustyczną duszą wydaje się być
ciekawą propozycją na polskiej scenie muzycznej. Jednak czy ta
obietnica przerodziła się w powstanie dobrego albumu, czy mamy
tu do czynienia z nieczys- tym chwytem marketingowym?
God’s Favorite Drug to grupa
po- chodząca z Łazisk Górnych
z pra- wie ośmioletnim stażem.
Here
jest
ich
pierwszym
longplayem
i,
jeśli
nie liczyć minialbumu zatytułowanego Now, pierwszą prawdziwą okazją ukazania się większej
liczby słuchaczy w Polsce. Ale
czy warto rzeczywiście z tej
okazji skorzystać?
GFD to kwartet rockowy,
k t ó r e g o brzmienie
można
określić jako
intrygującą hybrydę amerykań-
m e n t a m i country i bluesa.
Ciekawość rozbudza już samo instrumentarium grupy. Gitary elektryczne zostały zastąpione akustycznymi i to właśnie te drugie
przejmują palmę pierwszeństwa
praktycznie we wszystkich kompozycjach grupy. Jest to jak na
nasz polski grajdołek całkiem
cie- kawa zmiana stylistyczna,
która jeszcze bardziej podkreśla
amerykańską duszę Here. Dodatkiem
do tej instrumentalnej całości są
skrzypce pojawiające się tu i
26
KULTURA: RECENZJA PŁYTY
W
czternastu
spójnych
kompozycjach zespół ukazuje całe spektrum
barw
wytworzonego
dźwięku . Przeplatają się tu
radość,
energia,
moc
z
melancholią, zapatrzeniem się
na zachód słońca, smutkiem.
Każdy utwór GFD stanowi ciekawą warstwę muzyczną. Widać to
szczególnie
dobrze
w
k o m p o z y c j i Where Is Your
Place?, która ukazuje rockową
duszę zespo-łu i potwierdza , że
akustyki dają radę przy graniu
mocnych, mięsistych riffów.
Na albumie trudno nie zauważyć
sporej liczby nawiązań do innych
zespołów. GFD wypada pod tym
względem dość przyzwoicie –
czerpie inspiracje z różnych
źródeł, wykorzystuje je z klasą.
Oczywiście czuć tu nutkę grunge
chociażby na Stone Ritual czy
t e ż Burning Alive, ale z drugiej
strony grupa nie boi nawiązywać
się
do
chociażby
Marka
Lanegana, który był głosem
Screaming Trees czy Queens of
the Stone Age. Pano- wie z
Łazisk
Górnych
wykonali
fantastyczną
robotę
przy
coverze
pt.
Nothin' wspomnianego powyżej wykonawcy . Dodatkowo
świetnie
brzmi
on
kompozycyjnie z in- nymi
utworami (Nothin' jest szós-
Zespół brzmi świetnie . Gitary
Olka
Kopki oraz Kuby Makowieckiego
dają przepiękny i harmonijny
efekt. Przez całą płytę trudno nie
usły- szeć współpracy muzyków
i swego rodzaju dopełniania się
muzycz- nych idei. Sekcja
rytmiczna rów- nież wypada
bardzo
przyzwoicie.
Bas w
rękach Mariusza Jasińskie- go
potrafi zaskoczyć swoją intensywnością nawet pomimo małej
ilości dźwięków, jaką instrument wydaje w spokojniejszych
utworach
albumu.
Maciek
Nowak na perkusji robi wrażenie
27
KULTURA: RECENZJA PŁYTY
głosu pokazuje fantastyczną rytmikę muzyka
i umiejętność
składania partii muzycznych.
Mam jednak zastrzeżenia do
wokalu Olka Kopki. Jest on...
specyficzny,
czuć
w
nim
wyraźne
wpływy
muzyki
amerykańskiej. Zdarzało mu się
zaśpiewać
na
tej
płycie
naprawdę dobrze, ale nie- które
momenty wołają o pomstę do
nieba. Krzyki Kopce wychodzą
tak samo zresztą jak artykulacja
słów . Jednak obawiam się, że
moc- ne skupienie się na dość
ostrym, amerykańskim akcencie
w woka- lu może skutkować
obróceniem
niektórych
kompozycji
w
gag. Teksty
utworów także nie mają
w sobie większego polotu, ale to
można
wybaczyć
każdemu
debiu- tanckiemu albumowi.
Zespół wypada bardzo dobrze
w spokojnych kompozycjach,
któ- rych na tym krążku jest
wiele. Jednak nie warto się
martwić
na
zapas
. Te
kompozycje zostały wy- konane
porządnie i fantastycznie łączą
się z bardziej energetycz- nymi
u t w o r a m i . Jednocześnie
powodują, że cały materiał jest
zróżnicowany i powinien każdemu przypaść do gustu. Here to
fantastycznie skrojona podróż
po dzikich częściach Ameryki i
bilet w jedną stronę do
ciekawych,
intrygujących
28
KULTURA: RECENZJA PŁYTY
29
KULTURA
30
KULTURA
MUZYCZNE ZJAWISKA
ZNAD WISŁY
Z jednej strony zdaje się, że polska muzyka zdobywa coraz większą popularność, a z drugiej
wciąż wielu Polaków podchodzi
do niej z rezerwą. Wcale nie
musi
być
gorsza
od
zagranicznej
ani
też
zawstydzająca.
Wystarczy
spojrzeć nieco szerzej i można
znaleźć kilka polskich, muzycznych perełek.
Rodzima muzyka to nie tylko
Kwiatkowski, Mrozu czy Honey.
Zatem bez obaw, te sławy zostawiam na boku. Niech sobie spokojnie tworzą. O tych godnych
polecenia, ale znanych w porównaniu do tych, które przytoczę
poniżej, rozpisywać się również
nie będę. Mam tu na myśli Mozila, The Dumplings czy Julię
Marcell. Tej ostatniej jakiś czas
temu
poświęciłam
osobny
artykuł
(http://www.outro.pl/archiwum?
n=15&m=3&k=218 str. 31). Miejmy
nadzieję, że z jakimkolwiek
odze-wem – kto zaczął słuchać,
ten rą-czka w górę! Teraz czas
na ko-lejną dawkę dobrej
polskiej muzyki.
Soniamiki
Właściwie Zosia Mikucka. W
Nie-mczech nagrywa muzykę,
którą
31
KULTURA
dwie płyty, na których można
znaleźć utwory zarówno w
języku polskim, jak i angielskim.
O dru-gim albumie, czyli SNMK,
piosen-karka pisze, że emocje
znajdujące się na niej zbliżają do
momentu, kiedy niewinność się
już kończy, a chciałoby się
pozostać jeszcze dzieckiem,
czyli o trudnym etapie w życiu
człowieka – przechodze-niu z
dzieciństwa w dorosłość. Brzmi
banalnie? W moim mnie-maniu
prawdziwie. Sonia-miki po-trafi
z niebywałą lekkością łączyć
tematykę ważną, z dorosłego
świata, z dziecięcą prostotą. I to
właśnie wydaje mi się największą
zaletą
jej
muzyki.
Śpiewa ona o rzeczach prostych,
infantylnie, ani pretensjonalnie.
Wszystko jest zachowane w dobrym smaku. W dodatku w
towa-rzystwie
ciekawych,
popowych brzmień. Kiedy po raz
pierwszy
usłyszałam jej Lemoniadę musiałam przesłuchać całą płytę.
Może i was urzeknie na tyle, że
będzie-cie chcieli więcej.
Mikromusic
Ta grupa ma na swoim koncie
cztery płyty studyjne oraz dwie
koncertowe i zdaje się, że w porównaniu do pani powyżej cieszy
się większą popularnością. Acz,
według mnie, niedostateczną,
toteż warto i o nich kilka słów na-
32
KULTURA
zbierają pieniądze na teledysk
do piosenki promującej kolejną
pły-tę. Dobrą muzykę warto
wspie-rać, więc kto może, niech
sypnie
groszem (http://wspieramkultur
e.pl/projekt/1029-Tworzymyteledysk-do-piosenki-Krystyno).
Żebyście jednak byli świadomi,
co też chcecie wesprzeć, spieszę
z pomocą! Mikromusic to połączenie jazzu, trip-hopu (na jego
brzmienie składa się dubowy rytm, czyli eksponuje sekcję rytmiczną: perkusję, bas) i popu. Trudno byłoby zaprzeczyć, że jednym z większych atutów zespołu
jest jedyna kobieta, wokalistka –
Natalia Grosiak, która głos ma
niebywały. Taki właśnie z
jazzową
nutą.
Świetnie
wybrzmiewa nie tylko w tych
poważniejszych utwo-rach, lecz
także w tych zabaw-nych.
Szczególnie
polecam
fenomenalną piosenkę Niemiłość 2
(koniecznie „2”, bo pierwsza
wer-sja
jest ocenzurowana),
gdzie
pod-miot
wymienia
rzeczy, zjawiska, sytuacje (np.
„pupy, cycki, płaskie brzuszki”
albo
„niemiłość
pań
w
dziekanacie”), które ma w konkretnej części ciała (nie chodzi o
nos, jak w pierwszym wariancie
u t w o r u ) . W wielu utworach
Mikro-music można zauważyć
podobną, lekką zabawę słowem.
Domowe melodie
33
KULTURA
stów,których niebawem będzie moż-Mnie ten żart i niedorzeczność
usłyszeć
na Woodstocku. Jak
przekonały.
Ale
spokojnie,
piszą na swojej stronie, realizują
poważ-niej u nich także jest,
projekt
kilkunastu
więc dla każdego coś dobrego.
własnoręcznie nabaz-granych i
skomponowanych
piose-nek,
Polacy często zakładają, że to, co
razem z płaczem, spalonym
powstało w naszym kraju, jest
garnkiem, gorączką i dziurawą
słabe. Myślę, że warto jednak
skarpetą. Jak brzmi opis, tak też
przyjrzeć się polskiej muzyce
brzmią utwory. Prostota i urok –
bez uprzedzeń, a może akurat
to
chyba
dwa
słowa
ktoś znajdzie coś dla siebie.
najlepiej oddające istotę muzyki
Rozpow-szechnianie tego, co
Domowych melo-dii. Możecie
dobre, a w do- datku nasze, jest
posłuchać o kołtunie, o Zbyszku,
dla mnie przy- jemnością. Może i
który miał oranżowe stopy, o
wam przypa-dnie do gustu
herbacie
z
solą
i
wielu
rodzima muzyka.
innych, podobnie absurdalnych
Natalia Śliwińska
rzeczach.
34
PATRONATY
OUTRO POLECA
Przepływa na stopa Atlantyk,
pracuje na Karaibach jako
piekarz i ciągle płynie do celu, by
dotrzeć do małych społeczności
podróż-niczych. Te stają się dla
podró-żnika
Daniela
Małajowicza dru-gim domem.
Wprowadza
się
po-między
żeglarzy,
hipisów
oraz
wspinaczy górskic. Akceptuje
zwy-czaje oraz normy panujące
w tych społecznościach jako
swoje. Po-kazuje tych ludzi bez
stereoty-powych
łatek
„zdobywcy świata”, „włóczęgi”
czy „bohatera” oraz odkrywa
w o ś ć : życiowe problemy i
priory-tety,
pokazuje
podróżników taki-mi, jacy są na
co dzień.
Przez pryzmat ponad osiemnastomiesięcznej
wyprawy
do
Ame-ryki Południowej poznacie
Ludzi Podróży, uświadamiając
sobie tym samym, że podróż to
nie
odwaga,
a
kwestia
pierwszego
kroku,
by
zrealizować
swoje
marzenia.Wię-cej szczegółów?
Podrozoholik.pl
–
Daniel Małajowicz travel page
35
KULTURA: RELACJA
OPEN'ER FESTIVAL 2015:
RELACJA BARDZO MUZYCZNA
Już po raz dziesiąty lotnisko w Gdyni-Kosakowie gościło setki
tysięcyosób podczas czterech dni wypełnionych muzyką najsławniejszych światowych i polskich wykonawców. Open’er Festival
jest absolutnie najlepszym wydarzeniem muzycznym w Polsce.
Fantastyczna atmosfera, supermuzyka, ludzie z całego świata. Po
prostu cztery dni świetnej zabawy – mówi Kuba, jeden z
uczestników. Czy podczas tegorocznej edycji faktycznie wszystko
zagrało perfekcyjnie?
Do tej pory nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, ale
„mój” Open’er przebiegł w dużej
mierze pod znakiem hip-hopu.
Chociaż zabrakło mnie na koncercie polskiego duetu Fisz
Ema- de, a występ A$APa
Rocky’ego oglądałem z daleka,
miałem okaz- ję zobaczyć
między innymi świet- ny,
dopracowany w najdrobniejszych szczegółach występ kanadyjskiego rapera Drake’a. Dobrze
się bawiłem, choć denerwowały
mnie trochę ciągłe zapewnienia
o wielkiej miłości artysty do naszego kraju… Byłem też ciekaw,
jak wypadnie jedna z najbardziej
obiecujących nowych twarzy
pols - kiej sceny hip-hopowej –
Filip Szczęśniak , tworzący pod
pseudo
- nimem
Taco
Hemingway. Jego koncert był dla
mnie
bodaj
najmilszym
zaskoczeniem całego fes- tiwalu.
Artysta zaśpiewał utwory z
wydanej ostatnio EP-ki Umowa
36
KULTURA: RELACJA
niego projektu zatytułowanego
Trójkąt
Warszawski z
niesamowi- tą energią, która
zdecydowanie przebiła dość
spokojne wydanie studyjne. Jak
na swój pierwszy tak „duży”
występ, Taco spisał się naprawdę dobrze, nie spodziewałem
się niczego wielkiego, a tu proszę,
dał z siebie wszystko i wyszło
świetnie – mówi Damian, uczestnik koncertu.
Jeśli chodzi o innych wykonawców, świetnie – czego można
było się spodziewać – wypadł
zespół Kasabian, czyli jedna z
naj
- bardziej
znanych
światowych for- macji grających
alternatywnego rocka. Choć cała
scena
była
wypełniona
elementami z nazwą ostatniej
płyty
zespołu,
czyli
tylko kilka kawałków, większość
koncertu stanowiły starsze, dobrze wszystkim znane utwory.
Usłyszeć Underdog, Club Foot,
Fire, ShoottheRunner i inne hity
tej grupy na żywo to naprawdę
wielkie przeżycie. Poza tym dobrze bawiłem się na koncercie
Die
Antwoord
–
mogę
powiedzieć
tylko
tyle,
bo
dotarłem na Tent Stage (drugą
co do wielkości sce- nę
ulokowaną pod wielkim namiotem) zbyt późno i moje miejsce
nie pozwalało w pełni ogarnąć
szaleństwa. To był jeden z najlepszych koncertów całego festiwalu,
a w każdym razie na pewno najlepszy pierwszego dnia, choć
prze- cież występowali wtedy
jeszcze
Drake
i
A$AP
–
komentuje Aleks, który koncert
37
KULTURA: RELACJA
Moim jedynym poważniejszym
rozczarowaniem był występ reprezentującego gatunek indie
rock zespołu Modest Mouse,
który
w końcu zawitał do Gdyni, po
tym jak odwołał swój koncert zaplanowany na poprzednią edycję
festiwalu. Niestety, panowie zagrali co najwyżej poprawnie i nie
pokazali nic specjalnego. O ile od
razu po koncercie byłem tylko
lekko zawiedziony, o tyle po
tym, jak obejrzałem świetnych
wystę- pów innych artystów w
trakcie pozostałych trzech dni
festiwalu, Modest Mouse bardzo
mocno straciło w moich oczach.
Nie zachwycił mnie też sławny
(po- noć) zespół Disclosure. W
kolej- nych (ciągnących się w
nies- kończoność) utworach
duetu występo w a ł praktycznie
identycz - ny, powtarzany w
kółko podkład muzyczny –
jedynie lekko mody- fikowany – i
powtarzane co jakiś czas słowa.
Wprawdzie nie jes- tem wielkim
znawcą ani fanem muzyki
elektronicznej, ale pod- czas
Open’era miałem też okazję
posłuchać innego reprezentanta
tego gatunku, czyli polskiego
duetu The Dumplings, którego
utwory są dla odmiany bardzo
różnorodne, w każdym pojawiają
się inne ciekawe elementy muzyczne oraz wokalne. Koncert
Disclosure był świetnie przygo-
38
KULTURA: RELACJA
zabrakło mi energii, wykonawcy
stali w miejscu i wciskali
klawisze. Każdy lepszy DJ mógłby
ich w tym zastąpić – ocenia
Damian.
A jak wypadła organizacja koncertów na tegorocznym Open’erze? Przede wszystkim cieszy, że
organizatorzy zdecydowali się
ograniczyć
nieco
teren
festiwalu. Wreszcie nie trzeba
było biegać po parę kilometrów
od jednej sceny do drugiej – mówi
Aleks.
Zmiany
(na
lepsze)
spotkały także nie- które sceny.
Fajnie, że Beat Stage [niewielka
scena z muzyką elek- troniczną i
taneczną – przyp. red.] wrócił do
hangaru, przez ostatnie dwa lata
był w namiocie
i po prostu nie było tej samej
atmosfery. W tym roku lepiej zlokalizowano też Alter Stage [trzecia co do wielkości scena festiwalu], wcześniej ciężko było ją
znaleźć i była pod zwykłym namiotem, teraz to już taki mniejszy
Tent Stage – chwali Ania. Co
jeszcze wypadło na plus? Lineup
[lista
wykonawców] był
ułożony najlepiej od kilku lat,
wszystko ładnie się ze sobą
„zgrywało”. Tylko koncert Flume
odbywał się zaraz po zakończeniu
Disclosure
i musiałam lecieć ze sceny głów
-nej na Tent Stage przez całe
mias- teczko – mówi Martyna.
J e d n a k nie
wszystko
niej, żeby zająć dobre miejsce pod
sceną, tylko po to, żeby potem
mu- sieć walczyć ze spóźnionymi
„fa- nami”, którzy chcą się
wepchnąć jak najbliżej. Wiem, że
to nadal standard na koncertach,
ale nie powinno tak być –
komentuje Damian.
Na Open’er Festival 2015 nie
z a b r a k ł o zarówno momentów
wartych zapamiętania, jak i pewnych rozczarowań. Jednak chyba
najlepsze
podsumowanie
festiwa- lu to pytanie: „Czy
chciałbym na niego wrócić?”.
Odpowiedź
brzmi:
zdecydowanie
tak!
Niedociągnię- cia organizacyjne?
Cóż, nie spo- sób całkowicie ich
wyeliminować, ale i tak nie
wpłynęły
na
ostateczną ocenę festiwalu. Co najważniejsze, tegoroczna edycja
nie zawiodła moich oczekiwań,
jeśli chodzi o kluczowy element,
czyli część muzyczną. Mam
wielką
nadzieję,
że
przyszłoroczni
wykonawcy
spiszą się jeszcze lepiej! A takiej
pogody, jak ta, któ- ra przywitała
festiwalowiczów
w tym roku – czterech słonecznych dni i bezchmurnego nieba
– wypada życzyć uczestnikom
każ- dejkolejnej edycji Open’era.
Tomek Najdyhor

Podobne dokumenty