Jan Prowincjusz - „Bordello peerelo”

Transkrypt

Jan Prowincjusz - „Bordello peerelo”
1
Jan Prowincjusz
bordello peerelo
Szanowni Pa stwo
By mo e niektórzy czytelnicy rozpoznaj w ród bohaterów postaci autentycznie
niegdy zamieszkuj ce peerel. By mo e znajd si w ród tych czytelników osoby,
które zechc si upomnie o dobre imi owych bohaterów. Autor, wiadom swych
praw twórcy, uczynił wiele, by nikogo niesłusznie nie urazi ...
Jest prawd ,
e autor nie potrafi dowie ,
e np. w peerel funkcjonował w
opisywanym rodowisku tak wła nie, jak to przedstawiono na na kartach powie ci,
dom publiczny. A jednak osoby przy tej okazji opisane – postaci literackie –
uczestniczyły w czym bez porównania bardziej haniebnym – realnie współtworzyły
peerel w jego najwła ciwszym wymiarze. Prawa honorowe, a przed mechanicznym
odebraniem ich kuplerom wahał bym si , im zatem – takie jest moje najgł bsze
przekonanie - nie przysługuj . Przynajmniej do chwili jakiego satysfakcjonuj cego
rozliczenia si z epoki...
autor
Poniewa powie
przed dwa lata, mimo niekiedy entuzjastycznych recenzji, nie
znalazła sobie papierowego wydawcy, st d zdecydowałem si
zawiesi
na
www.sws.org.pl
To samo zaproponuj Redakcji internetowych Kontratekstów.
Bardzo prosz ewentualnych czytelników o zamieszczanie swych uwag.
Tekst nie był poddany obróbce redakcyjnej.
autor
Copyright by Krzysztof Markuszewski
2
Nie miałem łatwego dzieci stwa - o nie! I nie zawsze sprzyjało mi szcz cie...
Własnym rozumem, pracowito ci , nie raz ryzykuj c dorobek całego
ycia,
doszedłem do czego ...
Syn magazyniera GS-u z miasteczka na w Kieleckiem nie miał lekko. Sko czyłem
technikum rolne, bo innego u nas nie było. Na studia w sze dziesi tym pi tym
poszedłem w Wy szej Szkole Gospodarwstwa Wiejskiego w Warszawie. Chciałem
zdawa do Warszawy, na filozofi , ale nauczyciele mi odradzili.
- Gdzie ty b dziesz si pchał - pytali. Twój ojciec zahaczył o AK, ciesz si , e
technikum sko czyłe .
Ja im na to, e w AK był od pa dziernika czterdziestego czwartego do wyzwolenia
przez Armi Czerwon - tak powiedziałem - przez Armi Czerwon - eby nie
zapomnieli, jaki mam pozytywny stosunek do naszej polskiej rzeczywisto ci - a w
ogóle, to tata miał wtedy szesna cie lat. Dzi mog powiedzie prawd - tata w
rzeczywisto ci miał siedemna cie lat, ale tak sobie my lałem, e nikt nie b dzie
sprawdzał. Bo tata za AK wcale nie siedział, raz go tylko wzi li na UB, dali
wpierdol, nawet ci ki, ale przecie nic takiego, tydzie pole ał w po cieli i potem
nikt si go nie czepiał. To było lato, czas niw i tata nie musiał u stryjka pracowa na
polu. Bo w wojn dziadków zabili Niemcy. Oboje. Partyzanci zastrzelili, czy nawet
tylko ranili dwóch Niemców. To było na skraju lasu obok wsi. Cała młodzie z
bydłem i winiami wyniosła si ze wsi, zostali tylko gospodarze i starcy. Aha zostały jeszcze kury, bo jak to gna . Kaczki i g si to przegonisz, ale kur nie - s zbyt
głupie. No i Niemcy w dwa dni potem przyjechali w kilku ci arówkach. Najpierw
chcieli rozstrzela tylko m czyzn, ale odkryli u Józefiaków
ydów, których oni
ukrywali, wi c rozstrzelali te kobiety i nawet kilkoro niemowl t, których nie brano,
bo przecie co one komu zawiniły? Dlaczego ydzi od Józefiaków nie uciekli razem
z młodzie
– nikt nie wie...
No - Niemcy, to nie ruskie wojsko - dzi mog to powiedzie . Trzech niemieckich
ołnierzy, podobno takich prostych szeregowców, dorwało si do jednej takiej matki
dziecka i j gwałciło, czy chciało zgwałci ? No - cholera z tym - w ka dym razie
3
dopadł ich oficer i od razu dał po mordzie. Ale e to był Niemiec - to kazał im, a
mo e tylko jednemu z nich, zaraz zastrzeli t kobiet . Tamten sfuszerował, strzelił
jej za stodoł w pier i ona jako prze yła. Bo innych zegnali na skraj wsi, wp dzili
do dołu wykopanego pod budynek mleczarni, który mieli stawia i tam rozstrzelali.
Wcale ich nie zasypali, ale nikt si nie uratował, bo ka d parti rozstrzelanych
oficer, czy podoficer, dobijał z pistoletu. O Niemcach mówi , e tacy s solidni,
akuratni, a prosz - o tej kobiecinie zapomnieli.
A Niemcy tym si ró nili od ruskich, e ruski oficer mo e nawet rozstrzelałby
swoich ołnierzy, tak od razu, pistoletem z r ki, ale potem sam by zgwałcił i jeszcze
wódki by za dał. Ruskie - to prawda, jak im si nie sprzeciwia , to gwałconych bab
nie mordowali... Chamstwo bo chamstwo - wszy po nich łaziły jak T-34, ale do
ludno ci zachowanie mieli inne. Ruskie to jednak nie Niemcy. Cho ja oczywi cie
wiem - ruskie za komunizmu wi cej ludzi pomordowali, ni
Hitler. Przecie
przeczytałem "Archipelag GUŁAG" - nie cały, bo za gruby, ale przeczytałem.
Potem jeszcze ci Niemcy spalili wie . Po rozstrzelaniu szli z kanistrami wzdłu
ulicy i podpalali chałupy, bo od frontu s chałupy. I chałupy wszystkie si sfajczyły,
ale nie wszystkie stodoły i obory. Tamta postrzelona le ała za stodoł i nawet do niej
nie zajrzeli. Jeszcze kilka osób ze wsi pochowało si tu i tam i przetrwali. I jeszcze
jedna rodzina ydowska te wtedy przetrwała. Chyba pi
osób. Dopiero w pół roku
potem ich wyko czyli. Nie mieli si gdzie schowa . Ci ydzi to grozili, e jak ich
Niemcy złapi , to powiedz gdzie si ukrywali.
e niby - znów za kar Niemcy
przyjad i wymorduj tych, którzy uciekli przed rozstrzałem. We wsi nie brakowało
chojraków, którzy byli w BCh, czy w NSZ-cie, którzy bez gadania mogli ich
kropn , ale nic takiego. Kto ich tam w zagajniku - ho, ho - teraz to jest wysoki las musiał dokarmia . Ale jak Niemcy robili obław na partyzantów, to partyzantów nie
znale li, za to tych ydków stukn li.
A partyzantów nie mogli znale , bo to byli zwykli chłopi na co dzie krz taj cy
si w gospodarstwie. Na akcj , to szło si najmniej ze dwadzie cia kilometrów dalej.
4
U nas akcje robili ludzie z innych powiatów. Bo było wiadomo, e Niemcy mog
m ci si za te akcje.
No i po tym spaleniu wsi gospodark przej ł stryjek. Jak inni, najpierw mieszkał w
s siedniej wsi, tam trzymał zwierz ta, a potem po kawałku przenosił si na swoje.
Najpierw do ziemianki, potem do obórki, gdzie mieszkał razem z bydl tami...
A tata przeniósł si
do miasteczka. Tam było mnóstwo domów do
zagospodarowania - po ydowskich. Cenniejsze rzeczy zrabowali Niemcy, ale ró ne
takie bambetle, jak garnki, miotły i co tam jeszcze, to mo na było znale
nie
rozgrabione. I tata taki dom znalazł - na podmurówce, bez piwnicy, ale z solidn
jam , nawet z zapasem ywno ci - pewnie gospodarze chcieli si w tej jamie
schowa , ale potem co im nie wyszło i poooszli - do Beł ca.
Moja ciocia - siostra taty, te przeniosła si ze swoim chłopem do miasta. Zaj li
s siedni dom. On - znaczy si - wujek - nie chciał, ale ciocia zagroziła, e za niego
nie wyjdzie i przestanie mu dawa . Wujek na to, e w wojn , to chłopów brak, a nie
bab i znajdzie sobie inn , lecz ciocia na jakiej zabawie ta czyła z innym. Wujek
wyzwał go na walk , zdaje si - tak mówi , e przegrał, w ka dym razie od zawsze
dla mnie szczerbaty był, lecz cioci to nie przeszkadzało i si pogodzili. No i przeszli
do tego miasteczka.
W czterdziestym czwartym był strach. Tata przygruchał sobie kuzynk cioci, a co
on miał - szesna cie lat i eni si chciał. Ciocia z wujkiem ju byli po lubie. A
przecie - burdel był taki, e nie było wiadomo, czy te domy, co oni zaj li i zaj li
inni ludzie ze wsi, co poszli do miasta na po ydowskie, to s ich, czy nie. Niemcy
wydawali tylko tymczasowe meldunki. No i ju było dobrze wiadomo, e Niemcy
bior w dup i nowa władza nastanie. Ludziom a tak bardzo na tych niemieckich
meldunkach nie zale ało.
Tylko nie było wiadomo, czy nowa władza zaakceptuje nowych gospodarzy, czy
nie. Na zdrowy rozum, to powinna, bo przecie
dawni wylecieli kominem ze
wszystkimi spadkobiercami. Jak tam który pojechał przed wojn do Stanów, czy do
Palestyny, to przecie i tak by nie wrócił. No ale ludzie gadali, e po wojnie pa stwo
5
b dzie biedne i b dzie kazało płaci za przyznanie własno ci. A ka dy chciał by na
swoim. Pami tali jednak, e przed wojn , jak kto był na wojnie o niepodległo , tak
ludzie mówili - o niepodległo
- to zostawał osadnikiem wojskowym i gospodark
dostawał od pa stwa, albo przynajmniej licencj na kiosk z papierosami.
Wujek nie mógł i
do lasu, bo ciocia ju zaci yła, no to tat posłali. Nie od razu,
bo był cały bal z wyborem partyzantów. Oni swój pomy lunek mieli i wiedzieli, e
id ruskie i trzeba i
do takiego wojska, które ich lubi. Znaczy si - tata chciał do
AL, a raczej stryjek i stryjna tak chcieli. A nikt nie miał kontaktu. W ko cu kuzynka stryjny, znaczy si - moja mama, zaci yła z tat i ja miałem si narodzi .
Mama miała siedemna cie lat - par miesi cy starsza jest od taty - ale wstydziła si
przyzna . Podobno stryjna swoje wiedziała, ale nic nie mówiła, eby tylko tata
poszedł wreszcie do tych partyzantów i eby wywalczył dla całej rodziny prawo do
normalnego zasiedlenia tych domów.
No i jak ju ruskie stali za Wisł , tata poszedł, z braku czego lepszego, do AK. Bo
wtedy to gadali, e ci z AL, na których i tak nie było kontaktu, to za byle co potrafi
swoich rozstrzela . I e rz dz si tam same ruskie. Dzi dobrze wiem, e to była
całkowita nieprawda, e rz dzili ruskie - rozstrzeliwali nasi i za byle podejrzenie, e
jest si wtyk NSZ lub AK. Potem si nasłuchałem, co oni porz dnych chłopaków
narozwalali. Całkiem si nie znali na swojej robocie. A potem do UB, na urz dy,
trzeba było bra całkiem surowych ludzi. Swoich brakowało. A jakby tamci z
grobów powstali - to przecie byłoby mo e nawet w sam raz?
Po wojnie tata został magazynierem w GS-ie. Najpierw był tylko pomocnikiem, bo
szkół nie miał, ale wieczorowo uko czył podstawówk w rok. Zaraz po promocji
wzi li go na UB i tam dali wycisk.
Ale opłaciło si - bo zaraz potem, tak bez wyroku, przyszli w rodku nocy do
magazyniera i stukn li go w ogrodzie. Przebrani byli za tych z lasu, ale ka dy
wiedział, e to Mostowski z UB robił porz dki przed referendum. Bo magazynier stary działacz spółdzielczy - tak o nim mówili - był w PSL. Wtedy nawet na
przesłuchanie nie brali, bo nie mieliby takich tłumów kim przesłucha . W
6
normalnych czasach przed rozwałk wy piewałby co i jak, ale jak trzeba było działa
na grand , to od razu, w ogrodzie...
No i ojciec - ledwie osiemna cie lat - awansował na magazyniera. Trzymał si tej
posady, e hej. Potem nawet matur zrobił. Cho - wstyd o tym wspomina , ojciec i
dzi nie pisze ortograficznie.
Tylko do partii nie chciał si wpisa . Ja mu przedkładałem, e tak b dzie lepiej, a
on swoje - e wie swoje... Ja byłem za głupi, eby to wszystko rozumie , ale potem
zrozumiałem. Ojciec z tego UB wyszedł mo e i obity, ale i namaszczony. Do
ko cioła chodził, ale ja swoje wiem. W ko cu poszedł do ZSL-u...
Co my
przewalanek z tym ojcem potem nie narobili my! Ale to potem...
Ja sobie rosłem w ka dym razie po pa sku. Rodzice posłali mnie do technikum
rolnego, bo mówili, e na liceum jestem za głupi. A ja si dobrze uczyłem i wcale nie
byłem za głupi. Zreszt - od dziecka byłem rozgarni ty - nie mieli kogo ze mn
zostawia w domu, bo mama wtedy pracowała, a stryjna jak raz była w szpitalu, to
co załatwili i rok wcze niej wysłali mnie do szkoły. Dla mnie to nie było takie
dobre, bo długo byłem najsłabszy w klasie - inni mnie leli. Oni kombinowali, e jako
technik rolny, przejm posad po ojcu, a mo e nawet awansuj ?
Ojciec co jaki czas dokładnie odpytywał mnie z tego, co dzieje si w szkole. Ja
tego nawet nie dostrzegałem, ale on sterował moimi znajomo ciami. Nawet - a w
tamtych czasach rodzice zwykle udawali, e chłopcy dziewczynami nie powinni si
zajmowa - mało tego - e taka kwestia w ogóle nie istnieje - zach cał mnie, abym
si umawiał z tak Zosi . Ona była - raczej jest, bo zdaje si - yje - córk
kierownika skupu i ksi gowej w GS-ie. No wi c ja niejasno - jak na swoje
czterna cie czy pi tna cie lat my lałem, e ojcu chodziło o układy w pracy, czy jak?
Tak - miałem wtedy czterna cie lat... Ale to były całkiem inne buty...
Wcale nie miałem do niej miało ci. Była z równoległej klasy, ale w takim razie
była o rok starsza. Taka czarnulka. Młodzie wtedy wolniej dorastała. Ale ona była
wy sza ni ja, ju w pełni wyro ni ta, cho piersi to nadal miała ze dwa razy
mniejsze, ni w rok, a mo e dwa lata pó niej.
7
Był czerwiec, ale jeszcze nie było wakacji. Jednak w szkole nie było przez dwa dni
lekcji, bo przyjechał sanepid i kazał j natychmiast deratyzowa . Przyjechali ci od
deratyzacji i rodzicom nakazano, by uczniowie nawet nie zbli ali si do szkoły.
Mówiono - u yj jakich takich technik trucia szczurów, które s niebezpieczne dla
dorastaj cej młodzie y.
Trzech kolegów si zmówiło, e podejd do szkoły od strony boiska, schowaj si
w krzakach i wszystko b d widzie . Mnie nie doprosili, ale sk d wiedziałem - ju
nie pami tam... Gryzłem si , e mnie nie zignorowali. Wyobra ałem sobie, e takie
chowanie si w krzakach b dzie najlepsz zabaw w wojn . Bo my ci gle bawili my
si w wojn i czasem było si Polakiem, czasem Niemcem, a jak dziewczyny chciały
si z nami bawi , to czasem si godzili my, ale pod warunkiem, e one b d ruskim
wojskiem. Bycie ruskim wojskiem było najmniej presti owe, ale one nie maj c
wyj cia - godziły si .
No a tu pod dom zaje d a ojciec tak półtoratonow ci arówk Lublin. Ledwo
wszedł do domu, wypił troch zsiadłego mleka, tak na chybcika i woła do mnie, e
mam si zbiera .
al mi było tych krzaków i tej zabawy w wojn chemiczn ,
przecie było ryzyko, e nas te zagazuje tak jak te szczury, ale nie było wyj cia. W
tamtych czasach z rodzicami, zreszt w ogóle ze starszymi, nie dyskutowało si .
W kabinie - ku memu zdziwieniu, była Zo ka. Miała te swoje czarne włosy upite w
dwie kitki po bokach, ci gni te gumk . Ubrana była w tak bardziej domow
sukienk z kretonu zapinan przez cała długo
na guziki. Był upał. Sukienka była
troch ciasna i gdy siedziała, to na odcinkach mi dzy guzikami wszystko jej si
rozchylało. Majtki miała białe, z cienkiego sztucznego jedwabiu. No ale nie
zwracałem na to uwagi.
Gdy przyszedł ojciec i za swoim fotelem upchn ł wypchan , spinan dodatkowo
paskiem skórzan teczk , okazało si , e mamy jecha do s siedniego, powiatowego
miasta po wag z naprawy. Zo ka podniosła raban, e w takim stroju to ona nie chce
jecha . Ojciec usiadł za kierownic , bo kierowca., pan Władek, był tak pijany, e nie
mógł kierowa . Ja miałem usi
na tym samym fotelu, na którym siedziała Zo ka.
8
Zgodził si , e Zo ka z domu we mie plastikowe spinki na warkoczyki, aby przykry
te gumki - recepturki, ale nie zgodził si , eby si przebierała. Co mu zale ało Zo ka to nie mama, przeprałaby si w try miga...
Ojciec w ogóle był wesół, bo jak powiedział, z panem Władkiem wypił wiartk na
drog , ale nie zorientował si , e pan Władek ju był po dwóch winach. Prawo jazdy
miał, ale kierowca z niego był jeszcze niedo wiadczony. Powiedział, e gdyby mama
Zo ki wiedziała, e jad bez pana Władzia, to mo e by si nie zgodziła na podró ?
Ruszył i jeszcze zajechał do GS-u. Z szoferki przez otwarte okno wykrzyczał do jej
mamy, e sam prowadzi, ale eby si nie martwiła o Zosi , bo b dzie jechał wolno swojego syna te wiezie.
Jechali my
wirow
zostawiali my za sob
drog , bo jeszcze wtedy nie było asfaltu i w upale
tuman pyłu. Ja siedziałem od drzwi i co jaki
czas
wychylałem si przez okienko, eby popatrze , jak chłopów z furmankami, albo
kogokolwiek na drodze, ten pył osypywał. Ludzie na to nie reagowali, traktowali jak
naturalny dopust bo y, bo te i co mo na było zrobi ?
Zo ka czasem, gdy np. mijali my wozaka z aluminiowymi baniakami z mlekiem,
te
si
wychylała i swoimi, tymi jeszcze nie całkiem rozwini tymi piersiami,
napierała mi wprost na twarz. Nie miała stanika - wtedy dziewczyny nosiły staniki
dopiero wówczas, gdy im ju całkiem urosło, a i to nie w domu. W du ych miastach
było inaczej, ale małych i na wsiach - wła nie tak.
Ojciec si nie wychylał, bo prowadził, ale wida było, e te ma ochot .
W mie cie ojciec zajechał na rynek i wysadzi nas pod cukierni
Wszyscy wiedzieli, e pan Wolfram jest
Wolframa.
ydem, ale tego si gło no nie mówiło,
jakby to było wstydliwe. Wolfram miał jakiego
kuzyna na stanowisku w
Warszawie, wi c nie gn bili go domiarami. To te wszyscy wiedzieli. Ale Wolfram z
ojcem musiał y w zgodzie, bo czasem od taty odbierał przydziały mietany, m ki,
a najcz ciej jajek. Jajka i tak kupował u chłopów, ale musiał mie faktury i ojciec
jako mu je dostarczał. Na m k z młyna w naszym GS-ie narzekał, e nie jest tak
9
dobra, jak trzeba, ale tata mu tłumaczył, e w tych czasach bra trzeba to, co jest i
wida było, e pogl d Wolframa było taki sam.
Pó niej ojciec mi wyja nił, e w magazynach gnie dził si wołek zbo owy i to nie
było takie złe. Bo jak tego wołka było wystarczaj co du o, to wtedy zbo e szło nie
do młyna, ale do gorzelni. No i wtedy ojciec przywoził do domu cał beczk
spirytusu. To nie był dziewi dziesi ciopi cioprocentowy spirytus - miał mo e
niecałe dziewi dziesi t, ale mama zawsze mówiła, e taki jest zdrowszy i szybciej
leczy z przezi bienia. Beczki na wszelki wypadek trzymali my u stryjka na wsi, eby
nie nakryli i tata zawsze narzekał, e wujek podbiera wi cej, ni si umówili. To
były takie stulitrowe beczki d bowe i obaj nie byli w stanie tego wypi , tylko e
wujek czasem sprzedawał. Ale i tak, gdy kiedy wtaczałem z wujkiem i kuzynem
Wojtkiem - synem stryja - t beczk , to w schowku w stodole pod słom było ich co
najmniej sze . W drugim ko cu stały beczki z rop do silnika nap dzaj cego za
pomoc pasa transmisyjnego krajbzeg . Jak si czasem ojciec ze stryjem napili, na
przykład na wi ta, to si
mieli, e jak b dzie po ar w stodole, to cała wie , nawet
plebania, pójdzie z hajcem...
A mama i stryjna wtedy załamywały r ce, albo
krzyczały na nich - w zale no ci od nastroju...
Tak wi c ojciec usadził nas z Zo k na rynku na werandzie przed cukierni
Wolframa i tylko zaznaczył, eby nam nie dał wi cej, ni po dwie kulki lodów,
uprzednio upewniwszy si , e s
wie e. Były lody truskawkowe i mietankowe. My
chcieli my, rzecz jasna, truskawkowe, ale Wolfram dał nam mietankowe z wyra nie
wyczuwalnym smakiem wanilii. Chyba jednak wcale nie był pewien tych swoich
truskawkowych...
Na rynku, dzie nie był targowy, prawie nikogo nie było. Tylko w przeciwległej
pierzei stała kolejka, bo rzucili wła nie mydło, a jako akurat mydła nie było. Pan
Wolfram skomentował to: - Głupi ludzie - mydło trzeba kupowa na zapas, nawet jak
par lat pole y, to si tak bardzo nie psuje, tylko mniej pachnie. Ja tu tak filuj , bo
maj
yletki przywie
brzytw .
do "Ruchu", a yletk zawsze jest lepiej si goli , jak
10
Gdy w podstawówce obok rynku zrobiła si
chyba druga przerwa, maluchy
wybiegły na plac. Pewnie na co dzie nie było im wolno, ale wtedy była taka pi kna
pogoda i ju koniec roku -
stopnie mieli pewnie wystawione... Gdyby to było
liceum, to byłoby nam głupio, bo my co - technikum i wcale nie w powiecie. Ale na
tych z podstawówki mogli my patrze z góry...
Potem jaki samochód podjechał pod kiosk i pan Wolfram, mimo poka nego
brzucha, dosłownie sprintem rzucił si do przodu. Ci z kolejki natychmiast to
zauwa yli - sam samochód pod kioskiem ich nie wzruszał, bo mógł dowie
ale sprint pana Wolframa - człowieka powa nego, na dodatek
yda, a
byle co,
ydzi -
wiadomo - zawsze wiedz , co w trawie piszczy, to była alarmuj ca informacja. Z
kolejki najpierw jedna osoba - bez wahania, a po niej jeszcze kilka, wyra nie
miotanych rozterk , pobiegło do kiosku. Pan Wolfram dopiero dokonawszy zakupu
krzykn ł, tak przez cały rynek: - yletki! - i wtedy jeszcze kilka osób pobiegło do
kiosku.
Wolfram po drodze, wyra nie zadowolony, wszedł jeszcze do spozywczego i po
chwili przyniósł nam po oran adzie. Na chwil , z tymi czterema oran adami wszedł
do rodka swojego zakładu, po chwili wyniósł dwie na tacy, przetarł je ciereczk i
postawił przed nami.
- Uwa ajcie, bo stolik si rusza – o wiadczył, ci gle jeszcze z zadowolon min i
dodał: - Szklanek wam nie podam, eby kontrola, jak si napatoczy, nie mówiła, e
handluje pa stwow oran ad ...
Ka dy wiedział, o co chodzi - formalnie prywatnemu nie wolno było sprzedawa
nic, co było wyprodukowane przez pa stwowe. To, e nam tak dogadzał, było
oczywiste - z naszymi rodzicami i ich odpowiednikami w powiatowym GS-ie musiał
y dobrze. Oboje z Zo k to rozumieli my.
Gdy odszedł, po chwili milczenia, schylaj c si do głowy Zo ki, konspiracyjnie
nieomal wyszeptałem: - T czwart oran ad - ty wiesz, dla kogo wzi ł?
- Jasne, e wiem, taka dziewczyna ze wsi, która u niego pracuje. Wiem dobrze pracuje legalnie - rodzice o tym mówili. Dziwili si , e urz d pracy dał zgod ...
11
- Ja te słyszałem od rodziców... Mówili tak mi dzy sob , nie wiedzieli, e ja
słysz ...
- No co... - spojrzała na mnie z zaciekawieniem, ale i z pow tpiewaniem...
- On j posuwa...
Zo ka spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała i chyba rzeczywi cie w pierwszej
chwili nie zrozumiała...
- No wiesz - nie wiedziałem jak to powiedzie nie u ywaj c wulgarnych słów - robi
z ni to, co m
i ona robi w łó ku...
Ona na to popatrzyła na mnie, jak na jakiego
wi tokradc , potem na chwilk
przyj ła min oboj tno ci, by wreszcie jednak przesta udawa i spyta : - Przecie
on ma on !
- No wła nie - odpowiedziałem sam nie wiedz c, jak to rozumie .
Dopiero po chwili skontaktowałem, e przecie Wolframowa jest stara, gruba i
brzydka, a ta ekspedientka młoda, z g stymi blond włosami i jeszcze, cho tego sobie
nie powiedziałem w my li, ale pomy lałem tak obrazem - cycata. Tego wszystkiego
jednak Zo ce nie mówiłem, bo si kr powałem.
Min ło jeszcze kilka chwil, zanim na rynek zajechał ojciec z wag na platformie
ci arówki. Te wzi ł loda, dwie kulki i zezwolił panu Wolframowi nało y nam do
wafelków po jeszcze jednej kulce. Wtedy panował pogl d, e od lodów mo na si
przezi bi i trzeba z nimi bardziej uwa a , ni doro li np. z wódk . Chciał zapłaci
za oran ady, ale Wolfram nie wyraził zgody i nawet zawin ł w papier babk
dro d ow . Czasem w tych babkach od Wolframa były liwki, czasem inne owoce, a
czasem nic nie było , tylko troch rodzynek.
Wracali my inna drog , poln .
- Po pierwsze, to ludziom nie b dziemy kurzy w nosy, a po drugie, to wyk piemy
si w rzece.
Rzeczywi cie - do przebycia mieli my rzek . Na głównej drodze był drewniany
most, odbudowany po wojnie byle jak i je li trzeba było z powiatu lub do powiatu
12
jecha z wi kszym ci arem, to kierowcy ci arówek czasem woleli jecha t w
innych sytuacjach nie ucz szczan drog le n .
Tym razem nie chodziło o ci ar, tylko o to,
e nie mieli my kostiumów
k pielowych. Ja ju miałem w domu takie spodenki gimnastyczne, które uchodziły
za k pielowe. Dziewczyny w mie cie zwykle te miały od chwili, gdy im piersi
rosły. Cz sto dziewczynie ju co zaczynało wystawa , a jeszcze rodzice nic im nie
kupowali. One si w domu wykłócały i z czasem osi gały to, co chciały. Jednak do
tego momentu k pały si w samych majtkach i udawały, e nic si nie dzieje.
Chłopcy te udawali, e nic nie widz . No ale, gdy zaczynały im rosn
włosy nie
tylko na głowie, to musowo wszystkie miały kostiumy, zwykle bawełniane,
jednocz ciowe.
Oczywi cie - Zo ka miała kostium ju nawet dwa lata temu. Ale dwa lata temu
wprawdzie włosy rosły jej pod pachami, ale piersi prawie nie miała, wi c raz opalała
si w kostiumie, innym razem bez i nikomu to nie robiło ró nicy. Rok pó niej
widziałem j tylko w kostiumie. No a teraz, to ju miała porz dne, cho ci gle
jeszcze za małe, to nie wypadało,
eby z nimi biegała. Nie wypadało, to nie
wypadało, ale wyczuwało si , e ona uwa a si ju za kobiet i si wstydzi.
Miałem na ten temat swoje obserwacje. Kobiety, które miały niemowl ta, bez
enady karmiły je piersi
przy obcych. Gdy były dorosłe, a wokół byli tylko
wyra nie młodsi, latem te cz sto wchodziły do wody w staniku, który zdejmowały
myj c si mydłem i jedne zakładały go z powrotem jeszcze w wodzie, a inne
wychodziły na brzeg, wy ymały, cho mogły wy yma stoj c po kolana w wodzie,
strzepywały i dopiero wtedy zakładały. Tak wi c dorosłe osoby nas - dorastaj cych
chłopaków - specjalnie si nie wstydziły. Za to nasze rówie nice - gdy ju miały te
swoje kostiumy, to bardzo. Zo ka dwa lata temu pod tym, wzgl dem była
ewenementem.
Pami tam, kiedy byłem nad rzek z Wojtkiem, moim kuzynem. To było rok
wcze niej. Akurat byłem na wsi. Poszli my wzdłó pól w takie miejsce, gdzie nikogo
nie powinno by i tylko s siadka pieliła brukiew. Rozebrali my si na golasa, a
13
jeszcze ani jemu, ani mi nic tam nie rosło. K piemy si , a tu na brzegu siedz dwie
rok młodsze dziewczyny: siostra Wojtka - Ania i jej kole anka Renata. Nie
chcieli my ich wzi
i szpiegowały nas. Ja jako wstydziłem si pokazywa goły, ale
co było robi , skoro one nie chciały odej . Schowali my przyrodzenie w dłonie, na
brzegu zało yli my majtki i troch dali my im popali . Ale nie za mocno je zbili my,
bo si nie obraziły. Wiec one te si rozebrały - Anka do majtek, bo wiedziałem, e
kostiumów, jak to na wsi, w ogóle nie maj . Gdy chciały i
si k pa , a my
pocz tkowo ostentacyjnie powiedzieli my, e na razie mamy do , Wojtek zabronił
Ance k pa si w majtkach, bo miała na sobie nowe, całkiem białe i w rzece mogły
z ółkn . Zagroził, e powie o wszystkim matce i wida było, e to jest argument.
Ale Anka była zakłopotana i w ko cu powiedziała, e zdejmie majtki, je li i Renata
zdejmie. A było wida , e Renata jest ju rozwini ta, e ho, ho - zreszt dlatego dodatkowo - wstydzili my si przed ni biega nago. A Renata była w majtkach i w
podkoszulku. Ten podkoszulek był porozci gany i w rzeczywisto ci nie był taki
szczelny, ale liczyło si ,
e jest. W mie cie, jakby dziewczyna k pała si
w
podkoszulku, to wszyscy by si z niej mieli, ale na wsi to mogło uchodzi .
Na to Renata Ance zacz ła tłumaczy , e jej ju nic nie brakuje, a ona jeszcze
nawet nie ma swego okresu. Ja wtedy, a zreszt
i w rok pó niej wcale nie
wiedziałem, co to jest okres. Wiedziałem oczywi cie, jak si robi dzieci i nawet co
słyszałem, e kobietom krew leci, ale co i jak, to nie wiedziałem.
Na to Anka odpowiedziała, e chodz do jednej klasy, maj tyle samo lat, wi c
je li ona mo e si całkiem rozebra , to Renata te mo e.
Pocz tkowo nam z Wojtkiem nie bardzo na tym zale ało, ale sprawa nas
wci gn ła. W jednej chwili obie stały si dla nas obiektem obserwacji o podło u
erotycznym.
W pewnym momencie Anka zem ciła si na Wojtku i zaproponowała, e wszyscy,
to znaczy my równie , rozbierzemy si na golasa. I na zgod od razu zdj ła te swoje
białe majtki. To jednak było co , bo miała mi dzy nogami kilka króciutkich,
wij cych si po skórze włosów.
14
Oczywi cie - Wojtek był jej bratem, a Renata dziewczyn , wi c od razu
zrozumiałem, e to jest gest nade wszystko w moj stron . No ale mogłem uchodzi ,
jako kuzyn, za takiego, którego nie trzeba si wstydzi .
A jednak - Renata odmówiła. Powiedziała, e je li si rozbierze, to my z pewno ci
rozgadamy... My wprawdzie zarzekali my si , ze nie, ale ona nie wierzyła. A mo e uznała, e jest w tym stopniu zaawansowania, e jest kim ponad nami i nie warto si
z nami pospolitowa ? Ale tak naprawd , to si wstydziła. Tak my l . Wstydziła si
tak e Anka. No ale z ni było ju po ptakach - była na golasa, wi c tak została.
Potem, po k pieli, gdy le eli my obok siebie na trawie, przywarła do mnie, niby si
odwracaj c, pocierała si . To było niewinne, cho wówczas mnie sparali owało.
Sparali owało, cho to była wiejska dziewucha - córka prostego chłopa i na
dodatek młodsza - wtedy takie rzeczy dla mnie si liczyły. Dzi - tak sobie my l , e
ona chciała w ten sposób sprawi , bym jako zaakceptował t jej goło , albo co?
Przez cz
dorosłego ycia yłem z seksu, ale przecie nie wszystko rozumiem...
W sumie jednak to wszystko nie zrobiło na mnie wi kszego wra enia, dopiero
potem u wiadomiłem sobie, e to mi si
ni po nocach - jakie rozbudowane,
nierzeczywiste... A tak e - miałem do wiadczenie, e dziewczyny, nie koniecznie w
jakim wieku, ale w pewnym momencie rozwoju fizycznego, nie s skłonne do
bezwstydu.
Tak wi c do pomysłu ojca miałem sceptyczny stosunek. Tym bardziej, e jak
s dziłem, ojciec w ogóle nie zastanawiał si nad zło ono ci sprawy. Było gor co nie chciało mu si do czwartej siedzie w kanciapie magazynu tym bardziej, e ju z
rana opił z panem Władkiem jaki interes. Poniewa w domu, jeszcze rano, ładował
do teczki jakie butelki, z pewno ci ze spirytusem rozrobionym z sokiem, to by
mo e i z tymi od naprawy wagi co
sobie dziabn ł. Co go obchodziły
skomplikowane stosunki mi dzy młodymi lud mi?
Rzek od lasu oddzielał mo e dwudziestometrowy pas ł ki zalewowej. Ojciec
skr cił, odjechał wzdłu rzeki ze sto metrów i zatrzymał si za krzakami, zza których
samochód nie był zbyt widoczny. Nie chodziło o to, by nikt nie widział ci arówki,
15
lecz by nikt jej nie rozpoznał, a przynajmniej nie mógł odczyta
numerów
rejestracyjnych. Takie rzeczy same przez si były rozumiane. Je li kto podejdzie, to
znaczy, e chce pogada i nie wypada, aby doniósł. A je li b dzie chciał donie , to z
daleka nic pewnego nie zobaczy. Ojciec zawsze był ostro ny, a z domu wiedziałem,
e rodzice Zo ki te byli ostro ni.
My z ojcem od razu wbiegli my do wody. Po chwili ojciec odszedł do ci arówki i
wrócił z nowym, luksusowym mydłem w papierowym opakowaniu. Wida ,
zaopatrzył si w magazynie w to samo, po które ludzie tłoczyli si na rynku. Gdy
wróciłem, znad wody, ojciec ju wybrał miejsce tak ze dwadzie cia metrów od
ci arówki, eby si nie zapaliła i rozpalał ognisko. Kazał nam i
po chrust. Dwa
razy obrócili my z pełnymi nar czami. Po drodze, z głupia frant spytałem: - nie
k piesz si ? Ona mi na to, e nie ma kostiumu. Ja, e mo na bez kostiumu, nikomu
przecie nie powiem.
- Kiedy si wstydz ...
Na to ju nic nie powiedziałem, tylko powiedziałem: - głupia jeste ...
Ale wcale nie uwa ałem, e jest głupia, tylko nie miałem pomysłu, aby powiedzie
co innego.
Wrócili my do ogniska. Ledwo si tliło, poniewa ojciec wcale nie chciał du o
podkłada do ognia. Z teczki wyj ł gazet - "Trybun Ludu", na któr wszyscy
narzekali, bo na zawijanej w ni
ywno ci zostawiała czarne odbicie liter i słyszało
si , e to jest bardzo niezdrowy ołów. Ale co było robi - du o lepszego "Słowa
Ludu" ojciec nie mógł zaprenumerowa w spółdzielni, a taki głupi, eby samemu
płaci za gazety, to nie był.
Tak wi c wi ksz cz
gazety - dwukolumnow - rozło ył na trawie, a mniejsz -
jednokolumnow , starannie zło ył i schował do teczki na pó niej. Bez zb dnego
gadania na sfotografowanej twarzy towarzysza Wiesława poło ył butelk
piwa
j drzejowskiego. Wszyscy wiedzieli, e nie ma gorszego piwa, ni j drzejowskie, to
te natychmiast popatrzył pod sło ce, czy w rodku nie pływa mucha. Zdaje si - nie
16
pływała, a je li, to musiała by taka mała, e ojciec nie zwrócił na ni uwagi. Po
chwili wyj ł te napocz t flaszk z nalewk i poci gn ł spory łyk.
Popatrzył na nas i powiedział: - do wody, dzieciaki, do wody, tu woda płytka, to si
nie potopicie... Jak wrócicie, to dam wam na spółk oran ad , ale tylko jedn , bo
druga niech czeka, a co zjemy...
Ja na to, e Zo ka nie chce, bo nie ma stanika i si wstydzi.
Zo ka nic nie powiedziała, ale widziałem, e zrobiła si czerwona.
- Te mi fanaberie - zdejmuj dziewczyno t sukienczyn i do wody, ale ju . Jak si
wstydzisz, to ja si odwróc , ale potem mamie powiem, e fochy stroisz i jest z tob
zawracanie głowy.
Tu ojciec poci gn ł łyk piwa i zmartwił si : - Jak ciepłe piwo, to od razu jest
kwa ne. Ale trudno...
W tym czasie Zo ka rozpi ła wprawdzie jeden guzik, ale zamarła tak, jakby znowu
zrezygnowała. Ojciec spojrzał na ni i dodał - mydło b d dzi dawał twojej mamie,
to nie zapomn poskar y ...
Zo ka zatem - jak zauwa yłem - dr cymi palcami, powoli rozpi ła sukienk i
wstaj c zdj ła j . Piersi miała wi ksze, ni s dziłem, a przede wszystkim długiem,
sztywne i pomarszczone sutki. To było co nowego - takie rzeczy cz ste były u
karmi cych matek, ale nie w jej wieku. Zreszt - w samochodzie mimochodem
widziałem, gdy si schyliła, jej piersi i były inne. We mnie te si co ruszyło, co pod
majtkami, wcale nie k pielowymi, byłoby wida , wi c natychmiast ruszyłem do
wody. Ojciec w tym czasie znów poci gn ł łyk nalewki i poło ył si na trawie.
W wodzie bawili my si w berka i dwukrotnie - doganiaj c j , chwyciłem za te
piersi - były w rodku twarde, podobnie jak sutki. W gatkach miałem namiot, jak
wszyscy diabli, ale tym bardziej udawali my, e nic nie widzimy. Czuło si , e i to
moje obłapianie jej za piersi i mój namiot, to ma by nasza wspólna tajemnica.
Gdy wrócili my, na gazecie le ały trzy zaostrzone scyzorykiem patyki i kilka
grubych plastrów kiełbasy ywieckiej. To była kiełbasa o szeroko ci co najmniej
17
osiem centymetrów, pomy lana jako obło enie dla chleba. Obok były pajdy chleba i
słoik z musztard .
- eby ,cholera, w powiatowym mie cie, w magazynie, nie było normalnej kiełbasy.
Rozumiem - w sklepie, dla ludzi, ale w magazynie? Ta w ogóle tłuszczu nie ma niech sobie j w Warszawie jedz , albo w województwie. Nam trzeba porz dnej, ze
słonin i cienkiej. W domu mam porz dn kiełbas , wiejsk , od brata, ale czy to
człowiek pomy lał?
Ojciec narzekał, ale wiedziałem, e nie jest szczery. Przed wojn mi so jadł od
wielkiego dzwonu. Nawet teraz koledzy jedli mi so w niedziel i mo e jeszcze raz w
tygodniu. Do chleba te tylko od wi ta mieli salceson, kaszank , a chleb, je li
smarowali, to margaryn mleczn , od ci y skuteczn , chyba e rodzice mieli krow .
Były jednak domy, gdzie krowa w miasteczku była, ale całe mleko sprzedawano, a
rodzina normalnie - jadła z margaryn , albo i bez.
Tym czasem u nas w domu, ale i u Zo ki, nikt si czym takim nie przejmował. Na
koniec i na pocz tek roku ka demu nauczycielowi dawali my po pół laski
szynkowej, albo je li była du a, to jedn trzeci laski. Wychowawczyni nawet
wi cej... Masła było ile kto chciał, bo nasza spółdzielnia mleczarska brała z innych
spółdzielni masło, dodawała swoje i soliła dla wojska. Potem wystarczyło wsypa
wi cej soli, ni wymagała receptura, a tego nikt nie sprawdzał i nadwy k mo na
było obdzieli wszystkich tych, których warto było obdziela . No i nawet, je li
kanapk smarowałem grubo na palec, to mama nic nie mówiła, tylko si
miała, e
taki jestem arty i chyba du y urosn ...
Wsadzili my płaty kiełbasy do ogniska i cho były pot ne, to szybko si nagrzały.
Potem po jeszcze jednym, a ojciec jeszcze jeden. My przedtem nie wypili my swojej
oran ady, bo wło yli my j do rzeki, aby zrobiła si chłodna i teraz dopiero j
pili my. Drug wło ył do rzeki ojciec, gdy biegali my w wodzie.
Zjedli my prawie cał musztard , wi c tata podszedł do rzeki, wyrzucił reszt ,
opłukał musztardówk i po powrocie nalał sobie nalewki. Była g sta - znałem jej
18
słodkocierpki smak, bo czasem na spróbowanie brałem na koniec j zyka. Zo ka
jednak przygl dała mu si uwa nie i dlatego spytał j :
- Co - chciałaby spróbowa ?
Ona jednak nic nie odpowiedziała, bo chciała, ale wstydziła si przyzna . Wi c
ojciec wypił swoje, otarł brzeg szklanki o traw i nalał jej tak tylko troch . Jedn
r k zatkn ła nos, jakby chciała si rzuci do gł bokiej wody, a drug podniosła
musztardówk z rubinowym płynem.
- Nawet si nie zakrztusiła - he, he, za miał si ojciec.]
Potem kazał jej pami ta , by my podczas k pieli skorzystali z odpiecz towanego
mydła. Zaznaczył przy tym, e ja na pewno nie b d chciał, albo nie b d pami tał, a
on, jak si obudzi, to sprawdzi, czy jeste my umyci.
Potem wstał i odszedł w cie pod krzaki, obok ci arówki, z której wyci gn ł
jaki stary granatowy fartuch. Roz cielił go sobie i poło ył si drzema . Przy tych
czynno ciach z kieszeni fartucha wypadł chemiczny ołówek. Rodzice zawsze mi
wkładali w głow , abym uwa ał na chemiczne ołówki, bo gdy grafit dostanie si do
oka, to oko wypłynie. Zo ce te to mówili, jak to urz dnicy w GS-ie, wi c gdy to
zobaczyli my, to spojrzeli my na siebie porozumiewawczo.
Pobiegli my do wody. Celowo tak uderzałem stopami, a wła ciwie - jak pami tam
- pi tami w wod , by jak najszerzej si rozpryskiwała. Jedynie w jednej trzeciej
szeroko ci si gała nam ona do pasa, a raczej mi, bo byłem wówczas troch ni szy od
niej. Nurkowali my chc c wypatrzy jakie ryby. W pewnym momencie płyn c z
przeciwległych kierunków pod wod wypłyn li my twarz w twarz. W jej oddechu
wyczułem wi niówk .
- Dobra była ta wódka?
- Aha...
- Ja kiedy te spróbowałem, ale malutko...
- Aha - odpowiedziała i rzuciła si na mnie z zaskoczenia. Przywaliła swoim
ci arem i wepchn ła pod wod . Nie od si wyrwałem i gdy wstałem, musiałem
wykaszle si i wykrztusi . Starałem si robi to cicho, aby ojciec nie słyszał, bo
19
przecie to co robili my, tak mo na to było sobie wyobrazi , było prost drog do
utopienia si , przed czym tak nas przestrzegano.
- Cho - tam na brzegu jest butelka - spróbujemy...
Rzeczywi cie - było w tej butelce troch mniej ni połowa zawarto ci. Wzi łem
musztardówk po to, aby j umy , ale Zosia gestem dała mi zna , e nie, e
b dziemy próbowa z butelki. W całkowitej ciszy łykn li my po jednym razie. Ona
wyj ła kiełbas z gazety i le cym obok scyzorykiem ukroiła plaster. Przedtem
jednak zgoniła z tego scyzoryka muchy i wytarła go o traw . Plasterek pokroiła na
sze
cz ci. Tym samym rozstrzygn ła, po ile razy b dziemy próbowa . Musieli my
bra małe łyki, eby ubytek płynu w butelce nie rzucał si w oczy. Niczego nie
musieli my ustala . Wszystkie rytuały znali my z obserwacji.
- Teraz nale y si papieros... - zauwa yła.
Ja oczywi cie wiedziałem,
e Zo ka wcale nie pali. Nale ała do grupy tych
dziewczynek, które nauczyciele uwa ali za grzeczne. Oczywi cie - podobnie jak mi,
jej było łatwiej ze wzgl du na rodziców.
Mój ojciec nie palił i oboje to wiedzieli my. O ka dym w miasteczku potrafili my
powiedzie , czy pali, czy nie. Ale co wiedziałem - ojciec cz sto miał "Carmeny",
albo inne luksusowe papierosy w teczce na wypadek, e trzeba b dzie cz stowa
kogo , kogo warto cz stowa . Takie paczki zazwyczaj były odpiecz towane.
Rzeczywi cie - papierosy w teczce były, ale nie było zapałek. Zo ka wyj ła
jednego i przypaliła od dogasaj cego aru w ognisku.
- Mo e by z tego po ar - zauwa yła - zasikaj!
Spojrzałem na ni - było jasne, e ci gle mam ten namiot, cho nie taki, jak jeszcze
przed paroma momentami. Ale trudno... szło mi niet go, bo w tych okoliczno ciach
nie mogłem precyzyjnie trafi , a zreszt , sikałem niedawno - nie zdejmuj c majtek
podczas k pieli, w wodzie. W ka dym razie niczego nie zagasiłem.
Zo ka uwa nie si przygl dała, bałem si , e b dzie si
miała - oczywi cie - ze
wzgl du na ojca bezgło nie, ale nie. Odsun ła mnie. Zsun ła majtki i wychylaj c
tyłek nad ognisko chciała utrafi w centrum przyprószonego popiołem aru, lecz to
20
było niemo liwe. Oczywi cie, z tylko troch zsuni tymi majtkami nie mogła zrobi
wielkiego rozkroku, wi c zdj ła je i dopiero w ten sposób zasikała dokumentnie
wszystko. W palcach trzymała papierosa. W przeciwie stwie do mnie miała ju
niewielk , ale g st , całkiem czarn , mo e jeszcze bardziej, ni jej włosy na głowie k pk .
Syk ogniska nie był gło ny, ale mógł obudzi . Dlatego szybko odbiegli my w to
samo, oddalone miejsce w rzece na całkowitej płyci nie. To była taka malutka
zatoczka i woda była tu do
ciepła. To był wa ne, bo w czerwcu woda w rzece
raczej jest jeszcze chłodna.
Poło yli my si obok siebie w mule płycizny. Zo ka w jednej r ce miała majtki, a
w drugiej papierosa. Pewnie by je zało yła, ale musiała possa papierosa, aby nie
zgasł. Nie zaci gała si . Podała mi i ja te possałem nie zaci gaj c si . Poło yłem si
na boku, eby dokładniej przyjrze si jej kroczu. Gdyby nie ta wi niówka, to pewnie
nie byłbym taki bezczelny.
- Gapisz si ? - spytała...
- Aha...
Zo ka od pasa w gór była wynurzona, a poni ej lekko zanurzona w troch m tnej,
jednak przejrzystej wodzie. Mimo to poprosiłem: - Wysu si .
Ona spojrzała na mnie, wzi ła papierosa i odwróciła si odwrotnie - twarz ku
nurtowi. W ten sposób to, o co chodziło, miałem przed nosem. Dotkn łem. W tym
czasie Zo ka mi te zsun ła troch spodenki. Aby mi ułatwi badania, praw nog
uniosła w kolanie. Równocze nie delikatnie, a zarazem nieporadnie - oczywi cie - to
oceni mogłem pó niej - dotykała mnie. Wystrzeliłem prawie natychmiast. Prosto w
jej twarz. Nie spodziewała si tego. Ja zreszt te - zreszt o niczym nie my lałem.
Starła nasienie z twarzy, ale niezbyt dokładnie.
- Spróbuj - podobno dla kobiet jest to smaczne i zdrowe...
Tak rzeczywi cie gdzie słyszałem, a zreszt powiedziałem tylko po to, aby co
powiedzie . Oboje si roze mieli my.
- A nikomu nie powiesz?
21
- Nie - potwierdziłem z gorliwo ci . Było jasne, e to co robimy, musi by nasza
tajemnic .
Najpierw spróbowała troch , potem jeszcze... Wreszcie przysun ła dło do mojej
twarzy: - Masz, te spróbuj...
- Nie, to podobno tylko dla kobiet dobre. Tak słyszałem.
Spojrzała na mnie nieufnie, ale poniewa miałem szczery wyraz twarzy, wszystko
dokładnie wylizała.
- Dobre? - spytałem
- No...
- Cho do wody - ponurkujemy, a potem mo e jeszcze raz...
Rzucili my si na rodek nurtu. W jakim szale stwie siłowali my si tak, aby jak
najwi cej si dotyka . Nie o to nam chodziło, kto przewa y, lecz o to, by styka si
ciałami w najdziwniejszych pozach.
Przerwał to okrzyk ojca. Obudził si
i chciał ju
zapomnieli my o papierosie, który nad sam lini
jecha . W tym wszystkim
wody został na słomce i o
majtkach. Te jednak popłyn ły. I jej i moje. Papierosa cisn li my w lad za nimi.
Ojciec chyba si zorientował i miał dwa wyj cia - albo zrobi afer , albo uda , e
niczego nie widzi. Wybrał ten drugi wariant i skrył si w krzaki, pewnie zreszt nie
bez powodu. Szybko dobiegli my do ubra . Ja na mokre ciało zało yłem spodnie, a
Zo ka swoj sukienk . Gdy si schylała, mi dzy guzikami wida było co czarnego.
W szoferce tym razem od okna usiadła Zo ka. Ojciec upewnił si , czy dobrze
zamkn ła drzwiczki, bo czasem, jak kto zrobił to nieumiej tnie, otwierały si . Nic
nie mówił. Zreszt - wida było, e po przebudzeniu jest lekko oszołomiony... Podał
nam swój grzebie
- uczeszcie si - szczególnie ty Zo ka - mo na wami ludzi
straszy ... Roze mieli my si . Nam było czego bardzo rado nie...
***
22
Jeszcze w klasie maturalnej urz d si mn zainteresował. Jakubowski był wówczas
porucznikiem, ale tego przecie nie wiedziałem. Ja nawet nie wiedziałem, e on
nazywa si Jakubowski, bo przedstawił si całkiem inaczej. Milicjant zgarn ł mnie,
gdy przechodziłem ulic nie na pasach. A to główna ulica w miasteczku, do
długa,
za pasy wymalowali tylko w jednym miejscu. Nikomu do niczego one nie były
potrzebne. Je li przeje d ał pojazd mechaniczny, to raz na par minut. Nikt nie
zwrócił uwagi. Ten milicjant - Waszak, wcale nie był zły. Powiedział tylko, e
przeszedłem nie na pasach i musi mnie na chwil zatrzyma . Ja mu na to, e przecie
jestem grzeczny, starszym osobom si kłaniam, ale nie powiedziałem, e przecie u
nas w ogóle nie ma pasów, bo to byłaby prowokacja - mógłby to poczyta jako kpiny
z władzy ludowej, albo jak
prowokacj . Wreszcie - mógłby si zezło ci i na
komendzie spra mnie. Chłopaków cz sto prali na komendzie, ale nie mnie. Jako
tak si wiedziało, kogo z miasteczka mogli spra , gdy mieli ochot , a kogo raczej
nie. To zale ało od rodziców - je li co znaczyli, to ich synom nic specjalnego nie
groziło. W zasadzie...
A zreszt - pozycja mego taty była silna - tak to widziałem - ale pod warunkiem, e
znało si swoje miejsce w szeregu. To nie była adna elita. Tata wiele mógł, był w
ko cu tym magazynierem, ale chwali si nie było czym. Jako magazynier mógł do
jednego mi snego, albo spo ywczego, rzuci towar, a do innego nie. Mógł najpierw
kierowniczki sklepu poinformowa , ale nie musiał. A jak one miały pó niej
zawiadamia swoich klientów?
Oczywi cie - mogły przetrzyma dla nich towar na zapleczu, lecz to nie było
bezpieczne - jakakolwiek niezapowiedziana kontrola o d razu je załatwiała. Cho by i
byli z sanepidu, to i tak mogli tak przysra , e lepiej od razu było dawa im w gar
du o wi cej, ni zwykle.
A kierowniczka sklepu nie jest przecie
wi ta - cudu nie uczyni - wi cej na boku
zarobi , ni si dawało - nie dawało si . Niejedna, jak była głupia - tak mówił ojciec
- robiła manko i szła do mamra. Czasem, jak była kontrola, to komisja pomagała to
manko jako zaklajstrowa . Tak było mo e nawet najcz ciej. Wiadomo, e w
23
sklepie przemysłowym GS-u tak zrobili. Kierowniczka była taka arta, e nawet
sobie will postawiła na skraju miasta. Całe osiemdziesi t metrów - z pi trem!
Ludzie mówili, e na to pi tro, na stropy, to szyny kolejowe kładła - a sk d mogła
mie ? - ze złodziejstwa!
Ale nawet to by przetrwała, bo potrafiła brakowa towary deficytowe. My te
mieli my lodówk saratow - radzieck , gło n bo gło n , ale ka dy wiedział, nawet
jak nie wchodził do kuchni,
e jest w domu lodówka. No wi c ta lodówka
kosztowała siedem trzysta, a tata, przynajmniej oficjalnie, zarabiał tysi c
dziewi set. To i tak du o zarabiał. A przecie - radio - tysi c osiemset. Tyle samo
odkurzacz. Pralka frania tysi c trzysta. Telewizor - dwana cie i pół. Sama antena do
telewizora, ta wi ksza, eby było j wida - dwie cie złotych z czym . Taka mniejsza
- za osiemdziesi t, co ledwo wystawała nad komin, była gorsza. Od razu wszyscy
wiedzieli, e u ludzi jest telewizor - pieni dzy starczyło, ale ledwo, ledwo...
Inna sprawa, e te mniejsze anteny były mo e i lepsze? Obraz i tak był kiepski i
tak, a przynajmniej na wietrze małe anteny nie uginały si i obraz nie skakał, nie
biegał...
No wi c w przemysłowym tata sam przywalił, po godzinach zamkni cia, młotkiem
w emali tego saratowa, aby troch jej obtłuc. Kierowniczka wy miała go, e z taka
rys to wcale nie pójdzie do przeceny i przywaliła - tak powiedział ojciec - jak
kowal. A obudowa, cho z radzieckiej blachy, a oni zawsze dawali do wszystkiego,
nawet do konserw, grub blach , no wi c ta blacha wgi ła si , e hej. Rodzice
pó niej kilka dni chodzili smutni, ale gdy za kilka dni pan Władek przywiózł swoj
ci arówk lodówk , to mama orzekła, e nie jest tak tragicznie... No i tylko dwa sto
kosztowała! Co to była za lodówka - dopiero w 1981 roku, gdy deficytowe towary
sprzedawali na talony, z omini ciem handlu, eby niczego nie rzuca do sklepów,
rodzice kupili sobie nast pn . I zamra alnik sobie wtedy kupili. A star dali na
werand - mi sa zawsze było wi cej, ni miejsca w lodówce.
Do ka dego przecenionego towaru obowi zkowo dodawali radzieck
płyt
gramofonow , longpleja. Nam si dostał chór Aleksandrowa. Radzieckie były ta sze
24
- po 55 złotych, gdy krajowe - po 80. Nie było wyboru - kierowniczka dawała
pierwsz z brzegu. To była sprzeda wi zana. Zupełne głupstwo, bo nie wszyscy jak my - mieli gramofon. My mieli my gramofon razem z radiem.
No wi c ten milicjant powiedział mi, e mog sam i
do komendy, ale od razu i
ebym tylko nie skrewił, bo si ze mn policzy, albo mo e sam mnie zaprowadzi .
Sprawa była jasna - lepiej było nie robi rabanu na całe miasteczko i unikn
marszu pod konwojem. Zreszt , skoro groził mi wyciskiem dopiero w wypadku,
gdybym si nie stawił, to mogłem wnioskowa , e nic mi nie grozi. Cho oczywi cie
- z nimi nigdy nic nie wiadomo...
Na komendzie w okienku pokazałem legitymacj szkoln - dowodu jeszcze nie
odebrałem, czy mo e nie nosiłem ze sob , aby nie zgubi ? Tłusty kapral, którego
znałem z widzenia, opryskliwie skierował mnie na koniec korytarza i kazał czeka na
porucznika. No i wypadło mi czeka , siedz c na krze le, dobrze ponad godzin .
Wyj łem podr cznik, chyba od matematyki i udawałem, e si ucz . Ale gdzie tam nie byłem w stanie si uczy - raczej chciałem pokaza , e pilnie robi to, co do mnie
nale y. Nie wykluczałem, e jednak naprawd chodzi o to przechodzenie przez
jezdni i w takim razie argument, e jestem obci ony nauk , mógł by istotny.
No i wreszcie wyszedł do mnie z pokoju w
rodku korytarza facet mo e
trzydziestoletni... Zawołał po imieniu dodaj c, zreszt dobrodusznie:
- No cho do mnie, ty piracie drogowy.
W pokoiku, w którym stały zł czone ze sob naprzeciw dwa wielkie, solidne, cho
obskurne biurka z krzesłami, a pod cianami dwie szare stalowe szafy i nic wi cej,
nie było przytulnie. Facet wyszedł zostawiaj c mnie samego. Byłem tu po raz
pierwszy. Od razu spojrzałem na kaloryfer. Wszyscy, którzy byli w ledztwie
potwierdzali, e milicjanci ch tnie przykuwaj kajdankami do ł czki kaloryfera i
wówczas pałuj , albo gro
pałowaniem. Pałowali mocniej, lub słabiej, w zale no ci
od stopnia przewinienia.
W tajemnicy jednak dodawano co wi cej. Otó
je li ju
kogo dorwali na
przest pstwie i on si przyznał, to pałowali go po to, by przyznał si do popełnienia
25
jakiego przest pstwa zgłoszonego, którego jednak naszej milicji nie udało si
wy wietli , znale
Ojciec mówił,
winnych.
e trzeba rozumie
chłopaków, bo przecie
od poziomu
wykrywalno ci zale ały ich premie, awanse i odznaczenia resortowe, a czasem nawet
pa stwowe. Np. sier ant Królak, dawny komendant posterunku, odchodz c na
emerytur , dostał order odrodzenia Polski. Nale ało mu si , bo po odzyskaniu
niepodległo ci, z nara eniem ycia walczył z bandami, czyli z Wasiakami i z
Kostrzewami. Wasiaków było czterech braci, z czego trzech prze yło wojn , a
Kostrzewów było te czterech, ale tylko dwóch prze yło. Jak jednego Wasiaka Stanisława - zamkn li w na posterunku, to pozostali go odbili. Milicjanci podobno
zleli tego Stanisława i to było wida . No wi c Wasiak Walery z Kostrzewiakami, a
mo e nawet ze starym Kostrzew , w nocy włamali si
na posterunek. Byli
zamaskowani, ale milicjanci ich i tak rozpoznali, ale nie dali zna po sobie.
No wi c jak Kostrzewy z Wasiakiem zobaczyli, e Stanisław dostał taki wycisk, e
nie był w stanie sam i , to tym trzem milicjantom tez dali wycisk. Królak
powiedział, e taki jeden z powiatu bił, a nie oni, a Stanisław tak miał wszystkiego
do , e nie potwierdzał, ale i nie zaprzeczał. Królak dalej z kolei prosił ich, eby
tylko nie zabierali broni, to oni co wymy l i nie b d tego napadu zgłasza dalej. A
poniewa jeszcze z wojny, z AK i Wasiakowie i Kostrzewiacy mieli broni jak lodu,
wi c im zostawili.
Jak tylko wyszli z posterunku, to poszli do lasu, czyli na melin do bunkrów w
lesie, ale nie w tym lesie koło miasteczka, tylko dalej. Podobno trzeci Wasiak nie był
na posterunku, ale z erkaemem ubezpieczał akcj od zewn trz.
No wi c Królak nast pnego dnia z posiłkami KBW aresztował starych
Kostrzewów i siostr
Wasiaków, bo nikogo wi cej nie zastali. Wzi li jeszcze
s siadk Wasiaków. Po kolei ich przykuwali do kaloryfera i leli. Wasiakow , to
ludzie najlepiej słyszeli, tak wyła. Podobno nawet ksi dz proboszcz mówił ludziom,
e tak bi człowieka, to to jest obraza boska. Potem ich wywie li i starego Kostrzew
s dzili za napad.
26
O Wasiaku Walerym mówiono, e uciekł przez zielona granic do Anglii. Ale
potem, po 1956 odnalazł si w Zwi zku Radzieckim. Okazało si , dorwali go, nie
wiedzieli kto zacz, to go wywie li do Rosji, do Kazachstanu, do miejscowo ci
D azkazgan. Pami tam, bo to taka dziwna nazwa, łatwo wpadaj ca w ucho - jakby
ameryka ska. Ten Walery chciał wróci tym bardziej, e wyszedł na amnestii.
Niektórzy stamt d wracali, ale mo e Królak co zadziałał - tak ludzie mówili - no i
go w ko cu nie pu cili. O enił si tam z jak
Polsk , ale nawet odwiedzi go nie
było mo na. Teraz gmina chce sprowadzi trzy rodziny jego trojga dzieci, ale to
musiałaby prawica wygra wybory, bo ani peesel, ani eselde, a one taraz rz dz w
gminie, nie b d takie głupie. Tamci przyjad , pieni dze gminne si na nich wyda, a
oni b d pyszczy na władz ludow i ludziom m ci w głowach.
No wi c jako przed pa dziernikiem 1956 wyszedł stary Kostrzewa, ale to było
człowieka pół, bo pracował w kamieniołomach. Baby wypu cili wcze niej. Tego
Kostrzew to czasami wida było, jak idzie do ko cioła. Rent dostał, to go sta ,
eby si lenił. I nawet odszkodowanie. Z młodych to tylko ten trzeci Wasiak prze ył,
no i jego siostra. Za ni nikt nie chciał wyj , cho swoja urod miała, bo ka dy
kawaler si bał, no to poszła do klasztoru i urz dziła si . Pracuje w zakonnym Domu
Pomocy Społecznej i czasami samochodem marki Warszawa, pó niej Skod , a na
koniec Polonezem przyje d ała czasem do miasteczka. Tak zadawała szyku, e trzy
inne dziewczyny z miasteczka przez te lata zaci gn ła do klasztoru! A to warto było
im łama
ycie?
A Królaka nie lubili. Nie za to, e obiecał tamtym, e jak im broni nie zabior , to
zatuszuje spraw . Przecie ka dy musi zrozumie , e za strat broni milicjant mógł
mie ci kie problemy. Nie lubili go za to, e najmocniej, z całego posterunku, przy
tym kaloryferze bił.
No wi c gdy na zł czce od kaloryfera, tak czekaj c w samotno ci, zobaczyłem
liczne, w ynaj ce si w metal rysy, to było jasne, e nie wzi ły si nie wiadomo
sk d. Ja tam wielkiego przest pstwa nie popełniłem, ale mo e szukali jelenia do
jakiej grubszej sprawy?
27
W ko cu ten trzydziestoletni wrócił i usiadł naprzeciwko mnie. Szczupły, do
wysoki, w zbyt krótkiej koszuli popelinowej, która wychodziła mu z wełnianych,
troch pogniecionych spodni. Gór garnituru te miał jak
jakby wymi toszon . Ale
ogolony był porz dnie. Włosy za to miał pełne łupie u, który zalegał na ubraniu i
chyba ten łupie najbardziej robił złe wra enie, bo go było wida na tle ubrania.
Zacz ł od tego, e nieuwaga podczas przechodzenia przez jezdni mo e mie
straszne konsekwencje, bo mo na w ten sposób spowodowa wypadek i na długie
lata znale
si w wi zieniu. Ja grzecznie powiedziałem - przepraszam - i to mu
chyba wystarczyło.
Potem z kolei zacz ł opowiada , e s jeszcze gorsze zagro enia i one to ju
wprost zagra aj socjalistycznej ojczy nie. Zaraz potem spytał:
- A ty jaki masz stosunek do socjalistycznej ojczyzny?
To było zdumiewaj ce pytanie - zgłupiałem całkiem i odpowiedziałem: - mam jak
najbardziej dobry stosunek. Kocham moj socjalistyczna ojczyzn .
- No a ycie, jak by trzeba było, to oddał by za socjalistyczn ojczyzn ?
A ja wła nie jako niedawno ogl dałem film "Kanał". W tym filmie wszyscy
patrioci oddali swe ycie za ojczyzn i dobrze było - film był ładny - wi c bez
wahania odpowiedziałem: - oddałbym bym. Po chwili dodałem: - gdyby ojczyzna
za dała.
- A za bratni Zwi zek Radziecki - te by oddał?
Zdurniały byłem całkowicie, bo przecie nad tym w ogóle si nie zastanawiałem.
Ale mój rozmówca miał gro n min , wi c czym pr dzej, a nawet tym bardziej
gorliwie potwierdziłem.
- No - to uwa aj - z zadowoleniem, ale i z niejak gro ba, energicznie pomachał mi
przed nosem paluchem. Paznokcie miał długie, co dowodziło, e nie pracował
fizycznie, ale brudne, z charakterystyczn
ałob .
W tym momencie na chwil wszedł Królak. Byłem zdziwiony, bo przecie był ju
na emeryturze, a ubrany był w mundur. Czasem wprawdzie si go jeszcze widziało w
mundurze, z tym odznaczeniem na piersi, ale dzi
to nie był przypadek.
28
Przesłuchuj cy w pierwszej chwili wyra nie chciał mu da zna , e jeszcze za
wcze nie, ale natychmiast dał spokój i powiedział: - Przypatrz si - pan towarzysz
Królak nie jednego złamał...
- Ja wiem - odpowiedziałem, a Królak tylko stał i patrzył. Jakby na co czekał.
Z pewno ci ch tnie by mnie przykuł do kaloryfera i skatował. Ale uratował
mnie porucznik. Po prostu - powiedział:
- Dzi kuj - i Królak zmył si jak niepyszny.
- Widzisz, e z nami nie ma artów - powiedział ni w pi , ni w dziesi , bo ja o
tym i bez niego dobrze wiedziałem.
- A rodziców kochasz? - spytał du o bardziej absurdalnie?
- Pewnie, e kocham
- A tatu jest magazynierem?
- No jest...
- A ty wiesz, e jak zrobi kontrol, to zawsze jest za co posadzi magazyniera?
Ja to dobrze wiedziałem, bo przecie ojciec sam zawsze to powtarzał, ale czasem
jeszcze dodawał, ebym nikomu nie mówił, ale jego tak łatwo posadzi to si nie da.
Ale gadał tak tylko, gdy był na ba ce i nawet wtedy jako tak ostro nie. Było jasne,
e wspomina o tym nie nale y i dlatego tylko potwierdziłem. A zreszt - czasem si
słyszało, e ludzie dziel si na tych, którzy siedzieli, siedz , albo b d siedzie .
Lecz ja wiedziałem, e ta zasada wcale nie dotyczyła wszystkich ludzi. No bo cho by
Królak?
- Twoi rodzice wszystko zawdzi czaj socjalizmowi. To socjalizm twojemu ojcu
pozwolił uzyska wykształcenie, odpowiedzialn prac , szacunek w ród ludzi. A ty
my lisz, e nic nie zawdzi czasz socjalizmowi?
- Wszystko - prosz pana - zawdzi czam socjalizmowi - gorliwie potwierdziłem, bo
jednak si
bałem, a zreszt
to chyba była prawda. Nigdy nad tym si
zastanawiałem. Rodzice raczej wskazywali mi na zagro enia ł cz ce si
nie
z
socjalizmem. Oni bardzo rzadko, ale krewni cz ciej, słuchali Wolnej Europy i tego
za adne skarby nikomu nie trzeba było mówi . Ruskich trzeba si ba , bo to dzicz i
29
dla nich zamordowa człowieka, to jakby pestk słonecznika zje . Czemu tak
mówili, do dzi nie wiem, ale chyba widzieli jakiego morduj cego Rosjanina, który
nie przerwał ulubionego zaj cia. No i tego te
nie nale ało mówi , ale - jak
rozumiałem - w pewnych okoliczno ciach wolno było zasugerowa .
ydom nie
wolno było ufa , bo ydzi zawsze chrze cijan oszukiwali. Rodzice znali przed wojna
przyzwoitych ydów - jakiego szewca, potem młynarza, ale ju sklepikarze to byli
sami oszu ci. No ale przyzwoici
ydzi wygin li podczas wojny, a zostali sami
okropni. Mo e z wyj tkiem pana Wolframa - z którym zreszt tata robił interesy i o
którym mówił, e u niego słowo to jest słowo. To wolno było mówi gło no, ale
tylko w ród swoich. Kim byli swoi - nie tłumaczyli, ale porucznik na pewno nie był
swój. No i wreszcie - nie trzeba było nigdzie mówi , e si wierzy w Pana Boga, ale
te nigdy nie wolno było si Go zaprze . Mama bardzo dokładnie mnie uczyła, jak
odpowiada na ró ne warianty pytania o wiar w Pana Boga. Zawsze trzeba było tak
odpowiada , eby odwróci kota ogonem. Bo za przyznanie si mo na było mie
kłopoty, ale za zaprzeczenie istnieniu Pana Boga wcze niej czy pó niej musiały
spa
takie plagi na człowieka i jego bliskich, e to ju nie tylko, e w adnych
okoliczno ciach si nie opłaciło, ale wr cz
nie nadawało si do jakiejkolwiek
kalkulacji.
Za co takiego mo na było trafi do piekła.
No wi c socjalizm kojarzył mi si z zagro eniami, ale ycie w ogóle przypominało
pole minowe, po którym id c, nale ało omija miny - jako tam jednak widoczne zamaskowane, ale nie do ko ca.
Oczywi cie, podczas rozmowy nie było czasu, by zastanawia si nad tym, czy
istotnie wszystko zawdzi czałem socjalizmowi. Starczyło go na tyle, by wpa
na
pomysł, e tak wła nie trzeba o wiadczy .
- Czy chcesz w takim razie socjalizmowi słu y ze wszystkich sił? - rozmówca takim
pytaniem zaskoczył mnie - no bo w wietle tego, co przed chwila o wiadczyłem,
musiało to by oczywiste.
- Tak, tak - nieomal natychmiast potwierdziłem...
30
- Wiesz, s ludzie, którzy maj szczególnie odpowiedzialna prac . Im socjalizm
zawdzi cza najwi cej. Stanowi oni prawdziw elit socjalistycznego społecze stwa.
Słu ymy narodowi i wspólnocie socjalistycznej.
Chwil pomy lał, zapalił papierosa marki Płaskie.
- Pewnie si dziwisz, e nie cz stuj ci ?
- Nie - sk d e - jestem przecie uczniem - nie wolno mi...
- No ale ko czysz szkoł , jeste ju dorosły - mo e pójdziesz na studia?
- Chc i
na studia - od razu odpowiedziałem - spontanicznie, równie gorliwie, co
uprzednio, ale tym razem bez adnych w tpliwo ci szczerze. Nie miałem w tej
kwestii w tpliwo ci.
- A czy mo na mie do ciebie zaufanie. Czy mo na ci uwierzy , e nikomu nic nie
powiesz, nawet swoim rodzicom?
- Nawet rodzicom? - spytałem nie całkiem szczerze - rzecz jasna miałem przed
rodzicami swoje tajemnice.
- Nawet... - powiedział jako twardo. Skojarzył mi si w tym momencie z Pawłem
Korczaginem - bohaterem powie ci "Jak hartowała si stal". To za miało swoje
konsekwencje. Byłem chłopcem dociekliwym i podczas czytania wówczas, gdy
Korczagin aresztował jakiego polskiego konspiratora z organizacji "Strzelec" w
miejscowo ci Szepietowka, to ja sprawdziłem w atlasie szkolnym, gdzie jest ta
Szepietowka. No i było mi strasznie przykro. Uto samiałem si , rzecz jasna, z
Korczaginem. A tu nagle okazało si , e on mordował Polaków - moich - jakiego
szewca. I nadal czytałem t powie
z wypiekami, ale te i z zadr w sercu -
opisywała bowiem wiat nadal pi kny, romantyczny, ale przecie nie mój, mnie
osobi cie, jako Polakowi - wrogi.
To podobie stwo natychmiast przypomniało mi z jeszcze wi ksza siła potrzeb
czujno ci - a przecie byłem czujny...
- Dobrze - w takim razie po wiadczysz mi to na pi mie.
- Po wiadczysz, e ze wszystkich sił b dziesz chciał si wykaza w budownictwie
socjalistycznym. e rzeczywi cie zasługujesz na to, by wej
do elity społecze stwa
31
polskiego.
e chcesz sta si członkiem tej elity i dla tego celu nie po ałujesz
najwi kszych wysiłków.
W tym momencie si gn ł do skórzanej teczki, wyci gn ł najpierw wytworne,
chi skie pióro, obiekt moich marze , ale udało si kupi tylko jedno i miał je mój
tata. Takie pióro wyró niało si tym spo ród innych wiecznych piór, e pisz c nie
chrobotało - miało wspaniał stalówk .
Porucznik wyci gn ł te zadrukowany blankiet. Najpierw sam wypełnił niktóre
rubryki. Patrz c z drugiej strony, a wzrok miałem wietny, dostrzegłem, e z pami ci
wypisuje moje dane, nawet dat
urodzenia. Palce, w których trzymał pióro,
stopniowo zabarwiały si na niebiesko. Jego pióro te niestety przeciekało. Wad
pi knych piór chi skich było to, e zalewały. Jedna dziewczynka dostała w paczce
od krewnych w Anglii pióro Parker, które było jeszcze pi kniejsze, ale nie zalewało.
Kto
ukradł jej to pióro, a potem widzieli takie pióro u przewodnicz cego
powiatowej rady narodowej. Sam nigdy tego nie widziałem, ale ta plotka była
uporczywa.
Do piór Parker najlepiej było stosowa oryginalny atrament Parkera. Lecz ten
atrament kosztował 30 centów w sklepach PKO, dolarowych. A posiadanie dolarów
było zakazane. Rodzice kupili kiedy najpierw dwa dolary, po 31 złotych, a potem
jeszcze dwie dwudziestodolarówki po 40 złotych. Podobno przepłacili, ale mama si
cieszyła, bo uwa ała, e dolary s pewniejsze ni złoto. Mi to nie pasowało, bo
dolary były ameryka skie, ale nie w tpiłem w to, e jednak cenne, skoro rodzice
przepłacili - tak mówili - ale nie ałowali i wydali na to całe 800 złotych.
Pó niej jednak porucznik odczytał wszystko to, co napisane było w
kwestionariuszu, a elementy wpisywane r cznie, mnie osobi cie dotycz ce, kazał
potwierdza , a nawet powtarza . Sprawiało mu wyra na satysfakcj , e - jak s dził nie popełnił adnej pomyłki. Tu si mylił - wpisał mi rocznik o rok wcze niejszy pewnie kierował si rokiem urodzenia mojego rocznika. A ja przecie poszedłem do
szkoły rok wcze niej. Ja sobie pomy lałem - od razu - e skoro tu jest nieprawda, to
cały dokument mo na b dzie uzna za niewa ny i w takim razie nadal jeszcze mój
32
podpis nic nie znaczy. W spokoju, zastanowiwszy si , b d mógł podj
decyzj . To
było wa ne, bo byłem w takim stanie napi cia, e zwróciłem uwag na niezgodno
daty urodzenia, lecz sensu samego dokumentu nie rozumiałem. Cho zarazem domy lałem si . Domy lałem si , e zostawałem takim człowiekiem, przed którymi
rodzice kazali mi szczególnie uwa a . Ale nie uwa ałem, e to co złego - raczej zgodnie z intencjami porucznika - miałem poczucie jakiego du ego - mo e nawet
przełomowego awansu. Wierzyłem, e dzi ki temu, je li nie wszystko, to b d mógł
szczególnie wiele. Ale to nie było pewne - dlatego warto było zachowa ostro no
-
nie odkrywa si ze swoimi nadziejami przed porucznikiem.
Dzi s dz , e w tych dniach porucznik złowił jeszcze kogo z mojego rocznika w
szkole i st d si wzi ła ta jego machinalna pomyłka.
Porucznik wr czył mi pióro i wskazał, w których miejscach mam podpisa .
Podpisałem - palce natychmiast zabarwiły mi si na niebiesko...
Wracaj c z posterunku do domu pami tałem, aby kupi ziemniaki. Z piwnicy
wyszły te przywiezione ze wsi, od stryjka i zanim dowiezie si nowe, trzeba było
kupowa . Z pogarda min łem jedyny pa stwowy sklep warzywniczy w miasteczku.
W nim ziemniaki, przechowywane przez mojego ojca, były na wpół zgniłe i w ogóle
- najgorsze barachło nadaj ce si nawet nie dla wi , a tylko do gorzelni. Kupiłem
ziemniaki w prywatnej budce Niedzielaków - porz dne - kopcowe. Przy okazji
poprosiłem i Niedzielakowa za dwa złote trzydzie ci groszy dała mi z paczki
schowanej w stercie cebuli płatek owocowej, ameryka skiej gumy Wriglers. Bardzo
rzadko pozwalałem sobie na tak rozrzutno . Rodzice solennie mi tego zakazali. No
ale nie miałem wyrzutów sumienia. Nie w tej sprawie. Postanowiłem bowiem, e
rodzicom o spotkaniu z porucznikiem nie powiem. Na razie nie powiem... W takim
razie ta guma nie miała ju
***
adnego znaczenia...
33
Chemia w ogóle mnie nie interesowała. Rodzice jednak chcieli, aby zdawał do
Wy szej Szkoły Nauczycielskiej w Kielcach, bo to jednak blisko. A na chemi , bo
jeden nasz krajan był dyrektorem administracyjnym, a mo e tylko zast pc dyrektora
administracyjnego wydziału chemii.
Poniewa tak czy siak egzamin musiałem zdawa , wi c wkuwałem t chemi . Ale
wobec kolegów nie robiłem tajemnicy z tego, e nie jestem zadowolony. No i na
dziesi
dni przed egzaminem na studia objawił si porucznik. Wracałem z boiska,
gdzie mimo nauki pograłem w piłk . Gra w piłk była w szkole troch taka jakby
nielegalna - gimnastyka, to owszem. Równie siatkówka zdaniem nauczycieli WF
była dobra. A piłka no na nie. Nawet po lekcjach zakazywano gry w ni
na
szkolnym boisku. My i tak grali my, ale pedel cz sto nas wyganiał. Rodzice te to
popierali, bo uwa ali, e od piłki no nej pepegi szybciej si zdzieraj , a przede
wszystkim robi si w płótnie dziury na wysoko ci palców. Niektórzy, w tym ja,
mieli my trampki. Trampki miały czuby z gumy osłaniaj ce palce i co najwy ej
mogły si podrze , ale to te nie tak od razu.
Ale my sobie grali my jak nigdy nic, bo byli my ju po maturze i pedel nic nam
nie mógł zrobi . On to wiedział i dlatego tylko pobła liwie spogl dał na przebieg gry
mi c sporta, a mo e mazura. Palił go w fifce, jak towarzysz Wiesław - a to
sugerowało, e pedel popierał towarzysza Wiesława.
Nie wiem, jak to si działo, ale towarzysz Wiesław u nas w kieleckiem przestawał
by popularny. W szkole uczyłem si francuskiego, wi c wiedziałem, e wytwornie
byłoby powiedzie , e towarzysz Wiesław zaczynał by passe. No ale nikt tak,
oczywi cie - nie mówił.
Gdy wracałem z tej piłki i nieopodal mego domu po egnałem si z ostatnim
koleg , wyszedł na mnie porucznik. Od razu przeszedł do rzeczy. Spytał, czy nie
wolałbym pój
na rolnictwo, do Warszawy? Pewnie, e chciałem. Ale czy zdam
egzamin? On mi na to, ebym spróbował i mo e si uda. Na chemi w Kielcach
zawsze mogłem próbowa po wakacjach - co rok zostawały wolne miejsca.
34
Co wi cej, domy lił si , e rodzice wcale nie popr mojej eskapady do stolicy. Po
prostu - dał mi pieni dze na wyjazd, nawet wi cej, ni było potrzeba i kazał jeszcze
tego samego dnia odebra papiery z Kielc i od razu na poczcie w Kielcach wysła do
Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
W male kim pokoju w akademiku mieszkało nas czterech. Sam akademik nie był
du y - raptem czterdzie ci pokoi - dla samych chłopa... Na dole, przy wej ciu,
siedzieli od wierni, na ka dym pi trze sprz taczki. Do tego dochodził otwarty cztery
godziny w ci gu dnia bufet i stołówka, administracja, jaki nawet kierowca uka,
kierownik akademika i jego dwóch zast pców - na moich oczach zmienili status na
dyrektora i zast pców dyrektorów - w sumie czterdzie ci pi
osób.
Z akademikiem mi si udało - dochody rodziców te oficjalne - absolutnie nie
upowa niały mnie do przyznania mi akademika, no ale facet, który z ramienia
resortu na razie mnie przej ł, kazał pisa podanie, no to napisałem. To był pan Sta .
Pan Sta miał jakie pi dziesi t lat i gdy tylko przyjechałem do Warszawy na
egzamin - przyszedł do mnie do akademika, w którym wyznaczono noclegi
kandydatom na studia spoza Warszawy. Ju
w godzin
po moim przybyciu
wtran olił si do mojego pokoju, gdzie na czterech łó kach zameldowano dziewi ciu
go ci. Jaki kierownik tłumaczył nam, e przecie nast pnego dnia zaczynaj si
egzaminy pisemne, trwa b d dwa dni i w ich wyniku połowa i tak odpadnie, a
wówczas - statystycznie - słowo to z wielkim namaszczeniem celebrował - ka dy
b dzie miał swoje łó ko, a w ka dym razie co koło tego...
No wi c ja w tym kołchozie, jakim był przydzielony mi pokój, nie załapałem si na
łó ko, bo dwóch cwaniaków jad cych tym samym poci giem, co ja, z Buska Zdroju, zorientowało si w tramwajach - kogo spytali, no i dotarli pierwsi. Ja
miałem plan Warszawy - dostałem od mojego opiekuna za pokwitowaniem, bo to
była własno
- jak po raz pierwszy usłyszałem - resortu - i jeszcze w domu
opracowałem marszrut . Jednak co pokr ciłem... A oni nie... Gdy zaproponowałem,
35
eby my na przemian spali w tych łó kach i na podłodze, to zachowali si tak, jakby
w ostateczno ci gotowi byli mi spu ci manto... No... - ładnie si ta Warszawa
zaczynała. Krzesła - cztery - te były zaj te przez ludzi, albo ich baga e, wi c
usiadłem na parapecie, wyci gn łem notatki z chemii i dalej - wkuwa , a
przynajmniej udawa , e wkuwam.
A tu po godzinie włazi ten pan Stasio i spokojnie mówi, e jest koleg ojca z
partyzantki i miał od niego telefon. Popatrzył po pokoju, szybko zorientował si , co
jest grane, pokr cił głow nade mn , jakby si litował i ni st d ni zow d wskazał na
jedno z łó ek: - Kto to zajmuje?
A to łó ko zajmował akurat jeden z tych z Buska. Pan Stasio miał wyraz twarzy,
jakby mógł wszystko i ten z Buska szybko to wychwycił. To te gdy usłyszał, e ja
jestem synem bohatera narodowego, który krew przelewał za ojczyzn , to najpierw
przygasł, a potem powoli zacz ł zbiera te swoje rzeczy. Po chwili jednak cicho
zaoponował, e przecie jego ojciec te był w partyzantce i nawet dwa razy był
ranny. Pan Sta zainteresował si , czy był ci ko ranny i dostał gorliw odpowied
twierdz c . Pokiwał ze zrozumieniem głow , jakby uznawał racje faceta i jego ojca,
ale nie...
- A w jakiej formacji był twój ojciec?
Tamten, chyba nawet przera ony, zacz ł co mamrota i wypadki potoczyły si
szybko. Pan Sta jedn r k , jakby daj c do zrozumienia, e tak od razu to nie chce
da w mord , ale w ka dej chwili mo e, sykn ł do niego...
- Ty reakcjonisto...
- Mój tata był w Batalionach Chłopskich...
- A sk d jeste ?
- Z Buska Zdroju...
- No to, je li nie kłamiesz, a to mo na sprawdzi , był najpierw w BCh, ale zaraz
potem w AK. O reakcyjnej akcji scaleniowej słyszałe ?
Tamten spocił si i nic nie powiedział. Do dzi nie wiem, czy pora ony był logik
faktów, czy tylko zgłupiał?
36
- Ciesz si , e mimo tego wszystkiego, co twój tata narozrabiał przeciw ojczy nie,
ojczyzna ludowa, pa stwo socjalistyczne, daje ci szans , by studiował. Ale odbierze
ci t szans , je li b dziesz uprawiał propagand antysocjalistyczn ...
Wszyscy w pokoju z wra enia opu cili szcz ki i postawili oczy w słup. Ja chyba
te ...
A pan Sta kontynuował: - Ja ciebie czyni osobi cie odpowiedzialnym za to, by
adna łachudra nie zaj ła tego miejsca. To łó ko nale y na czas egzaminów do
twojego kolegi i ty jeste za to odpowiedzialny. Jak co zginie - na zbit mord ...
zapami taj...
Przed wyj ciem poszli my do łazienki nasika , Ka dy z trzech pisuarów był
zatkany i mocz si z nich przelewał. W jednym kto - jaki idiota, a raczej kmiotek nasrał. Po załatwieniu swych czynno ci poszedłem ku zlewozmywakom, ale
wszystkie - stoj c w szeregu - były potłuczone. Z jednego kranu jednak leciała woda
i po podłodze ciekała do kratki. Podeszwy moich butów, wykonane - jak twierdził
ojciec - z szajsu, czyli ze wi skiej wielowarstwowej skóry, jak zwykle, gdy
wszedłem w mokre, natychmiast przemokły.
Pan Sta machn ł r k i retorycznie spytał: - Ty jeste baba, eby si ci gle my ?
W tym co było. U nas w domu to mama naciskała na ojca, aby w mieszkaniu
wydzieli pomieszczenie na łazienk , zrobi bie c wod na pomp elektryczn ,
zlewozmywaki, klozet, a nawet wann . Ojciec przystał na bie c wod , motor
elektryczny z pomp kupił na lewo od wojska i nawet ołnierze cało
zainstalowali.
Jednak na co wi cej ni zlewozmywak w kuchni, pod którym równie si myli my,
nie zgodził si . Dopiero potem, gdy w sklepach nie było kompletnie ani wanien, ani
baterii, to si zdecydował. Brak w sklepach był dla niego wiadectwem, e jednak
warto te wszystkie rzeczy instalowa . Wann emaliowan obtłukł troch w swoim
magazynie i potem, jako całkowicie uszkodzon , wraz z doskonale całym
zlewozmywakiem kupił prywatnie sam od siebie, jako magazyniera, za dziesi
procent. A bateri
do wanny i kafelki załatwił od robotnika budowlanego w
powiecie. Du o ryzykował, bo z powiatu musiał sam przywie
i wprawdzie wypisał
37
sobie papiery przewozowe, ale lipne, bo kafelków i armatury nie miał ani na stanie,
ani w zapotrzebowaniu. Za taki numer mógł swobodnie i
na osiem lat do
wi zienia... Władza ostro karała przewalanki, na które nie było porz dnego pokrycia
w papierach...
Gdy wychodzili my, oczywi cie wpisałem swoje wyj cie w specjalnym zeszycie
wyj
pilnowanym przez portiera. Zauwa yłem,
e za ka dym razem ten facet
ostrzegał: - Młody człowieku, uwa aj, to jest ołówek chemiczny i je li zaprószysz
nim oko, to ci wypłynie...
Ja jednak, jak trzeba, najpierw po liniłem grafit, a potem ju wykaligrafowałem
imi , nazwisko i godzin wyj cia. Pan Sta jeszcze obficiej napluł i w efekcie
zamiast czytelnego wpisu była intensywnie niebieska, mokra plama. Taka sama,
jak naniósł w zeszycie wchodz c. Cwaniak...
Przeszli my mi dzy blokami i
po chwili w jakim zaułku stan li my obok
bł kitnej, licznej i pi knie utrzymanej Wołgi.
- Kto spytał radio Erywa , czy to prawda, e ka dy obywatel sowietskogo sojuza
mo e mie Wołg ? No i radio odpowiedziało: - w zasadzie prawda - ale na chuj mu
tyle wody....
Pan Sta opowiedział ten dowcip i sam zacz ł si
mia . Ja nawet w pierwszej
chwili nie załapałem, o co chodzi. Ale domy lałem si , e nie jest to dobrze o
Zwi zku Radzieckim i przera ony pomy lałem, e jestem ofiara prowokacji...
No ale on poklepał mnie po ramieniu, powiedział:
- Jeste jeszcze surowy, ale otrzaskasz si - i troch szarpi c si z zamkiem w
drzwiczkach otworzył je od strony kierowcy, potem odblokował drzwiczki dla mnie i
ruszyli my.
Jechał po tej Warszawie jak mój ojciec po naszym miasteczku. Szybko i bez
hamowania na widok ludzi, którzy sami wiedzieli,
e musza ucieka . Nawet
staruszki, ku tykaj c o laskach, dosłownie przebiegały ulice.
- Spierdalaj , jak w powstanie pod ostrzałem... - pan Sta nadal był zadowolony, czy
to ci gle jeszcze po dowcipie, czy mo e na widok ludzi, którzy tak biegali wcale nie
38
przera eni, raczej bez jakiego szczególnego wyrazu twarzy, za to z oczywista
rutyn ...
Z piskiem opon zaparkowali my obok restauracji. Była szesnasta - ludzie
wychodzili z pracy i grupkami - niedawno była lipcowa wypłata za czerwiec usiłowali dosta si do restauracji. Lokal był pierwszej kategorii, wi c z pewno ci
drogi. W drzwiach stał portier w br zowym mundurze, twarz miał wskazuj ca na
daleko posuni t
degeneracj
wskutek nadmiernego picia alkoholu, niemniej z
werw op dzał si przed klientami.
- Panowie - co wy mi b dziecie w łap dawa - ja mam rezerw i póki go cie z
rezerwacji nie spó ni si pół godziny, to nikogo nie puszcz .
A jednak - pan Sta jako rozepchn ł tłumek spragnionych - wcale nie brutalnie, a
nawet nie arogancko - wida zreszt było, e łatwo jest w tym towarzystwie, je li
człowiek nie umie si
zachowa , dosta
par
razy w głow
- dotarł do
zmarnowanego portiera, co mu tam powiedział, wło ył mu w r k pi dziesi t
złotych, a to było du o pieni dzy i jako od razu weszli my.
Pan Sta podszedł do szatniarza, bez w tpienia bliskiego przyjaciela portiera,
mrugn ł okiem i spytał:
- S camele?
- Po dwadzie cia pi ...
- Dla mnie? - zdziwił si pan Sta ...
W tym momencie szatniarz co załapał, bo jako tak łokciem stukn ł si w czoło,
całkiem niczym Maciek Chełmicki, czyli Cybulski w filmie "Piopiół i diament" w
scenie, gdy czy ci w hotelu gnata, a zapukała do niego barmanka, która przyszła,
eby si pieprzy , no i od razu zszedł z cen : - Dla szanownego pana za osiemna cie
- no przecie musi by troch dro ej ni za Carmeny...
Równocze nie tłumek pod lokalem wcale nie akceptował taksy wyznaczonej na
pi dziesi t złotych za dwie osoby i usiłował zbi j do standardowej - dycha za
twarz.
39
- Tamten to jaki badylarz, panie portier, albo rzemie lnik, prywatna inicjatywa,
taka jego ma , a my porz dni ludzie, z pensji yjemy jak i pan... - usiłowali go wzi
z włosem, bo przecie portier nie ył z pensji i na ten temat wła nie toczyła si
rozmowa. Ale nie wiem, czym si to sko czyło, bo wkroczyli my na sal .
Pan Sta
krokiem do wiadczonego bywalca skierował si
ku jednemu z
kilkunastu wolnych stolików. Jak wszystkie, był on przykryty białym obrusem, z
czym dotychczas spotykałem si tylko podczas wi t b d imienin rodziców. Na co
dzie stół przykrywano u mnie w domu wytworn cerat , która zreszt w skutek
u ywania szybko przestała by wytworna, lecz przeciwnie - pokrywały j plamy,
wytłoczenia w skutek kontaktu z gor cymi garnkami, lady po rozlanym atramencie i
innych brudach. Poniewa jednak matka cz sto przecierała t cerat szmatk , to niezale nie od tego, co na niej było wida - uchodziła za czyst . To te fakt, e w
sposób oczywisty nie byli my pierwszymi konsumentami zasiadaj cymi nad stołem
pokrytym tym obrusem, a poprzednik jadł mi dzy innymi barszcz czerwony i chyba
jaki sos - to si bowiem dawało odczyta z najnowszej historii obrusa - w ogóle mi
nie przeszkadzał. Memu towarzyszowi równie to nie przeszkadzało. I tak wolno
było zakłada , e obrus został wymieniony rano i trudno było
da , by jeszcze tego
samego dnia marnowali kolejny...
Czułem si skr powany, bo w podró ubrałem si w wełniane wprawdzie spodnie,
ale cerowane w kroku, bo ju si wytarły, no i troch krótkie - brakowało im do
wła ciwej długo ci nie wi cej ni ze trzy, no mo e pi
centymetrów, ale liczyłem,
e po podró y szybko si przebior . Wyszło inaczej.
- No - jak ci si podoba - spytał pan Sta z min czarnoksi nika wiod c wysuni t
r k dookoła sali
- No... - odpowiedziałem, bo jednak na dnie ci gle miałem obaw , czy czasem to nie
mi wypadnie płaci rachunek? Jednak pyta o to nie wypadało - kr powałem si ...
Pan Sta
tym czasem z namaszczeniem odpiecz tował papierosy. Najpierw
owini te były w szeleszcz cy celofan, potem - w sztywnym opakowaniu zawierały w
rodku prawdziwe sreberko, niczym czekolada z zakładów 22 lipca. Wtenczas
40
jeszcze wcale nie rozumiałem, dlaczego nauczycielka - ona i przed wojn objadała
si czekoladami - nazywała te czekolady - "od wedla". Rodzice sprzed wojny znali
tylko smak czekolady Java, bo yd w sklepie chłopom sprzedawał tylko te Javy, i
jedynie jak si trafił lepszy go , to oferowali te dro sze. Dla rodziców - jak i dla
mnie - firma nazywała si 22 lipca i innych skojarze nie mieli my. Takie mo e
tylko, e wedle mamy te wyroby z 22 lipca były dobre, ale nie takie, jak czekolada
Java. Rzadko - mo e ze trzy razy, w naszym sklepie były powojenne czekolady
Jawa, przez normalne w - po 11 złotych, wi c taniej ni inne i wszyscy twierdzili, e
jest najlepsza, ale nie ta, co przed wojn .
Oczywi cie - nikt publicznie, czy w wi kszym towarzystwie nie miałby odwagi
czego takiego powiedzie , ale gdy było mniej osób i zawsze dawałoby si doj
do
tego, kto doniósł, to ludzie byli odwa niejsi, a ka dy i tak wiedział, e wyroby
przedwojenne były leopsze od powojennych.
No ale to były papierosy. Tak pakowane były tylko zupełnie luksusowe papierosy
polskie, których nikt z osób, które dotychczas znałem - nie palił. Sm tnie stały w
Domu Kultury na półce i nawet z ółkły ze staro ci. Mo e raz na rok kupował
Carmeny ojciec, aby od wi ta cz stowa swoich zwierzchników.
O Camelach słyszałem tylko kiedy , gdy długo nie przywozili chleba i dwóch
nieco starszych jegomo ciów s dz c, e nikt ich nie podsłuchuje, wspominało jak
wojn z sowietami. Ja mimo matury wcale nie wiedziałem, e była jaka polska
wojna z sowietami, cho nawet mój dziadek w niej uczestniczył. Ale o tym rodzice
powiedzieli mi dopiero po maturze - w najgł bszej tajemnicy. To było tak, e latem,
gdy Rosjanie zbli ali si w 1920 roku do Warszawy, to pomimo, e wcze niej poszli
z miasteczka i ochotnicy i był pobór, to jeszcze zgłosiło si stu sze dziesi ciu
nowych ochotników - rannych podczas wojny wiatowej, ywicieli wielodzietnych
rodzin i innych. ydów przyjmowali tylko w rednim wieku, bo młodym nie ufali.
Młodzi mogli pój
tylko do kopania okopów - tak podobno rabin radził staro cie?
To ci młodzi oczywi cie si nie zgłosili i jeszcze przedrze niali Polaków i kpili, e
sowieci raz dwa dadz naszym po dupie. No wi c ochotnicy tych
ydów pobili.
41
Potem jeszcze - tak usłyszałem - starzy ydzi dosolili młodym. Bo młodzi ydzi to
była komuna i syjon - dzi ju chyba wiem o co chodziło, ale wtedy? Kiedy na
jakim weselu słyszałem dyskusj o tym wydarzeniu. Zast pca kierownika młyna
mówił, e niesprawiedliwie pobito jakiego tam yda, e tych ydków, którzy sobie
artowali z pa stwa polskiego, to trzeba było zla , mo na było im nawet mocniej
przyło y , ale którego tam wcale nie nale ało rusza i teraz temu młynarzowi głupio
- bo porz dny był chłop z tego
yda... Ja to zapami tałem, ale kompletnie nie
rozumiałem wówczas o co chodzi.
Moi rodzice byli ze wsi - w miasteczku przed wojna nie mieszkali. Dziadek ze
strony mamy, jak pomocnik kupca ydowskiego chciał na targu nisk cen da za
jałówk , to go w mord zdzielił batem - moja rodzina nie dawała si oszukiwa
ydom.
No wi c ci dwaj troch starsi faceci pod sklepem, oczekuj c na chleb, wspominali,
e gdy byli na wojnie sowieckiej, to były takie ameryka skie papierosy Camele, z
wielbł dem, opiumowane, e jak si człowiek sztachn ł, to mu si od razu w głowie
kr ciło i je li był ranny, to nic, albo du o mniej czuł. Jak który był ranny, to od razu
mu w g b wkładali papierosa i nawet je li umierał, to nic nie czuł. I jak w ko cu
przychodzili sanitariusze, eby zrobi zastrzyk z morfiny, a ranny palił Camela, to od
razu mówili, e ma dobrych kolegów. Co jeszcze mówili, to e doktor wojskowy im
tłumaczył, e zdrowy m czyzna, który nie choruje na płuca i jest dobrze od ywiany,
mo e miało spali dziesi
papierosów na dzie , ale nie wi cej i dlatego przed
wojn w wojsku dawano ołnierzowi, jak chciał, przydział dziesi ciu papierosów.
Ja jednak papierosów nie paliłem i ojciec nie raz, jak mnie lał, to dodawał, e nie
tak mnie zleje, jak usłyszy, e papierosy pal ... Od pana Stasia jednak wzi łem,
zapaliłem, bo interesowało mnie to opium... Strasznie zacz łem kaszle i dałem
spokój.
Gdy tak kaszlałem, to przybiegł kelner, ale gdy zorientował si , e nie rzygam, to
chciał odej
i dopiero pan Sta go skrzyczał , wi c przyj ł zamówienie. Najpierw
42
"na szybko" kelner miał przynie
dwie setki z lodówki i oran ad , a do tego menu -
tak powiedział, jak si czyta - menu...
Jednak nie od razu zjawił si kelner. Za to przyszedł portier, po imieniu zwrócił
si : - Panie Stasiu - zwracam pa skie szanowne pieni ki i pi knie dzi kuj - tu
dyskretnie podał mu banknot pi dziesi ciozłotowy.
- Prosz mi uczyni zaszczyt i wypi ze mn setk ...
Pan Sta wyraził zgod i ju po chwili portier był z powrotem z trzema setkami w
angielkach i z piwem - pó niej przeczytałem - bydgoskim eksportowym. I wódka i
piwo było zimne - szkło było zroszone. Ja jeszcze nie miałem wielkiego
do wiadczenia w piciu... Skoro portier stał, to pan Sta wstał i ja wstałem wypili my do dna i pan Sta rozlał butelk do tych samych angielek, bo szklanek
jeszcze nam przecie nie podano. Piana przelewała si na obrus, który w zasadzie był
czysty, ale przecie piwo, to aden bród - piwo si pije...
Portier odszedł i po chwili, stopniowo sala zacz ła si zapełnia - z podsłuchanych
komentarzy wolno było wnosi , e jednak portier ostatecznie brał po pi tna cie od
pierwszych, a od kolejnych ju tylko po dziesi
Nie zd yli my zamieni
złotych.
słowa, gdy zjawił si
kelner z dwiema setkami i
oran ad , a tak e dwiema porcjami ledzia w oleju. Cebulka była nieco sczerniała,
ale na pocz tku lipca nie miała prawa by inna.
Pan Sta najpierw dotkn ł palcami wódki, potem butelk oran ady i o wiadczył:
- Jakie toto ciepłe panie...
Kelner si nie spłoszył:
- Bo portier rozlał panom z prywatnego zapasu - on ma dost p do lodówki, a
oran ada to tylko jest taka... Ale udało mi si wło y do lodówki dwie flaszki
ytniej, wi c za pół godziny ona dojdzie, a do tego czasu to ja mog wam przynie
cztery setki i b dzie dobrze. Patrz pan - za to przyniosłem ledziki - dzi na kuchni
ledzików nie robili - te s wczorajsze, ale z chłodni panie - palce liza - nikt poza
wami dzi nie zje ledzi... - prawie o ci - panie - nie maj ...
43
- No, chyba e tak, ale w takim razie donie pan nie tylko te wódk , ale jeszcze dwie
porcje masła. I ytnia - gestem twarzy wskazał na wypite kieliszki - cos nie taka włó pan do zamra alnika Wyborow .
- Pan wie, co dobre - z przymilnym u miechem odpowiedział kelner, strzepn ł w
klapy czarnego ubrania łupie , bo zebrało si go ju troch za du o, odszedł do
gabloty pod cian i przyniósł wie e angielki na oran ad tak, e nie musieli my
u ywa tych po poprzedniej wódce i piwie.
- Widzisz - chłopie - z lud mi trzeba dobrze, o swoje dba , ale bez potrzeby nie
obra a i wtedy da si , panie - tego - y ...
- Rodzice tez mi mówili, eby ludzi uwa a - z szacunkiem do nich, to samemu
szacunek si zyska.
- Dobrze mówili ci rodzice - m drzy - wida - ludzie... No to jeszcze po jednym,
eby od razu przej
do rzeczy, bo potem to nie wiadomo, mo e nam ze łba
wylecie ...
Nie byłem zwyczajny pi alkohol, szczególnie w tym tempie, a na dodatek: było
ciepło i wódka była ciepła. No ale - na razie rozumiałem, co si dookoła dzieje.
Głodny tak bardzo nie byłem, bo w podró dostałem dwa jajka na twardo, ze trzy
kanapki i kompot rabarbarowy w butelce. Tata proponował, aby powierzy mi
rodzinny termos - lecz mama bała si , e zniszcz . A gdy pó niej pomy leli, e w
akademiku mog mi ukra , to ju w ogóle temat przestał by aktualny. Zreszt rodzice nie byli zadowoleni, e zdecydowałem si zdawa na studia w Warszawie,
wi c mo e to miało wpływ, e ostatecznie termos, kupiony kilka lat wcze niej i
u ywany przez ojca mo e w trzech podró ach słu bowych, pozostał na swym
honorowym miejscu na szafie. Taki termos, chi ski, w kwiatuszki, wiadczył o
dobrobycie domu - nie był tani - ale i o zapobiegliwo ci gospodarzy. Tak na półce w
sklepie to, jak Polska długa i szeroka, kupi si go nie dało. Termosy chi skie
kupowało si na talony przyznawane przez zwi zki zawodowe...
Mimo e nie byłem specjalnie głodny, to jednak, skoro le ał przede mn
zacz łem go je ...
led , to
44
- Na studiach nie wychylaj si . Nie b d pierwszy do wszystkiego, bo na takich
wszyscy zwracaj uwag . A ty - zanim zdob dziesz wpraw w robocie, mo esz
popełnia bł dy. To si tylko tak wydaje - tu pan Sta zawiesił głos i uniósł w gór ,
na wysoko
oka, widelec z nabitym dzwonkiem ryby, z którego spadły obok talerza
skrawki tłustej od oleju cebuli - e to
adna sprawa, tak sobie słucha ludzi, potem
zapami ta i powtórzy . A przecie - nasza robota - pomy l o tym - jest nie mniej
odpowiedzialna, ni robota chirurga. Chirurg - panie - to jak si pomyli - pacjent
idzie do bozi i wi ty bo e nie pomo e... Z nami tak samo - le zrozumiesz czyje
gadanie, pomy lisz e wróg, co tam jeszcze upi kszysz i dostaniesz jak
premi ,
albo i nie dostaniesz, tylko pochwał ustn , a facet jest załatwiony na amen. Albo
inaczej - gadasz tak z człowiekiem i polubisz chłopa - gada wrogo, ryje na przykład
pod towarzyszem Wiesławem, albo nawet pod samym socjalizmem ryje, ale lubisz
ju chłopa i udajesz, e nie rozumiesz, no bo nawet nie my l o tym, eby co
ukrywa ... I w efekcie b dzie sobie chodził w glorii zaufania partii i społecze stwa
po ulicach Warszawy nierozpoznany wróg. A co b dzie, jak imperiali ci zaatakuj
Polsk ? Przyjad towarzysze radzieccy broni nas przed niemieckimi rewizjonistami,
przed Hupk , przed Czaj , przed tym Adenauerem, a u nas nastroje b d wrogie? Co
wtedy zrobi towarzysze radzieccy? Nie wiesz? No to ja ci powiem - nam si do
dupy dobior ...
Powiedziawszy to wszystko pan Sta
najpierw popatrzył na mnie, potem z
zadowoleniem potoczył wzrokiem po całej sali, jakby zgromadzonych w niej go ci i
pracowników brał na wiadków, a przecie mówił to wszystko półgłosem. Nikt nie
mógł nas podsłucha i przyzna słuszno ci wyłuszczonym przez niego racjom.
Znów wbił we mnie wzrok. Tym razem, zdało mi si , pos pny, jakby oczekiwał
jakiej odpowiedzi. A przecie , ja nie a tak wiele zrozumiałem z tego, co on mówił.
Mimo to gorliwie podkre liłem:
- Słucham pana uwa nie, wszystkiego musz si uczy od starszych...
Pan Sta wyra nie był zadowolony z odpowiedzi:
- Zdolny jeste - b d z ciebie ludzie...
45
W tym czasie podszedł do nas kelner i przyj ł zamówienie - dwa rosoły z
makaronem. Wolałem truskawkow ze mietan i makaronem, ale pan Sta wcale
mnie nie pytał o zdanie i dodał dwa rumsztyki wołowe z ry em, marchewk z
groszkiem i tarta marchew z chrzanem. Do tego kompot. Pan Sta wcale nie był
oszcz dny. Mo na było zamówi zestaw obiadowy: szczawiowa bez jajka, mielony z
ry em i sałatka z kapusty kiszonej - wychodziło po dziewi
- pi dziesi t, a tak, to
po dziewi tna cie... do tego kompot za złoty i trzydzie ci groszy - nie w szklance, a
w takiej kokilce - wcale nie wiedziałem, jak ta kokilka si nazywa. Nalane prosto z
kupnego słoika - wi nie i wspaniale słodki, nie rozwodniony płyn ze słoja...
Wówczas, gdy kelner ustalał z nami trunki, a nie było co ustala , bo w lodówce
le ała dla nas Wyborowa, jego pomocnik - praktykant - błyskawicznie przyniósł
dania - wszystkie na raz. Rosół był gor cy, ale drugie danie, bez dotykania palcem wida było, e wcale nie było gor ce... Pan Sta ze swojego i z mojego kieliszka
przelał do przyniesionej przez kelnera angielki po troch wódki, tak e było równo
rozlane na trzy i wypili my razem z kelnerem...
Gdy ten kelner odszedł, pan Sta wzrokiem wskazał na n niego i spytał:
- A ty wiesz, e on te
wiczy swego praktykanta - uczy go roboty?
W pierwszej chwili s dziłem, e chodzi o to, e praktykant uczy si roboty
kelnerskiej, lecz pan Sta wyprowadził mnie z bł du - oni to maj lekk robot - tu
podsłucha , tam zanotowa , potem zatelefonowa na emo, aby ich spisali i je li
pyszczyli na ojczyzn socjalistyczn , to zawie
do łobka, po drodze złomota i da
cynk sanitariuszom, eby te od siebie spu cili łomot... A je li jaka grubsza sprawa,
to słucha i zrobi fotografi ... To nie takie proste - lamp błyskow wszyscy
zobacz ... Ale to sam nie podejmuje decyzji - podchodzi do rezydenta - a dzi
rezydentem jestem ja... - pan Sta rozprostował si , nabrał powietrza w płuca i wida
było, e naprawd jest dumny z wagi poruczonych mu przez zwierzchników zada ...
Rumsztyk był twardy, nie z młodej wołowiny, ale ze starej, mlecznej krowy.
Znałem si na tym, bo przecie ojciec pracuj c w zaopatrzeniu uczulał mnie na takie
sprawy, a i mama, jak to gospodyni domowa, w yciu by czego takiego nie zrobiła.
46
Na rynek młoda wołowina trafiała rzadko – ka dy to rozumiał - młoda wołowina to
był towar eksportowy. U nas w miasteczku ka dy wiedział, e w wi kszych miastach
mi so kupuje si spod lady, byle jakie, byleby było... U nas w miasteczku było
inaczej - starej wołowiny mogłe kupi , ile chcesz, bo ludzie mieli mało pieni dzy i
oszcz dzali... No ale młod wołowin , to trzeba było załatwia , a ciel cina, to i u nas
była od wi ta...
Ja miałem zdrowe z by, a pan Sta solidne protezy - wprawdzie mu si troch
ruszały i troch przekrzywiały, ale przecie to było normalne - wszystkim, którzy nie
stalowali sobie protez prywatnie, musiały si one rusza ... Zreszt te prywatne, je li
zrobione były z materiałów czechosłowackich, a nie szwajcarskich, albo
ameryka skich, te mogły si rusza . Ale ameryka skie protezy, wiem to dobrze, bo
mama słyszała od gosposi dentysty, w naszym powiecie zamówiły tylko trzy osoby ona komendanta emo, sekretarz powiatowy partii i jeden taki, co ma siostr w
Anglii, dostaje od niej paczki z ciuchami, sprzedaje w Warszawie na ciuchach i szcza
na socjalizm spod du ego palca... Ten facet na lewo załatwił sobie szyby na szklarnie
i musiał nie le komu zapłaci , bo jak mu zrobili kontrol, to okazało si , e na
wszystko ma rachunki – cwaniak... I wcale nie dało si go zamkn ... A przecie
cały powiat huczał, gdy robili mu kontrol... Trzy dni si gadało, e go zamkn albo
za brak rachunków na materiały z budowy domu i szklarni, albo za ukrywan bro ...
No bo przecie wszyscy jak
bro gdzie ukrywali. Mój tata ukrywał u wujka na
wsi - w jednej skrzynce była nasza bro : szmajser z amunicj i granaty i pistolet, ale
pistoletu nie widziałem, a w drugiej skrzynce bro stryjka - erkazem diegtiarewa i
karabin mauser. Skrzynki były z dobrego, orzechowego drewna zszabrowanego z
po ydowskiej drogerii. Szczelne, w rodku wszystko zalane było smalcem, który co
par lat trzeba było wymienia . No ale takich rzeczy - głupi nie byłem - nie mówiło
si nikomu... A ten facet od szklarni schował tak dobrze swoj bro , e jej nie
znale li... Nasza zakopana jest w takiej szopie jedn
cian przylegaj cej do stodoły.
Obok szopy jest buda dla psa na ła cuchu. Pies mo e spa w budzie, albo w słomie
stodoły, bo wyci ty jest kawałek deski w stodole. Ła cuch ma tak długi, e nikt
47
nieznajomy do szopy nie wejdzie... Aha - w obu skrzynkach s jeszcze granaty du o ró nych granatów. Tata mi tłumaczył, e jak by kto wlazł na podwórko i
trzeba było ucieka , bo groziłoby du o lat, albo i czapa, to trzeba najpierw rzuci
jeden granat, odczeka , potem drugi i nie czeka , a ucieka i dopiero z daleka rzuci
trzeci, to nawet nie zauwa , e si uciekło... Tylko przy tym trzeba my le , eby
nikt swój nie był na podwórku, czy w ogóle w pobli u, eby swojego nie zabi ...
Generalnie - jak grozi, e przy okazji dostanie kto swój, to trzeba rzuca granaty
zaczepne, te z trzonkiem, a je li swoich nie ma, tylko kontrol, to obronne, w kształcie
cytryny... No i gdyby to tata uciekał, to trzeba od razu rzuca si w domu pod cian ,
bo przy podłodze jest podmurówka, a na podwórku gdziekolwiek i tylko mam
osłania , bo na pewno zgłupieje...
W pewnej chwili pan Sta przerwał jedzenie i moje rozmy lania wokół protez,
zagranicznych ciuchów i granatów u wujka:
- A ty, kochaniutki, jeste wierz cy?
Oczywi cie, na to pytanie byłem od dziecka przygotowywany, bo przecie - nie
było dobrze by wierz cym, ale zaprzeczy istnieniu Pana Boga, to przecie grzech
miertelny i nie wiadomo, jak to z tym b dzie po mierci - odpuszcz , czy nie...
Mama mówiła, e nigdy nie trzeba zaprzecza , a ojciec, e mama nie zna ycia, e
czasem mo na, ale oboje zgodnie uwa ali, e najlepiej jest kombinowa ni tak, ni
siak. No i ja uznałem, e to ostatnie b dzie najlepsze, a tu taka sprawa - ten pan Sta
nie zostawił mi adnej szansy, bo przecie zadał pytanie wprost...
To te zgłupiałem, otworzyłem g b pełni z mozołem utego mi sa, które na
pewno było twardsze, ni moja ersatz - wi ska podeszwa i nic nie powiedziałem...
- A - sam widzisz - wpadłe ... Ale nic nie szkodzi... Na razie mo esz sobie po cichu
wierzy . Jako współpracownik, to nawet dobrze. Najlepiej my lubimy takich, co
wierz , ale nie ufaj ksi om... I zakonnicom nie ufaj ... A najbardziej, to eby nie
ufa temu episkopatowi... Bo ten episkopat to jest podst pny wróg... Jak si uprze, to
potrafi sprowadzi niewiele mniej ludzi, ni my, na wi to majowe, a ju wi cej, ni
na lipcowe masówki... No wi c na współpracownika si nadajesz z t rozdziawion
48
katolick g b ... Ale jak b dziesz przechodził do resortu, to jeszcze podczas studiów
mo e nawet, jak si b dziesz starał i organa to doceni ... Wtedy ju na studiach
b dziesz miał regularn pensj , prawo do leczenia resortowego. No, ale wtedy bez
adnych waha musisz by prawdziwym marksist . Znaczy si - w Boga nie mo esz
wierzy . I tu nie ma tak, e mo na kłama , bo to zawsze wyjdzie i wtedy b d mieli
na ciebie takiego haka, e hej...
Ja jednak ju wtedy byłem chłopak bystry i szybko zmieniłem temat. Uchwyciłem
si tego leczenia resortowego, bo to wszyscy o tym mówili, jakie ono jest dobre...
- A ja słyszałem, e w szpitalach emeswu wszystkie lekarstwa s dost pne. Jak kto
zachoruje, to karmi go gar ciami antybiotyku i zaraz jest zdrowy...
Pan Sta u miechn ł si z politowaniem:
- Ty w to nie wie , e tak gar ciami. No mo e ten polski, jak on si nazywa, to tak
nie sk pi , ale te ... Najcz ciej lecz
w gierskim, bardzo dobrym, ale
eby
angielskim, albo ameryka skim, to nie tak od razu... Ju pr dzej niemieckim, ale to
szajs gorszy od polskiego... Cho z enerefu, a nie z enerde... Nie, nie - trzy razy
dziennie taka piel gniareczka przychodzi, ka e otworzy g b
i niczym hosti
wkłada ci t pastylk , wod destylowan , tak bez smaku, ka e popi i jeszcze raz
otworzy g b , eby sprawdzi , czy połkn ł. I to dokładnie patrzy, j zyk ka e
podnie , liter
aaaa powiedzie ... To oficerów te
tak sprawdzaj . Ja my l ,
zwalniaj od pułkownika, a mo e od majora w zwy z tej kontroli. Ale mo e ich te
nie zwalniaj . No bo jak mamy socjalizm, to powinno by wszystko po równo - w
szpitalu tak samo musz nas traktowa . No nie... A to, e gar ciami daj , to ty w to
nie wierz. Tak to i w Ameryce, czy nawet w Argentynie nie ma...
Dla mnie w tym wszystkim wa ne było to, e pan Sta moje przyszłe studiowanie
traktował jako co oczywistego, niew tpliwego... Oczywi cie - mógł z uprzejmo ci
zakłada , e jestem taki zdolny i pracowity, e nie b d miał adnych trudno ci... Ale
przecie , jako człowiek praktyczny, chyba nie kierował si tak prostot wyobra e .
Wi c chyba, a przynajmniej wolno było mie nadziej , e kryje si za tym co
wi cej. Prawd powiedziawszy - bałem si tego egzaminu i bałem si konkurencji
49
kandydatów z takiego wielkiego, bogatego miasta. Tu ka da kamienica była wi ksza
od jakiejkolwiek nie tylko w moim mie cie, ale nawet w mie cie powiatowym. Taka
obserwacja daje do my lenia - uczy pokory...
Rzecz w tym, e mama przed wyjazdem usma yła truskawki z cukrem - a póki s
wie e, to s bardzo aromatyczne. Potem cz
przeło yła do mniejszego gara,
dosypała jeszcze tyle chyba cukru, ile kazali dosypywa w przepisie - jak sama
powiedziała - pół na pół, a przecie cukru zawsze dawało si mniej... Wlała to do
dwóch słoi Wecka i dała mi na drog :
- Ró nie bywa, ale jak b dziesz rozmawiał z tymi egzaminatorami, to daj im po
słoju. Jak ich b dzie wi cej, to pami taj, e daj najstarszym... Oni pewnie bogaci i
wszystko maj , ale takie konfitury zawsze potrafi zmi kczy nawet skamieniałe
serca...
Było jasne, e ja tych słoi nikomu nie dam... Przecie to nie wiejskie nauczycielki,
którym za ocen dawało si kur z jajami, a jak facetowi od wuefu, to nawet nie
oskuban ... Taki głupi to nie byłem. Na dodatek - sam miałem ochot zje
tak
słodkie konfitury. No ale - mo e warto by je da panu Stasiowi? Z nim siedziałem
przy wódce, no i gdyby przyj ł, to mo e poczułby si bardziej zobowi zany?
- Panie Stasiu - pan wie - moja mama usma yła konfitury, nic wielkiego, takie
zwykłe, wiejskie konfitury truskawkowe...
Pan Sta nadstawił uszu:
- A na patelni sma yła?
- No tak, na patelni, ale przecie dobrze umyła...
- No i dobrze, ale po co mi o tym mówisz?
- No bo mam dwa weki. Mama powiedziała, eby je da komu , kto ma wpływ na
egzamin...
W tym momencie uwa nie popatrzyłem na pana Stasia, eby stwierdzi , czy ma on
ten wpływ na egzamin, czy te nie ma? Chyba jednak miał... Tak pomy lałem, bo
spytał, czy matka dodała troch rabarbaru, bo u niego w domu kiedy tak robiono...
Nie skłamałem, powiedziałem, e nie, ale e i tak dobre...
50
- A o egzamin, to ty si nie martw tak bardzo... Jako zdasz...
No - my l sobie - nie jest le, ale ju po chwili dodał...
- Przecie jeste zdolny... he, he...
- Wie pan - martwi si , czy ci z mojego pokoju nie ukradn moich rzeczy?
- Chłopaku - wzruszył ramionami - je li zjedli konfitury, to ja im z dupy nogi
powyrywam... - ale wida było, e zarazem pomy lał:
- Przecie ty tam nic cennego nie masz... Nawet jak ukradn , to co?
Sam nie wiem, czemu sobie tak wymy liłem, ale jestem do dzi pewien, e on to
pomy lał.
- A oni nie domy lili si , e pan jest stamt d - mo e trzeba było mnie jako inaczej
wyhaczy ?
Spytałem tak bez jakichkolwiek intencji, bardzo spontanicznie, bo akurat przyszło
mi to do głowy, a głow miałem znieczulon spor ilo ci ciepłej i zimnej wódki...
- Ty - mały - ty nie kombinuj... Ja nie popełniam pomyłek. Je li oni czego si
domy l , to dlatego, e przyleziesz po pijaku i nachlapiesz... Innej mo liwo ci nie
ma...
Sposób, w jaki to powiedział, nie pozostawiał adnej w tpliwo ci. Nie chodziło o
realny stan rzeczy, lecz o to, e adne podejrzenie o nieudolno
nie mo e pa
na
mojego przedmówc . A tak e, e je li padnie, to nie mog liczy nie tylko na lito ,
ale i na lojalno . Po prostu - stan si ofiar kłamstw...
- No bo posłuchaj mały - ja jestem przed emerytur i musz zgarnia wszystkie
premie. Ka dy normalny człowiek to rozumie. U nas jest tak - musisz by do bólu
szczery, ale nie idiota - trzeba my le nad tym, co wolno, co wypada, czego nie
wypada, a kiedy nawet jest lepiej zagry
wargi i wzi
na siebie. To jest abecadło,
które albo si rozumie, albo nie trzeba wtyka nosa tam, gdzie trzeba mie mózg pod
czaszk , a nie kapust ... Ale nic to - wypijmy...
Zaraz potem zacz ła si katastrofa. W zasadzie pami tam wszystko, ale jakby - tak
jak chwil wcze niej kontrolowałem, co robi , to natychmiast straciłem kontrole. To
51
co działo si ze mn , a nie tylko wokół mnie, było jak film, który przepływa na
ekranie niezale nie od mojej woli.
Kelner do
szybko si zorientował, e ze mn jest nie tak i najspokojniej nalał,
bynajmniej nie siadaj c, panu Stasiowie i sobie. Potem to nie pami tam, bo chyba
zasn łem, a w ka dym razie zapadłem w nico , cho nie tak całkowit , skoro jako
tam byłem czujny i pomimo, e co i raz co mi podchodziło do gardła, to jednak nie
wymiotowałem...
Potem półprzytomnie rozmawiałem z panem Stasiem i zdaje mi si , e on te ju
musiał by ci ko nar bany. Powstali my i niepewnym krokiem ruszyli my ku
wyj ciu. Nie wiem czemu piewali my "Ok ", a zaraz potem "Buv vsiegda budet
sonce"...
Póki piewali my, to było dobrze, bo ka dy, nawet najgłupszy milicjant wiedział,
e je li kto
piewa po pijaku - powiedzmy: "Czerwone maki", albo "Rozszumiały
si wierzby", a je li "Marsz Mokotowa", to nawet obowi zkowo - mo na go cia
wsadzi do suki i wio... do aresztu, a w wi kszym mie cie do izby wytrze wie . Ale
gdy kto
piewa "Ok ", albo jak
piosenk radzieck , to oczywi cie - je li jest tak
pijany, e nic nie pami ta, to mo na, a nawet warto spu ci mu ci ki wpierdol w
ciemnym zaułku, ale pod adnym pozorem nie nale y zwija takich ludzi, a nawet
legitymowa ...
No ale nami nie kierowało jakie
spontaniczni. To znaczy - pan Sta
wyrachowanie Przeciwnie - byli my
piewał spontanicznie, a ja spontanicznie gotów
byłem piewa wszystko, co pan Sta intonował...
Dotarli my do postoju taksówek. Stało tak ze dwadzie cia osób i wyra nie
wszystkim si spieszyło. Na dodatek jak
staruszk przepuszczono szybciej. Pan
Sta mo e nie wszystko rozumiał, w ka dym razie gło no oponował, w skutek czego
zaprzestali my naszych słusznych piewów i natychmiast, maj c z powodu wła nie
tej swoistej deklaracji politycznej przeciw sobie kolejk . A ju nie kryli my si za
egid praktycznego komunikatu, jakim był dla emowców nasz piew. Byli my zatem
wystawieni na wszelkie sztychy niczym bezbronne dzieci... Nie min ło pi
minut, a
52
zreszt nie wiem ile, poniewa mierzenie czasu przestało by dla mnie, w tych
warunkach, czynno ci odruchow i napatoczył si patrol dwóch mundurowych.
- Obywatele - dokumenty - budzicie zgorszenie publiczne...
Pan Sta stan ł w rozkroku, wystawił przed siebie wskazuj cy palec prawej r ki i
kiwaj c nim w obie strony chciał rozpocz
peror :
- Gdyby my byli mundurowi, to tak by z nami obywatele milicjanci nie rozmawiali.
No ale...
Có - tak rozpoczynaj c swój wywód pan Sta niechc cy, wbrew prawdzie zreszt ,
zasugerował, e nie ma nic wspólnego ze słu bami mundurowymi. U nas w powiecie
zna si z widzenia wszystkich mundurowych, ale w stolicy? No i zanim zd ył
cokolwiek jeszcze doda , starszy milicjant, tak pod czterdziestk , pozoruj c, e niby
głaszcze si , czy te
drapie po biodrze, niespodziewanie wyci gn ł pał
i
błyskawicznym ruchem zdzielił pana Stasia t pał , a wtedy mieli jeszcze tylko takie
ci kie pały - brunetki - czyli czarne - blondynki pojawiły si dopiero za par lat przez rodek głowy. Pan Sta padł na gleb kompletnie bez czucia, a nawet bez
jakiegokolwiek odgłosu. Ja si skuliłem, ale nie dostałem. Pan Sta le ał jak martwy,
a ludzie w kolejce, przynajmniej ci, którzy pami tali nasze piewy, z satysfakcj
popatrywali na ten oczywisty milicyjny bł d w rozpoznaniu. Ale to ci przed nami,
zorientowani w naszym repertuarze, bo ci za nami usiłowali co pyszczy , ale nie za
gło no, by samemu nie oberwa ... Kto nawet, o wygl dzie dyrektora - tak jak przez
mgł kojarz - usiłował nawi za w tej sprawie dyskurs zaczynaj c od słów:
- Towarzysze milicjanci... co było brutaln , bo uniemo liwiaj ca werbaln polemik
form upokorzenia tych e milicjantów, oczekuj cych raczej zwyczajowego tytułu
"panie władza". Ale po chwili facet, szarpany za mankiet przez roztropna mał onk ,
dał spokój. Bo te i rzeczywi cie, je li był dyrektorem w przemy le lekkim, albo nie
daj Bóg - terenowym, to przecie mogli go najzupełniej bezkarnie wdepta w błoto
za pomoc tych pał...
Drugi milicjant w tym czasie wypatrywał jakiego pojazdu milicyjnego i w ko cu
starania jego zwie czone zostały sukcesem. Podjechała Warszawa ze stosownym
53
oznakowaniem, wyskoczyło z niej dwóch facetów i do
brutalnie najpierw mnie
zapakowali daj c jednak tylko jednego kopa i wyrywaj c troch włosów, za to gorzej
był z panem Stasiem. Aby go ocuci , leli go pałami po goleniach. Skutek był
doskonały - pan Sta natychmiast o ył, niemniej zbolałym głosem o wiadczył, e
osobi cie spu ci im wpierdol, co zostało opacznie zrozumiane przez milicjantów i
jeden kopn ł go w jaja. Pan Sta zwin ł si
i w tym ge cie ciała poniek d
dopasowanym do kształtu siedzenia w samochodzie, za włosy został wprowadzony
na siedzenie obok mnie.
Ruszyli my z kopyta. Milicjant siedz cy obok kierowcy pogonił swego koleg
tłumacz c,
e ten menel krwawi z głowy i potem trzeba b dzie sprz ta .
Rzeczywi cie - skóra we włosach wyra nie si
rozdarła i stopniowo przez
zatłuszczone - na co dotychczas nie zwracałem uwagi - włosy mego towarzysza
przenikała g sta krew.
Gdy dojechali my na Kolsk , do moich drzwiczek podszedł kierowca. Wyci gn ł
mnie - rzecz jasna za włosy, jako tak uniósł i cisn ł o beton wylany przed wej ciem
do słynnego instytutu, o którym słyszało si nawet w moim miasteczku.
Pana Stasia traktowano brutalniej. W drzwiach przej li nas trzej sanitariusze w
białych kitlach o twarzach zwyrodnialców. Wci gn li nas do jakiego boksu i
najpierw sprawdzili, czy nie mamy flaszek. Nie mieli my.
- No to czego, kurwa, na Kolsk bez wódki przyjechali cie - spytał jeden i lu pana
Stasia... Drugi wcisn ł mnie pod nisk , dług , jakby szkoln ławeczk do siedzenia
dla wielu dzieci i rozmie ciwszy mnie stosownie, tak bez emocji, jak mi si zdaje,
ale te nie wkładaj c w to nawet cz ci drzemi cej w nim energii - systematycznie
kopał przez mo e minut , cho mi si wówczas zdawało, e trwa to niesko czono .
To wszystko było stresuj ce, ale nie czułem wielkiego bólu. Znów z panem
Stasiem było gorzej, bo z tego wszystkiego si zrzygał i kazali mu to zlizywa ze
wstr tnie brudnej, lastrikowej podłogi i połyka . Pan Sta był tak zmaltretowany, e
podporz dkował si rozkazom.
54
Wreszcie zmusili nas do rezebrania si , wrzucili nasze rzeczy do jednego worka i
gołych zaprowadzili na badanie. Przed lekark stała, te całkiem na golasa, jaka tak mi si zdawało - młoda i zgrabna dziewczyna, wi c cho wszystkiego miałem
do , zacz łem si gapi . Natychmiast zostałem skarcony fachowo wykonan muk i
ju wiedziałem, e mam si odwróci . Jak zauwa yłem, pan Sta miał tak nieobecny
wzrok, e nikt na nic mu nie zwracał uwagi.
Po chwili jacy
chyba inni sanitariusze odprowadzili na ławk
pod
ciana
dziewczyn , która siedz c, chyba niepotrzebnie, bo i tak wszystko miałaby zasłoni te
- zasłaniała dło mi krocze, w skutek czego biust miała na wierzchu, no i teraz
dzieliłem swój wzrok mi dzy t dziewczyn , a lekark . Lekarka miała ze czterdzie ci
lat, utleniona była na
ółty kolor, taka przy ko ci, ale bez przesady - silnie
umalowana, z lakierowanymi paznokciami r k i nóg, niczym kator nica ci ary nosiła na sobie kilkana cie masywnych, radzieckich wyrobów jubilerskich. Do dzi
nie wiem dlaczego, ale radzieckie wyroby rozpoznawał spo ród innych nawet
kompletny laik.
Lekarka zacz ła si
mia i dopiero po chwili zorientowałem si , e to w skutek
widomych oznak mego zainteresowania goł dziewczyn .
- Ten jest zdrowy - nie ma co bada , to i ten drugi, skoro oni razem, jest zdrowy o wiadczyła i kazała to o wiadczenie zanotowa
siedz cej do nas bokiem i
wypisuj cej papiery piel gniarce.
Potem zaprowadzili nas na dołek i zasn łem.
Obudziłem si z totalnym bólem głowy, ale te z bólem poobijanego ciała. Obok
mnie le ał pan Sta , który zauwa ywszy, e jestem ju na chodzie, konspiracyjnym
głosem, aby pozostałych sze ciu w celi nie słyszało, powiedział:
- Kutasy - nie znale li legitymacji. No i dobrze - ja teraz z nimi pota cuj ...
Dopiero w tym momencie u wiadomiłem sobie, e przecie dzi o dziewi tej mam
egzamin. Gdy o tym przypomniałem, pan Sta si zas pił i... jakby ze smutkiem powiedział:
55
- Ja to jako musz załatwi , ale teraz mnie łeb boli - ty si nie martw, jak jest le, to
zawsze jeszcze mo e by gorzej.
Na wychodnym zwrócono mi ubranie, z podartymi portkami, ale na szcz cie to
były te bardziej zu yte i ju za małe, a tak e plastikowy portfel z okładki do
dzienniczka ucznia, z dokumentami, ale bez pieni dzy. Poniewa u pana Stasia
dokumentu nie znaleziono, to musiałem po wiadczy , e nazywa si tak, jak podał, a
podał fałszywie. Oczywi cie skwapliwie potwierdziłem, ale pomy lałem, e je li
chce ukry przed zwierzchnikami, czemu trudno si było dziwi , sw wizyt w izbie
wytrze wie , to tym bardziej nie b dzie chciał tłumaczy mej nieobecno ci na
egzaminie. To za do reszty grzebało moje szanse.
Po wyj ciu pan Sta , ku memu zdumieniu, ju na Okopowej zatrzymał milicyjny
samochód i jakby nigdy nic kazał si
zawie
na Rakowieck . Oczywi cie -
kompletnie nie wiedziałem, co mie ci si na Rakowieckiej. Jad c pan Sta upewniał
si :
- Co, kurwa, r bn li ci tysi c złotych?
Ja na to, e nie, e tylko 350, ale wi cej nie mam i jest niedobrze. A wówczas pan
Sta , patrz c na mnie wzrokiem zbolałym, bo te nie był w formie, powtarzał swoje:
- No, no - przyszłemu studentowi tysi c złotych...
Milicjanci na przednim siedzeniu milczeli.
Gdy zajechali my, pan Sta podzi kował ładnie milicjantom, dobrotliwie kazał im
wraca do pełnienia obowi zków, a mnie usadził w rodku masywnego gmachu na
ławce. Od dy urnego wzi ł papierosa i z tym papierosem, mi ka c czeka do
skutku, ruszył wgł b.
Wrócił po godzinie. Znów wsiedli my do jakiej Warszawy, ale nie oznakowanej,
z jednym cywilem w rodku. Była chwila przed jedenast , gdy dojechali my do
lokalu, sk d tak nieszcz liwie wczoraj wyszli my... Pan Sta przez chwil łomotał otworzyła nam sprz taczka. Byli my we trzech z tym cywilem. Weszli my niczym
zwyci zcy - barmanka dosłownie dostała rozkaz - warkni cie:
- Trzy sety, oran ada i co na z b na kaca...
56
Ubrana była jeszcze w strój prywatny, ale natychmiast spełniła polecenie nalewaj c
trzy bardzo zimne wódki i w trzy szklanki od herbaty rozlała dwie chłodne
mandarynki. Zaraz potem pobiegła do kuchni, potem do stolika, który nakryła
wykrochmalona serwet .
Tłusty kucharz przyniósł trzy podwójne jajecznice na
kiełbasie i pod pach flaszk zimnej soplicy. Kelnerka w tym czasie doniosła herbaty
i pokrojony chleb, a tak e masło. Podeszła do nas barmanka, rozlała soplic , bo po
wódce czystej u mych s siadów nie było ju
ladu i u aliła si :
- Co te wam si przytrafiło... biedacy...
Nikt jednak nie chciał z ni gada , wi c odeszła. Rzucili my si na jedzenie.
Miałem brudne, lepi ce si , ani razu nie myte w tym czasie r ce, ale byłem głodny.
Na wódk patrze nawet nie mogłem, co obaj rozmówcy rozumieli, jeszcze przy
barze podzieliwszy si moj czyst . Po zjedzeniu - tak bez słowa - powstali. Na
zewn trz, przed knajp , pan Sta tylko spytał tonem, jakby si upewniał:
- Wszystko b dzie załatwione?
Ale ten od Warszawy tylko skin ł głow i zapakował si do swego wozu.
Pan Sta zawiózł mnie pod akademik, wskazał na sklep spo ywczy, wyj ł z
kieszeni
bardzo nowe, prosto z drukarni, ale ju
pomi tolone sto złotych i
zaznaczaj c:
- to po yczka - kazał zrobi zakupy i czeka na niego, cho by nie wiem co.
Interwencja pana Stasia w sprawie mego łó ka, ta dzie wcze niejsza, musiała by
dobitna, skoro nikt w nim nie spał. Miałem w tpliwo ci, czy nadal to
uprzywilejowane łó ko mi si nale y, ale poniewa nikogo nie było w pokoju, a ja
padałem z nóg, to zwaliłem si , znów zreszt nie pami taj c o umyciu si .
Przebudziłem si , gdy ju
Uzmysłowiłem sobie,
kilku współspaczy wróciło. Udawałem
e w izbie wytrze wie
e
pi .
ukradli mi zegarek. Cho
nie
pami tałem, abym go wówczas zdejmował, wi c mo e milicjanci? Nadal udawałem,
e pi , bo wstydziłem si , a poza tym i tak nic sensownego tym ludziom o
przyczynach mej nieobecno ci nie potrafiłbym powiedzie . Oni zreszt nie tracili
czasu tylko, wsadzili nosy w ksi ki i notatki.
57
Po pewnym czasie przyszedł pan Sta . Głow miał obwi zan banda em, na
policzku był wydatny siniec, ale poza tym zachowywał si normalnie. Bez gadania
wyprowadził mnie na zewn trz i wsadził do swojej Wołgi, jak uprzednio
zaparkowanej w dyskretnej odległo ci od akademika.
- No, to teraz zobaczysz, czy z nami mo na sobie w chujki polatywa ...
- Panie Stasiu - zegarek mi ukradli...
- W akademiku - tam tak zawsze...
- Nie, nie, mo e w tej izbie, ale ja my l , e to ci milicjanci.
- Którzy? - zainteresował si akurat hamuj c, bo jaka nic nie rozumiej ca staruszka
weszła na pasy nie zwa aj c, e jedzie samochód...
- No ci pierwsi, z przystanku...
- A to dobrze, to zobaczysz...
A po chwili dodał:
- B dziesz mógł sobie wybra i pami taj... jak si trafi szwajcarski, to cho by był
stary, to bierz, a radziecki tylko w ostateczno ci...
Kompletnie nic nie rozumiałem, ale mój towarzysz miał tak zdeterminowany
wyraz twarzy,
e nic nie mówiłem. Wjechali my w jaki zagajnik. Na tablicy
napisane było, e jest to Lasek Biela ski. Na polnej drodze podskakiwali my chyba z
kwadrans. Po drodze dogonili my jak
Warszaw i zdawało mi si , e jest to ta
sama, któr jechali my dzi rano do knajpy.
- My w komplecie - skomentował to pan Sta .
Na polanie najpierw zatrzymała si warszawa, z której wysiadł znany mi cywil, a
za ni zaparkowali my my.
Wysiedli my, oni zapalili po papierosie. Cywil spytał:
- On wie? - na co pan Sta pokiwał głow , e nie... Troch si przestraszyłem, ale
nic nie mówiłem, bo było mi wszystko jedno. Studia przecie przepadły...
Po chwili podjechała inna warszawa, te bez oznakowa . Ze rodka wysiadł cywil,
taki tłusty, mówi cy wysokim i łami cym si
głosem. Za nim wysiedli dwaj
58
milicjanci. Od razu poznałem, cho wtedy byłem pijany, a głowa jeszcze mnie
bolała, e to ci dwaj, którzy pobili nas na postoju.
- Rozbiera si - rykn ł tym swoim dziwacznym głosem cywil od milicjantów i po
chwili dodał: - Nie pozwol przez chujów kala munduru!
Tamci niczym na basenie rozebrali si , w kostk układaj c poszczególne cz ci
słu bowej garderoby. Obaj jak automaty na szczytach tych kostek ustawili sztywne
czapki milicyjne, a na ich deklach portfele i zegarki. Wszyscy trzej wyszli na rodek
polany i w tym momencie my te odeszli my w ich kierunku od samochodów.
Cywil od tamtych miał pod pach pał . Podał j panu Stasiowi zaznaczaj c:
- To ta sam, ale tak jak si umówili my - z góry, w czoło, ale nie w skro ...
Pan Sta wzruszył ramionami:
- No dobra, b d uwa ał, cho oni na nic nie uwa ali...
Nagle zmienił wyraz twarzy na jaki zwierz cy, wr cz straszny, zamachn ł si , ale
nie uderzył, bo ten starszy, który miał by celem ciosu, zasłonił si r k .
- Bez zasłaniania, kurwa, jak nasz ma nie bi w skro , jak ten chuj si zasłania? zainterweniował nasz cywil...
- Co kurwa si zasłaniasz, nie tak si kurwa umawiali my, chcesz kurwa wstydu
narobi ? - zgodził si z intencjami naszego milicyjny cywil i zdzielił otwart dłoni
w twarz starszego milicjanta.
Ten starszy miał lekko obesrane gacie, na co by mo e tylko ja zwróciłbym uwag ,
gdyby nie to, e zwieracze mu pu ciły i rzecz rzuciła si w oczy . Czekaj cy na cios
milicjant speszył si , a potem, zrezygnowany, opu cił r k . Na to tylko czekał pan
Sta , którego to gówno wcale nie wzruszyło i z wielk
moc
przypalantował
starszemu, który padł na ziemi bez słowa, jak wczoraj pan Sta . Zaraz potem, zanim
si zorientował, upadł po takim samym ciosie młodszy. Trzej faceci zapalili. Ja nie.
- Bałem si , e mam wstrz s mózgu, to wtedy mogłoby nie wyj . Ale tak, to ma si
te wpraw ...
- Za Bieruta si uczyłe ? - spytał cywil milicyjny...
- Tak jakby - odparł nasz cywil i dodał:
59
- Tak pobi na ulicy zasłu onego weterana, kurwa. Czy wasi nie mog najpierw
sprawdza , na kogo si napatoczyli. Mamy tak ci k słu b , e czasem
trzeba wypi . Ale wczoraj, to przecie pił słu bowo, panie tego - werbował...
A tu i jemu wpierdol i temu dzieciakowi, kurwa...
- No dobra, kurwa - przerwał cywil milicyjny, ocuc ich i obaj po sze
kopów, ale
płaskich, nie z kajora...
- Dobra - potwierdził reguły kontraktu nasz cywil.
Pan Sta , który podczas palenia wydawał si na powrót by uspokojonym, nagle
wyskoczył do przodu i nie czekaj c na cucenie, gło no licz c, rzeczywi cie płaskim
butem, ale mocno i gdzie popadnie skopał, z oczywist intencj pozostawienia po
sobie trwałych urazów ciał milicjantów. Ostatni cios, mo e przypadkiem,
wymierzaj c w tył głowy młodszego - w okolicach potylicy.
O dziwo, gdy przerwał, na powrót był człowiekiem spokojnym, nawet nie zna
było po nim, e tak bij c i kopi c ul ył sobie... I takim nijakim głosem, z normaln
intonacj wskazał mi le cych: - Teraz ty...
Oczywi cie miałem al do milicjantów, jednych i drugich, a tak e do sanitariuszy,
ale przecie pami tałem, e poniewa nie podskakiwałem, to dostałem du o mniej
ni pan Stanisław. A nadto - tak kopa le cych? Gdyby jeszcze moi towarzysze byli
moimi rówie nikami... Ale tak? No ale z drugiej strony - to wła nie ci doro li
oczekiwali ode mnie, e przyło
si do dzieła. Tak wi c podszedłem i najpierw do
mocno, równie na płask skopałem młodszego, bo on mnie ci gn ł za włosy. Ale to,
co w moim poj ciu było do
mocne, w oczach pozostałych było enuj co słabe.
Gdy tak kopałem, za ka dym razem dodaj : - a masz... , to tamci si porozumieli i
cywil milicyjny delikatnie, cho poniek d z pogard odsuwaj c mnie powiedział:
- Popatrz - nie trzeba przesadza - ta uwaga zapewne dotyczyła pana Stasia i była
ukryt polemik z jego sposobem kopania - ale kopa trzeba jednak z przekonaniem,
przykłada si do roboty...
I rzeczywi cie - kopał l ej ni pan Sta , uwa niej wybierał miejsca tak, by nie
zrobi kopanym trwałej krzywdy, ale zarazem z energi , która dosłownie przesuwała
60
ciała milicjantów. Starszy znów był stratny, bo cywil chc c unikn
sobie butów tym, co
pobrudzenia
ciekało mu spod spodenek, zapewne wbrew intencjom
operował niebezpiecznie blisko nerek...
Sko czywszy kopanie wzruszył ramionami, na mnie nawet nie spojrzał słusznie
wychodz c z zało enia, e nawet nie warto przygl da si , jakie wra enie na mnie
musiało wywoła jego mistrzostwo, tylko zagwizdał w wyj ty z kieszeni gwizdek,
taki harcerski, szary, czyli przysługuj cy dziewczynom i zaraz potem usłyszeli my
najpierw szum motoru, a po chwili wjechała na polan milicyjna karetka pogotowia
medycznego. Cywil podszedł do pojazdu, do
gło no i tak e bez adnych emocji
rzucił:
- Bierzcie ich i kurujcie - tylko eby portfele poszły w cało ci do depozytu, na co
sanitariusze w kitlach i spodniach milicyjnych tylko wzruszyli ramionami i ju
wyci gali z samochodu nosze.
W tym czasie cywil podszedł do ubra tych pobitych, podniósł zegarki, najpierw
sam je obejrzał, nawet si u miechn ł i podał mi: - wybierz sobie jeden.
Mojego w ród nich nie było. Pierwszy, na szerokim, w dobrym stanie pasku ze
wi skiej skóry był chyba radziecki. Pasek od drugiego był ju złachany, dosłownie
przero ni ty brudem, który zreszt
w arł si
w elementy koperty, lecz był
szwajcarski – Doxa. Wi c oczywi cie ten wzi łem, a drugi - tak jak nale y zwróciłem.
- Łebski jeste , mo e jednak b d z ciebie ludzie - zauwa ył cywil, za na twarzy
pana Stasia zarysowała si niekłamana duma... Była to duma zasłu ona - gdyby nie
on, by mo e popełniłbym pomyłk ?
Potem wsiedli my do samochodów. Pan Sta kieruj c samochodem, ju poniek d
w intymnej sytuacji, nerwowo szarpi c pał kiem od zgrzytaj cej skrzyni biegów,
gło no i z emocjami, jakby ogl dał pasjonuj cy mecz, szeptał:
- Ale im kurwa wpierdoliłem, ale im wpierdoliłem...
A po chwili, ju jad c dodał:
61
- Ale ten Olek to porz dny facet - nie przepu cił fuszerki, powiniene by mu
wdzi czny - to za ciebie kopał...
Wszystkie trzy wozy zajechały pod jaki obskurny bar. Najpierw wyszli my z
samochodów i poniek d ustawili my si w szyku klinowym, rozgarniaj c racz cych
si
na schodkach piwem roboli i weszli my do rodka. Kierownik bez słowa
wyskoczył zza baru i przeprowadził nas cuchn cym kotami korytarzykiem do sali
urz dzonej wr cz luksusowo - z porz dnym
yrandolem z czeskiego szkła,
orzechow szafk na sztu ce i talerze, no i z pokrytymi białymi obrusami trzema
stolikami. Przy jednym siedział facet mo e pi dziesi cioletni z młodsz od niego o
połow kobiet . Jedli po schabowym i popijali to wermutem. My zasiedli my przy
stoliku przeciwległym. Po minach moich starszych kolegów wida było, e s
zaskoczeni i spodziewali si , e b d sami.
Po chwili wrócił ten kierownik w granatowym, do
solidnie zniszczonym,
podobnym do ojcowskiego - fartuchu.
- Polecam schabowego z ziemniaczkami i z kapustk zasma on ... W kapustce jest
kiełbasa krakowska parzona - prima sort, a kotlety to adne oszustwo - panierki
mało, a mi ska du o i w ka dym kostka... Do tego kompocik z czerwonej porzeczki,
ze słoika, ale bardzo porz dny... Mog kaza nala bez owoców - samo mokre, a na
deser petite - beury, albo andruty. No i wódeczk ...
- A zupy jakiej nie ma? - obruszył si nasz cywil...
- Zupy s - kierownik odparł z pewnym niesmakiem, jakby ura ony, e podejrzewaj
go, e w jego zakładzie nie ma zup, - ale nie polecam...
Komunikat był jasny. Wszyscy popatrzyli na niego z prawdziw wdzi czno ci , bo
te rzeczywi cie - dał dowód, e naprawd jest człowiekiem godnym zaufania. Nasz
cywil zatem jeszcze tylko wskazał wzrokiem na par obok...
- To jeden z dyrektorów domu towarowego na Woli.... - odparł głosem
konspiracyjnie cichym - Panowie, jak przyszedł, to nie mogłem go tak nie wpu ci ...
Zreszt troch zrozumienia - widzicie, e z kobiet ...
62
Wszyscy okazali zrozumienie, bo wszyscy lekko si u miechn li. No ale, ze
wzgl du na t par , trudno było komentowa emocjonuj ce wydarzenia sprzed
kwadransa. Dyskretnie przygl dałem si dyrektorowi i jego babce. Ubrana była w
wełnian , br zow garsonk i tak sukienk . Wida było, e nie s to po lednie
produkty. Modnie uczesana, ładna, nie nazbyt umalowana. Robiła wra enie i było
oczywiste, e jest dost pna jedynie dla tych z wy szych sfer, którzy maj pieni dze,
władz , ale zarazem potrafi si ubra i umiej si zachowa . Nie tylko ja, ale i trzej
pozostali przy naszym stoliku byli jakby z innej bajki. Do tego stopnia, e nie mieli
respektu przed tamtymi. Mi jednak zaimponował pomysł, e schabowego mo na
popija winem. Im nawet im nie za witał w głowie...
Do
szybko zjedli my swoje schabowe, andruty, popili my kompotem i
wypili my litr Luxusowej. Ja wypiłem jeden kieliszek. Chciałem połow zostawi ,
ale tak na mnie patrzyli, e wypiłem. Nie zmarnowało si ...
Gdy przed wej ciem do knajpy egnali my si , nasz cywil, troch jakby si
miej c
- powiedział: - Za trzy dni s wywieszane wyniki egzaminu pisemnego. Chyba nie le
ci poszedł. No ale, nadal si staraj, bo jeszcze s ustne...
Ju chciałem rzuci si i tłumaczy , e jednak nie pisałem tego egzaminu, e to
pomyłka i oczywi cie moja wina, ale mo e mo na jako w dodatkowym terminie...
ale pan Sta wzi ł mnie za rami , a potrafił chwyci za rami , i zaprowadził do
samochodu. Ju w rodku wyja nił:
- Masz jedno cztery i pół i jedno pi , ale nie wiem z jakich przedmiotów. Na
ustnym si nie zbła nij, bo nam s potrzebni zdolni, samodzielni pracownicy.
Popatrzyłem na pana Stasia z wdzi czno ci . Gdyby nie to, e jeszcze par chwil
przedtem wygl dał, jak wygl dał i robił, co robił, to bym go chyba ucałował. No ale
miałem jednak przed nim respekt...
****************************************
63
Uczy si na pierwszym roku musiałem du o. Ja my lałem, e tylko podczas
egzaminów w czterołó kowym pokoju upychali sze ciu spaczy. A to nie była
prawda. Wyl dowałem w tym samym akademiku, w innej sali, ale te w sze ciu...
Tak jak pan Sta mi doradził - wybrałem najsłabszego - dałem mu pucki, gdy si
rzucał i miałem najlepsze miejsce - od okna.
Mamie było mnie al, bo przecie w domu zawsze miałem swój pokój. Nie
wiedzie czemu uznała, e mam niespokojny sen i w takim tłoku nie b d si
wysypiał, wi c weszła na głow ojcu, eby dał mi fors na wynaj cie kwatery na
mie cie. Ja jej tłumaczyłem, ile to w Warszawie kosztuje, e wszyscy jad do
Warszawy, a Warszawa została przez okupantów zburzona, na co mama na mnie
naskoczyła, e mo e i przez okupantów, ale z winy ruskich. Kompletnie nic nie
rozumiałem, atmosfera zrobiła si ci ka i wreszcie ojciec powiedział, eby mama
nie robiła mi wody z mózgu, bo te m dro ci do niczego mu, czyli mi si nie
przydadz , a jeszcze po pijaku gdzie nachlapie i wyleci ze studiów z wilczym
biletem.
Bo rodzice nie byli ch tni, bym studiował w Warszawie, gdy s dzili, e si nie
dostan , albo nie dam sobie rady. Ale te byli dumni i puszyli si mn przed całym
miasteczkiem. Rozpili my z tat , bo mama to tylko nam dorabiała jedzenie, eby mi
wódka, jak to młodemu, nie zaszkodziła i ojciec po pijaku nawet powiedział co
takiego, e jak sko cz studia, to u nas kariera przede mn stoi otworem i kto wie,
mo e nawet zostan sekretarzem partii?
Nawet byłem zdziwiony, bo my lałem o tym, eby na studiach, po drugim roku
wpisa si do partii i nie byłem pewien, jak rodzice na to zareaguj . No bo jednak wpisanie si do partii to była ostateczna i jawna deklaracja. Pomysł ten zreszt
popierał pan Sta . Tłumaczył mi, e to doskonała cie ka - partyjnego nie mo na
zwerbowa , bo partyjny ma partyjny obowi zek donosi , ale inna sytuacja jest, gdy
zwerbowany zostaje partyjnym. Wtedy za donosy nadal dostaje pieni dze. A z
partyjnym zwerbowanym, bo w ko cu partyjnych te
si
werbuje, jest tak,
e
trudniej jest mu za informacje, nawet bardzo dobre - płaci . Wprawdzie - jak
64
powiedział - nie ma takiej rury, której nie da si przedmucha , ale jest trudniej...
Partyjni s stratni... Donosz prawie za darmoch ... Ale za to karier robi ...
Zbieranie informacji przychodziło mi łatwo. To były takie tam duperele - kto na
przykład ma informacje, które mógł usłysze z Wolnej Europy, albo od kogo , kto
słucha Wolnej Europy i kolportuje to dalej. Albo - kto chodzi do ko cioła.
Najwa niejsi byli tacy, którzy to ukrywali, a w akademiku to ukrywali wszyscy. Jak
si zorientowałem, to do ko cioła w Warszawie z akademika prawie nikt nie chodził,
za to u siebie w domu, to chodzili. Za to warszawiacy cz sto chodzili do ko cioła i w
zasadzie wcale z tego, przynajmniej niektórzy, nie robili tajemnicy. Ja chodziłem w
Warszawie, ale ja to chodziłem tam na łowy, by wyłowi swoich.
No i za to wszystko dostawałem trzysta złotych miesi cznie, a przed wyjazdem na
wi ta Bo ego Narodzenia to nawet dostałem paczk z półtorakilogramowa puszk
szynki konserwowanej, kilogramow puszk wojskowego boczku w plasterkach
poprzekładanego
staniolem,
czterysta
gramów
mielonki
te
w
puszce,
półkilogramow bombonierk , ale nie od 22 lipca, lecz z Wawela, acha - p to
kiełbasy jałowcowej, paczka kawy Super, pudełko kakao 22 lipca, blaszane pudełko
z dwiema przegródkami - mam to pudełko do dzi - radzieckiej herbaty gruzi skiej,
czekolad
gorzk
i mleczn , chyba jeszcze nadziewan , torebk
czekoladowej, dwie puszeczki szprotek w oleju, pi
mieszanki
troch popsutych pomara cz i
dwie zupełnie dobre cytryny, a nawet butelk białego wina słodkiego z Rumunii i
czerwonego wytrawnego z W gier. A wreszcie - na deser - włoskie po czochy z
nylonu...
- Te po czochy, to s ekstra - jak poka esz takie po czochy dziewczynie, to ka da da
ci pociupcia ... - tonem człowieka do wiadczonego powiedział pan Sta , a ja ju
wiedziałem, e on zwykle wie, co mówi...
Z tym pociupcianiem, to była sprawa. Poznałem taka dziewczyn
z Nowego
Dworu Mazowieckiego, te mieszkaj c w akademiku. Do kina z ni chodziłem, a to
kaw w kawiarni postawiłem, a to oran ad , dwa razy byli my na czyich imieninach
w akademiku, to wino kupowałem. Tylko czasem pozwalała si całowa . My lałem,
65
eby o niej nie wspomina panu Stasiowi, eby na ni nie donosi , no ale musiałem
si poradzi , co i jak zrobi , eby dała - przynajmniej eby co dała.
Nast pnego dnia spotkałem si z ni i chciałem w kawiarni pokaza te po czochy,
ale ona wymy liła - tak sobie romantycznie rozmawiali my - e pójdziemy na spacer.
A ja - oho - w ciemi bity nie byłem - na dworze mróz i zadymka, ona w cienkim
paltociku niby wełnianym, ale wiatrem podszytym, buty te miała kiepskie, za to
po czochy miała ciepłe - domowe, wełniane, a czapk tak niby beret - ani ciepł ,
ani tez zimn , ale ładn ...
Zaraz wi c na dworze zaci gn łem j do jakiej bramy i tam zacz li my si
całowa . Ja zdj łem r kawiczk i dawaj, wtyka jej r k najpierw pod płaszczyk, pod
sweter, przedarłem si
przez haftki koszuli. Jako
pow drowa w gór , aby min
do
ekwilibrystycznie musiałem
wysoko zaczynaj c si halk i potem, to ju
byłem w domu - dobrałem si do jej piersi. A piersi miała - ho, ho - du e, twarde...
No - poezja...
Pod sukienk łapy nie pozwoliła mi wło y , bo jakby kto przechodził przez bram ,
to od razu by wiedział, co si dzieje...
Zimno było, wi c wrócili my do kawiarni, a tam to ju
tylko za r czki si
trzymali my. Troch oboje byli my zawstydzeni, ale było miło...
Po czoch jej nie dałem. Nie było warto, bo dostałem i tak maksimum tego, co było
do uzyskania - przecie
nawet nie mieliby my gdzie si kocha . A tak, to te
po czochy dałem mamie na gwiazdk , pod choink . Bardzo si cieszyła, cho zdaje
si - zrobione były one z my l o szczuplejszych nogach i do
szybko poszły
oczka...
Dochody z urz du nie były moimi jedynymi dochodami. Dostawałem jeszcze
dwie cie sze dziesi t złotych stypendium. Nie nale ało mi si , ale dzi ki panu
Stasiowi jako si udało. No i od rodziców dostawałem miesi c w miesi c dwie cie
złotych, a jak przyje d ałem do domu, to jeszcze sto pi dziesi t, abym nie był
stratny za koszty podró y. Jako stypendysta za niadania i kolacje w akademiku
płaciłem osiemdziesi t złotych, a za obiady na stołówce na uczelni te osiemdziesi t.
66
Gdybym miał wszystko w jednym miejscu, to chyba jeszcze dziesi
złotych bym
oszcz dził, ale nie mogłem podczas zaj , w rodku dnia, wraca do akademika.
Zaraz po wi tach, tak pod koniec stycznia, na nasz rodzin spadła katastrofa. Do
magazynu ojca przyszła kontrol. Interesowało ich wszystko, bo szukali maksymalnie
du o haków. Ojciec nie robił manka - wszystko si u niego - przynajmniej w
granicach przyzwoito ci - bilansowało. To, na czym robił kas , to było załatwianie
deficytowych towarów: materiałów budowlanych, maszyn rolniczych, cz ci
zamiennych, skóry dla szewców, ekstra w dlin na wesela i takie tam ró ne. W
zasadzie wszystko dzielił na połow : pierwsz dawał po cenach oficjalnych tym,
którzy byli wa ni, a reszt tym, którzy dawali w łap . Ale warto pami ta , e nawet
ci wa ni czasem poczuwali si do wdzi czno ci i dawali to czy owo, zazwyczaj w
naturze, a ju na pewno w układach. Tak czy inaczej goła pensja nie miała dla moich
rodziców takiego wielkiego znaczenia, cho była cenna, bo zawsze była pierwszego
dnia miesi ca i ona była pewna.
Tak wi c ojciec był w zasadzie nie do ruszenia. Ale wywalił si si ... i to na
mi kko...
Proboszcz ze wsi s siaduj cej ze wsi moich rodziców zgodził si odtworzy
zniszczon przez Niemców parafi , a mo e biskup mu kazał? Oczywi cie trzeba
było odbudowa ko ciół. Władza była niech tna, ale tamci si uparli, wierni pisali
jakie petycje do władz, kol dowali po przedpokojach i spokoju nie dawali. Wreszcie
chyba ze trzysta osób uroczy cie poszło ze wsi i z s siedztwa w pielgrzymce, jakie
transparenty nie li. Trzeba im było to wyrywa ! Baby podobno nawet podrapały
milicjantów i skandal był na całego. No to ust piono, bo przecie z głupot ludzka
skutecznie nie da si
walczy . Kto to widział - takie afery?
Cho , prawd
powiedziawszy, tak w gł bi duszy, to i moi rodzice i ja dumni byli my z naszych
krajan... Z naszych stron ludzie s
pro ci, mo e prymitywni, nie rozumiej
pa stwowych racji, ale maj charakter...
No ale pozwolenie to jedno, a budowa, to drugie. Trzeba było kamienie zbiera na
polach. O to mniejsza... Ale cement, troch stali zbrojeniowej, drewno, drewno
67
szlachetne na ławki, jednak sporo cegły poszło, papa, eternit i co tam jeszcze?
Drewno chłopi przetarli swoje, kamienie - jak powiedziałem - zebrali, ale dalej?
No wi c na mojego ojca wywierano taka presj , e nic nie mógł zrobi . W ko cu
jego kum, bo przecie ojciec te był zorganizowany, jako tak jesieni w tej sprawie
ju ostatecznie z tat si zgadali my, poradził mu, eby dawał przydziały chłopom,
e niby na obory i takie tam, a oni oddadz to na ko ciół. W rezultacie ta presja si
sko czy, odpierdol si , a my przy okazji b dziemy mieli haka i na chłopów, bo
zawsze mo na ich rozliczy , gdzie s te obory, na które dostali od socjalistycznego
pa stwa przydziały i na ksi dza - no bo z czego ko ciół zbudował - archanioł Gabriel
mu zesłał, czy jak? Tylko z tym, to trzeba było uwa a ! Taki klecha to z ch ci by
poszedł za to do pierdla i zaraz by si zrobił znany. Jakby si przestraszył, to mo e
nawet dałoby si go zwerbowa , ale je li si nie ugnie, to mo na było mu tylko
naskoczy ... Czarni to zaraza. Ja to uwa am, e jak kto jest wierz cy, a ja jestem
wierz cy - dzi to mog powiedzie - to nic nie szkodzi, a nawet dobrze. Ale je li
kto jest pod wpływem czarnych - klerykał - to ju
kapota - do ko ca ycia nie
b dzie wolny - zawsze, a to na spowiedzi, a to inaczej b d si czepia . Nic tak po
ludzku nie maj zrozumienia...
Tak sobie uradzili z kumem i zrobili. Wszyscy byli zadowoleni. Nasz dawny
ksi dz miał parafi o połow mniejsz . We wsi był nowy proboszcz mieszkaj cy,
póki sobie nie zbudował plebani, zreszt nie gorszej, ni przedwojenny dwór, k tem
u przedwojennego sołtysa. Ludzie mieli gdzie si modli , a nasi mieli haki na
dziesi tki ludzi. Ale wkurzył si jaki sekretarz, czy tam kto . W ka dym razie
nasłali tak mocn kontrol, e resortowi nic było do niej, a ona ju doszła, kto tak
hojnie wydawał materiał. To nie ojciec wydawał przydziały, tylko powiatowy
wydział rolny. Tata tylko opiniował i potem wydawał. Ale czy to ten go
był zbyt mocny, czy te
tradycyjnie - dopierdolili si
najłatwiej, nie wiadomo. Ale zrobiło si
przydziałów. Do
z wydziału
do magazyniera, bo to
le. Przy okazji zanalizowano struktur
szybko doszli do tego, e szły one pozornie najdziwaczniej, a w
rzeczywisto ci najpro ciej - dostawali ci, którym si z racji powagi lub urz du
68
nale ało. A je li ju
kapn ło, to na pewno krewnym tych pierwszych. Jak w
soczewce zbiegły si wszystkie lokalne nici. Rodzice nawet nie zastanawiali si nad
tym, e to tak jest, bo to było na co dzie
- no ale tak było... Kontrol mogła
raportowa do prokuratury, eby wsadzi cały powiat, ale akurat nie mego ojca, bo
za co? Albo mogła wsadzi tylko ojca i udawa , e całe zwyrodnienie, to jego wina.
Resort powiatowy bronił ojca, jak mógł, ale chłopcy z resortu te byli umoczeni, e
hej, wi c mało mogli. No i normalnie - warszawa zaje d a na podwórko,
prokuratura, szcz ciem do prasy nie pu cili, ale gadania było co niemiara. Wszyscy
mówili i słusznie, e ojciec cierpiał za ko ciół. Ka dy człowiek do dzi potwierdzi,
e ojciec był wi ty człowiek, zasłu ony dla Ko cioła.
Jak ju ojciec siedział w areszcie powiatowym, to ja starałem si jako spraw
załatwi przez pana Stasia, ale słabo szło. Cała trudno
polegała na tym, e ja nie
mogłem wiedzie , e ojciec był współpracownikiem resortu, bo to by wiadczyło, e
był złym współpracownikiem resortu, a w takim razie słusznie siedział. Ale to akurat
pan Sta jako przeszedł. My byli my za chudzi w uszach, eby to załatwi . Jedyne,
co nam obiecano, to e jak ojca ska , to wyjdzie ze wzgl du na stan zdrowia.
Resort mógł wszystko, ale nikomu wi cej nie chciało si kiwn
palcem... Nie
chcieli wchodzi w spór z t komisj , która jak raz miała poparciem polityczne na
najwy szym szczeblu. Tak to tłumaczono. No i gdy pan Sta pytał, gdzie tu jest
sprawiedliwo , eby moczy naszego człowieka w pudle, to jedynie przyznawali
racj , e rzeczywi cie to jest wielkie wi stwo. Jednak dodawali, e teraz, jak on tam
w swoim powiecie robi za takiego katolickiego m czennika, nieomal wi tego, to
głupio by było, gdyby troch nie posiedział, bo to byłaby zmarnowana okazja.
Oni tak mówili, a ojciec siedział i mama dosłownie nikła w oczach.
Gdy ju wszystkie szanse zostały wykorzystane i z miernym skutkiem, to pan Sta
przyszedł do mnie do akademika. Był nab blowany jak szafa trzydrzwiowa. Mnie
nie zastał, wi c czekał i gadał jedynie z moimi współspaczami. Z tego frasunku
wszystko mu si por bało i zacz ł ich po pijaku werbowa . Chyba trzech na raz. Oni
- poniewa było ich trzech na raz i jeden nie chciał si przyzna przed drugim,
69
wykr cali si od deklaracji i słusznie. Wtedy pan Sta , ju całkiem od rzeczy, zacz ł
im opowiada , jakie to ja mam korzy ci z tego, e donosz .
Dowiedziałem si o całej tej sprawie nie od razu. Gdy przyszedłem, to pan Sta
smacznie spal w moim łó ku i był całkiem do niczego, a tamci oczywi cie nic mi nie
powiedzieli. Za to w ci gu paru dni gadał o mnie cały akademik i cała grupa
dzieka ska. Tylko ja nie słyszałem... Widziałem, e wszyscy zrobili si jacy tacy
uwa ni, mo e nawet uprzejmi, ale z dystansem... Starałem si dociec, o co chodzi,
ale oczywi cie - nieskutecznie.
W ko cu, w trybie awaryjnym zostałem wezwany do takiego wydzielonego pokoju
z mał łazienk za kotar i wn k na kuchenk elektryczn , na przedwojennym
osiedlu domków na Mokotowie, który był lokalem operacyjnym pana Stasia. Tam
ju czekał na mnie pan Sta z jednym takim chudym facetem przed czterdziestk , w
znoszonej marynarce, której mankiety były a przetarte. Został mi on przedstawiony
jako pan Zygmunt. Pan Sta powiedział, e w skutek tego, e odchodzi na emerytur ,
musi mnie przekaza panu Zygmuntowi owi, e co złego, to nie on i poszedł sobie.
Pan Zygmunt uwa nie wysłuchał moich alów o ojca i jego problemy. O wiadczył,
e zna sytuacj
i uwa a,
e jednak w post powaniu mego ojca było co
niewła ciwego, ale nie jest upowa niony do tłumaczenia - o co chodzi. W ka dym
razie zwrócił mi, i to z naciskiem - uwag , e win trzeba szuka raczej w sobie, bo
dopiero wówczas, z takiej perspektywy wła ciwie mo na oceni trosk organów o
nas.
Potem dodał, e nasi ludzie pracuj w szalenie trudnych warunkach i dlatego łatwo
jest o zaniedbania, a nawet bł dy. Za te bł dy trzeba płaci i my z panem Stasiem
popełnili my taki bł d. Wypytał mnie o stosunek studentów do mnie, czy si nie
zmienił, a ja na to, e w zasadzie, to si nie zmienił, ale zarazem tak, jakby si
zmienił i to radykalnie. Dopiero teraz pan Zygmunt opowiedział mi z detalami
przebieg wizyty pana Stasia w moim pokoju. Wiedział tak du o, e - to było
oczywiste - musiał mie jeszcze jednego informatora w naszym pokoju.
70
Potem, z min , jakby wygłaszał jak
gł bok sentencj , o wiadczył, e sprawa
ojca i sprawa pana Stasia ostatecznie mnie pogn biły. Gdy oponowałem wskazuj c,
e przecie w obu kwestiach ja nic nie zawiniłem, to odrzucił ten sposób my lenia,
gdy
nie mogło by
przypadku w tym,
e to wła nie w moim otoczeniu si
wydarzyło. Zdaje si , chciał jeszcze par chwil mnie dołowa , jednak nieopatrznie
wypsn ło mu si , e organa wcale nie s pewne, czy powinny mi da jeszcze jak
szans i czy wart jestem tego, by wyci gn
do mnie pomocn dło .
Było bowiem jasne, e skoro organa maj te w tpliwo , ale ich przedstawiciel w
osobie ascetycznie wygl daj cego, raczej niesympatycznego, ni
sympatycznego
pana Zygmuntaa, tymi w tpliwo ciami dzieli si ze mn , to jednak pozytywna
decyzja zapadła. Pan Zygmunt musiał zauwa y zmian mego wyrazu twarzy na
mniej bolesny, z pewno ci
uznał to za swoj
pomyłk , ale był zbyt dobrym
fachowcem, aby to okaza . Jednak wyra nie skrócił nasze spotkanie, to dostrzegłem i
o wiadczył, e na razie nie mog dalej mieszka w akademiku i e jest to wyraz ich
szczególnej troski o mnie. A tak e, e ten lokal, w którym jeste my, czasowo, do
ko ca roku akademickiego, skoro i tak obecnie nie jest on potrzebny panu Stasiowi,
mo e by moj kwater . Tak si wyraził - kwater . Nadto, e powinienem do ko ca
roku akademickiego studiowa tam, gdzie studiuj i je li mimo trudnej sytuacji b d
sobie jako radził, to organa o mnie nie zapomn i mam szans , je li wyka
szczególne zdolno ci, sta si kadrowym pracownikiem. A po roku nienagannej
pracy zma
wszelkie w tpliwo ci, które wokół mnie narosły i dalej b d
kontynuował nauk w zgodzie z potrzebami resortu. No bo jednak w mojej uczelni
jestem ju spalony i tylko musz dowie , e potrafi sprosta nawet trudnym
sytuacjom.
Tak poprowadził t rozmow , e wyszło na to, e jestem czemu tam winien, nie
powinienem wi c podnosi kwestii mego ojca, czy te mojej, w rzeczywisto ci nie
przeze ojca i mnie zawinionych, tylko jeszcze bardziej si stara . Dowiedziałem si
za to, e za kwater nic nie musz płaci , a nawet za darmo mog odbywa
miejscowe rozmowy
telefoniczne. A telefon był w pokoju. Oszcz dzałem na
71
opłatach za akademik! Strat jednak było to, e niadania i kolacje musiałem sobie
robi sam i za wszystko płaci w sklepie, za pan Zygmunt ani si nie zaj kn ł, e
przecie tata siedział w ulu i nie mógł mi dawa pieni dzy.
No ale mogło by gorzej...
Gdy ju przeniosłem si do nowego mieszkania, to troch obsun łem si w nauce.
Bo wprawdzie miałem lepsze warunki do nauki, ale mniejsz motywacj . Sk d j
miałem bra , skoro i tak od lata miałem porzuci uczelni i zatrudni si w resorcie...
Przy tej samej ulicy mieszkał doktor Melanowski. Z Melanowskim miałem zaj cia
z ekonomii politycznej socjalizmu i to on zaczepił mnie na ulicy. Ja bowiem, skoro
wszyscy wiedzieli, albo mogli wiedzie o mojej współpracy, wcale znów taki ch tny
nie byłem do poznawania ludzi na ulicy. No ale czy to on nie wiedział, czy mu nie
przeszkadzało, w ka dym razie mnie zaczepił i potem, to ju cz sto spotykali my si
na ulicy, bo on wychodził ze swoim psem. To było zdumiewaj ce, ale on opowiadał
mi o swoich osobistych kłopotach. Znudziła mu si
ona. Rzeczywi cie - par razy
widziałem, gdy przechodziła t sama ulic - nie była pi kno ci . Gdy tym czasem
Melanowski zakochany był po uszy w studentce trzeciego roku Halince Majerek.
Była to miło
z wzajemno ci . Podobne katusze prze ywał, zanim straciłem z nim
kontakt - pan Sta . On te znudził si swoj połowic , której nie widziałem, ale na
słowo mu wierzyłem, e grubej jak kolumbryna i głupiej jak stodoła. Za to zakochał
si w jakiej dziewczynie - jak rozumiałem, cho wprost tego nie powiedział - swojej
informatorce - pewnej pono eterycznej ksi gowej. Ale pan Sta był z charakterem gdy traciłem go z widoku, był w trakcie sprawy rozwodowej. Celował tak, aby
rozwód przeprowadzi
unikn łby przej
akurat wtedy, gdy pójdzie na emerytur . W ten sposób
w pracy. Bo w resorcie takich rzeczy jak rozwody nie lubiano, a
czasem nawet nie tolerowano. Udało mu si
nawet załatwi
sobie mieszkanie
zast pcze - mniej wi cej taki sam lokal, jaki ja dostałem. Mo e miał dwa lokale
kontaktowe?
72
No wi c na chwil przed tymi wszystkimi aferami, to pan Sta bał si , e gdy ju
pójdzie na emerytur , to si na niego wypn i on zostanie do ko ca ycia ze swa
wybrank
w tym mało luksusowym mieszkaniu. Ze smutkiem wspominał,
e
popełnił bł d, e nie pojechał na Ziemie Odzyskane. Tam dopiero było eldorado.
Ludzie z resortu bez gadania dostawali w starym budownictwie w najlepszych
dzielnicach po połówce przedwojennych sze ciopokojowych mieszka , a ówczesne
mieszkania to było nie to, co dzi - miały rozmiar stodoły! Zwykle za s siadów mieli
jakich dyrektorów, ksi gowych, albo urz dników - słowem ludzi kulturalnych - a to
te si liczyło.
Natomiast w Warszawie, gdzie wszystko zostało zburzone, a ludzi zjechały si całe
tabuny - była katastrofa.
Melanowski nie był tak zdeterminowany, jak pan Sta , bo te i miał inna sytuacj .
Pół domu, bo reszt zabrał kwaterunek, obj ł na Mokotowie wraz z mał onk , która
szcz liwie straciła cał rodzin w powstaniu i do tej połówki nie było ju wi cej
pretendentów. Dzieci nie mieli. Jako tak kombinował, aby mie nowa on i
mieszkanie, ale adna kombinacja, która w tej sprawie przychodziła mu do głowy,
nie trzymała si kupy.
Ja oczywi cie o wszystkim donosiłem panu Zygmuntowi, bo i tak nie miałem
innych porz dnych informacji. Pan Zygmunt o dziwo, wcale tych raportów - lubił
bowiem terminologie wojskow
- nie uwa ał za plewy. Przypuszczam,
e
Melanowski te musiał by informatorem i ja go rozumiem - liczył, e mo e dzi ki
temu załatwi sobie mieszkanie, albo mo e - jeszcze lepiej - wykopsa jako t swoj
on . No a skoro był informatorem, to zawsze było warto sprawdzi , czy jest szczery
z organami. By mo e zreszt - sprawdzali, czy ja wszystko wiernie powtarzam? No
bo je li mieli informacje o tym samym i ode mnie i od niego, to pozwalało to
dokona porównania.
Gdy z panem Zygmuntem mówili my o kłopotach lokalowo - miłosnych
Melanowskiego, to pan Zygmunt, który przecie wygl dał jak asceta i kojarzył mi si
73
z jakim wr cz mitycznym, ideowym komunist , takim jak Paweł Korczagin z "Jak
hartowała si stal" Ostrowskiego, dał wyraz swego zrozumienia dla ludzi.
- Słuchaj - jak ten cały Melanowski b dzie ci prosił, by mu po yczył lokal na
godzink czy dwie, eby si spotkał z t swoj kochank , to ty mu nie odmawiaj.
Mo esz si chwil podroczy , mo e nawet niech ci co załatwi, albo co, ale pójd
mu na r k ...
Ja mo e nawet okazałem, e jestem zdziwiony, bo dodał:
- My komuni ci musimy humanitarnie podchodzi do słabo ci człowieka. Sam
widzisz - problem ma i nie chce skandalu. W ko cu - przyzwoity naukowiec, z
pewn pozycj , pracuje na wa nym odcinku kształtuj c socjalistyczn
wiadomo
ekonomiczn - niech sobie ul y. Byleby nikt si nie dowiedział, bo nasze lokale to
nie domy schadzek. Twoja sprawa, jak post pisz, ale przyja
z tym człowiekiem nie
mo e ci zaszkodzi .
Musz przyzna - nawet mi zaimponował tym swoim ludzkim podej ciem. Co
tydzie go widziałem i miałem wra enie, e facet zachowuje si , jakby kij połkn ł tak sztywno. Teraz te mówił w charakterystyczny dla siebie, kostyczny sposób,
jakby problemy z kobietami jego w ogóle nie dotyczyły. Ale jednak chciał
człowiekowi i
na r k .
Ja w ka dym razie podczas najbli szej rozmowy z Melanowskim, a to było jeszcze
tego samego dnia, kiedy rozmawiałem z panem Zygmuntem, wspomniałem o
trudno ciach finansowych i o tym, e program na uczelni jest trudny i musze si tyle
uczy , e w konsekwencji cz ciej jestem w bibliotece, ni w domu.
Melanowski od razu zorientował si , o co chodzi, bo zaofiarował mi dwadzie cia
złotych za to, e udost pni mu mieszkanie na popołudnie. Ja na to, e moje
trudno ci nie s a takie małe, aby dwadzie cia złotych załatwiało spraw . Miałem
swoje racje - pokój w hotelu kosztował mo e dwadzie cia pi
złotych na dob , ale
przecie nie mo na było wynajmowa pokoi w hotelu w mie cie, gdzie si było
zameldowanym, nie wolno było meldowa wspólnie kobiety i m czyzny, je li nie
byli mał e stwem, a wizyty nie meldowanych kobiet w pokojach m czyzn,
74
poniewa wszystkie pokoje, jak uwa ano, s na podsłuchu, mogły si sko czy
niebywałym skandalem i podpadni ciem. Tak wi c - warunki były takie, e mogłem
miało
da
pi dziesi t złotych i o takiej kwocie wspomniałem, lecz
e
Melanowski si targował i dorzucił załatwienie zalicze i egzaminów na studiach, a
ja mogłem mie z tym trudno ci, to przystałem na dwadzie cia pi
złotych.
Nie zgodziłem si natomiast na to, by Melanowski u lusarza dorobił sobie klucz.
Ostatecznie - lokal był słu bowy. Poza tym, zakazane miał telefonowanie, bo
przecie
telefon z pewno ci
był na podsłuchu, a pan Zygmunt wspominał o
dyskrecji. No i pod wszelkimi gro bami zakazałem mu dzwoni na mi dzymiastow .
Zreszt - nie miałoby to sensu, bo na poł czenie, od chwili zamówienia, mogła min
nawet tylko godzina, ale przecie cz sto ł czyli dopiero nast pnego dnia. Mowy nie
było o tym, eby on u mnie koczował dniami i nocami. Poza tym - za takie rozmowy
sam miałem płaci i jak niby miałbym si z nim rozlicza ?
Tak ze trzy razy dawałem mu ten klucz, a on od razu dawał mi pieni dze. Nie
powiem - był elegancki - podawał niebiesk kopert , a w rodku było dwadzie cia
złotych w banknocie z rolniczk i aluminiowe pi
złotych z rybakiem. Po to, by
moneta nie wypadła, zawsze zaklejał kopert . Troch szkoda, bo mogłaby si jeszcze
przyda na list do ojca.
Ja w zgodzie z umow przychodziłem o ustalonej porze i Melanowski był ju na
spacerze z psem - jak gdyby nigdy nic... Dawał mi klucz, ja wracałem... W pokoju
było bardziej posprz tane, ani eli przed moim wyj ciem. W szafce trzymał swoj
po ciel i on, czy te jego flama, zdejmowali z kołdry moj po ciel i wkładali swoj , a
przed wyj ciem powtarzali operacj , tylko w drug stron . Dla mnie to wcale nie
było takie dogodne, gdy ich po ciel była wie a, co dwa razy zmieniana, a moja a
czarna od brudu. Ja j nawet prałem, ale marnie, bo nie miałem tarki. Akurat nie
mo na było jej nigdzie dosta . Chciałem nawet kupi w naszym miasteczku na targu
tak drewnian , o tyle gorsz , e po ciel szybciej si na niej cierała, ale trudno...
Melanowski pewnie miał pralk Frania i takie rzeczy w ogóle go nie interesowały.
Cho
z drugiej strony - prała u nich w domu pewnie
ona i mogłaby si
75
zainteresowa , sk d bierze si ta po ciel? A zatem - zapewne było to zaj ciem jego
kochanki. Cha! - kochanki - kobiety, która na co dzie nie zawracała sob głowy, ale
gdy trzeba było, to oddawała si ...
Z tym miałem problem, bo - jak wspominałem - wprawdzie poczyniłem pewne
obiecuj ce starania, ale wobec ogólnego zepsucia si atmosfery wokół mnie - tak e i
tu poniosłem kl sk . Inna sprawa - dobrze,
e pochopnie nie dałem jej tych
po czoch! To te była nauczka, e ka dy krok warto jest przemy le , nie działa na
łapu - capu, bo tak akurat teraz si wydaje...
To było przed
wi tami Wielkanocy.
Jak zwykle dałem temu całemu
Melanowskiemu klucz i poszedłem sobie do biblioteki, a potem na spacer. Chciałem
i
do kina, ale w Palladium bilety s po dwana cie złotych, a nie po sze , jak w
niektórych innych kinach, wi c zrezygnowałem. Za osiemdziesi t groszy kupiłem
herbat z cytryn . Co to jest, e w zakładach konsumpcji uspołecznionej cytryny
czasem s , a dla ludzi w sklepach - nie ma? Za cytryn w takim zakładzie - cieniutki
plasterek - obsługa z cał pewno ci oszukuje i od razu do wszystkich takich
zakładów, nie czekaj c na sygnały od informatorów - powinno nasyła si kontrol i
zamyka paso ytów - licz sobie dwadzie cia, a czasem nawet - np. w WARSIE trzydzie ci groszy. No i to jest loteria, bo jak trafi si skrawek z brzegu, to w ogóle w
cytrynie nie ma soku, a jedynie skórka! No wi c - ja sobie to kalkulowałem, tak pij c
- z malutkiej cytryny wykroj
i osiemna cie, no niech b dzie,
e pi tna cie
plasterków. A z du ej to nawet trzydzie ci. A przecie na pewno jest na to norma i
ona na pewno jest wy sza.
Musiałem i
do toalety i okazało si , e nawet pokawałkowanych gazet tam nie
było. No przecie chyba nikt takich gazet nie kradnie. Ja rozumiem, e w toalecie nie
ma arówki - wiadomo - kradn , albo nie montuje si jej pod pozorem kradzie y i
tego nie da si skontrolowa - ale gazet?
A ja akurat nie miałem
adnej gazety, czeka
nie mogłem, wi c z ksi ki
bibliotecznej wyrwałem dwie mniej wa ne kartki. A przecie taka ksi ka jest
wi cej warta ni nawet rolka papieru toaletowego? W restauracjach kategorii "S" i w
76
lepszych kawiarniach babcie klozetowe wydaj po skrawku prawdziwego papieru
toaletowego, a przy okazji sprzedaj
ameryka sk
gum
do
ucia. Szatniarze
sprzedaj papierosy, a one gum . Taki jest podział. Jedno i drugie jest albo z
przemytu, albo kupowane w Baltonie i nielegalnie odsprzedawane przez wła cicieli
bonów szatniarzom i babciom. A papieru toaletowego nie ma! Gazet nie ma. I co si
dziwi , e ksi ki z bibliotek maj poobdzierane strony? I jak my - informatorzy mo emy temu zaradzi ? Jak pomóc socjalistycznemu pa stwu?
Tak wi c wróciłem o dziesi tej na moj uliczk , a Melanowskiego nie ma. Pogoda
podła, ja wprawdzie byłem dobrze ubrany - obkupiłem si - bo to i buty na gumowej
podeszwie - takie nie przemakaj od dołu, i spodnie wełniane z pedetu i wreszcie
płaszcz z bazaru, z samodziału, szyty z pewno ci na lewo, ale ciepły. Musze jeszcze
tylko kupi
sobie fabrycznie zrobiony sweter, koniecznie czarny i b d
miał
wszystko. Najlepszy byłby z golfem, angielski, ale taki ładny na ciuchach widziałem
za tysi c dwie cie złotych, w serek za osiemset, a kiepski, to mo na dosta nawet za
trzysta pi dziesi t, oczywi cie po ostrym targowaniu si ze spekulantk . Najlepiej
byłoby zamkn
tak jedn z druga bab , towar skonfiskowa i nawet odpłatnie
odsprzedawa współpracownikom, no ale wówczas nikt by nie handlował. To ju
lepiej jest tak jak teraz - czasem si je zamyka, ale zwykle nikt sobie tym głowy nie
zawraca.
Podobno jest tak, e je li kto o tym przypomni towarzyszowi Wiesławowi, to jest
akcja i spekulantów si zamyka, soli porz dne wyroki, czasem i osiem lat, a potem
znów si
czeka do nast pnej akcji.
A towarzysz Wiesław - wiadomo - jest
człowiekiem, który o wszystkim pami ta, no ale nie codziennie, bo nie dałby rady....
Odczekałem te pi tna cie minut na dworze i zdecydowałem si zajrze do mojego
pokoju. Nie miałem klucza, ale co tam.
wiatło si
wieci, wi c pukam, a nikt nie
odpowiada. No to miałem pretekst - nikogo nie ma, a wiatło si
wieci. Ja za wiatło
nie płac , ale oni o tym nie wiedz . Zajrzałem przez dziurk od klucza, ale nic nie
było wida . Wszedłem do rodka, a tu w moim łó ku le y kobieta - brunetka - tak ze
dwadzie cia osiem lat, po pachy zasłoni ta moj kołdr w ich poszwie. Oderwała si
77
od czytania kryminału z serii tłumacze
z angielskiego. Klucz, tak jak si ju
spodziewałem, tkwił w drzwiach.
- Pan tu jest lokatorem - spytała i nie potrafiłem zorientowa , si , czy jest
za enowana, czy nie. Ja byłem...
- Tak, ja tu mieszkam. A pana Melanowskiego nie ma?
- Musiał wyj . Jaka sprawa rodzinna - przyszła s siadka przysłana przez jego
dotychczasow
on . Kazał mi tu czeka , to czekam...
Mogłem jej kaza si zbiera , no bo pora była pó na i po ustalonym terminie, ale to
była niebrzydka brunetka, na ramionach miała tylko rami czka od stylonowej,
ró owej halki, a ja zreszt nie miałem jeszcze wpisanych zalicze do indeksu. To
dopiero za miesi c i nie chciałem zadziera z Melanowskim.
- Widz , kawaler jeszcze młody... Student pana Melanowskiego?
- Tak, ta - odpowiedziałem - z pierwszego roku - b d in ynierem rolnictwa...
Skłamałem, bo przecie miałem tylko do ko ca roku studiowa , ale co za ró nica?
- Pan siada - poczeka, zaraz zrobi herbat ...
Byłem troch zdziwiony, e w mojej kwaterze mi maj robi herbat ? Ale z drugiej
strony, skoro w jednym pokoju jest kobieta i facet, to wiadomo, e wypada, aby
sprawy domowe załatwiała kobieta. One to lepiej umiej ...
Wstała. Pod halk było wida , e nie zdj ła majtek, ale za to, na tle lampy
zawieszonej na cianie przy wej ciu, obok maszynki elektrycznej, takiej porz dnej,
przedwojennej, która jest tak zabezpieczona, e pr d nie ma prawa popie ci - nie
powojennego barachła - pod lekko prze wituj cym stylonem rysowały si jej piersi.
Dorodne, spore, cho mogłyby by jeszcze wi ksze...
Ja przed wyj ciem zostawiłem brudne moje trzy szklanki i talerz. Ona ju
pozmywała, ale robiła herbat - przyniosła swoj - Madras za dziesi
złotych, wi c
musiała pozmywa . W trakcie tej pracy rami czko jej si obsun ło. Ale wida
kobieta - nie przedstawiła mi si - przywykła do solidnego wykonywania, a zatem i
nie przerywania pracy, bo z poprawieniem rami czka czekała do ostatecznego
umycia szkieł. Zreszt - halka zawisła na samej brodawce odsłaniaj c zaledwie jej
78
górn
kraw d . Oczywi cie obserwowałem to z napi ciem i zapewne ona to
wiedziała, albo przynajmniej domy lała si .
I w tym momencie, z impetem wpadł do pokoju Melanowski. Chyba si skradał, bo
nic nie było słycha . Spojrzał na swoja flam , na mnie... Ona co chciała powiedzie ,
ja za czekałem, a powie dzie dobry - bo to przecie on wszedł do czyjego
mieszkania, a on zamiast tego wykrzykn ł:
- Kurwa! - i wybiegł z powrotem.
Ja byłem zdumiony, a ona przera ona. Tym razem chyba naprawd zapomniała o
tym rami czku, bo zastygła, odwrócona najpierw do mnie placami, a twarz do
drzwi, a potem twarz do mnie, gdy prawa pier całkowicie si ju odsłoniła.
I w takiej pozie po raz drugi zobaczył j Melanowski, którego twarz zarysowała si
w przerwie mi dzy słu bow , to wiedziałem od pana Stasia, ale zbyt w sk zasłon ,
a okiennic . Po chwili co jeszcze powiedział, ale przez okno nie było wyra nie
słycha
i znikn ł. Kobieta nadal nie orientowała si , co mogło zbulwersowa
Melanowskiego, bo machinalnie, nic nie poprawiaj c w garderobie, zacz ła sypa do
szklanek wiórki herbaciane. Do
du o wiórków... Zalała je wod i ły eczk do
ka dej szklanki, bez pytania, nasypała z mojego cukru po dwie i pół ły eczki.
Dopiero przed przeniesieniem tego na stół poprawiła rami czko, tak machinalnie,
jakby si nic nie stało.
Usiedli my.
- O co mu chodziło - taki kulturalny człowiek? - spytała kobieta.
- Nie wiem - odpowiedziałem - cho si domy lałem...
- O t halk , która ci gle si zsuwa? Przecie dobrze o tym wie. Ja nie mam tyle
pieni dzy, eby zamawia sobie bielizn na Rutkowskiego...
Poniewa jednak nadal nic nie mówiłem, to dodała:
- Pan jest młodszy ni ja, wła ciwie, to jeszcze dzieciak. No wi c niby co si stało, e
tak przy robocie sobie pan poogl dał to i owo. Ja si pana nie wstydz . Przecie nie
b d si wstydziła prawie dziecka...
79
Nie podobało mi si , e ona uwa a mnie za prawie dziecko, ale podobała mi si
deklaracja, e wcale si mnie nie wstydzi. Stanowczo nie chciałem zadziera z
Melanowskim, przynajmniej przed zako czeniem sesji egzaminacyjnej, ale tu przede
mn
siedziała realna kobieta, której pier
jeszcze przed chwila była całkiem
odsłoni ta i która deklarowała, e nadal si mnie nie wstydzi.
Spróbowałem herbaty, ale była jeszcze gor ca, a wiórki pływały na powierzchni.
Sam nie wiem, sk d zebrałem si na miało
i poło yłem dło na jej kolanie. Ona
udała, e nic nie zauwa yła, cho lekko drgn ła.
- Dorosły z niego człowiek, a zachowuje si jak dziecko. Mo e nawet nas podgl da?
Natychmiast wstałem i poprawiłem zasłony. Delikatnie starałem si zafilowa , czy
nie ma go za oknem, ale nie widziałem. Ko ce firanki umocowałem do parapetu za
pomoc ksi ek i to samo zrobiłem z firank w drugim oknie. Potem podszedłem do
kobiety, tak od tyłu i delikatnie dotkn łem j za obiema dło mi z obu stron miejsca,
gdzie szyja przechodzi w ramiona.
- Kawaler nie chce pi
herbaty? - spytała, lecz ja delikatnie zsun łem jej te
rami czka. Tkanina znów - teraz po obu stronach, zatrzymała si nieco powy ej
brodawek. Zsun łem je palcami i pełnymi dło mi obj łem obie piersi od dołu.
Kciukami dotkn łem sutek - sam to wymy liłem.
- Kawaler spał ju z kobiet ?
- Nie - odpowiedziałem spontanicznie i dlatego prawdziwie...
- A kawaler dotykał kobiety w miejsca intymne?
Nie wiedziałem, co odpowiedzie , bo o swoich skromnych do wiadczeniach,
szczególnie tych ostatnich - bolesnych - nie chciałem wspomina . Ona jednak jakby
nie czekała na odpowied , bo nagle wstała, obróciła si i nie poprawiaj c tej halki, z
odkrytymi piersiami zarzuciła mi r ce na moje ramiona. Powiedziała, ale tak
nami tnie, cho zarazem tonem, jakby spełniała raczej dobry uczynek, ni co , czego
sama chce:
- o Jezu - i całym ciałem przywarła do mojego...
80
To była katastrofa. Ci gu zdarze nie potrafi zrozumie . Najpierw nic si nie
działo. Min ły dwa tygodnie. A wreszcie, ni z tego, ni z owego, opiekun grupy
dzieka skiej wzywa mnie i pyta, gdzie ja mieszkam. A ja nie wiem, co
odpowiedzie , bo przecie
lokal jest słu bowy, ale o tym, to było oczywiste,
wspomina nie nale ało. Oczywi cie, skoro facet był opiekunem grupy dzieka skiej,
to mo e był nasz? Ale z drugiej strony patrz c, rzecz nie była pewna. A poza tym,
nawet je li był nasz, to czy to znaczyło, e ja mam zdradza mu swój adres?
Powiedziano mi jedynie, bym starał si nikogo ze studiów nie zaprasza do lokalu
chyba, e słu yłoby to pozyskaniu wa nych informacji, czyli w praktyce – dla
wzbudzenia zaufania u po danego informatora. Wówczas nawet mogłem na
rachunek fikcyjnej firmy zrobi pewne zakupy celem
ugoszczenia informatora.
Uznałem, e to nie jest nic warte, bo ponosiłem takie ryzyko, e je li ostatecznie nie
b d mógł informacjami uzasadni wydatków, to by mo e nikt by mi nic nie
zwrócił?
Przy okazji pan Zygmunt rzucił, e do takiego ugoszczenia mog u y produktów z
paczek wi tecznych. Ale nie powiedział, czy wówczas te produkty byłyby mi
zwracane? Sam dostarczył mi paczk wielkanocn . Wr czaj c ja powiedział, e to
jest paczka pierwszomajowa, ale wydawana jest troch wcze niej. Nawet si nie
zaj kn ł,
aby miało to zwi zek z Wielkanoc . Tak samo jak uprzednio, przed
Bo ym Narodzeniem, gdy wr czał mi paczk pan Sta , to wyja niał, e to jest taki
padarunek od Dziadka Mroza na Nowy Rok i kazał mi po wiadczy zawarto . Ja si
wtedy wstydziłem dokładnie ogl da
specyfikacj , a brakowałó wypisanych i
podpisanych przeze mnie jako odebrane: wody kolo skiej "Prastara", szwedzkich
yletek, paczki cukierków Krówki dwie cie pi dziesi t gramów, butelki winiaku nie
pami tam jakiej nazwy, a tak e "zestawu luksusowych papierosów krajowych". Pan
Zygmunt był du o porz dniejszy, bo brakowało tylko koniaku rumu skiego z
81
niemieckoj zyczn
etykiet , o nazwie "Triumph" i delikatesowego mydła
dzieci cego o nazwie "Kajtek".
Tak wi c w dwa tygodnie po ostatniej wizycie Melanowskiego wezwał mnie
opiekun i odpytywał z rzeczy, które do niego nie nale ały. I dopiero na zako czenie
o wiadczył,
e cały skandal, który ma miejsce w moim mieszkaniu, zostanie
omówiony na posiedzeniu Komitetu Wydziałowego pezetpeer i by mo e b dzie
zalecenie dla wydziałowej komórki zetemesu, aby ustosunkowała si do zagadnienia.
Gdy pytałem, szczerze zaskoczony, o co chodzi, to ten opiekun odpowiedział,
zwracaj c si do mnie nie per pan, lecz per wy:
- Sami ju dobrze wiecie, jaki... - tu zawiesił na chwil głos, wyra nie szukaj c
wła ciwego okre lenia - bardak macie w domu....
Ja oczywi cie nie byłem durny i od razu domy lałem si , e chodzi o kochank
Melanowskiego i tylko nie rozumiałem, jak on mógł, maj c on , zdecydowa si na
ujawnienie swego podwójnego ycia. Ale zdecydował si , upublicznił - takie były
fakty i ju . Nadal jednak nie rozumiałem, co to obchodzi pezetpeer i zetemes? No bo
rozumiem, gdyby pan Zygmunt miał do mnie al, ale nie kto spoza resortu.... A
zreszt pan Zygmunt o wizytach tej pary był informowany, nawet wyra nie si tym
interesował. O finale ostatniego spotkania te wiedział, nawet mi gratulował, cho
chyba ironicznie. Ale kazał rozla
po kieliszku nalewki wi niowej, któr
przywiozłem z domu. Byłem nawet zdziwiony, bo pan Zygmunt nie był
moczymord . Zreszt
wypili my tylko po jednym, a wła ciwie po szklance
napełnionej ledwie u samego dna.
Tak wi c od strony resortu byłem kryty. Wprawdzie było jasne, e Melanowski nie
pomo e mi w zaliczeniach i egzaminach, ale to wszystko razem nie wydało mi si
jeszcze przesłank do jakiej katastrofy. Oczywi cie, w trybie alarmowym spotkałem
si z panem Zygmuntem, który był zaniepokojony, a nawet zdenerwowany. Chyba
nie na mnie, bo powiedział:
- Ja im nogi z dupy powyrywam...
A po chwili dodał:
82
- Ja im nogi z dupy powyrywam, nawet sami nie b d wiedzieli - kiedy...
Stało si inaczej. Ju nast pnego dnia zebrał si Komitet Wydziałowy pezetpeer,
bezpo rednio po nim Zarz d Wydziałowy zetemes i oba te gremia uchwaliły, e
takiej zakały jak ja nie mog tolerowa mury socjalistycznej uczelni rolniczej.
Słowa: zakała i moralno
socjalistyczna zawarte zostały w obu uchwałach. Tak wi c
zalecono dziekanowi relegowanie mnie z uczelni, a poniewa kto taki jak ja kalałby
szeregi socjalistycznych in ynierów rolnictwa, to relegowano mnie bez prawa do
powrotu. Wszystko to stało si szybko i gładko i nie miało ju
adnego znaczenia,
e list polecony, zreszt na adres domowy w miasteczku, podpisany przez dziekana,
przysłano dopiero po dwóch tygodniach. List matka oczywi cie przeczytała i to j
całkowicie rozstroiło, bo przecie uznała, e wyrzucono mnie z uczelni z powodu
ojca, przeciw któremu toczyło si
ledztwo. Potem tłumaczyłem jej, e oba fakty nie
maj ze sob zwi zku, lecz nie uwierzyła.
Dla mnie najwa niejsze było, jak do afery ustosunkuj si organa? Z ich strony
byłem całkowicie w porz dku. Wyobra ałem sobie, e jest to sztab ludzi wnikliwie,
wedle
jakiej
kolejno ci
omawiaj cych
problematyk
poszczególnych
współpracowników, analizuj cych, daj cych wytyczne oficerom prowadz cym. Pan
Zygmunt był zasmucony obrotem sprawy, lecz nie s dził, aby było tak le.
- Wszystkie inkryminowane wypadki maj
chwilowa słabo
pokrycie w dokumentacji. Twoja
te jest tam opisana. Podkre liłem fakt, e kobieta była starsza od
ciebie i raczej mo na by mówi o deprawacji osoby, która nie tak dawno przestała
by małoletnia, gdyby nie to,
e rekomendowany jeste do słu by czynnej w
organach i w tej sytuacji trudne okoliczno ci, w jakich si znalazłe , dowodz twojej
przydatno ci. Ostatecznie podj łe si tych wszystkich czynno ci z ch ci uzyskania
informacji o obiekcie, udaj c ofiar jej wyuzdania i pozornie ulegaj c jej. Ja jestem
wobec ciebie w porz dku, ale co si porobiło. Do mnie doszły słuchy, e to był jaki
nierz d, a to przecie kompletna głupota. Rozpalona baba nie została zaspokojona
przez Melanowskiego, no to uwiodła ciebie, a ty, chc c uzyska
niezb dne
83
informacje udałe , e dajesz si uwie , gdy w rzeczywisto ci pełniłe obowi zki
lojalnego informatora.
Zadumał si i po chwili jeszcze dodał:
- Tu jest jakie drugie dno i ja si dowiem, kto pode mn dołki kopie...
Byłem zdziwiony, bo przecie to ja wpadłem w dół, nie on, ale i zadowolony, bo
to oznaczało, e w poj ciu pana Zygmunta moja sprawa była jego spraw . Miałem
poczucie, e nie jestem w tym wszystkim osamotniony, e jednak mog si wesprze
o mojego prowadz cego... To było wa ne, bo przecie pan Zygmunt, to nie był brat
łata pan Sta , lecz człowiek, który wszystko, co robi, to robi w sposób przemy lany i
budz cy zaufanie.
Ale na razie nie był w stanie nic wymy li .
Po paru dniach, listem poleconym, na adres akademika, bo jako to wszystko tak
było załatwiane, e formalnie nadal zameldowany byłem w akademiku, przyszło
zawiadomienie, e zostałem skre lony z listy studentów i e przysługuje mi prawo do
odwołania si . Ten dokument został podpisany przez dziekana do spraw studenckich.
Znów spotkałem si z panem Zygmuntem i pan Zygmunt, cedz c słowa, tak ze dwa
razy podkre lał, tym razem, e jaja im powyrywa, ale wiedział du o wi cej. Okazało
si , e Melanowski zgłosił do mojego dziekana, ale tak e do działu kadr w pracy tej
kobiety - Anny Bawiaruk - informacj , e Anna Bawiaruk zajmuje si zawodowo
nierz dem, za ja trudni si kuplerstwem. Zarazem przekazał t wiadomo
gdzie
wy ej "po linii politycznej" i z najwy szego szczebla zeszła informacja,
e
najwy szy szczebel uznał, e w socjalistycznym pa stwie nie ma takiej mo liwo ci,
by kto musiał zawodowo zajmowa si nierz dem i sutenerstwem i e trzeba by
człowiekiem o osobowo ci prostytutki i alfonsa, aby w naszych czasach to robi . A
w takim razie mamy nadal to robi , ale ju nie pod przykrywk pracy i studiowania
w socjalistycznym zakładzie pracy i w socjalistycznej uczelni. Partia nie jest w stanie
nic na to poradzi , cho zdaniem najwy szych szczebli, kuplerstwo jest karalne, ale
te
najwy sze szczeble machn ły r k
na mój kr gosłup ideowy, bo "w tych
84
okoliczno ciach socjalistyczne pa stwo jest bezsilne i nie jest w stanie powstrzyma
mnie i j przed nasz antysocjalistyczn , nierz dn działalno ci ".
Tak wi c pan Zygmunt wr cz podyktował mi podanie do dziekana, bardzo dobre,
gdzie sam siebie mieszałem z błotem, podkre lałem brak mego do wiadczenia
yciowego i zagubienie w wielkim mie cie, a tak e zwalałem wszystko na Ann
Bawiaruk.
Ale zarazem stwierdził, e to wszystko i tak psu na bud si zda i e naprawd , w
wyniku paskudnej prowokacji, której on nie my li ulega , zostan alfonsem, a ona
kurw . Na razie jednak kazał mi ucieka z Warszawy. A poniewa , w zwi zku a
afer , w któr wpl tał si mój ojciec, nie byłoby dobrze, bym wracał do mojego
miasteczka, to on wysyła mnie w misj do Nakła na Pomorzu. Mam si zatrudni do
akcji buraczanej tamtejszej cukrowni. Nadal to on, pan Zygmunt b dzie mnie
prowadził i z nikim
pod
adnym pozorem, cho by nawet wzi li mnie do
bydgoskiego SB i grozili najgorszymi konsekwencjami, nie mam nawi zywa
kontaktu słu bowego. Mam sobie my le , e jestem agentem socjalistycznej Polski
w zachodnim NRF i e wszystkie miejscowe słu by, s to słu by rewizjonistycznych
i imperialistycznych Niemiec zachodnich, które tylko czyhaj , aby zabra nam nasze
Ziemie Odzyskane. Dodał przy tym, abym pami tał, e gdyby Niemcy, morduj c
mieszka ców rodzinnej wsi moich rodziców, nie spalili ko cioła, to ojciec nie
siedziałby w wi zieniu, ja nadal bym studiował mieszkaj c w akademiku, nie
poznałbym tego parszywego prowokatora Melanowskiego, któremu pan Zygmunt
przy jakiej okazji te si dobierze do dupy, cho by po to, aby pokaza tym draniom,
e nam si nie robi koło dupy i nawet pan Sta nie musiałby bez potrzeby i
wcze niej na emerytur , ni na to zasługiwał. Dostałby jeszcze awans, jakie premie i
byłaby ta emerytura cacy, a nie taka, jaka jest.
Pan Zygmunt miał racj
odwołania...
- dziekan ustosunkował si
negatywnie do mojego
85
Wraz z utrat indeksu, straciłem tytuł do korzystania z lokalu słu bowego. Skoro
bowiem miałem z niego penetrowa
rodowisko akademickie, to musiałem odda
klucze i ju . Ale firma mnie nie opu ciła. Delegowano mnie do tego Nakła. Miałem
za zadanie sprawdzi
na miejscu, czy raporty miejscowej SB s
prawdziwe.
Poniewa nie znałem tych raportów, to - by mo e - wcale nie b d wiedział, jakie s
efekty mojej misji? W ka dym razie pan Zygmunt przestrzegał mnie, e wła nie ze
wzgl du na t specyfik jest to zadanie niebezpieczne.
- W naszej robocie, gdy inaczej nie mo na, to w łeb si daje obiektowi i po pie ni... zauwa ył filozoficznie i było jasne, e tym obiektem mog by ja.
Wcale tego niebezpiecze stwa nie widziałem, jako jak
nielojalno
firmy wobec
mnie. Przeciwnie - specyficzny romantyzm przygody podobał mi si . Nadto liczyłem, e im bardziej si zasłu , tym wi ksza jest szansa, e za moje zasługi
zwolni ojca. Wprawdzie pan Zygmunt wcale mi tego nie obiecywał, a nawet
podkre lał, e to raczej ja sam powinienem si zrehabilitowa w oczach słu by, lecz
byłem przekonany, a mo e po prostu chciałem wierzy , e dokonam rzeczy tak
wa nych, e jednak te zasługi zostan policzone równie ojcu.
Jechałem osobowym. Przysługiwał mi zwrot kosztów podró y. Ale bez
okazywania biletu - tylko za poci g osobowy II klasy. A przecie ci gle mogłem
korzysta ze zni ki jako student. Wa nej do ko ca wrze nia legitymacji studenckiej
nie zwróciłem.
Ludzie wchodzili i wychodzili, wi c pomimo najlepszych ch ci nie udało mi si
nikogo upolowa tak, eby mo na było sporz dzi raport. Wprawdzie opowiadali
dowcipy o towarzyszu Wiesławie i towarzyszu Chruszczowie, ale nie znałem ich
nazwisk Poza tym jeden dowcip był o towarzyszu K pie. Wszystkie zasłyszane
dowcipy słyszałem ju od pana Zygmunta i sam byłem zreszt zobowi zany je
opowiada . To nie było tak, e miałem taki obowi zek na pi mie, ale pan Zygmunt
tak to jako opowiadał, e było wida , e chce, abym zapami tał i powtarzał. I je li
raportowałem mu potem o tym, e słyszałem od osób trzecich te dowcipy, to si
86
cieszył, a jeszcze bardziej cieszył si , gdy mogłem powiedzie , jak si nazywa
opowiadaj cy. Dodawał przy tym:
- Ty pewnie my lisz, e chodzi tak sobie o to, by do teczki obiektu doł czy
informacje o ich aspołecznym zachowaniu? No tak - to te , ale to nie ma znaczenia wszyscy opowiadaj dowcipy. To wcale nie buduje sylwetki obiektu. Za to mo na
umiejscowi obiekt wzgl dem innych naszych agentów i docieka , jakimi cie kami
rozchodz si plotki. A je li jest to nasz człowiek, no to te wa ne, e si nie leni. To
wszystko słu y dla nauki...
W Nakle skierowali mnie na kwater
prywatn . Wyst powałem tam jako
pracownik sezonowy o wysokich kwalifikacjach pozwalaj cych powierzenie mi
samodzielnego stanowisko. Dostawałem na miesi c 1800 złotych pensji, premie za
nadgodziny i inne premie, ale to w sezonie buraczanym, zwrot kosztów kwatery, 20
złotych dziennie zwrotu kosztów wy ywienia - ale to wszystko to od cukrowni. Bo z
firmy dostawałem 920 złotych, a tak e 1000 złotych na fundusz operacyjny. Gdybym
go przekroczył, to musiałem przedstawi rachunki, lub wiarygodne o wiadczenia za
wszystkie wydatki, w tym tak e obejmuj ce ten tysi c. Poniewa cukrownia płaciła
mi za delegacj
i kwater , to firma ju
nie płaciła. Pan Zygmunt wprawdzie
wspominał, e to pewnie jako by przeszło, ale gdyby si wydało, to jemu by si do
dupy dobrali, a mnie jaja oberwali i wsadziili na kapusia do kryminału.
Kwatera była w porz dku - w ceglanym, nie tynkowanym domu, ale nie szkodzi,
bo z pi knej licowej cegły. Gospodarzami byli ludzie przed pi dziesi tk : ona - pani
Magda - była sklepow w małym sklepiku i miałem sprawdzi , czy nie robi nadu y ,
bo nigdy nie ma manka, a on - pan Bernard - rybakiem na Noteci. Jego prac nie
warto było si interesowa . Przedtem rybacy byli w spółdzielni, ale gdy ryby w
Noteci wytruło, to przeszli na pa stwowe. Pan Zygmunt od razu mi powiedział, e
oni wykazuj wi ksze zu ycie sprz tu i paliwa, ni to ma miejsce w rzeczywisto ci,
no bo po co maj bez sensu pływa po rzece, w której nie ma ryb?
Tu si pan Zygmunt jednak mylił - troch ryb było, ale co lepsze rybacy łapali dla
siebie.
87
Ju
pierwszego dnia uło yłem si
z gospodarzami,
e niadania i kolacje a
dwana cie złotych dziennie, a w niedziele za dwadzie cia, je
b d u nich. Drogo to
wychodziło, ale pani Magda powiedziała, e jak mi nie b dzie pasowa , to mog
zawsze robi sobie sam. Ja si nie targowałem, bo przecie byłem przestrze ony, e
oni byli folksdojczami i pocz tkowo, póki ich nie poznałem, wyobra ałem sobie, e
jako folksdojcze mog mnie nawet zamordowa .
Dzieci mieli dwoje - oboje ju na l sku. Syn był górnikiem, a córka on górnika
i mogła pracowa tylko na pół etatu. Mieli tam dobrze, bo porz dni ludzie na l sku
wcale ich nie mieli za goroli, tylko za normalnych, przyzwoitych ludzi.
W kwaterze łó ko było czyste i nie było robactwa. Przeciwnie - wszystko a si
l niło. Gdy pani Magda nie pracowała, to pucowała i słuchała radia.
Ju pierwszej soboty, pod patelni kaszanki, lepszej ni u nas na kielecczy nie, a
tym bardziej lepszej ni w Warszawie, cho ze sklepu, takiej zesma onej z naci
dymki z inspektu za domem, do tego była jeszcze na deser babka dro d owa z
kruszonk , ale inna, ni robi mama, bo taka z blachy, a nie z formy i ze liwkami z
kompotu w rodku - upili my si jak niebo ta. Najpierw poszło pół litra czystej,
potem chciałem i
na jak
met , ale pani Magda przypomniała, e pracuje w
sklepie i " adnych metów nie trza" Do tego dodała charakterystyczne w tamtych
stronach: "jo", a na stół wpłyn ła litrowa, przedwojenna, monopolowa butelka, jak
doskonale znałem z domu rodzinnego - bimbru z melasy. Podobnie jak mama, te i
pani Magda. myj c butelk uwa ała, by jak najmniej uszkodzi jeszcze autentyczn
etykiet .
U pani Magdy i pana Bernarda po raz pierwszy w yciu, poza por zimow , po
przyj ciu do domu, musiałem zdejmowa buty i zakłada kapcie.
Na koniec uczty z kaszank i z ciastem dro d owym pani Magda wyci gn ła
długiego na dobre pół metra uw dzonego w gorza i ci kim, cho wyostrzonym
bagnetem, niczym tasakiem por bała na kawałki i podała na talerzu z chlebem. Dla
mnie miał za mało soli, no wi c ka dy kawałek soliłem i jadłem, a mi si uszy
trz sły, cho głowa, a i reszta ciała, poruszały si coraz leniwiej. Pan Bernard miał
88
si , e ten w gorz, którego wła nie jedli my, ju wypatroszony i nasolony, w beczce,
podczas w dzenia, to jeszcze z pi tna cie minut si wił, a ciepło od dymu całkiem
go nie przeszło. Ja te si
miałem, bo przecie ka dy wie, e w gorz ma twarde
ycie i w kawałkach potrafi podskakiwa na patelni.
Moim kierownikiem był pan Antoni. Pan Antoni te pracował sezonowo, ale był
odpowiedzialny za skadrowanie aparatu skupu buraka, czyli po prostu za
zatrudnienie osób obsługuj cych skup. Pan Zygmunt kazał mi nastawi si na tego
Antoniego, bo to rzeczywi cie było dziwadło. Major jeszcze UB, po pi dziesi tym
szóstym wyszedł ze słu by, a w ubiegłym roku wyst pił z partii. Podczas obserwacji
miałem bra pod uwag , e jest maoist zwi zanym mo e z Mijalem, czyli takim
człónkiem kace, który wła nie zbiegł do Albanii. Albo
e uległ ideologii
mikołajczykowskiej, a praca w ube była dla niego tylko przykrywk . No - w ogóle miałem mu si
przygl da . A ju
najwa niejsze, to było zapami tywanie
wszystkiego, a potem, jak si wyraził pan Zygmunt:
- I tak da si co sfastrygowa .
Przez dwa tygodnie mieli my szkolenia i wprawdzie nie wszystko dawało si
zapami ta , bo skryptów nie było, a prelegenci czasem sami nie byli przygotowani,
jednak to nie było takie trudne i dawało si wzi
sprawozdawczo
na logik . Najtrudniejsza była
- wszyscy si tej sprawozdawczo ci bali i pan Antoni obiecywał,
e ze sprawozdawczo ci to postaraj si nikogo nie pozostawi samego, bo na tym
najłatwiej si wyło y .
Oni tu wszyscy u ywali słowa "wyło y " i dopiero, gdy na drug
niedziel
pojechali my Lublinem z cukrowni na mecz zu lowy Polonii Bydgoszcz, a Polonia
to przecie resortowy klub, to zrozumiałem, e wykładał si
u lowiec, który,
zwykle na zakr cie - wywracał si .
Wracaj c zatrzymali my si w jakiej wiejskiej gospodzie. Pan Antoni był z
Bydgoszczy, tam mieszkał, miał rodzin . Ale jechał do Nakła z nami. W gospodzie
nie było ani rosołu, ani w ogóle porz dnej zupy, tylko szczawiowa i owocowa
zabielana z makaronem. Ciekawa rzecz - rosołu nie było, a sztuka mi s w sosie
89
musztardowym była, zreszt
łykowata. No ale trudno, aby wsiowych karmili
eksportow wołowin ... Czysta wódka te była na wyko czeniu - były tylko dwie
flaszki, a poza tym jedynie jarz biak eksportowy, bo z napisami po angielsku i
słodkie: orzechówka i angielska gorzka. Ja tej angielskiej nigdy nie piłem i nigdy
bym nie powiedział, e gorzka jest słodka, bo przecie sama nazwa dezinformuje
ludzi pracy. Pó niej nawet uj łem to w raporcie i pan Zygmunt miał si ze mnie i
chyba jednak po prostu wyrzucił ten raport.
Usiadłem obok pana Antoniego, co zostało przez niektórych odczytane jako
lizusostwo, a ja przecie chciałem uzyska informacje. No i nawet pilnie starałem si
sobie wyobrazi , co to jest ten maoizm? Wychodziło mi na to, e je li kto bardzo
ceni chłopów, to jest maoist . Literatury
adnej na ten temat nie miałem, a
informacje pana Zygmunta były m tne. I tak przy wódeczce sprawa si wyja niła.
Wszyscy z sezonowego działu skupu w cukrowni byli skrajnymi antymaoistami,
poniewa
wyra ali si
o chłopach pogardliwie. Wszyscy mianowicie na ró ne
sposoby podkre lali, e chłopi s t pi, a z niedomówie wynikało, e łatwo jest z
nich wciska pieni dze, które zreszt nie s im potrzebne, bo maszyn rolniczych i
tak inaczej nie mo na kupi , jak na lewo z pegeerów, rzekomo - za chłopsk łapówk
- złomowane, a inne rzeczy nie s im potrzebne. Wychodziło na to, e je li chłop nie
b dzie miał pieni dzy, to nie b dzie łapówek dawał i wreszcie b dzie dobrze. I
jeszcze wyra ali pogl d, e chłop pi, a jemu w polu samo ro nie. A dziwne było to,
e wszyscy rozmówcy jako tam, na ile si zorientowałem, wywodzili si ze wsi i
powinni wiedzie , czy na wsi pracuje si , czy nie?
Ja wyra ałem zdziwienie i dostrzegł to pan Antoni. On jeden nie przył czał si do
chóru i nawet starał si zmieni temat na u lowy. Wspomniał, e który
u lowiec,
bodaj o nazwisku Połkard, tak wyr n ł o ziemi , a potem o band , e normalny
człowiek złamałby kr gosłup, a tamten nic. Sam wrócił do boksu i tylko lekarz
zakazał mu bra udział w kolejnych jazdach. Nie na długo, bo publika gwizdała,
skandowała i w przedostatniej je dzie jednak pojechał... Podobno wida było po nim,
90
e ledwo trzyma si motocykla, bo doszedł ostatni, wszyscy go ałowali i dalej
skandowali jego nazwisko.
W dwa dni pó niej przyjechał pan Zygmunt. Spodziewałem si go. Zbli ała si
defilada na dwudziestego drugiego lipca - tysi clecie pa stwa polskiego. Prawie nic
nie miałem o nastrojach patriotycznych. Nikt mi nic nie mówił o li cie biskupów
polskich do biskupów niemieckich i nie miałem komentarzy o płaszczeniu si
naszych biskupów przed niemieckim rewizjonizmem. Miałem tylko tyle, e prawie
wszyscy chodz do ko cioła, partyjni u ywaj przy tym podkładki, e towarzysz
swoim onom i dzieciom. O samym li cie nic nie mówili. Słyszało si o pielgrzymce
do Cz stochowy, ale byłem obcy, wi c nic konkretnego nie wiedziałem. Oczywi cie
- znane mi nazwiska wynotowałem, a pan Zygmunt wzruszył ramionami, bo to było
zadaniem miejscowych sił, takie notowanie. Był jaki zniech cony. Kazał mi pilnie
zbiera informacje o panu Antonim, ale w adnym wypadku w raportach nie pisa o
jakim maoi mie, tylko czeka na jego sygnał. Na dodatek, jak powiedział:
- Cholera go wie, co to ten maoizm i z czym to si je?
Na wszelki wypadek, cho to mo e nie jest istotne, warto sprawdzi , czy ten
Antoni lubi ry , czy nie? Niby bez sensu, ale to przynajmniej jest jaki konkret... A
nasza praca polega na zbieraniu konkretnych informacji...
- Taka sprawa Rewskiej, albo Rudzi ska, Chojecka, która ma pseudonim Kama i jest
bardzo niebezpieczna - same reakcyjne suki na
ołdzie rz du londy skiego,
utrzymuj kontakt z parysk "Kultur " i Woln Europ ... O - to s sprawy, wszystko
jest jasne - baby za judaszowe dolary sprzedaj ojczyzn socjalistyczna.
Kazał mi zapami ta te nazwiska, bo ka da informacja o nich cenniejsza jest ni
złoto.
Natomiast z maoizmem mu nie było po drodze... Dodał:
- Nie wiadomo, o co chodzi, przecie nikt powa ny nie jest jakim Chi czykiem czy
ich sług . Mijal pojechał do tych Chin, bo w kraju y mu nie dawali. I dobrze mu
tak...
91
Pan Zygmunt przyjechał do mnie, by da ustnie instrukcje co do dwudziestego
drugiego lipca:
- Jest pełna mobilizacja. To b dzie defilada wi ksza ni na Placu Czerwonym. Setki
czołgów, transporterów opancerzonych, rakiet du ych i małych, a potem barwny
korowód mieszka ców stolicy, młodzie y, sportowców, pisarzy i w ogóle ludzi
socjalistycznego trudu. Dla nas jest to jednak i wi to i maksymalny wysiłek wrogowie Polski tylko czyhaj , aby
pa stwa polskiego. A przecie
prowokacjami zakłóci tysi czn rocznic
tysi c szkół zbudowali my i zbudujemy na
tysi clecie.
Ja miałem za zadanie ustawi si przed ko ciołem na Nowolipiu i obserwowa , czy
co si nie dzieje. Zadanie było odpowiedzialne, bo tam si zdarzył cud - ludziom
pojawiła si Matka Boska i teraz my mamy kłopot. Po pierwsze, to zabobonne baby
mogły to wykorzysta do walki z ustrojem socjalistycznym i nie wiadomo, co im
strzeli do łbów. A po drugie - to w ogóle w tym dniu, kto b dzie w ko ciele, a nie na
pochodzie, to b dzie to jawny eksponent klerykalnych sił.
- Z t Matk Bosk to w ogóle mamy kłopoty. Objawiała si dzieciom, a raczej
dziewczynce w Zabłudowie koło Białegostoku. Tak regularnie, co niedziela, a Wolna
Europa za ka dym razem informowała. Utłuc tej dziewczynki nie mo na było, bo
kler natychmiast ogłosiłby j
wi t i byłoby gotowe nieszcz cie. Bo tam s i
prawosławni i katolicy. I jedni i drudzy uwa aj to za swój cud. Oczywi cie najwa niejszy cud miał si odby w dniu wyborów. Nalazło si tam do tej dziury
wi cej jak sto tysi cy luda. Ty masz poj cie - oni t wioch dosłownie zasrali! Czy
oni o takich rzeczach nie my l ? Ten tłum srał w takim lasku, a nasi, oczywi cie
mundurowi, musieli dla siebie zrobi parawan z transporterów opancerzonych.
Mówi c to pann Zygmunt coraz bardziej si zapalał:
- To był cios w serce organów. Wiadomo jest, ilu dobrych, oddanych pracowników
daje nam Białostocczyzna. A wszystko dlatego, e prawosławni i katolicy yj tam
jak pies z kotem. I tego musimy pilnowa jak renicy oka. A tu oprosz - cud i
katolicki i prawosławny... Jedni i drudzy wspólnie si modl . Modl si w dniu
92
wyborów. I jak tu było podawa frekwencj , e wysoka, kiedy wida było gołym
okiem, e cały północny wschód zjechał si na zabobony do Zabłudowa? A Matka
Boska o tym nie pomy lała?
Byłem troch zdziwiony, poniewa dotychczas byłem gł boko przekonany, e pan
Zygmunt w Boga nie wierzy i w konsekwencji - tak e w Matk Bosk ...
Szcz ciem Wyszy ski uznał, e na tym polu z władz socjalistyczn nie wygra i
cudu nie uznał. Stworzył jak
komisj , ale bez prawosławnych. Tego nie wiem, ale
tak sobie my l , e w episkopacie prawosławnym mamy jeszcze wi cej naszych, ni
w katolickim. Mo e gdyby stworzył t wspóln komisj , to byłoby dobrze?
- No i w ko cu trzeba było rozgoni to towarzystwo cho by po to, by wrócili do
domów i kto zd y, to eby jeszcze wzi ł udział w wyborach, a w ka dym razie, aby
to było mo liwe, e wzi ł, bo co byłoby z frekwencj ? I co powiedziałoby si
towarzyszowi Wiesławowi. A co towarzysz Wiesław miałby powiedzie potem tym
z Kremla? Przecie ich to te interesuje... A jeszcze prawosławni?
Trzeba było
rozwi za to delikatnie, chirurgicznie...
- No i udało si . Transportery i ci arówki wje d ały w tłum, kilka setek
poturbowały... ale co tam. Zastrzelono, tak na mier , tylko jednego. Inni, nawet
je li zgin li, na przykład zadeptani, to załatwiło si to jako inaczej... To wszystko
hołota z wiosek, z małych miasteczek, nie takie rzeczy przechodziły bez krzyku.
Tak wi c dwudziestego pierwszego lipca o siedemnastej wyjechałem poci giem.
Miałem miejscówk i bilet drugiej klasy poci gu pospiesznego, ale ju na peronie,
gdy czekałem na podjechanie składu, było jasne,
Wszyscy o tym mówili.
e miejscówki si
nie licz .
wi to obchodzono w całym kraju, lecz uroczysto ci
warszawskie były najwa niejsze. Na peronie stały delegacje poszczególnych
zakładów pracy z pi knymi transparentami z dykty, dru yny harcerskie, zespoły
ludowe w strojach ludowych, a je li były to ludowe zespoły sportowe, to w strojach
gimnastycznych. Nie s dz , by mieli taki obowi zek, by ju w podró y tak si
ubiera , lecz rodziło si pytanie - a gdzie przebior si w stolicy? Delegacja jednego
z zakładów, chyba ROMETU, miała transparent:
93
- "Cały kraj odbudowuje swoja stolic ".
Podeszło do nich dwóch go ci, szybko okazało si , e z naszego resortu i kazało im
zwróci ten transparent.
- Wydajcie obywatele, w Warszawie dostaniecie inny, lepszy...
Na to, pewnie ichni sekretarz komitetu partyjnego, obruszył si :
- A co wy towarzysze chcecie od naszego transparentu? Został zatwierdzony w
Komitecie Wojewódzkim...
Ten z Komitetu Fabrycznego był w spodniach od marynarki, białej, okrutnie, bo na
ółto przepoconej koszuli, a marynark miał przewieszon przez r k ,. W drugiej
trzymał teczk ze wi skiej skóry i t teczk , pełn zapewne stosownych uchwał
partyjnych, niczym dziecko przed łobuzami, zasłaniał koleg trzymaj cego - teraz
wysoko nad lud mi na peronie - dumne i solidarne z ludem Warszawy o wiadczenie
pracowniczego kolektywu.
Nasi ludzie te byli w spodniach od marynarek, te byli spoceni, ale przecie nie
tak okropnie i te mieli teczki ze swoimi dokumentami, a tak e marynarki na r kach.
Starszy z naszych dobrodusznie, unikaj c niepotrzebnego stawiania konfliktu na
ostrzu no a zauwa ył:
- Wy towarzyszu chyba czego nie rozumiecie. My nic do was nie mamy. Nam te towarzyszu - le y na sercu dobro socjalistycznego budownictwa w Bydgoszczy i
województwie. Ale nic nie poradzimy - wytyczne to wytyczne - wi to lipcowe tysi clecie pa stwa ludowego, nie jest wła ciwym momentem - tam si
mamy
cieszy ...
- No to si cieszymy - my na swój sposób... - odci ł si partyjny...
- Towarzyszu - my nawet nigdzie nie zatelefonujemy - tam na peronach s nasi z
Warszawy. Oni i tak wam odbior , ale wpisane do akt b dziecie mieli w centrali, a
nie w województwie - po co wam to?
Zgromadzony wokół tłum, a peron był nabity, wyra nie dzielił si na ten z pionu
partyjnego, jako tak wzrokiem, gestami solidaryzuj cych si z partyjnymi i na
94
naszych - z SB, którzy jad do prawdziwej pracy, jak ja, którzy nawet byli zdumieni,
tym partyjnym takie głupstwa w głowie...
Kupiłem garnitur z elany, prawie si nie gniot cy si , a nawet krawat, cho z
wypowiedzi pana Zygmunta wcale nie wynikało, e zwróci mi na rachunek za
krawat... No ale koszul non - iron - angielsk - przywiózł mi i to we wła ciwym
rozmiarze, cho bez mierzenia, wła nie pan Zygmunt, wi c nie wypadało specjalnie
si kłóci ... Oczywi cie - musiałem pokwitowa odbiór...
Ci partyjni ostatecznie transparent oddali i dostali w zamian instrukcj , w jaki
sposób na dworcu zachodnim mog dosta lepszy. Gdy nasi odeszli zdeponowa
transparent ROMETU, ten partyjny, cicho, ale tak, e słyszałem, powiedział:
- Takiego wała im wezm od nich transparent. Na pewno na tym samym dworcu
dystrybuuj
te
nasze, partyjne. A jak nie, to cholera cho by zetemesowski
pobierzemy...
Ja to oczywi cie zapami tałem i opisałem - za to była osobna premia dwie cie
czterdzie ci złotych! Takie głupstwo, a takie pieni dze... I wpisanie do akt
osobowych... No a ze wzgl du na tat , ja byłem łasy na pisane pochwały. W ogóle
byłem łasy...
Sama słu ba w Warszawie, wbrew temu, czego si spodziewałem, była m cz ca,
monotonna i nic si nie zdarzyło. Z Nakła wzi łem butelk z herbat i kanapki
Jeszcze w poci gu herbat
wypiłem, kanapki zjadłem, a na dworcu były takie
kolejki, e nie sposób było cokolwiek kupi .
Funkcjonariusze i informatorzy, w ogóle cały aktyw z całego kraju walił do stolicy i
ledwo mo na było si przecisn
na ulic . Upał od rana był niemo liwy. Dzi ki
planowi miasta bez trudno ci trafiłem pod ko ciół na Nowolipiu.
Z podsłuchanych rozmów dowiedziałem si , e wyj tkowo du o ludzi było na
siódm rano i to byli ci, którzy pieszyli si na uroczysto ci partyjno - pa stwowe.
Przed ko cem mszy wyszedłem na ulic , aby z nasypu przed blokiem naprzeciw
ko cioła zrobi pierwsza seri fotografii powierzonym mi słu bowym aparatem
radzieckim marki FED. Wspaniałe, precyzyjne urz dzenie, a dzi ki panu
95
Zygmuntowi wiedziałem,
e nazwa pochodziła od słów: Feliks Edmundowicz
Dzier y ski. Pan Zygmunt kazał mi przeczyta
jaki
poemat pedagogiczny
Makarenki, eby si wi cej dowiedzie o aparatach marki FED, ale nigdy do niego
nie dotarłem...
Ci z mszy o siódmej odwracali si , gdy ich fotografowałem, przyspieszali i w ogóle
byli niezadowoleni. Za to na mszy o dziewi tej popełniłem bł d. Bo przed ko cem
znów wyszedłem, aby fotografowa , a tym czasem na koniec piewano "Bo e, co
Polsk " i nie wiem, czy z prowokacyjnym zako czeniem: "ojczyzn woln racz nam
wróci Panie", czy te z prawidłowym: "ojczyzn woln pobłogosław Panie"? Nie
przyznałem si
do tego i potem zameldowałem panu Zygmuntowi,
e jednak
piewali poprawnie, co bardzo go zdziwiło. Ci o dziewi tej wcale nie kryli si przed
fotografiami, wskazywali mnie palcami, a jedna mała dziewczynka, u miechni ta,
taki berbe czteroletni mo e, podbiegła do mnie i powiedziała, e jej tatu jej
powiedział, e jestem łobuz, a do mamy, e jestem kutas... Na szcz cie zachowałem
zimna krew i sfotografowałem dziecko z mam , która zbli yła si i wzi ła córk za
r k ... Tak samo sfotografowałem dwie stare wydry, które chciały, ebym uciekał
do Moskwy i tam czcił tysi clecie mumii Lenina. No... to, to ju było jawne
przest pstwo i zdenerwowało mnie. A pan Zygmunt potem tylko si
miał i spytał:
- A co my po pi dziesi tym szóstym mo emy im zrobi ? Paszportu im nie damy?
Przecie i tak nie dajemy, a takim paszport w jedn stron by si przydał - niech by
imperiali ci je karmili... Przecie nie b dziemy w ciemnej uliczce tłukli ka dej
imperialistycznej staruszki... Kto by miał do tego głow ...
No i za te zrobione z zachowaniem zimnej krwi, w warunkach istotnego
zagro enia fotografie nie dostałem adnej premii...
Pi mi si chciało strasznie, je
te , ale wszystko, jak to w niedziel , było
zamkni te. Gdy mnie przyparło, to musiałem nawali w mietniku. Strasznie si
wstydziłem, bo to był blok wojskowy, ale nikt nie widział.
Koszula non-iron była do niczego - dosłownie parzyła mnie w tym upale pomimo,
e chowałem si
pod takimi młodymi drzewkami na ulicy, albo w chłodnym
96
ko ciele. Ksi a podczas kaza ci gle gl dzili o zawierzeniu Polski Matce Boskiej, a
to przecie nie mogło podoba si towarzyszowi Wiesławowi i partii i o tym
oczywi cie równie raportowałem.
W porze obiadowej, nie wiem dokładnie, o której godzinie, bo zapomniałem
nakr ci mój szwajcarski zegarek i dopiero potem z kim na ulicy na nowo ustaliłem
poprawn por , przyszła do mnie zakonnica ze słoikiem pełnym chłodnego kompotu
z owocami i dała mi, zdaje si , bez słowa... Potem chciałem odnie
ten słoik, cho
był troch wyszczerbiony i ju si nie nadawał do kolejnego wekowania, ale si
wstydziłem. Dopiero, gdy pomy lałem, e jest to wspaniała okazja, by uzyska jakie
cenne informacje, to poszedłem i grzecznie zapukałem. Inna zakonnica ładnie mi
podzi kowała i zamkn ła drzwi przed nosem. Aha - dodała, e:
- Szcz
Bo e...
Tego epizodu nie opisałem w raporcie, a jedynie wspomniałem o nim panu
Zygmuntowi i on miał pretensje, kazał uzupełni upominaj c, e przecie był to
element walki ideologicznej. Dodał, e le zrobiłem, e wypiłem ten kompot, bo na
zdrowy rozum, to ten kompot mógł by zatruty...
O godzinie dwudziestej w umówionym miejscu nie było pana Zygmunta.
Czekałem godzin i pi tna cie minut, nogi bolały mnie ju strasznie. Czym pr dzej
pobiegłem na dworzec.
W poci gu inni mieli jak
wałówk , któr pan Zygmunt pewnie te by mi dał,
gdyby dotarł. Poprosiłem jakiego
człowieka, który na oko tak jak ja był
pracownikiem lub współpracownikiem, a miał nie wymi t torb papierow pełn
rzeczy do jedzenia, termos chi ski i nawet flaszk wódki czystej. Liczyłem na to, e
bez wielu słów zorientuje si , o co chodzi. On popatrzył na mnie - jestem
przekonany,
e wprawnym okiem prawdziwie ocenił sytuacj
odpowiedział:
- Kole - odpierdol si ...
i bez
enady
97
*************************************
Pan Zygmunt był wyra nie poddenerwowany. Nie patrzył mi w oczy, ci gle
wycierał spocone dłonie o nogawki spodni na udach.
- Mój drogi... Organy maj dla ciebie szczególne zadanie. Tak wa ne, e nawet si
nie spodziewałem, e wła nie tobie zostanie powierzone. Jest to zadanie całkowicie
tajne. Jak wiesz, w ka dym pa stwie istnieje policja polityczna. Musi si ona
chwyta
ró nych sposobów, aby zdobywa
siłom. Ty pewnie my lisz, e przyja
informacje, przeciwdziała
wrogim
z narodami zeteseerer, władza ludowa, e to
wszystko dane nam jest na wieki, nie jest zagro one? No wi c mylisz si . Codziennie
trzeba walczy o nowe sukcesy budownictwa socjalistycznego. Ka dy na swoim
stanowisku. Górnik kopie w giel, nauczycielka uczy, lekarz dokonuje operacji, a
dojarka w pegeerze doi krowy. Ka dy ma swoje zadania w ramach budownictwa
socjalistycznego. To nie jest anarchia, ale całkowity ład.
ycie społeczne jest
całkowicie planowane w pa stwach socjalistycznych przez centralnego planist .
adna rubka nie jest wyprodukowana przypadkowo. Ka da jest uwzgl dniona w
planie miesi cznym, kwartalnym, rocznym i pi cioletnim. Nawet je li w planie s
niedoci gni cia, to i to przewidziano – od tego s czyny produkcyjne. Ka da praca
jest powodem do dumy dla pracownika. Najbardziej dumni mo emy by
my,
poniewa wykonujemy prac najci sz , wymagaj c najgł bszych po wi ce .
Gdy, tak siedz c w moim pokoju, nad talerzem ledzi z beczki usma onych przez
pani Magd , a ledzie te pochodziły z nadwy ki sklepowej - wystarczało na gruby
szary papier kła
z beczki mokre ledzie, tak by solanka wsi kała w ten papier, aby
z beczki mie nawet par kilo oszcz dno ci - wi c cał t opowie
o ka dej rubce
traktowałem wprawdzie z powag , ale dlatego, e głosił j pan Zygmunt, a nie
dlatego, e była tak całkiem prawdziwa. Zreszt - nie tylko rubki, ale i całe
kompletne maszyny walały si po cukrowni, bo bez sensu je tu przysyłano, a i tak
wszyscy mówili, e tu jest ład i porz dek, jak to na pograniczu wielkopolsko pomorskim, bo dopiero w innych cukrowniach to jest bajzel. Tak było ze wszystkim
98
- deklaracje w zupełnie oczywisty sposób nie pokrywały si z rzeczywisto ci , wi c
traktowano tez stan rzeczy jako normalny i nie bulwersuj cy. Ja zostałem
zatrudniony w cukrowni do akcji buraczanej, która rozpocz
przełomie wrze nia i pa dziernika.
si miała dopiero na
Teoretycznie winienem by w tym czasie
szkolony i istotnie, co i raz podpisywałem w kadrach wistek o kolejnym zaliczonym
szkoleniu, o którym zwykle dopiero wówczas si dowiadywałem.
- Tak wi c, mój drogi - przed tob te postawiono zadanie, które jest specyficzne, a
jednak wynika z tego, e partia i jej organa musz by przygotowane na wszystko.
Jak wiesz - ludzie s słabi i maj swoje potrzeby, w tym m sko - damskie. Byłoby
niewybaczalnym bł dem, powodem, dla którego mo naby poci gn
do daleko
id cej odpowiedzialno ci po linii słu bowej i partyjnej kierowników naszego resortu,
gdyby tych słabo ci nie przekuwali na or
w budownictwie socjalistycznym, w
obronie naszych granic, w walce z marnotrawstwem i bumelanctwem. A przecie
zachodnioniemieccy rewan y ci i ameryka scy imperiali ci tylko czyhaj .
Ja oczywi cie ci gle jeszcze nie tak wiele rozumiałem, o co mu chodzi, ale za to
domy lałem si , e to wa na rzecz i naprawd liczyłem na jakie romantyczne
zadanie.
- yj c tak w ród tych ludzi, poznajesz ycie socjalistyczne... prawd
ycia... tego...
no po prostu si szkolisz... Szkolisz do nowego zadania... Panem Antonim i w ogóle
tym, jak działaj miejscowe organa, tak bardzo si nie interesuj. A raczej - interesuj
si , wszystko pami taj, ale nie musisz ju szuka dziury w całym. Ty teraz masz si
szkoli .
Wzi ł gł boki wdech i ci gle nie patrz c na mnie, a w ka dym razie unikaj c
wzroku dodał:
- W dowód szczególnego zaufania do pułkownika W troby, szefa resortu w
województwie, centrala przekazała mu informacj o tym, e kto tu został przez nas
postawiony. To całkowite głupstwo, bo centrala ma swoich ludzi na ka dym
szczeblu. Ale to taki rebus dla nich, eby ciebie znale . Ale to aden rebus. Jak by
99
ci mocno bili, to ty si po prostu przyznaj i tylko pami taj - im powiesz, e mi nic
nie powiesz, a ty mi powiesz... To mi zupełnie wystarczy...
- Jak to bili?
- No nie wiem, ale mo esz dosta pucki, to si zdarza. Przecie ci nie zabij , nie
człowieka centrali... No i dlatego nie, e sami mu o tobie powiedzieli my. To znaczy
nie to, e ty to ty, ale e jeste ... Aha - i wszystkie wypłaty, jakby od nich dostał, to
masz mnie informowa . Ka da pomyłka co do kwoty i daty b dzie zła...
Zabrali my si do ledzi, które troch cuchn ły zjełczałym olejem rzepakowym, ale
jak Polska długa i szeroka olej w sklepach był wył cznie, w najlepszym wypadku
lekko zjełczały, lecz jadalny...
Rozumiałem, e specjalne zadanie to była sprawa z pułkownikiem W trob i tylko
kompletnie nie mogłem zrozumie , co do rzeczy maj słabo ci m sko - damskie?
Przed wyjazdem, do pieni dzy, które mi si nale ały, dodał premi za szkolenia i
obiecał,
e mo e kapnie co jeszcze za raport o incydencie z transparentami
ROMETU na dworcu...
**************************************************
Podczas niedzielnego niadania pani Magda wspomniała o Marlenie Gortatównie,
pi knej dziewczynie z poczty, która rozpytywała, kto ja zacz.
- Ta Marlena to fest dziewczyna... Jo... Za chłopem si rozgl da, ale jest dwa lata
starsza... Dzi mo e do nas na kaw przyj .
Moi gospodarze miedzy sob cz sto rozmawiali w miejscowej gwarze. Tak e z
miejscowymi, je li byli zaprzyja nieni, mówili po miejscowemu.
Jest to j zyk
zupełnie nie zrozumiały tym bardziej, e mówi nim bardzo szybko. Ale nie tylko ze
mn , lecz i z miejscowymi, których gorzej znali, mówili normaln , zasłyszan w
radiu polszczyzn . Wyra nie uwa ali, e gwara jest bardziej dla nich sympatycznym
j zykiem, gdy j zyk normalny czym , czym wypada si posługiwa . W sklepie, gdy
pijacy chcieli wyci gn
od pani Magdy piwo, lub wino na kredyt, to zawsze
100
zwracali si
w gwarze, a ona odmawiała im w radiowym polskim. U nas w
miasteczku te widziałem to zjawisko. Starsi ludzie mówili wył cznie nasz , dla
ka dego Polaka zrozumiał gwar . Ale ju ja chyba bym nie potrafił.
Marlena rzeczywi cie przyszła na kaw . Niczym prawdziwa Marlena Dietrich była
blondynk , ale nie a tak znów szczupł ...Wcale nie gruba - za to pot na - mojego
wzrostu - metr siedemdziesi t pi , z biustem jak kamienica...Dziw, e jeszcze wolna
chodziła... Gdy przyszła, to pani Magda doprosiła mnie do stołu. Było ciasto
domowe pani Magdy - dro d owe, ale Marlena przyniosła biszkopt z kremem i z
owocami. Mówili po polsku, ebym zrozumiał. O plotkach miejscowych. Tak e o
mnie. Otó Marlena gdzie zasłyszała, e podczas kampanii mog mie super robot ,
bo przy wytłokach, ale to jeszcze nie jest pewne... Ze sposobu, w jaki spojrzeli na
mnie wówczas gospodarze, mogłem wnosi , e to naprawd jest co ...
Potem Marlena kazała mi si odprowadzi do domu. Wypytywała, co robi , no i ja
troch kr ciłem, bo po co mówi prawd ? Przed jej domem zatrzymali my si .
Zrywali my ostatnie czere nie. W pewnym momencie, gdy opierałem dło o pie
drzewa, Marlena dosłownie przyszpiliła j , niby mimochodem, swoj piersi do
kory. A trzeszczał materiał biustonosza... Wskazała mi, niby bez zwi zku, na okno
pokoju, w którym mieszka z ojcem. Ona w tym pokoju b dzie od ósmej wieczór, ale
ojciec zasypia o dziewi tej, niemniej ma lekki sen... Powiedziała to tak bez zwi zku,
niby mimochodem i wcale nie wynikało z tego, e chce, abym j teraz pocałował,
czy co?
O dziewi tej zapadał ju zmrok i miałem obaw , czy dobrze trafiłem? Pod oknem
stała jaka stara, ale solidna skrzynka. Stan łem na niej i pchn łem lekko uchylone
okno. Wsadziłem przez nie głow . Marlena w nocnej koszuli kl czała przy łó ku pod
wi tym obrazem i modliła si . Spojrzała na mnie, niby zdziwiona i nie przerywaj c
modlitwy dała znak, e niby si waha, ale zaprasza mnie, bym si gramolił. Gdy ju
wszedłem, to byłem na tyle zbaraniały, e te si prze egnałem gestem, jakim modl
si ministranci, gdy przechodz obok ołtarza w ko ciele. Gdy ona sko czyła, kazała
si
przy stole na jedynym krze le, a ona usiadła obok, na brzegu łó ka. Zrobiła
101
grymas twarzy i powiedziała, e jestem brudny. A ja przecie brałem prysznic w
cukrowni w pi tek... Kazała mi si całkiem rozebra i wyszła z pokoju. Ja w tym
czasie rozebrałem si do majtek. Ona wróciła z wielkim emaliowanym dzbankiem
pełnym - okazało si - letniej wody i z równie emaliowan misk . Dosłownie
wstawiła mnie do tej miski, a krzep miała, z szelmowskim u miechem ci gn ła mi
majtki, co z oczywistych powodów nie było takie najzupełniej proste, no ale nie było
trudne i pachn cym mydłem zacz ła mnie systematycznie my ...
**************************************************
W cukrowni ci gle nic nie miałem do roboty. Z kolegami nie piłem, a przynajmniej
starałem si nie pi , gdy oni robili to ci gle. Jak porachowałem, to wi kszo
zarobku wydawali na alkohol i papierosy. To była głupiego robota... Raz w sło cu
upiłem si z nimi bimbrem z melasy i potem dwa dni dochodziłem do siebie.
Kompletna bzdura.
Jako w połowie sierpnia dostałem polecenie słu bowe, aby na przystani na Noteci
zast pi na dwie nocki stró a, który z jakiego powodu musiał wyjecha . eby si
nie nudziło, zaprosiłem i Marlenk , kupiłem nawet jakie dobre rzeczy do jedzenia i
wino wermut, takie samo, jak widziałem w knajpie na Bielanach... Poniewa nie
pochlebiało mi,
e zast puj
stró a, to wbrew rozs dkowi wło yłem porz dne
ubranie.
Marlenka nie przychodziła, a mnie ci gle kusiła strasznie droga kiełbasa
krakowska i konserwowe ogórki. Ogórki były wielkie. W litrowym słoiku mie ciły
si tylko trzy i jeden mniejszy. Ale innych nie było... Do tego jeszcze kupiłem cztery
brzoskwinie rumu skie, dobrze ju zepsute, ale pani Magda zachwalała, e i tak
dadz
si
zje . Importowanie warzyw i owoców od naszych południowych
przyjaciół mijało si z celem, skoro ich produkty docierały do nas zgniłe, lub
półzgniłe... Nigdy ich nie ma, a jak s , to w trzeciej, albo co gorsza - czwartej
kategorii.
102
Około dziesi tej wyszedłem z kanciapy stró a i poszedłem na molo. Tak stukaj c
w deski pomostu doszedłem do ko ca i stan łem wpatruj c si w lekko połyskuj c
w słabym ksi ycu wod . Nagle kto chwycił mnie za łokcie w taki sposób, e wr cz
unieruchomił. W pierwszej chwili przebiegła mi przez głow my l, e to głupie arty
jakiego kolegi z cukrowni. Tej my li towarzyszyła inna - e mam nowe ubranie i
je li cos si stanie, to szkoda go b dzie... No ale po chwili skojarzyłem - wszystko to
działo si w ułamkach sekund, e mo e porzucony i zdradzony epuzer Marlenki, a
słyszałem, e jednak był taki, dobrał si do mnie...
Usłyszałem, tu za uchem:
- Spuszcza go?
- Jeszcze nie...
Bokiem podszedł do mnie drugi człowiek, nie ten, który trzymał mnie za łokcie i
warkn ł:
- Wpierdoliłe si po uszy...
Był to człowiek, s dz c z sylwetki - czterdziestoletni, ni szy ni ja, korpulentny...
- My tu w Bydgoszczy nie lubimy wtyk z centrali. Wszystko nam wy piewasz,
zrobisz co karzemy, albo ryby nakarmisz... kutasie...
Byłem tak zaskoczony, e nic nie odpowiedziałem. Nagle poczułem szarpniecie,
dosłownie zostałem uniesiony w powietrze, przeniesiony troch poza kraw dzi
mola, ale ostatecznie wraz z trzymaj cym mnie człowiekiem wykonałem obrót i
wyl dowałem na deskach. Szybko zostałem wprowadzony z powrotem do kanciapy.
Wła ciwie nie wprowadzony, lecz wrzucony jak worek kartofli tak,
e łydk
zahaczyłem o stół i wywróciłem stoj cy na niej wermut. Dosłownie w powietrzu
złapał go ten niski i korpulentny. Wida było, e ma refleks. Ten, który chwycił mnie
na molo i wrzucił do kanciapy, do rodka nie wszedł i zamkn ł nawet za sob drzwi.
Siadłem na podłodze
i masowałem sobie bol ca łydk . Po pierwsze, to
rzeczywi cie bolała, ale po drugie, to chciałem zyska
na czasie.
Facet nie
odkładaj c butelki nalał w przyszykowan dla Marlenki musztardówk , tak po
wr bki i wypił duszkiem. Zaraz potem nalał do obu musztardówek - a przyniosłem je
103
z kredensu pani Magdy. Cie miał na składzie tylko takie poobtłukiwane. Facet
usiadł za stołem i spytał?
- Masz do ?
- Aha... - odpowiedziałem.
- Albo wszystko mi opowiesz, jak na wi tej spowiedzi, albo toniesz jak kamie . Ja
nie artuj . Wiesz kim jestem?
- Nie, ale wiem - sk d... - odpowiedziałem całkiem przytomnie...
- No widzisz, a ja wiem i to, kim jeste i to - sk d... My lisz, e rzucam słowa na
wiatr?
Nie wiem, co mnie podkusiło, ale odpowiedziałem:
- Nie, nie artuje pan. Spu ci mi pan pucki, ale nie utopi mnie pan...
- A to dlaczego?
- Ludzi z centrali si nie topi...
- A je li si kurwa mylisz? - spytał, pozornie monotonnym głosem.
Nic nie odpowiedziałem, bo wprawdzie ufałem panu Zygmuntowi, ale to ja tu
byłem, nie on...
- Masz racj . Wcale ci nie utopi . Ale spuszcz takie manto, e przez cał kampani
b dziesz le ał w szpitalu.
Mówi c to podał mi na ziemi musztardówk , a sam zacz ł pi swoj . Równie
wypiłem duszkiem. On wyci gn ł t poszczerbiona musztardówke ciecia i rozlał
reszt wermutu na trzy. Zapukał w okienko i wszedł facet tak pod dwa metry,
trzydziestoparoletni i o rozmiarach szafy trzydrzwiowej. Same łapska miał jak
patelnie. Głupio si u miechał i szef zaraz go obsobaczył:
- Co ty kurwa z by szczerzysz - zaraz tego chujka b dziesz topił w Noteci, a przecie
nie codziennie topisz ludzi...
Tamten natychmiast zmienił wyraz twarzy i dosłownie naszedł na mnie. Ja na
podłodze - on nade mn - nie wygl dało to zach caj co. Poza tym ustalenie, czy w
ko cu mam by utopiony, czy nie, było dla mnie istotne. Nadto, gdy my lałem o
104
biciu, o czym przecie wspominał pan Zygmunt, to jako je bagatelizowałem. Teraz
ju wcale nie byłem do tego skory.
- Pijmy! - wezwał starszy i spełnili toast. Ja równie . Musztardówka w łapsku osiłka
po prostu uton ła. Wygl dało, jakby nabrał w dło wody...
Ja jednak ci gle milczałem, bo to było jednak zmartwieniem tego starszego, by
jako prowadzi rozmow .
- Podpiszesz mi kurwa współprac .
Wzruszyłem ramionami. Sam nie wiem, sk d miałem tyle odwagi? Było jednak
oczywiste, e skoro ju raz podpisałem, no to bzdur byłoby podpisywanie jeszcze
raz. Wprawdzie dla mego rozmówcy było oczywiste,
współpracownikiem, a zatem co
tam ju
e jestem co najmniej
podpisywałem, ale przecie
tego
argumentu nie mogłem u y . To było, w tym wypadku formaln , ale tajemnic .
Facet popatrzył na mnie, tak bez po piechu, uwa nie i nagle, błyskawicznym
ruchem chwycił mnie za włosy, lekko uniósł głow i z całej siły załomotał twarz o
blat. Nawet nie słyszałem, e złamał mi nos. Ogłuszyło mnie po uderzeniu czołem o
drewno. Dopiero po dłu szej chwili doszedłem do siebie. Na stole stała
musztardówka z wódk . Miała lekko ółtaw barw po nie dopitym wermucie.
Wida nie przewróciła si . Wódk musiał facet przynie
ze sob . Stała na stole -
eksportowa ytnia. On palił papierosa - jak mogłem oceni - sporta w fifce. Ta
szklana fifka, butelka na stole - w razie energicznych ruchów fifka mogła si stłuc, a
nie zakr cona butelka rozla . Uniosłem si . Musztardówka stała w plamie g stej
krwi. Krew zreszt buchała mi z nosa. Wzi łem stakan w dło - facet przyzwalaj co
u miechn ł si . Wypiłem tak z połow . Zatkałem nos. Go
znów zastukał w szyb i
przyszedł ten wielki. Bez słowa, a mo e ja nie zwróciłem na jakie słowa uwagi,
znów chwycił mnie za łokcie, wyprowadził na molo... Bałem si , e teraz da mi w
czoło i wrzuci do rzeki. A on nie - poło ył mnie na deskach na wznak, namoczył
wyci gni t z kieszeni, pomi t chusteczk w wodzie i troskliwie zacz ł opatrywa
twarz. Do
szybko zatamował krew. Czułem do niego wdzi czno . Absurdalne to,
a jednak prawdziwe.
105
- Ja widziałem wszystko przez szyb . Niegrzecznie wzruszyłe ramionami. Szef tego
nie lubi. Rób, co ci karze, bo rzeczywi cie karze mi ciebie zatłuc... Z nim jeszcze nikt
nie wygrał... Ale mo na mu ufa - o swoich dba...
Po chwili znów zostałem doprowadzony do kanciapy. Krew nadal ciekła, ale ju
nie tak mocno...
- Zepsułe sobie ubranie. Flejtuch jeste . Masz tu dwa górale...
Rzeczywi cie - na stole, mo liwie daleko od plamy krwi, le ały dwie pi setki z
górnikiem. Ka dy wiedział, e na góralu jest górnik. Obok le ała wyrwana z zeszytu,
chyba nawet tego, który był w kanciapie, zapisana za pomoc chemicznego ołówka.
Ja od razu rozpoznawałem to, co napisano chemicznym ołówkiem.
Znów zbli ył si do mnie ten du y, wzi ł ze stołu kartk , z kieszeni wyj ł do
ordynarne, szkolne pióro wieczne firmy Inco i wida było, e nastrój na troskliwo
przeszedł mu. Ja udawałem, e czytam, lecz nie potrafiłem si skupi . Chyba jednak
było tam tylko pokwitowanie odbioru pieni dzy za zniszczone podczas
wykonywania zadania ubranie biurowe zło one z marynarki, spodni i kamizelki, a
tak e koszuli białej popelinowej. Kamizelki wcale na sobie nie miałem, za to znów
brakowało krawata... Podpisałem. Obaj si u miechn li. Wida było, e ju wi cej
nic mi nie wlepi . Wypili my reszt wódki. Oni ruszyli ku drzwiom. Na odchodne
ten ni szy rzucił:
- Prowadz c ju masz. Nie id czasem do domu, bo przysta okradn i b d musiał
ci zamkn .
Mo e po godzinie, gdy tak le ałem na ziemi w letargu, przyszła jednak Marlenka.
Namoczon w Noteci szmatk dokładnie, niczym piel gniarka mnie obtarła. Do
łó ka nie przeniosła, bo barłóg ciecia był absolutnie niehigieniczny. Uło yła jak
kłod na ziemi, doprowadziła do stanu erekcji, okrakiem usiadła na mnie i na je d ca
- ja tylko raz o tym słyszałem, e tak mo na, bardzo delikatnie zrobiła ze mn to, co
było dobre... W trakcie pomy lałem, e by mo e ona, cho pracuje na poczcie, to
taka pot na, e miało sama mogłaby mi dokopa ...
106
*******************************
O wszystkim, to oczywiste, opowiedziałem panu Zygmuntowi. On mi poradził,
bym wcale nie mówił Marlence, e tak si stało. Obja nił mi przy tym pewne
meandry wielkiej polityki. A wi c miało miejsce jakie
zadra nienie mi dzy
Warszaw a Bydgoszcz , ale nie wiem, czy po linii partyjno - urz dowej, czy tylko
mi dzy urz dem w Warszawie i urz dem w Bydgoszczy. To był powód, dla którego
zostałem wysłany na desant do Nakła. Spór ten został ułagodzony i w rezultacie mój
pobyt tutaj stracił sens. Ale zarazem - formalnie byłem tu szkolony, i to w sposób
tajny, a w takim razie zmiana stosunków warszawsko - bydgoskich nie mogła by
wystarczaj cym powodem do odwołania mnie. Nie było szans, aby bydgoszczanie
mi zaufali, ale te i warszawianie musieli mi si teraz uwa nie przygl da , czy
zachowam si wobec nich lojalnie, czy nie. Rzecz była o tyle wa na, e s ju
wobec mnie jakie plany...
Z ko cem wrze nia ruszyła kampania buraczana. Dla chłopów buraki cukrowe
były bardzo dogodna ro lin . Rozro ni te łodygi zamieniano na kiszonki i spasano
nimi bydło. Za buraki dostawali gotówk . A obok tego mieli prawo do wytłoków
buraczanych, ale nie było powiedziane - ilu i na jakich warunkach. Cena wytłoków
była okre lona i bardzo niska. Nadto niektórzy mogli liczy na prawo wykupu
melasy. W zasadzie melas przejmowały gorzelnie i dro d ownie, ale cz sto nie
były w stanie cało ci zagospodarowa
i wówczas mo na było sprzedawa
j
chłopom. Mogła ona słu y do ró nych celów, lecz ka dy wiedział, e słu y ona im,
czy te innym osobom do p dzenia bimbru. To był powód, dla którego dyrektorzy
pegeerów nie zawsze wykupywali cało
chcieli nagrodzi
przysługuj cej ich zakładom melasy. Je li
załogi, to kupowali, ile si
dało, ale je li chcieli ukara , to
kupowali jej mniej. Jedno było pewne - cała ta melasa formalnie natychmiast była
spasana, a faktycznie rozdzielana mi dzy pracowników, przerabiana na trunek i w
tempie wolniejszym, lub raczej szybszym - wypijana. Panował powszechnie
uznawany pogl d,
e chłopi do
roztropnie gospodarowali swoj
melas
-
107
dysponowali małymi urz dzeniami bimbrowniczymi i na raz nie p dzili wi cej ni
dwie kanki trunku. Pegeerusy za - cz sto wykorzystuj c przedwojenne, zwykle nie
u ywane, małe urz dzenia gorzelniane z maj tków, piły na umór, a wszystko, co
nadawało si do wypicia celem skutecznego zatracenia si w rzeczywisto ci, było
wypite. W tym czasie w skutek nie dojenia krowy traciły mleko, winie padały z
głodu lub ton ły w gnojówce, nie przesypywane zborze st chło i nadawało si
wówczas te tylko do gorzelni, a dyrektor pegeeru z głównym ksi gowym, cz sto
bior c do pomocy weterynarza, jako musieli te straty rozpisa , by prawdziwa
przyczyn nieszcz cia zakamuflowa . Była to zreszt wył cznie formalna łatanina,
bo wystarczyło zajrze w tym czasie do dokumentacji pogotowia ratunkowego, by
stwierdzi lawinowy wzrost i tak notorycznych wypadków przy pracy i w drodze do
szkoły, a tak e zatru , w skutek nadu ywania alkoholu przez dorosłych i dzieci. Z
powodów ubezpieczeniowych wypadki nie przy pracy i nie w drodze do szkoły, czy
w szkole, nie zdarzały si .
T
strategiczn
placówk
- czyli przekazywanie melasy gorzelniom i
dro d owniom, oraz odsprzeda nadwy ek rolnikom uspołecznionym w pierwszym
rz dzie, nieuspołecznionym w drugim, a gdy nie było ch tnych, to wszystkim innym
ch tnym, obj ł pan Antoni.
Dyrektorzy pegeerów ogl dnie kupowali melas , zwykle tak cyrkluj c, by do postu
poprzedzaj cego Bo e Narodzenie wszystko zostało wypite, bo to zwykle pozwalało
jakkolwiek zapanowa nad burdelem panuj cym w pegeerach. Chłopi gotowi byli
kupi
dowolna ilo
melasy, by j
wypi , a tak e - by za bimber inicjowa
złomowanie maszyn rolniczych w pegeerach, bo wówczas albo legalnie je kupowali formalnie po cenach złomu, albo nielegalnie - po rzekomym złomowaniu. Je eli jaki
chłop miał na widoku ci gnik, a ci gnik w tym kraju chłop mógł kupi tylko ze
złomowiska, to w gr wchodziły całe tony przetworzonej na bimber melasy.
Jednak pan Antoni nie mógł zapomina o setkach drugorz dnych i trzeciorz dnych
sług socjalistycznego pa stwa, którzy te byli zainteresowani w uzyskaniu melasy, a
których tytuł do tego przywileju formalnie mie cił si
w ostatniej, maj cej
108
najmniejsze szanse kategorii. Nie było wcale potrzeby, by sprzedawa im t melas
po cenie zbytu jedynie. Przeciwnie - wła ciwie wszyscy musieli dawa łapówki:
chłopi i inni ludzie w gotówce, a pegeery w beczkach masła wygospodarowanych
przez oborowych, w rozpisanych jako padłe winiach, zu ytych, skórzanych pasach
transmisyjnych, które na pniu kupowali prywatni i uspołecznieni szewcy, bo nawet ci
uspołecznieni mo e jedn tylko napraw dziennie robili na rachunek, wówczas
troskliwie wypisywanych w czterech kopiach przez kalk , gdy reszt robili na lewo i
jako
musieli pozyska
materiał.
Niekiedy organizacje zwi zkowe wielkich
zakładów pracy wyst powały o przydział melasy dla zwi zkowców. Pracownicy tych
zakładów zwykle pochodzili ze wsi i potem aktywi ci po linii zwi zkowej, partyjnej
i młodzie owej z beczkami melasy tarabanili si poci gami i autobusami do domów
rodzinnych, by z rodzicami i rodze stwem dost pi tradycyjnego obrz dku ludu
polskiego - p dzenia bimbru i spo ywania go potem, a raczej ju w trakcie produkcji.
Oczywi cie - organizacja zakładowa zakładów obuwniczych zawsze dysponowała
np. setk par butów wła nie zakwestionowanych przez wewn trzn kontrol jako ci,
które hurtem odkupywał pan Antoni i jego głowa była w tym, aby te cenne
przedmioty si nie zmarnowały.
Rzecz jasna - te przecenione i sprzedawane panu Antoniemu buty były wr cz
niewiarygodnie, jak na mo liwo ci socjalistycznego przemysłu, porz dnymi butami.
Zaraz potem szły buty szyte na eksport do drugiego obszaru płatniczego. Nieco
gorsze były przeznaczane na rynek wewn trzny i na eksport na W gry. Gorsze
wysyłano do rodziny pomniejszych bratnich pa stw socjalistycznych. Natomiast
produkowane na rynek radziecki celowo były zszywane z fragmentów skóry o ró nej
grubo ci i odcieniach, nie doszyte i nie doklejone. Gorzej robiono tylko dla Kuby,
bo Kuba - ten zwi zek przyczynowo - skutkowy nasuwał si sam - sprzeciwiła si
Ameryce. Za to najlepsz w historii bydgoskiego zakładu produkcj - luksusowych
sandałów ze skórzanymi podeszwami i wy ciełanych traw morsk pokryt irch ,
wykonano dla Izraela. Cała załoga si
miała,
e to po to, by
ydki dobrze
109
wspominały stary kraj, ale pracowała, e hej... Ksi gowy - yd - chodził wtedy
dumny po zakładzie i nawet gadał z lud mi, cho na co dzie był małomówny.
Ja jeszcze w Warszawie słyszałem opowie
o produkcji kosmetyków w fabryce na
Pradze na eksport do zeteserer, celowo wykonywanej na bazie zjełczałych,
najgorszych z przechowywanych w magazynie tłuszczy i bez zachowania
jakichkolwiek rygorów technologicznych. Raportowałem o tym panu Stasiowi, który
mnie opierdolił, nawet nie tłumacz c, dlaczego. Z tym obuwiem to nie raportowałem
panu Zygmuntowi i tylko opowiedziałem oczekuj c wyja nie , ale on nazwał mnie
sakramenckim idiot , nic nie wyja nił, ale te si nie pieklił, bo chyba docenił, e nie
pisałem adnego wistka, który on potem musiałby drze . Jednak - pami tam - przy
nast pnym spotkaniu wróciłem do tematu i
odpowiedział,
e dla towarzyszy
radzieckich priorytetem jest ilo , a jako , wystarczy, by była wy sza od ich
własnej rynkowej produkcji. O wi cej nie pytałem.
Zadanie postawione przed panem Antonim - dystrybucja melasy - było
najtrudniejsze, cho
owocowało niesamowitymi wr cz zyskami. Ja - ku memu
zaskoczeniu - cho ju co o tym słyszałem wcze niej - zostałem kierownikiem
wydawania wytłoków. Formalnie nic ode mnie nie zale ało. Nie ja decydowałem,
komu i ile wytłoków si
łopatami mieli ładowa
nale y. Podlegało mi jedenastu pracowników, którzy
te wytłoki na wozy pegeerowskie i
chłopskie. W
rzeczywisto ci jednak ci gle mi ich zabierano do innych prac i jedynie wagowy
zawsze był przy mnie. Wagowy to była wa na posta , bo to on wa ył i podpisywał
dokumentacje zdawczo - odbiorcze. W zasadzie to te wytłoki przed wydaniem nam
z cukrowni powinny by wa one, ale pozostałe wagi dali do skupu buraków. Tak
wi c my dostawali my po prostu niepoliczaln ilo
j
wytłoków, wa yli my wydaj c
klientom i na podstawie tych dokumentów pod koniec dnia sporz dzali my
wspólnie z technikiem z produkcji wielko
dostawy. Był to system idealny, gdy
nawet nie wchodziło w rachub manko, jak zreszt i superata. Dwie tony, tak na
oko, co dzie musieli my wyda chłopom wskazanym przez tego technika i z tamtej
strony był spokój.
110
Wytłoki wa one były w ten sposób, e wóz lub przyczepa wje d ała na wag
pusta, a potem wa ono j po załadowaniu. Zysk wagowego wynikał st d, e przy
pierwotnym wa eniu wo nica lub kierowca był w rodku, a zatem te był wa ony.
Za to płacił pi , lub dziesi
złotych. Jak był lekki, lub gdy zapłacił wi cej, to mógł
wtaskiwa na ten wóz sztang miedzian wagi osiemdziesi t kilogramów, lub dwie
sztangi. Waga wydawała taki zadrukowany kartonik identyczny fasonem z biletem
kolejowym. Równocze nie na ta mie papierowej w zaplombowanym pojemniku
zapisywała to samo dla ksi gowo ci. Ja z tego tytułu nie miałem adnych korzy ci.
A jednak - korzy ci miałem du e, gdy codziennie ustawiały si po te wytłoki
monstrualne tłumy. W zasadzie, to była kolejka, ale ja decydowałem, kto tak
naprawd wjedzie na wag . Ci z ko ca kolejki płacili pi dziesi t złotych za wóz
konny ogumiony, trzydzie ci złotych za taki z obr czami, a je li odstali w kolejce to dziesi
złotych. Od pegeerów pocz tkowo nie chciałem nic bra , a ci arówki i
ci gniki z przyczepami ustawiały si w osobnej, szybciej obsługiwanej kolejce. Ale
oni sami zacz li mi po kilku dniach przywozi na podwórko moich gospodarzy
cenne dobra: a to beczk masła, a to wypatroszonego winiaka... Z jednego pegeeru
dostałem trzy nabite worki pierza g siego i worek puchu. To była dosłownie lawina.
Ja nic nie
dałem, a oni i tak przywozili.
Czy miałem do dyspozycji ładowaczy, czy nie, to i tak oni nic nie robili, tylko
udawali, e nadzoruj ładowanie, bo załadunkiem zajmowali si furmani, kierowcy i
osoby przez nich przywiezione lub prywatnie wynaj te na miejscu. Ci prawdziwi
ładowacze - prywatni - znałem ich - cz sto zbierali dla mnie pieni dze od swoich
klientów. Je li za kto nie potrzebował tych ładowaczy, to ja wyci gałem z kieszeni
sporta i tak łaziłem z nie zapalonym - a przecie nie paliłem - a mi dawali pudełko
od zapałek z banknotem lub z monetami. Ja miałem kłopot, bo codziennie worek
tych pudełek niosłem na kwater , gdzie pani Magda paliła nimi pod blach . Zapałek
przed wej ciem nikt nie rozrzucał, bo chłopi byli oszcz dni i brali te zapałki luzem
do domów.
111
Najgorszego dnia zarobiłem osiemset dwana cie złotych, a najlepszego trzy tysi ce
trzysta pi dziesi t i co . To z samych łapówek. Bo to, co pegeery zwalały mi na
podwórko, to sprzedawała pani Magda i Marlenka. Nie le mnie skubały, a i tak pani
Magda sprzedała za dwadziecia jeden tysi cy, a Marlenka za dziewi tna cie.
Marlenka ostrzej mnie nacinała, ale nie zwa ałem na to. Na dodatek pensji z
premiami i nadgodzinami miałem po osiem, dziewi
tysi cy złotych miesi cznie,
gdy Marlenka zarabiała dziewi set pi dziesi t. Na koniec jeszcze spółdzielnia
rolna, która miała cegielni , przywiozła cegły w ilo ci wystarczaj cej na dom. Jako
taka, jak licówka, a nadto dachówki i kafle z gliny oblewanej na piece. Cało
od
razu kupił jaki krewny Marlenki i jeszcze przywiózł winiaka w wyrobach: szynki,
kiełbasy, pasztetowa i salceson, a nadto surowy schab na kotlety. Wszystko to
sprzedała pani Magda i oczywi cie - rozliczyła si .
yłem jak w bajce. W yciu nie brałem pod uwag , e mo na w trzy miesi ce
zarobi tak du o pieni dzy. Miałem dwie cie szesna cie tysi cy złotych i za te
pieni dze mogłem na pniu kupi porz dn , przedwojenn will pod Warszaw .
Tylko jak bym wyja nił - sk d wzi łem na ni
rodki? Nawet nie mogłem tych
pieni dzy wpłaci do pekao.
Z cukrowni na po egnanie dali mi na stycze
przydział do sanatorium z
Nał czowie. Bez gadania przepisali go na moja pro b na imi mamy.
Pan Antoni zaprosił mnie do siebie, do Bydgoszczy. Nie zauwa yłem, e był
kompletnie pijany. Miał małego włoskiego fiata, takiego samego, jak du o
popularniejsze jugosłowia skie zastavy. Wsiadł do niego i jechał zakosami.
Zatrzymała nas milicja drogowa. Chcieli go wzi
na izb wytrze wie , a w ka dym
razie nie le spałowa . To było wida . Ale nie z panem Antonim takie numery. Teraz
ju wprawdzie ledwie trzymał si na nogach - wida wypił olbrzymia ilo
wódki
bezpo rednio przed naszym wyjazdem, zagryzł i dlatego stopniowo go brało. Rozdarł
si na tych milicjantów, w ko cu dorosłych, czterdziestoletnich ludzi:
112
- Gnojki jedne, na baczno
przede mn ... Numery słu bowe, ale to ju ... Wy kurwa
wiecie, kto to jest pułkownik W troba? No wiecie gnojki jedne, czy dopiero musicie
si dowiedzie ?
By mo e milicjanci nie znali osobi cie pułkownika W troby i uznali, e maj z
nim do czynienia osobi cie, albo te znali, ale w takim razie, całkiem zasadnie,
przypuszczali, e maj do czynienia z jego współpracownikiem lub krewnym, ale tak
czy inaczej odwrócili si bez słowa na pi cie, wsiedli na motocykl i tyle ich było
wida ...
Pan Antoni bardzo niebezpiecznie prowadz c mamrotał co , e był w partii wtedy,
gdy go wszy jadły, a teraz, to nie chce by i dlatego wyst pił i w ogóle taki burdel
pierdoli...
Ja pod pozorem sikania poprosiłem, aby zatrzymał si i po prostu uciekłem. Pieszo
doszedłem do niedawno mijanej wsi. Sprawdziłem, o której mam autobus i
poszedłem do knajpy geesu, ale było akurat sprz tanie.
Do moich gospodarzy wróciłem wieczorem, zzi bni ty. Pani Magda czym pr dzej
mi po cieliła, do łó ka przyniosła kolacj , co mocniejszego, a wreszcie, bym si nie
przezi bił, sama wlazła mi do łó ka. Młódk nie była, ale co tam... Jej m
nie
przeszkadzał nam w ogóle.
A w dwa dni pó niej opu ciłem go cinne Nakło. I Marlenka i pani Magda płakały
na po egnanie... Z Marlenk jeszcze potem rozmawiałem telefoniczne, bo musiałem
co uzgodni , by i w jej raporcie i w moim było to samo. W lot mnie zrozumiała, a
przecie nie mogłem mówi wprost. Bystra była dziewczyna, nie chciałem jej traci
z horyzontu...
****************************************************
- W poci gu do Warszawy, jak to w poci gu. Bilet miałem pierwszej klasy, ale
obci ony byłem dwiema walizami i skrzynk . W jednej, zupełnie nowej, skórzanej
walizie kupionej w Nakle - a dziw, e w takiej dziurze był tak luksusowy wyrób,
113
miałem moje rzeczy i połow pieni dzy. W drugiej za , a tak e w skrzynce owini tej
szarym papierem i sznurkiem pani Magda z Marlenk zapakowały mi dwie w dzone,
jeszcze nie ugotowane szynki, wielkie jak bomby lotnicze i jedn szynk ugotowan .
Do tego ze czterdzie ci kilo kiełbasy i dwa balerony nie we flaku, tylko osypane
papryk . Z takim obci eniem nie miałem adnej szansy na wywalczenie sobie
miejsca, cho poci g ruszał z Bydgoszczy i na peron wjechał prawie pusty, tylko z
lud mi, którzy maj c układy na kolei wsiedli jeszcze na stacji rozrz dowej.
Rozło yłem paczki wzdłó przej cia tak, e nowa walizka była w rodku i zgodziłem
si , aby na jednej usiadła starsza pani, a na drugiej chyba jaki student, albo co?
Zaraz potem z przedziału wyszedł mo e trzydziestoletni facet i ust pił miejsca
staruszce. Rzecz jasna - usiadł na skrzynce.
Sprawdzaj c bilety doszedł konduktor. Z moich pakunków unosił si fascynuj cy
aromat w dlin. On tylko popatrzył, pokiwał głow ...
- To ju i pierwsz klas , he... he... Uwa aj pan - dzi mog pana wyhaczy ...
Nie min ło i dziesi
minut, gdy zjawili si , z tego samego kierunku, z którego
przyszedł konduktor - soki ci. Poci g na chwil stan ł w Solcu Kujawskim i nawet
zastanawiałem si , czy nie wysi
, ale to byłoby szalenie trudne. Gdy poci g
ruszył, soki ci zbli ali si do mnie i ju po minach było wida , e ten zapach
pochwycili niczym psy go cze. Jeden z nich miał tak z pi dziesi t lat i rzut oka
starczył, by oceni , e z milicji wyrzucili go za pija stwo, a przecie byle pijaka w
tym kraju z milicji si nie wyrzuca. Drugi, czterdziestoletni, te nie wygl dał du o
lepiej.
- Czyje to pakunki?
- No moje - opowiedziałem...
- Co tam macie?
- Wracam z kampanii cukrowniczej, pracowałem w niej, no i na wi ta dostałem
troch w dlin...
Ta odpowied troch zbiła z tropu pytaj cego - tego starszego. No bo rzeczywi cie
- w pierwszej klasie, porz dnie ubrany młody człowiek. Nawet ta walizka taka dobra
114
- mo e syn dyrektora? Tak sobie musiał kombinowa . Po chwili jednak wpadł na
koncept:
- W stołówce pracowniczej?
- Tak, w stołówce - uchwyciłem si tej szansy.
- A rachuneczek jest, cho by paragon?
- No co pan - łgałem - s dziłem, e jak z nut - w stołówce paragony? Sklepowa
chemicznym rachuje na gazecie...
- Na gazecie to mo e se rachowa , jak wydaje drugie niadanie. A nie wałów na
wi ta. Jest tego pi
kilo?
- No mo e jest? - odpowiedziałem pytaniem, bo co miałem zrobi ?
- No to mo e jednak spekulant?
Tu ju si zdenerwowałem - ch tnie oddałbym im cał t padlin , bo przecie nic
nie była warta w stosunku do pieni dzy, które wiozłem. A poza tym - te pieni dze rzecz była oczywista - musiały pochodzi z przest pstwa gospodarczego, a za to z
dziesi
lat mamra jak obszył, a mo e i wi cej?
- Panie władza - nie jestem spekulantem, tylko socjalistycznym pracownikiem. Moja
praca cieszyła si uznaniem, zostałem nagrodzony, a wy mi tutaj takie rzeczy...
Soki ci nadal chyba jednak nie byli pewni, jak post pi , no ale te moje w dliny tak
pi knie pachniały, e si przemogli:
- Dobra, dobra - dokumenty...
Oczywi cie podałem i dowód, a w nim były, jak trzeba, piecz tki o zatrudnieniu od
i do w cukrowni na stanowisku starszego specjalisty. Widziałem, e to umocniło
moja wersj . Postanowiłem dobi wrogów:
- No i sam pan władza widzi, e jestem powa nym człowiekiem i nie w głowie mi s
jakie lewe interesy...
Powiedziałem to jednak tonem troch za bardzo pewnym siebie i to był bł d.
- Wszystko prawda, obywatelu, ale rachunków na w dliny nie macie. Sami
przyznali cie. Pójdziecie z nami do wyja nienia - zatelefonuje si do cukrowni. Jak
115
potwierdz , to mo e pu cimy... A co z w dlin , to si zobaczy. Przez telefon
rachunku nam nie przy l ... Tacy m drzy to si jeszcze na wiecie nie narodzili...
- Panie - ile jej b d szuka - replikowałem - kampania si wła nie sko czyła - gdzie
t bufetowa b d szuka ?
- No to se - obywatelu - na dołku poczekacie, a do skutku. Za spekulacj obywatelu
jest sankcja prokuratorska...
Przestraszyłem si nie na arty. Przecie gdybym chciał, i gdyby w sklepie było
du o, a przecie , gdy rzucali towar, to było du o - mogłem sobie w byle sklepie
kupi pi
kilo kiełbasy i nikt by nawet okiem nie mrugn ł. Sklepowa by najwy ej
mrugn ła okiem i powiedziała - takie chuchro, a ma spust...
- Panie - mówi - ja musz dzi do Warszawy - bierz pan te w dliny w choler , na
mnie na peronie b d czeka ...
I to był bł d - wprawdzie ten młodszy dawał starszemu niedwuznacznie do
zrozumienia, e trzeba bra skrzynk i cieszy si darem bo ym, lecz starszy ju to
ignorował. Facet bez mrugni cia powiek po wi caj cy tyle dobra, samo przez si
si rozumiało, e połow - czyli zawarto
skrzynki, musiał by podejrzany.
W Toruniu na posterunek ja niosłem now walizk , a soki ci drug walizk i
skrzynk .
Ju na posterunku moje dane spisywał ich komendant. Przygl dał mi si uwa nie:
- Wy to nie z resortu?
- A mam to na twarzy wypisane? - odpowiedziałem na pytanie, bo oczywi cie nie
wolno mi było powiedzie , e z resortu. Zreszt - czy ja byłem z resortu?
- Nie na twarzy, towarzyszu, tylko na marynarce po prawej stronie.
Ubrany byłem w szykowny płaszcz tweedowy, ale w poci gu go rozpi łem, id c
przez perony nie zapi łem i teraz był rozsuni ty.
- Ja si na tym znam - jeste cie towarzyszu ma kutem i tam macie gnata na
szelkach...
- Co tam mam, ale to tajemnica - odpowiedziałem. Nie moja własno ...
116
- Jasne - e resortowa... Ale stosowny dokumencik to nawet towarzyszom sokistom
trzeba okaza . Takie przepisy - sami je znacie...
- Nie mam legitymacji...
Na t odpowied komendant - facet przed sze dziesi tk , do
niechlujny, bo w
poplamionym mundurze, a si zje ył:
- Lewizna, legitymacji nie ma...
Nawet nie zorientowałem si kiedy, niczym bik rzucił si na mnie i z kieszeni
bocznej marynarki wyszarpn ł paczk
z pieni dzmi. To one bowiem tworzyły
wypukło . Jednak on jeszcze nie wiedział, co ma w gar ci, bo tak szarpi c
wykrzyczał:
- Za bro bez pozwolenia jest prokura.... - i zamilkł. Na blat stolika słu bowego
wysypały si dziesi tki tysi cy złotych. Pewnie w yciu tylu na raz nie widział na
oczy...
Wreszcie po chwili chwycił oddech, wyszarpn ł słu bowy pistolet i wycharczał:
- Bank, bank e cie towarzyszu obrabowali...
Zatrzymany... Wy nie jeste cie aden towarzysz, wy jeste cie zatrzymany - i lu
mnie w mord pi ci obci on kilogramowym złomem. Dosłownie pofrun łem na
cian .
- Ty kurwa sobie nie my l, ze my ci przesłuchujemy. To nie było w ramach
przesłuchania... To było, eby nie uciekł. A jak si b dziesz skar ył, to dam ci prób
ucieczki...
Zaraz potem zawlekli mnie do celi, wrzucili i zatrzasn li drzwi. Nie min ła minuta,
gdy weszli do rodka i zrobili rewizj . W kieszeni spodni miałem wcale nie mniej
pieni dzy. Pozostałe były w walizce. Troch
jednak ochłon łem i dobitnie
poprosiłem, by zatelefonowali pod numer - tu im podałem numer słu bowego
telefonu, i eby poprosili pana Zygmunta. Z du
pewno ci siebie - jak na sytuacj -
powiedziałem to, a zreszt by mo e nawet komendant wiedział, na jakie cyfry
zaczynaj si które telefony w Warszawie, bo na odchodne, z du ym szacunkiem
nios c w obu dłoniach nowy plik pieni dzy - rzucił:
117
- Zobaczymy...
Miałem czas do rozmy la . Było jasne, e pan Zygmunt nie znajdzie pomysłu na t
drak . Z drugiej strony - tyle pieni dzy to nie zawsze jest nawet w oddziale banku.
A przecie nie słyszało si , eby ostatnio gdzie okradli bank. Inna sprawa, e jak
okradali bank, to prasa o tym wcale nie tr biła. Byłem tak oszołomiony, e zapadłem
w jaki letarg, pół sen... No bo co ja jeszcze mogłem zrobi ? Umarł w butach... Za
takie wielkie afery to nawet kar
mierci potrafili zas dzi ...
Szkoda mi było młodego ycia. A poza tym - ojciec w wi zieniu, ja w wi zieniu matka tego nie prze yje... Na szcz cie zd yłem przesła jej poleconym skierowanie
do sanatorium... Ale czy pojedzie? W tych warunkach?
Po paru godzinach, gdy straciłem rachub czasu, bo Dox przecie mi zabrali przy
rewizji razem ze sznurówkami, drzwi si otworzyły. Wszedł komendant:
- Wstawajcie towarzyszu... kto do was...
Od razu pomy lałem, e jednak pan Zygmunt, ale tak szybko?
Jednak na posterunku był nie pan Zygmunt, lecz ten osiłek, który razem ze swoim
szefem zdybali mnie na przystani nad Noteci w Nakle. U miechał si . Komendant
te si u miechał. Wszyscy si u miechali.
- Wy tu u nas co sobie ci gle garderob psujecie... - i wymownie popatrzył na
wysoko
mojego rozporka. Cholera - rzeczywi cie - sam nie wiem kiedy
zmoczyłem si ...
- No - nic takiego - jak to na słu bie... - rzucił usprawiedliwaj co. Pewnie macie co
tam na zmian . A t
liw nad okiem to niepotrzebnie, komendancie, mu nabili cie...
Pospieszyli cie si . Dobry towarzysz, czekista na słu bie, a wy go tak ostro...
- Sk d mogłem wiedzie ? Ja tylko lekko, profilaktycznie, my lałem, e mo e nie jest
nasz? Jak który wygl da na takiego, co mo e da drapaka, to ja go zawsze lu w
mord . Przepisy przepisami, ale sami widzicie - tu jest blisko do drzwi...
- Dobra ju - towarzysz jest naszym go ciem. Tu s wasze rzeczy - wskazał na
ustawione rz dem walizki i paczk . Zaraz jeden taki przyniesie z bufetu posiłek
ziemi kujawskiej. Przebierzcie si ...
118
Byłem jeszcze bardziej oszołomiony. Jak automat otworzyłem walizk , wyj łem
jakie spodnie i poszedłem do celi przebra si . Rzeczywi cie - na podłodze była
plama. Gdy wróciłem, mój wybawca strofował komendanta:
- No i co wy powiecie. Kierujecie placówk i nie wiecie, gdzie na dworcu mo na
kupi flaszk ? Ze mnie durnia robicie? W peerelu nie ma takiego dworca, eby tu
przy nim nie było trzech met... o - mo e na wiosce s dwie... Co tu u was za burdel?
Dziesi
minut! Dziesi
minut macie na to...
Komendant jak z procy wyskoczył za drzwi. Stał na nim na mrozie jeden z tych
sokistów, którzy mnie wygarn li...
- Do poci gu macie godzin . Pieni dze wam zaraz zwróc , ale przy wiadku - przy
komendancie. Kwitowa nic nie trzeba.
A po chwili dodał, a kr c c głow :
- Ale si nachapali cie... Wiedzieli my, e tego b dzie du o, ale tyle? To dla nas
wa na informacja...
Po chwili wszedł komendant ze starszym sokist , który w dłoniach trzymał tac z
dwiema kawami, dwiema oran adami, talerzykami i półmiskiem z w dlinami.
- U was z tych czemodanczikach lepsze specjały, ni dworcowe, ale jeste cie naszym
go ciem, towarzyszu, wi c czym chata bogata.
A zaraz potem zwrócił si do komendanta:
- Odprawcie swojego człowieka...
Sokista natychmiast wyszedł nie czekaj c na rozkaz przeło onego.
- No i teraz przeliczcie - i wyci gn ł spod gazety na stole pieni dze. Liczyłem
do
długo, nikt mi nie przeszkadzał. Wida było, e na obu moich towarzyszach
suma robi wra enie... Gdy sko czyłem, rozło yłem na trzy paczki i upchn łem w te
same miejsca, co poprzednio.
W tym samym czasie ozwało si pukanie... Komendant wyjrzał i po chwili wniósł
dumnie do rodka trzy butelki wódki czystej.
- No rozlejcie... przecie jakie szkło macie... - a po chwili dodał:
- Na trzech... bo to na zgod ...
119
Szkło si znalazło – dla go cia z Bydgoszczy i dla mnie porz dnie umyte szklanki
herbaciane z bhufetu dworcowego, za sobie komendant nalał do lepi cej si od
brudu musztardówki.
- Za pomy lno
zadania naszego miłego go cia...
Ja za , cho nadal byłem w gł bokim szoku, przytomnie zareplikowałem...
- Nie, nie... towarzyszu - za zdrowie i za dalsze sukcesy w pracy towarzysza
pułkownika W troby...
Obaj a pokra nieli z zadowolenia...
Do domu wracałem w przedziale tylko do mojej dyspozycji.
W korytarzu,
dyskretnie, par metrów od moich drzwi, wartowali obaj soki ci. Popijali sobie z
flaszki. Nie wiem, czy załapali si na jedn z dwóch, które zostały z tych trzech
przyniesionych, czy te roztropnie kupili ich na mecie od razu wi cej?
Byłem kompletnie wyko czony. Na dworcu wschodnim czekała na mnie
pilnowana przez miejscowego sokist taksówka... Pojechałem na now kwater ... Z
baga nika taksówki, mimo mrozu, do kabiny docierał zapach kiełbasy. Ale nie
miałem siły my le , czy jest to nadal zapach miły, czy ju nie...
- Mój drogi - resort stawia przed tob naprawd trudne zadanie. Trudne zadania s
dla szczególnie zdolnych i oddanych... Wida - w wietle moich raportów - za
takiego zostałe uznany. Poprowadzisz placówk pod przykryciem - całkowicie
tajn , ale jawn ...
Patrzyłem na pana Zygmunta ze zdumieniem.
miał si z mojej dramatycznej
opowie ci o przej ciach w poci gu. Ja ci gle nie byłem pewien, czy pieni dze, które
uzyskałem na tak ró ne sposoby w Nakle s moje, czy resortu. Byłem gotów zrzec
si ich w obawie, e przecie ci gle mog mnie zamkn . Zreszt - co niby miałem
zrobi
z tak gór pieni dzy? A on nic mi w tej sprawie nie powiedział. Po
wysłuchaniu raportu tylko u miechn ł si , e takiego przekr tu to nawet on, po tylu
latach słu by, nie robił.
120
- To b dzie wielka odpowiedzialno , ale i wielki honor. Bo odpowiedzialno
poł czona jest z zaufaniem, jakie w tobie pokładamy. Moje zaufanie jest szczególnie
du e, bo to ja jestem twoim prowadz cym i moja kariera zale y od twojego
powodzenia. Partia i rz d czyni wielkie starania, by broni granic naszej młodej
ojczyzny przed odwiecznym wrogiem - zachodnioniemieckim rewizjonizmem i
ameryka skim imperializmem. Robotnicy buduj statki i samoloty. Ty wiesz, e
nasze samoloty uzyskuj gotowo
bojow w powietrzu najszybciej na wiecie? Bo
piloci te pracuj z najwi kszym po wi ceniem. Tego samego, a nawet wi cej
oczekuje si od ludzi zwi zanych z resortem. My bowiem pracowa musimy nie
zwa aj c, e nasza praca cz sto jest niedoceniana, fałszywie interpretowana... Tym
bardziej partia musi docenia nasze starania... A twoje zadanie b dzie najtajniejsze z
najtajniejszych...
Wszystko to, jak e pompatyczne w słowach, mówił, nawet jak na niego,
monotonnym głosem. Wiedziałem, e to jest wa ne, ale zaczynałem by cała t
przemow znu ony.
- Jak wiesz, ludzie maj swoje słabo ci, a stosunki m sko-damskie do nich nale .
Wiesz tak e, e partia i rz d wcale nie popieraj rozwi zło ci. Przeciwnie - stawiaj
nieprzebyt zapor przed nowinkami z Zachodu - tak zwanym seksem i pornografi .
I tu trzeba mocno podkre li , e placówka twoja nie b dzie słu y zachodniemu
seksowi i rozpasaniu. B dzie bowiem placówk badawcz . Bada bowiem musimy
zachowania ludzi w okre lonych sytuacjach. W szczególno ci
musimy tak e
naszych ludzi szkoli . O tak... szkoli ...
Nie byłem pewien, czy wypada, bym przerywał, wi c ostatecznie nie
zdecydowałem si na zadanie pytania o to, w czym ich mamy szkoli i co te takiego
ja potrafi , w czym mógłbym kogokolwiek szkoli ?
- Tak wi c placówka twoja b dzie prowadziła program badawczy... Powtarzam program w istocie rzeczy naukowy, pod auspicjami naszych tajnych instytutów
naukowych.
121
- Na czym b dzie polega
moja działalno ? - jak najbardziej uległym tonem
zdecydowałem si spyta ...
- To nie ma nic do rzeczy. Najwa niejsze, aby jak najszybciej obj ł swoj placówk ,
wyremontował j i niejako przygotował... My zapewnimy ci kontyngent personelu.
Trzeba pami ta , e musisz z nimi post powa w sposób mo liwie kulturalny i
taktowny. Ich zadanie, zadanie w naszym socjalistycznym pa stwie niezwykle
trudne, jest niezwykle trudne...
Wyra nie nawet pan Zygmunt czasem jednak si gubił...
- Czy podejmujesz si ? Pomy l, e ł czy si to z istotnym awansem - b dziesz
niezale nym w strukturze Funduszu Wczasów Pracowniczych kierownikiem. Ł czy
si to z wielk odpowiedzialno ci materialn . Partia i rz d, a wła ciwie nasz resort,
a tak e, mo e przede wszystkim, Fundusz Wczasów Pracowniczych, powierz ci
wielkie
rodki, którymi b dziesz musiał umiej tnie, na po ytek społeczny
gospodarowa . Jestem pewien, ze podołasz temu nowemu dla ciebie zadaniu... Jeste
zdolny...
Przez chwil nawet my lałem, e on sobie kpi i nawi zuje do moich wyczynów
nakielskich, ale chyba nie? To nie było w jego stylu...
- Szczegółów dowiesz si
od specjalisty. A dodam,
e jest to specjalista
przedwojenny, sanacyjny, w zasadzie człowiek nam oddany, ale z istoty swojej
wrogi, obcy... Spróbujemy załatwi jeszcze współczesnego specjalist z wojska, ale
to nie jest pewne, bo chcieliby my, by wojsko mo liwie długo o tym przedsi wzi ciu
nie wiedziało. Niech potem zazdroszcz ...
To ostatnie zdanie pan Zygmunt wypowiedział z wi ksza energi , a nawet mo e z
satysfakcj ?
- I by mo e b dziesz zadaniem nawet zszokowany. Oszcz dz ci szczegółów.
Dowiesz si w swoim czasie. Jutro o dziesi tej przyjdzie do ciebie ten sanacyjny
specjalista... Przyjmij go godnie - jaki gruzi ski czy jaki tam koniak, w dliny masz,
e na korytarzu czu ... Oczywi cie - na nie nie b dziesz miał rachunku, wi c nikt ci
122
nie zwróci... Ten facet powie, e przybył w sprawie łab dzi, a ty mu odpowiesz, e
nie masz biletów na "Jezioro łab dzie". Zapami tasz?
Udało mi si
kupi
w zielonej budzie chrzan, ogórki kiszone te
nie były
kapciowate - bo od prywatnego, do tego jaja wiejskie, a nie pa stwowe, mierdz ce
rybami... Wymy liłem danie na sto dwa - jajecznica na kiełbasie, herbata, koniak i
petitybery, bo w cukierni prywatnej nie chcieli da rachunku. Ja i tak na tej zielonej
budce - te
bez rachunku - byłem stratny. W ka dym razie postanowiłem
przedwojennego fachowca przywita po pa sku...
W ko cu przyszedł pół godziny po czasie. Mały, sze dziesi cioletni człowieczek
w wietnym, bazarowym, kraciastym palcie z koca, czerwonych skarpetach i butach
chyba ameryka skich. Z przodu miał wszystkiego ze trzy całkiem czarne od
papierosów z by. Włosy miał takie tłuste, e cho zwykle na to nie zwracałem
uwagi, sam przecie nie byłem wzorem higienisty, to tym razem mi si nie udało.
Tyle jednak wiedziałem, e je li włosy były ju takie tłuste, e łupie przestawał
odpada , to czas najwy szy było je my ...
Spojrzał na koniak, taki z robaczkami zamiast liter i radziecki i od razu nalał sobie
do naszykowanej angielki. Nasma yłem jajecznic z o miu jaj - pochwalił, e na
niadanie, je li go cie zostan do niadania, to jest to dobre...
- Jacy go cie? - pytam...
- No jak masz pan prowadzi burdel, to nawet w peerelu, panie tego, trzeba czasem
wydawa
niadania. Na tym si zarabia... No... na tym te ...
- Jaki burdel panie?
- No kurwa, panie... Za przeproszeniem. Pan oficer mówił, e jak jezioro łab dzie, to
b dzie to nowy socjalistyczny opiekun panienek. e masz pan burdel prowadzi ... Ja
głupi nie jestem... Sam przed wojn
sanacyjnym, robiłem...
w burdlu - za przeproszeniem, niestety
123
To był jak cios obuchem! Bo niby co takiego si tajemniczo przewijało, ale eby
rzeczywi cie? W pa stwie socjalistycznym? A gdzie moralno
z "Jak hartowała si
stal"? Nagle jeszcze zdałem sobie spraw , e co ja mamie powiem? Tata w wi niu,
a syn burdel prowadzi? No ale tu szybko wymy liłem, ze przecie
kierownikiem domu wczasowego. Jako
si
mam by
zakombinuje... Je li ja mam by
kierownikiem, a personel sami mi przy l , to przecie mo na b dzie, no - mo e
czasem... tak e samemu u y ? Marlenka była daleko, a krew młoda...
- Burdel panie, albo inaczej dom publiczny panie, to jest instytucja... Jest burdel
mama, albo - za przeproszeniem - burdel tata... On rz dzi wszystkim i wszyscy maj
si go słucha ... A musz , bo burdel tata trzyma kas . Jak co si nie podoba, to
krótka rozmowa - w jap i na bruk - now kurw zawsze si znajdzie... W ogóle to
panienki trzeba krótko trzyma - tirli, tirli z nimi, niby wszystko pi knie, ale jak
tylko co nie tak, to w ucho... W ucho panie najlepiej, bo si ców nie wida . Na
całym ciele, panie, si ce klient zobaczy, a na uchu, czy pod włosami - nie tak łatwo...
Bo panna musi w ka dej chwili by do u ytku. Burdel zarabia na pierdoleniu, panie,
a nie na gadaniu... Jak który go
chce, eby panienka jego lała - to prosz bardzo,
ale jak chce, eby to on lał, to ju inna historia... Za to, to trzeba płaci jak za zbo e
panie... Bo przecie potem nie ka dy j b dzie chciał, albo za pół ceny... Klienci,
panie, to zaraza. Wszystko wychwyc , o - za przeproszeniem o ka de gówienko si
kłóc , e ma by taniej.
Byłem oszołomiony. W tym duchu facet jeszcze nawijał dwie godziny, zjadł
jajecznic , kazał sobie ukroi troch szynki, to nakroiłem. Na oknie wisiała, to co
miałem robi ? Koniak wypił, kaw wypił, herbat wypił, petitybery to nie bardzo, bo
prawie wszystkie ja zjadłem i poszedł mówi c, e jeszcze wróci... gdy dostanie tak
pro b pana oficera... Tak powiedział...
Nast pnego dnia spotkałem si z panem Zygmuntem w Ali - Babie na Miodowej.
Miałem ju plan. Pomysł z burdelem mi si podobał, ale czy b d kadrowym
pracownikiem? No i - czy wypuszcz mojego tat ? Jakie b d miał pobory? Jak
b d zarabiał?
124
Po to, aby uzyska lepsze warunki, a szczególnie, eby tat wypu cili, pocz tkowo
planowałem kr ci nosem. Nie, eby mówi , e nie, bo jeszcze pan Zygmunt powie,
e jak nie, to nie... Tego wcale nie chciałem. Ale chciałem jak najwi cej uzyska . No
wła nie...
Od razu si zorientowałem, wcze niej o tym nie my lałem, e pan Zygmunt jest
zadowolony, e wszystkiego tak naprawd dowiedziałem si od tego sanacyjnego
alfonsa. Wi c od razu przeszedł do rzeczy:
- Budynek w Sokołowie - sto siedemdziesi t kilometrów od Warszawy - to dawny
dwór jakich hrabiów niemieckich, samych generałów. W sam raz na tak instytucj .
U nich te było same kurestwo i jeszcze zbrodnie... Architekt ju plany zrobił, tylko
on nie wiedział, do czego to ma słu y . My li, e jaki spec dom twórczy, albo co?
To ty z tym Zenkiem wszystko obejrzysz. Remont robi b d górale. Spółdzielni
maj , ale to tak naprawd prywaciarze. Resort uznał, e tak b dzie najlepiej. Cały
interes polega na tym, e oni nie mog wiedzie , e to ma by zakład specjalny. Jest
ich tylko pi ciu, ale robotnych. Obiecane maja paszporty do Ameryki. Jak si b d
stara ... Po to, aby nie podpadało - to tajemnica - rozumiesz - tu wszystko jest
tajemnica - ale ty - lepiej - eby wiedział... Oni dali tak niby łapówk jednemu z
naszych. I maj
powiedziane,
e jak dobrze zrobi , to paszporty dostan .
Turystyczne, ale nigdy nie wróc - to si wie... Tylko eby wizy dostali... Wi c ani
mru, mru... Bo jak amerykany wyniuchaj , e nam zale y, to im wiz nie dadz , a my
nie chcemy, eby w kraju o naszej instytucji kto za du o wiedział...
- Panie Zygmuncie - ja na to - ale dlaczego ja mam prowadzi ten zakład? Ja si
wstydz ...
I tu stało si co niespodziewanego. Pan Zygmunt nie bacz c na to, e jeste my w
lokalu publicznym, zmieniaj c wyraz twarzy nieomal rykn ł:
- Wstydzisz si ?
A potem, ju szeptem, ale z wyra nymi, chyba jednak sztucznie wywołanymi
emocjami kontynuował:
125
- A łapówki bra w Nakle nie wstydziłe si ? Wymuszałe na chłopach, ale to pal
licho... Brałe łapówki od zakładów uspołecznionych - pegeerów i spółdzielni
rolnych... Mo e nie? To czystej wody szkodnictwo. Jeden mój ruch i zgnijesz w
pierdlu, dupodajc zostaniesz dla kryminału... Aferzysta i syn aferzysty... Ja cie
kurwa zgnoj ...
To nie musiały by
arty. Zbyt dobrze pami tałem rozbity na przystani nos... Miał
mnie w gar ci. Ale te - było jasne, e mu zale y na tym, abym to ja prowadził
przedsi wzi cie...
- Ja przecie nie mówi nie. Ja tylko si kr puj ... Bo to krepuj ce...
Pan Zygmunt natychmiast si zmienił, konfidencjonalnie pochylił i szepn ł:
- Ja przecie
wiem. Sam mam problem... Ale trzeba... Słu ba nie dru ba. To
wszystko dla socjalistycznej Polski, dla ludu pracuj cego miast i wsi... Ty zobacz - ja
mam ci w gar ci. Ale czy na przykład chc od ciebie za darmo pieni dzy? Nie chc .
Masz we mnie przyjaciela, takiego prawdziwego... Ja, widzisz, wiedziałem, e tobie
b dzie przykro, bo ty jeste przyzwoity chłopak, z dobrego domu. Ale to ani moja,
ani twoja decyzja. Zawalisz, to ciebie zgnoj i mnie zgnoj ... Nie mo na si da ...
Trzeba podoła ...
Nie byłem zdziwiony t nagł zmian , ale jej skal ! A tak ciepło pan Zygmunt
nigdy do mnie nie mówił...
- Ja wiem, co ciebie boli. Chodzi o te krzywd , która spotkała twojego ojca.
Porz dny chłop, nasz, a poszedł siedzie . Co tam si zap tliło i po drodze słu bowej
nic si nie da zrobi . Ale widzisz - tu mój rozmówca przyj ł ju ton protekcjonalny,
ale i zdystansowany - ja przez te dni przegl dałem takie tam szpargały i co chyba
wiem... Spraw twego ojca mo na próbowa zrobi prywatnie, tak wiesz - na boku...
Komu trzeba b dzie da w gar . O mnie te wypada pami ta , bo do tej pory, od
tych papierzysków, chce mi si kicha , Takie były zakurzone... A to przecie fucha...
Na boczku. Nikomu ani mru, mru, bo wszyscy jak jeden m
bekniemy...
Oczywi cie si zgodziłem. Okazało si wówczas, e pan Zygmunt wła ciwie wie
wszystko. Kazał nauczy mi si na pami
imienia, nazwiska i adresu, a tak e
126
numeru dowodu osobistego takiej pi dziesi ciosze cioletniej pani ze wsi obok
mego miasteczka. Jej miałem zapłaci pi tna cie tysi cy złotych i pi set dla niej
osobi cie. Bez adnego pokwitowania. I nie przejmowa si , e to jest kompletna
idiotka i baba od gnoju. Panu Zygmuntowi miałem da dwa tysi ce teraz, bo na tyle
wyszacował swoje koszty. Sam nie wiem które? I dziesi
tysi cy, bo przecie tyle
to mu si ode mnie nale y. No i na wi ta jedn szynk , kawałek baleronu i kilka
kiełbas, ale nie okre lili my - ile... W dliny i tak bym mu dał, i tak... No ale on wolał
si upewni .
W dwa dni pó niej pojechałem do mamy i bardzo trudno mi było słucha jej
rozdzierania szat nad losem ojca i nad tym, e skre lili mnie z listy studentów, bo o
tym wiedziała z listu z dziekanatu, jaki nadszedł do domu, w którym ci gle byłem
zameldowany na stałe. Starałem si j uspokoi , jak mogłem. Mama chciała, ebym,
skoro ju nie jestem studentem, wracał na stałe do domu. Ró ne przedstawiała
argumenty, a jeden z nich był taki, e w wielkim mie cie jest kurestwo i popadn w
towarzystwo kurew...
Kpiła, e co to za czasy, eby syn z miasta rodzicom - ci gle zapominała, e tata
siedział i nie ma go w domu - przywoził w dliny. Ale e spróbowała i były o niebo
lepsze, ni te, które sama z krewnymi robiła, to tak bardzo nie narzekała. Nawet
pytała mnie o przepis, ale sk d mogłem go zna ?
Nast pnego dnia niby poszedłem na spacer. Mama była zdziwiona, bo wyszedłem
na ten spacer w szarówce, ale miałem do pokonania pi
kilometrów po niegu. Obu
taksówkarzy znałem dobrze i ani mi było w głowie, eby wiedzieli, gdzie id . Ja
przecie nawet matce nie powiedziałem.
Bab odnalazłem łatwo. Mieszkała sama. Jej m
umarł, a dzieci wyjechały do
miasta. W domu nikogo nie było. Akurat w maselnicy biła masło. Wiedziała o co
chodzi. Dowodu osobistego wcale nie chciała okaza i nawet zacz ła by nieufna, ale
w ko cu wzruszyła ramionami:
- Jednego brata mam w prokuraturze, drugiego w milicji, to kto mo e mnie
zamkn ?
127
Pieni dze schowała tak po prostu do kieszeni brudnego, poplamionego pryskaj c
z nieszczelnej maselnicy mietana fartucha. Jedynie pi set złotych, czyli brudasa dla
niej, starannie rozprostowała, popatrzyła pod wiatło przez zaro ni te pokładami
muszych gówienek okno i schowała pod taka dziergana kamizelk , gdzie wida
miała swój tajny schowek. Potem pocz stowała herbat i nawet miałem ochot , bo
przyszedłem z mrozu, ale cuchn ło u niej myszami, wi c podzi kowałem. Pan
Zygmunt miał do mnie al, bo mogłem co wi cej si dowiedzie . Baba przecie
głupia, ale ja my l , e tak du o to bym si nie dowiedział. Miała chytre oczka i tak
jako jej one biegały...
Tata wyszedł za dwa dni. Prokuratura w jego działalno ci nie dopatrzyła si cech
przest pstwa. Wypu cili go na same wi ta. Ludzie mówili, e prokurator nie chciał
zadziera z ksi dzem, to odpu cił... Mama s dziła, e wszystko to, to jej modlitwy i
wszystkich innych krewnych do naszego
wi tego, jak mówiono, obrazu w
ko ciele... Ja powiedziałem tylko tacie i dopiero w par lat potem, gdy si o co
rozliczali my i my lał, e jest stratny... No to ja mu wygarn łem:
- Kto tu na kim jest stratny?
Nawet chciał zwraca , ale przecie w yciu od rodzonego ojca bym nie wzi ł...
Od tego czasu jeszcze bardziej szanowałem pana Zygmunta. Nie ulegało
w tpliwo ci, e dla mnie zrobił lewizn . Wprawdzie zarobił na tym dwudziestu
brudasów, ale przecie mógł za da wi cej. Wiedział, e pieni dze mam. Zreszt
nie na przelew wzi ł... To nie taki człowiek. Kupił sobie Trabanta. Potem mi
wyjawił, e Trabantów nie dawali na raty, a on chciał Trabanta, bo to solidna,
niemiecka robota. I nie rdzewieje, bo nie ma jak. Cz
cz
karoserii jest z tektury, a
z plastiku - mydelnica... Taki człowiek to nie jest wariat. Mo na mu w ró nych
sprawach zaufa . Nie wywinie niespodziewanego numeru...
Pierwszy raz do Sokołowa pojechali my wła nie tym trabantem. Inaczej trz sie ni
warszaw . Jednak wołga - to jest wóz... Pan Zygmunt powiedział, ze pan Sta id c
128
na emerytur
odkupił t
swoja słu bow
wołg
i kombinuje,
eby przej
na
taksówk . Straszny z niego pijak, ale je li cho troch si pohamuje, to na taryfie
b dzie robi trzy razy tyle, co w resorcie. No i jeszcze emerytura...
Na miejscu byli ju górale. Wybijali stare futryny - takie jakie nie nowoczesne, z
rze bionymi esami - floresami, pewnie tak zwane ludowe. Chciałem, eby były takie
jak w blokach. Przecie
mo na by poszerzy
okna, ale plan architektoniczny
zabrania. Podobno to zabytek i nie wolno narusza "struktury bryły"... Za to ciany
wewn trzne r ba trzeba było równo. Zreszt - co za partactwo - na jedn cegł były,
obło one jak
trzcin i otynkowane. Dotychczas była tu szkoła, ale zbudowali
tysi clatk i teraz przej ł to resort. Pegeer chciał, eby to wzi
na mieszkania, albo
na przedszkole - bo to mitr gi mniej - szkoły i przedszkola to jeden resort, ale nasz
resort wszystko załatwił i przeszło pod FWP. Budynek jest pi trowy i jeszcze nawet
strych...
Z opisu architektonicznego nie wynika,
e architekt wiedział, co
przeprojektowuje. W ka dym razie na miejscu nigdy go nie było i nie miało by .
Dokumentacj zdawczo - odbiorcz podpisał w ciemno i z góry.
W piwnicy była kuchnia i kotłownia. Do tej pory palono w piecach, a w hallu w
kominku. Jakie nawet ładne te piece i kominek, z pi knie rze bionych kafli. Nawet
mi si podobały. Jak w prawdziwym pałacu, ale kazali my z panem Zygmuntem
wszystko to zwali , bo jednak nie nowoczesne... Pan Zygmunt prosił, aby te kafle,
co si nie potłuk , albo potłuk si troch , to eby ich nie wyrzuca , ani nie dawa
pegeerusom, tylko w jakiej szopie zachowa , to jakby on kiedy sobie dacz
stawiał - b dzie w sam raz...
- No dobra - my l ... Wydałem takie polecenie...
Za tego tat
byłem mu wdzi czny. Wi c jak si
dowiedziałem od dyrektora
pegeeru, e górale chc sprzeda troch cegły weterynarzowi, to ich obsobaczyłem...
Nie tak grubymi słowami, tylko roztropnie:
- Wy chłopaki chcecie mie przej cia z prokuratur ? Nawet jak ledztwo b dzie si
limaczy i nic wam nie dowiod - a czemu maj nie dowie
musieli czeka latami na ka de wezwanie prokuratora...
- to i tak b dziecie
129
Wszystko w lot zrozumieli i chcieli mnie napoi spirytusem. Bo oni z rana na
niadanie tak trzy czwarte musztardówki spirytusu na twarz, do roboty, w obiad
znów spirytus i potem jeszcze chyba na kolacj . Gotowała im baba z ich wsi. Jakie
układy z pegeerusami musieli mie , bo cho w sklepie nigdy nie było słoniny ani
boczku, to oni ci gle tylko to arli... I mietan pili. Chyba te nie ze sklepu... Ja im
nie płaciłem i nie wiem, jak im płacono, ale biedy nie mieli...
Sprytni byli, e hej...
aden z nich nie był hydraulikiem, a instalacje wodne i
grzewcze zrobili tak dobrze, e a dziw. Troch byłem nieufny, bo a z Ełku
przywie li z jakiej rozbieranej kamienicy rury miedziane, czyli stare, ale pan
Zygmunt powiedział, e takie s lepsze, bo nie rdzewiej .
Na parterze był hall z sufitem z belek d bowych na wysoko ci strychu. Na
pierwsze pi tro wchodziło si po schodach d bowych, na nowo malowanych na
olejno. W hallu miał by barek i stoliki. Wszystko wykonane z laminowanych płyt
pil niowych z ładnym niebieskim wzorkiem w kwiatki. To załatwiono bezpo rednio
w fabryce w Nidzie - z partii eksportowej. e niby jakie wady miały te płyty, ale tak
naprawd to nie miały. W prawo od drzwi wej ciowych była jadalnia z wind z
kuchni w piwnicy. Stół w jadalni był stary, taki rze biony, z ładnym nawet blatem,
ale porysowanym przez dzieci. Nie miało to znaczenia, bo i tak przecie pokrywany
miał by obrusem.
miało mogło przy nim siedzie i dwadzie cia pi
osób. Potem
okazało si , e wcale nam nie zale y, eby wszyscy siedzieli przy jednym stole, bo
po co go cie mieli si nawzajem zna , to si go poci ło na krajbzedze na opał i dało
si typowe stoliki. Partia była jaka tandetna, jak zawsze i eby stoliki si nie
ruszały, trzeba było papier podkłada pod nogi. Gdy był potrzebny du y stół, to
zawsze mo na było zestawi ze stolików, oczywi cie pami taj c o papierowych
podkładkach.
Gł biej był mój gabinet, pokój ksi gowej i pokój intendenta, a tak e mój, niezbyt
widny pokój do mieszkania. Wszyscy razem mieli my jedn toalet .
Po lewej stronie od hallu były dwa najlepsze pokoje do pracy ze wspóln łazienk i
wspóln pakamer obserwacyjn . Na pi trze było osiem pokoi z trzeba pakamerami
130
obserwacyjnymi i wspóln łazienk , w której był te prysznic na cztery sitka. Inaczej
nie dawało si zrobi . Do ka dego pokoju był dost p z pakamer przez specjalne
dziury. Do pakamery na dole wchodziło si z zewn trz, a na pi trze z korytarza i to
mógł by kłopot. Dlatego tam, mimo, e miejsca było mało, dali my podwójne drzwi
tak, aby z korytarza nikt nie widział kamer. Dało si pi kne tabliczki - pomieszczenia
elektryczne - podobno norma pa stwowa kazała to inaczej nazwa , ale tak kazałem
namalowa i tak zostało.
Wszystkie pokoje oraz jadalnia wyło one były pi kn
boazeri
z fornirem
machoniowym. Prawdziwym! Tak samo meble wykonane były z takiego forniru.
Typowe - ale w wersji eksportowej luksusowej do pierwszego obszaru płatniczego.
Mój gabinet i pokój te były takie same.
Na strychu było dwana cie pokoików z umywalkami.
W pawilonie obok było osiem pokoi go cinnych, te niczego sobie urz dzonych i
cztery jeszcze pokoje dla załogi. W pawilonie przy bramie wjazdowej, tak sto
metrów od budynku, było miejsce postoju pocztu wartowniczego. Z drugiej strony,
nad jeziorem, stał pawilonik na sprz t wodny, gdzie składowali my zaoszcz dzone
materiały budowlane, kafle pana Zygmunta, rower wodny, trzy kajaki i jedn łódk .
Był przydział na łód
Podobno mieli jak
aglow omega, ale fabryka z Ostródy co si oci gała.
ponadplanow w wytwórni w Mikołajkach, ale skoro papier był
na Ostród , to nie dało si ugry .
Pawilon obok domu wczasowego remontował pegeer swoimi siłami To samo
pawilon nad jeziorem, a pawilon przy wej ciu, jednostki nadwi la skie zrobiły sobie
w cztery dni. Przywie li ze stu ludzi i cho rwetes był niesamowity, to zrobili i
odjechali.
Na pierwszego kwietnia wszystko było gotowe.
Ja pocz tkowo chciałem mieszka w Warszawie i tylko tu doje d a , ale pan
Zygmunt po prostu zakazał mi korzystania z kwatery w Warszawie i nie miałem
wyj cia. On mi powiedział, e to nie jego wina, gdy tylko wykonuje rozkazy
przeło onych. Potem ta budowa wci gn ła mnie. Ksi gowo
robiono do tej pory w
131
Warszawie. W ogóle nie miałem z ni do czynienia. Pan Zygmunt potem wspomniał,
e jemu taki sposób mierdzi, ale te ani on, ani ja niczego nie podpisywali my, to
przynajmniej sami nic nie mierdzieli my.
Potem przyjechała ksi gowa. Nie miał jej kto zatrudni , bo jeszcze nie było
kadrowca. Ten przyjechał w dzie pó niej, własnym samochodem, wołg ... Byłem
zdumiony, ale i zachwycony - to był pan Sta . Teraz był moim podwładnym.
Pracował na pół etatu jako kadrowiec i przywiózł ze sob centralk telefoniczn i
telefony. Mnóstwo telefonów. Potem par
wybrakowalismy komisyjnie i
sprzedali my na lewo. A równie kabel. Okazało si , e zna si na tym. Sam z
jednym góralem poprowadził te kable od centralki w barze do wszystkich
pomieszcze . Spieszył si ...
- Jak my kurwa nie zainstalujemy, to co nadwi la scy zainstaluj u siebie centralk i
b d nas kontrolowa ? W departamencie, jak do tego doszli, to szału dostali i zaraz
mnie wydelegowali. Zobacz , jak na tym b d wychodził. Bo ja to mog zawsze na
taksówke wróci ... No ale tu mo e robota inna. Cho na taksówce te co si zawsze
dzieje...
W par dni pó niej przyjechała jego konkubina, która miała sta za barem.
Rzeczywi cie - warta grzechu kobieta - taka rozło ysta, piersiasta, tleniona
blondynka. To jednak nie była ta panna, dla której si rozwiódł, tylko nowa. Okazało
si , e barmanka z jednej takiej kawiarni w Warszawie. Lat troch te ponad
trzydzie ci - ale, ale...
Zaraz pojechali do Baltony do Gdyni i nawie li cały
samochód ró nych tam koniaków, likierów, nawet szampana francuskiego. Szybko
si okazało, e bar to nie moja sprawa. Wsadzili tam radzieck lodówk capatob i nie
od razu wpadłem na to, e to ruskie bukwy i oznaczaj Saratów nad Wołg .
Sprawa z lodówka dała mi do my lenia. Nie miałem jej w przewidywanym
inwentarzu. Była lodówka w kuchni, ale nie w barze. Ta lodówka w barze nie była
nowa, cho
pi knie j
odpucowano. Okazało si ,
e pochodziła z podziału
mał e skiego dorobku pana Stasia. No to jak to - placówka jest pa stwowa, a w
barze lodówka prywatna? I jeszcze - w Baltonie robi si zakupy, bar w planie był, ale
132
nie podlega ksi gowo ci? To o co tu chodzi? Prywatna inicjatywa, czy co? W
resorcie?
Pan Sta tylko wzruszył ramionami i nic nie powiedział. Mi nic nie powiedział kierownikowi! Pan Zygmunt za prosto i w złowato o wiadczył:
- Nie czepiaj si , to nie nasza działka... - i w skazuj cy palec skierował ku niebu.
Nie od razu załapałem, e tu musi by kto wa ny w tle.
Wreszcie zwalili si
ołnierze. Starszy wiekiem sier ant - tylko on w ostateczno ci
- mógł wchodzi do domu wczasowego do rodka. Ponadto trzech plutonowych z
poboru i jedenastu sołdatów. Jeden zawsze był na warcie w bramie i jeden nad
jeziorem, a dwóch kr ciło si wzdłu remontowanego przez brygad remontow
pegeeru muru. Poprawki po nich zrobili jeszcze górale, bo pegeerusy zostawili
chytre przej cia. Dyrektor pegeeru poleciał im po premii. ołnierze stołowali si z
pegeeru. niadania i kolacje przynosili sobie w takich baniakach, a obiad przywoziła
im nyska z pegeeru. Zatrzymywała si przed brama wej ciow i do rodka nie miała
prawa wje d a .
Teren był du y - sze
hektarów takiego niby parku, ale bardziej lasu, bo
zdziczałego. Tylko drog dojazdow pegeerusy wygracowali i jeszcze cie k nad
jezioro. ołnierze patroluj c wydeptali cie k wzdłu muru.
Pan Sta chciał jeszcze wzi
pół etatu zaopatrzeniowca, ale ja nie chciałem i
załatwiłem to z panem Zygmuntem. Dostałem drugi etat - obok kierownika - trzy
sze set z dodatkami, zostałem zaopatrzeniowcem za tysi c dziewi set pi dziesi t.
Duch wi ty mnie chyba natchn ł... Dostałem słu bowy samochód - warszaw pickupa. Nie miałem prawa jazdy i nie miałem adnej mo no ci pojecha na kurs.
Prawko przywiózł mi pan Zygmunt razem z piecz tk , bo nie mógł si dosta do
mojej kartoteki, eby zrobi odbitk zdj cia legitymacyjnego. Ja jeszcze miałem, to
nakleili my, on podpiecz tował i wszystko grało. Prowadzi nauczył mnie pan Sta .
Przy trzeciej nauce był tak pijany, e wjechał do rowu, a poniewa ja wyjechałem, to
uznał, jestem ju dobry i taki był koniec mojej nauki.
133
Kucharki były trzy - dwie wiejskie dziewuchy z pegeeru na etacie - takie
dwudziestoparoletnie, zdrowe, niezbyt czyste i stara, siedemdziesi cioletnia baba,
niby na ryczałcie - dawna kucharka jakich
pa stwa z Kresów - jeszcze
przedwojenna. Pan Sta w powiecie w kartotekach sprawdził, zajechał do niej wołg
i ona najpierw s dziła, e za t prac u krwiopijców to pójdzie teraz siedzie , a tu
taka sprawa... Dziewi set miesi cznie - najwy sza mo liwa stawka, i jeszcze cał
rodzin karmiła ptasim mleczkiem. Formalnie szefow kuchni była jedna z tych
dziewuch i chciała na staruszk , która cał powa n robot robiła za nie - pohukiwa .
Jak ja to usłyszałem, a byłem zdenerwowany, bo wła nie miało by podpisywanie
protokołu zdawczo – odbiorczego, to j trzasn łem w jap . Od razu był porz dek i
było wiadomo, co si komu nale y...
Kucharki nocowały w pawilonie, obok pana Stasia i bufetowej. Pomocnic
bufetowej była jej młodsza siostra. Te niczego sobie babka - panna, co uciekła od
kawalera na l sku, bo mieszkania, chocia hutnik, ci gle nie mógł dosta . Troch
si spó niła, bo przecie miała zast powa bufetow przy centralce, wi c była na
szkoleniu. J dali na szkolenie, a mnie nie....
Od wiernych
było
dwóch.
Obaj
to
emerytowani
milicjanci,
tacy pod
sze dziesi tk . Obaj z zachodniopomorskich miasteczek. Brzuchaci, nalane mordy,
ale resort miał do nich zaufanie. Powinno by trzech - po osiem godzin dziennie, ale
było dwóch. Mimo wieku byli krzepcy... Potem si dowiedziałem, e w gruncie
rzeczy, to oni zostali zesłani. Mieli jakie przej cia rodzinne, przesadzili lej c swoje
ony, czy kogo takiego, wi c przysłano ich tu, a nie do aresztu z zastrze eniem, ze
je li wykonaj jak
w tym gu cie samowolk , to im si stare grzechy wyci gnie.
Oni mieli jeszcze po trzy czwarte etatu jako palacze. Byli w tym kiepscy, wi c za
kar to oni wozili na wie do praczki pranie - tego bywało du o. Praczka robiła z
nami wietne interesy. Ciepł wod i pr d miała na koszt pegeeru, a w naszym
taryfikatorze tak było to ustawione, jakby te koszty sama ponosiła...
Sprz taczki były dwie. Były to baby z powiatu - jedna trzydziestoletnia, a druga
czterdziestoletnia. Były to
ony milicjantów. Ka dego dnia m
jednej z nich
134
słu bowym samochodem je przywoził, a na niedziel tylko jedn . Obie, w gruncie
rzeczy, były przystojne i wyra nie wystraszone. Pewnie m owie ustawili je przed
robot do pionu.
Pan Felek, czterdziestoletni były ci arowiec, z zawodu elektryk, był nasz złot
r czk .
ycia rodzinnego sobie nie uło ył. Do dzi my l , e jako jedyny z całej
załogi nie był stukaczem. No sam nie wiem, na jakiej podstawie, ale chyba nie miał
prowadz cego? Jego strata - nie miał boków z tego tytułu. Ja na przykład, nie licz c
premii, miałem dwa dziewi set z resortu. On chyba nie... Troch niechlujny, bardzo
niski, kr py, a raczej jak szafa kwadratowy, był bardzo silny. No i dusza człowiek.
To, co wiedział o przedwojniu, mógł tylko słysze od innych, a jednak ci gle mówił,
e przed wojn wszystko było lepsze, mniej tandetne i w ogóle komunizm był dla
niego do luftu. W normalnej robocie dawno by na niego donie li i najpierw traciłby
kolejne prace, a w ko cu za jak
lip poszedłby siedzie , ale u nas był całkiem
bezpieczny. Mimo, e o naszych go ciach nie mówił inaczej, jak czerwone paj ki i u
siebie w pawilonie na okr gło słuchał wolnej europy. Mi to nie przeszkadzało, ale
przecie wszyscy o tym wiedzieli, bo okna nawet zim nie zamykał. Nie zawsze
miałem czas, eby samemu słucha – oczywi cie dyskretnie, jak wszyscy - radia, to
on mi potem relacjonował.
Ja mu za to dodałem, troch wbrew przepisom, ale chciałem sprawdzi , czy mog
przekroczy przepisy, ciche protesty ksi gowej i bredzenie pijanego pana Stasia kadrowca - cały etat jako jeszcze jednego palacza. Bo na tym fachu tak naprawd to
tylko on si znał i gdy palili milicjanci, tak bowiem nazywali my od wiernych, to
strach był, czy aparatura nie strzeli...
Mrukliwy - miał zmysł orientacji. Od niego wiedziałem o wszystkich przewałach
mojej załogi. Stawiałem u mnie w gabinecie wiartk na stół. On j z flaszki, małymi
łykami wypijał z popitk lub bez, a jak kto wchodził, to flache wkładał mi dzy nogi
i nikt nic nie widział.
***************************************************
135
Na pierwszego kwietnia przewidziana była inauguracja. Przyby miało pi
osób
z departamentu, ale nie powiedziano mi – kto? Taka jakby konspiracja. Musiałem
si do tego przyzwyczai . Nadto czterech prowadz cych oficerów miało przywie
pi
dziewczyn z zasadniczego personelu. Przyj cie miało si
sposób, e w hallu i w jadalni miała by uroczysto
odbywa
w ten
dla go ci, pana Zygmunta, mnie
i personelu zasadniczego. Oficerów prowadz cych miał go ci pod namiotem pan
Sta . W tamtej uroczysto ci uczestniczy miał personel nie zatrudniony bezpo rednio
przy obsłudze: ksi gowa, siostra barmanki i Felek. Pan Sta kombinował, eby
Felek był w kuchni, ale ja postanowiłem inaczej. Nie powiedziałem tego tak
brutalnie, lecz:
- Panie Stasiu - człowiek pracy, bez niego nic by tu nie chodziło. Tylko jemu górale
opowiadali, co i jak...
Kierowcy i obstawa naszych go ci mieli by
podejmowani przez
ołnierzy
nadwi la skich i dlatego tamto przyj cie te my zorganizowali my.
Górale dwa dni wcze niej sko czyli sprz ta , upili si bardziej ni zwykle i
pojechali przybył z Warszawy ci arówk do siebie.
Kompletnie zapomnieli my o obsłudze kelnerskiej i nale ało jeszcze rozwi za
problem, kogo do tej pracy zatrudni . Tymczasowo kelnerami mieli by obaj
milicjanci. Poniewa mieli obskurne ciuchy, a nie byłoby wła ciwe, by ubierali si w
mundury, to kupiłem im słu bowe czarne ubrania wieczorowe. Niezbyt dopasowane,
ale co tam... Chciałem, by wyst powali w muszkach, lecz w powiecie były tylko
okropne muszki w groszki, wi c kazałem im zało y byle jakie krawaty.
W jadalni na stole najpierw wyło ono przystawki. Sporo w dlin - specjalnie
je dziłem do Konsumów w Olsztynie. Du o te było ró nych korniszonów, dyni
marynowanych, a nawet za własne pieni dze kupiłem od jednej z kuchni - nie tej,
136
która paln łem - grzybki marynowane. Do tego była wódka czysta wyborowa z
lodówki.
Pan Zygmunt po naradzie ze star z kuchni ustalili, e przystawki b dzie si je
na
stoj co, a krzesła - bardzo porz dne, wy ciełane, stały pod cianami. Ceramik
mieli my z FWP, z firmowymi napisami. Grube, solidne talerze. Jedynie zamiast
takich kubków kazałem poda szklanki, które wraz z kieliszkami dzie wcze niej
kupiłem na rachunek. Mało brakowało, a go cie piliby z musztardówek...
Przyj cie zacz ło si
o trzynastej, gdy przyjechali go cie z Warszawy.
Wyglansowani stra nicy najpierw wpu cili trzy wołgi i gazika. Z gazika wyszło
trzech z obstawy i od razu rozeszli si po parku, a sam gazik wrócił pod bram .
Zgodnie z rad starej z kuchni ustawiłem w szeregu cały personel wedle wa no ci,
a barmanka przywitała przybyszów chlebem i sol . Tak podobno zawsze działo si w
pałacach i tak było dobrze - go ciom si
ułamywania chleba zbli yła si
chyba spodobało... Wprawdzie do
do najwy szego, co wcale nie znaczyło,
e
najwa niejszego, z czego si tylko miali.
Najwa niejszymi go mi byli: pan Mieczysław, ale oczywi cie nie ten mój, i pan
Grzegorz. Oczywi cie - od razu wiedziałem, kto to jest, ale - poniewa ostentacyjnie
mi ich nie przedstawiono, to konsekwentnie udawałem,
e nie wiem. Jak si
zorientowałem, nie było nikogo z Olsztyna, a przecie
to był ich teren i to
tłumaczyło, dlaczego w Konsumach w Olsztynie, cho dałem zapotrzebowanie,
dostałem niby wszystko, co chciałem, ale w nie najlepszym gatunku.
Było troch
chłodno, lecz słonecznie i ładna pogoda wszystkich nastrajała
optymistycznie.
Go ci wprowadziłem do jadalni, ale oni najpierw chcieli zobaczy cały zakład,
wi c ich oprowadziłem. W moim gabinecie, pan Mieczysław patrz c na biurko,
powiedział:
- Mało...
Ja nie wiedziałem w ogóle o co chodzi, ale po tygodniu przyjechała ekipa
telekomunikacyjna i obok normalnego telefonu zało yli erk i telefon resortowy.
137
Jeszcze si upewniali, czy nie jest mi potrzebny telefon kolejowy, to w takim razie
przyjad jeszcze pó niej, ale ja widz c, e mam pół parku rozkopane pod kable,
czym pr dzej powiedziałem, e nie. Erka była taka, e mogłem podnosi słuchawk ,
ale nie mogłem si przez ni poł czy z telefonist . Wszystkie słu bowe telefony
miałem załatwia przez aparat resortowy. A to po to, aby nie trzeba było podwójnej
załogi do monitorowania moich poł cze .
Dopiero potem wrócili my znów do jadalni.
- Czym chata bogata... - powiedziałem, bo byłem bardzo speszony. Ci go cie byli
ubrani w czarne marynarki szyte przez doskonałego krawca, a ja co - w ubranie z
pedetu?
- Drodzy towarzysze - wysun ł si
na czoło pan Mieczysław, oczywi cie ten
ministerialny.
- Ojczyzna nasza po zniszczeniach wojennych dynamicznie podnosi si
gruzów. Pami ta
musimy nie tylko o wzro cie produkcji
z
rodków
wytwórczych i artykułów konsumpcyjnych, ale tak e, towarzysze, musimy
pami ta o potrzebach ducha. W naszej ci kiej i odpowiedzialnej słu bie
ł czy trzeba rozrywk z prac . W tym pi knym mazurskim zak tku, w tym
regionie, który po wiekach powrócił do macierzy i strz sn ł z siebie
germa sk hydr ... łap germa skiej hydry... w tym pi knym za
- k tku macierzy godnym pióra poety i p dzla patriotycznego malarza... My towarzysze - ł czy b dziemy przyjemne z po ytecznym... towarzysze... O
dalszy, towarzysze, rozkwit naszej ojczyzny, o sukcesy... towarzysze....
budownictwa socjalistycznego... pod kierownictwem towarzysza Wiesława
oczywi cie... Wznosz toast... I o pogł bianie współpracy naszego resortu z
Funduszem Wczasów Pracowniczych...
Mówi c to ostatnie skłonił si ku najstarszemu spo ród go ci, którego nie znałem,
ale który, jak wszyscy, spełniwszy toast, zapukał bardzo długim paznokciem
wskazuj cego palca w pusty kieliszek.
138
Na ten gest milicjanci w flachami rzucili si uzupełnia kieliszki, przy czym o
mnie całkiem zapomnieli, za co ich potem obsobaczyłem, cho , u diaska, nie miałem
tak naprawd pretensji.
- Fundusz Wczasów Pracowniczych jest niezbywaln
zdobycz
ludzi pracy w
socjalistycznej Polsce. W czasach sanacji ludzie pracy nie wypoczywali, a jedynie
podlegali wielostronnemu wyzyskowi. Dzi partia i rz d, a tak e Centralna Rada
Zwi zków Zawodowych... - tu mówca na chwil si zatrzymał, pewnie przypomniał
sobie, e tym razem wcale nie jest obecny przedstawiciel wspomnianej instytucji zapewniaj ludziom pracy w Polsce ludowej wypoczynek, o którym marzy tylko
mog
wyzyskiwani ludzie pracy w krajach nie b d cych członkami wspólnoty
pa stw socjalistycznych ze Zwi zkiem Radzieckim na czele. Przyjaciele. Niech
zakwita nasza socjalistyczna ojczyzna i niech pogł bia si
współpraca mi dzy
Funduszem Wczasów Pracowniczych, a resortem, który d wiga na sobie tak wielk
odpowiedzialno ... I w trosce o bezpiecze stwo ojczyzny nie waha si si ga po
najtrudniejsze, skuteczne i nieodzowne rodki obrony...
Pan Mieczysław wypiwszy zacz ł klaska - do
niezr cznie, bo w dłoni trzymał
kieliszek i ten gest, oczywi cie, podchwycili pozostali. Nagle jednak przerwał,
ochoczo zakrzykn ł:
- Do roboty... - i ruszył ku uginaj cemu si pod ci arem jedzenia stołowi.
Ja tym czasem wyszedłem, bo zauwa yłem przez okno jakie poruszenie na
dworze.
Daleko w bramie stał autobus. Pobiegłem tam. Przedstawiłem si jako kierownik
o rodka i spytałem, o co chodzi. Wtedy wyst pił jeden z facetów - tych
prowadz cych, którzy przywie li panny:
- Dziewczyny w tajemnicy si popiły i rozrabiaj . Dostały po pysku, słu bowo, a
teraz si stawiaj ...
Wszedłem do autobusu. W samym jego ko cu zgrupowane były dziewczyny - tak
jak przewidziano - pi . Podszedłem do nich, usiadłem na fotelu, przedstawiłem si i
spytałem, o co chodzi?
139
One jedna przez drug zacz ły co mówi o tym, e wszyscy ci prowadz cy po
drodze chcieli je przery ka , a w ogóle, to jeden z prowadz cych miał dwie
kochanki, tu obecne i one dopiero tutaj si poznały. Ja od razu pomy lałem, e z tego
b d kłopoty. Ale przemówiłem do nich dobrym słowem:
- Dziewczyny - los tak zdarzył, e zostały cie powołane do najwy szej słu by.
Zarobicie mnóstwo pieni dzy, prace b dziecie miały lekk
i du o czasu na
spacerowanie. Nawet telewizor b dzie, cho jeszcze nie ma. Najwy sze czynniki
oczekuj od was pełnego oddania w słu bie, ale je li cokolwiek zrobicie nie tak, to
r ka noga mózg na cianie... Nie artuj - sam si boj ... Róbcie, co ja wam ka , a
wasi dotychczasowi prowadz cy ju nie s waszymi prowadz cymi. B dziecie miały
najlepsza opiek , pływa b dziecie w luksusie, albo was zwyczajnie zastrzel ...
Tu blagowałem, bo jeszcze nawet nie miałem pozwolenia na bro ... Niemniej blagowałem skutecznie. Popatrzyły po sobie, popatrzyły za okna autobusu, gdzie ich
rozw cieczeni prowadz cy nie mieli przyjaznych min i uznały, e cho jestem taki
młody, to nie opowiadam bzdur i mog wszystko...
W tej sytuacji kontynuowałem dalej:
- Mamy bardzo powa n wizyt w zwi zku z otwarciem o rodka. Jest to wizyta na
najwy szym szczeblu, o którym nawet nie macie poj cia. Macie by uprzejme, nie
przeklina nawet, je li go cie b d przeklina i robi to, co wam karz . Na razie
wejdziecie bocznym wej ciem i ja was w try miga rozlokuje po pokojach. Macie
pi tna cie minut, aby si umy , ubra w co macie najlepszego i czeka na moje
wezwanie. Ta, która si spó ni, dostanie wpierdol...
Na koniec mojej wypowiedzi do autobusu wszedł pan Sta i dodał:
- No ju , raz ciach - ciach, bo tu nie sanatorium a ja mam kopyto i ze mn nie ma
gadki...
Sam nie wiedziałem, czy si cieszy , czy raczej martwi , e pan Sta wchodzi w
moje kompetencje, ale faktem jest, e baz gadania wyszły, zrobiły miny do swoich
prowadz cych i poszły karnie bocznym wej ciem na gór . Na górze ja wskazywałem
im pokoje, jak leci . Pan Sta brał delikwentk za rami , wpychał i zamykał drzwi.
140
Zszedłem na dół i dyskretnie szepn łem trzem naszym go ciom, z którymi
rozmawiał mój pan Zygmunt,
e panny ju
przyjechały, ale musz
si
umy .
Roztropnie nie wspomniałem, kiedy b d gotowe. Troch si pokr ciłem, zajrzałem
do kuchni, nawet pod pawilon, gdzie ju nad flaszk i bigosem - zaczyna si miało
od zimnych przystawek, ale ten stół był drugorz dny - prowadz cy zapoznawali si
z towarzystwem. Min ło pi tna cie minut i wracam na gór , a tu Sodoma i Gomora.
Panny zamiast czeka gotowe do swojej słu by, kłóc si o pokoje, e niby s gorsze
od lepszych, a to akurat była bzdura, bo wszystkie były takie same, a pan Sta na
ucho mi szepcze, e nie potrafi by damskim bokserem. Ja te , ale miałem to ju
przemy lane. Zszedłem na dół i odci gn łem na bok jednego milicjanta - pana
Wacka, który zdawał mi si bardziej rozwa ny i mniej - jakby co - brutalny.
- Panie Wacku... Te dziewczyny przyjechały, s ju na górze, ale stroj fochy. Widzi
pan, trzeba by im lekkie manto spu ci , ale dyskretnie, albo nawet tylko postraszy .
Ale tak, eby szybko wykonywały polecenia. Jak nie zapanujemy nad sytuacj , to
b dzie afera... - i wskazałem na naszych go ci - W ka dym razie nie mo e by
ladu
po biciu, wi c mo e lepiej postraszy ?
- Zaraz - panie szefie, tylko skocz po narz dzie... - i jak stał, tak pokłusował, mimo
tuszy, zaskakuj co szybko.
Poszedłem na gór . Tu co si zmieniło, bo panny w dwóch pokojach si tłoczyły,
ale wolno było s dzi , e co ze sob robi ... Niemniej pojawił si milicjant, przez
rami miał przeło ona gór od munduru milicyjnego. Wszedł do tego pokoju, gdzie
były trzy, a mi dwie pozostałe kazał zawoła ... Tak zrobiłem. Dziewczyny - to było
wida , jednak si wystraszyły. On zdj ł marynark i zało ył mundur. Pod mundurem
miał pał - blondynk . Najpierw im j pokazał przed nosami, a po chwili, kompletnie
równie mnie zaskakuj c, rzucił jedn z nich na łó ko, wykr cił jej nog i przywalił
pał w pi t . Tamta rykn ła w niebogłosy, ale zaraz zatkał jej usta i półgłosem
warkn ł:
- Niech mi która pi nie...
adna nie pisn ła... Ja wówczas wysun łem si do rodka:
141
- Macie pi
minut na zrobienie, co kazałem i na gotowo
do zej cia na dół...
Gdy ko czyłem to mówi , w drzwiach stan ł pan Mieczysław, a za jego plecami
pan Zygmunt. Pan Mieczysław za miał si rubasznie, patrz c na milicjanta nadal
trzymaj cego za nog dziewczyn na łó ku:
- Ech - młodo ... Łód ... tamte czasy walki... Widz , e fachowiec, ale nie do
ko ca... Bo jednak krzykn ła i generał wszystkiego si domy lił... Generała nie da
si zwie ... Gdzie słu yłe ?
Milicjant zerwał si na równe nogi, nie zasalutował, bo nie miał czapki, wi c
obci gn wszy ruki pa szwam zameldował:
- Bataliony Chłopskie, ube w Białej - Podlaskiej, szkoła podoficerów bezpiecze stwa
i urz d w Szczecinie. Po pi dziesi tym szóstym komendant posterunku emo. Teraz
na emeryturze... to przez ydów wszystko.... panie generale...
Pan Mieczysław z widocznym zadowoleniem, cho i z roztargnieniem, bo patrzył
wcale nie na starego wiarusa, tylko na dziewczyny:
- Partyzant... bardzo ładnie... oddana załoga nowej placówki... ty mnie pod włos nie
bierz... masz tu baby, to je sobie emabluj, a nie mnie... jak b dzie rozkaz, to b dziesz
gonił... a bez rozkazu, to ja ci dam... no dziewczynki... do
tego... zapraszam na
salony... - i ju odchodz c rzucił:
- Kadry - na razie - na medal...
Obaj z panem Wackiem popatrzyli my sobie w oczy. Nie było o czym mówi dobrze wyszło... Gdy wychodziłem, pan Zygmunt poklepał mnie w drzwiach po
ramieniu:
- No... chłopie... generał na wiatr medalami nie rzuca...
Cho pan Mieczysław był ju pod schodami, w ko cu korytarza, to chyba to
słyszał...
Na obiad była pomidorowa z ry em, tak g sta od mietany i eberek, e mo na
było ły k stawia , na drugie zrazy zawijane wołowe z ziemniaczkami, buraczki i
ogórek kiszony, a do tego kompot bułgarski z wi ni. Kłopot był, bo kto chciał, to
sobie pojadał te wisienki, a one nie były drylowane. Stanowczo, do potrzeb
142
słu bowych przemysł powinien był dostarcza kompot z wi ni drylowanych. Do tego
wszystkiego pili my soplic .
Dziewczyny były wystraszone i mało gadały. Bł dem było to, e go cie siedzieli
obok siebie i panny obok siebie. Niemniej go cie - ludzie do wiadczeni, nie
okazywali adnego zakłopotania. artowali nawet.
Po obiedzie poszli my na spacer nad jezioro. Ja si troch martwiłem, bo poziom
jeziora był wysoki i dar
na podej ciu do pomostu, jeszcze poniemieckiego,
połatanego na razie troch byle jak, bo podobno konserwator zabytków zabronił co
zmienia - do pałacu go nie wpu cili - to jeszcze zanim ja tu przyjechałem - wi c
zem cił si na pomo cie. Ja o tym wszystkim tylko słyszałem. Wówczas obiekt
znajdował si pod opiek powiatowych słu b i mnie to w adnym stopniu nie
obci a. Go cie skacz c przez co bardziej rozmi kłe placki darni mieli si , e jest
"jak w lesie". Jasne było, e chodziło im o wspomnienia z lat wojny. Dziewczyny te
skakały, ale były na obcasach i nie bardzo im wychodziło. Go cie obłapywali je, aby
im pomóc, a potem, to ju poszło.
Po powrocie urz dowali my ju raczej w holu. Towarzysz cy naszym go ciom
postawny czterdziestolatek, te - okazało si - ju prawie generał, bo pułkownik na
etacie generalskim, uwa nie skontrolował cennik w barku i poklepał kochank pana
Stasia tak troch nad po ladkami. No... znaczy - zadowolony... Pan Sta z dumy a
nap czniał i strzelił sobie kielicha brandy martinau - takiego z jaskółk na etykiecie.
Ale toastu nie miał zaproponowa . Ten prawie generał, okazało si , to był nasz szef
departamentu... Pó niej poklepał mnie po policzku i gro c palcem, ale zadowolony
- zaznaczył:
- Staraj si ... mały... staraj si ...
Pan Mieczysław w ko cu poszedł z dwiema dziewczynami do pokoju na parterze.
Uprzednio dokładnie sprawdził, wychodził w tej sprawie na dwór, e w kabinie
lustracyjnej nie ma jeszcze aparatury. Pokój obok zaj ł przedstawiciel FWP. Id c tak
zaznaczył:
143
- No, moja panno, na twoj odpowiedzialno ... W moim wieku nie ob dzie si bez
wszechstronnej, internacjonalistycznej - rzekłbym - pomocy...
Jedna panna na jakie pół godziny odeszła pod namiot obok baraku. Wida miała
interes do swego dawnego prowadz cego. Zajrzałem tam - rozmawiali na boku,
gestykulowali, ale chyba si nie kłócili, wi c co mnie to obchodzi? Wypiłem z
towarzystwem jednego gł bszego, bo nie było sposobu - tym bardziej e opu cił ich
pan Sta jako wbrew instrukcjom pl t j cy si po hallu.
Zajrzałem te na stra nic . Narzekali, e mało gołdy dostali i chyba przyjdzie im
kupi własn . Ju chciałem ich spławi , bo nadwi lanom nie miałem popuszcza .
Jestem pewien, e gdy wa ne osobisto ci rekreowały si , to oni nie pilnowali terenu.
Ale te - nie było wida
adnych intruzów. Bałem si szpiegów ameryka skich i
zachodnioniemieckich, bo takiego to nie zobaczysz, ale przypomniałem sobie, e
przecie tu podejmujemy kierowców samych generałów... A kierowca, to wiadomo słyszałem od pana Zygmunta -
duuuuuuuuu o mo e... Tak wi c obiecałem im
jeszcze do deseru kilka flaszek winiaku luksusowego, ale pod warunkiem,
e
kierowcy nadal nie b d pi . To była taka asekuracja z mojej strony, bo przecie
widziałem, e kierowcy pili i nie miałem w tpliwo ci, e nadal b d pi ... No... ale
swoje powiedziałem, wi c jakby co, to nie moja wina... Cho , gdyby co, to nie
byłbym taki pewien...
Gdy wróciłem, wszyscy ju byli ci ko pijani. Zaobserwowałem, ze i barmanka...
To nie był dobry znak.
Pan Mieczysław obejmował pana Grzegorza i jako tak, troch si
lini c mówił
mu szeptem co najmniej scenicznym:
- Ja Grzesiek te si kurwa wtedy bałem... Co ty my lisz, ja zawsze byłem za
Wiesławem... Wiesław o tym wie... Ja tam tak czy owak... ale byłem z wami... Mnie
ju nawet z resortu przecie zdj li, ty wiesz... sam wiesz...
Pan Grzegorz uwa nie słuchał, cho wida było, e wygodnie mu było siedzie na
fotelu z cedetu, obok stolika stoj cego w miejscu po kominku, bo mógłby si jeszcze
zachwia , ale odpowiedział:
144
- Ja rozumiem intencje, całkowicie popieram, ale ja sam... wiesz... młoda ona... na
Koszykowej sterałem zdrowie... przedtem w lesie... no i te wód od rana łopiemy...
Na co wł czył si dostojny starzec z FWP, wyra nie zm czony, lecz bardzo
zadowolony:
- Panowie baczno
- zdrowie pa ...
- Nieustaj ce - odkrzykn ł pan Mieczysław i wszyscy powstali my
Sto lat, sto lat
Niech yj , yj nam
Sto lat, sto lat,
Niech yj , yj nam
To zaintonował pan Mieczysław, a pan Grzegorz i nasz szef departamentu im
zawtórowali. Jedynie stary z FWP, zwykle taki układny - energicznie zaprotestował:
- Mietek kurwa rzesz ju nie pierdol... Jak stodoła kurwa... Pomy lcie... na co komu
stuletnia kurwa?
Wszyscy si
mieli - jak zauwa yłem - nawet dziewczyny, cho
jakby z
mniejszym, ni pozostali, przekonaniem... Chyba zauwa yli t niezr czno , bo
starszy pan wyci gn ł z kieszeni marynarki rulon pi setek, powstał, zreszt z
niejakim trudem i obchodz c sal ka dej kobiecie, w tym tak e barmance, wr czył
po brudasie. Pan Mieczysław zaoponował:
- Zostaw te pieni dze, one s inaczej płacone...
- Przecie wiem - sam to wymy liłem kurwa... - odci ł si szef FWP.
- Eech... - machn ł r k pan Mieczysław i ruszył ku drzwiom. Podbiegłem, by
otworzy drzwi. Zatrzymał si na chwil ...
- Aaa...
Wyci gn ł z bocznej kieszeni plik kartek z nadrukami, gdzie w kropkowanych
miejscach wpisane było co wiecznym piórem.
- To twoja zapłata - skierowania - masz tego du o, eby znał pana...
145
Znów wyci gn ł mi przed nos paluch:
- Ty pami taj - to s
rodki społeczne - trzeba nimi rozwa nie gospodarowa , nie
szasta ...
Ja byłem taki przez cały czas spi ty, taki zdenerwowany, a teraz widz c, ze chyba
wszystko si udało i nie było adnej wi kszej wpadki, e z tego wszystkiego, sam nie
wiem jak, pocałowałem go w r k ... Niebywałe...
Pan Mieczysław te był zdziwiony, ale mniej, a w ka dym razie nie pokazał po
sobie, tylko rzucił:
- Głupi mały, ale starasz si ... dawaj sobie rad ... trudna palcówka...
Wszyscy ruszyli my ku bramie wej ciowej. W ostatniej chwili zatrzymałem panny
- po co miały si pokazywa kierowcom? Wprawdzie ju je widzieli, ale po co ta
publiczna komitywa? Na stra nicy nas zauwa yli i zacz ł si tam energiczny ruch.
Zanim tam dotarli my, kierowcy ju podje d ali po swoich.
Najpierw do wołgi wszedł pan Mieczysław, potem pan Grzegorz - razem
przyjechali i razem wracali. Pan Grzegorz na odchodne, te ju
chyba mocno
zm czony alkoholem rzucił wzdłu alejki, ku dziewczynom:
- Czołem panowie oficerowie...
Dziewczyny nie od razu domy liły si , e to do nich, ale po chwili zacz ły
energicznie wymachiwa r koma...
Po chwili kolumna z łazikiem na czele ruszyła. Wartownicy w komplecie stali w
szyku na baczno . Wyglansowane bagnety na karabinach, odbijaj c
wiatło
elektryczne dosłownie błyszczały. Pi knie to wygl dało. Wła ciwie, to wypadałoby,
by najstarszy stopniem u cisn ł dło dowódcy warty, ale jako zapomnieli...
W tym czasie, dosłownie kłusem, do autokaru biegli kompletnie pijani, zataczaj cy
si
i przewracaj cy oficerowie prowadz cy. Szerokim łukiem omin li mi dzy
drzewami swoje niedawne informatorki.
Po powrocie kazałem w pół godziny posprz ta
wszystko i stawi
si
pod
namiotem koło baraku. Było wprawdzie chłodno, ale pogoda ładna, komarów jeszcze
nie było, a wie e powietrze nikomu nie zaszkodziło. Chciałem na tym krótkim,
146
zaimprowizowanym, bo uprzednio nie planowanym zapoznaniu si poda wermut
bułgarski, ale pan Sta powiedział, e nie, e wyj tkowo, dla całej załogi, postawi
trzy butelki szampana francuskiego. Ja chciałem, eby tylko jedn , ale on obiecał
swoje gło no, przy ludziach, wi c dałem spokój. Ci gle jeszcze niepokoiłem si o ten
wybryk z pocałowaniem pana Mieczysława. Dobrze to czy le wyszło - sam nie
wiedziałem...
Szampana wypili my wszyscy, tylko stara z kuchni odmówiła i nic nie mo na było
poradzi .
Nast pnego dnia w gabinecie, w sprawie jakiej instalacji elektrycznej, któr
koniecznie trzeba było wymieni , odwiedził mnie w moim gabinecie Felek. Jak ju
to weszło w zwyczaj, postawiłem na biurku wiartk . Interesowało mnie, jak udało
si przyj cie pod namiotem. Tu te nie było skandali, cho oficerowie ałowali, e
trac te dziewczyny. Ale gdy Felek spytał, czy je posuwali, to nie odpowiedzieli, ale
on my li, e posuwali. Ja te tak my l ... Ładne bestie. Ka da na etacie i kelnerki i
praczki. Oba niezbyt wysoko płatne. Prima sort personel...
Ka de skierowanie na wczasy powinno by opłat za noc. Ja im mam z tego
odpala
pi set na r k . Tak sugerował pan Zygmunt, ale te
zaznaczył,
e
ostatecznie s to sprawy, o których sam powinienem decydowa . Dostałem na raz
dwadzie cia pi
skierowa . Wi c zdecydowałem,
e dam im po pi set, ale
zastrzegłem, e na przyszło , je li go cie nie b d z nimi na cała noc, to nale e si
b dzie trzysta. To jest w porz dku, bo wówczas b d
klientów. Im chyba nie do ko ca to si
mogły obsłu y
podobało, ale musiały pami ta
milicjanta, bo nie protestowały. A zreszt ... to ju
wielu
pał
było po szampanie, w
pensjonacie... Tak wła nie - słyszałem - zakład nazwał jeden z go ci. To mi si
spodobało...
147
Nie od razu poznałem dziewczyny. Wysłany zostałem na szkolenie. Zasadniczo
fotografowa , a w przypadkach szczególnych nagrywa na ta m filmow filmowa
miał funkcjonariusz, którego zakwaterowano w powiecie. Nawet mi go nie
przedstawiono. Ale, jak zrozumiałem, bo wcale nie zostało to sformułowane w
sposób oczywisty - miał on przyje d a wówczas, gdy b d fotografowani jacy
wa ni. Z drugiej jednak strony - o ka dej wizycie miałem ja, lub pan Sta ,
informowa go telefonicznie. Zapewne po to tak naprawd instalowano mi telefon
resortowy.
Przez tydzie p tałem si przy Polskiej Kronice Filmowej. Ci ludzie oczywi cie
nie wiedzieli, po co mi ta wiedza. S dzili, młody człowiek, mo e ma plecy, a nie
studiuje, wi c próbuje swych sił przy fotosach i kamerze. Nastroje w ekipie nie s
dobre. Ekipa jest kompletnie za ydzona i nie jest - tak potem meldowałem - zdolna
realizowa aktualnej linii partii polegaj cej na utrwalaniu wi zi ze społecze stwem
na gruncie patriotyzmu, szacunku dla wysiłku zbrojnego ołnierza polskiego - jak e
cz sto wykorzystywanego przez manipulatorów ró nej ma ci.
Gdy tylko wróciłem, to miałem wła nie okazj we wła ciwym wietle ujrze swoje
do wiadczenia polityczne wyniesione ze współpracy z ekip
Polskiej Kronice
Filmowej. Przyjechałem pod wieczór. Na razie wraz z panem Zygmuntem nie
mieli my zaufania do pana Stasia na tyle, by mu powierza prowadzenie placówki w
moim zast pstwie. Dlatego przez ten tydzie
na miejscu kołkiem siedział pan
Zymunt i podj ł nawet kilka bardzo racjonalnych decyzji dotycz cych praktycznego
funkcjonowania pensjonatu, o których mnie poinformował. Dwóch go ci było na
górze. Jeden był wiceministrem handlu odpowiedzialnym - jak mi powiedziano - za
rzemiosło. Drugi prawdopodobnie z resortu, ale go nie widziałem, poniewa upił si ,
zanim poszedł na gór , potem zasn ł, a rano, bez niadania wsiadł w samochód i
pojechał.
Natomiast w hallu w fotelach przy stoliku siedzieli, pili martineau pod specjalnie
przywiezion z warszawskiego Varsowinu polo-coct : szef naszego departamentu i
pewien wybitny pułkownik LWP, a zarazem pisarz. Byli kompletnie pijani, co
148
podobno a tak cz sto naszemu szefowi si nie zdarza. Szef pocieszał pułkownika,
którego na łamach prasy partyjnej i inteligenckiej strasznie gn bili publicy ci
ydowscy. Ci ydzi to Rakowski i Urban. I Wajda - ale ja przecie dobrze wiem, e
Wajda - s dz c po nazwisku - yd - jest re yserem, który zrobił patriotyczne filmy
"Kanał" i "Popiół i diament". Jeden jest o powsta cach, a drugi o bezsensie
sprzeciwiania si
władzy ludowej i sojuszom. Kto mi zreszt
to ju przedtem
relacjonował, ale w innym oszuka czym duchu... No ale nie wszystko rozumiem...
Aha - widziałem jeszcze "Popioły" Wajdy - pi kny film - ci gle walcz na koniach,
w kostiumach z epoki - nasi wygrywaj na Zachodzie, w klerykalno - faszystowskiej
Hiszpanii i z Austri , za to dostaj po łapach, jak si pchaj z Napoleonem na
Moskw . Przesłanie jest dla mnie jasne - pomylili my sojusznika. Jeszcze si taki nie
narodził, co by ruskim dał rady. Ich wojsko ma wszy wi ksze jak czołgi i z tak
armi
jeszcze nikt nigdy nie wygrał. Słyszałem taki kawał o radzieckiej wszy
wywiezionej w kosmos przez Gagarina, ale ju nie pami tam, o co chodziło. Ale
chodziło o to, e jak ruskiemu wojsku ze wszami nie mog da rady amerykanie, tak
i astronauci ameryka scy - ja tak mówi o Amerykanach, bo w Wolnej Europie s
astronauci, za w naszej prasie i radiu - kosmonauci - pan Zygmunt kazał mi na to
zwraca uwag , by sprawdza , kto si znajduje pod obcym wpływem.
Gdy ja
mówi : - "atronauci", to czekam - albo kto mnie poprawi i o tym powinienem
donosi , albo nie zauwa y i o tym nie mam meldowa , albo porozumiewawczo te
mówi ; - "astronauci" i wtedy... o... mamy gagatka... Ju ma to na wieki zapisane w
ankiecie personalnej. No wi c: czołgi ci rosyjscy s najlepsi na wiecie i w takim
razie kosmonauci radzieccy s te najlepsi na wiecie.
Tak siedz : pułkownik z resortu z pułkownikiem od prasy i sm dz . Na dodatek
ten pułkownik publicysta narzeka, e wódka jest lepsza od koniaku, radziecki koniak
jest lepszy od francuskiego, ale dalej pij francuski... Ja ukradkiem pojadam z talerza
jajecznic
na kiełbasie, bo po drodze zgłodniałem, a w geesach wolałem nie
ryzykowa , bo łatwo jest si stru - ci gle trzymaj mi so w piwnicach, a nie w
lodówkach. Ja w moim pensjonacie wystarałem si o lodówki.
149
Słucham bacznie, cho zarazem udaj , e zaj ty jestem jedzeniem. Wolałbym, eby
podali mi t jajecznic na patelni, ale mo e na talerzu jest wytworniej, wi c nic nie
krzyczałem na kuchni , eby nie wygłupi si przed go mi.
- Ci gle ta Moskwa nie potrafi zaj
pryncypialnego stanowiska. Niby jest za nami,
ale i tamtych nie daje załatwi ... - smuci si nasz pułkownik.
Na to pułkownik publicysta, do
ci ko dysz c, bo poci gn ł gł boki łyk i zaraz
zaci gn ł si papierosem, a podobno - tak słyszałem - ma gru lic :
- Słuchaj - to jest tak jak z Włochami u boku Hitlera kurwa... no wiesz... Włosi
Mussoliniego byli sojusznikiem Hitlera...
- Ty mnie kurwa nie mniej za idiot ...
- No, no... daj spokój... tak sobie gadamy... - bez oznak jakiego speszenia odci ł si
publicysta... - - Przecie ja akurat wiem, e ty masz obszern wiedz ... No wi c
Włosi du o gadali o sojuszach, ró ne tam pakty stalowe i osie, ale jak co do czego, to
zawsze na widok aliantów uciekali. Ja ju nie mówi - na froncie wschodnim, ale
nawet na Zachodnim, w walce z tymi fiszendfritesami i bublegumami... ja ci powiem
wi cej - oni w dupe brali nawet od greków, a przecie wiadomo, e Grecy to
pastuchy kóz... hołota...
- No ty mów do rzeczy, przecie to o tych Grekach to wiem, mnie w Moskwie
szkolono z tego...
- No wi c jak rz d dusz u nas trzyma b d
ydzi, to skutek b dzie taki, e jak co do
czego i trzeba b dzie walczy , to nasza armia mo e by u boku armii czerwonej jak
ci Grecy, nie... no Włosi dla Hitlera... No i wiesz... dla Moskwy strata, bo za takie
rzeczy płaci si krwi własnych ołnierzy, a dla nas wstyd... panie tego... eby
ołnierz polski jak Włosi?
- Eeeee tam... - nasze Ma ki b d si biły. A jak nie, to da si kordonuj ce bataliony,
ostrzał artyleryjski z tyłu, albo co... No nie b dziemy ryzykowali... Jak b dzie le, to
ruskie naszych dowódców hurtowo mog stawia pod cian ... ja ich znam... Ale
eby nasi jak Włosi? Zobaczysz... nasi b d
lepsi ni
enerdowcy nie prze yj tego bałaganu... no mokra plama...
enerdowcy, a zreszt ...
150
- A mam nadziej ... he, he...
- Ty my lisz - zd ymy ewakuowa naukowców, elity, rodziny? Przecie wiesz...
wszyscy w bunkrach, tych porz dnych, nie pomieszcz si . Zreszt , b dzie niezły
burdel, akowcy jednak mog si ruszy ... nie wszyscy rozumiej szczero
naszych
intencji...
- Bo ja wiem... jak b dzie ewakuacja, to wywiad nieprzyjaciela b dzie o tym
wiedział...
- Sam wiem... no ale chyba nam tego nie zrobi ?
- Nie zrobi , bo b d chcieli mie na Syberii zakładników...
- Chuj z tym, e zakładników... tego si nie boj ... my tu w Kraju flaki dla wspólnej
sprawy z ył wyprujemy... Ale wiesz - bezpiecze stwo bliskich... nie mog nam tego
zrobi ...
Poniewa
jednak go cie co jaki czas czujnie spogl dali na mnie, wi c pod
pozorem, e musz odnie
talerz do kuchni, oddaliłem si . Gdy wróciłem, to pili ju
kolejne kieliszki, a nalewali do koniakówek, takich ładnych, w kształcie gruszek, a
po wr bki i pułkownik publicysta cos tam mówił, ale cicho. Wreszcie dopiero
usłyszałem:
- Ty sobie pomy l, mo e warto zapami ta , bo to taki bon - mot, no wiesz powiedzenie... Ono mo e pój
"Przyja
pod strzechy i warto, by pami tali, e to twoje:
ze Zwi zkiem Radzieckim powinna by jak herbata - mocna, ale nie
przesłodzona"...
- Ruskim b dzie to pasowa ?
- No kurwa mówi ci, e b dzie... ju ja wiem... jak mówi , to nie my l ... ale
wiem...
- Dobry jeste ... ja jeszcze jednak skonsultuj , ale dobrze wiesz, e ci ufam... Dobrze
powiedziane, mocno... to prawie poezja... kurwa... Jeszcze po jednym...
Wypili. Ja ci gle czujnie wyczekiwałem... Nagle nasz pułkownik rzucił:
- To co - popierdolimy sobie teraz troch - masz tyle zdrowia?
151
Zadał to pytanie z niejak czuło ci dla swego rozmówcy, który rzeczywi cie ci gle kaszlał, a chwilami wr cz charczał... Ale obruszył si ...
- Ja do ta ca i do ró a ca... W narodzie musi panowa zdrowy duch i dziarsko ...
Ja, mo e nawet na przekór trudno ciom - nie b d si uchyla ...
Wtenczas nasz pułkownik kiwn ł na mnie - jednak był pewien, e ich obserwuj ,
cho udawałem, e czytam "Gazet Olszty sk " - artykuł o tym, e bie ca akcja
niwna nas nie zaskoczy i nie zabraknie sznurka do snopowi załek, poniewa z puli
specjalnej premier postanowił wyasygnowa dewizy na zakup sznurka w Argentynie
i tylko nie wiadomo, czy statki nad
go przywie . Wszystko zale y bowiem od
terminu agrotechnicznego zbiorów zbó , a tego nie da si z całkowita precyzj
przewidzie w planie społeczno - gospodarczym.
Oczywi cie - natychmiast pobiegłem.
- Dostarcz nam do pokojów babki, takie wiesz - dla pułkownika cycat , a dla mnie
te , nie eby deska zaraz, no wiesz: - Tereska - z przodu deska, z tyłu deska... wszyscy trzej si za mieli my - ale nie jaka beczka... No i po tym francuskim
koniaku na tacy... tak... polo-cocta... i dla mnie ptitybery... a zreszt - co? - dla
towarzysza pułkownika równie ...
Dziewczynami zaj ł si pan Zygmunt, który te nasłuchiwał, ale z innego ko ca
sali. Dla mnie adna strata, bo przecie na swojego szefa departamentu i tak nie
mógłbym donosi , chyba e inn droga słu bow , której na razie nie znałem. Ja
przecie jeszcze nie znałem naszych dziewczyn - nawet nie pami tałem wszystkich
po imieniu...
Zostałem w hallu sam tylko z panem Zygmuntem i z barmank . Pan Zygmunt
wzi ł z baru kolejna flach tego u ywanego dzi w nadmiarze trunku, kolejne dwie
deficytowe na rynku polo-cocty, usadowił wszystko wraz ze szkłem na tacy i
przyniósł do mnie. Ja popytałem, co w pensjonacie - jemu ta nazwa chyba te
pasowała. On mnie z kolei - jak poszło szkolenie?
Wreszcie, gdy spytałem, kiedy zrobi zebranie z dziewczynami, ebym je poznał,
to powiedział, e wcale nie trzeba robi takiego zebrania.
152
- Po co masz si z kurwami pospolitowa ? Wiesz, to jest klasyka post powania.
Musi by dobry ubek i zły ubek. Obiekt musi ba si w sumie obu, ale złego ubeka
bardziej. Wtedy w naturalny sposób, za cho by cie sympatii, czy zrozumienia,
zgodzi si wszystko zezna , nawet to, e jego matka jest kurw . To tylko kwestia
dobrej obróbki, której osiami sprawczymi... tego... jest harmonijna i niezbyt
widoczna współpraca dobrego i złego... No i ty dobrze zacz łe z tym pałowaniem.
Jeszcze lepiej, e trafił si ten pierdolony milicjant. Dobry fachowiec. Podobno w
młodo ci seryjnie katował na mier . Ale, no mówi - fachowiec, a nie sadysta. Jak
nie trzeba, to nawet nie poznasz, e kogo zlał. Dla nas, na naszej placówce - złoto
nie człowiek... No wi c jak ty si b dziesz ostentacyjnie od nich odgradzał, to
dobrze... I tak musz o ciebie zabiega , bo z twojej r ki maj bra szmal... No i
wiesz... pierdoli musisz równomiernie, nie wyró nia jednej jakiej ... Ja chyba te
b d musiał, a na co mi to... Czy ja ony nie mam? Ale pami tasz tego fagasa,
którego podesłałem ci na Prag na szkolenie? No wiesz, tego sanacyjnego sutenera?
- No pewnie, e pami tam...
- On mówił, e jak chcesz mie porz dek w burdelu, to trzeba je raz na tydzie
pierdoli i one same tego chc . Wła ciwie, to jeden powinien to robi , ale w
imperialistycznym burdelu chodzi o pieni dze. A u nas, no to wiadomo - chodzi nam
o informacje, a im o pieni dze... Wi c my musimy inaczej. U nas musi by tak samo
jak w pa stwie socjalistycznym - ba si maj
aparatu pa stwowego, no wiesz...
milicji, wojska, dyrektorów, majstra, a tuli
głow z alu w ramionach partii,
zwi zków zawodowych i oficera prowadz cego.
Tu pan Zygmunt u miechn ł si . Wida
chciał i
pod wzgl dem tych tam
bonmotów w konkury z pułkownikiem - publicyst , bo dodał:
- W naszym pa stwie jest jak w naszym pensjonacie - jak jest potrzeba, to obywatel
ma informowa , a na co dzie
by dyspozycyjnym i na ka de skinienie dupy
dawa ...
Teraz to my si
mieli my... Zreszt siedzieli my w tych samych fotelach - ja na
miejscu publicysty...
153
Potem jeszcze dodał:
- Mam polecenie, by zaradzi pewnemu problemowi. Ale o tym ani mru, mru... Ja
tobie mówi , eby wiedział, ale eby o tym nie gadał i nie dopuszczał, eby ludzie
gadali. No wiesz... nasi tu - z personelu... Potrzeby bywaj zró nicowane, a my
musimy wszystkie wykorzystywa .
Tam na górze z dziewczyn jest taki jeden
wiceminister handlu. On si z t dziewczyna m czy, bo dobrze wiem, dostałem to w
instrukcji, e woli chłopców...
Popatrzyłem na niego zdumiony...
- No nie gap si jak ciel w malowane wrota. Słyszałe kurwa o pedałach?
- Co tam słyszałem, ale nie całkiem rozumiem - w dup , czy jako tak?
- No to dobrze słyszałe . Tu przyjedzie taki chłopta i on b dzie od czego tam wymy lisz mu jak
mało absorbuj ca funkcj , e niby jest od czego innego i on
takim jak nasz wiceminister b dzie robił dobrze...
Ze zbaranienia... kompletnego... tylko kiwn łem głow ...
Ja do tej pory wyobra ałem sobie, e to tylko w Ameryce takie rzeczy si dziej ...
Niby miałem obowi zek ry ka te panny w regularnych odst pach, ale to łatwo
tak powiedzie . Z jednej strony miałem na to ochot , bo przecie młody byłem
chłopak, z okre lonymi potrzebami, ale z drugiej - jako si wstydziłem... Ja zawsze
miałem poczucie wielkiej odpowiedzialno ci za powierzony mi personel. Musiałem
trzyma dystans, eby prz dek panował, a tym czasem jak si ry ka, to jaki tu
dystans?
Tak wi c pan Zygmunt ry kał dowoli, nawet narzekał, bo to ona, łgał nawet, e
zdrowie nie to, ale swoje robił. A ja jako nie mogłem si przełama ... Pan Zygmunt
mi mówił, e mo e nawet któr
namówi , eby przyszła do mnie w nocy do łó ka,
ale przecie nie o to chodzi, bo to ja mam tu by tym pogromc dzikich zwierz t, a
nie pudlem... Tak mi mówił.
154
Ja tym czasem na głowie miałem inn kwadratur koła. Płacono mi skierowaniami,
ale ksi gowa zapierała si , e nie b dzie wypłaca pieni dzy z konta pensjonatu,
które to pieni dze przecie wpływały w oparciu o dostarczone skierowania, skoro nie
ma pokrycia w fakturach rachunków.
ci lej bior c - kłopot był ze stawkami
ywieniowymi, a one obejmowały w sumie wi kszo
sum, na które opiewały
skierowania. Oczywi cie - co tam, zreszt nie tak mało, kupowało si z ywno ci,
do
szybko załatwiłem w sklepie powiatowym rozpisywanie alkoholu na ywno .
Nic za to nie musiałem płaci , nawet co i raz dostawałem flaszk ekstra, tak raz na
tydzie i to jakiej dobrej wódki, gatunkowej, spod lady, jak ajerkoniak, czy takie
tam. Ja wiem, o co chodziło. W powiecie wprawdzie zaopatrzenie w mi so było
lepsze ni w Warszawie, na przykład prawie zawsze mo na było kupi schab, ale z
lepszymi w dlinami była bryndza. Ona sprzedawała to spod lady, mo e dro ej, a
mo e w zamian za co innego - nie moja sprawa - a rozpisywała, e sprzedała nam i
dlatego na lad nie wystawiała. adna kontrol jej nie mogła podskoczy , e chowa
dla nas na zapleczu, bo z powiatowego wydziału handlu miała odpowiednie
zalecenie. Mi to wcale nie przeszkadzało. Niech ka dy sobie radzi, jak mo e...
U niej te w dliny były jeszcze jako takie, ale nigdy nie mo na było przewidzie , co
rzuc ? A ja tym czasem zawsze musiałem mie wyroby luksusowe i na dodatek
wie e. Niby to wła nie mogłem kupi w Konsumach w Olsztynie, ale tam jako
była jaka taka podła. Pogadałem chwil z panem Zygmuntem, a on, nie pytaj c
nikogo o pozwolenie powiedział:
- Chłopie - załatwiaj...
Wida miał dyspozycj , aby takie sprawy rozwi zywa jak najkorzystniej i na
własn r k . W trzy dni potem wsiadłem w pikapa, aby z honorami zajecha na
rodzicielskie podwórko. W miasteczku nic si nie zmieniło. Coraz intensywniejsza
wiosna sprawiała, e było pi knie. Tym bardziej, e klimat tam jest cieplejszy i
wszystko szybciej dojrzewa, ni na Mazurach. Z ojcem załatwiłem oficjalnie tak:
dostał on dodatkowe pół etatu w moim pensjonacie, z czym zreszt były korowody
biurokratyczne, bo przecie
pensjonat był w innym województwie, ale jako
155
załatwili my. Na pro b
resortu gees w miasteczku podj ł si
obsługi
zaopatrzeniowej naszego pensjonatu.
To była absolutna granda, bo przecie
poszczególne województwa, a w
województwach poszczególne powiaty, w powiatach poszczególne sklepy z gardła
sobie wyrywały przydziały na mas mi sn i w w dlinach, czekolady i takie tam
równie . No i zaopatrywanie placówki z innego województwa było w takim razie
czyst strat . Ale nie całkiem, bo mo no
wykazania si zaopatrywaniem placówki
specznaczenia, a taka byli my, stanowiła podstaw
do zabiegania o wi ksze
przydziały w województwie na powiat. I dalej - województwo te umieszczało nas
w zestawie swoich placówek spec, które musi zaopatrywa i dlatego przysługuj mu
wi ksze przydziały.
W rezultacie ojciec now nysk chłodnicz , tak mu i tak kupili, gdy wyszedł z ula,
w ramach swoich obowi zków słu bowych co tydzie woził do nas wyroby. Za
paliwo i tak dalej rozliczał si fakturami u siebie w geesie, za to u mnie dostawał na
to ryczałt bez obowi zku dostarczania faktur. Oczywi cie - dosłownie wszystkie
pieni dze mogłem pokry zaopatrzeniem od ojca, a on i tak przywoził mi tyle
wszystkiego, ile potrzebowałem. Ze sprzeda
to on całkiem nie miał trudno ci - im
wi cej - tym lepiej. Ciel ciny w ogóle nie wpuszczał na rynek - baby z miasteczka
je dziły do Kielc i sprzedawały j , jako ciel cin
od chłopa, z podwójnym
przebiciem. One zarabiały, rodzice zarabiali i mi co tam kapało. Nawet nie le
kapało...
Do
długo nie instalowano nam urz dze
technicznych do fotografowania i
filmowania. Oficer, który miał to robi - słyszałem - wykorzystywał czas na remont
przydzielonego mu mieszkania, a wła ciwe domku jednorodzinnego. Mo e wi c
wcale nie pop dzał zaopatrzeniowców? Tylko ja czasem wchodziłem do tych kabin i
obserwowałem przebieg wiadczenia usług przez moje dziewczyny. One o tym si
dowiadywały, ale po czasie, bo przecie tak naprawd nie mogłem ukry swoich
wej
do kabin na pi trze, a nawet na parterze... To przecie te si nie ukryło.
156
Szczególnie miła była wizyta dyrektora zakładów parkieciarskich. Tak si przy
barku
alił,
e obiekt pi kny, ładnie utrzymany, a parkiety marne. No bo
rzeczywi cie - parkiety były stare, przedwojenne, tylko cyklinowane. Jego zakład
du o produkował na eksport, co tam miał wspólnego z resortem, ale ja w takie
rzeczy nie wnikałem, no i resort go nagrodził wizyt u nas.
Od słowa do słowa uzgodnili my, e je li b dzie zgoda resortu, to ekipa z jego
zakładu wejdzie do pensjonatu i w try miga zerwie stare parkiety, postawi nowe i
nawet bardzo liczne, bo takie mozaiki z mi dzy innymi czarnym d bem, który
wydobyto z dna jakiej rzeki i który le ał tam podobno tysi c lat... Departament
zgodził si , FWP te , bo przecie to ono musiało opłaci rachunki, a dyrektor mógł
sobie do nas przyje d a kiedy tylko nie było jakiego alertu. Oczywi cie nadal
musiał dostarcza za ka d wizyt skierowanie, ale to nie był dla niego problem.
Przecie w zwi zkach zawodowych miał tego u siebie w zakładzie od cholery... Tyle
załogi... nikt nawet nie odczuł... Zreszt , ta jego załoga... pracuj dobrze, ale same
pijaki... Wiem co mówi - cz sto go słuchałem i zreszt widziałem, jak kładli
parkiety u nas...
Podobnoe nawet z politury potrafili wydestylowa spirytus...
Niebywałe...
On upodobał sobie taka Magd - dziewczyn przywiezion ze Zgierza. Prowadz cy
podstawiał j ró nym dyrektorom, czy jakim takim, chyba od dziecka, bo gdy trafiła
do nas, to maj c dziewi tna cie lat znała ju chyba wszystkich wa nych w Łodzi. W
ka dym razie, co kogo mieli my z Łodzi, to oni si znali... Inna sprawa - ładna jak
malowanie - taka blondyneczka jak lalka, ze szczerym wyrazem twarzy i bł kitnymi
oczyma. Wygl dała na maturzystk , mo e studentk ... nikt by nie pomy lał...
Kupował jej radzieckie złote pier cionki. Mi si to nie bardzo podobało, ale na razie
nie interweniowałem...
Wczesnym latem przyjechał pan Zygmunt i powiedział, e paln li my straszn
gaf , ale jest tak załatwione, e je li wyniknie afera, to na nas mo e nie padnie. Otó
przypomniał o istnieniu chorób wenerycznych - całkiem o tym nie pomy leli my -
157
tyle jest w przychodniach plakatów mówi cych o chorobach wenerycznych, a
człowiek nie skojarzy...
Z innego miasta powiatowego, z odległo ci ponad trzydziestu kilometrów, miała
codziennie o pi tnastej przyje d a do nas pani doktor. Dostała przydział na jednego
z pierwszych fiatów 125 p. Doskonała maszyna - jeszcze miała wi kszo
cz ci
włoskich i jugosłowia skich. Taki wytworny, be owy. Co tydzie miała nam bada
cały personel - tak jej kazano, a nadto - ka dego go cia. Byłem zdumiony - taka
ładna, zgrabna, trzydziestu lat nie miała - doktor Ewa si nazywała, a ka demu
go ciowi miała fiuta ogl da . Mi te ... To było kr puj ce, ale polecenie słu bowe...
Raz na tydzie przyje d ała na dłu ej, a tak to na dwie godziny - od pi tnastej do
siedemnastej. Teoretycznie, je li który go
przyjechał potem i nie mógł by
poddany badaniu, to nie mógł by obsłu ony. Oni to wiedzieli. Ale je li miał
przyjecha kto wa ny, to si j prosiło, eby poczekała. Go cie rozumieli o co
chodzi i cz sto, je li si spó niali, to jak
bombonierk deficytow jej ofiarowali,
czasem nawet perfumy, albo dla mnie podwójne skierowanie.
Pani doktor przyje d ała i o trzeciej, razem z nami, na prawach go cia w jadalni
spo ywała obiad. Przy okazji - miała uprawnienia jako dietetyczka, wi c
zatwierdzała co tydzie
plan ywieniowy. Z tego tytułu mogli my jej da dwie
połówki etatu, a tak e rozlicza podró e.
Takie rzeczy nic mnie nie kosztowały. Trzeba bowiem wiedzie , e pieni dze na
fundusz płac, energi i inne opłaty przychodziły z FWP i nie miały adnego zwi zku
z naszymi dochodami. I analogicznie - wszelkie koszty - w granicach wyznaczonych
regulacjami, opłacałem z pieni dzy FWP. Jednak stawki ywieniowe, a zatem i
przydziały ywno ci, czy np. opłaty za pranie - na tym nie dawało si zreszt
oszcz dzi , zwi zane były z ilo ci skierowa . My akurat - cz sto tak bywało mieli my wyra nie obło enie wi ksze, ni
ilo
miejsc noclegowych. Ale to
załatwiałem wpisuj c rzekome dostawianie łó ek do pokojów. Czasem wychodziło,
e jest ich nawet kilkana cie w pokoju. Nie mogło by inaczej, skoro skierowanie
158
było niby na dwa tygodnie wczasów, a tym czasem go
- bywało - wpadał tylko na
godzink ...
Ja natomiast rozliczałem si z dziewczynami pieni dzmi, które jako musiałem
wygenerowa
- przede wszystkim od taty. Tata mi płacił za
czysto ci i tak dalej, po cenach pa stwowych minus dziesi
ywno , rodki
procent. On oczywi cie
miał z tego wi cej. Szybko jednak zrobili my jeszcze inaczej - tata przywoził towaru
ile wlezie, najlepszego, a ja odsprzedawałem naszym go ciom z narzutem
dwudziestopi cioprocentowym. Poniewa jednak odpadała mar a sklepowa, to w
sumie wychodziła cena podobna, co w sklepie, a my mieli my po prawie
dwadzie cia procent zysku, a nawet wi cej, bo tatu zawsze wpisywał wi ksze
ubytki masy, ni to miało miejsce w rzeczywisto ci i to te solidarnie dzielili my.
Z tym, e ja z tego interesu miałem wi cej, bo musiałem z tych pieni dzy tylko
opłaci
dziewczyny, czasem jakie
mieli my ju
wydatki ekstra, na których rozliczenie nie
adnego pomysłu z ksi gow , a reszta była dla mnie. Ksi gowa co na
boku kombinowała i te wychodziła na swoje. Ja w ka dym razie w pierwszym roku
uzbierałem w ten sposób prawie trzysta tysi cy złotych, a je li doda jeszcze pensje i
takie tam ró ne premie od pana Zygmunta, to jeszcze drugie sto tysi cy doszło. A w
pegeerze zarabiali po siedemset złotych. Pani doktor w o rodku zdrowia brała tysi c
pi dziesi t, ale u mnie dwa trzysta i jedzenie. I jeszcze za paliwo... dziewczyny
rednio miały po pi
do o miu tysi cy, plus pensje. A jeszcze - wszyscy co kwartał
dostawali premie w wysoko ci dwudziestu pi ciu procent legalnego uposa enia,
czyli co trzy miesi ce siedemdziesi t pi
procent miesi cznej pensji ekstra... No
y , nie umiera ... Pan Zygmunt, to powiadał, e my ju trafili my do komunizmu...
Bo przecie jeszcze arcie wszyscy mieli my, i to prima sort, za darmo...
Pod koniec sierpnia miały miejsce wydarzenia dramatyczne. W pi tek wieczorem a mieli my pełne obło enie pi cioma klientami - wszyscy ze spółdzielczo ci
159
rzemie lniczej z miasta Łodzi – zostali dostarczeni przez wiceministra handlu. On
coraz cz ciej u nas bywał nie dlatego, e były dziewczyny, ale przeciwnie - dlatego,
e był Ada . Ada był synem jakiego działacza partyjnego i u nas został zatrudniony
jako kierowca. Nie miał wprawdzie prawa jazdy, ale pan Zygmunt przywiózł mu
dokument, a pan Sta w chwilach, w których uwa ał, e jest trze wy, poduczał go. Ja
dostałem fiata 125 na wzmocnionych resorach – kombi. Model taki sam, jak karetki
zdrowia. W takim razie Włodek je dził na warszawie pikapie i dowoził ró ne
produkty.
Razem z tym ministrem robili sobie wycieczki tym pikapem. Poznali mi dzy
innymi Gerharda - Mazura, któremu zabrano domiarami rok temu w dzarni .
Oczywi cie - prywatnym w ogóle nie wolno było robi
wyrobów z mi sa.
Teoretycznie mogli wytwarza wyroby z podrobów, ale sk d mogli wzi
podroby,
je li zakład uspołeczniony pr dzej dał je na pasz
sprzedał
dla lisów, ni
prywaciarzowi? Za karmienie lisów nikt im głowy nie urwał, je li mieli z sanepidu
o wiadczenie, e z jakich powodów to jest słuszne, a za prywaciarza mogli mie
tak kontrol, e całe kierownictwo mogło znale
si w mamrze.
Minister sam o sobie, w chwilach rozrzewnienia mawiał, e jest hersztem od
likwidacji rzemiosła w peerelu i taka była prawda. Ojciec, gdy si dowiedział, kim
on jest, to wzi ł mnie na stron i powiedział, ebym si przed nim pilnował,
poniewa to musi by nadzwyczajny skurwiel...
A jednak to minister wraz z Adasiem wynale li Gerharda, który w ogródku, jak
nałogowiec, w stalowej beczce po benzynie lotniczej urz dził sobie przydomow
w dzarni . A to było wolno, je li w dziło si tam nie mi so, a ryby. No a on w dził
w gorze. Teoretycznie winny to by samodzielnie złowione ryby na w dk przez
posiadacza karty w dkarskiej. W rzeczywisto ci jednak były to, nawet nie musiałem
nikogo pyta , w gorze złowione przez niego na sznury, ale przede wszystkim
w gorze na lewo kupione od tych samych rybaków, od których zawsze kupował
ryby.
160
Dzi ki Adasiowi zawsze mieli my w kuchni kilka w gorzy. Oczywi cie bez faktur
- formalnie nie istniały, ale mi to było oboj tne, bo przecie rozpisywałem to na
mi sie i w dlinach od ojca, które albo w ogóle nie doje d ały na Mazury, albo i tak
sprzedawałem moim klientom. No i wła nie nast pnego dnia miałem sam pojecha
do Gerharda, aby ewentualnie kupowa
wszystko u niego na pniu, a potem
odsprzedawa swoim klientom. On te swoje w gorze sprzedawał na sze dziesi t
pi
złotych kilogram, gdy ja z pocałowaniem r ki mogłem ka d ilo
ka demu
sprzeda za sto pi dziesi t, a jeszcze si zastanawiałem, czy nie wstawi ich do baru
i nie sprzedawa w porcjach? Było ryzyko, ale je li dałoby si go zwerbowa , to
wówczas byłoby formalne, cho tajne uzasadnienie dla tych podejrzanych machlojek
i nikt by mi nie podskoczył... Tak sobie kombinowałem, e ka dego na tym by
zamkn li, ale nie mnie. Nie prowadziłem przecie gastronomii otwartej, a w gorz, to
wiadomo - ryba... Ryby s
zdrowe, czego najlepszym dowodem jest ludowe
powiedzenie: - "jedzcie dorsze, gówno gorsze". A ludzie, wiadomo, nie lubi tego, co
zdrowe.
Otó wieczorem zadzwonił telefon resortowy. Szcz ciem usłyszała go ksi gowa,
powiadomiła mnie i zd yłem dobiec. Poznałem po głosie szefa departamentu...
- No... jeste cie... słuchajcie uwa nie... Sytuacja jest dramatyczna. Czort wie, co za
menda powiedziała pierwszemu, co si robi w waszej placówce. Wzi ł Mieczysława
na dywanik... A zreszt nie wiem, w jakiej sytuacji, ale naskoczył na niego, e w
socjalistycznym pa stwie jest burdel, a przecie socjalizm wyzwolił kobiety i nie ma
prostytucji w naszym kraju. Tupał nog i jest w ciekły. Jutro, jad c do Ła ska, ma
do was przyjecha . B d z nim. Tak si zastanawiałe... Tu nie ma co udawa , e nie
ma tego, co jest. Jak mu kto powiedział, to musz to by wrogowie Mietka i ju oni
dobrze wiedz , co i jak. Tego nie przeskoczymy... Ale mo na zagra z innej ma ki.
Słuchacie mnie?
- Słucham, towarzyszu pułkowniku!
- Dobra... Pierwszy musi rozumie , e nasze pracowniczki nie s prostytutkami, to
znaczy,
e nie zarabiaj
od spotkania z klientem, tylko dostaj
normaln ,
161
socjalistyczna pensj , a nawet premi ... e s takimi pracownicami zdrowia po to, by
w wypadku koniecznym, kiedy słu ba tego wymaga, walczy z wrogiem na froncie
agenturalnym.
e du e pa stwo, je li chce by
suwerenne, musi umie
wykorzystywa
wszystkie swoje atuty... No a w takim razie musi by
przygotowane... Gotowe... No musi gdzie trzyma te dziewczyny i one musz co
umie . Ty nie masz tego mówi pierwszemu... No chyba, eby pytał, ale to i tak za
du o wiedzie
nie musisz... Mówi ,
eby
wiedział,
eby
nie zrobił co
sprzecznego. No i ja wymy liłem, e to ma wygl da jak taki szpital - wiesz - w
barku ró ne wody mineralne, personel na biało, w łachach szpitalnych... Cały! Ty
mnie słuchasz?
- Uwa nie słucham i wszystko na razie pami tam...
- No dobra... Wi c wszystko jak w szpitalu. Oooo! Le aki nad jeziorem i - ty masz
tam teraz jakich rzemie lników - za mord ich i wyrzucaj od razu, na kopach... W
nocy przyjad nasi pensjonariusze - z resortu... Jak który b dzie pijany, a cho by na
fleku, to notuj... Jak bardzo pijany to wypierdol, albo nawet utop skurwysyna w
jeziorze, a pierwszemu takiego nie pokazuj... No wi c słuchaj... Ze szpitala emeswu
ju jedzie do was ci arówka na sygnale i jedzie dwóch lekarzy - jeden profesor i
inny taki. Oni chyba jakim innym wozem, albo w szoferce... Zreszt oboj tne... No
nie... maj eskort - radiowóz... Wioz cały ten szpitalny kram, jakie parawany,
kaczki do sikania, fartuchy... Dziewczyny maj by w czepeczkach piel gniarskich to nie tak łatwo jest zało y - niech wicz . A - wioz lizol - to wszystko pochlapa ,
eby cuchn ło, jak w szpitalu... No a ty czekaj c na nich - wszystko przygotuj.
Wywala wszystko, co z alkoholem i w ogóle z burdlem... No dobra... Po ar w
burdelu... Jak co
le pójdzie, to ju
nie ja wam dopierdol , a prokurator...
Wszystkim! Wszystko zrozumieli cie?
Byłem przera ony. Wcale nie byłem pewien, czy wszystko zrozumiałem, ale
odkrzykn łem, dosłownie pluj c w słuchawk :
- Zrozumiałem towarzyszu pułkowniku...
162
O wpół do ósmej rano zajechał całym p dem na podwórko - stra nikom tylko
machn ł r k
- motocykl z go cem milicyjnym. Milicjant nie gasz c motoru
krzykn ł:
- Jakie pół godziny za mn ... - i odjechał...
Po dziesi ciu minutach zajechał taki sam goniec, ale inny - i te krzykn ł:
- Za pół godziny... - i znikn ł. Felek, tak jak po poprzednim i teraz od razu zagrabił
lady kół.
Pi
minut potem zajechał peugot, ale na stra nicy si zatrzymał i z niego rozbiegli
si po terenie ochroniarze.
Min ło jeszcze pi
minut i zajechała kawalkada pojazdów z dwiema czajkami. Z
jednej wysiadł pierwszy, a z drugiej nikt nie wysiadł. Nasz pułkownik wysiadł z
szarej wołgi. Podbiegł do czajki i chciał pomóc wysi
onie pierwszego, ale
pierwszy nie pozwolił. Zbli yli si do nich: profesor, doktor i pan Zygmunt. Ja te ,
ale ustawiłem si troch z dala. Wezwali mnie jednak, ebym si zbli ył. Pierwszy
spytał:
- Gdzie jest jezioro?
Pułkownik wskazał drog i tam, wraz z jakim ochroniarzem chyba udała si ,
taszcz c spor torb skórzan , ona pierwszego. W pawilonie nad jeziorem nie było
nic kompromituj cego. Przeciwnie - dwóch przysłanych w nocy ludzi z resortu brało
na le akach k piel słoneczn . Przykryci byli do pasa kocami. Wszyscy ci przysłani
jako figuranci pacjentów ludzie wygl dali bardzo inteligentnie - a rzucało si w
oczy,
e resort do powa nych spraw ma powa nych ludzi..
Pół autokaru
inteligentnie wygl daj cych ludzi na skinienie r ki... Czułem,
e resort mo e
wszystko...
My za , to znaczy kilka osób, w tym nasz szef departamentu, jeden z sekretarzy
kacepezetper, którego jeszcze nie znałem, profesor i ja szli my za pierwszym. W
hallu był barek z kilkoma rodzajami wody mineralnej i pojemnikami z dziubkiem,
163
które mo na było sobie kupi do picia tej wody. Barmanka stała za barem i jak
zwykle gotowa była w ka dej chwili ugasi pragnienie spragnionych. Towarzysz
pierwszy był spragniony i za yczył sobie szklaneczk . Ta idiotka, nie bacz c na
wystawione ceny nalała mu do dzbanuszka z dziubkiem z napisem "Polanica Zdrój" i
był kłopot - prosi o zapłat siedmiu złotych, czy nie prosi ? Wida było, e si
waha i e pierwszy to dostrzegł. Cho barmanka ostatecznie nawet si nie zaj kn ła
o zapłacie, to jednak pierwszy wyj ł z kieszeni zatłuszczon , składan portmonetk ,
w której osobno mo na było chowa monety i osobno banknoty. Popatrzył do rodka
- co mu nie pasowało, wi c rzucił:
- Nie mam drobnych... Ale wy towarzyszko umyjcie to potem uwa nie i sprzedajcie
któremu kuracjuszowi na stałe. Jemu to bardziej potrzebne...
Pierwszy tylko spróbował wody, cho chyba tylko udawał, e spróbował, ale gdy
spostrzegł, e innym jej nie dano, lub mo e z jakiego innego powodu odło ył
naczynko i pochwalił:
- No towarzysze - macie jeszcze mały zakład, to i musicie od innych bra naczynka.
To z Polanicy jest ładne i w ogóle, towarzysze, dobrze, e nie jeste cie rozrzutni...
W tym momencie do hallu weszła pani doktor. Ze wzgl du na awari sieci
telefonicznej w jej mie cie zawiadomiona została z opó nieniem. Szef nie znał jej,
czy nie pami tał, wi c zbli yłem si i do ucha mu powiedziałem, kto to jest.
Pierwszy chyba usłyszał, bo poprosił j , by oprowadziła nas. Zbli ył si te profesor.
Ju wchodz c na gór , pierwszy wspólnie z medykami odseparował si , wida było,
e chciał, aby pozostali trzymali si na odległo ... Nawet sekretarz kace... Oni stali
pod w nocy wywieszonym jadłospisem na dzi : na niadanie kaszanka, na obiad
mielony ze szpinakiem i kompot liwkowy. Pierwszy uwa nie, nie przerywaj c
rozmowy, przeczytał jadłospis.
Ubrany był troch dziwacznie. Miał jak
tani marynark , wida było, e cz sto
wysyłaj j do pralni chemicznej, bo ju mocno wyblakła. A tak e miał troch
le
skrojone popielate spodnie z doskonałego, mo e nawet angielskiego, cienkiego
sukna. Do tego biała koszula z czarnym krawatem. Obejrzał sale na parterze, w
164
których le ało czterech pacjentów, którym towarzyszyła jedna piel gniarka. Nie
wiem, czy zwrócił uwag na to, jak bardzo była atrakcyjna. Potem weszli my na
gór . Min miał tak , jak było to do
cz sto wida w telewizorze. Troch utykał.
Nadal o czym cicho rozmawiał z medykami. Weszli my do pierwszej sali na
pi trze. Dwóch pacjentów i piel gniarka. Zobaczył otwarte drzwi na werand na
pi trze, wi c powiedział tylko grzecznie do obecnych:
- Dzie dobry towarzysze... - a zabrzmiało to, jakby wiejski nauczyciel przywitał si z
ze swoj klas i szybko wszedł na balkon. Tam kiwn ł głow na mnie. Podszedłem...
- Wy towarzyszu jeste cie tym młodym kierownikiem... A wiecie, komu
zawdzi czacie awans?
- Nie towarzyszu pierwszy sekretarzu...
- No to dobrze - a powiedz mi - tu lecz ludzi?
- Tak towarzyszu - tu lecz przem czonych prac towarzyszy...
- Z resortu?
- Ja towarzyszu pierwszy sekretarzu takich rzeczy nie wiem...
- ...towarzyszu - wszedł mi w słowo pierwszy - ja słyszałem... - wida było, e nie
wie, jak sformułowa my l, ale w ko cu zdecydował si :
- Słyszałem, e tu jest zwyczajny burdel...
- Nieprawda, towarzyszu pierwszy sekretarzu.
- To chcecie powiedzie , e raporty na moim biurku s fałszywe?
Prze yłem pewne wahanie, ale w ostateczno ci musiałem co
powiedzie
i
uznałem, e nadszedł ten ostateczny moment:
- Towarzyszu - tu czasem s akcje specjalne, ale ja wówczas opuszczam o rodek,
eby za du o nie wiedzie . Mam zakazane komukolwiek o tym mówi . Podpisałem
zobowi zanie. To jest sprawa karna... odpowiedzialno ci karnej... mo ecie w ka dej
chwili dosta dokładny raport od moich przeło onych, ale nie ode mnie...
- A du o było takich akcji?
Przez chwil my lałem, jak odpowiedzie , ale w ko cu zdecydowałem si :
165
- My od niedawna działamy, wi c tylko dwie i zdaje si - udane, bo nie doszło do
mnie, e kto był niezadowolony. Ja wiem tyle towarzyszu, e ka de pa stwo ma
prawo broni si przed zachodnioniemieckim rewizjonizmem wszelkimi sposobami i
to mi wystarcza... Staram si ze wszystkich sił...
Pierwszy gestem twarzy odesłał mnie do drugiego szeregu i znów zbli ył si do
profesora i pani doktor. Co im tłumaczył, nawet gestykulował, ale nie potrafiłem
usłysze - co? Nie wygl dał na niezadowolonego. Popatrzył uwa nie ku rysuj cemu
si za drzewami jezioru. Nagle odwrócił si na picie, chyba nawet nie po egnał si
osobno z rozmówcami, tylko ogólnie rzucił:
- Pracujcie dalej towarzysze...
Szybkim kroczkami zszedł na dół, na półpi trze ulokował wyj t z papiero nicy
połówk papierosa bez filtra w szklanej fifce, zapalił i szybkim krokiem ruszył na
zewn trz i ku jezioru. Po drodze wezwał kogo z otoczenia i ten kto podszedł do
profesora. Szli my tak z dziesi
metrów za pierwszym, gdy wysforował si ku
niemu profesor. Gdy doszli do trawiastej pla y, wszyscy zatrzymali si dyskretnie, a
pierwszy wraz z profesorem zbli yli si ku mał once pierwszego. Siedziała ona na
kocu - po fakturze i po stemplu łatwo poznałem, e to nasz koc.
Słonko sobie grzało, pierwszy wraz z profesorem usiedli, do
niewygodnie, na
kocu. W tej pozycji ona pierwszego podała profesorowi dło do ucałowania. O
czym tam rozmawiali.
ona pierwszego z torby wyj ła termos i dwa kubki. Nalała
do nich herbaty, a tak e do kubka b d cego nakr tk termosu. T nakr tk dała
m owi. Potem wyj ła trzy zawini te w papier kanapki, rozwin ła pierwsza tak, e
papier pozwalał izolowa chleb od brudnych by mo e r k i podała profesorowi.
Drug w taki sam sposób podała pierwszemu, a trzeci sama zacz ła pogryza .
Profesor, zdaje si , wzbraniał si , ale w ko cu nie odmówił kanapki pierwszego
sekretarza. Pojedli jeszcze tak z pi tna cie minut, posiedzieli, cicho pogadali. Wida
było, e pierwszy nie jest zły. Do
swobodnie zdj ł buty, podrapał si pod palcami u
nóg, profesor przy tym co mu powiedział, pierwszy si
achn ł... ona pierwszego
co perswadowała obu i pierwszy energicznie z powrotem wło ył skarpetki i buty.
166
Powstali. ona pierwszego starannie posprz tała, strzepn ła okruchy z koca, zło yła
go i pozostawiła na trawie.
Ruszyli my ku podwórku w tym samym porz dku, jak przyszli my. Jako tak
wyszło, e to ja z profesorem u cisn li my prawic pierwszego i ucałowali my, w tej
kolejno ci, dło jego mał onki. A wreszcie wszyscy odjechali.
Profesor był niezwykle blady, lecz nie wypadało mi pyta - dlaczego? Zreszt nie
musiałem, bo sam, przez eby wycedził, czy to ze zdumieniem, czy te wr cz
wstrz ni ty:
- Z salcesonem... z salcesonem kurwa była...
A potem... Potem to ju była balanga... Nic nie zmieniali my wystroju, dziewczyny
nadal były w czepeczkach piel gniarskich, a pacjenci długo jeszcze ci gn li
liwowic paschaln w szpitalnych pi amach. To była jedna wielka, całodniowa
orgia. Doł czył do nas dyrektor departamentu i dojechał zbyt pó no powiadomiony
pan Mieczysław. W ogólnym pierdoleniu si uczestniczyła i pani doktor i ksi gowa i
nawet pan profesor. Pan profesor przy tym zrobił układ z panem Stasiem, e swoje i
swoich kolegów butelki koniaku od pacjentów b dzie mu hurtem sprzedawał za
po rednictwem jakiego zdolnego adiunkta. Ja po raz pierwszy zaliczyłem dwie
dziewczyny i łakomie ogl dałem si za pani doktor, ale nie miałem miało ci, cho
brało j na moich oczach tak ze trzech... W jadalni na stole le ały deficytowe szynki
w dzone i konserwowe i kroili my je sobie jak chleb. Ja, wzorem jednego docenta z
politechniki maczałem sobie te pajdy w spodku z majonezem. Pacjenci, okazało si ,
byli to naukowcy z ró nych politechnik naradzaj cy si akurat nad czym w gmachu
na Rakowieckiej i powołani zostali do nadzwyczajnego zadania z zaskoczenia. Jeden
był rektorem i upodobał sobie kuchark - kompletnego tłumoka. Wsadzał jej mi dzy
nogi uw dzonego w gorza. Nie pami tam tylko, czy wkładał stron od ogona, czy od
paszczy. Kucharka - kompletny wsiowy tłumok - miała si . Ale cho pijana, taka
rozkraczona patrzyła na mnie, czy jej nie obsobacz . Tego dnia nie to było mi w
głowie. Z rektorem byłem na ty, bo wypili my bruderszaft, a zreszt
brudzia
wypiłem z dyrektorem departamentu, czyli moim głównym szefem, z Zygmuntem i
167
ze Stasiem. A zreszt - nie pami tam z kim jeszcze. Zasn łem w baraku nad jeziorem
w kajaku z ksi gow , ale nie pami tam, czy j te brałem. Ubrana była tylko w
troch
naddarty biały fartuch i w zało ony ju podczas jubla wtrakcie czepek
piel gniarski, bo przecie
podczas wizyty pierwszego była w białym kitlu
wprawdzie, lecz bez czepka.
Okazało si , e Franek, mój szef, powiedział, ale niezbyt dokładnie, e tu u nas
wypoczywaj nasi polscy agenci po wyprawach na Zachód i nawet je li czasem
zaprzyja ni si z piel gniark , to nie ma nic w tym złego. Pierwszy nie ufał temu
o wiadczeniu, dlatego po drodze do Ła ska sprawdził, a
e jest przykładnym
mał onkiem i nie chciał nara a si na podejrzenia ony, to wzi ł j ze sob . Lecz
nie do rodka... bo mo e to rzeczywi cie burdel?
Oczywi cie wszyscy musieli my si zastanawia , kto nam próbował podło y
wini ?
Prowadzenie pensjonatu na całe ycie mnie zmieniło. Wówczas gdy inni byli
studentami, pomocnikami fachowych majstrów i w ogóle lud mi, którym jeszcze nie
powierza si powa nych zada , ja byłem kierownikiem instytucji w skali całego
kraju unikalnej. Oczywi cie w hotelach działały prostytutki. Faktycznie kierowane
były przez naszych ludzi i nastawione były na turystów zagranicznych, lub na
bardziej dzianych krajowych. Prostytutki du o gorszego kalibru działały przy
jednostkach wojskowych i były kontrolowane przez wueswu Bardzo ró na klasa
prostytutek była przy wielkich budowach - od lafirynd w wieku zaawansowanym i
nie, po super sztuki. Jedna taka – Ania, była u nas. Wreszcie prostytutkami były
małoletnie zwykle dziewczyny, cz sto bardzo młode, które szły "na gigant", czyli
uciekały z domów, domów dziecka, albo z poprawczaków. One zwykle szukały
klientów po dworcach.
Natomiast nasze rozwi zanie było nowatorskie, poniewa dziewczyny faktycznie
miały status pracownika socjalistycznego przedsi biorstwa, co zapewniało im spokój
168
od emo, ubezpieczenia socjalne, stał , troskliw opiek medyczn i nawet mo no
znalezienia m a w ród ludzi naprawd zasłu onych i powa anych. Mało tego - one
mogły do woli wpłaca swoje zarobione pieni dze na ksi eczk pekao.
Dostawały te
niekiedy super premie. Po wizycie pierwszego wszystkie
dziewczyny dostały po dwadzie cia pi
bonów dolarowych na fatałaszki. Wy sze
kierownictwo, to znaczy ja, pan Zygmunt i pan Sta
Dwadzie cia pi
po pi dziesi t bonów.
dostała jeszcze pani doktor, ksi gowa i barmanka, a tak e jej
siostra, a reszta po dziesi . Ochrona z jednostek nadwi la skich dostała natomiast
dwie skrzynki wódki ostemplowanej na etykietach przez Konsumy, ale zrobiono
bł d, bo dano to komendantowi. My raczej ze stra nikami nie utrzymywali my
stosunków. Oni yli swoim yciem. Ale widziało si , e komendant przez tydzie
chodził pijany. Ale do nas, w zgodzie z rozkazami, nawet na najwi kszym pijaku nie
zachodził.
Tam była afera ołnierze poszli na jak
zabaw wiejsk do s siedniej wioski, ale
byli ludzie z naszej wioski i mieli al, bo jak jaki dzieciak szwendał si w pobli u
muru parku pensjonatu, to zwyczajnie - dawało mu si par klapsów, dowiadywało
si , jak si nazywa i gdzie mieszka, a potem posterunkowy wlepiał rodzinie niewielki
mandat z ostrze eniem, e przecie stra nicy ju chcieli strzela i w ostatniej chwili
zauwa yli, e to dziecko, a nie dywersant. Je li bra pod uwag , e naprawd wa ny
interes pa stwowy sprawiał, e musieli my by
ci le izolowani, to nie mo na tego
było załatwi bardziej humanitarnie.
Ale nie wszyscy to rozumieli i krewni jednego takiego chłopaczka pobili naszych
ołnierzy. Przecie takich samych poborowych, jakimi oni byli lub b d ! No ale tu
milicja z powiatu zadziałała bezbł dnie i zanim wł czyła si ekipa ledcza, winni trzej ludzie, ju siedzieli w aresztach i nawet mieli zarzuty prokuratorskie. Wyra nie
było wida , e powiat nie chciał, by w takie sprawy wł czało si esbe z Warszawy,
co my od razu zrozumieli my, ale dalsze post powanie przecie nie od nas zale ało.
Jedyne, co my mogli my zrobi , ale i to bez mojego udziału, to doprowadzi do
zwolnienia najbli szych krewnych tych posadzonych na pi , cztery i pół i trzy lata,
169
z pegeeru, pozbawi mieszka słu bowych i odesła ich do takiego pegeeru, gdzie
pracowali wi niowie z ko cówkami wyroków i zwolnieni z wi zie
gdzie w
rodku puszczy. Tam podobno te dostali mieszkania słu bowe, mo e nawet nie
gorsze, ale pegeerusy o swoje mieszkania nie dbali, wi c one zawsze były fatalne, za
to płace były niskie i do szkoły daleko. Od tego czasu wida było, e liczba narusze
naszego obszaru gwałtownie spadła.
Pewnej rody cała załoga udała si
resortowym autobusem na wycieczk do
Warszawy i zaszli my przy ulicy Kredytowej do sklepu dewizowego pekao.
Wszyscy kupili my sobie po co najmniej jednej parze spodni marki rifle. Takie
zbiorowe kupowanie nie ma sensu. Ja uległem jakiemu
amokowi i kupiłem
normalne d insowe Rifle za siedem i pół bona, oraz białe, z płótna za drugie siedem i
pół bona. Oczywi cie d insowe były nie do podrobienia, ale przecie płócienne
mogłem da zwyczajnie do uszycia i ju jaki cwany krawiec by si chyba znalazł?
No ale gdy tak wielu ludzie patrzy, to człowiek chce im imponowa i rozum odbiera.
Na szcz cie moje spodnie jeszcze były dopasowane, ale wiele osób kupiło troch za
du e i musiało pó niej przerabia . Z tego wszystkiego musiałem kupi maszyn do
szycia. Na rynku w powiecie - bez rachunku – od parszywej spekulantki. Wszystkim
dziewczynom kazałem si zrzuci . One najpierw kombinowały, e ja "i tak nie le
r n kas ", ale w takim razie tym bardziej si uparłem. Maszyna sobie stała w moim
gabinecie, a one miały nie dopasowane portki i tysi c innych pomysłów na jej
wykorzystanie. W ko cu uległy.
Podczas tej wycieczki byli my jeszcze w na ciuchach na Pradze, ale troch pó no kupiłem tylko po dwadzie cia pi
angielskich. Potem byli my
złotych dwie pary skarpetek ze ci gaczem –
na bazarze Ró yckiego i w pedecie w Alejach
Ujazdowskich, gdzie jednak były takie kolejki i taki cisk, e mało kto co sobie
zdobył. Ja jednak kupiłem letnie ubranie, z takiego be owego, wełnianego tropiku.
Oczywi cie był ju pocz tek jesieni i przydatne to ubranie było dopiero za rok.
Krawatów w ogóle nie było. Butów te nie było - nawet pepegów - tylko jakie
sandały, które oczywi cie kupiłem, cho mam inne, ale te te si przydadz . Gdy te
170
co mam si zu yj , to te nowe b d jak znalazł. Na pocz tku roku szkolnego zawsze
jest katastrofa z butami...
Ta wizyta w pedecie nie była miła, poniewa ludzie to straszne chamstwo! Tłoczyli
si , wypychali, a ja na takie rzeczy jestem zbyt delikatny. Jeszcze tego nie potrafi ...
Do poci gu si przepcha cz sto potrafi , ale do lady jest mi trudno.
Tak czy inaczej dziewczyny postanowiły wywierci dziur w brzuchu Frankowi,
eby raz na miesi c podstawiał taki autokar. Wolałbym, eby to pozostawiły mnie i
jako tak postanowiłem kombinowa , by nie gubi c samej idei - np. wycieczki raz na
kwartał, mo e nawet poł czonej z tak dewizow premi - wszystko zawdzi czały
mi, a w najgorszym razie Zygmuntowi.
Z przyjemno ci podczas tej podró y zauwa yłem, e nie tylko mnie, co jest
oczywiste, ale w ogóle naszych pracowników sta jest na bez porównania wi cej
towarów i dro szych, ni innych klientów. A przecie nie porównuj z pegeerusami,
czy z robolami, którzy smaruj chleb margaryna mleczn , albo i nie, jak za du o
wydadz na wódk , lecz z warszawiakami, z elit kraju...
O... warszawiacy daj sobie rad ... W sklepach w ogóle nie ma butów, a na nogach
- prosz - same skórzane, cz sto bardzo ciekawe modele... Dotychczas nie zwracałem
na to uwagi, ale podsłuchałem, co mówiły dziewczyny z pani doktor... To ma sens.
Gdy wracali my, to towarzystwo mi si popiło. Na ile udało mi si zorientowa , to
kierowca nie pił... Ale gdyby mu tak pobra krew... no... ciekaw jestem...
Ta Ania wciskała mi po drodze, e jestem podobno strasznie podniecony - no fakt ja w zasadzie zawsze jestem podniecony - i poprosiła mnie, ebym usiadł z tyłu, to
mi co poka e. No i pokazała! Rozpi ła mi rozporek, sama podci gn ła spódnic i
zdj ła majtki. No i nadziała si . Ja nawet sobie wyobra ałem,
e pozostali
wykorzystaj ten czas na danie wódki kierowcy, ale przecie przez cały czas, z zza
ramienia Ani, wszystko widziałem, wi c chyba nie?
W ogóle jako wyluzowałem si w sprawie kontaktów z dziewczynami, ale nadal
nie miało to tego charakteru, który zalecał mi sanacyjny sutener. No ale rzeczywi cie
- musz je jako kontrolowa , panowa nad nimi i to chyba jest jedyny sposób?
171
Zauwa yłem, e cho chyba si po k tach miały, to jednak uznały, e t cał Ank
spotkało wyró nienie, skoro j tak z tyłu autobusu ry kałem.
Zygmunt nie wracał z nami i przed odjazdem autobusu rozliczył si
z
dziewczynami za pier cionki, zwykle radzieckie, od klientów. One miały al, e nie
na pocz tku wizyty w Warszawie, ale czepiały si , bo przecie miały pieni dzy jak
lodu. Same dochody i prawie w ogóle wydatków!
Dzie pó niej zauwa yłem, patrz c przez wizjer, e Anka jednemu klientowi, który
stał i poci gał sobie koniak kupiony u Stasia, kl kn wszy przed nim - wzi ła w usta.
W pierwszej chwili wzi ło mnie obrzydzenie, ale potem uznałem, e to mo e by
dobre. Tego samego wieczora spytałem ksi gow , tak u niej w gabinecie, bez
wymieniania nazwisk, czy to jest normalne? Ona powiedziała, e to jest normalne i
nie ka demu to si robi, ale to robi normalne dziewczyny, nie tylko takie jak u nas i
e ona mnie lubi i mo e to zrobi , byleby nie wstawa z krzesła. Wi c ja posłusznie
zbli yłem si , ale kr powałem si rozpi
rozporek, wi c ona si roze miała i sama
to wyj ła, a potem wsadziła sobie. Kazała mi si obj
za głow
i rusza biodrami.
Anka robiła to inaczej. Chyba jako musiał j zykiem rusza , bo tamten wcale jej nie
obejmował za głow , ale nie mogłem mie pretensji. Było wspaniale, cho miałem
wyrzuty sumienia... To chyba nie jest tak całkiem normalne. Poza tym - mogłaby
cho do pasa si rozebra ...
Potem troch rozmawiali my, tak szczerze. Okazało si , e ona była ksi gow w
innym departamencie w Krakowie, ale miała przej cia z majorem z Krakowa, który
najpierw przymuszał j do ró nych rzeczy, a gdy dowiedziała si o tym jego ona, to
zesłał tutaj. Nie mogła si sprzeciwi , bo przy zatrudnieniu podpisała dokument, e
pracowa b dzie tam, gdzie jej ka . Ona uwa a, e to ta ona j tak załatwiła.
Ksi gowa ma długie, ukr cone w kok włosy. Gdy j tak trzymałem za t głow , to
wypadły spinki i te włosy si rozsypały. Przedtem nie zwróciłem na to uwagi. Ona
jest starsza ni ja i jaka taka opieku cza. Ale te jest wida , e czuje mores. Potem
słyszałem, e ten sposób jest ameryka ski, albo francuski. Prawdopodobnie jest on
popularny i we Francji i w Ameryce...
172
Od Stasia dowiedziałem si , e on jej powiedział, e ja postulowałem, eby ona
dostała premi dwadzie cia pi
dolarów, tak samo jak pani doktor i dziewczyny.
Ciekawe - sk d on to wiedział? Ja przecie niczego nie postulowałem!
Jednego dnia, w czerwcu, deszczyk popadywał, jako po tej ofensywie izraelskiej
na pa stwa arabskie, najpierw przyjechał pan Mieczysław, a potem dwóch takich o
wygl dzie mo e profesorów, a mo e dziennikarzy. Ludzi było nawet sporo, lecz
czuli mores, wi c gdy pan Mieczysław usiadł sobie z tymi facetami w holu w
fotelach, nad wódeczk ze ledzikami po japo sku i szynk konserwow nawijan na
korniszony, to nikt si nie zbli ał. Tylko ja miałem smiało
w nadziei, e na co si
przydam i przycupn łem z boczku. Tolerowali mnie, cho szkła nie zaproponowali. I
bardzo dobrze...
- Towarzysze – zagaił pan Mieczysław – opinia publiczna wie, e pa stwa
wspólnoty socjalistycznej zaanga owały si
w przygotowanie pa stw
arabskich, a szczególnie tych zmierzaj cych do socjalizmu, jak Egipt i Syria,
do odparcia agresji izraelskiej. A tym czasem Izraelczycy zrobili, co sami
wiecie: i Półwysep Synaj z miejscowosci Gaza, i Wzgórza Golan kosztem
Syrii, i Zachodni Brzeg Jordanu ze starym palesty skim grodem Jerozolim .
My to teraz musimy jakos przedstawi opinii publicznej. Nie mo e by tak, e
wojskowi doradcy ze wspólnoty socjalistycznej zawiedli...
Tu pan Mieczysław stukn ł si
ze swoimi rozmówcami angielkami, takimi
wypełnionymi po wr bki i spełnił toast do dna.
- Tak wi c, towarzysze – kontynuował ju
towarzyszy radzieckich wiemy,
e
pewniejszym głosem – od
ołniezre arabscy ulegali zabobonom
religijnym i podczas najgor trzych walk wyci gali dywaniki, aby si modli
do swojego Allaha. Wina ich w tych warunkach jest bezsporna. Niemniej
jednak opinia publiczna – zdrowe j dro narodu w peerel oczekuje od nas
pełnej informacji o przyczynach tego niepowodzenia? Jednym słowem – jak to
173
si stało, e gudłaje zamiast ucieka , gdzie pieprz ro nie, wykorzystali słabo ci
przeciwnika?
To powiedziawszy popatrzył na tych swoich tak, e było jasne, e co musz
powiedzie . Starszy, mo e czterdziestopi cioletni, z miniaturk krzy a grunwaldu w
klapie, wzruszył ramionami i rzucił:
-
ydzi, to wiadomo – s podst pni...
Zapadła chwila ciszy. Wszyscy trzej zastanawiali si wida , czy podst pno
ydów co
tu wyja nia? Po chwili młodszy, najpierw popatrzywszy na pana
Mieczysława w oczekiwaniu na przyzwolenie, nieznacznie wzruszył ramionami:
- Podst pno
ydów jest faktem historycznym, ale nie widz
jeszcze
powi zania tej ich niew tpliwej cechy z konkretnymi wydarzeniami, które
miały miejsce na polu walki. Spróbujmy zastanowi si zatem nad tym, czy
podczas wojny ydzi cos ukradli?
- No jak to co?
Pan Mieczysław wzruszył swymi ramionami bardzo energicznie:
- Przeciez ukradli te tam wzgórza i Zachodni Brzeg i Półwysep Synaj. To mało?
Starszy profesor spu cił wzrok i nerwowo zacz ł mi toli
swój r cznie
wydziergany na drutach, włóczkowy krawat:
- Tu musiał by jaki szwindel. Nie mogło by tak, e ydowiny w tych swoich
chałatach po prostu w otwartym boju co zdobyły... Szukajmy towarzysze
szwindla, jak w stogu siana...
- Przekupili mniej u wiadomionych Arabów! – niczym „eureka” zakrzykn ł
młodszy...
- Eee... do dupy – achn ł si pan Mieczysław.
- Musimy uwa a , eby nie wywoła afery mi dzynarodowej – dodał.
- Nie mo emy sobie tak sobie powiedzie , e jacy konkretni Arabowie wzi li
od ydów pieni dze, bo towarzysze arabscy mogliby to opacznie zrozumie i
poszuka
winnych. A my wtedy przed Moskw
nigdy by my si
nie
wytłumaczyli – takie rzeczy to tylko im przysługuj ... Nie zapominajmy o
174
czujno ci! Towarzysze radzieccy, jak si zorientowałem, zwracaja uwag na
imperialistyczny charakter wojny, na zaanga owanie si w niego ameryka kiej
soldateski, a raczej ameryka skiej generalicji i na to,
e słusznie nie
powierzyli towarzyszom arabskim najnowocze niejszego sprz tu, gdy
Amerykanie swojego Izraelczykim nie ałowali. W rezultacie nasza strona
poznała tajemnice ameryka skie, gdy oni naszych nie. To ma sens, ale my
musimy znale
jaki czytelny dla Polaków koloryt.
Młodszy, jeszcze przed chwil dosłownie zdruzgotany popełniona gaf , nabrał
powietrza w płuca i upił troch z napełnionej przez pana Mieczysława angielki. Pan
Mieczysław aluzju poniał, oczywi cie wszyscy trzej chlapn li i z zaciekawieniem
spojrzeli na młodego:
- Towarysz Wiesław nie bez racji zawsze stara si
wykry
matactwa
zachodnioniemieckich rewan ystów. Oni tam musieli jako uczestniczy . Nie
nale y w tpi , e musiało doj
do aktywnej współpracy sił rewan yzmu
zachodnioniemieckiego, słowem neonazistów, z syjonistami. Czy nie s dzicie
towarzysze, e tym tropem warto by było pój ? Te wszystkie Adenauery,
Bormany i Gehleny musiały udzieli jakiej pomocy. Trzeba wla otuch w
serca naszych uczciwych obywateli – Niemcy te podczas wojny najpierw
wygrywali. To trzeba jako skojarzy ...
- Ale eby ydzi i Niemcy – czy to b dzie wystarczaj co czytelene? Przecie
my musimy – w naszym gronie nie wolno o tym zapomina – zmaga si ze
zmasowana propagand Wolnej Europy, Głosu Ameryki i BBC. A oni w
swojej walce ideologicznej nie cofn
si
przed
adn
kalumni ! Ten
kolaborant Jan Nowak Jeziora ski na pewno b dzie chciał co tu nałga ...
-
ydzi dla interesu b d robi interes z ka dym antysemit – podj ł temat
starszy – dlatego ich współpraca z pogrobowcami nazizmu i z Jeziora skim
jest tak oczywista, e adna obłudna propaganda naszych czarnosecinnych
wrogów jej nie podwa y. ... ydzi nam chłopów rozpijali, a panów, bo głupi
175
panowie byli, to oszukiwali. A dzi zało yli, towarzysze, kome ki i ogonami
na nasze partyjne msze dzwoni ! Brudne winie...
Pan Mieczysław pokiwał głow
korniszonka z szynk
i dla zebrania my li z apetytem schrupał
– eksportowego, z wytwórni w Mi dzyrzeczu, sam w
olszty skich konsumach wybierałem słoiki:
-
yd je li mo e mniej, lub bardziej szkaradnie oszuka , to na pewno wybierze
to gorsze... Oni ju tacy s . My tu w Polsce mamy zbyt bolesne do wiadczenia
z oble nymi ydowskimi kramarzami i z ich potomkami, którzy wymo cili
sobie ciepłe posadki w ludowej ojczy nie...
To powiedziawszy pan Mieczysław przystapił do rozlewania kolejnej flaszki
Wyborowej. Popatrzył na mnie, jakby zastanawiał si , czy i mnie nie dokooptowa
do towarzystwa, ale poniewa ostatecznie nic nie zarz dził, to nie pozostało mi nic
innego, jak oddali si do innych zaj ... Odchodz c usłyszałem, e ten starszy
profesor przy toa cie wspomniał partyzanckie czasy.
Potem dowiedziałem si , e ci dwaj wcale nie s profesorami, bo jeden jest
asystentem na wy szej uczelni – po prostu magistrem, a drugi redaktorem w
krakowskiej gazecie literackiej, czy tam w radiu...
Jako tak w pa dzierniku nocami były przymrozki. Szczególnie tu, na Mazurach.
Na popołudnie mieli my mie pełne obło enie pensjonatu, ale na razie była dwunasta
i tylko do domu zbierał si jeden dyrektor zjednoczenia, za to minister od rzemiosła
miał uczy
po południu naszego Adasia
Rzeczywi cie - jaka
klejenia mebli klejem stolarskim.
szafka fabrycznie została tak sklejona - chyba była
produkowana pod koniec miesi ca, gdy w fabryce plan gonił, a klej wyszedł, bo si
sama z siebie rozpadła. Felek by to sam zrobił bez gadania, ale minister uparł si , e
nauczy Adasia. Ada pojechał pikapem po chleb i takie tam ró ne, no i je li b dzie
papier toaletowy, to po papier, bo musieli my ju gazet u ywa i kazałem troch
gazet nudz cym si dziewczynom poprzycina na stosowne kawałki tak, by wszelkie
portrety przywódców odrzucały. Potem trzeba było jeszcze po nich sprawdza , bo
176
ju raz pu ciły Bre niewa z " ołnierza Wolno ci" i gdyby nie to, e to był stały
klient z resortu, to mogłaby by afera. Miał ze sob wzi
ministra. Nie mogli
przecie po chleb jecha słu bowym Humberem, ale miał al do ministra i jako mu
uciekł. Chodziło o to, e minister miał ze mn załatwi , abym ja dawał Adasiowi za
ka dy przyjazd ministra pi set złotych. A przecie wprawdzie minister za ka dym
razem dawał skierowanie i du o kupował w barze dewizowych trunków, lecz
formalnie przecie nie przyje d ał po to, by bra od tyłu Adasia. O tym gło no si , w
zasadzie, nie mówiło. To te i minister nie mógł tak wprost w rozmowie ze mn tego
tematu poruszy . Ja wychodziłem, z zało enia, e skoro to s takie buty, to niech on
ekstra płaci Adasiowi i on to robił. Nawet, moim zdaniem, rozpuszczał chłopaka.
Czasem go bił, ale niezbyt mocno i on nic sobie z tego nie robił.
Tak wi c dyrektor zjednoczenia poci gał sobie arme ski koniak, bo wczoraj ju
wydał chyba za du o pieni dzy, a arme ski koniak kupowało si du o taniej. Do
otrze wienia słu yłby tak samo dobrze, jak francuski, gdyby nie to, e dyrektor
wyra nie przesadzał. Ja si nie obawiałem, bo miałem takie do wiadczenie, e nawet
je li komu zabrakło pieni dzy, albo zostawał na dłu ej, a nie miał przy sobie wi cej
skierowa , to potem bardzo sumiennie i z górk si rozliczał. Ludzie jednak bali si
skandali.
Minister za , nieco wolniej, pił strasznie drogiego courvois’e i tak sobie czasem
pogadywali - chyba si nawet znali z działalno ci warszawskiej, cho brudzia wypili
wła nie tak siedz c. Minister tłumaczył dyrektorowi, e jednak koniecznie powinien
cos zje , a kuchnia jajecznic , kiełbas z musztard , a nawet palce liza bigosik,
mo e wyda w pi
minut. Tamten jednak chyba w ogóle nie miał melodii na
jedzenie i tylko co jaki czas biadolił o obrabiarkach z Czech. Nie mówił - z
Czechosłowacji, tylko z Czech, które z jakiego powodu nie s dobre i on sam nie
wie, co ma zrobi ? Ale tego, oczywi cie, nikt nie wiedział..
Gdzie koło dwunastej zatelefonowali z bramy, e przyjechało dwóch oficerów z
esbe ze skierowaniami, ale nie ma ich na li cie, któr im wczoraj dostarczyłem.
Zanotowałem nazwiska, stopnie. To pył major i pułkownik, a zatem wysokie szychy
177
z Wrocławia, ale co ciekawe - skierowania mieli wystawione przez
esbe z
Bydgoszczy. Ja do Bydgoszczy miałem stary sentyment. Nawet zastanawiałem si ,
czy byłoby mo liwe, czy byłaby ch tna i czy to byłoby stosowne, aby ci gn
tu
Marlenk . Paru go ci z Bydgoszczy te ju mieli my.
Tak wi c zgodnie z instrukcja zatelefonowałem do kadr w Bydgoszczy. Oni si
pytali, jakie s numery skierowa , lecz ja na to, e nie wiem, bo trzymam ich na
stra nicy, wi c bez dalszego gadania potwierdzili i nawet podali numery legitymacji
słu bowych. Poprosiłem, eby ta z kadr poczekała i przez niedawno zainstalowany
telefon bezpo rednio ł cz cy mnie ze stra nic sprawdziłem - numery słu bowe
zgadzały si , wi c sprawa była wyja niona, cho przypomniałem, e powinni mnie
informowa .
Oni przyszli, przekazali swoje skierowania, wypili po polokokcie i spytali, czy
mog co zje ? Ja na to, cho wiedziałem, e kuchnia mogłaby wyda ju teraz
obiad, to jednak z przekory,
e nie zadbali, by najpierw si
zapowiedzie ,
powiedziałem, e obiad jest od trzynastej, wi c teraz tylko dania zimne, ale wówczas
na obiad b d najedzeni, a dzi s do wyboru schabowe i zrazy, bo schabowe i zrazy
s zawsze, a tak e jest dewolaj i ja tego dewolaja polecam, bo zwykle, gdy jest, to
jest bardzo dobry. Oni jednak powiedzieli, ze je li to jest mo liwe, to chc po porcji
szynki - jadłospis wisiał od czasu wizyty pierwszego na cianie - chleb, masło,
ogórek kiszony, du o ogórków, a w barze, gdzie była siostra barmanki, wzi li flaszk
ubrówki i jeszcze zamówili kaw . To był klasyczny bł d nowicjuszy - bo kaw ,
troch słabsz , mogli mie za darmo z kuchni. Czasem tylko kuchnia nie miała kawy,
a bar - jak si gam pami ci - miał zawsze. Wystarczyło zamówi dwie kawy po pół
szklanki i kuchnia ju , aby oszcz dzi na zmywaniu sama wydawała jedn równie
mocn kaw w szklance, jak w barze. Minister od rzemiosła nam obiecał, e gdy
tylko b d za nadu ycia likwidowali jakiego prywaciarza, to mu si skonfiskuje
ekspres do kawy i my go dostaniemy. No ale na razie to była tylko obietnica, a mi
zreszt nie zale ało, bo na razie kaw piłem tylko od wielkiego dzwonu. Ministrowi
te było oboj tne, bo chorował na serce i kaw pił rzadko. Z ubrówka to samo - w
178
zasadzie to ja krajowe alkohole i koniaki ze strefy rublowej rozliczałem jako
ywno
i ludziom z esbe czasem nawet dawałem za darmo, a w ka dym razie taniej,
ni Sta . Ale ci nie wiedzieli, no to niech sobie Stasio zarobi. Jakby co, to zawsze
mogłem zwali na niego, e dezinformował, a jemu nic nie zrobi , bo był na układzie
z Frankiem. A Frankowi to najwy ej pan Mieczysław mógł podskoczy , albo kto z
biura, albo z sekretariatu kace chyba tylko.
Z drugiej jednak strony - ekspres to ekspres - je
nie woła, a pensjonat zawsze by
na tym skorzystał. W wi kszo ci kawiarni i restauracji, gdzie był ekspres, to i tak go
nie u ywano, ale za to robił doskonałe wra enie wiadcz c o wy szej kategorii
zakładu. Podobno od w gierskiego ekspresu barmanka mogła łatwo si oparzy , na
włoski nie mieli my szans, bo te ze strefy dewizowej ekspresy przysługiwały tylko
kategorii es, a my mieli my status bufetu pracowniczego. Maj c szczupła załog nie
mogłem ryzykowa takiego poparzenia.
Wszystkie zamówione produkty zanie li do wskazanego im pokoju na parterze.
Było, nie było - to pułkownik. Zapas pokoi miałem. Gorzej było z dziewczynami, ale
na razie si nie martwiłem. Nagle dostaj od siostry barmanki znaki, e mryga
waitełko telefonu resortowego. Znaczy - do mojego pokoju dzwoni z resortu.
Pobiegłem.
Telefonował Franek. Uprzednio kazał mi sprawdzi , jak to jest, e w fakturach nie
ma zakupu majonezu, a majonez na stole jest i w sałatkach jest. Okazało si , e stara
w kuchni nie uznaje kupnych majonezów, jej zdaniem mieszanych z wod , albo
innym wi stwem i dlatego sama kr ci, a raczej p dzi do kr cenia tłumoki z kuchni.
Wi c my l c, e mo e o to chodzi melduj , co i jak z tym majonezem i e ta stara to
skarb, cho w przeciwie stwie do tłumoków nie ma uprawnie , a on mi na to:
- Nie pierdol głupot...
Od razu stan łem na baczno , jak w wojsku, bo zrozumiałem, e teraz b dzie co
wa nego.
- Jest u was takich dwóch z Wrocławia?
- S , towarzyszu pułkowniku - bo od razu przeszedłem na formy słu bowe...
179
- Nazwiska!
Podałem nazwiska, sk d maja skierowania i co zrobiłem, eby sprawdzi , bo si
nie zapowiadali.
- To kurwa trzeba było do nas dzwoni , a nie do tego chuja W troby...
- Czy towarzysz pułkownik na stałe zmienia instrukcj ?
- Ty mi kurwa nie o instrukcjach, tylko rusz głow i własn inicjatyw ... Co robi ?
- Zamówili przek ski, ubrówk i poszli do pokoju na parterze...
- Kamer kurwa ci gle nie ma?
Franek mógłby o to nie pyta , bo moim zdaniem to on dbał o to, by nie było i aby
ten oficer, który przeniósł si do powiatu, nawet tu nie zagl dał. Ale odpowiadam:
- Jeszcze nie s zainstalowane. S wstawione w plan na przyszły rok. Resort nie jest
temu winien...
- Kurwaaaaaaa ma , gnojku! Wła do kabiny, dyskretnie i wszystkiego słuchaj. Jak
si zm czysz, to mo e ci zmieni Zygmunt, albo Sta , je li nie pije i nie b dzie du o
pił... chuj zatracony. Ja mu kurwa jeszcze kiedy jaja wyrw za t gorzał . I nikomu
ani mru, mru... To misja specjalna... No i wyluzuj si , jak si dobrze sprawicie, tylko
bez notatek, to... dostaniecie na lody... No, pomy l o was...
My l o lodach w taka słot była zdumiewaj ca, ale odkrzykn łem, mo liwie
chwacko:
- Tak jest!
- Wykona ! - zako czył Franek i odło ył słuchawk .
Natychmiast ci gn łem do mojego gabinetu Zygmunta i w krótkich słowach
wyja niłem, o co chodzi. Razem ruszyli my na poszukiwania Stasia. Był w swoim
pokoju w pawilonie i ogl dał telewizj , a miał wietny w gierski telewizor Orion.
Anten jako tak ustawił, e wprawdzie nadal, jak w całym powiecie, obraz był
bardzo blady, ale mało mrygał. Szedł wła nie Zorro. Sam ch tnie bym go obejrzał i
dostrzegłem, e i Zygmunt był nie od tego. Z tym wi ksza satysfakcj przerwali my
mu. Uzgodnili my, e ze wzgl du na to, e powinienem by pod r k , a nadto mam
najmniej do wiadczenia politycznego i nic nie b d rozumiał, ja najmniej b d ich
180
podgl dał. Za to oni b d mi na przemian relacjonowa to, co usłyszeli, ja za b d
notował. Potem w oparciu o notatki i pami
wszystko do kupy zrekonstruujemy i
notatki w obecno ci wszystkich trzech spalimy. Nikt si nie dowie, e robili my
notatki, a za to nie pogubimy si w tym wszystkim.
Tamci o wła ciwej porze za dali obiadu do pokoju. Posłałem im Ank jako
kelnerk . Chwyciło - obaj do spółki ja wyobracali. Pó niej powiedziała, e gadali
przy tym i ten pułkownik tego majora nazwał Ickiem. Rzecz jasna - w dokumentach
miał gad, e jest Jackiem. Wszystko stawało si jasne - syjami ci przyjechali knu w
zaciszu przeciw ojczy nie ludowej. Potem ja przez jaki czas byłem w komórce.
Wchodz c narobiłem jakiego rumoru. Siedz cy tu przede mn Sta palił papierosa bo znalazłem na kupce popiół. To było wa ne, bo je li tamci, w skutek mej
nieostro no ci co wyniuchali z tym podsłuchiwaniem, to mogli uprzednio wyczu
dym z papierosa. Wcale nie chciałem, by na mnie, jako najmłodszego, co zwalano.
Tamci istotnie co chyba usłyszeli, ale nie dali po sobie pozna . Ten gruby
pułkownik, polewaj c drug butelk koniaku do szklanek, tak po pół szklanki mo e,
rzucił:
- Icek - my lisz e Mietek wie, jaki jest układ w Moskwie?
- Troch wie, a troch nie wie...
- Mów Icek ja niej do jasnej Anielki...
- No wiesz... On ma swoich i wierzy im jak w obraz.... Ale on kombinuje, e ruskich
przechytrzy. On chce jak Causescu - komunizm narodowy stworzy po to, by Polacy
uwierzyli w sens sojuszu z sowietami.
- Głupi - Polaków do tego namówi , to tak, jakby krow siodła . Nic tylko miech...
Niech zreszt Mietek uwa a - my mo emy łatwo nasili informacj , e naprawd
nazywa si Demko i dla jaj doda , e wcale nie jest z Łodzi. Niech potem biega po
kraju i tłumaczy: Demko tak, ale to, e nie z Łodzi, to nie... Ciotk w peruce te mu
jak
znajdziemy. Niech potem biega z albumami rodzinnymi...
- Co ty - te chamy na chleb nie miały - ci gle musiały bra na borg, bo wódk tylko
piły - o jakich albumach ty mówisz?
181
- Nie bój si - taki sobie album spreparuje, e mu nie podskoczysz...
- Chuj z albumem. Tak czy inaczej jeszcze mu buty mo emy w kraju uszy . Bo w
Moskwie ju prawie, prawie ma przejebane. Rozmawiałem z Kosti , no wiesz - z
Kosti - pułkownik mówił to dobitnie a do sztuczno ci, tak jakby chciał, bym
zapami tał - nasi mo e teraz s w defensywie, ale koniec ko ców Moskwa zawsze
zaufa raczej nam - przedwojennym komunistom - ni im. My siedzieli my w łagrach
w Rosji, a oni co? - najwy ej w kraju. Poza tym ten flirt Mietka z akowcami - czy w
sowietach był kiedy flirt z Wranglem, Denikinem, z białymi? To nie dla nich. Oni to
odrzuc . Podyskutuj , Mietek w tym czasie wdepnie w awantur , a potem odrzuc
wraz z nim.
- Gównia eri nam obkleił agentur - on w tym kierunku szuka zwady...
- Kiedy ja si zgadzam, e gnoje przesadziły - te ró ne Bable, kluby sprzeczno ci i
tak dalej... ale starczyłoby zamkn
Kuronia, niech b dzie, e z Modzelewskim -
niech i on ma nauczk , ja bym jeszcze z tych młodszych dorzucił Szlajfera, Michnika
mo e, cho Ozjasz tłumaczył Marksa i nikt drugi raz tego nie zrobi. Wyjdzie
niezr cznie, ale trudno. A nasi niech spuszcz gnojom manto po domach i niech
wybij im głupoty. B dzie git. Mietka nie b dziemy rusza , a on nas. On na tej
awanturze nie wygra. Nawet jak nic nie b dziemy robi - a b dziemy - to i tak
Moskwa go wypluje. Antysemici go wykorzystaj , ale my to przetrwamy. Jako
przetrwamy. Przecie do komina nas nie wrzuc . A potem si zaczaimy i nawet na
dnie nie darujemy. Czy on to rozumie? Po co mu to było? Czy my jeste my gorsi
komuni ci? Zawsze si przydamy... Kto tu kurwa kultur tworzy? On my li, e zrobi
co na skróty... A skrótów nie ma. Dwa pokolenia musza min , eby jak w
sowietach - nikt ani zipn ł o kapitali mie. Po dwóch pokoleniach chłopi sami nie
b d
chcieli rozwi zywa
kołchozów. Gdyby Lenina ten głupek czytał, to
wiedziałby, e chłop jest konserwatywny. Skoro urodził si w kołchozie, to w
kołchozie b dzie chciał umiera . A on z Wiesławem z indywidualnymi flirtuje,
dostawy chce im odj . A czym ludzi pracy wy ywi? Czy on w tym łbie w ogóle
rozumie, co to jest bilans?
182
- Icek - ty go nie obra aj. Ty mu ubli asz, a my mamy interes do załatwienia. Sprawa
jest prosta - sowiety na półwyspie Synaj dostały po twarzy i to dla niego samego, dla
Mietka, nie jest takie złe. Bo oni musz rozumie , e sojusznicy s potrzebni. Ale
je li Mietek przegnie, to po pierwsze primo sowiety mu tego nie daruj , bo im pi ta
kolumna na zapleczu nie jest potrzebna, a po drugie primo, to my mu te tego nie
darujemy. Jak on chce zrobi pogrom, to on z nas naprawd zrobi
ydów i my
b dziemy wtedy solidarni. Bo co nam zostanie?
- A czekaj - jeszcze miało by o Wiesławie...
- No dobra - wi c Wiesław jeszcze nie jest taki głupi. Jak oni maj do wyboru
Wiesława, albo Mietka, to wola Wiesława. Póki Wiesław jako tako utrzymuje wi
z
masami, jest nie do ruszenia. Taki jest układ. Jak Mietek b dzie machał szabelk , to
si skaleczy i nie znajdzie mame, która go przytuli. I jeszcze jedno Icek - my wcale
nie chcemy, eby on z nas zrobił ydów. Jaki ja yd - tate o mało nie umarł, jak
mnie z gminy wykre lili. Tylko mame powiedziała, e dobrze robi , a tate mnie
wykl ł... Ja oprócz idei nic nie mam... Moskwa o takich rzeczach pami ta... My lisz
e do ? Icek?
Major tylko wzruszył ramionami - bo oni tak sobie dziarsko mówili, ale byli jacy
smutni. Ja my l , e oni wiedzieli, e to wszystko zostanie powtórzone, ale wła ciwy
adresat tego nie widzi, wi c nie ma si co wysila .
Potem przyszedł Zygmunt. Ja mu pokazałem popiół, eby widział i ewentualnie
potwierdził i wróciłem do gabinetu notowa . Miałem poczucie, e to jest bardzo
wa ne i e tak naprawd nic złego si nie stało, e był ten demaskuj cy podsłuch
rumor. Oni na to czekali.
Gdy wróciłem do salonu, nowych go ci jeszcze nie było, dyrektor zjednoczenia
wreszcie wsiadł w samochód i pojechał. Kierowca czekał na niego w hotelu
garnizonowym w powiecie, wi c nie musiał si po drodze zabi . A pułkownik z
majorem siedzieli w fotelach i gadali z ministrem. Minister był zirytowany, bo
Adasia ci gle jeszcze nie było, a obaj z Wrocławia te byli podminowani, czemu si
nie dziwiłem.
183
Pułkownik półgłosem odezwał si do ministra:
- Ci gle si boisz, e przyjdzie ci do reszty rozło y rzemiosło i posad stracisz?
- Łe tam... Jak do pi dziesi tego szóstego nie zlikwidowali cie, to ja ju mog
spokojnie doci gn
do emerytury.
- Ty mi powiedz, co to jest - ty jeste sanacyjny piłsudczyk...
Minister gwałtownie zamachał r koma, e nie, ale tamten kontynuował...
- Nu daj spokój. Wcale nie chc , aby si przyznawał i w ogóle, to rozmowy nie
było. Słowu czekisty mo na ufa . Jak to jest,
e za sanacji sanatorzy byli
filosemitami, a pa stwo było antysemickie, a teraz jest na odwrót.
- Ze mnie antysemity nie zrobisz - Mietek te . Ja Mietka szanuj - to powiedział
dobitnie, aby wszyscy słyszeli - ale w adne hece nie chc wchodzi . Ja rozmawiam
z rzemie lnikami - przy wódeczce słysz nie jedno. Oni wcale nie s antysemiccy. W
czerwcu bili brawo, mówili - tu ciszył -
e znów nasi ruskim wpierdol spu cili, jak
w dwudziestym.
- No ale co my mamy z tym wspólnego - my jeste my inernacjonalistami - tylko
internacjonali ci zostali...
- No i o to al ma Mietek, ale tak najbardziej o to, e macie du o posad - reszta to
chuj... A on ma wielu ludzi... Ale to pijak, jemu we łbie od wódki si kiełbasi - to
mówił ju wyra nie po cichu – my li, e b dzie wojna i chce mie armi narodow ,
która czołgi napoi w Sekwanie...
- Co kurwa napoi... w czym? - dopytywał si zdumiony major - ja nie leniłem si na
lekcjach geografii i wszystko w lot zrozumiałem...
- No nic - e on b dzie taki wielki marszałek... dajmy spokój - to niebezpieczne
tematy...
- Ale ty - przecie Moskwa prowadzi rozmowy z Ameryk ... Czy Mietek tego nie
rozumie?
- Wie z pewno ci . Ale czy to jest stały trend? Kto to wie? Chruszczow w Karaibach
si cofn ł i za to poleciał... Chyba za to? No to nie wiadomo, co my li Bre niew? Po
wpadunku na Synaju nie daruje Izraelowi. Ja sobie my l , e najpierw was zetn
184
Mietkiem, potem Mietka Katang , a Wiesław wszystkich prze yje i po starym
sentymencie niektórych z was ci gnie z emerytury - cho chyba nie z waszego
resortu. Ja mam szerokie skrzydła, rzemiosło jest pojemne. Pode mn si ustawcie,
kolegów jakich zawsze jeszcze b dziecie mieli - da si
y ...
- Ty słuchaj - korporancie - nie po to mnie z gminy wykl li, ebym teraz jak tate
suknem handlował, albo gojów obszywał. Wy ze mnie kurwa ydowskiego krawca
nie zrobicie, bo ja jestem komunista...
- Jak sobie chcesz, ale y trzeba... Nie mówi , e krawiectwo. Na tym si trzeba
zna . Ale elementy plastikowe - ja to mog załatwi ... i zleconka z zakładów
uspołecznionych, albo... he, he... z Inco - to b dzie dobre!
- Daj spokój, to do chuja niepodobne. Ja jestem czekist , a nie prywaciarzem...
Wiedziony jakim spontanicznym impulsem, w ka dym razie bez zastanowienia,
ale z pewno ci , aby uzyska wi ksz jasno
przed pisaniem raportu, a tak e, by
dowiedzie si co o naszym stałem go ciu - ministrze - szybko pobiegłem do
gabinetu, wróciłem, na stolik postawiłem flaszk w gierskiego Budafoka, a miałem
wtedy tego z dziesi
kartonów i poprosiłem:
- Towarzysze - przepraszam, e o mielam si przeszkadza , ale chciałbym si kilku
rzeczy dowiedzie . W szkole o Piłsudskim nigdy nie wspomniano - tylko tyle, e
wówczas, gdy była szansa od razu budowa socjalizm, to stworzył nie suwerenn
Polsk bur uazyjn w skutek czego lud pracuj cy ył w n dzy i jeszcze to, e zrobił
faszystowski zamach majowy, ale nawet z Hitlerem nie potrafił si dogada . A tu
słysz takie rzeczy i po prostu dla siebie chciałem co zrozumie .
Mówi c to rozlewałem ju koniak.
- To nie takie trudne - zacz ł pułkownik - Piłsudski był oportunist , znaczy si socjalist z pepeesu. Potem był pa stwowcem, czyli faszyst i w imi tego zrobił
pucz faszystowski, jak Franco. W ogóle nie miał zrozumienia dla internacjonalizmu.
Nie znosił Rosji i na zło
Rosji chciał zrobi federacj z Białorusinami, Ukrai cami
i Litwinami i z kim tam jeszcze - z całym Kaukazem - Gruzja, Armenia, kto chcesz...
Nie umiał si wznie
ponad polskie opłotki, cho przecie był przyjacielem Lenina.
185
Dlatego w dwudziestym, gdy sprzeciwił si
Lenina. Ludzko
rewolucji europejskiej, to zdradził
lepiej by wygl dała, gdyby od razu towarzysze niemieccy, włoscy,
belgijscy tworzyli socjalizm. No ale nie wyszło. I to z winy Piłsudskiego i tych
wszystkich Sienkiewiczów z Mickiewiczami, którzy Polakom pobełtali rozum w
głowach. Z tego te nieszcz cia, jak powstanie warszawskie. W skutek bł dów i
wypacze wymordowano wszystkich prawie przedwojennych komunistów polskich.
I jak wraz z Armi Czerwon szła rewolucja w Polsce, to kto musiał j robi . Jurek
Putrament niegłupio pomy lał, e je li pan minister - no dzisiejszy tu obecny - na
studiach był w korporacji "Piłsudia", to wprawdzie jest korporantem, ale
u ytecznym. Mo na rzec - materiał na poputczika - takiego, co kawałek z nami
pójdzie nasz drog , a potem si go odrzuci. I wyci gn ł ministra z opanowanego
przez Armi Czerwon Wilna, a towarzysze dla jaj zrobili go dyrektorem urz du od
likwidacji rzemiosła. Sprawdził si i jak rzep trzyma si urz du. Ilu naszych ju
wyleciało na takim czy innym wira u - czestnych towariszczej - a on trwa, cho to on
był do ci cia na kolejnym etapie. Towarzyszom radzieckim nawet pasuje, bo po
rosyjsku mówi perfekt i - tak słyszałem - ruszczyzn , jak za cara...
Tu - musz nadmieni - minister a pokra niał z zadowolenia...
- No to jak tak si wszystkim podoba, to niech sobie do usranej mierci likwiduje
rzemiosło, cho on jest niezły dywersant, bo naszych, gdy maj kłopoty, ci ga do
rzemiosła, kontrakty załatwia... miliony... korumpuje, znaczy... aparat. Kto wie,
mo e i mi przyjdzie na stare lata plastikowe detale na wtryskarce wtryska ... Ale to
si jeszcze zobaczy... On sobie my li, e jest wielki Konrad Wallenrod, a to wszystko
teatr marionetek. Bo centrala jest na Kremlu i ona jak si zdenerwuje, to pacnie. On
to rozumie, wi c Mietka popiera warunkowo... Nastawiony jest na to, by przetrwa
wszystkich. Mietek go toleruje, bo jak mu zabraknie posad dla swoich, to reszt
usadzi w rzemio le i te b dzie git. Tak wi c on z biletem partyjnym w kieszeni
nadal jest piłsudczykiem, a ja z biletem partyjnym jestem internacjonalist i obu nam
cały ten bardak nie pasuje... I my jeste my przyjaciele... Taka jest polityka... A nam,
186
młody człowieku, chodzi o to, by do całej afery dystans miał te Franek. Czy ty to
rozumiesz?
Ładnie podzi kowałem za wykład, na pytanie nie odpowiedziałem, ale gestem
twarzy chciałem da zna , e zapami tałem i chyba zostałem wła ciwie zrozumiany.
Rozlałem reszt Budafoka i chciałem ju wznie
toast, gdy minister wszedł mi w
słowo i krzykn ł:
- Za nasze bilety partyjne...
Wszyscy si roze mieli, ja te , tym bardziej, e przecie ci gle jeszcze nie byłem
nawet kandydatem. Jako nikt mi nie proponował, a samemu nie wypadało. I
przeleciała mi przez głow inna my l, e jestem w towarzystwie jakich dziwacznych
ludzi, którym po łbach pl taj
Białorusinami, a przecie
si
dziwaczne idee, jaki sojusz z upowcami i
to wszystko, to s
po prostu ruskie... Jaki
internacjonalizm, jakie kompletne, nie maj ce zwi zku z yciem idee - bzdury,
dziwactwa o przyja ni Piłsudskiego z Leninem...
Nie, nie... panowie... z tym
towarem za daleko nie zajedziecie. To wszystko jest zbyt oderwane od realnej
rzeczywisto ci. W yciu liczy si konkret, jak si jest na wylocie, jak te ydki, to nie
wzgardza si wielkoduszn ofert ministra, który ma pstro w głowie...
Wieczorem napisali my raport, ale bez najwa niejszego posłania. Nazajutrz
wystawiłem sobie delegacj , pojechałem do gmachu urz du na Rakowieckiej, w
biurze przepustek zameldowałem si co i jak, a nast pnie w ci gu pi ciu minut
zło yłem pełny raport Frankowi. Nic nie powiedział, nie skomentował, nie kazał
nawet usi
, jedynie rzucił:
- Odmeldowa si . Lody dostaniesz tylko ty, je li utrzymasz j zyk za z bami... A jak
nie... to do piachu...
Swoja drog . Ja oczywi cie słyszałem o haniebnej agresji izraelskiej na pa stwa
arabskie, ale w ogóle nie kojarzyłem tego z naszymi ydłakami i z tym, e na tym
mo na co zyska . To był taki odległy, egzotyczny - ładnie to powiedziane - film... A
tym czasem... Taki raport, taka pochwała...
187
Zaraz potem była u nas narada grupy operacyjnej. Nikt mi oczywi cie nie
powiedział, co to była za grupa tym bardziej, e w dniu, kiedy si zje d ali, Franek
pogadał z Zygmuntem i on, z niezbyt tajon na mnie zło ci , kazał mi jecha pod
Siedlce. Tam mieszkał taki jeden hodowca karpi w stawach. Same karpie przynosiły
mu krociowe zyski, ale jemu było mało i handlował złotem. Specjalizował si w
sztabkach bankowych próby 99.9.
Kazał mi post powa
z nim ogl dnie tym
bardziej, e wła nie został poddany jakiej obróbce. I w ogóle nie mam mówi , kogo
reprezentuj tym bardziej, e on i tak wie, od kogo jestem.
Ruszyłem moim fiatem. Montowany był jeszcze we Włoszech. Na drogach
widziałem kilka innych, pewnie wyprodukowanych w Polsce. Byłem dumny, e nasz
kraj si tak rozwija. Interes na złocie miał polega na tym, e miałem sprzedawa
moim klientom - tym, którzy maj pieni dze... rzeczywi cie du e pieni dze - te
sztabki, notowa , komu ile i o wszystkim informowa Zygmunta. I jeszcze - miałem
dwana cie procent obrotu oddawa Zygmuntowi. Miałem pewne obawy, bo nie
powiedział mi, za ile mam kupowa i za ile sprzedawa . Wszak e nic na tym nie
mogłem straci , bo pieni dze oddawa mu miałem dopiero po wykonaniu całej
operacji.
Miałem odr cznie narysowany plan. Trafiłem bez trudu. Zajechałem na podwórko
troch
podniszczonego, nie remontowanego co najmniej od czasów II wojny
wiatowej domu, który bez w tpienia był niegdy dworem szlacheckim. Gdy tylko
zajechałem, to jaka
starsza kobieta dosłownie sprintem rzuciła si
do drzwi
domostwa.Na ganek wyszedł gospodarz. Spytałem:
- Czy pan Przemyslida?
- Mo e i Przemyslida, a mo e i nie, a o co chodzi? - spytał na tyle cicho, e na
wietrze prawie nie słyszałem.
Facet był dosłownie wielki, mo e czterdziestopi cioletni, łapska jak patelnie, a
mimo to jaki podkurczony. Gdy si przedstawiłem jako Jan Krowalski, zaprosił
mnie do
rodka. Zauwa yłem,
e utykał. Przez wyszorowan
sie , w której
188
zauwa yłem kilka starych, by mo e cennych rupieci, weszli my do salonu. W
rodku było ciepło. Salon urz dzony był jak u ksi dza, albo mo e jak w
przedwojennym dworze. A nawet lepiej, bo zamiast pieców były normalne, takie jak
w blokach kaloryfery. Usiedli my w wy ciełanych wyciskanym w ró ne wzorki,
cho troch ju zu ytym pluszem fotelach, przy okr głym stoliku z blatem z blachy
miedzianej z wystukanymi młoteczkiem jakim wschodnimi wzorami. W kredensach
były srebrne i kryształowe naczynia, na cianach obrazy w pi knych ramach - sami
szlachcice polscy, albo baronowie w perukach, albo gołe baby, troch
jak na
potrzeby mojego pensjonatu zbyt tłuste - o kalibrze cierw z mojej kuchni.
Mój gospodarz był mocno wystraszony. Wida było, e wr cz panicznie si mnie
boi, wreszcie prawie szeptem rzucił:
- Młody człowiek jest od mokrej roboty - takiemu młodemu człowiekowi nie
powierzano by nic powa niejszego. A młody człowiek swoje zrobi, potem si go
kropnie i wpu ci do stawu rybom - jak nikt nie zd y znale , to ryby zjedz ...
Chwil pomilczał, ja tym bardziej milczałem, bo w ogóle nie wiedziałem, co
powiedzie , a wreszcie kontynuował:
- Baby i palacza nie warto rusza . Palacz jest durny, dawny akowiec, troch
posiedział i zdurniał. Całkiem nie jest dla was niebezpieczny. Sługa te jest niczemu
niewinna. Nic nie wie - zwykła wiejska kobieta - niech sobie jeszcze po yje. Kto tu
i tak po mnie musi mieszka . Domu szkoda... A parobek od ryb jest wasz... Durny
Białorus, ale wasz. No bo ju nie nasz...
Cos zacz łem załapywa . Tak na prób rzuciłem...
- Panie Przemyslida. Pan jest ci gle nasz. Mi kazano bardzo ogl dnie i uprzejmie z
panem post powa . Powiedziano mi - du o lat b dziecie razem ze sob pracowa ,
wi c wa ne jest, eby cie sobie ufali...
Troch blagowałem, bo a tak mi nie powiedziano, ale co było robi ?
- Panie Przemyslida - ja nie wiem, co było dawniej, ale zapewniam pana, e ja nie
jestem od takich rzeczy. Mi dali po raz pierwszy bro do r ki, ebym si nie bał
wozi to, co pan mi ma powierzy . Gdy tylko sprzedam, przywioz panu pieni dze i
189
wezm now partie. Tak mi powiedziano - pan mówi o rzeczach, których nie znam.
Nikt mi nie mówił, e pan jest nie rozparcelowanym szlachcicem - nawet nie
wiedziałem, e tacy jeszcze s . Prosz mi wierzy . Z t broni jest tak, e mam tylko
taki blankiet z numerem dowodu osobistego - blankiet tymczasowy. Nie mówi , e
nie umiem strzela . U nas w miasteczku ka dy gnojek umie strzela , bo z
kielecczyzny, jak jest po ar wsi, to cała wie si pali, bo dom przy domu - same
strzechy - chłopi krzycz wtedy: - "o - do Pawlaka dochodzi, najpierw pier...
przepraszam: waln
pancerfausty, a potem trzaska
b dzie ta ma z ruskiego
cekaemu, tego za pół ba ki brachy"... To ja si boj , ale nie pana przecie , tylko
jakich zbójców na drodze...
- Przecie wszystko mi zabrali cie...
- Ja nic nie wiem. Kazali od pana wzi
sztabki, bez pokwitowania, odda do
sprzeda y i rozliczy si .
Uznałem, e nie warto obja nia , e to wła nie ja mam sprzeda .
- Je li co nie tak, to w porz dku - ja pojad do siebie, zamelduj , tylko si martwi ,
bo skoro mam wzi
bez pokwitowania, to jak dowiod , e pan mi nie dał?
- A ja - jak dowiod , e dałem? - odpowiedział pytaniem...
- Ja nie wiem... My lałem, e to jest ustalone... Taka słu ba, trzeba po prostu
zaufa ...
- No a młody człowieku - powiedzmy - ja tobie zaufam - bo istotnie - zgadza si
wszystko. Ty jeste durny, masz ode mnie odebra ostatnie czekoladki, ja je oddam,
ty oddasz, a potem mi dadz w łeb i dziesi
czekoladek kto ma w gar ci. My lisz,
e ty po yjesz długo?
Prostota tej argumentacji zaniepokoiła mnie. Nawet niechc cy pod nosem
zmi dliłem:
- Loda mi si zachciało...
- Lodów nie mam - ale obiad zaraz sługa poda...
Facet wstał i wyszedł. Wrócił po chwili, podszedł do jednego z dwóch kredensów i
wyci gn ł tak zw aj c si od dołu ku górze, kryształow karafk z rubinowym
190
płynem, dwa kieliszki i to wszystko na srebrnej, lub posrebrzanej tacy. Moje
przypuszczenie, e jest to szlachcic potwierdziło si . I na tacy i na karafce i na
kieliszkach były herby - cho ka dy inny. Nalał. Zanim wypili my, weszła baba,
nieodmiennie wystraszona i wida było, e nadal gotowa rzuci si do ucieczki, z
inn srebrn , wi ksza tac , na której był porcelanowy dzbanek z herbat , taki a
przezroczysty. Wida
było poziom herbaty. Fili anki i porcelanowa cukiernica
pasowały do kompletu. Na takim samym spodku były urawiny ze liczn ły eczk z
kolejnym herbem na r czce. Ły eczki przy herbacie - srebrne - miały za to
monogram, ale tak pozawijany, ze nie potrafiłem go odczyta .
Ja si bałem, bo przecie to co mówił ten Przemyslida, mogło nie le nastraszy , a
zarazem byłem speszony, bo przecie jeszcze w yciu mi si
nie zdarzył taki
zaszczyt, ebym pił herbat cho by z proboszczem, a co tu mówi o prawdziwym
panu. Taki pan, który herbat pija ze sreber i w porcelanie tak cienkiej, e krzykn
starczy, by p kła! To był taki wiat, o którym mo e i słyszałem, e on kiedy był, ale
e nadal jest? Przecie mamy czasy sprawiedliwo ci społecznej. Z lud mi, którzy
wszystko mog , pijałem z musztardówek i to było w porz dku. Ministrowie u mnie
pili koniak jaki si chce najlepszy na wiecie, nawet remy - martin, z kieliszków w
kształcie gruszek, takich miesznych, pewnie nawet eksportowych - znaczy - na
Zachodzie te z takich mog pi . A tu prosz - wzór na kieliszkach do domowej
nalewki, jak paj czyna, tak delikatny i g sty. Szlifierz musiał to szlifowa mo e
nawet tydzie ? Jeden mały kieliszeczek musiał szlifowa i szlifowa , a jeszcze ile
przy okazji zmarnował, bo mu si , na przykład - r ka omskła? Dło mi a zadr ała,
bo absurdalnie pomy lałem, jaka tandeta mnie otacza i jaki inny, lepszy, ba...
mityczny wiat zobaczyłem mo e jedyny raz? No bo je li domysły tego Przemyslidy
s prawdziwe? Czy ja nie wiem, ile warte jest dziesi
czekoladek - dziesi
kilo
złota? Czy ja jestem idiota i nie rozumiem, e Franek yje i ze Stasia i z Zygmunta,
e W troba swe dochody czerpie ze sprzeda y melasy przez bezpartyjnego kumpla z
wojny z bandami upa w Bieszczadach? Ile to roboty da mi w łeb? Dobrze, e nie
191
chwaliłem si , e potrafi wali z broni. Ale warto by było przestrzela tego nagana z
wymiennym b bnem. Ogl dałem grawerunek na nim, do
nieudolnie spiłowany:
- "porucznikowi Sta... za Brzozówk ".
Reszta imienia i nazwisko - raczej krótkie, spiłowane było rzetelnie.
Baba nalewaj c herbat oznajmiła:
- Za dziesi
minut b d schabowe z kapust i sałatka z kapusty ze mietan . Zupa
si przypaliła, no... nie b dzie zupy. Mo e by ?
Ze zdziwieniem zauwa yłem,
e ona nie pytała gospodarza, lecz mnie, st d
zbaraniały jedynie skin łem głow . Gdy poszła, spontanicznie spytałem:
- Oczywi cie pa skie obawy co do resortu z pewno ci s nieprawdziwe. Ale
zbójców nie brak. Ja bym te moj pukawk przestrzelał - mam trzy b bny - z
ka dego losowo jedn kul ... To chyba jest rozs dne?
Po chwili dodałem:
- Nagan nie filozofia, w jednej wiosce, gdzie ruskie jak robactwo le li na cekaemy, to
wi cej tego
elastwa le y jak grzybów... Przy orce wychodz , bo ostrzał był
artyleryjski - ruskie same armatami swoich pop dzały...
- Po co o nich tak mówi ? Wielki naród rosyjski wszystko po wi cał, aby nas
wyzwoli
od faszystowskiego gada... Po co takie rzeczy mówi ? No dobrze.
Najpierw obiad, potem jeszcze kawa i koniak, no i na pragułku... Niech i tak b dzie...
Mogło by wcze niej... na niegu... na golasa... za zon ... a to nie to samo... Cygaro
wezm , zapal ... ba... po pa sku... Młody człowieku, mam makarowa, mógłbym ci
waln , ale po co... A mój makarow dobry, nie zacina si ...
Mimo wzajemnego zdenerwowania, wszystko zjedli my z apetytem. Potem
rzeczywi cie była kawa, w takich pozłacanych od wewn trz, te porcelanowych
fili ankach i na talerzykach z tego samego serwisu keks - ale jaki? Koniak był, jak
koniak - mydliny - marki nie znam, bo z karafki, ale chyba te nie najgorszy,
podobno prawdziwy. Pan Przemyslida zapalił cygaro i gestem r ki wła nie wielkiego
pana zaproponował powstanie. Na chwil jeszcze poszedł do gospodyni, ale wrócił,
miał na sobie szyty pewnie na miar , olbrzymi na olbrzymim cielsku, płaszcz z
192
wełny. On musiał by chyba starszy, skoro - jak si domy liłem - podczas wojny był
w zeteserer. Wsiedli my do bryki. Chciałem przesun
była taka luksusowa mo liwo
krzesło, bo w moim wozie
i mimo wszystko chciałem si pochwali . On jednak
machn ł r k . Siedział skurczony i okazywał mi drog . Poza tym jechali my w
milczeniu. Po chwili byli my obok grobli mi dzy stawami. Tych stawów było kilka,
całkiem sporych. Z daleka przygl dał si nam czarny punkcik człowieka. Wychodz c
z wozu Przemyslida skomentował:
- Same bł dy: wóz rzucaj cy si w oczy, niepotrzebny wiadek, którego trzeba
b dzie gania , a on nie le zna teren, a i dubeltówke na kłusowników ma w budzie...
Odchodz ostatni fachowcy...
Tak gderaj c ruszył ku k pie krzewów mi dzy stawami - w takim zgrubieniu
grobli. Szarówka, lekka m awka - parszywa ci gle pogoda... Nad sama wod wbity
był, bo chyba nie poło ony, spory pniak. Wskazałem na niego. Z półobrotu
wyszarpn łem z rozpi tej uprzednio szelki - Przemyslida to chyba widział - nagana i
jak na kowbojskich filmach wypaliłem. Spudłowałem, ale nieznacznie. Obróciłem
si ku niemu, tak z zadowoleniem, bo wcale nie był to najgorszy strzał, mo e z
dwunastu metrów. On jednak stał z pistoletem w r ku wycelowanym we mnie. To
pewnie był ten jego makarow. Szału dostałem, bo o mało mnie nie zabił, a po
wyrazie twarzy widziałem, e gotów był strzela , a zarazem strzela wcale nie chciał.
Strasznie si bał. Po chwili po prostu upu cił swoja bro na ziemi . R k trzymał jak
trzymał, a jednak bro upadła, a on zastygłszy w ge cie ciała, zarazem si skurczył,
zrobił si cholera mniejszy.
- Czy pan kurwa zdurniał. Ja sam si boj ... Chc bro przestrzela ... Bierz pan
mojego gnata, tu jest drugi b benek, zmie pan go i wal. Przecie mogłe mnie pan
kurwa ubi . A tego by wam nie darowano...
Wcale nie byłem taki pewien, czy by mu nie darowano. Jak nie planuj obu nas
sprz tn , to przecie on jest nie mniej cenny, ni mój pensjonat. I dopiero teraz
pomy lałem, e dla resortu mój pensjonat jest cenny, ja dobrze nim kieruje, wi c nie
stukn ani mnie, ani jego. No ale tego Przemyslidzie tak dokładnie nie mogłem
193
powiedzie . Niemniej, machn łem r k i mo liwie przekonuj c intonacj głosu,
wyra nie ju wyluzowany, co jest paradoksalne, skoro o mało istotnie nie wpadłem
do ryb z dziur w głowie, zacz łem mu tłumaczy :
- Panie - nie popadajmy w histeri . Ja przemy lałem - ja nie jestem niezast piony, ale
jestem trudny do zast pienia w innych sprawach i nikt mnie nie b dzie zabijał. W
takim razie i pana nie b dzie zabijał. Mi kazano rzetelnie si z panem rozlicza . Ja na
tym nie mam mie straty, cho to jest dla mnie nowy interes i jeszcze nie wiem, jak
pójdzie. Ceny pan ma mi zaproponowa , abym z obrotu miał siedemna cie procent,
bo tak mam si rozlicza . I nie chc , eby mnie pan bez sensu ubił kurwa...
To go przekonało. W ci gu pół godziny ustalili my szczegóły. Jemu wychodziło,
e normalnie powinno si toczy , je li b d miał z tego dwana cie procent, ale to
było dla mnie nie do przyj cia i on powiedział:
- Próbuj młody człowieku... W normalnym wiecie cena nie jest ustalona, tylko cen
jest to, co skłonny jest zapłaci nabywca. Mo e b d trudno ci, ale je li masz
klientów z gor cymi złotówkami, to i za wi cej wezm . To nie jest rynek w
miasteczku i nie jajami z koszyka b dziesz handlowa .
Chyba mi uwierzył. Gdy wracałem, to jednak znów nawiedzały mnie w tpliwo ci.
Nawet na herbat bałem si zatrzyma , bo przecie w schowku miałem dziesi
kilogramowych sztabek złota - ile to byłoby pier cionków?
Wróciłem na wieczór. Szkolenie ju
si
sko czyło. Teraz pili i m czyli po
pokojach panny. Kazali im si za ka dym razem my , bo było ich wi cej ni
dziewczyn - tak ze dwudziestu. Kuchty te zagoniłem do roboty, ale zastrzegłem, e
w takim razie poza zak skami na stole dzi nic wi cej do arcia nie dostan .
Kuchtom obiecałem po sto pi dziesi t złotych od numerka. Dla mnie czysty zysk,
bo przecie ich numerki te si licz jak ka dy inny - za skierowanie. Dziwni s ci
ludzie. Na ulicy na moje kuchty nawet by nie rzucili okiem... To byli sami
prowadz cy studentów i pracowników naukowych - elita słu by - intelektuali ci. I
zreszt nie powiem, kulturalni ludzie, szkła nie tłukli, dziewczynom kazali si my ,
upili si w ko cu, na ogół na umór, ale jednak i tak, nawet rzygaj c, zachowywali
194
pewn elementarna kultur . I wida było, e szkolenie dotyczyło rzeczy wa nych,
zreszt tu i tam słyszało si w tym galimatiasie, e chodziło o wa n koordynacj
działa .
Nagana postanowiłem nie zdawa , a wi c musiałem zabiega o stałe pozwolenie.
Poszło od r ki. Przecie taki maj tek miałem na głowie... Jako drug bro dostałem
mały belgijski pistolecik, te
z szelkami, z czasów wojny, ale niezbyt
dopasowanymi, od czego troch wi kszego. Franek przy okazji rzucił, tak od
niechcenia, e przejmuje w sprawie czekolady, a jeszcze lepiej mówi - lodów kontakty ze mn bezpo rednio i Zygmuntowi, jak i komukolwiek innemu chuj do
tego.
Zastanawiałem si , jak - mo liwie taktownie - powiedzie mu o tym, e w takim
razie dwa procenty wcale si Zygmuntowi nie nale . W najgorszym wypadku gotów
byłem nie spiera si , tylko zwróci si o arbitra do wy szego przeło onego, czyli
do Franka.
********************** **********
1 lutego 1968 telewizja i radio lakonicznie podało, e w teatrze narodowym w
Warszawie odbył si ostatni spektakl inscenizacji Kazimierza Dejmka "Dziadów"
Adama Mickiewicza, które były wykorzystywane przez elementy antysocjalistyczne
do wło enia koła w szprychy przyja ni polsko - radzieckiej. Jaki Dajczgewand
Józef - charakterystyczne, e imi miał po Stalinie, Kretkowski Sławomir - te lepsze
nazwisko i Seweryn Andrzej, Seweryn to nazwisko, a Andrzej to imi , mieli
składaj c pod pomnikiem Adama Mickiewicza kwiaty wykona
cios w serce
przyja ni polsko - radzieckiej. Wszystkiemu temu winni byli Kuro
Jacek i
Modzelewski Karol, w mniejszym stopniu Michnik Adam i Szlajfer Henryk, a
patronowali temu: Bauman Zygmunt, Brus Włodzimierz, a tak e Kołakowski
Leszek.
195
No to ju
mieli my awantur
i ja dom lałem si ,
e nie bez zwi zku ze
szkoleniami, bo jeszcze kilka było, w moim pensjonacie. Sta
miał si tylko, a
raczej cieszył, e tak dobrze wyszło, bo to s same ydy i to ze starej ekipy z
bezpieki i teraz, to w resorcie nieodwołalnie wszystko b dzie nasze. Dopytywałem o
szczegóły, nawet ubrówk piłem - kto mnie nauczył nowego sposobu - trzeba
miesza schłodzon
ubrówk z zimnym sokiem jabłkowym z Tymbarka - da si pi
lepiej, ni te inne wi stwa. Brrr - wódki po prostu nie lubi , piwo nie da si pi , bo
gorzkie, a koniak jest jak mydliny.
No i na to mi Sta dokumentnie: e Brus i Bauman byli oficerami politycznymi pod
Lenino, Modzelewski to przybrany syn
ydowskiego ministra spraw zagranicznych
za Bieruta, Kuro nie jest yd, ale ze Lwowa i w ogóle. Tylko ten Kretkowski to
jaka rodzina socjalistyczna jeszcze z czasów, gdy Piłsudski był w PPS - ja musz
ci gle pami ta , e Piłsudski pisze si przez ds., a nie przez dz, bo cho nigdy nie
b d musiał tego wykl tego nazwiska pisa , to jednak pami ta takie rzeczy wypada,
a sam Piłsudski to wiadomo - niby krewny Dzier y skiego, ale na Litwie to oni
cz sto mieli tak jak Mickiewicz, który te był yd i u niego te były tylko ydy i
wrogowie Polski. Nic z tego nie rozumiałem, bo w telewizji przecie mówili, e
Mickiewicz nadal b dzie w lekturach szkolnych i jest wa ny, a przecie , gdyby był
ydem, to przecie to byłoby niemo liwe. Uznałem, e w tym pijanym łbie wszystko
si kiełbasiło, ale zarazem, e co tam pi te przez dziesi te musi by prawd , bo
przecie przedtem słyszałem, e ojciec Michnika ma na imi Ozjasz i tłumaczył
Marksa. Zarazem ciekawe - czy bez pozwolenia Moskwy nasi zaka
Marksa? Czy skoro Marks nie był
w takim razie
ydem, bo przecie był koleg Lenina, tylko
starszym i z Niemiec, ale yj cym w Anglii, bo w Rosji wtedy był jeszcze carat, to
czy trzeba w Polsce Marksa zakaza ?
Takie mi si my li snuły po głowie, ale uznałem, e nic mi do tego, bo mój
pensjonat nie yje z Marksa. Gomółka i Cyrankiewicz ze Spychalskim wisz tylko w
moim gabinecie, sam Gomółka wisi u ksi gowej, a pan Mieczysław z osobist
dedykacj zdobi pokój Stasia i barmanki. Aha - u jednego milicjanta jeszcze wisi
196
Gomółka, a u drugiego - tak mi doniósł, ale konfidencjonalnie Zygmunt - bo on
wszystkie pokoje sprawdza, tak e mój, lecz nie ma klucza do sejfu, e drugi milicjant
ma w walizce na dnie owini ty szmatk gipsowy tors towarzysza Stalina. Zytgmunt
mówił, e to nie jest takie głupie, bo u nas mo e si zdawa , e stalinizmu ju nie
ma, ale nikt nie wie, kiedy ruskie znów ochujej . Był to rzadki przypadek, kiedy
Zygmunt był na ba ce i mówił w ten sposób:
- I znów przywróc kult Stalina.
A wtedy ten nasz milicjant, je li dobrze rozegra spraw , mo e nawet zosta
komendantem powiatowym. W ka dym razie Zygmunt trzymał swoje dzieła zebrane
Stalina w piwnicy, ale dobrze zabezpieczone i te w razie czego ma si czym
pochwali .
Wszystko to było zbyt dla mnie skomplikowane. Dla mnie wszystko jedno, konkret
si liczy. Rozmawiałem o tym z ojcem, a ostatnio mieli my cz sto ze sob do
czynienia. Ojciec co tydzie przywoził ładunek mi sa, w dlin i serów ementaler i
oscypków wytwarzanych w spółdzielni w Zakopanem, nadto papieru toaletowego,
szprotek, radzieckiej saury, wody kolo skiej "prastara"... Od tego czasu cz sto jej
u ywałem, cho szczypało. Zaczynałem si dopiero goli , tak co trzy dni. Do tego
dochodziły w gorze i szynki od tego dawnego niemieckiego, cho on sam o sobie
mówi, e jest Mazurem - ale wiadomo - jest Niemcem - w dzarza. Wszystko to
opychali my naszym go ciom z dubeltowa cen i z tego to był niezły grosz. Rzadko
co nam si psuło, to wtedy schodzili my do ceny detalicznej, czyli sklepowej. Przed
wi tami tata Lublinem przywiózł dwie cie skrzynek pomara cz i cytryn - przydział
z dwóch powiatów. Wszystko poszło. Klienci swoich kierowców przysyłali i płacili
za cytryny po siedemdziesi t, a w sklepie przecie kosztuj trzydzie ci, za za
pomara cze osiemdziesi t pi
złotych za kilogram, cho
sklepowa cena to
czterdzie ci. Same skrzynki sprzedawałem klientom po dwadzie cia złotych i brali z
pocałowaniem r ki, a przecie skrzynki były za darmo. O te rozliczenie si ze
skrzynkami ojciec si upominał i upominał, ale w ko cu tak mu wygarn łem, e si
odczepił.
197
No wi c z ojcem o tym rozmawiałem i ojciec powiedział, e najwa niejsze, to
nie wychyla si . Ka
ci chwali Stalina, to chwal, a gani , to ga , ale wszystko w
miar , w drugim szeregu, nie rzucaj c si
w oczy. Rób co wszyscy, to masz
najwi ksze szanse. Karz ci gada , e ydki s złe, to mów, ale ostro nie i mało,
najlepiej półg bkiem, bo sk d masz wiedzie , kto wypłynie w przyszło ci? A
najlepiej dyskretnie jeszcze jakiemu w czym niegro nym pomó , to w przyszło ci
mo e ci si przyda . To co mówił tata uznałem za rozs dne, wi c w rewan u
nauczyłem go sposobu z ubrówk i z sokiem jabłkowym. On najpierw wydziwiał,
e wódki w zasadzie nie lubi cz sto pi i to jest prawda - jak ma melodi jak wtedy,
nad rzek , albo jak wyszedł z mamra, to pije nawet ciepł , a tak to nie bardzo. No
wi c wydziwiał, ale potem orzekł, e poka e mamie i je li jej b dzie smakowa , to
mo e by , ale go ciom w domu to nie zaryzykuje, eby proponowa . Tak z mam ,
je li powie, e dobre, to tak, ale z go mi, to nie... Nawet z tymi z rodziny...
Gdy 5 lutego cała ferajna przyjechała - teraz ze trzydzie ci chłopa - wi towa
sukces, bo wszystko si udało i pocz tek, pod tym pomnikiem Mickiewicza jest
zrobiony, to ja swoje wiedziałem. Oni mi tu rozrabiali. Nikt nie był w stanie
zapanowa nad dziewczynami. Gotowi chyba byli nawet star z kuchni rypa , byleby
było co, w ka dym razie ksi gowa schowała si przed nimi w swoim pokoju, a i tak
ja wyci gn li i obracali. Z prywatnej cukierni zamówione torty sami sobie nakładali
kremem do dołu na głow , no po prostu sodoma i gomora. I nawet nie pomy l , e
mo e ruskie powiedz w pewnym momencie - niet...
Jeden po pijaku opowiedział mi, e oni wi tuj , ale nie wszystko poszło po
my li pana Mieczysława. Bo pocz tkowo, to gdy zdecydowano zdejmowa „Dziady”
Mickiewicza z afisza – tak si mówi – to miała by demonstracja patriotycznych
studentów. Pan Mieczysław miał do nich podjecha pod pomnik Mickiewicza, uj
si za nimi i znów kaza wystawia sztuk w teatrze. Podobno Ruscy na to szli i
nawet przysłali swojego ambasadora na przedstawienie, eby pokaza , e oni nie s
przeciwko Mickiewiczowi i nie popieraj nadgorliwców. Ale podobno w spraw
wdali si
ydzi i jacy komandosi, wła nie ci Dajczgewandzi i panu Mieczysławowi
198
naprawd
nie pozostało nic innego, jak tylko zakaza
przedstawie , jako
syjonistycznych i nacjonalistycznych.
Wszystko to podobno było jednak bez znaczenia, bo było oboj tne, czy ydów
wywala
si
b dzie z posad za to,
Mickiewiczem na czele, czy za to,
e chcieli zwalcza
e chcieli j
literatur
wykorzysta
narodow
z
w interesach
mi dzynarodowego syjonizmu i zachodnioniemieckiego rewan yzmu.
Rano wsiedli w autokar i pojechali, a ja miałem taki burdel w pensjonacie, e
nawet w jadalni jaka idiota ponaklejała na elatyn , któr zalano półmisek, plastry
schabu, pod szlaczek, chyba z dwadzie cia plasterków, a pod sufitem. Prawie aden
si
nie odkleił. A przecie
ten schab, specjalnie najpierw marynowany,
przyprawiany, to nie byle gówno, które ich mał onki prosto wyci gni te przez
ojczyzn ludowa z obory, potrafi upichci ... No ale e za nic nie płacili - dubeltowo
poszły skierowania wczasowe, a dostali jakie premie, to dokładnie wyczy cili
wła nie przywiezione przez tat zapasy. Wszystko poszło bez targowania i nawet,
mi dzy nami mówi c, bez wagi. Tak na oko, z moj korzy ci . Wszyscy tak chcieli,
byle by szybciej przeszło, bo oni mieli strasznego kaca. Tak stoj c w kolejce po
mi so w kuchni, warz chwiami wypili zimny rosół z kotła. Cały kocioł, bo jak wzi li
kucharki w obroty, to poprzedniego dnia nie miał im kto tego poda . No, zwyczajna
stonka, a nie ludzie...
Ale ja oczywi cie byłem usłu ny, dla ka dego miałem dobre słowo, o nic si
nie gniewałem. Co sobie sam my lałem, to moje.
Ten schab to kazałem odklei , sam te pomagałem. Umyło si go, zalało now
elatyn i go cie zjedli. Cała załoga wiedziała, o co chodzi, a przecie nikt nie
sypn ł. Trzeba przyzna , e stanowimy coraz lepiej zgrany kolektyw...
Dopiero na pocz tku lutego sprzedałem pierwsze czekoladki. Przebicie miałem
du e. Cztery wzi li, po jednej, rzemie lnicy. Bali si , e to tombak. Tych przysłał
minister i tak gro nie patrzył, e bez szemrania wyci gali pieni dze. Reszt hurtem
zgarn ł dyrektor sprzeda y fabryki włóczki wełnianej z Łodzi i on w ogóle si nie
targował. On był na hasło od Franka. Umówili my si na nast pn dostaw , a termin
199
miałem poda
wła nie przez Franka.
Za jednym zamachem zarobiłem wi cej
pieni dzy, ni w całym 67 roku. Chryste Panie... Przecie to był taki bogaty rok...
Siedziałem wła nie w salonie u Przemyslidy. Facet zamontował u siebie
telewizor. Nie był to byle jaki aparat, lecz produkt holenderski – Philipsa. Od razu
było wida ,
e ma wi kszy kineskop i nowoczesn , z jakiego wschodniego,
czerwonego nieomal drewna obudow . Nie chciał monterów wpuszcza
mieszkania, wi c najpierw musiał sam dokładnie pozna
do
zasady zamontowania
anteny na dachu tak, by nie ci gała piorunów. Przyznał, e piorunów troch si
obawia. Obraz był tak samo blady jak u nas, ale to dlatego, e te mieszka daleko od
nadajnika. Po obiedzie siedzieli my w fotelach. Przemyslida palił wielkie cygaro,
hawa skie, od towarzyszy radzieckich - jak to z naciskiem podkre lił i omawiali my
interesy. Imponował mi jego dom. Przemyslida narzekał, e nie mo e zadba o ziele
przed domem, bo gdyby mógł, to odrestaurowałby park i zaprowadził porz dne
klomby. Nawet trzech ogrodników by zatrudnił w sezonie, a jednego na stałe, ale
wtedy to by dopiero rzucałby si w oczy.
Z p katych kryształowych kieliszków pili my koniak i w takich
naczyniach, to nawet koniak, cho to mydliny, smakował mi. Opowiadał o tajnikach
handlu złotem. Tak naprawd szwajcarskie czy brytyjskie sztabki ró ni si mi dzy
sob . S bowiem prawdziwe i one maja prób 99.99, ale s i krajowe wyroby. Złoto
da si rafinowa , nawet on sam to robi. Odlewa z tego sztabki. Jest synem jubilera i
wie, co i jak, od dziecka.
Zdziwiony byłem, bo byłem pewien,
e urodził si
w pałacu. Ale
pomy lałem, e jubiler, to przecie te jest dobrze. Otó je li jest złoto z na przykład
radzieckich pier cionków, a one nie maj
adnej warto ci jubilerskiej - jest to po
prostu złom - to trzeba to przetopi i wyrafinowa do poziomu 98 procent - nie mniej
w ka dym razie, ostemplowa
stemplem, który fachowiec od r ki rozpozna i
200
sprzedawa . Oczywi cie taka sztabka kosztuje troch
zawarto
złota, a i za autentyczno
mniej, bo ma mniejsza
te trzeba płaci . Ale o 98 procent nikt nie ma
prawa si obrazi - nawet je li my lał, e to autentyk, to za niewiedz , tak troch tyci, tyci - te trzeba płaci . Ale jak kto da mniej ni 98, to ju kapota, za to wolno
jest nawet zabi . Bo ka dy wie, e do 98 mo na do
łatwo wyrafinowa i je li jest
mniej, to znaczy, e sprzedawca chce oszuka nabywc .
Tak mi perorował, a w tym czasie Władysław Gomółka w telewizorze
przemawiał w sali kongresowej do aktywu zwi zków zawodowych omawiaj c
niedawne wydarzenia marcowe. Nie zwracali my na to uwagi, cho zauwa yłem, e
mój rozmówca, cho taki raczej oci ały w ruchach, ma podzieln uwag i chyba
nawet do
uwa nie analizuje to, co płyn ło z gło nika. W ka dym razie, gdy były
zakłócenia obrazu, to niespiesznie, lecz gdy d wi ku - to od razu regulował aparat.
Wyra nie było wida , e Philips to jednak łatwiejsza w obsłudze maszyna, ni
aparaty krajowe, czy z naszego obozu socjalistycznego. Cho mo e znaczenie miał i
fakt, e Przemyslida wcale si nie denerwował i swoje manipulacje wykonywał bez
emocji.
Ja tylko - gdy jednak roze mieli my si , gdy o jakim poecie Wiesław
powiedział,
e jest ni pies, ni wydra, co na kształt widra, czyli alfonsem -
zainteresowałem si , bo istotne dla mnie było, czy mam konkurencje, któr Wiesław
wła nie rozgonił, czy nie?
Oczywi cie Przemyslida nie wiedział, dlaczego kwestia mnie interesuje,
ale spokojnie, jak to on, orzekł, e to była przeno nia i je li kto w tym towarzystwie
jest alfonsem, to chyba tylko ten prawicowy odchyleniec. To ostatnie powiedział
jednak cho
troch , mo e niezbyt zauwa alnie - ale jednak emocjonalnie.
Domy liłem si , e chodzi mu o Wiesława, ale bzdury z jakimi odchyleniami
całkiem mnie nie interesowały.
To przemówienie, je li było dla mnie wa ne, to tylko dlatego,
e
znamionowało now balang triumfaln . Nie omyliłem si . Za tydzie przez trzy dni
pensjonat był tylko dla nich. Przedtem ci gn li my dwie nowe dziewczyny, ale one
201
nie miały wprawy i po pierwszym dniu wszystko je bolało. Wtedy za jedn dob
były po dwa skierowania, a teraz za trzy doby te były po dwa skierowania za osob .
Jak wyrachowałem, to nie udało mi si zmie ci w kosztach. Sta chyba te miał
straty, ale Franek, gdy próbowali my si
skar y , tylko palcem nam pogroził.
Zwyci stwo w wojnie ydowskiej było pełne i do lata w kraju nie miało by
adnego
yda. Wszyscy won do Izraela, albo gdzie oczy ponios . Uznałem, e to dobrze, bo
b dziemy mieli czysty rasowo kraj i nie b dzie ju
takich awantur, ale tata
powiedział, e trzech dobrych lekarzy ze szpitala wojewódzkiego ma si zbiera i
mama, coraz bardziej chora na serce, wcale nie jest zadowolona. Ksi dz te jej nie
powiedział, e to dobrze, a jedyne co dobre, to to, e komuni ci mi dzy sob si
r ,
ale czy od tego musi by lepiej?
W ka dym razie mówiło si ,
e pan Mieczysław mo e zast pi
Wiesława, a to na pewno byłoby dobrze. Ale potem coraz bardziej orientowałem si ,
e to wszystko rozchodzi si po ko ciach. Nawet nie udało si ustrzeli Kliszki, a
podobno on jest yd jak st d do Zaleszczyk.
Co za Zaleszczyki, to nie wiem, cho gdzie ju t nazw słyszałem.
Wszyscy te si
szacunkiem,
mieli, e jak zwykle przetrwał Cyrankiewicz, a tak e, z niejakim
e "tak czy owak, Zenon Nowak". Podobno ten to w ogóle jest
wył cznie "człowiek radziecki" i nikt nie potrafi go ruszy .
Zwi zek Radziecki interesował mnie - opowiadał mi o czasach
wojennych w zeteserer Przemyslida, e straszna bieda i gdyby da tam ludziom
wolno , to wszyscy wszystkich od razu by zagry li i tylko trawa w zetesererze by
rosła. Zastanawiałem si , czy to by było dobrze, czy le, ale uznałem, e najpierw
dobrze by było mie
wi cej pieni dzy i złota i w ogóle wszystkiego, ni
ma
Przemyslida, a wtedy, niech nawet sanacja wraca. Ja sobie tak my lałem o tym w
samochodzie i gdy zdałem sobie spraw , jakie głupoty my l , to a waln łem si w
czoło i o mało nie spowodowałem powa nego wypadku drogowego. Na szcz cie nie
waln łem w słupek, za to ubiłem dwie g si. To ju było za wsi i tylko dwie
staruszki szły, wi c ładnie powiedziałem im dzie dobry, jak wypada i dawaj ładuj
202
te g si do baga nika. Mo e le zrobiłem, bo one, ju chyba zdechłe, zapaskudziły mi
baga nik i w samochodzie cuchn ło przez tydzie , ale co mi baby zrobi ? One
wygra ały pi ciami, ale takie małe jakie baby, stare, wi c cho miałem szesna cie
sztabek 98 i trzy pełne, prawdziwe szwajcarskie, to nie obcyndalałem si . Niech
mnie goni milicja. Miałem na stałe legitymacj porucznika SB z moj fotografi i nie
moim nazwiskiem. Na jej widok do rowu by zmiatali ze strachu!
No có ... Młody człowiek to i fantazji nie brakuje... Cho zdawałem
sobie spraw , e tak naprawd , to robi głupstwo i nie ma si czym chwali .
Latem sze dziesi tego ósmego du o gadało si o Czechosłowacji. Ze
zło ci , bo to mogło by gro ne dla kraju, ale i ze miechem. Pami tam - mówiono,
e w Czechosłowacji jest Svoboda i poDupczy mo na... Jednak cały kraj odetchn ł
z ulg , gdy wreszcie nasi tam wjechali. Nawet zwykli ludzie nie ałowali Czechów,
bo oni nigdy nie walcz o swoje. Na takich, powiadaj , w razie czego nie mo na
liczy . Co słyszałem o Zaolziu, ale nic z tego, jak to zwykle, nie wyszło. Władze
mieli my coraz mniej dynamiczn . Podobno gdyby Mietek był pierwszym, to takiej
okazji by nie przepu cił. Przemyslida wprawdzie powiedział mi,
e "głupstwa
pleciesz młody człowieku", ale akurat na tym to on nie musiał si zna . Zaolzie to
Zaolzie - je
nie woła, nawet mo e nakarmi ! Nie postarali si nasi.
Kucharka orzekła, e z jakich powodów te dwie g si nadaj si tylko na
faszerowane i je li te tłumoki kuchenne nie pokalecz przy zdejmowaniu skóry, to
powinny by dobre. Rzeczywi cie, były - palce liza !
Z dwóch g si zrobiła si
jedna, ale wszystko było w porz dku. Dla siebie nic nie r bn ła, zanim nie
pozwoliłem. Po prostu dwie zmielone w elektrycznej maszynce - niedawno
dostali my na ni przydział i jak raz, były w magazynach w Olsztynie - siedziały w
skórze jednej...
************************************************
203
Ja przecie przy najlepszej woli nie byłem w stanie wyda nawet trzeciej
cz ci swojej pensji z dodatkami. A przecie to była pestka w porównaniu ze fors ,
któr zgarniałem z pokrywania rachunkami skierowa na wczasy. No i one i tak si
powi kszały dzi ki sprzeda y go ciom
ywno ci i innych towarów, rzekomo
zu ywanych w pensjonacie. Do tego dochodził niesamowity obrót w dzonymi
w gorzami i szynkami, bo Gerhardowi załatwiłem formalnie nasze szynki z
zakładów mi snych w Bydgoszczy. Stare kanały, mo na rzecz. Antoni latem był
kierownikiem wczasowiska bydgoskich zakładów mi snych nad morzem. Ja
kombinowałem, e mo e ju działaj te jego szklarnie, ale on ich jeszcze nie
uruchomił. Za to tak załatwili my, e na duplikatach skierowa potwierdzanych
przez nas samych stemplem, mo na było stworzy now dostaw , zduplikowan ,
surowych szynek. A szynki były potrzebne, bo ju ojciec Gerharda przed wojna co
tydzie kolej dostarczał do hamburskiego hotelu "Altona" wła nie szynki i w gorze.
Oczywi cie - nawet z własnej wini własnor cznie ubitej chłop nie miał prawa nic
uw dzi . Ba - nie miał prawa jej zabi , to te ci bardziej boj cy si chłopi cz sto
najpierw winiakowi łamali nog i wówczas ka dy weterynarz mógł pod przysi g
przyzna , e chłop musiał interweniowa no em. Ale nawet wtenczas nie mógł
w dzi . Oczywi cie chłopi nie takie tam rzeczy potrafili robi . Potrafili mie do
wysoko
pierwszego pi tra retorty do p dzenia bimbru. W dzarni to miał ka dy.
Franek, gdy usłyszał o tej szynce z hotelu "Altona", to si zapalił. Z
w dzarni Gerharda zrobiło si oddział jakiego pegeeru o sto kilometrów dalej, tak
na lip , ale bumaga była i z tym papierem mo na było uw dzi
nawet
wojewódzkiego prezesa sanepidu. Tak naprawd , to sanepid nawet nie miał prawa
si pojawi . Ju wkrótce Mietek zacz ł je dzi , najpierw raz na dwa tygodnie, a
potem raz na tydzie , z produktami Gerharda do Hamburga. Okazało si - oni tam
pami tali i ch tnie kupowali. Mietek najpierw je dził, razem z ci gle zmieniaj cym
si konwojentem, który nie miał prawa nawet wej
do naszego parku, zupełnie
now Nysk , ale poniewa ten samochód z jakich powodów nie nadawał si na
drogi zachodnioeuropejskie, to resort kupił mu chłodni na mikrobusie volkswagena.
204
My na tym w ogóle nie mieli my straty - to co szło do Niemiec, to nie
była nawet połowa produkcji Wernera, a reszt my brali my. Nawet s siadom nie
wolno mu było sprzeda . Zreszt on był Mazurem i z s siadami blisko nie ył. Oni
byli zza Buga i wcale si do Niemca nie garn li. Dla nich tylko bandyta ukrai ski
mógł by gorszy. Dla kilku rodzin z Wile szczyzny z kolei Litwini, to "strzelcy
ponarscy" - gorzej zwierz t - gorsi byli od Wernera. A w tej wsi Ukrai ców z akcji
Wisła wcale nie brakowało. Ja nawet troch si bałem tam je dzi i zawsze brałem ze
sob nagana, a i dwie rodziny litewskie, uciekaj c przed sowietami, te si przytuliły
i udawały najwi kszych Polaków. Ludzie swoje wiedzieli - to byli szaulisi. Co by to
słowo miało znaczy , to nie wiem, ale pewnie w tamtejszej gwarze nic przyjemnego.
Pyta nie chciałem, bo je li nasi Polacy byli w jakiej organizacji, to te w niezbyt
prawomy lnej, pewnie w AK, albo co takiego.
Lato sze dziesi tego dziewi tego było pi kne. Problem z dochodami
rozwi załem tak,
e dochody z czekolady lokowałem w czekoladkach.
Kolekcjonowałem te najprawdziwsze i tylko z brytyjskiego banku. No bo co to jest
Szwajcaria? Taki kraj, którego nikt nie rabuje, bo sam chowa tam swoje pieni dze,
ale to wszystko mo e by do czasu. Jak ruskie rusz , to przecie
nie uszanuj . Dyskretnie podpytywałem na te okoliczno
adnej neutralno ci
co lepiej zorientowanych
go ci. Wszyscy ł cznie z pułkownikami i generałami stwierdzali bez adnych waha :
- ruskie niczego nie uszanuj , a ju
szwajcarskiej neutralno ci szczególnie. A
przecie taki generał dlatego jest generałem, e ruskie go znaj , ale i on zna ruskich.
Jeden generał milicji powiedział, e to nawet jest interesuj cy, teoretyczny problem
taktyczny, bo ruskie pchaj si do ataku falami - jak jedna fala zginie, to posyłaj
drug i tylko kadry ze sztandarem odsyłaj na zaplecze dla rekonstrukcji formacji.
Ale ju podczas wojny na Przeł czy U ockiej nic im z tego nie wyszło, usypali gór
z osiemdziesi ciu tysi cy trupów, czołgów, samochodów i całego tego elastwa, e
kolejne szturmy były niemo liwe. Dopiero przyszedł ukow, a dla niego nic nie było
niemo liwe, on nawet w Armii Czerwonej wyró niał si temperamentem bojowym.
W rezultacie stracił drugie tyle, ale przeł cz zdobył. Lecz ze zdobywaniem
205
Szwajcarii, gdzie takich przeł czy s wi cej ni dziesi tki, a ka dy Szwajcar ma
pancerfausta w mieszkaniu, to zwyczajnie mo e zabrakn
rekrutów. Bo to jest
przes d - kontynuował generał - e ruskich jest niesko czona ilo . Wystarczy wzi
rocznik statystyczny i nawet uwzgl dniaj c pewien naturalny chaos statystyczny, w
przybli eniu do dziesi ciu milionów wyjdzie nam rzeczywista liczba ludno ci. I to
jest liczba sko czona. Nie da si na ka d przeł cz szwajcarska po wi ca cho by
tylko i stu tysi cy, bo przecie kto musi podbija reszt Europy.
- Szwajcaria, to b dzie kopernika ski przewrót w taktyce radzieckiej orzekł podnosz c tłusty palec ku górze i oblizuj c si na widok zbli aj cej si mojej
panienki.
Odchodz c rzucił jeszcze:
- Potem b dzie Afryka i nowa taktyka b dzie bardzo potrzebna. Na Afryk
szkoda a tylu ludzi... Cho czy oni to zrozumiej ? - I poszedł z dziewczyn , ze
zniech ceniem machaj c r k ...
Mnie to w ogóle nie obchodziło, czy b dzie przewrót, czy nie, ale
czekoladki postanowiłem zbiera tylko firmowe Bank of England. Bo niby złoto to
złoto i zawsze ma warto , lecz Anglia to wyspa i tak jest lepiej.
Za to pozostałe pieni dze za rad Przemyslidy postanowiłem lokowa w
dolarach, ale prawdziwych, nie w bonach, bo to szajs, w winkach, czyli w złotych
rublach carskich i w złotych dziesi ciodolarówkach zwanych cymesami. Ja ch tnie
bym zbierał takie pi kne rzeczy, jak on, ale nie znałem si na tym, a co gorsza, nie
miałem ich gdzie trzyma . Przemyslida po prostu nikogo poza słu b i najbardziej
zaufanymi przyjaciółmi, takimi, jak - nie chwal c si - ja , do domu nie wpuszczał.
Ja tych warunków nie miałem.
Co dziwnego działo si z Zygmuntem. Oczywi cie domy lałem si , e
nie przeszedł do handlu zagranicznego i za tymi jego kursami do Hamburga co musi
si kry . Ale co, tego nie wiedziałem. Pocz tkowo przywoził sporo towaru na handel
- jakie po czochy, zreszt nawet sam nie wiem co. On mi tylko mówił, co mo e mi
cennego z Niemiec przywie , czego u nas w kraju nie ma i pytał, czy ja chc ? W ten
206
sposób stałem si wła cicielem małego dyktafonu japo skiego. Szpula starczała na
jakie trzydzie ci minut. Rozmiar - pi tna cie centymetrów na dziesi
i z pi
wysoko ci. Same tranzystora i ani jednej lampy. Takiego sprz tu prawie nie ma
nawet na rakowieckiej. Pu cił do mnie oko:
- Ka d rozmow nagrasz. W s dzie to u nas w kraju nie jest aden dowód,
ale nie oto przecie chodzi. Mikrofonik na kablu zaczepiasz pod stołem i ka d
rozmow nagrywasz.
No to zamówiłem. Do nagrywania muzyki nie bardzo si nadaje, ale głos
nagrywa super.
Druga rzecz, to radio tranzystorowe. Te japo skie, małe, w czarnym
etui, podobno rzadki przypadek, bo z falami krótkimi, w sam raz na woln Europ i
BBC, a tam podobno w radioodbiornikach fale krótkie to rzadko . Potem jako
nagrod rzeczow za słu b pan Mieczysław ofiarował mi radzieck Spidol - du o
wi ksz , z teleskopow anten , z czterema krótkimi zakresami, dla wrogich rozgło ni
po prostu ideał.
Potem Zygmunt przywiózł mi szelki do belgijskiego pistoleciku.
Strasznie drogie, ale ja głupi my lałem, e to b dzie tanie i nawet nie pytałem o cen ,
tylko zamówiłem. Zygmunt mówił, e na Zachodzie, na zakup broni, w takim
normalnym sklepie, do którego ka dy mo e tam sobie wej , potrzebne jest
pozwolenie, ale oni na Zachodzie s tacy naiwni, e gdy si kupuje szelki, to nawet
legitymowa si nie trzeba. Co za burdel na tym Zachodzie? Przecie wiadomo, e
jak kto chce szelki, to znaczy e ma, lub b dzie miał bro , a wi c cho by dla zasady
trzeba go skontrolowa , przepyta co i jak, bo bro to nie maszyna do szycia.
Wreszcie przywiózł mi albumy do fotografii. Rzeczywi cie liczne. Raz
tylko widziałem równie ładne, bo przedwojenne. Od razu trzy, cho zdaje si , e
zamawiałem jeden, bo po co mi wi cej? Ale nie spierałem si . Dwa pozostałe b d
jak znalazł na luksusowe podarki. Jeden dla rodziców, a drugi dla kogo
kierownictwa, gdy b dzie okazja.
z
207
No i na koniec telewizor Philipsa. Ja chciałem dokładnie taki sam, jak
Przemyslidy. W ko cu to ju kosztowało straszne pieni dze i chciałem dokładnie to,
co zamówiłem. Ale dostałem model równie dwudziestojednocałowy w kineskopie,
czyli olbrzymi, lecz z inn , plastikow obudow . Po namy le jednak uznałem, e
plastik mo e nawet jest bardziej nowoczesny?
Najwi cej zamawiały u Zygmunta dziewczyny. Przywoził dla nich
fatałaszki. Dla mnie zreszt te . To nie były drogie rzeczy. Z przebiciem, bo on
zawsze, rzecz jasna, przebijał cen zakupu. To było nawet taniej, ni w naszych
sklepach, a o ile lepsze. Te rzeczy były u ywane, ale bogacze niemieccy chyba ze
rzecz nosili na sobie i oddawali na szmaty i z mojego punktu
trzy razy jak
widzenia to były rzeczy nowe. Dowiedziałem si , e z tego yj nasze ciuchy na
Pradze. Tak wi c miałem dwie marynarki, trzy pary wełnianych spodni i jedne z
białego, a wła ciwie z popielatego płótna letnie, cztery luksusowe koszule pod
marynark , płaszcz prochowiec z podpink , podobno taki, jak ma D ems Bond... Nie
wiem, kto to taki, ale to nazwisko cz sto padało z ust niektórych ludzi z resortu i to
mówili o nim z uznaniem. Mo e to jaki nasz, albo radziecki kret w ich słu bach?
Je li to Polak, to ch tnie bym go poznał, ale jeszcze go u mnie nie było. Jak tak
dobrze ubrany, to pewnie przed dziewczynami nie mo e si op dzi ...
Zygmunt wracał przez enerde i stamt d przywiózł mi dwana cie par
skarpetek i sze
gatunku, ni
kompletów bielizny bawełnianej. Wszystko to w nie lepszym
u nas, ale zagraniczne, to kupił od razu wi cej i przy okazji
dowiedziałem si , e stanowczo nie nale y bielizny i skarpetek nosi dłu ej ni trzy
dni. Pocz tkowo, gdy przej łem pensjonat, to nawet tak robiłem, bo pranie i tak mnie
nie kosztowało, ale potem uznałem, e
za bardzo materiał si niszczy i znów
nosiłem wszystko po tydzie . Teraz jednak postanowiłem ju do ko ca ycia by
kulturalny i zmienia całe to barachło nie rzadziej ni raz na tydzie . Zygmunt
przywoził Stasiowi ze strefy wolnocłowej takie trunki, których nie było w baltonie i
w sklepach pekao. W strefach wolnocłowych ceny były troch wy sze, ale wybór
wi kszy, wi c Sta nabijał na te rzeczy zaporowe ceny, tak e mało kto to zamawiał,
208
a za to miał teraz w barku z sze dziesi t ró nych flaszek. To robiło wra enie.
Gdyby towarzysz Wiesław ni st d ni zow d zrobił na nas nalot, to jak twierdził pan
Mieczysław - umarł by od razu na palpitacj i wiele rzeczy by si wyprostowało.
Tego ostatniegop wcale nie powiedział, ale to si samo przez si rozumiało. No ale
towarzysz Wiesław roztropnie wcale nas nie nawiedzał.
Zygmunt maj c jakie
sprawy w Niemczech, zainteresowanie dla
krajowych spraw utracił. Zreszt chyba musiał jako zmieni departament, cho o
tym si nie słyszało. Zreszt nadal, oficjalnie, to on był moim prowadz cym.
W ka dym razie wida było, cho si z tym nie obnosił, e ma jakie
straszne pieni dze. To troch przewróciło mu w głowie, bo miał ju trzecie dziecko
ze swoj
on - a jak porachowałem, to tylko raz na tydzie na jedn noc wpadał do
domu. Gdy był w kraju, to siedział u nas, a połow tygodnia sp dzał w podró y.
Coraz dłu ej te posiadywał u nas minister od rzemiosła. Jeden generał
milicji w Krakowa to nawet zauwa ył, e je li minister siedzi wył cznie w burdelu,
to my nigdy nie zlikwidujemy prywatnego rzemiosła i z tego wszystkiego ruskie
nam kiedy jaja za to urw .
Ministra spotkało wielkie nieszcz cie. Podczas wydarze marcowych
jego syn wygłupiał si
i demonstrował na uniwersytecie. Poniewa
studiował
matematyk , a tego wydziału nie rozwi zali, to minister jako tak załatwił, e syna
ani nie wyrzucili ze studiów, ani nawet sprawy mu nie wytoczyli. Jego te nie ruszyli
- ydem nie był, z Mietkiem ył dobrze, wi c w prasie, gdy pisano o zamkni tych
dzieciach notabli, to jego nazwisko nie padało. Bo te prawd było powiedzenie:
- "Kto nie z Mieciem, tego zmieciem".
Minister za , jak zwykle sceptyczny, po pijaku o hecach antysemickich
wypowiadaj cy si nawet do
dosadnie, był jednak z Mieciem i to wystarczyło.
Ten jego syn jednak nadal wdawał si w jakie awantury. To nawet
wiedziałem nie od ministra - on bowiem, rzecz jasna - milczał - lecz od Stasia.
Powiedział mi, e jest prikaz, by szczególnie pod tym k tem obserwowa ministra,
czy czasem nie ma jakich konszachtów z synem. Ja jednak tego syna na oczy nie
209
widziałem, a poniewa minister do swego urz du wracał tylko, gdy była operatywka
wtorkowa, lub gdy kazali mu by na posiedzeniach rz du, to z synem chyba nie
bardzo mógł kombinowa . Mieszkał w pokoju Adasia. Tam miał nawet, bardzo
dyskretnie przeci gni t telefoniczn linie rz dow . Jako to pewnie z Frankiem
musiał załatwi , ale nie jestem pewien, czy nawet Franek mo e podejmowa a tak
wa ne decyzje.
Pani doktor robiła badania dziewczyn i Adasia co tydzie . Ja jednak nie
współ yłem z nimi regularnie, bo gdy mnie spierało, to cz sto zagl dałem do
ksi gowej. Utrwalił si taki obyczaj, e ona zamykała drzwi gabinetu na klucz i
zasłaniała okna. Nie wiem po jak choler zawsze zapalała na talerzyku wiec , a
potem to nawet w cepelii kupiłem jej wiecznik. Uwa nie zdejmowała rajstopy.
Kupowała je za du e pieni dze od Zygmunta i nie chciała, by z byle powodu poszły
oczka. A potem ciagała majtki. Podci gała spódnic i kazała sobie w tyłku gmera .
Siedziała jako tak, e było to mo liwe. Gdy nastawał wła ciwy moment, to ja
szybko wstawałem, spuszczałem spodnie, od których pasek i guziki i tak miałem ju
rozpi te i dawałem jej loda. Ona jedn r k pomagała sobie przy lodzie, a drug
trzymała mi dzy nogami. Zawsze wszystko sumiennie połykała, albo - je li miała
dobry humor - to rozmazywała na twarzy. A wła ciwie inaczej - je li miała ciot , to
nigdzie jej tam nie gmerałem tylko dawałem loda i ona wówczas nie połykała, tylko
rozmazywała sobie na twarzy. Mówiła, e to jest najlepsza maseczka kosmetyczna.
Tak jako dziwnie robili my, ale ja w moim pensjonacie napatrzyłem si
na dziwactwa.
Gdy raz dziewczyny ju nas bardzo wkurzyły, bo one ci gle miały jakie
dania, których nie mo na było spełni , to kazałem ka dej pój
do pokoju. Jak to
czasem koło południa si zdarzało, poza ministrem nikogo w z go ci nie było,.
Poniewa Ada trzymał zwykle z dziewczynami, to prosiłem ministra, aby te go w
tym samym czasie stłukł, co tamten robi sumiennie, lej c go chyba z my l o swoim
synu, a poniewa potem dawał Adasiowi podarki, to Ada nie bardzo protestował,
cho ryczał w niebogłosy. No wi c czasem robiłem - tak si utrwaliło to nazywa -
210
dzie sanitarny i ka da dziewczyna czekała w swoim pokoju, a ja z milicjantem
szedłem od pokoju do pokoju i po kolei je lałem. Jedne udawały, e walcz i trzeba
było uwa a , eby nie da si podrapa , a jedna - taka Iwona ze l ska - bardzo to
lubiła. Poniewa uwa ała, e pasek od milicyjnych spodni jest za lekki, a my nie
zwa aj c na lady leli my je wtedy paskiem, to tylko w szlafroczku czekała na nas, a
obok le ało pot ne pasisko stra ackie, które sam nie wiem sk d wytrzasn ła. Ta
sytuacja była a głupia i milicjant stanowczo domagał si , ebym to ja lał, a ona
chciała, eby milicjant, bo milicjant bił mocniej, o co jej chodziło. W ko cu milicjant
si wkurzał i lał j tak, jak ona lubiła, ja dyskretnie wychodziłem i wszyscy byli
zadowoleni.
Ten milicjant to był mi wierny jak pies. Wiedział dobrze, e cała ta
operacja, a do bicia tej dziewczyny wcale nie miał serca, a dziwne, bo bi lubił, nie
jest mo liwa bez mojej dobrej woli. Czasem, ale bardzo rzadko, robili to na własn
r k . Raz widziałem dziwo nad dziwo: ona na golasa le ała zim na lodzie na
jeziorze, mo e podło yła sobie jak
kurtk - mam przynajmniej taka nadziej , a on
j lał tym pasem, a nawet kopał buciorami. Mimo odległo ci mo na było dostrzec, e
s to kopy bez adnej dynamiki. Nawet krzyczała mu:
- "mocniej, mocniej"!
Co było dalej, to nie wiem, bo jednak nie przerwałem tych bezece stw i
słusznie - po tym wszystkim nawet nie była zakatarzona.
Jeden kapitan, naukowiec, potem pracował w akademii MSW - on u nas
czasem bywał, przywiózł akurat tego dnia, kiedy tłukli my dziewczyny, by wybi im
głupoty w główek, swojego młodszego koleg , porucznika, takiego rudego z
czupryn , w sem, a zreszt w ogóle do
podobnego do Stalina. Poniewa ju było
po operacji, to siedzieli my na le akach na werandzie i rozmawiali my. Jako to si
wydało,
e dzi
je tłukli my. Oni i tak by si
dowiedzieli, bo przecie
na
dziewczynach były lady. Ten jak Stalin, potem przezywali my go po prostu
Stalinem, zapalił si do tematu. Nozdrza to a mu latały od samej rozmowy, a gdy
211
dowiedział si , e jest taka, która to lubi, to od razu bez ogl dania zapisał si do
Iwonki.
Z tego si zrobił niezły romans. On przyje d ał nie regularnie mo e, ale
w ka dym razie cz sto i zawsze do niej. Ona na niego wyczekiwała. Ten dopiero
tłukł j sumiennie, gdy za bardzo krzyczała to interweniowałem i groziłem, e
wyrzuc go i nigdy nie wpuszcz , a w instancjach b d postulował, by zbadali t
afer . Ale oczywi cie, wprawdzie raportowałem jak zawsze o wszystkich go ciach,
ale póki nie było afery, to guzik mnie to obchodziło.
Iwonka, jakkolwiek wyczekiwała wizyt Stalina - jemu ta ksywka bardzo
si podobała i przyznał, e nie przypadkiem stylizuje si na niego, nawet zamiast
wódki, jak zwykle ni si oficerowie, pił jakie wina, jak jego idol - to jednak bardzo
zabiegała o stosunki z milicjantem. Milicjant wiedział o Stalinie - to jest jasne, ale i
Stalin wiedział o milicjancie - starym, było nie było dziadzie i adnej tam szyszce. A
jednak musiał si godzi , e obok rutynowych kontaktów słu bowych dzieli musiał
serce Iwonki z wła nie z nim.
Tak wi c moje dziwactwa z ksi gow , dawn
sekretarka pewnego
pułkownika, który jednak nigdy do nas, ze wstydu zapewne, nie zajrzał, których
natury koniec ko ców pewnie w pensjonacie si domy lano, cho - jak s dziłem bez szczegółów - nie były adn rewelacj .
Migałem przed okresowymi badaniami u pani doktor, bo kr powały
mnie. Wła nie tego dnia, kiedy w pensjonacie objawił si Stalin, pani doktor obeszła
dziewczyny pod pozorem, aby sprawdzi , czy adnej nic si nie stało, ale to było
nawet obra liwe, bo gdzie bym tam dopu cił do tego, by milicjant, sk din d poza
stosunkami z Iwonk maj cy ci k r k , co by której zrobił. A wreszcie zacz ła
na mnie po cichu wprawdzie, ale w pobli u ludzi naciska , bym i ja poszedł do
gabinetu. By unikn
skandalu zrobiłem tak.
W tym gabinecie zdejmuj spodnie i staje przed ni . Niestety, jak to
bywa, laska stoi jak lanca i nic na to nie poradz . Pani doktor siedzi na obrotowym
taborecie blaszanym dla pacjentów i mi tam ogl da na wszystkie sposoby:
212
- Pan si kr puje.. e stoi, to dobrze, lepiej mog dokona ogl dzin...
I dalej nim wywija, aby zobaczy z ró nych stron, ka de jajko chwyta
delikatnie w dło , aby, jak mówi, stwierdzi , czy nie ulegaj obrz kowi, a wreszcie
stało si to, co musiało si sta - strzeliłem jej prosto na taki mocherowy, dziergany
z niebieskiej wełny sweterek, a po cz ci i na szyj .
- O - jaki dzielny - jak szelma u miechn ła si pani doktor.
A ładnie tego dnia wygl dała, taka zalotna, chyba na widok tych
spranych dziewczyn podnieciła si , cho mo e le o niej mówi . W ka dym razie nie
przestaj c trzyma mego ptaka jedn dłoni , drug zgarn ła troch spermy i zacz ła
si jej przygl da , z zainteresowaniem, jak s dziłem przez chwil - medycznym.
Lecz nagle, ci gle tak patrz c na te moje wybroczyny, ale czuj c drug
dłoni , e nieodmiennie ci gle jestem gotów do kolejnej akcji, pyta?
- No na co pan czeka, panie dyrektorze - ja jestem równie kobiet ...
Od tego czasu raz na tydzie , albo raz na dwa, je li miała okres poddawałem si badaniu. Okazało si , e one z ksi gow do
cz sto o mnie gadały i
to bez zahamowa .
Nie chciałem jej płaci
pieni dzmi, wi c wymy lili my z ksi gow
sposób na jeszcze inne, ni dotychczas nadgodziny, które od razu wpisywali my i
ksi gowej - obie miały po tysi c sto miesi cznie wi cej.
A oprócz tego, w
krytycznych chwilach ksi gowa - bo praktycznie musiała, a pani doktor - jak chciała
- miały po siedemset od pierwszego łebka i ewentualnie po pi set za ka dego
nast pnego, który liczył si za skierowanie. Czasem zwalał si jednak taki tłum,
zwykle autobusem, poł czony z prawdziwym, cz ciej lipnym szkoleniem, e nawet
szwadron dziewczyn nie dałby rady.
Tłumokom z kuchni, po sprawdzeniu
delikwentek przez nie tylko miejscowe, ale i nasze stołeczne esbe, pozwoliłem
przyprowadza w takich sytuacjach dwie z pegeeru, zreszt fest dziewuchy, takie
rzepy. Jedna to cycki miała jak dynie wielkie. Dorabiały na tej samej stawce, co
kucharki. Wygoda była, bo one jeszcze za normaln zapłat godzinow robiły
najpierw w kuchni, a przecie akurat w te dni kuchnia miała szczególnie du o roboty.
213
Z pani doktor czasem robili my to na lekarskiej kozetce wy ciełanej
cerat , a czasem na krze le. Ja siedziałem, ona na mnie i wtedy lubiła przegl da
ankiety lekarskie, by sprawdzi , czy nie ma zaległo ci. Ja te filowałem, bo nigdy
do
ró norodnej wiedzy o personelu, czy o tych go ciach, którzy akurat badani byli
ambulatoryjnie, bo na przykład skaleczyli si , a cz ciej, gdy od dziewczyn i gorzały
serce ich bolało i automatycznie zakładano im teczki. Zwykle zaległo ci były w
wadze pacjentów badanych okresowo. Z jakich powodów nie mo na było doprosi
si wagi lekarskiej, wi c ona wła nie ze mn w rodku wpisywała na oko i je li
dobrze nam szło, to notowała w tej rubryce niezłe bzdury...
Aha - tego samego dnia, kiedy byłem badany przez pani
doktor,
przyjechał tata, jak co tydzie , ale na moja pro b przywiózł mi egzemplarz nagana
taki sam, jaki miałem z resortu, ale sił
rzeczy nie ewidencjonowany, albo
ewidencjonowany w Armii Czerwonej podczas wojny, a to na jedno wychodzi.
Policzy mi za niego pi set złotych, cho je li prawd jest, e kupił go od Stasiaka z
naszej wioski, gdzie tata si wychował, to on ma tego tyle, e pewnie wi cej jak dwie
stówki nie wzi ł. Do tego tata doło ył jeden z rodzinnych obrzynów. To ju całkiem
darmo, bo miał ich ze trzy. W pierwszej chwili chciałem go z tym obrzynem
wy mia , ale chwil pomy lałem i dobrze - po pierwsze w pudełku amunicja do
nagana i obrzyna były wymieszane, a akurat nie miałem czasu selekcjonowa , a po
drugie - obrzyn to obrzyn, nie jaki gówniany pistolet. Ja nie jestem pudel i w
Warszawie si nie wyklułem na ten bo y wiat. Od dziecka wiem, e obrzyn to
grunt, a na ryby od granatu lepszy jest pancerfaust. To mi nasun ło pewn my l. Ale
zrealizowałem ja dopiero pó n wiosn siedemdziesi tego.
19 czerwca 1970, gdy ryby nie były ju takie chude jak wcze niejsz
wiosn , na niedziel pensjonat został zamkni ty. Ju w sobot przyjechali go cie, w
tym pan Mieczysław, pan Grzegorz, jeszcze ze trzy wa ne szychy, ale sami
zaprzyja nieni. Ja zapotrzebowałem w dwóch miejscach łódki i w obu wypaliło -
214
miałem sze
ale ju
łódek, lecz tylko trzy radzieckie silniki do nich - z magazynów resortu,
potem zostały. Dlatego jeszcze wzi li my adiutantów, aby miał kto
wiosłowa . Wczesnym rankiem w niedziel całe jezioro obstawiła szkoła milicyjna
ze Szczytna. Komendant - generał Knucisko, wprawdzie nas odwiedził, ale rano
nawet wsta mu si nie chciało, bo powiada, e na ryby, to z w dk , a nie jak my,
wi c pal go licho, tego całego Knucisko
Wypłyn li my w sze
łódek. Mnie spotkał zaszczyt wspólnego
polowania z panem Mieczysławem i z panem Grzegorzem. No, to ju było co ...
Jako pierwszy r bn łem ja z RPG. Po paru minutach było biało od ryb. Płyn li my
dalej. Potem waln ł towarzysz z aparatu kace z łódki obok. On te z RPG. Potem
kolejne celne strzały. Rybne to nasze jezioro. Tony ryb wokoło. Wreszcie towarzysz
Grzegorz łupn ł z tatusinego pancerfausta. Bali my si , czy co si nie popsuje, ale
gdzie tam - tatu dobrze konserwował sprz t!
W ci gu godziny, bior c na hol tych na łódkach bez motoru,
dwudziestoma jeden pociskami kumulacyjnymi załatwili my na amen całe jezioro.
Jakie raki, albo w gorze, które pochowały si w trzcinach, mo e i prze yły. Ale tak,
to mogli my uzna , e cholera wszystko wytłukli my. W drugim ko cu jeziora
wysiedli my z łódek i wsiedli my do naszych samochodów. Elewi ze szkoły wsiedli
do łódek, mieli te zreszt i swoje pontony - daaawaaaj - zbierali jak najszybciej, by
te ryby, które tylko ogłuszyło, nie zd yły nam zwia . Pi
ton si tego nazbierało.
Drobnic rzucili my do pegeeru na pasz , najlepsze sztuki do baga ników i do mojej
chłodni, a reszt mogli sobie wzi
elewi dla rodzin, bo zaraz potem mieli wolne.
Tak ustalili my jeszcze na brzegu, przy samochodach, gdy z plastikowych
kieliszków pod kr ki prawdziwej kiełbasy wiejskiej załatwionej przez pani doktor
walili my ytni eksportow .
Wracamy do pensjonatu, wysiadamy na podwórzu, a tu ksi gowa,
nieuczesana, a to przecie taka kulturalna kobieta, daje mi znaki, ebym podszedł i to
sam.
- Stalin zabił Iwonk , a milicjant zabił Stalina!
215
- Jezuuuuuuu - my l ...
Id z ksi gow na gór , ona inteligentnie zamkn ła pokój na klucz, a tu
rzeczywi cie - na podłodze we krwi le y zmasakrowana dosłownie Iwonka. Całkiem
ju zimna. Nooo... my l sobie. Ja rozumiem teraz milicjanta. Na dodatek jedn r k
zaczepiona była kajdankami do nogi od łó ka. Straszna rzecz i straszna mier ...
Nakazałem ksi gowej milczenie, a tak e, by si jednak umyła, uczesała i
w ogóle eby zachowywała si normalnie. S tu najwy sze instancje z resortu i niech
oni zadecyduj . Przecie trzeba jako rozbroi milicjanta i w ogóle co zrobi z tym
skandalem. Ona na to, e milicjant oddał jej swoj bro , ona to na klucz zamkn ła w
sejfie i on tam u niej w pokoju czeka na swój los.
Poszedłem do Franka i wszystko mu powiedziałem. Nie stracił zimnej
krwi. Najpierw poszedł na gór , potem nakazał wszystkich z pi tra dyskretnie, ale
baz gadania sprowadzi
natychmiast na dół. Na warcie przy schodach ustawił
swojego adiutanta. Gdy ja najpierw wymiotłem moich ludzi z poddasza, a potem po
kolei spuszczałem na dół osoby z pokoi na pi trze, Franek naradzał si z panem
Mieczysławem. Jak rzep przyczepił si
do nich pan Grzegorz. Wszystko to
fachowcy. adnemu nawet powieka nie drgn ła ani podczas rozmowy, cho przecie
musiała by dramatyczna, ani w pokoju Iwonki, gdzie razem z nimi zajrzałem, bo ja
miałem klucz. Poszli do milicjanta, ale mnie przy tym nie było. Wezwali mnie
dopiero, gdy w pi tk , bo jeszcze z samym milicjantem - dwóch adiutantów szło
troch z tyłu i nawet odpi li kabury - ruszyli my w las. Jakie trzysta metrów od
pensjonatu był taki poniemiecki schron wkopany w ziemi , na którym rosły drzewa.
Nic nie wystawał ponad powierzchni lasu. Wchodziło si schodz c do takiego
poro ni tego krzakami dołu i tam było wej cie, w którym była studnia.
Zeszli my. Obok studni le ał Stalin. Strzał dostał w potylic , ale pół
twarzy mu wyrwało. Mózg jak galareta le ał obok rozdartej czaszki.
Generałowie, bo Franek te
ju
Mieczysław rzucił do pana Grzegorza:
– Ładna kurwa robota - na czysto...
był generałem, obejrzeli ciało. Pan
216
– Fachowiec... - skomentował pan Grzegorz.
– I po co te ceregiele z szubienic ... - dodał pan Mieczysław, a kieruj c
wzrok na wypr onego jak struna milicjanta spytał:
– Sk d brachu tak umiesz?
– Nigdy, melduj , nie dopu cili mnie, ale kilkana cie razy asystowałem, bo
czasem si szarpali... melduj ...
– Przystojny był nawet, pami tam go... - ju do Grzegorza i Franka pan
Mieczysław skomentował urod Stalina.
– B d korowody - dodał Franek.
– Ma krewnych? - praktycznie spytał pan Grzegorz.
– Młodszego brata, te z resortu, bardzo podobny, teraz podporucznik...
zdyscyplinowany...
I dodał:
– Ojciec obu to milicjant na rencie.
– ona, dzieci?
– Dwoje dzieci, ale z on w separacji, a mo e i po rozwodzie - w
dokumentach mo na sprawdzi ... Bo był brutalem... - uzupełnił Franek.
– Dzieci nic nie winne, a renta si
nie nale y... za tak
rzecz... -
skonstatował pan Mieczysław.
Franek, wida
to było,
e przez chwil
si
wahał, a
wreszcie
wypowiedział si ...
- Ja tak my l . Przez takiego zwyrodnialca b dzie straszna heca. Dzieci
zostan bez wsparcia, ona - dobra kobieta - do reszty złamie sobie ycie. Nasz tu
milicjant, dobry przecie mołojec, pójdzie do pierdla za to, e s d wyr czył...
Przy słowie Mołojec pan Mietek ostrzegawczo, a pan Grzegorz
dosłownie strasznie - popatrzyli na Franka, ale on nic - tylko si poprawił:
- No mówi - milicjant jest dobry komsomolec - sami widzicie, jaka to
robota. Nie zasłu ył sobie na ten los. Ja go nie popieram, ale ja potrafi to zrozumie .
Działał dla dobra słu by... mo e nawet...
217
- Kul znajd , a zreszt wlot do czaszki jest łatwy do zmierzenia... zauwa ył pan Mieczysław.
- Z kałasza by do reszty to zmia d y i adne badania nie przejd ...
Elewów od cholery niedaleko, ale nie tu. Chyba nie słyszeli, skoro ich tu nie ma.
Zreszt - z Knuciskiem idzie si dogada , jest na miejscu. Ale wedle mnie nie b dzie
potrzeby. Nic nie wiedz .
- A za małego i t ksi gow r czysz? - spytał pan Mieczysław Franka.
- Troch ju o wiecie wiedz , a ksi gowa ma najwy sze zaufanie jeszcze z
poprzedniej pracy... Oboje s pewni.
- No mówi - tu pan Grzegorz przesadził, bo nic takiego dotychczas
nie mówił:
- Tego gagatka w płacht i wywie
st d daleko, a tam z kałasza
oczy ci teren.
- Masz pod r ka nie rejestrowanego kałasza? - spytał pana Grzegorza pan
Mieczysław.
- Kałasza, nie kałasza, ale mam nie tak daleko kole k , a on co mi tam da.
Wrzuci si ten chłam do jeziora, a ty mu z resortu dasz tak specjaln bro , mo e by
rejestrowana, bo pozwolenia ma - na przykład grawerowan i z dedykacj ... za
odwag w boju... Jeszcze z wojny mu si nale y takie cacko. A grata od niego
wpu ci si do jeziora i chuj...
Ju chciałem wychyli si z moim obrzynem. Wprawdzie serii z niego
nie pu cisz, ale w ko cu chodzi o du
liczb napoi, ale pomy lałem, e nie ma po co
pcha si przed szereg - niech my li generalicja.
Pan Grzegorz kazał mi wezwa swojego adiutanta i przynie
flaszk . Ja
to zrobiłem. Adiutant poszedł ku nim, ale pan Grzegorz wykaraskał si z dołu, by
adiutant zbyt du o nie widział.
Nie chciałem kombinowa w tych warunkach ze Stasiem, który zreszt na
pot g poił zgromadzonych w barze i z mojego pokoju wzi łem trzy brandy marki
Stock. Po chwili zszedłem do kuchni i z chłodni wyj łem jeszcze trzy fachy
218
wyborowej. Do tego pi
oran ad. Troch ju skisły, ale innych w całym pensjonacie
nie było. Wszystko to wrzuciłem do takiej obszernej, skórzanej z przydziału torby
jakiego le niczego załatwionej mi przez pani doktor za trzy flaszki wódki. On jej
do tego dorzucił wianek suszonych borowików i to wtedy był jej zysk.
Gdy wróciłem, to okazało si , ze zapomniałem o plastikach i pili my na
hejnał, z gwinta. Najpierw pan Grzegorz waln ł na czysto jedn czwart od razu.
Miał wpraw ... Potem pan Mietek. Najpierw obejrzał uwa nie flaszk i potem od
jednego łyka precyzyjnie wycelował na połow flaszki. Franek nie był taki dobry.
Wypił mniej i musiał, po ogl dzinach i z komentarzem starszych dopijaj c zostawi
mi wiartk , czyli sto dwadzie cia pi
gramów. Gdy ju si gałem, pan Mieczysław
ostrzegł mnie:
- Mały - nie b d chciwy - zostaw z tego połow ...
Nie rozumiałem o co chodzi, ale posłusznie, mniej wi cej, nawet chyba
mniej, zreszt dobrze, bo okropna jest ta wódka, zostawiłem jeszcze sporo i oddałem
flaszk panu Mieczysławowi. On za zwrócił si do milicjanta. Ten milicjant przez
cały czas stał jak struna i nawet gestem nie zdradził, e wie, e jego losy si wa .
Tyle tylko, e całe jego ubranie, od stóp do kołnierzyków, a nosił si w takich
ciuchach niby milicyjnych, ale bez dystynkcji, było dosłownie mokre od potu.
- Chod cie tu sier ancie, usi d cie z przeło onymi jak człowiek, przecie
widzisz, e ci gle my limy, jak ci wyci gn
z biedy.
Milicjant wzi ł z wyci gni tej r ki generała butelk , ale chciał wypi na
stoj co. Został skarcony i przysiadł do nas. Wyraz twarzy miał jak zmaltretowany
pies.
Potem wiczyli my tego Stocka, te z gwinta i popijali my oran ad .
- Jak w lesie, w czterdziesty czwartym - wspomniał pan Mieczysław - my
tu walimy w kilku flach zdobycznego koniaku, nawet podobny w smaku, cho ...
mo e troch inny. Tamten był jaki migdałowy, czy jak... turecki chyba... No wi c
my walimy, a obok, ze trzysta metrów od nas na biwaku s upowcy i piewaj . Co
było robi ? Tłok był w lesie. My nawet z akowcami w takim bałaganie musieli my
219
y . Bo Niemcy byli pod bokiem, a przecie - młodzie niech nie słucha - to
wyra nie było do mnie - i upowcy przed Niemcami si chowali.
- Co piewali? - spytał Franek...
- Eee... nie znacie... jako tak...
- Łenta za łentoj naboj podawaj,
Za wilnu Ukrainu w boj dawaj...
Najpierw podj ł piosenk pan Grzegorz, potem Franek, a nareszcie, jako
nie miało, ale pewnie, mój milicjant.
mieli si przy tym. Tu le y mózg tego
pieprzonego Stalina, cuchnie ten cały dynks nie le, a oni si cisz jak dzieci...
- Sk d kurwa chłopaki to znacie?
- Z przesłucha - mieje si pan Grzegorz...
- I ja te z przesłucha - zarykuje si Franek...
- Ja, melduje posłusznie, jak em na dołku gadów pilnował, to słuchałem i
jak to piewali, albo inne faszystowskie piosenki, to e my we trzech wbiegali i
kolbami ich... i kolbami...
- Były czasy... - ze szczer rado ci wspomniał pan Mieczysław i sam bez
ceregieli wyci gn ł z mojej torby flach wódki. Odkr caj c j , bo to była wersja
eksportowa, na zakr cany kapsel, dodał...
- Ech... dla bojowego chłopaka warto si troch pogimnastykowa . Twoje
zdrowie sier ancie...
Godzin
pó niej wywie li my w płachcie namiotowej z magazynku
zwłoki, z archaicznej pepeszki w lesie głowa tego Stalina dosłownie wdrukowała si
w mech i było fertisz. Adnotacja o wizycie porucznika Stalina uległa wydarciu.
Akurat była na samym dole stronicy. Tylko jedno nazwisko w dzienniku przyj
było ni ej. Likwidacj
ladów po skierowaniu wzi ł na siebie Franek, a ja mogłem
powiedzie , e naprawd umocniłem swoja pozycj słu bow . Tym bardziej, e to ja
z pani doktor załatwiłem, e Iwonka jako pokojowa spadła ze schodów podczas
wykonywania obowi zków słu bowych. Tylko specjalnie trzeba j było zawie
do
powiatu po blankiety aktu zgonu, bo przecie doktor Ewa przy sobie ich nie miała.
220
Pan Mieczysław w nagrod
kazał jej przydzieli
sze ciopokojowy domek
poniemiecki z ogrodem i wyremontowany na koszt resortu. Za dziewi
tysi cy
miała prawo go wykupi i oczywi cie wykupiła. Jako tak załatwiła, e mieszkała
nadal w dotychczasowym mieszkaniu, a domek letnikom wynajmowała, bo cho na
bliskim obrze u miasta, to poło ony był pi knie, jak na wsi i miał wszystkie wygody.
Ciekawe, e mi nikt nic wtedy nie przydzielił...
A ryby do samochodu dałem im do wyboru z chłodni. Jezu słodki! Jakie
one były pi kne, te ryby... Za sto lat takie w jeziorze nie urosn . Chocia jeszcze tego
samego roku załatwiło si w Polski Zwi zku W dkarskim, e w trybie awaryjnym na
nowo zarybili, ale nawet potem porosły jakie gorsze, cholera... Aha. Temu z
sekretariatu kace, gdy łódki si bujały po strzałach z erpegie, zsun ła si do wody le
umocowana skrzynka z granatami. Dowiedziałem si
dopiero po miesi cu.
Wyja niono mi wprawdzie, e zawleczki s aluminiowe, wi c nie zardzewiej , ale to
bałach, bo sprawdziłem - zawsze s stalowe i warto pami ta , by jak w ko cu
trzasn , to szybko biec na jezioro i zbiera ... Nic tylko zbiera ...
Z tym Stockiem to była cała historia. Syna ministra w sprawie
Taterników w ko cu posadzili. To była jaka
kompletna głupota. Jest takie
wydawnictwa "Kultura" w Pary u, ten sam tytuł, jak tygodnika z Warszawy. To cyba
jest to samo, co instytut literacki, o którym ju kiedy słyszałem. No i młodzi ludzie
we współpracy z CIA i Inteligence Servise, a zreszt z kim si chce, sprowadzali do
Polski przez Tatry te gazety i ksi ki. Bo oni w tej „Kulturze” i ksi ki tam drukuj .
Nasi oczywi cie ich dupn li i posadzili. Głupia gównia eria. Przecie gdyby te
ksi ki były ludziom pracy do czego potrzebne, to nadrukowano by ich nie mniej
jak dzieł Lenina, a jak nie s potrzebne, to po co si wygłupia ? Przecie tyle
cennych rzeczy mo na sprowadzi do kraju z Zachodu i jeszcze na tym o... jak
zarobi ...
221
No i za winy syna ministra zdj li nam z posady. Rzemie lnicy wcale nie
przestali nas odwiedza , a i minister ju całkiem na stałe nam w pensjonacie
zamieszkał. Nie wiem, jak było u niego z fors - skierowania stale dostarczał - raz na
tydzie - tak ustaliłem. Szedłem mu na r k jak mogłem. Ada te zreszt . Minister
ci gle na serce chorował. Rzemie lnicy, gdy nas odwiedzali, to skar yli si , e nowy
to nowa miotła i zaraz da im popali . Wprawdzie Franek wspomniał, fakt e w
rozmowie ze mn , a nie z nimi, e nie maj si czego ba , ale oni si bali. Wiadomo co drugi z nich siedział w Stronnictwie Dr cych.
Ja nakazałem Stasiowi, eby bar nic nie wydawał ministrowi płatnych
alkoholi, tylko kupiłem par skrzynek Stocka i kazałem polewa mu w tempie
najwy ej flaszka na dzie i grama wi cej. Z własnych pieni dzy kupiłem, ale firm
sta było. On jednak gasł w oczach, a wreszcie wzi ł i umarł. Na pogrzeb autokarem
do Warszawy pojechali my, a potem nawet, bo nikt nas na styp nie zaprosił,
robili my zakupy. Obiad jedli my w "Polonii", niedaleko Domów Towarowych
Centrum. Tym razem pami tałem,
eby wzi
ze sob
dwie takie bułeczki z
restauracji kategorii es, eby i u nas, przynajmniej na szczególne okazje, umieli takie
bułeczki piec. Stara pokombinowała i wyszło.
Nieboszczyk pod koniec wspomniał, e w yciu by nie zajmował si tym
rzemiosłem, a zreszt w ogóle jak kolwiek prac na rzecz peerelu, gdyby nie to, e w
jego miejsce dali by szumowin z awansu, całkiem nie rozumiej ca racji stanu. To
nie był taki sobie jaki urz dniczyna...
al nam było, ale z rzemiosłem polskim wi zi nie utracili my.
Przeciwnie - tak kupowali czekoladki, e a ceny poszybowały w gór . Tak zarz dził
Przemyslida. I przeszło - nabywcy troch narzekali, ale nie bardzo - rynek to rynek...
W pa dzierniku i listopadzie przewaliło si
kilka szkole . Ja ich
oczywi cie nie słuchałem, ale z tego co gadali, to wiedziałem, e na pocz tku to jest
anarchiczny motłoch niszcz cy sklepy, a potem uzasadniony w niektórych aspektach
protest klasy robotniczej. Nie trzeba było by m drcem, eby wiedzie , e co
powa nego si kroi. Wszyscy ju patrzyli na pana Mieczysława jak na bliskiego
222
nast pc Wiesława. Szczegółów wolałem nie zna . Gomułka z Brandtem podpisali
układ, na mocy którego Niemcy ju nie mieli wróci na swoje dawne ziemie i
dobrze, bo szkoda by było dla faszystów takiego ładnego pensjonatu.
A tu dwudziestego grudnia, podczas kolejnego szkolenia przyje d a
Franek, taki jaki niepewny i pyta mnie, tak przy kawie na werandzie - mróz nie
mróz, a my siedzimy przy kawie na fotelach z pediku wyprodukowanych przez klas
robotnicz krwawi cego Wietnamu Południowego. Vietcong przysłał naszym w
darze takie fotele i stoliki wytworzone w warunkach konspiracyjnej gospodarki
antyameryka skiej, w podzi ce za pomoc, a pensjonatowi dostały si trzy stoliki,
dziewi
foteli i trzy otomany. Wszystko lekkie jak piórko, ze specjalnego drewna i z
siedzeniami z pediku, a blatami z laki, czy jako tam. No - pi kne rzeczy.
I Franek pyta:
- Mały - komu wszystko zawdzi czasz?
- Wam, towarzyszu generale.
Ja z tym towarzyszem ci gle wyje d ałem, bo ci gle nikt mi nie
proponował przyst pienia do partii i bardzo si tym niepokoiłem.
- Co ci poka ...
I podaje mi wistek przebitkowy - tak kalk maszynopisu, a w nim
czytam:
"Czołowym pretendentem do przej cia władzy w PZPR jest człowiek
przewrotny i gł boko zdemoralizowany. Antysemita, dwulicowiec, maj cy
nieskrywane skłonno ci dyktatorskie. Otacza si lud mi z pogranicza politycznych
szumowin. Nie rozumiemy, dlaczego towarzysz Gomułka przygarnia go i wysuwa na
coraz to nowe stanowiska"...
Chwil pomy lałem i pytam:
- Co za prowokator to napisał?
- A wiesz o kim mowa?
- To chyba jest jasne...
223
- No wi c to nie napisał, a powiedział towarzysz premier zeteserer Aleksiej
Kosygin na naradzie w Moskwie. Teraz rozumiesz?
Z wra enia zd białem - ale co robi :
- Wszystko rozumiem.
- Nic mi kurwa nie rozumiesz. W ci gu trzech dni mam mie raport o
wszystkich tych rzeczach, które robił tu generał Mietek wtedy, gdy ja nie byłem
obecny. Pojmujesz... Ja tego pewnie nikomu nie poka , ale trzeba si asekurowa .
Je li kto ciebie z tego bagna wyci gnie, to tylko ja. Generał - sam widzisz - nikt tego
nie wie - ale ju nic nie mo e. On robi akcj , ale zobaczysz, jak to wyjdzie. Stasiek
te go spuszcza...
W pierwszej chwili miałem fałszywe skojarzenie, ze chodzi o Sta ka z
baru, ale od razu zdałem sobie spraw z zabawnej pomyłki. No... zabawnej... nie do
miechu mi było. Ju ja wiem, kto jak ulał pasował na szumowin z otoczenia. Nie
tak dawno był proces w aferze mi snej i tam poszli normalni ludzie na stryczek. A
przecie oni to było małe miki w porównaniu z moimi interesami. Franek wiedział,
e mo e mi ufa . Tylko po co mnie wtajemniczał?
Oczywi cie raport napisałem, a potem uzupełniałem go na bie co.
Gdy słuchałem o wydarzeniach grudniowych na Wybrze u, to gdybym
tylko miał lepszy humor, to na okr gło bym si trzymał za brzuch ze miechu. Ja
oczywi cie znałem tylko fragmenty tej układanki, lecz gdy stopniowo Historia przez
du e H odsłaniała nowe sceny, to one jako mi pasowały do cało ci. Ruch wykonał
Mietek, a władz wzi ła Katanga. He, he... Tylko jedno nie wyszło... Ostatecznie
podwy ki miały zosta , a tym czasem w skutek oporu bab z Łodzi Gierek musiał
podwy ki cofn . To głupie, co teraz powiem, ale partia i resort po prostu nie
rozpoznały swoich kadr. Ja przecie wiedziałbym, jak z babami post powa - trzeci
rok i adnej wpadki... No i wiadomo by od razu było, jak to jest ze mn i z panem
Mieczysławem.
Na szcz cie stopniowo wszystko si wyja niało i Franek mocno poszedł
do góry. I formalnie i faktycznie. A pan Mieczysław dostał zawału i od razu mi si
224
go al zrobiło, bo jednak dobry był chłop. Na szcz cie prze ył. No ale w skutek
rehabilitacji zmuszony był wył czy si z ycia politycznego i mówiono o nim pase... Tak powiedział pan Przemyslida, a inni - moi go cie, to nawet dosadniej. Ale
nikt, jak pami tam, z tego powodu toastów nie wznosił...
Pan Mieczysław zajrzał do nas dopiero w kwietniu 1971. Obejrzał, ja
byłem wobec niego a
mo e zanadto uprzejmy, ale udawałem,
e nic si
nie
zmieniło. Alkoholu prawie nie pił, bo jadł jakie lekarstwa i w ogóle był krótko, ale
zapowiedział, e na trzy dni licz c od 24 maja pensjonat ma by do jego wył cznej
dyspozycji. Trzy dni wcze niej przyjechała ekipa z emeswu i jak nigdy dot d zrobili
kontrol pod kontem ewentualnych podsłuchów. A u nas nigdy nie było podsłuchów niemniej zakwestionowali mi mikrofon od japo skiego dyktafonu i powiedzieli, e
potem zwróc . A kij im w ucho... niech potem zwracaj ... Nie za darmo miałem ten
cenny sprz t...
Zwalili si dopiero 25 maja na wieczór... Tak z dziesi
osób trzema
wołgami. Same szychy. Cho nie wszystkich znałem, ale było wida - sekretarze
wojewódzcy. Obstaw pewnie mieli, lecz została dyskretnie za bramami. Nawet nasi
nadwi la scy ich nie widzieli.
Kolacji nie jedli, bo byli ju po - zjedli j w jakiej knajpie po drodze z
Olsztyna. Akurat odbywało si tam plenum wojewódzkie. Narady w jadalni te nie
chcieli. Poszli na gór i tylko w nocy Sta osobi cie donosił im nieznaczne ilo ci
trunków - w sumie mo e z osiem ró nych flaszek, kanapki i jakie ciastka. Pili przy
tym morze herbaty.
Od Stasia nic nie szło si dowiedzie . Potem w ko cu posn li, ale ja nie
spałem - warowałem w hallu i w ko cu zasn łem w fotelu. Obok warował Sta i te
wida było, e kto go nakr cił, ale i tak popijał sobie, lecz przyzna musz - w
miar .
Bladym witem si budz , bo do hallu wszedł mój milicjant i daje mi
jakie znaki... Zaraz za nim tarabani si pan Stanisław, ten sekretarz kace. O którym
225
wspomniał niedawno Franek i dawaj na gór . Ja za nim, wi c słysz , jak idzie od
pokoju do pokoju i budzi ludzi krzykiem:
- Wstawa , towarzysze, dla was dzisiejszy bal si sko czył...
Tylko pana Mieczysława potraktował jako ogl dniej, mo e ze wzgl du
na chorob serca. Wyci gn ł ich z pokojów w pi amach i dawaj - ci gnie na dół do
jadalni. U niektórych jednak były dziewczyny, ale w tych idiotycznych warunkach
nic o tym nie wiedziałem i nawet potem byłby mo e i problem z wypłat ?
W jadalni - ja do niej nie wszedłem - usłyszałem tylko, e Gierek
przerwał wizyt partyjn na zje dzie partii w Czechosłowacji i czeka na nich w
Ła sku. I albo oni teraz od razu wy piewaj mu w kwadrans, jak na wi tej
spowiedzi, co i jak, albo w Ła sku to ko ci b d gruchota .
Ja nawet nie zd yłem si zastanowi , co to wszystko znaczy, gdy
podchodzi do mnie znany mi kapitan esbe i pokazuje jaki papier. Ja mu na to, e
skierowania na dzi s anulowane:
- Nie ma panienek - i w ogóle eby zmiatał, bo mo e wdepn
w niezłe
gówno i po co mu to...
A on mi na to:
- To ty kurwa wdepn łe jak chujem w ledzie - to jest nakaz zatrzymania
gł bie... jeste zatrzymany i je li b dziesz dalej tak trzeszczył gałami, to ci kurwa w
obr czki wezm ...
Zdurniałem i nawet szczoteczki nie wzi łem - tak w przepoconej po nocy
bieli nie - a spociłem si i wszystko si lepiło - polazłem na dwór. Na werandzie stał
w otoczeniu kilku znanych mi oficerów Franek i dawał jakie znaki, chyba takie, e
nie jest le, a przynajmniej, e b dzie mi pomagał, ale w ko cu to nie były adne
konkretne znaki. Równie dobrze mógł tam sta tak samo zatrzymany jak ja. Chocia
- to on był ministrem i zwierzchnikiem tych wszystkich esbeków. To si kurwa nie
dawało wyja ni !
Wsadzili mnie w Nysk z jakimi lipnymi napisami, a w rzeczywisto ci
to była suka, gdzie usiadłem mi dzy dwoma takimi milicjantami, e rozmiary mieli
226
szaf pancernych. No nie le... W mundurach, to przynajmniej kulki w łeb na polance
nie wlo ... Przynajmniej... - prawdopodobnie nie wło ...
Ciemno jak w dupie u murzyna, a jechali my tak w milczeniu trzy
godziny. Tras na słuch wzi łem – wie li do Warszawy. Wreszcie zajechali my do
rodka budynku. Słyszałem, jak zamykaj
za nami stalow
bram . Drzwi si
otwieraj , przejmuje mnie cywil. Taki pi dziesi cioletni, którego nie znałem i
odpytuje z nazwiska, imion rodziców i takich tam.
Włazimy do windy. Nawet mnie jeszcze nie przeszukali, a ja mam
belgijk w szelkach na plecach i my l sobie - b dzie zaraz heca...
Wychodzimy na korytarz i ja od razu wiem, e jeste my na Rakowieckiej,
cho jeszcze adnego okna nie widziałem. Wsadza mnie do pokoju przesłucha .
Gołe ciany, jedynie herb peerelu, a pod cian stalowa szafa. A tak to dwa biurka
zł czone razem szczytami i dwa krzesła.
Zostaj sam. Po kwadransie ju
uwa nie wszystko penetruj , ale ni
cholery - kamery adnej nie mo e by . Mikrofon jest na pewno, ale nie kamera.
Przypominam sobie o belgijce, wi c ci gam marynar , zdejmuje szelki i cały szajs
kład na biurku przede sob .
Czekam dalsze pi tna cie minut i nic. A wreszcie wchodzi ten cywil, z
gro na min , która w jednej chwili baranieje...
- Co, kurwa, co to jest kurwa?
I oczywi cie wskazuje na moja niewinn belgijk . Ja na to, e miałem na
sobie. Normalnie, jak to na słu bie, ale w tych warunkach mo e lepiej, ebym zdał.
My l sobie - b dzie co b dzie, ale po pierwsze - to trzeba zachowa spokój tak, jak
starzy czeki ci, co widziałem podczas afery ze Stalinem, a po drugie, to punkt dla
mnie, bo jednak tamten zbaraniał, a mi nic nie mo e zarzuci .
Tamten jednym błyskawicznym ruchem zsun ł to wszystko do otwartej
na chwil szuflady biurka po swojej stronie i jakby nigdy nic - ja te pomy lałem i
słowem o pistolecie wprost nie powiedziałem, a to te był raczej taki przytomny
go , bo od razu załapał i do mnie:
227
- Obywatelu. Zakwestionowano u was złote przedmioty - dwie fałszowane
sztabki jednego z banków szwajcarskich i dwie sztabki prawdziwe banku
angielskiego, Poza tym szereg innych przedmiotów. A tak e, obok innych
przedmiotów, zeszyt z notatkami. To wasze notatki?
Ja spojrzałem, ale wszystko było jasne - zrobili rewizj i wygarn li, co
tam miałem, a troch miałem. Fors schowałem, to co było, to marne dwa tysi ce
dolców, jakie funty, ale niewiele i jeszcze mniej w markach. Do tego sze set rubli i
o to mog si czepia , no bo sk d ruble, a ze mn kto tak si rozliczał i co ja mam
na to poradzi ? Te dwie sztabki to była ci gle jeszcze własno
Przemyslidy, ale
takiego walca wam powiem - my l - a dwie sztabki autentyczne to mój zysk z
ostatniej operacji. Sztabki tak chowałem, jak wiewiórka, w ró ne miejsca, ale takie,
e nikt nawet z aparatur nie znajdzie. No ale nie mogłem tego robi codziennie.
Wi c jak raz zostały si . Ale nic - id w zaparte i odpowiadam:
- Złoto i inne walory, oprócz złotówek, to maj tek słu bowy Funduszu
Wczasów Pracowniczych, w którym, jak wiecie, wielostronnie współpracuj . Jest to
tajemnica słu bowa i z wyj tkiem moich przeło onych z Funduszu Wczasów
Pracowniczych nikomu nic nie wyja ni
bez specjalnego rozkazu. Bro
mam
słu bow . Wcale nie mówi , e chodzi o bro le c w szufladzie - i pozwolenie
wydano mi w tym gmachu. Notatki te
nosz
charakter wybitnie słu bowy i
postronny czytelnik zapoznaj c si z nimi nara a si na odpowiedzialno
karn lub
słu bow . To ostatnie oczywi cie pod warunkiem, e jest pracownikiem Funduszu
Wczasów Pracowniczych.
Nawet nie s dziłem, e w tak krytycznych chwilach mog mie takie
gadane.
Przesłuchuj cy wstał, zbli ył si do mnie i gwałtownym ruchem pchn ł
wraz z krzesłem do tyłu, na szaf . Ale tak to zr cznie zrobił, e dłoni osłonił mi
potylic przed kontaktem z metalem.
- Baranie - jaja sobie robisz... jakie słu bowe? Jaki jest twój zwi zek z
Afer Przemytnicz ?
228
- aden. Powszechnie wiadomo, e to jest sprawa drugiego departamentu
emeswu, a ja ich nie znam. Nic tu nie zlutujecie - nie nadaje si ...
- Ty kanalio - zawrzeszczał oficer - my nic nie lutujemy! My jeste my
karz ca r ka ludu pracuj cego miast i wsi! My oczy cimy kraj z takich jak ty!
Było charakterystyczne, e przez cały czas istniała dysproporcja mi dzy
tym, co i jak mówił, a jego gestami i mimik twarzy sugeruj c małe zaanga owanie
w spraw . No... my l sobie... na razie jest le, ale nie najgorzej...
- Wi c nie przyznajecie si do winy?
- Nie
- No to nie... - wrzasn ł i wyszedł z pomieszczenia trzaskaj c drzwiami.
- W troba na pocz tku był straszniejszy. Ale z tego jeszcze mo e wyj
takie gówno, e hej... No bo tak - pan Mieczysław jest załatwiony poniek d r koma
tak e Franka, cho formalnie pan Mieczysław jest w sekretariacie kace. Franek
awansował, ale nowy pierwszy pewnie wcale mu nie ufa i chce go ustrzeli razem z
panem Mieczysławem. Ta narada u mnie, to był lepszy gips jaki - Franek był w ród
tych, którzy rano rozgonili towarzystwo, ale kompozycje mog by ró ne... Sprawy
mi nie wytocz , bo za du o wiem, ale tak na zdrowy rozum to ja wszystkim z t moj
wiedz przeszkadzam. No niby, w ogóle ludzie za du o o sobie wiedz i tylko
czasem tak bywa, e na kogo z tego powodu padnie i wida na mnie padło. Ciekawe
- jak w mojej sytuacji pograłby Przemyslida... Po prostu wzi łby na przeczekanie.
Cholera, przepadło jego złoto, nie tylko moje... No ale nie mo e mie pretensji...
W tym momencie przemy lenia przerwał mi wchodz c do rodka oficer,
który mnie zatrzymał. Ja widziałem, e nie jest to zgodne z regulaminem i od razu
domy liłem si , e to bardzo dobrze, albo bardzo le - chc mie mało wiadków.
Znów zjechali my winda na parter i załadowali mnie do tego samego
samochodu. Jechali my mo e z pi tna cie minut w tym samym towarzystwie dwóch
wielkich milicjantów i z cał
pewno ci
nie wjechali my do aresztu na
Rakowieckiej. Gdy otworzyły si drzwi to ujrzałem tylko szpark nieba i od razu
dosłownie wprowadzili mnie milicjanci do jakiej willi. Po schodkach w dół do
229
piwnicy, do celi całkiem bez okien, z arówk pod sufitem zasłoni t drucian g st
siatk , prycz , przy róbowanym stolikiem i takim samym taboretem. Na stoliku była
blaszana miska z trzema kanapkami ze smalcem i blaszany kubek z gor c herbat .
Herbata była lux - na pewno nie Ulung - chyba Yunan, a mo e Five o'
clock? Nadto
na stoliku była ksi ka. Sprawdziłem, nie był to kodeks karny, lecz "Lalka"
Bolesława Prusa.
Trzy dni chyba tak siedziałem, bo na noc - jak s dz - na noc - wydawali
mi po ciel i gasili wiatło. Cała t
"Lalk " - olbrzymie tomiszcze z czyjego
prywatnego ksi gozbioru - w skórzanej oprawie, przedwojenne wydanie opatrzone
piecz tk i herbem z koron jakich hrabiów, przeczytałem nawet prawie do ko ca.
To była lektura szkolna i ju raz kiedy j czytałem, ale mimo to była dla mnie
pociech .
Coraz bardziej bowiem, cho
nikt z wyj tkiem chyba niemowy -
stra nika mn si nie interesował, dochodziłem do wniosku, e z tej dziupli ywy ju
nie wyjd . Tak b dzie dla wszystkich najlepiej. Szkoda było tych sztabek, które były
pochowane, gdzie nikt nigdy ich nie odnajdzie, ale co tam - rodzice mieli szmalu jak
lodu, a zreszt im pewnie te ju do dupy si dobrali. Cholerny wiat... Co to za
pierdolony ustrój, który normalnym ludziom nie da si w spokoju dorabia !
Trzeciego dnia wjechał wreszcie normalny obiad z restauracji, ale na
blaszanych miskach. Ciel cina duszona z groszkiem zielonym, do tego ogórek
konserwowy, a przedtem zupa pieczarkowa. Pycha! Potem stra nik podał mi dwa
kubki. Okazało si , e w jednym jest kawa - strasznie mocna - chyba trzecia cz
kubka to był proszek, a w drugim winiak - chyba klubowy, ale mo e luksusowy?
Wszystkiego tego nie musiałem sprawdza . Mimo zaduchu, prawdopodobnie nawet
smrodu - czego ju nie czułem - w ch miałem wyostrzony. Do tego wszystkiego z
kieszeni stra nik wyj ł połamane ptibery zapiecz towane w celofan i z min , jakby
znów przyniósł mi kanapk ze smalcem, bez słowa wycofał si zamykaj c jak
zwykle drzwi na sztab .
230
Ten stra nik to musiał by jaki przodownik pracy socjalistycznej, bo
przecie na okr gło musiał mie słu b , albo mo e po prostu tu mieszkał?
Wszystko to wygl dało podejrzanie, jak uczta skaza ca...
Ale ja miałem bałagan w głowie...
Bezmy lnie wypiłem pół litra winiaku, pół litra kawy jak szatan i paczk
ptiberów. Stra nik musiał filowa , bo wszedł i gestem kazał mi i
ze sob . Ci gle z
t sieczk w głowie szedłem za nim. Było jasne - on ma mnie wyprowadzi na
egzekutora, który z tyły wło y mi w czaszk siedem gram. Pewnie robi to w takim
miejscu, gdzie s kafelki, eby łatwo było zmywa podłog , a kafelki były koło
schodów na gór . Pewnie na schodach czai si egzekutor, a zatem walnie mi w skro
i wszystko b d widział!!!
Ale nie... Idziemy na gór i ja na schodach ogl dam si za siebie, a za
mn nikogo nie ma. No jasne - do drzwi wpasowane jest wej cie do Nyski. Za
miastem mnie kropn ! Po choler tyle ceregieli! W Nysce nikogo nie ma, a drzwi od
zewn trz zamyka stra nik. No durny ja. Wiadomo - rura wydechowa jest do rodka i
udusz mnie! Jedziemy - rzecz jasna spaliny rzeczywi cie id do pomieszczenia, ale
chyba nie bardziej ni zwykle? Wiadoma rzecz - Nyska tak jest skonstruowana, e
troch
spalin, ale przecie nie dawka miertelna, zawsze wchodzi do rodka...
Zatrzymujemy si . Za oknem słycha , e to miasto. Drzwi si otwieraj i pokazuje
si twarz Zygmunta.
- Jezu słodki - swój!!!
Wita si ze mn , przyzna trzeba, tylko przyjaznym skinieniem głowy i
prowadzi mnie do bloku mieszkalnego. Nie wiem, w której dzielnicy jestem.
Wchodzimy do rodka. Ludzie jak ludzie. Kto nawet, taki pi tnastoletni chłopak,
wchodzi do windy. Wida
jest,
e wraca z piłki, bo przepocony, brudny i
zadowolony z siebie... Zwyczajna rzecz. Wysiadamy na czwartym pi trze i
wchodzimy do otwieranego przez Zygmunta mieszkania. No tak... Normalny lokal
ł cznikowy, pewnie lokal Zygmunta, gdy załatwia informatorów w Warszawie...
231
Siadam w jednym z dwóch pokojów na krze le za stołem, ale Zygmunt
ci gnie mnie do kuchni - pokazuje lodówk pełn
arcia i nawet gorzały. Kładzie na
stole kuchennym przygotowany talerz z w dlinami, dwa talerzyki i dwie
musztardówy. Jak zawsze - szklanki przydziałowe do domu dla ony, a na lokalu
słu bowym musztardówy! Mój Bo e... Jak ja si rozczuliłem...
Nalał Klubowego do pełna, wypili my, a mi serce pika od tej kawy.
- Franek swoich ludzi nie zapomina. Podobno dobrze si sprawiłe , a
Mietek - to było wyra nie o panie Mieczysławie - a kipiał a ch ci zemsty. Podobno,
tak słyszałem, ale to powiedziałem ci prywatnie. Masz tu siedzie cicho. W pokoju
obok s dwie twoje ksi eczki oszcz dno ciowe na pi set tysi cy. Ładny kurwa
grosz. Towarzysz Gierek przez całe swoje ycie tyle nie zarobił - a przecie jeszcze
ycie kosztuje - no i kilka brudasów po yczki ode mnie. Lepiej eby si ludziom w
oczy nie pchał. Inne dokumenty s , nagan te , ale tylko jeden... Ile ty kurwa miałe
naganów? W burdelu to pistolety płciowo si rozmna aj - tak pytał Franek, nie ja obrzyna na razie mam w domu, bo przy onie wstydziłem si takie co do torby
pakowa i jak chcesz, to mog wrzuci to wi stwo do Wisły..
- Nie, nie... - zaprotestowałem, bo to przecie cenna pami tka rodzinna...
- Jak chcesz - czekaj rozkazów i nie szwendaj si po mie cie. Telefony
pewnie pami tasz, ale raczej do nikogo nie dzwo , najwy ej do mnie. Nic ci teraz nie
mog wi cej powiedzie . Aha - jeszcze jedno. Ciesz si kurwa, e si wywin łe ...
Nic ju nie b dzie tak jak było, ale b dzie dobrze... No nic ci nie powiem, bo sam nie
wiem i w ogóle jest taki pierdolnik,
e głowa si
lasuje. Ale ty czuj si
na
wakacjach...
Powiedziawszy to wyszedł nawet nie podaj c mi r ki. No dobra... Na
razie yj , cho nie mnie bra na plewy - co tu mi ci gle nie gra. Chocia w łeb mi,
przynajmniej ci od Franka, nie dali. A ci od Mietka, mój Bo e, co miałem zrobi , to
ju zrobiłem... Jasne , e w imieniu Franka wszystko tam u mnie z tej narady
monitorowałem, ale czasu cofn
si nie da... Wi c po co mieliby mnie stuka ?
232
Zwaliłem si do łó ka. Wzi ł mnie jaki idiotyczny miech... Pomy lałem
sobie, e pan Mieczysław nie mo e mnie stukn , bo przecie wszyscy, jak to bywa opu cili go... Sam nie wiem czemu ta my l
przyczyniła si
do idiotycznego,
gł bokiego, ale nie histerycznego - tak mi si zdawało - miechu.
Kilka dni pó niej odezwał si
dzwonek. Otwieram - do diaska - ten
p€łkownik, który mnie przesłuchiwał na Rakowieckiej. Trudno...
- Jeszcze nie wszystko jasne?
- Nie wiem, ja nie w tej sprawie...
- Aha, znam was...
Ale wpuszczam go cia do rodka. Ma mnie kropn , to i tak kropnie, a
mam nagana w kieszeni i jeszcze jest kwestia, kto pierwszy wyci gnie swoje cacko.
R k trzymam w kieszeni, e niby taki jestem obra ony...
- Nie si dziemy? - pyta...
- Prosz - i prowadz go przed sob do kuchni. Z lodówki wyci gam
cytronet i niedopity Klubowy...
- Ledwo pana znalazłem... - tamten do mnie...
- Nie wie prawica, co czyni lewica - ja jestem na lokalu Funduszu
Wczasów Pracowniczych, a nie u cioci na imieninach.
- Kolego... młodszy kolego - odpierdol ty si ode mnie. Robi co ka , a
gdyby nie ja, to byłby ju nie le zmasakrowany...
- Przez wróbelki?
- Nie, ale ja mam wpraw i potrafi ... je li chc ... Z byłym ministrem teraz
nie patyczkuj si - tak u nas w fabryce mówi ...
No rzeczywi cie - od pewnego czasu nastała moda, aby Rakowieck
nazywa fabryk .
233
- A ja towarzyszu pułkowniku gazety czytam, radia słucham i wiem, e
towarzysz były, jak si
wyrazili cie - minister, nadal jest członkiem Biura
Politycznego i sekretarzem kace, faktycznym zwierzchnikiem takich jak pan i ja. Dla
niego to, to samo... pułkownik czy taki go ciu jak ja...
Tamten, zanim odpowiedział, wzruszył ramionami:
- Sam nie wiem - ale tak mówi . Afera z "Zatok " jest teraz i z puczem
Mietka. Mietek zgarn ł sekretarzy wojewódzkich i chciał ich przekupi sztabami
złota, dwudziestodolarówkami złotymi i czym tam chcesz... To pewne, e siedzi
wiceminister - szef departamentu drugiego - a dwójka za głupstwa nie wypada z
gry...
- A co - prasa kłamie... – ci gle byłem napastliwy.
- To nawet studenci - młody towarzyszu - wiedz ...
- To po co ich pałujecie? - spytałem bez sensu...
- Wy fundamenty podwa acie? - zaperzył si ...
- Bzdura - pod cian bym stawiał - wykonałem ucieczk do przodu, tez
niezbyt m dr ...
- My licie - to w ko cu i tak uderza w słu by... Mam wi cej lat... swoje
wiem... Wol
emerytur ...
Ja zreszt
w innej sprawie. Mam wasza klamk ...
Chciałem wam podzi kowa ...
I
wyci ga
zza
paska
spodni oplecion
tak
trzcink
flaszk
Jubileuszowego.
Ja si zdenerwowałem i dawaj karaska nagana z kieszeni portek, ale si
zaczepił o materiał i tylko kolba mi wyszła...
Pułkownik zacz ł si
mia , z hukiem poło ył swoja butelk na blacie i
powiada:
- Pod marynarka mam na szelkach wasz belgijk , ale teraz to nawet boje
si j zdj ... Cho pomy lcie... Gdybym rzeczywi cie miał was waln , to bym to
zrobił dziesi
razy i tak, e nawet nie zauwa yliby cie... Zreszt ja do takiej roboty
si nie nadaj ... Wiem co mówi ... Ale wam mo e nerwy troch puszczaj ... Nie
234
dziwi si . Na przesłuchaniu byli cie twardzi jak stal, ale to si tak gra... Ju widz do dzi by cie p kli... A zreszt to nigdy nie wiadomo... Dewizy mo emy wam
zwróci , je li wszystko wy piewacie o zwi zkach Mieczysława z "Zatok ".
- Oho - pułkowniku - a złoto?
- Jakie złoto gówniarzu? Patrzcie go aferzyst ... Człowiek si nara a, by
uratowa
ycie młode - idealnie nadajesz si na kozła...
Tu si wkurzyłem i jednak wyrwałem mojego gnata razem z podszewk ...
Przystawiłem mu do brody, druga r k za chabety...
- Pułkowniczku kurwa, nie ze mn ta mowa. Nie jestem pudel warszawski.
To jest złoto... słu bowe..
- A ty kurwa po polsku nie rozumiesz? - odpowiada pytaniem, ale słysz głos mu dr y.
- Mówi ci przecie , e adnego złota nie było, bo albo było z "Zatoki", a
Franek twierdzi, e z "Zatok " nie masz nic wspólnego i ledztwo to na razie
potwierdza, albo ledztwo poszło le - ty jeste z "Zatoki" i rodzi si pytanie o rol
ministra... A złoto wtedy przepadnie na skarb pa stwa... Zreszt - spytaj Franka...
- Takie buty... - pu ciłem go...
- I co - do emerytury taki fundusik? – ci gle jeszcze kombinowałem, eby
si chocia podzieli ...
- Mała rybka jestem. Mało jeszcze znasz ycie. Ty jeste dla nich takie
pekao - trzymasz kas , ale do dyspozycji... Niby twoje, ale i nie twoje... Ale ja tylko
tak my l . A za t belgijk po prostu chciałem podzi kowa . To byli moi ludzie. Oni
winni... a ja mógłbym bekn ...
- No dobra - wypijmy po jednym... - machn łem zrezygnowany r k ...
- No wypijmy - i wypili my...
Pułkownik pogłaskał si po wyliniałej głowie, a z ust to mu mierdziało - ja
z chlewa!
- Bojowy jeste chłopak... Podobasz mi si ... Ale du o wiesz i formalnie nie
w słu bie - ten gnat jeszcze ci si przyda...
235
A po chwili, skoro milczałem - dodał:
- Ale to nie ja nadam ci spraw ...
Gdy wreszcie poszedł, uprzednio ostro nie, ebym si nie zdenerwował,
zdejmuj c z karku moj spluwk , humor wcale mi si nie poprawiał. Nast pnego
dnia przylazł Zygmunt. Taki był skwaszony, e a g b miał krzyw .
- Towarzysze uznali, e jeste cennym współpracownikiem. Z pensjonatem
krewa. Bractwo ju rozp dzono. No nie ma burdello peerelo (zostawi bł dn
pisowni ). Nawet odpraw dostaniesz. Dobre były czasy, ale si sko czyły. Dawaj
gorzał na stół...
Ja ju miałem za du o tej gorzały - dzie w dzie , jak tylko wyszedłem,
a nawet jeszcze w mamrze.
- Polska Ludowa padnie przez te har - mówi .
Ale on nic, tylko ebym dawał, bo temat trudny...
- A dziewczyny - wiesz - to płakały, gdy im kazano si pakowa ... zaczyna, a ja na to:
- No to nie musiałe mi dla tej rewelacji w troby marnowa ...
- A co - masz chor ...
- Jeszcze nie - ale b d z tob miał...
- Daj spokój - ja nie o tym... A zreszt , kto jak kto, ale ja z gorzał nie
przesadzam.
- To o czym?
- Kurestwa za du o jest w Polsce Ludowej - nie my lisz?
- Raczej za mało - o nasz pensjonat.
- Pensjonatu al, ale nie tobie - za granic jedziesz...
- J zyków brachu nie znam, daj sobie siana...
- Nie musisz - fach masz i potrzebny jeste w Wiedniu chyba, czy jak?
- Tam mnie jeszcze nie było? - spytałem niby oboj tnie, ale w
rzeczywisto ci zastrzygłem uszami.
236
Za Gierka wprawdzie zacz li czasem komu tam dawa paszporty, gdy
miał krewnych za granic , ale ja nie miałem i zawsze s dziłem,
e w tym
bolszewickim syfie do ko ca b d siedział jak w konserwie. Filmy si ogl dało,
Wolnej Europy słuchało, no ju
wiedział człowiek,
e komuna nie taki znów
rarytas... Wszystko z Zachodu było lepsze jak nasze. Nawet piwo było lepsze od
ywca, chyba e eksportowy ywiec, to mo e nie jest gorszy... Ale oni potrafi w
butelce od eksportowego szczyny sprzeda ...
- No - st kaj w ko cu...
- Pozornie chujowa robota, ale szmal wielki. No bo widzisz, kurew, albo
kandydatek na kurwy u nas, byleby si wyrwa na Zachód, jest od zajebania...
- No bez poezji. Sam wiem. Niejedna córka członka kace by si za paszport
pokurwiła... No i za dewizy...
- Tak my l ... No wi c trzeba to zrobi ...
- Córki członków kace na kurestwo puszcza ... w Wiedniu? - jaja sobie
robi , bo widz , e go a zgina.
- A chuj mi do tego, czyje córki. Byleby si nadawały. Ty b dziesz
sprzedawał je alfonsom do zachodnich burdeli. Na pocz tek do Wiednia.
- A one co - agentki?
- Mo e tak, a mo e nie. Ani tobie, ani mi nikt si nie b dzie tłumaczył. Na
pewno za to - dewizy pa stwu s potrzebne. Id kurwa rano do sklepu, a masło tam
du skie. To co kurwa? Nad Wisł krowy wymiona pogubiły, czy jak?
- Do rzeczy Zygmunt... - sam nie wiem, czemu jestem taki opryskliwy...
- No dobra. Nasi b d
ci nasyła
dziwki. Jak b dziesz miał
zapotrzebowanie na konkretn , to tak ci wy l , jak narysujesz i za ka d zapłacisz
resortowi, ale tobie drugie tyle zostanie.
- To znaczy ile?
- Nie wiem człowieku. Sam musisz zbada rynek. Ale zasad ustalono...
Musisz nie za mało, ale te nie przesadza z cen . Towaru mamy po gardło, tylko go
pcha na eksport... Dewiz w kraju nigdy do ...
237
- Ty - to jest lewizna, jak ten cały "Zalew", czy operacja?
- Po chajrem - operacja... Na "Zatoce" posypała si dwójka, znaczy si wywiad. Nowi ludzie i nowe, efektywne idee zgodne z linia partii. Ojczy nie
potrzebne s dewizy, a słu by dla ojczyzny i w gównie potrafi si babra . Sam
wiesz...
- A nasza "zatoczka" - chyba nie mniejsza, ni ta wpadka - jest ju passe?
- O czym ty chłopie gadasz? My nigdy takich rzeczy... Szaleju si na arłe ?
Frankowi mam wspomnie ?
- Dobra, dobra - artowałem...
I na zgod nalałem - nawet nie wiedziałem, e Zygmunt zrobił si taki
pijak...
- Sam widzisz, e jednak nie jeste pewny. Dziwiłem si , ale si nie
dziwi ... - zauwa ył...
Wypili my...
- Ty - czemu ty mówisz, e ja nie jestem pewien i e ty si temu nie
dziwisz?
- No bo rodz si w tpliwo ci...
- Do mnie? - achn łem si .
- A w ka dym razie musisz utwierdzi zaufanie słu b do ciebie.
- No dobra, ja mog wszystko... - mówi i nakładam na talerzyki ledzie w
occie. Lubi
ledzie, ale obrane i przyrz dzone sprzedaj tylko w słoikach z octem.
Mo na jeszcze kupi z beczki, z flakami i samemu przyrz dzi , ale trzeba wiedzie
jak, no i pó niej przez trzy dni r ce ledziem id . Wi c gdy tylko widz , e rzucaj
do sklepu ledzie w occie, to kupuj .
- Słuchaj - przed wyjazdem masz załatwi jednego ksi dza pod Warszaw .
- Co znaczy załatwi - utłuc?
- No wła nie - masz go załatwi ... A jak, to ju twój ból głowy. Po prostu
za dziesi
dni ma go nie by w ród ywych i ju ...
238
- No co ty... Nowa władza z Ko ciołem katolickim dobrze yje. Sam
słyszałem, jak towarzysz Gierek mówił: - "wierz cy i nie wierz cy"...
- Co ty dzisiaj bredzisz? - replikował...
- No nic nie bredz , tylko ja do mokrej roboty si nie nadaj . Mama jest
wierz ca, tata chyba te - po co mam ksi dza zabi ?
- Potraktuj to jako wiczenie. Zanim pojedziesz do Austrii, musisz przecie
dowie , e umiesz si znale
Patrz
w ka dej sytuacji.
ja na tego Zygmunta - facet ma coraz mniej włosów, coraz
chudszy, a przecie znamy si nie tak wiele lat. Odpowiedzialna ma prac . Nie b d
pytał, ale przecie jeszcze tydzie temu robił w wywiadzie. A po twarzy wida - ile
ma trosk... Mówi mi, e mam zabi ksi dza i to jest normalne, a po tej twarzy widz ,
e jemu samemu jest głupio, cho zało
si , e nie jest wierz cy.
- Kto to wymy lił?
- Nie ma znaczenia i nie dowiesz si . Nikomu poza mn nie mo esz tego
powiedzie .
- Mog kogo do tego zaanga owa ?
- Ty czego nie rozumiesz. Ja ci nie dałem adnego zlecenia. Chodzi o to,
ze je li za dziesi
dni ten ksi dz b dzie y , tu masz koordynaty - daje mi
przebitkow bibułk i trzy fotografie - to ty le ysz i nie masz zaufania instancji. Ale
koszty mo esz, a nawet musisz rozliczy . My rozumiemy, e manipulacje kosztuj ...
- Ty, Zygmunt - ale po co wła ciwie stuka tego gada?
- No sam widzisz, e gad - uchwycił si słówka...
- Spójrz na to filozoficznie - kontynuuje. Czy twoim zdaniem ksi a w
gospodarce socjalistycznej wytwarzaj co po ytecznego?
- No ludziom s potrzebni...
- A do czego? Do hodowli tuczników s potrzebni, do spustu elaza, do
eksportu i importu?
- No nie...
239
- Wi c sam widzisz, e s to zwykłe darmozjady. Paso yty paso ytuj ce na
ciele socjalistycznej ojczyzny. I jeszcze wtykaj kij w szprychy...
- Wi c ten katabas niczym konkretnym si nie zajmuje?
- Nie wiem. Mam przekaza , to przekazuj . Ale
e oni, ci ksi a i
zakonnice darmo chleb polski jedz , to jestem pewien... Dla zdrowia społecznego...
mo na powiedzie ...
No i na tym wła ciwie sko czyła si rozmowa... Bo o czym tu było
gada ? Niby teoretycznie prawda, ale niby dlaczego ja?
Aha - powiedział mi jeszcze, e to, jak cał spraw zaaran uj , to nie ma
znaczenia, byleby si nie wydało... e to jest niby traki mój majstersztyk w cechu...
A tak w planie politycznym to mo e to słu y przypomnieniu, e wprawdzie na
obecnym etapie władza z Ko ciołem z dzióbków sobie jedz , ale niech sobie te
krecie syny nie my l ... Im trzeba takie sygnały co jaki czas wysyła , eby si nie
rozpasali...
No i poszedł sobie, zostawiaj c mi obrzyna, a tak e niezłe gówno na
rodku głowy.
Pomysł, e chc mnie wpu ci jako morderc ksi dza i os dzi , do
szybko odrzuciłem. Wi c w takim razie chc mnie zwi za ze sob na mier i ycie,
a to jest głupie, bo ja jestem ju zwi zany... Wa ne było dla mnie, e wła ciwie to ja
nie musz osobi cie tego wszystkiego załatwi . Oczywi cie pod warunkiem, e rzecz
zostanie załatwiona na czysto... Miałem pewien plan. Szybko ruszyłem na Poczt
Główn i sprawdziłem po ksi ce telefonicznej adres. Poci giem nie chciało mi si
jecha , bo jednak ludzie mog zapami ta , a brakowało mi samochodu. W kioskach
nie było ju " ycia Warszawy" - od dziesi tej to normalne - nie ma i ju , ale
poszedłem do empiku, dwie herbaty wypiłem, zanim doszedłem w kolejce do
przeczytania. Na szcz cie - cz ci z ogłoszeniami motoryzacyjnymi aden cwaniak
nie wyrwał...
Znalazłem dobre ogłoszenie - czteroletnia Syrenka z resorami na
podkładkach miedzianych i z kierownic
od Skody. Stan po remoncie.
240
Zatelefonowałem z budki - to były korowody - wsz dzie albo połykał monety, albo
słuchawki urwane, ale udało si w kinie "Bajka". Przed wpychaj cymi biklety na
film ameryka ski ko mi, to op dza si człowiek musiał. Wsiadłem w taksówke i
pojechałem w pobli e adresu, obejrzałem samochód. Rzeczywi cie na chodzie.
Złodziej jeden - pi dziesi t dwa tysi ce za dał i jeszcze kazał si spieszy , bo na
wieczór umówiony jest z innym klientem. Pojechali my na Poczt Główn znowu.
Po drodze stargowałem do pi dziesi ciu i pół - wi cej jak za nowy, ale to było
normalne. Na nowy trzeba przydział i taki przydział jeszcze par dni temu to dla
mnie była betka, ale dzi ? Niestety, nie publikowali cen samochodów, eby nie
wyszło na jaw, e s takie drogie, cho wszyscy to wiedzieli i nawet nie bardzo
miałem z czym porówna ...
Blankiet umowy miał facet z giełdy. e te nie chciało mi si dwa dni
poczeka - no ale nie mam czasu, nie tylko nie pomy lałem. Panikuj do czorta, czy
jak?
Wsiadłem w ten mój nowy pojazd i prosto z dworca ruszyłem ruszyłem
do Człuchowa. Na ograniczenia pr dko ci nie zwa ałem, bo przecie miałem t
swoj legitymacj esbe na inne nazwisko. Po drodze waln łem oczywi cie g .
Wła ciwie to celowo, cho
obawiałem si
stłuczenia szybki reflektora. Tak
odruchowo waln łem, bo przecie nawet nie było takiej kuchni, która by mi ja
przyrz dziła. Byłem bezdomny jak pies. Je li nie zdob d zaufania, to po prostu b d
na lodzie: bez przyjaciół, pozycji, pieni dzy. Bardzo mi si siebie zrobiło al. Po
chwili jednak pomy lałem,
e g
mogłem da
jako podarunek z podró y...
zawróciłem. Jaki cham niósł j ju do wsi. Zatrzymałem si - dawaj - macham t
legitymacj tak, eby nazwiska nie widział, bo czasem i cham ma refleks i mówi
mu:
– To jest dowód przest pstwa - dokumenty...
– Jakie przest pstwo panie... Moja g
- poznaj - dzieciaki s siada mi
powiedziały: - na drodze wariat taka sam Syrenk , jak pana - trzasn ł...
241
– Ja nie mówi obywatelu, e to wy popełnili cie przest pstwo, ale albo
dowód przest pstwa wydacie celem przeprowadzenia czynno ci, albo wezwiemy was
na wiadka...
Tamten zbaraniał, bo jak ka dy cham boi si panicznie s du...
- A jakie tak dokumenty... Panie kapitanie... Ja ze wsi, wszyscy mnie tu
znaj ...
- To si jeszcze zobaczy. Posterunkowy wywiad przeprowadzi... Wy mi
obywatelu na czystego wygl dacie
A mówi to dla jaj, bo gumofilce - w czerwcu gumofilce! - to miał tak
uwalane gnojem, e hej...
- Ale posterunkowy zawsze czego si dogrzebie... a mi to po co - wy
b dziecie si tłumaczy , a ja papiery wypisywa . Dawajcie dowód przest pstwa
obywatelu, albo dowód osobisty, bo ja na słu bie...
Pewnie,
e dał... Po drodze pukn łem jeszcze zaj ca. Zgłupiał pod
Człuchowem w wietle reflektora. Widno jeszcze było, ale chciałem wypróbowa ,
czy akumulator jest wystarczaj co mocny?
Zajechałem pod domek mojego sier anta. Ładny miał domek. Zapraszał
do rodka, ale stanowczo nie skorzystałem. Za to dałem mu moje zdobycze. Niech
jego ona ma jakie zaj cie... Wrócił po pi ciu minutach z torb ortalionowa na
zakupy. Poszli my na spacer. Przez rodek jeziora, takiego zaro ni tego trzcin , szła
poniemiecka jeszcze kładka. Trzeszczało to cholera, dechy przegniłe, pale ze staro ci
spróchniałe, a z prawej bagno i z lewej bagno...
e te rada narodowa nie kazała
jeszcze tego rozebra ... A aby darły mordy, e człowiek człowieka nie słyszał. Po
drugiej stronie był las przerobiony na park miejski - nawet ławeczki - kulturalnie.
Kawalerka niedaleko od nas wino piła - zwykłe J-23, ale na widok milicjanta - fakt,
e emerytowanego, niemniej zawsze - poszła gł biej. Dało si rozmawia .
Ja mu:
- Wy wiecie, e ja dla was wszystko?
242
- Ja dla was, panie dyrektorze, te wszystko, jeszcze by nie... sklerozy nie
mam...
I wyci ga egzemplarz "W Słu bie Narodu", rozkłada mi dzy nami na
ławce, a na tym cztery kotlety mielone, a ociekaj ce smalcem - takie dobre,
musztard , skibki chleba, nawet obrany ju ogórek - w czerwcu wie y ogórek rarytas... No i musztardówk i czyst stra ack . A w drugiej butelce po wódce herbata na popitk i dwie musztardówki... Ech... na bogato... Wida było, e nawet
sytuacja sprzyjała konstruktywnej rozmowie i konstruktywnym wnioskom...
Cztery dni pó niej stałem przy pustej uliczce podwarszawskiego, raczej
szemranego miasteczka. Tak w odległo ci pi dziesi ciu metrów, mi dzy gał zkami
krzewu, ale dobrze widoczny, miałem ganek plabanii. Zajechała moja Syrenka.
Wyszło dwóch go ci. Jeden, mój sier ant, został przy bramie z r koma w kieszeni.
Drugi, mo e nawet troch starszy, ruszył ku drzwiom. Pewnie zapukał? Otworzyła
jaka stara baba, a ten facet wszedł wraz z ni do rodka. Czekam i czekam. Pi ,
dziesi
minut... Ja si denerwuj , ale i mój sier ant - mimo odległo ci przecie to
widz - denerwuje si . Ju byłem gotów wej
sier ant niech idzie robi
na stanowisko sier anta - na czat , a
porz dek. Ma swoj
tetetk , prywatn , nigdzie nie
notowan i mojego jeszcze obrzyna. Czułem, jak krew mi w skroniach pulsuje...
Niepotrzebnie, cholera, kaw piłem...
Ale na szcz cie w chwili, gdy ju chciałem rusza , kto wyszedł z
budynku i targa ze sob worek.
- No kurwa - my l - na to si nie umawiali my... Miało nie by rabunku...
Ale co mog zrobi ?
Oni wsiadaj do Syrenki, mój sier ant niepotrzebnie silnik zgasił, bo nie
od razu si
zapala... Ale zaskakuje w ko cu, i terkoc c swym dychawicznym
dwutaktem bryka rusza. Ja czym pr dzej oddalam si . Wła ciwie to powinienem
243
wej
tam i sprawdzi , ale cholera strachu si najadłem i poszedłem. Mimo to dumny
byłem. Tak, tak... - dumny. Czułem si jak gwardzista z Gwardii Ludowej, jaki
Mały Franek albo Janek Krasicki, który wła nie wrzucił wi zk granatów do "Cefe
Clubu"...
Z sier antem spotkałem si o dwudziestej trzeciej pod Poczt Główn .
Fakt,
e milicji wokół du o i pewnie te
tajniaków, bo tu utarg ze sklepów
przywozili, ale z drugiej strony - ludzi tylu, e nie zwracali na siebie uwagi.
- I jak - wszystko w porz dku? - pytam...
- Zadanie wykonane, tylko otworzyła ta stara, to j od razu nadział na nó .
To fachowiec. My tak peeselowców przed referendum kłuli my - jak prosiaki... To
był mój dowódca, ma wpraw , nawet nie zipła. Cała filozofia, by stan
bokiem, to
w jusze si człowiek nie ubabra... Potem dziada te skroił... Dziad idiota, zamiast si
broni , zacz ł si modli - kretyn... No ale nie dał mu czasu... Zenek nie z tych...
Zenek go ciach w gardło i wtedy si ubrudził... Pewnie widzieli cie?
Nic nie widziałem, bo ju była szarówka, ale nie było potrzeby si
tłumaczy .
- Potem jeszcze biegał w te i nazad, ale wikary pewnie na kurwy przez
okno uciekł, albo wtedy wyszedł, kiedy my narad robili my... A w takim razie w
ka dej chwili mógł wróci ... A tym czasem Zenek nic... Nie pietra, tylko penetruje
lokal. Ja mu mówiłem, eby nic nie brał, ale on i tak swoje zrobił. To ja mu z tej
zło ci, e cały worek fantów wyniósł, i to jakich! - e premii nie dostanie...
- Dostanie, dostanie... Cho trzeba pomy le , eby mo e mniej... Jaka kara
za samowolke musi by ...
- Panie dyrektorze - ni cholery... Jak mu powiedziałem, e nic, to nic. Ja
znam ycie. Jak si oka e mi kko , to potem ci gle b dzie chciał na gorzał
po ycza . Na wieczne nie oddanie... Pana nie zna, ale do mnie mo e si przyczepi i
starego kumpla b d musiał stukn . Dla jego dobra prosz ...
- Dobra - stoi... Przynajmniej pół litra mu postaw. Masz tu pi dziesi taka
na pół litra. Naprawd nawet nie chcesz za bilety?
244
- Panie dyrektorze. Ja jestem człowiek honorowy. Ja mam dług i ja go
spłaciłem. Krew za krew. Mogłem mie czap za tego Stalina... A zreszt ... Młode
lata se człowiek przypomniał... Jeszcze nie zardzewiałem... Jakby co, to gotów
jestem do słu by... A pół litra kupi i wypij ... Razem z kumplem... Zawsze jest co
wspomina ... Mo e co mu fantów puszcz ... U nas jest garnizon, mam kumpli w
tym wojsku, przy forsie. Im zawsze trzeba co ... I głupich pyta nie zadaj ...
Ju dwa dni pó niej przyszedł do mnie Zygmunt. Patrzył na mnie z
podziwem. I raport kazał pisa . Ja na to, e robota wykonana, a krasnoludki tego nie
sprawiły, ale on nic, tylko eby raport. Ja wi c pytam:
- Mam sam pisa o tym, eby cie mieli na mnie takiego haka?
- No wła nie o to chodzi. Ale wiesz. Napisz tak, aby w ka dym zdaniu było
jasne,
e działałe na rozkaz.
Nigdy adnemu s dowi takiego czego si nie
poka e...
Wzruszyłem ramionami, ale nic - pisz , a on mi pomaga. Na koniec
zaznaczyłem, e koszty własne to pół litra. Nie wchodziłem w szczegóły. Tam
benzyna, jakie takie rachunki z geesów po drodze... To przy innych tam sprawach...
Pół litra i szlus, eby nie było, e jestem pazerny... Zygmunt wypłacił mi za nie od
r ki.
mieli my si
z tego... No bo rzeczywi cie. Taka powa na akcja, taka
synchronizacja, a tylko pół litra. W naszych gierkowskich czasach, a bez wkładu
dewizowego si obyło... Czysta krajowa produkcja...
No i nie min ł tydzie , gdy wsiadałem do poci gu do Wiednia.
Paszport odebrałem rano, przed dziewi t , zanim jeszcze zacz to wpuszcza
interesantów. Tak ze setka ludzi koczowała cał noc, a ja nic. Zaje d am jak panisko
resortow taksówk , czyli z naszym tajniakiem jako kierowc , bo przecie rano
adnej bym nie złapał, mijam wszystkich z tak min , e sami si rozchodz , cho w
zasadzie dost pu do drzwi wej ciowych pilnuj , grzecznie pukam, od wierny ze
stra y przemysłowej równie grzecznie otwiera, ka e si
na swoim biurku i idzie po
245
kogo . Po pi ciu minutach przychodzi rozespana urz dniczka – no wida , e picie
porannej kawy jej przerwałem - z jakimi papierzyskami. Ja je wszystkie po kolei
podpisuj . Ona z jakim lewym u miechem mi to daje , oboje ładnie sobie mówimy
do widzenia, ja od wiernemu te , a on mnie olewa, jak to stra przemysłowa - ci k
ma prac z t kł bi c si pod drzwiami hołot . Wychodz na zewn trz i z tłumu
słysz :
- "Czerwony paj k"
Tak nie gło ne to było, ale dało si słysze , wi c obracam si i pytam:
- A co obywatele, po odbiór paszporcików si czeka? A jak zawróc i nie
dostaniecie, to co - jeszcze w kraju, a ju wroga propaganda?
Tamci jak jeden m
zamarli! Ze strachu, to jasne...
- No, powiedzie przepraszam, bo wracam...
Ci najbli si mnie, z niet gimi minami i tak jako niewyra nie, czasem
tylko ruszaj c wargami, jednak przeprosili. Inni udawali,
e nie wiedz , o co
chodzi... Stale z batem trzeba nad t band sta ... Dałem spokój. Taksówkarz na
dziesi t miał dziecko zawie
do lekarza, czy co? Nie b d mu przecie takich
spraw psuł... Ale ju byłem tego bliski...
Pojechałem do fabryki na Rakowieck . Tam w biurze przepustek czekał
oficer, wzi ł ode mnie paszport i wrócił z trzema a wizami. Wszystko ładnie,
zgrabnie, nie do rozpoznania. Mam si
nie obawia , bo wszystkie wizy s
potwierdzone. A paszport - nie wspomniałem - nie jest na moje nazwisko.
No dobra. W poci gu mam miejscówk w pierwszej klasie, przy oknie, w
przedziale dla nie pal cych. S siedzi te raczej mili. Wida , e powa ni ludzie, na
stanowiskach, jad słu bowo, ale ka dy, cho gadamy, o meritum ani wspomni. No
morda w kuble, e a miło. Rzec mo na, e elita społecze stwa delegowana jest za
granic ... Ka dy wie, jak si zachowa .
Dewizy w delegacji oszcz dzaj . W przedziale od krakowskiej suchej i
jałowcowej a
licznie pachnie... Jak to si mówi - jak w mi snym za Nieboszczki
246
Rzeczypospolitej... Ju tam gdzie jad , to ja si tych bogactw napatrz .. he, he... No
a nasi delegowani głodni chodzi te nie b d ...
Taki
jaki
wyluzowany, zadowolony jad , cho
na niepewne, bo
przecie po niemiecku ani me, ani be, tyle co z liceum, bo przez dwa lata miałem
niemiecki, ale nauczycielka poszła na emerytur - do dzieci wyjechała na l sk i
zmienił nam si z now nauczycielk j zyk na francuski. I ten luz to był zwodniczy.
W Cz stochowie na stacji przychodzi dwóch tajniaków, wal do mego przedziału i
grzecznie, ale stanowczo ka
i
ze sob . Jeden prowadzi, a drugi wzi ł wszystkie
moje baga e. Bardzo dokładnie to ustalali, nie było lipy.
No - my l - umarł w butach. Zastanawiałem si , czy co ze złota nie
wzi , albo dewiz, ale my l sobie: - nie - dali mi dwa tysi ce dolarów kazionnych,
to musi mi starcza . Jad słu bowo, to ze swoich dopłaca nie b d ... Byłem tak
bojowo nastawiony, e gotów byłem całe powiaty dziewczyn wysiedla na Zachód,
wi c kombinowałem, e szmalu mi nie zbraknie... No rwało mnie do czynu, a tu taki
gips! To wszystko były jaja! Oni chcieli mnie po prostu udupi ... No ale nic takiego
nie wiozłem...
Prowadz mnie jak przest pc na komisariat, tam wybebeszaj wszystkie
baga e - nawet trzy tubki z past do z bów na moich oczach pokroili. Moim
własnym no em! Najpierw odkr cili drewniane deseczki r czki. Nawet nie s dziłem,
e si odkr caj . A oni rozkr cili i tym rozkr conym przedwojennym gerlachem
past do z bów mi zmarnowali! Przez cały czas mnie obserwowali, a potem na
osobist . Nawet do dupy, za przeproszeniem - zagl dali. No jebał was pies.
W ko cu dali spokój. Jeden wyszedł, wrócił, bez gadania przeprosił
licznie, wyja nił, e taka słu ba i e jestem wolny. Ja si pytam, kiedy mam
nast pny do Wiednia, albo jakie poł czenie z przesiadkami, a oni mi na to, e nie,
maj polecenie powtórzy , e w Warszawie mam si stawi na kwaterze.
Ja tak dla pucu, aby Austriaków zmyli , mam bilet powrotny, ale bez
miejscówki. Zreszt najbli szy poci g, to wcale nie ekspres, bez miejscówek. Do
Warszawy wróciłem z wszystkimi bambetlami.
No poległbym na tym Dworcu
247
Wschodnim, obrabowaliby mnie jak nic, gdyby nie to, e Zygmunt czekał. No, to ju
chyba nie jest le. Zawozi mnie swoj now Skod pod kwater . A ja my lałem, e
ju do niej nie wróc i mówi:
- Nie wiem, cholera, o co chodzi, ale kto spod Siedlec na ciebie czeka...
On nie wiedział, ale ja wiedziałem. Po całej tej aferze nie pojawiałem si
u Przemyslidy, bo przecie ci gle mogłem by na smyczy. Tajniacy czasem potrafi
udawa , e ich nie ma - a zreszt nie byłem pewien, czy on nie działał przy tej
"Zatoce", czy te "Zalewie" - i czy go nie zamkli... Chwali si nie miałem czym.
Wprawdzie rozliczony byłem z nim na bie co, ale te dwie sztabki niby
szwajcarskie, to były jego, a przepadły...
- No i widzisz, młodu człowieku, nigdy nie trzeba ignorowa starych
przyjaciół. Nawet je li oni nie b d si m cili, to los mo e si zem ci ... Uznano, e
skoro jednak troszk na tych operacjach zarobiłe , to powiniene si rozliczy co do
grosza. Mam nadziej ,
e odkładałe
dla siebie w autentycznych sztabkach
bankowych. No to wła nie takie mi zwró . Ja si nie obra ...
Dobrze Przemyslidzie było mówi ... Ale wychodziło na to,
e całe
ryzyko finansowe brałem na siebie ja. Mógłby si przynajmniej podzieli - on
sztabk i ja sztabk ... Ale powiedział to wszystko tonem tak autorytarnym, e lepiej
było nie kruszy kopii. Facet miał wej cia, skoro sprowadził mnie z trasy. A ju
dwukrotnie s dziłem, e jest załatwiony. Po raz pierwszy, gdy w 1968 wyp dzali
ydów ze szczególnym uwzgl dnieniem tych umoczonych w stalini mie. A on mi
wygl dał na takiego wła nie. A drugi raz, gdy wła nie ostatnio pół zarz du drugiego
rozp dzono za szmugielek złota i dewiz. Dało mi do my lenia, e nie wpadły sztabki,
ale mimo to s dziłem, e palce maczał w tym Przemyslida.
- Masz na to dwa dni. Za dwa dni przyb d tu z fantami. Gdyby był
ledzony, to masz trzy dni. Ale kłama - to mówi w zaufaniu - nie warto... Ja b d
wiedział, czy ledz ci , czy nie?
248
Po zło eniu tego o wiadczenia wstał z fotela, odwrócił si na pi cie i
wyszedł z własnego salonu, zostawiaj c mnie sam na sam ze swym muzeum. Nawet
herbat mnie nie pocz stował.
W tej sytuacji powstałem i ja. Tako
odwróciłem si
n pi cie i
wyszedłem, przez nikogo nie egnany, na podwórko, do mojej syrenki.
ledzony chyba nie byłem, a sprawdzałem to na ró ne sposoby, lecz z
pewno ci
nie na wszystkie. Z Warszawy wyjechałem na Kielce bocznymi, a
wła ciwie polnymi drogami. Tak cyrklowałem, by dotrze na jak
lecz udało mi si
pierwsz w nocy,
dopiero na czwart . Nawet do rodziców nie zajrzałem.
Odwiedziłem tylko jeden ze schowków i wzi łem, co miałem wzi . Wróciłem jad c
przez Ostrowiec, tras na Lublin, szerokim kołem omijaj c stolic . Wprost, a raczej
te bocznymi drogami, pod Siedlce. Zajechałem na podwórko w porze obiadowej.
Nikt nie wyszedł mi na spotkanie. Przemyslida wprawdzie kazał mi
zjawi si za dwa dni, ale mo na było to rozumie , jako najpó niejszy termin. W
termosie miałem jeszcze troch
kawy, bo najpierw j
oszcz dzałem, a potem
zapomniałem o niej. Wypiłem w samochodzie i w najlepsze zasn łem. A zasn
na
siedzeniu syrenki nie jest łatwo.
Obudził mnie, delikatnie potrz saj c za rami , gospodarz. S dz c z lekko
obłoconych butów - charakterystycznych, z podeszw , jak opona traktora - wracał ze
spaceru. Troch si zawstydziłem. Ale i przestraszyłem. Przez cały ten czas, tak na
dnie, tkwiła we mnie pami
sposobu, w jaki poznałem Przemyslid . Wówczas to on
strasznie si mnie bał. Dzi , kto wie, mo e ja powinienem si ba ?
Wzi łem swój pakunek i poszedłem do mieszkania. Tym razem starannie
wytarłem buty. Poprzednio zapomniałem i zostawiałem
lady na podłodze, a
zapewne i na dywanie.
Zasiedli my w fotelach. Na stoliku poło yłem, delikatnie, aby nie
naruszy wzorów na miedzianej blasze, pakunek. Przemyslida rozwin ł papier,
nast pnie papiery, w które - ka da z osobna - zawini te były sztabki i obejrzał je
249
uwa nie. Pomy lałem, e on chyba pami ta ka d z osobna, bo zdawało mi si , e
wr cz je rozpoznaje.
Wyniósł je do innego pomieszczenia, a po chwili wrócił ju razem z
gospodyni
nios c
kaw
w pi knym, srebrnym i wypucowanym do połysku
dzbanku, a tak e kanapki ze schabem pieczonym w domu. W rodek schabu
powtykane były suszone liwki. Ciekawe, sk d on brał ten schab i inne produkty w
kraju, gdzie w sklepie szynkowa, nawet lekko zzieleniała, była ozdob działu mi sno
- w dliniarskiego. mietana, wie a, to było wida , te była w dzbanku ze srebra, ale
mniejszym. Przemyslida bez słowa, lecz uwa nie mi si przygl daj c, nalał kawy i
gestem spytał, czy j zabieli ? Zgodziłem si .
- Odwiedził mnie przyjaciel... Taki stary przyjaciel - znamy si od
lat... Czasem odwiedzamy...
Z lekka zawołał:
- Michaile Grigoriewiczu... prosimy!
Wszedł do pokoju człowiek zaskakuj co niski, z perkatym nosem, du ym
brzuchem, w wieku co najmniej czterdziestu pi ciu lat. Wszedł z baniast butelk
brandy Maxim - bodaj najta szego z francuskich w Pewexie. Tak dwie trzecie co
najmniej ju było wypite. Dopiero teraz powstał gospodarz, lecz zamiast dokona
prezentacji podszedł do komody po kieliszki.
Facet, wygl daj cy co najmniej komicznie, w swetrze z czego
sztucznego przetykanego złot nici , a dobrze ju wiedziałem, e swetry najlepsze s
z prawdziwej wełny, wzbudzał moj wesoło . Sytuacja nie nastrajała do miechu i
wcale nie wygl dało na to, by roztropnie było mia si z przyjaciół Przemyslidy.
Nawet je li zwykli nas cza si trunkami, które Sta rezerwował dla gorszych
swoich go ci. Nie w tpiłem, e Maxim nie był inicjatyw Przemyslidy. To te udało
mi si opanowa .
- Michaile Grigoriewiczu... Eto jest tot młody pare , o którym wam
wielokrotnie mówiłem. Jest troch nadgorliwy. Wywi zał si z zadania o dzie
wcze niej...
250
- Oho - pomy lałem - z tymi sztabkami, to było tylko takie zadanie i mo e
mi je zwróc ?
- No... to za znajomo ... - odpowiedział ten malutki z dziwnym akcentem i
teraz, to ju miałem pewno , e mam do czynienia z prawdziwym Rosjaninem.
Wypili my do dna. Ja w pierwszej chwili nie zorientowałem si , e z
koniakówek mam pi do dna, ale natychmiast si poprawiłem. Rosjanin wypił i
reszt wytrz sn ł wprost na dywan.
- Dobry koniak - powiedział - nie tak ostry, jak nasz sowieckij... No...
kusz... jedz - młody człowieku, ty z drogi. Nie dziwisz si ,
e ja sowietskij
cziełowiek?
- Nie, bo wiem, e pan Przemyslida to dobry internacjonalista.
Spojrzałem na niego mo liwie najbardziej spokojnym wzrokiem
zadowolony, e tak zgrabnie znalazłem słowa...
- Masz racj ... Dobry komunista i internacjonalista. A ty do Awstrii
chciałe , do wroga, na obcy teren. Czy ty jeste dobrym internacjonalist ?
- Nie wiem, prosz pana, ale staram si ...
Rosjanin achn ł si :
- Ja nikakoj pan - ja towarzysz... No i dobrze, staraj si ...
A po chwili, jakby si wahał, ale w rzeczywisto ci widziałem, e jest to
wyre yserowane, rzucił:
- A Kraju Rad, kraju awangardy klasy robotniczej, ty by nie chciał
pozna ?
- Chciałbym - szczególnie chciałbym zobaczy , jak ludzie yj ... Nie tak z
wycieczk , ale w ród ludzi radzieckich...
Sam nie wiem, czemu tak powiedziałem. Po prostu powtórzyłem to, co
zasłyszałem od kilku go ci w pensjonacie, którzy mówi c o ZSRR narzekali, e z
nikim normalnym nie mog tam porozmawia , e nie s w stanie przebi si przez
otoczenie przydzielonych im gepistów. Tylko domy lałem si , e gepi ci, to nazwa
ich SB. Ju
po chwili bałem si ,
e naruszyłem jakie
tabu, zrobiłem co
251
niedopuszczalnego tym bardziej, ze po raz pierwszy widziałem w oczach, jak e
zwykle dyskretnego Przemyslidy, po prostu zdumienie. Nie obce ono było te , z
natury mało sugeruj cej skłonno
ku refleksji, twarzy Michaiła Grigoriewicza. A
jednak szybko si opanował i poniewa we flaszce po Maximie pozostało jedynie
wspomnienie, gestem zwrócił si
ku gospodarzowi. Ten zareagował, przyniósł
butelk Stock'
a i jak to bywa zauwa ył:
- "Koniak Stock przez cały rok"...
- Lato idzie, lato, towarzyszu... A jak ju b dzie prawdziwe lato, u nas, na
Krymie, to biełyj mied wied najlepszy... Ooo - biełyj mied wied ... Ale dawaj etot
kaniak sztok...
Gdy tylko wznie li my kieliszki, to perkaty rzucił:
- Za wizyt
naszego młodego przyjaciela na Krymie, w prawdziwym
centrum rekreacji zdrowia i wypoczynku ludzi sawietskich.
A po chwili, gdy ju znów osi gn li my dno kieliszków, dodał:
- Chcesz jecha
w sposób nie zorganizowannyj. No charaszo...
Prigłaszaem... Mój brat, eto czestnyj czełowiek, no prosta - dusza człowiek.
oneczke - tak si mówi po waszemu - oneczk ma prima sort, taka rabotnaja...
Eeech - wypi by za naszije eleznyje sawietskije enszcziny...
Przemyslida - bez entuzjazmu dla samej czynno ci, yczenie jednak
natychmiast spełnił... Po
eleznych sowietskich
enszczinach byłem ju
nie le
wstawiony...
Tak wi c, na lato zamiast do Wiednia udałem si
Radzieckiego na słynny Krym. Wiz
do Zwi zku
w ambasadzie radzieckiej podbito mi
wprawdzie niezbyt elegancko, bo portier o twarzy do
mocno zdegenerowanego
alkoholika i roznosz cy analogiczne wonie stanowczo za dał, bym spluwał tylko do
spluwaczki, gdy ja w ogóle nie planowałem spluwa ... za to bardzo szybko - wci gu
trzech godzin. Przy okazji, zgodnie z rad
Michaiła Grigoriewicza, w bufecie
252
kupiłem po pi
małych puszek kawioru czarnego i czerwonego, pi
puszek
bezsensownie tłustej tuszonki wołowej z fabryki w Baranowiczach - kazano mi
sprawdzi - czy z fabryki w Baranowiczach, czy nie, no i dwadzie cia kartonów
ameryka skich papierosów.
Dla przeci tnego Polaka, nawet oficera wysokiej szar y, były to boskie
dary kupione za bezcen. Papierosy po trzydzie ci pi
złotych za karton, czyli w
cenie sportów, tuszonka jak tuszonka - tłusta, bo tłusta, ale dawała si na ciepło
zje , a kawior - wszyscy mówili, e taki dobry, no to dobrze... Wszystko to
zawiozłem do rodziców i dopiero pod mamy r k tuszonka nabrała sensownego
smaku. Ojciec słysz c, e jad do zeteserer, a pokra niał z zadowolenia, cho od
razu mnie przestrzegł, bym nikomu nie mówił bez potrzeby, a i matce zabronił.
Uwa ał bowiem, e bez potrzeby do zetesereru nikogo nie zapraszaj i byle dyrektor,
to mo e sobie jecha do Bułgarii, ale człowiek z perspektywami, który ma zrobi w
kraju karier , winien je dzi
do zetesereru. Gdy wyje d ałem, mama dała mi
formalne błogosławie stwo, zabroniła pi
z Rosjanami wódk , a ju
zupełnie
zabroniła w czymkolwiek im si sprzeciwia , bo dla Rosjanina zastrzeli człowieka,
to jak zje
bułk z masłem... No i dała mi, specjalnie przyniesion z apteki, bardzo
podobno skuteczn ma
rt ciow na wszy. Do
które czynno ci wypadnie podj , gdyby ta ma
Nie s dziłem, aby ta cała ma
sumiennie musiałem powtórzy ,
była potrzebna.
miała mi by bardziej potrzebna, ni w
kraju, a nigdy dotychczas nie musiałem jej u ywa , ale zapakowałem. Walizk
przecie , i to skórzan , miałem pojemn .
Ale nie wida było, by mama sprzeciwiała si wyjazdowi. Przeciwnie miałem wra enie, e z tym samym nastawieniem egnałaby mnie przed wyjazdem do
USA. Mo e na poniewierk , ale na pewno po dolary...
Zygmunt odprowadził mnie na Dworzec Wschodni. Bilet kupiłem w
"Orbisie" w Alejach Jerozolimskich i gdy tylko przedstawiłem paszport, to kasjerka
najpierw sprawdziła w przetłuszczonym i rozpadaj cym si
zeszycie, a potem,
dokładnie mi si przygl daj c, wzrokiem takim bardziej policyjnym, czy ja na
253
fotografii, to ja za szyb , wr czyła mi miejscówk pierwszej klasy. Oprócz walizki
miałem jeszcze olbrzymie papierowe torby z Pewexu, gdzie w zgodzie z rad
Michaiła Grigoriewicza nabyłem trzydzie ci par spodni ze cieralnego d insu Rifle
dla dorosłych i dwadzie cia par dla dzieci, a Sta załatwił mi i to od r ki,
dwadzie cia pi
par polskich, z gorzej cieralnego d insu, jako taniej, bo po sto
sze dziesi t złotych, kupionych na bazarze Ró yckiego od bab. Te d insy masowo
produkowało całe podziemie funkcjonuj ce wokół podkarpackich wiosek z
Rzeszowszczyzny. Nasi w ogóle nie potrafili sobie z tym da rady, wi c tylko
kontrolowali, co i jak. Tak słyszałem jeszcze w pensjonacie, ale miałem pogl d nieco
bardziej sprecyzowany. Tych trzech oficerów od szytych w kraju d insów, po pijaku
dosłownie szastało pieni dzmi i zaraz po marcu 1968 dziewczynom wkładali mi dzy
nogi całe rulony brudasów wołaj c, e teraz to oni s bananowa młodzie .
Do tego wszystkiego doł czyłem pi
pojedynczych gum bubble-gume -
ameryka skich - na padarunek dla syna gospodarza, dwadzie cia krajowych
pakiecików gum po pi
składanych i sze
z prywatnej wytwórni, dwana cie parasolek damskich
m skich, te składanych. Jechałem wi c na ten Krym jak z szabru,
obci ony niesamowit ilo ci wyrobów, o których sk din d, nie tylko do Michaiła
Grigoriewicza wiedziałem,
e w zeteserer s
chodliwe. W banku polskim za
wymieniłem w oparciu o specjalny talon wr czony mi po prostu przez Michaiła
Grigoriewicza, trzysta sze dziesi t rubli - kwot podobno znaczn - i to wpisano mi
do ksi eczki walutowej. Dokładnie je sobie obejrzałem. Trzydzie ci sze , prosto z
drukarni, czerwonych banknotów po dziesi
zmieniło - dziesi
rubli. Nic si od czasów caratu nie
rubli papierowych to czerwoniec... U nas w kieleckiem jeszcze o
tym pami tano. Tyle, ze kiedy za czerwo ca, tak wspominano, to porz dnego
cielaka kupił...
My lałem, e poznam kogo stamt d w przedziale, nawet przygotowałem
sobie cał koncepcj , jak by tu si mo liwie du o dowiedzie , samemu mówi c jak
najmniej. Słówek uczyłem si
ze słownika, który kupiłem w antykwariacie za
trzykrotn cen w stosunku do tej wytłoczonej na okładce. Był troch zu yty, ale
254
jeszcze kompletny, a nowych w ksi garniach nie było. Miały by jakie wielkie
słowniki w pałacu kultury, w jakim Orpanie, czy jak, ale łaziłem po tym pałacu i nie
znalazłem... Zgłupiałem i niepotrzebnie pytałem, gdzie jest ksi garnia, w której
mo na kupi słownik i rozmówki polsko - rosyjskie? Chłe, chłe... No to pewnie, e
mnie dezinformowali...
Jednak a
do granicy jechałem sam. Wagonowa - baba rozło ysta,
wzrostu grenadierskiego, w wieku nie do ustalenia, z kokiem tak wysokim, z włosów
tak dziwacznie, chyba nieumiej tnie pofarbowanych, e roznosz c po ciel z tkaniny
bawełnianej o fakturze papieru ciernego, zamiatała sufit, kazała przyj
po kipiatok
"czerez dziesiat minut"...
Za dziesi
minut ruszyłem korytarzem ku ko cu korytarza, gdzie kł bił
si ju niezły tłumek Rosjan. Teraz dopiero domy liłem si , e Polacy je dzili,
zapewne polskimi wagonami, te zreszt wł czonymi do składu poci gu. Pozostałe
kobiety te miały koki, zreszt w ró nych kształtach, lecz nieodmiennie olbrzymie...
Doprawdy, radziecka ziemia karmi kobiety o niezwykle g stym i obfitym owłosieniu
na głowach...
Gdy tylko wagonowa mnie dostrzegła, dosłownie rykn ła na pozostałych
podró nych:
- Towariszczi, tawariszcz inastraniec - dawajcie jewo...
I jak za dotkni ciem czarodziejskiej ró d ki utworzył si w korytarzu
szpaler mi dzy podró nymi wiod cy mnie wprost do olbrzymiego blaszanego
pojemnika wmontowanego w ciany wagonu, pod którym, mimo niesamowitego
upału palił si , niczym w wiejskiej kuchni, w giel. A okna, jak si zorientowałem,
były za róbowane.
Wagonowa wyci gn ła w moim kierunku szklank w metalowej oprawce
i z irytacj , e marudz , sykn ła:
- Brasaj, tawariszcz, czaj...
Ja domy liłem si , o co chodzi, ale oczywi cie własnej herbaty ze sob
nie miałem. W termosie miałem kaw , ale herbaty w wiórkach nie... Szybko jednak,
255
nieomal na wy cigi, zacz li mi podró ni wsypywa w t szklank po troch herbaty
tak, e do jednej trzeciej wypełniła si suszem.
- Nu - kulturna... - skomentowała to baba i odsypała wi kszo
w skrawek
gazety, zrobiła tutk i po prostu wło yła mi do kieszeni marynarki. Reszt zalała,
wsypała trzy czubate ły ki cukru, a gdy z namaszczeniem trzymałem t szklank w
jednej r ce, to do drugiej podała mi najpierw piwo, a potem pół litra wódki. Ja wódki
nie chciałem bra , lecz ona autorytatywnie zakrzykn ła:
- Bieri, bieri... paka i jest...
Potem jeszcze dodała olbrzymi puszk tuszonki. Flaszki ulokowałem w
kieszeniach marynarki, a ona dodała:
- Tri piatdziesiat siem...
Gdy pokazałem,
e nie mam jak si gn
do portfela, wzruszyła
ramionami:
- Patom...
I rzeczywi cie. Wszyscy brali ten sam zestaw, tylko na dzieci wydawała
wrz tek, tuszonk i piwo, ale bez wódki. Ludzie przeciw temu protestowali. Ogl dali
te butelki i ze znawstwem oceniali:
– eksportnaja...
Czyli tak jak i u nas - to co eksportowe – wida ... jest lepsze...
W przedziale - bukwy ju jako tako przypomniałem sobie w Warszawie dokładnie przeczytałem etykiety. Wódka była "moskovskaia" i etykieta zapisana była
łaci skimi literami, piwo było igulowskie i wypicie go, ciepłego jak zupa, lecz bez
w tpienia samego w sobie nie do przyj cia, było czynem ponad moje siły, za
tuszonka była wołowa, tak jak te moje z ambasady, ale wi ksza i nie z Baranowicz.
Przed Przemy lem poszedłem do toalety. Prze yłem szok, a nie mam
słabych nerwów. Gdy tylko otworzyłem drzwi, a mogłem si tego domy la , bo w
upale i zaduchu po całym korytarzu rozchodził si
znajomy mi z krajowych
poci gów, które jednak przecie s wietrzone, charakterystyczny zapach. Ale gdy
tylko otworzyłem drzwi do toalety, to jaka siła wypchn ła mnie dosłownie na
256
zewn trz. No... ale wej
musiałem. Zamiast muszli klozetowej była po prostu dziura
w podłodze. Wprawdzie zaznaczone były miejsca sugeruj ce, gdzie nale y postawi
stopy, lecz nie wszystkim to si udało. Mocz po prostu chlupotał na podłodze
rozchodz c si falami w rytmie stukotu wagonu o szyny. Nie była to woda, gdy
wody w kranie nie było. To wszystko by mnie nie dziwiło, te obrazki znałem z
repertuaru pekape, lecz nie w tym nat eniu! Dopiero gdy wychodziłem, to
zauwa yłem kł b jakiej mi kkiej brunatnej bawełny, te
zapewne nie pi knie
pachn cej, cho ja ju nic nie czułem. Starannie, nie dotyk j c jej palcami, wytarłem
o ni buty. Czym pr dzej wróciłem. W ustach czułem smak skwa niałego - to było
dla mnie doprawdy odkryciem - gówna. Czym pr dzej, wbrew swym obyczajom,
odkr ciłem kubeczek od termosu i nalałem sobie po wr bki, ciepłej bo ciepłej,
wódki. Wypiłem toto nieomal po rosyjsku, na dwa razy!
Ci gle jeszcze byłem zszokowany, gdy weszli polscy pogranicznicy i
celnicy. Z wra enia zapomniałem schowa napocz ta butelk . Pogranicznik pi knie
yczył mi, salutuj c, miłej podró y i to był optymistyczny akcent - wojsko jednak
potrafi si zachowa ... Celnicy te byli uprzejmi. Dwaj, bez w tpienia działali na
zlecenie, porachowali dosłownie wszystko i cho na zakupy w Pewexie miałem
stosowne rachunki i wolno mi je było wywie , to jednak parasolki i spodnie z
bazaru były ewidentnym szmuglem. A jednak nawet powieka im nie drgn ła.
Zanotowali nawet chusteczki do nosa i te si po egnali ycz c miłego wypoczynku.
O celnikach to i owo si słyszało, wi c na ich zachowanie złego słowa nie mog
powiedzie . Ale było jasne, e Franek, cho przecie krajowe rzeczy kupowałem
przez Zygmunta i Stasia, to jednak chciał by zorientowany.
Rosjanie za wpadli do przedziału jak szara cza. Akcja si powtórzyła.
Znów wszystko notowali i te niczemu si nie dziwili. Byli bardziej wnikliwi. Kazali
mi spu ci spodnie, pochyli si i zajrzeli w odbyt. Ja roztropnie podczas wizyty z
toalecie miałem własny papier toaletowy, lecz u ywałem go w nienormalnym dla
mnie po piechu, wi c wszystkie te zabiegi nie musiały by dla funkcjonariuszy
buduj ce. Wcale ich nie ałowałem... Wygl dali jak bandyci w mundurach i takie
257
mieli maniery. Bez słowa odwalili po hejnale z mojej flaszki, nawet nie powiedzieli,
e "wkusna" i poszli.
Flaszk
z reszt
alkoholu wrzuciłem do pojemnika na
mieci i
systematycznymi ruchami, jak automat, wyci gn łem z walizki płask
butelk
jarz biaku z metalowym kieliszkiem. Waln łem sobie dwa pojemniczki pod rz d,
poprawiłem kaw
i uspokoiłem si . Miałem jeszcze te
płaskie Martineu, ale
postanowiłem nie otwiera . W tym upale łatwo mogłem si upi . Była bowiem noc,
sama w sobie parna, a na dodatek te okropne okna były za rubowane. Jedyny wlot
powietrza był - teraz to wiedziałem - przez dziur w kiblu.
We Lwowie korzystaj c z półgodzinnego postoju wyszedłem na peron.
Nie chciałem oddala si od wagonu ze wzgl du na pozostawione w nim rzeczy,
jednak zdecydowałem si
ruszy
ku cysternie, a której rozlewano jaki
płyn.
Odcyfrowałem napis - kwas. Co słyszałem, e to zapewne kwas chlebowy - pono
doskonały na kaca.
Wła nie na moich oczach milicjanci wygonili spod cysterny prywatn
inicjatyw - bab sprzedaj c , pewnie za grosze, olbrzymie puste słoje na kwas dla
nie zaopatrzonych przybyszy zza granicy. Ludzie natychmiast - u nas to by
gardłowali, a przynajmniej u alili si nad staruszk - zacz li kupowa w stoisku
obok pełne słoje. Potem doczytałem - to był sok z brzozy. Wylewali go wprost do
rynsztoka i puste baniaki podawali sprzedawcy celem powtórnego napełnienia
krwistoczerwonym płynem lec cym z kurka. Zapach tego czego był mi chyba
znany... Płyn był do
chłodny, bo czułem to przez szkło. I do
w sumie drogi - za
trzy litry prawie rubla... Spróbowałem - to było czerwone wytrawne wino... Nie
miałem szansy przywita Ojczyzn Proletariatu na trze wo...
Gdy z tym baniakiem wróciłem do przedziału, to siedziała w nim ju
nowa
pasa erka...
Mo e
przed
trzydziestk ,
raczej
obfitych
kształtów,
prawdopodobnie w delegacji, bo miała ze sob tylko niewielk , jak wi kszo
miejscowych - jeszcze bardziej obskurn , ni to zdarzało si w Polsce - walizk .
258
Do
szybko nawi zali my rozmow . Znała polski! Co wi cej - równie
jad c do Odessy, gotowa była mi udzieli praktycznych lekcji j zyka rosyjskiego.
Tak wi c cał
prawie dob
Wprawdzie była do
przegadali my z doskonałym skutkiem dla mnie.
w cibska i pytała o zbyt wiele rzeczy osobistych, ale albo j
zbywałem, albo, gdy była nachalna, zwyczajnie łgałem. Dopiero, gdy zbli ali my si
do miasta, to mi powiedziała, e jest przydzielon mi przewodniczk i tłumaczk
pracuj c w turystycznej firmie Intourist. Aha - taki głupi to nie byłem - ju ja tam
wiem, jak si nazywa jej biuro turystyczne...
W Odessie wysiedli my wieczorem. Miasto jakie jakby zaciemnione. O
godzinie dziewi tnastej ich czasu ulice po prostu puste. Czekaj c na nas luksusow
taksówk marki Wołga dojechali my do hotelu - po rosyjsku - gastinica - o nazwie
"Łondonskaia". Co w rodzaju warszawskiego Bristolu, tylko du o mniejszego. No i
jeszcze gorzej utrzymanego - podłogi wprawdzie pastowano i froterowano, ale chyba
od rewolucji nie cyklinowano. Zdumiała mnie liczba karaluchów. Gniazdo ewidentnie - miały w tapczanie w moim dwuosobowym pokoju. Kolacj zjadłem
sam w barze na pi trze. Jaka fatalna szynka, tłusta kiełbasa. Wszystko pokrojone w
plasterki centymetrowej grubo ci. Ja chyba zapomniałem, e jestem tu go ciem i
łaman z polskim ruszczyzn usiłowałem wynegocjowa pokrojenie dla mnie w dlin
nieco cieniej. Babol, mo e czterdziestoletni, melancholijnie chudy, z wielkimi
oczami i monstrualnym kokiem w kształcie zupełnie foremnej łodzi rybackiej, przy
tym raczej nie uczesany - bo cała ta fryzura była ewidentnie nie pierwszej wie o ci,
doskonale mnie zrozumiał i odci ł si , e palców dla mnie to ona nie b dzie sobie
obcina .. Pokazała przy tym te swoje nie obci te palce i okazało si , e ma nie
obci te, ale paznokcie, pomalowane jakim kiepskim, złuszczonym lakierem, przez
który przebijała ałoba ordynarnego brudu. No... jak ja bym co takiego zauwa ył u
moich tłumoków kuchennych rodem z pegeeru, to normalnie tłukłbym i patrzył
tylko, czy równo puchnie!
259
Zapłaciłem za to jakie zupełne grosze i reszt sumiennie mi wydano.
Bufetowa usiłowała wcisn
mi jeszcze czekolad , e niby na zgod , ale cho i w
Warszawie był to rarytas, to zrezygnowałem.
Inni go cie te
jedli. Przygl dali mi si
z zainteresowaniem, cho
przecie obcokrajowiec nie mógł na nich w takim hotelu robi wi kszego wra enia.
Potem zszedłem na dół, do holu, gdzie ju
czekała Udarka - moja
poznana w poci gu przewodniczka. Wyszli my na spacer. Hotel stał na wysokiej
skarpie, wzdłu której szedł le o wietlony bulwar. W dole wida było port. Jakie
trzydzie ci metrów od budynku hotelowego był skwer z pomnikiem - jak si
dowiedziałem - diuka Richelieu. W m tnym wietle było wida , e stary. Dziwne to
było,
e kardynał Richelieu, chyba jeszcze młody, bo bez brzucha, a przecie
czytałem "Trzech muszkieterów", był tutaj w Odessie i na dodatek pono zakładał
miasto. Udarka dopiero po chwili, gdy weszli my w przylegaj cym budynku do baru
"Domu Oficera", za okazaniem przez ni jakiej legitymacji - zapewne legitymacji
przewodnika turystycznego - he, he.. - wyja niła mi, e to był inny Richelieu progresiwnyj, czyli post powy, gdy ten z "Trzech muszkieterów" był reakcyjny i na
dodatek pop katolickiej cerkwi.
Zaraz potem spytała, czy chc
jutro i
do katolickiej cerkwi, ale
oczywi cie od razu odmówiłem. To mija!
Jeszcze raz mnie podchodziła mówi c, e Zwi zek Radziecki w obronie
pokoju, w celu osłaniania swych licznych sojuszników, musi ponosi olbrzymie
koszty ł cz ce si z wielkimi wyrzeczeniami, z rado ci ponoszonymi przez ludzi
radzieckich i dlatego na ulicach mo e mi si wydawa , e nie wszystko jeszcze jest
w nale ytym porz dku. Ja jej na to, e przeciwnie, wszystko jest wspaniale, ludzie
mili, a miasto jak nale y i niczym nie ró ni si od miast w Polsce, mo e z wyj tkiem
Warszawy, bo Warszawa jest nowoczesna i ma prawie same nowoczesne budynki.
Udarce my l, e miasto nie powinno mie starych budynków bardzo si spodobała.
260
A co jej miałem powiedzie ? Czy to, e z tymi swoimi obdrapanymi
kamienicami z ubiegłego wieku Odessa wydała mi si
jeszcze brzydsza, ni
Piotrkowska w Łodzi? Ale sama zrozumiała...
W barze Klubu Oficera kł bił si dziki tłum oficerów i ich niezwykle
krzykliwych on w ró nym stopniu upojenia alkoholowego. Stare ciany były chyba
nawet niedawno malowane, a mo e bielone wr cz wapnem, przez który przebijały
si jeszcze bardziej fantazyjne ni w hotelu kształty narastaj cych grzybów. Jednak
było tak parno, e pewnie grzyb wyrastał tu jeszcze zanim zawieszono wiech nad
dachem. My w ka dym razie z zadysponowan przez Udark butelk koniaku,
kilkoma cukierkami i oran ad , wyszli my na podwórko, gdzie były rozstawione
tandetne stoliki ze skrzypi cymi krzesłami. Stół - czy to stoj c na nierównym terenie,
czy te maj c nierównej długo ci nogi - w kraju najcz ciej chodziło o to ostatnie zakolebał si , gdy usiłowali my za nim zasi
i butelka spadła rozbijaj c si w
drobny mak. Trzeba przyzna , e w tej temperaturze natychmiast owiał nas obłok
doskonałego aromatu. Udarka wstała, poszła do bufetu, a ja za ni .
Za poprzednie zamówienie ja zapłaciłem. Tym razem zapłaciła ona.
Chciała co jeszcze,
zapewne, by kto posprz tał szkło. Bufetowa, której kok
przypominał korze buraka cukrowego, z którego wyrastały dwie ły wy, stanowczo
odmawiała. Wtedy Udarka pokazała swoje mo liwo ci - rozdarła si na cał sal
elektryzuj c nawet niektórych pijanych oficerów, a ju na pewno wzbudzaj c ywe
zainteresowanie ich kł bi cych si po sali bez miejsc siedz cych on. Wrzeszczała
co o go ciu z sojuszniczej Polski i inne dyrdymały, ale tonem, który wskazywał, e
rycze na wszystkich to jej wolno. Bufetowa jednak, wida zaprawiona w niejednym
boju, wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
- Kurica nie ptica, a Polsza nie zagranica...
Byłem tak zbaraniały, e nawet nie pomy lałem, aby jako zareagowa .
Po prostu, jak s dz , rozdziawiłem jap ... W tym momencie jednak refleksem
wykazała si Udarka. Kocim ruchem chwyciła bufetow za kudły, ale nie szarpn ła.
261
Dzi ki temu, poniewa miała dłu sze od niej r ce i w ogóle solidniej wygl dała, była
pani sytuacji:
- No blad , bystra... - dosłownie wycedziła.
Bufetowa, bez ruchu, rozkazała swej pomocnicy posprz ta i na tym si
sko czyło. Wyszli my z sali, w której panowała nieomal absolutna cisza. W lad za
nami pod ała pomocnica bufetowej, mo e siedemdziesi cioletnia staruszka na
krzywych i niezwykle cienkich nó kach z trudem, ale i z wpraw nios ca wiadro i
miotł . Tu jednak nowa katastrofa: na stole pozostał tylko talerzyk po konfietach, a
jedna z dwóch butelek oran ady była wypita. Udarka, ci gle jeszcze rozgrzana
niedawnym zwyci stwem, bez jakiegokolwiek zdziwienia rozejrzała si po sali. Poza
naszym były w sporym oddaleniu od siebie jeszcze dwa stoliki i oba były zaj te.
Przy jednym siedziało czterech młodych oficerów, jeszcze mo e nawet trze wych i
chyba za enowanych sytuacj . Przy drugim stoliku było trzech w wieku trzydziestu
mo e lat...
Udarka podeszła do tego drugiego stolika i bez słowa, wkładaj c palce
lewej r ki w dziurki od nosa pierwszego z brzegu oficera postawiła go do pionu, a
zaraz potem praw dłoni trzymaj c butelk , palec rodkowy tej dłoni wsadziła
dosłownie w oczodół delikwenta. Palec haczykowato wbijał si w oczodół, a samo
oko wygl dało, jakby bliskie było wypadni cia, jednak jeszcze nie wypadło. Drug
r k , to dostrzegłem dopiero po chwili, energicznie trzymała w kroczu tego faceta.
- Konfiety - znów wycedziła, cho z pozorami spokoju.
Po go ciu nawet nie wida było, e jest przera ony. Wygl dał tak, jak
wygl da mo e człowiek na chwil przed utrat jednego z dwóch oczu...
- Wania... kanfiety - wyszeptał z wielk
ostro no ci , by niczym nie
zirytowa mojej Udarki.
Wówczas drugi z oficerów nie wstaj c rzucił gar
wapienne płyty, którymi wyło one było podwórko.
- Na stoł... wor... - warkn ła Udarka.
cukierków na
262
Z drugiego stolika poderwał si młodziak i poło ył cukierki na stole.
Zaraz potem usiadł. Moja towarzyszka ostro nie wyj ła palec z oka, ale drug r k
uczyniła jaki energiczny ruch, bo jej ofiara natychmiast upadła na ziemi zwijaj c
si z bólu. Jego koledzy poderwali si , podnie li go i bior c ze sob w kiesze
napocz t flaszk ze swojego stolika, szybko si oddalili. W lad za nimi ruszyli ci
młodzi.
Dosłownie wida było, e Udarka jest z siebie dumna. Ale mimo to oboje
przez cały wieczór sympatycznie rozmawiali my nie napomykaj c nawet o
incydencie. Cho wyobra am sobie - ten oficer - a wyra nie to nie on ukradł
cukierki, tylko jego kolega - musiał by w swojej jednostce ju sko czony.
Noc sp dzili my u mnie w pokoju. Bufetowa alu nie miała, bo gdy na
odchodne zamówili my szampana, to przyniosła, specjalnie dla nas, dwie flaszki
porz dnie zmro onego i połusuchowo - czyli półwytrawnego, gdy innym dawała
gorszy, wytrawny i na dodatek nie z lodówki.
Udarka znów usiłowała wyci gn
ze mnie informacje, ale korzystaj c z
intymno ci sytuacji poprosiłem, by wreszcie dała spokój. Powiedziałem to mo liwie
taktownie tak e po to, by jej nie zirytowa .
W pokoju zabawiali my si sob prawie cał noc. Łapałem karaluchy i
puszczałem je po jej ciele. Wcale si nie brzydzili my. miechu było co nie miara,
gdy takie szkaradnie wielkie, w sate, właziły tam, gdzie nie trzeba... A piszczała z
zadowolenia!
A swoj drog , czekoladowe cukierki, nawet tak marne, jak sowieckie, do
koniaku, to dobra rzecz...
**************************************************
W poci gu na Krym Udarka opowiedziała mi dowcip o Odessie:
- Rozmawia dwóch ludzi - jeden adesyta, czyli mieszkaniec Odessy, a drugi
mieszka gdzie indziej. Ten nie z Odessy pyta: - "skolka liudziej ywiot w Odesie?
263
No szto - otwieczaiet adesyta - połtora miliona budziet... A jewriejew skolka? znowa spraszywaiet etot nie adesyta. A ja i skazał - otwieczaiet adesyta"...
W D ankoi, ju na Krymie, u samej nasady półwyspu, była przesiadka.
Miejscowo
jest malutka, wła ciwie tylko stacja kolejowa i osiedle kolejarskie.
Mieli my par
godzin, wi c spacerowali my. Wsz dzie szw dało si
mnóstwo
wojskowych w czarnych mundurach - wojsko kolejowe. Ale byli jacy dziwni,
niezwykle kr pi, pot ni jak szafy trzydrzwiowe. Spytałem zatem, sk d oni takich
bior ?
- A u nas w specwajskach daj
ołnierzom takie cud pigułki. Oni je jedz i
jak w czarach drobni chłopcy staj si pot ni w barach. Ooo... u nas s najlepsi
in ynierowie zdrowia i fizkultury. Gdy tylko w nast pnej pi ciolatce zwi kszy si
produkcja specpastylek, to nawet telefoni ci u nas b d jak atleci. Nic tylko na
olimpiad ich puszcza .
Ale nie martw si ... Dla armii sojuszniczych te nie
b dziemy niczego ałowa . Wam te cherlactwo nie jest w koszarach potrzebne...
Doprawdy, Kraj Rad zdumiewał mnie. Oficerowie kradn cukierki z
oran ad , baby lej chłopów, a chłopy s chodowani tak dobrze, e cały wiat mo e
tylko zazdro ci ... No i w kosmos posłali Gagarina pierwszego... Ale ba... My
swoich ydów jak idioci wyrzucili my za granic , a oni nic... Swoich trzymaj , jak
który chce emigrowa , to go wysyłaj , ale na Syberi . Całe miasta, jak Odessa, maj
pełne
ydów. To i nic dziwnego, e nauka u nich taka przoduj ca.
ydzi im
wszystko wymy l . Udarka te tak s dzi. Dlatego uwa a, e antysemityzm, to jest
bł dna i szkodliwa koncepcja. Wystarczy tylko pilnowa , aby ydzi nigdzie poza
nauk nie dominowali. Nawet w nauce te trzeba pilnowa , aby nie było wi cej, ni
te pi
procent ydów w poszczególnych rocznikach akademickich. I to wystarczy.
No i do wojska nie trzeba ich wpuszcza , bo z ydów adne wojaki. A nasze Franki,
pany Mieczysławy i tak dalej, zamiast korzysta ze sprawdzonych wzorów, naszych
ydów wypu ciły. I potem dziwi
si ,
e takie pastylki, zamiast samemu
produkowa , zalewa nimi Zachód, sprzedawa im za dolary, nawet dawa na
Wschód - co tam.. - my musimy si prosi Rosjan.
264
Na razie jeszcze nasi Polacy s jakby wy si i lepiej zbudowani ni ludzie
radzieccy, ale nie miałem w tpliwo ci - to tylko kwestia czasu. A zreszt po co si
szarpa z t produkcj
rzuca
byle co, dopcha
ywno ci, martwi pustymi hakami, skoro na rynek mo na
pastylkami i te
b dzie dobrze?
Tylko czy nasi to
zrozumiej ? Im tylko kiełbasa w głowie... arli by i arli, a peerel sk d ma na to
arcie bra ?
A ludzie radzieccy - w tym ju si zorientowałem - w sklepach było
mało, a i pieni dzy maj mało, mimo to s szcz liwi i b d tak dorodni, jak ci z
D ankoj. To chyba musi na tym polega , e u nich mimo wszystko wiadomo
jest
wy sza...
Udarka powiedziała mi, e w D ankoj w 1920 roku dowodził walkami na
Krymie generał Wrangiel. Ja co ze szkoły pami tam, e gdy Piłsudski naiwnie
rzucił si na Kijów, z tak pot g zadarł i oczywi cie dostał po dupie, to Wrangiel generał białogwardzistów - maszerował na Kijów, albo co? Taki głupi jednak, eby
si nadzia na tani chwyt, to ja nie byłem i o nic Udarki nie wypytywałem, tylko
skomentowałem:
- I Wrangiel i Piłsudski - duraki, bo sowietskij sojuz jest wieczny i
sprzeciwia mu si nie nale y!
Ach, jaka była zadowolona po tej deklaracji! Skwapliwie dodała:
- Pół miliona naszych sowietskich sołdatów poległo za wyzwolenie Polski.
I teraz sowietskij sojuz i polska narodna respublika s jak dwie siestry... Jedna jest
starsza, a druga jest młodsza.
- No zdziro - pomy lałem - dobrze sobie przypominam obchody tysi clecia
pa stwa polskiego.
Ale oczywi cie o tym nie wspomniałem.
Z D ankoj do Teodozji jechali my niebywale rozpalonym wagonem. W
rodku nie było przedziałów. Ludzie dosłownie mdleli. Przez cały czas kołatała mi
si my l, aby stłuc szyb i tylko dobre wychowanie mi w tym przeszkodziło. Do
265
restauracyjnego nie mogli my pój , bo wszystkich czemodanów nie mogli my ze
sob taska , a zostawia nie było bezpiecznie.
Zdumiało mnie, e baby w dowolnym wieku, na oczach wszystkich w
tych wagonach bez przedziałów przebieraj
si . A nie wydaje si , by były
bezwstydne. Po prostu w takim wagonie - chyba słusznie - uwa aj , e normy
cywilizowane nie obowi zuj .
W Teodozji na dworcu, a dworzec jest tam wprost na bulwarze
nadmorskim, z r k Udarki przej ł mnie gospodarz, Nikołaj Grigoriewicz, brat
Michaiła. Tego nie spodziewałem si . S dziłem, e na cały czas pobytu w zeteserer
Udarka jest mi przydana. A tym czasem moje bambetle wyl dowały w koszu
zdobycznego niemieckiego zundappa, ja sam usiadłem na tylnym siedzeniu, a
motocykl z wielka wpraw
wymijaj c spacerowiczów prowadził Nikołaj
Grigoriewicz. Nawet si z Udark nie zd yłem po egna . Pomachali my do siebie
r koma...
Nikołaj Grigoriewicz był starszym bratem Michaiła, pi dziesi cioletnim
emerytowanym oficerem wojska lub KGB, zwolnionym z armii w stopniu mi nie
znanym, lecz chyba pułkownika. Miał ju czwart
garnizonach i słu c za granic
on , bo poprzednio w odległych
eni si musiał w po piechu, bez zastanowienia i
dobra kobieta trafiła mu si dopiero za czwartym razem.
Tego wszystkiego dowiedziałem si , gdy zajechali my do domu. Uliczka
troch
w gł bi Teodozji, w dawnej dzielnicy tatarskiej, wykładana białymi
wapiennymi kamieniami, z których zbudowano te ci gn ce si z obu stron mury
kolejnych, przylegaj cych do siebie posesji. Jaskrawe, odbijaj ce si od białych
kamieni wiatło i niebywały gor c ust piły natychmiast, gdy przez furtk weszli my
do rodka. Obok furtki były drzwi gara u, nad którym nadbudowane było jeszcze
mieszkalne pi tro. Tam mieszkał wraz z rodzin gospodarz. W centrum posesji stał
266
obszerny, parterowy dom kamienny rozparcelowany na pokoje do wynaj cia.
Mi dzy domem a murem od ulicy było ocienione trzema olbrzymimi drzewami
morelowymi atrium. W rodku malutka, czynna fontanna, której woda ci gle si
rozpryskiwała na drobne kropelki, tworzyła, w cieniu moreli, swoisty mikroklimat.
Pod daszkiem na czterech kamiennych słupkach stał na wolnym powietrzu
zachodnioniemiecki telewizor marki Telefunken - dobitne
wiadectwo pobytu
gospodarza w NRD; i przedwojenny polski, doskonały zreszt , jak si okazało,
radioodbiornik marki Elektrit. Ja słyszałem, chyba od ministra od likwidacji
rzemiosła, który sam był wilniukiem, e to była fabryka w Wilnie zrabowana przez
sowietów w 1939 i wywieziona wraz z załog
do Mi ska. Podczas ataku
niemieckiego na zeteserer fabryk ewakuowano na Syberi , a poniewa w 1944
Mi sk si spalił, to zainstalowano j z powrotem, nie wiadomo dlaczego, nie w
Wilnie, lecz w Rydze. Oczywi cie, od 1939 produkowała pod inn mark . O los
wo onej w te i nazad załogi nie pytałem, bo minister, pod koniec ycia przestawał
by ostro ny, jeszcze by powiedział tak wprost, nie owijaj c w bawełn i musiałbym
znów na niego donie ...
Pokoik dostałem mały, dwułó kowy, z szafk , stolikiem i dwoma
fotelami. W cian wpuszczona była wi ksza szafa, której jedna półka była za
szkłem. Wszystkie te meble wykonano domowym sposobem, ale solidnie i z
porz dnych materiałów.
Gdy tylko si
rozpakowałem, gospodarz poprosił mnie do atrium.
Usiedli my na ławie pod murem domu przy jeszcze jednym stoliku. Na stole stała
popielnica ze spiłowanej łuski armatniej. Obok był kosz na mieci z o wiele wi kszej
łuski, pewnie do działa okr towego. Przyszła jego
ona, Marija - tak mi j
przedstawił i dobitnie kazał mówi do niej po imieniu. Ukłoniła si , jakby była
kelnerk . Liczyła sobie jakie trzydzie ci pi
lat. Była Mołdawiank , czyli - czego
dotychczas nie wiedziałem - po prostu Rumunk . Bardzo pracowita kobieta.
Przyniosła dwie szklanki z grubego, lanego szkła i butelk chłodnego
wina.
267
- To wino, to Cziornyj Doktor - zaznaczył gospodarz.
Było smaczne - ci kie, półsłodkie, a mo e półwytrawne - słabo si na
tym znam.
Okazało si , e dom jako ruin gospodarz kupił, gdy przechodził na
emerytur . Sam pochodził z Uralu i te upały troch go m czyły. Wszystko własnymi
r koma odbudował, rozbudował, nawet muszle klozetowe udało mu si załatwi ,
przez brata. Rzeczywi cie, muszle były jak najbardziej z Polski, potem to
sprawdziłem, bo z polskimi napisami, ale jakie przedwojenne chyba, pewnie
wymontowane z rozbieranego budynku. W ka dym razie spłuczka była eliwna z
napisem "Niagara" i od razu czułem si
przyjrzałem, te
jak w domu.
nic nie brakowało. Elektryczno
Kablom, gdy si
rozchodziła si
im
po domu
wojskowymi kablami z czasów hitlerowskich, w ołowianych koszulkach, z nazw
wytwórni i gapami Wehrmachtu.
W zasadzie nie wolno było w zeteserer wynajmowa
pokoi
wczasowiczom, ale po pierwsze, to wszyscy tak robili, a po drugie - z czego trzeba
y . Emerytur bowiem Kola ma dobr , ale zawsze nowa kopiejka si przyda. Potem
zorientowałem si , e brał od łebka osiem rubli za nocleg.
A to wcale nie były
kopiejki.
Trzecia ona my lała, e do ko ca ycia y b dzie jak kuracjuszka, wi c
musiał j przep dzi . O enił si ze sklepow w sklepie spo ywczym. Codziennie
widział, ze to robotna dziewczyna, a gdy na jego oczach utłukła szw daj cego si o
sklepie szczura, to ju wiedział, e jest to ta baba, której mu było trzeba. Teraz nadal
pracuje w sklepie, ale tylko siedem miesi cy na pół etatu. Sklep jest naprzeciw
szkoły powszechnej, w której uczy si ich jedyny syn, to go mo e dogl da . Potem
si
dowiedziałem,
e od pocz tku maja do ko ca wrze nia Marijka po prostu
konsekwentnie szła na chorobowe. Gdy tak sobie gadali my, to ona moje brudne po
podró y ubrania wła nie prała, o czym wcale jeszcze wówczas nie wiedziałem.
Zorientowałem si , gdy po chwili rozwieszała je na sznurze tłumacz c si , e nie
pytała, bo przecie to wszystko, w tym upale, to za pi tna cie minut b dzie suche.
268
Stołowa si miałem w Domu Oficera Armii Czerwonej o dziesi ,
pi tna cie minut drogi od domostwa gospodarzy. Gdyby jednak tego było mało, to
mogłem podobnie jak pozostali wczasowicze, w tej chwili przebywaj cy na pla y,
gotowa sobie równie w domu. Czego nie b dzie w sklepie, to si na bazarze
dokupi...
Wszystko za mnie wobec Kolki i wobec stołówki jest opłacone. Te
rzeczy, które przywiozłem ze sob na sprzeda , to on ch tnie kupi, chyba e znajd
lepszego kupca, ale jego zdaniem nie jest to prawdopodobne. Na bazar nie wolno mi
i
jako sprzedawca, wi c ka d par spodni i ka d parasolk za ka dym razem
musiałbym bra
na siebie i ze sob . Wtedy ludzie b d
mnie zaczepia i tak
sprzedam, nawet troch dro ej, ale y mi nie dadz , dopóki ostatniej rzeczy z Polski
nie sprzedam. To ju lepiej jest konsekwentnie odmawia i za par rubli mniej mie
wi ty spokój.
Mikołaj Grigoriewicz powiedział, e chodzi mog wsz dzie, gdzie chc
w obr bie miasta, ale nie poza nim, bo w południowej cz ci, na bulwarze, w
dawnym pałacu Mienszykowów, czasem wypoczywaj towarzysze z najwy szych
władz i nie wolno im przeszkadza , a jeszcze dalej na południe, w Płanerskie, s
atomnyje łodki i stra nik, jak głupi, to mo e nawet zastrzeli . Dopiero potem
dowiedziałem si , e w Płanerskie koło Koktebelu s nie tylko łodzie podwodne,
zreszt w warunkach Morza Czarnego podobno kompletnie nieprzydatne, ale i willa
towarzysza Bre niewa.
W pewnej chwili na moich oczach spadły w k p kwiatów przy fontannie
dwie dojrzałe morele. No tak, y tutaj i nie umiera ... Po prostu licznie...
Domy liłem si , e Mikołaj Grigoriewicz jest dobrze zorientowany w
tym, co mam ze sob na sprzeda , a to dzi ki szczegółowej kontroli na granicy.
Umówili my si na sto dziesi
rubli za spodnie Rifle dla dorosłych, sto za Rifle dla
dzieci i dziewi dziesi t za podrabiane Rifle z bazaru Ró yckiego. Po dwadzie cia
pi
zaproponował za parasolk , a poniewa odniósł wra enie, e si waham, to
najpierw zaproponował dwadzie cia siedem, a potem dwadzie cia osiem rubli. Ja
269
miałem ze sob dwie puszki kawy rozpuszczalnej - jedn Nesca od Stasia, a drug
krajow Marago od rodziców i on s dził, e to te na sprzeda , ale wyprowadziłem
go z bł du.
W tej sytuacji udałem si do mojego pokoju i do kuchni przygotowa
pocz stunek: kaw i koniak Martineu. Wszystko to przyniosłem na drewnianej tacy
słu cej, jak si zdaje, tak e jako deska do krojenia w dlin. W tym czasie z domku
nad gara em schodził tak e Mikołaj Grigoriewicz. Z zachwytem spojrzał na butelk .
Łaci skie litery nie były mu obce i szybko odcyfrował napis "France". Dostrzegł, e
przyniosłem trzecia szklank
dla jego mał onki. Zachował si
stosownie, je li
zwa y , e ta flacha kosztowała tak pomi dzy połow , a jedn trzeci przeci tnej
pensji krajowej. Było co docenia . Nie musiał wiedzie , e były czasy, gdy takie
trunki traktowałem nie lepiej ni oran ad ...
Zaproponował, całkiem roztropnie, by napi si dopiero wówczas, gdy
si obrachujemy. Zgodziłem si z tym. Marijka zacz ła mu dawa jakie znaki i
zauwa yłem,
e w gar ci trzyma jeden parasol m ski i jeden damski. Mikołaj
Grigoriewicz ze zrozumieniem kiwn ł mi głow i zaproponował, e za parasolki,
skoro s składane, zapłaci mi po czterdzie ci rubli. Ja, powodowany nie wiem czym,
poniewa
wbrew mym obyczajom, zgodziłem si
rozmówca odpowiedział, e trzydzie ci sze
na trzydzie ci pi , na co
i niczym na targu powiatowym z
rozmachem podali my sobie r ce na zgod . On jeszcze musiał rachowa nowe
liczby, a Marijka bez liczydła nie chciała mu pomaga . Na chwil wycofał si do
swojego mieszkanka nad gara em, by po chwili wróci i poło y dosłownie stos
czerwonych dziesi ciorublówek
- Wosiem tysiaczej sto czityrnatcat rubliej. Paszczitajcie, jest charaszo ili
niet?
I zacz li my rachowa . Składali my banknoty w kupki po dwie cie
pie dziesi t. Wszystko si zgadzało. To była góra pieni dzy - Wołga - fakt e bez
talonu niedost pna - kosztowała dziesi
tysi ce rubli. Potatarski dom dostał Mikołaj
Grigoriewicz, fakt, e w ruinie, a poza tym po cenie urz dowej, za siedemset rubli.
270
Inna sprawa, e swoich pieni dzy, szczególnie w Pewexie, te wyło yłem bardzo
du o, tak mniej wi cej trzydzie ci pensji krajowych. No ale w rewan u dostałem
ponad osiemset przeci tnych miejscowych pensji. Jeszcze z Warszawy wiedziałem,
e dolar na czarnym rynku kosztuje od dwóch i pół rubla w Armenii do trzech rubli
w Moskwie i to z pocałowaniem r ki. Wychodziło na to, e le ało przede mn trzy
tysi ce zielonych... dwa porz dne mieszkania w Warszawie kupione na wolnym
rynku!
Oczywi cie miałem własnych pieni dzy du o wi cej, szczególnie w
złocie i u rodziców. Ale te dochody na razie si sko czyły i cho spodziewałem si ,
e do czego b d potrzebny Przemyslidzie i niewielkiemu wzrostem bratu Mikołaja
Grigoriewicza, to jakie z tym b d si ł czy pieni dze, przewidzie nie mogłem. Ja
po prostu, mo e wła nie poza Przemyslid , nie znałem nikogo równie bogatego, jak
ja. Cho oczywi cie nikt si swoimi zasobami nie chwali, to jednak mogłem oceni ,
ile wyci gał od Stasia Franek - z pewno ci du o mniej ni ja. A przecie - uchodził
za trzeci
osob
w pa stwie. Nie pod wzgl dem dostoje stw, lecz realnych
wpływów. Chyba jednak wi cej miał pułkownik W troba z melasy pana Antoniego
w cukrowni w Nakle. Ale ile takich interesików mogli prowadzi ci najwi ksi?
Jeden, dwa, trzy? Nie wi cej!
Marijka troskliwie umyła nasze szklanki po winie w fontannie i ja
rozlałem. My m czy ni siedzieli my, a Marijka skromnie popijała ju
nieco
wystygł kaw na stoj co pomimo, e obok stał taboret. Wskazałem gestem, e toast
winien wznie
gospodarz i w tym momencie zorientowałem si , e jego zdaniem
nalanie do mniej wi cej jednej trzeciej wysoko ci rozszerzaj cej si szklanki, mo e
po niecałe sto gram, jest nietaktem. Szybko wi c uzupełniłem do wysoko ci dwóch
trzecich. Całej szklanki w tym upale chyba bym nie wytrzymał...
- Za dru bu mie du narodami, za dru bu mie du narodnoj respublikoj
polszy i sowietskim sojuzem, za dru bu mie du nami...
No i oczywi cie, nawet Marijka chlapn ła, jak wod , cały stakan. Ja,
rzecz jasna, te .
271
- Wkusne - powiedziała Marijka
- Wkusne - potwierdził Mikołaj Grigoriewicz.
- Wkusne - i ja doł czyłem do chóru.
Zagry li my rozpołowionymi przez gospodyni morelami i popili my
kaw .
Mikołaj Grigoriewicz zaproponował, e skoro nie mog wpłaci tych
pieni dzy na ksi eczk , on zreszt te nie powinien tego robi , bo "cisze idziosz,
dalsze dajdziosz", to on we mie na przechowanie. Potem poczeka si na dostaw
kolca do sklepu juwielerniewo i tam w porozumieniu z Annuszk , podrug Marijki,
w zgodzie z rad brata, przerobi si to wszystko na lubne obr czki.
Po chwilowym zastanowieniu uznałem, e tak b dzie najlepiej. Od tej
chwili codziennie rano Mikołaj Grigoriewicz przychodził do mnie do pokoju i bez
słów, aby inni nie słyszeli, pytał - czy i ile ma mi da pieni dzy? Ja za starałem si
mie przy sobie zawsze sto pi dziesi t do dwie cie rubli.
W Polsce w jeden dzie przepu ci pół pensji nie było łatwo, ale było to
mo liwe. Ja za , robi c co si dało, nie byłem zwykle w stanie tych pi dziesi ciu
rubli ró nicy wyda przez trzy dni. A przecie pensja polska to było wyra nie wi cej,
ni pensja radziecka.
Nad reszt koniaku przeszedłem z Mikołajem, czyli Kol , na ty. Jako tak
w ci gu godziny od naszej transakcji Kola pojechał swoim motocyklem, na razie
ci gle osieroconym w gara u bez towarzystwa samochodu i wkrótce wrócił z now ,
niezbyt wielk , ale i nie najmniejsza lodówk . Marijka zaraz dokładnie j umyła. Ta
lodówka stała w kuchni, obok wi kszej, dla wszystkich i przeznaczona była tylko dla
mnie.
Teodozja jest po prostu pi kna. Kola wzi ł mnie motocyklem na
pragułku. Siedziałem w honorowym miejscu - w koszu ze specjalnie sprofilowanym
siedzeniem dla erkaemisty, gdy tym czasem na tylnym siodełku trzymał si
272
specjalnego mocowania jego dziesi cioletni syn, te Kola. Chciał by marynarzem,
potem ołnierzem, a teraz giepist , tak jak stryjek. Pocieszny maluch!
S zabytki: najwa niejszym jest wspaniały, chyba granitowy pomnik
marynarzy, którzy dokonali desantu na opanowan przez hitlerowców Teodozj . Nie
jest taki du y, jak w Wołgogradzie, opiewaj cy bohaterstwo zwyci zców w
Stalingradzie, ale zawsze. Gdyby da mu wy szy cokół, to byłby zdecydowanie
wi kszy od naszej warszawskiej Nike.
Rosjanie umieli walczy ! Wysadzili kilkadziesi t tysi cy desantowców
na brzegu i zabrali statki. Rad cie sobie teraz towarzysze sami... A Niemcy wiadomo, łatwo si nie poddaj ... Wszystkich ruskich wybili! Tylko kilkunastu
przedarło si w góry i przeszło do działa partyzanckich. Kola w zaufaniu powiedział
mi, e cz
jednych
z nich poddała si Niemcom i tych, po wyzwoleniu, Stalin po połowie:
kazał powi za drutem kolczastym na szosie i rozjecha czołgami, a
drugich zesłał na Sybir. To si nazywa dyscyplina! Oni naprawd podbij
wiat! I to
zrozumienie dla warto ci zdobyczy wojennej. Do dzi za najcenniejsze uchodz
zegarki z wyzwalanej Europy. Raz Marijka z zachwytem popatrzyła na moj Dox i
mówi:
- Trofiejna...
- A trofiejna, trofiejna, kanieszna... - odpowiedziałem w zgodzie z prawd ...
wietnym zabytkiem jest zamek genue ski. Och - wspaniała jest jednak
historia Rosji. Ju w redniowieczu zachodni imperiali ci usiłowali j kolonizowa ,
zamki tu budowali - znaczy si - kosztowne inwestycje realizowali, a przecie
nadaremno... Podobno wówczas Teodozja nazywała si
Kaff . Ale jeszcze
wcze niej, antyczni Grecy te kolonizowali Teodozj . Teraz archeolodzy radzieccy
wnikliwie wszystko badaj .
Na drugi dzie
po przyje dzie, gdy tak sobie gulali my, to tylko na
niadaniu byłem w Domu Oficera, bo za obiad dla naszej trójki zapłaciłem w
herbaciarni obok zamku. Obiad fatalny, ale co tam... Zreszt , prawd mówi c, tak
złych gospód, to w Polsce nie ma. Nawet najgorszych Gminnych Spółdzielni... Na
273
szcz cie Kola wcale nie lubi pi wódki przy ka dej sposobno ci. Bystry facet - od
razu zauwa ył, e ja te . Powiedział mi jednak, e tym chwali si nie nale y, bo
niektórzy głupi ludzie uwa aj , e je li kto ci gle nie pije wódki, to nie jest szczery.
Ja mu na to powiedziałem, e wódk pij w miar , jak on, a przecie jestem szczery.
Ustalili my, e gdybym co wiedział, a raczej dowiedział si od ludzi radzieckich, co
mogłoby by interesuj ce dla organów, to ebym si nie przejmował, nie szukał
jakiego kagiebe, tylko od razu jemu powiedział.
Przejechali my
obok
przepi knego
i
odremontowanego
domu
wczasowego dla towarzyszy z kace partii i kace zwi zków zawodowych. Akurat
nikogo z najwa niejszych nie było, wi c udawali my,
e mamy jaki interes i
przejechali my obok, nawet niezbyt szybko. Zaraz potem był taki fragment szosy, z
którego wida było basen portowy okr tów podwodnych. Umówili my si , e razem
z małym Kol mamy mie głowy skierowane na wprost i tylko zezowa b dziemy
we wła ciwym kierunku. Udało si , tylko ja, psia krew - nic nie zobaczyłem. No nie
zd yłem. Mały Kola mówił, e co widział, a ja nie widziałem.
K pali my si w morzu. Łowili my kraby. Kola złapał dwa, gdy ja
zobaczyłem jeszcze jednego. Wynurzyłem si i zawołałem Kol , bo kraby łowi si
sposobem i jeszcze nie chciałem sam ryzykowa . W wodzie krab jest bardzo zwinny
i mo e ugry . Palca nie odgryzie, ale zawsze... Pełn dłoni , by nie miał za co
chwyci , trzeba go wypchn
na powierzchnie, a potem silnym ruchem wyrzuci na
chwil ponad wod . On z powrotem opada na wod i przez chwil znajduje si na
powierzchni. Wówczas nie mo e manewrowa - tak tłumaczył mi Kola i miał racj wtedy trzeba gada chwyta palcami za korpus mi dzy łapami ze szczypcami i jest
nasz!
Woda jest czysta i bardzo ciepła. Na brzegu tłumy ludzi - zabawnie
wygl daj te ruskie baby ze swoimi kokami na piasku.
Potem na pro b
małego Koli obejrzeli my jeszcze pomnik Pawki
Morozowa. Co i tu cholera nie gra - zakablował własnych rodziców, wi c dziadek
go zatłukł. Miał racj staruszek - na bliskich si nie donosi - co innego obcy... Kola
274
wprawdzie nic nie powiedział synowi, ja oczywi cie te nie, ale wida było, e jest
tego samego zdania, co ja i e domy la si , jaki jest mój pogl d.
Troch jednak przesadzaj .
Kolacj zjadłem w Klubie Oficera. Jakie mi so w burym sosie, z kasz ,
do tego kiszona, ubiegłoroczna kapusta, sok i chleb. Aha - na pocz tku jeszcze była
zupa. Chleb jedz do wszystkiego - to ju od samego pocz tku zauwa yłem.
Ja jem w ostatniej turze. Pierwsza tura w ci gu czterdziestu minut zjada
potraw wykonan z najlepszych produktów. Druga tura w pół godziny zjada te same
dania z gorszych produktów. Potem trzecia tura - z najgorszych. Wszystko to s
oficerowie z domów wczasowych wraz z rodzinami. Wreszcie czwarta tura dla
oficerów z miasta, niekiedy po prostu emerytowanych i mieszkaj cych na miejscu.
Tu do poszczególnych stolików przypisani s ludzie tych samych kategorii. Ja mam
pierwsza kategori i jem razem w admirałem, który admirała dostał, gdy szedł na
emerytur . Teraz tutaj mieszka i stołuje si razem ze swoim letnikiem - malarzem z
Mi ska, który mieszka u niego od maja do pa dziernika. Tylko e malarz siedzi przy
innym stoliku. Je razem z nasz tur , ale wedle trzeciej kategorii.
Nadto jeszcze jest wdowa po generale. J ci gle, od mierci m a, chc
przerzuci na trzeci kategori , ale ona si uparła, bo mówi, e lekarz jej przepisał
norm
ywieniow dietetyczna i tylko pierwsza kategoria spełnia te warunki. Babsko
jest durne i pełne fochów. Admirał dla niej, to nikt znacz cy, bo admirała i to
najni szego dostał ju na odchodne i nigdy nie dowodził formacj wła ciw dla rangi
generała.
Admirał dowodził okr tami rzecznymi i twierdził, e rzeczna, a raczej
słodkowodna flota radziecka jest wielokrotnie pot niejsza od floty ameryka skiej.
A nadto, z nie mniejsz wnikliwo ci dostrzegł, e je li taka idiotka, jak Jekaterina
Pawłowna - nasza wdowa - miałaby by jego on , to on dobrze zrobił rozchodz c
si ze swoj bab i zostawiaj c jej swoje mieszkanie gdzie nad Amurem. Zreszt
mieszkanie jej zabrali, bo nie była ju
jakiej drewnianej robaczywej rudery.
on oficera i przenie li j do komunałki -
275
Zdaje si , e tu jeszcze trudniej o dobr
on ni w Polsce i w takim razie
rozumiem zadowolenie mojego gospodarza Koli, e wreszcie wyszukał taki skarb jak
Marijka. Ona nawet koka nie ma.
Trzeciego dnia przed obiadem do Domu Oficera wyruszyłem okr n
drog , najpierw do bulwaru, a potem bulwarem do ulicy, przy której jest Dom
Oficera. Po drodze, tak z ciekawo ci zajrzałem do sklepu spo ywczego. Produktów
niewiele, ale cho to zwyczajny, niewielki sklep, to obok cukru, soli i chleba
sprzedaj ciepły bulion z piero kami. Postanowiłem spróbowa . Jednak le trafiłem,
bo akurat był pierieryw na otdych dla załogi - czyli pi tnastominutowa przerwa. No
ale ja miałem czas. Usiadłem sobie grzecznie przy stoliku, a przed lad kł bił si
tłumek z dziesi ciu mo e alkoholików - zazwyczaj z wojennymi medalami na
piersiach. Co jaki czas pogaduj z ekspedientk , trzydziestoletni bab jak forteca z
fryzjersk wie
zamkow na głowie.
Chc si napi i prosz j po imieniu i otczestwie, eby jednak , nie
zwa aj c na przerw dała im flaszki. A ona nic. Dumna niczym ruski bojar stoi
wyprostowana za lad , plecami jednak opiera si o regał. Biały fartuch ma po prostu
mokry od potu i pali sobie kózk . Kózka to papieros Biełomor lub Kazbek, z długim
pustym w rodku filtrem, przełamany w dwóch miejscach tak, e niczym fajka do
góry sterczy raczej krótki fragment papierosa z tytoniem.
Nagle, w jakiej determinacji, ku ladzie przedziera si na wózku z deski i
czterech kółek inwalida wojenny bez obu nóg uci tych przy samym korpusie.
Przemieszcza si odpychaj c dło mi od ziemi i aby mu tych dłoni nie podeptali, na
wszystkich gło no krzyczy. Dotarł do lady tak, e tylko czubek oczu mu do niej si ga
i dawaj - ur ga... Ty taka nie taka lafiryndo, ja za ciebie w boju walczyłem, medale
dostałem - a medali rzeczywi cie miał sporo - ty mi teraz wódki nie chcesz sprzeda .
Wyst pienie jego było do
długie, przy czym dwa razy nazwał j bladzi .
Sprzedawczyni - jak s dziłem - zawstydzona, a raczej, s dz c z
kompletnego braku reakcji mimicznej na to, co si dzieje - aby si odczepi od
intruza - ostatecznie inwalida wojenny - co z takim robi - przybli yła si do lady. Z
276
blaszanej, sporej miseczki na drobne wsypała monety do szuflady i z rozmachu, t
mich , jak nie walnie kombatanta w łeb, e tylko fikn ł i bez czucia łupn ł o
kamienn posadzk .
- A wot tiebie miedal! Rugat'budziesz sawietskuju rabocziu enszczinu...
Kombatanci od razu ucichli - dyscyplina jednak ci gle jeszcze w nich
była ywa. Inwalida po chwili zamroczenia jako si wtaskał na swoj desk z
kółkami od wózka dla dzieci i te wi cej nie gardłował.
A piero ki w bulionie były pierwsza klasa. Sam bulion po prostu od razu
wyparował ze mnie w formie potu. W kolejce nie stałem, bo sklepowa od razu
wyłowiła mnie z tłumku jako jedynego kulturnego człowieka.
Po obiedzie zaprosiłem na spacer admirała wraz z jego koleg
-
malarzem. W ko cu trefili my do niego do domu. Admirał - okazało si - podczas
wojny pływał monitorem po której z rzek syberyjskich. Dowodził tam słu bami
patrolowymi i eskortował transporty wodne. Potem, w czterdziestym trzecim,
marynarzy wzi li mu na front jako podoficerów w jednostkach formowanych z
aresztantów. A on został na gospodarstwie z nieliczna załog i tylko pilnował. A w
1944 wzi li go razem z cz ci okr tów - tych mniejszych, które dało si , cho by i w
cz ciach załadowa na wagony i przenie li ich z my l o u yciu na Dunaju. Wtedy
był po raz pierwszy w Teodozji. On montował statki, a NKWD wysiedlało Tatarów.
Znał, kogo trzeba i załatwił sobie taki domek. Teraz, na emeryturze, odremontował
go, odpucował, ale letnikom nie chce mu si wynajmowa . Pieni dzy ma do , wi c
tylko dawny ordynans, malarz Owsiejenko, na lato do niego przyje d a. W remoncie
pomo e, wódeczki razem si napij , na bulwarze obrazki sprzedadz . Sprzedaje niby
malarz, ale admirał na te okazje zakłada mundur i ju nikt si nie targuje.
Anton Siergiejewicz Owsiejenko był niezwyczajnym malarzem. To
znaczy w Polsce byłby chyba zwyczajny, bo malował bohomazy, z których nic nie
mo na zrozumie , cho przyznaj - gdy popatrze , to jednak przejmuj ce. Ale w
Kraju Rad nie ma bohomazów. Je li dobrze zrozumiałem, to tu nadal obowi zuje
realizm socjalistyczny, jak u nas przed pi dziesi tym szóstym. No i dobrze - obraz
277
to obraz, a nie jaki Picasso. No wi c on dla siebie maluje gołe baby, nawet cz sto
ładnie, ale nierealistycznie, bo na przykład na niebiesko i jakby fruwaj ce, albo co?
Niektóre, to nawet dla mnie, z moim do wiadczeniem yciowym, były mocno
wyuzdane.
A gdzie ty widział na pla y sowieckiej goł bab - ja si go pytam.
Po prawdzie, to kostiumy k pielowe maj tutaj najró niejsze i niejeden
jest tak porozci gany, a ju biustonosze u kobiet z mniejszymi piersiami tak bardzo
nie dopasowane, e równie dobrze mogłoby ich nie by . No ale bez kostiumu to
nawet dwuletniego dziecka nie zobaczysz.
On mi na to, e owszem, zawiezie mnie na tak pla , gdzie same gołe
baby si
opalaj , tylko
e my te
musimy tak samo. Chciałem mu na to
odpowiedzie , e w porz dku, e mi to zwisa, czy jestem w gaciach, czy nie, ale nie
umiałem tego wyrazi po rosyjsku, wi c tylko si zgodziłem.
Admirał s dził,
e zostałem zmuszony sytuacja na t
zgod , wi c
tłumaczył, e cho jego dawny ordynans ma nieestetyczn , nawet nie leninowsk ,
lecz wstyd powiedzie - bucharinowsk brod , to jednak jest malarzem, artyst i
wiele trzeba mu wybacza . A tak e, e nigdy na bulwarze nie sprzedaj tych bab,
najwy ej koneserom.
Mieszkanie miał urz dzone w przedwojenne orzechowe meble i w ogóle
takie wedle wzorów przedwojennych wytworne. Nawet kotary miał
w oknach
pluszowe, rozci gane na ozdobny sznurek. Jaka stara baba, która na miesi c
dostawała siedem rubli emerytury, usługiwała im. Okazało si - wdowa po oficerze
zawodowym, który dostał si do niewoli, albo w ogóle co z nim si zrobiło nie tak,
wi c j po wojnie wzi li do obozu i potem dali najni sz emerytur . Ale schludna
staruszka i robotna. Du o toto nie zje, a w domu u admirała jest porz dek i nawet
ładnie.
W dwóch pokojach porozwieszane s obrazy Owsiejenki, lecz w salonie,
a tak e w gabinecie admirała - bo admirał ma nawet własny gabinet - jak trzeba wisz jedynie fotografie okr tów rzecznych, a z boku, w miejscu ikony - malowany
278
portret Stalina. Nadto po całym mieszkaniu wisi sporo obrazów Owsiejenki
pokazuj cych okr ty i statki na morzu. Te obrazy - zdaniem admirała najpi kniejsze,
a zdaniem Antona bezwarto ciowe, razem sprzedawali na bulwarze. Anton w
dobrym dniu potrafił namalowa i dziesi . Przed niadaniem ta mowo malował na
wszystkich jedne detale, przed obiadem reszt , a przed kolacj wyka czał. Po kolacji
za szedł bez admirała do herbaciarni i si upijał. Tylko wówczas, gdy malował
obrazki marynistyczne, tak si
upijał, ale zawsze. Na bulwar brał sztalugi i
sprzedaj c jedynie udawał, e maluje.
O tym Stalinie - proszono mnie, bym nie mówił nikomu i to był bł d, bo
tak, to mógłbym uwa a , e wszystko jest normalnie, a tak, to oczywi cie musiałem
poinformowa .
Anton po drodze kupił lody, takie najlepsze, po dwadzie cia kopiejek,
sze
sztuk, m skie porcje podwójne. Usiedli my w atrium. Tu te była mała
fontanna, tylko ogródek mniej dopieszczony ni u Koli i zjedli my te lody pod
butelk wódki. W trakcie sobie przypomnieli my, e babuszka te człowiek i ka dy z
nas odło ył na talerzyk troch loda dla niej.
Zaciekawiło mnie, e gdyby Anton usiłował swoje gołe baby sprzedawa
na bulwarze, to mogliby go zamkn
schizofrenika i zamkn
do obozu, albo, co gorsza, uzna
za
w szpitalu dla wariatów...
No rzeczywi cie, trzeba by wariatem, by takie głupstwa malowa , ale w
Polsce wszyscy malarze s wariatami i przecie od tego wcale nie s niebezpieczni.
Po co ich zamyka ? Admirał te
uwa ał,
e je li malarz tak widzi wiat jak
Owsiejenko, to nie jest zdrowy na umy le, ale akurat Owsiejenko nawet muchy by
nie ukrzywdził, na wystawy ze swoimi babami si nie pcha, pokazuje je tylko
dorosłym i cz sto członkom partii, nigdy nawet studiuj cym i pracuj cym
komsomolcom, wi c jemu wolno da spokój.
Wzdłu całego miasta, równolegle do bulwaru, ale w odległo ci mo e
dwustu metrów od niego, leci przykryty jeszcze przedrewolucyjn chyba, eliwn
krat , ciek. Wszelkie nieczysto ci w tym upale maj okropny, słodkawy zapach.
279
Nad tymi kratami s tarasy restauracji i kawiar , ludzie lody jedz i to im nie
przeszkadza, a przynajmniej konsekwentnie udaj , e nie przeszkadza. Du o mniej
intensywnie, ale ten zapach dociera tak e do ogrodu admirała.
Ale Anton to jest wariat. Tak przy lodach opowiedział kilka wierszyków,
którymi podobno racz si na co dzie inteligenci radzieccy. Jest to tak zwany
„czarny chumor dziecinny”, bo tematem jest zawsze mier , albo co w tym rodzaju
z udziałem dziecka. Kilka potem sobie wynotowałem:
Malczik Miszania naszoł chleborez
Ticho w kwartiru direktora wlez
Bystro swerszyłsia czornoe deło
W wannie naszli rasczliennoe ceło
Babuszka wnuczku oczen liubiła
Minu w postel jej ana poło iła
Nocziu dwa moszcznych razdalisa wzrywa
Wnuczenka babuszku to e liubiła
Krasnoj płoszczad’, zelenyie jełki
Malczik guliaet w bełoj futbołke
Cziornaja „Czajka” promczałas szur - sza
Net, nie da diotsa mat’ małysza
Malczik Petrunia na kuchnie arił
Ticho szof – powar k niemu podwalił
Budet teper dlia raboczewo kłasa
Sorok kilo swarenowo miasa
Malczik Parania po relsam guliał
280
S zadi paraniu tramwaj daganiał
Dołgo wiz ali kolesa tramwaja
Sinye kiszki na osi motali
Dewoczka k moriu kupatsia poszła
Ticho akuła k niej padpłyła
Liazdnuli zuby, bryznuła krow
Wot szto takoe – k prirode liubow
Bantiki, szortiki, zwozdoczki w riad
Tramwaj pereehał atriad aktiabriat
Siska nalewo, siska naprawo
S nimi pagibła wo ataja Kława
Albo inaczej i dziwniej, bo do dzi nie wiem, czy zast powy aktiabrat,
czyli takich ichnich zuchów, był dywersantem, czy raczej miał cechy radzieckiego
marszałka?
Zwiozdoczka k zwiozdoczke, kosticzki w riad
Tramwaj pereechał atriad aktiabriat
Riadom wa atyj bułku ujet
Zawtra on nowyj atriad prowiedet
Kinuł Andriusza w teatr sne ok
Wietsa na Tiuzom (teatr junnosti) cziornyj dymok
„Tak i bywaet” – Andriej gawarit
Jesli w snezok zała isz dynamit
281
A admirał dla miechu zrewan ował si :
Malczik za reczkoj naszoł pistoliet
Bolsze w derewnie miliciji niet
Malczik w awrage naszoł pulemiot
Bolsze w derewnie nikto nie iwiot
Kromie deda Archimieda, u katorowo torpieda
Kromie babki – parazitki, u katoroj dwie zenitki
mieszne to, a zreszt i Koli si podobało, szczególnie wierszyk admiralski...
Nast pnego dnia na
niadanie były karbonady, czyli kotlety,
teoretycznie chyba schabowe, z ry em i z buraczkami - rzecz jasna z ubiegłego roku.
Jeszcze ani razu nie jadłem ziemniaków. Admirał z Owsiejenk
jadali tylko
niadania i obiady. Po niadaniu mieli my z Antonem jecha do miejscowo ci
Koktebel na gołe baby. Na to si nie umawiali my, lecz on wzi ł na to niadanie
sztalugi i drewnian torb z farbami. Znaczy si - b dzie malował. Ja miałem
nadziej , e mo e sobie jako tak z boczku przycupniemy, nikomu nie b dziemy si
rzucali w oczy, a on nie - ze sztalugami - wida chce robi wokół siebie zbiegowisko.
Jem tego swojego karbonada - tak na oko ochłap do
chudego surowego
boczku, albo podgardla wieprzowego panierowanego. Od samego patrzenia na gluta
z ry u robi mi si niedobrze - wszystko to razem na dodatek jest pot nie przesolone.
Mnie głowa boli po wczorajszej wizycie u admirała - sam admirał mimo tych
samych dolegliwo ci jednak przyszedł i zaleca mi klina - cho by i ygulowskie, je li
akurat jest w sklepie. No ale ja mam tego do
- zaje d a od admirała jak z gorzelni,
a generałowa a chłonie ten zapach. Pewnie jej nieboszczka mał onka przypomina...
282
Podchodz wi c do stolika trzeciej kategorii, gdzie mój Anton ze sztalugami bez
kr pacji zajada kotleta popijaj c jakim tanim winem. Czy on chce dosta zawału?
Po winie na sło ce - w taki upał - w cieniu czterdzie ci stopni jak obszył... Wi c
mówi mu, e nie chc jecha , e dzi to nie dla mnie, bo nie chc mu na razie
tłumaczy , e z tymi sztalugami, to zabawa nie dla mnie. Ale tak stoj c nad nim sił
rzeczy widz jego talerz. Od jego kotleta odpadł kawał panierki, któr Anton z
zainteresowaniem zsun ł z mi sa i objawił nam si skrawek ryja wini wraz z
kawałkiem nosa. Nawet pół dziórki było wida ! Taki ró owy, a skóra na pysku
fachowo ogolona ze szczeciny...
No nie wytrzymałem! Wybiegłem na zewn trz i na schodkach rzetelnie
pojechałem do Rygi. Anton zobaczywszy, co si dzieje, pobiegł po Admirała i teraz
obaj mnie jako cucili. Rzecz jasna - winem. Co za wiat!
Wyszli my na zewn trz i usiedli my w wiklinowych, dziurawych
fotelach prowadzonej przez jakiego południowca szaszłykarni. Proponowali mi ten
szaszłyk, ale ja oczywi cie nie chciałem. Przy trzech stolikach wszystkie miejsca
były zaj te, ale nam ust piono, bo admirał jakim
ludziom wyja nił,
e to
obcokrajowiec zasłabł.
- Ty nie chowany w eseseser, nie mo esz strawi naszej kuchni. U was nie
było prawdziwego głodu... - tak skwitował moje zachowanie admirał.
Jednak Anton miał bardziej rzeczowe podej cie.
- Słuchaj - je li nie mo esz tego je , to czort z tym. Obok dworca
autobusowego jest bazar, tam wszystko dostaniesz w najlepszym gatunku. Jesli tolka
ciebie dzieneg chwatit - kuszaj - szto chocziesz...
To było jakie wyj cie i ruszyli my na bazar. Admirał zatrzymał jad c
ulic
polewaczk . Polewaczka polewała wła nie wszystko w koło wod , ludzi
zreszt , o ile nie uciekli - te , wi c s dziłem, e kierowca musiał by jakim jego
znajomym. Ale nie. Bez gadania wtarabanili my si do szoferki - ciasno było, ale
dało si jecha . Cały bal kosztował rubla, którego ze swoich wypłacił artysta.
283
Anton niepotrzebnie opowiedział kierowcy cała afer i ten wzruszył
ramionami:
- Miasa, eta miasa... Nie wkusna? Cziort s niemi, inastrancami... Wot nam
sajuzniki papali - frankijskie sabaczki...
Gdy zorientował si jednak, ze ja rosyjski rozumiem, to zgłupiał i potem
pieni dzy przyj
nie chciał. Anton na sił mu tego rubla wepchn ł.
Na bazarze, całkiem sporym, kł bił si tłum. Handlowano wszystkim i
wszystkim w najgorszym gatunku. Mnóstwo starzyzny - kto te stare gacie i inne
barachło kupował? arcia było nie tak wiele. Nieliczne wie e jarzyny i owoce były
zadziwiaj co małe, jakby rosły na Syberii - jop ich mat'- a nie na Krymie. Baby
sprzedawały wino domowe w butelkach i bez zachowania jakiejkolwiek higieny
dawały lepszym go ciom do popróbowania. Nas w lot oceniono jako lepszych. Gdy
ja, jak to mi si czasem zdarzało, op dzałem si przed amatorami moich spodni
Rifle, moi towarzysze doili wino w najlepsze. W ko cu musiałem kupi dwie
butelki, zdaniem admirała fałszywego Cziornego Doktora, ale za to babuszka
wskazała nam inn bab syskretnie handluj c w dlinami i mi sem. W dliny były
w dzone - wołowe i wieprzowe - spore ochłapy wprost wkładane do beczki
w dzalniczej na haku, ale smaczne. Do tego w dzony jesiotr - za kompletne grosze...
U innej baby kupiłem wielka puszk czarnego kawioru za jedena cie rubli - podobno
z nas zdarła. Do tego osełk
masła – rarytas, w sklepach Teodozji w ogóle
niedost pny, chyba litrowy słój mietany, butelk tatarskiej przyprawy czerwonej
barwy o nazie ad yka, no i kilkana cie piero ków. Na koniec jeszcze trafiła si
upieczona kura. Baba mówiła, e to kurczak, ale nie, to była kura.
Za wszystko
razem zapłaciłem kilkana cie rubli, a przecie sam jesiotr był du o dłu szy ni moja
r ka!
Wszystko to załadował do jutowego worka admirał. Okazało si , e ten
do wiadczony człowiek, w białej płóciennej marynarce nosi taki płócienny, mo e
niezbyt czysty, ale za to pojemny worek. Ja miałem ze sob tylko harcerski chlebak,
który zreszt i tak wszyscy brali za trofiejny z wojny. Znawcy twierdzili, e zdarty
284
został z Rumuna, albo z Włocha. W ka dym razie chlebak te
wzbudzał
zainteresowanie.
Anton tym czasem gadał z jakim facetem i okazało si , e on przywiózł
wła nie z kołchozu babuszk na handel i cho dla niego nie do ko ca to po drodze, to
jednak zaryzykuje i pojedzie do Koktebelu. Co trzydzie ci kilometrów za rubla!
Szoferak chciał dwa ruble, ale Anton si uparł i stan ło na rublu.
Mi ju
było wszystko jedno - admirał zobowi zał si
odda
moje
sprawunki Marijce. Do Koktebelu ruszyli my olbrzymim KRAZ-em - ci arówka
wielotonow , spalaj ca pewnie ze czterdzie ci litrów na sto kilometrów. Jedno wino
i kur wzi li my ze sob . W bułocznoj admirał dokupił nam dwa batony - czyli takie
bułki paryskie, bo na pewno nie tej jako ci, co wrocławskie.
Krajobrazy Krymu, drogi ci gn cej si pod pasmem gór, s wspaniałe. Ja
jednak ledwie yłem - czułem si jak sma ona szynka na patelni.
Wysiedli my nieopodal pla y. Z boku min li my, pono znan w całym
sojuzie, wytwórni koniaków "Koktebel". Gdy tylko weszli my na pla , jak zawsze
tutaj – kamienist , od razu dostrzegłem, e towarzystwo w kostiumach i bez jest
przemieszane. Jednak jeszcze wi ksze wra enie na mnie zrobił widok - w
niezmiernie przejrzystym powietrzu - w ostrym sło cu - zatoka ze skałami i górami
wdzieraj cymi si chwilami w wod . Mój Bo e! Jak tu było pi knie! My szli my ku
w skiemu pasmu pla y ograniczonej skał . Tu ju były same golasy. O dziwo
czułem si tu du o bardziej jak w Polsce, ni w Teodozji. Co ja tam tych pla w
Polsce widziałem - u siebie w miasteczku, dwa razy basen w Warszawie... Nad
morzem w yciu nie byłem! No nie - raz z wycieczk szkoln ...
Dopiero po chwili si zorientowałem:
- Tu kobiety jak u nas w Polsce - koków nie maj , tylko normalne włosy...
Ja ju my lałem, e u was normalnych bab nie ma...
- S i normalne - sajuz jest taki wielki, ze u nas wsio jest - odparł Anton...
Ale koki istotnie - monotonne jakie . Póki b dzie u władzy towarzysz Bre niew, to
si nie zmieni.
285
- Czemu? - pytam.
- Bo towarzyszka mał onka towarzysza Bre niewa nosi kok...
Ju chciałem powiedzie - "a chuj z ni " - tak absurdalny zdawał mi si
Bre niew ze swoj połowic , wobec urody miejsca, a zreszt i kobiet, ale oczywi cie
powiedziałem co innego:
- U nas ona Gierka, a przedtem ona Gomółki - tez nosz koki, ale nikogo
to nie obchodziło...
Przypomniałem sobie jednak znane mi - z rzadka dostojników i a gotów byłem postuka si w głow - wi kszo
ony ró nych
z nich nosiła
rzetelne, mo e nie takie jak sowiecka sklepowa, ale zawsze do połowy wysoko ci
fryzury baby bre niewowej rozro ni te koki. e te ja jeszcze na to nie wpadłem...
Anton rozstawił swoje sztalugi, zaraz potem całkiem si rozebrał, wpadł
na par minut do wody i zapalił Kazbeka. Ja zostałem na brzegu, eby pilnowa
rzeczy. Gorsze były te Kazbeki w zapachu ni nasze Klubowe.
Na filmach wielokrotnie widziałem, e malarze szkice w glem robi na
kolanie, albo na serwetce przy stoliku kawiarnianym. Ale nie Anton - on porz dnie, z
namaszczeniem. Ludzie, jak si
spodziewałem,
zaczynali si
gromadzi ,
komentowa . Mówili zupełnie inaczej, ani eli moi rosyjscy, a zreszt i polscy
znajomi. Jako tak wida było, e kulturalnie. Tego tutaj, a zreszt w całym Zwi zku
Radzieckim, wcale si nie spodziewałem.
Mimo wszystko długo na sło cu nie wytrzymałem. Schowałem si z
kocem w cie pod sam skał . Sło ce było w zenicie, potem zasn łem. Gdy si
obudziłem, a było dobrze po szesnastej - spałem prawie pi
godzin - Anton ci gle
jeszcze malował. Ju farbami. Jaki in ynier z miejscowo ci, której nazwy nie chciał
wyjawi , ofiarował si mnie odwie
do Teodozji. Anton chciał zosta . Nie czułem
si chyba najlepiej. Podró słabo pami tam. Szybko poło yłem si spa , ale Kola i
tak wezwał lekark - s siadk . Martwił si , e je li przyjdzie mi chorowa , a by
mo e mam udar mózgu, to trzeba b dzie mnie odwie
do Sewastopola, bo tam
najlepszy szpital. A z drugiej strony - Sewastopol jest miastem zamkni tym, wi c
286
mo e do Jałty? Ale podobno jałta ski szpital – oczywi cie ten dla lepszych
pacjentów – w aden sposób mi nie przysługuje...
Lekarka jednak wcale nie zalecała takiego po piechu ze szpitalem. Za
dziewi
rubli podj ła si w kwadrans, z elaznego zapasu szpitalnego załatwi
glukoz i witamin "b" w płynie. Bezwolnie si zgodziłem. Rzeczywi cie, nie min ło
pewnie pół godziny, gdy zrobiła mi kroplówk .
Jako dochodziłem do siebie.
Spytałem, czy z zapaleniem mózgu b d mógł wróci do kraju?
- Do Polszi... Na szto? U was nie zagarienie mozga, tolka pochmiel'
...
- O do czorta - szto za pochmiel'
, wracz? Szto eta?
- Mensze wodki nada pic - wot i wsio lekarstwa... Sewodnia s wieczera nie
bolsze czem sto, a łutsze – dwa raza po piatdzesiat'gram...
- O do cholery - my l sobie - ona ma mnie za sko czonego alkoholika,
który bez wódki dnia nie mo e wytrzyma ... No, no...
Ze trzy dni potem w domu siedziałem. Je
miałem co. Wypiłem
trzylitrowe ba ki: soku jabłkowego, mandarynkowego - zaskakuj co niesmacznego,
soku z brzozy i dwie ba ki kwasu. Do tego zielon herbat i tylko jedn kaw
dziennie - a ju przywykłem do dwóch tego paskudztwa... Napoje w słojach dowoził
mi Kola.
Upał, organizm nie nawykły do stałego pompowania spirytusu, no i tak to
si sko czyło...
Po trzech dniach wyszedłem na spacer, na bazar. Kupiłem nawet lemonki
do kawioru. Starszy Gruzin sprzedawał kwiaty – mimozy, czy jakiego innego
drzewa? Po dwa ruble za gał
- rozbój w biały dzie ! Ale nic, trzy gał zie kupiłem.
Za rubla doło ył mi dwunastokartkowy fotograficzny kalendarz ze zdj ciami Stalina.
Prawdziwa nielegalna robota! Od razu go zakablowałem - siedem rubli przecie mi
zabrał! Ale Koli sprawa wcale nie zainteresowała. Obejrzał, powiedział:
- "maładcy"... i dodał:
- Nie stiesniajsia - za Stalinu wazmo na było pad stienu, no do ciurmy - nie
lzia...
287
Nie to nie - a gał zki pani doktor bardzo si podobały...
Aha - kupiłem na bazarze dwie bułgarskie koszulki, matroski, w biało niebieskie pasy, po trzy ruble. Podobno w sklepie mo na kupi
po rublu z
kopiejkami radzieckie, ale bez rami czek. Mi tam wszystko jedno, lecz do sklepu z
ubraniami nie chce mi si chodzi . Potrafi sobie wyobrazi , co w nich jest. Ludzie
tu s nie najlepiej ubrani...
Pod wieczór poszedłem do kina w o rodku wczasowym chemików. Kola
mi to załatwił. Pokazywali, na seansie zamkni tym, polski film "Jak rozp tałem
drug wojn
wiatow ". miesznie było ogl da film, którego aktorzy mówili po
polsku, a lektor po rosyjsku. Bardzo mi to pomogło w nauce rosyjskiego.
Kola wyja nił, dlaczego ten film jest niecenzuralny w zeteserer. Otó nie
pokazano w nim w wystarczaj cym stopniu heroizmu walki ludzi radzieckich i w
ogóle artowano sobie z wojny. Ale przyznał, e mieszny. Najbardziej rozbawiła go
uporczywa walka Włochów o "bordello militare". Włosi, jego zdaniem, to w ogóle
aden naród, poniewa walczy nie umiej , s pod tym wzgl dem jeszcze gorsi ni
Czesi. Aha - Francuzi jego zdaniem te zeszli na psy:
- Za Napoleona to był wielki naród - kontynuował. Porz dnie si bili w
pierwszej wojnie wiatowej. A potem to ju degeneracja. Jedyna nadzieja Włochów i
Francuzów to ich partie komunistyczne. Gdy tylko przejm władz , to one ju ich
naucz ...
************************************************************
************8
A potem znów zacz li my z Antonem je dzi do Koktebelu. Dwa razy
był z nami ordynans admirała. Okazało si , e admirał miał swojego ordynansa marynarza zasadniczej słu by. Był to syn jakiego dostojnika wojskowego. Nicpo ,
288
wedle Antona, paraj cy si włamaniami do domów. Na razie zamiast do wi zienia
wzi li go, ze wzgl du na zasługi wojenne ojca - do wojska. W kadrach wojskowych
za , aby przypodoba si tatusiowi generałowi, pchn li go do ordynansa. Wcale nie
po zło ci przydzielili go do admirała. Po prostu admirał mieszkał w kurorcie, a na
dodatek komendantem portu jest znajomy tego taty. No i na admirała padło.
Komendant portu nie chce zgodzi si na aresztowanie gagatka, cho ten chodzi jak
głupi po bulwarze i kuracjuszom proponuje fanty do sprzeda y. Mi te proponował:
- Wazmi szubu - mówi do mnie - sobolnaja. Samoje łutsze kaczestwo... Ja
tebe eszczo tigra otdam - moli ewo neskolko pokuszali, no niczewo... Tigra prosta
daram otdam...
- Pradawaj Wowa swai westi drugim... - chc si od niego odczepi .
- Admirał tebe zdełajet pismo, czto eta dar at niewo... Dlia tamo nikow eta
chwatit... Pasłuszaj - sobolnaja szuba stoit wosiem tysiaczi rubliej. Ja smatrieł w
magazinie. Skolka tiger, ja i nie znaju, no mnoga! Mo et byt'i dwa tysiaczi?
Wszystkiego tego słuchał Anton. Wzruszył ramionami.
Ale wieczorem, gdy wespół z admirałem, Antonem i trzema
pracownicami przemysłu maszynowego - tu potrafi ludzie trzyma mord w kuble nic o nich wi cej si nie dowiedziałem - spacerowali my po bulwarze, admirał wzi ł
mnie za rami i na chwil odci gn ł od towarzystwa:
- Wazmi at niewo etu szubu. Emu nie nada dawat'mnogo - pa moiemu trista rubliej chwatit. Pismo, czto eta dar at mienia - afarmliu. I snowa na dwie
nedeli moewo urki nie budet damoj... Nu dawaj... Ja eti maładyie enszcziny damoi
prigłaszu - paguliaiem... Na szto woram znat'
, szto u tebe dengi? Ty u niewo
pakupisz i on nieczwo nikamu nie ska it...
Zgodziłem si . Dziewczyny były zdumione, gdy na mecie, bo w sklepie,
a nawet w dwóch kawiarniach nie było, kupiłem trzy flaszki szampana, a wypiłem
tylko kieliszek i nic wi cej z alkoholi. Ja spałem z dwiema. Sumiennie potargałem
im raczej niewielkie, takie tylko dla formalno ci hodowane koki. Anton zaliczył
289
chyba wszystkie. Wowa, który nam usługiwał - na pewno wszystkie. Czy
któr kolwiek admirał - tego nie jestem pewien - do
szybko si upił.
Kola, którego si radziłem, po wahaniach o wiadczył, eby i szub , i tigra
bra ... W trzy dni po jublu u admirała starannie ogoliłem krocze i solennie
nama ciłem si ma ci rt ciow od mamy. Na pla y w Koktebelu wzbudziłem nie
mał sensacj . Ju mnie znali - uchodziłem tutaj za artyst , lub działacza polskiego
komsomołu.
Nast pnego dnia i Anton przyszedł ogolony, uprzednio dokonuj c zakupu
w aptece, bo polskiemu specyfikowi nie ufał.
- Znajesz, kto w etim winawat?
- Adna z etich dziewaczek - kanieszna... - odpowiadam.
- A pa maiemu niet. Wowa - wot w cziom dzieło... Dziewaczki kulturnyie cziort znaiet, czto tieper ani dumaiet... U admirała w gastiach... Rasieja kanczaetsia...
Przyczyn naszych zabiegów fryzjerskich nie wyjawiali my, to te po
kilku dniach spora cz
pla owiczów poszła w nasze lady.
W ogóle musz powiedzie , ze ludzie w Teodozji na bulwarze, a jeszcze
bardziej na pla y w Koktebelu, s
niezwykle mili.
adnego przekle stwa nie
słyszałem. Idzie człowiek bulwarem i nagle z nieznajomym w szachy zagra, a to
mo e akademik z Moskwy, a mo e ksi gowy z kołchozu... Zaraz potem pod sklepem
z trzema przygodnie poznanymi lud mi, je li tylko chcesz - butyłku wodki wypijesz i
jeszcze sklepowej, która szklank po yczy - te troch odlejesz. Dziewczyn - ile
wlezie... O zmroku poznajesz na bulwarze, zapraszasz na szampana, który sprzedaj
tu na kieliszki i zwykle jednak mo na go dosta , chyba e nie dowioz , a gdy ju
zrobi si ciemno, idziecie jak Bóg przykazał na pla . Piasek jeszcze ciepły. Obok
dziesi tki takich par robi to samo. No pełnia wypoczynku i rekreacji!
Ciekawa rzecz - mo e na kempingu, zreszt jak cała pla a nielegalnym ludzie si
pieprz . Z cał
przychodz ...
pewno ci . Ale na pla y nie...
Całymi rodzinami
290
A zreszt id c do wody zawsze zostawiali my na brzegu swoje rzeczy, w
tym ja portmonetk z du o wi cej, ni przeci tna pensja w tym kraju. A pomimo to
nigdy nic mi nie zgin ło. I nie słyszałem, aby zgin ło. Cho gdy byli my z Wow , to
raczej uwa ali my na niego. Bali my si wstydu...
Jako obcokrajowca ludzie mnie cz sto zaczepiaj . Coraz rzadziej
wprawdzie chc ode mnie kupi spodnie, czy co innego, co mam na sobie, bo ju
wiedz , e ja nie handluj , ale pozna chce mnie wielu. Zdecydowanie unikam
kontaktów z sowieckimi Polakami. Uprzejmie, ale jednoznacznie - won! Kłopotów
to ja nie chc ...
To, e na wszystkich domach - oboj tne - starych czy nowych - obłaziły
tynki, e na klatkach schodowych - odwiedziłem dwie dziewczyny z Teodozji - jedna
mieszkała w obszcze iciu, czyli w hotelu pracowniczym i wszedłem tam przez okno,
a druga w normalnym mieszkaniu przedrewolucyjnym, podzielonym na tyle
mieszka , ile jest pokoi z tym, e wi ksze pokoje podzielono tektur na dwie lub trzy
nawet cz ci - cuchnie, jakby mieszka cy swoje potrzeby załatwiali tylko w tym
miejscu - ju mi tak bardzo nie przeszkadzało. Oczywi cie, po do wiadczeniu z
ryjem wieprzowym panierowanym z pewn nieufno ci
podchodziłem do potraw
podawanych w zakładach zbiorowego ywienia, ale kurcz tabaka, solank i piero ki
z blinami we wszelkiej postaci, nawet z ry em, bardzo polubiłem. Tylko chleba do
ziemniaków nie nauczyłem si je ... To gospodarzy zawsze niepomiernie dziwiło.
Jedna malarka, dwudziestoletnia, liczna jak malowanie dziewczyna,
koniecznie chciała wyj
za mnie za m . Córka jakiego bardzo znanego i bardzo
bogatego profesora weterynarii z Leningradu.
Anton twierdził,
e bardzo
uzdolniona. Te malowała w Koktebelu. Ju drugi rok nie chcieli jej przyj
do
Akademii, bo ydówka. Okazuje si - Rosjanie tak załatwili problem, o czym zreszt
ju słyszałem, e
ydów przyjmuja tylko okre lon liczb na studia i wi cej nie.
Pozna mog łatwo, nie to co u nas, bo ka dy yd, a zreszt Polak równie , ma to
napisane w paszporcie, a jak sobie w urz dzie zmieni narodow , to organa i tak
wiedz i w konia nie daj si robi .
291
No - artystka w domu... Taka liczna, przymilna... Gdyby nie ydówka,
to kto wie? Ale s ki do ko ca ycia... To nie dla mnie... Cho brałem pod uwag , e
mo e Przemyslida miałby do mnie wi ksze zaufanie? W ogóle mógłbym na ydów
liczy . Ale co ich w kraju zostało? Co oni dzi mog ? Próba bilansu ewentualnych
strat i zysków wypadła zdecydowanie niekorzystnie.
Na dodatek - najlepsi oficerowie radzieccy do Arabów pojechali - sam
kwiat korpusu oficerskiego Rosji. Sprz t te robi dla nich najlepszy - eksportowy.
Nie to barachło, co do Indii. Polsce podobno te nie najlepsze rzeczy sprzedaj . No
ale Polsza nie kurica... Przy najbli szej próbie izraelskiej napa ci na bratnie kraje
arabskie z ydów nic nie zostanie - czarna dziura!
Anton mi poradził, ebym nie stiesniałsa, bo jak ona jest córk profesora i
to znanego, to wcze niej czy pó niej na akademi j przyjm .
Ale ładna bestia...
Ciekawa rzecz - wszyscy tutejsi, ł cznie z admirałem, bredzili co o
konieczno ci zachowania pokoju na wiecie. Mówili o tym tak w rozmowach
towarzyskich, ale w tych samych rozmowach ka d rzecz gotowi byli rozpatrywa z
punktu widzenia jej przydatno ci podczas wojny, a raczej zwyci skiego pochodu na
Zachód... Taki mimowolny narodowy sport.
Od batiuszki, znajomego Koli, kupiłem hurtem po sze dziesi t rubli
szesna cie ikon - trzy najstarsze były z szesnastego wieku, dwie z siedemnastego,
cztery z osiemnastego i siedem z dziewi tnastego, ale z pierwszej pono połowy. By
mi si nie pomyliło, na odwrotnych stronach desek zapisywałem wiek długopisem,
jak trzeba, rzymskimi cyframi, a poniewa długopis nie chciał pisa , to wła ciwie
ryłem nim w drewnie.
Batiuszka,
popijaj c
wódeczk
i
zagryzaj c
ju
tegorocznym
ogóreczkiem narzekał, e na Ural musi po nie je dzi . Z Kol znali si dobrze - mo e
nawet z frontu? W ka dym razie, je li dobrze zrozumiałem, to podczas wojny
batiuszka by młodszym oficerem, ale co przeskrobał i najpierw wzi li go do
karnego batalionu, a potem w popy zesłali... Był po cywilnemu. Tylko taki du y
292
złoty krzy popi na złotym ła cuchu miał w kieszeni. Krzy te chciał sprzeda , ale
e z emcziug , czyli z perłami, to chciał drogo i nie porozumieli my si .
Anton te sprzedał mi, równie po sze dziesi t rubli, dziewi
aktów
namalowanych w Koktebelu. Wariackie, bo wariackie, a mi si podobaj . Wszystkie
baby ró owe, albo jaskrawo ółte, lub w podobnych, słonecznych kolorach... Jedna
Gruzinka, aktorka, miała srom niczym w yk generalski - taki pofalowany - no i on
to namalował. Ech...
Anton na podarunki w kraju dał mi jeszcze swoje trzy obrazki statków
aglowych. Tak za darmo. Obiecałem zaprosi go w go ci do Warszawy, czy gdzie
tam b d . Martwi si , e w zale no ci od rodzaju czekaj cego mnie zadania, by
mo e nie b dzie to mo liwe. Tylko za ramy musiałem zapłaci .
Za reszt rubli kupiłem złote obr czki lubne. U nas w kraju z przydziału
sprzedaj tylko przy pierwszym lubie, a rozwodnicy musz sobie radzi sami.
Jubilerom wolno wytwarza
wyroby tylko z powierzonego złota, złom mo e
skupowa tylko pa stwo, a złoto mimo wszystko jest. No wła nie - co o tym
wiem....
I jeszcze kupiłem du o dobrego jedzenia. Na ostatni dzie pojechali my
do Jałty i tam w sklepie za
ółtymi firankami było wszystko, co zechcesz...
Doktorska kiełbasa wcale nie miała odcienia zielonego. Wino "Cziornyj doktor" było
firmowe - kolekcionnoe - jak mnie poinformowano. Kola sił wcisn ł we mnie
kilkana cie flaszek miejscowych koniaków, takich dwunasto i wi cej letnich. I ja to
wszystko mam taska !
Nawet argenty sk
tuszonk
wołow
w puszkach
sprzedawali...
Wszyscy odprowadzili mnie na dworzec. Małemu Koli oddałem
ostatniego dnia ostatnie gumy do ucia - popłakał si ... Niepotrzebnie dałem mu je
ju na dworcu. Peron jest na bulwarze - dzieci spacerowiczów rzuciły si nieomal na
niego, ale jakos tam manewrował, e dał im tylko jeden płatek do podziału.
Tu bez kr pacji ludzie ludzi prosz o papierosa, lub o dwie kopiejki na
telefon. No ale guma do ucia kosztuje wi cej. Szczególnie tu.
293
W przedziale czekała na mnie... no oczywi cie - Udarka. Ucałowali my
si serdecznie.
W Odessie nie było miejsc w "Łondonskiej", wi c w innej, nowoczesnej i
nadmorskiej cz ci miasta zatrzymali my si
w olbrzymim domu
szkole
Komsomołu. Luksus - nie to co Dom Oficera. Wszystko w najlepszym gatunku: białe
serwety, zastawa z Teatru Bolszowo w Moskwie - chyba nawet srebrna... W ka dym
razie jeszcze przed odej ciem go ci rachowana przez kelnerk ... Jedzenie takie, e
bez obaw mo na było je
panierowane karbonady. A szkoleni komsomolcy?
Wszyscy byli wyra nie starsi ni ja. Czasem tylko ich ony były młodsze, ale i to
rzadko.
Wieczorem jednak taksówk wezwan w recepcji pojechali my do Klubu
Oficera obok portu. Diuk Richelieu stał jak stał. Do klubu Udarka wkroczyła jak
złota medalistka olimpijska. Poznała j tylko barmanka i mo e ta krzywonoga
staruszka, ale nic. Warto było. Barmanka podała nam piero ki z ryb w dzon i
cebul - palce liza . Sama Udarka przyznała, e i w domu lepszych nie ma.
W nocy, jak poprzednio, puszczałem po niej karaluchy. Ale te były jakie
mniejsze, cholera i trudne do złapania.
Odwiozła mnie do samego Lwowa. Wyszła z przedziału, gdy wpadła do
wagonu kontrola. Znów wszystko sumiennie porachowali, ale nic ich nie dziwiło.
Celnik zanim wsadził mi palec w tyłek, to tym razem posypał go sobie talkiem. No
có - ró ni celnicy ró nie lubi ...
Nasi porachowali, jak trzeba, ale oczywi cie osobista rewizj darowali.
Na dworcu czekał jednak Sta
z trzema
ołnierzami jednostki
nadwi la skiej.
- Nie jest le - pomy lałem - szanuj mnie...
Ci ołnierze oczywi cie nie li pakunki do Wołgi. Sta zawiózł mnie na
nowa kwater , do Konstancina. Czekała ju na mnie na podwórku starej, obdrapanej
willi moja syrenka. Pokój z kuchenk mi dali, w której za kotar był kibelek. Ale
jakie rozpadaj ce si meble, elazny balkon z kowalskimi balustradami w esy
294
floresy - tak zardzewiały, e strach na niego wychodzi . I niedu y portret Feliksa
Dzier y skiego w w skich, złoconych ramach. Szkiełko, trzeba przyzna , muchy
zd yły nie le zabrudzi .
ołnierzom dałem na piwo, ich dowódcy, który czekał na ołnierzy w
łaziku, wr czyłem wódk
kupion
z przydziału od wagonowej poci gu relacji
Odessa - Warszawa. I tym razem była to wersja eksportowa, ale wódki Kuba skiej.
Stasiowi za dałem flaszk koniaku ze specsklepu w Jałcie. Wida było, e liczył na
co
wi cej. Ale obrazki marynistyczne miałem dla Przemyslidy, Franka i
ewentualnie - dla Zygmunta. Trudno i darmo.
".
- Ty popatrz Stasiu na te flaszk . To jest mołdawska "Leninskaia put'
Kolekcionnyj kaniak chłopie... Pi dziesi t siedem procent i
dwadzie cia pi
lat
wydzier ki... Ty w yciu tak dobrej rzeczy nie piłe . Od czasu mierci ministra
my lałem, e jeste jedynym człowiekiem w Polsce, który doceni taki dar...
Stasiu, aby mi pokaza , co o tym my li, wzi ł dwie, słabo domyte
musztardówki - znów tylko musztardówki były na kwaterze i od r ki, wybijaj c
korek r k , polał. Ja od czasów moich przej
na sło cu w Koktebelu alkoholu
unikałem, ale có - jeszcze mi si Stacho do reszty obrazi.
Łykn li my... Stach si rozpogodził, ucałował mnie z dubeltówki i ładnie
przeprosił:
- e te kurwa pozwoliłe mi to tak od razu otworzy ...
- A co ja mogłem - odci łem si - patrzyłe na mnie jak na przesłuchaniu
przed wyciskiem...
No có - w yciu ró nie bywa. Przyjechałem z tych wakacji i nic adnych propozycji. Przemyslidzie dałem obrazek, chyba nawet nie bardzo mu si
podobał... Pytał, czy byłem w Teodozji w muzeum Ajwazowskiego. A ja - czort z
tym - nie byłem. Sk d miałem wiedzie , e to taki wa ny człowiek - okazuje si -
295
malarz. A przypominam sobie: admirał chciał ze mn i , Anton i nawet Kola mówił,
eby zajrze . Na głowy z nikim si
nie pozamieniałem, eby po muzeach si
wał sa ...
Tak czy inaczej Przemyslida do
taktownie i nie wprost, lecz
jednoznacznie dał mi do zrozumienia, ebym mu si nie narzucał, a je li b d
potrzebny, to sam da zna .
Franka te
w
aden sposób nie mogłem złapa . No bo jak -
eby
porozumie si rz dówk , to trzeba mie do niej dost p. Ja ten telefon miałem na
wyci gni cie dłoni w pensjonacie, ale teraz to i na Poczcie Głównej nie mam szans.
Do Pernanbuko mog zatelefonowa , ale nie do Franka...
Zygmuntowi dałem obraz - jemu bardzo si podobał, ale o moich losach
wiedział niewiele wi cej. Tyle tylko,
e nadal jestem pracownikiem Funduszu
Wczasów Pracowniczych i powinienem si do nich zgłosi . No to si zgłosiłem do
Dyrekcji Generalnej, a tam okazało si , e awansowałem na dyrektora, pensje dla
mnie odkładali na nieoprocentowanym koncie, nawet premie mi przyznawali...
Pensja zreszt - he, he - wzrosła... Ale nie wolno mi jecha do pensjonatu, bo remont
i tylko bym przeszkadzał. Gdy wspomniałem, e rzeczy ch tnie bym stamt d wzi ł,
bo pewnie co jeszcze zostało, to mi kadrówa w FWP powiedziała, e nie da rady, bo
mnie stra na biurze przepustek nie pu ci. A to suka zorientowana... Niby nikt nic nie
miał wiedzie , a ona wie, e jest biuro przepustek...
Kazała spokojnie odbiera co miesi c pensj i cicho siedzie , bo prezes
mnie lubi i krzywdy nie da zrobi . Dobra sobie. Rozwarłem na ni ryja, e nie mam
gdzie w tej Warszawie mieszka , wi c kazała mi si zgłosi za tydzie .
Po tygodniu dała w kopercie taki
wistek do Dzielnicowej Rady
Narodowej Dzielnicy Warszawa - ródmie cie do pokoju takiego i takiego na ulicy
Nowogordzkiej w Warszawie.
No dobrze - poszedłem tam, a referent kazał si dowiadywa , czy co jest,
czy nie ma, bo teraz nie ma.
296
No - my l sobie - mam powód, by wej
Frankowi na głow i dawaj, z
całym problemem do Zygmunta. Spotkali my si w "Niespodziance" na emdeemie
na dole - w takim kurwidołku. Jezu - jakie lafiryndy... Ale szpetne!
No i ja mu mówi , co i jak, a on mi na to zasuwa mówk , e przeci tnie
czeka si od o miu lat - to najlepsi członkowie partii, do dwudziestu lat na przydział
mieszkania, a ja chc tak hop, hop i ju .
Na to ja si pytam:
- Do kogo Zygmunt ta mowa? Co ja - ycia nie znam? Jak trzeba, to od
razu jest mieszkanie, a jak nie trzeba, to i dwadzie cia lat człek pokutuje. Ja tu trac
k t słu bowy nie z mojej winy - w cał afer wsadził mnie przecie nie kto inny,
tylko Franek. Do Ruskich nawet jad cierpie niesamowite upały, łeb mnie do dzi
pobolewa, a na mieszkanie nie mam szans...
Zygmunt chyba opacznie zrozumiał moje słowa i wyszło mu, e głowa to
mnie boli od jakich szkole - tak to w jego twarzy wyczytałem. W ka dym razie
szybko si urwał.
- No - my l - teraz to mam w plecy...
Ale nie, przeciwnie. Na drugi dzie dzwoni Zygmunt, ebym do tego
urz dnika na Nowogrodzkiej szedł jak w dym. I rzeczywi cie - urz dnik ucieszył si ,
e mam własne auto, bo cho to blisko, to jednak w kilku miejscach... Ze stalowej
szafy wyj ł kilka kopert z kluczami i jedziemy.
Pierwsze mieszkanko było na emdeemie, porz dne, ale małe - trzydzie ci
jeden metrów. Wi c nie. Dalej jedziemy par kroków - na Marszałkowskiej, chyba
trzecie podwórze w gł b. Drugie pi tro, mieszkanie wspaniałe - cztery olbrzymie
pokoje i słu bówk , du a kuchnia i łazienka, ale w starym budownictwie, po
podwórzu element si szwenda i alpagi pije. Nie.
Trzecie mieszkanie było na Powi lu - przedwojenna porz dna kamienica,
ale tylko dwa pokoje. A ja widz po tej Marszałkowskiej, e mog mie tych pokoi,
ile chc . Najwy ej - poczekam...
297
Telefonuj
do Zygmunta, spotykamy si
w "Lunie" w Alejach
Niepodległo ci koło Fabryki, jak zacz to nazywa
kompleks gmachów na
Rakowieckiej. Ja mu mówi , jak si rzeczy maj , a on, e rzeczywi cie, to bez sensu,
abym w starych skorupach mieszkał. Nast pnego dnia spotkalismy si w Centralnej
Radzie Spółdzielczo ci Mieszkaniowej - w kiblu na parapecie podanie
wysma yli my,
eby w trybie nadzwyczajnym uczyniono mnie spółdzielc
mieszkaniowym bez sta u kandydackiego, gdy wa ne wzgl dy socjalne skłaniaj
mnie do tej pro by, a mianowicie brak mieszkania. Zło yłem cieciowi na dziennik
podawczy, nawet kopii nie miałem, eby po wiadczył odbiór. Nie min ł tydzie , a ja
przez go ca z jednostek nadwi la skich dostaj odmowne pismo od ceeresem, e
niestety sta kandydacki musz odby i w sprawie procedury mam si za dwa dni
zgłosi do pokoju tego i tego. No dobrze - kij wam w ucho - zgłaszam si , najwy ej
wezm starocia z dzielnicy... A tu nie - czeka na mnie formalny przydział mieszkania
- cztery pokoje Za elazn Bram - pi dziesi t dziewi
metrów, drugie pi tro. A ja
te domy znam - bardzo du e bloki, z du ym holem na dole, kioskiem RUCHU cał
dob . Pokoje klitki, ale trudno - za to mury nowe i meneli nie ma. I w ogóle dzielnica
taka bardziej inteligencka - na szóst nikt tam do roboty nie je dzi.
No i czas mojego sta u rachuj c od daty zło enia podania min ł po
dziewi ciu dniach. Tak zdecydował prezes CRSM i nawet zło ył pod tym podpis ze
stempla, którym dysponuje jedynie jego osobista sekretarka. Tego akurat
dowiedziałem si od Zygmunta. Zorientowany facet z niego. Chciałem go z tej
rado ci wzi
na obiad do jakiej dobrej knajpy, ale nie dało rady - okazało si , e on
nadal je dzi do Niemiec, do Hamburga z tymi w gorzami i szynkami. Co w
pensjonacie, to i on nie wie. No i wła nie musi ju rusza , aby przespa si w
Ostródzie i rano towar pobra .
Cie choroba. Nikt ode mnie nic nie chce, ale powa ny pracownik w
przerwach mi dzy jedn operacja wywiadowcz , a drug , ma dla mnie zawsze czas,
a gdy przyjdzie mi do głowy pomysł z mieszkaniem, to jak na tacy mi podaj . A
wstyd byłoby przed lud mi si przyzna , jak w try miga stałem si członkiem
298
realnym, z mieszkaniem, w nauczycielskiej spółdzielni mieszkaniowej. Nie ma si
co denerwowa ...
Od takiego jednego naszego człowieka, który przeszedł do Domów
Towarowych Centrum na cianie wschodniej na jednego z dyrektorów dostałem
legitymacj , nawet ze zdjeciem, na ostatnie pi tro "Juniora". No i prosz - byłem w
sklepie za ółtymi firankami w Jałcie, poszedłem i w Warszawie.
Ekip
remontow
dostałem z ojcowskiego geesu. Wstawili parkiet
bukowy, bo d bowego po prostu fizycznie w całym wojewódzkim geesie nie było.
wier wałków na spojenia parkietu ze cian te jak raz nie było, ale miały by
potem, to sobie sam przybij . Gorzej, ze od razu polakierowali mi t podłog
emolakiem i rzecz jasna, zapomniałem zachowa sobie flaszk na te wier wałki.
Okna zostały te same, ale od nowa je zamontowano uszczelniaj c traw morsk ,
dzi ki czemu nie b dzie mi wiało. Zamontowali te uszczelniaj c ta m aluminiow
- w giersk . Drzwi obili blach i zało yli obok yale porz dny, przedwojenny zamek
p taj cy si u rodziców jeszcze z czasów szabru. Klucz był systemu poniemieckiego,
wi c trzeba było zapasowy dorabia u lusarza, ale co tam. Do kuchni poszły
cepeliowskie meble kuchenne ze Stopnicy. Stamt d zreszt
był i parkiet.
Zlewozmywak kupiłem enerdowski na ostatnim pi trze "Juniora". Ten "Junior" to w
ogóle doskonały wynalazek - nie trzeba sta w wielodniowych kolejkach na zapisy i
codziennie stawia si na odczytywanie listy. No po prostu luksus!
Ekspedientka namówiła mnie na wymian kuchenki na importowan z
Czechosłowacji. Podobno gorsze, ni nasze eksportowe na Zachód, ale lepsze o
niebo od tego, co zastałem na miejscu. Ponadto kupiłem farelk
z nawiewem
powietrza - zupełna nowo . Gdy wył cz ogrzewanie, a jeszcze nie wył cza pr du,
to b dzie jak znalazł. Telewizor kupiłem w normalnym sklepie, bardzo porz dny,
dwudziestojednocalowy „Beryl”. ! I to bez kolejki. Za jedena cie tysi cy złotych.
Mniejsze były nawet po sze
i pół, ale zupełnie kiepskie. Stolik pod telewizor był
zbyt mały, ale wi kszych jeszcze w ogóle nie produkuj , wi c podło yłem desk i
jest w porz dku. Swoj
drog
– jak zwykle planów pi cioletnich przemysłu
299
meblarskiego nie skoordynowano z pi ciolatkami przemysłu elektrotechnicznego!
Je li Zygmunt nadal liczy na donosy ode mnie, to o tym na pewno nie zapomn !
Kafelków do łazienki wcale nie mo na było dosta - musz za rad ojca
czeka na remont szpitala w Kielcach i mo e wtedy si załatwi jako potłuczone
podczas remontu? Podobno maj otworzy Pewex z kafelkami, ale nie chce mi si
wierzy .
Firanki i zasłony mama ju kilka lat temu kupiła, bo były i teraz nie
musiałem biega . Karnisze kupiłem bardzo drogo w Cepelii - nigdzie indziej nie
było. Mam teraz takie ładne, malowane we wzorki,
jak w jakim dziecinnym
pokoju. Same dziecinne pokoje mam. Przynajmniej pod tym wzgl dem.
Do tego wszystkiego lodówka "Polar" i trzy dywany - podobno nawet
odrzuty z eksportu z Kowar. Rzeczywi cie - ładne. W "Juniorze" trafił mi si
odkurzacz z silnikiem japo skim, a e był i nawil acz - wszyscy brali, to i ja
wzi łem nawil acz. Po co ma by wilgotno w mieszkaniu, to nie wiem, ale spróbuje
si dowiedzie . Do trzech pokoi dostałem talon na meble z Zamo cia - to mi załatwił
Zygmunt w BOR-ze u Trzymankiewicza. Mogłem cholera chwil wstrzyma si z
telewizorem i miałbym od nich jeszcze niemieckiego "Grundiga". Ale przepadło.
Tak wi c mieszkanie urz dziłem sobie do
jednostajnie – wsz dzie te
same firanki i zasłony, nawet – rzucaj ce si w oczy karnisze. Wsz dzie strasz
fioletowe i w innych kolorach gołe baby i ikony. W łazience na razie mam tylko
wisz ce lusterko z kiosku, a poniewa szklanek jak raz nigdzie nie mogłem dosta , to
kupiłem strasznie drogie, kryształowe, w sklepie z kryształami.
Pieni dzy mi nie brakuje – przyprowadziłem do ekspertyzy do domu
kusnierza i mówi mu:
- Prosz pana – tego futra ja panu z pewno ci nie sprzedam. Ale
chc wiedzie , ile jest warte?
Ku nierz ogl dał je centymetr po centymetrze, w dwóch, mim zdaniem
zupełnie dobrych miejscach a cmokał z niezadowolenia, kl ł swoich rosyjskich
konkurentów za partacka robot i wreszcie orzekł:
300
- Ja mog panu da sto osiemdziesi t tysi cy i w tpi , by jaki
fachowiec dał panu wi cej. Mo e pan to wsadzi do komisu na Chmielnej i
wtedy, po odliczeniu mar y, powinien pan dosta
nawet wi cej, mo e
dwie cie tysi cy... Cho ja bym zaryzykował i wsadził za wi cej – jak si trafi
klient z pieni dzmi, któremu b dzie pasowało, to kupi. Dyplomata z Zachodu
mo e kupi za dowoln cen panie – dolary sprzeda na czarno, a wywiezie bez
cła. To jest na barczystego m czyzn wzrostu metr osiemdziesi t – rzadka
rzecz...
A ja mu na to:
- Poniosłem koszty – za mniej ni
wier miliona nie mog ...
- No to ja panu nie pomog ... Za wier miliona to mo na will
kupi ...
- Kiedy dro ej panie... wille dro ej . To futra te musz dro e ...
- Wie pan... Słyszy si to i owo... To jest wspaniała rzecz, to futro...
rzadkie sobole... Na Zachodzie to by poszło za nie wiem ile... Ale na granicy z
tym to i ministra by dupn li... Wiem co mówi ... Widzi pan – takie futra to
produkty jednostkowe, nawet u ruskich... Ka de jest rozpoznawalne... To jest
jak obraz, taki muzealny... Pan pewnie zwrócił uwag na wszyte numery
metryczki... Ale ofiaruje mi go pan bez adnej metryczki...
- Bo ja go panu nie ofiaruj , nawet nie chce sprzeda , chc
wyceni ... – zje yłem si .
Nawet nie pomy lałem, e giepi ci musieli dobrze wiedzie , czyje to
futro i komu Wowa go r bn ł. I nie była to pewnie przodownica kołchozowa, ani
górnik przodkowy... A si spociłem. Sk d we mnie tyle naiwno ci? Wprawdzie
miałem, jako wiadectwo pochodzenia, pismo od admirała, ale zabrali mi je na
granicy,. Admirał pewnie dobrze wiedział, co robi – mo e te współpracuje? Ja w
ka dym razie tego pisma ju nie mam i jakby co, to nie mam czego przedstawi z
wyj tkiem protokołu odprawy granicznej... Ale oni zawsze mog
powiedzie , e uwierzyli swemu go ciowi z bratniej peerel.
si
wypi
i
301
No ale wpadłem na pomysł. Pi knie podzi kowałem fachowcowi b d c
na siebie zły, e teraz on wie, gdzie ja mieszkam i zapłaciłem mu za t fatyg tysi c
złotych – pół przyzwoitej pensji!
Nast pnego dnia z poczty zatelefonowałem do Przemyslidy i od razu
ruszyłem pod Siedlce. Przyje d am, pokazuj i pytam, czy ma komu to sprzeda . A
on mi na to:
- Pomyliłe adresy – to ty znasz ludzi, którzy maj pieni dze,
cho by rzemie lników. Popatrz, na którego by to pasowało i sprzedawaj... No i
pami taj – tak naprawd towar ma t cen , któr nabywca chce za niego
zapłaci ...
Zjedli my dobry obiad domowy i pojechałem. Propozycji nie miał
adnych.
Dziwna rzecz – nawet nie chc mnie podsłuchiwa , bo nie mog si
doprosi telefonu.
Pokazałem t szub Zygmuntowi i mówi , e szukam klienta, najlepiej
dyplomat . On tak dla jaj przymierzył, czy na niego pasuje, no ale on jest chuderlak i
futro jest zbyt obszerne. Zapalił papierosa, poci gn ł z mojej pi knej szklanki kawy,
dosłodził sobie, bo uznał, e pocz tkowo wsypał za mało, pomieszał, wystukał
krople o brzeg naczynia i pyta:
- Jaka ma by cena?
A ja mu na to:
- Dla mnie wier miliona, a dla ciebie reszta. Dyplomata kupi i za
pół miliona w dutkach. Tak mi mówił ku nierz, ale twierdzi,
e mo e
zmobilizowa tylko sto osiemdziesi t...
Nie ryzykowałem szar y z ofert ku nierza, bo mo e jest kapusiem i
Zygmunt wie zbyt wiele? Cho wygl dał na zaskoczonego. I bardzo podnieconego –
ja go jeszcze takim nie wiedziałem.
- Słuchaj – nie wiem, czy uda mi si w zielonych... Daj zapali , to
pomy l ...
302
Mama zawsze narzekała, e od papierosów ółkn firanki i planowałem
nie pozwala moim go ciom, o ile to b dzie mo liwe, na palenie. Ale trudno – cho z
góry wiedziałem – teraz to on u mnie b dzie zawsze palił.
- Dwie cie dwadzie cia... – zaoferował zaci gn wszy si dymem z
Giewonta.
- Fiu... – my l – tego si nie spodziewałem. Wida ma kupca w
Niemczech...
- No co ty Zygmunt... – szuba warta jest grubo wi cej...
- Dajesz czy nie? – przyszpilił mnie niczym igł owada.
- A je li powiem, e zgadzam si na dwie cie trzydzie ci, to jest na
zicher – sprzedane?
- No nie b d taki yd – dwie cie dwadzie cia pi , dajesz mi dzi i
gotówk masz w tydzie .
- Aha – my l sobie – w tydzie obróci do Niemiec i sprzeda. A jak
go dupn , to moje ryzyko...
- Dobrze, ale gotówka jutro.
- Dawaj jaki koniak!
Nalałem mu. Do szklanek, bo kieliszków jako jeszcze nie kupiłem. Same
brzydkie były. A miło byłoby tak jak u Przemyslidy pi z kryształowych... Jak jacy
panowie...
Napił si , pomy lał i bardzo spokojnie mi wyja nił:
- Ja mam tak sytuacj , e troch złotówek odło yłem z pensji. Ale
to zbunkrowała moja baba. Gdyby futro było damskie, to co innego – na jutro
wszystko bym załatwił. Ale ono jest m skie – na mnie w sam raz. Tylko troch
trzeba zw zi , skróci i b dzie jak ulał. Musz j troch poprzekonywa .
Wiesz, jak to jest w mał e stwie... a zreszt mo e i nie wiesz, bo i sk d... Jak
jej tylko powiem, to ka e mi w głow si popuka . Jak jej tylko poka , to to
samo, nawet jeszcze b dzie zła, e niby o niej nie my l , a sk d ja wezm dla
niej sobole? Ale je li powiesz w szafie i pojad do Niemiec, to nim wróc ,
303
onka sama zmieni zdanie. Poogl da, pomy li, e mo e w takim razie jak
gdzie pójdzie ze mn w takiej szubie, to cho ona b dzie tylko w karakułach,
to przecie mn szyku zada. Takich soboli nikt nie ma. No nikt ze znajomych.
Zgodziłem si . Potem sobie wyrzucałem, e popełniłem bł d. No bo
Zygmunt mógł mi trele morele opowiada o swojej babie, a w rzeczywisto ci
pojecha z tym do Niemiec i wystawia moje futro na ryzyko. Mógł te uzna , e ja
jestem ju załatwiony – przecie wiedział, e szw dam si bez zaj cia i zwyczajnie
mi nie zapłaci . Co mu zrobi ?
Ale nie. Po tygodniu zjawił si i z pi ciu ró nych kieszeni wyj ł paczki
banknotów po pi dziesi t tysi cy – takie nowe, małe, z Kopernikiem i poło ył na
stole.
Cholera – tyle forsy za par zszytych ze sob futerek zdartych z jakiego
cierwa...
No i mam pewno ,
e jeszcze si
licz . Inaczej fig
z makiem
widziałbym pieni dze...
Nast pnego
dnia
kupiłem
komplet
kryształów
w
sklepie
na
wi tokrzyskiej – nawet nie długo stałem w kolejce, akurat rzucili...
A jeszcze potem Sta mi powiedział, e zdaniem Zygmunta trac kontakt
z parti i z masami, bo powiesiłem sobie na cianie obrazy religijne. Ju ja wiem o co
chodzi. Teraz al mu tych wywalonych pieni dzy. We łbie mu si miesza – co ja
mam wspólnego z tymi głupimi masami? Ale istotnie – warto by z jakiej partyjnej
ksi ki wyci
portret Dzierzy skiego i jak w Kraju Rad – powiesi sobie w salonie.
To by jako zrównowa yło te wszystkie ikony. A jak kupowałem je od popa - on był
taki nasz i Kola był nasz, e nawet o tym wa nym aspekcie nie pomy lałem.
A swoja drog – takiZygmunt – niby chuchro nigdy w niczym si nie
wychylaj ce, chodzi w tych swoich tanich marynarkach, cho ostatnio cz sto w
swetrach z Zachodu. ale jak ju si postawił, to za worek pieni dzy.
304
Na Nowy Rok, ale ju po wi tach, na moje zaproszenie przyjechał
Anton. My l
sobie – czas leci, pensje płac
nie wiadomo za co, a ja zło
zaproszenie w ambasadzie radzieckiej i przypomn o sobie. Admirała te zaprosiłem,
ale jego nie pu cili. A podobno chciał przyjecha .
Anton przywiózł ze sob po prostu stos obrazów, tak ze sto czterdzie ci, z
czego połowa, jak nie wi cej – gołych bab. Aby zajmowały mniej miejsca, to zdj ł
płótna z listew, na których były rozpi te. To si chyba blejtram nazywa, chyba e
blejtram to co innego. W szkole psia krew uczyli, a ja nie pami tam.
No to poszli my do sklepu malarskiego i on a si zacukał – takie
podobno dobre farby, p dzle i jakie tam takie ró ne. A wszystko to kosztuje, e hej!
Listewki kupił, ale na reszt zabrakło mu pieni dzy.
Ja go lubi , cho widz , e najch tniej, to codziennie piłby wódk . Wi c
odliczyłem z brzegu dziesi
obrazków, te gołymi babami i za ka dy dałem mu
pi set złotych, ale pod warunkiem, e co tydzie dostanie tysi c, eby mu na cały
miesi czny pobyt starczyło i jeszcze, eby na koniec sobie zrobił jakie zakupy.
Od razu poszli my do tego sklepu artystycznego, a potem, za rad jakiej
malarki poznanej w sklepie, do stołówki stowarzyszenia malarzy. Jest ta stołówka na
drugim pi trze, lezie si po schodach. W rodku tłum i od dymu chod siekier
wieszaj. A gwar! Ale nic – za osiem złotych tylko daj male kiego schabowego z
ziemniakami i kapust . Zjedli my, ja przyniosłem jeszcze po małym Budafoku, bo
był tylko Budafok, rumu ska area, likier orzechowy i Ratafia. Wina adnego! A
mi było wstyd – w zeteserer przecie na dworcach wino si leje! A tu taka n dza.
Poszedłem do toalety, troch czasu mi zabrało jej znalezienie – okazało
si , e klucz jest za pobraniem u portiera na dole i trzeba da dych zastawu. Gdy ju
to wszystko załatwiłem, wracam, a tu mój Anto przy barze pije ratafi z takimi
samymi jak on brodaczami. No przecie zaraz mi si porzyga!
Ale odci gn
si
nie dał. Wi c pogadałem razem z nimi, cho
oczywi cie tego wi stwa nie piłem. Warto było. Okazało si , e Anton to jaki
305
wybitny artysta , bo jak opisał, co maluje i e nie mo e wystawia w zeteserer, to od
razu chcieli mu zrobi wystaw niezale n , czyli nielegaln .
- No – my l
ja sobie – ja b d
udawał,
e wszystko jest w
porz dku, e jestem za, a raporcik jakby ju sam si pisał... Ja ju przecie
bardzo potrzebuj przypomina o sobie! A osi gni
ostatnio nie mam, bo i
sk d?
Nast pnego dnia awaryjnie widz si Zygmuntem i mówi , co i jak. Nie
mijaj trzy dni – a jeszcze dwa razy byli my w tym całym klubie – jeszcze nikt nie
widział jakiegokolwiek antkowego płótna, a ju
wszyscy wiedz ,
e to pisarz
prze ladowany na zesłaniu na Syberii, wybitny i taki, któremu trzeba pomóc. Dwie
panny na kolorowo ubrane, z jakimi paciorkami i w sandałach wyr bał nieomal przy
ludziach.
e niby on siedzi w rogu na krze le, a ona mu na kolanach, gdy w
rzeczywisto ci pod stołem sukienk ma podci gni t i nadziana, e tylko kieliszkiem
zasłania twarz, aby w oczy si nie rzucały ró ne takie grymasy.
- Arty ci – psia ich ma ...
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przyłazi z rana po
tygodniu Zygmunt, bo ja telefonu ci gle nie mam i mówi:
- Z tym twoim Antonem to chryja. Nasi nie chc
adnego skandalu
i daj mu od razu wystaw w Domu Kultury na Mokotowie, z honorarium,
kilka muzeów kupi jego płótna i nawet przedstawiciela atasze kulturalnego
zeteserer si zaprosi. Ale w zamian on nie b dzie robił adnego skandalu z
nielegalna wystaw . Poza tym upewnij si , czy on czasem tego nie chciał
zrobi w jakim ko ciele. Klechy u nas to wielcy politycy, podobno z ruskimi
nie zadzieraj , bo oni w zastawie maj tamtejszych katolików, no ale nigdy nie
wiadomo...
Wystawa była podobno wielkim triumfem. Cał reszt obrazów sprzedał
na pniu – ja widz c co si dzieje swoje, tak e te nowe, postanowiłem na razie
trzyma . Z ambasady było trzech urz dników, przynie li ze sob puszk kawioru
czarnego, puszk
czerwonego, skrzynk
ró nych trunków i dwana cie butelek
306
szampana, a tak e trzy krasne ryby, czyli takie w dzone jesiotry ju pokrojone w
plasterki, na salaterkach i wszystko to doło yli przed imprez
do produktów
przygotowanych przez organizatorów.
Dom Kultury był nabity go mi – niektórzy byli bardzo znani. Z dnia na
dzie Anton stał si uznanym artyst , cho recenzji nie było podobno w prasie
adnej. Chyba wiem - dlaczego. Ci z ambasady nie byli ju tak bardzo zachwyceni
gołymi babami, na dodatek mało przypominaj cymi fotografie, a to oznacza, e
niezbyt to wszystko było wedle zasad realizmu socjalistycznego. No i – jak s dz –
nasza cenzura wszystkie wzmianki prasowe zablokowała. A przecie było radio i
nawet przez dziesi
minut telewizja!
Niemniej, gdy Anton odje d ał obkupiony w Warszawie za wszystkie
czasy, z cał walizk materiałów malarskich, ciuchami i sprz tem gospodarstwa
domowego, to na dworzec przyszło kilkunastu artystów i niewiele mniej dziewczyn –
wszyscy pili wódk nie zwa aj c na surowe w tym wzgl dzie zakazy. No ale byli
nasi po cywilnemu – ja ich łatwo rozpoznaj , wi c obyło si bez ekscesów z SOKistami.
W ka dym razie co si działo.
A do jesieni 1974 nic si nie działo. Absurdalna historia. Pensj ci gle
mi płacili, premie zwykle dawali, a ja nic nie robiłem. Nawet na wakacje do Teodozji
czy w ogóle do zeteserer pojecha nie mogłem. A zreszt – na listy nikt mi nie
odpisywał, nawet Anton. Z nudów regularnie je dziłem na wczasy FWP – nic za to
nie płaciłem, bo jechałem jako tajny inspektor. Wszystkie uzdrowiska zwiedziłem.
W Zakopanem nawet doro karze ju mnie poznawali, cho nigdy nie dałem im
zarobi .
Wakacje sp dzałem w Bułgarii, w ramach wymiany mi dzy bratnimi
organizacjami turystycznymi. Interesów adnych – to oczywiste – zrobi si nie dało.
Z nudów nasadziłem tat na zorganizowanie w miasteczku manufaktury staników.
307
Zygmunt z enerde przywoził mi te materiały, których nie mo na było kupi w
Polsce, baby to tłukły na domowych maszynach, igły łamały na pot g , ja im te igły
załatwiałem z Radomia i brałem za ka da podwójn cen , bo w sklepach na igły był
deficyt i nie chciałem, eby mi sprzedawały. Tego Radomia to si bałem, bo w
zakładach „Łucznik” produkowali nie tylko maszyny do szycia, ale i karabiny. Ten
zakład obstawiony był przez kontrwywiad wojskowy i dla zwykłej zabawy mogli
mnie – człowieka było, nie było – fabrycznego – capn .
Wykroje brałem w ten sposób, e Zygmunt kupował mi w Berlinie, bo
najtaniej, staniki ró nych rozmiarów, które si rozpruwało i ju był wzór. Baby na
Ró ycu płaciły mi od sztuki czterdzie ci do sze dziesi ciu złotych, tak abym miał
prawie dwadzie cia złotych ze sztuki dla siebie, z czegoZygmuntowi, obok zwrotu za
materiały z enerde, dawałem pi
złotych i on to jako drobnił mi dzy naszych.
Elementy plastikowe tłukł mi na swojej wtryskarce na lewo facet z Otwocka, bez
faktury, bo i po co, ale musiałem mu da dwadzie cia tysi cy na wej ciu na
wykonanie wzorów. To jaka skomplikowana historia i chyba nie bardzo mnie
or n ł.
Cały dawny powiat, bo powiaty akurat likwidowano, niczym za okupacji
si zorganizował i walił mi te staniki, a potem do kompletu i majtki, wszystkiego
razem najpierw po tysi c, a potem
po kilkana cie tysi cy sztuk miesi cznie.
Zygmunt na moje potrzeby musiał zamówi w resorcie now , wi ksza chłodni . Inne
materiały kupowałem wprost w fabrykach, od naszych ludzi tam zatrudnionych,
najcz ciej w zwi zkach zawodowych. Z milicji kupiłem złomowan Nysk , potem
drug i dwóch go ci dla mnie pracowało. Jeden to taki student, co go wyleli i był
ko cielnym u proboszcza na Pradze. Nasz człowiek, ale o tym oczywi cie ani mru,
mru... Przez tego proboszcza mój człowiek poznawał ksi y buduj cych si , wi c
potrzebuj cych kasy i oni w kraju puszczali mi towar jak cholera. Ale głównie
rozchodziło si poprzez bazar – nie było targowiska w kraju, gdzie moich wyrobów
bym nie widział. Ja co dwa miesi ce na dwa tygodnie jechałem na wczasy, wtedy
interes zamykałem, a baby mi w powiecie w tym czasie tłukły towar jak cholera, no i
308
sobie ogl dałem. Ceny w kraju były zadziwiaj co zró nicowane.
Ja o wszystkim
pisałem obszerne sprawozdania – mo na rzec – donosiłem sam na siebie – i było git.
Kupiłem plac w Aninie i nawet rozpocz łem budow domu. Z materiałami miałem
krucho, ale kontakty z ksi mi były jak znalazł. A Zygmunt, za spory grosz –
skrz tny typ – takie dochody i mimo to ze mnie wyciskał ci ko zarobion kas –
dostarczał mi faktury. Na szcz cie faktury były in blanco i co jaki
czas
spuszczałem tak któremu ksi ulowi i zwracałem sobie koszta. Przynajmniej do
czasu, gdy okazało si , e na którego w przemyskiem polowali, a on sobie jaja z
nich zrobił i pokazał faktury, których nie miał prawa mie . Jak mnie wtedy Mietek
opierdolił! Mój Bo e! My lałem ju , e teraz to si przejechałem, ale nie – chyba
Franek z lito ci mnie podtrzymał, albo mo e uznał, e cho na razie nie jestem
potrzebny, to jednak ruskie trzymaj mnie w rezerwie i mam specjalne papiery.
Naraili mi w ko cu z Fabryki takiego majstra budowlanego z Otwocka i
on po godzinach razem ze swoj brygada mi to stawiał. Szybko mu to nie szło, ale
ju w jakim takim tempie. Pijani chodzili na okr gło, ale swoje robili. Ten majster
to ci ki pojeb – jednego oka nie ma, a raczej ma szklane, ale tak w ogóle to w
porz dku go . Raportowa miałem o nim regularnie co i jak – głupia sprawa. Ale ja
go specjalnie nie uwalałem, bo po co, skoro dobrze muruje i jeszcze mi materiały
załatwia z budowy, ebym nie musiał po ksi ach si prosi . Poprzedni partanin
prawie cał
wyrzucił, a sklecił mi chałup
z wielkiej płyty, z elementów
wybrakowanych, jednopi trow , ale solidnie, nie jak to z piszcz cymi rurami gówno
Za elazn Bram . Troch wbrew przepisom wyszło mi dwie cie trzydzie ci metrów
u ytkowych. Na parterze elementy były z parteru wie owca – takie wysokie na
prawie trzy metry, podobnie piwnica, a na pi trze standardowe. Tylko trudno
była
z pokojami, bo nie chciałem takich małych klitek no i postarali si – pokoi mam pi
plus salon – wszystko jak trzeba, obszerne.
Szpital w kieleckiem w ko cu zacz li remontowa , wi c kafelki poszły
ju do nowego domu, podobnie jak rury i armatura. Armatura nie bardzo mi si
podobała, lecz w sklepach w ogóle nie była do dostania ładniejsza – nawet w
309
Juniorze, wi c kupiłem w Pewexie. W ogóle to, co nie jest dost pne za złotówki,
miało mo na kupowa w Pewexie i tylko te ceny – nawet mnie przera aj !
Zorientowałem si , kto w tym Aninie mieszka – działacze partyjni,
oficerowie, adwokaci, pisarze, nawet gwiazdy telewizji. Ale oni wszyscy mieszkaj !
Sk d maj pieni dze? Ale oni musz robi przewały... I ja nic o tym nie wiem!
Ostatecznie zdecydowałem, e kafelki ze szpitala dam tylko do piwnicy,
gara u, na oba tarasy i do altany, a tak e do baseniku z fontann . A do obu toalet,
łazienki i kuchni kupiłem hiszpa skie. Drogo to wychodzi, ale co tam. Nawet mój
majster, cho to kompletny matołek, musiał przyzna , e hiszpa skie kafelki s
pi kne. Teraz musz mu patrze na r ce, bo wprawdzie na niczym go nie złapałem,
ale le mu z oka patrzy... Te si buduje.
Nawet si zastanawiałem, czy ze wszystkimi bambetlami nie przenie
si do tego Anina, ale dałem spokój, bo u siebie w bloku Za
elazn Bram
wynaj łem na ostatnim pi trze kawalerk z telefonem, faktycznie tam mieszkałem, a
w Aninie nie było na razie adnych szans na telefon.
Z tym telefonem to była afera. Zygmunt zapomniał poinformowa o tym
fakcie i przez długi czas, o czym nie wiedziałem, nawet nie miałem podsłuchu. Przy
okazji dowiedziałem si , jak taki podsłuch wygl da. Oczywi cie – je li maj kogo
na tapecie, to człowiek zawsze wsi na słuchawce i reaguje stosownie do rozwoju
wydarze . Ale zwyczajny podsłuch, jest to nowo zbudowana hala niedaleko
Stalingradzkiej z tysi cami magnetofonów kasetowych. Podobno dla tego podsłuchu
specjalnie kupiono licencj
magnetofon wł cza si
na produkcj
magnetofonów Thomsona.
automatycznie z chwil
Taki
poł czenia telefonicznego i
konsekwentnie nagrywa wszystko jak leci. Potem z rana zmienia si kasety. Zatem –
je li konsekwentnie potrzyma telefon na głucho przez pół godziny, to nie ma
adnego podsłuchu, bo kaseta si sko czy i do rana jest spokój. A zreszt – tak
twierdzi Zygmunt – nikt nie ma głowy do słuchania tych tysi cy kaset. Zygmunt na
przykład ma tylko prywatny magnetofon i nie b dzie go psuł na pa stwow robot ,
310
bo gdyby to robił, to tylko z gadaniny jego własnych obiektów wynikałoby, e doba
jest zbyt krótka.
I ju tak przywykłem do tej przedsi biorczo ci, gdy ni st d ni z ow d –
puk, puk... z rana do kawalerki, o której nic nie mógł wiedzie , przyszedł
Przemyslida. Na szcz cie byłem ju ubrany, cho jeszcze nie ogolony. Podałem
jak
kaw i załatwiane w Gi ycku, w wytwórni, szprotki w podw dzane w oleju –
rarytas – prawie takie, jak eksportowe! Nie musiałem si wstydzi !
Tak jemy te szprotki, popijamy kaw , masła nie dostałem, ale nie szkodzi,
bo jest olej z puszki.
- No i rozwijasz si ... Ciesz si ... – mówi.
Nie wiem, do czego pije, ale pewnie wszystko wie.
- Staram si , prosz pana...
- No i dobrze robisz. Widzisz – masz nowe zadanie. Zarobisz
jeszcze wi cej...
- Mam porzuci swój dorobek – pytam?
- Ale
nie, je li dasz rad . Widzisz – potrzebny jest taki
specyficzny import, w formie paczek kierowanych zza granicy, z Zachodu, do
prywatnych osób do Polski.
- To nie pachnie kryminałem?
- A gdzie tam – achn ł si .
- Od paczek trzeba płaci cło – zauwa am.
- No i dobrze. Twoje zadanie b dzie polega na tym, e musisz
znajdowa figurantów, na adresy których b d przychodziły paczki. Ty im
dasz pieni dze na to cło – dzi to jest trzysta pi dziesi t tysi cy. To znaczy,
na cło jest troch mniej, bo dla nich jest dwadzie cia procent, a dla ciebie
dziesi
procent.
Tylko e to b dzie du o, bardzo du o paczek. Ty musisz
wyszuka sobie ludzi, którzy b d dociera do konkretnych osób, które b d
u ycza swoje adresy.
- Wy ich pó niej b dziecie trzymali za jaja?
311
- Eee tam – znów si
achn ł – wszystko jest legalne. Je li tylko nie
sprzeniewierz pieni dzy, to wobec prawa b d czy ci. To jest raczej forma
dotacji.
- Aha.
- A nasi o wszystkim wiedz ?
- Którzy nasi – odpowiedział pytaniem?
- No Fabryka...
- Ale wie, ale nie maj prawa si wtr ca . Stoi?
- Stoi – zobowi załem si .
Ju nast pnego ranka, o wicie, słysz do drzwi: - puk, puk...
Ledwo przytomny otwieram, a e miałem wi ksz gotówk w domu, to
nawet za drzwiami trzymam nagana w gar ci. No ale to nie miało sensu – przyszło
dwóch z Rakowieckiej. Rozbebeszyli mi cały dom wydłubuj c z ró nych miejsc
sporo grosza.
- Co jest cholera – my l ? Czy to czasem nie jest tak, e ja Fabryce
jako partner Przemyslidy nie pasuj ? Ale e te s tacy bezczelni, aby spiera
si z plecami Przemyslidy!
W ko cu zakwestionowane przedmioty, głównie gotówk polsk , troch
dewiz, wrzucili do torby i sprowadzaj mnie do du ego fiata na dole. Porz dny
pojazd – taki sam jak mój – na szerokich felgach, tylko niebieski, taki przechodz cy
w bł kit, gdy mój jest lepszy, bo jellołbahama. Ale tak w ogóle, to te same pojazdy,
nawet silniki tak samo rasowane – z tego samego ródła. Ale mój jest prywatny – po
przebiegu dwudziestu tysi cy kilometrów kupiłem go za grosze jako złomowany.
Sta mi to załatwił. Zawsze miał układy w gara ach na Słu ewcu, czyli w bazie
motoryzacyjnej esbe.
Kierowca jedzie z przodu, a ja z tyłu mi dzy oboma moimi go mi o
wicie. My li mam niewesołe. Firma mo e mi proces zrobi lepszy, ni swego czasu
afer
mi sn . Przecie
wszystko wiedz ! Ja nie wiem, czy cho
jeden mój
współpracownik nie jest zarazem kapusiem. Troch mi to nie pasuje, bo współpraca
312
ze mn dotychczas była form premii za dobre donoszenie, a co wa niejsze – jeszcze
cz ciej dla krewnych ludzi z firmy. I co – teraz ich wszystkich tak po prostu
wypatrosz ?
Gdy nie skr cili my na Mostowo, nie zdziwiłem si . Ale gdy bez
zwracania uwagi na ograniczenia szybko ci min li my Rakowieck , to si
przeraziłem. O do diabła – wiadomo,
e Przemyslida nie współpracuje z
Pernambuko, tylko z ruskimi. Nasi, je li im nie pasuje, nie b d si przecie z
ruskimi kłóci , za to mog mi cicho da w łeb i koniec pie ni. Franek wła nie z
wielkim hukiem poszedł w odstawk , podobno pod samym towarzyszem Gierkiem
rył, a ja mog uchodzi za człowieka Franka. Troch mo e b d si nawet na siebie
d sa , a ja w tym czasie b d gnił gdzie w dole w Lesie Kabackim, albo w innym
ustronnym miejscu.
Ale nie – skr cili my w Ró an i w tym momencie – chyba chwil zbyt
pó no – zasłonili mi oczy. To dobrze – wida po całej tej aferze jeszcze mam co
wiedzie i pami ta !
W ko cu odsłaniaj mi te oczy – szmat do wycierania samochodu to
zrobili i przez podwórko osłoni te od ulicy ywopłotem wprowadzaj mnie do
przedwojennej, odrapanej willi. A leci od nich gorzałk , jakby nawet po popijawie
nie spali. Ledwo wytrzymywałem ten smród. Prowadz c mnie pod ramiona
dosłownie wepchn li mnie za drzwi, których sami nie przekroczyli. Tam mnie
przej ł inny, te bez słowa znów chwycił mnie za rami i schodami i korytarzem do
takiego gabinetu. Po rodku stał stół sosnowy, biurowy, przykryty blatem ze szkła.
Wokół stały proste krzesła obite jak
derm . Pod cianami stały szafy do kompletu
ze stołem, a w rogu stolik okr gły, z blatem z czernionego szkła i z trzema fotelami.
Na
rodku stolika poło yli malutki obrusik z Cepelii i cepeliowski gliniany
dzbanuszek ze sztucznymi kwiatami.
W pokoju zostałem sam. Nigdzie nie siadałem, tylko jak kołek prze mo e
kwadrans stałem w miejscu. A tu nagle otwieraj si drzwi i wchodzi nowy szef
313
bezpieki. Znam go z widzenia – mały, szczupły, słynny z tego, e to w poj ciu
wszystkich wyj tkowo wredna kanalia, ale nawet nigdy z nim nie rozmawiałem.
- No – rozwijasz si .
Ja stoj na baczno , jak struna i oczywi cie nic nie odpowiadam.
- To dzi ki nam si rozwijasz. Pod nasz opiek ...
- Tak jest, towarzyszu generale!
- Wszyscy to doceniamy. I to mnie cieszy.
Chwil pomilczał i dopiero, gdy wpadłem na ten pomysł i rykn łem:
- Ku chwale ojczyzny towarzyszu generale!
- Udzielimy ci w nowym zadaniu wszechstronnej pomocy, w
szczególno ci pomocy kadrowej. To wszystko po to, by zadanie wykona
perfekcyjnie i jak zawsze, słu y naszym towarzyszom kompetentnie.
- Tak jest towarzyszu generale!
- No i dobrze... – facet chwil jeszcze postał i wyszedł.
Znów postałem sobie, teraz mo e z dziesi
minut. Tak na oko, bo mojej
Doxy w tym rozgardiaszu nie wzi łem. Wreszcie wszedł facet czterdziestoletni mniej
wi cej, równie niski, ale ju nie taki szczupły, łysiej cy, z bardzo niezdrow cer .
Wskazał na fotel przy stoliku i po chwili wszedł ołnierz w mundurze
nadwi la skim, lecz dziwny, bo jednak licz cy sobie z dwadzie cia pi
lat i z tacy
poło ył na stoliku dwie kawy w szklankach, cukier, popielniczk i odpiecz towan ,
lecz pełn paczk luksusowych papierosów „Sojuz - Apollo”.
Gdy ju
ołnierz wyszedł, go
nie cz stuj c mnie – wida wiedział, e
nie pal , albo nie uwa ał tego za konieczne, zapalił:
- No pijcie t kaw . Nale y si wam.
Ja wykorzystałem sytuacj , by przypomnie o moich sprawach:
- Wasi ludzie zapakowali rano jakie moje rzeczy do torby. Czy je
odzyskam?
- Ju
jad
do waszego mieszkania. Same – za miał si - Gdy
wrócicie, b d na miejscu.
314
- Dzi kuj – odpowiedziałem mo liwie wdzi cznym tonem.
- Masz racj , dzi kuj... My ci pomo emy – wydelegujemy troch
naszych ludzi do pomocy tobie, ale nikt nie b dzie kwestionował twojej
samodzielno ci... przynajmniej do chwili, gdy b dziesz całkowicie lojalny...
To nie brzmiało dobrze. Towarzysze ruscy nie słyn li z tolerowania
podwójnych lojalno ci:
- Czy towarzyszu to nie stanie w sprzeczno ci z oczekiwaniami
strony finansuj cej całe przedsi wzi cie?
- Ty si ciesz, bo ty b dziesz ludziom dawał pieni dze do gar ci –
niektórym palma odbije i przechulaj wszystko. I je li nie b dziesz robił
przekr tów, to na nas w granicach rozs dku mo esz liczy . I nie przejmuj si ...
To wszystko jest realizowane na nasza pro b . My we wszystkim jeste my
gotowi wiadczy naszym wspólnym towarzyszom wszelk pomoc.
To powiedziawszy nagle wstał, podał mi r k – nawet nie zd yłem
wsta z fotela i wyszedł.
Zd yłem dopi kaw , na wszelki wypadek podmieniaj c szklanki, gdy
wszedł ten sam trzydziestoletni co poprzednio, wyprowadził mnie na podwórze,
oddał ju tylko kierowcy bł kitnego fiata i wróciłem do domu. Na miejscu były
pieni dze w teczce, chyba co do grosza, a nawet nieudolnie posprz tano.
Nast pnego dnia znów puk, puk o wicie.
- O rany – my l !
Ale nie – to przyszedł technik, aby zamontowa mi w lokalu na dole i w
Aninie telefony. No to wreszcie si doczekałem...
W paczkach przychodziły całe pudełka ciasno upchni tych ko cówek do
długopisów. Dziesi tki tysi cy. Swoje musiał bra dostawca, swoje figurant, go ,
który mi go znajdował i przekonywał do współpracy, wreszcie ja i Przemyslida.
315
Potem szło to do Rosji. Kiedy b d c u Przemyslidy – miał ju nowa gospodyni ,
ho
trzydziestolatk , a tak e ogrodnika i liczny park wokół dworu, spytałem:
- Czy to im si opłaci?
- No có – gospodarka radziecka ma rozliczne zadania i musi je
wypełnia . Radziecki przemysł potrafi wyprodukowa wszystko, ale wida si
nie opłaci. Jednak – nie chce wprost sprowadza tych ko cówek, bo Zachód
mo e łatwo zablokowa eksport i co – taki wielki kraj ma wróci do stalówek
w obsadce?
- A CIA o niczym nie wie?
- My l , e wie... Ale co im to przeszkadza?
- Wie pan – to dziwna historia z naszymi figurantami. Od pana na
listach dostaje wszystkich: profesorów, aktorów, oficerów i majstrów
budowlanych. No i ja rozumiem, e to s takie dary przyja ni. Ci ludzie cz sto
podstawiaj swoje ony, matki, no ale wiadomo, o co chodzi. Nasi te daj ,
zwykle krewnych oficerów, lub współpracowników. Ale jedni i drudzy ka
dociera
mojej sforze do ludzi znanych ze swych antysocjalistycznych
pogl dów.
Taki sam skup prowadzi „Inco” i cz sto ju ludzie „Inco”
usiłowali do nich doj . Bez skutku. A naszym si udaje. No – cz sto si
udaje. Sprawa jest legalna – przecie tego nie da si u y jako argumentu, na
przykład przy werbowaniu...
- Czemu?
- No nie ma czym nastraszy !
- Ale jest marchewka... i to gruba, grubo smarowana masłem! A
nawet je li nie, to zawsze mo na go cia załatwi i pu ci plotk , e fors
dostał za usługi, których nie wy wiadczył. Prosz mi wierzy , dla wielu
problemem nie jest donoszenie, ale obawa, e inni si o tym dowiedz . Taka
plotka potrafi by argumentem rozstrzygaj cym. Ale masz racj - jak kto
zostanie naszym figurantem, a nie jest współpracownikiem, to jak si uprze, to
nie b dzie współpracował. Ale co pan my li – ludzie to Jakuby prostaczki –
316
my l , e takie sprawy załatwia pok tny konik spod kina? A zreszt czy s
koniki nie współpracuj ce? Owszem, ale ju w kryminale. Jak wchodz w ten
interes, to ju s co najmniej w drodze do nas... Tak czy inaczej mamy na nich
haka.
Po chwili przyniósł wchisky marki Ballantine, nalał na dno du ych
kryształowych szklanek i zmienił temat:
- Wiesz – z Polski eksportuje si du o koni. Ró nych koni –
najcz ciej rze nych, do Włoch, Francji, ale czasem doskonałych koni
wierzchowych, nawet arabskich.
- No wiem, tu niedaleko jest stadnina w Janowie Podlaskim.
- No tak, cho
to s
bardzo drogie konie. Ja my l
o mimo
wszystko ta szych. Poza tym mo na kupowa rze ne w zeteserer. Gdyby jako
przej
pensjonat i troch
gruntu obok, to mo na by zrobi
koncentracji zwierz t przed wysyłk . Siano by kupowa
o rodek
od chłopów,
ewentualnie nawet owies.
- Ale kto to sprzeda – własno
pewnie FWP, ale oni nic tam nie
robi . Podobno chłopi wynie li ju ostatni framug . A ja my l , e wcale nie
chłopi, tylko nasi oficerowie byli szybsi. Bo nawet parkiety zerwali. Na co
chłopu parkiet?
- Popróbuj – mo e si uda?
Par dni pó niej wrzuciłem temat Zygmuntowi. Zainteresował si . Ale
ju dwa dni pó niej powiedział, e nie ma mo liwo ci. Chyba od gminy, bo to
własno
gminna, ale gmina nie ma prawa sprzeda osobie prywatnej.
- W ogóle kurwa porobiło si . Ty wiesz co si stało?
- No nie – odpowiedziałem na tak głupio sformułowane pytanie.
- Ty wiesz, ze w zamian za bezzwrotny jaki kredyt Gierek sprzedał
Niemców Schmidtowi?
317
- No co czytałem, e na podstawie mi dzynarodowej umowy ilu
tam naszych, polskich Niemców mo e wyjecha do raichu. Wyobra am sobie,
ilu teraz sobie przypomina, e ich przodkowie to wył cznie Niemcy.
- No tak, ale ch tnych jest i tak za mało. Podpisali kontrakt na zbyt
wielu ludzi i teraz zmuszaj na Mazurach ludzi do wyjazdu. Cz ciowo po to,
by ich chałupy kupowa za bezcen jako dacze – o – to ci mog załatwi – ale
głównie po to, by wypełni kontyngent. Za takiego mazurskiego drwala wraz
ze skretyniał rodzin wypada podobno osiemset marek za ka d twarz! A w
kraju od dewiz si nie przelewa! No i w ci gu jednego dnia – rano przyjechali
ci arówk
– załadowali do wagonu, a osobowym wieczorem mojego
w dzarza wysłali do dojczland. Masz poj cie – tu wielka akcja wywiadu, co
tydzie wi ksze dewizy z samego oficjalnego eksportu, a tu taki burdel. Mój
w dzarz nie protestował, bo pewnie s dził, e to za nasz wiedz . Ja znalazłem
nowego, nie gorszego w dzarza z zakładów mi snych w Ostródzie, ale co tam
– Hamburg si uparł i od niego nie chce. Chyba z tego wszystkiego po l mnie
na ememrytur . Jakbym co
był winien. A ja wtedy byłem akurat w
Hamburgu!
Patrzyłem na niego zdumiony – bez słowa. Jezu słodki – przecie mój
interes z powodu podobnego głupstwa mo e te skr ci kark. A ja z nim. Co za
bardak!
Poradziłem Zygmuntowi, eby szedł na emerytur , a ja – je li nie ma
lepszego pomysłu – jako go ustawi . Odpowiedział, e owszem, je li nie b dzie
miał wyj cia, ale ma troch grosza, bo ona oszcz dna, wi c mo e co na własn
r k ?
A jednak jako go nie szurn li. Chyba współpraca ze mn utrzymała go
na powierzchni i nawet dostał awans i odznaczenie: „Budowniczy Polski Ludowej”.
O! – to dobry medal, chlebowy, daje emerytur w pełnym wymiarze ostatniej płacy.
Pewnie mu zatkali g b , aby nie chlapał o tej wpadce z w dzarzem?
318
Zrezygnowałem z wyjazdów na wczasy, wszystko z braku czasu. Mimo
to z FWP mnie nie wyrzucili. Szczególnie, e na takie chwilówki, pod pozorem
kontroli, a w rzeczywisto ci za interesami, nadal je dziłem cz sto. Nie musiałem
korzysta z hoteli. Bez delegacji cz sto si okazywało, e rezerwacja była, a pokoju
nie ma i dymaj człowieku na kwater prywatn , albo i nie to.
Miałem pocz tkowo takie poczucie, e zbyt wiele srok trzymam za jeden
ogon. Przez pierwsze miesi ce straciłem kontrol nad cało ci . Wszystkiego nie
potrafiłem zapami ta , mieszały mi si pieni dze z bielizny z pieni dzmi na import.
Wreszcie wpadłem na koncept. Przez Stasia dotarłem do mojej dawnej ksi gowej.
Mieszkała w tej chwili znów w Warszawie, na Targowej w takiej starej kamienicy.
Spotkali my si w Bristolu, w kawiarni na pi trze.
- Gdzie pracujesz?
- W kadrach „Mostostalu”. Tam mnie skierowali. Zupełnie inna
robota, jako tako płac , ale to nie ksi gowo .
Teraz troch mniej si malowała. Trzeba przyzna , e pensjonat skłaniał
kobiety do malowania si . Cho starsza była, ni ja, to nadal była warta grzechu –
nie roztyła si , dobrze ubrana. Obr czki nie nosiła. Miałem to skojarzenie, poniewa
cz sto g sto w pensjonacie musiałem zmywa wieczorem specyficzna obr czk z jej
szminki. Rozczuliło mnie to wspomnienie.
- Wyszła za m ?
- Jako nie.
- Przypomniałem sobie, jak musiałem potem zmywa
twoja
szmink ...
- A co – nie masz komu wkłada ?
- Nie to, cho miło było.
- Dla pana dyrektora wygodnie.
- To fakt, ale miło było...
- Straciłam mieszkanie słu bowe, ale starczyło na własno ciowe...
W sumie wyszło nie najgorzej.
319
- Chciałaby zarobi ?
- Mam prac .
- No wiesz – du o wi cej i po godzinach?
Przyjrzała mi si uwa niej:
- Pensjonat znów rusza?
Nie byłem pewien, czy spytała tak z zainteresowania i z gotowo ci
podj cia tam pracy, czy te kpi c. Celowo tak to rozegrała.
- No nie, nie rusza. Ale robi si inne interesy. Du o interesów i
trzeba to jako rachowa . Nie daj rady. My l , e dwie godziny dziennie
pracy starczy, a b dziesz miała z tego du o wi cej, ni z etatu.
- To jaka lewizna? Mog posadzi ?
- Posadzi nie – roze miałem si – ale gdy na którego trzeciego
maja siły reakcji z klechami i rozw cieczonymi zakonnicami na czele zaczn
wiesza na latarniach, to o nas nie zapomn ...
Ona te si roze miała. Doceniła dowcip. Nie wiedziała, e zacytowałem
Przemyslid , bo i sk d?
Zgodziła si na wszystko. Postanowiłem interesy przenie
tam otworzy biuro. Odwiozłem j do domu. Gdy stali my na jakim
do Anina i
wietle, zacz ła
mi gmera przy rozporku. Chwil potem, ja kierowałem, a ona schyliła si i dossała.
Dojechali my na miejsce. Na gór nie chciałem i . Takie figle s dobre, ale spa z
ni nie chciałem. Dystans musi by .
eby pami tała, kto tu jest szefem, a kto
podwładnym. Jak raz spraw ustawił w pensjonacie Sta , e ja do niej mówi po
imieniu, a ona do mnie: - panie dyrektorze, to i niech zostanie.
Trzeba przyzna – od razu zacz ło wszystko lepiej działa .
***********************************
Wiosn
1976 Zygmunt prosił mnie, bym zarezerwował dwa dni w
weekend na wyjazd na seminarium naukowe organizowane przez resort. Ja byłem
320
zdziwiony, bo co ze mnie za naukowiec, ale niech tam. Ruszyli my z ulicy
Wi niowej, e niby jeste my zwi zani z esgiepisem. Dwa autokary. Dojechali my do
o rodka szkoleniowego PKO w Serocku. Wspaniałe miejsce – klubokawiarnia,
bilard, w parku nad brzegiem zalewu p taj si nagrobki ydowskie, które – jak si
okazuje – nazywaj si macewy. Dobry kamie – warto byłoby wyzbiera i u y
jako utwardzenia do drogi, albo co? Przecie to ju jest nikomu nie potrzebne!
Przed południem w sobot
był wykład o sytuacji mi dzynarodowej.
Opowiadał o tym komentator prasowy z jednego z najlepszych tygodników
warszawskich. Mówiono du o niecenzuralnych rzeczy. Ja mam nawyk, eby słucha
jednak Wolnej Europy, ale i tak dowiedziałem si sporo nowego. Potem był obiad i
po obiedzie był wykład z aktualnych problemów polityki wewn trznej. Mówca –
profesor uniwersytetu opowiadał o siłach antysocjalistycznych, które podobno
organizowały si
do nowego ataku. Wskazywała na to dyskusja w paryskiej
„Kulturze’ i w londy skim „Aneksie”. Temat był dla mnie tym bardziej ciekawy, e
sporo moich figurantów rekrutowało si z tych rodowisk. Sam to dostrzegłem.
Zarówno Przemyslida, jak i Zygmunt najbardziej byli zadowoleni, gdy obiekt z tej
kategorii chwycił i zdecydował si na firmowanie importu. Jeden nawet zwyczajnie
przehulał wszystkie pieni dze w „Grandzie” w Sopocie, a mimo to sugerowano mi,
ebym nadal z nim pracował. Prawda, e straty mi pokryła Warszawa. Ciekawa
rzecz, bo go
był z listy Przemyslidy.
Naukowiec – profesor
nied
– wybitny znawca polityki, cz sto
wyst puhj cy w telewizji działacz partyjny wysokiego szczebla - zacz ł temat i
zwrócił uwag ,
e absolutna wi kszo
rozrabiaczy s
to
ydzi. I to jacy!
Potomkowie działaczy partyjnych. Zarówno ci z kraju, jak i ci z zza granicy.
Najgorszy okazał si by Antoni Słonimski, który wprawdzie ma on , ale bywa w
kawiarni „Amatorska” na Placu Trzech Krzy y, a to jest kawiarnia dla pedałów.
Oczywi cie ju samo nazwisko mówi, czy Słonimski jest chrze cijaninem, czy nie.
Ja nie do ko ca rozumiem, po czym mo na pozna , e nazwisko jest ydowskie, czy
nie? Jak jest jaki Goldberg, albo Bekier, to wiadomo, ale Słonimski?
321
Wszyscy ci ydzi to w rzeczywisto ci trocki ci i celem ich jest przej cie
naszego socjalizmu na słu b CIA. CIA bowiem rozumie, e zdobycze socjalizmu s
nie do wyrwania z duszy człowieka socjalistycznego i dlatego godz si na wariant
trockistowski, który gwarantuje im mo no
kontroli sytuacji. No to wreszcie wiem,
o co chodzi z tym trockizmem. To zreszt te wyja nił lektor:
-
ydzi kontroluj Wall Street, czyli banki i pras w USA, to te je li
podporz dkuj
wiat socjalistyczny Stanom Zjednoczonym wykorzystuj c do tego
celu ideologi trockistowsk , to faktycznie
ydzi b d kontrolowa nasz blok. W
tym celu mobilizuj do walki ostatnie swoje zast py tych ydów, których jeszcze nie
ekspulsowalismy z naszego kraju.
- Wyła
oni – towarzysze – jak karaluchy noc ! Z ka dej, towarzysze –
szpary! I Kuro i Blajfer i Blumsztajn. A Michnik! Czy wy towarzysze wierzycie, e
syn Ozjasza Szechtera, brat stalinowskiego prokuratora, mo e by Polakiem?
- A tym czasem Ko ciół katolicki w Polsce, w swej zapiekłej i
lepej nienawi ci do socjalizmu zatracił busol patriotyzmu. Michnik sobie
ksi k pisał na stypendium kardynała Wyszy skiego. Jdnak, towarzysze, ja
was przestrzegam – kardynał Wyszy ski jeszcze nie obsun ł si tak daleko w
swej zdradzie narodowej, w swej drodze ku Targowicy, jak jego
prawdopodobny nast pca, kardynał z Krakowa – Wojtyła. Wojtył po prostu
mo na nazwa eksponentem interesów natowskich w kraju. Najlepszy dowód,
e aden artykuł w „Tygodniku Powszechnym”, czy w „Znaku” nie mo e si
ukaza bez jego zgody i jego poprawek. A nie jest to, prosz mi wierzy ,
dobrotliwa cenzura z Mysiej, lecz organ rodem z czasów zbrodni inkwizycji.
Ci gle na to wskazuj nasi przyjaciele z Paxu, którzy wiedz , e przecie nie
wszyscy dostojnicy ko cielni a tak jawnie słu
mi dzynarodowym interesom
imperializmu i finansjery. I dziwi si , e nasze władze rezygnuj z aktywnego
wpływania na układ sił w episkopacie. Towarzysze, nie jest to niemo liwe. Ja
ju
nie mówi
Czechosłowacja,
o do wiadczeniach radzieckich, lecz przecie
nawet
W gry
Kadara
maj
pewne
jest
interesuj ce
322
do wiadczenia. A nasz „Caritas” nie wykazuje wystarczaj cej aktywno ci.
Wcale nie dlatego, e jest słaby kadrowo, cho warto by go było wzmocni .
Mo e warto pomy le , by skierowa
tych duchownych, którzy za nasz
wiedz ukrywaj przed wiatem swoje sympatie dla socjalizmu, szczególnie
młodszych, dynamicznych, maj cych przed sob perspektywy, które mog
zrealizowa we współpracy z socjalistyczna ojczyzn , wła nie do „Caritasu”.
Trzeba poruszy problem dyskryminacji kobiet w ko ciele. Co to jest, eby w
pa stwie socjalistycznym istniała instytucja tak jawnie dyskryminuj ca w
swych szeregach kobiety?
-
Tak wi c, towarzysze, staj przed nami wa ne zadania i trudny
egzamin. Partia to docenia i musi stworzy warunki dla aktywnej walki. Je li
nie starczy nam kadr, je li nie starczy nam rodków, to wcze niej czy pó niej
przyjdzie nam si zwróci o pomoc do towarzyszy radzieckich. Ja nie strasz !
Ja jestem towarzysze od tego daleki. Ale taka jest logika historii i
do wiadczenie W gier i Czechosłowacji.
No to ja byłem w domu. No bo prosz
–
nied
chce unikn
interwencji radzieckiej dławi c opozycj , trockizm, ydostwo i episkopat. Ja za daj
zarabia
wszystkim tym kategoriom na wniosek czy to Przemyslidy, którego
przecie te nikt nie chrzcił, za to który nakr cany jest z Moskwy, czy to na rozkaz z
Warszawy. Czyli obiektywnie zmierzam do interwencji radzieckiej w Polsce. Ba....
No ale tym to ja publicznie nie b d si chwalił!
Jaki
działacz młodzie owy z SZSP spytał, czy
problemu w fakcie,
nied
e obiektywnie zmuszeni jeste my w imi
nie widzi
dalszego
dynamicznego rozwoju kraju i walki o podniesienie stopy yciowej, zaci ga kredyty
w bankach kontrolowanych przez mi dzynarodowe ydostwo, a nasza walk ?
nied u miechn ł si , niczym cudotwórca i rzucił:
- Warto, towarzysze, ledzi do wiadczenia towarzysza Causescu.
Ja nie mówi ,
e warto przyjmowa
jego polityk
mi dzynarodow
nacechowan niewystarczaj co pogł bionym internacjonalizmem, lecz akurat
323
w stosunku do mi dzynarodowego kapitału prowadzi polityk aktywn , a
zarazem niezale n . I to mu gwarantuje całkowita stabilizacj wewn trzn .
Prawdziwie siln i gor c wi
z narodem rumu skim.
- A towarzszu profesorze nied – odezwał si tubalnym i chyba
nie całkiem trze wym głosem z ko ca sali Sta – e te cholera nawet go nie
zauwa yłem -
jeste cie pewni,
e towarzysz Causescu jest z rodziny
chrze cija skiej?
- No wła nie towarzysze – zareplikował kto inny – ju on tam wie,
jak si nie da tym gudłajom.
Kto inny zaraz dorzucił:
- Bo Causescu to ma, towarzysze, kiepełe!
nied słysz c to a pokra niał z zadowolenia. No wida było, e a
zakwitł! Zaraz dodał:
- Ale pami tajcie towarzysze, z jak podst pnym mamy do czynienia
wrogiem! ydzi w 1967 podczas agresji na kraje arabskie korzystali nie tylko
z pomocy materiałowej i finansowej erefen, lecz tak e erefen wydelegował im
do pomocy tysi c notorycznych zbrodniarzy z eses i gestapo. To oni u yli
swych do wiadcze , swych umiej tno ci wy wiczonych na zbrodniach na
narodzie polskim, do walki z Arabami. To jest spisek naszych wrogów! Tylko
id c krok w krok z bratnia kapezeter i jej przywódc , towarzyszem Leonidem
Bre niewem, kieruj c si ideałami internacjonalizmu, mo emy w tym wrogim
wiecie przetrwa !
Zbyt to wszystko jest dla mnie skomplikowane. Jeszcze przed kolacj
poznałem towarzysza dziekana z Politechniki l skiej. Znałem go ju z pensjonatu.
Teraz dopytał si , e nie uko czyłem studiów. Kazał mi przyjecha do Katowic, to
jako si
temu zaradzi. Ja mu na to,
e nie mam czasu, ale on,
e nie,
e
wykształcenie to zbyt wa na sprawa i e je li tylko b dzie mógł odwiedza pensjonat
raz na pół roku, to ja b d musiał go raz na pół roku rewizytowa , eby uzupełni
324
indeks i jako te studia odb bni . Jest jaki taki tryb zwany Indywidualny Tok
Studiów i je li b d zdolny, to nawet w trzy i pół roku dam rad .
Cholera - magister in ynier – to brzmi porz dnie.
W nast pnym tygodniu zajechałem do Katowic. Wyja niłem, e na razie
to ja nie dysponuje pensjonatem, bo jest w remoncie, ale co pół roku mog mu da
okazj do zarobku. Pojechali my na obiad do takiej restauracji w rodku parku w
Chorzowie o nazwie „Łania”. W tej „Łani” ustalili my,
e paczk
b dzie te
przyjmowała jego córka, równie raz na rok i wówczas to on b dzie trzymał mój
indeks i wszystko załatwiał, jednak trzeba b dzie jeszcze płaci za prace roczne i
potem za prace magistersk , bo to s
lady materialne i one musz
by . No
zgodziłem si , ale naciskałem, eby spraw załatwi w dwa lata, to wtenczas na
koniec dam zlecenia z wyrównaniem za cało
i nawet ekstra. W tej sprawie nic nie
obiecał, ale mówił, e zrobi, co mo e.
Naukowiec, ale wygl da na przytomnego człowieka.
A wracaj c do wyjazdu do Serocka – jednak wypocz łem i sporo si
dowiedziałem. Z tymi ydami, to chyba jednak przesadzaj . Cho kto wie? Jeszcze
si nad tym zastanowi . No bo to Wall Street... Czy profesor nied , wespół nawet z
Causescu, jest w stanie pokona Wall Street i Izrael? Co tu si nasi pl taj ...
A ze Słonimskim spraw załatwiono elegancko – czołowe zderzenie i
miertelny wypadek w chwil po wydarzeniach w Radomiu i w Ursusie. A ja w tym
czasie w ci gu drugiego tylko semestru ko czyłem drugi rok studiów. Raz nawet
byłem w Katowicach. Co tam przy okazji załatwiałem.
***************************************************8
Od połowy 1977 i dla Warszawy i dla ruskich najwa niejsi byli figuranci
rekrutuj cy si
z opozycji i
rodowisk zagro onych infekcj
– naukowców,
studentów, dziennikarzy, artystów. Na szcz cie zu ycie długopisów w Kraju Rad
rosło, wi c nie musiałem obcina zlece dla innych. Ju dawno przestałem dawa
325
opusty kaperownikom daj cym zlecenie ludziom nie zwi zanym z opozycj . Zarobek
mieli na opozycjonistach i tych zagro onych opozycyjno ci
wiczy ,
eby przekona , a z pozostałymi, to mogli si
– z nimi musieli
sami dzieli . Moi
mocodawcy milcz co to zaakceptowali, bo przecie im te zale ało na wynikach
wła nie w tej pierwszej kategorii. A tym czasem tylko jedna trzecia prób w tym
rodowisku ko czyła si sukcesem.
Dziwni ludzie – nie maja paszportów, wi c nie mog
dorobi
w
szklarniach w Holandii, od czego po jednych wakacjach byle studenciak czuje si jak
milioner, a gotowego grosza ode mnie nie chc . To był problem. Wezwał mnie
Przemyslida i wzi ł na spacer na stawy.
- Słuchaj – tak nie mo e by , eby miał takie słabe wyniki w
opozycji. Susz mi ju o to głow .
- No ale co mam zrobi ? Jak nie chc , to nie...
- Aktywniej trzeba, z głow ...
- No ale konkretnie jak?
- Sam nie wiem. Wsad ten problem swoim ludziom. Ale tak sobie
my l , e to wszystko nie jest trudne. Moim z Moskwy susz głow , wi c oni
mi. Ty za zasugeruj, e przecie problem jest w tym, aby na nazwisko
przyszła na poczt
przesyłka.
No to wystarczy przez prowadz cych, bo
przecie ka dy z twoich ludzi nadal ma prowadz cych, z którymi si dzieli
zyskami. Oni zrozumiej . B d przejmowali te zawiadomienia na poczcie, czy
od listonoszy – co ciebie obchodzi – jak. Niech si wyka
inwencj . Przecie
straty na tym nie b d mieli. A potem tylko na dowód, mo na przecie
obiektowi zwin
i podmieni fotografi . Skar y si nie b dzie, bo nawet nie
b dzie wiedział, e odebrał paczk i nawet zapłacił cło. O tym przecie te
si nie dowie! Tamci zgarn kas , a my wszyscy b dziemy mieli wi ty
spokój.
- No wiesz – nasi to nasi – ale gdyby ruscy si dowiedzieli?
- A jak? Czy ich przesłuchuj , czy jak?
326
- No ale gdyby interweniowali, to mog
w oparciu o te listy
kaperowa ...
- Daj spokój – jak zainterweniuj , to b dzie taki burdel, e nikt do
tego nie b dzie miał głowy. Nie znasz ruskich.
- Zreszt – dodał po chwili – b dziemy si martwi . To nie nasza
głowa. Niech ci z Moskwy si martwi , czy ich wtedy pogłaszcz za brak
dozoru... Co wymy l ... Ja ich znam... A zreszt powiem ci. Pojawia si
szansa na nowy towar, jeszcze bardziej dochodowy. Ale je li si nie postaramy
na błysk, to nas ubiegn . A kto si nie rozwija, ten ginie – to jest prawo natury.
- Czy schodzimy z tych długopisów?
- No nie – poszerzymy mo e asortyment, a mo e i stracimy
wszystko. Moi ludzie z Moskwy te si boj . A co ty my lisz – w Moskwie nie
ma ch tnych do interesów?
No i po tej rozmowie wszystko poszło jak z płatka. Wszystko to
przepuszczałem przez takiego studenta z Łodzi. On brał w Warszawie nielegalne
gazetki i ró ne takie, zawoził to do Łodzi, a przy okazji w Warszawie na ró nych
przyj ciach kaptował mi w Warszawie ludzi. Jednak ze dwa razy złapałem go na
oszustwie i teraz od razu wiedziałem, do kogo si zgłosi . Wzrosła mi wydajno
–
inni mimo sygnałów działali z wi kszym umiarem, a ten Mariusz od razu chwycił
blusa i a
go musiałem miarkowa ,
eby razem ze swym parów , czyli
prowadz cym, wzi li na wstrzymanie i przynajmniej co pi tego opozycjonist
uznawali za niemo liwego do zorganizowania. Co za zachłanni ludzie! Od tego
czasu sumiennie wykazywali co pi tego za niemo liwego do wci gni cia do
współpracy przy imporcie.
Musiałem tylko troch porz dku zrobi w biznesie bieli niarskim. W
coraz wi kszym stopniu zast pował mnie w ró nych zadaniach Piotru
Czere niewski – ten ko cielny z Pragi. Teraz ju nie był ko cielnym, formalnie
pracował jako pracownik społeczny w szpitalu. Jego proboszcza przenie li do
ko cioła na Pow zkach i Piotru tam si nie załapał. Zreszt chyba wolał u mnie
327
robi . Ale zacz ły mu si przykleja pieni dze. Zwracał mi na to uwag tata, a on ma
oko na takie sprawy. Tego tolerowa nie mogłem. Poprosiłem, aby Zygmunt pogadał
z jego prowadz cym i po paru dniach znałem problem. Nie był prosty. Mój Piotru to
pederasta i krocie wydaje na ró nych chłopców poznawanych w takiej kawiarni na
Krakowskim Przedmie ciu. Na dodatek ostro gra na wy cigach i cho
wygrywa, to jednak zwykle oczywi cie przegrywa.
czasem
Bóg z nim, ale on tych
chłopców opłaca i szasta na konie moimi pieni dzmi. Na razie ma jak
miar , skoro
miałem tylko mgliste podejrzenia, ale długo tak nie potrwa. Poprosiłem Zygmunta,
by wykorzystuj c swoje mo liwo ci wsadził go na tydzie do aresztu, postraszył, a
wykorzysta mo na fakt, e ci gle je dzi po alkoholu łami c swoja skod przepisy
ruchu drogowego.
Ja w tym czasie miałem ju prawie nie u ywane BMW klasy trzysta.
Człowiek ci ko pracuj , to musi jednak wygodnie je dzi . Fiata dałem w u ywanie
ksi gowej. Cho ma ju tyle pieni dzy, e mogłaby sobie sama kupi . Ale co tam w rachunkach mam przejrzysto , na dodatek jak mnie zeprze, to nie trac czasu, bo
ona mi druta ci gnie. Czasem si zapominam i staj koło niej. Ona my li, e o to
chodzi i dawaj si ga mi do interesu. Ona chciała, ebym ja jej przy tym pie cił biust,
ale ju jej jednak troch zwiotczał. To podobno od odchudzania.
Z afer
z tym Piotrusiem były jednak trudno ci. Jego ojciec był
członkiem IV, całkowicie naszej Komendy WiN, czyli zbrojnej organizacji
antysocjalistycznej w latach czterdziestych i oczywi cie miał zasługi. Jego matka to
kadrowa wr cz w „Trybunie Ludu”. No ale z drugiej strony – za jazd po pijaku
mo na go troch potrzyma . Dałem kilka zlece komu trzeba, kilka wzi ł sam
Zygmunt, chyba tylko dla siebie i dla prowadz cego Piotrusia, ale tak si sprawili, e
w pi
dni, zanim wyszedł – znaczy dostał sankcj – dostał wciry od klawiszy i
jeszcze wi ksze od współzatrzymanych. No nie wiem, czy to go wyleczy z chłopców
i koni, ale przynajmniej teraz wie, czym to pachnie. Jest grzeczny, jak nigdy, a
przecie i tak zawsze był grzeczny. Nie tym mnie wpienił!
328
************************************************************
***********8
A wreszcie doczekali my si . A raczej to ja si doczekałem. Chyba
co niezbyt zadowolony był Przemyslida, gdy przekazywał mi informacj , e jestem
zaproszony na szkolenie do Wilna. Dał mi wistek z okr gła piecz ci i bilet
kolejowy. Wsiadłem na Warszawie Centralnej, w Ku nicy Białostockiej zmieniano
koła. Zaraz potem Grodno, a na dziewi tnast Wilno. Od Grodna towarzyszyła mi
towarzyszka z Inturistu. Nie była to Udarka. Nawet nie wiedziała, kto to jest. Ta
nazywała si Irena i była rodowit Litwink . Na handel nic nie brałem, bo nikt mnie
do tego nie zach cał. A zreszt – jakie ja mogłem na tym zarobi pieni dze? Była
zdumiona. Jednak par sztuk portek z Pewexu wzi łem i dobrze. Jedne od biedy na
ni pasowały. Zało yła je pod spódnic , któr potem zdj ła, eby zobaczy , jak le .
Ona twierdziła, e jak ulał, ja nie byłem taki pewien. No bo za co jej mam dawa
prawdziwe Wranglery? Smutna zdj ła zapominaj c o spódnicy. Ładna była bestia –
co tam – umówili my si , e da mi jeszcze i w drodze powrotnej. W Wilnie chciała
te gacie ju wzi , ale powiedziałem jej:
- Hola, moja panno – a rozmawiali my po polsku – spodnie
dostaniesz w drodze powrotnej!
Ju to jej głowa, by ona mnie odprowadzała.
Zawiozła mnie w Wilnie zamówionym samochodem słu bowym do
hotelu „Draugiste”, troch w bok od starówki. Restauracja hotelowa okazała si by
bardzo dobra – cho oczywi cie nie tej klasy, co „”Bristol”, czy „Forum”, e nie
wspomn o wilanowskiej „Ku ni”. A to podobno ich najlepsza knajpa. Ale jak
mówi – bardzo przyzwoita. Tylko kelnerzy s rozpaczliwie leniwi.
Nast pnego dnia zwiedzałem Wilno. Straszne nudziarstwo, ponadto moja
Irena nie darowała sobie i zaznaczyła, e pod Ostr Bram
ebrz tylko ebracy –
Polacy. W ogóle tego nie skomentowałem. Ale gdy swe powinno ci za spodnie
chciała odrobi cho by w parku na ławce – to te udałem głupiego. Obcałowywała
329
mnie, tuliła si , a ja nic... Pewnie chciała zało y na ju umówiona randk , ale
takiego wała! Umówili my si na poci g powrotny i kwita.
Na wieczór zawie li mnie do Druskiennik. Umieszczono mnie w
luksusowym pensjonacie architektów – kuchenka z łazienk i dwa pokoje. W jednym
nocowałem, a w drugim były pomoce naukowe. Rano przyszło dwóch specjalistów.
Jeden był sowieckim Polakiem i mówił mieszn , taka archaiczn polszczyzn , a
drugi normalnie – ruski - j zyk polski znał kiepsko i ci gle ten Polak musiał co
tłumaczy , a wida było, e zna j zyk z domu i terminologii po polsku nie umie
u ywa . Ale to nawet lepiej, bo ja te nie znałem. No bo co ja wiedziałem o
komputerach?
Okazało si , e mam importowa przez turystów wyje d aj cych z Polski
i przywo cych z powrotem towar – komputery osobiste. W stosunku do cen w
Berlinie Zachodnim – podobno najta szym rynku w Europie – przebicie było prawie
czterokrotne. Nadto dla mnie miało by pi tna cie procent, z czego musiałem opłaci
naganiaczy. Ja to przekalkulowałem i zaproponowałem jednak dwadzie cia procent.
Inaczej mógłbym si nie zmie ci . Poniewa cena dolara w złotych nie była ju
stabilna, to rozlicza si mieli my w złotówkach, ale rachuj c w dolarach. To było
rozs dne. Poniewa nie od razu łapałem co i jak z tymi komputerami, wi c oni dali
spokój, gdy obiecałem, e wynajm studenta, który na tym si zna. Skupiony za
towar miałem gromadzi w Aninie i zawsze po telefonie, na drugi dzie , mogłem si
spodziewa mikrobusu z ambasady.
Ja wyja niałem, e zanim wytworz poda , to minie par miesi cy, bo
przecie moi studenci musza wyjecha na zachód, zarobi par groszy i potem
jeszcze wróci . Nadto poprosiłem, bym mógł przydziela
paszporty moim
ł cznikom, to oni ju sami w kraju b d załatwia dewizy i je dzi b d tylko po
zakupy.
Obiecali przekaza
wy ej wszystkie moje dezyderaty, a nast pnie
wr czyli mi honorarium za konsultacje techniczne – bon na dwa tysi ce rubli.
Wyszło na to, e to ja byłem konsultantem, he, he. Wieczór sp dzili my w takiej
330
drewnianej restauracji w lesie, nad jeziorem. Było ju na tyle ciepło, e zacz li my
go na drewnianym stoliku na dworze, ale sko czyli my w rodku. Starałem si pi
mało, ale nie udało si . Jedzenie te było dobre. W ogóle zdaje mi si , e na Litwie
karmi lepiej, ni na Krymie.
Nast pnego dnia przed poci giem powie li mnie do Wilna i tam wraz z
tym Polakiem poszedłem w jakiej nowoczesnej dzielnicy do sklepu za ółtymi
firankami. A w rodku tylko importowane towary i jeszcze taniej, ni w Pewexie!
Okazało si , e ceny dolarowe bez cła przeliczaj po sze dziesi t par kopiejek za
dolara i ja musiałem na raz wyda dwa tysi ce rubli. Z trudem, ale dałem sobie rade.
Gdy ju nie miałem pomysłów, to reszt dopchn łem koniakami i papierosami, ale
wydałem co do kopiejki.
Nawet ekspedientki – nieodmiennie z kokami – robiły
wielkie oczy. A przecie musiały to by damy do wiadczone. Na zewn trz czekała
ju jak najbardziej polska Nyska, tylko na rejestracji sowieckiej i cały ten towar
zapakowany w jedn
kolosaln
skrzyni
z desek zawiozła w lad za nami na
dworzec. Odebra miałem na dworcu w Warszawie z baga owego.
No i dobrze. Irenka by mi y nie dała.
Obiad zjedli my z dawnym hotelu „Astoria”. W toalecie wod
spuszczałem nie mierteln
„Niagar ” z polskimi napisami.
Zreszt , ch tnie to
przyznaj – miłe miasto, to Wilno.
Okazało si zreszt , dlaczego Irence było tak spieszno – gdy wracali my,
to miała okres. Ona była gotowa do wszelkich desperackich kroków, lecz ja
oczywi cie nie. Mówi jej, jak komu dobremu, eby załatwiła rzecz doustnie, a ona,
e nie, bo si wstydzi.
Pal ci licho – my l , i zapraszam j do wagonu restauracyjnego. A sam
mam na tyłku, jak to w podró y, porz dne Levis’y. Gdy tak szli my wzdłó
korytarzy, to ja byłem z przodu i musiała na to patrze . Ju przy przystawkach z
kieliszkiem szampana, ona odwołała, nie pytaj c mnie o zdanie, zamówienie, tylko
wzi ła butelk połusuchowo i dawaj ci gnie mnie do przedziału. Ale dała mi szkoł !
331
Dobra była! Trzy razy ze mnie wycisn ła. I tylko za ka dym razem zagryzała
kawałkiem suchego chleba popijaj c szampanem. A taki ogie miała w oczach!
Przed Grodnem dałem jej te spodnie i na dodatek sweterek zachodni te z
Pewexu. Ona le zrozumiała mój gest i znów z łapami do mnie. Ale j jako
powstrzymałem. No normalnie wpadła na widok swetra w orgazm. Ró ne rzeczy
widziałem, ale z takim temperamentem dziewczyna! I to blondynka! A mówi , e
blondynki maj wła nie mniej temperamentu.
Na dworcu w Warszawie czekał na mnie Sta , zreszt nie le nawalony.
Oczywi cie, jego nie miertelna wołga nie była w stanie unie
wielkiej skrzyni.
Telefony na dworcu nie działały. Załatwił baga ow , lecz za kurs do Anina
musiałem zapłaci dwa tysi ce złotych... Narody! Prawie pensj . Alternatyw było
koczowanie do rana z t skrzyni na dworcu bez pewno ci, e rano pojawi si jakie
baga ówki i e widz c przymusowa sytuacj szoferak znów czego nie wymy li.
Mogłem jeszcze na dworcu rozbi skrzynie i przy ludziach ładowa to całe bogactwo
do Wołgi. Ciekawe, czy bym zd ył?
Ju na miejscu w domu pomy lałem, e cholera chyba naprawd robi si
wa n postaci .
Tam w knajpie w Druskiennikach eksperci mi mówili, e na Litwie yje
si najlepiej w całym sojuzie. Lepiej, bior c rednio, ni w Moskwie. Mało miałem
czasu, ale na ulicy n dza i szarzyzna Litwy na tle Polski po prostu rzucała si w
oczy. Cho ludzie, w porównaniu z mieszka cami Odessy te par lat wcze niej, bez
porównania s bardziej schludni.
No i do tego doszło, e teraz ja na pot g skupowałem czekoladki. Innego
wyj cia nie miałem. Bałem si wozi dolary za granic , bo jednak dupn , a w kraju
to niby co mam trzyma ? A złoto to jednak złoto.
Z pensjonatem jednak załatwiłem. Jad do Olsztyna do konserwatora
zabytków i pytam, czy w ramach akcji ratowania polskich dworków nie mógłbym
332
kupi tej ruiny. I tam urz dnik mi na to, e nie zna stanu prawnego, ale sprawdzi. No
to ja ju wiem, o co chodzi i wykładam dwie cie dolarów na stół. On, e to mało, bo
pałac du y, wi c i trudno ci do przełamania odpowiednio wi ksze i nie starczy mu
na op dzenie nieuniknionych przeszkód, które b dzie musiał pokona . Ale wiadomo
o co chodzi – jak masz pieni dze na remont takiego pałacu, to pła człowieku.
Spierali my si zajadle, bo on chciał okr głe dwa tysi ce dolarów. Stan ło jednak na
sze ciuset i okazało si , e tego samego dnia wyruszyłem do gminy z wła ciwym
zaleceniem. Za sam pałac, przy zobowi zaniu si ,
e b d
przestrzegał zasad
remontowania obiektów zabytkowych, zapłaciłem symboliczn złotówk .
Komputery skupowałem wprost od oficerów prowadz cych. Prowadz cy
wysyłali na zakupy swoich tajnych współpracowników, cz sto krewnych i potem w
z bach, poprzez struktury wojewódzkie, wszystko spływało do mnie. Oni skupowali
dolary na rynku i podobno – tak mi powiedział pewien obrotny pułkownik – istniała
przez chwil mo no
zaistnienia rzeczy niemo liwej – oderwania kursu dolara od
ceny półlitrówki, któr za dolara zawsze mo na było kupi w Pewexie. Oczywi cie –
dolar zawsze kosztuje troch wi cej, bo trzeba przyzna , e gorzała z Pewexu jest po
prostu lepsza. Normaln , rynkow , ostatnio podobno w jednej gorzelni produkowano
z na wpół zjedzonych przez robactwo cukierków!
Do
powiedzie , e z ambasady prawie codziennie przyje d ała nyska, a
czasem i ci arówka, a brama mojej posesji wcale si nie zamykała. Musiałem
pobudowa , i to w try miga, pot n hal magazynow . Zatrudniłem dwunastu
stra ników, emerytowanych milicjantów, ka dy z własna broni słu bow . Płaciłem
im nie gorzej ni oficerom. Szefem chciałem uczyni mojego starego milicjanta, ale
zestarzał si dziad, wi c go posadziłem w pensjonacie – niech remontuje, stawia
stajnie i przygotowuje pensjonat je dziecki.
Mój milicjant dziarsko zabrał si do rzeczy. Obok parku dokupił od
Spółdzielni Kółek Rolniczych grunty, które faktycznie u ytkował pegeer. Po
pi dziesi t hektarów na mnie, na tat i na siebie. Nawet nie tak du o wydał na
333
łapówki. Raczej to wszystko wydeptał po urz dach. Kto by si spodziewał, e
stupajka z Człuchowa ma takie zdolno ci!
Aby nie mie
trudno ci z konserwatorem zabytków, naj łem go, w
ramach prac zleconych, to sporz dzenia ekspertyzy, potem projektu, a wreszcie
nadzoru nad remontem. On szabrował po innych tamtejszych pałacach i dworach,
montował to u mnie i brał za to pieni dze, o jakich nie marzył. Skupował te
stosowne dzieła sztuki, jak rogi upolowanych w dawnych wiekach zwierz t, obrazy i
inne takie fanaberie. Posadzki z czarnego d bu przeplatanego białym – takie
artystyczne, całkiem przypadkiem załatwiłem od ruskich. Tylko wzi li plany i
przywie li kolej . Co oczywi cie pochrzanili, ale wiedzieli o tym, to te przysłali
tego du o wi cej, ni trzeba.
W Aninie zatrudniałem ju na stałe obok stra ników jeszcze kilkana cie
osób. Ale e nie mogłem zatrudnia oficjalnie, wi c bazowa musiałem na młodych
zwykle emerytach, a tych mogłem pozyska tylko z esbe i milicji. Niemniej dwóch
zdolnych jako
wepchn łem do FWP – ci gle tam jeszcze byłem dyrektorem
remontowanego domu wczasowego, który ju teraz był moja własno ci i jako ywo
z FWP nie miał mie nic wspólnego. Ju raczej z budownictwem kieleckim, bo
tradycyjnie – materiały budowlanego ci gn łem stamt d. Ci dwaj zdolni to
elektronicy, którzy mi od r ki naprawiali ten sprz t, który uszkodził si w trakcie
transportu.
Do polityki w ogóle głowy nie miałem. To tez zło ciło mnie, e cho
dynamicznie si rozwijamy i jeste my dziesi ta pot ga na wiecie, to jednak jest
coraz gorzej. Doszło do tego, e cho w sumie jest mi oboj tne, co jem, byleby nie
był to sma ony ryj wi ski, to przecie zwykłe zakupy musiałem robi w Pewexie.
Tak to jest, gdy nie ma gospodyni. Ale sk d wzi
warto ciow dziewczyn , gdy
człowiek w ci głym młynie?
Osi gn łem du o, bardzo du o pieni dzy. Tym bardziej, e komputerami
zainteresowało si i nasze wojsko. Spotkał si ze mn taki major, elektronik, ale
dziwny go , bo zawsze chodzi w cywilu i nawet, jak na wojskowego, to chyba ma
334
troch zbyt długie włosy. Ale przez Zygmunta sprawdziłem – rzeczywi cie – major
elwupe, ale wcale nie z WAT-u, lecz z wywiadu lub z kontrwywiadu. Tego, to nawet
Zygmuntowi nie chcieli powiedzie precyzyjnie. Ale przecie o Zygmuncie, to ja
teraz te
nie wiedziałem, czy jest z wywiadu, czy z jakiego
departamentu
wewn trznego. W czasach Pensjonatu, to ja jednak du o wi cej wiedziałem.
Najpierw ten major odwiedził mnie w Aninie, ale oczywi cie w ogóle z
nim nie gadałem, zanim nie sprawdziłem, kim on jest. Ale zostawił telefon. Zygmunt
poradził, eby jednak zatelefonowa . Umówił si ze mn jako dziwnie, bo w
restauracji „Złotu Lin” w Serocku. My lałem, e to jest jaka szpiegowska fanaberia,
ale nic – pojechałem.
Byłem kwadrans przed czasem, a facet przyjechał
równocze nie. Odniosłem wra enie, e przez łoki – toki kto go informował i on to
spotkanie na podwórku przed restauracj zainscenizował?
W ka dym razie weszli my do knajpy razem. Jak na majora w takiej
słu bie, to był do
młody, bo mniej wi cej trzydziestopi cioletni. Wiedziałem tylko
tyle, e nazywa si Krzesi ski. I nie wygl dał na młotka z prowincji. Raczej na
plejboja. Nawet nie znałem jego imienia.
- Uwa nie obserwujemy pa sk działalno .
- Jak ja oceniacie?
- Wysoko.
- Dlaczego.
- Staramy si rozpatrywa problem z punktu widzenia przydatno ci
dla obronno ci kraju.
- To zrozumiałe – skwitowałem i wzrokiem zasugerowałem, e
jednak wolałbym przej
do konkretów.
Oczywi cie, nie było to mo e uprzejme, lecz ja naprawd
zapracowany.
- My lubimy konkretnych ludzi...
Nadal patrzyłem pytaj co...
byłem
335
- Nigdy nie my lał pan o tym, by wej
podj
na wy szy etap – samemu
produkcj ?
- No wie pan, ja jestem prywatna inicjatywa. Wła nie zabiegam o
powołanie firmy polonijnej. To długa procedura. Ale decyzja o powstaniu tej
firmy, jak zreszt o charakterze jej działalno ci, nie ode mnie zale y. Sam pan
wie.
- Ma pan partnera zza granicy? – spojrzał z zainteresowaniem.
- Wierz , e i t trudno
mo e pokonam.
- Gdyby my lał pan o produkcji krajowej, to mo emy podj
daleko id ca kooperacj . Partnera te by my znale li...
Chwile pomy lałem. Tu si robił niezły bajzel. Dotychczas funkcjonuj
na styku esbe i kagiebe. A teraz jeszcze słu by wojskowe... Ciasno!
- Widz , e ma pan w tpliwo ci – dostrzegł w moim zachowaniu
wahanie.
- To mo e by skomplikowane przedsi wzi cie, taka współpraca.
Problem, by mo e, tkwi w koordynacji intencji przyszłych partnerów.
- My l , e to mog wzi
na siebie.
Aha – my l sobie – oni ju to wszystko obgadali, tylko beze mnie. Jak
star szmat przekazuj sobie mnie z r ki do r ki. No ładnie... Zastanawiałem si , jak
sformułowa swoj w tpliwo ?
- Nie potrafi odpowiedzie – musz wiedzie troch wi cej...
W tym czasie ju
major poczynił zamówienie. Kelnerka przyniosła coca
– col i faszerowanego szczupaka. Prywatna knajpa, a trzeba przyzna , e wybór był
znakomity.
- Widzi pan – podj ł major – pan sprowadza sprz t oparty o cz ci
ameryka skiej firmy Digital. A tym czasem jest jeszcze Taiwan – tam nie
wszystko produkuj , ale du o i w dobrej jako ci. No i przede wszystkim – by
mo e gotowi s sprzeda nam te cz ci, których jeszcze nie jeste my w stanie
wytworzy w kraju.
336
- Czemu jest tak, ze w naszym bloku nie potrafimy opanowa tych
technologii? No nie wiem... skopiowa , czy jak?
- A wie pan – opowiadał mi pewien radziecki generał – ze swad i z
pewn swoboda podj ł major – e rzecz jest na tym etapie rozwoju socjalizmu
nie do zrealizowania. W Sewastopolu, pan wie, to jest na Krymie, jest
wytwórnia półprzewodników. Tam musi by sterylne powietrze i wła ciwe
ci nienie wewn trzne. Temu re imowi sprostali, przynajmniej tak mówi ...
Patrzyłem na niego z zaciekawieniem – w naszym rodowisku nie było w
zwyczaju tak swobodnie mówi o Kraju Rad. Nie s dz , aby w jego organizacji było
inaczej – o co mu chodzi.... A on tym czasem kontynuował:
- Tak wi c wszystko byłoby dobrze, ale do produkcji potrzebny jest
czysty spirytus. Oczywi cie – w Zwi zku Radzieckim spirytus produkowa
potrafi , a tak e pi . Nie było sposobu, by ten spirytus ju
produkcyjnych kontrolowa . Bo kontrolerzy te
na halach
dzionek zaczynali od
szklaneczki tego składnika produkcji. Oni zatrudnili kobiety, ale „naszi
eleznyje sawietskije enszcziny”, skoro buduj drogi i bloki mieszkalne, to
tak e potrafi
wypi . W rezultacie jako
produkcji była zdecydowanie
niezadowalaj ca.
Roze mieli my si . Ale major znów podj ł temat:
- To w takim razie postanowili wydziela tylko tyle spirytusu, ile
wedle normowszczyków było niezb dne. Ale to było jeszcze gorzej – pili i tak,
a bez spirytusu tłukli badziewie. Wi c wygonili te baby i wzi li z łagrów
skazane kobiety – matki, obiecuj c im przeniesienie dzieci do lepszych
dzietdomów, skrócenie wyroków i oddanie tych dzieci, gdy wróc na wolno .
No – my l – teraz to ju pójdzie. Ale nie – łagiernice chlały, kurwiły si z
m skim personelem i one dopiero poło yły produkcj . Mało tego – w ci
zachodziły tak masowo, e nawet radziecka sie dzietdomów, najwi ksza na
wiecie, nie byłaby w stanie tego wchłon . No i wtedy zgłosili si do pana.
337
Wła nie na stół wpłyn ły półmiski z linem w mietanie. W yciu nie
jadłem nic tak smacznego!
- Tak wi c – w trakcie jedzenia major kontynuował – ja znam
takiego Chi czyka z Taiwanu, który podj ł si zapewni dostawy cz ci, a
trzeba powiedzie , e tam wszystko jest czasem nawet dziesi
razy ta sze,
ni ameryka skie. Takie pecety, jak te pa skie sprowadzane przez wielbł dów,
kosztuj po sze set dolarów, a pan skupuje po cztery tysi ce... jest ró nica? A
gdyby jeszcze zast pi cz ci tajwa skie, za które jednak trzeba płaci w
dolarach, polskimi – oczywi cie tymi, które jeste my w stanie wyprodukowa ,
to ró nica w ogóle b dzie bardzo du a.
- Ale przecie Taiwan jest sojusznikiem Stanów Zjednoczonych.
Amerykanie tak na to si zgadzaj ?
Krzesi ski wzruszył ramionami:
- Pan wie, e Amerykanie uznali legalno
władz maoistowskich w
Pekinie. Taiwan został nawet wyrzucony z ONZ. Nie musz si przejmowa .
Na wszelki wypadek, aby on miał podkładk , zrobimy z pana działacza
opozycyjnego...
- Cooo?
Równie dobrze mógł mi przyło y siekier w głow ...
- No tak – eby Amerykanie zacz li si zastanawia , o co chodzi.
Ale o tych Amerykanach, to ani mru, mru. Oczywi cie cał reszt niech pan
powie. Widzi pan – w kraju nie dzieje si dobrze... id zmiany...
- Ja si na tym nie znam – odpowiedziałem z całkowita szczero ci .
- A widzi pan – człowiek z takimi talentami, a to nie jest moja
opinia, nie mo e si separowa od spraw publicznych. Jest pan niezale nym
działaczem gospodarczym. Na zachodzie byłby pan milionerem...
No – niezły naiwniak – pomy lałem...
338
- Przepraszam - poprawił si jednak – nie jest moim zadaniem
zagl danie panu do kieszeni, lecz tryb przypuszczaj cy w sprawie milionów
wycofuj ...
- Przesadza pan – zareplikowałem, zreszt
zdolno
bez wiary w sw
przekonywania.
- Tak wi c powstaje inicjatywa obywatelska – taka ankieta na temat
mo liwo ci dokonania realnych i uzasadnionych zmian w kraju. Gor ce
głowy, jak zawsze, ale kraj potrzebuje zmian. My to rozumiemy...
Było jasne, e wszystko to jeszcze musz skonsultowa , wi c dalej długo
nie gadali my. Za wszystko zapłaciłem ja, major wzi ł rachunek i rozstali my si na
razie w zgodzie.
Profesor Mołojewicz wygl dał dziwnie. Mieszkał luksusowo w naro nej
kamienicy na Ho ej, ale nie w jakiej starej, zapuszczonej ruderze, w której kiedy ,
obok, oferowano mi te pi kne, lecz zapuszczone mieszkanie. Pami tam – z wielki
alem rezygnowałem. Taka pi kna kamienica. No ale trudno. Otó
kamienica
profesora była wspaniale utrzymana. Sstare, niezniszczone podczas wojny kafelki na
schodach, mozaiki w oknach, wsz dzie czysto. On mieszka na pierwszym pi trze:
olbrzymie pokoje, stare meble, obrazy. To wszystko nie tak luksusowe, jak u
Przemyslidy, ale za to zharmonizowane, jako bardziej na swoim miejscu.
Sam
profesor – jak wiem – seksuolog – dziwaczna profesja, jest człowiekiem drobnym, o
rysach twarzy, które czasem widywałem w Zwi zku Radzieckim, ale rzadko.
Zaprosił mnie, bym usiadł w starym, ale wygodnym krze le za stołem. Mał onka
profesora, wyra nie młodsza i niczego jeszcze sobie, podała kaw , a on wyci gn ł
brandy.
Przygl dałem mu si z ciekawo ci . Wiedziałem, e jest bogaty, bo pisze
kryminały i najwi ksze pieni dze, cho w kraju bierze du e, ma z edycji w Zwi zku
Radzieckim.
339
- Ciesz
si ,
e zechciał pan przyby . Wie pan oczywi cie,
dlaczego chciałem si z panem spotka ?
Zygmunt dał mi instrukcje, wi c oczywi cie wiedziałem:
- Nie do ko ca, panie profesorze. Ale generalnie tak. Jak wiem,
zawi zało si
seminarium Wiedza i Wnioski grupuj ce ludzi ró nych
zawodów, w tym tak e działaczy społecznych. Ja jednak jestem tylko
skromnym rzemie lnikiem, nie adnym dyrektorem wielkiej fabryki, wi c nie
wiem, czy zasługuj na takie wyró nienie, a przede wszystkim, czy moja
skromna wiedza w ogóle komu na co mo e si przyda ?
- Prosz si nie przejmowa – odpowiedział, wyra nie zadowolony
z moich słów – warunki społeczno – polityczne sprawiaj ,
e wedle
uzyskanych przeze mnie informacji, działa pan na mo liwie najwi ksz w
naszym kraju skal . Pan oczywi cie wie, ze nasza działalno
jest
komentowana w wiecie, w tym tak e w Wolnej Europie. Nic na to nie
poradzimy, ale nie ma innej mo liwo ci skutecznego dotarcia do opinii
publicznej.A to, co naszemu krajowi jest niezb dne, to jest społeczny dyskurs.
Sam pan widzi – opozycja jest ju taka silna, e nikt jej nie mo e zdławi ,
powstaj nawet Wolne Zwi zki Zawodowe. Nie da si rz dzi bez brania pod
uwag opinii, ale tak e i woli społecze stwa, jej ró nych podmiotów...
- Towarzysz Gierek jednak ci gle konsultuje, w fabrykach, na
wiecach – zauwa yłem.
- Widz , e jest pan człowiekiem ostro nym. Prosz jednak zwróci
uwag ,
e nie jeste my jak
opozycj , raczej gronem osób w ró nych
dziedzinach fachowych, pragn cych ratowa nasz kraj. Chyba ma pan pogl d
na stan polskiej gospodarki?
- Poza tym, co widz na półkach sklepowych, na ulicach, w bardzo
w skim zakresie.
- I czy jest pan tym stanem, który widzi pan w obr bie swoich
zainteresowa – usatysfakcjonowany?
340
- Panie profesorze – w zasadzie tak. Je eli odnotowuj
jakie
skromne sukcesy, to dzi ki temu, e wyst puj okresowe braki tego, czy
owego. Ale przyznaj – sam fakt, e te braki wyst puj i pomimo mojej
działalno ci, czy osób mi podobnych, ust pi nie chc , jest dla pa stwa
niepokoj cy.
- Czy mo e cos pan o tym powiedzie ?
- Wła ciwie, to o konkretach nie chciałbym zbyt wiele mówi , cho
wszystko, co robi , jest legalne, przynajmniej o ile mi wiadomo. Pan wie –
przepisy ci gle si zmieniaj . Na powielaczu je drukuj
drog , poniewa działalno
i drukuj . Swoja
seminarium poci ga za sob koszta, ch tnie na
miar skromnych mo liwo ci poczyni jaki wkład. Prosz pana profesora o
nie komentowanie tej mojej deklaracji.
- Ciesz si z pana słów. Na szcz cie nasza działalno
nie jest
kosztowna i nie jeste my w takiej potrzebie. Ale to na razie. Pragn
podkre li , e w ród naszych respondentów s liczni ludzie niew tpliwie
zwi zani z aparatem władzy, przewin li si
nawet członkowie kace,
redaktorzy „Polityki”...
Aha – my l
sobie – ju
ja wiem jacy – zwi zani z informacj
wojskow ...
- Widzi pan, nie chodzi o to, by bez potrzeby dra ni naszych
sojuszników. Oni te musz zrozumie , e bez radykalnych zmian Polska
stanie si dla nich dramatyczna kul u nogi. Otworzyli front w Afganistanie i
oczywi cie odnosz tam same sukcesy, ale to jeszcze nie wiadomo, na ile lat
tych sukcesów si skazali? To nie jest czas – z ich punktu widzenia – na
trudno ci w Polsce. A one ju s .
Zgodziłem si z profesorem, pobrałem kwestionariusze ankiet, umówiłem
si
na termin ich wypełnienia i wyszedłem. Dziwny człowiek. Drukuj
zeteserer, a nie wydaje mi si , by był ruskim człowiekiem. Cho czort go wie.
go w
341
Tylko rodzi si pytanie – po co ja im tu w tym towarzystwie? Jest jasne,
e słu by to kontroluj . Ba, nawet członkowie kace tu kombinuj . W co tu
wdeptuj ... Ale nie mam wyj cia. Pachnie to wielka polityk , a ja jestem na ni zbyt
chudy w uszach...
Potem dopytałem jeszcze Zygmunta o tego profesora. No i odpowiedział
mi dziwacznie:
- Ten twój profesor, o ile mi wiadomo, jest lojalny wobec
wszystkich słu b, ale nie jest agentem adnej.
On jest jeszcze inaczej
zorganizowany.
- Ruski człowiek?
- Mo e, ale te raczej nie. Jego matka była jak
Buriatk , czy tez
raczej, ale nie wiem, czy dobrze pami tam: - Chakask ...
-
e kim?
- No Chakask ?
- Co to za dziwo?
- Pewnie jacy ludo ercy w Rosji – wiesz, inaczej mówi c –
Samojedzi. Słyszałem, e tacy s .
A
wzruszyłem ramionami. Jezu, jak to dobrze,
e istnieje Rosja i
człowiek tak dzicz nie musi sobie zawraca głowy. Niech ju oni si nimi martwi
i w swoim zakresie trzymaj za twarz. Kto by ich spami tał?
- Ty, to w takim razie z kim on jest zwi zany?
Zygmunt popatrzył na mnie takim wrednym wzrokiem i a prychn ł:
- Co ja wiem. Nikt mi nic nie mówi, ale tak co mi si obiło o uszy,
e tak całkiem bezprizorny to ten profesor nie jest. Jaka mafia, ale nie mafia,
cholera go wie... Daj mi spokój, mo e on jest zwi zany z Watykanem? No
przecie jakie siły musiały nam zrobi to wi stwo i wybra Wojtył na
papie a. Mo e to oni wysadzili rotund
Marszałowskiej? Mo e oni spalili Dom Dziecka?
na rogu Jerozolimskich i
342
- Ty ze mn nie polatuj w piczki. Nic mi do tego, ale wszystkie
skowronki piewaj , e to Zygmunt przypomina, e jest i jest w grze. A
Wojtyła, to mo e fanatyk, lecz nie głupek. Głupków na papie y nie bior ...
- Ty nie b d
taki mundry – odszczekn ł si
i tyle si
dowiedziałem.
Rzeczywi cie, z krajem nie działo si dobrze. CIA podst pnie poprzez
ydowskie banki uzale niła Polsk od kredytów i mamy na tym polu kłopoty.
Chłopi siej dywersj i nie chc produkowa wystarczaj cej ilo ci ywno ci.
Prolety zawracaj głow , e chc wódk koniecznie kiełbas zagryza , jakby ta
ich partanina była warta kiełbasy. Na dodatek ruskie włazły do Afganistanu jak w
gówno i to ka dy rozumie – przecie to dzicz w sam raz do partyzantki –
Krzesi ski mówił, e taki Afgan złapie szczura, zje i cały dzie mo e walczy i
jak zginie, to jest zadowolony, bo idzie do jakich hurys Alllaha. No i jeszcze ten
spisek z papie em. Nie mogli go nasi utłuc? Jakbym chciał, to sam t ankiet
Wiedzy i Wniosków bym wypełnił i tak bym dał czadu, e w pi ty by poszło. No
ale nie jestem głupi – dałem Zygmuntowi – niech w Fabryce ci nasi naukowcy te
troch popracuj .
Ogl dałem w telewizji wizyt papie a. Nie taki diabeł straszny. Nasi
si spi li i rzucili na ten czas towar do sklepów nie gorzej, ni na wi ta i jako
przeszło. Setki tysi cy dewotów tam poszło. Ale to nic, do Cz stochowy te ła .
Nasi bali si , e ten papie rzuci hasło, by naszych wiesza na latarniach i nie
wiadomo, co by było, bo to taki tłum. Ale ten papie to mi czak – typowy klecha
– ni tak, ni siak. A tak, to mamy troch czasu i co si wymy li. Tak mówi
Krzesi ski. Uwa a, e nawet da si wykorzysta tego papie a do pozytywnych
zmian. No – daj Bo e. W ka dym razie papie dał ciała – miał na swoje skinienie
takie tłumy i nic! A od naszych, którzy byli na mszach wiem, e te tłumy były
343
wystarczaj co sfanatyzowane, by zrobi ka de głupstwo. Ale nam si dostał
narodek?
Przez kontakty Krzesi skiego wkr cono mnie na taki wieczór u
niejakich Walerowskich. Okazuje si , e opozycja jest ju tak bezczelna, e robi
regularne przyj cia i tam na tych przyj ciach knuje. Mało tego – u jednego
takiego siwego, to podobno przez cały czas istnienia peerelu w imieniny Jana w
czerwcu spotykaj si i nic. Tam te jako tak zakr ciłem, e mnie zaprosili.
W ka dym razie u tych Walerowskich tłum był tak dziki, e trzeba
było siedzie na podłodze. To nie dla mnie. Taki gitarzysta piewał, e:
„przyszłe pokolenia b d
si
miały,
e usiłowali my papierow
amunicj – czyli niby drukami powielaczowymi – dochodzi swoich racji” –
obala ustrój. No rzeczywi cie – ałosne, niczego nie rozumiej ce towarzystwo.
Zasłu
sobie tylko na wzruszenie ramion i pogard . Tak ich potomni musza
oceni , no bo trzeba mie mocno nasrane w głowie, by dla paru nieczytelnie
wydrukowanych bzdur łama sobie karier ? Sami tacy z dobrych domów, albo
takich udaj cy – we łbie im si od dobrobytu przewraca...
Ten
piewak nazywa si
Kelus i jestem pewien,
e z takim
nazwiskiem to yd. Cholera – w tym kraju tylko ydzi s uzdolnieni.
piewał te piosenk o jakim chłopaku – fizyku – wymienionym z
nazwiska i imienia, który szedł do wojska, ale bez ch ci. Ko czy si to, e: - „gdy
ojczyzna mnie zawoła, zamiast piersi wypn dup , bo ta nafta nie jest moja”.
Imi si zgadza, nazwisko te , ale tamten chyba był matematykiem. A mo e robił
dwa fakultety? W ka dym razie rozs dny go ciu, ma normalny stosunek do
rzeczywisto ci. Tylko e ja tego nikomu nie mog powiedzie . Zreszt nie taki
rozs dny, skoro si ze swoimi pogl dami obnosi.
Ale, ale – w dwa lata – w stachanowskim tempie zostałem magistrem
górnictwa w glowego. A ja o kopalniach wiem tyle, e maj takie wie e z
konstrukcji stalowej, chyba na windy? Kosztowało to du o, ale niech tam –
jestem magistrem i zapisałem si na doktorat. Jak ju , to ju , na sobie b d
344
oszcz dzał?
Na oblewanie dyplomu zaprosiłem Zygmunta i Stasia, a tak e
Piotrusia, do kawiarni „Kamienne Schodki” na Rynku Starego Miasta. W
restauracjach kryzys si zrobił i nigdy nie wiadomo, co maj w kuchni! A w tych
„Kamiennych Schodkach” ustaliłem, e b d dzikie kaczki pieczone z jabłkiem,
bo zawsze s . Tak wi c w „Kamiennych Schodkach” zamówiłem stolik, a
poniewa
od Krzesi skiego po yczyłem „Protokół Dyplomatyczny”, taki
samouczek dla dyplomatów, jak nale y si zachowywa - to moja pierwsza
ksi ka przeczytana od lat – wi c miałem szereg uwag do tego, co proponowała
kierowniczka sali. W ko cu z podziwem dostrzegła, e to ja, z moja wiedz ,
mógłbym by
kierownikiem sali. Oczywi cie darowałem sobie wszelki
komentarz.
Krzesi ski chciał, ebym swoje obrazy Antona dał na wystaw u
Walerowskich. Ja nawet takiego jednego zahaczyłem w tej kwestii. Mówi mu, e
Anton siedzi w psychuszce, bo od Krzesi skiego dowiedziałem si , e po wizycie
u mnie, Antona posadzili i tam ju został – szkoda chłopa. Podobno w jakim
serbskim instytucie. Znale li u niego tak schizofreni bezobjawow , czyli tak ,
której znale
nie mo na u chorego, a ona jest, skoro go
jest politycznie
niepewny. Dobrzy s ci ruscy. Maj pomysły. Nie podoba mi si to. Jak ju u nas
wprowadz t schizofreni bezobjawow , to naprawd nikomu nie b d mógł
podpa !
Wi c jak opowiedziałem historyjk o Antonie, to on przyjechał do
mnie do Anina i był zachwycony. Ale to jaki dziad – po yczył ode mnie par
groszy – zorientował si , e mi ich nie brakuje i na szcz cie rozeszło si po
ko ciach. Gadało si o tej wystawie, nawet w Wolnej Europie mówiono, e taki
wybitny malarz, przypomnieli t wystaw w Domu Kultury na Mokotowie – maj
jednak informacje – ale tak konkretnie to nikt si tym nie zaj ł. No i dobrze. Te
gołe baby lubi , a jeszcze co by si z nimi stało... Na szcz cie w Wolnej
Europie mojego nazwiska nie wymieniano. A pieni dzy w oznaczonym terminie
oczywi cie nie zwrócił. Spotkał si ze mn ze dwa razy jeszcze, alkoholu wypił,
345
ile si dało i zamiast zwraca mi pieni dze, obiecał, e opisze mnie w swojej
poezji. Ustalili my, aby przynajmniej bez nazwiska. Co tam słyszałem jego
nazwisko, ale nie jestem pewien. Wierszy nie lubi , ale gdy ju napisze, to przy
okazji ma mi podrzuci . Wiersz o mnie, czy mo e mi dedykowany? Ciekawe.
Chciał ze mn zagra w szachy na pieni dze, ale po prostu dałem mu jeszcze
troch pieni dzy. Wrednie mu z oczu patrzyło, nazwisko te ma takie szpotawe,
ale skoro ma wiersze o mnie pisa ? Podobno jestem idealnym tematem. Bystry
facet – w lot zorientował si , e jestem człowiekiem czynu.
Dał mi co swojego wydrukowanego na powielaczu. Co o jakiej
carycy, ale ja wierszy nie lubi , wi c rzuciłem to gdzie i zagubiło si
w
mieszkaniu. A chciałem da jako ciekawostk Przemyslidzie. Wyszło na to, ze
staruszka zast piłem w wa nych interesach, to niech ma poczucie, ze jednak o
nim pami tam i nieodmiennie go ceni .
W sklepie w Aninie poznałem jednego takiego umorusanego wozaka
rozwo cego ko mi w giel. Pogadałem i wyszło na to, e w tym roku nie b dzie
mi brakowało w gla. Nazwoził mi tego, ze hej, nawet mu pół litra postawiłem.
Twarda sztuka. Mo e mi si jeszcze w ró nych takich sprawach przyda . Na
razie skupowa b dzie dla mnie dolary. W Aninie nie brakuje ludzi z dewizami, a
jak im kaza płaci za w giel i koks w dolarach, to jakie b d mieli wyj cie? A
mi dewiz, jeszcze bardziej ni pa stwu, ci gle mało!
Na kupionej niedaleko mojego domu w Aninie parceli postawiłem z
wybrakowanych elementów prefabrykowanych hal
produkcyjn
– dziewi set
metrów. Mój majster si zbiesił i nie chciał tego robi , wi c naj łem ekip z Kielc. I
bardzo dobrze – wszystkie elementy mi sprowadzili z Kielc i nawet tata załatwił na
to papiery. Dosłownie wszystko w nim zostało na produkcji odrzucone jako produkt
wybrakowany: i betonowe elementy ju ze stolark , i armatury i cegły i nawet beton.
346
Ba – nawet ci kie Kamazy, które mi to wszystko przywoziły, były akurat w
remoncie i dlatego nie mogły wozi na pa stwowe budowy.
Ale nie mam skrupułów – na takiej dyskusji rodowiska Wiedzy i
Wniosków pewien utytułowany mówca zauwa ył, e w systemie socjalistycznym
wszystko to co pa stwowe, jest marnowane, niszczeje, albo u ytkowane jest bez
sensu, gdy wszystko to, co ludziom uda si rozkra , natychmiast znajduje sensowne
zastosowanie. Przecie to prawda! e te ja sam na to nie wpadłem.
W ogóle od czasu, gdy przeczytałem „Protokół Dyplomatyczny”
autorstwa Edwarda Pietkiewicza – to na pewno jaki profesor, czuje si pewniej w
takich wytwornych towarzystwach. Wydano to jako druk powielaczowy w Wy szej
Szkole Nauk Społecznych, bez ceny, za to jako druk cisłego zarachowania, tylko dla
swoich. I słusznie – po co zaraz wszystkim taka wiedza?
Min ła zima z 79 na 80, a moje interesy szły coraz lepiej. Rodzice te
rozbudowali swój dom do rozmiarów kamienicy, bo na pi trze jest magazyn
półfabrykatów i gotowych wyrobów bieli niarskich. Ja nawet podj łem starania, aby
to zalegalizowa , jako firm
polonijn , lecz to nie ma sensu, bo trzeba by
legalizowa te półfabrykaty, a przecie normalna drog one s kompletnie nie do
dostania.
Na 15 marca ustalili my z Krzesi skim termin naszego wylotu do
Bangkoku w celu spotkania z Chi czykiem. Zygmuntowi przedstawiłem spraw , e
potrzebny mi paszport i jak uprzednio – zgłosi si musiałem po niego na Krucz
przed otwarciem biura.
Nigdy jeszcze, poza zeteserer, a tak e przez jeden dzie , z wycieczk , w
Berlinie Wschodnim, nie byłem za granic . Nigdy w ka dym razie nie byłem w
strefie dolarowej. Od roku brałem korepetycje z angielskiego trzy razy w tygodniu,
ale cz sto mi co wypadało, wi c mo na powiedzie , e dwa razy w tygodniu, a
tak e z rosyjskiego raz w tygodniu. Wprawdzie na filmach angielskoj zycznych, a
kilka razy byłem w kinie, niewiele rozumiałem, ale zawsze ju co .
347
Nastraszono mnie, e ceny na zachodzie s bardzo wysokie, bo oni dolary
traktuj jak my złotówki, to te postanowiłem wzi
ze sob pi
tysi cy tych
dolarów.
Z Krzesi skim spotkali my si na lotnisku na Ok ciu, chcieli my wypi
kaw , ale akurat nie było, wi c wypili my herbat i dawaj na kontrol . Widzieli my,
e w strefie wolnocłowej, ju za dewizy, kawy mo na si napi , wi c nie było na co
czeka .
Bez problemu mijamy kontrol
WOP-u i Krzesi skiego bez adnych
takich przepuszczaj przez cło. Tylko o co spytali. Poniewa obok patroszyli jakich
handlarzy, to my l sobie – mi te dadz spokój, zreszt – wszyscy wi ci przecie
wiedza o moim wyje dzie i pewnie dali jakie instrukcje? Ale nie. Facet o wygl dzie
bazyliszka prosi mnie na kontrole osobist . Oczywi cie – szybko znalazł te pi
tysi cy dolarów, a nadto, nie wiem po co, zainteresowały go druki reklamowe
ameryka skiego Digitalu i jeden druk reklamowy taiwa skiej firmy.
Pyta mnie:
- Co to jest?
Ja odpowiadam, jak komu dobremu:
- To s druki reklamowe. Tak jak nasz LOT dla zagranicznych
drukuje na ładnym papierze kolorowe ulotki, tak firmy elektroniczne te
drukuj takie, ogólnie dost pne ulotki.
- A od kiedy to w pa stwie socjalistycznym, jakim jest Polska,
takie ulotki na ulicach rozdaj ?
Gdyby nie te dolary, które w trzech paczkach, bo schowałem w trzy
miejsca, eby mnie nie okradli, to wzruszyłbym ramionami. Ale nic takiego nie
zrobiłem:
- Prosz pana, ja przecie wcale nie mówiłem, e dostałem je na
ulicy.
- Tak, tak – wszyscy tak mówi . A elektronika, to materiał
strategiczny...
348
I on mi to mówi? Czy ja nie wiem, e ona jest strategiczna? Czy ja nie z
tego yj ? Milcz jednak.
- Musimy to wyja ni . Na razie nie poleci pan tym samolotem, ale
za trzy dni jest nast pny.
Nie zni ałem si do pró b. Nie miało to sensu. Chcieli mnie dupn , to
dupn li. Tylko po któr choler . Jak rol odegrał w tym Krzesi ski? Czy to s gry i
zabawy mi dzy wywiadem wojskowym i kontrwywiadem esbe? Dlaczego musiało
pa
na mnie?
Jakim korytarzem poprowadzono mnie do celi, w lad za mn na wózku
jechały moje bambetle. Potrzymali mnie nawet bez szklanki wody do rodka nocy.
W nocy za wsadzili w Nysk i zawie li na Rakowieck . Ale nie do gmachu
ministerstwa, lecz do aresztu. Byłem zm czony. Bezwiednie zdałem ciuchy do
depozytu, w zamian dostałem jakie szmaty. To chyba wbrew przepisom – nie byłem
przecie skazany, lecz zatrzymany i przysługuj mi ciuchy cywilne. Tak słyszałem.
No i zacz ła si gehenna. Przez dwadzie cia dziewi
dni nic si nie
działo. Siedziałem w pojedynce i nie miałem adnego kontaktu z innymi lud mi, z
wyj tkiem kalifaktorów. Z nudów wymy liłem sobie chorob , lecz przyj ł mnie w
towarzystwie sanitariusza o wygl dzie oprawcy rze niczego lekarz, który nawet nie
usiłował udawa , e jest trze wy, a tym bardziej, e jest uprzejmy. Przeciwnie –
chamidło tak mi siebie w mo e trzy minuty – bo tyle czasu trwała wizyta – obrzydził,
e wi cej ju tam si nie zgłaszałem.
Do
lewatyw !
powiedzie , e na trzy dni zaaplikował mi trzy razy dziennie
I mimo moich protestów t
lewatyw
wykonywano! Ja prosiłem i
groziłem – nic nie pomogło. Wi c potem ju nie przeszkadzałem i dobrze zrobiłem –
gdy si opierałem, to tak gmerał tym szpikulcem, e cała dupa mnie bolała. Gdy
przestałem przeszkadza i współpracowałem, to te bolała, ale ju mniej.
Wariantów przyczyn, dla których mnie wsadziłem, miałem par , ale
ka dy był bez sensu. Nawet mi nie przedstawiono nakazu prokuratorskiego, a
przecie trzymali mnie powy ej czterdziestu o miu godzin.
349
Po dwudziestu dziewi ciu dniach przyszli klawisze, sprowadzili mnie do
suki wi ziennej i ju w par minut pó niej byłem na rakowieckiej. No to byłem w
domu. Zamkli mnie esbecy za kar , e współpracowa zacz łem z wojskiem. Co za
granda! Przecie o wszystkim informowałem. Mało tego – za ka dym razem pytałem
o pozwolenie. W ko cu nie krasnoludki wydały mi paszport!
Dwóch cywilów przej ło mnie od klawiszy i zawiozło wind , potem
pieszo, troch klucz c, do pokoju przesłucha . Nic si nie zmieniło. Dwa zł czone ze
sob blatami naprzeciw biurka, szafa stalowa, orzeł na cianie i nic wi cej.
Tak byłem wynudzony, a zreszt
i zoboj tniały,
e wła ciwie to z
zainteresowaniem czekałem na rozwój wypadków.
Po mo e pół godzinie zjawił si klient, którego nie znałem. Przedstawił
si jako porucznik Ostrowski.
- A jak imi pana porucznika – pytam?
- A na co wam imi , mnie tu wszyscy znaj .
Gdyby naprawd wszyscy go znali, to ja te bym znał...
- Wpadł pan jak liwka w kompot – rzucił.
Ja wzruszyłem ramionami, bo nie ze mn takie gadki.
Ten niby Ostrowski zauwa ył to, poderwał si , zacz ł wrzeszcze :
- Ty szpiegu pierdolony. Ojczyzn
socjalistyczna zdradzasz,
sojusze nam kurwa nara asz, ramionami wzruszasz? My ci
do takiej
kazamaty wpu cimy, gdzie b dziesz miał wod pod grdyk i jak si klawisz
pomyli, to utoniesz i chuj z tym, nawet na pogrzeb nikt nie pójdzie.
Ja troch si zdenerwowałem, ale nadal milcz i nic po sobie nie pokazuje.
Wida przyj li wariant nie rozmawiania po dobroci, no to nie. Jak maj da w łeb, to
dadz niezale nie od tego, jak ze mn b d gada . I tak wszystko tak naprawd
zale y od ruskich, a oni chyba ze mnie s zadowoleni. Je li ruskie mnie opuszcz , to
oczywi cie – umarł w butach, ale i tak to jeszcze nie znaczy, e mnie utrupi . Raczej
przesun do rezerwy, do wykorzystania w przyszło ci. Du o niby wiem, ale czemu
miałbym zdradza ?
350
- Gadaj kurwa – gdzie schowałe pieni dze i złoto? Gdzie twoje
judaszowe srebrniki?
- Aaa – tu was mam – zrozumiałem wszystko.
Taki rympał! Mo ecie mnie zabi ! Nigdy nie wyjawi , gdzie dołuj
szmal! Ani gdzie złoto. Ja nawet nie umiałbym tego opisa
– takie miejsca
wybierałem, e jak dadz mi jaki zastrzyk, to nie da rady precyzyjnie tego opisa . A
sam nie zaprowadz ich, cho bym miał skona .
Tamten dalej ci gn ł swe wyzwiska, ale tylko do chwili, gdy uniosłem
dło w ge cie, e chc co powiedzie . Umilkł natychmiast i nawet objawił na swej
twarzy pewne zainteresowanie.
I ja mu wtedy wygarn łem, nawet nie podnosz c głosu:
- Nigdy, po prostu nigdy nie dostaniecie ode mnie ani grosza.
Mo ecie mnie zabi . Ja po prostu nie mam ani grosza. Mojego tat mo ecie
powiesi za jaja, a mamusi
ywcem zakopa w grobie. Mnie te . Chuj z tym.
Id do swoich wspólników, drobny chujku i razem si z nimi wyonanizuj si w
szklank . Czy wszystko dobrze poj łe gnoju?
Tamtego naprawd zatkało. Zaraz potem zacz ł wygl da , jakby chciał
mnie zabi . Ale ju po chwili nabrał gł boki haust powietrza, obrócił si na pi cie i
wyszedł. Ojej – to jeszcze mleczak i partacz. Ja bym jednak dla zasady przywalił z
raziczek, za ten onanizm z przeło onymi. Przecie
wszystkiego słuchaj
na
interkomie i te musieli si wkurzy . Mimo to, dobrze spraw przemy lałem. Od lat
ju unikałem przekle stw, wi c je li teraz u yłem brzydkich wyrazów, to celowo.
Po mo e godzinie wlazł do pokoju Zygmunt. No tego mogłem si
spodziewa .
Nic nie mówi, tylko siada. Sprawa jest jasna. Kumple postanowili mnie
obrabowa . Nie warto tłumaczy . Ja te milcz , wi c tak sobie siedzimy. W ko cu
tamtemu si znudziło, zreszt uciekał przede mn wzrokiem:
- Milion...
Ja nic, cho my l sobie – tanio poszło...
351
- No mówi ci – milion wpłacasz do skarbu pa stwa za swoje afery
i jest fertisz.
Nawet mu nie odpowiedziałem.
- Czy ty jeste słup soli? Ja z tob negocjuje, a ty milczysz?
A ja tylko wzruszyłem ramionami.
- My ciebie puszczamy, a ty w dzie pó niej w kopercie, jak trzeba,
a jeszcze lepiej, w walizce przynosisz dewizy – milion sałaty i ani centa mniej.
Nadal milcz .
- Słuchaj, ja ryzykuje, eby ci z tej kabały wyci gn , a ty w ogóle
ze mn nie współpracujesz.
Ja na niego popatrzyłem jak na gówno.
- Człowieku, przecie masz afer szpiegowsk , e r ka noga mózg
na cianie.
Ja nadal nic.
- Wiozłe
ze sob
do wrogiego pa stwa tajne dokumenty
kacepezetpeer, czy nie?
- No nie le, co mi podrzucili – u wiadamiam sobie. Ale w takim
razie tym bardziej milcz . Tym razem jednak, my l sobie, troch przyjdzie
posiedzie . Podrzuci mi mogli nawet plany bomby atomowej ze wierku. A
co ich to kosztuje?
- Nie interesuje ci , jakie to tajne dokumenty szmuglowałe dla
CIA?
Nie objawiłem tym zainteresowania.
- A „Protokół dyplomatyczny” to pies?
Teraz rozdziawiłem g b jak wiejski głupek na targu... Czy oni na głowy
poupadali?
Ale milcz
– przecie
nawet kretyn zrozumie,
e umiej tno
poprawnego doboru kieliszków do ró nych trunków, sposoby operowania sztu cami
i zasady, wedle których przy powitaniu raz ten, raz drugi jako pierwszy ma wyci ga
352
dło , nie s materiałem szpiegowskim. Nie wiem, jak tam u Amerykanów z kultur
osobist , ale widziałem na tajnych fabrycznych projekcjach dwa filmy z Bondem i
wiem, e zawsze mog si spyta Anglików.
Zygmunt nie jest dure , wi c je li to sypn ł, to jednak mnie kryje.
Obna ył słabo
całej tej afery. Mogłem przemówi :
- Słuchaj, do
tej parodii. Mog
ci da sto tysi cy na Polski
Czerwony Krzy , albo na oran ad , bo tyle akurat mam. Nie mam ani grosza
wi cej. Reszt powiedziałem temu typkowi, a ty to słyszałe ...
Tamten jakby odetchn ł, ale zaraz przyj ł zatroskan
min
i zacz ł
lamentowa ?
- Czy ty traktujesz nas niepowa nie. Sto tysi cy? Daj spokój.
Milion i ani centa... Oni naprawd zesraj ci si na łeb.
wi ty Bo e nie
pomo e... Niepowa ny jeste . Przemów po ludzku – pół miliona i
rozpoczynamy normaln dyskusj .
Ja znów wzruszyłem ramionami i odwróciłem si do okna.
Zygmunt wstał, wyszedł i po dziesi ciu minutach wraca z kaw ,
ciasteczkami i nawet z trzema takimi pasztecikami z kapust i pieczarkami. Kładzie
tac z tym towarem przede mn , puszcza do mnie oko, wyci ga z kieszeni marynarki
– jak zwykle bardzo taniej – piersiówk winiaku luksusowego i wlewa mi troch do
kawy.
Ja mu gestem pokazuj , e najpierw ma upi troch z butelki. Tamten w
lot łapie o co chodzi i wbrew woli – tak z rana to on w ogóle nie pije – poci ga
rzetelny łyk. No to wskazuj mu na paszteciki i ciasta. Zjada jednego pasztecika,
nawet z apetytem i ciastko, kokosank . Ale ja wol jeszcze par minut odczeka ,
wi c sobie milczymy. Troch si zaczerwienił, jak to po alkoholu, zatem dawaj,
rzucam si kaw i te paszteciki. Nikt o paczkach dla mnie nie pami tał, wi c po
ziemniakach z sosem, w którym potrafiła pływa zwierz ca sier , to była uczta.
Nawet dałem mu znak, e winiaku chc chlapn .
Zjadłem, wypiłem, to teraz znów mog mnie wsadza :
353
- No to jak powiedziałem – sto tysiecy...
- Jaja sobie ze mnie robisz?
- A ty ze mnie?
- Powiedz co , bo mnie tak opierdol , e nic nie b d mógł zrobi ?
No... wi cej...
- Sto tysi cy razy dwa, eby cie jeszcze mieli na dropsy...
Wymiotło go od razu z pokoju. Nawet flaszk mi zostawił, to sobie znów
poci gn łem.
Po chwili wraca:
- Dwie cie pi dziesi t tysi cy i jest fertisz.
- Termin miesi czny – odpowiadam.
- Co tak długo?
- Nie mam w kieszeni takiej gotówki. Musz i
na grzyby, albo na
ryby, mo e złot rybk złowi ... Ale w dkowa to ja lubi w samotno ci, bez
asysty. Sam wiesz, jak jest...
Znów wylazł i po chwili wrócił:
- Jest zgoda. Zaraz wracasz na dołek i jutro ci zwolni ...
- No to dwie cie tysi cy...
- Co za dwie cie?
- No za noc w dołku płacicie.
- Z byka spadłe – s przepisy...
- Przepisy s ... We łbie ci si bełta? – ripostowałem.
Znów wyszedł. Wraca u miechni ty.
- Za godzin b dziesz na wolno ci...
W szoferce suki pojechał ten cały niby Ostrowski z tekturow teczk pod
pach . Po dwóch godzinach jechałem słu bowym polonezem z Zygmuntem do
domu. Kazałem mu si zatrzyma przy „Cristal – Budapeszcie”, eby zje
co
porz dnego. Wprawdzie ciuchy przesi kły smrodem mamra, ale co tam. Przy
zwalnianiu dali mi spis zwracanych rzeczy i oczywi cie – pi ciu tysi cy dolarów
354
brakowało. Ale tego si spodziewałem. Inaczej przecie Ostrowski mówiłby przecie
o przest pstwie dewizowym – jedynym realnym punkcie zahaczenia na mnie.
Zwrócili mi jednak portfel z tysi cem złotych i portmonetk z jakimi drobnymi.
Ulice wygl dały tak samo, cho wiosna mocno posun ła si do przodu,
ale jako pi kniej. Nad butelk czerwonego wina do zupy rybnej – w wietle
„Protokółu Dyplomatycznego” był to karygodny bł d, lecz ja poprosiłem kelnera o
jakie wino do tej zupy i potem, do kotleta na placku ziemniaczanym i on poprawnie
dobrał „Egri Bikaver” do dania głównego, lecz zapomniał, e do zupy potrzebne
byłoby białe wino.
- Dolar stoi ju na mie cie sto dziesi
złotych – zacz ł normalna
rozmow .
- To wszystkie ceny pójd w gór ...
-
eby wiedział, b d
podwy ki. Jaroszewicz ju
si
na tym
poło ył... tak mówi , e i tak musz by podwy ki. Ju nawet parówek nie
mo na dosta . U nas w Konsumach szynkowa chodzi za szynk i sprzedaj po
pół kilo? To ja si pytam, winie w kraju dupy potraciły? Podobno wszystko,
ze wszystkich kadeeli idzie do Moskwy na olimpiad .
- Nie o tym mówi – ceny w interesach...
- To ty nic nie wiesz?
- A co?
- Twój interes, ten z ruskimi, przej ło wojsko do spółki z
Przemyslid .
- Aaa...
No i teraz wszystko zrozumiałem. Ten pieprzony Przemyslida okazał si
by jeszcze rze kim staruszkiem.
- Jak on to zrobił?
- Pami tasz Wiedz i Wnioski?
- No takie miałem od nich zlecenie, akceptowane u nas – razem
gadali my.
355
Ruskim te dałem cynk, ale tego Zygmuntowi nie chciałem mówi .
- No wi c ruskie s ci te na Rakowskiego i dlatego w ciekły si na
ciebie.
- Ale przecie mówi si , e Rakowski jest z ferajny wojskowej. To
czemu Przemyslidzie kazali robi to z wojskiem?
- Taki m dry to nie jestem. Ale tyle wiem, e jak jest burdel i nic
do siebie nie pasuje, to znaczy, ze jest normalnie. Strzec si trzeba, gdy
wszystko układa si logicznie...
- To prawda. Logiczne jest, ze ja jestem teraz takie troch pochyłe
drzewo, wi c skacz po mnie kozy.
- Ja z tego b d miał na samochód. Zreszt , mi pieni dzy starcza.
Co by miał z tego, e powiedziałbym, e ja w te klocki nie wchodz ? Ja bym
miał krzywo, a ty nie miałby nawet
pi tna cie, a mo e nawet tylko dziesi
yczliwej duszy. Ja mam z tego
kawałków – chcesz – to zwróc .
- No jasne, ze chc . To mój szmal!
Popatrzył na mnie bez entuzjazmu. Co sobie w łebku rachował. Pewnie
mu wyszło, e jednak dla dziesi ciu kawałków nie warto ze mn zrywa .
- Masz to u mnie.
- Kto poza tym gnojkiem w tym siedzi?
- Daj spokój. Czy ja pytam, na których jeziorach b dziesz ryby
łowił?
- Co z bielizn ?
- Piotru dalej kr ci, ale co chyba du o przegrywa w pokera.
- Bardzo du o?
- No mo e nie... zreszt , kto ich tam wie, tych szulerów. W ka dym
razie wi cej, ni zwykle i jeszcze mieszka z dwoma takimi chłopcami. Ci gle
im ciuchy kupuje... Ale te ciuchy, to betka.
- Dadz mi spokój?
356
- Chyba nie. Ja bym zszedł z tej bielizny. Przynajmniej na razie.
Masz Pensjonat. Je li wywi esz si , to mo e załatwi ci zlecenia z Fabryki na
kuracjuszy?
- Znowu burdel?
- Eee – nie wiem. Ale chyba nie... To jeszcze nic pewnego...
No i wróciłem do Pensjonatu na Mazury. Wzi łem ze sob ksi gow .
Remont si ko czył. Mój milicjant od rana chodzi na ba ce, ale upijał si dopiero
wieczorem, po robocie. Stary dziad z niego, zrz dliwy, ale to dobrze, bo siedzi
budowla com na karku. Pałac mam taki, jak chyba tylko ko cioły potrafi jeszcze
lepiej wyszykowa . Nawet ciany poci gn li gipsow szlicht , aby były gładkie jak
lustro. Tak szlicht , to tylko przed wojn kładziono - jak mawiał nieboszczyk
minister – za nieboszczki Rzeczpospolitej. On to mówił dopiero na staro , gdy ju
go szurn li z tego rzemiosła. Zasłu ony był człowiek, bronił rzemiosła pazurami
przed dogmatykami! Kraj wiele mu zawdzi cza. Przecie byłoby jak u sowietów,
albo w Czechosłowacji – z braku prywatnych szewców ludzie sami by sobie buty
reperowali!
Na pierwszego lipca ostatnie meble, wszystko za gotówk odrzuty z
eksportu – najwy sza jako , jedynie tu, czy tam zadrapania, lub kawałem okleiny
si
odczepił i odbiorca z Zachodu zakwestionował – zostały ustawione. W
budynkach pierwotnie pomy lanych jako stajnie, te miałem dwadzie cia siedem
pokoi z łazienkami. Szerzej zatrudniłem ludzi z pegeeru. Dyrektor – ci gle ten sam
– krzywo na mnie patrzył, lecz wyja niłem mu, e teraz nie b d si separował i
dzi ki temu on u go ci b dzie mógł wiele załatwi .
Bar poprowadziła mi taka dziewczyna - Olga - po rusycystyce, ze wsi.
Studiowała w Gda sku, ale tam nie dostała mieszkania, wi c wróciła i groziło jej, e
zostanie nauczycielk . Sprawdziłem przez Zygmunta – nie było przeciwwskaza .
Wprawdzie okazało si , e ona jest z rodziny ukrai skiej, ale mi to wisi, a Fabryce
357
wida te . Pomaga miała jej młodsza siostra. Zaopatrywa w spirytualia i w takie
tam ró ne b d ja. Co trzeba jednak robi .
Na otwarcie zakładu chciałem zaprosi
tłum ludzi z Fabryki,
eby
pokaza , e ci gle yj , ale odradzono mi. Po prostu – bez adnych skierowa
fabryka wykupiła u mnie komplet miejsc po cenach hotelowych. Zaopatrzenie nadal
miałem bra z olszty skich Konsumów, albo sk dkolwiek, co oznaczało zielone
wiatło dla interesów z tat .
Ojciec sam ju nie woził, bo troch zapłacił i po prostu został gminnym
prezesem geesu. Tak było łatwiej. Bielizn nadal szyli, ale rozprowadzali mi to
swoimi kanałami w glarze. W giel i bielizna damska – to mo e by tylko u nas.
Z nimi zreszt zrobiłem jeszcze inny interes. Brat mojego w glarza jest
bystrzak, wi c pusta hala, w której nie zaistniała fabryka komputerów, poszła w r ce
moich remontowców z kieleckiego i w trzy miesi ce, na pierwszego wrze nia ma
tam by dyskoteka. Pozwolenia załatwiłem zadziwiaj co łatwo - jednak nadal mnie
ceni . Ja jestem wła cicielem, a ten Maniek - brat w glarza, moim kierownikiem.
Kierownikiem artystycznym zrobiłem Piotrusia pod warunkiem,
e nie zobacz
adnego szulera i adnego pederasty z wyj tkiem góra jednego chłopca dla Piotrusia.
Tyle na mnie utargował. No i w ten sposób Piotru b dzie kontrolował Ma ka i
odwrotnie, a ja nie musze sobie suszy głowy. Gorzał b d ja im dowoził –
kupowa b d w Pewexie i co najwy ej jeszcze od taty. Przydziały alkoholu na
gminy s teraz sztywne, artykuł zrobił si ni st d ni z ow d deficytowy, ale po co ma
mu si ludno
rozpija ?
Wszystko to chamska prowizorka – betonowe podłogi hali po prostu
pomalowało si na olejno, ciany te , troch kiepskich stolików i ławek ze Stopnicy,
no i sporo kasy na elektronik .
W Pensjonacie od razu zacz ł si
ruch. Jak rozumiałem, mieli tu
przyje d a esbecy ze swoimi informatorami, aby wypoczywa , albo my le nad
nowymi akcjami, a tu nie - zwalili si esbecy z rodzinami, jakie dmuchane koła
gumowe, kiełbaski przy ognisku, rano na niadanie kawa zbo owa z mlekiem. No
358
istne cuda wianki – par miesi cy min ło, a ja zamiast zbroi ruskie dywizje
pancerne w komputery pokładowe czołgów wysłuchiwałem ali, e czyje dziecko
przez dwa tygodnie tylko pół kilo przytyło. Gdyby matka tego bachora nie była córk
znanego mi pułkownika, to zwyczajnie naplułbym jej w lico.
Ale ju w lipcu wybuchły pierwsze strajki i oficerów zrobiło si jakby
mniej. Za to rodzin jeszcze przybyło. Od pocz tku sierpnia to ju po prostu adnego
faceta nie było. Wszystkie te ony, córki i matki takie jakie niena arte łaziły, e im
w ko cu poradziłem, eby poszły do pegeeru popatrze , jak tam pegeerusy pracuj .
Pomysł był dobry, bo w pegeerze robili akurat pota cówk . Całe stado g si wyszło z
Pensjonatu i chyba niejedna wróciła stamt d zapłodniona przez zdrowych fizycznie,
cho mo e niezbyt sprawnych umysłowo robotników rolnych. Je li m ulkowie si
nie połapali i nie oddali do skrobania, to całe ycie hodowa b d latoro le jakich
półmózgich buraków.
Jednak dwudziestego pierwszego sierpnia dostałem jeden telefon, a mam
teraz tylko normalny cywilny telefon i w ci gu jednego dnia – won – wszystkich
wywaliłem. Autobusy pekaesu podjechały pod bram pensjonatu i zgłupiałe rodziny
płacz c jechały. Bały si , e w kraju taka ju rewolucja, e na miejscu razem z
dzie mi tłum ich zaszlachtuje. Ja im klaruje, e przecie rozmowy si tocz , a ich
faceci wła nie co szykuj i zanim dojad do domów, to ze stoczni kamie na
kamieniu nie zostanie, wi c nie musz si martwi , tylko miało jecha w Polsk , bo
Polska jest ich, a nie sił antysocjalistycznych, a one dalej w płacz. Dopiero, gdy im
powiedziałem, e Wolna Europa podała, e strajkuj cy nie czuj nienawi ci do
czerwonych paj ków, to zrozumiały i dawaj, tarabani
si
do wła ciwych i
niewła ciwych pojazdów. Pół godziny jeszcze trwało porz dkowanie tego bałaganu,
bo idiotka z Cz stochowy nie rozumiała, e autobus do Wrocławia jest dla niej
lepszy, ni do Katowic. Milicjant potem mi klarował, e ona miała racj , ale co mnie
to obchodzi – grunt e w zgodzie z poleceniem wysłałem bab z gnojami precz –
cho by i na ksi yc. Jako sobie da rad ... Przecie to wyj tkowa sytuacja!
359
Która
wydra przed odjazdem gadała innym babom, ze ruskie nie
zostawi nas na pastw losu i jak trzeba b dzie, to wkrocz . Tyle to i ja wiem. Tylko
czy po intrydze tego dziada Przemyslidy to byłoby dla mnie dobre, czy złe?
Wszystko zale y od tego, jak on mi te buty skroił i w co z jego gadania oni
uwierzyli. A tego nie wiem...
W miejsce dziatwy od kawy zbo owej z miejsca zjawili si oficerowie z
całej Polski, z jakiej Piły, Szczecina, Warszawy i sk dkolwiek, ale raczej z Polski
północnej, ze swoimi pupilami. Przyjechało kilku lektorów z Warszawy, z Akademii
Spraw Wewn trznych. Były wykłady ogólne i zaj cia indywidualne. Ja w tych
zaj ciach nawet nie mogłem uczestniczy . Oni nawzajem si nie znali – tylko z
imienia, a zreszt nie wiadomo, czy z prawdziwego. Ja te ich nazwisk nie znałem,
ale jedynie stemplowałem delegacje wystawiane bez nazwisk, za to z piecz tkami SB
z takiego, a takiego województwa.
No ale to czy owo si słyszało. Szkolili ich na działaczy opozycyjnych.
Potem przyjechał taki chudy mały psycholog z Warszawy i dawaj – teraz ich w try
miga szkolili na działaczy zwi zkowych. Jak w piekarni – jedni przyje d ali, inni
odje d ali. Olga pozornie nie miała roboty, tylko kaw robiła w ekspresie i parzon ,
albo dawała coca – col . Alkoholu nie było wolno. Nawet znajomym oficerom
odmawiałem. Był wyra ny zakaz, wi c si do niego stosowałem. Tamci jednak
chyba ze wsi sobie przynosili, bo cho nie wolno było opuszcza o rodka – znów
zjawili si nadwi la scy – to wolno było pływa na sze ciu kajakach i sze ciu
rowerach wodnych. No to tamci pod pozorem szkolenia na wodzie mogli dopłyn
do brzegu i dawaj, na wódk , bo piwa w ogóle nie było w całym dawnym powiecie.
Ale szkoli , to te szkolili si na tym jeziorze. Po wodzie głos niesie i
niejedno słyszałem. Melancholijny po moich przej ciach byłem, dziwnie si czułem
maj c tak mało zaj , wi c szw dałem si nad brzegiem, czasem nawet w dk
moczyłem w wodzie, ale co to za łowienie, gdy ja, nie to e brzydz si robalami, ale
łowi wol na ciasto.
360
Tak wi c oni dyskutowali o sposobach „przej cia” strajków tam, gdzie to
si udało. Albo – jakie plotki trzeba rozsiewa przez agentur , aby konkretnego
człowieka wybrano w jakich wyborach, do jakich komisji. Albo co wymy la na
człowieka, eby go pogrzeba w oczach ludzi. Tu okazało si , e najlepsze jest
rozpowszechnianie plotki,
e facet jest agentem. Natomiast zniech cali do
plotkowania, e kto jest ydem, bo to wcale nie musi zaszkodzi . wiat si ko czy
– w partii, czy w policji
yd ma przer bane, a u ludzi nie? Nawet o tym nie
pomy lałem... Rozpatrywano wariant post powania z kim , kto miał córk
nie lubnym dzieckiem,
z
e miała go wła nie z nim – z ojcem i z dziadkiem
równocze nie. Pomysł, tak pływaj c na rowerze wodnym, uznali za dobry, bo szybko
si rozniesie w ród załogi, lecz nie byli pewni, czy ludzie uwierz . A szukali
pewniaków, które od razu przynios skutek. Wi c chyba tego nie zagrali, cho czort
ich wie... Inny wariant, ale to z kajaka – eby porobi odbitki faceta, jak rypie si w
delegacji z jak
kole ank z pracy, a w domu ona i dzieci, lecz to mogło, zdaniem
rozmówców – tylko pomóc obiektowi, bo chodziło o jak
hut , czyli m ski zakład
pracy.
A
codziennie
wieczorem
było
ognisko.
piewali
ró ne
takie
antysocjalistyczne i antyradzieckie piosenki, na przykład:
„Jedna atomowa, druga atomowa
i wrócimy znów do Lwowa”
albo uczyli si na pami :
„Bo e co Polsk przez tak liczne wieki” i tak dalej.
Chodziło o to, by nasi ludzie znali piosenki, nie bali si ich piewa i
eby to wiadczyło o ich nieskazitelnej wrogo ci do socjalizmu i sojuszu z zeteserer.
Bo
e akurat tylko tym mo na sobie zaskarbi
sympati
załóg pracowniczych
wielkich zakładów pracy, to w to nikt nie w tpił.
Porozumienia gda skie, moment podpisywania wszyscy ogl dali my w
salonie w telewizji. Sala była nabita. Wszyscy gło no klaskali, cieszyli si . Nie to,
eby nieszczerze, w ramach pozoracji. Chodziło o to, e tyle dni intensywnie si
361
uczyli i gdyby nasi tak od razu tych warchołów rozp dzili, to cała ta praca poszłaby
na marne. A wraz z ni awanse, odznaczenia, gratyfikacje... No po prostu – był
wło ony wysiłek ludzki i jak to cz sto u nas – zmarnowałby si . A cał pul
zgarn łoby wojsko i jakie zomo – zdaje si – zmotoryzowane odwody milicji
obywatelskiej. No ale wszystko szcz liwie si sko czyło i porozumienia podpisano.
Zaraz potem działaczy zakładowych wywiało, za to zjawiły si zast py nauczycieli,
naukowców, studentów, lekarzy i Bóg raczy wiedzie kogo jeszcze. W ka dym razie
lepsze towarzystwo – od razu w sprawie gorzały si postawili, e jak jej nie b dzie,
to oni nie b d si szkoli i z Warszawy dostałem cynk, e wódka wchodzi na bar,
ale płatna. Bo za kaw i ciastka z baru osobno płaciła Warszawa i nawet interesowało
mnie, czy Olga nie robi czasem zbyt wielkich przekr tów.
eby jej nie
demoralizowa , to kazałem, aby wszystko w barze było płatne.
Ciekawa rzecz, e robotnicy potrafi zrobi strajk, ale u nas to kupowali
gorzał na lewo. Natomiast inteligenci, niby takie wymoczki, a tu pryncypialnie –
jeszcze chwila, a powołaliby do ycia pensjonatow komisj strajkow .
Aha – przysłali takiego byłego ksi dza, który teraz pracował w esbe, aby
nauczył naszych inteligentów modli si . Ale to okazało si prawie niepotrzebne,
cho gro ono, e przeprowadz egzamin. Były ksi dz zreszt si upił i po trzech
dniach, gdy zacz ł ju całkiem bredzi od rzeczy, zwyczajnie kazałem go odesła do
jego miasta. Bo szkoleniem dowodził taki pułkownik z Bydgoszczy, za
administracyjnie
dowodziłem
ja.
Jako
tak
wyszło.
Walk
z
siłami
antysocjalistycznymi organizował prywatny przedsi biorca z tego tytułu, e był
prawnym wła cicielem obiektu! Gdy zdałem sobie z tego spraw , to u miałem si
serdecznie!
Raz nawet przyjechał do mnie ojciec. Jako prezes spółdzielni
przywieziony został słu bowym fiatem 132. Takiego oczywi cie nie ma nawet
naczelnik gminy. W ogóle ojciec jako porz dnie zacz ł wygl da . Sporty palił tylko
w domu, bo nawet w samochodzie kto mógłby wyczu , wi c tylko Marlboro. A kl ł
362
je jak jasna cholera. No ale inaczej mu nie wypadało. Przyjechał zastanowi si , czy
nie i
na emerytur , bo czas ju min ł i nie bardzo mu si chce dalej tyra .
- Wiesz – mówi – Bogda ski mógłby wej
na moje miejsce. Ja go
mam w gar ci, chodzi mi jak zegarek.
A ja tego Bogda skiego to znam i wiem, ze teraz chodzi, a jak b dzie
potem, to nie wiadomo. Sam nie tak dawno przesiedziałem miesi c w mamrze, o
czym rodzicom nawet nie wspomniałem. Oczywi cie wyja niłem im,
skala moich
interesów si zmienia i e wypada, abym robił co innego, lecz bez szczegółów.
- Ludziom to tato nie wolno ufa . Póki trzymasz ich za twarz, to
jest dobrze. Id jakie zmiany w kraju. Lepiej by na posadzie.
Zmartwił si , ale co było robi .
Przenocował. Zahaczył jeszcze o
rybaków, eby troch w gorzy kupi , takich na uw dzenie i pojechał z powrotem. A
moja szkolona w o rodku agentura ju
plotkowała,
e mój ojciec jest nowym
sekretarzem partii w jakim województwie, tylko nie mogli ode mnie wydusi , w
którym?
Od połowy wrze nia Pensjonat jednak wyludnił si . Po kilkunastu,
czasem tylko kilku ludzi było na miejscu. A z pocz tkiem pa dziernika robota znów
ruszyła pełna par . Teraz ju nie miałem w tpliwo ci – szkolono aktyw, chyba
głównie oficerów esbe, do współpracy z wojskami radzieckimi. A zatem – sprawa
była przyklepana – nasi musieli wiedzie , jak si zachowywa wobec ruskiego
wojska. Rosyjskie słówka, poprawna wymow , to nawet z Olg
wiczyli nad
„Starowinem Lubuskim”, bo był najta szy – jedyna polska wódka, jaka dawało si
jeszcze kupi
cho by i w Pewexach. Dla lepszych go ci miałem jeszcze par
kartonów ubrówki z syropem jabłkowym. Nie to, co prawdziwy sok jabłkowy, ale
zawsze... Do
arcia te
były najcz ciej parówki, jajecznica, kurczaki i inne
badziewie. Cały kraj mówił, e lepsze gatunki mi sa i w dlin zjada milicja, wojsko i
esbe, a u nas, cho nie tak, jak u cywili, ale te było cienko. Tylko masła i serów
twardych nie brakowało, bo nasi przejmowali dary zachodnie i co z tym cholera
trzeba było robi . Cał piwnic i strych zapełnione miałem workami z m k , cukrem,
363
sol , pakami z herbat – ale tylko luksusowe gatunki, no i papierosami. Trafił mi si
tygodniowy przydział Marlboro na całe województwo, to wzi łem. Na strychu ju
miejsca nie było, a i tak dwie plbrzymie skrzynie z zapałkami kazałem wcisn . W
listopadzie dostałem z Ostródy trzy tysi ce puszek z szynk po trzy i pół kilo chyba –
waga była w funtach i po angielsku, ale zrozumiałem, wi c z baru sprzedawałem ile
kto chce z potrójnym przebiciem. Po szynkowej w Konsumach moje esbeki brali
całymi baga nikami. To samo od jakiego polskiego pułkownika elwupe – to
znajomy mojego milicjanta – siedem tysi cy półkilowych puszek sowieckiej
tuszonki. Sprawdziłem – z Baranowicz – a jak e! Masło to te brali po wiartce
wielkiego bloku – chłodno ju , to si w baga niku nie rozpu ci. Sery – takie prawie
czerwone – ameryka skie – te na cz ci wielkich bloków brali. Znów, jak za
dobrych czasów specjalnie po arcie przyje d ały do mnie słu bowe samochody
tylko z kierowca. To co – pułkownicy i generałowie te nie mieli innych doj ?
Z ko cem grudnia szkolenie pod ruskich nagle si sko czyło. I znów
tylko na soboty i niedziele zapełniał si o rodek, a tak to puchy... Na wi ta
przyjechali wy si rang z rodzinami – ja na lewo par
wi kupiłem, jakie dwa
cielaki. Mój milicjant wszystkie galanto zaszlachtował, po wiartował, a tłumoki
kuchenne – tylko stara ju nie yła, jako pozamieniały to na wyroby.
Zastanawiali my si , co zrobi w Wigili . Był pomysł, aby wyprawi
tradycyjn Wigili z uszkami i z kol dami, a nawet z opłatkiem. Grzybów kuchnia
nie miała, bo sk d, ale z kapust – prosz bardzo. Tak chciały ony moich go ci, ale
dzieci nie – e niby lepiej dyskotek . Sami oficerowie nie wypowiadali si . Wyszedł
kompromis – najpierw była kolacja, tradycyjna – ryb nie zabrakło – cho nie z
naszego jeziora – ci gle jeszcze, mimo zabiegów ichtiologów z Kortowa, rybki w
nim takie jakie nie najlepsze.
A potem normalnie, dyskoteka dla młodszych i kto tam chciał, a reszta w
barze i po pokojach wódk chlała. A wybór na wi ta przygotowałem najlepszy –
całe zapasy wystawiłem. O dwunastej w Wigili z tego wszystkiego strzelano w
powietrze, całymi magazynkami słu bowych tetetek. Pijani wartownicy zacz li wali
364
z kałachów i tylko jeden major zauwa ył, e burdel jest w kraju, gdy słu ba
wartownicza nie przestrzega regulaminu. Okazało si , e wolno im było strzela , ale
najpierw ostrzegawczo, a skoro nasza palba nie umilkła – to do nas. To zdaniem
majora byłoby w porz dku. Natomiast strzały na wiwat z wartowni, to burdel, a nie
wojsko i w lepszych czasach całe to towarzystwo poszłoby pod s d, na pokazówk .
Przez dwa dni wi t starszyzna leczyła w barze ból głowy, a młodzie ,
gdy znów chciała hałasowa dyskotek , spacyfikowano metod tradycyjn – laniem
pasem przez tatusiów. Troch ruchu na kaca im nie zaszkodziło.
Na te wczasy młodzi przywie li sporo płyt – Olga je podczas wi t
przegrywała na kaseciaka. Ciekawa rzecz – były to same płyty angielskoj zyczne i
kupowane w strefie dewizowej.
Nastroje w ród kadry dowódczej nie s najlepsze. Oni maj nawyk nie
rozmawiania o sprawach zawodowych przy rodzinach, ale alkohol rozwi zywał
j zyki.
- Dryfujemy z pr dem sił antysocjalistycznych. Nie mamy
inicjatywy. Nic nie proponujemy. A sytuacja dojrzewa do ruchu w te lub w
tamt – biadoli tłusty jak beczka pułkownik – chyba z Rzeszowa.
- W t , to ja wiem, ale w tamt ? – pyta si warszawski major.
A przy stoliku siedzi jeszcze ona rzeszowskiego pułkownika i kapitan,
ale bardzo jaki wa ny, z Poznania.
- To ju wy w Warszawie musicie wiedzie . Jasne rozkazy s
potrzebne.
Po tym dictum major nabrał powietrza i z wa n min , spo ywszy kielich
soplicy, uniósł dło z pustym kieliszkiem odchylaj c mały palec:
- Radzieccy nas zostawili. Podobno papie a si przestraszyli. I
Amerykanów. Od nas domagaj si aktywnej walki, ale sami nie chc wyj
na ulice. A jak my mamy to zrobi ? Z kim? Moi podwładni cichcem, ale wcale
nie tak, eby my tego nie widzieli – na gwałt chrzcz dzieci. Co oni sobie
365
my l – e jak kontrrewolucja we mie władz , to chrzczonych zostawi w
spokoju?
- Dajcie spokój, majorze – wł cza si kapitan z Poznania – jak
zaczniemy ciga naszych za te chrzciny, to nikt nam nie zostanie. To nie
sposób. Zewrze szeregi mo na tylko pilnuj c, by zawsze pami tali, e jest
konfrontacja. Skoro władze polityczne o tym nie pami taj , to kto musi...
Major nieznacznie wzruszył ramionami:
- Ale co nam to da, e zetrzemy si z dziesi cioma milionami?
Radzieccy wtedy nam pomog , załó my, ale co – zrobi
ruch kadrowy.
Utracimy do reszty inicjatyw .
Na to kapitan a si obruszył:
- Ja nie chc straszy , ale jaki b dzie ruch kadrowy, gdy partia
poszuka kozłów ofiarnych? Pami tacie, co było w pi dziesi tym szóstym?
Kogo rzucili na po arcie?
- Wtedy wyselekcjonowali ydów. A teraz ydów u nas nie ma... –
wysapał tłu cioch.
Po chwili dodał:
I chwała Bogu najwy szemu!
- Pułkowniku – znajd jakie inne kategorie. Jak chcesz uderzy , to
kij znajdziesz... – odparł major.
- Ja te mówi – zaparł si major - adnych gwałtownych ruchów.
Tylko co jaki czas przypomina , e wrogów nie brakuje. Sytuacja w ko cu
sama si wyklaruje... Na naszych mo emy liczy . Wa ne jest zatem, jaka
b dzie postawa wojska. Rodzi si pytanie – czy starczy im ideowo ci?
W tym momencie zdecydowałem si
wyj c z kieszeni flaszk
hiszpa skiego brandy i postawi na stole. Tak naprawd to było dla kapitana.
Obiecał mi cały zestaw przedwojennych yrandoli z jakiego pałacu – przerabianych
na arówki, jeszcze przed wojn , z takich na wiece. Nie za darmo, ale raczej tanio.
366
- Zdrowie gospodarza – weszła mu w słowo, bo co jeszcze chciał
powiedzie , ona pułkownika.
Lecz ja si z tym nie zgodziłem i rozlewaj c trunek do kieliszków z
szarmanckim u miechem wezwałem:
- Towarzysze – zdrowie pi knej damy...
**********************************************************
***********8
W kwietniu odbyła si u mnie konferencja naukowa partyjnego zaplecza
intelektualnego. Sami partyjni naukowcy, ale tacy najwierniejsi. Jak si
zorientowałem – po prostu współpracownicy. Dlatego te wybór padł na moj
placówk .
Do udziału w obradach mnie nie dopuszczono, cho nawet chciałem si
wkr ci . Ostatecznie – jakkolwiek w tej chwili lepiej jest sprawy zbyt nachalnie nie
popycha , to jednak mam otwarty przewód doktorski i przy najbli szej okazji
politycznej spodziewam si z dobrym skutkiem obroni prac . Podobno oryginaln .
Tak wi c zredukowany zostałem do roli zaopatrzeniowca, karmiciela i
takie tam. Naukowcy kl li, e nie mo na zrobi polowania, bo nie sezon i wyra nie
popatrywali na wy sze szar e, które mogły nie bacz c na przepisy wyrazi zgod i
nawet bro udost pni . W Ła sku podobno s du e zapasy broni my liwskiej, a u
mnie i tak zameldowanych było tylko pi dziesi ciu, a pozostałych dowoziło si
autobusem wła nie z Ła ska.
Przez dwa dni obradowali i pili tylko wieczorami. Bar miał obrót przez
cał dob , nawet du y, ale dyskretny. Balanga była dopiero w niedziel wieczorem.
Poniewa na rynku były trudno ci z mi sem – po prostu w ogóle go nie
było, za to skup jako był nieudolny i nie udawało si chłopom oddawa
ywca, wi c
kupiłem cztery ponad stukilogramowe prosiaki. Przez cztery godziny piekły si na
ro nie pod laskiem i zapach był taki, e skrócono obrady.
367
Jednak do konstruktywnych wniosków doszli. Uznali, e trzeba odnawia
parti eliminuj c kapitulantów ze struktur poziomych, najlepiej – wchodz c do nich.
Utrzymywa presj unikaj c skrajnej konfrontacji.
Zabiega o jeszcze wi ksze
trudno ci rynkowe i w ogóle, o nieregularne funkcjonowanie wszystkiego i wini o
to siły antysocjalistyczne. Zreszt słusznie – bez nich nikt by si przecie nie
wygłupiał. Obraz wroga na zachodzie nale y ukazywa
wskazuj c na
we wła ciwym wietle
rodowiska u wroga najbardziej patriotyczne, zachowawcze,
antysemickie na przykład, by podwa y opinie wroga w wiecie, a swoja drog w
przyszło ci samych patriotów wykorzysta . Kogo przecie trzeba b dzie przyci ga
do nas... Ale wyst pi dopiero wówczas, gdy w obozie wroga nast pi wyra ne i
ró norodne podziały, a ludno
b dzie tak zm czona, e apatyczna.
Ale nowy premier nie spełniał pokładanych w nim nadziei. Dopiero na
jesieni z tego, co działo si w pensjonacie mogłem wnosi , e wreszcie maj jasn
wizj działania. Robota a furczała. Z wielka nadzieja oczekiwałem zbli aj cego si
przesilenia.
Martwiłem si tylko o zasady funkcjonowania wówczas dyskoteki. Tak
bowiem było, e ja miałem dochody z wyszynku – około dwudziestu tysi cy dolarów
miesi cznie – teraz ju wszystko warto było rachowa tylko w dolarach, a i tak
jeszcze pi tna cie tysi cy dolców dostawałem ekstra. To była góra pieni dzy! Te
ekstra pieni dze były dla mnie – przeci tnie pi , sze
tysi cy i dla ró nych takich z
esbe, eby nie tylko nie utrudniali, ale wr cz pomagali dociera moim ludziom do
farmaceutyków, jak morfina, maj cych charakter narkotyczny.
A wi c dla mnie bardzo wa ne było, czy w tych chwilach przełomu
działalno
rozrywkow da si kontynuowa bez zakłóce , czy nie?
Na pocz tku grudnia pan mecenas – poznałem takiego poprzez jednego z
moich go ci i on wreszcie zacz ł co skutecznie działa przy rejestracji firmy
polonijnej – zatelefonował, e wreszcie jest decyzja, ale to jeszcze tam trzy tysi ce
dolarów ekstra b dzie kosztowa . Za to do profilu działalno ci udało mu si wcisn
368
wszystkie te bran e, o jakich tylko udało nam si podczas pierwszej rozmowy
pomy le . Była okazja do snucia planów.
Przypuszczałem, e hasłem do akcji b dzie zastrzelenie papie a. W maju
si nie udało i trudno. Ale ju było wiadomo – po pierwszym słomianym zapale
ludno
popadłaby w apati , której tak wyczekiwał major podczas wi t Bo ego
Narodzenia. Oczywi cie zadanie nie było łatwe, jednak troch tak, jak kibic wierzy w
zwyci stwo swojej dru yny, ja liczyłem w perfekcyjno
działania odpowiednich
słu b radzieckich. Kto mi w zaufaniu powiedział, e wywiad izraelski, cho jest
du o mniejszy, to jest jeszcze lepszy. A to był kto mo e nawet z wywiadu, a w
ka dym razie z fabryki.
Podobno u nas w kraju robi usługówk dla Amerykanów, bo stworzyli
siatk z punktu widzenia ich własnej agentury – ameryka sk . Genialne! I nasi nic
wi cej o niej nie wiedz .
Mój dawny majster budowlany, ten, który stawiał mi Anin, został
członkiem biura politycznego. Taki patentowy kretyn! Nasze słu by, one go musiały
wylansowa , trafiły w dziesi tk ! Ja naprawd nie znam wi kszego idioty! Je li im
kazano znale
półmózga, to przesadziły – przecie go
nie ma adnego zwoju
mózgowego...
Miałem takie dziwne uczucie, ze kraj ył w jakim szale stwie, a ja tym
czasem robiłem konkretne rzeczy. Na przykład szef milicji jednego z wi kszych
miast mazurskich wspomniał mi, e zakłady spirytusowe mog nie wykona planu,
bo nie maj opakowa szklanych i nie mog skonfekcjonowa swojej produkcji. Ja w
takiej sytuacji w porozumieniu z Zygmuntem, za ci kie pieni dze, załatwiłem
faktury zamówie
i przelewy na fabryk
elektroniczn
i dawaj – kupiłem sto
dwadzie cia beczek po 80 litrów spirytusu rektyfikowanego. Je li uwzgl dni ró ne
koszta osobowe, ł cznie z ci gnikiem z przyczep z pegeeru, to mi to wyszło po
około dwadzie cia złotych za litr. Chłopaki z Anina od skupu odkupili butelki, z
warszawskich zakładów spirytusowych odkupili na lewo jeszcze wi ksz
surowych kapsli, a jeden lusarz sam pomy lał i zrobił r czn kapslownic .
ilo
369
Potem tylko
ci gn łem czterech chłopaków z Anina, takich mniej
gadatliwych i pod kierunkiem milicjanta przyst pili do pracy. Na moim polu, a mo e
na polu milicjanta, przylegaj cym do lasku, w którym jest pensjonat, stoj dwie
poniemieckie, troch si ju sypi ce stodoły. Te stodoły stoj w szczerym polu, gdzie
tylko perz ro nie, wi c postawiło si jaki płotek.W jednej stodole zwalili my beczki,
a w drugiej zrobili my mieszalnie. Butelki myli my w baliach do prania. Brak
bie cej wody stanowił trudno . W wolnej beczce mieszało si na oko, ale bez
oszustw, spirytus z wod , aby uzyska czterdzie ci procent i to wszystko. Na razie
nie mieli my etykiet. Potem i etykiety si znalazły – trzeba było pilnowa , eby
naklejali równo. Nie było to proste. Przymrozki si zacz ły. W ka dym razie interes
si rozkr cił. Od pocz tku grudnia co dwa dni przyje d ał na lewo wynaj ty Star, ale
z papierami i zabierał urobek. Transport był podejrzany, bo butelki były w
samochodzie luzem i to ustawione pionowo, bo zbyt wiele by przeciekało. Jednak
bałagan w kraju był taki, e milicjanci z drogówki, gdy zatrzymywali i okazywało
si , ze papiery s , to niczemu si nie dziwili, tylko po flaszce na twarz brali.
Kierowca z konwojentem w zamian domagali si pustej butelki, któr stłuk , e niby
s rozliczani z tego. Zwykle milicjanci w wozie mieli takie dobro. Jak nie, to
wypijali na miejscu i ju po minucie zwracali szklane opakowanie.
W Warszawie była posucha na alkohol. Do Anina, do mojej dyskoteki,
gdzie nie do , e była na okr gło gorzała, ale jeszcze mo na j było kupi bez
zak ski w dowolnych ilo ciach, cho oczywi cie z narzutem, odbywały si całe
pielgrzymki. Nyska towaru na wesele pojechała nawet do Sochaczewa! To jednak
było podejrzane. Dlatego wymy liłem, e moi chłopcy z Anina musz stworzy
własn sie melin.
W przewidywaniu jeszcze gorszych dla pijaków czasów kupiłem od
geesu w Kielcach niesamowite ilo ci alkoholu na rachunki dyskoteki. Wszystko to
zwalałem w mojej willi. Gdyby jakim trafem wybuchł po ar, to bł kitny płomie
poszedłby prostu ku niebu! Na t gorzał pobrałem nawet zaliczki w esbe na przyszłe
wykorzystanie mego lokalu. Brakowało mi ju złotówek, bo przecie z dyskotek
370
rozliczałem si
wła ciwie tylko w dolarach, nawet za wyszynk a zielonych w
trudnych czasach wolałem nie wydawa . A ju w ogóle wi kszych nominałów – od
dziesi ciu dolarów w gór .
Tak wi c dziesi tego grudnia, zm czony jak pies wracam do Pensjonatu,
a tu okazuje si , e wjecha , to tak, mog , ale nie wyjecha .
- Taki rozkaz – szczekn ł komendant posterunku, który przecie
zwykle z r ki mi jadł.
Wzruszyłem ramionami. W Pensjonacie tym czasem tłok, a
byłem
zdumiony. Mnóstwo esbeków i ich pupili. Wyszynk formalnie jest wstrzymany, ale
całe towarzystwo a bucha spirytusem. Okazało si , e taki major, którego dobrze
znałem, najpierw wszelkie zapasy opiecz tował, opisał, nawet butelki w moim
prywatnym barku, zakazał sprzeda y Oldze, a potem sam zgłosił si do mojego
milicjanta,
eby mu „duchem załatwi
dwie flaszki”. Major formalnie został
komendantem merytorycznym, czy jak, tego nadzwyczajnego szkolenia.
Od tej chwili w pokoju milicjanta, w oficynie, urz dował taki stró z
pegeeru i w zamian za połówk z rana i połówk z wieczora wraz zagrych na
okr gło wydawał produkty ze stodoły po dwie cie pi dziesi t złotych. Narzut dały
szelmy wy szy, ni w dyskotece! Ale nikt nie protestował! Stró spał po trzy mo e
godziny na dob , ale – jak mówił:
- Ja jestem taki, e jak mam wódk i zak sk , to spa nie musz ...
Chwil pomy lałem i z baru wycofałem papierosy przerzucaj c je te do
stró a. Oczywi cie z nowa cen . To te nikogo nie zdziwiło. Skoro pa stwo na
swoich produktach potrafi da now etykiet z now cen , to ja nie musiałem
zmienia etykiet!
Nikt mi nic nie mówił, ale wszystko wiedziałem. Gdy w telewizorze
mówiono o spotkaniu Jaruzelskiego z Glempem i Wał s , to wszyscy tylko si
rechotali. Jaki porucznik z Grudzi dza – znałem go – pyta mnie:
- I co – kochany kierowniczku – uda si , czy si nie uda?
371
- Co ma si
uda
– wzruszam ramionami, bo tamten wyci ga
flaszk z tym gównem ze stodoły i chce mnie tym faszerowa .
- No jak to co?
- No wła nie – co?
- Zamach, panie kierowniczku, zamach... Z czołgami pójdziemy na
naród, bo pobł dził. Naród nawet pod g sienicami jako b dzie ył, wi c my
mu szkolimy przywódców. Na gwałt. Przyszedł rozkaz,
eby bra
na
szkolenie, a Zenek akurat jest na rybach, pod lodem sobie łowi, to jego strata.
Szkolony jest – okazuje si – na przywódc – Janek, bo siedział w domu i
bimber p dził... B dzie dobrze! Napijmy si kierowniczku!
Anin o aferze, do
ogl dnie i ojca – dosadniej – poinformowałem
poprzez milicjanta. On i tak wychodził przez płot do stodoły, za ka dym razem –
wytrzymały staruszek – przynosz c plecak i dwie siatki butelek. Całe to towarzystwo
piło na umór, a chyba i na zapas kupowało... No to poszedł do sołtysa i stamt d
zadzwonił. Czy oni zrozumieli, co i jak to tego jednak nie wiedziałem.
Rano trzynastego w pensjonacie było pusto. Tylko major był ju w takim
ci gu, e spał na okr gło i tylko co par godzin budził si , wzywał dzwonkiem
pokojówk i ona przynosiła mu w szklance setk wódki i wystudzon herbat . Bez
lito ci dla załogi zarz dziłem generalne sprz tanie. Telewizor z przemówieniem
Jaruzelskiego dałem na cały regulator, ale co kto chciał si zatrzyma i popatrze , to
goniłem! My lałem,
e generał b dzie mówił o masowych rozstrzelaniach i o
wywózce na Sybir, wi c chciałem unikn
niepotrzebnych spazmów.
Ciekawe, czy internowani rzeczywi cie s w wi zieniach, czy od razu
poszli do piachu?
Ja to bym si nie spieszył... Rozstrzela mo na tylko raz, a wskrzesi
ludziska si nie daj . Czy nasze generały o tym my l ? Pinochet rozstrzeliwał i teraz
ma kłopoty. Cały wiat si
go czepia, a szczególnie pa stwa naszego obozu.
Rechotalismy, bo o tym mówił, podczas narady intelektualistów, taki jeden, chyba
chemik?
372
Trzynastego wieczorem kl łem w ywy kamie , e nie wolno porusza
si po drogach. Paliwo miałem, ale nie miałem pozwolenia od komisarza. Nawet nie
wiedziałem, kto to jest? Nast pnego dnia planowałem pojecha do gminy i cos si
dowiedzie . Tak czy inaczej, najpierw musiałem zajrze do Anina, a potem do
rodziców.
Pod wieczór wzywa mnie do swojego pokoju major. Jego stan jest
dramatyczny – wygl da, jakby dogorywał. Le y w łó ku, chyba ygał i płacze...
Płacze i mówi:
- Nie mam adnych rozkazów, Ale wydaje mi si , e trzeba jecha
do Warszawy. Wy macie legitymacje słu bow ?
Ja oczywi cie ci gle mam, co roku przedłu an , star moj legitymacje
na lewe nazwisko, ale nie wiem, czy w stanie wojennym mog si ni posługiwa i
czy w ogóle powinienem o tym wspomina majorowi:
- To jest bardziej skomplikowana sprawa, a czemu majorze
pytacie?
- Mam słu bowe auto, ale le si czuj – zawie cie mnie...
- Z tego, co mówi w telewizji, to trzeba mie pozwolenie od
specjalnego komisarza w gminie. Komisarza wojskowego...
- Cooo? – nieomal rykn ł nagle reanimowany major - od
wojskowego? Zatankujcie mojego fiata i jeszcze dajcie kanister. Cholera wie,
co jest na drodze.
Wi cej nie trzeba było mi mówi . Kazałem przygotowa dwa termosy – z
kaw i herbat , kanister z benzyn i kanister z czystym spirytusem – tym mo na
zahandlowa , a w najgorszym razie wla do baku – silnik powinien na spirytusie
poci gn . Do teczki wrzuciłem nagana. Bo cho bro kazali zda , to jednak nie
wiem, czy mnie to dotyczy. A poza wszystkim na stałe zameldowany jestem na
Grzybowskiej.
Anin
formalnie
przeznaczeniu na działalno
jest
lokalem towarzysz cym budynków o
rzemie lnicza. Wi c jakby co, to jad wła nie zda
bro . W tej samej teczce mam flaszk brandy i rewiduj cy cho by nie wiem co – w
373
takich czasach zechce wzi . I sam b dzie kombinował, jak ko pod gór , co z tym
fantem zrobi ?
Jechali my noc . Fiat majora, jak to pojazd słu bowy, oczywi cie był
felerny i słabo grzał. Major najpierw poci gał ze swojej flaszki, któr wyszabrował
od milicjanta i tylko ci gle mówił, e je li przestanie pi , to umrze na zawał serca.
Nie potrafiłem wykluczy , e umrze. Ale od nie picia?
Poprzedniej nocy na Warszaw szedł jaki garnizon z Mazur, mo e nie
jden, bo na poboczu za nie onej szosy stały dziesi tki, jak nie setki popsutych
czołgów, skotów, ci arówek i gazików z marzn cymi załgami. Wzdłó
szosy
je dziły wojskowe stary i tym z zepsutych pojazdów ołnierze z platformy zrzucali
jakie konserwy, suchary, elazne koksowniki i kilka szufel koksu – tak wprost na
nieg... To te wzdłó szosy wida było rozpalone koksowniki i jak zmokłe wrony –
kul cych si przy nich ołnierzyków. andarmeria wojskowa – sk d oni nabrali tylu
andarmów? – ci gle kontrolowała, ale legitymacja majora robiła swoje. Ja
podawałem t legitymacj – oni nawet nie porównywali fotografii z twarz osoby –
miałem na głowie rusk karakułow uszank , wi c brali mnie za majora i dawaj –
salutowa , zreszt co najmniej niedbale.
Od Mławy majorowi sko czyła si wódka i molestował mnie, słusznie
przypuszczaj c, e co tam jednak mam. Przed Pło skiem zatrzymałem si i na
mrozie chciałem przela mu z kanistra do butelki, ale nie dawało rady. W ko cu
wlałem tak dwie trzecie do kubeczka z termosu, reszt zalałem kaw i musieli my
jeszcze z dziesi
minut posta . Heroicznie wytrzymał do Modlina. Tu nas zatrzymał
kolejny patrol, ołnierz pokazał legitymacj majora swemu zwierzchnikowi i ten
przyczłapał do nas. Kazał wyj . No dobrze - wyszli my.
- Aaa! Wszystko jasne.
ołnierz miał w tpliwo ci, bo wasz
legitymacj majorze pokazał wasz kierowca.
- Towarzysz kierownik był tak uprzejmy,
e te
cz
trasy
prowadzi - odpowiedział mój pasa er i to było chyba wszystko, na co go było
sta , cho od postoju pod Pło skiem i tak si o ywił.
374
- Aaa... kierownik... - popatrzył na moje karakuły. Towarzysz na
narad , do komitetu?
- Jakiego komitetu? – pytam.
- No warszawskiego – wy jeste cie trzeci. Aktyw stołeczny si
zbiera.
- Cholera – wracamy z Mazur – potrzebne jakie przepustki?
- A wy z jakiego resortu?
- Spraw wewn trznych – to jasne...
Major dodał:
- Mo ecie nam wystawi
taka przepustk , to wystawiajcie, nie
b dziemy czasu traci ...
- Ja nie mog . Mog wam podbi list, e tam jedziecie. Nic wi cej.
Zimno... – dodał, bez w tpienia pij c do aromatów rozsiewanych na mro nym
wietrze przez mego towarzysza.
- Dajcie czyst mena k – odpowiadam.
Do metalowego naczynia nalałem do pełna. Oficer zaprasza do siebie do
łazika. Wracam do samochodu po nagana – w stanie wojennym chyba nie wolno
rozstawa si z broni . Gospodarz to widzi i ogl da:
- Ładna sztuka, zabytkowa.
- Ostatnio działała.
Wchodzimy do rodka. Mój major z pełn powaga niesie mena k . W
rodku jest ciasno, ale ciepło. Na stole l duj musztardówki.
- Za zwyci stwo – toast wznosi wojskowy.
- Popijamy lan
do tych samych musztardówek, z metalowego
kanistra przymocowanego do rusztowania podtrzymuj cego plandek , herbat .
Chłodn , cho jeszcze nie zimn , słab jak słomka i przesłodzon .
Oficer rozło ył na odwrotnej stronie skórzanej teczki meldunkowej mój
pistolet i czy ci go.
375
- Lubi , cholera,
eby bro
si
wieciła, jak psu jaja... W
warunkach wojennych, to grunt. Wiecie, co si dzieje?
- Tyle co z radia – wrogów pointernowano, a strajki si łamie.
Ekstrema w odwrocie. Nasi rozwalaj ich, czy tylko aresztuj ?
- Cholera wie, ale rozkazy mówi , eby unika niepotrzebnego
hałasu. Ja my l , e to b d jakie koncentraki...
- Szkoda – zauwa am – ludzie musz zobaczy , e mamy sił – po
Bierucie dwadzie cia lat jeszcze pami tali. Nowe pokolenie musiało przyj
i
ich te trzeba poduczy ...
- Przyjdzie rozkaz, to poka emy, na co nas sta ...
- A wy co wiecie – pytam?
Major, znów rozlewaj c do musztardówek, a prycha...
- Miała by , cholera, garnizonowa gazeta frontowa, ale im si
powielacz zepsuł, a mo e zgubił? Burdel wa ma na cztery fajerki. Z tego co
wiem od oficerów, do dziewi dziesi ciu pi ciu procent sprz tu wyjechało za
bram , a ju za bram z holu zdj li trzydzie ci procent. Drugie trzydzie ci
stan ło po drodze. Stary na łysych oponach l duj w rowach i wypadek za
wypadkiem. Jakby ekstrema broniła si
na rogatkach, to nasi jeszcze
szturmowaliby Warszaw . A gadało si ,
e Amsterdam, Hamburg i
Kopenhaga b d dla naszych. Ruski generał opowiadał, e jak był na zwiadzie
w Amsterdamie, to tam jubilerski sklep z diamentami na sklepie z diamentami.
I to wszystko niby nasze. A my tam chyba na pancernych hulajnogach
mogliby my dotrze . Nawet w sucharach mamy manko – kwatermistrz sobie
tuczarni
wi zorganizował i elaznym zapasem skarmiał... Teraz jak nic go
rozstrzelaj . W warunkach wojennych nie maj prawa inaczej...
- A ruskie wle li?
- Ró nie mówi – jedni ich widzieli, a inni nie... Podobno nie, ale
s tacy, co widzieli. Orzysz podobno cały obsadzili...
- Ale burdel – wreszcie przemówił major
376
- Czas nam rusza – dodał, energicznie wyszedł z łazika i pierdz c
okrutnie pu cił na nieg pot nego pawia.
Majorowi afera nie była potrzebna, wi c czy pr dzej wypisał nam pismo,
wr czył mi je razem z wyczyszczonym naganem i ruszyli my.
Warszawa była jak wymarła. Godzina policyjna dobiegała ko ca, ale ludzi
jeszcze nie było wida . Tylko
ołnierze przy koksownikach i szybko je d ce
wojskowe i milicyjne pojazdy patrolowe. W gmachu komitetu stołecznego przy Alei
wierczewskiego za to wiatło si jarzyło. Tłum działaczy i troch naszych stało i
siedziało w sali głównej, pl tali si po całym gmachu, na co w napi ciu czekali.
Szła jaka akcja, czy co tam i to musiało by kluczowe dla rozwoju wypadków w
mie cie. Jeszcze si dobrze nie rozejrzałem, tylko mojego majora usadziłem w
fotelu, eby spał, gdy do wielkiej sali kto wbiegł i krzykn ł:
- Towarzysze! W Ursusie zwyci stwo. Zdobyli od razu! Mamy
Lipskiego!
- Urrra!
Po prostu wszyscy krzyczeli, ja te . Nie gorzej, ni po zdobyciu bramki w
meczu reprezentacji narodowej.
Zaraz potem wszyscy zacz li si rozchodzi . Mój major spał. Poprosiłem
znajomego z Mi dzylesia,
eby podrzucił mnie do domu. Zgodził si .
Przeładowałem swoje rzeczy – kanistra z wódka ju nie było – chyba w Modlinie
r bn li, wło yłem pi cemu majorowi w kiesze kluczyki i do domu. Nie musiałem
spa na Grzybowskiej.
W Aninie zamiast pustego domu zastałem z pi tnastu facetów jak w boga
patrz cych w mojego Piotrusia. Nawet nie tak bardzo pijani, ale jako
tak
rozchełstani. Na szcz cie do mojej sypialni, zreszt podobnie jak do piwnicy i na
strych, gdzie trzymałem zapasy papierosów i alkoholi – pomieszczenia były solidnie
zamkni te - nie włazili. Piotru co kr cił, ale chwyciłem go za chabety i wy piewał:
- To zboczki, prosz pana magistra in yniera. Oni te si boj .
Teraz wszystkich aresztuj i my tu si schowali my. Do dyskoteki ich nie
377
puszczałem przez cały czas – jak pan kazał. Ale teraz co miałem robi ? My te
si boimy...
- No... Nie jest le... Znaczy... wszyscy si boj . Chyba si uda...
Kazałem im równo z ko cem godziny milicyjnej wynosi si , ale tak
naprawd , to było mi oboj tne. Cennych rzeczy nie ruszali. Gdy postanowiłem si
umy , wyszło szydło z worka – zu yli prawie wszystkie moje pewexowskie
kosmetyki i yletki. Pal ich licho..
Po tylu wydarzeniach ju miałem zasn
snem sprawiedliwego, gdy na
dole usłyszałem łomot. Zdenerwowałem si , bo byłem pewien, e jak do siebie
zawitała tu nowa horda wyznawców igraszek m sko – m skich, wi c ju w salonie,
id c do drzwi, dwóch celowo potr ciłem. Otwieram, a tu za drzwiami jaki esbek,
nawet go znam, ale nie pami tam sk d, jeden milicjant i jeden taki o wygl dzie
kosmity – cały w skórach, w kasku z goglami, wszystko to nabijane metalowymi
wiekami, a szczególnie skórzane r kawice.
Esbek mnie pyta, czy ja, to ja. Odpowiadam, e istotnie, ja to ja.
- Czy posiadacie obywatelu bro ?
Odetchn łem. Wprawdzie akurat naszych nie musiałem si obawia , ale
zawsze to lepiej jest wiedzie , czego ludzie od ciebie w takiej sytuacji chc ?
- Tak, mam bro , specjalnie po to, by j zda , przyjechałem przed
chwil z Mazur.
Po chwili zastanowienia dodałem:
- Prosto z podró y zd yłem by tylko w komitecie stołecznym i
dopiero co przyjechałem. Tych obywateli z wyj tkiem mojego pracownika i
kilku osób widzianych przelotnie nie znam.
- Spokojnie, po kolei, do nich przejdziemy w swoim czasie.
Zaprowadziłem go do gabinetu, tamci dwaj zostali w salonie. Wr czyłem
nagana, pozwolenie i spytałem:
- Jeste cie pewni, e nie powinienem tej broni zachowa ? Przecie
ekstrema podobno szaleje na mie cie.
378
On jednak moja uwag
zignorował i mozolnie zacz ł chemicznym
ołówkiem wypisywa jaki blankiet. Potem na chwil wyszedł do salonu i rzucił
swoim:
- Wylegitymujcie tych gagatków. I w ogóle ustalcie, co ich tak
du o?
Wrócił do mojej sypialni, siadł w fotelu tak wprost, na moich gaciach i
skarpetkach.
- Nie za du e u was zgromadzenie?
- Nie wiem, co to za ludzie, poza tym, e s to znajomi mojego
pracownika, obecnego tu Czere niewskiego. Zapewniam, e jest on zasłu ony
dla Fabryki. Fabryka poprzez niego wła nie kontroluje to rodowisko. Tak
s dz ...
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nawet chyba nie chodziło mu o to, e
ja takich spraw nie powinienem wywleka w rozmowie z kimkolwiek – nigdy zreszt
tego nie robiłem – co mi si pomyliło – ale o to, e tak dziwne go spotykaj
ostatnimi dniami przypadki.
- My ich wylegitymujemy, a zatrzyma i tak nie mog , bo jak –
wszystkie suki w akcji...
-
e te macie czas, eby po nocach ci ga bro od ludzi poza
wszelkim podejrzeniem...
Esbek jednak tylko wzruszył ramionami.
Przeszedłem do gabinetu. Esbeka a poderwało, eby pobiec za mn .
Otwieram barek – wsadził tam nerwowo nos, jakby si
bał,
e trzymam tam
pancerfausta, ale oczywi cie na widok baterii trunków całkowicie si rozkleił.
Zm czony byłem, sytuacja była nadzwyczajna, wi c niech tam, rozlałem
do kieliszków porz dne porcje bardzo starego Bisquita, takiego po sze dziesi t
dolców za butelk w Pewexie. Podobno na Zachodzie taki kosztuje dwie cie dolców.
No ale psi słu b ma chłopak, niech popróbuje dobrego. Mnie te zreszt troch
suszyło po spirytusie w Modlinie.
379
Esbek waln ł od razu cało
porcji, tak z osiemdziesi t gramów i
energicznie wyszedł do salonu:
- Tylko dokładnie mi ich sprawdzi , przepyta , co za cudaki, a...
docisn , jak trzeba, te nie zaszkodzi. I nie przeszkadza ...
Wrócił i wida , e chce jeszcze. No to nalałem mu Maxim’a, za to do
pełna. Przypomniałem sobie, e w lodówce barkowej były ze trzy butelki coca – coli.
Zajrzałem – były, wi c dwie wzi łem i do tego kryształowe szklaneczki.
Nie chciało mi si gada , ale co trzeba w takiej sytuacji mówi :
- Du o jeszcze dzi takich wizyt?
Tamten dopił i dopiero wzruszył ramionami:
- Co mi ka , to ja robi . Na razie staram si nie zasypia .
- Uda si ?
- No najwy ej zasn ...
- Ja nie o tym – czy... – nie wiedziałem, jak nazwa zamach, wi c
ostatecznie powiedziałem – stan wojenny powiedzie si ?
- Musi. Bo albo peerel jest nasz, albo ich. Nie damy si do ruskich
wyp dzi . Jeszcze par instrumentów mamy w zanadrzu...
Po chwili jednak zorientował si , e teraz to on chlapn ł niepotrzebnie,
wi c zamilkn ł. Ja poszedłem do barku i przytaskałem reszt Maxima na stolik.
Tamten w milczeniu sobie nalał pełn
kryształow
koniakówk , wypił, wstał,
wyszedł do salonu i po chwili w jego miejsce wszedł do rodka kosmita.
- Co do cholery – we własnym domu na chwil nawet mnie nie
spuszczaj z oka?
Tamten wrócił z innym cywilem, rozespanym – pewnie koleg
pi cym
w samochodzie.
- Pocz stujcie obywatelu i tego funkcjonariusza...
- Pal was licho – my l – kład na stół nowy kieliszek ze szklank ,
ale niech obsługuj si sami
380
Esbek nalał najpierw mi, a potem koledze i sobie. Flaszka si sko czyła.
Wypili, gdy ja jedynie umoczyłem usta. Miałem na dnie jeszcze Bisquit’a, który
został wymieszany z ordynarnym Maximem.
Tamci waln li, jak ze szklanki, strz sn li jak musztardówki po bimbrze i
odezwał si mój esbek:
- Obywatelu, na rozkaz moich przeło onych mam was zawie
celem podj cia dalszych czynno ci.
- Co jest, cholera – zmobilizowa mnie chc ? Nigdy nie byłem w
słu bie czynnej, nawet w wojsku...
- Nam si nie tłumacz . Jest rozkaz, to wykonujemy.
Wsiadamy do fiata. Wzi łem ze sob
szczoteczk , bielizn , jakie
pieni dze, a nawet termos, zreszt pusty. Kto wie, co si przyda?
Najpierw jedziemy na most Poniatowskiego, czyli normalnie, cho lepiej
byłoby przez łazienkowski. Ale na wysoko ci komendy na Cyryla i Metodego
skr camy na północ. Walimy przez Prag . Miasto jako o yło. Ludzie snuj si , lecz
nie ma ich wielu. Dochodz do wniosku, e jaki sztab zorganizowano na Bródnie, w
stanie wojennym nie maja alkoholu, wi c chc mnie zmobilizowa , bym si tym
zaj ł. Przepisy przepisami, ale kto musi zabezpieczy sposoby ich obchodzenia. Bez
sensu! Ja przecie mam powa ne interesy na głowie!
Na rondzie przed Stalingradzk
magnetycznie przyklejaj cego si
przypominaj
sobie, by nasadzi
do karoserii koguta. Milicji i wojska na
Stalingradzkiej niesamowite ilo ci. Jakie kolumny czołgów, skotów, jeden nawet na
poboczu le ał kołami do góry, a przed bram szkoły na Gol dzinowe wystawili
posterunek z autentycznym ci kim karabinem maszynowym. FSO wygl da na
obl on , jak jaka
wroga twierdza. Na płotach ponasadzane transparenty
„Solidarnosci” i inne wrogie emblematy, na przykład portrety papie a. Nas tylko raz
zatrzymali, ale na widok przepustki potwierdzaj cej zasadno
koguta machn li r ka.
Kierowca w niegu o mało nie wjechał pod ruszaj cy wła nie, zreszt z wielkim
hukiem – czołg. Jako jednak wywineli my si , po chwili zajechali my przed
381
nieznany mi kompleks pawilonów za wysokim betonowym płotem. Okazuje si –
wi zienie na Białoł ce. Rzezywiscie – nie le wymy lili – miejsce postoju sztabu nie
jest łatwe do zdobycia, a i dezerterzy, je li si trafi , nie b d mieli łatwego zadania.
Przed brama stra nicy. Mój podchodzi do stra nika, pokazuje jakies papiery i tamten
naciska dzwonek. Brama si otwiera, wje d amy i od razu stajemy. Mój esbek
podchodzi do kolejnego stra nika i znów macha tymi papierami. Wraca, prosi, bym
wyszedł, prowadzi mnie do dwóch stra ników, oni mnie przejmuj i prowadz do
rodka. Tam jaki sier ant słu by wi ziennej patrzy na mnie jak na kotlet –
wprawdzie apetyczny, ale ju nie pierwszy tego dnia na talerzu.
- Chc rozmawia z waszym przeło onym – mówi do niego, bo
jestem jednak zdezorientowany.
- Z przeło onym kurwa! Jeste cie internowani! Od teraz ja jestem
waszym panem bogiem! St d ju
kurwa nie wyjdziecie. Albo was
wychu damy, albo kurwa - doktorem murkiem. Tak czy tak do piachu...
Byłem bardzo zm czony. Popadłem w jaki letarg. Zabrali mi pasek,
sznurowadeł we włoskich butach na zamek nie miałem, za to zdj li krawat. Wr czyli
jaki koc, po ciel z papieru ciernego barwy szarej i przeprowadzili korytarzem
mi dzy szpalerem funkcjonariuszy z tarczami i pałami szturmowymi. Tylko jeden
mnie zdzielił, zreszt niezbyt mocno. Wpadłem do otwartej celi. W rodku było ju
pi ciu osadzonych. Okazało si – te internowani. Wła nie jedli niadanie: chleb,
kawa z bromem i po trójk ciku sera topionego – dobro całkowicie w kraju
niedost pne. Podzielili si ze mn swoimi porcjami. Ja machinalnie zjadłem, co mi
dali. Pytaj :
- Z jakiego zakładu?
Nie od razu zrozumiałem. Wreszcie załapałem:
- Prywatna inicjatywa... rzemiosło... mo na powiedzie ...
Kto w tym czasie, widz c mój stan, powlókł mi po ciel koc i poduszk ,
chyba z mielonej cegły. Waln łem si na wyro i zasn łem snem sprawiedliwego. Jak
kamie .
382
Mili ludzie, ci ekstremi ci. Nastroje mamy pod psem. Wiadomo ci tylko
te, które nadaj , chcesz czy nie, z gło nika – kołcho nika zawieszonego w celi. Jest
oczywiste, e to same kłamstwa. Jednak powoli sytuacja si klaruje, dla moich
nowych towarzyszy nie najlepiej.
Ja nie mam do tego stosunku emocjonalnego. Przypuszczam, e wsadzili
mnie tu po to, bym był kapusiem. Idea mo e słuszna, ale ja nie jestem taki prosty
kapu . Mam wa niejsze rzeczy do roboty. Gdy mnie wezw , abym kapował, to po
prostu odmówi – oka
si nieu yteczny i mnie wypuszcz .
Gdy inni osadzeni pytaj mnie, z jakiego tytułu mnie posadzili, to w
zgodzie z prawda odpowiadam, e nie wiem. Powiadam, e jestem wła cicielem
pensjonatu i dyskoteki, człowiekiem nawet nie najbiedniejszym, a z polityka nie
mam nic wspólnego. Ustroju, powiadam, nie lubi , ale kto lubi?
- W normalnym ustroju, jak człowiek ma kiepełe, to mo e do woli
si bogaci . A u nas... jedynie boi si , e zaraz mu wszystko zabior .
Zdaje si , zacz li mnie uwa a za cwanego w interesach yda, to za to
słowo „kiepełe” – okazuje si
– z j zyka
ydowskiego, albo te
za szpiega
ameryka skiego, któremu nic nie potrafi dowie , rozwali cichcem nie chc , wi c
internowali. Mi to nie przeszkadza. ydzi i tak rz dz
wiatem, wi c aden wstyd
by na tym wiecie ydem, a szpieg ameryka ski? Oho! Tak da nog do Ameryki i
zacz
wszystko od nowa – zainwestowa , co tam człowiek uciułał, w jaki
normalny biznes!
Póki sa ruskie, to w tym kraju przecie nic si nie zmieni. A jak si
zmieni, to trzeba b dzie wła nie do ruskich ucieka ! Co za fatum? Człowiek z
takimi talentami jak ja, w kapitali mie byłbym nababem, skazany jestem na ycie w
por banych systemach.
eby chocia z góry mo na było co zainwestowa w tej Rosji, cho by
kupi jaki po tatarski dom w Teodozji i na wszelki wypadek go wyszykowa ! To
383
człowiek czułby si
troch
bezpieczniejszy. Ale gdzie tam – teraz to nie jest
mo liwe. Tam te musieliby obali komunizm. A jakby chcieli go obali , to dawno
by to zrobili. Naszych Polaków, to straszy si ruskimi i bajzel si toczy. Ale którymi
ruskimi straszy si ruskich? Sami siebie? Mój Bo e, przecie u nas ani godziny nasi
by nie rz dzili, gdyby nie pewno , e ruskie wjad swoimi czołgami.
Cho – czy nie pozwol ? Kiedy Przemyslida wspominał, e ruskie s
pragmatyczni i nawet gotowi byliby w skrajnej sytuacji odda
władz
Wyszy skiemu, lecz za gwarancje, e w razie kryzysu mi dzynarodowego nie b d
zagro one linie komunikacyjne z enerde. Ale takich gwarancji Wyszy ski nie mógł
im da . A nasi daj , e jakby co, to utopi ludno
we krwi, tak e nikt nie strzeli do
ruskiej lokomotywy, bo ju nikt taki nie b dzie ył.
No ale nasi co słabi. Na Białoł ce wiemy ju , e FSO spacyfikowali,
nawet chyba ze trzy razy, ale ja pami tam nerwowo
w ród oblegaj cych, gdy mnie
tu wie li. Bali si . I ci moi, którzy mnie wie li, cho nab blowali si brendy, to te
si bali. To wszystko lada moment mo e trzasn . Ekstremie zabrakło determinacji –
rozwali by tak nawet nie dwadzie cia tysi cy naszych i reszta byłaby jak stado
baranów. A wtedy ruscy mieliby do my lenia – mogliby wygenerowa now swoj
ekip , ale jeszcze słabsz i mniej pewn , albo godzi si z ekstrem . A wtedy,
gdybym ył, to spieprzałbym do Rosji... za Don! Wszyscy nasi by si zrywali, a by
im nogi z dup wypadały.
Jeden taki na spacerniaku literalnie mi opisał, e w 1945 roku w Jałcie
Polska została przez Roosevelta i Churchilla zwyczajnie dana sowietom, razem z
Czechosłowakami i W grami, jak stara, niepotrzebna nikomu marynarka. No i fakt –
kraj był do cna obrabowany przez Niemców i ruskich. Jedna pi ta ludno ci le ała w
piachu, a główne miasta i tysi ce miejscowo ci, nawet wioska moich starych, były
zburzone i spalone. Na choler im ten kłopot? Na Zachodzie ludno
była prawie nie
tkni ta, kraje prawie nie zniszczone i obrabowane co najmniej mniej metodycznie, a
jednak Amerykanie miliardy musieli utopi w planie Marschalla. To po co im było
384
ładowa szmal jeszcze w Polsk ? Raczej niech łykn ja ruskie. Mo e si udławi ?
Podobno Roosevelt z Churchillem tak wła nie kombinowali...
No i teraz odbieraj tantiemy od inwestycji w Jałcie. Jak by nie było –
Polska ruskim stoi ko ci w gardle.
Ciekawa koncepcja – musz sobie j przemy le .
Dopiero po tygodniu wezwali mnie na przesłuchanie.
Wchodz do gabinetu przesłucha , a wiem, e dotychczas nikogo nie bili,
wi c całkiem na luzie, nawet z zaciekawieniem, e wreszcie si dowiem, o co chodzi.
Wchodz , a tu stary znajomy Ostrowski. e te ja tego wcze niej nie wymy liłem!
Tu stan wojenny, wiat si wali, a ci ci gle chc mnie rabowa !
Wchodz , nie czekaj c na zaproszenie siadam, a tamten wyskakuje na
mnie z mord !
e ywy to ja st d nie wyjd , e wszystko na skarb pa stwa, do
ostatniej obr czki złotej i takie tam trele morele.
Ryczał jak wół z pół godziny, jak nakr cony. Ja nie przerywałem. Po pół
godziny przypomniał sobie,
e warto by zapali
papierosa, wyci gn ł paczk
ameryka skich, pewnie gdzie podczas rewizji ukradzionych i nerwowo szuka ródła
ognia. Z wra enia a zaniemówił.
A ja spokojnie:
- Zapałeczek kutasiku zapomniało si ?
My lałem, e mnie w jap strzeli, ale nie. Jak spłoszony ptak zamachał
łapami i wybiegł z trzaskiem wal c drzwiami. No to jeden – zero dla mnie...
Wraca po chwili, z zapalniczk z Pewexu w gar ci i z dopalonym do
połowy papierosem.
- Albo dasz szmal, albo ubijemy.
- Powiedz swemu hersztowi, e niech ubija.
- Ty na głow upadł. Przecie zanim zatłuczemy, to b dziemy
jeba , a ty b dziesz wisiał na sznurku za jaja. Sam b dziesz prosił, eby ci
szybciej wyko czy .
385
- Do dzieła, kurwi pomiocie... – wzruszam ramionami. A boj si ,
jak jasna cholera, lecz chyba nie okazuj tego po sobie...
Tamten znów wylazł, a po chwili wkroczyli klawisze i do
obcesowo
odprowadzili mnie pod cel .
Pod cel koledzy mnie pytaj – czego chcieli?
- Nie jestem biedny, a oni s dz ,
e jestem bardzo bogaty i
skitrałem gdzie złoto i waluty. Oni mi gro , e mam odda wszystko na
pa stwo, a w rzeczywisto ci, abym oddał im połow
do r ki, na lewo.
Zwyczajny rabunek.
To samo opowiadałem na spacerniaku i wkrótce chyba cały internat o
tym wiedział. Internowani przypomnieli sobie wystaw Antona i nawet mnie na tym
balu na Placu Komuny Paryskiej, czyli na Placu Wilsona. Ja po wizycietej wizycie
na pami
nauczyłem si „Protokółu Dyplomatycznego”. Warto było tam pój . I w
ogóle, na spacerniaku i pod cel , do wieczora traktowano mnie jak swojego
człowieka.
Pod wieczór, po kolacji, gdy kombinowali my, jak przygotowa si do
wi t Bo ego Narodzenia, wyci gaj mnie znowu.
Wrzucaj mnie do gabinetu, a tu ni mniej, ni wi cej, tylko Zygmunt.
- Ratuj si – mówi...
- To ty ratuj resztki staro ci i id na emerytur – firma w pi tk
goni.
- Co ty bredzisz?
- Normalnie, skoro całego towarzystwa nie rozwalono na dzie
dobry, to z czasem si je wypu ci i oni wszystkich nas ode l do ojczyzny
białych nied wiedzi. A zd ymy, lub nie – uciec.
- Czy ty masz nawalone – nas słuchaj przez mikrofon...
- Na to licz .
- Daj spokój dyrdymałom. Masz we mnie przyjaciela. Powiadam ci
– oddaj szmal.
386
Powiedział to niby z przekonaniem, eby było słycha , ale cho
adnych
znaków nie dawał, to jak on w takich razach – bez adnej mimiki. Znów palanty dały
mu si naci
na ten sam numer.
- Słuchaj Zygmunt. Przed tob był ju jeden kol dnik – ten niby
Ostrowski. Sugerował, e jak nie, to mnie pu cicie, by zaci gn
w ciemny
zauł i wytłuc ze mnie wszystko, co dobre. No wi c nie. Ja dzi na spacerniaku
gadałem tak ze trzydziestk osób. Jednemu dałem gryps. Zgaduj któremu? To,
po co mnie trzymacie, wiedz ju wszyscy. Wy zreszt te wiecie, e oni
wiedz . Po to tu jeste . Nie dam ani grosza. Cały towar przejmie Glemp i jego
ferajna. Par nowych ko ciołów zbuduj , a mo e i plebanii. Ju mój tatu za
Gomółki za to siedział. U nas to rodzinne. A moja duszyczka zamiast w piekle
wyl duje w czy cu i załatwi sobie takie układy, eby sobie was ogl da w
kociołkach piekielnych. A przecie wiesz dobrze – was to b d do piekła
podsyła szwadronami, w rytmie salw plutonów egzekucyjnych.
- To kurwa jaka zaraza, ta ekstrema. Wystarczyło par dni i ju
jeste zainfekowany. A przecie taki byłe normalny. Oni tego słuchaj . Teraz
naprawd si wkurwi .
- A chuj z nimi – robi gest Kozakiewicza – taki wielki i z wszami
jak krasne czołgi.
W ogóle podczas przesłucha swad mam wi ksz , ni zwykle. Boj si ,
a mimo to wal jak cepem...
- Dobra, dajmy temu spokój. Tym razem b dzie kosztowa milion.
- Id na emerytur – straciłe resztki inteligencji. Takiego wała, jak
Wał Miedzeszy ski.
- No ja zrobiłem wszystko – chyba naprawd si zmartwił.
- Daj spokój Zygmunt. Oni nie pójd na ten skandal. Jutro o aferze
b dzie wiedziała Wolna Europa. Id do tych kutasów i spytaj, czy chc
normalnie gada . Mog wykona co , na czym oni i wielu du o zarobi,
legalnie, a ja nie strac i b dzie git. Ale musz mnie kutasy ładnie przeprosi ,
387
bo jak nie, to mi wisi. Ja dotrwam nowego etapu i wtedy im gnaty porachuj .
Nie artuj . Ja wszystko przewidziałem. Elaborat smarowałem trzy dni. Wal
po nazwiskach i faktach. Klawisze mówi , e wszystko w mamrze potrafi
znale ... No to ich sprawd cie... Znajd – macie mnie. Nie znajd – dłu ej
wypadnie mnie przeprasza . Teraz ulgowa taryfa – wypadnie tylko rzuci
jedno słówko.
Niczego si nie boj . Nawet je li to nie ja jestem wtyka w naszej celi, to i
tak jego o wiadczenie, e nic nie pisałem, nie jest wiarygodne. Od naszych szpiegów
wiem, ze pisa mo na nawet w zupełnej ciemno ci i to zupełnie czytelnie. Oni za
wiedz , e ja to mog wiedzie . A grypsu nie znajd , bo go nie ma. Luksusowa
sytuacja.
Zygmunt wychodzi i po chwili wraca z pułkownikiem Kalafiorem.
- Wiedziałem, e to ty – zwracam si do Kalafiora po imieniu, cho
brudzia wcale nie pili my.
- No dobra, przepraszam. Sam wiesz, czasy s nerwowe i człowiek
czasem najpierw robi, a potem my li.
U miecha si i wali flaszk jarz biaku o stół.
- Beze mnie. Jeszcze musz
i
pod cel , po egna
si
z
chłopakami. Co sobie pomy l , gdy z dogoworu wróc po gorzale?
- No wła nie o to chodzi. Niech my l . My lisz, e zgodz si , po
tym wszystkim, eby uwa ali ci za swojego?
- O ty gł bie warzywny – my l sobie...
- Dawaj... lej i nie gadaj... – szczekam.
Pojawia si
musztardówka. Najpierw dla mnie, prawie po wr bki.
Cholera – rozpije si przez tych durniów! Nic... waln łem od jednego razu i popiłem
z metalowego kubka herbaty, chyba tej kazionnej, z bromem.
Potem niewiele mniej Kalafior nalał Zygmuntowi, wreszcie sobie. Obaj
popijali z tego samego kubka. Innego czaju, ni z bromem, przecie nie było.
- No to gadaj, bo robota czeka – przeci ł sielank Kalafior.
388
- Normalnie. Mam działk
obok Pensjonatu. Formalnie to własno
czterdzie ci hektarów na Mazurach,
mego milicjanta, ale tak naprawd
moja. Nad jeziorem, pod lasem, nawet dziki w szkod wchodz . Podzieli to
na działki tysi c metrów, wytyczy
dró ki, to wyjdzie jakie
dwie cie
pi dziesi t dacz. Zało ymy szybko spółdzielnie sportu i rekreacji, lub innego
słusznego dzieła na chwał peerelu i po kosztach, jakie w stanie wojennym
uda si zbi , postawi dacze. A pi
dacz b dzie za friko – dla znajomych.
- A jak du e dacze?
- Daj spokój – b d materiały, to i pałace mo na postawi . Byleby
materiały skr ci i dru yny robocze. Jakie wojsko, albo ZOMO... Od biedy
mo na pegieerusów pop dzi
do roboty i płaci
im z funduszu rolnego
jakiego . Stanu surowego za bardzo nie spieprz , bo jak, a wyko czy i tak
ka dy b dzie musiał w swoim zakresie. Ja od siebie dorzucam pawilon na
sprz t wodny, pomost i jak
knajp ze sklepem otworz . Nie strac ...
- Nic na tym łobuzie nie stracisz!
- A po co mam traci ? Grunt, e ty zyskasz!
- Ja ci jeszcze kiedy cwaniaku zapierdol .
- Skoro mi grozisz, to wracam pod cel . Z interesu nici. Mo esz mi
s downie sekwestrowa
maj tek. Albo zgoda na zicher i sielankowa
współpraca, albo dalej wyjmuj podczas snu spr yny z dupy na wczasach
resortowych. Ja ciebie przetrzymam, a nie, to grób, mogiła, nie b d miał
zmartwie ... W przeciwie stwie do ciebie. Takie ci uszyłem buty, e kolejna
odnowa z mety zdmuchnie ci
na Mokotów, ale po drugiej stronie
Rakowieckiej. Chyba e wojsko szału dostanie wcze niej. Teraz chyba wojsko
rz dzi... Czy si myl ?
- Daj spokój – przecie wiesz, e ci lubi . Tylko martwiłem si , e
jeste nieu yty. Teraz – widz – zmienia si – b dziemy s siadami... Na co
si przydasz...
389
Pod cel chłopakom od razu powiedziałem, e wymusili na mnie sporo
grosza, ale Bóg z nimi. Puszczaj mnie – tak powiedzieli, a wódk kazali wypi ,
eby koledzy spod celi uznali mnie za kapusia. Grozili, e sił wcisn mi szyjk w
gardło i mog
przy tym uszkodzi
z by. Dałem spokój i sam wypiłem. Z
musztardówki – chamstwo niemyte.
- Hak im w smak.. – zauwa ył który .
- Chcesz, to pu ci si felieton do Wolki. Przy pierwszej okazji...
- Felieton to nie, ale warto, by wspomnieli mimochodem,
e
internat wykorzystywany bywa do wymuszania haraczy od mniej ubogich
obywateli. Tak bez szczegółów, mimochodem, najlepiej przy okazji
omawiania innej kwestii.
- Zrobi si , co si da... – usłyszałem.
- Aha – jaki
skowronek
wierka mi w uchu,
e po moim
znikni ciu b dzie ostry kipisz. Taki chyba po cało ci... Pomin szczegóły –
was b d wiska , ale to oni maj teraz sraczk ...
Gdy wychodziłem, to na drog dali mi kopa w tyłek, ebym ju nie
wracał... A jak sko czy si ten cały burdel, to na grobie komuny umówili my si na
wi ksz wódk . Na koniec solennie obiecali my sobie wyszcza si na malowany
gównem napis „peerel”.
Kalafior oczywi cie podsłuchiwał. Odwo c mnie zauwa ył, e Zygmunt
słabo mnie wykorzystuje jako informatora, a jestem cwany i szybko łapi kontakt. W
istocie rzeczy zły był, e nie wyszedł mu manewr z jarz biakiem. Wzruszyłem
ramionami z tylnego siedzenia – Kalafior siedział w wołdze obok kierowcy, a ja
obok Zygmunta i tego idioty Ostrowskiego. Tylko jap rozdziawił, gdy odwaliłem
jego zwierzchnikowi:
- Daj mi spokój, ja nie mam czasu, by nawet wszystkie powa ne
interesy załatwi jak trzeba. Szukaj pastuszku, owieczek do pasania, na innych
halach...
Nawet kierowca nieznacznie si u miechn ł...
390
Kontrakt z esbe na wynajem Pensjonatu w pełnym obło eniu miałem do
ko ca 1982, a tym czasem pensjonariuszy wymiotło. Dopiero, gdy na pocz tku
marca zarejestrowano w abcugach spółdzielni
domków rekreacyjnych nowo
powołanego do ycia koła Towarzystwa Przyjaciół Krainy Jezior, to zacz ły wpada
rodziny członków – funkcjonariuszy z całego kraju. W kwietniu zwołali my zebranie
walne spółdzielców w restauracji Konsumów przy kinie Muranów. Zostałem
wiceprezesem spółdzielni, a Stasia – udało mi si od rana utrzyma go w trze wo ci
– zrobiłem prezesem. Dyrektorem został mój milicjant, a drugim wiceprezesem
Zygmunt. Znaczy si , Zygmunt jest jednak ich człowiekiem zaufania. Tym durniom
po prostu gówno chlusta pod czaszkami!
eby było tanio, to wódk na zebranie
przywiozłem swoj , jeszcze t rozlewan w stodole. Jaki kontroler trzy dni potem
zgłosił si do mnie, wi c go wraz z koleg wpisałem do spółdzielni.
Rozlewni ustawiło si w kurniku jednego chama. Amerykanie przestali
nam dostarcza zbo e, przynajmniej za darmo lub na kredyt, bo przecie mimo
embarga w wiecie mo na było kupi dowolna pszenic za gotówk , wi c wi kszo
kurników padła. mia mi si chciało, gdy słuchałem, jacy to li ci Amerykanie, e
nie chc nadal nam dostarcza za darmo tego i owego, a nawet sko czyły si kredyty
na wieczne nie oddanie. Ciekawe, ze ruskie nie s takie hojne, jak za legalnej
„Solidarno ci” Amerykanie. Raz przysłali transport darmowej wołowiny podobno w
tak złym gatunku, e nawet wojsko miało problem, jak upitrasi te wióry, wi c w
ko cu co si dało, to poszło na mielonk konserwow , a czego sanepid ju
adna
miar nie mógł dopu ci do spo ycia, to poszło do jakiej prywatnej przetwórni pasz
zwierz cych – podobno rewelacyjny interes!
391
Przez Zygmunta Kalafior dostarczał mi faktury na tysi c beczek za ka dym
razem, a dyrektor gorzelni sprzedawał mi je bez gadania. Kalafiorowi dawałem
siedemset dolców, a dyrektorowi trzysta. Cz
w glarzy, a cz
puszczałem na melinach przez moich
szła do melin milicyjnych, to znaczy kontrolowanych bezpo rednio
przez milicj i esbe.
Burdel w interesie meliniarskim jest w Warszawie i w okolicach
kompletny. Ci sami esbecy bezpo rednio kontroluj jedne meliny, prowadzone przez
ich agentur , a zarazem pobieraj haracz od moich w glarzy za ich meliny. Ja tych
moich nakr ciłem, eby nie pozwalali mundurowym sobie wchodzi na głow . Tyle i
tyle twojego i krótka rozmowa. A nie, to zamykaj mnie, spałuj, ale nie znasz dnia ani
godziny. Wkładanie agentury nie miało sensu, bo przecie w glarstwo – oczywi cie
– w glarstwo dla mnie – lepiej płaciło, ni jakiekolwiek gratyfikacje od parówy. A
rozpracowanie przez esbe mojej siatki w ogóle mnie nie martwiło – to raczej kolejni
ledczy wchodzili do interesu z nami. Jedn r k smarowali na nas raporty, a drug
przez swoje mamusie emerytki, ciotki – wydry i kochanki po dziesi tej skrobance
wchodzili do chewry. Byle student miał za miesi c pracy na Zachodzie tyle, co oficer
milicji przez rok. Z tej dupy gówno wypadało ju tylko na rzadko... Co drugi agent i
krewny esbe prowadził w mie cie melin z moj gorzał ...
Podczas zebrania spółdzielców ustalono, e dla doprowadzenia bydynków
do stanu surowego wszyscy jako b d zrzuca swoje mo liwo ci, przydziały, na
jedn kup . I koszty tego potem podzielimy równo. Ja, o czym nie wspominałem,
zobowi zany byłem pokry pi c udziałów. Nadto jednak zarezerwowałem dla siebie
jeszcze trzydzie ci domków, jako „rekreacyjny fundusz rezerwowy spółdzielni”. Pi
domków dostał Zygmunt, jeszcze kilku Bolków po dwa. Dyrektorowi pegeeru
oddałem sze
do podziału z jego kumplami za pi dziesi t nowych hektarów.
Komuna nie le ju
zdychała – w zamian za bezcen odkupili my pi dziesi t
przylegaj cych hektarów pegeerowskich. Takie cuda jeszcze chyba si nie zdarzały,
by pegeer co oddał!
392
Robocizna formalnie nic nie kosztowała, bo zatrudniło si brygady z
kilku pegeerów płac c im z Pa stwowego Funduszu Rekultywacji Terenów
Poprzemysłowych. Pa stwowe fundusze okazały si
efektywnym instrumentem
gospodarczym – wszyscy od razu je polubili my. Ten powstał specjalnie dla nas. Ilu
to posłów - kapusiów musiało pod dyktando swych parówek – spółdzielców, dr czy
si , po co to tak naprawd , w my l instrukcji, mozolnie podnosz
dłonie za
ustanowieniem nowego, jak e wa nego z punktu widzenia ekologii funduszu?
Wiosn spotkałem w Warszawie ojca. Kontakt, ze wzgl du na wył czone
telefony i brak mi dzymiastowej był utrudniony. Ze zdumieniem dowiedziałem si ,
e awansował do kieleckiego OKON-u, czyli do tego ciała, które miało by ni szym
szczeblem planowanego w przyszło ci PRON-u. S dziłem, e to zawracanie głowy,
ale przecie nie – ojciec dobrze my lał – trzeba odbudowa szwalni , teraz ju
legaln , jako firm polonijn , której sam jestem wła cicielem, a do tego potrzebne s
stosunki. Ojciec ma nowego faworyta – Pawlaka – on ma by kierownikiem
produkcji. No dobra, trzeba pojecha , przyjrze si , jak to tam jest...
Na nic nie mam czasu. Gania mnie po kraju w te i we wte. W ko cu sobie
zamówiłem przez PEWEX BMW siódemk . Najlepsz , jaka w ogóle jest. Do tego
jeszcze BMW pi tk albo na zapas, albo dla ochrony, bo o czym takim my l i ta
ochrona musi przecie za mn nad y .
Na brzegu jeziora na wysoko ci osiedla rekreacyjnego rozpocz to budow
mojego nowego pensjonatu, stylizowanego na zabytek, wraz z restauracj , barem i z
dyskotek . A co... Kilka domków przydzieliłem moim w glarzom, to niech i tu
kr c mi lody. A na dwóch pi trach b d pokoje do wynaj cia, za na strychu pokoje
słu bowe.
Całego kompleksu pilnuje oddział ZOMO, eby miejscowi materiałów
nie rozkradli. I tak budowla cy kradn i to jest ywioł. Czterech ju poszło do
mamra, co mnie kosztowało kolejne dwa przydziały dla s dziów i dwa dla
prokuratorów. Czasy s takie, e zamykaj ludzi nawet za darmo, ale jak chcesz
posadzi dla postrachu ewidentnego złodzieja, to pła ! A takich dwóch chłopków, co
393
chcieli co dla siebie ukra , jak na pa stwowym, to ZOMO-wcy tak stłukli, e jeden
zdechł i trzeba było pozorowa utoni cie, a tego drugiego, eby wiadków nie było,
to chyba nawet ywcem utopili. Ale... to ju nie moja komenda. Tym kieruje kto od
Kalafiora.
Dwie dacze kosztował mnie doktorat. Przyjechał do mnie profesor – ju
nie dziekan, ale mówi, e nadal mo e, cho dro ej. My l sobie – ju z uprzednio
wydałem troch grosza – szkoda marnowa . Rozliczyłem si tymi daczami. Im ze
l ska daleko, ale mog sprzeda , a nawet je dzi – trasa do Warszawy dobra, a
kłopoty z paliwem, bo niby na kartki, jak wszystko, nie b d trwa wiecznie. Łykn ł.
Za to szurn li mnie z dyrektora FWP. Komisarz wojskowy ci gle o mnie
pytał i dwa razy przychodziła moja sekretarka prosz c, ebym mu chocia na oczy
si pokazał. Ja nawet my lałem, ale co tam, w ko cu nie miałem czasu... Napisałem
podanie o zwolnienie z obowi zków za porozumieniem stron.
Człowiek niby jest naukowcem, dostojny, w moim BMW prowadzi
zawsze kierowca, a jednak czasu mam coraz mniej. Ledwo zd yłem na pogrzeb
rodziców. A umierali po kolei – najpierw mama, a potem tata. Pawlak i tak ju
ci gn ł szwalni – szycie z powierzonego materiału dla Hiszpanów, Włochów, a
ostatnio coraz cz ciej Niemców. Złoty interes. Ju w o miu byłych kurnikach,
cz sto rozbudowanych, kr c si kołowrotki maszyn do szycia. Musz tego dobrze
pilnowa . Umawiam si na deklarowanie ni szych opłat za przerób i lokuj wszystko
w bankach na wyspie Man, na Cyprze i nawet na Bahama. Ja do niedawna my lałem,
e bahama, to kolor ółty i nic wi cej. A tam, okazuje si , s lepsze banki, ni w
Szwajcarii. Robi takie przekr ty, e zyski z rozlewni, a mam ju trzy, przerabiam w
szwalni na dolary transferowane na Zachód. Ju cholercia musz ostro my le , by
sobie przypomina , gdzie w zamierzchłych czasach skitrałem złote sztabki. Ale
znalazłem czas i razu jednego sprawdziłem. S , to niech le
człowiek nie zna dnia ani godziny.
– je
nie wołaj , a
394
He, he... gdy sko czyłem interesy ze złotem, to my lałem, ze ju w yciu
tyle nie zarobi ! A przecie zaraz potem zarobiłem...
W temacie melin robi si
inflacja! Jeden esbek pod pozorem
kontrolowanej przez esbe drukarni podziemia antykomunistycznego zacz ł drukowa
takie nalepki na wódk , e s lepsze ni pa stwowe. Po tym je mo na pozna ! No ale
nie jestem jedynym jego klientem i układ jest taki, e nie mo na tego na razie
zmieni . Niestety, ju nie tylko ja zaopatyruj meliniarzy...
Kompleks wypoczynkowy w pensjonacie tez działa bez zarzutu. Sam
pensjonat działa jak super hotel z czterema gwiazdkami. Dobudowałem teraz jeszcze
prawdziwe stajnie, korty. Pasze mam ze stu pi dziesi ciu hektarów moich i
dzier awionych, a tak e dziesi ciu, co zostały po parcelacji na działki, milicjanta. Do
hotelu przy letniskach dobudowałem basen – oczywi cie taki troch mniejszy, eby
mi si szkoły nie p tały. Latem konkurencj dyskotece robi namiot cyrkowy z
wojska, w którym jest tancbuda i graja regularne wiejskie kapele, te, co na weselach.
A czasem dla młodzie y robi tam bal i sprowadzam przez dyskotek w Aninie
jakie znane zespoły.
Latem 87 nawet na tydzie poleciałem do Teodozji. Jako tak zahaczyłem
na jednym przyj ciu radzieckiego konsula i wyraził zgod . Nie warto wchodzi dwa
razy do tej samej rzeki. Antona udało mi si wcze niej zawiadomi – ulokował si u
Koli, tam gdzie i ja. W Teodozji i w Koktebelu nadal jest pi knie, ale ten
prymitywizm przera a mnie. Rosja to ju jednak Azja. Maj nowego genseka,
Gorbaczowa, ale co on zmieni?
Spróbuj sprowadzi Antona do Polski, mo e nawet na stałe. Jest strasznie
zniszczony po tej psychuszce. Dobrze, e do nas ta zaraza nie dotarła. A sukinsyny
planowali – dobrze to wiem! Tylko bali si , e Zachód nam kredytów nie da...
Wracaj c, troch nielegalnie zahaczyłem o Mi sk i od tamtejszych artystów kupiłem
za rad Antona ze trzysta płócien. To niech przyje d a i mi je oprawia. Ja potem
porozwieszam to po pokojach hotelowych i b dzie ładnie. Zreszt mam ju inny
395
stosunek do malarstwa nowoczesnego. Ostatecznie jestem doktorem. Na wszystkich
wizytówkach to pisz .
W lipcu, gdy byłem na tych wakacjach – pierwszych od lat, to wybuchła
afera z Piotrusiem. Drapn li go na granicy ze złotem i zabrali mu. Dure mógł
pogada ze mn ! Ale taki major Szczepa ski, w barku koło letniska spokojnie mi
tłumaczy,
e chyba nie mógł ze mn gada , bo tego złota jest dziwnie du o.
Przerachowałem. No... je liby rzeczywi cie całe ycie oszcz dzał, to miał prawo. Ale
Piotru wydaje na chłopców, a jeszcze wi cej na konie, e nie wspomn o ruletce...
Znaczy si – podł czył do mego ruroci gu kurek. Cały weekend tarmosiłem si ze
sob , co robi , a wzywam tego Szczepa skiego i jednak, wcale bez przekonania, e
dobrze robi , powiadam:
- Huncwot jest i złodziejaszek, a na dodatek haniebnie łamie prawo
pa stwowe. Je li to mo liwe, to jednak najpierw dajcie mu popali , a potem
dajcie szans ... To nie jest zły chłopak, cho pedalisko i szuler...
- Tak jest – mój Szczepa ski waln ł kopytem o podłog , bez
szacunku dla raz na tydzie pastuj cych klepk bab, zrobił półobrót i poszedł
w choler . Nawet si zastanawiałem, czy go nie zawróci i jednak nie cofn
sugestii...
No i w sierpniu stare wróciło. Okazało si , e esbe znów wynaj ło kilka
pokoi, by przygotowa akcj pod nazw pepees. W zamian za przyschni cie sprawy
z przemytem złota Piotru ma odegra w tej aferze istotna rol . Dlatego niektóre
szkolenia i narady postanowiono przeprowadza u mnie w Pensjonacie.
Ekstremi ci planowali powoła do
Polska Parti
ycia, czy nawet tylko odtworzy
Socjalistyczna. Nasi ich penetrowali przez Górny
l sk. Grupa
niejakiego Kowala rzekomo brała od nich pras , konkretnie „Robotnika” i potem
zwałowała go na Rakowieckiej. Oni zreszt o tym PPS ci gle podobno w swoim tym
„Robotniku” pisali. Nie było siły, eby ten pepees zatrzyma , a z jakich powodów
bardzo go nie chcieli. Tym czasem nawet Moczulski chciał paru swoich
396
kapeenowców oddelegowa do tego ppepesu, yby było wi cej nielegalnych partii
politycznych.
Mi to wisiało, czy s partie polityczne nielegalne, czy nie, ale mi major
Partyka obja nił, e to ma by partia robotnicza i przeciwna prywatnej inicjatywie.
No, no... to słowo „socjalizm” od razu mi nie pasowało. Sam zacz łem razem z nimi
si martwi , czy aby korowcy w to nie wdepn . O jakich rozmowach z ekstrem ,
które prowadził na polecenie generała premiera Jelitczak słyszało si to i owo. I u
mnie w Pensjonacie, niby przypadkiem, znacz ce postaci obu stron spotykały si
przy barze. No có , rachunki regulowali, nic mi do tego.
Tak wi c ju we wrze niu, na krótko przed przyjazdem Antona, doszło do
serii trzech takich niby przypadkowych spotka , gdy w tak zwanej „rodzinie”, czyli
w ród wy szych eszelonów opozycyjnych, szyto buty pepeesowi. Z jakim skutkiem,
to nie wiem. Tylko jeden taki, do
chyba znany, jak podsłuchałem, przy kieliszku
zarzekał si takiemu profesorowi psychologii, który ju kiedy miał u mnie wykłady
z ramienia esbe, e nic nie jest w stanie obieca , bo przecie Jacek i Janek nie s
wcale obliczalni. Mój profesor rozkładał ze zrozumieniem r ce i jednak naciskał, e
dobro ojczyzny wymaga, by pewne inicjatywy, jako niewła ciwe, zdusi w zarodku,
lecz metodami politycznymi, dalekimi od prowokacji esbeckich.
Ze dwie godziny potem zastałem mego propfesora samotnego przy
stoliku, zamówiłem dwa ballantim’y na koszt firmy i pytam:
- Co wła ciwie jest takiego złego w tym pepees. Partia ta b dzie
przeciwna post powi i to potrafi zrozumie . Ale czemu akurat ona jest taka
niedobra?
- No a jaka partia, panie doktorze, teraz rz dzi?
- No pezetpeer – to si wie...
- A jaka to jest partia – faszystowska?
Tu rozdziawiłem g b , no bo niby komunistyczna, ale czort j wie, jaka
ona jest naprawd ?
397
- Rozumiem pa ska rozterk
– sam ja podzielam. Ale có ,
zało enia ideowe i w sumie – programowe, s komunistyczne i w takim razie
najłatwiej
nam
b dzie
socjaldemokratycznym.
ten
Tak
bałagan
jak
SPD
cywilizowa
Schmidta,
pod
czy
szyldem
szwedzcy
socjaldemokraci. A zreszt , co z ich koncepcji trzeba b dzie zapo yczy , bo
kraj nie wytrzyma gwałtownej liberalizacji.
- Politycznej, by
mo e, ale gospodarcza jest nam niezb dna.
Trzeba ten kraj ratowa , da szans ludziom z inicjatyw ...
Profesor u miechn ł si , a miał zwyczaj mówi
tak, by nawet
zaj kni ciem nikogo nie irytowa .
- A jednak chyba wypadnie obcina nam ten ogon po kawałku.
Mo e si zreszt myl ? Tak czy inaczej jedna partia byłaby socjalistyczna
wywodz ca si z dzielnego podziemia, a druga z korzeniami w peerelu. A pan
wie, jak ludzie przepadaj za peerelem. Teraz ju nie mo emy liczy na
towarzyszy z zeteserer. Maj swoje problemy – pierestrojka. Wszystko im si
włapach rozłazi. W Afganistanie nie odnosz sukcesów. Jak Raegan rozpocz ł
wy cig do gwiezdnych wojen, to wysłał w kosmos Discovery, a tym czasem
radziecki prom kosmiczny Buran nawet nie wzniósł si w powietrze. No nie
lata cholera i ju . A taki podobny do ameryka skiego...
- No dobrze – przerywam – ale co ma Buran do naszych partyjek
pod podłog ?
- A to, e te partyjki lada dzie b d legalnie działa – taka jest
logika dziejów. I ja bym chciał, aby PPS działał jak najgorzej, fatalnie, a
najlepiej, by si poł czył z pezetpeer i dał nam nowe otwarcie...
- Ale czy przez to nie grozi nam hamowanie inicjatywy
gospodarczej w kraju? – upewniam si .
- No panie doktorze. Czy pan i pana koledzy dadz si czym
pohamowa ? A taki pełen wigoru pepees, gdyby stał si popularny – mógłby.
To sami trocki ci – powiem panu w zaufaniu.
398
- Dobrze, e nie mówi pan profesor o tym, e to sami ydzi...
- Na tym, to ja drogi panie si nie znam – profesor si zaperzył...
- No nie... le si wyraziłem – chodzi mi o to, e pan powiedział o
tych trockistach tak, jak ró ne idioty w dawnych latach mówiły o ydach... A
to sko czony kretynizm, ten cały antysemityzm...
Profesor popatrzył na mnie z szacunkiem.
- Panie doktorze. Rzeczywi cie – naród nam si trafił wyj tkowo
antysemicki. Trzeba przyzna ,
e opozycja demokratyczna podobnie, jak
nasze elity władzy, zwalcza to zdecydowanie. W ka dym programie
politycznym, w ka dej wa nej deklaracji podziemia na szcz cie jest passus
pi tnuj cy t
wstr tn
skorup , ten tak bolesny dla kraju wrzód
bezinteresownego, głupiego i szkodliwego dla kraju antysemityzmu. Czasem
a strach da im prawo głosowania, bo jeszcze popr antysemitów? Przecie
były chwile, gdy pod kierunkiem tego bandyty Moczara nawet w naszym
ruchu dały si dostrzec pierwiastki antysemickie.
- Eee tam, dure
nieszczerze si
schlebiał najni szym instynktom mas –
oburzyłem, bo wspomniałem stare dobre dzieje, pana
Mieczysława, Franka... Dobre były czasy, człowiek był młody, pełen złudze i
entuzjazmu...
W pierwszych dniach pa dziernika przyjechał Anton. Przywiózł ze sob
kolejnych ponad sto obrazów, tym razem z własnego mieszkania. Wi cej dobytku
nie miał. Obrazy hurtem kupiłem po trzydzie ci dolców za sztuk i wydzieliłem mu
pokój w pawilonie. Obiecałem, e je li uda si go zatrzyma na stałe, to zbuduj mu
pracowni z wielkimi powierzchniami ze szkła, dobrze ogrzan w zimie. Tu troch
bajerowałem, bo co roku trzeba było dosłownie pazurami walczy o w giel, bo moi
w glarze ju dawno wzi li rozbrat z wo eniem opału. No ale sko czy si pieprzona
komuna i wierzyłem – b dzie lepiej!
Razem z Antonem zacz ł w wynaj tych pod akcje pepees pokojach
bywa
Melanowski! Prawdziwy, nawet dobrze zasuszony kutas Melanowski.
399
Bezwstydnie wywalił mnie swego czasu z uczelni i teraz nawet nic nie mogłem mu
zrobi . Wydelegowali go na takiego, co ma odgrywa wa n role w tym pepeesie i
teraz był intensywnie szkolony.
Naukowej kariery nie zrobił, nadal był tylko doktorem, podobno miał
trudno ci z habilitacj ... Z satysfakcj , nie podaj c r ki, wr czyłem tej szmacie
wizytówk z tytułem doktorskim. Jego jakby szlag trafił, twarz pobielała, chyba
znikn łem z jego pola widzenia i był nie le zaskoczony. Ale ju po chwili łasił si
jak mysz do kota. Ja jednak o starych dziejach nie wspomniałem.
Zreszt po namy le doszedłem do wniosku, e w sprawie pepesu mo na
by pełnym otuchy – taka wesz jak Melanowski narobi tam niezłego bigosu.
Na chwil przed powołaniem tego pepees na działkach na Mokotowie na
razie odwołali z akcji Piotrusia, e niby jeszcze nie jest wylansowany w rodowisku.
A tak naprawd , to bali si , e jest zbyt głupi. W ogóle na ludziach si nie znaj .
Piotru mo e na szmal naci , ale zje
w kaszy, to si nie da. Nie ten model...
Wystawa obrazów Antona, a tak e jego przyjaciół – wył cznie moich
zbiorów – była jeszcze wi kszym wydarzeniem, ni ta przed laty. W salach domu
kultury na Mokotowie znów spotkali si ludzie re imu i ludzie opozycji. Niby taka
jest napi ta sytuacja w kraju, a tu w zgodzie opozycjonista wali wódeczk , byleby
schłodzona – z bolszewickim ministrem i jest dobrze... Na gruncie kultury nie ma ju
adnych sporów – ostatecznie – wszyscy musimy popiera zrujnowanego przez
sowiecki system psychuszek Artyst – przez du e A!
A swoja droga Anton rzeczywi cie nie jest odległy od kondycji
psychicznej warzywa. Taki go
ju
nie narozrabia. Lansuj
go jako mego
przyjaciela. Zreszt nie jest to odległe od prawdy.
S dz c z przebiegu rautu po wystawie, to młodzie opozycyjna pije nie
gorzej, ni narybek esbecki. S jednak bardziej spontaniczni. No i dobrze, takich
łatwiej wykiwa ...
Zim 88 dokonał si w PPS rozłam. ledziłem to na bie co. Pomylono
godziny spotkania ich władz naczelnych tak, e grupa radykalnych spotkała si
400
wcze niej, wprowadzona w bł d zmieniła lokal, a mniej radykalni, jakie profesory,
przyszli o czasi i w pierwotnie ustalone miejsce, a jednak zbyt pó no. Nic by si nie
stało, ale młodzi przyj li radykalne uchwały w imieniu partii, a Malinowski namówił
starych, by w takim razie zamiast negocjowa wydali o wiadczenie, e młodzi s
sterowani przez esbe. Wszystko to dostało si do Wolnej Europy, tych gazetek
podziemnych i w ogóle stało si znane.
Ju przedtem PPS wybrał sobie od razu władze, gdy jeszcze partia liczyła
ze sto osób i wielu ch tnych po prostu si nie załapało. Ale gdy usłyszeli, e na razie
wej cie do władz im nie grozi, to postanowili poczeka . To wszystko ustalono
wcze niej, w moim pensjonacie i udało si . Skoro natomiast dokonał si rozłam, to
po prostu nie wst pili. W naturalny sposób zablokowano rozwój opozycyjnej partii
lewicowej – o co przecie chodziło. Nasza agentura w rodowiskach opozycyjnych
opowiadała banialuki z jedn prawd : tam nie warto wchodzi , bo si kłóc i cze .
Pami tam – po tym sukcesie pito w pensjonacie radzieckie wina musuj ce na umór!
A po rozłamie Piotru został najpierw skarbnikiem najwa niejszego okr gu – bo
warszawskiego, za zaraz potem w ogóle skarbnikiem PPS. I dobrze – zacz ł
przegrywa nie moje pieni dze, lecz dotacje dla PPS z CIA, czy od kogo tam...
Ja zreszt znów zacz łem wypełnia jakie ankiety. Dawne rodowisko
Wiedzy i Wniosków aktywizowało si . Dostawałem zaproszenia od ambasad
zachodnich na spotkania z wielkimi tego wiata, którzy nauczali Polaków z tej i
tamtej opcji o zasadach funkcjonowania systemu demokratycznego i wolnego rynku.
Bardzo ładnie mówili – szczególnie jeden kardynał, a tak e Zbigniew Brzezi ski.
Gryzie mnie to, e w pensjonacie odbyło si kilka spotka po wi conych
robieniu
interesów
prywatnych,
kreuj cych
nowych,
polskich
prywatnych
przedsiebioców, w oparciu o rodki z funduszy pa stwowych. Go ci było du o,
głównie zwi zanych z Fabryk i oni u mnie mnie nie zaprosili do obrad! W tej
sytuacji doprowadziłem do spotkania z ruskim radc handlowym, aby załapa si z
innej ma ki i te nic... Zjadłem kawior, ale chwała Bogu, z woda mineraln – u nich
suchoj zakon i wreszcie przestali pi wódk .
401
Za to wódki napiłem si
Umówili my si ,
z pułkownikiem Brył . I to miało sens.
e ruszymy stary biznes z burdelami. No bo jest tak. Prawo
zabrania czerpania dochodów ze str czycielstwa, ale nie z zapewniania ludziom
towarzystwa kobiet. W takim razie mo na tworzy instytucje, które nazwali my
agencjami towarzyskimi, e niby za pieni dze mo na sobie wynaj
szykown lask
do pój cia do teatru. A poniewa ludzie z natury swej s wolni, wi c co b d robili
po teatrze, to ju nie nasza sprawa. My kasior zdzieramy od klienta za samo
towarzystwo. W tym czasie ja finansuj budow lub adaptacje lokali i takie agencje
powstan stacjonarne. I znów – b d pokoje, gdzie człowiek b dzie mógł sobie
spokojnie pogada z lask , a o czym b d gada , nie nasza to rzecz. Zakłady te
prowadzi
b d
co bystrzejsi dotychczasowi meliniarze wspólnie ze swymi
opiekunami z milicji i esbe, a ja dorzuciłem jeszcze moich w glarzy. Wekslami
obci y si tych przedsi biorców tak, e b d nam z r ki je . Musimy nad tym
dobrze popracowa , eby nasza rola nie była zbyt jednoznaczna.
Drug spraw było przygotowanie si do legalizacji handlu walutami. Tu
pułkownik za bardzo swoim ludziom nie ufał:
- Cholera, ju
mi ich przebrali, ch tnych inni naj li, nie
zorientowałem si na czas...
- No spokojnie pułkowniku, znajdziemy nowych, lepszych, od
w glarzy...
- A oni temu wszystkiemu podołaj ? Przecie to matołki!
- Matołki, matołki, ale lubi pieni dze i s zdyscyplinowani. Teraz
s kalkulatory, to wcale nie musz si myli przy rachunkach. A zreszt na
kasjerów mo na naj
normalnych ludzi...
Ale najwa niejszy przewał rysował si
z wódk . Otó
mo na było
przypuszcza , e za chwil b dzie wolno importowa alkohol prawie bez cła i opłat.
No prawie... W ka dym razie akcyza monopolowa działa b dzie w stosunku do
alkoholu krajowego, a wobec importowanego nie. I wygraj ci, którzy maj dost p
do tanich wódek na Zachodzie, a tak e maj tanie rodki transportu. Wygl da na to,
402
e wódka b dzie w cenie oran ady i konkurencja odbywa si b dzie na niskim
poziomie.
To za rodziło kolejne pytanie – co z moimi rozlewniami? – a miałem ich
ju par . Pułkownik nie miał pomysłu tym bardziej, e meliny nieodwołalnie musiały
odej
w niebyt.
No i dobrze... Pułkownik nie ma pomysłu, a ja mam. Krajowe gorzelnie
nie b d miały zbytu i ka dy dyrektor sprzeda mi gorzał w beczkach na byle jaki
papier, eby tylko sprzeda . Od razu kazałem Antonowi jecha do Mi ska i w
miesi c wróci z papierami firmy zajmuj cej si handlem wszystkim. Taki Zenu ,
student prawa – o prawników teraz warto zabiega – pojedzie z nim i pomo e, bo
przecie
Anton to warzywo – byleby miał jak
modelk , to j
maluje i jest
szcz liwy, Nawet nie jestem pewien, czy je rypcia!
Tak sobie marzyłem, e jak ju zarobi , to nic nie b d robił, tylko b d
wypoczywał. Ale jak tu odpuszcza ? Przecie czasy id takie, e kto b dzie pracował
jak wół, to zgarnie cał pul , a kto si b dzie lenił, po prostu spadnie na dno.
Dosłownie! Je li b d słaby, to zwyczajnie – zrobi mi jakie
ledztwo za to czy za
tamto – za byle jakie głupstwo wsadz do mamra. Za ti im ostrzej gram, tym mniej
mi grozi!
W ogóle mam pewne my li na temat porz dku społecznego. Pracy dla
wszystkich nie ma, nie b dzie i nie ma potrzeby, by była. Trzeba zatem podzieli
ludno
wiata na trzy kategorie: bussinesmanów, pracuj cych i nie pracuj cych.
Faktycznie przynale no
do tych warstw i tak b dzie dziedziczna. Terytorialnie
trzeba b dzie ich rozdzieli tak, by na obszarach dla biznesu byli biznesmeni i ci,
którzy akurat z ró nych wzgl dów s tu potrzebni. Obszary gospodarcze pozostawi
trzeba pracuj cym. A w enklawach nieróbstwa pozostawi jedynie sklepy, kluby
piłkarskie, jakie niezb dne słu by, ale generalnie – niech si kitłasz we własnym
403
sosie. A jak złami prawo, to do pierdla. Tak rozumiem nowe czasy. Całkowicie j
popieram.

Podobne dokumenty