do wydruku - mam.media.pl
Transkrypt
do wydruku - mam.media.pl
SPIS TREŚCI jak to car pokochał Polkę strona 6 hell week strona 14 wywiad Cambridge strona 18 ze studentką wakacyjne warsztaty kulinarne strona 22 outro poleca: areopag sportowy strona 25 grając tu i teraz strona 26 muzyczne zjawiska znad Wisły strona 30 outro poleca: Daniel Małajowicz strona 35 Open'er Festival 2015: relacja bardzo muzyczna strona 36 3 WSTĘPNIAK MISJA REKRUTACJA Słowo „rekrutacja” pojawia się na trwałe w naszym słowniku zwykle pod koniec podstawówki. Fraza ta wraca potem do nas niczym bumerang – regularnie co trzy lata, kiedy stajemy przed wyborem placówek, w których spędzimy kolejne lata edukacji. Jeśli jednak na samą myśl o podjęciu decyzji dostajecie drgawek, wiedzcie, że inni mają jeszcze gorzej. Już na wstępie spieszę z zapewnieniem, że tak „szkolny” temat nie jest wynikiem przegrzania mojej gło- wy w wyniku kąpieli słonecznych lub – co bardziej prawdopodobne – rezultatem z b y t długiego siedzenia przed komputerem. Podczas gdy absolwenci pods t a w ó w e ki gimnazjów mogą już spać spo-kojnie, dla niedawnych licealistów nadszedł go-rący okres – nie tylko ze względu na tempe-raturę. Kolejne uczel-nie publikują listy przyjętych i nawet kom- triumfalnie informujących, gdzie można szukać danej osoby w przyszłym roku akademickim. Popularna „krew, pot nabiera dosłownego znaczenia. i fraza łzy” tu Choć rozumiem ner- W tym numerze nie w y tegorocznych zabraknie jednak takma- turzystów , to ż e bardziej wysublipozostaję wierna mowanych tematów. opinii, że Dajcie się porwać najważniejszym wyz- niewaniem jest egzamin tuzinkowej historii gimnazjalny – w koń- „Jak to car pokochał cu to jedyny test w Polkę” , którą na- szej szkolnej o p o w i a d a Lena karierze, który ma Janeczko. Zaj- rzyjcie spory wpływ na też koniecznie na nasze możliwości Opener Festival wyboru, a którego choć tegoroczne wynie można poprawić. darzenie już za nami, Jednak i ten Tomek Najdyhor zaegzamin blednie w chował dla Was kilka obliczu nie- szczególnie ciekawych zwykłego testu wytrzy- muzycznych wspommałości opisanego przeznień. 4 STOPKA REDAKCYJNA OUTRO ISSN: 2299 - 5242 Ogólnopolski tygodnik młodzieżowy Wydawca: Fundacja Nowe Media Koordynator: Kamil Wiśniowski www.outro.pl Mail: redakcja(@)outro.pl, rekrutacja(@)outro.pl Szefowie działów: Lena Janeczko (kultura), Agnieszka Kracla (społeczeństwo), Roksana Grzmil (foto), Patryk Skoczylas (graficy), Sylwia Pacholczyk (korekta), Patrycja Brejnak (promocja). Korekta: Maria Gołaszewska, Tomasz Król, Milena Macios, Sylwia Pacholczyk, Ilona Sieradzka, Mateusz Tutka, Patrycja Ziemińska. Redaktor naczelna: Anna Lewicka Zastępcy redaktor naczelnej: Karolina Wojtal, Agnieszka Antosik Sekretarz redakcji: Ilona Chylińska Zastępca sekretarza redakcji: Mariola Lis Redaktorzy prowadzący: Patrycja Brejnak, Anna Kubica Korekta wydania: Patrycja Ziemińska Ostateczna korekta: Ariadna Grzona Fotoedycja: Roksana Grzmil Graficy: Magdalena Kosewska, Patryk Skoczylas. Projekt okładki: Patryk Skoczylas 5 SPOŁECZEŃSTWO 6 SPOŁECZEŃSTWO JAK TO CAR POKOCHAŁ POLKĘ Od zawsze żyła w atmosferze skandalu. Petersburg huczał od plotek na jej temat, inne baleriny nieustannie usiłowały jej rzu- cać kłody pod nogi. Kim była primabalerina polskiego pochodze- nia – Matylda Krzesińska, kochanka ostatniego cara Rosji? Ogromny sukces Matyldy Krzesińskiej na scenie baletowej nie wydaje się niczym zaskakującym. Jej dziadek, Jan Krzesiński,był słynnym tenorem – ulubionym śpiewakiem samego Stanisława Augusta Poniatowskiego, który mówił o nim „mój słowik”. Miłością do tańca zaraził ją ojciec, Feliks, tancerz baletowy znany ze swych mazurów, które tańczył nawet już przekroczywszy siedemdziesiątkę. Matylda była piękna, niezwykle utalentowana, a do tego bardzo pewna siebie, nic więc dziwnego, że miała powodzenie u mężczyzn. Dziwnym się jednak wydaje, jakim cudem baletnica i carewicz Mikołaj zetknęli się ze sobą, a do tego wszystkiego mieli romans. Zapewne wiele tancerek marzyłoby o takim splendorze. 7 SPOŁECZEŃSTWO i usłyszała od niego: Będziesz, mademoiselle, ozdobą i dumą naszego baletu. Kult cara był w Rosji bardzo rozwinięty, dla zwykłej osiemnastolatki osobista z nim rozmowa była więc niewiarygodnym zaszczytem. Na tym jednak nie koniec. Aleksandrowi III młoda baletnica wyraźnie się spodobała, bo chociaż dziewczyna nie miała prawa zostać z carem na kolacji, władca kazał jej usiąść obok siebie. Po drugiej stronie stołu posadził carewicza Mikołaja, po czym dodał filuternie: Tylko nie flirtujcie zanadto!. Te słowa miały okazać się prorocze. Cała historia zaczęła się podczas egzaminu końcowego w Carskiej Szkole Teatralnej. Na egzamin ten przybyła cała carska rodzina, w tym i młody, dwudziestodwuletni wówczas carewicz. Takie sytuacje zdarzały się dość często, bądź co bądź wszelkie instytucje związane z teatrem były utrzy-mywane przez władzę. Zaska-kujące było jednak to, co zrobił później car. Według procedur po spektaklu miała nastąpić prezen-tacja rodzinie carskiej tancerek. Najpierw miały pojawić się prymuski, do których Krzesińska nie należała, ale tuż po wejściu do sali Aleksander III zawołał: A gdzie jest Krzesińska?.I wówczas przełożone nie miały wyboru – to właśnie ona była pierwszą Nie pamiętam, o czym rozmawia-liśmy, ale z miejsca zakochałam 8 SPOŁECZEŃSTWO się w nim. Jeszcze dziś widzę jego niebieskie oczy o czarująco miłym spojrzeniu. Przestał być dla mnie następcą tronu, zapomniałam o tym, a wszystko było jak sen. – tak po sześćdziesięciu latach Matylda Krzesińska wspominała tamto pierwsze spotkanie z następcą tronu, którego nazywała „Niki”. Romans zaczął kwitnąć. Mikołaj przychodził na każde przedstawienie Krzesińskiej, zaczął ją też coraz częściej odwiedzać, nierzadko przynosząc romantyczne prezenty, takie jak bransoletka z wygrawerowaną da- tą ich pierwszego spotkania. W czu- łych listach porównywał ją do romantycznych kobiet z dzieł Puszkina i Gogola. Co zaska-kujące, w pamiętnikach Mikołaja nie widać wcale takich uczuć. Swoje spotkania z ukochaną kwi- tował krótko: Rozmawiałem z małą Krzesińską, Krzesińska b a r d z o mi się podoba. Nawet pierwsze spotkanie z Matyldą opisuje d o ś ć lakonicznie: Pojechaliśmy na przedsta-wienie do Szkoły Teatralnej. Bardzo dobre. Potem kolacja z wychowankami. Widywali się wyjątkowo często, aż Ma-tylda Krzesińska zdecydowała się na odważny krok w ich zwią-zku, który zbliżył ich ze sobą jeszcze bardziej. Oboje jednak wiedzieli, że nie mogli spędzić 9 SPOŁECZEŃSTWO Bale t n i c a wynajęła więc willę w Petersburgu. Mogła sobie na t o pozwolić, gdyż w carskich teat-rach grywała najlepsze, najhojniej opłacane role. Dziewczyna wy-najmująca samotnie mieszkanie i spotykająca się w nim z mężczyzną – to jak na owe czasy było bardzo śmiałym posunięciem. Artystka jed-nak znana była z tego, że nigdy nie przejmowała s i ę opinią publicz-ną. Feliks Krzesiński, z którym Matyl-da była zawsze bardziej związana niż z matką, jako artysta był również dość liberalny i nie miał więk-szych zastrzeżeń co do tego kroku. „Choć to Aleksander III przy-czynił się do Kiedy Krzesińska starała się o główną rolę w balecie Esmeralda, słynny francuski choreograf, Marius Petipa, powiedział jej, że dopóki nie zazna cierpienia w miłości, nie wykona tej roli należycie. Jego słowa okazały sięprorocze – rola Esmeraldy okazała się najlepszą rolą w dorobku baleriny. Choć to Aleksander III przyczynił się do romansu syna, w pewnym momencie uświadomił sobie, że sprawy zaszły za da-leko. Wysłał syna w podróż, za-angażował go w sprawy państwo-we, usiłował zapełnić mu czas. Jednak romans Mikołaja i Krze-sińskiej trwał aż do 1894 roku. Wtedy bowiem zmarł car Aleksan-der i carewicz musiał przypieczętować swój los – zaręczył się 10 SPOŁECZEŃSTWO Heską, która później przyjęła prawosławne imię Aleksandra Fiodo-rowna. Choć o Aleksandrze Krze-sińska wypowiadała się zawsze przychylnie, caryca nie była oceniana pozytywnie. Nie potrafiła mówić po francusku, co wśród arystokracji byłopodstawową umiejętnością, a za prawdziwych Rosjan uważała jedynie chłopów – co naturalnie Matyldy i, jak się zdawało, Mikołaja również. Do końca swojego życia wspierał Matyldę, choć nie utrzymywali ze sobą ścisłego kontaktu. Zaskakujące jest jednak, że Alicja od pierwszego spotkania nie byłamu obojętna. W 1894 roku Mikołaj zanotował: Nigdy nie wyobrażałem sobie, że dwa identyczne uczucia, dwie miłości mogą równocześnie Ze względu na wiktoriańskie wychowanie uważana była ponadto za nudną i przesadnie moralną, dodatkowo zaś stała się przedmiotem kpin, kiedy zawiązała bli-ską znajomość z fałszywym m n i - c h e m , Grigorijem Rasputinem, i powierzyła mu życie chorego na hemofilię carewicza Aleksego. Ponoć jednak byli z Mikołajem kochającym się małżeństwem. Ślub z księżniczką był ciosem dla koegzystować w czyjejś duszy. Na-sze serca to zdumiewająca rzecz! Balerina nie była jednak do końca stała w uczuciach – krótko po ko-ronacji Mikołaja zakochała się w jego bracie stryjecznym, wiel-kim księciu Andrzeju. W 1902 uro-dził się ich syn, Włodzimierz. Ofi-cjalnie Matylda od koronacji cara była z kolei związana… z innym jego k r e w n y m , który był dla 11 SPOŁECZEŃSTWO Spowodowało to duże problemy w związku z ustaleniem ojcostwa. Chociaż nigdy nie zapomniała o uczuciu do cara, Andrzej pozostał jej ostatnią i największą miłością. „(...) przepaść musiały lis-ty od Mikołaja – zostały zniszczone (...)” W 1917 roku życie Matyldy się zawaliło. Jej ukochany Cesarski Teatr Maryjski został przejęty przez bolszewików i dalsze tańczenie tam byłoby wbrew jej dumie. Na domiar złego zwolennicy Lenina splądrowali jej dom, przez nich też przepaść musiały listy od Mikołaja - zostały zniszczone, gdyż w owym czasie mogły przy- ciółce Matyldy, która je przechowywała. Wraz z Andrzejem znalazła się wówczas w śmiertelnym niebezpieczeństwie i musieli na stałe wyemigrować do Włoch. Andrzej był krewnym cara, Maty-lda zaś jego ulubioną tancerką. W 1918 roku został zamordowany jej ukochany Niki. Matylda opisyw a ł a tamte lipcowe dni: "Gazeciarze biegali p o mieście z Dodatkiem Nadzwyczajnym, wykrzykując: Zamordowanie rodziny carskiej!” ( … ) Wszyscy mieliśmy nadzieję, że to tylko pogłoska rozpuszczana przez bolszewików. (…) Nadzieja ta długo jeszcze tliła się w naszych sercach. Wciąż jeszcze słyszę te głosy gazeciarzy rozchodzące się jak ec h o w różnych kierunkach. 12 SPOŁECZEŃSTWO HELL WEEK Hell Week to finał morderczego szkolenia dla żołnierzy amerykańskiego oddziału Navy Seals, który ma wyłonić kandydatów zdolnych do największych poświęceń, wyróżniających się determinacją i nadprzeciętną odwagą. Hell Week weryfikuje komandosów przystę-pujących do elitarnej grupy wojskowej i cieszy się mianem najtrud-niejszego treningu świata. Navy Seals – a dokładniej United State Navy Sea, Air and Land (SEAL) – amerykańska Marynarka Wojenna, Morze, Powietrze i Ląd to siły specjalne Stanów Zjedno-czonych, które składają się tylko z najlepszych żołnierzy gotowych oddać życie dla dobra Ojczyzny. Natomiast Hell Week, o k r e ś l a n y przez żołnierzy „najdłuższym tygodniem”, jest ostatecznym testem sprawności fizycznej i siły woli człowieka, którego pomyślne przejście gwarantuje dołączenie do jednostki wojskowej SEALs. David Reid, komandos opisał w książce pt. Hell Week. Najdłuższy tydzień pięć wyczerpujących dni szkolenia, w którym sam brał udział. Warto wspomnieć, że swoje dzieło dedykuje porucznikowi Johnowi Anthony’emu Sko-powi z grupy 235 BUD/S (Basic Underwater Demolition/SEAL – podstawowy kurs niszczenia 14 SPOŁECZEŃSTWO „Są poniżani, wyśmiewani i wyzywani, co w swojej książce w dość szokujący, ale i niezwykle szczery sposób pokazuje Reid” Hell Week jest testem, który ma pokazać, ile może znieść żołnierz Marynarki Wojennej. Rekruci w ciągu pięciu dni nie śpią wcale lub tylko po cztery godziny, nie mają czasu zjeść, odetchnąć, za t o przebiegają tysiące mil z pełnym ekwipunkiem. Przez sto dwadzieścia godzin są poddawani cielesnym torturom, aby ich przywódcy mieli pewność, że w razie porwania przez wroga wojskowi nie zdradzą cennych informacji.Są poniżani, wyśmiewani i wyzy- wani, co w książce w dość szo- kujący, ale i niezwykle szczery sposób pokazuje Reid. Godziny morderczych ćwiczeń potrafią złamać nawet najtwardszych i zmusić do przerwania kursu, a tych, którzy zakończyli szkolenie z wyróżnieniem, sytuacje mające miejsce podczas szkolenia prześladowały przez kolejne lata: BUD/S był programem sześciomiesięcznym, lecz większość tych, którzy go ukończyli, twier- 15 SPOŁECZEŃSTWO Hell Week dla osób, które są na tyle silne, by przejść do końca szkolenie trwające około sześciu miesięcy, potrafi otworzyć wiele drzwi do kariery, także niezwiązanej z wojskiem. Może dlatego żołnierze zgłaszają się na takie szkolenie? Lub, tak jak Greya, głównego bohatera książki Davida Reida, przyciąga ich niebezpieczeństwo i chęć przeżycia przygody? „(...) człowiek jest tak silny, że nic i nikt nie jest w stanie go pokonać” Nie wiadomo, co dokładnie kieruje mężczyznami decydującymi się na przystąpienie do szkolenia. Czy jest to przyciągająca moc pieniądza, czy marzenie o dowodzeniu grupą najtwardszych żołnierzy cierpiących razem ze swoim oficerem? Jedno jest pew- ne: każdy, który przetrwa kurs zobaczy, o ile przesunęła się granica jego wytrzymałości i przekona się, że człowiek jest tak silny, że nic i nikt nie jest w stanie go pokonać. Gabriela Szczepanik 16 SPOŁECZEŃSTWO 17 SPOŁECZEŃSTWO OD DWÓJKI Z ANGIELSKIEGO DO CAMBRIDGE Harvard, Cambridge, Oxford – te nazwy bez wątpienia działają na wyobraźnię. Dla większości studiowanie na tych uczelniach pozostaje jedynie w sferze marzeń. O tym, dlaczego warto wprowadzić te zamierzenia w czyn opowiada Aleksandra Kamieńska, studentka ekonomii na uniwersytecie w Cambridge. Anna Lewicka: Co roku kilkanaście tysięcy osób z całego świata kandyduje na Cambridge – co piąty z nich dostaje się na wymarzony kierunek. Dlaczego to właśnie Tobie się udało? W Cambridge jest duże nastawie-nie na pracę indywidualną; uniwersytet przygotowuje ludzi, którzy w przyszłości będą poten-cjalnie przeprowadzać badania. To znaczy, że wymagania w sto-sunku do Aleksandra Kamieńska: Muszę studentów są relaty-wnie przyznać, że włożyłam sporo wysokie i raczej nie można liczyć pra-cy w proces aplikacyjny i w na „taryfę ulgową" – jeśli nie na-ukę, ale sądzę że – co jest umiesz rozwiązać jakiegoś równie ważne – w czasie problemu, to zwykle musisz rozmów kwali-fikacyjnych udało sobie z tym sam poradzić mi się pokazać, że rzeczywiście (ewentualnie we współpracy z jestem zaintere-sowana innymi studen-tami). Co jest przedmiotem i będę również charakte-rystyczne dla w stanie dostosować się do spoCambridge to sy-stem superwizji sobu nauczania na Cambridge. – nauczanie Wiem jednak, że musiałam mieć w dużej mierze oparte jest na również sporo szczęścia. spotkaniach z profesorami w lub trzyosobowych Wspominasz o „sposobie naucza- dwunia na Cambridge” - co jest w nim grupach. takiego szczególnego? Byłaś przygotowana na taki 18 SPOŁECZEŃSTWO Już aplikując, wiedziałam mniej wię- ną konkretną rzecz, ponieważ cej, jak ten system działa, więc ra- wiele się działo: eventy, kluby czej byłam przygotowana. Natostu-denckie, sporty, miast na początku roku zajęło mi formalne kolacje trochę czasu, żeby się przystow stylu Harry’ego Pottera w tosować i zrozumieć, co jest ode gach etc. Poznałam też wielu mnie oczekiwane. fan-tastycznych ludzi. Mogłabyś wspomnieć jakąś przy-kładową trudność? Na początku roku zakładałam, że jeśli nie umiem rozwiązać jakiegoś zadania, mogę je prostu zostawić i poprosić, żeby profesor wyjaśnił je w czasie superwizji – niestety to podejście skończyło się bardzo konkretną i raczej mało przyjemną rozmową z moim dosem (Director of Studies). „(...) motto studentów brzmi «Work hard, play hard»” „(...) nie ma absolutnie żadnej różnicy, czy jest się Polakiem, czy nie. Przynajmniej takie jest moje doświadczenie” Fantastyc z n y c h Brytyjczyków czy raczej obywateli innych krajów? I tych, i tych – choć większość ludzi, których spotykam, to jednak Anglicy. A jaki jest odbiór Ciebie jako Polki – to ułatwia czy utrudnia zawieranie znajomości? To z pewnością było nieprzyjemne przeżycie... A co, po pół roku studiowania, wspominasz najmilej? Słyszałam wiele opinii osób, które twierdziły np. że osoba, z którą rozmawiały, straciła zaintereso-wanie rozmową w chwili, gdy zorientowała się, że Cambridge jest niesamowitym miej rozmawia scem i w ciągu ostatniego roz Polakiem. Według mnie to jest k u w moim życiu wydarzyło się zupełna nieprawda. Nigdy nie więcej niż w ciągu wcześniejszych spotkałam się podobną sytuacją pięciu lat razem wziętych; życie – dopóki ktoś sam nie próbuje jest bardzo intensywne, motto stuza-mykać się w środowisku dentów brzmi „Work hard, play swojej własnej narodowości, nie hard”. Trudno mi wskazać na 19 SPOŁECZEŃSTWO niej takie jest moje doświadczenie. „(...) w Polsce edukacja jest dużo szersza – w liceum uczymy się nawet kilkunastu przedmiotów” Czyli opowieści o zakompleksionych Polakach na obczyźnie też uważasz za mit? Nie uważam, że to jest mit; mogą być, i zapewne są, osoby, które mają „kompleks Polaka". Ale według mnie wtedy to jest ich własny problem – moje wrażenie jest takie, że dopóki sam nie masz problemu z tym, skąd jesteś, to nikt inny też nie będzie miał. Zresztą, nie wid z ę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy się czuć gorsi jako Polacy. Twierdzisz, że Polacy nie powin-ni czuć się gorsi, ale studiowanie za granicą z pewnością zmienia trochę Twoją perspektywę – jak w tej chwili patrzysz na Polskę?Jest w tym spojrzeniu więcej kry-tycyzmu niż wcześniej? Oczywiście dostrzegam różnice. Anglia, co widać szczególnie w takich miejscach jak Cambridge, jest bogatszym krajem niż Polska. Nie znaczy to jednak, że zaczę-łam bardziej krytykować Polskę – wręcz przeciwnie, 20 SPOŁECZEŃSTWO nawet kilkunastu przedmiotów. Gdy byłam w „sixth formie” w Anglii, uczyłam się czterech przedmiotów, przeciętny angielski uczeń robi trzy. To sprawia, że ucznio-wie z Polski, ale często też z innych europejskich krajów potrafią wypowiedzieć się na wiele tematów, o których Anglicy – nawet ci, którzy są najlepszymi uczniami ‒ nie będą mieli pojęcia. „Wszystkim pierwszoklasistom szczerze polecam aplikację, jestem pewna, że dostałam się na Cambridge w ogromnej mierze dzięki stypendium” tkim pierwszoklasistom szczerze polecam aplikację, jestem pewna, że dostałam się na Cambridge w ogromnej mierze dzięki stypendium. Ale tym, którzy uczą się w Polsce, też polecam aplikować na Cambridge – bardzo często ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, że są w stanie się dostać. Z tego co pamiętam, w polskim liceum z angielskiego miałam dwó-jkę na pierwszy semestr i w życiu nie podejrzewałabym, że znajdę się na tej uczelni. Tymczasem jesteś na Cambridge i rozwijasz swoje ekonomiczne pasje. Masz już pomysł, co chcesz zrobić po skończeniu studiów? Z jakim krajem wiążesz przyszłość? Wciąż o tym myślę. Na chwilę obecną sądzę, że po ukończeniu Gdyby jednak ktoś chciał porzustudiów będę przez jakiś czas cić polską „ogólnokształcącą” edu- pracować w sektorze finansokację i porwać się na studia na wym w londyńskim City, a później wyjadę na trochę do brytyjskiej uczelni, to jaką Stanów. Ten plan może jednak drogę ku temu celowi byś się łatwo zmienić. poleciła? Z pewnością tę, którą sama poszłam – w polskim liceum byłam tylko przez rok. Potem otrzymałam stypendium UWC, które poz-woliło mi na wyjazd i naukę w An-glii przez dwa lata A gdybyś miała dokończyć zdanie "studiuję na Cambridge, bo..." to jakie byłyby to słowa? Ten uniwersytet daje mi mnóstwo szczęścia i satysfakcji – nie 21 KULTURA WARSZTATY KULINARNE Wakacje to czas, kiedy chętnie podróżujemy, odwiedzamy nowe miejsca, stykamy się z inną kulturą i ludźmi. A co, jeżeli marzymy o wyjeździe do ciepłych krajów, ale dwa miesiące musimy spędzić w domu? Ja polecam poznawanie kultur egzotycznych państw przez smakowanie ich tradycyjnych potraw – najlepiej przygotowanych własnoręcznie. Kierunek pierwszy – Włochy. Na hasło „kuchnia włoska” większość z nas myśli o pizzy albo spaghetti – są to dania rozpozna-walne na całym świecie i często przyrządzane w taki sposób, że z oryginałami mają niewiele wspól-nego. Choć Włosi uwielbiają świe-że warzywa, aromatyczne przyprawy i owoce morza, to jednak makarony zajmują czołowe miejsce w ich kuchni. Liczba ich rodzajów jest naprawdę imponująca. Oprócz bardziej popularnych ravioli, spaghetti czy penne, można też wyróżnić na przykład rotelle, czyli niewielkie kółeczka, albo agnolotti – kwadraciki o po-strzępionych brzegach. Każda odmiana makaronu ma dokładnie określony kształt i rozmiar. Jednym z ciekawszych rodzajów jest gnocchi, którego nazwa po oznacza z wł. „grudy”. Są to i zależnie od regionu wytwarza się je z różnych składników, a nie tylko z mąki, jak tradycyjny ma-karon. Spotkać można zatem gnocchi ziemniaczane, warzywne lub serowe. Dziś właśnie na tej odmianie chciałabym się skupić. Przygotowywanie gnocchi ze szpi - nakiem i ricottą czas zacząć! Oto składniki potrzebne do wykonania około trzydziestu pięciu gnocchi: – 100 g masła – mała cebula, drobno posiekana – 200 g sera ricotta – 200 g startego parmezanu (lub innego twardego sera żółtego) – jajko – szczypta startej gałki muszkatołowej – 250 g świeżego szpinaku, ugotowanego i drobno posiekanego 22 KULTURA – 60 g bułki tartej – sól i pieprz – listki bazylii do ozdoby Przygotowanie: Na patelni roztapiamy dwie łyżki masła i podsmażamy cebulę, tak aby zmiękła i lekko się zarumien i ł a .W dużej misce roztrzepujemy ricottę, 100 g parmezanu, jajko i przyprawy. Dodajemy cebulę i szpinak, i dokładnie mieszamy. Następnie, stopniowo wsypujemy mąkę, mieszając aż powstanie jednolite ciasto (jeżeli będzie się za bardzo lepić i ciągnąć, można do-dać więcej mąki). W dużym garnku gotujemy około 2-3 litrów wody. Naczynie do zapiekania wysmarowujemy ma- kładamy papierem do pieczenia. Wilgotnymi dłońmi formujemy z ciasta kulki o średnicy około 2 cm i układamy je w niewielkich odstępach na tacy. Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 200°C. Pozostałe masło kroimy na kawałki i rozkładamy równo na powierzchni gnocchi. Posypujemy resztą parmezanu i bułką tartą. Wstawiamy do piekarnika i zapiekamy około piętnastu minut, aż s e r się roztopi, a bułka lekko zrumieni. Podajemy udekorowane świeżymi listkami bazylii. Zielone gnocchi popularne są zwła-szcza w Toskanii, jednak zależnie od regionu powstają z różnych produktów. Można dodawać do 23 KULTURA ziemniaki, ser czy pokruszony chleb, dzięki czemu za każdym razem smakują inaczej. Możliwe jest także łączenie i c h z różnymi sosami i dodatkami – najważniejsze, aby zachować lekko kulisty, obły kształt klusek. jada się je dwudziestego dziewiątego dnia każdego miesiąca, wcze- śniej kładąc pod talerzem banknot na szczęście. Jedna z historii głosi, że to danie serwuje się aku-rat wtedy, ponieważ dawni Jedna z wersji gnocchi zwana robo-tnicy właśnie jest, nie bez powodu, dwudziestego dzie-wiątego, „dusicielami księży”. Swoją czyli na dzień przed wy-płatą, nazwę zawdzięcza czasom, gdy du- nie mieli już pieniędzy i stać ich chowieństwo zajadało się było tylko na gnocchi. Dziś kluskami tak łapczywie, że wręcz trudno ocenić, czy któraś z tych dusiło się od opowieści jest prawdziwa. Za to ich nadmiaru. Właściwie nie ma jedno jest pewne – warto się czemu dziwić – gnocchi są spróbować właśnie gnocchi, jeśli naprawdę pyszne, a przy tym znudziło ci się spaghetti i pizza. proste Agnieszka Antosik 24 PATRONATY OUTRO POLECA 25 września 2015 roku w LXIV Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Ignacego Witkiewicz w Warszawie odbędzie się druga edycja Areopagu Sportowego, czyli panelu dyskusyjnego o tematyce sportowej, nawiązującego także do spraw politycznych, ekonomicznych, społecznych i gos- podarczych. W dyskusji wezmą udział znani sportowcy, trenerzy i eksperci w dziedzinie sportu, a także uczniowie szkół ponadgimnazjalnych oraz studenci, mają-cy różne zainteresowania i pasje. Tematem głównym drugiej edycji „AS” będzie z a g a d n i e n i e : „Dwie twarze dopingu w XXI wieku”. Go- oraz młodzi i dyskutanci będą debatować o dwóch rodzajach dopingu obecnych w sporcie, czyli o do-pingu „wymaganym”, tzn. o sil-nym wsparciu kibiców wspiera-jących danych sportowców oraz o ich wpływie na różne dziedziny życia, oraz o dopingu „zakaza-nym”, czyli o nielegalnym dopin-gu wydolnościowym będącym złą stroną dzisiejszego sportu. 13 lipca rozpoczyna się rejestracja dyskutantów i widzów drugiej edycji panelu dyskutanckiego. Zapraszamy już teraz do zapisów na stronie internetowej „AS”: areopagsportowy.jimdo.com. Więcej informacji będzie można znaleźć na stronie internetowej oraz na oficjalnym fanpage’u. 25 KULTURA: RECENZJA PŁYTY GRAJĄC TU I TERAZ Górnośląska grupa God’s Favorite Drug wydała niedawno swój debiutancki krążek zatytułowany dość lakonicznie Here. Alternatyw- ne brzmienie z akustyczną duszą wydaje się być ciekawą propozycją na polskiej scenie muzycznej. Jednak czy ta obietnica przerodziła się w powstanie dobrego albumu, czy mamy tu do czynienia z nieczys- tym chwytem marketingowym? God’s Favorite Drug to grupa po- chodząca z Łazisk Górnych z pra- wie ośmioletnim stażem. Here jest ich pierwszym longplayem i, jeśli nie liczyć minialbumu zatytułowanego Now, pierwszą prawdziwą okazją ukazania się większej liczby słuchaczy w Polsce. Ale czy warto rzeczywiście z tej okazji skorzystać? GFD to kwartet rockowy, k t ó r e g o brzmienie można określić jako intrygującą hybrydę amerykań- m e n t a m i country i bluesa. Ciekawość rozbudza już samo instrumentarium grupy. Gitary elektryczne zostały zastąpione akustycznymi i to właśnie te drugie przejmują palmę pierwszeństwa praktycznie we wszystkich kompozycjach grupy. Jest to jak na nasz polski grajdołek całkiem cie- kawa zmiana stylistyczna, która jeszcze bardziej podkreśla amerykańską duszę Here. Dodatkiem do tej instrumentalnej całości są skrzypce pojawiające się tu i 26 KULTURA: RECENZJA PŁYTY W czternastu spójnych kompozycjach zespół ukazuje całe spektrum barw wytworzonego dźwięku . Przeplatają się tu radość, energia, moc z melancholią, zapatrzeniem się na zachód słońca, smutkiem. Każdy utwór GFD stanowi ciekawą warstwę muzyczną. Widać to szczególnie dobrze w k o m p o z y c j i Where Is Your Place?, która ukazuje rockową duszę zespo-łu i potwierdza , że akustyki dają radę przy graniu mocnych, mięsistych riffów. Na albumie trudno nie zauważyć sporej liczby nawiązań do innych zespołów. GFD wypada pod tym względem dość przyzwoicie – czerpie inspiracje z różnych źródeł, wykorzystuje je z klasą. Oczywiście czuć tu nutkę grunge chociażby na Stone Ritual czy t e ż Burning Alive, ale z drugiej strony grupa nie boi nawiązywać się do chociażby Marka Lanegana, który był głosem Screaming Trees czy Queens of the Stone Age. Pano- wie z Łazisk Górnych wykonali fantastyczną robotę przy coverze pt. Nothin' wspomnianego powyżej wykonawcy . Dodatkowo świetnie brzmi on kompozycyjnie z in- nymi utworami (Nothin' jest szós- Zespół brzmi świetnie . Gitary Olka Kopki oraz Kuby Makowieckiego dają przepiękny i harmonijny efekt. Przez całą płytę trudno nie usły- szeć współpracy muzyków i swego rodzaju dopełniania się muzycz- nych idei. Sekcja rytmiczna rów- nież wypada bardzo przyzwoicie. Bas w rękach Mariusza Jasińskie- go potrafi zaskoczyć swoją intensywnością nawet pomimo małej ilości dźwięków, jaką instrument wydaje w spokojniejszych utworach albumu. Maciek Nowak na perkusji robi wrażenie 27 KULTURA: RECENZJA PŁYTY głosu pokazuje fantastyczną rytmikę muzyka i umiejętność składania partii muzycznych. Mam jednak zastrzeżenia do wokalu Olka Kopki. Jest on... specyficzny, czuć w nim wyraźne wpływy muzyki amerykańskiej. Zdarzało mu się zaśpiewać na tej płycie naprawdę dobrze, ale nie- które momenty wołają o pomstę do nieba. Krzyki Kopce wychodzą tak samo zresztą jak artykulacja słów . Jednak obawiam się, że moc- ne skupienie się na dość ostrym, amerykańskim akcencie w woka- lu może skutkować obróceniem niektórych kompozycji w gag. Teksty utworów także nie mają w sobie większego polotu, ale to można wybaczyć każdemu debiu- tanckiemu albumowi. Zespół wypada bardzo dobrze w spokojnych kompozycjach, któ- rych na tym krążku jest wiele. Jednak nie warto się martwić na zapas . Te kompozycje zostały wy- konane porządnie i fantastycznie łączą się z bardziej energetycz- nymi u t w o r a m i . Jednocześnie powodują, że cały materiał jest zróżnicowany i powinien każdemu przypaść do gustu. Here to fantastycznie skrojona podróż po dzikich częściach Ameryki i bilet w jedną stronę do ciekawych, intrygujących 28 KULTURA: RECENZJA PŁYTY 29 KULTURA 30 KULTURA MUZYCZNE ZJAWISKA ZNAD WISŁY Z jednej strony zdaje się, że polska muzyka zdobywa coraz większą popularność, a z drugiej wciąż wielu Polaków podchodzi do niej z rezerwą. Wcale nie musi być gorsza od zagranicznej ani też zawstydzająca. Wystarczy spojrzeć nieco szerzej i można znaleźć kilka polskich, muzycznych perełek. Rodzima muzyka to nie tylko Kwiatkowski, Mrozu czy Honey. Zatem bez obaw, te sławy zostawiam na boku. Niech sobie spokojnie tworzą. O tych godnych polecenia, ale znanych w porównaniu do tych, które przytoczę poniżej, rozpisywać się również nie będę. Mam tu na myśli Mozila, The Dumplings czy Julię Marcell. Tej ostatniej jakiś czas temu poświęciłam osobny artykuł (http://www.outro.pl/archiwum? n=15&m=3&k=218 str. 31). Miejmy nadzieję, że z jakimkolwiek odze-wem – kto zaczął słuchać, ten rą-czka w górę! Teraz czas na ko-lejną dawkę dobrej polskiej muzyki. Soniamiki Właściwie Zosia Mikucka. W Nie-mczech nagrywa muzykę, którą 31 KULTURA dwie płyty, na których można znaleźć utwory zarówno w języku polskim, jak i angielskim. O dru-gim albumie, czyli SNMK, piosen-karka pisze, że emocje znajdujące się na niej zbliżają do momentu, kiedy niewinność się już kończy, a chciałoby się pozostać jeszcze dzieckiem, czyli o trudnym etapie w życiu człowieka – przechodze-niu z dzieciństwa w dorosłość. Brzmi banalnie? W moim mnie-maniu prawdziwie. Sonia-miki po-trafi z niebywałą lekkością łączyć tematykę ważną, z dorosłego świata, z dziecięcą prostotą. I to właśnie wydaje mi się największą zaletą jej muzyki. Śpiewa ona o rzeczach prostych, infantylnie, ani pretensjonalnie. Wszystko jest zachowane w dobrym smaku. W dodatku w towa-rzystwie ciekawych, popowych brzmień. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam jej Lemoniadę musiałam przesłuchać całą płytę. Może i was urzeknie na tyle, że będzie-cie chcieli więcej. Mikromusic Ta grupa ma na swoim koncie cztery płyty studyjne oraz dwie koncertowe i zdaje się, że w porównaniu do pani powyżej cieszy się większą popularnością. Acz, według mnie, niedostateczną, toteż warto i o nich kilka słów na- 32 KULTURA zbierają pieniądze na teledysk do piosenki promującej kolejną pły-tę. Dobrą muzykę warto wspie-rać, więc kto może, niech sypnie groszem (http://wspieramkultur e.pl/projekt/1029-Tworzymyteledysk-do-piosenki-Krystyno). Żebyście jednak byli świadomi, co też chcecie wesprzeć, spieszę z pomocą! Mikromusic to połączenie jazzu, trip-hopu (na jego brzmienie składa się dubowy rytm, czyli eksponuje sekcję rytmiczną: perkusję, bas) i popu. Trudno byłoby zaprzeczyć, że jednym z większych atutów zespołu jest jedyna kobieta, wokalistka – Natalia Grosiak, która głos ma niebywały. Taki właśnie z jazzową nutą. Świetnie wybrzmiewa nie tylko w tych poważniejszych utwo-rach, lecz także w tych zabaw-nych. Szczególnie polecam fenomenalną piosenkę Niemiłość 2 (koniecznie „2”, bo pierwsza wer-sja jest ocenzurowana), gdzie pod-miot wymienia rzeczy, zjawiska, sytuacje (np. „pupy, cycki, płaskie brzuszki” albo „niemiłość pań w dziekanacie”), które ma w konkretnej części ciała (nie chodzi o nos, jak w pierwszym wariancie u t w o r u ) . W wielu utworach Mikro-music można zauważyć podobną, lekką zabawę słowem. Domowe melodie 33 KULTURA stów,których niebawem będzie moż-Mnie ten żart i niedorzeczność usłyszeć na Woodstocku. Jak przekonały. Ale spokojnie, piszą na swojej stronie, realizują poważ-niej u nich także jest, projekt kilkunastu więc dla każdego coś dobrego. własnoręcznie nabaz-granych i skomponowanych piose-nek, Polacy często zakładają, że to, co razem z płaczem, spalonym powstało w naszym kraju, jest garnkiem, gorączką i dziurawą słabe. Myślę, że warto jednak skarpetą. Jak brzmi opis, tak też przyjrzeć się polskiej muzyce brzmią utwory. Prostota i urok – bez uprzedzeń, a może akurat to chyba dwa słowa ktoś znajdzie coś dla siebie. najlepiej oddające istotę muzyki Rozpow-szechnianie tego, co Domowych melo-dii. Możecie dobre, a w do- datku nasze, jest posłuchać o kołtunie, o Zbyszku, dla mnie przy- jemnością. Może i który miał oranżowe stopy, o wam przypa-dnie do gustu herbacie z solą i wielu rodzima muzyka. innych, podobnie absurdalnych Natalia Śliwińska rzeczach. 34 PATRONATY OUTRO POLECA Przepływa na stopa Atlantyk, pracuje na Karaibach jako piekarz i ciągle płynie do celu, by dotrzeć do małych społeczności podróż-niczych. Te stają się dla podró-żnika Daniela Małajowicza dru-gim domem. Wprowadza się po-między żeglarzy, hipisów oraz wspinaczy górskic. Akceptuje zwy-czaje oraz normy panujące w tych społecznościach jako swoje. Po-kazuje tych ludzi bez stereoty-powych łatek „zdobywcy świata”, „włóczęgi” czy „bohatera” oraz odkrywa w o ś ć : życiowe problemy i priory-tety, pokazuje podróżników taki-mi, jacy są na co dzień. Przez pryzmat ponad osiemnastomiesięcznej wyprawy do Ame-ryki Południowej poznacie Ludzi Podróży, uświadamiając sobie tym samym, że podróż to nie odwaga, a kwestia pierwszego kroku, by zrealizować swoje marzenia.Wię-cej szczegółów? Podrozoholik.pl – Daniel Małajowicz travel page 35 KULTURA: RELACJA OPEN'ER FESTIVAL 2015: RELACJA BARDZO MUZYCZNA Już po raz dziesiąty lotnisko w Gdyni-Kosakowie gościło setki tysięcyosób podczas czterech dni wypełnionych muzyką najsławniejszych światowych i polskich wykonawców. Open’er Festival jest absolutnie najlepszym wydarzeniem muzycznym w Polsce. Fantastyczna atmosfera, supermuzyka, ludzie z całego świata. Po prostu cztery dni świetnej zabawy – mówi Kuba, jeden z uczestników. Czy podczas tegorocznej edycji faktycznie wszystko zagrało perfekcyjnie? Do tej pory nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, ale „mój” Open’er przebiegł w dużej mierze pod znakiem hip-hopu. Chociaż zabrakło mnie na koncercie polskiego duetu Fisz Ema- de, a występ A$APa Rocky’ego oglądałem z daleka, miałem okaz- ję zobaczyć między innymi świet- ny, dopracowany w najdrobniejszych szczegółach występ kanadyjskiego rapera Drake’a. Dobrze się bawiłem, choć denerwowały mnie trochę ciągłe zapewnienia o wielkiej miłości artysty do naszego kraju… Byłem też ciekaw, jak wypadnie jedna z najbardziej obiecujących nowych twarzy pols - kiej sceny hip-hopowej – Filip Szczęśniak , tworzący pod pseudo - nimem Taco Hemingway. Jego koncert był dla mnie bodaj najmilszym zaskoczeniem całego fes- tiwalu. Artysta zaśpiewał utwory z wydanej ostatnio EP-ki Umowa 36 KULTURA: RELACJA niego projektu zatytułowanego Trójkąt Warszawski z niesamowi- tą energią, która zdecydowanie przebiła dość spokojne wydanie studyjne. Jak na swój pierwszy tak „duży” występ, Taco spisał się naprawdę dobrze, nie spodziewałem się niczego wielkiego, a tu proszę, dał z siebie wszystko i wyszło świetnie – mówi Damian, uczestnik koncertu. Jeśli chodzi o innych wykonawców, świetnie – czego można było się spodziewać – wypadł zespół Kasabian, czyli jedna z naj - bardziej znanych światowych for- macji grających alternatywnego rocka. Choć cała scena była wypełniona elementami z nazwą ostatniej płyty zespołu, czyli tylko kilka kawałków, większość koncertu stanowiły starsze, dobrze wszystkim znane utwory. Usłyszeć Underdog, Club Foot, Fire, ShoottheRunner i inne hity tej grupy na żywo to naprawdę wielkie przeżycie. Poza tym dobrze bawiłem się na koncercie Die Antwoord – mogę powiedzieć tylko tyle, bo dotarłem na Tent Stage (drugą co do wielkości sce- nę ulokowaną pod wielkim namiotem) zbyt późno i moje miejsce nie pozwalało w pełni ogarnąć szaleństwa. To był jeden z najlepszych koncertów całego festiwalu, a w każdym razie na pewno najlepszy pierwszego dnia, choć prze- cież występowali wtedy jeszcze Drake i A$AP – komentuje Aleks, który koncert 37 KULTURA: RELACJA Moim jedynym poważniejszym rozczarowaniem był występ reprezentującego gatunek indie rock zespołu Modest Mouse, który w końcu zawitał do Gdyni, po tym jak odwołał swój koncert zaplanowany na poprzednią edycję festiwalu. Niestety, panowie zagrali co najwyżej poprawnie i nie pokazali nic specjalnego. O ile od razu po koncercie byłem tylko lekko zawiedziony, o tyle po tym, jak obejrzałem świetnych wystę- pów innych artystów w trakcie pozostałych trzech dni festiwalu, Modest Mouse bardzo mocno straciło w moich oczach. Nie zachwycił mnie też sławny (po- noć) zespół Disclosure. W kolej- nych (ciągnących się w nies- kończoność) utworach duetu występo w a ł praktycznie identycz - ny, powtarzany w kółko podkład muzyczny – jedynie lekko mody- fikowany – i powtarzane co jakiś czas słowa. Wprawdzie nie jes- tem wielkim znawcą ani fanem muzyki elektronicznej, ale pod- czas Open’era miałem też okazję posłuchać innego reprezentanta tego gatunku, czyli polskiego duetu The Dumplings, którego utwory są dla odmiany bardzo różnorodne, w każdym pojawiają się inne ciekawe elementy muzyczne oraz wokalne. Koncert Disclosure był świetnie przygo- 38 KULTURA: RELACJA zabrakło mi energii, wykonawcy stali w miejscu i wciskali klawisze. Każdy lepszy DJ mógłby ich w tym zastąpić – ocenia Damian. A jak wypadła organizacja koncertów na tegorocznym Open’erze? Przede wszystkim cieszy, że organizatorzy zdecydowali się ograniczyć nieco teren festiwalu. Wreszcie nie trzeba było biegać po parę kilometrów od jednej sceny do drugiej – mówi Aleks. Zmiany (na lepsze) spotkały także nie- które sceny. Fajnie, że Beat Stage [niewielka scena z muzyką elek- troniczną i taneczną – przyp. red.] wrócił do hangaru, przez ostatnie dwa lata był w namiocie i po prostu nie było tej samej atmosfery. W tym roku lepiej zlokalizowano też Alter Stage [trzecia co do wielkości scena festiwalu], wcześniej ciężko było ją znaleźć i była pod zwykłym namiotem, teraz to już taki mniejszy Tent Stage – chwali Ania. Co jeszcze wypadło na plus? Lineup [lista wykonawców] był ułożony najlepiej od kilku lat, wszystko ładnie się ze sobą „zgrywało”. Tylko koncert Flume odbywał się zaraz po zakończeniu Disclosure i musiałam lecieć ze sceny głów -nej na Tent Stage przez całe mias- teczko – mówi Martyna. J e d n a k nie wszystko niej, żeby zająć dobre miejsce pod sceną, tylko po to, żeby potem mu- sieć walczyć ze spóźnionymi „fa- nami”, którzy chcą się wepchnąć jak najbliżej. Wiem, że to nadal standard na koncertach, ale nie powinno tak być – komentuje Damian. Na Open’er Festival 2015 nie z a b r a k ł o zarówno momentów wartych zapamiętania, jak i pewnych rozczarowań. Jednak chyba najlepsze podsumowanie festiwa- lu to pytanie: „Czy chciałbym na niego wrócić?”. Odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak! Niedociągnię- cia organizacyjne? Cóż, nie spo- sób całkowicie ich wyeliminować, ale i tak nie wpłynęły na ostateczną ocenę festiwalu. Co najważniejsze, tegoroczna edycja nie zawiodła moich oczekiwań, jeśli chodzi o kluczowy element, czyli część muzyczną. Mam wielką nadzieję, że przyszłoroczni wykonawcy spiszą się jeszcze lepiej! A takiej pogody, jak ta, któ- ra przywitała festiwalowiczów w tym roku – czterech słonecznych dni i bezchmurnego nieba – wypada życzyć uczestnikom każ- dejkolejnej edycji Open’era. Tomek Najdyhor