praktyka - sprawozdanie - iaeste
Transkrypt
praktyka - sprawozdanie - iaeste
PRAKTYKA – CAMBRIDGE 2010 Uczestnik: Bartłomiej Pisulak, AGH, EAIiE, Informatyka Stosowana Miejsce praktyki: Cambridge, Anglia Firma: Engineers Without Borders – UK (EWB-UK) Czas trwania praktyki: 6 tygodni (lispiec-sierpień 2010) O firmie Engineers Without Borders to organizacja typu NGO, a więc organizacja pozarządowa. Członkowie organizacji określają swoją działalność jako swoisty „ruch”, który ma za zadanie pobudzić aktywność młodych, zdolnych inżynierów do wykorzystania swoich zdolności w pomocy najbiedniejszym krajom. Idea ta pojawiła się po raz pierwszy we Francji. Obecnie EWB działa w wielu krajach, przy czym współpraca na szczeblu narodowym jest traktowana dosyć luźno – dużo większe znaczenie ma ona pomiędzy poszczególnymi gałęziami w ramach danego kraju. EWB-UK jest jednym z większych i jednym z najlepiej zorganizowanych „odłamów” tego przedsięwzięcia. Działa tutaj duża liczba lokalnych gałęzi, które współpracują ze sobą pod opieką prezesa i zarządu. Główne siły dowodzące znajdują się w Cambridge :). EWB-UK organizuje szkolenia, wyjazdy dla inżynierów, dofinansowania dla projektów zdolnych młodych ludzi za granicą… Słowem robią wszystko aby wiedza młodych inżynierów pomagała innym. Praktyka Pierwsze wrażenie – wszyscy mówią po angielsku. Drugie – ha, jestem boss, sam dotarłem do Cambridge z lotniska. Trzecie – mam fajnego prezesa :). Tak tak z tym trzecim to naprawdę świetna sprawa. Prezes , a mianowicie Andrew Lamb, osobiście pofatygował się odebrać mnie z dworca. Następnie kierunek kwatera. Domek w którym mieszkałem razem z pozostałymi praktykantami został przydzielony przez uniwersytet. Z zewnątrz prezentował się nieszczególnie, ale wewnątrz było całkiem nieźle. Dwa piętra, siedem pokoi jednoosobowych, dwa prysznice, dwie ubikacje, kuchnia, salon, dostęp do Internetu. A w kuchni 2 lodówki, pralka, suszarka do prania, mikrofalówka, żelazko, garnki – słowem pełne wyposażenie. W każdym pokoju szafa, krzesła, biurko, łóżko, dwie lampki, umywalka (i te ich cholerne podwójne krany). No, trzeba przyznać ze mieszkałem w komfortowych warunkach, ale podobno college do którego należał budynek jest najbogatszy w Cambridge. A, no i nie trzeba było martwić się sprzątaniem – raz w tygodniu wszystko było czyszczone, łącznie z wymianą pościeli. W pracy okazało się ze zespół z którym będę pracował jest dosyć międzynarodowy. Przez całe wakacje w EWB-UK pracują praktykanci z różnych części Anglii i różnych krajów. Team IT do którego należałem był raczej skromny ilościowo, co tylko zwiększało zakres obowiązków. Przez cały okres praktyki pracowałem ze studentem z Chorwacji pod kierownictwem głównego kierownika IT w EWB-UK. Naszym zadaniem było stworzenie systemu umożliwiającego automatyczne tworzenie formularzy (w postaci węzłów systemu Drupal) do zapisu na kursy organizowane przez organizację. System ten oparty na PHP, kontaktował się z zewnętrzną bazą udostępnianą przez salesforce.com (dzięki dostarczonemu API), gdzie znajdowały się wszystkie dane EWB-UK, oraz łączył się z oficjalna stroną organizacji. Musieliśmy również stworzyć połączenie z systemem płatności PayPal. Generalnie – trochę PHP+pozanie dogłębne filozofii bazy salesforce.com i „cloud computing”. Atmosfera w pracy jak i poza nią była naprawdę świetna. Po pierwsze mieliśmy sporo swobody gdyż nikt nie sprawdzał sztywno godzin naszej pracy, ale i tak każdy siedział minimum 8h przy swoich obowiązkach. Z racji tego że w budynku znajdowały się biura innych organizacji, spotykaliśmy się często w trakcie lunchu z osobami które zwiedziły dużo ciekawych miejsc i chętnie dzieliły się swoimi doświadczeniami. Niejeden wieczór spędziliśmy w mieszkaniu u prezesa EWB, który organizował również weekendowe wypady do kina, na „punting”, piwo… Słowem starał się jak mógł abyśmy spędzili miło czas, co przy jego obowiązkach jest naprawdę wartę docenienia. A w ciągu tygodnia sami organizowaliśmy sobie czas: wypady do pubu, koncerty, oglądanie deszczu meteorytów, filmów na projektorze… Rzadko kiedy chodziliśmy spać przed 2 :) W trakcie pobytu, dzięki lokalnemu komitetowi IAESTE udało mi się odwiedzić Londyn. Trzy szalone dni i dwie noce o których można by było napisać osobną książkę… Swoją drogą polecam spacer ulicami Londynu w okolicach godzin 2-4 nad ranem – niezapomniane przeżycie. Wielkie podziękowania dla Joe pracującego z nami w Cambridge, nie należącego do IAESTE, a który był naszym przewodnikiem przez te 2 noce z własnej, nieprzymuszonej woli. Oprócz tego zwiedziłem także Oksford, również dzięki ludziom EWB. Jedno co mogę powiedzieć podsumowując moje wrażenia: warto było jechać, nawet nie po to żeby zobaczyć to i owo czy nauczyć się czegoś, ale przede wszystkim po to, żeby poznać tak wspaniałych ludzi… Czym do Cambrigde? Można autobusem, aczkolwiek z tego co udało mi się znaleźć wynika, że cena jest taka sama jak za przelot samolotem, długość podróży znacznie dłuższa. A więc samolot. A jeżeli samolot to mamy do wyboru spośród sporej liczby połączeń. Osobiście korzystałem z przewoźnika Ryanair, który ma po dwa loty dziennie z Krakowa, oraz po jednym dziennie z Rzeszowa. Niewątpliwym atutem jest fakt że samoloty tej linii lądują na lotnisku Stansted, które leży najbliżej Cambridge spośród londyńskich lotnisk. Po przylocie i odebraniu bagaży (przygotować paszport i dowód przy bramkach), kierujemy się dużymi, żółtymi znakami (bądź też podążamy za tłumem) do wyjścia. Teraz wypadałoby dostać się do samego Cambridge… Sposoby są dwa – autobus, albo pociąg. Jazda autobusem to około 1,5h, pociągiem 45minut. Cenowo o dziwo taniej jest pociągiem – 9,6 GBP (autobus 13 GBP). Przed wylotem sprawdzamy oczywiście o której mamy pociąg na stronie National Express, a potem na lotnisku spokojnie kierujemy się tabliczkami z napisem TRAIN (też żółte :)). W kasie ładnie prosimy: „Single to Cambridge, please.”, sprawdzamy skąd odjeżdża nasz pociąg, wsiadamy (bo o dziwo pociąg czeka już 30min przed odjazdem) i czekamy. Bilet lepiej trzymać przy sobie – będzie sprawdzany. Pierwsza stacja nas nie interesuje, wysiadamy dopiero na drugiej i jesteśmy w Cambridge. Nie wyrzucamy biletu bo będzie potrzebny żeby się wydostać ze stacji – dopiero po przejściu przez bramki może wylądować w koszu. Cambridge od strony praktycznej. Po pierwsze miasto jest małe – 30 minut szybkiego marszu wystarcza żeby przejść z jednego końca na drugi. Warto jednak zaopatrzyć się w mapę bo uliczek jest sporo i można czasami stracić orientację. Uwaga na rowery – o ile samochody są bardzo „uprzejme” o tyle rowerzyści rzadko patrzą gdzie jadą… W tym mieście rządzą rowery. Tak więc jeżeli macie zamiar zostać tam na dłużej, możecie tanio kupić rower i korzystać z niego, a przed wyjazdem odsprzedać (tak zrobił jeden ze studentów z Chorwacji i był bardzo zadowolony). Na komunikację miejską raczej nie ma co patrzeć. Osobiście w przeciągu 6 tygodni ani razu z niej nie skorzystałem. Sklepów jest sporo, zarówno tych droższych jak i tańszych. Są dwa spore i zatłoczone centra handlowe – w sam raz dla kobiet na zakupy :). Natomiast jeżeli chodzi o studenckie ceny to szukajcie w okolicy Tesco bądź Sainsbur’y. I tu uwaga – o ile w dni powszednie sklepy te są otwarte nawet do 23.00 to w niedzielę tylko do 15.00 albo 17.00 także zakupy radzę robić wcześniej. Jeżeli chodzi o rozrywkę to jest sporo klubów przy czym oblegane są najbardziej w piątki (jakże by inaczej) i o dziwo w…poniedziałki. Czemu? Nie mam pojęcia. W każdym razie jeżeli ktoś lubi się pobawić w klubowych rytmach to właśnie wtedy ma największą okazję. Oprócz tego są kluby muzyczne, ale tych radzę szukać na własną rękę i w zależności od gatunku muzyki jaki się lubi. No i są też oczywiście słynne angielskie puby gdzie można wypić piwo, pooglądać mecz, albo wypić piwo. Jeżeli lubicie relaksować się drzemką na zielonej trawce, polecam park Jesus Green w pobliżu rzeki. Ogromna przestrzeń, bardzo zielona i pełna ludzi każdego popołudnia. Można tam spotkać ciekawe osoby jak np. trenujących różne triki barmanów czy klub pasjonatów tańca z ogniem (późnym wieczorem). Jeżeli znudzi się wam leżenie zawsze zostaje spacer po mieście bądź wzdłuż rzeki. Co warto zobaczyć. Wiadomo – college. Warto poświęcić dzień i wybrać się na zorganizowaną wycieczkę, bądź też mniej zorganizowaną :). Każdy znajdzie tu coś dla siebie – wielbiciel architektury piękne budynki, zieleni cudowne ogrody itd. Nie będę tutaj opisywał które konkretnie warto zobaczyć bo o tym możecie przeczytać w przewodnikach. Aha, wstęp do niektórych jest płatny, dlatego chcąc uniknąć kosztów, spróbujcie znaleźć kogoś kto studiuje na Cambridge – studenci mogą wprowadzać za darmo dowolną liczbę gości. Warto wybrać się na odbywające się codziennie targi rękodzieła. Można tam kupić naprawdę ciekawe rzeczy po całkiem niewygórowanej cenie. Obowiązkowo należy natomiast zaliczyć „punting” a więc pływanie po zamulonej rzece czymś w stylu gondoli. Spróbujcie sami pokierować taką łódką, a nie będziecie chcieli z niej schodzić. A przy tym w trakcie można podziwiać widoki ogrodów poszczególnych colleg’ów. Dla zainteresowanych naukowcami – w Cambridge jest sporo miejsc w których bywał Darwin, trzeba tylko poszukać. No i znajduje się tutaj dom Stephena Hawkinga. A z miejsc poza Cambridge polecam dwa, mało oryginalne ale jakże genialne: Londyn i Oksford. Jeżeli tylko będziecie mieli okazję odwiedźcie obydwa miasta – naprawdę warto :). Jedzenie i ceny Na początek zła wiadomość – w sklepie nie uświadczycie polskiej kiełbasy. Jest jedynie coś co przypomina pasztetową i smakuje paskudnie. Można gotować jeżeli ktoś ma warunki i ochotę, aczkolwiek jeżeli nie to też z głodu nie zginiecie :). Po pierwsze jest mnóstwo gotowych dań do mikrofali – mięsa na 100 różnych sposobów, ziemniaczki ze schabem i jarzynami itp. Szybkie w przygotowaniu, nienajgorsze w smaku tyle że mało zdrowe… No ale miesiąc czy dwa da się wytrzymać. Cena takiego cuda to około 4-6GBP. Sainsbury’s oferuje świeżo obkładaną na miejscy pizzę która kosztuje około 3-4GBP – z tego warto korzystać. Drogie są owoce, stosunkowo tanie słodycze. Polecam spróbować czegoś co się nazywa „Brownie”. Proste ciasto a jakie dobre :) Chleb wbrew pozorom i mitom jest do przeżycia chociaż szybko staje się twardy. Stoiska z wędlinami nie ma – wszystko jest pakowane w folię. Piwo jest jak i wszędzie, ale w większości pije się ciemne i mocne. Polecam spróbować tzw „cider” czyli piwo (napój?) robiony z jabłek. Ma toto moc naszego piwa i muszę przyznać że jest całkiem niezłe. Z porami jedzenia różnie to wygląda. U mnie było rano śniadanie, potem lunch około 13-14 składający się z kanapki na zimno bądź ciepło, puszki napoju i chipsów no i wielka kolacja tak około 19-20. Ciężko się przestawić no ale co kraj to obyczaj. Co do cen to radzę nie przeliczać cen na polskie kupując coś do jedzenia. Nie warto bo i tak jest drożej a nas cholera bierze że kurs jest taki a nie inny. Jedyne co ewentualnie można porównać z cenami w Polsce to słodycze no i elektronika. Warto rozejrzeć się natomiast za sklepami typu Oxfam gdzie sprzedawane są używane książki w cenach od 1-5GPB (zazwyczaj około 2GPB), przy czym często są w stanie idealnym. Także na to warto zapolować. Nie wiem jak ma sprawa z bankami bo osobiście trzymałem gotówkę w firmowym sejfie. Wiem natomiast że raczej ciężko jest otworzyć konto na krócej niż 3 miesiące. Podróżowanie Pociągi są szybsze, autobusy dużo tańsze. Taka jest ogólna reguła, chociaż są do niej wyjątki (patrz: trasa Stansted-Cambridge). W każdym razie jedno i drugie jest luksusem w porównaniu z tym co w Polsce. W autobusie mamy wifi, wc i gniazdka elektryczne, a w pociągu czysto, ładnie i przyjemnie. Obowiązuje też zasada im wcześniej tym lepiej – bilet na tą samą trasę zarezerwowany tydzień wcześniej potrafi być sporo tańszy. Co jeszcze? Pierwsza rzecz po przyjeździe – sklep z elektroniką i zakup przejściówki na gniazdko elektrycznie (ładnie to się nazywa adapterem). Telefon – rozmowy do Polski są drogie jak cholera, lepiej rozmawiać przez Skype, natomiast do rozmów z innymi na miejscu można kupić za 5GPB zestaw na kartę od Vodafone czy też jakiejś innej firmy. Pogoda to osobny temat – mimo że lato to słonecznych dni jest jak na lekarstwo. Pomijam że mży, bo z tym nie jest jeszcze tak źle, ale wieje 24h/7. I zimno jest jak cholera także ciepłe spodnie, buty nieprzemakalne, kurtka przeciwdeszczowa (też najlepiej ciepła) no i ze dwa grube swetry. Parasola nie miałem przez cały pobyt i jakoś przeżyłem, także obejdzie się bez tego. Jak ktoś ma reumatyzm albo jakieś złamania które reagują na pogodę to uprzedzam – przewalone.